Wstęp
U progu wieku XVI konieczność głębokiej reformy
Kościoła stawała się oczywista. Stulecie poprzednie,
rozpoczęte rewolucją husycką, a zakończone tragicz-
nymi próbami reform Savonaroli we Florencji, ukazało
zarówno siłę niekontrolowanego protestu, jak i jego
bezpłodność. Ale ukazało też możliwości odmienne.
Równolegle z rozwojem humanizmu klasycznego, się-
gającego do wzorów pogańskiej starożytności, rodził
się podobny prąd chrześcijański, zwany pobożnością
nowoczesną (devotio moderna). Istotą jego było poło-
żenie nacisku na pobożność jednostki, podejście do re-
ligii indywidualne i emocjonalne, na realizację ideałów
ewangelicznych w życiu człowieka. U jego progu stało
przypisywane Tomaszowi a Kempis dzieło O naślado-
waniu Chrystusa. Powstawały również organizacje
związane z nowym prądem, z których najbardziej zna-
czącą byli Bracia Wspólnego Życia, działający zwłasz-
cza na terenie Niderlandów.
Z tych właśnie źródeł wyrosła religijność Erazma
z Rotterdamu. Przedstawiał on chrześcijaństwo jako re-
ligię łaski, miłości i optymistycznej wiary, w tym i wia-
ry w naturę człowieka. Lekce sobie ważąc kwestie or-
ganizacyjne Kościoła i jego ceremonie, wysuwał na
plan pierwszy kategorie moralne i jednostkowe. Wi-
dział potrzebę przebudowy i zreformowania struktury
organizacyjnej Kościoła, ale środkami pokojowymi.
Przeciwstawiając się wszelkim religijnym konfliktom,
stał się w ten sposób pierwszym głosicielem poglądów
nazwanych irenizmem, dążeniem do pokoju, do kom-
promisowego uzgodnienia spraw spornych.
Poglądy erazmiańskie cieszyły się popularnością
w wielu krajach Europy. W Rzymie myślano wówczas
o nadaniu Erazmowi godności kardynalskiej, papiestwo
jednak zaprzątnięte było innymi sprawami. I tu pamię-
tano o konieczności reformy Kościoła, ale i tu nie bra-
kowało jej przeciwników. Sytuacja polityczna kazała tę
reformę odsuwać na plan dalszy. Od 1494 r. Włochy
stały się polem zmagań armii francuskich i cesarskich.
Papieże byli również władcami Państwa Kościelnego ‒
i byli Włochami. W wieku rodzących się uczuć naro-
dowych nie mogli wyzbyć się troski o swoje ziemskie
władanie i swoich udręczonych rodaków. Dać pokój
i bezpieczeństwo znękanej wojnami ojczyźnie należało
przecież tak samo do ich obowiązków. Był to zarazem
konieczny warunek podjęcia reform, trudnych do reali-
zacji w ogniu wojny. Wielcy mężowie stanu na Stolicy
Piotrowej niewątpliwie zbyt często dbali wyłącznie
o królestwo swoje z tego świata. Reformy rzymskie
ograniczyły się więc do liberalizacji obyczajów oraz do
mecenatu artystycznego, sprzyjającego swoistemu
ekumenizmowi, rehabilitacji pewnych wartości pogań-
skiej kultury starożytnej, ale też ‒ jak w wielkim malar-
stwie Rafaela ‒ sakralizacji rodziny, dzieciństwa, ma-
cierzyństwa. A również wzmocnieniu prestiżu papieży,
czemu służyć miała wolno posuwająca się naprzód bu-
dowa nowej bazyliki św. Piotra.
Odmiennie bojowy humanizm niemiecki. Tam po-
wszechny nawrót do tekstu Pisma Świętego objawił się
raczej w studiach nad Starym Testamentem. Celował
w nich uczony hebraísta, Johann Reuchlin. Rozsze-
rzywszy swoje badania na Talmud i Kabałę, Reuchlin
bronił wartości religijnych tradycji hebrajskiej i stał się
najgorętszym bojownikiem w walce z powszechnym
wówczas antyjudaizmem. Ściągnęło to nań ataki ze
strony niemieckich dominikanów. W odpowiedzi grupa
uczonych ogłosiła w 1515 r. Epistolae virorum obscu-
rorum (Listy ciemnych mężów), zjadliwą satyrę na
ciemnotę mnichów, na upadek obyczajów w Kościele,
a równocześnie na imiennie wymienionych wrogów
Reuchlina. Współautorem tego dzieła był Ulrich von
Hutten, humanista pełen żądzy użycia i radości życia,
a zarazem już wtedy zaprzysiężony wróg kleru i papie-
stwa.
W wystąpieniach Huttena i ludzi z jego kręgu zaja-
dły nacjonalizm mieszał się z potępieniem rzeczywi-
stych nadużyć podważających autorytet Kościoła. Ni-
gdzie nie były one tak widoczne i tak dotkliwe jak
w Niemczech. Kraj pozbawiony silnej władzy central-
nej znalazł się w chaosie. Wielkie państwa elektorów
Rzeszy, wyborców cesarza, były praktycznie niezależ-
ne. Ale niezależne były też dziesiątki wolnych miast
Rzeszy, księstw, hrabstw, opactw, nawet posiadłości
rycerstwa. Tyle że nikt ich bezpieczeństwa nie mógł
zagwarantować. Cesarz Maksymilian I dbał tylko o do-
bro swej dynastii. Dzięki korzystnym małżeństwom za-
pewnił synowi Filipowi panowanie w Niderlandach,
wnukowi Karolowi zaś ‒ koronę Hiszpanii. Wzrost po-
tęgi Habsburgów zaniepokoił książąt Rzeszy. Uniemoż-
liwiali oni, na ile mogli, dalsze reformy wzmacniające
władzę cesarza i porządek w kraju. Bogaty kraj stawał
się łupem najmocniejszych i najbezwzględniej szych,
podobnie Kościół niemiecki, który w dodatku odpro-
wadzał jednocześnie część swych dochodów do Rzy-
mu. Relatywnie, w stosunku do skarbów przewijają-
cych się przez kufry niemieckich bankierów, nie były
to sumy wielkie. Lecz rozwój Niemiec był nierów-
nomierny, zakres ubóstwa ogromny. Stąd popularność
oskarżeń miotanych przez Huttena, iż „niemiecka mo-
neta, gwałcąc prawa natury, przelatuje nad Alpami”.
W takiej właśnie sytuacji mało dotąd znany profe-
sor teologii z prowincjonalnej saskiej Wittenbergi, au-
gustianin, dr Marcin Luter, ogłosił swoje 95 tez skiero-
wanych przeciwko odpustom.
Dojrzewanie reformatora
Po latach, gdy Luter już był uznaną wielkością,
przybywali doń często dostojni podróżni, którzy jeśli
nawet nie podzielali jego poglądów, ulegali fascynacji
ujmującej osobowości gospodarza oraz jego opowieści,
snutych przy niejednym kuflu piwa. Wierni uczniowie
spisywali je sumiennie, z nabożeństwem, i tak powstały
słynne Tischreden ‒ Gawędy przy stole, które często są
dla nas podstawowym źródłem wiedzy zarówno o mło-
dości Lutra, jak o motywach jego postępowania. Wiele
w nich niedokładności, wiele uczniowskiego pietyzmu
równoważonego przez teatralną nieco skromność Dok-
tora Marcina, który sam przeciwny kultowi świętych,
na świętego bynajmniej pozować nie chciał. Pokolenia
uczonych pracowały, nie zawsze obiektywnie, by od-
dzielić zawarte w nich prawdziwe fakty od legendy,
jakże często współtworzonej przez samego reformatora.
Marcin Luter urodził się w saskiej mieścinie Eisle-
ben koło Halle, najpewniej 10 listopada 1483 r. Rodzi-
ce jego, Hans Luther albo Luder i Małgorzata z domu
Lindemann lub Ziegler, pochodzili ze wsi, ojciec jed-
nak, przekazawszy rolnicze gospodarstwo swemu bra-
tu, musiał szukać pracy w górnictwie, od dawna tu
rozwiniętym. Z półrocznym synkiem przenieśli się
wówczas Lutrowie do pobliskiego Mansfeld, gdzie
później Marcin, najstarszy z kilkorga dzieci, zaczął na-
ukę szkolną. O jego rodzeństwie wiemy niewiele, po-
stać ojca rysuje się jednak we wspomnieniach re-
formatora wyraźnie. Hans, wkrótce samodzielny przed-
siębiorca hutniczy, był surowy, uparty, bicia dzieciom
nie szczędził, ale na naukę syna pieniędzy nie żałował;
chciał widzieć w nim bogatego prawnika, podporę swej
starości. Również lata szkolne będą się Marcinowi ko-
jarzyły głównie z chłostą, co zresztą wówczas było
normalne. Lata te zaś się przeciągały. W wieku lat
czternastu, kiedy niejeden z jego rówieśników zaczynał
już studia uniwersyteckie, młody Luter rozpoczął naukę
w szkole łacińskiej w Magdeburgu, gdzie zetknął się
wśród nauczycieli z Braćmi Wspólnego Życia. Rychło
jednak przeniósł się do szkoły w Eisenach i dopiero ja-
ko osiemnastolatek rozpoczął studia na uniwersytecie
w Erfurcie, na wydziale sztuk wyzwolonych, by po
czterech latach ukończyć je z tytułem magistra, dają-
cym możliwość wstępu na prawo. Wydawało się, że
marzenie ojca bliskie jest ziszczenia.
Lecz wówczas już w młodym Marcinie, wcześnie
rozwiniętym fizycznie, z trudnością jednak dojrzewają-
cym do trudów psychicznych, ze strachem nieraz prze-
trawiającym problemy, jak pogodzić zalecenia wiary
z własnym charakterem, narastały podobno siły, które
miały go poprowadzić inną drogą, narastały wątpliwo-
ści, skrupuły, wyrzuty sumienia. Nieszczęśliwy wypa-
dek, który zakończył się tylko lekką raną, nagły zgon
przyjaciela, pogłębiły jeszcze, jak później Marcin
twierdził, strach przed śmiercią i wiecznym potępie-
niem. Zadecydował przypadek. 2 lipca 1505 r. po wi-
zycie u rodziców powracał do Erfurtu. W Stotternheim
zaskoczyła go gwałtowna burza. Schronił się pod dę-
bem, lecz piorun zwalił drzewo. Pęd powietrza rzucił
Lutra na ziemię. W straszliwej trwodze modlił się
o pomoc do świętej Anny, patronki górników, czczonej
w jego stronach rodzinnych. Przyrzekł zostać zakonni-
kiem, jeśli ujdzie śmierci.
Dwa tygodnie później przyjaciele Marcina zebrali
się w jego komnatce w bursie uniwersyteckiej w Erfur-
cie. Jedli, pili, śpiewali, żartowali. Pod koniec powstał
gospodarz, rozdał między obecnych swój niewielki ma-
jątek osobisty i oświadczył im, że wstępuje do klaszto-
ru. Następnego dnia, 17 lipca, zamknęła się za nim fur-
ta erfurckiego klasztoru augustianów.
Nie ulega wątpliwości, że była to decyzja po-
chopna, podobnie jak niejedna z późniejszych decyzji
Lutra. Marcin źle znosił zakonną dyscyplinę, umar-
twienia, posty. Temperament fizyczny, o którym
wspominają przeciwnicy jego poglądów, grał tu też na
pewno niemałą rolę, choć uwypuklanie przez nich
spraw seksualnych jest nieco przesadne: młody, zdro-
wy, rozwinięty fizycznie, tłumił w sobie raczej tęsknotę
do życia rodzinnego. Później przecież okaże się wzo-
rowym mężem i ojcem. Być może i wyrzuty sumienia
grały w tym pewną rolę: stary Hans Luter nigdy nie
przebaczył Marcinowi pochopnej decyzji, przypominał
o czwartym przykazaniu i podobno nawet po pierwszej
mszy odprawionej przez syna w 1507 r. wciąż utrzy-
mywał, że to diabeł, a nie Bóg skierował go na drogę
kapłaństwa.
Był Marcin jednocześnie zbyt prostolinijny, zbyt
uczciwy wobec własnych popędów, by ich nie do-
strzegać. Początkowo pochłaniała go praca nad pogłę-
bieniem wiedzy teologicznej, a zarazem nad dostoso-
waniem tej wiedzy do własnych potrzeb duchowych
i popędów fizycznych. Należał do „skrupulatów”, za-
konników szczególnie mocno przeżywających proble-
my wiary i konfrontujących je z własną osobowością,
w sposób budzący szacunek i uznanie, ale i pewne za-
kłopotanie. Takim w życiu zakonnym starano się do-
pomagać i umiejętnie nimi kierować. Toteż i Luter zna-
lazł tu dobrego przewodnika. Jego przełożony, Johann
von Staupitz, choć sam uznawał swą bezsilność wobec
wielu problemów trapiących młodego zakonnika, po-
znawszy jego pracowitość i sumienność, postanowił na-
rzucić mu życie czynne, pełne odpowiedzialności. Pod
jego właśnie kierunkiem Luter w Erfurcie pogłębił swą
wiedzę teologiczną. Toteż w 1508 r. Staupitz wezwał
go do Wittenbergi, małego miasteczka nad Łabą, po-
wierzył wykłady etyki Arystotelesa na świeżo tam za-
łożonym uniwersytecie, przy jednoczesnym kontynuo-
waniu studiów teologicznych, które przyniosły Marci-
nowi w 1510 r. stopień bakałarza teologii, a po podróży
do Rzymu w r. 1510/1511 ‒ doktora teologii, katedrę
uniwersytecką i stanowisko przeora w klasztorze augu-
stianów w Wittenberdze.
Poprzednicy Lutra, buntujący się przeciwko papie-
stwu, właśnie w Kościele rzymskim, w jego organiza-
cji, bogactwie i pozycji społecznej szukali przyczyn zła
i przemiany pragnęli zacząć od przemian w nim, huma-
niści chrześcijańscy natomiast kładli nacisk na we-
wnętrzną przemianę człowieka, a w lepszym poznaniu
Boga i jego Słowa widzieli drogę ku temu wiodącą. Lu-
ter szedł śladem humanistów, lecz w przeciwieństwie
do ich pogodnego optymizmu, ich wiary w dobroć
ludzkiej natury, żył w ciągłej obawie, czy dobroć Boża
przeważy szalę jego grzechów, czy też nie jest wiekui-
ście i nieodwołalnie Jego wolą skazany na potępienie.
Indywidualista jak humaniści, zarazem jednak surowy
i krytyczny wobec natury własnej ‒ szukał uparcie po-
cieszenia i nadziei.
Wykształcony na uniwersytecie erfurckim, gdzie
królował nominalizm w wersji nadanej mu przez Oc-
khama, Luter przejął z niego zarówno wąskorozsądko-
we rozumienie prawd wiary, jak stosunek do władzy
świeckiej, w tym okresie jednak był przede wszystkim
pod wpływem tych aspektów doktryny, które odrzucały
byt realny takich pojęć, jak łaska czy sprawiedliwość,
pogłębiając w nim pesymistyczny determinizm. Stau-
pitz doradzał mu lekturę dzieł św. Augustyna i mi-
styków średniowiecznych, wskazując również na list
św. Pawła do Rzymian. Tam właśnie znalazł Luter
uwagi o usprawiedliwieniu przez wiarę, i na nim poło-
żył główny nacisk, nie zwracając zresztą uwagi na zna-
czenie uczynków, również przez św. Pawła podkreślo-
ne. Pochłonięty pewną ideą, szukał dla niej potwier-
dzenia w Piśmie Świętym, wyrywając poszczególne
zdania z ich kontekstu i nie dostrzegając ich relatywne-
go, zależnego od konkretnej sytuacji znaczenia. Tym
razem przyniosło mu to wewnętrzne uspokojenie i po-
czucie bezpieczeństwa. Sam później wiązał ten przełom
z tak zwanym „doświadczeniem z wieży”, które prze-
ciwnicy jego będą interpretować dość drastycznie. Za-
chowały się jednak uniwersyteckie wykłady Lutra z te-
go okresu, które wskazują na powolne, ewolucyjne
formowanie się jego doktryny usprawiedliwienia przez
wiarę, co każe ostrożniej patrzeć na rzekomo gwałtow-
ny przełom i jego motywy. Doktryna ta nie przeciwsta-
wiała się zresztą katolickiej ortodoksji, mieściła się
w ramach, szerokich zresztą wówczas, swobody dysput
teologicznych. I być może pozostałby Luter jednym
z prowincjonalnych teologów bez wielkiego wpływu,
gdyby nie problem odpustów.
Odpusty, jak i dzisiaj, były wówczas istotną czę-
ścią wyznaniowego folkloru, ale o wiele większe zna-
czenie, zarówno dla organów Kościoła od Stolicy Apo-
stolskiej zaczynając, jak również dla władców lokal-
nych miał ich aspekt prestiżowy i finansowy. Nie przy-
czyniało się to bynajmniej do rozumienia ich roli oraz
istotnego znaczenia w świetle prawd wiary, zwłaszcza
że sprzedawcy ich, rekrutujący się często z szeregów
ciemnego kleru zakonnego, reklamowali swój towar
w sposób wulgarny, nieraz o bluźnierstwo się ocierają-
cy. Elektor saski, Fryderyk Mądry, protektor Lutra, sam
wysoko cenił odpusty udzielane dzięki licznym reli-
kwiom znajdującym się w zamkowym kościele
Wszystkich Świętych w Wittenberdze. Zaangażowane
były w to i prestiż władzy, i dochody służące również
prestiżowemu młodemu wittenberskiemu uniwersyte-
towi. Toteż i sam Luter, choć krytyczny wobec pew-
nych aspektów interpretacyjnych dotyczących odpu-
stów, początkowo krytycyzm swój objawiał raczej
oględnie.
Lecz w 1514 r. Albrecht Hohenzollern, dwu-
dziestoczteroletni zaledwie arcybiskup Magdeburga,
a zarazem administrator bogatej diecezji Halberstadt,
wybrany został arcybiskupem Moguncji, czyli pryma-
sem Niemiec. Pragnął zachować wszystkie te zyskowne
stanowiska, choć w myśl prawa kościelnego było to
niedopuszczalne. Papież Leon X znalazł się jednak
wówczas w tarapatach finansowych, w czym niemałą
rolę odgrywała budowa nowej bazyliki św. Piotra
w Rzymie. Hohenzollern otrzymał więc papieskie ze-
zwolenie w zamian za dodatkowe 10 000 dukatów obok
normalnej opłaty 14 000 dukatów i za współudział
w akcji sprzedaży odpustów na rzecz bazyliki, który
miał papieżowi przynieść dodatkowe 5000, cesarzowi
Maksymilianowi 1000, a zadłużonemu u Fuggerów Al-
brechtowi zaledwie 4000; zresztą każdy z niemieckich
władców, na którego terenie odpusty sprzedawano,
ściągał swój haracz. Nie wszyscy wyrazili na to zgodę,
Fryderyk Mądry odmówił. Lecz jego krewniak, Jerzy
Brodaty, władca drugiego z księstw saskich, sprzedaż
odpustów akceptował, że zaś granice tych księstw były
niezwykle poplątane, odpusty na rzecz bazyliki sprze-
dawano w bezpośredniej bliskości posiadłości Frydery-
ka, a agent Hohenzollerna, dominikanin Johann Tetzel,
nie żałując reklamy oburzającej w swej dosadności,
umiał ściągnąć klientów spoza granicy. W tej sytuacji
Luter miał rozwiązane ręce: mógł wystąpić przeciw
odpustom, działając w interesie swego władcy.
W wigilię Wszystkich Świętych 1517 r. Marcin
Luter wygłosił w kościele zamkowym w Wittenberdze
kazanie skierowane przeciw odpustom, następnie zaś
ogłosił 95 łacińskich tez na tenże temat, wzywając ‒
zgodnie z ówczesnym obyczajem uniwersyteckim ‒
ewentualnych przeciwników do publicznej dysputy.
Wedle uporczywej, mało prawdopodobnej legendy, te-
zy te zostały przez Lutra przybite na drzwiach kościoła.
95 tez teologicznych. Dokument na pozór do-
tyczący tylko wewnętrznych spraw Kościoła, tylko
dyskusji na temat wiary i zbawienia chrześcijanina, ale
jednocześnie potężny krzyk protestu osobistego i spo-
łecznego. Wychodził w nich bowiem Luter ze spraw
dotyczących życia jednostki, chrześcijanina, a nie Ko-
ścioła. „Pan nasz i nauczyciel Jezus Chrystus mówi: ‒
Pokutę czyńcie! ‒ Chce więc, ażeby całe życie wier-
nych było pokutą” ‒ głosiła pierwsza z tych tez. Na-
stępne stwierdzały, że człowiek wierzący i uczciwy
musi być przez całe życie nieszczęśliwy i udręczony,
a udręka ta właśnie, to piekło za życia, jest znakiem
wybrania przez Boga, znakiem, iż jest się przez Niego
szczególnie ukochanym, że się będzie zbawionym.
Bowiem droga do królestwa niebieskiego prowadzi
„przez wiele utrapień i udręk”, „przez krzyż, śmierć
i piekło”. Brzmiały w tym echa udręczeń osobistych,
niezrealizowanych marzeń, pokus nie zawsze opano-
wywanych i bolesnych wyrzutów sumienia.
Ale jeśli całe życie jest pokutą, cóż warte są odpu-
sty? I czy papież i kapłani mogą odpuszczać kary, które
dusza grzesznika winna odcierpieć poza grobem? Nie,
odpowiada Luter. Papież może odpuszczać tylko kary
kanoniczne, które sam nałożył, kapłani ‒ tylko kary
i obowiązki zadośćuczynienia nałożone przez nich sa-
mych. „Potępieni zostaną na wieki wraz ze swymi mi-
strzami ci, którzy wierzą, iż listy odpustowe zapewnią
im zbawienie”. Odpuszczenia natomiast dostępuje bez
listów odpustowych „każdy chrześcijanin szczerze
skruszony”. Zbawienia bowiem nie można kupić za
pieniądze; lepiej dać je więc ubogim jako jałmużnę lub
nawet zużyć na potrzeby własne i swej rodziny, a jeśli
papież chce budować bazylikę ‒ niech buduje ją za pie-
niądze własne, a nie za grosz ubogich. Jeśli zaś twier-
dzi, że ma moc dawania odpustów ‒ czemu ich nie
udziela wszystkim dla miłości chrześcijańskiej? Gdyż
nie „podła moneta”, której papież pragnie, lecz „ewan-
gelia święta wspaniałości i łaski bożej” jest praw-
dziwym skarbem Kościołów.
Choć 95 tez zawierało już, w formie zresztą niedo-
skonałej, zarodki późniejszej nauki Lutra, sam Doktor
Marcin, jak uczeń czarnoksiężnika z ballady Goethego,
nie zdawał sobie sprawy z ich konsekwencji. Po wybu-
chu gniewu nastąpiła zresztą u niego zrozumiała reak-
cja. Ubolewał nad nadawaniem tezom zbyt wielkiego
znaczenia, przyznawał, że były one niekiedy nieprze-
myślane i niedopracowane. Przesłał ich tekst z pojed-
nawczą interpretacją Albrechtowi Hohenzollernowi.
Mogunccy teologowie zorientowali się jednak szybko
w ich znaczeniu. Przekazali więc tezy Leonowi X. Pa-
pież, traktując sprawę jako spór mnichów ‒ rzeczywi-
ście rywalizacja dominikanów i augustianów nie była
tu całkiem bez znaczenia ‒ nakazał teraz władzom au-
gustianów niemieckich uspokoić Lutra. Wezwany na
posiedzenie kapituły zakonu w Heidelbergu spotkał się
tam jednak z życzliwym przyjęciem i mógł bronić
swych tez na heidelberskim uniwersytecie oraz na dwo-
rze hrabiego palatyna Renu, jednego z najbardziej
wpływowych elektorów Rzeszy. Zaogniło to tylko sy-
tuację. Stolica Apostolska wypowiedziała się teraz wy-
raźnie, ustami swych przedstawicieli, kardynała Toma-
sza de Vio zwanego Kajetanem i rzymskiego domini-
kanina Sylwestra Prierasa, przeciw Lutrowi. I wówczas
Doktor Marcin zaatakował otwarcie władzę papieża i
kardynałów, ufny w opiekę już dwóch elektorów Rze-
szy, odwołał się do „cesarza i Niemców”. Zerwanie by-
ło nieuniknione.
Cesarz i Niemcy
Cień elektorów kryjących się za plecami Lutra
zdradzał grę polityczną obliczoną na wzmocnienie po-
tęgi władców regionalnych, osłabienie cesarza i Rze-
szy. Prostolinijny i uczciwy w swoim oburzeniu na to,
co uważał za nadużycia w Kościele, Doktor Marcin nie
zdawał sobie z tego sprawy. Dyskutował z Kajetanem,
który zdawał się mięknąć, w miarę jak Luter usztywniał
swe stanowisko: wypowiadał się na sejmie Rzeszy
w Augsburgu przed dożywającym swych dni cesarzem
Maksymilianem I i uchodzić musiał z miasta przed jego
gniewem, w lipskiej dyspucie z teologiem z Ingolstadtu
Janem Eckiem otwarcie wyraził swą solidarność z po-
glądami Husa, a wreszcie chwycił za pióro, by bronić
swego stanowiska i pozyskać nowych zwolenników.
Trzy rozprawy Lutra, które powstały w 1520 r.,
znaczyły jego jawne już zerwanie z urzędową wykład-
nią wiary przez Rzym. Apel Do chrześcijańskiej szlach-
ty narodu niemieckiego przyznawał władzy świeckiej,
cesarzowi i książętom Rzeszy, prawo pełnej ingerencji
w sprawy Kościoła, składania z urzędu i sądzenia
wszystkich duchownych z papieżem włącznie, wreszcie
prawo, a nawet obowiązek zwołania soboru złożonego
z przedstawicieli wszystkich wiernych, aby przeprowa-
dzić reformę Kościoła. Reforma ta miała znieść posty,
pielgrzymki, odpusty, msze i modlitwy za zmarłych,
ukrócić „nadużycia” wynikające z posiadania przez du-
chowieństwo władzy świeckiej i rozległych majętności,
na koniec znieść annaty i wszystkie inne opłaty, za po-
mocą których papież „łupi skórę z narodu niemieckie-
go”. Bardzo silnie podkreślał Luter obowiązki społecz-
ne Kościoła, utrzymywanie szkół, szpitali, domów
ubogich, wypowiadał się natomiast przeciw utrzymy-
waniu zakonów kontemplacyjnych. Wreszcie potępiony
miał być obowiązek celibatu. Dla poparcia swoich po-
stulatów używał Luter argumentów zaczerpniętych
z Pisma Świętego, a także twierdził, że jego reforma
zlikwiduje społeczną izolację kleru. Pamflet ten, na-
miętny i gwałtowny, wydany w wielkim na owe czasu
nakładzie 4000 egzemplarzy i rychło wznowiony, spo-
wodował niebywały wzrost popularności autora.
Traktat następny: O niewoli babilońskiej Kościoła,
kładł teoretyczne podstawy pod postulaty poprzednie-
go. Uzasadniał wcześniej rzuconą tezę, że kapłaństwo
nie stanowi sakramentu, jest bowiem jedynie zawodem,
a uprawnienia kapłańskie nadaje każdemu chrześcijani-
nowi chrzest. Tym samym duchowny przestawał różnić
się od świeckiego, powstała więc teza o kapłaństwie
wszystkich wiernych. Z siedmiu sakramentów uznawał
Luter tylko trzy: chrzest, spowiedź, nie uszną jednak,
przed kapłanem, ale wewnętrzną oraz komunię pod
dwiema postaciami, na wzór husytów. Sakramenty te
nie miały same udzielać łaski Bożej, miały być tylko jej
zewnętrznym przejawem, symbolem, przez który czło-
wiek deklaruje swą przynależność wyznaniową. Spo-
wiedź zresztą później utraciła dla protestantów charak-
ter sakramentu, pojawił się natomiast obrzęd konfirma-
cji, „umocnienia”, przyjęcia młodzieży do społeczności
wiernych, jako odpowiednik bierzmowania, wprowa-
dzony przez elektora brandenburskiego Joachima II
w 1540 r. i zaaprobowany przez Lutra. Katolicka msza
miała się stać nabożeństwem znacznie odmienionym.
Trzeci z wielkich traktatów Lutra wyszedł prawie
jednocześnie po niemiecku i po łacinie. W pierwszej
wersji nosił tytuł O wolności człowieka chrześcijań-
skiego, w drugiej Traktat o wolności chrześcijańskiej.
Tytuł łaciński podkreślał element jedności chrześcijań-
stwa i poprzedzony był ugodowym listem do Leona X,
stwierdzającym, że Luter osobiście go szanuje i działa
tylko w jego interesie, chcąc uwolnić go od zniewole-
nia przez wady instytucji, którą papież kieruje. Istotny
był natomiast tekst traktatu, w obu wersjach i w nie-
mieckim tytule podkreślający sprawę wolności indywi-
dualnej. Luter stwierdzał, że możliwa jest ona w sferze
duchowej, gdzie chrześcijanina krępują jedynie zalece-
nia Ewangelii. W sferze materialnej natomiast wolność
jest niemożliwa. Człowiek, zależny od otoczenia, ustro-
ju, od bliźnich, właśnie w imię miłości bliźniego powi-
nien się poddać prawom otoczenia, do nich, a zwłasz-
cza do zaleceń władzy świeckiej się dostosować.
Było już jednak za późno na pojednanie, zwłaszcza
na warunkach wysuniętych przez Lutra. Jednocześnie
bowiem trwał jego proces przed trybunałem inkwizy-
cyjnym w Rzymie. 15 czerwca 1520 r. Leon X podpisał
bullę Exsurge Domine ‒ Powstań, Panie, potępiającą
41 twierdzeń wyjętych z dzieł Lutra i dającą mu 60 dni
na ich odwołanie oraz nakaz zamilknięcia na zawsze.
Pisma reformatora zapłonęły w Rzymie i w kilku nie-
mieckich miastach. Lecz 10 grudnia u bram Wittenber-
gi zapłonął z kolei stos dzieł średniowiecznych teolo-
gów potępionych przez Lutra, papieskich dekretów,
prawa kanonicznego i wreszcie, rzucona tam przez sa-
mego Marcina ‒ papieska bulla. Zerwanie było doko-
nane. Luter, wezwany przez nowego cesarza Karola V
na sejm Rzeszy do Wormacji, by ukorzył się i odwołał
swe błędy, ufny w monarszy glejt, popularność w
Niemczech i w opiekę Fryderyka Mądrego, wygłosił
tam 18 kwietnia 1521 r. swoją słynną deklarację: Przy
tym stoję i nie mogą inaczej ‒ Hier stehe ich, ich kann
nicht anders.
Młody cesarz, którego intelekt nie dorównywał
uporowi, niewiele z tego zrozumiał. Ale słowa dotrzy-
mał, pozwolił reformatorowi powrócić do Wittenbergi,
choć nie krył, że później będzie go ścigał. Przygotowa-
ny został surowy wyrok nakazujący ścigać Lutra i po-
tępiający jego pisma. Ale zanim go ogłoszono, gdy 4
maja wóz z Marcinem w drodze do Wittenbergi wolno
przemierzał lesiste wzgórza Turyngii, wypadła z nich
grupa zbrojnych jeźdźców. Lutra obalono i obezwład-
niono, towarzysze jego, pozostawieni sami sobie, bez-
silnie patrzyli, jak reformator znika w przepastnej pusz-
czy
Wiadomość o zniknięciu Lutra uderzyła w Niemcy
jak grom. Podejrzewano cesarską intrygę, papieski za-
mach na człowieka, który odważył się rzucić wyzwanie
Rzymowi. A to tylko Fryderyk Mądry, sądząc, że uda
się przeczekać gniew cesarski, ukrył Lutra w zamku
Wartburg. Tam Marcin, jako „Junker Jerzy”, mógł
w spokoju dopracowywać swoją doktrynę. Nie bez no-
wych problemów, nowych dolegliwości fizycznych
i psychicznych, strachu przed diabłem, którego obec-
ność zdawała mu się tak realna, że rzucił kiedyś w nie-
go kałamarzem. Ale mimo to powstawały nowe pisma,
listy, zalecenia, komentarze, a przede wszystkim roz-
poczęta została praca nad nowym niemieckim przekła-
dem Pisma Świętego. We wrześniu 1522 r. ukazał się
Nowy Testament, natomiast Stary Testament, wydawa-
ny partiami, ukończony został dopiero w 1534 r. Zyskał
ogromną popularność. Luter objawił się w tym dziele
jako mistrz prozy niemieckiej, reformator języka, twór-
ca nowożytnego niemieckiego języka literackiego, któ-
ry zastąpił wkrótce dotychczas używane dialekty i był
zarazem zrozumiały dla najszerszych mas społeczeń-
stwa. A wspaniałe ilustracje zjednanego dla luterani-
zmu Albrechta Dürera wzmogły jeszcze siłę oddziały-
wania Lutrowego przekładu.
Lecz gdy Doktor Marcin zdobywał laury literackie,
ruch przezeń rozpoczęty, pozbawiony nadzoru, wstę-
pował na niebezpieczne ścieżki.
Kierownictwo reformacji w Wittenberdze powie-
rzył Luter najbliższemu współpracownikowi, młodemu
filologowi, siostrzeńcowi Reuchlina, Filipowi Schwa-
rzerdowi (1497‒1560), który ówczesnym zwyczajem
swoje rodowe nazwisko przetłumaczył na grekę i wy-
stępował jako Melanchton. Był to znakomity teoretyk,
świetny uczony i humanista, lecz człowiek wygodny,
o słabym charakterze, ustępliwy, co wyrobiło mu tro-
chę na wyrost opinię toleranta. Nie potrafił być kierow-
nikiem żywiołowego ruchu, wywołanego wystąpieniem
Lutra, teraz już jednak toczącego się własnym rozpę-
dem.
Zaczęło się od wprowadzania w życie postulatów,
które Luter wysuwał w swych dziełach. Wieczerza
Pańska, celebrowana po niemiecku przez księży
w zwykłym stroju, bez szat liturgicznych, zastąpiła
mszę łacińską. Komunię rozdawano wiernym pod
dwiema postaciami, przy czym wierni sami, własnymi
rękami, brali hostię i kielich. Skasowano w większości
inne nabożeństwa, zwłaszcza potępiane przez Lutra
msze za zmarłych. Niszczono obrazy święte, uważając
cześć im oddawaną za bluźnierstwo. Przestano zacho-
wywać posty. Księża i zakonnicy porzucali celibat, że-
nili się z mniszkami. Pustoszały klasztory. Topniały
majątki kościelne. Przestano wypłacać uposażenia i za-
pisy na rzecz Kościoła. Spowodowało to między inny-
mi upadek uniwersytetu w Wittenberdze, utrzymywa-
nego z funduszy kościelnych.
Prym w tym ruchu wiódł kanonik Andreas Boden-
stein, zwany od miejsca urodzenia Karlstadtem (1480-
1541), profesor uniwersytetu w Wittenberdze, teolog
i prawnik. On to właśnie w Boże Narodzenie 1521 r.
w wittenberskim kościele zamkowym celebrował
pierwszą luterańską Wieczerzę Pańską, bez ornatu, po
niemiecku, udzielając komunii pod dwiema postaciami.
On polecił usuwać ołtarze i obrazy świętych, on udzie-
lał ślubów księżom i zakonnikom i jako jeden z pierw-
szych sam się ożenił. Jego to śladem szły teraz liczne
miasta Turyngii i Saksonii, nie czekając na zgodę ksią-
żęcą. Próżno Luter chwycił znów za pióro, by przypo-
mnieć, że postulowane przez niego zmiany mogą być
wprowadzane tylko za wiedzą i wolą władcy świeckie-
go. Było już za późno. Reformacja luterańska nie tylko
zaczęła być wprowadzana w życie oddolnie, ale rów-
nież zyskała nowych wrogów, dążących do przekro-
czenia jej wąskich ram i zradykalizowania postulatów.
Zaczęło się to w mieście Zwickau, gdzie żywe były
tradycje herezji średniowiecznych. Trwała tu w konspi-
racji sekta anabaptystów, czyli nowochrzczeńców, nie
uznających chrztu niemowląt. Władze miasta przyjęły
wcześnie luteranizm, lecz wkrótce zjawił się tam młody
doktor teologii Thomas Münzer, sprzyjający chilia-
zmowi, wierze w nadejście tysiącletniego królestwa
Chrystusa, które obali władzę możnych i stworzy raj na
ziemi. W kazaniach swoich odrzucał on już niemal
otwarcie wiarę w autorytet Pisma Świętego, w niebo,
piekło, życie wieczne, w boską naturę Chrystusa. Ro-
zum utożsamił z Duchem Świętym i nim kazał się
wiernym kierować, by piekło, istniejące realnie na zie-
mi, zamienić w ziemski raj. Jego uczniowie i współpra-
cownicy rozpowszechniali jego idee, nie stanowiące
zresztą jednolitego systemu, po innych miastach Sak-
sonii. Przybyli również do Wittenbergi, gdzie sam
Karlstadt udzielił im poparcia. Zaniepokojona rada
miejska Wittenbergi wezwała Lutra do powrotu.
Niełatwo jednak było rozładować napięcie. Luter
wygnał Karlstadta z miasta ‒ ale ten osiadł w pobliskim
Orlamünde i prowadził dalej agitację za radykalnymi
zmianami. Münzer, wygnany z Zwickau, osiadł
w Allstedt, górniczym zagłębiu mansfeldzkim, w oj-
czystej ziemi Lutra, i stamtąd obdarzał starszego refor-
matora epitetami w rodzaju Karmny Wieprz, Żywot
Beztroski, Powolny Chód. Ze Szwajcarii dochodziły
wieści, że i tam radykalniejszy od Lutra reformator,
Ulrych Zwingli, zaczyna przejmować w swoje ręce kie-
rownictwo przemian. A równocześnie obudził się
Rzym.
W pierwszy dzień grudnia 1521 r., gdy Luter za-
szyty na Wartburgu rzucał papierowe gromy na papieży
i kałamarzem w cień diabła na ścianie, zmarł nagle Le-
on X. Kochał życie i radości tego świata, szczęśliwy
i jako mecenas, i jako władca nie rozumiał, o co kłócą
się „pijani Niemcy”, którymi pogardzał. Jego bratanek,
kardynał Giulio de Medici, wszechpotężny w Rzymie,
lepiej rozumiał grozę rozłamu w chrześcijaństwie. Gdy
skłóceni kardynałowie nie mogli porozumieć się
w sprawie wyboru nowego papieża, zaproponował nie-
branego przez nikogo w rachubę Hadriana Florensz
z Utrechtu, nauczyciela Erazma z Rotterdamu i wy-
chowawcę Karola V; po nieoczekiwanym wyborze kar-
dynał utrechtski jako papież przyjął imię Hadriana VI.
Uczciwy, pracowity, uczony i pobożny, dotąd ra-
czej profesor niż polityk, nowy papież stawał wobec
groźby katastrofy i rozumiał to znakomicie. Zagrażali
nie tylko Niemcy. Turcy w 1521 r. zdobyli Belgrad
i przystąpili do oblężenia Rodos, wyspy bronionej
przez rycerski zakon św. Jana. W 1522 r. joannici kapi-
tulowali na honorowych warunkach. Oznaczało to jed-
nak zagrożenie Włoch, gdzie trwała wojna między
Habsburgami i Walezjuszami. Hadrian VI łudził się, że
zdoła zmusić swego wychowanka do zgody z Francją
i wspólnie z dwoma najpotężniejszymi władcami za-
chodu przystąpić do naprawy chrześcijaństwa. Łudził
się też, że reformy, które sam próbował narzucić,
zwłaszcza położenie kresu powszechnej w Rzymie sy-
monii, sprzedawaniu godności kościelnych ludziom
niegodnym, oczyszczenie obyczajów kleru, odejmą ar-
gumenty luteranom. Król Francji jednak wyżej cenił in-
teresy swej monarchii niż wspólną sprawę chrześcijań-
stwa, Luter działalności nie zaprzestał, a dwór rzymski,
poparty przez lud rzymski, bojkotował zarządzenia pa-
pieża. Po dwudziestu zaledwie miesiącach panowania
zmarł Hadrian VI, a na drzwiach jego lekarza pojawił
się szyderczy napis Oswobodzicielowi Miasta. I gdy
Giulio de Medici jako Klemens VII objął sam najwyż-
szy urząd w chrześcijaństwie, bardziej czuł się zależny
od wymogów polityki wewnętrznej i międzynarodowej
niż związany potrzebami duchowymi Kościoła i wier-
nych. Pierwsza próba przeprowadzenia katolickiej re-
formy Kościoła zakończyła się klęską.
Tymczasem namiętności polityczne i społeczne
w Niemczech przybierały na sile. Reformator nie zaw-
sze był im życzliwy, ale znalazł się w sytuacji bez wyj-
ścia. Ewolucja jego poglądów nie mogła być bowiem
w pełni niezależna od sytuacji społecznej i politycznej.
Niezależna była niewątpliwie postawa Lutra dotycząca
spraw osobistych, spraw jego wiary, tych spraw, które
dręczyły go niegdyś, a zawsze były dla niego najważ-
niejsze, które stały się bezpośrednią przyczyną jego
wystąpień. W sprawach wiary nie znał bowiem kom-
promisu. Natomiast śmiałość jego działania związana
był z uświadomieniem sobie swego znaczenia dla Nie-
miec i swej popularności wśród grup społecznych, któ-
re zapewnić mu mogły bezpieczeństwo. To zaś za-
wdzięczał głównie Ulrychowi von Hutten.
Hutten, błędny rycerz niemieckiego humanizmu,
był postacią zagubioną na pograniczu dwóch światów.
Z jednej strony namiętny poeta, gwałtowny publicysta,
piewca wolności słowa, wróg tyranów, obrońca uci-
śnionych, rycerz bez trwogi, którego mottem było Ich
hab's gewagt! ‒ Odważyłem się! Ten Hutten był huma-
nistą i przyjacielem humanistów, bojownikiem o re-
formę Kościoła i społeczeństwa, obrońcą ludu. Z dru-
giej strony siedział w nim niemiecki nacjonalista,
przedstawiciel butnego niegdyś, a już podupadłego ry-
cerstwa. Wolność była dla niego wolnością raubrittera,
czyhającego na skrzynie opasłych przybyszów
z Włoch, wolnością niemieckiego cesarza do skrzyk-
nięcia niemieckich rycerzy i poprowadzenia ich, jak to
bywało przed wiekami, na południe, do bogatych miast
Italii.
Gdy Luter ogłosił swe tezy, wieść o tym nie poru-
szyła zbytnio Huttena. Ot, jeszcze jeden spór mnichów,
tych ośmieszanych przezeń „ciemnych mężów”,
o rzecz tak niepoważną jak odpusty. Lecz gdy Luter za-
atakował uprawnienia papieża i zależność niemieckiego
Kościoła od Rzymu, gdy zaapelował do „cesarza
i Niemców”, do niemieckiej szlachty, wówczas Hutten
humanista porzucił swe szyderstwa, a Hutten nacjonali-
sta z zapałem przyłączył się do inwektyw na „niewolę
babilońską”. „Trzy rzeczy sprzedaje się w Rzymie ‒
wybuchnął ‒ Chrystusa, kapłaństwo i kobiety. Trzech
rzeczy Rzym nienawidzi: soboru powszechnego, re-
formy Kościoła i otwarcia oczu Niemcom. O trzy plagi
się modlę dla Rzymu: zarazę, głód i wojnę. Oto jest
moja trójca”.
Trójca Huttena nie była trójcą Lutra. Nie pragnął
dla nikogo głodu ani zarazy, nie siłą oręża chciał roz-
strzygać sprawy Kościoła. Ale gdy w styczniu 1520 r.
Hutten zaproponował mu pomoc, Luter, ufny w tę
obietnicę, rozpoczął jeszcze śmielej atakować papie-
stwo. Za Huttenem bowiem stał potężny i postrach bu-
dzący Franz von Sickingen. Postać jego oplotła już
w tym czasie legenda. Pojawiał się w niej jako obrońca
uciśnionych, wymierzający sprawiedliwość na modłę
Janosika, opiekun nauki i sztuki, protektor humanistów.
W rzeczywistości był to brutalny, pozbawiony skrupu-
łów żołdak, półanalfabeta o zamiłowaniach rozbójnika.
Ale był niewątpliwie wielką indywidualnością. Mierzył
wysoko.
Sytuacja mu sprzyjała; władza cesarska osłabiona,
książęta skłóceni, Kościół w rozbiciu, a bogate jego
ziemie łatwym do zagarnięcia łupem. Wieś sarkała na
podnoszenie obciążeń, z których te na rzecz szlachty
wcale nie były największe. Podatki, dziesięciny i inne
opłaty państwowe i kościelne uciążliwsze nieraz zda-
wały się chłopu niż wymagania rycerstwa. Wreszcie
znaczny odłam humanistów gotów był poprzeć Sickin-
gena, setki na wpół zrujnowanych rycerzy garnęły się
pod jego sztandary. Wiedziano, że zawsze znajdzie on
dla nich jakieś zajęcie, jakiegoś rzekomo pokrzywdzo-
nego, którego można będzie bronić, i jakiegoś krzyw-
dziciela, którego warto będzie złupić.
Od 1520 r. zamek Sickingena, Ebernburg, stał się
schronieniem dla licznych zwolenników nowych prą-
dów. Stąd również Hutten kierował ożywioną akcją an-
typapieską, w której już nie o sprawy wiary, ale
o sprawy tego świata chodziło. Jeden z bezimiennych
dialogów pochodzących z tego kręgu zwracał się
wprost do chłopów: występował w nich sam Sickingen,
który cytował fragmenty z Ewangelii, sugerując na ich
podstawie, że nie trzeba płacić dziesięcin. Na pytanie
chłopa, skąd zna tak dobrze Pismo Święte, odpowiadał,
że z dzieł Marcina Lutra; tłumaczył również wieśnia-
kowi, że interesy chłopów i rycerstwa są różne, że tylko
szlachta obroni rolników przed wyzyskiem ze strony
kleru.
W 1522 r. führer raubritterów uznał, że sytuacja
mu sprzyja. Wojna z Francją więziła wszystkie siły ce-
sarza. Można było zaryzykować wykrojenie dla siebie
w Rzeszy udzielnego księstwa, zwłaszcza że upatrzoną
ofiarą był arcybiskup Trewiru, sprzymierzeniec Fran-
ciszka I, a wróg Lutra. Rycerstwo Frankonii i Szwabii
ruszyło więc na Trewir. Oblężenie zakończyło się jed-
nak klęską napastników. Artyleria arcybiskupa zmusiła
niekarnych rycerzy do odwrotu, a wojska regularne
dwóch luterańskich władców Rzeszy, palatyna reńskie-
go i landgrafa heskiego, dopadły samego Sickingena
w zamku Landstuhl w Palatynacie. Zamek padł po
krótkim oblężeniu, Sickingen, śmiertelnie ranny, za-
kończył wkrótce życie w niewoli. Hutten uciekł do
Szwajcarii, gdzie zmarł niedługo na syfilis. Zamki ry-
cerskie w Szwabii, Frankonii, Nadrenii, zdobywane
przez wojska lokalnych książąt, równano często z zie-
mią tak, że przestały wreszcie zagrażać spokojnym
kupcom. Ale zysk z tego wynieśli wyłącznie władcy
lokalni. Teraz tylko oni mogli zapewnić Lutrowi obro-
nę. I pod ich skrzydła schronić mu się przyszło.
Lecz oprócz nich wypowiedzieć się mieli po stro-
nie reformacji i przedstawiciele innych warstw spo-
łecznych. W zachodnich Niemczech, w Szwajcarii
podniosły głowę niepodległe de facto miasta. A w sa-
mych Niemczech chłopi.
Gdy Luter chował się za plecyma książąt, Münzer
przebiegał kraj. Początkowo próbował pociągnąć za
sobą część wittenberskich profesorów, z Melanchtonem
na czele, przeciwko Lutrowi i książętom. Lecz Luter
zaprowadził dyscyplinę w swoim obozie i współdziałał
teraz konsekwentnie z książętami, w ich imieniu rzucał
na Münzera najcięższe oskarżenia. Odkryto związki
Münzera z tajnymi organizacjami saskich i turyńskich
górników, ze sprzysiężeniami chłopskimi. Wygryziono
go z Allstedt, z Mühlhausen, z Norymbergi. Wówczas
przez Alzację i Szwajcarię udał się do Szwabii, w gó-
rzystą krainę Schwarzwaldu.
Przybył w porę. Wrzenie wśród chłopów nasiliło
się z wiosną 1524 r. Wieś za wsią odmawiała wykona-
nia powinności, wieś za wsią usiłowała zbrojnie prze-
forsować swoje żądania. Wreszcie w październiku
chłopi znad Jeziora Bodeńskiego połączyli się w wiel-
kie gromady i podnieśli zbrojne powstanie, które roz-
przestrzeniło się na Schwarzwald i zachodnią Bawarię.
W kwietniu 1525 r. blisko 40 000 powstańców stało
pod bronią. Do chłopów przyłączyło się pospólstwo
z miast okolicznych, a nawet wielu zubożałych rycerzy.
Rewolty w miastach coraz częściej wychodziły
w swych żądaniach poza program zmian wyznanio-
wych, coraz wyraźniej nabierały charakteru ruchu spo-
łecznego. Wrzenie wykraczało poza granice Rzeszy,
ogarniając miasta polskie. Gdańskie pospólstwo zagar-
nęło władzę, burzyło się pospólstwo Elbląga, Torunia
i Warszawy. W Prusach krzyżackich rozpoczęło się
chłopskie powstanie na Sambii. Przywódcy chłopów
niemieckich, nie zdając sobie często sprawy z zasięgu
zaburzeń, chcieli jednak dopiąć swych celów przez ro-
kowania, co dało tylko czas na wzmocnienie się i orga-
nizację armii książętom i szlacheckim przywódcom
Związku Szwabskiego.
Swój program polityczny zawarli chłopi w dwuna-
stu artykułach; z początku 1525 r. przewidywały one na
pierwszym miejscu, przed postulatami wymierzonymi
przeciw panom, wybór proboszczów przez gminy
i ograniczenie się ich do głoszenia Ewangelii „bez ja-
kiejkolwiek ludzkiej domieszki” oraz zredukowanie
dziesięciny do zboża, a niepobieranie jej od innych
produktów spożywczych i budowlanych. Artykuł dwu-
nasty przewidywał możliwość wycofania się z części
żądań, jeśliby coś w pozostałych jedenastu „nie odpo-
wiadało Słowu Bożemu”.
Stanowisko Lutra wobec tych żądań było dwu-
znaczne. Oskarżano go, że swym wystąpieniem przy-
czynił się do rozzuchwalenia chłopów. Atakował go za
to nawet Erazm z Rotterdamu. Bezsprzecznie dzięki
Lutrowi chłopi znaleźli w Piśmie Świętym szereg ar-
gumentów, skrupulatnie przez nich wykorzystanych.
Nieraz też powoływali się na Lutra, żądali, aby był ich
sędzią w sporze z panami. Wbrew własnemu więc
przekonaniu, że nie należy mieszać spraw wiary do
spraw tego świata, musiał zabrać głos i uczynił to, pu-
blikując w kwietniu 1525 r. Wezwanie do pokoju w od-
powiedzi na 12 artykułów chłopstwa szwabskiego,
a także przeciwko duchowi mordu i rozboju innych
zbuntowanych chłopów. Niewielki ten traktat dzielił się
na trzy części. W pierwszej i ostatniej Luter zwracał się
do panów. W gorących słowach, potępiając ucisk, bio-
rąc w obronę interesy włościan, zrzucał na szlachtę od-
powiedzialność za wojnę domową straszył jej konse-
kwencjami, stwierdzał, że żądania zawarte w 12 artyku-
łach są uzasadnione. Ale jednocześnie zbijał żądania
chłopów, stwierdzając, że chrześcijanin winien cierpieć
w pokorze i nie wolno mu upominać się zbrojnie
o prawa tego świata, że nierówność społeczna jest uza-
sadniona i nie może być podważona. Wciąż sądził, że
gromiąc obie strony zdoła powstrzymać wybuch wojny
domowej.
Było już jednak za późno. Gromad chłopskich nie
dało się długo utrzymać przy stole rokowań. Z wiosną
rzuciły się one na zamki i klasztory, łupiąc i mordując.
Powróciwszy w strony rodzinne, Münzer rozpoczął
w Mühlhausen organizować wymarzone „królestwo
boże na ziemi”, nawiązując do anarchistycznych idea-
łów sekt średniowiecznych. Chłopi jednak przeważnie
walczyli w luźnych, licznych a niekarnych gromadach.
Zajmowały się one głównie rabunkiem. Jedynie tam,
gdzie przewagę zdobyli zwolennicy Münzera, docho-
dziło do koncentracji silniejszych oddziałów. Szczegól-
nie aktywny był ośrodek w Turyngii, kierowany przez
samego Münzera. Do warownego obozu założonego
pod miastem Frankenhausen ściągały tłumy chłopów,
pospólstwa, górników, stąd rozbiegali się emisariusze,
tu przygotowywano wyprawę na zachód i połączenie
się z powstańcami frankońskimi, sprawniejszymi w bo-
ju, pozbawionymi jednak sprężystego kierownictwa.
Lecz tymczasem książęta skoncentrowali swoje si-
ły, a Luter otwarcie wypowiedział się przeciw buntow-
nikom. W początkach maja opublikował niewielką
książeczkę Przeciw rabującym i mordującym hordom
chłopów. Otwarcie nawoływał: „Trzeba ich bić, dusić
i żgać, skrycie i jawnie, gdzie kto może, tak jak zabić
się musi psa wściekłego!” Jednocześnie wyrastający na
politycznego przywódcę obozu luterańskiego młody
landgraf heski Filip po stłumieniu powstania we wła-
snych posiadłościach wyruszył do Turyngii z pomocą
książętom saskim. 8 maja połączone wojska szlachec-
kie stanęły pod Frankenhausen. Pozbawieni kawalerii
i artylerii chłopi nie mieli szans w walce. Z 8 tysięcy
powstańców pięć padło na placu boju. Zdobyto Fran-
kenhausen i nie przepuszczono tam nikomu. Znalezio-
no rannego Münzera i po torturach ścięto. Powstanie
w Turyngii zostało stłumione. Oznaczało to klęskę po-
wstania w całych Niemczech. Represje były krwawe.
Zginęło podobno do 100 000 chłopów. W czerwcu
wojna chłopska w Niemczech była zakończona. Rów-
nież w miastach niemieckich patrycjat odzyskiwał swe
wpływy, okrutnie nieraz karząc buntowniczych przy-
wódców pospólstwa. Także w Gdańsku energiczna ak-
cja podjęta przez Zygmunta Starego przywróciła wpły-
wy propolskiego patrycjatu, a Albrecht Hohenzollern
bez trudu zdławił powstanie sambijskie.
Tymczasem jednak w Szwajcarii wyrastał inny ry-
wal Lutra: Huldreich (Ulrych) Zwingli, proboszcz
głównego kościoła w Zurychu. Humanista wychowany
w duchu Erazma z Rotterdamu, którego zawsze podzi-
wiał, w przeciwieństwie do Lutra wierzył w dobro
tkwiące w naturze człowieka i budzące się do życia pod
wpływem łaski Bożej. Za jedyne źródło wiary uważał
Pismo Święte, którego wskazania interpretował w du-
chu racjonalizmu. Odrzucał zarówno realną, jak du-
chową obecność Chrystusa w Sakramencie Ołtarza,
traktując ją jedynie symbolicznie, podobnie również
traktował chrzest, będący tylko symbolem przyjęcia do
Kościoła, a nie warunkiem łaski: nie mógł przecież ak-
ceptować stwierdzenia, że tak admirowani przez niego
Platon, Cycero, Seneka i inni starożytni mędrcy z braku
chrztu nie dostąpili zbawienia.
Poruszony wystąpieniem Lutra, którego porów-
nywał do Dawida i Herkulesa, wymógł w lutym 1519 r.
na radzie miejskiej Zurychu zakaz wstępu dla sprze-
dawcy odpustów papieskich. Ten pierwszy sukces
sprawił, że występował coraz śmielej przeciw autoryte-
towi papieża i soboru, kultowi obrazów, mszy i cere-
moniom katolickim, przeciw celibatowi kleru. Mimo
początkowych wahań rady miejskiej pozyskał jej po-
parcie, zaatakowawszy niezwykle ostro tak popularną
w Szwajcarii zaciężną służbę wojskową. Proceder ten
był dotąd podstawowym źródłem zdobycia niezależno-
ści materialnej dla młodych chłopów szwajcarskich
z zapadłych górskich wiosek. Lecz dla przedsiębior-
ców, właścicieli zakładów tkackich, przeradzających
się już powoli w kapitalistyczne manufaktury, była to
groźna konkurencja na rynku pracy, powodująca wzrost
jej kosztów. I tak głęboki idealizm Zwingliego, wyra-
stający ze słusznego skądinąd przekonania, że zabijanie
ludzi za pieniądze nie da się pogodzić z etyką chrześci-
jańską, posłużyć miał teraz realiom gospodarczym
i społecznym, interesom miejskiego patrycjatu. W la-
tach 1524-1525 reforma podjęta przez Zwingliego za-
akceptowana została w pełni przez władze Zurychu
i zurychskiego kantonu. W latach 1525-1528 śladem
Zurychu poszło Berno. Ale Lucerna, Zug, Schwyz, Uri,
Unterwalden zawiązały w odpowiedzi konfederację ka-
tolicką, broniąc starych ceremonii, związku z Rzymem,
a zwłaszcza kultu obrazów, których barbarzyńskie
niszczenie w Zurychu poruszyło do głębi wieśniaków
z kantonów leśnych. Podział wyznaniowy Szwajcarii
stał się nieodwracalny. Po krótkiej wojnie domowej za-
warto jednak mądry kompromis, kładący podwaliny
pod późniejszą szwajcarską tolerancję. Kompromis
ocalił Szwajcarię, utwierdził jej faktyczną, choć wciąż
nieuznaną przez Rzeszę niezależność. Lecz zarazem ze-
rwał związki Szwajcarów z reformacją niemiecką,
osłabiając jej nurt mieszczański i wolnościowy. Nad-
chodziły dla Niemiec wieki dominacji książęcej, rozbi-
cia i walki, w której nie o wolność chodziło, ale o wła-
dzę. A stosunek Lutra do wolności grał w tym rolę
istotną.
Wolność człowieka i luterański porządek
Rozejście się dróg Erazma i Lutra oraz Zwingliego
i Lutra wywołane było nie tylko kwestiami dogmatycz-
nymi. Irenizm Erazma, liberalny racjonalizm Zwinglie-
go były nie do pogodzenia ze stosunkiem Lutra do
wolności woli człowieka i do wolności człowieka wo-
bec państwa. Erazm, przez kilka lat broniący się przed
zajęciem stanowiska wobec wittenberskiego reformato-
ra, musiał się w końcu wypowiedzieć. Uczynił to
w 1524 r., wybierając podstawowy problem, w którym
się z Lutrem nie zgadzał. Opublikował więc traktat
O wolnej woli.
Erazm zgadzał się z Lutrem w bardzo wielu punk-
tach. Zgadzał się z ograniczeniem sakramentów, usu-
nięciem pompy i wielu ceremonii, zniesieniem ślubów
zakonnych, krytyką papiestwa, zgadzał się od początku
w kwestii odpustów. Nie zgadzał się jedynie z mniej
ważną wówczas dla postronnych, lecz niezwykle istot-
ną dla samego Lutra ‒ i dla nas dziś kluczową ‒ kwe-
stią woli i łaski. Uważał, że człowiek ma wolną wolę,
że nie może być dla Boga jedynie ,jak siekiera w ręku
cieśli”, a gdyby nawet tak było, nie należy przyznawać
tego publicznie, gdyż moralność ma sens tylko wtedy,
gdy człowiek przyjmuje na siebie konsekwencje każde-
go swojego czynu. Gdy popełnienie tego czynu nie jest
od niego zależne, wówczas nie może za czyn ten od-
powiadać i przejmować się skutkami swego postępo-
wania.
Sprowadzając kwestię tę, łączącą się bezpośrednio
z kwestią wiary i uczynków, na grunt realny, Erazm
trafił w najdrażliwszy punkt doktryny Lutra. Zarzut ten
został z zapałem podjęty przez publicystów katolickich.
Twierdzono, że według Lutra chrześcijanin może po-
pełniać najgorsze zbrodnie, ale jeśli mocno wierzy,
i tak zostanie zbawiony. Co bystrzejsi obserwatorzy
podkreślali jednak, że postępowanie wyznawców Lutra
wskazuje na coś innego, że bardzo często ich osobista
moralność jest bez zarzutu. Surowe wychowanie w ro-
dzinie i dyscyplina zboru luterańskiego miały tu zresztą
udział znaczący. Dodać należy, że w tym punkcie dok-
tryna Lutra przyczyniła się w znacznej mierze do hu-
manizacji prawa karnego, kładąc bowiem nacisk na in-
tencje sprawcy czynu, spowodowała stosowanie łagod-
niejszych kar lub wręcz ich zaniechanie w wypadku
czynów niezamierzonych czy nieprzewidzianych, przy-
padkowych ich skutków.
Tego wszystkiego nie mógł jeszcze przewidzieć
Erazm. Co więcej, początkowo nie chciał zabierać gło-
su w tej sprawie. Nie podobała mu się co prawda gwał-
towność wystąpień Lutra, lecz przyjmował to z fatali-
zmem, świadczącym, że w gruncie rzeczy niezbyt
mocno wierzy w wolność woli. „Jeśli Bóg chce ‒ pisał
wcześniej ‒ żeby tak się wszystko działo, i uznał, że dla
czasów tak zepsutych potrzebny jest cyrulik tak brutal-
ny jak Luter, nie moją rzeczą jest mu się przeciwsta-
wiać”.
Ale zbyt wielki nacisk wywierano ze wszystkich
stron na uczonego humanistę. O wystąpienie przeciwko
Lutrowi dopominały się nawet głowy koronowane:
Henryk VIII angielski, papież Hadrian VI. Upominał
się jednak i Luter o dotrzymanie wcześniejszej ugody,
że nie będą się nawzajem łajać i kompromitować. „Po-
zostań ‒ pisał ‒ tym, którym jak zawsze twierdziłeś,
być pragniesz: tylko widzem naszej tragedii”. Może
właśnie gorzka ironia słów Lutra przeważyła szalę i we
wrześniu 1524 r. książeczka Erazma O wolnej woli
opuściła prasy drukarskie. W eleganckim, sobie wła-
ściwym stylu, wytworną łaciną wykazując doskonałą
znajomość Pisma Świętego, udowadniał Erazm, że
człowiek ma jednak wolną wolę. A przecież pisał to
dziełko wbrew własnej woli, zniewolony sytuacją i po-
tężnym naciskiem otoczenia.
Nasuwało się pytanie, czy Luter również ulegnie?
Czy uzna autorytet Erazma? Otoczenie wielkiego hu-
manisty było zachwycone jego wystąpieniem. Me-
lanchton wyrażał interesy całego stronnictwa ugodo-
wego, z którym Luter związał się po powrocie z Wart-
burga, a właśnie Melanchton potraktował dziełko Era-
zma jako rękę wyciągniętą do zgody, początek wza-
jemnych ustępstw. Uznanie Lutra za równorzędnego,
poważnego przeciwnika przez człowieka, który prze-
mawiał tu w imieniu Kościoła, wybranie do dyskusji
punktu na pozór marginalnego ‒ wskazywały na moż-
liwość rychłego porozumienia.
Wskazywały, ale nie dla Lutra. W sprawach natury
osobistej, w sprawach swojej wiary, w sprawach, które
zrodziły się z „doświadczenia z wieży” i tykały naj-
głębszych jego bolączek, potężna natura Lutra nie pod-
dawała się żadnemu zniewoleniu przez sytuację czy
otoczenie ‒ i w grudniu 1525 r. odpowiedział Erazmo-
wi namiętnym, brutalnym, gniewnym traktatem
O zniewolonej woli.
Dramatyczny był to spór i dotyczył najzwyklej-
szych, a zarazem najwznioślejszych, najpoważ-
niejszych ludzkich problemów. Wyrażał odwieczne
pragnienie wolności i odwieczną bezradność wobec
krępujących ją więzów: słabości fizycznej i słabości na-
tury własnej, nacisku potężnych, nieopanowanych sił
przyrody, słabości ludzkiego poznania, wreszcie wię-
zów politycznych i społecznych. Obaj wielcy adwersa-
rze szukali rozwiązania swoich problemów w religii, w
wierze w Boską moc i łaskę, ale obaj zawężali zakres
swoich wniosków, choć każdy z nich wytaczał potężne
argumenty i wiele miał racji za sobą. Luter może lepiej,
realniej oceniał sytuację człowieka współczesnego so-
bie, lecz potępiając chimerę wolności woli, odrzucał
zarazem wszelką możliwość poprawy ludzkiej kondy-
cji, postępu człowieka, nauki, społeczeństwa. Jego pe-
symizm, jego skłonność do krakania odradza się wciąż,
również na naszych oczach. Erazm, przesadnie optymi-
styczny w ocenie swoich czasów, bliższy był jednak
temu wszystkiemu, co w dziejach człowieka jest wiarą,
nadzieją i miłością. Bliższy temu, co w myśli chrześci-
jańskiej najważniejsze.
Tragiczne było jednak i to, że w postawie obu
wielkich oponentów zjawiło się wiele elementów
zbieżnych. „Nigdy nie odstąpiłem od Kościoła Katolic-
kiego ‒ pisał wprawdzie Erazm w 1526 r. w od-
powiedzi Lutrowi, lecz wyjaśniając to, ukazał zarazem,
jak dalece stanowisko jego pokrywało się z krytycy-
zmem Lutra. „Wiem ‒ dodawał mianowicie ‒ że w tym
Kościele, który wy nazywacie papieskim, jest wiele
rzeczy, które zasługują na naganę, lecz widzę je i w
waszym. Łatwiej się znosi zło, do którego się przywy-
kło. Dlatego też trzymam się Kościoła, z pobłażliwo-
ścią patrzę na jego wady i czekam, dopóki się nie po-
prawi; a i Kościół musi mnie tolerować takim, jakim je-
stem, dopóki się lepszym nie stanę. Pomiędzy dwiema
złymi rzeczami należy wybrać drogę pośrednią”.
W gruncie rzeczy i Luter wybrał wówczas drogę
pośrednią. Gdy poglądy jego na kwestie filozoficzno-
moralne, na problemy wiary i łaski zyskały uznanie,
obojętne stały się dlań kwestie liturgii, stroju, ceremo-
niału, organizacji Kościoła. Były to sprawy ziemskie,
a nie boskie, a te zostawić należało ziemskiej władzy,
zostawić cesarzowi co cesarskie. Rezygnacja z wolno-
ści człowieka służyć bowiem miała wzmocnieniu wła-
dzy.
W tym właśnie czasie cesarz, pomimo zwycięstwa
nad zbuntowanymi niemieckimi chłopami i nad pojma-
nym w niewolę pod Pawią królem Francji, zaczynał
tracić grunt pod nogami. Następca Fryderyka Mądrego,
elektor Jan Fryderyk, porzucił pokojową politykę swe-
go poprzednika. 2 maja 1526 r. książę saski wraz
z landgrafem heskim zawiązali związek wyznawców
Lutra, jawnie zwrócony przeciwko książętom katolic-
kim, a pośrednio i przeciw cesarzowi. Do związku
przystąpiły wkrótce miasta luterańskie. Adepci nowego
wyznania zdobyli bowiem już władzę między innymi
w Hamburgu, Bremie, Lubece, Magdeburgu, Augsbur-
gu, Ulm i Norymberdze. Bazylea i Konstancja, przyj-
mując wyznanie Zwingliego, połączyły się z reformo-
wanymi kantonami szwajcarskimi. W Bazylei Oeco-
lampadius (Johannes Hüssgen-Häuszgen) zorganizował
w 1522 r. kościół reformowany na wzór zurychski. Za-
przyjaźniony z Zwinglim, udzielił schronienia Erazmo-
wi, który w Louvain nie czuł się już bezpieczny.
W Strasburgu osiadł w 1523 r. Marcin Bucer (But-
zer), od 1518 r. czynny po stronie Lutra. Bucer, nie-
strudzony bojownik o zjednoczenie wszystkich wyznań
reformowanych, dziś uważany wraz z Lutrem, Zwin-
glim, Münzerem i Kalwinem za jednego z wielkich re-
formatorów, potrafił uczynić ze Strasburga centrum
propagandy i nauki protestanckiej w całej zachodniej
Europie, a zarazem bezpieczne schronienie dla prześla-
dowanych za swe przekonania nowinkarzy religijnych,
nawet dla potępianych i ściganych przez wszystkie rzą-
dy i Kościoły anabaptystów i antytrynitarzy.
Spoza terenu Niemiec pierwszy przyjął luteranizm
wielki mistrz krzyżacki Albrecht Hohenzollern i, zło-
żywszy hołd lenny swemu wujowi, królowi Polski
Zygmuntowi I, stał się odtąd księciem „w Prusiech”. Za
przykładem brata poszli Kazimierz i Jerzy, przedstawi-
ciele bocznej gałęzi Hohenzollernów, oraz szereg drob-
niejszych władców, z których największe znaczenie
miał książę Brunszwiku. Dragi niemiecki zakon nad-
bałtycki, kawalerowie mieczowi, władający Inflantami,
przyjął protestantyzm i dokonał sekularyzacji państwa
dopiero w 1561 r.
Jednocześnie luteranizm zyskiwał coraz więcej
zwolenników w Skandynawii. Rozpadła się unia kal-
marska, Szwecja odzyskała niepodległość, a jej nowy
król Gustaw Waza nowej wierze sprzyjał. Zjednał go
dla niej uczeń i przyjaciel Lutra, Olaf Petri, który
w 1519 powrócił do kraju z Wittenbergi, a od 1523 r.
rozpoczął tu otwarcie głosić luterańskie idee. Wkrótce
i inni wykształceni w Wittenberdze kaznodzieje poszli
jego śladem. Rozprzestrzeniający się luteranizm zyskał
poparcie mieszczaństwa, znacznej części kleru i szlach-
ty, lecz prowincja często była mu przeciwna. Ludowe
powstanie w Dalarna i Värmlandzie w 1527 r. wystąpi-
ło między innymi przeciw adeptom nowej wiary. Król
wówczas zwołał riksdag (sejm) do Västerås i przedło-
żył na nim projekt obciążenia Kościoła podatkami na
rzecz Korony, a jednocześnie przekazania szlachcie
klasztorów i dóbr przez nią niegdyś Kościołowi daro-
wanych. Riksdag przyjął żądania królewskie, powstanie
zostało zdławione, a Gustaw ograniczał dalej prawa
Kościoła, przejmując jego majątki. Los katolicyzmu
szwedzkiego był przesądzony. Sobór narodowy w Öre-
bro w 1529 r. przyjął doktrynę Lutra i większość lute-
rańskich innowacji w liturgii, zachował arcybiskupa
i biskupów, ale jako urzędników poddanych woli kró-
lewskiej. Wawrzyniec Petri, brat Olafa, został arcybi-
skupem Uppsali.
W królestwie duńsko-norweskim przemiany roz-
poczęły się później. Już Chrystian II, erazmianin i abso-
lutysta, zdradzał sympatie do luteranizmu. Jego słaby
następca, Fryderyk I, nie odważył się sam wprowadzać
reform, lecz energiczny kapelan króla, „duński Luter”
Hans Tausen, również w Wittenberdze wykształcony,
wytrwale promował je na duńskich sejmach, w wyniku
czego zjednana rozdawnictwem majątków kościelnych
szlachta oraz luterańskie już mieszczaństwo w 1527 r.
w Odensee zerwały związki z Rzymem i, poddając
duński Kościół pod władzę Korony, zezwoliły na gło-
szenie luteranizmu, oficjalnie uznanego za doktryną
państwową dwa lata później. Ostateczny tryumf refor-
macji w Danii nastąpił po zdławieniu w tym kraju
ostatnich powstań wzniecanych przez zwolenników
wygnanego Chrystiana II i tryumfie Chrystiana III w
1535 r. W Norwegii prymas kraju, arcybiskup Trond‒
heim, Olaf Engelbrekssön bronił sprawy katolickiej do
1537 r. Klęska wznieconego przezeń powstania stała
się jednak grobem zarówno norweskiego katolicyzmu,
jak niepodległości kraju, obróconego de facto w duńską
prowincję. Tak uformował się potężny, górnoniemiec-
ko-bałtycko-nordycki blok państw luterańskich. Długo
jeszcze państwa skandynawskie sprawować w nim będą
rolę przodującą: wpierw Dania, w następnym stuleciu
Szwecja, których monarchowie w pełni wykorzystają
luterański kult władzy, porządku i posłuszeństwa. Lecz
sprawy niemieckie wciąż domagać się będą rozstrzy-
gnięcia: podzielona Rzesza bowiem teraz dopiero sta-
nęła u progu wojny domowej.
Cesarz sprzyjał starej wierze. W swoich nider-
landzkich posiadłościach zdołał szybko opanować sy-
tuację i represjami powstrzymać postęp luteranizmu.
Ale jednocześnie jako Arcykatolicki Król Hiszpanii,
wojował z Arcychrześcijańskim Królem Francji. Dla
obu monarchów ich dostojnie brzmiące tytuły były pu-
stym dźwiękiem, jeśli krępowały ich władcze ambicje.
Sprawy chrześcijaństwa miały znaczenie marginalne.
Gdy więc Klemens VII, w obawie przed rosnącą potęgą
Habsburgów, związał się z królem Francji, cesarz
pchnął swoich luterańskich żołnierzy na Rzym. Papież
w ostatniej chwili zdążył uciec do zamku św. Anioła.
Reszta miasta padła łupem Niemców. ‒ „Nasi wkro-
czywszy złupili całe Borgo i wymordowali prawie
wszystkich, którzy się tam znajdowali, biorąc niewielu
jeńców ‒ doniesiono cesarzowi. ‒Zrabowano wszystkie
klasztory braci i mniszek, wzięto do niewoli kobiety,
które się w nich schroniły. I każdy nie według swojej
godności, lecz według woli żołnierzy zmuszony był tor-
turami i innymi sposobami do zapłacenia okupu. Zra-
bowano ozdoby wszystkich kościołów, wyrzucono rze-
czy święte i relikwie, ponieważ żołnierze, zabierając
srebro, w które były oprawione rzeczone relikwie, nie
zwracali na resztę więcej uwagi niż na kawałek drewna.
Kościół św. Piotra i pałac papieża od góry do dołu za-
mieniono na stajnie dla koni”.
Wieści o owym Sacco di Roma rozchodziły się po
całej Europie. Szok moralny, jaki wywołały, pogłębił
przepaść między katolicyzmem a luteranizmem, utrud-
nił próby porozumienia. Dla katolików był usprawie-
dliwieniem prześladowań narastających w Hiszpanii,
w Niderlandach, wkrótce i we Francji. Władcom prote-
stanckim dodał buty i bezczelności. Na sejmach Rzeszy
ich kaznodzieje publicznie propagowali nową wiarę,
a oni sami świecili przykładem lekceważenia przepisów
katolickich, afiszując się na przykład zjedzeniem mięsa
w piątki. Luter sam dął w surmy bojowe. Wtedy to po-
wstało jego najsłynniejsze może dzieło, niemiecki
psalm: Ein 'feste Burg ist unser Gott ‒ Potężną twier-
dzą jest nasz Bóg. Potężna i bojowa była to pieśń, nie
bez racji nazwana „Marsylianką niemieckiej reforma-
cji”. Brzmiały w niej surmy wojenne, dźwięczała bez-
troska pewność siebie wybranych przez Boga przedsta-
wicieli Jego prawdziwej wiary, nie obawiających się
o swe zbawienie, nie lękających się już „starego złego
wroga” szatana, gdyż uważali, że na ich czele walczy
„prawy mąż”, Jezus Chrystus. W Jego królestwie do
nich należeć będzie panowanie.
Protestanci
Na sejmie w Spirze w 1529 r. katolicy podjęli
ostatnią próbę utrzymania władzy w całej Rzeszy. Fer-
dynand Habsburg, teraz już król Czech i nominalnie
Węgier, znów w nieobecności cesarza przewodniczący
obradom, zreferował stanom propozycję Karola V,
przewidującą pod karą śmierci zakaz wprowadzania
nowego wyznania i wszelkich zmian w wierze katolic-
kiej, dopóki spraw spornych nie rozstrzygnie sobór po-
wszechny. Sejm złagodził nieznacznie treść tych propo-
zycji. Edykt wormacki z 1521 r., potępiający Lutra i je-
go zwolenników, miał być wprowadzony w życie na
ziemiach katolickich, natomiast w miastach i księ-
stwach luterańskich reformacja mogła być utrzymana
do chwili ostatecznej decyzji soboru powszechnego.
Władze luterańskie zobowiązano do zapewnienia pod-
danym swobody kultu katolickiego, ale takiej swobody
pozbawieni zostali luteranie na ziemiach katolickich.
Zwolennicy reformacji kompromisu tego nie zaak-
ceptowali. 29 kwietnia 1529 r. zebrali się luterańscy
władcy, elektor saski Jan, landgraf heski Filip, Jerzy
Hohenzollern, anhalcki Wolfgang, luneburski Ernest,
brunszwicki Franciszek oraz przedstawiciele 14 miast
cesarstwa. Powołując się na fakt, że zawieszenie wyko-
nania edyktu wormackiego uchwalane było przez po-
przednie sejmy jednomyślnie i że zatem wedle praw
Rzeszy tylko jednomyślnie może ono być uchylone,
zwolennicy Lutra, Zwingliego i Bucera wnieśli zgodny
protest przeciw uchwale sejmu. Od tej pory zwolennicy
reformacji, niezależnie od różnic, jakie ich dzieliły,
otrzymali wspólną nazwę protestantów.
Politycznym ich przywódcą został młody landgraf
heski. Dążeniem jego stało się polityczne i wyznaniowe
zjednoczenie wszystkich włości protestanckich. Cy-
niczny a sprytny intrygant, zmierzał jednak w pierw-
szym rzędzie do osobistego wyniesienia. Przed wojną
chłopską lennik opata z Fuldy, oskarżył w porę swego
seniora o sprzyjanie Münzerowi i nie tylko wypowie-
dział mu posłuszeństwo, ale sam zagarnął władzę nad
częścią jego posiadłości. Potem powiększał swoje zie-
mie dalszym rabunkiem dóbr kościelnych, co w zamie-
szaniu towarzyszącym wojnie chłopskiej nie było zbyt
trudne, do tego jeszcze zdobył sławę bohatera, który
uwolnił Niemcy od krwiożerczych band chłopskich.
Teraz postanowił sławę tę wykorzystać.
Luter, coraz bardziej oddalony od spraw politycz-
nych, na zabiegi te patrzał z pewnym sceptycyzmem,
lecz inicjatywa zjednoczenia protestantów była mu bli-
ska. Więc w początkach października 1529 r. w Mar-
burgu w Hesji zebrali się przedstawiciele różnych
odłamów reformacji. Byli tu Luter i Melanchton, był
Zwingli i Oecolampadius z Bazylei, był wreszcie re-
formator Strasburga Marcin Bucer. Przyjęci gościnnie
przez landgrafa, zasiedli do dysputy. Luter postawił
Zwingliemu trzy główne zarzuty. Po pierwsze reforma-
tor szwajcarski neguje, jakoby grzech pierworodny
miał charakter podobny do innych grzechów i był od-
puszczany przez przyjęcie chrztu. Po drugie twierdzi,
że ciało i chleb Chrystusa nie są obecne realnie w chle-
bie i winie podczas Eucharystii, lecz jedynie duchowo.
Po trzecie utrzymuje, że Duch Święty udzielany jest lu-
dziom nie za pośrednictwem Słowa Bożego, to jest Pi-
sma Świętego i sakramentów, ale bezpośrednio. Zwin-
gli gotów był do ugody, zwłaszcza gdy wykazano mu,
że w punkcie pierwszym zbliża się do anabaptystów
i Münzera, a w punkcie trzecim nawet podziela ich po-
glądy. Sporny pozostawał punkt dragi, dotyczący Eu-
charystii. Szwajcarzy złagodzili swoje stanowisko i za-
proponowali formułę ugodową, w myśl której możliwe
byłoby wspólne przyjmowanie Komunii Świętej po-
mimo pewnych punktów spornych, to jest, aby zacho-
wany był symbol wspólnoty wyznaniowej i organiza-
cyjnej. Luter gotów był wyrazić swą zgodę, ale zapro-
testował Melanchton zapytując, co powiedzieliby na to
Karol V i Ferdynand. Melanchton, sprytniejszy i lepiej
wykształcony od Lutra, uchodził za bardziej ugodowe-
go od swego mistrza, a w tym wypadku stawiał na ugo-
dę z katolikami niemieckimi i utworzenie pod kierow-
nictwem cesarza Kościoła narodowego niezależnego od
Rzymu. Jakiekolwiek ustępstwo wobec radykalnych
Szwajcarów utrudniało oczywiście ugodę z katolikami.
W tej sytuacji i Luter z ugody się wycofał.
W 1530 r. zebrał się w Augsburgu kolejny sejm
Rzeszy, na którym Melanchton miał nadzieję wprowa-
dzić swój plan w życie. Cesarz zjechał wreszcie do
Niemiec. Aby go nie drażnić, Luter, formalnie wciąż
banita, skrył się na zamku w Koburgu, wycofawszy się
z życia publicznego. Melanchtonowi powierzono przy-
gotowanie i przedstawienie na sejmie luterańskiego
wyznania wiary. Wyznanie to, zwane konfesją augsbur-
ską, do dziś stanowiące podstawę dogmatyczną Kościo-
łów luterańskich, było ugodowe wobec katolików. Lu-
ter wprawdzie je zaaprobował, lecz stwierdził, że sam
nie potrafiłby postępować tak łagodnie i umiarkowanie
jak Melanchton. Nadzieje jednak zawiodły. Katolicy
niemieccy niezbyt byli skłonni do ustępstw. Cesarz tym
bardziej: sprawy Niemiec miały dla niego drugorzędne
znaczenie, a Hiszpania, która była podstawą jego potę-
gi, pozostawała wierna katolicyzmowi. Konfesję prze-
kazał legatowi i teologom katolickim, którzy w od-
powiedzi ułożyli tak zwaną konfutację, zbijając argu-
menty protestanckie. Na jej podstawie Karol V przefor-
sował wśród katolickiej większości sejmowej uchwałę
pozostawiającą protestantom do wiosny następnego ro-
ku czas na wycofanie się, po tym zaś terminie karani
być mieli za przestępstwa przeciw katolickiej prawo-
wierności W tej sytuacji i władcy protestanccy uznali
politykę Melanchtona za zbyt ugodową. Sam Luter, do-
tąd przeciwny rozpatrywaniu zagadnień wyznaniowych
na arenie politycznej, oświadczył, że woli otwartą wal-
kę niż dalsze ustępstwa.
Sejm augsburski wykazał nierealność prób poro-
zumienia, złudność nadziei, że uda się uratować jed-
ność chrześcijaństwa zachodniego. W odpowiedzi na
żądania Karola V władcy protestanccy zebrali się
w grudniu 1530 r. w miasteczku Schmalkalden i zawar-
li związek obronny przeciw cesarzowi i katolikom.
W styczniu zaś cesarz zwołał do Frankfurtu elektorów
i przedstawił im kandydaturę swego brata Ferdynanda
na króla rzymskiego. Jedyny elektor protestancki, Jan
Fryderyk saski, na elekcję się nie stawił; pozostali wy-
brali jednogłośnie Ferdynanda.
Książęta się jednoczyli. W jednym i drugim obozie
teraz ich interesy się liczyły, a pozorny przedmiot spo-
ru, sprawy wiary, odpływał na plan dalszy. Kierowany
przez władców terytorialnych Rzeszy Związek Szmal-
kaldzki stawał się coraz silniejszy. Cesarz, zagrożony
przez Francję, przez turecką ofensywę na Węgrzech i w
basenie Morza Śródziemnego, paktował z nim i w lipcu
1532 r. zawarł z książętami w Norymberdze pokój reli-
gijny, gwarantujący wolność wyznania i kultu.
Zyskał pieniądze, które pozwoliły mu powstrzy-
mać sułtana na Węgrzech. Lecz jedności Rzeszy urato-
wać już nie mógł. Władca za władcą, miasto za mia-
stem opowiadały się ostatecznie za protestantyzmem.
Śmierć elektora Joachima I w 1535 r. sprawiła, że re-
formacja zwyciężyła w Brandenburgii, zgon księcia sa-
skiego z bocznej linii, Jerzego Brodatego, w 1539 r.
przyspieszył reformację w jego posiadłościach. Wy-
gnany protestancki książę Wirtembergii, Ulrych, z po-
mocą Filipa heskiego i francuskich subsydiów odzyskał
swoje państwo. Reformacja zwyciężała też nad Renem:
elektorski palatynat, Kleve i Jülich, przejściowo nawet
arcybiskupia Kolonia przyjmowały wyznanie Lutra.
Ale jednocześnie narastał rozłam w obozie pro-
testanckim, grzęznącym często w bezpłodnych sporach
o marginalne w istocie problemy dogmatyczne. Prze-
lotny sukces, jakim była tak zwana Zgoda Wittenberska
ze Szwajcarami z 1536 r., podejmująca i rozwijająca
kompromis, niegdyś w Marburgu zaprzepaszczony,
zdał się nie na wiele. Pojawił się nowy reformator i sta-
nął na czele radykalniejszego kierunku, bojowego
i buntowniczego: Jan Kalwin. Ale zanim jego nauka
zaczęła się rozprzestrzeniać, w Niemczech Północnych
doszło do wydarzeń, które wzbudziły przerażenie
w obu obozach.
Po śmierci Münzera anabaptyzm i inne radykalne
prądy reformacyjne zeszły w podziemie. Przeciwnicy
chrztu niemowląt, wiary w Trójcę Świętą i władzy
świeckiej szerzyli w konspiracji swe poglądy głównie
wśród miejskiego pospólstwa. Wielu z nich zwątpiło
zresztą w możliwość zwycięstwa na drodze rewolucji
i ograniczało się do biernego oporu. Okrutnie prześla-
dowani, ścinani, paleni, ćwiartowani, wzbudzili nawet
współczucie Lutra, przeciwnego prześladowaniu za
wiarę, nawet jego zdaniem fałszywą, dopóki nie pro-
wadzi do buntu. Lecz i z tego stanowiska wycofał się
wkrótce i pod naciskiem Melanchtona stwierdził, że nie
tylko bunt ale i bluźnierstwo winny być karane śmier-
cią, buntem zaś jest uchylanie się od sprawowania
urzędów publicznych i pełnienia służby wojskowej,
bluźnierstwem zaś odrzucanie jakiegokolwiek artykułu
ze Składu apostolskiego. Obawy Melanchtona nie były
jednak płonne. Anabaptyści zdobywali wciąż nowych
sojuszników. Ze Szwajcarii, gdzie początkowo znaleźli
schronienie, przeniknęli do tolerancyjnego Strasburga,
stąd do Niderlandów i Niemiec Północnych. Wpływ ich
z każdym dniem wzrastał. Wkrótce zwolennicy działal-
ności pokojowej stracili w ich gronie na znaczeniu
i prym wiodły jednostki prące do rewolucji społecznej.
W 1534 r. w Monastyrze (Münster), stolicy wiel-
kiego biskupstwa zajmującego znaczną część Westfalii,
anabaptyści dokonali zamachu stanu i objęli rządy.
Przeciwnicy wszelkiej władzy zdobyli władzę sami,
przeciwnicy walki orężnej musieli orężem walczyć
o jej utrzymanie. Ich współwyznawcy, głównie z pobli-
skich Niderlandów, zbiegali się do miasta, opuszczali je
zaś w popłochu ich przeciwnicy, należący zwłaszcza do
bogatszego mieszczaństwa. Ubodzy rzemieślnicy za-
garnęli dobra swych przeciwników i uznali za wspólne.
Zniesiona została wszelka własność, w tym również
własność kobiet, przez owych apostołów wolności trak-
towanych jak niewolnice. Wówczas wojska luterań-
skich książąt i katolickiego biskupa rozpoczęły oblęże-
nie. Obrońcy miasta przez wiele miesięcy znosili głód
i choroby, odpierali szturmy. Rok przeszło trwały wal-
ki. Dopiero 24 czerwca 1535 r. wojska biskupie sfor-
sowały mury miejskie. Anabaptystów, walczących do
ostatka, wymordowano na ulicach, w domach, w ko-
ściołach, przywódcy ich zginęli w okrutnych męczar-
niach.
Starzejący się Marcin Luter nie tak wyobrażał so-
bie skutki swego wystąpienia, postępy swej nauki. Po-
rzuciwszy rozterki osobiste, żyjąc w szczęśliwym mał-
żeństwie z byłą mniszką, Katarzyną von Bora, otoczo-
ny rosnącym z każdym rokiem gronem dzieci, zarazem
coraz bardziej rozgoryczony, rozczarowany postępo-
waniem cesarza i książąt, musiał jednak zabierać głos
w kwestiach politycznych, i to po stronie książąt. Zy-
skali oni decydujący wpływ na losy Kościoła luterań-
skie‒ go. Już wcześniej sam Luter wprowadził instytu-
cję książęcych wizytatorów czuwających nad po-
stępowaniem pastorów, już wcześniej zdał sobie spra-
wę, że jego Kościół, finansowo zależny od państwa,
temu państwu musi służyć.
Teraz jednak nasuwało się pytanie: jakiemu pań-
stwu? jakiej władzy? Odpowiedzi szukał Luter oczywi-
ście w Biblii, lecz słowa jej można było różnie interpre-
tować i tłumaczyć. Dopóki wiązał swoje nadzieje z ce-
sarzem, dopóty słowo „władza” znajdujące się w Pi-
śmie Świętym tłumaczył w liczbie pojedynczej. Jedna
była wówczas dla niego władza: cesarska. Gdy jednak
cesarz zdeklarował się ostatecznie przeciwko Lutrowi,
ten znalazł u św. Pawła miejsce, gdzie mowa jest
o „władzach” w liczbie mnogiej. To odkrycie dało po-
czątek teorii tak zwanych „niższych urzędów”, którym
należy się posłuszeństwo, a które mogą przeciwstawić
się monarsze. W Niemczech teoria ta służyć miała
książętom przeciw cesarzowi, wkrótce jednak Kalwin
i jego uczniowie pokażą, jak posługiwać się nią prze-
ciw książętom.
Prowadziło to niekiedy do kompromitacji. Kiedy
Filip Heski zapragnął rozejść się ze starą żoną i poślu-
bić młodą kochankę, Luter, który nie dopuszczał ani
rozwodu bez zdrady strony przeciwnej, ani unieważ-
nienia małżeństwa, znalazł w Starym Testamencie for-
mułki pozwalające patriarchom na wielożeństwo, i to
właśnie zalecił Filipowi, byle dyskretnie. Tajemnicy nie
dało się jednak ukryć i gdy landgraf, biorąc Melanchto-
na na świadka, drugiego małżeństwa dopełnił, tylko ce-
sarz odniósł zysk, wymuszając na skompromitowanym
Filipie zobowiązanie lojalności w imieniu całego
Związku Szmalkaldzkiego. Nie tylko religia, ale i zwy-
kła ludzka moralność stawała się igraszką w ręku poli-
tyków.
A wśród tych wszystkich zawirowań wyczer-
pywały się siły Doktora Marcina. Słabł z każdym ro-
kiem, z każdym miesiącem. Ale pomocy swej potrze-
bującym nie odmawiał, zwłaszcza jako mediator, siew-
ca pokoju. Po jednej z takich podróży, do hrabiów
Mansfeld, wracał do domu przez rodzinne Eisleben.
Tam stan jego zdrowia gwałtownie się pogorszył.
Zmarł 18 lutego 1546 r.
Niełatwo dziś ocenić jego dzieło. Jako człowiek
budzi sympatię, nawet w swoich zwykłych ludzkich
wadach, których zresztą nie ukrywał. Budził i wów-
czas. Miał wielka moc oddziaływania, siłę charakteru,
odwagę i zaciętość rasowego reformatora. Wiedział, że
nieraz błądzi. „Próbują ze mnie zrobić stałą gwiazdę ‒
rzekł kiedyś ‒ a ja jestem wędrowną planetą”. Wstrzą-
snął Kościołem, zburzył jego jedność. Być może było
to nieuniknione. Być może bez jego odwagi i determi-
nacji nie byłaby możliwa odwaga i determinacja wiel-
kich twórców reformy trydenckiej. Erazm nazwał go
„brutalnym akuszerem”. To prawda. Ale był również
człowiekiem głęboko wierzącym, i ta właśnie wiara
stanowiła jego siłę. A jego słabość, jakże ludzka, była
przecież także poszukiwaniem nadziei.
Bibliografia
Już w 1906 r. bibliografowie naliczyli ponad 2000
tomów poświęconych wielkiemu reformatorowi, nie
mówiąc o tysiącach artykułów rozsianych po czasopi-
smach i o zbiorowych wydaniach dzieł Lutra po łacinie,
niemiecku, angielsku i w innych językach. Uczony
amerykański Roland H. Bainton w dziele Here I Stand.
A Life of Martin Luther (New York 1950; wyd. pol. Tak
oto stoję. Klasyczna biografia Marcina Lutra, Katowi-
ce 1995 Areopag) daje żywo napisaną, bogatą w fakty,
anegdoty, tło historyczne biografię obiektywną i bez-
stronną. Luterański punkt widzenia reprezentuje Dr
Franz Lau (Marcin Luter, Warszawa 1966, Wydawnic-
two Zwiastun). W książeczce jego wartościowa jest
również bibliografia dawniejszych publikacji. John M.
Todd, Marcin Luter, Warszawa 1983 Pax, II wyd.
1997, to ujęcie katolickie i ekumeniczne. Ujęcie trady-
cyjne dał wcześniej wielki katolicki filozof, Jacques
Maritain (Trzej reformatorzy, Luter, Descartes, Rous-
seau, Warszawa, b.d. Verbum). W serii Wiedzy Po-
wszechnej Myśli i ludzie, zawierającej wstęp i wybór
pism omawianych autorów, tom zatytułowany Luter
opracował Andrzej Ściegienny (Warszawa 1967).
Wielki uczony francuski, Lucien Febvre, opublikował
po wielekroć wznawianą książkę Un destin, Martin
Luther (Paris-Bruxelles 1945 i in.), dziś w szczegółach
krytykowaną, lecz z ogólną koncepcją sugestywną i
przekonującą. Dzieło psychoanalityka E. Eriksona (Yo-
ung Man Luther, London 1958) spotkało się z poważną
krytyką, lecz niewątpliwie zasługuje na uwagę jako
przejaw metody badawczej popularnej i odkrywczej,
choć czasem agresywnej. Z dzieł Marcina Lutra ostat-
nio opublikowany został przekład traktatu De Servo
Arbitrio. O niewolnej woli (Świętochłowice 2002, tłum.
ks. prof. dr hab. Wiktor Niemczyk).
Każda z licznych historii Niemiec poświęca oczy-
wiście wiele uwagi Lutrowi i jego czasom. Dobre
wprowadzenie dał Almut Bues (Historia Niemiec XVI‒
XVII wieku, Warszawa 1998 Wydawnictwo TRIO). Po-
dobnie Vivian Green w pracy Reformacja (Warszawa
2000 Wiedza Powszechna) dobrze wprowadza w pod-
stawowe zagadnienia epoki. O luteranizmie polskim
najwięcej wiadomości przynosi dzieło Tadeusza Gra-
bowskiego Literatura luterska w Polsce wieku XVI
(Kraków 1913). Warto zapoznać się z dziełkiem wiel-
kiego uczonego holenderskiego Johana Huizingi Erazm
(Warszawa 1964). Listy ciemnych mężów przełożył i
wydał Tadeusz Brzostowski (Warszawa 1961), a wybór
dzieł Dürera dał Jan Białostocki w książce Albrecht
Dürer jako pisarz i teoretyk sztuki (Wrocław 1956).
Inne nowsze publikacje:
Richard Friedental, Marcin Luter, jego życie i cza-
sy, Warszawa 1992 PIW.
Heiko Oberman, Marcin Luter, człowiek między
Bogiem a diabłem, Gdańsk 1996 Marabut.
Władysław Pabiasz, Małżeństwo i etyka seksualna
w teologicznej refleksji Marcina Lutra, Częstochowa
1993 Wydawnictwo WSP.
Andrzej Tokarczuk, Marcin Luter, Warszawa 1985
KAW.
Władysław Czapliński, Adam Galos, Wacław Kor-
ta, Historia Niemiec, wyd. II, Wrocław 1990 Ossoli-
neum.
Jerzy Krasuski, Historia Niemiec, Wrocław 1998
Ossolineum.