5. Dążenie ku morzu:
Bałtyk czy Morze Czarne?
Również kiedy wszystko powróciło do codzienności, różnica w
stosunku do rządów Wiśniowieckiego była widoczna. Jakże ża-
łosny był poprzedni sejm koronacyjny! Sesja z lutego i marca
1676 roku przebiegła w dawno już nie oglądanej godności i zgo-
dzie. Opozycja była zupełnie zbita z tropu. Wprawdzie kłócili
się litewscy hetmani, lecz wystarczyło jedno słowo królewskiej
pary, by zakończyć te niesnaski. Tylko sprawy brandenbursko-
-pruskie wywoływały trochę hałasu.
Chociaż Wielki Elektor nie szczędził ani miłych słów Sobies-
kiemu, ani pieniędzy dla opozycji - rozdzielono wśród posłów
ponad 4000 guldenów, przywódca wielkopolskich senatorów, kan-
clerz Leszczyński, otrzymał swoją roczną pensję za kilka lat
z góry - dwór podtrzymywał ten wojenny nastrój przeciw
Hohenzollernom, aby po zawarciu pokoju z Turkami porwać na-
ród do ataku na Królewiec. Jezuita o. Pikarski wybrał do tekstu ^
swego kazania inauguracyjnego nakaz i upomnienie, by iść w śla-
dy Bolesława Chrobrego. Pomorski wojewoda Bąkowski kiero-
. wał w sejmie gwałtowne ataki przeciwko ' "temu niewiernemu
lennikowi" w Berlinie. Trzech brandenburskich agentów i liczne
listy Fryderyka Wilhelma do polskich senatorów nie starczały,
by ułagodzić roznieconą przez Francję i dwór atmosferę. Sam
prymas Olszowski 30 marca zabrał głos, by przedstawić Wielkie-
mu Elektorowi długi rejestr jego grzechów. W Berlinie zaczęto
się przygotowywać na najgorsze.
Energia polskiego króla i poważanie, ba, nawet zbawcza bo-
jażń, którymi się cieszył, wykluczały każdą próbę wywołania
wewnętrznej politycznej burdy. Posiadamy jednomyślne świadec-
twa dwóch wzajem sobie wrogich, znakomitych zresztą obserwa-
Dążenie ku morzu: Bałtyk czy Morze Czarne
torów, świadczących, że Sobieski był pierwszym i jedynym od cz
sów Batorego królem, który miał taki prestiż. Złośliwy Balu
pisze 7 lutego 1676 roku do Pomponne'a: Polacy nigdy nie ci
szyli się sławą mądrego narodu, lecz teraz zmieni się to na pe^
albowiem "initium sapientiae timor Domini. En ' effet
'' -r-* - _ ??i A 'l^-"ft-n/-l^yiT-nTi,c,l7-i T^nyprl^f
11U, Cl-l-k-ł^-ł VV -Ł^-JL-ŁA ,,^^J.W^ %... --,.--- --
craignent estrangement le Roy."1 A brandenburski Hoverbe
10 kwietnia: "Tak wielką bojażń odczuwają stany przed t;
no
królem, że nawet autorytet Zygmunta III po 45 latach panów
nią nie może się z tym równać."
Bez poważnego sprzeciwu przyjęły izby opracowany przez L
bieskiego projekt "Bellandi modus et ordo defendendae Rei(
blicae temperę belli turcici"2 za podstawę swojej ustawodawc:
działalności. Jan III w swoim elaboracie wyjaśniał, że nal(
wystawić armię w liczbie 50 000 żołnierza z Polski i 16 (
z Litwy, zgromadzić zapasy, sprzęt wojenny i pieniądze. Kro
stwo musi samo, bez obcej pomocy, rozprawić się z muzułmai
mi. Posłusznie uchwalił sejm podatki i stan wojska na 78 l
żołnierza, do tego niezbędne pełnomocnictwa, aby zagwaras
wać monarsze dyplomatyczną i militarną swobodę działania.
Obecnie król mógł się zwrócić zarówno na wschód, jak i
zachód. Przyjaciele Brandenburgii radzili Wielkiemu Elektor'
za pośrednictwem Scultetusa mądrze ustępować i w ten spo
wykluczyć każdy pretekst do napaści na Prusy Książęce, l
samym spełnić żądania, które opat Hacki w połowie marca pi
kazał Fryderykowi Wilhelmowi: zaprzestanie napaści na ku
rów pocztowych, pomoc w wojnie z Turkami i wolność prak1
religijnej dla królewieckich katolików. W Berlinie wyrażono
to zgodę. Polski poseł Skoraszewski został tam bardzo upr
mię przyjęty w maju. Zarówno zdziwiono się, jak i uciesz'
że wiosna przeszła bez rozpoczęcia działań wojennych, A na
pod koniec czerwca Hoverbeck mógł zameldować, że Sobi
chce nawiązać z kurfirstem bliższe stosunki. W miesiąc póz
ten ostatni polecił swemu posłowi dbać o przyjaźń polsk
króla. Mądremu Hoverbeckowi przyszedł do głowy pomysł, c
ki któremu mógł utrzymać Jana III w tym korzystnym nast
i który równocześnie przekreślał niektóre francuskie rach
Polskiemu kanclerzowi Gnińskiemu poddał myśl, że Sob:
1 bojażń Pana to początek mądrości. W istocie bowiem nad podziw
ją się króla.
2 Sposób walki i porządek obronny Rzeczypospolitej podczas wojn:
reckiej
i"
100 Rozdział 5
mógłby przyjąć pośrednictwo pokojowe w europejskiej wojnie.
Dziwilibyśmy się i my brakiem wojennych działań na bałtyc-
kim wybrzeżu Polski i Brandenburgii, gdyby źródła nie wyjaś-
niały nam przyczyn, które ostudziły ową gorliwość polskiego mo-
narchy wobec Francji, a tym samym również jego zawziętość na
Hohenzollernów. Jak to często bywało, wydarzenia na królew-
skich pokojach, sprawy rodzinne, nawet tajemnice alkowy spla-
tały się z wielką polityką. Powiedzmy krótko: Marysieńka sądzi-
ła podczas swego połogu w marcu, że ma powody do zazdrości.
Wyprowadzony ostatecznie z równowagi jej uszczypliwością, po-
rywczy Jachniczek dał się ponieść złości, czego potem zwykle
żałował i za co musiał ciężko pokutować. Równocześnie dostojna
/ familia popadła w sprzeczkę wskutek grubo bramowanych zło-
tem afer małżeńskich obu sióstr Marii Kazimiery. Jedna, jeszcze
niezamężna, miała poślubić polskiego magnata Wielopolskiego.
Był on gotów pojąć za żonę bezposażną pannę, jednakże pod
warunkiem przyznania mu godności kanclerza. Jan III, który
zwykł był spełniać, jak dotąd, każde życzenie swojej Jutrzenki,
zwlekał ze zgodą na to polityczne małżeństwo. To powikłanie
zostało rozwiązane, albowiem narzeczony tak bardzo się zakochał
w swojej pierwotnie wybranej jako narzędzie ambicji małej
Francuzce, że zrezygnował z kanclerstwa i posagu, co przyniosło
później wprawdzie nie pieniądze, których papa d'Arquien nie
posiadał, a nawet gdyby je posiadał, nie zechciałby ich dać, lecz
dostojeństwo samo przez się.
Nie tak romantycznie wyglądała sytuacja drugiej siostry, któ-
ra przybyła z Francji za swoim mężem Bethune. Ta para mał-
żonków, którą połączyła nieco burzliwa namiętność, jak to było
w zwyczaju rodziny d'Arquien, żądała z wielkim naciskiem po-
sagu w wysokości 20 000 talarów, jaki swego czasu przyrzekł im
ojciec małżonki, jednakże nigdy go nie wypłacił. Ten sympa-
tyczny człowiek, którego wiek - wówczas miał 63 lata - nie
chronił przed szaleństwami młodości, ożenił się właśnie po raz
drugi z pewną lekkomyślną osóbką, ale miał jej już dosyć, a ten
. niewielki skandal, który rozpętała sprawa rozwodowa, został wy-
grany natychmiast w polityce międzynarodowej: Marysieńka nie
miała nic lepszego do roboty, jak w najważniejsze kwestie wagi
państwowej wtrącać prośbę do Ludwika XIV, aby rozkazem
uwolnił jej ojca od tej uciążliwej kobiety. D'Arquien ze swej
strony zarzucał koronowaną córkę najdziwaczniejszymi pretensja-
mi, przy tym stereotypowymi prośbami o pieniądze: jest stary,
Dążenie ku morzu: Bałtyk czy Morze Czarne
ma przecież tak niewiele lat życia przed sobą (los udzielił i
jeszcze 31 wiosen1), cierpi wielką nędzę. Że ten ojciec rod
z komedii nie myślał wcale o wypłaceniu posagu, rozumie
samo przez się. Traktował on swoje córki, jak pan von Max
pfutsch Nestroya, jako kapitał, który musi przynosić odse
i kapitał, a nie jako powód do wydatków. Przez tego czcigod
go papę, jego żądania i długi, chwyciły się obie córki, króle
i madame de Bethune, w dosłownym sensie tego wyrażenia
pieczołowicie ufryzowane włosy. Nie dość było zazdrości Ma
sieńki z powodu Bogu ducha winnej dworki, kłótni trzech si(
i niewygodnego teścia! Prócz tego miał Sobieski jeszcze d
afery na karku. Bethune i Forbin mieli ze sobą na pieńku, c;
ciowo z powodu tych wysoko postawionych pań, częściowo
z powodu ostatniej, najbardziej zakrawającej na burleskę s^
wy, która królowi zakłócała spokój: z powodu farsy o Brisaci
Historia tej intrygi wymaga właściwie osobnej książki, s
należałaby, bez wątpienia, do najbardziej zajmujących chronić
scandaleuses. Jan III pozostawił po sobie, jak już przelotnie 2
żyliśmy tu wspomnieć; pewnej francuskiej żonie urzędnika ;
pamiątkę swego pobytu w Paryżu anno 1646/1647 chłopac
który (czy z powodu Hotel de Brisac, w którym Sobieski mi
kał?) przybrał nazwisko Brisacier. Gdy wiadomość o wyb'
króla dotarła do Francji, zapragnął ów bękart wyciągnąć kórz
z chwały tego, co go spłodził. Wprawdzie wierny Jachnic
zanim popadł w miłosne kajdany swojej Marysieńki, posła]
prawo i lewo liczne dosyć potomstwo, o które się potem
troszczył, ale z tym młodym Francuzem sprawa była nie
prosta, jak z "owocami miłości" ruskich i polskich chłopek
też żon i córek drobnej szlachty. Monsieur Brisacier, wów
trzydziestolatek, miał urząd dworski przy królowej Francji,
dzo skromny, lecz taki, który otwierał mu dostęp do małż
Ludwika XIV; był jej prywatnym sekretarzem. (Czy mu w
pomogły wpływy Sobieskiego, na przykład w salonie Longi
le'ów, nie wiadomo). Ten ambitny młodzieniec wymyślił
powieść, by - wykorzystując legendarny strach Sobiesl.
przed scenami zazdrości jego małżonki - dojść do wysokici:
szczytów. Groził Janowi III, że zwróci się bezpośrednio do I
Kazimiery, jeśli król nie spełni wszystkich próśb natural
syna, mianowicie nie wypłaci mu znacznej sumy pieniędzy
1 A nawet więcej! - (przyp. red.).
102 Rozdział 5
wyprosi u Ludwika XIV własnoręcznym pismem parostwa i ty-
tułu księcia, których posiadacz byłby wskazany przez Sobieskie-
go (i nazywał się, oczywiście, Brisacier). W jaki sposób została
wplątana w zwykłe okoliczności tej sprawy osoba francuskiej
królowej, tego nie można się dowiedzieć dokładnie. W każdym
razie później twierdzono, że ona właśnie prosiła Jana III o to,
by ujął się za Brisacierem w tak serdeczny sposób. Prawdopo-
dobnie jednak Brisacier wmieszał władczynię w swoje plany bez
jej wiedzy. Lecz Marysieńka znalazła się na tropie tej tajemni-
czej sprawy, kiedy pewien zbiegły z klasztoru karmelita, w któ-
rym domyślała się cesarskiego agenta, zameldował się u niej,
a w jego bagażu znaleziono klejnoty i pismo od francuskiej mo-
narchini do Jana III. Ponieważ małżonek nie chciał puścić pary
z ust i zdobył się tylko na ogólnikowe wyjaśnienia, rozgniewana
Maria Kazimiera dołożyła ten przypadek do innych akt winy
męża.
W wyniku końcowym dało to nieprzerwany ciąg scen rodzin-
' nych, były dąsy i drwiny, sprzeciwy, krzyki z obu stron. Sobieski
jednakże odpłacił Francuzom za wszystkie kłopoty i przykrości,
które sprawiała mu jego kapryśna małżonka i jej pełna tempe-
ramentu rodzina. W ten sposób nie doszedł do skutku atak na
Prusy. Wkrótce też i Marysieńkę opanowała złość na swoją
ojczyznę. Chciała bowiem jak zwykle, kiedy miała na pieńku
ze swym "najbardziej namiętnym i ukochanym małżonkiem",
wyjechać do Francji, przy czym połączyć dwie przyjemności
z pożytecznym, mianowicie przeprowadzić na dworze w Wersalu
polityczne rozmowy i wydębić dla d'Arquienów tyle, ile tylko
możliwe, przy tym jednak pobyć jakiś czas z dala od Polski,
popielgrzymować do "zaczarowanego pałacu" i tam, gdzie kiedyś
była tylko małą szlachecką dworką, być honorowaną jako kró-
lewski Majestat. Przy okazji miała też słabująca Marysieńka sko-
rzystać z wód burbońskich. Królowa wyjechała w lipcu do Gdań-
ska i czekała tam na serdeczne zaproszenie od Ludwika XIV,
dla którego przecież tak wiele zdziałała. Duma monarchy była
jednakże większa niż jego pragnienie, by dawną poddankę przy-
wiązać do siebie za cenę traktowania jej jak równej mu urodze-
niem. Zamiast powitalnego pozdrowienia nadeszło wskazanie dla
Bethune'a, by odwiódł Marię Kazimierę od jej zamiaru podróży
do Francji, a kiedy zagmatwane zastrzeżenia nic nie pomogły,
król odmówił po prostu zagwarantowania małżonce Sobieskiego
żądanego przez nią przyjęcia: ceremoniał stosowny wobec angiel-
Dążenie ku morzu: Bałtyk czy Morze Czarne
skiej królowej nie mógł mieć zastosowania wobec małżonki j
kiegoś elekcyjnego władcy. Teraz wszyscy byli źli na wszystkie
Jan III na Marię Kazimierę, Maria Kazimiera na Jana III, obc
na Ludwika XIV. Tylko że Sobieskiemu jego domowe troski r
przeszkodziły w zatroszczeniu się o zbliżającą się wyprawę w
jenną.
Wyprawa na Prusy Książęce nie wchodziła już w rachul
przynajmniej teraz. Siły narodu zostały ponownie skierowa
przeciwko Osmanom, którzy anno 1676 nie okazywali więks;
gotowości do zawarcia pokoju niż w roku poprzednim. Sobie;
z właściwą sobie aktywnością czuwał nad tym, by zatwierdzę
przez sejm zbrojenia nie pozostały tylko na papierze. Tak w
nie pomogły ani skargi sejmików, że szlachta jest "w bieds
bez pieniędzy", ani knowania cesarskich czy brandenbursk
agentów. Podatki i zaciągi poszły swoim trybem. Na granice
dawne oddziały doborowe wytrwały na pozycjach. Zbudowe
obozowiska i magazyny. Znakomici oficerowie jazdy, Zbro:
i Rzewuski, niezmordowanie uganiali się za Tatarami, którzy
ko straż przednia armii tureckiej w lipcu rozsypali się w tyrali
aż na Wołyń.
Wcześniej niż zwykle podjęli Polacy regularną wyprawę
wroga. W połowie sierpnia rozpoczęły się walki podczas pi
prawy przez Dniestr pod Chocimiem. Miały tylko na celu odci
nięcie uwagi Turków, dopóki nie nastąpi koncentracja własn
sił pod Szczercem, niedaleko Lwowa. Armia Osmanów pod
wództwem Ibrahima Szejtana, następcy Ibrahima paszy z
maszku zmarłego na delirium tremens, przemaszerowała w
gu sierpnia przez Mołdawię aż do granic Pokucia. Liczyła ró''
20 000 Turków i mniej więcej tyle samo Tatarów. (Owcze
polskie źródła mówią, że zwykłą przesadą, o 200 000 żołnier
Potężny tabor, który właściwie był co najmniej tak wielki
liczba wojowników, był w bitwach raczej przeszkodą niż ws]
ciem.
Turecki walec parowy sapał wolno, podążając przez górz
Pokucie, wypluwając przed siebie pojedyncze bandy Tata]
Liczne małe twierdze zostały zdobyte przez niewiernych, wr
cię obiegli oni Stanisławów. W tym czasie Jan III zwołał :
wojenną w Żółkwi, na której, pomijając zasady gry wojer
zarządzono między innymi wysłanie komisarzy do tureck
głównodowodzącego. 17 września był Sobieski we Lwowie, w
dni później wyruszył z polskim wojskiem w sile około 25 00(
104 Rozdział 5
dzi do miejscowości Zurawno, gdzie miał zamiar czekać na Tur-
ków we wcześniej już wyszukanej, doskonałej pozycji defensyw-
nej. Wyborem tego miejsca znowu potwierdził król swoje zdol-
ności dowódcy. Muzułmani nie przeszli przez tę przeszkodę; ża-
den szturm ani kanonada nie mogły jej pokonać. Oddziały suł-
tana traciły dzień za dniem, a Jan III, który był niezłym znawcą
psychologu swych azjatyckich wrogów, mógł liczyć na szybkie
wsparcie potężnego sojusznika, generała-zimy, przed którym
Turcy zwykle brali nogi za pas. Walki trwały od 23 wrześ-
nia do 14 października ze zmiennym nasileniem, którego sto-
pień wyznaczał przebieg rokowań Ibrahima i chana tatarskie-
go z polskimi delegatami, obecnymi w obozie tureckim pod
Zurawnem.
Sobieski z jednakową przezornością kierował militarną obroną
i - za pomocą listów - dyplomatycznymi rozmowami. Przy
czym znajdował się król w głębokiej psychicznej opresji, Mary-
sieńka bowiem słała pełne goryczy listy, ,,jakby była w zmowie
z samym Ibrahimem". Jej zazdrość - o niej samej i jej poli-
tycznym oddziaływaniu jeszcze opowiemy - była większa niż
świadomość, jakie szkody mogłaby wyrządzić przez swoje pre-
tensje. Na szczęście wrażliwy Jachniczek był nie tylko zrozpa-
czonym kochankiem i czułym małżonkiem, lecz również wrażli-
wym artystycznie człowiekiem i mężczyzną, który miał zmysł
na wszystko, co heroiczne: widok malowniczego tureckiego mia-
sta namiotów zachwycał go. To całe, tak naturalne bohaterstwo
Sobieskiego widać w bezstronności, z jaką opisuje tureckich mu-
zykantów, gdy pisze o czarującym oko widoku kolorowo przemie-
szanej osmańskiej armii, o wjeździe seraskiera i chana, o noc-
nych błyskawicach artylerii, jak gdyby to wspaniałe inscenizo-
wane widowisko nie zagrażało życiu i zdrowiu protagonistów.
Głos armat był dla króla muzyką. Jechał, wiwatując, do boju, bił
się na przykład w starciu z 8 października jak zwykły kawale-
rzysta i z trudem dał się przywołać swojemu przezornemu roz-
sądkowi do kontynuowania strategii nękania nieprzyjaciela, by
nie wydać swego wojska na pastwę przynoszących wielkie straty
nieprzerwanych bitew w polu.
Jednakże polityk tkwiący w Sobieskim nie dał się nigdy ogłu-
szyć wrzawie bitewnej ani okrzykom zwycięstwa. Pośrednictwo
przychylnego Polakom chana tatarskiego, na którego miał wpływ
dawny przyjaciel Jana III, subchan Gasi, trzeźwe osądzenie sy-
tuacji przez króla, którego nie zaślepiały chwilowe sukcesy
Dążenie ku morzu: Bałtyk czy Morze Czarne
i francuskie starania zarówno u Porty, jak i na polskim dworz
przyśpieszyły dojście do skutku układu, który 17 pażdziernil
1676 roku uroczyście w obozie tureckim pod Zurawnem zost
podpisany. Akt ten nosił wszelkie cechy prowizorycznego zawi'
szenia broni, które dawało obu partnerom widoki na przyszłoś
Z dwóch najważniejszych kwestii jedna została zastrzeżona i
rokowania dla wysłanego w tym celu do Istambułu posła Rz
czypospolitej: dokładne wyznaczenie granicy. Drugą poruszol
z celową niejasnością w polskim tekście aktu, w tureckim z
załatwiono tę sprawę powołaniem się na pokój w Buczaczu: ch
dziło o płacenie trybutu sułtanowi przez Polskę. Jako bezpośre
nie korzyści tego układu należy wymienić: okres wytchnień
dla oszczędzonych na jakiś czas przez Tatarów dzielnic wscho
nich, wolność handlu dla kupców, zwrot jeńców. Za to wyrażo:
w pakcie przymierze dotychczasowych przeciwników miało tył
teoretyczną wartość. Jeśli chodzi o sprawy terytorialne, Pola
otrzymała z powrotem część Ukrainy i Podola. Jakiej wielkos
miały być te tereny, to zależało od sukcesu przyszłego pełr
mocnika przy Złotym Rogu i od sprawności polskich garnizonc
w tych prowincjach, czy dadzą sobie radę z Tatarami i Ko;
karni. Podporządkowanie Kozaków Wysokiej Porcie zostało
akcie pokojowym pod Zurawnem wyraźnie uznane.
Teraz, zdawało się, nadszedł moment, który francusko-polsl
przymierze z 11 lipca1 1675 roku chciało wykorzystać na in^
rencję Jana III w ogólnoeuropejskie spory. Jaki użytek ucz;
władca z tej możliwości posłużenia się na Zachodzie stojący
obecnie do dyspozycji polskimi siłami zbrojnymi? To pytai
zaprzątało kancelarie państwowe. Nadzieje i obawy, które st;
się przy tym głośne, determinowały sąd o układzie w Żurawr
Nuncjusz Martelli nazwał go hańbą, do której nakłoniła Pols
Francja. W Wiedniu odczuwano, według świadectwa nuncju;
Albrizziego, wielki niepokój, albowiem zarówno Turków, ;
i Polaków uważano za zdolnych do przykrych niespodzian
Nie mniejsze panowało zaniepokojenie w Brandenburgii. Za
francuska dyplomacja cieszyła się ze swego dzieła.
Następne tygodnie charakteryzowała gorączkowa politycs
działalność. Cesarz związał się z carem nowym układem <
ochrony polskich wolności i przeciw polskim zamiarom dotyc
cym habsburskich Węgier. Dania i Brandenburgia przyrzekły
1 W rzeczywistości: 11 czerwca 1675 r. - (przyp. red.).
106 Rozdzial 5
bie wzajemną pomoc w razie szwedzkiego lub polskiego ataku.
Zierowski i Hoverbeck starali się o to, by Sobieski nie zapragnął
dokonać podboju ich własnych krajów. Brandenburczyk próbo-
wał przekonać króla, że szwedzkie Inflanty nadają się na księstwo
dziedziczne dla królewicza Jakuba. Jednocześnie zostali zmobili-
zowani magnaci należący do cesarskiej i elektorskiej klienteli.
Leszczyńscy i Grzymułtowscy w Wielkopolsce - wspierani przez
polityków ze szlachty, jak Gałecki, Krzycki i Breza - Pacowie
na Litwie, biskup Trzebicki z Krakowa, książę Dymitr Wiśnio-
wiecki w Małopolsce i na Rusi sprzeciwiali się wojnie z chrze-
ścijańskimi sąsiadami. Trudno jednakże było przewidzieć, czy
miecz wyciągnięty z pochwy do połowy da się w niej zatrzymać.
I w końcu Austriacy, Brandenburczycy i Szwedzi zaczęli postępo-
wać podług recepty odwiecznego egoizmu: "Święty Florianie,
oszczędź mój dom, podpal inny!"
Na początku można było sądzić, że pożar obejmie Węgry. Bez-
pośrednio przed wyruszeniem na ostatnią wyprawę przeciw Tur-
kom przyjął Jan III delegację rebeliantów z Węgier pod przy-
wództwem Szepesiego i Keczera, która ofiarowywała mu koronę
świętego Stefana dla syna Jakuba. Król odmówił wówczas, po-
nieważ potrzebował jedynaka na swego następcę w Polsce. To
"nie" było umotywowane wówczas przejściową irytacją z powo-
du Francji. Po Zurawnie jednak panowało w domu monarchy
niezmącone szczęście; Marysieńka i Jachniczek święcili jedną ze
swoich licznych wiosen miłości, które następowały po równie
licznych sporach małżeńskich. Z tym wiązał się jednocześnie po-
wrót do kursu francuskiego. Polski władca był znów gotowy do
węgierskiej ofensywy odciążającej sojusznika na Zachodzie, oczy-
wiście nie w tym wymiarze, w jakim sobie życzył Ludwik XIV
i jaki martwił cesarza. W Wersalu zaaprobowano teraz, po za-
warciu polsko-tureckiego pokoju, układ Apafiego i Thokółyego,
dzięki któremu Siedmiogrodczycy uprawnieni zostali do poważ-
nych zbrojeń. Polecono Bethune'owi nalegać na przyrzeczoną po-
moc ze strony Jana III: "Rien. ne me peut importer davantage
qu'une diversion du cote de la Hongrie ou de celui de la Prusse."1
Leopold I natomiast zwrócił się na początku listopada do pa-
pieża, by ten wpłynął na Sobieskiego i polskich panów, ażeby
w ich ojczyźnie ustały werbunki dla wsparcia węgierskich po-
wstańców. Bethune jest duszą tych knowań, ,,qui ipsam sibi
1 Największe znaczenie ma dla mnie dywersja bądź Węgier, bądź Prus.
Dążenie ku morzu: Bałtyk czy Morze Czarne
Hungariae coronam a rebellibus perfidis pepigisse dicitur".1 Inno-
centy XI rozkazał nuncjuszowi Martellemu podjąć konieczni
kroki na korzyść Austrii. Następnie Ojciec Święty, w odpowiedz
na meldunek Jana III o układzie z Żurawna, wypowiedział sii
bardzo ostro przeciw temu paktowi z niewiernymi.
Papież i cesarz znajdowali poparcie na większości sejmików
w Polsce. Nawet tam, gdzie pokój z Porta był witany z radością
szlachta ostrzegała przed mieszaniem się w ewentualną wojn
europejską. I głos namiestnika Bożego, i publiczna opinia wy
warły wrażenie na Sobieskim. Król został umocniony w swoir
zamiarze, by postępować z największą ostrożnością i przy całyr
poparciu dla francuskich celów nie dać się nakłonić do zajęci
otwartego stanowiska wobec węgierskich powstańców. Tak sam
opierał się regularnym działaniom wojennym przeciwko Brar
denburgii. Dopiero teraz okazało się, jak zręcznie został zrede
gowany sojusz z Jaworowa. Albowiem przez wyznaczenie term
nu polskiego uderzenia na czas po zawarciu pokoju z Turkam
od decyzji Jana III zależało przyjęcie danego momentu za włas
ciwy, dlatego mógł uznać pakt spod Żurawna jako zaledw:
wstępny etap do ostatecznego zawarcia pokoju i przez to zyske
na czasie. W końcu król mógł również, jak się zwierzył nuncji
szowi, podjąć walkę z Porta w każdej chwili na nowo, a wóv
czas był wolny od każdego zobowiązania na Zachodzie. Rozwi.
zanie tego problemu zależało od wyniku pertraktacji na dwór;
sułtana. Tylko w tym wypadku mogła się Polska ważyć na ts
ryzykowną awanturę, jak wyprawa na podbój Prus Książęcyc
gdyby na znośnych warunkach rzeczywiście na dłuższy czas z;
skała całkowity spokój od Turków i Tatarów. Jednakże konfli
z cesarzem, tego jesteśmy pewni, nie był nigdy przez Sobieski
go brany poważnie pod uwagę, chociaż pozory świadczą prz
ciwnie. Ile razy emocje ciągnęły go na Węgry, tyleż razy rozs
dek przywoływał go do'porządku.
To okazało się na sejmie zebranym 14 stycznia 1677 rok
Jan III przedłożył delegatom, bez ociągania, propozycję odnowi
nią austriacko-polskiego przymierza z 1657 roku, zgodził się r
wet na dołączenie klauzuli, zabraniającej obu partnerom pop
ranią buntów przeciwko stronie sprzymierzonej lub zamachf
na jej terytorium. Król przez to wyraźne zobowiązanie - "nei
1 o którym mówią, że pragnął dostać dla siebie tę właśnie koronę \
gierską od wiarołomnych rebeliantów.
108 Rozdział
alterius rebelles proteget"1 - znalazł się w drażliwej sytuacji.
Właśnie w kwietniu, na krótko przed akceptacją sojuszu z cesa-
rzem, Bethune zawarł z księciem Hieronimem Lubomirskim, ma-
gnatem z kręgu najbliższych przyjaciół Sobieskiego, układ, po-
dług którego ów na czele korpusu ochotniczego, składającego się
z 4000 ludzi, chciał śpieszyć na pomoc węgierskim powstańcom.
Lubomirskiemu, który należał do zakonu kawalerów maltańskich,
przyrzeczone za to opactwo we Francji i tytuł francuskiego gene-
rała-lejtnanta. Ta sprzeczność między bez wątpienia znaną pol-
skiemu władcy działalnością zapobiegliwego ambasadora i pierw-
szej rangi magnata, z jednej strony, a wyrażonym w utrzyma-
niu sojuszu z Austrią życzeniem dobrych stosunków z cesarzem,
z drugiej, nie była nie do rozwiązania; wymagała, oczywiście,
wielkiej dyplomatycznej sztuki, aby nie uwikłać się w zręcznie
rozpiętej sieci tej doprawdy akrobatycznej polityki zagranicznej.
Sobieski chciał rozwiązać problem zatrudnienia zwerbowanych
na wojnę z Turkami, a obecnie zbędnych, nie opłacanych już
przez skarb państwa oddziałów wojskowych tak, by nie wypła-
cać im żołdu z publicznych środków. Musiał przy tym uważać,
by żołnierze nie zorganizowali się w jedną z owych wojskowych
konfederacji, które odegrały tak fatalną rolę w historii polskiej,
i nie mógł znieść tego, że zwolnieni weterani podejmowali służbę
u innych dowódców, a nawet w końcu u wrogów króla czy Rze-
czypospolitej. Wyjście z tej sytuacji, jakie znalazł Jan III, było
genialnym politycznym posunięciem. Kazał sprowadzić oddziały
z Francji, część ich wysłał z Polski na Węgry, część zaś zebrał
na granicy pruskiej, przy czym poprzez dowódców tych nowo
utworzonych ochotniczych korpusów zachował wpływ na nie,
a mimo to nie wikłał Polski w żaden otwarty konflikt z najbliż-
szymi sąsiadami zachodnimi, dopóki sam tego nie zechciał. Gdy-
by zdecydował się, na przykład, poprowadzić wyprawę na Prusy
Książęce, wówczas wojskowe formacje byłyby do tego v/ krótkim
czasie gotowe. Jeśliby jednak pokój z Austrią i Brandenburgią
został utrzymany, wówczas żołnierzy przebywających na Wę-
grzech i na terenach nad dolną Wisłą potraktowano by jedynie
jako prywatne oddziały, za które władca nie ponosi żadnej od-
powiedzialności i tym samym nie popiera żadnych rebelii prze-
ciwko Habsburgowi ani nie nosi się z wrogimi zamiarami prze-
ciw Hohenzollernom.
1 aby nikt nie popierał buntowników
Dążenie ku morzu: Bałtyk czy Morze Czarne
Tak więc armia mogła być zmniejszona do 12 000 żołnierz;
co nie zagrażało prawdopodobną w innym wypadku wojną dc
mową i tworzeniem się band rozbójniczych ze zwolnionych żo3
nierzy. Jedni bowiem znaleźli przytulisko u Lubomirskiego, im
u tej "bezpańskiej hołoty", którą dostrzegł brandenburski post
Hoverbeck wokół Prus Książęcych. Trzecia grupa została na poć
stawie pewnej rozsądnej ,,Konstytucji o wojsku" osiedlona '
tzw. granicznych koloniach na południowym wschodzie Rzecz;
pospolitej, by tam na pierwsze wezwanie chwycić za broń prz<
ciw muzułmanom i Kozakom.
Oprócz odnowienia sojuszu z Austrią i zastosowania krokó
sprowadzających armię na stopę pokojową, sejm uchwalił jeszc;
potwierdzenie paktów z Brandenburgią (wreszcie!), następnie w;
słanie poselstw do Turcji i na dwór cara. Wojewoda Gnińs:
miał jechać do Konstantynopola, książę Czartoryski do Moskw
I tym razem zwierzchność Sobieskiego objawiła się tak sań
wyraźnie jak na sejmie koronacyjnym. Polska była na najlepsz
drodze, by dzięki wzmocnieniu królewskiego autorytetu wyj
z nieładu i liberum veto i powrócić do czasów kwitnącego parł
inentaryzmu. Debaty były wprawdzie często burzliwe, na prz
kład nad układem z Wielkim Elektorem (przy czym ujawni
się w całości polsko-brandenburskie stosunki) i nad fideikon
sem1 Ostrogskich, który przez dwa stulecia periodycznie wzni
cał zamieszki na sejmach; monarcha nie tracił mimo to pan
wanta nad posłami, kierował izbami, jak i do jakiego stopi
chciał.
Podczas sesji obcy dyplomaci stosowali swoje zwykłe sztucz
Nuncjusz oraz przedstawiciele Austrii, Francji, Brandenburi
Szwecji i Danii werbowali nowych zwolenników, a starych s*
raii się utrzymać w cuglach. Węgrzyn lał się strumieniami, n
przerwanie również płynął potok złota. Hoverbeck nawią'
bliższe stosunki z wojewodą ruskim Jabłonowskim, który grc
Francuzom, że da drapaka; za to zachwiała się galofobia Pac
i ocierali się oni o krąg Bethune'a. Jednakże litewskie królewi'
powróciły stamtąd rozczarowane i zaoferowały Hohenzollern
pomoc w razie szwedzko-polskiego sojuszu, i to za skromną c(
20 000 talarów. Wielki Elektor musiał głęboko sięgać do kieszt
1 Fideikomis - rozporządzenie spadkodawcy, aby kolejni spadkobie
przekazywali majątek swym następcom w stanie nieuszczuplonym,
dług ustalonego porządku dzi-edzicz&nia (ordynacje, majoraty itp.) - (pr:
red.).
110 Rozdział 5
by odpowiednio uhonorować nie tylko Paców, lecz również pry-
masa Olszowskiego, Gnińskiego i innych magnatów, którzy przy-
czynili się do potwierdzenia paktów welawskich.
Mimo to stosunek między Polską a Brandenburgią nie polep-
szył się. Podczas sejmu ukazała się broszura Nobilis Poloni de
statu moderno Reipublicae iudicium,1 pełna gwałtownych ataków
na Sobieskiego, wzbudzając jego gniew. Hoverbeck, oskarżony
o autorstwo, wiedział, jak się oczyścić; jednakże to, że autorem.
jest jeden z bliskich mu rodaków, było pewne. Polski dwór od-
powiedział pismem polemicznym Respons Pseudo-Poloni,2 w któ-
rym znowu Brandenburgia została potraktowana jak najsurowiej.
Ta wojna na pióra sama w sobie była mniej groźna niż jako
oznaka niezmiennego napięcia między Warszawą a Berlinem. Po
zakończeniu sejmu (27 kwietnia 1677 roku) dołączył się następny
incydent; agent Hohenzollernów Wichert został wydalony z kra-
ju przez Sobieskiego z powodu "swojej nadmiernej ciekawości".
To było wstępem do bacznie obserwowanej podróży, jaką podjął
Jan III wraz ze swą rodziną z biegiem Wisły, w której towa-
rzyszyli mu Bethune, Forbin i liczny orszak. Monarcha zabawił
dwa miesiące w polskich Prusach, potem, począwszy od l sierp-
nia 1677 roku, zamieszkał w swojej rezydencji w Gdańsku. Tu
miała zapaść decyzja o pokoju lub wojnie.
Sobieski nie był przeciwny napaści zbrojnej, jednakże chciał
ją skierować na Prusy Książęce. Ale Francuzi starali się przede
wszystkim wmieszać króla w awanturę węgierską. Szczególnie
Bethune pracował nad tym z wielkim naciskiem. Miał wyjątko-
we powody. Ponieważ polski władca wciąż jeszcze nie zdecydo-
wał się na ofiarowywaną mu koronę św. Stefana, ambitny mar-
kiz nakłonił więc pełnomocników powstańców węgierskich, by
jemu właśnie zaproponowano godność królewską ich kraju. Apafi,
książę Siedmiogrodu, zgodził się na to, choć sam żywił podobne
nadzieje. Jego posłowie u Porty pracowali tam na rzecz wywyż-
szenia Bethune'a. Ów 27 maja zawarł z węgierskimi delegatami,
Absalonem i Munkacsym, ostentacyjny układ, na mocy którego.
Francja przyrzekała im 100 000 talarów rocznej subwencji, za
co oni mieli wystawić 15 000 zbrojnych do walki z cesarzem.
Oddziały te miały być użyte, stosownie do francuskiego życze-
nia, albo na Węgrzech, albo przeciwko Morawom i Śląskowi,
' Sad polskiego szlachcica o obecnym stanie państwa
2 Odpowiedz pseudo-Polakowi
__________Dążenie ku morzu: Bałtyk czy Morze Czarne_________1!
W drugiej tajnej umowie został przyrzeczony ambasadorowi w<
gierski tron.
Marzenia o władzy tego ambitnego mężczyzny były całkowic:
zrozumiałe. Mąż jednej z panien d'Arquien, znając koleje los
innej córki z tego rodu, został zachęcony do zdobycia równi(
dla siebie królewskiego diademu. Czyż Bethune'owie nie by
starszym i bardziej jaśnie oświeconym rodem od Sobieskid
Madame Bethune ustawicznie dopingowała męża. Splendor si
stry nie dawał jej spokoju. Na początku ambasador szturmów
swego władcę prośbą o tytuł księcia. Wkrótce jednak żądała
dumna para jeszcze więcej. Ale Ludwik XIV milczał żarów]
wobec prośby o najwyższy tytuł francuskiej szlachty, jak i w
bęc dosyć nieokrzesanego sondowania jego opinii o węgierski'
planach koronacyjnych ambasadora. Bethune, który właśnie d
wał się fetować swoim przyszłym poddanym jako ich władca,
swój meldunek o układzie z powstańcami otrzymał chłodne p
winszowanie, jednakże na opowiadanie o - ponoć odrzucona
przez niego - zamiarze Madziarów, by powołać Bethune'a
tron, nie zwrócono w ogóle w Wersalu uwagi.
Splot spraw węgierskich zaważył jednak mocno na francusk
polityce dotyczącej Polski i zaszkodził jej. Zaślepiony całkowi
swoimi iluzjami powstrzymał Bethune swego szwagra przed a
kiem na Prusy Książęce, który już dojrzał do realizacji. Dziś
już za późno na tę ekspedycję - pisał ambasador w pewn;
liście z 15 lipca - należy poczekać do następnego roku. O
niezdecydowanie udaremniło cały plan. Albowiem Jan III pr;
pomniał sobie swoje francuskie doświadczenia z hetmańskich c
sów, kiedy go przy poprzednich sposobnościach na tym sam
wybrzeżu bałtyckim zostawiono na lodzie. Wzbraniał się, je:
chodzi o Węgry, wykroczyć poza pomoc dotychczas udzieli
i wdać się w całkiem obojętną dla Polski, jeśli nie zgubną
niej awanturę. Król był gotów tylko tam zaangażować całą
zbrojną, gdzie rysowały się widoki na najkorzystniejszą zdób;
zaokrąglenie terytorium, które otwierało szeroki dostęp do mc
i gdzie można się było przy tym powoływać na historię, działa
zgodnie z życzeniem miejscowej ludności.
W pełni lata 1677 roku Sobieski był zdecydowany uder:
Przebywał w Gdańsku, aby być blisko pomorskiego placu t
i by w najdogodniejszym momencie zerwać pokój z Brane
burgią. Gdańskie sprawy dostarczały po temu różnorakich ]
tekstów. W tym, będącym pod polskim protektoratem, żre
112 Rozdział 5
narodowościowo niemieckim i samorządnym mieście, lud był za
Polską, podczas gdy rody ciążyły ku Hohenzollernom. Na czele
,,pospólstwa" stał świetny mówca, pastor Strauch, demagog o nad-
zwyczajnej sile przyciągania. Wielki Elektor pojmał go i trzy-
mał w areszcie. Żądanie uwolnienia gdańskiego przywódcy ludu
z tego, oczywiście dość łagodnego, aresztu wybrał Sobieski jako
jedną ze skarg prowadzących najprostszą drogą do konfliktu, aby
przedłożyć ją w odpowiednim momencie Fryderykowi Wilhel-
mowi. Innym spornym punktem, który mógł doprowadzić do
zbrojnego starcia, było traktowanie gdańskich katolików. Jan III
ofiarował im swoją opiekę, Hohenzollern zaś ujmował się za
swymi braćmi w wierze.
Pod koniec sierpnia kryzys osiągnął punkt szczytowy. W Gdań-
sku został wreszcie podpisany sojusz polsko-szwedzki, nad któ-
rym od trzech lat pracował niezmordowanie Lilliehóók. Po czym
armia złożona z wojsk obu krajów, w liczbie od 14 000 do 17 000
żołnierza, miała zdobyć Prusy Książęce, a te miały przypaść Ja-
kubowi Sobieskiemu, synowi króla, jako księstwo dziedziczne,
podczas gdy Kłajpedę odstąpiono by Szwedom. Szwedzkie siły
zbrojne przemaszerują przez Polskę omijając większe miasta,
będą one musiały za wszystko płacić gotówką. Francja ręczy za
przestrzeganie tego sojuszu. Aby nie powodować kłopotów zwią-
zanych z konstytucją, Sobieski będzie działał jako osoba pry-
watna, a nie w imieniu Rzeczypospolitej. Polskie kontyngenty
nie były werbowane przez państwo, lecz przez zaufanego czło-
wieka władcy. Miało to jeszcze tę zaletę, że zdobyte tereny przy-
padłyby pod nieograniczone zwierzchnictwo dynastii Sobieskich.
Parę dni po zawarciu tego paktu pojawił się u Jana III wy-
słany przez Fryderyka Wilhelma brandenburski dyplomata
Scultetus. W podarunku przekazał sześć klaczy, miał jednak za-
sięgnąć języka co do planów Sobieskiego. Albowiem Wielki Elek-
tor był świetnie poinformowany o nadciągającym niebezpieczeń-
stwie. Już na początku lipca przekazano mu z Danii tekst plano-
wanego szwedzko-polskiego sojuszu, który został tam przechwy-
cony. Hoverbeck podał go do wiadomości polskim przyjaciołom
Brandenburgii i zaklinał ich, by ratowali pokój. Zanim jednakże
powolny aparat sejmików ziemskich został wprawiony w ruch,
Sobieski podjął kroki, które musiały przerodzić się we wrogie
działania. Ledwo Scultetus zdążył wyjechać z Gdańska, w obozie
pod Szczecinom u Fryderyka Wilhelma zameldował się polski
ablegat Hacki i zażądał uwolnienia pastora Straucha. Pod koniec
Dążenie ku morzu: Bałtyk czy Morze Czarne
października żądanie to powtórzone zostało dużo ostrzej prz'
drugiego wysłannika, który prócz tego wniósł sprzeciw przeciwi
prześladowaniu katolików na brandenburskim obszarze Drahim
polskim lennie, i przeciwko nadużyciom licznych kaprów Fryd
ryka Wilhelma. Poseł Sobieskiego Gorzyński, ,,człowiek całk
wicie zależny od francuskiej frakcji, bardzo sprawny w gęt
i mający dość długi język", zachowywał się nad wyraz butr
i wyniośle. Jego mowa przypominała, jak skarżyli się radcy z kl
sycznym wykształceniem, mowę posła Aleksandra Wielkiego li
Cezara, i faktycznie chciał on się czuć podobnie jak rzyms
senatorowie, którzy w swej todze mogli przynieść wojnę lub p
kój. lecz do ojczyzny zdecydowani byli powrócić tylko z wieść
o wojnie.
Hohenzollern znajdował się w przykrej, by nie powiedz!
rozpaczliwej, sytuacji. Jego przedsięwzięcie przeciwko szwedzki
mu garnizonowi w Szczecinie było zagrożone, jeśli Polacy
swej strony przystąpią do walki. Był przekonany o trwałej ok
pacji Gdańska przez Sobieskiego i liczył się z możliwością d3
giej wojny na śmierć i życie, gdyby Jan III rzeczywiście zaa1
kował Prusy Książęce. Dlatego ten pewny siebie kurfirst pr;
łknął wyzwanie, przyrzekł w swej odpowiedzi do Sobieskie
uwolnienie Straucha, jeżeli inaczej nie da się przywrócić spokc
w Gdańsku, i zgodził się na komisję dla zbadania dalszych osk;
żeń króla. Jednocześnie starał się ułagodzić monarchę przez ^
selstwo nadzwyczajne, którego przedstawicielem był w Poi;
wysoko ceniony i wielce doświadczony Hoverbeck.
Jednakże wszelkie te zabiegi miłosne poszłyby na próżno, gc
by sami Francuzi i Szwedzi nie przegrali swej szansy, gdy
Turcy nie stali się mimowolnymi sprzymierzeńcami Hohenzoll
nów i gdyby węgierskie marzenia o władzy pana Bethune'a
wprawiły w stan wrzenia polskiej opinii publicznej. Trzeba upr:
tomnić sobie sytuację wojenną: Wielki Elektor obozował
swoimi najlepszymi oddziałami pod Szczecinem, nad Renem ]
trzebne mu były do obrony znaczne siły zbrojne. Prusy Książ'
właściwie były bezbronne. Na ich granicach zarządca dóbr !
bieskiego, Francuz nazwiskiem Beaulieu, zebrał z odprawiona
weteranów wojny tureckiej znakomitą armię. Pośród jej ofi
rów było wielu emigrantów, którzy by w chwili wymarszu
te tereny otrzymali natychmiast wsparcie, między nimi niej
Schlieben, mianowany wojewodą Inflant, i młody Rothe. Jeśl
teraz wkroczyły oczekiwane szwedzkie regimenty i jeśliby Fr
8 - Jan Sobieski
114 Rozdział 5
cja z całym naciskiem poparła ofensywę bałtycką, wówczas Fry-
deryk Wilhelm nie uniknąłby katastrofy.
Niebo jednak okazało się łaskawe dla Hohenzollernów. Naj-
pierw zawiedli Szwedzi. Zamiast wysłać nowe oddziały, których
uderzenia zniecierpliwiony król polski zażądał 2 grudnia, ultyma-
tywnie najpóźniej do 20 tego samego miesiąca, Szwedzi zaskoczyli
władcę kapitulacją Szczecina 27 grudnia. Jan III ujrzał się teraz
.samotnym wobec wypróbowanej w bojach armii kurfirsta. Tak,
gdybyż były tu oddziały, które od miesięcy nieprzerwanie pły-
nęły przez Stryj z Polski na Węgry! Brakowało ich tam, gdzie
były niezbędne, a swoją obecnością w niewłaściwym miejscu
przyczyniały wielkich szkód polskim interesom.
Grzymułtowski z właściwą sobie diabelską przenikliwością po-
radził brandenburskiemu agentowi Scultetusowi, by jego pan
skłonił cesarza do skargi na francuskie werbunki; jeśli bowiem
Leopold I wniósłby protest przeciwko pomocy dla węgierskich re-
beliantów wychodzącej z polskiej ziemi, wówczas doszłoby na-
tychmiast do powszechnego oburzenia. Albowiem każdy w Pol-
sce jest za ekspedycją na Prusy, za to nikt za lekkomyślnie spro-
wokowaną wojną z Habsburgami.
Powiedziano, wykonano. Fryderyk napisał do władcy Rzeszy,
z Wiednia poszły listy do sarmackich wielmożów i sukces nastą-
pił natychmiast. Biskup krakowski gniewnie zagroził nowemu
prymasowi Wydżdze, że znajdzie się już sposób na zlikwidowa-
nie wsparcia dla madziarskich buntowników. "Ista est infelicitas
nostra quod ministri gallici tantum audeant in hoc regno."1 Ulewa
pism protestacyjnych spadła na Jana III i ów zauważył ku
swemu zmartwieniu, że niechęć wobec - nigdy zresztą przez nie-
go samego nie zaakceptowanej - węgierskiej awantury zaczyna
się także rozszerzać na odzyskanie Prus Książęcych.
Gromada przeciwników Bethune'a i francuskiej orientacji po-
większyła się prócz tego o nowego potężnego sprzymierzeńca,
którego nikt nie ważyłby się nawet spodziewać - o królową, Ta
bowiem znowu poczuła się urażona w swoich najświętszych u-
czuciach, ponieważ jej brat, comte de Maligny, nie mógł załatwić
w Wersalu wszystkiego podług jej życzenia, czyli tego, co mu
Marysieńka poleciła: ani nie uzyskał tytułu książęcego dla papy
d'Arquien, ani nie wymógł na francuskich możnowładcach innych
1 Owo jest nieszczęście nasze, że ministrowie francuscy tak wiele po-
zwalają sobie w tym królestwie.
Dążenie ku morzu; Bałtyk czy Morze Czarne
oczywistych argumentów. Za to zręczny Austriak Zierowski, kto
ry powoli i wytrwale wkradał się w łaski Marii Kazimiery, róż
taczał przed jej oczyma piękne miraże. Jeśli nie francuski tytu
diuka, to ranga cesarskiego księcia może też zdobić ojca władczy
ni, a talary w należytej sumie są tak samo dobre, jeśli nie lep
.sze niż francuskie liwry. Wreszcie Marysieńka czuła urazę d
siostry, że ta chciała posłużyć się Polską jako stopniem wiodą
cym do węgierskiego tronu. Co było godne Astrei Celadona Jach
niczka, to nie musiało się zaraz należeć tej Egerii jakiegoś Bethu
ne'a, a już tym bardziej, jeśli Sobieskich coś tak drogo kosztowe
ło jak te żądze koronacyjne ambasadora.
Do decydującego zwrotu, który przygotowało zachowanie si
Szwedów i ich militarna niezaradność oraz węgierskie iluzje mai
kiza, doprowadziły jednak meldunki Gnińskiego z Istambułu. Ó'
przed swoją podróżą w maju 1677 roku otrzymał polecenie, ab
możliwie najwięcej terenów Podola i Ukrainy wcielić do Polsl
przy ustalaniu nowych granic, uchylić się od praktycznego sti
sowania sojuszu z Porta i dzięki obecnej wojnie Osmanów z Mo:
kwą wynegocjować jak najdłuższy okres spokoju bez opowiad;
ma się Polski za żadną z walczących stron. Takie stanowisko by
dla Turków niepożądane. Wielki wezyr Kara Mustafa, niegodr
i zaletami umysłu nie dorównujący swemu poprzednikowi sła\
nemu Koprulu, wmówił sobie, że Polacy jako pewien rodzaj w:
sali, nie inaczej jak hospodarowie księstw naddunajskich czy js
mianowany obecnie z łaski sułtana na hetmana Kozaków s;
Bohdana Chmielnickiego, Jurij, są zobowiązani do wspólnej w;
prawy przeciw carowi. Zarozumiały, ograniczony pierwszy n'
nister padyszacha już z góry postanowił sobie, że upokorzy Poi
ków. Nie przemilczał zamiaru, że po Moskwiczanach dobierze s
do skóry cesarzowi i Rzeczypospolitej. Gniński, którego zwiod
wspaniałe przyjęcie u seraskiera Ibrahima paszy w drodze
Konstantynopola, został wkrótce wyprowadzony z błędu. Prz
pyszny wjazd posła do Istambułu nie wywołał zamierzonego wi
żenią. Kiedy Gniński sądził, że swym, w połowie od polski
książąt Kościoła pożyczonym, bogatym wyposażeniem - ćwie
miliona guldenów, z pięćdziesięcioma wozami bagażu i orszakic
przypominającym małą armię - zaimponuje Osmanom, ci stwie
dzili, co następuje: "Za mało tego na oblężenie, zbyt wiele na ^
selstwo." Ten pokojowy negocjator prawie że był trzymany
areszcie, cierpiał głód i nie osiągnął nawet tego, by chociaż poi
zmawiać z miarodajnymi ludźmi Porty, nie mówiąc już o prze
8
116 Rozdział 5
łożeniu polskich życzeń. Wobec faktów, które ujawniły bezwar-
tościowość tak zwanego pokoju z Żurawna, musiał się Sobieski
po trzykroć zastanowić, czy może zadrzeć równocześnie z cesa-
rzem i Brandenburgią.
Tym samym sprawa planu pruskiego została przesądzona, cho-
ciaż przykre konsekwencje tego utrzymywały się jeszcze przez
dłuższy czas. Sobieski starał się teraz tylko o to, żeby wybrnąć
we właściwy sposób z przegranej sytuacji. Okazał przy tym, jak
zwykle, swoją wielką mądrość. Mimo to jego autorytet doznał
uszczerbku, dopiero wyprawa wiedeńska przywróciła go w pełni.
Opozycja, która do tej pory nie ważyła się podnosić głowy, wy-
korzystywała z gorliwością okazję, by na niezadowoleniu szlach-
ty, spowodowanym węgierskimi ekstraturami Bethune'a, zbić ka-
pitał; wielkopolscy i litewscy magnaci ponadto szukali przeciw
swemu potężnemu królowi wsparcia w Wiedniu i Berlinie. Ów
jednakże, dzięki dokonaniu w porę właściwego zwrotu w polityce,
pozbawił ich żagle wiatru. Z Fryderykiem Wilhelmem, który
ułatwiał temu monarsze nawiązanie dialogu, doszedł w ciągu zi-
my znowu do znośnego porozumienia. Jan III zezwolił na prze-
marsz brandenburskich oddziałów przez polskie tereny do Prus
Książęcych, l lutego 1678 roku poprosił Karola XI, by nie wysy-
łał szwedzkich regimentów do wspólnej walki przeciw Hohenzol-
lernom, albowiem korzystny moment po temu już minął. Rów-
nocześnie na ponaglające memorandum Lilliehóoka odpowiedział,
że w sytuacji, kiedy Szczecin upadł i zagraża nie tylko wojsko
elektora, lecz również sprzymierzona z nim armia litewska pod
dowództwem Paca, zbrojna rozprawa z tak przeważającym nie-
przyjacielem mogłaby jedynie doprowadzić do klęski.
Tymczasem Hoverbeck tej cudem zażegnanej wojny omal że
nie przemienił w sojusz. Ów mądry dyplomata powstrzymał swe-
go władcę przed nawiązaniem kontaktu z wewnętrznymi przeci-
wnikami Sobieskiego. Wywinął się zręcznie Pacom, którzy prosi-
li Brandenburgię o ni mniej i ni więcej, jak tylko o pomoc w
planie detronizacji Jana III. Miast tego mógł Hoverbeck przeka-
zać pismo od kurfirsta, które królowi i królowej "tak serca po-
ruszyło", że poznali, "iż żaden z sąsiadów nie jest godny więk-
szego zaufania niż [Fryderyk Wilhelm] i wyrażają gotowość oka-
zania się podobnie życzliwymi jak on im i ich domowi, więc rów-
nież troszczyć się i pracować dla dobra i korzyści [Fryderyka
Wilhelma] domu".
Co mogło ten nagły zwrot jeśli już nie wywołać, to przecież
Dążenie ku morzu: Bałtyk czy Morze Czarne
przyspieszyć? Kurfirst obiecał swoją pomoc w przekształceniu
Polski w królestwo dziedziczne rodu Sobieskich i przekazanie
Drahimu i Bytowa Jakubowi, najstarszemu synowi króla; do te-
go zainicjował przymierze z cesarzem. Było to oczywiście naj-
lepsze wyjście, jakiego mógł sobie życzyć Jan III, skoro fran-
cuska polityka zgotowała mu same tarapaty, a teraz groziła wy-
buchem nowa wojna z tureckimi przyjaciółmi Ludwika XIV.
6 marca polski król dziękował serdecznie ze życzliwość swemu
brandenburskiemu sąsiadowi. Wówczas otrzymał również pojed-
nawcze pismo od Leopolda I. Pod wpływem nuncjusza Buonvi-
siego zdecydował się cesarz zaproponować Polsce całkowity po-
wrót do starej, zachowywanej przez stulecia zgody; dwór wiedeń-
' ski pragnął zapomnieć o pomocy króla dla węgierskich rebelian-
tów, jeżeliby ta natychmiast ustała. Obaj monarchowie są prze-
cie związani ze sobą wspólną walką obronną przeciwko niewier-
nym.
Sprawozdania Gnińskiego z Konstantynopola ponaglały Sobie-
skiego do pochwycenia wyciągniętych ku niemu dłoni Habsbur
ga i Hohenzollerna. Turcy nie zgadzali się na najmniejsze nawę
ustępstwa. Przyjazny Polsce chan tatarski, Selim Gerej, zastą
piony został 10 lutego przez Murada Gereja, a ten zapowiedzią?
że wkroczy, jeśli giaurowie nie spełnią natychmiast wszystkie]
warunków Porty. Rozmowy między Tatarami i posłem przebie
gały w najostrzejszej formie. Wojewoda, który w swej ojczyzn!
przywykł do innych manier, nawet wobec swego władcy, zwra
cał się na przykład do chana: "Proszę pokornie, jeśli coś uprosz<
i dziękuję nawet wówczas, jeśli nic nie osiągnę." Na wielogc
dzinnych konferencjach wciąż musiał Gniński wysłuchiwać, ż
granice będą tak ustalone, jak się Turkom spodoba. "Lubo si
gniewacie, lubo się kłaniacie, nam to jedno, o przyjaźń waszą JE
ko i o gniew Porta nie dba. Nie ustąpi ani piędzi zdobytej zi(
mi."' Takie były na pożegnanie słowa chana, który z końcei
lutego wyruszył w pole. 8 marca został przekazany Gnińskiem
. tekst ostateczny układu, pokoju podyktowanego, który potwie;
dzał wyraźnie układ z Buczacza. Pertraktacje z wielkim wezyrei
i z reis-efendim były bezowocne. Również ci wszyscy dostojnie
Porty traktowali polskiego pełnomocnika z lekceważeniem. Ji
den z nich odparł w ten sposób, gdy Gniński żądał dostępu c
Grobu Świętego w Jerozolimie dla katolików rzymskiego obrząi
ku: "Wy i Grecy kłócicie się jak psy o kość. Chętniej się ją da
jednak psu własnemu niż obcemu kundlowi." Gdy poseł pro;
118 Rozdział 5
o niewielką regulację granicy, usłyszał wówczas: "Chcecie zaś
odbierać swoje, niechże przyjdą wojska wasze i pokażą, co wa-
szego!"
Gdy tylko wiadomości z Istambułu, z jednej strony, a układne
głosy z Wiednia i Berlina, z drugiej, przypieczętowały konieczny
zwrot w jego polityce zagranicznej, Jan III wyjechał z Gdań-
ska. 14 lutego opuścił miasto, godząc przedtem magistrat z cecha-
mi. Król udał się do Lublina, aby być bliżej granicy południowo-
-wschodniej, czekając tam na ostateczną wiadomość z Turcji i na
poselstwo moskiewskie, które miało przynieść odpowiedź na
misję Czartoryskiego i Sapiehy na carskim dworze. Sprawy po-
sunęły się tak daleko, że zamiast walki o wybrzeże bałtyckie,
wyglądano nowej wojny z Turkami. Jabłonowski, frankofil, i Pa-
cowie byli zgodni co do tego, że należy starać się o współdziałanie
z Moskwą. Tymczasem, ku przykremu rozczarowaniu Polaków,
rosyjski poseł Odojewski sprzeciwił się tej współpracy wojskowej.
Zaraz potem i pod wpływem Bethune'a, zręcznie wykorzystują-
cego lęk Marysieńki przed nową rozłąką z Janem III, senat na
posiedzeniu z 16 kwietnia zezwolił na ratyfikację pokoju z Zuraw-
na w formie, jaką dał sobie narzucić Gniński. Posłowi rozkazano,
aby złożył podpis pod tym układem. I w ten sposób sporządzony
został traktat, który w świetle towarzyszących okoliczności jego
powstania i wobec nadziei na przyszłe złagodzenie klauzul uzna-
ny został za sukces Sobieskiego, jednakże w aktualnej formie był
dla Polski upokorzeniem i nieznośnym ciężarem. Wyglądał jak
przywilej udzielony łaskawie Polsce przez padyszacha. Wszech-
mocny Niepokonany Książę Wiernych przystał na prośby Gniń-
skiego, że Pawołocz i Biała Cerkiew, dwie ukraińskie twierdze,
z należącym do nich obszarem pozostaną przy Polsce; dalej, ^&e
na prośbę chana Tatarów nie będzie już w przyszłości płacony
Polsce trybut w wysokości 22 000 dukatów. Poza tym pokój z
Buczacza utrzymuje nadal swoją ważność, a więc Podole jest
podległe Turkom, a przeważna część Ukrainy, przekazana Koza-
kom, znajduje się pod zwierzchnictwem Porty. Te drołme ustęp-
stwa, które przede wszystkim wyszły na korzyść polskim przygra-
nicznym terenom, powetowali sobie Turcy z nawiązką, zobowią-
zując Rzeczpospolitą do regularnego "obdarowywania" chana
tatarskiego, aby nie podejmował żadnych najazdów, i również do
nieudzielania żadnej pomocy chrześcijańskim książętom, prowa-
dzącym wojnę z Osmanami.
Nikt w Polsce nie wierzył, że pokój ten utrzyma si^ dłużej niż
Dążenie ku morzu: Bałtyk czy Morze Czarne
do momentu, w którym zaistnieje szansa na przerwanie go 2
sukcesem. Naród, który był tak dbały o swój honor i cześć, mu-
siał się starać ze wszech sił o to, by zrzucić narzucone mu ogra-
niczenia suwerenności i ponownie sforsować granice, które mi
w czasie jego dającej się wytłumaczyć wewnątrzpolitycznym za
mieszaniem militarnej słabości nakreślono. Podobnie naturalni
koniecznością okazało się to, że Polska będzie szukała przyjaźń
i sojuszu z wrogami sprawcy tego układu pokojowego nie di
utrzymania, zagrożonymi przez tę samą potęgę, która Rzeczpospo
litą skazała na hańbę i cierpienie. Wreszcie Polskę dzieliła tera
przepaść od sprzymierzeńca Porty, któremu nie udało się spo
wodować, by Turcy lepiej zrozumieli istotę porozumienia pokoje
wego.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Szybko i wściekle Fast & Furious (2009) DVDRip R5 XviDr5R5Water for Elephants [2011] R5Inwazja Bitwa o Los Angeles Battle Los Angeles 2011 R5 XViD IMAGiNEJust Go With It[2011]R5 XviD ExtraTorrentRGr5 marzec śmiercionośna peleryna siewcy śmierciAgent XXL Rodzinny Interes Big Mommas Like Father, Like Son (2011) R5 XviDC1 R5 OKInitial Configs r5R5Niepowstrzymany Unstoppable 2010 R5 CaM AUDIO Xvid Noirr5 1 3Mr Bones 2 Back from the Past (2009) R5 XviD LAPkoparko ładowarka KOMATSU WB 93 R5Obcy na poddaszu Aliens In The Attic 2009 R5 Xvid {1337x} Noirwięcej podobnych podstron