Beriezin Jacek Linia życia

background image

Aby rozpocząć lekturę,

kliknij na taki przycisk ,

który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.

Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym

LITERATURA.NET.PL

kliknij na logo poniżej.

background image

1

Jacek Bieriezin

Linia życia

Wybór poezji

background image

2

Tower Press Gdańsk 2001

Copyright by Ewa Sułkowska–Bieriezin

background image

3

Nowa Fala powraca do morza

Zabieram glos sprowokowany wypowiedziami przyjaciół i kolegów w numerze czwartym

„NaGłosu” * , który jest poświęcony „pokoleniu 68”, a który dotarł do mnie z opóźnieniem.
Swego czasu Bronek Maj proponował mi napisanie wypowiedzi teoretycznej czy
samookreślającej się dzisiaj w stosunku do Nowej Fali, ale jak zwykle nie zdążyłem na czas,
bo byłem wtedy w Alpach, a często wolę się wspinać i robić dużo innych rzeczy, niż pisać.
Dlatego też wolałbym, żeby podmiot liryczny wiersza Adama Zagajewskiego, ów „R” z
wiersza „R. mówi", przemawiał w swoim imieniu – a nie w imieniu jakiejś zbiorowości, np.
artystów – kiedy mówi:

znają nas wielkie miasta, gorący asfalt, dobroczynne damy,
nie widziały nas nigdy pustynie, ocean i gęsta dżungla.

Jeśli chodzi o mnie, to ponad asfalty wielkich miast zdecydowanie wolę pustynie, ocean,

góry, w których spędziłem na pewno większą część życia niż przy biurku.

Wracam jednak do początku. Podobnie jak Barańczak uważam, że termin „Nowa Fala”

jest niefortunny. Kojarzy się zresztą nie tylko z pewnym prądem w kinematografii
francuskiej. Mówiło się także o nowej fali kina angielskiego (reżyserzy: Andersen,
Richardson; filmy: „Sportowe życie”, „Miłość i gniew”, „Samotność długodystansowca”, „Z
soboty na niedzielę” itd.) i nowej fali kina czeskiego (reżyserzy: Miloš Forman, Jirzi Mentzel;
filmy: „Miłość blondynki”, „Pali się, moja panno!”, „Pociągi pod specjalnym nadzorem” itd.)
w latach sześćdziesiątych.

Z kolei „pokolenie 68” to również twórcy, którzy nie mieścili się w ramach światopoglądu

Nowej Fali. Określenie „pokolenie 68”, którego krytycy literaccy nie używali przez długi czas
ze względu na cenzurę, jest lepsze, ale również nieprecyzyjne. Mówi zresztą o tym Julian
Kornhauser pisząc, że Nowa Fala to jeden z kierunków literackich w łonie prądów,
który ma swój początek w okolicach 1968 roku. Nie unikniemy tych wszystkich
nieprecyzyjności, trzeba się więc umówić, że – po prostu – mówiąc o Nowej Fali mówi się o
najlepszych poetach Pokolenia 68, czy też o tendencji dominującej w pokoleniu.

Bo czy Nowa Fala w ogóle istniała? Mój punkt widzenia jest następujący: Nowa Fala

istniała jako formacja światopoglądowa, natomiast nie istniała w sensie jakiejś generalnej
zbieżności poezji czy poetyk, czyli jako „formacja estetyczna”.

To, co nas naprawdę łączyło, a do czego przyczyniło się w wielkim stopniu tak zwane

„przeżycie pokoleniowe”, jakim był marzec 1968, to były wybory światopoglądowe, moralne,
ludzkie, wybory na co dzień, to był bunt przeciwko zniewoleniu jednostki, to była – że użyję
określenia nieco górnolotnego – wrażliwość na tragizm historii i na rzeczywistość właśnie (a
nie na współczesność), o której Herbert na Kłodzkiej Wiośnie Poetyckiej mówił, że jest sferą
działalności poety. Dlatego, to nie ja polemizowałem wówczas z Herbertem. Chociaż, można
powiedzieć – jak to zresztą zauważył słusznie Marian Stala – że w moim szkicu o „Napisie”
próbowałem włączyć Herberta w krąg najbliższej mi tradycji filozofii poezji, co – być może –
było nadużyciem interpretacyjnym, na pewno nie odczuwanym wówczas przeze mnie jako
nadużycie.

Przeżycie pokoleniowe nie było własnością kilku czy kilkunastu poetów. Tysiące młodych

ludzi czuło podobnie. Na szczęście nie wszyscy pisali wiersze. I to właśnie nasze wybory

background image

4

światopoglądowe czy moralne, a nie wzajemne powinowactwa artystyczne powodowały, że
pisaliśmy o tych samych sprawach, choć nie ta sama frazą, nie tym samym językiem, nie w
tym samym tonie, nie w tej samej poetyce. Zdarzyło nam się z Adamem Zagajewskim napisać
identyczne przesłanie, takie samo zdanie, dwa te same słowa: „powiedz prawdę”. Nie wiem i
wydaje mi się zupełnie nieważne, kto je napisał pierwszy. Ważne jest to, że napisaliśmy
je w tym samym czasie, nie znając się jeszcze, nie znając tych dwóch naszych wierszy (nie
były jeszcze wówczas drukowane) i nie komunikując się z sobą. W wierszu „Prawda” z tomu
„Komunikat” Adam pisze:

zaczerpnij najgłębsze warstwy powietrza
i powoli pamiętając o regułach składni
powiedz prawdę do tego służysz w lewej ręce
trzymasz miłość a w prawej nienawiść.

W wierszu „Linia życia” z tomu „Wam” napisałem:

Linia życia w twej dłoni urywa się nagle
Bqdź spokojny Powiedz Prawdę
Dopóki jesteś jeszcze w kręgu światła
Pożegnaj bliskich Opanuj drżenie rąk
napisz list do dziewczyny o dziesięciu dniach
które wstrząsnęły waszym światem.

Wybory światopoglądowe i moralne były wspólne. Wybory języka, poetyki czy tradycji

(co zawsze jest bardzo ważne) były czasem bliskie, ale w gruncie rzeczy pozostawały sprawą
absolutnie indywidualną. Mówienie o wspólnej poetyce, o tym, że wszyscy się upodobniali,
przypominali siebie nawzajem, że pisaliśmy pod sznurek, że – jak to określa Machej –„etyka
zdominowała poetykę” lub odwrotnie, jest kompletnym nieporozumieniem, jeśli nie złą wolą.
Nie istnieje etyka bez poetyki, poetyka bez etyki, forma bez treści i treść bez formy. Istnieją
wiersze bardzo dobre, dobre, lepsze lub gorsze, które zawsze są całością. I mówię tu o
najlepszych poetach pokolenia, a nie o naśladowcach. Trudno – i jest to moje głębokie
przekonanie – naprawdę bardzo trudno nie odróżniać młodej Ewy Lipskiej od młodego
Barańczaka, czy młodego Zagajewskiego od młodego Krynickiego. Wszyscy oni od początku
byli indywidualnościami. (Nie lubię mówić o indywidualnościach ukształtowanych lub nie
ukształtowanych do końca.) To tylko oficjalna krytyka usługowa starała się przylepić
Pokoleniu 68 etykietkę „stadności”.

Co zostanie z poezji Pokolenia 68? Nie wiem i nie do umie należy osądzać. Mogę tylko

podzielić się. odczuciami, owym – jak powiada Barańczak – „dreszczem, który przebiega po
krzyżu”, co rzeczywiście dla poważnych badaczy może zabrzmieć jak herezja lub żart. Kto
jest mi najbliższy, kogo najbardziej cenię z kolegów poetów Pokolenia 68? Najbliżsi mi: to
Barańczak, Zagajewski, Lipska, Krynicki, Kornhauser. Trochę brak mi w czwartym numerze
„NaGłosu" Leszka Szarugi (szczególnie z nowych wierszy), przypomnienia działalności
kabaretu Salon Niezależnych oraz grafiki i rysunków Wojtka Wołyńskiego. Wracając do
poetów; najbliższy mi jest, jako przyjaciel, ale także paradoksalnie – jako poeta, Stanisław
Barańczak. Paradoksalnie, ponieważ zdaję sobie sprawę, że Staszek nie może lubić moich
wierszy, mimo że napisał przedmowy do tomu „Wam”, bo przecież za bardzo się różnimy. W
największym uproszczeniu można by powiedzieć, że dla Staszka nie istnieje dobra poezja bez
nowego, indywidualnego języka poetyckiego, a ja pragnę stworzyć coś nowego za pomocą

background image

5

języka znanego i używanego.

Staszek jest tytanem pracy. Prawdę mówiąc, nie wiem, jak on to robi. Bardzo dużo

tłumaczy, co na pewno wzbogaca jego osobowość poetycka i – że użyję słowa, którego nie
rozumiem – warsztat. Jest bardzo aktywny także w innych niż poezja rodzajach wypowiedzi,
co mnie cieszy, ponieważ nie mam zaufania do poetów, którzy piszą za dużo wierszy.

Konstandinos Kawafis pisał bardzo mało, Dylan Thomas niewiele, Herbert pisze mało,

ale każdy jego wiersz jest głębokim przeżyciem intelektualnym i emocjonalnym, każda jego
krótka proza poetycka jest perłą, małym arcydziełem, mądrym, czasem ironicznym, czasem
dowcipnym, zawsze celnie spuentowanym. Z bogatej twórczości poetyckiej Miłosza
pozostanie po latach prawdopodobnie mniej wierszy niż z twórczości Herberta.
Zaryzykowałbym twierdzenie, że – być może – twórczość eseistyczna Miłosza przewyższa
rangą jego twórczość poetycką.

Ale to tytułem dygresji. Wracając do rzeczy, należy powiedzieć, że szczególnie w

ostatnich zbiorach wierszy Barańczak udowodnił nam, iż – parafrazując słowa Jesienina –
jeśli anioły w duszy się gnieździły, to demony także w niej mieszkały. Staszek mógłby jednak
przestać kokietować nas swoim „mieszczańskim” życiorysem. Przecież w poezji – aż trudno
przywoływać taka oczywistość – najważniejsze są przygody duchowe i „krótkie spięcia”
naszego „ja” z rzeczywistością. Kondycja ludzka jest – znowu powiem rzecz powszechnie
znaną – tragiczna niezależnie od tego, czy określony człowiek jest poszukiwaczem przygód,
urzędnikiem lub profesorem. Poezja jest nazwaniem, ale i oswajaniem tego
dramatu.

Adam

Zagajewski

to

osobowość

bardzo

złożona.

Potrafi

zachwycić

niesłychanie precyzyjnym opisem stanu rzeczy, nazwaniem, przeczuciem, subtelną refleksją,
ironiczną mgiełką, a w innych momentach kompletnie wyprowadzić z równowagi swoim
byciem w artyzmie i dla artyzmu. Ostatnio zdenerwował mnie nadgorliwym
antykombatanctwem. Gdy Adam pisze, że nic obchodzi go Nowa Fala, chociaż należy ona do
jego życia, tak jak pierwsza komunia święta i mecz piłkarski Polska – ZSRR na stadionie
w Chorzowie, to jest w tym jakaś prowokacyjna prawda – ale leż i trochę minoderii, bądź
niepotrzebnej kokieterii. Adam ma sporo wierszy pięknych i przejmujących, jak choćby
mój ulubiony „Jechać do Lwowa”, ale żałuję, że niektóre wiersze Adama nie zostały
rozwinięte w eseje. Ostatecznie, nie każda lektura filozoficzna musi kończyć się napisaniem
wiersza.

Te kilkanaście zdań o Barańczaku i Zagajewskim to luźne impresje, napisane tak sobie, en

passant. I tak właśnie, a nie inaczej należy je traktować. Gatunek literacki – luźna wypowiedź
towarzyska.

Czas już kończyć refleksje o tym, co nie jest zakończone. Żyjemy

i piszemy dalej. Nowa fala uderzyła o brzeg i powraca do morza. Do tego co żyje i przetwarza
się w nas, do tego co jest również zwarciem z rzeczywistością, co jest tradycją i
współczesnością zarazem, co tworzy teraźniejszość przeszłości.

O przyszłości wolę się nie wypowiadać. Swego czasu za dużo poetów mówiło o

przyszłości lub o świetlanej przyszłości. Zostawiam więc tę domenę astrologom, którzy są
przecież na swój sposób poetami.

* W 1991 r. w 4 nr „NaGłosu” zamieszczony został apel Redukcji do Czytelników
zapraszający do dyskusji na temat Pokolenia 68 i Nowej Fali. Udział w niej wzięli, m. in.:
Julian Kornhayser, Adam Zagajewski, Stanisław Barańczak, Marian Stala, Zbigniew Machej i
Tadeusz Nyczek (przyp. red.).

background image

6

Matka

Znałem ją z portretów
dawnych mistrzów
ale były tu twarze
otrzymujące słodycz światła
farby pastelowe
rzewne i ciepłe

Chropowaty blask skóry
odrapanej codziennością
powieki walczące ze snem
twarz ukryta w dłoniach
ręce trzymające garnek
– to widoki prawdziwe

W zimowe wieczory
gdy leżę już bosy
stąpa cicho
podchodzi na palcach
i wkłada mi pod powieki
bajecznie kolorowe księżyce

1966

background image

7

Modlitwa

mojemu ojcu, partyzantowi AK

O ziemio powróć do rąk naszych
okryj nas chwały wieczystej żałobą
byśmy nie mieli tajemnic przed tobą
i skrzydła burzy upiętego w twarzy

O ziemio w twoim twardym leżu
kręgosłup karabinu w piasku
próchno na kolbie świeci chorym blaskiem
leży w zasiekach drutu Bóg

O ziemio w bólach rodząca ogień
pod zadymioną i daleką gwiazdą

background image

8

Las

Mam las brzozowy wycięty z dzieciństwa
huczą w nim sowy śniegu nad okopem
ziemia z łoskotem zapadła w pamięć
drewniane wspomnienia wyrastają krzyżem

Mam las brzozowy wycięty z dzieciństwa
w nim każde drzewo nawet jego zamysł
sprawdzam czy będzie rzeczą stosowaną
badam ostrożnie dotykiem i krwią

Mam las wycięty w pień z dzieciństwa
co dziś wygląda jak spłowiały płaszcz

Dokąd odchodzę gdy ogień las trawi
W jakich popiołach odciskam swój ślad

background image

9

Teraz już ujrzę

Ewie

Teraz już ujrzę tamtą stronę ognia
dotąd niepełny z grudą u powieki
tak mało kocham pozostając sobą
tak dużo mówiąc kiedy mówię „kocham”

Jesteś jedynym i już bliskim progiem
każdym milczeniem mówiąc tylko dla mnie
a jest to język zapomnianych znaczeń
który zakłada jedną tylko prawdę

Powiedz co bywa – bywa nieprzerwane
nocne odloty ziemi ciągły upał żył
nie korzystając z daru zapomnienia
wciąż po raz pierwszy wieszaj w oknie świt

Powiedz co bywa – bywa nieskończone
i choć wiara ta zbędna aby umieć przeżyć
jeszcze nieśmiało z wyroku nadziei –
wierzę – żyjemy by od nowa wierzyć

background image

10

Przebudzenie

Witkowi Sułkowskiemu

Nieostrożne ranne przebudzenie. Przypływ spojrzenia.
Rodzę się na kamieniu. Codzienności.
Do morza spojrzeń dokładam swoje spojrzenie.
Zapominam, że niosę niebo odbite w oczach.
Dzień klęczy na skraju snu i jawy.
Dzień z kamienia. Dzień bez nadziei.
D z i e ń g ł u c h o n i e m i e j ą c y .
Dzień nowych pytań. Dzień bez odpowiedzi.
Świat zatrzaśnięty w ramy okna.
Powoli mija sen. Sen śniący mimo wszystko.
Sen o odwadze. Sen o spojrzeniu.
Sen o odwadze spojrzenia.

background image

11

Do młodego poety współczesnego

Andrzejowi Biskupskiemu

Czym jest poezja, która nie ocala
Narodów ani ludzi?

Twoje czyny już zawsze zostaną nadzieją
choć znasz ich cenę tak jak znasz te słowa
wpychane poecie z powrotem do ust
opowiedzieć o nich można tylko kłamiąc

Znasz już nieufność Ten wiersz choćby skłamał
nie zdoła ocalić narodów ni ludzi
lecz spróbuj jeszcze nazwać to bogactwem
to że ocalasz nim człowieka w sobie

I znowu piórem odkrywasz pogardę
broń nieprzydatna dla nas czuwających
wiarą podszytych lub usypiających
z tym wierszem o tym czego jeszcze nie ma

Cokolwiek jednak opowiedzą o nas
kiedy ciemności porażają twarz
zostają jeszcze ramiona i myśli
i światło dzienne kilku kruchych prawd

1967

background image

12

Pozwólcie...

Tomaszowi Burkowi

Pozwólcie patrzeć na zrudziałe pole
do zaprószenia oka sypką grudą
odejść w korzenie by spojrzeć od wewnątrz
i raz doświadczyć mądrości kamienia

Pozwólcie zaszumieć koronami kłosów
w prawdziwym powietrzu przelotnością ptaków
rozpoznać serca czule te dalekie gwiazdy
udowodnione w płomieniu otwarte na oścież

Pozwólcie mówić zawsze jasnym głosem
rozpoznawalnym na pierwszy rzut słowa
uwierzyć w prawdę w tę słoneczną bliznę
w miłość wierną na miarę oddalenia

Pozwólcie umrzeć zanim umrę w sobie
w pożodze trwogi w zamieci kamieni
w zakutym w gardle oddechem znużonym
uderzyć twarzą w pociemniałą ziemię

background image

13

Elegia II

Pamięci Andrzeja Bursy

Ta chwila krótka – pogrzeb kroków
wciąż niespokojnych smagających ziemię
teraz bezwolnych – czy za wiarę
że człowiek musi być człowiekiem

Ta chwila krótka – raca mrozu w oczach
w szczelinach powiek zatrzymana gorycz
już głos się węgli – płuca zapalone
do końca krzyku wyrywają oddech

Ta chwila krótka – usychają drzewa
„Hamlet kryguje się do śmierci”
zadrwi z widowni – liście spadną z nieba
stopi się w oczach złota blacha słońca

background image

14

Pegaz

Na pewno nie jest potomkiem Anglika ani Araba. Ryża szczotka za-
miast ogona i odstające uszy wskazują raczej na pochodzenie niejasne. Je-
dynie oczy błyszczą jak Syriusz prawdziwie zwierzęcą dobrocią. Wieczora-
mi przychodzi do mnie. Palimy „Sporty” i rozmawiamy do późna o nowych
proroctwach i cenach siana. Czasem bierze mnie na grzbiet i cwałujemy
przez epoki w bezskutecznej ucieczce przed piołunową gwiazdą apokalipsy.
O północy musi iść spać. Ponieważ nie jestem w stanie go wyżywić, dorabia na pół etatu
w transporcie miejskim. Woli raczej wywozić śmieci, niż występować w powieściach
Sienkiewicza.

1969

background image

15

Wygnańcy

Czesławowi Miłoszowi

Idą i echem kroków biją w niebo
Pragnąc zachować swe rysy do końca

Niczego więcej zabrać im nie można
Wygnanym z ziemi odartym ze słońca

Spod żagli gnanych przypadkowym wiatrem
Echo przenosi sygnały do portów

Gdzieś pod osłoną nieprzychylnych brzegów
Rozdrapią kamień i przysypią oddech

1969

background image

16

Elegia [III]

Popiele wiersza piękny i bezradny
Przywracaj życie osieroconym czasom

Błogosław kroki wchodzących na szczyty
ulecz ranę powietrza za spadającymi

Tym co zdążyli zwyciężyć daruj gałązki oliwne
z mroków wydobądź dobroć i przywróć im sumienia

Posyłaj bohaterów do armii która przegrywa
lub powytrącaj miecze stojącym w równych szeregach

Popiele wiersza piękny i bezsilny
wygnańcom przenieś góry przez ocean

Zawróć wiatry i powieki podnieś czekającym
niech ujrzą upragnione białe żagle na morzu

Pokochaj ludzi lecz nie miej narodów wybranych
w nich rodzą się prorocy marzący o imperium

Wiarę odbierz konającym a daj tym co zostają
rozwiewaj kłamstwa mitów i uczyń duszę śmiertelną

Popiele wiersza piękny i bezbronny
nadzieję ześlij tym którzy nie wiedzą

I pozwól odejść tym którzy chcą odejść
świadomie z okiem niewzruszenie czystym

1970

background image

17

Mandelsztam

Zmowa ciemności. Ścisk w pociągu.
I bledną dzienne sny.
Wszystko gdzieś niknie. Mroźny blask,
Pociąg i sen i my.

Dzisiaj żółw–lira i słońce Epiru.
Czas nędzy majaki gna.
Szczęśliwe wyspy i błękit Hellady,
A jutro pot i strach.

Samowar szumi. Kipi noc wzburzona.
Wstrzymany zegarów bieg.
Czas ruszyć wzorem achajskich mężów
Po złote runo i krew.

Jest święta wyspa gdzie Jenisej huczy,
Gdzie wilk nie kona jak wilk.
Kłami chce walczyć o wolność i życie,
A wkoło pustka. I Nic.

Czas przyszedł wilkom przyjaciołom
Serdeczną podawać dłoń.
I wyrwać twarze z sieci utrudzenia,
I oczom dać złudną broń.

Noc od słów gęsta. Kobieta z obrazu
Ma uskrzydlony i lekki krok.
Otworzą jej ciało. Czapkę frygijską
Pochłonie ludzki skowyt i mrok.

Kto milczy zdaje się zezwalać.
Dzień wyrwał sen z powiekami.
A wrony ścierwo lepkie od kiwi
Darły dziobami i szponami.

Już Władywostok. I przerwa w podróży.
A pociąg toczył się dalej.
A mnie się śniły wzgórza Pierii,
Kamiennej i doskonalej.

1970

background image

18

Przychodzą po mnie

Mówią: przychodzimy po pana
Odpowiadam im uprzejmie choć stanowczo
że niestety
nie zdążyłem załatwić pewnych ważnych spraw
ba
nie zdążyłem nawet uporać się z sobą
Tłumaczą mi (równie grzecznie choć stanowczo)
że nie można odkładać Uroczystości
że kat Jej Królewskiej Mości
od jutra ma przejść na emeryturę
że sam obrządek wpłynie zapewne kojąco
na rozdygotane nerwy następcy tronu
co może mieć kolosalne znaczenie dla kraju
Odpowiadam że niestety mam żonę i dzieci
(co jest nieprawdą)
którym muszę zapewnić utrzymanie
Nie dają się przekonać
Wtedy jednemu z nich podsuwam tabakierkę
Kicha i odpada mu nos
Chwytam za nos i zaczynam nim wywijać jak szablą
Przypadkowo kładę obydwu wysłanników na łopatki
Później wszystko staje się proste
We fraku jednego z nich wychodzę
i częstuję zdobycznym „Carmenem”
(sam palę tylko „Sporty”) strażnika
z którym za pół godziny rozpoczynam rewolucję pałacowa
(jak dotąd w naszym kraju wszystkie się udawały)
w wyniku której zostaję obwołany dyktatorem
i trybunem ludowym zarazem
Na mocy pierwszego dekretu rozwiązuję wszelkie umowy społeczne
oraz więzy międzyludzkie
i idę na piwo do kawiarni „Kameralna”

Stworzywszy w ten sposób sytuację prawdziwie rewolucyjną
przekonywuję znajomego policjanta
że oświecony absolutyzm jest lepszy od demokracji

1970

background image

19

Bezsenność I

Wóz z bańkami na mleko zatrzymał się przy sąsiedniej bramie
Ulica wybucha łoskotem żelastwa
Za oknem nic się nie zmieniło
Trochę dalej leż nie
Eskalacja wojny w Wietnamie
Kometa spadła do oceanu
Aleksander Dubczek usunięty z KPCz
Komandosi palestyńscy porywają dwa samoloty
Nasz brak miłości Nasze kłamstwa codzienne
Wiele wojen o których nie pisze się w gazetach
Poeta wyskoczył z dziesiątego piętra wieżowca i spadł na jezdnię
pod nadjeżdżający tramwaj który obciął mu skrzydła
W łóżku zostawił literacką kurwę
a w popielniczce dziesięć niedopałków
Na drugi dzień był wielki
a na trzeci znów żywi mieli rację
Młode małżeństwo – członkowie spółdzielni mieszkaniowej –
poszukuje pokoju w centrum miasta
i wielu innych rzeczy
Młode małżeństwo prosi o przydział mieszkania kwaterunkowego
i prawa do obecności
Czy można prosić o .....................................................................
Owszem prosić można
Głowę do przebijania muru w dobrym stanie
tanio sprzedam – tel. 857 – 02
Oddać Andrzejowi 200 złotych
Zapłacić raty za następny kawałek życia
Skąd wziąć forsę – do rozwiązania
Udawać że się czegoś nowego nauczyłem
Odwalić część edukacji państwowej
tzn. nauczyć się czegoś niepotrzebnego
z niepotrzebnego przedmiotu przez który mogę zawalić studia
Udawać że jeszcze w coś uwierzę
albo udawać że już w nic nie uwierzę
Przespać się z pewną damą z elity
która ma mi załatwić pracę po studiach
(Dama to taka sama kurwa jak kurwa
tylko że siusia perfumami)

background image

20

Zegarek Użyć wreszcie glimid
Nie myśleć
Myślenie ma kolosalną przeszłość
Rozluźnić mięśnie Oddychać głęboko Liczyć
Jeden
dwa
trzy
cztery
pięć
sześć
siedem
osiem
dziewięć
dziesięć
jedenaście
dwanaście
trzynaście
czternaście
piętnaście
szesnaście
siedemnaście
osiemnaście
dziewiętnaście
dwadzieścia
dwadzieścia jeden
dwadzieś.............
(Właściwie liczyłem do trzech tysięcy dwustu czterdziestu dwóch...
ale by mi nie wydrukowali)

1970

background image

21

Rzecz

Z rzeczą niematerialną należy się obchodzić niezwykle ostrożnie.

Chronić od wilgoci i chłodu. Także od upału. Najlepsza jest temperatura
pokojowa. Polerować codziennie. Najlepiej pawim piórem lub szczoteczką
do zębów. W dni świąteczne unikać ustawiania jej w pokoju w miejscach
bardziej eksponowanych. Może się stremować i ulotnić.

Uwolnieni od niej możemy już odejść w krainę zegarów i
bezkonfliktowego życia zbiorowego.

background image

22

Piec

Siedzimy razem w pokoju. Piec i ja. On jest bardzo stary i przepalony. To nas jeszcze

dzieli.

Ma już dość sadzy, dymu i skażonego czadem powietrza. Marzy

o spokojnej starości upływającej przy lekturze wielkich filozofów, w pokoju pełnym
kaloryferów i pelargonii.

Kiedy buntował się i wybuchał gryzącym dymem, zaczęto go przebudowywać. Wbrew

jego woli. Siedzi teraz w swoim kącie osowiały i bez
nadziei. To nas łączy.

W sumie jest zimno, bardzo zimno.

background image

23

Świnia

Przez przypisywanie jej nadmiaru cech ludzkich została znieważona

i ośmieszona. Prawie przez wszystkich. Jej świadomość ludzkich nieprawości nie ma sobie
równej.

Prostoduszna i tolerancyjna nauczyła się wybaczać bezinteresownie, bez obietnic

pozaziemskich rozkoszy.

Przypadek osobliwy, nie znany w historii religii, i heroiczna postawa godna najwyższego

szacunku.

background image

24

Zegar

Oprawca wymierzający dokładnie czas niewypełnianych obowiązków. Jego wnętrzności

mają w sobie coś z precyzyjnych i użytecznych
reliktów przeszłości, np. gilotyny, koła do łamania żeber. Przyszłości nie
widać. Ani szybko ku niej biegnąca wskazówka duża, ani powolna mała
nie potrafią wyjść z zaczarowanego koła, z zaklętego kręgu biurokratycznej powtarzalności.
Nic z metafizyki, nic z mistyki tajemnicy.
Apologeta codzienności i zastanych porządków, piewca stagnacji,
niezmienności i szarzyzny. Wnętrze katowni. Bezczelność posunięta tak
daleko, że nie łudząca nas niczym, żadnym mirażem.
Mamy takie zegary na jakie zasłużyliśmy.

1971

background image

25

Wam!

Wam, zwykłym czytelnikom prasy codziennej
(sprawozdanie z wojny, sprawozdanie z obrad, doniesienia z raju, kronika
wypadków, wyniki gier liczbowych, powieść kryminalna plus ogłoszenia
drobne)

Wam, zwykłym oglądaczom programów telewizyjnych

(dziennik telewizyjny, kapitan Klos wykonał zadanie, mistrzostwo w jeździe
figurowej, spotkanie z cieniem Jana Kiepury, Dziewczęta z Nowolipek)

Wam, zwykłym i sympatycznym radiosłuchaczom
(rozrywka – gra polska kapela pod dyrekcją Feliksa Dzierżanowskiego,

Moskwa z melodią i piosenką słuchaczom polskim, Program z dywanikiem,
kultura – Nasze zwykłe sprawy, Dobranocka, Z partyzanckiej

płytoteki, dziesięć minut z Violettą Villas po powrocie z Las Vegas,
pięciotysięczny odcinek powieści radiowej Matysiakowie)

Wam, zwykłym pasażerom dziennych i nocnych tramwajów
(z pracy do pracy, z pracy do pracy, z pracy do pracy, z pracy do pracy,
nie pchaj się pan, to pan się nie pchaj)

Wam, znającym Marksa z fotografii w „expresie wieczornym” i z reprodukcji

pierwszomajowych (zbiórka, trzy godziny czekania, trzy setki w restauracji
na rogu i okrzyki „niech żyje!” przed trybuną)

Wam, zwykłym entuzjastom ustawy o pasożytach,
krótko ostrzyżonym i podgolonym (strzyżenie podstawą ładu)
pijącym piwo i w pogoni za kulturą szturmującym drzwi nocnych lokali

Wam, wtopionym bez reszty w idealne społeczeństwo,

śpiewającym „sto lat” i „czerwony pas” na rodzinnych przyjęciach
obfitujących w kiełbasę, na którą w pocie czoła zapracowaliście

Wam, ludziom zwykłym choć naprawdę myślącym
o niedzielnym obiedzie, o szóstce w Toto-lotka,
pragnącym spokoju i wspólnoty z tłumem, masą, społeczeństwem

Wam, którzy jesteście pod wpływem przemożnej logiki

codzienności, konieczności, strachu i podłości

dalszego socjalistycznego rozwoju osobowości

życzy święty Mikołaj

6 grudnia 1971

background image

26

Święta Bożego Narodzenia

Na całym świecie rozpoczęło się świąteczne
zawieszenie broni i praw dialektyki
Czekało nas kilka spokojnych ahistorycznych dni
szedłem ulicą Obrońców Stalingradu
Była noc Z domów odpadła secesja
Dwóch mężczyzn biło się przed Sejmem
nadjeżdżał świątecznie odprasowany patrol
na Placu Wolności spawano szyny
W neonie PZPR PRZODUJĄCA SIŁA NARODU
nie paliło się kilka liter
jak w większości neonów reklamowych w naszym mieście
KAŻDY POŻAR NISZCZY MIENIE SPOŁECZNE I OSOBISTE
wieszczyła brama remizy strażackiej
Myślałem o pożarze serca i mieniu osobistym
Włodzimierza Majakowskiego
a także o wszystkich innych argonautach
bardziej odważnych bardziej zrozpaczonych
o ich ewolucjach i rewolwerach

Na całym świecie rozpoczęło się świąteczne
zawieszenie broni i praw dialektyki
Czekało nas kilka spokojnych ahistorycznych dni
Faszyści zmienili koszule z czarnych na non–ironowe
w wierszu Ryszarda Krynickiego i w rzeczywistości
nadal nie było wiadomo
kto zajmie miejsce U Thanta
Nadal jesienne Święta bez opadów śnieżnych
Tramwaj mijał patrole Patrole mijały tramwaj

Zaczynało się jutro

1971

background image

27

* * *

Pasażer wielu dworców Rozbitek kilku podróży
(moim prawdziwym domem jest rozogniona bezsenność
nie przewidziałem podróży w twoje znajome brzegi
w cudze na nowo brzegi twoich warg i piersi
w rżyska twoich krótko ostrzyżonych włosów
w wierność twoich myśli w dzwonnice oddechów
w urwiska twego płaczu w stromość twego śmiechu

Na brzegu białej kartki niepowstałego listu
na brzegu życia i na brzegu brzytwy
na brzegu krwi na najwyższych strunach świadomości
na brzegu twojej odwagi i nieprzebytej rozłąki
na brzegu pięknej stromizny zgody na rozłąkę
na wysokim brzegu ostatniej pierwszej miłości
na ostrzu najbardziej karkołomnych myśli
Kocham Cię

luty 1972

background image

28

Emigracja

Śpieszyłem się bardzo żeby zdążyć na statek pijany
który odchodził z dworca wschodniego o godzinie 6

40

Walizka była spakowana Potrzebowałem tylko trochę książek
jak każdy zwykły choć myślący człowiek

Po zanegowaniu związków przyczynowo–skutkowych
rewolucji w sferze świadomości oraz piękna i szczęścia
(patrz księgi Sankhja: ten kto potrafi rozróżniać
uważa ludzkie szczęście za rodzaj cierpienia)
nic mnie nie łączyło z tym miastem

Na moje pytanie jak daleko stąd do Indii
milicjant odpowiedział twierdząco
a przede wszystkim zgłosił poważne pretensje
o to że przestałem pisać wiersze
pozbawiając go tym samym życia wewnętrznego

Na ulicy tramwaje jazgotały radośnie
Syzyf toczył swój kamień Rozwożono mleko
Na pozór wszystko wyglądało normalnie
My jak zresztą wszyscy zwyczajni niewolnicy
nie przekraczający lądu ustalonych porządków
mający za sobą dwudziestowiekowe doświadczenia
udawaliśmy że nic się nie stało
i czekaliśmy na przyjście nowych barbarzyńców

Wczorajszego wieczoru wyrokiem sumienia
odebrałem sobie prawo do wewnętrznej emigracji
Nie bez wysiłku zamknąłem za sobą ciężkie drzwi
jedynego niemożliwego wyjścia
Próbowałem zająć się czymś zwyczajnym i na początek
starłem ślady krwi z kilkuset zabitych książek
Tradycyjne metody przezwyciężenia poczucia osamotnienia
znane mi z lektury Fromma i praktyki życia
tym razem nie zdały egzaminu (jak zresztą przewidywałem)
Zacząłem czytać rozkład jazdy niepewny
czy zwracać uwagę na przyjazdy czy na odjazdy pociągów

Zdarzyło się to wszystko jednego zimowego wieczoru
gdy bezradność słów zajrzała mi prawdą w oczy

background image

29

Teraz śpieszyłem się żeby zdążyć na statek pijany
który odchodził z dworca wschodniego o godzinie 6

40

chociaż wiedziałem że nie ma już żadnych statków pijanych
że pewne podróże są jak zawsze niemożliwe

Podróż od kresu nocy i milczenia miała smak krwi
a jednak z kątów wyłaziła ciągle nędza codzienności
Nadal nie mogłem zrozumieć chociaż wiele wiedziałem
Torturowane pióro uparcie odmawiało zeznań

Wreszcie buchnęło światło Z otwartych żył

background image

30

Próba opisu

Ciało można opisać wzruszeniem
które podchodzi do przymkniętych powiek
gdy w przymierzu skóry napiętej do bólu
zwiedzają je spragnione dłonie

Spojrzenie można opisać wybuchem pamięci
w chwili gdy przywołasz twarz tamtej legendy
gdy sen jej przerwiesz a nie spłoszysz rysów
i przywrócisz ziemię wracającym stopom

Miłość można opisać cierpieniem
niosąc tę nieobecność w sobie
co wciąż się budzi o tej samej porze
dając ci słowa nigdy nie mówione

Nadzieję można opisać okolicą progu
nieomylnym znakiem czyjegoś powrotu
gdy równinę bierzesz w posiadanie oka
i niebo w promieniu światła spada

background image

31

Platon

Nie mam do niego pretensji o to, że chciał mnie wypędzić z Republiki. Wiem, że składał

mnie na ołtarzu w ofierze żywiołom jasnym i życiodajnym. Wiem, że byłem tylko cieniem,
spoza którego pragnął dotknąć istoty rzeczy i zyskać wiedzę p e w n ą .

Jasność sylogizmu przeciw ciemnej i strasznej jak noc mocy meta-

fory, rodzącej dramat i n i e p e w n o ś ć , budzącej chaos i przerażenie.

Jego jednowymiarowe państwo, płód ciężkiej fantazji, nie było jeszcze najgorszą z tyranii.

Poza tym żyło na pergaminie.

Współczesny Platon nie jest filozofem.

background image

32

Zdarzenie

Wszyscy czekamy na to zdarzenie. Ma ono wytracić nas z zardzewiałych trybów dnia,

pojednać z sobą, przywrócić równowagę żywiołom.

Wreszcie przychodzi list. Otwieramy go drżącymi rękami i z należytą powagą. Dopiero po

chwili wraca nam zdolność czytania. Wydział Finansowy zawiadamia nas o obowiązku
zapłacenia zaległego podatku od posiadania psa.

Koperta jest w pomiętym kolorze nadziei.

background image

33

Byłem

Byłem tak blisko Twojej twarzy, że zatrzymałaś mnie w objęciach powiek.
Byłem tak blisko Twoich piersi, nieruchomych jak przycichły zamęt.
Byłem tak blisko Twojego brzucha, pulsującego rytmem podziemnych rzek krwi.
Byłem nami w Tobie, byłaś we mnie nami, byliśmy w sobie przerażeni i szczęśliwi z

utraty poczucia granic własnego ciała.

Byłem w tym głosie, w którym – zdumiony – rozpoznawałem swój głos.
Byliśmy tak blisko w milczeniu, szukając siebie, niepewni, czy

wzięliśmy całe swoje istnienie we wszystkim.

Odnajdując się w sobie byliśmy jedynym sobą, we wszystkich

stronach życia tak jedynie tacy sami.

background image

34

Szachy

Nawet koń ma już tego dosyć. Parska gniewnie i wierzga. Król, bardzo zmęczony ciągłymi

nawrotami historii, ulokował się w cieniu wieży i śpi. Od czasu do czasu budzi go jakiś
goniec i zmusza do przeniesienia się w inne miejsce. Większość zwykłych piechurów już
poległa. W obydwu armiach panują nastroje pacyfistyczne.

Tylko dwaj dziarscy hetmani nadal szafują zlotem, obietnicami i cudzą krwią. Gdyby nie

ci – ongiś wybrani z braku mądrych kandydatów – wojna dawno by się skończyła.

background image

35

Sezon w piekle

Na wszystkich dworcach świata na których nie byłem
(brak pieniędzy paszportu i tylu innych rzeczy)
na szczytach wszystkich gór których nie zdobyłem
w buddyzmie zen
szukałem sposobów wyzwolenia
Kiedy dzień był zbyt wielki by się w nim odnaleźć
kiedy noc obdarzała jedynie bogactwem bólu
ściskałem ręce tych którzy jeszcze nie sprzedali swych rąk
których usta i oczy pozostały spragnione
Po ostatnim sezonie w górach
postanowiłem spędzić sezon w piekle
Usiłuję bezskutecznie poprawić swój nieudany życiorys
niecenzuralny ze względu
na słowo bezdomność słowo wygnaniec słowo wolny
i wyrażenie frazeologiczne wewnętrzna emigracja
W sferze obyczajowości obowiązuje większa tolerancja
nie muszę więc ukrywać na dnie oka
wszystkich kobiet które były zegarami słonecznymi
Po ostatniej została mi szpilka do włosów
Obawiała się że mnie pokocha
Nie będę ukrywał mojego cierpienia
Cierpię na niedorozwój uczuć
słabą wolę potrzebę silnych wrażeń
nieumiejętność żmudnej pracy bez perspektywy
natychmiastowej satysfakcji
Cechy te dają w sumie skłonność do anarchii
narkomanii i alkoholizmu
Jedną piątą życia będę czekał na mieszkanie
jeśli uda mi się przeżyć to najsmutniejsze popołudnie
Otworzę sobie telewizor w samą porę
aby zobaczyć jeszcze wyścig zbrojeń
wyścig pokoju a także moment uroczystej dekoracji orderem

background image

36

Dopóki są te stosy...

Zbigniewowi Herbertowi

Ci którzy umarli przychodzą do nas
niespodziewanie i o różnych porach
Stukają do drzwi skrzypią pod podłogą
jakby chcieli się dostać
do naszego ziemskiego raju
choć wiedza że nasz raj jest stosem
na którym się umiera lub stosem ofiarnym
na którym płoniemy wszyscy
mimo że jest jeszcze światło które niesiemy w sobie
na północ i południe
z tą wieczną nadzieją odwiecznym lękiem
Dopóki są stosy którym jesteśmy winni
dopóki ich gałęzie dławią nas
wychodzą przez usta zasłaniają okna
dopóki są te stosy
żyjemy przeciw i dzięki nim
A jednak wierzę głęboko
że czeka nas los straszny
któremu niezmiennie wychodzimy naprzeciw

background image

37

* * *

Niech zmęczenie ogarnie wszystkie nasze drogi
Smugą deszczu przejdzie po gorących twarzach

Kojącą muzyką zagra nieznużonym
a szczęśliwym przyniesie ulgę wątpliwości

I niech sen ogarnie wszystkie nasze noce
Dobrodziejstwa zatopi w rzece zapomnienia

Niech będzie bardziej gorzki od piołunu piołun
Miłość niech będzie bezdomna i niema

Wolność niech będzie nadal niebezpieczna
Prawda daleka i obecna ziemia

background image

38

W połowie życia

W obcym mieście W pokoju hotelowym o dwóch wyjściach
przez drzwi na schody i przez balkon na jezdnię
W pokoju hotelowym ze śladami pobytu
referentów aktorów ministrów i rolników
W pokoju pamiętającym defloracje i spiski
miłosne szepty ważne sprawy i kaszel gruźlików
W obcym mieście Zbudzony w środku nocy
w pokoju hotelowym o dwóch wyjściach Śmiertelnie zmęczony
bo nie wypadało zawracać w połowie snu
i jak zalecał poeta trzeba było dośnić do końca
bo rzeczywistość była złym snem w środku nocy
wszystkie niepokoje którymi żyłem i dzięki którym żyłem
które trzymały mnie w szponach uszczęśliwiały rzadkim rozbłyskiem
wracały w ciągu tej nocy w ciągu wszystkich godzin
ostrych jak brzytwa o których nie zdążę opowiedzieć
Widziałem zakrwawione ręce ludzi o czystych rękach
i innych ludzi dźwigających ołów w sercu
Bohaterowie byli naprawdę zmęczeni lub nie było bohaterów
Prometeuszowi przeszczepiano wątrobę
Radio nadawało komunikat specjalny
Kobieta z którą widywałem się najczęściej na dworcach
całowała mnie w kilku listach na zapomnienie
Ci którzy mieli kłopoty z zaaklimatyzowaniem się w codzienności
wrażliwi i nieprzystosowani
(wojsko by się przydało wojsko by wychowało)
nadal próbowali ruszyć z posad bryłę kamiennego świata
Na ulicach polewaczki zmywały krew z bruków i domów
a prorocy biblijni śpiewali piosenkę o następnym pożarze
Większość ludzi trwała w oczekiwaniu na poranne gazety
by dowiedzieć się nareszcie o ruchach wojsk w Wietnamie
zamieszkach w Belfaście podróżach mężów stanu
Bezrobotna sztuka jak w znanym aforyzmie
została zaangażowana pracz kilka instytucji
Można było się buntować Oczywiście w rozsądnych granicach
Ze ściśniętym gardłem ze świadomością szaleństwa
spokojnie pozwalałem pochłonąć się historii

background image

39

W połowie życia W tym mieście bez imienia
(bo imię jest nieważne dla wygnańca)
gdy wszystko trzeba było przeżyć raz jeszcze
ale bez możliwości wprowadzenia korekty
gdy świadomość była rodzajem wymyślnej tortury
wkraczałem – jak chciał poeta – w erę wyzwolonego ognia
W tej jednej chwili gdy popsuły się zegary
uniemożliwiając tym samym posuwanie się naprzód
gdy widziano gromady ptaków ukrzyżowane na niebie
gdy zmęczenie ogarnęło wszystkie nasze drogi
w tej chwili wkraczałem w erę wyzwolonego ognia

W obcym mieście W pokoju hotelowym o dwóch wyjściach
przez drzwi na schody i przez balkon na jezdnię
wszystkie niepokoje którymi żyłem i dzięki którym żyłem
wracały w ciągu tej nocy w ciągu wszystkich godzin
ostrych jak brzytwa o których nie zdążę opowiedzieć
Widziałem siebie maszerującego w nieustających pochodach
czołgającego się bo nie wypada zawracać w połowie życia
gdy światła przyszłości były dalekie jak latarnie morskie
gdy żyliśmy ciągle zamknięci w jednym dniu
W tym dniu bez okien i bez drzwi w którym zbyt wiele się zdarzyło
gdy dokoła w oczach ludzkich płonęły stosy
a od jednego spojrzenia mogły zająć się domy
gdy na jezdniach umierały bezbronne tramwaje
brocząc krwią i dysząc jak ranne zwierzęta
gdy krew ludzka zmieszała się z krwią kamieni
które do końca nie chciały przelewać niczyjej krwi
Kiedy wszystkie godziny były przeciwko nam
w każdej z nich zmuszeni byliśmy wybierać
miłość lub nienawiść bezsenność lub sen
pancerz codzienności lub codzienność krat
nasze życie lub inne niemożliwe wyjście

Pamiętnej strasznej zimy i bezsennej wiosny
kiedy nie można było pójść w przyszłość lub wrócić
i nie można było czekać w tym samym dniu
gdy trzeba było wolnej myśli by zrodziła się wolność
gdy trzeba było wolności aby zrodziła się myśl
gdy rzeczywistość była pusta choć nieprzenikniona
i mogliśmy żyć jedynie w republice myśli
na tym przylądku dobrej albo zlej nadziei
chcieliśmy stwarzać życie na podobieństwo wierszy
powtarzaliśmy że każdy mur jest bramą

background image

40

tak długo aż wiara stała się doskonała
Matki płaczem witały każde nasze wyjście
Zwiększyła się liczba poronień i nawróceń
ludzie zmieniali religie gdy zawodzili bogowie
Pamiętnej strasznej zimy i bezsennej wiosny
kiedy świadomość przestała czynić nas tchórzami
czytywaliśmy Hegla i listy romantyków
rozmawialiśmy z Maratem Mochnackim i Marksem
zajmowaliśmy się tylko tym co być powinno

W połowie życia W tym mieście bez imienia
(Warszawa miasto portowe którekolwiek z miast)
wybieraliśmy perspektywę nieustannego wyboru
na przekór naszym kobietom pokusom i rozsądkowi
Kiedy opanowaliśmy to jedyne nieposłuszne życie
miasto było gotowe na przyjście starego dnia
W oknach zakładu pogrzebowego plakaty zapraszały
wszystkich do urn – dziewiętnastego marca

1972

background image

41

Wiersz odświętny o codziennym milczeniu

Milczymy o wygnańcach naszych czasów
skazanych na wolność za oceanem
Milczymy o Najwyższej Radzie
o Sołżenicynie i Brodskim
o dalekich łagrach
pod gwiazdą Piołun
Braterskie milczenie
zrównuje oprawcę i ofiarę
Milczymy w pustyniach naszych dusz
o pustyniach w duszach prześladowców
Bryła naszego świata
nie ruszona z posad
trwa w milczeniu od lal
Milczymy także o codziennym milczeniu
Mój kraj staje się powoli
eksporterem publicznego milczenia
Późna nocą kiedy zasypiamy bez słowa
ożywa milcząca wrzawa zebrań
Przez nasze sny i dusze
jadą transporty wygnańców

Łódź, 1974

background image

42

Święto wiosny

Na ukwieconych ulicach karmiono transparentami
nadwątloną przez bratnie pomoce ideę braterstwa ludów
W Alejach Niepodległości panowała wolność
z racji wstrzymania ruchu kołowego
Równość była jednakowa dla wszystkich
Dziś decydowało o Jutrze
Jutro było zachmurzone
i ze straciłem patrzyło na Dziś
Panował nastrój radosnych igrzysk
Obiecywano coraz więcej chleba
Ludzie zamieszkali w pochodzie
I oddychali sztandarami
Byłem wolny tzn. miałem świadomość
że przebywam na świeżym powietrzu

background image

43

Linia życia

Nic zwyczajnego się nie zdarzy
Czeka cię podróż z której nie powrócisz
Linia życia w twej dłoni urywa się nagle
lecz nie będzie ci dane otworzyć żyły w wannie
strzaskać się o skały albo wpaść pod tramwaj
Nie doczekasz pięknego i gwarnego dnia
gdy zmywać będą barwy ze sztandarów i z ciał
Możesz tylko o nim przeczytać w złej pieśni
do której sięgasz gdy nie możesz zasnąć
Narzucasz koc na ramiona Wstajesz Parzysz herbatę
Czytasz słowo o Szeli lub piszesz list „Do wszystkich...”
Jak sprzęty w twoim pokoju chorujesz na samotność
i w ciszy słyszysz głosy zgubione na ulicy
Pamiętaj o tym że jutro zostanie skazany Dreyfus
Giordano Bruno na rynku w środku miasta spłonie
Borowski gaz otworzy Wystrzeli Aurora
Artur Ui którego znałeś od dziecka do wczoraj
wygłosi przemówienie przed nocą długich noży
Nic zwyczajnego się nie zdarzy
Czeka cię podróż z której nie powrócisz
Linia życia w twej dłoni urywa się nagle
Bądź spokojny Powiedz prawdę
Dopóki jesteś jeszcze w kręgu światła
Pożegnaj bliskich Opanuj drżenie rąk
Napisz list do dziewczyny o dziesięciu dniach
które wstrząsnęły waszym światem

background image

44

Nowy Rok

Był styczeń roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego
czwartego piątego szóstego
Gdzieniegdzie w Europie Zachodniej zaczynał się wiek dwudziesty
W Warszawie słońce wschodziło normalnie o godzinie 7

40

Szkoły witały dzień hymnem narodowym
Odbywały się lekcje wychowania fizycznego i obywatelskiego
Z zajęć praktycznych na razie zrezygnowano
ze względu na zmniejszanie się mniejszości narodowych
W aulach uniwersyteckich językoznawcy wykładali
zasady składni polskiej
W rezerwatach dla profesorów zainstalowano sztuczne słońce
Deszcz był na indywidualne zamówienia
W tych warunkach mogły powstawać
dzieła o dobrej robocie
W sąsiednim kraju dla ratowania budżetu państwa
wymieniano Żydów na pszenicę kanadyjską
co można by uznać za przykład dobrej roboty
Nasi dzielni obrońcy pokoju
dzięki tropikalnym koszulom czuli się dobrze
Einstein i Sacharow nadal oczekiwali aresztowań
Partie nazistowskie nie agitowały
Systemy były monopartyjne
Występował jedynie teatr „Eref”
który jednak nie jest partia
Wzrosła liczba znaków nakazu i zakazu
Znaki ostrzegawcze informowały o niebezpiecznych zakrętach
w lewo lub w prawo a także o skrzyżowaniu z drogą podrzędną
Nie licząc jednej komety znaków na niebie nie było
Zmęczone pociągi zwiększały kilkakrotnie obszar kraju
Zmęczeni ludzie nie wiedzieli albo nie widzieli
I nikt naprawdę nie wierzył że jutro zaczyna się dziś
I nikt się nie domyślał że dziś już było za późno

Łódź, 1976

background image

45

Powrót

Po wielu latach krzyku
po kilku latach milczenia
postanowiłem wrócić na ring
i opowiedzieć wam wszystko
jak było naprawdę
Chciałbym opowiedzieć o tym
że miejsce poety było znowu na ulicy
i że napisać kolejny wiersz dla ludzkości
znaczyło naprawdę zbyt mało
W drugiej połowie lat siedemdziesiątych
znów znalazłem się w środku kraju
skazany na dworce
które nie były już z moich wierszy
i nie oznaczały motywu podróży
ani poszukiwania nowej drogi do prawdy
które były rzeczywiste jak ze snu
dworce–fabryki dworce–więzienia
dworce–kopalnie dworce–stocznie
podziemne stacje męki krzyżowej
na których w bólach rodziła się druga Polska
podczas gdy pierwsza Polska
była już w stanie przedzawałowym
i wydawało się że znowu trzeba będzie
przetoczyć krew
lub zapłacić krwią
lub oddać swą krew
Honorowi krwiodawcy z całego kraju
czekali na znak na przypływ odwagi
na cud nad Wisłą na przebudzenie
Polska Zjednoczona Partia Robotnicza
lansowała hasło
„Krwiodawco – oddaj swą krew krwiopijcy”
Krew była potrzebna do farbowania sztandarów
W Radomiu i w Ursusie przecięto żyły ulic
Serce biło nadal Otworzono na oścież
bramy szpitali więziennych i kostnic
Ci którym udało się uciec
schronili się w domach
które zresztą nie chroniły przed niczym
i oglądali czerwone pająki w telewizji

background image

46

Jadowite tarantule
dobierały się do serca Polski
W drugiej połowie lat siedemdziesiątych
znów znalazłem się na rozstajnych dworcach
i usłyszałem głos bitych i poniżonych
i usłyszałem głos proroka Ezechiela
i usłyszałem głos Pana
i głosy wszystkich świętych agnostyków
i usłyszałem własny głos
wzywający do wyruszenia w drogę
I wyruszyłem

Łódź, 1977

background image

47

Nieobecność

Nasz wyścig z czasem trwał 24 godziny
Start odbył się w miejscu dokładnie nieokreślonym
na metę wpadliśmy razem tuż przed odejściem pociągu
Zwycięzców nie było
Odtąd budzę się codziennie
(przyznaję że niezbyt wcześnie)
Ludzie są szarzy jak zwykle rano w moim kraju
Pociągi są przemęczone jak zwykle w moim kraju
Chodzą za mną tajniacy jak zwykle w moim kraju
za większością pisarzy i uczciwych ludzi
Więc budzę się codziennie
Myję się jem śniadanie i piję herbatę
Szukam Twojej nieobecności która zawsze
jest tak blisko że czuję jej oddech
i jej niebezpieczne szare oczy które czasem
ranią mi twarz i natychmiast łagodnieją
Więc budzę się codziennie
mimo że odjechałaś do Paryża
odeszłaś na Tamten Świat
Wydaje mi się że odchodziłaś już wielokrotnie
a Ty odjechałaś tylko raz
zostawiając mi swoją nieobecność
tak bardzo podobną do Ciebie
z którą chodzę po ulicach
pracuję piszę listy
której pragnę i wieczorem idę z nią do łóżka
Twoja nieobecność klęczy nade inną
obejmując uda dotykając brzucha
W dłoniach trzyma moją męskość
(nie sposób tego inaczej nazwać
w tym erotycznie ubogim języku)
która nabrzmiewa i powoli zbliża się do krzyku
Więc budzę się codziennie
w kraju w którym żeby być wolnym
nie można mieć nic do zabrania
w dniu w którym miłość jest niemożliwa
budzę się codziennie

Warszawa, 1977

background image

48

* * *

Jest już druga w nocy
i usnęłaś ze mną po raz pierwszy
Mogę zostać z Tobą do rana
i słuchać gwizdu pociągów na moście
Od dzisiaj jesteś Innym Krajem
w moim stałym tym samym kraju
I za oknem jest inne drzewo
i inni przyjaciele w domach
Od dzisiaj jesteś Pieśnią nad Pieśniami
i nie obudzą Cię córki jerozolimskie
Jesteś śniada i wdzięczna
i moja ręka jest pod Twoją głową
Od dzisiaj jesteś Pasją nad Pasjami
i Twój szczyt góruje nad górami świata
Pokochałem Twoje szalone ręce
które zostawiły mi krwawe pręgi na plecach
Od dzisiaj jesteś Ziemią Obiecaną
której oczy i usta rozmawiają ze mną
Możesz wejść – mówisz – przebij mnie
bo pokochałam ból i twoją nienawiść
A ja – ja wejdę w Ciebie
by Cię oddalić i by cię zatrzymać
I może nasze gorące ciała urodzą śmierć
której tak pragnę
z Tobą

Warszawa, 1978

background image

49

Szkic do scen z Grottgera

Przyszli o pierwszej w nocy
wyłamali drzwi łomem
Nie byli w mundurach milicyjnych
lecz w mundurach armii zbawienia
w kożuszkach garniturach krawatach
i niebieskich skarpetkach z przydziału
bo oszczędzają cywilne na cywilne okazje
Z marynarkami nieco wypchanymi
po lewej stronie z czego wniosek
że żaden z nich nie był mańkutem
Nic nie będzie już panu potrzebne
– mówili – wyrzucając mi z torby
długopis zeszyt i scyzoryk
Nie będziemy robili rewizji
pan pojedzie z nami
Zawieźli mnie na śmierdzącą komendę
kolejną w życiu śmierdząca komendę
Zadawałem sobie retoryczne pytanie dlaczego
komendy komunistyczne muszą śmierdzieć
Zobaczyłem wielu ludzi wyglądających tak
jak wygląda człowiek po godzinie snu
podczas której zatrąbił piąty anioł
spadła gwiazda z nieba na ziemię
i zaczęła się noc długich noży
Zobaczyłem wielu ludzi po tej
i po tamtej stronic przezroczystego powietrza
często nazywanego barykadą
Wtedy zrozumiałem że jeszcze żyję
i że na razie była to
noc długich łomów

Jaworze, 1982

background image

50

Młodzi jasnowłosi

Młody jasnowłosy
żołnierz rezerwista
Bruzda zdecydowania
jak okop
przecina mu czoło
Mówi
że nie będzie nas pilnował
i że najlepiej
postrzeli się w nogi
Zastanawia się
czy wyjdzie ze szpitala
już po wojnie
Długo i cierpliwie
tłumaczę mu
że dla dobra nas obu
powinien być moim oprawcą
Nie wiem jeszcze wtedy
że te nogi
utną mu do kolan
a mnie będzie pilnował
młody jasnowłosy żołnierz

Darłówko, 1982

background image

51

Kiedy przyjdzie wiatr

Mietkowi Grudzińskiemu

Kiedy przyjdzie wiatr niczego już nie będzie
Ogrodu Luksemburskiego i Parku Monceau
ruchomych schodów kafejek na rogu pod platanami
Chińczyka w restauracji „Mandarin” w Massy
i ocalonych Wietnamczyków wyławianych z morza
którzy woleli śmierć od czerwonego raju ich ojczyzny
Kiedy przyjdzie wiatr ze wschodu
niczego naprawdę może nie być
ani katedry w Chartres i winnic Burgundii
ani kruczowłosej wróżki z Saint Cloud
która przepowiedziała mi długą podróż
ani dentysty z ulicy Vaugirard
ani żadnej rzeczy która nasza jest
To nie będzie dziesięć dni które wstrząsnęły światem
to będzie jeden brunatno–czerwony dzień
jak brunatny kolor nie tak dawnych czasów
który w naszych czasach myślach i uczuciach
zmienił się w kolor krwi na krawatach
a skrzyżowany z młotem sierp
przypomina już tylko skrzyżowane haki swastyki
Muśnięcie tego wiatru trzeba poczuć na twarzy
w sercu rozbudzonej wyobraźni sumienia
Ten czerwony wiatr wieje ze śnieżnobiałych pól Kołymy
z białych kart książek proroka Sołżenicyna
O tym dniu coraz trudniej jest opowiadać
wszystkim trockistom anarchistom pacyfistom
którym wiatr kojarzy się jedynie z różą wiatrów

Więc usiądźmy przy winie
pogadajmy o wierszach Dylana Thomasa
o powieściach moralisty Raymonda Chandlera
o piosenkach Galicza i mojego przyjaciela Jacka
i może jeszcze raz spróbujmy – wbrew wszystkiemu –
dać świadectwo powiedzieć prawdę
I jeszcze raz — wbrew przekonaniu że świat
w którym żyjemy zmierza do końca świata —
spróbujmy w naszych górach na naszych morzach
w przerwach w naszym życiu między demonstracjami
widokiem krwi obozami i więzieniami w których

background image

52

zamyka się naszych przyjaciół i nasze dusze
spróbujmy z naszymi kobietami
dziewczynami kochankami żonami
tego co nasze babki nazywały szczęściem
bo przecież tak krótkie bywa szczęście
a tak długie bywają pożegnania
od których nigdy i nigdzie nie potrafimy uciec
w powszednią noc zapomnienia

Paryż, maj 1984

background image

53

Tyle rzeczy

Tyle rzeczy których nie zrobiłeś
Tyle wierszy których nie napisałeś
Słońce wschodzi i słońce zachodzi
Są jeszcze kobiety które cię kochają
Tadeusz Kościuszko i Romuald Traugutt
robią powstania w twoich wierszach
W koszarach podchorążych na razie panuje cisza
Adam Mickiewicz romansuje na Krymie z Karoliną Sobańską
która jest agentką carskiej policji
Aleksander Wat opowiada ci znane wschodnie historie
Książę Józef skacze na koniu do nieznanej ci rzeki
„Kto ty jesteś? Polak mały.
Jaki znak twój? Orzeł biały.”
W Polsce objęty ochroną gatunkową
Orzeł – gwiazdozbiór równikowy
ciągnie za sobą Herkulesa Węża
i Rimbauda który wyrusza właśnie statkiem pijanym
w podróż do kresu swojej nocy
Pomieszały ci się czasy i historie
W połowie drogi do Canossy zawracasz
do La Manchy lub do Warszawy
gdzie Maurycy Mochnacki detronizuje cara Mikołaja
a Zbigniew Herbert pisze raport z oblężonego miasta
Jest przy tobie jesień Pora płonących wierszy
Między tobą a damą kier wyrosło lato
Żurawie ciągną na południe
Pocieszasz się starymi zaklęciami
Wsiadasz z Jazonem na statek Argo
lub wyruszasz z Cendrarsem transsyberyjską koleją
Kartezjusz mówi ci w Paryżu „Cogito ergo sum”
W Królewcu Kant idzie na swój codzienny spacer
ale nie zauważa cię w bocznej alejce
Niebo gwiaździste jest w tobie
Prawo moralne nad tobą
Jesteś z dziewczyną w parku w Sceaux
Przed bramą jecie naleśniki z rumem
Potem idziecie alejkami pachnącymi deszczem
wzdłuż stawu z zielonymi kaczkami
Gdzieś niedaleko mieszka duch Curie–Skłodowskiej
I jest ten park niebo liść klonu i woda
Jest jeszcze bezgraniczna ziemia
Tyle Ameryk do odkrycia

background image

54

Tyle rzeczy do zrobienia
na które nie starczy tchu
Tyle wierszy do pomyślenia
na które nie siarczy odwagi
Tyle krwi do przelania
Własnej

Paryż, listopad 1984

background image

55

Widok z wieży w Sydney

Sydney Tower – największa palma na świecie
Z jej złotej korony oglądamy białe muszle Opery
Harbour Bridge który stalową tęczą
łączy północ z południem
wiktoriańskie wieżyczki Uniwersytetu
Królewski Ogród Botaniczny
wody Port Jackson i ocean
w którym błyskawicznie tonie słońce
a ja nie zdążę już na ratunek

Sydney, grudzień 1984

background image

56

Fioletowe kwiaty jacarandy

Z głową jeszcze nie ostygłą po Europie
chodzę wśród fioletowych kwiatów jacarandy
tęskniących za liśćmi które przyjdą po nich
Z sercem zostawionym w klatce Polski
oglądam wiecznie zielone araukarie
i nagie pnie eukaliptusów w kolorze stali
W Górach Błękitnych paprocie są wysokie jak palmy
Głośno śmieją się ze mnie ptaki kookaburra
Ich śmiech spływa po buszu w dolinę
Kryształki wody migocą przed oczyma
daleko od huku wodospadów
Wieczorem oszalały księżyc spada nam na głowy
Woda jest zimna jak nóż na czole
Pływam w oceanie przy plaży w Bondi
i widzę że stoisz na brzegu
ubrana w fiolet jak jacaranda
Widzę cię i myślę że to wszystko istnieje
i że zostałem poddany próbie
przerażającej urody życia

Adelaide – Sydney, grudzień 1984, lato

background image

57

Po koncercie Cohena

Małgosi Wolanin

Po koncercie Cohena
w Paryżu
w sali Pleyel
poszliśmy na Nowy Most
i nie będę ukrywał
że było nam ze sobą
jak tylko nam być potrafi
Na moście przy pomniku Henryka IV
z szumem Sekwany
wpływającym nam w uszy
i później
w umownej wielkomiejskiej ciszy
w hotelu na placu Clichy
rano zapytałaś dlaczego
ten most nam się zdarzył
Być może po to kochana
by móc się zatrzymać
i nie słyszeć bezustannego
kołatania do serca
By nie być skazanym
na protest na gniew na sztandar
Ten most jest być może
po to żeby się zdarzał
jak wszystkie porty i parki
i porzucone przez nas miasta
i górskie potoki pachnące pstrągami
jak skrzypiące schody w hotelu
i białe noce we dwoje
Tak na pewno nie wiem
Ale w końcu
to jest przecież sprawa mostów
między epokami
od ciebie do mnie
od do
od do
do od

Paryż, marzec 1985

background image

58

W naszych czasach

W naszych czasach
w których nie mamy czasu
by zatrzymać chwilę
poeci ponawiają pytanie
kto da świadectwo czasom
które dla radzieckiego żołnierza
oznaczają zegarek zdjęty z ręki
żywego lub umarłego
według ojców kościoła i świętej księgi
stworzonego na obraz i podobieństwo
W naszych czasach
w których czytamy oficjalne sprawozdania
z procesu morderców świętego księdza
i tysięcy sumień
i naprawdę nie wiemy już
czy jest proces morderców czy ofiary
W naszych czasach
w których przebrała się
miara krzywdy w czasie
i krew obecna w żyłach wiersza
nie będzie już świadectwem czasów
słuchamy nawoływań
nieprawdziwych proroków
do spokoju pokoju rozwagi
albowiem terror rodzi terror
i królestwo nasze nic jest z tego świata
A przecież spokój panuje w Warszawie
wisielczy spokój panuje w Warszawie
rozważni stają się powoli Armią Zbawienia
inteligenci mogli zostać tylko krótkowidzami
a działalność charytatywna zastępuje działanie
Oddalony o czas
pokonywania dużych przestrzeni
modlę się by po naszych czasach
nie pozostali tylko katastroficzni poeci
i miasta umierające w wierszach
Modlę się o kamień do ręki

background image

59

o celność dla oka
o nienawiść
prosta jak tragedia grecka
czysta jak miłość
o nienawiść
która przecież także kiedyś umiera
by dać świadectwo czasom

Paryż, marzec 1985

background image

60

W końcu

W końcu przecież każdy prawdziwy poeta
pisze Wielki Testament
Od początku do końca pisze
testament życia po śmierci
Czasem dłuższy czasem krótszy
ale każdy wiersz jest testamentem
Nie powinno być niedobrych wierszy
skoro każdy ma być ostatnią wolą
naszych niepokornych uczuć
naszych zakazanych myśli
naszego udanego życia
od morza
do morza
krwi

Paryż, maj 1985

background image

61

Nowy Jork, trzynasty miesiąc roku,
godzina dwudziesta piąta

Chciałbym opisać samotność w Nowym Jorku
czy ktoś już kiedyś opisał samotność w Nowym Jorku
Kiedy jest druga w nocy i gasną
światła wieżowców na Manhattanie
I jest tylko nocna tajemnicza muzyka Central Parku
I Billie Holiday wznosi się w ciemności
w podmuchach lepkiego powietrza
I pozostaje spacer do Rockefeller Center
lub do pomnika Shermana na Placu Wielkiej Armii
z nią lub bez niej
żeby przypomnieć sobie poprzedni spacer
Gdzieś daleko neony zachodzą za horyzont
.wysyłając promienie rdzawego światła
Na Szóstej Alei zaczepiają mnie dwie prostytutki
Czarna ma czerwone szpilki i długie błyszczące nogi
które powinny się znaleźć w Museum of Modern Art
Jej oczy przypominają obraz Roy Lichtensteina
„Drowning Girl”
Murzyn w zielonym wełnianym berecie
proponuje mi marihuanę albo kokainę
Uśmiecham się do nagiego skojarzenia tej sytuacji
ze starą piosenką „Wczoraj ty, a dzisiaj kokaina...”

Czy mógłbym pisać po nocach szczęśliwe wiersze miłosne
Szczęśliwe wiersze miłosne pisze się w łóżku
Sympatycznym atramentem Paznokciem na ciele
Zębami na ramionach
Tak naprawdę o miłości pisze się z żalu
Bólu Nieukojenia Odwzajemnionej tęsknoty
Bojąc się czasem że przyjdzie miłość
i wszystko to zagarnie
Schowa w tajemnicy jej rąk
w jej ustach Ustach odkrywcy świata
W muzyce buszu między jej udami
w jej bezgranicznie zapamiętałych oczach
w oczach które się zapomniały

Jest trzynasty miesiąc roku
Jest milczenie którego staram się nie słyszeć

background image

62

Jest godzina dwudziesta piąta
na którą się umówiliśmy
i która żyje w nas wieczornymi ogniskami ulic
żarówkami tego miasta płonącymi pod niebem
Fajerwerkami ciepła i jasności
wokół których skupiają się ludzie
Każdy dzień rodzi Cię na nowo
I mój kraj staje się innym krajem
A ja mam znowu dwadzieścia dwa lata
i jestem Kolumbem któremu pomnik
postawiono w Central Parku
Gdybym nie odkrył Ameryki
mieszkałabyś gdzieś bliżej
w Europie
Nazywałabyś się Emmą Bovary
lub Julią nieskończenie jasną Julią

Chciałbym opisać samotność w Nowym Jorku
Osiemnaste piętro domu na Central Park West
Wyciszone światła Ciemnozielone ściany
Piękny żyjący czarny fortepian
jak okaz z Muzeum Historii Naturalnej
i balkon z widokiem na księżycowy park
i mleczną drogę Manhattanu
Po północy przychodzi czasem Lechoń i mówi
„Nie rób tego, nie powtarzaj błędów,
i tak powiedzą, że zagrałeś się na śmierć.”
W tym mieście miłość jest obok śmierci
Bardziej niż gdziekolwiek miłość jest obok śmierci
Śmierć dla każdego ma jakieś spojrzenie
Przyjdzie śmierć i będzie miała twoje oczy
A może tak jest we wszystkich miastach świata
We wszystkich portach i hotelach
gdzie zatrzymała się miłość
i może na tym polega życie

Chciałbym opisać samotność w Nowym Jorku
Którego dzisiaj nie lubię Jak nie lubię
żółtych samotnych taksówek które zabierają cię
z Manhattanu na drugi brzeg Wschodniej Rzeki
jak nie lubię pięćdziesięcioletnich hippisów
i Allena Ginsberga za jego wiersze o Rosji
pacyfizmie i Ameryce która nas zdradza

background image

63

jak nie lubię mafiosi strzelających w plecy
i sprężynowych noży Portorykańczyków
i wielkości formy i metafizyki braku
miasta bez białego lub czarnego Boga
miasta z szatanem zaczajonym
w uliczkach wschodniego Harlemu

Chciałbym opisać samotność w Nowym Jorku
i muszę jutro go polubić
bo przecież to twoje miasto
w którym z tobą rozpaczam że pozabijano tylu Indian
że wyniszczono stada brodatych bizonów
że nikt nie zabił wcześniej Buffalo Billa
że Patt Garret jest na tropie i zastrzeli Billy Kida
Z tobą w kinie na Czterdziestej Drugiej Ulicy
cieszę się z całą salą gdy Sylwester Stallone
jednym strzałem rozbija radziecki helikopter w Wietnamie
a po filmie „Łowca jeleni” śpiewam „God bless America"
Z tobą ciągle jeszcze jadę pięknym Verrazano Bridge
I promienie słońca rozpryskują się o stalowe liny
i spadają snopem iskier na twoje włosy
I pozostawiam ci niemilknące oddalenie
i – być może – mocniejsze bicie serca
kiedy przychodzi niewidzialny listonosz
który przynosi hieroglify mojej krwi serdecznej
owinięte w biały bandaż koperty

Nowy Jork – Paryż, sierpień 1985

background image

64

Greenwich, Connecticut

Ewie i Wojtkowi Fibakom

Jestem w Greenwich w stanie Connecticut
w domu przyjaciół który jest małym gotyckim zamkiem
I jest tam las jak wielki sen i kolorowe obrazy
Dzieci Makowskiego
ze spiczastymi czapeczkami na głowach
Kobiety Witkacego
stworzone cienką kreską w narkotycznym transie
Płótna Kanelby
grubo ciosane kontury ludzi i świata
I wzruszający w swym tysiącletnim semickim cierpieniu
Menkes Malarz Wieczny Tułacz latający Holender
który po latach odnalazł tu swój autoportret
malowany w Rzymie
w latach dwudziestych lub trzydziestych
Pijemy kawę Czytam wiersze
I zza czternastowiecznego tryptyku ze świętą Zofią
z szarych kamieni
patrzą na nas oczy gotyckiego Boga

Później kolacja w „Maya of Japan”
Po raz pierwszy jem surową rybę
i jestem szczęśliwy że się śmiejesz
Japończyk żongluje nożami i przyprawami
i rozrzuca wprost z gorącej blachy na talerze
sukiyuki steak hibachi

Wracamy przez południowy Bronx
gdzie policjanci radzą nie zatrzymywać się na światłach
i znowu jesteśmy w kosmosie Manhattanu
w przygodzie świata
któremu wymierzamy sprawiedliwość w wierszach

Nowy Jork, sierpień 1985

background image

65

Wiadomości z kraju

Listy z Kraju są jak listy z więzienia
Trzeba czytać je trzy razy
głównie między wierszami
Czuję się lepiej
(znaczy że było źle)
ale potrzebuję nowych lekarstw
(znaczy Zeszytów Historycznych)
Ostatnio udało mi się kupić szynkę na święta
Janek jest już w domu
ale nie wiadomo czy zostanie
Zbyszek wyjechał do Barczewa
Paczka od ciebie doszła
cytryny się nie popsuły
(znaczy nie było rewizji na granicy)
Sprawiłeś nam dużą radość
(znaczy że już czytali)
Proszę cię napisz
Choćby na Berdyczów

Gołębie z Kraju są gorsze niż listy
Nie używają poetyckich przenośni
Trzaskają dziobami
Poruszają wnętrzności
Domagają się rzeczy niemożliwych
I psują nam smak niedzielnego popołudnia
popijanego czerwonym Haut Medoc

Paryż, 1986

background image

66

W czasach niespokojnego słońca

Świat obumiera wraz z poezją
Poezja obumiera wraz ze światem
Może w innym nowym świecie
narodzi się nowa poezja
niepowtarzalnych gestów rozpaczy
czynionych z wiarą
że tylko odchodząc
można czasem dotrzeć
poezja bezdomnych zdobywców
odchodzących w stronę horyzontu
w stronę przepaści
do Ultima Thule

To nie poezja umarła
To umarł świat w którym
było miejsce na poezję

Dziś
w czasach niespokojnego słońca
buntownicy zostają łagodnymi myślicielami
prorocy zakładają stragany
dyletanci produkują książki i pieniądze
O mnie – być może – powiedzą
przed śmiercią pisał w gorączkowym pośpiechu
Dziś w czasach niespokojnego słońca
A mimo to
sejsmografy nie zapowiadają na jutro
Generalnego Trzęsienia Ziemi

Paryż, marzec 1987

background image

67

* * *

Nie piszę listu
Wolę cię słyszeć
gdy wyjesz do księżyca
Nie sięgam po telefon
Wolę cię widzieć
na wilczym szlaku
Nie jadę do ciebie
Wolę cię poczuć
w ranie na skórze
Drżę kiedy drżysz
gdy cię dotykam
na innym kontynencie
w innej epoce
w świecie
miłosnego wilczego tańca

Paryż, kwiecień 1987

background image

68

Bezsenność, ptaki, wiersz Whitmana

Gałązka platanu uderzała o szybę.
Nad ranem śpiewały ptaki.
Myśli się wtedy o nie wysłanych listach,
nie zapłaconych rachunkach, komorniku,
zapomnianych miastach.
Ja myślałem dodatkowo o trzech kobietach,
jednej górze, przyjacielu w więzieniu
i wierszu Whitmana.
Kogo obchodzą, tak naprawdę, cudy?
Co do mnie, znam tylko i jedynie cudy.
Słońce przejechało ostrzem po oczach.
Chciałaś mnie obudzić, myśląc że śpię.
To wszystko.

Paryż, maj 1987

background image

69

Bezsenność, jawa, sen

Śniła mi się jawa, jawił mi się sen
Granica była do przekroczenia.
Nie było żadnych straży, prócz straży
wspólnego języka i własnego sumienia.
Przekraczałem granicę przez zieloną granicę,
na czarno, nie po raz pierwszy,
raz jeszcze
w stronę życia.

Lizbona, październik 1987

background image

70

Jest taka pora, jest taki czas

Jest pora trudnych wierszy,
jest pora płonących wierszy.
Kwitnie głóg i czeremcha.
Żurawie znowu lecą na południe.
Bociany wracają do domów.
Napiłem się whisky
z Waltem Whitmanem i Philipem Marlowe.
Zapomniałem czy jest wiosna czy jesień.
Zostałem poetą metafizycznym.
Świat się nie zmienił.
Josif Brodski powiedział niedawno
że wiersz jest wytworem dwu samotności –
pisarza i czytelnika. Być może.
Nasza samotność jest świadomością w trójkę.
Ty, Ja i Świat.
Schodzisz do mnie z wiersza Cendrarsa
wymalowanego na ścianie.
Wysiadasz z prozy transsyberyjskiej kolei
albo przyjeżdżasz z Gare du Nord.
I chciałbym Ci powiedzieć jak Cendrars,
w ważę swoje osiemdziesiąt kilo...
I wiesz co było dalej.
I wypełnia nas czas
nie zapisanej miłości.

Paryż, lipiec 1988

background image

71

San Esteban, Salamanca

W klasztorze San Esteban, w Salamance,
przybity do kamiennej posadzki
rozmyślałem o gotyckiej,
wysokiej, samotności Bogów.
Wysokiej jak kościoły Hiszpanii,
jak złoty ołtarz katedry w Sewilli.
I było niebo gwiaździste nade mną.
I było prawo moralne we mnie
I nie poczułem się Bogiem.
Bogiem był ten długowłosy staruszek
nie pogodzony ze światem,
stojący obok mnie i wsłuchany
w spiżową ciszę dzwonów.

background image

72

Oświadczyny

Jedni mówią, że jestem erotomanem.
Drudzy mówią, że naśladuję Hemingwaya.
Trzeci mówią, że to nowy Marek Hłasko.
W salonach mówią, że za dużo piję.
Inni mówią, że jestem byłym bokserem.
Chciałbym raz wreszcie
i po poetycku
oświadczyć:
Odpieprzcie się,
jestem sobą.

Paryż, sierpień 1988

background image

73

* * *

Nie widziałem nigdy tego dnia
Nie zamieszkałem nigdy w tej nocy
Ten brak Ta samotność Ta grań
Oczywiście są

jeszcze nieśmiertelniki

Paryż, wrzesień 1988

background image

74

Między nami a nami...

Antkowi Pawlakowi

Wiesz, to nie jest
kwestia innej perspektywy.
Te rzeczy
rozstrzygają się
między nami a nami.
I nikt
nie ma prawa wejść.
To mój dworzec,
moja podróż,
moja stacja męki,
mój krzyż do dźwigania
na piersi.
To nie mnie widziałeś
przy metrze Odeon.
Ja nie wyjeżdżam z Paryża,
żeby strzelić sobie w skroń
w dalekiej Moskwie.
Ja nie jestem Nim,
choć, być może,
nasze torsy są podobne.
A i nie w Moskwie
można zrobić to samo.

Paryż, październik 1988

background image

75

Te kilka słów

pamięci André Chéniera

Wiesz,
te kilka słów
przed śmiercią
czasem
wystarczy
i zastąpi
te kilkaset wierszy,
które napisano
później.

Paryż, październik 1988

background image

76

Różne strony

Maćkowi Niemcowi

Wiesz,
byłem przez chwilę
po tamtej stronie.
Już wszystko
w porządku.
Trochę się wstydzę
tych myśli.
Można
dać się zabić
w różnych miejscach.
Będąc po prostu
po właściwej stronie.

Paryż, październik 1988

background image

77

Tak się zdarza

pamięci Hemingwaya

to tak jest,
czasem
tak się zdarza.
Nie trzeba wcale
być na polowaniu
w Afryce.
Ja w ogóle
nie lubię polowań
i myśliwych.
Ta wojna
zdarza się,
po prostu,
w tak zwanym
normalnym życiu.

Paryż, listopad 1998

background image

78

Ta trudna miłość

pamięci Marka Hłaski

Wiesz, ta trudna miłość,
która nas łączy,
do tego
nie znanego mi kraju,
jedynego, w którym
moglibyśmy być
żołnierzami.
Ale ja zaniosłem
pół litra
na Twój grób.
Nie możemy
być razem żołnierzami...
Przynajmniej w tamtym kraju.
Paryż, listopad 1988

background image

79

Książę Nocy

Markowi Nowakowskiemu

Wiesz,
świat nie rozwija się
w moja stronę.
Choruję
na bezsenność.
Ale pocieszam się,
że Ty,
Książę Nocy,
nie sypiasz
z tych samych
powodów.

Paryż, grudzień 1988

background image

80

Niekiedy nad ranem dzwonię do przyjaciół

Tomkowi Kłosińskiemu

Ja w nadmiarze, płynny,
duch dziwnie wędrujący,
teraz tu zatrzymany...
niekiedy nad ranem
dzwonię do przyjaciół.
Mówisz: nie ma problemu,
czytaj te nowe wiersze,
ważne, że piszesz.
Odbieram Ci pół godziny snu
przed całodzienną pracą.
Dobrze, że są
niektórzy ludzie
w miejscach
blisko nas.

Paryż, listopad 1988

background image

81

Rzeczy małe

dla...

Mój przyjaciel,
alpinista
powiedział:
Rzeczy trudne
robimy od razu.
Niemożliwe,
zajmują nam
trochę więcej czasu.
Więc,
wiesz już wszystko.
Tylko rzeczy małe
mogą
nas
zniszczyć.

Paryż, grudzień 1988

background image

82

Chaos

Dla...
w odpowiedzi na

list o chaosie

Chaos, stan
całkowitego bezładu,
zamieszania, rozprzężenia,
zamęt.
Chaos w głowie,
chaos barw,
glosom, uczuć,
pojęć, poglądów.
Chaos panuje gdzieś,
powstaje w kimś,
ogarnia kogoś lub coś.
Chaos może być
kompletny.
Woda gasząca wodę.
Ogień podpalający ogień.
Ziemia przysypana ziemią.
Miłość? Śmierć?
Śmierć, która minęła.
Miłość, która nie przyszła.
Nienawiść, której nie ma.
(Gdzieś na marginesie
przelatują jaskółki
i odrzutowce
tworząc chaos linii
na niebie.)
Chaos.
Woda,
która parzy lodem.
Ogień, który pragnie
łyku wody.
Ziemia w gorączce
spragniona powietrza.
Ani więcej.
Ani mniej.

Paryż, luty 1989

background image

83

Kiedy zaczyna się noc...

Noc, czas od zachodu do wschodu
słońcu, cześć doby kiedy stonce
znajduje się poniżej horyzontu
i panuje ciemność. Ciemna, jasna,
gwiaździsta, bezksiężycowa noc.
Ciepła, mroźna noc. Czerwcowe,
wiosenne, zimowe, długie noce.
Dzisiejsza, wczorajsza noc. Głęboka,
głucha noc. Noc poślubna. Mroki,
ciemności nocy. O dwunastej, drugiej
w nocy. Spędzić bezsenną noc. Spędzić
noc gdzieś, u kogoś. Robić coś w nocy,
nocą, całą noc, przez całą noc.
Wałęsać się po nocy.
Nie sypiać po nocach.
Rozmawiać, pracować, siadywać
do późna w noc, do późnej nocy.
Przyjechać do kogoś, zatrzymać się
gdzieś na noc. Skradać się, uciekać
pod osłoną nocy. Noc idzie,
nadchodzi, nastała, zapada,
zbliża się...
Kiedy zaczyna się noc
i kiedy kończy. Jest dwunasta
w nocy. Być może trzecia w nocy.
A czwarta w nocy czy nad ranem?
A jedenasta – czy wieczorem?
Czy noc trwa tylko trzy godziny?
A może noc jest wieczna jak sen,
jak ziemia, woda, niebo, ogień,
rośliny i sól morza, jak spalona
trawa, która bujnie odrasta.
Może to noc w jaskrawy dzień
spada na powieki i otwiera je szeroko.
Kiedy zaczyna się noc
i kiedy kończy? Jak długo trwa
noc poślubna? Jak długo
noc świętego Bartłomieja?
I czy skończyła się noc długich noży?
I czy tylko noc rozdaje
ciemne karły dziejów?
I czy na pewno Manicheusz miał rację?

background image

84

Czy światło i dobro, ciemność i zło?
Czy może ciemność i dobro, światło i zło?
Czy jest dzień miłosny tak jak noc miłosna?
Bywa, że sen w nocy jest nieskończoną dobrocią
i bywa, że światło złowróżbnym błyskiem
wdziera się do czaszki. Jak błysk noża
w słońcu przychodzi dzień...
Jasność wydobywa dzień na światło dzienne.
Po nocy wstaje dzień,
co jest niby na porządku dziennym.
Dzień, okres od wschodu do zachodu
słońca; także światło spowodowane
znajdowaniem się słońca nad horyzontem.
Dzień słoneczny, skwarny, upalny.
Dzień bezsłoneczny, mglisty, pochmurny,
słotny. Dzień wiosenny, jesienny,
zimowy, letni. Dzień wolny od pracy.
Dzień wstaje, wschodzi, budzi się,
chyli się ku zachodowi. Dzień wlecze się.
Cały boży dzień. Dzień po dniu. Dzień w dzień.
Dzień dzisiejszy, wczorajszy, jutrzejszy.
Do dnia dzisiejszego, do dziś dnia,
nie znać dnia ani godziny,
żyć z dnia na dzień.
I dożyć do dnia urodzin
lub do Sądnego dnia,
Święta Pojednania,
choć dni Boga – jak bywało nieraz –
wydają się być policzone.

Paryż 5 sierpnia 1989

background image

85

Język gestów

Kindze

Wiesz, jestem zmęczony.
Przeżyłem śmierć i narodziny
miłości. Nauczyłem się kochać
i pracować. Byłem w wielu krajach.
Miałem dużo kobiet
i kilku przyjaciół.
Widziałem trochę dobra
i wiele zła.
Bliscy mi ludzie
nie umieli milczeć.
Obcy mi ludzie
nie umieli patrzeć.
Wrogów miałem marnych.
...byłem niemal wszędzie
i wszystko to
zostawiłem za sobą.
I tam gdzie idę teraz,
idę sam.
W jakim języku
to powtórzyć.
Opowiedzieć
od nowa.
Może pozostał
już tylko
język gestów.
Ostatecznych.

Paryż, sierpień 1989

background image

86

Z tobą bez ciebie

Paryż. Paryż bez Ciebie
jest tylko jeszcze jednym, smutnym,
wyludnionym, wschodnioeuropejskim miastem,
jak Wieluń, Warszawa czy Władywostok.
To nie będzie wiersz, to list,
wyznanie, wyzwanie, wołanie, włóczęga,
walka, wyjście na ring –
jednym słowem wszystko na „w”;
jak Weda, jak wielkość, jak wielki brak,
jak vestibulum vaginae, woda, wino, wódka
i wygnanie z kolejnej ojczyzny
wykolejeńców wtopionych w widnokrąg,
w wielki pejzaż, wschód i zachód
tego miasta wytatuowanego na skórze
(na imię zawsze będziesz miała Wschód),
jak wyścig z czasem, jak wola
wygranej, a nie ma wrogów
wartych...
Jak wyjść z Ciebie: opuścić jakieś miejsce,
zwykle udając się dokądś, w jakimś celu,
Wyjść z domu. Wyjść na spacer. Wyjść po zakupy.
Wyjść do miasta. Wyjść naprzeciw kogoś.
Wyjść na wolność i widzieć Ciebie.
I nie moc wyjść z podziwu, z osłupienia,
ze zdumieniu, nie moc się nadziwić
Twojej miłości, Twojej skórze, włosom,
rzęsom, oczom, piersiom, udom, zapachowi
podróży do Ciebie i w Ciebie.
I coś wychodzi na jaw, na światło dzienne,
przestaje być tajemnicą, staje się znane,
zostaje ujawnione, wychodzi obronna ręka,
krzykiem, bez szwanku, bez skazy, piękne
jak Twoja bliskość i Twoje oddalenie.
Jak wyjść z Ciebie, zacząć grę, rozgrywkę,
kładąc najważniejsza kartę; wyjść w damę karo,
wziąć początek, wywieść się skądś,
robić dla Ciebie wszystko, ale
żebyś nie była wszystkim.

background image

87

I jak wyjść z Ciebie nie wychodząc nigdy,
być zawsze w Tobie i zawsze odchodzić.

Paryż, sierpień 1989

background image

88

Czerń, zawsze czerń

Bywa, ze jesteś delikatny
i wszystko co zrobisz
staje się złem.
Bywa, że jesteś nieuważny
i wszystko obraca się
na dobre.
Przeciw tobie.

Paryż, sierpień 1989

background image

89

Wielomiesięczne kryzysy

Ta bezbrzeżna, poważna, lirycznie uczona
pogarda w oczach artysty S. gdy się przysiadał w kawiarni
chuchając czterodniowym bibliotecznym kurzem:
jak to, on pod krawatem, a ja pod muchą,
on skrępowany, zapięty, a ja ostatnią z koszul
rozrywam jak krwawiąca pierś! Czysta dostojewszczyzna!

Wielomiesięczne kryzysy. Ja wiem, ja się ich wstydzę,
od lat poniżej poziomu: co za honor; mieć w biografii
rozwód, dewiacje, zboczenia, parę większych nałogów,
złamany nos, kurację psychiatryczną, burzliwe romanse,
pełnokrwiste podcięcie żył; jakieś tęczowe skandale
zamiast szarych gaf: chandry trwające pół roku,

zamiast żeby z szacunkiem szeptano: „B. został
profesorem w Harwardzie”; ciągłe dzwonienie po nocy
do przyjaciół z żądaniem wysłuchania nowego wiersza,
pożyczki na zapłacenie mandatu, znalezienia w ich życiu
miejsca na mnie, całego; tak wiele – listy z okrzykiem
„Pomocy!", bez eufemizmów typu: „Ostatnio jesieni w złej formie”.

Ja wiem, to jest materiał na mit, kult, legendę,
film z Robertem De Niro, Mickym Rourke, marines, ringiem
i tłuczeniem szkła. W którym momencie zszedłem, nieuleczalny
chuligan, na tę złą drogę? Skąd ten chorobliwy przymus
imponowania, uprawiania sportów, ciągłego niszczenia
barier i makietek? Z pewności, że nie będę

i tak słyszany ze swoim krzykiem donikąd
w chórze profesjonalnie dźwięcznych dywagacji
szarości? Także ze śmiałości? Z nie do zniesienia jaskrawej
świadomości, że nie można przez cale życie
powtarzać: „Ostatnio jestem w zlej formie”?
Z przewrotnej chęci do zakłócenia spokoju ratownikom

czy z naiwnej wiary w ich ratownicze talenty?
Z pokory: że nie dam sobie rady z upchniętym do wnętrza złem?
Czy innej pokory: kogoś, kto jest tak niedościgłą ofiarą
swoich braków i mroków, że wciąga w ich system zamknięty
innych, nie myśląc: och, gdybym lak nie zdradził, co wiem,
czybyście mieli odwagę powiedzieć o czym milczycie?

Paryż, grudzień 1989

background image

90

Czasem kiedy umieram

dla Sylviane

Najokrutniejszy miesiąc – kwiecień.
W miesiącu kwietniu nie dzwoni telefon,
nie przychodzi listonosz, pociągi tkwią
nieruchomo na stacjach, nie odlatują żurawie,
orły i samoloty zawisają ciężko w powietrzu.
Oprócz narodzin, i śmierci, i lęku,
wszystko zdarzyło się w innych miesiącach,
o innych porach roku, w innych górach.
Inne pstrągi były wtedy w rzekach
i cała ziemia, rośliny, zwierzęta, minerały,
kamienie na pustyni i żaglowce na morzu
były wtedy nasze.
Już nie przelatują nad nami jaskółki
z tamtych gniazd, uwitych nad nieznaną rzeką,
w cudzym domu nad framugą okna,
w obcym mieście, które pamiętamy
z biegiem lat coraz lepiej
i o którym dawno już zapomnieliśmy.
Wszystko się dzieje wtedy i teraz,
i zaczyna, zaczyna dziać się równocześnie.
Przychodzą do nas kobiety, które nas kochały
i których nie kochaliśmy
wybierając inne drogi, inne kobiety.
Jesteśmy u boku Leonidasa w wąwozie Termopile.
Bronimy naszych terenów łownych i wigwamów
przed kawalerią Stanów Zjednoczonych.
Jesteśmy manichejczykaini, którym
nie szczędzą anatem Ojcowie Kościoła.
Bronimy z Rajmundem VI hrabstwa Tuluzy,
naszego królestwa ducha Zachodu i Wschodu,
przed najazdem chrześcijańskich barbarzyńców.
Pijemy z Amundsenem ostatnią, gorącą
herbatę przed wyruszeniem w drogę
i jedziemy metrem na wystawę
Andy Warhola w Centrum Pompidou.

Jestem słaby, chociaż jestem zbyt silny.
Jestem silny, chociaż może zbyt słaby,
by zatrzymać cię na jedno życie

background image

91

w objęciach powiek, w zatoce ramion.
Zatrzymać na twojej twarzy ten
nieuchwytny wyraz tęsknoty,
zmarszczki wokół oczu, linie uśmiechu
jak linia życia na dłoni.
Zatrzymać cię i nie dać się zatrzymać,
dać się unosić, być w niepohamowanym pędzie,
grać w pokera ze skałą i powietrzem,
oddychać, kochać, wspinać się, pisać,
pracować, boksować, gwizdać,
być agnostykiem i wierzyć w swojego Boga;
niekiedy kłamać i strzelać
jeśli trzeba wybierać i naprawdę
nie ma innego wyjścia.

Czasem, kiedy umieram
jest z nami cały świat.
Jestem szczęśliwy
i witam się ze śmiercią
w do–tkliwym śnie.
Wierzę, że śmierć
będzie miała twoje oczy.
Byłem w wielu pięknych miastach.
Zwiedzałem kościoły, porty
i dzielnice otoczone złą sławą.
Znam zapach pustyni,
krzyk kookaburra w buszu,
złoty ołtarz katedry w Sewilli,
chłód wschodniej ściany Mont Blanc
o brzasku i kolor tamaryszku.
Tej wiosny tamaryszek zakwitł
bardziej liliowo niż wrzosy jesienią.
Płynąłem już po złote runo
i do Ultima Thule.
Wiem co znaczy walczyć
i być zwyciężonym.
Odróżniam słabość od siły
i kolor czarny od białego,
ale żyłem długo, zbyt długo,
w dwu kolorach.
Byłem na krańcach naszej miłości
i nie chcę, żeby się oddalała.

background image

92

I nie wiem, którą drogą pójdę,
bo wspinałem się na najpiękniejsze góry,
a jestem znużonym kamieniem,
który spada z grani;
pływałem w najczystszych rzekach,
a jestem zmęczoną rzeką
zmierzającą do morza,
które czai się za każdym zakrętem
i na każdym skrzyżowaniu
życia.

Paryż. lipiec 1990

background image

93

Ostatni papieros,
ostatnia miłość,
ostatnie metro...

Pamięci Serge’a Gainsburga

Na niemożliwej granicy między miłością a śmiercią.
Na stacji symboli metafizycznych.
To już ostatni papieros, ostatnia whisky,
ostatnia miłość i ostatnie metro
w kierunku Porte du Ciel.
Nie przejechało czterech jeźdźców Apokalipsy,
którym dano władzę nad czwartą częścią ziemi,
by zabijali mieczem i głodem, i morem,
i przez dzikie zwierzęta.
Nie spadła gwiazda Piołun z nieba na ziemię.
To takie dziwne – wyszedłeś z życia,
a zostawiłeś żyjąca Nieobecność.
Twoja Obecność jest teraz tam,
gdzie dużo pięknych kobiet
i mówiący ludzkim głosem czarny fortepian.
Szokujesz Boga i aniołów
piosenkami o miłości i pragnieniu.
Palicie – Bóg Hawany, Ty Gitany.
On mówi: ogol się, Serge, i nie pij.
To nie wypada. W końcu jesteś w niebie.
Ty mówisz: Ta gueule,
je voudrais baiser une belle putaine.
I śpiewasz: je vais et je viens
entre tes reins et je me retiens.

Budzisz się nad ranem i wreszcie na kacu
rozmawiacie z Bogiem poważnie.
I być może rozstrzygniecie parę spraw;
dla Ciebie Tamtego, dla mnie jeszcze Tego
coraz bardziej szalonego świata
zmierzającego do końca świata.
I być może po wielu sporach
zgodzicie się co do kilku spraw ostatecznych,
prostych czyli zawiłych, jak tragedia grecka;
jak miłość, nienawiść, jak ziemia, powietrze,

background image

94

jak popiół, gwiaździsty diament, woda i ogień,
które z trudem usprawiedliwiają życie,
które z trudem umożliwiają śmierć.

Paryż, marzec 1991

background image

95

Motyw przewodni po czterdziestce

Olkowi Jurewiczowi

Wszystko jeszcze może się zacząć:
miłość i ból, wspólnie nieprzespane noce,
druga młodość i lata klęsk ostatecznych.
Będziemy zdobywali najtrudniejsze góry
i nauczymy się znowu tańczyć nad ranem.
Nauczymy się kochać nasze kobiety
i przynosić im żółte kwiaty.
Uśmiechać się. Rozrywać bandaże kopert
z naszym niespełnionym losem w środku
dnia i nocy, o każdej porze roku.
Będziemy czekać na śmierć cywilną tych,
którzy zawiedli nas najboleśniej,
wracać starą szalupą na pokład „Patny”,
już uratowanej, a dla nas nie utopionej.

Wszystko jeszcze może się zacząć:
armie stoją naprzeciw siebie, rzeki
płyną do źródeł. Jesteśmy bogatsi o stare
fotografie, świeże blizny, znoszone prochowce,
nie wysłane listy i czarne podwiązki,
których właścicielka zamieszkała w innym kraju.
Wszystko jeszcze może się zacząć,
co czeka białe i czyste jak świeży śnieg
na poszarpanej grani Mont Blanc,
podczas gdy języki lodowców na dole wypluwają
śmieci, metalowe puszki i ciała zaginionych
alpinistów sprzed czterdziestu lat.

Wszystko jeszcze może się zacząć,
dopóki nie zdradziliśmy naszej przeszłości.
Książki, których nie doczytaliśmy
dopiszą swój koniec, losy się spełnią.
Z naszymi zagojonymi ranami, gniewnymi głosami,
z naszymi kobietami, które zawsze będą piękne
i czarno–białe jak jaskółki, jak światło i mrok,
mamy szansę dożyć nawet do śmierci
świata.

Paryż, 13 marca 1993

background image

96

Od autorów wyboru

Wybieranie wierszy Jacka do druku na chłodno było niemożliwe. Dopuściliśmy więc jawnie
do głosu nieucichłą miłość, także w tym sensie, że ocenialiśmy wszystko bardzo surowo,
odrzucając niemal każdy wiersz, który budził wątpliwości jakiejkolwiek natury. Mieliśmy
nieco inną niż wybrana, koncepcję układu i inną propozycję tytułu – Ten brak Tu samotność
Ta grań –
zaczerpniętą z czterowiersza, który poruszył nas oboje, przez co wydawał się nam
szczególnie ważny, a wątek niespełnienia, osamotnienia, posuwania się po wąskiej ścieżce
między niemożliwościami uznaliśmy za najbardziej wszechobecny. Jednak propozycja
redaktora tego tomu, z tytułem Linia życia i układem chronologicznym, jest bezdyskusyjnie
lepsza. Nie tylko ze względu na prostotę i czytelność. Także dlatego, że umieszcza na końcu
Motyw przewodni po czterdziestce (w naszym układzie ten wiersz miał otwierać tom), co
wydobywa inny, przewijający się od początku do końca w poezji Jacka temat – potrzebę
nadziei i wiary. Kazało nam to sięgnąć z powrotem do odrzuconych wierszy i wyłuskać z tych
juwenilijnych Teraz już ujrzę, który kończy się sentencją:

Powiedz co bywa – bywa nieskończone
i choć wiara ta zbędna, żeby umieć przeżyć
jeszcze nieśmiało z wyroku nadziei –
wierze – żyjemy by od nowa wierzyć

Jacek, jakim go pamiętamy, zwłaszcza z ostatnich miesięcy, nieustannie szukał spraw,

w wartość których mógłby uwierzyć i rzeczy, którym można zaufać. Jego decyzja była więc
nie aktem desperacji, lecz najtrudniejszym wyborem.

Ewa Sułkowska–Bierezin
Zdzisław Jaskuła

background image

97

Spis rzeczy

Nowa Fala powraca do morza
Matka
Modlitwa
Las
Teraz już ujrzę
Przebudzenie
Do młodego poety współczesnego
Pozwólcie...
Elegia II
Pegaz
Wygnańcy
Elegia [III]
Mandelsztam
Przychodzą po mnie
Bezsenność I
Rzecz
Piec
Świnia
Zegar
Wam!
Święta Bożego Narodzenia
* * *
Emigracja
Próba opisu
Platon
Zdarzenie
Byłem
Szachy
Sezon w piekle
Dopóki te stosy...
* * *
W połowie życia
Wiersz odświętny o codziennym milczeniu
Święto wiosny
Linia życia
Nowy Rok
Powrót

background image

98

Nieobecność
* * *
Szkic do scen z Grottgera
Młodzi jasnowłosi
Kiedy przyjdzie wiatr
Tyle rzeczy
Widok z wieży w Sydney
Fioletowe kwiaty jacarandy
Po koncercie Cohena
W naszych czasach
W końcu
Nowy Jork, trzynasty miesiąc roku, godzina dwudziesta piąta
Greenwich, Connecticut
Wiadomości z kraju
W czasach niespokojnego słońca
* * *
Bezsenność, ptaki, wiersz Whitmana
Bezsenność, jawa, sen
Jest laka pora, jest taki czas
San Esteban, Salamanca
Oświadczyny
* * *
Między nami a nami...
Te kilka słów...
Różne strony
Tak się zdarza
Ta trudna miłość
Niekiedy nad ranem dzwonie do przyjaciół
Książę Nocy
Rzeczy małe
Chaos
Kiedy zaczyna się noc...
Język gestów
Z tobą bez ciebie
Czerń, zawsze czerń
Wielomiesięczne kryzysy
Czasem, kiedy umieram...
Osiami papieros, ostatnia miłość, ostatnie metro...
Motyw przewodni po czterdziestce
Od autorów wyboru

background image

99

Korekta: Anna Jęsiak


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Beriezin Jacek Obudź mnie z sobą
jacek skowroński złoty wiek życia czy zrezygnowana starość
Wykład 1, WPŁYW ŻYWIENIA NA ZDROWIE W RÓŻNYCH ETAPACH ŻYCIA CZŁOWIEKA
Stany zagrozenia zycia w gastroenterologii dzieciecej
HTZ po 65 roku życia
Prawo medyczne wykład VIII Obowiązek ratowania życia
Ostre stany zagrozenia zycia w chorobach wewnetrznych
Etapy cyklu zycia rodzinnego, ciaza

więcej podobnych podstron