semantyka


10 Semantyka a gramatyka I
Tytuł oryginału angielskiego Semantics 2 (c) Cambridge University Press 1977
Tytuł dotowany przez Ministra Edukacji Narodowej
Okładkę projektował: Marek Zalejski Redaktor: Halina Balcerak
Redaktor techniczny: Grzegorz Bączkowski Korektor: Marta Aleksandrowicz
(c) Copyright for Polish editicin by Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1989
ISBN 83-U1-08295-B
Państwowe Wydawnictwo Naukowe
Wydanie pierwsze. Naklad 3.000 + 250 egzemplarzy. Ark. wydawniczych 29,75. Ark. drukarskich 30,25. Papier offs. kl. IV, 70 g 61 x 86 em.
Oddano do skiadania w lipcu 1987 r. Podpisano do druku w listopadzie 1988 r. Druk ukończono w styczniu 1989 r.
Zamówienie 237/87. S-13. Cena zl 780,
Skład w RSW "Prasa-Książka-Ruch" w Łodzi Druk i oprawa w Zakł. Graf. Wyd. Nauk. w Łodzi
10.1. Poziomy analizy
Większość językoznawców wyróżnia w analizie zdań co najmniej trzypoziomy* strukturalne: fonologiczny, składniowy i semantyczny.t Dla niektórych języków trzeba do tych poziomów dodać morfologię jako pomost między skladnią a fonologią.
Z punktu widzenia budowy fonologicznej każde zdanie można zapisać jako ciąg fonemów, na który nałożony jest pewien kontur prozodyczny (por. 3.1). Fonemy konkretnego języka zapisuje się umownie literami w nawiasach ukośnych. Tak np. w języku angielskim istnieje fonem /b/, który występuje w naglosie form (bed~ `łóżko',. (bread~ `chleb', (boili `gotować'. Wymawia się go jako spółgłoskę dwuwargową, dźwięczną i nienosową (ustną). Fonem ten, podobnie jak inne fonemy angielskie, odznacza się charakterystyczną dystrybucją w obrębie form wyrazowych języka. Jednym z obowiązków fonologa jest wymienić wszystkie fonemy występuj ące w opisywanym j ęzyku oraz zasady decydujące o ich współwystępowaniu w rzeczywistych i potencjalnych formach wyrazowych. Fonolog powie nam np., że na pierwsżych dwu miejscach angielskiej formy wyrazowej niemożliwe jest następstwo fonemów /b/ i /n/. Wyjaśni to, być może, ogólną regułą; w myśl której w nagłosie sylaby angielskiej spółgłoska zwarta nigdy nie stoi przed spółgloską nosową. Nie tylko nie istnieje forma wyrazowa, którą można by zapisać w postaci (bnit~, ale na istnienie takiej formy w jakimkolwiek dialekcie czy odmianie regionalnej angielszczyzny nie pozwalają prawidłowości fonologiczne języka.
' W sprawie użycia gwiazdek zob. konwencje graficzne w tomie 1 na str. 8.

W odróżnieniu od takich niemożliwych fonologicznim form jak [bnit] niewystępowanie w angielskim wielu innych form jest fonologicznie niewytłumaczalne. Chodzi o takie formy jak (blit], (prek], [stin] itd. Są to w języku angielskim formy wyrazowe potencjalne, które nie zostały urzeczywistnione.
Fonolog musi nie tylko opisać dopuszczalność fonólogiczną wszystkich potencjalnych form wyrazowych w opisywanym języku. Musi również opisać takie cechy prozodyczne, jak akcent i intonacja. Każde zdanie jako wypowiedź ustna musi zostać wymówione z którymś spośród ograniczonej liczby konturów akcentuacyjnych i intonacyjnych. We wszystkich językach kontury te (podobnie jak wiele innych cech, któ~`e nazwaliśmy paralingwistycznymi, 3.2) odgrywają istotną rolę w rozumieniu wypowiedzi mówionych.
Nie musimy tu wnikać w to, j ak jest stosowniej badać akcent i intonację: czy jako składnik struktury zdań, czy też innej warstwy strukturalnej, nakładanej na zdania w toku ich wymowy. Jak więksżość lingwistów, sądzimy, że kontur prozodyczny należy opisywać przynajmniej częściowo jako element struktury zdań. Ponieważ w ńiniejszej książce zdania są przytaczane w umownej postaci ortograficznej, więc czytelnik powinien stale pamiętać o tym, że wyobrażamy je sobie wraz ze stosownym zapisem ich struktury prozodycznej. Dla wygody i bez próby uzasadnienia teoretycznego czy metodologicznego dopuszczamy możliwość, że na to samo zdanie może się nakładać któryś z kilku różnych konturów prozodycznych. Jeśli czytelnik woli się dopatrzyć w takim wypadku kilku różnych zdań, nic mu w tym nie przeszkadza. Żadne z twierdzeń teoretycznych sformułowanych w niniejszej książce nie zależy od wyboru jednego czy drugiego z tych poglądów.
Prży definiowaniu składni pominięcie mało ważnych sporów teoretycznych jest trudniejsze, niż przy uproszczonym opisie zakresu fonologii. Od dawna sporna jest granica między składnią a semantyką. Ciekawe, że lingwiści nigdy nie odczuwali analogicznej trudności w rozgraniczeniu fonologii i składni. Niekiedy dyskutowali konieczność lub możliwóść opisu budowy fonologicznej wypowiedzi bez uwżględnienia ich budowy składniowej lub znaczenia. Były to jednak dyskusje głównie metodologiczne - a wybór stanowiska metodologicznego nie decyduje o poglądzie na zakres fonologii. Tak np. żaden lingwista nie twierdziłby serio, że w języku angielskim fonologicznie niepoprawne są takie ciągi form, jak (the mouses has came] zamiast poprawnego (the
mice have come] `myszy przyszły'. Każda z tych form wyrazowych jest rzeczywistą formą angielską-nawet forma [mouse's] jako dopełniacz liczby pojedynczej `(tej) myszy'. Nie ma podstaw do potępienia omawianego ciągu za niedopuszczalną kombinację fonemów. Łatwość odgraniczenia fonologii od składni pochodzi stąd, że wszystkie języki ludzkie cechuje w jakimś stopniu dwustopniowość* i arbitralność* (por. tom I, 3.4). W zasadzie można by w jakimś języku zmienić budowę fonologiczną wszystkich form wyrazowych, a mimo to zupełnie nie naruszyć ich dystrybucji ani znaczenia zdań. Robi się to zresztą pospolicie i z powodzeniem w języku pisanym za pomocą prostych szyfrów opartych na zasadzie substytucji. Wydaje się natomiast, że nie można by zmienić dystrybucji wszystkich form wyrazowych języka, a mimo to zachować znaczenie leksemów, których są one formami. Nie można by również pozmieniać znaczeń leksemów, a mimo to zachować dystrybucję ich form wyrazowych (por. Householder 1962).2
Teoretyczny wniosek z tych faktów brzmi, że między znaczeniem wyrazów a ich dystrybucją zachodzi wewnętrzny związek. Dlatego właśnie trudno jest wytyczyć granicę między składnią a semantyką.
Nie powiedzieliśmy jednak jeszcze, co to jest składnia. Przyjmijmy na razie następującą definicję: przez składnię* danego języka rozumiemy zbiór reguł opisujących dystrybucję form wyrazowych we wszystkich zdaniach tego języka na podstawie łączliwości klas tych form. W powyższej definicji nie ma mowy o tym, jaki charakter mają te reguły, ani o tym, ćzy są oparte na znaczeniu leksemów. Do spraw tych powrócimy dalej. Na razie wystarczy zauważyć, że zdanie poprawne składniowo jest to ciąg form wyrazowych spełniający następujące dwa warunki: po pierwsze, każda z tych form należy do jakiejś klasy, po drugie, występuje w pozycjach dopuszczalnych dla tej klasy. Przyjmijmy np. następujące założenia:
I,1. Forma [chłopiec] jest elementem klasy rzeczowników w mianowniku liczby pojedynczej (N Sg Nom).
I,2. Forma (biegnie] jest elementem klasy czasowników w 3 osobie czasu teraźniejszego (V Praes 3 Sg).
I,3. Forma (szybko] jest elementem klasy przysłówków sposobu (Adv Mody.
Z Przeż dystrybucję danej jednostki rozumie się żbipr kontekstów, w których występuje ona we wszystkich poprawnych zdaniach danego języka (por. Lyons 1968, 70 nn.. 143 nn.).
6 ~ ,7

II. Reguły syntaktyczne języka stwierdzają nienaganną budowę składniową następującego ciągu klas form:
NSg Nom + VPraes 3Sg + Adv Mod.
Otóż zdanie Chłopiec biegnie szybko jest poprawne składniowo w każdym takim i tylko takim języku, w którym spełnione są powyższe założenia. '
Klas form nie należy mieszać z częściami mowy: rzeczownikami, przymiotnikami, przysłówkami itd.3 Części mowy są klasami leksemów (chlopiec, śpiewać, ładny, itd.), a nie klasami form (chłopiec], (chłopca); (śpiewa), (śpiewają), (śpiewał), (śpiewamy]; (ładny], (ładniejsza], (najładniejsza] itd. Można by więc zapytać o to, jaki stosunek zachodzi między tymi dwoma rodzajami klas. Niestety nie istnieje powszechnie przyjęta odpowiedź na to pytanie. Wiele zależy od tego, czy lingwista opisujący dany język uznaje oprócz poziomu składniowego i fonologicznego również poziom morfologiczny, służący jako pomost między nimi. Niektórzy twierdzą, że języki dzielą się na różne typy (izolujące*, aglutynacyjne*, fuzyjne* itd., zob. tom I, 3,4), przy czym dla niektórych języków (np. słowiańskich-przyp. tł.) jest konieczny oddzielny morfologiczny poziom analizy, a dla innych nie. Zawsze jednak można odróżnić teoretycznie morfologię od składni z jednej strony, a od fonologii z drugiej. Tak właśnie tutaj zrobimy. Pozwoli nam to omówić związek semantyki z gramatyką w sposób stosunkowo popularny i bez przyjmowania z góry żadnej z istniejących teorii gramatycznych.
Jak powiedzieliśmy, składnia danego języka jest to zbiór reguł określających dystrybucję form wyrazowych we wszystkich zdaniach tego języka. Przekonaliśmy się~ponadto o tym, że definicja ta zakłada przynależność każdej formy wyrazowej do jednej lub więcej niż jednej klasy. Skąd wiemy np. że forma (biegnie) jest elementem klasy czasowników w trzeciej osobie liczby pojedynczej czasu teraźniejszego? Forma (biegnie] nie występuje jako hasło w żadnym tradycyjnym słowniku. W słownikach takich znajdziemy tylko hasło poświęcone lekse
~' Lingwiści nie używaj ą już dziś tradycyjnego terminu część mowy tak powszechnie, jak dawniej. Zastępujący go jednak terminy klasa form i klasa wyrazów są chyba w literaturze definiowane równie niedecyzyjnie. Wprowadzone tutaj odróźnienie klas form od części mowy wydaje się użyteczne i praktyczne. Wartościowe omówienie związanych z tym spraw daje Matthews 1967. Zob. również inne artykuły w tym samym tomie (...).
mowi biec, figurującemwv umownie przyjętej formie hasłowej* (biec]. Otóż w języku angielskim tak się składa, że formę hasłową większości leksemów (np. walk `chodzić'-przyp. tł.) można traktować również jako ich temat, do którego dodaje się różne końcówki fleksyjne celem tworzenia innych form tego samego leksemu: (wałki) `chodzi', (walkedJ `chodził', (walkingJ `chodzący' itd. Pod tym względem język angielski jest tzw. językiem aglutynacyjnym. Na morfologicznym poziomie analizy formę (walks) `chodzi' można traktować jako złożoną z tematu (walk) i końcówki (-s). Ponieważ słownik charakteryzuje leksem walk jako czasownik, więc w miejsce symbolu klasy form V Praes 3 Sg można podstawić wyraz morfosyntaktyczny (walk Praes 3 Sg). Potem można zaczerpnąć ze słownika temat (walk] i zastosować regułę morfologiczną, w myśl której trzecią osobę czasu teraźniejszego trybu oznajmiającego wszystkich angielskich czasówników regularnych (do których według słownika należy walk) tworzy się dodając do tematu końcówkę (-s).
Czytelnicy obeznani ze współczesnymi pracami lingwistycznymi zauważą, że powyższy opis relacji między składnią, słownikiem i morfologią nasuwa szereg poważnych zagadnień. Te z nich, które są istotne dla ogólnego omówienia semantyki, rozważymy dalej. W tej chwili chcemy tylko wyjaśnić sposób używania w niniejsźej książce terminów skladnia i morfologia. Zanim jednak porzucimy sprawy morfologii, musimy jeszcze wprowadzić i zilustrować pojęcie supletywizmu*.
Termin supletywizm w takim znaczeniu, w jakim na ogół używają go językoznawcy, zakłada istnienie pewnej liczby regularnych wzorców formotwórczych (czyli fleksyjnych - przyp. tł.), w stosunku do których pozostałą mniejszość form określa się jako formy wyjątkowe i supletywne. Tak np. w języku angielskim forma (better) `lepszy' przymiotnika good `dobry' i forma (worse) `gorszy' przymiotnika bad `zły' są morfologicznie wyjątkowe w porównaniu z formą (taper) `wyższy' od przymiotnika tall `wysoki', (nicerJ `milszy' od nice `miły', (longer) `dłuższy' od long `długi' itd. Mówiąc ogólnie, w języku angielskim forma stopnia wyższego przymiotników powstaje przez dodanie sufiksu (-er) do formy tematu identycznej z formą stopnia równego. Natomiast od good `dobry' forma stopnia wyżśzego brzmi (betterJ `lepszy', a nie *(gooder). Inaczej mówiąc, formę tematu (good-) zastępuje tutaj supletywna* forma (bett-). Supletywizm występuje w mniejszym lub większym stopniu w wielu językach. Jest on ważny dla semantyki, bo

w wielu wypadkach o przynależności formy morfológicznie nieregularnej do leksemu x czy y musi decydować jej znaczenie. Tak np. należy wątpić, czy formy [Lepszy] i (gorszy] można by przyporządkować lekse~mom dobry i z~y bez semantycznej analizy formy [lepszy] na `bardziej dobry' a formy [gorszy] na `bardziej zły'.
Nie ma na pewno języka, którego budo va morfologiczna byłaby bezwyjątkowo supletywna.` Łatwo byłoby jednak skonstruować taki język. Trzeba by po prostu zbiór wyrazów morfosyntaktycznych jakiegoś istniejącego języka przetransponować na zbiór jego form wyrazowych na chybił trafił. W takim języku można by nadal oznaczać każdy leksem jego umowną formą hasłową (rzeczownik mianownikiem, czasownik bezokolicznikiem itd.). Nie byłoby jednak podstaw do traktowania pozostałych form leksemu jako pochodnych ód formy hasłowej. Nieistnienie takiego języka można niewątpliwie wyjaśnić dążeniem do sprawności semiotycznej. Taki język byłby oczywiście trudny do opanowania przez dzieci i bardzo obciążalby pamięć.5 Nie uprawnia nas to jednak do zasadniczego wykluczenia tego, że taki system językowy bylby możliwy. Wyobrażenie sobie tej nie urzeczywistnionej możliwości rzuća światło na charakter związku morfologii ze składnią w językach istniejących.
Wielu lingwistów nazywa dziś gramatyką wszystko to, co w języku da się systematycznie opisać, czyli także fonologię, a nie tylko morfologię, składnię i semantykę. W niniejszej jednak książce terminem gramatyka obejmujemy tylko morfologię i składnię. Jest to wyłącznie sprawa decyzji terminologicznej. Decyzja ta zakłada jednak zasadni
~ Wyrażenie bezwyjątkowo supletywny stanowi na pozór sprzeczność (ponieważ sama definicja supletywności ogranicza ją dv wyjątków-przyp. tł.). Zjawisko jednak, o którym tu mowa (a mianowicie zupełny brak regularnych wzorców fleksyjnych przyp. tł.), rozpoznalibyśmy z łatwością, gdybyśmy je napotkali w którymś z języków świata.
5 Pewne jednak fakty sugerują, że dzieci początkowo traktują język ojczysty tak, jak gdyby był bezv~ryjątkowo supletywny. Najpierw uczą się poprawnego użycia formy supletywnej, np. (ludzie] i (lata), a dopiero później regularyzują ją przez analogię, tworząc np. formy (człowieka] i (rolo]. Tłumaczy się to tym, że dziecko z początku traktuje wszystkie formy jako morfologicznie niespokrewnione z innymi: nie tylko takie, jak (ludzie] i (lata], ale także takie, jak (domy] i (oknaJ. Z chwilą gdy dziecko uświadomi sobie, że formy (domy] i (okna] można utworzyć od (dom] i (okno] na mocy pewnych reguł morfosyntaktycznych (lub morfosemantycznych), zaczyna stosować te same reguły do tworzenia form (człowiekij, (roku itcT.
ezą różnicę między dopuszczalnością gramatyczną a fónologiczną i semantyczną. Przejdziemy więc z kolei do tej właśnie sprawy.
10.2. Dopuśzczalność gramatyczna
Pojęcie dopuszczalności, którym posłużyliśmy się w poprzednim paragrafie, jest pojęciem intuicyjnym. Jego naukowym odpowiednikiem jest pojęcie nienagannej budowy* (well-formedness). W dalszym ciągu zajmiemy się głównie nienagannością budowy-gramatycznej i semantycznej. Pojęcie nienagannej budówy fonologicznej będziemy traktować jako zrozumiałe samo przez się. Jest rzeczą bezsporną, że pewne ciągi form wyrazowych wraz z odpowiednim konturem (prozodycznym) stanowią wypowiedzi dopuszczalne gramatycznie i semantycznie: (Poszedł dziś do miasta], (Przepraszam, że wtedy pana potrąciłem] itd. Równie bezsporna jest gramatyczna i semantyczna niedopuszczalność lub nienormalność innych ciągów form wyrazowych: (Po
trąciłem do wtedy przepraszam poszedł miasta] itd. Musimy się teraz zastanowić nad tym, czy między dopuszczalnością gramatyczną a semantyczną zachodzi jakaś różnica i jaka.
Pojęcie nienagannej budowy semantycznej ma oczywisty odpowiednik intuicyjny. Jest nim pojęcie sensowności czyfi zrozumiałości. To intuicyjne pojęcie wymaga naukowej definicji. Możemy przynajmniej na początek stwierdzić, że sensowna jest taka wypowiedź, którą rodowici użytkownicy danego języka potrafią zinterpretować czyli zrozumieć. Natomiast termin nienagannie zbudowany gramatycznie jest terminem naukowym. Jeśli zapytamy przeciętnego użytkownika języka o to, czy dana wypowiedź jest gramatycznie dopuszczalna, rozstrzygnie on z reguły tę sprawę przez powołanie się na jakąś regułę lub zasadę, której nauczył się w szkole (...). Tąkie sądy oparte na tradycji normatywnej i na regułach wykładanych w szkole czy gdzieindziej nie są ani wiarygodne, ani istotne dla naszego tematu. Poszukujemy takiego intuicyjnego pojęcia dopuszczalności gramatycznej, które by rodowici użytkownicy języka zawdzięczali tylko zasadom tkwiącym w ich własnym zachowaniu językowym. Do takiego pojęcia nie możemy dotrzeć przez pytanie o to, czy takie a takie zdanie jest poprawne. Podobne zarzuty budzi każde inne sformułowanie odpowiedniego pytania.
Najpewniejszą poszlaką niedopuszczalności gramatycznej jest tak
10 ~ , 11

zwana poprawialność*. Według tego kryterium niedopuszczalna gra-. mitycznie jest taka wypowiedź, którą rodowity użytkownik języka umie nie tylko rozpoznać jako błędną, lecz także poprawić. Tak np. wypowiedź [Przestrzegaj przepisy drogowe] jest niedopuszczalna, bo da się poprawić na (Przestrzegaj przepisów drogowych]. Wypowiedź [Dzieci przyszli] jest poprawialna na [Dzieci przyszły). Wypowiedź [Chłopiec są tutaj) jest poprawialna albo na [Chłopiec jest tutaj], albo na [Chłopcy są tutaj] itd. Poprawialność jednak jest tylko poszlaką niedopuszczalności gramatycznej. I tutaj bowiem sąd informatora może być oparty na jakiejś regule normatywnej wyuczónej w szkole lub gdzieindziej.
Tyle na temat badania i pomijania wpływu gramatyki normatywnej .
Poprawialność sama w sobie nie jest ani koniecznym, ani wystarczającym warunkiem niedopuszczalności gramatycznej. Nie pomoże ona w stwierdzeniu niedopuszczalności całego mnóstwa takich ciągów form wyrazowych, jak [Potrąciłem do wtedy przepraszam poszedł miasta] itd. Ciągi takie są niedopuszczalne, ale zarazem niepoprawialne. Nie ma takich wypowiedzi dopuszczalnych, na których wzór rodowity informator mógłby je poprawić. Takie jednak ciągi językoznawcy określają jako niedopuszczalne gramatycznie, a nie po prostu nonsensowne, dopiero od chwili powstania gramatyki generatywnej.6 Stawia ona sobie za cel podział wszystkich ciągów form na dwa odrębne podzbiory: zdania i nie-zdania. Ponieważ stoimy na stanowisku gramatyki generatywnej, więc będziemy traktowali takie jaskrawo niepoprawialne ciągi jako niedopuszczalne gramatycznie. Zaznaczymy tylko, że jako przykłady intuicyjnego pojęcia dopuszczalności gramatycznej mają one tylko niewielką wartość.
Do uzasadnienia ich niedopuszczalności wystarczyłaby ta sama gramatyka generątywna, która uzasadniałaby niedopuszczalność wypowiedzi [Przestrzegaj przepisy] lub (Chłopiec są tutaj) (...) Dlatego nie zmartwi nas to, że poprawialność jako warunek konieczny niedopuszczalności gramatycznej zawodzi.
Zawodzi jednak także jako warunek wystarczający. I to. zawodzi nie dlatego, że wiele wypowiedzi poprawialnych należy mimo to zakwalifikować jako niedopuszczalne fonologicznie, a nie gramatycznie.
~ Przedstawicielom gramatyki generatywnej robiono nawet z tego zarzut (por. Baze111964).
Istniej ą bowiem sposoby intuicyj nego odróżniania niedopuszczalności fonologicznej od gramatycznej. Wystarczy zapytać informatora, czy błędna jest wymowa, czy postawiliśmy akcent we właściwym miejscu itd. Problem polega na czym innym: rodowity informator często poprawia (zwłaszcza w normalnym kontekście) także wypowiedź gramatycznie nienaganną na podstawie błędnych związków syntagmatycznych między leksemami (por. tom I, 8.5). Jeśli np. cudzoziemiec powie [Przy takiej pogodzie mleko szybko gnije], to zapewne zostanie zrozumiane, że powinien był powiedzieć f Przy takiej pogodzie mleko szybko kwaśnieje]. Jego wypowiedź można więc poprawić przez zastąpienie leksemu gnić leksemem kwaśnieć. Podobnie óvyrażenie [trzoda słoni] poprawiono by na [stado słoni]. Zakwalifikowanie jednak wyrażeń [Mleko gnije] lub (Trzoda słoni] jako niedopuszczalnych gramatycznie byłoby co najmniej dziwne.
Poprawialność zatem, choć może najbliższa intuicyjnemu pojęciu niedopuszczalności gramatycznej, wyraźnie wymaga jakiegoś uzupełnienia lub doprecyzowania. Uzupełnić ją można najprościej przez stwierdzenie, że objęte nią zjawiska należą do gramatyki tylko wtedy, kiedy dają się ująć w reguły. Przekroczenie ewentualnych ograniczeń łączliwości leksemów rzadko powoduje powstawanie wypowiedzi poprawialnych. Możemy więc dodać to stwierdzenie do naszej naukowej definicji dopuszczalności gramatycznej. W ten sposób określano różnice między dopuszczalnością gramatyczną a inną także w gramatykich tradycyjnych.
Załóżmy, że przy analizie konkretnych języków potrzebne są takie pojęcia, jak rzeczownik, czasownik, przymiotnik itp. Przy takim założeniu możemy za zadanie reguł składniowych uznać opis dopuszczalnych połączeń rzeczowników, czasowników, przymiotników itd. Możemy również wyszczególnić cechy morfosyntaktyczne każdego leksemu występującego w takim dopuszczalnym połączeniu. Natomiast poza granice składni wykracza to, że do dopuszczalności zdania konieczny jest wybór tego a nie innego leksemu. Do składni należy to, że ten leksem musi być określoną częścią mowy. To zaś, że realizacją fonologiczną danego wyrazu morfosyntaktycznego jest ta, a nie inna forma, wchodzi w zakres morfologii.
Tak np. [Mleko gnije] będzie w naszym modelu systemu językowego traktowane jako gramatycznie dopuszczalne, a to z następujących powodów. Istnieje poprawne połączenie kategorii, które można tu
12 . ~ 13

przedstawić w postaci: Wyrażenie rzeczownikowe +Czasownik... Istnieje również szczególny rodzaj wzajemnej zależności między wyrażeniem rzeczownikowym jako podmiotem a czasownikiem jako orzeczeniem. Zależność tę nazywa się tradycyjnie związkiem zgody*. Polega ona na tym, że wybiera się różne formy czasownika zależnie od liczby i osoby podmiotu. Jak pouczają reguły morfologiczne opisywanego języka, forma (gnije] jest formą trzeciej osoby liczby pojedynczej czasu teraźniejszego czasownika gnić. Tym samym forma ta realizuje jeden z wyrazów morfologicznych, na które pozwalają reguły składniowe w konstrukcji: Wyrażenie rzeczownikowe +Czasownik. W przeciwieństwie do wypowiedzi *[Mleka gnije) lub *[Mleko gniją], wypowiedź [Mleko gnije), podobnie j ak (Mleko kwaśnieje] lub [Maria zachorowała], stosuje się do wszystkich reguł, które wlączamy do części gramatycznej modelu systemu językowego. Tym śamym wypowiedź (Mleko gnije] zostaje określona jako gramatycznie dopuszczalna mimo swojej poprawialności (leksykalnej --przyp. tl.) (...)
Jeden z zarzutów przeciwko naszej definicji dopuszczalności gramatycznej polega na tym, że wymaga ona wyraźnego odróżniania leksemów od wyrazów morfosyntaktycznych. Jak wiadomo, w wielu językach takie rozróżnienie jest niemożliwe (por. np. klasyczny język chiński i współczesny wietnamski). Uznając ten zarzut, możńa różnicę między dopuszczalnością gramatyczną a leksykalną określić inaczej, a mianowicie oprzeć ją na rozróżnieniu otwartych i zamkniętych klas morfemów (czyli form minimalnych niepodzielnych na mniejsze formy). Tak np. końcówki fleksyjne oraz formy rodzajników, zaimków, przyimków i spójników stanowią klasy zamknięte i niewielkie. Natomiast morfemy będące tematami rzeczowników, przymiotników i czasowników stanowią klasy otwarte i obszerne. W językach zatem, dla których przyjęcie oddzielnego morfologicznego poziomu analizy jest niemożliwe lub nieopłacalne, można nazwać leksykalnymi morfemy należące do klas otwartych, a gramatycznymi 'morfemy należące do klas zamkniętych. Pozwala to uzależnić dopuszczalność gramatyczną wypowiedzi od połączeń podklas morfemów leksykalnych (wraz z gramatycznymi lub bez nich). Tak np. gramatyczną dopuszczalność wypowiedzi (Pies szczekal zawzięcie na kóta) można stwierdzić przez jej zestawienie z formułą typu: Rzeczownik + Czasownik + (-ł) +Przymiotnik + [-e] +[na) + Rzeczownik +(-a]. Głębsze wnikanie w ten sposób definiowania dopuszczalności gramatycznej jest tu zbyteczne. Dla
naszych celów wystarczy stwierdzić, że to morfemowe ujęcie, jeśli chodzi o język angielski, daje bardzo podobne wyniki, jak ujęcie bardziej tradycyjne, przedstawione poprzednio i na pozór zupełnie różne.
Językoznawcy proponowali również inne kryteria ustalania dopuszczalności gramatycznej. Dotychczas jednak żadne z nich nie zostało powszechnie przyjęte jako dodatek do kryterium poprawialności. Jest też wątpliwe, czy j akiekolwiek kryterium pozwoli nam zadecydować o dopuszczalności lub niedopuszczalności gramatycznej wszystkich ciągów form. W jaki więc sposób lingwiści radzą sobie w praktyce z układaniem gramatyk konkretnych języków? Czyżby językoznawca i jego informator mieli jakieś niezanalizowane, ale trafne intuicyjne wyczucie tego, co stanowi o dopuszczalności gramatycznej w odróżnieniu od innych rodzajów dopuszczalności? W zbiorowym doświadczeniu lingwistów brak wszelkich podstaw do takiego przypuszczenia.
.Jedynym chyba zadowalaj ącym sposobem wytyczenia granic dopuszczalności gramatycznej jest ten, który tutaj przyjmujemy. Można się domyślać,. że takie właśnie rozwiązanie problemu tkwi u podstaw gramatyk tradycyjnych, choć~w żadnej z nich nie jest wyraźnie sformułowane. Wystarczy ustalić reguly, które by w zadowalający, choć tylko intuicyjny sposób określały wypadki dopuszcżalności i niedopuszczalności gramatycznej, dające się wyróżnić na zasadzie poprawialności. Potem można już pozostawić samej gramatyce rozstrzygnięcie, czy dana wypowiedź jest dopuszczalna gramatycznie jako zgodna z owymi ustalonymi regułami. Innymi słowy, reguły gramatyki powinny być sformułowane w taki sposób, żeby aprobowaly wszystkie ciągi form wyraźnie dopuszczalne, a potępialy wszystkie ciągi niedopuszczalne, ale tylko niedopuszczalne z powodów wyraźnie gramatycznych na zasadzie poprawialności. Wtedy każdy z ciągów--intuicyjnie nieokreślonych co do dopuszczalności gramatycznej zostanie uznany za dopuszczalny lub niedopuszczalny gramatycznie w zależności od reguł ustalonych dla ciągów intuicyjnie określonych.
Opisując system językowy używany przez określoną zbiorowość, lingwista usiłuje uzgodnić zbiór zdań tego systemu z podzbiorem tych ' To wlaśnie proponowal pierwotnie Chomsky (1957). Można by oczywiście twier
dzić, że lingwistyczny model systemu językowego, generując wszystkie i same tylko zdania danego języka, nie powinien zacierać różnicy między tym, co określone, a tym, co nieokreślone. Ponieważ jednak w niniejszej książce nie zajmujemy się teorią gramatyki samą w sobie, nie będziemy rozważać tej możliwości.
14 ~ 15

rzeczywistych i potencjalnych wypowiedzi, które intuicyjnie uważa za dopuszczalne gramatycznie. Kiedy lingwista twierdzi, że opisuje wszystkie i same tylko zdania w języku angielskim, chińskim, amharskim, kiczua (peruwiańskim - przyp. tł.) itd., to gramatyczna dopuszczalność przynajmniej części tych zdań jest, być może, intuicyjnie nieokreślona (jeśli mowa o zdaniach tekstowych*, czyfi o podzbiorze rzeczywistych lub potencjalnych wypowiedzi, por. tom I, 1.6 i 14.6).
Intuicyjny status pojęcia dopuszczalności gramatycznej jest jednym z podstawowych problemów, co do których zdania językoznawców są obecnie podzielone. Te jednak wypowiedzi, które przytaczamy jako przykłady, dają się chyba intuicyjnie określić co do swej dopuszczalności gramatycznej. Sprawa intuicyjnej nieokreśloności jest ważna dla wszelkich rozważań o istocie języka. Staje się jednak decydująca dopiero wtedy, kiedy lingwista wprowadza do swojego modelu systemu językowego jakąś regułę, mającą na celu tylko rozstrzyganie wypadków materiałowo wątpliwych.
W naszej definicji dopuszczalności gramatycznej tkwi coś, co trzeba wyraźnie stwierdzić i należycie podkreślić. Jeśli przyjmiemy kryterium poprawialności (uzupelnione w sugerowany wyżej sposób), to musimy się liczyć z tym, że nasz model zakwalifikuje.jako dopuszczalne gramatycznie liczne zdania odpowiadające wypowiedziom nonsensowym lub z innych względów niezrozumiałym.
Znajdą się wśród nich prawdopodobnie takie klasyczne przykłady, jak Bezbarwne zielone idee śpią wściekle, Poczwórność pije mitręgę, Szczerość podziwia Jana. Większość lingwistów i filozofów uważa za samo przez się zrozumiale, że w zbiorze zdań dopuszczalnych gramatycznie w danym języku zdania dopuszczalne również semantycznie stanowią tylko podzbiór. Mimo to budową gramatyczną języków rządzą w dużej części zasady semantyczne. Jest to nawet łatwo zrozumiałe. Częścióm mowy oraz takim kategoriom gramatycznym, jak czas*, liczba, rodzaj* czy tryb*, odpowiadają w sposób oczywisty pewne typy funkcji semantycznych (por. 11.1). Różnice w budowie gramatycznej mogą służyć do wyrażania różnic znaczenia (por. 10.4).s
ft W ostatnich latach sprawa poprawności gramatycznej jest żywo dyskutowana przez lingwistów: por. A11975, Bar-Hillel 1967 b, Bazell 1964, Bolinger 1968, Fromkin 1971, Haaś 1973 a, Hill 1961, Houscholder 1973, Hymes 1971, Katz 1964, Lakoff 1971 b i 1972, Mc Cawley 1968 i 1973, Sampson 1975 i Ziff 1964.
16
10.3. Gramatyka generatywna
Najważniejszym wydarzeniem w dziedzinie teorii języka było ostatnio sformułowanie przez Chomskiego zasad gramatyki generatywnej.y
W swojej istocie gramatyka generatywna to po prostu system reguł stosowalnych do kombinacji elementqw pewnego niepustego zbioru i określających pewien ich niepusty podzbiór jako kombinacje zbudowane gramatycznie nienagannie, a pozośtałe jako zbudowane gramatycznie błędnie.
Zanim posuniemy się dalej, musimy na temat tej definicji stwierdzić co następuje:
1. W definicji nie ma mowy o tym, o jakie elementy chodzi i skąd one pochodzą.
2. Nie ma też mowy o tym, czy zbiór tych elementów jest skończony, czy nieskończony.
3. Użyty j est termin koYrebinacja, a nie zbiór, ciąg ani permutacja. 4. Definicja zakłada, że każda kombinacja jest gramatycznie zbudowana albo nienagannie, albo błędnie, a żadna nie jest zbudowana i nienagannie i blędnie jednocześnie.
5. Definicja nie wymaga, żeby zbiór kombinacji żbudowanych gramatycznie błędnie był niepusty (czyli nie wyklucza możliwości, że wszystkie kombinacje są nienagannie.zbudowane gramatycznie).
6. Definicja nie ustala górnej granicy liczby elementów w każdej z kombinacji zbudowanych nienagannie czy blędnie.
7. Definicja nie ogranicza pojęcia gramatyki generatywnej do opisu samych tylko języków ludzkich.
8. W definicji nie ma wyraźnie mowy o tym, że kombinacje mają być zapisami (czy w ogóle odpowiednikami) wypowiedzi lub innych intuicyjnie uchwytnych jednostek zachowania językowego.
Definicj a dopuszcza możliwość istnienia różnych gramatyk generatywnych. Jasne stwierdzenie tego stanu rzeczy oraz wykazanie, że jako modele systemów językowych niektóre gramatyki generatywne są stosowniejsze od innych, stanowi główny wklad Chomskiego do teorii języka.
`' Z wielu istniejących obecnie wstępów do gramatyki Chomskiego najlepszy jest może Huddleston 1976. W sprawie szczegółów bardziej specjalistycznych zob. Levelt 1974 i Wall 1972. Ostatnio ogloszono rękopis Chomskiego z roku 1955 (por. ~homsky 1976 a).
17

Podobnie jak wielu innych lingwistów, Chomsky stwierdza na wstępie, że w każdym języku ludzkim istnieje podzbiór rzeczywistych i potencjalnych wypowiedzi-sygnalów dopuszczalnych gramatycznie i rozpoznawalnych jako zdania tekstowe~(por. 10.2). Następnie przyjmuje dalsze założenie, w myśl którego mówione wypowiedzi-sygnały można traktować jako rządki* (czyli ciągi) odrębnych form, z których kaźda, jęśli chodzi o jej ksztalt fonologiczny, jest rozpoznawalna jako okaz pewnego typu (por. tom I, 1.4). To drugie założenie nie jest istot~e dla pojęcia gramatyki generatywnej. Przyjęcie jednak, że wypowiedzi dopuszczalne gramatycznie są złożone z całkowitej liczby odrębnych form, stałych w swoim kształcie fonologicznym, uprości nasz wykład (pod warunkiem należytego uwzględnienia pewnych zazębień i nieciągłości, które można łatwo wyjaśnić jako odchylenia od normy). Elementy każdego systemu językowego są odpowiednikami minimalnych form, rozpoznawalnych jako okazy tego typu w wypowiedziach sformułowanych w tym języku. Kombinacje nienagannie zbudowane, generowane* przez reguly gramatyki, są rządkami takich elementów. Dla uproszczenia wykładu założymy na początek, że for-mami minimalnymi są wyrazy (a nie morfemy) i że zostają one przedstawione jako ciągi fonemów. Porzucimy również chwilowo graficzne odróżnianie zdań od wypowiedzi (por. tom I, 1.6). Będziemy umownie stosować zapis ortograficzny, a nie fonemowy. Czyniąc tak, będziemy się opierać na zasadzie przekładalności substancjalnej (por. tom I, 1.4 i 3.3). Każdy nienagannie zbudowany rządek generowany przez gramatykę jest zdaniem systemowym* języka J. Odpowiada an jakiemuś zdaniu tekstowemu* tego języka. Odpowiedniość między zdaniami systemowymi a tekstowymi omówimy niżej (por. 14.6). Tu natomiast posłużymy się czysto intuicyjnym i nie zdefiniowanym pojęciem zdania systemowego. W sposób przybliżony można powiedzieć, że zdaniem systemowym jest to, co byłoby traktowane jako zdanie w każdej gramatyce tradycyjnej.
W wypadku idealnym gramatyka nie zakwalifikowałaby jako zdania tekstowego w języku J żadnego rządka gramatycznie niedopuszczalnego. Każde też zdanie tekstowe intuicyjnie dopuszczalne w języku J miałoby swój odpowiednik w zbiorze zdań systemowych. Oczywiście realizacja tego ideału w opisie jakiegokolwiek języka naturalnego jest bardzo trudna, a może nawet niemożliwa. Każdą jednak gramatykę generatywną zbliżającą się do tego ideału (czyli do generowania
wszystkich i samych tylko zdań w języku J, por. 10.2) można, używając dawniejszego wyrażenia Chomskiego, nazwać gramatyką słabo adekwatną.
Ponieważ można skonstruować różnorodne gramatyki generatywne, więc w zasadzie niektóre z nich mogą się nadawać do opisu j ednych języków, a inne do opisu drugich. Jednocześnie języki zaświadczone, choć w swej budowie gramatycznej odbiegają znacznie od siebie, najwidoczniej nie są aż tak rozbieżne, żeby nie było nadziei ich opisu za pomocą gramatyki generatywnej jednego typu. Chcąc temu twierdzeniu nadać treść, trzeba zróżnicować gramatyki generatywne przez nadanie im cech bardziej swoistych, niż to czyniliśmy dotychczas.
Jedną z takich cech jest rekurencyjność*. Dla wielu jężyków - a może nawet dla żadnego - nie można ustalić górnej granicy długości zdań tekstowych intuicyjnie dopuszczalnych. Przez długość rozumie się tu liczbę minimalnych form składowych. Mowa tu zresztą nie tyle o dlugości zdań, ile o możliwości wspólrzędnego lączenia skladników zdania i zdań skladowych, albo też upodrzędniania* jednych wobec drugich, czyli "zanurzania" jednych w drugie. Tak np. nie ma górnej granicy liczby składników rzeczownikowych dających się połączyć w dłuższy składnik: por. [stół (i) krzesła (i) obrazy... i pianino] ani górnej granicy liczby przydawek: por. [książka na stole w sypialni na ~drugim piętrze domu w parku... na drugim końcu miasta]. Podobnie nieograniczona jest liczba zdań skladowych możliwych do polączenia wspólrzędnego, por. [Wszedł (i) zdjąl palto... (i) zrobił sobie bardzo mocny cocktail i siadl w swoim ulubionym fotelu], lub do upodrzędnienia * , por. [pies, który gonil kota, który zabil szczura... w domu, który zbudował Jack]. W każdym skończonym systemie reguł takimi i tym podobnymi konstrukcjami muszą rządzić reguly rekurencyjne*, czyli stoso~cvalne nieokreśloną liczbę razy do swego własnego wytworu*.
Ponadto przynajmniej w niektórych językach zachodzą również związki między formami nie sąsiadującymi ze sobą. Te z kolei formy mogą być przedzielone skladnikiem zdania lub zdaniem składowym zawierającym dalszą parę form nie sąsiadujących, ale związanych ze sobą, i tak dalej. Wynika stąd, że reguły gramatyczne zakładają istnienie takich jednostek, jak skladniki zdania i zdania skladowe. Nie wystarczy samo poklasyfikowanie form minimalnych, a następnie wygenerowanie wszystkich i samych tylko zdań w danym języku jako bezkonstrukcyjnych, linearnych ciągów klas fórm minimalnych.
18 ~ 19

Jak twierdził Bloomfield (1935, 161), omawiając angielskie zdanie tekstowe (Poor John ran away], `Biedny John uciekł', każdy rodoW ity użytkownik języka angielskiego rozpozna intuicyjnie, że ta wypowiedź jest złożona z dwu składników: [poor John] i [ran away] oraz że każdy z tvch składników z kolei łączy w sobie dwa mniejsze składniki: z jednej strony [poor] i [John], z drugiej [ran] i [away]. Co więcej, [poorJohn] jest składnikiem tego samego typu - nazwijmy go NP (składnikiem rzeczownikowym) - co [John, my friend] `mój przyjaciel', [the Sultan's favourite odalisk] `ulubiona odaliska sułtana' [he] `on', [the rat that killed the cat] `szczur, który zabilkota' itp. Podobnie [ran away] jest składnikiem tego samego typu - nazwijmy go VP (składnikiem czasownikowym)-co [died] `umarł', [went to London] `pojechał do Londynu', [poisoned his mother in law] `otruł swoją teściową' itp. Każde z tych NP i VP jest albo proste, jeśli stanowi je tytko jedna forma minimalna, albo złożone. W języku istnieje nieskończona liczba NP nienagannie zbudowanych i VP składniowo i mórfologicznie nienagannych. Gramatyka musi generować każde z nich wraz z jego poprawną analizą składnikową~', polegającą na połączeniu form w odpowiednie NP i VP oraz na zakwalifikowaniu każdego z tych połączeń. .
Dla przedstawienia struktury składnikowej zdań językoznawcy posługują się różnymi rodzajami zapisu. Obecnie używa się do tego najczęśćiej grafów zwanych drzewami (dendrytami). Jeżeli np. oznaczymy zdanie symbolem S i umieścimy go u korzenia drzewa, to będziemy mogli przedstawić strukturę skladnikową zdania (The Sultan's favourite odalisk poisoned her mother-in-law] `ulubiona odaliska sułtana otruła swoją teściową' za pomocą tak zwanego przez Chomskiego znacznika frazowego (wykresu składników zdania), jak na rys. 1.
/s /NP\ 'VP`
Det// \\N V// \\N P I NP Poss Adj N ~ Det N
I ~ I I I I I
i Dęt N i j i I ~ i
i i ; i i ~ i I , I . I , I I I I I ~
fhe Sulton s fovourite ndolisk poisoned her mother-in-low
W poyvyższej analizie wiele jest rzeczy wątpliwych. Używamy jej jednak tylko dla ilustracji. Realność pojęcia struktury składnikowej uznaje wielu lingwistów. Jeden z przekonujących argumentów na jej korzyść stanowi to, że często zdanie jest różnie interpretowane zależnie od analizy składnikowej rządka form. Tak np. zdanie (...) [Pójdzie Tom albo Dick i Harry] może znaczyć bądź to `Pójdzie Tom, albo pójdą Dick i Harry' bądź też `Pójdzie Harry i albo Tom albo Dick'. Drugim argumentem na rzecz realnóści struktury składnikowej jest to, że jej różnicom często odpowiadają różnice prozodyczne. Tak np. w języku mówionym zdanie [Pójdzie Tom albo Dick i Harry] na ogół byłoby jednoznaczne, ponieważ intonacja i akcent wyjaśniałyby, czy [albo] łączy składnik [Tom] ze składnikiem [Dick i Harry], czy też tylko ze składnikiem [Dick]. Z drugiej strony wypowiedź w rodzaju [Mówił chodząc o lasce] w normalnych warunkach może, ale nie musi stać się jednoznaczna dzięki prozodycznej informacji sygnałowej. Częściowej przynajmniej zgodności różnic w strukturze składnikowej z różnicami w znaczeniu i w prozodii można oczywiście z góry oczekiwać.
Niezależnie jednak od tego pojęcie struktury składnikowej można uzasadnić argumentami czysto składniowymi i morfologicznymi. Jedną z ważnych semantycznie zasad związanych z pojęciem struk
tury składńikowej jest zasada endocentryczności*. O składniku zdania mówi się, żc; jest endocentryczny, jeśli jest składniowo równoważny z jednym ze swoich własnych bezpośrednich składników (...) Tak więc endocentryczne są składniki rzeczownikowe zawierające zdanie względne, ńp. składnik [człowiek, który przyszedł ria podwieczorek], mający we wszystkich poprawnych zdaniach tę samą dystrybucję, co składnik [człowiek]. Podobnie składnik [ulubiona odaliska] jest składniowo równoważny składnikowi [odaliska] i dlatego na rys. 1 został zakwalifikow~ny jako N (rzeczownik). Oba te przykłady ilustrują typ endocentryczności zwany upodrzędniającym, a polegający na tym, że składnik endocentryczny składa się z ośrodka* i z określnika*. Ośrodek jest składniowo równoważny z całym składnikiem, a określnik jest składnikiem podrzędnym.
W najbardziej znanych ujęciach do składników endocentrycznych zalicza się również składniki szeregowe*. Ich charakterystyczną właściwością jest to, że zawierają więcej niż jeden ośrodek, a nie zawierają określnika. Szeregowość obejmuje wiele różnych związków składniowych. Z punktu widzenia zgody w liczbie należy odróżnić dysjunk
~'I

cję od koniunkcji: por. [John albo Mary przyjdzie). Szeregowy składnik rzeczownikowy trzeba niekiedy interpretować zbiorczo ((John i Mary to szczęśliwa para]), kiedy indziej rozdzielnie ([John i Mary są szczęśliwi)), a jeszcze kiedy indziej wzajemnie ((John i Mary są podobni]). Na szczegółową klasyfikację składników szeregowych, oraz na ich równoważność lub nierównoważność dystrybucyjną wobec jednego lub obu ich składników, wpływają ponadto rozmaite inne okoliczności. W dalszym ciągu endocentrycznymi będziemy nazywać przede wszystkim składniki o budowie upodrzędniającej.
Każdy składnik nieendocentryczny nazywamy egzocentrycznym*. Typowymi przykładami są Yu wyrażenia przyimkowe typu (przy domu), składniowo równoważne z przysłówkami miejsca typu (tu] lub (tam), albo też zdania okolicznikowe czasu, takie jak (kiedy przyszedł do domu], składniowo równoważne z przysłówkami i wyrażeniami przyimkowymi typu (wtedy] albo (w tym czasie]. Jeśli kategorie składniowe oznaczymy zmiennymi X, Y, Z, a ich połączenia kropką (bez względu na ich kolejność i sąsiedztwo), to możemy oznaczyć endocentryczność wzorem XxY=X, a egzocentryczność XxY=Z, przy czym Z#X i Z#Y, podczas gdy tożsamość czy nietożsamość X i Y pozostaje nie przesądzona (...). .
Interpretacja zdania systemowego w rodzaju Tom i Dick ładnie pływają i Harry też polega na przypisaniu zdaniu składowemu i Harry też orzeczenia identycznego z orzeczeniem poprzedniego zdania składowego. Jeśli całe zdanie zostanie wymówione jako oznajmienie w zamierzeniu prawdziwe, to możemy z niego wywnioskować trzy odrębne a prawdziwe twierdzenia: że Tom ładnie pływa, że Dick ładnie pływa, że Harry ładnie pływa. Jeden z móżliwych sposobów analizy gramatycznej omawianego zdania złożonego polega na stwierdzeniu, że w badanym języku istnieje reguła składniowa pozwalająca zastąpić zdanie składowe (Harry ładnie pływa] zdaniem (Harry też], jeżeli zachodzi tożsamość między tym, co w pierwszym zdaniu jest realizowane formą [ładnie pływa], a w drugim - formą [też]. Tożsamość ta jednak wyraźnie nie zachodzi między rzeczywistymi formami (por. (pływają): (pływa]). Tym, co w tych różnych realizacjach jest tożsame, jest rozpoznawalna składniowo jednostka ładnie pływać, pełniąca w obu zdaniach składowych funkcję orzeczenia. Niektóre właściwości morfosyntaktyczne form tej jednostki składniowej (żwłaszcza jej liczba pojedyncza czy mnoga) są nieistotne dla jej statusu jako wyrażenia i zależą tylko
od reguł zgody i rządu. Biorąc inny przykład, możemy powiedzieć, że w zdaniach: Umarł mój przyjaciel, Zabił mojegó przyjaciela i Dałem ksigżk~ mojemu przyjacielowż jako podmiot, dopełnienie bliższe i dalsze występuje to samo wyrażenie. Z tego punktu widzenia nieistotne jest, czy mój przyjaciel stoi w mianowniku, w bierniku czy w celowniku.
Wyrażenia takie, jak ładnie pływać (a może również mój przyjaciel). są endocentryczne. Endocentryczność formy ładnie pływa jest następstwem - niekoniecznym - endocentryczności wyrażenia leżącego u jej podstaw (...).
Gramatyki generatywne dzielą się na kilka typów: na gramatyki struktur składnikowych, dependencyjne, kategorialne i inne. Nie będziemy omawiać różnic między nimi, ani porównywać ich zalet i wad. 171a naszych celów ważniejsza jest różnica między gramatykami odróżniającymi strukturę głęboką* od powierzchniowej* a takimi, które ich nie. rozróżniają. Gramatyki pierwszego typu nazwiemy transformacyjnymi, używając tego terminu w sposób dość swobodny. Gramatyki typu drugiego będziemy nazywać nietransformacyjnymi*. Takim bardzo szerokim pojęciem gramatyki transformacyjnej można objąć wiele systemów analizy składniowej, niekiedy bardzo różnych pod innymi względami od systemu Chomskiego (1965). Łączy je pogląd, że zdania i składniki zdań powierzchniowo różne można wyprowadzić z jednakowej struktury tkwiącej u ich podstaw-i odwrotnie. Poglądowi temu hbłdowało w pewnym stopniu także wielu gramatyków tradycyjpych.
1 tak odpowiadające sobie zdania czynne i bierne np. Terroryści torturowali więźnia i Więzień. był torturowany przez terrorystów różnią się znacznie swoją strukturą powierzchniową. Dla opisania jednak tych różnic posługujemy się pojęciem struktury głębokiej. Na tym polega największa różnica między gramatykami transformacyjnymi i nietransformacyjnymi, a także między poszczególnymi rodzajami gramatyk transformacyjnych. Gramatyka transformacyjna (w naszym umy~lnie swobodnym i dość szerokim znaczeniu) wywodzi albo jedno z tych zdań z drugiego (i to raczej bierne z czynnego), albo oba ze struktur głębszych, przedzdaniowych, identycznych lub prawie identycznych, a zarazem bardziej abstrakcyjnych.
W systemie Chomskiego (1965) struktura głęboka zdania jest określona jako przedzdaniowy wykres składników, a mianowicie jako
22 ~ 23

drzęwo o korzeniu oznaczonym literą S i o węzłach oznaczonych takimi symbolami kategorii, jak NP `składnik rzeczownikowy', VP `skladnik czasownikowy', N `rzeczownik', V `czasownik' itd. Z tej strukhmy głębokiej Zvywodzi się powierzchniową strukturę zdania przez kolejne stosowanie szeregu reguł transformacyjnych, z których każda wywiera (w zasadzie) określony wpływ na wykres składników. W systemie Harrisa (168) rozróżnia się zdania jądrowe*, wywodzone za pomocą tzw. reguł bazowych,~oraz zdania niejądrowe, wywodzone ze zdań jądrowych za pomocą reguł transformacyjnych. Do systemu tego można oczywiście wprowadzić uogólnione pojęcie struktury głębokiej i powiedzieć, że struktura głęboka Harrisowskiego zdania niejądrowego jest identyczna z jego strukturą powierzchniową. U innych lingwistów głęboka struktura zdania (nie przez wszystkich tak nazywana i nie przez wszystkich równie precyzyjnie definiowana) powstaje w wyniku szeregu decyzji składniowych. Z tego zaś kompleksu wybranych cech składniowych wyprowadza się strukturę powierzchniową za pomocą reguł, które i tutaj nieobowiązująco nazwiemy transformacyjnymi. We ,współczesnych rozważaniach nad stosunkiem między składnią a semantyką pojęcie struktury głębokiej odgrywa ważną rolę.(...)
Wśród trąnsformacji, jakimi będziemy się posługiwać w niniejszej książce - zawsze w sposób swobodny - wymienimy tutaj nominalizacje* i adiektywizacje*. Przez nominalizację należy rozumieć transformację zdania (S) w składnik rzeczownikowy (NP). Skladnikiem tym może być zdanie składowe, grupa składniowa, a w pewnych okolicznościach pojedynczy rzeczownik. Przykładami nominalizacji są takie wyrażenia, jak zabójstwo siostry Georginii lub że księżyc jest zrobiony z niebieskiego sera. Termin adie%tywizacja jest w obiegowych wersjach gramatyki transformacyjnej używany rzadziej . Tu będziemy przez niego rozumieć wywód przydawek i zdań przydawkowych (w tym także względnych) z różnych struktur predykatywnych. Przykładami konstrukcji zakładających adiektywizację są szczekający pies; książka na stole; dziewczyna o zielonych oczach; przyjaciel mojego ojca; pan, który przyszedl na podwieczorek.
Na tym kończy się nasz opis gramatyki generatywnej. W szeregu spraw spornych zajęliśmy świadomie stanowisko możliwie neutralne. W dzisiejszym stanie teorii gramatycznej byłoby nierozsądnie postąpić inaczej. O strukturze semantycznej zdań i wypowiedzi można mówić wiele bez opowiadania się po stronie tego czy innego systemu analizy
gramatycznej. Z drugiej strony wiele aspektów związku między strukturą gramatyczną a semantyczną można scharakteryzowaćprecyzyjnie tylko w ramach określonej teorii całej struktury systemu językowego oraz w ramach wyczerpującego i szczegółowego opisu stosunków składniowych między poszczególnymi zdaniami. Niektóre ważne sprawy, ostatnio szeroko dyskutowane przez Językoznawców, będziemy musieli omówić tylko pobieżnie i bardzo swobodnie. Mamy jednak nadzieję, że w niniejszym punkcie podaliśmy zasadnicze informacje, na których podstawie niej ęźykoznawca potrafi ocenić ważpość większości naszych dalszych twierdźeń.
10.4. Niejednoznaczność gramatyczna
.le.st rzeczą powszechnie uznaną i stwierdzalną, że liczne wypowiedzi dopuszczalne są niejednoznaczne'': można je. interpretować w dwa lub więcej niż dwa sposoby. W codziennym zachowaniu językowym ich niejednoznaczność często (choć nie zawsze) uchodzi uwadze. Kontekst bowiem powoduje, że wszystkie możliwe interpretacje z wyjąticicm jednej są niedorzeczne lub mało prawdopodobne. Tak np. następująca wypowiedz-sygnał
(1) They passed the port at midnight
ma co najmniej dwie możliwe interpretacje: `O północy minęli port' oraz `O północy puścili w obieg butelkę portwejnu'. To, która z tych dwu interpretacji jest żamierzona przez mówiącego, wynika na ogół jasno z kontekstu, w jakim występuje wypowiedź. Sama jednak wypowiedź-sygnał jest wewnętrznie niejednoznaczna i jako taką musi ją opisać językoznawca.
Czytelnik zauważyl zapewne, że określiliśmy (1) jako niejednoznaczną wypowiedź-sygnał. Wystrzegaliśmy się na razie zakwalifikowania (I) jako niejednoznacznego zdania. Zgodnie z tradycyjnym użyciem. terminu zdanie dwie wypowiedzi uważa się za odpowiedniki jednego zdania wtedy i tylko wtedy, kiedy po pierwsze są ze sobą identyczne w zapisie gramatycznym i fonologicznym (lub ortograficznym), a po drugie, kiedy formy, z których są zlożone, są formami tych samych leksemów. Przy założeniu, że w języku angielskim poru `port' i port, `portwejn' są różnymi leksemami, wypowiedź [They passed the port at midnight] odpowiadałaby (co najmniej) dwu różnym zdaniom angiels
24 ~ 25

kim - i to bez względu na to, czy obu rządkom form (leksykalnie różnym, choć fonologicznie identycznym) przyznalibyśmy tę samą, czy odmienną strukturę gramatyczną. Z tego poglądu na stosunek wypowiedzi do zdań (reprezentowanego konsekwentnie w całej niniejszej książce) wynika, że w wielu wypadkach niejednoznaczność wypowiedzi należy uwidocznić przez jej zestawienie ze zdaniami różnymi gramatycznie, a zarazem leksykalnie, choć może pokrewnymi.
Stwierdziwszy to, musimy się od razu zastrzec, że zgodnie z generatywną definicją terminu zdanie gramatyk generatywista zakwalifikowałby zdanie systemowe odpowiadaj ące wypowiedzi [They passed the port at midnight] jako jedno zdanie o dwu (lub więcej niż dwu) znaczeniach, czyli jako zdanie niejednoznaczne. Uzus taki ma pewne zalety praktyczne. Będziemy go odtąd stosować omawiając różne przykłady rządków niejednoznacznych. Poza wszystkim innym termin zdarcże jest poręczniejszy, niż gramatycznie poprawny rządek form minimalnych i niż wszelki inny termin, którego by można użyć nie chcąc z góry przesądzać odwiecznego zagadnienia homonimii i polisemii (por. 13.4).
Musimy zacząć od rozróżnienia niejednoznaczności językowej i niejęzykowej. Wypowiedź mówiona jest niejednoznaczna językowo, jeżeli jej niejednoznaczność odzwierciedla się w zapisie odpowiedniego zdania systemowego na którymś z poziomów jego analizy. Niejednoznaczność językowa zależy wyłącznie od struktury danego systemu językowego. Inne natomiast rodźaje niejednoznaczności (rzeczywistej lub potencjalnej) należy opisywać w inny sposób. Tak np. językoznawcy nie interesuje na ogół niejednoznaczność odniesieniowa (referencjalna) rzeczowników własnych, zaimków osobowych i wskażujących ani deskrypcji określonych (por. tom I, 7.2) - np. to, że w wypowiedzi [They passed the port ad midnight] wyrażenie they `oni' (nie mające odpowiednika w przekładzie polskim - przyp. tł. ) może się odnosić do nieskończenie wielu różnych grup osób. Niejednoznaćzność odniesieniowa jest uważana za językową tylko wtedy, kiedy polega na wyj ątkowym nieuwidocznieniu któregoś z rozróżnień zgramatykalizowanych w danym języku, np. na rozróżnieniu zaimków zwrotnych i niezwrotnych. Tak więc zdanie Johyi Srrrith thirrks that he ó~as failed the exaynination `John Smith myśli, że (on) nie zdał egzaminu' można zakwalifikować jako językowo niejednoznaczne na skutek tego, że zaimek he `on' można rozumieć albo jako zwrotny (`on sam'), albo jako nie
zwrotny (`on = tamta osoba', por. 15.4). Natomiast jako niejęzykowe kwalifikuje się niejednoznaczności wypowiedzi-sygnałów powodowane szumem przewodowym (por. tom I, 2.2), brakami w umiejętnościach użytkownika języka lub w ich realizacji (por. 14.2), albo jakimś szczególnym kontekstem (por. 14.6).
W zakres analizy językoznawczej wchodzi na ogół, jak widzieliśmy, tak nazwana przez nas prozodyczna informacj a sygnałowa. Formy mogą się regularnie różnić od siebie nie tylko składem fonemowym, lecz również jakąś dodatkową cechą prozodyczną. W wielu językach rozmaite formy tego samego leksemu są zróżnicowane prozodycznie. Są też języki, w których wyłącznie akcent lub ton różnicuje leksemy zupełnie niespokrewnione ze sobą. Formy wyrazowe nie są więc po prostu rządkami fonemów, lecz mogą się na nie nakładać różnorodne cechy prozodyczne (suprasegmentalne*). Za pomocą takich cech mogą być różnicowane nie tylko formy wyrazowe, lecz również formy grup syntaktycznych. Jest to nawet w większości języków świata wypadek znacznie częstszy.
Cechy prozodyczne mają również inną funkcję. Lingwiści przypisują ją na ogół konturom akcentowym i intonacyjnym związanym z całą wypowiedzią, a nie z jej formami składowymi. Tak np. następująca wypowiedź:
(2) [I've Been her, not him~` Widzialem ją, a nie jćgo' zawiera dwie formy ze wzmocnionym akcentem: her i him. Formy te jednak uznaje się za identyczne z nieakcentowanym her `ją' i him `go'. Na to samo zdanie może się nakładać któryś spośród kilku schematów prozodycznych (por. 10.1). Toteż dwu lub więcej niż dwu wypowiedziom różnym tylko prozodycznie (i dzięki temu jednoznacznym) może w naszym ujęciu odpowiadać jedno zdanie o dwu lub więcej niż dwu znaczeniach. Ujęcie to można traktować jako czysto terminologiczną konwencję, nie mającą znaczenia dla ważnego problemu, czy i w jaki sposób w gramatyce generującej zdania należy uwzględniać schematy akcentuacyjne i intonacyjne.
Na granicach form mogą zachodzić różnorodne zj awiska stykowe* . Tak np. w języku francuskim elizja* samogłoski wygłosowej w formach le `go' i la `ją' powoduje, że wypowiedź w rodzaju [Je 1'aime beaucoup] można zanalizować albo jako je +le +aime +beaucoup `kocham go bardzo' albo jako je+la +aime +beaucoup `kocham ją bardzo'. Sama w sobie elizja nie jest ważnym problemem teoretycznym,
26 ~ 27

podobnie jak zjawisko odwrotne, zwane w języku francuskim tradycyjnie liaison*.
Trudniejsze teoretycznie są te cechy stykowe, które w wypowiedziach służą (obowiązkowo lub fakultatywnie) do rozgraniczania form sąsiednich. Tak np. w języku angielskim, przynajmniej w wymowie , powolnej i starannej, można różnicować takie pary grup składniowydr, jak an aim `cel' i a name `imię', an ice-bucket `kubeł na lód' i a nice bt~cket `ładny kubeł', the grey tape `szara taśma' i the great ape `wielka małpa' i wiele innych. Różnicowanie to odbywa się za pomocą pewnych cech stykowych ("przerwy" czyli zwarcia krtańiowego przed wyrazem zaczynającym się ad samogłoski-przyp. tł.), których status fonetyczny jest dość niejasny, ale które są mimo to regularne i dostrzegalne. To samo dotyczy takich par form francuskich, jak [qu'il aime~ czyli que +il +aime `którego ,on kocha' i ~qui 1'aime~ czyli qui + le +aime `który go kocha'. Takie zjawiska stykowe służą do ujednoznaczniania wielu wypowiedzi, które według obiegowych wersji gramatyki generatywnej zostałyby zakwalifikowane jako niejednoznaczne. Sygnalizują one rzadziej granice form prostych, jak to mogłoby wynikać z naszych dotychczasowych przykładów, a częściej granice składniowe wyższego stopnia. W dalszym ciągu będziemy pomijać te fakultatywne zjawiska stykowe. Nie przesądzamy jednak tego, czy wypowiedzi zróżnicowane za ich pomocą należy uznać za odpowiadające jednemu, czy więcej niż jednemu zdaniu w systemie językowym. Od tej też chwili będziemy mówić o zdaniach, a nie o wypowiedziach.
Teraz możemy już zdefiniować i omóyvić zjawisko niejednoznaczności gramatycznej`. Gramatycznie niejednoznaczne jest takie zdanie, które gramatyka generatywna danego języka analizuje w więcej niż jeden sposób. Definicja ta wymaga koniecznie trzech wyjaśnień.
Po pierwsze nie. każde zdanie niejednoznaczne gramatycznie dopuszcza w rzeczywistości więcej niż jedną interpretację (w odróżnieniu od analizy-przyp. tł.). Pod tym względem niejednoznaczność gramatyczna przypomina niejednoznaczność leksykalną. Podobnie jak niejednoznaczne leksykalnie zdanie They-drank tlce port at midnight w żadnym chyba wypadku nie zostanie zinterpretowane jako znaczące `O północy wypili port', lecz tylko `O północy wypili portwejn', tak samo niejednoznacznie gramatycznie zdanie
(3) ~He shot the man with a stickj zostanie normalnie zinterpreto
~~,ne jako znaczące `Zastrzelił człowieka z kijem' a nie `Zastrzelił człowieka (strzelając) z kija'.
Po drugie nasza definicja niejednoznaczności gramatycznej uzależnia ją od określonego gramatycznego modelu systemu językowego. Niektóre więc zdania mogą przy jednej analizie systemu językowego bv_ ć gramatycznie niejednoznaczne, a przy drugiej jednoznaczne.
Po trzecie nasza definicja niejednoznaczności gramatycznej nie wyklucza tego, że zdanie może być niejednoznaczne leksykalnie i gramatveznie zarazem. W dalszym ciągu naszych rozważań wykażemy, że jest to możliwość nie tylko teoretyczna.
Najmniej spornym typem niejednoznaczności gramatycznej jest ten, który można unaocznić w strukturze składnikowej (ewentualnie z dodatkową różnicą akcentu intonacji lub styku). Niejednoznaczność taką zilustrowaliśmy zdaniami (pór. 10.3):
(4) He arrived lute last night `1. Przybył wczoraj późnym wieczorem; 2. Wczoraj wieczorem przybył z opóźnieniem'.
(5) Tom or Dick and Harry will go `Pój Bzie Tom albo Dick i Harry . (6) He hit the man widz the stick `l.Uderzył człowieka z kijem. 2. Uderzył człowieka kijem'.
Do tych przykładów można dodać następujące:
(7) You can't get fi~esh frztit and vegetables these days `O tej porze roku nie można dostać świeżych owoców i jarzyn'.
(8) They are eating apples `1. Judzą jabłka. 2. To są jabłka do jedzenia'.
Tc~, że każde z tych zdań może mieć co najmniej dwie interpretacje, to rzecz oczywista. Jasne jest również, że ich niejednoznaczność nie wynika z homonimii ani z polisęmii, lecz daje się unaocznić w sposób naturalny w ich strukturze skladnikowej. Każda.mniej więcej wyczerpująca gramatyka generatywna języka angielskiego przypisałaby automatycznie odpowiednim zdaniom systemowym (oraz nieskończonej liczbie zdań podobnych) co najmniej po dwie różne analizy składnikowe. Pod tym względem ich struktura gramatyczna jest bezsporna.
Pod innymi jednak względami nie można struktury składnikowej zdań (4) - (8) zakwalifikować jako bezspornej. Na strukturę składnikową składa się-przynajmniej w niektórych systemach formalizacjiz jednej strony ugrupowanie składników, z drugiej ich zakwalifikowanie (kategoryzacja, por. 10.3). Z tego punktu widzenia nie nastręczają problemów zdania (5) - (7), których niejednoznaczność gramatyczna
S ~ 29

przynajmniej w niektórych wypadkach wynika z różnic w zgrupowaniu składników. Ale nawet pod tym względem zdanie (6) różni się od (5) ; i od (7). W jednej z interpretacji zdania (6) składnik with a stick `z laską' jest przydawką rzeczownika man `człowiek'. W drugiej interpretacji składnik with a stick `laską' jest okolicźnikiem czasownika hit `ude-.' rzył'. W obu jednak wypadkach składnik ten jest złożony z przyimka wich i z grupy rzeczownikowej a stick. Zachodzi więc pytanie, czy składnik ten należy zakwalifikować dwojako: w jednym wykresie składników j oko przydawkę, a w drugim j oko okolicznik. Jeśli tak zrobimy, to zdanie (6) będzie niejednoznaczne gramatycznie zarówno ze względu na zgrupowanie składników, jak i na ich zakwalifikowanie. Co więcej, wbrew naszemu założeniu, że zdanie (6) jest jednoznaczne leksykalnie, można by się spierać, czy przyimek with nie ma tu dwu różnych znaczeń: `1. z (czymś); 2. za pomocą (czegoś)'. Na temat jednak charakteru niejednoznaczności zdania (6) - kwalifikacyjnego czy leksykalnego - nie będziemy się tutaj wypowiadać. Chcemy tylko podkreślić, że niejednoznaczność gramatyczna zależy przynajmniej w części od sposobu analizy systemu językowego, zwłaszcza jeśli chodzi o kwalifikowanie składników. Podobnie można by skomentować zdania (4) i , ($).
Przy omawianiu pewnych typów niejednoznaczności często nie porusza się zupełnie tej sprawy. Jeden z najdawniejszych przykładów Chomskiego (1957), często cytowany dla zilustrowania różnicy między',; strukturą głęboką a powierzchniową, brzmi:
(9) Flying planes can be dangerous, `1. Lecące samoloty mogą być niebezpieczne. 2. Oblatywanie samolotów może być niebezpieczne'.; To i temu podobne zdania omawia się na ogół z milczącym założe
niem, że mają one jedną tylko strukturę powierzchniową, a ich niejednoznaczność można wyjaśnić tylko różnicą struktury głębokiej (por.:' 10.3). Kto wie jednak, czy nie wystarczy tu zróżnicowanie kwalifikacji składnika flying planes. Przy jednej interpretacji forma flying jest imiesłowem (`lecące'), przy drugiej - nazwą czynności (`oblatywańie'). Ponieważ w zdaniach angielskich dystrybucja imiesłowów i nazw czynności zachodzi na siebie; ale się nie pokrywa, więc w gramatyce: generatywnej można by je śmiało kwalifikować jako różne typy składników. Co więcej, niejednoznaczność zdania (9) zależy także od dwu innych czynników. Angielskie czasowniki modalne (can `.może', must `musi' itp.) nie odmieniają się przez liczbę. Stąd flyingplanes jest przy
jednej interpretacji grupą rzeczownikową w liczbie pojedynczej, a przy drugiej - grupą w liczbie mnogiej. Jest to różnica wysoce istotna dla dystrybucji grupy flying planes w bardzo wielu zdaniach, ńp. Flying planes is dangerous `Oblatywanie samolotów jest niebezpieczne' i Flying planes are dangerous `Lecące samoloty są niebezpieczne' (...) Drugim czynnikiem powodującym niejednoznaczność zdania (9) jest moźliwośe użycia czasownika fly jako nieprzechodniego (`lecieć') lub przechodniego (`oblatywać'). Gdyby uznać różnicę między czasownikami nieprzechodnimi a przechodnimi za istotną dla ich traktowania jako odrębnych leksemów, to zdanie (9) wykazywałoby niejednoznaezność nie tylko gramatyczną, lecz również leksykalną: Wtedy bowiem f ly `lecieć' i fly `oblatywać' nie byłyby tym samym leksemem, lecz dwoma homonimami. Zdanie byłoby niejednoznaczne leksykalnie także w tyn~ wypadku, gdyby czasownik fly był zakwalifikowany w słowniku jaka jeden leksem o dwu znaczeniach (por. 13.1).
Tutaj przyjmiemy, że zdanie (9) jest niejednoznaczne gramatycznie (niezależnie od tego, czy jest, czy też nie jest niejednoznaczne także leksykalnie oraz od tego, że ponadto jest niejednoznaczne transformacyjnie) (...) Zdanie jest niejednoznaczne transformacyjnie (w danej gramatyce) wtedy i tylko wtedy, kiedy zostaje wywiedzione z dwu iub więcej niż dwu struktur głębszych. Tak jest w wypadku zdania (9). Procesy składniowe adiektywizacji i nominalizacji, za pomocą których grupę flying planes można wyprowadzić ze zdań Planes fly `Samoloty lecą' i ,Someone flies planes `Ktoś oblatuje samoloty' (a według teorii Chamskiego - ze struktur leżących u podstaw tych zdań) są to procesy bardzo rozpowszechnione, być może uniwersalne. Ich realność można wykazać niezależnie od okoliczności semantycznych. Transformacyjne ujęcie niejednoznaczności takiej grupy składniowej, jak flying plane~, jest sęmantycznie atrakcyjne. Wiąże ono bowiem zdanie typu '(9) z kilkoma zdaniami jednoznacznymi, z których każde może przy pewnej interpretacji uchodzić za parafrazę zdania (9):
( 10 ) Planes which are flying can be dangerous `Samoloty, które lecą, mogą być niebezpieczne'.
(l l ) To fly planes can be dangerous `Oblatywać samoloty może być rzeczą niebezpieczną'.
Możliwe są również struktury głębokie pozwalające na jeszcze inne interpretacje zdania (9), por. Planes for flying can be dangerot~s `Sa
30 ~ ~ ~ 31

moloty do latania mogą być niebezpieczne'. Nie ma to jednak znacze~ nia dla głównego toku naszych rozważań.
Do niejednoznaczności transformacyjnej nie jest konieczne istnie~~ nie innego, jednoznacznego wytworu transformacji tej samej struktu a ry głębokiej. Oczywiście transformacyjne ujęcie niejednoznacznośe' straciłoby znacznie na sile przekonującej, gdyby się okazało, że w wie` lu wypadkach zakładane różnice w strukturze głębokiej nie odpowia~ dają różnicom w. ich interpretacji. Wartość jednak gramatyki transfor " macyjnej nie zależy bezpośrednio od jej przydatności do opisu niejed; noznaczności zdań, ani w ogóle ich struktury semantycznej.
To, co tu mówimy, kłóci się z pewną podstawową zasadąprzyświe:~~ Gającą wielkiej części nowszych prać na polu gramatyki generatywnej:, z zasadą, że zdanie ma dokładnie tyleż interpretacji. ile ma analiz głębokich (por. 10.5): Zasada ta jednak opiera się na kilku wątpliwych zaY, łożeniach.
Jednym z nich jest przekonanie, że każde zdanie w określonym ję--' zyku ma określoną i empirycznie stwierdzalną liczbę interpretacji' (por. Zwicky i Sadock, 1975). Spośród możliwych metod stwierdzania niejednoznaczności możńa od razu wyeliminować dwa: przekład i parafrazę. Żadna z tych metod nie wystarcza do odróżnienia niejednoznaczności od szerokości i zńaczenia. Wyraz szwagier tłumaczy się na język rosyjski czterema leksemami o różnych znaczeniach. Można go też sparafrazować wyrażeniami brat żony, brat męża, mgż siostry itd. Ale ani jedno ani drugie nie dowodzi, jakoby wyraz szwagier miał kilka znaczeń (por. tom I, 9.2). Podobnie angielskie zdanie He went to school można przetłumaczyć albo `Poszedł do szkoły' albo `Chodził do szkoły'. Co więcej, to ostatnie można przetłumaczyć z powrotem na angielski także He c~.sed to go to school `Zawsze szedł do szkoły'. Mimo to można uważać, że zarówno zdanie He went to school, jak i zdanie Chodzil do szkoty są jednoznaczne. Oczywiście można uważać także przeciwnie. Przeklad bowiem i parafraza same w sobie nie są rozstrzygające, choć mogą zwracać uwagę na niejednoznaczność; która da siępotem stwierdzić za pomocą innych kryteriów.
To samo dotyczy kontekstu. Twierdzi się czasem, że pewne zdanie jest niejednoznaczne, ponieważ może być wypowiedziane w zupełnie; różnych kontekstach. Ale przecież nie można wykluczyć, że dwie wypowiedzi o tym samym znaczeniu mogą wystąpić w różnych kontek i Stach, a dwie wypowiedzi o różnych znaczeniach- w tym samym kon=
tekście. Podobnie gołosłowny jest argument, że zdanie jest niejednoznaczne, ponieważ można nim opisać różne stany rzeczy (a więc ma różne zbiory warunków prawdziwości, por. tom I, 6.5). Każde bowiem zdanie, które może być oznajmieniem, opisuje nieskończoną liczbę stanów rzeczy.
Niektóre zalecane kryteria niejednoznaczności gramatycznej są oparte na spornych założeniach teoretycznych, dotyczących stosunku semantyki do gramatyki, albo na rzekomej realności wątpliwych procesów składniowych. ` `_
Istnieją także kryteria niejednoznaczności gramatycznej przyjmowane bardziej powszechnie. Jednym z nich jest kryterium łączliwości współrzędnej, tak powszechnie stosowane, że można by je niemal uważać za neutralne wobec poszczególnych teorii. Kryterium to poleca przede wszystkim na tym, że nie wolno łączyć ze sobą współrzędnie form nierównoległych gramatycznie. Pogwałcenie tej zasady powoduje powstanie błędu zwanego zeugmą'v. Jego przykładem byłoby zdanie: (12) We heard your voice and her slam the door. `Usłyszeliśmy twój głos i że ona trzasnęła drzwiami'.
Jak stąd wynika, youY voice `twój głos' i her slam the door `że ona trzasnęła drzwiami' są konstrukcjami gramatycznie nierównoległymi. Pierwsza jest grupą rzeczownikową, dru~~a tak zwanym akkuzatiwem cum infinitivo. Z drugiej strony istnieje w języku angielskim cały typ połączeń, które można bez błędu zestawiać współrzędnie zarówno z grupą rzeczownikową your voice `twój głos', jak i z akkuzatiwem cum infinitivo herslam the door `że ona trzasnęła drzwiami'. Dowodzi to, że te dwojako łączliwe konstrukcje są gramatycznie niejednoznaczne. Ich przykłady mogą być następujące: hershout `1. jej krzyk, 2. że ona krzyknęla'; her Gry for help `1. jej wołanie o pomoc; 2. że ona wołała o pomoc', her tap at the door `1. jej bicie w drzwi; 2. że ona biła w drzwi'.
lnna sprawa, czy zdanie (13) ~We heard her Gry `1. Usłyszeliśmy jej krzyk. 2. Usłyszeliśmy, że krzyczała (płakała)' nie jest niejednoznaczne także leksykalnie. Jeżeli założyć, że rzeczownik i czasownik, nawet kiedy są formalnie i semantycznie pokrewne, stanowią dwa różne leksemy, to zdanie (13) jest niejednoznaczne leksykalnie na mocy samej definicji terminu leksem (por. 11.1). Co ciekawsze, jeżeli uznamy, że czasownik Gry `krzyczeć' i `plakać' jest polisemiczny (albo że istnieją dwa homonimiczne czasowniki Gry), to niejednoznaczne leksykalnie jest zdanie:
"~ _ 33

14.; We heard bim ery `Usłyszeliśmy, że on krzyczy/płacze', nuto-''. miast jednpnaczne jest zdanie: i
15. We heard his ery `Usłyszeliśmy jego krzyk' (ponieważ rzeczow-. nik cr~s~ znaczy tylko 'krzyk', a nie `płacz' - przyp. tł.). Czy jednak zna-,;, cienia `płakać' i `krzyczeć' są rzeczywiście dwoma odrębnymi znacie-;:' mami`? Czy nie jest po prostu tak, że czasownik ery ma sens ogólniej-=~' szc_ , niż `płakać' i `krzyczeć', podobnie jak znaczenie `czerwony' jest.
'? Dla rozstrz unia taogólniejsze, niż `szkarłatny' i `karmazynowy . yg i kich zagadnień proponowano ten sam w zasadzie tekst współrzędnoś- s' ci, co tern którego przed chwilą użyliśmy do wykazywania niejedno-v znaczności gramatycznej. Rozważmy następujące wypowiedzi:
16. Mary was wearina a red sweater and skin `Mary miała na sobre czerwony sweter i czerwoną spódniczkę'.
? i . Mary and Rrrth were wearireg red skirts `Mary i Ruth miały na~ ~, sobie czerwone spódniczki'.
1~. Mary was wecrring a red skin, aud so was Ruth `Mary miała na sobie czerwoną spódniczkę i Ruth też'.
Przypuśćmy teraz, że sweter Mary był karmazynowy, a spódniczka szkarłatna. podczas gdy spódniczka Ruth była karmazynowa. Jasne jest, że wypowiedzi ł6-18 opisują trafnie m.in. taki stan rzeczy; tłuma-' czy się to ogólnością znaczenia przymiotnika red `czerwony'. Natomiast w wypadku następujących zdań:
1N. We heard Mary aud Ruth crying `Usłyszeliśmy, że Mary i Ruth krzy cząipłaczą'.
?0. Mary aud Rut6r cried `Mary i Ruth krzyczały/płakały'.
21. Mcrry crżed, arrd so did Rutlt `Mary krzyczała/płakała i Ruth też' czasownik ery musi być rozumiany albo tylko w znaczeniu `krzy-cieć' albo tylko w znaczeniu `płakać', a nie w żadnym znaczeniu neu-tramym. Wypowiedzi 20 i 21 mogą znaczyć albo `Mary i Ruth krzycza-, ly', ,rlbó `Mary i Ruth płakały', ale nie `Mary płakała, a Ruth krzyczała'. .Ieśli test współrzędności uznamy za rozstrzygający, to wypowiedzi ł9-21 będą niejednoznaczne. Będzie to niejednoznaczność leksykałna, a nie gramatyczna.
Jdk widzieliśmy, test współrzędności nie pozwala odróżnić niejed- . noznacznościgrarnatycznej od leksykalnej. To, że zdania
22. Była w futrze i w złym humorze
23. Został ranny we wtorek i w prawe ramię
są odczuwane jako zeugmatycżne, a ponadto ewentualnie, zależnie od.,
gustu odbiorcy, jako dowcipne, samo w sobie nie dowodzi, jakoby grupy w firlrze i w ztym humorze oraz we wtorek i ~N~ prawe rarrrię należały do różnych składniowo podklas wyrażeń przyimkowych. Nie dowodzi ró wnicż, jakoby przyimek w miał dwa znaczenia. Każde z tych obu twierdzeń, z któxych oczywiście jedno nie wyklucza drugiego, należaloby udowodnić oddzielnie z uwzględnieniem jego konsekwencji dla opisu całego systemu językowego. Współrzędność niezeugmatyczna nie jest wystarczającym warunkiem ani paralelizmu składniowego, ani semantycznego, choć jest warunkiem koniecznym ich obu.
Zanim jednak zastosujemy z całym zaufaniem test wspólrzędńości, musimy odpowiedzieć na dwa pytania. Po pierwsze: czv nawet połączenie paralelizmu składniowego z semantycznym zawsze wystarcza dc~ tego, żeby dana konstrukcja współrzędna była dopuszczalna:' Po drugie: czy wynik testu współrzędności jest zawsze zgodny z wvczuciem rodowitego użytkownika danego języka'? Na oba te pytania należy chyba odpowiedzieć przecząco. Rozważmy następujące dwie wypowicdzi:
24. John lubi brunetki 25. John lubi landrynki.
W świetle zwyczajów i konwencji kulturowych każda z tych wyga-wiedzi umożliwia dwie interpretacje-jedną bardziej, drugą mniej naturalną. Z braku odmiennych informacji odbiorca pomyśli, że John nie jest ludożercy (bo gdyby nim był, to nieprawdopodobna byłaby zależność jego gustu od koloru włosów) oraz że jego skłonność do pew ncgo `~atunkrr cukierków nie ma charakteru erotycznego ani 5entymentalncgc>. Problem polega na tym, czy każda z wypowiedzi 24 i 25 jest niejednoznaczna, czy też obie mają znaczenie ogólne. Nienaturalna byłab5 interpretacja zdania 24 w sensie `John lubi jeść brunetki'. a zdania 25 w sensie `John lubi romansować z landrynkami'. Nienaturalność ta wyraźnie nie miałaby nic wspólnego z gramatyczną ani leksykalny struktrir<~ języka.
Można by jednak twierdzić, że czasownik lubić jest poliscrniczny. Nasunęłoby się wtedy pytanie, czy dopuszczalne są takie wypowiedzi, jak
26. John lubi brunetki i landrynki
27. John lubi raczej brunetki, niż landrynki 28. John lubi brunetki, a Bill landrynki.
Większość użytkowników języka uznałaby zapewne te wypowiedzi za
~' X35

nienaturalne, a nawet by j e odrzuciła. Ilekroć wyrażenia lubić brunetk i lubić landrynki są połączone współrzędnie przy tym samym podmio cie, tylekroć istnieje tendencja do tego, żeby czasownik lubićinterpre tować jednakowo. Otóż tendencja ta koliduje z dążnością do nadania każdemu z tych wyrażeń interpretacji dla niego naturalnej . Dość łatw< jednak byłoby wymyśleć takie konteksty, w których zdania 26-28 by łyby dopuszczalne, i przekonać o tym użytkowników języka. Toteż v razie wątpliwości co do tego, czy połączenie paralelizmu składniowego z semantycznym wystarcza do dopuszczalności konstrukcji współrzęd nej, samorzutna opinia użytkownika języka bywa często podważam przez różnorodne czynniki pozajęzykowe. A jeśli przyczyna odrzuca nia współrzędności brunetek z landrynkami w zdaniu 26 ma charakte pozajęzykowy, to może to samo dotyczy (choćby tylko w części) także zdań rzekomo wykraczających przeciwko zasadom gramątycznym i se mantycznym?
Ponieważ zdania 26-28 są tak czy owak oceniane j ako nienaturalne więc niemal bezcelowe wydaje się następne pytanie: czy w każdym ; tych zdań czasownik lubić ma tylko jedną interpretację, czy też dwie zależnie od tego, czy łączy się z rzeczownikiem brunetki, czy landryn ki? Otóż zdania 26 i 28, przynajmniej w niektórych kontekstach, s. chyba wyraźnie dopuszczalne, jeśli w każdym z nich czasownik lubi. interpretuje się dwojako. 26 znaczy wtedy: `John lubi romansować brunetkami i j eść landrynki', natomiast 28 znaczy: `John lubi romanso wać z brunetkami, a Bill lubi jeść landrynki'. Zdanie 27 jednak, gdyb! je rozumieć w ten sposób, byłoby nadal dziwne. Można sobie równie: wyobrazić, jako znaczenia zdania 26, różne dość niezwykłe stany rzę czy, w których interpretacja bardziej naturalna `romansować z brune tkami' i `jeść landrynki' łącźyłaby się w ten czy inny sposób z mniej na turalną `romansować z landrynkami' i `jeść brunetki'. Przy takiej po stawie zdanie 27 byłoby chyba równie niezwykłe, czy równie zwykłe jak 26 i 28 oraz jak zdania John lubi raczej brunetki, niż blondynki, John lubi raczej landrynki, niż makaroniki. To samo dotyczy zdani. 28. Sugeruje to, że czasownik lubić nie jest polisemiczny. O tym sa mym świadczy fakt, że zastąpienie tego czasownika wyrażeniem mnij lub bardziej synonimicznym, takim jak przepadać za czymś albo mie slabość do czegoś, daje te same rezultaty. Cała jednak ta metoda jest mówiąc najoględniej, wątpliwa. Z chwilą kiedy nabierzemy przekona nia, że przy odrobinie wyobraźni można interpretować wypowiedzi
rodzaju 26-28, łatwo nam będzie robić to samo z wyrażeniami w rodzaj u Mary i Ruth graty: jedna rozgrywala partię szachów, a druga ewiczyla na fortepianie; por. 19-21.
Tutaj i w całej niniejszej książce przyjmujemy pogląd, że różnica między niejednoznacznością a ogólnością, czyli niesprecyzowaniem, jest przednaukowo jasna tylko w niektórych wypadkach. Podobnie ma się sprawa z różnicą między sensownością a bezsensownością. Testy diagnostyczne, np. możliwość współrzędności niezeugmatycznej, przestają być użyteczne w odniesieniu do takich zdań, jakich informatorzy nie wypowiadaliby i nie słyszeliby w potocznym użyciu swojego języka ojczystego.
10.5. Semantyka generatywna
Częsty jest dzisiaj pogląd, że model systemu językowego powinien nie tylko generować wszystkie poprawne i wyłącznie poprawne zdania systemowe w danym języku. Powinien również wyznaczać dla każdego z nich zapis fonologiczny (reprezentację fonetyczną, ZF) i zapis semantyczny (reprezentację semantyczną, ZS). ZF jest zapisem wymowy zdania systemowego, natomiast ZS jest zapisem jego znaczenia. Z tego punktu widzenia można traktować módel jako jednolity system reguł gramatycznych, fonologicznych i semantycznych, wiążących dźwięk ze znaczeniem. Tak też definiuje się dzisiaj gramatyki generatywne w najszerszym znaczeniu terminu gramatyka.
Chomsky, przedstawiając po raz pierwszy swoją teorię gramatyki generatywnej, w wersji potem znacznie zmodyfikowanej, miał jeszcze niewiele do powiedzenia o możliwości połączenia fonologii, morfologii, składni i semantyki w jednolity model systemu językowego (por. 10.3). Przykładowy i częściowy opis języka angielskiego, który przytaczał w swoich pierwszych pracach, nie obejmowal reguł interpretacji semantycznej zdań. Autor reprezentował pogląd, że można ustanowić i sformalizować reguły gramatyczne, nie powołując się w ogóle na tożsamość i różnicę znaczeń, ani na inne pojęcia z zakresu semantyki. Uważano wtedy, że gramatyka jest autonomiczna i niezależna od semantyki. Chomsky jednak w swej gramatyce generatywnej zawsze uwzględniał to, że między składnią a semantyką zachodzą pewne regularne związki i że w wypadkach, w których wybór analizy gramatycznej
36 37

byłby skądinąd dowolny, powinny o nim decydować kryteria semam ezne. W szczególności interesowało go zawsze to, że pewne typy niej dn~oznaczności można tłumaczyć gramatycznie (por. I0.4). Nie Chot sky co prawda, ale Harris od początku podkreślał, że przy transform cji pewna część znaczenia zdania pozostaje niezmieniona. Należy przypomnieć z uwagi na wielki zamęt, jaki panuje na temat twierdż nia, że gramatyka, a w szczególności składnia, jest autonomiczna. P dobnie jak Harris i inni lingwiści idący w ślady Bloomfielda (por. to I, S.I), Chomsky wielokrotnie-wypowiadał się za autonomią składl Ostatnio jednak, podobnie jak inni gramatycy generatywiści, zesra więcej uwagi na powiązanie składni z semantyką.
Pierwsze zdeklarowane koncepcje na ten temat, mieszczące się ramach teorii Chamskiego, ogłosili Katz i Fodor (1963). Koncepcje przejął Chomsky (1965) w okresie, kiedy tworzył tak zwaną obecn klasyczną (standard) wersję swojej gramatyki. Innowacją Katta i F doga polegała na uzupełnieniu gramatyki slownikiem, zawierający informacje semantyczne i składniowe o każdym leksemie, jak równi zbiorem reguł projekcyjnych r, mających wyznaczać dla każdego zd nia dopuszczalnego semantycznie co najmniej jeden zapis semantyc ny. Ogólna postawa Katta i Fodora wobec związku składni z semam ką jest widoczna z ich sławnego hasła: "Opis języka minus graniaty: gówna się semantyce". Przez gramatykę rozumie się tu nie tylko skła nię i morfologię, ale również fonologię. W sprawach nienaganno~ budowy pozycja semantyki została tu uznana za marginalną: "Tar gdzie gramatyka się kończy, zadanie opisu zdolności mówiącego ~ tworzenia i rozumienia nowych zdań przejmuje semantyka". Gram tyka kwalifikuje pewien rządek form jako zbudowany składniowo ni nagannie lub nie. Natomiast zagadnienie nienaganności budowy rnantycznej tego rządka w ogóle nie istnieje. Reguły projekcyjne o grywają pewną rolę tylko w zdaniach gramatycznie dopusżczalnyc Ten pogląd na semantykę jako na dziedzinę marginalną spowodow~ że. "w badaniach nastąpiło silne przegięcie w kierunku składniowe; rozwiązywania problemów" (Jackendoff I97Z,Z).
Dalsza uwaga, jaką nasuwają koncepcje Katta i Fodora, dotyc rzekomego paralelizmu między fonologią a składnią. Za central część jednolitego modelu języka uznano jego część składniową, złoi ną z reguł bazowych i transformacyjnych - nie tylko dlatego, że by ona umiejscowiona pomiędzy cz~ścią fonologiczną a semantyczn
lecz także dlatego. że w niej mieścila się cała zdolność generująca modelu. ~' przeciwieństwie do reguł skladni, a zwlaszeza-do reguł bazowvcli, zarówno reguly semantyczne (czyli projekcyjne). jak fonologiczne zostały uznane nie za generujące, lecz za interpretujące'v. lch zadaniem było otrzymywanie "na wejściu" uporządkowanych skład mowo rządków form, wygenerowanych przez część składniową modelu. a następnie ich interpretowanie za pomocą rzekomo uniwersalnych elementów znaczeniowych i dźwiękowych (por. tom I, 9.9). Należy tu podkreślić osobliwe użycie wyrazu interpretować, w myśl którego interpretacją zdania jest nie tylko jego znaczenie, ale również jego wy-mov~rr. Gdyby nie terminologia, model Katta i Fodora byłby poci tym wzgl4dem uderzająco podobny do tzw. glosematycznej`` wersji strukturalizmu, stwoczonej kilka lat wcześniej przez Hjelmsleva i ,jego współpracowników (por. Spang- Hanssen 1954). Oba budzą-też-te same zastrzeżenia.
Między gramatyką a semantyką zachodzi pewien wewnętrzny związek, którego brak między gramatyką a fonologią (por. 11). l ). 'łen stan rzcczynależałoby uwzględniać w kaźdym modelu systemu językowego. Otóż model Katta i Fodora, delikatnie mówiąc, zaciemnia ten stan rzeczy, ponieważ traktuje zapisy fońologiczne i semantyczne zdań jako analogiczne wobec siebie konstrukty teoretyczne. Dlatego te.ż odtąd nie będziemy używać terminów zccpis,sernantyczny ani intcr~retacja fonologiczrrcz (foneyczn.u), lecz tylko terminów interpretnej~z .semantyczna zdania i zapis fonetyczny zdania. Wnosząc do modelu Katta i Fodora te modyfikacje terminologiczne, możemy przedstawić stosunki między poszczególnymi częściami ich jednolitego modelu systemu językowego za pomocą rys. 2.
Należy zauważyć, że bazax jest tu oddzielona od pozostalych Trzech zbiorW v reguł. Ma to uwidocznić jedną z głównych zmian, jakie C-'homsky (1965) wprowadził do swojego sformułowania klasycznej wersji gramatyki transformacyjnej: wprowadzenie do bazy słownika" (por. 13.I). Nie obchodzą nas tutaj motywy tej zmiany ani jej konsekwencje. Druga zmiana, uwidoczniona na rys. 2 celem pogodzenia go z klasyczną wersją gramatyki Chamskiego, polega na wprowadzeniu pojęć struktury glębokiej (SG) i powierzchniowej (SP). Oprócz bazy istnieją trzy "skrzynki" reguł: reguły transformacyjne (T), semantyczne (S) i fonologiczne (F). Wytworem (output) bazy jest zbiór struktur głębokich, dla których reguły S, czyli reguly projekcyjne Katta i Fodo
38 ~ ~ gir)

strukturą głęboką zdania a jego interpretacją semantyczną. Ich ujęcie budowy jednolitego modelu opisu języka ilustruje rys. 3.
-- 1 S ~ reguty T I-----a j SP }--~ reguty F ~--s-~ ZF
Rys. 2. Tzw. teoria klasyczna (standard theory) gramątyki generatywno-transformacyjnej
ra wyznaczają zbiór interpretacji semantycznych (IS). Natomiast v tworem reguł T jest zbiór struktur powierzchniowych, dla których guły fonologiczne wyznaczają (czyli z których wywodzą) zapisy for logiczne (ZF).
Ogólną konkluzją, do jakiej zmierzali Katz i Fodor (1965), a zw szcza Katz i Postal (1964), było twierdzenie, że wszystkie reguły obowiązkowe (`obligatpryjne) - z wyjątkiem tych, które tłumaczą v riancję rzekomo czysto stylistyczną. Twierdzenie to przejął Chom (1965) do klasycznej wersji gramatyki transformacyjnej. W myśl za dy, że znaczącość zakłada wybór (por. tom I, 6.1), z twierdzenia te wynika, że transformacje nie naruszają znaczenia. Tyiko pod tym v runkiem można twierdźić, że wszelkie informacje istotne dla seman cznej interpretacji zdania są zawarte w jego strukturze głębokiej. rys. 2 przyjęcie tej zasady odzwierciedla się w postaci braku bezpoś dniej drogi od SP do IS.
Skoro się uzna, że tożsamość struktury głębokiej jest koniecznwarunkiem tożsamości semantycznej, to nasuwa się pokusa uzna jej również za warunek wystarczający. To właśnie czynią ci, którzy zywają się semantykami generatywnymi (por. Lakoff 1971 a). Twi dzą oni, że nie ma potrzeby zakładać jakiejkolwiek różnicy mięs
Na oznaczenie dwu odmiennych ujęć stosunku między semantyką a składnią, które przedstawiliśmy na rys. 2 i 3, używa się pospolicie terminów semantyka interpretatywna i semantyka generatywna. Terminy te są zupełnie niestosowne. Wszelki model systerrłu językowego generujący zbiór zdań semantycznie poprawnych musi być oparty na teorii semantyki zasługującej na nazwę generatywnej (...) Oba przedstawione wyżej ujęcia stósunku semantyki do składni, mieszczące się w ogólnych ramach teorii gramatyki transformacyjnej Chomskiego, zakładają nawet bardzo szczególny rodzaj semantyki generatywnej. Oba są mianowicie oparte na założeniu, że model języka powinien nie tylko generować zbiór poprawnych semantycznie zdań, lecz również wyznaczać dla każdego z nich interpretację semantyczną, wyrażoną elementami uniwersalnego zasobu składników sensu. Jak widzieliśmy (por. tom I, 9.9), analiza składnikowi znaczenia jest z różnych względów teoretycznie podejrzana. Tutaj interesuje nas to, czy któryś z typów semantyki generatywnej wytrzymuje krytykę bez względu na swój związek czy to z analizą składnikową znaczenia, czy też z różnymi odmianami gramatyki transformacyjnej.
Różnica między ujęciami przedstawionymi na rys. 2 i 3 polega na tym, że pierwsze z tych ujęć odróżnia najgłębszą analizę składniową zdania od jego interpretacji semantycznej. Inaczej mówiąc, pierwsze ujęcie ma bazę składniową*, a drugie semantyczną*. Model ó bazie składniowej działa, jak widzieliśmy, na zasadzie autonomii składni. Model o bazie semantycznej tego nie czyni. Możliwe są różne modele o bazie składniowej i semantycznej. W ostatnich jednak latach rozważania nad różnicami między nimi dotyczyły głównie roli struktury głębokiej w klasycznej teorii gramatyki transformacyjnej Chomskiego.
Według Chomskiego (1965) głęboką strukturą zdania jest jego wykres składnikowy (drzewo składników), zawierający wszystkie lekse
40 '~ 41

my, które występują w strukturze powierzchniowej zdania: Właś~ budowa tego głębinowego wykresu składnikowego pozwala na zde niowanic ważnych semantycznie pojęć podmiotu`, dopełnienia orzeczenia* oraz na opis ograniczeń selekcyjnychr. Natomiast tzw. mantycy generatywni wyznają pogląd, że leksykalizacja" jest szczeg nogo rodzaju procesem transformacyjnym. rhak np. figurujący w słc niku leksem zabijać (por. 13.1) zastępuje strukturę głęboką złożona składników sensowych CAUSE `powodować', BECOME `stawać si NOT `nie' i ALIVE `żyjący'. Zastępstwo to jest jedną z wielu tra formacji składających się na wygenerowanie każdego zdania zawie jącego leksem zabijać. Co więcej, semantycy generatywni twierdzą; takie transformacje leksykalizujące nie działają jako jednolity bh poprzedzający inne transformacje. Muszą one się przeplatać z tra formacjami uważanymi tradycyjnie za czysto składniowe. Właż dlatego zostaje odrzucone pojęcie struktury głębokiej Chomskie Semantycy generatywni odrzucają również stanowisko Chomskif (1965) wobec ograniczeń selekcyj pych. Podobnie jak wielu innych 1 gwistów, zaprzecżają, jakoby w semantycznej interpretacji zdań a grywały jakąkolwiek rolę podmioty, dopełnienia i orzeczenia, zakv lifikowane jako takie w strukturze głębokiej.
W obliczu zawiłej, a niekiedy zjadliwej dyskusji, jaką gramat, transformacyjni toczą między sobą na temat wyższości modeli o ba składniowej czy semantycznej, warto podkreślić, że punktem spora jest tu zagadnienie bardzo specjalne, którego nie można nawet si mułować inaczej, niż w ramach określonej sformalizowanej teorii tyka. Już samo pytanie, czy interpretacja semantyczna zdania identyczna z najgłębszym wykresem składnikowym, unaoczniając nienaganną budowę składniową tego zdania, ma chyba sens tylko p założeniu, że ta interpretacja semantyczna jest jakimś bytem, pod jącym się formalizacji, lub może być jako taki przedstawiona. Mo o bazie składniowej na rys. 2 i model'o bazie semantycznej na rys. 3 są bynajmniej możliwościami z gruntu róźnymi. Przeciwnie: założe metateoretyczne i sposób formalizacji są dla nich tak dalece wspól że modele te należy traktować jako stosunkowo bliskie sobie, a m nawet identyczne ze sobą warianty ujęcia związku składni z semam przez Katza i Fodora.
Jedną z najbardziej uderzających cech, jakie Katz i Postal (19 nadali twierdzeniu, że tra~rsformacje nie zmieniają znaczenia, b
swobodne użycie terminu znaczenie. Nie liczono się z tym, że stosunek semantyczny między zdaniem oznajmiającyńr a pytającym lub rozkazującym jest inny, niż między dwoma zdaniami oznajmiającymi. Ponadto nie odróżniano znaczenia zdania od znaczenia wypowiedzi. 'Tym samym wariancję rzekomo czysto stylistyczną kwalifikowano jako semantycznie nieistotną.
Obecnie zarówno transformacjoniści, jak i nietransformacjoniści cz4ściej już uznają, że analiza systemów językowych powinna m.in. dotyczyć różnych rodzajów znaczenia. Co prawda, świadomość ta dotychczas niewiele wniosła do rozwiązania problemu, czy lepszy jest model o bazie semantycznej, czy składniowej. Przyczyniła się jednak iłu zwrócenia uwagi semantyków na szereg zagadnień takich, jak negacja, kwantyfikacja, odniesienie zaimkowe, presupozycja itp.; zagadnień ważniejszych od różnic teoretycznych i metateoretycznych między poszczególnymi szkołami językozńawczymi. Chomsky porzucił obecnie klasyczną teorię gramatyki transformacyjnej na rzecz tak zwanej przez niego rozszerzonej teorii klasycznej (extended standard theory). Model systemu językowego zgodny z tą nową teorią ma wciąż jeszezc bazę składniową. Uwzględnia jednak możliwość, że o interpretacji semantycznej zdania rozstrzyga łącznie jogo struktura głęboka i powierzchniowa. 'Twierdzenie, że bez względu na transformacje zawartość faktograficzna zdań jest stała, wydawało się zawsze bardziej przekonuj ące, niż pierwotna teza Katza i Postula, jakoby transformacje nie wplywały na treść zdań, oraz niż jeszcze dalej idąca teza, jakoby w strukturze głębokiej zdania były zawarte wszystkie informacje istotne dla jego interpretacji semantycznej.
W dalszych częściach niniejszej książki wszystkie rodzaje znaczenia wymienione w poprzednim akapicie omówimy w spośób możliwie neutralny wobec poszczególnych teorii struktury gramatycznej. Od różnicy między gramatykami transformacyjnymi o bazie semantycznej i składniowej przejdziemy teraz do pytania, czy model systemu języko'ego musi lub może generować wszystkie i same tylko semantycznie nienagannie zbudowane zdania w danym języku - bez względu na to. co wyklucza zdania zbudowane semantycznie błędnie: reguły bazy, czy reguły projekcyjne typu Katza i-Fodora (1963). Na oznaczenie zarówno niedopuszczalności semantycznej, jak i niektórych innych rodzajów nienormalności będziemy odtąd dość swobodnie używać przednaukowych określeń nienormalny i odchylony (dewiacyjny).
42 W 43

Filozofowie i lingwiści traktują na ogół jako nienormalne' dwa r~ dzaje zdań wyraź~fie interesujących semantyka: takie, które - jeśli użyte jako oznajmienia-wyrażają albo tautologie*, albo sprzecznó ci* . Zarówno tautologie, j ak i sprzeczności są w zasadzie nieinformatj wne. Tautologia nie mówi adresatowi nic takiego, czego jeszcze ni wiedział, a sprzeczność nie mówi mu nic takiego, co potrafiłby dośtt sować do swojego stanowego opisu świata (por. tom I, 2.3). To jer; nak, że tautologie i sprzeczności są nieinformatywne, nie oznacza, jj koby były nieznaczące lub semantycznie niedopuszczalne. Gdyby byt nieznaczące, nie moglyby mieć wartości logicznej; a przecież już sai ich status jako tautologii albo sprzeczności polega na tym, że są w spc sób konieczny prawdziwe lub fałszywe. Dlatego nie może być mowy wykluczeniu ze zbioru zdań semantycznie dopuszczalnych takich zdat które wyrażają twierdzenia tautologiczne lub sprzeczne.
W potocznym zachowaniu językowym tautologie nie są rzadkit Bardzo często są używane metajęzykowo do wyjaśnienia znaczeń nit znanych wyrazów. Tak np. zdanie Abiogeneza jest to rozród samorz: tny można rozumieć j ako pośrednio wyrażaj ące pewien sąd o termińi abiogeneza, a nie o zjawisku abiogenezy. Tym samym zdanie to prG~ kazuje adresatowi pewną informację o systemie językowym. Tautolt gie wypowiada się także (...) dla ujawnienia poszczególnych etapó rozumowania logicznego. Co ciekawsze, można wygłosić tautologii żeby wyrazić coś, co adresat powinien uznać za oczywistą prawdę i czego powinien wysnuć jakiś ważny wniosek, np. Jak handel, to hai del; On jestsynern swojego ojca. Konkretne interpretacje takich wypt wiedzi są w różnych kontekstach różne, ale znaczenie samego zdam jest stałe. Dla wyjaśnienia zrozumiałości takich zdań nie ma potrzet powoływać się na pojęcie metafory ani na znaczenie konotacyjne (ski jarzeniowe). Slysząc i rozumiejąc wypowiedź tautologiczną, adres. myśli mniej więcej tak: ;,Musi być jakiś powód, że nadawca mówi n coś, o czym wie, że wiem, że jest to prawda. Jaki to może być powód?' Z braku przeciwnych dowodów adresat zakłada, że nadawca nie pa
wala sobie na niemądre banały.
W wypadku pozornej sprzeczności adresat przyjmuje nieco i~ założenie. Myśli wtedy: "Nadawca nie może głosić czegoś, co jest dem jaskrawo sprzecznym. Jaką interpretację mogę nadać jego wy wiedzi, aby usunąć tę pozorną sprzeczność?". Przypuśćmy np., że dawca zapytany, czy ktoś jest żonaty, odpowiada: Jest i nie jest, I
czym kontekst świadczy o tym, że jest to wypowiedź informatywna i zrozumiale. Adresat może w różne sposoby godzić z sobą oba połączone zdania. Najbardziej przekonujące jest chyba znaczenie: `Pod pewnym względem jest żonaty, a pod innym nie'. Mówiąc dokladniej, wypowiedź może znaczyć, że odnośny osobnik jest żonaty wedlug praw pewnego kraju; ale nieżonaty według praw kraju, w którym mieszka; że jest żonaty w wyniku obrzędów religii, którą wyznaje on lub jego żona, ale nie zawad ważnego prawnie ślubu cywilnego; że jest prawnie żonaty, ale nie zachowuje się tak, jak to normalnie robi i powinien robić czlowiek o tym stanie cywilnym - i tak dalej . Nie będziemy wnikać w te różne możliwości. Najważniejsze jest dla nas to, że nienormalność sprzeczności jest inna, niż nienormalność tautologii. Tautologie można brać za dobrą monetę. Natomiast pozorne sprzeczności są zwykle przeinterpretowywane w taki spośób, że okazują się tylko paradoksaLnie, a nie logicznie niekonsekwentne. W obu jednak wypadkach interpretacja wypowiedzi w kontekście wynika z założenia, że mówiący musial mieć powód do wygłoszenia truizmu lub paradoksu.
W poprzedniej części niniejszego rozdziału (por. 10.2), ómawiając granice dopuszczalności gramatycznej, stwierdziliśmy, że nie istnieje intuicyjne pojęcie takiej dopuszczalności, które by było analogiczne do obiegowego pojęcia dopuszczalności semantycznej czyli sensowności. Obecnie zastanowimy się nad tym, czy analiza struktury semantycznej poszczególnych języków powinna w jakimś stopniu-i w jakimprecyzować to intuicyjne pojęcie sensowności. Zagadnienie to często rozstrzyga się przez powołanie się na różnicę między znajomością języka przez jego rodowitego użytkownika a jego wiedzą lub przekonaniami o świecie. Tak np. można by uważać, że zdanie Moje matka jest rnlodsza, niż ja wyraża twierdzenie opisujące stan rzeczy biologicznie niemożliwy. Tym tłumaczy się ewentualne zakwalifikowanie tego zdania przez odbiorcę jako bezsensownego. Określanie takich zdań na mocy reguł językowych jako zbudowanych semantycznie błędnie jest niepotrzebne i niepożądane. Zanim bowiem mówiący zakwalifikuje takie zdanie jako niedorzeczne czy bezsensowne, musi móc je zinterpretować. Zapytany o to, dlaczego wypowiedź Moja matka jest rrrlodsza, niż ja nie ma sensu, mówiący nie odpowie, że nie wie, co ta wypowiedź znaczy. Stwierdzi natomiast, że wyrażone nią twierdzenie nie może być prawdziwe. Ponadto (...) większość mówiących dalaby się po namyśle przekonać, że wyobrażalne, choć biologicznie niemożliwe
44 ~ 45

są sytuacje, które poprawnie opisywałoby twierdzenie `Moja rnatl jest młodsza, niż ja'. Wystarczyłoby ,wyobrazić sobie możliwo powstrzymania t.rb odwrócenia procesu starzenia się, jak to czyni wi lu autorów opowiadań fantastyczno-naukowych. Nieco więcej poro słowości potrzeba, żeby uznać możliwość urodzenia dziecka prze urodzeniem jego matki. Nawet to jednak jest wyobrażalne, jeśli wyr żonie mroka zinterpretować w znaczeniu `bezpośredni przodek genet czny płci żeńskiej', a nie `rodzicielka'. Wszelkie zaś twierdzenie opis jące sytuację logicznie możliwą trzeba uznać za sensowne. Zdanie wi wyrażające takie twierdzenie nie tylko musi być generowalne prz model systemu językowego, ale musi również zostać uznane za najz pełniej poprawne.
Należy stale pamiętać, że od informatorów nie wolno żądać intc grotowania zdań systemowych. Zdania systemowe są teoretyczny konstruktami, nie istniejącymi poza modelem, choć oczywiście moż je zapisywać za pomocą jakiejś stosownej notacji. Tym, co językozr wca przedstawia informatorowi, lub sobie samemu w charakterze i formatom, jest rzeczywista lub potencjalna wypowiedź. Jeśli mo ona zostać zinterpretowana, to zawsze w świetle wierzeń i założeń i formatom. Wyraźne odróżnienie zdań systemowych od wypowiec ułatwia uniknięcie dwu pospolitych nieporozumień na temat pogra pości semantycznej. ,
Pierwsze z nich polega na wierze w możliwość bezpośrednie sprawdzania poprawności semantycznej jako rzekomej właściwo systemu językowego. Można oczywiście. przedstawić informatoro rzeczywistą lub potencjalną wypowiedź, nie mówiąc mu nic o konto ścigi, w jakim może ona wystąpić, i zapytać go, czy jest nienormalr czy nie. Nie jest to jednak sprawdzanie jakiejś intuicyjnej wiedzy formatom o systemie językowym, rzekomo odrębnej od jego umiej pości interpretowania wypowiedzi na tle kontekstu, lub na podstaw prawdopodobicń stwa opisywanej przez nią sytuacji. Toteż nawet gc by wszyscy nasi informatorzy spośród dwu wypowiedzi rozpatryv pych poza kontekstem zgodnie uznali jedną za odchyloną, a drugą nieodchyloną, to nasz model systemu językowego nie musiałby c zwierciedlić tej oceny. Mówiąc, że dana wypowiedź jest nienormah dziwaczna itd. , nasi informatorzy mogą mieć na myśli po prostu to, nie potrafią sobie z miejsca wyobrazić okoliczności, w jakich mogli tę wypowiedź wytworzyć. Jeśli jednak możliwe są okoliczności, w k
r-ych rodzimy użytkownik języka z łatwością zinterpretowałby wygłoszoną wvpwiedź, to należy ją uznać za semantycznie dopuszczalną, a dpowic:dnic zdanie cysternowe za zbudowane semantycznie niena~~annic
Drugie nieporozumienie polega na mniemaniu, że skoro ocena semantycznej normalności lub nienormalności wypowiedzi przez informatora z~~l~ży od kontekstów, w jakich można sobie tę wypowiedź wyobrizić, oraz od chwiejnych i zmiennych przekonań informatora o św~iccie, to również pojęcie dopuszczalności semantycznej zdań syster~~owvch należy uzależniać od przekonań , presupozycji i oczekiwań użv_ tkownikciw języka. Nie wiadomo, czy system językowy postulowa,w przez lingwistę można oddzielić od innych umiejętności postrzegawyc~vch i poznawczych badanego osobnika. Bez względu na to jednak c.io interpretowania wypowiedzi językowych używarn~~ oczywiście całej naazej zdolności poznawczej. Toteż usiłowanie wbudowania w model systemu językowego wszystkich czynników, od których zależy umiejętno śe interpretowania wypowiedzi, oznaczaloby unicestwienie same!~o poj4cii svstemu,łęzykowego.
We wspólczesnych rozważaniach językoznawczych omawianych j~~t w icle zdań, które lingwiści decydują się uznać za semantycznie nieł~opra~~ ne, choć odpowiadające im wypowiedzi są semantycznie dopuszczalne. 'hik np. zdanie Jego maszyna do pisania coś knuje (por. Bier_ w irch 197(1 j opisuje wprawdzie stan rzeczy niezgodny z naturą maszyn do hibania, ale opisuje go poprawnie.Wyraża ono twierdzenie, które rnc,żna scrisc>wnic dyskutować, choć dla jego przyjęcia trzeba by się wyrzec innych przekonań, w które jest się zaangażowanym. Podobnie zdanie Koci rniaukne~t (por. Leech 1974) trzeba stanowczo uznać za sen mntvcznic poprawne, ponieważ wyraża ono twierdzenie, które możno b~- nic tylko sensowni dyskutować, ale nawet sprawdzić. Oczywiście ;.dziwiioby nas odkrycie miauczącego konia w świecie, w którym zy.lc pry. 1'o jednak inna sprawa. Gdybyśmy się natknęli na miauczącego konia, potrafilibyśmy go rozpoznać jako takiego. Często włącza się ~l~' svs~cmu ,językowego tzw. ograniczenia selekcyjne. Pozwalają one r'pis~rć zdolność rodowitego użytkownika języka do dedukowania twncrdzeń nie głoszonych, lecz tylko milcząco pręsuponowanych lub zakładanych. Z~<-1( ~17

nie to jest niewątpliwie słuszne. Z drugiej jednak strony z twierdze. `Ta osoba jest w ciąży' nie wynika logicznie twierdzenie `Ta osoba j kobietą'. Wnioskowanie jest tu w zasadzie tylko probabilistyczne.l~ żna sobie bowiem wyobrazić świat, w którym mężczyźni mogliby by. ciąży. Z tego też powodu w zdaniu Ten rnężezyzna jest w cięży nie j zawarte żadne wykroczenie przeciwko regułom systemu językowe (por. Jackendoff 1972, 21).
Innym uzasadnieniem celowości reguł łączliwości leksemów j to, że tłumaczą one rzekomą jednoznaczność zdań zawierających la semy polisemiczne. Tak np. mimo tożsamości formalnej rzeczow ków bal `belka' i bal `zabawa' twierdzi się, że w zdaniu Jan wyciosał. nie można rzeczownika bal interpretować jako `zabawa'. Czasom wyciosać wymaga bowiem, żeby jego dopełnienie odnosiło sięprzedmiotu fizycznego (por. Katz i Fodor 1963). Istotnie rodowici u; tkownicy języka najprawdopodobniej zinterpretują wypowiedź [J wyciosaj bal], przedstawioną im bez kontekstu, jako zawierającą r; ezownik bal `belka'. Z tego jednak nie wynika, jakoby zdanie Jan v ciosał bal musiało zostać uznane za jednoznaczne. W pewnych bowi~ okolicznościach rzeczownikowi bal w tym zdaniu można by chy przypisać znaczenie `zabawa' (np. gdyby Jan był rzeźbiarzem scen g: powych, przyp. tj.). Nawet zaś gdyby taka interpretacja była niemo; wa, jej niemożliwość nie musiałaby być przedmiotem specjalnych reg W rozpoznawaniu bowiem i interpretacji wypowiedzi biorą udział, p< znajomością systemu językowego, również inne zdolności poznawcze
Trudno uniknąć wniosku, że dotychczas nie udowodniono, jaka model systemu językowego musiał generować wszystkie i same tyj zdania nienagannie zbudowane semantycznie jako szczególny pc zbiór zdań nienagannie Zbudowanych gramatycznie. Nie jest też r; czą tak oczywistą, jak się to zwykle zakłada, że generatywny mode-ł i stemu językowego powinien wyznaczać dla każdego nienagannie zt dowanego zdania jedną lub więcej niż jedną odpowiednio zapisaną terpretację. Interpretacje semantyczne, rozumiane jako zapisy zo czenia zdań, są teoretycznymi konstruktami, które można uzasadni w najlepszym razie ich wartością wyjaśniającą. Wszystko, co wedł zgodnej opinii należy do struktury systemu językowego (np. syno mię, antonimię, tautologię, sprzeczność, wynikanie i parafrazę), m~ na opisać jako relacje między zdaniami, nie postulując takich pośrE nich konstruktów teoretycznych, j akimi są interpretacje semantyczr
Powyższa krytyka milczących założeń semantyki generatywnej wiąźe się z krytyką analizy składnikowej znaczenia, przeprowadzoną w jednym z poprzednich paragrafów (tom I, 9.5). Co prawda semantyka generatywna jest logicznie niezależna od analizy składnikowej znaczenia. Jej atrakcyjność jednak wypływa w dużej mierze stąd, że opisując ją zakłada się możliwość zanalizowania struktury semantycznej wszystkich języków na uniwersalne składniki semantyczne. Otóż założenie to jest co najmniej wątpliwe. Mimo to jednak w ostatnich latach zarówno semantyka generatywna, jak i analiza składnikowa znaczenia odgrywa ogromną rolę, ponieważ jedna i druga zmusza swoich zwolenników do precyzyjnego formułowania analiz. To za.ś z kolei umożliwia konstruktywną krytykę i ciągłe doskonalenie obu doktryn, co niewątpliwie pogłębia naszą świadomość złożoności badanych zagadnień.
4

11 , Semantyka a gramatyka II
11.1. Części mowy, klasy form i klasy wyrażeń
W niniejszym paragrafie i w kilku następnych zajmiemy się głów następującymi zagadnieniami:
1. Czy we wszystkich językach istnieją te same części mowy (t rzeczowniki, czasowniki, przymiotniki itd.)?
2. W jakim stopniu dla definicji takich terminów, jak rzeczowi czasownik lub przymiotnik, istotne są względy semantyczne?
Jak się przekonamy, między tymi dwoma zagadnieniami zadro wewnętrzny związek. Rzecz ciekawa, że dzisiaj mówi się o nich ty z rzadka, choć są to zagadnienia kluczowe dla wszelkich rozważań ~ stosunkiem gramatyki do semantyki.
Jakkolwiek w większości ogłaszanych gramatyk i słowników uż3 się tradycyjnych terminów rzeczownik, czasownik, przymiotnik i~ obiegowe definicje tych terminów są od dawna z wielu względów li tykowane przez językoznawców. Twierdzi się, że polegają one na 1 dnych kołach; że są oparte na mieszaniu kryteriów morfologiczny składniowych i semantycznych, które ńie we wszystkich wypadkacl ze sobą zgodne; że wreszcie nie dają się zastosować do językó` strukturze gramatycznej wyraźnie różnej od struktury "klasyczny języków indoeuropejskich. Ujęcie, które szkicowo przedstawimy żej, zakłada w znacznym stopniu zgodę na te zarzuty, ale zarazem ceptację pewnych szczegółów teorii tradycyjnej. Staramy się utrzyr stanowisko pośrednie między dwiema skrajnościami: uniwersalizm i relatywizmem (por. tom I, 8.1).
Terminów rzeczownik, czasownik, przymiotnik itd. używa się zwyczaj jako nazw zarówno leksemów, jak i form. Tak np. mówi że leksem przychodzić j est czasownikiem i że czasownikami są rówc formy [przychodził] i (przychodzi]. W dalszym ciągu stosowanie ter
nu czyść mowyx, a także terminów rzeczownik, czasownik, przymiotnik itd. , ograniczymy do leksemów i wyrażeń. Założymy, że przy analizie każdego systemu językowego każdy wyraz-leksem zostaje zaliczony do jednej i tylko jednej z takich klas. Zakładając to, przyjmujemy pogląd tradycyjny, w myśl którego np. angielski rzeczownik love 'miłość' i czasownik love `kochać' są różnymi leksemami. Na ten temat wypowiemy się szerzej w dalszym ciągu (13.4). W niniejszym paragrafie nie będziemy się zajmować również tym, do jakich części mowy należą leksemy złożone* oraz różnego rodzaju idiomy (por. 13.3). Zakładamy, że ich przydział zależy od uprzedniej klasyfikaćji leksemów j ednowyrazowych.
Ograniczymy również użycie terminu klasa wyrazów (stosowanego często w językoznawstwie współczesnym zamiast tradycyjnego terminu c4~ść mowy). Formy - czy to proste, czy złożone - można poklasyfikować w kilka różnych sposobów. W literaturze można napotkać kilka sprzecznych definicji terminu klasa form. Wybierzemy więc umownie definicję opartą na równoważności składniowej. Dwie formy są elementami tej samej klasy form zawsze i tylko wtedy, kiedy w danym języku są wzajemnie zamienne (czyli mają tę samą dystrybucję) we wszystkich zdaniach (por. 10.1). Ponieważ angielskie conte `przychodzić' jest czasownikiem, a [come] (czas teraźniejszy, bezokolicznik lub rozkaźnik), [comes) `przychodzi', [coming) `przychodząc(y)' i [came] (czas przeszły) są jego formami, więc powiemy, że są formami czasownikowymi. Podobnie będziemy używać terminów forma rzeczownikowa, forma przymiotnikowa itd. Oczywiście zbiór wszystkich form czasownikowych (ani rzeczownikowych) danego języka nie jest klasą form w rozumieniu naszej definicji. Nie są też klasami form zbiory form równoważnych składniowo, takie jak [wrote) `napisał', [came] `przyszedł' (...). Co prawda, [wrote) i [came) realizują wyrazy morfosyntaktyczne o tych samych właściwościach. Oba są bowiem formami czasu przeszłego. Nie są jednak równoważne pod względem składniowym (czyli wzajemnie zamienne). Pierwsze bowiem jest formą czasownika przechodniego, a drugie nieprzechodniego. Taka definicj a zbiorów form nie będących klasami j est oparta na rozróżnieniu form wyrazowych i wyrazów morfosyntaktycznych. Nie da się więc oczywiście zastosować do języków typu zwanego izolującym. Klasy form danego języka (w odróżnieniu od części mowy) niekoniecznie są zbiorami rozłącznymi. Ta sama forma może należeć do dwu lub więcej niż dwu róż
50 51

pych klas. Powrócimy do tej sprawy przy omawianiu homonimii (p, 13.4).
Podobnie jak klasy form, równieżi klasy wyrażeń* zdefiniujemy podstawie ich wzajemnej zamienności. Is~wa wyrażenia są elementa tej samej klasy wyrażeń zawsze i tylko wtedy, kiedy w danym języ jedno z nich można we wszystkich zdaniach zastąpić drugim. Poję. klasy wyrażeń jest szczególnie ważne dla wszelkich rozważań nad s runkiem składni do semantyki. Należy przy tym odróżnić wyrażen -rzeczowniki od wyrażeń rzeczownikowych, wyrażenia-czasowniki wyrażeń czasownikowych itd. Jak się przekonamy, zagadnienie, r wszystkie języki mają rzeczowniki i czasowniki, nie jest identyczni choć jest związane z zagadnieniem, czy wszystkie języki mają wy żenia rzeczownikowe i czasownikowe. Wszystkie te rozróżnienia t minologiczne są nieco nużące. Jeśli jednak nie odróżnimy od siebia za pomocą terminologii lub symboliki - rzeczowników, form rzeczo pikowych i wyrażeń rzeczownikowych, form czasownikowych i wy żeń czasownikowych, to musi powstać zamęt. Jeśli chodzi o odróżni nie rzeczowników od wyrażeń rzeczownikowych. to widzieliśmy-j'i że rzeczowniki mają denotację, a wyrażenia rzeczownikowe (p 10.3) mają (lub mogą mieć) odniesienie (referencję). Denotacja r! ezownika typu czlowiek jest czymś zupełnie różnym od związanego daną wypowiedzią odniesienia wyrażenia rzeczownikowego t~ (tamten człowiek], (John] albo (on] (por. tom I, 7.2). Trzeba rówń zwrócić uwagę na możliwość zamętu wynikającą z użycia takich z 1 nieczności niejednoznaezńych terminów, jak nominalizacja, adiek wizacja itp. W niniejszej książce nie widzimy potrzeby terminologi nogo odróżniania derywacji rzeczowników (w angielskim najczęść sufiksalnej, por. 13.2) od tworzenia wyrażeń-rzeczowników za pori eą transformacji składniowej (por. 10.3). Konteksty, w jakich nży my terminu nominalizacja, powinny w poszczególnych wypadkach jaśniać, czy mowa o morfologicznej derywacji Ieksemc5w, czy o tv rzeniu wyrażeń za pomocą transformacji składniowych. Te dwa zi czepia są oczywiście ze sobą związane. Sprawę tę omówimy szorze, jednym z następnych rozdziałów (por. 13.2).
Z dość zawiłego splotu, jaki stanowi tradycyjna teoria czy mowy, trzeba wysupłać co najmniej trzy wątki: morfologiczny, skł~ mowy i semantyczny. Dla ilustracji zacytujemy najpierw - i król skomentujemy - kilka typowych definicji, zaczerpniętych z jedneg
najlepszych i najbardziej autorytatywnych słowników języka angielskicgo (Urdang 190,8): .,Rzeczownik: Element klasy wyrazów odznaczających się przede wszystkim tym, że mają końcówki liczby mnogiej i genetiwu, że w konstrukcji pełnią funkcję podmiotu lub dopełnienia i że oznaczają osoby, wycinki przestrzeni, rzeczy, stany łub cechy". Czasownik: "Element klasy wyrazów, które pełnią funkcję głównego elementu orzeczenia, najczęściej wyrażają czynność albo stan, mogą się odmieniać przez czasy, aspekty, strony, i tryby oraz wchodzą w związek zgody z podmiotem lub orzecznikiem".
Definicje te zostały sformułowane bardzo starannie. Widać jednak od razu, że podpadają pod wszystkie zarzuty kierowane przeciwko definicjom tradycyjnym: prowadzą do błędnego koła; mieszają nie zawsze pokrywające się ze sobą kryteria morfologiczne, składniowe i semantyczne; nie dają się zastosować do niektórych języków. Można również zauważyć - w związku z naszym przekonaniem o konieczności odróżniania rzeczowników od wyrażeń rzeczownikowych, czasowników od wyrażeń czasownikowych itd. -że użycie w tych definicjach terminu wyraz uniemożliwia rozpoznanie, do jakiej właściwie jednostki językowej odnosi się definicja. Nie zostaje również wyjaśnione, czy warunki wymienione w definicjach są wystarczające każdy z osobna, czy też muszą występować łącznie. Ptaki nie wyświetlimy tych spraw, nie potrafimy użyć omawianych definicji do odpowiedzi na pytania postawione na początku niniejszego paragrafu. Jednocześnie są to definicje użyteczne, lepsze, niż v~ większości tradycyjnych słowników języka angielskiego. Dają bowiem pewne wskazówki co do kryteriów uważanych na ogół za istotne.
Morfologicznymi odcinkami cytowanych definicji są: "mają końcówki liczby mnogiej i dopełniacza" oraz "mogą się odmieniać przez czasy, aspekty, strony i tryby". Pierwszy z tych warunków, w odróżnieniu od drugiego, został najwidoczniej sformułowany z myślą o języku angielskim. Mimo to także w angielskim wiele leksemów tradycyjnie kwalifikowanych jako rzeczowniki (np. significance `ważność, znamienność') nie ma formy liczby mnogiej ani dopełniacza. W innych zaś rzeczownikach forma liczby mnogiej nie składa się z tematu i pluralizującej końcówki, np. (sheepj `owce' i `owca', (mice) `myszy' od (mouse] `mysz' itd. Stosowalność morfologicznego wyróżnika rzeczowników można rozszerzyć przez zastąpienie go sformułowaniem "odmieniają się przez liczby i przypadki". Jeżeli jednak warunek ten przedstawia
F~ 53

fe
my jako stosowalny powszechnie, to musimy zdecydować, czy jest or konieczny, czy wystarczający, czy też jest jednym i drugim. To same dotyczy proponowanego morfologicznego wyróżnika czasowników "mogą się odmieniać przez czasy, aspekty, strony i tryby". Poniewa~ warunki te opierają się na pojęciach fleksji (odmiany), więc są oczywi ście niestosowalne do analizy języków tzw. typu izolującego, w któ tych każdy leksem ma tylko jedną formę, morfologicznie niepodziel ną. Ponadto warunki te zakładają jakąś ogólną definicję nie tylko od miany, lecz również takich pojęć, jak przypadek, liczba, czas, tryb, as pekt i strona. Nawet jeśli kategorie te dadzą się zadowalająco zdefinio wać, to nie w każdym języku fleksyjnym odnajdziemy je wszystkie, s gdzie indziej nie odnajdziemy żadnej. Nawet więc w językach fleksyj nych nie można odmienności przez liczbę i przypadek uznać za konie czną cechę rzeczownika, ani odmienności przez czas, tryb, aspekt stronę za konieczną cechę czasownika. Warunków tych nie można na wet uznać za wystarczające. W niektórych bowiem językach rzeczow piki odmieniają się przez czasy (np. w paragwajskim języku guarana przyp. tł.), a w innych czasowniki przez liczby. Mówiąc to, iakładam~ oczywiście, że istnieją inne, uniwersalne kryteria decydujące o klasyfi kucji (por. Chomsky I957). Zakładamy po prostu, że każda gramatyk; generatywna umożliwia (dla generowanego języka) definicję pewnycl klas śkładników zdania (rzeczownikowych, czasownikowych itd.) i n. podstawie tej klasyfikacj i składników określa zdania nienagannie zbu dowane. Musimy oczywiście również przyjąć, że w językach, w któ rych wyrażenia mają z zasady po kilka form, gramatyka opisuje tej stan rzeczy w postaci reguł morfosyntaktycznych i morfologicznych Jednym z takich języków jest angielski. Tutaj interesuje nas to, cz~ przy analizie strukturalnej zdań w konkretnym języku przydzielani klasom skladników odpowiednich oznaczeń (NP, VP, itd.) może by oparte na podstawie czysto składniowej. Dlaczego np. mówimy, ż~ John, he `on', my father `mój ojciec', that old acan `ten stary czlowiek itd. są elementami klasy NP, że natomiast be (a) dentist `być dentystą' come home `przychodzić do domu' , love one's wife `kochać swej ą żony itd. są elementami klasy VP? Przecież gdybyśmy zmienili przydzia tych oznaczeń i dokonali koniecznych zmian w regułach gramatycz nych i w słowniku, to nasza gramatyka generowałaby nadal dokładni ten sam zbiór zdań! Co więcej, między analizami strukturalnymi doku nywanymi na zdaniach angielskich przez obie gramatyki nie dopatrzy
54
liśmy się żadnej wyraźnej różnicy, chyba że oparlibyśmy się na jakiejś
cyólniejszej definicji NP i VP.
Dla tej sprawy proponuje się w literaturze kilka ujęć. Pierwsze z nich polega na dopatrywaniu się wewnętrznego związku między funkeją składniową bycia podmiotem* zdania a kategorią składniową NP oraz między funkcją składniową bycia orzeczeniem* zdania a kategorią składniową VP. Na założeniu, że taki związek istnieje, oparte są próby ogólnojęzykoznawczych definicji glęboko strukturalnego podmiotu i dopelnienia u Chomskiego (19651. Taka sama jest postawa wielu logików, kontynuujących tradycję arystotelesowską. Na razie pominiemy interpretację logiczną takich terminów, jak podmiot i dopetnienie. Zagadnienie polega na rym, czy istnieje czysto składniowa ucfinicja podmiotu i orzecżenia, którą można by zastosować do wszystkich języków celem przydziału składnikom zdania oznaczeń ,.NP" i "VP". Zanim wdamy się w omawianie tej sprawy, chcielibyśmy rwr<5cić uwagę na wyróźniki składniowe wymienione w dwu cytowanych definicjach słownikowych: "w konstrukcji pełnią funkcję pod~i~iotu lub dopełnienia" oraz "pełnią funkcję głównego elementu orzeczenia". Jak się przekonamy, funkcje podmiotów i dopelnień pełnią nic rzeczowniki, lecz rzeczownikowe składniki zdań, a funkcje orzeczeń - nie czasowniki, lecz czasownikowe składniki zdań. Czy i w jaki m sensie głównym składnikiem wyrażenia czasownikowego jest czasownik, to zagadnienie, do którego przejdziemy po zbadaniu składnioe~wch podstaw odróżniania podmiotu od orzeczenia z jednej strony, a od dopełnienia z drugiej.
t.ingwiści przyjmują na ogół, że przynajmniej rozróżnienie rzeczovnika i czasownika jest uniwersalne, chociaż tradycyjna teoria części mowy nie da się zastosować we wszystkich szczególach do języków o hndowie gramatycznej bardzo różnej od klasycznych języków indoeunpejskich. Ponadto przyjmuje się, że rozróżnienierzeczownikai cza~wnika jest wewnętrznie związane z różnicą między odniesieniem (referencją) a orzekaniem (predykacją). Wykazał to Sapir wznanympassusie o następującym brzmieniu: "Musi być coś, o czym się -mówi, a skoro wybierze się ten temat wypowiedzi, to trzeba o nim coś powiedzieć (...) Tematem wypowiedzi jest rzeczownik. Ponieważ najpospolitszym tematem wypowiedzi jest albo osoba, albo rzecz, więc rzeczownik skupia się wokół takich koMkretnych pojęć. Ponieważ rzeczą orzekaną o temacie jest na ogól czynność w najszerszym znaczeniu
55

tego słowa (...), więc czasownik skupia się wokół pojęć czynności. Zaden język nie rezygnuje całkowicie z odróżniania rzeczownika od czasownikag choć w niektórych wypadkach istota tego rozróżnienia bywa trudno uchwytna" (Sapu 1921, 117). Passus ten, jak łatwo zauważyć, jest sformułowany dość swobodnie. Termin temat jest w nim użyty co najmniej w dwu znaczeniach: odnośnika i wyrażenia odniesionego. Co ważniejsze, brak odróżnienia rzeczownika od rzeczownikowego składnika zdania, a czasownika od czasownikowego składnika zdania. Z tego (jeśli to prawda), że wszystkie języki rozróżniają składniki rzeczownikowe i czasownikowe, nie wynika, że muszą rozróżniać również rzeczowniki i czasowniki. Sprawa ta, jak się przekonamy, jest szczególnie istotna dla jednego z języków, które omawia Sapir (indiańskiego języka nutka).
W następnym paragrafie naszym głównym celem będzie zbadanie konsekwencji tego, co Sapir i wielu innych mówi o uniwersalności rzeczownikowych i czasownikowych składników zdania z jednej strony, a rzeczowników i czasowników z drugiej. Ewentualna ogólna definicja gramatyczna rzeczownika, nadająca się do wszystkich języków, byłaby następująca: rzeczownik jest to leksem, który może występować w rzeczownikowym składniku zdania jako jego element jedyny lub główny, a zarazem należy do pewnej klasy otwartej, której elementy różnią się składniowo lub morfosyntaktycznie od elementóv~ innych klas otwartych (tzn. czasowników lub przymiotników) występujących w tym samym położeniu. Termin jedyny lub główny element rzeczownikowego składnika zdania jest dość mglisty. Prościej byłoby, jak to czyni wielu lingwistów, nazwać rzeczownik nie głównym elementem, ale ośrodkiem rzeczownikowego składnika zdania. Niestety jednak kryterium to nie stosuje się do najbardziej typowych rzeczownikowych składników zdań języka angielskiego. Gdybyśmy óśrodek konstrukcji żdefiniowałi na podstawie jej endocentryczności, to w składniku the boy `(wiadomy) chłopiec' rzeczownik boy `chłopiec' nie byłby ośrodkiem (ponieważ na ogół nie występuje w tych samych położeniach, co the boy-przyp. tł., por. 10.3). Termin, składnik należący do pewnej kkcsy otwartej ma wykluczyć takie leksemy, jak rodzajniki określone, zaimki przymiotne i klasyfikatory, które w wielu językach występują w wyrażeniach rzeczownikowych i mogłyby uchodzić za ich ośrodki (por.: 11.4). Jak się przekonamy w następnym paragrafie, czasownika nie można zdefiniować w taki sposób. Stosunek między czasownikiem a
cz11.2. Pódmiot, orzeczenie i predykat
Z punktu widzenia składniowego różnica między podmiotem a orzeczeniem opiera się na założeniu, że jądro` zdania pojedynczego dzieli się na dwa składniki bezpośrednie: rzeczownikowy (NP) i czasownikowy (VP). Taknp. w języku angielskim wyrażenia John, he `on', sny fat/rer'mój ojciec', that old man `ten stary człowiek' należą do jc:dnęj klasy (X), a wyrażenia be (a) dentrst `być dentystą', cofne homo `przychodzić do domu', cross the ruad `przechodzić przez jezdnię' itp. -do drugiej (Y). Przyjmijmy na chwilę, że w każdej gramatyce generatywnej j4zyka angielskiego zdania w rodzaju John is cr dentist `John jest dentystą' i He loves his wife `On kocha swoją żonę' zostałyby zanalizowane jako zawierające (prócz takich składników niejądrowych, jak wykładnik czasu gramatycznego) jeden składnik kategorii X i jeden kategorii 'Y. Skąd jednak wiedzielibyśmy, który z tych dwu składników jestpodmiotem, a który orzeczeniem? Mówiąc inaczej: jak rozstrzygnęlibyśmy na podstawie czysto składniowej, że X jest klasą składników rzeezownikowych, a Y - czasownikowych?
Na oba te pytania oczywiście nie można odpowiedzieć bez dalszych założeń, dotyczących dystrybucji (lub wewnętrznej struktury składniowej) rzeczownikowych i czasownikowych składników zdania we wszystkich językach świata. Jedno z tych założeń mogłoby głosić, że w obrębie jądra zdania pojedynczego może występować więcej niż jedno NP, lecz tylko jedno VP; dokładniej -że częścią VP mole być NP. Tak nh. klasę wyrażeń angielskich, którą oznaczyliśmy umownym symbolem Y, można na podstawie wewnętrznej struktury jej elementów podzielić na kilka podklas. Dwie z nich wyróżnia się tradycyjnie jako składniki czasownikowe nieprzechodnie (zawierające czasownik nieprzechodni) i przechodnie (zawierające czasownik przechodni i dopełnienie). Tak więc składnik rzeczownikowy (NP) może się połączyć nie tylko jako podmiot ze składnikiem czasownikowym (VP) w jądro zdania, lecz również z czasownikiem przechodnim jako jego dopełnienie
5(, ~ 57

w inny składnik czasownikowy (VP). To właśnie stanowi składniową podstawę odróżnienia podmiotu czasownika od jego dopełnienia. Na' tej podstawie można w każdym języku mającym konstrukcje tego typu przydzielić składnikom zdania oznaczniki NP, VP i V.
Postępowanie rozpoznawcze, które naszkicowaliśmy przed chwilą, mogłoby się wydawać jaskrawym błędnym kołem. Jego pozytywny wynik nie jest jednak z góry przesądzony. Ponadto zaś istnieją inne, niezależne kryteria oceny tego wyniku. Logicznie możliwy byłby np. język, w którym istniałyby tylko dwa rodzaje zdań pojedynczych o strukturze A+B i C+D+E (gdzie A, B, C, D, E oznaczałyby elementy rozłącznych klas wyrażeń). W takim języku proponowane postępowanie nie doprowadziłoby oczywiście do rozpoznania ani A, ani B jako NP (choć można by tego dokonać na podstawie semantycznej). W odniesieniu do każdego języka, w którym proponowane postępowanie diagnostyczne pozwala rozpoznawać składniki typu NP, VP i V, można następnie zadać sobie pytanie, czy tak zdefiniowane klasy czynią zadość także innym kryteriom-składniowym lub nieskładniowym. Dlatego teź proponowane przez nas postępowanie nie jest błędnym kołem. Ponadto postępowanie to daje wyniki odpowiadające semantycz= nej definicji podmiotu, orzeczenia, składnika rzeczownikowego, rzeczownika i czasownika. Toteż przemawia chyba za tradycyjnym poglądem, że rozróżnienie rzeczownikowych i czasownikowych składników zdania jest wewnętrznie związane z rozróżnieniem podmiotu i orzeczenia.
Po to jednak, żeby w konkretnym języku rozpoznać rzeczownikowe składniki zdań i czasowniki, nie musimy zakładać uniwersalności dwuczłonowej analizy zdań pojedynczych na podmiot i orzeczenie. Warto to podkreślić, ponieważ wielu lingwistów kwestionuje uniwersalność kategorii składniowej VP. W języku angielskim jądro zdania może mieć strukturę X+Y (nieprzechodnią), X+~+X (przechodnią) i kilka innych struktur z więcej niż jednym X. Z drugiej strony, w myśl naszej ogólnej zasady rozpoznawczej, w jądrze zdania pojedynczego może występować tylko jeden czasownik (V), ale więcej niż jeden składnik rzeczownikowy (NP). Wynika stąd, że elementami klasy X s~ składniki rzeczownikowe (NP), a klasy Y oraz Z są dwiema różnymi (choć nie rozłącznymi) klasami czasowników (V). Już sama dystrybu~ cja elementów klasy X, szersza we wszystkich zdaniach pojedynczych od dystrybucji elementów klasy Y, wystarczyłaby do stwierdzenia, że
cleentami klasy X są rzeczownikówe składniki zdania (NP). Nie ma więc potrzeby stwierdzać ani zakładać tożsamości dystrybucyjnej j+X z Y.
W tym miejscu możemy się przez chwilę pYzyjrzeć jednemu z języków najczęściej przytaczanych jako nie mających części mowy (w tradycyjnym znaczeniu tego terminu). Jest to indiański język nutka, o którym mówi się, że "normalne wyrazy nie dzielą się na takie klasy, jak rzeczownik, czasownik, przymiotnik, przyimek, lecz wszelkie pojęcia ,~ wyrażane słowami o tym samym ogólnym typie, które są lub nie są urzeczeniami zaleźnie od swoich końcówek fleksyjnych (Swadesh 1939, 78) (...)". Właśnie w rozważaniach nad takimi językami szczególnie ważne jest rozróżnienie form, wyrażeń i leksemów. Postępowanie naszkicowane wyżej pozwala rozpoznawać rzeczownikowe składniki zdania, czasowniki i może rówńież czasownikowe składniki zdania, ale r~ic rzeczowniki. O składniowej definicji rzeczownika nie mówiliśmy dotychczas w ogóle. W języku nutka modna bez trudności rozpoznać klasy wyrażeń tworzących dwuczłonowe konstrukcje X+Y (por. Sapir 1921, 134). W pojedynczych zdaniach oznajmiających formy składnika X przybierają końcówkę określoności lub końcówkę wskazującą, a formy składnika Y końcówkę trybu. Ponadto w zdaniu pojedynczym może występować kilka składników X, lecz tylko jeden składnik Y. 1?ustępowanie więc naszkicowane wyżej da się zastosować do języka nutka, a także do języka kwakiutl i innych języków tej samej rodziny (zwanej wakash, a używanych przez Indian w północno-zachodniej łDopiero kiedy przystąpimy do dalszego'rozróżniania czasowników i rzeczowników jako leksemów, zaczynamy rozumieć dlaczego Swaclesh powiedział o języku nutka, że "normalne wyrazy nie dzielą się na takie klasy, jak rzeczownik, czasownik, przyimek", a Boas o języku kwakiutl, że "każdy temat jest czymś neutralnym-ani rzeczownikiem, ani czasownikiem" (por. Boas 1911). Z wyjątkiem niektórych nazw własnych oraz zaimków i przyslówków (por. Swadesh 1939, 78) każdy leksem może swobodnie występować czy to w obrębie składnika X, czy Y. Ponieważ leksem występujący w składniku Y zdefiniowaliśmy jako czasownik, więc w języku nutka nasze kryterium każe zakwalifikować wszystkie leksemy pod względem składniowym jako czasowniki. Jest
58 ';~ 59

to równoznaczne z twierdzeniem, że są one neutralne wobec różnicy między rzeczownikiem, czasownikiem, przymiotnikiem itd. (czyli odmieniają się przez części mowy, jak w językach północno-wschodniej Syberii i w sztucznym języku esperanto - przyp. tł.). Oczywiście jest możliwe, że subtelniejsza analiza składniowa języków nutka, kwakiutl i innych o podobnej strukturze ujawniłaby jakieś różnice łączliwości, które skłoniłyby nas do rewizji tego poglądu. W analizie Swadesha zawarty jest szkic klasyfikacji semantycznej, który to w pewnym stopniu sugenije. Jest jednak co najmniej prawdopodobne, że w niektórych językadr nie można rozróżnić składniowo rzeczowników i czasowników.
Znacznej większości języków świata przypisujemy gramatyczne rozróżnianie nie tylko rzeczownikowych i czasownikowych składników zdania, lecz również rzeczowników i czasowników. W tych bowiem językach te dwie klasy leksemów różnią się występowaniem w dwu omówionych klasach wyrażeń. Tak np. po angielsku można powiedzieć Tlte womart is comirtg `Kobieta nadchodzi' i The one wGro is corning is a wornan `Osoba, która nadchodzi, jest kobietą', ale nie (jak w języku nutka) `Przychodzień kobietuje'. Rzeczownik angielski może wprawdzie stanowić czasownikowy składnik zdania, ale tylko w połączeniu z czasownikiem-spójką" (...). I odwrotnie: czasownik może wystąpić w wyrażeniu rzeczownikowym, ale wtedy musi wchodzić w skład zdania względnego albo być użyty w formie imiesłowu jako przydawka (a więc przymiotnikowo). Słowem, w języku angielskim rozróżnienie rzeczowników i czasowników opiera się na szeregu różnic składniowych i fleksyjnych. Łatwo więc stwierdzić, że np. forma ~rains) jest czasownikowa ('pada deszcz') w zdaniu lt rains a lot in the Highlands `Na Pogórzu Szkockim często pada deszcz', a rzeczownikową (`deszcze') w zdaniu There is a lotof rains iri the HighlatZds `Na Pogórzu Szkockim bywa dużo deszczów'. Na podstawie jednak czysto semantycznej odróżnienie czasownika raire `padać' od rzeczownika rain `deszcz' nie byłoby możliwe. Powrócimy jeszcze do tej sprawy. Przytoczone tu dwa zdania reprezentują typ szczególnie interesujący w związku z rzekomą uniwersalnością analizy zdań na podmiot i orzeczenie. Jak się przekonamy, głębsza struktura składniowa zdania It rairt.s a lot in tlte Highlands pozwala także na inną analizę, nie wymagającą założenia, że jądro zdania pojedynczego musi się składać z jednego przynajmniej wyrażenia rzeczownikowego i czasownikowego.
Dotychczas przyjmowaliśmy, że pojęcie orzeczenia wiąże się w
60
aposó b konieczny z dwuczłonową analizą jąder zdaniowych na podmiot i orzeczenie. W gramatyce tradycyj nej rozpowszechniony jest po~rpd, że w ten sposób można bez reszty podzielić na rzeczownikowy podmiot i czasownikowe orzeczenie wszystkie zdania, a przynajmniej wszystkie nieeliptyczne zdania pojedyncze oznajmujące. Pogląd ten ,i~a odpowiednik w logice arystotelesowskiej. Istnieje jednak, jak widzieliśmy, także inny sposób analizy struktury twierdzeń, sformalizo~~ ~;ny w rachunku predykatów pierwszego rzędu (por. tom I, 6.3). W myśl tego drugiego poglądu w skład twierdzenia wchodzi predykaty, Iaciry jest operatorem o jednym lub kilku argumentach. Czasownik nieprzechodni zostaje sformalizowany jako predykat jednomiejscowv. którego jedynym argumentem jest NP. Czasownik przechodni zostaje sformalizowany jako predykat dwumiejscowy, łączący ze sobą dwu NP - i tak dalej (...). Terminu predykat używa się czasem w bardzo podobnym sensie także w językoznawstwie. Możemy np. powieclzicć, że w zdaniu Karolina śpiewa piosenkę czasownik śpiewa jest preclvkatem dwumiejscowym, a niezależnie od tego jest orzeczeniem. %~~odnic z takim ujęciem struktury składniowej zdań (któremu przyjrzymy się niżej w związku z pojęciem walencjiv, por. 12.4), predykatem jest element łączący się z jednym NP lub łączący NP z innym elementem. Predykat jest jak gdyby osią jądra zdaniowego"'. W niektórych systemach analizy syntaktycznej za taką oś, która uzależnia od siebie wszystkie inne składniki jądra zdaniowego i przesądza o ich charakterze, uważany jest czasownik.
T'ej osiowej roli czasownika odpowiadają w wielu językach zjawiska składniowe zwane zgodą'` (czyli kongruencją) i rządem''' (czyli rekcją). Pierwsze z nich jest wymienione w definicji cytowanej wyżej: czas>wnik "często wchodzi w związek zgody z podmiotem lub orzecznikiem". Do drugiego zjawiska, rządu, odnosić się może stwierdzenie, ż~~ czasownik "pełni funkcję głównego elementu orzeczenia". Zgoda i rz,~d w tradycyjnym rozumieniu występują nie we wszystkich język,ich, ale są bardzo rozpowszechnione. W opisach gramatycznych wie~u nie spokrewnionych ze sobą języków spotyka się stwierdzenie, że czasownik musi się zgadzać (w liczbie, rodzaju, osobie itd.) albo z podmiotem, albo z orzecznikiem i że rządzi swoim dopełnieniem. Łatwo t wykazać na przykładzie trzech typów jąder zdaniowych, które na podstawie czysto składniowej lub morfosyntaktycznej można rozpoznać w wielu językach o budowie gramatycznej skądinąd bardzo różnej.
61

Ten zbiór struktur jądrowych (do których w następnym rozdziale, dodamy dalsze) jest następujący:
1. NP+V (struktura nieprzechodnia) y 2. NP+V+NP (struktura przechodnia) j 3. NP( + V) +N (struktura przypisuj ąca). ' i Struktury te można zilustrować następującymi zdaniami:
1. Ten chłopiec (teraz) (pilnie) pracuje (w szkole). 2. Karolina (wieczorami) śpiewa piosenki.
3. On jest Amerykaninem.
Chwilowo pominiemy wszystko, co w zdaniach (1)-(3) jest wzięte w. nawiasy. Wystarczy powiedzieć, że tymi częściami ujętymi w nawiasy! są tzw. określniki*, czyli wyrażenia składniowo niekonieczne lub marginalne. W formułach jąder zdaniowych (1)-(3) nie odpowiadają ima żadne symbole.
Przypatrując się formułom (1) - (3), widzimy, że w każdej z nich' skrajnym składnikiem po lewej stronie jest NP; że (1) różni się zarówno od (2), jak i od (3) tym, iż zawiera tylko dwa składniki; wreszcie, że w (3), w odróżnieniu od (2), symbol cząsownika jest ujęty w nawias, a skrajnym składnikiem po prawej stronie jest N, nie NP. Na podstawie naszych poprzednich rozważań składnik zdania, który w (1) łączy się z NP, możemy rozpoznać jako czasownikowy, a tym samym leksem pracować jako czasownik, ponieważ bez połączenia z żadnym innym leksemem może pełnić funkcję czasownikowego składnika zdania (...) Zastanówmy się z kolei nad tym, z jakiego powodu kwalifikujemy jako czasownik również leksem śpiewać w (2) oraz być w (3), i dlaczego twierdzimy, że w zdaniu (3) skrajnym składnikiem po prawej stronie jest rzeczownik, a nie rzecżownikowy składnik zdania. Oczywiście leksemy śpiewać i być możemy uznać za główne elementy orzeczeń tylko pod warunkiem, że V+NP oraz (V)+N uznamy za orzeczenia, czyli za czasownikowe składniki zdania dystrybucyjnie równoważne z leksemem pracować w zdaniu (1). To zaś z kolei wymaga wyjaśnienia, w jakim sensie w orzeczeniu niejednowyrazowym głównym elementem jest czasownik.
W języku angielskim drugi element struktur (1)-(3) musi (w niektórych czasach) zgadzać się w liczbie i osobie ze skrajnym NP po lewej stronię. Predykat zaś stojący w formule (2) na drugim miejscu rządzi wyrażeniem rzeczownikowym w bierniku (piosenkę, a nie np. piosenka). Podobnie w wielu językach (choć nie we wszystkich) za pomocą
ocłmiany predykatu wyraża się czas i w pewnym stopniu tryb (por. ~ ~,.2). Właśnie takie zjawiska skłaniają nas do twierdzenia, że leksemy a piewać w (2) i być w (3) są czasownikami. Są bowiem elementami siowymi związków zgody i rządu oraz fleksyjnymi wykładnikami ezaJeżeli pojęcia rządu nie ograniczymy do narzucania określonych przypadków, lecz rozszerzymy je także na narzucanie określonych ~,rzyimków i typów zdań podrzędnych, to będziemy mogli twierdzić, że ,-~yd (w przeciwieństwie do zgody) istnieje we wszystkich językach. Na tern właśnie założeniu opiera się tak zwana obecnie gramatyka przy~~:,dków* (por. 22.4), pomyślana jako uniwersalny aparat analizy składniowej. W każdym zaś razie takie zjawiska, jakie przytoczyliśmy w l,. ,przednim paragrafie, mogą służyć j ako tymczasowa ilustracj a twiercir~:nia, że czasownik stanowi w wielu językach oś jądra zdań pojedyn~ż=ych.
Nie będziemy wnikać w różnicę między czasownikami nieprzechodnimi a przechodnimi. Nie jest ona bynajmniej tak prosta, jak mogły'~~ sugerować nasze nieco powierzchowne rozważania. W nowszej literaturze toczą się ożywione dyskusje nad podstawą tych pojęć, a zarazem nad podstawą rozróżnień znacznie liczniejszych niż te, których dokonuje się tradycyjnie przy gramatycznym opisie.języków. Dla naszych celów wystarczy stwierdzić, że w bardzo wielu językach omówione wyżej kryteria pozwalają wyróżnić składniowo podklasy predykatf~w jednomiejscowych oraz dwumiejscowych i uznać je obie za podklasy czasowników.
Przyjrzyjmy się z kolei dokładniej strukturze, którą nazwaliśmy ~~rzypisującą (3). Symbol czasownika został tu ujęty w nawias. W wielu hw~~iem językach w strukturach tego typu brak elementu, który można hv zakwalifikować jako czasownik odpowiadającemu czasownikowi lwc (por. np. polskie Wszystko w porządku - przyp, tł.). Nie we ~~rzystkich zatem językach naturalnych czasownik jest niezbędnym clcn~entem zdania. Leksem być zakwalifikowaliśmy jako ezasowńik c4~,~tego, że jeśli chodzi ó zgodę i o wyrażanie czasów, jest tak samo o,~iowy, j ak leksemy pracować i śpiewać. Te ostatnie są czasownikami, n sy odmienne przez osobę, czas i liczbę. Tym samym w świetle odpó~~ icdnich reguł gramatycznych także być jest czasownikiem. Są to jed
~ 63

pak reguły morfologiczne i morfosyntaktyczne, a nie czysto składn we. To nie funkcja spój kowa czyni leksem być czasownikiem. Jeśli a strahować od tzw. egzystencjalnego użycia tego leksemu (por. biblij Jam jest ten, który jest i kartezjuszowskie Myślę, więc,jestem) (...), w składni i semantyce nie ma żadnego przekonującego powodu do 0 nania leksemu być za czasownik (...).
Treść niniejszego roździału nie oznacza, jakoby rozpoznawaj rzeczownikowych i czasownikowych składników zdania oraz czasu pików powinno być oparte na kryteriach wyłącznie składniowy Warto jednak ograniczyć się do tych kryteriów ze względów teorety pych. Wtedy bowiem można w dalszej fazie badań sprawdzić, czy us lone za ich pomocą klasy wyrażeń i części mowy spełniają, niezależr od tego, także pewne kryteria semantyczne. Te ostatnie są oparte takich pojęciach, jak odniesienie (czyli referencja) i orzekanie (c2 predykacja), albo jak rozróżnianie bytów, cech, czynności, stosunk~ itp. We wszystkich chyba językach zachodzi odpowiedniość mięt klasami wyrażeń zdefiniowanymi składniowo i semantycznie. Przen wia to chyba za tradycyjnym poglądem, że między strukturą składn wą jąder zdaniowych a funkcją semantyczną ich składników zadro daleko idąca współzależność. Wbrew przygodnym wypowiedzic niektórych lingwistów nie ulega wątpliwości, że przynajmniej w 1 wyższych granicach ten tradycyjny pogląd jest uzasadniony. Z drug odpowiedniość między składnią a semąntyką nie jest zupełna. Jak przekonamy, w niektórych wypadkach, kiedy semantyka zawodzi ja kryterium przydziału do określonej części mowy lub klasy wyrażi sprawę może rozstrzygnąć składnia. W tym również sensie nie j może bezpodstawna teza, że o naszym obrazie świata decyduje jęz~ którym mówimy.
11.3. Podstawa ontologiczna: byty, cechy i czynności
W niniejszym paragrafie zajmiemy się głe5wnie możliwością definiov nia rzeczowników, czasowników i przymiotników na podstawie mantycznej. Wspomnimy również o przysłówkach.
Semantyczne definicje kategorii składniowych opierają się-pr najmniej w części - na takich pojęciach, jak odniesienie (referencj orzekanie (predykacja) i denotacja. V~' dalszych rozważaniach zało
n,y, że pojęcia te są zdefiniowane. Założymy również istotność semantyczną syntaktycznego związku określania oraz jego związek zorzekanlclTl.
Z pojęciem określania łączą się pewne problemy. Ponieważ jednak nic mają one związku z naszym rozumowaniem, więc przyjmiemy tu tradycyjny pogląd, że w wyrażeniach endocentrycznych przydawka przymiotna jest określnikiem rzeczownika, a przysłówek - określnikiem czasownika lub przymiotnika. Twierdzenie to jest niesłuszne w odniesieniu do wielu przysłówków i przymiotników, a w stosunku do innych jest wątpliwe. Tam jednak, gdzie jest trafne, wyjaśnia tradycyjne terminy przymiotnik i przysłówek. W wypadkach typowych przymiotnik jest określnikięm rzeczownika, a przysłówek - określnikiem czasownika lub przymiotnika.
Co ważniejsze, powyższe twierdżenie stanowi podstawę tego, co niektórzy uczeni ~PIjelmslev (1928) i Jespersen (1929) -nazywali różnicą rangi*. Jedno wyrażenie może być określnikiem drugiego tylko pod tym warunkiem, że ustępuje lub dorównuje mu rangą. Pod tym względem rzeczowniki mają rangę wyższą, niż czasowniki i przymiotniki, a przysłówki niższą. Nie będziemy tu głębiej wnikać w pojęcie rangi. Wystarczy wskazać pewną odpowiedniość między ustopniowaniem części mowy według tego, czego mogą być określnikami, a ich definicją semantyczną, opartą na tym, co deputują. Tradycyjnie mówi si4, że rzeczowniki deputują byty, czasowniki i przymiotniki-tzw. cechy pierwszego rzędu, a przysłówki - cechy rzędu drugiego lub jeszcze wyższego. To rozgraniczenię cech różnego rzędu jest milcząco zawarte w formalizacji rachunku predykatów i jego obiegowych interpretacjach. Cechy pierwszego rzędu można przypisywać indywiduom (czyli hutom pierwszego rzędu); cechy drugiego rzędu-cechom pierwszego rzędu itd. (por. tom I, 6.3).
Semantyczna część tradycyjnych definicji części mowy zakłada możliwość rozpoznawania bytów, cech, czynności, stosunków itp. niezależnie od tego, jak w poszczególnych językach odbywa się odniesienie do nich lub ich deputowanie. Innymi słowy, zakłada jakąś klasyfikację świata niezależną od danego języka. Tak np. definiowanie rzeczownika jako części mowy deputującej osoby i rzeczy ma wartość tylko pod tym warunkiem, że potrafimy wyróżnić osol?y i rzeczy niezależnie od icl~ deputowania w określonych językach za pomocą rzeczowników. Łatwo jest wykazać na wielu przykładach, że semantyczne definicje
r,-1 65

części mowy są albo błędnym kołem, albo nie dają się zastosować. Je to jeden z głównych zarzutów przeciwko takim definicjom. Tak nz można by zakwalifikować leksem piękność jako rzeczownik dlateg że denotuje piękność, która rzekomo jest rzeczą. Z kolei jednak arg mentem na korzyść tego ostatniego twierdzenia musiałoby być albo t że piękność jest denotowana przez rzeczownik (co byłoby błędny kołem-przyp. tł.), albo to, że normalne są wypowiedzi w rodzaju P`i kność to cudowna rzecz. Nie mamy zamiaru bronić rzeczy niemoż wydr do obrony. Będziemy głosić tezę, że tradycyjne semantyczt (czyli ontologiczne) definicje części mowy nadaj ą się nie do całych kl leksemów, lecz tylko do ich określonych podklas. Każda taka sema tycznie zdefiniowana podklasa jest w obrębie większej klasy centrali semantycznie mniej więcej tak, jak według hipotezy Berlina i Kay którą omówiliśmy wyżej (tom I, 8.3), pewien obszar jest centralny obrębie całkowitego obszaru denotowanego przez tę czy inną nazw barwy. ,
Właśnie dlatego, że przy definiowaniu centralnych podklas, obe mujących najbardziej typowe rzeczowniki, czasowniki, przymiotnil~ przysłówki, między składnią a semantyką zachodzi wewnętrzny zwi zek, można sobie w sposób- sensowny zadać pytanie, czy wymienio~ części mowy istnieją we wszystkich językach. Tak np. mówiąc, że określonym języku istnieją przymiotniki, mamy na myśli to, że istnie w tym języku definiowalna gramatycznie klasa wyrażeń, której typov funkcją składniową jest określanie rzeczownika w konstrukcji end centrycznej, a semantyczną - przypisywanie cech bytom. Z tego, że dwu językach istnieją przymiotniki, nie wynika, że każdy przymiotn jednego języka da się przełożyć na drugi język też za pomocą przymi mika. Ponadto w języku mającym przymiotniki nie każdy z tych ost tnich.musi być leksemem. Niektóre z nich, a nawet, jak widzieliśm wszystkie (np. w języku nutka, por. 11.2) mogą być tworzone od i nych części mowy. Jeśli się trzymać tego, co powiedzieliśmy o jężyl nutka i jemu podobnych, to rzeczowniki, czasowniki i przymiotni mogą istnieć nawet w języku, który nie ma części mowy w sensie nasi definicji. W takim języku rzeczownikami, czasownikami i przymiot karm można nazwać elementy pewnych klas wyrażeń zdefiniowany składniowo i semantycznie. Natomiast jednostki wyliczone w słom ku są neutralne wobec tej trójczłonowej klasyfikacji. Sposób zreali2 wania tej koncepcji omówimy dokładniej w jednym z dalszych rc
działów (13.2) W toku rozważań nad słownictwem Tutaj natomiast pominiemy możliwość istnienia klasy wyrażeń, której żaden element nie byłby leksemem.
Semantyczne (czyli ontologiczne) części przytoczonych wyżej definicji rzeczownika i czasownika brzmią: "oznaczają osoby, wycinki przestrzeni, rzeczy, stany lub cechy" oraz "wyrażają czynność albo stan" (por. 11.1). Ontologicznej kategorii stanu przypisuje się tu najwidoczniej taki sam związek,semantyczny (przez nas zwany denotacją, por. 7.4) z rzeczownikiem, jak z czasownikiem. Autorzy słowników mieli najwidoczniej na myśli takie leksemy, jak cisza albo znać, o których obu można powiedzieć, że denotują stan, choć składniowo i morfosyntaktycznie każdy należy do odrębnej klasy wyrażeń.
Bardziej tradycyjne definicje rzeczownika nie wspominają o stanach ani cechach, lecz tylko 0 osobach, rzeczach i wycinkach przestrzeni, a bardziej tradycyjne definicje czasownika-nie o stanach, lecz tylko o czynnościach. Co więcej, denotowanie stanów przypisuje się tradycyjnie także przymiotnikom, co prawda nie zawsze i często tylko wtórnie. Na razie więc stany pominiemy. Występująca niekiedy trudność odróżnienia ich od jakości z jednej strony, a od czynności i procesów z drugiej wskazuje na to, że stany odznaczają się pewną ambiwalencj ą ontologiczną. Odzwierciedla się to również w sposobie ich wyrażania leksykalnego i gramatycznego v poszczególnych językach. Co się tyczy czynności, to wystarczy tu powiedzieć, że ten tradycyjny termin należy rozumieć dość szeroko, tak aby obejmował nic tylko czyny i działania wykonawców myślących, lecz również takie wydarzenia i procesy dynamiczne, których w ogóle nie można przypisać wykonawcom. Jak zobaczymy dalej, ani logiczny termin cecha, ani gramatyczny termin czynność nie nadają się do celów, do jakich się ich pospolicie używa (por. 12.4). Wreszcie w niniejszym rozdziale nie powiemy ani nie zasugerujemy nic na temat związku rzeczowników z wycinkami przestrzeni. Jak zobaczymy dalej, wycinki przestrzeni, podobnie jak stany, są ontologicznie ambiwalentne, i to w spósób jeszcze bardziej interesujący (por. 12.3). W rezultacie zajmiemy się na początek kategoriami ontologicznymi osoby, rzeczy, czynności (łącznie z wydarzeniem i procesem) oraz cechy. ,
Nie możemy się oczywiście posługiwać tymi kategoriami bez minimalnych założeń ontologicznych - czyli założeń do tego, co istnieje w świecie.
óH 67

Będą to założenia 'naiwnego realizmu. Przyjmiemy je jako minim ne i stosunkowo bezsporne. Pierwsze i najgłówniejsze z tych założ brźmi, że świat zewnętrzny obejmuje pewną liczbę pojedynczy osób, zwierząt i innych obiektów fizycznych mniej lub bardziej oddzi nych (por. tom I, 6.3). Nieważne jest tutaj to, że trudno jest ści; ustalić, co uchodzi za oddzielny obiekt fizyczny, a co nie. Wystare: że można rozpoznać dostateczną liczbę obiektów fizycznych bezspc nie oddzielnych. W wypadkach niejasnych (np. jeśli chodzi o status c tologiczny rzek, gór itd.) granicę wytycza struktura leksykalna i g~ matyczna poszczególnych języków.
Obiekty fizyczne nazwiemy bytami pierwszego rzędu. W obręl tej klasy stanowisko uprzywilejowane zajmą osoby. Toteż różni oiniędzy osobami a bytami nieosobowymi jest zleksykalizowana 1 zgramatykalizowana w wielu językach - może nawet we wszystkie Mimochodem można zauważyć, że lingwiści często (i wyraźnie myln interpretują ją jako odróżnianie ludzi od nieludzi. W rzeczywisto nienormalność semantyczna zdań typu Jego maszyna do pisania c knuje polega na tym, że normalnie maszyn do pisania nie uważa się r tylko za ludzi, lecz w ogóle za osoby, czyli za byty posiadające świat mość, zamiary i wolę. Chcąc poddać twierdzenie odpowiadające tej zdaniu jakiejś interpretacji, niekoniecznie musimy maśzynę do pisar uczłowieczyć (źhumanizować), ale koniećznie musimy ją uoso>; spersonalizować. Trzeba również zauważyć, że w wielu językach może we wszystkich) w obrębie bytów pierwszego rzędu obowiązt swoista hierarchia. Osoby są bardziej zindywidualizowane od zw rząt, a zwierzęta od rzeczy (...). Dla wszystkich jednak bytów piei szego rzędu charakterystyćzna jest w normalnych warunkach wzgl~ na stałość cech postrzegalnych. Każdy z nich jest w każdym momen umiejscowiony w przestrzeni trójwymiarowej (przynajmniej psycl logicznie) i jest "społecznie dostrzegalny" (por. Strawson 1959, nn.). Odniesienie do bytów pierwszego rzędu i przypisywanie im ce mieści się w ramach tak zwanych przez logików języków pierwsze rzędu (np. węższego rachunku predykatów, por. tom I, 6.3).
Status ontologiczny tego, co nazwiemy bytami drugiego i trzecie rzędu, jest bardziej sporny. Kto wie, czy nie zależy on głównie struktury języka, którym o nich mówimy. Byty te będą przedmiot naszych rozważąń nieco dalej. Tutaj ograniczymy się do ich najog niejszego rozróżnienia. Otóż przez byty drugiego, rzędu''' będziemy
lc,rnieć umiejscowione w czasie wydarzenia, stany rzeczy itd. -wszystk~r t~>> o czym mówimy, że zachodzi, a nie źe istnieje. Natomiast przez pyty trzeciego rzędu* będziemy rozumieć takie byty abstrakcyjne, jak tv-ierdzenia, bytujące poza przestrzenią i czasem. Tó rozróżnienie trc~~h rzędów bytów tylko częściowo odpowiada tradycyjnej różnicy rni4dzy konkretami a abstraktami, na której opiera się klasyfikacja ,~z~czowników i wyrażeń rzeczownikowych. Byty drugiego rzędu by~~ ~rjy wprawdzie denotowane przez tak zwane tradycyjnie rzeczowniki abstrakcyjne, ale same oczywiście są mniej abstrakcyjne' niż coś, co w ~,~~c~le nie ma umiejscowienia czasoprzestrzennego.
Byty drugiego rzędu różnią się od bytów pierwszego rzędu pod wiep"na względami. Można co prawda, przynajmnięj w niektórych języ-, kich, traktować je jako indywidua. Tak np. można powiedzieć nie tyl
kr} .5'pójrz rza tego psa, ale także Spójrz na ten zachód słońca. Jednocz~ gnie jednak byty drugiego rzędu stanowią w o wiele większym stopniu. niż byty pierwszego rzędu, konstrukty postrzeżeniowe i pojęcio~~c. Kryteria ich rozpoznawania są mniej wyraźne. Zdolność do ich tratowania jako indywiduów zależy w znacznej mierze od gramatyczm:~~o procesu nominalizacji. Mniejsza wyraźność kryteriów rozpoznawania staje się oczywista, kiedy porównamy ze sobą następujące wypm~iedzi:
(1) Była tu dziś znowu ta sama osoba. (~) Zdarzyła się tu dziś znowu ta sama rzecz.
Odniesienie wyrażenia ta sama osoba jest ograniczone założeniami ci;~glości czasoprzestrzennej wszelkiej osoby oraz niemożliwości jej ;~nzebywania w dwu różnych miejscach w tym samym czasie. W szczeyci(r,ych kontekstach jedno z tych założeń lub oba mogą zostać uchylone. Na ogół jednak oba są przyjmowane jako oczywiste wraz z całym apaaratem metafizycznym naiwnego realizmu.
Inaczej ma się sprawa z bytami drugiego rzędu. To samo wydarzenie może zajść lub zachodzić w różnych miejscach i to nie tylko o róż!~ ~ m czasie, lecz i jednocześnie. Oźnacza to w gruncie rzeczy niemożliwc,ść ostrej granicy między sytuacją jednostkową a ogólną. Innymi sło~~ s , nie ma wyraźnej różnicy semantycznej między wyrażeniami ta %na sytuacja i taka sama sytuacja. Natomiast taka różnica oczywiście is! pieje między wyrażeniami ta sama osoba i taka sama osoba. Wyrażenic ta sama rzecz zachowuje się pod tym względem albo jak ta sama syruncja, albo jak ta sama osoba. Zależy to od tego, czy odnosi się ono do
68 69

bytu pierwszego, czy drugiego rzędu. Interpretując wypowiedź (2 możemy zastosować szersze lub węższe pojęcie tożsamości indywid~ um. Przy zastosowaniu pojęcia najszerszego, według którego każe sytuacja jest jedyna i niepowtarzalna, wypowiedź (2) wyraża logiczt sprzeczność. Równie ważne semantycznie jest wzajemne rozróżnien bytów drugiego i trzeciego rzędu, choć tradycyjnie jedne i, drugie z. stałyby zakwalifikowane jako abstrakcyjne. Byty drugiego rzędu ; obserwowalne i wykazują pewną rozciągłość czasową (z wyjątkie wydarzeń momentalnych). Natomiast byty trzeciego rzędu są nieol serwowalne i nie zachodzi ani w przestrzeni, ani w czasie. O bycie trz ciega rzędu można orzec, że jest prawdziwy, ale nie że jest rzeczywist Można go uznawać albo odrzucać, pamiętać albo zapomnieć. Mo; być uzasadnieniem, ale nie przyczyną - i tak dalej . Slowem, byty trz ciego rzędu mogą być przedmiotem postąw zwanych twierdzącymi wiary, przypuszczenia lub osądu. Logicy nazywają je często przedmi~ tarni intencjonalnymi. Zarówno do bytów drugiego, jak i trzecie rzędu odnoszą się najczęściej wyrażenia utworzone za pomocą nom nalizacji. W języku angielskim jednak między nominalizacjami używan mi w tych obu celach zachodzi dość wyrażna różnica (por. Vendler 1968;
Byty pierwszego rzędu traktujemy jako bardziej podstawowe, n byty rzędu drugiego i trzeciego. Ich status ontologiczny jest bowie stosunkowo bezsporny. Ponadto zaś wyrażenia odnoszące się do b tów drugiego i trzeciego rzędu są z reguły tworzone za pomocą nom nalizacji od takich jąder zdaniowych, które zawierają wyrażenia odn~ szące się do bytów rzędu pierwszego i drugiego. Tak np. przyjście Jar (pochodne wyrażenie rzecżownikowe, mogące się odnosić do bytó bądź to drugiego, bądź też trzeciego rzędu) w takich wypowie~ziacl jak Byłem świadkiem przyjścia Jana lub Podano do wiadomości przy ście Jana, da się powiązać transformacyjnie z jądrem zdania Jan prz szedt. To, że coś jest bytem, znaczy tylko tyle, że istnieje i że coś inn~ go może się do niego odnosić. Przyjmiemy, że pojęcie istnienia stosu, się przede wszystkim do bytów pierwszego rzędu. Tak zwane tradycy nie hipostazowanie* bytów rzędu wyższego zależy w głównej mier: od budowy danego języka. Pod względem semantycznym wyrażen rzeczownikowe są wyrażeniami odniesionymi. Mówiąc ściślej, ma, poteńcjał odniesieniowy, a kiedy występują w wypowiedzi, mówią nadaje im odniesienie (por. tom I, 7.2). Przyjmujemy, że wev nątrztwierdzeniowe relacje wyrażeń rzeczownikowych do innych w,
rażeń w obrębie j ąder zdaniowych pozostaj ą w ścisłym związku z funkcją odnoszącą wyrażeń rzeczownikowych przy typowym użyciu zdań. podobnie jak wśród bytów, również wśród wyrażeń rzeczownikowych możemy rozróżnić wyrażenia pierwszego, drugiego i trzeciego stopnia zależnie od ich typowej funkcji odnoszącej. Wyrażeniami rzeczownikcwvvmi rzędu pierwszego* można nazwać rzeczowniki własne, zaimki rzeczowne oraz opisowe wyrażenia rzeczownikowe odnoszone z regu~y do bytów pierwszego rzędu. Podobnie wyrażenia odnoszone z reguIv do bytów drugiego lub trzeciego rzędu można nazywać wyrażeniami nominalnymi rzędu drugiego lub trzeciego. Oczywiście to, czy dany język ma wyrażenia nominalne stopnia drugiego i trzeciego i jak różnią si4 one od siebie gramatycznie, wymaga badań materiałowych.
Rzeczowniki (czy to jako leksemy, czy jako wyrażenia bardziej złoża ne) można rozpoznać na podstawie ich występowania (jako składnikc,w stanowiąćych klasy otwarte, por. 11.1) w określonych pozycjach w wyrażeniach rzeczownikowych oraz na podstawie różnic syntaktycznych czy morfosyntaktyeznych dzielących je od innych składników stanowiących klasy otwarte. Można więc wśród nich wyróżnić rzeczowniki pierwszego, drugiego i trzeciego rzędu zależnie od rzędu wyrażeń, w których występują. Na tej zasadzie tak zwane tradycyjnie rzeczowniki pospolite konkretne (np. chitopiec, kot, stó>t) są rzeczownikami pierwszego rzędu i leksemami denotuj ącymi klasy bytów pierwszego rzędu.
tego względu traktujemy je jako rzeczowniki najbardziej typowe. Rzeczowniki drugiego i trzeciego rzędu są w języku angielskim najczęściej pochodne albo złożone, a nie proste (por. 13.2). Tu należy np. arrvnl `przybycie' od arrive `przybywać', death `śmierć' od die `umierać', ar7urzement `zdumienie' od arrcaze `zdumiewać', house-keeping `gospodarstwo' od house `dom' i keepi~g `utrzymywanie'. Bardzo możliwe, że tak jest we wszystkich językach posiadających rzeczowniki drugiego i trzeciego rzędu (por. Kahn 1973, 76 nn.). Przykładami przypuszczalnych rzeczowników prostych drugiego i trzeciego rzędu są z jednej strony event `wydarzenie', process `proces', state `stan' i situation `sytuNie będziemy się tu zagłębiać w dokładną klasyfikację rzeczownik~w i wyrażeń rzeczownikowych. Nie powiemy też w tym paragrafie
7O ~ 71

nic więcej o wyrażeniach rzeczownikowych drugiego ani trzeciego r du. Musimy jednak podkreślić, że nasza trójdzielna klasyfikacja ma być wyczerpująca. Nie wspomnieliśmy np. o statusie ontologi nym liczb, klas itp., ani o wyrażeniach odnoszonych do takich bytć Sprawą tą zajmują się intensywnie logicy, ale jest ona drugorzędna semantyka, którego interesuje głównie opis struktury język naturalnych. Nie usiłowaliśmy rozróżnić rozmaitych rodzajów byt trzeciego stopnia:. psychicznych i niepsychicznych, komunikowalni i niekomunikowalnych itd. Takie rozróżnienia są oczywiście konie ne, jeśli mamy używać w sposób jako tako precyzyjny terminów t5 fakt i sąd (a cóż dopiero idea, uczucie itp.).
W dalszym ciągu będziemy się zajmować tylko rzeczownika pierwszego rzędu. Zakładamy (choć nie wynika to logicznie z treści niejszego rozdziału), że każdy język mający rzeczowniki rzędu druh go i trzeciego ma również rzeczowniki rzędu pierwszego. Różnice s; taktyczne lub,moifosyntaktyczne między rzeczownikami pierwsze rzędu a ewentualnymi innymi podklasami rzeczowników są w poszc gólnych językach rozmaite. W szczególności języki różnią się istr niem i spósobem gramatykalizacji przeciwieństwa między rzeczom karm własnymi a pospolitymi z jednej strony oraz policzalnymi a r policzalnymi z drugiej (por. 11.4).
W tym miejscu można by nam zarzucić, że klasy bytów pierwsze rzędu są denotowane nie tylko rzeczownikami pierwszego rzędu, l również tak zwanymi tradycyjnie przymiotnikami jakościowymi (k re traktujemy jako przymłotniki najbardziej typowe). Jak'~vidzieliś (por. tom I, 6.4), wielu logików odrzuca odróżnienie cech od kl Przyjmiemy jednak, że w aparacie pojęciowym naiwnego realu można, przynajmniej w wypadkach skrajnych, odróżnić stosunko proste właściwości postrzegalne, rozdzielone pomiędzy indywidua, bardziej złożonych połączeń i rozłączeń cech, według których rody dua zalicza się do klas (por. Strawson 1959, 168 nn.). Na jednym kr cu znajdują się takie cechy jak czerwień, okrągłość lub konsysten stała; na drugim wszelkie połączenia i rozlączenia cech, na któr~ podstawie indywidua łączy się w tzw. gatunki naturalne* (por. F nam, 1970). Między tymi skrajnościami jednak rozciąga się xozle przestrzeń pośrednia. Tym samym chwiejna staje się wszelka Bemar czr~ definicja terminów rzecżownik i przymiotnik oparta na rozr nianiu wyrażeń denotujących cechy i klasy.
Ściśle mówiąc, przymiotniki jakościowe są chyba semantycznie pc,srednie między typowymi rzeczownikami a typowyW i czasownikami. W konkretnych językach bywają~gramatycznie zrównane czy to z jednymi, czy z drugimi. Tak np. w łacinie rzeczowniki i przymiotniki są gramatycznie o wiele bardziej podobne do siebie, niż w języku angielskim. Z drugiej strony w języku chińskim można uważać przymiotniki z~, podklasę czasowników (por. Kratochvil, 1968, 113). Termin przynziotnik, jak widzieliśmy, zakłada w swojej definicji pierwszeństwo względów syntaktycznych. Ciekawe, że cytowane wyżej (11.1) defini~j:~ slownikowe terminów rzeczownik i czasownik przewidują pewne warunki semantyczne, podczas gdy w tym samym słowniku definicją przymiotnika jest czysto syntaktyczna ("element klasy wyrazów funkcjot~ujących jako określniki rzeczowników, np. dobry, mądry, doskomn(y"; Urdang 1968). Przymiotniki to leksemy lub inne wyrażenia, ktc~rych charakterystyczną cechą jest to, że swobodniej, niż inne wyrażenia stanowiące klasę otwartą, występują jako określniki rzeczownikc;w. Stąd nasza nazwa adiektywizacja ('uprzymiotnikowienie') dla wszelkiego procesu transformacyjnego zmieniającego wyrażenie predykatywne w człon określający wyrażenia rzeczownikowego (por. l().3). Klasyczny pogląd transformacjonistów, w myśl którego (w języku angielskim i w innych) wyrażenia rzeczownikowe zawierające przydawkę przymiotną są z reguły wytworem transformacji upodrzędniającej ("zanurzającej"), ma tę zaletę, że pozwala jednakowo opisać stosanek między wszelkimi wyrażeniami przydawkowymi orzeczeniowyn7i. Przyjmiemy ten pogląd. Można jednak uznać, że normalniejsze jest upodrzędnianie wyrażenia denotującego cechę niż klasę lub ezynnosć. Toteż między definicją semantyczńą a skladniową typowych przymiotników zachodzi związek. Gdybyśmy odkryli język, w którym wrażenia jakościowe mogłyby, w odróżnieniu od typowych rzeczowników i czasowników, występować swobodnie tylko w pozycji orzeczenia, a nie przydawki, bylibyśmy co najmniej zaskoczeni.
~1'yrrl samym omówiliśmy w sposób na razie wystarczająco szczegółowy tradycyjne kryteria semantyczne, według których w konkretnych j4zykach można wyróżnić typowe rzeczowniki (pospolite konkretne), ts'powe czasowniki (czynnościowe) i typowe przymiotniki (jakościov'e). Ido tych trzech podklas stosują się bez wyraźnego błędnego koła tradycyjnie podawane kryteria semantyczne. Jeżeli zaś potrafimy zdefrn iować semantycznie typowy rzeczownik, czasownik i przymiotnik,
72 73

to odtąd możemy badać, czy dany język gramatykalizuje różnice mic dzy wszystkimi tymi częściami mowy lub klasami wyrażeń. Jeżeli bady ny język rozróżnia tylko dwie takie klasy, to raczej odróżnia wyrażeni konkretne od czynnościowych oraz ich odpowiedników jakościowycl niż konkretne od jakościowych. Zapewne to właśnie mieli ezęściow na myśli tacy lingwiści, jak Sapir i Bloomfield, kiedy mówili (słuszni czy nie), że każdy język odróżnia rzeczowniki od czasowników.
Ponieważ kryteria semantyczne, którymi się tu posługujemy, są k gicznie niezależne od kryteriów morfologicznych, morfosyntaktyc; .~ nych i składniowych, wspomnianych w poprzednich paragrafach n
niejszego rozdziału, więc to, czy w danym języku między klasami w~ rażeń zdefiniowanymi gramatycznie i semantycznie zachodzi jakaś kc relacja, jest sprawą badań materiałowych. Jak się wydaję, we wszys kich językach dotychczas zbadanych i opisanych taka korelacja istnie je. Co więcej, wysoki stopień tej korelacji najwyraźniej ułatwia dziej ku opanowanie języka ojczystego (por. 12.4). Korelacja ta jednak ni musi być zupełna. Co ważniejsze, w różnych językach kategorie gra matyczne mogą w rozmaity sposób rozstrzygać sprawy ontologiczni nierozstrzygnięte. Tak np. stany mogą być zaliczane do czynności, j< kości lub bytów. Tym się tłumaczy, że nawet w językach, w któryc przymiotniki różnią się gramatycznie i od rzeczowników i od czasowa ków, mogą istnieć nie tylko przymiotniki styowe*, ale także poszczf gólne stanowe rzeczowniki (np. spokój) i czasowniki (np. wiedzieć, Jak widać, niekiedy o strukturze gramatycznej języków decydują czf ściowo, choć niecałkowicie, dystynkcje semantyczne. O tym zaś, któr dystynkcje semantyczne są w danym języku istotne dla definicji częśi mowy i klas wyrażeń, mogą z kolei decydować rozróżnienia ontolog czne, przynajmniej częściowo niezależne od struktury tego języka.
Nie będziemy się zagłębiać dalęj w to zagadnienie. Musimy jedna dodać, że bardziej szczegółowy podział klas wyrażeń w określonym j~ zyku często ujawnia także dalsze korelacje między podklasami zdef niowanymi semantycznie i gramatycznie. Rzeczowniki własne bywaj niekiedy gramatycznie odróżniane od pospolitych. Otóż semantyczni funkcjonują one jako wyrażenia odnoszące się do bytów, a n1e denotL jące klas. Rzeczowniki niepoliczalne są semantycznie bliższe przymic mikom jakościowym i rzeczownikom własnym, niż rzeczownikom pe liczalnym. Jak zaś widzieliśmy, czasowniki stanowe są bliższe przymic mikom jakościowym, niż czasowniki czynnościowe. Przy bardzie
szczegółowym omówieniu semantycznych definicji kategorii syntaktycznych należałoby rozważyć mnóstwo takich spraw. Należy do nich to, Ze w języku angielskim i w innych zachodzi korelacja między szykiem przymiotnika w wyrażeniu rzeczownikowym a rodzajem denotowanej przez niego jakości (takiej, jak np. wiek, barwa, kształt, materiał, itp.).'
Pozostaje nam wspomnieć bardzo krótko o przysłówkach. Jak widzicliśmy, w myśl tradycyjnego poglądu są one w wypadkach typowych i charakterystycznych określnikami czasownika, przymiotnika 1uh innego przysłówka - czyli kategorią trzeciorzędną, której funkcją jest określanie kategorii drugorzędnej lub innej trzeciorzędnej. Gramatycy jednak od dawna zdają sobie sprawę z tego; że tak zwane tradycyjnie przysłówki obejmują wiele podklas składniowo i semantycznie różnych, w tym również takie, o których elementach nie można powiedzieć, że określają przymiotnik, czasownik lub inny przysłówek.
Przykładem klasy przysłówków czyniących zadość tradycyjnemu kryterium składniowemu są tak zwane często przymiotniki stopnia: t~rrrdzo, zupelnie, nadzwyczaj itp. O wyrazach tych wystarczy powiedzieć, że często między przymiotnikiem określanym przez przysłówek stopnia a rzeczownikiem drugiego rzędu określanym przez przymiotnik zachodzi stosunek opisywalny transformacyjnie. W ten sposób np. odpowiadają sobie wyrażenia wybitnie piękny i wybitna piękność. 11ustrują one zasadę, że przy nominalizacji nie tylko wyrażenia drugiego rz4du przechodzą do pierwszego, ale także wyrażenią trzeciego rzędu do drugiego (por. Jespersen 1929, 171; 1937, ż 39.4). Jest to przykład zasady elegancko sformułowanej w systemie gramatyki transformacyjnej Szaumjana (1965;1974). Za jej realizację można uznać również analizę zdania Alicja jest wybitnie piękna za pomocą rachunku predykatów wyższego rzędu. Analiza ta obejmuje, mówiąc z grubsza, rozróżnienie stopni (lub rodzajów) piękności, kwantyfikację egzystencjalną jednego z nich jako przysługującego Alicji oraz przypisanie mu wybitności jako właściwości trzeciego rzędu. Zdanie analizuje się tak, jak gdyby jego struktura logiczna była tożsama ze strukturą zdania: IstnieJe pewna piękność, która cechuje Alicję i jest wybitna (por. Reichenbach 1947; Parsons 1972).
_ Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że tradycyjnemu kry~ Na ten temat i na temat przymiotników w ogóle zob. Bolinger (1976 b), Bowers ~l`~~5 j. Givon (1970), Kónig (1971), Ljung (1970), Sussex (1974), Vendler (1968).
74 ~ 75

terium składniowemu czynią zadość także tzw. przysłówki sposol np. pięknie w zdaniu Alicja tańczy pięknie. Również i tutaj między r; ezownikiem drugiego rzędu, określanym przez przymiotnik (piękny nic:c), a odpowiednim czasownikiem, określanym przez przysłóv~ (tańczyć pi.ęknie), zachodzi ten sam stosunek, opisywalny transforn cyjnie. Nowsze jednak prace lingwistów i logików dowiodły, że pr słówki sposobu nie zawsze można interpretować jako określające s tylko czasownik. Z porównania takich zdań, jak:
(1) Z wolna obejrzał wszystkie żarówki (2) Obejrzał każdą żarówkę z wolna
widać jasno, że niektóre przysłówki sposobu, choć nie wszystl; mogą określać także dłuższe składniki zdania (por. Thómason i S~ naker,1973). Powyższe dwa zdania mają różne warunki prawdziwo; Różnica między nimi należy do takich, które logicy zwykle formalin za pomocą pojęcia zasięgu ~ operatorów (por. tom I, 6.3). Sugeruje więc ujmowanie również przysłówków stopnia jako mających szer lub-węższy zasięg, jeśli chodzi o negację i kwantyfikację. Sposób, tali formalizacji nie musi nas tu interesować (por. Richards 1976). Wa; jest to, że w angielskim najwidocżniej zachbdzi pewna korelacja tr dny szykiem przysłówka sposobu a tym, czego jest on określnikiem. samo dotyczy przysłówków środka czynności i narzędzia (np. poć lotnicza, nożem).
Ó wiele bardziej uderzające jest to, że o licznych przysłówki (np. niestety, szczęśliwie., może, dusznie), zwłaszcza kiedy występ w pozycji początkowej , trudno jest w ogóle powiedzieć, że coś okres ją składniowo - chyba tylko całą resztę zdania. Por.:
(3) Niestety Jan nie ma szans
(4) Szczęśliwie nikomu się nic nie stało
(5) Może będzie deszcz ; (6) Słusznie nic nie odpowiedział.
Takie wyrazy nazywa się pospolicie przysłówkami zdaniowym Pod względem semantycznym można im na ogół przypisać funkcję o jako oceniającą. Mówiący komunikuje za ich pomocą nawiasowo sa pogląd lub postawę wobec twierdzenia, które zdanie wyraża, albo tuacji, którą opisuje. W obrębie tej klasy nawiasowych przysłówki zdaniowych (por. Greenbaum 1969; Jackendoff 1972) można doko dalszych rozróżnień. Tutaj wystarczy zaznaczyć, że wiele spośród tć, wyraża to, co omówimy dalej jako modalność (por. 17.1).
l'u, co powiedzieliśmy, wystarczy do zilustrowania niejednorodności tzw. przysłówków. Wielu ich rodzajów nie wymieniliśmy i nie wy~r~i~nimy.z Na zakończenie jednak możemy zwrócić uwagę czytelnika n~, to, że dwie klasy przysłówków mogą wystąpić nie tylko jako określniki (czyli wyrażenia składniowo pomijalne), lecz również jako orzeczniki (por. 12.2). Mowa,tu o przysłówkach miejsca i czasu, takich jak ti,lc,j ;t~U wewnątrz i wtedy albo jutro. Wyrażenia takie omówimy szczeociłowo w dalszych rozdziałach.
11.4. Determinatory, kwantyilikatory i klasyfikatory
Termin determinator* (dęterminer) jest używany przez lingwistów juko nazwa klasy wyrazów obejmującej rodżajniki (określone i nieokr~~ślone), zaimki przymiotne wskazujące oraz szereg innych wyrazów o podobnej dystrybucji w zdaniu.
Powyższe stwierdzenie nie ma służyć jako definicja, lecz tylko jako przvhliżone określenie przyjętego od niedawna sposobu użycia terminu cloterrninator. Dla typowych determinatorów, np. dla rodzajnika określonego, charakterystyczną funkcją semantyćzną jest determinowanie czyli zacieśnianie (lub uściślanie} odniesienia rzeczownikowych sklaHników zdań, w których występują. Jak już wykazano, w języku an~~i~:lskim i niektórych innych, lecz bynajmniej nie we wszystkich, rzeczowników policzalnych w liczbie pojedynczej można używać w wyrażeniach odniesionych tylko pod warunkiem, że towarzyszy im jakiś detcrminator (lub jego równoważnik składniowy).
Czytelnik zauważył zapewne, że w powyższym przybliżonym wyjaśnieniu określono determinatory jako wyrazy, a nie jako formy czy ~eksen~y. W stosunku bowiem do elementów klasy zemkniętej odróżnienie form od leksemów jest dość trudne. Co gorsza, decyzja mogłahY ~~'~paść niejednakowo dla różnych elementów klasy determinator~'~~ ~~' tym samym języku, albo też dla podobnych składniowo i semantycrnie determinatorów w różnych językach. Tak np., angielski ro~z~~fnik określony the można by potraktować jako formę, ale zaimki-___
Oprócz prac cytowanych w tekście można wymieniE następujące: Allerton i Cruttenden ( I 9,74), Bartsch (1972), Bowers (1975), Crasswell (1974), Dik (1975), I-Iartvigson ~ I~~f``~). Lchrer (1975), St,einitz (1969).
76 ~ 77

przymiotne wskazujące jako leksemy, ponieważ między (this~ `ter (thesej `ci' oraz między [thatj `tamten' a (thosej `tamci' zachodzi ist na różnica składniowa. Pierwszą parę można by uznać za formy lek mu this, a drugą za formy lęksemu that, podczas gdy rodzajnik okreś ny brzmi nieodmiennie [the~. W wielu jednak innych językach eu pejskich, np. we francuskim, niemieckim lub włoskim, do rodzajn określonego należy szereg różnych form. Przynajmniej pod niektó mi względami należałoby go zakwalifikować jako leksem. Nasze ki weneje graficzne stawiają przed nami ten problem przy każdym cy wanym determinatorze. W niektórych wypadkach nasza decyzja 1 dnie w pewnym stopniu dowolna. Jak bowiem podkreślaliśmy, odr nieme form od leksemów zależy od przyjęcia określonej teorii gran tycznej . Tymczasem chcielibyśmy, żeby nasz opis semantyki był mo wie neutralny wobec rozbieżnych teorii gramatycznych.
Podobny, choć nieco inny problem wynika z nazwania determi~ torów wyrazami. Istnieje bowiem wiele dobrze znanych język (m.in. duński, rumuński i bułgarski), w których rodzajnik okreśk nie jest wyrazem, lecz elementem sufiksalnym. Forma jego jednak leży od tych samych mniej więcej czynników (np. od zgody w rodzi i liczbie), co np. w języku niemieckim. Problemów takich nie nali lekceważyć. Nie będziemy się tu co prawda w nie wgłębiać, ale wspc nimy je, żeby podkreślić, że w ogólnej teorii gramatyki status term: deterYninator jest dość niepewny. To samo można by również pov~ dnieć o terminach kwantyfikator i klasy fikator.
Główny powód, dla którego w języku angielskim takie wyrazy, the (rodzajnik określony), this `ten', that `tamten', Borne `niektór część', a (rodzajnik nieokreślony), each, every `każdy' klasyfikuje łącznie jako determinatory, nie jest semantyczny, lecz gramatycz: Nie mogą one mianowicie współwystępować ze sobą (natomiast mc się wymieniać) w tym samym rzeczownikowym składniku zdania (p Quirk i inni, 1972, 137). Tak np. *a my friend ani *my a friend `(~ wien) mój przyjaciel' nie są poprawnymi składnikami zdania-w pr ciwieństwie np. do składnika uh mio amico w języku wioskim. Z te; że nie we wszystkich językach obowiązują te same ograniczenia łąc wości, wynika, że nie zależą one, przynajmniej w sposób widoczny, czynników semantycznych.
W poszukiwaniu ogólnej definicji terminu determinator najlel chyba wyjść od pojęcia określoności odniesienia (por. tom I, 7.2).1
Z,ia powiedzieć, że determinatorem jest każdy człon wyrażenia odnoszącego, który sprawia, że odniesienie tego wyrażenia jest określone. Do kryterium tego możemy dodać dalsze kryterium podstawialności. Determinatorem mianowicie jest również wszystko, co w obrębie wyrażenia Rzeczownikowego można podstawić zamiast innego determi: natora, nie zmieniając właściwości składniowych wyrażenia. Jest to definicja analogiczna do proponowanych przez nas w poprzednich par-agrafach definicji rzeczownika, czasownika, przymiotnika itp. Dopuszcza ona możliwość, że w pewnych językach determinatory nie istnieją. i~ie zakłada też uniwersalności rodzajnika określonego (ani w ~truktvrze głębokiej, ani w powierzchniowej). W wielu językach nie maj@cych rodzajnika określonego (np. w rosyjskim lub łacinie) naszemu kryterium determinatora czyniiyby zadość zaimki przymiotne wskazujące.
Terminu kwantyfikator, jak widzieliśmy, używają logicy jako nazwy pewnych szczególnych operatorów, których zadaniem jest wiązanie zmiennych znajdujących się w ich zasięgu (por. tom I, 6.3). Ostatni<~ termin ten zaczął być używany przez lingwistów na oznaczenie takich wyrazów, jak wszystkie, niektóre, każdy lub jakikolwiek (oraz r~~iele, ma>`o i kilka). Wyrazy te, przynajmniej w niektórych użyciach, pełnią dość podobne funkcje, jak kwantyfikatory logiczne. W tym wtaśr7ie sensie używamy terminu kwantyfikator w niniejszej książce. Trzeba jednak~podkreślić, że niektóre jednostki, które będziemy nazywać kwantyfikatorami; są w języku_angielskim wymienne z rodzajnikami i zaimkami przymiotnymi wskazującymi. Toteż można by je równie dobrze nazwać determinatorami. Tak też są nazywane w wielu podstawowych pracach (por. Quirk i inni, 1972). I odwrotnie: w języku angielskim zarówno rodzajnik określony, jak i nieokreślony mają p~~~ne funkcje (np. odniesienie gatunkowe*, por.. tom I, 7.2) częściow. choć niezupełnie, podobne do funkcji wyrazów all `wszystkie' i so~rre `jakiś, pewien, niektóre, część, kilka'. Język angielski nie jest bynajmniej nietypowy pod tym względem. Nic więc dziwnego, że w nowszej literaturze lingwistycznej wokói użycia terminów determinator i kmm-th~fikator panuje duży zamęt.
W sposób nieformalny, lecz wystarczający dla naszego celu, można odróżnić determinatory od kwantyfikatorów jak następuje: determinatory są to określniki łączone z rzeczownikami w wyrażenia, których odniesienie ma pewne cechy dotyczące tożsamości odnośnika. Nato
78 ~~ 79

miast kwantyfikatory tworzą z rzeczownikami wyrażenia o odniesi triu, którego właściwości dotyczą wielkości zbioru lub ilości substane Innymi słowy, determinator'poucza o tym, którego elementu lub po zbioru danegó zbioru dotyczy odniesienie. Natomiast kwantyfikat informuje o tym, ilu dotyczy bytów lub jakiej ilości substancji. świetle tego rozróżnienia, mimo jego nieprecyzyjności, this `ten' jE wyraźnie determinatorem w wyrażeniu this man `ten ezlowiek'. Na1 miast orany i much .`dużo' są wyraźnie kwantyfikatorami w wyra. mach mapy mere `dużo ludzi' i much bread `dużo chleba' (...).
Klasyfikatorom * semantycy poświęcają zńacznie mniej uwagi, ~ determinatorom i kwantyfikatorom. Klasyfikatorów bowiem używa bardzo liczne języki świata, ale nie najbardziej znane języki indoem pejskie. Znaczenie terminu klasyfikator najłatwiej jest wyjaśnić przykładzie.
Gdybyśmy chcieli przetłumaczyć wyrażenie trzy drzewa albo cz cech ludzi na język tzeltal (z rodziny maja, używany w jVleksyku), musielibyśmy użyć połączeń trójwyrazowych, a nie dwuwyrazowy (por. Berlin 1968) baś-tehk te `trzy drzewa', ćan-tul winik `czterech dzi'. Pierwszym wyrazem tych połączeń (aś, ćan) jest liczebnik; tr: cim (te, winik) - rzeczownik; drugim natomiast (tehk, tul) jest klas kator. We wszystkich wyrażeniach tego typu klasyfikatory są elemf tarni składniowo obowiązkowymi. Użycie danego klasyfikatora ; leży od charakteru bytu (lub zbioru), którego dotyczy odniesien Klasyfikatorem dla roślin jest tehk, dla ludzi tul, dla zwierząt k< itd.
Język tzeltal jest typowym językiem z klasyfikatorami o tyle; klasyfikatory są w nim obowiązkowe w połączeniach zawierającycl' czębniki (stąd często używany w literaturze termin klasyfikator licz ny). W wielu językach, np. w nowochińskim i wietnamskim (por. Ch 1968; Emeneau 1951), kldsyfikatory są obowiązkowe także przy zai kadr wskazujących, czyli w połączeniach, które można by przetłuc czyć tamto drzewo, ten czlowiek itd. W takich językach istnieje czę (choć nie zawsze) specjalny klasyfikator mnogi, który pojawia się p zaimkach wskazujących (ale nie przy liczebnikach) zamiast odpowi~ niego semantycznie klasyfikatora liczby pojedynczej (por. Greenbe 1972). Tak np. wyrażenia: I. jedna książka, II. trzy książki, III. ta k: żka i IV. te książki brzmiałyby po nowochińsku: I. yi ben. shu, II. , bero slZU, III. zhe ben shu i IV. zhe xie shu. Wyraz ben jest klasyfika
r-Lrn używanym na ogół dla przedmiotów płaskich, a xie może być użyte dla wszelkiej mnogości lub zbiorowości. Jednym ze sposobów uwydatnienia różnicy jest następujący przekład wyrażeń chińskich: I. jedeyr plac książka, II. trzy piat książka, III. tera plat ksictżka, IV. ten zbiór ksictżka.
Na temat klasyfikatorów można sformułować jeszcze jedno ogólne twierdzenie. W większości mianowicie języków z klasyfikatorami oprócz wyspecjalizowanych semantycznie klasyfikatorów używanych w odniesieniu do szczególnych rodzajów bytów (np. do ludzi, zwierząt, roślin, przedmiotów płaskich, okrągłych itd.) istnieje klasyfikator semantycznie neutralny, którego można użyć w odniesieniu do jakiegokolwiek bytu. W języku nowochińskim np. w ten sposób używa się wyrazu ge. Innymi słowy w quasi-przekładzie zamiast połączeń trzy piat ksictżker `trzy książki' i trzy osoba czlowiek `trzej ludzie' mogą się pojawu takie połączenia, jak trzy jednostka książka i trzy jednostka czlowiek. W wielu językach klasyfikator semantycznie neutralny jest ograniczony do rzeczowników nieosobowych, a nawet tylko do nieżywotnych. Quasi-przekładem byłby więc tutaj nie wyraz jednostka, lecz sztreka (por. Greenberg 1972).
W składnię konstrukcji klasyfikujących w różnych językach nie możemy tu wnikać głębiej. Musimy tylko jeszcze uwydatnić kilka spraw istotnych semantycznie. Na niektórych spośród nich jest oparta nasza technika quasi-przekładu.
Konstrukcje klasyfikujące są i składniowo i semantycznie bardzo podobne do takich połączeń, jak pięćdziesiąt sztuk bydla, trzy arkusze ~7GIJlerlt lub ta bryla żelaza. W konstrukcjach tego typu wyrazy sztuka, nokr~sz, bryła pełnią zupełnie tę samą funkcję, co klasyfikatory w języku tzeltal, chińskim, birmańskim (por. Friedrich 1969; 1970) itd.: funkcję indywidualizującą i wyliczającą. Różnica między językami indoeuropejskimi a językami z klasyfikatorami polega na tym, że w większości języków indoeuropejskich (oraz w niektórych innych) istnieje różnica gramatyczna między rzeczownikami policzalnymi a niepoliczalnymi. Pod względem semantycznym gramatykalizacja policzalności polega na wbudowaniu do leksemów policzalnych, takich jak clrtopieo, pies, drzewo (roślina), stól składnika `jednostka'. Trzeba sobie uświadomić, że kategoria policzalności, podobnie jak kategoria liczby (pojedynczej w przeciwieństwie do mnogiej itp.), jest tylko jednym z powiązanych wzajemnie środków językowych, używanych do
80 !81

budowy konstrukcji odniesionych. Wspólne dla tych wszystkich śr ków jest to, że ich podstawą-lub presupozycją-jest możliw~~ść in widualizacji i liczenia.
Jak wskazano w jednym z poprzednich rozdziałów (por. ton 7.6), w językach z klasyfikatorami większość rzeczowników przypo na angielskie salmon `łosoś', które w wypowiedziach typu Ilike sal>7 `lubię łososia' może być rozumiane jako odnoszące się do całej k (por. 1 like herrings `lubię śledzie') lub do substancji (por. I like n `lubię mięso'). W wielu językach (np. w klasycznym arabskim) rzec wniki policzalne mają formę zbiorową różną od mnogiej. Istn oczywisty paralelizm semantyczny między rzeczownikami oznacz. cymi substancję bezkształtną (np. złoto, woda) a takimi, które o~ czają niezróżnicowane zbiorowiska indywiduów (np. bydlo). ~:o v cej, w języku angielskim formy liczby mnogiej rzeczowników polic nych (1 liko cows `lubię krowy') używa się często w takich samych li strukcjach, jak rzeczowników niepoliczalnych (Ilike beef `lubię m winę') i zbiorowych (I like cattle `lubię bydło'). Dlatego też liczba m ga jest nienacechowana semantycznie (choć nacechowana format por. tom I, 9.~).
Konstrukcje klasyfikujące w rodzaju opisywanych tutaj rozpac się na dwa główne typy. Można je nazwać typem jakościowym* i i ciowym*. Klasyfikator ilościowy indywidualizuje swój odnośnik p; powołanie się na jego charakter. W tym sensie jakościowe są kla! katory tehk, tul i koht w języku tzeltal. Klasyfikator ilościowy indu dualizuje przez powołanie się na ilość. Jego funkcja jest analogi< do funkcji takich wyrazów, jak kilogram czy litr (por. dwa kilogr~ marla, trzy litry mleka).
Za pomocą tego rozróżnienia klasyfikatorów jakościowych i 3 ciowych możemy wyjaśnić niejednoznaczność takich połączeń, trzy wódki, w których rzeczownik wódka, normalnie uważany za policzalny, jest traktowany jako policzalny. Zależnie od stosown kontekstowej wszystkie takie połączenia należy interpretować tak. gdyby zawierały albo klasyfikator jakościowy o znaczeniu `rodzaj. tonek, typ', albo ilościowy o znaczeniu `porcja'. Tak np. zdanie M. na składzie tylko trzy wódki zostanie prawdopodobnie zrozumiar sensie `Mamy na składzie tylko trzy gatunki wódek'. Natomiast zda Wypiłem tego wieczora tylko trzy wódki zostanie prawdopodol (choć niekoniecznie) zinterpretowane jako znaczące `Wypitem t;
trzy porcje wódki' (przy czym to, co się uważa za porcję, jest ustalone w drodze powszechnej umowy).
'Taka niejednoznaczność cechuje nie tylko połączenia zawierające -zeczowniki niepoliczalne. Wykazują ją w gruncie rzeczy również takie połączenia, jak trzy sloty, które oprócz normalniejszego znaczenia 't,~zy sztuki stołów' mogą znaczyć również `trzy rodzaje stołów' (por. Sln-zedajemy tylko tezy sloty). Ta druga interpretacja odpowiada jednemu z dwu rozumień grupy składniowej trzy wódki i zakłada odniesienie gatunkowe. Interpretacja druga, `trzy sztuki stołów', może się na pozór wydawać zupełnie różna od interpretacji `trzy porcje wódki'. Po namyśle jednak można między nimi dostrzec pewien paralelizm. Sztuka jest kwantyfikowalną jednostką klasy (lub klas), do której naIcży. Porcję substancji, takiej jak woda, złoto czy wódka, można również traktować jako jednostkę zindywidualizowaną, rozpoznawalną i wyliczalną. Języki, które gramatykalizują różnicę między rzeczownikami jednostkowymi a substancjalnymi, często przeprowadzają także ostrą granicę składniową między połączeniami typu trzej ludzie i trzy kieliszki wódki. Języki z klasyfikatorami tego nie czynią. Traktują one wyliczalne sztuki i wyliczalne porcje w sposób bardzo podobny.
Różne klasyfikatory ilościowe istnieją zapewne we wszystkich językach. Są one bliskie kwantyfikatorom, a w wielu wypadkach wręcz pokrywają się z nimi (por. Jackendoff 1968). Nie będziemy się tu nad nimi dłużej rozwodzić, chociaż ich analiza nastręcza pewne interesujące semantycznie problemy. Wiele klasyfikatorów pełni j ak gdyby dwojaką funkcję, jednocześnie jakościową i ilościową. Tak np. wypowiedź Poproszę o trzy kostki jest językowo stosowną odpowiedzią na pytanie Ilc cukru pan sobie życzy do herbaty? Otóż w myśl naszego podziału kostka jest w zasadzie klasyfikatorem jakościowym. Kostka jest bryłą
pewnym kształcie, co prawda niezupełnie określonym. Na mocy umowy jednak cukier produkuje się i sprzedaje w kostkach o znormalizowanym rozmiarze (i kształcie), tak że wyrazu kostka można użyć w znaczeniu porcji.
Klasyfikatory jakościowe stanowią (lub zakładają) pewną zasadę indywidualizacji bytów i łączenia ich w klasy. Pod tym względem są podobne do najogólniejszych rzeczowników pospolitych, takich jak osoba, ptak, ryba lub roślina. W języku angielskim takie rzeczowniki łączą się często z rodzajnikiem określonym lub zaimkiem wskazującym w deskrypcje określone. Otóż w językach z klasyfikatorami często tak
82 83

samo funkcjonują te ostatnie. Co więcej, ogromną większość klasyfi katorów jakościowych (przynajmniej w lepiej znanych językach) sta nowią rzeczowniki, co prawda szczególnego podtypu. Tym głównie jest motywowane odróżnienie języków z klasyfikatorami od języków; klasami rzec2owników, np. języków bantu oraz niektórych językóv indiańskich i australijskich. Dalszą ważną cechą klasyfikatorów jakoś ciowych jest to, że mogą być używane z odniesieniem deiktycznym luł anaforycznym w funkcji zaimkowej i quasi-zaimkowej (por. 15.3). In nymi słowy rzeczownik-ośrodek można wyzerować, jeśli był wymie niony poprzednio lub jeśli można go uzupełnić na podstawie kontekstt pozajęzykowego (Greenberg 1972). O wielu konstrukcjach można je dnak twierdzić, że klasyfikator jest w nich ośrodkiem, a nie określni kiem. Upodabnia to klasyfikatory gatunkowe do determinatorów które również można często traktować pod względem składniowyn jako ośrodki, a nie tradycyjnie jako określniki rzeczownika (poi 15.2).
Klasyfikatory ilościowe są podobne do determinatorów także pot wieloma innymi względami. Bardziej szczegółowe omówienie. ich uży w różnych językach potwierdziłoby wniosek, że jak w angielskim mię dzy klasyfikatorami ilościowymi a kwantyfikatorami, tak w wielu in nych językach między k?~syfikatorami jakościowymi a determinatora' mi zachodzi związek składniowy i semantyczny. Zapewne nie tylko v strukturze powierzchniowej, lecz również w głębokiej granica międz! determinatorami, kwantyfikatorami i klasyfikatorami przebiega w róż nych językach niejednakowo.
Natomiast zasady semantycznej łączenia ókreślonych klasyfikato rów jakościowych z określonymi podklasami rzeczowników są chybaw miarę swojej rozpoznawalności - na całym świecie jednakowe. Jed ną z głównych takich zasad jest uznawanie wielkich zgrupowań odnoś ników potencjalnych, takich jak osoby, zwierzęta, ptaki, ryby, drze wa, rośliny itp. Wszystkie byty wchodzące w obręb takich klas stano wią tak zwane gatunki naturalne (por. Putnam 1970). Ponadto z pun ktu widzenia naiwnego realizmu ich status ontologiczny jest określom niezależnie od używanego języka (por. 11.3). Sposób ich grupowani!
' Przypuszczenie, że między językami zachodzi taka różnica w strukturze głęboki nie wynika oczywiście z tego, co powiedzieliśmy dotychczas. Wspominamy jednak o kiej możliwości w związku z po~~~szechną dziś skłonnością do przypuszczenia przecim go.
~~- gatunki tłumaczy się charakterem języka-częściowo uniwersalnym, ~, częściowo swoistym kulturowo.
Duża jednak część świata zjawisk nie składa się z bytów objętych ~~~Uunkami naturalnymi. Byty takie, jeśli są rozpoznawane, trzeba gru~~c,wdć w gatunki według ich umiejscowienia lub ich cech fizycznych ~:r.- funkcjonalnych. Umiejscowienie, jak zobaczymy dalej, wchodzi w ~kłaci deiktycznego wyróżniania indywiduów (por. 15.2). W niektó,wvl~ językach ma ono również wpływ na wybór klasyfikatorów gatunI;~f~e~~ych. Wyraźnie jednak najczęstszą zasadą klasyfikacji indywiduów nic należących do gatunków naturalnych jest kształt (por. Friedrich 1 X09; Greenberg 1972; Allan 1977). W wielu językach klasyfikatoro;wch całego świata używa się jednego klasyfikatora dla przedmiotów X14 yuich a cienkich, drugiego dla płaskich, a trzeciego dla okrągłych lub I~r~ lowatych. Innymi pospolitymi zasadami klasyfikacji gatunkowej są ~ciali:o5ć i konsystencja (tzn. twardość lub miękkość, stałość lub płynn~c). 'Trudniejsze do rozpoznania i do międzyjęzykowego porówna~~iu ~.ą funkcjonalne zasady klasyfikacji gatunkowej. Często bowiem v,:!::źą one w dużym stopniu od kultury. Ale przynajmniej jedna właśG i~~ osć funkcjonalna niezależna od kultury służy do klasyfikacji gatunk,=wej w uderzająco wielu językach. Jest nią jadalność.
Zasady klasyfikacji gatunkowej są więc chyba w miarę swojej roz~~znawalności uniwersalne. Są bowiem oparte na ontologicznej s~i~~rwszoplanowości gatunków naturalnych oraz na postrzegaweżej inl~ funkcjonalnej pierwszoplanowości pewnych innych cech. Języki rużnią się natomiast w znacznym stopniu sposobem gramatykalizaeji I;EI~ icksykalizacji różnic wynikających z tych zasad klasyfikacyjnych. d~' niniejszym paragrafie omówiliśmy te zasady głównie z uwagi na to, juk działają w językach klasyfikatorowych. Moglibyśmy równie do!~ ~ r.t~ omówić różniće rodzaju w j ęzykach z klasami rzeczowników (por. i )ixon 1968), albo różnice tzw. czasowników klasyfikujących w indimoskich językachatapaskijskich (por. Hoijer 1945; Haas 1967; Krausu 1`69; Carter 1976), którymi rządzą te same zasady (zależność od~j-~nv czasownika od cech wykonawcy czynności-przyp. tł.). Zwróci~~Ś,i~y szczególną uwagę na klasyfikatory jakościowe, ponieważ wprzeciwieństwie do determinatorów i kwantyfikatorów bywają one w se~~~~jtyce teoretycznej na ogół pomijane.
84 ~ 85

samo funkcjonują te ostatnie. Co więcej, ogromną większość klasyfi katorów jakościowych (przynajmniej w lepiej znanych językach) sta nowią rzeczowniki, co prawda szczególnego podtypu. Tvm główni jest motywowane odróżnienie języków z klasyfikatorami od języków klasami rzeczowników, np. języków bantu oraz niektórych językó~ indiańskich i australijskich. Dalszą ważną cechą klasyfikatorów jako ciowych jest to, że mogą być używane z odniesieniem deiktycznym lu anaforycznym w funkcji zaimkowej i quasi-zaimkowej (por. 1s.3). In nymi słowy rzeczownik-ośrodek można wyzerować, jeśli był wymie niony poprzednio lub jeśli można go uzupełnić na podstawie kontekst pozajęzykowego (Greenberg 1972). O wielu konstrukcjach można je dnak twierdzić, że klasyfikator jest w nich ośrodkiem, a nie określni klem. Upodabnia to klasyfikatory gatunkowe do determinatoróv~ które również można często traktować pod względem składniowy jako ośrodki, a nie tradycyjnie jako określniki rzeczownika (poł 15.2).
Klasyfikatory ilościowe są podobne do determinatorów także po wieloma innymi względami. Bardziej szczegółowe omówienie ich uży w różnych językach potwierdziłoby wniosek, że jak w angielskim mi< dzy klasyfikatorami ilościowymi a kwantyfikatorami, tak w wielu ir nych językach między klasyfikatorami jakościowymi a determinatora mi zachodzi związek składniowy i semantyczny. Zapewne nie tylko strukturze powierzchniowej, lecz również w głębokiej granica międ2 determinatorami, k-.~antyfikatorami i klasyfikatorami przebiega w ró; pych językach niejednakowo.'
Natomiast zasady semantycznej łączenia określonych klasyfikatc rów jakościowych z określonymi podklasami rzeczowników są chyba w miarę swojej rozpoznawalności - na całym świecie jednakowe. Jec ną z głównych takich zasad jest uznawanie wielkich zgrupowań odno ników potencjalnych, takich jak osoby, zwierzęta, ptaki, ryby, drze wa, rośliny itp. Wszystkie byty wchodzące w obręb takich klas staro wią tak zwane gatunki naturalne (por. Putnam 197(1). Ponadto z pro ktu widzenia naiwnego realizmu ich status ontologiczny jest określor niezależnie od używanego języka (por. 11.3). Sposób ich grupowan
` Przypuszczenie, że między językami zachodzi taka różnica w strukturze głęboki nie wynika oczywiście z tego, co powiedzieliśmy dotychczas. Wspominamy jednak o klej możliwości w związku z po~~,szechną dziś skłonnością do przypuszczenia przeciw go.
w gatunki tłumaczy się charakterem języka-częściowo uniwersalnym, ~, c zęściowo swoistym kulturowo.
Dtaża jednak część świata zjawisk nie składa się z bytów objętych ,~,itunkami naturalnymi. Byty takie, jeśli są rozpoznawane, trzeba gruhc,wać w gatunki według ich umiejscowienia lub ich cech fizycznych ,_~; ftmkcjonalnych. Umiejscowienie, jak zobaczymy dalej, wchodzi w ,klac.l deiktycznego wyróżniania indywiduów (por. 15.2). W niektó,-~ ~ h językach ma ono również wpływ na wybór klasyfikatorów' gatunL;J~,e~wc:h. Wyraźnie jednak najczęstszą zasadą klasyfikacji indywiduów oic należących do gatunków naturalnych jest kształt (por. Friedrich I ~)(ul; Greenberg 1972; Allan 1977). W wielu językach klasyfikatoro~.wmh całego świata używa się jednego klasyfikatora dla przedmiotów cilu~lic(~ a cienkich, drugiego dla płaskich, a trzeciego dla okrągłych lub I,a ~ i<,v atych. Innymi pospolitymi zasadami klasyfikacji gatunkowej są wiL Ikość i konsystencja (tzn. twardość lub miękkość, stałość lub płynn~ ~~ć). ~('rudniejsze do rozpoznania i do międzyjęzykowego porównani;, ą funkcjonalne zasady klasyfikacji gatunkowej. Często bowiem za'.~żą one w dużym stopniu od kultury. Ale przynajmniej jedna wlaśie, ość funkcjonalna niezależna od kultury służy do klasyfikacji gatunk~3v~ej w uderzająco wielu językach. Jest nią jadalność.
fasady klasyfikacji gatunkowej są więc chyba w miarę swojej rozht~%nawalności uniwersalne. Są bowiem oparte na ontologicznej ;~ic:rwszoplanowości gatunków naturalnych oraz na postrzegawcżej lui~ funkcjonalnej pierwszoplanowości pewnych innych cech. Języki rżnią się natomiast w znacznym stopniu sposobem gramatykalizacji i~;l~ Icksykalizacji różnic wynikających z tych zasad klasyfikacyjnych. L~ niniejszym paragrafie omówiliśmy te zasady głównie z uwagi na to, i-'~ działają w językach klasyfikatorowyeh. Moglibyśmy równie doi?c omówić różnićerodzaju w językach z klasami rzeczowników (por. I>i~c~n 1968), albo różnice tzw. czasowników klasyfikujących w inc~i~~ńskich językach atapaskijskich (por. Hoijer 1945; Haas 1967; Kraust' i 969; Carter 1976), którymi rządzą te same zasady (zależność od~7 ~ ~c~ r v czasownika od cech wykonawcy czynności -przyp. tł. ) . Zwróci~ ~~ ~~ay szczególną uwagę na klasyfikatory jakościowe, ponieważ w przeciwieństwie do determinatorów i kwantyfikatorów bywają one w se'r~~~ntyce teoretycznej na ogól pomijane.
84 RS

12 Semantyka a gramatyka III
12.1. Zdania jądrowe i jądra zdań
W całej niniejszej książce zakładamy słuszność gramatyki transformacyjnej i jej powszechną stosowalność do analizy syntaktycznej języków naturalnych. Nie uważamy się jednak za skrępowanych żadną określoną formalizacją gramatyki transformacyjnej (por. 10.3). W niniejszym paragrafie, podobnie jak w pozostałej części książki, nasze użycie terminów i pojęć będzie w pewnym stopniu eklektyczne.
Jednym z pojęć, którymi się posłużymy, jest pojęcie zdania jądrowego~`. W gramatyce transformacyjnej zostały sformalizowane dwie dość różne koncepcje zdań jądrowych: jedna przez Harrisa, druga; przez Chomskiego. Dla Harrisa jądrowe jest zdanie nie wywiedzione (nie derywowane) z innego zdania (lub pary zdań) za pomocą reguły transformacyjnej; dla Chomskiego (według jego pierwotnej definicji} -zdanie generowane przez gramatykę bez zastosowania żadnej reguły fakultatywnej (jako przeciwieństwa reguły obligatoryjnej). W póź-~ niejszych wersjach systemu Chomskiego, w których rola transformacji fakultatywnych została znacznie zmniejszona, pojęcie zdania jądrowego straciło na ważności. Zdania jądrowe nie odgrywają żadnej roli ani w generowaniu zdań, ani w ich interpretacji (por. Chomsky 1965 18). Mimo to w systemie Chomskiego można i teraz zdefiniować zda nia jądrowe (choć w sposób już nie tak prosty ani nie tak elegancki).
Różnica między obiema koncepcjami zdań jądrowych nie musi naś interesować. Zależy ona w dużym stopniu od sposobu definiowanią~ transformacji. W systemie Harrisa transformacji podlegają (na ogół zbiory zdań. Chomsky natomiast definiuje transformację jako działa
~~~~. Irrzetwarzające jedną abstxakcyjną strukturę podpowierzchniową (s,,c:~:cgólnego rodzaju) w drugą. W sprawie tej nie zajmujemy stano,~.;;k<~. Przy obu definicjach przez zdania jądrowe języka rozumie się i,~airYn podzbiór tak zwanych tradycyjnie zdań prostych. Jeśli przyj~i~_;oy, że tradycyjne pojęcie zdania prostego można sformalizować 1,~,,:' powołanie się na jego derywację od jednego tylko głębszego r~l,u~;a (lub struktury zdaniowej), to dla naszych celów wystarczy zdei;~"t~wać zdanie jądrowo jako zdanie proste nienacechowane pod ~,~~~,f4dem trybu, strony i biegunowości oraz nie zawierające wyrażeń iai.ultatywnych (czyli pornijalnych). Jeśli chodzi o język angielski, to ,~,hł udamy, że nienacechowany jest tryb oznajmiający (a nie rozkazui:~, ~, . hor. 16.2), strona czynna (a nie bierna) i biegunowość twierdząca !;; ,~i~~ przecząca). (...) Zdania jądrowe są oznajmiające, czynne i ~,~, i._ rclzące. Dalszy jednak ciąg naszych rozważań niekoniecznie wyra ;==n tego założenia.
`; 3-~tiność pojęcia zdania jądrowego polega na tym, że stwarza ono !,t w;l~csi~tywę opisu znaczenia wszystkich zdań języka na podstawie z~.,}; ~cnia stosunkowo niewielu spośród nich. Jest to perspektywa jeszuz;_ ~mrdziej pociągająca, jeżeli można założyć nie tylko względną krótke?~: i prostotę zdań jądrowych, lecz również ograniczenie ich słownict~~.-r ~lównie do leksemów morfologicznie prostych o znaczeniu kon'.r~ ~ ~wm. Założenie to przyjmiemy dla całego niniejszego paragrafu, ni~~ ~,silując go uzasadnić. Ale w jednym z dalszych rozdziałów przekonam~,~ ię o tym, że znaczenia ani dystrybucji wielu leksemów słowom ~.'o, zt~ pochodnych nie można opisać przez sam tylko ich wywód ze >~l:;~ł j~drowych (lub struktur od nich głębszych) zawierających lekse1t. ~f~swotwórezo prostsze (por. 13.2).
.'.dania jądrowe w postaci przez nas zdefiniowanej odpowiadają cl~,s~~ dokładnie twierdzeniom elementarnym, którym wielu filozofów ~' ~1"nnościach empirystycznych przypisuje funkcję opisywania stam>-~S istniejącego lub możliwego świata (por. tom I, 6.5). Ale twierdze~~' ~~} nie zdania, a zdania to nie twierdzenia. Twierdzenia (proposi~'~'~~~ 1. według jednej z interpretacji tego terminu, są to byty abstrak~~'i~ru. które można głosić lub negować za pomocą oznajmień. Oznaj~l~i~~i zaś dokonuje się z reguły, choć nie zawsze, przez wypowiadanie ~"~'~-i;~~iczeń (zdań w trybie oznajmiającym, por. 16.1). Co więcej, we ~`'~~.':~kich klasycznych systemach rachunku logicznego traktuje się t~V'ic'ndzonia jako bezczasowe. Natomiast w wielu językach (m. in. w
86 ~ 87

angielskim) zdania oznajmiające muszą zawierać jakąś wskazówkę d tyczącą ich odniesienia czasowego. Tak np. zdania Pada deszcz, paG deszcz, będzie padał deszcz wyrażają to samo twierdzenie (a mianov cie `Padać deszcz'), a to dzięki temu, że zawierają, jak powiemy, samo jądro*. Z różnych powodów, zarówno składniowych, jak i s mantycznych, czas gramatyczny (w językach, które go posiadają; pc 15.4) należy traktować jako kategorię pozajądrową, choć w struktur powierzchniowej zdania bywa on najczęściej wyrażany za pomocą o miany czasownika lub za pomocą partykuł ściśle połączonych z form mi czasownikowymi. Spośród innych kategorii gramatycznych pon niemy także aspekt*, choć jest on, być może, mniej peryferyczny, r czas i tryb (por. 15.6). Fowiemy więc, że nie tylko zdanie It is mini; `deszcz pada (w tej chwili)' i It was raining `deszcz padał (wtedy)', le również zdania It has beerv raining `deszcz pada (od dłuższego czasu It (never) rains `deszcz (nigdy) nie pada' oraz It used to rain (every da `deszcz padał (codziennie)' zawierają to samo jądro zdaniowe.
Ponieważ jądro zdania wyraża twierdzenie, więc stosunki semam czne i syntaktyczne między składnikami tego jądra możemy nazw stosunkami wewnątrztwierdzeniowymi. Zajmiemy się nimi w nastu pych paragrafach.
12.2. Konstrukcje orzeczeniowe
Nasze omówienie struktury składniowej jąder zdaniowych powinn~ gruncie rzeczy odbywać się w ramach jakiegoś ogólnie zaakcepto~ nego i powszechnie akceptowalnego systemu analizy gramatyezr Niestety taki system nie istnieje. Z braku miejsca nie możemy się w~ biać w kolejne możliwości. Będziemy więc operować zbiorem ter nów i pojęć pochodzących częściowo z gramatyki tradycyjnej, a c2 ciowo z nowszych teorii gramatycznych.
Zaczniemy od wyliczenia zbioru schematów zdaniowych*. T spośród nich wprowadziliśmy i omówiliśmy już poprzednio (p 11.2). Niektóre lub nawet wszystkie te schematy (zdania jądrowe w zumieniu paragrafu 11.2) można chyba odnaleźć-na podstawie czy gramatycznej -w bardzo wielu nie spokrewnionych źe sobą językać (1) NP+V (nieprzechodnie)
(2) NP+V+NP (przechodnie)
(~) NP(+Cop)+NP (utożsamiające) (4) NP(+Cop)+N/A (przypisujące)
(5) NP(+Cop)+Loc (umiejscawiające) ((,) NP(+Cop)+Poss (dzierżawcze)
Symbole występujące w tych schematach zdaniowych należy interpretować, jak następuje:
NP = rzeczownikowy składnik zdania V = czasownik
Cop = spójka
N = rzeczownik
A = przymiotnik
Loc = okolicznik miejsca Poss = orzecznik dzierżawczy
Element pomijamy w konstrukcji przypisującej zostal tu zakwalifikowany jako spójka, a nie jako czasownik (jak w 11.2). Za chwilę omówimy tę sprawę i inne implikowane przez powyższą klasyfikację. Na razie zatożymy po prostu, że każdy symbol oznacza definiowalną syntaktycznie klasę wyrażeń w języku, w którym można odnaleźć powyższe schematy. Ich angielskimi przykładami są następujące zdania:
la. Kathleen works (hardy (nowadays) at school `Kathleen (teraz) (ciężko) pracuje w szkole';
2a. Thc~t boy plays country musie (in the evening) `Ten chłopiec gra (wieczorami) muzykę w stylu country';
3a. Ihe ~hairman is Paul Jones `Przewodn'iczącym jest Paul Jones'; da. Iłe'.s a (clever) boy `(On) jest (mądrym) chłopcem', He was (ver~~) inre!ligent `(On) był (bardzo) inteligentny';
5a. They were in the attic (half on-hour ago) `(Oni) byli na strychu (pół godziny temu)';
6a. This bicycle is Johrt's `Ten rower jest (własnością) Johna'. Wszystkie wyrażenia angielskie w nawiasach są pomijalnymi syntaktycznie określnikami* różnego typu. Niektóre spośród wyrażeń funkcjonU.lących jako składniki określonych jąder zdaniowych są wywiedzionc z innych konstrukcji za pomocą transformacji. Zdania angielskie (la) - (Ha), z pominięciem określników w nawiasach, uznamy za zdana Jądrowe. W niniejszym paragrafie nie wspomnimy o możliwości, że zaimki przymiotne wskazujące (i rodzajnik określony) należy wywo
SS 89

dzić przez adiektywizację ż orzeczenia umiejscawiającego, a zaim] dzierżawcze (przynajmniej w niektórych wypadkach) przez adiektyw zację z dzierżawczego wyrażenia przysłówkowego (por. 10.3, 15.2).
Wszystkie twierdzenia wyrażone zdaniami (1 a) - (6a), z wyjątkie~ zdania 3a w jednej z jego możliwych interpretacji, można nazwać orze kającymi (na podstawie logicznego odróżnienia odniesienia od orze kania). Wyróżniają one pewien odnośnik i mówią o nim, że coś rob że ma pewną właściwość, że,jest elementem pewnej klasy, że znajdo się w pewnym miejscu itd. W każdej stosownej wypowiedzi, odpowi; dającej tym zdaniom, do wyróżnienia odnośnika służy rzeczownikov~ składnik zdania, występujący j ako pierwszy składnik jądra. Naazwicrr go podmiotem* (angielskie zdanie oznajmiające ma stały szyk: poi miot, orzeczenie, dopełnienie-przyp. tł.). To, co się mówi o podmij cie, jest wyrażone orzeczeniem* (czyli wyrażeniem orzekającym), kto re łączy się z podmiotem w obrębie jądra zdaniowego. Wszystko to je dość proste i zgodne z tradycyjną dwuczlonową analizą zarówno zdaj j ak i twierdzeń - z tym tylko, że czasu, trybu i aspektu nie uważamy składniki orzeczenia. Dotychczas nic nie sprzeciwia się przyjęciu prze nas tradycyjnego poglądu, że ośrodek zdania przechodniego, taki ja 2a, można zanalizować na dwa składniki bezpośrednie: podmiot orzeczenie. W dalszej jednak części niniejszego rozdziału weźmien pod uwagę także inną możliwość analizy.
W schematach (3) - (6) symbol spójki zostal ujęty w nawias. Ma' wskazywać, że istnieją języki, w których niektóre lub nawet wszystk takie konstrukcje są pozbawione czasownika-spójki. Jak już widzieli my, angielski leksem be `byc:' otznajemy za czasownik po prostu Blat go, że jest osiowy, tak jak osiowe są czasowniki przechodnie i pieprz chodnic (por. 11.2). Jest to leksem pozbawiony znaczenia. Jego fon eja syntaktyczna polega na zamianie tego, z czym się łączy, w wyraż nie czasownikowe (czyli orzekające). Oddzielnym zagadnieniem, które nie musimy tutaj wnikać, jest to, czy spójka powinna być gener wana jako element struktury głębokiej zdania, czy też wprowadzana określone pozycje, definiowalne składnikowo, za pomocą reguł tran formacyjnych.
W wielu językach niektóre lub nawet wszystkie konstrukcje w mienione w punktach (3)-(6) nie zawierają spójki. W innych języka. spójka istnieje jako obligatoryjna lub powijalna, ale za jej uznanie za czasownik nie przemawiają tak przekonujące względy, jak w jęz
gach indoeuropejskich.t Język angielski używa we wszystkich czterech konstrukcjach takiej samej spójki. W niektórych jednak językach Spójka przypisująca jest różna od utożsamiającej i umiejscawiającej, umiej5ca'wiająca różna od dzierżawczej itd. Ale nawet tam, gdzie we ~~,5zystkich czterech konstrukcjach używa się tej samej spójki (lub nie uży~~a się źadnej), względy składniowe mogą przemawiać za rozzóż,tieniami, których dokonaliśmy wyżej. Odpowiadają im niezmiernie vcażnc rozróżnienia semantyczne - może z wyjątkiem różnicy między 5 a 6, Zilustrujemy krótko tę sprawę w odniesieniu do języka angielskiegc>. W języku tym różnica składniowa między zdaniem utożsamiajy~yn~ a przypisującym jest głównie dwojaka:
~1. Klasy wyrażeń występujących na trzecim miejscu w obu rodzajach zlań nie są współzakresowe.
I I . W zdaniach utożsamiaj ących podmiot i orzecznik są swobodnie przestw~ne, a w przypisujących nie.
Różnica ta występuje wyraźnie między zdaniami John is the chairyrtan. 'John jest przewodniczącym' a John is intelligent `John jest inteligentny'. hhe chażrman `przewodniczącym' jest rzeczownikowym składnikiem zdźtnia (NP). Natomiast intelligent `inteligentny' jest przymiotnikiem. Otóż rzeczownikowy składnik zdania jest swobodnie przestawny z pc7clmiotem, a przymiotnik nie (w języku angielskim-przyp. tl.). Wypowiedź (Intelligent is John) `inteligentny jest John' jest oczywiście dopuszczalna. Jest jednak ograniczona stylistycznie i połączona z bardzo swoistym konturem intonacyjnym. Czy dla jej opisu powinno być generowane zdanie systemowe Intelligent is John, jest rzeczą w najlepszym razie sporną. W zdaniu ze składnikiem rzeczownikowym jako poclnriotem przymiotnik nie moźe być orzecznikiem utożsamiającym. (...) !yloże nim natomiast na ogół być nazwa własna, zaimek rzeczowny luk rzeczownikowy składnik zdania o znaczeniu określonym. Z kolei orzecznikiem przypisującym może być rzeczownik lub przymiotnik, ale nie zaimek rzeczowny określony ani nazwa własna. Pewien problem stanowi to że jako orzecznik przypisujący może wystąpić rzeczownikowy składnik zdania o znaczeniu określonym. Problem ten moż---.,_
~ W te2nat spójki wróżnych językach zob. Asker (1968), Christie (1970), Ellis i Boadie ~ f y~,g), Kahn (1973), Kiefer (1968), Lehiste (1969), Li (1972), Lyons (1967) i kilka artykotów' u Verhaara (1967-1973). Szczególnie interesujący jest Kahn (1973)-praca o Zacznic szerszym zakresie, niż wskazuje tytut, obejmująca cenne omówienie zagadnień filoLOficznych.
90 ~ 91

na jednak rozwiązać za pomocą pojęcia niejednoznaczności gram cznej (por. 10.4). Zdanie John is the writer `John jest autorem', a bardziej zdanie John is th.e author of this book `John jest autoren książki', traktujemy jako gramatycznie niejednoznaczne z punktL dzenia różnicy między zdaniami utożsamiającymi a przypisując Różnica ta tłumaczy, nawiasem mówiąc, także istnienie dwu rodza apozycji*: por. Przewodniczc~cy, John Smith, zaproponował wyr nie podziękowań obok Przewodniczący, wybitny pisarz miejscowy proponował wyrażenie podzi~kowań (w pierwszym zdaniu apoz jest utożsamiająca, w drugim przypisująca - przyp. tł.).
Różnica semantyczna między zdaniami utożsamiającymi a pr2 sującymi polega na tym, że pierwszych używa się z reguły do uto mienia odnośnika jednego wyrażenia z odnośnikiem innego, a dru do przypisania odnośnikowi wyrażenia podmiotowego pewnej ce Dlatego spójka utożsamiająca jest językowym odpowiednikiem zr równości w matematyce i logice. W wielu językach w zdaniach utc miających i przypisujących używa się jednakowej spójki (por. R 1973, 4). Jest to być może, jak kiedyś zauważył Russell, "nieszcz~ dla rodzaju ludzkiego". W każdym jednak razie dla analizy semam nej oznajmień ważne jest rozróżnienie zdań, które odpowiadają n. tania Czym jest John? i Kto to jest John? Otóż zdania John is the ci map `John jest przewodniczącym' można użyć w odpowiedzi na. pytania. Podobnie sławne zdanie Russella (1905) Scott jest antę "Waverleya" można wypowiedzieć zarówno w odpowiedzi na pyt Kto to jest Scott? (i tak rozumiał je Russell, por. 7.2), jak równie prośbę Powiedz mi coś o Scotcie. Konieczność rzeczownikowego <, dnika zdania jako orzecznika w zdaniu utożsamiającym ze skła kiem rzeczownikowym jako podmiotem wynika w sposób natur stąd, że typową funkcją takiego zdania jest utoźsamianie odnośni obu wyrażeń. Stąd wynika również przestawialność składnika rz~ wnikowego podmiotowego z orzecznikowym.
Zwróćmy z kolei uwagę na jądra zdaniowe zawierające orze miejsca (por. wyżej 5 i Sa). Określników miejsca nie zalicza się na do głównych klas składników zdania na równi ze składnikami rzec; pikowymi i czasownikami. W gramatyce tradycyjnej traktuje się j prostu jako jedną z podklas okoliczników. W przeciwieństwie jei do innych takich podklas można ich używać także jako orzecznik Nie ma w tym chyba nic dziwnego. Umiejscawianie osób, zwiet
r,ZCCw, z którymi kontaktujemy się w życiu codziennym, jest dla nas r.~~,,~ic interesujące i ważne, jak ich czynności czy właściwości-fizycznc luh inne. Gdzie jest X? to pytanie równie naturalne, jak Co robi X? lr3h Jokr .ł~'~S~t X? W strukturze gramatycznej języka angielskiego i inrr~,ch i,rze.jawia się to w ten sposób, że o danym bycie można powie~lŻicć_ ~'dzie jest, był lub będzie, nie mówiąc o nim jednocześnie, jaki j~~t, co roi, co się z nim dzieje, ani nic innego. Wyrażeń przysłówko~~.vch miejsca można używać w jądrach zdań równie swobodnie., jak cl~;,s,w pików, przymiotników i składników rzeczownikowych. Można jc r-y,-nir:ż (podobnie jak różne inne okoliczniki)stosowaćjakookreśIniki y~za,lądrowe.
W języku angielskim różnica między orzecznikami umiejscawiając~~,i;i a cirierżawezymi jest, przynajmniej napo~ór, dość prosta. Warto jednak zaznaczyć, że tradycyjny sposób używania pxzez językoznawców tcn~rinu dzierżawczy (posesywny) jest nieco mylący. Sugeruje on, żc y~ooistawową funkcją tzw. konstrukcji dzierżawczych, występujących w wielu językach, jest wyrażanie posiadania lub władania. Na 0161 jc~!nak wyrażenie typu Y (jest) X-a znaczy tylko Y (jest) związane z X-cyfr. Między odnośnikami rzeczowników Y oraz X zachodzi często zwiyzekbliskości lub przynależności przestrzennej. Można twierdzić, źe tzw. wyrażenia dzierżawcze są podzbiorem wyrażeń przestrzennvehW niektórych językach są nim na pewno pod względem struktury grnmatvcznej. Nie będziemy tutaj narzucać tego stanowiska (por. Lyons 19E~8, 388 nn.). Intexesuje nas raczej omówienie różnicy między wirożeni~rrni umiejscawiającymi przysłówkowymi a rzeczownikowymi, j;ik również odróżnienie konstrukcji utożsamiających typu 3 od konsUukcji umiejscawiających typu 5.
f c~. żc między utożsamianiem odnośników dwu wyrażeń rzeczownik:,uv`ch, a orzekaniem o odnośniku takiego wyraźenia, źe znajduje s~4 ~~ hc watym wycinku przestrzeni, zachodzi różnica semantyczna, jest ~zY~h.'iste -- jeśli odnośnikiem wyrażenia rzeczownikowego jest byt, a ~f' ~Irr,~ri wycinek przestrzeni. Wyrażenia rzeczownikowe jednak m~?='.~a ~i4~ odnosić także do wycinków przestrzeni (np. Londyn, tamto p<<'~. Podobnie jak można utożsamiać dwa byty, można również utoż~nr'~ia,c= dwa wycinki przestrzeni (np. I ondyn jest stolicą Anglii). Można tc? orzec o jednym takim wycinku, że jest zawarty w drugim i przez t J~'~t jego częścią (np. Londyn leży w Anglii) (...).
n!~ różnicy między bytami a wycinkami przestrzeni powrócimy w
92 ' 93

tów, bądź też do wycinków przestrzeni. Tak np. rzeczowniki k lub dom mogą dotyczyć fizycznych bytów, które, choć norn umiejscawiane w określonym wycinku przestrzeni, pozostają rc nawalne jako ten sam przedmiot nawet jeśli zostaną przeniesie inny wycinek. Te same jednak wyrażenia odnoszą się niekiedy ć cinków przestrzeni, w których obrębie umiejscowione są inne por. Jan jest w kościeie. Stąd rodzi się problem, czy wszystkie tak rażenia należy uważać za niejednoznaczne z natury (w przeciwiei do takich, które można odnosić tylko do bytów albo tylko do v ków przestrzeni). Jeśli je tak potraktujemy, to ich niejedńoznac da się może opisać w sposób najbardziej zadowalający przez prz dla danego języka różnicy w składni głębinowej między wyraże rzeczownikowymi przestrzennymi a nieprzestrzennymi. Nie wn: głębiej w to zagadnienie (por. 15.5), przejdziemy do bardziej sF sprawy wyrażeń umiejscawiających jako podmiotów.
12.3. Wyrażenia umiejscawiające jako podmioty
Ważną cechą wyrażeń umiejscawiających jest to, że nawet jako ezniki są wyrażeniami odniesionymi. Pod tym względem przypon raczej orzeczniki utożsamiające, niż przypisujące.Z Dotychczas dynie możliwą pozycję wyrażeń umiejscawiających w jądrze zdar nawaleśmy pozycję orzecznika (por. pkt 5 w poprzednim para (...).
Musimy również uwzględnić jądra zdaniowe utożsamiające 2 rające dwa wyrażenia umiejscawiające typu
(7) Loc(+Cop)+Loc.
z Temat niniejszego paragrafu bywa rzadko (albo wcale nie bywa) omawi lingwistów w takim ujęciu. Dlatego właśnie potraktowaliśmy go tutaj dość c Należy uprzedzić czytelnika, że przedstawiane tu poglądy na wyrażenia umiejs~ jako podmioty oraz na różnicę między wyrażeniami z odniesieniem przestrzen towym są w pewnym stopniu osobiste. Dla tezy wysuniętej tutaj ważny jest anty (1971). To samo dotyczy prac językoznawców szkoły praskiej, którzy wie zwracali uwagę na szczególną ważność wyrażeń umiejscawiających dla ustala cjonalnej perspektywy zdania (por. 12.7).
Lt~ti~yn tuo I utai go poznanem. wyrazente to mta,sto fest rzeczownttco Wc., a nie przysłówkowe. Jest jednak umiejscawiające i ma to samo Znaczenie, co przysłówek wskazujący tutaj.
ł3ardziej interesujące, niż typ (7), są konstrukcje z podmiotem ti,nicjscawiającym, a orzecznikiem przypisującym. W języku angielskim rownież tutaj podmiotem musi być rzeczownikowy składnik zdani~ą~ hor. L ondon is cold `Londyn jest zimny', This place is cold `To ~nicjsce jest zimne'. W pozycji podmiotu nie może tu (w przeeiwieńStN~f~ do niektórych innych języków) wystąpić wyrażenie przysłówkoos.e, l~.Iie rua takich zdań angielskich, jak `W Londynie jest zimno' ani ~'Cutaj jest zimno': Istnieją natomiast takie zdania, jakltis cold in Lon~l~>,~ W .imno jest w Londynie' oraz It is cold ltere `Zimno jest tutaj'. Zdania te również przypisują pewnemu wycinkowi przestrzeni pewną cecl~c~ (choć może różnią się nieco znaczeniem od zdań London is cold i This place is cold). W świetle tradycyjnego założenia głoszącego, że podnriotc;m musi być wyrażenie rzeczownikowe, zdania typu W Lond rrrir,ie.st zimno uchodzą od dawna za problematyczne (...). Nie ma je~lnak pe~trzeloy zakładać w nich głębinowego podmiotu rzeczownikooo~eitz~, jeżeli zgodzimy się z tym, że przysłówki miejsca, podobnie jak v:vrr~cnia rzeczownikowe z odnośnikiem przestrzennym, mogą w głębi~mooych ośrodkach zdań występować w funkcji podmiotu. Przy takim stanowisku możemy dodać do naszej listy schematów zdaniowych 5clnemat następujący:
(:') Loc(+Cop)+A
l~:~uii u podstaw zdania Zimno jest w Londynie leży taka struktura, to z kf;lc:i nasuwa się pytanie, czy tkwi ona również u podstaw zdania l.c.>j~~lon jest zimny.
r`,danie to można wywieść ze zdań typu (8) w dwojaki sposób. Możno p~ zwie wszystkim uznać wyrażenia rzeczownikowe z odnośnikiem larru~trzer~nym i przysłówki miejsca za dwa różne podzbiory tej samej k.l~'l~inowej kategorii syntaktycznej. Można jednak traktować zdanie l..mrtlvn jest zimny jako wytwór transformacji struktury z podmiotem hnr sicuwkowym, czyli wywieść zarówno zdanie Londyn jest zimny, jak i rc ia o ie W Londynie jest zimno z ośrodka głębinowego tego ostatniego t~l-~4~. ,fak zobaczymy, w aktualnych wersjach tak zwanej pospolicie gr::niatyki przypadkówX przyjmuje się to drugie rozwiązanie. Ponadto
' ~~ 95

zdanie Londyn jest zimny można również wywieść ze struktury sującej:
(4) NP(+Cop)+A
W tym celu jednak trzeba założyć, że symbol NP oznacza skład rzeczownikowe nie tylko pierwszego rzędu, lecz również mające oc śniki przestrzenne. Tak np. również u podstaw zdania Londyn ogromny leży konstrukcja (4). Wycinki przestrzeni, podobnie jak 1 pierwszego rzędu, mogą mieć wymiary fizyczne. Niektóre z nich n także kształt (por. To pole jest kwadratowej. Co więcej, wyrażer odnośnikami przestrzennymi i bytowymi są w wielu zdaniach zam ne (i wspólrzędnie łączliwe). Nie ma np. nic nadzwyczajnego w zd; Lubię Londyn, ale nie Londyńczyków. W każdym języku, w któ wyrażenia z odnośnikiem przestrzennym i bytowym są współrzę~ łączliwe w podmiot lub dopełnienie tego samego czasownika, nale~ chyba zakwalifikować składniowo w jednakowy sposób. Tym sar przynajmniej w niektórych kontekstach wyrażenia z odnośniŃ przestrzennym trzeba uznać za rzeczownikowe. .
Wydaje się, że wyrażenia przestrzenne wykazują niejako z so swojej natury pewnego rodzaju ambiwalencję składniową i semy czną. Nic dziwnego, że niektóre zdania z takimi wyrażeniami r strukturę głęboką w pewnym stopniu nieokreśloną. Jest bardzo mienne, że zdania typu Zondyn jest zimny lub To miejsce jest z~ można zanalizować przez powołanie się na dwie różne głębsze stru ry -w przeciwieństwie z jednej strony do zdań Zimno tutaj, a z drt do zdań typu Londyn jest ogromny lub Londyn jest w Anglii (...J,
Na byty, wycinki przestrzeni i inne zjawiska, do których odro: wyrażenia i które opisujemy, każdy język nakłada własny system syfikacyjny. Tak np. przypisanie cechy wycinkowi przestrzeni m~ ująć z dwu stanowisk. Można sobie wyobrazić cechę jako połącz< wycinkiem przestrzeni tak samo, jak stosunkowo stałe i dostrzeg cechy łączą się z bytami pierwszego rzędu. Takiemu ujęciu sprzy może wręcz daje początek, użycie zdań typu To miejsce jest zima
' zdaniach takich do wycinka przestrzeni odnosi się takie wyrażeni gdyby był on bytem: rzeczownikowy składnik zdania w funkcji miotu. Można też, przeciwnie, ująć stosunek cechy do wycinka ~ strzeni jako analogiczny do stosunku między bytem a wycinkiem ~ strzeni. Z tego stanowiska stan rzeczy opisywany zdaniem To mi
jest zimne można opisać także zdaniem typu Tu jest zięb. Możliwość uwydatnienia omawianej różnicy stanowisk za pomocą parafrazy tłumaczy się tym, że omawiany tu język, podobnie jak wiele innych, przeprowadza dość ostrą granicę gramatyczną między rzeczownikami a przyrniotnikami i rozporządza dwiema odrębnymi konstrukcjami: Np(+Cop)+A oraz NP(+Cop)+Loc. Konstrukcje te służą jako pewnego rodzaju szablony do klasyfikacji takich stanów rzeczy, w których różnica między bytami a cechami jest a priori niejasna.
Dla tradycyjnego założenia, że każde zdanie musi mieć rzeczownikowy podmiot, trudność stanowią nie tylko zdania w rodzaju Tutaj jest z;r~i,ro. Trzeba się także liczyć z tzw. zdaniami bezosobowymi, istniejącymi w wielu językach, Dzielą się one na kilka podtypów. Nas interesuje tutaj tylko jeden. Można go zilustrować angielskim zdaniem Itis t~~rmdering `Grzmi'. To zdanie (podobnie jak It is eold here `Tutaj jest zimno') zawiera pusty znaczeniowo zaimkowy podmiot it. Nie jest więc tak oczywiście bezosobowe, jak np. jego odpowiednik włoski Tuona lub polski Grzmi (...). Możemy jednak do zdania minimalnego Grzmi dodać okolicznik miejsca typu tutaj lub w Londynie. Można stać na stanowisku, że wyrażenie z odnośnikiem przestrzennym jest domyślne u~ każdej wypowiedzi takiego zdania. 3eśli w ogóle można tu cóś uznać za domyślny podmiot, to chyba właśnie to wyrażenie z odnośnikiem przestrzennym. Moźemy więc dodać do naszej listy jeszcze jeden potencjalny schemat zdaniowy, złożony z kategorii oznaczonych następuj~cyrri symbolami:
(8) Loc+V
Schemat ten ma się do (1) NP+V tak, jak (8) Loc(+Cop)+A ma się do (4) NP(+Cop) +A. Różni się jednak od (1) tym, że wyrażenie przysłówkowe miejsca jest w nim pomijalne (czyli jest określnikiem), podobnie jak w (8).
W wielu jednak językach (np. w polskim - przyp. tł.) wyrażenia podmiotowe są pomijalne we wszystkich takich konstrukcjach. Budowa gramatyczna takiego języka sugeruje traktowanie podmiotu zdania ~t`~t.I itp.) jako określnika, a nie jako koniecznego składnika jądra. Może się to wydawać paradoksalne (Anglikowi -przyp. tł.), ale w zasadzie nic nie przemawia przeciwko temu.
Widzimy więc, że istnieją konstrukcje, np. (8) i (9) -w których wyr`r'enie przestrzenne (rzeczownikowe lub przysłówkowe) można
96 ~ 97

ewentualnie interpretować jako podmiot. Ale w naszym dość n dycyjnym rozszerzeniu tradycyjnego pojęcia podmiotu możemy szcze dalej . Skoro zdania typu To miejsce to Londyn analizuj emy powołanie się na strukturę utożsamiającą
(7) Loc(+Cop)+Loc,
to przy analizie zdań typu To miejsce jest miastem i Londyn jest stem można się powołać na
(10) Loc(+Cop)+N,
analogicznie do
(4) NP(+Cop)+N.
Oczywiście (N) występujące w (10) musi być nazwą pospolitą w~ przestrzeni. Pod tym jednak względem schemat (10) jest ograni nie bardziej, niż taka konstrukcja przypisująca, w której rzeczov wy składnik zdania (NP) z odnośnikiem bytowym łączy się z orz triem rzeczownym (N). W takich mianowicie wypadkach rzeczov funkcji orzecznika musi oznaczać cały zbiór bytów.
Ponadto tylko z możliwości konstrukcji typu (10) wynika wość tworzenia (przynajmniej w niektórych językach) wyraże czownikowych określonych z odnośnikiem przestrzennym. Jeże żerny tworzyć wyrażenia typu to miejsce to miasto itp. oraz łąc szeregowo z wyrażeniami o odnośnikach niewątpliwie bytowi dlatego, że leksemy miejsce, miasto itp. są rzeczownikami pospc policzalnymi, takimi jak człowiek, chtopiec itp. Można sobie os' nie wyobrazić język, w którym nie byłoby rzeczowników posp~ oznaczających wycinki przestrzeni, lecz tylko przysłówki wska (typu tu i tam) oraz nazwy własne miej se. Język mógłby też miej wycinków przestrzeni bezwyjątkowo różne składniowo od na tów. W takim wypadku nie byłoby chyba powodu zaliczać naz~ cinków przestrzeni do rzeczowników (...)
Teraz chcielibyśmy dodać do naszej listy jeszcze tylko jede! mat zdaniowy zawierający wyrażenie przestrzenne:
(11) Loc(+Cop)+NP
Łatwo zauważyć, że jest to zwierciadlane odbicie schematu (5) NP(+Cop)+Loc.
ponieważ istnieją zdania, których zasadniczą funkcją jest przypisywanie wycinkom przestrzeni pewnych cech, więc nasuwa się domysł, Zc w niektórych lub nawet wszystkich językach istnieją także zdania ,~i~,jące funkcję przypisywania wycinkom przestrzeni pewnych bytów. Innymi słowy: znajdowanie się pewnego bytu w pewnym wycinku przestrzeni można traktować jako cechę wycinka, a nie bytu. Do zdań, które można interpretować w ten sposób należą następujące:
( 11 a) Na obrusie są wzory
( 11 b) Obrus ma (na sobie) wzory
(,..) Żadnego z tych zdań nie można przekonująco zanalizować jako Nwrażającego sąd o wzorach (nawet jeśli wyrażenie wzory jest odnoszące; por. tom I, 7.2). Mimo to klasyczne opisy transformacyjne tych zdań, polegające na ich wywodzie z konstrukcji typu (5), zakladają, że w głc~bokiej strukturze tych zdań podmiotem jest wzory. Wywód konstrukcji (lla) i (11b) z konstrukcji typu (11), w której występuje podmiot przestrzenny, miałby przynajmniej tę zaletę, że stwarzałby odpowiedniość między podmiotami w strukturze głębokiej i powierzchniowej. Byłby to też wywód przekonujący semantycznie (....)
Powody skłaniające nas do opisu wyrażeń przysłówkowych jako podmiotów są częściowo składniowe. Wyrażenia takie mianowicie bywają często wymienne z wyrażeniami rzeczownikowymi, spełniającymi warunki normalne dla podmiotu. Powolujemy się jednak również na ogólną różnicę logiczną czy ontologiczną między cechą a tym, czemu jest ona właściwa lub przypisywana. Otóż spośród omówionych przez nas zdań tylko nieliczne przypisują pewne cechy bytom lub wycinkom przestrzeni. Twierdzenie, że czynność, którą wykonuje dany byt, lub jego umiejscowienie o określonym czasie w określonym wycinku przestrzeni należy zaliczyć do jego cech, byłoby wyrażn,ym.na~~ąganiem terminu cecha. Jeszcze bardziej naruszałoby normalny uzus nazwanie wydarzenia które zachodzi w danym wycinku przestrzeni, cechą tego wycinka. W rezultacie wśród zdań, z jakimi mamy do czynienia, zdania przypisujące są tylko nielicznie reprezentowane. To, że Wiele klasycznych opracowań predykacji w logice opisuje przekonujące właśnie tylko zdania przypisujące, jest jednym z głównych niedociągnięć tych opracowań.
98 99

12.4. Walencja
Nasze dotychczasowe rozważania na temat struktury jąder zda wydr były rozmyślnie, choć milcząco, ograniczone założeniem funkcją twierdżeń jest przypisywanie cech bytom. Jak jednak zau żyliśmy pod koniec ostatniego paragrafu, umiejscowienie bytu mc nazwać jego cechą tylko pod warunkiem rozszerzenia sensu tern cecha daleko poza granice jego normalnego użycia. Więcej jeszez~ językach naturalnych pojęcie przypisywania cech bytom jest w o; stosowalne tylko do nielicznego podtypu twierdzeń. Częściej, ni opisie stalych lub przygodnych właściwości osób, zwierząt i rzeczy leży nam na opisie wydarzeń i procesów, w których biorą one ud; Ponadto dużą część zjawisk opisywalnych jako właściwości i rel statyczne można opisać jako bardziej dynamiczne możliwości je< stronnego lub obustronnego oddziaływania. Tak np. to, że coś ma 1 czną cechę twardości, znaczy, że opiera się naciskowi. Stwierdzenia coś jest umiejscowione w danym wycinku przestrzeni, jest wskazów dokąd należy iść lub spojrzeć, żeby to coś uzyskać lub znaleźć.
W kilku nowszych pracach na temat przyswajania sobie ję~ przez dziecko sugeruje się przekonująco, że pierwsze i najbarc podstawowe konstrukcje gramatyczne rozpoznawalne w mowie d. ka można opisać jako wytwory tak nazwanej przez Piageta inteligE czuciowo-ruchowej (por. 3.5).~ Zdaniem Piageta poznanie rozwij na skutek wzajemnego oddzialywania dziecka. oraz osób i rzec. jego otoczeniu. W ten sposób dziecko poznaje ich właściwości i za na je klasyfikować pojęciowo. Kiedy dziecko osiągnie końcowe dium rozwoju (czyli dojrzewania) inteligencji czuciowo-ruchowe wieku od 18 do 24 miesięcy), potrafi nie tylko zwracać uwagę i re wać slownie na osoby i rzecży w swoim otoczeniu, ale także na ich obecność tub znikanie, i potrafi pytać, gdzie są. Stąd wniosek, że c cko przyswoilo sobie koncepcję istnienia i ciąglości czasowej tak ; nych przez nas bytów pierwszego rzędu. O niektórych z nich dziu wie, że podobnie j ak ono poruszaj ą się same. O innych (o sobie, r< cach itp.) wie, że ponadto potrafią oddzialywaćw różny sposób na byty. Sugeruje się, że to stanowi podstawę pierwszych intuicji dzi~ dotyczących pojęć tak ważnych semantycznie i gramatycznie, jal
3 Stanowisko Piageta wyjaśnia z powodzeniem H. Sinclair (1972, 1973). Por nież Bates (1976), Brown (1973). Nelson (1974).
Wotność i agentywność. Agens jest to, przynajmniej początkowo, wszelki byt zdolny do działania na inne byty, do zmiany ich cech lub umiejscowienia. Istota żywotna jest to taka istota, która potrafi poruszać się sama bez czynników zewnętrznych.
pogląd przeciwny głosi, że koncepcja agentywności i źywotności jest wrodzona. W każdym razie niemal na pewno jest wśród ludzi poyszechna. Stanowi ważny składnik naiwnego realizmu (por. 11.3). W ~,p~irocie pojęciowym, w którym porządkujemy i opisujemy swoje postrzeżenia świata fizycznego, potrafimy - rn.ówiąc jakimkolwiek językiem - rozpoznawać nie tylko krótsze lub dluższe stany rzeczy, lecz równicż wydarzenia, procesy i czynności.
Niestety nie istnieje odpowiedni termin, który by obejmował z jed,iej strony stany, a z drugiej wydarzenia, procesy i czynności. Będzie,n~~ używać w tym znaczeniu terminu sytuacja* i dokonamy bardzo ogólnego rozróżnienia sytuacji statycznych i dynamicznych. Sytuacja statyczna (czyli stan rzeczy lub krócej stan'') jest ujmowana jako istniejąca, a nie jako rozgrywająca się, oraz jako jednorodna, ciągla i niezmienna przez cały czas swojego trwania. Natomiast sytuacja dynamiczna to coś, eo się dzieje (odbywa lub wydarza). Może ona być chwilowa lub trwająca. Nie musi być koniecznie ani jednorodna, ani ciągła, ale może mieć różnoraki przebieg czasowy. Co zaś najważniejsze, może, choć nie musi, być kierowana przez agensa. Sytuacja dynamiczna rozciągająca się w czasie to proces*, chwilowa to wydarzenie*, a kierowana przez agensa to czynność*. Wreszcie proces kierowany przez agensa to działanie*, a wydarzenie kierowane przez agensa to Co wlaściwie sklada się na pojęcie agentywności, to sprawa trudna, w którą nie będziemy tu wnikać.4 Jako typowy możemy traktować przyklad, w którym istota żyjąca X świadomie i rozmyślnie używa wlasne,j sily lub energii, żeby spowodować pewne wydarzenie lub zapoczątkować pewien proces. W przykładzie najoczywistszym wynika stąd zmi<~i~a fizycznego stanu lub umiejscowienia X-a albo innego bytu Y. ~' przykładach nietypowych każda z wymienionych cech -żywotność, rozmyślność, świadomość oraz użycie własnego wewnętrznego źródla ener~~ii - może występować oddzielnie od pozostalych. Prawdopodob
` 1~'a temat agentywności i przyczynowości por. Cruse (1973), Davidson (1967), Fo~1~>T ( I 970), Givón (1975), Kastovsky (1973), Kenny (1963), Chotodowicz (1969), Miller ~ Johnson-Laird (1976), Wierzbicka (1972).
1~1

nie jednak języki są niejako nastawione na przykłady typowe. Nic dń ornego, że w przykładach nietypowych stosowalność pojęć takich, jj agentywnośe, jest niejasna.
Dziecko na poziomie inteligencji praktycznej operuje początkov pojęciem agentywności jako manewru fizycznego. Bardzo szybko je nak uczy się, że może uzyskać upragnioną rzecz nie tylko chwytając samo, kecz także sprawiając za pomocą języka, że inni mu ją podada Co więcej , uświadomienie sobie przez dziecko, że może wpływać ; zachowanie innych agensów przez sygnalizowanie słowne i pozasła ne swoich zainteresowań i pragnień, wyprzedza znacznie objawy o~ nowania gramatyki i słownictwa określonego języka. Na tej wlaś~ podstawie dziecko zaczyna rozumieć funkcję instrumentalną taki wypowiedzi-aktów, jak prośby i rozkazy.
Sprawę tę omówimy bardziej szczegółowo w jednym z dalszy rozdziałów (16.2). Tutaj interesuje nas to, że już samo zachowanie ` zykowe jest działaniem, w którego foku, poza czysto fizjologiczny lub fizycznymi aktami wytwarzania wypowiedzi-sygnałów, wykot orane są różne inne akty. Na tym opiera się tak zwana dziś pospoli~ teoria aktów mowy*. Na tym również oparte jest nasze zastosowal terminu sytuacja nie tylko (jak to jest przyjęte) do kontekstów, w k' tych wytwarzane są wypowiedzi (por. 14.1), lecz również do stanó wydarzeń i procesów przez te wypowiedzi opisywanych. Oczywi~ zestawiając konkretną sytuację z konkretną wypowiedzią, musimy ś rannie wyjaśnić, co do czego się odnosi. Nie zachodzi tu jednak żad niejednoznaczność terminologiczna. W bieżącym paragrafie wpro~ duliśmy termin sytuacjrx w sensie szerszym niż `kontekst wypowiedy ale obejmującym także ten ostatni sens. Dokonać oznajmienia znad wziąć udział jako agens w sytuacji szczególnego rodzaju, powiąza~ na mocy funkcji opisowej języka z inną sytuacją. Sytuacją opis przez zawartość twierdzeniową oznajmienia może być m.in. samo ~ konywanie tego oznajmienia lub innej wypowiedzi (por. Powiedz źe deszcz pada; Kazał mi otworzyć drzwi).
Języka można używać nie tylko opisowo, lecz także instrument nie: jako narzędzia oddziaływania na sytuacje i narzędzia oraz zmiany. Innymi słowy, pewne wypowiedzi mogą działać jako skład ki sytuacji związanych przyczynowo z innymi sytuacjami. Tak np. r kaz [Otwórz drzwi!] może działać wasytuacji poprzedniej, której sk kiem jest sytuacja następna: otwarty stan drzwi. Na ogół funkcja
strumentalna języka óbejmuje powodowanie pośrednie, a nie bezpoŚrcdnie. Skutku nie wywołuje bezpośrednio sama wypowiedź (chyba, ~t ma charakter magiczny lub sakramentalny - np. [Sezamie, otwórz ~i~! ~ ). Lecz wtórny agens, do którego wypowiedź jest zwrócona. Przez ~~:~,E~c,wiedzenie stosownej prośby lub rozkazu agens inicjujący narzuca "ve~je~ wolę agensowi sprawczemu. Istnieją oczywiście różne sposoby pc,sredniego powodowania czegoś przez agensa początkowego. Tutaj ~hc~my podkreślić, że funkcję instrumentalną języka można wyjaśnić ~,~ jt1~T13Ci1 ogólnego opisu agentywności, instrumentalności i przyczy~iovości, przedstawionego w niniejszym rozdziale.
~ziżnica między sytuacjami statycznymi a dynamicznymi jest w ~~;~iu ,językach istotna dla kategorii gramatycznej aspektu*. Jest ona rciwr~ież zleksykalizowana w postaci takich par czasowników, jak z jednej strony być i mieć, a z drugiej stać się i dostać (...). Stany natomiast i procesy (z dzialaniami włącznie) mają wszystkie rozciągłość czasową. Odpowiednikiem sensowności zapytania o stan lub proces: [Jak długo to trwało?] jest możliwość użycia czasownika oznaczającego stan lub proces z okolicznikiem czasu w rodzaju dugo. Pod tym względem czasowniki te są w opozycji do tych, które oznaczają wydarzenia (z aktami wi,tcznie) i występują z okolicznikami momentowymi, a nie trwającymi. W językach, w których można dostrzec różnicę syntaktyczną między przymiotnikami a czasownikami, większość czasowników - choć nic zawsze wszystkie - oznacza procesy i wydarzenia, natomiast większość przymiotników oznacza stany (por. 11.3). W wielu jednak językach tak zwane tradycyjnie perfectum czasownika dynamicznego bywa używane do wyrażania stanu wynikłego z uprzedniego wydarzenia !ub procesu (por. 15.6) (Autor ma na myśli m.in. język angielski i starogrecki - przyp. tł.). (...)
(_..) W strukturze gramatycznej i leksykalnej wszystkich bodaj jęzvkciw znajduje odbicie różnica między sytuacjami dynamicznymi ~igentvwnymi a nieagentywnymi. Języki jednak różnią się sposobami ~r<W tym celu posłużymy się ogólnym pojęciem walencji*. Pochodzi ino od Tesniere'a (1959; por. także Heger 1971, Helbig 1971). Jest
102 r~ 103

obecnie szerokó stosowane zwłaszcza w nowszych badaniach radz kich (por. Chołodowicz 1969,1974; Apresjan 1974) do typologiczn porównywania języków. Jeśli chodzi o dzieje pojęcia walencji w ji koznawstwie, to można w nim upatrywać kontynuację i rozszerz bardziej tradycyjnych, ale zarazem bardziej ograniczonych pojęć p chodniości i rządu. Jest ono jednak również zupełnie wyraźnie zwi; ne z klasyfikacją predykatów logicznych według liczby argument jaką przybierają (por. tom I, 6.3). Pod tym względem predykatow dnomiejscowemu można przypisać walencję 1, dwumiejscowemu lencj ę 2 itd. Tak zwany tradycyj nie czasownik przechodni j est to czy wnik o walencji 2, rządzący dopełnieniem bliższym.
Walencja jednak obejmuje nie tylko liczbę wyrażeń, z któr dany czasownik może lub musi się łączyć w poprawnym jądrze zda Ma również odzwierciedlać różnice charakteru wyrażeń łączliw; Tak np. czasowniki dawać i kłaść w swoich najpospolitszych użyci mają oba walencję 3, ale różnią się jednym z trzech wyrażeń, któł rząd można im przypisać. Dawać rządzi podmiotem, dopełnien bliższym i dalszym. Natomiast kłaść rządzi podmiotem, dopełnien bliższym i kierunkowym wyrażeniem przestrzennym. Powiemy w że czasowniki te różnią się waleneją: łączą się z dwoma różnymi ze; łami walencyjnymi*.
W każdym języku liczba typów zespołów walencyjnych jest śi ograniczona. W każdym też chyba języku co najwyżej nieliczna eż wniki mają walencję większą od 3. W większości języków jedna prawdopodobnie nawet we wszystkich, istnieją produktywne gram cznie sposoby zmniejszania lub powiększania tego, co można by wać zasadniczą walencj ą czasownika. Tak np. czasowniki przecho~ są zasadniczo dwuwalencyjne (biwalentne). Kiedy jednak wystęl w stronie biernej, są jednowalencyjne, tak samo jak czasowniki przechodnie. Okolicznik przez Jana w zdaniu Drzwi zostały otwo ~te przez Jana jest określnikiem i jako taki nie należy do jądra żd~ (w przeciwieństwie do wyrażenia rzeczownikowego Jan w zdaniu c nym Jan otworzył drzwi). Strona bierna czasownika przechodu otworzyć ma tę samą waleneję, co czasownik nieprzechodni (zwro otworzyć się. Różnica między zdaniami Drzwi zostały otworzone okolicznika przez Jana) i Drzwi się otworzyły polega na tym, że pii sze z tych zdań przedstawia sytuację jako akt, którego agens nie przedmiotem odniesienia, podczas gdy drugie zdanie przedstawi
jako w'Ydarzenie (które może być aktem lub nie). W językach, w których można stwierdzić istnienie strony biernej, łączy się ona zwykle, a może nawet zawsze, ze zmniejszeniem waleneji. Jest podobno wiele j~zyków, w których można użyć strony biernej tylko wtedy, kiedy mens jest domyślny. Co więcej, jedną z głównych funkcji strony biernej jest chyba opis aktu lub działania bez wymienienia agensa albo opis stanu lako skutku uprzedniego aktu.5
Proces odwrotny, w którego wyniku zasadnicza walencja czasownika zostaje zwiększona, występuje najwyraźniej w językach, w których istnieje produktywna konstrukcja kauzatywna (np. w tureckim, japo ńskim, gruzińskim). Ma ona właściwość powiększania walencji czasownika o 1, tak iż czasownik nieprzechodni staje się jak gdyby przechodni, a przechodni staje się trójwalentny. Powstający w ten sposób pochodny zespół walencyjny jest zazwyczaj identyczny z zasadniczym zespołem walencyjnym innych czasowników. Tak np. zespół walencyjnv causativum czasownika nieprzechodniego jest taki sam, jak czasownika przechodniego. Z kolei zespół walencyjny causativum czasownika przechodniego jest taki sam, jak czasownika typu dawać, przybicralącego jednocześnie dopełnienie bliższe i dalsze.ó Nie będziemy tu wnikać głębiej w składnię i semantykę konstrukcji kauzatywnych (por. Chołodowicz 1969).
Wzrost walencji opisuje się jako powstanie dodatkowego miejsca dla nazwy agensa inicjującego. Nazwa ta funkcjonuje jako podmiot pochodnego czasownika kauzatywnego (chyba że cała konstrukcja zostaje zamieniona na bierną). Język angielski nie ma produktywnego causativum morfologicznego. Ten sam jednak skutek można uzyskać przez użycie któregoś z wielu czasowników oznaczających różne typy agentywności inicjującej: Tąkimi czasownikami są np. make, doslownic `robić'; get, dosłownie `uzyskiwać'; persuade `namawiać'. Por. nast4 puj ące przykłady: .lobu came `Jan przyszedł' obok Peter made John curarc: `Piotr sprowadził Jana', dosłownie `Piotr zrobił Jana przyjść'. .lohrr opened the door `Jan otworzył drzwi' obok Peter persuaded John to opon the door `Piotr namówił Jana, żeby otworzył drzwi'.
Tych kilka stwierdzeń wynika jasno z pracy Chołodowicza (1974).
~' Tak np. w języku francuskim zdanie kauzatywne Je lui ai faitmnńgersasoupe `Dałem mu do zjedzenia zupę', wyprowadzane z głębszej struktury zdania Il mange sa soupe ~O~n) je zupę' za pomocą produktywnej konstrukcji faire + dopełnienie dalsze +infinit~~ i~s. jest pod względem walencji równoległe do zdania Je lui ai donne.sa soupe `Dałem mu zupę',
104 105

Oczywiście zachodzi daleko idący wzajemny związek między ~ leneją czasownika a jego znaczeniem. Ostatnio czyniono próby o~ walencji ćzasowników w aparacie pojęciowym tak zwanej gramot przypadków (por. Anderson i Dupois-Charlier 1975). Termin przy. dek jest tutaj rozszerzony poza granice swojego tradycyjnego uży podobnie jak termin rz~d zostal rozszerzony w pojęcie walencji. Pr padek oznacza tu rolę semantyczną, taką jak rola agensa, pacjer przyczyny, skutku, źródła i celu. Chcąc uniknąć ciągłego rozróżnia dwu znaczeń terminu przypadek, role te nazwiemy rolami walencyj rni. Tak zwane tradycyjnie przypadki (np. mianownik, biernik, dol nucz, celownik itd.) odpowiadają im tylko w przybliżeniu. Role ' lencyjne są przedstawiane, przynajmniej w niektórych sformuło~ mach gramatyki przypadków, jako uniwersalne składniki stanów, darzeń i procesów.
2.5. Kauzatywność i przechodniość
Ostatnio w związku z hipotezą rozkładalności leksykalnej (por. tor 9.9) omawiano obszernie składnię i semantykę konstrukcji kauzat; pych. Według najpowszechniej chyba przyjętej wersji tej hipotezy równo walencję, jak i znaczenie np. czasownika zabijać należał. opisać przez uzależnienie konstrukcji nieprzechodniej z czasownil~' umierać (ściślej zaczynać być nieżyjącym) od abstrakcyjnego czas. nika powodować (par. Dowty 1972 b). Znaczenie powodować był. ponadto składnikiem, choć zapewne nie jedynym, znaczenia tal' czasowników angielskich, jak cause, rnake, get, które oznaczają ag tywnośe inicjującą. W głębszym zapisie semantycznym podmiot w~ żenia `powodować' stanowiłaby nazwa jakiegoś agensa. Dopełnie zaś wyrażenia `powodować', a mianowicie konstrukcja nieprzech nia z własnym podmiotem i orzeczeniem, odnosiłoby się do sytu wytwarzanej przez działanie agensa. Zastępując predykat złożom znaczeniu `zaczynać być nieżyjącym') czasownikiem `umierać', za pujemy zarazem konstrukcję `X powodować Y umierać' konstrul `X powodować - umierać Y', w której `powodować - umierać' zos następnie zleksykalizowane jako `zabijać'.
Sama hipoteza rozkładalności leksykalnej tutaj nas nie interes Powyższej analizy znaczenia czasownika zabijać nie można zape~
poprzeć ani zbić argumentami materiałowymi. Czasownik `powodo~,~zy bowiem nie pokrywa się znaczeniowo z angielskim czasownikiem ccrrrse, a może w ogóle z żadnym leksemem żadnego języka (...).
Nie będziemy tu wnikać głębiej w tę sprawę (por. Babcoek 1972, Fodor 1970, Kastovsky 1973, Lakoff i Ross 1972, Shibatani 1972 i 19~~). Najważniejsze, że w niektórych językach istnieją pary czasownikó w niespokrewnionych morfologicznie, np. rcmierać i zabijać, albo "~idzieć i pokazywać, których wzajemny stosunek semantyczny jest taki sam, jak stosunek par powiązanych produktywną konstrukcją kauzatywną. Istnieje również pogląd, że we wszystkich językach ogro,,2a większość czasowników trójwalentnych i dwuwalentnych ma na ogół. choć nie zawsze, znaczenie kauzatywne. Tak np. dwuwalentny czasownik zabijać jest kauzatywny wobec jednowalentnego czasownika mnierać. Trójwalentny czasownik dawać jest kauzatywny wobec dwmvalentnego mieć itd.
Co jednak rozumiemy przez kauzatywność*? Abstrakcyjny predykat `powodować', użyty w poprzednim paragrafia, przybiera j oko podmiot wyrażenie rzeczownikowe pierwszego stopnia, a jako dopełnienie lub orzecznik wyrażenie rzeczownikowe drugiego stopnia. Toteż najnaturalniej jest przypuścić, że odzwierciedla on takie pojęcie przyczynowości, zgodnie z którym agens jest przyczyną sytuacji, którą snva-rza swoim działaniem. Można jednak również mówić, jak my poprzednio, o tym, że jedna sytuacja jest przyczyną drugiej. Jest to nieco inne ujęcie przyczynowości, dające się pogodzić z agentywnością, ale jej nie zakladające. Wzajemny stosunek tych dwu ujęć jest od dawna Filozoficznie sporny. Dla językoznawcy ważne jest to, że przyczynowo~ć jako związek dwu sytuacji jest logicznie różna od agentywności, ale że zachodzi między nimi naturalny związek. Odzwierciedla go w różny sposób budowa języka - zarówno gramatyczna, jak i leksykalna. Można powiedzieć, że daną sytuację wytworzyl lub spowodował pewien agens. Można jednak w sposób równie naturalny powiedzieć, że wytworzylo ją jego działanie, albo nawet jakieś uprzednie wydarzenie luh proces, w którym żaden agens nie brał udziału. Można powiedzieć albo Rilla zabilJohn albo Billa zabilalkoholizm; albo Sędzia przerwal mecz albo Deszcz przerwal mecz itd. Istnieje zatem naturalna -i przypuszczalnie uniwersalna - skłonność do utożsamiania przyczynowości 2 agentywnością. Dla wyjaśnienia tego, że nazwy sił przyrody (wiatr,
106 107

ogień, deszcz itd.) są wymienne z rzeczownikami pierwszego rzęć nie ma potrzeby się powoływać na przedhistoryczny animizm.
W skład kauzatywności wchodzi zarówno przyczynowość, ja] agentywność - jeśli w ogóle można je od siebie odróżnić. Pojęcie t wiem kauzatywności zawdzięcza swoje istnienie temu, że w przyrod; nie ma obiektywnej różnicy między jedną sytuacją rozciągłą czaso~ a dwiema sytuacjami połączonymi przyczynowo. Przypuśćmy np., X chwyta nóż i wbij a go w Y-a, który natychmiast pada trupem. Moż to opisać w trzy sposoby: jaku wydarzenie, jako proces rozciągły czasie (co prawda minimalnie), albo jako następstwo dwu lub więc niż dwu sytuacji (wydarzeń, stanów czy procesów). Jeżeli użyjemy c; sownika zabić, to opisujemy to, co zaszło, jako pojedyncze wyrażen w którym uczestniczy agens X i pacj ens Y. Działanie agensa j ednak; staje wtedy opisane tylko przez powołanie się na jego skutek dla p; jensa. Gdybyśmy użyli czasownika zakłuć, włączylibyśmy z konie pości dalszą informację o tym, że X oddziałał w pewien sposób bezp~ rednio na Y-a i użył określonego rodzaju narzędzia. Zamiast tego n glibyśmy powiedzieć X zabif Y-a nożem. Zakładałoby to, że w skł działania X-a wchodziło użycie noża. Mówiąc jednak ściśle, nie zak, dałoby w sposób konieczny, że za pomocą tego noża Y został zakłti Krótko mówiąc, w granicach struktlrry leksykalnej i gramatycznej zyka istnieje nieskończenie wiele sposobów wyodrębnienia elemi tów przedmiotu opisu i ich przedstawienia jako składników jednej'; tuacji. To, że nie tylko w angielskim i innych językach indoeurop kich, lecz, być może, we wszystkich językach jest aż tyle czasownil~ przechodnich z taką walencją, jak zabijać, nasuwałoby myśl, że j ludzi interesują nas głównie skutki naszych celowych działań i;'' wpływ na pacjensy.
Jeśli nasze poprzednie wywody są słuszne, to sytuację opisaną z~ niem X zabił Y-a można zanalizować za pomocą dwu różnych sche> tów walencyjnych*. Z jednego punktu widzenia zabić należy do tai czasowników, które nazwiemy operatywnymi*. Zabójstwo jest pel operacją dokonywaną na pacjencie i wpływającą na niego. Z drugi< punktu widzenia zabić jest tak zwanym czasownikiem ewentywri (factitive) * : oznacza proces lub wydarzenie, w którym pewna przy na pociąga za sobą pewien skutek lub wynik. Dwa schematy zatem których pomocą możemy opisać sytuację zabicia Y-a przez X-a, pry stawiają się następująco:
108
tl) WPŁYWAĆ NA (AGENS. P,AC.IENS) (nper,itv~,vy)
I?) WYWOŁYWAĆ: (PRZYC:ZYNA, SKL'~l'f:K) y(cw~ntvw~_,,
n~)
y,, wi4c.el, na mocy związku mi4dzy agcntywnością a pawvevrvnim1s) WYWOŁYWAĆ (ACrENS. SKUTEK) (opcratwvno-ewcntvvnv)
V typowych sytuacjach agcntywnych. czyli tam, idzie dział,w ulnc są wszystkie trzy schematy. Kauzatywny opis walcncji i znaczcnio czasownika zabić (2) jest bliższy opisowi (3), niż opisowi (1). I o, Lu zapisaliśmy przedtem dość swobodnie w postaci X POWODO~\ ,.0' Y UMIERAĆ, można przeformułować na Vl-'YWOŁYWAĆ fi, UMIERAĆ Y, gdzie X jest agensem, a UMIE-RAĆ Y nazwą pewne~~c~ bytu drugiego rzędu śmierć Y-a, stanowiącego skutek czyli wynik działania X-a. Ale twierdzenie wyrażone zdaniem X zabif Y-a możno rcawnież rozumieć tak, że X zrobił coś Y-owi, czyli jako przykład selw matu
WE'ŁYWAĆ NA (AGENS, PACJENS)
l trzech podstawowych schematów przytoczonych w poprzednim nkąl7icie schemat (1) odzwierciedla najbardziej bezpośrednio trady~'s lny pojęcie przechodniości jako cechy niektórych czasowników ciwwailentnych, ale nie wszystkich. Niektóre z nich są zarazem kauzats~~ ne. ponieważ można je zinterpretować także za pomocą schematu ( ~). Każdy czasownik, którego walencję można opisać dwoma lub więcc.l niż dwoma schematami walencyjnymi, będziemy nazywać ambiwaIcntnvm*.
l3vnajmniej nie wszystkie czasowniki przechodnie są ambiwalentne wobec schematów (1) i (3). Tak np. czasownika uderzvć w zdaniu ~~'h~l oderzyf Billa nie można przekonująco uznać za operatywno~e`~ ~ mywny. Możemy oczywiście stwierdzić, że działanie Johna powo~lule nowy stan, ponieważ w położeniu Billa dokonuje się pewna zmian~t~ .l4zyk jednak, który badamy, nie daje nam do dyspoz;cji jednowaIcnt,l~,`r predykatu oznaczającego takie stany; natomiast dostarcza
109

nam predykatów umrzeć i umarły, z których pierwszy macza pros a drugi stan wynikający z czynności oznaczonej czasownikiem zab
Z kolei niektóre czasowniki przechodnie są ewentywne lub opi tywno-ewentywne, aie nie czysto operatywne. Takimi są np. wyrab tworzyć, powodować. Tradycyjnie mówi się, że czasowniki takie p: bierają dopełnienie skutku*. W naszej terminologii może ono być rażeniem rzeczownikowym albo pierwszego, albo drugiego rz~ por. Bóg stworzyt Adama, John spowodował zakłócenie. Ale pierwszego rzędu, d którego odnosi się dopełnienie czasom ewentywnego, wyraźnie nie jest pacjensem: nie ma sensu powied Bóg zrobił coś z Adamem, a mianowicie go stworzył. Ponadto czas nik ewentywny można zawsze potraktować jako kauzatywny, na jeśli występuje z dopelnieniem pierwszego rzędu. Tak np. twierdzi wyrażone zdaniem Bóg stworzył Adama jest tak samo powiązai twierdzeniami wyrażonymi przez zdania Adam istniał i Adam pow: jak twierdzenie wyrażone zdaniem .lohn zabił Billa z twierdzeni wyrażonymi przez zdania Johrr był martwy i John umari`. Toteż mc by twierdzić, że Bóg stworzył Adama jest zdaniem niejądrowym, wstałym przez upodrzędnienie wytworu transformacji zdania wc konstrukcji operatywno-ewentywnej . W każdym razie schemat op tywno-ewentywny jest wyraźnie przydatny dó wywodu i interprel bardzo rozleglej skali zdań (...).
Schematy ewentywne, w których przyczyną jest byt drugiego du, czyli sytuacja, a nie agens, np.Deszcz przerwaiprzyczvnowści jest wrodzona, czy też oparta calkowicie lub częściow~ na wnioskowaniu indukcyjnym.
Brak miejsca nie pozwala nam wniknąć głębiej w semantykę przyczyrmw'ości. Zanim jednak przejdziemy do rozważania kilku innych sch~n~atów walencyjnych, dokonajmy jednego końcowego stwierdzeniv. Trzeba mianowicie odróżnić przyczynę od uzasadnienia - choć i to w praktyce często nie da się zrobić ściśle. Kiedy mówimy np. Deszcz pr.~~~rw~at grę, to prawdopodobnie zakladamy, że w przekonaniu decy~j~,j~~cych o tym osób deszcz był wystarczającym uzasadnieniem przer~~,~ w dzialaniu zwanym grą. Nie postulujemy żadnego bezpośredniego z~,-iyzku fizyczneg między wydarzeniem, którym był deszcz, a drugim wydarzeniem, którym było zaprzestanie gry. Mimo to zdanie Deszcz ~,r.:rjw~ałgrę jest gramatycznie nie do odróżnienia od zdania, które oznoczaloby związek przyczynowy obu wydarzeń. W świetle naszej anaIizv przyczyna jest bytem drugiego rzędu. Natomiast uzasadnienie, będyc z natury twierdzeniem, jest bytem trzeciego rzędu. Trzeba też odróżnić uzasadnienia rzeczywiste od cytowanych. Zdania Helena byka z frr, ~ e zaporrrniałerrr o jej urodzinach, można by użyć do pinformowani~ o uzasadnieniu, o którym mówiący wiedziałby lub sądził, że jest rze~~zvwiste. W innych jednak okolicznościach można by je również wypowiedzieć tylko dla zacytowania tego, co jako uzasadnienie podała suma Helena. W tym drugim wypadku zdanie należaloby przetłumaczyć na niektóre języki w inny sposób (np. na polski Gniewa się, bo go rrie zapraszają i Gniewa się, że go nie zapraszają-przyp. tł.).
12.b, idole uczestników sytuacji a role okolicznościowe
Scl: rn~it~ walencyjne (1) - (3), wymienione w poprzednim paragrafie, l)ejmują liczne, choć nie wszystkie dynamiczne czasowniki dwuwalentoe zwane tradycyjnie przechodnimi. Jak widzieliśmy, w wielu językach klasę czasowników przechodnich można rzszerzyć za pomocą P~~luktywnego procesu gramatycznego kauzatywizacji.
Ionycn ważnym podtypem dynamicznych czasowników dwuwalentnvch są czasowniki przemieszczenia. Oznaczają one proces, w którego toku pewien byt zmienia swoje fizyczne umiejscowienie. Typowymi Przedstawicielami tego typu są przyjeżdżać i wyjeżdżać, które mogą Prz y bierać jako orzecznik wyrażenie odnoszące się bądź to do PUN
110

K~I'U WYJŚCIOWEGO (ź Edvnbtrrga), bądź też do celu (do Ed~ bur~lcc). Toteż dla opisu walene,ji czasowników przemieszczenia schematów walencyjnych omówionych w poprzednim paragrafie tr: ba dodać następujące:
(~L) PRZEMIESZCZAĆ SIF (BYT, PUNKT WY.IŚC'IOWY) (5) PRZEMIESZCZAĆ SIĘ (BYT. CEL)
Ponieważ wszelkie przemieszczenie zakłada w sposób konieczny za wno PUNKT WYJŚCIOWY,- jak i cel, więc ~ i 5 można połączyć v (6) PRZEMIESZCZAĆ SI>Y (BYT, PUNKT WYJŚCIOV~ CEL)
Ponieważ zaś tym, co przemieszcza dany byt z punktu wyjściowego celu, może być agens, więc sytuacje opisane schematem (4), (5) oboma można traktować jako skutki w schemacie operatywno-ew
tywnym:
(3a) WYWOŁYWAĆ (AGENS, BYT, CEL)
(3b) WYWOŁYWAĆ (AGENS, BYT, PUNKT WYJŚCIOWY)
(3c) WYWOŁYWAĆ (AGENS, BYT, PUNKT WYJŚCIOWY, CEL)
h~,l; `książkę'. Powyższe schematy kierunkowe ` mają zastosowmic~ ~1~, ,malizy nie tylko czasowników przemieszczenia, lecz róv~ni~ż wielu i~i~wch zjawisk języka (por. 15.7). '
Najprawdopodobniej wszystkie role walencyjne omówione c'otvchczas są uniwersalne. Zajmują one czo Iowe miejsca w różnych w.r~jmh tak zwanej gramatyki przypadków (por. 12.1). Są, być i;i<>że, podstawowe także w rozwoju osobniczym, ponieważ wvrażeni(7) BYĆ (BYT, CECHA/ZBIÓR)
(~) BYĆ (BYT, WYCINEK RRZESTRZENI, CELI-ZA/ZBIÓR)
PRZEMIESZCZAĆ SII~ Pr-zv74cie roli walencyjnej CECHA/ZBIÓR dopuszcza możliwość, że w wielu językach, a może nawet we wszystkich, zachodzi istotna rc>żni
PRZEMIESZCZAĆ ST~~ ca ~~ri4dzy cechami a zbiorami wbrew ich zamienności w większej czę
PRZEMIESZCZAĆ
Spośród czasowników o znaczeniu analizowalnym za pomocą t` trzech schematów większość uznaje się na ogół za przechodnie cr dwuwalentne, a nie trójwalentne: usuwać, sprowadzać, zabierać i Taka kwalifikacja tłumaczy się po prostu tym, że nazwa przemieszc nego bytu jest obowiązkowa, że natomiast PUNKT WYJŚCIOW cel mogą pozostać nieskonkretyzowane bez szkody dla dopuszczali ści gramatycznej zdania. Toteż, jako składniowo niekonieczne, uważane za okoliczniki, a nie za orzeczniki. W języku angielskim j nak czasownik ptrt `kłaść, położyć' wymaga nie tylko dopełnienia b szego, ale także drugiego określnika, a mianowicie nazwy celu. W z niu Joltn pert tle book on the table `John położył książkę na stole' można pominąć ani wyrażenia the book `książkę', ani ort tl2e table stole' pod grozą naruszenia dopuszczalności gramatycznej zdania. l tomiast w zdaniu John removed the book,frotn the table `John zali książkę ze stołu' można opuścić from the table `ze stołu', ale nie
ści systemów logicznych. Jak widzieliśmy, różnica ta jest częściowo pocłsJtawą, a częściowo wynikiem rozróżnienia przymiotników i rzeczowników. .
W zbiorze dziewięciu ról walencyjnych, który stworzyliśmy, r<_~iE: BY'I~ i WYCINEK PRZESTRZENI można uznać za nienacechowane, czyli neutralne, w porównaniu z sześcioma rolami nacechowanymi, wvst4pującymi w schematach (1) - (6). Z tych sześciu ról role AGENS i PAC JENS przysługują rytom pierwszego rzędu, w wypadkach tvpo~vclr osobom. PRZYCZYNA i SKUTEK są rolami przyslugującymi rytom drugiego rzędu, a PUNKT WYJŚCIOWY i C'EI - wycinkom przus~rzeni.
Wśród najnowszych opracowań gramatyki przypadków większość z~~~l~ się sugerować, że w jądrach zdań role walencyjne mogą przysługiwać tylko składnikom rzeczownikowym. Otóż tak nie jest. W l~,onstrukcjach stosujących się do schematów walencyjnych (4), (5) i (8) Jaka orzeczniki mogą pojawiać się również wyrażenia przysłówkowe przestrzenne i kierunkowe. Takie wyrażenia, jak w l.ondyrtie, z L,otr~r'~rrr i do Londynu zawierają wyrażenie rzeczownikowe Londsn, licz same są wyrażeniami przyslówkowymi. Mimo że wycinki przestrzeni
Il~ 113

nie są bytami, w niektórych konstrukcjach, a zwłaszcza w niektó~ językach, bywają traktowane jako byty (por. 12.3). Zdarza się tek wrotnie: byty bywają traktowane jako wycinki przestrzeni. Na'' włąśnie polega tzw. lokalistyczna* wersja gramatyki przypadl (por. Anderson 1971, 1973 oraz niżej 15.7).
Między sytuacj ą, w której j akiś byt wpływa na drugi, a taką, W j rej przemieszcza się dokądś lub skądś, zachodzi na pierwszy rzut; jaskrawa różnica. Takie jednak czasowniki przechodnie, jak uder zabijać, którym przypisaliśmy schematy (1) i (3), opisuje się trady nie za pomocą terminów sugerujących, że agens jest punktem wyjś wym czynności, a pacjens jej celem. Co więcej, z tego właśnie ujF według którego agens nie tylko działa na pacjensa; lecz także kiev na niego swoją czynność, wywodzi się sam termin przechodni. chodzi o takie czasowniki, jak uderzać albo chwytać, tradycyjne sk rzenie przechodniości z czynnością skierowaną do celu jest najwy niej stosowne. Byt, do którego odnosi się dopełnienie bliższe, jes~ równo pacjensem doznającym skutków czynności, jak i celem p mieszczenia. Podobnie jak wobec schematów (1) i (3), istnieją rów czasowniki ambiwalentne wobec (1) i (6) albo (3) i (6). Tak np. ude nie Billa przez Johna można ujmować jako przemieszczenie Johi kierunku Billa albo przemieszczenie pięści Johna od Johna do a Można je jednak ujmować także jako czynność Johna wywiera skutek na Billu. Ponieważ czasowniki typu uderzać są typowe dla c klasy czasowników przechodnich, więc między agentywnością, pc, dowaniem i punktem wyjściowym z jednej strony, a doznawar skutku i celem przemieszczenia z drugiej zachodzi naturalny zwij (...).
Jak widzieliśmy, różnica składniowa między wyrażeniem rzec; nikowym a przysłówkowym odpowiada-co prawda tylko w przyb niu - różnicy między podmiotem i orzecznikiem a okolicznikami ostatnia różnica z kolei odpowiada, choć znowu niedokładnie, da różnicy, dostrzegalnej zwykle między rolami walencyjnymi, czylii mi uczestników sytuacji*, a rolami okolicznościowymi* (por. I day, 1970 b). Opisując określoną czynność, możemy poinformc naszego rozmówcę nie tylko o tym, kto i na kim lub na czym ją w nał, lecz także kiedy, gdzie, jak lub dlaczego. Na ogół jednak buć gramatyczna języka nie zmusza nas do przekazywania tej okolic? ciowej informacji (poza tym, że np. w angielskim musimy użyć c
śloncgo czasu gramatycznego i w ten sposób ustosunkować opisywaną sytuaclę wobec czasu wypowiedzi). Do takich okoliczności odnoszą się zazwyczaj pomijalne składniowo przysłówki lub wyrażenia przysłówko~,e, podczas gdy rolom walencyjnym odpowiadają wyrażenia rzeczownikowe, a niekiedy przysłówkowe określenia miejsca, pełniące funkcje podmiotów lub orzeczników. ,
Wydaje się, że w angielskim i w wielu innych językach w obrębie r~,l walencyjnych i okolicznościowych związanych z pewnymi typami sytuacji istnieje pewna kolejność hierarchiczna. Ona właśnie przesądza przynajmniej częściowo o tym, które wyrażenia zostają objęte jądrem zdaniowym i funkcjonują jako podmioty oraz dopełnienia bliższe, dalsze lub inne.Tak np. nazwa narzędzia, za pomocą którego agens wykonuje pewną czynność, jest normalnie okolicznikiem (np. nożem w zdaniu Jan otworzył list nożem). Można jednak awansować nazwę narzędzia do rangi składnika jądra przez zastosowanie czasownika użyvrrć. Przybiera on argumenty AGENS i NARZĘDZIL: Zdanie Jnn rrżol noża do otworzenia listu wyraża twierdzenie złożone, w którym wyrażenie przysłówkowe do otworzenia listu jest okolicznikiem, a nie składnikiem jądra. W pewnych wypadkach (np. w zdaniu Nóż onvor~zyl list) można także użyć nazwy narzędzia [nóż] jako podmiotu czasownika [otworzyć], którego normalnym podmiotem byłaby nazwa agensa. Ale taki awans wyrażenia instrumentalnego i w ogóle okolicznościowego ze stanowiska okolicznika na stanowisko podmiotu lub dopełnienia jest zawsze odstępstwem od neutralnego i normalnego sposobu opisywania sytuacji.
Również od neutralnego i normalnego sposobu klasyfikowania sytuacji możliwe są odstępstwa podkreślające lub przeciwstawiające. Bardziej wyczerpujące potraktowanie sprawy wymagałoby nie tylko omówienia typowych połączeń poszczególnych ról walencyjnych z pószczególnymi funkcjami syntaktycznymi w jądrze zdaniowym, lecz również analizy znaczenia szyku, akcentu, intonacji i szeregu innych środków używanych w oznajmieniach podkreślaj ących lub przeciwstawnych. Takie schematy zdaniowe, jakie tu omawiamy, odpowiadają zazwyczaj na pytania: `Co się stało z X-em?' lub `Co zrobił X z Y-em?' (przy czym X i Y są bytami pierwszego rzędu), a nie na pytania: `Czego użył X do zrobienia tego, co zrobił?', `Kiedy się stało to, co się stało?', Jak się stało to, co się stało?' itp.
Prawdopodobnie przejawia się w tym nasze większe na ogół zainte
115 114

rysowanie uczestnikami sytuacji, niż jej okolicznościami. Łatwo h hy wyobrazić sobie język, w którym zdanie musiałoby obejmować rażenia odnoszące się do czasu, miejsca, sposobu i celu działania, a ko fakultatywnie zawierałoby, jako okoliczniki, wyrażenia odnosi się do osobowych uczestników tego działania. Należy wątpić, czy t języki istnieją. Ale prawdopodobnie wszystkie języki mają spo! nadawania statusu jądrowego w zdaniu zależnym temu, co w zd niezależnym byłoby okolicznikiem. Zdania: Powodem mojego si tiier~i~ jest to, że nie zdc~żyłem na pociąg; Sposobem, w jaki ucie~ rr~irizir~rric~, bylo podkopanie się pod ścianę itp. odpowiadają zdaniom, żnilern sil, bo nie zdążylern na pociąg; ilciekli z więzy enia w ten spo że podkopali się pod ściarLę itp. W następnym paragrafie omówimy rzej różne sposoby innego, niezupełnie neutralnego opisu sytuacj pow yższ ych przykładach użyliśmy procesu nominalizacji do utwc nia wyrażeni rzeczownikowych drugiego rzędu. Te wyrażeńia wł~ kiśmy następ nie do konstrukcji utożsamiających lub orzekający zdaniu jądrowym. Konstrukcje te zawierały w rolach uczestnikó~ tuacji wyrażenia rzeczownikowe pierwszego rzędu. Dlatego m~ powiedzieć, że omówione przez nas schematy walencyjne odzwie dlają najbardziej podstawowy i neutralny sposób pojęciowego uj wiania i opisu sytuacji. Istnieje skłonność do tego, żeby nazwę ag cZyllrĆ podmiotem czasownika, nazwę pacjensa dopełnieniem, a wę narzędzia wykluczać z jądra zdaniowego, czyniąc ją okolicznil itd. Jednocześnie w każdym chyba języku istnieją nieliczne czasov~ typu uży~wc~ć, których wiolencja pozwala na inne ząkwalifikowani tuacji przez potraktowanie okoliczności jako jej uczestnika. Mi rolami zachodzą również podobieństwa. Toteż naturalna wydaj jednakowa gramatykalizacja lub leksykalizacja podobnych do si ról. Tak np. widzieliśmy, że zachodzi naturalny związek między ro A(~FNS; PUNKT WYJŚCIOWY i PRZYCZYNA. Dlatego w ł ezególrtych językach do wyrażania tych ról może służyć wspólny 1 palek lub przyimek. W różnych jednak wersjach gramatyki przy ków uwidacznia się także mnóstwo innych, równie naturalnych zv ków między rolami walencyjnymi i okolicznościowymi. Rzuca to wątpliwości na pogląd, jakoby istniał stały zespół uniwersalnycl' wyraźnych i odrębnych w każdej sytuacji, ale różnie grupowany różnych językach. Hipoteza ta bardzo by utrudniła stwierdzeń
konkretnym wypadku, jaką rolę (a może kilka ról jednocześnie] och~rywa dane wyrażenie.
Od istnienia zespołu ról walencyjnych i okolicznościowych wspó lnvch dla wszystkich języków bardziej chyba prawdopodobne jest istnienic pewnych uniwersalnych zasad poznawania i postrzegania, wrodzona'ch lub nabywanych, których zastosowanie do opisywanych sytu,łcji pozwala na duże różnice w ich klasyfikacji. Tak np. kiedy ktoś uży~~~a narzędzia do wykonania na czymś określonej czynności, wtedy narz4~jz~~ to można, podobnie jak agensa sprawczego w sytuacji kauzaty".ncj, ująć jako pośrednika, czyli jako rodzaj wtórnego agensa. il~ożna jc również ująć jako drogę, którą przebywa czynność. Można je ~vresz~i~ n,j yć jako byt towarzyszący, albo jako coś, co agens trzyma w ręku. Rola narzędzia nie musi być przedstawiana za pomocą specjaln,:go przypadka lub przyimka. Sposób jej przedstawiania jest różny w ró:~nvch językach.
- L'rzyswajanie sobie struktury gramatycznej i leksykalnej .języka wchodzi najwidoczniej w skład procesu rozwojowego, w którego toku nu konstrukcjachkonkretniejszych wznosi się kolejno konstrukcje coraz hardziej abstrakcyjne. W procesie tym schematy składniowe stolowiane pierwotnie do węższego zespołu sytuacji służą jak gdyby jako szahlony opisów zespołu coraz szerszego. Ich rozszerzanie jednak nie musi być oparte we wszystkich językach na tych samych analogiach. Jak widzieliśmy przed chwilą, sytuacje można klasyfikować rozmaicie. Choćly więc duża część budowy gramatycznej języków była uniwersalna, to jednak co najmniej równie duża część nią nie jest. W okresie pisania niniejszej książki teoria gramatyki była wyraźnie płynna. Co da statusu ról walencyjnych i okolicznościowych, wymienionych w tym paragrafie, brak było jakiejkolwiek zgody?x
i2.7. ~'ematyka, komentarz i oknisko informacji
~' niniejszym kolejnym paragrafie zajmiemy się tak zwaną strukturą tematyczną* wypowiedzi: sposobem jej porządkowania gramatyczne
116 117

resowarvie uczestnikami sytuacji, niż jej okolicznościami. Łatwo b lny wyobrazić sobie język, w którym zdanie musiałoby obejmować rażenia odnoszące się do czasu, miejsca, sposobu i celu działania, a ko Fakultatywnie zawierałoby, jako okoliczniki, wyrażenia odnosi się do osobowych uczestników tego działania. Należy wątpić, czy t; języki istnieją. Ale prawdopodobnie wszystkie języki mają spos nadawania statusu jądrowego w zdaniu zależnym temu, co w zda niezależnym byłoby okolicznikiem. Zdania: Powodem mojego s~ uierricr je~.st to, że nie zilążykm na pociąg; Sposobem, w jaki ucieJ wi~zi~ rrJCr, bylo podkopanie się pod ścianę itp. odpowiadają zdaniom ; ~nżlern się. bo rie zdążylem na pociąg; Uciekli z więzi enia w ten spo, że podkopali się pad ścianę itp. W następnym paragrafie omówimy rzej różne sposoby innego, niezupełnie neutralnego opisu sytuacji l,owyższych przykladach użyliśmy procesu nominalizacji do utwo nia w~,~raż~:ri rzeczownikowych drugiego rzędu. Te wyrażeńia włą )iśmy następ nie ~lo konstrukcji utożsamiających lub orzekającyc zdaniu jądrowym. Konstrukcje te zawierały w rolach uczestników tuacji wyrażeaua rzeczownikowe pierwszego rzędu. Dlatego mc powiedzieć, że omówione przez nas schematy walencyjne odzwie~ dbają najbardziej podstawowy i neutralny sposób pojęciowego uj orania i opisu sytuacji. Istnieje skłonność do tego, żeby nazwę ag~ czynić. podmiotem czasownika, nazwę pacjensa dopełnieniem, a wę narzędzia wykluczać z jądra zdaniowego, czyniąc ją okoliczni) itd. Jednocześnie w każdym chyba języku istnieją nieliczne czasowi typu używać, których walencja pozwala na inne ząkwalifikowani tuacji przez potraktowanie okoliczności jako jej uczestnika. Mi~ rolami zachodzą również podobieństwa. Toteż naturalna wydaj,, jednakowa gramatykalizacja lub leksykalizacja podobnych do si ról. Tak np. widzieliśmy, że zachodzi naturalny związek między ro AGENS; PUNKT WYJŚCIOWY i PRZYCZYNA. Dlatego w ezególnych językach do wyrażania tych ról może służyć wspólny ~ padok lub przyimek. W różnych jednak wersjach gramatyki przy kó w uwidacznia się także mnóstwo innych, równie naturalnych zv kó w rr~iędzy rolami walencyjnymi i okolicznościowymi. Rzuca to wątpliwości na pogląd, jakoby istnial stały zespół uniwersalnycl wyraźnych i odrębnych w każdej sytuacji, ale różnie grupowany różnych językach. Hipoteza ta bardzo by utrudniła stwierdzeń
konkretnym wypadku, jaką rolę (a może kilka ról jednocześnie od~rv_ wa dane wyrażenie.
Od istnienia zespołu ról walencyjnych i okolicznościowych wspólnVO1 dla wszystkich języków bardziej chyba prawdopodobne jc,ct istn;enie pewnych uniwersalnych zasad poznawania i postrz;,gania, wrodz~>ny~h lub nabywanych, których zastosowanie do opisywanych sytu~~ ji pozwala na duże różnice w ich klasyfikacji. Tak np. kiedy ktoś uży~~a narzędzia do wykonania na czymś określonej czynności, wtedy narz4dzie to można, podobnie jak agensa sprawczego w sytuacji kauzatywnej. ująć jako pośrednika, czyli jako rodzaj wtórnego agensa. Można je rcw~nież ująć jako drogę, którą przebywa czynność. Można je wreszcie ~.ijyć jako byt towarzyszący, albo jako coś, co agens trzyma w ręku. Re>In narzędzia nie musi być przedstawiana za pomocą specjalnego przypadka lub przyimka. Sposób jej przedstawiania jest różny w różnych językach.
Przyswajanie sobie struktury gramatycznej i leksykalnej języka wchodzi najwidoczniej w skład procesu rozwojowego, w którego teku na konstrukcjach konkretniejszych wznosi się kolejno konstrukcje coraz l~urdziej abstrakcyjne. W procesie tym schematy składniowe stomv~ane pierwotnie do węższego zespołu sytuacji służą jak gdyby jako szab(c>ny opisów zespołu coraz szerszego. Ich rozszerzanie jednak nie musi być oparte we wszystkich językach na tych-samych analogi ch. Jak widzieliśmy przed chwilą, sytuacje można klasyfikować rozmaicie. Choćby więc duża część budowy gramatycznej języków byla uniwersal111, tu jednak co najmniej równie duża część nią nie jest. W okresie pisania niniejszej książki teoria gramatyki była wyraźnie płynna. Co do statusu ról walencyjnych i okolicznościowych, wymienionych ;~ tym para~~rafie, brak było jakiejkolwiek zgody`
12.7. ~'ematyka, komentarz i ognisko informacji
W niniejszym kolejnym paragrafie zajmiemy się tak zwaną strukturą tematyczną" wypowiedzi: sposobem jej porządkowania gramatyczne
115 117

go i fonologicznego jako sygnału kodującego określony komum kontekstowy (por. Halliday, 1970 b, 160 nn.).'
Zacznijmy od rozważenia kilku związanych ze sobą, ale różnycl siebie znaczeń terminu podmiot* jako przeciwstawnego termin orzeczenie* . Przede wszystkim trzeba tu odróżnić wyrażenia od ich nośników (por. tom I, 7.2). Dzięki temu o zdaniu
(1) Jan uciekł
możemy powiedzieć, że jego podmiotem jest albo wyrażenie Jan, a odnośnik tego wyrażenia, a więc Jan. Na ogół lingwiści stosuj ą ten podfniot do wyrażeń, a nie do ich odnośników. Również i my trzy liśmy się dotychczas tej konwencji terminologicznej (por. 11.2) i dziemy tak czynić nadal. W jednym z poprzednich rozdziałów wł wadziliśmy inną konwencję. Zgodnie z nią o bytach orzeka się* pev wyrażenia, przypisując w ten sposób owym bytom pewne właściwa Z konwencji tej wynika, że orzeczenie orzeka się nie o podmiocie,' 0 odnośniku podmiotu (por. tom I, 6.3). W literaturze zaznacza wielka rozmaitość (żeby nie powiedzieć: niekonsekwencja) zdań W mat tego, co i o czym się orzeka. Dość pospolicie spotyka się twiert nie, że wypowiedź typu (1) służy do zakomunikowania czegoś o miocie, a nie o jego odnośniku.
W myśl sformułowania najdawniejszego w tradycji gramatycy Zachodu podmiot jest wyrażeniem służącym do wyróżnienia tegi czym mowa. Natomiast orzeczenie jest wyrażeniem użytym do z~ munikowania o podmiocie tego, czego mówiący sobie życzy. Taki jęcie podmiotu i orzeczenia jest milcząco przyjęte w cytacie z Sa przytoczonym w rozdziale poprzednim (por. 11.1). Pojęcie to wsi się czasem za pomocą rozróżnienia między "topie" * (dosłownie: t tyką) a "comment"* (dosłownie: komentarzem): "Mówiący zapną da pewną tematykę, a potem coś o niej komunikuje... W angielsl
' Tak zwana w niniejszym paragrafie tematyzacja* bywa często nazywana zacją*. Fillmore 1968 rozróżnia topikalizację prymarną i sekundarną. Pierwsza je procesy, za pomocą których ustala się podmiot zdania. Warto zacytować kc Fillmore'a na temat potencjalnych konsekwencji badań Grubera (1967) nad to cją w języku dziecka: "Kiedy pewien sposób topikalizacji wejdzie w zwyczaj, w1 może, kostnieje w regutę. czysto formalną. Język musi wówczas sięgnąć po inne topikalizacji zamierzonej." Fillmore (1968, 58), Chomsky (1976, 149 nn.) i Ja~ (1972, 29 nn.) używają niestety terminu tematyczny w znaczeniu naszego wale
W Znanych językach europejskich tematyka jest zarazem podmiotem, a komentarz orzeczeniem" (Hockett, 1958, 201)x. Podmiot jest więc Wyrażeniem odnoszącym się do tematyki i wyróżniającym ją. Natomiast orzeczenie jest wyrażeniem zawierającym komei?tarz (zasada ta nie stosuje się do języków o swobodnym szyku zdania, np. słowiańskich - przyp. tł.). Oczywiście to kryterium tematyczności i komentanz~wości odnosi się tylko wtórnie do pytań, próśb i rozkazów. To jednak nie jest ważne. Skoro wiemy, że tematyką zdania (1) jest Jan i że podmiotem tego zdania jest wyrażenie Jan to również jako podmiot pytania
(?) Czy Jan uciekł?
możemy łatwo rozpoznać wyrażenie ,Ian na podstawie regularnego związku gramatycznego zdań (1) i (2). Naturalne jest stwierdzenie, że mówiący, oznajmiając coś, komentuje jakąś tematykę. Naturalne jest wiec również stwierdzenie, że mówiący, wypowiadając pytanie typu (2), pyta o jakąś tematykę. Nieco mniej naturalne jest nazywanie Jana tematyką zdania
(3) Uciekaj, Janie.
'Te same jednak względy na paralelizm gramatyczny, co w wypadku pytań, pozwalają nam stosować wtórńie kryterium tematyczności i komentarzowośei również do próśb i rozkazów. Nie będziemy się rozwodzić nad tą sprawą. Związkami odpowiadających sobie oznajmień, pytań, rozkazów i próśb zajmiemy się z innych względów dalej (zob. rozdz. 16).
Tutaj ważniejsze jest uzasadnienie poglądu (do którego się skłaniamy), że wypowiadając oznajmienie (1), mówiący komentuje odnośnik wyrażenia Jan. Czy nie jest możliwe, że komentuje raczej ucieczkę, albo coś, do czego sama wypowiedź się nie odnosi i czego nie wymienia? Oczywiście jest to możliwe. Jeżeli jednak brak informacji kontekstowej o treści przeciwnej, a zdanie (1) ma neutralny, a nie podkreślaj ący kontur intonacyjny i akcentuacyjny, to chyba Jan jest tematyką komentarza głoszącego, źe uciekł. Przyjmując to ujęcie, opieramy się jawnie lub milcząco na jeszcze jednym tradycyjnym kryterium
` Podobnię jak wielu innych autorów, Hockett nie odróżnia wyrażeń od ich odnośników.
118 ,, i I9

odróżniającym podmiot od orzeczenia: na kryterium logicznym. Gł` ono, że w każdym twierdzeniu (sądzie logicznym), w którym te szczególowy jest połączony z ogólnym, termin szczegółowy jest p ,' miotem, a ogólny orzeczeniem (por. Strawson 1959; 1974). Kryteri to opiera się w gruncie rzeczy na ontologicznym odróżnieniu indywi ów od cech (czyli, w terminologii Arystotelesa, substancji od przy dłości: por. Lyons 1968, 337). Jak widzieliśmy, to ontologiczne odr nieme indywiduów (bytów pierwszego rzędu) od cech, stanów, pro' sów itp. odpowiada odróżnieniu wyrażeń rzeczownikowych od nicy czownikowych, zapewne uniwersalnemu w językach ludzkich 11.3). Struktura gramatyczna wypowiedzi (1) jest pod każdym ist nyrn wzgłędem równokształtna ze strukturą wyrażanego przez ,~, twierdzenia, a twierdzenie to wyraźnie da się zanalizować na ter podmiotowy i orzeczeniowy na mocy kryterium logicznego. M '' więc podstawy do tego, żeby w wypowiedziach typu (1) wyróżniać p ,y miot logiczny i orzeczenie logiczne.
!'3zisiejsi językoznawcy zazwyczaj rozszerzają zastosowanie te ` nu podmiot logiczny poza tradycyjne odróżnienie terminów ogóln od szczególowych. Jak widzieliśmy, w językach naturalnych tylko t~~ liczne zdania można uznać za składaj ące się z jednego wyrażenia odt szącego się do bytu i j ednego odnoszącego się do cechy (por.12.4). turalne systemy językowe są jak gdyby przeznaczone do opisu Bytu nie statycznych, lecz dynamicznych. W tych ostatnich z reguły j punkt wyjścia czynności zostaje przedstawiony jakiś.agens. W z' niech, które opisują takie sytuacje, nazwa agensa bywa pospolicie ~~ zywana podmiotem logicznym. Można by zarzucić takiemu użyciu l' winu podmiot logiczny, że jest bardzo dalekie od użycia opartego odróżnieniu logicznym podmiotu od orzeczenia. Ponieważ jedn` przynajmniej w lingwistyce, termin podmiot logiczny jest pospol' używany w tym właśnie rozszerzonym znaczeniu, więc przyjmiemy uzus.
Podmiot logiczny i orzeczenie logiczne mogą, ale nie muszą się r krywać z podmiotem i orzeczeniem wyróżnionym za pomocą k rium tematyczności i komentarzowości. Na ogół jednak oba te kryte' bywają ze sobą zgodne. Używa się wtedy neutralnej tematycznie f my wypowiedzi, formy różnej od jednej lub kilku jej form nieneuti nych. Co więcej , wlaśnie na podstawie tej zgodności podmiotu temu cznego z logicznym potrafimy w poszczególnych wypadkach odró'
Wypowiedzi tematycznie neutralne (czyli nienacechowane*) od tematvcznie nieneutralnych (czyli nacechowanych*). Mówiąc o zdaniu (1), Z~~,kładaliśmy, że zostaje ono wypowiedziane z normalnym, a nie podkreślającym akcentem i intonacją. Otóż normalności nie można tu Zdefiniować inaczej, niż właśnie przez odwolanie się do omówionych kryteriów.
Wszelkie oznajmienie, którego można dokonać wypowiadając Zdanie proste, wyraża jakieś twierdzenie, które, jeżeli jest informatyw-nc (por. tom I, 2.1), daje odpowiedź na jakieś jawne lub ukryte pytanie, W języku angielskim, jeśli chcemy to pytanie ujawnić, musimy ł,rzv,jąć pewne presupozycje co do tego, czy sytuacja jest przeszla, ternźniejsza czy przyszła, bezczasowa lub hipotetyczna itd. Nie można prostym zdaniem pytajnym zadać następującego pytania: `Jeśli jakaś sytcmcja istniała, istnieje lub będzie istnieć, albo jeśli odbywała się, odl7vwa lub będzie odbywać, to jaka to jest sytuacja i jakie obejmuje buty i okoliczności?' W każdym pytaniu, jakie stawiamy na temat uczestników lub okoliczności pewnej sytuacji, coś jest presuponowane', a coś innego jest ogniskiem informacji (por. Chomsky 1969). Tak np. lrytając (Kim jest X?) presuponujemy, że X jest osobą i ogniskujemy pytanie na jego tożsamości. Pytając (Co się stało?) presuponujemy co najmniej to, że zaszlo jakieś wydarzenie lub proces. Pytając [Dlacze~o Jan spóźnil się do domu?], presuponujemy, że Jan spóźnil się do domu itd.
lależnie od jawnego lub ukrytego pytania, na które ma odpowiedzieć oznajmienie, otrzymuje ono taki a nie inny kontur prozodyczny. W szczególności jeśli w pytaniu zawar są oprócz presupozycji minimalnych także inne, to wypowiedź zosje wygłoszona z akcentuacją i intonacją różną od tych, które nazwaliśmy normalnymi czyli nienacechowanymi. Szczególy fonetyczne tutaj nas nie obchodzą. Ważne jest to. że o neutralności czy nieneutralności tematycznej decydują presupozycje mówiącego, oraz to, że w języku angielskim (i prawdopodobnie eve wszystkich innych) do wykładników neutralności i nieneutralnosci tematycznej należy akcentuacja i intonacja. Wyp"ńwiedź (1) można zakwalifikować jako tematycznie neutralną wtedy, kiedy zostaje użyto bez konkretniejszych presupozycji, które zawierałyby się w pytaniach typu Kto uciekł?, Czy Jan uciekl?
Dotychczas rozróżniliśmy dwojakie podmioty: logiczne i tematyczne. ~ł rzeba przyjąć jeszcze trzeci rodzaj podmiotu, zwany gramatycz
l2t> 121

mym. Jego definicja jest różna zależnie od języka. Są może języki, których nie ma powodu do tego, żeby odróżniać podmiot gramatyc od tematycznego. W wielu j ednak językach podmiot gramatyczny z ;~ nia można zdefiniować jako wyrażenie rzeczownikowe narzucaj zgodę gramatyczną orzeczeniu. W pewnym ograniczonym zakre jest tak m. in. w języku angielskim. Inną pospolitą oznaką tego,.: dane wyrażenie rzeczownikowe jest podmiotem gramatycznym z.' nia, jest jego szczególny przypadek gramatyczny. Również i to zacu dzi w bardzo ograniczonym stopniu w języku angielskim: formą zat ka he `on', występującą w roli podmiotu gramatycznego, jest [he] `o`` a nie [him] `.jego'. Trzecią óznaką podmiotu gramatycznego, jeśli c 1' dzi o język angielski, jest jego szyk wobec innych składników zda Tak np. w zdaniu John killed Bill `John zabił Billa' do scharaktery;` wania wyrażenia John jako podmiotu gramatycznego nie służy ani z da, ani przypadek, lecz tylko szyk w stosunku do czasownika i do żenia Bill.
Podobnie jak częsty jest zbieg podmiotu logicznego z tematX' mym, tak częsty jest również zbieg podmiotu logicznego z gramoty mym z jednej strony, a tematycznego z gramatycznym z drugiej. domo jednak, że w zdaniach biernych podmiot logiczny (czyli n agensa) jest różny od gramatycznego, np.
(4) Bill został zabity przez nieznanego mordercę.
W myśl klasycznej teorii gramatyki transformacyjnej, stworz -~ przez Chomskiego (1965), podmiot logiczny zdania typu (4) mik być jego podmiotem w strukturze glębokiej, a podmiot gramatycz w strukturze powierzchniowej (por. 10.3). Wielu lingwistów uważ ;' na najgłębszym poziomie analiźy gramatycznej nieistotne byloby różnianie podmiotu i orzeczenia. Na ogół jednak panuje zgoda Ech` tego, że ponieważ różnica między podmiotem logicznym a grama,' mym jest sprawą składni, więc zdania, w których te podmioty sil krywają, są transformacyj nie prostsze od tych, w których się nie krywają. Teza ta dopuszcza (choć niekoniecznie zaklada) tezę c~ idącą, głoszonąrprzez Chomskiego (1957, 1965), Harrisa (1968, 1
i innych. W myśl tej ostatniej tezy struktury, w których podmiot lo ` ny nie pokrywa się z gramatycznym, są transformacyj nie pochodu: struktur, w których te dwa podmioty się pokrywają. Jeśli przyją zdanie (4) wyraźa ten sam sąd, co zdanie
(5) Nieznany morderca zabił Billa
oraz że podmiotem tego sądu jest termin odpowiadający wyrażeniu Mie=nazzy rrzorderca (a nie wyrażeniu Bill), to można również przyjąć, ~e do struktury logicznej twierdzenia wyrażonego przez oba zdania po~ohniejsza jest struktura skladniowa zdania (5), niż zdania (4).
O ile w związku z pojęciem podmiotu i orzeczenia tematycznego ,mówiliśmy o wypowiedziach, to dla wprowadzenia różnicy między podmiotem gramatycznym a logicznym przeszliśmy do zdań. W świetle bowiem przyjętego w tej książce rozróżnienia zdań i wypowiedzi (por. tom I,1.6,14.6) podmiot tematyczny jest przede wszystkim skladnikiem wypowiedzi. Natomiast kryteria ustalania podmiotu gramatycznego stosują się zasadniczo do zdań systemowych, a tylko wtórnie do odpowiadających im wypowiedzi. To, że w wypowiedzi [Jan uciekł] podmiotem gramatycznym jest [Jan], możemy stwierdzić dzięki temu, że .Irrzi jest podmiotem gramatycznym odpowiedniego zdania systemowego .lam uciekl. Nie możemy jednak powiedzieć, że Jarz jest podmiotem tematycznym zdania systemowego Jan uciekl. Zdanie to bowiem odpowiada kilku wypowiedziom różnym prozodycznie (i paralingwistvcznie), przy czym nie we wszystkich podmiotem tematycznym jest [Jan].
Podobnie jak pojęcie podmiotu gramatycznego dotyczy w zasadzie zdań, a tylko wtórnie wypowiedzi, tak pojęcie podmiotu logicznego dotyczy w zasadzie twierdzeń, a tylko wtórnie zdań i wypowiedzi (jednych niezależnie od drugich). To, że wyrażenie można uznać za podmiot logiczny wypowiedzi bez względu na jego status w odpowiednim zdaniu systemowym, jest oczywiste na tle tego, o czym już była mowa. Po to, żeby zadecydować, że w wypowiedzi [John zabił Billa], podobnie jak w zdaniu John zabil Billa, podmiotem logicznym jest [John], nie musimy zestawiać tej wypowiedzi z tym zdaniem. Wystarczy nam wiedzieć, że w sytuacji opisywanej gloszonym twierdzeniem wyrażenie `John' odnosi się do agensa.
,łak widzieliśmy, podmiot logiczny i gramatyczny niekoniecznie muszą się pokrywać (por. (4)). Z takich przykładów jak
(6) John Smith I haven't seen for ages `Johna Smitha nie widziałem od wieków'
Wdać, że w wypowiedziach angielskich podmiot gramatyczny nie musi s'ę pokrywać z tematycznym. W wypowiedzi (6) podmiotem gramatycznym jest 1 `ja', natomiast podmiotem tematycznym jest John Srnith
122 123

`Johna Smitha'. Język angielski jednak w przeciwieństwie do wiei i pych, np. do niemieckiego i czeskiego (i polskiego - przyp. tł.), wy zuje bardzo wyraźną .skłonność do utożsamiania podmiotu temat nogo z gramatycznym. Jak często podkreślano, jednym ze środkó~i tego celu jest użycie konstrukcji biernej, a nie czynnej. We współe snej angielszczyźnie wypowiedzi typu (4) są dość rzadkie - może j~ cze stosunkowo najczęstsze wtedy, kiedy podmiotem gramatyczn jest zaimek osobowy.
Trójczlonowe rozróżnienie podmiotu logicznego, gramatyczne, tematycznego, którym się tu poslugujemy, pojawiło się w ciągu ~ wieku (por. Sandmann, 1954). Dotychczas jednak do wyjaśnienia i ciślenia różnicy między podmiotem tematycznym a innymi przyczy się naj bardziej lingwiści szkoły praskiej dzięki pracom rozpoczęt~i latach dwudziestych i wciąż jeszcze trwającym (por. Vachek 19'i 1966, Firbas 1964 i 1972, Daneś 1968-a także >3olinger 1952, Chotń 1969; Halliday 1967 b, Halliday i Hasan 1976, Huddleston 1971; nn, Kirkwood 1969 i 1970, Kuno 1972 b). Jedną z najważniejszychc szkoły praskiej , która w okresie rozkwitu strukturalizmu odróżniai najwyraźniej od innych szkół językoznawstwa strukturalnego, był, cisk kladziony na funkcjonalizm* (por. tom I, 8.3). Zainteresowi lingwistów ze szkoły praskiej strukturą tematyczną było tylko jedz z przejawów ich zaabsorbowania tym, w jaki sposób języki są niej po to zbudowane, żeby spełniać funkcję komunikatywną (por. Sg in., 1973). Właśnie szkole praskiej zawdzięczamy terminy temat* ; max* w takich znaczeniach, w jakich je tutaj stosujemy. Wyrażeni. mat używa się, jak wiadomo, powszechnie poza językoznawstwea pokrewnym znaczeniu `to, o czym mowa' (ale nie `wyrażenie, za mocą którego wskazuje się lub zapowiada o czym mowa'). Termit mat wywodzi się od greckiego wyrazu rhema `powiedzenie' (...). ~ gwiści ze szkoty praskiej nazywają tak wyrażenie zawierające infoi cję, którą mówiący pragnie zakomunikować. Jak powiedzieliśmy mat jest to nazwa tego, co mówiący zapowiada jako tematykę sw wypowiedzi. Temat jest więc tym samym, co podmiot tematyczny. dziwnego, że nie tylko w języku angielskim, lecz także w innych j kadr zachodzi wyraźna korelacj a między początkową pozycj ą w w; wiedzi a pełnieniem funkcji tematu. Jeśli chodzi o angielski, Hall (1967 b i 1970 b) określa początkową pozycję w zdaniu prostym w jako warunek bycia tematem. Według niego w wypowiedzi
(7 a) John saw the play yesterday `John oglądal sztukę wczoraj'
tem~zt~m jest (John), podczas gdy w wypowiedzi
~7 h) Y-esterday John saw the play `Wczoraj John oglądal sztukę'
tematem jest (yesterdayj `wczoraj'. W wypowiedzi (7 a) mówiący jak gai; i~y zapowiada, że mówi o Johnie. Wymawiając (7 b), zapowiada, że tem'ho. co nazywamy tematem, czyli podmiotem tematycznym, bywa niekiedy nazywane podmiotem psychologicznym. Lingwistów i psychologów XIX wieku żywo interesowało to, czy i o ile kolejność wyrażeń w 4~~ypowiedzi odzwierciedla kolejność, w jakiej ich odpowiedniki psychologiczne przesuwają się przez umysl mówiącego w procesie poznawczym. Podmiotem psychologicznym było ex definitione wyrażenie e>~inoszące się do poznawczego punktu wyjścia: do bytu lub tematykn ktcirą mówiący ma na myśli, kiedy formułuje zamiar wytworzenia w'ypoviedzi. Wielu uczonym wydawało się, że poznawczy punkt wyjśc<Jeżeli uznamy pojęcie podmiotu psychologicznego za użyteczne, to tZS~tdek dyktuje, że to, co mówiący traktuje jako poznawczy punkt t~yJŚ~i.r, zależy od pierwszoplanowości psychologicznej tej wlaśnie uz~'~zv dla niego w danej chwili - niejako od jej polożenia w punkcie SZ~?~ rowym jego umysłu. Z kolei jednym z czynników wpływających
124 125

na psychologiczną pierwszoplanowość konkretnych bytów i syto jest to, czy istnieją one już w uniwersum rozważań* (15.3), czy jesi nie. Z punktu widzenia adresata na komunikacyjny punkt wyjścia daje się raczej coś, co już istnieje w uniwersum rozważań, niż coś: znanego lub nieswojskiego. Tym tłumaczy się częste definiowanie matu jako wyrażenia odnoszącego się do tego, co jest dane (datun a Tematu jako części wypowiedzi zawierającej informację nową vum)*. Jak jednak wskazuje Halliday (1967 b, 1970), mówiący cz; mi chce zapowiedzieć jako swoją tematykę coś nowego lub niezm go, a nie zawsze coś danego lub znanego. Bardzo często nie istnieje danego ani znanego, co by mogło służyć jako komunikacyjny pu wyjścia. Nawet zaś jeżeli coś takiego istnieje, to mówiący może m: to, jeśli chce, nadać tematyczność wyrażeniu odnoszącemu się do ~ goś, co nie jest. dane.9
Według Hallidaya strukturę tematyczną należy odróżnić od in macyjnej. To, czy coś jest dane, czy nowe, decyduje o strukturzeiń macyjnej. W angielskim jest ona w zasadzie sprawą akcentu i intc cji. Mówiąc z grubsza, wyrażenia przekazuj ące informacj ę nową nć akcent zdaniowy, a wyrażenia przekazujące informację, którą mój cy przedstawia jako daną, nie mają tego akcentu. W tym sensie wl wadzone przez nas na początku tego paragrafu terminy ognisko i supozycja dotyczą pewnych aspektów struktury informacyjnej. będziemy tu wchodzić w szczegóły. Wystarczy podkreślić, że korek między ogniskiem informacji a akcentem zdaniowym zachodzi przy szczalnie nie tylko w angielskim, lecz w ógóle we wszystkich tych j~ kadr, w których różnice wydatności akustycznej pełnią funkcję ko: nikatywną. Jak widzieliśmy, informacja sygnałowa jest odwrotnie] porcjonalna do semantycznej, a semantyczną można kwalifikow,
y Bach (1971) poucza, że w "języku japońskim ... temat zostaje wskazany sufi - wa, który w wielu kontekstach tłumaczy się na angielski rodzajnikiem określo (por. również Kuno 1972 b). Podkreśla również, że zaimki pytajne nie mogą przyl - wa i zwraca uwagę na to, że w języku japońskim, podobnie jak w wielu innych, s spokrewnione z zaimkami nieokreślonymi (por. 16.3). Odniesienie określone jest raźnej korelacji z istnieniem (czyli "danością") w uniwersum rozważań. W wielu trach, w których rodzajnik określony nie istnieje, np. w rosyjskim (i polskim-przy; wurażenie rzeczownikowe zajmujące w wypowiedzi pozycję początkową jest zazw tematem. Często jego najstosowniejszym przekładem angielskim jest wyrażenie dzajnikiem określonym.
przynajmniej do pewnego stopnia-przez powołanie się na pojęcie no~~~ości lub wartości zaskoczeniowej (por. tom I, 2.3).
Dotychczas przyjmowaliśmy pogląd, że temat i Temat są wobec siebie w stosunku komplementarnym - czyli że wszystko, co nie jest tematyczne, jest reW atyczne i odwrotnie. Inny pogląd przyjmuje Firbas (19(i0, 1972). Posługuje się on pojęciem dynamizmu komunikacyjne~;o (DK), definiowanym jako stopień, w jakim dane wyrażenie posuwa ,wprzód proces komunikacji. Wyrażeniem o najmniejszym DK jest ex definitione temat. Wyrażeniem przejawiającym największe DK jest Temat. Mogą jednak istnieć wyrażenia pośrednie, które nie są ani tematvczne, ani Tematyczne. Ten rozkład DK pomiędzy wyrażenia wyst4pulące w kolejności linearnej autor tłumaczy przez powołanie się ma "praskie" pojęcie funkcjonalnej perspektywy zdania.
Nie będziemy wnikać głębiej w te sprawy. Bez względu na to, czy struktura tematyczna jest czymś różnym od informacyjnej, w praktyce istnieje między nimi wyraźna współzależność. Nie przesądzając tego, czy są one (lub powinny być) od siebie odrębne, obejmiemy je obie terminem struktura tematyczna. Dla potrzeb niniejszego rozdziału, dotycząccgo semantycznej istotności struktury gramatycznej, musimy zv~r ócić uwagę jeszcze na dwie sprawy.
Pierwsza z nich wynika z odróżnienia zdań od wypowiedzi. Polega ona na tym, że nie wszystko, co dotyczy struktury tematycznej, należy do analizy zdań. Definicja terminów zdanie i gramatyka, którą się tu poslugujemy, zobowiązuje nas do poglądu, że dwa ciągi form różnego tvEau należy uznać za odpowiedniki dwu różnych zdań systemowych. V'vnika stąd, że przynależność wypowiedzi [Johna znam] i [Znam Johna ~ do dwu różnych typów wystarczy, żeby uznać istnienie odpowiednich dwu zdań systemowych. To samo dotyczy różnicy między wypovicctziami [Johna znam] i [To Johna znam]. Sprawa nie jest jednak taka prosta wtedy, kiedy różnica struktury tematycznej między dwu ~~~ypowiedziami-okazami jest tylko sprawą ich nadbudowy prozodycznc I (por. tom I, 3.2). Można twierdzić, że różnice prozodyczne polegaj<~ tylko na dostosowaniu zdania systemowego do kontekstu. Inni lin
~wiści jednak mają na tę sprawę swój własny pogląd i to zupełnie rozs126 127

nice struktury tematycznej. Te rozbieżności międzyjęzykowe są ~ brze znane tłumaczom (por. Callow 1974; Nida i Taber 1969). Sięg; one niekiedy tak głęboko, że stawiają pod znakiem zapytania moi wośe ścisłego, a zarazem naturalnego przekładu nawet samej tyl twierdzeniowej zawartości wypowiedzi.
Drugą sprawą, na którą należy tu zwrócić uwagę, jest częstość zb gu przedmiotu logicznego z tematycznym w wypowiedziach tematy nie neutralnych czyli nienacechowanych. Można by przyjąć, i czy' się przyjmuje, że spośród nieskończonego mnóstwa potencjąlnych c nośników, które mogą zwrócić na siebie naszą uwagę, niektóre są z ~ tury bardziej pierwszoplanowe, niż inne - podobnie jak to bywa skutek naszego wyposażenia biologicznego,- z różnicami leżącym podstaw klasyfikacji zjawisk (por. tom I, 8.3).~Oczywiście to, co j znane, jest niemal ex definitione bardziej pierwszoplanowe niż to nieznane. Podobnie z braku innych różnic psychologiczna pierwsi planowość danej rzeczy będzie tym większa, im wcześniej została e wymieniona i wprowadzona do uniwersum rozważań.
Niezależnie jednak od tych względów kontekstowych można pr jąć, że jako ludzie interesujemy się raczej osobami, niż zwierzęta) raczej zwierzętami, W ż bytami nieożywionymi itd. Stąd, jeśli nic: temu nie sprzeciwia, w wypowiedzi dotyczącej osoby i zwierzęcia (;: bytu nieożywionego) tematem jest nazwa osoby. Tak np. przy bry innych różnic wypowiedź
(8) Pewnego człowieka ukłuła pszczoła
jest normalniejsza, niż
(9) Pszczoła ukłuła pewnego człowieka.
Na ogół również podmiotem logicznym - choć nie w sytuac opisanych wypowiedziami (8) i (9) - j est raczej nazwa osoby, niż 2 rzęcia lub bytu nieożywionego. Dlaczego tak jest, wyjaśniliśmy w; omawiając podstawę ontologiczną kategorii gramatycznych oraz ność schematów walencyjnych w wielu językach, choć nie we ws kich (por. 11.3, 12.4 -12.6). Ogromna większość czasowników 1 chodnich odznacza się tym, że w stronie czynnej ich podmiotem mitycznym jest nazwa agensa w sytuacji dynamicznej. Ponieważ a sem jest zazwyczaj osoba, a z drugiej strony istnieje tendencja do 1 żeby nazwa osoby była podmiotem tematycznym, więc na ogół
miot tematyczny pokrywa się z gramatycznym, i z logicznym. Co więcej. ponieważ przechodniość i kauzatywność kojarzy się z przemiesz
czm~i~m z punktu wyjściowego do celu, więc wielu badaczy sądzi ,noic nie bez podstaw - że poczynając od nazwy agensa przyjmujemy ~~tko komunikacyjny punkt wyjścia to, co jest zarazem bardziej naturalp~ to punktem wyjścia poznawczym.' Pogląd ten wyznawało wielu linUwi~,tciw XIX wieku (por. Sandmann 1954). Wydaje się, że przynaj,ynicj częściowo ma on podstawę w faktach.
W tej mierze, w jakiej "kolejność elementów w języku odpowiada kolejności Imzcżyć fizycznych lub kolejności poznania" (Greenberg 1963, 103; por. Friedrich 1y3~). język jest ikoniczny*, a nie arbitralny* (por. tom I, 3.4). Gruber (1967 i 7975) t~cicrcizi, że w rozwoju osobniczym (oraz w niektórych językach, ale nic we wszystkich) konarukcje podmiotowo-orzeczeniowe powstają z tematyczno-rematyeznych. Wiąże
on tu z rozwojem konstrukcji konstatujących* z dawniejszych performatywnych* (por. I6. I ) L3ardzo podobny pogląd głosi Bates (1976). Pogląd ten można powiązać z dawnici>w mi domysłami na temat początków gramatyki. Można by twierdzić, że gramatyku, a %właszcza skladnia, rozwija się przez "kostnienie elementów ikonicznych w arbitrnlnc (zob. wyżej przypisz) oraz przez stopniowe uniezależnianie wypowiedzi od kontek,am.
1 się w ten czy inny sposób ze zdaniem Grice'a (1957), że znaczenie polega przede wszystkim na intencji nadawcy, żeby adresat rożpoznał, jakiego aktu ilokucyjnego nadawca chce dokonać.
Przy głębszej analizie tzw. intencja komunikatywna nadawcy okazuje się czymś bardziej skomplikowanym, niż wydaje się na pozór. Nie musimy tu wnikać w szczegóły. Ważne jest, że znaczenie i rozumienie odpowiadają sobie i oba wymagają intencji. Znaczenie wypowiedzi wymaga intencji komunikatywnej nadawcy, a zrozumienie wypowiedzi wymaga rozpoznania tej intencji przez adresata. W rozważaniach nad znaczeniem zdania lub występujących w nim wyrażeń można abstrahować od intencji komunikatywnej i siły ilokucyjnej. Trzeba jednak przyznać, że we wszystkich językach budowa fonologiczna, gramatyczna i leksykalna zdań odpowiada w sposób regularny aktom ilokucyjnym, które mają być dokonywane za ich pomocą. Nie ma co prawda jednoznacznej odpowiedniości między strukturą gramatyczną a siłą iłokucyjną. Nie można jednak użyć dowolnego typu zdania dla dokonania dowolnego aktu ilokucyjnego. Co więcej, sensu i denotacji leksemów oraz znaczenia kategorii i konstrukcji gramatycznych uczymy się z rzeczywistych wypowiedzi. Na tym właśnie polega związek między niektórymi znaczeniami wyrazu znaczenie wymienionymi w rozdziale pierwszym (por. tom I, 1.1 ).
Austin wskazał, że akt ilokucyjny, jeśli ma być skuteczny i nienaganny, musi spełniać szereg warunków fortunności*. Są one różne dla aktów różnego typu, ale można je ująć w trzy główne grupy, które w ślad za Searle'em (1969, 57-61) nazwiemy warunkami wstępnymi, warunkami szczerości i warunkami zasadniczymi.
I. Warunki wstępne. Osoba dokonująca aktu musi być do tego uprawniona lub upoważniona. W niektórych wypadkach okoliczności jej wypowiedzi muszą być stosowne do danego aktu ilokućyjnego. Tak np. dla ochrzczenia okrętu nie wystarczy po prostu wypowiedzieć zdanie Chrzczę ten okręt imieniem "Liberte" bez względu na sytuację. Osoba dokonująca aktu chrztu musi być do tego upoważniona, a wypowiedź musi zabrzmieć w ramach mniej lub bardziej uregulowanej ceremonii. Jeżeli te wstępne warunki nie będą spełnione, akt będzie nieważny: wedlug słów Austina będzie niewypałem. Warunków wstępnych wymagaj ą, rzecz ważna, nie tylko wypowiedzi obrzędowe i ceremonialne. Zdaniem Austina prawómocnego oznajmienia może doko
nać tylko ten, kto potrafi je udowodnić i ma powody sądzić, że adresat jeszcze. nie wie tego, co on mu chce oznajmić.
II. Warunki szczerości. Jeżeli wykonawca aktu dokona go nieszczerze, czyli bez odpowiedńiego przekonania lub uczucia, to akt ilokucyjny nie będzie wprawdzie nieważny, ale jego wykonawca popełni tak zwane przez Austina nadużycie. Tak np. jeżeli nadawca oznajmi coś, c~ czym wie lub sądzi, że jest nieprawdą, to popełni nadużycie zwane kłamstwem lub oszustwem. Jeśli uczyni to w sądzie pod przysięgą, to popełni krzy woprzysięstwo. Podobnie jeżeli nadawca dziękuje adresatowi za jakiś podarunek lub przysługę, to szczerość wymaga, żeby rzeczywiście czuł dla niego wdzięczność lub uznanie. Bywają oczywiście sytuacje, w których nad szczerością bierze górę uprzejmość. Sytuacje te, w odróżnieniu od bardziej zasadniczych warunków szczerości, są zdeterminowane konwencją społeczną. Nie zawsze wolno nam mówić prawdę i wyrażać prawdziwe uczucia.5
III. Warunki zasadnicze. Siła ilokucyjna wypowiedzi obliguje wykonawcę aktu do pewnych przekonań lub intencji. Jeśli wykonawca aktu wygłasza później wypowiedź niezgodną z tymi przekonaniami lub postępuje niezgodnie z intencjami, do których jest zobligowany, to można go uznać za winnego niewierności wobec zobligowania. Tak np. oznajmiając. coś, zostajemy zobligowani wygłoszonym w tyrn celu zdaniem. Tak rozumiane zobligowanie* nie oznacza przymusu wiary w rzeczywistą prawdziwość wygłoszonego twierdzenia. Tym bardziej nie oznacza ono jego prawdziwóści jako takiej . Zobligowanie jest niezależne od szczerości i prawdy. Jest sprawą należytego postępowania. Istotę zobligowania ilustruje nielogiczność jednoczesnego głoszenia dwu sprzecznych twierdzeń-np. `Wszystkie dzieci Jana są łyse' i `Niektóre dzieci Jana nie są lyse'. Zdaniem Austina nieprzestrzeganie w rozumu
` Warto tu odnotować dwie rzeczy. Po pierwsze, wyraz prawdziwy jest często używany w połączeniu z takimi wyrazami, jak uczucie i postuwct. Po drugie, wyrażenie mómić prawdę w bardzo wysokim stopniu zaktada szczerość. Mówienie prawdy nie polega po prostu na mówieniu rzeczy prawdziwych - np. w głoszeniu twierdzeń przypadkowo prawdziwych wbrew naszym własnym przekonaniom. Mówiąc nieszczerze i przypadkowo rzecz prawdziwą, nie mówi się prawdy; a z drugiej strony nie móvyiąc prawdy, można nieszczerze i przypadkowo powiedzieć rzecz prawdziwą. Można by twierdzić, że spośród znaczeń wyrażenia mówić prawdę znaczenie `wyrażać swoje prawdziwe uczucia' jest intuicyj nie równie podstawowe, jak znaczenie `wypowiadać twierdzenie przypadkowo odpowiadające stanowi rzeczy'.
332 333

13 SŁOWNICTWO
13.1. Hasła słownikowe
Tradycyjne słowniki są właściwie spisami tzw. haseł słownikowy< Każde z nich zaczyna się od wyrazu hasłowego* w jego przepisw postaci ortograficznej. Hasla są ułożone alfabetycznie według v~ zów hasłowych. Układ alfabetyczny jest oczywiście tylko technicz sposobem układu haseł według zasady wygodnej w zastosowaniu nieistotnej teoretycznie. Dla naszych potrzeb można traktować ti cyjny słownik jako nieuporządkowany zbiór haseł, których ozna karni są wyrazy hasłowe.
Nie obchodzi nas tutaj to, że wyraz hasłowy jest zapisany orty ficznie (i może, ale nie musi być zaopatrzony w transkrypcję forte ną lub fonologiczną). Jako językoznawcy powinniśmy jednak ps tać, że rodowici użytkownicy języka angielskiego mają w więk~ zwyczaj wyobrażania sobie form wyrazowych jako względnie sti bytów pisanych, w których tylko wymowa bywa nieco zmienna: oronimię*, do której wkrótce powrócimy, definiuje się trady jako ortograficzną tożsamość typu w okazach (por. 13.4). Leksyl fa musi ona interesować, bo zależy od niej układ tradycyjnego sł ka. Angielski wyraz bank, którego pisanymi formami są (bank] l: [banks] ł. mn., [bank's] dop. 1. poj. i (banks'] dop. 1. mn., ma kilka czeń: `bank', `brzeg rzeki', `ławica' i inne. Dlatego leksykograf
~ Częściowe omówienie zagadnień praktycznych i teoretycznych opracowaniem i redakcją tradycyjnych slowników zawiera Dubois 1971, Saporta 1962, Rey 1970.
Zadecydować, ile artykułów hasłowych zatytułowanych bank ma umieścić w swoim słowniku. W odniesieniu do czasowników siw `siać' i Se;.,, `szyć' nie nasuwają się takie problemy, choć oba wymawia się jednakowo (sou]. Trzeba im koniecznie poświęcić oddzielne hasła bez względu na jakiekolwiek inne kryterium poza formą ortograficzną. To, że ich formy są równobrzmiące, ma znaczenie drugorzędne i nie zostaje bezpośrednio uwidocznione w słowniku. Gdybyśmy układali stownik angielszczyzny mówionej i tytułowali hasła wyrazami w transkrypcji fonetycznej, mielibyśmy z sow i sew te same. trudności, co z rzeczownikiem bank. W dalszym ciągu będziemy omawiali tradycyjny słownik w taki sposób, jak gdyby tytułami haseł były zapisy fonologiczne wyrazów hasłowych. Wyrazy te jednak będziemy nadal e5~tować w ich tradycyjnej formie pisanej.
W zasadzie w tradycyjnych słownikach języka angielskiego tak zwany przez nas wyraz hasłowy jest jednocześnie formą hasłową danego leksemu i formą jego tematu, do której moźna dodawać różne końcówki dla tworzenia form fleksyjnychz.
Tak ńp. wyraz hasłowy [love] jest dla czasownika love `kochać' jednocześnie tradycyjną formą hasłową i formą tematu. Pod tym względem czasownik love jest morfologicznie regularny. Zakłada się, że każdy użytkownik słownika angielskiego albo zna reguły morfologiczne języka angielskiego, albo ma do nich dostęp w jakimś opisie gramatyki. Jeżeli więc leksem jest morfologicznie regularny, to nie ma potrzeby obejmowania hasłem słownikowym jakichkolwiek informacji morfologicznych. W języku angielskim jednak jest również wiele leksemów morfologicznie nieregularnych, czyli takich, dla których nie można utworzyć wszystkich - albo nawet żadnych - form przez proste dodanie regularnych końcówek do tematu. Tak np. czasownik ride `j echać wierzchem' tworzy regularne formy [ride] `jedzie' i (riding] `jad~c', ale obok tego (rode] a nie *[rid-ed] `jechał' i [ridden] a nie *[rided] `u7ywany.pod wierzch'. Podobnie leksem go `iść' tworzy regularne formy (go], [goes] `idzie' i [going] `idąc', ale [went] a nie * [goed] `szedł' __
' Tematem nazywamy tutaj formę prostą (np. [boy] `chiopiec' j albo pochodną (np. jmonstr-os-ity~ `potwor-n-ość'), do której dodaje się morfemy fleksyjne, a nie derywa~~Jne (zob. 13.2). Tym różnią się tematy od rdzeni, do których zaliczamy tylko formy Proste (czyli stowotwórczo niepodzielne), oraz od podstaw, którym to terminem obejmnjemy tącznie tematy i rdzenie. Formą haslową leksemu jest ta jego forma, która jest J~Ko nazwą metajęzykową (por. tom I, 1.2).
131 J 11

i [gongi) a nie *(goed) `który poszedł'. Czasownik ride w przeci stwie do go (albo do be `być') nie jest morfologicznie niepowtar; Należy do jednej z podklas tzw. czasowników mocnych, której ir reprezentantami są drive `pędzić', strive `usiłować', write `pism Ponadto wśród czasowników mocnych istnieje pewna liczba v podklas.
Wrócimy do tego problemu za chwilę. Najpierw jednak s dźmy, że tradycyjny słownik języka angielskiego mógłby rozv sprawę nieregularności morfologicznej przez wprowadzenie w kich form nieregularnych jako oddzielnych wyrazów hasłowych, rych każdy byłby tytułem hasła o treści czysto morfologicznej. [rocie) pouczałoby, że jest to forma czasu przeszłego od ride. miast hasło główne, zatytułowane ride, zawierałoby tę samą inf cję, pokazaną niejako od drugiej strony. Dwukrotne podanie tej macji byłoby wygodne, ponieważ użytkownik szukałby w sło odpowiedzi na któreś z dwu różnych pytań: jakiego leksemu foru [rode) oraz jaka jest forma czasu przeszłego od ride. Jednym z wydr ujęć stosunku między słownictwem' a opisem gramatyczn tyka jest traktowanie słownika jako pewnego rodzaju załącza: gramatyki. Można w nim znaleźć pod odpowiednimi tytułami v~ kie konieczne informacje o konkretnych leksemach, nie wynik analizy gramatycznej ani fonologicznej języka.3 Na razie inte nas tylko informacje morfologiczne. Wróćmy więc do czasownil i jego nieregularnych form [rode) i [ridden). Jak zauważyliśmy' czasownik ride j est reprezentantem określonej klasy czasownik6 cnych. Nazwaliśmy go nieregularnym ż punktu widzenia najog~ szych reguł fleksyjnych języka angielskiego. Cechuje go jednak pewien typ regularności ograniczonej. Nazwijmy. podklasę flek do której należy ride, podklasą X. Za inne przykłady tej podkli najmy czasowniki drive, strive, write itp. Będąc poinformowani że ride należy do tej podklasy, możemy utworzyć każdą z jegi przez zastosowanie pewnych reguł do formy hasłowej, trakty odtąd jako temat.
Mogłoby być tak (chociaż tak nie jest), żeby wszystkie czas z tematem o takiej strukturze fonologicznej, jak ride, należały d
Na temat takiego traktowania słownika zob. Gleason 1962 (z Blor"nfielda 1935, 27.x).
kłusy fleksyjnej X. Wtedy nie byłoby potrzeby zamieszczać w odpo~~;icdnich hasłach słownikowych informacji o formach fleksyjnych. Możrxa by ją uzyskać przez zastosowanie pewnych reguł do tematu. Niektóre jednak czasowniki, np. hide `ukrywać', należą do innej podklasy czasowników mocnych (por. (hid) `ukrywał'). Co ważniejsze zaś, istnieja czasowniki typu glifie `ślizgać się', dive `nurkować' i site `sytuow,ać', które są regularne, czyli stosują się do najogólniejszych reguł fleksji. 1W przedstawienia tego stanu rzeczy moglibyśmy użyć dodatkowc~o, sztucznego poziomu zapisu, w którym glifie pisałoby się inaczej niż~r'i~l~, d lve inaczej niż strżve itd. Moglibyśmy również informację o odmianie czasowników podklasy X podać w gramatyce wraz z ich listą _ czy to jako oddzielną regułę, czy jako wyjątek od reguły ogólnej. Wtedy nie byłoby potrzeby powtarzać tę informację morfologiczną w słowniku. Spośób ten można zalecić przynajmniej dla języka angielskiego. Toteż używa się go we współczesnych gramatykach generatywnych tego języka.4 Czy nadaje się on do przedstawiania morfologii wszystkich języków, w to nie musimy tutaj wnikać.
Nosze tradycyjne słowniki są oparte jawnie lub milcząco na uprzednim opisie gramatyki języka. Dla praktycznej jednak wygody i w myśl zasady układu alfabetycznego mogą zawierać pewną liczbę takich haseł, których tytułami są nieregularne formy fleksyjne. Słownik nie nltrsl ,jednak zawierać takich haseł, jeśli jest tylko załącznikiem do gramatyki, a jednocześnie umożliwia odszukanie dla każdego leksemu hasła głównego. Dlatego odtąd będziemy pomijać hasła poświęcone nicre`zularnym formom fleksyjnym jako teoretycznie zbędne. Ponadto przyjmiemy, że słownik podaje wszystkie te i tylko te informacje morłoło giczne, które są konieczne do jego używania wraz z określoną gramatyky generatywną danego języka. Jako minimum, pospolicie stosowane do języka angielskiego i wielu innych, wystarczy podanie samego tematu bez informacji o klasie fleksyjnej, do której ten temat należy ponieważ te informacje zawarte są w gramatyce - przyp. tł.). Przy opisie jednak niektórych języków może być konieczne informowanie ~`' ~hr~iednim haśle słownika o fleksji leksemu. Tak robi się w tradycyjnych słownikach języka francuskiego, łaciny i greki (oraz języka polskrego - przyp. tł.). Słowniki te klasyfikują leksemy według tzw.
(~z4ściowe omówienie roli stownika w gramatyce generatywnej Chomskiego dają Botha ~ jog i Hudson 1976.
133 I32

deklinacji i koniugacji, albo też (co na to samo wychodzi) dodaja każdego leksemu tzw. formy podstawowe, które pozwalają znająci fleksję utworzyć wszystkie pozostałe.
Jak widać, istniej e pewien wewnętrzny związek między dwiell~; gicznie rozdzielnymi funkcjami wyrazu hasłowego: funkcją meta] kowej nazwy leksemu i funkcją nosiciela informacji morfologicż W zasadzie do poszczególnych leksemów mogłyby się odnosić w sł piku dowolne nazwy, byle było wiadomo, jaki leksem nazywa kap nich. Przypuśćmy np., że wszystkie hasła słownikowe spisaliśmy kiejś dowolnej kolejności i ponumerowaliśmy. Moglibyśmy wtedy powiedzieć, że leksem nr 673 to regularny morfologicznie rzeczo~ o temacie (boy] i o takim a takim znaczeniu. Nasz numer nie miałb; wspólnego z informacjami morfologicznymi, skladniowymi i sema cznymi zawartymi w haśle. Sam leksem definiowałyby te właśnie it mocje. Numer służyłby wyłącznie jako adres, pod którym przechc wana byłaby informacja. Terminy adres i przechowywanie są zap ezone z informatyki. Takie ujęcie słownika może się czytelnil przydać. Adres nie musi jednak odgrywać żadnej roli w łączeniu lr leksykalnych z regularni gramatyki ani z żadnym innym składnil modelu języka stosowanego przez danego lingwistę. Jak powiedz: my, słownik należy traktować j oko zbiór haseł nie uporządkowani wnętrznie. Konsekwencje tego stanu rzeczy staną się wkrótce jas
Informacje zawarte w typowym haśle tradycyjnego slownil trojakie: morfologiczne, składniowe i semantyczne. Jako dodate właściwego hasła wiele słowników zawiera również mniej lub bar szczegółowe informacje o etymologii, jeśli jest ona znana lub d zrekonstruować. Informacje te jednak nie wchodzą w skład synch cznego modelu systemu językowego. Nie są bowiem w zasadzie is1 ani dla wymowy leksemu, ani dla jego dystrybucji, ani dla jego w. czesnego znaczenia. Konieczne są natomiast pozostałe rodzaje i Inacji: morfologiczna, składniowa i semantyczna. Sposób ich zak wania w słowniku zależy od sposobu przedstawiania fonologii, gf` tyki i semantyki przyjętego w opisie języka.
Tu posłużymy się stosunkowo mało sformalizowanym zaF cech morfologicznych, składniowych i semantycznych leksemu.=. jemy przy tym tradycyjnej terminologii. Czytelnikom obeznan nowszymi pracami z zakresu teorii języka nie powinno być tr przełożyć poniższe stwierdzenia (z koniecznymi adiustacjami) ni
aparat terminologiczny i graficzny, jaki chcą stosować. Omówienie nasze ma byc~neutralne wobec różnych możliwych sposobów zapisu. Zaczvn~"ny od słowników tradycyjnych jako znanych zapewne każdemu.
Tutaj pożyteczne będzie schematyczne przedstawienie hasła słownikowego. Zawiera je rys. 4.
I temat (y)
lI klaso fleksyjna
III wtaściwości sktadniowe IV szczegóty semantyczne
Pierwszą sprawą wymagającą podkreślenia w związku z tym diagramem jest jego podział na cztery kratki, choć dotychczas mówiliśmy tylko o trzech rodzajach informacji obowiązującej dla każdego leksemu (morfologicznej, składniowej i semantycznej). Uwzględniliśmy mianowicie możliwość, że przynależność leksemu do klasy fleksyjnej może nie dać się wywieść na mocy reguł ani z jego właściwości składniowych, ani ze struktury fonologicznej jego tematu. Co prawda, nie we wszystkich językach możliwość ta jest zrealizowana. W językach typu zwanego izolującym* nie ma w ogóle klas fleksyjnych. W słowniku dołączonym do gramatyki generatywnej takiego języka kratka II będzie pusta. W językach nieizolujących sytuacja jest bardziej skomplikowana. W niektórych spośród nich pojęcie klasy fleksyjnej da się zastosować tylko w sposób pusty - w tym znaczeniu, że wszystkie rzeczowniki, wszystkie czasowniki przechodnie itd. należą do jednej klasy. I tu również kratka II będzie pusta, ponieważ wszystkie informacje istotne morfologicznie da się odczytać z kratki III. Istnieją również języki, w których o przynależności leksemu do klasy fleksyjnej decydują lącznie jego właściwości składniowe i struktura fonologiczna jego tematu. Tak jest w znacznym stopniu w językach indoeuropejskich o bogatej fleksji. Nawet angielskie czasowniki nieregularne, w liczbie oko
134 ' t 135

ło dwustu, rozpadają się na klasy fleksyjne zależne cżęściowo, c niecałkowicie, od struktury tematu. Dokładna liczba klas fleksyjn wymagających wyróżnienia w słowniku zależy od tego, jakie morf giczne i fonologiczne reguły wywodu wszystkich form zwanych ni. gularnymi zostaną przewidziane w opisie gramatycznym języka. nieważ fleksja jako taka nas nie interesuje, nie będziemy wnikać biej w tę sprawę. Dla naszych obecnych potrzeb wystarczy teoretyc uznanie tego, że nie we wszystkich językach przynależność leksem) klasy fleksyjnej musi dać się wywieść z fonologicznego kształtu j egc matu, z jego włąściwości składniowych i z jego charakterystyki sen tycznej.
Stosunek między kratkami I i IV omówiliśmy wyżej . Jak widzi my, przyjmuje się na ogól, że poza sporadycznymi i nieprzewid~ nymi wypadkami onomatopei i symbolizmu dźwiękowego relacja t dzy formą (czy formami) leksemu a jego znaczeniem jest we wsi kich językach arbitralna i konwencjonalna (por. t. I, 3.4). Na tym przestaniemy.
Z drugiej strony stosunek między kratkami I i III j est podobny między I i II. Innymi słowy, istnieją języki, w których tematy rzeć~ ników są wyraźnie różne od tematów czasowników, albo tematy cz wników od tematów przymiotników itd. Istniej ą też inne języki, w rych nie ma żadnej takiej korelacji. Tę ostatnią klasę języków m~ dalej podzielić na dwie podklasy. W pierwszej z nich liczne rdz (gdzieniegdzie nawet wszystkie) należą do kilku części mowy jer cieśnie. W drugiej podklasie języków taka niejednoznaczność sls mowa cechuj e tylko nieliczne rdzenie. Język angielski należy do pi szef z tych dwu podklas. Z fonologicznego kształtu tematu nie mi wywnioskować, czy jest on rzeczownikowy, czasownikowy, przyn nikowy. Co więcej, licW e rdzenie funkcjonują jako dwie różne mowy na przemian: jako rzeczowniki lub czasowniki (bank `b `deponować', man `człowiek' i `obsadzać', jump `skok' i `skakać', r `poruszać' i `pociągnięcie'); jako czasowniki lub przymiotniki, wartu `grzać' i `ciepły', empty `opróżniać' i `pusty', open `otwiei `otwarty', shut `zamykać' i `zamknięty'). Jest też wiele tematów w. nych dla czasownika przechodniego i nieprzechodniego, np. move ruszać (się)', open `otwierać (się)', albo dla rzeczownika policzalG i niepoliczalnego: fish `ryba' i `ryby', paper `gazeta' i `papier'. Stav~ przed leksykografem pewien problem. Czy umieścić w słowniku 1
jedno hasło, np. jump, i dodać w kratce III informację składniową, że leksem może być użyty albo jako czasownik, albo jako rzeczownik, czy też potraktować rzeczownik jump `skok' jako hasło odrębne od ezaso~~nika ju mp `skakać'? W tym ostatnim wypadku do czasownika trzeba dodać informację, że może on mieć także znaczenie przechodnie `przeskvkiwać'. Żadne z rozwiązań tego problemu nie jest powszechnie prz~lęte.
l,:tjmijmy się teraź przez chwilę relacją między kratkami III i IV. ~zv istnieje, choćby tylko w niektórych językach, korelacja między Z,~~,we niem leksemu a jego właściwościami składniowymi? Jak widzieliśmy, tradycyjne definicje części rr~owy są oparte na założeniu, że k~,żH~ j z nich odpowiada określone a odrębne znaczenie (por. 1'1.3). Dc,~ ~ czy to również tradycyjnych definicji kategorii drugiego rzędu, takich jak rodzaj, liczba i czas. Tak np. we wszystkich językach indoeuiv.~pr:jskich mającychrodzaj rzeczowniki oznaczające osoby płci męskuj są na ogół męskie, a oznaczające osoby pici żeńskiej są żeńskie.' W ~>hrębie zatem rzeczowników osobowych zachodzi korelacja między ~<>dzajem gramatycznym leksemu apłcią jego denotatów. Niektóre jednak rzeczowniki mają z punktu widzenia tej korelacji rodzaj niere~olarny. Dzielą się one na dwie podklasy, których przykładami mo.pf być niemieckie rzeczowniki Weib `kobieta' i Madchen `dziewczw~(k)a'. Oba te rzeczowniki są nijakie. Różnica między nimi polega na tym, że Madchen ma jako temat formę morfologicznie pochodną, zakończoną sufiksem zdrabniającym -chen, podczas gdy temat rzeczowliik2l Weib jest morfologicznie prosty. Otóż w języku niemieckim evszvstkie rzeczowniki o tematach utworzonych za pomocą sufiksu -~h~~,~ (albo -lein) są rodzaju nijakiego. Jeśli więc w haśle słownikowym określony jest typ słowotwórczy tematu, a reguły gramatyczne precyzują rodzaj rzeczowników tego typu, to oczywiście w słowniku nie musimy podać rodzaju rzeczownika Madchen. Tak samo jeśli reguły gramatyczne formułują korelację między rodzajem a płcią, wystarczy w slo~aniku podać znaczenie odpowiedniego rzeczownika, a nie ma potrzebv podawać jego rodzaju. Ta ostatnia informacja potrzebna jest tylko w wypadku rzeczowników typu Weib, czyli takich, których ro
-__ '~o temat kategorii rodzaju i jej podstaw semantycznych zob. Wienold 1967. To
s`p~', czym tu mowa w odniesieniu do rodzaju. można by w wielu językach powiedzieć ~ tiu, klasyfikatorach jakościowych (por. 11.4).
136 137

dzaju nie można wywnioskować na mocy reguł gramatycznych z inf< macji morfologicznej i semantycznej podanej w haśle.
Między językami zachodzą znaczne różnice, jeśli chodzi o stopi zależności między morfologicznymi, składniowymi i semantyczny właściwościami leksemów. W opisie poszczególnego języka różnice należy w pełni uwzględnić. Ewentualna korelacja między znaczenie a właściwościami składniowymi leksemu, albo między tymi ostatni: a fonologicznym kształtem rdzenia, zmniejsza oczywiście zasadnie arbitralność relacji między formą a znaczeniem w języku. Wyobraźt sobie np. język, w którym wszystkie rzeczowniki są konkretne i pe czalne, a wszystkie tematy rzeczownikowe, i tylko one, mają post "spółgłoska + samogłoska + spółgłoska": kap, tok, gup itd. Gdy tak było, nie musielibyśmy w kratce III odpowiednich haseł inforrr wać o tym, że leksem jest rzeczownikiem. Co więcej, reguła twor2~ leksem (tzw. regula insercji leksykalnej) mogłaby mieć jako pur wyjścia bądź to fonologiczną postać tematu (i stwierdzać, że ożnac on obiekt konkretnyi policzalny-przyp. tł.), bądź też charakterysty semantyczną leksemu (i stwierdzać, że jego temat sklada się ze sp~ głoski, samogłoski i spółgłoski - przyp. tl.). We wszystkich język2 zachodzi wewnętrzny związek między znaczeniem leksemu a jego c strybucją w obrębie zbioru dopuszczalnych zdań. Nie ma natomiast kiego związku między kształtem fonologicznym a dystrybucją skł~ mową. Dlatego lingwista stara się powiązać reguly gramatyczne ze s wnikiem w taki sposób, żeby wywodziły kwalifikację skladniową ld samu z jego znaczenia, a nie z fonologicznego kształtu jego tama Niemniej dla naszego hipotetycznego języka ważne byłoby istnie? pewnej korelacji (różnej od onomatopei i symbolizmu dźwiękowej między formą a znaczeniem. Nierealna byłaby w tym języku tylko a kładna odpowiedniość struktury fonologicznej, składniowej i se~~ tycznej. Tak doskonałej odpowiedniości nie ma chyba w żadnym; niejącym języku. Bywają jednak języki, wktórychpewien stopieńl relacji tutaj zachodzi.
13.2. Leksemy pochodne
Dotychczas, omawiając słownictwo, ograniczyliśmy się do tak ~ nych przez nas leksemów prostych, czyli takićh, których temat jest
wotwórczo niepodzielny. Teraz musimy z kolei omówić dwie inne klasy leksemów: leksemy pochodne* i złożone*. Leksem pochodny* (czyli, jak zazwyczaj mówią lingwiści, derywat) Y jest utworzony od prostszego morfologicznie leksemu X przez dodanie afiksu słowotwórczego lub przez inną zmianę kształtu. Tak np. w języku angielskim do niektórych tematów rzeczownikowych, takich jak [min) `mężczyzna', (friend] `przyjaciel', można dodać sufiks [-ly) celem utworzenia przymiotnika pochodnego (czyli derywowanego): [mamy) `męski', [friendly] `przyjazny'. Forma [-ly) jest afiksem słowotwórczym. Ściślej: jest odrzeczownikowym sufiksem adiektywizującym, czyli tworzy przymiotniki od rzeczowników. Do tematów przymiotnikowych (np. [sura) ~pev~ny', [friendly) `przyjazny') dodaje się prefiks [un-) celem tworzenia pochodnych tematów przymiotnikowych: [unsure) `niepewny', (onfriendly] `nieprzyjazny'. Jest to odprzymiotnikowy prefiks adiektywizujący. Sufiksacja i prefiksacja są najpospolitszymi, lecz bynajmniej nie jedynymi procesami derywacyjnymi używanymi w językach świata. I\Można je przedstawić za pomocą następujących wzorów:
(1) X+a-Y (2) b+X - Y
We wzorach a i b oznaczają afiksy, natomiast X i Y- klasy tematów leksykalnych.b
Od dawna za sporne uchodzi odróżnienie derywacji od fleksji. Tam, gdzie różnica jest ostra, jest ona następująca: fleksja tworzy od tematu (lub tematów) danego leksemu wszystkie jego formy wyrazowe występujące w określonych składniowo kontekstach. Natomiast derywacja powoduje powstanie czegoś uważanego tradycyjnie za inny leksem. Tak np. dodanie do formy [friend) `przyjaciel' końcówki [-s) tworzy formę liczby mnogiej [friends) `pYzyjaciele' lub formę dopełniacza [friend's) `przyjaciela'. Natomiast dodanie do tego samego te----
'' Często odróżnia się derywację mutacyjną (zmieniającą leksem w inną część
mowy) od niemutacyjnej. W świetle tego rozróżnienia sufiks (-ly] jest mutacyjny (N+~(y~~Adj), natomiast piefiks (un-J jest niemutacyjny ((unj+Adj-~Adj). Procesy mutacyjne zazwyczaj nie doprowadzają do prawdziwej endocentryczności* (por. 10.3). Temat [manhood)`męskośe' jest derywowany od rzeczownika (min) `mężczyzna' za pomocą sufiksu (-hoód]; ale min i manhood należą do różnych składniowo podklas rzeczo~raków. Ściśle mówiąc, nawet derywaty unsure i unfriendly nie są endocentryczne. Wzór bowiem (un-]+Adj~Adj nie jest rekurencyjny (czyli do przymiotnika (unsure] 'e można już dodać drugiego (un-)-przyp. tł.).
138 139

matu sufiksu (-ly] tworzy temat osobnego leksemu friendly `pry ny'. Do niego z kolei można dodać końcówki fleksyjne [-er] i (friendlier] `bardziej przyjazny', [friendliest] 'najbardziej przyja Dlatego właśnie derywację zalicza się do slowotwórstwa* (ez~ tworzenia leksemów). Leksemy są bytami abstrakcyjnymi. Prze. fiksację, sufiksację itp. tworzy się formę tematu leksemu od foru nogo tematu, morfologicznie prostszej . Leksemy fri.endly i frie~ spokrewnione słowotwórczo na mocy związku derywacyjnego
(3) X+[-ly]--jY
zachodzącego między ich tematami:
(4) [friend]+[-ly]-j[friendly]
Składniowo jednak ani semantycznie leksem friendly nie jest barć złożony niż takie leksemy proste (czyli niederywowane), j ak goodbry' czy nice `miły'. Można też we wzorach (1) i (2) interpretowa~ Y jako zmienne, obejmujące całe klasy leksemów (a nie form) np. wzór
(5) Nx+[-ly]~Ay
można odczytać następująco: "Leksemy należące do klasyAy de je się od leksemów należących do klasy Nx przez sufiksację [-1; odpowiedniego tematu)", przy czym Nx i Ay są umownymi symb podklas rzeczowników i przymiotników.
' W języku angielskim liczne formy słowotwórczo proste funkc ją jednocześnie jako tematy czasowników i rzeczowników: (ć `wątpić' i `wątpliwość', [answer] `odpowiadać' i `odpowiedź', `skóra' i `luszezyć', [knife] `nóż' i `zarzynać', albo jednocześnie miotników i czasowników: [duty] `brudny' i `brudzić', [clean] `c i `czyścić', [dry] `suchy' i `suszyć'. Formy te można by podciągn4 pojęcie derywacji przez uznanie za proces słowotwórczy albo ko sji*, albo afiksacji zerowej. *~ Tak np., angielskie rzeczowniki r
' Terminu konwersja używa Quirk i jego współpracownicy (1972,1009 nn.). ten oznacza derywację mutacyjną bez dodania afiksu. Termin ten pociąga za st konsekwencje teoretyczne, niż termin derywacja zerowa. Przez ten ostatni term mie się dodanie afiksu nie zmieniającego kształtu tematu. Kryteria wyboru je tych terminów omawia Haas 1957.
.uWlnicnie' i attempt `usiłowanie' można uznać za derywowane od cZUSt'w-lkow tym samym kształcie zgodnie z wzorem
~~,~ Vp+S->Nq~
~~~, kt<>rym (ó] oznacza sufiks zerowy, czyli nie zmieniający kształtu tejtlatt,, Rzeczowniki uważamy tu za derywowane od czasowników przez sufiksację dlatego, że należą do tej samej podklasy, co extension `roz~Zerzo,jje', jec.stification `uzasadnienie', arrnngement `układ' itp. , wyraLnie derywowane przez sufiksację od czasowników extend `rozszerza~~. hmti fy `uzasadniać', arrange `układać'. Nominalizacja czasowników jest w języku angielskim zjawiskiem wyraźnie słowotwórczym. Dlatego powyższy wzór (6) można traktować. jako szczególny przypadek v.oru
(7) V+VNq~Nq,
w ktc~rym VNq oznacza klasę odczasownikowych sufiksów nominalizuj:tcyc~h, obejmującą sufiks zerowy oraz sufiksy[-fon], (-al], {-ment], i inne. Konwersja, czy derywacja zerowa, jest w języku angielskim bardzo produktywna. Zazwyczaj - choć nie zawsze - w świetle ogólnych schematów derywacyjnych danego języka jest jasne, który z dwu leksemów spokrewnionych przez konwersję jest podstawowy, a który pocht-dny.
Tyle na temat ogólnego pojęcia derywacji. Wzory są czysto umowne, ale wystarczą dla obecnych potrzeb, a nie chcemy wnikać w szcze;ółv głębiej , niż to konieczne. Interesuje nas status teore-tyczny leksemów pochodnych. Czy powinny być wymienione w słowniku, a jeśli tak, to z jakimi informacjami? Można w tej sprawie głosić dwa skrajne poglądy: I. slownik nie powinien obejmować leksemów pochodnych; II. każdy leksem pochodny powinien figurować w słowniku oddzielnie lako odrębne hasło.
Ar`~urnenty za wymienianiem leksemów pochodnych w słowniku zamiast ich derywowania za pomocą reguł gramatycznych są `znane (por. Matthews 1974): Reguły derywacji .są znacznie mniej produktywne. niż reguły fleksji, a ich konsekwencje składniowe i semantyczne
' Przypominamy niejednoznaczność terminu nominalizacja: 1 'tworzenie rzeczowników'
It I~moces transformacyjny tworzenia wyrażeń rzeczownikowych (NP)' (por. 70.3 i 11.t~,
140 141

są w wielu wypadkach nieprzewidywaln e. Rozważmy najpierw spij ograniczonej produktywności. Pewne derywaty, które na pozóra winny istnieć i być w powszechnym użyciu, są nie tylko nie zaświadG ne, lecz wręcz odrzucane przez rodzimych użytkowników jęz~ mimo że słowotwórczo są regularne i Zgadzałyby się z odpowiedj wzorem. Tak np. w jezyku angielskim brak rzeczownika pochodne który składniowo i semantycznie miałby się tak do czasownika sit `salutować', jak się ma dilution `rozcieuczenie' do dilute `rozcieńe~ pollution `zanieczyszczenie' do pollute `zanieczyszczać' (por. 1 thews 1974, 50). Nie tylko nie ma rzeczownika o temacie* [salutu Nie ma w ogóle rzeczownika, który by wypelniał tę lukę leksyk; (Pocket Oxford Dictionary 1969 zawiera rzeczownik salute. `salutu nie' - przyp. tl.). I odwrotnie: wielu leksemów angielskich przypę nających formalnie, składniowo i semantycznie derywaty nie mo derywować syńchronicznie od leksemów istniejących. Tak np. rzej wniki doctor `doktor' i author `autor' zalicza się w sposób przekonu~~ do nazw wykonawców czynności, tak j ak actor `aktor' obok act. `~
czy painter `malarz' obok paint `malować'. Ich tematy wyglądają wiem tak, jak gdyby zawierały sufiks nazw wykonawców czynu [-er/-or]. Nie ma jednak czasowników o tematach *[doct-] i *[aui Przykłady takich luk słowotwórczych można by mnożyć niemal końca.y
Przejdźmy do zagadnień semantycznych związanych z genere niem leksemów pochodnych w obrębie gramatyki. Często się pod śla, że znaczenie wielu derywatów jest bardziej wyspecjalizowane znaczenie leksemów, od których są pochodne. Jest tak chyba dlatj że leksemy pochodne z chwilą powstania, włączenia do systemu j kowego i wejścia w powszechne użycie zostają niekiedy zleksykaj wane i podobnie jak leksemy proste, na skutek użycia v szczególe kontekstach, przybierają mniej lub bardziej specjalne znaczenia.` np. angielski rzeczownik recital `1. recytacja, 2. wieczór recytacj koncert solisty' obok czasownika recite `recytować' jest slowotwa równoległy do takich odczasownikowych nazw czynności, jak rej `odmowa' obok refuse `odmawiać', approval `aprobata' obok appi
y Istnienie tych dwu luk leksykalnych łatwo jest wyjaśnić rozwojem histc języka ąngielskiego. Leksemy doctori authorpochodzą z łaciny, podobniejak nych podobnych rzeczowników angielskich.
.ap1-obuwać', acguittal `uniewinnienie' obok acguit `uniewinniać' i inne. Formę jego tematu i jego funkcję jako odczasownikowej nazwy czynności można opisać wzorem
(~) Vr+[-al]~Nq,
~,, klotym Vr oznacza klasę czasowników o tematach mogących przybierać omawiany sufiks, Ng klasę nazw czynności, a (8), podobnie jak (6), jest tylko jednym z wzorów, które mogą być uogólnione w postaci (7). Kzeczywiście zdarzaj się konteksty, w których stosunek składniowy i semantyczny między recital i recite jest równoległy do stosunku mięs zy refusal a refuse, selection `selekcja' a select `selekcjonować', arrangJcmen.t `układ' a arrange `ukladać' itd. Gramatyczne wygenerowanie wyrażenia the recital of the Lord's Prayer (by the congregation) `recytacja Ojcze Nasz (przez wiernych)' byloby możliwe pod dwoma warunkami. Po pierwsze reguly skladniowe języka angielskiego musiałyby generować ze zdań przechodnich o postaci
(9) NPl V NPz
zbiór wyrażeń o postaci
(9) the Nq of NPZ (by NPl)
`Nd obiektu NPz (przez osobę NP,)'.
Po drugie, hasla słownikowe recite, refuse, releas'e, arrange, select itp. musiałyby zawierać informację, że refuse i recite należy do podklasy Vr, relcase do podklasy Vp itd. Na razie wszystko jest w porządku.
Oczywiste jednak problemy wyłaniają się z chwilą usunięcia rzeczownika recital ze slowńika i z chwilą zadecydowania, że będzie on generowany w obrębie gramatyki za pomocą reguły transformacyjnej. Jeżeli Lawrence Olivier zapowiada a Shakespeare recital `wieczór recytacji Szekspira', to rzeczywiście będzie recytował Szekspira. Jeżeli jednak Yehudi Menuhin daje a Mozart recital `recital mozartowski', to nie recytuje muzyki Mozarta, lecz j~ gra. Co więcej, na recitalach gra Się tylko pewne rodzaje muzyki. Na koncercie zapowiedzianym jako Mozart recital nie spodziewamy się usłyszeć symfonii Jowiszowej. O tym, co jest recitalem i co nosi tę nazwę, decydują konwencje kulturowe. Nie znaj ąc ich w ogóle, nie można znać znaczenia leksemu recital.
Są też problemy składniowe. Wyrażenia the Shakespeare recital ~Wi~'czór recytacji Szekspira' i the Oliver recital `wieczór recytacji Oli
142 143

viera' nie zgadzają się ze schematem ustalonym pod (9). Wyrażeń opisanym wzorami (8) i (9) byłoby the recital of Shakespeare (byvier) `wieczór recytacji Szekśpira (przez Oliviera)'. Otóż dopusz~ ność tego wyrażenia jest wątpliwa (...).
To, co tu powiedziano, wystarczy jako przykład trudności wyr, jących z koncepcji generowania wszystkich leksemów pochody przez łączenie reguł skladniowych ze słowotwórczymi. Jak się przedstawia sprawa koncepcj i przeciwnej : oddzielnego wymieniat słowniku każdego leksemu pochodnego? Po pierwsze, trzeba jakc czyć pod względem składniowym i semantycznym leksemy proste chodne z odpowiednimi zdaniami: odmowa przyjęcia posady p Jana i Jan odmówił przyjęcia posady; rozwiązanie przez nich prob~ i (Oni) rozwiązali problem itd. Chomsky (1970) zaproponował.pe' sposób dokonywania takich połączeń. Nie musimy wchodzić-w s; góły zapisu, na których ten sposób jest oparty. W efekcie umożliw generowanie (za pomocą reguł bazowych gramatyki) zarówno s tur rzeczownikowych (odmowa X przez Jana), jak i zdaniowych odmówil X). Przy tym w pierwszych strukturach X jest realizoą przez rzeczownik (odmowa), a w drugich przez czasownik (odmt Zgodnie z tym niektóre leksemy byłyby wymienione w słowniku posiadające oboczne formy tematu: odmowa) i odmów(ić), rozh ni(e) i rozwiąza(ć), zniszczenie) i zniszczyć) itd. - w zależno~ tego, czy występują w strukturze nominalnej, czy zdaniowej. In mówiąc, proponuje się z jednej strony rozszerzenie reguł bazo (na derywację w jej aspekcie składniowym - przyp. tł.), z drugi omawianie derywacji w słowniku (w jej ,aspekcie słowotwóre~ przyp. tl.). Oczywiście koncepcja Chomskiego jest sformułowl aparacie pojęciowym jego własnej teorii gramatyki generatywne; tomiast jego krytyka takiego sposobu opisu leksemów pochod który nazywa transformacyjnym w przeciwieństwie do leksykal pozostaj e w mocy bez względu na ten aparat. To samo, co on, twi niektórzy uczeni o zupełnie innych poglądach teoretycznych: Spt nowi szczególną wersję ogólniejszej i dawniejszej kontrower~j należy opisywać dystrybucję i znaczenie leksemów pochodnych' mocą produktywnych reguł składniowych i morfologicznych,; wymieniać wszystkie te leksemy w słowniku? Przyjmijmy, że k cja leksykalistyczna (w wersji Chomskiego lub w innej) jest tek
pie realna. Czy jednak wcielenie wszystkich leksemów pochodnych danego języka do słownika jest pożądane?
Odpowiedź zależy od uprzedniej odpowiedzi na inne pytanie: czy teoretycznie i praktycznie możliwe jest wyliczenie wszystkich pochodpych leksemów danego języka? Jak widzieliśmy, rzeczą trudną, a może nawet niemożliwą, jest ustalenie zadowalającego intuicyjnego kryterium dopusżczalności gramatycznej (por. 10.2). Oprócz zdań dopuszezalnych nasz model systemu językowego będzie generował w sposób nieunikniony liczne takie ciągi wyrazów, które przynajmniej część rodzimych użytkowników języka uzna za niedopuszczalne - np. By~ln crciskana paskiem. Tak więc problemy takie dotyczą nawet pajbarclziej produktywnych reguł składniowych języka - takich, jak reguła ustosunkowująca wobec siebie zdania czynne i bierne. Zo'anie L10W1f:ITl Uciskal jg pasek jest bezspornie dopuszczalne. Znaczenie tej sprawy dla statusu leksemów pochodnych polega na tym, że najwidoczniej między procesami powszechnie uważanymi za składniowe a niektórymi przynajmniej procesami słowotwórczymi nie zachodzi, mówiąc intuicyjnie, jakościowa różnica produktywności.
Tak np. rodowity użytkownik języka angielskiego jest równie uprawniony do tworzenia odprzymiotnikowych rzeczowników abstrakcyjnych zakończonych na -ness `-ość' oraz doicl~używania wpewnych pozycjach określonych składniowo, jak do tworzenia zdań biernych ze zdań czynnych. Nie wiadomo nawet, czy zastosowanie ogólniejszej reguly (składniowej -przyp. tł.) derywowania abstraktów od rzeczowników wymaga istnienia specjalnej powszechnie akceptowanej formy tych abstraktów, również dającej lub nie dającej się derywować za pomocą mniej lub bardziej produktywnej reguły. W każdym razie wystepowanie leksemu pochodnego w korpusie faktycznie zaświadczonych wypowiedzi angielskich nie musi być koniecznym ani wystarczającym dowodem istnienia tego leksemu w systemie języko~~Ym. Za den też szczególnie przekonujący argument nie przemawia za tym, jakoby utworzenie leksemu pochodnego według zasad tkwiących ~' systemie językowym (a nie przez "odszukanie" leksemu w osobistym słowniku wewnętrznym) wymagało od rodowitego użytkownika ł~zyka jakiejś specjalnej zdolności twórczej. Przynajmniej częścią tak Zwane) powszechnie derywacji rządzą reguły w tym samym stopniu, co tworzeniem gramatycznie dopuszczalnych wypowiedzi.
144 ~ 145

Stoi więc przed nami dylemat. Żadna z wymienionych kori~ skrajnych nie wydaje się teoretyćznie uzasadniona. W tym stany czy warto rozważyć możliwość wymienienia w słowniku tylko t leksemów pochodnych, które są w jakiś sposób nieregularne moi gicznie, składniowo lub semantycznie, z jednoczesnym'wykluczej ze słownika wszystkich takich leksemów, których formę tematu strybucję i znaczenie można opisać za pomocą produktywnych ri Oczywiście zastosowanie tego kryterium również nasunie pewni blemy. Jednym z nich, jak widzieliśmy, jest niemożliwość okreś granic produktywności pewnych procesów derywacyjnych. JeśJ nie ograniczymy warunków stosowalności reguł derywacji, to wyk rujemy na pewno cały zastęp leksemów niedopuszeza~lnych. Pió ten powtarza się w całym procesie budowy generatywnego modęi sternu językowego. Bardzo być może, że dalsze badania doprovs do uściślenia warunków, w jakich działają reguly derywacyjne.. tak, to kiedyś lingwista będzie mógł duszniej niż obecnie twierda jego model generuje wszystkie te i tylko te leksemy pochodne C wanego języka, które są intuicyjnie dopuszczalne. Prawdopodj jednak intuicyjna dopuszczalność niektórych tematów pochoć będzie nieokreślońa, podobnie jak dopuszczalność bardzo wiek gów form wyrazowych.
Weźmy rap. pod uwagę wszystkie te przymiotniki angielskie. Tych tematy kończą się sufiksem (-oble] lub ~-ible) `-alny'. Wiel śród nich, choć nie wszystkie, można opisać przez przyjęcie prod innego synchronicznie procesu adiektywizacji czasowników. We-t~ czesne] angielszczyżnie produktywność tego procesu jest ogranicza czasowników przechodnich. Zacznijmy więc od ustalenia wzoru
(11) Vtr+[oble]-jAz
w którym V~,. oznacza klasę czasowników przechodnich, natomi jest umownym symbolem pewnej podklasy przymiotników. W% opisuje stosunek morfologiczny między r~ead `czytać' a readable ny', d. ink `pić' a drinkezble `pijalny' itd. Jak wiadomo jednak, nie czone stosowanie wzoru typu (21) daje pewną liczbę leksemó~' większość mówiących po angielsku prawdopodobnie odrzuci: y obok get `dostawać', fetchuble obok fetch `przynosić' itp. W od M do tych rzekomych leksemów pierwsze rpytanie brzmi, czy w opis przez nas dialekcie angielskim s~ one zdecydowanie niedopus~,
przyjtnrlmy umownie, że tak, ale tylko niektóre, podczas gdy dopuszcZalność innych jest intuicyjnie nieokreślona: Z kolei nasuwa si.ę pytanie, czy stosowalność wzoru (11) do poszczególnych czasowników przechodnich da się przewidzieć na podstawie jakichś ich właściwości fonłogtcznych, morfologicznych, składniowych lub semantycznych. A priori istotny mógłby tu być jakikolwiek czynnik lub połączenie czynnikó w: struktura fonologiczna tematu czasownika, ,jego własna prostota lub pochodność morfologiczna, jego wyraźne poc bodzenie łacińskie lub germańskie, jego przynależność do pewnej podklasy czasowników przechodnich zdefiniowanej skladniowo lub sornant~~czriie itd. W rzeczywistości brak takiej wyraźnej właściwości, na któręj podstawie można by przewidzieć stosowalność czy niestosowalność vz~zoru (I l) do poszczególnych czasowników.' ~. drugiej strony proces, który ten wzór ma opisać, jest niezwykle produktywny. Wzór najwyraźniej stosuje się bez c>graniczeń do pewnych definiowalnych morfologicznie podklas czasowników przechodnich, np. z tematem zakończonym na [-ize] lub [-ify). Żaden z powstających w ten sposób leksemów nie jest zdecydowanie niedopuszczalny. ~'Vobec tego nierozsądny bylby pogląd, że wszystkie przymiotniki o tematach zakończonych na ~-oble) należy wymienić w słowniku.
Rozwiązaniem najprostszym, choć niekoniecznie najbardziej zadowala,jącym, byłoby nieograniczone stosowanie w naszym modelu systemu językowego wzoru (I1). Vlogłibyśmy też wyróżnić pewną liczbę czasowników przechodnich (np. get, fetch) jako wyjątki od tego procesu derywacyjnego, pozwalając mu funkcjonować we wszystkich po.zostałvch wypadkach. Jeśli nie ograniczymy reguly derywującej elementu klasy A~, to oczywiście obejmie ona m.in. czasowniki przechodnie na [-ize) i (-ify). Ale gdybyśmy się nawet wzdragali=przed wprowadzaniem do gramatyki bardzo ogólnej reguły (12) z wyjątkami lub bez nich, to moglibyśmy przynajmniej wprowadzić xegułę ograniczony da tematów ~ttkovczonych na [-ize] lub (-ify], a skladniowo przechodnich. -y
"a "~ Hasan (1)? L, 152) sugeruje co następuje: "Sufiksu -uhle można użyć z czasownimi przej Izoduimi oznaczającymi reakcję, przy których tyikopoł 46 >[. 14~%

Główną rzeczą jest tu zasadnicza możliwość ujęcia w reguły cał części słowotwórstwa, dla której da się to uzasadnić materie, Oczywiście w słowniku musi figurować każdy leksem pochodny ; gularny składniowo lub semantycznie. Derywatowi takiemu j~ niekoniecznie trzeba poświęcić kompletne hasło. Nieregularno! wotwórcza ma różne rodzaje i stopnie. Często niektóre funkcje ; niowe i znaczenia derywatu nieregularnego można przewidzi podstawie reguły. Wróćmy do przymiotników o tematach na (: Wiele spośród nich, m.in. może wszystkie całkowicie regularne na sprowadzić do orzeczników zmodalizowanych* zdań biernyel rych modalnością jest możliwość lub zdolność (por.17.1). Tak n] nie His anger is justifiable `Jego gniew jest wytłumaczalny' ; `Jego gniew (jest taki, że) może być wytłumaczony'. Zdanie His are unrealizable `Jego atuty są niewykorzystywalne' znaćzy `Jego (są takie, że) nie mogą być wykorzystane' itd. Usuńmy więc ze s ka wszystkie te przymiotniki o tematach na (-able], których zna i dystrybucja jest regularna na mocy reguły transformacyjnej, dzącej je z odpowiedniej struktury zdaniowej. Przyjmując to jał mę, możemy wyłączyć spod jej działania rozmaite typy przymi@I słowotwórczo nieregularnych.
Przymiotnikiem regularnym słowotwórczo i składniowo n reguły (11), a tylko częściowo nieregularnym semantycznię, jt dable `czytelny'. Wszystko, co jest readable, jest takie, że może przeczytane. Najczęściej jednak przymiotnik readable znaczyli `możliwy do przeczytania'. Tak np. przez readable novel `czyte wieść' rozumie się normalnie powieść daj ącą się przeczytać z pt nością lub zainteresowaniem. Można przyjąć, że ten sens czas readable wynika z jego leksykalizacji i nie da się wyprowadzit mocą reguły. Toteż readable musi otrzymać własne hasło sło w' ze specj alnym znaczeniem zdefiniowanym w kratce IV (por. ryy haśle tym jednak niepotrzebna jest specjalna informacja słoty cza ani składniowa. Z tego punktu widzenia o readable trzeb, dzieć tylko to, że. jest ono (czyli jego temat) derywowane od c ka read (czyli od j ego tematu) za pomocą sufiksu (-ableJ . Na p żna to zrobić po prostu przez wstawienie do kratki I lub II czek; dzaju (read-t-ablej, przy czym znak + oznacza proces sufiksa~G dy jednak nic by nas nie informowało o tym, że (readj jest ~a czasownika read. Pozostawmy więc kratkę I pustą, a do
Wstawmy adres (a nie temat) leksemu read wraz ze wskazaniem na proces sufiksacji, np. 798+(able~. Wraz z tą metodą przedstawiania składu słowotwórczego tematu powinna obowiązywać odpowiednio zapisana konwencja, w myśl której z braku innej informacji leksem jest re~ularny morfologicznie i składniowo. Zaglądając pod numer 798, znajdziemy tam czasownik przechodni read o temacie (read~. Ponieważ zaś w kratce I nie figuruje żadna informacja o nieregularności fonologicznej tego tematu, więc utworzymy temat (readable~. Z braku zaś dalszych informacji w kratce II i III wywnioskujemy, że temat ten rzeczywiście należy do klasy składniowej Az, że tworzy rzeczownik abstrakcyjny o temacie zakończonym na (-ityl ((readability~ `czytelność') itd. Co wiocej, w słowniku nie ma potrzeby przypisać przymiotnikowi readable dosłownego, choć może rzadszego znaczenia `możliwy do przeczytania', ponieważ można je wywnioskować za pomocą ogólniejszej reguły.
Takie samo traktowanie byłoby wskazane dla wielu innych przymiotników o tematach na (-able~, gdybyśmy mieli ująć formalnie zarówno ich regularność gramatyczną, jak ich nieregularności semantyczne. Sposób naszkicowany w poprzednim akapicie nie jest, być może, najlepszy do tego celu. Tylko przez odesłanie pod hasłem (readable) do leksemu real, a nie do formy (read], umożliwiamy sobie podanie w kratce IV odpówiedniej informacji semantycznej. Możliwe, że także inne przymiotniki klasy AZ, regularne słowotwórczo i składniowo, mają specjalne znaczenie tak się mające do czasowników, od których są pochodne, jak się ma specjalne znaczenie readable `przyjemny w czytaniu' do znaczenia read. Jeśli tak, to dla takiej informacji semantycznej w kratce IV hasła readable można, a może nawet trzeba, wymyślić specjalny zapis. Choćby jednak taka specjalizacja znaczenia nie ograniczała się wyłącznie do przymiotnika readable, jest mimo to tylko specjalizacją. Przymiotnik readable nie znaczy np. `smaczny', ani `da)ący się racjonalnie udowodnić'. ,Znajomość jego znaczenia przez rodowitego użytkownika języka jest prawdopodobnie mimo wszystko parta na znajomości znaczenia czasownika read i poparta ogólną budWą gramatyczną i leksykalną języka. Readable jest bowiem częścio~~' regularne słowotwórczo.
te Przyjęliśmy, że wszystkie regularne semantycznie przymiotniki o matach zakończonych na (-able) można sparafrazować za pomocą Zmodalizowanych orzeczników biernych: `taki, który może być uzys
148 149

trany, wytłumaćzony' itp. Wiele jednak takich przymiotników dti~ cza lub narzuca interpretację, przy której modalnością orzecznik jest możliwość, lecz konieczność lub powinność. 'To, że coś jestble `cenne', preferable `lepsze', contmendable `godne zalecetli~ plorable `opłakane', enviable `godne pozazdroszczenia', dete `wstrętne' itd.. nie znaczy, że może, lecz że powinno być (value~ rrione', (prefe.rred] `wybierane', (commen ded] `zalecane', (depo,
`oplakiwane', (envied] `budzące zazdrość', (detestedj `znienawic itd. Wszystkie czasowniki angielskie, od których są derywow przymiotniki, oznaczają ocenę. Derywację tę można by więc op~ gramatyce za pomocą reguły uwzględniającej różnicę między ezl nik<~.mi przechodnimi o znaczeniu oceny a pozostałymi. Równi] tern dla tej triasy przymiotników semantycznie regularnych o tem na (-able) nie byłyby potrzebne osobne basta słownikowe.' "podregularnc~ści" istniałyby jednak wyjątki. Tak np. criticizablir tykowalny' różni się pod tym względem od deplorable i dece, Przypuśćmy więc, że przyjmujemy tylko jeden rodzaj całkowite' larności semantycznej: znaczenie biernej możliwości. Wtedy dis ble `opłakany' i enviable `godny pozazdroszczenia' włączymy do` pika i potraktujemy tak, jak readablo `przyjemny w czytaniu'. T by jednak jakoś zaznaczyć, że omówiona specjalizacja występi znacznej liczbie leksemów , a opiera się na związku konieczność`' żLiwością i powinności z uprawnieniem - związku ważnym takź nych działach gramatyki i słownictwa angielskiego (por. 17.1). P rrie jak zdania rozkazującego typu Sit dor~~n `siadaj' czy Có; `wejdź' można w odpowiednich okolicznościach użyć czy to jat kazu, czy też jako zezwolenia, tak niektóre przymiotniki pocht tematami na (-able] można interpretować, zależnie od kontekstij oznaczające bądź to konieczność, bądź też możliwość. Jednym' kładów jest payable `plamy' obok pay `płacić'. Zdanie This bila able immediately `Ten rachunek jest płatny natychmiast' oznaG matnie konieczność, nie możliwość. Natomiast zdanie This bi~lj oble at arfy post o ffice `Ten rachunek jest płatny w każdym urzęt cztowym' znaczy `Ten rachunek można zapłacić w każdym u, pocztowym'. Ale podczas gdy rozkaźnik wiąże się tylko z koni cią, a jedynie w pewnych okolicznościach z możliwością lub up~ niem, to z przymiotnikami na (-able] rzecz ma się odwrotnie. tym wspominamy, to tylko po to, żeby dać czytelnikowi pojęcz
. `_
sobie kompletniejszego i bardziej systematycznego opisu pewnej klasy aeryw~tów semantycznie regularnych.
Wszystkie leksemy o tematach na (-ablej omówione dotychczas są regularne słowotwórczo i składniowo z punktu widzenia wzoru (11). IstnieJą jednak również przymiotniki na (-able] nieregularne słowot"~órczo o tyle, że nie istnieje temat czasownikowy, od którego można hv derywować ich tematy. Dzielą się one na kilka podklas. Przykładami jednej z nich są feasible `wykonalny', legible `czytelny', edible `jadalny, intelligible `zrozumiały' itp. W angielskim nie ma czasowników o temataoh ' (feas-], *(leg-], *(ed-], *(intellig-] itd. Można jednak twierdzić, że przymiotniki o tematach utworzonych od tych rdzeni związanych" spełniaj ą w rzeczywistości wzór V rr+ (able]-AZ, przy czym (-ible] pcstwa_riantem (-able].i'
Niektóre z omawianych przymiotników są regularne przynajmniej semantycznie. Tak np. edible ma się semantycznie tak do eat `jeść', jak jnstifinble `wytłumaczalny' do justify `wytłumaczyć' albo obtainable ~uzyskiwalny' do obtain `uzyskiwać'. Edible jest też mniej wyspecjalizowane znaczeniowo, niż jego regularny słowotwórczo częściowy synonim eatable (który znaczy również `dość smaczny' - przyp. tł.). Ponadto edible,jestregularne słowotwórczo jako podstawa nominalizacji (por, ed-ibil-ity `jad-aln-ość'). Jednym ze sposobów opisu tych cech przymiotnika edible byłoby poświęcenie mu basta słownikowego, w którego kratce I figurowałaby forma (ed + - ible], a w kratce II połączenie (eat + - able]. Przy odpowiednich konwencjach wszystko inne dałoby się wywieść za pomocą reguł. Legible `czytelny' jest podobne do edibh `jadalny' z tą różnicą, że nie znaczy `który może być czytany', lecz ma znaczenie bardziej wyspecjalizowane (`złożony z wyraźnych znakcSw graficznych' - przyp. tl.), zresztą wyspecjalizowane inaczej, niż znaczenie regularnego słowotwórczo przymiotnika readable `przyiemny w czytaniu'. Tę specjalizację należałoby zaznaczyć w kratce IV. Tak Więc w świetle wzoru (11) leksemy edible, legible i liczne podobne są regularne słowotwórczo i składniowo.
Jest jednak pewna liczba leksemów o tematach na (-able] lub ~~~hle~, które nie spełniają wzoru (11): horrible `straszny' obok horroY ~ ~ Formą swobodną* nazywamy taką formę, która może funkcjonować jako wyraz,
er1'1 ~~'yrazów lub cala wypowiedź. Wszelką formę, która nie jest swobodna, nazywam4 związaną. Rozróżnienie to ma szczególne znaczenie w pracach wywodzących się bezpośrednio lub pośrednio od Bloomfielda (1935).
150 ~ 151

`groza', knowledgeable `rozumny' obok knowledge `wiedza', re oble `rozsądny' obok reason `rozsądek' itp. Żaden z nich jednak rj leży do klasy przymiotników nominalizowanych za pomocą regli + oble l-ible + ity - N, (w której Vtr oznacza czasownik przechó N~, rzeczownik będący nazwą cechy - przyp. tł.). Co więcej, wśr~ kich przymiotników jest wiele nieregularnych o tyle, że nie istnit mat czasownikowy, od którego mogłyby być pochodne. Tak np. przymiotnika knowledgeable można oczywiście rozłożyć na kno>ł + oble. Ale forma knowledge nie funkcjonuje nigdzie w angie jako temat czasownikowy. Można by wprawdzie uznać tę formę wypadku za związany temat czasownikowy o znaczeniu `wiedzie podobnym; ale nawet i wtedy w skład znaczenia przymiotnika i ledgeable nie wchodziłaby modalność możliwości ani koniecz Ponieważ w angielszczyźnie współczesnej na pewno nie ma prac wnej synchronicznie reguły N +able -~ A, więc rzeczą jedynie se ną jest potraktowanie przymiotnika knowledgeable w słownik leksemu prostego mimo jego oczywistego pokrewieństwa sema nego z rzeczownikiem knowledge. To samo dotyczy wszystkich i przymiotników z tematem na -oble nie spełniających wzoru (11~
Na tym zakończymy omawianie leksemów pochodnych. Us liśmy wykazać na przykładzie jednej tylko ich klasy, że przed lin; staje nie tylko problem decyzji, czy dany leksem da się wygene za pomocą reguły. Lingwista musi opisać jak najkonsekwentniej typy i stopnie regularności słowotwórczej. W rozwiązywaniu te gadnienia za pomocą aparatu pojęciowego gramatyki generat czy w ogóle jakiejkolwiek spójnej teońi budowy języka, nie uzy dotychczas wielkich sukcesów.t` Jak widzieliśmy, Chomsky wył dział się za tak zwanym przez siebie leksyl~alnym traktowaniem mów pochodnych. Dopuścił jednak w zasadzie również moi "rozwiązania kompromisowego, a mianowicie stanowiska leksy
1z Householder ( 1959), a po nim Halle (1972), proponują stworzenie w oba motyki języka angielskiego (i innych) specjalnego dziatw, poświęconego zdefi zbioru poprawnych derywatów, którego podzbiór zostałby objęty słownikiem czywiście istniejący. Serię różnych poglądów przedstawiają Brekle 1970, Cha Chomsky 1970, Dubois 1962, Guilbert 1975, Lees 1960 i 1970, Lipka 1972, Lj~ Newmeyer 1971. Ważną pracą, poprzedzającą powstanie gramatyki generaty Kuryłowicz 1936. Różne angielskie schematy derywacyjne podają Adams 19 chand 1969.
go Wobec niektórych jednostek, a transformacyjnego wobec innych" (192 17). Z tym kompromisowym rozwiązaniem zgodne są, mimo SWa~ogo niesformalizowanego charakteru, koncepcje wysunięte w toku powyższych rozważań.
13.3 ~ek~emy kilkuwyrazowe (frazeologizmy)
przejdziemy teraz do tak zwanej tradycyjnie frazeologii*. Jak widzjeliśmv, pochodny (czyli derywowany) jest leksem, którego temat jest utworzony od, tematu prostszego przez afiksację lub inną zmianę morłolagiczną (wypadkiem skrajnym jest zmiana zerowa czyli konwersja). Natomiast zlożony* jest leksem, którego temat jest utworzony przez połączenie dwu lub więcej niż dwu tematów (ze zmianą morfologiczną lub bez niej). W tej mierze, w jakiej wposzezególnych językach można odróżnić formy wyrazowe od ich połączeń, można w nich również odróżnić złożenia wyrazowe od frazeologizmów. W języku angielskim rozróżnienie to jest mniej wyraźne, niż w wielu innych językach indoeuropejskich (ponieważ wszelkie przydawki są w angielskim nieodmienne -przyp. tł.). Widać to z niekonsekwencji w użyciu spacji i łącznika w angielszczyźnie pisanej. W angielszczyźnie mówionej główne kryterium stanowi akcent. Na ogół każda angielska forma wyrazowa ma co najwyżej jeden akcent główńy. Jego miejsce zależy od budowy słowotwórczej tematu. W myśl tej zasady również tematy z pochodzenia złożone, ale z jednym tylko akcentem głównym, uważa się za tematy pojedynczych leksemów niezależnie od ich pisowni z łącznikiem lub bez. Tematami takimi są screwdriver `śrubociąg', blackbird `kos', dosłownie `czarny ptak', boy-friend `chłopak-sympatia', windowbox `skrzynka (na kwiaty) w oknie' itp.
Tutaj jednak bardziej nas interesuje różnica między leksemami kilkuwyrazowymi, ezyfi frazeologizmami, a regularnymi połączeniami składniowymi*. Znaczenie i dystrybucję tych ostatnich można opisać za pomocą produktywnych reguł systemu językowego. Dlatego ich zamjeszczanie w słowniku jest zbędne, a nawet niemożliwe, ponieważ ich liczba, przynajmniej w niektórych językach, jest nieskońCZOp a,
Frazeologizmy często powstają z regularnych połączeń składnioWYch, które ulegając leksykalizacji, przybierają mniej lub bardziej wy
152 .~ 153

specjalizowane znaczenie. Naocznym przykładem jest połąć country house, dosłownie `wiejski dom'. Z punktu widzenia skł angielskiej jest ono zupełnie regularne. W angielszczyżnie brytyj, oznacza jednak, jako frazeologizm, o wiele węższą klasę domóv~ połączenie house in the country `dom na wsi'. Z przyczyn historycz mianowicie nazwę country 7aouse ograniczono do dawnych, a czy wo jeszcze istniejących wiejskich rezydencji arystok.i-acji. Gdyl~ to, nie byłoby powodu traktować country house jako frazeolog Ciekawe jest porównanie angielskiego country house z francuskim iron de campagne, które również znaczy dosłownie `dom wid Mczison de campagne jest również frazeologizmem. Ludzie mieszJ cy stale w mieście nazywają tak domek week-endowy: dom na v~ którym spędzają week-endy i święta. Znaczenie to jednak jest z~ nie mniej wyspecjalizowane, niż znaczenie angielskiego country' se. Najbliższym odpowiednikiem francuskim tego ostatniego by chyba chateau, tłumaczom zazwyczaj, najczęściej błędnie, jakc mek'. Dlatego maison de campagne nie jest tak wyraźnym frazeol mem, jak country house.
Proces przemiany swobodnych połączeń składniowych w kilk razowe leksemy nazwano frazeologizacją. Ten termin ma suger~ dwa różne aspekty omawianego procesu: ustalenie znaczenia i jeg cieśnienie. Z chwilą gdy wyrażenie o regularnej budowie zostałov by raz użyte w szczególnych okolicznościach (i na skutek tego w s gólnym znaczeniu - przyp. tł.), ta sama lub inna osoba może go j używać jako gotowego leksemu. Im częściej się go tak używa, tyrs dziej zmienia się ono, w wyrażenie stałe, które rodowici użytkov języka zachowują w pamięci, zamiast je tworzyć za każdym raze nowo. Pod tym względem często używane połączenia składniov podobne do często używanych leksemów pochodnych. Ustalerl znaczenia jest więc naturalnym następstwem normalnego używan zyka. Prowadzi też w sposób równie naturalny, choć bynajmnie; konieczny, do zacieśnienia czyli specjalizacji znaczenia. Dery w~ połączenie składniowe może, podobnie jak leksem piosty, zae~ swój sens i denotację na skutek używania w szczególnych kontekś Jest to również mniej lub bardziej nieunikniony skutek normal użycia języka. Leksykografowi nastręcza on problemy zarówno;i tyczne, jak i teoretyczne. Jak zdecydować w konkretnym wyp czy proces frazeologizacji zas2edł tak daleko, że uzasadnia utwox
dla danego frazeologizmu oddzielnego hasła słownikowego? I w jaką informację należy w słowniku zaopatrywać leksemy kilkuwyrazowe?
ogólne kryteria zamieszczania frazeologizmów w słowniku są dość ł~~tw-e do sformułowania. Leksem kilkuwyrazowy wymaga oddzielne~o hasła (i traktowania jako leksem) wtedy i tylko wtedy, kiedy jest nieregularny fonologicznie, morfologicznie, składniowo lub semantycznie. W praktyce jednak stosowanie tego kryterium jest trudne. Niełatwo jest bowiem wytyczyć ostrą granicę oddzielającą regularnie zbudowane, ale zleksykalizowane połączenia składniowe od sfrazeologizwvanych leksemów kilkuwyrazowych. Przyjęliśmy, że brytyjskie corrrrtry house należy ze względów semantycznych zakwalifikować jako pojedynczy leksem dwuwyrazowy. Ale jego cechy fonologiczne, morfologiczne i składniowe nie różnią go od niezliczonych angielskich endocc.ntrycznych wyrażeń rzeczownikowych, w których rzeczownik nadrzędny jest określany drugim rzeczownikiem, tyle że zadiektywizowanym, np. week-end cottage `domek week-endowy', car radio `radioodbiornik samochodowy' lub garden furniture `meble ogrodowe' (por. 10.3). Wśród tych ostatnich na pewno wiele jest zleksykalizowanych o tyle, że oznaczają klasy obiektów odgrywających w życiu współczesnym mniej lub bardziej szczególne role. Jeżeli np. domek week-endowv jest wyrażeniem częstszym, niż domek na dni powszednie, to dzieje się tak z przyczyn kulturowych. Gdyby jednak ktoś postanowił spędzać week-endy w mieście, a w tygodniu mieszkać na wsi, to swój wiejski domek mógłby określać wyrażeniem domek na dni powszednie. Jest to wyrażenie w pełni dopuszczalne i zrozumiałe w świetle produktywnych reguł systemu językowego. Nie zostało jednak zleksykalizowane. Wystarczy chwila namysłu, żeby dostrzec, żeleksykalizacja, podobnie jak frazeologizacja, nie jest sprawą "tak czy nie", lecz sprawą stopnia. Wyrażenie country house jest nie tylko endocentryczne składniowo, ponieważ jego dystrybucja jest identyczna z dystrybucją house dom'. Jest również regularne semantycznie o tyle, że jego sens jest powiązany stosunkiem hiponimii z sensem rzeczownika house. Pod tym względem różni się od brytyjskiego public house `bar', a jeszcze bardziej od greenhc~use `cieplarnia', które także fonologicznie można rozpoznać jako pojedynczy leksem złożony, a nie frazeologizm (bo ma tylko jeden akcent główny-przyp. tł.). Zrozumienie przez Brytyjczyka sensu i denotacji wyrażenia cóuntry house jest prawdopodobnie ułatwione (choć nie zdeterminowane) tym, że rozpoznaje on jego
154 155

strukturę wewnętrzną oraz że zna znaczenia składników country ` wiejski' i house `dom'. Co więcej, istnienie country house jako leks~ dwuwyrazowego nie wyklucza bezapelacyjnie utworzenia odpovt9 niego regularnego połączenia składniowego o identycznej dystrylat Zdanie w rodzaj u I don't like country houses j est chyba niejednom ne. Może ono znaczyć albo `nie lubię wiejskich rezydencji' albo `nii bię wiejskich domów'.
Jeśli przyjmiemy, że country house jest leksemem powiąza~ gramatycznie i semantycznie z country i Izouse, to nasuwa nam sitw wien problem teoretyczny. Powiązania tego mianowicie nie mc opisać przekonująco w aparacie pojęciowym gramatyki generatyw Słowniki tradycyjne włączają niekiedy frazeologizm do hasła poi conego któremuś z jego składowych leksemów prostych. Można w widzieć niesformalizowaną informację o tym, że między frazeol~ mem a jego składnikami leksykalnymi zachodzi pewien związek, ta jednak tego związku nie zostaje sprecyzowana. Słowniki trady~! liczą (z punktu widzenia swoich celów słusznie) na intuicyjną wig swoich użytkowników, obejmującą nie tylko budowę gramatyczr! zyka, lecz również to, do jakich obiektów ten język normalnie sil nosi i jakie opisuje. Chcąc sprecyzować, w jakim stopniu dystryb i znaczenie frazeologizmu country house zależy od dystrybucji i czenia Izouse oraz country, musimy zaznaczyć przede wszystkim powiednim haśle słownikowym, że wyrażenie składa się z hoł country, a następnie, że pod względem dystrybućji jest regularny docentrycznym złożeniem rzeczownikowym. Następnie musimy! mantycznej części hasła stwierdzić relację hiponimii zachodzącą; dzy frazeologizmem jako całością, a leksemem prostym house. ft zrobić, co do tego możemy podać tylko zupełnie wstępne sugestie wnie dlatego, że w aparacie pojęciowym gramatyki generatywnej, frazeologii jest co najmniej równie trudny, jak opis słowotwórst~
Założyliśmy, że endocentryczne wyrażenia rzeczownikowi week-end cottage `domek week-endowy', garden furniture `~ ogrodowe', car radio `radioodbiornik samochodowy', należy gai wać za pomocą produktywnych reguł systemu językowego. Załci~, to wydaje się rozsądne. Często jednak podkreślano, że w takich' żeniach związek semantyczny między rzeczownikiem określat określaj ącym bywa niezmiernie różnorodny. Chcąc je wywodzi,;' formacyj nie ze zdań, w których rzeczownik określany należy ~
miotu, a określający do orzeczenia, musimy dopuścić wywód tej samej prz3errĄ'~ z wielu różnych orzeczników. Samo to nie byloby jeszćze a~~gumentem przeciwko transformacyjnemu wywodowi rzeczowniko~~,~r i~ polączeń składniowych. Przeciwnie: ich wywód z kilku różnych itr"kt ur jest naturalnym wyjaśnieniem ich częstej niej ednoznaczności. Tak np. tlze London train `pociąg londyński' może się odnosić do pocią~i, jadącego z Londynu lub do Londynu. Natomiast przez London tai,,-is 'taksówki londyńskie' rozumie się normalnie taksówki kursujące po Londynie - tak samo, jak przez London bu,ses `autobusy londyń
skie. 1_ondon bus może się jednak odnosić także do autobusu jadącego z Londynu lub do Londynu. Nie można sobie wyobrazić taikich kwalifikatorów semantycznych dla leksemów London, tran, bas i taxi, które by pozwalały różnice między nimi wytłumaczyć regułami. O tym. że w każdym poszczególnym wypadku jedna interpretacja jest bardziej normalna, a druga mniej; poucza nas z pewnością tylko znajomość faktu, że pociągi kursują normalnie na trasach międzymiastowych, taksówki na wewnętrznych, a autobusy na jednych i drugich. Wobf~c tego trudno uniknąć wniosku, że każde regularne połączenie składniowe jest w zasadzie wysoce niejednoznaczne, choć w poszczególnsch wypowiedziach jedna z interpretacji, zleksykalizowana lub nie, wydaje się niekiedy normalniejsza łub nawet jedynie normalna.
Pod tym względem regularne połączenia składniowe nie różnią się od wielu zdań, których niejednoznaczność uchodzi uwadze. ponieważ interpretuje się je na podstawie powszechnie przyjętych założeń ontologicznych i kontekstowych. Jak widzieliśmy, jest rzeczą sporną, czy zdanie ma na ogół określoną i wymierną liczbę znaczeń (por. 10.4). Sporne jest także to, czy i w jakim stopniu potencjalnej niejednoznaczności zdań można zapobiec za pomocą ograniczeń selekcyjnych* możliwvch do zapisania w danym modelu systemu językowego, a jaka pozostała część wykracza w ogóle poza zakres językoznawstwa (por. 10.5 ) .
Tu interesuje nas raczej inna sprawa. Skoro regularne połączenia składniowe należy wywodzić ze zdań w obrębie gramatyki i skoro jedno płączenie można wywieść z kilku źródeł; to czy w formalnym zapiS~e powstających połączeń pozostaną niejednoznaczności (niektóre lub wszystkie)? Czy np. londyński autobus zostanie w strukturze powierzchniowej zanalizowane składniowo tak samo bez względu na to, ~zY znaczy `autobus z Londynu', `do Londynu' czy `w Londynie'? Spra
156 157

wa mogłaby się wydawać >t~ezbyt ważna wobec regularności talu' łączeń. Ostatecznie rozm aitość interpretacji zostaje zadow~,j przedstawiona w zapisie struktury głębokiej. Głębsze różnice g r niowe nie są istotne dla dystrybucji wyrażenia London bus w o~' zdań angielskich. Żadne odlpowiednie różnice morfologiczne ani logiczne nie istnieją. Dlaczego więc zachowywać w zapisie strug' powierzchniowej głębsze różnice składniowe?
>; Otóż m.in. dlatego, żet o pozwoliłoby nam kwalifikować w sło~ ku frazeologizmy według tego, jakim typom połączeń śkładmo odpowiadają. Tak np. jeże`li frazeologizm couu.try house jest st ramie identyczny z takimi, regularnymi połączeniami składnio jak country cottage `wiejski domek (domek, który jest na wsi)', to; żna by w słowniku zakwalifikować country house jako egzocentry złożenie rzeczownikowe tego właśnie typu, składające się z hot; country (odsyłając do tych dwu leksemów prostych za pomocą ic= resów leksykalnych). Wtedy dystrybucja frazeologizmu country hQ i niektóre elementy jego zr~aczenia dałyby się przewidzieć na mocy gul, podobnie jak dystrybqcja i znaczenie regularnych leksemów'; chodnych. Jeżeli znaczeniem oountry house jest (w przybliżeniu) `c~ na wsi, który należy lub należał do arystokratycznej rodziny', to w G, ści semantycznej hasła słownikowego wystarczyłby dodatek `któryleży... do arystokratycznej rodziny'. Problemem jest oczywiście td jaki sposób zapisać to znaczenie wyrażenia country house - czy pli powołanie się na składniki semantyczne wewnątrzkulturowe, ezy;, wszechne, czy jeszcze inaczej (por. tom I, 9.9). Ale problem ten ist~ je zawsze, nawet dla leksemów prostych. Nie wynika on z koncep którą wysunęliśmy w odnie sieniu do frazeologizmów.
Country house może siuiżyćjako przykład bardzo licznej klas~l semów kilkuwyrazowych. J ak widzieliśmy, jest to połączenie całka cie regularne pod względem fonologicznym, morfologicznym i ski mowym. Jego status jako leksemu wynika tylko z jego nieregularn nieprzewidywalnej specjali~aoji semantycznej. Jego znaczenie, jak umówiliśmy dla celów dyd aktycznych, jest iloczynem trzech ezyr ków: czynnika `dom', czynqika `na wsi' oraz pewnej nieregularnej,' zostałości. Oczywiście w czyści semantycznej hasła country house t żna by zignorować to, że leksem ten jest dwuwyrazowy. Przyjmuje jednak założenie, z pewno~oiąprzekonujące, że o wiedzy rodowity użytkownika języka na tenZat country house decyduje ezęścioworj~
N,iedz`c o rvcn, iż j est to połączenie ośrodka house z przydawką couyitry, rZ~, ~zyt~~ zgc7dnie z produktywnymi regułami języka oba te leksemy 1'lostc ł~,~z~t się w en docentryczny rzeczownik szczególnego rodzaju, w ~tó~.,.~~a łcażdy z leksemów ma takie samo znaczenie (lub jedno z takich saiiiyc.ł; znaczeń). jak gdzie indziej w tymże języku. Przyjmijmy zatcm, ~~ leksemu dwuwyazowy country houese jest zapisany w słowniku ~ak~~ pc"ączenie leksemów 731 (country) i 131 (house) i scharakteryZo~,ij~.` ~. części skladniowe_j hasła jako należący do szczególnej klasy t~~rl~,~e,,try`.:znych wyd-ażeń rzeczownikowych, które zapiszemy umowli~: ;aho Ni. In4~ormacja ta wystarcza jako stwierdzenie regularności t~~n~,j~,~icznej , morfologicznej i składniowej country house w stosunku d~ ~c~m; leksemów składowych.
k.3łci potrzebna nam jest konwencja, na mocy której moglibyś,n~. zinterpretować powyższą informację, wraz z informacją zawartą w ~.z;~Ś~i semantycznej hasła, dla wywnioskowania znaczenia country pomw ze znaczeń country i house. Wiemy z gramatyki, że każde N, jest ~ł~~~uc:zc~ściowynl wyrażeniem N + N, którego pierwszy składnik stanovi zaciicktywizowana przydawka miejsca, a drugi rzeczownik określanv. Gclvby w słowniku nie było hasła country house, połączenie to zostatoł;e,~ zinterpretowane jako przykład Nl o znaczeniu `dom na wsi'. Chcielibyśmy mieć możliwość derywowania tej właśnie części jego znac~ci:ia za pomocą reguły. Przyjmijmy więc, że dla każdego leksemu złożonego z n leksemów prostych rezerwujemy w części semantycznej ł~asła n -t- l miejsc; że jedno z nich jest przeznaczone na zapis nie!v`Tuiar~-.ej części składnika semantycznego; że wreszcie każde z pozosntł~i~h miejsc odpowiada jednemu z elementów połączenia. W na1Z1 (11 ł~rzykładzie na informację semantyczną przeznaczone będą trzy n;ic jsca. Nazwiemy je mnemotechnicznie R (rzeczownik określany), P (pr-rv;lawka) i S (specjalizacja). Ponieważ countryhouse jest regularne c t~.lc. że jego znaczenie wynika częściowo ze znaczeń country i hou.s<~, więc miejsca R i P pozostawimy puste. Natomiast na miejscu S unocscimy w wybranej postaci informację o tym, że frazeologizm ~urc~ra,t~ house zawiera w swoim znaczeniu składnik semantyczny `naleŻ~te~ cio arystokratycznej rodziny'.
Ponieważ znaczenie frazeologizmu jest iloczynem `X', `Y' oraz `Z', ~~'i~t= wartości X i Y zostaną ustalone odpowiednio j ako wartości leksemw ?31 i 1321 (w myśl umowy, że brak wszelkiej innej informacji oZnacza regularność). Wartości te zostaną połączone z wartością `Z', pod~i:~ą na miejscu S.
158 X159

Na tle naszkicowanej tu techniki można podkreślić kilka sprav~ pierwsze, istnieje w zasadzie kilka sposobów łącźenia składnikóy mantycznych frazeologizmu w jego znaczenie jako całości. Na is niu określonej liczby takich sposobów oraz konsekwentnej odpov mości między każdym z nich a pewnym typem relacji składni. opierają się w dużej części koncepcje wysunięte wyżej. Oczyv~ zdarza się, że nawet regularne połączenie składniowe ma znad tak luźno związane ze znaczeniem swoich składników, iż jego zn, nie nie da się przewidzieć na mocy reguły. Ale przecież także zn, nie zdania nie zawsze daje się wygenerować za pomocą skońezo zbioru reguł, stosowanych (wraz z gramatyką) do skończonej 1 wyrazów hasłowych. Zbiór bowiem zdań regularnie wyprowadza) jest nieskończene wielki. W wielu jednak najnowszych pracach kresu semantyki teóretycznej zakłada się z góry, że znaczenie wy nia wynika ze znaczeń jego składników. Trudno też sobie wyot odrzucenie tego założenia bez jednoczesnej rezygnacji z zapisu tury semantycznej zdań (...).
Często wskazywano na to, że znaczenie frazeologizmów byv~ mgliste i tak różnorodne, iż nie można go zmieścić w regułach t jak te, które decydują o znaczeniu regularnych połączeń skła wydr: Otóż jeśli tak jest, to dotyczy to również leksemów prost, one, także, nie mniej niż frazeologizmy, są skłonne do ni~regula ograniczeń znaczenia, wynikających z leksykalizacji. W grę wcho w gruncie rzeczy cały problem analizy leksykalnej . Czy znaczeni se.mu można przedstawić bez reszty jako sumę składników sema nych? A jeśli tak, to jakie są zasady ich łączenia? Jest to dziś je najbardziej podstawowych i najbardziej spornych zagadnień sen ki teoretycznej. Jeżeli nie można go rozwiązać w sensie pozyty dla frazeologizmów, to oczywiście trzeba odrzucić analizę leks5 w ogóle. Jak widzieliśmy, jest ona niepewna także z innych wzg (por. tom I, 9.9).
Zanim przejdziemy dalej, trzeba sprecyzować 'jeszcze jedni wę: zakres, w j akim do frazeologizmów da się zastosować rozróż między homonimią* a polisemią (por. I3.4). W języku angielsl~ kie zdania jak 1 hate the country `nie znoszę tego kraju' i `nie wsi' albo 1 hate the town `nie znoszę tego miasta' i `nie znoszę r są niejednoznaczne: Podobnie niejednoznaczne jest house country `dom w tym kraju' i `dom na wsi'. Natomiast jednoznaci
16Q
co[mtry house `rezydencja wiejska'. Jeżeli opiszemy niejednoznacznosć zdania I hate the country przez przyjęcie dwu oddzielnych leksemt)w, country: `kraj' oraz `wieś, obszar pozamiejski', to łatwo nam będ`,ie powiążać w proponowany wyżej sposób znaczenia leksemów country i country house. Country i country2 będą miały dwa różne adrcsy leksykalne, a pod hasłem country house na miejscu P podany zostanie adres country). Jeżeli jednak potraktujemy country jako jeden leksf.m o dwu znaczeniach: `kraj' i `wieś', to pod hasłem country house będziemy musieli rozstrzygnąć, o którym z tych znaczeń jest mowa. Jak zobaczymy dalej, różnicę między homonimią a polisemią jest w ogóle trudno ustalić. Nie jest wykluczone, że założenie odrębności znaczeń leksemów, na którym to rozróżnienie się opiera, nie da się przy bliższym zbadaniu utrzymać. W każdym razie sprawa poruszona w niniejszym akapicie jest ważna.
Rozważywszy dość obszernie istotę takich frazeologizmów, jak cocr,ntry house, możemy przejść do zwięźlejszego omówienia frazeologizmów innego rodzaju: takich, których znaczenia nawet w teorii nie można opisać jako iloczynu znaczeń regularnego połączenia składniowego i wyspecjalizowanego, nieregularnego składnika semantycznego. Przede wszystkim istnieje kilka klas frazeologizmów regularnych fonologicznie i gramatycznie, ale nieregularnych znaczeniowo w zestawieniu z jednym lub więcej niż jednym leksemem składowym. Tak np. w angielszczyźnie brytyjskiej leksem public school `tradycyjna i elitarna 7rywatna szkoła średnia z internatem' jest semantycznie regularny w zestawieniu z rzeczownikiem określanym school `szkoła'. Natomiast w skład znaczenia public scl2ool nie wchodzi znaczenie przymiotnika public `publiczny', podczas gdy w skład znaczenia country house wchodzi znaczenie country `wiejski'. Public school oznacza pewną podklasę private school, `szkoły prywatnej'. To ostatnie wyrażenie da się wywieść w sposób regularny, podobnie jak state school`szkoła państwowa', a w odróżnieniu od grammc~r school `liceum ogólnokształcące, dosł . szkoła gramatyczna' i od prep school `prywatna szkoła podstawowa z internatem, dosł. szkoła przygotowawcza'.
Można by oczywiście twierdzić, że w tym wypadku public ma pewne znaczenie którego nie ma w żadnym innym kontekście. Przypuś~m)', że do słownika wstawimy hasło publice jako homonim publice Publiczny' i że przypiszemy znaczeniu publicz wszystko to, co odróżnia "public school" od szkół państwowych, bezinternatowych, podsta
161

wowych itp. Wtedy polączenie publżc school dałoby się wywieś;' lamie i nie wymagałoby oddzielnego hasła. Musielibyśmy jedna '' hasłem publicz zaznaczyć, że przymiotnik ten zawsze musi być p , , wką rzeczownika school. Byłoby to coś takiego, j ak wstawienie dt wnika nie istniejącego czasownika ~'auth z uwagą, że jegó temaf~iA się łączyć z sufiksem-or w rzeczownik author `autor' (por. 13.2). j możliwością byłoby wypowiedzenie się nie za homonimią, łecz za: semią i oświadczenie, że publżc ma co najmniej dwa znaczenia: ` czny' oraz `tradycyjny, elitarny, prywatny, średni i połączony z patem'. I wtedy również pod hasłem public musielibyśmy zazna że przymiotnik ten wdrugirn znaczeniu łączy się tylko z rzeczowni school. Należy sobie uświadomić konsekwencje teoretyczne każd tych rozwiązań. W pierwszym wypadku dopatrzylibyśmy się w ję" angielskim klasy przymiotników, złożonej tylko z jednego elem W drugim uzależnilibyśmy dystrybucję składniową leksemu od znaczenia. Niewielki chyba sens miałoby takie komplikowanie składni ze względu na coś, co można równie dobrze opisać przez u rzepie hasła public school, związanego semantycznie ze school, al z public. Jak to zrobić?
(...) Należałoby pod hasłem public school pozostawić mieJs nie wypełnione (zaznaczaj ąc w ten sposób hiponimię public schoa bec school), a na miejscu P wskazać za pomocą symbolu O, że pr3 wka jest semantycznie pusta. Natomiast na miejscu S należałoby sać nieregularną część znaczenia public school (oznaczmy ją tu j Z). Wtedy znaczenie pub lic school zostałoby opisane jako `s2l która jest O i która Z'.
W związku z takim ujęciem nasuwa się szereg zagadnień. Popi sze: skoro public nie przyczynia się do znaczenia public school, te czego uważamy je za składnik tego frazeologizmu? Otóż dlatego jednej strony (...) wsłownictwie angielskim istnieje leksem pros blic, a z drugiej strony dlatego, że public school reprezentuje tet typ składniowy i kontur akcentuacyjny, co regularne połączeni miotnika z rzeczownikiem . Trzeba jednak przyznać, że jest to rĆi zanie w pewnym stopniu arbitralne, ponieważ nie przemawia' żaden pozytywny argument morfologiczny.
Drugie zagadnienie dotyczy statusu i funkcji symbolu O. Mó, nam zarzucić, że za jego pomocą po prostu przenieśliśmy znaĆ przydawki public dotrzecie-j części hasła, skądinąd niepotrzebni
ntż zrobiliśmy to dlatego, że nic nie przemawia za przypisaniem róż~~i~y znaczeniowej między public sclcool a state school przymiotnikowi public, a nie całemu złożeniu.
Jeszcze inną podklasę frazeologizmów regularnych fonologicznie i gramatycznie, ale nieregularnych semantycznie ilustruje brytyjskie p~iblic house `bar'. Nie jest ono związane hiponimią z house `dom', natomiast public `publiczny' ma tutaj takie znaczenie, jak gdzie indziej (ponieważ bar jest lokalem publicznym-przyp. tł.). Oczywiście między p~~zYmiotnikiem publżc a frazeologizmem public house zachodzi związek historyczny. Wyspecjalizowanego jednak znaczenia `bar' nie. można odczytać ze składników tego wyrażenia, podobnie jak w wypadku polskiego połączenia dom publiczny `dom schadzek' (w oryginale przytoczone jest rosyjskie publićrtyj dom `ts.' -przyp. tł.). W tym ~-ypadku argumenty na rzecz lączenia znaczenia frazeológizmu ze znaczeniami leksemów składowych są jeszcze słabsze, niż w wypadku pitblic sehool. Dlatego możemy umieścić symbol O na obu miejscach: R i P. Całe znaczenie podamy na miejscu S.
Jeszcze inną podklasę frazeologizmów endocentrycznych ilustruje rotor car `samochód, dosł. motorowy wóz'. Jeśli to wyrażenie jest jeszcze w obiegu, to jest synonimem samego car `samochód' (dawniej `wciz'). W rozwoju tych dwu leksemów, motor car i car, zaszło coś, co bywa częstym następstwem zmian kulturowych. Niegdyś w złożeniu motor car wyraz motor miał własne znaczenie `motorowy', jak jeszcze dziś w motor boat `łódź motorowa'. Potem znaczenie car `wóz' do tego stopnia wyspecjalizowało się w `samochód', że przydawka motor stała się zbędna. Jeżeli slownik ma zawierać zarówno motor car jak i car wyspecjalizowąne w znaczeniu `samochód', to naturalne wydaje się umie
szczenie na miejscu P symbolu O i niewypełnienie miejsca R. V tym wypadku i w wielu podobnych proponowana technika zapisu wyraźnie odzwierciedla proces diachroniczny, w którego wyniku jeden ze składników frazeologizmu przenosi swoje znaczenie na drugi, przez co sam staje się zbędny.
O'Vszystkie frazeologizmy, które omówiliśmy dotychczas, powstaly naszym zdaniem z połączeń składniowych możliwych do derywowania na mocy produktywnych reguł systemu językowego. Co najmniej jednak dwie inne klasy frazeológizmów mają odmienny charakter. PrzelaWiają one często rozmaite nieregularności. Pierwsza klasa składa się zpolączeń nie tylko frazeologicznych, ale niekiedy historycznych, po
162 yi 163

nieważ reguły ich derywacji z leksemów prostych nie są juź prodijj wne w systemie językowym. Przykładami takimi są pick-pocke#` szonkowiec' (dosł. `okradaj-kieszeń') i turu-coat `odszczepie (dost `odwróć-płaszcz'). Są one synchronicznie nieregularne w pi~~, wieństwie do tooth-pick `wykałaczka' (dosł. `zębowy kolec') i doj -breaker `kasiarz' (dosł. `rozbijacz kas'). Rodowity bowiem użyty nik języka angielskiego nie potrafi już budować złożeń tematu czai nikowego z rzeczownikowym (typu pick-pocket) ze zdań, w kt8 rzeczownik jest dopełnieniem czasownika. Uderzający jest tu kon! z francuskim: por. ouvre-boite `nóż do konserw' (dosł. `otwierajkę'), a.llume-gaz `zapalniczka do gazu' (dosł. `zapalaj-gaz'). Ponie złożenia historyczne z natury rzećzy nie należą do klas synchronia produktywnych, więc przyjmiemy, że będą wymieniane w słovW tak, jak gdyby były leksemami prostymi.
Jeszcze ciekawsza teoretycznie jest druga główna klasa leks~3 złożonych niezgodnych z produktywnymi regułami systemu języki go. Powstają one nie przez łamanie tych reguł, lecz przez ich twC rozszerzanie lub przekraczanie. Tradycyjnymi terminami na okot nie większości omawianych tu złożeń są metafora* i metonimi Przykładem złożenia opartego w sposób oczywisty na metaforze wet blanket `mroziciel etuzjazmu' (dosł. `mokry koc'); drugim jes wire `uosobienie energii' (dosł. `żywy drut'). Oba są regularna ~6i gicznie i do pewnego stopnia gramatycznie. Wypowiedzi He is a wet blauket, dosł. `To bardzo mokry koc' i He is n very live wire; `To bardzo żywy drut', są w pełni dopuszczalne. Przykładem lel złożonego opartego na metonimii jest red cap, dosł. `czerwona: ka'. W Ameryce oznacza on tragarza, a w Wielkiej Brytanii żand - w obu wypadkach z oczywistych powodów. Również i ten lekse~ jest całkowicie endocentryczny. Jego dystrybucja bowiem nie identyczna z dystrybucją rzeczownika cap `czapka'. Mówiąc o e używa się nieosobowego zaimka względnego which, a mówiąc o ~` rzu lub żandarmie - osobowego wlto. ~ ~ W dalszym ciągu termine.>n tafora będziemy obejmować również metonimię.
z' Obfity zbiór metafor literackich z omówieniem przytacza Brook-Rose wsze rozważania nad konsekwencjami metafory i użycia przenośnego dla tei zawierają Cohen i Margalit 1970, Loewenberg 1975, McIntosh f961, Weinre
~4 Zakladam, że jest to sprawa gramatyczna, choć można być innego zd 10.2).
Oczywiście metafora nie jest ograniczona do tworzenia leksemów zh,żonych. Można używać metaforycznie wielu leksemów prostych, ktcSre przybrały z tego powodu znaczenie mniej lub bardziej zleksykaIiZOW~~oe, wymagające zamieszczenia w słowniku. Rzeczą teoretycznie cickaw~ jest to, że metafora nie jest bynajmniej ograniczona do takieto użycia języka, które wydaje nam się poetyckie - chociaż nie moZ~la jej objąć deterministycznym systemem reguł generatywnych i chociaż omawia się ją z reguły w dziale stylistyki*, a nie gramatyki (por. 14.5). Podobnie jak odróżnia się produktywność (jedną z cech defini~yjnych systemu językowego, por. tom I, 3.3) od twórczości (czyli od zdolności użytkownika języka do rozszerzania systemu na mocy zasad abstrakcji i porównania, zasad motywowanych, lecz nieprzewidywalnych j. tak samo można odróżnić reguły od chwytów, zarówno w wytvarz(...)Z,ałożyliśmy, że tworzenia leksemów nie można opisać za pomoc~ t-egid generatywnych. Nie oznacza to, jakoby nie podlegało ono ograniczeniom narzucanym przez poszczególne systemy językowe, a może również ograniczeniom ogólniejszym, rządzącym wszystkimi sySten~~mi językowymi. Jeśli jednak rzeczywiście tworzenie frazeologizm.leżeli sprawę metaforycznych rozszerzeń znaczenia stawiamy właśnie tutaj , to dlatego, że ma ona rzeczywiste konsekwencje dla faktycznego wymieniania leksemów. Oczywiście zupełnie te same problemy powitają wtedy, kiedy dochodzi do metaforycznego rozszerzenia znaczenia leksemu prostego. Jest ono równie nieprzewidywalne na mocy reguly, jak tworzenie za pomocą tegoż chwytu leksemu wielowyrazowe~To. Współczesne próby formalizacji struktury systemów językowych oraz generowania wszystkich możliwych i tylko możliwych inter
,. ~ l3azell (1964) odróżnia ograniczenia narzucone przez system językowy od takich, które użytkownicy systemów językowych przyjmują w charakterze normy. Haas (1973x) stosuje podobne rozróżnienie reguł i tendencji.
164 ~ 165

pretacji zdań są oparte na zalożeniu, że nie tylko liczba leke danym języku, lecz również liczba znaczeń każdego leksemu j czopa i wyliczalna. Dla każdej teorii semantyki opartej na tali żeniach metafora jest bardzo poważnym problemem teorety
13.4. Homonimia i polisemia
Jak widzieliśmy w jednym z poprzednich paragrafów, istnieją dvv dzaje niejednoznaczności leksykalnej . Jeden z nich polega na hoi mii*, drugi na polisemii*. Różnice między nimi łatwiej jest wyj; ogólnikowo, niż zdefiniować w postaci obiektywnych kryteriów, 2 walających w praktyce." Zacznijmy od pytania, wedlug jakich k riów lingwiści decydują w praktyce o tym, że np. angielskie port `ą i port `portwajn, rodzaj wina' są leksemami odrębnymi, lecz hot micznymi, podczas gdy mouth jest jednym leksemem polisemiezi czyli mającym kilka znaczeń: `usta', `wylot jaskini' i inne.
Jednym z kryteriów, wyraźnie formułowanym w postaci inforr, etymologicznych dodawanych w wielu słownikach do poszczegól hasel, jest wiedza leksykografa o historycznym pochodzeniu wyra Na ogół za dostateczny, choć nie za konieczny warunek homoo uważa się to, żeby omawiane leksemy miały w jakiejś dawniejszej' języka odrębne formalnie źródła. Tak np. angielskie ear `ucho' `kłos' traktuje się jako homonimy dlatego, że wyrazy staroangiel od których te leksemy pochodzą, byty formalnie różne i utożsamił dopiero w języku średnioangielskim. W praktyce to kryterium et~ logiczne nie zawsze jest decydujące. Przede wszystkim nawet w ję: angielskim, w którym zabytki pisane istnieją od wielu stuleci (agi w.n.e. -przyp. tł.), jest wiele wyrazów niepewnego pochodzenia drugie nie zawsze jest jasne, co się rozumie w tym kontekście przy krewieństwo etymologiczne. Angielskie poru `part' pochodzi od ł'i skiego portus `ts.' (...). Natomiast port2 `portwajn' pojawilo się w ku angielskim stosunkowo niedawno i pochodzi od nazwy mian
1~' Dalszym problemem jest istnienie w każdym systemie językowym różne frazeologizmów. Por. Chafe 1968, Fraser 1970, Makkai 1972. Oczywiście frazes często powstają z metafor.
" Eksperymenty pani Lehrer (1974) i innych zdają się wskazywać, że rodo tkownicy języka zgodnie uznają wiele użyć za wypadki bądź to polisemii, bądź mii, lecz że pozostaje przy tym duża reszta wypadków pośrednich.
portugalii, z którego wywożono ten gatunek wina. Portugalska jednak nazwa tego miasta, Oporto, pochodzi od wyrażenia o poYto `port', w ktc~rvm porto wywodzi się z tego samegó leksemu łacińskiego, co angielskie port `port'. To więc, czy angielskie port `port' i `portwajn' uzn~r~ny za etymologicznie tożsame, zależy od tego, jak głęboko zamierz<<~T1Y sięgać w przeszłość wyrazów. Kryterium tożsamości etymologicznej nie jest więc tak proste, jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut czka.
Nie to jest jednak głównym zarzutem przeciwko temu kryterium. Infc>rmacja o źródlach i historii poszczególnych wyrazów nie jest i nie pwvinna być istotna dla synchronicznej analizy języków (por. tom I, g.2j. chociaż dostępność tej informacji w czolowych słownikach jest rzecz<~ korzystną. Rodowity bowiem użytkownik języka z reguły nie uświadamia sobie etymologii wyrazów, których używa. Jeśli zaś nawet wie coś o ich pochodzeniu, to wiedza ta nie wpływa na ich interpretację, chyba że mówiący popisuje się erudycją albo użytkuje jakieś aspekti etymologii w celach stylistycznych. Ewentualne różnice etymologicznego znaczenia leksemu w porównaniu z jego znaczeniem synchrt.~~icznym i ewentualną jego wartość stylistyczną można uwzględnić przy analizie konkretnych tekstów (por. 14.5). Nie powinna ona jednak odgrywać żadnej roli w definiowaniu homonimii.
Drugim głównym kryterium, na które tradycyjnie powolują się lingwiści i leksykografowie przy ustalaniu granicy między polisemią a homor~imią, jest pokrewieństwo znaczeu lub jego brak (por. tom I, 1.5). Jest to oczywiście wzgląd istotny i ważny, może nawet synchronicznie jedynie ważny. W granicach, w jakich odróżnienie homonimii od polisemii jest intuicyjnie możliwe, odpowiada ono najwyraźniej poczuciu rodowitego użytkownika języka, według którego jedne znaczenia są ze sobą związane, a drugie nie. Tak np. wszyscy mówiący po angielsku zgcIziliby się prawdopodobnie na to, iż rzeczownik mouth jest jednym leksemem o kilku związanych ze sobą znaczeniach (czyli polisemicznym). Oczywiście nie użyliby takich naukowych terminów, jak leksem czy l,~lisemiczny. Powiedzieliby nam j ednak, że w takich wyrażeniach, jak rlze mouth of the river `ujście rzeki' i the mouth of the bottle `otwór butelki' występuje ten sam wyraz mouth, który jest używany w wyrażeniu Don't speak witki your mouth full `Nie mów z pełnymi ustami'. Powiedzieliby zapewne, że podstawowym, czyli dosłownym znaczeniem Wyrazu mouth jest `usta' i że to znaczenie dato początek użyciu tego sa
166 ,, ~ 167

mego wyrazu jako nazwy innych otworów i wylotów. Ponieważ`vt"i sześć rodowitych użytkowników języka dostrzega związek meta czny między znaczeniami tego samego ich zdaniem wyrazu, więc h i my mamy prawo uznać ten wyraz, na mocy intuicyjnego kryte pokrewieństwa znaczeń, za jeden leksem polisemiczny.
Jeśli jednak jako podstawę odróżnienia polisemii od homori przyjąć to wlaśnie kryterium, powstaje szereg problemów. Po pi, sze pokrewieństwo znaczeń jest najwidoczniej stopniowalne. Nie t wodniono dotychczas, i może nie da się udowodnić, że intuicja rock tych użytkowników języka jest na tyle zbieżna, żeby warto było po kiwać w systemie języka jakiegoś powszechnie stosowalnego osty rozróżnienia polisemii od homonimii. Często wskazywano, że j użytkownicy rzekomo dostrzegają związek między kłosem (ed uchem (ear), a inni go negują. W obliczu takiego przykładu widos nieokreśloności intuicyjnej odczuwamy pewne trudności. Gdyby nica w interpretacji leksemu ear przez dwie grupy mówiących konsekwentna, mielibyśmy prawo orzec, że mówią one dwoma n różnymi dialektami jednego języka. Takiej konsekwencji jednał wykazano. Nasuwa się więc pytanie, czy semantyk opisowy, wybi j ąc między polisemią a homonimią, może i powinien uwzględnić i~ cje mówiących co do pokrewieństwa znaczeń. Dopóki nie zostanie wiedzione, że takie intuicje odpowiadają stwierdzalnym materiał różnicom w użyciu wyrazów, dopóty lingwista powinien się ra powstrzymać od określenia statusu naukowego różnicy "homonin polisemia". To właśnie zamierzamy uczynić niżej.
Usiłowano również sprecyzować pojęcie pokrewieństwa zna na podstawie skladnikowej analizy semantycznej leksemów (pc 9.9). Nie negując możliwości, że takie ujęcie sprawy okaże się ki owocne, trzeba jednak uczciwie stwierdzić, że dotychczas wszystki kie próby zawiodły. Oczywiście łatwo jest wybrać pojedynczy lek; który czołowe slowniki traktują jako polisemiczny, np. angielsk cl2elor `l. absolwent studiów wyższych pierwszego stopnia, 2. kav (nieżonaty), 3. młody samiec foki', i powiązać jego znaczenia za mocą zbioru składników semantycznych. Problem jednak polep tym, żeby uzasadnić analizę składnikową całego słownictwa i poka w jaki sposób da się ona zastosować do oddzielenia leksemów hoi micznych od polisemicznych nie tylko w kilku stosunkowo jas przykładach. Jak widzieliśmy, składnikowe ujęcie semantyki o
Winda wielu lingwistom ze względów ogólnych. Wiąże się z nim jednak Wiele trudności teoretycznych i metodologicznych. Co się tyczy problemu rozważanego w tym miejscu, to nieistotna jest możliwość czy niemożliwość i-ozkladu znaczeń leksemów na zbiór składników semantycznych (uporządkowany czy nie), dopóki nie potrafimy określić liczby' ani typu składników, których wspólne występowanie w dwu znaczeniach stanowi o pokrewieństwie tych znaczeń. Jeśli np. powiemy, że te znaczenia muszą mieć n wspólnych skladników, to czy nadamy Symbolowi n wartość liczebną stalą, czy też proporcjonalną do sumy składników przyjętej dla obu znaczeń? A może ogół składników semantycznych calego słownictwa trzeba poddać analizie wagowej, pomijając skladniki bardzo ogólne, takie jakANIMATE `ożywióny' lub pHYSI CAL OBJECT `obiekt fizyczny', a przyznaj ąc większą wagę takim, jak ADULT `dorosły' lub MARRIED `żyjący w malżeństwie'? Dopóki nie znamy odpowiedzi na takie pytania i dopóki nie wykazano, że obrana miara pokrewieństwa znaczeniowego daje wyniki zgodne z ewentualnymi powszechnymi sądami mówiących, dopóty musimy traktować ostrożnie wszelkie sugestie, w myśl których technika rozkladu leksykalnego, stanowiąca podstawę ańalizy składnikowej znaczenia leksemów, daje nam w ręce, choćby tylko w zasadzie, metodę stanowczego odróżniania polisemii od homonimii.
Problem wytyczenia ostrej granicy między polisemią a homonimią w konkretnym systemie językowym można nie tyle rozwiązać, co obejść w dwa sposoby. Jednym jest maksymalizacja homonirriii przez uznanie każdego znaczenia za oddzielny leksem: mouth `usta', mouth `ujście', mouth `wylot' itd. Drugi sposób polega na definiowaniu leksemu tylko na podstawie jego form i ich funkcji składniowych (a nie znaczenia - przyp. tl.). Jeśli przyjmiemy pierwsze ujęcie, zalecane przez niektórych lingwistów, to otrzymamy znacznie więcej leksemów, niż przyjmują czołowe słowniki opisywanego języka. Samo w sobie nie stanowi to zbyt ciężkiego zarzutu. Wiele jednak spośród tych leksemów będzie dublować informację fonologiczną i gramatyczną zawartą w innych hasłach. Tak np. na tej podstawie, być może wątpliwej, że leksemowi lub leksemom bachelor odpowiadają cztery znaczenia, wymienimy w słowniku cztery oddzielne leksemy (por. Weinreich 1966, McCawley 1968), kodując na temat każdego z nich informację, że jest rzeczownikiem policzalnym i morfologicznie regularnym o temacie (bachelor~. Tym samym metodologiczna maksymalizacja homoni
168 P ~ 169

mii doprowadzi do znacznej redundancji w słowniku (por. H 1974).
Gorzej jednak, że różnice znaczenia można mnożyć w niesk~ ność. Czy dla mouth znaczenie `ujście rzeki', jest tym samym, co tunelu' lub `otwór słoika'? Czy czasownik play `bawić się, grać' samo znaczenie w następujących wypowiedziach:
(1) She plays chess better than she plays the flute `Gra w szat piej, niż gra na flecie'
(2) He's ~.ever played Hamlet `Nigdy nie grał Hamleta'
(3) 1'm playing ,serum-half next Saturday `W tę sobotę gram w jako pomocnik'
(4) Can. l go out to play now, Mummy? `Czy mogę iść się bawi musiu?'
Jak można w ogóle odpowiedzieć na takie pytania? Widzieliśmy i dnym z poprzednich paragrafów, że sprawdzanie niejednoznaczn za pomocą połączenia współrzędnego jest możliwe tylko w ograny nym zakresie (por. 10.4). Czy w przykładzie (1) można by pom drugie wystąpienie formy [gra]: [Gra w szachy lepiej, niż na flecie co powiedzieć o przykładzie:
(5) Grał po południu jako pomocnik, a wieczorem Hamleta?
Być może bezpodstawne jest już samo pojęcie odrębnych zn; leksykalnych. Jeśli tak, to nie można się na nim oprzeć przy defi~i niu leksemów.
Równie skrajny jest pomysł zmaksymalizowania polisemii. D wadzi on do powstania słownika o znacznie mniejszej liczbie hase nasze zwykłe słowniki. Jest to jednak niewątpliwie pomysł bai godny zalecenia, choćby ze względów metodologicznych. Ider ność czy różnicę formy (czy to w substancji fonicznej, czy grafit por. tom I, 3.3) jest na ogół latwo stwierdzić (na mocy definicy, cech dwuklasowości, nieciągłości i arbitralności języka, por. ti 3.4). Identyczność formalna jest konieczna zawsze, bez względu ~ czy zamierzamy zmaksymalizować homonimię, czy polisemię. bujmy więc dokładniej sprecyzować kryteria formalne i składt identyfikacji leksemów jednowyrazowych (pomijając na razie typy leksemów).
(...) O dwu leksemach powiemy, że są równoważne składy
(LI = L,), wtedy i tylko wtedy, kiedy oba należą do dokładnie tej samej p~ńkłaśy tej samej części mowy (np. do podklasy rzeczowników własnych, czasowników przechodnich itd.).
(, . . ) Nieco dalej , w związku z pojęciem homonimii, rozważymy zaQadnicnic, czy równoważność składniowa leksemów pociąga za sobą ich identyczność (...).
ySwmoważnośe składniowa dwu leksemów implikuje ich wzajem~i~t ~~-~n~iennośe we wszystkich gramatycznie poprawnych zdaniach da~~~gc, j4zyka, czyli identyczność ich dystrybucji*. Ponieważ w zdaniach wvst4pują nie leksemy, lecz ich formy, więc przez wymienność lekse~~>vv należy rozumieć wymienność formy jednego leksemu z formą ~r~,gicgo, np. wymienność formy [went] `poszedł' leksemu go `pójść' z forma (came) `przyszedł' leksemu come `przyjść' w takich zdaniach, juk flo camelwent home last night `Wczoraj wieczorem przyszedł/poszedł do domu'. Na ogół dyśtrybucja form wyrazowych zależy nie tylko cod kwalifikacji skladniowej odpowiednich leksemów, lecz również od właściwości fleksyjnych wyrazu morfo5yntaktycznego, który realizuje każda z tych form. Tak np. (came] jest formą czasu prźeszłego czasc,wnika nieprzechodniego come, podobnie jak [went] jest formą czasu przeszłego czasownika nieprzechodniego go. Obie te formy są wymienne w każdej pozycji, którą reguły syntaktyczne dopuszczają jaku kontekst dla czasownika nieprzechodniego w czasie przeszłym. Otciż w języku angielskim nieprzechodniość jest istotna składniowo, a nic fleksyjnie: jest właściwością leksemów (...). Natomiast czas przeszły jest istotny nie tylko składniowo, ale także fleksyjnie. Forma cza
sy hrzeszlego leksemu come różni się od obu form czasu teraźniejszego: (comes] `przychodzi' i (come] (pozostałe osoby). Wszystkie te trzy formy różnią się dystrybucją w obrębie poprawnych zdań angielskich. Czas przeszły i teraźniejszy nie są więc właściwościami leksykalnymi, lecz fleksyjnymi.
Mówiąc, że [came] jest formą czasu przeszłego czasownika come, mamy na myśli to, że określone reguły fleksyjne (stosowane do informacji podanych w słowniku, por. 13.1) łączą formę (came] z wyrazem morfologicznym wykazującym wlaściwośe fleksyjną zwaną czasem przeszłym. Każdy wyraz morfologiczny składa się z dwu części: ze składnika leksykalnego (realizowanego w wielu językach jako temat* lub rdzeń*) i ze zbioru n właściwości fleksyjnych. Możemy wobec tego zdefiniować dwojaką częściową identyczność wyrazów morfosyntak
170 ~ ~ 171

tycznych: leksykalną i fleksyjną. Dwa różne wyrazy morfosy
ne są identyczne leksykalnie, jeżeli zawierają ten sam składnił~,' kamy. Są natomiast identyczne fleksyjnie, jeżeliwykazujązu~~ same właściwości fleksyjne. Jeżeli są identyczne i leksykalnie; ~~, syjnie, to są tym samym wyrazem morfosyntaktycznym. Jedna i identyczność, leksykalna i fleksyjna, zachodzi między wyraza~,a fosyntaktycznymi, a nie między formami. Właściwości jednak, tt rych podstawie definiujemy tę tożsamość, wybieramy w taki spa żeby w ostatecznym wyniku decydowały o dystrybucji form.
Chcąc zdefiniować tradycyjne pojęcie homonimii, musimys~ wołać na równoważność gramatyczną wyrazów rnorfosyntaktyc Opiera się ona częściowo na równoważności składniowej leksem częściowo na identyczności fleksyjnej wyrazów morfosyntaktyczn Dwa wyrazy morfosyntaktyczne są równoważne gramatycznie wt tylko wtedy, kiedy spełnione są następujące warunki:
I. odpowiednie leksemy są równoważne składniowo, a zaras II. omawiane wyrazy morfosyntaktyczne są identyćzne fleksyj Warunek I można nazwać warunkiem równoważności leksyka
Jego szczególnym przypadkiem jest identyczność leksykalna. Tak finiowana równoważność gramatyczna wyrazów morfosyntaktycz jest wystarczającym, ale niekoniecznym warunkiem równoważ] syntaktycznej form, które realizują. Przypuśćmy np. na chwilę; jakimś języku nie istnieje związek zgody, ale istnieje liczba rzecze ka. W takim języku poprawne byłoby nie tylko zdanie [Ten chło to nasz przyjaciel], ale także zdanie [Ten chłopcy to nasz przyjaci Wtedy dystrybucja formy' liczby pojedynczej [chłopiec] byłabyh ma z dystrybucją formy liczby mnogiej [chłopcy]. Natomiast w3 morfologiczne realizowane przez te formy różniłyby się fleksyjną ściwością liczby. Mówiąc ogólnie, wyrazy morfosyntaktyczne r fleksyjnie na ogół, choć może nie zawsze, różnią się także dystrybt
W definicji homonimii odgrywa rolę jeszcze jedno kryterium: i tyczność formalna. Dwa wyrazy-okazy są identyczne formalnie W stancji fonicznej, jeśli mają ten sam zapis fonologiczny, a w subst graficznej, jeśli mają ten sam zapis ortograficzny. W językach za wanych ortografią alfabetyczną lub sylabiczną te dwa rodzaje t! mości formalnej na ogół się pokrywają. W zasadzie jednak są zup niezależne od siebie (por. tom I, 3.3).
Możemy teraz rozszerzyć pojęcie identyczności formalnej na li
sny i na wyrazy morfosyntaktyczne. Każdemu leksemowi odpowiada pewien zbiór form. Powiedzmy zatem, że dwa leksemy są formalnie identyczne zawsze i tylko wtedy, kiedy reguły systemu językowego przyp~suJą każdemu z nich ten sam zbiór form. Zbiór form odpowiadający łehsemowi może być zbiorem jednoelementowym. W zasadzie jeJnak w językach, w których uzasadnione jest odróżnienie fleksji od sgładru, zbiór form leksemu zawiera więcej niż jeden element. Jak się przekonamy, właśnie dlatego identyczność formalna leksemów i ich r~wnoważnośe syntaktyczna są koniecznymi, ale nie wystarczającymi warunkami ich homonimii.
Dła wyrazów morfosyntaktycznych identyczność formalną zdefiniujemy trochę inaczej. Jeżeli W = Wr, W~, ..., Wn jest zbiorem wyrazow inurfosyntaktyeznych, a F = Fr, F2, ..., F" jest zbiorem form (morfolo~iczrrie prostych lub pochodnych), to powiemy, że wyraz W; jest formalnie identyczny z W~ zawsze i tylko wtedy, kiedy realizuje je ta sama forma (w obu substancjach, por. tom I, 3.3). Reguły systemu języko;vego ustalają stosunki między zbiorami W i F, a tym samym stosunek tożsamości formalnej między elementami poszczególnych podzbiorów zbioru W. Nawet jeśli pominiemy stosunkowo nieliczne wypadki obocznych realizacji tego samego wyrazu morfologicznego w tym gamym dialekcie (np. [dreamt/dreamed] `śnił'), to i tak stwierdzimy, że w większości języków stosunek między wyrazami morfologicznynu a formami często nie jest jedno-jednoznaczny. Tak np. w angielskim forma czasu przeszłego czasownika will `chcieć', pisana [would], a wymawiana [wud], jest w substancji fonicznej identyczna z formą liczby pojedynczej rzeczownika wood `drewno'. Forma czasu przeszłego czasownika read `czytać', pisana real, a wymawiana [red], jest w substancji graficznej (ale nie w fonicznej) identyczna z jego formą czasu teraźniejszego (wymawianą (ri:d]). We wszystkich tzw. czasownikach regularnych czyli słabych (np. cook `gotować') formy czasu przeszłego i imiesłowu biernego ([cooked], wymawiane [kukt]) są identyczne w obu substancjach itd.
.lak widać, identyczność formalna leksemów i wyrazów morfosynrałctycznych zarży od substancji, podobnie jak identyczność typu w ~.azach, na której się opiera. Dlatego tradycyjnie odróżnia się homofuy~, np. angielskie czasowniki sow `siać' i sew `szyć', wymawiane jer1~!nkowo [snu], od homonimów. W literaturze termin homofonia, jeżeii jest w ogóle używany, to mniej konsekwentnie, niż hornorcimicr.
172 ;~ ~ 173

Równoległego terminu homografia używa się rzadko. Jeśli dąźy precyzyjniejszej definicji homofonii i homografii (w ramach użyVwi go przez nas aparatu pojęciowego, mniej lub bardziej tradycyj to możemy ograniczyć użycie tych terminów w rozmaity sposób',' żerny je zdefiniować jako wewnątrzsubstancjalną identyczność d (identyczność typu w okazach). W takim razie powiemy, że czas szły [read] `czytał' jest pornografem (ale nie homofonem) ezasu tt niejszego [read] `czytam'; że forma stopnia równego przymiotni); `czerwony' jest homofonem, (ale nie pornografem) formy czasu ~ szłego czasownika read `czytać'; i że forma czasu teraźniejszego wnika can `mogę' jest zarazem pornografem i homofonem jedl form czasu teraźniejszego czasownika can `puszkuję, przerabiai konserwy'. Możemy również zdefiniować homofonię i homog jako relacje nie między formami, ale między wyrazami morfosynt cznymi. Wtedy powiemy, że wyrazy morfosyntaktyczne są homof mi, jeżeli je realizuje ta sama forma foniczna, a pornografami, je~ realizuje ta sama forma graficzna. Oczywiście praktyczna różnica dzy definiowaniem homografii i homofonii jako relacji form czy v zów syntaktycznych jest niewielka.
Można jednak zdefiniować homofonię i homografię także jak fację między leksemami, łącząc ją w ten sposób z tradycyjnym j ćiem homonimii. W gramatyce tradycyjnej termin homofonia' dotyczy leksemów uważanych za odrębne, np. śew `szyć' i sow `i jest przynajmniej milcząco, jeśli nie otwarcie, przeciwstawiany ti nowi homonimia. Formy czasowników sew i sow pisze się odmij: ale wymawia jednakowo. Uchodzi to za rzecz wyjątkową, zasługo na usankcjonowanie terminologiczne. Gdyby te formy nie różbi~ ani pisownią, ani wymową, a uchodziły z innych powodów za odt leksemy, to nazywano by je chyba homonimami, a nie homofa Takie zacieśnienie użycia terminu homofonia jest oczywiści sprawą wygody terminologicznej. To samo dotyczy terminu hóm fia, Tutaj chcielibyśmy najpierw zdefiniować bezwzględną czyli witą, homonimię leksemów, a potem wyróżnić homofonię i hom fię jako dwa rodzaje homonimii częściowej. Jest to zgodne z traĆ
ną praktyką, choć sprzeczne z innymi definicjami, jakie można n kać w literaturze.
Do bezwzględnej homonimii dwu leksemów, L; oraz Li, konie są przynajmniej następujące trzy warunki:
I, 1_~ = L~ (odrębność leksemów)
II. L~ = L~ (równoważność składniowa) III. I-~ ` = L~* (identyczność formalna).
Każdy z tych warunków wymaga pewnych komentarzy. Przekonan~y się zaraz, że warunki identyczności formalnej i równoważności sktadniowej są.sformułowane zbyt łagodnie. Większość jednak typów pon~onimii częściowej rzeczywiście obserwowanych w językach można zdefiniować za pomocą warunków II i III, w pewien sposób ograniczonych i wzajemnie niezależnych. Dlatego-warto zacząć od powyższe~o zbioru warunków, z których każdy oddzielnie jest konieczny, choć nawet wszystkie razem nie są wystarczające.
O odrębności leksemów niewiele jest do powiedzenia. Można by oczywiście zrezygnować z tego warunku i orzec, że każdy leksem jest swoim własnym absolutnym homonimem. To jednak wydaje się dość banalne. Przewrotnością byłoby dopuścić, że leksem może nie być wiasnym homonimem. Jednocześnie należy podkreślić, że wszystkie warunki homonimii absolutnej, o których będzie tutaj mowa, będą zarazem warunkami identyczności leksemów. Czy więc L; ~ L~ pozostaje w mocy wtedy, kiedy spełnione są wszystkie pozostałe warunki, jest zagadnieniem otwartym. Jak się przekonamy, maksymalizacja polisemii kosztem homonimii, wspominana wyżej jako dopuszczalna zasada metodologiczna, zdawałaby się przemawiać za tym, że w języku nie ma hornonirnów absolutnych, lecz istnieje tylko różnoraka homonimia częściowa.
Warunek równoważności składniowej był już omawiany. Wskazaliśmy, że jest on stopniowalny i zależny od sposobu analizy języka. Przyjmujemy, że w toku najogólniejszej klasyfikacji różnicuje się leksemy wedlug ich przynależności do części mowy. Dlatego niezależnie od wszystkich innych względów leksemy nie mogą być absolutnymi homonimami, jeżeli nałeżą do różnych części mowy. W tradycyjnych rozwa~,miach na temat homonimii uznaje się to często, choć nie powszechnie. Kiedy jednak zaczynamy uwzględniać subtelniejsze rozróżnie~a. pojawiają się pewne problemy. Tak np. angielskie rzeczowniki p~~~ 'port' i port `portwajn' różnią się tym, że pierwszy jest policzalny, drugi nie. To że można powiedzieć [dwa portwajny i jedna madera], ~Ynika z pewnej bardzo ogólnej zasady, której chyba nie ma potrzeby lornurłować w słowniku (por. 11.4). Toteż te dwa angielskie leksemy port są homonimiczne tylko częściowo. To samo dotyczy takich par
174 ~ .~ 175

czasowników przechodnich i nieprzechodnich, jak run `provi~' run `biec', move `poruszać' i move `poruszać się' itd. Już tutaj ' my za odrębne leksemy wiele takich czasowników i rzeezou~`~~ które w słownikach tradycyjnych byłyby utożsamione jako jeden I
(...) Równocześnie jednak klasyfikujemy je w taki sposóbt. spełniają jednego z warunków homonimii absolutnej. Jak Ta wnioskować, coraz subtelniejsza klasyfikacja leksemów dop do rozróżnienia coraz większej ich liczby. Tak np. czasownik r `realizować' (w zdaniu: He realized his assets `Zrealizował swoje ty') zostałby w słowniku odróżniony od realize2 `uświadomić sobi zdaniu: He realized that he was mistaken `Uświadomił sobie, myli'). Który więc z tych dwu różnych leksemów ezasownikowyc~ stępuje w zdaniu: He realized his mistake `Uświadomił sobie swoj myłkę'? Jest on oczywiście znaczeniowo bliższy leksemowi reak, realizel. Można go nawet utożsamić z realize2 przy pewnym sz~z nym sposobie analizy transformacyjnej języka angielskiego. T4 nie chcemy tutaj podkreślić. Już bowiem samo pojęcie równowaź składniowej zależy w sposób jawny lub ukryty od pewnego okres go zbioru reguł. Może się łatwo okazać, że przy bardzo szczegół klasyfikacji żadne dwa leksemy nie są równoważne składnioveo Gross 1975). W każdym razie znaczna część tak zwanych tradyt homonimów to w świetle warunku równoważności składniowej h nimy tylko częściowe.
Przyjrzyjmy się z kolei warunkowi identyczności formalnej. my pod uwagę następujące zbiory angielskich form wyrazowych _ [can, could], Y = [can, cans], Z = [can, cans, canning, canoe kojarzy się z czasownikiem modalnym tael `mogę', Y z rzeczowe; can2 `puszka', a Z z czasownikiem przechodnim can3 `pusżkować; rabiać na konserwy'. Omawiane trzy leksemy są oczywiście rozri ne na podstawie swojej nierównoważności składniowej. W więk~ języków posiadających formy fleksyjne nierównoważność składi leksemów implikuje ich nieidentyczność formalną. Jest to jedni raźnie sprawa materiałowa. Przypuśćmy np., że w jakimś języku ty rzeczownikowe i czasownikowe przybierają zupełnie ten sa m. afiksów fleksyjnych. Wtedy dwa leksemy nieidentyczne składa mogłyby z łatwością być identyczne formalnie. Nie musiałoby wodować niejednoznaczności gramatycznej. Częściowa identyC, formalna leksemów, taka jak między tael `mogę', can2 `puszka'
`puszko wać', nie jest bynajmniej rzadkością w językach świata. Jak się Wkrótce przekonamy, powoduje ona homonimię częściową tylko wtedy,, kiedy wyrazy morfosyntaktyczne identyczne formalnie są zarazem róW,mważne gramatycznie. Najpierw jednak podamy przykład dwu leksc nWw angielskich, które można by nie bez racji uznać za równoważne gramatycznie, choć nie są identyczne formalnie (przynajmniej w niektó tych dialektach). Leksemami tymi są hang, `powiesić (rzecz)' i i~~,~g: `powiesić (człowieka)'. W pewnych dialektach różnią się. one tvm, ~~ hang, odpowiada zbiorowi form [hang], [hangs]`wiesza', [hanQingj `wieszając', [hung] `powiesił, powieszony', a hangi zbiorowi form ~ hang], [hangs], [hanging], [hanged] `powiesił, powieszony'. Jeśli ~~~vct czasowniki hangi i hangZ uznamy za równpważne składniowo, to kaida z dwu form [hung] i [hanged] realizuje po dwa wyrazy morfosvntaktyczne: `powiesił' i `powieszony'. Mamy tu więc dwa wypadki ró~-uoważności gramatycznej: [hung] i [hanged] `powiesił' oraz [hung] i [hanged] `powieszony.
1-vle wystarczy, żeby wykazać teoretyczną wzajemną niezależność równoważności składniowej oraz identyczności formalnej, a także ważnosć ich obu dla definicji homonimii jako relacji między leksemami. W powyższych jednak rozważaniach umyślnie nie uwzględniliśmy tego, że identyczność formalna jest pojęciem zależnym od substancji. Temu brakowi łatwo jest zaradzić. .leżeli interesuje nas tylko język mc~EViony lub tylko pisany, to zinterpretujemy odpowiednio warunek identyczności formalnej. Jeżeli zaś pragniemy nasz opis języka możliwie uniezależnić od różnic między substancjami, to przyjmiemy, że warunek III implikuje identyczność formalną w obu substancjach. Leksemy spełniające pozostałe warunki będą homonimami absolutnymi, jeżeli są formalnie identyczne zarówno w substancji fonicznej, jak i w graficznej. Można więc ograniczyć zastosowanie terminów homofonia i homografia (tego pierwszego zgodnie z praktyką) do takich wypa~ików, w których pod tym względem brak jest izomorfizmu między jęwkiem pisanym a mówionym. Jest to po prostu sprawa wygody terminologicznej. Równie dobrze można by traktować homofonię i homc,~rafię jako pojęcia wzajemnie niezależne, ale też wzajemniełączliwc ltzn. uważać zupełne homonimy za homofony i homografy jednoczcśnie-.przyp. tł.).
Oczywiście również homofonia i homografia, podobnie jak homoI~imia, może być absolutna lub częściowa. Przykład homofonii absolu
176 ~ ~ 177

tnej już przytoczyliśmy: sew `szyć' i sow `siać' są absolutnymi hoi nami (założywszy, że są równoważne składniowo), a nie są naw~~;~ ściowymi homografami (ponieważ we wszystkich formach granią ' pych pisze się każdy z tych czasowników odmiennie - przyp.tł.), mofonia częściowa (różnych typów) występuje w wielu językach. ~~' kładem angielskim jest forma wymawiana [red], a pisana (read] fy tał' i [red] `czerwony'; wymawiana [gren], a pisana [great] `wie [grate] `krata' i [grate] `ucierać' itd. Dwie ostatnie formy są częścip,~ mi synonimami. Co prawda, większość leksemów tradycyjnie nad pych homofonami jest homofoniczna tylko częściowo. W angiel~, pospolita jest również częściowa homografia. Tak np. czasowniku `kłaść' i putt `podbijać kijem golfowym' są równoważne składnio~i tyle, że oba są przechodnie i oba przybierają określniki miejsca (piej szy obowiązkowo, drugi fakultatywnie): por. niejednoznaczną wij wiedź He is petting the hall on the green `Kładzie piłkę na trawnikuf syła piłkę na trawnik'. Czasowniki te jednak różnią się składniowo innymi względami. Również ich identyczność formalna w substa~ graficznej jest tylko częściowa: por. [pet], [puts] `kładzie', [putti, `kładąc' wobec [putt], [putts] `podbija', [petting] `podbijając', [pet `podbita'. Dlatego wypowiedź [He is petting the bali on the greenj j niejednoznaczna tylko w języku pisanym (por. 10.4). Natomiast vt tyku mówionym (...) odpowiadałyby jej dwie wypowiedzi-typy rd!j fonologicznie (ponieważ pet wymawia się [pet], a putt wymawia [pnt] - przyp. tł). Ponadto czas przeszły [pet] `położyl' różni się czasu przeszłego [putted] `podbił, posłał (piłkę)'. Inne przykłady daliśmy na początku niniejszego paragrafu. Być może, iż w niektót językach o piśmie alfabetycznym lub sylabicznym homografia abc tna nie istnieje.
Pozostaje nam jeszcze udowodnić twierdzenie, że warunkirót ważności składniowej i identyczności formalnej są sformułowane łagodnie na to, żeby łącznie, wraz z odrębnością leksemów, wystat< ły do absolutnej homonimii (czy choćby nawet do absolutnej hai grafii i homofonii). Wykażemy to na prostym fikcyjnym przykłat~ Weźmy pod uwagę jeden z najczęściej cytowanych przykładóvw' gielskich tak zwanej pospolicie homonimii: banki `brzeg rzeki' i bd `bank'. Przyjmiemy, że są tq jednostki równoważne skladniowo (4~' można by to kwestionować). Ich identyczność formalna zarówtt~ substancji fonicznej, jak i w graficznej jest bezsporna. Toteż ich evd
tu~lln~' ~ihsolutna homonimia zależy od warunku ich wzajemnej odręb~~nś~i jako leksemów. Zrezygnu;my z rozwiązania tego problemu (ho-~nnni~nia czy polisemia). Załóżmy natomiast na chwilę, że w jakimś jęZ`kl, 'brzeg' nazywa się w liczbie pojedynczej [bank], a w mnogiej ~~,anks; (jak po angielsku), że natomiast `bank' nazywa się odwrotnie: " liczhie pojedynczej [banks], a w mnogie j [bank]. Oba leksemy pozoIstotą omawianego zagadnienia jest definicja równoważności gramatyc;nej wyrazów morfosyntaktycznych. Jeżeli ten warunek (obejmuj<~cy równoważność składniową leksemów) połączymy z warunkiem identyczności formalnej, otrzymamy wystarczająco surową definicj4 homonimii absolutnej. Definicja ta wykluczy takie wypadki, jak nasze fikcyjne bank, i bank_,. Zastąpmy więc warunki sformułowane vcvżej następującymi:
- 1. L; ~ L~ (odrębność leksemów)
I I . L; ' = L~" (identyczność formalna)
I11. (x,y) (x L;"nyL; nx=yn R(x.W;)nR(y.Wi)-~(W;-W;)) (ró_ ~~nwnżność gramatyczna).
!y' warunku III symbol R oznacza stosunek realizacji, zachodzący mi4clzv formą a wyrazem morfosyntaktycznym, których symbole są nl~t~ w nawias. Warunek ten, jak wynika z poprzednich rozważań, ~~'~i~~f ,jeszcze wymaga pewnych rozszerzeń i poprawek. Zakłada on hwicm jedno-jednoznaczną odpowiedniość między formami a realiz~unymi przez ńi~ wyrazami morfosyntaktycznymi. Ponadto warunek ten nie ogranicza wartości W; ani W~ do wyrazów morfosyntaktycznych odpowiadających leksemom L; oraz L~. Po tych~koniecznych korekturach warunek III spełni nasz cel. Chcąc jednak uwidocznić lei ważność, lepiej może zostawić go bez zmian. Wszystkie potrzebne pojęcia zostały wprowadzone nieformalnie wyżej i zadowalająco sformalizowane gdzie indziej (pora Matthews 1967).
178 . ,~ 179

Przy powyższej interpretacji warunki I-III razem wzięte s v konieczne. i wystarczające do zdefiniowania homonimii absć~5~ Formułując je mniej lub bardziej precyzyjnie, ujawniliśmy moźt, coś, co przyjmuje się milcząco w tradycyjnej praktyce lekśykog, nej i w tradycyjnych rozważaniach na temat homonimii. Nie spr'`~ waliśmy jednak tego, jaki stopień równoważności składniowej,' `' mów (a tym samym równoważności gramatycznej wyrazów mo taktycznych) jest konieczny czy wystarczający do homonimii aginej . Jeśli nadamy warunkowi L;=L~ najdalej idące znaczenie w r `"~ gramatyki generatywnej, uwzględniającej liczne rozróżnienia. i Jb składniowo, to wypadków absolutnej 'homonimii i polisemii mniej , niż ich się dopatrują klasyczne słowniki języka angielskie nych. Jak bowiem wspomniano, równoważność składniową L~~; traktuje się na ogół jako warunek nie tylko homonimii, lecz identyczności leksemów. Jeżeli L;~L~, to problem polisemii nie i~~~ je, a jednocześnie L; oraz L; nie mogą być homonimami absolu~ w rozumieniu naszej definicji.
W tradycyjnej praktyce leksykograficznej decyduje się o idet~ ności L; z L~ na podstawie dość liberalnego pojęcia identyczności-'`. dniowej. Zazwyczaj wvzględnia się tylko klasyfikację leksem$'` części mowy. Jeśli L; oraz L~ są identyczne formalnie, a jednoe oba są rzeczownikami, czasownikami, przymiotnikami itd., to pen,,:,. ca im się na ogół wspólne hasło słownikowe, chyba że z powodów urologicznych lub semantycznych rozdziela się je jako homo Często jednak różnice znaczenia są istotne dla składni, a zaraze warzyszą różnicom słowotwórczym*.
Tak np. jednolity na pozór czasownik angielski act `l. działa`A stępować, 2. grać (rolę)', używany przechodnio i nieprzechodnia'` słowotwórczo spokrewniony z rzeczownikiem actor `aktor'. Zna jednak rzeczownika actor jest węższe, niż znaczenie czasowni traktowanego jako jeden leksem. Ponadto tylko w znaczeniu ~'` wiadającym rzeczownikowi actor czasownik act może być uż ~~. jako przechodni, np. He acted the partsuperbly `Świetnie zagral.f~~ Actor znaczy w przybliżeniu `ktoś grający rolę', a `grać rolę' jesrit jednym ze znaczeń czasownika act. Jeżeli umieścimy w słownik :, hasła actl `grać' i act2, `działać', to możemy konsekwentnie po rzeczownik actor z act,, zamiast go odsyłać do jednego ze znacze sownika actnie zróżnicowanego leksykalnie, jak się to czyni za ;,
18()
w, Słownikach tradycyjnyćh. Można też wtedy ograniczyć właściwość składn'ową przechodniości do actl. Jest to zresztą przechodniość
czególnego rodzaju. Czasownik act, przybiera tzw. dopełnienie wesz
w,nętrzne, podobnie jak Bing `śpiewać', play `grać' itp. Jeśli podzielimy cZaSO`~'nik act między dwa hasła, to nierównoważność zdania He acts ~l,~y ` I , Dobrze gra, 2. Dobrze postępuje', w przeciwieństwie do zdania He is cl good actor `Jest dobrym aktorem', trzeba będzie opisać nie jako polisemię, lecz jako częściową homonimię. Z podobnych względów wyróżnimy chyba także dalsze częściowe homonimy czasowników ~rtl i oct=. Za taką bardziej szczegółową klasyfikacją przemawiają peame różnice składniowe oraz konieczność opisu rzeczowników act akt' 1 llCtlOY2 `czyn, czynność', nie mówiąc już o nieregularnym słowotwórezo activity `działanie, działalność'. Nie będziemy jednak wnikać v szczegóły naszego przykładu. Ważne jest to, że nie jest on byńajmniej nietypowy.
W poprzedniej części niniejszego paragrafu proponowaliśmy jako metodologiczną zasadę przyjąć maksymalizację polisemii. Ponieważ polisemia różni się od homonimii absolutnej tylko odrębnością leksemów (warunek I), więc maksymalizacja polisemii (przy określonym sposobie analizy gramatycznej) oznacza oczywiście metodologiczną decyzję, że połączenie identyczności formalnej (warunku II) z równoważnością gramatyczną (warunkiem III) zakłada negację odrębności leksemów (warunku I). Wykluczyłoby to w zasadzie wszelkie wypadki homonimii absolutnej.
Wielu lingwistów nie zgadza się na maksymalizację polisemii. Twierdzą oni, że rodowici użytkownicy języka intuicyjnie decydują o identyczności leksemów na podstawie pokrewieństwa znaczeń, choć jest to pojęcie trudne do sformalizowania. Jest to niewątpliwie prawda. Arbitralne jednak metodologiczne usunięcie wszelkiej podstawy do odróżniania polisemii od homonimii ma tę zaletę, że jest łatwiejsze (dzię ki nieciągłości i dwuklasowości języka), niż zasada przeciwna: dopuszczenie homonimii absolutnej, opartej na jakimś dotychczas nie sprecyzowanym, ogólnikowym pojęciu braku pokrewieństwa znaczeń.
Ponieważ jednak zdolność do rozszerzania znaczeń i denotacji leksemów za pomocą metafor stanowi integralną część umiejętności języko~~'ych każdego z mówiących i ponieważ niewątpliwie posługuje się nią dziecko przy opanowaniu języka, więc można by twierdzić w duchu bardziej pozytywnym, że nasza zasada metodologiczna równa się po
181

prostu uznaniu czegoś, co odgrywa centralną rolę w żachowa y kowym. Jak wspomniano, mówiący często chcą znaleźć i z` związek metaforyczny między jednostkami, które pod względy urologicznym (synchronicznie nieistotnym) stanowią oczywiśte~ raimy, rap. car `ucho' i ear `kłos'. Jest to prawdopodobnie wpevv ści przejaw intuicyjnego doceniania synchronicznej wagi met~'~; nego rozszerzania znaczeń. 'Tenor zaś, że mówiący często się t dzają na temat rzekomego związku etymologicznego, nie nall dziwić. Nie zgadzają się oni bowiem często także co do znaczenią żeń rzeczywiście przenośnych. Jeśli więc metodologiczna elita homonimii absolutnej pociąga za sobą jakąkolwiek konsekwenej chologiczną, to jest nią chyba tylko idealizacja twórczości metafr ne,j. W każdym razie jeżeli nawet uznamy jakąś intuicyjną różnie dzy polisemią a homonimią absolutną, to w języku angielskimi wątpliwie także w innych, przykłady polisemii są znacznie liczna niż przykłady homonimii absolutnej. Jest tak nawet wtedy, kieć runek rciwnoważności gramatycznej (III) jest stosowany bardz,Q rystycznie. C:o więcej, do funkcjonowania języków jako gięt sprawnych systemów znakowych konieczna jest polisemia, owoć czości metaforycznej, a nie homonimia-ani całkowita, ani częśej
Naszkicowane tutaj i zilustrowane kryteria identyczności: mów mają charakter dystrybucyjny. Nie mają one pomóc lingwi grupowaniu form wyrazowych w zbiory, które by odpowiadaly względu na wszystko inne -poszczególnym leksemom. Interesu to, czy jeden leksem jest identyczny z drugim. Zakładamy, i przedtem w gramatyce generatywnej danego języka z chwilą s2c łowej kwalifikacji składniowej obu leksemów rozdzielono poty nieodpowiednie formy.
Proponowane tu kryteria nie zakładają, jakoby wszystkii choćby niektóre formy leksemu musiały być ze sobą spokrewniot wotwórczo. Musimy oczywiście dopuścić supletywizm*. Zarazęi nak trzeba go uznać za zjawisko wyjątkowe. Jak sugerowaliśmy; czenie form [lepszy] i [dobry] oraz [gorszy] i [zły] jest możliwi dzięki uwzględnieniu ich znaczeń (por. 13.1). Są to przykłady n4 trudne. Sam supletywizm jednak stanowi pewien problem. Defiitj nie leksemu na podstawie jego dystrybucji ma sens tylko dzięki` że na ogół nie ma potrzeby powoływać się na słowotwórcze wieństwo form.
W całym niniejszym paragrafie opieramy się na dość tradycyjnym t~ję~iu budowy gramatycznej języka, przy którym uzasadnione jest odróżnianie morfologii od składni. Mimo to II i III warunek identycznos~i leksemów (identyczność formalna i równoważność gramatyczna) a~clzą się zastosować również do języków typu zwanego izolującym*, takich j ak klasyczna chińszczyzna i język wietnamski. W takich wypadkach identyczność formalna dotyczy oczywiście zbiorów jednoelement~,wych, a wystarczającym typem równoważności~granuatycznej jest równoważność składniowa leksemów. W językach izolujących bowiem nie jrm podstaw do odróżniania wyrazu morfosyntaktycznego od odpoviecłniego leksemu. Im bardziej mianowicie język jest izolujący, tym bardziej brak w nim fleksji. Natomiast odróżnianie form od leksemów jest w językach izolujących równie ważne, jak w językach zwanych fleksyjnymi (rap. w łacinie) i aglutynacyjnymi (rap. w tureckim).
Nie należy również sądzić, jakoby nasz opis homonimii oraz identyczności leksemów wymagał koniecznie tego, żeby w gramatyce genoratwvnej za jednostkę określonego poziomu uznać wyraz morfosyntaktyczny. Dla prawomocności naszych rozróżnień nieistotne jest to, że współczesne wersje gramatyki generatywnej nie zakładają występowania wyrazów morfosyntaktyczny~h w strukturze powierzchniowej zdań, lecz operują wprost formami. Jakikolwiek aparat pojęciowy i terminologiczny przyjmiemy, problemy identyfikacji leksemów pozOSiCłllą w zasadzie te same. Jeżeli nie uznamy morfologii za oddzielny poziom analizy, będziemy musieli to, co rozważaliśmy tu jako różnice morfologiczne między leksemami, opisać albo w fonologii, albo w skladni. Jak widzieliśmy jednak, w niektórych językach istnieją podstawy do konsekwentnego rozróżniania w obrębie haseł językowych informacji fonologicznej, morfologicznej i składniowej (por. 13.4).
Nie wspomnieliśmy dotychczas o identyczności, jaka może zachodzić między tematami lub rdzeniami form wyrazowych odpowiadających różnym leksemom. Nie ma zresztą na temat tej identyczności wiele do powiedzenia - chyba to, że jest ona tylko pośrednio istotna dla pojęcia homonimii. Tak się składa, że w niektórych językach temat leksemu może sam również być formą wyrazową. Tak jest we wszystkich rzeczownikach i czasownikach angielskich. Tak rap. forma [girl] jest:
1. tematem leksemu girl `dziewczynka'
i 2. formą liczby pojedynczej tego samego leksemu. Forma [come] jest:
182 , ~ 183

1. tematem leksemu [come] `przychodzić', od którego to te`~'` przez dodanie końcówek [-s] oraz (-ing] tworzy się formy [co '~' `przychodzi' oraz [coming] `przychodzący', a zarazem
2. formą pozostałych osób czasu teraźniejszego - i tak dalej. ,` znaczy to jednak, jakoby można było utożsamiać leksem z jego tek tem - nawet w języku angielskim. Dwa leksemy, równoważne ski mowo lub nie, mogą mieć ten sam temat, a nie mieć ani jednej ws nej formy wyrazowej. Jest tak wtedy, kiedy należą, jak się tradycyj,' ` mówi, do różnych deklinacji lub koniugacji. I odwrotnie: dwa leks~ (a nawet dwa wyrazy morfosyntaktyczne przynależne do różnych 1, semów) mogą w zasadzie być ze sobą identyczne nie mając tego sa go tematu. Weźmy następujący fikcyjny przykład: dwa różne lekseti~ czasownikowe tworzą formę czasu teraźniejszego [simulat] i przes2~~ go (simulatin]. Pierwszy leksem jednak jest czasownikiem przechód nim o temacie [mulat], a drugi nieprzechodnim o temacie [silatj::' opisywanym języku czasowniki przechodnie tworzą formę czasu terb; niejszego za pomocą prefiksu [si-] (stąd [si-mulat]), a przechodnie: pomocą infiksu [-mu-] (stąd [si-mu-lat]). Formę czasu przeszle~ wszystkich czasowników tworzy się od formy czasu teraźniejszego, pomocą sufiksu [-in], a więc [~i-mulat-in] i [si-mu-lat-in]. Taka całki wita identyczność formalna leksemów o różnych tematach jest zapęd ne rzadkością, ale identyczność częściowa nią nie jest. Jest ona objj naszą definicją homonimii częściowej.
Nasze uj ęcie sprawy homonimii nie j est pokazową sztuczką klas kacyjną. Celem naszym było wyjaśnienie różnych typów homonit częściowej w świetle czysto teoretycznego pojęcia homónimii absat nej. Klasyfikacja i terminologia mają znaczenie drugorzędne. Zres dla typów homonimii częściowej, które zilustrowaliśmy, nie propof~l jemy żadnych nazw. Nic nie przeszkadza temu, żeby homonimatl5i] homografami nazywać w miarę potrzeby czy to formy, czy to wyr morfosvntaktyczne, czy wreszcie leksemy, byle za każdym razem b~ jasne, o czym mowa. Wyróżnienie rozmaitych typów homonimii c ciowej jest ważne dlatego, że grozi ona niejednoznacznością, przytt mniej w niektórych kontekstach. Konteksty te można określić zą mocą analizy strukturalnej, której poddaje poszczególne zdania geil~ rująca je gramatyka. Ewentualna niejednoznaczność zdań wynikaj z homonimii częściowej jest jednocześnie leksykalna i gramatyc (por: 10.4). Natomiast polisemia oraz homonimia absolutna (jeżeli znamy jej istnienie) powodują niejednoznaczność czysto IeksykaT \,.
1q. KONTEKST, STYL I KULTURA
14.1. Kontekst wypowiedzi
Kaźda wypowiedź-okaz wytworzona w określonych okolicznościach jest wypowiedzią rzeczywistą (por. tom I,1.6). W pewnych sytuacjach wvtvorzona wypowiedź (jako okaz określonego typu) jestw wysokim stopniu zdeterminowana przez czynniki, które można nazwać-na razie ~~ez pretensji do ścisłości - kontekstowymi. Tak np. wypowiedź [Słuc ham] w odpowiedzi ma dzwonek telefonu albo [Dzień dobry] przy wejściu do sklepu (angielskiego -przyp. tł.) o pewnej porze dnia jest w dużej mierze przesądzona rolą społeczną mówiącego, jego poglądem na to, jakie. typy wypowiedzi są stosowne w tej roli oraz szeregiem bardziej szczegółowych elementów kontekstu. Na ogół jednak wypowicdzi rzeczywiste przeciwstawiają się niezliczonym wypowiedziom potencjalnym, które w danych okolicznościach mogły zostać zrealizowane, lec~C nie zostały.
ł~ ażda wypowiedź rzeczywista jest czasowo-przestrzennie niepowtarzalna, ponieważ została wymówiona lub napisana w określonym miejscu i czasie. Jeśli istnieje ogólnie przyjęty system określania punktciw przestrzennych i momentów czasowych, to w jego ramach, przez podanie współrzędnych przestrzenno-czasowych, można umiejscowić kai184 , j 185

Istnienie w języku sposobów wyraźnego określania czasu i 'r' wypowiedzi jest rzeczą ważną, podobnie jak możliwość wypowie` się o wydarzeniach oddalonych w przestrzeni i w czasie od rzecz sytuacji wypowiedzeniowej. Do sprawy tej powrócimy ~aWspółrzędne; przestrzenno-czasowe stanowią jednak tylko częgG.:, tucznej sytuacji wypowiedzi. Można określić terminami czysto., nętrznymi i obserwacyjnymi także inne składniki tej sytuacji: wy zachowanie i postawę poszczególnych uczestników* wydarzenia' procesu) językowego, w którego skład wchodzi dana wypo~ czynności poprzedzające, jednoczesne i późniejsze; inne wydar,~i zachodzące w sąsiedztwie -i tak dalej . i Spośród dostrzegalnych s,
pików sytuacji wypowiedzi, a nawet spośród jej śkładników obsra cyjnie pierwszoplanowych, nie wszystkie, a czasem tylko bardzo ijj czne są ważne językowo. Co więcej, ich językowa ważność jest strzegalna tylko dla osób obeznanych z danym językiem i kulturą:, piero na skutek swojej ważności językowej i kulturowej te skliac3 sytuacji stają się obserwacyjnie pierwszoplanowe i dają się opisl neutralnym metajęzyku.
Jest to sprawa ważna. Nie zaprzeczamy, że także zewnętrzrX serwator może dostrzec określone korelacje między cechami w wiedzi a składnikami rzeczywistych sytuacji. Nie zaprzeczamy na że może on przynajmniej próbnie grupować pewne okazy wypo wa i sytuacji w typy. Niekiedy od tego właśnie lingwiści i etnologowu ezynają swoje badania terenowe. Później jednak zaczynają badau~ turę od wnętrza. Ich sukcesy są proporcjonalne do ich umiejęit rozpoznawania różnic kulturowo i językowo istotnych. Dzieci'og wujące swój język ojczysty zapewne również zaczynają od zestavV~ rozpoznawalnych obserwacyjnie składników wypowiedzi ze skłc karm sytuacji. Tę część behawiorystycznej semantyki uznaliś~, przekonującą pod warunkiem, że jednocześnie zakłada się istt3~ zbioru wrodzonych dyspozycji do rozwoju poznawczego, i to z: bogatszego niż ten, na którego istnienie skłonny byłby się zgod2:l hawiorysta, przynajmniej skrajny (por. tom I, 5.4). Nikt jednąl tychczas nie udowodnił, jakoby na zestawienie wypowiedzi z syte
~ Wydarzenia językowe (podobnie jak inne wydarzenia, procesy i stany) są drugiego rzędu (por. 11.3). Wydarzenie (lub proces) kierowane przez osobę dzi można również nazwać aktem (lub działaniem). Uczestnicy wydarzenia językowi grywają role zarówno deiktyczne, jak i walencyjne (por. 14.2 oraz 15.1).
yi należało się powoływać w zakresie szerszym, niż omówiony tutaj. W semantyce opisowej nie warto dyskutować nad tym, czy w ogóle przez samą tylko obserwację można wykryć wszystkie istotne korela~je między fragmentami wypowiedzi a elementami sytuacji. Tak zwa~~e przez Chomskiego (1957, 51) postępowanie odkrywcze jest równie nierealne w semantyce, jak w gramatyce. Semantykowi opisowemu "ystarczy w razie potrzeby umiejętność rozpoznawania i opisu rozróżnic~i swoistych dla danego języka i danej kultury.
Stopień zależności między rzeczywistymi sytuacjami a rzeczywistyoi wypowiedziami bywa bardzo różny. Jest to intuicyjnie oczywiste i tvllW dalszym ciągu nie będziemy się już posługiwać intuicyjnym poj4ciem rzeczywistej sytuacji wypowiedzi. Nie będziemy również wnikać w sprawę grupowania sytuacji rzeczywistych w typy. Być może da si4 to zrobić tylko w stosunkowo nielicznych wypadkach. Dla semantyka ważniejsze jest naukowe pojęcie kontekstu wypowiedzi*.
Należy zaznaczyć, że kontekst jest konstruktem teoretycznym. Przy jego ustalaniu lingwista abstrahuje od sytuacji rzeczywistej i uznaje za kontekstowe* wszystkie te czynniki, które konsekwenrnie decydują o formie, stosowności lub znaczeniu wypowiedzi przez swój Wpływ na uczestników wydarzenia językowego. Trzeba tu podkreślić graniczający dodatek "konsekwentnie". Wszelkie przypadkowe wahania można pominąć na podstawie odróżnienia umiejętności językoWych* mówiącego (competence) od jego wykonawstwa jężykowego* (performance). Naukowe pojęcie kontekstu wypowiedzi jest oparte
186 ~ 187

na przednaukowym pojęciu kontekstu w ogóle -pojęciu nie ol~'~' cyjnym, lecz intuicyjnym, które stale zakładamy w codziennym `1 języka. Zapytani przez dziecko lub cudzoziemca, co znaczy da raz, często nie potrafimy odpowiedzieć, póki nie otrzymamy od ` ` informacji o kontekście, w którym ten wyraz napotkał. Potrafimy nież orzec intuicyjnie, że stosowność leksemu, wyrażenia lub vv~", wiedzi albo ich większa czy mniejsza efektywność zależy od kont8 Problem polega na sprecyzowaniu tego intuicyjnego pojęcia kont~~ w sposób naukowo zadowalający.
Wielu filozofów twierdzi, że kontekst nie jest sprawą sematlt lecz pragmatyki. Jak widzieliśmy, taki pogląd głosił w swoich w~, niej szych pracach Carnap. Równocześnie jednak zawsze utrzyma że względy pragmatyczne są istotne dla analizy języka (por: tok 4.4). Wśród lingwistów znajdują obrońców dwa skrajne stanowjis~ tej sprawie. Na jednym biegunie Katz i Fodor (1963), nie negując żności czynników kontekstowych dla interpretacji rzeczywistych` powiedzi, twierdzą jednak, że semantyka opisowego interesuje i czenie zdań badane niezależnie od ich wypowiadania w rzeczywis~ sytuacjach. Na drugim biegunie spotykamy uczonych typu Firth'a, który całą swoją teorię semantyki zbudował na pojęciu tekstu. Tak zwaną przez siebie "technikę" analizy znaczenia Firth a rakteryzował jako "kolejną kontekstualizację faktów, umiejscawh kontekstu w kontekście, przy czym każdy.kontekst jest funkcjąorganem większego kontekstu, -a wszystkie konteksty mieszczą tym, co można by nazwać kontekstem kultury" (1935, 33). Pog Firth'a i innych, którzy kładli nacisk na konieczność włączenia poj kontekstu do semantyki, omówimy w oddzielnym paragrafie (14:~
14.2. Umiejętności komunikacyjne [competence]
Jednym z możliwych początkowych stadicSw analizy kontekstu jej powiedź na pytanie, jakie wiadomości musi posiadać mówiący da językiem, żeby płynnie wytwarzać i trafnie rozumieć wypowiedzi tekstowo stosowne i zrozumiale. Rymes ( 1971 ) w ważnej i głośne cy na ten temat wprowadził termin "umiejętności komunikacyj (communicative competence) jako nazwę zdolności używania ] człowieka wszystkich systemów semiotycznych dostępnych dla o
l~k~zv kowe`zakemączylivzp jomośćpsyst mu językowego, s~ tylko cz~_ ~i lę .
Śpią umiejętności komunikacyjnych. Ponadto, jak widzieliśmy, lingwi,ta Ze względów metodologicznych wyklucza ze swojego modelu język~t wiele eiementów zachowania językowego, uznając je tym samym za ni~l~lykc'we (por. tom I, 1.6, 3.1). Dlatego umiejętności komunikaw,jne są pojęciem szerszym, niż umiejętności językowe, które w sobie Z~w'ierają.
llvmes (1971) formuluje cztery pytania jego zdaniem istotne dla ~~Zykn i innych form komunikacji: czy i w jakim stopniu dana rzecz jest 1. formalnie możliwa, 2. wykonalna za pomocą dostępnych środków, 3, stosowna (udana, fortunna) w kontekście, w którym została użyta i oceniona, 4. rzeczywiście wykonana i z jakimi następstwami. Nas oł~chodzi tutaj pytanie 3. Jeżeli model języka ujmiemy jako zbiór reguł ~ene.rujący wszystkie dopuszczalne zdania w danym języku, to możemv ~o uznać za część obszerniejszego modelu umiejętności językowych, w którym te systemowe zdania zostają skontekstualizowane* zgodnie z określonymi warunkami stosowności. Oczywiście nikt nie włada żadnym językiem w sposób doskonały. Płynność ma swoje stopnic. W każdej wspólnocie językowej zachodzą rozmaite zróżnicowania. Nasz jednak model umiejętności językowych opiera się na wiedzy posiadanej, by się tak wyrazić, przez wyidealizowanego, wszechstronnie wykwalifikowanego użytkownika języka. "Wszechstronne wykwalifike~wanie" obejmuje tutaj nie tylko doskonałe opanowanie reguł dopuszczalności zdań, lecz również zdolność do ich kontekstualizowania w sposób pod każdym względem stosowny.
Niektóre z tych wżględów można określić (przynajmniej wstępnie) przez ustalenie, jakie typy wiedzy (poza znajomością reguł fonologicznych i gramatycznych oraz denotacji leksemów) muszą posiadać uczestnicy wydarzenia językowegó, żeby wytwarzać i rozumieć wypowicc.lzi kontekstowo stosowne.2 Można przyjąć, że znaczna część. tej
Zdaniem Goffmana (1964): "Nie można chyba wymienić takiej okoliczności spolecznej, która by nie wychodziła na jaw i nie wywierała małego, ale konsekwentnego ~~1'Imv'u na zachowanie językowe: wiek, płeć, klasa, kasta, kraj rodzinny, pokolenie, okolica, wykształcenie, kulturowe założenia poznawcze, dwujęzyczność itd." Przykłady ~ ~~>zważania zawiera Bauman i Sherzer 1974, Brught 1966, Fishman 1965, 1968, 1971, 1`~~=a i b, Giglioli 1972, Gumperz i Rymes 1971; Rymes 1964, 1974, Pride 1970, Pride i Holmes 1972.
188 r~ 189

dodatkowej wiedzy ma chąr~kter bardzo ogólny i nie ogranicza używania języka, lecz dotyczy zachowań semiotycznych wszelkiE dzaju. Tutaj należy rozumienie pewnych ogólnych zasad logicz~j' ogólnych warunków stosowności, które Grice (1975) nazwał itrip turami konwersacyjnymi` (por. 14.1). W niniejszym paragrafie ń dziemy się nimi żaj mować. Chodzi nam w tej chwili o Paką wiecl~~~ ra w konkretnym kontekście użycia języka determinuje określotlt~' cyzje fonologiczne, gramatyczne i leksykalne w obrębie systemu j kowego. Wymieńmy niektóre takie decyzje.
I. Każdy z rozmówców musi znać swoją rolę* i pozycję społec~ Istotne językowo role są dwojakie: deiktyczne i społeczne. Role d~ tyczne wynikają stąd, że przy normalnym zachowaniu językowym' wiący zwraca swoją wypowiedź do jakiejś osoby (jednej lub więcej jednej) obecnej w danej sytuacji. Może przy tym odnosić do siebie mego, do adresata (adresatów) lub do inńych osób i przedmibj (obecnych lub nieobecnych) nie tylko nazwy i deskrypcje, ale także imki osobowe i wskazujące, o których odniesieniu decyduje udział: odnośników w wydarzeniu językowym. W wielu językach role dei>l czne są zgramatykalizowane w postaci tzw. kategorii osoby*. Omci my tę sprawę bardziej szczegółowo w rozdziale dotyczącym deiktj ności* (15.1). Tutaj wystarczy stwierdzić, że przy normalnym z~ waniu językowym o użyciu zaimka ja (i my) decyduje to, że móv~~ obejmuje właśnie rolę deiktyczną mówiącego i wspomina o sobie ja o wykonawcy tej roli. Adresat musi mieć możliwość rozpoznania' nośników zaimków jn i ty. Zakłada to, że wie, iż wypowiedź jest zv tona do niego. Tę wokatywną* funkcję skłaniania określonej osoby objęcia roli adresata pełni wiele zjawisk pozasłownych. Do wskaz adresata można, a w niektórych sytuacjach trzeba, używać nazw, t łów lub specjalnych form zwracania się,-opartych na pozycji spole nej (por. tom I, 7.5).
Role społeczne są to funkcje wewnątrzkulturowe zinstytucjon zowane w danym społeczeństwie i uznane przez jego czlonkówyrola lekarza, ojca, matki, nauczyciela, klienta, duchownego. W padkach typowych role te są wzajemne: lekarz wobec pacjenta i` cjent wobec lekarza, ojciec wobec dziecka i dziecko wobec ojca Najbardziej widoczny wpływ roli społecznej jako cechy kontekstu lega na tym, że decyduje ona o wyborze formy zwracania się: prd pana; panie doktorze; Wysoki Sądzie. Używając takich wyrażeń, i
~,iąry akceptuje. swoją rolę wobec adresata i manifestuje tę akceptaLj~, W wielu językach istnieje bogato zróżnicowany zbiór sposobów i`~,l.~,eunia się, którym mówiący musi wladać, jeśli chce w różnych sytu`cjaeh wytwarzać wypowiedzi stosowne. Rola spoleczna może rów~ieij~ozstrzygać o wyborze zaimków osobowych i uzgodnionych z nimi ~kladników gramatycznej struktury wypowiedzi. Dobitnym tego przy~tadem jest w wielu językach europejskich używanie przez monarchę, papieza lub biskupa tak zwanego pluralis maiestatis (We~ zasady oparte na pozycji społecznej tłumaczą, dlaczego w przedrewol p,eyjnej armii rosyjskiej oficer zwracał się do szeregowca per ty, a szereąowiec do oficera per wy (por. Friedrich 1966). Istnieje jednak w zachowaniu językowym wiele aspektów zależnych od roli społecznej:
i używanie różnych charakterystycznych wyrażeń przez przewodniczątego sądu wobec przysięgłych, przez kaznodzieję wobec wiernych, przezkochankówwsvtuacjizbliżeniaitd.Wsytuacjachdyglosji*-zja
r visko to omówimy w dalszej części niniejszego paragrafu-rola społeczna bywa także głównym czynnikiem decydującym o przestawianiu się z jednego dialektu, a nawet języka, na drugi.
Przez pozycję społeczną rozumie się stanowisko spoleczne rozmósków wobec siebie. Każdy uczestnik wydarzenia językowego musi 1 gnać. a przynajmniej suponować swoją pozycję społeczną wobec drui ~ie~T. W wielu sytuacjach pozycja jest ważna również jako jeden z ele
mentó w decydujących o tym, kto powinien rozpocząć rozmowę. Rozmówcy mogą się nie zgadzać co do swojej wzajemnej pozycji społecznej. Niekiedy np. każdy mówi do drugiego jak zwierzchnik do podwladne~To, może jeszcze częściej jak podwładny do zwierzchnika (co w
' wielu językach jest skonwencjonalizowane w postaci przyjętego koi deklu dobrych manier), albo też jeden rozmówca traktuje drugiego .iak rciwnego sobie, podczas gdy sam jest przez niego traktowany jako zwierzchnik lub podwładny. Oczywiście społeczeństwa różnią się znaeznic od siebie stopniem jawnego uznania pozycji społecznej, stopniem, w jakim jest ona zinstytucjonalizowana w strojach, tytułach itd. Również w rozmaitych językach niejednakowa jest zależność zacho
a !~'ania językowego od pozycji społecznej. Prawdopodobnie jednak nie ~stniejejęzyk,wktórympozycjaspołecznabylabyzupełnienieistotna.
190 ;,; ~ 191

I tutaj również najbardziej widocznym odpowiednikiett~ społecznej w zachowaniu językowym (rozumianym jako.użyth' systemu języka) jest wybór określonych form zwracania się i ź osobowych. Wybór ten wspierają i potwierdzają takie zjawisk, lingwistyczne, jak ruchy oczu, gesty, pozycja ciała oraz kontakt. skośe fizyczna (por. I, 3.2). Ważność pozycji społecznej dla formy zwracania się w angielszczyźnie amerykańskiej pokazali:; sycznej już pracy Brown i Ford (1961). Kontynuacją ich badań j~ vin-Fripp 1969. W wielu językach europejskich (odmiennie odv czesnego angielskiego) wzajemna pozycja społeczna decyduj najmniej częściowo o wyborze zaimka drugiej osoby liczby poi czej. W obrębie jednak poszczególnych języków, a nawet posz nych grup społecznych składających się na daną zbiorowość jęty. o wyborze tego zaimka rozstrzygają nie zawsze te same czynniki. zyku japońskim i koreańskim pozycja społeczna i rola deiktycz zem wzięte determinują wybór wszystkich zaimków osobowycl nadto pozycja społeczna (wraz z innymi czynnikami) rządzi wy) określonych form niektórych czasowników (por. Mamin 1964; H 1975). Ale pozycja i rola rozstrzygają również, i to chyba we v~ kich językach, o wyborze tego czy innego spośród szerokiego z~ środków stylistycznych w fonologii; gramatyce i słownictwie. Lit ra socjolingwistyczna przytacza wiele przykładów takiego wpły wszystkich części świata.
Tu miejsce na wzmiankę o płci i wieku. Są one bowiem bard sto wyznacznikami pozycji społecznej lub z nią współdziałają. h dy w podobnych skądinąd sytuacjach osoby różnej płci lub zwracają się do siebie inaczej, niż rówieśnicy lubwiż ludzie tej płci. Zj awisko to jest tak powszechne i widoczne nawet dla.pobie, obserwatora, że przykłady są zbyteczne. Ostatnio ruch wyz~s kobiet zwrócił uwagę na przeszkody językowe utrudniające ich ranie z mężczyznami, a zwłaszcza na to, że w wielu głównych jęz świata brak ogólnej formy zwracania się do kobiety bez względu stan cywilny. W wielu językach istotna jest płeć rozmówców. W j tajlandzkim innego zaimka pierwszej osoby używają mężczyźni nego kobiety. Płeć decyduje tam również o innych konsekwer różnicach gramatycznych. W szeregu innych języków w różnycl ciach świata między językiem mężczyzn.i kobiet różnice gramą' mają jeszcze większy zasięg; a towarzyszą im również różnice w
~ogii i słownictwie (por. Haas 1924, Grootaers 1952). W językach romańskich i słowiańskich płeć rozmówców decyduje o formach przymiotników i o niektórych formach czasownikowych zgodnie z kategoria rodzaju. Należy podkreślić, że jest to wyłącznie sprawa stosowności Sytuacyjnej - w przeciwieństwie do zgody w rodzaju między zaimkiem trzeciej osoby lub wyrażeniem rzeczownikowym z jednej strony a czasownikiem lub przymiotnikiem z drugiej. Tak np. wypowiedzi [testem szczęśliwy) i [Jestem szczęśliwa] są obie gramatycznie dopuszczalne. Pierwszą wypowiedź jednak wygłasza normalnie mężczyzna; a druga kobieta. Ograniczenie wyrażone przysłówkiem normalnie jest tu, jak zwykle, konieczne. W zasadzie nie jest istotna rzeczywista płeć rozmówców, lecz płeć przypisywana im (przez innych lub przez nich samych) w danej sytuacji. Mężczyzna może np. grać rolę kobiety w sztuce teatralnej. Zdarzają się również i inne sytuacje, w których mężczyzna może powiedzieć w sposób stosowny [Jestem szczęśliwa).
II. Rozmówcy muszą wiedzieć, gdzie i kiedy rozmawiają. Ten warunek stosowności wypowiedzi może się na pierwszy rzut oka wydać zbyteczny. Proszę jednak rozważyć wypowiedź-okaz w rodzaju ~Ładne mamy lato tu w Australii w tym roku], wygłoszoną przez kogoś w grudniu w Szkocji. Byłaby to wypowiedź poprawna gramatycznie i semantycznie, ale niestosowna sytuacyjnie. Z tego właśnie poW odu jest niezrozumiała (znowu z wyjątkiem dość szczególnych okoliczności). Nie można przeżywać ładnego lata w zimie i tam, gdzie się nie jest. Sytuacyjnie niestosowność wypowiedzi wynika stąd, że tu jest przysłówkiem wskazującym rzeczywiste lub urojone miejsce pobytu nadawcy w czasie wygłaszania wypowiedzi, a czas teraźniejszy czasownika odnosi się do okresu obejmującego moment wypowiedzi. Użytkownik języka musi panować co najmniej nad dwoma systemami odniesienia czasoprzestrzennego i umieć je uzgodnić. Jednym jest system deiktyczny, którego współrzędne stwarza sam akt wypowiedzi (por.l5.l). Drugim jest zleksykalizowańy w danym języku wewnątrzkulturowy system odniesień do czasu i miejsca.
lZównież stosowne użycie takich powitań i życzeń, jak [Dobry wieczńr! J czy [Wesołych Świąt] zależy od wiedzy nadawcy o czasie, w który'11~ je wypowiada. Żeby móc ich użyć poprawnie, nadawca musi wie~tzieć m.in., jaki czas uchodzi za wieczór lub za okres przedświąteczny ~ czy wypowiedź następuje rzeczywiście w takim czasie. Oczywiście nadawca może rozmyślnie łamać normalne warunki rządzące użyciem ta
192 - ~ 193

kich powitań i powinszowań. Może np. w biały dzień powiedzie bry wieczór] do kolegi spóźniającego się do pracy. Wtedy jego wiedź zostanie zrozumiana jako stosowna sytuacyjnie, ale Trony Warunkiem i założeniem ironii jest wiedza rozmówców o normaly warunkach stosowności sytuacyjnej.
Normalnie mówca i adresat są jednakowo umięjscowieni w ł strzeni i czasie. Wszystkie chyba języki są jak gdyby przeznaczon użycia w takich okolicznościach. Problemy odniesienia czaso~ strzennego powstaj ą wtedy, kiedy rozmówcy są przestrzennie i c~ wo oddaleni od siebie. Wystarczy sobie przypomnieć trudności, z, mi spotykamy się pod tym względem przy transoceanicznej lub t~ kontynentalnej rozmowie telefonicznej (np. między Wielką Brytu Stanami Zjednoczonymi). Nadawca może albo przyjąć współrz~ czasoprzestrzenne własnego miejsca pobytu (i powitać adresata wiedzmy, słowami [Dzień dobry]), albo przenieść się w umiejsee nie czasoprzestrzenne słuchacza (i powiedzieć [Dobry wieczór]), w takim przeniesieniu nadawca nie ma całkowitej swobody (...). np. mówiąc z Londynu z Nowym Jorkiem można stosownie pc dzieć [W przyszłym tygodniu polecimy] lub [przylecimy do Nos Jorku]. Można też powiedzieć [W przyszłym tygodniu tam polec lub [przylecimy]. Nie można jednak powiedzieć [Przylecimy tu w ~ szłym tygodniu] i przez [tu] rozumieć Nowy Jork. Byłoby to bov pogwałcenie reguł rządzących użyciem przyimka tu. Wypov [Przylecimy tu w przyszłym tygodniu] jest gramatycznie nienag (...), ale przy opisanym rozumieniu sytuacyjnie niestosowna. Pry sząc się w kontekst deiktyczny ześrodkowany wokół adresata, na ca może użyć czasownika przylecieć, ale nie przysłówka tu.
Warunki dopuszczalności przeniesienia deiktycznego* (jeśliva określić tym terminem zjawisko zilustrowane przed chwilą) są c różne w różnych językach. Tak np. francuskiego venir, ani włosi venire nie można by użyć w znaczeniu `przylecieć' tak swobodni angielskiego come. W łacinie klasycznej, pisząc w liście o wyd niuch współczesnych, wolno było użyć tzw. epistolarnego (listov~ czasu przeszłego. Zwyczaj ten tłumaczy się samoprzeniesieńiem ~ tego w sytuację odbiorcy w momencie nadejścia listu. W język Bielskim (ani polskim-przyp. tł.) takie użycie czasu przeszłego ni dozwolone.
Niedeiktyczny system odniesienia czasoprzestrzennego okre
mv wyżej jako swoisty kulturowo. W obrębie tej samej wspólnoty językowej poszczególne grupy mogą używać systemów różnych, a nawet sprzecznych. Nowy Rok żydowski i chrześcijański nie zbiegają się ze sobą. Niektóre kościoły prawosławne obchodzą Boże Narodzenie nie~o ~sieaiia czasowego. Jeszcze jaskrawsze rozbieżności zachodzą między różnymi częściami świata anglojęzycznego, jeśli chodzi o uzgadnianie p,k:~!nych odniesień do pór roku (np. lato) z oficjalnymi odniesieniami ~,a~er~darzowymi (np. lipiec lub grudzień). Częściowo na pogwałceniu systemu lokalnych odniesień do pór roku polega niestosowność sytua~yjn~t wypowiedzi [Ładne mamy tu lato tego roku, wygłoszonej w gruaniu w Szkocji. Nasz idealnie wykwalifikowany użytkownik języka maasi umieć trafnie stosować i uzgadniać system deiktyczny oraz cały komplet świąt kościelnych i świeckich. Czy taką wiedzę należy zaliczać do a;n~iejętności językowych, jest rzeczą sporną (por. Leech 1969, ll Rj. Na pewno jednak na to pytanie trzeba odpowiedzieć twierdząco, jeśli do umiejętności językowych zaliczymy umiejętność przestrzegania stosowności sytuacyjnej.
łłI. Rozmówcy muszą umieć określić stopień oficjalności* sytuacji. Joo~y (1962) wyróżnił w języku angielskim pięć stopni oficjalności*, kte~rym odpowiadają podobno konsekwentne różnice fonologiczne, graaoatyczne i leksykalne. Te pięć typów sytuacji i odpowiadające im sty~~: języka angielskiego Joos nazywa sztywnym (frozen), oficjalnym (formal), rzeczowym (consultative), swobodnym (casual) i familiarnym (intimate). Można mieć wątpliwości co do tego, czy skala oficjalności języka angielskiego da się podzielić na pięć stylów tak wyraźnie, jak ao sugeruje Joos (por. Crystal i Davy 1969, 74). Jest jednak intui~yjaiie jasne, że nie tylko w angielskim, lecz chyba we wszystkich językac?i istnieje pewna skala oficjalności. Wszyscy odczuwamy, że pewne ~~')~; ~wiedzi byłyby zbyt wykwintne fonologicznie, gramatycznie i leksy~~alnie, gdyby ich użyć w sytuacji nieoficjalnej h ab familiarnej. Natomi<;`t inne wypowiedzi, stosowne w takich właśnie sytuacjach, więks!ość mówiących osądziłaby jako zbyt potoczne na oficjalną okazję.
`:~ wielu zbiorowościach językowych wykształceni nadawcy używa!~l ~iw~u lub więcej niż dwu odrębnych dialektów jednego języka m.in. ' 3~xałeżności od oficjalnego charakteru sytuacji. W swojej klasycznej
194 , ~ 195

pracy na temat dyglosji* Ferguson (1959) ilustruje to zjawisko gł" na materiale języka arabskiego, niemczyzny szwajcarskiej-v olszczyzny haitańskiej i nowogreckiego. Wspomina jednak rów związku z tym o języku tamilskim, łacinie średniowiecznej i chińs Od owej pory dyglosję omawia się szczególowo w całym świecie t~ struje wieloma językami (por. Hymes 1964, Fishman 1968, Gum i Hymes 1961, Pride i Holmes 1972). Posiadaną przez członków tyj zbiorowości językowych umiejętność przechodzenia z jednego di~ł tu lub odmiany języka na drugą zależnie od sytuacji wypowiedzi g na by nazwać przełączaniem* kodu.
Nie musi ono bynajmniej być ograniczone do regularnego uży nia wyraźnie odrębnych dialektów (lub języków). Jak wykazaly nit wne badania, nie ma różnicy j akościowej ani funkcjonalnej między glosją (czyli zależnym od sytuacji użyciem różnych dialektów lub ji ków w obrębie tej samej zbiorowości językowej) a zachowaniem j~ kowym osób rzekomo jednojęzycznych, które w podobnych wag kadr przełączają się z jednego stylu na drugi (por. Sankoff 1972) każdym razie bardzo często trudno jest rozróżnić styl, dialekt i je (por. 14.5). Przełączanie kodu jest szczególnie widoczne i oczyvi nawet dla najbardziej powierzchownego obserwatora np. wtedy, portorykański dyrektor i jego sekretarka przechodzą w toku je( rozmowy z angielskiego na hiszpański i z powrotem. Hiszpański używa się w swobodnej, przyjacielskiej rozmowie na temat listu d~: wanego po angielsku. Angielskiego natomiast używa się nie tylko v~ mym liście, lecz również we wszystkich bardziej oficjalnych częśe rozmowy (por. Fishman 1969). Prawdopodobnie jednak w analog nej rozmowie jednojęzycznego businessmana anglosaskiego z jego kretarką występowalyby wyraźne różnice stylu. Jak mówi Hy (1967), "wypadki dwujęzyczności par excellence... to szczególnie krawe wypadki ogólnego zjawiska zróżnicowania kodów i ich pr2 czania. Żadna normalna osoba ani normalna zbiorowość nie jest o niczona w swoim repertuarze do jednej tylko odmiany kodu".
IV. Rozmówcy muszą wiedzieć, jaka substancja* jest odpow nia w danej sytuacji. Jak już widzieliśmy, nie jest to wylącznie spr panowania nad peryferycznymi mechanizmami przekazowymi i odl czymi, uczestniczącymi w mowie i pisaniu. Substancji nie należy ~ szać z przewodem* (por. tom I, 3.3). Niektóre różnice grarr~atyc~ słownikowe podyktowane substancją mają wpływ na stosowność s
a~~jr~ą poszczególnych wypowiedzi. Na skutek częstego i odwiecznego W writ:lu kulturach wspólwystępowania substancji graficznej z sytuacjami h~wdziej oficjalnymi, a fonicznej z mniej oficjalnymi, odmiany substancJalne struktury gramatycznej i leksykalnej wykazują wysoki stopień korelacji z różnicami stopnia oficjalności. Tak np. sędzia zwraca~~~y się do ławy przysięgłych lub ogłaszający wyrok używa pod wzglęaerrr gramatycznym i leksykalnym substancji graficznej, choć jego `vy~ow-iedź jest przekazywana przewodem głosowo-słuchowym i stosuje się ~3o fonologicznej struktury substancji fonicznej. Styl wypowiedzi sędziego jest oficjalny. Może ona zawierać elementy swoiste dla j ego szczególnej roli i statusu.
~'. Rozmówcy muszą umieć dostosowywać swoje wypowiedzi do terrratu. Ważność tematu jako motywu wyboru dialektu i języka w zbiorowościach dwujęzycznych podkreślają tacy pisarze, jak Haugen (193), Weinreich (1953) i Fishman (1965). Niedawno jednak Fishrnan (lg%2 c) podkreślił, że szczególna stosowność pewnego języka do pewne~~ tematu w środowiskach wielojęzycznych "może być odbiciem lub skrstkiem różnych współdziałających czynników". Sugeruje on również, że wybór języka może wynikać po prostu z tego, iż "pewne uznane spoleczno-kulturalne zakresy działalności znajdują się przynajmniej chwilowo pod wladzą określonego języka lub jego określonej ocieniany".
Na określenie "cech języka przyporządkowujących wypowiedź wła~;ciwościom kontekstu pozajęzykowego odpowiadającym uprawianerrru rodzajowi działalności zawodowej" Crystal i Davy (1969) wprowadzają termin branża (province). Twierdzą oni, że "temat jako rnotvw użycia specjalnego słownictwa jest tylko jednym z wielu ezynnikcSw służących do ustalenia branży i ma decydz'jący wpływ tylko w niewiclu bardzo szczególnych sytuacjach". Jest to niewątpliwie słuszne.
Nie znaczy to jednak, że semantyk nie powinien się interesować tem;rtem jako jedną z cech kontekstu. Jego ważność ujawni się natyc~?rniast, skoro zaczniemy rozważać praktyczne problemy ujednoznacTr~iania wyrażeń zawierających leksemy niejednoznaczne, np. [Ta rola jest niewdzięczna). Jeśli tematem rozmowy, w której występuj e ta As'ypowiedź, jest rolnicza wycena gruntów, to wypowiedź zostanie za~c :vne zrozumiana inaczej, niż w rozmowie na temat obsady sztuki tent ralnej . Co prawda w konkretnych wypadkach do ujednoznacznienia takich wypowiedzi wystarczają inne cechy kontekstu. W zasadzie jed
196 _~ ; j 197

nak nasz wszechstronnie wykwalifikowany nadawca, bez wzgl swoją bieżącą działalność zawodową i na odgrywaną rolę spór może mówić o wszystkim. Ścisła zależność wyboru j ego słownict~ii tematu sugeruje, być może, iż dobór wyrazów wykracza poza z stylistyki ("opisu użyć języka ograniczonych sytuacyjnie" - Cry~, Davy 1969, 90). Jako semantycy jednak musimy się liczyć z tym dawca może zakładać (i zwykle nieświadomie zaklada), iż adresuj terpretuj e określone leksemy w określonym sensie na podstawie te tu danej wypowiedzi i.innych poprzedzających ją w rozmowie:: tychczas jednak w zadowalającym teoretycznie opisie tego zjav~ poczyniono niewielkie postępy.
Kilka lat temu, kiedy szereg ośrodków w różnych krajach śv prowadził intensywne badania nad przekładem maszynowym, 1 badaczy zasugerowało, że leksemy homonimiczne lub polisemi można by ujednoznaczniać za pomocą programu komputerow który czytałby tekst i ustalał jego temat na podstawie przewagi le mów z pewnej dziedziny słownictwa. Technikę tę stosuje się ober dość dużym powodzeniem w automatycznym indeksowaniu i wys waniu informacji. W swojej najbardziej udoskonalonej i naje wszej językoznawczo postaci koncepcja ta zakłada analizę strun leksykalnej systemu językowego na zasadach ~tezaurusa* lub t pola* (por. tom I,'8.2). Można by np. określić w tezaurusie rzeczó~ rola jako należący co najmniej do dwu pól. Jedno z nich obejmov~ by takie leksemy, j ak grunt, gleba, siać, orać, plon, urodzajny, czr ziem, hektar. W skład drugiego pola wchodziłyby leksemy typu c da, sztuka, aktor, scena, monolog. Takie ujęcie kontekstowych wiązań niejednoznaczności leksykalnej jest intuicyjnie pociąga; Nawet jednak przy istnieniu idealnegó tezaurusa wątpliwa jest m wość stworzenia czysto mechanicznej czyli algorytmicznej metody dnoznaczniania (por. Bar-Hillel 1964, 178). Mimo to w Godzien zachowaniu językowym znajomość tematu przez rozmówców je'. pewno możliwym, a często istotnym czynnikiem ujednoznaczn cym, nawet jeśli nie tłumaczy się to współwystępowaniem w tel stosunkowo licznych leksemów z jednego pola semantycznego.
Temat ma również inny aspekt, związany z funkcją ekspres? języka* (por. tom I, 2.4). Mamy tu na myśli wybór przez nadawe~ mentów dostosowujących wypowiedź do jego postawy wobec pt miotu wypowiedzi lub do jego-zaangażowania emocjonalnego w
teg h~~zedmiotu. Nadawca może zajmować stanowisko ironiczne, entuzj~cstyczne, sceptyczne, powściągliwe, pogardliwe, sentymentalne itd~ ~a postawę nadawcy wobec tematu mogą wprawdzie wpływać takŻe inne czynniki sytuacyjne, takie jak stopień oficjalności oraz jego osobiste stosunki z adresatem. Postawa nie jest jednak w zasadzie irientyczna z tymi czynnikami. Tak np. niektórzy nadawcy w sytuacja ch oficjalnych, lub nawet nieoficjalnych, ale w obecności osób płci odmiennej, unikają wyrazów uchodzących za nieprzyzwoite. Używają ich natomiast zupełnie swobodnie rozmawiając na analogiczny temat z osoU7ami tej samej płci. Może to świadczyć o ich postawie wobec tematu, a zarazem spełniać szczególną funkcję społeczną zacieśniania i;c>ic żeristwa.
i~I. Rozmówcy muszą umieć dostosowywać swoje wypowiedzi do branży`' lub dziedziny, do której należy sytuacja. Termin branża (pj s-win~e) wprowadziliśmy już w punkcie V wraz z jego definicją przez C'rw~stala i Davy'ego (1969). Termin dziedzżna (domain) jest zapożyczony od Fishmana, który definiuje dziedzinę jako "zbitkę sytuacji spe;i ocznych rządzonych w wypadkach typowych przez wspólny zespół re~ul zachowania". Fishman stosuje ten termin do "zakresów działalności, od niedawna pospolicie a niezależnie tak zwanych przez innych badaczy akulturacji, stosunków międzygrupowych i bilingwizmu". rl'rzecim terminem dość powszechnie używanym w nowszej literaturze liny vistycznej i stylistycznej jest rejestr*, definiowany jako konsekwenti;a zmienność języka "warunkowana jego użyciem w określonym kc~~7tekście społecznym" (Leech 1966, 68; por. Halliday, McIntosh i 5tevens 1964, 77; Strang 1968, 21). Pospolicie jednak uważa się, że reje~ir obejmuje nie tylko zjawiska zwane branżą i dziedziną, lecz także lornet.
Badacze omawianej tu konsekwentnej zmienności sami przyznaliby, że bez względu na używaną terminologię ich teoretyczne opisy i klasyfikacje zjawisk są szkicowe i niedopracowane. Fishman (1965) łą~'zv pojęcie dziedziny i zachowania językowego z jednej strony z temate sn, z drugiej z lokalem* i rolami. Wskazuje, że "większości głównych i~i~tytucji społecznych odpowiadają nieliczne podstawowe lokale". Ink np. dziedzina życia rodzinnego odpowiada zasadniczo domowi, ~izedzina religii kościołowi, dziedzina pracy zawodowej biuru lub fai~~~~ce itd. W obrębie każdej dziedziny można wyróżnić szereg charakte,~ystycznych wzajemnych ról: matki wobec ojca, żony wobec męża,
198 ~ 199

rodzica wobec dziecka, duchownego wobec wiernego, sekretar''' bec szefa itd. Miejsce wypowiedzi oraz wzajemne role rozmów zwyczaj współdziałają i zgadzają się ze sobą. Są również zaz zgodne z tematem. Niekiedy jednak bywają ze sobą w niezgody takich wypadkach można badać, który składnik odgrywa dominu rolę. "Jeśli ktoś spotka swojego proboszcza na torze wyścigowyh prawdopodobnie miejsce wywrze znaczny wpływ na temat i xr~ł ról" (Fishman 1972 c, 22). Fishmana interesuje głównie stworze; uzasadnienie aparatu pojęciowego, za pomocą którego można by sać, a może również wyjaśnić, regularną zmienność zachowania,] kowego (przełączanie* kodu) w zbiorowościach dwujęzycznych i lojęzycznych. Cechy kontekstu jednak omawiane przez niego i p innych socjolingwistów w związku z pojęciem branży* są równie wt dla analizy stosowności sytuacyjnej wypowiedzi w zbiorowożc uważanych normalnie za jednojęzykowe.
Termin branża (province) w takim użyciu, jak u Cryst~ Davy'ego (1969, 71 nn), jest węższy niż termin dziedzina. Odpovw też nieco innemu typowi analizy głównych parametrów sytuacji: chy branżowe są definiowane "przez powołanie się na typ uprawi działalności zawodowej". Twierdzi się, że "nie dostarczają one pych informacji o ludziach uczestniczących w sytuacji-np. o ichp cji społecznej ani o ich wzajemnym stosunku". Sama rozmowa jes traktowana jako pewnego rodzaju branża, ale "różniąca się od p stałych tym, że tylko w niej konwencjonalne granice zawodów s~ istotne". Inne gatunki angielszczyzny obejmują język publicznycł bożeństw, reklamy, reportażu dziennikarskiego, nauki i prawa. A rzy omawiają szczegółowo próbki tekstów niektórych branż.
W niniejszym paragrafie wymieniliśmy i omówiliśmy krótko s rodzajów wiedzy lub umiejętności wpływaj ących na stosowność sy cyjną wypowiedzi. Mogliśmy wymienić jeszcze inne takie umiejęt ci. Wiele wspomnianych tu zjawisk zalicza się na ogół do socjolin styki* lub stylistyki*, a nie do właściwego językoznawstwa. Nasuw pytanie, czy warto odróżniać socjolingwistykę i stylistykę od tego dla uproszczenia nazwiemy mikrolingwistyką*, czyli od działu nap języku dotyczącego struktury fonologicznej, gramatycznej i semy cznej zdań systemowych.
W pewnym często cytowanym passusie Chomsky (1965, 3) wy się następująco: "Teoria języka dotyczy w zasadzie wyidealizowaa
~a~awcy-słuchacza w zupełnie jednorodnej zbiorowości językowej, ~naj~cego doskonale język tej zbiorowości i nie dotkniętego takimi nieistotnymi gramatycznie przypadłościami, jak ograniczenie pamięLi, roztargnienie, przesunięcia uwagi i zainteresowań oraz omyłki (przypadkowe lub charakterystyczne) w stosowaniu umiejętności jęivg~'vvych do konkretnego wykonawstwa". Być może nieudane było ~azw~anie przez Chomskiego wykonawstwem (performance) wszystkiego tego, co nie mieści się w rozmyślnie wyidealizowanym i teoretycznie ograniczonym pojęciu umiejętności językowych (linguistic competence), por. Hymes 1971. Mimo to jednak można ustanowić przynajmniej zasadniczą różnicę między systemem języka jako zbiorem
1 idań (nad którym nie panuje żaden poszczególny użytkownik w żadnej zbiorowości językowej) a stosownym lub niestosownym używaniem tych zdań w sytuacj ach wypowiedzi przez użytkownika wszechstronnie
"' "-ykwalifikowanego. Idealizacja jest nieunikniona. Występuje ona zarówno w mikrolingwistycznym opisie struktury samego systemu języ` kowego, jak w socjolingwistycznej czy stylistycznej analizie cech Bytu
acji postulowanych jako wyznaczniki stosownego użycia języka.
W idealizacji zachowania językowego i w jego tłumaczeniu za pomoc:~t ukrytego w nim systemu tkwią oczywiście bardzo poważne problemy metodologiczne. Można wyróżnić aż trzy rodzaje idealizacji, z których każdy nastręcza inne trudności praktyczne. Idealizację pierw
ł, czego typu można by nazwać wyczyszczaniem*. Na tej podstawie wolno Tram pomijać wszelkie przejęzyczenia, niedokładności wymowy, zastanawianie się, zacinanie, jąkanie itp. - wszystko, co Chomsky w pov yższym cytacie przypisuje czynnikom mikrolingwistycznie nieistotnvm: ograniczeniom pamięci, roztargnieniu, przesunięciom uwagi i zainteresowań oraz złemu działaniu mechanizmów fizjologicznych i nerwowych uczestniczących w zachowaniu językowym. Idealizacja tego typu, czyli wyczyszczanie konkretnych wypowiedzi przez pominięcie zjawisk wykonawczych, odróżnia w sposób najbardziej oczywisty i bezsporny umiejętności od wykonawstwa.
W codziennej rozmowie zjawiska wykonawcze są znacznie częstaz~, niż się na ogół sądzi. W toku rozmowy jej uczestnicy niekiedy na~~et ich nie zauważają, bo wprowadzany przez nie szum* równoważy
a z~jz`.vyczaj redundancja* (por. tom I, 2.3). Później jednak, w oblićzu zapisu lub transkrypcji rozmowy, mówiący często przyznają, a nawet ~ sami sygnalizują, że wygłosili wypowiedź niedopuszczalną. W wielu
200 ' ~ 201

kulturach, z naszą włącznie, większość mówiących zaznajamia''''" wnymi normami gramatycznymi i fonologicznymi przez zorga ne nauczanie. Znajomość tych norm często wpływa na ich ocen;; szczalności. Jest to sprawa poważna, któxej językoznawcy nid-j bagatelizować. Sama jednak zasada wyczyszczania nie budzi; wości.
Badanie zjawisk wykonawczych nie jest bynajmniej pozba' znaczenia teoretycznego. Zasięg i charakter pomyłek dostarcza ~ go materiału do studiów nad mechanizmami uczestniczącymi twarzaniu mowy (por. Laver 1970). Socjopsychologowie przylg wielką wagę do zjawisk wykonawczych jako objawów stanu ue wego nadawcy lub innych, trwalszych rysów i postaw jego osob, Argyle 1972). Z tego punktu widzenia nawet pomyłki można u za znaczące: dostarczają one informacji objawowych* (por. 1 4.2). Lingwista jednak wyklucza zjawiska wykonawcze ze sv~ modelu systemu językowego, podobnie jak różne inne składni powiedzi określane przez siebie z innych powodów jako niejęz! (por. tom I, 1.6).
Drugi rodzaj idealizacji można by nazwać normalizacją*. B szych obecnych celów ma on większe znaczenie. kiedy mówir dwie osoby mówią tym samym językiem, abstrahujemy świadott nieświadomie od wielu regularnych różnic między systemami jE wymi kryjącymi się pod ich zachowaniem językowym. Niektóre różnic obejmuje się terminami dialekt* i akcent* (por. 14.5). Inł uraczą się takimi czynnikami, jak płeć, wiek, pozycja społeezm społeczna czy zawód. Wiele takich czynników nazywamy w mnie paragrafio cechami (parametrami) kontekstu. W pewnym senni dy rodowity użytkownik języka angielskiego mówi inną angiels ną: ma własny system językowy o niepowtarzalnym w pewnym s~ słownictwie, gramatyce i fonologii. Co więcej , każdy rodowity u wnik języka angielskiego używa w różnych sytuacjach rozmaity mian tego języka.
Opis, a nawet wyliczenie wszystkich różnic występujących zwanym intuicyjnie języku angielskim byłoby przedsięwzięcie nadziejnym. W praktyce lingwista, opisuj~c język danej zbioro pomij a wszystkie regularne odmiany jej zachowania j ęzykoweg~ jątkiem najważniejszych. To właśnie rozumiemy przez normal: Tak np. lingwista wyklucza na ogół ze swojego modelu system
koWego wszystkie cechy fonologiczne, gramatyczne i leksykalne właściWe tylko jednej osobie. Najczęściej pomija również cechy charakteryZUj~co tylko niewielki podzbiór członków społeczności, jeśli nie t"~orzv on w jej obrębie wyraźnej grupy geograficznej tub społeczno.kultnrowej. ~ezywiście lingwista może się interesować z jakichś po",o~f~,t,~ jakąś ograniczoną odmianą języka. Na ogół też ogranicza swój pis ~! Jakiegoś rozpoznawalnego intuicyjnie dialektu. Pewien stopień normalizacji zachodzi jednak zawsze. Rozgraniczanie zbiorowości j4zykowych i stopień normalizacji dokonywanej przy zakładaniu ukrytego systemu językowego nasuwają problemy materiałowe. Nie warto ,jednak kruszyć kopii o to, czy za zachowaniem językowym całej zbiorowości kryje się jednorodny system. Tak jest, ale jest to prawda nieistotna. Chodzi raczej o to, czy warto, na wzór językoznawców przesrlości, zakładać istnienie wspólnego systemu u podstaw takich ,vypov~iedzi, które większość członków danej zbiorowości uznaje za wolne od osobliwości dialektalnych, sytuacyjnych, substancjalnych i chronologicznych. Pojęcie takiej osobliwości i wolności od niej jest bardzo nieostre. Praktyczna jednak użyteczność powstających gramatyk, opisów fonologicznych i słowników uzasadnia w sposób empiryczny pojęcie takiego wspólnego systemu językowego.
~l'rzeci typ idealizacji, konieczny przy zakładaniu istnienia ukrytego systemu językowego, nazwiemy dekontekstualizacją*. Podobnie jak normalizacja (którą można by uznać za jej część składową), ma ona zasadnicze znaczenie dla głównego tematu niniejszego rozdziału. Moc~cl systemu językowego tworzony przez lingwistę można ująć jako zbili reguł generujących wszystkie i same tylko zdania systemowe danego języka. Wyidealizowany, wszechstronnie wykwalifikowany użytkownik języka nie tylko zna wszystkie reguły decydujące o poprawności zlań systemowych, lecz również umie ich używać w kontekście w sposób stosowny, czyli zgodny z istotnymi cechami tego kontekstu. T. [~ czym mówimy obecnie, jest odwróceniem takiego przystosowywania wypowiedzi do kontekstu (...). Zdania systemowe są to ~wypowicciri (...) zdekontekstualizowane, czyli otrzymane z wypowiedzi konkretnych przez eliminację wszystkich cech narzuconych im przez kor~sekst.
lrotoczne wypowiedzi mówione najczęściej zależą od kontekstu w stopniu bardzo wysokim (...). Jednym z przejawów tej zależności jest ~Z~~~. elipsa. Rozmowa złożona wyłącznie z kompletnych gramatycznie
202 ~. ~ 203

zdań tekstowych bylaby nie do przyjęcia jako tekst. Do umiej' językowych (choć nie mikrolingwistycznych) nadawcy należy u ność tworzenia zdań niezupełnych* gramatycznie, ale konte stosownych i zrozumiałych. Tak np. wypowiedź (Jak tylko będę wygłoszona z odpowiednim konturem akcentuacyjnym i finto nym, moze wystąpic w tekse~e 1 ako odpomedź na pytanie (Kiedy dziesz?]. Strukturę gramatyczną tej odpowiedzi, a częściowo talk znaczenie, można wyj wśnić uznaj ąc j ą za kontekstowe stosowną e czną wersję wypowiedzi (Wyjadę, jak tylko będę mógł]. Elips więc jednym z najważniejszych i najoczywistszych wyników l~o stualizacji.
Dla zdań niezupełnych zilustrowanego wyżej typu dekontekst zacja polega na ich uzupełnieniu jednym lub kilkoma elementamii tekstu poprzedzającego.s
Elipsa nie jest jedynym zjawiskiem wymagającym uwzględrliti przy dekontekstualizacji zdań niezupełnych i innych zdań tekstowi Zjawisk takich jest wiele. Należy do nich użycie zaimków, rodzaji określonego, szyku wyrazów, spójników międzyzdaniowych era; kich cech prozodycznych, jak akcent zdaniowy i intonacja. Już chi jedna taka cecha może wystarczyć do uzależnienia zdania tekstowi w tym również zdania niezupełnego, od kontekstu. Tak np. zdanie stowe (Nigdy go nie widziałem] słuchacz może zrozumieć tylko warunkiem, że umie trafnie rozpoznać odnośnik zaimka (go]. Od' nik ten jest z reguły wspomniany w kontekście poprzedzającym ale może nim być również jakaś osoba w kontekście sytuacyjn wskazana przez nadawcę v~ momencie wypowiedzi w sposób par: gwistyczny (np. ruchem ręki albo głowy). Na temat sposobu opis3 niw takich zjawisk jako elementów struktury zdań systemowych pC dy lingwistów są częściowo podzielone. Tu pragniemy podkreślit spójność gramatyczna i semantyczna zdań niezupełnych i innych tekstowych w obrębie danego tekstu jest tylko jednym z przejaw ogólnego problemu stosowności kontekstowej, którego nie możn zważać bez uwzględnienia czynników sytuacyjnych oraz cech niej kowych zarówno wypowiedzi, jak i kontekstu.
Ponieważ semantyka językoznawcza jest działem semiotyki:d
3 Nie znaczy to, jakoby każde zdanie niezupełne należało traktować jako elipsy (por. Allerton 1975, Shopen 1973).
czącym przekazywania znaczenia (wszelkiego) za pomocą języka, więc podstawą, a przynajmniej jedną z części jej ogólnej teorii musi być teoria stosowności kontekstowej. Kto wie jednak, czy stworzenie ogólnej teorii semantyki językowej nie jest zadaniem zbyt ambitnym, przynaj,z,niej w obecnej chwili. Można natomiast podejmować różne próhy skonstruowania cząstkowej teorii semantyki językoznawczej, lub kilku takich teorii. Każda z nich pomijałaby (lub zakladałaby z góry) pewne fakty, które inne teorie miałyby usystematyzować i wyjaśnić. Jedna z takich teorii cząstkowych, którą można by nazwać teorią semantyki mikrolingwistycznej, ograniczałaby się do analizy znaczenia Zdań systemowych maksymalnie zdekontekstualizowanych. Dotyczyłaby ona następujących problemów: sensu i odniesienia wyrażeń językowych; zakresu funkcji semiotycznych (czyli aktów mowy; por. 16.1) możliwych do spełnienia p~ez wygłoszenie określonych zdań; implikacji i presupozycji twierdz ń wypowiadanych za pomocą zdań (w pewnych znormalizowanych warunkach); wreszcie uzasadniania tych twierdzeń warunkami prawdziwości obowiązującymi w jakimś rzeczywistym lub możliwym świecie. semantyka mikrolingwistyczna nie dotyczvlaby natomiast-chyba tylko przygodnie i w minimalnym zakresie - zrc~żnicowań społeczno-kulturowych, spójności tekstu ani innych przejawów kontekstualizacji wymienionych w niniejszym paragrafie.
IW semantyki mikrolingwistycznej w znaczeniu tutaj zdefiniowany~n należy wiele współczesnych prac nad formalną analizą znaczenia w j~zyku. Rozmyślne pomijanie stosowności kontekstowej w semantyce. rnikrolingwistycznej może przynieść duże korzyści, byle pamiętać, że odróżnienie mikrolingwistyki od socjolingwistyki i stylistyki jest dystynkcją czysto metodologiczną, opartą na wyczyszczeniu, normalizacji i dekontekstualizacji wypowiedzi przez językoznawcę. W ogrstniczonym aparacie pojęciowym semantyki mikrolingwistycznej mWna zadowalająco opisać sens większości leksemów oraz. co nie mniej ważne, badać, w jaki sposób struktura gramatyczna zdań systemowych decyduje o ich znaczeniu oraz o ich charakterystycznej funk~ji semiotycznej w wypowiedziach. Jest to niezaprzeczalnie jedno z ók~'lk~nych zadań semantyki językoznawczej w ogóle.
`semantyka mikrolingwistyczna w swojej dotychczasowej postaci ~'~ vczv glóu~r~ie znaczenia opisowego. Język jednak jest nie tylko na:zyclziem przekazywania informacji faktograficznej. >~'elni również ':'='r~..g funkcji społecznych i ekspresywnych. Co więcej, jak widzieliś
Zo4 ,~ ~ Zos

my, trudno jest wyraźnie odróżnić funkcje opisowe języka o, funkcji międzyludzkich (por. tom I, 2.4). Ogólna teoria semam nie może pomijać znaczenia społecznego i ekspresywnego w jej Tym samym musi w pełni zużytkować pojęcie stosowności kont wej. Jeśli ktoś uważa, że pojęcie to należy do zakresu socjolingwj i stylistyki, to z kolei odpowiednią część socjolingwistyki i stylisty winien zaliczyć do semantyki językoznawczej. Trzeba też zaws~ miętać, że w językoznawstwie rozróżnienia metodologiczne niek~ eznie odzwierciedlają różnice w systemie reguł przyswojonym ~ użytkowników języka a leżącym u podstaw ich zachowania język go.
W jednym z poprzednich rozdziałów wskazaliśmy, że wątpliw, możliwość zastosowania różnicy między semantyką a pragmat~ częstej u semiotyków, do analizy znaczenia w językach natural (por. tom I, 4.4). W mikrolingwistyce wyraz implikacja (czyli doi ne założenie lub wniosek - przyp. tł.) ma wyraźnie znaczenie o
mniej precyzyjne, niż implikacja ścisła w semantyce filozoficznej, razem zupełnie odmienne, niż implikacj a materialna w klasyczny chunku zdań (stąd tzw. paradoksy implikacji materialnej). Prz mniej częściowo nadrzędne nad potocznym, nieprecyzyjnym poję implikacji i węższym, filozoficznym pojęciem implikacji ścisłej m. pojęcie implikatury u Grice'a. Jednocześnie Grice pragnie uwic nić, w jaki sposób w potocznym użyciu języka implikatury wspie~ uzupelniają implikację materialną. W tę jednak część jego wywc nie będziemy tu wnikać.
14.3. Implikatury konwersacyjne i presupozycje
Pojęcie implikatury* opiera się na odróżnieniu tego, co się faktys mówi, od tego, co jest implikowane (ale nie w sposób ścisły) prze; co się mówi. Jak się przekonamy dalej, czasownik mówić miewa ri znaczenia. W tej chwili istotne są dla nas co najmniej dwa: `mówi wymawiać = wygłaszać okaz pewnego typu wypowiedzi' oraz `mó = komunikować = głosić pewne twierdzenie'. Tak np. jeśli ktoś m~ (Tutaj jest zimno, to normalnie mówil, że tam, gdzie się znajduje, zimno. Grice oraz inni przedstawiciele tzw. filozofii języka natura go (por. tom I, 6.4) poświęcają wiele uwagi temu, w jakich warum
o ~ir~~, kto mówi2 X (czyli wygłasza wypowiedź-sygnal X), można poSv,eazieć, iż mówi, że p (czyli głosi twierdzenie p). Zajmowali się też i~t~r~sywnie tym, w jakim znaczeniu można rozsądnie twierdzić, iż ~tŚ mówi,, że p, a nie chce przez to powiedzieć że p. Okazało się, że Przy' Jednym ze znaczeń wyrażenia chcieć przez to powiedzieć twier~Zer~;e takie jest niemożliwe (z powodów, które poznamy niżej, por. 1~,,1). W innym jednak, choć pokrewnym znaczeniu można mówić, że i,, a chcieć przez to powiedzieć, że nie p ale q, albo że i p i q. Tak np. możnt~rice rozróżnia dwojakie implikatury: konwencjonalne i konwersacyjne. Różnica między nimi jest w niektórych wypadkach nieostra. ~V ra.sadzie jednak impfikatura konwencjonalna jest dodatkowym warun~iem prawdziwości, współdecydującym o normalnym (czyli konv-errcjonalnym} znaczeniu wyrazów. Natomiast implikatura konwersacyjna wynika ze zbioru warunków ogólniejszych, normujących prawic!lowy przebieg rozmowy. Nas obchodzą tutaj implikatury konwersac~.-jne. Toteż odtąd będziemy używać terminów i mplikatura i implikru tylko w tym węższym znaczeniu.
Warunki, z których wynikają implikatury, Grice formułuje jako maksymy zgrupowane pod czterema hasłami: ilości, jakości, związku z tematem i sposobu. ,
Ilość. I. Niech twój wkład do rozmowy będzie na tyle informujący, na ile to konieczne (dla ogólnych potrzeb wymiany). II. Niech nie bę~Izit bardziej informujący, niż to konieczne.
.Takość. Staraj się, żeby twój wklad był prawdziwy: I. Nie mów nicz< go, co uważasz za falszywe. II. Nie mów niczego, na co nie masz odpmviednich dowodów.
Związek z tematem. Mów na temat.
Sposób. Mów jasno: I. Unikaj niejasnego wyrażania się. II. Unikaj ~ii~~jednoznaczności. III. Mów zwięźle (unikaj niepotrzebnej rozwle~~"~~ści). IV. Mów w sposób uporządkowany.
Wszystkie te maksymy wiążą się w sposób ocźywisty z ogólniejszym ~e~cm: jak najskuteczniejszym przekazywaniem informacji opisowej.
206 207

Są więc z natury rzeczy ograniczone do tak nazwanej przez nad wej funkcji języka. Tymczasem znaczna, a może nawet większy informacji semantycznej zawartej w potocznych wypowiedziach kowych ma charakter raczej społeczny i ekspresywny, niż op (por. tom I, 2.4). Ponieważ maksymy Grice'a nie nadają się do a wypowiedzi o innej funkcji, niż wzbogacanie wiedzy opisowej a, ta, więc wymagają różnorodnych uzupełnień i ograniczeń. Ta podkreślono, że uprzejmość i wzgląd na uczucia adresata mogą I cić wymagania sprzeczne z każdą spośród maksym Grice'a lub ze stkimi łącznie (por. Lakoff 1973).
Użyteczność maksym Grice'a jest ponadto zmniejszona na s ogólnikowości, żeby nie powiedzieć mglistości, ich sformułoQ Rozważaliśmy już niektóre problemy związane z kwantyfikacją oracji semantycznej (por. tom I, 2.3). Otóż ocena jasności wypov i jej związku z tematem jest w najlepszym razie znacznie trudni niż kwantyfikacja zawartej w niej informacji. Brak, a może niej waść całkowitej formalizacji maksym Grice'a czyni pojęcie impl ry nie dość ścisłym dla logika.4 Niewątpliwie jednak intuicyjna cia, którymi zajął się Grice w swoich maksymach, mogą odegraj ną rolę wyjaśniającą w analizie semantycznej tekstów.
Tak np. za pomocą maksymy ilości możemy wyjaśnić to, że X pyta Y-a:
(1) Czy skończyłeś lekcje i schowałeś książki?
a Y odpowiada:
(2) Skończyłem lekcje,
to X ma podstawy sądzić, że Y nie schował książek. W oblic; niunkeji p i q Y rozmyślnie przypisał wartość prawdziwościową mu tylko koniunktowi p. Gdyby prawdą było nie tylko p, ale ta Y mógłby przypisać wartość prawdziwościową całej koniunkcji, wjadając (Tak]. Ponieważ X nie ma powodu przypuszczać, że Y niewierza się maksymie ilości (ani jakiejkolwiek innej), więc m wo przyjąć, że q jest fałszem. Jednocześnie jest oczywiste, że twi nie p nie implikuje ściśle twierdzenia g. Nie można również twif
4 Gazdar (1976) sformalizowat częściowo maksymy Grice'a i omówir ich związek z pojęciami presupozycji i impiikatury.
jakoby Y dokonał asercji nie -g, ani jakoby zanegował q (por. 16.4). Y po prostu zaimplikował twierdzenie nie -g przez swoj ą niezdolność do asercji twierdzenia g w kontekście, w którym takiej asercji można byh oczekiwać.
,lak się przekonamy dalej, maksymy ilości i jakości razem wzięte tlt"paczą dła~zego komuś, kto mówi [Myślę, że pada deszcz] można przypisać implikowanie (w potocznym znaczeniu - przyp. tł.), że nie wie na pewno, czy deszcz pada. W myśl bowiem maksymy ilości należy Się wyrażać na tyle informująca, na ile to jest konieczne. Otóż twierdzenie `Myślę, że pada deszcz' jest mniej informujące, niż twierdzenie pada deszcz'. Jest bowiem możliwe do pogodzenia zarówno z twierdzeniem `Pada deszcz', jak i z twierdzeniem `Nie pada deszcz'. Gdyby nadawca wiedział z pewnością, że pada deszcz, powiedziałby prawdopodobnie (Pada deszcz], nie ograniczając w żaden sposób swojego wyznania wiary w prawdziwość wyrażanego twierdzenia. Wiedza bowiem o tvm, że p jest prawdą, stanowi wystarczające uzasadnienie głoszenia p. Mówiąc zatem: `Myślę, że pada deszcz' nadawca zdaje się implikować (czy też "implikaturować"), że nie rozporządza uzasadnieniem, które pozwalałoby mu na bardziej informatywne oznajmienie [Pada deszcz]. Z drugiej strony na pytanie [Dlaczego myślisz, że pada deszcz?] nadawca może odpowiedzieć zupełnie rozsądnie, choć na pozór nielogicznie: (Nie myślę, tylko wiem]. Ciekawe, że w języku potocznym nie tylko wypowiedź (Myślę, że pada deszcz], lecz również (Musi padać deszcz] i (Wiem, że pada deszcz] osłabia wyznanie wiary nadawcy w prawdziwość twierdzenia `Pada deszcz' (por. 17.2). Również i to można wyjaśnić maksymami Grice'a. Jeśli mianowicie nadawca rozporządza tak nienagannym uzasadnieniem, albo żywi tak silną wiarę w prawdziwość twierdzenia p, że nie ma co do niej żadnej wątpliwości, to nie poczuwa się do obowiązku wyraźnego stwierdzania swojej wiary. Jeśli wyraża się pod tym względem bardziej informująca, niż to konieczne, to zwraca uwagę adresata na możliwość, że uzasadnienie p jest słabsze, niż mogłoby być.
Dla implikatur wynikających z maksymy ilości (choć może tylko dla nich) jest znamienne, że nadawca może je wyraźnie uchylić lub ograniczyć. Pod tym względem różnią się one jaskrawo od implikacji ścisłych. Tak np. jeżeli X mówi do Y-a:
(3) Wczoraj próbowałem się dodzwonić do Johna,
to Y ma prawo wnioskować, że X-owi nie udało się uzyskać połącze
208 , j 209

nia. Implikaturę tę można jednak bez sprzeczności uchylić. Jeżeli
pyta X-a: ~: ' i, . (4) Czy wczoraj próbowałeś się dodzwonić do Johna?, i ~~ .
to X może odpowiedzieć: #_~ (5) Tak, i od razu się dodzwoniłem
albo: (6) Nie tylko próbowałem, ale się dodzwoniłem. Podobnie stwierdzenie w rodzaju:
(7) Większość języków ma co najmniej jedną spółgłoskę szeź~~.": nową przedniojęzykową
. .;?r.;l~..
zdawałoby się implikować twierdzenie: `Niektóre języki nie maje. jednej spółgłoski szczelinowej przedniojęzykowej'. Nie ma jedtr sprzeczności w wypowiedzi:
(8) Większość języków, a może nawet wszystkie, ma co nalml~~~j jedną spółgłoskę szczelinową prżedniojęzykową,
w której to wypowiedzi nadawca wyraźnie ogranicza implikaturę. T`~* kie ograniczenia są bardzo pospolite.
Podczas gdy różnica między implikaturami a implikacjami ścisłymi: bywa najczęściej dość ostra, to nie można tego powiedzieć o różni między implikaturami a presupozycjami*. Ale co to są presupozyeje? Czym się różnią od implikacji ścisłych i od implikatur?
Mówiąc prawdę, filozofowie i językoznawcy używają terminu pxe: supozycja w kilku mniej lub bardziej sprecyzowanych znaczenia~lł~ (por. Cooper 1974, Garner 1971, Kempson 1975, Wilson 1975). W j dnym z tych znaczeń użył tego terminu Strawson (1950) krytykują sposób, w jaki Russell (1905) analizował oznajmienia w rodzaju
(9) Obecny król Francji jest łysy.
Zdaniem Russella twierdzenie wyrażone zdaniem (9) ma mti~a więcej następującą postać: `' (10) `Istnieje jeden i tylko jeden obecny król Francji i jest on łysX'~t,
Ponieważ ani w roku 1905 nie było króla Francji, ani nie ma go ob cnie, więc rzekomo każdy, kto w roku 1905 lub teraz powiedział'1 [Obecny król Francji jest łysy], głosiłby coś, co jeśt fałszywe, a mian wicie twierdzenie egzystencjalne:
(1 I) `Istnieje obecny król Francji'.
Jak widzieliśmy (por. tom I, 7.2), Strawson sprzeciwił się analizie Russella na tej podstawie, że nie odróżnia się w niej oznajmienia od pre5upozycji. Zdaniem Strawsona (który w tej sprawie zgadza się z Fregem) wypowiedź (9) nie jest ani prawdziwa, ani fałszywa, poniew-ai nie jest spełniona jedna z jej presupozycji, a mianowicie twierdzenie ( 11 ) .
Według Strawsona twierdzenie wyrażone wypowiedzią (9) nie ma W ogóle wartości prawdziwościowej. Niektórzy zwolennicy tzw. logiki presnpozycji głoszą inny pogląd. Ich zdaniem omawiane twierdzenie nia wartość prawdziwościową, a mianowicie dość dziwną wartość ani prawdy, ani fałszu, nie uznawaną w tradycyjnym rachunku zdań (por. tom I, 6.2). Według jeszcze innego poglądu, opartego na tym samym poj~ciu presupozycji, wypowiedź (9), jeśli jej presupozycja egzystencjalna nie jest spełniona, nie wyraża w ogóle żadnego twierdzenia. Wspólna dla tych różnych teorii jest zasada, że twierdzenie p jest presupozycją twierdzenia q, jeżeli jest koniecznym warunkiem zarówno pra~~dziwości q, jak i prawdziwości-nie q. Wszystkie te teorie presupozvcji są teoriamiprawdziwościowymi* (por. tom I, 6.6). (...) W jednym z dalszych rozdziałów odróżnimy oznajmienie twierdzenia wie p od zaprzeczenia twierdzeniu p.
Tutaj należy podkreślić, że jeżeli twierdzenie p jest warunkiem koniecznym prawdziwości zarówno twierdzenia g, jak i twierdzenia nie -q, to między q i p zachodzi nie tylko implikacja ścisła. Formuła bowiem gap (`q implikuje p') da się wprawdzie pogodzić z twierdzeniem nie -p, ale go nie zakłada.
W przeciwieństwie do twierdzenia implikowanego ściśle, presupozyc,ja pozostaje w mocy nie tylko dla negacji twierdzenia presuponującego, ale także dla jego przekształcenia pytającego. Tak np. pytanie:
( 13) Czy obecny król Francji jest łysy?
zaklada tę samą presupozycję egzystencjalną (9), co wypowiedź (10). ()d presupozycji egzystencjalnych zakładanych przez wyrażenia
odnoszące określone (typu obecny król Francji-przyp. tł.) należy od! różnić presupozycje pewnego rodzaju pytań, które dalej nazwiemy pytaninmi o uzupełnienie (por.16.3). Jak się przekonamy, pytanie takie, np.:
( 14) Co zrobił John?
210 ~ 211

zawiera presupozycję, że John coś zrobił. Każdy, kto 0 pytanie, musi przyjąć tę presupozycję.5 Taka jednak p pozostaje w mocy wobec negacji. Pytanie bowiem:
(15) Czego nie zrobił John?
nie zakłada presupozycji, że John coś zrobił, lecz że czegoś nie-z Oznajmieniem odpowiadającym pytaniu (14) w taki sposób, w j znajmienie (9) odpowiada pytaniu (13), jest:
(16) John czegoś nie zrobił
Oznajmienie to wyraża (czyli zawiera w sobie) twierdzenie presupp wane pytaniem (15) (...).6
Presupozycje pytań o uzupełnienie są podobne, choć niezup analogiczne, do presupozycji wspomnianych, ale nie omówio przez nas w paragrafie poświęconym tematowi, rematowi i ognisku formacji (por. 12.7). Jak widzieliśmy, wszelkie oznajmienie m ująć jako odpowiedź na jawne lub domyślne pytanie. Oznajmienie cechowane tematycznie jest odpowiedzią na pytanie o uzupełnirr~ zakładające określone presupozycje. Tak np. oznajmienie
(17) John pracuje w gabinecie
z przyciskiem padającym na wyraz gabirvecie odpowiada na
(18) Gdzie pracuje John?
Z kolei (18) presuponuje, że John gdzieś pracuje (por. Chomsky (...). Innymi słowy, oznajmienia tematycznie nacechowane m same presupozycje, co jawne lub domyślne pytania, na które są wiedziami. Presupozycje te pozostają w mocy wobec negacji i p' (por. [John nie pracuje w gabinecie); [Czy John pracuje w g. cie?]).
Czwartą ważną klasą wypowiedzi, w związku z którymi piel lingwiści stosują od niedawna pojęcie presupozycji, są wypowie wierające tzw. czasowniki faktowe*. Ktokolwiek mówi:
(21) John zauważył, że pada deszcz
5 Zaktadam, że [John nic nie zrobu] nie jest odpowiedzią na pytanie (14), etN na nie stosowną reakcją, podobnie jak [Nie wiem]. Zależenie to jest jednak, byka dyskusyjne.
~ Odmienny pogląd wyrażają Hull (1975) i Kennan & Hull (1973).
ten wyznaje czasownikiem (zauważył) swoją wiarę w prawdziwość t~,i~ rdzenia wyrażonego zdaniem dopełnieniowym. Innymi słowy, presuponuje, że rzeczywiście padał deszcz. Tak rozumianych ezasownik~,w (aktowych jest bardzo wiele. Należy do nich zwłaszcza czasownik ".vedzieć (...). Również i ich presupozycje pozostają w mocy wobec negacji i pytania (z wyjątkiem określonych kontekstów, które w tej chi;'i~i pominiemy). Stąd dziwaczność wypowiedzi w rodzaju:
(62) Nie wiem, że teraz pada deszcz
rozumtane~ w znaczeniu:
(23) `Teraz pada deszcz, ale ja o tym nie wiem' (...)~
~'Vymienione dotychczas cztery typy presupozycji różnią się między soli pod wieloma względami. (...) W każdym jednak wypadku nadawca . wygłaszaj ąc j akieś oznaj mienie lub zadaj ąc j akieś pytanie, coś zakłada czyli "presuponuje" (...).
Przyjmujemy, przynajmniej chwilowo, że definicja presupozycji jake> podobnej logicznie do implikacji ścisłej da się zastosować do oznajmień typu [Obecny król Francji jest łysy). Definicja ta nie stosuje sil jednak do innych typów presupozycji. Toteż niektórzy badacze wypowiadają się za odróżnieniem tzw. presupozycji semantycznej, definiowBywają okoliczności, w których rozumienie wypowiedzi (22) w znaczeniu (23) nie jer dziwne. Por. np. [Przypuśćmy (czysto teoretycznie), że nie wiem, że teraz pada deszcz]. Tutaj nadawca wie, że pada deszcz, ale wzywa adresata do przyjęcia przeeiwne~~> >hożenia (...).
` Nasz dodatek (tak zwanej] ma oznaczać, że w naszej wlasnej terminologii przym~otnik semantyczny nie znaczy `definiowalny za pomocą samych tylko warunków prawdziwości'.
212 = 213

wchodzić w szczegóły żadnej z tych koncepcji. Niedawno stwier` ~' ' w sposób przekonujący, że tzw. semantyczna definicja presu nie da się zastosować do pewnych podstawowych wypadków bek zasadnionych skądinąd modyfikacji i ograniczeń (por. Kempson ~~ ` ' Wilson 1975). Podobno również w wielu wypadkach zwolennicy. 2 nicji prawdziwościowej nazywają presupozycją coś, co w rzecz
i. ści jest implikacją ścisłą.
Dotychczas zakładaliśmy, że prawdziwościowa definicja presu i zycji stosuje się do takich oznajmień, jak [Obecny król Franelt łysy]. Russell jednak oczywiście uważał, że twierdzenie wyrażone> oznajmieniem jest fałszywe i niejeden by się z nim zgodził. Dys
nad tym, czy dane oznajmienie ma określoną wartość prawdziwo~c~. wą, ma sens tylko wtedy, kiedy wiemy, j aka jest jego struktura tem~,y. czna. W rozważaniach językoznawczych na temat presupozycji podkreśla się tego dość wyraźnie. Co gorsza, lingwiści i filozofowie nazbyt często omawiają pojęcie presupozycji w odniesieniu do zdafi~g nie do wypowiedzi. Jak widzieliśmy wyżej, jednemu zdaniu systemowemu może odpowiadać kilka różnych tematycznie oznajmień (lub-iittnych wypowiedzi, por. 12.7). To, co się mówi i o czym-czyli jaki jat komentarz i jakiej tematyki dotyczy-jest sprawą tematycznej strulęt!~t ry wypowiedzi. Ewentualne intuicyjne spory co do tego, czy twierd~= nie wyrażone wypowiedzią [Obecny król Francji jest łysy] jest fałswe, czy też ani prawdziwe, ani fałszywe, można przynajmniej częśc~owo wyj wśnić możliwością uznania wyrażenia obecny król Francji w jtxinych okazach tej wypowiedzi za podmiot tematyczny, a w drugich Gdyby X najpierw oznajmił, że żaden monarcha panujący obecnre~W Europie nie jest łysy, a potem Y zaprotestował z całą powagą: (Ubeny król Francji jest łysy], to X mógłby zupełnie rozsądnie odpov dnieć [To nieprawda - nie ma obecnego króla Francji]. Nawet gdyl~ się okazało, że Y miał na myśli Giscarda d'Estaing, to jego wypowie byłaby fałszem z powodu fałszywości swojej przesłanki egzystenGj nej . W takim bowiem kontekście wyrażenie [obecny król Franeji~ jest podmiotem tematycznym. X głosił, że zbiór obecnych monarciiv europejskich nie obejmuje elementu łysego. Sprzeciw Y-a, żs tik zbiór obejmuje króla Francji, jest fałszywy bez względu na to, czy'" ba, do której odsyła Y, jest łysa, czy nie. W tym bowiem konte _ .~, sprawą sporną nie jest to, czy określona osoba jest łysa, czy nie, al , czy obecnie panuje w Europie jakikolwiek łysy monarcha (por.. "..
oper 1974, 36 nn.). Fałszywość przesłanki egzystencjalnej powoduje tak z-waną (przez Strawsona i jego zwolenników) lukę w wartościach prawdziwościowych tylko wtedy, kiedy wyrażenie odniesione jest podmiotem tematycznym. Do tego samego wniosku doszedł ostatnio najwidoczniej również sam Strawson (por. Strawson 1964 b).
Na temat wypowiedzi [Obecny król Francji jest łysy] warto stwierdzić jeszcze jedno. Jeśli mianowicie rozumieć wyrażenie obecny król F,.~neji nie jako deskrypcję określoną, lecz jako tytuł o takim stosunku ~o swojego nosiciela, jaki ma nazwa własna (por. tom I,7.5), topresupozvcjiegzystencjalnej nie możnaująćwtwierdzenie: `Istnieje obecny król Francji'.9 Zmniejsza to jeszcze bardziej użyteczność prawdziwościowego definiowania presupozycji. Dotyczy to nawet presupozycji e~zvstencjalnej wyrażeń odniesionych, dla których definicja prawdziwościowa wydaje się na pierwszy rzut oka najbardziej stosowna. Nazwy własne orzekane o swoich nosicielach nie są prawdziwe w takim sensie, w jakim wyrażenia denotujące cechę definicyjną zbioru są prawdziwe, jeżeli są orzekane o elemencie tego zbioru. Mimo to nazwy wlasne (oraz arbitralnie przyznawane tytuły), jeśli są używane jako wyrażenia odniesione, nie różnią się presupozycjami egzystencjalnymi od deskrypcji określonych. W obu wypadkach chodzi o to, czy dla danego wyrażenia istnieje stosowny odnośnik. Jest to warunek ogólniejszy, niż spełnianie określonego zbioru warunków prawdziwości.
Na tym zakończymy omawianie takich klasycznych przykładów, jak [Obecny król Francji jest łysy]. O presupozycjach egzystencjalnych wyrażenia odniesionego mówiliśmy wyczerpująco w jednym z poę~rzednich rozdziałów (por. tom I, 7.2). Tu wystarczy raz jeszcze pociKreślić ważność różnicy między odniesieniem poprawnym a skutecznym i podkreślić, że odniesienie w zasadzie zawsze zależy od kontekstu .
Od kontekstu zależy chyba również wszelka presupozycj a w użytecznym językoznawczo znaczeniu tego terminu. Prawdziwościowa definicja presupozycji ma zastosowanie co najwyżej bardzo ograniczone, uzależnione od specjalnych założeń co do struktury tematycznej wypowiedzi i co do jej kontekstu. Tym samym niewielki sens ma rozróż
' Przypuśćmy np., że chociaż Francja pozostałaby republiką, ktoś (niekoniecznie !~'knś oficjalna instytucja we Francji) nadałaby X-owi tytuł honorowy król Francji. Wte~~' ~a'yrażenie to można by poprawnie odnosić do X-a. Prawdziwe byłoby twierdzenie `X jest królem Francji', ale nie twierdzenie `X jest królem'.
214 ;~. ; 215

nianie dwojakich presupozycji: semantycznych i pragmatycz '`~ ~a,
Zresztą rozróżnianie semantyki i pragmatyki przy analizie językóiai~` turam ch ma w o óle wąt liwą wartość or. tom I, 4.4 .
Y g P (p ) ,~~ Oprócz czterech typów presupozycji wymienionych dotycheza~ gwiści omawiają ostatnio także inne typy. Wymagają one dalszego szerzenia pojęciapresupozycji (...). Tak np. sugerowano, że znaezefwyrazu kawaler można rozłożyć na dwie części: na presupozycjęy. byt, do którego odnosi się ten wyraz, jest dorosłym mężczyzną, oraz, twierdzenie, że jest on nieżonaty (por. Fillmore 1971 a). We G. Lakoffa (1971 a) wypowiedź:
(24) Jan powiedział Marii, że jest brzydka, a potem z koley~. jego obraziła
presuponuje, że nazwanie kobiety brzydką jest dla niej obrazą. K, nan (1971) twierdzi, że wypowiedź francuska:
(25) Tu es dćgoutant `Jesteś wstrętny'
(i w ogóle mówienie na "ty" = przyp. tł.) presuponuje (pragmaty nie), że "adresatem jest albo zwierzę, albo dziecko, albo człowieksp~, łecznie niższy od nadawcy, lub z nim spoufalony". Zdaniem Fillmor~~s (1971 b) wypowiedź:
(26) Jan oskarżył Henryka o napisanie artykułu wstępnego presuponuje, że Jan uważał napisanie artykułu wstępnego za rzecz ter: ganną. Wypowiedź:
(27) Proszę cię, otwórz drzwi
presuponuj e, że drzwi są zamknięte i że adresat ma możliwość spełni nia skierowanej do niego prośby (...).
Dla zacieśnienia definicji moglibyśmy nazwać presupozycjami t> warunki, które musi spełniać wypowiedź, ale twierdzenia, w który prawdziwość musi wierzyć ich nadawca. Moglibyśmy np. powiedzli że wypowiedź presuponuje twierdzenie p zawsze i tylko wtedy, ki :, nadawca przyjmuje, że p jest prawdą i że to samo przyjmuje adra (por. Karttunen 1973). Wtedy jednak powstaje problem, co zna .~ "przyjmować, że twierdzenie jest prawdą". Tak np. nadawca m, ,,~,~, przyjmować, że adresat jest społecznie niższy od niego i przejawiat~ ; przekonanie w swoim zachowaniu, a nie musi wcale w tym celu ak _,
tować sformułowanego wyraźnie twierdzenia: `Adresat jest ode mnie niTSZy społecznie'. Trzeba bowiem zasadniczo odróżnić wiarę w pev-icn stan rzeczy od wiary w prawdziwość pewnego twierdzenia. Nie będziemy się starali o sprecyzowanie tej różnicy. Jedno jednak warto podkreślić. Mówiąc (21) [John wie, że teraz pada deszcz], nadawca ~~~icrzy w konkretne twierdzenie `Teraz pada deszcz', stanowiące część zawartości znaczeniowej jego wypowiedzi. Natomiast mówiąc (22) ~)an powiedział Marii, że jest brzydka, a potem z kolei ona jego obraził a~ , nadawca wierzy może w pewne twierdzenie, ale nie wiemy na pewno, w jakie. Czy w twierdzenie: `Powiedzieć komuś, że jest brzydki, jest obrazą'? Czy w inne jeszcze twierdzenie, ogólniejsze lub bardziej szczegółowe? Nie wynika to z samej wypowiedzi ani ze znaczenia jej skladnika słownego i pozasłownego.
Większość definicji figurujących w nowszej literaturze przedstawia prcsupozycje danej wypowiedzi jako pewien zbiór twierdzeń. Inny, choć niesprzeczny pogląd głosi. że presupozycje. są warunkami, których spełnienie jest konieczne, żeby wypowiedź mogła skutecznie spełnić swoją funkcję oznajmienia, pytania, obietnicy, prośby itd. (por. Fillmore 1971 b). Do tego pojęcia tzw. warunków fortunności* wypowiedzi jeszcze powrócimy (por. 16.1). Tutaj wystarczy podkreślić dwie sprawy. Po pierwsze określanie warunków fortunności wypowiedzi j a ko twierdzeń, którym nadawca przypisuj e prawdziwość, jest wprawdzie możliwe i częste, ale nie jest konieczne. Druga, ważniejsza sprawa polega na tym, że nazywając presupozycjami wypowiedzi konieczne warunki jej fortunnego użycia, rozumiemy termin presupozycja bardzo nieprecyzyjnie -chyba że jednocześnie rozróżniamy rozmaite warunki fortunności. Cooper (1974) twierdzi, że wszystkie warunki funkcjonujące jako presupozycje mają charakter ontologiczny. Dotyczą bowiem jeśli nie istnienia, to w każdym razie jakichś ontologicznych v-ymagań stosownych wobec danego bytu, stanu rzeczy, wydarzenia, procesu itp. Tym samym presupozycja egzystencjalna odnosząca się do indywiduum (bytu pierwszego rzędu, pora 11.3) nie różni się jakościowo od presupozycji wypowiedzi zawierającej czasownik faktowy*. Wyrażenie presuponuje, że pewien byt istnieje. Otóż istnienie jest wymaganiem ontologicznym stosownym wobec bytu pierwszego rzędu. Wypowiedź zawierająca czasownik faktowy* presuponuje, że panuje pewien stan rzeczy, że zachodzi pewne wydarzenie itd. Otóż panowanie, zachodzenie itd. jest wymaganiem ontologicznym stosownym wo
216 *'~ 217

iW. bec stanów rzeczy, wydarzeń itd. Te ostatnie, jeśli w danym jęZ ' mogą w ogóle być przedmiotami odniesienia jako byty, to są byt, drugiego rzędu (por. 11.3). ~~~``
Takie ujęcie presupozycji ma tę zaletę, że stanowi jednolity 1 i t~r,~r retycznie umotywowany opis niemal wszystkiego, co nazywa się poty cznie presupozycją (w języku angielskim - przyp. tł.). Zaletę tę Zad"`dzięcza temu, że kładzie nacisk nie na prawdziwość, lecz na rzeczyv;x stość. Tak np. zamiast powiedzieć, że wypowiedź (24) presupon~, prawdziwość pewnego twierdzenia; powiemy, że presuponuje zalśCi~: pewnego wydarzenia (a mianowicie obrazę Marii przez Jana). Pode, nie zamiast powiedzieć, że wypowiedź (9) presuponuje prawdziwe' twierdzenia `Istnieje obecny król Francji', przypisujemyjej to, ze pr`suponuje istnienie pewnego bytu możliwego do określenia (w pewny kontekście) za pomocą wyrażenia król Francji. Jak widzieliśmy, jest t~ stanowisko łatwiejsze do obrony.
To samo, co powiedzieliśmy tu o presupozycjach, można porom=' dzieć również o implikaturach. W poprzedniej części niniejszego par~4' grafu nazwaliśmy implikaty* wypowiedzi twierdzeniami. Jak się jeb; nak teraz okazuje, nadawcy można często w sposób bardziej przek: nujący przypisać implikaturę że coś istnieje, że ma określony chara~ ter lub że zaszło, niż implikaturę, stanowiącą zbiór konkretnych twie~i. dzeń. Jakaż więc jest różnica między implikaturą a presupozycją~
Intuicyjnie różnica wydaje się następująca: presupozycją jest to, e~d nadawca, a zdaniem nadawcy także adresat, zakłada jako częse tiit~,.' kontekstowego. Natomiastimpfikaturą jest to, co adresat (niekomecę' nie zgodnie z zamiarem nadawcy) może wywnioskować z wypomec,, w tym kontekście, w którym została wygłoszona. Proszę zauwazyc, ' przy takim intuicyjnym ujęciu nic nie przeszkadza temu, żeby ten satyr fakt był zarazem presupozycją i implikaturą. Stąd różne współczesny: próby objęcia presupozycji pojęciem implikatur oraz ich wyjaśmari' q k, Grice'owskimi maksymami ilości, jakości, związku z tematem i spos~': bu. Dotychczas jednak nie ma bynajmniej powszechnej zgody co d~~.' możliwości takiego opisu presupozycji.
fx~
Przyjmuje się na ogół, że w określonych kontekstach implikatu .. r'= można uchylać lub ograniczać. Jeślibyśmy presupozycjom odmó
tej możliwości (jak to sugeruje ich powyższa intuicyjna charakterys
~;._ : , s
ka), to byłaby to wreszcie jakaś jedna różnica między presupozycja ' a implikaturami. Co prawda wielu uczonych kwestionuje tę różni,..
por. Wilson 1975). Czynią oni to jednak pod wpływem prawdziwoś~;owej teorii semantyki, nieprzekonującego poglądu na negację i implikację ścisłą, a ponadto niezdolności lub niechęci do odróżniania zdań od wypowiedzi,~a twierdzeń od faktów. Oczywiście argumentacja w tej dziedzinie (z niniejszym paragrafem włącznie) zależy w wysokim stopniu od przyjmowanej teorii. Toteż porównywanie różnych poglądciw na presupozycję w pewnym wybranym aparacie pojęciowym i terminologicznym musi z konieczności przesądzać o ich ocenie. To, co 0 implikaturze i presupozycji powiedziano w niniejszym paragrafie, jest tylko prezentacją tych dwu pojęć-bardzo ogólną, popularną i na ogół intuicyjną. Formalizacji tych pojęć poświęcona jest obecnie obfitaliterutura fachowa.t
14.4. Kontekstowa teoria znaczenia
Teorię znaczenia można nazywać kontekstową w różnym rozumieniu tego terminu. Tutaj używamy go, podobnie jak wielu innych lin~wistów brytyjskich, ze szczególnym uwzględnieniem teorii semantycznej stworzonej przez J.R. Firtha, początkowo wspólnie ze sławnym etnologiem Bronisławem Malinowskim (1930, 1935 - por. Firth 1957 1~), a potem rozwiniętej przez jego następców.l
Niektórzy twierdzą, że Firth nigdy nie stworzył czegoś tak systematycznego, żeby zasługiwało na miano teorii. Sam Firth, nieufny wobec pseudosystematycznych i pseudoprecyzyjnych teorii języka, przyjąłby skwapliwie ten pogląd i bynajmniej nie uważałby go za zarzut. Nie będziemy się tu rozwodzić nad problemami terminu teoria. Poglądy semantyczne Firtha wywarty rozległy wpływ. Mogą one stanowić cenny 4vktad do ewentualnej teorii semantyki godnej ostatecznego uznania za kompletną i adekwatną zarówno materiałowo, jak i formalnie. Dotychczas nikt nie przedstawił zadowalającej formalnie teorii znacze
' Wstępem do tej literatury mogą być takie prace, jak Cooper 1974, Ducrot 1972, Franck i Petófi 1973, Gamer 1971, Gazdar 1976, Karttunen 1973 i 1974, Katz 1973, Kempson 1975, Wilson 1975, Zuber 1972. Dla bardziej fachowych ujęć szczególnie ważny jest problem tzw. projekcji (por. Langendoen 1971), czyli ustalania presupozycji twierdzeń złożonych na podstawie presupozycji ich prostych twierdzeń składowych.
~ Por. Ellis 1966, Halliday 1966, McIntosh 1961, Mitche111975, Sinclair 1966. Podstawą niniejszego paragrafu jest w dużej części Lyons 1966. Bardziej szczegółowy opis poglądów Firtha podaje Robins 1971.
218 a 219

nia. Semantyk nie ma zatem prawa pomijać intuicji i sugestii badacz który, jak Firth, odnosił się sceptycznie do wartości formalizacji.
Trzeba przede wszystkim podkreślić, że pogląd Firtha na znaczen nie jest tylko semantyką w zwykłym rozumieniu, ale jest całościowy funkcjonalistycznym ujęciem języka. Według Firtha najważniejsza języku jest jego funkcja społeczna: "Całe normalne zachowanie jęz kowe jest sensownym usiłowaniem utrwalenia stosownych schematć życia" (Firth 1957 a, 225). Każda wypowiedź występuje w określony kulturowo kontekście sytuacyjnym*. Znaczeniem wypowiedzi jest j cały wkład do utrwalenia wzorców życia w danym społeczeństwie or do utwierdzenia roli i osobowości nadawcy w obrębie tego społecze stwa. Jeżeli jakaś część wypowiedzi-sygnału wnosi określony wkład ~ jej ogólnego znaczenia, to część tę można nazwać znaczącą. Znaczą są zatem nie tylko wyrazy i wyrażenia, ale także głoski oraz paralingv~ styczne i prozodyczne cechy wypowiedzi (por. tom I, 3.1). Te znaczą składniki wypowiedzi badacz wyabstrahowuje z materiału przez st ranne badanie opozycji między wypowiedziami w odpowiednich ko tekstach sytuacyjnych. Znaczenie każdego składnika-paralingwist cznego, fonologicznego, gramatycznego, leksykalnego itd. - jest de: niowane na podstawie jego funkcji w obrębie jednostki bezpośredn wyższego poziomu. Struktura jednostki poziomu wyższego jest ko tekstem, w którym funkcjonuje i znaczy jednostka poziomu niższeg Semantyką, w rozumieniu Firtha, jest stosunek wypowiedzi do j kontekstu sytuacyjnego. Znaczenia jednak dotyczą z koniecznoś wszystkie działy językoznawstwa. Toteż Firthowskie wyrażenie zn czepie semantyczne nie jest tautologią. Podobnie w takich wyraż piach, jak znaczenie fonetyczne albo znaczenie gramatyczne, nie tka żadna sprzeczność ani inna anomalia.
Na pozór bardziej zaskakujące są inne twierdzenia Firtha (w kt~ rych wyraz meaning nie odnosi się do znaczenia wypowiedzi, lecz c jej cech objawowych-przyp. tł.). Tak np. u Firtha 1957, 191 n. czyt my: "Do sposobów meaning chłopca-Anglika, dorosłego Francuza c, damy nowojorskiej należy jakość głosu". Tamże, na str. 225 n. spotka można zdanie: "W skład meaning Amerykanina wchodzi amerykańs: ton mowy". Zdawałoby się, że Firth przewrotnie i samowolnie rozsz~ rza tu zakres użycia wyrazu meaning. Istotnie Firtha na pewno bawił zaskakiwanie czytelnika takimi sformułówaniami. Zgadzają się ot jednak z jego ogólnym poglądem, że znaczyć to to samo, co `funkcji
nować stosownie w danym kontekście'. Akcent amerykański jest oznaką, że się jest Amerykaninem, jest wynikiem uspołecznienia czło;vieka jako Amerykanina. Stąd sensowne jest powiedzenie, że mówiąc amerykańskim akcentem człowiek nie tylko jest Amerykaninem, ale także zaznacza (means), że nim jest. Z punktu widzenia społecznego i hehawioralnego zachowanie się człowieka w danym kontekście zna~ zy, że jest on tym, czym jest. I odwrotnie: człowiek jest tym, co w danym kontekście znaczy jego zachowanie.
Bardzo możliwe, że termin meaning jest tu niezupełnie jednoznaczny (...). Trzeba jednak pamiętać, że wielu filozofów, zwłaszcza GriE_c (1968), dopatruje się wewnętrznego związku między tym, co człowiek chce powiedzieć (mearesl), a tym, co jego wypowiedź znaczy yneans2). To drugie tłumaczy się tym pierwszym. Firth byłby tego samego zdania. W przeciwieństwie jednak do Grice'a i do większości fif,>zofów interesowały go społeczne i ekspresywne (czyli objawowe) funkcje języka, a nie jego funkcje dyrektywne (czyli konatywne, por. reim I, 2.4 i 4.2). Podobnie jak Malinowski, Firth był skłonny traktować opisową, a częściowo nawet konatywną funkcję języka jako dolot kowy składnik ogólniejszej i bardziej podstawowej funkcji utrwalania ~aosownych wzorów życia. Gdyby nawet pogląd Firtha na znaczenie ~aył wynaturzony, to chyba nie bardziej, niż pospolitszy od niego po~~iąd dualistyczny, według którego znaczeniem wyrazu lub wyrażenia fest to, co one oznaczają. W każdym razie użycie terminu znaczenie ~~rzez Firtha, choć niewątpliwie cza5ami,oryginalne, nie jest tak przewrotne, ani tak nieuzasadnione, jakby się na pozór wydawało. "Znazenie... należy traktować jako kompleks relacji kontekstowych. i'rzedmiotem fonetyki, gramatyki, leksykologii i semantyki są poszczególne składniki tego kompleksu w swoim stosownym kontekście" (F~irth 1957, 19). Analiza znaczeniowa wyrażenia polega na wyab~;trahowywaniu jego znaczenia z jego~faktycznego kontekstu sytuacyjnego (por. 14.1) oraz na podziale tego znaczenia (czyli funkcji) na ~~,zereg funkcji składowych. Ten proces analizy Firth wyjaśnia miejscami za pomocą analogii: "Proponowaną tu metodą badania znaczenia fest jego podział na środki (modes), dość podobny do rozszczepiania światła o mieszanęj długości fal na widmo świetlne" (Firth X957, 192). Sama przez śię ta analogia niewiele wyjaśnia. Uwydatnia jednak to, że Firth wyobrażał sobie znaczenie wyrażeń jako całość, której składniki są tak stopione w jedno, iż można je rozpoznać dopie
220 p 221

;,.~> ',~
ro wtedy, kiedy analiza językoznawcza rozdzieli je na śródki ( ~ , ~~ des). ~,;.i~ W teorii znaczenia Firtha terminem kluczowym jest oczywl~~;'
kontekst. Analiza znaczeniowa wyrażenia polega na "kolejnej konl~~~; stualizacji materialu, przy czym każdy kontekst mieści się w nastal"; nym, jest funkcją, organem większego kontekstu, a wszystkie kont sty mieszczą się w tym, co można by nazwać kontekstem kultury' (Firth 1957 a, 32). Kontekst kultury, na który Firth się tutaj powołu,~ jest postulowany jako rama (matrix), w której występują sytuacje ro~'~ poznawalne i społecznie znaczące. Przez powołanie się na pojęcie kp, tekstu kultury (również wywodzące się z jego współpracy z Malincfv~w` skitu) Firth, podobnie jak wielu językoznawców jego pokolenia, wir.; maje swoją wiarę w ścisły związek języka z kulturą. Nigdy jednak zadeklarował swojej wiary w nic takiego, jak hipoteza Whorfa (pti~, tom I, 8.3). Ani on sam, ani jego następcy nie interesowali się zbytrii~ sprawami epistemologicznymi i ontologicznymi. Ich glównym cele~tt'~ byto podkreślenie, że wypowiedzi językowe, podobnie jak inne frak:,,menty zachowania społecznie znaczącego, można zrozumieć tylkih przez ich kontekstualizację w obrębie konkretnej kultury. Jeżeli Firt~. (1957 a, 24) nazywa nonsensem zdanie Jaspersena Tańcząca kobieta jest czarująca, albo zdanie Sapira Chtop zabija kaczątko, to dlatego, ~e'-. nie potrafi sobie wyobrazić ich użycia w żadnym konkretnym kontek~.~: cie. Zdań tych nie można skontekstualizować. Nie można ich "odnieś do typowych uczestników żadnego uogólnionego kontekstu sytuacyj nego" (Firth 1957a, 226). Zdania te są może znaczące gramatyczni,., ale nie semantycznie, ponieważ brak im tego, co Firth nazywa umk~a~: niem w jakąś sytuację społecznie dopuszczalną i zrozumiałą.
Nie jest naszym zamiarem obrona teorii Firtha we wszystkich ~ ~t" szczegółach. Byłaby ona zresztą trudna wobec niejasności niektory ,' kluczowych partii jego prac. Tak np. nie jest jasne, jak za pomocą Fy~,j thowskiego pojęcia funkcji w kontekście można by zdefiniować czy tt~~': odniesienie niedeiktyczne, czy też denotację. Odniesienie deiktyczn ~' G. można określić względnie przekonująco jako nawiązywanie związkó'a między wyrażeniami językowymi a bytami w kontekście sytuacyjny u rv~ (por. 15.2). Tego jednak określenia nie można chyba rozciągnąć ~-_ potencjalnie nieskończony zbiór wyrażeń odniesionych niedeiktyc~ nych - chyba, żeby wrócić, choćby w zmniejszonej skali, do dualizmt~~. ~' który Firth potępial w tradycyjnych teoriach znaczenia (1957 a, 21~;,
ZZ7). Mimo to trzeba przyznać, że tzw. monistyczna teoria znaczenia pirtha stanowi zdrową reakcję na nadmierny i z reguly pusty konceptualizm tradycyjnych ujęć semantyki (por. tom I, 4.3).
Kontekstualizację można ujmować z dwu punktów widzenia. Możn~, przez nią rozumieć proces tworzenia przez rodowitego użytkownika jęZy~ka wypowiedzi stosownych kontekstowo i spójnych wewnętrznie~roces wymagający, jak widzieliśmy, bynajmniej nie tylko znajomości wstemu językowego (por. 14.2). Można sobie jednak wyobrażać kontekstualizację również jako proces realizowany przez lingwistę w toku o~~isu konkretnego języka. Jeżeli analiza semantyczna tego języka jest opisowo adekwatna (w rozumieniu Chomskiego 1965, 27), to między tv;ni dwoma rodzajami kontekstualizacji musi zachodzić pewna odpowiedniość. Czynnikami rozpoznanymi przez lingwistę jako kontekstowe muszą być te, które w konkretnej sytuacji decydują o tworzeniu i rozumieniu wypowiedzi przez rodowitego użytkownika języka. Firth używa terminu korztekstualizacja na oznaczenie tego, co robi lingwista opisując język. Tak zwana przez nas adekwatność opisowa nie interesowała go, podobnie jak większości językoznawców jego pokolenia. W dalszym ciągu będziemy używać terminu kontekstualizacja w obu znaczeniach: tego, co robi rodowity użytkownik języka, posługującsię nim, i tego, co robi lingwista, opisując ukryty system elementów, reguł i zasad, na mocy których rodowity użytkownik języka potrafi tworzyć (i rozumieć) to, co Halliday (1970 b) i inni nazywają tekstem (zob. 1-l.b).
Jak widzieliśmy, jednym z możliwych stanowisk wobec analizy kontekstu jest zadanie sobie pytania, jaką wiedzę musi posiadać rodoGvity użytkownik języka, żeby móc tworzyć i rozumieć teksty w tym języku (por. 14.2). Warto sobie jednak uświadomić, że nie musi to być N~iedza opisowa. Trzeba o tym pamiętać ze względu na tendencję tak zwanych obecnie pragmatyków do definiowania kontekstu j ako zbioru twierdzeń (por. Bar-Hillel 1971). Co prawda, w myśl teorii kontekstowej znajomość znaczenia wypowiedzi, wyrazu, konturu intonacyjnego itci. , to nic innego, niż znajomość kontekstów, w których mogą one wy~ypować. Z tego jednak nie wynika, żeby osobie, która zna znaczenie określonej wypowiedzi, konturu intonacyjnego itd., trzeba było przy~~isywać znajomość jakiegoś zbioru twierdzeń.
To samo zresztą można by powiedzieć o prawdziwościowej teorii znaczenia (por. tom I, 6.5). Z tego, że znajomość znaczenia oznajmie
222 ' 223

nia jest wiedzą o tym, jaki musi być świat, żeby to oznajmienie b' prąwdziwe, nie wynika, że ta wiedza jest zawsze wiedzą o twier mach. Pod tym względem do wykładu prawdziwościowej teorii ztii~ ezenia często wkrada się pewna mglistość, żeby nie powiedzieć niej, noznaczność. Można chyba w zasadzie wiedzieć, że pada deszcz, a]> jaki był świat, kiedy ostatnio padał deszcz, i jaki będzie, kiedy będ padał najbliższy deszcz, a mimo to nie rozumieć, a tym bardziej -tur przyjmować, twierdzenia: `Pada deszcz'. Przypuszczalnie wiele gatt~~ ków zwierząt wykazuje taką właśnie nietwierdzeniową znajomość t zwanych przez nas faktów. Zwierzęta te zatem w pewnym sensie zną znaczenie takich twierdzeń, jak `pada deszcz'. Potrafią odróżnić taft możliwe światy, w których te twierdzenia są prawdziwe, od takieh;~ip których są fałszywe. W dalszych zresztą rozdziałach będziemy się.p~i sługiwać pojęciem twierdzeniowej zawartości wypowiedzi, ale nie b~ dziemy nic zakładać na temat epistemologicznego ani psychologićzn gó statusu twierdzeń.
Między kontekstową a prawdziwościową teorią znaczenia nie nt~' zasadniczej sprzeczności. Kto wie, czy nie przydałaby się szersza te~1 ria, która by objęła je obie. Jeżeli bowiem ktoś nie zna znaczenia jaki goś wyrażenia czy wyrazu, to można orzec z równym uzasadnieniem ~ obu podstawach: nieumiejętności kontekstualizacji i niewiedzy o w~ runkach prawdziwości. Jeśli się na to zgodzimy, nie będziemy chybi obstawać zbyt uparcie ani przy kontekstowej teorii znaczenia, ani prać prawdziwościowej. Jak widzieliśmy w jednym z poprzednich paragr fów, można być zwolennikiem analizy semantycznej maksymalni zdekontekstualizowanych zdań systemowych na podstawie warunkó~ ich prawdziwości (por. 14.2). Nie znaczy to jednak, jakoby kontek! był sprawą drugorzędną, do której należałoby się odwoływać tyli wtedy, kiedy prawdziwościowe określenie znaczenia zdania zawiedz~ lub okaże się niestosowalne.
W swoich późniejszych pracach Firth wprowadza, jako część sws jej ogólnej teorii znaczenia, pojęcie połączenia (collocation, por. Fint 1957 a,197). Właśnie na tzw. połączeniowym poziomie analizy, pośr~ dnim między poziomem sytuacyjnym a gramatycznym, zaleca opis wać (w całości lub w części) znaczenie leksykalne, czyli tę część znacże nia leksemów, która nie zależy od ich funkcji w konkretnych kontel! Stach sytuacyjnych, lecz od ich tendencji do współwystępowania w t~~ stach. Firth mówi np., że "jednym ze znaczeń wyrazu noc jest oczyw
gicie jego połączenie z wyrazem ciemna" (Firth 1957 a, 197). W tym sa,rrym miejscu mówi o "kojarzeniu synonimów, przeciwieństw i uzupełniających się par w jednolite połączenia", a gdzie indziej o "paradygrtlatach, rozrzucie formalnym, tak zwanych synonimicznych i antoni~r~icznych leksykalnych grupach asocjacyjnych, wyrazach zgrupowanych na zasadzie wspólnego zastosowania w pewnych powtarzających się kontekstach sytuacyjnych" (Firth 1957 a, 228). Co mianowicie Firth rozumiał przez połączenie (collocation), nie jest nigdzie wyjaśnione. Warto może jednak wspomnieć w związku z tym o tzw. dystrybucyjnej teorii znaczenia.
W myśl jednej przynajmniej wersji tej teorii (o której nie wiadomo, czy Firth ją podzielał) dwa leksemy mają to samo znaczenie zawsze i tylko wtedy, kiedy mają tę samą dystrybucję w obrębie reprezentatywnej próbki tekstów (por. Harris 1951). O tej tezie wystarczy powiedzieć, że nigdy nie uzasadniono w sposób przekonujący, jakoby tak zdefiniowana tożsamość znaczenia leksykalnego odpowiadała temu, co intuicyjnie uważa się za tożsamość znaczenia. Tak np. w świetle intuicji wyrażenia żywić nadzieję i mieć nadzieję mają znaczenie bardzo podobne, a może nawet to samo. Tymczasem dystrybucja czasownika żywić jest bardzo różna od dystrybucji czasownika mieć. Można by oczywiście twierdzić, że żywić ma kilka znaczeń i tylko w jednym z nich ma tę samą dystrybucję i znaczenie, co mieć. Żeby jednak móc udowodnić (lub zbić) to twierdzenie, trzeba by najpierw umieć ustalać w inny sposób tożsamość i nietożsamość znaczeń. W korelacji ri~iędzy tożsamością dystrybucji a tożsamością znaczeń nie ma nic dziwnego. Zwykle jednak uważa się, że to podobieństwo dystrybucji zależy od podobieństwa znaczeń, a nie odwrotnie. Ciekawe zaś teoretycznie są właśnie wypadki braku takiej korelacji. Przemawiają one przeciwko dystrybucyjnej teorii znaczenia.
Teorię tę samą w sobie można odrzucić. Zarazem jednak trzeba przyznać, że między leksemami skłonnymi do współwystępowania w tekstach zachodzi często tak ścisła współzależność, iż uzasadnione jest uznawanie ich łączliwości za składnik ich znaczenia. Tak np. znaczenie i?rzymiotnika iksowaty trudno byłoby określić bez wzmianki o jego łączliwości z rzeczownikiem noga (zwykle w liczbie mnogiej). Takich Irrzykładów jest dużo we wszystkich językach. Pojęcie łączliwości jest ważne przynajmniej jako przeciwwaga wobec zbytniej ufności w dualistyczne pojęcie oznaczania.
224 225

Tyle o Firthowskim pojęciu łączliwości i w ogóle o kontekste teorii znaczenia. W jednym z poprzednich rozdziałów (por. tom I,. podkreśliliśmy ważność syntagmatycznych relacji leksykalnych v~ stewie języka. W rozdziale niniejszym i następnym mowa jest o pych przejawach kontekstualizacji. Wiele jednak spraw dotycząc analizy kontekstu nie zostało w ogóle omówionych w naszej ksią ograniczonej głównie do semantyki mikrolingwistycznej (por. 14.
14.5. Zróżnicowanie stylistyczne, dialektyczne i diachroniczne
W niniejszym paxagrafie zajmiemy się, co prawda tylko pobieżi istotnymi semantycznie przej awami zróżnicowania stylistycznego, t~ lektalnego i diachronicznego. Zaczniemy od bezspornego, ale za zew bezużytecznego stwierdzenia, że jak semantyka jest badani znaczenia, tak stylistyka jest badaniem stylu.
Terminu styl używa się potocznie w wielu znaczeniach. Może on maczać ten pewien typ konsekwentnego zróżnicowania tekstów, ktt obejmujemy terminami w rodzaju oficjalny, potoczny, pseudonauk wy itd. Ten sens terminu styl jest podstawą bardzo szerokiej defitli stylistyki jako "opisu cech językowych wszystkich sytuacyjnie ogra czonych użyć języka" (Crystal i Davy 1969, 90). W takim rozumieo nie ma granicy między stylistyką a tym, co inni nazywają socjoling styką lub pragmatyką. Według Firthowskiej jednak definicji znad nia (por. 14.4) wszystkie te dziedziny należą do semantyki.
Terminem styl określa się również te właściwości tekstu, zwłaszt literackiego, które cechują go jako utwór konkretnego autora. Mód my np. o stylu Jane Austen jako uderzająco różnym od stylu Charlo Bronte, o lirykach Propercjusza jako wyraźnie różnych w stylu od li ków Horacego czy Tibullusa itd. Często nawet ogranicza się termin s listyka wyłącznie do takiej analizy tekstów literackich (por. Chatm 1971). Rozpoznawanie tekstu literackiego jako dzieła konkretne autora na ogół nie jest celem samo w sobie. Dołącza się ono lub słt do określania cech tekstu wywierających pewne szczególne wraże na czytelniku. Toteż stylistyka literacka w tym rozumieniu nie jest c dzielona ścisłą granicą od tak zwanej niegdyś tradycyjnie retoryki.
W codziennej nienaukowej angielszczyźnie występują jeszcze irg
uZVCia wyrazu style, pośrednie między jego dwu znaczeniami wymienionymi wyżej. Wyraz stylistyka w swoim najszerszym znaczeniu może powiadać im wszystkim łącznie. Nie będziemy usiłowali nawet w ~rza'~~liżeniu opisać zróżnicowań języka. Zróżnicowanie, które przy sze~ ~~kiej definicji stylu należałoby uważać za stylistyczne, omówilihv5my w dużej części jako zdeterminowane sytuacją, czynnikami spoizcznymi lub strukturą tematyczną (por. 14.2, 12.7). Tutaj interesuje n~~ pytanie, czy można wytyczyć wyraźną granicę między zróżnicowaniem semantycznym i stylistycznym z jednej strony, a stylistycznym i i~i~,~rylistysznym z drugiej.
Icden ze sposobów rozgraniczania semantyki od stylistyki opiera si4 nu różnicy lńiędzy rodzajami znaczenia (por. tom I, 2.4). Tak np. t,vic~ rdzenie, że "stylistyka dotyczy wartości ekspresywnych i ewokatyv-nv~h języka" (Ullntann 1962, 9) polega na rozpowszechnionym poLr%'~~(~Zl(:, jakoby dwa rzekome aspekty języka, poznawczy i niepoznaw~zy. można było analizować oddzielnie. Ten sam pogląd, choć rzadko vvr aźnie formułowany, odzwierciedla się w rozróżnieniu, jakiego dokoii.~ł Chomsky i jego następcy między zróżnicowaniem stylistycznym a niestylistycznym. Tezę (umowną - przyp. tł.), w myśl której reguły ~runsformacyjne nie zmieniają znaczenia, tezę wysuniętą przez Katza i Pa~tala (1964), przyjętą przez Chomskiego (1965) i wcieloną do tzw. kia~ycznej teorii gramatyki transformacyjnej, rozumiano w świetle wciuwalnej intuicyjnie różnicy między znaczeniem a stylem (por. (f.:~). Transformacje postulowane dla opisu tzw. zróżnicowań czysto ,tvlistycznych (np. Dalem Janowi książkę wobec Dalem książkę Janoni; .lan przyszedl wobec PrzyszedlJan itd.) uznano za nieobowiązkow'c (fakultatywne, opcjonalne) i nie zmieniające znaczenia (por. Partes 1971). O odróżnianiu tak zwanego w naszej terminologii znaczenia pasowego od nieopisowego powiedzieliśmy już w tej książce dosyć, pc~c(abnie jak o uprzedzeniu tkwiącym w poglądzie, jakoby znaczenie` nic>pisowe było mniej zasadnicze. Tu wystarczy podkreślić, że pod Pic>z-cm autorów zainteresowanych głównie znaczeniem opisowym h~wmiotnik stylistyczny bywa często już tylko szczątkową a ogólniko4~'~~ nazwą wszelkiego synchronicznego zróżnicowania w obrębie jed'~~,~itego jakoby dialektu.
Tymczasem bardzo ważne jest zasadnicze przynajmniej rozgrani~z~'nie dwu rodzajów zróżnicowania stylistycznego: zależnego i nieza~~Inego od zamiarów komunikatywnych nadawcy, od jego roli i pozy
226 227

cji społecznej, oraz od innych czynników kontekstu sytuacyjnega mijając wszystko inne, osobnik chcący wyrazić swoją indywidua) (a nie przynależność do grupy społecznej ani intencje ściśle komu tywne) rozporządza pewnymi możliwościami wyboru. Widzieliś~ jako objaw osobniczy funkcjonuje nie tylko jakość głosu i cechy-p lingwistyczne, lecz również takie właściwości, jak użycie określti formy, leksemu czy konstrukcji gramatycznej. Cechy takie by~p albo czysto objawowe*, albo objawowe i ekspresywne* zarazem tom I, 4.2). Do "znaczenia" Amęrykanina należy nie tylko ameryk ski, ale także jego własny ton mowy (por.14.4). System językowy; starcza mu środków umyślnego lub nieumyślnego objawiania* t kim jest. Dostarcza mu ich przez dopuszczanie zróżnicowań nieza pych od innych czynników funkcjonalnych i społecznych.
Już samo pojęcie systemu językowego, rzekomo badanego px lingwistów, a tkwiącego u podstaw zachowania językowego członu zbiorowości, polega na pewnego rodzaju idealizacji, którą nazwali normalizacją* (por. 14.2). Obejmuje ona mniej lub więcej rozmyj pomijanie zróżnicowań dialektalnych* i diachronicznych* w obr danej społeczności. Nie ma tu potrzeby omawiać wyczerpująco' rakteru ani wagi zróżnicowań dialektalnych i diachronicznych. P kreśliliśmy tylko niektóre sprawy istotne dla semantyki.
W użyciu potocznym wyraz dialekt kojarzy się zwykle z różnic, regionalnymi. W wielu krajach jednak oprócz zróżnicowań zdeter nowanych regionalnie istnieją również takie, które są zdeterminow społecznie. Językoznawcy obejmują zazwyczaj terminem dialekt j ne i drugie. Tak np. tak zwany popularnie Cockney nie jest dialekt żadnej dzielnicy Londynu w jej całości. Jest to dialekt określonej k7 społecznej mieszkającej w określonej części Londynu (niewykszt~i pych mieszkańców wschodnich, robotniczych dzielnic miasta - pry tł.). Często podkreślano, że w Anglii tak zv~ane klasy wyższe wyka znacznie mniej różnic dialektalnych, niż w innych krajach. W ichn lekcie, zwanym "angielszczyzną literacką" (Standard English), jed litym w strukturze leksykalnej i gramatycznej, występują co najwr, drobne różnice akcentu*. Dziś bardzo często przez dialektrozumit w Anglii przede wszystkim właśnie różnice akcentu lub wymowy. P najdalszymi społecznościami wiejskimi zanikły już jaskrawe różn które dawniej zachodziły między systemami językowymi poszcze; nych regionów. Zachowane jednak drobne odrębności dialektal
228
chc'?Y lingwista je pomijał, mogą pełnić taką samą funkcję, jak jaskr~,we różnice dialektów w dawnej Anglii i dziś jeszcze w wielu kraj~~h, a mianowicie ważną funkcję objawową. Głównie dlatego interesują one semantyka. Zdradzają przynależność nadawcy do określonej zbiorowości społecznej lub regionalnej, jego solidarność z jej współczłonkami i jego odmienność od członków innych grup w obrębie tej Sflnlcl społeczności językowej. Informacja objawowa dostarczona przez dialekt i akcent jest zazwyczaj grupowa. Właściwości jednak, kture normalnie uchodziłyby za objawowe cechy grupowe, zaczynają niekiedy funkcjonować jako osobnicze, jeżeli osobnik, jak to się często zdarza, osiedla się lub zaczyna pracować w zbiorowości wyraźnie r~;,mj językowo od tej, w której się wychował. Informacja objawowa, rłoatarczona przez dialekt i akcent, podobnie jak przez jakość głosu, normaalnie nie jest komunikowana w ścisłym znaczeniu tego słowa, czy li nie jest przekazywana umyślnie (por. tom I, 2.1). W pewnych jednak okolicznościach może stać się podstawą prawdziwego komunikowarnia. Aktor często naśladuje co jaskrawsze cechy innego dialektu, niż ten, którym normalnie mówi. Chce w ten sposób zaznaczyć, że po~tać, którą gra, pochodzi z określonego regionu lub klasy. W takich kontekstach skonwencjonalizowane stereotypy angielszczyzny amerykańskiej, irlandzkiej, szkockiej, walijskiej czy oksfordzkiej spełniają narzuconą im funkcję komunikatywną nawet lepiej, niż odpowiadające im autentyczne dialekty lub akcenty.
wlogłoby się zdawać, że zawodowe granie ról na scenie jest zjawishicm wtórnym. Ale w codziennym użyciu języka wszyscy niekiedy po amatorsku gramy pewne role. Opowiadamy dowcipy o Irlandczykach, Szkotach i Walijezykach. Powtarzamy mniej więcej dosłownie wypovicdzi kolegów, sąsiadów itd. Zdarza się, że robiąc to, naśladujemy pewne charakterystyczne cechy ich akcentu i dialektu. Jeżeli dla całej społeczności językowej ten akcent lub dialekt kojarzy się z pewnymi rusami charakteru lub wzorami zachowania, to jego cechy mogą podk~reślać opisową zawartość wypowiedzi. Takie zachowanie językowe trudno jest uznać za typowe. Interesuje ono jednak semantyka jako przykład wypadku, w którym informacje zakodowane w objawowych cechach wypowiedzi mogą stanowić część komunikatu.
Ze stanowiska semantyki ważniejsze jest zjawisko dyglosji i przełączania kodu. Jak już podkreślaliśmy, różne dialekty tego samego języka oraz różne języki mogą się kojarzyć z typowo odmiennymi kontek
229

stani sytuacyjnymi (pur. 14.2). Wystarczy tu powiedzieć, że w wach dyglosji trudno w gruncie rzeczy wyraźnie rozróżnić odmie spra~
nność języków, dialektów i stylów. Języki narodowe. znane nam ze współczesnego świata, to z pochodzenia po prostu dialekty. które uzyskały pewną przewagę i prestiż z powodów politycznych i kulturalnych. Ich akceptacja jednak jako normy regionalnej lub narodowej sprawia, że odtąd są w coraz większym stopniu używane na bardziej rozległymobczarze i w liczniejszych sytuacjach, niż pozostałe dialekty. W kogcu użycie tych ostatrllch zostaje często ograniczone do sytuacji domowych i nieoficjalnych. Jeżeli w całej społeczności językowej określone dia_ lekty regionalne lub socjalne zostaną ograniczone do określonych sytuacji, to można je ró wnie dobrze nazwać stylami, jak językami.
To, co powiedzieliśmy dotychczas, nie zdawałoby się świadezyE o wadze zróżnicowań dialektalnych dla funkcji opisowej języka. Podpewnymi jednak względami są one lub mogą być dla niej istotne. Sprawę tę rzadko tylko uwzględnia się w ogólnych opracowaniach semantyki. Tak np. wyrazy angielskie lalce i loch `jezioro' są denotacyjnie równoważne. Lalce należy do slownictwa angielszczyzny literackiej, a loch do różnych dialektów angielszczyzny szkockiej. Wielu jednak użytkowników angielszczyzny literackiej nazywa jeziora szkockie loch, podczas gdy tylko użytkownicy angielszczyzny szkockiej nazywają loch jeziora sytuowane poza Szkocją. Tego rodzaju zjawiska można ujmowaćdwojako. Można powiedzieć, że użytkownik angielszczyzny literackiej zapożycza wyraz, który zna jako dialektalny i który dalej jako taki traktuje. MOŻrla jednak także powiedzieć, że słownictwo angielszezyznyliterackiej zawiera dwa różne leksemy, lalce i loch, z których drugi jest bardziej ograniczony w użyciu. W pierwszym ujęciu mamy do czynienia z wypadkiem dyglosji minimalnej. W drugim ujęciu nasuwa siępytanie, czy oba literackie wyrazy angielskie mają to samo znaczenie opisowe. Na pytanie to nie można odpowiedzieć bez zastrzeżeń. Loch nie jest loiponimenr lalce (por. toni I, 9.~), a element znaczeniowy `w Szkocji' nie jest wbudowany w znaczenie leksemu loch tak, jak element znaczeniowy `z głodu' jest WblidO~~anV W znac:zellle leksemu starve~ "umierać z głodu". W połączeniu bowie.o `Scouti.sh loch nie ma nietautologicznego. A jednak warunki stosowalności leksemu loch ograniczają użycie wyrażenia thallo~~h `to (szkockie) jezioro' w podobnysposób, jak ograniczałoby je wbudowanie znaczenia `szkockie'. Uży~~ leksemu loch w angielszczyźnie literackiej przynajmniej presuponuj~a
~s~śnik tego leksemu znajduje się w Szkocji--podobnie, jak uźy_ h,
,i~. _~nru kurvalerprzynajmniej prcsuponuje, żc: odnośnik tego lek;t~s~ dorosłym rnężezyzt~ą (por. 14.3).
`~ ; t,, tylko jeden przykład zjawiska bar<.izu ruzpmvszechrriunego. y'. śiki typu loch `jezioro (szkockie)': lako `jezioru (w ogóle), alho f,i, . ~,trmnyk (szkocki)': .strc=am lub brook 'strumyk (w ogóle j' dzieli t~;;._ ~eclen krok od wypadków typu kilt 'męska spó dniczka szkocka': s~,, -~hcidnica', w których z~rchodzi chyba wyraźna różnica znaczenia ~,I,,..,,vcgo. Z kolei znowu tylko krok dzieli te przykłady cid przykła~I,"., cvpu skin `spódnica': sl2irt `koszula'. W tych ostatnich występuje ~~ ~e;~ir~a różnica sensu i denotacji. Poza historykami języka angielskie,~~, _ ;onych języków germańskich nikt by chyba nie poznał, że pary ta~i, :,:;lv pierwotnie wariantami dialektalnymi (wyraz angielski skin ~;1;:.; Urica' jest zapożyczony z języka duńskiego, ale ma wspólne źródło lr,:~,-,~1-nrańskie z rdzennie angielskim wyrazem shirt `koszula'-przyp. tl i ., ak powszechnie wiadomo, można zapożyczać z innego języka lub di;,i.~,:tu formy leksemów i za ich pomocą mniej lub bardziej rozmyślni~wżnaoczniać pewne aspekty opisywanej sytuacji. Przypuśćmy, że z u:,i :"anglika mówiącego językiem literackim usłyszymy wypowiedź j l'; ~, ;~~aiiśmy w locl~'uj, (W głębi parku jest stary kirkj albo (Przenocov~a`~~nry w rozwalonej l?othyj (w szkockim dialekcie języka angielskiea. a i~-k znaczy `kościół', a bothy `chata' - przyp. tł.). Słysząc taką wylo ~-~, ~,dź, nie tylko wiemy natychmiast, że obiekty, do których ona się ~~: ~__ ~~;i, znajdują się w Szkocji, lecz jednocześnie staje nam przed ocza;o~ ;;pełnie inny obraz opisywanych sytuacji, niż gdyby mówiący użyl n -5=alnych stylistycznie leksemów lalce `jezioro', ckurch `kościół' i
~:;a' `chata'. Mniej oczywiste jest natomiast to, ~e między użyciem ~ ~ ~ stylistycznym wariantów dialektalnych (rozmyślnym lub nie) a n ś~vciem ze względu na ich specyficzne znaczenie opisowe granica ;. si-~lyrma. Co więcej, w dialekcie zapożyczającym (choćniekoniecz
_. dialekcie źródlowym) wrażenie. że leksem dialektalny ma specy:,t, znaczenie opisowe, wynika nie tylko z pierwszoplanowych róż~~ ~~tt~zegawczych czy funkcjonalnych między denotowanymi obiek~~. Iccz w równym stopniu z kontekstów, w jakich bywa używany .-vrr zapożyczony.
,~:'znrianka o takich parach leksemó w, jak .skin `spó dnica' i .shirt .'mla', które z. punktu widzenia historycznego można traktować I ~.~ warianty dialektalne. nasuwa pytanie u stosunek między zróżni
230 . 231

r~ł ., cowaniem dialektalnym a diachronicznym. Jak o tym była mowa ~'
nieczność rozróżniania badań synchronicznych i diachronicznych językami podkreślał de Saussure, a obecnie językoznawcy uwaza~~`~ za oczywistą. Semantyka diachroniczna, czyli historyczna, doty, niemal wyłącznie zmian znaczeń wyrazów - z tym tylko, że specjały z zakresu składni historycznej rejestrują również zmiany znaczeń kc strukcji gramatycznych jako przyczyny lub skutki zmian w budoqrj gramatycznej języków. Większość dawniejszych prac diachronicxri0 -semantycznych, począwszy od pracy Breala (1897), pozostawała p silnym wpływem tradycyjnej etymologii, która z kolei opierała sil znacznym stopniu na logice i retoryce klasycznej . Usiłowano formuła wać prawa zmian semantycznych, które by opisywały te zmiany w p szczególnych leksemach mniej więcej tak, jak tzw. prawa głosy młodogramatyków miały opisywać rozwój budowy fonologiczt~~j form wyrazowych (że użyjemy dzisiejszego terminu). Ważną jedtt~e różnicą było to, że prawa zmian semantycznych, głoszone przez Br~a
i jego następców, miały działać we wszystkich czasach i we wszystkich językach. Zmiany znaczeń leksykalnych klasyfikowano albo za pomui= cą takich poj ęć j ak rozszerzenie, zacieśnienie i przeniesienie metaforyczne, albo takich (inspirowanych szybkim rozwojem psychologii} j wytwarzanie się pozytywnych i negatywnych skojarzeń. Głoszonepra~i'~ wa zmian semantycznych stanowiły właściwie tylko wyjściową klaskację materiału. Należy zauważyć, że takimi pojęciami jak rozszei nie, zacieśnienie i metaforyczne przeniesienie znaczenia posługuje dziś jeszcze większość tradycyjnych słowników przy klasyfikacji zti czeń leksemów polisemicznych (por. 13.4) - znaczeń rzekomo rff#r. nych, ale pokrewnych. Dotyczy to także słowników opartych, jt twierdzą ich autorzy, na podstawach historycznych.
W ciągu ostatniego półwiecza w semantyce diachroniczne) xa '. 'S trzy główne zmiany. Po pierwsze zastosowano do niej zasady strukt~ł ralizmu, badając dzieje całych pól semantycznych (por. tom I, 8 4}~ drugie zrealizowano zasadę, że historii słownictwa określonego języ~t nie można badać niezależnie od historii społecznej, gospodareze~ i
!$. ~uralnej mówiących nim ludzi. Po trzecie uświadomiono sobie, że
żnicowanie diachroniczne i dialektalne są w gruncie rzeczy nierozł ~a ne. Tutaj obchodzi nas ta trzecia innowacja. O pierwszej wystarczy .- ,r wiedzieć, że jest nowością w porównaniu z poglądem de Saussu~ ,, według którego systemami zajmuje się tylko językoznawstwo sync
niczne (por. Ullmann 1962). Na temat drugiej innowacji wystarczająca jest informacja, że sprawdziła się ona aż nadto w licznych monografiach napisanych w duchu teorii "słów i rzeczy" ("Wórter und Sachen"). "Skończmy z badaniem wyrazów bez badania rzeczy" (por. Ullmann 1957, 211).
Jak widzieliśmy, rozróżnienia lingwistyki synchronicznej i diachronicznej nie wolno posuwać zbyt daleko. Dialekty regionalne i socjalne jednego języka, używane jednocześnie, mogą się różnić od siebie bardziej, niż odrębne diachroniczne stany języka rzekomo identycznego (por. tom I, 8.2). Co jednak tu ważniejsze, właśnie synchroniczne zróżnicowanie dialektalne jest często źródłem późniejszej zmiany w caLym systemie językowym. Jeżeli użytkownicy dialektu A chcą zostać całkowicie lub częściowo włączeni do społeczności mówiącej dialektem B, to naśladują użytkowników dialektu B. W takich sytuacjach dialekt B zazwyczaj cieszy się prestiżem w całej społeczności językowcj (por. Labov 1972). W każdym jednak razie użytkownicy innego dialektu przejmują (i stosują w niektórych przynajmniej sytuacjach) fo~-rny, leksemy, połączenia i cechy wymowy właśnie ze względu na ich fimkeję jako objawu prżynależności do określonej klasy lub grupy społecznej .
Rozróżnienia między językoznawstwem synchronicznym a diach~onicznym nie należy posuwać zbyt daleko także w innym sensie. W k;rżdym określonym czasie każda normalna społeczność językowa ohcjmuje zarówno dzieci kończące naukę języka ojczystego (jeśli ta nauka kiedyś się kończy), jak ludzi starych, mówiących tym językiem od siedemdziesięciu kilku lat. Mowa każdego pokolenia (łącznie z jego mniej lub bardziej efemerycznymi gwarami środowiskowymi) różni się wyraźnie od mowy innych pokoleń tej samej społeczności językowej. W obrębie synchronii istnieje zatem swojego rodzaju diachronia, z której członkowie społeczności niekiedy zdają sobie sprawę. Ważność stylistyczną tego zjawiska "diachronii w synchronii" podkreślali z naciskiem językoznawcy ze szkoły praskiej (por. Vachek 1964). Wskazali oni, że w określonym czasie pewne formy, leksemy lub wyrażenia są odczuwane przez przeciętnego członka społeczności jako staroświeckie, a inne jako nowe i jeszcze niezupełnie zakorzenione. W tych więc granicach przeciętny członek społeczności językowej jest świadomy kierunku zmian we wspólnym systemie języka. Świadomość ta staje się jeszcze wyraźniejsza, jeżeli zna on literaturę pisaną lub ustną, powsta
232 . ~ 233

łą w przeszłości i przekazywaną w obrębie danej społeczności z pa ~ a lenia w pokolenie. Podobnie jak dla unaocznienia pewnych cech opi, wanego miejsca lub społeczeństwa można rozmyślnie użyć formy, I "`' nemu lub wyrażenia z innego dialektu regionalnego lub sacjalnego,~~ można w bardzo podobnym celu stosować formy, leksemy lub wyraża:
nia zaczerpnięte z mowy starszej lub młodszej generacji. Podobnie j~ zróżnicowanie dialektalne, również diachronia w synchronii ma funlt cję objawową.
W całym niniejszym paragrafie staramy się podkreślić niemo wość ostrej granicy między zróżnicowaniem stylistycznym, dialektu nym i diachronicznym (z wyjątkiem rozgraniczeń metodologicznymi' dokonywanych przez rozmyślną idealizację, por. 14.2). Podkreślmy, również, że w obrębie społeczności językowej zróżnicowanie p~~jt (przynajmniej potencjalnie) ważną funkcję semantyczną, dostaxe~t jąc objawów przynależności do tej a nie innej grupy społecznej. I~4 znaczenia opisowego większość rzeczy tu powiedzianych się nie ody si. Trzeba jednak pamiętać, że dany leksem może mieć w dialekci~~~;; zupełnie inne znaczenie, niż w dialekcie B. W modelu całego systerttl. językowego, zacierającym różnice dialektów, leksem taki zost~l'f przedstawiony jako polisemiczny, a zawierające go zdania systemov (przynajmniej niektóre) jako niejednoznaczne. W niektórych jeden' kontekstach sytuacyjnych nieporozumieniu mogą zapobiec inne c sto objawowe cechy tej samej wypowiedzi. Tak np. jeżeli mężczyzi~: powie akcentem amerykańskim, a nie brytyjskim [Nigdy nie noszęs spendersj, to normalnie zrozumiemy, że nie nosi szelek (suspend znaczy w angielszczyźnie amerykańskiej `szelki', a w brytyjskiej `poc'~~ wiązki' - przyp. tł.). W tych przynajmniej granicach znaczenie obfBA wowe wypowiedzi może się przyczynić do ustalenia jej znaczenia o~ sowego. Jak zaś widzieliśmy, w odniesieniu do niektórych wariant dialektalnych nacechowanych stylistycznie trudno jest wyraźnie s dzielić znaczenie opisowe od nieopisowego. 3,
14.6. Zdania i teksty
Głównym tematem niniejszego paragrafu jest stosunek między z mami systemowymi* a tekstowymi*. Nasze rozróżnienie tych dwu dzajów zdań nie jest na ogół stosowane przez lingwistów i wymaga u
~;rdnienia. Przypominamy, że zdania systemowe to abstrakcyjne, teot~tyczne konstrukty, których odpowiedniki generuje dany model syate:mu językowego celem unaocznienia dopuszczalności gramatycznej ~~~vpowiedzi-sygnałów. Natomiast zdania tekstowe są to wypowiedzi-avgnały (lub ich części) uzależnione od kontekstu, których ukazy ,nogą występować w konkretnych tekstach* (por. tom I, 1.6, 10.3, 1-i.2).
Termin zdanie tekstowe wybraliśmy dla podkreślenia, że przy pew;rvm rozumieniu wyrazu zdanie niektóre przynajmniej teksty składają się z całkowitej liczby kolejnych zdań. Pewna współczesna praca o strukturze tekstów angielskich zaczyna się następująco: "Użytkownik j4zyka angielskiego, słysząc lub czytając w tym języku passus dłuższy ,7~1 zdania, potrafi na ogół z łatwością rozstrzygnąć, czy stanowi on je~i;rolitą całość, czy tylko zbiór nie powiązanych zdań... W językoznaw~twie wszelki passus mówiony lub pisany jakiejkolwiek długości, star~c>wiący jednolitą całość, nazywa się tekstem. Na ogół wiemy, czy elana próbka naszego języka ojczystego stanowi tekst, czy nie" (Halli;ł,ły i Hasan 1976). Cytowani autorzy nie odróżniają zdań systemo~sy~ch od tekstowych. Kiedy jednak mówią o zdaniach jako częściach t.~kstów, mają oczywiście na myśli to, co nazwalibyśmy zdaniami tek~tawymi .
Rodowici użytkownicy danego języka umieją na ogół nie tylko odr=~żniać teksty od nie-tekstów. Umieją również podzielić każdy tekst na ewentualne zdania tekstowe. W isane' tuzie ksi żkowe' niełatwo
P Jp ą J
~~st rozstrzygnąć, czy dana partia tekstu stanowi jedno całkowite zdaoiL tekstowe, czy nie. Duża początkowa litera oznacza początek zdania tekstowego, a kropka - koniec zdania tekstowego. Innymi słowy, duża litera i kropka są warunkami koniecznymi, choć nie wystarczającymi, zakwalifikowania danej partii tekstu jako zdania tekstowego. Na tej podstawie uważamy, że pierwszy akapit niniejszego paragrafu składa się co najwyżej z czterech zdań tekstowych. Jako jednak ludzie i~iśmienni, obeznani z konwencjami interpunkcji, wiemy również, że czasami średnik można zastąpić kropką i odwrotnie. Nasz akapit pozosCałby tekstem poprawnym, gdyby się składał nie z czterech, ale np. z ~ rzech ortograficznych zdań tekstowych. Nie wpłynęłoby to chyba takie na jego treść. Wynikają stąd dwa wnioski. Po pierwsze w języku pisanym autor może w pewnym zakresie rozgraniczać zdania po swojenuu. Po drugie jednak podział pisanego tekstu na zdania tekstowe nie
234 ' ~ 235

`~i jest bynajmniej zupełnie dowolny. Dowodzi tego jednomyślnośc
miennych użytkowników języka co do zakresu tej dowolności: ca ł tego, w jakich okolicznościach i z jakim ewentualnym skutkiem możtt~ jakiś inny znak przestankowy zastąpić kropką.
W języku mówionym nie ma nic, co by odpowiadało dokładnie d żym literom i kropkom. To jednak nie znaczy, jakoby tekstów mówr nych nie można było rozczłonkowywać na zdania tekstowe. Znad tylko, że wyróżnianie mówionych zdań tekstowych jest nieco bardzię~ skomplikowane. Ponieważ wytwarzanie tekstów w substancji foniĆ~~ nej nie podlega na ogół takim regułom, jakie dla substancji graficzn~jG ustalili drukarze i redaktorzy, więc w tekstach mówionych konsekwep:tne wyróżnianie zdań tekstowych nie zawsze można doprowadzić t~ daleko, żeby tekst dzielił się bez reszty na całkowitą liczbę zdań. ~ widzieliśmy, wypowiedzi mówione są przestankowane* za pomogą cech prozodycznych i paralingwistycznych: akcentu, intonacji i rytt~.t (por. tom I, 3.1). W substancji fonicznej jednak nie ma takiej jedni] cechy prozodycznej, która by służyła jako sygnał granicy między~da niowej tak jak kropka, znak zapytania czy wykrzyknik w substan]i graficznej .
W języku mówionym wyróżnianie zdań tekstowych wymaga 2azwyczaj uwzględniania nie tylko ich przestankowania prozodycznego paralingwistycznego, ale także ich budowy gramatycznej. Rodowići jednak użytkownicy języka wyróżniają te zdania w sposób niezupełnie dowolny. Reguły użycia dużych liter i znaków przestankowych w tekStach pisanych oparte są w gruncie rzeczy na odpowiedniości, jaka za= chodzi (w granicach przekładalności substancjalnej, por. tom I, 3;3 między zdaniami tekstowymi pisanymi a mówionymi. Co więcej, poj~,~, cie zdania tekstowego mówionego jest logicznie pierwotniejsze, n~3Ćv pojęcie zdania tekstowego pisanego. Podstawowy bowiem jest język mówiony, a pisany jest od niego pochodny.
Bardziej jednak podstawowe, niż oba rodzaje zdania tekstowego;:, jest zdanie systemowe. Stanowi ono ex definitione maksymalną jedni, stkę opisu gramatycznego. Jeżeli tekst jest podzielny na części, z kto rych każdą można określić j ako zdanie tekstowe, to na ogół dlatego, ż~ ~każdemu z tych zdań odpowiada określone zdanie systemowe (któreg~j. odpowiednik jest generowany przez dany model systemu językowe"~ go). Dotychczas operowaliśmy "uproszczonym założeniem, w my~~y którego zdania systemowe są ciągami wyrazów w kolejności jednozn~~,
cznie odpowiadającej temu, co rodowici użytkownicy języka uznaliby intuicyjnie za całkowite gramatycznie zdania tekstowe" (por. tom I, ~.(,). Większość jednak faktycznie zaświadczonych wypowiedzi nie da sil połączyć ze zdaniami systemowymi taką jednoznaczną i dosłowną ~,tlpowiedniością sekwencyjną. Jak widzieliśmy w poprzedniej części niniejszego rozdziału, zdania systemowe można uznać za wypowiedzi_aygnały maksymalnie uniezależnione od kontekstu (por. 14.2). Otóż wi~kszość wypowiedzi rzeczywiście występujących w codziennym użyciu języka jest bardzo ściśle zależna od kontekstu. Zależność ta może ~i4 w nich przejawiać w rozmaity sposób. Zdanie może być eliptyczne i na skutek tego niezupełne* (np. [Jak tylko będę mógł], por. 14.2). Może zawierać spójnik typu [więc], [ale], [i], [jednak], łączący jego treść z czymś powiedzianym poprzednio, np. [Więc się spóźniliśmy]. Może zawierać takie czy inne elementy anaforyczne (por. 15.3). Może wykazywać szyk lub strukturę prozodyczną nacechowaną tematycznie (por. 12.7). Są to tylko niektóre spośród zewnętrznych przejawów zależności wypowiedzi od kontekstu.
W zasadzie mógłby istnieć język, w którym umieszczenie zdania sy,tomowego w kontekście wymagałoby zawsze jakiegoś ujawnienia jego związku z tym kontekstem. W takim języku żadne zdanie teksto~.ve nie odpowiadałoby swoim szykiem dosłownie i jednoznacznie żadnomu zdaniu systemowemu. Stosunek zdań tekstowych do systemov4-ych byłby wszędzie taki, jak między zdaniem tekstowym [Więc się spóźniliśmy] a systemowym [Spóźniliśmy się]. Istnieją też inne możliwości, mniej lub bardziej prawdopodobne. Uznanie zdania systemowego za bardziej podstawowe, niż zdanie tekstowe, nie wymaga, żeby jako jedyne wypowiedzi dopuszczalne w danym języku występowały ciągi wyrazów o kolejności dosłownie i jednoznacznie odpowiadającej poprawnym zdaniom systemowym. Może być tak, że zdanie systemowe należy najpierw w ten czy inny sposób umieścić w kontekście, a dopiero potem można ocenić dopuszczalność powstałej wypowiedzi. W dalszych jednak rozważaniach założymy, że niektóre zdania tekstowe spełniają warunek takiej odpowiedniości. Tak jest w języku angielskim i wielu innych, choć nie we wszystkich. Spełnia ten warunek większośe wypowiedzi prżytoczonych w niniejszej książce. Zostaje przez to potwierdzony ich status jako zdań tekstowych. Ich dopuszczalność dramatyczna tłumaczy się poprawnością odpowiednich zdań systemowych.
236 ,~~ ,, 237

~~" Można by jednak zapytać, dlaczego za zdania tekstowe uznalen?~
również niektóre wypowiedzi nie spełniające warunku dosłownej i,;~,~~ dnoznacznej odpowiedniości szyku. Dlaczego np. twierdzimy, że zda t niem tekstowym jest wypowiedź (Więc się spóźniliśmy? Są do tego., dwa powody. Po pierwsze wypowiedź ta jest wprawdzie zależna oy`,; kontekstu, ale nie przejawia się to w jej budowie gramatycznej. Nie =~r jest ona fragmentem zdania, lecz całkowitym gramatycznie zdaniet~i tekstowym. Nie zawiera żadnej-formy ani konstrukcji o występowaniu; ograniczonym do zdań podrzędnych czy zależnych. Po drugie wypo_=,'; wiedź nasza ma taki sam jednolity kontur intonacyjny, jak wypowiedź-=~;' (Spóźniliśmy się]. Tę zaś zakwalifikowaliśmy jako zdanie tekstowe na =;. podstawie odpowiedniości łączącej ją ze zdaniem systemowym Spó~.i =-" niliśmy się. Wspomnieliśmy poprzednio, że według większości dzisiej ~, szych lingwistów przy analizie zdań systemowych należy uwzględnia' ; przynajmniej częściowo strukturę prozodyczną odpowiadających'im wypowiedzi, w tym również ich kontur intonacyjny (por. 10.1). Na ciąg fonu o tej samej strukturze gramatycznej może się nakładać kilkaróżnych konturów intonacyjnych. W danym modelu systemu językowego niektóre z nich mogą być uznane za charakterystyczne dla róż- '; nych typów zdań systemowych (np. oznajmiających, pytających, wykrzyknikowych). Toteż wypowiedź-okaz może być wyraźnie zdaniem tekstowym z tej racji, że na ciąg form, z których się częściowo składa,~'y jest nałożony pewien zdaniowy kontur intonacyjny.
Tak zwane tradycyjnie zdania współrzędnie złożone* dają się wyraźnie zakwalifikować jako pojedyncze zdania nie na podstawie samej;;;tylko budowy gramatycznej, lecz dzięki temu, że (w języku angielskim'~~ i wielu innych) można każde z nich objąć jednolitym konturem intona-~~k cyjnym. Jeśli chodzi o budowę gramatyczną, to wypowiedź , ,
(1) Jan wstał późno i spóźnij się na pociąg nie różni się niczym od wypowiedzi
(2) Jan wstał późno. I spóźnił się na pociąg.
To, że w języku pisanym wypowiedź (1) jest scharakteryzowanamterpunkcyjnie jako jedno zdanie tekstowe, a wypowiedź (2) jako eiąg~a" dwu takich zdań, wynika w gruncie rzeczy z założenia, że w języku mówionym wypowiedź (1) ma jeden zdaniowy kontur intonacyjny, a wy-powiedź (2) ma ich dwa - przynajmniej w normalnych warunkach i w;~' funkcji zasadniczo opisowej.
Również tylko intonacja może ewentualnie umiejscowić w ramach t~kreślonego modelu systemu językowego zjawisko nieco bardziej ~,aarginalne: parataksę* zdaniową, czyli zestawianie (a nie łączenie) ,~spólrzędnych zdań skladowych. Tak np. wypowiedź
(3) Jan spóźnij się na pociąg: wstał późno
~;rzedstawioną tutaj jako pojedyncze zdanie tekstowe przez zastoso"tnie odpowiednich konwencji ortograficznych, można uznać za pojcdyneze zdanie tekstowe również w języku mówionym, jeżeli ma ona j~dnolity zdaniowy kontur intonacyjny (chociażby nawet dany model .; Memu językowego nie generował odpowiedniego zdania systemo;~cgo z takim konturem). Również tylko konwencje interpunkcyjne ~~~>zwalają ujawnić i scharakteryzować różnicę między pisanym zdanem tekstowym:
(3) Jan spóźnił się na pociąg: wstał późno
o ciągiem dwu takich zdań
(4) Jan spóźnij się na pociąg. Wstał późno.
Kto pisze (3), a nie (4), ten stwierdza wyraźnie, że traktuje późne ~~-tytanie Jana i jego spóźnienie się na pociąg jako wydarzenia ze sobą ł~.uwiązane. Natomiast przyczynowy, a nie inny charakter tego powiąamia jest może tylko sprawą odpowiedniej implikatury konwersacyje~~~j (por. 14.3). Tego samego bowiem związku przyczynowego (mię:iry późnym wstaniem jako przyczyną, a spóźnieniem jako skutkiem) 'upatrzymy się również w wypowiedzi o odwrotnym porządku składrkików:
(5) Jan wstal późno: spóźnił się na pociąg.
Ta jednakowość związku przyczynowego mimo przestawienia .:ladników dowodzi, że ani dwukropka w zdaniach pisanych, ani nier.~>ńcowej intonacji pierwszego ze zdań mówionych nie możńa wyjaś~;ić opuszczeniem konkretnego spójnika przyczynowego (ani koniecz~śle bo, ani koniecznie więc-przyp. tł.). Natomiast i dwukropek, i nie=ońcową intonację można wytłumaczyć implikaturą głoszącą, że w ra~ ~ c: ich użycia opisywane wydarzenia są powiązane przyczynowo w j ed-~vrn lub drugim kierunku. Trudno sobie wyobrazić, żeby taka implikaigra mogła w jakichkolwiek okolicznościach zostać uchylona lub ograniczona. Właśnie istnienie związku przyczynowego w wypowiedzi (3)
239 238

ni j ą semantycznie od wypowiedzi (4), choć również i w tej ostatr oba zdania tekstowe stanowią w sposób oczywisty jeden tekst część jednego tekstu).
W tekstach mówionych zdanie całkowite będące parataktyezn zestawieniem dwu zdań składowych nie zawsze różni się wyraźnie ciągu dwu zdań całkowitych połączonych tylko treścią. Nawet w te cie pisanym nie ma wyraźnej różnicy między pojedynczym zdani całkowitym współrzędnie zlożonym typu:
(6) Jan wstał późno i spóźnił się na pociąg
a ciągiem dwu zdań całkowitych:
(7) Jan wstał późno. I spóźnił się na pociąg.
Drugie zdanie składowe ciągu (7) zaczyna się spójnikiem (i~, r< tycznym w formie z wewnątrzzdaniowym spójnikiem uwspółrzęd jącym. Właściwości prozodyczne i paralingwistyczne wypowiedzi tonacja, rytm itp.), którymi wyraźne odpowiedniki foniczne pisar wypowiedzi (6) i (3) różnią się od takichże odpowiedników wypo~ dzi pisanych (7) i (4), nie mąją definicyjnej cećhy nieciąglośer (1 tom I, 3.4) - w przeciwieństwie do dystynktywnych właściwości fc mowych. W takich razach konwencje interpunkcyjne zmuszają pi cego do decyzji, której nie musi podejmować ani mówiący, ani chacz.
Jak stąd wynika, nie zawsze można rozstrzygnąć, czy dana pa tekstu mówionego jest jednym całkowitym zdaniem. Mimo to nie wykluczone, że każdy tekst (po wyczyszczeniu, por. 14.2) da się członkować bez reszty na zdania całkowite. Tak się też powszecl zakłada. Założenie to sprawdza się w tekstach pisanych-nawetzu nie nieoficjalnych, takich jak osobiste pogawędki listowne. Równ to zawdzięczać należy konwencjom interpunkcyjnym substancji g cznej. Czy natomiast założenie podzielności zdaniowej tekstu spl dza się również w tekstach mówionych, zależy od tego, jak zdefini my całkowite zdanie tekstowe. Od nas np. zależy, czy uznamy za p dyncze całkowite zdania takie wypowiedzi, jak [Jeden mój zna~or nie pamiętam, jak się nazywa - jeździł tam co roku). Od nas row zależy, czy za całkowite uznamy zdania niezupełne oraz wypowie -sygnały typu (Taka [Niej, [O Boże), w które obfitują codzienne mowy. Co najmniej niektóre z nich odpowiadają funkcjonalnie
Wytpliwym zdaniom całkowitym i miewają zdaniowy kontur intonacyjny. Jeżeli na tej podstawie uznajemy je za zdania całkowite, to spraw dzi się twierdzenie, że większość tekstów mówionych (a może wszystkie) jest podzielna bez reszty na kolejne zdania calkowite (po należytv_ rn wyczyszczeniu). Jest to jednak w dużym stopniu sprawa definicji.
Odróżnienie całkowitych zdań tekstowych od systemowych pozery v~ala-nam -przynajmniej w zasadzie, choć nie zawsze w praktyce-uniknąć sporej części zamętu związanego w językoznawstwie z terminem klanie. Termin ten usiłowały zdefiniować całe pokolenia gramatyków bez jasnej świadomości tego, co chcą zdefiniować.~2 Dziś lingwiści nie sy już bynajmniej skłonni poświęcać tyle czasu na dyskusje nad istotą zdania - nie dlatego, żeby powszechnie przyjęli jakieś kryteria
iwzstrzygające o tym, co to jest zdanie, ale po prostu dlatego, że ostary trio mniej ich interesują sprawy definicji w ogóle. Zwlaszeza Chomsky n~ i jego zwolennicy zadowalają się założeniem, że rodowici użytkownicy tik. jr~zyka wyczuwają intuicyjnie, które ciągi form są zdaniami, a które
nie. Nie potrafią j ednak nawet w teorii opisać związku między zdaniem nd' jako teoretycznym konstruktem w obrębie danego modelu systemu jęot' ~ zvkowego a zdaniem jako skontekstualizowanym wytworem zachowan~~r nia językowego. Panuje wskutek tego duża niepewność co do znaczez' n ia tezy, że adekwatna obserwacyjnie gramatyka generuje w idealnym ltt~'~ wypadku wszystkie i same tylko zdania w danym języku. Na temat
zdań systemowych pewne jest w najlepszym razie to, że nie zalicza się ~ti4 ich do materiału dostępnego obserwacji. Mimo to gramatyka generaB`i. tvwna Chomskiego ma na celu właśnie generowanie zdań systemoo~ wydr, a nie tekstowych. Dzięki terminologicznemu rozróżnieniu tych
dwojakich zdań potrafimy przynajmniej wyjaśnić, co to znaczy, że płk&dana gramatyka generuje wszystkie i same tylko zdania w danym języ3~; ku (por. 10.3).
i,, Nasuwających się problemów możemy uniknąć również przez zdet ~, n: fi~~iowanie zdania na sposób Bloomfielda (1955, 170), według którego ~' zdanie jest to niezależna forma językowa nie wchodząca na mocy ja~j A' kicjś konstrukcji gramatycznej w skład większej formy. Jest to wystar
cza ca definic a zdania s stemowe o. B łob nawet trudno
~:,; . J ą j Y g Y Y j ą ulep_ 't ___
~' Spośród około dwustu znanych definicji zdania niektóre wymienia i omawia ze stanowiska Bloomfielda Fries (1952). W związku z tym warto przeczytać recenzję pracy Ricsa (1931) pióra samego Bloomfielda (por. Bloomfield 1931). Dwa zupelme różne nj4cia problemu definicji zdania dają wspótcześnie Allerton 1969 i Kasher 1972.
240 ;~ 241'

tiu'; .P szyć. Ale w praktyce Bloomfielda i jego następców definicja ta tri1
obejmować również tak zwane przez nas zdania tekstowe - i tutaj ~ wodzi. Jak widzieliśmy, teksty angielskie nie dają się na ogół podzie~, bez reszty na takie kolejne i nie zachodzące na siebie odcinki, z któ~i każdy byłby zdaniem na mocy Bloomfieldowskiego kryterium niezal żności gramatycznej. Mimo to rozsądnie jest uznać wiele takich załE~i nych gramatycznie odcinków za zdania tekstowe ze względu na i~ kontur prozodyczny i równoważność funkcj onalną z rzeczywistymi lu>E potencjalnymi zdaniami tekstowymi, spełniającymi kryterium nie2~= leżności gramatycznej. W wielu językach różnica między zdania tekstowymi gramatycznie zależnymi i niezależnymi jest wyraźniejsi, niż w angielskim (por. Waterhouse 1963). Zdania tekstowe gramatyk nie zależne odpowiadają, być może, drugiej części definicji Bloomfiei da: nie wchodzą w skład żadnej formy językowej na mocy żadnej kota. strukcji gramatycznej. Zarazem jednak w sposób oczywisty nie czynią zadość pozostałej części definicji.
W całym niniejszym paragrafie, podobnie jak w pozostałej ezę książki, przyjmujemy tradycyjny pogląd, w myśl którego zdania'g maksymalnymi jednostkami opisu gramatycznego. Nie wszyscy dz siejsi językoznawcy podzielają ten pogląd. Ostatnio zaznacza się wyra. źny wzrost zainteresowania tak zwaną lingwistyką tekstu, cży nawi~t gramatyką tekstu (por. Dressler 1.972, Van Dijk 1972). Niektórzylj!~dacze o takich zainteresowaniach twierdzą, że stosunek zdania: obejmującego je tekstu jest analogiczny do stosunku między wyrazś lub wyrażeniem jako składnikiem zdania a całym tym zdaniem. Zo~ta.ezymy, co wyniknie z próby stworzenia generatywnej teorii popra~ go tekstu. Już teraz jednak jest oczywiste, że z chwilą odróżnienia ztt systemowych od tekstowych argumenty na rzecz uznania jedno gramatycznych dłuższych niż zdanie znacznie tracą na sile. Pojęcie, prawności gramatycznej stosuje się przede wszystkim do zdań syf mowych i tylko wtórnie do tekstowych. Natomiast w związki mięc~zdaniowe i ponadzdaniowe wchodzą zdania tekstowe na skutek k ,. tekstualizacji zdań systemowych, od których się wywodzą. Tego
że w obrębie tekstów lub ich wyraźnych części (np. tradycyjnych ak~'~x. tów prozy pisanej) zdania tekstowe funkcjonują gramatycznie tak, n wyrazy, wyrażenia i zdania składowe funkcjonują w obrębie całko tych zdań systemowych, dotychczas nikt nie udowodnił.
~,~ , v
Teksty w potocznym rozumieniu tego słowa są to wytwory
lub bardziej świadomej i opanowanej redakcji literackiej. Mają one określony początek i koniec oraz taką czy inną wewnętrzną spójność hU jedność. Otóż większość naszych codziennych rozmów nie składa sip z tekstów w tym znaczeniu. Wolno więc sądzić, że pojęcie tekstu spójnego czy poprawnego, choć może użyteczne w stylistyce literackiej , nie da się uogólnić na najbardziej typowy i podstawowy rodzaj zachowania językowego.
Termin tekst można również stosować do zapisywalnego fonetycznie wytworu codziennego zachowania językowego. Czynią tak pospolicie językoznawcy niekoniecznie akceptujący pojęcie tekstu poprawnego wypracowane w lingwistyce tekstu. Przy takim rozumieniu terminu zasadnicze pytanie nie brzmi: "Czy to jest jeden tekst?", co zakia~ialoby organiczną jedność wewnętrzną i określone granice zewnętrzne, lecz: "Czy to składa się z tekstu?" Różnica między tymi dwoma pynaniami ma duże znaczenie teoretyczne i praktyczne. Pytanie drugie (w którym rzeczownik tekst jest użyty jako niepoliczalny) jest postawione z należytym uwzględnieniem faktu, że i w dialogu, i w monologu kolejne zdania tekstowe są zazwyczaj jakoś łączone. Nie presuponuje ono jednak ani nie implikuje, jakoby to, co poprawnie nazywa się tekstem, stanowiło określoną jednolitą całość lub część takiej całości. W niedawnej cennej pracy na temat spójności* w języku angielskim czytamy, że jako rodowici użytkownicy języka "na ogół wiemy, czy dana próbka naszego języka stanowi jeden tekst, czy nie" (por. Halliday i Ilasan 1976,1). W poprzedniej części niniejszego paragrafu zacytowalismy to twierdzenie, na razie bez komentarzy. Z naszego stanowiska Iehiej byłoby powiedzieć (jak to zresztą czynią ci sami autorzy na tej samej stronie), że rodowici użytkownicy języka "wyczuwają, czy coś składa się z tekstu, czy nie". To ostatnie twierdzenie jest założeniem poprzedniego, ale nie odwrotnie.
Opis systemu językowego nie polega wyłącznie na stworzeniu zbioru reguł, który by generował odpowiedniki samych tylko zdań systemowych danego języka. Właściwa rodowitemu użytkownikowi języka zdolność do kontekstualizacji zdań systemowych (czyli do tworzenia zdań tekstowych) opiera się częściowo na istnieniu w każdym języku pewnych środków tekstotwórczych, których funkcja polega na wiązaniu wypowiedzi z kontekstem (por. Halliday 1970 b, Halliday i Hasan 1976, 27). Te środki tekstotwórcze czyli kontekstualizujące bywają leksykalne, gramatyczne lub fonologiczne. Niektóre z nich, ale na pe
242 `~` 243

a ć.,'~;
wno nie wszystkie, pełnią wyłącznie funkcję tekstotwórczą. Tak ~` formy wyrazowe typu jednakowoż czy zresztce nigdy nie występuj~_; obrębie zdań systemowych. Ich funkcją jest wyłącznie nawiązyvvan zdania tekstowego, w którym występuj ą, do kontekstu poprzedzają~~r go. Natomiast takie formy wyrazowe, jak ale czy i, pełńią zarówlb funkcję kontekstualizującą, jak i niekontekstualizującą. PrzeproW~-. dzenie między tymi dwiema funkcj ami ostrej granicy znaczeniowej by~ łoby trudne i nieco sztuczne.
W samym nawet procesie dekontekstualizacji (por. 14.2) tkwi peyir* na doza dowolności, żeby nie powiedzieć sztuczności. Nie ma powoi przypuszczać, żeby zdania systemowe jako takie odgrywały jakąkc~ll: wiek rolę w wytwarzaniu lub interpretacji wypowiedzi - zwłaszcza, że w odniesieniu do pewnych zj awisk brak kryteriów, które by decydow~: ły o tym, czy należy te zjawiska opisywać jako cechy struktury zdafisy. stemowych. Tak np. do środków kontekstualizacji wypowiedzi w z~Iir"^żności od ich struktury tematycznej należą różnice szyku wyrazów (Cit prawda raczej w innych j ęzykach, niż w angielskim) oraz wybór konta ru prozodycznego (por. 12.7). Według niektórych cytowanych przy nas lingwistów kontur prozodyczny wypowiedzi należy opisywać ~v obrębie gramatyki generującej zdania. Sami jednak pozostawiliśmylCę kwestię otwartą (por. tom I, 3.1,10.1). Natomiast dla opisu różnics ku i innych niefonologicznych sposobów uwidaczniania struktury t matycznej zdania tekstowego postanowiliśmy bez wahania zakład~~ odpowiednie stosunki transformacyjne między zdaniami systemowy mi. W tym rozróżnianiu środków tekstotwórczych fonologicznych y niefonologicznych łatwo dostrzec pewien element dowolności.
Pierwiastek sztuczności jednak, tkwiący w dekontekstualizacjiktórej pomocą wybieramy w danym języku reprezentacyjny podzbi zdań systemowych, nie dowodzi, j akoby samo poj ęcie zdania systet* wego było całkowicie bezprzedmiotowe. Jest ono konstruktem teoi"% tycznym, który w modelu systemu językowego służy głównie do zdeiniowania pojęcia dopuszczalności gramatycznej. Jak widzieliśmy, kres tego pojęcia wyznaczają przynajmniej częściowo pewne ograli czenia intuicyjne (por. 10.2).
Jakkolwiek zdanie systemowe jest jednostką systemu językowe ui~ służącą głównie jako teren pewnych procesów gramatycznych (zgo rządu itp. ), to również teorię semantyki mikrolingwistycznej można ; słusznie nazwać teorią znaczenia maksymalnie (choć niecałkowiei~', a;
~dekontekstualizowanych zdań systemowych. Stwierdziliśmy to w f,icrwszym paragrafie niniejszego rozdziału (por. 14.1). Obecnie moŻ~ my rozwinąć ten punkt i tym zakończyć omawianie stosunku zdań s4stemowych do tekstowych.
Nie uszło zapewne uwagi czytelnika, że w niniejszym paragrafie i w całej książce używamy terminów wypowiedź i wypowiedź-sygnał bez nudnej próby ich precyzyjnego powiązania czy to z terminem zdanie cvstemowe, czy zdanie tekstowe. Co więcej, w naszym dotychezaso~cym użyciu terminu wypowiedź kryła się pewna dwuznaczność. Zaraz wJpierwszym rozdziale przyjęliśmy określenie wypowiedzi przez Harriaa jako jednostki rozpoznawalnej intuicyjnie - a mianowicie jako "~.vszelkiego przemówienia jednej osoby, przed którym i po którym ta osoba milczy". Zaznaczyliśmy, że tak pojęta wypowiedź może się skła~iać z więcej niż jednego zdania tekstowego. Ogromną jednak więk~,zość wypowiedzi-sygnałów przytoczonych w niniejszej książce stano;~~i~~ pojedyncze zdania tekstowe. Założyliśmy milcząco, że w obrębie zbioru jednostek rozpoznawalnych intuicyjnie (na podstawie zewnętt-znych kryteriów obserwacyjnych) jako wypowiedzi istnieje podzbiór c:dnostek szczególnie interesujących, do których można stosować takie terminy, jak oznajmienie, pytanie i rozkaz. Elementy tego podilaioru będziemy odtąd nazywać wypowiedziami-jednostkami*. Pod względem logicznym oznajmienia, pytania, rozkazy i wykrzyknienia można poklasyfikować na proste i złożone zależnie od tego, czy zawie~ ają twierdzenie proste, czy złożone (por. tom T, 6.2). Zajmijmy się najpierw wypowiedziami-jednostkami prostymi.
Wypowiedzi takie pozostają w oęzywistym i bynajmniej nieprzypadkowym związku z tak zwanymi tradycyjnie zdaniami prostymi (w ~~dróżnieniu od współrzędnie i podrzędnie złożonych). Podobnie jak wypowiedź-jednostka jest prosta, jeżeli zawiera jedno i tylko jedno twierdzenie proste (bez względu na swoją treść pozatwierdzeniową), tak i zdanie jest proste, jeżeli wyraża jedno i tylko jedno twierdzenie proste (bez względu na to, co ewentualnie wyraża poza tym). W tym sensie wypowiedzi-jednostki proste są podstawowymi jednostkami zachowania językowego. Niekiedy są ściśle zależne od kontekstu, tak iż rozstrzygnięcie, które spośród nieskończenie wielkiej liczby twierdzeń zawierają, wymaga odwołania się do informacji dostarczanej przez kontekst i konsytuację (np. (Jan tak]). Kiedy indziej bywają pod tym względem niezależne od kontekstu (np. (Jan przyszedł]). Bez względu
n` 245 244

~~,:. ~s na to dwie wypowiedzi-jednostki proste są równoważne funkejou`
zawsze i tylko wtedy, kiedy 1. mają tę samą siłę ilokucyjną* (czyli. są oznajmieniami, obie pytaniami itd., por. 16.1) oraz 2. zawiera samo twierdzenie. W wielu językach wypowiedzi-jednostki pros tej samej sile ilokucyjnej mają zazwyczaj także ten sam kontur prp dyczny (chyba-że różnią się wyraźnie strukturą tematyczną). Przy graniczaniu wypowiedzi-jednostek prostych te dwa kryteria - róvir~j ważności funkcjonalnej i tożsamości konturu prozodycznego-wszy rają się nawzajem. Właśnie dlatego powołaliśmy się na nie poprzedri przy omawianiu związku między zdaniami systemowymi a teksta~i mi.
Wypowiedzi-jednostki proste funkcjonalnie równoważne mają. zwyczaj nie tylko ten sam kontur prozodyczny. Jeżeli są gramatycżip zupełne (czyli nieeliptyczne, por. 14.2), to są najczęściej także rówiri legle w budowie gramatycznej. Tak np. do zadawania pytań służ~r wypadkach typowych takie wypowiedzi-jednostki, których budó~ gramatyczną można opisać przez wywód z pytających zdań system wydr (por. 16.1). Toteż jeśli chodzi o ustalanie podstawowych jedli stek zachowania językowego, to budowa gramatyczna, równoważna funkcjonalna i struktura prozodyczna zazwyczaj są ze sobą zgodńi Właśnie ta zgodność kryteriów gramatycznych, semantycznych i fok logicznych pozwala nam tak łatwo rozpoznawać proste zdania tekst we i grupować je w klasy równoważne co do postulowanej wywodliw ści ze zdań systemowych, maksymalnie niezależnych od kontekstu:r
Ta sama zgodność kryteriów gramatycznych, semantycznych i reologicznych, która cechuje związek prostych wypowiedzi-jednostek prostymi zdaniami systemowymi, cechuje również związek wypow~p dzi-jednostek złożonych ze zdaniami systemowymi złożonymi. Stwid dzenie, że ktoś dokonał dwu oznajmień, z których każde zawiera twi dzenie proste, zależy w dużej mierze od tego, czy j ego wypowiedź z~; walifikujemy jako dwa kolejne zdania tekstowe, czy jako jedno. Mtl' na by nawet twierdzić, że samo pojęcie twierdzenia złożonego jest t~ ko złudzeniem, wynikającym stąd, że w pewnych językach istnieśrodki gramatyczne i fonologiczne służące do tworzenia złożonyt zdań systemowych. W tę sprawę jednak nie będziemy głębiej wnikać:
W rozmowach codziennych wiele rozpoznawalnych intuicyjnie w, powiedzi (przemówień pojedynczych osób) stanowi wypowiedzi-jei nostki (proste lub złożone). Można je uznać za wytwory pojedynczyc
aktów mowy *(por. 16.1). Odzwierciedla się to w ich jednolitym konturze intonacyjnym. Inne przemówienia pojedynczych osób są ciągami Z~~~,i tekstowych, z których każde stanowi wypowiedź-jednostkę (proSt~ fub złożoną). Również i tu w konturze intonacyjnym każdego zda~~i~~ tekstowego można się dopatrywać odzwierciedlenia jego statusu jako wypowiedzi-jednostki. Ta odpowiedniość między wypowiedzia,i-jednostkami a zdaniami tekstowymi, z których każde zawiera jedno twierdzenie złożone, stanowi normę, od której zdarzają się pewne odchylenia. Niektóre pojedyncze zdania tekstowe zawierają po kilka wypowiedzi-jednostek. Tak jest np. w pojedynczym zdaniu tekstowvm (Czy Jan, który był wczoraj, coś o tym mówił?]. W zdaniu tym do pytania zostało wtrącone oznajmienie. Zdarzają się także inne odchyIcnia, których nie musimy tu wymieniać. Są one jednak rozpoznawalne tylko dzięki temu, że normalnie wypowiedzi-jednostki i zdania tekstowe wzajemnie sobie odpowiadają.
W tradycyjnych rozważaniach na ten temat autorzy definicji zdania powołuj ą się często na to, że wyraża ono znaczenie całkowite lub myśl r_;Hkowitą. Jak jednak wielokrotnie podkreślano, stosując to kryte~~ium calkowitości znaczenia łatwo popaść w błędne kolo (tzn. uznać z I:olei za całkowite tylko takie znaczenie, które wyraża się calym zdaniem - przyp. tł.). Można natomiast zdefiniować bez błędnego koła całkowitość znaczenia pewnego podzbioru zdań tekstowych jako mo~liwość ich użycia w roli wypowiedzi-jednostek bez wszelkiego wspierającego kontekstu (...). W niniejszym paragrafie omówiliśmy dość szczególowo stosunek tego podzbioru zdań tekstowych zarówno do ich cr łkowitego zbioru, jaki do zdań systemowych. W dalszym ciągu zajmiemy się głównie znaczeniem czy to wypowiedzi-jednostek, czy też zdań systemowych. Na ogół będziemy operować takimi wypowiedziami-jednostkami, którym przypisuje się wyprowadzalność ze zdań systcmowych odpowiadających im jednoznacznie swoim szykiem wewnętrznym. Czyniąc tak, pozostaniemy świadomie w granicach semantyki mikrolingwistycznej.
246

F'e:...
15 Deikt czność rzestrzeńl 0.`r',7 y ,p
i czas
15.1. Deiktyczność osobowa
Termin deiktyczność (pochodzący od greckiego wyrazu deiksis `polo, zywanie') jest obecnie używany w lingwistyce na oznaczenie funkej~ zaimków osobowych i wskazujących, czasu gramatycznego oraz szery gu innych elementów gramatycznych i leksykalnych ustosunkowują cydr wypowiedź wobec współrzędnych czasoprzestrzennych aktu wyg powiedzi. t W dziełach gramatyków greckich przymiotnik deiktyczny' (deiktikos) znaczył tyle, co `wskazujący'. (...) Tak było w pracach sto'`ików Dionizjusza Traka i Apoloniusza Dyskolosa, którzy położyli ptdwaliny tradycyjnej gramatyki w świecie zachodnim. Warto zauważy że to, co nazywamy teraz zaimkami wskazującymi, nosiło w starsz~,. tradycji greckiej nazwę rodzajników deiktycznych (...). Odpomedn ' . grecki wyrazu zaimek zaczął być używany dopiero później . Jest to f ` nie pozbawiony znaczenia. Tłumaczy się on tym, że w najstarsze) gx~ . czyźnie między zaimkami osobowymi, rodzajnikiem określonym i imkiem względnym niemożliwe było przeprowadzenie ostrej grani,~ opartej czy to na ich formach, czy też na ich funkcjach skladniowyc:. semantycznych. Początkowo stosowano do nich wszystkich termin ~ i dzajnik. Grecka forma tego terminu (arthron) i jego forma łacińs
Na temat deiktyczności w ogóle zob. Antinucci 1974, Benveniste 1946, 1956, a; Buhler 1934; Collinson 1937; Fillmore 1966, 1970; Frei 1944; Hjelmslev 1937; J son 1957; Kuryłowicz 1972. W niniejszym wykładzie o deiktyczności korzystam w sób eklektyczny także z szeregu dodatkowych źródeł, z których nie wszystkie są wy nione w bibliografii.
(articulus) znaczą dosłownie `przegub, staw'. Wybrano je prawdopodobnie dlatego, że wyrazy tak nazwane uważano za pewnego rodzaju l yczniki.
Zupełnie inne założenia ujawnia termin zaimek. Sugeruje on, że zasadniczą funkcją wyrazów tak nazwanych jest zastępowanie rzeczowników ("imion"). Sugestia ta jest jednak w dużym stopniu myląca, i to z dwu względów. Po pierwsze polega na nieodróżnianiu rzeczowników od wyrażeń rzeczownikowych (por. 11.3). Zaimki są wyrażeniami (odniesionymi) i odpowiadają składniowo wyrażeniom rzeczownikowym, a nie rzeczownikom. Po drugie twierdzenie, że zaimki są przede wszystkim zastępnikami, zakłada, że ich funkcja anaforyczna* jest hardziej podstawowa, niż deiktyczna. Różnicy między deiktycznością a anaforą poświęcimy dalszy paragraf niniejszego rozdziału (15.3). Przekonamy się, że z tych dwu rodzajów odniesienia zaimkowego waźniejsza jest deiktycznośe. W terminologii językoznawczej termin zaimek jest dziś tak zakorzeniony, że próby jego usunięcia byłyby daremne. Musimy jednak wystrzegać si.ę sugestii zastępczości zaimków wohec rzeczowników (lub wyrażeń rzeczownikowych), którą to sugestię nasuwa tradycyjny termin zaimek.
To; że dzisiaj w znaczeniu greckiego deiktikos używany jest termin r~~skazLCjgcy, pozwala nam się posłużyć wyrazem deiktyczny w znaczeniu szerszym. Czyni się to dziś pospolicie w lingwistyce. Jak się przekonamy, pojęcie deiktyczności obejmuje nie tylko zasadniczą funkcję zaimków wskazujących, lecz również kategorie gramatyczne czasu i osot3y oraz inne istotne składniowo cechy kontekstu wypowiedzi. Deiktyczność wchodzi również w skład filozoficznego pojęcia ostensji* czyli definicji ostensywnej* (por. tom I, 7.6). Warto zauważyć, że terminy c>.stensywny, deiktyczny i wskazujący są wszystkie, oparte na wyobrażeniu pokazywania (łacińskie ostendo znaczy `pokazuję'-przyp. tł.). To s,~mo dotyczy Peirce'owskiego terminu indeksowy (z łac. index `wskaźnik'-przyp. tł.), używanego we współczesnej literaturze filozoficznej v~ tym mniej więcej znaczeniu, co u nas deiktyczny (por. tom I, 4.2).
Przez deiktyczność* rozumiemy umiejscawianie lub wyznaczanie osób, przedmiotów, wydarzeń, procesów i czynności, o których mowa lub do których się odsyła, przez ich ustosunkowanie do kontekstu czasoprzestrzennego, tworzonego i podtrzymywanego aktem wypowiedzi oraz udziałem w tym akcie jednego zazwyczaj nadawcy i co najmniej jednego adresata.
248 , 249

'i,..'' Gramatykalizację i leksykalizację deiktyczności można najlepi~j~~j,
zrozumieć w ramach typowej niejako sytuacji wypowiedzi. Składa sil '; na nią nadawanie przez jedną osobę dla jednej lub wielu osób sygna_ łów fonicznych przewodem głosowo-słuchowym, przy czym wszyscy uczestnicy sytuacji widzą się nawzajem, każdy dostrzega pozagłosowe cechy paralingwistyczne, towarzyszące wypowiedziom innych, i każdy przejmuje kolejno rolę nadawcy i odbiorcy (por. tom I, 2.2, 3.1, 3.2)` Wiele cech budowy języków można wytłumaczyć tylko przypuszeze niem, że powstały one dla celów takiej komunikacji w kontakcie bezpośrednim. Taką cechą jest wyraźnie deiktyczność. Liczne wypowiedzi, które łatwo byłoby zinterpretować w sytuacji typowej, padają ofiarą różnych niejednoznaczności i nieokreśloności w sytuacjach nie~ typowych: kiedy są pisane, a nie mówione, i przez to są pozbawione cech prozodycznych i paralingwistycznych, które by je przestankowały
i cieniowały (jak widzieliśmy, zasada przekładalności substancjalnej języka podlega pewnym ograniczeniom, por. tom I, 3.3); kiedy uczestnicy wydarzenia językowego, czyli momentu nadania i momentu od~ Moru, są od siebie oddaleni w przestrzeni i w czasie; kiedy się nie wi= dzą, albo jeden nie widzi tego, co widzi drugi - i tak dalej. O niektórych komplikacjach zachowania językowego powodowanych oddale= niem czasoprzestrzennym między jego uczestnikami wspomnieliśmyw rozdziale poprzednim (14.2).
Typowa sytuacja wypowiedzi jest egocentryczna* w tym znaczeniu, że nadawca patrzy na wszystko z własnego punktu widzenia. Znajduje się on w punkcie zerowym współrzędnych czasoprzestrzennych tak zwanego przez nas kontekstu deiktycznego (por. 14.1). Egocentry=czność jest nie tylko przestrzenna, ale także czasowa. W miarę bowie~i postępu rozmowy rola nadawcy przechodzi z jednego jej uczestnika ń~ drugiego, a ponadto uczestnicy rozmowy mogą w jej trakcie przemi~* szczuć się w przestrzeni. Czasoprzestrzenny punkt zerowy (tu i tera~;~ jest wyznaczany miejscem nadawcy w momencie wypowiedzi. Od tego też, jak się przekonamy, zależy czas gramatyczny* (por. 15.4). .
Kategoria gramatyczna osoby* opiera się na pojęciu ról uczestni ków komunikacji oraz na ich gramatykalizacji w poszczególnych język kuch. Znamienne jest w związku z tym pochodzenie terminów pierwr ` śza, druga, trzecia osoba. Wyraz osoba jest przykładem łacińskiegt~`,R persona, który z kolei był tłumaczeniem greckiego prosopon `maska;- :`' postać w dramacie, rola'. Użycie tego wyrazu przez starożytnych gr~^
matyków wywodzi się z przenośnego ujęcia wydarzenia językowego jako dramatu, w którym główną rolę gra osoba pierwsza, poboczną druga, a wszystkie inne trzecia. Trzeba jednak zauważyć, że w rzeczywistości w dramacie uczestniczy tylko nadawca i adresat. W odróżnieniu od terminów pierwsza i draga osoba termin trzecia osoba jest zdefiniowany negatywnie. Nie odpowiada on żadnej określonej roli. Pod tym względem tak zwane zaimki trzeciej osoby różnią się całkowicie ad zaimków osoby pierwszej i drugiej.
Tę zasadniczą i nieusuwalną różnicę należy stanowczo podkreślić. Omawiając w jednym z poprzednich rozdziałów sprawę odniesienia, postawiliśmy (i pozostawiliśmy bez odpowiedzi) m.in. pytanie, czy zaimki osobowe są w zasadzie zbyteczne (por. tom I, 7.2). Jak się wkrótce przekonamy, zaimki osoby trzeciej można w sposób oczywisty zastąpić zaimkami wskazującymi. Wiele języków nie posiada takich zaimków jak on, oha, ono, oni, one. Natomiast nie ma chyba języka, w którym nie istniałyby zaimki pierwszej i drugiej osoby. Czy jednak bez fuch zaimków język mógłby w ogóle działać jako naturalny system semiotyczny w tych samych warunkach, co znane nam rzeczywiście języki? (por. tom I, 4.4).
Jasne jest, że zaimki pierwszej i drugiej osoby w teorii nie są konieczne. Wiele języków (m.in. polski - przyp. tł.) gramatykalizuje kate~lorię osoby przez to, że odmienia przez osoby czasownik (nienawidzę, nienawidzisz itd. -przyp. tł.) (...). Są nawet takie języki (np. baskijski - przyp. tł.), w których czasownik odmienia się nie tylko przez osobę podmiotu, ale także przez osobę dopełnienia (jeśli jest przechodni), a nawet przez osobę dopełnienia bliższego i dalszego (jeśli ma walencję* jeszcze wyższą, por. 12.4). Chyba wszystkie te języki mają oprócz tego zaimki pierwszej i drugiej osoby. Przyjmijmy jednak na chwilę, że jeśli kategoria osoby jest zgramatykalizowana w czasowniku, to zaimki osobowe są zbędne. Pomińmy również chwilowo znane różnice między językami w sposobie gramatykalizacji kategorii osoby: to, czy w pierwszej osobie liczby mnogiej odróżnia się formę inkluzywną (`ja i ty') od ekskluzywnej (`ja i on'); to, czy w obrębie zaimków osoby drugiej lub trzeciej wyróżnia się pewne podtypy itd. Rozważmy zagadnienie ogólniejsze: czy jest możliwe i realne, żeby język był zupełnie pozbawiony gramatycznej kategorii osoby? Dla uproszczenia jednak zamiast kategoria osoby będziemy mówić zaimki osobowe. Należy pamiętać, że kategoria osoby polega przede wszystkim na gramatykaliza
250 251

1 ~~?q~d .
t d
cji ról uczestników komunikacji, a zwłaszcza na gramatykalizacji odsyw ~k~ łania przez rozmówcę do samego siebie.
Jak widzieliśmy, w języku angielskim istnieją trzy różne gramatycznie typy jednostkowych i określonych wyrażeń odniesionych: nazw własne, wyrażenia rzeczownikowe określone oraz zaimki (por. tom I, 7.2). Klasę wyrażeń możliwych do uznania za nazwy własne (lub też środki do tworzenia takich wyrażeń) mają prawdopodobnie wszystkie języki, choć w wielu językach nazwy te nie różnią się budową gramaty. czną od innych wyrażeń rzeczownikowych. Co więcej, jest intuicyjnie jasne, że język mający nazwy własne mógłby się obejść bez zaimków osobowych. Żeby tego dowieść, wystarczy wprowadzić do gramatyk, angielskiej drobne zmiany. W powstałym w ten sposób języku, który nazwiemy niby-angielskim, nadawca i adresat będą mówić o sobie pel nazwisku. Ktoś, kto się nazywa John Smith, nie powie [Jestem głody ny], tylko [John Smith'być głodny]. Adresat zaś nie odpowie [Czy rzt~czywiście jesteś głodny?], tylko [Czy rzeczywiście John Smith być głct~ dny?]. W tych wypowiedziach niby-angielskich użyliśmy bezokoliczni: ka [być], żeby uniknąć odmiany czasownika przez osoby. Na razie wszystko jest w porządku. Oczywistą trudność praktyczną stanowi tai: że nadawca może nie znać nazwiska adresata. Temu jednak można za= radzić w różny sposób. Nadawca może pokazać na siebie palcem lub wyróżnić się za pomocą innego środka paralingwistycznego. Może t zdarzyć się, że adresat w odpowiedzi zapyta [Kto być John Smith?],,:; nadawca wyjaśni [John Smith być mówiący] (...). Jest bowiem inttticyjnie jasne, że zaimków osobowych można by się pozbyć również ile rzecz deskrypcji określonych. John Smith mógłby więc także powie dzieć od razu: [Mówiący być głodny] albo [Ten człowiek tutaj być głaz ł' dny]. Co prawda, jak się wkrótce przekonamy, analiza takich wypt~~. wiedzi nastręcza pewne problemy logiczne (...). Podobnie zaimek dnie. giej osoby [ty] można by zastąpić wyrazem [słuchacz] lub [adresat]
Wprawdzie filozofowie i logicy omawiają na ogół stosunek zaii: ków osobowych do nazw własnych i deskrypcji określonych, ale jęz~'.;' koznawcę sprawa ta interesuje raczej od innej strony. Jak widzieliśm~~; w wielu językach role uczestników komunikacji są zgramatykalizow`;; ne lub zleksykalizowane w sposób przynajmniej częściowo zależny o~;ai; ich pozycji społecznej lub ról społecznych (por. 10.1). Utwórzmy wię~: trochę inną wersję języka niby-angielskiego: bez nazw własnych i zall,~` tuków osobowych, ale za to ze specjalnym podzbiorem deskryp~;
określonych (...), używanych w funkcji odniesieniowej i wokatywnej w sposób zależny od pozycji socjalnej (...). Dla uproszczenia przyjmiemy tylko jeden wymiar tej pozycji z dwoma stopniami, wyższym i niższym, zleksykalizowanymi w postaci opozycji przełożony: podwtadny (...). W świetle tego, co wiemy o funkcjonowaniu rzeczywistych języków w konkretnych społeczeństwach, założenie takie jest zupełnie realne (...).
Należy przypuścić, że na ogół dla obu rozmówców będzie jasne, czy ich pozycja społeczna jest równa, czy nie, a w tym ostatnim wypadku także to, czyja pozycja jest wyższa, a czyja niższa. Wyższość społeczna może zależeć od roli, pozycji społecznej (rodzice stoją wyżej od dzieci, nauczyciele od uczniów itd.), od płci (np. kobiety stoją wyżej od mężczyzn), od wieku (starszy stoi wyżej od młodszego) i od różnych innych czynników. Odpowiedniki społeczno-kulturowe pozycji społecznej mogą być jakiekolwiek, byle były rozpoznawalne. Języków z taką gramatykalizacją pozycji społecznej jest wiele (należy do nich np. japoński i koreański). Jeżeli między dwoma odpowiednikami pozycji społecznej zachodzi rozbieżność (np. jeżeli starszy mężczyzna mówi do znacznie młodszej kobiety), albo jeżeli rozmówcy mają jakieś wątpliwości co do swojej wzajemnej pozycji, to konflikt lub wątpliwość zostają rozwiązane przez założenie równości społecznej. Przy tym w wielu językach w wypadkach równości społecznej obowiązuje konwencja, w myśl której każdy rozmówca mówi o sobie jak o niższym, a o drugim rozmówcy jak o wyższym.
Przy takich konwencjach John Smith, jeżeli ma wyższą pozycję, powie o sobie [Przełożony być głodny], a jego adresat odpowie [Czy rzeczywiście przełożony być głodny?]. Jeśli pozycja Johna Smitha jest niższa, to powie on o sobie: [Podwładny być głodny], a jego adresat odpowie: [Czy rzeczywiście podwładny być głodny?]. Tak samo będzie w wyrażeniach wokatywnych. Wypowiedzi: [Deszcz pada, proszę pana (Johnie, kolego)] zostaną przełożone na język niby-angielski w postaci [Deszcz pada, o przełożony] lub [Deszcz pada, o podwładny] zależnie od tego, kto mówi: czy niższy lub równy, czy też wyższy do niższego.
W ten sposób stworzyliśmy prawdopodobny socjolingwistycznie j ęzyk oparty na angielskim, ale pozbawiony zaimków osobowych. Można by nam zarzucić, że rzeczowniki przełożony i podwttadny są pośrednio związane z rolami rozmówców. Tak rzeczywiście jest. Z tego jed
252 ~~ 253

nak nie wynika, że te rzeczowniki są zaimkami osobowymi, ani w ogół;~ł`" ' że gramatykalizują kategorię osoby. Ich odniesienie do słuchacza ~:;~` mówiącego jest takie samo, jak w wypowiedziach niezależnych och kontekstu. Ponadto rzeczowniki te mają ten sam sens i denotację b względu na to, czy zdania [Przełożony być głodny] i (Podwładny by,~ głodny] oznajmiają coś o nadawcy i adresacie, czy o kim innym. Jaka zdania systemowe języka niby-angielskiego zdania te są równie jedno: znaczne i określone co do znaczenia, jak zdanie angielskie [Przełożony jest bardzo uprzejmy] wypowiedziane do podwładnego lub przez pod.. władnego do innej osoby.
W wielu językach o stosowności sytuacyjnej zaimków osobowych oraz wyrażeń grzecznościowych (wokatywnych i odnoszących) deeydują, obok osoby gramatycznej, wymienione odpowiedniki pozycji społecznej (np. polskie ty i pan - przyp. tł.). Dowodzi to, że język niby-angielski byłby możliwy jako język naturalny. W niektórych sytu. acjach nawet w języku angielskim można zastąpić zaimek osobowy wyg rażeniem grzecznościowym. Tworząc język niby-angielski, po prosto ; uogólniliśmy tę możliwość i uprościliśmy konwencje decydujące o poi' zycji społecznej.
Jak stąd wynika, język naturalny może w zasadzie stosować za= miast zaimków osobowych deskrypcje określone - i to nie tylko takie'; jak mówiący czy slz~chacz, które bezpośrednio charakteryzują roli swoich odnośników jako rozmówców. Nie znaczy to, jakoby w takit~ języku role rozmówców nie miały znaczenia dla interpretacji wypn;~ wiedzi. Oczywiście je mają. Nie są one jednak zgramatykalizowane~. ani zleksykalizowane w strukturze zdań. W całej niniejszej książce sta-'. ramy się przestrzegać rozróżnienia między znaczeniem zdania a znaczeniem wypowiedzi. Jednym z powodów tego rozróżnienia jest to, ~e~4 to samo zdanie można wymówić dla dokonania różnych aktów mow~r: (por. 16.1). Drugim, pokrewnym powodem jest to, że niekiedy wypal' wiedź lub jej kontekst zawiera informacje niejęzykowe sprzeczne z in formacjami zakodowanymi językowo w wypowiedzi-sygnale (poi,' 3.1). Tak np. na znaczenie zdania typu John to dzielny człowiek nit wpływa wymówienie tego zdania z ironią (wyrażoną pozajęzykowo):,:;-; Ta sama zasada stosuje się do interpretacji zdań w przedstawionyfi~,., wyżej języku niby-angielskim. Podobnie jak przekład zdań teksta-~~~ wydr z jednego rzeczywistego języka na drugi, tak i ich przekład ~'~ niby-angielskiego na inny wymaga przestrzegania konwencji determi ~'.
nujących interpretację wypowiedzi w kontekście (...). Z tego, że niby-angielskie (Przełożony być głodny] tłumaczy się na inny język raz jako [Jestem głodny], kiedy indziej jako [Jesteś głodny], a jeszcze kiedy indziej jako (Przełożony jest głodny], nie wynika bynajmniej, jakoby niby-angielskie zdanie systemowe Przetożony być glodny było niej ednoznaczne.
Porównanie języka w rodzaju niby-angielskiego z takimi rzeczywistymi językami, jak angielski, francuski oraz wszystkie inne zbadane i opisane przez lingwistów, j asno uwydatnia szczególny charakter deiktyczności osobowej. Logicy oraz językoznawcy posługujący się logiką formalną często doznają pokusy usunięcia już na wstępie z zapisu znaczenia zdań wszystkich elementów deiktycznych, ponieważ uzależniają one wartość prawdziwościową tych zdań od kontekstu wypowiedzi. .lak wspomnieliśmy, pociąga to za sobą usunięcie z formalnego zapisu twierdzeń również czasu gramatycznego (por. 14.1). Powróćmy jeszcze do tej sprawy. Zajmijmy się na razie usunięciem deiktyczności osobowej.
Przypuśćmy, że John Smith w tak zwanych potocznie normalnych warunkach, chcąc coś oznajmić opisowó na własny temat, mówi [Jestem głodny]. Czy wyraził to samo twierdzenie, co inny człowiek mówiący w tym samym czasie i również w normalnych warunkach [Jestem gtodny]? Odpowiedź zależy od tego, jak zdefiniujemy termin twierdzenie. Kiedy referujemy coś, co nam powiedziano, przeformułowuiemyrzawartość twierdzeniową wypowiedzi typu [Jestem głodny] na zawartość twierdzeniową wypowiedzi (John Smith jest głodny]. Na żądanie uzasadnienia naszego twierdzenia powiemy [Sam mi to mówił]. Takie przeformułowanie wymaga jednak zdolności do interpretacji pierwotnej wypowiedzi w świetle naszej wiedzy o osobie mówiącego. Na ogół, usuwając z wypowiedzi-okaźu cechy deiktyczne, musimy ją wzbogacić lub zubożyć o pewne informacje. Stanie się to jeszcze bardziej jasne po omówieniu zagadnienia siły ilokucyjnej* i modalności subiektywnej*, dla których centralne znaczenie ma pojęcie zaangażowania mówiącego (por. 16.1, 17.2).
Już teraz jednak możemy stwierdzić, że istnieją przekonujące argumenty zarówno za tym, jak przeciw temu, iż kiedy John Smith i kto i nny mówią (lub myślą), że John Smith jest głodny, to obaj mówią (lub myślą) to samo. Można twierdzić, że nasze przekonania i twierdzenia ~ nas samych są z konieczności czym innym, niż przekonania i twier
254 255

dzenia innych o nas. Nie musimy tu wnikać w problemy filozoficzni związane z pojęciem samowiedzy. Jak się jednak przekonamy dalej, punktu widzenia interpretacji zaimki pierwszej osoby mają wieli wspólnego z zaimkami zwrotnymi. Tak np. zdania
(1) John Smith chciał się zabić
(2) John Smith chciał zabić Johna Smitha
różnią się znaczeniem. M.in. różne są warunki ich prawdziwości. Zc nie (2) bowiem mogłoby być prawdziwe nawet wtedy, gdyby Jo: Smith nie wiedział, że jest Johnem Smithem. Natomiast zdanie (1) m głoby być prawdziwe tylko w takich warunkach, w których John Smi mógłby zgodnie z prawdą powiedzieć [Chcę się zabić]: To, czy pow działby prawdę również mówiąc (Chcę zabić Johna Smitha], nie ma znaczenia.2
Z tym faktem łączy się dalszy: warunki skutecznego odniesienia inne dla zaimków pierwszej osoby, niż dla nazw własnych i deskryp określonych. Dla tych ostatnich nie można nawet odróżnić odniesiei
trafnego od skutecznego, jak to czyniliśmy w jednym z poprzednich'',."' rozdziałów (por. tom I, 7.2). Nadawca odnosi trafnie i skutecznie zsiw,,,' mek ja do siebie samego tylko wtedy, kiedy odgrywa pewną szczególni rolę deiktyczną (chyba że działa jako tłumacz albo jako rzecznik innej,`;;: osoby). O trafności odniesienia zaimka ja decyduje właśnie ta rola,
nie prawdziwość jakiegoś presuponowanego twierdzenia utożsamiajcego.
Stwierdzenie to ma ogromną wagę. Jak widzieliśmy, z języka moi na usunąć zaimki pierwszej i drugiej osoby, zastępując je różnymi des krypcjami określonymi, zwłaszcza takimi, jak nadawca i adresat. Nź oznacza to jednak, że ja znaczy `nadawca', a ty znaczy `adresat'. Nada wca i adresat jako namiastki zaimków ja i ty są konwencjonalnym pseudo-deskrypcjami (takimi, jak autor czy Wysoki Sąd), których in terpretacja wymaga intuicyjnego zrozumienia mechanizmu deiktyC2 ności osobowej. Więcej jeszcze: jeśli proponowana analiza zaimką za pomocą głębszej deskrypcji określonej w rodzaju `ten, kto tera mówi' ma być skuteczna, to musi być odniesiona do jednej tylko wypo
2 Na temat filozoficznych aspektów tej sprawy zob. Castaneda (1968), Linek (19~s).
wiedzi. Innymi słowy, w wypowiedzi (Mówiący jest głodny] wyraz (mówiący] jest równoważnikiem zaimka ja tylko pod tym warunkiem, że wyrażanym twierdzeniem nie jest `Osoba teraz mówiąca jest głodna' ale `Osoba wygłaszająca niniejszą wypowiedź jest głodna'. Otóż status logiczny takich sądów, wymagających samozwrotności okazowej (por. tom I, 1.3), jest co najmniej równie niejasny, jak status sądów zawierających zaimek pierwszej osoby.
Trudno uniknąć wniosku, że deiktyczność osobowa nie da się zanalizować przez zastąpienie jej czymkolwiek innym. W ogóle deiktyczność ogranicza możliwości dekontekstualizacji. Deiktyczność zaś osobowa, podobnie jak pewne rodzaje modalności, wprowadza do struktury języków naturalnych nieusuwalną subiektywność.
15.2. Zaimki wskazujące i rodzajnik określony
Zaimki wskazujące, takie jak ten, tamten, oraz przysłówki wskazujące, takie jak tu, tam, są przede wszystkim deiktyczne. Kiedy pełnią tę funkcję, należy je interpretować z uwzględnieniem lokalizacji rozmó~vców w kontekście deiktycznym. Różnica między ten a tamten oraz między tu a tam polega, mówiąc z grubsza, na bliskości wobec punktu zerowego kontekstu deiktycznego. (Ta książka) znaczy `książka, która j est tutaj' czyli `książka, która jest blisko mówiącego'. (Tamta książka] znaczy `książka, która jest tam', czyli `książka, która nie jest blisko mówiącego', z wyraźnym przeciwstawieniem `książka dalsza od mówiącego'. Takie sformułowanie różnicy między zaimkami oraz przysłówkami wskazującymi jest bardzo nieprecyzyjne. Wystarczy ono jednak do wskazania związku między nimi a rolą nadawcy. Bardziej kompletny opis znaczenia wyrazów wskazujących wymagałby pewnych ograniczeń, uściśleń i rozszerzeń. Żadne z nich jednak nie podważyłoby powyższego ogólnego twierdzenia.
W językach indoeuropejskich rodzajnik określony, zaimki wskazujące i zaimki trzeciej osoby są ze sobą diachronicznie spokrewnione. Jak widzieliśmy, pierwsi gramatycy greccy nazywali je wszystkie rodzajnikami (podobnie jak zaimki względne). Nie wchodząc w szczegóły, zaznaczymy tylko, że w językach germań skich i romańskich zarówno rodzajnik określony, jak i zaimek trzeciej osoby pochodzą od zaim
256 "' , 257 5fy

~] ków wskazujących.3 Z tego względu naturalne jest poszukiwanie zwią,~ ~
zków semantycznych i skladniowych między nimi. Związki takie łatwo "~ znaleźć.4
Trzeba przede wszystkim zauważyć, że w znaczeniu wszystkie trzech omawianych klas leksemów tkwi element określoności (...). Jad się przekonamy, element ten w wyrazach wskazujących kombinuje się .-z rozróżnieniem bliskości i oddalenia, a w zaimkach trzeciej osoby ~ r~* żnicami rodzaju lub płci. Drugą ważną sprawą jest to, że w języku an.:K gielskim zaimek this `ten' jest nacechowany*, a that `tamten' nienace.~ chowany* (por. tom I, 9.7). W wielu pozycjach składniowych that je~~~ neutralne wobec bliskości i innych różnic deiktycznych (w języku poh skitu, odwrotnie, neutralny jest zaimek ten-przyp. tl.). Trzeciąrzecz istotną jest to, że w porównaniu z dystrybucją zaimków wskazującyel~'':: dystrybucja zaimków osobowych i rodzajnika określonego jest def~ktywna. Zaimków ten i tamten można używać czy to rzeczownikowo, ezŚr. przyimkowo, natomiast zaimków on, ona, ono tylko rzeczownikowoa'':;' a rodzajnika tylko przymiotnikowo.
Łącząc powyższe spostrzeżenia, możemy odtworzyć rozwój języki:': :' angielskiego z systemu, w którym nie było ani zaimków trzeciej osoby;; v ani rodzajnika określonego, lecz była tylko para zaimków wskazują cydr, z których każdy mial trzy rodzaje i mógł być użyty bądź to rze. ;. . czownikowo, bądź przymiotnikowo (...).
Różnice bliskości są zleksykalizowane lub zgramatykalizowane v~ systemach zaimkowych wielu języków, podobnie jak różnice rodzaju; liczby i pozycji społecznej, o których była mowa wyżej. Inne językif leksykalizują różnice rodzaju oparte nie na płci, lecz na wielkośc'r~ kształcie, funkcji, konsystencji itd. (por. 11.4), albo też na rozróżni~y mach przestrzennych związanych z widzialnością, z miejscem zamiesza ," kania mówiącego, ze stronami świata, z pewnymi pierwszoplanowyrti~;~;: obiektami terenowymi itd. (por. Bloomfield 1935, 259) (...).
Ogólnie biorąc, za pomocą wyrażenia odniesionego można okr~~~~fi. ślić dany obiekt na dwa sposoby: albo informując adresata o tym, gdzie"
Por. Christophersen 1939, Heinrichs 1954 oraz, jeśli chodzi o większą liczbę jęz~! ków posiadających rodzajniki określone, Kramsky 1972.
a Omawiane trzy klasy leksemów (lub form) usiłował ze sobą powiązać równie: Dostal 1967 w aparacie pojęciowym transformacjonizmu synchronicznego. Uznał on jC dnak za bardziej podstawowe funkcjonalnie rodzajniki, a nie zaimki wskazujące (pot Sommerstein 1972).
258
się ten obiekt znajduje (czyli lokalizując go), albo podając mu właściwości obiektu lub jego przynależność do pewnej klasy (czyli opisując go). W zaimkach wskazujących lub osobowych różnych systemów językowych może być zakodowany albo jeden rodzaj informacji, albo drugi, albo oba. Tak np. angielski zaimek this `ten' sytuuje swój odnośnik w stosunku do nadawcy. Natomiast zaimek he `on' nie mówi nic o miejscu obiektu, lecz za to przekazuje pewne informacje jakościowe na jego temat (odnosi się w zasadzie tylko do istot płci męskiej -przyp. tł.). (...) Oczywiście adresatowi-tym łatwiej jest rozpoznać odnośnik, im więcej informacji czy to lokalizujących, czy jakościowych jestzakodowanych w danym wyrażeniu deiktycznym.
Chcąc się przyjrzeć dokladniej charakterowi zaimków wskazujących, wyobrazimy sobie elementarny system językowy, w którym istniałby tylko jeden element deiktyczny D, neutralny wobec różnic rodzaju, odległości itd. Zastanowimy się nad tym, w jaki sposób dziecko przyswajałoby sobie ten system, a potem go rozbudowywało i upodabniało do normalnej angielszczyzny.5 Założymy, że ów jedyny element deiktyczny z początku nie pelni właściwej funkcji odnoszącej, lecz tylko niby-odnoszącą (por. tom I, 7.5). Możemy sobie wyobrazić, że znaczy on mniej więcej "Spójrz" albo "Zobacz". W związku z tym warto wspomnieć o takich formach, jak lacińskie ecce, francuskie voicilvoila itp. Ich to właśnie funkcja jest niby-odnosząca, a nie czysto odnosząca. Nie zawsze też jest pewne, czy zostały użyte dla zwrócenia uwagi na jakiś byt, czy na jakiś wycinek przestrzeni. Często sugerowano, że we wczesnym stadium opanowywania języka dzieci przeżywają etap, w którym ich wypowiedzi zawierają taki właśnie element deiktyczny. Do słuchacza należy odgadnięcie, którym rysem otoczenia dziecko jest zainteresowane. Równie holofrastycznie, z szeregiem funkcji semiotycznych jednocześnie, bywają używane także inne wyrazy (por. tom I,
W stadium późniejszym, kiedy dziecko tworzy ciągi zlożone z dwu i trzech wyrazów, deiktyczne [D] bywa łączone z innym wyrazem w wypowiedź, którą można zapisać jako [D+X] lub [X+D]. [D] reprezentuje tutaj element deiktyczny, a [X] jest zmienną, obejmującą nie
Bardziej szczególową wersję poniższych rozważań zawiera Lyons (1975). Podobne ujęcie przynosi Fearch (1975). Cennymi pracami psychologicznymi o charakterze teoretycznym i doświadczalnym są Bates (1976), Bruner (1974/5), E.V.Clark (1977), 1-t.l-I. Clark (1973), Miller i Johnson-Laird (1976, 394 nn).
259

wielką liczbę innych wyrazów. Być może, iż pierwotnie dziecko intern. ,.i, pretowało te wyrazy, lub niektóre spośród nich, jako nazwy własne:; (por. tom I, 7.5). Założymy jednak, że w omawianym przez nas sto-: dium opanowywania języka wyłania się już rozróżńienie nazw włos:' nych, rzeczowników pospolitych i czasowników. Takie wypowiedz' jak [Lala D] albo [D lala) można interpretować jako `Chcę mieć tę lal= ;v kę', `Daj mi tę lalkę', `Spójrz, salka!', `To jest lalka' itd. W konkretnych przykładach nie zawsze jest jasne, czy daną wypowiedź naleiy uważać za całkowite zdanie tekstowe, za dwa zdania tekstowe, czy za zdanie niezupełne. Nie zawsze jasna jest też funkcja semiotyczna takiej wypowiedzi. To, w jaki sposób wzrastające opanowanie języle pozwala dziecku różnicować i uwidaczniać poszczególne funkcje s miotyczne, nie interesuje nas w tym miejscu. Skupimy się natomiast n~' coraz wyraźniejszym rozróżnianiu funkcji odnoszącej i orzekającej; elementu deiktycznego w wypowiedziach prostych. Obie te funkcje` elementu deiktycznego powstają z jego zakładanej przez nas poprzed. niej funkcji niby-odnoszącej.
W lingwistyce terminy podmiot i orzeczenie definiowano w różna sposób. Odróżniano również podmiot i orzeczenie gramatyczne zdania od jego podmiotu i orzećzenia logicznego i psychologicznego (poi;. 12.7). Zapewne jednak takie rozróżnienia nie mogą się dokonywać w wcześniejszych stadiach opanowywania języka. Podmiot gramatye~-: ny .jest to wyrażenie odnoszące się do tego, o czym jest mowa (i co jest lub nie jest dane w kontekście). Orzeczenie gramatyczne jest to wyir: żmie komunikujące coś o odnośniku wyrażenia-podmiotu. Wolno t~Ż l zapewne założyć, że w wypowiedziach interpretowalnych jako ozn~l~ ; mienia normalnie podmiot poprzedza orzeczenie. W wielu języka6~ pozycja początkowa w wypowiedzi wykazuje wyraźną korelację=~'` funkcją podmiotu tematycznego (czyli z wyznaczaniem tego, o czyj;' mowa, por. 12.7). Wypowiedź [Lala D], jeśli daje się zinterpreto jako jedno zdanie tekstowe z podmiotem i orzeczeniem, znaczy `LaII~ ;. jest tam'. Natomiast [D lala] znaczy `To jest lalka' albo `Tamten wy~ ~: nek przestrzeni zawiera lalkę'. Jak można zauważyć, element deik'` czny może się odnosić albo do j akiegoś bytu, albo do j akiegoś wycia , ;~ f y przestrzeni. Ta ambiwalencja jest źródłem późniejszego użycia el
6 Niniejszy paragraf został napisany przed ukazaniem się pracy Strawsona (19T Miło mi stwierdzić, że poglądy sugerowane tutaj jako prawdopodobne są zgodne z roi mowaniem Strawsona.
rnentu deiktycznego albo w funkcji zaimka, albo przysłówka. Natomiast kiedy element deiktyczny jest wyrażeniem orzekaj~cym, wtedy pełni zawsze funkcję przysłówkową.
W żadnym chyba języku w pełni rozwiniętym nie istnieje jedyny element deiktyczny, który by funkcjonował składniowo w opisywany tu sposób. W wielu jednak językach występują struktury typu naszkicowanego w poprzednim akapicie. W rozwoju języka osobniczego struktury takie można chyba uznać za uniwersalne. Trzeba tylko uwzględnić ich rozmaite w poszczególnych językach zróżnicowanie co do funkcji (przysłówkowej lub zaimkowej) i co do charakteru zakodowanej informacji (opisowej lub umiejscawiającej). Jak widzieliśmy, język angielski rozróżnia dwa przysłówki deiktyczne o różnym stopniu bliskości (there `tam' wobec here `tu')-oraz dwa deiktyczne zaimki przymiotne o różnym stopniu bliskości i różnej liczbie (this `ten' wobec that 'tamten'). Innymi słowy, this `ten' i here `tu' są bliskie (proksymalne)*, a that `tamten' i there `tam' są niebliskie (nieproksymalne)*. Sytuacja deiktycznych zaimków rzeczownych jest bardziej skomplikowana. Tak zwane zaimki trzeciej osoby liczby pojedynczej (he `on', she `ona', it `ono') są zróżnicowane co do rodzaju, ale nie co do bliskości. Notomiast zaimki rzeczowne wskazuj ące (this `to', that `tamto') są zróżnicowane co do bliskości i liczby, ale nie co do rodzaju (odmiennie niż w języku polskim -przyp. tł.) Ich formy są identyczne z formami zaimków wskazujących przymiotnych. Rodzajnik określony (the) zachowuje się składniowo tak, jak zaimki wskazujące przymiotne. Jest jednak neutralny co do bliskości, rodzaju i liczby. Historycznie wywodzi się od niebliskiego przymiotnego zaimka wskazującego that `tamten'.
W obecnym stanie badań nie wiadomo, czy w opanowywaniu przez dziecko tych angielskich rozróżnień semantycznych, składniowych i morfologicznych przejawia się jakaś stała kolejność. Oczywiście bardzo być może, iż różne dzieci opanowują je w różnych stadiach. Dla uproszczenia jednak przyjmiemy następujące stadia rozwoju systemu angielskiego:
I. formalne odróżnienie zaimków deiktycznych (D~) od przysłówków deiktycznych (DZ);
II. zróżnicowanie D1 i Dz co do bliskości;
III. rozróżnienie rodzajów w D1 (w przeciwieństwie do Dz); IV. uprzymiotnikowienie Dz;
V. rozwój rodzajnika określonego.
260 e 261

Nie uwzględnimy rozróżnienia w języku angielskim liczby pQ]e.''' dynczej i mnogiej, ani żadnej innej kategorii gramatycznej.
Założyliśmy, że w pierwszym stadium opanowywania języka ist. pieje tylko jeden element deiktyczny (zapewne o nieokreślonej fok: mie), którego funkcja, podobnie jak funkcja gestu wskazującego, po. lega na zwracaniu uwagi adresata na określony byt lub wycinek otoczenia. Założenie to jest uzasadnione m.in. tym, że w ten właśnie sposGb. można używać elementów deiktycznych w niektórych językach ludzi dorosłych. W terminologii tradycyjnej element deiktyczny odnoszący; się do osoby lub rzeczy jest zaimkiem wskazującym. Jeżeli natomiast odnosi się do wycinka przestrzeni, jest przysłówkiem miejsca. Wpró:.' wadzając to rozróżnienie do tworzonej przez nas wersji języka niby-angielskiego, możemy powiedzieć, że wypowiedź [Dt cacy] znaczy' `On/ona/ono/to/tamto jest ładny (-a)-e', że [DZ cacy] znaczy `Tu/taty jest ładnie', że [Dl lala] znaczy `To jest lalka' oraz że [Lala DZ] znaczy: `Lalka jest tu/tam'.
Następne stadium polega, zgodnie z naszym założeniem, na zróżni= cowaniu Dl na to i tamto oraz DZ na tu i tam. W języku angielskim t~. opozycja bliskości odznacza się nacechowaniem semantycznym: jej , nienacechowanymi członami są that `(tam)to' i there `tam' (por. tom ~' 9.7). Toteż w języku niby-angielskim wypowiedź This nice `to cacy' b dzie znaczyła `Byt, który jest blisko mnie, jest ładny'. Natomiast wy~'y powiedź That nice `(tam)to ćacy' będzie mogła znaczyć dwie rzecz; albo `Byt, który nie jest blisko mnie, jest ladny' albo `Wiadomy byt (dw umiejscowieniu nie wymienionym) jest ładny'. Zaimek that `(tam)to,'~. użyty jako wyrażenie odnoszące w sensie deiktycznie neutralnym, i~~--. formuje adresata tylko o tym, że jego odnośnikiem jest jakiś byt, a nil.; wycinek przestrzeni. W świetle tej analizy wszystkie zaimki trzeci~~~~ osoby (he `on', she `ona', it `ono') są niejako wariantami neutralneh~; deiktycznie zaimka that `(tam)to'. Różnią się one między sobą tym,-`f v he ma wbudowane znaczenie `płci męskiej', she ma wbudowane zna u czepie `płci żeńskiej'; a it jest wariantem Chat uwarunkowanym skład~fmowo, w który nie jest wbudowane znaczenie płci, lecz znaczenie `ni; ~~, będący osobą' lub zbliżone.' Wbudowane znaczenie można oczywiżci'r~fl zapisać w sposób sformalizowany - w danym wypadku najbardziryj~~
' Oczywiście nie ma to być wyczerpujący opis znaczenia zaimków he, she, it w ku angielskim. Opis ten jednak oddaje, moim zdaniem, podstawową różnicę Bemar ną między nimi.
może przekonująco za pomocą uniwersalnych składników sensu (por. tom I, 9.9). W swoim obecnym stanie system zaimków angielskich zmusza nadawcę do rozstrzygnięcia, czy byt, do którego odnosi się dany zaimek, jest osobą, a jeśli tak, to jakiej pici - przy czym w tym wypadku adresat nie zostaje poinformowany o bliskości ani oddaleniu odnośnika (chyba tylko w sposób paralingwistyczny). Jeżeli odnośnik nie jest ósobą, nadawca normalnie wskazuje go adresatowi za pomocą opozycji między zaimkami this i that. W pewnych jednak warunkach może odnieść do bytu nieosobowego zaimek it, nie dostarczając adresatowi żadnych informacji o miejscu tego bytu. Nie będziemy wnikać głębiej w tę sprawę, ponieważ nie interesują na.s wszystkie konteksty i inne czynniki decydujące w języku angielskim o wyborze poszczególnych zaimków wskazujących i osobowych (...)
Funkcja deiktyczna wyrazów wskazujących jest znacznie bardziej skomplikowana, niż zdawałoby się wynikać z nini: jszego nieco schematycznego opisu. Powinien on jednak wystarczyć jako przynajmniej wstępny dowód prawdopodobieństwa hipotezy, że zaimki wskazujące są bardziej podstawowe, niż zaimki trzeciej osoby i rodzajnik ókreślony. Można je bowiem wszystkie wywieść z elementu deiktycznego używanego i rozumianego początkowo (w toku opanowywania języka) jako element o funkcji niby-odnoszącej. Nie twierdzimy, jakoby wymienionych wyżej pięć stadiów rozwoju odpowiadało pięciu chronologicznie odrębnym okresom opanowywania przez dziecko języka angielskiego. Dla naszej hipotezy istotne jest tylko twierdzenie, że funkcja zaimków wskazujących w poszczególnych językach jest początkowo wyuczana w konkretnych sytuacjach wypowiedzi i w odniesieniu do bytów obecnych w kontekście sytuacyjnym. Uznając tę ich funkcję za podstawową i ontogenetycznie najstarszą, potrafimy zrozumieć, w jaki sposób zaimki wskazujące zaczęły potem być używane w odniesieniu do bytów oddalonych przestrzennie i czasowo od sytuacji wypowiedzi. Takie definicyjne cechy języka, jak samozwrotność* i zdalność*, chyba na pewno sprzyjają opisanemu rozwojowi użycia wyrazów wskazujących, a jednocześnie zawdzięczają mu swoje istnienie (por. tom I, 3.4). Na pewno też późniejszym stadium rozwoju zdatności jest hipostazowanie* bytów drugiego i trzeciego rzędu, umożliwianie przez język (a zwłaszcza, jak się zdaje, przez niektóre języki). Również i ono opiera się na istnieniu gramatycznych środków odsyłania do bytów za pomocą wyrażeń rzeczownikowych określonych (por.11.3) .
262 263

' a q, ~,,e,.
Jak widzieliśmy w jednym z poprzednich rozdziałów (por. tom I,._ ,', 7.2), łatwiej sobie wyobrazić język bez nazw własnych, niż bez możli`: wości tworzenia niezliczonych deskrypcji określonych. Ale wyrażenia rzeczownikowe określone odnoszące, zanalizowane w niniejszym pa- -: ragrafie, zawierają zawsze jakiś element deiktyczny. Jak z tego wyni ka, odsyłanie za pomocą deskrypcji określonych polega w gruncie rze= czy na deiktyczności, podobnie jak odsyłanie za pomocą wyrazów wskazujących i zaimków osobowych (por. 15.1). W każdym razie, gdy. by istniał język bez zaimków wskazujących, różniłby się on zasadniczo od języków, które je mają.
Przeciwko tezie, że funkcję odnoszącą deskrypcji określonych i zac `:` imków osobowych można wyjaśnić tylko ich deiktycznością, zdawałol~'<=' by się przemawiać to, że są one używane nie tylko deiktycznie, ale i anaforycznie. W następnym jednak paragrafie spróbujemy wykazać;::;' że również anafora polega w gruncie rzeczy na deiktyczności.
15.3. Deiktyczność, anafora i uniwersum rozważa
Jak widzieliśmy, termin zaimek zawdzięcza swoje istnienie pogl~-=` dowi, że funkcją form lub wyrażeń tak nazywanych jest zastępowanie rzeczowników (15.1). Ponieważ ani w gramatyce tradycyjnej, ani vŃ': :' wielu pracach współczesnych z dziedziny składni teoretycznej i opiso-' wej wśród wyrażeń (z leksemami włącznie) nie odróżnia się wyraźnie rzeczowników (N) od rzeczownikowych składników zdania (NP), więca większość lingwistów obejmuje terminem zaimek zarówno zastępnil~t,U jednych, jak i drugich. Termin ten jest również używany (podobnie jad e' rzeczownik, czasownik i przymiotnik) zarówno w odniesieniu do forrrt~ ' :=. j ak i do wyrażeń (z leksemami włącznie) - czyli zarówno w odniesieniu dcl'?: [on], [jego), [oni], [ich itd., jak i do on, oni (por: tom I, 1.5).
To, że wśród niektórych zaimków można odróżnić formy od wyra~~~, żeń, jest rzeczą oczywistą (...) Rozróżnienie to jednak bywa różne v~' ~ różnych opisach gramatycznych tego samego języka, a w niektóryey; opisach brak go w ogóle. Nasze. konwencje graficzne zmuszaj ą nas czy;; y sto do przypisywania poszczególnym jednostkom językowym takieg,~ czy innego statusu. Nie będziemy jednak uzasadniać naszej kwalifika~ e'! cji jednostek, chyba że ich status jako form czy leksemów będzie isto~~ tny dla omawianej sprawy. Q
Zajmiemy się niemal wyłącznie zaimkami wskazującymi i zaimkami trzeciej osoby (...) Są one zastępnikami rzeczownikowych składników zdania, a nie rzeczowników (...) Jak już wspominaliśmy, uważa się tradycyjnie, że zaimki pełnią dwie odrębne, choć związane ze sobą funkcje: deiktyczną i anaforyczną*. Funkcję anaforyczną zaimka ilustrują takie wypowiedzi, jak:
(1) John wrócił późno do domu i bolała go głowa,
w których [go] odnosi się do swojego poprzednika, a mianowicie do wyrażenia [John]. Poprzednik zaimka anaforycznego jest to wyrażenie, które, jak z samej nazwy wynika, poprzedza go-w tekście lub w kontekście (por. 14.1). W niektórych językach poprzednik może w pewnych warunkach następować także po zaimku anaforycznym. Wypadki takie niektórzy lingwiści w ślad za Buhlerem (1934, 21) nazywają nie anaforą, lecz kataforą*. My trzymać się będziemy zwyczaju bardziej tradycyjnego, według którego termin anafora obejmuje zarówno odniesienie anaforyczne w przód, jak i rzadsze wstecz. Zaimki względne, w przeciwieństwie do wskazujących, są ograniczone do funkcji anaforycznej (...) Nie będą one nas interesować same w sobie, chociaż stosuje się do nich po większej części to, co powiemy o odniesieniu anaforycznym zaimków wskazujących.
U podstaw pojęcia odniesienia anaforycznego leży zasada substytucji w tym znaczeniu, jakie nadaje temu terminowi Bloomfield i jego następcy. W gruncie rzeczy jednak pojęcie odniesienia anaforycznego można zdefiniować dwojako. Można powiedzieć, jak to zrobiliśmy w poprzednim akapicie, że zaimek odnosi się do swojego poprzednika. Jest to chyba najbardziej tradycyjne sformułowanie ich wzajemnego stosunku. Tutaj termin odnosić można wywieść z łacińskiego referre, które z kolei było przekładem greckiego anapherein, dosłownie `nieść z powrotem'. Możemy jednak również powiedzieć, że zaimek anaforyczny odnosi się do tego samego, do czego odnosi się jego poprzednik. 'To drugie sformułowanie, oparte na zupełnie innym rozumieniu terminu odnosić się, ma tę zaletę, że włącza odniesienie anaforyczne w zakres współczesnego filozoficznego pojęcia odniesienia (7.2). Co ważniejsze zaś, umożliwia objęcie anafory i deiktyczności nadrzędnym pojęciem odniesienia zaimkowego. Ponadto, przyjmując to drugie, mniej tradycyjne użycie terminu odniesienie, możemy uniknąć pomie
szania pojęć, cz~stego we współczesnych rozważaniach o anaforze.
264 ~:~~, 265

~5(i. 4
Odtąd więc będziemy mówić, że zaimek odnosi się nie do swego po;: przednika, lecz do jego odnośnika.
Do zilustrowania powyższego twierdzenia wystarczy chwila narty słu nad kilku zdaniami. Pierwsze z nich brzmi:
(2) Mój przyjaciel podniósł wzrok, kiedy go wprowadzono.
Do czego odnosi się wyrażenie on (którego formą jest [go])? Jest to zapewne wyrażenie anaforyczne, a nie deiktyczne. Jest ono współodnie siane (koreferencjalne)* z jakimś poprzedzającym wyrażeniem odnie-' sianym, czyli oba mają ten sam odnośnik. Poprzednikiem może bye mój przyjaciel, ponieważ wyrażenie to spełnia warunki wymagane od' odnośnika zaimka on (jest rodzaju męskiego i stoi w liczbie pojedyn~ czej). Poprzednikiem może jednak być również jakieś inne wyrażenie'.. w poprzedzającym kontekście. W granicach semantyki mikrolingwistycznej nie ma sposobu wyboru jednej z tych możliwości. Semantyka , mikrolingwistyczna dotyczy odniesienia tylko o tyle, że są w niej wy:.. szczególnione warunki potencjalnego odniesienia wyrażeń, zależnego od ich sensu i denotacji oraz od reguł gramatycznych i fonologicznych danegojęzyka.
Rozważmy z kolei zdania:
(3) Gdy go wprowadzono, mój przyjaciel podniósł wzrok oraz
(4) Wprowadzono go i mój przyjaciel podniósł wzrok.
Zgodnie z warunkami gramatycznymi odniesienia zaimków, za~. imek on może być współodnoszący z grupą mój przyjaciel w każdej wy--' powiedzi odpowiadającej zdaniu (3), natomiast nie może być z nią' współodnoszący w żadnej wypbwiedzi odpowiadającej zdaniu (4). Innymi słowy, między zdaniami współrzędnymi nie zachodzi anafora w przód. Jak się wydaje, ograniczenie to obowiązuje w szeregu języM 4. ków.8 Tłumaczy. się ono zapewne tym, że zdanie podrzędne złożone:',. jest gramatycznie jednostką bardziej spójną, niż współrzędnie złożane. W każdym razie anafora w przód jest znacznie bardziej ograniczo~` i;l,,< na, niż normalniejsza od niej anafora wstecz. 'h
Od zdań (3) i (4) różni się wyraźnie zdanie:
(5) John podniósł wzrok, kiedy jego wprowadzono. "
" Gdyby nawet nie byto tak we wszystkich wypadkach, to w każdym razie anafora w przód jest bardziej normalna w zdaniach typu (4), niż (5).
Załóżmy (jak większość lingwistów), że o wyborze zaimka akcentowanego [jego) zamiast nieakcentowanego [go] decydują reguły generujące zdania systemowe. Co w takim razie można powiedzieć o potencjalnym odniesieniu zaimka on w powyższym zdaniu? Ponieważ na formę [jego) pada wzmocniony akcent, więc w poszczególnych wypowiedziach-okazach wyrażenie on, którego formą jest [jego], może być albo deiktyczne, albo anaforyczne. Jeżeli o~ jest deiktyczne, to zazwyczaj towarzyszy mu jakaś cecha paralingwistyczna (ruch głowy, gest ręką itp.), która zwraca uwagę adresata na odnośnik wstępujący w sytuacji wypowiedzi. Jeżeli on jest anaforyczne, to normalnie odnosi się albo do Johna, albo do odnośnika innego poprzednika. Jeżeli on odnosi się do Johna, to wyraża ponadto podkreślenie albo przeciwstawienie. Dla odniesienia wyrażenia on wybór akcentowanej formy [jego) jest istotny tylko o tyle, że zwiększa prawdopodobieństwo jego interpretacji deiktycznej . To jednak, czy zaimek ma odniesienie anaforyczne, czy deiktyczne (lub oba), zależy chyba głównie od kontekstu wypowiedzi i nie może być ustalone przez samą tylko mikrolingwistyczną analizę budowy i znaczenia zdania. Warto też zauważyć, że funkcja podkreślająca lub przeciwstawna wzmocnionego akcentu jest niezależna od jego funkcji deiktycznej, przy czym jedna nie wyklucza drugiej. Jeżeli zaimek jest deiktyczny, a nie anaforyczny, to może być jednocześnie albo przeciwstawny, albo podkreślający, ale nie musi. To samo dotyczy zaimka jednocześnie deiktycznego i anaforycznego. Tylko w zaimku niedeiktycznym akcent musi koniecznie być interpretowany jako przeciwstawny lub podkreślający. Akcent nie jest zatem wystarczającym warunkiem deiktyczności: wymaga poparcia paralingwistycznego. Trzeba wreszcie zauważyć, że w poszczególnych wypowiedziach-okazach dla ustalenia odniesień zaimków istotna jest również intonacja (...). Przy wszystkich jednak rozważonych tu interpretacjach sens zaimka on jest stały. Natomiast odniesienie tego zaimka w poszczególnych wypowiedziach-okazach zależy częściowo od jego sensu (np. od jego rodzaju i liczby-w porównaniu z zaimkami ona, orgio, oni, one), a częściowo od ogólnych warunków anafory i deiktyczności w danym języku.
Gramatycy generatywiści często są skłonni nie doceniać wagi deiktyczności dla interpretacji zdań. Anaforę przedstawiają oni jako pronominalizację* wyrażenia-poprzednika pod warunkiem jego tożsamo
266 267

ści leksykalnej lub odniesieniowej.9 Tak np. przyjmuje się na ogół, ż~ ,'~ zdanie John podniósł wzrok, gdy go wprowadzono należy wywieść zg ,' struktury głębokiej czy zapisu semantycznego, w którym dopełniei niem drugiego zdania jest `Johna'. W najdawniejszym sformułowaniu reguł pronominalizacji (opartym na książce Chomskiego z roku 1957) .' , nie brano zupełnie pod uwagę tożsamości odniesieniowej. Zastąpienie wyrazu `John' zaimkiem [he) w drugim zdaniu traktowano jako fakultatywne (optional) i uzależniano wylącznie od identyczności obu wyrażeń podmiotowych w głębszej strukturze (por. Lees i Klima 1963).
Później, z chwilą wzbogacenia tzw. klasycznej wersji gramatyką] transformacyjnej skladnikiem semantycznym i z chwilą wyraźniejszego zdefiniowania przez Chomskiego (1965) pojęcia struktury głębókiej (por. 10.3,10.5), pronominalizację uzależniono od tożsamości zarówno leksykalnej, jak i odniesieniowej. Tożsamość i nietożsamość odniesieniową wyrażeń rzeczownikowych przedstawia się za pomocą wskaźników odniesienia*, dodawanych do tych wyrażeń w głębokiej strukturze zdań i mających nieformalną postać subskryptów liczbowydr. Tak np. `John-+-podniósł+wzrok+kiedy+Johna+wprowadzono' jest nieformalnym zapisem struktury głębokiej zdania, w którym ' `John' w pierwszym zdaniu składowym jest wspólodniesione z `John' głębszej strukturze drugiego zdania. Natomiast `Johna+podniósł+wzrok+kiedy+Johna2+wprowadzono' jest nieformalnym zapisem zdania, w którym dwa wystąpienia wyrazu John w strukturze . głębokiej nie są współodniesione.~
W związku z tym należy sobie uświadomić, że zgodnie ze sformuło= waniem Chomskiego z roku 1965 bezwzględna wartość liczbowa sub'- ; skryptów jest nieistotna. Wskaźniki nie oznaczają odnośników wyra-' żeń, lecz informują tylko o tym, czy te wyrażenia są współodniesione, ,
~hy
9 Terminu pronominalizacja używamy tu w takim sensie, w jakim używano go piet-~ a~ wotnie, czyli na oznaczenie tego, że wyrażenie (w naszej terminologii), które na jakim- t głębszym poziomie zapisu nie było zaimkiem, zostaje przez substytucję przetransformo~s ~; wane w zaimek. Inaczej używa terminu pronominalizacja Jackendoff 1972.
~ Subskrypty 1 oraz 2 należy interpretować jako zmienne, reprezentujące zbi8r ~~ liczb całkowitych dodatnich. Ponadto zakłada się milcząco, że 1~2. Zgodnie z format- ,~' nym ujęciem klasycznej teorii gramatyki transformacyjnej przez Chomskiego te wska- ~ ~~
c~~ zówki liczbowe są cechami czyli właściwościami, takimi jak składniowe cechy konkret- y~; ności lub policzalności, przypisywane rzeczownikom przez składnik bazowy gramatyki. flA;. .tuż to stanowi pewien problem, ponieważ jako wyrażenia odniesione funkcjonują rze- ~" ezownikowe składniki zdań (NP), a nie rzeczowniki.
czy nie. Chomsky zatem nie obejmuje pojęcia odniesienia jako takiego zakresem składni i semantyki mikrolingwistycznej. W przeciwieństwie do Chomskiego tzw. semantycy generatywiści uwarunkowują pronominalizację tylko tożsamością odniesieniową. Co więcej, wskaźnikom odniesieniowym przypisują niejako wartości bezwzględne (por. McCawley 1969). Innymi słowy, interpretują subskrypt liczbowy, dodany do wyrażenia w zapisie semantycznym zdania, jako oznaczający konkretne indywiduum w uniwersum rozważań.
Nie będziemy wchodzić w szczegóły tych rozbieżnych ujęć roli tożsamości odniesieniowej w gramatyce generatywnej. Ktokolwiek pragnie utrzymać rozróżnienie znaczenia zdań i znaczenia wypowiedzi, ten odrzuci bez wahania koncepcje semantyków generatywistów. Ujęcie jednak pronominalizacji przez Chomskiego jest niewiele bardziej przekonujące. W gruncie rzeczy w teorii gramatyki ograniczonej do generowania zdań systemowych wystarczy chyba bardzo ograniczone pojęcie pronominalizacji.~l
Istnieją niezliczone wypowiedzi-okazy; w których zaimek pełni funkcję czysto deiktyczną, np. [Co to jest?J, [Na miły Bóg, on zapuścił brodę!~.12 Przy generowaniu zdań systemowych odpowiadających takim wypowiedziom pronominalizacja jako proces gramatyczny jest wyraźnie nieistotna - chyba przy niesprawdzalnym i zbytecznym założeniu, że indywidua, nawet spotykane po raz pierwszy, klasyfikujemy zawsze za pomocą nazwy własnej lub deskrypcji (tn rzecz, ten człowiek itd.). W niezliczonych wypowiedziach (zwłaszcza wypowiedziach-okazach) zaimek jest wspólodniesiony z wyrażeniem występującym w którymś z poprzedzających zdań tekstowych. I tu również pronominalizacja jest nieistotna dla,generowania odpowiednich zdań systemowych. Jeżeli np. w konkretnych wypowiedzeniach zdania John podniósł wzrok, kiedy go wprowadzono wyraz [goi ma się odnosić do osoby innej niż John, to zdanie to musi być wygenerowane z takiej struktury głębokiej, w której podmiotem drugiego zdania składowego jest `on'.
~~ W swoich najnowszych publikacjach Chomsky głosi nieco inną teorię pronominalizacji, a zwłaszcza zerowania zaimka.
'Z Warto podkreślić, że w takich wypadkach na formę zaimka nie musi padać wzmocniony ąkcent. Nie jest bynajmniej prawdą, jakoby tylko zaimek noszący wzmocniony akcent przeciwstawny mógt nie być poprzedzony rzeczownikiem, który zastępuje (por. Chafe 1970, 260).
`'~ 269 268 ._~ _

Nie ma więc w ogóle powodu tlumaczyć wystąpienie zaimka (go) pry- ~_nominalizacją wyrazu Johrt.
Jak widzieliśmy, odniesienie zaimków trzeciej osoby zależy, ogólnie biorąc, od następujących warunków:
I. Jeżeli odpowiednie cieniowanie paralingwistyczne wypowiedzi oraz akcentuacja i intonacja (w pewnych wypadkach fakultatywna, winnych może obowiązkowa) wskazują na to, że zaimek jest deiktyczny; to może się on odnosić do każdego bytu lub zbioru bytów występuj ącego w kontekście sytuacyjnym, a odpowiadającego treści opisowej za- . imka.
II. Zaimek - czy to deiktyczny, czy nie - może się odnosić anaforycznie do odnośnika odpowiedniego wyrażenia rzeczownikowego, jeśli nie klóci się ono z treścią opisową zaimka, a występuje albo przed zaitukiem w tym samym tekście, albo po nim w zdaniu głównym.
Warunkom tym czynią zadość wszystkie zaimki anaforyczne, bez względu na to, czy odpowiadają wyrażeniu w tym samym zdaniu tekstowym, czy w poprzednim.
Można by nam zarzucić, że przyjęcie procesu pronominalizacji jest konieczne do wyjaśnienia dystrybucji i interpretacji zaimków zwrotpych. Tak jednak nie jest (...). W gramatyce generatywnej mogą istnieć co najmniej dwa sposoby generowania zaimków zwrotnych. Można to uczynić przede wszystkim za pomocą reguły, która w głębszej strukturze wypowiedzi (Staruszek się zabił] zastępuje zaimek `on' zaitukiem zwrotnym w sposób co prawda fakultatywny, ale pod warunkiem, że sens dopełnienia zaimkowego jest zgodny z sensem podmiotu. Drugi sposób polega na generowaniu głębszej struktury z elementem zwrotnym SELF `siebie, sobie, sobą' (...). Żaden z tych sposobów nie wyklucza drugiego, nawet przy generowaniu tego samego zdania ; (...).
Jak widać, pojęcie wspólodniesienia w takim ograniczonym zakresie, w jakim jest potrzebne w gramatyce generatywnej, niekoniecznie zakłada proces pronominalizacji. W gramatyce zdań współodniesienie jest ważne o tyle, że tłumaczy dwie rzeczy: po pierwsze, fakultatywne zastępowanie zaimka osobowego zwrotnym w pewnych pozycjach składniowych; po drugie, warunki gramatyczne, w jakich wyrażenie anaforyczne, m.in. zaimek (nawet formalnie niezwrotny), musi, może . . lub nie może być współodniesione z innym wyrażeniem w tym samym zdaniu. Tak np. do gramatyki należy stwierdzenie, że w zdaniu Szef go '
krytykuje zaimek go nie może być współodniesiony z rzeczownikiem szef; że wyrażenie odpowiadające w głębszej strukturze zaimkowi zwrotnemu w zdaniu Jan się zabil musi być współodniesione z rzeczownikiem Jah; wreszcie, że zaimek go w zdaniu Jare myśli, że go lubię może być lub nie być współodniesiony z rzeczownikiem Jan. W ostatnich latach poświęcono wiele uwagi sprecyzowaniu warunków współodniesienia. Tutaj jednak nie musimy wnikać głębiej w tę sprawę.j3
Sugerowano, choć dotychczas nie udowodniono, że deiktyczność jest bardziej podstawowa, ni'z anafóra. Ich związek uwidacznia się w tym, co można by nazwać deiktycznością tekstową* . Zaimki wskazuj ące i inne wyrażenia deiktyczne mogą się odnosić do różnych bytów językowych w tekście wypowiedzi: do form, do ich części, do leksemów, do wyrażeń, do zdań tekstowych itd. (...) Weźmy pod uwagę następujący tekst: (X mówi) [To jest zbezczeszczenie) (a Y odpowiada) [Jak mówisz? Napisz mi to). Tutaj odnośnikiem zaimka [to] jest najwyraźniej forma [zbezczeszczenie). Funkcja zaimka [to) nie jest tu anaforyczna, jak mogłoby się wydawać. Nie jest on współodniesiony z żadnym wyrażeniem poprzedzającym, lecz odnosi się do jednego z tych wyrażeń. Deiktyczność tekstową myli się często z anaforą. Przyczyną tych pomyłek jest tradycyjne sformułowanie głoszące, że zaimek odnosi się do wyrażenia, które zastępuje, oraz częsta nieumiejętność odróżniania bytów językowych od niejęzykowych. Nie ma potrzeby podawać dalszych przykładów takiej deiktyczności tekstowej. Pełen ich jest tekst niniejszej książki. Trzeba jednak pamiętać, że występowanie w kontekście oznacza co innego dla form i zdań tekstowych, a co innego dla leksemów i wyrażeń.
Na połowie drogi między "czystą" deiktycznością tekstową a anaforą znajduje się relacja między wyrażeniami odniesionymi a różnymi bytami trzeciego rzędu: faktami, twierdzeniami i aktami wypowiedzi (w sensie abstrakcyjnym, zdefiniowanym w paragrafie 1.6 tomu I). Można to zilustrować następującym tekstem: (X mówi) [Nigdy go nie widziałem] (a Y odpowiada) (To jest kłamstwo). Jasne jest, że zaimek [to] nie odnosi się ani do zdania tekstowego wymówionego przez X-a, ani do odnośnika żadnego z wyrażeń w tym zdaniu. Niektórzy filozofowie uważają, że zaimek ten odnosi się do twierdzenia wyrażonego zda
lj Por. Bach (1970), Dik (1973), Dougherty (1969), Fauconnier (1974), Jackendoff (1972), Kuno (1972 a), Langacker (1969), Lees & Klima (1963), McCawley (1969), Partee (1970, 1975 a), Postał (1971), Ross (1969 b). ,
270 ~~~, 271

niem wypowiedzianym przez X-a. Inni odnoszą go do aktu wypowied~, lub aktu mowy (por. 16.1) dokonanego przez X-a (...) Przy każdej l~~ dnak z tych analiz odniesienia zaimka [to] jego funkcja leży gdzieś vi~; połowie drogi między anaforą a deiktycznością i łączy w sobie cech ich obydwu. Nazwijmy ją funkcją "nieczystej" deiktycznośei teksto~~ wej. W konkretnych wypadkach nie zawsze łatwo ją odróżnić od deik tyczności czystej.
Zaimki ten i tamten można odnosić deiktycznie nie tylko do przed miotów i osób występujących w danej sytuacji i nie tylko do różny~~ bytów językowych w tekście i w kontekście, lecz również do wydarze~, które zaszły, zachodzą lub zajdą. Warunki decydujące o wyborze zac; imka ten lub tamten w odniesieniu do wydarzeń bezpośrednio później' szych lub wcześniejszych od wypowiedzi lub od jej części są bardz~i skomplikowane. Obejmują one szereg czynników subiektywnych (np~T dystansowanie się nadawcy wobec opisywanego wydarzenia). Czynni.~~' ki te są intuicyjnie związane z deiktycznym pojęciem bliskości i oddale.( nia, ale trudne do precyźyjnego określenia. Jasne jest jednak, że uży. cie zaimków wskazujących w funkcji czasowo i tekstowo deiktycznej, a także anaforycznej, j est związane z ich użyciem w funkcj i deiktycznej;; przestrzennie. Jest to jeszcze bardziej oczywiste w językach innych nil angielski. Tak np. w łacinie zaimka_wskazującego dalszego ille `ów' i,, bliższego hic `ten' używano anaforycznie w znaczeniu `ten pierwszy''h`; `ten ostatni, ten drugi'. To samo dotyczy niemieckich jener i dieser, hi~`^ szpańskich ese (lub aquel) i este, francuskich celui-la i celui-ci, tureGa kich o i bu itd. Tym, co łączy anaforę i deiktyczność tekstową z odnie-~' sieniem czasowym, jest względna bliskość w kontekście wobec mo`-memu wypowiedzi. Tym zaś, co łączy odniesienie czasowe z bardziej.'k podstawowym pojęciem deiktyczności przestrzennej jest - przynajmniej w niektórych językach - ogólniejsza zasada umiejscowienia' (por. 15.7).
Jak widzieliśmy w poprzednim paragrafie, różnice bliskości są zlek sykalizowane i zgramatykalizowane w systemie zaimkowym wielu języków. Łączą się one często z innymi rozróżnieniami, opartymi na pozycji społecznej, płci, wielkości, kształcie itd. Funkcją zaimków uży-',', tych deiktycznie jest zwracanie uwagi adresata na odnośniki występu-`-' jące w sytuacji przez określenie z jednej strony ich położenia wobec punktu zerowego przestrzeni deiktycznej, a z drugiej ich pozycji społe- f cznej, płci, wielkości, kształtu itd. Obecnie interesuje nas to, w jaki
sposób deiktyczne w swej podstawie rozróżnienie bliskości przejawia się w anaforze. Wystarczy tu prosty przykład.
W języku angielskim (i polskim -przyp. tł.) zaimki trzeciej osoby są neutralne pod względem odległości, ale różne co do rodzaju. .lęzyk turecki natomiast ma trzy zaimki wskazujące, różniące się bliskością deiktyczną, ale neutralne co do rodzaju. Łacina miała trzy zaimki wskazujące różniące się zarówno bliskością, jak rodzajem (i liczbą). I język turecki i łacina, jak zaznaczono wyżej, używają swoich bliższych i dalszych zaimków wskazujących do odniesienia anaforycznego. Skutki tych różnic w treści opisowej zaimków widać wyraźnie w przekładzie na język łaciński i turecki krótkiego tekstu: [Do pokoju weszli Jan i Maria. On się śmiał, a ona płakała]. W wersji łacińskiej [on] zostałoby przetłumaczone jako [ille] `ten pierwszy', a [ona] jako [haec] `ta ostatnia'. W tureckim [on] zostałoby przełożone jako (o] `to pierwsze', a [ona] jako [bu] `to drugie'. Przypuśćmy z koki, że odwrócimy kolejność rzeczowników (Jan] i [Maria]. W angielskim (i polskim - przyp. tł.) nie będzie to miało wpływu na zaimki: [Do pokoju weszli Maria i Jan. Ona płakała, a on się śmiał]. Natomiast i w łacinie i w tureckim wobec zleksykalizowania bliskości deiktycznej w zaimkach anaforycznych przetłumaczymy teraz (on] jako [hic] `ten ostatni' i (bu] `to ostatnie', a (ona] jako (illa] `ta pierwsza' i [o] `to pierwsze'.
Powyższy.przykład jest bardzo prosty. Ukazuje on jednak wyraźnie, w jaki sposób rozróżnień deiktycznych można używać do wskazywania poprzedników wyrażeń anaforycznych. Anafora obejmuje przenoszenie pojęć zasadniczo przestrzennych w wymiar czasowy kontekstu wypowiedzi oraz przeinterpretowywanie umiejscowienia deiktyczńego na umiejscowienie w obrębie uniwersum rozważań*. Pojęcie poprzedniej wzmianki, którym posługują się zazwyczaj badacze anafory, dotyczy relacji czasowej zachodzącej w tekście mówionym między wyrażeniem anaforycznym a jego poprzednikiem. Deiktyczny w zasadzie składnik wyrażenia anaforycznego skierowuje uwagę adresata na określoną część tekstu lub kontekstu i niejako poucza adresata, że tam znajdzie, odnośnik. Oczywiście tym, co występuje w tekście lub w kontekście, nie jest odnośnik jako taki. Odnośnik znajduje się w uniwersum rozważań, stwarzanym przez tekst strukturę czasową i mającymi narzuconą przez tenże tekst. Struktura ta ulega ciągłym modyfikacjom. To więc, że odnośnik jest umiejscowiony tekstowo, oznacza, że da się on odnaleźć w uniwersum rozważań uporządkowanym
272 r,~ 273

t,. czasowo przez tekst. Późniejsze odniesione użycie wyrażenia anafory
cznego wskazuje odnośnik przez umiejscowienie tekstowe poprzedni- ~~ ka. Przypuśćmy np. , że w wyrażeniach anaforycznych zaimki tert i tamten oznaczają tylko różnicę bliskości czasowej wobec momentu wypo_ wiedzi. Wtedy wyrażenie to zwierzę, użyte anaforycznie, będzie kierować uwagę adresata na najbliższy odnośnik w uniwersum rozważań czyniący zadość sensowi wyrazu zwierzę. Wyrażenie tamto zwierzę bę. dzie odsyłać do odnośnika tekstowo dalszego (...).
Rzeczywistość nie jest taka prosta, jak zdawałby się sugerować ten przykład. (...) Nie twierdzimy, jakoby anaforyczne użycie zaimków wskazujących było całkowicie przewidywalne na podstawie ich użycia deiktycznego. Bez względu jednak na to, czy poszczególne języki używają zaimków wskazujących anaforycznie, czy też nie, ważne jest jedno: tak zwane przez logików uniwersum rozważań (lub punkt odniesienia, por. tom I, 6.6) nie jest po prostu nieuporządkowanym zbiorem potencjalnych odnośników, z których każdy jest równie dostępny w całym tekście lub w całej rozmowie. Niektóre potencjalne odnośniki są bardziej pierwszoplanowe, niż inne. O pierwszoplanowości decyduje częściowo niedawność wzmianki. Ponieważ sama ta niedawność jest pojęciem deiktycznym i jest tak czy inaczej zakodowana w zaimkach anaforycznych, więc anafora w gruncie rzeczy jest oparta na deiktyczności.
Wystarczy jednak chwila namysłu, żeby sobie uświadomić, że po= tenejalnych odnośników w uniwersum rozważań nie można ponumerować wyłącznie, ani nawet głównie, według niedawności i kolejności poprzednich wzmianek. Ograniczenia pamięci ludzkiej są tego rodza- ; ju, że nie potrafilibyśmy się posługiwać systemem odniesień anaforycznych złożonym z wyrażeń o takim np. znaczeniu: `byt wzmiankowany jako dwunasty od końca' albo `dwunasty byt wspomniany w mniej-, Bzym tekście' - chyba że mielibyśmy natychmiastowy dostęp do zapisu wszystkiego, co zostało poprzednio powiedziane, albo do wciąż aktua-' lizowanej pamięci komputera. Toteż porządek czasowy, w jakim uni~ wersum czynności zostaje ułożone przez tekstową kolejność wyrażeń ` odniesionych, jest bardzo krótkotrwały. Decyduje to o anaforycznym ,ł;; użyciu podstawowego rozróżnienia bliskości i odległości wobec zerowego punktu kontekstu wypowiedzi.
Co więcej, pierwszoplanowość w uniwersum rozważań nie jest wy- ~~~ łącznie sprawą niedawności poprzedniej wzmianki. Jak wskazuje -
Isard (1975), kiedy w Zoo dziecko wyciąga rączkę w stronę Iwa, chcąc pogłaskać zwierzę, które uważa za wielkiego, łagodnego kota, dozorca może powiedzieć:
(6) Uważaj, on cię może ugryźć
chociaż poprzednio nie było o lwie żadnej wzmianki. W tym wypadku lew występuje w kontekście wypowiedzi. Mimo, że forma [on] jest tu nieakcentowana, odniesienie zaimka on można tu śmiało nazwać deiktycznym na podstawie niemal nieuniknionego współwystępowania z paralingwistycznym kierunkiem wzroku i gestem ręki. Można jednak przytoczyć inne przykłady, świadczące o tym, że potencj alny odnośnik bywa pierwszoplanowy w kontekście wypowiedzi, choć nie występuje w sytuacji wypowiedzi i nie był poprzednio wymieniany przez nadawcę ani adresata. Tak np. znajomemu, którego żona zginęła niedawno w wypadku samochodowym, mogę złożyć kondolencje słowami:
(7) Strasznie mną to wstrząsnęło, dopiero tydzień temu ją widziałem.
Oczywiście w takich okolicznościach nie muszę precyzować, do czego odnosi się [to], ani kto jest odnośnikiem zaimka orca. Jak dowodzą podobne przykłady, byt może być pierwszoplanowy w uniwersum rozważań, chociaż poprzednio nie było o nim wzmianki. Jeżeli zdefiniujemy anaforę w taki sposób, że wymaga ona wystąpienia odpowiedniego poprzednika w tekście lub kontekście, to oczywiście w przykładzie powyższym forma [ją] nie jest anaforyczna. A jednak funkcja tej formy jest chyba taka sama, jak w przykładzie
(8) Znam panią Smith bardzo dobrze: dopiero tydzień temu ją widziałem.
W obu przykładach, (7) i (8), [ją] odnosi się do osoby w danej chwili pierwszoplanowej. Ponieważ wiemy, że ta osoba jest kobietą, więc struktura gramatyczna i leksykalna języka każe nam użyć formy [ją], a nie [go] ani [je].
Wielu badaczy, m.in. Buhler (1934), powiedziałoby, że w przykładzie (7) odniesienie zaimka ona nie jest anaforyczne, lecz deiktyczne. To bowiem, na co wskazuje ten zaimek, nie występuje w zewnętrznym kontekście sytuacyjnym, lecz w intersubiektywnym doświadczeniu wspólnej pamięci nadawcy i adresata (por. Crymes 1968, 62-3). Jest je
274 ` 275

".' dnak oczywiste, że doświadczenie intersubiektywne, czyli wspólna pa
mięć, stanowi pojęcie ogólniejsze, bez którego nie można wyjaśnić także odniesienia anaforycznego w jego tradycyjnym ujęciu. Tacy badacze, jak Kristeva (1969) i Barthes (1970), podkreślają, że tak zwaną pospolicie intersubiektywność należałoby rączej nazwać międzytekstowością*, ponieważ wspólna wiedza używana do interpretacji tekstu sama z kolei jest wytworem ińnych tekstów (por. Ducrot i Todorow 1972, 446; Culler 1975, 139). Jest to w pewnym stopniu słuszne, zwłaszcza jeżeli mowa o tekstach literackich. Niecała jednakintersubiektywna wiedza używana do interpretacji tekstów wywodzi się z czegoś, o czym była mowa poprzednio. W gruncie rzeczy nie ma chyba powodu zaprzeczać temu, że w przykładzie (7) odniesienie zaimka ona jest anaforyczne.
Zarówno deiktyczność, jak i anafora są zjawiskami znacznie bardziej skomplikowanymi, niż by wynikało z powyższego nieco schematycznego ich opisu. Opis ten wystarczy chyba jednak jako dowód, że deiktyczność jest zjawiskiem bardziej podstawowym, niż anafora. Ta ostatnia zakłada, że odnośnik ma już swoje miejsce w uniwersum rozważań. Deiktyczność tego nie zakłada. Co więcej, deiktyczność jest jednym z głównych środków pozwalających nam umieszczać byty w uniwersum rozważań w taki sposób, żeby potem móc do nich odsyłać (por. Isard 1975). ta
W naszych rozważaniach o deiktyczności i anaforze świadomie pominęliśmy wiele spraw, o których jest mowa w najnowszych badaniach nad zaimkami. Teraz tylko pokrótce wspomnimy o tych sprawach. Klasyczne ujęcie odniesienia zaimkowego przez logików polega na . traktowaniu zaimków jako naturalnojęzykowych odpowiedników zmiennych. Zmiennymi zaś w formułach rachunku predykatów albo , innego rachunku logicznego można zastępować stałe (por. tom I, 6.3) Pani Partee (1975 a) wskazala, że ta analiza zaimków jako zmiennych* daje wprawdzie w pewnych zdaniach wyniki zadowalające, ale do innych bynajmniej się nie nadaje. Tak np. zdanie
(9) Jeśli ktoś okaże taki pierścień, to on jest poszukiwanym królewiczem `gir:
~~ Ściśle mówiąc, w uniwersum rozważań umieszcza się nie same byty, lecz ich odpowiedniki intencjonalne (por. Lyons 1977).
wyraża pewne twierdzenie, które można przedstawić niezupełnie ściśle w postaci
(9') `Jeśli X okaże taki pierścień, to X jest poszukiwanym królewiczem'.
Jest to przykład analizy zaimków jako zmiennych. W bardziej normalnym zapisie struktury twierdzenia (9') trzeba by zaznaczyć, że zmienna X w obu swoich wystąpieniach jest związana kwantyfikatorem ogólnym (por. tom I, 6.3).
Przeciwieństwem (9) są takie zdania, jak przykład Karttunena (1969):
(10) Mężczyzna, który oddał swoją książeczkę czekową żonie, był mądrzejszy, niż mężczyzna, który ją oddał kochance.
Przy takiej analizie zdania (10), o jakiej tutaj mówimy, zaimek ona (w formie (ją]) nie jest współodniesiony z wyrażeniem jego książeczka czekowa (w formie (swoją książeczkę czekową]). Nie ma też uprzedniej wzmianki o bycie, do którego odnosi się zaimek ojca (w formie [ją]). Pani Partee proponuje pewną metodę analizy zdania (9), którą za Geachem (1962) nazywa metodą zaimków lenistwa*. Cechą charakterystyczną tych zaimków jest możność zastępowania wyrażeń identycznych z poprzednikiem, ale nie współodniesionych z nim. W postaci sformalizowanej metoda zaimków lenistwa wchodziła w skład ńajstarszej wersji pronominalizacji w gramatyce transformacyjnej Chomskiego. W którymś ze stadiów składniowego wywodu zdania (11) słowa `swoją książeczkę czekową' zastępowało się słowem (ją] na mocy fakultatywnej reguły transformacyjnej. Sprawa współodniesienia w ogóle nie istniała. Niezastosowanie reguły pronominalizacji powodowałoby derywację zdania
(11) Mężczyzna, który oddał swoją książeczkę czekową żonie, był mądrzejszy, niż mężczyzna, który oddał swoją książeczkę czekową kochance.
Zdanie to przy obchodzącej nas tutaj interpretacji jest równoważne ze zdaniem (10). Użycie zaimka lenistwa można traktować jako środek czysto stylistyczny lub retoryczny, umożliwiający mówiącemu lub piszącemu uniknięcie powtórzeń.
Nie będziemy tu wnikać głębiej ani w metodę zaimków jako zmien
276 , 277

t ~.nr nych, ani w metodę zaimków lenistwa. Wystarczy stwierdzić, że żadna
z nich nie tłumaczy wszystkiego, co tłumaczy druga, choć znaczenie wielu zdań można opisać równie skutecznie za pomocą obu metod. Udowodniła to pani Partee (1970, 1975 a). Trzeba jednak również podkreślić, że żadna z obu metod nie nadaje się do opisu odniesienia deiktycznego ani anaforycznego zaimków do bytów uprzednio nie wspomnianych. Wiele też zdań o znaczeniu opisywalnym za pomocą jednej z tych metod można zanalizować za pomocą pojęcia deiktyczności. Skoro nie jest możliwe jednolite traktowanie relacji między zaimkami a ich poprzednikami, to wolno twierdzić, że deiktyczne użycie , zaimków jest bardziej podstawowe, niż ich użycie jako zmiennych lub jako przejawów lenistwa.
Analizę zaimków jako elementów deiktycznych można w sposób naturalny rozszerzyć na takie zdania, jak
(12) John chce złowić rybę i zjeść ją na kolację
o których również wiele się ostatnio dyskutuje. Problem polega tutaj na tym, że wyrażenie oma (w formie [ją]) jest tu użyte z odniesieniem określonym, podczas gdy wyrażenie ryba (w formie [rybę]) nie odnosi . się do żadnego konkretnego indywiduum i nie zawiera presupozycji` egzystencjalnej. Mimo to pojęcie współodniesienia jest chyba konieczne do interpretacji zdania (12) i to jeszcze bardziej, niż do interpretacji zdań (9) i (10). Mamy tu najwidoczniej do czynienia z takim traktowaniem bytu hipotetycznego, jak gdyby był bytem realnym. Jak już ` widzieliśmy, może istnieć odniesienie anaforyczne do bytów, które nie były uprzednio wspomniane, byle tylko występowały one w uniwersum rozważań. Otóż pod tym względem byty hipotetyczne są traktowane zupełnie tak samo, jak byty realne. Poprzednio nie byto wprawdzie mowy o żadnej konkretnej rybie; ale w skład uniwersum rozważań na równi z bytami realnymi, wprowadzonymi w sposób deiktyczny lub prżez inny rodzaj odniesienia, wchodzi hipotetyczny byt, którego ~~;', istnienie i złowienie przez Johna jest warunkiem aktualizacji możliwego stanu rzeczy opisywanego twierdzeniem `John chce zjeść rybę, któ- ~'ł~~~~ rą złowi' (...). v~.
Omawiając w niniejszym paragrafie stosunek między deiktycznością a anaforą, ograniczyliśmy się do normalnego interpretowania opozycji deiktycznej bliskości i oddalenia. Jak widzieliśmy, przynajmniej ` w niektórych językach tę zasadniczo przestrzenną opozycję można
przenieść w wymiar czasowy i zastosować anaforycznie do wskazywania odnośników przez określenie ich miejsca w uniwersum rozważań. Na zakończenie pragnęlibyśmy zwrócić uwagę na coś, co nazwiemy deiktycznością współodczuwania*. Kiedy nadawca jest osobiście związany z bytem, sytuacją lub miejscem, do którego odsyła, a także kiedy solidaryzuje się ze stanowiskiem lub punktem widzenia adresata, często używa np. przysłówka tu zamiast tam i teraz zamiast wtedy. Warunki rządzące takim współodczuwającym użyciem trudno jest ustalić choćby z jaką taką precyzją. Niewątpliwie jednak ważnym motywem wyboru wyrazów normalnie oznaczających bliskość jest subiektywne zaangażowanie nadawcy i jego zachęta do współodczuwania, skierowana do adresata. W tym punkcie deiktyczność zlewa się z modalnością (por. 77.2). '
15.4. Czas gramatyczny
i deil~tyczne odniesienie czasowe
W tradycyjnych rozważaniach na temat kategorii czasu gramatycznego* zwraca się zbyt mało uwagi na to, że jest to kategoria deiktyczna. Rozważania te bywają często mylące także pod innymi względami. Do semantycznej analizy czasu gramatycznego powrócimy w jednym z dalszych rozdziałów (por. 17.3). W niniejszym paragrafie skupimy się na jego związku z deiktycznością.
Często sugeruje się, choć nie twierdzi się wyraźnie, że dla pojęcia czasu gramatycznego podstawowa jest opozycja między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, przy czym przyszłość jest czymś analogicznym do przeszłości - z tym tylko, że w nieskończenie rozciągłym jednowymiarowym kontinuum czasu nie poprzedza teraźniejszości, lecz następuje po niej. Z punktu widzenia naszych odczuć jednak i z punktu widzenia konceptualizacji czasu przyszłość nie jest podobna do przeszłości. Przyszłość nie jest nigdy pojęciem wyłącznie czasowym. Zawsze obejmuje z konieczności pewien element przewidywania lub inne pojęcie modalne (por. 17.2). Nie znaczy to oczywiście, jakoby język nie mógł traktować przewidywań przyszłości jako gramatycznie równoległych do oznajmień o przeszłości lub o teraźniejszości. Na ogół jednak języki tego nie czynią. Tzw. czas przyszły w j ęzykach indoeuropejskich (w wielu z nich będący stosunkowo świeżej daty) oraz w
278 279

nielicznych innych językach, w których istnieje, ma charakter tylko częściowo czasowy, a częściowo modalny. Zresztą czas gramatyczny nie musi być oparty na rozróżnieniu przeszłości i teraźniejszości. Może
się opierać również na opozycji między teraźniejszością a nieteraźniejszością lub na różnych stopniach bliskości czasowej wobec momentu wypowiedzi. Tzw. czas teraźniejszy w języku angielskim i w wielu innych lepiej byłoby nazwać czasem nieprzeszłym. Co prawda normalnie użycie czasu przeszłego w zdaniu prostym rzeczywiście umiejscawia oznajmianą sytuację w czasie poprzedzającym wypowiedź (np. [Pracował ciężko]). Użycie jednak tzw. czasu teraźniejszego nie implikuje normalnie jednoczesności z aktem wypowiedzi (por. [Pracuje ciężko]). (...) W języku angielskim i znacznej większości innych języków główna opozycja zachodzi między przeszłością a nieprzeszłością.
Doktryna tradycyjna jest myląca także o tyle, że zwykle przedstawia czas gramatyczny jako będący koniecznie kategorią fleksyjną czasownika. Rzeczywiście jest materiałowo stwierdzone, że czas, podobnie jak osoba, bywa w wielu językach realizowany za pomocą odmiany czasownika. Tłumaczy się to, być może, centralnym statusem czasownika (por. 12.4). Pod względem semantycznym jednak czas jest kategorią zdania całkowitego oraz takich jego zdań składowych, które można traktować j ako przetransformowane zdania całkowite (por. 10.3).
Jak już wskazano (14.1 ), uczestnicy wydarzenia językowego muszą umieć stosować i łączyć co najmniej dwa różne układy odniesienia czasowego: deiktyczny i niedeiktyczny. Czas gramatyczny jest częścią . układu deiktycznego. Gramatykalizuje on relację między semantycznym czasem opisywanej sytuacji a czasowym punktem zerowym kontekstu deiktycznego.
Czas gramatyczny w odróżnieniu od deiktycznego odniesienia czasowego nie jest uniwersalną cechą języków naturalnych. Na podstawie analizy gramatycznej konkretnego języka można orzec, czy posiada on czas gramatyczny, czy nie. Jest to podstawa jedyna, ponieważ nie da się ustalić uniwersalnej i rozpoznawalnej intuicyjnie granicy między gramatykalizacją a leksykalizacją. Mówi się, że niektóre języki, np. chiński i malajski, nie mają czasu gramatycznego. Zazwyczaj ma się przez to na myśli, że te języki nie ustosunkowują w sposób obowiązkowy czasu semantycznego opisywanej sytuacji wobec czasu semantycznego wypowiedzi za pomocą regularnych różnic w budowie zdania. Pewne wypowiedzi chińskie i malajskie można tłumaczyć [Deszcz pada]
,~
i [Deszcz padał] zależnie od tego, jaka dodatkowa informacja jeĄt zawarta w kontekście.
Podczas gdy nie wszystkie języki mają czas gramatyczny, to prawdopodobnie wszystkie mają rozmaite deiktyczne przyslówki i partykuly czasowe, odpowiadające wyrazom teraz, wtedy, niedawno, wkrótce, dziś, wczoraj itd. Pozwalają one w razie potrzeby lub na życzenie dokonywać takich deiktycznych rozróżnień czasowych, które w językach typu angielskiego (i polskiego - przyp. tł.) są zgramatykalizowane w całym znaczeniu tego słowa jako różnice czasu gramatycznego. Mniej pewne jest to, czy wszystkie języki mają wyrazy pozwalające na niedeiktyczne rozróżnienia czasowe. Warto jednak zauważyć, że dzieci angielskie opanowują niedeiktyczny system odniesienia czasowego (w postaci czasu kalendarzowego i zegarowego) dopiero po opanowaniu użycia czasu gramatycznego i najpospolitszych przysłówków deiktycznych. Dowodzi to chyba, że deiktyczny układ odniesienia czasowego jest bardziej podstawowy i bardziej konieczny dla języka, niż układ niedeiktyczny.
Ważne jest odróżnienie bezczasowości gramatycznej zdań i twierdzeń od ich bezczasowości semantycznej. Jest tak zwłaszcza dlatego, że terminy gramatycznie czasowy i gramatycznie bezczasowy są niekiedy używane w taki sposób, który sprzyja pomieszaniu odniesienia czasowego deiktycznego z niedeiktycznym (nie mówiąc już o użyciu terminów zdanie i twierdzenie). Zdanie gramatycznie bezczasowe jest to po prostu zdanie bez czasu gramatycznego. Jak widzieliśmy, istnienie w danym języku czasu gramatycznego zależy częściowo od tego, gdzie przeprowadzimy w tym języku granicę między gramatykalizacją a leksykalizacją. Jeżeli język nie posiada czasu gramatycznego, to wszystkie zdania są w nim gramatycznie bezczasowe* (nawet jeśli zawierają przysłówki lub partykuły deiktyczne z odniesieniem czasowym). W wielu językach, m.in. w angielskim (i polskim-przyp. tł.), nie istnieją zdania systemowe oznajmiające ani pytające bez czasu gramatycznego. Nawet czas gramatyczny zdań niezupelnych daje się tu odczytać z kontekstu (por. 14.1). Nie musimy tu zastanawiać się nad tym, czy zdania rozkazujące w języku angielskim i innych mają czas gramatyczny (por. 16.2).
Bezczasowość gramatyczna bywa niekiedy mieszana z bezczasowością semantyczną - zwłaszcza w rozważaniach filozoficznych nad czasowością i nieczasowością twierdzeń. Co więcej , bezczasowość seman
280 ~ , 281

r .ń tyczną nie zawsze odróżnia się od wszechczasowości (por. Strawson
1952,151). Twierdzenie bezczasowe semantycznie* jest to takie twier- 1 dzenie, dla którego sprawa odniesienia czasowego (deiktycznego czy ' ' niedeiktycznego) w ogóle nie istnieje. Sytuacja opisywana takim twierdzeniem znajduje się w ogóle poza czasem. Oczywistymi przykładami twierdzeń semantycznie bezczasowych są tzw. prawdy wieczne w matematyce i teologii. Natomiast twierdzeniem wszechczasowym jest takie twierdzenie, które głosi, że coś było, jest i zawsze będzie takie a nie inne. Wartość prawdziwościowa takiego twierdzenia jest stała dla wszystkich wartości t; w skończonym lub nieskończonym zbiorze punktów lub odcinków czasowych tl, t2, t3"..., t,t. Z tym rozróżnieniem twierdzeń semantycznie bezczasowych i wszechczasowych wiążą się oczywiście pewne problemy filozoficzna. Nie musimy się jednak nimi zajmować. Dla naszych celów wystarczy wiadomość, że rozróżnienia tego broni wielu filozofów zainteresowanych zagadnieniem czasu. My również powołamy się na nie za chwilę. Na razie chcemy po prostu zaznaczyć, że przy odróżnianiu bezczasowości gramatycznej od wszechczasowości nie można polegać na potocznym użyciu przysłówka zawsze.
Wszelkie twierdzenia nie będące semantycznie bezczasowymi będziemy nazywać semantycznie ućzasowionymi*. Jednym z podzbiorów takich twierdzeń są twierdzenia wszechczasowe. Są one uczasowione, ale czasowo nieograniczone*. W języku angielskim i wielu innych zarówno twierdzenia semantycznie bezczasowe, jak i wszechczasowe są w zasadzie wyrażane czasem teraźniejszym, np. [Bóg jest sprawiedliwy~, [Słońce wschodzi codziennie. Gramatycznej jednak kategorii czasu, a zwłaszcza żadnego określonego czasu gramatycznego; . nie łączy żaden wewnętrzny związek z twierdzeniami czy to semantycznie bezczasowymi, czy to wszechczasowymi. W wielu językach dla wyrażenia takich twierdzeń nie używa się w tym celu tzw. czasu teraźniejszego, lecz innych czasów gramatycznych.
Między poszczególnymi językami zachodzą bowiem znaczne różni- ' ce w sposobach gramatykalizacji rozróżnień czasowych. Większość chyba języków nie gramatykalizuje różnicy między bezczasowością semantyczną a wszechczasowością. Niektóre jednak języki najwidoczniej gramatykalizują tę różnicę. Wrócimy jeszcze do tej sprawy (por. ~'
a., 15.6). Ma ona duże znaczenie dla analizy tzw. twierdzeń gatunko- v' wych* typu `Krowy są roślinożerne'. Można by uważać, że twierdzenia gatunkowe są nie tyle wszechczasowe, ile semantycznie bezczasowe.
W poszczególnych wypadkach trudno jest odróżnić nie tylko bezczasowość semantyczną od wszechczasowości, ale także wszechczasowość od wielu podobnych do niej rodzajów uczasowienia. Językoznawcy często nazywają gnomicznymi* takie rzekome prawdy ogólne, jak: "Nieszczęścia chodzą parami", "Ryba psuje się od głowy". Wiele takich prawd (jeżeli są to prawdy) znajduje wyraz w przysłowiach i aforyzmach, przekazywanych we wszystkich kulturach z pokolenia na pokolenie. Status czasowy twierdzeń gnomicznych bywa ogromnie różnorodny. Niektóre z nich są semantycznie bezczasowe, a inne wszechczasowe. Wiele z nich jednak opisuje co najwyżej pewne tendencje, spostrzeżenia i rzekome prawidłowości. Niektóre języki mają podobno specjalne czasy gnomiczne (w dość nieścislym znaczeniu terminu czas). Częściej jednak (np. we współczesnej angielszczyźnie) w wypowiedziach gnomicznych używa się takich czasów, trybów lub aspektów, które zasadniczo pełnią raczej odmienne funkcje.
Z natury rzeczy termin gnomiczny nie daje się dokładnie zdefiniować. Jest to jednak termin użyteczny, zwłaszcza że często łatwiej jest rozstrzygnąć to, czy dana wypowiedź jest gnomiczna, niż to, jakie twierdzenie wyraża: semantycznie bezczasowe czy wszechczasowe. Dlatego nazywamy gnomicznymi zarówno wypowiedzi pewnego typu, jak i twierdzenia wyrażane za ich pomocą. Należy zauważyć, że terminy gatunkowy i gnomiczny w pewnym stopniu zachodzą na siebie, lecz nie są bynajmniej równozakresowe.
Twierdzenia gnomiczne można rozpatrywać z różnych punktów widzenia. Tłumaczy to znaczne różnice w ich traktowaniu w poszczególnych językach. Język angielski (i polski-przyp. tł.) używa tu czasu teraźniejszego, czyli nieprzeszłego. Tłumaczy się to tym, że jest to w tych językach czas nienacechowany. Tradycyjny jednak termin czas teraźniejszy nie powinien nam sugerować błędnego poglądu, jakoby tzw. prawdy ogólne, formułowane w wypowiedziach gnomicznych, miały coś wspólnego z semantyczną teraźniejszością. Jeśli są one uczasowióne, to ich status czasowy jest niedeiktyczny. Oznajmienie prawdy ogólnej może jednak być poparte doświadczeniem przeszłym. Stąd pochodzi w niektórych językach wyrażanie twierdzeń gnomicznych czasem przeszłym, a nie teraźniejszym. W innych wypadkach wiara w prawdę ogólną może się opierać na wiedzy o tym, j ak bywa zazwyczaj . Stąd stosowność aspektu zwyczajowego lub częstotliwego w językach, które mają taki aspekt. Wreszcie wypowiedzi gnomiczne z natury ezę
282 ' , 283

e: sto dotyczą przekonań, a nie faktów. Na skutek tego są objęte zakre- ~ ., sem modalności epistemicznej*, która w pewnych językach jest zgramatykalizowana jako tryb.
W ogólnej teorii języka można dość wyraźnie zróżnicować terminy czas gramatyczny, tryb i aspekt. Poszczególne języki jednak różnią się od siebie nie tylko tym, jakie apozycje semantyczne są w nich zgramatykalizowane za pomocą kategorii czasu, trybu i aspektu. Ponadto bowiem w danym języku określony czas, tryb lub aspekt może pełnić szereg funkcji nie mieszczących się w jego ogólnej definicji. Tak jest np. z angielskim czasem przeszłym, a język angielski bynajmniej nie jest pod tym względem wyjątkowy. Przeciwnie: w żadnym chyba języku żaden czas, tryb ani aspekt nie pełni wyłącznie funkcji semantycznej określonej jego tradycyjną nazwą (dotyczy to także wszystkich innych kategorii gramatycznych - przyp. tl.). Co więcej, tradycyjne nazwy czasów, trybów i aspektów w pewnych językach są bardzo mylące. Trzeba o tym stale pamiętać.
Podobnie jak bezczasowości gramatycznej nie należy mieszać z se~ mantyczną, podobnie uczasowienia gramatycznego nie należy mieszać z semantycznym, ani z ograniczonością czasową. Bez względu na to; czy mowa o zdaniach, czy o twierdzeniach, dla czasu gramatycznego najistotniejsze jest to, że jest on kategorią deiktyczną. Toteż zdanie uczasowione gramatycznie jest nie tylko uczasowione także semantycznie, a nawet nie tylko ograniczone czasowo. Musi ponadto zawierać odniesienie do określonego momentu lub odcinka czasowego, który z kolei da się określić tylko w stosunku do punktu zerowego wypowiedzi.
W filozofii czasu komunałem jest stwierdzenie, że istnieją dwa zupełnie różne sposoby ujmowania i omawiania czasu semantycznego. Według słów Gale'a (1968 a,'7) istnieje z jednej strony "ujęcie dynamiczne, czyli uczasowione gramatycznie", w którym "wydarzenia przedstawia się jako przeszłe, teraźniejsze lub przyszłe, a zarazem wciąż zmienne pod tym względem" z drugiej zaś strony ujęcie "statyczne, czyli gramatycznie bezczasowe", w którym "te same wydarzenia wymienia się w stałej kolejności". Konflikt między tymi dwoma ujęciami czasu semantycznego tłumaczy pewne pozorne niekonsekwen= cje w użyciu wyrażeń czasowych. Nie będziemy tu w nie wnikać (por. Traugott 1975). Istotne dla'nas jest tylko podkreślenie, że dynamiczne ujęcie czasu jest deiktyczne, a statyczne nie.
Jak jednak już zaznaczyliśmy, dla definicji czasu gramatycznego nie jest podstawowe. rozróżnienie przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Jeżeli tylko potrafimy określić zerowy punkt czasowy kanonicznej sytuacji wypowiedzi, to potrafimy również zdefiniować szereg potencjalnych czasów gramatycznych jako jednoczesnych lub niejednoczesnych, bliskich lub odległych, uprzednich lub następczych itd. Przyjmijmy, że punktem zerowym jest punkt to, do którego odnosi się przysłówek teraz. W takim ryzie:
I. Jeżeli t; = t~~, to t; odnosi się do tego samego czasu semantycznego, co t~, i tym samym definiuje pojęcie czasu teraźniejszego.
II. Jeżeli t; ~ t~, to t; odnosi się do momentu lub odcinka czasowego niejednoczesnego z t~ i definiuje nieteraźniejszość (do której moźe się odnosić przysłówek wtedy).
III. Jeżeli t; c to, to t; jest wcześniejsze, niż to, to znaczy t; odnosi się do jakiegoś momentu lub odcinka czasowego w przeszłości.
IV. Jeżeli t; > t~~, czyli jeżeli t; jest późniejsze od t~, to t; odnosi się do momentu lub odcinka czasowego w przyszłości.
Dzięki odróżnieniu momentów od odcinków czasowych oraz dzięki założeniu, że moment może być zawarty w odcinku (np. t; w t~), możemy ustalać takie dalsze potencjalne różnice czasu gramatycznego, jak teraźniejszość punktualna w odróżnieniu od duratywnej (rozciągłej, por. Bull 1963). We wszystkich jednak wypadkach tym, co czyni nasze rozróżnienia rozróżnieniami czasu gramatycznego, jest deiktyczny punkt zerowy t~. W jednym z dalszych rozdziałów (por. 17.3) będziemy obficie używać takich wskaźników czasowych, jak t~ oraz takich zmiennych, jak i; i t~.
Teraz jest już chyba jasne, że nie. wszystkie twierdzenia ograniczone czasowo należy uważać za uczasowione gramatycznie, mimo że w pewnych językach najnaturalniejszym sposobem ich wyrażania jest wypowiedź gramatycznie uczasowiona. Tak np. bezczasowe gramatyeznie twierdzenie: `13 kwietnia 1971 roku John Smith być chory' zostałoby normalnie wyrażone zdaniem 13 kwietnia 1971 roku John Smith był chory, gdyby nadawca sądził, że wyrażenie 13 kwietnia 1971 roku odnosi się do dnia przeszłego. Twierdzenia zawierające wyrażenie odnoszące się do określonego punktu lub odcinka czasowego dają się łatwo sformalizować w ten czy inny sposób w rachunku predykatów wyższego rzędu. Ich znaczenie jest niezależne od kontekstu.
Jak się przekonaliśmy w jednym z poprzednich paragrafów, z prze
284 `285

migną twierdzenia w pierwszej osobie zależnego od kontekstu w twierdzenie w trzeciej osobie niezależne od kontekstu wiążą się pewne problemy logiczne (por. 15.1). Wydawałoby się natomiast, że żaden taki problem nie utrudnia przemiany twicmlzenia gramatycznie uczasowionego (lub zawierającego deiktyczny przysłówek czasu) w twierdzenie niezależne od kontekstu, określające w sposób bezpośredni czas opisywanej sytuacji. Innymi słowy, zdawałoby się, że nie ma trudności logicznych w przemianie twierdzenia: `Pada deszcz' w twierdzenie: `6 stycznia 1971 roku o godzinie 12 w południe (w Edynburgu) pada deszcz'. Niekiedy istnieją powody do takiej zmiany (por. 14.1). Najpierw jednak trzeba wiedzieć, kiedy i gdzie było głoszone uczasowione gramatycznie twierdzenie `Pada deszcz'.
Nawet wyrażenia typu 6 stycznia 1971 roku o godzinie 12 w południe, choć na ogół uważane za niedeiktyczne (w przeciwieństwie do przysłówków typu teraz lub wczoraj), nie są w takich tekstach potocznych zupełnie wolne od implikacji deiktycznych. Jeżeli ktoś mówi (6 stycznia 1971 roku o godzinie 12 w południe (w Edynburgu) padał deszcz], a my chcemy wiedzieć, do jakiego momentu ta wypowiedź się odnosi, to musimy wiedzieć, jaki czasowy układ odniesienia mówiący przyjmuje. Data i godzina mogą bowiem być wyznaczone albo położeniem geograficznym Edynburga, albo też przebywaniem nadawcy w innej strefie czasowej . Z wyrażeń odnoszących się do momentów i odcinków czasowych można całkowicie usunąć deiktyczność tylko przez ich ustosunkowanie do jakiegoś oficjalnego układu odniesienia-układu umownego, ale określonego, np. do czasu południka Greenwich. Aż nazbyt często zapominamy o tym, że nasz oficjalny czas kalendarzowy i zegarowy nie jest układem odniesienia chronologicznie stałym.
Między deiktycznością czasową a przestrzenną zachodzi pewna ważna różnica, istotna dla przemiany twierdzeń zależnych od kontekstu w niezależne (jeśli to jest w ogóle możliwe). Czasowy mianowicie punkt zerowy jest wprawdzie przemijający, ale może być intersubiektywny i niezależny od miejsca wypowiedzi. Przypuśćmy np., że X i Y rozmawiają przez telefon, przy czym X jest w Londynie, a Y w Los Angeles. Otóż jeżeli X powie
(1) Tutaj teraz pada deszcz
to wyrazy [tutaj] i [teraz] zostaną odniesione do miejsca i czasu jego
wypowiedzi. Pod tym względem te dwa wyrazy są do siebie podobne. Różnią się jednak tym, że tutaj (i tam) znaczy dla każdego z rozmówców co innego, natomiast teraz znaczy dla obu to samo. Dlatego sensowne jest pytanie zadane przez X-a Y-owi: [Która godzina jest teraz w L.os Angeles?].
W życiu codziennym zakładamy, że byt pierwszego rzędu może być w tym samym miejscu o różnej porze, ale nie w różnych miejscach o tej samej porze. Zakładamy również, że różne byty pierwszego rzędu mogą być o tej samej porze w różnych miejscach, ale nie w tym samym miejscu. Założenia te mają oparcie (choć nie źródło) w tym, co nazwiemy zasadą jednoczesności deiktycznej. Według niej w typowej sytuacji wypowiedzi czasowy punkt zerowy to jest ten sam dla nadawcy, co dla adresata. Ponadto (mimo przyjmowania teorii względności Einsteina) normalnie akceptujemy również ogólniejszą zasadę jednoczesności bezwzględnej. Zgodnie z nią X i Y mogą odnosić takie deiktyczne wyrażenia czasowe, j ak teraz albo trzy sekundy temu, do tego samego punktu czasowego bez względu na to, gdzie się znajdują. Tak np, jeżeli X i Y wymawiają w bezwzględnie tym samym momencie wypowiedź będącą okazem typu:
(2) Teraz w Edynburgu'pada deszcz,
to ich wypowiedź jest ta sama bez względu na to, czy obaj są w Edynburgu i w ogóle w tym samym miejscu.
Wypowiedź jednak może być zrozumiana w kontekście jako głosząca twierdzenie czasowo ograniczone, chociaż nie zawiera deiktycznego wyrażenia czasowego. Należy o tym pamiętać ze względu na dominującą rolę, jaką w semantyce warunków prawdziwości odgrywa formalizacja pojęcia prawdy przez Turskiego.
Zdanie
(3) `Śnieg jest biały' jest prawdą zawsze i tylko wtedy, kiedy śnieg jest biały
rozumiemy milcząco w taki sposób, jak gdyby wyrażało twierdzenie bezczasowe gramatycznie (choć nie semantycznie) na temat bezczasowego gramatycznie zdania języka przedmiotowego (por. tom I, 8.7) (...). Natomiast wypowiedź-okaz [Pada deszcz] jest normalnie rozu
'`~; miana w sensie `Teraz tutaj pada deszcz', chyba że w kontekście znaj
286 , w 287

duje się jakaś wskazówka odnosząca się do innego miejsca lub czasu, , niż ten, w którym zostaje wymówiona.
Takie milczące odniesienie wypowiedzi do miejsca i czasu kontekstu deiktycznego następuje bez względu na to, czy w danym języku istnieje czas gramatyczny. Gdybyśmy stworzyli język bez czasu gramatycznego i używali go tak, jak się używa języków naturalnych tego typu, to prawdopodobnie przekonalibyśmy się, że takie zdania, jak'
(5) Padać deszcz,
choć nie zawierają wykładników odniesienia do przeszłości, teraźniejszości ani przyszłości, są mimo to interpretowane przy każdym ich wymówieniu jako odnoszące się do czasu i miejsca wypowiedzi, czyli jako oznaczające `Tutaj teraz pada deszcz'.
Czy zdanie (5) wyraża twierdzenie. gramatycznie uczasowione, a raczej nieskończoną liczbę takich twierdzeń? Jest to zagadnienie sporne filozoficznie, którego nie musimy rozwiązywać. To samo dotyczy innego, ogólniejszego zagadnienia: czy wszystkie lub niektóre twieidzenia gramatycznie uczasowione można zamienić na gramatycznie bezczasowe nie naruszając ich znaczenia`? Bez względu na to, czy z zapisów logicznych budowy zdań można teoretycznie usunąć czas gramatyczny, lingwista musi się z nim liczyć; przynajmniej w analizie niektórych języków. Musi też, podobnie jak logik i filozof, unikać mieszanią bezczasowości gramatycznej zdań i twierdzeń. Jak widzieliśmy, uczasowione twierdzenia można wyrażać bezczasowymi zdaniami, z drugiej zaś strony twierdzenia bezczasowe gramatycznie, a nawet semantycznie, można (w niektórych językach wręcz trzeba) wyrażać zdaniami gramatycznie uczasowionymi. Dopiero zupełnie od niedawna ci ' spośród logików, którzy włączają zagadnienia czasu gramatycznego .' do logiki modalnej, usiłują sformalizować niektóre opozycje czasu gramatycznego, o których wspomnieliśmy w niniejszym paragrafie (por. 17.2).
Pewnej wzmianki wymaga bezczasowość gramatyczna i semantycz- ~ na. Chodzi tu o możliwą niejednoznaczność takich wyrażeń, jak praw
da bezczasowa i twierdzenie bezczasowe. Można głosić - ale można ,~także atakować - pogląd, że każde twierdzenie prawdziwe jest praw- `K dziwe wiecznie, czyli bezczasowe. Co więcej, pogląd ten jest chyba je- W dnym z potocznych założeń na temat faktów i twierdzeń prawdziwych. 1~ Mimo to odróżniliśmy twierdzenia bezczasowe od uczasowionych, a i,
wśród tych ostatnich wszechezasowe od czasowo ograniczonych. Tę pozorną sprzeczność tłumaczy rozróżnienie,dwu światów, czyli dwu opisów stanu rzeczy (por. tom I, 6.7): świata, w którego obrębie dane twierdzenie jest prawdziwe, i świata, na którego temat jest ono prawdziwe. Jeżeli prawdziwe jest twierdzenie bezczasowe, to na temat bezczasowego stanu rzeczy. Jeżeli prawdziwe jest twierdzenie uczasowione, to na temat uczasowionego stanu rzeczy - i tak dalej. Innymi słowy, świat intensjonalny, w którego obrębie dane twierdzenie jest prawdziwe, jest bezczasowy. Natomiast świat ekstensjonalny (aktualny lub potencjalny), na którego temat dane twierdzenie jest prawdziwe, może być bezczasowy lub uczasowiony. Stąd dla każdego, kto uważa, że prawda jest wieczna, twierdzenie `Jest prawdą, że p' będzie zawsze bezczasowe bez względu na to, czy p oznacza twierdzenie bezczasowe, czy uczasowione. Jest to sprawa wielkiej wagi, do której jeszcze powrócimy.
Pozostaje już tylko powiedzieć kilka słów o różnicy między wąskim ujęciem czasu w niniejszym paragrafie a jego znacznie szerszym ujęciem w gramatyce tradycyjnej. W tej ostatniej termin czas obejmował także szereg rozróżnień "czasopodobnych", które lingwiści określają dzisiaj terminem aspekt. O aspekcie będzie mowa w jednym z dalszych paragrafów (por.15.6). Tu jednak jest miejsce na trzy uwagi dotyczące związku czasu z aspektem.
Po pierwsze aspekt, który różni się od czasu swoją niedeiktycznością, a dotyczy takich przeciwstawień, jak rozciągłość w przeciwieństwie do momentowości, skończoność w przeciwieństwie do nieskończoności, wielokrotność w przeciwieństwie do jednorazowości, jest chyba w językach świata znacznie bardziej rozpowszechniony, niż czas. Wiele języków nie mających czasu gramatycznego (np. chiński, malajski, klasyczny hebrajski) gramatykalizuje któreś spośród rozróżnień aspektowych. Nierzadko jednak język miewa i czas, i aspekt. Tak np. w języku angielskim tzw. aspekt progresywny, który można scharakteryzować jako oznaczający duratywność, czyli rozciągłość w czasie, może się łączyć zarówno z czasem przeszłym, jak i z nieprzeszłym (... Po drugie nawet wtedy, kiedy w tym samym języku istnieje i czas, i aspekt, częste bywają luki i asymetrie. Tak np. języki słowiańskie rozróżniają aspekt dokonany i niedokonany, który funkcjonuje inaczej w czasie przeszłym, a inaczej w nieprzeszłym (czyli w takich parach,
288 fi . 289

;;
jak pisze : napisze-przyp. tl.). W grece klasycznej aspekt zwany aory- ;` stem był ograniczony (w trybie oznajmiającym) do czasu przeszłego.
W języku tureckim istnieje seria nienacechowanych aspektowo form przeszłych, ale nie ma odpowiednich form nieprzeszłych (w trybie oz- najmującym). We francuskim w czasie przeszłym istnieje opozycja aspektów zwanych passe i imparfait, której nie ma w czasie teraźniejszym. Przykłady takie można by mnożyć niemal bez końca. Są też takie języki, jak łacina, w których na pozór nie ma takich luk ani asymetrii, ale które w czasie przeszłym używaj pewnej serii form do dwojakich celów.
Opisane luki i asymetrie są zupełnie zrozumiałe. Pochodzą one częściowo ze wspomnianych dwu ujęć czasu: statycznego i dynamicznego, a częściowo z dwu różnych sposobów opisu: historycznego* i przeżywanego*. Ważność rozróżnienia tych dwu sposobów* opisu uznano wielokrotnie (por. Bull 1963; Wienrich 1964; Benveniste 1966, 239; Ducrot i Todorov 1972, 398 nn). Brak jednak powszechnie przyjętych terminów na ich oznaczenie. Użyty tutaj termin historyczny ma sugerować opis wydarzeń w kolejności chronologicznej, przedstawiony beznamiętnie, z minimalnym zaangażowaniem subiektywnym. Ten sposób opisu odpowiada wyraźnie statycznemu, niedeiktycznemu, . obiektywnemu ujęciu czasu. Natomiast termin przeżywany sugeruje sposób opisu przez człowieka osobiście zaangażowanego w to, co opisuje. Ten sposób odpowiada równie wyraźnie dynamicznemu, deikty_ cznemu, subiektywnemu ujęciu czasu.
W opowiadaniu o kolejnych wydarzeniach teraźniejszych możliwy, ale rzadko praktykowany, jest historyczny sposób opisu, przedstawiający każde z tych wydarzeń jak gdyby jako moment. Częściej stosujemy do opisu sytuacji współczesnych sposób przeżywany (...). Przy opisie sytuacji przeszłych mamy znacznie większą swobodę wyboru sposobu. Daną sytuację możemy przedstawić czy to jako wydarzenie (John śang `John zaśpiewał' albo `John śpiewał od czasu do czasu'), czy też jako proces (John was singing `John wtedy właśnie śpiewał'). Możemy tu też przechodzić od jednego sposobu opisu do drugiego w celach stylistycznych albo retorycznych. Normą jest jednak w czasie przeszłym historyczny sposób opisu, a sposób przeżywany stanowi od- `~ stępstwo. Dlatego w języku angielskim aspekt progresywny jest rzadzie' uż w
y any w czasie przeszłym, niż w teraźniejszym. Dlatego też w językach słowiańskich opozycja aspektu dokonanego i niedokonane
go funkcjonuje inaczej w czasie przeszłym, niż w nieprzeszłym.ls W ję_ zyku tureckim istnieje bezaspektowy czas przeszły, ale nie teraźniejszy - i tak dalej . Dlatego wreszcie wiele języków ma specjalny czas, zwany narratywnym lub kolejnym. Nie jest to czas w stosowanym tu węższym znaczeniu tego terminu. Jego funkcja nie jest deiktyczna. Używa się go w opisach historycznych do kronikarskiego zapisu wydarzeń uszeregowanych chronologicznie bez względu na ich charakter przeszły, teraźniejszy, przyszły i na wszelkie inne pojęcia deiktyczne.
W ten sposób dochodzimy do ostatniej sprawy. W całym niniejszym paragrafie zajmowaliśmy się tak zwanym niekiedy czasem bezwzględnym, opartym na deiktyczności. Wielu lingwistów rozróżnia obok takich czasów bezwzględnych również pochodne od nich czasy względne. Tak np. tak zwany tradycyjnie angielski czas zaprzeszły (plusquamperfectum), np. John had sung `John poprzednio śpiewał' i John had Been singing `John od pewnego czasu śpiewał', można by określić jako czas przeszły w obrębie przeszłości. Jego funkcja polega na wyrażaniu uprzedniości jednej sytuacji przeszłej wobec drugiej. Uprzedniość nie jest oczywiście pojęciem deiktycznym. Toteż określeniem trafniejszym, niż "przeszły w przeszłości", byłoby "uprzedni w przeszłości". Często trudno jest odróżnić czas względny od aspektu. Uprzedniość nie zawsze da się oddzielić od zakończoności. Toteż lingwiści wciąż jeszcze są niezdecydowani co do tego, czy tak zwane angielskie perfectum, np. John has sung `John (już) śpiewał', i plusquamperfectum, np. John had sung `John poprzednio śpiewał', należy przeciwstawić odpowiednim czasom bezwzględnym jako czasy względne, czy jako aspekty. Tu wystarczy stwierdzić, że istnieje oczywisty związek nie tylko między uprzedniością a zakończonością, ale również między tzw. czasem względnym a wspominaną poprzednio deiktycznością współodczuwającą (por. 15.1, 15.3). Nadawca niejako przerzuca się w czasie naprzód lub wstecz w inny świat, z którego patrzy na wydarzenia jako na przeszłe lub przyszłe. Z tego właśnie stanowiska rozpatrzymy sprawę tzw. czasu względnego w jednym z dalszych rozdziałów (por. 17.3). Trzeba jednak uznać, że w tej spra vie w językoznawstwie ogólnym nie ma i nie może być wyraźnej granicy między czasem i aspektem z jednej strony, a modalnością z drugiej.
'S Autor ma tu zapewne na myśli niewystępowanie aspektu dokonanego (jako "historycznego") w czasie teraźniejszym czasowników słowiańskich (przyp. tł.).
290 , 291

f;:
15.5. Wyrażenia przestrzenne
Jak wytłumaczyć komuś, gdzie się znajduje dany obiekt? I jak opisać v`;
przestrzenne cechy poszczególnych obiektów - ich rozciągłość w prze-
strzeni i kształt? Oto zagadnienia, którymi zajmiemy się w niniejszym
paragrafie. Jak się przekonamy, są one ze sobą związane.l6
Z pewnego punktu widzenia człowiek jest po prostu obiektem fizy-
cznym.średniej wielkości. W ludzkim jednak świecie-takim, jaki czło-
wiek widzi i jaki opisuje codziennym językiem-człowiek jest w pajdo- r
słowniejszym znaczeniu miarą wszechrzeczy. Antropocentryzm i an-
tropomorfizm są wplecione w samą osnowę ludzkiego języka. Język
ten odzwierciedla strukturę biologiczną człowieka, jego naturalne, .
ziemskie środowisko, jego sposób poruszania się, a nawet kształt i pro-
porcje jego ciała (por. H. Clark 1973; Miller i Johnson-Laird 1976,
375 nn).
Żyjemy i poruszamy się, normalnie biorąc, na powierzchni ziemi,
a nie w wodzie ani w powietrzu, i w postawie pionowej. Pozwala nam
to wyróżnić jeden z wymiarów trójwymiarowej przestrzeni. Wyznacza
nam również stały punkt zerowy na powierzchni ziemi. Kierunkowość . `'
pionową, czyli różnicę między górą a dołem, wyznacza nam dodatko-
wo wyczuwanie siły ciężkości, normalna obecność nieba nad nami i
ziemi pod nami oraz asymetria ciała ludzkiego w wymiarze pionowym.
Z tych i innych powodów pion jest pierwszoplanowym fizycznie i psy-
chicznie wymiarem przestrzeni. Również językowo jest, jak się prze-
konamy, wymiarem głównym (por. Bierwisch, 1967).
Istnieją ponadto dwa wymiary poziome. Żaden z nich, w przeci-
wieństwie do pionu, nie jest wyznaczony przez grawitację ani podobne
zjawisko. Co więcej, w płaszczyźnie poziomej człowiek jest ruchomy "
i może się swobodnie obracać. Ale w jednym z dwu wymiarów pozio , ~;
mych jest asymetryczny, ponieważ ma przód i tył, a w drugim wymia
rze jest symetryczny, bo ma dwa symetryczne boki. Jego główne na
rządy zmysłowe są skierowane w przód. Porusza się normalnie w tym
kierunku, w którym jest zwrócony twarzą. Kiedy kontaktuje się z bliź-
nimi, czyni to twarzą w twarz. Kontakt taki nazwano trafnie typowym*
(por. H. Clark 1973). Asymetryczny wymiar przednio-tylny jest mniej
pierwszoplanowy od pionowego, ale bardziej pierwszoplanowy, niż
1~ Do poglądów wyrażonych w niniejszym paragrafie doszedłem pod silnym wpły-
wem Jessena (1974).
symetryczny wymiar prawo-lewy. Językowo zatem wymiar przednio-tylny jest wymiarem drugiego rzędu.
W płaszczyźnie przednio-tylnej człowiek jest asymetryczny. Również w wymiarze, który określimy z kolei jako trzeci, brak oczywistej kierunkowości. Uświadomienie sobie różnicy między stroną prawą a lewą wymaga uprzedniego ustalenia kierunkowości w wymiarze przednio-tylnym. Stronę prawą można by oczywiście odróżnić od lewej na podstawie przewagi praworęczności w każdej populacji ludzkiej. Jest znamienne, że w wielu językach nażwa ręki prawej znaczy dosłownie `sprawna'. Prawej ręki używamy zasadniczo do czynności wymagających pewnej zręczności. Tą ręką jemy, pijemy, myjemy się itd. Mimo to wymiar prawo-lewy jest podporządkowany przednio-tylnemu. Jeżeli ktoś nie odpowiada statystycznej normie sprawności, to mówimy, że ma dwie lewe ręce, a nie że jest obrócony tyłem do przodu.
W wymiarze górno-dolnym i przednio-tylnym występuje nie tylko, kierunkowość, ale także biegunowość. Widoczne dla nas i dostępne dla naszego działania jest na ogół to, co jest nad ziemią i przed nami, a nie pod ziemią i za nami. W .egocentrycznej przestrzeni postrzegawczej i czynnościowej, opartej ńa pojęciach widzialności i naoczności, góra i przód są dodatnie, a dół i tył ujemne. Nie ma natomiast powodu dopątrywać się biegunowości dodatniej i ujemnej w wymiarze prawo-lewym. Sprawność jest zbyt słabą podstawą do określania strony prawej jako dodatniej, a lewej jako ujemnej. Według przekonujących teorii biegunowość i nacechowanie przeciwieństw kierunkowych pochodzi nie tylko z systemu nazw miejsca i ruchu, ale w ogóle z naturalnej egocentryczności przestrzeni postrzegawczej oraz ze skierowania i asymetrii ciała ludzkiego (por. tom I, 9.2, 97). Ograniczymy się tu do spraw związanych z umiejscowieniem i rozciągłością przestrzenną obiektów. Jak się przekonamy, znajdą przy tym zastosowanie wszystkie nasze dotychczasowe stwierdzenia.
Jeśli chcemy kogoś poinformować o tym, gdzie coś jest, to musimy umieć określić kierunek od każdego punktu w przestrzeni do każdego innego. Ponadto powinniśmy (choć nie musimy) dysponować jednostkami miary (i liczebnikami). W zagadnienia pomiaru będziemy tu wnikać tylko dla podkreślenia dwu spraw szczególnie ważnych. Pierwsza polega na tym, że bez użycia specj alnych instrumentów można mierzyć odległość w dwa sposoby:
292 , 293

I. na podstawie czasu, potrzebnego komuś lub czemuś na przemieszezenie się od X do Y ze znaną i mniej więcej stalą prędkością,
II. za pomocą czegoś, co może służyć jako linijka (o dlugości jednostki), tak, iż odleglość można określić jako ułamek lub wielokrotność dlugości linijki.
Używając metody I, modemy powiedzieć, że X leży o godzinę drogi od Y, przy czym z kontekstu wynika, że droga ma być przebyta pieszo, konno, samochodem itd. Na wyższym poziomie, mierząc odleglości międzygwiezdne i międzygalaktyczne, możemy powiedzieć, że X jest oddalone od Y o tyle a tyle lat świetlnych. Używając metody II, możemy powiedzieć, że X jest oddalone od Y o tyle a tyle centymetrów, metrów lub kilometrów. Jednostki miary, którymi poslugujemy się na co dzień, wszystkie pochodzą pierwotnie od "linijek", które stale nosimy przy sobie: od naszych wlasnych ciał. Jest to dla większości celów system zupełnie zadowalający. Wszyscy bowiem ludzie mają mniej więcej ten sam wzrost i te same wymiary, a w naj gorszym razie istniej e pewien stopień zgody co do przeciętnej wielkości dłoni, stopy, kroku itd. System ten nie zadowala wprawdzie wielkich wymagań nowoczesnej nauki i techniki, ale za to ma inne zalety.
Druga sprawa warta podkreślenia w związku z pomiarem polega na tym, że odległość od X do Y niekoniecznie musi być taka sama, jak od Y do X. Jest to oczywiste przy pomiarze metodą I, ale może tak być również przy użyciu metody II. Zawsze przyjmuje się jakieś założenie dotyczące wyboru drogi. Z różnych zaś powodów normalna droga od X do Y może być dłuższa albo krótsza, niż od Y do X. Jest to sprawa ważna. Wiele bowiem przemawia za tym, że przy pomiarze odleglości bardziej podstawowe jest asymetryczne i w ukryty sposób dynamiczne pytanie: `Jak daleko jest od X do Y?', niż symetryczniejsze i bardziej statyczne pytanie: `Jaka jest odległość między X a Y?'.
Świat fizyczny obejmuje pewną liczbę odrębnych (stosunkowo) trójwymiarowych bytów pierwszego rzędu (por. 11.3). Niektóre z nich,.zwłaszcza ludzie i zwierzęta, są ruchliwe. Inne są przynajmniej ruchome. Niektóre nie są ani ruchliwe ani ruchome, lecz statyczne czy to zawsze, czy przynaj mniej w normalnych warunkach. Te ostatnie uchodzą za byty pierwszego rzędu tylko wtedy, kiedy tak je kwalifikuje dany język, albo kiedy odcinają się od otoczenia barwą, ksztaltem lub konsystencją. Takie zlepki, zbiorowiska i nagromadzenia materii, jak skały, góry, obloki, jeziora i tym podobne, nie zawsze są postrze
~ie1'. ~:.,.:. ii.;:. .
gane i ujmowane jako byty pierwszego rzędu. Ich status jest ontologi- , cznie nieokreślony. Niekiedy różne języki traktują je niejednakowo. My zajmiemy się umiejscowieniem i cechami przestrzennymi tylko takich bytów, które zgodnie z zalożeniami naiwnego realizmu są bezspornymi bytami pierwszego rzędu.
Jak się przekonaliśmy w jednym z poprzednich rozdzialów, wycinki przestrzeni nie są bytami, choć w poszczególnych językach bywają hipostazowane" i traktowane jako byty (por. 11.3). Dla treści niniejszego paragrafu różnica między bytami a wycinkami przestrzeni jest bardzo ważna. Podobnie, jak wycinki przestrzeni nie są bytami, tak i byty nie są wycinkami przestrzeni. Mogą jednak służyć do wskazywania wycinków przestrzeni, które wypełniają. Tak np. w wypowiedzi:
(1) Spotkamy się przy samochodzie
wyraz samochód jest użyty dla pośredniego wskazania wycinka przestrzeni wypelnionego samochodem. Założymy więc, że wypowiedź (1) znaczy: `Spotkamy się tam, gdzie jest samochód'. Zalożymy również, że wypowiedź:
(2) Jan jest z Piotrem
znaczy: `Jan jest tam, gdzie jest Piotr'. Analiz tych nie będziemy usilowali uzasadniać. Zauważymy tylko, że wydają się one semantycznie trafne, ponieważ wypowiedzi (1) i (2) można użyć w odpowiedzi na pytania: [Gdzie się spotkamy?] i [Gdzie jest Jan?]. Nie musimy się zastanawiać nad zasadami decydującymi o tym, że w wypowiedzi (2) zostaje wybrany przyimek z, a nie przy. Nie musimy również wnikać w różnicę między wypowiedzią (2), a wypowiedzią:
(3) Jan jest przy Piotrze.
Musimy tylko podkreślić, że we wszystkich takich przykladach ustosunkowujemy jakiś byt wobec jakiegoś wycinka przestrzeni. Do wycinka tego odsyłamy jednak pośrednio - za pośrednictwem bytu, który zawiera. Jest to równoznaczne z traktowaniem bytu jako właściwości wycinka przestrzeni (por. 12.3).
W języku angielskim i wielu innych, ustosunkowując byt (X) do wycinka przestrzeni (Y) za pomocą twierdzenia przestrzennego w rodzaju:
(4) `X być umiejscowione w Y',
294 295

musimy zadecydować, czy Y należy sobie wyobrażać jako mające wymiary, czy nie. Najprostszą relacją przestrzenną jest ta, którą w języku angielskim wyraża się normalnie przyimkiem at `przy'. Możemy więc przedstawić ją symbolicznie w postaci:
(5) AT (X, Y),
W wielu językach relacja ta jest zgramatykalizowana w postaci przypadka zwanego lokatiwem*. Można sobie wyobrazić, że jest ona wbudowana w przyslówki deiktyczne tu i tam - że więc zdanie X jest tu/tam znaczy niejako `X jest przy tu/tam'. Istotnie wypowiedzi (4) i (5) można traktować jako równoważne, jeżeli Y jest wyobrażane jako wycinek przestrzeni o wielkości i ksztalcie nieistotnym lub znikomym. Jeżeli Y jest wyobrażane jako mające wymiary, następuje wybór pomiędzy angielskim przyimkiem on `na' a przyimkiem in `w', czyli między (6) na (X, Y)
(7) w (X, Y).
Z tych dwu konstrukcji (6) jest stosowana wtedy, kiedy Y jest wyobrażone jako Linia lub powierzchnia, a (7) wtedy, kiedy X jest wyobrażone jako przestrzeń wewnętrzna lub pojemność (por. Leech 1969, 161 nn; Bennett 1975, 65 nn).
Każdej z tych relacji lokatywnych*, czyli statycznych, odpowiadają dwie relacje kierunkowe*, czyli dynamiczne. W wypadku jednej z nich traktuje się Y jako cel* przemieszczenia, a w wypadku drugiej jako jego punkt wyjściowy*. Tak więc lokatywnemu at `przy' odpowiadają kierunkowe to `do (brzegu)' i from `od'; lokatywnemu on `na (czymś)' - kierunkowe onto `na (coś)' i off `z (powierzchni)'; lokatywnemu in `w' - kierunkowe finto `do (wnętrza)' i out of `z (wnętrza)'. Innymi słowy relacje kierunkowe-są następujące:
(Sa) do brzegu (X, Y)
(6a) na powierzchnię (X, Y) (7a) do wnętrza (X, Y)
oraz
(Sb) od (X, Y)
(6b) ź powierzchńi (X, Y) (7b) z wnętrza (X, Y).
W wielu językach relacja celu jest zgramatykalizowana jako przypadek zwany allatiwem* (lub datiwem*), a relacja źródła jako przypadek zwany ablatiwem*. Obie te relacje omówiliśmy wyżej w związku z pojęciami walencji i schematów czynności (por. 12.4).
Pod względem biegunowości relacja celu jest dodatnia, a relacja punktu wyjściowego ujemna. Odległość, wysokość i głębię mierzy się od punktu zerowego do jakiegoś innego punktu na linii danego wymiaru. Określenie relacji celu jako dodatniej, a relacji punktu wyjściowego jako ujemnej uzasadniają następujące związki wynikania: `X być przesiedlonym do Y' --~ `X być przesiedlonym .z nie-Y' oraz `X być przesiedlonym do Y' -~ `X być w Y' (por. tom I, 9.2). Te związki wynikania dowodzą zarazem duszności poglądu, że relacja celu jest dynamicznym odpowiednikiem statycznej relacji lokatywności (por. Anderson 1971,119 nn.). Innym dowodem jest to, że w wielu językach relacje lokatywności i celu wyraża się tym samym przyimkiem lub przypadkiem: por. francuskie a `przy' i `do'; lacińskie in `w czymś' i `w coś' oraz `na czymś' i `na coś'; niemieckie auf (i polskie na - przyp. tł.) `na czymś' i `na coś' itd. Zgodnie z tym angielskie (i polskie - przyp. tł.) [Gdzie poszedl?J musi znaczyć `Dokąd poszedł?'. Natomiast bardzo rzadkie jest jednakowe wyxażanie relacji lokatywnej i relacji punktu wyjściowego (...).
Przykładem jednej z metod wskazywania położeń obiektów w ujednoliconym układzie odniesienia, obecnie precyzyjnym i szczegółowym, jest użycie takich terminów, jak na północ, na po~udnie, na wschód i na zachód. Obiekty można także umiejscawiać w stosunku do wschodzącego lub zachodzącego słońca, do jakiejś względnie stałej gwiazdy lub konstelacji, do wiatru wiejącego w określonej porze roku, do jakiegoś wyraźnego fragmentu otoczenia (morza, rzeki, łańcucha górskiego) itd.l~ Wiele języków leksykalizuje, a nawet gramatykalizuje takie rozróżnienia stron świata. W połączeniu z różnicami deiktycznymi typu tu i tam są one chyba bardziej podstawowe, niż odniesienia do stałego fragmentu otoczenia lub zjawiska przyrody-przynajmniej w języku angielskim i w wielu innych.
Tak np, w języku angielskim opis znaczenia takich przyimków, jak
1' Ciekawe, że w języku staroirlandzkim wyrazy o znaczeniu `przód', `tył', `prawa strona' i `lewa strona' byty używane także jako przekłady łacińskich wyrazów `wschód', `zachód', `północ' i `południe' (por. Thurneysen 1964, 305). Tę informację i wskazówkę bibliograficzną zawdzięczam Andersowi Alqvistowi.
296 , 297

above `nad', below `pod', behind `za' beside `obok', in front of `przed', at the side of `obok' wymaga odwolania się do takich opozycji, jak wierzch: spód, przód: tyl (por. Bennett 1975). X jest nad Y znaczy mniej więcej `X jest w przestrzeni przytykającej do wierzchu Y'. X jest przed Y znaczy `X jest w przestrzeni przytykającej do przodu Y' itd. Istnieje wprawdzie przyimek obok neutralny wobec wyrażeń na prawo i na lewo, ale nie ma przyimka neutralnego wobec pionu i glównego poziomu. Tlumaczy się to pierwszoplanowością tych dwu ostatnich wymiarów i skojarzonych z nimi asymetrii człowieka.
Zasady rządzące użyciem wyrażeń górna część, dolna część, przednia część i tylna część są dość skomplikowane, ale na ogół konsekwentne. Po pierwsze każde z tych wyrażeń może oznaczać albo trójwymiarową część obiektu, albo jego dwuwymiarową powierzchnię; por. Górna część kredensu się zdejmuje, ale jest bardzo ciężka i Świecznik stoi na górnej części kredensu- (por. Leech 1969,173 nn. ; Teller 1969). Po drugie, wyrażenia te, podobnie jak sam wyraz część, odnoszą się albo do bytów, albo do wycinków przestrzeni. Stąd niej ednoznaczność zdania:
(11) W górnej części kredensu jest kilka gwoździ.
Wszystkie więc takie wyrażenia, jak górna część kredensu, mają po trzy możliwe znaczenia: 1. `deski tworzące górną część kredensu', 2. `górna powierzchnia najwyższej z tych desek', 3. `przestrzeń ograniezona tymi deskami'. Która z tych interpretacji jest właściwa, to wynika na ogół z użytego przyimka (np. na w przeciwieństwie do w) lub z innych informacji zawartych w kontekście.
Relacje cząstkowości, o których mówimy, są przechodnie (por. tom I, 9.8). Zachowują one wymiarowość w tym sensie, że każda część obiektu lub wycinka przestrzeni ma tyle wymiarów co on sam. Natomiast relacja między granicami obiektu lub wycinka przestrzeni a nim samym polega m.in. na zmniejszeniu liczby wymiarów. Granicami trójwymiarowego obiektu są dwuwymiarowe powierzchnie. Granicami dwuwymiarowej powierzchni są jednowymiarowe linie. Ewentualnymi granicami linii są bezwymiarowe punkty. Powyższe rozważania geometryczne decydują nie tylko o interpretacji wyrażeń górna część, dolna część, przednia część, tylna część itd. , lecz również o interpretacji takich leksemów, jak dlugi, szeroki, wysoki i głęboki.
Dla klasyfikacji części i granic istotna._jest nie tylko wymiarowość* odpowiednich bytów i odcinków przestrzeni, lecz również ich kształt.
Uwzględnić tu należy nie tylko wspomnianą już opozycję symetrii i asymetrii, lecz również opozycję kanciastości i okrągłości. Wrażenie kanciastości jest warunkiem wyróżniania krawędzi i kątów. Z kolei zaś liczba krawędzi i kątów decyduje o liczbie powierzchni i granic. (...)
Dla analizy semantycznej wyrażeń lokatywnych i kierunkowych najważniejsze jest ukierunkowanie bytów (i wycinków przestrzeni) w stosunku do wymiaru górno-dolnego, przednio-tylnego i prawo-lewego. W poszczególnych przypadkach musimy tu rozróżniać ukierunkowanie inherentne, habitualne i aktualne. Nieruchome obiekty ziemskie (np. góry, budynki, drzewa) są ukierunkowane inherentnie tylko w wymiarze pionowym. Bywają jednak ukierunkowane habitualnie* w wymiarze przednio-tylnym. Jak widzieliśmy, ludzie, zwierzęta i w ogóle byty ruchliwe, a nie tylko ruchome, mają inherentne ukierunkowanie przednio-tylne i są ukierunkowane habitualnie w wymiarze pionowym. Byty ruchome, ale nieruchliwe, nie są ukierunkowane inherentnie w żadnym wymiarze (z tym, że w pewnych pozycjach bywają chwiejne). Mogą jednak być ukierunkowane habitualnie bądź to w wymiarze górno-dolnym, bądź przednio-tylnym.
Jeśli chodzi o odróżnienie ukierunkowania habitualnego od aktualnego, pouczające są takie wyrażenia, jak do góry nogami czy tyłem do przodu. Wyrażenia do góry nogami można sensownie użyć tylko o takim bycie, który ma habitualną górę i dól i którego ukierunkowanie habitualne daj e się w konkretnych sytuacj ach odróżnić od aktualnego.
Przy stwierdzeniu ukierunkowania habitualnego w plaszczyźnie poziomej najważniejszym czynnikiem jest to, co można by nazwać naprzeciwległością (confrontation). Kiedy między dwiema osobami odbywa się rozmowa lub inny rodzaj kontaktu, osoby te normalnie znajdują się naprzeciw siebie, czyli zwracają się do siebie przodem. Kiedy są naprzeciw siebie, wszystko, co jest między nimi, jest przed każdą z nich. Natomiast wszystko, co jest na prawo od partnera X, jest na lewo od partnera Y. Podobnie wszystko, co jest za partnerem X, jest przed partnerem Y. Stąd wyznaczenie strony prawej i lewej zależy od tego, czy mówiący wyznacza ją według ukierunkowania bytu oglądającego (X), czy oglądanego (Y). Również interpretacja przyimka za nastręcza, jak się przekonamy, pewne problemy.
Bytom nieruchomym i nieruchliwym przypisuje się habitualny wymiar przednio=tylny, a wtóxnie również prawo-lewy, przez analogię do habitualnego ukierunkowania ciała ludzkiego w kontaktach typo
298 299

wydr. Przodem domu jest ta jego część lub powierzchnia, którą się (14) Murarz przebił się przez ścianę
normalnie ogląda. To samo dotyczy przodu pianina, biurka lub szafy.
Niejednoznaczność zdań w rodzaju wymaga uznania, że istnieją wyrażenia odnoszące się do drogi* prze-
bytej od punktu wyjściowego do celu (por. Bennett 1975, 18 nn.). Z
(12) Kościół stoi za ratuszem chwilą rozpoznania pojęcia drogi w takich wyraźnie kierunkowych wy-
można łatwo wytłumaczyć tym, że budynki i meble mają nie tylko rażeniach, jak przez ścianę w zdaniu (14), można je również wykryć w
przód i tył aktualny, ale takźe habitualny (por. Leech 1969, 168). Przy wyrażeniu pozornie lokatywnym:
jednej interpretacji umiejscawiamy kościół w przestrzeni przylegają- (1$) Murarz mieszka przez ścianę.
cej do habitualnego tyłu ratusza. Przy drugiej pomijamy ukierunko-
wanie habitualne i traktujemy ratusz tek, jak traktowalibyśmy np. Miejsce, do którego to zdanie się odnosi, jest tu wskazane za pośred-
drzewo stojące między nami a kościołem. Oczywiście obie interpreta- nictwem drogi, którą trzeba przebyć, żeby się do niego dostać. W tym
cje pokrywają się, jeżeli aktualne ukierunkowanie ratusza pokrywa się właśnie sensie wyrażenie lokatywne może być w gruncie rzeczy dyna-
z habitualnym. miczne.
W wypadku bytów ruchliwych, takich jak pociągi, samochody i Jest to sprawa ważniejsza, niź mogłoby się na pozór wydawać. Jak
okręty, o wyznaczeniu habitualnego przodu decyduje chyba kierunek już zaznaczyliśmy, asymetryczna i dynamiczna konstrukcja: `Jak dale-
przemieszezania się, a nie naprzeciwległość. Niejednoznaczność zdania: ` ko jest z X do Y?' może uchodzić za bardziej podstawową, niż symetry-
(13) Maria stoi przed samochodem czniejsza i bardziej statyczna: `Jaka jest odległość między X a Y?'.
Odległość mierzy się zawsze od jakiegoś punktu odniesienia (...). Z
tłumaczy się zasadniczo tak samo, j ak niejednoznaczność zdania (12). powiedzenia, że z X do Y j est pięć kilometrów, wynika, że chcąc się
W bardziej szczegółowych rozważaniach nad wymiarowością i dostać z punktu odniesienia Y do X, trzeba przebyć pięć kilometrów.
ukierunkowaniem bytów i przestrzeni trzeba by omówić jeszcze wiele ~ Jeżeli w kontekście wypowiedzi typu:
innych spraw. Podkreślimy tylko dwie. Pierwszą jest intuicyjny zwią- (16) Do kościoła jest pięć kilometrów
`
'
zek między dwiema opozycjami: deiktyczną
tu: nie tu
i niedeiktyczną
`wewnątrz: na zewnątrz'. Tak np. zdanie X jest tu można interpretować brak innego wyraźnego lub ukrytego punktu odniesienia, to za punkt
`X jest wewnątrz przestrzeni zawierającej mnie'. Pojęcie zawierania, wyjścia rzeczywistej lub wyobrażonej drogi uznaje się miejsce pobytu
czyli wewnątrzności, jest najwyraźniej pojęciem bardzo podstawo- nadawcy. Zawsze też odsyła się wyraźnie lub milcząco do punktu od-
wym. Należy je, być może, wprowadzić do analizy znaczenia takich niesienia w wyrażeniaćh lokatywnych sugerujących ukierunkowanie
przyimków, jak nad, pod itd. Tak np. zdanie Byt X jest nad bytem Y wobec pionu lub wymiaru przednio-tylnego. Wyrażeniom takim moż-
można rozumieć jako znaczące: `Byt X jest na zewnątrz przestrzeni za- na zawsze nadać interpretację dynamiczną za pomocą pojęcia drogi
wierającej byt Y i wyżej od niej'. Analiza ta tłumaczy w sposób natural- rozpoczynanej w punkcie odniesienia.,
ny deiktyczne rozumienie lokatywnych wyrażeń przysłówkowych rea Co więcej, droga może służyć jako przenośny obraz postrzegania
górze, na dole itd. Zdanie X jest na górze, użyte deiktycznie, znaczy `X wzrokowego. Patrzymy z jakiejś odległości na jakiś obiekt lub w jego
jest na zewnątrz przestrzeni zawierającej mnie i wyżej od niej'. kierunku. Nasz wzrok biegnie i dobiega do tego obiektu. Niejednozna-
Drugą ważną sprawą jest to, że co najmniej znaczną część wyrażeń czność zdania
lokatywnych z elementami wymiarowości i ukierunkowania można ro-
wmieć jako wyrażenia w gruncie rzeczy kierunkowe, czyli dynamicz- (12) Kościół stoi za ratuszem
ne, a nie statyczne. Według niektórych badaczy opis znaczenia takich którą opisaliśmy za pomocą pojęcia naprzeciwległości, wyjaśniano ró-
zdań jawnie kierunkowych, jak:
wnież różnicą następujących znaczeń:
300 301

I. `Kościół stoi po przeciwnej stronie ratusza, niż ta, z której patrzę'.
II. `Kościół stoi po przeciwnej stronie ratusza, niż ta, z której jest jezdnia'.
Znaczenie I zakłada deiktyczny punkt obserwacji (`strona, z której patrzę'), a znaczenie drugie zakłada niedeiktyczny punkt ukierunkowania (por. Leech 1969, 167, 182). Jeśli pojmiemy postrzeganie jako rodzaj wzrokowej wędrówki z punktu odniesienia jako wyjściowego do postrzeganego obiektu jako do celu, to tym samym wyjaśnimy, dlaczego i do punktu obserwacji, i do punktu ukierunkowania odnoszą się wyrażenia wyjściowe (`z której patrzę', `z której jest jezdnia'). Wyjaśnia to również, dlaczego wiele wyrażeń lokatywnych można rozumieć jako wyrażenia w gruncie rzeczy dynamiczne. To, co odtąd będziemy nazywali schematem czynnościowym wędrówki, obejmuje punkt wyjściowy, cel oraz fakultatywnie drogę i znajduje bardzo szerokie zastosowanie w analizie semantycznej i gramatycznej języka (por. 12.6, 15.7).
Kształt, wymiarowaść i ukierunkowanie bytów (oraz wycinków przestrzeni) są decydujące dla analizy takich przymiotników pozycyjnych i jakościowych, jak długi:krótki, daleki:bliski, wysoki:niski, głęboki:płytki, szeroki: wąski i gruby:cienk~. Przymiotniki pozycyjne można zawsze traktować (przynajmniej pod względem semantycznym) jako transformacyj nie wyprowadzalne z lokatywnych konstrukcji orzekających. Tak np. daleki budynek to taki, który znajduje się stosunkowo daleko od jakiegoś punktu odniesienia. Z kolei długi budynek to taki, który jest rozciągły w określonym wymiarze przestrzennym. Jego długość można traktować jako jego właściwość fizyczną niezależną od jego umiejscowienia przestrzennego. W przeciwieństwie do większości innych antonimów przymiotniki-wysoki i niski można stosować zarówno w znaczeniu położenia, jak i jakości. Stąd w niektórych kontekstach wyrażenia typu wysokie okno są niejednoznaczne. Mogą one oznaczać albo `okno położone stosunkowo wysoko (w porównaniu z punktem odniesienia)' albo `okno wyraźnie rozciągłe w wymiarze pionowym'.
Różnica między sensem pozycyjnym a jakościowym przymiotnika typu wysoki opiera się na rozróżnieniu odległości i rozciągłości. Pojęcia te jednak, jak widzieliśmy, łączy pojęcie pomiaru. Jeśli ulica ma 100 metrów długości, to jej końce są od siebie odległe o 100 metrów.
Między rozciągłością a odległością zachodzi również wyraźna odpowiedniość postrzegawcza. Ponieważ postrzeganie można analizować za pomocą pojęcia wędrówki wzroku, więc statyczne i jakościowe pojęcie rozciągłości można oprzeć na bardziej dynamicznym pojęciu odległości.
Omawiając czynniki decydujące o wyborze jakościowych przymiotników rozciągłości, dobrze jest na początek pominąć sprawę ukierunkowania (inherentnego, habitualnego i aktualnego). W ten sposób odpadają automatycznie przymiotniki wysoki:niski, ale nie głęboki:płytki, o czym się wkrótce przekonamy.
Pierwsze pytanie dotyczące trójwymiarowych obiektów fizycznych to pytanie o to, czy mają one jakiś wymiar maksymalny-tzn. czy ich rozciągłość jest wyraźnie większa w jednym wymiarze, niż w dwu pozostałych. Jeżeli obiekt nie ma wymiaru maksymalnego, to nie można powiedzieć, że ma długość. Nie mówimy o piłce tenisowej, że jest dłuższa, niż piłka do golfa. Normalnie nie mówimy także, że jest szersza, grubsza ani głębsza. Używamy natomiast najogólniejszych przymiotników rozciągłości przestrzennej, oznaczających ogólnikowy rozmiar bez względu na kształt i vymiarowość: duża i mała.
Jeżeli obiekt ma jeden wymiar maksymalny, to wymiar ten jest uznawany za jego długość. Dla nadania nazw wymiarom niemaksymalnym decydująca staje się sprawa ogólnikowego kształtu obiektu. Jeżeli jego rozciągłość w pozostałych dwu wymiarach jest znikoma w porównaniu z długością, to łączymy niejako te dwa wymiary w jeden wymiar grubości. Mówimy np. o długiej i grubej żerdzi. Jeżeli obiekt jest wyraźnie rozciągły w jednym z pozostałych wymiarów, to pojawia się opozycja szeroki: wąski, ale tylko pod warunkiem, że jeden z dwu wymiarów niemaksymalnych jest wyraźnie większy, niż drugi. Tego wymuru dotyczy opozycja szeroki: wąski. Wymiar trzeci, jeżeli zostaje wyróżniony i opisany, podlega dalszemu kryterium, częściowo niezależnemu od poprzednich. Polega ono na tym, czy obiekt jest traktowany jako wydrążony, czy nie (tzn. czy obejmuje przestrzeń wewnętrzną). Jeśli jest wydrążony, może zostać określony jako głęboki lub płytki. Jeśli jest pełny, może zostać nazwany grubym lub cienkim. W sumie więc każdy nieukierunkowany obiekt trójwymiarowy, którego wymiary są wyróżnialne i wyraźnie różne có do rozciągłości, ma jako pierwszy wymiar długość, jako drugi szerokość, a jako trzeci albo grubość, albo głębię.
302 303

Jeśli chodzi o płaszczyzny (czyli figury dwuwymiarowe), to te same względy na kształt i maksymalność każą nam uznać za pierwszy wymiar długość. Chcąc jednak nazwać drugi, niemaksymalny wymiar, mamy dó wyboru szerokość albo grubość, zależnie od tego, czy uznamy rozciągłość figury w tym wymiarze za znaczną, czy nie. Linię (podobnie jak żerdź lub kij) możemy nazwać długą i cienką, ale nie długą i wąską. Powiedzenie, że coś jest linią, znaczy, że jest zasadniczo jednowymiarowe, bliskie idealnej linii geometrycznej. Ulicę natomiast nazwiemy długą i wąską, a nie długą i cienką. Niemaksymalny bowiem wymiar ulicy ma z konieczności znaczną rozciągłość.
Dotychczas mówiliśmy o bytach i przestrzeniach nieukierunkowanych. Z chwilą, gdy uwzględnimy ukierunkowanie, musimy przyznać pierwszeństwo wymiarowi pionowemu. Ogólna zasada brzmi, że pion (czy to inherentny, czy habitualny lub aktualny) dominuje nad maksymalnością. Wysokość mierzy się wzwyż od punktu odniesienia, którym jest~azwyczaj, choć nie zawsze, powierzchnia ziemi. Głębokość mierzy się od punktu odniesienia w dół. Ma ona jednak zastosowanie tylko do wycinków przestrzeni i do bytów wydrążonych. Odpowiada to użyciu przymiotników gtęboki:plytki na oznaczenie trzeciego wymiaru nieukierunkowanych bytów wydrążonych.
Wymiar pionowy niekoniecznie jest wymiarem maksymalnym. Również i tutaj jednak o nazwaniu wymiarów niepionowych wysokością, szerokością czy głębią decyduje ukierunkowanie. Jeżeli byt ma inherentny lub habitualny przód, to ma szerokość (od jednego boku do drugiego) i głębię lub grubość (od przodu do tyłu). Jeśli nie ma inherentnego ani habitualnego przodu, to ma długość (od końca do końca) i szerokość (od jednego boku do drugiego) (...).
Ten bardzo zwięzły opis znaczenia jakościowych i pozycyjnych przymiotników przestrzennych jest niekompletny. Jest może również w niektórych szczegółach niedokładny., Wystarczy jednak do zilustrowania tego, jak ścisły związek łączy leksykalizację różnic kształtu z leksykalizacją ukierunkowania i wymiarowości.
Pod tym względem język angielski, niemiecki (por. Bierwisch 1967), francuski (por. Greimas 1966, 35) i inne języki indoeuropejskie są do siebie bardzo podobne. W niektórych językach kształt, a zwłaszcza wymiarowość, jest także jednym z głównych czynników decydujących o wyborze klasyfikatora (por. 11.4). Często bywa tak, że innego klasyfikatora używa się dla przedmiotów pozornie jednota ymiaro
wydr, innego dla pozornie dwuwymiarowych, a jeszcze innego dla wyraźnie trójwymiarowych. Różnice te bywają zgramatykalizowane lub zleksykalizowane także w innych fragmentach systemu językowego (por. Friedrich 1970).
15.6. Aspekt
To, że pojęcie aspektuv` jest (w krajach niesłowiańskich - przyp. tl.) mniej znane językoznawcom, niż pojęcia czasu i trybu, jest w dużej mierze dziełem historycznego przypadku. Już stoicy uświadamiali sobie, że w tak zwanym-przez Arystotelesa i przez Aleksandryjczyków czasie gramatycznym tkwi nie tylko uprzedniość i następczość, ale także inny czynnik. Dopatrzyli się go w tym, co dziś nazwalibyśmy opozycją aspektu zakończonego i niezakończonego (por. Robins 1967, 29). Niestety w dalszym rozwoju tradycji gramatycznej grecko-rzymskiej, która ukształtowała (i pod wieloma względami wypaczyła) analizę gramatyczną i nauczanie większości najbardziej znanych języków świata, terminy perfectum i imperfectvcm (co znaczy po łacinie `zakończony' i `niezakończony') zaczęły być traktowane jako nazwy czasów. Co więcej, definicje tak zwanego praesens, perfectum, imperfectum i plusquamperfectum (nie tylko w grece i łacinie, lecz także w innych j ęzykach) przyczyniły się do pomieszania dwu opozycji: czasu (przeszłego, teraźniejszego i przyszłego) oraz aspektu (zakończonego i niezakończonego).
Tak zwane tradycyjnie łacińskie i greckie praesens było rzeczywiście czasem teraźniejszym (a raczej nieprzeszłym i nieprzyszłym), ale tylko aspektu niezakończonego. Tzw. perfectum było czasem teraźniej szym aspektu zakończonego, a tzw. imperfectum - czasem przeszłym aspektu niezakończonego. Tak zwane myląco plusquamperfectum było czasem przeszłym aspektu zakończonego. Ta dwuwymiarowa klasyfikacja znajduje poparcie w strukturze morfologicznej łaciny i greki, a także w analizie składniowej i semantycznej języka greckiego. W łacinie jednak używano ponadto form perfectum także w znaczemu czasu przeszłego historycznego (scripsit `pisał z kolei', por. 15.4). Podobnie używają tak zwanego perfectum dialekty południowoniemieckie (er hat geschrieben) i potoczny język francuski (il a ecrit). Zupełnie inne znaczenie ma tzw. perfectum angielskie (he hus
304 :,,;` . 305

written `napisał już, napisał kiedyś'), książkowo-francuskie i książkowo-niemieckie. W znaczeniu czasbz przeszłego historycznego (`pisał z kolei') greka używała tak zwanego aorystu (egrapse), książkowy język francuski - tak zwanego passć simpie (il ćcrivit) itd. (...) Podwójna funkcja łacińskiego perfectum tłumaczu zapewne częściowo pomieszanie pojęć, panujące wokół terminów perfectum. i imperfectttm (por. Comrie 7976, 16 nn.).
Tutaj nie może być' mewy o szczegółowym rozważeniu spraw aspektu. Celem naszym jest tylko wprowadzenie czytelnika w niektóre opozycje aspektowe zgramatykalizowane w poszczególnych językach or~a.. podkreślenie wagi tych różnic dła ogólnej teorii struktury języka. To, że pojęcie aspektu nie jest w gramatyce tradycyjnej takpierwszoplanowe, jak pojęcie czasu, ,jest, jak już wspomnieliśmy. dziełem historycznego przypadku. W rzeczywistości aspekt jest w językach świata znac:~nie bardziej rozpowszechniońy, niż czas. Jest wiele języków bez czasu dramatycznego, ale co najwyżej nieliczne języki nie mają aspektu. Ostatnio wysunięto nawet twierdzenie, że aspekt jest także w rozwoju osobniczym bardziej podstawowy, niż czas. Dzieci bowiem, których język ojczysty ma obie te kategorie, opanowują aspekt wcześniej, niż czas (por. Fer~-eiro 1971 ). To, że w tradycyjnych opisach poszczególnych języków aspekt bywa często mieszany z czasom, wywiera pewien .wpływ na teoretyczne rozważania lingwistów, filozofów i psychologów nad relacjami`czasowymi. Jak widzieliśmy, główna różnica między czasem gramatycznym a aspektem polega na tym, że czas jest kategorią deiktyczną, zawiera,jycą w sobie wyraźne lub ukryte odniesienie do czasu wypowiedzi, że natomiast aspekt jest niedeiktyczny (por. I5.4). Wskazaliśmy jednak również, że jeśli chodzi o tzw. czasy względne. granica między czasem a aspektem jest płynna.
Termin aspekt jest dość niezręcznym, ale umownie przyjętym przekładem rosyjskiego wid `gatunek', którym oznaczono opozycję dokonaności i niedokonaności w językach słowiańskich. Termin ten bywa zwykle (choć nie zawsze) rozciągany także na inne zgramatykalizowane apozycje oparte na pojęciach długotrwałości, krótkotrwałości, wielokrotności, początku, zakończenia itd. Również i my przyjęliśmy milcząco to stosunkowo szerokie pojęcie aspektu. Zgodnie z nim do aspektcąw należy opozycja form progresywnych i nieprogresywnych w języku angielskim (por. lte is writirtg `pisze w tej chwili' wobec he writes `pisze w ogóle'), opozycja między `passć simple" a "imparfait" w języ
ku francuskim (por. il ćcrivit `napisał wtedy' wobec il eerivctit `pisał wtedy'), opozycja form progresywnych i form aorystu w języku tureckim (okuyor `czyta w tej chwili' wobec okur `czyta w ogóle') oraz podobne zgramatykalizowane opozycje w innych językach.
'' Czasem odróżnia się aspekt od rodzaju czynności* (po niemiecku Aktiottsczrt). Odróżnienie to polega na dwu przeciwstawieniach: gramatykalizacji i leksykalizacji oraz fleksji i słowotwórstwa (w obrębie morfologii). Żadne jednak z tych przeciwstawień nie jest ostre. Ponadto zachodzą one częściowo na siebie, tak iż niektórzy badacze je mieszają. Powoduje to wielki zamęt w użyciu terminu rodzaj czynrtości (por. Comrie 1976, 6). Termin ten jest również bardzo niewłaściwy sam w sobie, i to z dwu powodów. Po pierwsze bardziej naturalne byłoby jego stosowanie do czynności jako denotatów czasowników, niż do samych czasowników. Po drugie termin czynność, choć tradycyjny w tym znaczeniu, jest zbyt wąski. Wszystko to skłania nas do nieużywania na przyszłość terminu rodzaj czynności. Zamiast niego wprowadzimy termin charakter aspektowy. Charakter aspektowy czasownika, czyli krócej jego charaktery, jest to ta część jego znaczenia; dzięki któ
~ rej denotuje on w normalnych warunkach taki a nie inny typ sytuacji. Tak np. w języku angielskim czasownik kuow `znać' różni się od reco"' 1 gnize `rozpoznawać' swoim charakterem aspektowym, tak samo jak ł
niemieckie kennert `znać' od erkennen `rozpoznawać' i rosyjskie zrtctt' `znać' od uzrtawat' `rozpoznawać' (autor ma na myśli tylko jedno z wielu znaczeń wymienionych czasowników - przyp. tł.). Przyjmuje się dziś powszechnie, że w rozważaniach semantycznych nad aspektem trzeba uwzględniać również charakter poszczególnych czasowników. Wiadomo np., że w języku angielskim pewne podklasy czasowników zasadniczo nie występuj ą w aspekcie progresywnym (por. Leech 1971, 14 nn.; Palmer 1974, 70 nn.). Aspekt i charakter są wzajemnie od siebie zależne, ponieważ w gruncie rzeczy opierają się na tych samych rozróżnieniach ontologicznych.
Jak o tym była mowa, we wszystkich językach większość czasowników ma charakter dynamiczny, czyli opisuje nie stany, lecz albo wydarzenia (w tym również czynności), albo procesy (w tym również działania) (por. 11.3). Co więcej, to odróżnienie sytuacji dynamicznych od statycznych stanowi jedną z podstaw różnicy składniowej i morfologicznej zachodzącej w niektórych językach między czasownikami a przymiotnikami. Była już jednak mowa także o tym, że nawet w językach
306 ~ . 307

wyraźnie odróżniających gramatycznie czasowniki od przymiotników pewna niewielka część czasowników może mieć charakter statyczny, a nie dynamiczny - np. wiedzieć, mieć, należeć, żyć, zawierać itd. Głównie takie czasowniki statyczne w języku angielskim nie występują zasadniczo w aspekcie progresyv.-nym. W języku tym zatem statyczność* jest zleksykalizowana, a nie zgramatykalizowana. Jest częścią charakteru aspektowego poszczególnych czasowników. Jest jednak istotna dla gramatyki, ponieważ jest niełączliwa z progresywnością*, która w języku angielskim jest zgramatykalizowana (podobnie jak w hiszpańskim, wioskim, islandzkim, irlandzkim i innych, ale nie we francuskim, niemieckim, łacińskim, greckim, rosyjskim i innych; por. Comrie 1976, 32 nn.). Bez badań materiałowych nad budową gramatyczną i semantyczną danego języka niepodobna rozstrzygnąć, co ten język gramatykalizuje: czy statyczność, czy progresywność, czy obie, czy żadną z nich. Nieiączliwość jednak statyczności z progresywnością tłumaczy się pozajęzykową różnicą między sytuacjami statycznymi a dynamicznymi (...)
Statycźność i progresywność to tylko dwa spośród wielu pojęć semantycznych, którymi posługują się zazwyczaj badacze aspektu (por. Comrie 1976; Friedrich 1974). Innymi takimi pojęciami są: trwanie, zakońezoność, habitualność, wielokrotność, momentowość, początek, koniec. Jak widać, wszystko to są niedeiktyczne pojęcia czasowe. W niniejszym paragrafie chcemy przede wszystkim pokazać ich stosunek i zależność wobec klasyfikacji sytuacji, którą wprowadziliśmy poprzednio w związku z pojęciem walencji (por. 12.4). W dalszych rozważaniach odróżnimy z jednej strony wydarzenie od stanu i procesu, z drugiej akt od procesu (jako innego rodzaju czynności). Przypomnijmy, że wydarzenie to nietrwała sytuacja dynamiczna. Proces to sytuaeja dynamiczna trwająca. Stan jest trwający, podobnie jak proces, ale w odróżnieniu od niego jest jednorodny przez cały czas swojego istnienia. Akt i działanie jest to odpowiednio wydarzenie i proces będący w mocy agensa (por. 12.4). ,
Z powyższej klasyfikacji wynikają bezpośrednio pewne wnioski. O jednym z nich już wspomnieliśmy: jest nim nieiączliwość statyczności z progresywnością.'s Drugim wnioskiem jest możliwość łącznego prze
's Jest to wyjaśnienie inne, niż w mojej poprzedniej książce (Lyons 1968, 315 n). Tamto stusznie skrytykowat Bennett (1975, 111).
ciwstawienia stanów i procesów wydarzeniom z punktu widzenia trwania. Każdą z powyższych opozycji binarnych któryś język może traktować jako ważniejszą, niż drugą, i zgramatykalizować jako aspekt. Jeśli jednak uwzględnimy możliwość nacechowania, to przekonamy się, że możliwości jest sześć, a nie dwie:
I. statyczność : niestatyczność
II. dynamiczność : niedynamiczność III. statyczność : dynamiczność
IV. trwanie : nietrwałość
V. momentowość : niemomentowość
VI. trwanie : momentowość
Przekonamy się również, że opozycji "progresywność:nieprogresywnośe", zgramatykalizowanej w języku angielskim, nie można utożsamiać z żadną z powyższych sześciu. Progresywność zawiera w sobie zarówno dynamiczność, w przeciwieństwie do IV, jak i trwanie, w przeciwieństwie do II. Progresywność jest pojęciem dość naturalnym. Można więc przeciwstawić procesy stanom i wydarzeniom pojętym negatywnie. Powstanie w ten sposób dwuczłonowy system aspektów ze zgramatykalizowaną opozycją między nacechowanym aspektem progresywnym a nienacechowanym nieprogresywnym (jak w języku angielskim). Natomiast trudno znaleźć jakikolwiek powód do połączenia ze sobą wydarzeń i stanów jako przeciwieństwa procesów. Do wymienionych zatem możliwości możemy dodać siódmą:
VII. progresywność:nieprogresywnoś~
zamiast trzech dalszych. Jak można zauważyć, wszystkie te opozycje są prywatywne, czyli pociągają za sobą ważne strukturalnie zjawisko nacechowania (por. tom I, 9.7). '
W dzisiejszym stanie naszej wiedzy o gramatykalizacji różnic aspektowych w j ęzykach świata trudno j est stwierdzić w sposób zdecydowany, które spośród siedmiu potencjalnych systemów dwuczłonowych rzeczywiście istnieją. Systemy jednak IV, V i VII są, jak się wydaje, dość pospolite. Język angielski, jak o tym byia mowa, jest tylko jednym z kilku języków europejskich posiadających system VII. Język francuski i wiele innych jest przykładem systemu IV (trwanie:nietrwalość), przynajmniej w czasie przeszłym. Według najwidoczniej przyjętego dzisiaj poglądu (uproszczonego-przyp. tł.) język rosyjski reprezentuje typ V (momentowość:niemomentowość). Aspekt rosyjski bowiem zwany dokonanym przedstawia sytuację jako wydarzenie, nato
308 309

miast aspekt niedokonany, jako człon nienacechowany, po prostu nie przedstawia jej jako wydarzenie i przez to ma pewien związek z trwaniem - związek czysto negatywny. Różnicę jednak między systemem IV (trwanie:nietrwałość) a V (momentowość:niemomentowośe) komplikuje fakt, że aspekt, który przy przeżywanym sposobie opisu jest nacechowany, może przy sposobie historycznym być nienacechowany (por. 15.4). W języku rosyjskim i innych językach słowiańskich za nacechowany semantycznie człon opozycji uważa się zwykle aspekt dokonany (por. Comrie 1976, 112) (...)
W każdym razie angielskiego aspektu progresywnego, francuskiego imperfectum, słowiańskiego aspektu niedokonanego oraz podobnych aspektów innojęzykowych - trwałego (IV), niemomentowego (V) lub progresywnego (VII) - można przy historycznym sposobie opowiadania użyć do przedstawienia stanu lub procesu, w którego obrębie umiejscawia się jakąś inną sytuację, przedstawioną jako wydarzenie. Możliwość tę ilustrują zdania następującego typu (por. Comrie 1976, 3):
1. polskie: Jan czytał (niedokonane), kiedy Maria weszła (dokonane)
2. angielskie: John was reading (progresywne) when Mary come in (nieprogresywne)
3. francuskie: Jean lisait (imparfait) quand Marie entra (passo simple).
Wejście Marii jest tu przedstawione jako wydarzenie zachodzące w jakimś momencie okreśu, w ciągu którego odbywało się czytanie Jana.
W językach gramatykalizujących różnicę między wydarzeniami a procesami przedstawienie sytuacji jako wydarzenia lub procesu nie zależy od bezwzględnej długości jej trwania. Sytuację jednakową (zarówno obiektywnie, jak i w doznaniu nadawcy) można przedstawić czy to jako proces, czy jako wydarzenie, zależnie od tego, czy nadawcę obchodzi jej wewnętrzna struktura czasowa. Dlatego w języku francuskitu do opisu tej samej obiektywnie sytuacji
(4) `Panował (przez) trzydzieści lat' można użyć zarówno passć simple:
(5) Il rćgna pendant trente ans jak i imparfait:
(6) II regnait pendant trente ans
(por. Comrie 1976, 17). Z pewnego punktu widzenia trzydziestoletnie panowanie (przedstawione w passo simple) jest wydarzeniem w tym samym stopniu, w jakim jest nim nagły wybuch albo błyskawica. Jak widzieliśmy wyżej, sytuacje dynamiczne są normalnie przedstawiane przy historycznym sposobie opowiadania jako wydarzenia. a przy przeżywanym jako procesy. Widzieliśmy również, że tłumaczy to pewne luki i asymetrie występujące w niektórych językach (por. 1 ~.4). Otóż to samo tłumaczy również pewne odcienie stylistyczne połączone w poszczególnych językach z wyborem aspektu.
Element subiektywny zawarty w podziale sytuacji na wydarzenia, stany i procesy nie narusza różnic czasowych, na których ten podział się opiera. Przedstawienie sytuacji w ten a nie inny sposób podporządkowuje ją logice relacji czasowych, która rozstrzyga o dopuszczalności pewnych kombinacji pojęć aspektowych i o niedopuszczalności innych (por. Miller i Johnson-Laird 1976., 442 nn.). Następujące ważniejsze zasady logiki relacji czasowych istotnych dla aspektu można uznać za aksjomaty:
I. Wobec jednowymiarowej kierunkowości czasu oraz wobec naszego ujmowania wydarzeń jako momentów (czyli jako bytów dn~giego rzędu mających w kontinuum czasu określone położenie, ale nie mających wielkości) dwa lub więcej niż dwa wydarzenia mogą być kolejne, ale jedno nie może być zawarte w drugim - ani całkowicie, ani częściowo.
II. Na mocy potocznych założeń na temat czasu (i wbrew teorii względności) dwa lub więcej niż dwa wydarzenia mogą być przedstawione jako absolutnie jednoczesne.
III. Ponieważ stany i procesy trwają w czasie, a wydarzenia nie, więc wydarzenie może być zawarte, jako moment, w okresie trwania stanu lub procesu. `
IV. Dwa lub więcej niż dwa stany albo procesy mogą być uporządkowane nie tylko na zasadzie kolejności, lecz również współtrwania lub zawierania się (całkowitego lub częściowego).
Zasady te, jak będzie można zauważyć, poddają się interpretacji lokalistycznej (por. 15.7). Tłumaczą one również w dużej części główne rozróżnienia aspektowe, zgramatykalizowane w bardziej znanych językach europejskich.
310 ~ 311

Nie tłumaczą ich jednak w całości. Musimy się obok nich, posłużyć dodatkowym pojęciem fazy - i to w znaczeniu bliższym potocznemu, niż to, które nadają temu terminowi (jako przeciwieństwu aspekńx) tacy uczeni, jak Joos (1964) i Palmer (1974-por. Comrie 1976, 48). Sytuacje trwające (czyli stany i procesy) w przeciwieństwie do wydarzeń mogą mieć początek i koniec, a nawet muszą je mieć, chyba że są wszechczasowe lub wieczne (por. 15.4). Co więcej, takie sytuacje trwające mają między początkiem a końcem nieskończenie wiele innych faz czasowych. Jak widzieliśmy, stany różnią się od procesów (z działaniami włącznie) tym, że są we wszystkich swoich kolejnych fazach jednorodne i niezmienne. W innym sensie jednak również procesy, podobnie jak stany, składają się z kolejnych jednorodnych faz. Podobnie jak z twierdzenia `Jan kochał Marię od tl do t~' wynika twierdzenie `Jan kochał Marię w tk', tak z twierdzenia `Jan biegł od t~ do t~ ' wynika twierdzenie `Jan biegł w ty' (przy czym tk oznacza którykolwiek spośród niezliczonych momentów między t; a t~, czyli t;Wskazują oni również, że w obrębie procesów istnieje pewien podzbiór, który Vendlex nazywa dokonaniami*, a do którego stosuje się pojęcie ukończenia. O każdy niemal proces można zapytać: `Czy ustał?'; natomiast pytanie `Czy został ukończony?' zawiera w sobie bardziej szczegółową presupozycję, w myśl której dany proces posuwał się w kierunku jakiegoś naturalnego momentu końcowego. Tak np. proces decydowania się jest dokonaniem, którego momentem końcowym jest wydarzenie (w tym wypadku akt) polegające na powzięciu decyzji. Poniewaź decydowanie się jest dokonaniem (w odróżnieniu od biegania i śpiewu, ale podobnie jak bieg do mety i śpiewanie piosenki), więc sensowne są pytania w rodzaju `Jak długo John się decydował?'- Ddkonania zajmują czas i zostają ukończone w czasie. (...) Te różnice logiczne ukazują ważnośś~ opozycji między tym, co jest dokonaniem, a tym, co nim nie jest, dla rozważań o istocie aspektu (por. Dowty 1972 a). Terminy dokonany i perfectum (po łacinie `ukończony') zawdzięczają swoje powstanie tradycyjnemu poglądowi, że podstawową funkcją aspektów tak nazwanych jest wyrażanie ukończenia. Jak widzieliśmy jednak, pojęcie ukończenia stosuje się tylko do dokonań. O tyle więc tradycyjne terminy dokonany i perfectum są mylące.
Dokonanie jest to proces, którego momentem końcowym jest wydarzenie. Vendler (1967) wyróżnia również inny podzbiór sytuacji, które nazywa się osiągnięciami*. Do denotowania osiągnięć służą np. czasowniki przyjeżdżać, przypominać sobie, zapominać, umierać oraz takie wyrażenia, jak zwyciężać w biegu, zjadać kolację itp. Osiągnięcia są wydarzeniami, a nie procesami. Stąd czasownik denotujący osiągnięcie nie może normalnie być użyty z przysłówkiem oznaczającym okres czasu (...). O coś przedstawianego jako osiągnięcie, a więc o coś momentowego, nie ma też sensu pytać `Jak długo to trwało?'. Od tych ogólnych twierdzeń jest dużo pozornych wyjątków. Większość spośród nich tłumaczy się tym, że pewnym rodzajom osiągnięć często towarzyszy pewien rodzaj działania, którego pomyślny przebieg doprowadza do danego osiągnięcia. W danym więc kontekście czasownikowi oznaczającemu osiągnięcie można przypisać znaczenie działania. Tak np. wypowiedzi John zwycięża można przypisać znaczenie `John działa tak, że prawdopodobnie zwycięży'. Natomiast nie można jej przypisać znaczenia `John jest w toku zwyciężania', ponieważ zwyciężanie nie jest prcicesem (...).
Teraz jest już jasne, że spośród takich pojęć, częstych w rozważaniach nad aspektem, jak trwanie, ukończenie, momentowośe, początek i koniec, nie każde da się zastosować do każdej sytuacji. Gdyby w systemie aspektów danego języka każde z tych pojęć było zgramatykalizowane oddzielnie od pozostałych, łączenie pewnych aspektów z czasownikami o pewnym charakterze aspektowym byłoby surowo zakazane. Niektóre języki mają rzeczywiście wielką liczbę odrębnych aspektów. Często jednak istnieją tylko dwa lub trzy aspekty formalnie różne, których dystrybucja jest nieco szersza, niż wynikałoby to z ich nazw. Wtedy może się zdarzyć, i często się zdarza, że ten sam aspekt jest różnie rozumiany w zależności od charakteru czasownika.
Tak np. najbardziej typową funkcją starogreckiego aorystu (podobnie jak francuskiego passć simple i słowiańskiego aspektu dokonanego) jest przedstawianie sytuacji dynamicznej jako wydarzenia. Ponieważ sytuacji statycznych z natury rzeczy nie można przedstawiać jako wydarzeń, więc należałoby przypuszczać, że starogreckie czasowniki statyczne nie mogły być używane w aspekcie aorystycznym. Tymczasem były używane w tym aspekcie, przynajmniej niektóre. Ciekawe, że w wielu takich przykładach najnaturalniejszym rozumieniem aorystu jest rozumienie ingresywne czyli inchoatywne. Polega ono na przy
312 ~ / 313

pisaniu aorystowi znaczenia początku stanu normalnie oznaćzanego danym czasownikiem (tak np. od greckiego czasownika o znaczeniu `panować' aoryst znaczy `zapanować' - przyp. tł.). (...) Podobnie jak sytuacji statycznej nie można przedstawić jako wydarzenia, tak wydarzenia nie można przedstawić jako procesu trwającego. I tu zatem można by oczekiwać zakazu używania czasowników wvdarzeniowych w aspekcie rozciągłym. Tymczasem czasownik oznaczający osiągnięcie można (...) zastosować do opisu końcowej fazy procesu, którego naturalnym zakończeniem, jest to osiągnięcie: por. [Właśnie umiera].
Przykłady występowania czasownika w aspekcie niezgodnym z jego charakterem, przynajmniej na pozór, można znaleźć w wielu językach. Traktuje się je zazwyczaj jako wyjątki od ogólnego znaczenia danego aspektu, albo też (w opisach atomistycznych, a nie strukturalistycznych) jako dowody, że dany aspekt ma różne funkcje. Oba te ujęcia są w zasadzie rozsądne. W bardzo wielu jednak wypadkach szczególne znaczenia aspektowe formy czasownikowej można traktować jako wypadkową centralnego (ezyii podstawowego) znaczenia danego aspektu oraz charakteru danego czasownika.
Określony charakter aspektowy miewają nie tylko czasowniki, ale także rzeczowniki i przymiotniki. Wynika to w sposób oczywisty z naszych poprzednich rozważań nad ontologiczną podstawą wyróżniania części mowy i ich istotnych składniowo podklas (por. 11.3). Tak np. rzeczownik drugiego rzędu wybuch oznacza wydarzenie, a pokój oznaeza stan. Stąd różnica dopuszczalności między zdaniami Wybuch zdarzyl się o trzeciej i pokój zdarzylsię o trzeciej. (...) Bardziej szczegółowe rozważania o aspekcie wymagałyby wniknięcia w jego współzależność z liczbą, policzalnością i odniesieniem wiadomym (por. Quirk i inni 1972, 148). W niektórych językach trzeba by również uwzględnić negację (...) oraz przypadek (por. Petterson 1972). Jak mało która inna część systemu językowego, aspekt ilustruje słuszność strukturalistycznego hasła Tout se tieyit `Wszystko się wiąże' (por. tom I, 8.1).
Z konieczności jednak w naszych rozważaniach nad aspektem musimy wiele rzeczy pominąć. Zakończeniem tych rozważań (ale nie ich konkluzją) będzie wzmianka o kilku sprawach szczególnie ważnych dla semantyki. Pierwsza dotyczy istoty tak zwanego tradycyjnie perfectum (nie mieszać z aspektem dokonanym) w gramatyce niektórych języków (głównie greckiego i angielskiego - przyp. tł.; por. Comrie 1976, 52 nn.; Friedrich 1974,16 nn.). Perfectum jest zazwyczaj, a z po
chodzenia może nawet zawsze, aspektem statycznym, z tym szczególnym dodatkiem, że przedstawia stan jako wynik ukończenia procesu. `Tak bywa na ogół w angielskich czasownikach denotujących procesy. Na przykład forma [I have learnt], czyli perfectum czasownika learn `uczyć się', znaczy `już umiem'. Często czasownik statyczny jednego języka tłumaczy się na drugi język za pomocą perfectum czasownika procesualnego (por. Comrie 1976, 57). W niektórych jednak czasownikach statycznych między perfectum a innymi aspektami może zachodzić różnica semantyczna. Tak np. po angielsku [I knoty] znaczy m.in. `już umiem (lekcję)', natomiast perfectum [I have known] znaczy albo `umiem od pewnego czasu', albo `kiedyś umiałem'. Zdarzają się też różnice znaczenia między czasownikiem statycznym a perfectum odpowiedniego czasownika niestatycznego. Z twierdzenia `X knows Y = X umie Y' nie wynika twierdzenie (w perfectum) `X has learnt Y = X już umie Y'. Z twierdzenia `X is dead = X nie żyje' nie. wynika twierdzenie (w perfectum) `X has died =X już umarł'. Natomiast z twierdzenia `X has died = X już umarł' wynika twierdzenie `X is dead = X nie żyje' (chyba że przyjmiemy możliwość zmartwychwstania lub ponownego narodzenia). (...)
Często wskazywano, że perfectum angielskie dopuszcza pewne użycia, które upodabniają je raczej do czasu, niż do aspektu. Pogląd ten ma za sobą pewne argumenty. Aspekty retrospektywne, czyli odnoszące się w rzeczywistości do momentu lub okresu wcześniejszego, niż ten, do którego odnoszą się na pozór, mają skłonność do przechodzenia w czasy przeszłe, zwłaszcza oznaczające przeszłość niedawną (por. Anderson 1973 b, 37). Tak się stało np. z perfectum złożonym w dzisiejszym mówionym języku francuskim. W angielskim jednak zasadniczo aspektowy charakter perfectum przejawia się m.in. w zakresie jego łączenia z przysłówkami oznaczającymi momenty (...).
Druga sprawa dotyczy spokrewnionych ze sobą pojęć habitualności i wielokrotności: Habitualnymi lingwiści nazywają umownie sytuacje (oraz odpowiadające im aspekty), które można nazwać także powtarzalnymi, częstymi, regularnymi, zwykłymi, a nawet normalnymi. W tym samym sensie używa się również określeń "wielokrotny (iteratywny)" i "częstotliwy (frekwentatywny)". Twierdzi się często, że regularne powtarzanie się wydarzenia tworzy pewien ciąg, który można przedstawić jako sytuację o wielu cechach stanu. Ma to tłumaczyć pewne użycia aspektów w konkretnych językach. Twierdzi się również,
314 / 315

że uzasadnione jest użycie aspektu habitualnego do wyrażania tzw. prawd bezczasowych typu Krowy jedzą. trawę. Znaczenie `czasami' przechodzi bowiem niepostrzeżenie w-znaczenie `często', a `często' zbliża się asymptotycznie do `zawsze'. Mieliśmy już okazję mówić o rozmaitych znaczeniach wyrazu bezczasowy, a zwlaszcza o różnicy między bezczasowością i wie.eznością oraz o ważności tej różnicy dla oznajmień gnomicznych i gatunkowych (por. 15.4). Tak się składa, że w wielu językach w odniesieniu do sytuacji habitualnych oraz w oznajmieniach gnomicznych używa się tego samego aspektu: w rosyjskim niedokonanego, w angielskim nieprogresywnego, w tureckim tzw. aorystu itd. Wydaje się jednak, że w języku suahili można za pomocą zgramatykalizowanej opozycji aspektowej odróżnić gatunkowe znaczenie twierdzenia `Krowy jedzą trawę' od jego znaczenia habitualnego (por. Ashton 1947, 38; Closs 1967). Warto też podkreślić, że w jednych językach habitualność i progresywność są wyrażone jednakowo (np. za pomocą francuskiego i łacińskiego imperfectum), a w drugich są zgramatykalizowane odmiennie (np. w angielskim i w tureckim).
Ze wzmianką o stanach gatunkowych łączy się ostatnia sprawa. Dotyczy ona opozycji między stanami trwałymi a przygodnymi (por. Comrie 1976, 103 nn.) Niektóre takie różnice są zgramatykalizowane w wielu językach - czy to za pomocą formy orzecznika przymiotnego, jak w języku fińskim, czeskim i rosyjskim, czy za pomocą różnicy między spójką jakościową a umiejscawiającą (jak w gaelickim, irlandzkim, hiszpańskim i portugalskim). Szczególnie ciekawa jest tu portugalszczyzna brazylijska. Język hiszpański czyni różnicę między spójkami ser `być zawsze' i ester `być w danej chwili' tylko przy orzeczniku przymiotnikowym, np. [Es guapa] `Jest ładna', ~Esta quapa] `Wygląda (dziś) ladnie'. Natomiast portugalszczyzna brazylijska rozszerzyła tę różnicę na szereg różnych konstrukcji orzekających, w tym również umiejscawiających (por. Thomas 1969, 226). Ten sam język, podobnie jak suahili, dowodzi, że należy odróżnić sytuacje przygodne, choć może bezwyjątkowe, od stanów naturalnych, gatunkowych lub normalnych (w sensie niestatycznym). t9 Jeżeli coś przynależy do jakiegoś miejsca, ale nie jest, nie było i zapewne nie będzie w tym miejscu, to po portugalsku można bez dziwactwa i sprzeczności głosić następuj ące
~9 Wiele przekonujących przykładów podaje Claudia de Lemos (1975), której jestem wdzięczny za informacje o funkcjonowaniu opozycji ser : estkr w języku portugalskim.
twierdzenie: "X jest (ma swoje miejsce) w Y, ale nigdy nie jest (nie przebywa) w Y". Teoretyczna ważność takich przykładów polega na wyraźnej niedostateczności (żeby nie powiedzieć nieprzydatności) kwantyfikacji ogólnej jako środka opisu oznajmień o naturalnych wlaściwościach przedmiotów i ich normalnym miejscu.
Omówienie aspektu i aspektowego charakteru czasownika miało w niniejszym paragrafie charakter wybiórczy, a nie wyczerpujący.z Daliśmy pierwszeństwo stosunkowo niewielu tezom ogólnym, ważnym semantycznie. Każda z nich wymagałaby liczniejszych przykładów, a niekiedy również zastrzeżeń, na które nie pozwala brak miej_sca.z~ Przejdziemy obecnie do teorii lokalizmu. Można jej co prawda bronić - i broniono jej - na znacznie szerszym odcinku, ale wysunięto ją glównie w zastosowaniu do aspektu (pór. Anderson 1973 b).
15.7. Lokalizm
Terminu lokalizm* używamy tutaj jako nazwy hipotezy głoszącej, że wyrażenia przestrzenne są gramatycznie i semantycznie bardziej podstawowe, niż różne wyrażenia nieprzestrzenne (por. Anderson 1971 i 7973 a). Wyrażenia przestrzenne bowiem służą jako szablony strukturalne dla innych wyrażeń. Jak bowiem przekonująco twierdzą psychologowie, w poznaniu ludzkim uporządkowanie przestrzenne ma znaczenie centralne (por. Miller i 3ohnson-Laird 1976, 375 nn.). .r~~~ ~-,~,.,k,~
Zależnie od liczby kategorii i konstrukcji gramatycznych, ~torych dotyczy lokalizm, można rozróżnić. jego wersje śmielsze i ostrożniejsze. W swojej najostrożniejszej postaci hipoteza lokalistyczna ogranicza się do bezspornego faktu, że w wielu nie związanych ze sobą językach wyrażenia czasowe są wyraźnie pochodne od przestrzennych. Tak np. w języku angielskim "prawie wszystkie przyimki i partykuły czasowe są również przestrzenne". Przyimki for `przez', sroce `od' i till `aż do', które w języku nowoangielskim są czasowe, a nie przestrzenne
v Friedrich (1974) sugeruje, że wiele systemów aspektowych można zanalizować za pomocą podstawowych opozycji trwania i nietrwałości, ukończenia i nieukończenia oraz statyczności i niestatyczności.
2~ Bardziej szczegółowe omówienie i dalsze przykłady zawierają, oprócz omówionych w tekście, następujące prace: Bull 1963, Heger 1963, Hirtle 1975, Johnason 1971, Klein 1974, Schopf 1974, Verkuyl 7972, Wunderlich 1970.
316 ~ 317

"wywodzą się historycznie od przyimków miejsca". Wreszcie "przyimki używane zarówno przestrzennie, jak i czasowo, we wszystkich wypadkach przybrały znaczenie czasowe dopiero póżniej" (Traugott 1976). Dotyczy to również bardzo wielu czasowników, przysłówków, przymiotników i spójników nie tylko w języku angielskim, ale także w wielu innych.
Przestrzenne ujmowanie czasu jest zjawiskiem tak oczywistym i powszechnym, że uznawali je wielokrotnie nawet tacy badacze, którzy nie uważali się za zwolenników hipotezy lokalistycznej. Dla zdeklarowanych lokalistów charakterystyczne jest rozpatrywanie z tego stanowiska kategorii gramatycznych aspektu i czasu. Jak widzieliśmy, czas jest kategorią deiktyczną. Otóż między deiktycznością przestrzenną a czasową zachodzi oczywisty paralelizm. Podobnie jak tu i tam znaczą `w tym miejscu' i `w tamtym miejscu', tak teraz i wtedy znaczą 'w tym czasie' i `w tamtym czasie'. Co więcej, na skutek współzależności między czasem a odległością (im dalej, tym dłużej trwa droga) oddalenie czasowe od deiktycznego punktu zerowego odpowiada dokładnie oddaleniu przestrzennemu (por. 15.1). Nic więc dziwnego, że systemy czasowe różnych języków odróżniają np. czas przeszły od nieprzeszłego za pomocą wyrażeń przestrzennyćh, a ściślej mówiąc deiktycznych. Tak jak punkt jest zawarty w linii, tak wydarzenie można umiejscowić w obrębie stanu lub procesu: por. [Nasze pierwsze dziecko urodziło się (w czasie), kiedy byto nam bardzo ciężko ; [Przejechał go samochód (w czasie), kiedy przechodził przez ulicę). Naturalne jest chyba także powiedzenie, że dany byt pierwszego rzędu znajduje się w jakimś stanie lub w trakcie jakiegoś procesu, a więc posłużenie się analogią lub metaforą zaczerpniętą z umiejscowienia przestrzennego: [Jan znajduje się w stanie błogiej nieświadomości) ; [Jan jest w trakcie czyszczenia zębówJ. W wielu językach aspektowe pojęcia progresywności i statyczności (zwłaszcza przygodnej) wyraża się za pomocą konstrukcji pochodzenia wyraźnie lokatywnego (por. Anderson 1973 b; Comrie 1976, 98 nn.). (...) O cenach mówi się, że idą w górę albo w dół. Jeżeli X-a uważa się za lepszego od Y-a to mówi się, że góruje albo przoduje nad Y-ero itd. Teorią lokalizmu można objąe dużą część tego, co w języku uważa się pospolicie za metafory.
To jednak nie wszystko. Jak widzieliśmy, przybieranie pewnej cechy lub popadanie w pewien stan ma się semantycznie tak do posiadania cechy lub bycia w stanie, jak się ma przybycie w dane miejsce do
f,c,hs tu w tyn7 n7ic.j~;cu (por. team 1, 9.~). W interpretacji lu kaustycznej tE,. ic \ stał się Y lub przybral cechę Z, rciwna się tcn7u, żc X przeszedl ~~~ ataou niebycia Y._ern lub nieposiadsiadania cechy Z. Proces przechodzenia r jednego stanu w drugi :r;~,żno opisać za pon7ocą lokalistycznegu 17t2jęcia wędre~wki~ , a pod ~~~.-z~l4cłenn grarnatyczrlvm za loumocEi schematu walcllcy,lneg<> PKZIV~Ill=-SICGAĆ SIF; (BYT, PUNK'!' WYJŚCIOWY, C"IJL.) przedstavvic>ncgu w jednym z pe>przednich rozdziałó w (por. I?.h). Prz_y takiej
n;tllZle ~'v'SZVS2klf CZaS(7wnlkl dC170t11)e~CĆ~ Znllailę Stanl( n7C)Zl7a rlwaZaC
~;l czasowniki przemieszczania się (pc~r. P~Iiller i Juhnsun-Laird 1976, '(, nn. ).
leźcli byt wędruje z punktu wyjściowego do celu. to zwykle wędrujc ukre śloną drogą', którą opis wędrówki może nazywać lub nic (por. lWnncat 197, 18). Wędrówka zaczyna się wyruszeniem bytu z punktu wyjściowego i kończy się jego przybyciem du celu. Zarówno wyruszeni. jak i przybycie są osiągnięciami w rozumieniu Vcndlera (por. 15.6). Jeżeli ująć punkt wyjściowy i cel jako obszary, a nie jaku punktv_ , to wyruszenie i przybycie można opisać jako przekraczanie granicy (por. Jessen 1974). Jeśli przenieść te lokalistyczne pojęcia ze wzorcelwego przykładu tzw. przemieszczenia kunkretne~o na różne typy hrzen7ieszczeń abstrakcyjnych, to można objąć wspólnym schematem także relacje wynikania jednych twierdzeń z drogich: z jednej strony stosunek wynikania między twi'erdzeniarni `X nauczył się Y' i 'X już rlr77ie Y' oraz między twierdzeniami `X zapomniał Y' i `X już nic umie Y', z drugiej strony między twierdzeniami 'X już przybył do ~" i `X jest icll v' Y' oraz między twierdzeniami `X już wyruszył z ~" i `X już nic i:-;t w Y'. Dzięki dokonaniu, jakim jest nauczenie się Y (ktcire może, ;llc nie musi być zakończeniem procesu). przekracza się granicę mięclrv niewiedzą a wiedząY. Przez zapomnienie Y przekracza się gran icę ~.- uc;wrotnvm kierul7ku, czyli nic wcl7udzi się w staal wiedzy. Iccz wv_ c:hudrr się z piega. Wśród wielu zbiurciw' wvrażcli, których charakter ~a;pektowy i relacje wynikania można opisać w tern lokaliatvcznyn7 aparacie pojęciowym, są takie j318 ~ :~ 19

Z naszych poprzednich rozważań o przyczynowości i przechodniości wynika również związek tych obu pojęć z hipotezą lokalizmu (por. 12.5). Już sam termin przechodni wywodzi się, jak widzieliśmy, z wzorcowej sytuacji agentywnej, do której stosuje się zarówno schemat operatywny ODDZIALYWAĆ (AGENS, PATIENS), jak i schemat ewentywny POWODOWAĆ (PRZYCZYNA, SKUTEK). Lokaliści kładą wielki nacisk na naturalny związek ról walencyjnych PUNKT WYJŚCIOWY, PRZYCZYNA i AGENS z rolami CEL, SKUTEK i PATIENS. Przejawem tego związku, a według lokalistów jego skutkiem, są pewne pozornie przypadkowe zbieżności między wieloma nie związanymi ze sobą językami w użyciu (w znaczeniu agensa i patiensa -przyp. tł.) takich przypadków gramatycznych, jak ablativus* i dativus, a także przyimków o znaczeniu `od' i `do' (por. Andersen 1971, Andersen i Dubois-Charlier 1_975).
Zgodnie z przyjętym tu poglądem przyczyny są bytami drugiego rzędu. Mogą więc być ujmowane lokalistycznie jako punkty wyjściowe swoich skutków. Podobnie, ale na wyższym poziomie abstrakcji, w zdaniu warunkowym można ująć poprzednik jako punkt wyjściowy, z którego wypływa następnik. Innymi słowy twierdzeniu `jeżeli p, to q' można nadać lokalistyczną postać `q wypływa z p'. Paralelizm semantyczny i gramatyczny między zdaniami przyczynowymi, warunkowymi i czasowymi można opisać za pomocą lokalistycznego pojęcia wędrówki, a nie tylko czasowej kolejności sytuacji powiązanych przyczynowo (par. 12.5).
Nawet wyrażenia przysłówkowe narzędzia i sposobu, które w zdaniach prostych są z reguły okolicznikami, a nie składnikami jądrowymi (podobnie jak wyrażenia przysłówkowe miejsca, czasu i przyczyny), można z lokalistycznego punktu widzenia połączyć w jedną grupę i podciągnąć pod pojęcie drogi (por. Andersen 1971, 171). W związku z tym warto zauważyć, że (...) angielskie way `sposób' znaczy dosłownie `droga' (...) W zdaniach z tak zwanymi pospolicie (choć może błędnie) okolicznikami narzędzia można, jak widzieliśmy, tę samą obiektywnie sytuację opisać pod względem gramatycznym i leksykalnym według kilku różnych szablonów (por. 12.6). Otóż wydaje się, że przynajmniej jeden z tych szablonów jest z pochodzenia przestrzenny.
Dwoma stanami chyba najczęściej dotychczas omawianymi w świetle pojęcia lokalizacji abstrakcyjnej są posiadanie i istnienie. W wielu bowiem nie związanych ze sobą językach na całym świecie używa
Się konstrukcji wyraźńie lokatywnych w zdaniach typu `Jan ma książkę' i `Istnieją krasnoludki' (por. rosyjskie Ulwana kniga i polskie Krcas,zoludki są na świecie-przyp. tl.; zob. Allen 1964, Asher 1968, Boedi 1971, Christie 1970, Li 1972, Lyons 1967 i 1975).
W użyciu potocznym wyraz posiadanie jest w przybliżeniu równoważny z wyrazem wla.sność (chociaż prawnicy mniej lub więcej dokładnie rozróżniają te pojęcia). To, co X posiada, można nazwać jego w Jasnością. W tradycyjnym użyciu gramatycznym wyrazy posiadanie i posesywny są rozumiane znacznie szerzej. Można nawet twierdzić, że ~;y bardzo mylące. Spośród tak zwanych trac.iycyjnie konstrukcji posesywnych tylko nieliczne mają coś wspólnego z własnością lub posiadaniern. Nie ma powodu sądzić, jakoby ta mniejszość stanowila podzbiór szczególnie ważny lub podstawowy.
W każdym razie interpretacja lokalistyczna tzw. konstrukcji posesywnych jest wybitnie przekonująca, zarówno ze względów semantycznych, jak i składniowych. Na pytanie Gdzie jest książka można odpowiedzieć zarówno..lest na stole, jakJcrn ją ma. Ani tutaj, ani nigdzie indziej nie ma powodu traktować czasownika mieć inaczej, niż jako przetransformowany wariant spójki lokatywnej. Jak już widzieliśmy, przyjmowanie ukrytych podmiotów lokatywnych, choć nietradycyjne, nie ma w sobie nic paradoksalnego (por. 12.3). Można twierdzić, że ukrytym podmiotem lokatywnym zdania Jan ma książkę jest `u Jana', pódobnie jak ukrytym podmiotem lokatywnym zdania Na ,stole jest k.siqżka jest `na stole'. Z kolei ukryty locativus osobowy `u Jana' najlepiej jest chyba uznać za orzekający (por. Książka jest na stole).
Konstrukcje egzystencjalne są pochodzenia lokatywnego w sposób jeszcze bardziej oczywisty, niż konstrukcje posesywne. Można nawet twierdzić, że istnienie jest skrajnym wypadkiem lokalizacji w przestrzeni abstrakcyjnej, deiktycznie neutralnej (por. polskie być na świecie `istnieć' -przyp. tl.; zob. Lyons 1975) (...) Bez względu jednak na to, czy przyjmiemy ten pogląd, lokatywna podstawa konstrukcji egzystencjalnych w wielu językach, a może nawet we wszystkich jest chyba niewątpliwa i jest dość powszechnie uznawana.
Jej uznanie otwiera drogę do lokalistycznej interpretacji nie tylko takich kauzatiwów egzystencjalnych*, jak Bóg stwoYZyl Adamca, Jan nurrcalowal obraz (por. 12.5), lecz również językowych odpowiedników takich centralnych pojęć logicznych, jak kwantyfikacja, negacja, wiedza i prawda. Ponieważ w niniejszej książce nie zamierzamy posu
320 ~ 321

nąć teorii lokalizfnu do jej ostatnich granic ani szczegółowo jej rozwinąć, więc pominiemy kwantyfikację i negację (por. Anderson 1975). Ograniczymy się do krótkiego, nieco hipotetycznego opisu wiedzy Y prawdy.
Pojęcia wiedzy, prawdy i istnienia są ze sobą związane. Twierdzenie bowiem `X wie, że p' jest prawdziwe tylko wtedy, kiedy prawdziwe jest samo twierdzenie p (por. 17.2). Z kolei p jest prawdziwe na temat danego świata (lub stanu świata) tylko wtedy, kiedy sytuacja opisana za jego pomocą rzeczywiście istnieje w tym świecie (lub stanie świata; por. tom I, 6.5). Otóż twierdzenia uznaliśmy za byty trzeciego rzędu. Można je więc traktować albo jako byty abstrakcyjne, niepsychologiczne, albo jako przedmioty wiedzy i wiary. Prawda jest dla bytów trzeciego rzędu tym, czym dla bytów pierwszego rzędu jest istnienie w przestrzeni. Oznajmienie typu [To jest prawda], w którym [to] odnosi się do jakiegoś twierdzenia, odpowiada strukturalnie oznajmieniu typu [X istnieje], w którym X odnosi się do jakiegoś bytu pierwszego rzędu. Oto w największym skrócie jedna z wersji lokalistycznej teorii pxawdy. W niniejszej książce nie zamierzamy jej rozwijać. Jak jednak zobaczymy dalej, takie ujęcie prawdy zgadza się z założeniem, iż każde oznajmienie zawiera składnik `Jest tak, że...'. Na tym właśnie założeniu będzie oparta nasza dalsza analiza logiczna wypowiedzi (por. 16.5).
Jeśli zaś potraktujemy twierdzenie nie jako abstrakcyjny byt trzeciego rzędu, lecz jako byt psychologiczny, to jego miejscem będzie z natury rzeczy osoba zajmująca wobec niego tak zwaną przez filozofów postawę twierdzącą (postawę wiedzy, wiary itd.), albo ewentualnie umysł lub mózg tej osoby. Przekazywanie informacji twierdzeniowej łatwo jest oczywiście opisać za pomocą lokalistycznego pojęcia wędrówki (podobnie jak przekazywanie własności, por. Miller i Johnson-Laud 1976, 558 nn.). Jeżeli X przekazuje Y-owi twierdzenie p, to p niejako wędruje od X-a do Y-a. Nie wynika z tego oczywiście, jakoby Y musiał uwierzyć w p. Jeśli zaś nawet uwierzy, to nie można powiedzieć, iż wie, że p, chyba że p jest prawdą. Można co najwyżej powiedzieć, że Y zna p. Dlatego za domyślną strukturę lokatywną dla twierdzeń `X wie, że p', `X wierzy, że p', `X myśli o tym, że p' można chyba uznać twierdzenie `p jest u X-a'. Tym samym twierdzenie `X wie, że p' jest analogiczne do twierdzenia `X ma p'. Dowodzą tego liczne szczegóły budowy poszczególnych języków: W niniejszej książce nie bę
dziemy rozwijać tego dość hipotetycznego stanowiska. Można jednak dodać jedno. Podobnie jak lokalistyczne pojęcie prawdy nadaje się do trójczłonowej analizy wypowiedzi, którą to analizę podejmiemy dalej , tak pod naszkicowane tutaj lokalistyczne pojęcie wiedzy twierdzeniowej można podciągnąć dużą część takich konstrukcji w językach naturalnych, w których mod~iność (epistemiczna i deontyczna, por. 17.2, 17.5) zostaje ujęta jako przedmiot lub twierdzenie.
Na początku niniejszego paragrafu stwierdziliśmy, że teorię lokalizmu można głosić w postaci śmielszej lub ostrożniejszej. Do językowego wyrażania prawdy i modalności, a tym bardziej negacji i kwantyfikacji, można zastosować tę teorię tylko w postaci stosunkowo śmiałej. To, co powiemy o tych pojęciach w pozostałej części książki, nie wymaga ich interpretacji lokalistycznej . Interpretacja taka jest o wiele szerzej stosowana do wielu innych zjawisk wspomnianych w niniejszym paragrafie - zwłaszcza do aspektu, przypadka oraz konstrukcji egzystencjalnych i posesywnych.
322

16 Tryb i sil a ilokucyj r~a
16.1. Akty mowy
W dotychczasowej części książki zajmowaliśmy się głównie opisową funkcją języka, czyli jego używaniem w oznajmieniach*.1 Język jednak służy również jako narzędzie przekazywania informacji innego rodzaju. Nie wszystkie wypowiedzi, które wygłaszamy, są oznajmieniami. Ponadto także oznajmienia, podobnie jak pytania, rozkazy, prośby, wykrzyknienia itd., zawierają pewną liczbę informacji nieopisowych, które można określić ogólnikowo jako ekspresywne* (czy objawowe) i społeczne* (por. tom I, 2.4). Wreszcie przekazywanie informacji opisowej zwykle nie jest celem samo w sobie. Teżeli przekazujemy jakieś twierdzenie drugiej osobie, to normalnie dlatego, że chcemy wpłynąć na jej wierzenia, posuwy lub zachowanie.
Wygłoszenie wypowiedzi stanowi uczestnictwo w pewnym typie kontaktu społecznego. Logicy i filozofowie języka do niedawna skłonni byli to przeoczać, choć podkreślali to często lingwiści, psychologowie, socjologowie i etnologowie. Jedną z najbardziej pociągających cech teorii aktów mowy, wprowadzonej do filozofii języka przez J.L. Austina, jest wyraźne uznanie społecznego czyli międzyludzkiego wymiaru zachowania językowego. Jak się przekonamy, teoria ta stwarza ogólny aparat pojęciowy dla rozważań nad opozycjami składniowymi
' Logicy używają na ogół terminu statement'oznajmienie' w dość odmiennym znaczeniu (por. Lemmon 1966). Moje użycie ma być bliższe potócznemu znaczeniu tego wyrazu. Przede wszystkim trzeba podkreślić, że oznajmienia są pewnym typem wypowiedzi i że można je traktować albo jako akty, albo jako sygnaly (por. tom I, 1.6).
i semantycznymi, które językoznawcy nazywają tradycyjnie trybem* i modalnością*.
Austin rozbudowywał swoją teorię aktów mowy* przez szereg lat. Trudno powiedzieć, ezyprzed śmiercią zdążył nadać jej wersję ostateczną. W wersji najpóźniejszej jest ona rozmyślnie zmieniana i rozszerzana w toku jej wykładu (Austin 1962). Terminu akt mowy sam Austin używa rzadko. Kiedy go używa, nie jest zupełnie jasne, co chce nim objąć: jaką część tego, czego się dokonuje przy wytwarzaniu wypowiedzi. Nie będziemy wnikać w tę sprawę.
Termin akt mowy jest obecnie szeroko stosowańy w pracach inspirowanych przez Austina. Co najważniejsze, stanowi tytuł wpływowej książki Searle'a (1969). Również i my zatem będziemy go używać w niniejszych rozważaniach. Trzeba jednak podkreślić, że jest to termin niefortunny i potencjalnie mylący. Przede wszystkim nie odnosi się do samego aktu mówienia, czyli wytwarzania wypowiedzi mówionej, lecz, jak się przekonamy, do czegoś bardziej abstrakcyjnego.'- Po drugie termin akt mowy w swoim Austinowskim znaczeniu nie jest ograniczony do porozumiewania się za pomocą języka mówionego. Tak np. można powiedzieć, że X dokonał aktu mowy, jeśli przywołał Y-a ruche m ręki . Co prawda Austin rozbudował swoj ą teorię aktów mowy ze szczególnym uwzględnieniem języka. Przyjąłby też na pewno zasadę pierwszeństwa substancji fonicznej (por. tom I, 3.3). Ale według niego i jego zwolenników w aparacie pojęciowym teorii aktów mowy można opisywać także gesty i inne sygnały, nawet jeśli nie są równoważne z wypowiedziami językowymi, ani nie są do nich dodane. Również i tej sprawy jednak nie będziemy omawiać zbyt szczegółowo. Skupimy uwagę na wypowiedziach językowych.
Austin zaczął od rozróżnienia wypowiedzi konstatujących* i performatywnych*. Wypowiedziami konstatującymi są oznajmienia. Ich funkcją jest opis wydarzeń, procesów i stanów rzeczy. Ich cechą (albo cechą wyrażanych nimi twierdzeń) jest to, że są albo prawdziwe, albo fałszywe.3 Natomiast wypowiedzi performatywne nie mają wartości
Językoznawcy często używali, a czasem jeszcze używają terminu akt mowy jako przekładu niemieckiego Sprechakt Buhlera (1934) w bardziej naturalnym znaczeniu: 'aktu mówienia'.
~ Przyjmujemy, że terminy prawdziwy i fałszywy stosują się w zasadzie do twierdzeń, a tylko wtórnie do oznajmień wyrażających (czyli zawierających) twierdzenia. Intuicyjne znaczenia wyrazów prawdziwy i fałszywy nie są jasne (por. niżej przypis 5).
324 ~ 325

prawdziwościowej. Nie używa się ich do oznajmiania, że jest lub nie jest tak czy inaczej, ale do dokonywania czegoś. Tak np. Austin wskazał, że zdania Chrzczę ten okręt imieniem "Liberte" albo Radzę ci. przestać palić wypowiada się normalnie dla dokonania takich rzeczy, których nie można dokonać inaczej (... ). Ważnym zamiarem Austina było podkreślenie, że oznajmienia, czyli wypowiedzi konstatujące, są tylko jednym z typów wypowiedzi znaczących oraz że badania-logiczne i filozoficzne należałoby rozszerzyć na wypowiedzi performatywne.
Pod tym względem Austin występował przeciwko ograniczającemu poglądowi na znaczenie, wyznawanemu przez pozytywistów logicznych (por.tom I, 6.1). Ich zdaniem jedynymi wypowiedziami w pełni znaczącymi były oznajmienia sprawdzalne empirycznie. Wszystkie inne wypowiedzi były określane jako emotywne*. W czasach rozkwitu pozytywizmu logicznego wyrazu emotywny w tym wszechobejmującym znaczeniu używano do tego, żeby krytykować jako bezsensowne wszystkie oznajmienia rzekomo opisowe w takich dziedzinach rozważań, jak metafizyka (por. Ayer 1936). Termin ten stał się też podstawą tzw. emotywnej teorii etyki (por. Stevenson 1944). Tacy wpływowi pisarze, jak I. A. Richards, wprowadzili go także do krytyki literackiej i stylistyki.
Wittgenstein, sam niegdyś blisko związany z twórcami pozytywizmu logicznego, później zrezygnował z uproszczonego rozróżnienia opisowej i emotywnej funkcji języka, podkreślając natomiastróżnorodność funkcjonalną wypowiedzi językowych. Używanie języka - mówił - jest jak gra, której reguły przyswajamy sobie i wypełniamy przez to, że w nią gramy. Władania językiem nie uczymy się przez zapamiętywanie z góry jednego zbioru normatywnych reguł, rządzących użyciem języka we wszystkich okolicznościach, lecz przez włączanie się do różnych gier językowych, z których każda ogranicza się do pewnego kontekstu społecznego i jest regulowana pewnymi konwencjami społecznymi. Opisywanie tego, jaki jest świat (lub jaki mógłby być), jest tylko jedną z niezliczonych gier językowych, w które gramy jako członkowie określonego społeczeństwa. Filozofowie i logicy nie powinni uprzywilejowywać tej właśnie gry. Każda gra językowa ma własną logikę wewnętrzną (czyli gramatykę, j ak by j ą nazwał Wittgenstein w nieco rozszerzonym sensie tego terminu). Każda też zasługuje na jednakową uwagę. W tym właśnie ogólnym aparacie pojęciowym Wittgenstein sformułował swoją sławną (i sporną) zasadę, że znaczenie
wyrazu ujawnia się w jego użyciu. Nie będziemy tu szczegółowo wnikać w związki między doktryną-gier językowych Wittgensteina (1953) a teorią aktów mowy Austina. Wystarczy wskazać, że obaj podkreślali ważność związków łączących funkcje języka z kontekstami społecznymi, w których język funkcjonuje, i obaj kładli nacisk na to, że filozofa powinny interesować wypowiedzi nie tylko opisowe.
Austin podkreślał, że wielu zdań oznajmiających (np.-Chrzczę ten okręt imieniem "Liberte") używa się w pewnych znormalizowanych kontekstach nie do opisu stanu rzeczy istniejącego niezależnie od wypowiedzi, lecz jako integralnej części jakiejś czynności, wykonywanej przez mówiącego. Pozytywiści logiczni usiłowali kwalifikować takie zdania, jak Nie należy zabijać albo Bóg jest dobry, jako niesprawdzalne pseudooznajmienia. Pomińmy to, czy słusznie odmawiali im prawa do nazwy oznajmień opisowych. W każdym jednak razie nie uświadamiali sobie, że istnieje szereg zdań formalnie oznajmiających, które nie zasługują na nazwę emotywnych, ale o których tym bardziej nie można powiedzieć, że służą do rzeczywistych oznajmień.
W obrębie wypowiedzi performatywnych Austin dokonał dalszego rozróżnienia tzw. zdań performatywnych prymarnie i performatywnych explicite. Tak np. aktu przyrzeczenia można dokonać w dwa sposoby: mówiąc (por. Austin 1962, 69)
(1) Będę tam o drugiej albo
(2) Przyrzekam, że będę tam o drugiej.
Pierwsza z tych wypowiedzi jest wypowiedzią performatywną prymarnie. Druga, zawierająca formę czasownika performatywnego przyrzekać,- jest performatywna explicite. W związku z tym rozróżnieniem trzeba podkreślić dwie sprawy.
Po pierwsze, tego samego aktu mowy można dokonać za pomocą wypowiedzi performatywnej prymarnie i performatywnej explicite. Z tego jednak nie wynika, jakoby odpowiednie zdania miały to samo znaczenie. W wypadkach typowych wypówiedź performatywna explicite ma znaczenie bardziej sprecyzowane. Kto w odpowiednich okolicznościach powiedział [Przyrzekam, że będę tam o pierwszej], ten nie może chyba później zaprzeczyć, że coś przyrzekł. Kto naiumiast powiada [Będę tam o pierwszej, ten (jeśli kontekst nie narzuca interpre
326 ~ - 327

tacji wypowiedzi jako przyrzeczenia) może sensownie twierdzić, że zapowiadał, ale nie przyrzekał. Spełnienie jego zapowiedzi mogło być uwarunkowane czynnikami od niego niezależnymi.
Po drugie, dla wypowiedzi performatywnych explicite charakterystyczne jest to, że mają formę zdań oznajmiających z podmiotem w pierwszej osobie czasu teraźniejszego (w angielskim prostego, a nie progresywnego). Nie jest to jednak ani kóniecznym, ani wystarczającym warunkiem ich eksplicytnej performatywności. Z jednej strony istnieją wypowiedzi performatywne explicite z czasownikiem performatywnym w stronie biernej, rap. Podróżni są proszeni o przechodzenie kiadką ponad torami. Tak bywa zwykle w prośbach i rozkazach wypowiadanych przez bezosobowe lub kolegialne władze. Z drugiej strony niektóre czasowniki performatywne, np. przyrzekać, mogą być używane w pierwszej osobie czasu teraźniejszego także w wypowiedziach konstatujących. W pewnych okolicznościach wypowiedź (Przyrzekam, że tam będę) można interpretować jako stwięrdzenie faktu._ Austin wskazuje, że w poszczególnych wypadkach decyduje to, czy do wypowiedzi można dodać wyraz niniejszym. Wypowiedź [Niniejszym przyrzekam, że tam będę] jest niewątpliwie performatywna explicite. Na ogół jednak z braku niniejszym lub czegoś podobnego wypowiedzi perforrnatywne explicite nie noszą wyraźnego piętna--przynajmniej w swoim składniku słownym. Pod względem budowy gramatycznej mają formę zdań oznajmiaj~cych. To nadaje im, jak mówi Austin, "wygląd całkowicie konstatujący".
Dotychczas omawialiśmy teorię aktów mowy na podstawie odróżpienia tego, co się mówi, od tego, co się przez to robi. Austin jednak wkrótce sobie uświadomił, że to rozróżnienie nie da się utrzymać. iVlówienie (czyli głoszenie), że coś jest takie czy inne, samo jest swojego rodzaju aktem. Toteż wypowiedzi konstatujące, czyli oznajmienia, s~ tylko jednym z rodzajów wypowiedzi performatywnych albo prymarnie, albo explicite. Oznajmieniu performatywnemu prymarnie:
(3) Kot siedzi na słomiance
odpowiada oznajmienie performatywne explicite: (4) Mówię ci, że kot siedzi raa słomiancę,
zawierające czasownik performatywny mówić. Podobnie pytaniu prymarnemu:
(~) Czy wszyscy goście to Francuzi? odpowiada perfornaatywne explicite pytanie:
(6) Pytam cię, czy wszyscy goście to Francuzi.
Wreszcie rozkazowi prymarnemu:
(7) Zamknij okno
odpowiada performatywny explicite rozkaz: (8) Rozkazuję ci zamknąć okno.
~,atwo zauważyć, że we wszystkich tych wypadkach wypowiedź performatywna explicite ma formę gramatyczną zdania oznajmiającego i znaczenie bardziej sprecyzowane, niż odpowiednia wypowiedź perfornaatywna prymarna.
W dalszym rozwoju swojej teorii aktów mowy Austin dokonał rozróżnienia aktów lokucyjnychr, ilokucyjnych"~ i perlokucyjnych*.
I. Akt lokacyjny jest to akt powiedzenia, czyli wytworzenie wypowiedzi znaczącej : "wygłoszenie pewnych dźwięków, pewnych wyrazów w pewnej konstrukcji z pewnym "znaczeniem" w ulubionym filozficzrsym znaczeniu tego słowa, czyli z pewnym sensem i pewnym odniesieniem' (Austin 1962, 94).
II. Akt ilokucyjny jest to akt dokonywany przez powiedzenie czegoś: oznajmienie, przyrzeczenie, rozkaz, prośba, pytanie, chrzest okrętu itd.
III. Akt perlokucyjny jest to akt dokonywany dzięki powiedzeniu czegoś: przekonanie kogoś o czymś, namówienie kogoś do czegoś, roz~niewanie kogoś, pocieszenie kogoś itd.
Z definicji aktu lokacyjnego przez Austina wynikałoby, że identyczne formalnie okazy tej samej wypowiedzi-typu (tom I, 1.4), jeśli różnią się sensem lub odniesieniem zawartych w nich wyrażeń, stanowią tym samym wytwory różnych aktów lokacyjnych. Jeżeli tak jest, to odróżnienie aktów lokacyjnych od ilokucyjnych najwyraźniej traci uzasadnienie (por. Harc 1971,100 -114). To rozróżnienie Austina stało się przedmiotem licznych sporów filoźoficznych, w które nie musimy tu wnikać. Będziemy natomiast operować odróżnieniem wypowiedzi-sygnałów od wypowiedzi-aktów, dokonanym w rozdziale 1. Wypowiedzi-sygnały można uznać za okazy tego samego typu na podstawie ich
328 ' 329

budowy fonologicznej, gramatycznej i leksykalnej bez względu na sens i odniesienie ich składników. Do wypowiedzi-aktów pojęcie tożsamości typu w okazach nie ma zastosowania.
Odróżnienie przez Austina aktów ilokucyjnych od perlokucyjnych jest zasadnicze. W semantyce teoretycznej często je lekceważono lub zacierano. W naszym umyślnie zwięzłym omówieniu pojęcia komunikacji (w rozdźiale 2 tomu I-go) i w naszych dalszych rozważaniach o semantyce logicznej (w rozdziale 6 tomu I-go) przyjęliśmy pogląd, że przekazywanie informacji twierdzeniowej przez nadawcę odbiorcy ma na celu uświadomienie odbiorcy czegoś, czego poprzednio nie był świadomy - czyli włączenie pewnego twierdzenia do zasobu wiedzy odbiorcy. Taka ąnaliza funkcji opisowej języka jest na razie wystarczająca. Stosuje się ona jednak tylko do niewielkiej części tego, co rozumiemy przez przekazywanie informacji. Poza tym niedostatecznie podkreśla to, że oznajmień dokonujemy z różnych powodów, nie tylko i niekoniecznie dla wzbogacenia lub zmiany wierzeń adresata. Jak widzieliśmy, okazów tej samej wypowiedzi=typu można używać do różnych aktów ilokucyjnych: oznajmień, gróźb, rozkazów itd. Nie wprowadziliśmy natomiast dotychczas do naszych rozważań 'nad znaczeniem wypowiedzi (a nie zdań systemowych, por. tom I,1.6 i 14.6) innego rozróżnienia: między ich siłą ilokucyjną* a ich efektem perlokucyjnym* (rzeczywistym lub zamierzonym). Są to, jak odkrył Austin, dwa niezależne składniki złożonego aktu wypowiedzi, choć w pewnych typowych sytuacjach często się ze sobą łączą. Przez silę ilokucyjną wypowiedzi rozumiemy jej status jako przyrzeczenia, groźby, prośby, oznajmienia, namowy itd. Przez jej efekt perlokucyjny rozumiemy jej wpływ na wierzenia, postawy lub zachowania adresata - w pewnych zaś wypadkach jej pośredni wpływ na jakiś stan rzeczy zależny od adresata. Tak np. jeżeli nadawca powie do adresata [Otwórz drzwi], nadając swojej wypowiedzi-sygnałowi siłę ilokucyjną prośby albo rozkazu (oraz odpowiednie cechy prozodyczne i paralingwistyczne, por. tom I, 3.2) to może osiągnąć to, że. adresat otworzy drzwi. Użycie przez nas wyrazu osiggngć presuponuje oczywiście, że nadawca zamierza spowodować ten właśnie skutek. Dlatego musimy starannie odróżniać zamierzony efekt perlokucyjny od rzeczywistego. Zamierzony efekt perlokucyjny bywa na ogół mylnie utożsamiany z siłą ilokucyjną.
Jeszcze ważniejsze jest odróżnienie zamierzonego i rzeczywistego efektu perlokucyjnego od tego, co Austin nazwał odbiorem ilokucyj
ny~-,i'`: od uświadomienia sobie przez adresata, jaki akt ilokucyjny zostal dokonany. Odbiór ilokucyjny jest koniecznym, choć niewystarczającym warunkiem zrozumienia wypowiedzi przez odbiorcę. Nie jest warunkiem wystarczającym, ponieważ konieczne jest ponadto, żeby odbiorca znał budowę fonologiczną, gramatycznąileksykalną języka. W pewnym sensie zrozumienie wypowiedzi można nazwać reakcją poznawczą odbiorcy. Jest to jednak reakcja różna od zamierzonego i rzeczywistego efektu perlokucyjnego. Nazwanie jej reakcją, być może, zaciera tę różnicę (pór. Searle 1969, 42 nn.). Jeżeli nadawca mówi adresatowi, że coś jest takie, a nie inne, to może chce, żeby adresat w to uwierzył. Zrozumienie jednak wypowiedzi jest czymś różnym od rozpoznania przez adresata tego zamierzonego aktu perlokucyjneao. Adresat może potem zupełnie uczciwie powiedzieć, że nadawca coś oznajmił, a on nie wie, w jakim celu: czy chciał, żeby on w to uwier~ył, czy chciał czego innego. Innymi słowy, adresat może wiedzieć, co nadawca chciał powiedzieć, a nie wiedzieć, dlaczego to powiedział.4
Jednym z zagadnień najgoręcej. dyskutowanych przez filozofów jest to, czy ustalenie siły ilokucyjnej wypowiedzi wymaga konwencji (jak najwidocznięj uważał Austin). Strawson (1964 a) w ślad za Gricc'em (1957) twierdzi, że takie podstawowe akty ilokucyjne, jak oznajmienia, pytania i rozkazy, są z konieczności niekonwencjonalne. Rozumie przez to, że do ich wyjaśnienia wystarczą tzw. reakcje naturalne, m.in. wierzenia i rozpoznawanie intencji komunikatywnej. Zdaniem Searle'a "przynajmniej niektórych aktów, np. oznajmień i przyrzeczeń, można dokonywać tylko w obrębie systemów koniecznych reguł. Konkretne konwencje językowe, istniejące w poszczególnych językach naturalnych, są po prostu konwencjonalnymi realizaejami tych ukrytych koniecznych reguł" (1971, 9). Searle przyznaje jednak, że jest to "jeden z najważniejszych nie rozstrzygniętych sporów we współczesnej filozofii języka". Toteż nie będziemy usiłowali go rozstrzygnąć w żadnym kierunku. Obie strony w tym sporze zgadzają
a Mówimy tutaj o dowolnie wybranych szczególnych sytuacjach. W warunkach normalnych jednak znajomość znaczenia wypowiedzi nadawcy jest, być może, z koniecznosci związana z wiedzą o tym, co rozumiałoby się przez okaz danej wypowiedzi-typu (por. Cirice 1957, 1968). Podobnie w codziennym zachowaniu językowym możliwe, a nawet częste jest kłamstwo i oszustwo. Mimo to porozumiewanie się jest logicznie zależne od istnienia w danej zbiorowości umowy przewidującej mówienie prawdy (por. Lewis i9o9~..
330 ~ 331

waniu prawa wyłączonego środka j est niewiernością wobec zobligowania, zasadniczo analogiczną do złamania obietnicy.
Nie musimy wnikać głębiej w sprawę warunków fortunności. Ważne (i filozoficznie sporne) jest tu jedno. Przy powyższej analizie takie podstawowe akty ilokucyjne, jak oznajmienia, pytania i rozkazy, zostają podporządkowane takim samym warunkom, jak wypowiedzi wyraźniej performatywne, które Austin pierwotnie przeciwstawiał wypowiedziom konstatującym. Austin głosi zatem jednolitą w zasadzie teorię znaczenia wypowiedzi w ramach ogólnej teorii działania społecznego. Jego teorię znaczenia, podobnie jak późniejszą teorię Wittgensteina, można nazwać kontekstową w tym samym znaczeniu, co teorię Firth~ i Malinowskiego (por. 14.4). Ma ona nad rłimi tę przewagę, że przerzuca pomost nad odwieczną przepaścią, dzielącą filozoficzne ujęcia semantyki od socjologicznych i etnologicznych. Wolno też chyba stwierdzić, że teoria aktów mowy Austina pozwala zachować wszystko to, co jest prawomocne i użyteczne w semantyce behawiorystycznej (por. tom I, 5.4). Nie jest ona oczywiście teorią behawiorystyczną w ścisłym znaczeniu, ale nie jest niezgodna z rozszerzoną wersją behawioryzmu. Odróżnienie przez Austina siły ilokucyjnej od aktu perlokucyjnego oraz jego analiza warunków fortunnościwśkazują drogę do takiego rozszerzenia behawiorystycznych teorii sęmantyki, które może zaradzić ich najoczywistszym niedomaganiom.6
Oprócz trzech grup warunków fortunności, wymieniónych i zilustrowanych wyżej, akty ilokucyjne są rządzone i zdeterminowane ogólnym warunkiem znaczącości. Tutaj włączyć można analizę znaczenia na podstawie intencji przez Grice'a, również zgodną z rozszerzoną wersją behawioryzmu. Oto słowa Searle'a: "Mówiący zamierza osiągnąć pewien efekt ilokucyjny przez skłonienie słuchacza do tego, żeby rózpoznał ten jego zamiar. Zamiarem mówiącego jest -również to, żeby rozpoznanie jego zamiaru opierało się na konwencjonalnym związku między znaczeniem wygłoszonej jednostki językowej a danym efektem" (1969, 60-61). Tak np. przyrzekając coś, mówiący zakłada, że "reguły semantyczne, determinujące znaczenie wypowiadanych wyrażeń, stanowią o tym, że dana wypowiedź uchodzi za podj ęcie pewnego zobowiązania".
~ W związku z tym bardzo interesujący jest behawiorystyczny (w szerokim znaczeniu) opis komunikacji językowej przez Bennetta (1976).
Zanim od tego ogólnego omówienia aktów mowy przejdziemy do związku siły ilokucyjnej z trybem i modalnością, musimy jeszcze wspomnieć o dwu sprawach. Po pierwsze to, co przedstawiliśmy jako pojedynczy akt ilokucyjny, np. jako oznajmienie lub obietnicę, może obejmować (i zwykle obejmuje) kilka składowych aktów ilokucyjnych. Przypuśćmy, że oznajmiamy posiadanie przez pewien byt pewnej cechy, którą denotuje pewne wyrażenie' orzekające. Otóż odniesienie tego wyrażenia do tego bytu już samo jest aktem (w rozumieniu Austina). Aktem jest również orzekanie, czyli przypisanie temu bytowi danej cechy (por. tom I, 6.3). Zawartość twierdzeniową zdania (czyli twierdzenie wyrażone zdaniem oznajmiającym) można ująć jako abstrakcyjny odpowiednik konkretnego aktu twierdzącego. Z kolei akt twierdzący można sobie wyobrazić jako złożony z owych dwu aktów składowych: odniesienia i orzekania (por. Searle 1966, 22-26). Ale siła ilokucyjna oznajmienia nie ogranicza się do jego zawartości twierdzeniowej. Musi się z nią łączyć akt ilokucyjny asercji. Jak się przekonamy w następnym paragrafie, ta sama zawartość twierdzeniowa może się łączyć z różnymi aktami ilokucyjnymi w takie różne akty mowy, jak pytania, rozkazy, prośby itd.
Po drugie, teoria aktów mowy Austina z natury rzeczy nasuwa pytanie, czy liczba aktów mowy wymagających uwzględnienia w analizie semantycznej języków naturalnych ma jakąś górną lub dolną granicę. W języku angielskim jest kilkaset czasowników performatywnych. Oczywiście niezadowalająca byłaby teoria, która by przedstawiała wszystkie akty denotowane przez te czasowniki j ako akty odrębne i nie powiązane. Czy można ująć te akty w mniejszą liczbę podstawowych typów? A jeśli tak, to w jaki sposób? Sposoby takie są co najmniej trzy.
I. Można badać stosunek między wypowiedziami performatywnymi prymarnie a performatywnymi explicite. Zakłada się przy tym, że główne rodzaje siły ilokucyjnej są wyróżniane (np. za pomocą czasów i trybów - przyp. tł.) w wypowiedziach performatywnych prymarnie. Przy takim założeniu np. w znaczenie czasowników przyrzekać, zapowiadać, przysięgać i grozić byłoby wbudowane-znaczenie ogólniejszego czasownika performatywnegó, .który w poszczególnych językach mógłby być zleksykalizowany lub nie (por. tom I, 8.5).
II. Można badać wyrazy służące do powiadamiania o poszczególnych rodzajach wypowiedzi. Tak np. o wypowiedzi X-a [Będę tam o
334 335

drugiej można powiadomić słowami: ~X przyrzekł, że będzie tam o drugiej. Świadczy to o tym, że zdania typu (Będę tam o drugiej mogą służyć do składania przyrzeczeń. W języku angielskim (i polskim przyp. tl.) do opisywania poszczególnych aktów ilokucyjnych służą w większości te same czasowniki; co do dokonywania tych aktów. Jest to jednak wyraźnie zależne od struktury poszczególnych języków. W zasadzie mógłby istnieć język (co prawda nieekonomiczny) z dwiema seriami czasowników: jedńą do samych aktów ilokućyjnych, a drugą do ich opisu. Mógłby nawet istnieć język nie używający w ogóle czasowników performatywnych, lecz tylko performatywnych partykuł i cech paralingwistycznych.~
III. Można badać warunki fortunności poszczególnych typów aktów mowy i poklasyfikować te akty zależnie od tego, czy wiążą je warunki wstępne, warunki szczerości czy warunki zasadnicze. Sugerowano, że w ten sposób można uwidocznić dostrzegalne intuicyjne związki między obietnicą a groźbą i między radą a ostrzeżeniem (por. Searle 1969). Analiza jednak warunków fortunności większej, reprezentatywnej próbki aktów mowy została dopiero niedawno podjęta. Zanim zostanie ukończona, trudno przewidzieć jej wynik.s
Dotychczas nie mówiliśmy o uniwersalności poszczególnych typów' aktów mowy. Tak zwane przez Strawsona i innych podstawowe akty ilokucyjne (zwłaszcza oznajmienia, pytania i rozkazy) są zapewne uniwersalne, czyli dokonywane we wszystkich społeczeństwach ludzkich. Jest to prawdopodobnie niezależne od ich konwencjonalności czy niekonwencjonalności. Inne jednak afty mowy zależą chyba od pojęć prawnych luh moralnych, zinstytucjonalizowanych w poszczególnych społeczeństwach. Takim aktem jest chrzest okrętu, przytoczony jako przykład przez Austina. 'Tu należy również przysięga sądowa, chrzest dziecka lub nadanie stopnia naukowego. Akty takie są najwidoczniej jednocześnie końwencjonalne i specyficzne dla określonych kultur. W'. dalszym ciągu zajmiemy się tylko najbardziej podstawowymi aktami; mowy. Należy jednak pamiętać o tym, że w każdym społeczeństwie,' podlegają one tym samym warunkom fortunności, co inne formy za-'i chowania i kontaktu społecznego.
Tak np. w języku starogreckim używano regularnie do przysiąg partykuly e men 'dalibóg' (wraz z czasownikiem ómnymż `przysięgam' lub bez niego).
g Analizę tę rozpocząl sam Austin, tworząc pewną liczbę ogólniejszych typów ak-i tów mowy (por. Fraser 1974).
W tym miejscu nie od rzeczy będzie wprowadzić pojęcie tzw. czasowników wtrąconych*. Takie czasowniki, jak przypecszczać, sądzić i myśleć w pierwszej osobie czasu teraźniejszego mogą być wtrącane do tekstu "dla zmodyfikowania lub osłabienia pretensji do prawdziwości, którą sugerowałoby samo oznajmienie" (Urmson 1952). Funkcję czasowników wtrąconych opisaną przez Urmsona ilustrują takie zdania, jak:
(9) Ona, przypuszczam, jest w jadalni.
Funkcja ta jest porównywalna, choć nieidentyczna, z tak, nazwanym w rozdziale 3 cieniowaniem* prozodycznym i paralingwistycznym wypowiedzi (por. tom I, 3.1). `
Istnieje oczywiście podobieństwo między czasownikami wtrąconymi a performatywnymi. Należałoby chyba nawet rozszerzyć podaną przez Urmsona definicję czasowników wtrąconych w taki sposób, żeby obejmowała również wtrącone czasowniki performatywne. Wtrącenie czasownika performatywnego ilustrują zdania następującego typu:
(IO) Będę tam o drugiej, przyrzekam.
Wypowiadając takie zdanie, nadawca uzupełnia pierwsze zdanie składowe, za pomocą którego spełnia akt ilokucyjny, zdaniem drugim, które stwierdza charakter tego aktu. Wtrącone zdanie przyrzekam nie tyle obliguje nadawcę, ile potwierdza jego zobligowanie (por. B~dę tam o drugiej, ja ci to przyrzekam). Otóż tak, jak się dna semantycznie i gramatycznie zdanie (10) do zdania:
(11) Przyrzekam, że będę tam o drugiej,
ta.tk ma się zdanie (9) do zdania:
(12) Przypuszczam, że ona jest w jadalni.
Podobnie zdanie:
(13) Przyrzekam być tam o drugiej
fest równowaźne semantycznie, choć nie gramatycznie, zdaniu (11). Stosunek gramatyczny i semantyczny między tymi zdaniami jest kwestią sporną. J. Ross (1970) i inni twierdzili, że wszystkie zdania zawierają domyślne verbum dicendi. Wrócimy do tej sprawy dalej (16.5).
Paralelizm między czasownikami wtrąconymi a performatywnymi
336 ,. 337

zauważył Benveniste (1958 a) niezależnie od Austina i Urmsona. Benveniste podkreślał nieoznajmiającą rolę tych czasowników jako wykładników subiektywności (indicateurs de subjectivite) - czyli środków, za których pomocą nadawca, wygłaszając wyppwiedź, jednoeze-' śnie ją komentuje i wyraża swój do niej stosunek. To pojęcie subiektywności* jest, jak się przekonamy, ogromnie ważne dla rozumienia modalności - zarówno epistemicznej*, jak i deontycznej* (por. 17.2, 17.4).
W artykule na podobny temat Benveniste (1958 b) zwraca również uwagę na tak zwane przez siebie czasowniki delokutywne. Można je zdefiniować, jak następuje: czasownik x jest delokutywny, jeżeli jest słowotwórczo pochodny od formy x, a jednocześnie znaczy `dokonywać aktu (ilokucyjnego), który w wypadkach typowych zostaje spełniony przez wypowiedzenie x lub czegoś zawierającego x'. W tej postaci definicja ta jest chyba nie dość precyzyjna (por. Ducrot 1972, 73 nn.). Wystarczy jednak do naszego obecnego celu (...). Tak np. łaciński czasownik salutare `pozdrowić' jest słowotwórczo spokrewniony z pozdrowieniem [Salus!] `(Dużo) zdrowia'.~Francuskie remercier `podziękować' jest słowotwórczo spokrewnione z wykrzyknikiem [Merci] `dzięki'. Angielski czasownik welcome `powitać' jest słowotwórczo spokrewniony z formą [Welcome] `Witaj'. Oczywiście łacińskie salutare nie znaczyło `powiedzieć [Salus]', tylko `pozdrowić'. Francuskie remercier nie znaczy `powiedzieć [Merci]', tylko `podziękować'. Angielskie welcome nie znaczy `powiedzieć [welcome]', tylko `powitać'. Ale w łacinie jednym z pozdrowień było [Salus]. We francuskim jednym z podziękowań jest [Merci]. W angielskim jednym z powitań jest (lub było) [Welcome]. We wszystkich więc tych wypadkach jako podstawa słowotwórcza czasownika, oznaczającego ogólny akt pozdrowienia, podziękowania lub powitania, służy typowa wypowiedź używana do tego aktu. Skonwencjonalizowanie wykrzyknika [x] jest wcześniejsze, niż utworzenie czasownika x lub niż nadanie mu znaczenia `spełniać akt dokonywany w wypadkach typowych za pomocą wykrzyknika [x]'. Dlatego w pewnym stopniu uzasadnione jest sformułowanie, że ogólniejsze znaczenia `pozdrowić', `podziękować' i `powitać' powstały z bardziej szczegółowych znaczeń `powiedzieć' (Salus], [Merci] lub [Welcome] .
Trzeba jednak podkreślić, że czasownik powiedzieć nie znaczy i nie może znaczyć po prostu `wymówić'. Przyczyna tego stanu rzeczy jest
decydująca dla właściwego rozumienia czasowników delokutywnych, performatywnych i związku między nimi.
W filozoficznych rozważaniach nad językiem komunałem jest stwierdzenie, że angielski czasownik say `powiedzieć, powiadać', oraz mniej lub bardziej podobne czasowniki w innych językach, mają kilka odrębnych znaczeń. Sam Austin (1962, 92 nn. ) rozkłada akt powiedzenia ("w pełnym znaczeniu tego słowa") na trzy akty składowe:
I. akt "wydania określonych dźwięków";
II. akt "wymówienia określonych wyrazów, czyli dźwięków określonego typu, jako należących do określonego słownictwa, w określonej konstrukcji";
III. akt użycia wytworu aktu II "w mniej lub bardziej określonym sensie i odniesieniu, które łącznie stanowią znaczenie".
Łatwo zauważyć, że z językoznawczego punktu widzenia analiza Austina jest albo niekompletna, albo nieprecyzyjnie sformułowana. Tak np. w punkcie I nie jest wyjaśnione, jaką część sygnału głosowego obejmuje niefachowy termin dźwięk. W punkcie II nie usiłuje się rozróżnić form, leksemów i wyrażeń. Terminy fachowe, które Austin wprowadza w tym punkcie, zwłaszcza terminy fatyczny i remat, są używane przez językoznawców w zupełnie inny sposób. Jego ogólna tendencja jest jednak dosyć jasna, a jego analiza idzie chyba we właściwym kierunku. Złożony akt powiedzenia rzeczywiście obejmuje co najmniej wszystkie trzy wymienione tutaj typy aktów.
Vendler (1972, 6 nn.), podobnie jak inni przed nim, odróżnia powiedzenie czegoś w pełnym znaczeniu tego słowa (nazwijmy je powiadać) i powiedzieć)) od powiedzenia czegoś w węższym znaczeniu "wymówienia, wygłoszenia lub wypowiedzenia" (nazwijmy je powiadać2 i powiedzieć2). Twierdzi następnie, że "akt ilokucyjny zostaje spełniony tylko wtedy, kiedy mówiący rozumie to, co powiada, i chce spełnić dany akt, czyli chce, żeby słuchacze uważali, że go spełnia" (str. 26). Inherentnym składnikiem aktu ilokucyjnego (czyli powiedzenia)) jest to, że mówiący rozumie i ma na myśli to, co powiada2. Można by temu zarzucić, że często, np. w sądzie, odpowiadamy za niezamierzone skutki naszych działań. Jest to prawda, ale nie ma ona tu nic do rzeczy. Istotnie zdarza się, że zostajemy uznani za winnych niedotrzymania słowa na skutek tego, że wygłosiliśmy coś, czego nie zamierzaliśmy przedstawić jako obietnicy. Wtedy jednak nasza wina jest ustalana prawnie na podstawie pewnie wybitnie praktycznej zasady. Głosi ona,
338 339

że za obietnicę trzeba uznać każdy ostentacyjny akt interpretowani konwencjonalnie jako obietnica-chyba że istnieją wyraźne wskazów-. ki, iż tego aktu nie należy traktować poważnie. Co innego jednak zostać uznanym za obiecującego, a co innego rzeczywiście obiecać. Jeżeli zaznaczymy wyraźnie (czyli w sposób zrozumiały dla każdego rozsądnego człowieka), że naszej wypowiedzi nie trzeba traktować poważnie jako obietnicy, to nie tylko nic nie obiecamy, ale nawet nie zostaniemy uznani za obiecujących. Z tym zastrzeżeniem należy rozumieć to, co powiedzieliśmy wyżej na temat przyrzeczeń i wszelkich aktów dokucyjnych. Nie można niczego powiedzieć nieświadomie, ani nieumyślnie przez samo tylko jego powiedzenie2. Co więcej, jak wskazuje Vendler, czasownik powiedziećz oznacza działanie, a czasownik powiedziećt oznaczadokonanie. Toteż z prawdziwości twierdzenia `X powiadaz ...' w określonym momencie nie wynika nic na temat prawdzi-' wości twierdzenia `X powiadaj ...' w tym samym momencie lub w mowencie późniejszym (por. 15.6).
Odróżnienie czasownika powiadać (powiedzieć)r od powiadać (po,, wiedzieć)z nie wystarcza do semantycznego odróżnienia mowy niezależnej od zależnej.9 Chcąc sprecyzować wszystko, co jest zawarte w cza sowniku powiedziećt, filozofowie omawiają różne problemy. Mniej. szeroko jednak rozważają poważne zagadnienia związane z interpretacją czasownika powiedzieć2. Istotne jest np. rozróżnienie dwojakiej tożsamości wypowiedzi-typu w wypowiedziach-okazach: innej przy powtarzaniu, a innej przy naśladownictwie. Powtarzanie i naśladownictwo są dwoma zupełnie różnymi rodzajami reprodukcji* (por. tom I, 1.4). Kiedy zgodnie z prawdą twierdzimy, że X poprawnie powtórzył wypowiedź Y-a, to abstrahujemy od wszelkich różnic fonetycznych' między obiema wypowiedziami-sygnałami. Jakość głosu na pewno nie jest istotnym warunkiem prawdziwości zdania Maria powtórzyła to, ca powiedział Jan. Byłoby co najmniej przesadą, gdyby Maria usiłowała oddać charakterystyczny głos Jana oraz cechy paralingwistyczne jego wypowiedzi, a choćby nawet niektóre z jej cech prozodycznych. Warunki prawdziwości zdania Maria powtórzyła to, co powiedział Jan są chyba te same, co dla zdania Jan powiedział X i Maria także, przy czym X oznacza określoną formę lub wypowiedź-sygnał, natomiast i znaczy
9 Interesujące uwagi na temat związku między odpowiadającymi sobie konstrukcjami w mowie niezależnej i zależnej zawierają następujące prace: Banfield 1973, Partee 1972, Zwicky 1971.
`a potem'. Ustalenie jednak tych warunków bez arbitralnośći metodologicznej jest uderzająco trudne.t Do poprawnego powtórzenia jest Zapewne konieczne, żeby oba okazy X zawierały te same formy w tym samym porządku. Nie jest to jednak zawsze, a może nawet nigdy, warunek wystarczający. Nie wiadomo, czy istnieje jakiś zespół warunków dodatkowych. Krótko mówiąc, czasownik powiedziećz nie jest byuajmniej taki prosty, jakby się mogło wydawać. Dotyczy to również różnicy między tym, co ktoś powiada2, a tym, j ak to powiada2. Na różnicę tę często powołują się filozofowie.
Rozróżnienie czasowników powiedziećt i powiedzieć2, choć dość elementarne, rzuca jednak nieco światła na charakter i wzajemny stosunek czasowników performatywnych i delokutywnych. Jak widzieliśnoy, samo wygłoszenie przez X-a wypowiedzi (Przyrzekam] nie może hvć warunkiem prawdziwości twierdzenia `X przyrzeka'. Mimo to z twierdzenia `X powiedział2 (Przyrzekam]' dedukuje się zazwyczaj mierdzenie `X przyrzekł'. Tak samo z twierdzenia `X powiedział do '~'-a (Cześć./Winszuję.]' dedukuje się twierdzenie `X przywitał Y-a/powinszował Y-owi'. Wypowiedź (Przyrzekam] służy bowiem jako formuła performatywna, której wymówienie w odpowiednich okolicznościach jest konwencjonalnie kojarzone z aktem przyrzeczenia (czyli zobligowania się do pewnego czynu lub działania pod groźbą shańbieuia się, dezaprobaty społecznej lub innej podobnej sankcji). Tak samo wypowiedź (Cześć] jest kojarzona z aktem przywitania, a wypowiedź CWinszuję] z aktem powinszowania. Być może zatem performatywne ożycie wypowiedzi (Przyrzekam] jest logicznie (choć nie historycznie) hardziej pierwotne, niż opisowe użycie czasownika przyrzekać. Stąd też zapewne pochodzi samozwrotność okazowa* poszczególnych wypowiedzi ((niniejszym) przyrzekam...] (por. Ducrot 1972, 73 nn.). W każdym razie rozróżnienie czasowników powiedzieć) i powiedzieć2 odpowiada najwyraźniej stosunkowi łączącemu łaciński czasownik delokutywny sałutare `pozdrawiać' z formułą performatywną (Salus] `(Ży
"' Przez arbitralność metodologiczną rozumiem mniej lub bardziej zamierzoną normulizację*, stanowiącą nieuniknioną część analizy i opisu językoznawczego. Arbitralność dopuszczalna dla językoznawcy jest oczywiście ograniczona. Na ogól rodowici użytkownicy języka są zgodni co do tego, czy dwie wypowiedzi są okazami tego samego typu, przy czym jedna jest powtórzeniem drugiej. Nie zawsze jednak jest to rozstrzygalne intuicyjnie ze względu na znaczne różnice stylistyczne i dialektalne w obrębie zbioroNości językowych.
340 341

czę) zdrowia', a opisowy sens czasownikaprzyrzekać z formułą performatywną [Przyrzekam]. Nie ma tu znaczenia fakt, że formuła performatywna [Przyrzekam], w odróżnieniu od [Cześć] i [Dzięki], zawiera formę pierwszej osoby liczby pojedynczej odpowiedniego czasownika opisowego, na skutek czego może być rozumiana jako okazowo samozwrotna (por. tom I, 1.4).
Jak wspomnieliśmy, w późniejszej postaci teorii Austina wszystkie` wypowiedzi, z oznajmieniami włącznie, są uznawane za performatywne. W tej więc fazie rozwoju teorii aktów mowy niknie w dużym stopniu pierwotny powód wprowadzenia terminy performatywny. Pozostaje jednak rozróżnienie wypowiedzi performatywnych prymarnie i explicite. Pozostaje również rozróżnienie performatywnego i czysto opisowego użycia takich czasowników, jak powiedzieć i przyrzec. Każda z tych spraw wymaga krótkiego końcowego komentarza.
Nie jest zupełnie jasne, ria jakiej podstawie Austin odróżnia wypowiedzi performatywne explicite od performatywnych prymarnie. W szczególności nie jest jasne, czy wypowiedź performatywna explicite musi koniecznie zawierać czasownik performatywny (...). Jeśli traktować poważnie kryterium "Ujawniania (nierównoznacznego ze stwierdzeniem ani z opisem) tego, jaki mianowicie akt zostaje spełniony", to element ujawniający oczywiście nie musi być czasownikiem.rr Czyż bowiem tylko czasownik może coś ujawniać? Element ujawniający nie musi nawet być wyrazem, czy choćby partykułą. Może być cechą prozodyczną albo paralingwistyczną. Austin jednak wyraźnie przez cały czas rozumuje tak, jak gdyby siłę ilokucyjną wypowiedzi mógł ujawniać tylko czasownik (w pierwszej osobie liczby pojedynczej). Sugerują to również wszystkie jego przykłady. W gruncie rzeczy więc wygląda na to, że Austin milcząco (i może bezprawnie) ogranicza interpretację "ujawniania". Egzegezę dodatkowo utrudnia to, że Austin (jak większość filozofów i wielu lingwistów) nie wyjaśnia, która część sygnałowej informacji w wypowiedzi decyduje o tożsamości jej typu w okazach. Innymi słowy, Austin nie wyjaśnia, jak należy interpretować czasownik powiedziećz. Prawdopodobnie dla Austina element performatywny explicite musi należeć do tego, co się powiadaz, a nie do tego,
I1 Nasze odróżnienie zdań od wypowiedzi jest inne niż u Austina, dla którego zdania są podklasą wypowiedzi. Dlatego nie posługujemy się (jak inni z Austinem wtącznie) pojęciem zdania performatywnego.
jak się to powiada2. Rzeczywiście Austin posługuje się tym rozróżnieniem, ale nigdzie go nie precyzuje.
Przejdźmy do różnicy między performatywnym a opisowym użyciem takich czasowników, jak pówiedzieć i przyrzec. Twierdzi się często, że Austin niesłusznie określił wypowiedzi performatywne (w pierwotnym znaczeniu) jako ani prawdziwe, ani fałszywe. Twierdzą tak zwłaszcza ci, którzy pragną opisywać znaczenie wszystkich zdań przez powołanie się na warunki ich prawdziwości (por. tom I, 6.6). O tej sprawie wystarczy powiedzieć, że nie jest bynajmniej tak jasna, jak to zgodnie sugerują Austin i jego przeciwnicy. Istnieją argumenty za przypisywaniem wartości prawdziwościowej twierdzeniom wyrażanym wypowiedziami niekonstatującymi (por. Stampe 1975). W każdym zaś razie nie można twierdzić, jakoby zdrowy rozsądek dyktował (por. Lewis 1972,10), że każdy, kto w odpowiedniej sytuacji powiada: [Oświadczam, że ziemia jest płaska], mówi prawdę. Zdrowy ro"~,sądek dyktuje co innego: nadawca takiej wypowiedzi twierdzi (z pewną emfazą), że ziemia jest płaska, a nie że on to oświadcza. Nie każdy też, kto powiada: [W tej chwili mówię], rzeczywiście twierdzi, że w danej chwili mówi. Można sobie wprawdzie wyobrazić taką samozwrotność okazową wypowiedzi: [W tej chwili mówię, ale tylko z trudem]. Twierdzenie, że nadawca wypowiedzi performatywnej explicite jednocześnie ją opisuje (czasownikiem wtrąconym), i to prawdziwie (jeśli jest fortunna), wymaga odpowiedniego rozszerzenia pojęć opisu i prawdy. Rozszerzenie takie ma, być może, zalety teoretyczne. Nie jest jednak zgodne z potocznym użyciem wyrazów opisywać i prawdziwie-takim, jakie dyktuje zdrowy rozsądek. Co więcej, całe zagadnienie, czy dla zdań używanych jako wypowiedzi performatywne istnieją warunki prawdziwości, jest drugorzędnej wagi. Jak widzieliśmy, warunki prawdziwości twierdzenia: `X przyrzekł' odpowiadają w sposób regularny warunkom fortunności wypowiedzi X-a: [Przyrzekam]. Dla celów teoretycznych można głosić, że X, mówiąc: [Przyrzekam], twierdzi, że przyrzeka, i że w warunkach fortunności twierdzi to prawdziwie. Głosząc to jednak, przemianowujemy po prostu warunki fortunności na warunki prawdziwości. To zaś nie zwalnia nas od uwzględnienia różnic między wypowiedziami konstatującymi a niekonstatującymi-różnic, na które zwrócił uwagę Austin.rz .
12 Do dalszych rozważań filozoficznych i językoznawczych nad pojęciem aktów mowy nawiązują następujące prace: Cole i Morgan 1975, Ducrot 1972, Fann 1969, Ha
342 343

16.2. Rozkazy, prośby i żądania
W niniejszym i następnym paragrafie zajmiemy się trzema klasami zdań performatywnych uznawanymi tradycyjnie za najważniejsze. Większość jednak gramatyk nie odróżnia konsekwentnie zdań od wypowiedzi. W naszych rozważaniach zachowamy różnice terminologiczne, które wprowadziliśmy dotychczas. Rzeczowniki oznajmienie, pytanie i rozkaz będziemy odnosić do wypowiedzi o określonej sile ilokucyjnej, a przymiotniki oznajmiające, pytajc~ce i rozkazujące-do zdań 0 określonej budowie gramatycznej.
Co się tyczy oznajmień, to w niniejszym paragrafie skupimy się na asercjach kategorycznych*, inaczej mówiąc nie scharakteryzowanych modalnie, czyli z punktu widzenia możliwości i konieczności. Twierdzenia wyrażone takimi oznajmieniami zostały sformalizowane w klasycznym dwuwartościowym rachunku zdań (por. tom I, 6.2). Dalej będziemy musieli odróżnić asercję twierdzenia negatywnego od zaprzeczenia twierdzenia afirmatywnego. Na razie jednak obejdziemy się bez tego rozróżnienia. Wystarczy tutaj przypomnieć czytelnikowi, że typowe oznajmienie ma postać prostego zdania oznajmiającego i że asercja jest aktem ilokucyjnym, który łącznie z aktem twierdzenia czyni wypowiedź oznajmieniem.
W gramatyce tradycyjnej terminem rozkaz obejmuje się na ogół nie tylko rozkazy w ścisłym znaczeniu tego słowa, ale także prośby. Aby nie mieszać szerszego znaczenia terminu rozkaz z węższym, obejmiemy odtąd rozkazy, żądania, prośby itd. ogólnym terminem Skinnera mand*. Nie obliguje nas to oczywiście do behawiorystycznej analizy znaczenia (por. tom I, 5.3). Mandy są, jak się przekonamy, jedną z podklas tak zwanych dyrektyw* (por. Ross 1968), czyli wypowiedzi narzucających lub proponujących jakąś czynność lub zachowanie i wskazujących, że powinno ono zostać urzeczywistnione. Od innych dyręktyw, takich jak ostrzeżenia, zalecenia i namowy, mandy różnią się szczególnym warunkiem fortunności, dotyczącym adresata: osoba wypowiadaj ąca mand musi chcieć, żeby proponowana czynność się odbyła. Jeżeli nadawca nie chce naprawdę, żeby jego mand został wykonany, to popełnia tak zwane przez Austina nadużycie (por. 16.1). Nie tylko mandami, lecz wszystkimi dyrektywami osobistymi, włącznie z bermas 1972, Wunderlich 1972. W sprawie potączeńia teorii aktów mowy z socjolingwistyką i stylistyką por. Giglioli 1972, Hymes 1974.
ostrzeżeniami, zaleceniąmi i namowami, rządzi ponadto ogólniejszy warunek, również dotyczący adresata. Nadawca musi mianowicie sądzić, że adresat jest w stanie zastosować się do dyrektywy. Jeżeli się wie lub sądzi, że ktoś nie może wykonać danej czynności, to niestosowne jest jej nakazywanie, proszenie o nią, doradzanie jej lub namawianie do niej.
W wielu językach różnica między oznajmieniami a mandami jest zgramatykalizowana w odpowiednich formach orzeczenia. Formy te nazywa się tradycyjnie trybami*: oznajmiającym i rozkazującym (...). W większości języków indoeuropejskich i w wielu innych tryb rozkazujc~cy drugiej osoby liczby pojedynczej nie ma wyraźnego wykładnika trybu ani osoby (nie dotyczy to na ogół języków słowiańskich-przyp. tł.). Często sugerowano, iż jest tak dlatego, że rozkaźnik, jako główny tryb woli i pragnienia, jest w rozwoju osobniczym bardziej podstawowy, niż tryb oznajmiający.
y W każdym razie rozkazy i prośby są z natury rzeczy ograniczone co ~.lo czasu i osoby. Nie można rozsądnie nakazywać czynności przeszłej ani o nią prosić. W trybie rozkazującym jedyną opozycją czasu, której gramatykalizacji można oczekiwać, jest opozycja przyszłości naty~hmiastowej i dalszej. Z podobnych powodów rozkaźnik jest ściśle związany z drugą osobą i wołaczem. W samym pojęciu rozkazu lub prośby zawiera się to, że są one kierowane do osoby, od której oczekujemy ich wypełnienia. Toteż podmiot zdania rozkazującego odnosi się r zasady do adresata. Nie znaczy to oczywiście, że zdanie rozkazujące musi stać gramatycznie w drugiej osobie. Rozkaz lub prośbę można przekazać przez pośrednika (np. [Niech do mnie przyjdzie jutro]). Co więcej, w pewnych stylach można odnosić do adresata osobę trzecią ~ł~or. 15.1). Dlatego język może posiadać rozkaźnik w trzeciej osobie.
Mimo to tak zwana pierwsza i trzecia osoba trybu rozkazującego nie są prawdziwym rozkaźnikiem, przynajmniej w językach indoeuro~ejskich. Ich podmiot nie odnosi się do adresata. To, że w językach gnających kategorię osoby podmiot zdania rozkazującego jest gramatvkalizowany w osobie drugiej, wynika z faktu, że przekazanie rozkazu lub prośby, podobnie jak przekazanie twierdzenia, wymaga nadawcy i adresata. Rozkazy i prośby muszą, a nie tylko mogą być kierowane do tych, którzy mają je spełnić.
Między przymiotnikami rozkazujący i pytający zachodzi ważna różnica w tradycyjnym użyciu. Rozkazującym, podobnie jak oznajmia
344 '~ 345

jącym (...), nazywa się tryb czasownika, a tylko wtórnie zdanie. Zdii'~, nie rozkazujące zatem lub oznajmiające jest to żdanie z orzeczenie odpowiednio w trybie rozkazującym lub oznajmiającym.l3Natomiast przymiotnika pytający nie używa się w gramatyce tradycyjnej nigdy'e; jako nazwy trybu. W żadnym bowiem z języków, którymi zajmowana' się w gramatyce tradycyjnej, a może w ogóle w żadnym z języków zaświadczonych, nie ma trybu tak się mającego do pytań, jak się ma tryb' rozkazujący do mandów.t4 (...)
Dotychczas posługiwaliśmy się dwoma rozróżnieniami trójczłonowymi: z jednej strony między oznajmieniami, pytaniami i mandami, z, drugiej między zdaniami oznajmiającymi, pytającymi i rozkazujący-` mi. Zdanie jednak może być zarazem pytające (w treści) i oznajmiają' ce (w trybie), albo zarazem pytające (w treści) i rozkazujące (w trybie). Nie może natomiast być jednocześnie pytające i deklaratywne (w treści) ani oznajmiające i rozkazujące (w trybie). Potrzebny jest nam`' więc termin, który miałby się tak do mandów, jak termin zdanie pytające do pytań, a termin zdanie deklaratywne do oznajmień. W tym znaczeniu będziemy używać terminu żdanie mahdatywne*. Zdania mandatywne są więc klasą gramatyczną zdań używanych zasadniczo jako mandy. Zdania rozkazujące (czyli zdania w trybie rozkazującym) są na ogół podklasą zdań mandatywnych. W języku hiszpańskim np. klasa ` zdań mandatywnych obejmuje zarówno zdania w trybie rozkazującym, jak i w trybie zwanym koniunktiwem. Podobnie jest w wielu innych językach, choć warunki wyboru trybu są w nich niejednakowe. Jak to zwykle bywa, wielu innych autorów używa terminu zdanie roz
W całej niniejszej książce termin tryb jest używany w tradycyjnym, dość wąskim znaczeniu. W świetle tego, o czym mowa w niniejszym i następnym paragrafie, uważam obecnie za mylącą moją dawniejszą sugestię (zresztą pospolitą także u innych autorów), jakoby trybem była m.in. różnica między oznajmieniem a pytaniem (por. Lyons 1968, 307). Obecnie wielu lingwistów używa terminu tryb w sensie o wiele szerszym (por. Halliday 1970 a, Householder 1971). To samo dotyczy niektórych logików (por. Kasher 1972, Stenius 1967).
' Możliwe jednak, że w jakimś języku istnieje tryb służący głównie do wyrażania wątpliwości lub do ograniczania odpowiedzialności za prawdziwość twierdzenia. Jak zobaczymy dalej, między pytaniami a wypowiedziami wątpiącymi, czyli zawierającymi zastrzeżenie epistemiczne, zachodzą daleko idące paralelizmy. Zapewne więc tryb zasadniczo wątpiący może być regularnie używany także do zadawania pytań.
kazujcr!ce w szerszym znaczeniu zdania mandatywnego. Może to spowodować pomieszanie pojęć.ts
Dotychczas nie usiłowaliśmy odróżnić rozkazów od próśb. Sugerowano, że jest to różnica w stopniu grzeczności lub uprzejmości, podobnie jak między ofertą a przyrzeczeniem (por. Gordon i Lakoff.1971, Heringer 1972). Jest to jednak sugestia nieprzekonująca. Bardzo być może, że do rozkazów nie stosuje się pojęcie grzeczności. Prosić jednak można albo grzecznie, albo niegrzecznie - a mimo to niegrzeczna prośba nie jest rozkazem.
Zasadnicza różnica między rozkazem a prośbą jest chyba inna: prośba daje adresatowi możliwość odmowy, a rozkaz nie. W składniku słownym wypowiedzi tę możliwość odmowy można zakodować m.in. przez dodanie formy [łaskawie]. Zdanie zatem typu:
(1) Otwórz łaskawie drzwi
jest w normalnych warunkach używane jąko prośba. Jak zawsze jednak informacja zakodowana w składniku słownym wypowiedzi może popaść w sprzeczność z informacją zakodowaną prozodycznie czy paralingwistycznie i może zostać przez nią uchylona (por. tom I, 3.1). Nic dziwnego, że różnicę między rozkazem a prośbą wyraża najczęściej składnik pozasłowny wypowiedzi. Inny sposób słownego kodowania możliwości odmowy polega na tym, że do zdania rozkazującego zostaje wtrącone pytanie, np. [dobrze?], [możesz?], jak w następujących przykładach:
(2) Otwórz drzwi, dobrze?
(3) Otwórz drzwi, możesz?
Pytanie wtrącone do zdania rozkazującego oznacza wyraźnie, że nadawca daje adresatowi możliwość odmowy. Również i tutaj jednak możliwość tę może zanegować lub uchylić składnik pozasłowny wypowiedzi.
W swojej analizie znaczenia zdań deklaratywnych, mandatywnych i pytających Hare (1970) wprowadza cenne rozróżnienie terminologi
15 Jeszcze większe pomieszanie pojęć powoduje to, że termin zdunie rozkazuj4ce jest często używany zamiast terminów rozkaz, prośba itd.
346 ~ 347

czne między tym, co nazywa frastyką, tropiką i neustyką.l~ Przez fra'stykę* rozumie tę część zdania, która jest wspólna dla odpowiadającydr sobie zdań deklaratywnych, mandatywnych i pytających - czyli zawartość twierdzeniową tych żdań. Tropika* jest to część zdania odpowiadająca aktowi mowy, do którego zdanie to jeśt zasadniczo używane. Hare nazywa tropikę "znakiem trybu", ponieważ w wielu językach jest ona zgramatykalizowana w postaci trybu. Tak np. różnica . między trybem oznajmiającym a rozkazującym gramatykalizuje różnicę w tropice między zdaniem mandatywnym a deklaratywnym (...). Neustykę* Hare nazywa "znakiem akceptacji" spelnianego aktu mowy. Jest nią ta część zdania, która wyraża obligujący nadawcę pogląd na rzeczywistość, skuteczność i tym podobne cechy zawartości . twierdzeniowej, przekazywanej za pomocą frastyki.~Jak wielu innych autorów, Hare często używa terminu zdanie zamiast wypowiedź. Nie rozróżnia również wyraźnie terminów oznajmienie, zdanie deklaratywne i tryb oznajmiający oraz rozkaz, zdanie mandatywńe i tryb rozkazujący. W niniejszej książce będziemy traktowali neustykę, tropikę i frastykę jako składniki logicznej struktury wypowiedzi. (Terminy frastyka, tropika i neustyka pochodzą od greckiego phrazo `sądzę', trepo `zwracam' i rceuo `wykonuję gest' - przyp. tł.).
Odróżnienie przez Hare'a neustyki od tropiki równa się rozdziałowi dwu funkcji, które Russell i Whitehead (1910, 9) idąc za Fregem (por. Dummett 1973, 308 nn.), przypisali znakowi asercji ( ~). Stawiali go przed zmienną zdaniową dla oznaczenia, że dane twierdzenie jest nie tylko przeżywane lub poddawane pod rozwagę, lecz jest głoszone jako prawdziwe. W prostych oznajmieniach faktu, czyli asercjach kategorycznych, tropice można przypisać znaczenie `jest tak, że...', a neustyce znaczenie `Powiadam:'. Oba te znaczenia są zawarte w wyrażeniu: `Jest prawdą, że...', które według części logików poprzedza wszystkie formuły rachunku zdań (por. tom I, 6.2)., Znaczenia te jednak można rozdzielić. Niekiedy twierdzenie proste (np. p) jest częścią twierdzenia złożonego (np. p ~ q). Wtedy element `Powiadam:' nie odnosi się do twierdzenia składowego, lecz tylko do twierdzenia złożonego jako całości. Natomiast składowe twierdzenie proste ma przy sobie tak zwany przez Hare'a znak trybu (`jest tak, że...'). Kiedy doko
` To trójczłonowe rozróżnienie jest udoskonaleniem dawniejszego dwucztonowego rozróżnienia Hare'a, być może bardziej znanego.
najemy asercji hipotetycznej (np. Jeżeli Jan pracuje...), a nie kategorycznej , to nie wypowiadamy się co do rzeczywistości twierdzenia wyrażonego deklaratywnym zdaniem podrzędnym (`Jan pracuje'). Mimo to poddajemy to twierdzenie pod rozwagę jako fakt. Tym samym dodajemy do niego pewien składnik aktu asercji, a mianowicie wyrażenie 'jest tak, że...'. Również kiedy zdanie deklaratywne czynimy dopełnieniem jakiegoś verbum dicendi, wtedy do twierdzenia wyrażonego tym zdaniem dodajemy pewien składnik asercji, a mianowicie wyrażenie `jest tak, że...' a nie `Powiadam:'. Przykładem może być oznajmienie [On powiada, że Jan pracuje].
Siłę .ilokucyjną oznajmienia można uważać za iloczyn jego tropiki jego neustyki. Jak się przekonamy dalej, nieograniczoną asercję możliwości twierdzenia można teoretycznie odróżnić od ograniczonej asercji jego rzeczywistości (por. 17. 6). Odróżnienie to odpowiada różnicy między zastrzeżeniem co do tropiki i co do neustyki. Język angielski jednak nie różnicuje w sposób regularny tych dwu rodzajów modalności. W wypowiedziach performatywnych prymarnie nie różnicuje ich, być może, żaden język.
Mandy różnią się od oznajmień tym, że ich tropikę należy interpretować nie jako `jest tak, że...' lecz jako `niech będzie tak, żeby...'. Podczas gdy oznajmienie informuje adresata o tym, że coś jest jakieś, to mand informuje go o tym, że coś należy uczynić jakimś. O odpowiadających sobie oznajmieniach i mandach można powiedzieć, że mają tę samą zawartość twierdzeniową, ale różnią się tropiką.-Zarówno jednak asercje kategoryczne, jak rozkazy zawierają ten sam bezzastrzeżeniowy element `Powiadam:'. Oznacza on, że nadawca jest całkowicie zobligowany stanem opisanym przez fraśtykę (`jest tak, że...') lub pragnieniem tego stanu (`niech będzie tak, żeby...'). Tym samym różnica w sile ilokucyjnej między asercją kategoryczną a rozkazem wynika z różnicy między `jest tak, że...' a `niech będzie tak, żeby...'.
Spośród mandów omówiliśmy dotychczas tylko rozkazy i prośby. Istnieje jednak trzeci główny typ rnandów: żądania* (por. Boyd i Thorne 1969). Podobnie jak rozkazy i prośby, są one uczasowione. Jak nie można nic rozkazać w przeszłość, tak nie można niczego żądać w przeszłość. Żądanie jednak, w przeciwieństwie do rozkazu i prośby, nie musi być zwrócone do tego, komu narzuca się obowiązek jego spełnienia. Wypowiedź performatywna prymarnie o sile iEokucyjnęj żądania zawiera w zasadzie tak zwaną tradycyjnie trzecią osobę trybu rozkazu
348 ~ 349

jącego (np. [Niech się stanie światło]), albo czasownik modalny mu sieć, wypowiedziany ze wzmocnionym akćentem: (Musi tu być o szó stej]. Żądania performatywne explicite są zwykle wprowadzane taki czasownikiem, jak żądać i obstawać, np. [Żądam, żeby tu był o szóstej i (Obstaję przy tym, żeby tu był o szóstej]. W wielu dialektach angiels kich żądania takie różnią się od oznajmień trybem zdania podrzędnego. Czasownika obstawać używa się zarówno w oznajmieniach perfor.. matywnych explicite, jak i w takichże rozkazach, np. (Obstaję przy tym, że on tu jest] i (Obstaję przy tym, żeby on tu był]. Obstawanie niei jest oczywiście aktem ilokucyjnym. Jest wzmocnieniem składnika `Powiadam', wspólnego dla oznajmień i rozkazów. (...)
Jak rozróżnić siłę ilokucyjną rozkazów i żądań? Sugerowana tutaj, próba odpowiedzi opiera się na założeniu (podważalnym), że w wypo=` wiedziach performatywnych prymarnie takiej różnicy nie ma. Można ją co prawda wykryć między wypowiedziami performatywnymi explicite, takimi jak:
(4) Rozkazuję ci natychmiast zwolnić więźnia
(5) Żądam, żebyś natychmiast zwolnił więźnia.
Warunki fortunności jednak dla (4) i dla (5) są bardzo podobne, jeśli nieidentyczne. Różnica polega chyba tylko na tym, że rozkazy, w odróżnieniu od żądań, kojarzymy ze zinstytucjonalizowaną władzą. W obu jednak wypadkach nadawca przypisuje sobie taką władzę. Zarówno zamiast (4), jak zamiast (5) można by użyć wypowiedzi performatywnej prymarnie:
(6) Zwolnij natychmiast więźnia.
Za taką analizą przemawia również to, że konstrukcji charakterystycznych dla żądań (koniunktiwu w łacinie, czasownika must w angielskim, sollen w niemieckim itd. ) można (w warunkach różnych dla różnych języków) używać wymiennie z trybem rozkazującym także do rozkazywania, ilekroć kontekst poucza, że adresatowi zostaje narzucony obowiązek wypełnienia mandu. Bardzo więc możliwe, że różnica między rozkazem a żądaniem nie polega na ich sile ilokucyjnej, lecz wynika jedynie z charakteru kontaktu społecznego i komunikacji społecznej. Natomiast pożyteczna jest odrębność terminów rozkaz i prośba. Są to
bowiem najczęstsze typy mandów, znowu ze względu na charakter kontaktu i komunikacji społecznej. Wiele też języków ma, jak widzieliśmy, specjalne formy czasowników, typowe dla rozkazów i próśb, a mianowicie formy trybu rozkazującego.
16.3. Pytania
Istnieje pogląd, że pytania można zadowalająco opisać jako pewne podtypy mandów (por. Hare 1949; Lewis 1969, 186). Według tego poglądu pytanie: [Kto stoi w drzwiach?] można traktować jako polecenie wydane adresatowi, żeby nazwał (lub w inny sposób określił) osobę stojącą w drzwiach. Podobnie pytanie: (Czy on jest żonaty?] jest rzekomo poleceniem asercji jednego ze składników dysjunkcji: `On jest żonaty, albo on nie jest żonaty'. Pomysł ten sformułowało niedawno kilku lingwistów w aparacie pojęciowym gramatyki generatywnej. Został on dość powszechnić przyjęty. Jego zaletą jest to, że pozwoliłby opisać siłę ilokucyjną trzech głównych klas wypowiedzi za pomocą dwu podstawowych pojęć: asercji i mandu. Pomysł ten budzi jednak szereg zastrzeżeń. Żadne z nich wzięte oddzielnie nie jest może decydujące. Łącznie jednak sugerują inną, ogólńiejszą analizę znaczenia PYtań.l'
Pierwszą uderzającą rzeczą jest to, że budowa gramatyczna tzw. pytań o rozstrzygnięcie (tzn. takich, na które można stosownie odpowiedzieć tak lub nie) jest podobna do budowy zdań deklaratywnych. W gruncie rzeczy różnica między pytaniem a oznajmieniem tkwi zwykle w składniku pozasłownym wypowiedzi. Można ją przypisać konturowi intonacyjnemu lub cieniowaniu paralingwistycznemu wypowiedzi, wyrażającemu wątpliwość nadawcy. Sugerowałoby to, że w językach, w których pytania różnią się od oznajmień składnikiem słownym, różnica ta wynika z gramatykalizacji elementu wątpliwości. Przyjmuje się zgodnie, że jednym z warunków fortunności pytań (z wyjątkiem tzw. pytań retorycznych) jest to, żeby nadawca nie znał z góry odpowiedzi. Dlatego niektórzy badacze twierdzą, że pytanie nie znaczy: `Dokonaj asercji tego, że jest tak a tak', lecz `Spraw, żeby wiedział, że jest tak a
1' Inne ujęcia analizy pytań z punktu widzenia logicznego i językoznawczego podają Aqvist 1965, Bach 1971, Baker 1970, Hamblin 1973, Hudson 1975, Hull 1975, Keenan i Hull 1973, A.N. i M. Prior 1955, Rohrer 1971.
350 ~~ 351

tak' (por. Agvist 1965, Householder 1971, 85; Hintikka 1974). T ostatni mand można z kolei zinterpretować dwojako. Zależy to o tego, czy pytaj ący zakłada, że adresat zna odpowiedź. Jeśli tego nie z kłach, to nie może chyba narzucać adresatowi obowiązku odpowiedzi:
Po drugie, gdyby pytania o rozstrzygnięcie były podklasą mandów to odpowiedź (Nie] oznaczałaby odmowę wypełnienia mandu prze2 adresata, czyli odmowę oznajmienia, czy tak, czy nie. Tak jednak nil jest. Jeżeli adresat mówi [Nie] na pytanie typu [Czy drzwi są otwarte?J to odpowiada na to pytanie. Natomiast jeżeli mówi (Nie] w odpowiedz,~j na wyraźny mand, np. (Otwórz drzwi], to odmawia zrobienia tego, cci mu się rozkazuje lub o co się go prosi.
Wreszcie, co najważniejsze, dla charakteru pytań nie jest chyba istotne to, żeby pytający zawsze żądał lub oczekiwał odpowiedzi. Cc~ prawda w normalnej potocznej rozmowie na ogół się spodziewamy, ż adresat będzie odpowiadał na nasze pytania. Tłumaczy się to jednak ogólnymi konwencjami i założeniami obowiązującymi w rozmowie: Ale adresat może rozwiać moje wątpliwości także odpowiedzią na moją wypowiedź niepytającą, np. na wypowiedź [Ciekaw jestem, ezy drzwi są otwarte] albo (Nie wiem, czy drzwi są otwarte]. To więc, że zay.
dający pytanie na ogół spodziewa się otrzymać i otrzymuje odpowiedź;, tłumaczy się wystarczająco ich związkiem konwencjonalnym. Związek ten jednak jest w zasadzie niezależny od siły ilokucyjnej pytania..
W gruncie rzeczy należy chyba odróżnić zadanie pytania komuś od samego postawienia pytania*, niekoniecznie skierowanego do kogoś` Stawiając pytanie, po prostu wyrażamy lub uzewnętrzniamy naszą wątpliwość. Możemy stawiać takie pytania, na które nie tylko nie spodziewamy się odpowiedzi, lecz o których wiemy lub sądzimy, że odpowiedzieć na nie nie można. Natomiast zadać komuś pytanie znaczy nie tylko je postawić, lecz także dać przez to do zrozumienia pytanemu, że się oczekuje jego odpowiedzi. To danie do zrozumienia nie wchodzi jednak w skład samego pytania.
Zaletą takiej analizy pytań jest to, że jest ona ogólniejsza, niż ich analiza jako mandów. Obejmuje nie tylko pytania o informację, lecz również różnorodne pytania retoryczne i dydaktyczne, nie każąc ich zarazem traktować ani jako anormalne, ani jako wtórne wobec pytań o informację (por. Bellert 1972, 59-63). Drugą zaletą proponowanej analizy jest to, że zestawia pytania o fakty bardziej bezpośrednio z oz, najmieniami i z pytaniami o radę, np.: (Czy powinnam dziś wieczór
l,~nyć głowę?], [Co mam zrobić?]. O odpowiadających sobie oznajmieniach i pytaniach o fakty z jednej strony, o mandach i pytaniach o radę z drugiej można powiedzieć, że mają tę samą frastykę i tropikę, lecz różnią się neustyką. Jest to nie tylko różnica między występowaniem a brakiem elementu znaczeniowego `Powiadam:'. Jest to również różnica między występowaniem eleme-ntu `Powiadam:' i elementu 'Nie wiem'.
laną wadą analizy pytań jako mandów jest to, że nie pozwala zadowalająco opisać różnicy między zastanawianiem się, czy jest tak a tak, a zadawaniem samemu sobie odpowiedniego pytania. Według Hare'a ( 1971, 85) wypowiedź:
(1) Zastanawiam się, czy to jest dobry film,
którą Hare określa jako pytanie pośrednie, jest "bardzo podobna znaczeniowo" do wypowiedzi:
(2) Zadaję sobie pytanie: "Czy to jest dobry film?".
Podobieństwo znaczeniowe może tu zachodzi, ale występuje również istotna różnica. Nie należy dać się zmylić tym, że w niektórych językach czasownik oznaczający zastanawianie się znaczy dosłownie `pytać samego siebie' (...).
Różnica między zastanawianiem się a pytaniem samego siebie jest różnicą między samym stawianiem pytania a zadawaniem go samemu sobie w zamiarze udzielenia sobie odpowiedzi. W monologach bowiem i przy dyskursywnym rozumowaniu można zadawać pytania samemu sobie, podobnie jak można samemu sobie coś oznajmiać lub nakazywać. Pytanie samego siebie jest to akt psychiczny lub ilokucyjny, podległy tym samym warunkom fortunności, co pytania o informacje zwracane do drugich: Kiedy Sherlock Holmes zadaje sobie pytanie, czy jego gość jest żonaty, to czyni to w oczekiwaniu i w zamiarze udzielenia sobie samemu odpowiedzi po rozważeniu argumentów za i przeciw. Jako wypowiedź jego pytanie brzmiałoby:
(4) Czy on jest żonaty?
Kiedy Sherlock Holmes po prostu zastanawia się nad tym, czy jego gość jest żonaty, to stawia to samo pytanie, ale niekoniecznie się spodziewa, że potrafi na nie odpowiedzieć.
Zastanawianie się, podobnie jak przeżywanie sądu, jest przede
352 ~ 353

wszystkim aktem psychicznym. Mówiąc ściśle, jest pewnym podtypem przeżywania sądu. Aby zastanawianie się stało się na skutek wypowiedzi aktem ilokucyjnym, zamiarem nadawcy musi być powiadomienie adresata o tym, że nadawca myśli o pewnym sądzie i przeżywa go, niejako w trybie wątpliwości.lR Jeśli tak nie jest, to wypowiedź jest co najwyżej informatywna, a nie komunikatywna (por. tom I, 2:1). Otóż akty ilokucyjne, jak widzieliśmy, musżą być komunikatywne (por. 16.1). Wypowiedzi: (Zastanawiam się, czy to jest dobry film) można, ale niekoniecznie trzeba, użyć jako pośredniego pytania na równi z wypowiedziami: (Czy nie wiesz, czy to jest dobry film?], (Nie wiem, czy to jest dobry film], (Czy możesz mi powiedzieć, czy to jest dobry film?] itd.
Dotychczas omawialiśmy w gruncie rzeczy tylko pytania o rozstrzygnięcie. Istnieją jednak także inne pytania, zwane pytaniami o uzupełnienie* (...). Mamy w nich do czynienia, jak mówi Jespersen "z niewiadomą.x, zupełnie jak w algebraicznym równaniu", przy czym "wyrazem językowym x jest zaimek lub przysłówek~pytający" (...).
Nie tylko pytania o uzupełnienie, lecz także pytania o rozstrzygnięcie można traktować jako funkcje zawierające zmienną, czyli niewiadomą, by użyć wyrażenia Jespersena. Zadając adresatowi pytanie, wzywamy go w gruncie rzeczy do podstawienia za tę zmienną pewnej stałej. Pytanie o rozstrzygnięcie, takie jak: [Czy drzwi są otwarte?), zawiera zmienną dwuwartościową. Jest ono równoważnikiem dwuczłonowego pytania dysjunktywnego [Czy drzwi są otwarte, czy nie?). Można na nie stosownie odpowiedzieć albo wyrazem [Tak], wyrażającym twierdzenie `Drzwi są otwarte', albo wyrazem [ISTie], wyrażającym twierdzenie `Drzwi nie są otwarte'. Faktograficznie pytanie o rozstrzygnięcie presuponuje* (w jednym ze znaczeń tego terminu, por. 14.3) . dysjunkcję dwu twierdzeń o tropice `jest tak, że...'. Podobnie pytanie o rozstrzygnięcie i radę, np. (Czy mam wstać?], presuponuje dysjunkcję odpowiadających sobie twierdzeń pozytywnego i negatywnego 0 tropice `niech będzie tak, żeby...'.
Pytanie o uzupełnienie jest pytaniem wielowartościowym. Presuponuje ono dysjunkcję zbioru twierdzeń pozytywnych lub negatywnych, zależnie od postaci pytania. Każdy element tego zbioru różni się od pozostałych tym, że zamiast x podstawia inną wielkość. Tak np. pytanie:
18 Terminu tryb używają pospolicie w tym znaczeniu filozofowie (...).
(5) Kto zostawił drzwi otwarte?
presuponuje dysjunkcję zbioru twierdzeń dających się wyrazić następującymi wypowiedziami:
(6a) Jan zostawił drzwi otwarte,
(6b) Ten chłopczyk zostawił drzwi otwarte, (6c) Wujek Henio zostawił drzwi otwarte
i tak dalej.
Ściśle mówiąc, (5) presuponuje twierdzenie wyrażone wypowiedzią:
(7) Ktoś zostawił drzwi otwarte.
Zaimek nieokreślony ktoś (w interpretacji niewiadomej, por. tom I, 7.2) również można ująć jako zmienną, której zakres możliwych stałych zależy od uniwersum rozważań. Jeżeli adresat na pytanie (5), zadane mu lub tylko postawione, odpowie oznajmieniem:
(8) Nikt nie zostawił drzwi otwartych,
to zaprzeczy wypowiedzi (7), a tym samym odmówi zaakceptowania jednej z presupozycji'pytania (5). Nie odpowie na pytanie, tylko je odrzuci. Jeśli natomiast na pytanie (5) odpowie wypowiedzią (7), czyli asercją tego, co presuponuje pytanie (5), to nie odpowie na pytanie, lecz się od niego uchyli.
Nie będziemy rozważać szczegółowo budowy gramatycznej zdań pytających. W związku jednak z relacją gramatyczną między wypowiedziami (5) i (7) trzeba podkreślić jedno. W większości języków indoeuropejskich formy zaimków i przysłówków pytających i nieokreślonych są ze sobą etymologicznie spokrewnione (...). W wielu językach utworzono serię zaimków i przysłówków nieokreślonych przez dodanie specjalnej partykuły do zaimków i przysłówków pytających (...) - por. rosyjskie kto-to i kto-nibud' `ktoś', łacińskie quidam `któryś' obok qui `który', aliquis `ktoś' obok quis `kto' (pol. kto-ś, co-ś, gdzie-ś itd - przyp. tł.) (...). W grece klasycznej jako zaimków pytających i nieokreślonych używano tych samych form: tis `kto' i `ktoś', ti `co' i `coś', tina `kogo' i `kogoś' itd. Różnica polegała na akcentuacji (zaimki nieokreślonę były w zasadzie nieakcentowane) oraz na miejscu w zdaniu.
Te różne związki morfologiczne tłumaczą się w sposób oczywisty
354 ~1 355

gramatykalizacją jakiejś cechy semantycznej, wspólnej dla odpowiadających sobie oznajmień i pytań. Jak widzieliśmy, pytanie (5) presuponuje twierdzenie (7). Rozważmy jednak z kolei skutki pytania o twierdzenie (7) nie za pomocą wypowiedzi (9):
(9) Czy ktoś zostawił drzwi otwarte?,
lecz za pomocą prozodycznego i paralingwistycznego cieniowania oznajmienia (7). Cieniowanie to uwidocznimy znakiem zapytania:
(10) Ktoś zostawił drzwi otwarte?
Wypowiedź taka bylaby naturalna jako wyraz wątpliwości, zdziwienia itd. Gdyby ją przyjąć jako pytanie, można by na nią stosownie odpowiedzieć (Tak] lub (Nie]. Łatwo jednak zauważyć, że wypowiedź tę można by zrozumieć również jako pytanie o uzupełnienie presuponujące twierdzenie (7) i domagające się od adresata podstawienia jakiejś wartości zamiast (ktoś].
Łatwo więc również zauważyć, że język może w różny sposób regularnie rozróżniać pytania o rozstrzygnięcie z zaimkiem lub przysłówkierxt nieokreślonym, pytania o uzupełnienie oraz oznajmienia określone typu (7), a mimo to nie musi gramatykalizować tego rozróżnienia w słownym składniku wypowiedzi. Język może np. kojarzyć z pytaniem intonację wznoszącą się, z oznajmieniem intonację opadającą, a z zaimkiem nieokreślonym w pytaniu o uzupełnienie akcent wzmocniony. Już to samo wystarczyłoby do zróżnicowania tych trzech klas wypowiedzi. Jak łatwo się domyślić, różnica między oznajmieniem a oboma rodzajami pytań rzadko przejawia się w samym tylko składniku pozasłownym. Nie zawsze jednak musi się przejawiać jako różnica budowy gramatycznej między zdaniami deklaratywnymi, a pytającymi. Jeżeli zaś tak się przejawia, to język może stosować jako pytania o uzupełnienie wycieniowane zdania deklaratywne a zachować zdania pytające dla pytań o rozstrzygnięcie - albo wręcz przeciwnie. Innymi słowy, różnica semantyczna między pytaniami o rozstrzygnięcie a pytaniami o uzupełnienie jest uniwersalna; natomiast nie jest uniwersalna różnica formalna między odpowiednimi typami zdań pytających (ani nawet między zdaniami pytającymi w ogóle a zdaniami deklaratywnymi):
W związku z pytaniami o rozstrzygnięcie warto również omówić w kilku słowach związki słowotwórcze między zaimkami i przysłówkami
pytającymi a względnymi. Związki takie zachodzą w większości języków indoeuropejskich. Zaimki i przysłówki względne (typu kto, gdzie, który), diachronicznie spokrewnione, a nawet identyczne z zaimkami pytającymi, występują albo w znaczeniu nawiązującym* (11), albo ograniczającym* (12):
(11) Ten człowiek (który rozbił bank w Monte Carlo) jest matematykiem.
(12) Człowiek, który 'rozbił bank w Monte Carlo, jest matematykiem.
Zdania względne nawiązujące, typu (11), nie interesują nas tutaj. Wyróżniają się one, przynajmniej potencjalnie, rytmem i intonacją. ~9 (...)
Zdań względnych ograniczających, typu (12), używa się w zasadzie do przekazywania takich infórmacji opisowych, które mają umożliwić adresątowi rozpoznanie odnośnika rzeczownika nadrzędnego (por: 10.3). Tak np. wyrażenie (człowiek, który rozbił bank w Monte Carlo] poucza adresata o tym, której osoby dotyczy asercja tego, że jest ona matematykiem (...).
Między pytaniem o uzupełnienie w rodzaju: (Kto rozbił bank w Monte Carlo?] a oznajmieniem nieokreślonym w rodzaju: (Ktoś rozbił bank w Monte Carlo] zachodzi swoista odpowiedniość semantyczna: pytanie presuponuje* prawdziwość oznajmienia. Jak widzieliśmy, podobny związek semantyczny łączy pytanie o rozstrzygnięcie: (Czy p?] z twierdzeniem dysjunktywnym: 'p albo p'. Tak np. wypowiedź: (Czy Jan jest żonaty?] presuponuje prawdziwość dysjunkcji `Jan, jest żonaty (~) albo Jan nie jest żonaty (-~-p)'. (...)
Zbadanie i sformalizowanie presupoz~ycji różnych rodzajów pytań jest jednym z głównych zadań logiki pytań czyli logiki erotetycznej* (por. A.N.i M. Prior 1955, Aquist 1965). Drugim jej zadaniem jest ustalenie, co jest stosowną odpowiedzią na pytanie. Te dwa działy logiki pytań są ze sobą powiązane. Widać to ze wspomnianego wyżej fak
`y Zdanie względne nawiązujące ma czasem inną siłę ilokucyjną, niż reszta zdania tekstowego, w którym występuje. Pod tym względem przypomina niezależne zdania wtrącone (por. 14.6). Tak np. zdanie (11) ma ten sam zakres możliwych interpretacji, co wypowiedź: [Ten człowiek (rozbił bank w Monte Carlo) jest matematykiem]. Dopuszczalnymi zdaniami tekstowymi są zarówno: [Czy ten człowiek (rozbił bank w Monte Carlo) jest matematykiem?], j ak i: (Czy ten człowiek (który rozbił bank w Monte Carlo) jest matematykiem?].
356 ~ 357

tu, że zarówno asercja, jak zaprzeczenie presupozycji pytania oznacza niemożność odpowiedzi. Na pytanie jednak można reagować* niekoniecznie odpowiedzią (por. Hull 1975). Reakcje bywają stosowne i niestosowne. Odpowiedzi, kompletne lub częściowe, stanowią tylko jedną z podklas reakcji stosownych. Nie będziemy śledzić dalej tego tematu. Stwierdzimy tylko, że [Nie wiem] bywa na ogół stosowną reakcją na pytanie, choć oczywiście nie jest odpowiedzią. Stosowną reakcją jest również każda wypowiedź wyrażająca zastrzeżenie wobec kategorycznej asercji nadawcy. Dlatego tak jest, wyjaśnimy przy omawianiu modalności epistemicznej* (por. 17.2).
Zanim przejdziemy dalej, można wspomnieć jeszcze o jednej sprawie dotyczącej pytań o uzupelnienie. W języku angielskim i innych dobrze znanych językach nie ma zaimka pytającego 0 ogólnym znaczeniu `który byt?' (zaimek taki istnieje w językach litewskim i łotewskim w postaci kas `kto' i `co' -przyp. tł.). Są natomiast dwa odrębne zaimki: kto `która osoba' i co `która rzecz'. W takich językach, jak francuski, niemiecki, rosyjski (i polski-przyp. tl.) ta opozycja współistnieje z różnicami rodzaju, funkcjonującymi w pozostałych częściach systemu zaimków. W języku tureckim, który nie ma rodzaju, istnieje mimo to opozycja między kim `kto' a ne `co'. To samo dotyczy zaimków nieokreślonych ktoś i coś. (...)
Pytania typu:
(13) Czy drzwi są otwarte?
są pytaniami otwartymi, i to w podwójnym znaczeniu:
I. są neutralne wobec wiary czy niewiary nadawcy w prawdziwość p~
II. nie informują adresata o tym, czy nadawca oczekuje przyjęcia p, czy jego odrzucenia (chyba że pytanie jest odpowiednio wycieniowane prozodycznie lub paralingwistycznie).
Presupozycja dysjunkcji p jest więc w takich zdaniach niejako równomierna. Również proste pytania negatywne typu:
(14) Czy drzwi są otwarte?
są równomierne, jeśli chodzi o oczekiwanie nadawcy, że zawarte w nich twierdzenie p zostanie przyjęte lub odrzucone. Podobnie jak pytanie otwarte, również i proste pytanie negatywne można postawić nie zadając go, np. [Czy drzwi nie są otwarte? - pomyślał]; [Zaczął się za
stanawi~ć, czy drzwi nie są otwarte]. Nadawca wypowiada pytanie negatywne (14), a nie pozytywne (13), ponieważ zachodzi pewien konflikt między jego poprzednim przekonaniem, że p, a obecnymi poszlakami, że -~- p. Pyta o -r p, ponieważ właśnie twierdzenie negatywne budzi jego wątpliwość lub zdziwienie. (...)
Dotychczas nie wspominaliśmy o pewnym związku między pytaniami a jedną z głównych podklas mandów, a mianowicie prośbami. Prośby mają się tak do pytań, jak rozkazy do asercji kategorycznych. Wskazuje na to fakt, że w języku angielskim pytania i prośby referuje się za pomocą czasownika ask `pytać' i `prosić', a rozkazy i asercje kategoryczne za pomocą czasownika tell `powiedzieć':
(15) [He asked me whether the door was open] `Zapytał mnie, czy drzwi są otwarte'
(16) [He asked me to open the door] `Poprosił mnie, żebym otworzyl drzwi'
(17) [He toki me to open the door] `Kazał (powiedział) mi, żebym otworzył drzwi'
(18) [He toki me that the door was open] `Powiedział mi, że drzwi są otwarte' (...)
Podobnie w wielu innych językach indoeuropejskich używa się innego czasownika do referowania pytań i próśb, a innego do referowania rozkazów i oznajmień. Jest to, być może, swoista cecha tych właśnie języków. My jednak przyjmiemy hipotezę, że zrównanie próśb z pytaniami, a rozkazów z oznajmieniami jest stosowalne powszechnie.
Sugerowaliśmy już, że asercje kategoryczne i rozkazy (dodajmy: także żądania) zawierają wspólny, pozbawiony zastrzeżeń element `Powiadam: ', ale różnią się tropiką: w asercjach brzmi ona: `jest tak,
że...', a w żądaniach: `niech będzie tak, żeby...'. Sugerowaliśmy również, że pytanie o rozstrżygnięcie dodaje do elementu `Powiadam:' pewne zastrzeżenie. Wyraża mianowicie niezdolność pytaj ącego do ustalenia wartości prawdziwościowej twierdzenia. Teraz możemy dodatkowo zasugerować, że prośby mają tę samą neustykę, co pytania, ale tę samą tropikę, co rozkazy. Aby to udowodnić, musimy się oczywiście starać o ogólne zinterpretowanie tego rzekomo wspólnego elementu neustycznego.
Jak widzieliśmy, pytanie o rozstrzygnięcie presuponuje dysjunkcję twierdzenia i jego negacji. Pytający dopuszcza możliwość, że p albo że
358 35`)

nie p. Zadaje pytanie adresatowi w nadziei, że ten przypisze twierdzeniu p jakąś wartość prawdziwościową: albo je przyjmie, albo odrzuci. Również ten, kto prosi, dopuszcza możliwość, że adresat zastosuje się do mandu lub nie i w ten sposób uczyni p prawdziwym lub tego odmówi. W przeciwieństwie dó pytań i próśb asercje kategoryczne i rozkazy nie zapewniają adresatowi wyraźnie możliwości ich akceptacji lub odrzucenia, chociaż de facto adresat może zaprzeczyć asercji lub odrzucić rozkaz (...)
Nie można jednak twierdzić, jakoby prośba miała się tak do rozkazu, jak się ma otwarte pytanie o rozstrzygnięcie do asercji kategorycznej. Przypisanie prośbom samego tylko znaczenia `Czy ma być tak, że p ?' jest wyraźnie niewystarczające. Taka analiza stosuje się raczej do. pytań o radę. Kiedy nadawca stawia lub zadaje pytanie o radę: (Co mam zrobić?), [Czy mam otworzyć drzwi?], wtedy wyraźnie nie obliguje się do czynności, która by sprawiła, żeby p było prawdą. Kiedy jednak prosi, wtędy obliguje się stwierdzeniem, że proponowane postępowanie jest pożądane, a czyni to na mocy warunku szczerości między nadawcą i adresatem, obowiązkowego dla wszystkich mandów. Prośby mają się do rozkazów tak, jak pxtania z dodatkiem: [nie?] {czyli pytania nieotwarte*) mają się do asercji kategorycznych. Mówiąc z grubsza, pytanie: [Drzwi są otwarte, nie?] znaczy mniej więcej: `Sądzę, że jest prawdą, że drzwi są otwarte, ale pozwalam ci powiedzieć, że to nie jest prawda'. Podobnie (Otwórz z łaski swojej drzwi] znaczy `Chcę, żebyś sprawił, aby było prawdą, że drzwi są otwarte, ale pozwalam ci tego nie sprawić'.2 Inaczej mówiąc, przez pytanie nieotwartedub prośbę nadawca obliguje się elementem `jest tak, że...' lub `niech będzie tak, żeby...', zawartym w jego wypowiedzi, a jednocześnie wzywa adresata, by uczynił to samo. Zobligowanie się adresata elementem `niech będzie tak, żeby...' zawartym w prośbie, może się wyrazić dwojako:
I. Adresat może spełnić prośbę i tym samym sprawić, że p będzie prawdą w przyszłości.
II. Adresat może odpowiedzieć (tak] lub podobnie. Wtedy jego odezwanie się zostanie uznane nie za zapowiedź, lecz za obietnicę.
` Mówiąc ściśle, powinno się odróżnić pragnienie, żeby drzwi były otwarte, od pragnienia, żeby było prawdą, że drzwi są otwarte. Zapewne powinno się również odróżnić sprawianie, żeby drzwi były otwarte, od sprawiania, żeby byto prawdą, że drzwi są otwarte. Różnica ta jednak nie jest istotna dla naszego rozumowania.
Trzeba podkreślić, że proponowana tu analiza pytań i próśb nie jest bynajmniej powszechnie stosowana ani przyjęta. Ma jednak tę zaletę, że pozwala lepiej odróżnić pytania i prośby od oznajmień i rozkazów, niż analiza opisana poprzednio, zgodnie z którą pytania i prośby tworzą dwie zupełnie odrębne podklasy mandów. Jak się przekonamy w następnym rozdziale, pozostaje jeszcze opisać dwie relacje: między pytaniem o fakt a wypowiedzią zmodalizowaną epistemicznie oraz między mandem a modalnością deontyczną. Są to relacje zupelnie różne.
16.4. Negacja
Dotychczas traktowaliśmy asercję twierdzenia negatywnego (`jest tak, że nie p ') jako równoważnik zaprzeczenia odpowiedniego twierdzenia pozytywnego (`nie jest tak, że p'). Jedno i drugie zapisuje się w rachunku zdań jako ~-p (por. tom I, 6.2). Kiedy jednak uwzględnimy twierdzenia zawierające operator modalny możliwości, wtedy dostrzeżemy różnicę między zanegowaniem operatora modalnego a zanegowaniem twierdzenia prostego będącego w jego zasięgu (tom I,6.3). Tak np. formuła ---nec p `niekoniecznie p ' różni się od formuły nec-~-p `koniecznie nie p '. Wyraźna różnica znaczenia zachodzi również między żnaezeniem czasownika performatywnego (1) a zanegowaniem jego dopełnienia (2):
(1) Nie obiecuję zamordować premiera (2) Obiecuję nie zamordować premiera.
Tylko wypowiedź (2) nadaje się do spełnienia aktu ilokucyjnego obietnicy. Bylaby to obietnica powstrzymąnia się od pewnego czynu. Natomiast wypowiedź (1) mogłaby być oznajmieniem o odmowie obietnicy. Aktem ilokucyjnym, podobnie jak obietnica, jest asercja. Tak jak wypowiedź (1) różni się od (2), tak oznajmienie:
(3) Drzwi nie są otwarte
różni się od oznajmienia
(4) Nie mówię, że drzwi są otwarte.
Różnicy tej nie można przedstawić w języku rachunku zdań, który nie przewiduje negowania znaku asercji.
360 361

W logice modalnej różnicę między zanegowaniem operatora modalnego a zanegowaniem twierdzenia będącego w jego zasięgu nazywa się zazwyczaj różnicą między negacją zewnętrzną a wewnętrzną. Różnicę między wypowiedziami (1) a (2) oraz między (3) a (4) opisuje się w ten sam sposób (por. Hare 1971, 82). Można oczywiście zanegować jednocześnie i czasownik performatywny, i dopełnienie, np.:
(5) Nie obiecuję, że nie zamorduję premiera (6) Nie mówię, że drzwi nie są otwarte.
Podobnie jak -~-nec---p nie jest równoważnikiem p (lecz równoważnikiem poss p), podobnie wypowiedzi (5) i (6) nie są równoważnikami wypowiedzi [Obiecuję zamordować premiera] i (Drzwi są otwarte]. Innymi słowy, jeżeli jedna negacja jest zewnętrzna, a druga wewnętrzna, to nie tworzą one razem afirmacji. Dlatego między wypowiedziami (Nie mówię, że drzwi są otwarte] a IDrzwi są otwarte] zachodzi inna relacja, niż w rachunku zdań między ~-p a p.
Dotychczas wszystko, co powiedzieliśmy o negacji, było stosunkowo bezsporne. Można jednak twierdzić, że istnieją co najmniej dwa rodzaje negacji zewnętrznej . Różnicę między nimi można opisać przez zaliczenie jednej z nich do neustyki, a drugiej do tropiki. Przykłady (1) i (4) ilustrują negację elementu neostycznego `Powiadam:'. Taką negację nazwiemy performatywną*. Negując element neostyczny, wyrażamy odmowę lub niemożność spełnienia aktu ilokucyjnego asercji, obietnicy itd. Już jednak to samo jest aktem ilokucyjnym: aktem nieobligowania się. Akty nieobligowania się należy odróżniać z jednej strony od niemówienia niczego, z drugiej od wypowiedzi opisowych. Rozważmy np. okoliczności, w których stosownie byłoby wypowiedzieć zdanie oznajmiające typu:
(7) (Nie mówię, że Jan jest głupcem].
Gdyby ktoś przedtem twierdził, że X rozpowiada, że Jan jest głupcem, to X mógłby temu zaprzeczyć, wypowiadając zdanie (7) jako oznajmienie opisowe (w tym przypadku zaprzeczenie*) (...). Akt mowy X-a można by wtedy zreferować za pomócą innego oznajmienia opisowego, np.:
(8) X powiedział, że nie mówi, że Jan jest głupcem.
X jednak mógłby również wypowiedzieć zdanie (7) nie dla zaprzecze
nia temu, że rozpowiada pewną asęreję, lecz niej ako dla odmowy podpisu pod elementem 'Powiadam:'. Byłby to akt pozytywny, który można by zreferować nie słowami:
(9) X nie powiedział, że Jan jest głupcem
ale słowami:
(10a) X nie chciał powiedzieć, że (czy) Jan jest głupcem
albo słowami:
(lOb) X nie umiał powiedzieć, czy Jan jest głupcem.
Teoria aktów mowy w swoim obecnym stanie najwyraźniej nie uwzględnia aktów nieobligowania się. W potocznym użyciu języka są one jednak częste. Ich efekt perlokucyjny jest wyraźnie różny od efektu oznajmień. Jeżeli aktem nieobligowania się odmawiamy asercji p , to często w umyśle adresata wzbudzamy przekonanie, którego przedtem nie żywił, że w rzeczywistości p jest może prawdą.21 Bywa tak zwłaszcza wtedy, kiedy sytuacj a kazałaby się spodziewać po nas asercji nie p.
Kiedy negujemy tropikę oznajmienia, czyli jego składnik `jest tak, że...', wtedy mimo to sami dokonujemy oznajmienia. Jest to jednak oznajmienie innego rodzaju, niż przy negowaniu frastyki. Zaprzeczamy, że jest tak a tak. Odrzucamy pewne twierdzenie (pozytywne lub negatywne), którego przyjęcia można by od nas oczekiwać. Jednym z powodów takiego oczekiwania może być to, że nasz rozmówca dopiero co przedstawił nam prawdziwość p za pomocą oznajmienia lub nieotwartego pytania. Nie jest to jednak jedyny możliwy powód. Nasze zaprzeczenie niekoniecznie musi nastąpić po uprzedniej asercji. Wystarczającym powodem do oczekiwania po nas przyjęcia p może być sytuacja lub charakter samego p (jeśli jest ono powszechnie przyjętym truizmem). Mimo to twierdzenie akceptowane lub odrzucane musi zawsze w jakimś sensie znajdować się w kontekście. Dlatego słuszny jest chyba podział oznajmień na oznajmienia o kontekście* i oznajmienia poza kontekstem*. Słuszne jest również powołanie się na ten podział przy opisie różnicy między zaprzeczeniem p a zwykłą asercją nie-p. Odrzucić p za pomocą oznajmienia o kontekście znaczy zaprzeczyć*
Z~ Może nawet zachęcamy do wniosku, że p jest prawdą. Porównaj wypadki tzw. wniosków sugerowanych (Zwicky i Geis 1971).
362 ~~ 363

temu, jakoby p było prawdą. Zaakceptować p za pomocą oznajmieni o kontekście znaczy potwierdzjć* to, że p jest prawdą. W obu wypad.-., kadr p może być twierdzeniem czy to pozytywnym, czy też negatyw:: ńym. Zaprzeczenia* i potwierdzenia* stanowią zatem dwie główni podklasy oznajmień o kontekście.
Jak dla zaprzeczenia twierdzeniu pozytywnemu można wypowiedzieć zdanie negatywne, tak dla ząprzeczenia twierdzeniu negatywnemu można wypowiedzieć zdanie pozytywne. Nie podważa to jednak dokonanego przed chwilą odróżnienia negacji tropiki od negacji frast~'ki. Wypowiedź:
(3) Drzwi nie są otwarte,
wygłoszona jako zaprzeczenie, ma akcent wzmocniony na party [niej.
Wypowiedź:
(11) Drzwi są otwarte,
wygłoszona jako zaprzeczenie, ma akcent wzmocniony na formie [sąJ. Taki sam akcent wypowiedź ta ma wtedy, kiedy jest wygłoszona dla potwierdzenia (a nie dla zwykłej asercji) tego, że drzwi są otwarte. W języku anielskim (i polskim-przyp. tł.) oznajmienia o kontekście są, regularnie odróżniane od oznajmień poza kontekstem za pomocą akcentu. W ich składniku słownym różnica ta na ogół się nie przejawia.
Różnice między negowaniem frastyki (które odtąd będziemy nazy-' wać negacją twierdzenia*) a negowaniem tropiki (które będziemy nazywać negacją modalności*) należy uwzględniać w rozważaniach na temat presupozycji. Mówi się na ogół (por. 14.3), że twierdzenie p presuponuje twierdzenie q, jeżeli zarówno p, jak i jego negacja, implikują ściśle q (por. Keenan 1971). Zarówno asercja twierdzenia p poza kontekstem, jak jego takaż negacja ~p obligują nadawcę wobec wszelkich twierdzeń implikowanych ściśle przez p. Nie dotyczy to natomiast zaprzeczenia p. Gdyby ktoś dokonał asercji twierdzenia, że obecny król Francji jest łysy, moglibyśmy temu zupełnie rozsądnie zaprzeczyć mówiąc:
(12) [Obecny król Francji nie jest,łysy. Obecnego króla Francji nie ma.)
Podobnie wypowiedź:
(13) [Nie wiem, że Ziemia jest kulą
jest bez zarzutu jako zaprzeczenie wypowiedzi [Wiesz, że Ziemia jest kulą), chociaż byłaby irracjonalna jako asercja poza kontekstem (ponieważ czasownik wiedzieć jest tak zwanym czasownikiem faktowym, czyli presuponuje prawdziwość swojego dopełnienia, por. 17.2).
Można by także twierdzić, że negacja twierdzenia może być dwojaka: jedna zmienia twierdzenie w jego przeciwstawnik* diametralny, druga w przeciwstawnik sprzeczny*. O różnicy logicznej między przeciwieństwem sprzecznym a diametralnym była już mowa w jednym z poprzednich rozdziałów w związku z różnicą między przeciwieństwami stopniowalnymi a niestopniowalnymi (tom I, 9.1). Wypowiedź:
(14) [Nie lubię muzyki współczesnej
j est interpretowana raczej j ako przeciwstawnik diametralny twierdzenia:
(15) `Lubię muzykę współczesną',
niż tylko jako twierdzenie z nim sprzeczne. Obie interpretacje są jednak możliwe. Warunkiem przemiany twierdzenia w jego przeciwstawnik diametralny jest chyba bliższy związek partykuły negatywnej z orzeczeniem, niż ze związkiem między podmiotem a orżeczeniem, czyli ze związkiem głównym*. Można więc wyróżnić dwa rodzaje negacji twierdzenia: negację orzeczenia* i negację związku głównego*. Oba typy negacji występują w wypowiedzi:
(16) [To nieprawda, że nie lubię muzyki współczesnej.
Wydaje się, że negacja twierdzenia zawierającego wyrażenie stopniowalne (np. lubić) tworzy zawsze twierdzenie diametralnie mu przeciwstawne, a nie tylko z nim sprzeczne - i to bez względu na to, czy dany język leksykalizuje odpowiedni przeciwstawnik (np. angielskie dislike `nie lubić').
Jeżeli rozróżnimy dwa rodzaje negacji twierdzeń, jak to sugerujemy w poprzednim akapicie, to sprzeciwimy się tradycyjnej maksymie logicznej głoszącej, że negacja predykatu jest równoważna negacji zdania. Można by też twierdzić, że wypowiedzi typu (16) wstępują jako asercje poza kontekstem co najwyżej z rzadka, że więc nie ma potrzeby odróżniać negację zwiążku głównego od negacji modalności. Rzeczywiście cztery rodzaje negacji to może źa dużo. Ale do opisu wypowiedzi z topiką `jest tak, że...' (czyli do opisu oznajmień i pytań o fakty) konieczne jest przyjęcie negacji co najmniej trojakiej.
364 , ~ 365

Można by z kolei zapytać, czy te same trzy rodzaje negacji występu-`' ją w wypowiedziach z tropiką `niech będzie tak, żeby...'. Oczywiście' między wyraźną odmową rozkazu zrobienia czegoś a rozkazem niezroBienia czegoś zachodzi widoczna różnica. Musimy więc przyjąć istnie.:. nie negacji co najmniej dwojakiej: z jednej strony negacji performatywnej, z drugiej albo negacji modalności, albo negacji twierdzenia. Przy omawianiu modalności deontycznej* spotkamy się z zagadnieniem stosunku lączącego akty nieobligowania się o tropice `niech bę, dzie tak, żeby...' z zezwoleniami* i rezygnacjami z rozkazu* (por. 17.4). Na razie jednak do analizy znaczenia wypowiedzi, której nadawca wyraźnie odmawia narzucenia komuś jakiegoś obowiązku,' wystarczy formula: `Nie powiadam: niech będzie tak, żeby p '.
Głównym jednak problemem, który nas tutaj interesuje, jest to; czy w zakazach, takich jak:
(17) Nie otwieraj drzwi
zanegowana jest tropika, czy frastyka. Jest to problem trudny. Co znaczy wypowiedź (18), rozumiana jako zakaz? Czy znaczy `Niniejszym', nakładam na ciebie obowiązek niesprawiania, żeby p było prawdą',` czy też `Niniejszym nakładam na ciebie obowiązek sprawienia, żeby prawdą było nie p'? Jak widzieliśmy, zakazy nie bywają z reguły zamierzone ani przyjmowane jako zalecenia pewnych działań, lecz jako zalecenia powstrzymania się od nich. Nadawca nie chce, żeby adresat' spowodował stan rzeczy, na którego temat prawdziwe jest nie -p, taki bowiem stan rzeczy już istnieje. Nadawca wypowiada zakaz dlatego; że sądzi; iż w przeciwnym razie adresat spowoduje stan rzeczy, na któ-' rego temat prawdą będzie p (sprzeczne z nie-p). Lepiej więc chyba` traktować zakazy jako wypowiedzi z zanegowaną tropiką, czyli powstałe przez negację modalności. Należy zauważyć, że taka analiza lączy zakazy z zaprzeczeniąmi, a nie z asercjami negatywnymi poza kon-. tekstem. Sugeruje ona też, że odpowiadające sobie zdania mandatyw-!; ne pozytywne i negatywne, np. Otwórz drzwi i Nie otwieraj drzwi, są z reguły 'rozumiane jako wzajemnie sprzeczne, a nie przeciwstawne. N~ ogół jest to chyba słuszne.
Jednocześnie trzeba uznać, że negatywne zdania mandatywne, używane jako zakazy, bywają niekiedy zamierzone i przyjęte jako nakazy spowodowania, żeby prawdą było nie-p. Jest to szczególnie wido
czne wtedy, kiedy nie-p jest diametralnie przeciwstawne wobec p, a nie tylko z nim sprzeczne. Tak np. wypowiedź:
( 18) Nie ufaj mu
można rozumieć jako diametralny przeciwstawnik wypowiedzi
(19) Lfaj mu.
Jeżeli zestawimy opozycję między twierdzeniami sprzecznymi a diametralnie przeciwstawnymi z opozycją między negacją twierdzenia a negacją modalności, to powinniśmy może dopuścić możliwość negacji twierdzenia nie tylko dla oznajmień, ale także dla dyrektyw. Na ogół jednak zakazy zawierają negację modalności. Należy je analizować jako znaczące: `Powiadam: niech nie będzie tak, żeby p', a nie: `Powiadam: niech będzie tak, żeby nie-p'.
Trzeba wymienić jeszcze dwie sprawy, które są ostatnio tematem żywej dyskusji. Pierwszą jest wzajemny stosunek negacji i ogniska informacji* (por. 12.7). Akcent przeciwstawny w innym miejscu, niż na końcu zdania, wskazuje na to, że dane zdanie składowe ma ognisko informacji uwydatnione, a nie neutralne. Jeżeli zdanie takie jest negatywne, to zakłada dość swoiste presupozycje (por. Quirk i inni 1972, 382; Jackendoff 1972, 252). Tak np. wypowiedź [Maria nie przyśzła] z akcentem przeciwstawnym na wyrazie [Maria] ma znaczenie zbliżone do wypowiedzi [To nie Maria przyszła (tylko kto inny)]. Te dwie wypowiedzi nie są jednak równoważne. Można bowiem powiedzieć również: [Czy kto inny przyszedł, tego nie wiem, ale Maria nie przyszła]. Innymi słowy, można uchylić jedną z presupozycji wypowiedzi [Maria nie przyszła], a mianowicie twierdzenie `Ktoś przyszedł' (por. 14.3). Oczywiście w szczegółowym opisie negacji trzeba uwzględnić akcent zdaniowy, a także intonację. Kiedy zaś je uwzględnimy, pojawiają się dalsze komplikacje. Sprawa ogniska informacji ma oczywiście pewne znaczenie dla pojęcia negacji modalności. Związek między nimi jest jednak pod pewnymi względami niejasny.
Druga sprawa dotyczy tzw. negacji przeniesionej * (por. Quirk i inni 1972, 789). Termin ten oznacza pewnego rodzaju przesunięcie operatora negatywnego (podobnie jak termin podniesienie negacji, używany w gramatyce transformacyjnej Chomskiego). Tak np. twierdzi się słusznie, że wypowiedź:
366 367

(20) Nie sądziłem, że on to zrobi
ma dwie możliwe interpretacje, a mianowicie mniej więcej takie: L `Nieprawdą jest, że sądziłem,~że on to zrobi'.
II. `Sądziłem, że on tego nie zrobi'.
Pierwsza interpretacja byłaby jednak niezwykła i w mowie potocznej wymagałaby niemal nieodzownie wzmocnionego akcentu na wyrazie [nie). Sugeruje to, że wchodzi tu w grę negacja modalności. Przy nor-; mamym akcencie i intonacji w mowie potocznej znacznie częstsza jest druga interpretacja. Mówi się na ogół, że wypowiedź (20) jest równoważna z wypowiedzią:
(21) Sądziłem, że on tego nie zrobi
i że w gramatyce transformacyjnej da się wywieść z tej samej głębszej struktury przez przeniesienie elementu negatywnego ze zdania pod: rzędnego do głównegó.
To, czy wypowiedzi (20) i (21) są równoważne, jest rzeczą sporną.: Omawiana konstrukcja, występująca w wielu językach, pojawia sil szczególnie często z czasownikami wiary i sądu. Jest też znacznie pos politsza w osobie pierwszej, niż w drugiej i trzeciej. Ciekawe jest, że wypowiedź (20)'stoi wprawdzie w pierwszej osobie, ale w czasie prze szłym. Pod tym względem zajmuje ona miejsce pośrednie między wyw powiedziami:
(22) Nie sądzę, żeby on miał to zrobić
oraz
(23) Nie sądziłem, że on to zrobi.
Otóż wypowiedź (23) jest semantycznie znacznie bardziej zbliżona wypowiedzi
(24) Sądziłem, że on tego nie zrobi,
niż do wypowiedzi:
(25) Sądzę, że on to zrobi.
Normalnie bowiem, i przy braku akcentu na wyrazie (niej, czas sądzić nie bywa używany opisowo w wypowiedziach konstatuj (por. 16.1). Natomiast, podobnie jak w wypowiedzi
(27) Sądzę, że on to zrobi,
wyraża zastrzeżenia nadawcy wobec twierdzenia: `On to zrobi' (...) Wszystko to nasuwa myśl, że wypowiedź (22) jest przykładem cze
goś zbliżonego do negacji performatywnej, choć nieidentycznego z nią. Pod względem czysto semantycznym to coś ma oczywisty związek z subiektywną modalnością epistemiczną (por. 17.2). W każdym razie pojęcie negacji przeniesionej nie jest bynajmniej tak proste, jak się często przypuszcza.
To samo można by na zakończenie powiedzieć o samej negacji. Duża część naszych badań nad negacją w języku naturalnym przyjmuje oczywiście jako punkt wyjścia tak zwaną przez nas negację twierdzenia - czyli taką negację, jaka jest sformalizowana w rachunku zdań, a w odpowiednich matrycach prawdziwościowych jest zdefiniowana jako różnica między wartościami p i ~-p (por. tom I, 6.2). Z tego stanowiska można by nas słusznie potępiać za użycie jednego tylko operatora, co prawda w różnych pozycjach i o różnym zasięgu, do opisu kilku rodzajów negacji. Warto więc dodać, że w wielu językach istpieje po kilka rodzajów zdań negatywnych, często z kilku różnymi Partykułami negatywnymi, i że my sami omówilibyśmy je pod oddzielnymi nagłówkami, gdyby nie nasze poprzednie zobligowanie się na rzecz podstawowego charakteru negacji twierdzenia. Co jest podstawowe, a co nie, to pytanie trudne, jak zawsze. Jeżeli jednak przez podstawowe rozumiemy to, co dzieci przyswajają sobie jako podstawę dalszego rozwoju, to staje się zupełnie jasne, że negacja twierdzenia nie jest podstawowa.
Badacze uczenia się języka wyróżnili następujące cztery rodzaje negacji (por. Brown 1973, 17): I. nieistnienie, II. odrzucenie, III. odmowę, IV. zaprzeczenie. Tak zwane nieistnienie najlepiej chyba określić jako nieobecność lub zniknięcie. Odpowiada to materiałowi i nie sugeruje negacji twierdzenia. Co się tyczy trzech pozostałych typów negacji, to można je znacznie lepiej opisać za pomocą ogólniejszego pojęcia odrzucenia, niż za pomocą logicznego pojęcia negacji, definiowalnego przez swój stosunek do prawdy i fałszu. Jak~odrzuca się przedmiot fizyczny, sprawiając, że znika lub że się oddala (por. I), tak można odrzucić twierdzenie lub propozycję. Z tego względu negacja modalności jest chyba bardziej podstawowa, niż negacja twierdzenia. Opisując asercję i zaprzeczenie p, nie powinniśmy operować pojęciami prawdy i fałszu, lecz zgody i niezgody. Pozwoliłoby to nam stwier
368 369

dzić, że negacja twierdzenia rozwija się z negacji modalności, pod nie jak obiektywna modalność epistemiczna z subiektywnej (17.2) związku z tym trzeba pamiętać, że jako mówiący po angielsku jeste skłonni dopatrywać-się w wyrazach Yes i No znaczeń `tak jest' i `tak jest'. Nie wszystkie jednak języki mają formy zgody i niezgody daj się zinterpretować w ten sposób. Rosyjskie cli i piet znaczą raczej ` ceptuję.' i `odrzucam (to, co twierdzisz albo proponujesz)'. Stąd mo wość powiedzenia po rosyj sku (i po polsku - przyp. tł. ): [T'ak, nie p; deszcz), co nie jest dopuszczalne w języku angielskim.
16.5. Performatywna analiza zdań
W dotychczasowych paragrafach niniejszego rozdziału przedstawiliś= my analizę budowy i znaczenia wypowiedzi, a nie zdań. Zwykle jednak między strukturą gramatyczną i leksykalną zdań a siłą ilokucyjną od= powiednich wypowiedzi zachodzi pewna korelacja. Tak np. zdaniom' dopełnieniowym o tropice: `jest tak, że...' odpowiada z reguly tryb oznajmujący: [Drzwi są otwarte), [Czy drzwi są otwarte?). Natomiast tropice `niech będzie tak, żeby...' odpowiada coniunctivus (angielski prźyp. tł.) lub bezokolicznik: '[żeby otworzył drzwi), [otworzyć drzwi): To samo dotyczy oznajmień opisujących lub referujących akty dokucyjne. W obu wypadkach wybór między czasownikiem oznajmienia lub rozkazu, a czasownikiem prośby lub pytania, zależy od tego, czy w neustyce aktu ilokucyjnego występuje skladnik `Powia-dam:', czy `Nie mogę powiedzieć: '.
W wielu językach zachodzi odpowiedniość strukturalna między zdaniami używanymi jako wypowiedzi performatywne explicite, np: [Powiadam ci, że drzwi są otwarte), [Pówiac~am ci, żebyś otworzył drzwi), a zdaniami używanymi do opisu i referowania aktów ilokucyjnych, np. [Powiedzialem ci, że drzwi są otwarte). Odpowiedniość ta nie zależy od tego, czy sam akt ilokucyjny został wykonany za pomocą wypowiedzi performatywnej prymarnie, np. [Drzwi są otwarte),' [Otwórz drzwi), czy performatywnej explicite, np. [Powiadam ci, że drzwi są otwarte), [Powiadam ci, żebyś otworzył drzwi). Ta odpowiedniość strukturalna nasuwa możliwość wywodzenia wszystkich w ogóle zdań z głębszych struktur zawierających zdanie nadrzędne z performatywnym verbum dicendi w pierwszej osobie oraz z ewentualnym dopeł
hieniem w drugiej osobie. Takie ujęcie proponują niezależnie od siebie Boyd i Thorne (1969), Householder (1971), Lakoff (1969), Ross ( 1970), Sadock (1974) i inni. Ujęcie to nazwiemy performatywną analizą zdań. Jej bardziej ograniczoną wersję, dotyczącą tylko zdań nieoznajmiających, przedstawiają tacy badacze, jak Lewis (19.72).
Performatywna analiza zdań usunęliby oczywiście różnicę między zdaniami systemowymi a wypowiedziami, której staraliśmy się przestrzegać w całej niniejszej pracy. Obaliłaby również, a przynajmniej pozbawiłaby większego znaczenia, Austinowskie rozróżnienie wypowiedzi performatywnych prymarnie i explicite (por. 16.1). Wypowiedzi te stałyby się po prostu różnymi powierzchniowymi realizacjami tych samych struktur głębokich, czyli zapisów semantycznych (por. 10.5). Każdemu zdaniu nadającemu się do kilku różnych aktów ilokucyjnych reguły gramatyczne zapewniałyby odpowiednio kilka różnych analiz głębinowych. Tak np. twierdzenie `Będę tam o drugiej' zostałoby zapewne zapisane jako gramatycznie niejednoznaczne. Mogłoby bowiem być równoważne albo ż twierdzeniem `(Niniejszym) obiecuję tam być o drugiej', albo z twierdzeniem `Niniejszym oznajmiam/zapo.wiadam, że będę tam o drugiej'. Podobnie jako niejednoznaczne gramatycznie zostaloby zapisane twierdzenie `Obiecuję tam być'. Jego wypowiedzenie bowiem stanowi albo akt obietnicy (pozwalający na wstawienie wyrazu niniejszym), albo oznajmienie, opisujące pewną czynność nadawcy. Odróżnienie zdań systemowych od wypowiedzi ma oczywiście charakter wyłącznie metodologiczny. Nie musi ono być utrzymane w mocy za wszelką cenę. Problem polega na tym, czy strukturę i użycie języka można lepiej opisać z tym odróżnieniem, czy bez niego. Problem ten trudno rozwiązać, póki performatywna analiza zdań nie zostanie rozwinięta bardziej szczegółowo i nie obejmie szerszego zasięgu materiału.
Pewne względy jednak nasuwają myśl, że taka performatywna analiza zdań, jaką proponuje się w ramach gramatyki transformacyjnej, w ostatecznym wyniku nie da się obronić. Po pierwsze, w wypowiedzi performatywnej explicite wybór podmiotu i dopełnienia dla performatywnego verbum dićendi zależy od bardzo skomplikowanych warunków. Warunki te zmieniają się wraz z charakterem i okolicznościami aktu ilokucyjnego. Nadawca może odnieść do siebie, jako do wykonawcy tego aktu, wszelkie stosowńe wyrażenie. Wyrażeniem tym nie musi być zaimek pierwszej osoby. W niektórych aktach społeczno-kul
370 . I , 371

turowych i zrytualizowanych nie może on nąwet nim być. Podobnie na- '` dawca może odnieść każde stosowne wyrażenie do adresata. Nie musi ono być zaimkiem drugiej osoby (...) Kiedy nadawca referuje lub opisuje akt psychiczny lub ilokucyjny odnoszący się do niego samego jako r do adresata, wtedy z reguły używa zaimka zwrotnego, np. (Powiedziałem sobie, żebym nie był głupcem]. Natomiast dokonując samego aktu zwraca się z reguły do siebie w drugiej osobie, np. (Nie bądź głupcem]. Zwraca się także do siebie w drugiej osobie w pytaniu o fakt, np. (Co zrobisz?], ale w pierwszej osobie w pytaniu o radę, np. (Co mam zrobić?]. Trudno byłoby chyba opisać te różńice w aparacie poję- . ciowym performatywnej analizy zdań. Tutaj stosunek między czasownikiem a jego dopełnieniem jest chyba traktowany zawsze tak samo, bez względu na to, czy czasownik jest performatywny, czy opisowy.
Druga sprawa jest związana z pierwszą. Przy performatywnej anaBzie zdań rozumienie domyślnego czasownika performatywnego opiera się na rozumieniu odpowiedniego verbum dicendi w użyciu opi o- ' wym lub referującym. Tymczasem jedynym celem pierwotnego odróżnienia przez Austina wypowiedzi performatywnych od konstatującydr było odróżnienie spełnienia aktu od jego opisu. Jak widzieliśmy,. Austin doszedł wreszcie do przekonania, że coś powiedzieć mączy cod zrobić (por. 16.1). Jest możliwe, choć filozoficznie sporne, że pe vne podstawowe akty komunikatywne są logicznie niezależne od istnienia nie tylko języka, lecz w ogóle wszelkiego konwencjonalnego systemu komunikacji (por. 16.1). W każdym razie przewrotne byłoby chyba wzorowanie funkcji performatywnej verba dicendi na ich funkcji opisowej. Należałoby raczej założyć, że sens i denotację verba dicendi po- ' znajemy przez uprzednie zrozumienie tego, na czym polegają akty ilokucyjne. Zrozumienie to, podobnie jak zrozumienie funkcjonowania deiktyczności, uzyskujemy przez udział w aktach komunikacji i przez. uczenie się tego, w jaki sposób poszczególne języki konweńcjonalizują . odniesienie wyrażeń do nadawcy, adresata i innych składników sytuacji.
Z argumentów składniowych, przytaczanych dotychczas na rzecz. pęrformatywnej analizy zdań, żaden nie jest zbyt przekonujący. Większość materiału cytowanego w obronie tej analizy jest wątpliwa (por: Sadock, 1974). Argumenty te dowodzą jedynie, że do wyrażeń performatywnych można wstawiać wyrażenia dodatkowe, nazywające lub ograniczające w różny sposób różne składniki dokonywanego aktu ilo
l:ucvjnego. To jednak nie zmusza da dopatrywania się w każdym zda,iiii całkowitym domyślnego pcrformatywnego zdania nadrzędnego. ('o więcej, przy typowej analizie perf~rmatywnej zostaje zupełnie niewłaściwie przedstawiony związek zdynia performatywnego zc zdaniem dopełnieniowym. Jak świadczy możliwość wstawienia wyrazu ni,t;c~szy'ttt, wypowiadane zdanie jest niejako narzędziem aktu ilokucyj,lyo. Aktu asercji, rozkazu, obietnicy itd. dokonujemy właśnie za eon n>c~ wypowiedzi-sygnału. Jak jednak widzieliśmy wyżej, wchodzą tu w `~rę dwa znaczenia czasownika powiedzieć (por. 16.1). Oznaczmy oznajmienie ((niniejszym) powiadam ci, że drzwi są otwarte] przez S, zdanie dopełnieniowe (drzwi są otwarte] przez S,, a znaczenie tego zdania przeze. Wtedy wypowiedź S będzie znaczyła mniej więcej tyle: ~(Powiadając2 S), powiadam (ci), że p'. Wyrażenie `Powiadające S' odpowiada fakultatywnemu nittiejszynt. Należy je rozumieć jako element deiktyczny, odnoszący się albo do S, albo do tego, co Austin wyrciżniłby jako akt lokacyjny powiedzenia S (por. 16.1). Natomiast czasownik performatywny odnosi się do aktu ilokućyjnego dokonywanego przez powiedzenie S. Dlatego niesłuszne wydaje się traktowanie prostych zdań typu Drzwi sg otwarte jako wytworów wyzerowania czasownika performatywnego. Takie zdania proste różnią się od wypowiedzi explicite performatywnych brakiem samozwrotności okazowej (por. tom I, 1.4). Natomiast od dopełnień czasowników opisowych verba dicendi różnią się tym, że nie znaczą: `jest tak, że ~'.
Samozwrotność okazowa wypowiedzi explicite performatywnych utrudnia ich opis z logicznego punktu widzenia. Są one podobne do takich osławionych wypowiedzi, jak ~,To, co mówię w tej chwili, jest fałszem, albo ~,To zdanie zawiera sześć wyrazów,. Filozofowie analizowali takie wypowiedzi w różny sposób. Do dziś brak ogólnie przyjętego rozwiązania paradoksów logicznych czyli antynomii, które takie wypowiedzi powodują przy formalizacji semantyki.
Pod koniec pierwszego paragrafu niniejszego rozdziału (16.1) wprowadziliśmy pojęcie cieniowania przez wtrącenie. Sugerowaliśmy, że funkcją zdania wtrąconego (Przyrzekam ci] w wypowiedzi (Będę tarn o drugiej, przyrzekam ci] jest potwierdzenie zobligowania nadawcy siłą ilokucyjną wypowiedzi: (Będę tam o drugiej]. Taką samą funkcję ma zdanie wtrącone: (to jest rozkaz] w wypowiedzi (Bądź tam o drugiej: to jest rozkaz]. Budowa gramatyczna obu tych wypowiedzi, przynajmniej powierzchniowa, jest zupełnie różna. Zdania wtrącone
372 ,.~ 373

nie są samozwrotne okazowo. Ich wywód ze zdań nadrzędnych śtruktury głębokiej byfby chyba bezpodstawny. Natomiast zarówno w wypowiedzi explicite performatywnej [(Niniejszym) rozkazuję ci być tutaj o drugiej], jak i w oznajmieniu [Rozkazałem mu być tutaj-o drugiej] słowa [być tutaj o drugiej] są bezspornie gramatycznym dopełnieniem czasownika rozkazywać i rozkazać. Być może, iż obie wypowiedzi (rozkaz i oznajmienie) należałoby wywieść przez uzależnienie żdania rozkazującego w strukturze głębokiej od verbum dicendi pewnej szczególnej podklasy: rożkazywać, kazać, nakazywać, polecać itd.
Być może jednak, iż status powierzchniowy orzeczenia performatywnego należałoby wyjaśnić raczej przez przyjęcie pewnej reguły gramatycznej, która byłaby stosowańa w strukturze głębókiej do pary zdań zestawionych, czyli połączonych parataktycznier. Jednym ze skutków zastosowania tej reguły byłoby nadanie wytworowi transformacji tych zdań swoistej cechy samozwrotności. Reguła ta jednak nie zmieniałaby wtrąconego charakteru zdania składowego performatywnego. Tę ważną okoliczność należałoby uwidocznić. Siła ilokucyjna dwu wypowiedzi: [Przyrzekam ci, że tam będę i [Będę tam, przyrzekam cif jest chyba ta sama. Ten sam również jest w obu wypadkach storunek słów [Przyrzekam ci] do aktu przyrzeczenia. Obecne wers] e gramatyki transformacyjnej operują procesami upodrzędnienia i uwśpółrzędnienia, ale nie pozwalają na sformalizowanie tak zwanej paratak- ' sy'~, czyli związku syntaktycznego między zdaniami składowymi luź- 't niejszego, niż współrżędność. Za odróżnieniem jednak parataksy od '~~ podrzędności i współrzędności przemawiają mocne argumenty seman-' tyczne.
Najsilniejszym chyba argumentem składniowym na rzecz perfor-;~, matywnej analizy zdań jest to, że pozwala ona ópisać funkcję niekto'- Ę rych przynajmniej spośród tzw. określników zdaniowych, typu mó-:' wrąc szczerze, mówic~c uczciwie itd. Można twierdzić, że są one okreś-'. lnikami domyślnego orzeczenia performatywnego. Przypuśćmy (cho~,t jest to dyskusyjne), że równoznaczne ze sobą są dwa następujące oznajmienia:
(1) Powiadam ci szczerze, że on jest głupi
oraz . (2) Mówiąc szczerze, on jest głup.
~'o właściwie wyjaśnia performatywna analiza gramatycznej struktury wypowiedzi (2)? Zastanówmy się przede wszystkim nad tym, co się stanie, jeżeli odbiorca wypowiedzi (2) odpowie na nią słowami:
(3) To nieprawda.
bzy zaprzeczy szczerości swojego rozmówcy? Nie, zaprzeczy tylko asercji tego, że osoba oznaczona zaimkiem on jest głupia. Jeżeli (3) jest reakcją na (1), to sytuacja jest mniej jasna. W żadnym jednak razie (3) nie zaprzecza temu, że nadawca wypowiedzi (1) albo (2) dokor~uje aktu powiedzenia. Jeżeli wypowiedź (3) zostaje wygłoszona jako reakcja na wypowiedź:
(4) Anna powiedziała Marii, mówiąc szczerze, że on jest głupi,
~ o można zrozumieć (3) albo j ako zaprzeczenie aktu powiedzenia, albo jego szczerości (...) I tutaj jednak można zrozumieć (3),również jako zaprzeczenie tego, jakoby odnośnik zaimka on był głupcem (tego zreszt~ nadawca (4) nie twierdzi i takim twierdzeniem się nie obliguje). W tym ostatnim wypadku do, wypowiedzi (3). nie można dodać (Nie jest], podobnie jak do odpowiedzi (1) oni (2).
Po drugie, wypowiedź (4) nie jest naturalnym opisem takiego aktu iłokucyjnego, jakiego można by dokonać za pomocą wypowiedzi (1) łub (2). Osoba mówiąca (4) twierdzi, że Anna dokonała aktu powied~enia w sposób szczery (bez względu na to, jakiego zdania lub jakich zdań do tego użyła). Wzmiankę o szczerości w wypowiedziach (1) i (2) rz,~leży rozumieć co najwyżej jako wtrącone zapewnienie o zamiarze oznajmienia bez ogródek, albo jako wezwanie; żeby adresat zaakceptowal pogląd nadawcy. Jeżeli w wypowiedziach (1), (2) i (4). zamiast .szczerze podstawimy uczciwie, różnice te staną się jeszcze jaśniejsze. Zamiast szczerze w wypowiedzi (2) można podstawić ińne przysłówki łub wyrażenia przysiówkowe, np. prawdę mówiąc, ściśle mówiąc itd. Mają one chyba podobną fuńkeję, ale nie mogą być określnikami performatywnego verbum dicendi. Performatywna analiza zdań nie przycLynia się w niczym do zrozumienia ich funkcji.
Wszystkie te argumenty świadczą o tym, że zakładanie w wyrażeniach prymarnie performatywnych domyślnego zdania nadrzędnego budzi poważne zastrzeżenia semantyczne. Świadczą również o tym, że pod względem semantycznym funkcja zdania glównego jest tu niejako
374 375

wtrąceniowa. Stosunek do określników jest chyba inny w ćzasownik>; performatywnym, niż w opisowym verbum dicendi.
Można z tego wysnuć jeden z dwu wniosków. Pierwszy brzmiałby że jeśli performatywna analiza zdań ma być semantycznie pouczająca to powinna w jakiś sposób uwzględniać pojęcia cieniowania prze; wtrącenie oraz samozwrotności okazowej. Obecne wersje analizy per formatywnej tego nie czynią. Drugi możliwy wniosek byłby bardzie' zgodny z tradycyjnymi ujęciami charakteru i zakresu analizy graniaty. cznej. Głosiłby on, że trzeba odróżniać budowę gramatyczną zdania od jego znaczenia, a znaczenie zdania od znaczenia wypowiedzi. To' co powiedzieliśmy w niniejszym paragrafie, nie świadczy o wyższośc żadnego z tych wniosków. Jednak performatywna analiza zdań w ta~ kiej postaci, w jakiej bywa obecnie przedstawiana, jest wyraźnie nil do przyjęcia. Nie dowiedziono również, jakoby jakaś jej ulepszone wersja upraszczała zadania analizy językoznawczej lub rozwiązywał problemy nie dające się rozwiązać w bardziej tradycyjnym aparacif pojęciowym. My więc będziemy w dalszym ciągu odróżniać graniaty czną budowę zdań od logicznej, czyli semantycznej, budowy aktóvj mowy, do których te zdania mogą służyć.zz
Na zakończenie należy wspomnieć o tzw. pośrednich aktach mowy. Na podstawie sugestii Searle'a (1969, por. także 1975) Gordon i Lakoff (1971) stwierdzili, że mandy można wypowiadać nie tylko bezpośrednio za pomocą zdania mandatywnego, np. [Otwórz drzwi], alt także pośrednio, a mianowicie:
I: przez asercję któregoś z nadawczych warunków szczerości, np: [Chcę, żebyś otworzył drzwi],
II. przez pytanie o któryś z odbiorczych warunków szczerości, np, (Czy możesz otworzyć drzwi?].
Stwierdzenie to Heringer (1972) uogólnił, z pewnymi modyfikacja mi, na inne akty ilokucyjne. Jak wskazuje Heringer, można spełnić akt ilokucyjny pośrednio nie tylko przez zakwestionowanie odbiorczegd warunku szczerości, lecz również przez jego asercję. Można więc użyj, jako mandu nie tylko wypowiedzi [Czy możesz otworzyć drzwi?], lec2 również (Możesz otworzyć drzwi).
Dla potrzeb niniejszego paragrafu trzeba na temat pojęcia pośred, zz Odsyłacze do literatury dotyczącej analizy perfonnatywnej, zwłaszcza w postaćl stworzonej przez Rossa (1970), można znaleźć w niektórych artykułach u Cole'a i Mord gang (1975). Szczegółową krytykę zawiera Gaźdar (1976).
nich aktów ilokucyjnych poczynić tytko dwie uwagi. Po pierwsze pojęcie to zaciera granicę między znaczeniem zdania a siłą ilokucyjną wypowiedzi. Mówiąc dokładniej, pojęcie pośrednich aktów ilokucyjnych zakłada, że wypowiedź może mieć dwojaką siłę ilokucyjną: zasadniczą i incydentalną. Tak np. wypowiedź [Chcę, żebyś to zrobił] może być incydentalnie zamierzona jako oznajmienie, a zasadniczo jako prośba wyrażona oznajmieniem (por. Searle 1975, 59). O incydentalnej sile ilokucyjnej wypowiedzi decyduje bezpośrednio budowa gramatyczna zdania. Zasadnicza natomiast siła ilokucyjna wypowiedzi da się wywieść ze znaczenia zdania i z jego incydentalnej siły ilokucyjnej według zasad omówionych przez Gordona i Lakoffa ( 1971), Heringera (1972) i Searle'a (1975). Tak np. wypowiedzi: [Czy możesz mi podać godzinę?] i [Czy wiesz, która jest godzina?] są chyba najczęściej wygłaszane jako prośby. Decydują o tym, czyli o ich zasadniczej sile ilokucyjnej, zasady pośrednich aktów ilokucyjnych. Kiedy zdanie (Czy możesz mi podać godzinę?] zostaje użyte jako prośba, wtedy nie ma potrzeby mówić, że traci swoje dosłowne znaczenie. Należy natomiast powiedzieć, że można go użyć albo bezpośrednio jako pytania, albo pośrednio jako prośby. Kiedy zaś zostaje użyte pośrednio jako prośba, ma dwojaką siłę ilokucyjną. Można je zawsze zrozumieć, przynajmniej incydentalnie, jako pytanie. Dlatego na mocy tak zwanych przez Grice'a (1975) implikatur konwersacyjnych w określonym kontekście takie zdanie "implikaturuje" (czyli ma jako implikat) prośbę.
Druga, ważniejsza uwaga dotyczy tego, że warunki szczerości głoszone lub badane w wypadku pośredniego aktu ilokucyjnego dotyczą zawsze wiedzy, wierzeń, woli i zdolności uczestników tego aktu. Te zaś, jak się przekonamy, decydują o modalności epistemicznej* i deontycznej* (por. 17.2, 17.4). Dlatego zwłaszcza mandy można wyrażać pośrednio za pomocą zdań zaczynających się wyrazami (Czy zechciałbyś...], [Czy możesz...], (Chcę, żebyś...], [Chciałbym, żebyś...) itd. (...)
Jeżeli użycie tzw. pośrednich aktów mowy można rzeczywiście wyjaśnić w ten sposób, to należy dodać, że nie wszystkie wyrażenia nadają się do nich w równym stopniu. Tak np. zwyklejszą prośbą jest [Czy możesz zamknąć drzwi?], niż (Czy jesteś w śtanie zamknąć drzwi?] (por. Sadock 1974, 78). Co więcej, skonwencjonalizowanie takich pytań, jak [...dobrze?], (...możesz?] dochodzi niekiedy tak daleko, że zawierających je wypowiedzi nie ma już sensu traktować (nawet incydentalnie) inaczej, niż jako prośby.
376 X377

17 Modalność
17.1. Konieczność i możliwość
(1) nec p - ~-poss -VP ~~~ poss p - ~-nec -~-p.
'Tak wi4c albo konieczność, albo możliwość da się wyeliminować na ~'~' rzecz d rugiej z nich przez podwójne zastosowanie negacji: raz do ope~~., ratora modalnego, a drugi raz do niezmodalizowanego zdania składo
wego. 'I'e dwa rodzaje negacji nazywa się zwykle negacją zewnętrzną i wewn ętrzną (por. 16.4). W logice modalnej muszą się one oczywiście różnić ~~~sięgiem. `Nie jest możliwe, żeby p było prawdziwe' znaczy co innego - mż'Jest możliwe., że -~-p jest prawdziwe'.
Miedzy twierdzeniami logicznie koniecznymi lub możliwymi a zawartycr~i ~' nich twierdzeniami niezmodalizowanymi zachodzą różne ''~ implik~icje ścisłę. W szczególności:
Jak widzieliśmy w jednym z poprzednich rozdziałów, logicy odróżr ją na ogół twierdzenie prawdziwe lub fałszywe przygodnie, czyli syr tyczne*, od twierdzeń bądź to z konieczności prawdziwych, zwani twierdzeniami analitycznymi* czyli tautologiami, bądź też z koni ności fałszywych, zwanych sprzecznościami* (por. tom I, 6.5). Z te że dane twierdzenie jest prawdziwe przygodnie, wynika, że jest c prawdziwe na temat tego świata (lub stanu świata), który opisuje,; że możliwe są inne światy (lub stany świata), na których temat t vi dzenie to jest (lub mogłoby być) fałszywe. Natomiast prawdziwi twierdzenia prawdziwego z konieczności, czyli ańalitycznego, nie zi ży od tego, jaki jest świat w danym czasie. Twierdzenia analitycy jak mówił Leibniz, są prawdziwe we wszystkich możliwych świata Ich prawdziwość jest zapewniona, czyli zagwarantowana, znaczenj wyrażających je zdań. Nasza wiedza o tym, lub wiara w to, że są prawdziwe, jest nieempiryczna w tym,sensie, że nie opiera się na' świadczeniu i nie może zostać zmieniona przez doświadczenie.
Centralnymi pojęciami tradycyjnej logiki modalnej są konieczn i możliwość. Podobnie ja>~c kwantyfikacja uniwersalna i egzystencja (por. tom I, 6.3), są one ze sobą powiązane negacją. Jeżeli p jest nieczności prawdziwe, to jego negacja -~-p nie może być prawdzie Jeżeli zaś p może być prawdziwe, to j ego negacj a nie j est z koniec ści prawdziwa. Relację tę można wyrazić za pomocą systemu inten nalnego z dwoma operatorami modalnymi w sposób następujący:;
(3) neep-jp
oraz (4) p -~ poss p.
Implik acja (3) oznacza, że jeżeli wiemy, iż p jest z konieczności prawdziwe, to możemy bez dalszych wahań uczynić p przedmiotem asercji lub przesłanką rozumowania. Oczywiście podstawa naszej wiedzy lub przekonania o tym, że p jest z konieczności prawdziwe, stanowi centralne zagadnienie sporów filozoficznych na temat analityczności i aprioryczności. Jest jednak niezaprzeczalne, że takimi wnioskowaniami, jal~ (3), posługujemy się stale. Głosimy lub zaklad~my, że dane twierdzenie jest faktycznie prawdziwe, ponieważ wiemy lub wierzymy, że musi być prawdziwe. Ta wiedza lub wiara jest wbudowana w strukturę semantyczną języków, których używamy do opisywania stanu świ~ita (por. tom I, 6.5). Tak np. twierdzenie `Jeżeli Alfred jest kawalere m, to musi być nieżonaty' można sformalizować w postaci:
(5) nec (K(a) ~ ~ Ż(a)),
gdzie I~ j est predykatem o znaczeniu `kawaler', a Ż j est predykatem o znacże niu `żonaty'. Z kolei twierdzenie (5) implikuje twierdzenie:
~b) K(a) -ł .--ż(a)
`Jeżeli ,~Ifred jest kawalerem, to nie jest żonaty'. Zapis (6) jest formalizacją ~,niosku, który automatycznie (chociażby bez jego formułowania) wysnulibyśmy z oznajmienia:
378 . `~ 379

(7) Alfred jest kawalerem.
Twierdzenie (6) jednak da się wywieść z twierdzenia ogólnego:
(8) (x) (K(x) -~ "'Z(x)).
Na podstawie zaś sensu wyrazów kawaler i żonaty jesteśmy skłon głosić nie tylko, że (8) jest faktycznie prawdziwe w świecie, w któr mieszkamy, ale także to, że nie może nie być prawdziwe, czyli że j prawdziwe we wszystkich możliwych światach. Możemy w takim ra powiedzieć, że prawdziwość (8), a tym samym prawdziwość (6), j zagwarantowana prawdziwością twierdzenia:
(9) nec ((x)K(x) ~ ~Ż(x)).
Różnica między (8) a (9) polega na tym, że to, iż wszyscy kawalerov~ są nieżonaci, jest oznajmione w (8) jako zwykły fakt, natomiast w ( jest przedstawione jako konieczność logiczna.
Należy podkreślić, że zarówno twierdzenie (8), jak i (9) jest na t) śmiałe, że może uprawomocnić twierdzenie (6). Nie musimy się tu z~ mować problemem, czy relacja między wyrazami kawaler i żonG uprawniałaby do traktowania twierdzenia (Wszyscy kawalerowie nieżonaci jako analitycznego. Właśnie dla uniknięcia lub obejścia 1 kich problemów Carnap (1966) ujmuje wszystkie swoje postulaty zn ezeniowe w formę niemodalnych twierdzeń ogólnych typu (8).
Tutaj chcemy sprecyzować znaczenie czasownika musieć w zć mach typu:
(10) Alfred musi być nieżonaty
rozumianych j ako naturalne i uprawnione wnioski z twierdzenia w żonego zdaniem (7). Jest nieistotne, czy posłużymy się w tym. twierdzeniem (8), czy (9). W każdym razie przy takiej interpre zdania (10) czasownik musieć ma tę samą funkcję, co operator mc ny konieczności logicznej w twierdzeniu (5).
W mowie potocznej twierdzenia logicznie zmodalizowane o mie:
(11) nec (-~-Ż(a))
rzadko wyrażamy zdaniami z czasownikiem musieć. Nie zmniejsza jednak bynajmniej stosowalności i użyteczności pojęcia konieczno
logicznej w semantyce opisowej. Potoczne użycie języka, obejmującę umiejętność wnioskowania jednego zdania z drugiego i parafrazowania jednego zdania drugim, opiera się wyraźnie na intuicyjnym rozumieniu funkcjonowania konieczności logicznej. Więcej jeszcze: wkrótce się przekonamy, że istnieją inne interpretacje zdania (10), przy których czasownik musieć nie wyraża konieczności logicznej, lecz ma inne, choć podobne znaczenie.
Wprowadźmy teraz symboliczny zapis pojęcia światów rzeczywistych i możliwych. Formułę
( 12) ś; (p)
będziemy czytać: `p jest prawdziwe w świecie ś;', a formule
(13) (ś) (ś(p))
nadamy znaczenie: `p jest prawdziwe we wszystkich światach'. Tym samym (12) znaczy, że p zawiera się w określonym opisie stanu świata. Natomiast (13) znaczy, że p jest zawarte we wszystkich opisach stanu świata (por. tom I, 6.5). Jeżeli więc symbol p w formule .(13) zastąpimy formułą (6), to otrzymamy formalny. zapis konieczności logicznej w możliwych światach: .
(14) (ś) (ś(K(a))) -~ -VŻ(a).
Formuła ta znaczy: `We wszystkich światach jest prawdziwe, że jeżeli Alfred jest kawalerem, to nie jest żonaty'. Formułę (14) można traktować jako równoważną z formułą (5). Aby móc stosować pojęcie możliwych światów, trzeba oczywiście rozporządzać jakimś pojęciem międzyświatowej tożsamości indywiduów. Otóż pojęciem takim posługujemy się w naszych codziennych sprawach. Zakładamy np., że osoba, którą spotkaliśmy wczoraj lub w zeszłym roku, jest tą samą, którą spotkaliśmy dziś rano, chociaż świat, w którym spotkaliśmy ją wcześniej, był pod wieloma względami różny od świata, w którym spotkaliśmy i rozpoznaliśmy ją później. W tym wypadku między obu światami zachodzi relacja kolejności czasowej. Jak się przekonamy dalej, może, ona stużyć do zintęrpretowania kategorii grąmatycznej czasu (por. 1~.3). Utożsamienia międzyświatowego możemy dokonać także między światem rzeczywistym a różnorodnymi światami wyobrażonymi. Potrafimy rozpoznać siebie i innych w naszych snach. Potrafimy tworzyć hipotetyczne sytuacje z udziałem rzeczywistych osób, a potem
380 381

mówić o tych sytuacjach prawie tak samo, jak o wydarzeniach napa dę się dokonujących lub dokonanych. Można wnioskować warun wo, że gdyby w świecie ś; o czasie t; zaszło pewne wydarzenie, to w nym hipotetycznym świecie ś~ o czasie t~ panowalby pewien stan rzec opisywalny pewnym twierdzeniem lub zbiorem twierdzeń. Jak wid pojęciem możliwych światów posługujemy się stale w języku Godzi nym, choć na pierwszy rzut oka może się ono wydawać fantastycz Współczesna logika modalna przejmuje to intuicyjne pojęcie i uż~ go do formalizacji szeregu zjawisk, które w niniejszym paragr~ omówimy w sposób niezupełnie formalny.
Nasza interpretacja zdania Alfred musi być nieżonaty nie jest oc wiście jedyną możliwą. Istnieją co najmniej dwa inne, które mov wyróżnić za pomocą następujących peryfraz:
(15) `Wnioskuję (z poczuciem pewności), że Alfred jest ni ty'
oraz
(16) `Alfred jest zmuszony do tego, żeby być nieżonatym'.
Z tych dwu peryfraz (15) jest bardziej zbliżona do interpretacji sforni lizowanej wyżej jako (11), ale wyraźnie nie jest z nią identyczna.
Od dawna wiadomo, że większość zdań zawierających czasowru modalne*, takie jak musieć i móe, jest niejednoznaczna. Wiadomo r wnież, że ich niejednoznaczności nie opisuje wiernie stwierdzenie;-' każdy czasownik modalny ma przypadkowo dwa lub więcej niż d znaczenia. Istnieje oczywisty intuicyjnie związek między pojęcial konieczności i obowiązku, istotnymi dla znaczenia zdań z czasowi kiem musieć, oraz pojęciami możliwości (...) i zezwolenia, istotnyj, dla znaczenia zdań z czasownikiem móc. Niejednoznaczność zdalj odpowiednikami czasowników mcesieć i rnóc występuje w wielu jęk kuch.
Do niedawna logika~modalna ograniczała się niemal wyłącznie ~ tak zwanej dzisiaj logiki aletycznej*, czyli dotyczącej koniecznej I( przygodnej prawdziwości twierdzeń. Termin aletyczny pochodzi y greckiego alethe `prawda'. Tak zwane tradycyjne prawdy koniec (czyli twierdzenia prawdziwe, według Leibniza, we wszystkich logic nie możliwych światach) można także nazwać twierdzeniami aletyt
nic koniecznymi lub apodyktycznymi*. Wszystkie zdania aletycznie konieczne są aletycznie możliwe, ale nie odwrotnie.
L)zisiaj logicy uznają i formalizują w różny sposób także dwa inne rodźaje konieczności i możliwości: epistemiczną* i deontyczną*. Znaczenie tych terminów wyj aśnimy za chwilę. Tutaj wspomnimy tylko, że ,~~ twierdzeniu (15) mamy do czynienia z koniecznością epistemiczną, ~~ w twierdzeniu (16)-z deontyczną. Konieczność epistemiczna jest intuicyjnie bardziej zbliżona do aletyeznej, niż deontyczna.
Lingwiści rozróżniają wypowiedzi typu (15) i (16) za pomocą roz,~~aitych terminów. Kuryłowicz twierdzi, że typ (15) odznacza się suhicktywnością, czyli wyrażaniem postawy nadawcy, a typ (16) nie. l lalliday (1970 a) nazywa cechę swoistą dla typu (16) nie modalnością, (ccz modulacją, i również.uważa typ (15) za bardziej subiektywny, niż ( i (). Gramatycy generatywiści kontynuujący tradycję Chomskiego c~.c~sto nazywają czasownik modalny w zdaniach typu (15) epistemicz,~o-naoc~alnym, a w zdaniach typu (16) nadrzędnie modalnym (~oot-moda(). Sugeruje się również, że (w strukturze głębokiej -przyp. tł.) re~ż.nicy tej odpowiada użycie czasownika konieczności w typie (15) ze udaniem podrzędnym podmiotowym, a w typie (16) z dopełnieniowym (~c>r. Boss 1969 a).' W dalszym ciągu nie będziemy usiłówali syntetyzować ani porównywać tych różnych poglądów. na modalnośe~epistenriozną i deontyczną,
rzeba jednak stwierdzić jedną rzecz bardzo ogólną, która byłaby wysoce istotna dla takiej syntezy lub porównania. Lingwiści mianowi~ic traktują na ogół modalność epistemiczną inaczej, niż logicy. Parałrara (15) jest,parafrazą językoznawcy, a nie logika. Logik byłby prawdapodobnie za parafrazą następującą:
(t7) `W świetle tego, co wiadomo, jest z konieczności prawdą, że Alfred jest nieżonaty'.
l tęt:rj nie ma wzmianki o nadawcy ani o rzeczywistym wniośkowaniu, lccr tylko o dowodach przesądzających epistemiczną konieczność
Zwolennicy interpretacji czasownika posiłkowego jako nadrzędnego (Ross 1969 ;~. G.Lakoff 1972 i inni) traktują domyślny czasownik modalny w zdaniu deontycznym 7:~ko rr~Sjmiejscowy, a nie dwumiejscowy, a mianowicie jako przechodni podwójnie, a 'nie ~ojedynezo. Interpretują oni wypowiedzi deontyczne jako performatywne, a nie inkc, konstatujące. Na ten temat i na tematy pokrewne zob. Huddlesto~ 1974.
382 '~ 383

omawianego twierdzenia. Dowody te są traktowane jako coś obiekty wnego. W klasycznych systemach logiki epistemicznej nie uwidacznia się zupełnie subiektywność modalności epistemicznej. Natomiast v oczach językoznawców, m.in. Kuryłowicza, właśnie ona różni najbar dziej modalność epistemiczną od deontycznej. Tę różnicę między dwoma poglądami na modalność epistemiczną, poglądem typowo lin gwistycznym i typowo logicznym,' będziemy się starali uwzględni przez odróżnienie modalności epistemicznej subiektywnej od obiekty wnej .
Kiedy zaczniemy rozważać modalność deontyczną, przekonaną się, że również i j ą można podzielić na subiektywną i obiektywną (poi 17.4). Deontyczną interpretacją-zdania Alfred musi być nieżonaty jeŚ nie tylko twierdzenie (16) (obiektywne -~ przyp. tł.). Jest nią równi, twierdzenie:
(18) `(Niniejszym) zobowiązuję Alfreda do tego, żeby był nież(~i noty'. ,
To twierdzenie (subiektywne - przyp. tł.) nie jest konstatujące, lei performatywne w pierwotnym sensie tego słowa (por. 16.1). To, żę z równo modalność epistemiczną, jak i deontyczną można interpreta wać bądź to subiektywnie, bądź też obiektywnie, dowodzi, że 'opis r, żnicy między modalnością epistemiczną a deontyczną przez Kuryłowi cza nie może być trafny. Nie może również być trafna analiza czasow pików modalnych epistemicznych jako nadrzędnych nad zdaniem poił miotowym, a deontycznych jako nadrzędnych nad zdaniem dope niemowym. Dlaczego więc modalność epistemiczna wydaje się tylu j zykoznawcom bardziej subiektywna, niż modalność deontyczna? Tli pytanie to postaramy się odpowiedzieć niżej.
17.2. Modalność epistemiczna i faktowość
Modalność epistemiczną* w tym znaczeniu, w jakim tego terminu u, wają filozofowie, trudniej jest scharakteryzować w sposób popular niż modalność aletyczną (por. 17.1). Co więcej, między znaczenia tego terminu pod piórem filozofów a j ego znaczeniem powstałym w mantyce językoznawczej zachodzi pewna rozbieżność. Termin epi~ micz~y, podobnie jak termin epistemologia, pochodzi od greckie episteme `wiedza'. Epistemologia jest to nauka o istocie i pochodzet
wiedzy. Logika epistemiczna dotyczy budowy logicznej oznajmień głoszących lub implikujących, że pewne twierdzenie lub pewien zbiór twierdzeń są przedmiotem wiedzy albo przekonania. Zdaniem niektórych autorów logikę epistemiczną, podobnie jak aletyczną, można sformułować za pomocą pojęcia możliwych światów. Jak widzieliśmy w jednym z poprzednich rozdziałów, zawartością semantyczną twierdzenia jest zbiór opisów stanowych (albo możliwych światów), które wyklucza to twierdzenie (por. tom I, 6.5). Wiedza o tym, co znaczy dane twierdzenie, implikuje wiedzę o tym, w jakich warunkach (czyli w jakich możliwych światach) twierdzenie to jest prawdziwe. Wiedza o tym, co ktoś wie, lub w eo wierzy, implikuje znajomość treści semantycznej twierdzeń, do których ten ktoś się przychyla, czyli które uważa za prawdziwe.
Ewentualna różnica między wiedzą a słusznym przekonaniem z punktu widzenia epistemologicznego lub psychologicznego jest jednym ze stałych tematów filozofii zachodniej od czasów Platona. Rozwiązanie jednak tej kwestii nie jest konieczne do ustalenia niektórych przynajmniej warunków, w których stosowne jest użycie wyrazów wied~ieć, wierzyć oraz innych oznaczających tak zwane przez filozofów postawy twierdzące: wątpić, sądzić, wyobrażać sobie itd. Przyjmuje się na ogół zgódnie, że twierdzenie `X wie, że p' implikuje twierdzenie: `X wierzy, że p', czyli `X uważa p za prawdziwe'. Przyjmuje się również, że asercja twierdzenia `X wie, że p' obliguje nadawcę na rzecz p, podczas gdy asercja twierdzenia `X wierzy, że p', oczywiście nie powoduje takiego zobligowania. Jeżeli X-em jest sam nadawca, to zarówno asercja twierdzenia `X wie, że p', jak i twierdzenia `X wierzy, że p', czyli zarówno wypowiedź (Wiem, żep~, jak i wypowiedź (Wierzę, żep~ obligują go na rzecz p. Zobligowanie to jest jednak silniejsze przy użyciu czasownika wiedzieć, niż wierzyć. Nadawca twierdzi wtedy, że jego wiara w p jest uzasadniona, a co najmniej niepodważalna. Twierdzi również, że z tytułu tej niepodważalności, którą na żądanie potrafi udowodnić, ma prawo do asercji p i do upoważniania innych, żeby się do niej przychylili. Nie wnikając w zasady logiki epistemicznej, powiedzmy tylko, że twierdzenie `X wie, że p' można sformalizować w postaci:
(1) WX (p),
gdzie Wx jest operatorem konieczności epistemicznej. Powiedzmy również, że formuła (1) jest związana z p koniecznością epistemiczną
385 384

tak, jak formuła nec p jest związana z p koniecznością aletyczną. Jeżeł KX(p) jest prawdziwe, to również p musi być prawdziwe (w pewnyrt~' znaczeniu czasownika musieć, którego definicja jest zadaniem logiki epistemicznej).
Wielu filozofów twierdzi, że między KX(p) a p zachodzi stosunęk presupozycji*, a nie po prostu implikacji ścisłej. Prawdziwość p boi wiem jest warunkiem koniecznym prawdziwości nie tylko twierdzenia: `X wie, że p', ale także jego negacji: `X nie wie, że p'. Mówiąc [On nia wie, że Edynburg jest stolicą Szkocji] (poza kontekstem, a nie jako za przeczenie, por. 16.4), nadawca obliguje się na rzecz twierdzenia `Edynburg jest stolicą Szkocji' tak samo, jak przez asercję [On wie, że Edynburg jest stolicą Szkocji]. Wszelki predykat zachowujący się poci tym względem tak, jak wiedzieć (czasownik, przymiotnik itd.), można nazwać predykatem faktowym* (factive). Termin ten wprowadzili dó lingwistyki P. i C. Kiparscy (1971). Wykazali oni, że oprócz czasowników wiedzieć i nie wiedzieć istnieje jeszcze długi szereg innych predy katów faktowych.
Tak np. jeżeli ktoś mówi:
(2) To zdumiewające, że oni się uratowali,
to obliguje się na rzecz oznajmienia
(3) Oni się uratowali.
Oczywiście osoba wypowiadająca (2) nie dokonuje asercji twierdzenia wyrażonego wypowiedzią (3). Nieważne jest tutaj, czy twierdzenie to jest presuponowane przez treść wypowiedzi (2), czy przez nadawcę tej; wypowiedzi (por. 14.3). Ważne jest, że przymiotnik zdumiewający jest predykatem faktowym.
Niemniej interesujące i niemniej ważne, niż faktowość, jest to, conazwiemy niefaktowością i kontrafaktycznością. Użycie predykatu, niefaktowego* typu myśleć lub sądzić nie obliguje nadawcy ani- na.' rzecz prawdziwości, ani fałszywości twierdzenia wyrażonego zdaniem dopełnieniowym w takich oznajmieniach, jak [On sądzi/myśli, że Edynburg jest stolicą Szkocji. Natomiast wypowiedź kontrafaktyczna* obliguje nadawcę nie na rzecz prawdziwości, ale na rzecz fałszywości twierdzenia wyrażonego jej zdaniem dopełnieniowym. Kontrafaktyczność można przypisać niekoniecznie całej wypowiedzi, ale także któremuś z jej składników.
Najbardziej oczywistymi przykładami wypowiedzi kontrafaktycznych, uznanymi za takie również w gramatyce tradycyjnej, są (...) zdania warunkowe nierzeczywiste* (ze znaczeniem przeszłym), np.:
(4) Gdyby był już kiedyś w Paryżu,to zwiedziłby (byłby zwiedził) Montmartre.
Zdanie takie może być stosownie wypowiedziane tylko pod warunkiem, że nadawca uważa za fałszywe twierdzenie wyrażone wypowiedzią (...):
(5) Był już kiedyś w Paryżu.2
Wypowiedzi warunkowe nierzeczywiste typu (4), przeciwstawiają si4 tzw. wypowiedziom warunkowym rzeczywistym* w rodzaju:
(6) Jeżeli pojechał do Paryża, to zwiedził Montmartre.
Tc ostatnie wypowiedzi nie są ani faktowe, ani kontrafaktyczne, lecz t~iefaktowe*. Ich wygłoszenie nie obliguje nadawcy ani na rzecz prawdziwości, ani fałszywości danego twierdzenia.
Należy zaznaczyć, że niefaktowe są również pytania otwarte typu:
(7) Czy pojechał do Paryża?
podobnie jak oznajmienie typu:
(8) Nie wiem, czy pojechał do Paryża
oraz wypowiedzi typu:
(9) Mógł pojechać do Paryża (10) Może pojechał do Paryża
(11) (Jest) możliwe, że pojechał do Paryża.
Współczesne prace na temat zdań warunkowych obejmują studia Isarda (1974), hewisa (1973) i Stałnakera (1968). Wszystkie one posiugują się pojęciem możliwych śtviatów. W metodzie Isarda szczególnie ciekawe jest przeciwstawienie funkcji OBECNY i DALEKI. Służą one jako subskrypty możliwych światów i mogą być traktowane I~~ko komputeryzowalne inśtrukcje kierujące nas do sytuacji rzeczywistej (OBECNY) luh nierzeczywistej (DALEKI). W wielu językach, m.in. w angielskim, tak zwanych turm czasu przeszłego używa się nie tylko do opisu sytuacji przeszłych, lecz również czysto hipotetycznych, które nigdy nie istniały i nie są możliwe na przyszłość. Dotyczy to zdań warunkowych nierzeczywistych typu (4). Oba te użycia tzw. czasu przeszłego mieszczą się w sposób naturalny w ogólnym pojęciu oddalenia czyli nierzeczywistości. (...)
386 ` 387

Wypowiedzi (9), (10) i (11) zawierają modalny czasownik (móc), przy słówek (może) lub przymiotnik (możliwy). Są to typowe wypowiedz rozważane przez lingwistów z zastosowaniem pojęcia modalności epi stemicznej. Właśnie takie wypowiedzi będą nas odtąd głównie intere sować.
Proste oznajmienia faktów (czyli asercje kategoryczne) można na zwać epistemicznie niemodalnymi. Wypowiadając asercję bez zastrze żeń, nadawca obliguje się na jej rzecz na mocy warunków fortunnośc rządzących ąktem ilokucyjnym asercji. W samej jednak wypowiedz nadawca nie rości sobie wyraźnie pretensji do wiedzy. Nie dokonuj asercji epistemicznie zmodalizowanego twierdzenia `Wiem, że p' Mówi tylko, że na temat opisywanego świata p jest ono prawdziwe bez zastrzeżeń co do elementu `Powiadam', ani co do elementu `jes tak, że...' w jego wypowiedzi. Wszelka wypowiedź, której nadawe~ deklaruje wyraźne zastrzeżenia co do swojego zobligowania na rzec. twierdzenia, jest wypowiedzią epistemicznie modalną, czyli zmodali zowaną - bez względu na to, czy zastrzeżenia są uwidocznione w je składniku słownym, jak w wypowiedziach (9), (10) i (11), czy też i prozodycznym lub paralingwistycznym.
W zasadzie można rozróżnić dwojaką modalność epistemiczną obiektywną* i subiektywną*. W codziennym użyciu języka rozróżnia nie to nie da się przeprowadzić w sposób ostry. Również jego uzasac~ nianie epistemologiczne jest co najmniej niepewne. Trudno też wyra źnie odróżnić tak zwaną przez nas obiektywną modalność epistemicz ną od modalności aletycznej. Obie mieszczą się w Carnapowskim po jęciu logicznego prawdopodobieństwa, o którym wspomnieliśmy w je dnym z poprzednich rozdziałów (por. tom I, 6.5). Rozgraniczenie jad nak modalności epistemicznej obiektywnej i subiektywnej ma pewni znaczenie teoretyczńe. Porównajmy więc oznajmienie:
(12) Alfred może być nieżonaty
z oznajmieniem:
(13) Alfred musi być nieżonaty,
użytym wyżej do zilustrowania różnicy między koniecznością alei ną, epistemiczną i deontyczną (por. 17.1).
W jednej spośród możliwych interpretacji (12) nadawca subie wnie ogranicza własną niepewnością swoje zobligowąnie na rzecz
żliwości bezżenności Alfreda. Przy takim rozumieniu nadawca mógłby stosownie dodać do (12) zdanie w rodzaju:
(14) ale ja w to wątpię
albo (15) i jestem skłonny sądzić, że tak jest.
Zdania te wyrażają jasno subiektywność zobligowania nadawcy.
Przy takiej interpretacji, chyba najbardziej oczywistej, wypowiedź (12) jest mniej więcej równoważna z wypowiedzią:
(16) Alfred jest może nieżonaty.
Rozważmy jednak następującą sytuację. Mamy do czynienia z grupą dziewięćdziesięciu mężczyzn. Jednym z nich jest Alfred. Wiemy, że wśród tych mężczyzn jest trzydziestu nieżonatych, nie wiemy jednak, którzy nimi są. W takiej sytuacji nadawca może, jeśli zechce, przedstawić możliwą bezżenność Alfreda jako fakt obiektywny. Może śmiało powiedzieć, że wie o możliwości bezżenności Alfreda, i to możliwości kwantyfikowalnej , a nie tylko że wierzy w tę możliwość. Jeśli nadawca jest irracj onalistą, to jego subiektywne zobligowanie na rzecz prawdziwości lub fałszywości twierdzenia `Alfred jest nieżonaty' może nie mieć żadnego związku z jego wiedzą o obiektywnej możliwości prawdy tego twierdzenia, czyli o stopniu jej prawdopodobieństwa (1/3). Tak samo subiektywne zobligowanie gracza na rzecz prawdopodobieństwa wyjścia określonego numeru na ruletce może nie mieć związku z oliektywnym prawdopodobieństwem tego wyjścia. Wypowiedź (16), w odróżnieniu od (12), nie możę służyć do wyrażenia obiektywnej modalności epistemicznej (lecz tylko modalności aletycznej -przyp. tł.).
Przyjrzyjmy się teraz wypowiedzi (13). Przypuśćmy, że zbadaliśmy stan cywilny wszystkich członków naszej grupy z wyjątkiem Alfreda i stwierdziliśmy, że jest wśród nich dokładnie dwudziestu dziewięciu nieżonatych. W tej sytuacji stosowna byłaby wypowiedź (13). Można by dusznie powiedzieć, że twierdzenie `Alfred jest nieżonaty' musi być prawdziwe -w tym znaczeniu czasownika musieć, które Carnap (1962) łączy ze znaczeniem konieczności aletycznej. W innych jednak sytuacjach, i to częstych, bardziej naturalna byłaby interpretacja wypowiedzi (13) jako wyrażającej subiektywną modalność epistemiczną.
Rozróżnienie więc modalności epistemicznej subiektywnej i obiek
388 389

tywnej jest, być może, teoretycznie dopuszczalne. Z drugiej strony;; jak zaznaczyliśmy, obiektywna modalność epistemiczna (jeśli jest ta pojęcie uzasadnione) leży pomiędzy modalnością aletyczną a subiek tywno-epistemiczną i można ją połączyć albo z jedną, albo z drugą.; Nasuwa się więc pytanie, jak ustosunkować to rozróżnienie do trój; członowego podziału wypowiedzi (na frastykę, tropikę i neustykę) opisanego w poprzednim rozdziale. Przypomnijmy, że asercje kategoryczne mają neustykę: `Powiadam:' i tropikę: `jest tak, że...'. Ich siła ilokucyjna jest iloczynem obu tych składników. Otóż wypowiedzi zmodalizowane obiektywnie, a nie subiektywnie, zawierają element:; `Powiadam:' w postaci kategorycznej, czyli bez zastrzeżeń. Wypowiedzią zmodalizowaną obiektywnie nadawca obliguje się na rzecz informacji, którą przekazuje adresatowi. (...). To, co nadawca oznajmia, można zanegować: (To nieprawda]; zakwestionować: (Rzeczywiście?], (Nie wierzę ci]; przyjąć jako fakt: (Zgadzam się], (Tak, wiem] uzależnić od jakiegoś warunku; wreszcie wyrazić zdaniem dopełnie= mowym zależnym od predykatu faktowego: (Wiedziałem, że Alfred musi być nieżonaty].
Tym wszystkim modalizacja obiektywna różni się od subiektywnej.; Istotą tej ostatniej są zastrzeżenia nadawcy wobec kategorycznego `Powiadam:'. Oznajmienia zmodalizowane subiektywnie (jeśli można; je nazwać oznajmieniami) nie wyrażają faktów, lecz poglądy, cudzy; wypowiedzi lub próby wnioskowania (...). Ich siła ilokucyjna jest po= dobna do siły pytań, które także są niefaktowe (por. (7)). Oczywiście' istnieje dostrzegalna różnica między mniej lub bardziej śmiałym i autorytatywnym wysuwaniem poglądu, a pytaniem lub zastanawianiert~. się. W obu jednak wypadkach występują wyraźne wskaźniki niechęci lub niezdolności nadawcy do uznania prawdziwości wyrażanego twierw; dzenia. Oba też wypadki pochodzą może w rozwoju osobniczym z tego samego stanu psychicznego wątpliwości.
Jak widzieliśmy, subiektywną modalność epistemiczną możn2t przedstawić jako zastrzeżenie nadawcy wobec elementu `Powiadam:'` w jego własnej wypowiedzi. Natomiast.wypowiedziom zmodalizowa-: nym obiektywnie (czy to aletycznie, czy epistemicznie) można przypi-', sać bezzastrzeżeniowy element `Powiadam:', ale jednocześnie zastrze=: żenia co do prawdopodobieństwa elementu `jest tak, że...'. Prawdopo dobieństwo to, jeżeli jest kwantyfikowalne, mieści się w granicach o~' 1 do 0. Jeżeli faktowość twierdzenia epistemicznie zmodalizowanegC~,
(tak, jak przedstawia ją nadawca) ma stopień 1, to wypowiedź jest epistemicznie konieczna. Jeżeli faktowość twierdzenia jest stopnia 0, to jest ono epistemicznie niemożliwe. W mowie potocznej z reguły nie kw~ntyfikujemy faktowości wyrażanych twierdzeń za pomocą zmiennych liczbowych. Możemy jednak wyrażać różne stopnie faktowości
przez wybór którejś spośród serii partykuł, obejmującej elementy na Jowno, prawdopodobnie, może. Różnica między partykułami prawdopodobnie i może w oznajmieniach obiektywnie zmodalizowanego odpowiada chyba, przynajmniej w przybliżeniu, różnicy między stopniem faktowości większym i mniejszym niż 0,5. Tej wyraźnie przybliżonej korelacji z liczbową kwantyfikacją faktowości nie należy jednak trać zbyt dosłownie. Nie ma bowiem powodu przypuszczać, żeby w tekście nienaukowym modalność epistemiczna (czy to subiektywna, czy obiektywna) była oparta na-matematycznie precyzyjnym wyliczeniu prawdopodobieństwa.
Ważne jest to, że obiektywna modalność epistemiczna jest w zasadzie kwantyfikowalna na skali, której biegunami są konieczność i niemożliwość. Różne języki mogą gramatykalizować albo leksykalizować mniej lub więcej stopni tej skali. Jak widzieliśmy, konieczność i możliwość są definiowalne wzajemnie albo przez negację zewnętrzną (por. 16.x). Nasuwa się pytanie, czy istnieją jakieś językowe powody do dei iniowania konieczności przez możliwość lub odwrotnie. Czy w niektórych lub wszystkich językach gramatykalizację lub leksykalizację modalności epistemicznej lepiej jest opisać jako opartą na możliwości, czy na konieczności? (...) Jest to zagadnienie materiałowe, prawdopodobnie nierozwiązalne na podstawie materiałów dostępnych obecnie. Gramatycy na ogół nie zajmują się takimi sprawami. Są one trudne do r;>związania nawet dla wypowiedzi w języku ojczystym. Należy jednak odnotować bez komentarzy, że w tradycyjnych opisach kategorii trybu gramatycy posługują się częściej pojęciem epistemicznej możliwości, niż konieczności. Wyższym stopniem gramatykalizacji możliwości epistemicznej, niż używanie czasowników lub partykuł modalnych, jest stosowanie specjalnego trybu, np. koniunktiwu.
W tym miejscu dobrze będzie wprowadzić system zapisu, za pemocą którego będziemy mogli wyraźnie różnicować wypowiedzi modalne i niemodalne rozmaitego rodzaju. Asercje kategoryczne będziemy przedstawiać symbolicznie w postaci:
(17) ..p
390 ~~ 391
Pierwsza kropka oznacza neustykę bez zastrzeżeń. Można ją czyta `Powiadam:'. Druga kropka oznacza tropikę bez zastrzeżeń. Można czytać: `jest tak, że...'. Jak widzieliśmy, każdy z trzech składników w powiedzi może być zanegowany. Tak więc zapis
(18) ~..P
będzie oznaczał: `Nie powiadam: jest tak, że...' (niezobligowanie Zapis:
(19) .~.p
będzie oznaczał: `Powiadam: nie jest tak,.że...' (zaprzeczenie). N miast:
(20) ..~p
będzie oznaczać: `Powiadam: jest tak, że nie...' (asercję t wierdzeni< negatywnego poza kontekstem). W obrębie tej samej wypowiedz mogą występować jednocżeśnie dwa lub wszystkie trzy rodzaje nega cji. Dla odróżnienia od kropki, symbolizującej składnik `Powiadam: w pozycji neustycznej, będziemy użynać pytajnika do przedstawienia składnika pytań: `Nie wiem:', `Zastanawiam się:'. Zapis:
(21) ?.p
będzie więc oznaczał: `Zastanawiam się: czy p', albo: `Czy p?'. W od różnieniu od kropki oznaczającej `jest tak, że...' w pozycji tropiczne będziemy używać wykrzyknika na oznaczenie składnika `niech będzie tak, żeby...' w rozkazach, żądaniach i pytaniach o radę. Zapis:
(22) .!p
będzie przedstawiać strukturę rozkazów i żądań, a zapis:
(23) .~!p
strukturę zakazów. Zapis:
(24) ?!p
będzie przedstawiał strukturę pytań o radę. Powyższy system zapisu trzeba ocżywiście rozszerzyć, żeby móc przedstawiać strukturę pytań o uzupełnienie i próśb. To rozszerzenie jednak nie jest istotne w tym
miejscu. Bliższe omówienie składnika `niech będzie tak, żeby...' odłoŻymy do jednego z następnych paragrafów.
Przedstawiając symbolicznie różnicę między asercjami kategorycznymi a subiektywnie lub obiektywnie zmodalizowanymi, będziemy analizować modalność epistemiczną za pomocą pojęcia możliwości, a nie konieczności. To bowiem wydaje się bardziej stosowne, przynajmniej w odniesieniu do niektórych języków.
Możemy obecnie przedstawić różnicę między modalnością epistem;czną subiektywną a obiektywną w następujący sposób: w formule asercji kategorycznej zastąpić operatorem modalnym możliwości pierwszą kropkę:
(25) poss.p
lub drugą kropkę:
(26) .poss p,
co będziemy czytać odpowiednio: (25) `Może p' i (26) `Powiadam: jest tak, że może p'. Każdy z tych operatorów można zanegować, podobnie jak zmienną zdaniową oraz albo neustykę bez zastrzeżeń, albo frastykę bez zastrzeżeń.
W tym systemie zapisu możliwość jest traktowana jako zmienna dwuwartościowa, która w jednej pozycji wymienia się z pytaniem jako zastrzeżenie co do składnika `Powiadam:', a w drugiej pozycji funkcjonuje jako zastrzeżenie co do składnika `jest tak, że...'.
System dopuszcza również wypowiedzi z modalnością i subiektywną, i obiektywną:
(27) poss poss p
Można je czytać: `Nie wykluczam, że jest możliwe, że p'. Ich przykładem jest jedna z możliwych interpretacji następującej wypowiedzi:
(28) Nie wykluczam, że jest możliwe, że pada deszcz.
W sumie więc system dopuszcza dwadzieścia cztery formuły modalne, różne notacyjnie i nierównoważne semantycznie, zawierające tę samą zmienną zdaniową. Ponadto dopuszcza osiem formuł niemodalnych (... ). Liczbę tę można powiększyć przez potraktowanie możliwości (w jednej lub w obu pozycjach) jako skali o mniejszej lub większej liczbie
392 393

stopni (...). Można powiedzieć nie tylko [Prawdopodobnie pac deszcz], ale także [Jest barcbzo prawdopodobne, że pada deszcz], iPr wie na pewno pada deszcz] itd.
Spośród dwudziestu czterech formuł możliwych do utworzenia możliwości i negacji w aparacie pojęciowym odróżniającym rteustyl od tropiki tylko cztery mają odpowiedniki w klasycznych możliwości. wydr systemach logiki modalnej:
(29) .poss p (30) . ~-poss p (31) .poss-yp (32) .-rposs~-p
W klasycznych bowiem systemach logiki modalnej (nieepistemiczne niedeontycznej) wszystkie oznajmienia rozumie się tak, jak gdyby z czynały się od składnika `Powiadam:' bez zastrzeżeń. Jak wspomni liśmy w poprzednim paragrafie, subiektywną modalnością epistemic ną logicy dotychczas się nie zajmowali. Jest ona jednak tak ważna d potocznego użycia języka, że w każdej formalizacji semantyki język wej powinna być wyraźnie uwzględniona i w zasadzie odróżniona < modalności obiektywnej.
Jednocześnie związek między modalnością epistemiczną subiekt wną a obiektywną jest taki, że słuszne wydaje się zapisywanie ich ty rantym operatorem modalnym o dwu możliwych miejscach występ wania. W pozycji neostycznej funkcja operatora możliwości polega wyrażaniu różnych stopni zobligodi ania na rzecz faktowości. Pod ty względem operator możliwości komunikuje zastrzeżenia co do ak ilokucyj nego w bardzo podobny sposób, jak wtrącony czasownik pe formatywny opatruje wypowiedź zastrzeżeniem (lub ją cieniuje). Pc tym względem wypowiedź [Może pada deszcz], rozumiana jako zm dalizowana subiektywnie, ma się tak do wypowiedzi [Pada deszcz, zd je mi się] albo [Zdaje mi się, że pada deszcz], jak się ma wypowie [Czy pada deszcz?] do wypowiedzi [Zastanawiam się, czy pa deszcz], a wypowiedź [Pada deszcz] do wypowiedzi [Pada deszcz, m wię ci] albo [Mówię ci, że pada deszcz]. System, który traktuje pytan i modalność subiektywną jako zastrzeżenia co do składnika perform tywnego wypowiedzi, czyli co do jej elementu `Powiadam:', uwidac nia takie związki w sposób zupełnie naturalny.
Podobnie jak możliwość epistemicz,na jest chyba bardziej podst
wowa od epistemicznej konieczności, tak modalność epistemiczna sub iektywna jest chyba bardziej podstawowa od obiektywnej. To tłumaczyloby najlepiej, dlaczego większość lingwistów uważa za oczywiste, żc modalność epistemiczna jest postawą nadawcy wobec zawartości twierdzeniowej wypowiedzi i że w tym sensie jest subięktywna. Z założenia takiego wychodzi się w większości rozważań językoznawczych nad trybem i modalnością (...).
Można by zatem sugerować, że w potocznym użyciu j ęzyka spośród następujących dwu formul:
(33) poss . p
( > l`a'l.
(34) . poss p
pierwsza jest bardziej podstawowa, niż druga. Formułę (34) można uważać za wywiedzioną z formuły (33) za pomocą procesu obiektywizucji.' Możemy nawet iść o krok dalej: od częściowej obiektywizacji formuły (34) przejść do całkowitej obiektywizacji modalności, przedsiawionej formułą:
(35) ..(poss p).
l'utaj operator modalny łączy się z p w twierdzenie ztnodalizowane. J;Ik już widzieliśmy, w klasycznych systemach aletycznej logiki modalnej twierdzeniami są nie tylko p i nie p. Są nimi także poss p, '--poss p, yo.s.5~--p oxaz -~-poss -~-p (por. tom I, 6.5). Jest to oczywiście warunek knieczny rekurencyjnego charakteru modalności. Podobnie jak t~~ ierdzenie poss p powstaje przez dodanie poss do p, tak twierdzenie lj~a.s.s poss p powstaje przez dodanie poss do poss p. Toteż w używanym tutaj systemie zapisu odpowiednikami formuł systemów klasycznych z operatorami modalnymi nie są, być może, formuły (29) - (32), lecz raczej formuły następujące:
(3G) .. (poss p) (37) .. (-~-poss p)
Halliday (1970 a. 337) używa terminu obiektywizacja w związku z przykładami Iatsu: Do chwili odkrycia aktu erekcyjnego byto pewne, że tę galeryjkę zbudowa! Wren. Ogranicza on użycie terminu modalność do tak zwanej tutaj subiektywnej modalności episiernicznej. Dlatego obiektywizację definiuje jako proces, za pomocą którego wykla
394 395

(38) ... (poss -~- p) (39) . . (-r poss ~- p)
Między .poss p a .. (poss p) zachodzi taka różnica, jak między wył wiedziami [Powiadam: może jest tak, że p] i [Powiadam: jest tak, może p].
W większości dialektów angielskich w zdaniu pojedynczym mc wystąpić co najwyżej jeden czasownik modalny. Można jednak łąc; czasownik modalny z partykułą modalną. W takich wypadkach trze rozróżnić połączenia modalne harmonijne* i nieharmonijne*. Tak ~ harmonijne są partykuła może i czasownik móc, jeżeli oba są uż epistemicznie. Wyrażają bowiem ten sam stopień modalności. Na miast partykuła na pewno i czasownik móc są w tym rozumieniu mo~ lnie nieharmonijne (autor nie ma tu na myśli polskiego móc w znac niu `mieć możliwość, nie być skrępowanym przeszkodami' - prz tł.). Jak wskazał Hałliday (1970 a, 331), partykuła i czasownik moc ny w połączeniu harmonijnym mogą "wzmacniać się nawzajem" i z guły to czynią. Tak np. w wypowiedzi typu:
(40) Może mógł zapomnieć,
która w naszej interpretacji niewiele się różni od (41) Może zapomniał
iod
(42) Mógł zapomnieć
przez całe zdanie przebiega pewnego typu zgoda gramatyczna, dująca dwukrotne wyrażenie tej samej modalności. Natomiast wiedzi:
(43) Mógł na pewno zapomnieć
ani
(44) Na pewno mógł ząpomnieć
dniki takich pojęć, jak pewność, zostają "usunięte ze sfery modalności" i włączone tak zwanej przez Hallidaya tezy (czyli zawartości twierdzeniowej). Osobiście wolał wraz z logikami rozszerzyć termin modalność na możliwość i konieczność obiektyw Zgadzam się jednak z Hallidayem co do tego, że w potocznym użyciu języka obiekty zacja modalności jest wytworem wtórnego rozwoju.
396
lnie można interpretować jako zawierającej tylko jedną modalność. ponieważ partykuła i czasownik modalny są tu nieharmonijne, więc są na pewno od siebie niezależne. Jedno z nich zatem musi być w zasięgu drugiego.
W wypowiedzi (44) czasownik móc jest wyraźnie w zasięgu partykul y gra pewno. (44) nie znaczy bowiem `Może jest tak, że na pewno zapomniał', lecz `Na pewno jest tak, że może zapomniał'. Interpretacja Wypowiedzi (43) jest nieco mniej oczywista. Wypowiedź ta znaczy albo ~Na pewno jest tak, że zapomniał', albo `Może być tak, że na pewno zapomniał'. W każdym jednak razie modalność epistemiczną subiektywną (w odróżnieniu od obiektywnej) może komunikować co najwyżej jedno wyrażenie i ono właśnie ma szerszy zasięg. Te dwie zasady są bardzo ważne i odtąd będziemy się na nie powoływać. Tłumaczą się one tym, że modalność epistemiczna polega na zastrzeżeniach co do performatywńego składnika wypowiedzi.
Do sprawy modalności epistemicznej będziemy wracać wielokrotnie w dalszych paragrafach niniejszego rozdziału. Brak jednak będzie miejsca na jej wyczerpujące omówienie. Ale o jednym trzeba stale pamiętać. Zdawałoby się, że przez postawienie twierdzenia w zasięgu operatora konieczności epistemicznej oznajmienie zostaje wzmocnione. Otóż w potocznym użyciu języka tak nie jest: Wszyscy się chyba zgodzą, że mówiąc [Pada deszcz] nadawca silniej obliguje się na rzecz faktowości swojego twierdzenia, niż mówiąc [Musi padać deszcz]. Oczekuje się zawsze, że nadawca obliguje się-tak silnie, jak tylko mu na to pozwala gwarancja epistemicznax. Jeżeli nie ma wyraźnie mowy o źródle informacji ani o zobligowaniu na jej rzecz, to odbiorcy zakładają, że nadawca posiada całkowitą gwarancję epistemiczną tego, co nuiwi. Ale już samo wprowadzenie do wypowiedzi wyrazów musieć, m~ pewno, z pewnoście itd. uzależnia zobligowanie nadawcy od jego L~ydź co bądź ograniczonej wiedzy. Żadne oznajmienie nie jest epistemicznie mocniejsze, niż asercja kategoryczna, symbolizowana tutaj jako ..p.
17.3. Czas gramatyczny jako modalność
Podstawę deiktyczną gramatycznej kategorii czasu omówiliśmy w jedym z poprzednich rozdziałów (15.4). Teraz należy wspomnieć o stosunku czasu gramatycznego, i w ogóle odniesienia czasowego, do mo
397

dalności. Dla uproszczenia będziemy się posługiwać tradycyjnymi po jęciami czasu przeszłego, teraźniejszego i przyszłego. Wskazaliśm, poprzednio, że w zasadzie język, nawet jeśli ma czas gramatyczny, nip musi gramatykalizować deiktycznego odniesienia czasowego koniec: nie w postaci tego tradycyjnego systemu trójczłonowego. Wskazaliś. my również, że większość języków posiadających czas gramatyczni traktuje odróżnienie przeszłości od nieprzeszłości jako ważniejsze, nil odróżnienie teraźniejszości od nieteraźniejszości oraz przyszłości o nieprzyszłości. Z tego, co mówimy w tym rozdziale, nie wynika, jakó by trójczłonowe rozróżnienie czasu przeszłego, teraźniejszego i przy, szłego było nieodłączne od struktury języka.
W całym niniejszym i poprzednim rozdziale zakładaliśmy milczą, co, że czas gramatyczny, w odróżnieniu od modalności, wchodzi w skład zawartości twierdzeniowej wypowiedzi. Jak już jednak widzie liśmy, logicy traktują na ogół twierdzenia jako bezczasowe, który tt termin można różnie interpretować (por. 15.4). Do twierdzenia wyra żonego zdaniem typu Pada deszcz można włączyć odniesienie do ja' kiegoś momentu lub odcinka czasu, ustalonego w stosunku do jakiego; bezwzględnego lub zewnętrznego systemu współrzędnych czasowych a następnie można traktować to twierdzenie jako wiecznie prawdziwe lub fałszywe. Można również odnieść prawdziwość lub fałszywoś~ twierdzenia do świata lub stanu świata przez nie opisanego. Wtedy po wiemy np., że twierdzenie wyrażone zdaniami Pada, padaio, będzie padać jest prawdziwe w świecie ś; (czyli w świecie istniejącym o czasie t;), a fałszywe w świecie ś~, chociaż we wszystkich wypadkach mamy dc czynienia z tym samym twierdzeniem `Padać'. Niektóre systemy logik czasu gramatycznego przyjęły tę drugą możliwość.
Logika czasu gramatycznego jest to dział logiki modalnej, polega j ący na rozszerzeniu rachunku zdań przez wprowadzenie zbioru opera torów czasowych. Ich funkcja i interpretacja jest podobna do tej, jaki w klasycznej logice modalnej przysługuje operatorom konieczności; możliwości logicznej (por. tom I, 6.3). Tak np. operator przeszłości 1 i operator przyszłości F można stawiać przed zmienną zdaniową p, ą r itd., co daje następujące zapisy:
(1) P(p) oraz
(~) F(p)
Formuły te można czytać: `Było tak, że p' i `Będzie tak, że p'. Przy taI;ic,j analizie uważa się, że twierdzenia wyrażone zdaniami Padano i poda mają się do siebie podobnie, jak twierdzenia wyrażone zdaniami n9usi padać i Pada. Na ogół przyjmuje się następujące zasady, intui~~~jnie oczywiste:
I. Jeżeli p jest zawsze (czyli wszechczasowo) prawdziwe, to p jest kiedyś prawdziwe. Jest to zasada analogiczna do nec p ~ poss p i do (.v),f:~ --~ (~x)fx.
1I. Jeżeli zawsze p, to nigdy nie-p. Por. nec p -j ~ poss ~ p oraz (.~lrr ~ (~x) ~fx.
lII . Jeżeli zawsze p, to teraz p; por. nec p ~ p.
Nic będziemy wnikać w szczegóły logiki czasu gramatycznego jako takiej . Nie zajmiemy się również szczegółowymi relacjami, które zacho~i~~~ w poszczególnych systemach między operatorami czasu gramaty~~znego a operatorami konieczności logicznej lub epistemicznej (por. Ite scher i Urquhart 1971). Interesuje nas tutaj ogólne ujęcie czasu granmtycznego sformalizowane w logice czasu. Ujęcie to można omówić ~~sługując się pojęciem możliwych światów lub stanów świata.
Każda wypowiedź ustanawia swój punkt odniesienia (czyli punkt zerowy systemu deiktycznego). W stosunku do niego można sytuować Myty, wydarzenia i stany rzeczy, do których odsyła nadawca (por. l:~.l .). Pominiemy tutaj wszystko poza składnikiem czasowym zero:vcgo punktu odniesienia. Będziemy go symbolizować jako t~ (`czas zero'). Tego czasowego punktu odniesienia można z kolei używać do wvró żnienia jednego z możliwych stanów świata, ś~, do którego nadau~~:a może odnieść wypowiedź i ustosunkować inne stany świata za po~n~.~cą czasu gramatycznego i modalności. ś~ jest to stan świata ujmowan v przez nadawcę w czasie to. Jest to obecny stan rzeczywistego świata.
Obecny stan rzeczywistego świata można za pomocą czasu przeszłe ~~o ustosunkować do innych, odmiennych czasowo stanów rzeczywistego świata, poprzedzających śo. Oznajmienie typu
f3) Padało
~oożna zinterpretować następująco: `Powiadam tu i teraz (w czasie to): było tak (w t,>t~,), że padać'. `Padać' jest tutaj twierdzeniem gramatycznie bezczasowym, co do którego nadawca wypowiada asercję, że jest hrdw dziwe w świecie ś,, czyli w rzeczywistym świecie takim, jaki był w
398 I 399

czasie t<(4) Będzie padać
można interpretować~następująco: `Powiadam tu i teraz (w czasie t, o czasie tl>to będzie tak, że padać'. Znak > oznacza tutaj następot~ nie.
Przez taką analizę wypowiedzi (3) i (4) zaliczyliśmy odniesier czasowe w przeszłość i przyszłość do tropiki, a nie do frastyki, poda nie jak obiektywną modalność epistemiczną (por. 17.2). Rozróżn nie, którym się tu posługujemy, a które zapożyczyliśmy od Hare' ćzęściowo przeinterpretowaliśmy (por. 16.2), nie istnieje w klasy pych systemach logiki.
Można by twierdzić, że nadawca, wygłaszając wypowiedzi (3) i przedstawia to, że w świecie ś; padało lub będzie padać, jako fakt. chodzący w świecie śo. Św. Augustyna przy rozmyślaniach o istot czasu i wieczności w księdze XI Wyznań nęka problem sposobu istn nia przeszłości i przyszłości: "Niektórzy ludzie twierdziliby może, nie ma trzech części czasu, lecz tylko jedna, teraźniejszość, poniew pozostałe dwie nie istnieją. Innym poglądem mogłoby być, że prze. łość i przyszłość jednak istnieją... W przeciwnym razie w jaki spos prorocy widzieliby przyszłość, gdyby przyszłości jeszcze nie było? t można widzieć czegoś, co nie istnieje. Podobnie ludzie opisujący pr; szłośe nie mogliby jej opisywać trafnie, gdyby jej nie widzieli w swo umyśle, a gdyby przeszłość nie istniała, nie mogliby jej widzieć w ol le" (Wyznania XI, 17). Augustyn godzi te dwa poglądy mówiąc, przeszłość i przyszłość istnieją tylko o tyle, że są obecne w umyśle. l pieje "teraźniejszość rzeczy przeszłych" w pamięci, "teraźniejsze rzeczy teraźniejszych" w postrzeżeniu bezpośrednim i "teraźniejsze rzeczy przyszłych" w oczekiwaniu (Wyznania XI, 20).
Melancholijne pytanie Augustyna "Quid est ergo tempus `Czymże więc jest czas?' Wittgenstein (1953, 42 rtn.) uważa za klasy ny przykład takich pytań, jakich filozofowie nie powinni stawi. Mimo to wydawało się ono pytaniem autentycznym i ważnym nie tyl całym pokoleniom filozofów minionych stuleci, lecz również wielu lozofom i logikom naszych czasów (por. Gale 1968 b). Co więcej, p bę odpowiedzi Augustyna traktują serio tacy badacze jak Prior (19~
1968) ~ Ten ostatni uczynił chyba w naszych czasach więcej , niż ktokolwiek inny, dla sprecyzowania i sformalizowania logiki czasu. Pogląd na czas, który nazwiemy skrótowo augustyńskim, jest wyraźnie oparty raczej na przeżywanym sposobie opisu, niż na historycznym (por. 15.4). Dla Augustyna czas jest czymś zasadniczo subiektywnym lub psychicznym, Powrócimy jeszcze do tej sprawy.
W terminologii często używanej przez lingwistów do rozważań nad czasem gramatycznym tak zwaną przez Augustyna "teraźniejszość rzeczy przeszłych" można by nazwać uprzedniością wobec teraźniejszości.
O tym, że taka interpretacja jest semantycznie przekonująca, świadczą wypowiedzi następującego typu:
(3') Jest faktem (w ś~), że padało (w ś~)
(4') Jest faktem (w ś~), że będzie padać (w ś~).
Zdania te nie są może dokładnie równoważne ze zdaniami Padało i Będzie padać. Zachowują jednak stały punkt odniesienia: teraźniejszy i przeszły lub przyszły. Pomagają nam też zrozumieć, co znaczy "teraźniejszość rzeczy przeszłych i przyszłych" (...).
Świat faktu i obiektywnej możliwości (śi) jest w zasadzie odmienny zarówno od świata ś~, opisywanego zawartością twierdzeniową danej wypowiedzi, czyli jej frastyką, jak i od świata śo, w którym ta wypowiedź zostaje wygłoszona. Te trzy światy mogą być ustosunkowane czasowo wobec siebie we wszelkie możliwe sposoby. W odpowiedniej sytuacji można chyba zrozumieć nawet takie zdanie, jak Wczoraj byto rrzoiliwe, że jutro będzie padać. Zdanie to jest zmodalizowane obiektywnie. Możliwość przyszłego wydarzenia lub stanu rzeczy w świecie ś~ > >ś~, jest tu przedmiotem asercji jako fakt, który był prawdziwy w jakimś przeszłym stanie (ś; < śo) rzeczywistego świata, ale który nie musi już być prawdziwy w stanie śo (...).
W wypowiedziach, w których wobec to odniesienie t~ jest przeszłe, a odniesienie t~ jest przyszłe, świat śl jest najczęściej interpretowany intensjonalnie, a nie ekstensjonalnie: nie jako świat faktów i obiektywnych możliwości, lecz jako świat złożony z subiektywnych oczekiwań, przewidywań i zamierzeń. Przy takiej intensjonalnej interpretacji świata ś; można przypisać wypowiedzi (Jan już przyjeżdżał pojutrze) (jako wypowiedzi, a nie zdaniu) mniej więcej to samo znaczenie, co
400 !i~ł 401

wypowiedzi: [Było już zdecydowane, że Jan przyjedzie pojutrze (aj nie przyjechał)].4 '
To rozróżnienie intensjonalnej i ekstensjonalnej interpretac~ przyszłości można zastosować również do zdań typu (4): (Jutro) będżi; padać. Faktograficzność wyrażeń opisujących lub zapowiadającyc] przyszłe wydarzenia lub stany rzeczy jest filozoficznie sporna od cza sów Arystotelesa (por. Prior 1955, 240). Wielu filozofów zaprzecza jakobyśmy w ogóle mogli oznajmiać cokolwiek o przyszłości, ponik waż na temat przyszłych stanów świata nie możemy mieć wiedzy, lec; tylko wierzenia. Rzekome oznajmienie przyszłego wydarzenia lub sta nu rzeczy jest więc z konieczności wypowiedzią zmodalizowaną su' biektywnie: nie oznajmieniem, lecz zapowiedzią. Z tego punktu wi dzenia różnica między wypowiedzią [(Jutro) będzie padało] a [(Jutro; może padać] zależy od subiektywnej oceny przez nadawcę prawdopo dobieństwa twierdzenia `będzie padało', wygłoszonego na temat świa ta ś~. Jak jednak widzieliśmy, wypowiedź [(Jutro) może padać], poda bnie jak [(Dzisiaj) może padać], można w zasadzie interpretować jak< zmodalizowaną bądź to subiektywnie, bądź obiektywnie. To samo do tyczy wypowiedzi [(Jutro) będzie padało]. Nadawca może traktowar przyszłość jako znaną, jako fakt należący do świata ś~ = ś~, bez wzglę du na to, czy jest do tego epistemicznie uprawniony, czy nie. Nie wy kraczając przeciwko strukturze języka, może powiedzieć: [Wiem, żi jutro będzie padało]. Może również uczynić zdanie przyszłe dopełnie niem czasownika faktowego wiedzieć, przypisując znajomość przysz łości komu innemu: [On wie, że jutro będzie padało]. Jak widzieliśmy użycie czasownika faktowego w asercji poza kontekstem obliguje na dawcę na rzecz treści zdania dopełnieniowego (por. 17.2). Musimy za tem dopuścić możliwość poprawnych semantycznie oznajmień opisu wydr o następującej strukturze logicznej:
(5) (to~) (ti~) (t;p)~to = ti < t;~
Wypowiedzi takie mają siłęilokucyjną oznajmień (...). W zasadzie n. leży je odróżnić od zapowiedzi, życzeń, obietnic itd., które są wszys kic w ten czy inny sposób zmodalizowane.
' Palmer (1974, 38) mówi o takich zdaniach co następuje: "Czas przeszly... jest e~ stemiczny: `był czas, kiedy oznajmienia, że Jan przyjeżdża pojutrze, były prawomocne' Analiza proponowana przez nas uwydatnia właśnie to pojęcie przeszłej prawomocnoś
Mimo to jest faktem językowo ważnym, że tylko rzadko możemy pretendować do wiedzy o przyszłości - w odróżnieniu od proroków, wspomnianych przez Augustyna. Zapewne dlatego odniesienie do przyszłości jest w wielu językach zgramatykalizowane nie jako czas, lecz jako tryb. Jak widzieliśmy, w językach indoeuropejskich tak zwane czasy przyszłe są wtórnego pochodzenia. W języku praindoeuropejskim nie było czasu przyszłego. Istniał natomiast, jak się zdaje, H~ść bogaty system trybów, obejmujący oprócz indikatiwu i imperatiwu także coniunctivus, optativus i desiderativus*. Ten ostatni wyrażał potrzeby i pragnienia. Optativus* natomiast, zachowany jako oddzielny tryb w grece i w sanskrycie, nigdy chyba nie ograniczał się do wyrażenia życzeń (mimo że jego nazwa pochodzi od łacińskiego optare `życzyć sobie'). Był on trybem kontrafaktowości i odległej możliwości. ('oniunetivus oznaczał niefaktowość i możliwość bliższą. Wreszcie indicativus wyrażał faktowość i zdecydowaną asercję. Ta sama najwidoczniej trójczłonowa opozycja kontrafaktowości, niefaktowości i faktovości jest zgramatykalizowana w niektórych językach Indian, które Inpełnie nie mają czasów gramatycznych, np. w języku popi (por. Whorf 1950). Często sugerowano, że takie języki, które gramatykalizują rozróżnienia (deiktyczne i niedeiktyczne) modalne, a nie ezasov e, są w pewnym sensie bardziej subiektywne. Jest to sprawa interesui yca, w którą jednak nie będziemy tu wnikać. Naszym głównym celem jest podkreślenie związku subiektywnej modalności epistemicznej z nclniesieniem do przyszłości.
Związek ten jest chyba oczywisty, niezależnie od wszelkich argumentów opartych na budowie gramatycznej poszczególnych języków. l vch ostatnich argumentów jest wiele. Tak zwany tradycyjnie czas przyszły, tam gdzie istnieje, jest rzadko używany wyłącznie w oznajmieniach, zapowiedziach i pytaniach o fakty. Używa się go również w ~~ vpowiedziach niefaktowych: przypuszczeniach, wnioskach, życzeniach oraz sformułowaniach zamiarów i pragnień. Ponadto opozycja czasu przyszłego i nieprzyszłego neutralizuje się często w zdaniach po~Ir~ędnych lub przeczących, w imiesłowach i nazwach czynności, we ~~szystkich trybach poza oznajmiającym i w różnych innych konstrukc,j ach. Nasuwa to myśl, że w strukturze j ęzyka opozycj a między czasem przyszłym a teraźniejszym jest mniej centralna, niż opozycja między czasem przeszłym a teraźniejszym. W każdym razie ta ostatnia bywa
402 ~ 403

zgramatykalizowana znacznie częściej. Na to samo zdaje się wskaz; wać fakt, że tzw. czas przyszły jest w wielu językach zbudowany w, dług innego schematu, niż teraźniejszy i przeszly.
Pogląd, że odniesienie do przyszłości, w odróżnieniu od odniesie nia do przeszłości, jest w równej mierze sprawą modalności, jak czasi znajduje poparcie również w wielu dowodach diachronicznych. W ci; gu całej historii języków indoeuropejskich tak zwane tradycyjnie cza, przyszłe są tworzone, w różny sposób i w różnych językach niezale; nie, z form lub wyrażeń używanych pierwotnie do oznaczania różny< odmian niefaktowości. Najczęstszym źródłem czasu przyszłego był jednej strony coniunctivus, który określiliśmy jako tryb uogólniom niefaktowości, a z drugiej strony formy i wyrażenia oznaczające wę; sze pojęcia niefaktowe: zamiar i pragnienie. Podobne pochodzeni zdradzają czasy przyszłe w językach nieindoeuropejskich. To, że w j~ zyku angielskim tzw, czas przyszły tworzy się za pomocą czasownil~ posiłkowego will, 'który pierwotnie znaczył `chcieć', nie jest byna mniej sprawą historycznego przypadku. Nie jest nitn również to, zdania angielskie w tzw. czasie przyszłym mogą wyrażać różne typy st biektywnej modalności epistemicznej, m. in. wnioski, przypuszczeni i przepowiednie. Związek historyczny między odniesieniem do przys; łości a niefaktowością zachodzi w tak wielu językach, że na pewno nie przypadkowo oznajmienia faktów przyszłych w wielu z nich rzadk odróżnia się od subiektywnie zmodalizowanych zapowiedzi.
Istnieje także wiele synchronicznych i diachronicznych dowodó związku między zapowiedziami a modalnością deontyczną, któł omówimy w jednym z następnych paragrafów. Wskazaliśmy wyże (16.2), że dyrektywy w pewnym sensie z konieczności dotyczą tego, c przyszłe. Wskazaliśmy również, że w wielu językach funkcje koniui ktiwu zlewają się z funkcjami trybu rozkazującego. Związek tych dw trybów wyjaśnia się tradycyjnie pojęciem woli. W tych językach indu europejskich jednak, które posiadaj ą coniunctivus, nie ma różnicy fo malnej między tak zwanym tradycyjnie koniunktiwem woli (coniunct vus hortativus), a koniunktiwem prawdopodobieństwa lub możliwo ci. Można twierdzić, że nie ma między nimi także różnicy znaczenia;
W wielu językach świata jeden i ten sam tryb niefaktowy, zwał, koniunktiwem, wyraża zarówno możliwość, jak i obowiązek. Bywa a również często trybem zapowiedzi, przypuszczeń, zamiarów i pras nień. Tak jest w wielu językach indoeuropejskich. W tradycyjnye
opracowaniach indoeuropejskiego systemu trybów i czasów tzw. coniunctivus woli bywa kojarzony z trybem rozkazującym i z modalnością deontyczną, a tzw. coniunctivus prawdopodobieństwa - z czasem przyszłym i zapowiedziami. Jak jednak widzieliśmy przed chwilą, w wielu językach indoeuropejskich i nieindoeuropejskich czas przyszły powstał z form, które pierwotnie wyrażały pragnienie i zamiar. Pragnienia zaś i zamiaru nie można chyba oddzielić od woli. Dlatego pojęcia woli i prawdopodobieństwa w tej postaci, w jakiej stosuje się je do opisu indoeuropejskiego systemu trybów, można objąć ogólniejszym pojęciem niefaktowości.
Właśnie dlatego, że coniunctivus był trybem niefaktowości, można było go używać, w odróżnieniu od trybu oznajmiającego, do wyrażania bądź to prawdopodobieństwa, bądź woli, czyli w wypowiedziach bądź to epistemicznych, bądź deontycznych. Chcąc wyjaśnić to, że praindoeuropejski coniunctivus mógł wyrażać zapowiedzi, jak czas przyszły, albo dyrektywy, jak tryb rozkazujący, nie mamy potrzeby przypisywać mu dwu odrębnych znaczeń. Różnica między zapowiedzią a dyrektywą, podobnie jak między zapowiedzią a obietnicą, jest sprawą siły ilokucyjnej. Ta zaś w wypowiedziach prymarnie performatywnych niekoniecznie musi być zgramatykalizowana (por. 1.6.1). Można śmiało powiedzieć, że zdanie Będziesz tu o trzeciej ma to samo znaczenie bez względu na to, czy jest wypowiedziane jako zapowiedź, czy j ako dyrektywa. Tak samo zdanie Będę tu o trzeciej ma to samo znaczenie bez względu na to, czy jest wypowiedziane jako zapowiedź, czy jako obietnica.
Dotychczas zakładaliśmy milcząco, że wszystkie niefaktowe stany świata muszą być albo przeszłe, albo przyszłe w stosunku do śo, czyli do takiego świata, jakim jest on rzeczywiście w czasie to. Tak jednak nie jest. Można głosić asercje kontrafaktowe także o takich stanach świata, które mogłyby panować w czasie to. Możemy np. powiedzieć:
(6) Gdyby się nie spóźnił na samolot, byłby teraz w Londynie. Wspominamy o takich wypowiedziach w tym właśnie paragrafie dlatego, że w niektórych językach, m.in. w angielskim, do zamiany wypowiedzi niefaktycznej w kontrafaktową używa się stale gramatycznego czasu przeszłego.5 (...) Jeżeli takie użycie połączy się z modalnością
5 Możliwa jest również niefaktowa interpretacja wypowiedzi (6). Por. wyżej 17.2, iorzykład (4). Na temat trybów w łacinie por. Handford 1947, Householder 1954, Palmer
404 I 405

cpistemiczną, to służy ono do_ przedstawiania możliwego, ale niem czywistego stanu świata o czasie to jako dalszego, niż stan rzeczywiś. Innymi słowy opozycja deiktyczna `wtedy : teraz', jako odpowiedn czasowy opozycji `tu : tam', wyraża nie tylko oddalenie czasowe.. konkretnie dawniejszość) ś; od ś" = ś~, lecz również oddalenie niejal modalne (...) '
To dość mgliste i czysto intuicyjne pojęcie oddalenia modalne (...) krzyżuje się z opozycją "kontrafaktowość: niefaktowość", ust nowioną w poprzednim paragrafie (17.2). Kontrafaktowość to po pi stu szczególny wypadek odległej możliwości, zmodalizowanej subi~ tywnie. Widzieliśmy przed chwilą, że jest ona związana z deiktyczne cią, podobnie jak czas gramatyczny. W obrębie modalności niefakt wej opozycja czasów gramatycznych w łacinie, angielskim i wielu i nych językach jest bardzo podobna do opozycji między optativem coniunctivem w grece i sanskrycie, a może nawet j est z nią identyczni
Co więcej, można by twierdzić, że opozycj a między czasem przeS łym a nieprzeszłym w języku angielskim i innych, traktowana tradycs nie jako opozycja przede wszystkim czasowa, jest właściwie szezegt nym wypadkiem opozycji między oddaleniem a nieoddaleniem. Op zycja `wtedy : teraz' jest bowiem szczególnym wypadkiem opozy `tam : tu'.6 Przy takiej interpretacji czas byłby swoistym rodzajem m dalności. Modalność z kolei byłaby ściślej związana z deiktyczności Tak zwany tradycyjnie czas teraźniejszy byłby kombinacją nieoddal nia (`teraz') i faktowości.
Przeszłość i przyszłość nie byłyby definiowane bezpośrednio za p mocą wskaźników czasowych, lecz jako połączenie oddalenia (`wt dy') czy to z źaktowością, czy z niefaktowością. Tzw. czas przeszły b` by kombinacją oddalenia z faktowością, a tzw. czas przyszły - koml nacją nieoddalenia z niefaktowością. Kontrafaktowość byłaby koml nacją oddalenia z niefaktowością.
Taka analiza ma pewne oczywiste zalety. Odzwierciedlałaby o~
1954. Na temat trybów w językach indoeuropejskich w ogóle por. Gonda 1956, Kun wicz 1964. Lakoff 1968 opisuje tryby łacińskie i starogreckie z punktu widzenia sema ki generatywnej, a Lightfoot 1975 przez przyjęcie domyślnych abstrakcyjnych ezasov kó w performatywnych. Na temat niefaktowości koniunktivu hiszpańskiego w pewn kontekstach zob. Rivero 1971.
fi W ten sposób angielską opozycję czasu przeszłego i nieprzeszłego ujmuje J (1964).
lyirdziej bezpośrednio różnicę statusu epistemicznego między czasem ~,-zeszłym a przyszłym. W literaturze filozoficznej różnicę tę często tormuluje się mówiąc, że przeszłość jest zamknięta, a przyszłość otwarta. Dlatego oznajmienia o przeszłości są w chwili ich wypowiadaia albo prawdziwe, albo fałszywe. Natomiast oznajmienia o przyszło~~; (a przynajmniej o przyszłych wydarzeniach przygodnych) nie są w ~.h~~~ili ich wypowiadania ani prawdziwe, ani fałszywe, lecz nieokreślone co do prawdziwości (por. Gale 1968 b,169 nn.). Bez względu na słu
~jnc~ść tego ostatniego twierdzenia (filozoficznie spornego) niepodob,ta zaprzeczyć, że między statusem epistemicznym przeszłości i przyszl~,ści zachodzi pewna różnica. Jak widzieliśmy, w niektórych językach ~, wyborze tzw. czasu gramatycznego decyduje właśnie ta różnica w statusie epistemicznym opisywanych sytuacji, a nie w ich umiejscowier~iu czasowym wobec punktu zerowego wypowiedzi. W takich językach, np. w języku hopi, a może nawet we wszystkich językach, tak zwany często czas gramatyczny (por. I-Iockett 1958, 237) lepiej jest tm~ażać za gramatykalizację modalności epistemicznej, czyli za tryb.
Nie będziemy wnikać głębiej w tę sprawę. To, co powiedzieliśmy, v ~~starczy do zrozumienia poglądu, że czas gramatyczny jest rodzajem modalności. Przy gramatykalizacji tak zwanego czasu przeszłego, teraźniejszego i przyszłego jedne języki-dają pierwszeństwo względom czasowym, a drugie epistemicznym. Niektóre systemy logiki czasu gramatycznego liczą się z różnicą epistemiczną między przeszłością a przyszłością. Wszystkie chyba jednak traktują jako podstawową różn~cę teraźniejszości i uprzedniości (por. Rescher i Urquhart 1971, 58 nn). Do formalizacji twierdzeń uczasowionych gramatycznie w różnvch językach nadają się zapewne różne systemy logiki czasu gramatycznego.
Przynajmniej jednak dla niektórych języków logika czasu gramatycrnego pc3krywa się z logiką epistemiczną. My będziemy się nadal posiugiwać wskaźnikami czasowymi t", t" t~ oraz definiowalnymi za ich pomocą pojęciami przeszłości i przyszłości. Będziemy jednak uwzględniać to, że może tu chodzić nie Tylko o względy czasowe.
System zapisu czasu gramatycznego stworzony w niniejszym rozHziale nadaje się do uwidaczniania tak nazwanego przez nas augustyńskiego poglądu na czas. W myśl tego poglądu przeszłość, teraźniejszość i przyszłość mieszczą się wspólnie w teraźniejszości przeżywanej w pamięci, obserwacji lub oczekiwaniu. Stanem normalnym jest więc
406 ~ 407

t~ = to. Innymi słowy, świat intensjonalny ś;, z którego niejako każe nam spoglądać na świat ekstensjonalny ś~, definiujemy jako czaso identyczny ze światem nadawcy (por. 15.4) (...)
Naszemu systemowi zapisu można zarzucić, że uzależnia praw faktowość od jakiegoś ponumerowanego intensjonalnego świata. P wda jednak, według potocznego poglądu, jest wieczna. Dla każde kto wyznaje ten pogląd, twierdzenie `Jest tak, że p' jest, jak już mó liśmy, bezczasowe bez względu na to, czy samo p j est uczasowione, również bezczasowe (por. 15.4).
W naszym systemie zapisu nietrudno jest przedstawić pojęcie f wdy obiektywnej i wiecznej . Trzeba tylko ograniczyć wartość t; do b czasowości. Oznaczmy to jako ta. Czas gramatyczny byłby wtedy prostu sprawą stosunku między to a tJ. Wypowiedź:
(7) Padał deszcz
zostałaby zanalizowana w następujący sposób:
(8) (to.) (t;.) (t;p)ito > t;;t; = t,
czyli `Jest bezczasowo prawdziwe, że w czasie t~ < to padać desze Warunek t; = ta znaczyłby to samo, co tradycyjny zwrot (sam zres~ niejednoznaczny) sub specie aeternitatis, czyli `z punktu widzenia w czności'. Problemem jest filozoficzny sens formuły typu (8). Proble ten staje przed każdym, kto stara się pogodzić obiektywność i wiei ność prawdy z subiektywnością czasowego stawania się. Jest to oczy ście problem szczególnie palący dla teologa, który, jak św. Augusty pragnie pogodzić wszechwiedzę boską z otwartością przyszłości i z w ną wolą. Niezależnie jednak od wszystkich takich względów proble ten nasuwa się w toku wszelkiej poważnej analizy naszych potoczny założeń.
W tej mierze, w jakiej rościmy sobie pretensje do faktograficzr wiedzy o przeszłości i przyszłości, zakładamy, że status faktograficz tego, co wiemy w każdym kolejnym momencie, jest niezmienny i w: czny, mimo że niektóre z wiadomych nam twierdzeń są uczasowio (por. 15.4). Jeżeli sensowne są powiedzenia [Wiem, że wczoraj pać deszcz) i [Wiem, że jutro będzie padał deszcz), to musimy przyjąć, osoba wygłaszaj ąca którąś z tych wypowiedzi zakłada jednocześnie, t~ = to oraz że ti = t~,,. W skład tak zwanej przez niektórych filozofi logiki czasownika wiedzieć wchodzi to, że każdy jego użytkownik ob
goje się na rzecz obiektywności i wieczności tego, o czym przypisuje sobie wiedzę. Jeśli z jakiegoś powodu dojdzie potem do przekonania, że to, co w czasie to rzekomo wiedział, nie jest prawdą, to oczywiście nie powie, że stało się to fałszem, lecz że się mylił. Właśnie za pomocą takich praktycznych poprawek godzimy w codziennych sprawach wieczność prawdy z czasowością i subiektywnością punktu widzenia, z którego oznajmiamy, że coś jest prawdą. Takiej samej poprawki dokonujemy przechodząc od przeżywanego sposobu opisu do historycznego lub od dynamicznego ujęcia czasu do statycznego (por. 15.4).
System zapisu wprowadzony w tym paragrafie nie rozwiązuje filozoficznego sporu między czasowymi a bezczasowymi teoriami prawdy, ani też nie zakłada żadnego jego rozwiązania. Spór ten "toczy się od przeszło dwu tysięcy lat, przy czym po obu stronach uczestniczą w nim wybitni filozofowie" (por. Gale 1968 a, 137). Nasz system umożliwia tylko, i ma tylko umożliwić, traktowanie czasu gramatycznego z epistemicznego punktu widzenia. Pozwala on ustosunkować prawdę do pewnego uczasowionego świata intensjonalnego (t; ~ tw). Nie zmusza jednak do takiego ustosunkowania. Ktokolwiek sobie życzy, może się nadal trzymać pojęcia prawdy absolutnej (tt = tW). Jeśli jednak chodzi o analizę czasu gramatycznego w językach naturalnych, to maksymalna swoboda w ustalaniu wartości ti ma duże zalety.
I7.4. Modalność deontyczna
Przymiotnikiem deontyczna (od greckiego deon `obowiązek') filozofowie określają obecnie dość powszechnie pewien dział lub pewne rozszerzenie logiki modalnej: logikę obowiązku i zezwolenia (por. Von Wright 1951). Między koniecznością aletyczną oraz epistemiczną a tym, co można by nazwać koniecznością deontyczną, czyli obowiązkiem, zachodzą oczywiste różnice. Konieczność logiczna i epistemiczna dotyczy, jak widzieliśmy, prawdziwości twierdzenia. Modalność deontyczna dotyczy konieczności lub możliwości aktu dokonywanego przez osobę moralnie odpowiedzialną. Kiedy nakładamy na kogoś obowiązek dokonania lub niedokonania określonego aktu, wtedy oczywiście nie opisujemy ani teraźniejszego, ani przyszłego dokonania owego aktu. O zdaniu, które wypowiadamy, można powiedzieć, że w pewnym sensie wyraża pewne twierdzenie. Twierdzenie to jednak nie
408 409

opisuje samego aktu. Opisuje stan rzeczy, który zapanuje, jeżeli dany. akt zostanie dokonany. Idąc po tej linii, można, jak widzieliśmy, analizować dyrektywy jako wypowiedzi nakładające na kogoś obowiązek uczynienia (lub nieuczynienia) pewnego twierdzenia prawdziwym przez spowodowanie (lub niespowodowanie) w jakimś przyszlym świecie stanu rzeczy opisanego tym twierdzeniem. Pojęcie prawdy jest więc istotne dla analizy dyrektyw - j ed ynej klasy wypowiedzi zmodafizowanych deontycznie, którą się dotychczas zajmowaliśmy. Pojęcie to' jest tu jednak stosowane mniej bezpośrednio, niż przy analizie oznajmień zmodalizowanych subiektywnie lub obiektywnie.
Druga różnica między modalnością deontyczną a logiczną lub epistemiczną polega na wewnętrznym związku modalności deontycznej z przyszłością. Wartość pra-wdziwościowa twierdzenia zmodalizowanego deontycznie jest ustalona w stosunku do pewnego stanu świata (ś~) późniejszego od stanu (ś;), w którym istnieje obowiązek. Ten ostatni stan nie może poprzedzać stanu, w którym obowiązek zostaje nalożony, choć może być z nim jednoczesny. Nie znaczy to, jakoby nie można było oznajmić w czasie t~, że w czasie t; < to ktoś miał obowiązek dokonać określonego aktu w czasie t~ > t;. Można np. powiedzieć:
(1) Powinieneś był pójść wczoraj na zebranie.
Wygłaszając jednak wypowiedź (1), nie nakłada się na adresata obowiązku pójścia na wczorajsze zebranie. Oznajmia się tylko, że mial ten obowiązek w czasie t; < t~. Nie wydaje się dyrektywy, lecz dokónuje się oznajmienia. Analizę wypowiedzi typu (1) - oznajmień deontycznych -podejmiemy w dalszej części niniejszego paragrafu.
Trzecią cechą wypowiedzi zmodalizowanych deontycznie różniącą je (przynajmniej pozornie) od zmodalizowanych logicznie i epistemieznie jest to, że w wypadkach typowych konieczność deontyczna wyplywa z jakiegoś źródla lub z jakiejś przyczyny. Jeżeli X uznaje się za obowiązanego do pewnego aktu, to zazwyczaj przypisuje swój obowiązek komuś lub czemuś. Może to być osoba lub instytucja, której autorytetowi X się podporządkowuje; zbiór zasad moralnych lub prawnych, mniej lub bardziej wyraźnie sformułowanych; wreszcie po prostu przymus wewnętrzny, który trudno byłoby określić jakąś precyzyjną nazwą. Filozofowie, omawiając modalność deontyczną, zajmują się głównie pojęciami zobowiązania moralnego, obowiązku i słusznego postępowania. Dla językoznawcy jednak lepsze jest chyba jak najszer
sze pojęcie obowiązku, nie rozróżniające-przynajmniej na początek -- moralności, legalności i konieczności fizycznej . Przy analizie struktury leksykalnej poszczególnych języków trzeba wyróżnić rozmaite rodzaje obowiązku. Duża ich część jest zdeterminowana kulturowo, a może wręcz językowo. Obowiązki te odpowiadają zinstytucjonalizowanym wierzeniom i normom postępowania. Tu jednak założymy, że istnieje pewne pojęcie obowiązku ważne powszechnie. W poszczególnych kulturach bywa ono klasyfikowane i różnicowane w rozmaity ~,posób, jeśli chodzi o nakazy i sankcje. Założymy dalej, że różnice zleksykalizowane w wyrazach typu duszny i nieduszny, a dokladniej niekonstytucyjny, nielegalny, nieprzyzwoity, niemoralny, bluźnierczy, nt~lożony tabu, niesprawiedliwy itd., są tylko odmiankami jednego, bardzo ogólnego operatora deontycznego, analogicznego do operatorc5w modalności aletycznej i epistemicznej. Przy takim założeniu można wyróżnić rozmaite rodzaje modalności deontycznej zależnie od źrócila lub przyczyny obowiązku.
W jednym z poprzednich paragrafów opisaliśmy strukturę dyrektyw jako występowanie w pozycji tropicznej specjalnego skladnika o. znaczeniu `niech będzie tak, żeby...', symbolizowanego wykrzyknikiem (por. 16.2, 17.2). Musimy teraz ustosunkować ten składnik 'niech będzie tak, żeby...' do pojęć modalnych konieczności i możliwości. Musimy przy tym pamiętać, że modalność deontyczna, podobnie jak zapowiedź, odnosi się do przyszłego stanu świata i wiąże się w jakiś sposób z zamiarem, pragnieniem i wolą. Jeśli neustyce, tropice i i a~astyce dyrektyw przypiszemy operatory czasowe, to strukturę logiczną rozkazów typu
(2) Otwórz drzwi
możemy przedstawić w postaci
(3) to.t~.ltip.
Sensowność formuły (3) możemy uzależnić od tego, żeby to było uprzednie lub jednoczesne wobec t; oraz żeby t; poprzedzało t~. Warunek ten można zapisać w postaci to < t; < t~. Nie można rozsądnie chcieć ani zamierzać, żeby coś się stało w przeszłości. Można nałożyć na ko;:oś w świecie (ś;) obowiązek spowodowania w świecie ś~ stanu rzeczy opisanego twierdzeniem p, ale tylko pod warunkiem, że to < t; < t~. ~l'ylko też w tych warunkach czasowych wypowiedź może być niejed
410 ~ 411

noznaczna lub nieokreślona, jeśli idzie o charakter modalności: logic nej lub epistemicznej z jednej strony, a deontycznej z drugiej.
Sugerowano wielokrotnie, że początków modalności deontyczn należy się dopatrywać w dezyderatywnej i instrumentalnej funkcji j zyka, czyli w wyrażaniu żądań i pragnień oraz w egzekwowaniu ezynós przez narzucanie swojej woli innym osobom. Te dwie funkcje są oczy wiście podstawowe W rozwoju osobniczym o tyle, że są właściwe jęz~, kowi już w najwcześniejszym stadium jego rozwoju u dziecka. Równii oczywiste jest, że są to funkcje ściśle ze sobą związane. Od wypowiedz dezyderatywnej o znaczeniu `Chcę książkę' do instrumentalnej o znal czemu `Daj mi książkę' jest tylko jeden krok. Rodzice często interpre tują wczesne wypowiedzi dezyderatywne dziecka jako mandy. W tej sposób umacniają, a czasem wręcz wytwarzają u dziecka rosnącą świa domość tego, że może używać języka, żeby skłaniać innych do zaspa kajania jego potrzeb i pragnień. Składnik `niech będzie tak, żeby.:.' wprowadzony przez nas do zapisu struktury logicznej dyrektyw, m; znaczenie instrumentalne. Można jednak za jego źródło i część składo wą uważać wcześniejszy w rozwoju osobniczym element dezyderatyw ny. Wydanie dyrektywy, której wykonania się nie chce, czyni akt ilo kucyjny nieszczerym. Wypowiedź [Otwórz drzwi, ale ja tego nie chcę jest nienormalna z tych samych względów, 'co wypowiedź [Drzwi s; otwarte, ale ja w to nie wierzę]. Nic więc dziwnego, że w niektórych ję zykach nie można odróżnić, przynajmniej wśród wypowiedzi perfor matywnych prymarnie, wypowiedzi dezyderatywnych od instrumen talnych: wypowiedzi o znaczeniu `Chcę, żeby X spowodował p' od wy powiedzi o znaczeniu 'Niech X spowoduje p'. Tak zwany coniunctivu woli w językach indoeuropejskich można interpretować w oba sposo by. Tryb rozkazujący, za którego charakterystyczną funkcję uznaliśm! funkcję instrumentalną, bywa regularnie używany do wyrażania ży czeń, nadziei i pragnień, np. [Baw się dobrze!], [Wracaj szybko dc zdrowia!], [Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj] itd.
Dziecko uświadamia sobie wkrótce, że język jest nie tylko narzę dziem narzucania drugim jego woli i skłaniania ich do robienia tego czego ono chce. Jest również narzędziem narzucania jemu woli innych regulowania jego zachowania za pomocą rozkazów i zakazów. Stoso wanie się dziecka do wydawanych mu dyrektyw zależy może częściowe od dojrzewania wrodzonego poczucia słuszności i niesłuszności ora; równie wrodzonego konformizmu społecznego. Może jednej tłuma
~Zy się, jak twierdziłby behawiorysta, wyłącznie karą i nagrodą (por. tom I, 5.2). W tej sprawie nie musimy zajmować stanowiska. Obchodzi nas tutaj to, że rozkazy i zakazy same przez się nie narzucają posłuszeństwa. Jeżeli adresat rozumie ich.siłę ilokucyjną, to wie, że ich nadawca chce od niego, żeby postąpił lub nie postąpił w pewien sposób. oprócz jednak rozpoznania woli nadawcy adresat musi mieć także inne powody do poddania się dyrektywie. Musi uznać, że nadawca ma wystarczającą władzę lub siłę, żeby mu narzucić swoją wolę. Władza ta wypływa z tego, co nazwaliśmy wyżej źródłem lub przyczyną obowiązku, czyli konieczności deontycznej. Nadawca może popierać swoje rozkazy i zakazy groźbami lub wyjaśnieniami. Nie musi jednak tego robić. Jeżeli jego władza wydawania dyrektyw jest oczywista, wystarczy jego zobligowanie się na rzecz elementu `niech będzie tak, żeby...' przez brak zastrzeżeń i wyjaśnień dotyczących elementu `Powiadam:'.
Dotychczas zakładaliśmy, że dyrektywy muszą być kielowane do wykonawców (z reguły ludzi), których posłuszeństwo lub nieposłuszeństwo zależy od ich wolnej woli. Również na przyszłość ograniczymy nasze rozważania na temat wypowiedzi deontycznych do istot spełniających powyższy warunek. Trzeba jednak pamiętać, że w wielu kulturach pewnym wypowiedziom językowym, jeśli są wygłaszane przez upoważnioną osobę we właściwych warunkach, przypisuje się działanie magiczne lub sakramentalne. Wypowiedzi takie mogą przybierać m.in. postać dyrektyw kierowanych do bytów nieożywionych. W związku z tym w dyrektywach magicznych i sakramentalnych najciekawsze jest to, że zdaniem osób wierzących w ich skuteczność ich składnik `niech będzie tak, żeby...' stanowi wystarczającą gwarancję prawdziwości p w przyszłym stanie świata. Ich efekt perlokucyjny jest automatyczną konsekwencją ich siły ilokucyjnej. Od wypowiedzi wyraźnie magicznych lub sakramentalnych trudno jest wyraźnie odgraniczyć takie wypowiedzi, jak Austinowskie Chrzczę ten okręt imieniem "Liberce" (por. 16.1). Co więcej, nawet najbardziej zracjonalizowany i zeświecczony członek nowoczesnego społeczeństwa uprzemysłowionego zwykł niekiedy kierować dyrektywy, groźby lub przeproszenia do maszyn i automatów, którymi jest otoczony. Co prawda nie wierzy w to, jakoby jego wypowiedzi miały jakikolwiek bezpośredni wpływ na takich adresatów. To jednak, że w ogóle może je wygłaszać, a inni traktują je jako normalne, dowodzi, że nie wolno ograniczać pojęcia dyrektywy koniecznością jej skierowania do świadomego wykonawcy.
412 ~I 413

Zakres wypowiedzi, za pomocą których rodzice i przełożeni r lują zachowanie dziecka i przynajmniej usiłują mu wpoić pewien pół moralnych i społecznych norm i wzorów postępowania, obejr nie tylko dyrektywy, lecz także oznajmienia. Ojciec lub matka n powiedzieć nie tylko ,
(4) Nie kłam
ale także
(5) Nieładnie jest kłamać.
Podczas gdy wypowiedź (4) jest dyrektywą, której wygłoszenie stwa rza pewien obowiązek, to wypowiedź (5) jest ozńajmieniem deontycz nym* tej treści, że ten obowiązek istnieje. Wyraz nieradnie w wypowie-' dzi (5) określa, w sposób dość ogólny, charakter tego obowiązku. Obe enie staje przed nami jeden z centralnych problemów formalizacji logi= ki deontycznej: jak mają się dyrektywy do oznajmień deontycznyeh? Przypuśćmy, że strukturę logiczną wypowiedzi (4) można przedstawiĆ w postaci
(6) to,t~~!tiP
(`Powiadam w świecie śo: niech będzie tak w świecie ś~, żeby p było pras wdziwe na temat świata ś~'). Jaka jest w takim razie struktura logiczna' wypowiedzi (5), rozumianej jako oznajmienie deontyczne?
Trzeba przede wszystkim zaznaczyć, że obie wypowiedzi, (4) i (5), można odnieść albo do obowiązku bezwzględnego, albo względnego., To np., że zakaz kłamstwa jest nieogranic~ońy*, czyli bezwzględny, oznacza, że obowiązuje on w każdym czasie i w każdym możliwym świecie; że jego siła wiążąca jest analogiczna do wartości prawdziweściowej twierdzenia logicznie koniecznego. To, czy dany obowiązek na=Ą leży traktować właśnie tak, jest oczywiśćie sprawą filozoficzną. Nas obchodzi tutaj zasadnicza możliwość rozróżnienia obowiązków względnych i bezwzględnych. Rozróżnienie to można przedstawić w postaci kwantyfikacji światów, których dotyczy dany obowiązek. Jeżeli wie-` rzymy w istnienie obowiązków bezwzględnych, stworzonych za pomocą dyrektywy wydanej w określonym czasie to, to możemy powiedzieć, że taki obowiązek zachowuje ważność we wszystkich stanach świata je= dnoczesnych ze stanem śo lub późniejszych od niego. Wielu ludzi wyznaje taki pogląd na dziesięcioro przykazań, ogłoszonych przez usta
Mojżesza na górze Synaj. Twierdzą oni, że to Bóg nadał je ludziom r lub narodowi wybranemu) i że odtąd istnieją po wsze czasy. Spotyka aię również inny pogląd na obowiązki uważane w danym społeczeń.twie lub kulturze za nieograniczone, czyli bezwzględne. Twierdzi się, ic czerpią one swą ważność nie z dyrektyw wydanych w pewnym momencie przez jakąś suwerenną instytucję, ludzką czy nadprzyrodzoną, accz z ponadczasowych lub wiecznych zasad zachowania spolecznego. ~V myśl tego poglądu zasady takie są analogiczne do tzw. praw przyro~iv. Gdyby konieczność deontyczna była oparta na takich zasadach, ~wlaby analogiczna do konieczności logicznej. W tradycjach i mitach t~Jiększości społeczeństw powszechnie przyjęte obowiązki moralne i !7rawne kojarzy się z jakimś określonym autorytetem boskim, bohater,kim lub świeckim, który stworzył dany obowiązek za pomocą odpowiedniej dyrektywy. Rodzice, kaplani, sędziowie oraz inne osoby ustalające i utrwalające normy postępowania za pomocą oznajmień c!contycznych typu (5) traktują jako swoją funkcję zwracanie uwagi osób podległych ich zinstytucjonalizowanej wladzy na obowiązki pły~zyce z dyrektyw typu (4), wydanych przez władzę wyższą, a ostatecz~iie przez najwyższą. W tym więc sensie można by twierdzić, że niezależnie od statusu logicznego obowiązków nieograniczonych rozumieoic ich siły wiążącej należy oprzeć, przynajmniej przez analogię, na ro,~umieniu sposobu funkcjonowania dyrektyw w codziennych kontaktach społecznych.
Większość tych ostatnich dyrektyw ma na celu stworzenie obowią;.ku zachowywania się lub niezachowywania się w jakiś sposób tylko w określonym czasie i w określonych okolicznościach. Taki obowiązek icst wyraźnie ograniczony. Jednym ze sposobów jego ograniczenia jest dodanie do dyrektywy odpowiedniego zdania warunkowego, np. [Jeieli przyjdziesz do domu przede mną, to włącz termostat. W normalp~ych okolicznościach warunek dotyczy nie samego obowiązku, lecz opisowej zawartości dyrektywy. Ma ona być rozumiana następująco: `Niniejszym nakładam na ciebie w świecie śo obowiązek sprawienia-w rwiecie ś; > śo, żeby p, jeżeli g w świecie śk < ś~ ? ś~'. Ograniczony nie ~~st tu sam obowiązek, tylko jego spelnienie. Inne jednak oznajmienia I. `W świecie ś; istnieje obowiązek sprawienia, żeby p było prawdą na temat tego świata, jeżeli w świecie śk _< ś~ ? śi jest prawdą, że g'.
414 ~ 415

II. `Jeżeli w świecie śk ~ ś~ j est prawdą, że p, wtedy w świecie śi ist nieje obowiązek sprawienia, żeby q było prawdą na temat świata ś~ > ś~,.
Twierdzenie I jest prawdziwe lub fałszywe zależnie od tego, czy rzeczywistości istnieje obowiązek działania w określonych warunkael tak a tak. Twierdzenie to jest oznajmieniem o obowiązku warunku wym. Twierdzenie II natomiast jest oznajmieniem warunkowym i obowiązku. Głosi ono, że istnienie obowiązku zależy od spełnienia pe wnych warunków w świecie uprzednim lub jednoczesnym (...) Jeżęl spełnienie obowiązku ma polegać na pojedynczym akcie (np. na otwo rzeniu drzwi), to dyrektywa pozostaje w mocy dopóty, dopóki nie za stanie wypełniona, chyba że przeszkody niezależne od wykonawc uniemożliwią jej wykonanie lub że zostanie uchylona przez władzę wy dającą albo od niej wyższą. Jeśli spełnienie obowiązku ma polegać n działaniu stałym, np. na mówieniu prawdy lub na codziennym przy chodzeniu do pracy o określonej godzinie, to dyrektywa pozostaje v mocy dopóty, dopóki wydająca ją władza istnieje i jest uznawana. niektórych językach (np. w polskim-przyp. tł.) ta różnica między ak tem jednorazowym a działaniem stałym jest zgramatykalizowana postaci kategorii aspektu* (por. 15.6).
Tyle o stosunku czasowym między światem śo a ś; w dyrektywacl? Jak jednak przedstawia się stosunek między światem ś; a ś~? Jak widzie liśmy, w dyrektywach obowiązuje ogólny warunek, żeby tl < t~. Jeże: obowiązek nakładany dyrektywą jest wyraźnie ograniczony, to okre oddzielający czas t~ od t~ może być dowolnie długi: [Przyjdź do mnie te raz / za tydzień / za dwadzieścia lat]. Jeżeli obowiązek nie jest wyraźni ograniczony, to zakłada się chyba, że t~ nastąpi natychmiast po t~, prz czym natychmiast znaczy `skoro tylko będzie to możliwe lub rozsądne' Bliższe określenie znaczenia słowa natychmiast jest niemożliwe i nil potrzebne. O znaczeniu tym bowiem decyduje nie tylko charakter n2 rzucanego aktu lub sposobu postępowania, lecz również szereg kor wencji społecznych rządzących stosunkami międzyludzkimi i międz3 ludzkim zachowaniem. Ważne jest to, że w normalnych warunkae obie osoby, wydająca i przyjmująca dyrektywę, zdają sobie sprawę; tego, co w danym wypadku znaczy domyślne `natychmiast'. Odtąd zaj mierny się dyrektywami nakładającymi na adresata obowiązek naty chmiastowego wykonania nakazywanego aktu lub szeregu aktów. D3 rektywy takie nazwiemy nieograniczonymi czasowo, niezależnie a
tego, czy są warunkowe, czy bezwarunkowe. Ogromna większość dyrektyw i próśb wygłaszanych w języku potocznym jest czasowo nieograniczona, chyba że zawiera okolicznik czasu (niezadługo, w przyszlvm tygodniu, kiedy znajdziesz chwilę czasu itd). Okolicznik taki określa jawnie i mniej lub bardziej precyzyjnie stan świata, w którym dyrektywa ma być wykonana.
17.5. Obowiązek, zezwolenie, zakaz i rezygnacja z rozkazu
Dotychczas omawialiśmy wypowiedzi deontyczne (dyrektywy i oznajmienia) z powołaniem się na pojęcie obowiązku. Przekonaliśmy się, że istnieje przynajmniej intuicyjny związek, którego charakter musimy dopiero sprecyzować, między dwojakimi wypowiedziami deontycznyrni: z jednej strony rozkazami typu
(l) Otwórz drzwi
izakazamitypu
(2) Nie otwieraj drzwi,
z drugiej zaś oznajmieniami o obowiązku. Teraz jednak musimy tu dodać jeszcze pojęcie zezwolenia, które ma się tak do obowiązku, jak możliwość do konieczności. Jeżeli X nie jest obowiązany zrobić a, to wolno mu zrobić lub nie zrobić a. Jeżeli zaś jest obowiązany zrobić a, to nie wolno mu nie zrobić a. Por. -~-nec p ~ poss -~- p oraz nec p ~ -~ -~- po,ss ~- p. Podobnie jeżeli X-owi wolno zrobić a, to nie jest obowiązany nie zrobić a. Por. poss p -~ -~- nec p oraz --~ poss p -~ nec ~ p. Ten paralelizm między koniecznością i możliwością a obowiązkiem i uprawnieniem wykorzystują wszystkie klasyczne systemy logiki deontycznej (por. Hilpinen 1971, Rescher 1966). Niektóre z nich traktują pojęcie zezwolenia jako pierwotne i za jego pomocą definiują obowiązek. Inne jako pojęcie podstawowe ujmują obowiązek. Wrócimy do tej sprawy za chwilę.
Najpierw jednak zastanówmy się nad tym, jakie różnice i podobieństwa łączą wypowiedzi (1) i (2) z następującymi wypowiedziami:
(3) Musisz otworzyć drzwi
416 !;~ I 417

(4) Nie wolno ci otworzyć drzwi (5) Wolno ci otworzyć drzwi
(6) Nie musisz otworzyć drzwi.
Jedna z głównych różnic jest następująca: w normalnych warunkac (1) i (2) są wypowiadane i rozumiane jako dyrektywy, natomiast (3; -(6) można interpretować albo jako dyrektywy, albo jako oznajrrii~ nia. Innymi słowy (3) może znaczyć albo: `Niniejszym nakładam~n ciebie obowiązek otworzenia drzwi', albo: `Niniejszym oznajmiam, ż ktoś (jakaś bliżej nie określona władza) nakłada na ciebie obowiąze otworzenia drzwi'. W obu wypadkach element `Powiadam:' nie zosta je opatrzony żadnym zastrzeżeniem. Nie na tym więc polega różnicE Również tropika wypowiedzi (3)-(6) jest wolna od zastrzeżeń, przy najmniej wtedy, kiedy wypowiedzi te zostają użyte jako oznajmieni Właśnie dlatego adresat może nie tylko odmówić posłuszeństwa, al także zaprzeczyć istnieniu obowiązku: [To nieprawda, nie muszę albo zakwestionować jego istnienie przez zapytanie o jego źródło (Kto mi każe?] (...). Wszelkie wyjaśnienie użycia (3) jako oznajmieni wymaga chyba przyjęcia, że modalność deontyczna wchodzi w skła jego zawartości opisowej, czyli jego frastyki (...).
Jednym z takich wyjaśnień, może najlepszym, jest uznanie (3) z równoważnik twierdzenia: `Powiadam: jest tak, że X zobowiązuje ci do otworzenia drzwi'. X oznacza tutaj nie wymienione źródło obowią; ku. Natomiast czasownik zobowictzywać jest predykatem dwumiejse< wym. Jednym z jego argumentów jest wyrażenie odnoszące się do źrt dła obowiązku. Drugim argumentem jest twierdzenie z modalizacj `niech będzie tak, żeby...', a mianowicie twierdzenie: `niech drze będą otwarte'. Twierdzenie głoszone wypowiedzią (3) jest prawdziw na temat świata ś~ w czasie t~ wtedy i tylko wtedy, kiedy X w czasie t~ pc przedza element `niech w czasie t~ będzie tak, żeby...' swoim autoryta tywnym `Powiadam:'. Tym samym X dokonuje skutecznie aktu zobe
mązama na czas t~.
Taka analiza znaczenia (3) jest dość zadowalająca. Nie tłumac ona jednak, dlaczego przez oznajmienie deontyczne obligujemy się rzecz istnienia obowiązku w świecie ś~. Zgodnie z naszą analizą ozn mienie deontyczne (Musisz otworzyć drzwi] znaczyłoby mniej wię tyle: `Teraz, w czasie t; = t", jest tak, że X, mówiąc w czasie t~ (Otm drzwi], nakłada, nałożył lub nałoży na ciebie obowiązek otworze:
~,-lwi'. Wymaganie, żeby t~ ~ t~, rozwiązuje problem tylko częściowo. ględom w naszej analizie jest interpretacja czasownika zobowiązywać j:~ko oznaczającego akt, a t~ jako czas dokonania tego aktu. W rzeczywistości czasownik zobowiązywać denotuje stan spowodowany lub zapoczątkowany uprzednim wydarzeniem lub aktem. Pozwala nam to p, zypisać wypowiedzi [Musisz otworzyć dxzwi) następuj ące znaczenie: powiadam w czasie to: w czasie t; = t~, X zobowiązuje cię na czas t~ = t;, Żeby p'. Takiej analizy wymaga większość zdań w czasie teraźniejszym użytych jako oznajmienia deontyczne.
Skąd jednak znamy znaczenie dwvumiejscowego operatora deontycrnego zobowiązywać i jego związek z mandami? Tutaj trzeba przypomnieć, że zdań deklaratywnych typu (3)-(6) można używać nie tylko jako mandów i jako asercji obowiązku, lecz również do referowania lub przekazywania mandów bez obligowania się na rzecz obowiązku. Jcżcli X wypowiedział rozkaz lub żądanie typu [Otwórz drzwi!] albo (Niech Y otworzy drzwi!], to Z może zreferować Y-owi jego akt ilokucyjny w różny sposób: (X kazał ci otworzyć drzwi], (X powiedział, żebyś otworzył drzwi] itd. Ten sam akt można również przekazać lub zreferować zdaniem: [Musisz otworzyć drzwi]. Wypowiedzi tej można przypisać znaczenie: `X każe ci otworzyć drzwi'. Z niekoniecznie musi bvć zobligowany obowiązkiem. Wybór jednak czasu teraźniejszego, a nie przeszłego, czasownika kazać obliguje Z-a na rzecz tego, że w świecie ś1= śo mand wciąż jeszcze jest w mocy. Wypowiedź: [X każe ci otworzyć drzwi] różni się znaczeniem od [X kazał ci otworzyć drzwi], choć za pomocą obu można zreferować lub przekazać treść mandu wypowiedzianego w przeszłości. Jeżeli Z milcząco uznaje władzę X-a nad Y-c:m, to jego wypowiedź [X każe ci otworzyć drzwi], albo [Musisz otworzyć drzwi], albo wreszcie (Masz otworzyć drzwi) obliguje go logieznie na rzecz obowiązku nałożonego mandem, który przekazuje lub referuje. Jego wypowiedzi zostaje przypisana implikacja, z którą nie jest ona równoważna: `Masz obowiązek otworzenia drzwi, nałożony przez X-a w czasie wcześniejszym od t" i będący wciąż jeszcze w mocy'. Tc7też w praktyce trudno jest wyiaźnie rozgraniczyć oznajmienia przekaazujące lub referujące mandy od asercji obowiązków stworzonych przez te mandy, choć między warunkami prawdziwości wyrażanych przez nie twierdzeń zachodzi oczywista różnica.
To, że w wielu językach używa się tych samych zdań bądź do relacji o mandach, bądź do asercji obowiązku, ma duże znaczenie. Jest to po
418 ;$ ~ ąl9

parcie wysuniętego wyżej poglądu, że rozumienie oznajmień deonty~ cznych opiera się na wcześniejszym osobniczo rozumieniu siły ilokuk cyjnej mandów. Jak widzieliśmy, jednym ze sposobów naturalnego podważenia lub zakwestionowania mocy oznajmienia deontycznegc jest pytanie: (Kto to mówi?]. Otóż w pytaniu tym na ogół nie dopatru jemy się znaczenia: `Kto twierdzi, że obowiązek istnieje?', ale raczej `Kto stworzył ten obowiązek?'. Tłumaczy się to łatwo, jeśli przyjąć, żi osoba, do której jest skierowane oznajmienie deontyczne, rozumie ji następująco: `Powiadam: jest tak, że X powiedział: niech będzie talk żeby p'. Oczywiście pytanie (Kto to mówi?] jest niejednoznaczne (pó nieważ niejednoznaczny jest zaimek to-przyp. tl.). Normalnie jednał tożsamość osoby, która mówi `jest tak, że...', nie budzi wątpliwości Kwestionowana jest natomiast`identyczność osoby, która stworżyl; obowiązek, mówiąc `niech będzie tak, żeby...' o twierdzeniu najbani dziej wewnętrznym.
Warto też zaznaczyć, że rozkazy i żądania można referować lud przekazywać zdaniami rozkazującymi z wyraźnym wskazaniem osob rozkazującej lub żądającej, np.:
(7) Chodź do kąpieli: mama każe.
W normalnej sytuacji wypowiedź ta byłaby mniej więcej z wypowiedzią:
(8) Masz przyjść do kąpieli: mama każe albo:
(9) Mama mówi, że masz przyjść do kąpieli.
We wszystkich trzech wypadkach wypowiedź zostaje normalnie zr miana jako przekazanie mandu osoby, której władzę zobowiązyw uznaje sam nadawca. W takich właśnie sytuacjach możemy się dop; wać wzorów, według których dziecko rozumie oznajmienia deontyc
Sugerujemy zatem, że ustanowienie obowiązku należy rozun przynajmniej w rozwoju osobniczym, jako autorytatywne powie nie: `niech będzie tak, żeby...'. Również w rozwoju osobniczym o~ mienia deontyczne wywodzą się z wypowiedzi referujących lub 1 kazujących treść takich mandów. Mimo to później rozpoznajemy nicę między rozkazami pośrednimi (w znaczeniu tradycyjnym) a najmieniani deontycznymi. W wielu codziennych sytuacjach roi
nieme to nie jest może wyraźne. Usiłuje je jednak przeprowadzić większość filozofów i logików. Każdy bowiem, kto nie zobligował się na rzecz możliwości dowolnego ustanawiania norm przez człowieka lub Boga, może cytować i dyskutować normy bez jawnego ani ukrytego powoływania się na akt ilokucyjny rozkazu. Interesującym zagadnieniem filozoficznym i lingwistycznym, w które nie będziemy tu wnikać, jest to, czy wszystkie języki ludzkie umożliwiają mówienie o normach moralnych i społecznych w oderwaniu od ich źródeł. Na razie wystarczy nam umiejętność opisu struktury logicznej abstrakcyjnych oznajmień deontycznych w takich językach, w których są one możliwe.
Dwumiejscowy predykat deontyczny zobowiązywać można połączyć z jednomiejscowym predykatem deontycznym należy za pomocą bardzo ogólnej relacji kauzatywno-inchoatywnej, leksykalizowanej lula gramatykalizowanej różnie w różnych językach. Leksykalizują ją np. wyrazy zabijać i umierać. Podobnie, jak twierdzenie: `X zabić Y w czasie t~' implikuje ściśle twierdzenie: `X być umarłym od czasu t~', tak twierdzenie `X zobowiązywać Y w czasie t~ do zrobienia a w czasie tk >
t~' implikuj e twierdzenie: `Od czasu t~ należy zrobić a w czasie tk > t~', albo (równoważnie) `Od czasu tk > t~, należy, żeby Y zrobił a w czasie f,;'. Otóż podobnie jak możemy mówić o byciu umarłym nie sugerując, że zostało ońo spowodowane jakimś czynnikiem zewnętrznym, tak (w niektórych przynajmniej językach) możemy mówić o tym, że należy, żeby Y zrobił a w czasie tk, niekoniecznie obligując się na rzecz uprzedniego ustanowienia tego obowiązku przez jakiegoś X-a. Wyrażenie "żeby Y zrobił a w czasie tk" możemy odnosić niekoniecznie do twierdzenia, lecz także do bytu trzeciego rzędu nieco innej kategorii: do obowiązku.
Jeśli takie ujęcie oznajmień deontycznych jest poprawne, to predykat należy nie wnosi nic do znaczenia twierdzenia egzystencjalnego, w którym występuje. Całe pojęcie obowiązku oddaje struktura wyrażenia odniesionego. Twierdzenie egzystencjalne `Należy, żeby Y zrobił cr w czasie tk' da się zanalizować przez nadanie mu struktury logicznej: 'to, żeby Y zrobił a w czasie tk istnieje w jakimś stanie świata'. Asercja mocy obowiązku jest takim samym aktem, jak asercja prawdziwości twierdzenia. W pierwszym wypadku mówimy `jest tak, że...' o twierdzeniu `istnieje obowiązek !p', w drugim o twierdzeniu `istnieje twierdzenie p'. Podobnie asercj a mocy zakazu oznacza powiedzenie `istnieje -v!p' (gdzie '-V!p' jest wyrażeniem odniesionym).
420 e ~ 421

Jak wspomnieliśmy, w klasycznych systemach logiki deontycz zezwolenie ma się tak do obowiązku, jak możliwość do konieczno .' Przynajmniej intuicyjnie jednak można odróżnić bierne, ostrożniejś znaczenie terminu zezwolenie od czynnego, śmielszego. W znacze '` ostrożniejszym postępowanie jest dozwolone wtedy i tylko wtedy, ki dy nie jest wyraźnie zakazane. Przy takiej interpretacji wszelkie mo' we postępowanie jest albo dozwolone, albo zakazane, a zezwoleni obowiązek są definiowalne wzajemnie. W praktyce jednak nie zaws' stosujemy zasadę, że nieistnienie zakazu pociąga za sobą istnienie z wolenia. Pewne kodeksy postępowania i zbiory przepisów interpretuj', się w świetle śmielszego znaczenia obu pojęć: zezwolenia i zakazu. ,~. tym znaczeniu wszelkie postępowanie, którego przepisy wyraźnie zakazują ani nie dozwalają, musi być deontycznie nieokreślone i maga dodatkowej regulacji. Sprawę tę omawiają wyczerpująco aut ` rzy prac z zakresu logiki deontycznej (por. Von Wright 1968, 85 nn:~ Tutaj nie musimy w nią wnikać. To, czy nam jako ludziom lub człó kom określonej społeczności wszystko to, co nie jest wyraźnie wzb nione, jest dozwolone, nie jest chyba tematem dla semantyka. Zaz~t czymy tylko, że różnicę między śmielszym a ostrożniejszym znaezi niem wyrazu zezwolenie można uwidocznić w strukturze logiczne najmień deontycznych jako różnicę między negacją związku główne
a negacją predykatu (jeśli ż kolei tę ostatnią różnicę uznamy za realu ' por. 16.4). Twierdzenie `a jest niezakazane' jest przeciwstawnikie' diametralnym twierdzenia `a jest zakazane' i równoważnikiem twieh; dzenia `a jest dozwolone'. Natomiast twierdzenie `a nie jest zakazan
r, jest sprzeczne z twierdzeniem `a jest zakazane'. Nie jest ono wpra
dzie logicznie równoważne z twierdzeniem `a jest dozwolone', ale ~ź` sto się przyjmuje, że je implikuje.
Czym wobec pozytywnych rozkazów i żądań są negatywne zak tym wobec pozytywnych zezwoleń są negatywne rezygnacje z zali' zów*. Kiedy wypowiadamy zezwolenie, np. [Wolno ci otwor a'~
r drzwi, to albo nadajemy pewien status deontyczny pewnej czynno
która go dotychczas nie posiadała, albo uchylamy pewien zakaz. Kle. zaś wypowiadamy rezygnację z rozkazu, np. [Nie musisz otwor drzwi), to albo znowu nadajemy status deontyczny czynności doty , czas go nie posiadającej, albo uchylamy pewien obowiązek. Jak my, mandy, np. [Otwórz drzwi) lub [Nie otwórz drzwi) mają strukt ,~ . !p albo ~-!p z dodatkiem odpowiednich operatorów czasu gramat
nogo. Jak wiemy również, mandy ustanawiają w pewnym świecie ś; obowiązek zrobienia lub niezrobienia czegoś. Z kolei więc musimy umożliwić również analizę wypowiedzi zezwalających i rezygnujących z zakazu.
Jako zezwoleni używa się w pewnych sytuacjach przede wszystkim ulań rozkazujących, choć typową funkcją takich zdań są mandy. Tak ;ip. kiedy na pukanie do drzwi odpowiadamy [Proszę wejść!), to normalnie nie wypowiadamy prośby, lecz pozwalamy pukającemu wejść do pokoju. Jego pukanie rozumiemy na mocy konwencji jako prośbę o takie zezwolenie. Podobnie ani zielony napis świetlny [Idź) ani czerv.~~<,r~y [Stój) nie narzuca kieroyvcy ani przechodniowi obowiązku za~howania lub niezachowania się w określońy sposób. Daje tylko, lub ~rtr~zymuje w mócy, zezwolenie na pewną czynność przez uchylenie jej z,rkazu lub przez uczynienie jej z deontycznie nieokreślonej deontycznic możliwą. Oczywiście między manilami a zezwoleniami zachodzi relacja inkluzji lub implikacji. Jest ona oparta na zasadzie, że jak koniet-onośe implikuje możliwość, tak obowiązek implikuje zezwolenie. Nak!adając pewien obowiązek, tym samym milcząco uchylamy wszelkie kolidujące z nim zakazy lub obligujemy się na rzecz ich nieistnienia. tlbligujemy się również do nieprzeszkadzania w spełnieniu obowiązku. Innymi slowy, pozwalamy osobie obowiązanej (w śmielszym znaczeniu wyrazu pozwalać) na zrobienie tego, co jest obowiązana zrobić. ( ~o więcej, wypowiadając manil obligujemy się swoim `niech będzie tak, żeby...' do oceny proponowanego postępowania jako pożądanego. Natomiast wypowiedzi zezwalające nie stwarzają żadnych zobligowań. Nie obligują swojego nadawcy do oceny czynności dozwolonc,j jako pożądanej. Nie komunikują żadnych założeń nadawcy na tcrnat pragnień czy zamiarów adresata. Inna rzecz, że w praktyce pozwalamy ludziom przede wszystkim na to, czego naszym zdaniem prag1~<~.
Używanie zdań rozkazujących jako zezwoleń nie przeczy ich wewnc;trznemu związkowi z manilami. Na ogół przedmiotem rozkazów i ~~!~c~śb nie są takie zachowania, których byśmy oczekiwali od adresata i~oz rozkazu i prośby. Dlatego wypowiedź z reguły wyrażającą manil można zinterpretować jako zezwolenie, jeśli wiadomo, że adresat sam pragnie wykonać daną czynność. Zapewne też tylko w takich sytua~'lach używa się jako zezwoleń zdań rozkazujących (niekiedy z dodatkiem zdania warunkowęgo w rodzaju [jeśli chcesz)). I odwrotnie: jeże
422 l 423

li niepodobna przypuścić, j akoby adresat pragnął lub zamierzał zreali=:~ zować proponowane postępowanie, to wypowiedź normalnie zezwala jącą, lub oznajmiającą o zezwoleniu, można wygłosić i zrozumieć jak~j mand. Tym się tłumaczy, dlaczego spośród wypowiedzi o zasadnicze różnej sile ilokucyjnej, takich jak (Otwórz drzwi!] i (Wolno ci otwo.' szyć drzwi], każda może w pewnych okolicznościach wyrażać alba; mand, albo zezwolenie.
Ustaliwszy to, możemy się skupić na takich wypowiedziach, jal [Wolno ci otworzyć drzwi] i [Nie musisz otworzyć drzwi]. Żaden chyba język nie ma specjalnego trybu zezwalającego. Obowiązek i zezwole~ nie dadzą się zdefiniować wzajemnie. Łatwo więc byłoby zbudować sy-.' stem modalności deontycznej oparty nie na obowiązku, lecz na zezwoż leniu. Przypuśćmy np., że tak zwany tradycyjnie tryb rozkazujący ko=. jarzy się z reguły nie z mandami, lecz z zezwoleniami i rezygnacjami z zakazów. Wtedy wypowiedź [Otwórz drzwi!] byłaby mniej więcej rówpoważna z wypowiedzią explicite performatywną [(Niniejszym) pozwalam ci otworzyć drzwi], a wypowiedź [Nie otwórz drzwi] - z wypowiedzią ((Niniejszym) pozwalam ci nie otworzyć drzwi]. Przypuśćmy dalej, że zdania z czasownikami modalnymi
(10) Musisz otworzyć drzwi (11) Wolno ci otworzyć drzwi (12) Nie wolno ci otworzyć drzwi (13) Nie musisz otworzyć drzwi
miałyby to samo znaczenie, co dziś. Zalóżmy wreszcie, że jedyną moi żliwą postacią mandów byłyby zdania typu (11) i (13). Wtedy uzasad~ piona byłaby analiza pojęcia obowiązku za pomocą pierwotniejszego pojęcia zezwolenia, podobnie jak w jednym z poprzednich paragrafów niniejszego rozdziału zanalizowaliśmy konieczność epistemiczną za pomocą możliwości epistemicznej (17.2). W rzeczywistości jednak jest przeciwnie.,Zgramatykalizowany jest wyraźnie obowiązek. Z wyjąt-' kiem zdań explicite performatywnych każde zdanie zezwalające lub rezygnujące z rozkazu może również oznajmiać o zezwoleniu lub o rezygnacji z rozkazu; por. (11) i (13). Podobnie zdania z czasownikam lub przymiotnikami modalnymi oznaczającymi obowiązek lub zakap mogą służyć bądź to jako mandy, bądź jako oznajmienia egzystencjalne. Obok nich jednak istnieją zwykłe zdania rozkazujące. Te są używane przede wszystkim jako mandy. Tylko wtórnie, w wypadku refe=
rowania lub przekazywania treści mandów, zdania takie służą jako oznajmienia o tym, że istnieje !p lub ~-!p.
Oparcie modalności deontycznej, w odróżnieniu od epistemicznej , na konieczności, a nie na możliwości, nie powinno dziwić. W rozwoju osobniczym bowiem modalność deontyczna wywodzi się, j ak sugerowaliśmy, z dezyderatywnej i instrumentalnej funkcji języka. W tropice wypowiedzi zezwalających i rezygnujących z rozkazu występuje składnik `niech będzie tak, żeby...'. On to właśnie jest często gramatykalizowany w postaci trybu rozkazującego i tzw. coniunctivu woli.
Przekonujący opis znaczenia wypowiedzi (10)-(13) wydaje się możliwy, jeśli zanalizować zezwolenie jako brak zakazu, a rezygnację z rozkazu jako brak obowiązku. Rozważmy najpierw sytuacje, w których wypowiedzi te należy rozumieć jako oznajmienie egzystencjalne. W takich sytuacjach, jak widzieliśmy poprzednio, wypowiedź (10) znaczy co następuje: `Powiadam: jest tak, że istnieje !p'. Wypowiedź (12) z kolei znaczy: `Powiadam: jest tak, że istnieje ~!p'. Ponieważ zezwolenie wywodzi się z obowiązku, więc wypowiedzi (11) i (13) znaczą odpowiednio: `Powiadam: jest tak, że nie istnieje ~!p' oraz `Powiadam: jest tak, że nie istnieje !p'.
Gdyby taka analiza dała się zastosować do wypowiedzi zezwalających i rezygnujących z rozkazu, byłaby prosta. Wystarczyłoby element 'jest tak, że...' w pozycji tropicznej zastą-pić elementem `niech będzie tak, żeby...'. Wypowiedź (Wolno ci otworzyć drzwi, interpretowana jako ((Niniejszym) pozwalam ci otworzyć drzwi], zostałaby zanalizowana następująco: `Powiadam: niech będzie tak, żeby nie istniało
-!p'. Wypowiedź [Nie musisz otworzyć drzwi] zostałaby zanalizowana jako `Powiadam: niech będzie tak, żeby nie istniało . p'. Jeżeli nadawca tych wypowiedzi ma władzę zezwalania lub rezygnowania z rozkazu, to jego pozbawione zastrzeżeń `Powiadam:' i `niech będzie tak, żeby...' same przez się tworzą świat, w którym ani zakaz, ani rezygnacja z rozkazu nie istnieje.
W tym miejscu czytelnik zapewne zada sobie pytanie, czy wypowiedzi (10) i (12) nie należałoby analizować w ten sam sposób: jako mandów. Wypowiedź (10) nie znaczyłaby wtedy `Powiadam: niech będzie tak, żeby p', lecz `Powiadam: niech będzie tak, żeby istniało !p'. Natomiast wypowiedź (12) nie znaczyłaby `Powiadam: niech nie będzie tak, żeby p', lecz `Powiadam: niech będzie tak, żeby istniało ~!p'. Otóż wszystko przemawia za takim właśnie poglądem. Unaocznia on
424 I 425

bowiem paralelizm strukturalny między wypowiedziami (10) i (12) (11) i (13). Co więcej, analizując w ten sposób wszystkie cztery zdani; nie musimy uznać żadnego z nich za niejednoznaczne. Uwydatnieni różnicy między wypowiedziami (Pozwalam ci na a] i (Zobowiązuję c do a] oraz między wypowiedziami (a jest ci dozwolone (przez X)] i (J~ steś zobowiązany do a (przez X)] wymaga wtrącenia zdań typu (Powij dam:] i (X powiada:]. Może więcrzekoma niejednoznaczność takie zdań jako oznajmień egzystencjalnych z jednej strony, a środków ust. nawiania obowiązków, zakazów, zezwoleń i rezygnacji z rozkazów drugiej, nie jest w ogóle niejednoznacznością językową. W myśl tek poglądu wypowiedzi (10)-(13) miałyby zawsze siłę ilokucyjną ozna mień. Wyrażane nimi twierdzenia byłyby prawdziwe lub fałszywe zali żnie od statusu egzystencj alnego obowiązku lub zakazu w czasie wyp~ wiedzi. Ustanawianie obowiązku lub zezwolenia przez nadawcę, jej to on jest ich twórcą, byloby logicznie odrębne od j ego asercji na tem. ich istnienia.
Nie będziemy dłużej omawiać tej sprawy. Można wątpić w to, c. wypowiedzi (10)-(13) są niejednoznaczne, jak to zakłada nasza anali: za pomocą elementów `jest tak, że...' i `niech będzie tak, żeby...'. Prs odpowiednich bowiem konwencjach pozajęzykowych każdego zdan oznajmiającego można użyć w ten sposób do zmiany intensjonalne świata faktów i wierzeń. Przy wielu magicznych i sakramentalnyc użyciach języka pozorna asercja, że jest tak a tak, wpływa zdanie wiernych na to, że staje się tak a tak. We wszystkich takich wypadkac stoi przed nami ta sama alternatywa. Możemy uznać, że oznajmien powiadamia o stanie rzeczy powstałym niezależnie od wypowiedz chociażby wypowiedź była integralną i zasadniczą częścią samej obrzędu. Możemy jednak także uznać, że wypowiedź nie j est w rzecz wistości oznajmieniem opisowym, lecz czymś o funkcji instrumenty nej, symbolizowanej w naszej analizie składnikiem: `niech będzie tal żeby...'. Problem ma zatem charakter bardzo ogólny. Kto wie, czy n każde jego rozwiązanie byłoby dowolne.
17.6. Próba syntezy
Pozostaje nam teraz połączyć ze sobą wątki dotychczasowego roi wania, przydługiego i nieco zawiłego. Chcielibyśmy mianowicie
sunkować modalność deontyczną wobec subiektywnej i epistemicznej z jednej strony, a'wobec kategorii gramatycznej trybu z drugiej. Wielu lingwistów uważa, że między użyciem epistemicznym a deontycznym czasowników móc (lub wolno) i musieć zachodzi podstawowa różnica. W pewnych niedawnych analizach transformacyjnych różnicę tę uwidaczniano w ten sposób, że od czasowników epistemicznych uzależniano (w strukturze głębokiej -przyp. tł.) zdania podmiotowe, a od deontycznych dopełnieniowe. Przy takiej analizie wypowiedź (Jan może wejść] znaczyłaby w interpretacji oznajmiającej: "To, żeby Jan wszedł, jest możliwe', a w interpretacji zezwalającej: `Umożliwiam to, żeby Jan wszedł'.
Analiza ta wymaga kilku uwag. Po pierwsze, na równi z innymi analizami modalności epistemicznej, nie oddaje różnicy między jej interpretacją subiektywną a obiektywną. Opozycję między zdaniem podmiotowym a dopełnieniowym przedstawia jako bardziej przekonującą, niż jest naprawdę, ponieważ porównuje interpretację epistemiczną zmodalizowaną obiektywnie z deontyczną zezwalającą. Wystarczy jednak zdanie rzekomo nieprzechodnie zinterpretować jako (Uważam za możliwe, że Jan wejdzie], żeby od razu okazała się dopuszczalna analiza przechodnia modalności epistemicznej. Natomiast wysoce nieprzekonująca jest analiza wypowiedzi (Jan może wejść] jako oznajmienia deontycznego. Twierdzenie: `Jan umożliwia to, że .Ian wejdzie' jest semantycznie niestosowne. Takie zaś analizy, jak `Dla Jana jest możliwe, że Jan wejdzie', dadzą się co prawda stosownie zinterpretować, ale zakładają dość wątpliwe procesy skladniowe i dziwne rozumienie pojęcia zdania dopełnieniowego. Toteż wydaje się, że apozycja między zdaniem dopełnieniowym a podmiotowym nie uwidacznia ani nie formalizuje zadowalająco różnicy między modalnością epistemiczną a deontyczną. Jak się jednak wkrótce-przekonamy, opozycję tę można zastosować także w inńy sposób, dzięki czemu zdania zmodalizowane zarówno epistemiczne, j ak i deontyczne można wywodzić z domyślnych struktur ze zdaniem dopełnieniowym. Wymaga to jednak określonych założeń na temat głębszego poziomu analizy gramatycznej lub semantycznej.
Powyższej analizie transformacyjnej zdań epistemicznych i deontycznych można zarzucić jeszcze jedno. Nie ukazuje ona koniecznej różnicy w interpretacji zdania zależnego w obu pozycjach składniowych. Jeżeli zdania te są wyrażeniami odniesionymi (a taka ich inter
426 I 427

pretacja jest naturalna), to musimy sobie zadać pytanie, do jakich byk tów się odnoszą. W wypowiedzi [Jest możliwe, że Jan wej dzie] wyraże~= nie że Jan wejdzie można łatwo zinterpretować jako odnoszące się ezy, to do zdania (bytu trzeciego rzędu), czy też dó wydarzenia lub ezynno ści (bytu drugiego rzędu). Przy interpretacji deontycznej żadne z tycl~~ ujęć nie jest stosowne dla zdania że Tan wejdzie jako rzekomo podmiotowego. Oznajmienia deontyczne nie są asercjami potencjalnego ist,.~; niema twierdzeń ani w zbiorach światów intensjonalnych, ani w zbiorach opisów stanów rzeczy. Nie są również asercjami potencjalnego;' zachodzenia wydarzeń, aktów czy stanów rzeczy w żadnym stanie świata rzeczywistego-przeszlym, teraźniejszym ani przyszłym. Są natomiast asercjami rzeczywistego istnienia zezwoleń i obowiązków v~y~ określonym świecie intensjonalnym-albo też asercjami istnienia zdań4 opisujących ich zawartość. Innymi słowy, w zdaniu interpretowanym.'; deontycznie pojęcie możliwości czy konieczności należy wlączyć dó' zdania zależnego, a nie kojarzyć z istnieniem odnośnika tego zdania.t Najprościej można to osiągnąć przez nadanie zdaniu interpretowalne-a mu deontycznie charakteru dopełnieniowego i takiej struktury, jaką': mają zdania wyrażające mandy, zezwolenia, rezygnacje z rozkazu, życzepia, namowy itp. Tym samym wytłumaczymy również ograniczenia czasu gramatycznego w zdaniach deontycznych. Są to mianowicie ta-v kie same ograniczenia, jak w zdaniach prostych nieoznajmiających. Wypowiedź [Jan może przyjść wczoraj], rozumiana jako zezwolenie; jest odchylona semantycznie z tego samego powodu, co wypowiedź [Przyjdź wczoraj, Janie!].
Na początku niniejszego paragrafu twierdziliśmy m.in., że konie-: czność i możliwość deontyczną rozumiemy zazwyczaj jako wypływającą z określonego źródla przyczynowego. Innymi slowy, przyjmuje się zazwyczaj, że jeśli ktoś jest obowiązany lub upoważniony do jakiega~= postępowania, to ten obowiązek lub upoważnienie ustanowila jakaś'' osoba albo instytucja (por. 17.4). Nazwijmy tę osobę lub instytucjer źródłem deontycznym*. Poprzednio nie wspominaliśmy o istnieniu., analogicznego źródła konieczności ani możliwości logicznej czy episte~~ micznej. Oczywiście jednak także jednomiejscowe predykaty możliwy i konieczny w ich interpretacji obiektywnej można przedstawić jako` dwumiejscowe predykaty `czynić koniecznym' i `umożliwiać', podobnie jak jednomiejscowy predykat obowigzujgcy można przedstawić jako dwumiejscowy predykat zobowiązywać w naszym rozumieniu;
tego predykatu. Zdanie [Jan może otworzyć drzwi] w znaczeniu `Jest (obiektywnie) możliwe, żeby Jan otworzył drzwi' można, teoretycznie biorąc, wywodzić z takiej glębszej struktury ze zdaniem dopełnieniowym, jaka leży u podstaw zdania [X umożliwia/umożliwil to, żeby Jan utworzył drzwi]. Nie sugerujemy tutaj takiego ich rzeczywistego wywodu. Chodzi nam po prostu o to, że domyślna struktura ze zdaniem dopełnieniowym jest równie stosowna dla zdań zmodalizowanych epistemicznie, jak deontycznie. Różnicę między nimi można łatwo uwidocznić w zdaniu dopelnieniowym zależnym od predykatu umożlin i~ć. Kto wie, czy rozumienie możliwości stanu rzeczy nie opiera się intuicyjnie na rozumieniu jego umożliwiania.
'Taki pogląd tłumaczy, dlaczego w wielu językach tych samych czasowników i przymiotników modalnych, np. czasownika rnóc, używa się rzekomo w rozmaitym sensie: zezwolenia, możliwości aletycznej itel. Umożliwianie stanu rzeczy można ująć dynamicznie jako zezwalanie mu na istnienie, a czynienie go koniecznym jako zobowiązywanie go do istnienia. W takie terminy ujmuje się często teologiczne i mityczne opisy budowy świata oraz filozoficzne analizy modalności aletyczr7ej. Już to samo sugeruje, że możliwość i konieczność epistemiczną i oletyczną (jeśli nie są one ze sobą identyczne, por. 17.2) rozumiemy przez analogię do deontycznych pojęć zezwalania i zobowiązywania. t)czywiście budowa naszych języków nie obliguje nas do poglądu, jakoby możliwość i konieczność fizyczna powstawala przez akt woli jakiegoś czynnika zewnętrznego lub wewnętrznego wobec danego systemu fizycznego. Ciągle jednak używanie takich wyrażeń, jak prawa na!c~ry czy prawo wyłączonego środka, sugeruje, że analogię z zewnętrznym prawodawcą uważamy za pożyteczną i naturalną nawet wtedy, kiedy nie wierzymy w obecne lub dawniejsze istnienie takiego prawo~lawcy. W każdym razie w wielu językach te same predykaty wyrażają modalność aletyczną, epistemiczną i deontyczną. Łatwiej to wytłumaczyć zakładając, że konieczność deontyczna jest wzorem dla aletycznej i obiektywno-epistemicznej, niż odwrotnie.
Jak pogodzić ten pogląd z przekonaniem, że konieczność epistemiczną należy definiować za pomocą możliwości epistemicznej, które to pojęcie z kolei u dziecka powstaje z niepewności i wątpliwości (por. 17.2)? Otóż obiektywizacja konieczności i możliwości epistemicznej jest procesem dość wysubtelnionym i bezosobowym, odgrywającym niewielką rolę w potocznych tekstach nienaukowych. Do takich zaś
428 I 429

przede wszystkim tekstów używamy języków, o czym trzeba zawsze pamiętać. Pojęciami podstawowymi są chyba subiektywna możliwość epistemiczna i wyglaszanie mandów. Nie tylko oznajmienia epistemiczne zmodalizowane obiektywnie, lecz także egzystencjalne oznajmienia deontyczne należy uważać za wtórne. Oznajmienia epistemiczne zmodalizowane obiektywnie wymagają zobiektywizowania prawdopodobieństwa pewnej sytuacji. Egzystencjalne oznajmienia deontyczne wymagają obiektywizacji i depersonalizacji zawartości mandów zobowiązujących. Z chwilą ich zobiektywizowania możliwość przestaje być pierwotna wobec konieczności i odwrotnie. Każdą z nich można zdefiniować za pomocą drugiej. Jeżeli przemawialiśmy za pierwotneścią możliwości epistemicznej i konieczności deontycznej, to tylko w odniesieniu do struktur, które uznaliśmy za podstawowe:
(1) poss.p
oraz
(2) .lp
Jak widzieliśmy, możliwa jest dynamiczna interpretacja obiektywnej modalności epistemicznej. Rozumie się ją wtedy przez analogię do dynamicznie pojętej modalności deontycznej, czyli jako wynik autorytatywnego aktu powiedzenia `niech będzie tak, żeby...' op. Dzieje się to na mocy instrumentalnej funkcji języka. Jeżeli osoba mówiąca `niech będzie tak, żeby...' ma prawo powiedzenia tego i zdolność urzeczywistnienia swojej wypowiedzi, to wypowiedź ta, czyli wypowiedź `.!p', spowoduje bezpośrednio lub pośrednio prawdziwość p w czasie t~ > to. Toteż w wypowiedziach o zawartości opisowej dotyczącej jakiegoś przyszlego stanu świata często trudno jest rozdzielić konieczność epi-' steniczną i deontyczną. Jeżeli osoba zapowiadająca, że p będzie prawdziwe w czasie t~ > t", zdolna jest to sprawić przez samo powiedzenie `niech będzie tak, żeby...' w czasie t~, to nie można wyraźnie odgraniczyć zapowiedzi od obietnicy. Wypadkiem skrajnym, w którym medalność epistemiczna i deontyczna pokrywają się całkowicie, są wypowiedzi istoty wszechmocnej i wszechwiedzącej. Bez względu na to, czy jest się wierzącym, czy nie, wypowiedzi takie można przyj ąć j ako ideał, do którego zbliżają się wypowiedzi istot niewszechmocnych i niewszechwiedzących. Z tego punktu widzenia tzw. oznajmienia wymagań przyszłych nawet najbardziej świeckie, np.
(3} Zwycięzcą będzie kobieta trzydziestoletnia o sprawdzonych zdolnościach
są porównywalne z pierwowzorem twórczego aktu ilokucyjnego w Księdze Rodzaju: `Niech się stanie światło'. Wypowiedzi typu (3) można analizować albo jako żądania, albo jako oznajmienia o konieczności epistemicznej lub deontycznej. Te dwa rodzaje modalności nie dają ~,ię tu chyba rozróżnić.
W naszych rozważaniach nad modalnością pominęliśmy wiele zagadnień. Staraliśmy się przede wszystkim ukazać w sposób ogólny podobieństwa i różnice między modalnością epistemiczną a deontyczną. Staraliśmy się również poprzeć pogląd, że takie oznajmienia o obiektywnej możliwości, jakimi zwykle zajmują się logicy, można przekonujyco ująć jako wytwory rozwoju wtórnego. Nie powiedzieliśmy nic o konieczności i możliwości''fizycznej. Na ogół nie zalicza się ich do modalności. Są one jednak w sposób oczywisty związane z obiektywną modalnością deontyczną, a niekiedy są w praktyce nawet z nią identyezne. Nie powiedzieliśmy też~nic o takich rozróżnieniach w obrębie modalności deontycznej, jak
(4) Powinien pójść (5) Powinien by pójść (6) Musi pójść
i)o wypowiedzi (4) i (5) można stosownie dodać [ale-nie pójdzie], a do wypowiedzi (6) nie. Dowodzi to, że między modalnością epistemiczną ;i deontyczną zachodzą jeszcze inne wzajemne wpływy prócz tych, o których była mowa.' Nie omówiliśmy też rozmaitych związków modalności z czasem i aspektem. Nie pozwolil nam na tó brak miejsca.
Posługiwaliśmy się dwoma głównymi schematami wypowiedzi (czyli wypowiedziami-jednostkami, por. 14.6): poss.p oraz .!p,por. (1) i ( 2). Operator modalny posś w pozycji neustycznej można w wypowiedzi-sygnale zrealizować w różny sposób: przez cieniowanie prozodyczne i paralingwistyczne, przez tryb gramatyczny, przez czasownik lub i~~ zymiotnik modalny, przez formę wtrąconą typu może lub zdanie wt~~ącone typu zdaje mi się. W każdy z tych równoważnych funkcjonal
W tej sprawie i innych'z nią związanych zob. Boyd i Thorne (1969), Leech (1971), 1';nmer (19741.
430 ~! 431

nie sposobów nadawca może się subiektywnie odciąć od zobligowanim narzecz twierdzenia, które wysuwa z mniejszą lub większą pewnością"
Tryb gramatyczny, którego jedyną lub główną funkcją jest wyraża4i nie subiektywnej modalności epistemicznej, można nazwać trybemk, możliwości (potentialis). Może on się przeciwstawiać nie tylko trybowi oznajmiającemu i rozkazującemu, lecz również wątpiącemu (dubitati'. vus), warunkowemu, trybowi domysłu (praesumptivus), przyzwolenie' (concessivus) lub wniosku (inferentialis). Wszystkie te pojęcia, cho~ od siebie różne, są oczywiście ze sobą powiązane.s (...) ,
W obecnym stanie teorii języka i praktyki jego opisu nie potrafimy; jasno sformułować rozróżnień zgramatykalizowanych przez rozmait~`~ języki świata w obrębie kategorii trybu. Nazwy używane w obiego~ wydr opisach poszczególnych języków są często mylące. Sugerują boi wiem, że funkcje trybów są węższe lub szersze, niż jest naprawdę. Do= tyczy to np. terminu tryb warunkowy w języku francuskim i tryb nie..= świadka w języku tureckim. Nawet jeżeli w odniesieniu do dwu języ; ków używana jest ta sama nazwa trybu, to nie można być pewnym, że! oba tryby w obu językach pełnią rzeczywiście tę samą funkcję. I od= wrotnie: jeżeli są używane dwie różne nazwy, funkcja obu trybów może mimo to być ta sama.
Operatory poss w przykladzie (1) oraz ! (`niech będzie tak; żeby...') w przykładzie (2) ilustrują dwa aspekty ekspresywnej czyli: objawowej funkcji języka (por. tom I, 2.4, 3.4). Operator poss wyraża, pogląd lub sąd nadawcy, operator ! wyraża jego wolę lub pragnienie:` Jak się dowiedzieliśmy z jednego z poprzednich paragrafów, systemy.' gramatyczne poszczególnych języków niekoniecznie rozróżniają t dwa rodzaje zaangażowania nadawcy. Tak np. w dawniejszych jęty-' kach indoeuropejskich tak zwany tradycyjnie coniunctivus gramatykalizowal pojęcie niefaktowości, sprzężone z deiktycznym pojęciem od= dalenia. Jego funkcja mogła być nie tylko potencjalna czy zapowiadająca (w tej ostatniej funkcji wymienia) się w lacinie z czasem przyszlym), ale także zobowiązująca, zachęcająca lub życząca. Termin co niunctivus, doslownie `tryb lączący', wywodzi się z poglądu, że omó=e winne formy były używane z reguły, choć nie zawsze, w zdaniach podrzędnych. Termin ten nie informuje zupełnie o użyciu omawianegd;.
Obszerny wykaz nazw trybów w różnych językach podaje Jespersen (1929)
trybu w zdaniach niezależnych. Tak ,więc ten sam tryb gramatyczny ropże stanowić realizację operatora poss w pozycji neustycznej i 6peratuaa ! w pozycji tropicznej. Zgramatykalizowane mogą być również inne, jeszcze subtelniejsze różnice w obrębie modalności czy to episternicznej, czy deontycznej.
W myśl poglądu wyrażonego w niniejszym rozdziale tryb jest katc~~orią gramatyczną istniejącą tylko w niektórych językach. Nie można ao utożsamiać ani z modalnością, ani z silą ilokucyjną. Tych dwu ostatnich z kolei nie można utożsamiać z samą tylko neustyką ani tropiką. Micco inny pogląd wyznają tacy badacze, jak Householder (1971, 81 nn.) i Halliday (1970 a, b). Podobnie jak my, rozumieją oni przez moclarlność wyrażanie konieczności i możliwości. Natomiast w odróżnierfiu od nas lączą tryb z siłą ilokucyjną oraz z rolą komunikacyjną od~.;~ ywaną przez nadawcę. Różnica między tymi dwoma stanowiskami jest w dużym stopniu terminologiczna. W użyciu tradycyjnym termin ryb jest stosowany do takich podzbiorów form czasownikowych, które określa się terminami oznajmiający, rozkazujący, warunkowy itd. Postanowiliśmy zachować tę tradycję. Jedną z jej zalet jest możliwość odróżniania nie tylko wypowiedzi od zdań (oznajmień od zdań oznajmiających, pytań od zdań pytających itd.), lecz również zdań o określonym sposobie użycia (deklaratywnych, pytających, mandatywnych itd.) od zdań w określonym trybie (oznajmiających, rozkazujących itd., por. 16.2). Również i to zgadza się poniekąd z tradycją, w myśl I~t6rej przymiotniki rozkazujący i ozrrajmiajgcy przeciwstawiają się sohic w zupełnie inny sposób, niż przymiotniki deklaratywny i pytający.
Pomijając takie zagadnienia ćzysto terminologiczne, możemy sforn~ulować ogólniejszą tezę tego i poprzedniego paragrafu. Otóż mimo . metodologicznych zalet ograniczania się do semantyki mikrolingwisty
~ znej (analizy semantycznej zdań systemowych maksymalnie zdekont~~kstualizowanych, por. 14.2,14.6) w opisie modalności ten proces del~ragmatyzacji musi mieć pewne granice. Języków uczymy się i używarnv w kontekstach częściowo zdeterminowanych zmiennymi zalożeniami i presupozycjami ich użytkowników. Te założenia i presupozycjc niekoniecznie dają się przedstawić w postaci zbioru określonych t~vierdzeń (por. 14.3). Przyjęliśmy tutaj, że obiektywizacja modalnoś~'i, zarówno epistemicznej, jak i deontycznej, jest przy opanowywaniu l4zyka czymś wtórnym. Pozwalaj ą na nią, być może, tylko takie języki,
4 32 ~ ~ 433

których od dawna używają społeczności piśmienne do rozważań kowych. W każdym razie modalność, zjawisko bardzo rozpows: nione w zachowaniu językowym, można zrozumieć i właściwie z~ zować tyll~o przez powołanie się na objawową i instrumentalną i cję języka. Jego funkcja opisowa jest im przynajmniej częściowo porządkowana (por. tom I, 2.4).
BIBLIOGRAFIA
~, ` ', \braham, W. (red.) (1971). Kasustheorie. Frankfurt: Athenaum.
\dams, V. 0973). An lntroducion to English Word-Formation. London: Longman. \:,ricola, E. (1968). Syntaktische Mehrdeutigkeit (Polysyntcaktizitńt~ bei derAnaly.se des Deutscheu und des Englischen. Berlin: Akademie Verlag.
l - B.P.F. (1975). La notion degrammaticalite en grarnmair-egerrerative-transformationclle. Leyde: Press Uniwersitaire de Leyde.
\Ilan, K. (1976). Collectivizing, w: Archivum Lirtguisticum 7. 99-117. illan, K. (1977). Classifiers, w: Language 40. 337-353.
tlen, W.S. (1964). Transitivity and possession, w: Lanb=uage 40. 337-353. t.llerton, D.J. (1969), The sentence as a linguistic unit, w: Lingua 22, 27-46.
\Ilerton, D.J. (1975). Deletion and proform reduction,-w: Journnl of Linguistics l l, 213-37.
I lilerton, D.J., Cruttenden, A. (1974). English sentence adverbials: Their syntax and 'u ' their intonation in British English, w: Lingua 27, 1-29.
\Itham, J.E., Tennant, N.W. (1975). Sortal quantification, w: Kcenan 1975, 46-58. \ndcrson, J.M. (1971), The grammar of ca,se: Towards a Localistic Theory, London: I
Cambridge University Press.
\nderson, J.M. (1973a). Maximi Planudis in rrtemoriam, w: Kiefer i Ruwet, 1973, 2047.
r\nderson, J.M. (1973b). An Essay Concerning Aspect, Hague, Mouton
Anderson, J.M. (1975). La grammaire casuelle, w: Anderson i Dubois-Charlier, 1975, 18-64.
\nderson, J.M., Dubois-Charlier, F. (redd.) (1975). Lagrammcrire des Cas. Languages 38. Paris: Didier-Larouse.
\ritinucci, F. (1974). Sulla deisi. Lingua e Stile 11, 223-247.
~~1>resjan, J.D. (1971).Koncepeje i metody wepólezesnej lingwistyki strukturerhrej, Warszawa, PWN.
~y~resjan, J.D. (1980). Semantyka leksvkcrlna: synonimiczne środki języka. Wroclaw, Ossolineum.
\yvist, Lennam (1965). A NeH~ Approach to the L ogie of Questions. (Philosophiccrl Studies, University of Uppsala).
435

których od dawna używają społeczności piśmienne do rozważań kowych. W każdym razie modalność, zjawisko bardzo rozpows: nione w zachowaniu językowym, można zrozumieć i właściwie za zować tyll~o przez powołanie się na objawową i instrumentalną' cję języka. Jego funkcja opisowa jest im przynajmniej częściowo porządkowana (por. tom I, 2.4).
BIBLIOGRAFIA
\hraham, W. (red.) (1971). Ka.sustheorie. Frankfurt: Athenaum.
\dams, V. (1973). An lntroducion to English Word-F'orrzzatiorz. London: Longman. \~ricula, E. (1968). Syntnktische Mehrdeutigkeit (Polysyntaktizitiit) bei cter Analyse des Deutschen und des Englischen. Berlin: Akademie Verlag.
\l. B.P.F. (1975). Larzotiondegrcrmmaticaliteengrcrrnmairegenerative-transforntationclle. Leyde: Press Uniwersitaire de Leyde.
\Ilan, K. (1976). Collectivizing, w: Archivum 1_inguisticum 7. 99-117. vllan, K. (1977). Classifiers, w: Larzguage 40. 337-353.
\Ilen, W.S. (1964). Transitivity and possession, w: Lnnguage 40. 337-353. \llerton, D.J. (1969), The sentenee as a linguistic unit, w: Lingucr 22, 27-46.
a ' ~ vllerton, D.J. (1975). Deletion and proform reduction,-w: Journal of Linguistics ll, 213-37.
1ilerton, D.J., Cruttenden, A. (1974). English sentence adverbials: Their syntax and ,;x their intonation in British English, w: Lingua 27, 1-29.
\ltham, J.E., Tennant, N.W. (1975). Sortal quczntifTcation, w: Kcenan 1975, 46-58. ~'~nderson, J.M. (1971), The grnmmnr of case: Ton~ards a Localistic Theor,v, London: j
Cambridge University Press.
\nderson, J.M. (1973a). Maximi Plan tzdis in rrzemoriam, w: Kiefer i Ruwet, 1973, 2047.
rlnderson, J.M. (1973b). An Essay Concerning Aspect, Hague, Mouton.
W derson, J.M. (1975). La grammaire cczsuelle, w: Anderson i Dubois-Charlier. 1975, 18-64.
\nderson, J.M., Dubois-Charlier, F. (redd.) (1975). Lagrammairedes Cas. Lcmguages 38. Paris: Didier-Larouse.
Antinucci, F. (1974). Sulla deisi. Lingua e Stile 11, 223-247.
\hwsjan, J.D. (1971).Koncepeje i metody współczesnej lingwistyki strukturahzej, Warszawa, PWN.
\hresjan, J.D. (1980). Semantyka leksykalna: synonimiczne środki języku. Wroclaw, Ossolineum.
r~yvist, Lennam (1965). A NewApproach to the Logic of Qzzestions. (Philosophical Studies, University of Uppsala). ~
435

Ardener, E. (red.) (1971). Social Anthropology and Language. London, Tavistock Pu: blications.
Argyle, M. (1972). Non-verbal communication in human social interaction, w: Hinde, 1972,243-269.
Asher, R.E. (1968), Existential, possessive and copezlative sentences in Malayalam. W: x cz.(1968) Verhaar (1967-1973), 88-111.
Ashton, E.O. (1947), Swahili Grammar, wyd. 2, London, Longman.
Atkinson, M.A., Griffiths, P.G. (1973), Here's here's, there's here and there, w: Edin burgh Working Papers in Linguistic 3, 29-73.
Augustyn, św. (1929). Wyznania.
Austin, J.L. (1962). How To Do Things With Words, Oxford, Clarendon Press. Austin, J.L. (1970). Philosophical Papers, wyd. 2, London, New York, Oxford Univer sity Press (pierwsze wyd. 1961).
Ayer, A.J. (1936). L,anguage, Trutdz and Logic, London, Gollancz (wyd. 2, zmienidrit 1946).
Babcock, S. (1972). Periphrastic Causatives, w: Foundations of Language, 8, 30-43. Bach, E. (1968). Nouns and noun-phrases, w: Bach i Harms, 1968, 91-122.
Bach, E. (1970). Problominalization, w: Linguistic Inquiry l, 121-122. Bach, E. (1971). Questions, w: Lingrcistic Irrquiry, 2, 153-166.
Bach, E., Harms, R. (redd.) (1968). Universals in Linguistic Theory, New York, Holl' Rinehart & Winston.
Bacon, John (1973). The semantics of generic THE, w: Journal oj'Philosophical Logic 2, 323-339.
Baken C.L. (1970). Notes on the description of English questions, w: Foundation o Language, 6, 197-219.
Baken C.L. (1975). The role of the part-of-speech distinctions in generative grammar w: Theoretical Linguistics, 2, 113-131.
Banfield, A. (1973). Narrative style and the grammar of direct and indirect discourse, v~ Foundation of Language, 10, 1-39.
Bar-Hillel, Y. (1964). Language and Information, Reading, Mass., Addison-Wesley. Bar-Hillel, Y. (1967a). Dictionaries and meaning rules, w: Foundations of Language, 3 409-414. (Przedruk w: Bar-Hillel, 1970, 347-353).
Bar-Hillel, Y. (1967b). Recenzja Fodor i Katz (1964), w: Language 43, 526-550. (Przed ruk w: Bar-Hillel, 1970, 243-269).
Bar-Hillel, Y. (1970). Aspects of Language, Jerusalem, Magnes.
Bar-Hillel, Y. (red) (1971). Pragmatics of Natural Language, Dordrecht-Holland, Rei del.
Barthes, R. (1970). S/Z, Paris, Seuil.
Bartsch, R. (1972). Adverbialsemantik, w: Linguistische Forschungen, 6, Frankfurt Athenaum.
Bartseh, R., Vennemann, T. (1972). Semantic Structures, Frankfurt, Athenaum. Bates, E. (1976). Language and Context: the Acquisition of Pragmatics, New York, Aca demic Press.
Bauman, R., Sherzer, J. (redd.) (1974). Explorations in the Ethnography of Speaking London, New York, Cambridge University Press.
Bazell, C.E. (1964). Three misconceptions of "grammaticalness", w: Monograph Series on Language and Linguistics 17, 3-9. (Przedruk w: O'Brien, 1968, 25-31).
Bazell, C.E. i in. (redd.) (1966). In Memory of J.R. Firth, London, Longman. Beekman, J., Callow, J. (1974). Translating the Word of God, Grand Rapids, Michigan, Zondervan.
l3cllert, I. (1970).On the semantic interpretatiore of subject Predicate relations in sentences of particular reference, w: Bierwisch & Heidolph, 1970, 9-26.
liellert, I. (1972). On the Logico-Semantic Strezeture of Utterarsces, Wrocław, Ossolineum.
tśenes, E., Vachek, J. (redd.) (1971). Stilistik und Soziolinguistik, Munchen, List. lśennett, D.C. (1972). Some observations concerning the locative directional distinctions, w: Semiotica 5, 109-127.
liennett, J. (1973). The meaning-nominalist strategy, w: Foundations of Langnage 10, i41-168.
liennett, D.C. (1975). Spatial and Temporal Uses of English Prepositions, London, Lon
gman. Bennett, J. (1976). Linguistic Behaviour, Cambridge, Cambridge University Press. Renveniste, E. (1946). Structure des relations de,personne dans le verbe, w: Bulletin de
la Societe de Linguistique 126, 1-12. (Przedruk w: Benveniste, 1966, 225-236).
i l3enveniste, E. (1956). La nature des pronoms, w: M. Halle i in. (redd) For Roman Jacobson, Hague, Mouton. (Przedruk w: Benveniste, 1966, 251-257).
l3enveniste, E. (1958a). De la subjectivitc dans le langage, (z: Journal de Psychologie) w: Benveniste, 1966, 258-266.
l3enveniste, E. (1958b). Les verbe.s delocutifs (z: A.G. Hatcher, K.L. Selig (redd.) Melanges Spitzer, Benn, Franeke) w: Benveniste, 1966, 277-285.
f3enveniste, E. (1966). Problemes de Linguistique Generale, Paris, Gallimard. (Przekład angielski, Problems in General Linguistics, Coral Gables, Fla., University of Miami Press, 1971).
l3enveniste, E. (1967). Le Vocabulaire des Institutions Indo-Europeennes, Paris, Minuit. -- (Przekład angielski, Indo-European Language and Society, London, Faber & Faber, 1973).
i3erlin, B. (1968). Tzeltal Nurneral Classifiers: A Study in Ethnographic Semantics, Hague, Mouton.
Berlin, B., Breedlove, D.E., Raven, P.M. (1966). Folk taxonomies and biological classification, w: Science 154, 273-275. (Przedruk w: Tyler, 1969).
Berlin, B., Breedlove, D.E. Raven, P.H. (1974). Principles of Tzeltal Plant Classijicat tion, New York, London, Academic Press.
Ricrwisch, M. (1967). Some semantie universals of German adjectivals, w: Foundations of Language 3, 1-36.
Bierwisch, M. (1970). Semantics, w: Lyons, 1970, 166-184.
Bierwisch, M., Heioolph, K.E. (1970). Progress in Linguistics, Hague, Mouton.
l3iggs, C. (1975). Quantifiers, definite descriptions and reference, w: Keenan, 1975, 112-120.
f3loomfield, L. (1931). Recenzja (1931), w: Language7, 204-209.
131oomfield, L. (1935). Language, London, Allen & Unwin. (Wydanie amerykańskie C 1933).
436 ~~ I 437

Boadi, L.A. (1971). Existential sentences in Akan, w: Foundatiorrs of Language ~; , 19-20. ' ~ 1' Boas. F. 1911. . Introduction t e H
( ) o th andbook of American Indian Languages, Washi:` gton D.C. (Przedruk, Washington, D.C., Georgctown University Press, 1965, tak bm~ że: Lincoln, Neb., University of Nebraska Press, 1965).
Bolinger, D.L. (1952). Lincar modification, w: Publications of the Modern Langup$dy.`. Association o f Americn 67, 1117-1144. (Wycinki przedrukowane w: Householdęf,~~; 1972,31-50).
Bolinger, D.L. (1965). The atomization of mcaning, w: Language 41, 555-573.
Bolinger, D.L. (1967a). The imperative in English, w: To Honor Roman Jakobson, Htt. :.' sas. guc, Mouton. i
Bolinger, D.L. (1967b). Adjectives in English, w: Lingtta 18, 1-34. , 'l Bolinger, D.L. (1968). Judgements of grammaticality, w: Lingua 21, 34-40.
Bolinger, D.L. (1971). The Phrasal Verb in English, Cambridge, Mass., Harvard L~nir~~' versity Press.
Bonomi, A., Usberti, B. (1971). Sintassi e Semantica nella Grarnmatica Transformazi(c).` riale, Milano, Saggiatore.
Botha, K.P. (1968). The function of the Lexicon irr Transformatżonal Grammar, HaguC; ,,Mouton.
Both'a, R.I . (1973). TheJustification of LinguisticHypotheses, Hague, Mouton. Bowers, J.S. (1975). Adjectives and Adverbs in English, w: Foundations of Languag~, m 13, 529-562.
Boyd, J., Thorne, .I.P. (1969). The semantics of modal verbs, w: Journal of LinguistiGR 5, 57-74.
Braine, M. (1963). The ontogeny of English phrase structure, w: Language 39, 1-14. Break M. (1897). Essai de Semantique,-Paris. (Przekład angielski, Semantics, London~+, , Holt, 1900. Ponowne wydanie, New York, Dover, 1964).
Brekle, H.E. (1970). Generative Satzsemantik und Transformationelle Syntax im Systerlt,' der Englischen Nominalkompositiorv, Miinchen, Fink.
Bresnan, J. (1970). On complementizers: towards a syntactic theory of complement ty ty pes, w: Fourtdations of Language 6, 297-321. "t Bright, W. (red.) (1966). Sociolinguistics, Hague, Mouton.
Brooke-Rosc, C. (1958). A Crammar of Metaphor, London, Secker & Warburg.
s Brown, R. (1958). Words and Things, Glencoe, IIL, Free Press. i~t,
Ft Brown, R. (1973). A First Language, Cambridge, Mass., Harvard University press.
Brown, R., Ford, M. (1961). Address in American English, w: Journal of Abnormalan~ Social Psychology 62, 375-385, (Przedruk w: Hymes, 1964, 234-244).
Brown, R., Gilman, A. (1960). The pronouns of power and solidarny, w: Sebeok, 1964w,r t 253-276. (Ponowne wydanie w: Giglioli, 1972, 252-282). ` r
.> c Browne, W. (1970). Noun phrase definiteness in relatives: evidence Erom Macedoniattrf~
i: More on definiteness markers: interrogatives in Persian, w: Linguistic Inquiry 1, 267-270,359-363.
Bruner, J.S. (1974/5). From communication to language, w: Cognition 3, 255-287. Bruner, J.S. (1975). The ontogenesis of speech acts, w: Journal of Child Language 2,1 -19.
l3iihler, K. (1934). Sprachtheorie, Jena, Fischer. (Przedruk: Stuttgart, Fischer, 1965). I;ull, W.E. (1963). Time, Tense and the Verb, Berkeley, Los Angeles, University of California Press.
l3urling, R. (1965). How to choose a Burmese classifier, w: M. Spiro (red.) Contextand Meaning in Cultural Anthropology, New York, Free Press, 243-265. Burton-Roberts, N. (1975). Nominal apposition, w: Foundations of Language 13, 391-419.
C allow, K. (1974). Discourse Considerations in Translating the Word of God, Grand Rapids, Michigan, Zondervan.
C'arnap, R. (1956). Meaning and Necessity, wyd. 2, Chicago, Chicago University Press. (`arter, R.M. (1976). Chipewyan classificatory verbs, w: International Journnl of American Linguistics 42, 24-30.
c'astańeda, H. (1968). On the logic of attributing self-knowledge to others, w: Journal of Pjtilosophy 65, 439-456.
Caton, C.E. (red.) (1963). Philosophy and Ordinary Language, Urbana, IIL, University of Illinois Press.
C'aton, C.E. (1966). Epistemic qualification of things said in English, w: Foundations of Language 2, 37-66.
Cedergren, H.J., Sankoff, D. (1974). Variable rulcs: performance as a statistical reflection of competence, w: Language 50, 333-355.
<'hafe, W.L. (1968). Idiomaticity as an anomaly in the Chomskyan paradigm, w: Foundations of Language 4, 109-127.
Chafe, W.L. (1970). A Semantically Based Sketch of Onondaga. (Indiana University Publications in Anthropology and Linguistics, 25,1).
Chafe, W.L. (19111). Meaningand the Structure of Language, Chicago, London, University of Chicago Press.
Chao, Y.R. (1968). A Grammar of Spoken Chinese, Berkeley, Los Angeles, University of California Press.
C'hapin, P. (1967). On affixation in English, w: Bierwisch i Hie~lolph, 1970, 49-63. Chatman, S. (red.) (1971). Literary Style: A Symposium, London, Oxford University Press.
C'hołodowiez A.A. (red.) (1974). Ttpologija passiwnych konstrukcij, Leningrad. Chomsky, N. (1957). Syntactic .Structures, Hague, Mouton.
C homsky, N. (1982). Zagadnienia teorii skladni, Wrocław. (oryg. ang.: Aspects of the Theory of Syntax, Cambridge).
Chomsky, N. (1968). Language and Mind, New York. (wyd. rozszerzone, 1972): Chomsky, N. (1969). Deep structure, surface structure and semantic interpretation, w: Steinberg, Jakobovits, 1971, 183-216. Przedruk w: Chomsky 1972, 62-119.
Chomsky, N. (1970). Remarks on nominalization, w: Jacobs, Rosenbaum, 1970, 184-221, (Przedruk w: Chomsky,-1972, 11-61).
C: homsky, N. (1972). Studies on Semantics in Generative Grammar, Hague.
Ć'homsky, N. (1976a). The Logical Structure of Linguistic Theory, New York. (Częściowo zmieniona wersja nie publikowanego rękopisu, z nowym Wstępem).
Chomsky, N. (1976b). Reflections on Lang~uage.
Christie, J.J. (1970). Locative, possessive and existential in Swahili, w: Foundations of Language 6, 166-177.
438 439

Christophersen, P. (1939). The Articles: A Study of their Theory and Use in English, Copenhagen, London.
Cicourel, A.V. (1973). Cognitive Sociology, Language and Meanirtg in Soeial lnterac-; tion, Harmondsworth.
Clark, E. V. (1973). What's in a word, w: Moore, 1973, 28-63.
Clark, E. V. (1974). Normal states and evaluative viewponits, w: Language 50, 316-332. Clark, E. V. (1977). From gesture to word: the natural history of deixis, w: J. S. Bruner, A. Garton (redl.) Human Growth and Development, London.
Clark, E.V., Garnka, O.K. (1974). Is he coming or going?, w: Journal of Verbal Learning and Verbal Behavior 13, 5.56-572.
Clark, H.H. (1973). Space, tiine, semantics and the clrild, w: T.E. Moore, 1973, 28-64. Cohen, L.J., Margalit, A. (1970). The role of inductive reasoniug in the interpretatioti of metaphor, w: Synthese 21, 483-500. (Przedruk w: Davisom Harman, 1972, 722-740. ) .
Cole, P. (1974). Indefiniteness and anaphoricity, w: Language 50, 665-674.
Cole, P., Morgan, J.L. (redd.) (1975). Syntax and Semantics, 3: SpeechActs, NewYork, London.
Closs, E. (1967). Some copula constructions in Swahili, w: Journal ofAfrican Linguisticś 6, 105-131.
Collinson, W.E. (1937). Indication: A Study of Demonstratives, Artżcles and Others `Indicators'. (Language, Monograph 17). Baltimore.
Comrie, B. (1976). Aspect, London, New York, Melbourne.
Conklin, FLC. (1972). Folk Classification: A Topically Arrnnged Bibliogrnphy of Contemporary and Background References, 1971, New Haven.
Cooper, David E. (1974). Presuppo,sition, Hague, Paris.
Coseriu, E. (1970). Sprache: Strukturen und Funktionen, Tiibingen. Cresswell, M.J. (1974). Adverbs and events, w: Synthese 28, 455-481.
Cruse, D.A. (1973). Some thoughts on agentivity, w: Journal of Linguistic 9, 11-23. Crymes, R. (1968). Some Systems of Substitution Correlations in ModernAmerican En glish, Hague.
Crystal, D., Davy, D. (1969). Investigating English Style, London. Culler, J. (1975). Structuralist Poetics, London.
Dahl, O. (1969). Topie and Comment: A Study in Russian and General Transformationa~; Grarnmar. (Slavia Gothenburgensia 4), Stockholm.
Dahl, O. (1970). Some notes on indefinites, w: Language 46, 33-41.
Dahl, O. (1971). Tenses and word-states, Gothenbugr Papers in Theoretical Linguisties' 6.
Daneś, F. (1968). Some thoughTs of the semantic structure of the sentence, w: Lingua` 21, 55-59.
Dascal, M., Margalit, A. (1974). A new "revolution" in linguistics? "Text-grammars'"` vs. "Sentence-grammars", w: Theoretical Linguistics 1, 195-213.
Davidson, D. (1967). The logical form of action sentences, w: Rescher (red.) The Logi of Decision and Action, Pittsburgh, 81-120.
Davidson, D., Hannam G. (redd.) (1972). Semantics of Nntural Language, Dordrecht~k -Holland. `
Davidson, D., Harman, G. (1975). The Logic of Grammar, Encino, California.
Davy, D., Quirk, R. (1969). An acceptability experiment with spoken output, w: Journal of Linguistics 5, 109-120.
De Lemos, C. G. (1975). The Use of `Ser' and `Estar' in Brazilian Portugue.se with Particular Reference to Child Lqnguage Acquisition, University of Edinburgh.
Dik, S. (1968). Co-ordination, Amsterdam.
Dik; S. (1973). Crossing co-reference agam, w: Foundations of Language 9, 306-326. Dik, S. (1975). The semantic representation of manner adverbials, w: A. Kraak (red.) Linguistics in the Netherlands, Assen, Amsterdam.
Dixon, R.M.W. (1968). Noun-classes, w: Lingua 21, 104-125.
Dixon, R.M.W. (1971). A method of semantic description, w: Steinberg, Jakobovits, 1971,436-471.
Dixon, R.M.W. (1973). The semantics of giving, w: Gross i in., 1973, 205-223. Dougherty, R. (1.969). An interpretive theory of pronominal reference, w: Foundations of Langudge 5, 488-519.
Dougherty, R. (1975). Harris and Chomsky at the syntax-semantics boundary, w: Hockney i in., 1975.
Dowty, D.R. (1972a). Studies in the Logic of Verb Aspect and Time Reference in En-. glish. (Studies in Linguistic 1), Austin.
Dowty, D.R. (1972b). On the syntax and semantics.of the atomicpredicate CAUSE, w: PapersProm the Eighth Regional Meeting of the Chicago Linguistic Circle, Chicago. Drange, T. (1966). Type Crossing, Hague.
Dressler, W. (1972). Einfuhrung in die Textlinguistik, Tubingen. '
Dressler, W., Schmidt, S.J. (1973). Textlinguistik: Kommentierte Bibliographie, Miinchen.
Dubois-Charlier, F., Galmiche, M. (1972). La Semantique G~nerative w: Langages 27, Paris.
Dubois, J. (1962). Etude sur la Derivation Suffixale en Franęais Moderne et Contemporain, Paris.
Dubois, J., Dubois, C. (1971). Introduction d la Lexicographie: Le Dżetionaire, Paris. Ducrot, O. (1972). Dire et Ne Pas Dire, Paris.
Ducrot, O. (1973). La Preuve et le Dire, Paris.
Ducrot, O., Todorov, T. (1972). Dictionaire Encyclopedique des Sciences du Langage, Paris.
Dummett, M. (1972). Frege: Philosophy of Language, London. Ellis, J. (1966). On cvntextual meanżng, w: Bazell i in., 1966, 79-95.
Ellis, J., Boadie, L. (1969). "To be" in Twi, w: Verhaar, ez. 4 (1969), 1-71.
Emeneau, M.B. (1951). Studies in Vietnamese (Annamese) Grammar, Berkeley, Los Angeles.
Empson, Wiliam (1953). Seven Types ofAmbiguity, wyd. 3, London. (Przedruk w: Harmondsworth, 1961.) (Pierwsze wydanie 1930).
Ervin-Tripp, S. (1964). An analytsis of the interaction of language, topie and listener, w: Amerżcan Anthropologist 64, 86-102.
Ervin-Tripp, S.M. (1969). Sociolinguistic, w: L. Berkovitz (red.) Advances in Experimental Social Psychology, t. 4, New York.
440 441

Faerch, C. (1975). Deictic NPs and generative pragmatics, w: Foundations of Language'-i 13, 319-348.
Fann, K.T. (red.) (1969). Symposium on J. L. Austin, London. Fouconnier, Gillis (1974). La Coręterence: Syntaxe ou Semantigue, Paris.
Ferguson, C.A. (1959). Diglossia, w: Word 15, 325-340. (Przedruk w: Hymes, 1964, 429=439; Giglioli, 1972, 232-251).
Ferguson, C.A. (1971). Language Structure and Language U,se, Stanlunl
Ferreiro, Ę. (1971). Les Relations Temporelles dans le Langage de l'l.n inrrr, Geneve. Fillenbaum, S., Rapoport, A. (1971). Structures in Ćhe Subjective Le_~icon, New Yórk, London.
Fillmore, C.J. (1966). Deictic categories in the semantics of `come', w: Foundations of , Language 2, 219-227.
Fillmore, Ć'J. (1968). The case for case, w: Bach & Harms, 1968, 1-88.
Filhnore, C.J. (1970). Subjects, speakers and roles, w: Synthese 21, 251=274. (Przedruk ~` w: Davidson i Harman 1972, 1-24).
Fillmore, C.J. (1971a). Types of lexical information, w: Steinberg, Jakobovits, 1971, 370-392.
Fillmore, C.J. (1971 b). Verbs of judging: an exercise in semantic descriptions, w: Fillmo- '. re, Langendoen,1971,273-289. '
Fillmore, C.J. (1972). On generativity, w: Peters, 1972, 1-19.
Fillmore, C.J., Langendoen, D.T. (redd.) (1971). Studie.s in Linguistic Semantics, New York. e
Firbas, J. (1964). On defining the theme in functional sentence analysis, w: Travaux Linguistigue de Prague l, 267-280.
Firbas, J. (1972). On the interplay of prosodic and non-prosodic means of funetional sentonce perspective, w. Fried, 1972, 77-94.
Firth, J.R. (1935). The technique of semanties, w: Transactions of the Philological Society 36-72. (Przedruk w: Firth, 79S7a).
Firth, J.R. (1957a1. Papers in Lingui.stics 1934-1951, London.
Firth, ~.R. (1957b). Ethnographic analysis and language with reference to Malinowski's views, w: R. Firth (red.) Mnn and Culture, London, s. 93-118. (Przedruk w: Palmerz t 1968.137-167).
Fishman, J.A. (1965). Who speaks what language to whom and when?, w: La Linguistigue 2, 67-88. (Wersja poprawiona: Fishman, 1972c).
Fishman, J.A. (1968). Readings in the Sociology of Language, Hague.
Fishman, J.A. (1969). Sociolinguistics, w: K.W. Back, Social Psychology, New York., (wersja francuska: J.A. Fishman, Sociolinguistique, Bruxelles, Paris, 1971). Fishman, J.A. (red.) (1971). Advances in the Sociology of L anguage l.' Basic Concepts, Theories and Problems, Hague.
Fishman, J.A. (red.) (1972a). Advances in the Sociology of Languagell: Selected Studies and Applications, Hague. '
Fishman, J.A. (1972b). The Sociology of Language, Rowley, Mass.
Fishman, J.A. (1972c). The relationship between mitro- and macrosociolinguisticin the study of who speaks what language to whom and when, w: Pride, Holmes, 1972,15-51.
Fodor, J. A. (1970). Three reasons for not deriving `kill' from `cause to die', w: Linguistic Inquiry 1, 429-438.
Fodor, J.A., Katz, J.J. (1964). The Structure of Language: Readings in the Philosophy~ of Language,, Engelwood Cliffs, N.J.
Fodor, J.D. (1975). Semantics, New York.
Fodor, J.D., Fodor, J.A., Garrett, M.F. (1975). The psychological unreality of semantic representations, w: Linguistic Inquiry 6, 515-531.
Fóllesdal, D., Hilpinen, R. (1971). Deontic logic: an introduction, w: Hilpinen, 1971, 1-35.
Franek, D., Petófi, J. (red.) (1973). Prasuppositionen in der Linguistik und der Philosophie, Frankfurt.
Fraser, B. (1970). Idioms whithin a transformational grammar, w: Foundations of Language 6, 22-42. ,
Fraser, B. (1971). An analysis of `even' in English, w: Fillmore, Langendoen. 1971, 151-180.
Fraser, B. (1974). A partial analysis of vernacular performative verbs, w: R. Shuy, C.J. Bailey (red.) Towards Tomorrow's Linguistics, Washington, D.C.
Fraser, B. (1975). Hedged performatives, w: Cole, Morgan, 1975, 187-210. Fraser, J.-T. (red.) (1968). The Voices of Time, London.
Frege, G. (1892).-Uber Sinn und Bedeutung, w: Zeitschrift fiir Philosophie und philosophische Kritik 100, 25-50, (Przeklad angielski: On sense and reference, w: Geach, Black, 1960, 56-78. Przedruk w: Zabeeh i in., 1974,118-140; Feigl, Sellars, 1949, 82-102).
Frei, H. (1944). Systeme de deictique, w: Acta Linguistica 4, 111-129.
Fried, V. (red.) (1972). The Prague School of Linguistics and Langgage Teaching, London.
Friedrich, P. (1966). Structural implications of Russian pronominal usage, w: W. Bright (red.) Sociolinguistics, Hague, 214-253.
Friedrich, P. (1969). On the meaning of the Tarascan Suffixes of Space (Indiana University Publications in Anthropology and Linguistics; Memoir 23 of International Journal of American Linguistics), Bloomington.
Friedrich, P. (1970). Shape in grammar, w: Language 46, 379-407.
Friedrich, P. (1974). On Aspect Theory and Homeric Aspect (Indiana University Publications in Anthropology and Linguistics; Memoir 28 of International Journal of American Linguistics), Bloomington.
Friedrich, P. (1975). Protb-Indo-European Syntax. (Journal of Indo-European Studies, Monograph L) Batta, Montana.
Fries, C.C. (1952). The Structure of English, New York.
Fromkin, V. (1971). The non-anomalous naturo of anomalous utterances, w: Language 47, 25-52.
Gale, R.M. (1968a). The Langetage of Time, London. ' Gale, R.M. (red.) (1968b). The Philosophy of Time, London.
Galmićhe, M. (1975). Semantique Generative, Paris.
Garner, R. (1971). `Presupposition' in philosophy and linguistics, w: Fillmore, Langendoen,1971,22-43.
442 , 443

Gazdar, G. (1976). Forma! Pragnurtics for Natura! Lnngunge Implicature, Presupposi-
tion and Logical Form. Ph.D. dissertation, University of Reading.
Geach, P.T. (1962). Reference nnd Generalaty, Ithaca, N.Y. ~'ż
Geckeler, H. (1971). Strukturelle Semantik und Wortfeldtheorie, Munchen.
Giglioli, P.P. (red.) (1972). Language and Social Context, Harmondworth.
Givón, T. (197(1). Notes On the semantic structure of English adjectives, w: Language xm,'
46,816-837.
Givón, T. (1973). The time-axis phenomenon, w: L anguage 49, 890-925. ,f
Givón, T. (1975). Cause and control, w: Kimball, 1975, 59-89. i-
Gladwin, T., Sturtevant, W.C. (redd.) (1962). Anthropology and Humnn Behnvior,
Washington, D.C.
Gleason, H.A. (1962). The relation of lexicon and grammar, w: Householder, Saporta,
1962,103-110.
Gleitman, L.R., Gleitman, H. (1970) Phrase and Paraphrasę, New York.
Goffman, E. (1964). The neglected situation, w: Arnerican Anthropologist66, 133-136. '
(Przedruk w: Giglioli, 1972, 61-66).
Gonda, J. (1956). The Chnracter of the Indo-European Moods, Wiesbaden.
Goodenough, W.H. (1956). Componential analysis and the study of meaning, w: Lan-
guage 32,195-216.
Goodman, N. (1951). The Structure of Appearance, Cambridge, Mass.
Gordon, D., Lakoff, G. (1971). Conversational postulates, w: Papers from the Seventh
Regional Meeting of the Clricngo Linguistic Circle, Chicago, 63-84. (Przedruk w: '
Cloe, Morgan, 1975, 83-106).
Green, G.M. (1970). Review of R. Lakoff (1968), w: Language 46, 149-167.
Green, G.M. (1974). Semantics and Syntactic Irregularity, Bloomington, Ind.
Green, G.M. (1975). How to get people to do things with words, w: Cole, Morgan,1975,
107-141.
Greenbaum, S. (1967)..Studies in English Adverbinl Usage, London. ,
Greenbaum, S. (1970). Verb-Intertsifier Collocation in English, Hague.
Greenberg, J.H. (red.) (1963). Universals of Language, Cambridge, Mass.
Greenberg, J.H'. (1972). Numeral classifiers and substańtival number: problems in the
genesis of a linguistic type, w: WorkżngPapers żn Langunge Universals 9,1-39. Stan-
ford.
Greenfield; P., Smith, J. (1974). Communication and the Beginnings of Language: The - :
Development of Semantic Structure in One-Word Speech and Beyond, New York. -
Gregersen, E.A. (1967). Prefix and Pronoun in Bantu (Indiana University Publications
in Anthropology and Linguistics, Memoir 21 of International Journal of American
Linguistics), Bloomington.
Greimas, A.J. (1966). La S~mantigne Structurnle, Paris.
Grewendorf, G. (1972). Sprache ohne Kontext. Zur Kritik der performativen Analyse,
w: Wunderlich, 1972, 144-182.
Grace, H.P. (1957). Meaning, w: PhilosopltiFal Review 66, 377-388. (Przedruk w: P.F.
Strawson (red.) Philosophical Logic, Oxford, 1971,; także w: Steinberg, Jakobo-
vits, 1971).
Grace, H.P. (1968). Utterer's meaning, sentence-meaning, and word-meańing, w: Fo-
etndations of Language 4, 1-18. (Przedruk w: Searle, 1971, 54-70).
Grace, H.P. (1971). Logic and conversation, w: Cole, Morgan, 1975, 41-58. Groenendijk, J., Stokhof, M. (1975). Modalny and conversational information, w: Tlseoretical Linguistics 2, 62-112.
Grootaers, W.A. (1952). Differences entre langage masculin et feminin, w: Orbis 1, 84-85.
Cross, M. (1975). On the relations between syntax and semantics, w: Keenan, 1975, 389-4(15.
Cross, M., Halle, M., Schurzenberger, M-P. (red.) (1973). The Forma! Analysis of Natura! Languages, Hague.
Gruber, J.S. (1967). Topicalization in child language, w: Foundatiorrs of Language 3, 37-65. (Przedruk w: Reibel, Schane, 1969, 422-447).
Gruber, J.S. (1975). "Topicalization" revised, w: Fourrdntions of Language 13, 57-72. Guilbert, L. (1975). La Creativite Lexicale,. Paris.
Guillaume, G. (1929). I'emps et Verbe, Paris.
Gumperz, J. (1968). The speech community, w: International Encyclogedia of'the Social Sciences, London, New York. (Przedruk w: Giglioli, 1972, 219-231 ).
Gumperz, J.J. (1971). Langunge in Social Grottps, Stanford.
Gumperz, J.H., Rymes, D.H. (red.) (1971). Directions in Socialżnguistżc, New York. Haas, M.R. (1942). The use of numeral classifiers in Thai, w: Language 18, 201-206. Haas, M.R. (1944). Mens and women's speech in Koasati, w: Langunge 20, 142-149. (Przedruk w: Rymes, 1964, 228-233).
Haas, M.R. (1967). Language and taxonomy in Northern California, w: American.9nthropologist 69, 358-362.
Haas, W. (1957). Zero in linguistic description, w: Studies in Linguistże Annlysis, Oxford.
Haas, W. (1973a). Meaning and rules, w: Proceedings of the Aristotelian Socjety, 126155.
Haas, W. (1973b). Rivalry' among deep structures, w: Language 49, 282-293. Habermas, J. (1972). Vorbereitende Bemerkungen zueiner Theorie der kommunikativen Kompetenz, w: Holzer, Steinbacher, 1972, 208-236.
Halle, M. (1972). Prolegomena to the theory of word-formation, w: Linguistic Inquiry 4, 3-16.
Halfiday, M.A.K. (1961). Categories of the theory of grammar, w: Word 17, 241-292. Halliday, M.A.K. (1966). Lexis as a linguistic level, w: Bazell, 1966, 148-162. Halliday, M.A.K. (1967a). Notes on transitivity and theme in English, cz. 1. w: Journal of Lingttistics 3, 37-81.
Halliday, M.A.K. (1967b). Notes on transitivity and theme in English, cz. 2. w: Journal of Linguistics 3, 199-244.
Halliday, M.A.K. (1970a). Funetional diversity in language as seen from a consideration of modalny and mood in English, w: Foctndations of Language 6, 322-365. Halliday, M.A.K. (1970b). Language structure and language function, w: Lyons, 1970, 140-165.
Halliday, M.A.K. (1973). E.xplorations in the Functions of Language, London. Halliday, M.A.K. (1975). Learning How To Mean, London.
Halliday, M.A.K., Hasan, R. (1976). Cohesion in English, London.
444 ,~, 445

Hallidhy, M.A.K., McIntosh, A., Strevens, P. (1964). The Linguistic Sciences and Language Teaching, London.
Hamblin, C.L. (1973). Questions in Montague English, w: Foundations of Lariguage 10, 41-53.
Hamp, E.P., Householder, F.W., Austerlitz, R. (red.) (1966). Readings in Linguistics II, Chicago, London.
Handford, S.A. (1947). The Latin Subjunctive, London. Harach, S.I. (1975). Honorifics, w: Shibatani, 1975, 499-561.
Harder, P., Kock, C. (1976). The Theory of Presupposition Failure, (Travaux du Cercle Linguistique de Copenhague, 17), Copenhague.
Harc, R.M. (1949). Imperative sentences, w: Mind 58, 21-39. (Przedruk w: Harc, 1971, 1-21).
Harc, R.M. (1952). The Language of Morals, Oxford.
Ilare, R.M. (1970). Meaning and speech aets, w: Philosophical Review79, (Przedruk w: 'Harc, 1971, 74-93). ' Harc, R.M. (1971). Practicallnferences, London.
Hannam G. (1970). Deep structure as logical form, w: Synthese 21, 275-297.
Harris, Z. (1951). Methods in Structurnl Lirtguistic, Chicago. (Przedruk jako Structural Linguistic, 1961).
Harris, Z. (1968). Mathematical Structures of Language, New York.
Harris, Z. (1970). Popers in Structural and Transforntational Lingttistic, Dordrecht. Harris, Z. (1976). Notes du Cours de Syntaxe, Paris.
Hartvigson, H.H. (1969). On the Intonation and Position of the So-Called Sentence Mo= difiers in Present-Day English, Odense.
Harweg. R. (1968). Pronomina end Textkonstitution, Miinchen. Hasam R. (1971). Syntax and Semantics, w: Morton, 1971, 131-157.
Hasam R. (1972). The verb "be" in Urdu, ez. 5 (1972): Verhaar, 1967-1973, 1-63. Hasegawa, K. (1972). Transfonnations and semantic interpretation w: Linguistic Inquiry 3, 141-159. 2
Haugen, E. (1953). The Norwegian Langtcage in America, Philacelphia.
Heger, K. (1963). Die Bezeichnung temporal-deiktischer Begriffskategorien im franzósischen end spanischen Konjtrgationssystem. (Ziet,schrift .fiir Roman. Philologie, 104), Tiibingen.
Heger, K. (1971), Monent, Wort end Satz, Tiibingen. .
Heider, F. (1958). The Psychology of Interpersonal Relations, New York.
Heinrichs, H.M. (1954). Studień zurn bestintrnten Artikel in dengermanischen Sprachen, Giessen.
Helbig, G. (red.) (1971). Beżtrage zer Valenztheorie, Hauge.
Hernger, J. (1972). Some grammatical correlates of felicity conditions, w: Working Popers in Linguistic II, 1-110, Columbus.
Hill, A.A. (1961). Gramrnaticality, w: Word 17, 1-10.
Hilpinen, R. (red.) (1971). Deontic Logic: Introductory artel Systematic Readings, Doxdrecht. .
Hinde, R.A. (red.) (1972). Non-Verbal Communication, London. Hińtikka, J. (1962). Knowledge and Belief, Ithaea.
~r y:
łiintikka, J. (1969). Semanticsfor propositional attitudes, w: J.W. Davis i in. (red.) Philosophical logic, Dordrecht. (Przedruk w: Linsky, 1971, 145-167).
Hintikka, J. (1971). Some main problems of deontic logic, w: Hilpinen, 1071. 59-I U4. Hintikka, J. (1973). Logic, Language-Games and Information, London.
Hintikka, J. (1974a). Quantifiers vs. quantification theory, W: Linguistic Inquiry 5, 153-177.
Hintikka, J. (1974b). Questions about questions, w: Muniu, Unger, 1974.
Hintikka, J., Moravcsik, J.N., Suppes, E. (red.) (1973). Approaches to Natural Language, Dordrecht.
Hirtle, W. H. (1967). The Simple and Progressive Forrns: An Analytical Approach, Quebec.
Hirtle, W.H. (1975). Time, Aspect and the Verb, Quebec.
Hjelmslev, L. (1928). Principes de Grammaire Generale, Copenhague.
Hjelmslev,L. (1937). La nature du pronom, w: Nlelange... Jacques'van Ginnekert, Paris. (Przedruk w: Hjehnslev, 1959).
Hjelmslev, L. (1957). Pour une semantique structurale. (Przedruk w: Hjelmslev. 199, 96-113).
Hjelmslev, L. (1959). Essais Linguistiques (Travaux du Cercle Linguistique de Copenhague, 12), Copenhague.
Hjelmslev, L. (1972) Structural analysis of language, w: Malmberg, 1972. Hockett, C.F. (1958). A Course in Modern Linguistic, New York.
Hockney, D., Harper, W., Freed, W. (red.) (1975). Contemporary Research in Philosophical Logic and Longuistic Semantics, Dordrecht.
Hoepelman, J.P. ( 1974). Tense-logic and the semantics of the Russian aspects, w: Theoretical Linguistics 1, 158-180.
Hoijer, H. (1945). Classificatory verb stems in the Apachean Ihnguageś, w: International Journal of American Linguistics 11, 13-23.
Hoijer, H. (red.) (1954). Larrguage in Culture, Chicago.
Holt, J. (1943). IJ'tudes d'Aspect. (Aeta Jutlandica, 15), Copenhague.
Holzer, H., Steinbacher, K. (red.) (1972). Sprache rtnd Gescllschaft, Hamburg. Hoopęr, J.B. (1975). On assertive predicates, w: Kimball, 1975, 91-124.
Householder, F.W. (1954). Review of E.A. Hahn. Su bjunctive and Optative, w: Language 30, 389-399.
Householder, F. W. (1959). On linguistic primes, w: Word 15, 231-239.
Householder, F.W. (1962). On the uniqueness of semantic mapping, w: Word 18, 173-185.
Ilouseholder, F.W. (1971). Linguistic Speculations, London.
Householder, F. W. (red.) (1972). Syittactic Theory I: Structuralist, Harmondsworth. Householder, F.W. (1973). On arguments Erom asterisks, w: Foundations of Language 10, 365-376.
Householder, F.W., Saporta, S. (red.) (1962): Problems in Lexicography. (Publications of Indiana University Research Center in Athropology, Folklore and Linguistics, 21j. (Suplement do: International Journal of American Linguistic 28), Baltimóre.
Huddleston, R. (1965). Rank and depth, w: Language 41, 474-486.
Huddleston, R. (1969). Some observations on tense and deixis in English, w: Language 45, 777-806.
446 ~ 447

~ s r~
Huddleston, R. (1970). Some remarks on case-grammar, w: Linguistic Inquiry l, 501- ,,F.~ -511.
Huddleston, R. (1971). The Sentences in Written English: A Syntactic Study Based on the Analysis of Scientific Texts, London.
Huddleston, R. (1974). Further remarks on auxiliaries as main vrebs, w: Foundations of , Language11,215-229.
Huddleston, R. (1976). An Introduction to English Transformational Syntax, London: Huddleston, R. Uren, O. (1969). Declarative, interrogative and imperative in French, w: Lingua 4, 1-26.
Hudson, R.A. (1973). Tense and time reference in reduced relative clauses, w: Linguistic Inquiry 4, 251-256.
Hudson, R.A. (1975). The meaning of questions, w: Language 51, 1-31.
Hudson, R.A. (1976). Lexical insertion in a transformational grammar, w: Foundations ' of Language 14, 89-107.
Hull, R. (1975). A semantics for superficial and embedded questions in natural language, w: Keenan, 1975, 35-45.
Hurford, J. (1973). The Linguistic Theory of Numerals, London, New York.
Huxley, R. (1970). The development of the correct use of subject personal pronouns in two ehildren, w: G.B.F. Flores d'Arcais i W. Levelt (red.), Advances in P,sycholinguistics, Amsterdam, 141-165.
Huxley, R., Ingram, E. (redl.) (1972). Language Acquisition: Models and Methods, New York.
Rymes, D. (1962). The ethnography of communication, w: Gladwin; Sturtevant, 1962, . 13-53.
Rymes, D. (red.) (1964). Language in Culture and Society, New York.
Rymes, D. (1971). Models of the interaction of language and social setting, w: Journal of Social Issues 23, 8-28.
Rymes, D. (1971). On Communicative Competence, Philadelphia. (Przedruk w skróconej formie w: Pride. Holmes, 1972, 269-293).
Rymes, D. (1974). Foundations in Sociohnguistic, Philadelphia.
Ikegami, Y. (1970). The Semoilogical Structure of the English Verós of Motion, Tokyo. Inoue, K. (1975). Reflexivization in Japanese: an interpretative approach, w: Shibatani, 1975,117-200.
Isard, S. (1974). What would you have done if...?, w: Theoretical Linguistic 1, 233-255. Isard, S. (1975). Changing the context, w: Keenan, 1975, 287-29G.
Jackendoff, R.S. (1968). Quantifiers in English, w; Foundations of Language 4, 422~42.
Jackendoff, R.S. (1969). An interpretive theory of negation, w: Foundations of Langu- ź: age 5, 218-241.
Jackendoff, R.S. (1972). Semantic Interpretation in Generative Grammar, Cambridge, Mass. r, Jackendoff, R.S. (1975). Morphological and semantic regularities in the lexicon, w:
Language 51, 639-671. I';;: Jacobs, R., Rosenbaum, PS. (red.) (1970). Readings in English Transformational Grammar, Waltham, Mass. a, y
.lakobson, R. (1957). Shifterr, Verbal Categories, and the Russian Verb, Cambridge, Mass. (Przedruk w: Jakobson, 1971, 13(>-147).
Jakobson, R. (1971). Selected Writings, t.2., Hague. .lenkins, L. (1975). The English Existemial, Tiibingen.
Jespersen, O. (1917). Negation in English and Other Lnnguages, Copenhagen. .lespersen, O. (1929). The Philosophy of Grammar, I_ondon.
,Iespersen, O. (1933). Essentials nf English Gramrnar, London.
Jespersen, O. (1937). Analvtic S_wtax, Copenhagen. (Przedruk w: Holt, Rinehart, Winston. 1969).
lessem M. (1974). A Semantic Sardy of Spatial and Temporal Expressions, Ph. D.Dissertation, University of Edinburgh. .
Johanson, L. (1971). Aspekt im Tiirkischen, Uppsala.
Joos, M. (red.) (195?). Readings in Lingui.rtics, Washington, (Przedruk: Readings in Linguistics l, Chicago 19GG).
,l oos, M. (1962). The Five Clocks. (Publications of tbe lndiana University Research Center in Anthropology, Folklore and Linguistics, 22), Bloomington.
Joos, M. (1964). The Engli.sh Verb, Madison.
Kachru, Y. (1968). The copula in Hindi, w: Verhaar, 1967-1973, 35-59.
Kalin, C.Ił. (1973). The Verb 'be' in Anciem Greek, (ez. 6: J.W.M. Verhaar (red.) The Verb 'be' and its Syrtonyms - Foundations o(' Language Supplementary Series, 1 G), Dordrecht.
Karttunen, L. (1972). Possible and must, w: Kimball, 1972. 1--20.
Karttunen, L. (1973). Presuppositions of compound sentences, w: L inguisńc lnquiry 4, 1G9-193.
Karttunen, L. (1974). Presupposition and linguistic context, w: Ther~reticctl Linguistic 1, 181-194.
Kasher, A. (1972). Sentences and utterances reconsidered, w: Foundations of Lan guage 8,312-345.
Kasher, A. (1974). Mood implicatures: A logical way of doing pragmatics, w: Theoretical Linguistics 1, 6-38.
Kastovsky, D. (1973). Causatives, w: F'oundations of Lcrrtguage 10, 255-315. Katz, J.J. (1964). Semi-sentences, w: Kolor, Katz, 1964, 400-416.
Katz, J.J. (1970). Interpretative semantics vs. generative semKatz, J.J. (1971). Generative semantics is interpretive semantics, w: Lirrguistic Inquiry 2,313-331.
Katz, J.J. (1972). Semantic Tlieory, New York.
Katz, J.J. (1973). On defining'presupposition', w: Linguistic Inquiry 4, 25(r260.
Katz, J. J. , Fodor, J.A. (19G3). The structure of a semantic theory, w: Language 39, 170~10. (Przedruk w: Fodor, Katz, 1964, 479-518).
Katz, J.J., Langendoen, D.T. ( 1976). Pragmatics and presupposition, w: Lcrnguage 52, 1-17.
Katz, J.J. Nagel, R.I. (1974). Meaning postulates and semantic theory, w: Foundations of Language I 1, 311-340.
Katz, J.J., Postal, P.M. (1964). An Integrated Theory of Linguistic Descriptions, Cambridge, Mass.
448 ~ ~ `~ ~ 449

p
i.
f,.:
Kay, P. (1975). Constants and variables in English kinship semantics, w: Language arail. ,
Society 4, 257 270.
Kazazis, K. ( 1968). 1-he Modern Grcek verbs of "being", w: Verhaar, 1967-1973, cz. 2., ~''
1968,71-87.
Kcenan, E.L. (1971 ), Two kinds of prcsupposition, w: Fillmore, Langendoen, 1971, 45-
-54.
Kcenan, E.L. ( 1972). On semanticallv based grammar, w: Linguistic Inquiry 3, 413-461.
Kcenan, EL. (red.) (1975). Fornal Semrrmtics of Nrrturcrl Language, London, New
York.
Keenan, E.L., Hull. R. (1973). The logical presuppositions of questions, w: Franek,
Petófi, 1973, 348-371.
Kempson, R.M. (1975). Prcsupposilion and the Delimitation of Semantics, I_ondon,'
New York.
Kempson, R.M. (1977). Semantic Theory, London. New York, Melbourne.
Kenny. A. (1963). Action, Emotion and Will, London.
Kiefer, F. (1968). A transformational approach to the verb'van' ("to be") in Hungarian,
w: Verhaar, 1967-1973, cz. 3, 1968, 53-85. ` -
Kiefer, F. (red.) (1969). Studies in Syntax and Semantics. Dordrecht.
Kiefer, F. (1973a). Morphology in generative grammar, w: Gross i in., 1973. 265-280.
Kiefer, F. (1973b). Generative Morphologie de.s Ne ufranzó.si.sclten, Tiibingen.
Kiefer, F., Ruwet, N. (redl.) (1973). Gemerative Grannnar in Europe, Dordrecht.
Kimball, J.P. (red.) (1972). .Svntax and Semantics, t.l ., New York, London.
Kimball, J.P. (red.) (1973). Syntax and Serncrntics, t.2, New York, London.
Kimball, J.P. (red.l (1975). Synta.t and Semantics, t.4., Ncw York, London.
Kiparsky, P. (1968). Tense and mood in Indo-European syntax, w: Foundatioms of Lam-.
guage 4, 3(>-57.
Kiparsky, P., Kiparsky, C. (1970). Fact, w: Bierwisch, Heidolph, 1970, 143-173.
Kirkwood, H. (1969). Aspects of word order and its comrnunicative function in English
and German, w: Jourual o/ Linguistic 5, 85-107.
Kirkwood, H. (1970). On the thematic function and syntactic mcaning of the grammati-
cal subject in English, w: Linguistische Beriehte 9, 34-46.
Klein, H.G. (1974). Tempus, Aspekt, Aktionsart, Tiibingen.
Klina, E. (1964). Negation in English, w: Katz, Fodor, 1964, 246-323.
Kónig, E. (1971). Adjectival Comstructións in English and German, Heidell>erg.
Kooij, J.G. (1971). Ambiguity in A'atural Langnage, Amsterdam.
Kraak, A. (1966). Negatieve Zinnen, Hilversum.
Kramsky, J. (1972). The ,4rticle and the Concept of' Definitercess in Language, Hague: ,'~~~'
Kratochvil, P. (1968). The Chinese Langrutge Today, London.
Krause, M.E. (1969). On the Classification in the AtlTapa,scrrn, Eyak, and the Tlingit
Verb. (Indiana University Publications in Anthropology and Linguistics; Memoir
24 of International Journal of American Linguistics.), Bloomington.
Kristeva, J. (1969). Semiotike, Paris.
Kuno, S. (1971). The position of locatives in existential sentences, w: Linguisticlnquiry
2,333-378.
Kuno, S. (1972a). Pronominalization, reflexivization and direct discourse, w: Linguistic
Inquiry 3, 161-195.
Kuno, S. (1972b). Funetional sentence perspective: a case study for Japanese and English, w: Linguistic Inquiry 3, 269-320.
Kuno, S. (1973). Constraints on internat clauses and sentential subjects, w: Lżnguistic Inquiry 4, 363-385.
Kuryłowicz, J. (1936). D~rivation lexicale et derivation syntaxique, w: Bulletin de la Soci~te de Linguistique de Paris 37, 79-92. (tł. polskie: Derywacja leksykalna a derywacjasyntakdyczma, D. Kurkowska,w:Językozmawslwostrukturalne, 1979, 148-157.)
Kuryłowicz, J. (1964). The Injlexional Categories of Imdo-European, Heidelberg. Kuryłowicz, J. (1972). The role of deietie elements in linguistic evolution, w: Semiotica 5,174-183.
Labov, W. (1966). The Social Stratification of English in New York City, Washington. Labov, W. (1970). The study of language in its social context, w: Studium Generale 23, 66-84. (Przedruk w: Giglioli, 1972, 283-307).
Labov, W. (1972). Sociolinguistic Patterns, Philadelphia.
Lakoff, G. (1971a). On generative semantics, w: Steinberg, Jakobovits, 1971, 232-296. Lakoff, G. (1971b). Presupposition and relative grammaticality, w: Steiberg, Jakobovits, 1971, 329-340.
Lakoff, G. (1971c). A note on vagueness and ambiguity, w: Linguistic Inquiry, l, 357-359.
Lakoff, G. (1972). Linguistics and natural logic, w: Davidson, Harman, 1972, 545-665. Lakoff, G. (1975). Pragmatics in natural logic, w: Keenan, 1975, 253 286.
Lakoff, G., Ross, J.R. (1972). A note on anaphoric islands and causatives, w: Linguistic Inquiry 3, 121-125.
Lakoff, R. (1968). Abstract Syntax and Latin Complementation, Cambridge, Mass. Lakoff R. (1969). Some reasons why there can't be any some-any rule, w: Language 45, 608-615.
Lakoff, R. (1970). Tense and its relations to participants, w: Language 46, 838-849. Lakoff, R. (1971). If's and but's about conjunction, w: Fillmore, Landendoen, 1971, 232-296.
Lakoff, R. (1972). Language in context, w: Language 48, 907-927.
Lakoff, R. (1973). The language of politeness, w: Papers from the Nżnth Regional Meetimg of the Chicago Linguistic Society, 292-305, Chicago.
Langacker, R.W. (1965). French interrogatives: atransformationaldeseription, w: Language 41, 587-600.
Langacker, R.W. (1969). On pronominalization and the cham of command, w: Reibel, Schane,1969,160-186.
Langacker, R.W. (1974). The question of Q, w: Foundation of Language 11, I-37. Langendoen, D.T. (1971). The projection problem for presuppositions, w: Fillmore, Langendoen, 1971, 55--62.
Laver, J. (1970). The production of speećh, w: Lyons, 1970, 53-75. Leblane, H. (red.) (1973). Truth, Symtax and Modahty, Amsterdam.
Leech, G.N. (1966). English in Advertising: A Linguistic Study of Advertising in Great Britain, London.
Leech, G.N. (1969). Towards a Semantic Descrżptions of English, London. Leech, G.N. (1971). Meanimg and the English Verb, London.
451
450

Leech, G.N. (1974). Semantics, Harmondworth. ;a Lees, R.B. (1960). The Grammar of Englislt Nominalizations (Publications of the India- '
na University Research Center in Anthropology, Folklore and Linguistics, 12), Blo. , omington.
Lees, R.B. (1970). Problems in the grammatical analysis of English nominat compouhds, w: Bierwisch. Heidolph, 1970, 174-186.
Lees, R.B., Klima, E.S. (1963). Rules for English pronominalization, w: Lnnguage 39,' 17-28.
Lehiste, I. (1969). "Being" and "Having" in Estoniam w: Foundations of Language 5, 324-341.
Lehrer, A. (1975). Interpreting certam adverbs: semantics or pragmatics?, w: Journalof Linguistic 11, 239-248.
Lehrer, A. (1974). Homonymy and polysemy: measuring similarity of meaning, w: Lan- ' guage Sciences 3, 33-39.
Leisi, E. (1953). Der Wortinhalt, Heidelberg. (wyd. 3, 1967).
Leist, A. (1972). Zur lntentionalitat von Sprechhandlungen, w: Wunderlich, 1972, 59~-98.
Lemmon, E.J. (1966), Sentences, statements and proposition, w: Williams, Montefiore, 1966,87-107.
Leontjev, A.A. (red.) (1971). Semantićeskaja struktura slova, Moskva.
Levelt, W.J.M. (1974). Format Grammars in Lingttistic and Psycholinguistics, Hague. Lewis, D. (1969). Convention, Cambridge, Mass.
Lewis, D. (1972). General semantics, w: Davidson, Harman, 1972, 169-218. I_ewis. D. (1973). Counterfactrdals, Oxford.
Lewis, D. (7975). Adverbs of quantification, w: Keenan, 1975, 3-15.
Li, Ying-Che (1972). Sentences witki be, exist and have in Chinese, w: Language 48,. 573-583.
Lieberson, S. (1967) (red.) Explorations in Sociolinguistic, Hague. Lightfoot, D. (1975). Natural Logic and the Greek Moods, Hague. Linsky, L. (RED.) (1971). Reference and Modalny, London.
Lipka, L. (1971). Grammatical categories, lexical items and word-formation, w: Foundations of Language 7, 211-238.
Lipka, L. (1972). Semantic Structure of Word-Formation: Verb-Particie Constructions in Contemporary English, Munich.
Ljung, M. (1970). Englisl2 Denominal Adjectives, Lund.
Loewenberg, I. (1975). Identyfying metaphors, w: Foundations of Language 12, 315-338.
Lounsbury, F. G. (1956). A semantic analysis of the Pawnee Kinship usage, w: Langttage .r 32,158-194.
Lounsbury, F.G. (1963). The structural analysis of kinship semantics, w: H. Lunt (red.) ;. Proceedings of the Ninth International Congress of Linguistics, 1073-1093, Hague: , Lyons, J. (1966). Firth's theory of meaning, w: Bazalt i in. 1966, 288-302.
Lyons, J. (1967). A note on possessive, existential and locative sentences, w: Foundatiorzs of Language 3, 390-396.
r Lyons, J. (red.) (1970). New Horizons in Linguistic, Harmondsworth.
Lyons, J. (1972). Human Language, w: Hinde, 1972, 49-85.
Lyons, J. (1975). Deixis as the source of reference, w: Keenan, 1975, 61-83. Lyons, J. (1975). Wstęp do językoznawstwa, tt. K. Bogacki, Warszawa.
Lyons, J. (1977). Deixis and anaphora, w: T. Myers (red.) The Developmentof Conversation and Discourse, Edinburgh.
McCawley, J.D. (1968). The role of semantics in a grammar, w: Bach, Harms, 1968. 125-169.
McCawley, J.D. (1969). Where do noun-phrases come Erom? w: Jacobs, Rosenbaum, 1969,166-183.
McCawley, J.D. (1971a). Tense and time-references in English, w: Fillmore, Langendoen, 1971, 96-113.
McCawley, J.D. (197Ib). Prelexical syntax, w: R.J. O'Bricn (red.) Reportof the Twenty-Second Annuat Round Table Meeting on Linguistic and Language Studies, Washington.(Przedruk w: Seuren, 1974,29-42).
McCawley, J.D. (1973). Grammar and Meaning, Tokyo.
McCawley, N.A. (1975). Reflexivization in Japanese: A transformational approach, w: Shibatani, 1975, 51-116.
McIntosh, A. (1961). Patterns and ranges, w; Ganguage 37, 325-337. (Przedruk w: McIntosh, Halliday, 1966, 183-199).
McIntosh, A. Halliday, M.A.K. (1966). Patterrts of Language, London. Macnamara, J. (1971). Parsimony and the lexicon, w: Language 47, 359-373. Makkai, A. (1972). Idiom Structure in English, Hague.
Malinowski, B. (1930). The problem of meaning in primitive languages, w: Ogden, Richards, The Meaning of Meaning, wyd. 2 i nast., London.
Malinowski, B. (1935). Coral Gardens and TheirMagic, t.2., London. (Przedruk: Bloomington, 1965).
Malkiel, Y. (1968). Essays on Linguistic Themes, Oxford. Malmberg, B. (1972). Readings in Modern Linguistics, Hague.
Marchand, H. (1969). The Categories and Types of Present-Dny English Word-Formation, wyd. 2, Munich.
Maron, S. (1964). Speech levels in Japan and Korea, w: Hymes, 1964, 407-415. Matthews, P.H. (1967). Latin, w: Lingua 17, 153-181. (Tom specjalny, zatytułowany Word Cla,sses, Amsterdam).
Matthews, P.H. (1972). Inflectional Morphology, London, New York. Matthews, P.H. (1974). Morphology, London.
Mel'ćuk, LA. (1970). Towards a functional model of language, w: Bierwisch, Heidolph, 1970,198-207.
Mel'ćuh, LA. (1974). Opyt teorii lingvisticeskix modele] "smysl-tekst", Moskwa. Miller, G.A. (red.) (1970). The Psychology of Communication, Harmondsworth. Miller, G.A., Johnson-Laird, P.N. (1976). Language and Perceptron, Cambridge, Mass., London.
Miller, J.E. (1972). Towards a generative account of aspect in Russian, w: Journal of Linguistics 8, 217-236.
Mitchell, T.F. (1975): Principles of Firthian Linguistics, London.
Montague, R. (1974). Format Philosophy: Selected Papers of Richard Montague, wyd. ze wstępem Richmonda Thomasona, New Haven.
452 453


.;,~. ,
Moore, T. (1973). Focus, presupposition and deep structure, w: Gross i in., 1973, 88-99.
Moore, T.E. (red.) (1973). Cognitive Development and the Acquisition of Language,
New York, London.
Morton, J. (red.) (1971) Biological and Social Faetors in Psycholinguistics, London.
Muniu, M.K., Unger, P.K. (red.) (1974). Semantics and Phżlosophy, New York.
Nelson, K. (1974). Concept, word and sentence, w: Psychology Review 81, 267-285.
Newmeyer, F.J. (1971). The source of derived nominals in English, w: Language 47,
786-796.
Nida, E.A., Taber, C.R. (1969). The Theory and Practice of Translation, Leiden.
Nilsen, D.L.F. (1972). Towards a Semantic Speeification of Deep Case, Hague.
Nilsen, D.L.F. (1973). The Instrumental Case in English, Hague.
O'Brien, R.J.O. (red.) (1968). Georgetown University Round Table Selected Papers in
Linguistics, Washington.
Olshewsky, T.M. (red.) (1969). Problems in the Phitosoj~hy of Language, New York.
Ota, A. (1963). Tense and Aspect in Present-Day American English, Tokyo.
Padućeva, E.V. (1970). Anaphoric relations and their manifestations in the text, w:
Bierwiscli, Heidolph, 1970, 224-232.
Palek, B. (1968). Cross-Reference: A Study Erom Hyper-Syntax. (Travaux Linguistique
de Prague, 3), Prague.
Palmer, L.R. (1954). The Latin Language, London.
Palmer, F.R. (red.) (1968). Selected Papers ofJ.R. Firth, 1952-59, London, Bloomin-
gton.
Palmer, F.R. (1974). A Linguistic Study of the English Verb, wyd. 2, London.
Palmer, F.R. (1976). Semantics: A New Outline, Cambridge.
Parsons, T. (1970). The analysis of mass terms and amount terms, w: Foundations of
Language 6, 362-388.
Parsons, T. (1972). Some problems concerning the logic of grammatical modifiers, w:
Davidson, I-barman, 1972, 127-141.
Partee, B.H. (1970). Opacity, reference and pronouns, w: Synthese 21, 359-385. (Przed-
ruk w: Davidson, Harman, 1972, 415-441).
Partee, B. H. (1971). On the requirement that transformations preserve meaning, w: Fil-
lmore, Langendoen, 1971, 1-21.
Partees, B.H. (1972). On the semantics of belief sentences, w: Hintikka, Moravesik,
Suppes, 1972.
Partee, B.H. (1975a). Deletion and variable binding, w: Keenan, 1975, 16-34.
Partee, B.H. (1975b). Montague grammar and transformational grammar, w: Linguistic
Inquiry 6, 203-300.
Perlmutter, D.M. (1970). On the article in English, w: Bierwisch, Heidolph, 1970, 233- -
-248.
Peters, S. (red.) (1972). Goals of Linguistic Theory, Eriglewood.
Pet~fi, J.S., Reiser, H. (red.) (1973). Studies in Text Grammar, Dordrecht.
Pettersson, T. (1972). On Recssian Predicates: A-Theory of Cases and Aspect. (Slavica ;-
Gothoburgensia, 5), Gothenburg, Stockholm.
Philips Griffiths, A. (red.) (1967). Knowledge and Belżef, London.
Piaget, J., Inhelder, B. (1969). The Psychology of the Child, London.
Postal, P.M. (1967). On so-called "Pronouns" in English, w: Monograph Series on Language and Linguistics 19, 177-206. (Przedruk w: Reibel, Schane, 1969, 201-224; Jacobs, Rosenbaum, 1970, 56-82).
Postal, P.M. (1971). Crossover Phenomena, New York.
Postal, P.M. (1974). On Raising:One Rule of English Grammar and its Theoretical Implications, Cambridge.
Pottier, B. (1962). Systematigue des Elements de Relation. (Bibliothetque Fran~aise et Romane. Seria A. Manuels et Etudes Linguistique, 2), Paris.
Pottier, B. (1974). Linguistique Generale, Paris.
Pride, J. (1970). Social Meaning and Language, London.
Pride, J., Holmes, J. (red.) (1972). Sociolinguistics: Selected Readings, Harmondsworth.
Prior, A.N. (1967). Past, Present and Future, Oxford. Prior, A.N. (1968). Time and Tense, Oxford.
Prior, A.N., Prior, M. (1950. Erotetic logic, w: Philosophical Review 64, 43-59. Puhvel, J. (red.) (1969). Structure and Substance of Language, Berkeley, Los Angeles. Putnam, H. (1970). Is semantics possible? w: Kiefer, Munitz (red.) Languages, Belief
and Metaphysics, New York. (Przedruk w: Putnam, 1975, 139-152). Putnam, H. (1975). Mind, Language, Realny, London, New York.
Quine, W.V. (1951). Two dogmas of empiricism, w: Philosophical Review 60, 20-43. (Przedruk w: Quine, 1953, 20=43; Olshewski, 1969, 398--417; Zabeeh, i in., 1974, 584-610).
Quine, W.V. (1969). Zpunktu widzenia logiki, tl. B. Stanosz, Warszawa. (oryg. ang.: From a Logical Point of View, Cambridge 1953).
Quirk, R. (1968). The Use of English, wyd. 2, poprawione, London, (wyd. 1, 1962). Quirk, R. i in. (1972). A Grammar of Contemporary English, London. , Quirk, R., Svartvik, J. (1966). Investigating Linguistic Acceptability, Hague.
Reibel, D., Schane, S.A. (red.) (1969). Modern Studies in English, Engelwood Cliffs. Reichenbach, H. (1947). Elements of Symbolic Logic, London, New York.
Rescher, N. (1966). The Logic of Commands, London.
Rescher, N. (red.) (19b7). The Logic of Decision and Action, Hertford. Rescher, N. (red.) (1968). Studies in Logical Theory, Oxford.
Rescher, N., Urquhart, A. (1971). Temporal Logic, Vienna, New York. Rey, A. (red.) (1970). La Lexicologie: Lectures, Paris.
Richards, B. (1971). Searle on meaning and speech acts, w: Foundatio~ts of Language 7, 519-538.
Richards, B. (1976). Adverbs: Erom a logical point of view,.w: Synthese 32, 329-372. Richards, LA. (1925). Principles of Literary Criticism, London.
Ries; J. (1931). Was żst ein Satz?, Prague.
Rivero, M-L. (1971). Mood and presupposition in Spanish, w: Foundations of Language 7, 305-336.
Rivero, M-L. (1972). Remarks on operators and modalities, w: Foundations of Language 9, 209-241.
Robbins, B.L. (1968). The Definite Article in English Transformations, Hague.
454 ~ , 455

Robins, R.H. (1967). A Short History of Linguistics, London. Robins, R.H. (1971). General Linguistics, wyd. 2, London.
Rohrer, C. (1971). Zur Theorie der Fragesatze, w: Wunderlich, 1971, 109-126. Rohrer, C. (1973). On the relation between disjunetion and existential quantificafion, w: Gross i in., 1973, 224-232.
Rosetti, A. (1947). Le zńot, wyd. 2, Copenhague, Bukarest. (Przedruk w: A. Rosetti, Lirzguistica Hague, 1965).
Ross, A. (1968). Directives and Norms, London.
Ross, J. R. (1969a). Auxiliaries as main verbs, w: W. Todd (red.), Studies in Philosopllical l.inguistic 1, Evanston.
Ross, J.R. (1969b). On the cyclic nature of English pronominalization, w: Reibel, Schane, 1969, 187-200.
Ross, J.R. (1970). On declarative sentences, w: Jacobs, Rosenbaum, 1970, 222-272. Russell, B. (1905). On denoting, w: Mind 14, 479-493.
Russell, B., Whitehead, A.N. (1910). Principia Mathemntica, London. Ryle, G. (1949). The Concept of Mind, London.
Sadock, J. (1974). Towards a Lirtguistie Theory of Speech Acts, New York.
Sampsom, G. (1973). The concept "semantic representation", w: Semioticcz 7, 97-134. Sampsom, G. (1975). The Form of Language, London.
Sandmann, M. (1954). Subject and Predicate, Edinburgh.
Sankoff, G. (1972). Language use in multilingual societies, w: Pride, Holmes, 1972, 33-51.
Sapir, E. (1921). Language, New York.
Sapir E. (1949). Selected Writiugs iu Gauguage, Culture and Personalny, wyd. D.G. Mandelbaum Berkeley.
Schiffer, S. (1973). Meaniug, Oxford.
Schopf, A. (red.) (1974). Der erzglisclze Aspekt, Darmstadt. Searle, J.R. (1969). Speech Acts, London, New York.
Searle, J.R. (red.) (1971). The Philosophy of Language, London. Searle, J. R. (1975). Indirect speech acts, w: Cole, Morgan, 1975, 59-82. Sebeok, T.A. (red.) (1960). Style in Ganguage, Cambridge, Mass.
Seuren, P. (1972). Autonomous versus semantic syntax, w: Fouudations of Lauguage 8, 237-265. (Przedruk w: Seuren, 1974, 96-122).
Seuren, P. (red.) (1974) Semantic Syntax, London.
Sgall, P. i in. (I969). A Functiorzal Approach to Syutax, Amsterdam. Sgall, P. i in. (1973). Topis, Focus aud Gerzerative Semantics, Kronberg
Shibatani, M. (1972). Three reasons for not deriving "kil!" from "cause to die" in Japanese, w: Kimball, 1972, 125-138.
Shibatani, M. (1973). Lexical versus periphrastic causatives in Koream w: Journal of Linguistics, 9, 281-297.
Shibatani, Masayoshi (red.) (1975). Syntax and Semantics, t. 5: Japanese Generative Grammar, New York, London.
Shopen, T. (1973). Ellipsis as grammatical indeterminacy, w: Foundations of Language 10, 65-77.
Sinclair, H. (1972). Sensorimotor action patterns as a condition for the acquisition of syntax, w: Huxley, Ingram, 1972, 121-130.
Sinclair, H. (1973). Language acquisition and cognitive development, w: T.E. Moore, 1973, 9-25.
Sinclair, J.McH. (1966). Beginning the study of lexis, w: Bazell i in., 1966, 410-430. Sinclair, J.McH. (1972). A Course irz Spokezz English Grnmmar, London. Slama-Cazacu, T. (1961). Lauguage et Corttexte, La Haye.
Sommerstein, A.H. (1972). On the so-called definite article in English, w: Linguistic Inquiry 3, 197 209.
Sdrensen, H.S. (1958). Word Cktsses in English, Copenhagen. Sparck-Jones, J. (1964). Synortymy and Semautic Classification, Cambridge. Spiro; M. (red.) (1965). Context and Mearzing iu Cultural Anthropology, New York.
Stalnaker, R.C. (1968). A theory of conditionals, w: Rescher, 1968, 98-112. Stalnaker, R.C. (1972). Pragmatics, w: Davidson, Harman, 1972, 380-397. Stalnaker, R. (1974). Pragmatic presuppositions, w: Muniu, Unger, 1974, 197-214. Stampe, Dennic W'. (1975). Meaning and truth in the theory of speech acts, w: Cole, Morgan, 1975.
Steinberg, D.D., Jakobovits, L.A. (red.) (1971). Senzantics, London, New York. Steiner, George (1975). After Bcrbel,New York, Toronto.
Steinitz, R. (1969). Adverbia!-Syntax, Berlin.
Stenius, E. (1967). Mood and language-game, w: Synthese 17, 254-274. Stevenson, C.L. (1944). Ethics and Language, New Haven.
Stockwell, R.P., Schachter, P., Hall Partee, B. (1973). The Major.Syntactic Srructures of Euglish. New York.
Strang, B.M.H. (1968). Modern English Structure, wyd. 2, London. (Pierwsze wyd., 1962).
Strawson, P.F. (1950). On referring, w: Mind 59, 32(>-344. (Przedruk w: Caton, 1963,
162-193; Strawson, 1971; Olshewsky, 1969; Zabeeh i in.. 1974). Strawson, P.F. (1954). Introduction to Lr~gical Thęory, London. Strawson, P.F. (1959). ludividuals, London.
Strawson, P.F. (1964a). Intention and convention in speech acts, w: Philosophical Review 73, 439-460. (Przedruk w: Searle, 1971, 23-38; Strawson, 1971, 149-169). Strawson, P.F. (1964b). Identifying reference and truth-values, w: Theoria 30, 96-118.
(Przedruk w: Steinberg, Jakobovitz, 1971, 88-99; Strawson, 1971, 73-95). Strawson, P.F. (1971). Logico-Linguistic Papers, London.
Strawson, P.F. (1974). Subject and Predicate irt Gogic and Granzntar, London. Stron, A. (1954). The Emotive Theory of Ethics, Berkeley.
Sturtevant, E.H. (1917). Linguistic Charge, Chicago. (Przedruk z nowym wstępem E.P. Hampa, Chicago, 1961).
Sundow, D. (1972). Studieś irt Social Interaction, New York.
Sussex, R. (1974). The dęep structure of adjectives in noun phrases, w: Journal of Linguistic 10, 111-131.
Swadesh, M. (.1939). Nootka interna! syntax, w: Intertzatioual Journal of Anzerican Linguistics 9, 77-102.
Śaumjan S.K. (1965). Strukturnaja lingvistika. Moskwa.
Śaumjan S.K. (1974). Applikntivrzaja lingvistika kak semantićeskaja teorija jestestvien, nych jazykov. Moskwa.
456 ~~-: 457

Talmy, L. (1975). Semantics and syntax of motion, w: Kimball, 197Ś, 181-238. ~ ""~'' Von Wright, G.H. (1968). An Essay in Deontic Logic and the General Theory of Action.
Tarski, A. (1944). The semantic conception of trutki, w: Philosophy and Phenomenolo- `~ (Acta Philosophica Fennica, 21), Amsterdam.
gita! Research 4, 341-375. (Przedruk w: Tarski, 1956; Olshewsky, 1969; Zabeeh i Von Wright, G.H. (1971). A nety system of deontic logic, w: Hilpinen, 1971, 105-120.
in., 1.974). ~ Wall, R. (1972). Introduction to Mathematical Linguistics, Englewood Cłiffs.
'Tarski, A. (1956). Logic, Semantics, Metamathematics, London. Waterhouse, V. (1963). Independent and dependent sentences, w: InternationalJournal
~
Teller, P. (1969). Some discussion and extension of Manfred Bierwisch's work on Ger- of American Linguistics 29, 45-54. (Przedruk w: Householder, 1972, 65-$1).
man adjectivals, w: Foundations of Language 5, 185-216. Weinreich, U. (1953). Languages in Contact. (Special publication of the Linguistic Cer-
Tesniere, L. (1959). Elements de Syntaxe Structurale, Paris. cle of New York, Supplement to Word, 9). (wyd. 2 poprawione i rozszerzone, Ha-
Thomas, E.W. (1969). The Syntax of Spoken Brazilian portuguese, Nashville. gue, 1962).
Thomason, R.H. (1972). A semantic theory of sortal incorrectness, w: Journal of Philo- Weinreich, U. (1962). Lexicographic description in descriptive semantics, w: Househol-
sophical Logic 1, 209-258. ~ der, Saporta, 1962, 25-44.
Thomason, R.H., Stalnaker, R.C. (1973). A semantic theory of adverbs, w: Lingużstże Weinreich, U. (1966). Explorations in semantic theory, w: T.A. Sebeok (red.) Current
Inquiry 4, 195-220. Trends in Linguistic, t. 3, Hague, 1966, 395-477. (Osobno wydane: Explorations in
Thorne, J.P. (1972). On the notion "definite", w: Foundation of Language 8, 562-568. Semantic Theory, Hague, 1972).
Thurneysen, R. (1946). A Grammar of Old Irish, Dublin. Weinreich, U. (1969). Problems in the analysis of idioms, w: Puhvel, 1969, 23-81.
Todorov, T. (1966). Recherches Semantiques. (Languages, 1), Paris. Weinrich, H. (1964). Tempus: Besprochene und Erzahlte Welt, Stuttgart. (Przekład
Traugott, E. (1975). Spatial expressions of tense and temporal sequencing, w: Semżotica. ' francuski: Le Temps, Paris, 1973).
15, 207-230. Whorf, B.L. (1950). An American Indian model of the universe, w: International Jour-
Turner, R. (1974). Ethnomethodology, Harmoodsworth. ~ nal of American Lingużstic 16. (Przedruk w: Whorf, 1956, 57-64; także w: Gale,
Twadell, W.F. (1960). The English Verb Auxiliaries, wyd. 2, Providence. 1968b).
Tyler, S.A. (red.) (1969). Cognitive Anthropology, New York. Whorf, B.L. (1956). Language, Thought and Reality: Selected Writtings of Benjamin Lee
Ullmann, S. (1957). Principles of Semantics, wyd. 2, Glasgow. Whorf, wyd. przez J.B. Carroll, New York. (Przekład polski: Język, myśl i rzeczy-
Ullmann, S. (1962). Semantics, Oxford, New York. wistość, Warszawa, 1982, Bibl. Myśli Współczesnej.).
Urdang, L. (1968). The Random House Dictionary of the English Language, New York. Wienold, H. (1967). Genus und Semantik, Meisenheim-am-Glan.
Urmson, J.O. (1952). Parenthetical verbs, w: Mind 61, 48096. (Przedruk w: A. Flety Wierzbicka, A. (1972). Semantic Primitives, Frankfurt.
(red.) Essays in Conceptual Analysis, London, 1956; C.E.Caton (red.) Philosophy Wierzbicka, A. (1975). Why `kil!' does not mean "cause to die", w: Foundations of Lan-
and Ordinary Language, Urbana, 1963). , guage 13, 491-528.
Vachek, J. (red.) (1964). A Prague Sekool Reader in Linguistic, Bloomington. Williams, B., Montefiore, A. (red.) (1966). British Analyrical Philosophy, London.
Vachek, J. (1966). The Linguistic School of Prague, Bloomington. Wilmet, M. (1972). Gustave Guillaume et son etole Linguistique. (Lange et Culture, 12),
Van Dijk. T.A. (1972). Some Aspects of Text Grammars, Hague. Paris, Bruxelles.
Vendler, Z. (1957). Verbs and limes, w: Philosophical Review 66, 143-160. (Wersja po- Wilson, D. (1975). Presupposition and Non-Trutki-Conditional Semantics,London, New
prawiona w: Vendler, 1967, 97-121. Także w: Schopf, 1974, 213-234). York.
Vendler, Z. (1967). Linguistics in Philosophy, Ithaea. Wise, H. (1975). A Transformatżonal Grammar.of .Spoken Egyptian Arafiic. (Publica-
Vendler, Z. (1968j. Adjectives and Nominalization, Hague. tions of the Philological Society, 26), Oxford.
Vendler, Z. (1972). Res Cogitans, Ithaca. Wittgenstein, L. (1953). Philosophical Investigations, Oxford. (Przekład polski: tł. S.
Vennemann, T. (1973). Explanation in syntax, w: Kimball, 1973, 1-50. Wolniewicz, Dociekania filozoficzne, Warszawa 1972).
Verhaar, J.W.M. (red.) (1967-1973). The Verb `Be' and its Synoryms: Philosophical Wunderlich, D. (1970). Tempus und Zeitreferenz im Deutschen, Miinchen.
and Grammatical Studies, ez. 1~. (Foundations of Language, Supplementary Se- Wunderlich, D. (red.) (1971). Probleme und Fortschritte der Transformationsgramma-
ries, t. 1, 6, 8, 9, 14, 16), Dordrecht. tik, Miinchen.
Verkuyl, H.J. (1972). On the Compositional Nature of the Aspects, Dordrecht. Wunderlich, D. (red.) (1972a). Linguistische Pragm'atik, Frankfurt.
Voegelin, C.F., Voegelin, F.M. (1957). Hopi Domains, (Indiana University Publica- Wunderlich, D. (1972b). Zur Konventionalitat von Sprachhundlungen, w: Wunderlich,
tions in Anthropology and Linguistics, 14), Bloomington. ' 1972, 11-58.
Von Wright, G.H. (1951). Deonticlogic, w: Mind6l. (Przedruk w: Von Wright,1956). Wurzel, W.W. (1970). Studien zurdeutschen Lautstruktur. (Studia Grammatica8), Ber-
Von Wright, G.H. (1956). Logical Studies, London. lin.
Von Wright, G.H. (1963). Norm and Action, London. Youngren, W.H. (1972). Semantics, Linguistics and Criticism, New York.
458 ń 459

Zabeeh, F., Klemke, E_D., Jacobson, A. (red.) (1974). Readings in Semantics, Urbana, Chicago, London.
Ziff, P. (1960). Semantic Analysis, Ithaca.
Ziff, P. (1964). About ungrammaticalness, w: Mind 73, 204-214.
Zimmer, K.E. (1964). Affixal Negation in English and Other Languages. (Suplement do: Word 20, 2, monografia 5), New York.
Zuber R. (1972). Structure Presuppositionnelle du Langage, Paris.
Zwicky, A. (1971 ). On reported speech, w: Fillmore, Langendoen, 1971, 73-77. Zwicky, A.M. Geis, M. (1971). On invited inference, w: Linguistic Inquiry 2, 561-566. Zwicky, A.M., Sadock, J.M. (1975). Ambiguity tests and how to fail them, w: Kimball, 1975,1-36.
Źurinskij, A.H. (1971). O semantićeskoj strukture prilagatel'nyx, w: Leont'ev, 1971, 94--106.
Indeks rzeczowy
Gwiazdka oznacza, że dane wyrażenie jest używane w książce jako ścisły termin. Cyfry oznaczają paragrafy; cyfry wydrukowane kursywą-paragraf, w którym dany termin jest zdefiniowany.
adiektywizacja (adjectivization) *10.4, 11.1
adiunkt zob. określnik
adres słownikowy (address) 13.1 aforyzm (aphorism) 15.4
agens inicjujący (initiating agent) 12.4 agentywność (agency) 12.4 aglutynacyjny (agglutinating) *1(l.1 akont (stress) 10.1, 13.3, 14.3
akcent amerykański (American accent) 14.4
akcent fonologiczny (phonologieal stress) 15.2
akcent regionalny (accent) "14.2, 14.5 akcent wzmocniony (heavy stress) 70.4, 15.3
akceptowalny zob. dopuszczalny akcja zob. czynność
akt (act) *12.4
akt ilokucyjny (illocutionary act) *16.1, 16.4, 17.2, 17.4-5
akt lokucyjny (locutionary act) *16.1 akt mowy (speech act) "12.4, 14.2, 16.1 akt perlokucyjny (perlocutionary act) 16.1
aktywność zob. działanie allativus (allative case) `15.5
ambiwalentny (ambivalent) *12.5 anafora (anaphora) *15.1, 15.3
analiza performatywna (performative analysis) 16.5 analiza składnikowa (w składni; phrase
-structure analysis) 10.3
analiza składnikowa (w semantyce; componential analysis) 10.5, 13.4
analiza zaimków jako elementów deiktycznych (pronouns-as-deictics analysis) 15.3
analiza zaimków jako zmiennych (pronows-as-variables analysis) *15.3 angielski aspekt progresywny (English
progresive) 15.6, 15.7
angielskie perfectum (English perfect) 15.6
angielskie plusquamperfectum (pluperfect in English) 15.4
angielszczyzna amerykańska (American English) 13.3, 14.2, 14.5 angielszczyzna brytyjska ($ritish English) . 13.3
angielszczyzna szkocka (Scots English) 14.5
antropocentryzm (anthropocentrism) 15.5
461
28


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Semantic theory Metaphor and Metonymy
Językoznawstwo ogólne wykład semantyka
Explicature and semantics
Ajdukiewicz problemat transcendentalnego idealizmu w sformuowaniu semantycznym
Zalewski,P Tim Berners Lee o potędze sieci semantycznej
Sorites Paradoxes and the Semantics of Vagueness
04 Semantyka rachunku zdan
Luczynski Michal Semantyka obrzedow wiosennych z
ontologia semantyczna
Stowe Right Hemisphere and Lexical Semantic Ambiguity
Krzysztof Posłajko Semantyczne założenia sceptycyzmu kartezjańskiego
dyferencjał semantyczny
Etimologia Y Semantica
hd semantykagener dz3[1]

więcej podobnych podstron