MarekRomański
SALWAOŚWICIE
Spistreści
RozdziałI
RozdziałII
RozdziałIII
RozdziałIV
RozdziałV
RozdziałVI
RozdziałVII
RozdziałVIII
Tekstwgwydaniaz1935r.
Początkiemniniejszejpowieścijestksiążkapt.
Sercaszpiegów.
RozdziałI
Oddużegopomalowanegoszarąfarbąkaloryfera
buchałpoprostużar,mrózwymalowałnaszybach
ogrodyegzotycznychkwiatów.Precyzyjnychronometr
zawieszonynaścianiepomiędzydwomaoknami,
wskazywałdokładnyczas.Wskazówkijegozbliżałysię
dogodzimydziesiątej.
Pokójradiotelegrafistówwbiurzeszyfrów
niemieckiegoIIOddziałubyłjasnooświetlony.
Umeblowaniejegoprzedstawiałosięnadwyraz
skromnieiskładałosięzkilkustołów,naktórych
zainstalowanebyłyaparatynadawczeiodbiorcze.
Wpokojubawiłotrzechludzi.Jedenznichze
słuchawkaminauszachmanipulowałcośprzy
odbiorczymaparacie,dwajpozostalisiedzielina
szerokiejławiepodścianąipalącpapierosy,rozmawiali
półgłosem,choćnapisyporozmieszczanenaścianach
nakazywałyzupełnąciszę.
—No,Karl!—rzekłjedenznich,wyjmujączust
oślinionyniedopałekbezustnikowegopapierosaiz
wielkąwprawąrzucającdoodległejspluwaczki—No,
Karl,jajużwłaściwieniemamtunicdoroboty.
Moglibyśmywpaśćgdzieś,zabawićsiętrochę,gdybyś
byłwolny…
Radiotelegrafistanazwanyprzezswegokolegę
Karlemspojrzałodruchowonazegarekumieszczonyna
ręceiporównałjegoczaszczasemchronometru
wiszącegonaścianie.
—Poszedłbymztobąchętnie—odparł
flegmatycznie—aletopotrwapewniejeszczegodzinę.
ZaosiemminutmamtransmisjęzWarszawy.
—Będziesztakdługoodbierał?
—Nie!—zaprzeczyłzapytany.—Odbiórpotrwa
kwadrans,alepotemmuszęodczytaćstenogram,
przepisaćgonamaszynieioddaćporucznikowivon
Winnicky’emu,któryspecjalnienatoczeka.
Siedzieliprzezchwilęwmilczeniu,tylkogłośne,
ostretykanieprecyzyjnegozegaramąciłociszękabiny
radiotelegraficznej.
—TransmisjazWarszawy?—powtórzył
pytającym
głosem
ten,
który
proponował
towarzyszowi,byposzlizabawićsiępopracy.—Co
tozatransmisja?
PotwarzyKarlaprzemknąłcieńniechęci.Miał
swojewłasneplany,oilechodziłoospędzenie
wieczoru,więcposadzeniegootejwłaśnieporzeprzy
aparacieradioodbiorczymbynajmniejnienapawałogo
zachwytem.
—Mamodebraćtransmisjęzwarszawskiego
studia—wyjaśnił,jakbychcącrozwiaćwszelkie
wątpliwościkolegi.—Nanieszczęścieznamjęzyk
polskiiilekroćchodzioWarszawęniedająmi
spokoju.
Potwarzyniższegoradiotelegrafistyprzewinąłsię
uśmiech.
—Cóżtozatransmisja?—zapytał,sięgającpo
nowegopapierosa.
—Odczytradiowy…Felietonogwiazdach
filmowych,okinie,czycośtakiego…
—Oczym?—zdziwiłsiętamtenizrobiłwielkie
oczy.—Ogwiazdachfilmowych?Okinie?Żartujesz,
Karl!Nacóżbytomogłobyćpotrzebne…
—Wcalenie!Nieżartuję!—ruszyłKarl
ramionami.—Zresztątoniemojarzecz!Każąmi
odbieraćtransmisję,toodbieraminictomniewięcej
nieobchodzi.Bądźspokojny!Niedziejesiętobez
powodu,bezpowodunietrzymająmnietutaj,bez
powoduporucznikWinnickynieczekanatekst
stenogramu.
—Przypuszczasz?…
—Jesteśnaiwny!—przerwałmutowarzysz,
zawszetymsamymflegmatycznymtonem,poczym
wskazałnaczerwonynapis,umieszczonynawielkim
białymkartonie.Napistengłosił:Uwaga!Szpieg
słucha!Pamiętaj,żegadatliwośćbywaczęstozdradą
stanu!
Niechętnygestbyłodpowiedziąnatowymowne
ostrzeżenie,jednakżeniskiradiotelegrafistaniepytałjuż
onicwięcej.LubiłKarla,alejegozachowanieisposób
byciairytowałygoczasami.
Karltymczasemwstałzławyizbliżyłsiędoaparatu
odbiorczego.Chronometr,wiszącynaścianiepomiędzy
oknami,wskazywałdziesiątązadwieminuty.
—Posłuchaj!—zwróciłsiędokolegi.—
Wpadłbymjednakztobąnapiwo,alejak
powiedziałem,niewcześniej,niżzagodzinę.Zaczekasz
namnie?
—Tutaj?Nie!Pocomamtusiedzieć,kiedy
skończyłemdyżur.Możejednaktakzrobimy,żeja
pójdępierwszy,atyprzyjdziesz,gdytylkobędziesz
wolny…
—Zgoda!Gdziesięspotkamy?
—UWalfischa.
—UWalfischa?Dobrze!Niechbędzie!
Radiotelegrafistawłożyłsłuchawkinauszy,
przysunąłdużyblokzpapieremiołówki,skinąłgłową
swemukoledze,poczymprzestałjużnaniegozwracać
uwagę,którąpoświęciłwzupełnościnastawieniu
aparatunaraszyńskąfalę.Czasjużbyłnajwyższy,
zaledwiebowiem„złapał”Warszawę,usłyszałgłos
spikera,zapowiadający,iżprofesorAnatolWrangel
wygłosifelietonradiowypodtytułemWHolywoodiu
nas.
WchwilępotemKarlusłyszałwmikrofoniegłos
profesoraWrangla.Głosspokojny,mocnyigłęboki,
znanymujużzinnychtransmisjiradiowych,które
odbierał.
Tymrazemjednakodbiórzrazudobry,musiałsię
niewątpliwiepopsućimusiaływodbiorzefelietonuz
Warszawyzajśćjakieśprzeszkody,Karlbowiem
szybkoizrutynąstenografującysłowaprofesora,
niecierpliwiłsięnajwyraźniejiodczasudoczasu
dotykałtarczekaparatu,jakbypodejmującbezowocne
wysiłkicelemwyraźniejszegoilepszegosłyszenia.
Wreszciepopiętnastuminutachzdjąłsłuchawkiz
zaczerwienionychuszu,wyłączyłaparatizakląłz
nieukrywanązłością.Zestenogramemwrękuprzeszedł
dosąsiedniegopokoju,gdziestałokilkamaszyndo
pisaniaizogromnąwprawąprzepisałwtrzechkopiach
tekstfelietonu,takjakbyłontransmitowany–wjęzyku
polskim.
Gdy
praca
ta
została
już
dokonana,
radiotelegrafista,wziąłksiążkęraportówiwciągnąłw
nią
notkę
o
odebraniu
transmisji,
opatrując
równocześnie
maszynopis
kolejnym
numerem
porządkowym.Następnie,zgodniezinstrukcją,zabrał
kalki,przezktóreprzepisywałfelietonwygłoszonyw
WarszawieprzezprofesoraAnatolaWranglaiwrazz
nimioraztekstemiksiążkąraportówudałsiędługim,
słabooświetlonymkorytarzemdopokoju312,gdzie
porucznikWinnickyjużnańoczekiwał.
VonWinnickybyłzniemczonymPolakiemze
ŚląskaOpolskiegoiwłaśnietemuorazznajomości
językapolskiegozawdzięczał,iżwbiurzeszyfrów
niemieckiegoIIOddziałuodczytywałirozszyfrowywał
polskieteksty.
NaskrzypuchylanychdrzwiporucznikWinnicky
spojrzałnanieigestemprzyzwałradiotelegrafistę,by
podszedłbliżej.
—Panieporuczniku,przyniosłem.
—TransmisjęzWarszawy?
—Tak.
ZniemczonyPolakwyciągnąłswądużą,ciężką
rękęatletypoksiążkęraportów.Wziąłkalki,włożone
międzykartyksiążki,spojrzałnaniepodświatło,czy
byłytoistotniete,naktórychprzepisanoodebrany
tekst,poczymzniszczyłkalkistarannieistrzępkiich
wrzuciłdokosza.Wszystko,cowbiurachIIOddziału
wrzucanebyłodokoszównapapiery,byłopotem
paloneprzezwoźnychpodspecjalnymnadzorem
podoficerasłużbowego.
PozniszczeniukalekvonWinnickysięgnąłpo
wiecznepióro,bypokwitowaćwksiędzeraportów
odbiórtekstu,leczwzrokjegopadłrazjeszczena
maszynopisizłotastalówkawiecznegopiórazatrzymała
sięwpołowiedrogi.Wkilkumiejscachwidniaływ
maszynopisieszeregikropek–znak,żetekstbyłtu
niekompletny.
Porucznikspojrzałpytająconaradiotelegrafistę.
—Złyodbiór?—rzekł.
—Tak!Złyodbiór!—skinąłgłowąKarl—
Zanotowałemwuwagachwksiędzeraportów…
VonWinnickyprzerzuciłszybkokartkitekstu.Na
twarzyjegoodbiłosięniezadowolenie.
—Oilesięorientuję,odebrałpanzaledwiedwie
trzecietekstu.
Radiotelegrafistauczyniłrękomaruch,którymiał
znamionować,żeniestanowiłotoabsolutniejegowiny.
—Zakłóceniaatmosferyczne?—rzuciłjeszcze
oficerbiuraszyfrów.
—Nie!Trzaskówniebyłożadnych,tylko
nieustannefadingi…Falazanikałacochwila.Winnicky
skinąłgłową.
—Wobectegojesteśmynaturalniebezsilni.
Złożyłpokwitowaniewksiędzeraportówizwrócił
jąradiotelegrafiście.
—Dziękujępanu!—pożegnałgo.
—Jestemjużwolny?
—Całkowicie–donajbliższegodyżuru.
Karlskłoniłsięiwyszedł.
PorucznikvonWinnickyprzysunąłbliżejlampęijął
przyglądać
się
tekstowi
radiowego
felietonu
wygłoszonegowWarszawieprzezprofesoraWrangla.
Nieulegałowątpliwości,żeteksttendoszedłdoBerlina
bardzouszkodzonyzpowodufadingówczyniących
niemożliwymnormalnyodbiór.
Porucznikobawiałsięjużteraz,żeto,coWrangel
miałtądrogąiprzypomocytegofelietonudo
zakomunikowanianiemieckiemuIIOddziałowiw
Berlinie,zostałozupełniezniekształconeiżepo
odszyfrowaniuznajdziesięwobecpojedynczych
oderwanychwyrazów,niedającychżadnegopojęciao
tym,coprofesorchciałzakomunikować.
Niemniejprzetotrzebabyłowziąćsiędo
odszyfrowaniatekstu.VonWinnickyodczytałnajpierw
uważnieteurywkifelietonu,któreradiotelegrafista
zdołałodebraćwnieskażonejpostaci,poczymz
metalowejkasy,wmurowanejwścianę,wydobyłklucz
szyfrowy.ProfesorWrangelprzyredagowaniuswych
niezmiernie
ciekawych
i
barwnych
felietonów
radiowychposługiwałsiękodemspecjalnym,toznaczy,
żetylkoonjedenposługiwałsiętymrodzajemszyfru,o
ilechodziłooprzesyłaniewiadomości,aIIOddział–
mówiącściślej,porucznikvonWinnicky–posługiwał
siękluczemszyfrowymjedynieprzyodczytywaniu
odbieranychodniegotekstów.
Porucznikbyłdoskonaleobeznanyzesposobem
posługiwaniasiękodemprofesoraWrangla.Kodten
miałtodosiebie,żełatwiejbyłoodczytaćtekst,niż
zaszyfrowaćgo.ProfesorWrangelmusiałnajpierw
ułożyćsobietreśćwiadomości,jakązamierzałprzesłać
wsposóbtakpomysłowy,musiałpodstawićpodkażde
słowoliczbęoznaczającąkolejnośćwyrazów,musiał
wreszciezharmonizowaćztątreściątreśćodczytu,tak,
bysensjegodoniesieniarozpłynąłsiępoprostuw
obszernymtekściefelietonu.VonWinnickymiał
łatwiejszezadanie,polegającenatym,byprzypomocy
kluczawyłuskiwaćzezdańfelietonuwyrazpowyrazie.
Kluczbyłpoprostuszeregiemliczbrzymskichi
arabskichitaknaprzykładpierwszągrupąliczbową
kluczabyłoII–9,cooznaczało,żenależyztekstu
felietonuwynotowaćdziewiątywyrazdrugiegozdania.
Wtensposóbpostępując,możnabyłouporaćsiez
szyfrembeznajmniejszychtrudności,wkładającwtę
czynnośćjedynieodrobinęcierpliwości.
Warunkiemjednakbyło,bytekstbyłkompletny.
Wprzeciwnymrazietrudnobyłoobliczyćkolejność
zdańisłów,irozszyfrowaniestawałosiępracąistotnie
syzyfową.Dlategoteżdoodbiorutransmisjiz
Warszawy,przynoszącychfelietonyiodczytyprofesora
Wrangla
używano
najbardziej
doświadczonego
radiotelegrafistyspośródniewielkiejliczbytych,którzy
władalijęzykiempolskim,azatakiegowłaśnie
radiotelegrafistęuważanybyłKarl.
Atymrazemtekstbyłwłaśnieniekompletny,
posiekanyiporozrywanyprzezfading,wobecktórego
wszelkiewysiłkiradiotelegrafisą.dotądzupełnie
bezsilne.
PorucznikvonWinnickymiałciężkiorzechdo
zgryzienia.
Gdywreszciepotrzechgodzinachodsunąłod
siebiekluczszyfrowyitekstfelietonuogwiazdach
filmowych,ichżyciu,zarobkachikaprysach,na
pokreślonymarkuszupapieru,zostałojedyniekilka
wyrazów–szczupłyimizernyplonwysiłku,odktórego
huczałowgłowieoficera.
Odszyfrowanytekstbrzmiał:
Wzakładzie…podWarszawą…dziewczyna…
woli…Berlin…szwedzki…imię…zainteresowanie…
nowy…silnika…dlaczego…krawatów…
Ztegonaturalnieniewielemożnabyłowiedzieć.
Domyślaćmożnasiębyłodużo,aledomysłytenie
mogłyżadnąmiarązaprowadzićdaleko.Fading
zniweczyłnormalneodczytanietekstuinawetlogiczne
wytłumaczeniepozostałychułamkównastręczało
trudności.Cóżmożnabyłozrozumiećztego,żew
zakładziepodWarszawądziewczynawoliBerlin
szwedzki?Tobyłobezsensu.Dalszytekstbyłjuż
bardziejzrozumiały,choćnicwłaściwieniemówił.
ProfesorWrangeldonosiłniewątpliwieojakimśnowym
modelusilnika,zapewneonowymmodelusilnika
lotniczego,żadnychnatomiastwątpliwości,codo
intencjiprofesoraniepozostawiłostatniwyraz
krawatówiporucznikvonWinnickydobrzewiedział,
coonoznacza.
ProfesorWrangelbyłbynapewnozrozpaczony,
gdybywtejchwiliwiedział,iżjegofelietonradiowy,
opracowanytakstarannieisprytnie,żeniemal
potrącałotooartyzm,doszedłdouszuBerlinawformie
takniezrozumiałej.Działaniefadinguzniszczyło
właściwysensdoniesieniaotajemniczejdziewczynie
więzionejpodWarszawąwzakładziedoktora
Zabielskiego,otym,żechciałasięudaćdoBerlina,że
wołaławjęzykuszwedzkim,żenosiłaimięGreta…Imię
to,jakrównieżprzymiotnikszwedzki,udałosię
profesorowiWranglowiwpleśćdofelietonuzracji
wymienieniaGretyGarbo,podobniesłowokrawat
zostałowplecionedotekstuzokazjinapomknięciao
RudolfieValentino,którypośmierciobokniezliczonej
ilościubrań,kapeluszyibielizny,pozostawił—pięćset
krawatów.
Ktoinnynatomiastmógłmiećwszelkiepowodydo
radości.TymkimśbyłabyGretaNielsen,siostrzenica
generałavonStrelitza,gdybynieto,żedalekaod
jakichkolwiekprzypuszczeń,iżtajemnicajejmoże
zostaćtakłatwoodkryta,spałaonaowejnocysnem
człowiekasprawiedliwego,nieznającegoaniwyrzutów
sumienia,aniobaw.
Aprzecieżwystarczyłoby,byodbiórradiowybył
normalny–azgubajejstałabysięfaktemdokonanymi
nieuchronnym.Niewiedziałainiedowiedziałasięnigdy,
żetymrazemuratowałjądobrotliwyfading,który
przeszkodziłradiotelegrafiścieKarlowiw„schwytaniu”
pełnegotekstutransmisji.
Ajednakniebezpieczeństwonieminęłozupełnie.
Pojawiłosięztejstrony,zktórejGretanajmniejbysię
spodziewała.
—Ztegoniemożnaniczrozumieć…—rzekłdo
siebierazjeszczeporucznikvonWinnicky,odczytując
ponownierozszyfrowanytekst,którypozostawałdla
niegozupełnązagadką.
Zgestemzniechęceniaodsunąłodsiebiearkusz
papieruisięgnąłposzklankęikarafkęzwodą.
Nalewałwłaśniewodędoszklanki,gdydodrzwi
pokoju312zapukanocicho.
—Proszę!—zawołałWinnickyswympotężnym,
niecotubalnymgłosem—poczym,pijącwodęmałymi
łykami,obróciłgłowęwstronędrzwi,byzobaczyć,kto
wejdzie.
Tym,którywszedł,byłporucznikmarynarkiKurt
vonHedinger.
PełniłontejnocydyżurwbiurachIIOddziału.W
czasietakichdyżurówprzeważnieniebyłodużodo
roboty–tymrazemjednakbyłoinaczej.WKielu
wykrytowypadekszpiegostwanarzeczFrancji,tym
przykrzejszego,żeuprawiałjejedenzmarynarzy
służącychwdywizjonietorpedowców.Sprawanie
nosiłacechpoważnejafery,wiadomościsprzedane
wywiadowifrancuskiemuprzezmarynarzaniebyły
wielkiegoznaczenia,niewchodziływgrężadne
kapitalnetajemnicezdziedzinyobronypaństwa,po
prostudlatego,żeszpiegniemógłmiećdonich
dostępu,choćbyztytułuswegosłużbowego
stanowiska,niemniejmiędzydowództwemflotyw
Kielu,aDrugimOddziałemtrwałaożywionaszyfrowa
korespondencja,cosprawiło,żenocnydyżurKurtanie
byłtymrazembezbarwnyipozbawionyemocji.
MłodyoficerudałsiędopokojuWinnicky’ego,by
zasięgnąćjegorady,codopewnegoszczegółu
zaszyfrowaniadepeszy.VonWinnickywniemieckiej
służbiewywiadowczejcieszyłsięopiniąspecjalistyod
szyfrów,nacozupełniezasługiwał,rzadkobowiem
zdarzałosię,byjakikolwiekszyfroparłsięogromnej
intuicjiirutynieporucznika,któregowyglądzewnętrzny
niezdradzałanisprytu,anizbytniejinteligencji.Może
zresztąniedecydowałtuwtakiejmierzespryti
inteligencja,coniesłychanawprostirzadkospotykana
pracowitośćWinnicky’ego.Zpolskiegopochodzenia
pozostałamuwłaściwietylkoznajomośćjęzykai
słowiańskiebrzmienienazwiska.Wiedziałjednak
dobrze,żesąludzie,biorącymuzazłeiniemogącymu
przebaczyćtegopochodzeniaidlategoporucznikyon
Winnickywykonywałsweobowiązkizgorliwościąi
zapałemmającymudowodnić,żemożeśmiałouchodzić
zawzórNiemca.Wkażdymrazie,oilechodziłoo
szyfry,vonWinnickybyłwschodzącągwiazdą
niemieckiegoIIOddziałuoustalonejjużwielkościi
możnabyłouznaćzarzeczprzesądzoną,żeon,anie
ktoinny,obejmiekierownictwobiuraszyfrówpo
starymizniedołężniałymjużmajorzeKemnitzu.
NawidokKurtaporucznikpostawiłszklankęna
stoleiskinąłgłowązuprzejmymuśmiechem.Lubił
Hedingera,choćnieznałgobliżej,jakzresztąlubiligo
wszyscy,którzysięznimstykali.Kurtcieszyłsięogólną
sympatiąijeżelimiałwrogów,towkażdymrazieniew
oficerskimkorpusie.
—Dobrywieczór!—powitałvonWinnicky
wchodzącego.—Właśnieskończyłemswąpracęi
cieszęsię,żepanawidzę…Możezapalipancygaro?…
Mamdobrecygara…—wskazałpalcemnaszufladkę
biurka,wktórejcygarateoczekiwałyswegolosu.
—Dobrywieczór,porucznikuWinnicky.—Kurt
byłwpogodnymnastroju.—Obawiałemsię,żepana
jużniezastanę.Codocygara,zapalęjechętnie…
—Niechżepansiada!…
—Coto,tonie!Wpadłemdopanatylkona
moment,ponieważmamzpoleceniapułkownika
LuciusanadaćpilnytelefonogramdoKielu.—Von
Hedingerwskazałnakartkępapieru,którątrzymałw
ręku.—Chciałempanapoprosićopewienszczegół…
opewnewyjaśnieniewzwiązkuztym…
—Ależbardzochętnie!—VonWinnickysięgnął
doszufladybiurkainieodwracającoczuodkolegi,
szukałpoomackupudełkazcygarami.—Gdzieżono
siępodziało?—rzekł,niemogącnatrafićrękąna
pudełko.—O,jest!—znalazłipołożyłjenabiurku.
—Bardzochętniedampanutowyjaśnienie,aleusiąść
nachwilęprzecieżpanmoże.
VonWinnickynieprzyznawałsiędotego,ale
porucznikKurtvonHedingerimponowałmuzarówno
pełnymdystynkcjizachowaniem,jakiwyglądem
zewnętrznym.Kurtstanowiłidealnytyppięknego
jasnowłosegoNiemca,otwarzymłodegosępa,bystrej
iinteligentnej,azarazempoważnejiotwartej.Pochodził
przytymzestaroniemieckiejrodzinyposiadającej
pięknetradycjeibyławnim,wjegopostawie,wjego
ruchachiwsposobiemówieniajakaśrasa,stanowiąca
dlaWinnicky’egoideałniedościgniony.Onsamzaśbył
synemsztygarazeŚląska,mężczyznąwysokim,
brutalniesilnym,nieforemnymibryłowatym,owielkich
rękachistopach,niezgrabnymwkażdymgeście,
kanciastymwkażdymruchu.Spokojnynieco,chłodnyi
pański,nacechowanyrezerwąsposóbbyciaKurtabył
dlaporucznikaWinnicky’egoczymś,copodziwiamy,
wiedzącrównocześnie,żenigdytegoniezdołamy
zdobyć.DlategoWinnicky,lubiącKurta,niemógł
zarazemoprzećsięuczuciupewnejzawiści,ilekroćgo
widział.
Hedinger
usłuchał
ponownego
zaproszenia
porucznikaiusiadł.Winnickyotworzyłpudełkoz
cygaramiipodsunąłjeKurtowi.Oficermarynarki
wybrałstaranniejedno.
—Czytotelefonogramwsprawietegomarynarza
Spitzwega?—wskazałspecjalistaodszyfrówna
kartkęprzyniesionąprzezkolegę.
—Tak!WsprawieSpitzwega!
Winnickyzrobiłniechętny,niecierpliwygest
przyrządemdoobcinaniacygar.
—Moimzdaniem—rzekłzakcentem—robisię
unaszbytwicieceremoniwtakichwypadkach…
Udowodnionywypadekszpiegostwa.Przyznałsiędo
wszystkiego—no,tokulkawłebipocałejhistori!…
Atutymczasemszyfry,pisanina,telefonogramy…
—Tak!—potwierdziłkrótkoKurt.Wiedziało
tym,żesłowaWinnicky’egobyłyjednymztych
wystąpień,jakimiwynarodowionyPolakdemonstrował
swójmłodyniemieckipatriotyzm.
—Kulkawłebipocałejhistori!—powtórzył
tamten,aKurtniewiedział,żeprzyjdziechwila,kiedy
tesłowaporucznikavonWinnicky’egostanąmuw
pamięci.
—Naturalnie,żegorozstrzelają!—ozwałsię
znowuoficermarynarki,patrzącnaciężkidymzcygar,
włóczącysiępopokoju.Wtakichwypadkachniema
mowyoułaskawieniu!…Luciusowijednakbardziejniż
oSpitzwega,będącegotupionkiem,chodzioowego
rzekomegosprzedawcęwinfrancuskich,którynawiązał
kontaktzmarynarzemiznikłbezśladu.
—Nicprawdziwszegonadtennapis—rzekł
Winnicky,opierającsięokrzesłoswymiszerokimi
baramiiwskazującnatakisamkarton,jakiwisiałw
pokojuradiotelegrafistów,głoszący,żeszpiegjest
wszędzieiżegadatliwośćbywaczęstozdradąstanu.
Kurtuśmiechnąłsięleciutko.Przypomniałsobie,że
samredagowałswegoczasunapoleceniepułkownika
Luciusatekstowychostrzegawczychwywieszek.Palił
swecygaro,któreistotniebyłodobre,ikorzystałz
krótkiejchwiliodpoczynku,alepoprawdzieniebardzo
miałoczymrozmawiaćzporucznikiemWinnickym.
WzrokHedingeraprześlizgnąłsiępoblaciebiurka,
poprzezporozrzucanearkuszepapieru,naksiążeczkę
koduiprzeniósłsięnaotwartąkasęwmurowanąw
ścianę.Winnickyposzedłzajegospojrzeniemi
uświadomiłsobie,żekasazawierającakluczeszyfrów
niepowinnabyćwmyślinstrukcjianinachwilę
pozostawionaotwarta.Niezadowolony,iżKurtvon
Hedingermógłwłaśnieterazpomyślećsobieotymiże
przyłapałgonatejnieformalności,oficerwstał,wziąłz
biurkaksiążeczkękodu,jakimposługiwałsięprofesor
Wrangel,włożyłjąnadawnemiejsce,byłamujuż
bowiemniepotrzebna,izamknąłdrzwiczkikasy.
—Zupełnienadarmomęczyłemsięprzeztrzy
godziny—rzekłdoKurta,wracającnaswemiejsce.
—Nadszyfrem?—spytałporucznikmarynarki
bezzbytniegozainteresowania,abyłotoretoryczne
pytanie,ponieważvonWinnickyniemiałwDrugim
Oddzialezniczymdoczynienia,jaktylkozszyframi.
—Tak!—potwierdziłtamten.—Ślęczałemnad
radiowymodczytemagentaB–18…
—MówipanoWranglu…—uśmiechnąłsięKurt
vonHedinger,myślącjednocześnie,żetrzebabędzie
zapytaćporucznikaoto,czegosięchciałdowiedzieć,a
potempożegnaćsięzarazinadaćtelefonogramdo
Kielu.
—MówięoWranglu!…Todzielnystary,alema
dziwacznemetodypracy.Tenpomysłzradiowymi
odczytamijestgenialny,alenawetnajbardziejgenialny
pomysłmaswesłabestrony.Odbiórbyłdziśzupełnie
fatalny!
KurtvonHedingerskinąłgłową.
—Tak!Wiemotym!Spotkałemnakorytarzu
jednegozradiotelegrafistów,zktórymwymieniłem
kilkasłów.Skarżyłmisięnazłyodbiór.Nicmu,
niestety,niemogłemnatoporadzić…—Uśmiechnąłsię
znowu.
—Natojeszczeniktnieporadził—odparł
fatalistycznieporucznikWinnicky.—Karlmiał
nieustanniefadingipodczasodbieraniatransmisjiz
Warszawy,naskutekczegoodczytWrangladoszedł
donastylkouurywkach.Tojestwłaśniepięta
achilesowacałegosystemuodbieraniainformacjiwten
sposób.Gdytransmisjajestnieprzyjętakompletnie,
odczytanieprostegozupełnieszyfru,acowięcej
zrozumieniejegowłaściwej,treścinatrafianaduże
trudności.
VonWinnickywskazałnabiurko,naarkusz
papierupopstrzonynotatkami,askreśleniaipoprawki
dowodziły,ilepracyimozołumusiałwłożyćw
odszyfrowanieodczytuprofesoraWrangla.
—Wszystkiemojewysiłkiniezdałysięnanic—
rzekłlekkopoirytowanymtonem.—Wtych
pojedynczychsłowachtrudnodoszukaćsięsensu.
Wziąłdorękiarkusz,spojrzałnaniezrozumiały
łańcuchwyrazów,naurywkizdańnietworząceżadnej
całościizniechęconymgestemrzuciłpapiernablat
biurka.Nagletkniętynowąmyśląsięgnąłponiego
znowu.
—Możepancośztegozrozumie,porucznikuvon
Hedinger.Doniesienietobyło,zdajesię,interesujące,
jakwszystkieinformacjeWrangla,jakaszkoda,że,dla
mnieprzynajmniej,to,codałosięodszyfrować,jest
rebusemniedoodgadnięcia.
PodsunąłarkuszprzedoczyKurta.Tamten
spojrzałnatrzylinijkizestawionegotekstuipotrząsnął
głową.
—Nieznamtegojęzyka…—powiedziałz
pewnymakcentemwgłosie.
—Przepraszampananajmocniej.—Porucznik
Winnickyzmieszałsięzpowoduswejniezręczności,na
arkuszu
bowiem
pokazanym
Kurtowi,
tekst
wynotowanybyłwjęzykupolskim.—Zaraztopanu
przetłumaczęnanaszjęzykojczysty.
—Proszę,niechpantozrobi!—odparłvon
Hedinger,zachowującpowagę,choćwduchubył
ubawiony.
Winnickypodniósłkartkępapieruprawiedooczu,
byłbowiemtrochękrótkowidzem,iwolno,słowopo
słowie,odczytałponiemieckurozszyfrowanytekst.
—Towszystkocomogłemwydobyćzurywków
dostarczonychmiprzezKarla—rzekł.—Prawda,że
toniewiele?
Wpatrywałsiewdalszymciąguswymiwypukłymi
oczymawtrzymanyprzedsobąarkuszidlatego
zapewneniedostrzegł,żenaczoleporucznikaKurta
vonHedingerawyrosłanaglepionowazmarszczkai
przecięłalinięniemalzrośniętychbrwi.Oficermarynarki
nieodpowiedziałodrazu.
—Tak,toistotnieniewiele!—ozwałsięwreszcie,
gdyprzeciągającesięmilczeniapoczęłostawaćsięjuż
dziwne,poczymznowupokrótkiejpauziedodałjuż
swymzwykłymtonem:—Przepraszam,żepanatrudzę,
aleskorojużzapytałmniepanoto,poproszę,bypan
zechciał,porucznikuvonWinnicky,przeczytaćmito
jeszczeraz.
Niecozdziwionyspecjalistaodszyfrówusłuchałi
ponownieodczytałpowoliidobitniekilkawyrazów,
którychzestawienienicmuabsolutnieniemówiło.
CzyżbyzKurtemvonHedingerembyłoinaczej?
Czyżbyprzypadkiemwyłowiłjakiśsensztego
zlepku?…
—Wzakładzie…podWarszawą…dziewczyna…
—jakechojąłpowtarzaćzanimKurt,leczurwał
nagle,jakbyogarnąłgolękprzedgłośnym
wypowiedzeniemdalszychwyrazów,jakbyodkryłw
nichniespodziewaniecośzastanawiającego,azarazem
nieprawdopodobnego.
VonWinnickyodłożyłarkuszzpowrotemna
biurkoipatrzałteraznaimponującegomukolegę,
śledzączamyśleniemalującesięnajegotwarzy.Von
Winnickydorozumiewałsięzwyrazutejtwarzy,że
porucznikvonHedingerzastanawiasię,żemyśljego
pracujeintensywnie,żestarasię–podobnie,jak
poprzednioonsamusiłowałtegodokonać–zrozumieć,
comogąoznaczać,odczytanemudwukrotniesłowa,że
robiwysiłek,bylukipowstałewrozszyfrowanej
wiadomościuzupełnićlogicznie.VonWinnickybyłbyz
pewnościąogromniezdziwiony,gdybydowiedziałsię,
żemyśliporucznikaKurtavonHedingerdotyczyły
wprawdzieszyfru,byłyjednakwtejchwilizupełnie
inne,niżte,jakiemuprzypisywał.
Gdywreszciemilczenietrwałozbytdługo,
porucznikvonWinnicky,mniemając,iżKurtowimoże
niejestmiłoprzyznaćsię,żeionniejestwstaniewtym
sięwyznać,zauważył,jakbychcącmudopomócdo
uznaniawłasnejbezsilności:
—Tojestzdajesiębeznadziejne!…
VonHedingerspojrzałnaniego,jakczłowiek
wyrwanynaglezgłębokiegosnu.
—Tojestbeznadziejne…—powtórzyłvon
Winnicky.
Kurtrozłożyłbezradnieręce.
—Zastanawiałemsięwłaśnienadtym…—
spojrzałprzenikliwienamężczyznęsiedzącegopo
drugiejstroniebiurka—Zastanawiałemsięmożezbyt
długo…Mapanrację,szanownykolego!Ztych
urywkówniczrozumiećniemożna…Nienasuwająmi
oneżadnychlogicznychskojarzeń.Niemampojęcia,
comógłmiećWrangelnamyśli…
VonHedingerurwał,zdawałomusiębowiem,że
zbytgorliwiezaczynaprzekonywaćWinnicky’ego,iż
niemapojęciaoczymmożemówićzniekształcony
szyfr.Zarazemjednakdoznałuczuciapalącegowstydu,
doznałgorzkiegowrażenia,jakbyprzemilczałistarałsię
ukryćcoś,czegopodżadnympozoremukryći
przemilczećniebyłomuwolno.
Pierwszyrazodkądwłożyłmunduroficera
niemieckiego,pierwszyrazodkądzacząłpracowaćw
DrugimOddziale,przyszłomunamyśl,że
sprzeniewierzasiętymideałom,którymdotądzawsze
służył.Ujrzałsięnaglejakbyzłodziejem,jakby
człowiekiem,któryzachowującdlasiebieswe
niespodziewanepodejrzenia,nietylkoszkodzi
interesomswegokraju,aleisiebiesamegopozbawia
pewnychwartości,okradasamegosiebiezpewnych
wypróbowanych
zasad,
stanowiących
dotąd
niewzruszonedrogowskazyjegożycia.
Alezdrugiejstronyniewolnomubyło–
bezwarunkowoniebyłomuwolno–wyrażaćwobec
takiegoWinnicky’egomyśli,jakiezrodziłysięwjego
głowie,gdysiedzącwtymsurowympokoju,
zastanawiałsięnadposzczególnymiwyrazami
odczytanymimuprzezporucznikazbiuraszyfrów.
Nie!Postokroćnie!Tomłodzieńczabujnafantazja
płatamutakiefigle,topobudzonawyobraźniapracuje
zbytintensywnie.Poprostudziwne,byczłowiekowio
zdrowychzmysłachmogłazawędrowaćpodczaszkę
koncepcjataknieporównanieniedorzeczna.Jakże
dobrzerobi,żeniewyjawiajejWinnicky’emu.Unikaw
tensposóbbezlitosnejkompromitacjionieobliczalnych
wprostskutkach.Niktnigdyniepowinieniniemożesię
dowiedzieć,jaknieprawdopodobnynonsensstałsię
tworemjegoumysłu–tworemumysłuoficera,
cieszącegosięwDrugimOddzialeopiniąjednegoz
najzdolniejszych.
Niezależniejednakodtego,KurtvonHedingerwie
dobrze,żeanijednymsłowemniezdradziłbysię,iż
rozszyfrowanyczęściowoodczytprofesoraWrangła
nasunąłmupewnepodejrzenia,nawetwówczas,gdyby
wbrewwszelkiejlogice,wbrewzdrowemurozsądkowi,
gdybynawetwbrewwszystkiemu–prawdąi
rzeczywistościąmiałasięokazaćmyśl,przedktórąsię
wzdrygnął.Zamilczałbyiwówczasimiałbyważne
powody,bywciszyispokojudługorozważyćsytuację,
wobecjakiejstanął,irozstrzygnąćpomiędzysercema
rozumemiobowiązkiem.
PorucznikKurtvonHedingeropierasięokrawędź
biurkaipochwilowejprzerwiedodaje:
—Anipan,anijanicztegozrozumiećnic
możemy.Pocieszmysię,żepodobniejakmy,niktinny
nicztegoniebędziewiedział.
Kurtdostrzega,żeporucznikvonWinnickyjest
szczerzezadowolonyzjegosłów.PorucznikWinnicky
uśmiechasięcałąswątwarząogrubych,kanciastych
rysach,uśmiechasięswyminiecowyłupiastymioczyma
imówi:
—Trudno.Zrobiłemwszystko,cowmojejmocy.
BędziemymusielizażądaćodWrangladodatkowych
wyjaśnieńinnądrogą…
Mówiącto,vonWinnickyprzypominasobieostatni
rozszyfrowanywyraz,jedyny,któregowytłumaczenie
nienastręczamunajmniejszychtrudności.Słowoto
brzmikrawatów…
—Mapanzupełnąrację—przytakujeżywoKurt.
—Skoroniemożnaodczytaćtegoszyfru,musinam
Wrangelwinnysposóbudzielićinformacji,któremogą
byćciekawe.
Chcejeszczecośpowiedzieć,leczurywa.Jeszcze
przedchwiląpodejrzeniaswojeuważałzawytwór
chorobliwejfantazji,aleterazprzychodzimunamyśl,
cobędzie,cosięstanie,jeżelipodejrzeniatesą
prawdą,jeżeliprofesorAnatolWrangeludzieliowych
dodatkowychwyjaśnień,jakwyraziłsięWinnicky.
PorucznikvonHedingerrzucaokiemnazegareki
robigestzniecierpliwienia.
—Ulicha!—mówidoWinnicky’ego.—
Zasiedziałemsięupana.GdybyLuciusowiprzyszło
jutronamyślsprawdzićoktórejzostałaprzekazanado
KieludepeszawsprawieSpitzwega,zpewnością
dostałbymburę,żezostałanadanazbytpóźno.Może
zechcemipanwyjaśnićpewiendośćdlamnie
niezrozumiałyszczegółostatniejinstrukcjiszyfrowej…
TłumaczyporucznikowiWinnicky’emuocomu
chodzi.Tamtenorientujesięszybkoiusuwa
wątpliwościHedingera.Kurtkiwapotakującogłową.
Tak!Tak!Jestwłaśnietak,jakmyślał.Azatem
wszystkowporządku…Słuchaznieukrywanym
roztargnieniem
rzeczowych
uwag
Winnicky’ego,
najwidoczniejchcejaknajprędzejpożegnaćgoi
opuścićjegopokój.
ToroztargnienieKurtarzucasięwoczy
Winnicky’emu.PorucznikvonHedinger,słuchającgo,
niewątpliwiemyślioczyminnym.Winnickyjesttrochę
zaniepokojonyzachowaniemkolegi.Czyprzypadkowo
nieuraziłgoczymśwrozmowie,czyniepopełniłwobec
niegojakiegośdrobnego,nieprzyjemnegonietaktu?To
byłobyprzykre…
AmożeHedingerowipoprostutylkosięśpieszy,
bynadaćówtelefonogramistotniepilnyiważny…
TymczasemKurtaniewieleobchodzito,oczym
myśliporucznikvonWinnicky.Żegnagoszybkoimoże
bardziejzimno,niżbytegopragnął.Atmosferapokoju,
wktórymurzędujeWinnickyzupełnieniespodziewanie
stajesiędlaniegodusznaitrudnadozniesienia.Ogarnia
goniechęćwobecWinnicky’ego,niechęćzupełnie
nieuzasadniona,niechęćdojegowypukłychniebieskich
oczu,dojegociężkiejinieforemnejpostaciwtłoczonej
wciasnyniecomundur,dojegorąkogrubychkościach
idokrótkich,niezgrabnychpalców.Gdywreszcie
opuszczapokójporucznikaWinnicky’egoiznajdujesię
wzimnym,długim,tonącymwpółmrokukorytarzu,
oddycha,jakbydoznał,ulgi.
Jakżewielekomplikacjiwżyciumożeprzynieść
jedenkrótkimoment,jednasekunda!
Kurtidziekorytarzompowoli,dalekiterazodtego
pośpiechu,zjakimwyszedłzpokojuWinnicky’ego.
Myśliotym,żeprzecieżwsprawieowegoszczegółu,
codozaszyfrowaniatelefonogramudoKieluniemusiał
wcaleudawaćsiędobiuraszyfrów.Wystarczyło
podnieśćsłuchawkęwewnętrznegotelefonu,połączyć
sięzWinnickymitądrogąwyjaśnićswewątpliwości.
Ajednakprzeznaczeniekazałomu,byzamiastużyć
tegoprostszegosposobu,poszedłdobiuraszyfrówiw
rozmowiezWinnickymdowiedziałsięczegoś,co
zburzyłojegospokójinasunęłomunajbardziej
dziwaczneprzypuszczenia.Trudnorozstrzygaćwtej
chwili,czystałosiędobrze,czyźle,bowpierwszym
rzędzietrudnojestmuobliczyć,trudnojestmu
zdecydować,cowpodejrzeniachjegojestprostym
wymysłem,ailejestprawdy.
—Przywidzenia!Chorobliwagrawyobraźni!—
szepcedosiebieKurtizatrzymujesięnarazw
korytarzu.
Stajeprzyoknie.Oknotowychodzinamałe
wewnętrznepodwórzezewszystkichstronzamknięte
muramigmachu.Napodwórzubielisięśnieg.Odbieli
śniegu,mimomrokunocy,odbijasięwyraziściesylweta
żołnierzaodzianegowpłaszcz,żołnierzmaprzezramię
przerzuconykarabin.Nakarabinnasadzonybagnet.
Tenżołnierz,tenkarabin,tenbagnet–sąjakby
ostrzeżeniem,sąjakbygroźnymmemento,żeNiemcy
czuwająistrzegąswychtajemnic,żebiadaśmiałkowi,
którybyporwałsięnatetajemniceichciałuchylićich
rąbka.
—Przywidzenia!Chorobliwagrawyobraźni!—
powtarzasobieKurtvonHedinger,śledzącwzrokiem
szyldwacha,którymiarowymkrokiemokrąża
niewielkiepodwórze.
Tenżołnierz,tenkarabin,tenbagnet–sądlaniego
argumentem
dostatecznie
przekonującym,
by
podejrzeniasweuznaćzagłupstwo,zaabsurdzupełny.
Czyżmożliwe,abyznalazłsięktośtakśmiały,tak
zuchwały,takbezczelny,ktoważyłbysięnaczyn
będącynajwiększymszaleństwemspośródwszystkich
szaleństw,jakiemógłwymyślićrozumludzki?Czyż
byłomożliwe,bytymkimśbyłakobieta.Bykobieta
ta…
KurtvonHedingerruszaramionami.Wyrazyszyfru
odczytanego
dwukrotnie
przez
porucznika
Winnicky’egobrzęcząmunatrętniewuszach,nibyrój
pszczółwletniepopołudnie.Oficermarynarkirzuca
jeszcze
jedno
spojrzenie
na
wartownika
przemierzającegoopasanymuramidziedzinieci
odwracasięodokna.
Zaczynaiśćdalej,wstronęgabinetudyżurnego
oficera,leczzaledwieuszedłkilkanaściekroków,
zatrzymujesięznowujakbyprzygwożdżonydomiejsca.
Ajeżelitoprawda?Ajeżeliniemyliszsię,
porucznikuKurcievonHedinger?—przeszywago
myśluporczywa,odktórejniemożesięuwolnićjakod
nocnejzmory.Iznowujakbrzęczeniepszczół,
zaczynająmuszumiećwuszachsłowa:dziewczyna–
Berlin–szwedzki–imię…NaBoga!Jakieżbyłoto
imię,któregoniepozwoliłdosłyszećdobrotliwy,a
zarazemprzeklętyfading?
Nietojednaksprawia,żenogiKurtastająsię
narazciężkiejakbyzołowiu,nietosprawia,żestaje
naglewśrodkumrocznegokorytarzajakbyrażony
piorunem.Otoprzychodzimunamyśl,że
zniekształconątreśćdoniesieniaprofesoraAnatola
Wranglaczytaćbędąrównieżinni,że,byćmoże,
zapoznasięzniąnawetsampułkownikLuciusiżete
samepodejrzenia,tesameskojarzeniamyślowe,które
zrodziłysięwjegogłowie,zrodzićmogąsięrównieżw
mózgachinnych.Awtedy…
PorucznikvonHedingerodczuwa,żejakiściężar
olbrzymikładziesięnajegobarki,żejakaślodowata
dłońchwytawzimnyuściskjegoserce.Toniemożliwe
—myśli.—Niktniewpadnienapomysłtakobłąkany,
jakja.Jestemszaleńcem,żemojąmiłośćdotejcudnej
dziewczynypoddajętakimsamotorturom,żedręczęsię
terazjakimiśprzywidzeniami,gdyleżąprzedemną
perspektywyszczęścia,nibywspaniała,szerokadroga
wyzłoconapromieniamisłońca…
Krokinakorytarzupozanimbudząiwyrywajągo
zodrętwienia.Krokiteprzybliżająsię.
Kurtruszanaprzód.Niechcewiedzieć,ktoidzie
tam,pozanim,niechcewtejchwilispotkaćnikogo,nie
wie,czypotrafiłbyzapanowaćnadswymgłosem,nie
wie,czyniemazmienionychrysówtwarzy.Pragniejak
najszybciejznaleźćsięwswoimpokoju.
Gdywreszciesiętostaje,Kurtopadaciężkona
foteliprzezdługąchwilęsiedzibezruchu.Czujesięjak
człowiek,którypopadłnaglewciężkąchorobę.Nie
wiadomodlaczegoprzychodzimunamyślprofesor
Wrangel.Niewidziałnigdytegoczłowieka,ajednak
odczuwaterazpalącąnienawiśćdowarszawskiego
agenta.
—O,tak!—szepceprzezzaciśniętezęby.—
ProfesorAnatolWrangeljestistotniegenialny…
***
Takjest!ProfesorAnatolWrangel,ówskromny,
nierzucającysięwoczystarszypan,udzielającylekcji
językaniemieckiegoijęzykówskandynawskich,
zamieszkującymały,brudnyhotelikprzyulicy
Chmielnej–byłrzeczywiścieagentemniemieckiego
wywiaduimożnagobyłozaliczyćdonajgroźniejszych
szpiegów.
NausługachNiemiecpozostawałjużdawno,
jeszczebowiemprzedwojnąipodczaswojnydziałał
jakoagentniemieckinaterenieRosji,oddając
nieocenioneusługiojczyźnieswejmatki,którąuważał
zaswojąojczyznę.Gdywybuchłarewolucjarosyjska,
gruntpocząłsiępalićpodstopamiAnatolaWranglai
wówczasotrzymałodswychwładzprzełożonych
polecenienatychmiastowegoopuszczeniaSowietów.
Tenniepozornyczłowiekbyłzbytcennąsiłądla
niemieckiegowywiadu,byżyciejegomiałobyć
narażonenaszwankpodczasrewolucyjnejzawieruchy.
WówczasprofesorWrangeljakoterendziałania
obrałsobiePolskęiprzebywałprzezszereglatwjej
stolicy,awnikimniewzbudziłosiędotądnajmniejsze
podejrzenie,bywżyciujegoistniałajakaśtajemnica,by
Wrangelmógłbyćkimśinnym,aniejedynieskromnym
nauczycielemjęzyków.
ProfesorAnatolWrangelnależałdotych
nielicznychludzi,którzyzrównymartyzmemiswobodą
umiejąnosićmaskę.Zarównojegowyglądzewnętrzny
bezbarwnyiniezwracającyuwagi,przeciętnywygląd
starszego,skromnegopana,jakijegosposóbbycia,
grzecznyipowściągliwy,sprawiały,żekażdy,ktogo
znał,zostałbyniewątpliwiewprowadzonywosłupienie,
gdybymupowiedziano,iżmadoczynieniaz
osobnikiem,któryzdobyłniejednąważnątajemnicęi
przekazałjąobcemuwywiadowi.Powierzchownośći
zachowanieprofesoraWranglasprawiały,żepotrafiłon
dowiadywaćsięodkażdego,czegotylkochciał,w
sposóbniebudzącynajmniejszychpodejrzeń.
Jeżelijednakbyłbyzdziwionykażdy,komu
zdradzonobytajemnicępodwójnegożyciaprofesora
Wrangla,tozdziwienietoprzeszłobyniewątpliwie
wszelkiegranice,gdybypowiedzianomu,wjaki
sposóbprofesorWrangelużytkowałswehonoraria
szpiegowskie,którebyłyodpowiedniowysokiew
stosunkudozasług,jakieoddawałniemieckiemu
wywiadowi.Dowiedziałbysiębowiem,żeprofesor
Wrangelnieciągnąłzeswejpracyszpiegowskiej
najmniejszychosobistychkorzyści.Wystarczyłymu
najzupełniejskromnedochody,jakiezdobywałnauką
języków,
tłumaczeniem
książek
i
artykułami,
umieszczanymiodczasudoczasuwdziennikachlub
czasopismach.Potrzebymiałminimalne,awczasach
przedwojennychbyłczłowiekiembardzomajętnym,
pieniądznieimponowałmuwnajmniejszejnawet
mierze.
Tenczłowiek,którynaskutekinformacji
udzielanychwywiadowiniemieckiemu,bezżadnego
uczuciażaluczylitościwysyłałnaśmierćcałebatalionyi
pułkirosyjskie,tenczłowiek,którywczasiepobytu
Polscezdobyłniejednąkapitalnątajemnicęmilitarną
państwa,któreudzieliłomugościny,tenczłowiek,który
niedoznałnigdynajmniejszychwyrzutówsumienia,
któryto,corobił,uważałzadobre–wszystkieswe
dochodyzuprawianiaszpiegostwapoświęciłna
jałmużnędlabiednychdzieci.
Niepotrafiłprzejśćkołożadnegodziecka,bynie
pogłaskaćgo,nieprzemówićdoniegokilkusłówinie
wetknąćmuwrączkękilkugroszynacukierki.Nigdy
nieodmawiałwsparciabiednejkobiecie,którąspotkał
zdzieckiemnaręku.Każdyubogoubranylubmizerny
malec
o
wybladłej
twarzyczce
napiętnowanej
znamionaminędzypanującejwdomuprzyciągałjego
uwagęiprofesorWrangelnieumiałominąćgo
obojętnie.Dzieciulicybudziłyjegolitość.Podchodził
donich,gawędziłznimi,udzielałimradiprzestrógi
obdzielałjepieniędzmizdobytymipracąszpiegowską,
pracą,przedktórąwzdrygasięwiększośćludzi,
uważającjązacośhańbiącego.
GdybyktośobserwowałprofesoraWrangla,
widywałbygoczęsto,jakwchodziłdocukiernilubdo
sklepuzzabawkami,byjakiemuśobszarpanemu
chłopcukupićciastko,któregosmakunieznałbiedny
dzieciak,lubzabawkę,ojakiejmalecmógłdotądtylko
marzyćjakoczymśniedoścignionym,rozpłaszczając
nosekowystawowąszybę.
Częstowidywaćmożnabyłowbarakachdla
bezdomnychstarszegopanaoszpakowatychdużych
wąsach,któryzachowywałsiętak,jakbychciał
najmniejzajmowaćmiejscanaświecie,jakbychciał
nawetwnajmniejszejmierzenikomuniezawadzać,
choćnikomuzawadzaćniemógł.Panówzjawiałsięz
niespodziewanąpomocą,bezimienny,nieuchwytnyniby
cień,istawałsięczasemjakbyzrządzeniem
Opatrzności,jakbyniespodziewanąłaskąlosu,jakby
nieoczekiwanądeskąratunku.Niósłpomocdzieciom
najbiedniejszymznajbiedniejszych,opróżniałswe
kieszeniezewszystkichpieniędzy,jakieposiadał,
uśmiechałsięblado,słuchającpodziękowańiznikałtak
szybkoiniepostrzeżenie,jaksiębyłzjawiał,byznowu
zaczasjakiśpowrócićniespodziewanie.
Idziwnarzecz.Dziecinędzyidzieciulicy
zazwyczajlękliwe,podejrzliweinieufnewobec
każdegoobcego,zawszegotowepierzchnąćniby
stadkospłoszonychwróbli,niezdradzałynigdy
najmniejszychobawaniżadnychodruchównieufności
wstosunkudoprofesoraWrangla,chociażprzeważnie
widziałygoporazpierwszywżyciu.
Dziecięcyminstynktemwyczuwaływnim
przyjaciela,niebudziływnichlękujegosumiastewąsy,
aniteżjegooczyzawszepoważneipowleczonemgłą
smutkuizadumy,oczyktórepozostawałyniemal
niezmienione,nierozjaśniałysięnawetwówczas,gdy
uśmiechałysięwargi.Wyczuwaływnimprzyjaciela,
pozwalałygładzićsiępogłówkach,odpowiadały
chętnienazadawaneprzezniegopytaniairadośnie
przyjmowałyjegodary.Nieprzeczuwałykimbyłów
niepozornypaninawetgdybyposiadałyzdolność
rozumienia,trudnobyimbyłopojąć,żeczłowiekten
okazującyimtyledobroci,byłzarazemwrogiemich
kraju,żetoniemieckiszpiegwykazywałtylemiłościi
szczodrobliwościwobecbiednychwarszawskich
dzieci.*
NiemalwszystkiedziedzinyżyciaAnatolaWrangla
byłyprzezniegoznakomiciezakonspirowaneprzed
okiemnatrętów.Trudnoteżbyłoodgadnąć,patrzącna
niegoiobserwującgo,żetajegomaniaopiekowania
sięiwspieraniabiednychdzieciwypływałazgłębszych
pobudek,żenadnietegopostępowaniaagentaobcego
wywiadukryłasięprawdziwatragediajemutylko
samemuwiadoma.
ProfesorAnatolWrangelbolałnadlosemkażdego
biednego,opuszczonego,zziębniętego,głodnegoi
obdartegodziecka,ponieważżyciejegomiałokarty,
którychżadnasiłaniebyławstaniewymazaćzjego
pamięci.
AnatolWrangelukrywałtęswojątragedięw
najtajniejszychzakamarkachserca.Walczyłznią,chciał
jąprzemóc,przekonywałsamegosiebie,żenależy
zatrzasnąćdrzwizaprzeszłością,żenależypomęsku
zamknąćizakończyćstarerachunki,żeniepomoże
upartepowracaniedospraw,którychbiegujuzniebył
stanieanizmienić,aniodwrócić.Daremniejednak
zmagałsięsamzsobą,daremniechciałodpędzićmyśli,
które,natrętneibolesne,wracałyczęstoisprawiały,że
ogarniałagobezsilnarozpacz.Jeżelimówisię,żekażdy
maswegorobaka,którygotoczy,żekażdynosiw
sobieczerwnieszczęścia,toduszęprofesoraWrangla
toczyłwłaśnietakirobak.
Byłczłowiekiem,którynigdyniepozostawałw
niezgodziezsamymsobą,byłczłowiekiem,którynigdy
niedoznawałnajmniejszychwyrzutówsumieniaiktóry
zawszeuważał,żecokolwiekczynił,robiłdobrze.
Czułbysięteżzupełnieszczęśliwyprzyswychmałych
potrzebach,czułbysięzupełniezadowolonyzeswego
losuizwynikówswejdziałalnościszpiegowskiej,
gdybynietowspomnienie,mimocorazbardziej
rosnącegoprzedziałulat,stalejednakowożyweistale
palącenibywieczniekrwawiącarana.
Niemógłzapomniećotym,żeniezawszebyłtak
samotnyiopuszczony,jakteraz.Niemógłzapomniećo
tym,żekiedyś–gdybyłznaczniemłodszy,gdystarość
wydawałasiętakodległa,jakbybyłazasiedmioma
góramiizasiedmiomarzekami–niebyłnaświeciesam
jeden,niebyłbezdomuibezrodziny,leczposiadał
żonęidzieckoicieszyłsiętakimsamymszczęściem,
jakimciesząsiętysiąceisetkitysięcyludzi.
Jednakżeniedanemubyłodługocieszyćsiętym
szczęściemrodzinnym.Żonajegozmarławtrzylatapo
urodzeniudzieckaitobyłpierwszycios,jakispadłna
profesoraAnatolaWrangla.Pośmierciukochanej
kobiety,profesorcałesweuczucie,całąswąmiłość,do
jakiejjeszczewtedybyłozdolnejegoserce,dziś
ostygłejużipodobnewygasłemuwulkanowi,przelałna
osieroconedziecko.
Synek
był
w
jego
oczach
najbardziej
zachwycającymdzieckiem,jakiekiedykolwiekistniało.
Poświęcałmuwszystkieswemyśli–wszystkiechwile
wolneodzajęćnależałyzregułydorozkosznego,
szybkorozwijającegosięchłopca.Wówczasniemyślał
profesorWrangelorozdawaniuswejszpiegowskiej
gażymiędzybiedne,cierpiącenędzędziecirosyjskie.
Wówczaspracowałnaswymniebezpiecznym
posterunku,naterenieRosjii,wydającNiemcomjej
militarnetajemnice,ożywionybyłprzekonaniem,że
pieniądze,któretądrogązdobywa,zdobywaniedla
siebieleczdlaswegodziecka.Chciałichmiećdlaniego
jaknajwięcej.SynprofesoraWranglaniepowinienbył
nigdyzaznaćjakichkolwiekbraków.
Iwłaśnietensyn.właśnietendzieciaknajdroższy…
właśnietonajmilszeinajgorętszeukochaniejego
życia…
Wrangelpodziśdzieńniemógłmyślećotym
spokojnieiwspomnieniechłopcailekroćwracało,
stawałosięzawszebólemtakwielkim,żestarypan
odczuwałgoprawiefizycznie.
Ileżtolatjużminęło!Ileżtolat!…Zdawaćbysię
mogło,żelospozazdrościłprofesorowiWranglowi,że
przeznaczeniepostanowiłowziąćwtensposóbsłusznyi
sprawiedliwyodwetnaczłowieku,któryzpiekielną
obojętnościąizzimnąkrwią,niewzruszonyifanatycznie
zawzięty,informacjamiudzielanyminiemieckiemu
sztabowiskazywałnaśmierćsetkiitysięcyżołnierzy
rosyjskichioddawałichnieuchronnejzagładzie.Każdy
szpiegprędzejczypóźniej,płacigłowązaswą
działalność–profesorWrangelmiałtoszczęście
rzadkieinieprawdopodobne,żepracowałnaterenie
Rosjiprzezlatacałeipozostawałpozaobrębem
jakichkolwiekpodejrzeń.Zatoniezwykłeszczęście,
któreszpiegniemieckizawdzięczałwdużejmierze
swemusprytowi,trzebabyłorównieżzapłacić.I
profesorWrangelzapłaciłwsposóbnajbardziej
potworny.
GdywRosjiwybuchłarewolucjapaździernikowa,
profesorWrangelbawiłpozaPetersburgiem,któryw
tymczasiebyłmiejscemjegostałegozamieszkania.A
właśnietam,wPetersburgu,wpięknejwili,pozostawił
swegosynapodopiekąwychowawczyni.Gdy
pierwszeparoksyzmykiereńszczyznywstrząsaćpoczęły
rosyjskimolbrzymem,profesorWrangelnosiłsięprzez
jakiśczaszzamiaremwysłaniadzieckadoneutralnego
kraju.Zamiartenjednakzarzucił,ponieważtrudnomu
byłonaczas,któregoniemożnabyłooznaczyć,rozstać
sięzukochanymchłopcem.Zatrzymałgoprzysobiei
przeklinałpotemsiebiezatędecyzję,zato
samolubstwo,któretakstraszniemiałosięnanim
zemścić.
Wybuchrewolucjibolszewickiejodciąłprofesora
WranglaodPetersburga.Trawionyzłymiprzeczuciami,
umierającyzniepokojuolosdzieckaWrangelbodajpo
razpierwszywżyciupoznałcałągoryczibezlitosność
zawoduszpiega,zrozumiałtęokrutnąprawdę,żeszpieg
niemarodzinyiżeniemogądlańistniećżadnesprawy
osobiste.
LękosynapozostawionegowPetersburgui
świadomość,żewdanejchwiliwżadensposóbnie
możezdobyćwiadomości,cosięznimdzieje,poczucie
własnejbezsiłyizależnościodbieguwypadków–były
dlaAnatolaWranglaprawdziwąudręką.Obawyo
dzieckonieopuszczałygoaninamomentistawałysię
corazsilniejsze.Takbardzonarzucałysięjegomyślom,
jakbybyłyprzeczuciemnieszczęścia,pukającegojużdo
drzwi.Atymczasemprofesorwowychdniach
niewypowiedzianieciężkich,wowychdniachprzełomu,
musiałzdobywaćsienaspokójiopanowanie,musiał
zachowywaćzimnąkrew,podczasgdyrozprzęgałysię
wnimwszystkienerwy.Musiał,bosytuacjawymagała
tego,bymiećoczyiuszyotwartenawszystko,co
działosięwRosji,boilubyłoagentówniemieckichna
terenierosyjskiegoimperium,tyluichpracowało
gorączkowoiofiarnie,bywśródowejdziejowej
zawieruchywyłowićjaknajwiększailośćautentycznych
wiadomości,byzorientowaćsiejaknajtrafniejw
rewolucyjnymchaosie,bywyrobićsobiejak
najwierniejszypoglądnasytuację.Rządniemiecki
chciałbyćjaknajbardziejrzeczowoiwyczerpująco
poinformowanyotym,cosięwRosjidziało,awarunki
wjakichpracowałwywiadniemieckiwpaństwie
objętympożaremrewolucyjnychzmagańbyły
niewypowiedzianieciężkieiniebezpieczne.
ProfesorWrangelmusiałwciążodpędzaćnatrętne
azłowieszczemyśli,zdobywaćsięnahartducha,na
rozwagęiczujnośćzarazem,ipracować,jakpracowali
inni.Ilekroćpotemwspominałoweczasy,dochodziłdo
wniosku,żenigdyniedoznałwiększejudręki,jak
właśniewtedy.
WreszciedostałsiędoPetersburga,dostałsiępo
totylko,byprzekonaćsięnawłasneoczy,że
przeczucianieomyliłygo,żeprzeczuciatebyły
rzeczywistością.Byłatozbytstraszliwarzeczywistość,
byczłowieknawettakchłodnyitrzeźwy,jakWrangel,
mógłjązrozumiećipojąćodrazu.
Znalazłswąwilęwokropnymstanie,splądrowaną
doszczętnieiczęściowospaloną.Mniejszajednakbyło
owilęnaprzedmieściu,mniejszabyłoozniszczonei
połamaneumeblowaniepokojów,mniejszabyłoo
bibliotekę,któraspłonęłaiocennezbiory.Wszystko
byłoniczymwobecfaktu,żezarównodzieckojaki
jegowychowawczynizniknęlibezśladu,jakbyichnigdy
niebyło.
ZrozpaczonyWrangel,odchodzącniemalod
zmysłów,podjąłstarania,bydowiedziećsię,costało
sięzjegosynkiem.Aleczyżmożnabyłodowiedziećsię
czegośwowychczasach,wktórychkażdymyślał
przedewszystkimosobie,wówczasgdyPetersburg,
jakicałaRosja,podobnybyłdodiabelskiegokotła,w
którymwarzyłsiępiekielnycocktail?Czyżmożnabyło
dowiedziećsięczegokolwiekwdniach,wktórychna
ulicachmiastakaszlałysuchomauzeryijazgotliwie–
nibyzłepsyspuszczonezłańcucha–szczekały
karabinymaszynowe?Kogóżwtedy,kiedyszalał
terror,mogłyobchodzićlosymałej,mizernejistotki,
kogóżmogłyobchodzićwtedydziejedrobnejkruszyny
ludzkiej–wówczas,gdyżyciestraciłowszelkąwartość
ibyłonajtańszymznajtańszychtowarów,Cóżtokogo
obchodziło,żezaginęłobezwieścidzieckoprofesora
AnatolaWrangla?Niebyłoanipierwsze,aniostatnie,
poktórymaniśladniepozostał.Czyżmiałobyć
szczególnie,specjalnieważne,ponadinne,ponad
wszystko,nawetponadrewolucję,dlatego,żebyłoto
właśniedzieckoprofesoraWrangla?
Onsądził,żebyłonajważniejsze.Ważniejszeod
rewolucji,ważniejszeodwszelkichidei,odwalkiote
idee,
od
wszelkich
dyktatur
proletariatu
i
nieproletariatu.Aleniestety–taksądziłtylkoonsam.
Onsaminiktwięcej.Iniktniemógłgoobjaśnić,nikt
niemógłgopoinformować,costałosięzjego
chłopcemnajdroższym,ztymnajmądrzejszymi
najbardziejuroczymmalcem,jakiegokiedykolwiek
oglądałosłońce.
Tajemnicabyłanieprzenikniona.ProfesorWrangel
nietraciłnadziei,niezaprzestawałposzukiwań,aż
wreszcieopadłymuręce.Niktniemógłgoobjaśnić,
jakilosprzypadłwudzialedzieckuijego
wychowawczyni.Tojednobyłopewne,żenie
zamordowanoanikobiety,anichłopca–wwili
bowiemciałichnieznaleziono.Alecosięstałoz
nimi?…
Pytanietopodziśdzieńpozostałobezodpowiedzi.
Ileżjestwżyciupodobnychtragicznychpytań!
ProfesorWrangelnietylkoniedowiedziałsięnic,
alenadomiarposzukiwaniamiswymiściągnąłnasiebie
uwagęsowieckichwładz.Ktowie,możewobłędnej
gorączceowychposzukiwańporazpierwszywswej
szpiegowskiejpraktyceuczyniłjakiśkroknierozważny,
możebólirozpaczojcaprzytłumiłyzdolność
maskowania,którąwtakwysokimstopniuposiadał
agentwywiadu,ktowie,możepoprostuzwrócił
jedynienasiebieuwagęiwyszedłzcienia,wjakim
zawszedotądpozostawał.WczasachtychwRosji
najlepiejbyłobyćzapomnianym,tymczasemWrangelw
swychrozpaczliwychzabiegachistaraniachażnadto
nasuwałsięwszędzienaoczy.
Iwówczaswywiadniemieckimającywnim
jednegoznajtęższychinajbardziejodpowiedzialnych
pracownikówzażądałodniego,bynatychmiastopuścił
Rosję.Zmuszonogowprostdotego,użytoniemal
gwałtu,ktowie,możewtensposóbratującmunawet
życie,aresztowanieWranglabyłobowiembardziej
bliskie,niżprzypuszczano.
Alejemuniezależałojużnażyciu.Wiedział,że
terazbędzietojużtylkowegetacja,żetak,jakmiał
dotądszczęściewewszystkim,czegosiętknął,tak
teraznieszczęściebędziemiałzanieodstępnego
towarzysza.Byłjakhazardownygracz,któremu
odwróciłasiękarta.Wyjechał,bowolajegozostała
całkowiciezłamanabezlitosnymcioseminiemiałsił,by
oprzećsięnamowom,którymwinnychokolicznościach
byłbyniewątpliwiesięprzeciwstawił.Wyjechał,ale
duszęswąpozostawiłwPetersburguudrzwiowejwili
splądrowanejinawpółspalonej,wktórejnieznalazł
nikogo.
Itobyłowłaśnienajstraszniejsze,żeniewiedział,
cosięstałozjegosynkiem.Gdybydzieckozostało
zamordowane,gdybyznalazłjegociało–rozpaczjego
byłabyzpewnościąbezgraniczna,alezrozumiałby
wreszcie,prędzejczypóźniej,żeśmierćjestpotęgą,z
którątrzebasiępogodzić,iżeodjejtrybunałuniema
apelacji.Aleprzynajmniejwiedziałby…Aonnie
wiedział…Niewiedział,czysynjegożyje,czynie–ito
byłowłaśnienajgorsze.
Potemprzezdługiczasjeszczekołatałdo
wszystkichbram,dojakichkołataćbyłomożna,czynił
staraniaiposzukiwaniaprzezmisjedyplomatycznei
przezneutralnekonsulaty,alestaraniapozostałybez
skutku.Rozpaczjegouciszyłiprzygłuszyłczas,
profesorWrangelwróciłpowolidonormalnegożycia,
alebyłjużczłowiekiemstarymizniszczonymiciągle–
mcwiedział…
Niewiedział,czysynjegoumarł,czyżyjewRosji
–byćmożenawetnieznającyswegoprawdziwego
imieniainazwiska…Niewiedział,achoćupłynęłylatai
synWrangla,gdybyżyłistotnie,byłbyjuzdorosłym
mężczyzną–profesorpamiętałgozawszetakim,jakim
widziałgoporazostatni,gdyopuszczałnakilkadni
Petersburg
przed
wybuchem
październikowej
rewolucji.
Widziałciągleoczymaduszyimocąniezatartego
wspomnieniasiedmioletniegodzieciakaociemnej
rozwichrzonejczuprynieiżywych,bystrychoczach.I
wyobrażałsobiezawsze,żetendzieciak,psuty,
rozkapryszony,będącypierwsząosobąwdomu–
włóczysiępobezmiernychobszarachRosjisowieckiej,
jakbiezprizornyj–włachmanach,głodny,zdziczałyi
ponadwszelkamiaręnieszczęśliwy.Iwłaśniedlatego,
żezawszewidziałgotakim–szpiegniemieckiniemógł
przejśćobojętniewobecżadnegobiednegoi
wynędzniałegodzieckaiśpiesząctakiemudzieckuz
pomocą,myślał,żemożetam,wRosji,właśnieteraz…
jakiśinnydobry,litościwyczłowiek…
Icóżdziwnego,że,myśląctak,niezastanawiałsię
jużjakiejnarodowościdzieckomiałprzedsobą,jakim
paradoksem,jakąironiąidrwinąlosubyłojego
postępowanie.Obojętnabyłamuwtedynarodowość.
Chodziłoodziecko,aniewalczysięprzecieżzdziećmi.
Takabyłaskrycie,nadniesercachowana
tajemnicaitakabyłatragediategodziwnego,
niezwykłegoczłowieka,którywśródagentówi
współpracownikówniemieckiegowywiaduzajmował
wyjątkoweiuprzywilejowanestanowisko.Profesor
Wrangelwbardzonielicznychtylkowypadkachstykał
sięzinnymiagentamiBerlina–podlegałwprostszefowi
IIOddziałuipracowałzupełniesamodzielnie,
posługującsięwtejpracywłasnymi,przezsiebie
samegoobmyślanymimetodami.
Wrangeltwierdził,żepunktemkrytycznymkażdej
akcjiszpiegowskiejjestniezdobywanieinformacji,lecz
sposobykomunikowaniaichprzezagentaswemu
wywiadowi.
Sposobyte,zdaniemprofesora,byłyprzeważnie
dalekieoddoskonałości,nieprzemyślaneiniedość
dowcipne,nastręczałyzbytwieleryzykaitowłaśnie
sprawiało,żekażdyszpiegprędzejczypóźniejzostawał
dekonspirowany.Trzebazmienićmetody,jakimi
centraliprzekazujesięzdobytewiadomości,a
najgroźniejszeniebezpieczeństwozostanieusunięte—
zwykłbyłmawiaćWrangel.—Należysweraporty
przesyłaćsposobamiprostymi,azarazemtak
skomplikowanymi,bykontrwywiadpaństwa,naterenie
któregoprowadzimydziałalność,niemógłpowziąć
absolutnieżadnychpodejrzeń…
Byćmożebyłototwierdzeniesłuszne.Szpieg
zazwyczajbywademaskowanydziękiniciomłączącym
gozcentralą.Jakkolwiekbyło,czyprofesorWrangel
myliłsięczynie–tojednostanowiłofakt,żezajmował
onwniemieckimwywiadzieuprzywilejowane
stanowisko,ametody,jakimisięposługiwał,
znajdowałypełneuznanie,anawetczęstobudziły
podziwpułkownikaLuciusa.
Życiezdawałosięwcałejpełnidokumentować,że
metodyprofesoraWranglabyłydobreiwytrzymywały
wszelkiepróby.Nauczycieljęzykówstałprzezlatacałe
pozawszelkimipodejrzeniamiiwniczyjejgłowienie
zrodziłosięnigdyprzypuszczenie,żemadoczynieniaz
niezwyklechytrymiprzebiegłymszpiegiem.Anatol
Wrangelmógłsięchlubić,żeprzezcałydługiokres
swej
wywiadowczej
pracy
nigdy
nie
był
zdekonspirowany,pominąwszyówwypadek,kiedyw
Rosji,
po
zaginięciu
dziecka,
nieopatrznym
postępowaniemściągnąłnasiebiepodejrzenia.
PułkownikLuciusmiałzupełnąrację,pochwalająci
podziwiającmetodyWrangla.Czyżniebyło
wspaniałym
pomysłem
przesyłanie
raportów
szpiegowskichzWarszawyprzypomocyodczytówi
felietonówradiowychwygłaszanychprzezmikrofon
polskiejradiostacji,gdzieniezrodziłsięnigdynawet
cieńpodejrzenia,bypozatreściątychodczytówmogła
ukrywaćsiętreśćinna?Czyżniebyłoznakomitym
pomysłemprzesyłanieprzezWranglaobszerniejszychi
bardziejszczegółowychrelacjiprzypomocymetody
dwukrawatów?
PorucznikWinnickyzbiuraszyfrówwiedziałotej
metodzieprofesoraWranglaidlategowłaśniezrozumiał
ostatniesłowozczęściowotylkoodebranego
doniesieniaradiowego.Gdybyktośwpadłnapomysł
uporczywegoibardzodługotrwałegoobserwowania
profesora,byłobymożerzuciłomusięwoczy–choć
najpewniejniezwróciłbynatouwagi–żewpewnedni
tygodniaAnatolWrangelnosiłzazwyczajtakiesame
krawaty.Alegdybytenktośzauważyłnawetów
drobnyszczegół,niewątpliwiebyłbynadaldalekiod
wysnuwaniaztegofaktujakichkolwiekwniosków,
któremogłybybyćniebezpiecznedlaagenta
niemieckiegowywiadu.
Rzeczpolegałanatym,żeodczasudoczasuw
małymhoteluprzyulicyChmielnej,gdziezamieszkiwał
Wrangel,zjawiałsięczłowiek,którydziwnymtrafem
nosiłakurattakisamkrawat,jakiwłaśnietegosamego
dniazawiązałprofesorwmisternywęzełnaswejszyi.
Zakażdymrazemkażdyztychprzybyszów
posiadałkrawatidentycznietakisam,coWrangel.
Samozjawieniesięowychludzi,niemogłowhotelu
przyulicyChmielnejwzbudzaćżadnychpodejrzeń,
ponieważzracjilekcjiudzielanychprzeznauczyciela
językówizracjitłumaczeńdokonywanychprzezniego
–przychodziłodoprofesoraWranglawieleosób.
Przychodziłyrównieżiteosoby,którewdzialeNaukai
wychowanie,
w
jednym
z
dużych
pism
popołudniowych,natrafiłynaogłoszenieWranglai
zjawiałysięcelemzasięgnięciainformacji,najakich
warunkachudzielałprofesorlekcji.
Zjawieniesięludziokrawatachidentycznychz
krawatamiWranglaniebyłosamoprzezsiępodejrzane,
ale
podejrzana
była
owa
identyczność,
ów
nieprawdopodobnyzbiegokolicznościoilechodziłoo
deseńikolorkrawatów.
PortierhoteluprzyulicyChmielnejbyłbyzdziwiony
ponadwszelkąmiarę,gdybywiedział,wjakisposób
profesorWrangelzałatwiałtakiegointeresanta.Nie
mówiłznimprawienic,zaledwiekilkasłówprzywitania
ipożegnania,natomiastdokonywałznimzmiany
krawatów.Nietrudnodomyślićsię,żewkrawat
Wrangla,zamienionyzprzybyłym,wszytybyłobszerny
raportszpiegowski,skreślonydrobniutkimpismemna
cieniutkiejleczmocnejbibułce,akrawatniezwykłego
gościakryłwsobiewskazówki,jakichcentrala
udzielałaagentowiwywiadu,orazżądaniaspecjalnego
zbadaniatychczyinnychrzeczy.
Mężczyźnioidentycznychkrawatachzkrawatami
profesorabyliwięczwykłymiłącznikaminiemieckiego
wywiadu,którzytąpomysłowądrogą,wynalezioną
przezWrangla–wsposóbniemogącywzbudzić
najmniejszychpodejrzeń–odbieraliodniego
szpiegowskiemeldunki.
Nakilkadniprzedprzybyciemtakiegołącznika
profesorotrzymywałzazwyczajkartkępocztowąo
zupełnieniewinnejtreści.Kartkitakienadchodziłyz
rozmaitychmiejscowościPolski,awtreśćichbyła
zawszezręczniewplecionainformacja,wjakimdniu
tygodniawysłannikniemieckiegowywiaduzgłosisiępo
odbiórraportu.Ponieważbyłozgóryumówioneo
jakimdeseniukrawatprzypadałwtakimwypadkuna
każdydzieńtygodnia,wszelkieomyłkibyły
wykluczone.
Zdawaćbysięmogło,żetakwyrafinowanie
obmyślony
przez
Wrangla
sposób
udzielania
wiadomościcentraliniemieckiegowywiaduwBerlinie,
żadnąmiarąniemożebyćzdekonspirowany,chyba
tylkoprzezzdradę.Oilechodziłoosamegoprofesora,
uważałonswójsystemzaniedoścignionyi
gwarantującymuzupełnebezpieczeństwo.Ajednakta
właśniejegometoda…
Starynauczycieljęzykówbyłzdziwionyi
zaniepokojony,ponieważoddłuższegojużczasunie
otrzymywaławizującejpocztówkiiprzestalisięzjawiać
łącznicywywiaduniemieckiegopoodbiórraportów.
Niewiedział,jaksobietowytłumaczyć,tymbardziej,
żemateriałumiałmoc.Awięcwpierwszymrzędzie
sensacyjneszczegółyonowymsilnikudlapolskich
samolotówwojennych,jakiwłaśnieznajdowałsięw
próbach.Następniemożemniejważne,alewkażdym
raziezawszeinteresująceinformacjeoprzesunięciu
kilkupułkówdoinnychgarnizonów.Wreszciesprawę
tajemniczą,wktórejmogłosięnicniekryć,aktóra
równiedobrzemogłabyćrewelacją.Sprawątąbyło
przypadkowetrafienienaśladjakiejśszwedzkiej
dziewczyny,pozbawionejswobodyruchówitrzymanej
wjednymzdomówzdrowiapodWarszawą.W
odczycieradiowymWrangelmógłpodaćtylkobardzo
pobieżneinformacjenatentemat,natomiastw
przygotowanymraporcierozwodziłsięszerzejnadtą
sprawą,zaznaczając,iżdobrzebybyło,gdybywywiad
niemieckizająłsięwyświetleniemzagadkiowejGrety
niewiadomegonazwiska,którawołaławjęzyku
szwedzkim,iżpragnieudaćsiędoBerlina.
Materiałbyłwięcobfity,raportprzygotowany,ale
niktniezgłaszałsiępojegoodbiór.Wrangelbył
niespokojny,ponieważnielubiłtrzymaćwswym
pokojuniczego,comogłobygozdradzić.Nieprzesłany
raportdrażniłgo,ponieważmiałzwyczajwyzbywania
sięwszelkichnotatek,któretylekroćstałysięzgubą
niejednegoszpiega.Niepokojowitemudałswójwyraz,
zaznaczającszyfremwwygłoszonymodczycie
radiowym,żebliższeszczegółyoporuszonych
sprawachprześlezapomocąsystemudwukrawatówi
zapytywałdlaczegotakdawnoniktsiędoniegonie
zgłosił.Zułamkówniekompletnegoodbioruporucznik
vonWinnickydomyśliłsięwłaśnietegożądania
profesora,aniczegowięcej.
Niepokój
Wrangla
był
uzasadniony,
ale
wytłumaczeniaprzerwywodbiorzeraportówbyło
jasneilogiczne,choćstarszypanotymniewiedział.
Aniewiedział,żepodczasaresztowaniaIskandra
Patrasa,dokonanegonaskutekdenuncjacji,znaleziono
przybyłymmajorzewojskgreckichszeregnazwisk
niemieckichagentów,działającychnatereniePolski.
IskanderPatrasniezdołałwprawdziewydaćnazwisk
tychagentówowejtajemniczejkobiecie,którasięnie
zjawiła,alepułkownikLuciusuważałzastosowne
zrobićto,cozrobiłbynajegomiejscukażdyszef
wywiadu,tymwięcej,żeistniałyrównocześnie
podejrzenia,iżtoobcywywiadzgubiłwtensposób,w
osobieGreka,szpiegapracującegonadwiestrony.W
tymwypadkunazwiskaagentówniemieckiego
wywiadu,któreIskanderPatrasmiałrzekomodopiero
terazsprzedać,byłyjużzpewnościądawnoznane
wywiadowiościennegopaństwaizostałypodsunięte
Grekowicelemzdemaskowaniago.
Krokiem,
który
zrobił
pułkownik
Lucius
natychmiast
po
zaaresztowaniu
Patrasa,
było
bezzwłocznewycofaniezterenusąsiedniegopaństwa
nietylkotychagentówniemieckich,którzyznajdowali
sięnaliścieGreka,alerównieżiszereguinnych.W
liczbietejniebyłonaturalnieAnatolaWrangla.Prosta
rzecz,żeodwołanielicznychagentówwrosłychjużw
tereniznającychstosunkiizastąpienieichnowymi
musiałowywołaćzarównopewnezamieszaniejaki
zahamowanietokunormalnejpracywywiadowczej.Ito
byłwłaśniepowód,dlaktóregoprofesorWrangel
daremnietakdługoczekałnazjawieniesięłącznikai
odebraniegotowegojużraportu.
Ażwreszciepewnegoranka,wkilkadnipo
odczycieradiowym,wygłoszonymprzezprofesora,
nadeszłakartkaawizującaswąniewinnąpozornie
treścią,przybyciełącznikaniemieckiegowywiaduw
ciągunajbliższegopiątku.
AnatolWrangelpoprzeczytaniupocztówkispaliłją
natychmiastzwłaściwąsobieprzezornością.Następnie
wybrałkrawat,którywmyślustalonegokoduprzypadł
natendzieńtygodniaiwszyłwmateriałkilkacienkich
karteczek,zawierającychtreśćraportu.Podczas
czynnościtejzastanowiłsięrazjeszczenadswym
odkryciemdokonanymwsanatoriumdoktora
Zabielskiego,aleaniprzezmyślmunieprzeszło,żez
chwilą,gdyBerlinotrzymawyczerpująceuzupełnienie
szyfru,przesłanegodrogąradiową,tajemnicaowej
Gretyzostaniewyjaśnionanatychmiastibezżadnych
trudności.
Wpiątekrano,ubierającsię,profesorWrangel
ozdobiłswójkołnierzykkrawatemzawierającym
zaszytyraportioczekiwałprzybyciaagenta.Jedynym
znakiemrozpoznawczymmiędzynimimiałabyć
identycznośćkrawatów.
Wżyciukażdegoczłowieka,prowadzącegonawet
najbardziejszarąimałobłyskotliwąegzystencję,jest
zawszejedentakidzień,wktórymnaprzeciwowej
istotyozupełnieprzeciętnychkolejachlosu,nistądni
zowądwychodzinaspotkanieprzygoda.Przygoda
niecodzienna,zadziwiająca,podobnadoczegoś,co
widzisiętylkowfilmach,podobnadoczegoś,oczym
czytasięczasamiwksiążkachlubgazetach.Przygoda
owianaczaremniepokojącegoromantyzmu,przygoda,
októrejtakiczłowiekpamiętaprzezcałeżycie,
znajdującwodtwarzaniujejzawszejednakowomiły
tematdoopowiadania.
WojciechStachowiak,komiwojażerjednejz
dużychfabrykpomorskich,byłwłaśnietakim
człowiekiemprowadzącymżyciemonotonnei
bezbarwne,polegającenaustawicznymprzeskakiwaniu
zpociągunapociąg,naodwiedzaniufirmprzeważnie
zawszetychsamych,naodbieraniuzamówieńina
wymownymprzekonywaniuswychklientówodobroci
wyrobów
reprezentowanego
przez
siebie
przedsiębiorstwa.Wbrewpozoromniebyłoanikrzty
romantyzmuwtrybieżycia,jakieprowadził.Nieustanne
rozjazdysprawiły,żepodróżewoczachStachowiaka
odartezostałyszybkozwszelkiegouroku.Nadwyraz
męczącebyłynocespędzanewpociągach,anocete
stawałysiętylkopomostamidopracowitychdni,w
czasie
których
zdobywał
chleb
powszedni
powtarzaniem
zawsze
tych
samych
słów,
wychwalaniemzalecanegotowaruzawszetymisamymi
wyświechtanymifrazesami.Iwłaśnietemuczłowiekowi
danebyłoprzeżyćzdarzenie,którewytrąciłogoz
monotoniowychdnibliźniaczopodobnychdosiebie,
danemubyłonapotkaćowąprzygodę,jaka
przynajmniejrazuśmiechasiędokażdegoirazna
zawszeutrwalasięwpamięci.
WojciechStachowiakprzybyłwpiątekoświciedo
Warszawy.Miałodbyćszeregrozmówiobejśćdużo
firm.Miałteżkilkaspotkańwstolicy.Międzyinnymi
miałStachowiakudaćsiędohoteluprzyulicy
Chmielnejitamprzedstawicielowitejsamejfabryki
zakomunikowaćpewnepoleceniadyrekcji.Dyrekcja
przedsiębiorstwapoinformowałago,żewysłannik
firmy,dlaktóregowiózłwskazówki,tegowłaśniednia
wprzejeździeprzezWarszawęzatrzymasięwowym
hotelu.
KomiwojażerpoprzybyciudoWarszawy,umył
się,ogoliłizjadłśniadanienadworcu,poczymo
godziniedziewiątejranoudałsiędohoteluprzyulicy
Chmielnej,gdziezastaćmiałswegokolegę.Tamten
jednakniewiedziałojegoprzyjeździeinakilkaminut
wcześniejopuściłhotel.PortierobjaśniłStachowiaka,
żegość,októregopytał,wyszedł,leczzapowiedział,że
wrócizapółgodziny.
Komiwojażerpostanowiłzaczekać.Usiadłw
niewielkimhaluhotelowymijąłczytaćgazetę.Ale
oczekiwanieprzeciągałosięiczłowiek,któregochciał
spotkać,niezjawiałsię,mimożedawnoupłynęłojuż
półgodziny.Stachowiakczułsięzmęczonycałonocną
podróżą,poprzestałwięcnapobieżnymprzerzuceniu
gazety,którąnastępniezłożyłischowałdokieszeni
palta.Odpobliskiegokaloryferabiłafalamiłego,
usypiającegociepła.Oczekującyrozpiąłpaltoirozsunął
szalik.Podniósłrękędokrawataizacisnąłnieco
rozluźnionywęzeł.Wzrokjegoprzenosiłsięleniwieod
portieradomałegoboyahotelowegoubranegow
granatowyuniform.
Usłyszałkrokinaschodachispojrzałwtamtą
stronę.Dohaluschodziłstarszy,szpakowatypano
bujnymwąsie,całąswąpostaciąlekkopochylony
naprzód.Wsylwetcejegoniebyłonicinteresującego,
toteżStachowiakobserwowałgotylkoprzezchwilę.
Starszypanpodszedłdoportieraizapytałocoś,
poczymobróciłsięiprześlizgnąłsiębadawczym
spojrzeniempooczekującym.
Kuswemunieopisanemuzdziwieniu,komiwojażer
dostrzegł,żemężczyznaobujnymwąsiekierujesięw
jegostronę.Postąpiłonistotniekilkakrokówkuniemu,
następnieprzystanął,jakbysięzawahałinaglezupełnie
jużzdecydowanypodszedłcałkiemblisko.
—Dlaczegopantutajczeka?Trzebabyłoprzyjść
nagórę—usłyszałcichyaprzenikliwygłos
nieznajomego,zabarwionyniemalniewyczuwalnym
obcymakcentem.
Stachowiak
zdetonował
się
na
chwilę.
Najwyraźniejzachodziłatuomyłkaitenobcymu
zupełnieczłowiek,któregopierwszyrazwidział,wziął
gozakogośinnego.Należałowyjaśnićto
nieporozumienie.Otwierałwłaśnieusta,bytouczynić,
gdyprzygarbionypanwykonałręką,wktórejtrzymał
odebranąodportierapocztę,ruchwyrażający
zniecierpliwienieijakbyostrzeżenie:
—Nietutaj!Anisłowa!—rzekłtaksamo,jak
poprzednio.—Proszęzamną.Proszędowindy.
Idrugąrękąująłgozarękawpalta,pociągającza
sobą.Wgłosiestarszegopanabrzmiałnacisktak
szczególny,żeStachowiakniewiedział,jaksiętostało,
żepoddałsiędyktatowiwoliowegoczłowiekaiwszedł
zanimdowindy,którananieszczęścieprofesora
Wranglabyłatymrazemczynna.
Anieszczęściembyłotodlatego,żegdybymusieli
iśćposchodachnanajwyższepiętrohotelu,
Stachowiakbyłbyniewątpliwieochłonąłimiałbyczasw
kilkusłowachwyjaśnićrzeczywistaomyłkę.Droga
windątrwałaznaczniekrócej,aponieważjechałznimi
chłopiechotelowy,nieznajomydałkomiwojażerowi
najwyraźniejdozrozumienia,żeniechcewdawaćsięz
nimwżadnerozmowy,przeglądającostentacyjnie
otrzymanąkorespondencję.
ZnaleźlisięwreszcienagórzeiWrangelpociągnął
przybyłegodoswegopokoju.Niebyłorady.Trzeba
byłowyjaśnienienieporozumieniaodłożyćnamoment,
gdyznajdąsięsamiwpokoju.Stachowiakabawiła
trochę,trochęintrygowałataniespodziewanakomedia
zomyłek.
Rozbawienieminęłojednaknatychmiast,a
zaintrygowaniewzrosło,gdytylkobowiemstarszypan
zamknąłzasobądrzwipokoju,doktóregowprowadził
swegogościa,odezwałsięnatychmiastnienaganną
niemczyzną.
—Dzieńdobry,przyjacielu.Jaksięwiedzie?No,
nietrzeba,bypozostawałpantuzbytdługo.
Przystąpmyodrazudorzeczy.
WojciechStachowiakopowiadałpóźniejtę
niezwykłąhistorięniezliczonąilośćrazy,zarównożonie
jakiswejrodzinie,ikażdemuzprzyjaciół.Trzebamu
jednakprzyznać,żepodkreślałszczerze,iżniezdaje
sobiedobrzesprawy,jaktosięstało,żeuległsugesti
słówAnatolaWranglaiżeniewyjaśniłnieporozumienia.
Poprostusytuacjarozwinęłasięwbrewjegowoli.Gdy
usłyszałjęzykniemiecki,osłupiałipocząłsiędomyślać,
żezdarzenietojestczymświęcejniżzwykłąpomyłką.
Zdumieniejegostałosięjeszczewiększe,gdy
nieznajomykończącswesłowa,podniósłrękęi
dotknął,swegokrawata.Wówczasdopierozauważył,
żekrawattenbyłzupełnietakisam,jakjegokrawat.
Byłbymożejeszczeterazstarałsięwszystko
wyjaśnić,lecztamtenpatrzącnaniegoniecierpliwiei
myślącwduchu,żeprzysłanomujakiegośniedołęgę,
rzekłtonemdobrotliwejzachęty.
—No,niechżepanzdejmiekrawat.
Irównocześniepocząłrozwiązywaćswój,
zamknąwszyprzedtemnakluczdrzwipokoju.
WtymmomenciedopieroStachowiakochłonął.
Zrozumiał,żejeżeliniemadoczynieniazwariatem,stoi
wobliczuniezmierniezagadkowejsprawy,której
tajemnicęniebyłobyźleprzeniknąć.
Jeżelisprawyzaszłyjużtakdaleko,trzebabyło
koniecznieutrzymaćtegostarszegopanawbłędzie,w
którymdziałał.Nienależałozwlekaćzodpowiedziąi
takjąskonstruować,byniezdradzićsięwniczym.
JakorodowityPomorzanin,komiwojażerwładałbiegle
językiemniemieckim,toteżanijegosłowa,aniakcent
niewzbudziływeWranglunajmniejszychpodejrzeń,
gdyodparł:
—Natychmiast.Ijajestemzdania,żejak
najkrócejpowinienemtubawić.
Mówiącto,Stachowiaksięgnąłdoswegokrawata
irozwiązałgo,obiecującsobie,żewewszystkimbędzie
naśladowałnieznajomego.
Niemcymająwrodzonezamiłowaniedotytułówi
doużywaniaichprzykażdejokazji.Jeżelicomogło
obudzićczujnośćAnatolaWrangla,tonieniemczyzna
przybyłego,leczfakt,żeówodpowiadającmu,nie
wtrąciłsłowaprofesorze.Nauczycieljęzykówistotnie
pomyślałotym,leczdalekibyłodwyciąganiaztego
drobiazgujakichkolwiekwniosków.
Podałswójkrawatwysłannikowicentrali,wziąłtaki
samkrawatzjegorąkijąłzawiązywaćgoprzed
lustrem.Stachowiakuczyniłtosamoiniedziwiłsię
zupełnie,gdyzauważył,żedrżąmuniecoręce.
Przygodabyłaniezwykła,niespodziewana,zupełnie
niezrozumiałaikomiwojażerowiprzyszłonamyśl,że
każdymomentmożemuprzynieśćprzykrą,nadwyraz
niemiłąkompromitację.Comożeznaczyćtowszystko?
—zapytywałsiebienieustanniewczasietychkrótkich
sekund.Dlaczegotenczłowiek,którywhaluzaczepił
gopopolsku,terazużywałjęzykaniemieckiego?
Gdyzawiązywałkrawatzdawałomusię,żepalce
jegopoprzezjedwabnatrafiłynacoś,czegozwyklenie
spotykasięwkrawatach.Nacośsztywnego,jakbyw
krawatwszytybyłpapier.
Ceremoniazamianykrawatówbyławreszcie
skończona.Stachowiakpoprawiłkołnierzyk,zapiął
kamizelkęimarynarkęijąłsięwłaśniezastanawiać,co
należałoterazuczynić.Zgodniezcałąlakoniczną
rozmowąznieznajomymnależałosięjaknajszybciej
pożegnaćimimowolnybohaterprzygody,chciałto
właśnieuczynić,gdytamtenuprzedziłgo.
—Wszystkowporządku,mójchłopcze—rzekł
poufałymtonem,doktóregoprawodawałamuróżnica
wiekuipoklepałgoprzytymprzyjaźnieporamieniu.—
GdywrócipandoNiemiec,proszępozdrowićtamode
mniewszystkichmoichprzyjaciół.
WyciągnąłrękędoStachowiaka,anastępnieztą
uprzedzającąuprzejmościąiusłużnością,którabyła
jednązcechjegocharakteru,podałrzekomemu
łącznikowiwywiadukapeluszirękawiczki.
WchwilępotemStachowiakznalazłsięsamna
korytarzu,nieznajomybowiemodprowadziłgotylkodo
drzwiswegopokojuipoprzestałnawskazaniumu
kierunku,gdzienakońcukorytarzaznajdowałasię
winda.
Komiwojażerjednaknieskorzystałzniej.Gdy
zamknęłysiędrzwiodpokojuWranglaigdyznalazłsię
samnakorytarzu,uszedłkilkakroków,poczym
przystanął,obróciłsięizdalekaodczytałnumer
pokoju,wktórymwtakbłyskawicznymtempie
rozegrałosiętonieprawdopodobnezdarzenie.
Następniezapominającowindzie,zbiegłszybkoze
schodów.Poczynałoświtaćmuwgłowieizacząłsię
domyślaćjakiegorodzajubyłaowatajemnica,którąlos
oddałwjegoręce.
Gdyznalazłsięwhalu,podszedłdoportierai
dowiedziałsię,żeurzędnikfirmy,naktóregooczekiwał,
niepowróciłjeszcze.Stachowiakzostawiłdlaniego
poleceniei,niezwracającuwaginanieukrywane
zdziwienieportiera,żepanoczekującykogoinnego,
udałsięnagóręzinnymgościemtegohotelu–wybiegł
szybkonaulicę.
Pierwszegonapotkanegoposterunkowegozapytał
onajbliższykomisariatpolicji.Podanomuadres.W
pięćminutpotemStachowiakwchodziłdokomisariatu.
Dyżurnyprzodownikbyłzajętyczyminnym,ale
komiwojażerbezceremoniprzerwałmujego
czynności,zaznaczającznaciskiem,żeprzychodziw
sprawie,którawydajemusięsprawąbardzowielkiej
wagi.
Wkrótkichsłowach–pojmującdoskonale,że
jeżeliniemylisię,każdaminutamożebyćdroga–
nakreśliłdyżurnemuprzodownikowicałyprzebieg
przygodyzzamianąkrawatów.Policjantwysłuchał
wszystkiegocierpliwie,alespojrzałnaniegoz
wyraźnymniedowierzaniem.
—Totenkrawat,którywidzęupana?—zapytał
nieufnie.
Stachowiakpotwierdził.
—No,niechgopanzdejmie—ruszyłramionami
urzędnikpolicji.—Zarazsięprzekonamy…
Stachowiakusłuchał.Właśniedotegozmierzał,by
wobecnościprzedstawicielawładzprzekonaćsię,że
niemyliłsię,żeistotniewkrawatbyłocośwszyte.
Zdjąłówzagadkowykrawatirozpruligowrazz
dyżurnymprzodownikiem.Komiwojażeraogarnęłafala
radościipoczuciedumyzsamegosiebie,gdypod
palcamiichzaszeleściłpapierigdydyżurny
przodownik,któregosceptycznywyraztwarzyzmienił
sięnatychmiast,położyłnastolekilkamałych
arkusikówbibułki,pokrytejmikroskopijnymniemal
pismem.
Dyżurnyprzodownikrzuciłznaczącespojrzenie
Stachowiakowiipodniósłbibułkidooczu,leczzarazz
pewnąniechęciąodłożyłjezpowrotem.Agent
pomorskiejfirmyzrozumiałtengestniechęci.Domyślił
się,żebibułkitezapisanebyłyniemieckimtekstemiże
policjantnieznałtegojęzyka.
—Niechpanpozwoli…—rzekł,inieczekającna
pozwolenie,jąłczytać,choćniemiałjużżadnych
wątpliwości,codorodzajuswegoodkrycia.
Przebiegłwzrokiemkilkatylkozdańijużwiedział
dosyć.Resztanienależaładoniego.
—Panieprzodowniku—ozwałsię—tusą
notatkiosilnikachdosamolotówiinneszczegóły,
stanowiącetajemnicewojskowe…
—Szpieg?…—wyszeptałwytrąconyzrównowagi
policjant.
—Szpieg!—potwierdziłStachowiak.
Komiwojażera
zatrzymano
w
komisariacie.
Dyżurnyprzodownikudałsięnatychmiastdokomisarza
zdowodamirzeczowymiwpostacikrawatai
znalezionegownimraportuszpiegowskiego.Komisarz
policjibyłwlatachwojnyoficerem,copozwoliłomu
tymłatwiejocenićwagęniespodziewanegoodkrycia.
Zadźwięczałytelefonymiędzykomisariatem,aDrugim
OddziałemSztabu…Rozmowyzresztątrwałykrótko.
Wkrótceprzedbramądomu,gdziemieściłsię
komisariat,zatrzymałsięsamochódzdwomaoficerami
delegowanymiprzezDrugiOddział.Zarzucilioni
Stachowiakagradempytań,zbadalijegopapiery,po
czymwgorączkowymtempiezapoznalisięztreścią
niemieckiegotekstu,którympokrytebyłybibułki.
Potemjeszczejedenkrótkitelefondoszefostwa
wywiadu.Ikrótkatwardaodpowiedź:
—Aresztowaćnatychmiast!
Jakkolwiektempopracybyłoszybkie,od
momentu,kiedyWojciechStachowiakopuściłhotel
przyulicyChmielnej,dochwili,kiedypadłtenrozkaz,
upłynęłaprzeszłogodzina.
ProfesorWrangelzadowolony,żespadłmuciężar
zgłowy,zabierałsięwłaśniedowyjściazhotelu,gdy
dodrzwijegopokojuzapukano.
Powiedziałproszęiwdrzwiachstanąłniski
mężczyznaoprzywiędłejtwarzy.
—ProfesorWrangel?—zapytałwprawdziepo
polsku,jednakżezwybitnymcudzoziemskimakcentem.
—Tak—odparłkrótkoagentwywiaduinagle
ogarnąłgoniewytłumaczonyniepokój.Niewierzyłw
przeczuciaiśmiałsięznich,aletowłaśniebyło
przeczucie.Tobyłoostrzeżenie,żecośzagraża,żeczai
sięniebezpieczeństwo.Jakie?TegoWrangelnie
wiedział,aleażnazbytszybkomiałsięotym
dowiedzieć.
Gdypotwierdziłkimjest,powąskichwargach
przybyłegoprzemknąłprzyjaznyuśmiechiniski
mężczyznaozwałsięjużtymrazemponiemiecku:
—GutMorgen,HerrProfessor!Dabinich…
Słowatepadły,jakuderzeniegromu.Alegorsze
odsłówbyłoto,conastąpiłoteraz.
Mężczyznaoprzywiędłejtwarzyrozpiąłfutrzany
kołnierzpaltaiprofesorWrangelujrzał…
Ujrzałkrawat.Krawattakisamjakjego,takisam
jakiwymieniłprzedgodzinąztamtymmężczyzną
napotkanymwhotelowejpoczekalni.
PrzezchwilęWrangelnicnierozumiał,ażwreszcie
stanęłymuprzedoczymawszystkieszczegóły
niedawnejzamianykrawatów.Tejnieszczęsnej
przeklętejzamiany.Przypomniałsobiedziwną
niemrawośćosobnikazabranegozhalu,niemrawość,
którawistociebyłazaskoczeniem.Potemuświadomił
sobiezachowanienieznajomego,gdywymieniali
krawaty.Tamtennietytułowałgoprofesorem,podczas
gdyten…
Szpiegwahałsięjeszcze.Wahałsięz
rozstrzygnięciem,czyto,costałosiępoprzednio,było
okropnąomyłką,czyteżto,codziałosięteraz,było
prowokacją.Alewahanietotrwałoprzezjedno
mgnienieoka.Instynktemczłowiekazagrożonego
nagłymaśmiertelnymniebezpieczeństwemrozpoznał
prawdę.Prawdatabyładruzgocąca…
Otoprzypadkowowhoteluzjawiłsiętegodnia–
akurattegofatalnegopiątku–ktośtrzeci,ktomiałtaki
samkrawat–krawatotakimsamymdeseniuikolorze,
cokrawat,jakionmiałwymienićzłącznikiem
niemieckiegowywiadu.Ion–on,AnatolWrangel–lis
nadlisy,spryciarznadspryciarze,popełniłomyłkę,
którejskutkówniesposóbbyłoprzewidzieć.Krawat,
zawierającyraportdlacentralidałjakiemuśobcemu
mężczyźnie,któryokazałsiętakprzebiegłym,żenie
protestował,niewyjaśniałniczego,leczoddaliłsię
jakbynigdynic.
Oddaliłsię…Dokąd?…Gdziebyłteraz?Gdziesię
znajdował?…Czyrozprułjużkrawaticzyznalazł…
Zdziwionybrakiemodpowiedzinajegouprzejme
przywitanie,przybyłymężczyznaściągnąłlekkobrwi
zaniepokojonyzmianą,jakazaszławtwarzyprofesora
Wrangla.
Chciałcośpowiedzieć,leczAnatolWrangelrzucił
sięnaglekuniemu,wpiłswepalcewjegoramiona,
wbijającpaznokciewgrubymateriałpaltaijął
potrząsaćjegoszczupłąpostacią,przeszywającgo
pałającymwzrokiem.
—Człowieku!—jużniewołał,alewyłwprost.—
Człowieku!Ktopanjestizczympanprzychodzi?
Tamtenosłupiał.Zrobiłgest,jakgdybychciał
odsunąćsięiuwolnićzuściskudużychrąkprofesora
Wrangla,leczszpiegtrzymałsięgokurczowoi
powtarzałswoje.
—Ktopanjest?Czydowiemsięnareszcie?
Nieznajomyzrozumiał,żecośjestniewporządku,
żemusiałowydarzyćsięcośważkiego,jeżeliten
spokojnyprzedchwiląmężczyznapopadłterazniemal
wszaleństwo.Trzebabyłogouspokoić,toteżprzybyły
odparłchłodno,nadającswemugłosowijaknajbardziej
stanowczebrzmienie.
—Ależpanieprofesorze,niechżepanzapanuje
nadsobą.Wiepandobrze,pocoprzychodzę.
—Nie!Nie!Musimipantopowiedzieć!Muszęto
usłyszećzpańskichust!Niechpanpowie!Niechmi
panpowie,dlaczegozjawiłsiępantutaj?Czegopan
szukawpokojuprofesoraWrangla?
—Drobiazg.Mamtylkozpanemwymienić
krawaty.
Mężczyznaoprzywiędłejtwarzypoczuł,żeucisk
rąkWranglanajegoramionachzwalniasię.Jakoż
istotnieręceprofesoraWranglapuściłyprzybyszai
opadływzdłużciała,jakbywyrażałytymruchemswa
bezsiłęirezygnację.
Nauczycieljęzykówzatoczyłsię,jakbybyłpijany,
spojrzałnaswegogościapółprzytomnymioczyma,
zatrzymałsięnamomentwzrokiemnajegokrawacie,
poczymzrozchylonychwargWranglawybiegłcichy
syczącyszept:
—Wszystkostracone.Nalitośćboską!…
Łącznikwywiaduniemieckiegowiedziałiwidział
jużdośćdużo,bypojąć,żemusiałasięwytworzyć
jakaśbardzopoważnasytuacja,którazbiłapoprostuz
nógWrangla.
—Panieprofesorze,cosięstało?—zapytał
bardzosurowo.—Cooznaczapanazachowanie?
Wąsyprofesoradrżały.Sięgnąłpokapeluszipalto
ijąłsiępośpiesznieubierać.
—Stałosięto—rzekł—żeniemożemytuzostać
animinutydłużej.Raport,którymiałemwręczyćpanu,
wręczyłemkomuinnemu–człowiekowiotakimsamym
krawaciejaknasze.Przeklęty,nieszczęsnyzbieg
okoliczności.
Niepowiedziałanisłowawięcej,zaciskając
gorączkowogestemstaregoprzyzwyczajeniaszalik
wokółswejszyi,byłbowiemskłonnydoprzeziębień
gardła.Niepowiedziałanisłowawięcej,leczwysłannik
wywiaduniemieckiegozrozumiałażnazbytnagle,ojak
wielkąstawkętoczysięgra.Stawkątąbyłożyciejegoi
życieprofesoraWrangla.
—Niemamyanisekundydostracenia—
powtórzyłgłucho.—Czydawnotosięstało,
profesorze?
—Godzinętemu.Możewięcej,jakgodzinę…
Wrangelrozejrzałsięniecobezradniepopokoju,
podszedłszybkodobiurkaiotworzyłkolejnodwie
szuflady.Zpierwszejwyjąłrewolwer,zdrugiejportfel
wypełnionybanknotami.
—Chodźmy…—powiedziałkrótkoipociągnąłza
sobąprzybyłego.Byłjużterazzupełniespokojnyi
doznawałuczuciapalącegoupokorzenia,iżprzed
chwiląuległparoksyzmowinieokiełznanegostrachu.Ale
boteżbyłatopierwszaokropnagafa,jakąuczyniłw
czasieswejwieloletniejszpiegowskiejsłużby.System
jegozawiódł.Zawiódłzpowodufatalnegozbiegu
okoliczności,którysprawił,iżwgręwszedłtrzeci
człowiekotakimsamymkrawacie.Następstwatego
zbieguokolicznościmogłybyćstraszne.
Gdy
znaleźli
się
na
korytarzu,
Wrangel
systematyczniezamknąłdrzwipokoju,jakgdyby
wychodziłtylkonaczaskrótki,choćwiedziałdobrze,iż
musiuciekać…uciekać–irazjeszczeuciekać,iże
jeżeliudamusięuciec,nigdyjużniebędziemuwolno
powrócićdoWarszawyidotegomałegohoteluprzy
ulicyChmielnej.Niezabrałzsobąniczegopozatym
rewolweremipieniędzmi.Paszportnaobcenazwisko
miałobokpieniędzywportfelu.Pozostawiłwpokoju
hotelowymwszystkieswerzeczy,całeswojeskromne
mienie,wszystkieulubionedrobiazgiiksiążki.Nieczas
byłomyślećonich,gdyrozpoczęłasięgraożycie.
Idącszybkodowindy,Wrangelpomyślałsobie,że
agencipolskiegowywiadu,którzywkrótceprzybędą
dojegomieszkania,będąmoglichoćbystorazy
wywrócićpokójdogórynogami,anieznajdąniczego,
aniświstkapapieru,aninajmniejszegonawetśladu,
którybymógłimcośzdradzić.Jedynieucieczkamiała
byćdowodemwinyprofesora.Ucieczkaitepokryte
drobnympismembibułkiwkrawacie.
StanęliprzedwindąiWrangelnacisnąłdzwonek,
przywołującydźwignanajwyższepiętro.Daremnie
jednakkilkakrotnienaciskałguzik.Windaniezjawiała
się,nieruszyłazparteru.Najwidoczniejbyłaznowu
popsuta.
Była
to
chwila
zwłoki.
Zwłoki
zupełnie
niepotrzebnej,któramogłazgubićobuszpiegów.
Spojrzeliposobie.Wrangelrzuciłtylkojedno
słowo,ruszyłramionamiiskierowałsiękuschodom.
Pomyślał,że–ktowie?–możetastraconaminuta
decydujeoichlosie.
WhaluprofesorWrangelpodszedłdoloży
portieraipobrzękująckluczemodpokoju,wręczyłmu
go,niezdradzającpośpiechemswegopodniecenia.
—Gdybypytałktośomnie—powiedziałwolno
—proszęobjaśnićgo,żewychodzęnadwiegodzinyi
punktualniewrócę.Niechzaczeka…
Doznałnarazuczuciacałkowitejbeztroski,niby
żak,którypospełnieniutrudnegoobowiązku,wyrywa
sięnawakacje.Miałochotęuśmiechnąćsię,gdymówił
słowaniechzaczeka…Zaiste,długobędąnaniego
czekali.Bardzodługo…
Skinąłprzyjaźniegłowąportierowiiskierowałsię
kuobrotowymdrzwiom,prowadzącymnaulicę.
Mężczyznaozwiędłejtwarzyprzezcałyczasdreptałw
milczeniukołoniego.
ProfesorWrangelniezdołałjednakdojśćdotych
drzwi.Byłodnichoddalonyotrzylubczterykroki,gdy
naglepodrugiejstronie,odulicy,pokazałysięjakieś
licznecienie.Drzwiobrotoweskrzypnęłyzłowrogo.
Ukazałsięmężczyznawmundurzekomisarzapolicji.Za
nimówczłowiek,zktórymprzezomyłkęwymienił
krawaty.Dalejwymuskanyjaklalka,poruczniko
młodzieńczych
rysach
twarzy.
Potem
dwu
posterunkowych.Iwreszcieznowujakiśmundur
oficerski.
ProfesorWrangelprzystanął.Wsunąłrękędo
kieszeniipalcejegonatrafiłynabrowning.Uczułchłód
stali.Zrozumiał,żewszystkoskończone,żegrajest
skończonamatem.
Widział,jakbyprzezmgłę.Jakbyprzezsenusłyszał
słowaobcego,którystałsięprzyczynąjegofatalnej
omyłki.
—Toten.Toonwłaśnie.
Zatrzymalisięprzednimispojrzeniawszystkich
skierowałysięnaWranglainajegotowarzysza.
Młodzieńczerysyeleganckiegoporucznikaściągnęłysię
istałysięwrogieizimne.
ProfesorWrangelpodniósłgłowę.Wyprostował
się,takżewydawałsięwiększym,niżbyłwistocie.
—Tak,toja—rzekłlakonicznie,tymwyznaniem
okupującwewłasnychoczachchwilętchórzostwa,
jakiemuuległwpokoju.
Trzymałwciążrękęwkieszeni.Palcejego
odnalazłybezpiecznikiodsunęłygo.Niespodziewanym,
szybkimruchemWydarłzkieszenirewolweri
skierowałgodoust.Niczegoinnegoniepragnął,jak
tylkotego,byzdążyć…
Zdążyćjednakniebyłomudane.Jakaściężkaręka
chwyciłajegodłoń,wykręciłająwdół,wybiłamu
rewolwerzpalców.
Niestawiałoporu.Pozwoliłsięprowadzićjużbez
słowaprotestu.
Dokonalirewizjiwjegopokoju,poczym
sprowadziligoznowunadółikazalimuzająćmiejsce
wtaksówce.Dwuludziusiadłoobokniego.
Naprzeciwkooficerikomisarz.
Gdytaksówkaruszyła,Wrangeldrgnął,jakby
nagleprzeszyłagojakaśbolesnamyśl.Przypomniał
sobie,żedziśpopołudniuwybierałsiędojednegoz
przytułków,doswychulubionychdzieciaków.Jakby
dopieroterazpojął,żeniezobaczyjużichnigdy,że
nigdyjużniepogładziżadnejdziecięcejgłówkii
podarowanymdrobiazgiemniewywołauśmiechuna
małejtwarzyczce.
Myślałotymprzezcałyczasjazdyipóźniej.
Niepokoiłsię,costaniesięzjegoulubieńcamiiuważał,
żearesztującgo,dlategowłaśnieuczynionomuwielką
krzywdę.
Wdniu,wktórymzapadłwyroknaprofesora
Wranglaijegotowarzysza–szwedzkądziewczynę
przebywającąpodWarszawąwzakładziedoktora
Zabielskiego,przeniesionodoinnejmiejscowościi
umieszczonowinnymsanatorium.Stałosiętonaskutek
treściraportuprofesoraWrangla,raportu,któremunie
byłodanedojśćdorąkwłaściwych.
Gdyby,wdalekimBerlinie,siostrzenicagenerała
vonStrelitzawiedziałaoodczycieradiowymiozbiegu
okoliczności,jakitajemnicęprofesoraWranglawydał
wręcekomiwojażerapomorskiejfirmy–mogłaby
sobiepowiedzieć,żeczuwanadniądobrotliwe
przeznaczenieiżelosjestjejwyraźnieprzychylny.
JedynietylkoKurtvonHedinger…
__________________
*RobertBoucardwswejgłośnejksiążce
Tajemniceszpiegostwaangielskiegoopisujeagenta
InteligenceServicenoszącegoszyfręX.B.9.Podszyfrą
tąukrywałsiępastorJ.H.Hawkins.Duchownyten,
oddającolbrzymieusługiwywiadowiangielskiemu,całą
swąwysokągazęszpiegowskąrozdzielałmiędzy
ubogich.
RozdziałII
GenerałConradvonStrelitzpoukończeniu
śniadania,którejadałzawszewtowarzystwieGrety,nie
wstałzarazodstołu,jaktobyłojegozwyczajemlecz
zatrzymałsię,azminyjegomożnabyło
wywnioskować,żechcedziewczyniezakomunikować
cośważnego.
—Greto—rzekłwreszcie.—Chciałemsię
prosić,byśpojutrzewieczórbyławdomui
przygotowała
dobrą
kolację.
Będziemy
mieli
znakomitegogościa.
Dziewczynazwróciłanastaregowojskowegoswe
niebieskieoczy.
—Bardzochętnie.Naileosóbmamprzygotować
kolację?
—Nacztery.Trzeba,abybyłalekkai
urozmaicona.
Zamilkłnachwilę,poczym,widzącpytające
spojrzenieGrety,dodał:
—Zapewnejesteśzaciekawiona,ktounasbędzie,
więccipowiem.ProfesorOskarHalbanzcórką.
NazwiskotoniebyłoGrecieznaneiabsolutnienic
jejniemówiło.
—ProfesorOskarHalban?—powtórzyła.—Nie
byłunasjeszczenigdy.Ktotojest?Czymożeszmito
powiedzieć,wuju?
—Bardzochętnie.—Uśmiechnąłsię.—Czyżbyś
istotnieniewiedziała,kimjestprofesorOskarHalban?
—Pierwszyrazsłyszętonazwisko.
—Hm…—mruknąłvonStrelitz.—Jakbycito
powiedzieć.Halbantonajwiększyinajgenialniejszy
człowiekdzisiejszychNiemiec.Niewidziałaśgodotąd
anirazu,ponieważchorujeonnaastmęiprzezszereg
miesięcyprzebywałwSzwajcari.Obecniepowróciłdo
Berlinawrazzcórką,zktórąnapewnozaprzyjaźnisz
sięszybko.
—Będziemibardzomiłojąpoznać—odrzekła
pannaNielsen,poczymjakbyodniechceniarzuciła—
NaczympolegageniuszprofesoraHalbana?
ConradvonStrelitzściągnąłbrwiipowoli,jakby
niechcącpowiedziećzbytwiele,objaśnił.
—Halban,tonajznakomitszychemik,jakiego
Niemcywtejchwiliposiadają.OddałNiemcomjuż
bardzowieleusług,aobecniejesttwórcąnowegogazu
bojowegooogromnejsileniszczycielskiej.Będzieto
potężnabrońwwypadkuprzyszłejwojnyimożna
śmiałopowiedzieć,żejużdzisiajwygrałjąmózg
profesoraHalbana.
GretaNielsenspuściłaoczyiwpatrzyłasięwbiel
obrusa.
Przyszłojejnamyśl,czywjejtwarzyizachowaniu
odbiłosięwrażeniesłówgenerała.Byłotozupełnie
niespodziewane,coterazusłyszała.Porazpierwszyod
początkupobytuwNiemczech,usłyszałaoowym
gazie,któregoformułępoleconojejzdobyć,bo
niewątpliwieonimmówiłstarywojskowyiwynalazcą
tegowłaśniegazubyłprofesorOskarHalban.Kazano
Grecieczekaćnasposobność.Sposobnośćtaka
nadarzałasięwłaśnie.Miałajużpojutrzepoznaćtwórcę
owejniszczycielskiej,nieludzkiejsubstancji,miała
poznaćuczonegouważanegozagenialnyumysłw
Niemczech.Doznałatychsamychwrażeń,jakich
doznajemyśliwy,gdypodługimoczekiwaniugruba
zwierzynawychodzimuwreszcienastrzał.Obawiała
siętylko,byniewypadłazeswejpowściągliwejroli,by
zachowaniemswymnieobudziłaczujnościgenerała,
którynapunkcietajemnicwojskowychbyłszczególnie
drażliwy.
ConradvonStrelitzjednakwostatnichczasachstał
sięwstosunkudoniejmniejmrukliwyilakoniczny.
Rozmawiałzniąchętnieidużo,jakzosobą,doktórej
nabierasięzkażdymdniemcorazwiększegozaufania.
Byćmożeobecnośćpoddachemjegodomumłodeji
pełnejżyciadziewczyny,którąpocząłobdarzaćniemal
ojcowskimiuczuciami,sprawiła,iżcharakterjegostał
sięmniejoschły,ausposobieniemniejskłonnedo
samotności.AmożeteżgenerałConradvonStrelitz
zacząłsiępoprostutylkostarzećijakwielu
starzejącychsięludzijąłnabieraćcorazwiększego
zamiłowaniadogawędziarstwa.
Zastanawiałasię,czypodjąćtentemat,czyteż
uznaćgozawyczerpany.Wobawiejednak,bynie
popaśćwdrugąostatecznośćinieokazaćzbytwielkiej
itrochęnienaturalnejobojętnościwobectego,co
usłyszała,odezwałasię.
—Jakokobietaznamsięnatymmało,alezdajemi
się,żegazytrującetonieludzkabroń.Awięcprofesor
Halbanjestwynalazcęjednegoztakichgazów?
Starywojskowyporuszyłsięnakrześle.Wyjął
monoklzokaijąłgoprzecieraćirchowąchusteczką.
—Jestwynalazcąnajstraszliwszejbroni,jaką
kiedykolwiekznano—podkreślił,myślącoHalbanie.
—Formułategogazujestnasząnajbardziejzazdrośnie
strzeżonątajemnicą.Niemaprzeciwkoniemuratunkui
obrony.Oilezaśporuszaszkwestięhumanitaryzmu…
—Generałwłożyłmonoklwokoiruszyłramionami.—
Drogiedziecko,jesteśkobietąitraktujesztotypowo
jakokobieta.Wpierwszymrzędzieuczuciowo.Ale
pamiętaj,żewojnaimokrutniejsza,tymjestbardziej
humanitarna,ponieważtrwakrócej.Gdybypaństwa,
narodyiarmiemiałykierowaćsięuczuciamilitości
wobecprzeciwników,ładniebywyglądaływojny.
GdybywynalazekprofesoraHalbanadokonanyzostał
w1918roku,niebyłobyTraktatuWersalskiego.
—Możemaszsłuszność,wuju.Powiedziałamci
już,żeniewieleznamsięnatym.
—Zapewne.Toniesąsprawyniewieście.
Zrobiłgest,jakbychciałwstaćodstołu,lecznagle
przypomniałcośsobieisięgnąłrękądooficerskiej
bluzy.
—Aprawda!Wyszłomitozupełniezpamięci.
Wczorajostatniapocztaprzyniosłalistdociebie.Nie
byłocięwtedywdomu.Wsadziłemgodokieszenii
kompletnieonimzapomniałem.
—List?
—Tak.ListzeSzwecji.Dlaczegopatrzysznamnie
takazdziwiona?—Uśmiechnąłsięswymiwyblakłymi
niecooczyma.—Musiałaśprzecieżzostawićtrochę
znajomychwSztokholmie.
Wyjąłzkieszeniipołożyłprzedniąpodłużną
kopertę.Listbyłpolecony,anakoperciewidniał
znaczek
szwedzki,
przystemplowany
pieczątką
centralnejpocztywSztokholmie.Nieulegało
najmniejszejwątpliwości–tobyłlistzeSzwecji.Listdo
prawdziwejGretyNielsen…Pierwszylist!Ażdziwne
byłopoprostu,żetenpierwszylistnadszedłtakpóźno,
wtakwielemiesięcypoopuszczeniuprzezdziewczynę
rodzinnegokraju.Wmieście,gdziesięurodziła,
wychowałaiwyrosła,GretaNielsenmusiała
pozostawićszeregznajomości,całyzastępprzyjaciółek
iprzyjaciół—ot,zwyczajnie,jakkażdamłodapanna.
Wyjeżdżając,musiałateżniejednejosobiepozostawić
swójadres…Ażdziwnebyłopoprostu,żeten
pierwszylistnadszedłtakpóźno.
—Dziękujęci,wuju!—rzekłaGreta—
Zdziwiłamsięistotnie,boBerlintakmnie
zaabsorbował,żezapomniałamoSztokholmieio
wszystkichludziach,jakichtamznałam…
Sięgnęłarękąpokopertę.Byłatokoperta
zaadresowanawysokim,ostrympismem–niewątpliwie
charaktertennależałdomłodegoienergicznego
mężczyzny.Coprzynosiłjejtenlist—zapytywała
siebiezniepokojemagentkawywiadu,mówiąc
równocześniedogenerała:
—Wiemjużodkogotenlist.Poznajępismo…
Oczywiściekłamała!Skądżemogłabyznaćów
charakter?
Wzięłanóżipowoliprzecięłakopertę.Wyjęła
arkuszsatynowegopapieruizasłoniłasięnimtak,by
podczasczytaniaowegolistu,którymógłbyćfatalną
niespodzianką,vonStrelitzniewidziałrysówjejtwarzy.
Ostrożnośćtabyłajednakzbyteczna.Generał
Strelitzbynajmniejnieobserwowałdziewczyny,nie
myślałteżjużoliściezeSzwecjiirozważałjakieśswoje
sprawy,kręcąc,jaktobyłojegozwyczajem,małekulki
zchleba.GretaNielsenmogłaodczytaćlistzupełnie
spokojnie.
Alistówbyłdługiibrzmiał:
MojadrogaGreto!
NakrótkiczasprzybyłemdoSzwecjiz
AmerykiPołudniowejikuprzykrościmojej
dowiedziałemsięodnaszychwspólnych
znajomychozmianach,jakiezaszływTwoim
życiu,ośmierciTwegoOjcaiotym,że
wyjechałaśdoNiemiec.KarinHolmsdałami
TwójadresinatychmiastdoCiebiepiszę.
Niewiem,czypamiętaszmniejeszcze,
niewiem,czyjeszczemniekochasz,jak
kochałaśmniewtedy,gdywyjeżdżałemza
pracąnadrugąpółkulę,zatąpracą,która
miałanampozwolićnaspełnienienaszych
wspólnych,gorącychmarzeń.
Ktowie,możezmieniłaśsię!Anawetna
pewnozapomniałaśwBerlinieoswych
nielicznychastarychznajomych–Karin
mówiłamibowiem,żeodchwiliwyjazdunie
dałaśosobieznakużycia,aonabiedaczka
niepisaładoCiebie,bocorazbardziejjest
choranapłuca.Znajdujesięwstaniezupełnej
apatiiniemapoprostusiłnapisanie…Kto
wie,możejużwyszłaśzamąż,Greto,wtym
Berlinieimożelistmójbędzieniczymwięcej
jakprzykrymechemprzeszłości.
Greto!Miałaśprawoomniezapomnieć.
Przezrokcałyniemiałaśodemnie
wiadomości…Aroktobardzodużykawał
czasu…Listymojeurwałysięimożeszmiećo
tosłusznyżaldomnie,alegdybyświedziała,
ileprzeszedłem,jakciężkieprzeżyłemchwile,
zrozumiałabyśłatwo,żewtakichwarunkach
tracisięcałąswąchęćdożycia,niemyślisię
omiłościirezygnacjaniepozwalaskreślić
nawetkilkusłówdonajbardziejdrogiej
osoby…
Siedziałemzresztąwkolumbijskim
campieosetkimilodwszelkiejcywilizacji…
Gdypieniądzemojebyłyjużnawyczerpaniu,
udałomisiędostaćpracęwtowarzystwie
naftowym,którenazupełnychpustkowiach
przeprowadzałopróbnewiercenia.Mimo
megodyplomumusiałemzacząćodprostego
robotnika…
Dziśmamjużkontraktangażującymnie
jakoinżynieraprzywierceniachnafty
podpisanyzowymkoncernemnaftowymi
przyjechałemdoSzwecji,byzlikwidowaćtu
meszczupłeinteresy,aprzedewszystkim,by
zapytaćCiebie,czyzechceszteraz,gdy
warunkipozwalająmijużnato,zostaćmojąi
wyjechaćwrazzemną…Jeżelinaturalnie
przedziałczasuimilczeniemojeniezmieniło
Twychuczućipragnień.
Ponieważ
nie
zastałem
Cię
w
Sztokholmie,przyjadęwnajbliższąniedzielę
doBerlina,byosobiściewysłuchaćTwej
decyzjiiprzynajmniejzobaczyćCięraz
jeszcze…
TymczasemcałujęCięjakdawniej
TwójSVENAHLBERG
Listbyłobszerny,aleGretaNielsenczytałago
jednaknieproporcjonalniedługo.Gdydoszładosłów
przyjadęwnajbliższąniedzielędoBerlina,literypoczęły
skakaćjejprzedoczymaitenustęplistumusiałaczytać
powtórnie.Listbyłokropnąniespodzianką,najbardziej
fatalną,jakamogłasięzdarzyć.Ciospadałzestrony,z
którejGretanajmniejmogłagooczekiwać.
Aleniebyłoterazczasunarozważanieskutków,
jakiemogłoimusiałowywołaćprzybyciedoBerlina
owegoSvenaAhlberga.Oprzytomniłdziewczynęgłos
generałavonStrelitza,którypytał:
—Noicóż,Greto?Dobreiwesołewiadomości?
Dobreiwesołewiadomości!Otak!Byłyistotnie
dobreiwesołe!Musiałazapanowaćnadsobą,bynie
wybuchnąćurągliwym,histerycznymśmiechem.Tosię
znakomicie,choćbezwiednie,udałopanugenerałowi
ConradowivonStrelitzowi…
Złożyłaarkuszpapieruischowałalistdokoperty.
Wiedziała,żenatwarzyjejmalujesięwzruszenie,ale
tymrazembyławtymszczęśliwympołożeniu,żemogła
wzruszenietookazaćiżebeztrudumogłaje
wytłumaczyćstaremuwojskowemu,choćzupełnie
innymiprzyczynami.
—Listjestanidobry,anizły,wuju…Jestzato
zupełnieniespodziewanyistawiamniewobectrudnej
decyzjiżyciowej.
VonStrelitzuniósłbrwi,ruchemtymwypuszczając
zokamonokl.Monokljąłchwiaćsięrytmiczniena
czarnymsznureczku,agenerałzapytałzdumiony:
—Jakażtodecyzja,Greto?Odkogojesttenlist,
jeżeliniepopełniamniedyskrecji…
Potrząsnęłagłowąoplatynowychlokach.
—Niematużadnejtajemnicy.Itakmusiałabym
ci,wuju,wszystkopowiedzieć…Listjestodinżyniera
SvenaAhlberga…
—Nazwiskotomówimityle,iletobieniedawno
powiedziałonazwiskoprofesoraHalbana.
Uśmiechnęłasię.
—Toprawiemójnarzeczony…
Monoklpowędrowałdookastaregopana.Von
Strelitzbyłzaskoczony.
—Prawienarzeczony?—podkreśliłzakcentem.
—Cóżtozanarzeczony,októrymnicminiemówiłaśi
któryzgłaszasiędopieroteraz?…
—O,tocałahistoria!—Niepozostawałojejnic
innego,jakdyskontować,oilemożnanajsprytniej,te
wszystkieszczegóły,któreprzedchwiląwyczytaław
liście.—ZnamSvenajużodkilkulatiłączyłanasżywa
sympatia.Układaliśmysobiekiedyś,żepójdziemy
przezżycierazem,aleonbyłbiednyipostanowił
zdobyćnajpierwmajątek.WyjechałdoAmeryki
Południowejiodrokuniemiałamodniegożadnej
wiadomości.Dopieroteraz…
—PowróciłdoSzwecji?
—PrzyjedziedoBerlinawnajbliższąniedzielę.
Chcezobaczyćsięzemną—dokończyłaspokojnie.
Starypannieodpowiedziałodrazu.
—TendomjestrównieżtwoimdomemGretoi
SvenAhlbergbędzieprzezemniebardzomilewidziany.
Popatrzałagenerałowiprostowoczy.
—SvenmusiniedługowracaćdoKolumbi,gdzie
związanyjestkontraktemjakoinżyniernaftowy.
Przyjedziezapytaćmnie,czyuczuciamojenieuległy
zmianieiczybyłabymgotowapojechaćznimrazem.
—Ach,tak!
Wgłosiegenerałazadrgaładobrzeukrywananuta
niepokojuirozczarowania.Przezchwilęnamyślałsię,
czypowiedziećto,comiałnamyśli,jakgdybysię
wahałokazaćswąsłabość,ażwreszciezdecydowałsię.
—ChciałabyśmniewięcopuścićGreto,?Nie
mówiliśmynigdyotym,aleprzeztekilkamiesięcy
przyzwyczaiłemsiędociebie.Przykrobymibyło
rozstaćsięztobą.Ożywiłaśtęwilęipewnie
dokuczałabymisamotność,którejprzedtemnie
odczuwałem.
Gdyusłyszałatesłowa,takrzadkiewustach
generałaConradavonStrelitza,ogarnęłojąuczucie
palącegowstydu,żebyłaoszustkąwobectego
dobregoczłowieka,któryszorstkim,żołnierskim
zachowaniempokrywałzazwyczajdobroćserca.Stary
wojskowymusiałbyćistotnieogromniezaskoczony
tym,comuzakomunikowała,jeżelizdobyłsięnatak
szczerewyznanie.
—Nicstraconego,wuju—odpowiedziała.—
JeszczeniedałamodpowiedziSvenowiAhlbergowi…
VonStrelitzzgniótłwpalcachgałkęchleba.
—PostąpiszGreto,jakzechcesz.Jesteśwolnym
człowiekiemimaszprawoiśćzagłosemserca.Co
prawdasądziłem,żesprawyinaczejsięułożąiże
wyjdzieszzamążtu–wNiemczech.Mogłabyśbyć
spokojna,żenigdyniczegoniebędziecibrakować.
MammajątkiwPrusachWschodnichikomużje
zostawię,jaknietobie…
—Niemówmyterazotym—przerwałamu.—
Tenlist—wskazałanakopertę—zaskoczyłmnie
zupełnie.Niewiemjeszcze,copowiemSvenowi.Może
lepiejbybyło,bynieodzywałsięwcaleibynie
przyjeżdżał.
—Powtarzam,niekrępujsięwcalewswej
decyzji.Niechciałbymbyćniedyskretny—zająknął
się,przypominającsobiescenępocałunkumiędzy
Gretą,aKurtom,którejbyłmimowolnymświadkiem
—alezdawałomisię,żevonHedingerubiegasię
gorącootwewzględyiżedarzyszgopewnąsympatią.
Pochyliłagłowę.Przeztwarzjejprzewinąłsię
krwistyrumieniec.Czułanasobiebadawczespojrzenie
zmęczonychoczugenerała.
—Lubięgobardzo—rzekła,zniżając
niepotrzebniegłos.
—Toporządnychłopak.PomyślotymGreto.
Wtedyniemusielibyśmysięrozstawać.
Wstałienergicznieodsunąłkrzesło.
—Zagadałemsiędziśstrasznie.—Uśmiechnąłsię
ipołożyłswądużądłońnajejręce.—Dowidzenia,
Greto.Jakkolwiekułożąsięsprawy,przyjmiemyjak
najgościnniejinżynieraAhlberga.
Skinąłjejgłowąprzyjaźniej,niżzwykleiwyszedłz
pokoju.
Gretazostałasama.Jakżebardzopragnęła,jakże
bardzopotrzebowałatejsamotności.Towszystkobyło
takieniespodziewane,takprzedziwne.Wiadomośćo
przyjeździeczłowieka,októregoistnieniuniewiedziała
jeszczepółgodzinytemu,spadłananiąjakgrom.
Tobyłszczegół,któryprzeoczyliagenciwywiadu
jejkraju,gdybadaliokolicznościżyciaGretyNielseni
jejojca.Niemożnaichzresztąbyłowinićoto,wtym
bowiemczasie,kiedyzaczęlisięinteresować
sztokholmskimkupcemijegocórką,SvenAhlbergbył
jużpozagranicamiSzwecji,niemogliwięcwiedzieć,że
nadrugiejpółkuliżyłktoś,ktomyślałoGrecieNielseni
ktoukładałzniąplanywspólnegożycia.
IterazSvenAhlbergmiałprzybyćdoBerlina.
SiostrzenicagenerałavonStrelitzwiedziaładobrze,że
nadgłowąjejzawisłmieczDamoklesa.Przeznaczenie
gotowałojejzgubęitowłaśniewtymmomencie,gdy
miałwydarzyćsięfakt,ojakimnawetniemarzyła–gdy
miała
poznać
uczonego
niemieckiego,
twórcę
niszczycielskiegogazu.Właśnieteraz,gdygenerałowi
vonStrelitzowi,szefowiwydziaługazowegow
ministerstwieReichswehry,począłrozwiązywaćsię
język,gdywspomniałoczarnymkrzyżuiupoważniłją
tymsamymdopodjęciategotematuwnajbliższych
sprzyjającychokolicznościach.JaktylkovonStrelitz
wspomniałjejocórceprofesoraHalbana,zrodziłsięw
niejnatychmiastplanzaprzyjaźnieniasięztądziewczyną
itądrogąszukaniamożnościwydarciaNiemcom
tajemnicy.Tymczasemwkilkaminutpotemgenerał
wręczyłjejtenprzeklętylist.
Cóżnależałorobićteraz?Depeszować,bynie
przyjeżdżał?Nonsens!Przyjedzieitak,przyjedzietym
bardziej.Wyraziłsięprzecieżwliście,żeskorozmieniły
sięuczuciaGretyNielsen,chceprzynajmniejzobaczyć
jąostatnirazwżyciu.Pisaćdoniego?Odwlec
przynajmniejjegoprzyjazd?Toniemożliwe!Charakter
pismazdradziłbyjąizdemaskował.Awięcprzyjedzie,
musiprzyjechać.Ijużwnajbliższąniedzielęprzyjedziei
przekonasię…
Agentkawywiaduniemawątpliwości,czym
skończysięjegoprzyjazd.Mawewnętrzne
przeświadczenie,żemogłaoszukaćwszystkich–
generałavonStrelitza,wojskowych,którychznała,że
mogłaoszukaćcałyBerlin,mogłaoszukaćcałeNiemcy,
aleniezdołaoszukaćinżynieraSvenaAhlberga.
Jegojednego–nie!Poznanatychmiast,żeniema
doczynieniazprawdziwąGretąNielsen,onbowiem
jedenwidziałtamtą.Oczymazakochanegodostrzeże
drobneróżnicewyglądu,wzrokjegozanotujetysiące
szczegółów,wobecktórychkażdyprzeszedłby
obojętnie.Wjegopamięcitkwićbędzieszereg
wspomniećochwilachwSztokholmie,spędzonych
wspólniezGretą–tychwspomnieć,októrychonanie
manajmniejszegopojęcia.Wystarczy,byzacząłznią
mówićoowejKarinHolms,dogorywającejna
suchoty,tejKarin,którejnigdyniewidziała.
SvenAhlbergodgadnieiprzenikniemistyfikacjęod
pierwszejchwili.Zdradzimująserce,zdradziinstynkt
krwiiwtedyniebędziedlaGretyratunku.
SiostrzenicagenerałavonStrelitzawstajeciężkood
stołu.WsztywnychpalcachtrzymalistodSvena
Ahlberga.
Kredenswpokojujadalnymozdobionyjest
niewielkimlustrem.GretaNielsenpodchodzidotego
zwierciadłaiprzypatrujesiębacznieswejtwarzy.Z
wytężeniembadakażdyjejszczegół.Włosy
przefarbowanenakolorplatyny–nanaturalnykolor
włosówtamtej.Brwipodcięteizarysowanenawzór
brwitamtej.Przypatrujesięwyrazowiswejtwarzyi
zastanawiasię,czynaprawdętakbardzojestdotamtej
podobna.Ileżtorazy,przygotowującsiędoswej
trudnejiszaleńczejroliwystawałatakprzedkażdym
lustremistarałasięjaknajbardziejupodobnićdo
dziewczyny,którejkilkafotografidostarczonojej.
Wywiadjejkrajuzrobiłzresztąwszystko,by
podobieństwoistniejąceznatury,podkreślićiuczynić
jeszczebardziejłudzącym.
Gretarozchylawargiiprzypatrujesięswoim
zębom.Nowewspomnienie.Szefwywiadukazałjej
nałożyćzłotąkoronęnajedenzzębów,bynawetten
drobnyszczegółbyłwiernieskopiowany.
Towszystkobyłołatwonaśladować,tymbardziej,
żemiałasięznaleźćwśródludzi,którzynigdynaoczy
niewidzieliprawdziwejGretyNielsen.Alejakżemożna
wiedzieć,jakiemiałaruchy,jakchodziła,jakśmiałasięi
jakmówiłaprawdziwaGretaNielsen.Jakskopiować
jejtembrgłosu?Jakzrobić,bySvenAhlbergztych
właśnieszczegółównieodgadł,żemazupełniezkim
innymdoczynienia.
SiostrzenicagenerałavonStrelitzaidziedoswego
pokoju.Ogarniającorazwiększezwątpienie.Owłada
niącorazwiększarozterka.Czujesiezupełnie
bezradna.Corobić?Jakodwrócićnieszczęście,które
nadniązawisło?Przychodzijejdogłowytysiące
wybiegów,awszystkienicniesąwarteinanicsięnie
zdadzą.Przychodząjejdogłowytysiącepomysłów,
pozatymjednym,byzrezygnowaćzdalszejpracy.Ta
drogawyjściajestniemożliwa,jestzupełniezamknięta.
Gretawie,żeniemożezrobićtegoteraz,gdyjestjużna
śladach,gdyzaczynająwyłaniaćsięmożliwości
zdobyciaupragnionejformułyczarnegokrzyża.A
ucieczkabyłabyjedynymsposobemratunku.
Jestdzieńponuryimglisty,przytłaczający
beznadziejnąatmosferaszarzyzny.BezradnośćGrety
stajesiętakwielka,żeprzechodziniemalwrozpacz.W
pokojudziewczynywisinadłóżkiemprosty,czarny,
drewnianykrzyż.SpojrzenieGretyNielsenkładziesię
natymkrzyżu.Uświadamiasobie,żenazwętego
symbolumiłosierdzia,przebaczeniaipokojunosigaz,
będącynajbardziejniszczycielskąimorderczą
substancją,jakąkiedykolwiekwymyślililudzie.
Kobieta-szpiegpodchodzidokrzyża,pochyla
głowęiustajejzaczynająsięporuszaćżarliwą
modlitwą.GretaNielsenrzadkosięmodli,terazjednak
zatapiasięzupełniewkontemplacjiinachwilę
zapominaocałymtymświeciewalki,oszustwi
podstępów,wktórymżyje,wktórymwalczy,w
którymsamabudujeswepowodzenienaoszustwach,
fałszuipodstępie.Wie,żechociażzłajestjejsprawa,
wtymkrzyżutylkomożeszukaćratunku.
Modlitwauspokajająinapełniarezygnacją.Zrobi
wszystkoto,cobędziewjejmocy–aresztanależyjuż
dosiłwyższych.
Przeznastępnednijestjakbyzgaszona.
Przypomina
człowieka,
który
widzi
wielkie
niebezpieczeństwo,aniewie,jakgouniknąć.Myślijej
obracająsięstaleiuporczywiewokółSvenaAhlberga.
Wtymnastrojubierzeudziałwprzyjęciu
urządzonymprzezgenerałavonStrelitzaipodejmuje
profesoraHalbanawrazzjegocórką.Silisięwobec
nichnauprzejmość,choćztrudemopanowujeswoje
roztargnienie.Aninachwilęniemożezapomniećotym,
żekażdaupływającaminutaprzybliżaizwiększagrozę,
jakąniesiezsobąnajbliższaniedziela.
ProfesorOskarHalbanjestdostojnymstarcemo
długiej,białejbrodzieitypowymwyglądzieuczonego.
Gdymówi,uśmiechasieczęsto,auśmiechtenjest
jednymztych,którepodbijająserca.Gretapatrzyna
niego,obserwujejegowysokieczoło,mądreoczyi
łagodność,jakamalujesięwrysachjegotwarzyi,
pamiętnasłówgenerałavonStrelitza,niemożewprost
zrozumieć,iżtenwłaśniepogodnystarszypanjest
wynalazcąnajstraszliwszejbroni,którawnajbliższej
wojniekłaśćbędziepokotemtysiąceżołnierzyitysiące
miastzamieniaćbędziewpustynie.
TrudaHalbanjestprzemiłąmłodądziewczynąnie
mającąwsobieniczNiemki.Szczupła,przystojna
brunetka,będącaraczejtypemFrancuzki,szczebiocze
nieustannieiśmiejesię,achoćjestmałozajmującadla
Grety,kobieta-szpiegstarasiębyćwobecniej
uprzejmainawetserdecznaiwie,wjakimcelutorobi.
JeżelitylkoSvenAhlbergnieprzyniesiejejzguby,Greta
wierzy,żeformułagazustaniesięjejwłasnością.
Trudajestzachwyconasiostrzenicągenerałavon
Strelitza.
—Musimysięzaprzyjaźnić—mówi.—Jużteraz
pewniedługozostaniemywBerlinie,będziemniepani
odwiedzaćitoczęsto.
ŚmiejesiędoGrety,pokazującswedrobnezęby,
aGretapotakujejej.Otowłaśniechodzi.Truda
Halbanzdajesięczytaćwjejmyślach,mówiąco
przyjaźni.
Apotemprzychodziniedziela–tawłaśnie
niedziela,którejwżadensposóbniemożnabyło
uniknąćidoBerlinaprzyjeżdżainżynierSvenAhlberg.
SvenAhlbergjestprzystojnym,wysokimismukłym
mężczyznąojasnychblondwłosach,otwartych
szczerychoczachitwarzy,zktórejbijeenergia.Jest
trochęzbytwysokiidlategoniektórejegoruchy
wydająsięniezgrabne.Siostrzenicagenerałavon
Strelitzatakgosobiewłaśniewyobrażała.Takwłaśnie
musiałwyglądaćtenSzwed,którykochałGretęNielsen
icórkakupcazeSztokholmumogłabyćnaprawdę
szczęśliwa,żejąpokochał.
Gdyprzedwilęgenerałazajechałataksówka,z
którejwysiadłnieznanymężczyznaigdyrozległsię
ostrydźwiękdzwonka,naciśniętegoufurtkijegoręką,
agentkawywiadudoznałanagleuczuciaogromnejulgi.
Ulgi,żeniebezpieczeństwoprzezkilkadnitakdalekiei
niematerialne,stałosięwreszcieczymśrealnymi
bliskim,żemożemuspojrzećwoczy.Nadeszła
decydującachwilaizastałaGretęcałkowiciespokojną.
Czułatykochłódwskroniach,gdywychodziłado
mrocznegoprzedpokojunaprzywitanieprzybyłego.
—Przyjechałem,Greto—usłyszałaniskigłos
drgającyopanowywanymwzruszeniem.
MówiłwswymojczystymjęzykuiGreta
odpowiedziałaposzwedzku.
—Dzieńdobry,Sven!Niewidzieliśmysiedość
dawno.
BrzmiałotoprostoipannaNielsendziwiłasięsama
sobie,iżtakniewymuszeniewypowiedziałasłowa
przywitania.
Dłońjejznalazłasięwjegoszerokiejmęskiejdłoni.
Gretauczułanaraz,żeAhlbergprzyciągajalekkoku
sobie.Dotknąłustamijejczoła,leczdziewczyna
delikatnieuwolniłasięzjegoobjęć.
Ahlbergniezareagowałzupełnienatengest
niechęci,jakgdybygonawetniedostrzegł.
Przeszlidopokojuitamdopiero,wpełnym
świetle,mógłmłodyinżynierprzyjrzećsiędziewczynie.
Śledziłapilniejegowzrokizdawałosięjej,żewoczach
jogozamigotało,jakbyzdumienie.
—Aletysięogromniezmieniłaś,Greto—rzekłz
pewnymwahaniem.—Niewidzieliśmysiębliskodwa
lata.Tokawałczasu…
Stałosię!—pomyślałasiostrzenicagenerałavon
Strelitzaiznowudoznałauczuciategonieznośnego
chłoduwtwarzyipoliczkach.Towszystkakrew
spływałajejdosercabijącegowzmożonymrytmem.
—Ty,Sven,niezmieniłeśsięzatoprawiewcale
—odparłazpewnądoząserdecznościwgłosie.—
Zmężniałeśtrochętylkoijesteśtrochęzbytopalonyjak
natęporęroku.Aleja?Czyżnaprawdęsiętak
zmieniłam?
Jegojasne,niebieskieoczyślizgałysiępocałejjej
postaci.
—Czyjawiem?—ruszyłramionami.—I
zmieniłaśsięinie.Jesteśjakaśinna…Poprostuinaczej
cięsobiewyobrażałempotychdwulatachniewidzenia.
—WidocznieBerlinmniezmienił.—Próbowała
sięuśmiechnąć.—JestemteraznapółSzwedką,na
półNiemką.
—Tak—przyznał,zajmującwskazanemiejsce.
—Nawetmówiszterazposzwedzkuzniecoobcym
akcentem.
Rozmowaschodziłananajbardziejniebezpieczne
tory.Gretazastanawiałasię,czyjużsiędomyślił,czyteż
nienabrałjeszczepewności,żemazkiminnymdo
czynienia.Wkażdymraziepierwszapróbaniewypadła
dlaniejzbytpomyślnie.
Zmieniłatematrozmowyizaczęłagowypytywać,
jakąmiałpodróż,wktórymhotelusięzatrzymał,
wreszciejaktambyłowtejAmerycePołudniowej,jak
dawałsobieradęiczyjużterazjestwszystkonadobrej
drodze?Zjednejstronypragnęła,byrozmowa
skończyłasięjużjaknajprędzej,zdrugiejcelowo
działałanazwłokę.
Robiławszystko,comogła,byniedopuścićdo
poruszeniasprawosobistych,byrozmowaniezaczęła
potrącaćotesprawy,wktórychniewyznawałasię
dokładnie.Wiedziała,żezbytdługonieudasięjej
stosowanietejtaktyki,boprzecieżczłowiekten
przyjechałpoto,bydowiedziećsięodkochanej
kobiety,czypójdzieznimrazemprzezżycieiwyjedzie
dodalekiejKolumbi,czyteżzwrócimusłowo.
GenerałavonStrelitzniebyłowdomu,mimo
niedzielibowiemwyszedłranonajakąśkonferencję.
Moglirozmawiaćswobodnie,aswobodaciążyła
Grecieołowiem.Wykonywałataniecwśródmieczów,
gdyrozmowazeszłanaSzwecję,naichwspólnych
znajomychiwreszcienaKarinHolms,którejnigdynie
widziałanaoczy.
SvenAhlbergzorientowałsiędoskonale,że
dziewczynachceodroczyćrozmowęokwestiich
wzajemnychuczuć.Jużchłodneprzywitaniemogłobyć
ostrzeżeniem,żeakcjejegospadłyiżeniewielezostało
jużzdawnejGrety.Niewiele?Myślałwłaśnieuparcieo
tym,żezmieniłasięjednakniesłychanie.Nawetnie
możnabyłopowiedzieć,byzmieniłasięzewnętrznie.
Dwalatamogłyzresztązatrzećniecoizniekształcićw
jegopamięciteukochanerysy.AleGretabyłainnaw
pewnychnieuchwytnychcechach,któretrudnomubyło
zdefiniować.
Innymwydawałmusięjejgłos,innemiałaruchy,
jejsposóbbyciabyłodmienny.Możedlatego—myślał
Sven—żeterazjużniekochamniejakdawniej.Może
sprawiłtowielkiprzedziałczasu.Możezadwa,trzy
dni,wktórychbyłbyzniąrazem,ustąpiłobyuczucie
obcości.Ajednak!…Byłoterazwtejdziewczyniecoś
niewytłumaczonego.Onainieona.Jakbyciałozostało
tosamo,aleduszastałasięzupełnieinna.Takinna,że
dziwbrałpoprostu,byprzezdwalatamogłasię
dokonaćtakwielkaprzemiana.
Siedziałprzyniejiniemógłpojąćdlaczegonicgo
doniejnieciągnie,dlaczegokrewniekrążymuszybciej
wżyłach,dlaczegonieznajdujewniejtegourokuco
poprzednio,dlaczegoniemożeodnaleźćwsobietego
entuzjazmuizachwytu,jakiżywiłdawniejdlaGrety.
Równocześniezaczęłymurzucaćsięwoczyróżne
drobneszczegółyzewnętrzne.Szczegóły,które
obudziłyjegoczujność.Odczasudoczasuwplatałw
rozmowękrótkiepodstępnepytanie,jakbychciałjąna
czymśprzyłapać.Naczym?Samniewiedział.
Gretajednakzorientowałasięwjegotaktyce.W
taktycezupełniejeszczepodświadomej.Aleonatego
właśnieniewiedziała.Najgorszebyłoto,żeniemogła
rozstrzygnąćwjakiejmierzejąpodejrzewa.
Odgadywaładobrze,żezaczynająpoprostuosaczać
niewinnymipytaniami,tymbardziejniebezpiecznymi,że
byłytakieniewinne.Musiałabyćczujnaibacznana
każdejegosłowo.Graszłaowielkąstawkę.
Pytałjąojakiśpierścionek.Pierścionek
ofiarowanyprzezniegoGrecieNielsenwdniu,w
KtórymwyjeżdżałdoKolumbi.Cozrobiłaśznim,
Greto?Dlaczegogonienosisz?Niebyłorady.Musiała
wyjaśnić,zezgubiłagowjakiśniezrozumiałysposób,
choćtłumaczenietowydałosięjejzupełniedziecinne.A
zatympytaniemposzłyinnepytania.Czypamiętajakiś
szczegółzwakacjiwspólniespędzonych?Czymoże
chcezapalićpapierosa?Odpowiedziała,żeniepali.Jak
to?Przecieżdawniejpaliła.Nawetrobiłjejwyrzuty,że
palizadużo.Owszem.Paliła,leczporzuciłaten
zwyczaj.
Zdawałosięjej,żewjakimśkoszmarnym
wyolbrzymieniuiwykoślawieniuprzeżywadziecinną
bajkęoCzerwonymKapturku.Tobyłypytaniatego
samegotypu.Babciu,dlaczegomasztakiedużeoczy?
Babciu,dlaczegomasztakieogromneusta?Babciu,
dlaczegomasztakizmienionygłos?…Takpytał
CzerwonyKapturekpodstępnegowilka,aletusytuacja
byłaodmienna.CzerwonymKapturkiembyłaona,a
pytaniazadawałwilk.SvenAhlbergbyłtymwilkiem,
którymiałjąpożreć.
Nerwyjejbyłynapiętejakstruny.Miaławrażenie,
żebłąkasiępociemkuwjakimśobcympokoju,do
któregojąwprowadzono.Napozórspokojnawiłasię
jakwmatni.Corazmniejmiałanadziei.Corazwięcej
miałapewności,jaksiętoskończy.
Zaproponowałamu,żezapoznagozBerlinem.
Dzieńbyłmroźnyisłonecznyzarazem.Czynie
zechciałbysięzniąprzejść.Wrócąnaobiad,gdy
będziejużgenerałvonStrelitz.Naturalniewujsłyszało
nimichciałbygopoznać.
Zgodziłsię,bywyszli,leczmiaławrażenie,żew
głosiejegokryłosięszyderstwo.Udalisiędocentrum
miasta,wałęsalisiępoulicach,wstąpilidojakiejś
kawiarniiGretakuswemuzadowoleniumogławreszcie
odwrócićnachwilęrozmowęoddrażliwegoi
niebezpiecznego
tematu,
pokazując
inżynierowi
AhlbergowistolicęNiemiec.Toteżustasięjejnie
zamykałyiobjaśniałagozcałągorliwością.Odczasu
doczasuczułajednaknasobiebadawcze,
inkwizytorskiespojrzeniełagodnychleczprzebiegłych
zarazemoczuSzwedaidomyślałasię,żeczłowiekten
obserwujejąiżecoraztobardziejisilniejugruntowują
sięjegopodejrzenia.
Itakbyłoistotnie.Imdłużejiimwięcejwczuwał
sięSvenAhlbergwzachowanieGretyNielsen,tym
więcejitymuporczywiejjęłysiębudzićwnim
przypuszczenia,któreuważałzanieprawdopodobnei
fantastyczne.Ajednak…Ajednak!…—powtarzał
sobie,patrzącnaGretę,corazbardzieniepewny,coraz
bardziejpozostającywniezgodziezsamymsobą.
SkoropowrócilidowiliwCharlottenburgu,zastali
jużgenerałavonStrelitza,czekającegonanichz
obiadem.
SvenAhlbergjadłmałoirozmawiałz
roztargnieniem.Ona,czynieona?Tojednopytanie
świdrowałomuwmózgunieustannie.Stawałosiępo
prostubolesne.Byłotakiebezsensowne,głupie,
obłąkane–ajednakmiałoswójsens.SvenAhlberg
wiedziałotym.Ajeżelinieona?Alewjakisposób?
Dlaczego?KtóżbyzamieniłGretęNielsennadobrze
skopiowanegosobowtóra?Ktoiwjakimcelu?
Patrzyłiobserwowałnieustanniedziewczynę.
ChwilamibyłatodawnaGreta,chwilamizupełnieinna
kobieta.Czyzmieniłasiętakbardzo?Chybanie.Była
innawtychdrobnychszczegółach,któretworzątyp
człowieka,wtychszczegółach,któreprzezlatacałenie
ulegajązmianie.
Ona,czynieona?SvenieAhlbergu,jakże
dziwacznemyślikrążąciuporczywiepodczaszką!
PoczarnejkawiegenerałvonStrelitzudałsiędo
swegopokojunazwykłąpopołudniowądrzemkę.
Zostaliznowusamiiprzezchwilęsiedzieliwmilczenia
przystole.Wmilczeniu–nibydwojewrogów,
obmyślającychwojenneplany.
GretaNielsenzdecydowałasięszybko.Trzeba
byłoodbyćtęrozmowę,niechżebędziejużwreszciepo
niej.
—Sven!—rzekła—Niemieliśmydotądczasu
pomówićotym,oczympisałeśmiwswymliście.
Możezrobimytoteraz?
Głosjejbrzmiałchłodnąuprzejmością,która
pozwalałagościowinierokowaćniczegopomyślnegoz
przebiegutejrozmowy.
Wczasieowychkilkudenerwującychdni,kiedy
oczekiwałanaprzyjazdAhlberga,dziewczyna
skrupulatnieobmyśliłaswójplandziałania.Postanowiła
graćrolęprawdziwejGretyNielsentakdługo,jak
długobędzietomożliwe,askorozostałaby
zdemaskowana…Wtedyużyjeinnychargumentów,
któremawzanadrzu.Uważała,żeargumentytebędą
dostatecznieprzekonywujące.
—Chętnie,Greto!—przystałnajejpropozycję.
—Właśniechciałemzaproponowaćcitosamo.
—Wobectegomożeprzejdziemydomego
pokoju.Jeszczegoniewidziałeś—dodałazlekkim
uśmiechem.
Poszedłzaniąwmilczeniu.Gdyznaleźlisięw
pokojuGrety,wymienilikilkazdańnatematjego
urządzenia.Svenpodszedłdobiureczkadziewczynyi
ująłwrękęramkizdużąfotografiąGrety.Byłato
fotografiaagentkiwywiaduprzezorniezrobionaw
Sztokholmie.Nafotografitejpodobieństwomiędzy
prawdziwą,afałszywąGretąNielsenbyłoszczególnie
łudzące.
—Pięknezdjęcie—rzekłAhlberg,stawiając
fotografięzpowrotemnabiurku—Wyglądasznanim
zachwycająco.Czydawnobyłarobionatafotografia?
—O,nie!Nakrótkoprzedśmierciąojca.Podoba
cisię?
—Bardzo.
SiostrzenicaConradavonStrelitzaoddychałateraz
swobodniej.ObawiałasięogromniespotkaniaSvenaz
generałem.Obawiałasię,bywrozmowiestary
wojskowywnajlepszejwierzenieporuszyłtematu,
któryzdemaskowałbyjąnatychmiast,żebynie
wspomniałomalowanychprzezniąobrazach,o
pracownimalarskiej,jakąurządziłasobienamansardzie
wili.Byłabytoładnahistoria!Przecieżprawdziwa
GretaNielsenniemiałapojęciaomalowaniu.Tojedno
zdaniewystarczyłobyzawszystko.Obiadjednakminął
iGretamogłasobiepowiedzieć,żepodtymwzględem
dopisałojejszczęście.VonStrelitzniewspomniałnico
jejzdolnościachmalarskich–potrafiłaprzezcałyczas
utrzymaćrozmowędalekoodniebezpiecznegotematu.
Miałanadzieję,żeporozmowiezinżynierempotrafi
skrócićjaknajbardziejjegowidzenieipożegnaniez
generałem.Szepniezresztąstarszemupanu,żezerwała
zAhlbergiem,możewspomnicośoKurcie,awtedy
drugieiostatniezetknięciesiędwumężczyznbędzie
krótkieikonwencjonalne.
Usiadłaibawiącsięozdobnymnożykiemdo
przecinaniapapieru,zapytałapokrótkiejpauzie.
—Icóż,Sven.Comaszmidopowiedzenia?
Todziwne.Takdługoukładałsobie,jakw
gorącychsłowachbędziejąprosiłoprzebaczenie,że
niedawałznaćosobieprzezrok,takczęstowdrodze
doEuropyiwdrodzezeSztokholmudoBerlina
obmyślał,jakroztoczyprzedniąponętnyobrazich
wspólnejprzyszłości,ateraz,gdynadszedłmoment
decydujący,niemógłpoprostudobraćsłów.Nie
dlatego,bybyłwzruszony.Przeciwnie,byłprzerażonyi
zdetonowanyspostrzeżeniem,żenieodczuwał
najmniejszegowzruszenia,najmniejszegoniepokoju.
Dawnooczekiwanachwilawydałamusiębanalnai
zrozumiał,
że
słowa
jego
nie
będą
miały
przekonywującejmocyiżeniewykrzeszezsiebietych
iskiermiłosnegożaru,którepłonęływnimjeszczedziś
rano,gdywmglisty,zimowyporanekujrzałzokna
pociągupierwszezabudowaniaBerlina…Dlaczegotak
było?Dlaczegoteraz,gdyjąujrzał,stałsięinny,
dlaczegoczułterazinaczej,niżwczoraj?
Stanąłprzednią,odgarnąłwłosyzczołairzekł.
—Napisałemci,Greto,wszystko.Wszystko,co
mamcipowiedziećjestzawartewmoimliście.
—Jaktosobiewyobrażasz?
—Przypomnijsobie,żewyjeżdżajączkrajuprzed
dwomalaty,umówiłemsięztobą,żebędziesznamnie
czekała.Pojechałemszukaćkawałkachleba,którego
niemogłemzdobyćwSzwecji.Pojechałemwalczyćo
nasząprzyszłość.Niepisałemdługo.Wieszdlaczego.
Natoniemażadnegowytłumaczenia.Trzebatylko
zrozumiećiprzebaczyćmitomojemilczenie.Teraz
wróciłem,bypowiedziećci,żemamjużpracę,pracę
stałą–wtejnaftowejkompaniiżemogępomyślećo
domuiomoimosobistymszczęściu.
—Iniezmieniłeśsię,Sven?
Przysunąłsobiefotelikiusiadłprzyniej.Zanim
odpowiedział,zawahałsięnaułameksekundy.
—Niezmieniłemsię.Inaczejniebyłbymtutaj,przy
tobie.Kochamcię,jakdawniej…
Chciałjeszczecośpowiedzieć,leczsłowauwięzły
muwgardle.Bynajmniejniezewzruszenia.O,nie!Ale
wtymwłaśniemomencie,kiedymówiłsłowakocham
cię,jakdawniej–przyszłoolśnienie.Doznałniemal
jasnowidzenia.Toniejestona…—podszepnąłmugłos
instynktu,abyłtogłostakprzemożny,żeinżynier
Ahlbergzamilkł.Kimbyłataobcakobieta?Skądsiętu
wzięła?CostałosięzprawdziwąGretąNielsen?–to
byłyrzeczydalsze.Taobcakobietamusimunato
odpowiedzieć.Faktemjest,żetaGretaNielsenpoza
podobieństwemzewnętrznymniemanicwspólnegoz
jegoukochanądziewczyną.
Wiedziałjużotym,niemniejpostanowiłodegrać
komediędokońca.Musiałzapanowaćjeszczeprzez
okreskilkuminutnadstraszliwymniepokojem,który
ścisnąłmuserce.Musiałpohamowaćpytanie,pchające
sięnawargi,chcącewydrzećsięzgardłaokrzykiem—
cosięstałozjegoGretą,costałosięzprawdziwą
GretąNielsen?
Agentkawywiadudostrzegłanagłycieńnatwarzy
młodegoSzweda,leczzrazuniezorientowałasię,co
właściwiezaszłonowego.Nadnieduszyżywiłajeszcze
nadzieję,żemożeudasięjejodegraćswąrolęz
powodzeniem,zerwaćzAhlbergiem–nibyprawdziwa
GretaNielsen–ipozbyćsięgowtensposób.
—Kochaszmnie?—powtórzyła,odwracającod
niegowzrok.—Ichciałbyś…
—Chciałbym,żebyśpojechaławrazzemną.
—Jakotwojażona?—zniżyłagłos.
—Jakomojażona.DoKolumbi.
—Niestety,Sven.—Spojrzałamuprostowoczy.
—Wątpię,bymmogłaspełnićtwojeżyczenie…Tysię
niezmieniłeś,alejasięzmieniłam.
Rozłożyłaręcebezradnymgestem.
—O,tak!Zmieniłaśsiębardzo…
Wgłosiejegobyłocoś,copoderwałojejczujność.
Mimotozachowałapoprzedniton.
—Możerobięcikrzywdę,Sven—graładalej,
patrzącprzedsiebie,gdzieśpozaoknonanagiedrzewa
okonarachosypanychśniegiem.—Możerobięci
krzywdę,aleniełudźsię.Zmieniłamsięistotnie.
Dlaczego?Gdybymtowiedziała!…Gdybyśmywiedzieli
dlaczegoczaszmienianaszeuczucia,zabijajednei
rodziinne…
PrzyszedłjejnamyślKurtvonHedinger.Von
HedingerizarazemtamtaGretaNielsen,wimieniu
którejrozstawałasięterazzeSvenemAhlbergiem.
Niemaluśmiechnęłasięztejfarsy,którejbyłagłówną
bohaterka.Wtymjednymprzynajmniejniemijałasięz
prawdą.UczuciajejnależałyistotniedoKurta.
SvenAhlbergpodniósłsięzfotela.
—Trudno,Greto.Twojaodpowiedźjestzupełnie
wyraźna.Zmieniłaśsieiobojenatonicnieporadzimy.
WrócęsamdoKolumbi.Sam,choćprzeztedwalata
ubiegłekrzepiłamniemyślotobie.
—Jestemtwojądłużniczką,Sven.
Podszedłdookna.Podszedłpoto,bychoćprzez
chwilęzostaćzsamymsobą.Bynamyślićsię,coczynić
dalej.Taobcadziewczynagrałapomistrzowsku.
Improwizowała
genialnie.
Znalazł
się
wobec
zagadnienia,któreprzerastałoprawdopodobieństwo.
CośjakprzygodaztysiącaijednejnocyPrzyszedłmu
dogłowypewienpomysł.Pomysł,dziękiktóremu
zdemaskujesięsama.
—Nierobięciwyrzutów.—Zbliżyłsięznowudo
niej.—Powiedziałemsobie,żejeżelitwojamiłość
wygasła,odjadęspokojnieszczęśliwy,żecięmogłem
jeszczezobaczyć.Prośby,błagania—ruszyłramionami
—niezburząmuru,jakiwybudowałomiędzynami
życie.
—Przykromitegosłuchać.Takbymchciała,by
mogłobyćinaczej.
Uśmiechnąłsięwesoło,jakgdybynadrabiałminą.
—Niewielemamdorobotywtymdomu—
powiedział—Skoromamysierozstać,pożegnajmysię
jaknajprędzej.Mamtylkodociebiejednąprośbę.
—Prośbę?Jakąprośbę?
—Będzieszjąmogłaspełnićbeztrudu.Dajmitę
fotografię—wskazałnazdjęciewramkachstojącena
biurku,towłaśnie,któremusiętakpodobało.—
Wezmęjąjakodrogąpamiątkęiilekroćspojrzęnatwą
fotografię,będęsobieprzypominałciebieiteczasy,
kiedyposiadałemtwojąwzajemność.
Tobyłazupełnienaturalnaprośba,leczsubtelne
nerwyGretyprzewrażliwionedonajwyższegostopnia,
podchwyciływgłosieinżynierajakiśnieszczeryton.
Cośprawienieuchwytnego,afałszywego.Miejsięna
baczności,Greto!—powiedziałasobieiroześmiałasię
równocześnie.
—Tylkootocichodzi?Ależnajchętniej!Wrazz
tąfotografiąpójdązatobąmojeżyczenia,by
powodziłocisięjaknajlepiejibyśznalazłtweszczęście
wżyciu.
Podeszładobiureczka,wyjęłafotografięzrameki,
trzymającjąwręku,obróciłasiędoAhlberga.
—Przebaczmi—rzekłapoważniejąc.—
Chciałamuratowaćmojeuczuciedlaciebie,ale
rozpłynęłosięonowczasieizatraciłownowych
warunkachżycia.Masztęfotografię,którąchciałeś,
Powstrzymałjąruchemręki.
—Nie,Greto.Musiszmijeszczenapisaćkilka
słównatejfotografi.Kilkasłówpożegnania.
Brzmiałotozupełnieniewinnie.Bezsłowausiadła
przybiureczkuirada,żetakłatwopozbędziesię
nieproszonegogościa,sięgnęłarękąpoobsadkęi
zamaczałajawkałamarzu.
Jużzbliżałapiórodokartonufotografi,gdynagle
rękazawisłajejwpowietrzuijakgdybyskamieniała.
Odgadławszystko.Tapropozycjapodarowaniai
podpisaniafotografibyłapodstępem.Podstępmiałna
celuzdemaskowaniejej.Wewszystkimmogła
kopiowaćprawdziwąGretęNielsen,aleniemogła
zmienićcharakteruswegopisma.Tojednobyło
niemożliwością,aSvenAhlbergnapewnoznałdobrze
pismoswejukochanej!Niewątpliwieteżobrałtędrogę,
byzdobyćdowód,żesiostrzenicagenerałavonStrelitza
niejesttą,zaktórąsiępodaje.
SiedziałaobróconaplecamidomłodegoSzweda,
leczczułanasobieciężarjegospojrzenia.
NamysłGretytrwałnieuchwytniekrótkąchwilę.
Odłożyławolnoobsadkę,opierającpióroobrzeg
kałamarza,odsunęłafotografięiodwróciłasiędo
Svena.
—Nie!—rzekła,zmieniającnagleton.—Nie!
Niepodpiszępanutejfotografi,panieinżynierze.
Dostrzegła,żewyrazjegotwarzyzmieniłsię
również.Przymrużyłaoczyimówiładalej,akcentując
dobitniewyrazy.
—Oszczędźmysobiedalszejkomedi.Panwie
dobrze,żeniejestemtąosobą,którejpanszukał.Ija
wiemdoskonale,żeodgadłpantojużdawno.
Milczenie,któreteraznastąpiło,zdawałosięnie
miećkońca.SvenAhlbergznieruchomiał.Tenspokojny
głos,topostawieniesprawyotwarte,jasneitakbardzo
niekobiece,topotwierdzeniejegoprzypuszczenia–
zdetonowałygo.Uczułmimowolnypodziwdlatej
dziewczyny,azarazemzdziwienie,żeniepomyliłsię
przecież,żeprawdajesttakniesamowita.
—Bardzocennewyznanie.—ozwałsięwreszcie,
widząc,żemłodakobietaczekauporczywienajego
odpowiedź.
—Myślałam,żepozbędęsiępanamoją
poprzedniąmetodą.—Ochłonęłazewzruszenia,choć
wciążbyłablada—Nieudałosię.
Zamilkłaitwardym,ostrymtonemdorzuciła.
—Musimyzsobąpomówićinaczej.
Stałpochylonynadnią,równiejakonabladyiz
trudnościąpowstrzymującynerwowedrżenie.Czy
myślałkiedykolwiek,żeznajdziesięwtakiejsytuacji?
Ręcejegowyciągnęłysiękuniej,jakbychciałyją
chwycićzagardło.Nawałpytańcisnąłsięnausta.
Musiałzdobyćsięnaspokój.Niewolnomubyło
okazaćsięsłabszymodniej.
—Kimpanijest?—wykrztusiłwreszcie.—Co
dziejesięzGretą?Cotoznaczy?…
—Jestemintruzemwtejwiliiotym,zludzi
niewtajemniczonych,wiewtejchwilitylkopanjeden.
Czymapanzamiarmniezgubić?
Podniósłrękędoczoła,okrytegopotem.
—Obojętnejestmiwtejchwiliwszystko,codo
tyczypani.Towygląda,jakkoszmarnysen.Proszęmi
powiedzieć,gdziejestGreta?CodziejesięzGretą?
Nalitośćboską…—podniósłgłos.
—Przedewszystkimprzestaniepankrzyczeć,
jeżelichcepanusłyszećodemniechociażbysłowo.Czy
jestpanzdolnyzdobyćsienatęzimnąkrew,naktórą
zdobywamsięja–kobieta…
Ocknąłsię.
—Muszę…
—Niechpanposłucha.Niechpandobrze
zapamięta.Wtymjestcałysensnaszejrozmowy.Jest
pandlamnietakimsamemniebezpieczeństwem,jakja
dlapana.Niewiedziałamopanaistnieniu,dopókinie
dostałamtegolistu.Zrozumiałamodpoczątku,żenie
udamisiępanaoszukać,skoroprzyjedziepaniskoro
nastąpinaszarozmowa.Wydarłpanmojątajemnicę
bezswojejzresztąwiny.Ale…
Wstałagwałtownie,oparłasięrękamioblatbiurka,
zoczujejposypałysięiskry.
—Aleniejestembezbronna!—dokończyła.
Mierzylisięwzrokiem.
—CodziejesięzGretą?…
—Jestwbezpiecznymmiejscu.Dalekostąd.Nic
jejniegroziiniczegojejniebrakuje.Matylko
ograniczonąswobodęruchów.Napewienczas…
Dopókijatubędę…
—Ijamampaniwierzyć?
—Niechpanniewierzy.Skończmywobectego
nasząrozmowę.Proszętylkopamiętać,jeżeli
ktokolwiekwNiemczech–comówię!–jeżeli
ktokolwieknaświecieusłyszyzustpana,żeniejestem
GretąNielsen,córkąkupcazeSztokholmu,żenie
jestemsiostrzenicągenerałavonStrelitza,będę
zgubionabezratunkuiżyciemojeniebędzie
przedstawiaćwartościfałszywegopieniądza.Ależycie
pańskiejnarzeczonejtakże!…Wmomencie,kiedyz
panawinyprzestanębyćGretąNielsen—prawdziwa
GretaNielsenprzestanieżyć.Ijeżelipanjąkocha,
jeżelichcejąpanzobaczyćkiedykolwiek,niechsiępan
strzeżepytaćpowtórnieIjamampaniwierzyć…
InżynierSvenAhlbergsądzi,żeśni.Zdajemusię,
żezatraciłpoczucierzeczywistości,alezarazemz
zachowaniatejdziewczyny,zgwałtownejnuty,jaka
brzmiwjejgłosie,pojmuje,żemówionaprawdę.
Pojmuje,żedziewczynawalczyowielkąstawkęiże
mawrękuatut,zktórymwypadamusięliczyć.
Ujmujezarękęmłodąkobietę.Sadzająnafotelu
obokbiurkaisamsiadakołoniej.
—Pomówmyspokojnie.Możedojdziemydo
porozumienia.Proszęmiudzielićnajobszerniejszych
wyjaśnień,jakichmipanitylkoudzielićmoże.
TesłowaAhlberga,tojużpołowazwycięstwa
Grety.SpojrzenieSzwedajestprosteiuczciwe.
Dziewczynarozumie,żeargumentyjejzaczynajątrafiać
doprzekonaniainżyniera.
—Odpoczątkuchciałam,byśmyspokojnie
pomówili.Rozumiemdobrzepanazdenerwowanie,
wiemteż,żeto,cozastałpanwBerlinie,przeszłomiarę
pańskiejwyobraźni,żądapanwyjaśnień?MójBoże!
Wsprawietejwchodząwgręznaczniewyższeinteresy
ponadinteresjednostek.Ponadinterespana,ponad
interesmójiponadinterespananarzeczonej.Mówię
chybadośćwyraźnie.
Przerwałanachwilę,onzaśwmilczeniuskinął
głową.
—Zadawałizadajepansobiepytanie—zaczęła
znowu—wjakimceluzamiastpannyGretyNielsen,
którapośmierciojcamiałaprzenieśćsiędoBerlina,
podopiekuńczeskrzydłaswegowuja,zastałpantuinną
dziewczynęłudzącodoniejpodobną.Niechżepan
weźmiepoduwagę,żewujGretyNielsenjestwysokim
wojskowym,żewhierarchimilitarnejNiemieczajmuje
poczesnestanowisko.Niewątpliwiezrozumiepan
wtedymojąrolę.
—Panijestagentkąwywiadu?
—Domyśliłsiępanzupełnietrafnie.—
odpowiedziałaznagłymchłodem!
—Kimpanijest?Francuzką?Angielką?Polką?…
Ruszyłaramionami.
—Acóżtopanaobchodzi,jakajestmoja
narodowość?Tojużnależydotajemnic,któreniesą
mojąwłasnością.Zdradzającmojąnarodowość,
zdradziłabymdlajakiegowywiadupracuję.Jestpan
synemneutralnegonaroduijestpanuzpewnością
obojętne,jakiepaństwouprawiaakcjęwywiadowczą
wNiemczechiwjakiejmierzeNiemcyoddająpięknym
zanadobne.Uczuciowoniejestpanzpewnością
zaangażowanywtejsprawie.
—Ach,naturalnie.—Sięgnąłpopapierośnicę.—
Pytającoto,miałemcoinnegonamyśli.
—Wiem!—skinęłagłową—Chciałsiępan
dowiedzieć,gdzieprzebywaGretaNielsen…
—Tak.Towłaśniemuszęwiedzieć.
—Itegowłaśnieniebędziepanwiedział.Łatwo
siędomyślić,żemusiałyistniećbardzoważne
przyczyny,któreskłoniłypewneczynnikidomistyfikacji
natakolbrzymiąskalę.Zamiastukochanejpana,do
Berlinaprzybyłamjaiodgrywamtutajjejrolęzdużym
powodzeniem.PannaNielsenzostałainternowanai
absolutnienicjejniegrozitakdługo,jakdługobędzie
panmilczał.Możeżyciemojenieprzedstawiaćw
pańskichoczachżadnejwartości,alechciałbypan,
przypuszczam,ujrzećwprzyszłościdrogąsobie
dziewczynęizpewnościąusłyszećodniejinnesłowa,
niżte,którejapanumówiłamwnadziei,żeudasię
odegraniekomedi.
Wstał,podszedłdopopielniczkiirozgniótłw
palcachniedopałekpapierosa.
—Gdybymmógłpaniwierzyć…
—Jarozumiem!Żądamodpanamilczenia,dając
panuwzamianzatogołosłowneobietniceiposługuję
sięgroźbami,któremożepanuważaćzapustą
fanfaronadę.Odkryłamprzedpanemkartywwiększej
możemierze,niżbyłomiwolno.Wiepandlaczego?
Dlatego,żezaszpiegostwojestwNiemczech
bezapelacyjnakaraśmierci.Gdynadszedłpańskilist,
zrozumiałamgrozęniebezpieczeństwaiporozumiałam
sięzmoimiprzełożonymi.Mówiępanuwichimieniu,
życiezażycie.Tomojajedynadrogaratunku.
Kłamała.Nieporozumiewałasięznikim.Mandel
niewiedziałnicoSvenieAhlberguiojego
niespodziewanejroliwtejsprawie.AleGreta
wiedziała,żeinżynierbędziesięmusiałliczyćzjej
słowamiiżeuwierzywpowagęsytuacji.
GdySzwedmilczał,jakbywalczączsobą,jęła
mówićdalej.
—Niechmniepannieuważazabohaterkę
szpiegowskiego
filmu.
Zimną,
nieustraszoną,
przewyższającąmężczyznhartemducha.Nie!Jataka
niejestem.Jestemtaksamosłabąkobietą,jakkażdaz
nas.Bojęsięilękam.Uginamsiępodciężaremzadania,
jakienasiebiewzięłam.Chcężyć!Chcęjaknajprędzej
rozpocząćinneżycieiwszystkiechwilespędzonew
Berliniewspominaćjakkoszmarnysen.Niechpanmai
tonawzględzie.Iproszę,niechmipanniemówi,że
obowiązekuczciwegoczłowiekakażepanupójśći
wyjawićwszystkogenerałowivonStrelitzowi.Zgubi
panmnieiprzekonasiępanponiewczasie,żezgubiłpan
jeszczekogośinnego.
—Agdybympodjąłsięmilczeć?
—Milczeć?Nie!Tomało!—Wzrokichspotkał
sięznowu.—Panmusizapomnieć,żebyłpantu
kiedykolwiek,żeznapanjakiegośgenerałavon
Strelitza.Musipanzapomniećotejcałejrozmowie.
—Jakąbędziemiećpanigwarancję,żebędę
milczał?
—Zdajemisię,żedobrzepanaoceniam.Gdybym
nawetniebrałapoduwagę,żeobawao
niebezpieczeństwoGretyNielsenzasznurujepanuusta,
wystarczyminajzupełniejsłowodżentelmena.
—Dziękujępani.—Pochyliłgłowę.—Inie
będziesięmniepaniwtedyobawiała?
—Uwierzępańskiemusłowu.
—AGretaNielsen?KiedyGretaodzyska
wolność?Jakskończysiętacałanieprawdopodobna
awantura?
—Zobaczypanjąprędzej,niżpansądzi.Moje
zadaniedobiegakońca.Wjakisposóbsiętostanie,
tegojeszczewtejchwiliniewiem,alezniknępewnego
dniazBerlinaiprawdziwaGretaNielsenprzybędziedo
tejwili.
Stałzezmarszczonymibrwiami,niecobezradny
wobecoszałamiającychwypadków,wktórychwirze
naglesięznalazł.
—Kiedytomożenastąpić?
—Musipansięzdobyćnacierpliwość.
—Nonsens!—wybuchnąłnaraziświadomość
własnejbezsiłystanęłamujasnoprzedoczyma.—Pani
żądaodemnieniemożliwychrzeczy!Proszęwziąćpod
uwagę,żekochamGretęNielsenimyślojejobecnym
losiedoprowadzamniedorozpaczy.Gdybymipani
nawetpowiedziała,żeGrecienigdyniebyłolepiej,jak
teraz,pozatąjednądrobnostką—uśmiechnąłsię
ironicznie—żeniemaswobodyruchów,gdybym
nawetwtouwierzył,niepokójmójniestałbysięani
odrobinęmniejszy.Drżałbymnieustannieonią.Musi
byćbardzonieszczęśliwa…
—Trzebaspojrzećnatooczymamężczyzny.
Trzebaprzetrwać.PannaNielsenwie,żejejniewola
jesttylkoczasowa.
—Ajeżelipanikłamie?Jeżeliwszystkood
początkudokońcajestnieprawdą?Jeżeliwtej
piekielnejsprawietkwijakaśinnatajemnica?
—Jestemtaksamodobrzezakładniczkąwpana
rękach,jakonajestzakładniczkąwywiadu,dlaktórego
pracuję.Aleniechitakbędzie!Przyrzeknęcośpanu.
—Przyrzekniepani?
—Niechpannieironizuje.Jeżelidamipansłowo
dżentelmena,żezapomnipanonaszejrozmowiei
poczekacierpliwienapowrótprawdziwejGrety,jeżeli
nierozpoczniepanżadnychposzukiwań,które
sprowadziłybynieszczęścienanaswszystkich,dam
panudowód,żedrogapanudziewczynażyjeijest
zdrowa.
—Jakidowód?—zapytałzdziwiony.
—Czychciałbypandoniejnapisać?
Byłtakzaskoczony,żeodpowiedziałdopieropo
pauzie.
—Naturalnie.
—Awięcnapiszepandoniejitozaraz.Zaraz,
ponieważchcę,bypandziświeczórwyjechałzBerlina.
Wciągutygodniaotrzymapanodpowiedźodniej.List
doGretyzostawipanmnie.Czy,gdyotrzymapan
wiadomośćodnarzeczonej,uwierzypan,żenicjejnie
grozi?
—Tak.
—Ostrzegamtylko,żeobalistyzostaną
ocenzurowaneiwszystko,comogłobybyćznaszego
punktuwidzenianiewłaściwe,będziewykreślone.
—Rozumiem…
Chciałusiąśćprzybiurku,leczdotknęłajego
ramienia.
—Zaraz.Jeżelimamprzekazaćtenlist,którychce
pannapisać,musimipannajpierwdaćsłowo…
Jeszczekrótkachwilanamysłu,sekundypasowania
sięzesobą,poczymSvenAhlbergpochylajasną
głowę.
—Niezdradzępani.
—Nikomu?
—Nikomu.
—Dajepansłowodżentelmena?
—Dajępanitosłowo.
Wyciągnęładoniegorękę.Podałjejswoją.Dłoń
dziewczynybyłazimnajaklód.
—Awięcdoszliśmydoporozumienia.—Pierśjej
zafalowałażywiej,jakbypozbyłasięogromnego,
dławiącegociężaru.Wygrała!Itymrazemjeszcze
wygrała!
—Przysięgampanunamojeżycie—odezwałasię
głosempełnymwzruszenia—przysięgampanunate
wszystkiestrasznechwile,kiedytrwogaiosamotnienie
łamiąmiduszę,żepowiedziałempanuszczerąprawdę,
żeGretaNielsenżyjeiwrócidopanacałaizdrowa.
Jeststokroćbezpieczniejszaniżjaiwłosjejzgłowynie
spadnie.
—Wierzępani…—zająknąłsię.—MójBoże,
niewiemprzecieżnawet,jakpaninaimię,jakbrzmi
paniprawdziwenazwisko…
—Znapanjedobrze.NazywamsięGretaNielsen.
—Uśmiechnęłasię.
—Awięcwierzępani…GretoNielsen.
—Niechpanterazsiadaipisze.Niechpannapisze
dotamtejdziewczynydobry,dodającyjejotuchylist.
Niechjąpanuspokoi,żewszystkodlaniejskończysię
pomyślnie.ZostawimipanswójadreswSztokholmie.
Wciąguniewieludniotrzymapanodpowiedź.Jak
długomapanjeszczezamiarpozostaćwkraju?
—Mogęzostaćnajwyżejsześćtygodni.
Ściągnęłałukibrwi.
—Sześćtygodni?Postaramsię,bywtymokresie
czasubyłowszystkowyjaśnione.Ajeżelimisiętonie
uda,będziepanmusiałsobiejakośporadzić…
—Tak.Tojużmójkłopot.Możeudamisię
przedłużyćurlop…
Usiadłprzybiurku,przyjąłodGretypodsuniętymu
blokpapieruijąłpisaćlistdonarzeczonej.Agentka
usunęłasięcichoiusiadławkąciepokoju,chcącjak
najmniejmuprzeszkadzać.
SvenAhlbergpisałwolno,starającsięw
najbardziejzwięzłychstówachzawrzećjaknajwięcej
treści,powiedziećjaknajwięcejswejukochanej
Grecie!Światłomałejlampyocienionejabażurem
kładłosięjasnymrefleksemnatwarzymłodego
Szweda.
Siostrzenica
generała
von
Strelitza
obserwowałaostry,energicznyprofilmężczyznyi
powtarzałasobie,żemożebyćspokojna–żeczłowiek
tendotrzymaprzyrzeczenia,żedotrzymałbygonawet
wtedy,gdybyniebyłzaszachowanyobawąolosswej
dziewczyny.Poprostudlatego,żedałsłowohonoru.
Stalówkarównomiernieskrzypiałapopapierze.Za
oknamiwśródnagichkonarówdrzew,tonącychjużw
mrokuwieczornym,hałasowałyukładającesiędosnu
wrony.Wpokojupanowałagłuchacisza,mąconatylko
dyskretnymtykaniemzegara.
InżynierAhlbergodłożyłpióro.Umieściłlistw
kopercieiniezalepiającjej,podałkopertęGrecie.
—Będępanibardzowdzięczny,gdylistten
dojdziedowłaściwychrąk.
—Dojdzienapewno.—Schowałalistdotorebki.
—Azatemzałatwiliśmywszystko,panieinżynierze?
—Sądzę,żetak.
—Przygotowałamjeszczeprzedpanaprzyjazdem
generałavonStrelitza,żeGretaNielsenzerwiez
inżynieremAhlbergiem.Pańskinagływyjazdniezdziwi
go.Zejdziemyteraznadół.Pożegnasiępan,gdytylko
będziepanmógł.
—Możemipanizaufać.Spełnięlojalnieprzyjęte
zobowiązania.Niechmiwolnobędziepowiedzieć,że
trochęwbrewmejwoliczujędlapanipodziw.
—Dziękuję.WobecnościgenerałavonStrelitza
jesteśmynaturalnienaty.
Znaleźlisięznowuwjadalnympokoju.Panna
Nielsendowiedziałasięodgospodyni,żegenerałnie
zbudziłsięjeszczezeswejdrzemki.Usiedlioboksiebie,
leczmilczeli.Obojebylizmęczenistoczonąwalką.
Nerwyobojgadomagałysięodpoczynku.Aprzytym
bylisobietakobcy.Oczymżemielimówićpotakiej
rozmowie.
Nietrwałotojednakdługo.Wcichejuliczce
rozległsięhałassilnikaijakiśsamochódzatrzymałsię
przedwilą.
Grotapodeszładookna.Przedwiląpłonęłajasno
łukowalampaiwblaskujejdziewczynaujrzałaszarą,
niskąlimuzynęopłynnychkształtach.Wargijejdrgnęły.
Onaznaładobrzetęlimuzynęitęwysmukłąpostaćw
mundurze,którawysiadałazsamochodu.
Tak,tobyłon!Iwłaśniewtakiejchwili!Cóżza
dziwnyzbiegokoliczności!
Smukłymężczyznawwojskowymuniformiepchnął
otwartąfurtkę,przeszedłprzysypanąśniegiemścieżkę
ogroduizadzwoniłgwałtowniedodrzwiwili.
Agentkaodwróciłasięodoknaidostrzegła
pytającespojrzenieAhlberga.
—Poznapanzachwilęinteresującegoczłowieka.
—?
—PułkownikaLuciusa—rzekłairównocześnie
usłyszaławprzedpokojugłoswchodzącego—Czywie
pan,kimjestpułkownikLucius?
—Skądżemogęwiedzieć?
—PułkownikLuciusjestszefemniemieckiego
wywiadu.
Dostrzegłajakbycieńnajegotwarzy.Wtorebce,
którąpołożyłanakredensieznajdowałsięlistinżyniera
do
prawdziwej
Grety
Nielsen,
list,
który
kompromitowałjąidemaskowałdoszczętnie.Jeżeliby
SvenAhlberg…
Żałowałajużwtejchwiliswejbrawury.Chciała
wybiecdoprzedpokoju,byinnądrogąwprowadzić
pułkownikadosaloniku,gdydrzwijadalniotworzyłysię
iwprogustanąłvonLucius.
Przeszedłjądreszcz.Jednospojrzenienaszefa
niemieckiegowywiaduzdradziłojej,żemusiałosięstać
cośniezwykłego.Alecotakiego?Co,nalitość
boską?…Chłodna,enigmatycznatwarzLuciusabyła
ziemistoszara,rysytchnęłyprzygnębieniem,brwi
poruszałysięnerwowo.
—Dobrywieczórpani,pannoGreto…—
wyciągnąłdoniejrękę,jakbyopanowującsię.Chciał
jeszczecośpowiedzieć,ocośzapytać,leczzamilkł,
dostrzegłbowiemobcegomężczyznę,którypowstałna
jegowidok.
Zrozumiałaspojrzeniepułkownika.Niebyłoinnego
wyjścia.Ktowie,możetobyłoidobreposunięcie,że
LuciuspoznaAhlberga.
—Panpozwoli,paniepułkowniku,żeprzedstawię
panumegodobregoznajomego,któryprzyjechałze
Szwecji,bymnieodwiedzić.InżynierSvenAhlberg…
PułkownikvonLucius…..
Obajpanowieskłonilisięsobie.Gretaprzenosiła
wzrokkolejnozjednegonadrugiego,śledziłabacznie
twarzinżyniera.Byłatochwilapróby.
Svenpozostałjednakniewzruszony.Wymamrotał
kilkasłów,żebardzomuprzyjemnieizamilkł.Von
Luciuszaśmiałwidocznienagłowieinneistokroć
ważniejszesprawyodwdawaniasięwjakąkolwiek
rozmowęzrodakiempannyNielsen.
—Przepraszampanią,żewpadłemtu,jakhuragan.
Generałanapewnozastałem?
—Śpijeszcze.Poobiedniadrzemka…
—Chcępaniąprosićonatychmiastowezbudzenie
goizaprowadzeniemniedogabinetuwuja.Proszęmi
wybaczyć,żepaniąfatyguję,alekażdaminutajest
droga.
—Niechpanpozwolizamną,paniepułkowniku.
Zarazzbudzęwuja.
OdprowadziłaLuciusadopracownigenerała,po
czymposzłaobudzićConradavonStrelitza.Wróciłado
jadalniiodproguposłałaSvenowispojrzeniepełne
wdzięczności,czegozresztązdawałsięzupełnienie
dostrzegać.
RozmowaLuciusazgenerałemvonStrelitzem
musiałasięskładaćzkrótkich,urywanych,szarpanych
słów.PokilkuminutachvonStrelitzwpadłdojadalni.
ByłtaksamozmienionyjakpoprzednioLucius.
Nieodłącznymonoklwypadłmuzokaikołysałsię
bezradnienaczarnymsznureczku.Generałprzelotnie
spojrzałnainżyniera.Oczymiałpółprzytomne.
—Greto!—rzekłzniezwykłąuniego
gwałtownością.—Przygotujmiwalizkędodrogi.
Najdalejzapółgodzinymuszębyćnalotnisku.
—Cosięstało?
Zrobiłgestpełenzniecierpliwienia.
—Nic!Zupełnienic!Poprostumuszęwyjechać.
PułkownikLuciusiprofesorHalbanlecąrazemzemną.
Wybaczmi,żetrudzęcię,gdymaszgościa,alejest
nakazanypośpiechitojaknajwiększy.
—Svenrównieżdziśjeszczewyjeżdża.Niechgo
wujtymczasempożegna…
Wyszłazjadalni,byspełnićżyczeniegenerałai
przygotowaćmuwalizkę.Byławnajwyższymstopniu
zaintrygowana,comogłosięstaćicozarównoLuciusa
jakiConradavonStrelitzawyprowadziłozupełniez
równowagi.
Generałtymczasempełenroztargnieniapożegnał
Ahlbergaiznerwowympośpiechempobiegłz
powrotemdoswegogabinetu,skądszefwywiadu
niemieckiegotelefonowałdoprofesoraHalbana.
Wdziesięćminutpotemobajwojskowiopuścili
wilęiwsiedlidoszarejlimuzynyLuciusa.
—Pojechali?—zapytałGretySvenAhlberg,gdy
dziewczynaznalazłasięznowuwjadalnympokoju.
—Pojechali—potwierdziłakrótko.
—Czasinamnie.Niemamtunicwięcejdo
roboty…
Niezatrzymywałago.Boipoco?Wyciągnęłado
niegorękę.
—Przypuszczam,żeniezobaczymysięjużnigdyw
życiu,życzępanuszczęściaimechpanwracaspokojny
doSztokholmu.
—Ktowie,możespotkamysięjeszcze.Światjest
takmały!Wkażdymrazieżyczę,byskończyłapanijak
najprędzejswąniebezpiecznąpracę.
Uścisnąłjejrękęichciałsięskierowaćkudrzwiom,
leczdziewczynazatrzymałago.
—Jeszczejedno…—rzekła.
SvenAhlberguczułnagle,żeręcemłodejkobiety
obejmująjegoszyjęipoczułnawargachlekkie,
nieśmiałedotknięciepachnącychust.
—ToodprawdziwejGretyNielsen…—usłyszał
jejprzytłumionygłos.
RozdziałIII
Nadgłowąagentkiwywiadugromadziłysię
tymczasemnowechmury,tymwięcejgroźne,żeGreta
Nielsenniconichniewiedziała.
Zdarzasięczęsto,żejakaśmyśloplątujenasz
umysłtakbardzoiztaknatrętnąuporczywością,że
wszelkawalkazniąjestdaremnaizgóryskazanana
przegraną,żewżadensposóbniemożemysięjej
pozbyć,żestajesięonajakbycierniemstalejątrzącym
ranę.
Takawłaśniemyślowładnęłaumysłemporucznika
KurtavonHedingera,jednegoznajzdolniejszychi
najbardziejszczwanychlisówniemieckiejsłużby
wywiadowczej.Opanowałagotejnocy,kiedypełniąc
dyżurwbiurachdrugiegooddziału,udałsiędowydziału
szyfrów,doporucznikaWinnicky’egoitamzapoznał
sięprzypadkowoztreściązniekształconegoradiowego
raportuprofesoraAnatolaWrangla.
Zpojedynczychsłów,jakiezdołałodszyfrować
Winnicky,niktniemógłbysięniczegodomyślećiKurt
teżnapewnoniepowziąłbyżadnychpodejrzeńwobec
GretyNielsen,którabyłamutakbliskaidroga.Jeżeli
tosięstało,totylkodlatego,żeWinnickyzaznaczyłw
rozmowieznim,iżWrangelwygłaszałowegodnia
felietonogwiazdachfilmowychiokinieiżewłaśniew
treśćtegoodczytuwplecionybyłraportpomysłowego
agenta.
Wówczaswłaśniezrodziłasięwgłowieporucznika
marynarkiowamyśldokuczliwa,któraskierowałajego
podejrzenianasiostrzenicęgenerałavonStrelitza,
podejrzeniafantastyczneinieprawdopodobne.Myślta
byłajedynąwswoimrodzajuigdybynieona,ktowie,
czyKurtzajmowałbysięchoćprzezminutędłużej
treściąniezrozumiałegoszyfru.
ProfesorWrangelmówiłofilmie.Gdyvon
Hedingerusłyszałtoizestawiłsobietenfaktzułamkami
raportu,zelektryzowałgoniezwykłypewnik,który
powstałnaglewjegoumyśle,żeniemożebyćodczytu
czyfelietonunatematfilmuigwiazdekranu,gdzienie
wspomnianobyoGrecieGarbo.
Gdyimięsłynnejszwedzkiejartystkizestawiłsobie
zimieniemkochanejdziewczyny,nabrałpewności,że
fadinguniemożliwiłradiotelegrafiścieKarlowiodebranie
tegowłaśnieimieniaiżesłowoGretawraporcie
szyfrowymodgrywałodużąrolę.
Ztąchwilą,kiedyuwierzył,żeodczytmusiał
wspomniećoGrecieGarbo,pozbawioneogniwwyrazy
szyfrustałysiędlaniegozrozumiałe.Przymiotnik
szwedzki,któryodnosiłsięzapewnedogenialnej
odtwórczyniKrólowej
Krystyny,
znajdował
przerażającyodpowiednik,gdychodziłooGretę
Nielsen.Wtymwypadkuniespodziewanepodejrzenia
Kurtamogłybyćnieprawdopodobne,szalone,
obłąkane–alepozostawałofaktem,żetreśćszyfru
miałajakiśzwiązekzsiostrzenicągenerałavonStrelitza.
Tenfaktstarczyłzawszystko.Tenzbiegimionaktorki
filmowejidziewczynyzeSztokholmuwywołału
porucznikaówogromnywstrząs,odsłaniającprzednim
jakąśotchłanną,piekielnątajemnicę,wobecktórej
łamałsię,giąłicofałrozumzakochanegooficera.
Próbowałsobietłumaczyć,żecałamyśloGrecie
Garbojestoczywistymnonsensem.Zmagałsięztą
myślą,leczwracałaonatakuporczywie,jakczasem
wracaidźwięczywuszachzasłyszanagdzieśmelodia.
Drżałcały,gdyuświadamiałsobie,żechorobliwe
przypuszczeniemogłobyokazaćsięprawdą.Zmagałsię
zsobą,walczącztymoczywistym–jaksądził–
nonsensem.Pragnął,byjaknajszybciejnadszedł
uzupełniającyraportprofesoraWranglaibałsię
zarazempanicznierelacjiasaniemieckiegoszpiegostwa.
Alerelacjatanienadeszła.Nadeszłanatomiast
wiadomośćoaresztowaniuWranglaiotym,żeponiósł
karębędącąudziałemszpiegów.Oniłącznik
niemieckiegowywiadu,któregorównieżaresztowano,
gdyzgłosiłsiędoprofesoraporaport.
VonHedingerodetchnął.Byłorzecząjasną,że
zniekształconyszyfrpowędrujeterazdoarchiwów
DrugiegoOddziału.Byłorzecząjasną,żejeżeliw
ostatnimradiowymraporcieprofesoraWranglakryła
sięjakaśtajemnicaGretyNielsen,toodgadłjątylkoon
–tylkoKurtvonHedinger.
AleświadomośćtaniewystarczałaKurtowi.
Natarczywamyślniedawałazawygraną.Drażniąca
zagadkapozostawaładrażniącązagadką.Nieznośne
pytanie,czyistotnieodczytzawierałsłowoGreta–czy
jestchoćcieńprawdopodobieństwawpodejrzeniach,
jakiegodręczyły,pozostawałonadaldlaKurta
pytaniemnierozwiązanym.
AKurtvonHedingernielubiłpytańbez
odpowiedzi.Ipostanowiłwynaleźćodpowiedź.Taką
lubinną,negatywnąlubpotwierdzającą–byletylko
odpowiedź.
Byłznaturypodejrzliwy.Kilkuletniasłużbaw
wywiadziezaostrzyłajegoczujność.Nerwyjegobyły
przewrażliwione,aprzewrażliwienietoszłowjednym
określonymkierunku.Wtymwypadkuchodziło
przecieżodrogą,kochanądziewczynę,naktórejsamo
wspomnieniewrzałakrewwżyłachmłodegoczłowieka.
Wielewydarzeń,naktórepoprzedniomezwrócił
uwagi,występowałoterazwswoistymświetle.
Dlaczegóżbyprzypuszczeniajegoniemiałybyć
prawdą?Kurtniewierzyłwnieprawdopodobieństwa.
Wszystkobyłodlaniegomożliwe,sampotrafiłbysię
ważyćnanajbardziejszaloneczyny.Młodośćjego
wyłączaławszelkisceptycyzm.
RównocześniewspomniałIskandraPatrasa.
CukiernięJänneranaWilmersdorferstrasse.Swe
pierwszespotkaniezGretą,właśnietegodniaiotej
godzinie,kiedywtejsamejcukiernimiałobyć
dokonanezdemaskowaniepodwójnegoszpiega.
IskanderPatraswskazałwówczasnasiostrzenicę
generałajakonaagentkęobcegowywiadu,która
rzekomoumówiłasięznimwowejcukierni.Niktwto
wtedynieuwierzył.SiostrzenicagenerałavonStrelitza,
dziewczynaprzybyłaniedawnozeSzwecji,miałaby
pozostawaćnausługachwywiaduzupełnieobcego
państwa?Potraktowanoto,jaknależy.Jakozłośliwość
Patrasa,jakowybrykczłowieka,któremuśmierć
zajrzaławoczyiktórychcesiębronićzacenę
największychnonsensów.
WpamięciKurtavonHedingerawskrzeszasię
wspomnieniescenyzcukierniJännera.Zadajesobie
nowepytanie,czyIskanderPatrasdziałałistotniew
obłędnejtrwodze,czydopuściłsiętylkozłośliwości–
czyteżto,copowiedział,byłoprawdą.Kobietaz
Feminymiałainnykolorwłosów.Aleczyżtomógłbyć
argument?Czyżniebyłonatosposobów?
PrzednieszczęsnąwizytąwpokojuWinnicky’ego
Kurt,
gdyby
przypomniał
sobie
okoliczności
aresztowaniabyłegomajorawojskgreckich,byłby,jak
wszyscy,śmiałsięzprzypuszczeń,iżGretaNielsen
mogłabydziałaćprzeciwkoNiemcom,terazjednak
zadawałsobiepytanie,czysiostrzenicagenerałajest
istotnietąosobą,zaktórąsiępodaje.
Młodyoficerpostanawiazbadaćtęsprawę.
Naturalniewnajwiększejtajemnicyprzedwszystkimi.
Niebardzowierzysamemusobie.Ale,gdybyprawda
byłanawetnajgorsza–wie,żedługomusiałbysię
namyślać,jakpostąpić.Wie,żestanąłbywtedywobec
okropnegokonfliktumiędzyobowiązkiemimiłością.
Wpostanowieniuprzeprowadzeniabadańna
własnąrękę,KurtvonHedingerporazpierwszy
popełnianiesubordynację.Agentowiwywiadunie
wolno
podejmować
żadnych
czynności
bez
porozumieniazeswąprzełożonąwładzą.Tymczasem
on…
Łatwojestjednakpowiedziećsobie,żerozwikła
siętajemnicę,aletrudniejjąrozwikłać.Trudniejznaleźć
punktzaczepienia—nitkęprowadzącądokłębka.
Kurtzastanawiasienadtymdługoinaraz.Gdy
wszystko,coczyniGreta,zaczynawjegopodnieconym
umyślenabieraćpodejrzanychkształtów–przychodzą
munamyśljejobrazyijejzamiłowaniedomalarstwa.
Porucznikpostanawiaspróbować.Amoże?Jeżeli
Gretaodgrywaniejasnąrolę–obojętne,czyjest
prawdziwączyfałszywąpannąNielsen–musiwjakiś
sposóbkomunikowaćsięzwywiadem,dlaktórego
pracuje.
NiedarmouchodziKurtvonHedingerzatęgą
głowęwśródludziDrugiegoOddziału,niedarmo
pułkownikLuciusmaonimnajlepsząopinię.
Pewnegodnia,poobiedzie,porucznikkierujeswe
krokinaAlexanderPlatzdomałego,wciśniętego
międzydużesklepy,sklepikuzobrazami.
Wie,żetejwłaśniefirmieGretaoddajewkomis
malowaneprzezsiebiepejzaże.Dziewczynanierobiz
tegotajemnicy.
—Maluje!…—spierasięzeswymipodejrzeniami
Kurt,zbliżającsiędoskładuEmmyWigand.—Poco
Gretamaluje?Możenawetmaitalent,aleczyż
siostrzenicatakzamożnegoczłowiekajakgenerał
Strelitzmusidorabiaćsobiesprzedażąobrazów.Dość
podejrzaniewyglądajątejejartystyczneambicje…
Niskastaruszka,kościstaiprzygarbiona,osiwych
włosach,zgrubymiokularaminaoczach,siedzizaladą
sklepowąimiarowoporuszadrutami.Sklepzobrazami
jestmarnieoświetlonyjednąlampąosfatygowanej
żarówce,rzucającejżółtaweblaskinaramyiobrazy.
Odrozpalonegożelaznegopiecykabijenieznośnyżar.
NahałasotwieranychdrzwiEmmaWigand
przestajenachwilęporuszaćdrutamiipatrzyciekawie
naprzybyłego.Widziprzedsobąmłodegoporucznika
wmundurzemarynarkiwojennej.KurtvonHedinger
jednymrzutemokaobejmujewnętrzesklepu,agdy
staruszkachcepodnieśćsięzwysokiegofotela,w
którymsiedzi,powstrzymujejąruchemręki.
—Niechsiępaninietrudzi—mówił—chcętylko
obejrzećobrazy.
Staruszkapatrzyzanimniecozdziwionaizaczyna
znowurobićnadrutach,podczasgdyKurtwśród
nagromadzonychmalowidełszukaobrazówGrety.
Znajdujewreszcietrzyobrazkiizadowolonymruczy
cosdosiebie.
Następniezbliżasiędokontuaruipytaśledczym
tonemdalekimoduprzejmości.
—PanisięnazywaEmmaWigand?
Grubeszkłaokularówkierująsięnaniego.Zza
szkiełtychpatrząnaniegowyblakłestarczeoczy,które
zkażdymtygodniem,zkażdymdniemniemal,mniej
widzą.
—Tak.JajestemEmmaWigand—odpowiada
handlarkaobrazów,wyczuwającinstynktowniecoś
niedobrego.
—PanijestEmmąWigand?—powtarzamłody
człowiek.—Chcęzpaniąpomówićopewnejsprawie,
alechcęnajpierwwiedzieć,czyjestpanidobrą
Niemką?
Staruszkatrzęsiegłową.
—Cóżjapanupowiem?—odkładarobotęna
drutach—CzyjestemdobrąNiemką?Miałamsyna.
Jedynaka…Zginąłpodczaswojny.
—Zginął…
—Tak.PodVerdun…—paniWigandwymawia
obcąnazwę,którejniezapomninigdy,żebynawetbyła
najbardziejzdziecinniała.Wtejnazwiefrancuskiej
twierdzyześrodkowałsięjejcałymatczynyból.
—Oddałapanijedynegosynaojczyźnie…—
mówiKurtvonHedingerniecouroczyście.—To
wielkaofiara.
—CóżwięcejmożezrobićdlaNiemiecstara,
słabakobieta?
—Przepraszampaniązamojepytanie,alebyło
onozupełnieusprawiedliwione.—Oddałapanikrajowi
wszystko,comożedaćniemieckakobieta.Pytałem
dlatego,ponieważprawdopodobnieNiemcybędą
jeszczepotrzebowałypanipomocy.
—Pomocy?Mojej?—Cośjakbyuśmiech
wykrzywiłojejzwiędłewargi.Podniosłarękędo
haczykowategonosaipoprawiłaokulary.
—Tak.Panipomocy.Tooczymbędziemymówili
musipozostaćścisłątajemnicą.Jesttopierwszy
warunek.
Kurtprzerwał,poczymdodałznacząco:
—Idąctutaj,sądziłem,żejestpaniwspólniczką,
terazjednakjestemskłonnymniemać,żewnajgorszym
raziebyłapanitylkobiernymnarzędziem.
Tesłowazagadkoweiniezrozumiałewrazzcałym
zachowaniemoficeramarynarkinapełniłypaniąWigand
niekłamanymprzerażeniem.
—Oczympanmówi,paniekapitanie?—
zapytała,starającsięznaszyweknamundurzedomyślić
jegoszarży.
—Jestemporucznikiem—sprostował.—Proszę
sięnieobawiać.Jeżelibędziemniepaniwewszystkim
słuchać,niestaniesiępaniżadnakrzywda.Zapewne
ciekawipanią,kimjestemidlaczegoprowadzętaką
rozmowę.Otóżproszęprzyjąćdowiadomości,że
jestemagentemDrugiegoOddziału.Agentemwywiadu
niemieckiego—dodał,chcąc,bydobrzezrozumiała.
—OJezu!—jęknęłaprzerażonairęcejejpoczęły
drżeć.Nieomyliłyjąprzeczucia,żewizytategooficera
wjejsklepiebędziezłemzdarzeniem.
—Panirozumie—prowadziłdalejKurtswójatak
—żesprawa,wktórejprzyszedłemjestniezmiernie
delikatnejnatury.Chodzituoszpiegostwo.
PaniWigandporazdrugijęknęłazcichai
zrozpaczonaopadłazpowrotemnafotel,zktóregosię
byłapodniosła.Kurtzzadowoleniemwidziałjej
przerażenie.Dążyłdotegocelowo,choćrówniedobrze
wszystkiejegopodejrzeniamogłyokazaćsię
przywidzeniem.Ponieważjednakdziałałnawłasną
rękę,zależałomunatym,bywkażdymwypadku
EmmaWigandmilczałajakgrób.
—Proszęmnieposłuchać—rzekłłagodniej,
widząc,żesłowoszpiegostwozrobiłonastaruszce
wstrząsającewrażenie.—Byćmożepowiedziałem
przedchwilązbytdużo,alemamypewnepodejrzeniai
obowiązkiem
naszym
jest
sprawdzić
je
jak
najskrupulatniej.Paniwie,cotojestDrugiOddziałi
jakąspełniarolę.Czasamimusisięonuciecdożądania
pomocyodspokojnychobywateliiwłaśniedlategotu
jestem.
—Alecojamamztymwszystkimwspólnego.
—Paniniewiele,alesklep,którypaniprowadzi,
znaczniewięcej.Mampewnedane,żeniektórenici
wrogiejNiemcomakcjiszpiegowskiejkrzyżująsię
właśnietu–wtymsklepie.
—Panieporuczniku,toniemożliwe!…—
Staruszkapodniosłasięzfotelazżywością,ojaką
trudnojąbyłoposądzać.
—Niestety,proszępani.Wszystkonato
wskazuje.Jestemnaturalniedalekiodinsynuowania
panijakiegokolwiekudziałuwtychmachinacjach.Jeżeli
żywiłempewnepodejrzenia,znikłyonezupełnie.
Kobieta,którejsynpoległzaNiemcy,niemożemieć
nicwspólnegozezdradąojczyzny.
VonHedingerurwałiusunąłsięnieconabok.
Drzwisklepuskrzypnęłyiwszedłjakiśklient.Przyniósł
kilkaobrazkówdooprawyimarudził,niewiedząc
dobrze,jakiewybraćramy.Aniruszniemógłsię
zdecydować.PrzezcałytenczasKurtstałobrócony
plecamiipogrążonywpozornymoglądaniuobrazów,
jakimizawieszonebyłyścianysklepuEmmyWigand.
Gdywreszcieklientwyszedł,porucznikpodszedł
dokontuaru,przysunąłsobiedrewnianytaboretiusiadł
naprzeciwkowłaścicielkisklepu.
—Panisamaoprawiaobrazy?—zapytał.
—Nie.Jaledwiewidzę.Oddajęjedooprawy
pewnemumłodemuczłowiekowi.
—Aha!—mruknąłKurt,poczymwróciłdo
przerwanegotematu.
—Proszępani!—rzekł—odczasudoczasu,
przychodzitumłodadziewczyna,któraprzynosipani
swojeobrazki.Oddajejetutajwkomis…
—Domniedużoludziprzynosiobrazy—odparła
paniWigandzchytrąminą.—Szczególnie
początkującymalarze.Tacy,cozaczynają.Chociaż
dziśprawieniktniekupujeobrazów.
—Panijednaknapewnodomyślisięokimmówię.
Tomłodaiładnadziewczyna.Malujewcaleudatne
pejzaże.
Staruszkazrozumiała,żezbytdługoniemożesię
wykręcaćnieświadomością.SłowaDrugiOddziałmiały
dlaniejcośniesamowitego,cośszatańskiego.Bałasię
jakogniawszystkiego,comogłomiećjakiśzwiązekze
szpiegostwemiwywiademilękałasię,bywykrętne
odpowiedziniewzbudziływoficerzeniesłusznych
podejrzeńcodojejudziałuwjakiejśnieczystej
sprawie.
—Owszem—wyznaławreszcie.—Przychodzitu
takamłodaosoba.
Kurtwstał,podszedłdojednejześcianiwskazał
natrzyniewielkieobrazki.
—Toonamalowałaterzeczy.PannaNielsen?
Prawda?
—Tak.ToopannieNielsenpanmyślał?
—Właśnieoniej—uśmiechnąłsięHedingerztej
dyplomacjistaruszki.—Cieszęsię,żewiejużpanina
pewnookimmówię.Jakidąwsprzedażyobrazytej
pani?
—Zupełniedobrze.Lepiejniżinne.Możedlatego,
żesątakie.
—Iludziekupują?—Kurtbyłniecozawiedzionyi
niezdawałsobiedobrzesprawy,czymasięcieszyć,
czymartwić,żeprzypuszczeniajegoniemogąjakoś
znaleźćpotwierdzenia.
PaniWiganduspokajałasiępowoli.Jeżelioficer
tenbyłagentemwywiadu,totrzebabyłoprzyznać,że
prezentowałsięwcalesympatycznie.Nietakidiabeł
straszny,jakgomalują.NapytanieKurta
odpowiedziałazeszczerością,któramiałasięokazać
fatalnawskutkach.
—Tepejzażesiępodobająiidzieichdośćdużo.
Szczególniejedenpanjestichwielkimamatorem.
Chociażpodejrzewam,żeiontakżejedalej
odsprzedaje.
PodejrzeniaKurtabyłyjużniemaluśpione,lecz
zelektryzowanynagle,odwróciłsiękumówiącej.Słowa
staruszkizabrzmiałymuwuszachjaksygnał
ostrzegawczy.Oto,czegowłaśnieszukasz!—
powiedziałmujakiśwewnętrznygłos.Uczułdreszcz
niepokojutakcharakterystycznywmomentach,kiedy
mamydowiedziećsięrozwiązaniadręczącejzagadki.
—A!…—rzekł.—Jedenpan…jestichwielkim
amatorem…Tociekawe.Czegóżmipanitegozaraznie
powiedziała?
—Niepytałpan.Czytozresztątakieważne?
—Tosięokaże.Wkażdymraziechcęwiedzieć
wszystko,cosiętyczytychobrazówiostrzegampanią,
żezatajeniepewnychszczegółówmożesięsmutnie
skończyć.—Przeszyłjąsurowymwzrokiem,apod
spojrzeniemtymzadrżałby,ktośdalekoodważniejszyi
silniejszyniżbiednapaniWigand.
—Janicniechcęukrywaćprzedpanem—jęłasię
gęstotłumaczyć.—PannaNielsenprzyszładomniepo
razpierwszyjużkilkamiesięcytemu.Wczesnąjesienią.
Przyniosłaobrazkiwkomisiodtądprzynosijeczęsto,
bomalujezupodobaniem.Mówiłamjej,żeterzeczy
idąterazsłabo,alenadspodziewaniepejzażetemiały
powodzenie.Zjawiłsięteżwkrótcejakiśpan,który
kupiłjedenzobrazkówiodtądwpadaniekiedy,by
kupićnowe.
—Niekiedy,czyczęsto?
—No…dosyćczęsto.
Kurtbyłcorazsilniejzaintrygowany.Ogarnęłogo
podniecenie,jakzawsze,gdytrafiałnawłaściwytrop.
—Jaktenpanwygląda?
—Takiwbinoklach.Bardzodużomówi.Do
słowadojśćnieda.
—Takiwbinoklach?Tożadneokreślenie.Nie
pamiętapanijegorysopisu?
—Jasłabowidzę…
—Wiem!Wiem!Nierozumiemjakpanimoże
handlowaćobrazamiztakimsłabymwzrokiem.
—Niezawszetakimiałam,ślepnęteraz—
wyszeptałazprzygnębieniem.
—Czytenpankupujewszystkieobrazy?
—Nie.Tylkote,któremusiępodobają.
Porucznikzmarszczyłbrwi.Słowatezastanowiły
goiznowuzbiłyztropu.Gdybytenpankupował
wszystkieobrazkiGretyNielsen,sprawabyłabyjasna.
Aletak?…Tkwiławtymjakaśnowazagadka.Oficer
podszedłdopejzażyGretyiprzyjrzałimsięrazjeszcze,
leczniemógłznichnicwywnioskować.
—Oprócztegopanakupują,obrazytakżeinni
ludzie?—zapytał.
—Tak.Polecamjekomumogę.Tobardzomiła
pani–ta,którajeprzynosi.
Kurtmilczał.Wyjąłpapierośnicęizapalił
papierosa.Staruszkaśledziłazuwagągręrysów
oficera.
—PaniWigand!—odezwałsięKurtpodługiej
przerwie—proszęsobiedobrzeprzypomnieć,czy
przedtem,zanimpannaNielsenzaczęłaprzynosićswe
malowidła,tenpanwbinoklachprzychodziłtutajdo
panisklepu?
—Czyjapamiętam…
Zewszystkichpytań,jakieKurtzadał,towłaśnie
byłodlaniegonajważniejsze.Ustalenietegoszczegółu
miałodlaprzebiegucałejsprawykapitalneznaczenie.
Podejrzeniaporucznikaszływtymkierunku,żeprzy
pomocyswychobrazówpannaNielsenwjakiś
nieznanymujeszczesposóbprzesyłałaswe
szpiegowskieraportyiżeczłowiek,którynabywał
pejzażedziewczyny,byłagentem,którywtensposób
odbierałprzesyłanewiadomości.Tahipotezamiała
jednaktylkowtedyszanseprawdopodobieństwa,jeżeli
ówpanwbinoklachzjawiłsięporazpierwszyw
sklepieEmmyWiganddopierowtymczasie,kiedy
Gretarozpoczęładawaniewkomisswychobrazów.
DopieropojejprzyjeździedoBerlina.Jeżelijednaków
panwbinoklachjużprzedtembywałklientemEmmy
Wigand,przypuszczeniaKurtapaliłynapanewceitrop
wymykałsięzrąkporucznika.
—Mapaninietylkosłabywzrok,aleisłabą
pamięć.—zareagowałdośćopryskliwienaniepewną
odpowiedźpaniWigand,zapominającjuż,żeprzed
chwiląokazywałjejwspółczucieiszacunekzpowodu
osobistejtragedi,jakąprzeżyła.—Niechżepanisobie
przypomniiodpowiemikrótko,czypantenbywałtutaj
przedtem,czyniebywał?Tak,czynie?
Staruszkaradabyłaodpowiedziećdokładniena
pytanieoficera,jednakżemimonajlepszejchęcinie
mogłasobieprzypomnieć.Wjednymidrugimwypadku
niebyłapewna,aobawiałasiępoinformowaćfałszywie.
—Zcałąpewnościąniemogętegostwierdzić.
Możetak,amożenie.
Kurtzżymnąłsięiruszyłramionami.Zrozumiałjuż,
żetądrogądalekoniezajedzie.Jakaszkoda,żepani
Wigandniebyłamłodszainieodznaczałasięlepszym
wzrokiemilepsząpamięcią.
—Kiedytenpanbyłtuostatniraz?
—Zpoczątkiemubiegłegotygodnia.
—Dobrze.AkiedypannaNielsenprzyniosłatu
ostatnieobrazy?
—Dziśrano.
—A!Dziśrano?Czywszystkietrzy?
—Nie.Tylkodwa.
—Atentrzeci?
—Wisituzedwatygodnie.
—Ówpanwbinoklachniekupiłgo?
—Niepodobałmusię.
—Tointeresujące.—VonHedingerprzystąpił
znowudoobrazkówGretyijąłimsięprzyglądać.
Pewienplanzrodziłsięwjegogłowie.Zastanawiałsię
nadnimwłaśnieteraz.Wahałsię,jednakżechęć
bezwzględnegodotarciadoprawdyprzemogła
wreszciewszelkieskrupuły.
—PaniWigand!—rzekłpoważnieisurowo.—
Musimipanidaćsłowo,musimipanidaćuroczyste
zobowiązanie,żeanionaszejrozmowie,aniotym,co
paniterazpowiemipolecę,niebędziepanimówićz
nikim.Nieśmieotymwiedziećaniówpanw
binoklach,anipannaNielsen.Jeżelibypaninie
dotrzymałaobowiązkumilczenia,zostaniepani
oskarżonaozdradęstanu.Gdybytuprzyszedłnawet
samministerwojnyipytał–paniniewieoniczym.
Nigdzieinigdywolnootymwspominać,chyba…
Zawahałsięznowu,leczjakbyzawstydźsięswej
słabości,dokończyłtwardo.
—…chybaprzedsądemwojennym.
EmmaWigandmilczała.Zapytałgroźnie:
—Panirozumie?Sadzę,żemogępanicałkowicie
ufać,aleobowiązekkażemirazjeszczeostrzecpanią
przedniebezpieczeństwem,najakiemogłabysiępani
narazić.
—Rozumiem,panieporuczniku.Będęmilczała,
jakgrób.
—DladobraNiemiec,paniWigand.
—DladobraNiemiec—powtórzyłaswym
starczymgłosem.
—Proszętedydobrzeuważać.Teobrazypanny
Nielsenzabioręterazzsobą.Nadwa,trzydni.Potem
zwrócęjepani.Powiesijepaninadawnymmiejscui
sprzedapanuwbinoklach–jakzwykle.Zakażdym
razem,kiedypannaNielsenoddaobrazywkomis,
zrobipanitosamo.Będętuprzychodziłczęstoipod
żadnymwarunkiemniewolnopaniwywieszaćani
sprzedawaćpłócien,dopókijaichniezobaczę.
EmmaWigandskinęłagłowąnaznak,żerozumie.
Całataprzygodaprzekraczałazakresjejpojęć.Była
czymśniezwykłym,przerażającyminiesamowitym.W
leniwąatmosferęmałegosklepikuwtargnąłnarazjakiś
nieznanyrytmżycia.Staruszcewydawałosię,że
przeżywaraczejsenniżrzeczywistość,żepoprostu
zdrzemnęłasięnadswąrobotąnadrutachiżelada
chwilazbudzisięiprzekona,żesklepjestpustyiże
młodysmukłyporucznikmarynarkibyłtylkosenną
zjawą.
Ajednakbyłatorzeczywistość.
—Zrobięwszystko,copankaże.Ajeżelitamten
panprzyjdziezanimpanporucznikzwróciobrazy?
—Powiepani,żepannaNielsenjeszczenicnie
dostarczyła.
—AskoropannaNielsenzjawisięznowymi
malowidłamiizapyta,czytesąjużsprzedana?
—Rzeczprosta.Odpowiepani,żesąsprzedane.
Zawypukłymiszkłamizatrzepotałypowiekistarej
kobiety.Ztrudempojęłaówmakiawelizmniezwykłego
gościa.Wzłą,wjakąśbardzozłąprzygodęwplątałją
przypadek.
—Niechmipanizapakujeobrazy—usłyszała
znowugłosKurta.
Ogarnęłyjąnarazwątpliwości.
—Przepraszampanaporucznika—wyjąkała
nieśmiało.—Japana…bądźcobądź…nieznam.
Pierwszyrazpanawidzę…Teobrazyniesąmoje…Jak
jamogętak…Panrozumie?…
VonHedingerzuśmiechempokiwałgłową.
—Zupełniedobrzerozumiem.Mójmundurjest
chybadlapanidostatecznągwarancją.Teobrazkinie
sązresztątakiejwartości,byzdobywaćjepodstępem.
Aledobrze…Dampanipokwitowanie.
—Niechbędziepokwitowanie—odparła,choćw
głębiduchawolałabyotrzymaćzateobrazypewną
sumępieniędzyjakokaucję.Nieśmiałajednak
wspomniećotym.Tenoficerbyłnapewnoagentem
wywiaduitakdużomówiłoobowiązkachwobec
ojczyzny,żeniemiałabyodwagiwspominaćozapłacie.
Podeszładościanyipozdejmowałazniejobrazki
Grety.Sztywnymipalcamiopakowałajeiprzewiązała
sznurkiem.
—Panieporuczniku,alenienadłużejjaknatrzy
dni.
—Oczywiście.Wmoimwłasnyminteresieleży,by
trwałotokrótko.
Wydobyłzportfeluarkusikpapieruiwiecznym
piórempokwitowałodbiórobrazów.Gdymiał
podpisaćpokwitowanie,zatrzymałsię.
Przyszłomunamyśl,żeskoroprzedsięwziąłtyle
środkówostrożności,niepowinienpodpisywaćkwitu
własnymnazwiskiem.Chociażstarałsięzastraszyć,ile
mógł,tęstarąkobietęiwierzył,żebędziemilczała,nie
należałopozostawiaćuniejdokumentuzeswym
podpisem.Agdybytakpokwitowanietodostałosięw
obceręce?
Szybkopowziąłdecyzjęinapisałnapokwitowaniu:
KarlvonLüttich,porucznikmarynarki.Jużgdy
podpisał,ogarnąłgolekkiniepokój,żejednak
postępujeniewłaściwieiżetenkwitpisanyjegoręką,
mógłbywpewnychokolicznościachbyćoskarżeniem
przeciwkoniemu.Człowiek,któregointencjesączyste,
agentwywiaduniemieckiego,działającywinteresie
swegokrajuniepowinienpostępowaćwtensposób.
Wciągujednegopopołudniapopełniłdwierzeczy,
którychniepowinienbyłrobić.Bezwiedzyszefa
DrugiegoOddziałupodjąłśledztwonawłasnąrękęi
sfałszowałkwitnaodbiórobrazów.Ajednakniemógł
zrobićinaczej.ChciałzdobyćprawdęoGrecieNielsen,
azdobyćchciałjąwtensposób,bylosjejznalazłsię
wyłączniewjegorękuibyniktinnyniepowziął
najmniejszychpodejrzeń.
Wręczyłkwitstaruszce,zabrałpodpachę
niewielkiepłótnaiwyszedłzesklepu,razjeszcze
przypominającEmmieWigandbezwzględnyobowiązek
milczenia.
Podszedłdopostojutaksówekijednąznichudał
siędodomu.Paliłagodręczącaciekawość.Ciekawość
nietylkoagentawywiadu,alestokroćsilniejsza
ciekawośćzakochanegomężczyzny.Tamałapaczka,
którątrzymałterazprzedsobąnakolanach,miała
rozstrzygnąćzachwilę,czyGretaNielsenjestofiarą
jegofałszywychpodejrzeń,czyteżkimś,ktoniejest
Gretą–ktoniejestpannąNielsen–ktoniejest
siostrzenicągenerałavonStrelitzaiktospełniaw
Berliniemisjęzarównoszaleńcząjakgroźną.
Gdyznalazłsięwswymmieszkaniu,przystąpił
natychmiastdorozwiązaniapaczki.Obejrzałdokładnie
każdyzobrazów,leczniewielesięztegodowiedział.
Ot,zwyczajnebezpretensjonalnepejzażemalowane
olejnąfarbą.Płótnopodrugiejstronienienosiło
żadnychznaków.Zastanowiłygotylkopodpisy.Dwa
obrazkipodpisanebyłypełnymimienieminazwiskiem
Groty,trzecizaśnosiłpodpisniecoodmienny.Podpis
tenbrzmiałG.Nielsen.
Przypomniałsobie,żetentrzeciobraznieznalazł
łaskiwoczachpanawbinoklachiwedługsłówEmmy
Wigandprzezdwatygodniewisiałwsklepie,daremnie
czekającamatora,podczasgdydwapozostałepejzaże,
podpisanepełnymimienieminazwiskiemdziewczyny,
zostałyprzezGretęoddanewkomisdziśrano.Kurt
vonHedingerodznaczałsięzbytwielkimsprytem,by
niewytłumaczyćsobiewewłaściwysposóbtejróżnicy
wpodpisach.Wedługprzypuszczeńjego,panw
binoklachbyłmimowszystkołącznikiemobcego
wywiadu.Jeżeliniekupiłtegoobrazka,toznaczyłoto,
żeniebyłownimnicgodnegojegozainteresowania.
Wobectegodwapozostałepejzaże,skorobyły
podpisaneinaczej,powinnyzawieraćjakąśtajemnicę.
Tonapewnoniestanowiłoprzypadku,żesiostrzenica
generałavonStrelitzawdwojakisposóbsygnowała
swemalarskieprace.
ByłtopierwszykrokKurtanadrodzedodalszych
odkryć,azarazempotwierdzenie,żeszedłdobrym
tropem.
Nie
można
było
jednak
niczego
wywnioskowaćzobrazówiniczegoprzesądzaćdopóki
niezostałyonepoddaneekspertyzie,polegającejna
usunięciufarbyizbadaniuzagruntowania.Uczynićto,
znaczyłozepsućjezupełnie,ategoniemógłuczynić,
wobeckoniecznościoddaniaobrazówEmmieWigand.
Inietylkodlatego!Miałjeszczeinneplanyna
wypadek,gdybysięokazało,żezagruntowanie
malowideł…
Młodyczłowiekpodchodzidotelefonuiłączysięz
jakimśnumerem.ProsidotelefonuJanaKramera.
Kramerjestmłodymmalarzemidobrymznajomym
Kurta.Szczęśliwymtrafemjestonwdomu.
—Czymożeszdomnienatychmiastprzyjechać?
—zapytujeporucznik.—Mamdociebiebardzopilny
interes.
Kramerodpowiada,żemoże.
—No,toprzyjeżdżaj!—kończyKurtiodkłada
słuchawkę.
Cierpliwośćjegobędziejeszczenarażonana
ciężkiepróby,zanimdowiesięprawdy.Kramerzjawia
sięwpółgodzinypotelefonicznejrozmowie.Jestto
młodychłopakobujnej,rozrzuconejczupryniei
piwnychwesołychoczach.ZastajeKurtastojącegoz
fajkąwzębachnadtrzemaniewielkimipłótnami
rozłożonyminastole.
—Cóżto?Zakładaszkolekcjęobrazów?—
zapytujeKramer,witającporucznika.—Czybyłeśu
antykwariuszaizdajecisię,żekupiłeśokazyjnie
Rembrandta?Nie,tozdajesięnieRembrandt!—
dodaje,rzuciwszyprzelotnespojrzenienapejzaże
Grety.
Kurtodpowiadacośzroztargnieniem,amalarz,
widząc,żetwarzjegopozostajepoważna,samrównież
poważnieje.VonHedingersadzaKrameraprzysobie,
podsuwamupapierosyipochylającsiękuniemu,mówi
zniżonymgłosem,choćprócznichnikogoniemaw
mieszkaniu.
—Zaalarmowałemcięnagłymwezwaniemibardzo
cidziękujęzaszybkieprzybycie.
Mamztobądopogadaniawważnejdlamnie
sprawie.
—Czystałosięcośzłego?—pytatamtenirazpo
razspoglądaciekawienatrzyolejneobrazki.
Przeczuwa,żemająonejakiśzwiązekzjegowizytą,ale
związkutegoniemożesiedomyślić.
—Nie,niczłegosięniestało—potrząsaKurt
wyjętązustfajką.—Chcęcięprosićowielką
przysługę,aleJanku…torzeczbardzopoufna.
—Umiemtrzymaćjęzykzazębami.
—
Tej
właśnie
szczęśliwej
okoliczności
zawdzięczasz,żeciętuzaprosiłem.—Hedingerpatrzy
naniegozuśmiechem.—Amożebyśsięczegośnapił?
—Tobyniezaszkodziło…
Porucznikwstajeipodchodzidomałejszafki.
—Mójsłużącywyszedłimusimyobsłużyćsię
sami.Cowolisz?Koniak,czywhisky?
—Możebyćwhisky.
Kurtprzynosibutelkę,dwieszklankiisyfonwody
sodowej.Kramerzcałymnamaszczeniemzabierasię
doprzygotowanianapoju.
—Cóżtozapoufnasprawa?—pyta,pociągając
tęgiłyk.
—Uważasz,tobardzowielkatajemnica.Niemoja
—możnapowiedzieć—państwowa.
—Ho!Ho!…
—Rozumiesz—mówidalejporucznik—żenie
mogęzdradzaćcitajemnicy,któraniejestmoją
własnością.Tegominiewolno.Jeżelispełniszmoją
prośbęiweźmieszsobiekłopotnagłowę,niebędziesz
mógłonicpytać,lecznaśleporobić,cocipowierzę.
—Oiletowchodziwzakresmoichmożliwości.
—Tuwłaśniechodziomalarstwo.
—Aha!—Kramerpociągnąłnowyłyk.—Zaraz
gdywszedłem,wiedziałem,żetwójtelefonmazwiązek
ztymiobrazami.
VonHedingeruśmiechnąłsięztejniezwykłej
domyślnościmalarza.
—Tak.Tomazwiązekztymiobrazkami.Masz
terazjakąśpilnąrobotę?
—Niewiele.Robiędwaportrety.
—Apozatym?
—Jestemdotwojejdyspozycji.
—Słuchajwięc,chcęcięprosić,byśzrobiłmi
kopię–tymczasemjednegoztychobrazków.Zresztą
tylkodwawchodzątuwgrę.
—Cóżtozadziełasztuki?
—Zobacz.
Malarzwstałipochyliłsięnadpejzażami.
—A!—rzekł,przeczytawszypodpisy—To
malowałapannaNielsen?Terazrozumiem!Kiedyżsię
żeniszzpannąNielsen?
Kurtzmartwiał—przybladł.Gwałtownymruchem
wyjąłfajkęzust.
—Skądtywiesz,czysięwogóleżenię,czynie.
Dlaczegołączyszmojenazwiskoznazwiskiempanny
Nielsen?
—Kpiszchyba!CałyBerlinmówiotym,żejesteś
jedynymkandydatemdorękitejpanny.
—Jakkolwiekjest,nierozumiesznic—przerwał
suchoKurt,dotkniętyprzykrosłowamimalarza.
PodszedłdoKrameraipołożyłmurękęna
ramieniu.
—Zanimprzystąpimydodalszychszczegółów…
Dajmirękę.Dajmisłowo,żeniktnaświecieniebędzie
wiedział,aniotychobrazach,aniotymwszystkim,co
będziemyznimirobili.Dajeszsłowo?
Kramerwpiłsięprzenikliwymspojrzeniemwtwarz
Kurta.Zachowanieprzyjacielawydałomusiędziwne.
Niemniejbezwahaniawyciągnąłdoniegorękę.
—Maszmojesłowo.—rzekłpoważnie.
—Dziękujęci.Awięc,jakcijużwspomniałem,
jedenztychdwuobrazkówmusisznajpierw
skopiować,apotemzobaczę,codalejzrobię.
—Najchętniej.Czytopilne?
—Bardzo.
—Dajmioryginał,pojutrzeotrzymaszgowrazz
kopią…
—O,nie,mójkochany,żadenztychobrazównie
możewyjśćpozaprógmegodomu.
Malarzpatrzałnaporucznikawielkimioczami.Nic
ztegonierozumiał,choćmówiłprzedchwilą,że
rozumiewszystko.
—Jakwięcchcesztouczynić?
—Wbardzoprostysposób.Oddamciumnie
pokójdodyspozycji.Możesiębędzieszuskarżałna
światło,aletoprzecieżmalowałaamatorkai
skopiowanienienastręczycinajmniejszegotrudu.Boję
siętylko,żekopiabędzielepszaodoryginału.
—Pochlebco!Tepejzażeniesąwcaletakiezłe.
—Mniejszaoto.Jeszczejedenwarunek.Jutro
ranozabierzeszsiędopracyinapołudniekopiabędzie
gotowa.Takimałyobrazek!Todlaciebiekilka
pociągnięćpędzlem…
—Niechitakbędzie.Przyjdęwcześnieranoze
sztalugąifarbami.
—Okosztybądźspokojny.Niestraciszczasuna
darmo.
—Niepotrzebnieotymwspominasz.
—Wiem,comówię.Będzieszmiał,zdajesię,
jeszczedużorobotyztymiobrazami.
Aledosyćjużnatentemat.Dolaćcijeszcze
whisky?
JanKramerniemiałnicprzeciwkotemu.Posiedział
jeszczedobrągodzinęuKurta,anazajutrzrano,jak
obiecał,zjawiłsięzesztalugą,farbamiizagruntowanym
jużpłótnemrozmiarówobrazka,którymiałkopiować.
Gdykopiabyłagotowa,nadeszłajednaz
najcięższychchwilwżyciuKurta.WziąłpejzażGretyi
zamknąłsięsamwpokoju.Zanimprzystąpiłdo
zamierzonejczynności,ogarnęłogotakieprzygnębienie,
takilękprzedprawdą,któramogłabyćfatalna,żebyła
chwila,kiedymiałzamiarrzucićwszystkoizaniechać
swegobadania.Przemógłsięjednakizposępnątwarzą
zabrałsiędozeskrobywaniaolejnejfarby.
Pracowałostrożnie,starającsięopanować
rozigranenerwy.Ladamomentmiałsięprzekonać,czy
podejrzeniajegozrodzonewbiurzeszyfrówsą
prawdziwe,czyteżkrzywdziłGretęswymifantazjami.
KurtHedinger,agentwywiadu,pragnąłby,bybyły
prawdziwe,bobyłbytoogromnysukcesjego
przenikliwościisprytu.KurtHedinger,zakochanybez
pamięcimężczyzna,broniłsięrozpaczliwieprzedtą
ewentualnością.
Niestety!Agentwywiaduodniósłpełnytryumf.
KurtvonHedingerznalazłpozeskrobaniufarbyto,co
znalazłbypanwbinoklach,gdybybyłnajegomiejscu.
Nazagruntowaniupłótna,przybladłyizabrudzony
farbamiwystąpiłjakiśrysunekskreślonytuszemi
niezrozumiałydlaKurta.Niezrozumiały,jednakjasny.
Byłtojakiśplan.Cotenplanprzedstawiał,Kurtnie
wiedział.Czyżmiałzresztączasiochotęzastanawiać
sięnadtym?
Byłaszpiegiem!…
Wszelkiewątpliwości,wszelkienadziejezostały
zniweczonezajednymzamachem.
GretaNielsenbyłanażołdzieobcegowywiadu,
pracowaładlaniegoizabezwiednympośrednictwem
nawpółzdziecinniałejEmmyWigandprzekazywała
rysunki,planyiraportyprzypomocyswychobrazków.
SiostrzenicagenerałavonStrelitzabyłaszpiegiem.
SzpiegiembyłakobietadrogaKurtowiponad
wszystko.
Byłaszpiegiem!…
Zpozornymspokojem,jakbysięnicniestało,
odłożyłKurtzniszczonepłótnoijąłnabijaćtytoniem
swąulubionąfajkę,zktórąnigdysięnierozstawał,gdy
byłwdomu.
—AwięcGretajestszpiegiem!…powiedział
półgłosem,jakgdybychciałsięutwierdzićwtej
niewiarygodnejprawdzie.Izarazzrodziłasięwnim
nowamyśl.Szpiegiem?Tak!Alenaczyjąkorzyść?Na
czyichusługachstała?Jaktobyćmogło,iżcórka
sztokholmskiegokupcazaprzedałasięobcemu
wywiadowiisłużyłamutakgorliwie?Należałado
neutralnegonarodu,donarodużyjącegoswym
zamkniętymżyciemistojącegozdalaodswarliwych
mocarstweuropejskich.Jeżeliszpiegowała,tona
pewnoniezsentymentu,tylkodlamaterialnych
korzyści.Wtymwypadkuoddawanieswychprac
malarskichwkomisopłacałosięsowicie.
Kurtzapalafajkę,otaczasiękłębemciężkiego
dymuiprzesuwarękąpoczole.Naturalnie!Jakże
naiwnybyłprzedchwilą!Jakżemógłzapomnieć!
Przecieżtowszystkojestodpoczątkudokońca
szatańskąmaskaradą,mistyfikacją,jakiejnieznają
rocznikimiędzynarodowegoszpiegostwa.
PrzedoczymaKurtaprzesuwasięszeregobrazów.
Nibyscenyzdobrzeopracowanegofilmu,osnutegona
dziejachwywiadu.Przypominasobiedyżurwbiurach
DrugiegoOddziału.SprawęmarynarzaSpitzwega.
TelefonogramdoKielu.Biuroszyfrów.Pokój312.
Ciężką,
grubo
ociosaną
postać
porucznika
Winnicky’ego.NiekompletnyszyfrWrangla.Jakże
mógłotymzapomnieć!Przecieżtonajwiększejego
zwycięstwo,jakieodniósłdotądwsłużbiewywiadu.
DrogaodGretyGarbodoGretyNielsen.Jego
największezwycięstwo…
VonHedingeruśmiechasięgorzko.Wolałby,by
niebyłotegozwycięstwa.Terazwiejużwszystko.
Dziewczyna,przebywającawBerlinie,wwiligenerała
vonStrelitzaigrającarolęjegosiostrzenicyze
Sztokholmu,niejestGretąNielsen.GretaNielsen
przebywawjakimśzakładziepodWarszawąwięziona
wbrewswojejwoli.GretaNielsenchcedostaćsiędo
Berlina.Toproste!Chcesiędostać,boprzecieżdo
Berlinajechała,bopośmierciojcamiałasięudaćdo
stolicyNiemiec.Iwówczaszamienionoją.Zamieniono
natęwłaśnieGretę,którąon,Kurt,poznałjużw
Szczecinie,podczaspaszportowejrewizji.O,gdyby
wiedziałotymwówczas,inaczejpotoczyłybysię
sprawy.Nieprzeżywałbyterazchwilzwątpień,nie
dręczyłbysamegosiebie.
Niezrozumiałe,poszarpaneprzezfadingsłowa
szyfrustająsięjasneiniedwuznaczne.LukiW
radiowymdoniesieniuwypełnianieubłaganalogika.
KluczemdoszyfrówbyływyrazyGretaGarbo.Kurt
jeden,zastanawiającsięnadodebranymifragmentami
felietonuprofesoraWranglaistarającsiędomyślić,
jakieimięmogłanosićowauwięzionadziewczyna,
przezdziwnąasocjacjęmyślidoszedłdoimieniaGreta.
IonjedenposiadłtajemnicęfałszywejGretyNielsen.
Skorosiostrzenicagenerałabyłainternowanaw
okolicachWarszawy–wniosekbyłprosty,fałszywa
pannaNielsenbyłaPolką.
Kurtniewie,jakbędziemyślałzachwilę,jakie
decyzjezapadnązakilkasekundwjegoumyśle.Wie
teraztylkoto,żeobojętnekimjesttadziewczyna,
obojętnejakajestjejnarodowość–wszystkoblednie
wobecfaktu,iżkochająiżekochaćnieprzestanie.
Kochakobietę-szpiega.
Porucznika
ogarnia
uczucie
głębokiego,
niekłamanegopodziwu.VonHedingerswąsłużbęw
Kontrwywiadzieniemieckimtraktujejakrodzaj
rycerskiegosportu.Samprzenikliwyiodznaczającysię
olbrzymimsprytem,podobnylisowi,któregotrudno
wyprowadzićwpole,umielojalnieuznaćtesame
waloryuswegoprzeciwnika.Tymwięcej,gdyobok
walorówtychstajemęstwo,zniewalająceswąprostotą.
Blaskamitakiegomęstwaotoczonajest,wopiniKurta,
misjafałszywejGrety.Żywiszczerypodziwdlatej
młodejdziewczyny,którapodjęłasięroli,przedjaką
wzdrygnąłbysiękażdydoświadczonyagent.Roli
nieprawdopodobnejitrudnejdoodegrania.Roli,w
którejkażdykrokmożebyćbezwiedniefałszywy,roli,
wktórejkażdagodzinamożeprzynieśćzgubę.
PorucznikprzypominasobieGretęodpierwszej
chwili,gdyjąpoznał.Porwaćsięnatakąmistyfikację,
przezszeregmiesięcyodgrywaćrolęinnejkobiety–
obcejnarodowością,językiemiobyczajami,a
odgrywaćjątak,byniktsięniepoznał,bydopiero
przypadekuchyliłrąbkatajemnicy–tojużnierzemiosło
szpiegowskie,tomistrzowskagraaktorki,dlaktórej
scenąjestżycie.Nawetgdybyjejniekochał,nawet
gdybypostanowiłjązgubićiwydać,podziwjegonie
stałbysięmniejszy.Jakiepobudkipchnęłytęmłodą
Polkęnatakniezwykłetory?Czychciwośćpieniądza,
czyżądzaprzygód,czynajczystszepoświęcenie,
któregoniezrozumienikt,ktozakcentempogardy
wymawiasłowoszpieg.
Tak.ToonawyznaczyłaPatrasowispotkaniew
cukierniJännera.ToonawFeminiezetknęłasięporaz
pierwszyzGrekiem.Jaktouczyniła?Bawiłaprzecież
tegowieczoruwjednymzgabinetówFeminyw
towarzystwie,wktórymrównieżprzebywałKurt.
Porucznikprzypominasobieteraz,żeGretanakrótki
czasopuściłagabinet.Awięctobyłowtedy!Grek
określiłjąwprawdziejakobrunetkę,alenietrudnobyło
miećwnocnymlokalupomocnikówizakryćbiałeloki
peruką.
Agentwywiaduprzypominasobiekażdyszczegół
sprawyPatrasainiemajużżadnychwątpliwości.
Nigdyteżbardziejjaskrawoniestajeprzedjego
oczymaróżnicamiędzyszpiegiem–aszpiegiem.Jakaż
przepaśćdzielićmusitakietypy,jakPatrasiGreta.
—Ciekawyjestem,jakonamanaprawdęnaimię!
—myśliporucznik.—Czyimiętojestrówniepięknei
dźwięczne,jaktofałszywe,któreteraznosi?
Zastanawianiesięnadtymniemawtejchwili
sensu.Niemożnazwlekać.Kramerczekawdrugim
pokoju.Trzebadecydowaćodalszejakcji.
Kurtmiałczasjużprzemyślećwszystko.Jest
przygotowanynawszelkieewentualności.Teraz
jednak,gdymarozpocząćdziałanie,ogarniago
refleksja,czynieporywasięnagręzbytryzykowną.
Jesttojakgdybyostrzeżeniewewnętrznegogłosu,
jakbyprzestrogaudzielanaprzezinstynkt.Postanowił,
żewsprawietejobierzedrogępośrednią.Czydrogata
niebędzienajgorsza?Niemożewtejsytuacjibyćiwilk
sytyiowcacała.NiemożnabyćdobrymNiemcem,
ochraniającrównocześniewrogaojczyzny.Niemożna
staćnastrażyswejprzysięgiiinteresówswego
państwa,jeżelimiłośćstajeprzedobowiązkiem.
Kurtwahasięrazjeszcze.Czyhazard,najakisię
waży,niebędziekarkołomny?Ależostatecznieonma
wrękachtędziewczynęiniebędziewtymżadnego
hazardu,jeżeliwymusinaniejpewnewarunki.
Wprzyległympokojusłychaćkrokimalarza.
Krameroczekujenaniegoipewnieniecierpliwisię.Nie
możnazwlekać…
Porucznikpodchodzidolustraipoprawiawłosy.
Zaciągarozluźnionywęzełpiżamy.Widziwlustrzeswą
twarzizauważaciemnecieniepodoczyma.Czujesię
zmęczony,choryirozbityiwewszystkim,corobi,
nadrabiatylkomłodzieńcząbrawurą.
Usuwazeskrobinyfarbyiwrzucajedokoszana
papiery.Przypatrujesięrysunkowinapłótnie,poczym
zniszczonyobrazekiramychowapodkluczdoszafy.
WychodzidoKramera.
Widzijegopytającespojrzenie.Bardzotajemniczo
musisięprzedstawiaćtowszystkooczommalarza.Kurt
wie,żepostępowaniejegojestzastanawiającodziwne,
alenicnatoniemożeporadzić.
—Nieprzestraszsię,Janku—mówizuśmiechem
doprzyjaciela—żądajpołowykrólestwa,adamci,ale
musiszspełnićmąprośbę.Naciągnijnowepłótnona
ramy.
—Nowakopia?Dziśjeszcze?Pociemku?
—Nowakopia.
—Tegodrugiegoobrazka?
—Nie!—zaprzeczyłruchemgłowyHedingeri
wskazującnaświeżoukończonąprzezKramerakopię,
rzekł—Tenpierwszyobrazekskopiujeszmijeszcze
raz.
Kramerstanąłprzednimjakposągzdziwienia.
—Człowieku,czyśtyoszalał?Jeszczenatejkopi
farbaniezaschła,atymikażeszmalowaćdrugą,taką
samą.Seryjnafabryka,czycoulicha?
—Ajednakmusisztozrobić.Malowaćnaturalnie
zacznieszjutro,alepłótnoprzygotujizagruntujdziś.
Kramerspojrzałrazjeszczenaoficerainicjużnie
odpowiedział,tylkoruszyłkilkakrotnieramionami.
Ogarnąłgoniepokój,czyniewplątałsięwjakąśniemiłą
historię,alezbytdobrzeznałKurta,bymógłdługo
żywićteobawy.Nałożyłpłótnonaramy,zagruntował
jeiposzedł,zapowiadając,żewrócinazajutrz.Kurt
uprzedziłgo,żenaszybkościzrobieniatejdrugiejkopi
zależymujeszczebardziej,niżnapierwszej,żezaśna
pożegnaniepoczęstowałmalarzakawązkoniakiemi
cygarami,Krameropuściłjegomieszkaniezadowolony
iudobruchany.Zwłaściwąsobiebeztroskąnie
zastanawiałsięjużwięcejnadtymwszystkim,tym
bardziejuspokojony,żeKurtwspomniałmuraz
jeszcze,iżwynagrodzimutrudistraconyczas.
GdyKurtpozostałsam,przystąpiłzarazdopracy.
Nazagruntowanympłótnieprzypomocytuszu–
zupełnietak,jakGreta–wymalowałplanjednegoz
lotniskwojskowychwokolicyBerlina,posiadającego
najnowszązdobycztechnicznąwpostacipodziemnych
hangarów.Plantenopatrzonykrótkimobjaśnieniem,
zostałprzezniegonamalowanyzupełniefałszywie,a
krytehangaryzaznaczonekrzyżykamitam,gdzieich
wcaleniebyło.Pracatazajęłamubardzowieleczasu,
ponieważdlazachowaniaostrożnościwpadłnapomysł
malowanialewąręką.Gdybybyłwiedział,żewtensam
sposóbkreśliławszystkieplanyiszyfryGretaNielsen,z
całąpewnościąniebyłbytakpostąpił.
ZamiaryKurtabyłybardzoproste.Postanowiłon
kopiowaćkażdyobrazGretyizapośrednictwem
EmmyWiganddostarczaćkopięKrameraowemupanu
wbinoklach,którymobiecywałsobiezająćsięw
najbliższejprzyszłości.Nakażdympłótniepodwarstwą
farbymiałodtądznajdowaćpanwbinoklachzupełnie
fałszyweplanyiinformacje,niemającewsobienicz
prawdy.Wtensposóbszpiegowskadziałalność
dziewczynymiałabyćzpunktuunicestwiona.
NastępnychobrazówGretyNielsenKurtniemiał
zamiaruniszczyć.Wystarczyłomu,żewiedziałjuż,co
onezawierająicobędązawierać.Postanowił
przechowywaćjeusiebie,bybyćwposiadaniu
dowodówzdradyitymsamymuczynićGretępowolną
swejwoli.NastępnekopiemiałrobićKramerjużtylko
wjednymegzemplarzu.
Malarzprzybyłnazajutrzrano,spojrzałnarysunek
nazagruntowaniuibezsłowazabrałsiędopracy.
Wolałniepytaćonic–niczegoniewiedział,niczegosię
niedomyślał.ZaufałKurtowiiprzypomniałsobiejego
słowaopaństwowejtajemnicy.Alemalował
gorączkowo,jakbyplanniezrozumiałydlasiebiechciał
jaknajszybciejukryćpodfarbą.
Mimonajszczerszychchęciporucznikniemógł
dotrzymaćsłowaEmmieWigand.Zamiastnatrzeci
dzieńzjawiłsięuniejdopieroczwartegodnia
wieczorem,przynoszączsobądwaobrazki
skopiowaneprzezKramera,oraztrzeci,niezmieniony
obrazek,podpisanyG.Nielsen.Kurtbyłpewien,że
obrazektenniekryjewsobieżadnychniespodzianek,
skorowzgardziłnimpanwbinoklach.Skopiowane
pejzażeposiadałytesameramy,wktóreoprawione
byłyoryginały.
Razjeszczeagentwywiaduostrzegłsurowopanią
Wigand,poczymzamyślony,ztwarzązasnutązadumą
ruszyłulicamiBerlinatętniącymiwieczornymzgiełkiem.
Ciężarnieznośny,ciężarponadsiły,zginałkuziemi
jegomłodąpostać.NiebyłtojużtensamKurtvon
Hedinger,coprzedniewielujeszczedniami.Nictaknie
dodajedojrzałości,jakcierpienie,aKurtcierpiałi
znajdowałsięnarozdrożużycia.
WielkagramiędzyGretąanimbyłarozpoczęta.
Wierzył,żezwyciężywtejwalce.
RozdziałIV
Ponagłymwyjeździewtowarzystwieszefa
wywiaduniemieckiego,pułkownikaLuciusa–generała
ConradavonStrelitzaniebyłoprzezsześćdniwcichej
wiliwCharlottenburgu.Starywojskowyniedawałteż
najmniejszegoznakużyciaianiGreta,anigospodyni,
niemiałypojęcia,jakibyłcelniespodziewanejpodróży
generała.VonStrelitzwyjeżdżałczęsto,alejego
inspekcyjnepodróżenietrwałynigdydłużejnadtrzy
dni,toteż,gdytydzieńjużdobiegałkońca,wwili
zapanowałniepokójwśróddomowników.
Dopieroszóstegodniawieczoremgenerałvon
Strelitzpowrócił.Gdyprzyjechałzlotniska,Gretyw
domuniebyło.Skorotylkowróciła,gospodyni
wybiegładoniejdoprzedpokojuiwielcezaaferowana,
moderującwmiaręmożnościswójkrzykliwygłos,
oznajmiładziewczyniepełnaniepokoju,żeobawiasię
mocno,czygenerałniejestchory,lubczyniespotkało
gojakieśnieszczęście.
Gretanieentuzjazmowałasięgospodynią,ale
zmuszałasiędouprzejmościwobecniej,niechcącmieć
niepotrzebnegowroga.Toteżchłodnym,leczgrzecznym
tonemzapytałazczegogospodyniwnosi,iżgenerałowi
przytrafiłosięcośzłego.
Wodpowiedzidowiedziałasię,żestarywojskowy
powróciłbardzozmieniony,żedonikogonieodezwał
sięniemalsłowem,żenietknąłprawiepodwieczorkui
żewkrótcepoprzyjeździezamknąłsięwswym
gabinecie.
Słowagospodynizastanowiłydziewczynę.Inie
tylkozastanowiły.Gretawstydziłasiętegotrochęi
uważałatozasłabość,alegenerałvonStrelitzstałsięjej
zbiegiemczasuosobąbliską.Poprostu–jakgdyby
kimśzrodziny.JadącdoBerlina,obawiałasięgo
najwięcejinatymwłaśniepunkciespotkałojąmiłe
rozczarowanie.
PozrzuceniufutraibotówGretapodeszłado
gabinetuizapukawszydodrzwiuchyliłaje.Generałvon
Strelitzsiedziałprzyolbrzymimdębowymbiurkuipisał
przyblaskulampyopomarańczowymkloszu.Pisał
pochylony,zatopionywswejpracytakdalece,żenie
dosłyszałanipukania,aniuchyleniadrzwiprzez
dziewczynę.
Zakaszlałalekko,chcączaznaczyćwtensposób
swojąobecność.Jużchciałasięcofnąć,gdypodniósł
głowęiprzezchwilępatrzałnanią,jakbyjejnie
poznawał.Byłwidoczniegłębokopogrążonywswych
myślach.Wnetjednakprzywołałuśmiechnatwarzi
skinąłnaGretę.
—Dobrywieczór,wuju.Mówionomi,żenie
czujeszsięzbytdobrzepopodróży?
Odsunąłodsiebiepapierizapisanearkusze
schowałruchemniecozbytszybkiminiezręcznymdo
uchylonejszufladybiurka.Gretapodeszłabliżej.
—Ktocinagadałtychbredni!Napewnopani
Schultze?Jestemzmęczonypopodróży,wczymniema
nicdziwnego.Miałemteżciężkąpracę…
Zaprosiłjągestem,byusiadła.Blasklampypadał
najegotwarzidziewczynazauważyła,żegospodyni
miałarację.Generałistotniepowróciłbardzozmieniony
zeswejsześciodniowejpodróży.Wciągutego
krótkiegoczasupostarzałsięogromnie,jakbyjakieś
piorunującenieszczęściedotknęłogoswymczarnym
skrzydłem.
Siećzmarszczekpokrywającajegooblicze,
dawniejprawieniewidoczna,wystąpiłaterazzupełnie
wyraźnie.Rysygenerałajakgdybyrozmiękłyistraciły
swądawnąmarsowątężyznę.Siweoczybyłyjeszcze
bardziejwyblakłeiniebyłownichjużenergi,jaką
promieniowałyjeszczeprzedsześciudniami.Byłyto
oczyczłowiekaogromniezmęczonegoispragnionego
odpoczynku.Dwiesineplamypodoczymapodkreślały
zływyglądConradavonStrelitz.Plecybyłypochylone,
ramionapodanenaprzód.
ByćmożewydawałosięGrecie,aleodniosła
wrażenie,żenawetmundur,zktórymgenerałzrósłsię
niemalwjedno,tymrazemleżałnaniminaczej.Jej
rzekomywujzdawałsięwczasieswejnieobecnościw
Berlinieprzeżyćwydarzenia,któreznużyłyjegociałoi
zmaltretowałyduszę.Pojechałmężczyzną,mimoswego
wiekukrzepkimipełnymtemperamentu–powrócił
niemalstarcem.
—AjednakpaniSchultzenieminęłasięzprawdą
—rzekłapannaNielsenzodcieniemtroski,któranie
byłaskłamana.—Wyglądasz,wuju,bardzoźle.Coci
sięstało?Zachorowałeśwpodróży?Dlaczegoprzez
całytydzieńniedałeśznaćosobie?
Zrobiłjakiśnieokreślonyruchrękami.
—Mojedziecko…—odparłiurwał,jakbynagle
sięzaciął.Monoklwysunąłmusięzokaikołysałna
czarnymjedwabnymsznureczku.
Przesunąłdłoniąpoczole.Powinienbyłzasadniczo
przemilczećto,cojejzachwilępowiedział,aleprzecież
mógłmiećdoniejzaufanie.Nigdydotądzaufaniatego
niezawiodłaistanowiła,bądźcobądź,jedynąbliską
istotę,jakaprzynimbyła,jakamieszkałapodjego
dachem.Byłajedynąjegokrewną–jedynym
człowiekiem,którystanowiłjegorodzinę.Wkażdym,
innymwypadku,byłbynapewnozamilczał,tymjednak
razemczułsiętakbardzosamotny,jaknigdy.Był
udręczonyponadwszelkąmiarę.Wiaraiprzekonanie
jegocałegożyciazostałypodczastychsześciudni
zachwianestrasznymiprzejściami.Przezdnitemusiał
zachowywaćpełnyhartducha,musiałbronićsięprzed
wszelkimirefleksjami,patrzącnaokropności,które
widział,musiałichrównocześnieniedostrzegać.Musiał
bronićsięprzedjakimkolwiekludzkimuczuciem.Być
możewłaśnietakoniecznośćobojętnegoodniesieniasię
dowypadków,którewstrząsnęłynimdogłębi,była
powodem,iżtakdrogozapłaciłzatentydzień,iżjak
gdybyolbrzymimskokiemczasupostarzałsięocałe
lata.Czułpotrzebęwypowiedzeniasięprzedkimś,
niemalwyżaleniasię.Wobeckogomiałtouczynić,
jeżeliniewobecswejsiostrzenicy?
Zdawałomusię,żeśnijeszczeciąglekoszmarny,
dławiącyseniżezesnutegozbudzisięzachwilęi
uśmiechniesięuradowany,żenieprawdąjestto
wszystko,nacopatrzałyjegooczy,cosłyszałyjego
uszy.Przypomniałsobietakniedawnowypowiedziane
doGretysłowa,iżwojnajesttymbardziejhumanitarna,
imbardziejjestbezlitosna.Humanitarna–botrwa
wówczaskrócej.Wtensposóbstarałsięjąprzekonać
ocelowościużywaniagazówtrującychpodczaswojny.
Ateraz?Terazwątpił,choćniechciałsiędotego
przyznać.Wątpił–itobyłonajgorsze.
—Greto!—rzekł,chwytajączamonokli
przecierającgonerwowo.—Niechciałemciotym
mówić…Istotniemuszęwyglądaćźleiczujęsięprawie
chory.Jestemcałkowicierozbitypsychicznie.
—Cosięstało,wuju?
—Nic!Zupełnienic!…Poprostupatrzałemtylko
narzeczystraszne,którychwięcejrazyniechcęwżyciu
widzieć.
Pojęła,żeskorowróciłwtakimstanie,żeskoro
przyznawałsiędotegotakszczerze,musiałoistotnie
wydarzyćsięcośstrasznego.Uważałazawszegenerała
vonStrelitzazaistotę,jakbywykutązżelaza,
uformowanązjednejbryły.Wszystkowżyciustarego
wojskowegobyłojasne,dawnorozstrzygniętei
rozsądzone,niebudząceżadnychwątpliwościiwahań.
Byłmilitarystązkrwiikości,junkrempruskim,
człowiekiemtwardymdlasiebieibezwzględnymdla
innych.Odwczesnejmłodościnosiłmundurwojskowy.
DlaNiemiecpoświęciłswąmłodość,dojrzaływieki
poświęcałterazschyłekswoichlat.Niemcy–tobyło
jedynepojęcie,którebudziłownimciepłouczucia.W
tejjednostronnościcałejjegopsychikibyłocoś
imponującegoimrożącegozarazem.TerazGretaporaz
pierwszyodgadławnimczłowieka,posiadającego,jak
wszyscy,sweupadkiiswechwilezałamań,człowieka,
doznającegoudręczeńistającegowobeczawsze
nowychproblemów,którychniemożnabyło
rozstrzygnąćbezreszty.Zarazemjednakwzbudziłsięw
niejinstynktagentkiwywiaduizadałasobiepytanie,
jakietostraszneprzeżyciadotknęłygenerała.Widziała,
żeczłowiektencierpiałnaprawdęizawstydziłasię,że
wtymmomenciepomyślałaokorzyściach,jakie
mogłabyodnieśćzwysłuchaniago.Ajednakzkorzyści
tychniemogłazrezygnować.
—Corobiłeś,wuju,przeztentydzień?Dlaczego
takwstrząśniętywyjechałeśnaglezpułkownikiem
Luciusem?
Oparłsięłokciamiobiurkoipatrzałnanią
nieruchomo.jakbynamyślałsięjeszcze,czypowiedzieć
jejwszystko.
—Zauważyłaśtowtedy—powiedziałznużonym
głosem.—Nietrudnobyłotozauważyć.Nawet
najbardziejopanowanymężczyznaulegaczasem
wstrząsającemuwrażeniuiuginasiępodnagłym
ciosem.
—Czyspotkałocięjakieśosobistenieszczęście?
—Osobiste?Nie!Jakieżosobistenieszczęście
mogłobymniespotkać?CzyżnieszczęścieNiemiecnie
jestrównieżnieszczęściemtych,którzywierniesłużą
krajowi?
Umilkł,agdynieodpowiadała,niechcącgo
spłoszyćjakimśniebacznymsłowem,dodał:
—Towielkatajemnica,Greto,iwłaśnieprzezte
sześćdnipracowaliśmy,bywiadomościotym,cosię
stało,rozeszłysięjaknajwęższymkręgiem.Ciebietez
proszę,zachowajdlasiebieto,cousłyszyszodemnie.
Możeźlerobię,żecitomówię,alechcęsięzkimś
podzielićprzejściami,któremnąwstrząsnęłydogłębi.
Wiesz–zkimśbliskim.
—Możeszmizupełniezaufać,wuju.Komuż
mogłabymotymmówić?Nauczyłamsięprzytym
kochaćNiemcy,któresąmiojczyzną.
Obawiałasię,wypowiadająctepełnefałszusłowa,
żerumieniecwypłynienajejtwarzizdradzii
zdemaskujekłamstwo.Natoskazanabyłazawsze.Na
podstęp,nanieszczerość,nanieustanneoszukiwanie,
nawetwtedy,gdyuczuciejejwzdrygałosięprzed
dwulicowością.ZapewniałaConradavonStrelitza,że
możejejufać,wiedzącjednocześnie,żeskorodowie
sięczegośważnego,wniedługimczasieMandelbędzie
otympoinformowany.
—Toteżmamdociebiezaufanie—usłyszałagłos
staregowojskowego.—Inaczejniezwierzałbymsię
przedtobą.ByłemwHamburguiwAltonie.Z
LuciusemizprofesoremHalbanem.Właśnie
sporządzałemterazraportdlaministraReichswehry…
Znowuprzesunąłdłoniąpoczole,jakbychciał
odpędzićzłeiupiornemyśli.
—Przeżyłemstrasznedni,Greto.Mówiłemci
kiedyś–nietakdawno–ogazie,wynalezionymprzez
profesoraHalbanadlawojennychcelów…
Gretazamieniłasięcaławsłuch.
—Przypominamsobie.Tengaz,oznaczonynazwą
czarnegokrzyża?
—Tak!Tengazbędącynajbardziejpiorunującą
bronią,jakąkiedykolwiekznałaludzkość…Otóżna
przedmieściuAltony,łączącymsięzHamburgiem…No,
cóżbędęcidługoopowiadał.Wfabryce,produkującej
tentrującygaznastąpiłwybuch…Wybuchbutlizgazem
śmierci…Rozumiesz?…
—Rozumiem—ogarnęłajągroza—To
okropne…Jaktosięstaćmogło?
—Mówisz,żetookropne,asłyszysztylkootym,
niewidziałaśtego,cojawidziałem.Jaksiętostało?—
Rozłożyłbezradnieręce.—Niewiemyizdajesięnigdy
nie
będziemy
wiedzieć.
W
pierwszej
chwili
podejrzewaliśmysabotaż.Aletonieprawdopodobne.
Fabrykajesttakstrzeżona,żeczłowiek,którybyzmylił
czujnośćstrażyidostałsiędowewnątrzfabryki,
musiałbybyćgeniuszem,lubpółbogiem…Byłraztaki
śmiałek,któryprzekradłsięprzezpierwsząlinięwart…
Alebyliśmyjużprzygotowaninajegoprzyjęcie…
PannaNielsensiedziaławgłębionawfotel,niemal
skurczona.GdyvonStrelitzwspomniałointruzie,który
ujętyzostałnatereniefabryki,dechzamarłjejw
piersiachisercestanęłonachwilę.Ostre,bolesne
przypuszczenieprzeszyłojejumysł.Niczegobardziej
niepragnęła,jakzapytaćkimbyłówdoszaleństwa
odważnynieszczęśnik,leczżadnąmiarąotopytaćnie
mogła.
GenerałConradvonStrelitzpatrzałprzedsiebie
przymrużonymioczyma,jakbyprzesuwałysięprzed
nimobrazyscentakwstrząsającychinieludzkich,że
niczymwobecnichsąopisydantejskiegopiekła.Mówił
powoli,zacinającsięiurywająccochwila,czasemw
połowiezdania,czasemwpołowiesłowa.Greta
słuchaławmilczeniu.Jejrównieżudzieliłsięów
przytłaczającynastrój,którywiałzopowiadania
staregowojskowego.
Wybuchgazównastąpiłwniedzielępopołudniu–
właśniewtymczasie,gdygenerałpozostawiłsamych
GretęiAhlbergaiudałsięnaswązwykłądrzemkę.
Pierwszyokatastrofiezostałpowiadomionypułkownik
LuciusiontozaalarmowałgenerałavonStrelitzai
Halbana.WHamburguiAltonieogarnęłaludność
niesłychanapanika.Najbardziejzagrożonezostało
przedmieścieSanktPauli.Tam,gdzieprzeszedłtrujący
gaz,zamierałowszelkieżycie.Niebezpieczeństwo
zdołanowprawdziezlokalizować,aleto,cowidział
generał,wystarczało,bywidokuowegoniezapomnieć
nawetwgodzinęśmierci.Ludziewijącysięnaulicachw
mękachkonania,dławienichmurąlekką,nibyporanna
mgła–mgła,którazabijałaiprzedktórąniebyło
ratunku.Starcy–kobiety–dzieci–konie–psyikoty,
wszystkieżywestworzeniacierpiały,wzywałynaswój
sposóbratunkuimarłypodstraszliwymtchnieniem.
Szybymieszkańpoprzegryzałamorderczasubstancja,
zniszczonezostałokwasamiwszystko,cobyło
metalem.Całeulicepozamykanoczworobokami
wojskawiperytowychubraniach,aleiwobecnichgaz
profesoraHalbanaokazałswązłowrogąmoc.
Wynalazcaczarnegokrzyżawrazzgenerałemvon
StrelitzemipułkownikiemLuciusem–przyudziale
miejscowychwładz–pracowalibezwytchnienia,by
zmniejszyćrozmiaryklęski.KostniceHamburgai
Altonywypełniłysiętrupamiludziróżnegowiekui
różnychklasspołecznych.GenerałvonStrelitzwidział
wieletychciał–zsiniałych,zpoczerniałymijęzykami
wywalonymizustrównieopuchłychisinych.Szkliste
oczypatrzaływnieboniemąskargą–zdawałysię
przeklinać.Przeklinaćwojnę,dlaktórejprzyszłoim
zginąćwczasiepokoju,przeklinaćgenialnego
profesoraHalbana,przeklinaćjego–generałaConrada
vonStrelitza,szefawydziaługazowegowministerstwie
Reichswehry.Generałniewymieniłswejsiostrzenicy
liczbytychtrupów,leczmusiałobyćichwiele.Setki
ludzidogorywałowszpitalach.Szczęściemw
nieszczęściubyławichura,którazerwałasięwnocynad
Hamburgiemirozproszyłaciężkie,nieustępliwechmury
czarnegokrzyża.Rzecbymożna,iżBógulitowałsię
nadnieszczęsnymiofiaramiizesłałnanienawałnicę.
VonStrelitzpatrzałdalejnieruchomoprzedsiebie.
Palcejegoszarpałynerwoworękawmunduru.
—Przeztewszystkiedniniemalniespałeminie
jadłem.—mówiłdowstrząśniętejdziewczyny.—
Byliśmywszyscynanogach.Dnieminocą!Nocąi
dniem!Trzebabyłozagoićranyzadanestrasznym
ciosem,trzebabyłowciszyibezhałasupogrzebać
umarłychiratowaćtych,którychdziękiantidotum
profesoraHalbanadałosięjeszczeratować.Trzeba
byłoprzeprowadzićśledztwo,awreszcietrzebabyło
czynićwszystkotak,bywiadomośćostrasznych
wypadkach,oiletomożliwe,nierozniosłasię.Prasa
niemieckanaturalniezamilczyotym.Alechodziłoo
prasęiopinięzagranicy.Musimyukryćtenstraszny
fakt,oiletylkosięda.
—Czyżtosiędaukryć?—ruszyłaramionami.
Generałjakbyożywiłsię.
—Niewątpliwiebezechatonieprzejdzie.Chodzi
oto,byechotobyłojaknajsłabsze.Poczyniliśmy
wszelkiezarządzenia,byzbagatelizowaćnieszczęście.
Wkażdymrazie,anijednopismoniemieckienie
wspomniotym,anijedenzagranicznydziennik,który
byotymnapisał,niezostaniewpuszczonywgranice
Niemiec.Zachowamyzupełnemilczenie.Osłabienie
wrażenia,jakiemożewywołaćwybuch,upozorowanie
wypadkuinnymiprzyczynami,tonajważniejszezadanie.
Wiesz,żetraktatwersalskizabranianamfabrykacji
gazówtrujących.Toteżfabryka,wktórejnastąpił
wybuch,oficjalniezajmujesięwyrobemfarb.Niemcy
niesąjeszczedośćsilne,bywobecnejsytuacji
międzynarodowejmogłynieliczyćsięzopiniąEuropy.
—Niedziwięcisię,wuju,żejesteśtak
wstrząśnięty.Czyniemyśliszteraz,kiedyjużwidziałeś
działaniewynalazkuprofesoraHalbananazaskoczonej,
bezbronnejludności,żejesttobrońnazbytokropna,by
mogłabyćużywana?
VonStrelitzdługomilczał.
—Tam,wHamburgu,niemiałemczasu
zastanawiaćsięnadtym,alemyślałemotymwłaśnie,
gdysiadłemdopisaniaraportu.Zapewnejestemdo
głębiprzejętyijakoczłowiekwzdrygamsięprzed
niszczycielskimdziałaniemtegogazu,alejako
Niemiec…JakoNiemiecwidzęwczarnymkrzyżu
środek,któryzapewniNiemcomzwycięstwowrazie
wojny.
GretaNielsenpotrząsnęłagłową,poczym
powiedziała,niespodziewaniepatrzącnagenerała.
—Wyobrażamsobie,codałbykażdyobcy
wywiadzareceptętegogazu.
—Niewątpliwie!—Zagadniętyniebyłwcale
zdziwionytąuwagą.—Czymyślisz,żeniesączynione
nieustannepróby,byzdobyćformułęgazu,lubby
dostaćsiędofabryki,wktórejspecjalniedobrani
robotnicypracują,podlegającwojennymprawom?Nie
maniemalmiesiąca,bynaszkontrwywiadnie
zdemaskowałtakiejczyinnejpróby.Wszystkiejednak
niemiałydotądszanspowodzenia.
Ruszyłramionamiidodał.
—PozaprofesoremHalbanem,któregowilajest
dobrzestrzeżona,formułęgazuznatylkojeden
człowiek,którymusijąznać.Alepamiętaj,żebardzo
małoktowie,iżprofesorHalbanjestwynalazcą
czarnegokrzyża.
Agentkawywiaduopuściłapowieki.Bałasięwtej
chwili.Bałasię,żewoczachjejwyczytagenerałvon
Strelitzbłyskniekłamanejradości.Gdybywiedział,jak
ogromnąusługęoddałjejzupełniebezwiednie,
dorzucającowedwazdania.Tedwazdania,które
wyjaśniałyjejtakwiele.Tenjedenczłowiek,który
pozaprofesoremHalbanemposiadałformułęgazui
którymusiałjąznać–byłtoniewątpliwienaczelny
inżynierlubdyrektorowychzakładówwHamburgu,w
którychnastąpiłwybuchzbiorników.TamGreta
dotrzećniemogła.Alezatopozostawałprofesor
Halban.Wilajegobyładobrzestrzeżona–awięcw
papierachinotatkachuczonegomusiałasięmieścićowa
upragnionareceptamorderczegogazu.
Niestetyjednakodstwierdzeniategofaktudo
zdobyciaformułybyłabardzodalekadroga.Zapytała
jeszcze:
—AcóżprofesorHalban?Jakprzyjąłto
nieszczęście?
Generałpotrząsnąłniechętniegłową.
—Zostałnimzdruzgotany.Trzymałsiędzielnie,ale
onegdajuległatakowiserca.Przywieźliśmygoz
LuciusemdoBerlinakompletniechoregoizłamanego.
Ktowie?Możeżyciemprzypłaciwstrząs,jakiego
doznał…
Pukaniegospodynidodrzwigabinetuprzerwało
rozmowę.Gretaniewracałajużdotegotematuprzy
kolacji.Chociażbardzozmęczony,generałkrótko
bawiłprzystoleipowróciłnatychmiastdopracowni,by
ukończyćpisanieraportuprzygotowanegonadzień
następnydlaministraReichswehry.Dochodziłapółnoc,
gdyprzechodzącprzezjadalnię,zastałwniejGretę
zaczytanąwjakiejśksiążce.
—Nieśpiszjeszcze?
—Czekałam,czyniebędzieszczegopotrzebował,
wuju.
—Dziękujęcibardzo.Niepotrzebniesiętrudzisz.
Aleskorojeszczenieśpisz,toproszęcię,wyszukajmi
kroplenasen.Jestemtakpodniecony,żeniezasnębez
nich.
—Wtejchwili…
Podniosłasięodstołuiwyszłanakorytarzyk,gdzie
mieściłasięmałaapteczkadomowa.Wyszukała
flaszeczkęzkroplamiiprzeszłazniądołazienki.Nalała
trochęwodydoszklankiijęłaodliczaćkrople.
Narazprzerwałaliczenie.Taflaszeczkazkroplami
zupełnieniespodziewanienasunęłajejpewienplan.
WiedziałajużwieleowybuchugazówiMandelbyłby
niewątpliwiezadowolonyzjejrelacji,alenapewnonie
wiedziaławszystkiego,napewnogenerałvonStrelitzw
rozmowiezniąpominąłpewneszczegóły,które
zamieściłwsporządzonymprzezsiebieraporcie.O,
gdybymożnabyłodostarczyćMandlowiskróttego
raportu,zawierającynajistotniejszefakty!…
GenerałvonStrelitzniewątpliwiezamknąłraportw
tejsamejszufladzie,doktórejschowałzapisane
arkusze,gdyzjawiłasięwjegogabinecie.Kluczeod
biurkamiałajużoddawnadorobione.Jutrorano
generałpojedziezraportemdoministerstwa
Reichswehry,alepozostajeprzecieżnoc.Stary
wojskowyskarżysięnabezsenność.Niechżebędzie
spokojny!Dobrzeigłębokobędziespałtejnocy!
Bezwahaniapodniosłaflaszkęzlekarstwemi
odliczyładowodywiększądozękropli,niżbrał
zazwyczajgenerał.Nieodczuwałażadnejtrwogi,
żadnegowzruszenia.Wiedziała,żetenplanmusisięjej
udać.
Zaniosłaszklankęzlekarstwemdosypialniwuja,
poczymudałasiędoswegopokoju.Przygotowałai
wypróbowałamałąlatarkę,poczymrzuciłasięw
ubraniunałóżkoiokryłapledem.Zgasiłaświatłoi
czekałazoczymautkwionymiwmroku.Zaoknem
lampałukowakołysałasięzakażdympodmuchem
wiatruijasnyreflekstańczyłposuficie.
Czekałatakpełnedwiegodziny.Dochodziładruga
popółnocy.TerazGretamogłabyćjużpewna,że
generałspoczywapogrążonywnajgłębszymśnie,żeśpi
caławilaiżebezprzeszkódmożeprzystąpićdoswej
pracy.
Włożyłamiękkiepantofle,tłumiąceodgłoskroków
icicho,bezszelestnieopuściłaswójpokój.Wjednej
ręcetrzymałamałynotesikiołówek,awdrugiejklucze
odbiurkailatarkę.Wdrodzedogabinetunie
posługiwałasięjednaktąlatarką,orientującsięiście
kociminstynktem.Przeddrzwiamipracownigenerała
zatrzymałasięistałaprzezdłuższąchwilę,nadsłuchując
bacznie.Leczwcałejwilipanowałakompletnacisza,
tylkowsąsiednimpokojuzaskrzypiałarozsychającasię
podłogaidużyściennyzegarwydzwaniający
kwadranse,odezwałsięchrapliwymbasem.
Lekkonacisnęłaklamkęiznalazłasięwgabinecie.
Oświetliławnętrzepokojujednymbłyskiemlatarkii
podeszładobiurka.Niechciałapalićświatła,bynie
zwróciłotoniczyjejuwagi,chociażbyuwagipolicjanta,
który,pełniącsłużbęprzytejulicy,specjalnąopieką
otaczałwilęgenerałavonStrelitza.Skazanabyłana
odczytanieraportuiskopiowaniegoprzysłabym
blaskulatarki.
Terazgdybyłajużtakbliskacelu,należałodziałać
zjaknajwiększympośpiechem.GenerałvonStrelitz
spałprawdopodobniemocnopozmęczeniupodróżąi
pozażyciusporejdozynasennegośrodka,aleGreta
Nielsenwiedziała,żelichonieśpinigdyilubipłatać
najbardziejprzykreniespodzianki.
Energicznym
ruchem
otworzyła
dobranymi
kluczamiśrodkowąszufladę,gdziespodziewałasię
znaleźćraport.Leżałnasamymwierzchu.Przerzuciła
goszybko.Zawierałsześćstronbitegodrobnego
pisma.Skopiowaniegowcałościbyłobyzbyt
ryzykowne.Trwałobyzbytdługo.
Jęłaszybkoprzebiegaćwzrokiemstronyraportu,
chcącwpierwszymrzędziezapoznaćsięzjegoogólną
treścią.Wczasieczytaniaprzekonałasię,żestary
generał,choćzwierzałsięjejobszerniepodwpływem
wstrząsającychwrażeń,jednakżeniepowiedziałjej
wszystkiego.Rozmiaryiskutkiwybuchugazów
wojennychwHamburgubyłydalekostraszniejsze,niż
wynikałotozjegosłów.Dopieroówraportodsłoniłjej
przedoczymastrasznąprawdę,dopieroczytającgo,
zrozumiała,żenajsilniejszy,najbardziejgranitowy
człowiekmógłsięzałamać,patrzącnateokropności.
Popobieżnymzapoznaniusięzcałością
sprawozdaniaConradavonStrelitza,Gretasporządziła
szybkojegoskrót,zapisującwnotesienajważniejsze
fakty,daneicyfry.Pracowałazgorączkowym
pośpiechem.Wiedziałabowiem,żeimkrócejpotrwata
nocnawyprawa,tymwiększebędąszansezupełnego
jejpowodzenia.
Chwilamiprzerywałaswąpracęinadsłuchiwała,
czujnanakażdy,najmniejszynawetszmer.Byłoto
zresztąbezcelowe,ponieważdogabinetu,prowadziły
tylkojednedrzwi,igdybygenerałvonStrelitzzbudził
sięizszedłdojadalni–miałabyodciętyodwrót.
Obawyjejjednakbyłypłonne.Niktniezakłócił
spokojujejpracy.Dokończyłaswegodziełazupełnie
bezpiecznie,położyłaraportwszufladzietaksamo,jak
leżałpoprzednio,zamknęłabiurkoipowróciłado
siebie.
Nogipodniądrżały,gdyznalazłasięzpowrotemw
swoimpokoju.
Ogarnęłojąpoczucietryumfu.Wiedziała,że
dostarczynazajutrzMandlowizdobyczybardzocennej
iżeskopiowaniemraportuoddałaswemuwywiadowi
ogromnąusługę.Zadowoleniejejsprawiło,żeczułasię
wtejchwilibardziejbezpieczna,niżkiedykolwiek.
Wszystkoteżukładałosięzupełniepomyślnie.Inżynier
Ahlbergwyjechałidotrzymałsłowa.Milczał.Nie
alarmowałnikogo.Nagrodązatomiałbyćdlaniegolist
odprawdziwejGretyNielsen,jakipowinienladadzień
otrzymać
w
Sztokholmie.
Greta
myślała
z
zadowoleniem,żelisttenuspokoiAhlbergadoresztyi
żeSzweddokońcadotrzymasłowa,jakprzystałona
lojalnegokontrahenta.Corazbliższabyładrogado
zdobyciaformułymorderczegogazu,któregowybuch
wywołałhamburskątragedię.Byłanadzieja,iżrecepta
chemicznanieludzkiejsubstancjiznajdziesięniedługow
jejrękach,świtałjejjużnawetpewienplanwgłowiei
zdawałosięjej,żeplantenbędzieowocny.Jakto
dobrze,żezaprzyjaźniłasiętakbliskozTrudąHalban.
Przyjaźńtamiałajejułatwićzadanie,którejeszczedwa,
trzytygodnietemuwydawałosięnieosiągalne.
Położyłasię,leczświeciłajeszczedługo,niemogąc
zasnąć.Nerwyjejpodnieconebyłyrozmowąz
generałemvonStrelitzorazmożliwościamiosiągnięcia
celu.Czułasiępewnasiebieiniedoznawałażadnej
trwogi,myśląconajbliższejprzyszłości.
Spokójjejbyłbynatychmiastzniweczony,gdyby
wiedziała,żeporucznikKurtvonHedingerwszedłw
posiadaniejejtajemnicy,żebyławobecniegozupełnie
zdemaskowanaiżeodjegołaskilubniełaskizależałjej
dalszylos,najbliższegodziny,najbliższednijejżycia.
Niebezpieczeństwoczaiłosięgroźne,tymbardziej
groźne,żenadejśćmiałozzupełnieniespodziewanej
strony.Aniwiedziała,aniprzypuszczała,żeKurtvon
Hedingerbyłagentemniemieckiegowywiadu.Aniprzez
myśljejnieprzeszło,gdyrozważałanierazgrożącejej
niebezpieczeństwo,byniebezpieczeństwemnajbliższym
miałbyćKurt,właśnieKurt,niktinny–tylkoon.
DlaGretyKurtvonHedingerbyłczymśzupełnie
innym.Jeżeliwidziaławnimjakieśniebezpieczeństwo,
toniebezpieczeństwemtymbyłozaślepieniei
zapamiętanie,zjakimprzywitałajegomiłośćiswe
uczucie,którewystrzeliłonaglenibyognistykwiat.Od
tejchwili,kiedymłodyporucznikporazpierwszy
ucałowałjejusta–życieGretyzostałopodzielone
pomiędzypraceszpiegowskie,amiłośćdo
niemieckiegooficera.Wielemiesięcyiwieletygodni
upłynęłoodczasu,kiedydotknęłastopąniemieckiej
ziemi,schodzączpokładuszwedzkiegostatku.Gdy
przybyładoBerlina,zaczynałasięzaledwiejesień,
zaledwiezaczynałyżółknąćliście,aterazcorazczęstsze
jużbyłyodwilże,corazcieplejszestawałysiępodmuchy
wiatru,zwiastującegoporęprzedwiośnia.Przeztewiele
miesięcyiwieletygodni,przezowąjesieńiowązimę,
Gretagrałaniezmordowaniecudząrolę.Aninachwilę
niezdejmowałamaski,lawirującwśródciągłych
niebezpieczeństw.Zatakiwysiłeknerwówpłacikażdy,
atymbardziejkobieta.
IGretaNielsenpłaciłacorazwiększąruiną
nerwów.UczuciedlaKurtastałosiędlaniej
narkotykiem,stałosięucieczkąprzedrzeczywistością,
stałosięzapomnieniem.Niczegoinnegoniepragnęła
jakwmiłościtejroztopićswójniepokój,przygłuszyć
swewewnętrzneprzeżyciaistworzyćsobieinną,lepszą
rzeczywistość.
Miłośćtaogarnęłająjakpłomień.Stałasięjakby
pożarem.Gretaniewiedziała,niezastanawiałasięnad
tym,czywiększąrolęwstosunkudoKurtagrałouniej
uczucie,czyteżpożądanie.Wszystkiemyślijeji
wszystkiepragnieniapopychałyjąnieuchronniewjego
ramiona.Zdawaćbysięmogło,żepocałunekKurta
rozbudziłjejdrzemiącezmysły,żezerwałtamy,jakie
starałasięstawiaćswejmłodej,gorącejkrwi.
Obojętnebyło,żeKurtstałpoprzeciwnejstronie
barykady.Obojętnebyło,żebyłNiemcem,obojętne
było,żenosiłmundurmarynarkiniemieckiej,obojętne
było,żeodepchnąłbyjąpewniezewstrętem,gdybybył
wiedziałkimjestijakąrolęodgrywawybranaprzez
niegokobieta.Dlaniejbyłtylkomężczyzną,wiodłyją
doniegoprostądrogąwszystkiejejpragnieniai
pożądania.Niemogłamyślećonimspokojnie.
Wspomnieniejegopostaci,jegooczu,jegoust,
wspomnieniejegogłosu–wszystkotobudziłowniej
namiętnydreszcz,wszystkotopodniecałojąwsposób,
któregosięwstydziła,choćniemogłainiechciałasię
przedtymbronić.
Wiedziała,żeszczęścieichbędziekrótkieniby
świetlisty
zygzak
błyskawicy
na
czarnym,
zachmurzonymniebie.Aleimkrótszemiałobyćtoich
szczęście,tymwiększąmiałobyćnamiętnością,tym
większąmiałobyćrozkoszą,tymbardziejmiałobyć
intensywne.Dziewczynapostanowiłasobie,żenie
popełniteraztegobłędu,jakijużrazpopełniła.Nie
tylkoniechciałaopieraćsięfali,którająniosła,lecz
pragnęławrazztąfaląpodążać.WmiłościjejdoKurta
niemiałobyćnicnieprzeżytego,nicniespełnionego.
Alejakbynaprzekórtemupłomieniowi
namiętności,jakiogarniałGretę,zdarzyłosię,iżod
chwili,kiedywyznalisobiewzajemniemiłość,widzieli
siętylkokilkarazyitowtensposób,żenigdyniemogli
byćswobodni.Zarazem,jakgdybyzamilczącą
umową,niemówilinicoswejmiłości,niesnuliżadnych
planównaprzyszłość–aprzynajmniejniesnułichKurt,
boczyżGretamogłasnućjakiekolwiekplany?
Wystarczałoobojgu,żekochająsięipragną.Taksię
złożyło,żeiKurtmógłmałoczasupoświęcić
dziewczynieionabyłazajętaizaabsorbowana
przyjazdemSvenaAhlbergaiprzeprawą,jakąznim
miała.NatomiastcodziennieKurtdzwoniłdoniejpo
kilkarazy,natomiastcodzienniepękiświeżychróż
ozdabiałypokójdziewczyny.
Apotem–wostatnichwłaśniedniach–Greta
odniosławrażenie,jakgdybyKurt,niespodziewaniei
niewiadomodlaczego,ochłódłwstosunkudoniej.
Telefonystałysięrzadsze,choćróżeprzychodziłyjak
dawniej.Widziałasięznimtylkorazjedenwczasie
owegotygodnia,kiedygenerałvonStrelitzbawiłpoza
Berlinem.AleKurtbyłjakiśinny–zupełnieinny,niż
zwykle.Pozbawionyhumoru,skłonnydonagłych
zamyśleń,zroztargnieniemsłuchającyjejsłów.Im
bardziejstarałasiębyćzalotna,miła,kochanai
kochająca–tymonzdawałsiębyćchłodniejszy.
Odnosiłakilkakrotniewrażenie,żeodpowiadajej
machinalnieimyślioczymśzupełnieinnym.
Napożegnaniuwymawiałsiębrakiemczasu,
jakimiśdodatkowymipracamiinieumiałustalić,kiedy
będąsięmogliponowniezobaczyć.Gretapożegnałago
rozdrażnionainiespokojna.Comusięstało?—
zapytywałasiebiedaremnie,gdyżnieumiaładaćnato
odpowiedzi.
AobojętnośćKurtabyłatylkopozornaimiałaswe
źródłowprawdzie,którąodkryłopięknejdziewczynie.
Prawdatasprawiła,żejużodszeregudniniemógł
wyjśćzestanuoszołomienia,żeżyłipracowałjakbywe
śnieiże,spotkawszyGretę,niemógłzdobyćsięanina
szczerość,aninanaturalność.
Znajdowałsięciąglenarozstajnychdrogachinie
wiedziałjakpostąpić.Porazpierwszyznalazłsięokow
okozkonfliktemżyciowym,któryprzerastałjego
nieskomplikowanąnaturę.Zdawaćbysięmogło,że,
decydującsięnapodjętąakcję,zdecydowanybył
zarazemochronićGretę,ajednakwielebyło
momentówwczasieowychdni,kiedybyłbardzobliski,
byjąnajzwyczajniejzadenuncjować.Gdybymuktoś
powiedziałjeszczeniedawno,żemającwybórmiędzy
obowiązkiemoficeraihonoremmunduruzjednej,a
miłościązdrugiejstrony,będziesięchoćprzezchwilę
zastanawiał,cowybrać–wyśmiałbyzpewnościątego
człowieka.Atymczasemwahałsięidręczyłsamsiebiei
niewiedział,conależypoświęcić.Jasnebyłodlaniego,
żegdywybierzeGretęijejocalenie–samzdejmie
mundur,któregowpojęciuswymniebyłbyjużwtedy
godny.Mijałydni,noweobrazyGretytrafiałydosklepu
Emmy
Wigand,
nowych
kopi
dokonywał
niezmordowanyKramer,aKurtniemógłsię
zdecydowaćnażadenstanowczykrok.
Ażwreszciezdecydowałsięwidocznie.Wdniu,
którynastąpiłpoowejnocy,kiedyGretazdobyłatreść
raportugenerałavonStrelitza,zadzwoniłtelefonwjej
pokoju.Zadzwoniłwcześnierano,widocznieKurtza
telefonowałdoniejnatychmiast,gdytylkoprzybyłdo
biura.Głosporucznikabyłinny,niżdnipoprzednich–
takprzynajmniejzdawałosięGrecie.VonHedinger
oznajmiłjej,żemawolnywieczóriżeznajwyższą
radościąspędziłbyówwieczórwrazznią.Czyma
czas?Czyzechciałabymutowarzyszyć?
Choćnaówwieczórmiałainneplanyizamierzała
odwiedzićTrudęHalbanijejchoregoojca,
odpowiedziała,żebardzochętnie.SkoroKurtchciałsię
zniązobaczyć,wszystkieinnesprawymusiałyiśćw
kąt.Pozostałowięcustalenie,gdzieikiedymająsię
spotkać.
Kurt
zaproponowałFeminę.Propozycjata
zmroziłatrochęGretę.IlekroćsłyszałasłowoFemina,
przypominałasobieIskandraPatrasaijegosmutnylos.
Niemniej,niechcąc,bywydałosiętodziwne,bez
protestuzgodziłasięnatenlokal.Obiecałjej,że
przybędziewcześniejizaczekananiąwhalu.
Gdyodłożyłasłuchawkę,ogarnęłająfalaradości.
Byłazłasamanasiebie,alefaktpozostawałfaktem,że
telefonKurtawprawiłjąwdoskonałynastrójiżestała
się,jakbyzupełnieinnymczłowiekiem.Kochałagoi
pragnęłajaknigdynikogo.Jużsamaobecnośćw
pobliżuniegonapełniałająniewypowiedzianym
szczęściem.Gdybypozatymuczuciemniedzieliłoich
dosłowniewszystko,niebyłobynaświecie
szczęśliwszejkobietyodniej.
Wtymsamymradosnymnastrojuudałasiędo
hurtowniperfumeryjnejMandla,bycorychlejwręczyć
muskrótraportuowybuchugazówwHamburgu.
Mandlazdziwiłaniecojejwizyta,leczgdyusłyszał,co
muprzynosi,niemiałsłówuznania.
—Toniezmierniecennazdobycz—mówiłżywo,
uśmiechającsię,jaktobyłojegozwyczajem.—Gdyby
panimogłajeszczezdobyćformułęgazu.
—Gdybymmogła?…Zdajemisię,żebędęmogła.
—Wjakisposób?
Pokręciłagłową.
—Tomojasprawa.Wkażdymraziewiemjuż,
gdziejejszukać.Chciałamjednakzapytaćpanao
jedno,czywraziepotrzebyokażdejporzemogę
zjawićsięupana?
—Zformułągazu?—Spojrzałnaniąz
niedowierzaniem.
—Zformułągazu.
—Okażdejporzedniainocy.Jeżeliwgodzinach,
wktórychbiurobywanieczynne,toproszędomego
prywatnegomieszkania.
Niemówilijużwięcejotym.Byupozorowaćjej
pobytwmagazynie,Mandelpolecił–jakpoprzednio–
przygotowaćdlapannyNielsensporąpaczkę
kosmetyków,zaktórąmusiałauregulowaćrachunek.
Żegnającją,beztroskiszpiegucałowałrękędziewczyny
irzekł.
—Życzępaniserdeczniepowodzenia,choć
wątpię,czyzdobędziepanito,czegowielunaszym
ludziomzdobyćsięnieudało.
Przyszłomuznowunamyśl,żedobrzebybyło
ostrzecagentkęprzedKurtemvonHedingerem,z
którym,wedługposiadanychprzezniegowiadomości,
częstowidywanoGretę.Zmieniłzamiarwostatniej
chwili,gdyjużotwierałusta.PracaGretybyła,jak
dotąd,takowocna,żeprzeszłanadzieje,jakiewniej
pokładano.Skoroagentkazapowiedziałazdobycie
owejupragnionejreceptyczarnegokrzyża,skoro
istniałymożliwościwydarciaNiemcomichnajwiększej
tajemnicy–nienależałoGretyNielsenpłoszyć,nie
należałoudzielaćjejwiadomości,któramogłają
speszyćizdenerwować.IMandelzamilczał–itym
razempozwoliłjejodejśćbezostrzeżenia.Niemógł
późniejnigdyrozstrzygnąć,czypostąpiłdobrze,czyźle.
Tymczasemmijałygodzinydniaikażdagodzina
przybliżaławidzeniezakochanych.Zjakżeróżnymi
uczuciamiprzygotowywalisiędotegowidzenia.Jedna
myślbyławspólna,myśl,raczejprzeczucie,żewieczór
tenwniesiewichmiłośćnoweelementy.Alepodczas
gdywGrecierosłopragnienieipożądanie,gdystawała
sięcałajednąnamiętnością,gdywybierałasięna
spotkaniejedynieitylkozkochanymmężczyzną–Kurt
szedłnaspotkaniezdrogąiwybranąkobietą,ale
zarazemrównieżzgroźnymiprzebiegłymszpiegiem,dla
któregoodwagiisprytumusiałmimowoliżywićgłęboki
podziw.
Gdybymógłzapomnieć,gdybymógłoddzielić
jednooddrugiego.Alezdawałomusię,żetobyło
niemożliwe,jakniemożliwebyłodalszemilczenie.Karty
byłystasowaneirozdane,wszystkieatutyznajdowały
sięwrękuKurta,aleniemożnabyłojeszcze
przewidzieć,jakskończysięgra.Pewnośćwygranej
budowałKurtnietylkonazastraszeniudziewczyny,ale
równieżnauczuciu,jakiedoniegożywiła.Wybór
Feminybyłrównieżułamkiemjegoplanuispotkaniew
tymlokaluwprowadzićmiałowrozgrywkęjeszcze
jedenwięcejpsychologicznymoment.
Oileotomuchodziło,przypadekprzyszedłmuz
pomocą.Zpomocą,októrejnawetniemarzyłiniemiał
nigdywiedzieć.GdywrazzGretąwszedłdosali
dancingu,wskazanoimtęsamąlożę,wktórejagentka
wywiadu,wczarnejperuceiwfutrzedostarczonymjej
przeztancerkęMelitę,widziałasięnakrótkoz
Patrasem.Gdywskazanojejlożę,siostrzenicagenerała
vonStrelitzzmarszczyłabrwi,leczbezwahaniaudała
siędotejwłaśnieloży,jakbychcącprzemócodruch
niechęci.Gdyjestsięszpiegiem,trzebabyć
przygotowanymnatakiedrobneniespodzianki.Był
nawetmoment,żezastanowiłasię,czytoprzypadek,
czyteżcośpoważniejszego,alewszelkierefleksje
opuściłyjąszybko.
ZnajdowałasięprzecieżwtowarzystwieKurta–
niebyławtejchwiliagentkąwywiadu;pożegnałasięna
tenwieczórzeswymszpiegowskimrzemiosłem,zrzuciła
zramiongniotącyjąciężar–byłatylkozakochaną
kobietą,niewidzącąświatapozaprzedmiotemswej
miłości.
Tegowieczoruoczyjejniemiałyśledzićchciwie
cudzychtajemnic,leczmogłyswobodniezatapiać
promiennespojrzeniawoczachdrogiegojej
mężczyzny.Tegowieczoruuszyjejniemiały
podsłuchiwaćcudzychtajemnic,leczmogłyswobodnie
słuchaćdźwięcznegogłosuKurta.Tomiałbyćich,
wyłącznieich,wieczóricałazła,dręcząca
rzeczywistośćmiałapozostaćpozaprogamiFeminy.
PannaGretaNielsenwyglądaładziśczarującoi
pięknabyłajaknieziemskiezjawisko.Kurtpochłaniałją
wzrokiemiszybkodoszedłdoprzekonania,żefakt,iż
kobietatabyłaszpiegiem,wtejchwilinietylkoniemiał
dlaniegonicodpychającego,leczprzeciwnie,dodawał
dziewczyniejakbynowegouroku,otoczyłją,jakby
aureolątajemniczości–acóżbardziejzniewalai
przykuwajaknietajemniczość?
PatrzącnaprześlicznątwarzGrety,najejpostać
kuszącąiwabiącąwszystkimiponętamimłodości–
Kurtzapytywałsamegosiebie,jaktobyćmogło,że
wahałsiękiedykolwiek,żewogólewumyślejego
mogłapowstaćmyślowydaniutejkobietyi
postawieniujejpodkuleegzekucyjnegooddziału.Czyż
dlaposiadaniajejidlażyciazniąniewartobyło
poświęcićwszystkiego–itegoświetnegomunduru
oficera
niemieckiej
marynarki
i
znakomicie
zapowiadającejsiękarierywojskowej?Jedenjej
pocałunek,jedenjejuścisk–jednanoczniąspędzona
–wynagrodzimupostokroćnajwiększenawetofiary
złożonenaołtarzuichmiłości.Gdyustajejznajdąsię
przyjegoustach,gdyzłączysiębicieichsercwjeden
ognisty,namiętnyrytm–cóżbędąichobchodzić
wywiadycałegoświata,działaniatychwywiadów,
forteleipodstępy?DziśGretaNielsenbyłaszpiegiem,
aleczyżmusiałabyćnimjeszczejutro?Kimkolwiek
była–byłaprzedewszystkimcudownąkobietą,
najbardziejkochaną,najbardziejpożądaną,nawidok
którejzamierałmuzeszczęściadechwpiersiach,a
krewwaliławskroniach,jakmłotem.
Melodiątęsknychtangłkałysaksofonyjazzowej
orkiestry,nasalirazporazgasłyświatłaikołysałysię
rytmicznietańczącepary,wirującwsmugach
różnobarwnychreflektorów.Porucznikzaproponował
Grecie,byzatańczyli,leczonatańczyćniechciała.Tak
byłojejdobrzesiedziećprzynimwzacisznejloży,w
głębokimpółmroku,słuchaćjegosłówwsłodkim
rozleniwieniuisamejmówićsłowadobre,kochanei
serdeczne.
Perliłysięirozsypywałytonymuzykipo
dancingowejsali,perliłosięwinowkielichach,perliła
sięwżyłachkrewmłodaispragnionamiłości.Apotem
wyczerpałysięnawetsłowaipoczęłypadaćcoraz
rzadziej,ażwreszcieprzestałypadaćzupełnie,jakbysię
stałyniepotrzebne.Głospragnieniaipożądaniabyłtak
silny,żeżadnewyrazyniepotrafiłybygoodtworzyć.
—Greto!—rzekłwreszcieKurt,nachylającsię
kudziewczynieipatrzącwjejoczyociemniejszymniż
zwyklebłękicie.—Greto…Mamdociebiewielką
prośbę.
Spojrzałananiego,jakbyocknęłasięzesnu,jakby
byłaniezadowolona,żezbudziłjązjakichśdalekich
marzeń.
—Co,Kurcie?—spytała.—Jakąprośbęmasz
domnie?
—Chciałbymcięprosić…
Odstawiłaniesionydoustkieliszekzwinem.
—Jużwiem!—uśmiechnęłasiędziwnym
uśmiechem,któryzmieszałniecomłodegoczłowieka.
—Niepotrzebujeszmijużnicmówić…
—Wieszjużocochciałemcięprosić?
—Tak.—Uśmiechnęłasięznowu.—Chciałeś
mnieprosić,bymodwiedziłateraztwojemieszkanie…
Dlaczegóżbynie—powiedziałanitodoniego,nito
dosiebie.—Dlaczegóżbynie,Kurcie?…Pocóż
odkładaćto,coitaksięstanieprędzej,czypóźniej…
—Odgadłaś,Greto.
Przybliżyłakieliszekdowargiprzełknęłałykwina.
Poczympotrząsnęłagłowąirzekłainnymjużtonem.
—Jeżelichcesz,żebymspędziłanocztobą,nie
mamnicprzeciwkotemu.Możemyiść…
Tentonrzeczowy,topostawieniesprawyjasnei
bezniedomówieńuderzyłogoniemileiuraziłoniemal.
Starałsięjaknajdelikatniejinajoględniejwyrazićswą
prośbę,spodziewającsię,żebędziemusiał
przełamywaćjejopór,żespotkasięzpełnąświętego
oburzeniaodprawą.Zostałtymzaskoczony,żeintencje
jogowlotpojęto,żespotkałsięzdecyzjąwyrażoną
takszczerzeiprosto,jakrzadkowtakichwypadkach
wyrażająkobieta.
Potem,gdyjechalidojegomieszkania,chciałją
objąćwtaksówceipocałować,leczGretastanowczym
ruchemuwolniłasięzjegoobjęć.
—Pocotutaj?—ozwałasięznowutymswoim
nieopisanymtonem.—Pocotutaj?Przecieżuciebie
będziemymielinatotyleczasu,iletylkozapragniemy.
—Maszrację—powiedziałiodsunąłsięodniej.
—Jesteśpiekielnietrzeźwa,Greto.
—Myliszsię—odparłakrótkoijakbychcącmu
wynagrodzićmimowolnąprzykrość,oparłagłowęna
jegoramieniu.
—Awięctojesttwojemieszkanie?—zawołała,
gdywreszcieznaleźlisięuniego.
—Bardzoładniemieszkasz.Poczekaj,muszę
wszystkodokładniezobaczyć!
Wszystkiegojednakzobaczyćniemogła.Ładna
byłabyhistoria,gdybyterazujrzałaswojepejzaże,
wiszącenahonorowymmiejscuwpracowniKurta.Na
tomiałnadejśćczaspotem.Tymczasempokójten–w
przewidywaniuwizytydziewczyny–zamkniętybyłna
klucz,aklucztenspoczywałwkieszeniubrania
porucznika.
Biegałapomieszkaniurozbawionaiuszczęśliwiona,
interesującsiękażdymszczegółem,ażwreszcie
dotknęłaklamkiudrzwigabinetuiprzekonałasię,że
drzwitesązamknięte.
—Atoco,Kurcie?Dlaczegotedrzwisą
zamknięte?
—Tedrzwimusząbyćzamknięte—odparł
półserio,półżartem.
—Otwórzjezaraz!
—Nie.Niemogę.Zatymidrzwiamikryjesię
wielkatajemnica.
—Tajemnica?
—Tak—skinąłgłową.
—Toty,Kurcie,masztajemniceprzedemną?
—Aty?Czytyniemaszprzedemnątajemnic,
Greto?
—Ja?—rzekłaizawahałasięnagle,jakbyw
słowachjegodosłuchałasięczegośzastanawiającego.
—No,tak.Każdyznasmaswojetajemnice.To
jestzresztąnietyletajemnica,ileniespodziankadla
ciebie,októrejwswoimczasiesiędowiesz.
—Czybyłeśtakpewny,żebędętejnocyuciebie,
żeakuratnadziśprzygotowałeśtęniespodziankę?
—Byłempewny—uśmiechnąłsięchełpliwie.
—O,tyzarozumialcze!Istotniebyłeśpewny?
—Tak.Byłempewny,żemniekochasziżenie
odmówiszmejprośbie.
Stałaopartaotezamkniętedrzwiipatrzałana
niegospodlekkoprzymrużonychpowiek.
—Agdybymwbrewtwojejwolizdobyłakluczi
dostałasiędotegopokoju?
—Spotkałobycięto,cożonęSinobrodego,która
zgrzeszyłaciekawością.
—O,jestemwięcżonąSinobrodego?Którąz
rzędu?
—Ostatnią—odparł,poważniejąc.
—Ostatnią…—powtórzyła.—Iwtymjest
pewnapociecha.
Chciałajeszczecośpowiedzieć,leczKurtpodszedł
doniejiwziąłjąwramiona.Ustaichspotkałysię
stęsknioneizgłodniałe.
Zgłowąprzegiętą,zprzymkniętymioczyma,piła
słodycztegopocałunku,beztchu,bezpamięci.Zwisła
mubezwładniewramionachjakbybliskaomdlenia.
Gdywreszciezachwilęrozłączyłysięichwargii
podniosłaciężkiepowieki,spojrzałananiego
zamglonymiźrenicami–półprzytomnajakbywracałaz
innegoświata.
—Kurt…—wyszeptała.—Kurt…Jakżedługo
czekałamnatęchwilę…
Wniemejodpowiedzizamknąłjejustanowym
pocałunkiemichciałzanieśćjądosypialni,leczona
niespodziewaniestawiłaopór.
—Nie,Kurt!Nie!Jasamatampójdę,alemusisz
miprzyrzec,żewejdzieszdopiero,gdycięzawołam.
—Gdymniezawołasz?
—Tak.No,dobrze?
—Dobrze.
—Jeżelimaszwdomujakiedobrewino,możesz
jeprzygotować.Wypijemyzanasząmiłość.
—Dobrze,Greto.Dajjeszczerazusta.
—Bierz!Sątwoje…
Musnęłajegowargiiznikławsypialnympokoju.
Zrobił,comupoleciła,poczymusłyszałjejgłos.
—Przygotowałeświno,Kurt?
—Przygotowałem.
—Zarazbędęgotowa.Jeżelinudzicisię,możesz
stanąćtużprzydrzwiach,alestrzeżsięwchodzićzanim
zawołam.
—Agdybymwszedł?
—Spotkałobycięto,cowreszciespotkało
Sinobrodego.
—Cotakiego?
—Uciętomugłowę.
Umilkła.Stojącudrzwi,usłyszałszelestzrzucanej
sukni,poczymmałepantofelkizastukałyopodłogę.
—Kurt!Możeszwejść!
Równocześniezgasłoświatło,przekręconejejręką
igdyprzestąpiłprógpokoju,dwojepachnących
ramion,owinęłosiędookołajegoszyi.
Nagapostaćdziewczyny,topłonącażarem,to
wstrząsanadreszczamichłodu,przywarładojego
munduru.
RozchylonewargiGretyodnalazłyjegousta,
drżącepagórkipiersioparłysięojegopierś.
—Kurt…—doszedłgoledwiedosłyszalnyszept.
—Kurt.Weźmnie.Weź!Takbardzopragnęnależeć
dociebie.
***
Takzaczęłasięichnocmiłości–nocwzajemnego
oddania–noc,któraprzeszławszelkieoczekiwania
Kurta–noc,podczasktórejGretastałasiędlaniego
nowązagadką.
Byładziewicą,ajednakniebyłowniejniclękuani
wstydu,niebyłowniejbierności.Zdawałasięszukać
namiętności,zdawałasięszukaćcoraztonowych
podniet–ciąglełaknącajegopieszczot,ciągleniesyta
jegopocałunkówiuścisków.
Wtejnietkniętejdotąddziewczyniebyłocośz
wyrafinowaniadoświadczonejmiłośnicy,gorzałwniej
jakiśponuryzmysłowypłomień,wpieszczotachjejbyło
cośdemonicznego,cooszałamiałoiprzerażałoKurta.
Niewiedział,niedomyślałsię,żewielomiesięczne
napięciejejnerwów,żewszystkietrudyodgrywaniaroli
innejosoby,żewszystkiechwilezwątpień,chwile
wahań,żezupełneosamotnienie,żewszystkiemomenty
najzwyczajniejszegokobiecegolęku,całatrwoga
utajonawjejszpiegowskimrzemiośle–urastałaprzez
tygodniedorozmiarówerotycznegokompleksu,do
rozmiarówerotycznejpsychozyiżekompleksten
rozwiązywałsięwłaśnieterazwjegoramionachiw
jegouściskach.
Gdywziąłjąporazpierwszy,zapłakałacicho,a
byłtozarazempłaczszczęściaipłaczwyzwolenia.A
potemzachowywałasiętak,jakbychciałaroztopićsięi
zatracićwnieznanejdotądrozkoszy.
Itakmijałataichpierwszanocmiłości.Jakże
dalekabyłaGretaodprzypuszczeń,jakiebędzie
zakończenieowejnocy!
Niewiadomojuż,wktórejgodzinie,gdyuciszyła
sięniecoichnamiętność,Kurtzapaliłświatłomałej
lampkiipodszedłdostolikazpapierosami.Zapalił
papierosa,powróciłiodzianywmiękkąpiżamę,usiadł
naskrajuposłania,naktórymGreta,leżąc,mrużyłaswe
śliczneoczyrażoneblaskiemświatła.
—Greto,kochanie—rzekłporucznik,dotykając
rękąjejrozwichrzonejgłówki.—Chciałempomówićz
tobąprzezkilkachwil.
—Pomówić?Teraz?Możewszelkierozmowy
odłożymysobienajutro.
—Nie.Właśnieteraz.Tonajlepszyczas,by
pomówićotym.
—Oczym,Kurcie?
Uniosłasięnieconaposłaniuioparłagłowęna
nagimramieniu.
—Otobieiomnie.Onas.
—Onas?Powiedzieliśmysobieprzecieżwszystko
isłowami,i…—Zmieszananiedokończyłazdania.
—Toniejesttakieproste,Greto.—Pochyliłsię
nadniąiniespodziewanieucałowałjąwusta.—
Chciałemzapytaćcięocoś.
—Pytaj!Dobrąsobiecoprawdawybrałeśporęi
odpowiednieokolicznościdoswychpytań.
—Chciałemdowiedziećsię,czymniekochasz?
Czymnienaprawdękochasz?
—E,nudnyjesteś!Czyżbyłabymtutajteraz,
gdybymcięniekochała?Należędokobiet,które
oddająsiętylkozmiłości.
—Ibyłabyśgotowazrobićdlamniewszystko,a
raczejzrobićwszystko,bybyćrazemzemną?
—Czywątpiszwto?Należędociebieichcędo
ciebienależeć.
—Ipoświęciłabyśwszystko,costałobyna
przeszkodzienaszemupołączeniu?
Byłowtoniejegosłówcoś,cojązastanowiło.
Obudziłasięwniejczujność.Zwyczajnaszpiegowska
czujność,którastałasięjużjejdrugąnaturą.Usiadłana
łóżkuiszybkimruchemzasłoniłakołdrąobnażone
piersi.
—Ależnaturalnie,Kurcie—odpowiedziałaz
dawnąprostotą.—Dlaczegopytasztakdziwnie?
—Dlaczego?—Szedłpoliniułożonegoplanu.—
Dlatego,żetyniewieszomniewszystkiego,Greto.
—Czegóżtoniewiem?
—Teraz,gdynależyszjużdomnie,mogęci
wszystkoszczerzepowiedzieć.Mójprzydział
wojskowy,któryznaszioktórymwiedząwszyscy,jest
przydziałemfikcyjnym.Wrzeczywistościjestem
agentemniemieckiegokontrwywiaduitopodobno
jednymztakich,przedktórymitrzebasięnajbardziej
miećnabaczności.
Patrzałnaniąbadawczo,leczniedostrzegłżadnej
zmianywwyraziejejtwarzy.Zapytałatylkogłosem
trochęnieswoim:
—Alepocotymitomówisz?
Wstał,podszedłdostolikazgasiłniedopałek
papierosa.Zrobiłtak,jakbyumyślnie,jakbychciał
przeciągnąćsytuacjęiodwlecodpowiedź.
—Dlaczego?…Poprostudlatego,żewiem
wszystkootobieiżejajedenzewszystkich
przejrzałemciędogłębi.
—Kurcie!
—Niepróbujzaprzeczać.—Stałprzedniąi
patrzałnadziewczynęswymmocnymwzrokiem.—To
niezemną!Nigdyniemówięniczegobezpodstawiz
takichrzeczynierobiężartów.Wiemkimjesteś,wiem
wszystkootobie.Powiemcijeszcze,żeżywięszczery
podziwdlaprzedsięwzięcia,naktóresięważyłaś.
Grałaśswąrolępomistrzowskuitylkoprzypadek
pozwoliłmizdemaskowaćcię.
Jużzpierwszychjegosłówwywnioskowałai
domyśliłasię,żeczłowiektenmówiłprawdę,żenie
rzucałsłównawiatr.Zdawałosięjej,żetoniemoże
byćprawdąirzeczywistością–żezmęczonazasnęłau
bokuKurtaiżetrapiąjązłesny.Zaczynałosiędziać
cośokropnego,żeniemogłaniczegoprzewidzieć,że
spadłotonanią,jakgrom.Chciałajeszczeratować
straconąpozycję.
—Cóżtymożeszomniewiedzieć?…—
wyszeptała.
—Wszystkoprócztego,jakbrzmitwoje
prawdziweimięinazwisko.Wiem,żeniejesteśGretą
Nielsen.Wiem,żegraszjejrolę.Wiem,że
niesłychanympodstępemwcisnęłaśsiępoddach
generałavonStrelitza.Wiem,żetybyłaśtąkobietą,
któraprzywiodłaPatrasadozguby.Zasłużyłzresztąna
śmierćiniemyślęlitowaćsięnadnim.Twezjawienie
sięwcukierniJännerabyłonawetpięknymdowodem
twejbrawury.Pytasz,cowiemjeszcze?Wiem,że
jesteśPolką.Wiem,żeprawdziwaGretaNielsen
wbrewswejwoliprzebywawjakimśzakładzie,czy
sanatoriumwPolsce.Wiem,żetwojezainteresowanie
malarstwem–toszpiegowskafinta.Wiemwreszcie,że
prawdziwaGretaNielsenniemapojęciaomalarstwiei
obrazuolejnegonieodróżniodakwareli.Informowałem
siędyskretniewSztokholmiei,jakwidzisz,wiem
wszystko.
Siedziałanapółnagaidrżąca,blada,bezjednej
kroplikrwiwtwarzy.Kuliłasięnaposłaniu,jak
zaskoczonezwierzę.Ogromnejejoczybyłytymrazem
jeszczewiększe,pociemniałeśmiertelnymprzerażeniem.
Wiedziałwszystko!Istotniewszystko.Wpamięcijej
stanęławesołatwarzMandla,wspomniałanieznanego
sobiepana,któryodbierałjejpejzażezesklepuEmmy
Wigand.Czyionibylizgubieni!Czywszystkobyło
stracone?Apotemdrugiepytanie.Ktozdradził?
CzyżbyAhlbergzłamałsłowo?Jakimidrogamidoszedł
Kurtdopoznaniaprawdy?Czybyłazgubiona?Miałją
zupełniewrękach.Musiałasięzdaćnajegołaskęi
niełaskę.
Upłynęładługachwila,nimzdołałaochłonąć.
—Terazrozumiemwszystko,panieporuczniku
vonHedinger—odezwałasięprowokacyjnie.—
Podobamsiępanu,więcchciałmniepanzdobyć,zanim
mniepanzadenuncjuje.Ajagłupiamyślałam,zeto
naprawdęmiłośćiwstosunkudopana–wstosunku
dopanajednego–byłamzawszetylkokobietą,anigdy
szpiegiem.Wszystko,copanwiejestprawdą.Teraz,
gdyoddałamsiępanu,możesiępanjużniekrępować.
Mniejszaoto,czytakbędziepodżentelmeńsku.
Telefonjest,zdajesię,wsąsiednimpokoju.Wczasie,
gdybędęsięubierać,możepanzatelefonowaćdo
pułkownikaLuciusa.Ktowie,połówjestcenny,może
czekapanaawans.
—Greto!
Usiadłprzyniejichwyciłjązaręce.Jąłmówić
miękkoiserdecznie.
—Greto!Jakżemożeszprzypuszczać,coś
podobnego!Jakmożeszsądzićmnietakfałszywie!Ja
jedenznamtwojątajemnicę.Niktniedomyślasię
niczego.Jeżelimówięciotym,todlatego,żekocham
cięiżechcęcięratować.
—Ratować?—Uśmiechnęłasięgorzko,lecz
otuchajęławracaćwjejserce.
—Tak!Chcęcięratować,botocodziświemja,
równieprzypadkowomogąjutrolubpojutrzewiedzieć
wszyscy.Szpieganajczęściejdemaskujeprzypadek.Po
cóżryzykować?Jeżelimówięciotymteraz,właśnietej
nocy,toczyniętodlatego,żechciałembyśnajpierw
należaładomnie.Przedrozmowąnaszą,chciałemjak
najsilniejzwiązaćizespolićsięztobą.Teraz,gdy
należyszdomniedusząiciałem,mogębyćpewny
twojejmiłościitwegooddania.Iterazprzyszedł
moment,kiedymusimyspojrzećwoczyprawdzie.
Przyciągnąłjąkusobieijąłcałowaćgorąco.
Odsunęłagodelikatnie.
—Nieteraz,Kurt.Nieteraz.Zdawaćbysię
mogło,żebawiszsięzemną,jakkotzmyszą.Chcę
wiedzieć,doczegoprowadzitacałarozmowa?Jakie
zamiarymaszwobecmnie?
—Mamtylkojednożyczenie.Kochaćcięibyć
zawszeprzytobie.
—Tosiętylkotakpiękniemówi—rzekłacoraz
bardziejośmielona.—Alejakżetegodokonać?Wiesz
najlepiej,żedzielinaswszystko.Twójmunduroficerski
imojamaskaszpiegowska.
—Jaznamdrogęwyjścia.Znamsposóbusunięcia
tychprzeszkód.
—Jaki?—ruszyłaramionami.
—Bardzoprosty.Jazdejmęmundur,atymaskę.
Proszęcię,niesądź,żełatwomiprzychodzipowiedzieć
tesłowa.Munduroficeraniemieckiejarminosił
zarównomójojciecjakimójdziadek.Tenmunduri
honorniemieckiegożołnierzazrósłsiępoprostuz
naszymnazwiskiem.Długowałczyłemzsobą,ale
wreszciezdecydowałemsię.Zdecydowałemsię
postawićnasząmiłośćponadwszystko.
—Tosąsłowa—odparła,kładącsięnaposłaniu.
—Jaksobietowyobrażaszpraktycznie?
—Zarównotyjakijazmienimyskórę.Ty
wyjedzieszpodladapozoremzNiemiecidla
wszystkichznikniesz,jakkamieńrzuconywwodę.Ja
podamsiędodymisjizpowodówosobistych,zrzucę
munduriwyjadęwśladzatobą.Pozostałmipo
rodzicachsporymajątek,którypozwolinamżyć
spokojnie.Jestemzresztąmłodyimogępracować
inaczej.—Uśmiechnąłsiępogodnie.—Mówią,że
każdyNiemiecposiadawrodzonezdolnościhandlowe.
Dlaczegóżbymniemiałwziąćsięnaprzykładdo
handlu.
—Chcesz,żebymwyjechała?Agenerałvon
Strelitz?AprawdziwaGretaNielsen?
—Niebędzienicdziwnegowtym,jeżeli
siostrzenicagenerałavonStrelitzazechceodbyć
wycieczkędoSzwajcari.Acóżnasobchodzi,co
będziepotem.Niechpolskiwywiadkłopocesię,co
zrobićzautentycznąGretąNielsenijakwybrnąćz
kabały.Niechniemieckiwywiadłamiesobiegłowę,co
sięstałoztobą.Mywtedybędziemydaleko.
—Mamwięcrzucićswojąszpiegowskąpracę?
—Jednopytanie.Dlaczegozostałaśszpiegiem?
Dlapieniędzy,czyzpobudekpatriotycznych?
—
Dlaczego
służysz
w
kontrwywiadzie
niemieckim?Dlapieniędzy,czyprzezpatriotyzm?
Rozłożyłręce.
—Przepraszam.—powiedziałpoważnieiz
szacunkiem.
—Nieodpowiedziałeśmi.Mamwięcrzucaćmoją
pracęizniknąćzpowierzchnitak,bymojacentralanic
otymniewiedziała?
—Naturalnie.Tojestwarunek.
Usiadłaiobjęłarękomakolana.
—Awięctynieprosisz,tylkostawiaszwarunki?
—Czyżniemamprawa?
—Masztylkoprzewagę.Agdybymodmówiła,
Kurcie?
Przezdługąchwilęmilczałipatrzałnanią
nieruchomo.
—Gdybyśodmówiła,musiałbymcipostawić
alternatywę.Albowyjazdalbo…
—Dokończ.Chcęwiedzieć,czegosięmogę
spodziewaćpotobie.
—Gdybyśodmówiła–zadzwoniłbympewniedo
pułkownikaLuciusa.
Potrząsnęłagłową.
—Ładnamiłość,którazostawiatakszeroki
wybór!
—Pamiętaj,żejestemNiemcemiżezawszenim
pozostanę.Pamiętaj,żejesteśszpiegiem–awięc
wrogiemmojejojczyzny,tymgroźniejszym,że
działającymwczasiepokojuiniewotwartejwalce.
Pamiętaj,żepostanowiłemuratowaćcię,nawetwbrew
twojejwoli.Gdybymcięwydał,nieznalazłabyśw
oczachniemieckichsędziówłaskiiprzebaczenia.
Straciłbymcię.Doszedłemdowniosku,żemoja
niemieckaojczyznajesttakpotężna,żenawettak
niebezpiecznyszpiegjakty,niemożeiniemógłjej
zaszkodzić.Żeojczyznamojamożemiciebiedarować.
Alewarunekjestjeden.Odtejchwilimusiszzaprzestać
swejdziałalności.
—Zaprzestać,albozginąć–alboumrzeć.
—Pocóżumierać?Czyniesądzisz,żebylibyśmy
obojebardzoszczęśliwi?Czyniesądzisz,żebardzo
prędkozatarłabysięwnaszejpamięciprzeszłość?
Powiedziałaśmi,żemniekochasz,żedlategotu
przyszłaś.Jesteśzemnązwiązanawszystkim,czym
możebyćzwiązanakobietazmężczyzną.Narodowość,
wyznanie,granicepaństw–tosztucznemurybudowane
odwieków,aleczyżnaszamiłośćniemożezburzyć
tychmurów?Grożę,bochcęprzeprowadzićswoją
wolę.Jesteśstworzonadomiłościibędzieszżyłasamą
miłością.PowinnaśdziękowaćBogu,żetajemnicę
twojąposiadłczłowiek,któryciękochaijestgotówdla
ciebiewielepoświęcić.Czyniezmęczyłocięjużto
długieoscylowanienakrawędziżyciaiśmierci?Czynie
lepszecicheispokojneżycieodtegoszarpania
nerwów?
Zamyślonapokiwałagłową.
—Narodowość,wyznanie,granicepaństw–to
wszystkosztucznemury…Ha!Ha!Ha!Itomówi
niemieckioficer?Potomekstarejpruskiejrodziny?Nie
poznajęcięitwoiprzełożeniniewierzylibyswoim
uszom,gdybyusłyszelitesłowa.Zmieniłeśsię…
Zapadłomiędzynimimilczenie.Zbytwielebyło
wrażeńtegodniaitejnocydlanerwówGretyNielsen.
Wypadkibiegłyizmieniałysięjakwkalejdoskopie.
KurtvonHedinger–przedchwiląkochanek,stałsię
niespodziewaniezupełnienowym,innymczłowiekiem.
Wjegorękachleżałojejżycieijejprzyszłość.Ujrzała
gowzupełnieinnymświetle.Byłagentemniemieckiego
wywiadu,aonaotymniewiedziała.Niemiałaotym
pojęciaprzezczastakdługi.Alejednobyłopewne.
Tenczłowiekkochałjąnaprawdę.Kochałjąszczerze.
Wiedziała,żepropozycjawspólnejucieczkiniemogła
byćdlaniegołatwa.Zrzucenieniemieckiegomunduru
musiałobyćpoświęceniemzłożonymnaołtarzumiłości.
Stawiałwprawdziewarunki,groziłnawet,aleczyż
mogłasiętemudziwić?ByłprzecieżNiemceminie
mógłpozwolić,byjegokochankatużpodjegobokiem
uprawiałanadalszpiegostwo.Groził,bochciałją
skłonićwtensposób,byobraławspólnąznimdrogę
życia.
Byłjejwtejchwilidroższyniżkiedykolwiek.
Bezbrzeżnabyłasłodyczjegopocałunkówipieszczot,
życieichmogłobyćistotniepasmemszczęściai
namiętnychuniesień.Porazpierwszyzastanowiłasię.
Porazpierwszyobudziłsięwniejbunt.Pocóżmiała
poświęcać
siebie
i
narażać
na
nieustanne
niebezpieczeństwa?Pobudki,któreprzywiodłyjądo
Berlina,zniknęłyzchwilą,gdypokochałaKurta.Zatarła
sięjużprzeszłość,którajątuprzywiodła.Czyżmogła
tejnocymyślećojakimkolwiekinnymmężczyźniepoza
nimjednym?PozostaniewBerliniebyłoniemożliwe,
nawetgdybyKurtowibrakłosiłnawprowadzeniew
czynswoichgróźb.Alejakosiostrzenicagenerałavon
Strelitzamogławkażdejchwilizupełnielegalnie
przekroczyćszwajcarskągranicęioczekiwaćz
utęsknieniemKurtawjakiejścichejgórskiej
miejscowości.Światstałbywtedyotworem,zniknąłby
koszmarmęczącychprzeżyć.Maszrację,Kurcie!Cóż
znaczyojczyzna,cóżznaczyobowiązekwobecjednej
spędzonejrazemgodziny!Byłakobietąipierwszymjej
prawembyłamiłość.Jakżedziwnybyłówzbieg
okoliczności,JednamiłośćprzyprowadziłajądoBerlina
–drugamiałajązBerlinazabrać.
Wtymmomenciebyłazupełnieprzekonana.Służba
wwywiadzie,zadaniezdobyciaformułygazu–
wszystkotoposzłonarazwkątjakbezużyteczne
śmiecie.Nicnieostałosięwtejkrótkiejchwilinamysłu
wobecogromujejmiłości.
Kurtczekałnajejodpowiedź.Odpowiedziała.
—Jakmyślisz?Dałeśmidowyborupomiędzy
zgubą,amiłością.Czywątpisz,cowybiorę?
Poczymdodałaszybkozenergicznymgestemręki.
—Aleniedlatego,żemigrozisz,przyjmujętwoje
warunki.Niesądź,żejestemtchórzem.Robięto
dlatego,żekochamciętaksamosilnie,jaktymnie.
Resztasłówutonęławpocałunkach.
—Toniemożestaćsiętakodrazu—mówiław
chwilępotem,gdyzdołałauwolnićsięodniego.—
Muszęwyjechaćtak,bynieobudziłotożadnych
podejrzeń.Wyjechać,jakprawdziwaGretaNielsen.
Topotrwakilkadni.Typrzeztenczasrozpocznij
likwidacjęswychinteresów.
—Pojmujętodobrze.Wyjedzieszwkażdymrazie
najszybciej,jaktylkobędzieszmogła.Porozumieliśmy
sięwięc,Greto?
—Najzupełniej.Maszdziwnysposób,zdobywania
kobiet.
—Bądźtedyzupełniebezpiecznaizmojejstrony
nieobawiajsięniczego.
Przypomniałasobienarazzamkniętedrzwi
gabinetu.
—Ataniespodzianka,Kurcie?Czytomajakiś
związekznasząrozmową?
—Byćmoże.Terazjużmogęotworzyćdrzwi
gabinetu.Chceszpójśćzemną?
—Chętnie!Odwróćsięnachwilę.
Włożyłajegopiżamęiposzławśladza
porucznikiem.
Otworzyłdrzwipokojuizapaliłświatło.
—Spójrz,Greto.Czyniepięknakolekcja
obrazów?
Spojrzałaiwbrewsłowom,któremówiłaprzed
chwilą,doznałaukłuciawsercu.Naścianiewisiały
czterypejzażemalowanejejręką.Pejzaże,naktórych
płótniebyłyraportyszpiegowskie.
Gdymilczała,oficerdodałbeztrosko:
—EmmaWigandzyskaławemnienowegoklienta.
—Pocokupowałeśteobrazy?
—Boonesądowodemrzeczowymprzeciwko
tobie,Greto.Tojużnaturalnienieaktualne.Wiem,co
kryływsobietwojepłótna.Gdywpadłemnatroptwej
tajemnicy,postanowiłemudaremnićtwąakcję.
—Udaremnić?Wjakisposób?
—EmmaWigandzostałanakłonionado
pożyczaniamitwoichobrazów,alezamiastnich
dostawałakopie,którekryływsobiewręczfałszywe
wiadomości.Kopiedlatwoichstałychodbiorców.Nie
miałemczasujeszczezająćsiętymiludźmi,aleterazto
uczynię.
—Izgubiszmniewtensposób.
Teprostesłowazastanowiłygo.
—Maszrację—rzekł.—Zżalembędęmusiałz
tegozrezygnować.
—Dlaczegozżalem?Niechoddziśbędzienam
obojętneto,conosinazwęszpiegostwa.
Ozwałsięwniejnaglepodziwzakochanejkobiety.
Bylizaprawdęgodnymisiebiepartnerami.Podeszłado
Kurtaimusnęładłoniąjegopoliczek.
—Jakiśtysprytny!—powiedziaławprzystępie
czułości—Jakwpadłeśnato?Jakodkryłeśmoją
tajemnicę?
Uśmiechnąłsięchełpliwie.
—No,toniebyłotakieznówtrudne—odparł
ogarniętychęciązaimponowaniajej.—Mamwmojej
karierzeagentakontrwywiaduwspanialszekarty.Na
przykładaresztowaniejednegozwaszychludzi.
Nazwiskotrudnedowymówienia.Nazywałsię
Krzesiński.Jagozgubiłem.
Patrzałwtejchwilinapejzażedziewczyny,aniena
nią.Gdybynieto,byłbyspostrzegłnagłązmianę,jaka
nastąpiławjejrysach.
Wyznanie
było
niespodziewane.
Ani
go
oczekiwała,anionieprosiła.Nazwiskobędąceechem
przeszłościpadłomiędzynimi,jakgrom.Byłojakby
powracającąfaląmorskiegoprzypływu.
Gretątargnąłdreszcz.Zdawałosięjej,żejakiś
zimny,mroźnypodmuchpowiałpopokoju.Wchwili,
kiedyKurtmówiłjej,żejąprzejrzał,żewie,iżjest
szpiegiem,wrażeniejejbyłomniejsilne.Terazzdawało
sięjej,żeziemianaglerozstąpiłasiępodjejstopamiiże
ujrzałauswychnógprzepaśćbezdna.
NazwiskoKrzesińskiwciążwibrowałojejw
uszach.Stałosięwjednymmomencieoskarżeniem,
wyrzutemsumienia,głosemzapomnianegoobowiązku.
Jeszczewczoraj,jeszczeprzedgodziną–cóżznowu!–
jeszczeminutętemuwspomnienietamtegoczłowieka
byłopodobnewyblakłejfotografi,naktórejczas
zacierakonturydrogichniegdyśrysów.Ateraz…
Niepamiętałapotemdobrze,jakzachowałasię,
gdyusłyszałachełpliwesłowaKurta.Wkażdymrazie
musiałazdobyćsiębezwiednienapewnądozę
panowanianadsobą.Jakżewdzięcznabyłapotem
sobie,żezdołałauchwycićwporęswenagle
rozedrganenerwy.Jakżebyławdzięcznasamasobie!
Kurtniezorientowałsię–awięcmusiałapowściągnąć
rysy,musiałapowstrzymaćbolesnyskurczwarg.
PorucznikoderwałoczyodobrazkówGretyi
przeniósłjenadziewczynę.
—Wierzmi,ztymKrzesińskimniebyłałatwa
sztuka.
Awidząc,żewyrazjejtwarzyjestniecodziwnyi
jakbyspłoszony,zapytał:
—Czyśtygomożeznała?Pracowaliścieprzecież
wjednymwywiadzie.
Ruszyłaramionami.
—Skądżebymgomogłaznać?Wiemtylko,że
gdyzginął,byłowielkielarumwnaszejcentrali.
VonHedingerdalekibyłodzrozumienia,cosięz
niądziało,niedomyślałsięanitrochę,jakaburza
rozszalaławjejduszy.Mówiłdalejtymsamymtonem,
copoprzednio,jakbychciałpopisaćsięprzed
dziewczynąizaimponowaćjejjeszczebardziej.
—Niedziwięsię,żeżałowalitejstraty.Byłto
człowiekdzielny,szlachetnyiodważnydoszaleństwa
ten…Krzesiński.Możetylkobrakowałomutrochę
sprytu.Miałogromnieśmiałezamysły,któreudałomi
sięwporęsparaliżować.
—Tyokazałeśsięodniegosprytniejszy—ozwała
się,bycokolwiekpowiedzieć.
Wiedziała,żezawszelkącenęmusidowiedziećsię
odKurtawjakisposóbKrzesińskizginąłiwpadłw
ręceniemieckie.Trzebabyłozdobyćsięnaton
pogodnyischlebiający,bezwzględunato,codziałosię
wjejduszy.
—Jeżelichcesz,araczejjeżeliciętozajmuje,
mogęcitoopowiedziećwkilkusłowach—rzekłvon
Hedinger,spełniającjejskrytąprośbę.
—Bardzochętnie!Alenietutaj.Zimnomi…—
Zatuliłasięwpiżamęoficera.—Przejdźmydotamtego
pokoju.Daszmikieliszekwina,tomnierozgrzeje.
—Maszrację.Chodźmystąd.Tenpokójjestźle
opalony.
Wychodząc,spojrzałarazjeszczenaswepejzaże
wiszącewgabineciekochanka.Spojrzałatak,jakby
chciałajedobrzezapamiętać.Zarównotematjaki
koloryt,iniemalkażdepociągnięciepędzlem.Kurt
objąłdziewczynęiprzytulonądosiebiewyprowadziłz
gabinetu.Poszłaposłusznie,nieuwalniającsięzjego
objęć.Byłaoszołomiona,półprzytomnaodchwili,
kiedyusłyszałatamtonazwisko.Jakkolwiekbyłoi
cokolwiekzamierzałazrobić,niemogłazapominać,że
jestsamanałasceiniełasceswegokochanka,a
zarazemniemieckiegoagenta.Zdradzićsięzjakimś
uczuciem,którebyniebyłopojegomyśli,znaczyłoby
towzbudzićjegopodejrzenia,aGrecieniemal
podświadomiezależałonatym,byutwierdzić
porucznikawjaknajwiększymzaufaniudoswejosoby.
Nalałwinawkieliszkiizachęciłdziewczynę.
—Pijmy,Greto!Zanasząmiłość,izanoweżycie!
—Zanaszenoweżycie!—powtórzyła,
podnoszącswójkieliszekizbliżającgodojego
kieliszka.
—Prosit!
—Prosit!
Rękadrżałajejniecoidziewczynauderzyłao
kieliszekKurtatakgwałtownie,żeszkłopękłojejw
rękuizbrzękiemupadłonapodłogę.
—Przepraszamcię,Kurt.Jakajajestem
niezgrabna.
—Nicnieszkodzi.—Uśmiechnąłsię.—Zaraz
podamcinowy.
—Unas,gdybijesięszkło—rzekłazamyślona
—mówią,żetodobryznak.
—Unas?WSzwecji,czywPolsce?
—NaturalniewPolsce.
Przyniósłjejinnykieliszekimogliwreszciebez
przeszkodyspełnićswójtoast.Toast,którybył
spóźnionyojednoniezręcznepowiedzenie.
—No,Kurt,miałeśmiopowiedzieć…
—Ach,otymKrzesińskim?—odezwałsiętakim
tonem,jakbytemattenwydałmusięnaraznudnyi
niewłaściwywtejsytuacji.
—Właśnieonim.Czywiesz,żeuchodziłza
kolosalniezdolnegoczłowieka?
—Topewne,żebyłryzykantem,jakichmało.Tak
leźćwilkowiprostowpaszczę,natotrzebamiećnie
ladaodwagę.Wyobraźsobie,żetenczłowiekbyłbliski
zdobyciajednejznaszychważnychtajemnic
militarnych.Powziąłzamiarponadludzkiesiły–zamiar
wdarciasiędojednejznaszychfabrykwojskowych,
zakonspirowanychjaktylkomożnanajdokładniej.Na
szczęściewpadłemnajegotropwBerlinieiniewiedział
otym,żebyłoddługiegoczasupodnasząobserwacją.
Wspomnęcinawiasem,żezgubionyprzytwejpomocy
PatrasprzyczyniłsiędowykryciaKrzesińskiegow
Berlinie.
—Patras?…
—Właśnieon.Tobyłowczasie,kiedydalecy
byliśmyodpodejrzeń,żetenGreksłużyłdwubogom.
Kurtwypiłzesmakiemkilkałykówwinai
opowiadałdalejodrętwiałejdziewczynie.
—GdyKrzesińskiwyjechałdomiejscowości,
gdziemieścisięowazakonspirowanafabryka,
podążyliśmywśladzanim.Jakimidrogamidoszedłdo
swychodkryć,otymniedowiedzieliśmysięnigdy.W
każdymraziemiałdobreinformacje.Wszystkobyło
jednakprzygotowanenajegoprzyjęciei–wpadłw
pułapkę.Gdyzdołałprzejśćprzezpierwsząlinięwart,
aresztowaliśmygo.Byłemgłównymświadkiem
oskarżeniawjegoprocesie.
—Rozstrzelany?—ozwałasięprzyciszonymnieco
głosem.
—Rozstrzelany.Czyżmógłbybyćinnywyrok?
Jakdowiedzieliśmysiępotem,byłonoficeremczynnej
służby,gdypodejmowałsięswejmisji.Wierzmi,gdyby
spełniłswezadanie,zasłużyłbywcałejpełninamiano
bohatera.Aleitakumarłjakbohater.Budziłpodziw
swympełnymgodnościzachowaniemizimnąkrwiąw
obliczuśmierci.
—Iniemaszwyrzutówsumienia?
—Aty,czymaszwyrzutysumienia,zpowodu
Patrasa?Awidzisz!Niemaszich!Wtakiejwalce
musząpadaćofiary.
Agentkawywiadusiedziałazpochylonągłową,z
rękomazłożonyminakolanach.To,cousłyszałaod
Kurta,zbiegałosięzesłowamigenerałavonStrelitza.
OpowiadającjejowybuchugazówwHamburgu,
wspomniałonoowymśmiałku,któryprzedarłsięprzez
pierwsząlinięwartstrzegącychfabrykimorderczej
substancji.Awięcniemyliłasię!TooKrzesińskim
mówiłgenerałConradvonStrelitz!
UczułanasobiewzrokKurtaiotrząsnęłasięz
wrażenia.Spojrzałananiegozbladymuśmiechem.
—Cóż,mała?—zapytał.—Zrobiłonatobie
wrażenie,tocousłyszałaś?
—Tak!Jesteśstrasznymczłowiekiem,Kurt!
—Jesteśgłupcem!—myślałajednocześnie.—
Namojeitwojenieszczęściepowiedziałeśnazwisko
Krzesińskiego,właśniewtedy,gdybyłamnajbardziej
dalekaodjakiejkolwiekmyślionim.Obudziłeś
wspomnienia,którechciałamostatecznieprzygłuszyć
miłościąioddaniem.Jakiższatanpodszepnąłci,by
chwalićsię,żetoprzezciebiezginąłporucznikJan
Krzesiński.Byłamwzaczarowanejkrainiemiłościtak
wspaniałej,jakiejdotądnieznałam.Byłamjednym
pożądaniem–gloskrwisprawiał,żepragnęłamwżyciu
tylkojednego–byćzamkniętąwtwoichramionach,
omdlewaćwcoraztonowejrozkoszytwychuścisków,
byćprzytobieirano,iwieczór,iwnocy,idziś,ijutro,
izawsze.Oddałamcisięioddałamzupełnie.Chciałam
odtejchwilipatrzećnaświattwymioczyma,myśleć
twymimyślamiinależećdociebietak,jaktylkodo
szaleństwazakochanakobietanależydomężczyzny.
Głupcze!Pocóżwymówiłeśtostrasznesłowo?
Byłabym
rzuciła
wszystko,
niepomna
mych
obowiązków,byłabymwyjechała,takjakchciałeśi
oczekiwałacięwSzwajcari,bezpiecznaiszczęśliwa.
Takjakchciałeś,nieobchodziłybymnienicwywiady
całegoświataibylibyśmydwojgiemnajszczęśliwszych
ludzipodsłońcem!Ateraz?NaBoga,bojęsię
spojrzećtwarząwtwarzrzeczywistości!…Coty
zrobiłeś?Cotyzrobiłeś,głupcze!
Całejejzachowaniekłamałoterazmyślom.W
mglistychzarysachwiedziałajuż,żemusidziśrozstać
sięzKurtemwtensposób,bywierzyłnajgłębiej,że
usłuchagowewszystkim.Bynajmniejszawątpliwość
niezakłóciłatejpewności.
Wstałaileniwiepodeszładoniego.Usiadłamuna
kolanachiprzytuliłagłowędojegoramienia.
—Jesteśstrasznymczłowiekiem—powtórzyła,
patrzącmuprzymilniewoczy.—Powinnambaćsię
ciebieiuciecprzedtobąjaknajdalej.Aletyniezrobisz
miniczłego?Niewydaszmnie,jakKrzesińskiego?Nie
każeszmnierozstrzelać?Prawda,Kurt?…
Obawiałasię,czywtoniejejsłówniedopatrzysię
fałszywegobrzmienia,leczonbyłtakzaślepiony,
bliskośćjejdziałałananiegotakprzemożnie,żeani
przezmyślmunieprzeszło,bymiałagraćkomedię.
—Ależnie!Jakżemógłbymcięzdradzić!—
Przygarnąłdziewczynęmocnodosiebieirozchyliłbluzę
jejpiżamy.—Przeciwnie,zrobięwszystko,byśjak
najprędzejwyjechaławbezpiecznemiejsceiz
utęsknieniembędęoczekiwałchwili,kiedybędziemy
znówzsobą.
—Jużtymrazemnazawsze.
—Nazawsze,Greto…—Zastanowiłsię.—
Posłuchaj,jaktymaszwłaściwienaimięijaktysię
nazywasz?
—Tegojednegoniewiesz!…Powiemci,gdybędę
wyjeżdżałazNiemiec.—Spojrzałanamego
zamglonymwzrokiemiprzytuliłasięmocniej.—Niech
ciwystarczytymczasem,żeciękocham!
***
Gdywgodzinępotemopuszczałajegomieszkanie,
mogłabyćpewna,żeuwierzyłwszczerośćjejsłówijej
zachowania.Wszystkobyłomiędzynimiułożonei
Kurtowianiprzezmyślnieprzeszło,byjego
opowiadanieoKrzesińskimmogłowduszydziewczyny
wzbudzićjakieśecha.Byłprzekonanyomiłości
dziewczynyiotym,żechętnieiradośniespełniułożony
przezniegoplan.
Chciałodwieźćjądodomu,leczuparłasię,że
pojedziesama.Musiałustąpićiodprowadziłjątylkodo
postojutaksówek,gdziewsadziłjądowozu.
—Dojutra,Kurt!—uścisnęłamurękęna
pożegnanie.
—Dojutra!—odpowiedziałiniebyłowtejchwili
szczęśliwszegoodniegomężczyzny.
Gdytaksówkaruszyła,patrzałdługowśladzanią,
ażrozpłynęłasięwmrokupierzchającejjużnocy.
GretaNielsenzaśopadłaciężkonamiękkie
poduszkiwozu.Wczasiegdysamochóduwoziłjądo
wiligenerałavonStrelitza,wdzielnicęodległąod
mieszkaniakochanka,trwaładługozprzymkniętymi
oczyma,zasłoniętymidłonią,jakbyztrudemstarałasię
zebraćmyśli.
Gdypodniosłapowieki,szepnęładosiebiejedno
zdanie,zdanie,wktórymzamkniętabyłatreść
przeżytychgodzin.
—Joanno!Tymrazemjesteśzgubiona…
RozdziałV
NazywałasięJoannaMarwicz.
Odwczesnejmłodościnieposiadałabliskiej
rodzinyiwychowywałasięudalekichkrewnych,którzy
ilekroćmogli,dawalijejdozrozumienia,żejestdlanich
niepożądanym
ciężarem.
Zdradzała
od
lat
najwcześniejszychzamiłowaniedomalarstwa,którenie
przemijałozwiekiem,leczrosłocorazbardziej.W
rezultaciezdołałaprzezwyciężyćwszelkietrudnościi
dostałasiędoAkademiSztukPięknych.Gdywdwa
latapotemnadorocznymbaluAkademipoznała
porucznikaJanaKrzesińskiego–dalekabyłaod
przypuszczeń,jakogromnywpływwywrzeta
znajomośćnacałejejżycieijakieniespodziankizgotuje
jejlos.
Zpoczątkuniezwróciłauwaginaporucznika.
Nawetniepodobałsięjej.Pierwszewrażenieokazało
sięjednakmylneiznajomośćdwojgamłodychpoczęła
sięzacieśniać.
JanKrzesińskibyłdziwnymmężczyzną.Mimo
młodegowiekuposiadałjakąśodrębnądojrzałość,
którakładłapiętnonacałymjegozachowaniui
charakterze.Byławnimpowagawiększa,niżbyto
nakazywałaliczbalat,nadniejegoduszykryłysięrysy
pewnejsurowości,któremogłyzrażaćwieluludzi,lecz
podobaćsięjednostce.
JoannaMarwiczzupełnieniespodziewaniestałasię
właśnietąwybranąjednostką.Krzesińskizaciekawiłją
zrazuwięcejjakoczłowiekniżjakomężczyzna.
Uczucieprzyszłodopieropoteminarastałowolno,ale
imwolniejnarastało,tymbardziejmiałocechy
trwałości.
Joannauchodziłazapiękność.Miaławięcejniż
urodę,bowdzięk,którymczarowałakażdego.Znając
ją,niesposóbjejbyłoniekochać.Toteżnicdziwnego,
żeporucznikKrzesiński,prowadzącyżyciedość
ascetyczneisamotne,odpierwszejchwilizakochałsię
wniejdoszaleństwaiodpierwszejchwiliszukał
uparciejejwzajemności.
Doczekałsięjejwreszcie.Okazałosię,zemają
wspólnezainteresowaniażyciowe,okazałosię,że
Joannacorazsilniejpoczęłaprzywiązywaćsiędoniego
inadszedłdzień,kiedyporozumielisięzsobąi
postanowiliwnajkrótszymczasierozpocząćwspólne
życie.
Iwtedywłaśnienadmiłościąichpoczęłysię
gromadzićchmury.Planyichzupełnieniespodziewanie
uległypokrzyżowaniu.PewnegodniaKrzesiński
oznajmiłjej,żeprawdopodobniebędziemusiał
wyjechaćnapewienczas.Spytałago,najakdługo.Nie
umiałokreślić.Pytaładokąd.Nieodpowiedział.
Wyjaśniłjejtylkokrótkoinadspodziewanieszorstko,
żetobędziewyjazdsłużbowy.Prosił,bymiaładoniego
zaufanie.Prosił,bykochałagojakdotąd,bypamiętała
zawsze,żejestjegojedynymskarbem,jedynąkobietą,
którąkochaiktórąchceposiadać.
Daremnierozwinęłacałyswójsprytkobiecy,by
dowiedziećsięjakichkolwiekszczegółówotym
zagadkowymwyjeździe.Tajemnicasłużbowa.Tobyło
jedno,copowtarzałnakażdejejpytanie.Uprzedziłją
też,żeprawdopodobnieprzezpewienczasniebędzieo
nimwiedziałanic.Całkowicienic.Żeniedostanieod
niegoanikartki,anilistu,aninawetkilkusłów.Żemusi
sięzdobyćnahartduchaijeżelinawetbędzieją
czekałocierpienie–przecierpiećwimięichmiłości.
Rozstałasięznimwówczaszełzamiwoczach.Ze
łzamigniewuiżalu,żemadoniejtakmałozaufania,że
niechcejej–najbliższejistocie–wyjawićprzyczyni
celunagłegowyjazdu.Milczałabyprzecieżjakgrób.
Wkilkadnipotejrozmowie,wczasiektórejomal
sięznimniepokłóciła,Krzesińskiwyjechałz
Warszawy.Wyjechał–araczejznikł,bonawetna
dworzecniemogłagoodprowadzić.Wyjechałizaczęły
płynąćdługiedniisplataćsięwdługiemęczące
tygodnie.Spadałykartkizkalendarzajakliściejesienne
zdrzew.Dnibyłocorazwięcej.Corazwięcejbyło
tygodni.JużnietygodnieleczmiesiącedzieliłyJoannę
odczasu,kiedynapożegnanieucałowałausta
narzeczonego.
Krzesińskiniewracał.Niedawałznakużycia,
jakbywogóleniebyłogonaświecie.
Młodamalarkadopieroterazpojęła,jakbardzo
byłjejdrogitenczłowiek,któregoniezawsze
rozumiała,alektóregopokochałaswąpierwszą
miłością.Dopieroterazodczuła,jakbardzobyłojej
brakjegospokojnejmęskiejopieki,jakbardzo
bezpiecznaczułasięprzyjegoboku,ajakbardzobyła
terazosamotniona.Czekałaibyłowtymczekaniu
corazwięcejniepokojuirozpaczy.Byłychwile
zwątpieńiniewiary,byłychwilebuntuicichej
rezygnacji,byłynoce,wczasiektórychpłynęłowiele
łezserdecznychibolesnych.
Gdybyjejtęsknotaigdybytełzymiałymoc–Jan
Krzesińskiwróciłbyzpewnościąjużdawno.Aleonnie
wracałichwilamiwątpiłapoprostu,czybył
kiedykolwiekrzeczywistością.
Gdywyjeżdżał,musiałamuprzyrzec,żeniebędzie
sięstaraładowiadywaćoniego–nigdzie–nawetu
jegowładzprzełożonych.Przezszeregtygodni
opanowywałajużnieniepokójlecztrwogęilęk
śmiertelnyidotrzymywałategotwardegoprzyrzeczenia.
Aleprzyszedłdzień,kiedyniemogłajużdłużej.
Przeszłatwardąszkołężycia,jakądajezawsze
sieroctwoibyłaczłowiekiemczynu.Gdyraz
zdecydowałasię–opanowałasięnieco,jakbyw
decyzjiswejznalazłaukojenie.Jejruchliwanatura
zamieraławbezczynności.Doznałaulgi,gdy
postanowiłazbadać,costałosięzjejnarzeczonym.
Intuicjaisprytpowiedziałyjej,gdziesięma
zwrócić.Krzesińskinapomknąłjejoniebezpiecznej
misji,otajemnicysłużbowej.Udałasiędobiur
DrugiegoOddziałuSztabu.Przeczuwała,żezniknięcie
Janamusimiećcośwspólnegozwywiadem.
Jużnawstępiezrozumiała,żepodjęłasięzadania
niemalponadswesiły.Przyjętojąbardzogrzeczniei
poradzono,byprzyszłakiedyindziej.Przyszławkilka
dnipotem,pokonałaznowuwszystkietrudności
dostaniasiędobiurwywiadu.Tymrazemrozmawiałz
niąjakiśkapitan,którywspółczułjejbardzo,lecz
stanowczooznajmił,żeniemożeudzielićżadnych
wyjaśnień,żeporazpierwszysłyszynazwisko
porucznika.PoszładoMinisterstwaWojny.Kołatała
uparcie,nieustępliwie,corazrozpaczliwiej,zcoraz
większązaciętością.Itamniepowiedzianojejniczego.
WróciłaznowudoSztabu.Znowukołatała.
Kontynuowałaswątragicznąwędrówkę.Wiedziała,że
natrafiłanajakąświelkątajemnicęiżeomurtej
tajemnicyrozbijająsięwszelkiejejusiłowania.
Wiedziała,żemówiąjejnieprawdę,ależewyższe
względyzmuszajątychludzidozbywaniajejwszelkimi
sposobami.Napewnochcielipowiedziećjejprawdę,
aleniemogli.
Przybrałatonostry.Groziłaskandalem.Groziła
każdąniedorzecznością,walczącowiadomośćo
ukochanymczłowieku.Zaniepokojonosięwreszcie,że
powodowanarozpacząmożewszcząćwokółzniknięcia
Krzesińskiegohałaszgołaniepożądany.
RozmawiałzniąadiutantszefaDrugiegoOddziału.
Rozmawiałdobrotliwie,perswadując.Oznajmiłjej,że
porucznikKrzesińskiwyjechałzagranicę.Wmisji
ważnejidyskretnej.Powinnapamiętaćotym,żejest
nietylkozakochanąkobietą,aleiPolką.Czekaładość
długo.Niechżepoczekajeszczetrochę.Sprawajest
tegorodzaju,żedookołaosobyporucznikapożądane
jestjaknajgłębszemilczenie.Adiutant,niemogącwyjść
zpodziwunadurodądziewczyny,wyraziłwreszcie
nadzieję,żenarzeczonyjejpowróciniedługozdrówi
cały.
Idniemijałyznowu.Krzesińskiniewracał.Poszła
razjeszczedobiurdrugiegooddziału.Oznajmiłakrótko
istanowczo,żemusisięwidziećzszefem.Powiedziano
jej,żeszefniemaczasu,żejestzajęty.Odparła,żenie
ruszysięzmiejsca,dopókigoniezobaczy.
Adiutantpokiwałgłową.Zdawałosięjej,żeze
współczuciem.Oddaliłsięnachwilęiwrócił.Poleciłjej,
byposzłazanim.Wprowadziłjądogabinetu,gdzieza
dużymbiurkiemsiedziałmężczyznawsilewiekuo
głębokimspojrzeniuiujmującymwyglądzie.
NawidokJoannyMarwicz,oficerpodniósłsięz
miejsca,leczniespodziewanieogromnezdziwienie
odbiłosięwjegorysach.Zdawałosięjej,żeszef
wywiaduniemalwostatniejchwilipowstrzymałokrzyk,
jakicisnąłmusięnausta.
—PaninazywasięJoannaMarwicz?—zapytał
głosem,którywzbudziłwniejnatychmiastzaufanie.—
JestpaninarzeczonąporucznikaJanaKrzesińskiego?
—pytałdalej,gdypotwierdziłaswątożsamość.
Przytaknęłaskwapliwie.Samwyglądtego
człowiekanapełniłotuchąjejbiedneserce.Wszelako
kuzdziwieniudziewczyny,szefwywiadu,niekwapiąc
siędodalszejrozmowy,jąłprzypatrywaćsięjej
natarczywie,poczymwysunąłszufladębiurkaiująłw
palcejakiśkartonik–coś,coprzypominałofotografię.
—
Zadziwiające
podobieństwo.
Wprost
fantastyczne—powiedziałsamdosiebie.
Oczymiałdobre,trochęzmęczone.Pojawiałysię
wnichodczasudoczasumocnestalowebłyski,które
znamionowały,żepodtąpozorniedobroduszną
powłokązewnętrzną,kryjesięczłowiekmocny,
odpowiadającystanowisku,najakiegowysunięto.
—Słyszałemjużopani—rzekł,przechylającsię
niecokuniejprzezszerokiebiurko.—Wiem,wjakiej
sprawiepaniprzychodzi.
—Chcęwiedziećtylkojedno,costałosięzmoim
narzeczonym?
Milczałdługoipatrzałnaniąnieruchomo.
Spojrzeniejegozdawałosięprzenikaćdziewczynę.
—Powiempaniprawdę—ozwałsięwreszcie.—
Tobędziezdajesięnajlepsze.Wyglądapaninadzielną
osobę.Krzesiński,jakoagentnaszegowywiadu,udał
sięzagranicę,byspełnićzadanieniesłychanejwagi.
Przepadłbezśladu.Oddwumiesięcydaremniestaramy
siędowiedzieć,coznimsięstało.
—Żadnejwiadomości?
Byłaśmiertelnieblada,leczpanowałanadsobą.
Szefwywiadunazwałjądzielnąosobą.Niewolnojej
byłopokazywaćswychłeztemumężczyźnie,który
mówiłjejwreszcieprawdęoJanku.Znajdowałasięjuż
wtympunkcieprzedenerwowania,wktórymnajgorsza
wiadomośćprzynosiulgęilepszajestodniepewności.
—Żadnychwiadomości.—Pokręciłgłową.
—Zagranica,tobardzoszerokiepojęcie.Dokąd
wyjechałJanek?
Widziała,żesięzawahał,leczpotemodparł
zupełnieotwarcie.
—DoNiemiec.
Późniejdopieropojęła,żepowiedziałjejotym
tylkodlatego,żemiałjużwtedywobecniejpewne
plany.
—Proszęmipowiedzieć—spytała—czymożna
miećnadzieję,żewróci?Czyteżmamsięwyrzec
wszelkiejnadziei?
Zabębniłpalcamipoblaciebiurka.Odwróciłoczy,
gdyodpowiadał:
—Będęszczerydokońca.Wnaszymjęzyku
zaginąłbezwieścijestrównoznacznezesłowami–nie
żyje.Schwytanogopewnieirozstrzelanotak,żeotym
niewiemy.Zwykłylosludzi,którzysłużąwwywiadzie.
—Rozumiem.
Wstałaidrżącymirękomasięgnęłapotorebkę.
—Dziękujębardzo—powiedziała.—Chciałam
wiedziećprawdęiwiemjużjąteraz.Niewrócętu
więcej.Przepraszamzaczas,któryzajęłam.
Chciałaodejść,leczszefwywiaduzatrzymałją.
—Niechpanijeszczezostanie—rzekłpoprostu.
—Chcęjeszczepomówićzpanią.Proszędaćspokój
łzomiodłożyćjenapóźniej.
—Janiepłaczę—odparła,choćłzyszkliłysięw
jejoczach.
Niewiedziała,pocozatrzymywałjątenczłowiek,
doktóregogabinetumusiałasięwcisnąćpoprostusiłąi
któryzpewnościąmiałczasbardzoograniczony.Dla
jakiejprzyczynypoleciłjejzostać?Powiedzielisobie
przecieżwszystko,comielidopowiedzenia.
Okazałosięjednak,żesięmyliła.Szefwywiadu
milczałprzezdługąchwilę,jakbyoczekując,aż
dziewczynauspokoisię,poczymsięgnąłznowudo
biurkaiwydobyłzszufladykartonik,którypoprzednio
oglądał.PodsunąłJoannieówkartonikprzedoczy.
Tak!Tobyłafotografia.
—Czypoznajetopani?
Otarłapowiekiispojrzałazdumiona.Przedniąna
biurkuleżałojejwłasnezdjęcie.Własneiinnezarazem.
ByłatoJoannaMarwiczorysachniecoostrzejszychio
znaczniejaśniejszychwłosach–włosachniemalbiałych.
OwaJoannaMarwicznafotografiubranabyław
sukienkę,którejonanigdyniemiała.Dziewczyna
przypatrywałasięprzezchwilęfotografi,poczym
odsunęłająodsiebieispojrzałapytająco.
—Myślałamwpierwszejchwili,żetomojawłasna
fotografia.
—Jestpodobieństwo?
—Bardzoduże.
—Ijazauważyłemtoodpierwszejchwili—
uśmiechnąłsiędoniejoczami,podczas,gdytwarzjego
pozostałaniewzruszona.—Dlategowłaśnieprosiłem,
bypanipozostała.
Milczałazdziwiona,onzaśwyjaśnił.
—Mamdlapanipropozycję.Alenajpierwjedno
pytanie.Panibardzokochanarzeczonego.
—Bardzo.
—Copanizamierzaterazrobić,gdyniemożna
miećnadziei,bywrócił?
—Niewiem.Wiemtylko,żejestembardzo
nieszczęśliwa.Pozostałamsamanaświecie…
—Mapaniprawooburzyćsięnamnie,alemuszę
dotknąćintymnejstronypaninarzeczeństwa.Czypani
należaładoKrzesińskiego?
—Proszępana!…
—Proszę,niechpaniodpowie.—Głosjego
brzmiałrozkazująco.—Niekierujemnążadna
niewłaściwaciekawość.
Wtoniejegobyłocośtakiego,coprzytłumiłojej
oburzenie.Pochyliłagłowę.
—Nie…—odparłagłucho.—Nienależałamdo
niego…Prosiłmnieoto…Terazżałuję…
—
Rozumiem!
Przeżywa
pani
tragedię
niezaspokojonejmiłości.Boleśniejsząodstratysamej
osoby.Zdajemisię,żebędziesiępaninadawaćdo
moichcelów.
Wiedziałjuż,cochciałwiedzieć.Przejrzałją
oczymawytrawnegopsychologa.Pojął,żeniewyżyta
miłośćjestdlaJoannyMarwiczwtórnymdramatem
zniknięciaKrzesińskiego.Szefwywiadupostanowił
niezaspokojonyinstynktpłciowydziewczynyskierować
nainnetory.Niemiałaceluwżyciuzchwilą,gdy
dowiedziałasię,żeniemanadziei,byukochany
powrócił.Szefwywiadupostanowiłdaćjejtenceli
możnośćwyładowanianagromadzonejenergiżyciowej.
Naturalnie,niebyłabywzbudziłażadnegojego
zainteresowania,
gdyby
nie
to
zadziwiające
podobieństwo,którerzuciłomusięwoczyod
pierwszejchwili,gdyzobaczyłJoannę.
Słuchałagowskupieniu,aonmówiłgłosem
równymisugestywnym.Mówiłjejowielkimcelu,jaki
przyświecałKrzesińskiemu,owielkimzadaniu,jakie
podjął.Byłoficerem,ajednakwolałzrzucićmunduri
staćsięczłowiekiemniemalpozbawionympraw–
szpiegiem,zaktórymniktsięnieujmuje.Wolałto
uczynić,ponieważtraktowałswezadaniejakowielką
usługędlaOjczyzny.Iniemyliłsię.Takoceniliwszyscy
jegowysiłek,którzyotymwysiłkuwiedzieli.Jeżelipadł
–padłjakżołnierznafroncie.Aleokazujesię,żenawet
teraz–nawetteraz,gdyzginąłbezwieści–Krzesiński
mimowolisłużynadalumiłowanejsprawie.Jego
zaginięciesprowadziłotuwłaśnieją–jegonarzeczoną.
Czyniechciałabyprowadzićdalejjegodzieła?Czynie
zgodziłabysię,byprzejśćodpowiednieprzeszkoleniei
udaćsiędoBerlina?Trafchce,żejestłudząco
podobnadopewnejdziewczynyzeSztokholmu
nazwiskiemGretaNielsen.Dziewczynatamaniedługo
wyjechaćzeSzwecjidoBerlina,dowujaswego,
generałaConradavonStrelitza.Byłobydobrze,by
zamiastniejpojechałatampodjejnazwiskiemJoanna
Marwicz.Niechprzyjrzysięjeszczerazjejfotografi.
Takiepodobieństwozdarzasięraznastotysięcy
wypadków.Samoniebowybierająiwyznaczadotej
misji.Owedrobneróżnicewkolorzewłosówiw
zarysiebrwidadząsięłatwousunąć.Wszystkobędzie
przygotowanejaknajbardziejprecyzyjnie.Zadanie
będzietrudne,alespełniającje,JoannaMarwiczbędzie
mogła–byćmoże–dowiedziećsię,cosięstałoz
Krzesińskim–ktowie,możedosięgnąćswązemstą
tych,którzygozgubili.Jeżeliwydrzeościennemu
państwutajemnicę,którejniezdołałwydrzeć
Krzesiński–Ojczyznabędziejejnieskończenie
wdzięcznainiczegojejnieodmówi.
Szefwydziałumówiłdługoiprzekonywująco.
WskazywałJoannie,żesameokolicznościpredestynują
jądoodegraniatejroli,budziłwniejumiejętniezamiar
zemstyzaKrzesińskiego,roztaczałmożliwości
stwierdzeniajegolosu.
Zdołałjąprzekonać.Cowięcej–zdołałjązapalić.
Przyszła
do
jego
gabinetu
jako
narzeczona
Krzesińskiego–opuściłagojakoagentkawywiadu.W
trzydnipotempodladapozoremzniknęłazWarszawy
iwgorączkowymtempiepoczęłaprzechodzić
konieczne
przeszkolenie
i
przygotowanie
do
ryzykownegoprzedsięwzięcia.
Itaksięstało,żeJoannaMarwicz,słuchaczka
AkademiSztukPięknychprzybrałamaskęGrety
Nielsen,córkiszwedzkiegokupcazeSztokholmu.
Terazjechałataksówkądowiligenerałavon
Strelitza,skurczonajakchorezwierzę,zoczyma
zasłoniętymidłonią,oszołomionaprzeżyciamii
wypadkami,jakieprzyniosłajejtajednakrótkanoc.
Byłtojakbypalecprzeznaczenia.Wchwili,gdy
dokonałosięjejpołączeniezKurtem,wchwili,gdy
obłąkanamiłościądoobcegooficera,któryprzeniknął
jejtajemnicę,gotowabyła,niedlajegogróźbleczdla
swegouczucia,rzucićwszystkoiuciecdoSzwajcari,
przerywającrozpoczętąpracę–międzyniąa
HedingeremstanąłbladycieńKrzesińskiegojakniemy
wyrzut,jakgroźnememento.
Dźwiękjegonazwiskajeszczewczorajsłabyi
przebrzmiały–odzyskałdawnąmoc.Dźwiękjego
nazwiskawstrząsnąłdziewczynądogłębi,przekreślił
wszystkieplany,zdławiłmiłośćdoKurta,przywołał
Joannę,nadrogęobowiązku.
Jazginąłem—zdawałsięmówićówbladycień—
atychceszstchórzyć,Joanno?Zginąłemprzez
porucznikaKurtavonHedingera,atyposzłaśw
ramionaczłowieka,którystałsięprzyczynąmejśmierci.
Cowięcej,chceszdlaniegowyrzecsięostatecznego
tryumfu,któryjesttakbliski.Ocknijsię,Joanno!
Joanno,przypomnijsobiewjakimceluprzybyłaśdo
Berlina!
Taksówkamknęłaopustoszałymiulicami.Joanna
Marwiczgryzładokrwipalce.Wszystko,cobyło
międzyniąaKurtempoowymnieszczęsnymwyznaniu
porucznika–byłokomedią,byłogrą,byłostaraniem,
byjaknajbardziejzamydlićmuoczy.Miłośćjejw
jednejchwilizmieniłasięwnienawiść.Niemogła
zrozumieć,jaktosiędziało,żenakrótkoprzedtem
omdlewaławpieszczotachKurta.Jakmogła!Jak
mogła!Gdybywiedziała,żetoonwydałiujął
Krzesińskiego,żeongooskarżałistałsięprzyczyną
jegośmierci,gdybybyławiedziała,żeonbyłagentem
kontrwywiaduniemieckiego!…
Senmiłościbyłkrótkiiprześniłsię.Przebudzenie
byłostraszliwe.CzułaniepohamowanywstrętdoKurta
idosamejsiebie.Płomieńzemsty–niemalwygasły–
znowurozgorzałwjejsercu.Płomieńtenprzywołałją
nadrogęobowiązku.
Kurtznałjejtajemnicę,byłzdolnyzgubićjąw
każdejchwili.Musiałałudzićgo,żeprzyjmujejego
warunki.Łudzićtakdługo,dopókinieznajdziedrogi
wyjścia.Drogiwyjściaidrogizemsty.Bodlaniejidla
niegoniemożebyćrównocześniemiejscanaświecie.
Imwięcejdałamuzsiebie–tymmocniejgoteraz
nienawidzi.
Taksówkazatrzymujesięprzedwilągenerała.
Gretasiedzinieporuszona,zamyślona.Szoferobraca
się.Dyskretnymtonempowiadamiają,żesąna
miejscu.
Dziewczynaopuszczataksówkęisłaniającsięna
nogach,wchodzidowili.Jestkompletnierozbita
fizycznieiduchowo.Rośniewniejcorazwiększywstręt
doprzeżytychgodzin,któretakniedawnomiałydlaniej
niewypowiedzianyurok.Gdzież,podziałasięjejmiłość,
gdzieżpodziałosięjejpożądanie?
Idziedołazienki,rozbierasięimyjedługoi
dokładnie,jakgdybychciałazmyćzeswegociała
nawetwspomnieniepocałunkówidotknięćKurta.
Potemudajesiędoswegopokojuikładziesięna
spoczynek.
Wumyślejejrysujesięmglistoperfidnyplan,lecz
jesttakzmęczonaiwyczerpana,żemusiwpierw
odpocząć.Wykonanieowegoplanubędzieją
kosztowałowielenerwów.Niemożeprzystępowaćdo
niegotakroztrzęsionairozbita.
Odziesiątejranowyrywajązgłębokiegosnu
dzwoneknastawionegonatęgodzinębudzika.Ten
dźwiękbudzikajestzarazemsygnałemdopośpiechu,
sygnałemdorozpoczęciapodstępnegodziałania
przeciwkoKurtowivonHedingerowi.GretaNielsen
postanowiłapozostaćwBerlinie.GretaNielsen
postanowiłazdobyćformułęgazu.Prostesąwnioskiz
tychpostanowień.Przerażającoproste.Byzamiary
GretyNielsenmogłyzostaćzrealizowane,Kurtvon
Hedingermusizamilknąć.Musizamilknąćradykalniei
nazawsze.
Corazjaśniej,corazplastyczniejrysujesięplan
akcjiwumyśledziewczyny.Jakwczorajpłonęła
erotycznążądzą,takdziśpłonieżądząodwetui
działania.Postawiwszystkonakartę.Siebie,Mandlai
panaodbierającegoobrazyzesklepuEmmyWigand.
Zagraonajwiększąstawkę.Jeżeliprzegraniebędzie
miałasobienicdowyrzuceniaizapłaciwłasnymżyciem.
Całyplanopierasięnajejpamięci.Udasię,jeżeli
dobrzezapamiętała,jakiezjejpejzażyznajdująsięw
gabinecieKurta.Udasię,jeżelipotrafiodtworzyćje
dobrzeiskopiowaćzpamięci.
Widziałajekrótko,leczcałążarliwościąoczu,całą
żarliwościąspojrzeniastarałasięzapamiętaćteobrazy.
Wnichbyłkluczzwycięstwa,wnichtkwiłonarzędzie
zemstyzaKrzesińskiego.
DziwnągorączkąpłonieciałoGrety,gdyzamyka
sięwswejmalarskiejpracowninamansardziewili.
Gdynaciągapłótnonasztalugiirozcierafarby–
spalonojejustaszepcąjakieścichewyrazy,zdająsię
zapewniaćrozstrzelanegoporucznika,żebędzie
pomszczony.
ZdająsięzaklinaćJanka,byjejprzebaczyłobłędne
chwilezapomnienia,zdająsięprzysięgać,żedzieło
doprowadzonebędziedokońca,żezdobytabędzie
formułaczarnegokrzyża.
Mijająminutyigodziny,aGretaNielsenmaluje.
Malujeniezmordowanie,wkładającwtępracęcały
wysiłeknerwów,wszystkiewładzeswegoumysłu.
Nigdyjeszczeniebyłczastakdrogi.Wpospiechuleży
zbawienie.Myśl,któraowładadziewczynądodaje
pewnościjejręce,czyniszybkimipewnymkażde
posunięciepędzla.Nakrótkątylkochwilęodrywasię
odpracy,gdywzywajątelefonKurta.Granadal
komedięmiłości,chętniegodzisięnaspotkanie
wieczoremiwraca,iznowumaluje.Niewie,czyBóg,
czyszatanprowadzijejrękę,niewie,jakiemoce
wspomagająjejpamięć–wiejedno,żemalujedobrze,
żeplanjejbędzieudany.
Zzapadnięciemmrokutrzyzobrazków,które
widziałauKurta,sągotowe.Pozatymrozpoczętajest
kopiajednegozpejzażów,malowanegojużdawnoi
dostarczonegoEmmieWigand–acozatymidzie,
łącznikowiwywiadu–zanimjeszczeKurtmógł
powziąćjakiekolwiekpodejrzenia.
Joannazamykapracownię,ubierasięstaranniei
udajesięnaspotkaniezKurtem.Alejeszczeprzedtem
madozałatwieniapewnądrobnąsprawę.
Wstępujedokawiarni,októrejwie,żeautomaty
telefoniczne
znajdują
się
tam
w
zacisznych
rozmównicach.Patrzynazegarek.Dochodziósma.
Mandlanapewnoniemajużwmagazynie.Może
jednakzastaniegowdomu.
Telefonuje.Pochwilisłyszygloswmikrofonie.To
Mandel.Jakżemusibyćzdziwiony,gdysłyszy,żektoś
mówidoniegopopolsku.
—Toja.—oznajmiaGreta—Proszęsię
domyślićnazwiska.Wiejużpanktomówi?
Głoswesołegoszpiegajestpełenszczerego
gniewu.
—Paninajzupełniejoszalała!Pocóżtonieustanne
komunikowaniesięzemną?Chcepanizgubićmniei
siebie?
—Proszęmówićpopolsku.Muszęporozumieć
sięzpanem,aniechcętegoczynićosobiście.
Wybrałamtenniebezpiecznysposób.Mówięz
automatu.Domieszkaniapańskiegodzwoniępierwszy
raz.
Chwilaciszy,apotemMandelodzywasięjużw
polskimjęzyku–jakchciała.
—Proszępowiedziećmiktomówi,wprzeciwnym
razieodkładamsłuchawkę.
Niemarady.Joannawymieniaswąszyfrę.
Uspokajająfakt,żemówiwniezrozumiałymdla
środowiskajęzyku.Gdybynawetistniałpodsłuch
telefonuMandla,cojestwątpliwe,równiewątpliwe
jest,bypodsłuchmógłzrozumiećjejsłowa.
Wkrótkichwyrazach,urywanych,poszarpanych
pośpiechemoznajmiaMandlowi,żejejgrairolazostała
przejrzana.WymienianazwiskoKurta.Wie,żenie
powinnategoczynićprzeztelefon,alestawiawszystko
najednąkartę.
Mandeldługomilczy.Potemoznajmiajej,że
wobectakiegoobrotusprawyzwijanatychmiastswą
placówkę,odwołujepanawbinoklachijejsamejradzi
zniknąćpókiczaszBerlina.
—Niezrobipannicpodobnego!—pienisię
Greta,ściskającwdłonisłuchawkę.—Jazostaję!
Mamplan,nieustąpiępodżadnymwarunkiem.Czy
chcepanokazaćsięwiększymtchórzemodemnie?
—Niejestemtchórzem,leczwiem,zkimmamy
doczynienia—brzmiodpowiedź.
—Niewolnominarażaćcałejrobotynatym
terenie.
—Niechpanposłucha—mówibeztchu
dziewczyna.—Człowiek,októrymmówimy,jestwe
mniezakochanydoszaleństwa.Jestjakgłuszecna
tokowisku.Zaproponowałmiwspólnywyjazddo
Szwajcariiporzuceniepracy.Mówiłampanu,że
jestembliskaosiągnięciaceluiniecofamtego.Mam
plan,któryjestwprawdzieryzykowny,leczmożenas
uratować.Pókiwchodziwgręmojakobiecośćjestem
spokojnaotegomężczyznę.Jestmnietakpewny,że
nawetmnienieśledzi.
—Mylisiępaninapewno.Tofrantnadfranty.
—Aleniewtymwypadku.Panie,panmniemusi
usłuchać.Zresztąniechpanrobicochce–jazostaję!
Pogodnyszpiegznowumilczy.Wreszcieodzywa
sięzdecydowanie.
—Dziśopółnocybędęoczekiwałnapaniąw
samochodzieprzedhotelemAdlon.Poznapaniwózpo
tym,żeoknotaksówkibędzieotwarte.
—Będę!—padakrótkaodpowiedźiGreta
kładziesłuchawkę.
Wychodzizkawiarniiśpieszącsiędomieszkania
Kurta,bada,czyniejestśledzona.Niemylisięjednak.
Miłośćzaślepiłanajgroźniejszegozniemieckich
agentówiuczyniłagogłuchymnagłosinstynktu–
przytępiłajegowrodzonąpodejrzliwość.
KurtwierzyGrecie.Niedostrzegazmiany,jakaw
niejnastąpiła.Wierzywjejmiłośćiwszczerośćjej
zachowania.Cóżzresztąmożemuzrobićta
dziewczyna,przeciwkoktórejmawszelkiedowody
winy?Gdybyniekochałjej,mógłbyjązgnieśćjednym
palcem,jednymsłowem,żadnąmiarąniemożebyćdla
niegoniebezpiecznainietylkoniejestniebezpieczna,
leczjestistnymcudemmiłościioddania.
Spędzająwieczórrazem.Gretawijesięw
niewysłowionejmęceodgrywaniauczuciatam,gdzie
jestnienawiść,udawanianamiętności,gdzieczaisię
wstręt.Mimotoprowadzigręzwyrafinowaniem,do
jakiegonigdynieuważałasięzdolna.Myślozemściei
myśloobowiązkuprzygłuszawniejwszelkiemoralne
skrupuły.Tojestwalka–bezlitosnawalka,gdzie
nieostrożnośćjestzbrodnią,gdziegłupotajestśmiercią,
gdziemiłośćjestpodstępem.JeżeliKurtzapomniało
tym–tymgorzejdlaniego.Gdyockniesię,będzieza
późno.
OkołopółnocyJoannaopuszczamieszkanie
kochanka.Znowupowracasama.Podrodze
zatrzymujetaksówkęiwysiada.Bierzeinnąikaże
jechaćpodhotelAdlon.Tamodszukujebeztruduwóz
ootwartymoknie.Wnieoświetlonymwnętrzuoczekuje
Mandel.Jużzdołałpochwycićswenerwy.Jesttakijak
zawsze.Pogodnyicyniczny.
Jadąrazemnadłuższąprzejażdżkę,podczasktórej
rozmawiającicho,gorączkowo.Gdyżegnająsię,
MandelbierzerękęGrotyiprzyciskajądoust.
—Skoropaniryzykujesweżycie,niemogę
okazaćsięgorszyodpani.Nierozumiałemwiele.
Teraz,gdyopowiedziałamipanioKrzesińskim,
rozumiemwszystko.
—Niechpansienieobawia—mówidziewczyna.
—Jeżeliktobędziezagrożony,tojaiówpan,który
odbierałmojeobrazyodpaniWigand.
TwarzMandlapoważnieje,ówcynik,dlaktórego
małojestrzeczyświętych,któryidzieprzezżycie
beztroskimkrokiemtancerza,wypuszczajączrękidłoń
Grety,rzucajejsłowa:
—NiechpaniąBógmawswojejopiece.
Słowatedziwnewustachszpiega,brzmiąwciążw
uszachJoannyMarwicz,gdywracadowiligenerała.
TymisamymisłowamiżegnałjąwWarszawieszef
wywiadu,gdywyjeżdżaładoSzwecji.
NazajutrzranoGretakończykopiowaniezpamięci
czwartegoiostatniegoobrazka.Popołudniu,gdytylko
zmierzchsięzaczyna,wynosipodpłaszczem
namalowaneobrazki.Zawozijedomieszkania,w
którymnigdydotądniebyła,doczłowieka,którego
nigdydotądniewidziała.Właścicielemtegomieszkania
jestpanwbinoklach–ówmężczyzna,którypejzażejej
odbierałzesklepuEmmyWigand.Tenobcyczłowiek
jestGreciewtejchwilibliski,bołączyichwspólne
ryzykoiwspólneniebezpieczeństwo.
OtejsamejporzewbiurzepułkownikaLuciusa
odzywasiętelefon.Szefwywiaduniemieckiegojest
zazwyczajwtymczasiewswymgabinecieiten,kto
dzwoniwieotymdobrze.
Naszczupłejtwarzypułkownikajużpopierwszych
słowachtelefonującegoodbijasięzdumienie.Zwykłym
sobieruchemsięgadobrodyigładzijąnerwowo.Pyta
ktomówi,lecznapytanietonieotrzymujeodpowiedzi.
Natomiastnieznajomymęskigłosmówimurzeczy,od
którychogarniagogroza.WłonieDrugiegoOddziału
zrodziłasięzdrada.Jedenznajzdolniejszychagentów
pracujeodpewnegoczasunarzeczościennego
mocarstwa.Nicprostszego,jakprzekonaćsięotym.
NiechpułkownikLuciusniezlekceważytego
ostrzeżenia.Człowiekzmuszonydotego,bypozostać
nieznanym,zapewniago,żeśledztwowykażeaferęo
takichrozmiarach,żeprzedwojennaaferaaustriackiego
pułkownikaRedlastaniesięwobecniejzupełniebladą.
VonLuciuschcecośmówić,lecztelefonujący
przerywapołączenie.
Szefniemieckiegowywiadusiedzinieporuszony,
jakbyskamieniały.To,cousłyszałjestdruzgocące.
Przechodziwszelkąmiaręwyobraźni–jesttak
potworne,żetrudnowtouwierzyć.Jesttakohydne,że
iserce,imózgpułkownikawzdrygasięwobecmyśli,
bymogłotobyćprawdą.
Czuje
na
sobie
ogromną,
nadludzką
odpowiedzialność.Wobliczutejodpowiedzialnościnie
mamiejscanasentymenty.Człowiek,który
telefonował,rzuciłnazwiskopułkownikaRedla.Zaiste,
świadomieczybezwiedniewywołałpożądanyefekt.W
austriackimwywiadziezajmowałpułkownikRedl
naczelne
stanowisko.
Był
najzdolniejszym
z
najzdolniejszych,najbardziejzaufanych.Inaraz
przypadek,zbiegokolicznościzdarłmaskęiukazałjego
prawdziweoblicze.Najzaufańszyzzaufanych,
arcykapłantajemnicDrugiegoOddziałuokazałsię
najnikczemniejszym
szpiegiem
rosyjskim.
Sprzedawczykiem,dlaktóregodziałalnościniemogło
byćusprawiedliwienia.JeżeliRedlmógłbyćtakim,
jeżelitenczłowiekmógłdopuścićsięzdrady–zdrajcą
mógłbyćkażdy.
Gdybynawetanonimowytelefonzłożyłnabarki
pułkownikaLuciusabrzemięnajcięższegoobowiązku–
niewolnomubyłozałamaćsięnizawahać.Wsłużbie
DrugiegoOddziałuniemaanonimów,któreby
zostawianobezrozpatrzenia.Itenanonimtelefoniczny
musiałbyćzbadany.
WczesnymrokrozpostarłnadBerlinemswe
skrzydła.Naulicacholbrzymiegomiastazapalająsię
rzędyłukowychlamp.Płonąćzaczynająneonowe
reklamy.Światłembijąoknawspaniałychwystaw.
Kurtsiedziwswymmieszkaniu.OczekujeGrety.
Siedzinadpokreślonymbrulionem.Jesttobrulion
podaniaozwolnieniegozesłużbywojskowej.Brulion
podaniaodymisję.Chcenazajutrzranozłożyćto
podanienaręcepułkownikaLuciusa.Zakilkatygodni
staniesięprywatnymczłowiekiemiprzykrośćzdjęcia
mundururoztopisięwrozkoszywspólnegożyciaz
Gretą.
Mijająminuty,dłużąsięwnieskończoność,ale
Gretaniezjawiasię.Kurtczekazniecierpliwionyipełny
tęsknoty.Anicieńpodejrzenia,anicieńnieufnościnie
powstałwjegosercu.Czyżmożnaniemiećzaufaniado
takwielkiejmiłości,jakmiłośćGrety?
Telefonodzywasięnabiurku.Kurtchwyta
słuchawkę.Poznajegłosdziewczyny.Wybierałasiędo
niegotak,jaksięumówili.Cieszyłasię,iżudadząsię
wspólniedoteatru.Czykupiłjużbilety?Jakaszkoda!
Odranaczujesięniezdrowa.Ubrałasięnawetiwyszła
zdomu,leczwróciłasięzdrogi.Dreszcze.Bólgłowy.
Napewnozwykłewiosenneprzeziębienie.Jakjuż
powiedziała,wróciładodomu.Czyniechciałbyjej
odwiedzić,posiedziećprzyłożuchorej?Kochany
Kurcie,takbardzochcęcięzobaczyć.Niechcęani
jednegodniaspędzićbeztwegowidoku.Nie,nieo
wyjeździedoSzwajcariniemówiłamjeszczez
generałem.Byłdziścałydzieńnieuchwytny.Awięc
przyjedziesz,Kurcie?Przyjedźszybko,Gretabardzo
prosi.
Przyjedzienaturalnienatychmiast.Gdytylko
skończyłrozmowę,zaczynaubieraćsięszybko.Stoi
właśniewpłaszczuprzedlustrem,gdywprzedpokoju
odzywasiędzwonek.Któżtamznowu,ulicha?
Służącyuchyladrzwi.
—Jacyśpanowiedopanaporucznika.
Kurtodwracasięzdziwiony.Jakaśrękaw
mundurzeodsuwanaboksłużącego.
Wchodzikapitanżandarmeriwojskowej,zanim
dwajporucznicy.ObajkoledzyKurtazDrugiego
Oddziału.Twarzezmieszane,pełnezażenowania,nie
mogąceukryćwyrazuprzykrości.
VonHedingerniemożeniczegozrozumieć.Patrzy
nanichszerokootwartymioczyma.Otwierausta,by
cośpowiedzieć,byzapytać,leczoficerowiesalutują,
poczymjedenzporucznikówmówi.
—Przykronambardzo,aleprzybywamytuz
poleceniapułkownikaLuciusa,bywezwaćpanado
natychmiastowegostawieniasięprzednim.
Akapitanżandarmeridodaje.
—Mamyteżpolecenieprzeprowadzeniarewizjiw
tymmieszkaniu.Jeżelimapanprzysobiebroń,panie
poruczniku,proszęooddaniejejwmojeręce…
RozdziałVI
Sądwojennyrozpocząłobrady.
Przed
gmachem
sądowym
czuwają
skonsygnowanepotrójnewarty,broniącwszystkim
niepowołanymdostępudownętrza.Dwuosiwiałych
sierżantówsprawdzaskrupulatniewszystkieprzepustki.
Przedolbrzymimidrzwiamisali,wktórejodbywasię
rozprawa,stoidwużołnierzyzkarabinamiunogi,z
bagnetaminasadzonyminabroń.
Salasądowajestmałaiponura.Zakratowaneokna
wychodząnamałewybetonowanepodwórze,zewsząd
otoczonemurami.Anijedenpromieńsłońcaniewpada
domrocznej,surowejizbysądu.
Na
wysokim
podium
zasiada
trybunał.
Przewodniczymustarypułkownikołysej,wypukłej
czaszceiziemistej,gładkowygolonejtwarzy.Twarzta
pokrytajestsieciązmarszczek,askóraobwisłana
policzkach
przypomina
pergamin.
Głowa
przewodniczącegopodobnajestdotrupiejczaszkii
tylkogłębokozapadłeoczypłonąponurym,
fanatycznymblaskiem.
GłowatanależydopułkownikavonHesseleraz
korpususądowego.PułkownikvonHesseleruważany
byłsłuszniezanajbardziejsurowegoibezwzględnego
przewodniczącegowojskowychsądów.Wczłowieku
tymniebyłoniczżycia,niebyłoniczludzkości.Był
wyschłyjakparagrafprawa,rzekłbyśmumiaw
udrapowanymlicznymiorderamimundurzeusiadłana
wysokimfotelu,nadktórymrozpościerałskrzydła
czarnypruskiorzełiprowadziłarozprawę.
Obokpułkownikasiedzieliwotanci.Major,kapitan
idwuporuczników.Procedurasąduwymagała,by
prócztrzechzawodowychaudytorów,wsprawach
tegorodzajuzasiadałojeszczewtrybunaledwu
wylosowanychoficerówtejsamejrangi,cooskarżony.
AoskarżonymbyłporucznikmarynarkiKurtvon
Hedinger.Oskarżonymonajstraszliwszązbrodnię,
jakiejdopuścićsięmożeoficer,oskarżonymo
najstraszliwszązbrodnię,jakąmożepopełnićagent
wywiadu–oszpiegostwonarzeczjednegoz
ościennychpaństw.
Dziwnatobyłasprawa.Sprawa,wktórejmateriał
dowodowybyłrównieszczupły,jakbogaty.
Skrupulatnie,choćbłyskawicznie,przeprowadzone
śledztwoniezdołałowypełnićniektórychluk,lecz
prokurator,majorGrim,obiecywałsobie,żeito
wystarczy.
Niecowyżej,nadKurtem,siedzioficer,któremuz
urzędupowierzonoobronęstawionegoprzedsądem.
Suchy,drewnianygłospułkownikavonHesselera
brzmiwsali,jakgłucheuderzeniewpustąbeczkę.
—Ostateczniewięcoskarżonynieprzyznajesiędo
winyipodobniejakwśledztwie,odmawiawyjaśnień,
jakichodniegożądamy.
KurtvonHedingerstoiwyprostowanyjakstruna.
Jestubranywmundurporucznikamarynarki.Na
mundurzeorderowewstążeczki.Twarzmabladą,oczy
podkrążone,wargispalonegorączką,któratrawigood
dnikilku.Nieodpowiadaodrazu.Wzrokjegobiegnie
wkątsali,gdzierozpartynaniskimfoteluprzysłuchuje
sięrozprawiepułkownikLucius,szefniemieckiego
wywiadu.Luciussiedzinieruchomozwzrokiem
utkwionymwprzeciwległąścianę,jakbysiębał,by
oczyjegoniespotkałysięzoczamiKurta.Daremnie
vonHedingerchciałbyuchwycićspojrzenieszefa.
Luciustrwajakposągwykutywmarmurze.Szlachetne
obliczejegomarównieżchłódposągu.
—Nieprzyznajęsiędowiny—odpowiadaKurt
przewodniczącemu.—Szpiegiemniejesteminie
byłem.Trudnobyznaleźćczłowiekatakdalekiego
wszelkiejmyśliozdradziejakja.Przyznajęsię
natomiast,żewnajlepszejwierzeiwnajlepszych
intencjachsłużyłemzawszeinteresomNiemiec.
Głososkarżonegozałamujesięnagle.Załamujesię,
boKurtpojmuje,żesensjegosłównietrafia
trybunałowidoprzekonania.Ciludzie–tam,napodium
–niebędągosądzićwedługsłówjegoizaklęć,lecz
wedługprotokołów,którychcałystosleżyprzed
przewodniczącym.
VonHesselerdrapieżnymipalcamiprzerzucatekę
pełnąakt.
—Oskarżenieimateriałdowodowytwierdzącoś
zupełnieprzeciwnego—odpowiadazgryźliwie,po
czymdodajesentencjonalnie—Zbłądziłpan,
porucznikuizbłądziłstraszliwie.Niechpanumniejszy
swąwinęitu,natejsalisądowej,niechpanwyzna
prawdęiwydaswychwspólnikówwmieszanychw
aferę.Sądbędziegotówwziąćwówczaspoduwagę
poprzedniezasługioskarżonegodlaojczyzny.
Znowuchwilaciszy.Iwtejciszyzrezygnowany
głos:
—Meldujęposłusznie,paniepułkowniku,żenie
mogępowiedziećnicwięcejponadto,co
powiedziałem.
—Oskarżonymożeusiąść—zmieniaton
przewodniczący.
Kurtsiadanaławie.Wzrokjegoślizgasiępo
trybunaleizatrzymujesięnatwarzyjednegozsędziów
–tego,którysiedziostatnipolewejręce.Oskarżony
przypatrujesiętejnieforemnejgłowie,tejtwarzy
ciężkiejibezmyślnej.Trafchce,żejednymzkolegów
równymstopniem,którzymajągosądzićirozstrzygać
jegolosgłosowaniem,jestporucznikWinnicky–
Polak-renegat,noszącypolskienazwisko.Von
Hedingerwie,żetenjedengłosbędziezpewnością
przeciwkoniemu.Tenjedengłos–obokgłosuvon
Hesselera.Tępatwarzwotantapromieniejeniemal
zadowoleniem,iżczłowiek,którymuimponował,
człowiek,któregowyższośćzawszeodczuwał,siedzi
teraztaknisko,naławieoskarżonychiżejemuwłaśnie
przypadagosądzić.VonWinnickyjestgenialnytylko,
gdychodzioszyfry.Wewszystkichinnychdziedzinach
życiapoglądyjegosątakdaleceprostolinijne,żesą
niemalnaiwne.
Kurtprzypominasobieówwieczór,kiedy
rozmawiałzWinnickymwbiurzeszyfrów.Chodziło
wówczasomarynarzaSpitzwegazKielu.Odrobną
sprawęszpiegowską.WuszachKurtabrzmiąjeszcze
surowe,bezwzględnesłowazniemczonegoŚlązaka.
GorliwesłowapotępieniaSpitzwega,rady,byszybkoz
nimskończyćidaćkuląwłeb.VonHedingerwie,żez
tejstronyniemożesięniczegospodziewać.
OdwracaoczyodWinnickiegoiwbijajewziemię.
Gdyprzedtygodniemozmierzchuzostałaresztowany
poprzeprowadzonejuniegorewizji,aresztowany
właśniewmomencie,kiedymiałudaćsiędoGrety,był
pewny,żetojakieśnieporozumienie,jakaśomyłka
przykraibolesna.Alewnetokazałosię,żetoniebyła
omyłka.Niewiadomokto,kiedyiwjakisposóbudzielił
informacjipułkownikowiLuciusowi.Pewnebyłojedno,
żeKurtujrzałsięnagleotoczonysieciąposzlaki
dowodów,którewypływałyzzupełniefałszywego
założenia,choćbyłytragicznielogiczne.Byłato
pozorniepajęczasieć,alejakżetrudnobyłorozerwać
tępajęczynę!
Zpoczątkuniewiedział,niedomyślałsię.Zbytufał
Grecie,bypodejrzeniajegomiałypaśćnanią.Aleczy
ufałjej,czynie,musiałodpoczątkuzeznawaćtak,by
ratowaćsiebieiniegubićdziewczyny.Zorientowałsię
wporę,żegwoździemoskarżeniamiałybyćobrazy
pannyNielsenznalezionewjegomieszkaniu.Musiał
ważyćkażdewypowiedzianesłowo,byniepociągnąć
zasobąGrety.Łudziłsięzrazu,żeudamusięwydostać
ztegoprzedziwnegopotrzasku,niezdradzającjej
prawdziwejroli.
PrzezpewienczaspodejrzewałKramera.Alew
miarę,jakśledztwopostępowało,wmiarę,jakwidział
sięskutyłańcuchemposzlak,którychniemógł
odeprzeć–zrozumiał,żejednabyłabydlaniegodroga
ratunku,żemógłbezżadnegotruduocalićsię,gubiąc
Gretę.
Ocalićswągłowękosztemjejgłowy.I
równocześniezrodziłasięwnimpotwornamyśl,żeto
jejpodstępzgotowałmulostakstraszny,że
kłamstwemioszustwembyłacałajejmiłość,że
pomiędzynocą,którąuniegospędziła,amiędzy
godziną,wktórejzostałaresztowanymusiałowydarzyć
sięcoś,cozwróciłoGretęprzeciwkoniemu.Aleco?
Czyto,żedałjejpoznać,iżwiekimjest?Czyto,że
skłaniałjamiłościąigroźbądowyjazduzgranic
Niemiec?
VonHedingerłamałsobienadtymgłowę,ale
dalekibyłodprzypuszczenia,żeprzyczynąwszystkich
nieszczęśćbyłojegopyszałkowatewyznanieo
Krzesińskim.Wewnętrznygłosmówiłmu,żeGretanie
mogłakłamaćwmomentachmiłosnegozapamiętania,
żebyławtedyszczera,żenieuprawiaławówczas
komedi,boijakiżcelmiałabytakakomedia?Kochała
goszczerzeioddałamusięzrównąszczerością.Co
więcsięstało?Jeżelijejrękabyławtejcałejaferze,
jakiepobudkikierowałydziewczyną?TegoKurt
zrozumiećniemógłinigdyniemiałsięotym
dowiedzieć.
Niebyłonicprostszegoponadwyznanieprawdy.
Ponadudowodnienie,żepannaNielsenniebyławcale
siostrzenicągenerałavonStrelitza,żeniebyłacórką
kupcaszwedzkiegozeSztokholmu,żebyłapoprostu
szpiegiemdziałającympodnajbardziejśmiałązmasek.
WówczastaPolka,któraprzezjednąnocbyłajego
kochanką,taPolka,którejprawdziwegoimieniai
nazwiskanieznał,podzieliłabyzwykłylosszpiegów,a
KurtvonHedingerwstałbyzławyoskarżonychczystyi
nieskazitelny.Stałnakrawędzitarpejskiejskały,ale
jakżebliskąbyładroganaKapitol.
Tylko,żemiędzyzatraceniemazwycięstwem,
międzyskałątarpejskąaKapitolem,stałnieszpieg,
któregonależałowydać,alestałakochanakobieta.
Kobieta,dlaktórejżywiłprawdziweuczucie.Pamiętał
jeszczesmakjejpocałunków,pamiętałurokjej
uśmiechu,czarjejroześmianychoczu,pamiętałrozkosz
jejpieszczot.Iwtychświeżychwspomnieniachtak
żywychiplastycznychleżałoistotnenieszczęścieKurta.
Ileżtorazywciągudługichgodzinprzesłuchań,w
ciągudługichsamotnychnocyspędzonychwareszcie
śledczym,byłjużzupełniezdecydowanywyznać
wszystko.Alezakażdymrazemsłowawięzłymuw
gardle,zamierałynawargachiniemógłmówić.Nie
mógł!Rzekłbyśmała,ciepła,pachnącarękaGrety
kładłasięnajegoustachinakazywałamumilczenie.
Powiedzieć–toznaczyłooczyścićsiebie,aleznaczyło
tozarazemskazaćGretęnaśmierć.Czyżmógł
pozwolić,bywtychcudnychoczach,którecałował,
zrodziłsięobłędnylękśmierci?Czyżmógłpozwolić,by
tociało,którepieścił,zostałozrytebezlitosnymikulami?
Czymiałpraworatowaćsię,wydającdziewczynę,
którejniekłamałanitrochę,zapewniającjąoswej
miłości,idotejchwiliniewiedział,czyprzemilczy
prawdę,czyteżjąwyzna.Igiąłsiępodbrzemieniem
hańby,niemogącprzezwyciężyćswegouczucia.
Tymczasemwsądowejsalizaskrzeczałznowugłos
pułkownikaHesseleranibyskrzypstudziennego
żurawia.Przystąpionodoprzesłuchaniaświadków.
PierwsząwezwanopaniąEmmęWigand,
właścicielkęmałegosklepikuzobrazamiprzy
AlexanderPlatz.
Weszłanasalępochylona,drobnastaruszkao
siwychwłosachigrubychokularachnasępim,
zakrzywionymnosie.Byłatakprzerażona,żesłaniała
sięniemalnanogachiwoźnysądowymusiał
doprowadzićjądobarierki,przyktórejstawali
świadkowiepodczaszeznań.
Majorzasiadającywtrybunalepoprawejręce
pułkownika
von
Hesselera,
nachylił
się
do
przewodniczącegoiszepnąłmucośdoucha.Tamten
skinąłgłowąipozaprzysiężeniupaniWigandkazał
podaćjejkrzesło.
—Wiadomopani,żeprzedsądemnależymówić
prawdę.Niechpanistarasięprzypomniećsobie
wszystkodokładnieiodpowiadaznamysłem.
—Tak,proszęwysokiegosądu.Będęmówić
prawdę.
—Niechsiępaniobróci.Niechpanispojrzyna
ławęoskarżonych.Jeżeliwidzipaniźle,niechpani
podejdziebliżej.Czypoznajepaniczłowieka,którytam
siedzi?
Spojrzenia
wszystkich
obecnych
na
sali
skoncentrowałysięnawątłejpostacistarejkobiety.
Kurttrwałbezruchu,starającsięprzywołaćuśmiechna
wargi.
—Poznaję—padłakrótkaodpowiedzEmmy
Wigand.
—Poznajepani?Któżtojest?
—PorucznikKarolvonLüttich.
—Mylisiępani!—odparłHesseler,którylubił
dramatycznesytuacje.—OskarżonynazywasięKurt
vonHedinger.Niechpaniwrócinaswemiejsce,więc
jakże?
—MnieprzedstawiłsięjakoKarolvonLüttich.To
napewnoon.
Wszystkotobyłowiadomeispisanewaktach
śledztwa,leczprocedurażądała,bybyłopowtórzone
narozprawie.
—Twierdzipanizatem,żeporucznikKurtvon
Hedingerwystępowałwobecpanipodtymnazwiskiem.
—Tak.
—Zostawiłpanipokwitowaniepodpisanetym
nazwiskiem?Zostawiałkilkakrotniepokwitowania,ale
tegojednegozapomniałodebrać.Czytak?
—Tak,proszępanaprzewodniczącego—zadrżał
znowugłosstaruszki.
—Czytojesttopokwitowanie?Czypoznajeje
pani?—VonHesselerwyjąłzteczkićwiartkępapierui
podałEmmieWigand.
—Tojesttopokwitowanie.
—PorucznikuvonHedinger,czypanmacośdo
powiedzenia?
—Tylkoto,żeprzeprowadzałempewnąakcję,w
którejczasieniechciałemposługiwaćsięwłasnym
nazwiskiem.
—Tozrozumiałe—mruknąłprzewodniczący,po
czymzapytałjeszcze—Jakiegorodzajubyłataakcja,
żeuważałpanzawłaściwezakonspirowaćswe
nazwisko?
—Zakonspirowałemmojenazwiskotylkodlatego,
ponieważdziałałembezwiedzyszefawywiadu.
JakprzedtemnaEmmieWigand,takteraz
wszystkiespojrzeniaspoczęłynapułkownikuLuciusie.
Luciusjednakpozostałnieruchomy.
—Czybyłotopostępowaniepozostającew
sprzecznościzregulaminem?
—Tak—odparłtwardoKurt.
Przewodniczącydałmuznak,byusiadł,poczym
wrócił
do
przesłuchania
handlarki
obrazów.
Opowiedziaławszystko,jakKurtvonHedingerzjawił
sięuniej,jaknakazywałjejsurowemilczenie,jak
wyjawiłjej,żejestagentemniemieckiegowywiadu,jak
zabrałzsobąpejzażepannyNielseniodniósłjepo
czterechdniach,jakpotemjeszczedwaczytrzyrazy
postępowałtaksamo.GdyEmmaWigandskończyła
swezeznania,zapytałjąprokurator.
—AwięcporucznikvonHedingerwielokrotnieiz
naciskiemnakazywałpanitajemnicę?
—Tak.Powiedziałmi,żetylkoprzedsądem
wojennymwolnomiwyznaćprawdę.
—Toteżzeznajepaniprzedsądemwojennym.—
skinąłmajorGrim.
Zadałjeszczekilkapytańobrońca,aleniezdołał
uzyskaćdlaoskarżonegoanijednegokorzystnego
momentu.Starałsięosłabićwrażeniezeznaństaruszki,
kwestionującświeżośćjejwładzumysłowych.Zadałjej
kilkapodstępnychpytańizdawałobysię,żezbiłjąz
tropu.Aleprokuratorczuwał.Gdyobrońca
wypowiedziałsakramentalneniemamwięcejpytań–
majorGrimwstałizagadnął,zwracającsiędostaruszki
głosempełnymszacunku:
—Podczaswojnyponiosłapani,zdajesię,pewne
ofiary?
—Straciłamsyna.
—Gdzie?
—PodczasoblężeniaVerdun.
—Czymimoswegomatczynegobólujestpani
dumna,żepanisynzginąłzaojczyznę?
—Jestemdumna.
—Iwimięjegopamięcijestpanigotowawmiarę
swychsłabychsiłodeprzećwszelkiepodstępne
zamachynawielkośćipotęgęNiemiec.
—Tak,panieprokuratorze.
MajorGrimpochyliłgłowę,jakbyponowniena
znak
szacunku,
po
czym
zwrócił
się
do
przewodniczącego:
—Dziękuję.Niemamwięcejpytań.
VonHesselerzwyżynswegofotelaoznajmił
EmmieWigand,żejestwolna,żepolecajejjednakże
pozostaćwgmachusądunawypadek,gdybywynikła
koniecznośćkonfrontacjilubzłożeniadodatkowych
zeznań.Gdyhandlarkaobrazówopuściłasalę,
przewodniczącyszeptałprzezchwilęzwotantami,
naradzającsięnadporządkiembadaniadalszych
świadków,poczymwymieniłwoźnemunowe
nazwisko.
Człowiek,którywszedłteraznasalę,byłtoniekto
innyjakówpanwbinoklach,którytakbardzo
interesowałsięzdolnościamimalarskimipannyNielseni
którytakczęstobyłgościemwsklepieprzyAlexander
Platz.
OiletelefonicznadenuncjacjadotyczącaKurtavon
Hedingerazrobiłapiorunującewrażenienaszefie
niemieckiegowywiadu,tonainnychludzizDrugiego
Oddziałupodziałałapanicznie.Wpierwszymodruchu
wydanonakazaresztowaniaEmmyWigand,gdy
jednakpokrótkimprzesłuchaniuprzekonanosię,że
staruszkanicniewiedziałaiżewnajgorszymraziebyła
bezwolnymnarzędziemwcudzychrękach,zwolniono
ją.Zwolnionojąrównieżdlatego,żewzeznaniach
właścicielkisklepuwypłynęłapostaćjakiegośpanaw
binoklachonieznanymnazwiskuiadresie,który
skupowałnamiętniepejzażepannyNielsen.Zwolniono
jąiwystawionowsklepieposterunekwpostaci
cywilnegoagenta,któremupoleconoaresztować
owegopanawbinoklach,gdytylkosięzjawi.
Ipanwbinoklachzjawiłsięzaraznadrugidzień.
Aleniezjawiłsięprzypadkowo,jakmniemaliludziez
niemieckiegowywiadu.Zjawiłsierozmyślnie,boto
leżałowplanie,zjawiłsię,idącśmiałowpaszczęlwa.
Wiedziałoczywiście,żebędziearesztowany,ale
znakomicieodegrałzdziwienieiprzestrach.Bezoporu
podałswenazwiskoiadres.Sprawapanawbinoklach
niemusiałajednakstaćźle,skorowtrzydnipotem
zwolnionogozaresztu,podobniejakizwolniono
Kramera,któregozrazuchcianopostawićwstan
oskarżeniawrazzKurtem.
Nowyświadekpodszedłspokojnym,pewnym
krokiemdobalustrady,skłoniłsięzpowagą
trybunałowi,poczymzdjąłbinokleijąłjeprzecierać
chusteczką.VonHesselerodebrałodniegoprzysięgę,
sprawdziłpersonalia,poczymjąłznowugrzebaćw
aktach.Panwbinoklachczekałspokojnie,aż
przewodniczącyzaczniemuzadawaćpytania.
—Świadekodwiedzałczęstosklepniejakiej
EmmyWigandprzyAleksanderPlatz?—rozpoczęła
sięindagacja.
—Tak.Tensklep,podobniejakwieleinnychz
obrazami.
—Wjakiejmierzeinteresujesiępanmalarstwem?
Według
danych
sprawdzonych
przez
sąd
i
potwierdzonychprzezpanajestpanemerytowanym
urzędnikiempocztowym.Pańskaemeryturawżadnym
wypadkuniepozwalaławydawaćwiększychsumna
kupnoobrazów.
Panwbinoklachuśmiechnąłsiępowściągliwie.Od
początkuzeznańmówiłgłosempełnymidoniosłymo
miłymiprzyjemnymbrzmieniu.Zachowaniejegobyło
zarazempewnesiebieipełnegodności.Pierwsze
wrażenietrybunałubywaprzeważniedecydujące.
Wrażenietobyłododatniedlaświadka.
—Zaraztowytłumaczę—odparłzapytany.—
Przykromi,żemuszęotymmówić,bosprawaniejest
dlamniezbytprzyjemna.Emeryturęmamniewielką,to
prawdaitowłaśniezmusiłomniedopewnego
procederu,októrympannaNielsendowiesięzapewne
bezentuzjazmu.
—Cóżtozaproceder?
—Waktachśledztwapanpułkownikznajdzie
potwierdzenieprawdziwościmoichsłów.Wpadłemna
pomysłskupywaniaobrazówmałoznanychi
wybijającychsiędopieromalarzy.Terzeczynabywa
siędziśzabezcen.Otóżzobrazkówtakichsporządzam
dowolnąilośćlitograficznychodbitek,którepóźniej
przezagentówsprzedajępowsiachimałych
miasteczkach.Niezależnieodtegowyzbywamsię
późniejoryginałów.Naturalniedziejesiętobezwiedzy
tychmłodychadeptówmalarstwaidlategonigdydotąd
siętymniechwaliłem.Wczasierewizjiwmoim
mieszkaniu
znaleziono
rachunki
zakładów
litograficznych,listęniektórychrozprzedawcówi
korespondencję.Sprawajestwięcjasna.
—Czywtymcelukupowałpanrównieżpejzaże
pannyNielsen?
—Tak.Teobrazkinadawałysiędoskonaledo
sprzedażywlitografiach.Zzażenowaniemmuszę
wyznać,żenieźlenanichzarobiłem.
—Znalezionoupanawczasierewizjitylkocztery
pejzażeGretyNielsen.Cosięstałozresztą?
—Sprzedałem.Sprzedałempodokonaniu
skliszowania.
—Czyniewiepankomu?
Panwbinoklachbezradnymmchemrozłożyłręce.
—Sądzę,żebyłobytotrudnostwierdzić.
Wszystko,codotądzeznał,byłoprawdąz
wyjątkiem
jednego
tylko
drobnego
szczegółu
dotyczącegowłaśnieowejsprzedażyoryginałów.
PierwszyzobrazkówGretyzakupionychwsklepie
EmmyWigandpanwbinoklachzniszczyłzarazpo
powrociedodomu,chcącdoszukaćsięszyfruna
zagruntowaniu,późniejjednakpostanowiłwynaleźć
sposób,którybygouchroniłodzdemaskowania.
WówczastoobmyśliłzMandlemzałożeniehandlu
litografiamidokonywanymibezzezwoleniazobrazów
początkującychmalarzy.WszystkiepejzażeGretybyły
najpierwlitografowaneiwrazzinnymireprodukcjami
sprzedawaneistotnieprzezagentównaterenieNiemiec.
OryginałymalowidełGretybyłyjednakpóźniej
niszczonedlałatwozrozumiałychcelów.Niszczone,by
odczytaćszyfryiznakinazagruntowaniu.
Tojednokłamstwopozorniedrobne,aw
rzeczywistościtakistotne,utonęłojednakwmorzu
prawdomównościpanawbinoklach.Aktaśledztwa
potwierdzaływszystkoto,comówiłwobecsądu.
Trybunałowiniepozostawałonicinnego,jakdaćwiarę
tymzeznaniom.
Hesselersformułowałnowepytanie.
—Jakpantowytłumaczy,żewmieszkaniu
porucznikaKurtavonHedingeraznalezionocztery
pejzażepannyNielsen,zktórychtrzysąidentycznez
obrazkamiznalezionymiupanawczasierewizji.
—Niepotrafięsobietegowytłumaczyć.
Przewodniczącysięgnąłrękądostołu,naktórym
przykrytepapieremleżałypłótnamalarskie.Znajdowały
siętamczteryobrazkizabranezmieszkania
oskarżonegoiczteryobrazki,równieżpędzlaGrety
Nielsen,pochodzącezmieszkaniapanawbinoklach.
ObrazkizajętepodczasrewizjiuKurtamiały
zeskrobanąfarbę,ato,coznalezionopodwarstwą
farby,byłobardzowymowne.
—Czypoznajepantepejzaże?—zapytał
przewodniczącysąduwojennego.
Panwbinoklachzdjąłszkła,przetarłjeponowniei
osadziłnanosie.
—Poznaję—rzekłtonemjakgdybyzdziwionym,
żepytajągoocośtakoczywistego.—Sątopejzaże
pannyNielsen,zakupioneprzezemniewSklepieEmmy
Wigandizabranezmegomieszkaniaprzezpolicję
polityczną.
—Jestpanpewny,żetoniesąkopie!Kopie,anie
oryginały?
—Niesądzę.Trzyztychobrazkównabyłem
ostatnio,czwartyjużkilkamiesięcytemu.Dokonałemz
niegoodbiteklitograficznych,leczniezdołałemgo
jeszczesprzedać.
Iznowuczłonkomtrybunałuwojennegonie
pozostałonicinnego,jakuwierzyćsłowompanaw
binoklach.Któżbysłowomtymniewierzył?Jakże
dalecybylioddomyśleniasię,żeobrazkiznalezioneu
panawbinoklachsąświeżymikopiamiwykonanymi
przezGretęwgorączkowympośpiechu,żezostałyone
emerytowipocztowemudostarczonenagodzinęprzed
zadenuncjowaniemKurta.
Przewodniczącysądukołyszeswągłowąmumii
hipnotyzującświadkaspojrzeniemzapadłychwczaszkę
oczu,pytasyczącymtonem.
—Czyniesądzipan,żepodfarbątychobrazków,
znalezionychpodczasrewizjiwpańskimmieszkaniu,
kryjąsięjakieśznaki,jakieśplanyiszyfry?
Panwbinoklachspodziewałsiętegoataku.Rzuca
zdziwionespojrzeniespozaszkieł.
—Nierozumiem—mówipowoliiznamysłem.—
Znaki?Plany?Szyfry?Jakie?Dlaczego?
—Znaki,szyfryiplanyzdradzającemilitarne
tajemniceNiemiec.
Zdziwienienatwarzypanawbinoklachstajesię
jeszczewiększe.Emerytmilczyprzezdłuższąchwilę,po
czymodpowiadaztąbezpośredniością,którąpodbił
sobieczłonkówtrybunału.
—PannaNielsenjest,oilemiwiadomo,
siostrzenicągenerałavonStrelitza.Czyżbyona
zdradzałatajemnicemilitarneNiemiec?Gdybytakbyło,
to,pomijającjużjejosobę,japowinienemzasiadaćna
tejławieoskarżonych.Zasiadaćjakoszpieg.Bo
musiałbymnaturalniewiedziećotym.Askorobymnie
wiedział?…MójBoże,cóżbytobyłoza
szpiegostwo,?…
Tonświadkabyłrozbrajający,vonHesselerjednak
zmarszczyłsię.
—Niedopananależywyciąganiewniosków.A
więcnicpanuniewiadomo,czynapłótnieowych
pejzażyznajdująsięjakieśznakipodwarstwąfarby?
—Nicminiewiadomo.Sądzę,żenajprostszą
rzecząbędziezdrapaniefarbyztychobrazówi
przekonaniesięotym.Dałbymgłowę,żenikttamnic
nieznajdzie.
—Dziękuję.Zaczekapanwkorytarzu.Następny
świadek–JanKramer.
KurtHedingersłuchazeznańświadkówizdajemu
się,żeśni.Jakżewszystkoobracasięprzeciwkoniemu.
Jakżesilneinieodpartesąpozory,które
przyprowadziłygonaławęoskarżonych.Czyto
przypadek,czyteżdziałatusprytnarękaGrety?
TymczasemnasalęwchodziJanKramer.Rzucana
Kurtaspojrzeniepełneniepewności.Aleczytylko
niepewności?Wspojrzeniutymjestrównieżjakby
odrazaizgroza,jakbyzdziwienieipotwierdzenie
najgorszychprzypuszczeń.
Znowuprzysięga,znowusprawdzaniepersonaliów
iznowugradpytań.
—Czypanjestprzyjacielemoskarżonego?
—Byliśmykolegamiszkolnymi.Stykaliśmysięraz
częściej,razrzadziej.
—Kiedyostatnirazzetknąłsiępanzporucznikiem
vonHedinger?
—Wtedy,gdynakilkadniprzedaresztowaniem
kopiowałemnajegożyczeniemałypejzażpędzlapanny
Nielsen.
—Jaktobyłoztymkopiowaniem?
JanKrameropowiada.Trawigoniepokój.Stara
sięjaknajbardziejwywnętrzyćprzedsądem.Ogarnia
gogrozanamyśl,żemógłbyzasiąśćnaławie
oskarżonychobwinionyoszpiegostwo.Grozata
zwiększajegogorliwość.Opowiada,jakKurtwezwał
goporazpierwszydosiebie,jakpoleciłmu
kopiowaniekilkuobrazówpannyNielsen,upewniając
go,żetadziwnaczynnośćzwiązanajestzpewnymi
tajemnicamipaństwowymi.Kramerzeznajeprawdę,ale
podwpływemwrażeniatakjązabarwia,żeprawdata
obciążaKurta,choćmalarzwcaletegoniepragnie.
—Czywczasietegokopiowaniaobrazów—
skrzypiznówgłosprzewodniczącego—niezdarzyło
sięcoś,cozaintrygowałopana?
—Byłocośtakiego.
—Amianowicie?
—KurtvonHedinger,gdykazałmiporazdrugi
skopiowaćpierwszyzpejzażypannyNielsen,oraz
przedskopiowaniemnastępnychobrazków,kreślił
jakieśformułyirysunkinazagruntowanympłótnie.
Potemkazałminatonakładaćfarbę.
Następujeterazkilkapytań,odnoszącychsiędo
ilościdokonanychprzezKramerakopi,oraz
okoliczności,wjakichbyłymalowane.
—CzypostępowanieKurtavonHedingerdziwiło
pana?
—Każdegomusiałobyzdziwić.
—Czyniewydałosiępanupodejrzane?
Kramerodgarniawtyłdługiewłosy.
—Poniekądtak—odpowiadaniepewny,czynie
zastawiononaniegopułapki.—Znałemjednaktylelat
KurtavonHedingera,żepodejrzeniamojewydałymi
sięnieistotne.
—Jeżelitakbyło—mówiprzewodniczący—to
jestpanlekkomyślnymmłodzieńcem.Postępowanie
porucznikavonHedingeraskłoniłobykażdego
rozumnegoNiemcadostanowczychkroków…Pan
chciałzabraćgłos,panieobrońco?
—Tak!PanieKramer,czyjednakpodejrzenia
pananiestałysięwpewnymmomencietaksilne,że
uznałpanzastosownebezimienniepodzielićsięnimiz
pewnymiczynnikami?
Malarzblednie.
—Janierozumiem…
Obrońcauśmiechasiępobłażliwie.
—No,pytampoprostu,czytopanbyłowym
nieznajomym,któryprzeztelefonudzieliłwywiadowi
pewnychinformacjiooskarżonym?
Kramerowisłowazamierająnaustach.Chce
odpowiedzieć,zaprzeczyćjaknajgwałtowniejtemu,co
jestnieprawdą,leczczujnymajorGrimpodnosisięz
miejsca.
—Gdybynawettakbyło,denuncjantowiwolno
pozostaćnieznanym.Wolno,botegorodzaju
doniesienie,podyktowaneinteresamipaństwa,niemoże
byćpoczytywanezacośhańbiącego,ubliżającego
godności.Proszępanaprzewodniczącegoouchylenie
pytania.
—Uchylamtopytanie—rozstrzygavonHesseleri
wwynikuowegostarciaobronyioskarżeniapozostaje
wrażenie,iżtoistotnieKramerprzyczyniłsiędo
aresztowaniaKurta.
—Niechpanprzystąpibliżej—polecamu
przewodniczący.—Niechsiępanprzypatrzytym
obrazom.Czysąonepanarękąmalowane?
—Nie.—brzmiodpowiedź—Toniesąmoje
kopie.Tooryginały.
—Istotnie.Tepejzażeniepochodzązmieszkania
oskarżonego.—Aczytopanpoznaje?
VonHesselerpokazujemalarzowiczterypłótnaz
zeskrobanąfarbą.Napłótnachtychwidaćzatarte
rysunkiiznaki.
Świadekmilczy.Hesselerstaramusiędopomóc.
—Czytosąznakiirysunki,naktórychKurtvon
Hedingerpolecałpanumalowaćkopie?
Wrzeczywistościoweznakiirysunkinapłótnach
sądokonanerękąGrety.Lewąręką,podobniejak
lewąrękąkładłKurtvonHedingerswefałszyweszyfry
nakopiachKramera,dostarczonychpóźniejEmmie
Wigand.Tamteobrazyzostałynaturalniejużdawno
zniszczoneprzezpanawbinoklach.Kramermaprzed
sobąpozbawionefarbypejzażeGretyNielsen,
znalezionewmieszkaniuHedingera.AleKramernie
wie,żetojegokopie,anieoryginały,wędrowałyz
mieszkaniaKurtadosklepuEmmyWigand,przytym
niebardzopamięta,jakiegorodzajubyłyrysunki
dokonaneprzezKurtanazagruntowaniurobionych
przezsiebiekopi.Rozumujelogicznie,żeskorow
przedstawionychmuprzedchwiląpejzażachpoznał
oryginałymalowanerękąGretyNielsen,totepłótna
oskrobanezfarbymusząbyćkopiamimalowanymi
przezniego,itakteżodpowiadatrybunałowi.
Itrybunałznowumusiuwierzyć.Iniewie,żebrnie
corazdalejwsądowąomyłkę.Omyłkęspowodowaną
tym,żetaktrybunałjakiKramerniedomyślająsię,że
wgręwchodząjeszczeinnekopiepejzaży,te,którew
ciągujednegodniawgorączcezemstymalowałaz
pamięciGreta.NiemieckiDrugiOddział,wojskowe
władześledcze,trybunałwojennyiKramerzostają
wprowadzeniwbłądgenialnympodstępemagentki.
Aterazwłaśniewybijajejgodzina.VonHesseler
donośnymgłosemwzywaostatniegoświadka.Pannę
GretęNielsen.
WchodzinasalęwrazzgenerałemConrademvon
Strelitzem,
który
kieruje
się
ku
krzesłom
przygotowanymdlawyższychoficerówsztabowychi
siadazgnębiony,rozglądającsięposali.Gdywzrok
jegonatrafianaKurtavonHedingera,spojrzenie
generałaumykawbok.Naławieoskarżonychsiedzi
synjednegozjegodawnychprzyjaciół.Odchwili
aresztowaniaKurta,starygenerałjestjakbyuderzony
obuchem.
GretaNielsenpodchodzidomiejscaskądzeznają
świadkowie.AnijednegospojrzeniawstronęKurta.
Zdawaćbysięnawetmogło,żeumyślnietrzymatak
głowę,żebynaniegoniespojrzeć.NatomiastKurt
podnosigłowęipatrzynanią.
PannaNielsenstajeprzedtrybunałemjakbiałe,
zimneizłebóstwo.Policzkijejsąmatowoszare,wargi
drżą–toniebylecoznaleźćsięwobliczuwojennego
sądu,chociażbytylkowcharakterzeświadka.Mimo
bladościizmieszaniajejniesłychanaurodarobi
wrażenienasurowychsędziach.
Dziewczynaopieranaporęczybalustradyswe
drobne,wąskieręce.Ręcetesązimnejaklód.Gdy
odpowiadanapierwszepytaniaprzewodniczącego,nie
widziHesselera.Maprzedoczymamgłę.Salasądowa
wirujeprzednią,Gretaodnosiwrażenie,żeladachwila
upadniezemdlona.Zbytświeżesąwspomnienia,zbyt
gwałtownabyłamiłość,bymogłarozpłynąćsiębez
resztywogromienienawiściwywołanejprawdąo
Krzesińskim.
Iniewiadomo,cobysiębyłostałoowego
wiosennegodniaprzedwojennymtrybunałemw
Berlinie,gdybyprzedoczymaGretyniepojawiłsię
narazniespodziewanyobraz.Zdajesiędziewczynie,że
słyszydalekihuknadlatującycheskadrlotniczych.
Eskadrlotniczychzeswastykąiczarnympruskim
krzyżem.Zdajesięjej,żesłyszyżałobnyalarmującyjęk
syrenponadWarszawą,ponadKrakowem,ponad
KatowicamiiPoznaniem,ponadpracowitymi
żurawiamiikranamiGdyni.Alarm!Alarm!Alarm!…
Nieprzyjacielskieeskadryciągnązzachoduponad
Polskę.Niosąśmierćizniszczeniewpociskach
oznaczonychczarnymkrzyżem.GretaNielsensłyszyi
widzi.Widzi,jakbywkalejdoskopie,zmieniającesię
szybkoobrazy.Potwornescenypanikiiucieczkido
schronówgazowych.Widzidługieliniefrontuilotne
obłokigazuzbliżającesiędopolskichokopów.Widzi
żołnierzywmaskach,aleczymżesąmaskigazowe
wobecwynalazkuprofesoraHalbana?Widzioczy,
setki,tysiąceparoczurozwartychśmiertelnym
przerażeniem,setkiitysiąceparoczumartwychi
szklistychzniemąskargązwróconychkuniebu.Widzi
sinezwałytrupów,takichsamych,jakiebyływ
Hamburgu.Widzihuraganśmierciprzeciągającynadjej
ojczyzną.Widziichoćwizjatrwazaledwieułamek
sekundy–odmieniasięznowujejserce.Joanno—
powtarzawciążsobie—bądźsilna!Preczze
słabością!Przejdźzwycięskotęnajstraszniejsząpróbę!
Pamiętaj,żetajemnicawynalazkuprofesoraHalbana
musiznaleźćsięwtwoichrękach!
IJoannaMarwiczprzytomnieje.Przypominasobie,
żewedługopowiadaniaKurtaJanKrzesińskizostałpo
schwytaniuprzewiezionydoBerlina,gdziebyłsądzony
przedwojennymtrybunałem.Ktowie?Możezasiadał
wtymsamymmiejscunaławieoskarżonych,naktórym
terazzasiadaKurtvonHedinger.Ktowie,możenatym
samymmiejscu,naktórymonaterazstoi,stałwówczas
KurtvonHedingerioskarżałjejnarzeczonegoswym
świadectwem.Jeżelitakbyło–todopełniasięobecnie
miaraodwetu.
GretaNielsenprzytomniejeijasno,chłodno
odpowiadanapytaniaHesselera.Rozpoznajeswe
obrazy.Potwierdza,żeoptowałanarzeczNiemieciże
starasięoniemieckieobywatelstwo.Przekonywająco
tłumaczydlaczegomalowałaisprzedawałasweobrazy,
chociażwdomuopływawewszelkiedostatki.
Obrońcapytająostosunekdooskarżonego.
Przewodniczącychceuchylićpytanie,leczpanna
Nielsenodpowiada,żeniemawtejsprawienicdo
powiedzenia.NiechzapytająotoporucznikaKurtavon
Hedingera.
AporucznikKurtvonHedingerniespuszczazniej
oczu.Terazdopierowidzi,jakmistrzowskozostał
uwikłanyprzeztękobietę.Terazdopierorozumie,że
stałsięprzeszkodąwjejakcjiiżeprzygotowała
wszystko,byusunąćzaporę.Niewie,czybardziejją
nienawidzi,czybardziejpodziwia.Wiejedno,żeskoro
mająpaśćsłowaprawdygubiąceGretę,a
oczyszczającejego–słowatepadnąalboteraz,albo
nigdy.Alezarazemczuje,żebrakniemupoprostusił,
byzdemaskowaćtędziewczynę.Niebędziewstanie
posłaćjejnaśmierć.Naśmierć–zamiastsiebie.
Drgnąłizrobiłruch,jakbychciałpodnieśćsięz
ławyoskarżonychijuż,jużpowiedziećwszystko.Ale
niewstał.Znieruchomiałznowuiskurczyłsięnaswej
ławiehańbyniezdolnyratowaćswegożyciakosztemjej
życia.Iztąchwiląbyłstracony.
GrecieNielsen,poukończeniuprzezniązeznań,
równieżpoleconozatrzymaćsię,poczymwezwano
rzeczoznawców.Orzekli,żepodpisKarlvonLüttichna
kwicie,pozostawionymuEmmyWiganddokonanybył
rękąKurta.Czyjąrękąkreślonebyłyznakiirysunkina
płótnachznalezionychwmieszkaniuKurta,nieumieli
rozstrzygnąć.
Stwierdzili
tylko,
że
były
one
dokonywanelewąręką,cozresztąustaliłyzeznania
Kramera.Natomiastrzeczoznawcywojskowizgodni
byliwtym,żemateriałyszpiegowskie,jakiepłótnaowe
kryły,byływielkiejwartościmilitarnej.
Teraznastąpiłkulminacyjnypunktprocesu.
Wezwanonasalępanawbinoklach,KrameraiGretę
Nielseniwichobecnościzeskrobanofarbęzczterech
pejzaży,
pochodzących
z
mieszkania
emeryta
pocztowego.Zostałotodokonanewgłębokiej,
martwejciszy.
NapłótniepejzażyGretyNielsenżadnychznaków,
szyfrówaniplanównieznaleziono.Byłotak,jakmówił
panwbinoklach,wyrażającswewątpliwości.Akt
oskarżeniabyłprzypieczętowany.
Świadkowieustąpilizsali.GretaNielsenipanw
binoklach,opuścilijąjakozwycięzcy.
Zbliżałosięzakończenieposępnegodramatu.
MajorEberle,kierownikdziałupersonalnegoDrugiego
OddziałuzłożyłjeszczeswąopinięoKurcievon
Hedingerze,poczymodczytanodosieroskarżonego,w
którympułkownikLuciusdopisałswegoczasu
własnoręcznie,iżpodwładnyjegointeresujesięgorąco
osobąGretyNielsen.Tozainteresowaniewoczach
sędziówmiałoterazposmakbardzoszczególny.
Zamkniętopostępowaniedowodowe.Podniósłsię
majorGrimirozpocząłprokuratorskieprzemówienie.
Podkreślił,żepostokroćbardziejhaniebnąjestrzeczą,
gdyoficerdopuszczasięzdradyswegokraju,niżgdy
czynitoczłowiekcywilny.Rękąwytrawnego
oskarżycielawydobyłGrimzżyciaKurtaizaktu
oskarżeniawszystko,cobyłopotępieniem.Przyznał,że
śledztwoniezdołałowykryć,jakimidrogamiszłaakcja
szpiegowskaporucznikaijakimiposługiwałsię
łącznikami.Alewinajegonieulegaławątpliwości.
RównieżoGrecieNielsenwspomniałmajorGrimi
podkreślił,żedlaswychnikczemnychcelówoskarżony
niewahałsięprzyrównoczesnychzabiegachosympatię
dziewczynywykorzystaćjejzdolnościmalarskichjako
płaszczykaswejdziałalności.
MowaoskarżycielkamajoraGrimabyłajego
nowymtryumfem.Wysiłkiobronybyłyzgóryskazane
naniepowodzenie.Wyrokbyłjużtylkoformalnością.
WwiliwCharlottenburgunikttegodnianietknął
jedzenia.GretaNielsennatychmiastpoopuszczeniu
gmachusądupowróciładodomuizamknęłasięw
swympokoju.Czekała.Wiedziała,żemożeotrzymać
tylkojednązdwuwiadomości.AlbożeKurtprzemówił
nareszcie,albo…
Wydawałasięsamasobiepółobłąkana.Nie
wiedziała,czegosobieżyczyć,niewiedziała,czego
pragnąć.Jakżeokropnybyłwirmyślipodczaszką,
jakżesprzecznemiotałyniąuczucia.Wiłasięjakrobak,
rozdeptywanabutemPrzeznaczenia.Chwilamizdawało
sięjejtowszystkotakpotworneinieludzkie,żewprost
nierzeczywiste.
GenerałvonStrelitzzostałwgmachusądowym.
Miałjejprzywieźćwiadomość.
GretaNielsentrwaławswympokojuw
kompletnymodrętwieniu.Byłajakaśgodzina–czynie
wszystkojedno,jaka–wktórejsamochódgenerała
zatrzymałsięprzedwilą.Usłyszałakroki,usłyszałagłos
staregowojskowego,jakmówiłcośdogospodyni.
Chciaławybiecnaprzeciw,lecznogiodmówiłyjej
posłuszeństwa.
VonStrelitznieprzyszedł,niezapukałdojej
pokoju.Zapewneniemiałodwagi.
Pamiętałdobrzeówpocałunekdwojgamłodych,
któregoprzypadkowobyłświadkiem.
Gretawyjrzałaoknem.Samochódgenerałanie
odjechałdogarażu.Czekał.
Chwiejącsięnanogachzeszładojadalniizetknęła
sięokowokowgenerałemvonStrelitzem,
wychodzącymzeswegogabinetu.
Byłubranywodświętnymundur.Bluzausianabyła
orderamiiodznaczeniamiwojennymi.Spojrzała
pytająco.Cooznaczałataparada?
—Skazany—usłyszałagłuchygłosgenerała.—
Jadęwtejchwili.Jadęprosićoułaskawienie.Stary
Hedingerbyłmiprzyjacielem.Cozahańba!…Coza
wstyd!
Terazzrozumiaławszystko.Teordery.Tenmundur
paradny.
Ułaskawienie!
Zbudziłasięwniejniespodziewanieszalona,niczym
nieumotywowananadzieja.MożeKurtzostanie
ułaskawiony.Niechdziejesię,cochce–byleżył.
VonStrelitzpowróciłpodwugodzinach.Jedno
spojrzenienajegotwarzszarą,najegopostaćzłamaną
powiedziałojejwszystko,zanimusłyszałastraszne
słowaodbierającewszelkąnadzieję.
—Nic?…—rzekłazwysiłkiem.
Rozłożyłręcebezradnymruchem.
—Prosiłem.Błagałem.Powoływałemsięnalata
mejsłużby,namojewszystkiewysiłkidlaNiemiec.
PułkownikLuciusprzyłączyłsiędomoichpróśb.
Bezskutecznie.Powiedzianomi,żemusibyćdany
odstraszającyprzykład.
Stałazpochylonągłową.
—Nicztegonierozumiem,jaktostaćsięmogło,
żeon.Itowtakisposób…Musiszbyćsilna,Greto.
—Kiedyto?—spytałaszeptem.
—Jutrooszóstejrano.
—Gdzie?
Ruszyłramionamiipopatrzałnaniąze
współczuciem.
—Apocóżciwiedziećotym?Czytonie
wszystkojedno?
***
—Czytoniewszystkojedno?…
Wolnoupływachłodnanocwiosenna.Niemiecki
schupomijawilęgenerałavonStrelitza.Wdwuoknach
palisięświatłoiprzedzieraprzezzasuniętestory.
CzuwaGretaNielsen.NieśpigenerałvonStrelitz.
Gretasiedziprzybiurkuwswympokoju.Siedzi
zamyślona,ajednakbezmyślna.Czyżmożnamyślećo
czymś,gdyaniserce,aniumysłniemogąprzetrawić
prawdyzbytstrasznejizbytokrutnej?
Gretasiedziijakzahipnotyzowana,jakurzeczona,
patrzynatarczęmałegozegarka,tykającegonabiurku.
Jestpopiątej.Jużniecałagodzina.
CorobiszterazKurcie?Czydalejzaciąłeśsięw
milczeniuiniechceszratowaćsięmoimkosztem,czy
teżprzemówisznareszcie?Samaniewiem,Kurcie,jak
ciporadzić.Niewiem,czykochaszmnie,czy
nienawidzisz,aleprzypuszczam,żemniekochasz,bo
przecieżniemilczałbyśinaczej.Tonietyjesteśmoją
ofiarą,toniejajestemofiarąsamejsiebie.Inie
Krzesińskijestofiarątwoją.Mywszyscywrównej
mierzejesteśmyofiarami.Ion–ity–ija.Jesteśmy
ofiaramitejbezlitosnejludzkości,któraprześcigasięw
obmyślaniusposobówmordowania–jesteśmyjakci
bezbronniludziewHamburguiAltonie.Inasgubi,inas
unieszczęśliwiagenialnywynalazekprofesoraHalbana.
Dlategoprzebaczmiizrozum,żetajemnicatego
wynalazkumusibyćwydarta.Tynamoimmiejscu
postąpiłbyśtaksamo.Tyumrzeszniedługo,alejakże
długowkażdejsekundzie,wkażdejminucie,wkażdej
godzinie,wkażdymdniużyciaumieraćbędziemoje
sercenawspomnienietego,cozrobiłam.Trudnoby
byłorozstrzygnąć,komujestciężejwtejchwili.Tobie
czymnie?Topewne,żejeżelikierowałamnązemsta,
zemstazaKrzesińskiego–tospełnieniejejniedałomi
aniodrobinyradości.
Dochodzijużpółdoszóstej.Szaryświtwstajena
dworze.Twójostatniświt,Kurcie!Corobiszteraz?Z
kimrozmawiasz?Zduchownym,czyzwłasnym
sumieniem?
GretaNielsenopieraskronienazaciśniętych
pięściach.Przedniątarczazegarka.Wskroniachkrew
walijakmłotem.Potarczyzegarkaposuwająsięwolno
wskazówki.
PannaNielsenśledziichruchłakomym
spojrzeniem.Radabyzatrzymaćjewbiegu.Patrzącna
ruchtychwskazówekprzeżywawrazzKurtemjego
ostatniadrogę.
Godzinaszóstajestcorazbliższa.Taknieubłaganie
bliska.Terazpewniejużprzyszlidojegoceli.Terazjuż
gopewniewyprowadzają.Czworobokżołnierzywokół
wbitegosłupka.Oddziałegzekucyjny.Karabinyo
głodnychlufach.Myślęotobie,Kurcie.Czymyślisz
terazrównieżomnie?
Szóstazaminutpięć.Terazpewnieodczytująci
wyrok.Amożezegarekmójsięspieszy.Amożesię
późniijestjużpowszystkim?
Szóstazaminutcztery.
Szóstazaminuttrzy.
Szóstazaminutdwie.
Jużtylkojednaminuta.OBoże!Kurcie!Kurcie!
Cojazrobiłam!Cojazrobiłam!Przemów!Przemów
choćbypodsłupkiem!Ratujsię!Powiedztymludziom
prawdęomnie!Kurcie!Kurcie!OBoże!…
Jużpozostałytylkosekundy.Gretachwytazegarek
nieprzytomnymirękami,gruchoceszkło,łamie
wskazówkiirzucazegarekoziemię.
Poczymosuwasięwśladzanim.
RozdziałVII
Mijałydniitygodnieiprzychodziłynowetygodniei
znowuprzemijały,awżyciuGretyNielsennie
zachodziłazmiana.
Przewiezionaniespodziewaniepewnejnocyz
zakładudoktoraZabielskiegodoinnegosanatorium,
bardziejoddalonegoodstolicy,przebywaławnimjuż
niewiadomojakdługo.Taksięjejprzynajmniej
zdawało.
Pozornieniebrakowałojejniczego.Obchodzono
sięzniąjaknajgrzeczniejijaknajuprzejmiej.Spełniano
zgotowościąkażdejejżyczenie.Ajednak…
Ajednakbyławniewoli.Byłaodciętazupełnieod
zewnętrznegoświata.Byłapilniestrzeżona.Zwracano
uwagęnakażdyjejruch.Aninachwilęniespuszczano
jejzoczu,aninachwilęnieopuszczałajejstarsza
kobietaozawszejednakowymuśmiechuprzylepionym
dowąskichwarg.
Nie
odmawiano
Grecie
Nielsen
niczego.
Dozwalanojejużywaćspacerówpoobszernym
zakładowymparku,iletylkochciała,alenigdynie
mogłabyćsama.Kobietaoniezmiennymuśmiechu
towarzyszyłajejwszędzie.Szłazaniąkrokwkrok.
Tobyłostraszne.ItodoprowadzałoGretęNielsen
niemaldoobłędu.
Uspokajanoją,tłumaczonojej,żejużbliżejniż
dalej.Alemijałydniitygodnieiniezwracanojej
swobodyruchów.Każdyjejbuntrozbijałsięołagodną
wyrozumiałośćirówniełagodneuśmiechy.
Raztylkoprzyniesionojejlist.Niewiadomojakimi
drogamitenlistdoniejtrafił.Cudownylistzesłowami
otuchy,listodSvenaAhlberga.Skropiłatenlistłzamii
nieposiadałasięzradości,gdypozwolonojejodpisaći
zapewniono,żeodpowiedźjejdotrzedorąkadresata.
Poleconojejtylko,bylistoddaławotwartejkopercie.
Dlacenzury.Dlakoniecznejkontroli.
NiewolaGretybyłatymgorsza,żewjejpojęciu
byłabezsensowna.Buntowałosięwniejwszystko
przeciwkotemuzamachowinawolność,przeciwkotym
miesiącomżycia,którejejpoprostuwydarto–alebyła
całkowiciebezsilna.Zzapewnień,żetojużniedługoiz
listuszwedzkiegoinżynieraodczytywanegopokilka
razydziennieczerpałaotuchęinadzieję.
Ktowie,jakdługotrwałobytojeszcze,mimo
zapewnieńiobietnic,gdybynieto,żepewnejnocy…
Owejnocypołożyłasię,jakzwykle,około
dziesiątejwieczór.Dozorczynipowiedziałajej
dobranocizgasiłaświatło.
GretaNielsenzostałasama.Drzwipokojuniebyły
nigdynanoczamykane.Woknachzakładubyłykraty,
awyjściebyłotylkojednoprzezhal,wktórymstale
czuwałodwuportierów.Ucieczkawnormalnych
warunkachbyłaniemożliwa.
Dziewczynależałazoczymautkwionymiw
ciemności.Myślałaoswejdziwnejprzygodzie,o
zmarłymojcu,ogeneralevonStrelitzu,doktórego
przeszkodzonojejpojechać,oSvenieAhlberguio
tym,jakjeszczedługowolajejbędziezależnaodwoli
ludzi,którzyjąuprowadzili.
Zapadałastopniowowodrętwieniesnu–nie
wiedziałazresztą–możespałajużnawetprzezchwilę,
gdynagleocknęłasięiwróciłajejpełnaprzytomność
umysłu.
Zrazubyłapewna,żesięjejtylkozdawało.
Obróciłasięnabok,chcączasnąć,leczwnetpotem
usiadłanałóżku.
Nie!Niemyliłasię!Wpowietrzuunosiłsięswąd
dymu,którynajwidoczniejwciskałsięprzezszczeliny
drzwi.Swąddymu–corazwyraźniejszy.
PrzyłóżkuGretystałaświeca.Obokświecyleżały
zapałki,dziewczynasięgnęłaponie,leczniezapaliła
światła.Jeszczeczekała.Dławiącyzapachdymu
potęgowałsięcorazwięcej.Nieulegałowątpliwości.
Wjakimśpunkciepawilonuwybuchłpożaritliłsię
bezkarniezaprószonyogień,jeszczeprzeznikogonie
zauważony.
Wpierwszejchwiliprzyszłojejnamyśl,by
zadzwonićnadozorczynię.Porzuciłanatychmiastten
zamiar.Jeżeliogieńjestzaprószony–nieonaprzyczyni
siędougaszeniago.Niechpłonie!Niechsięrozszerza
wcorazwiększypożar!Możewśródtegopożarutrafi
sięsposobnośćucieczki.Pożarinoc.Czyżmogąbyć
lepsisprzymierzeńcy?
Wyskoczyłazłóżkaijęłasięubieraćpociemku,
poomacku.Ubieraćsięszybkoigorączkowo.Adym
byłcorazdokuczliwszy.Musiałogobyćwpokoju
corazwięcej.Zapierałdech,gryzłwoczyiwgardło.
Inaraz–niespodziewanie–wuśpionym
sanatoriumrozpłomieniłsiępożariwybuchnąłsilną,
krwawąstrugąwśródgranatowegomroku.
Natrafiłnapodatnymateriał,przestałsięprzyczajać
itysiącamijęzykówjąłobejmowaćwsweposiadanie
pawilonzakładów.
Dozorcynocnidostrzegligowreszcie.Dostrzegli
rdzawyniesamowityblasknaszybachkorytarzy.Od
razunaparterzeinapierwszympiętrze.Jedenznich
pobiegłdoizbydyżurnegolekarza,bywezwać
telefoniczniestrażpożarnązpobliskiegomiasteczka.
Innyuderzyłwgongnatrwogę.Zahuczałdzwon
ponuroidaleko,porywającnanogicałesanatorium.
Chorych,pielęgniarzyidoktorów.
Wkilkasekundpotemogromny,chóralny,dziki
wrzaskwyjącychztrwogiludziuderzyłwmury
zakładu,
Greta,ubranajużkompletnie,zapaliłaświecę.
Czułazawrótgłowy.Wpokojubyłoszarooddymu.
Szarooddymubyłowkorytarzach,poktórychdudniły
szybkiekrokisłużbyiobłąkanychtrwogąpacjentów.
Zapobiecpanice!Takiebyłopolecenienaczelnego
lekarza,gdytylkogoobudzono.Alezewszystkich
rozkazówtenwłaśnienajtrudniejbyłowykonać.Ogień,
którytliłsiędługo,rozszerzałsięterazzpiorunującą
szybkością.Zdawałsię,nibyośmiornica,obejmować
zewszystkichstronszpitalnypawilonognistymi
ramionami.
Wniebobiłzgiełknieustanny.Hałas,tupanie,
wrzaskirozpaczy.Niktniezdołałpowstrzymać
rozpętanejfalipobudzonychpacjentów.Runęliku
jedynemuwyjściu,jakbyliwbieliźnie,obalająci
tratującsłużbęsanatorium,którachciałaująćwkarby
dyscyplinytęrozszalałątłuszczę.
Nieszczęściechciało,żetejwłaśnienocywiatrbył
bardzosilny,cogroziłoprzeniesieniempożarunainne
pawilonyzakładu.
Językipłomienitrafiaływszędzie.Jużobjęływswą
władzękorytarze,jużogarnęłyczęśćpokoiiszły,szły
wniepowstrzymanympochodzie.Jużdosięgłyokien,
strawiłyokiennice,stopiłypopękaneszybyilizały
żelazokrat.
KtóżbywtakichchwilachmyślałoGrecieNielsen?
Wtakichchwilach,gdywszyscypotraciligłowy,gdy
padałybezładnerozkazy,gdydaremniestaranosię
ratowaćludziidobytekzakładu,gdydaremnie
walczonozrozszalałymżywiołem.
ByłjużczasnajwyższyiGretaNielsenbyła
gotowa.Nietraciłaaniprzezchwilęspokojuducha.
Nieodebranojejniczrzeczy,zktórymiją
uprowadzono.Znajdowałysięwszystkiewszafie,wjej
pokoju.Schowaładotorebkipieniądze,paszport
zagraniczny,korespondencjęzgenerałemvon
Strelitzem,pochodzącąjeszczezczasów,gdybyław
Sztokholmie,iwreszcielistodSvenaAhlberga.Zabrała
zsobąwszystko,comogłojązidentyfikować.Włożyła
płaszczinakryłaberetemwłosy.
Otworzyładrzwiiwyszłanakorytarz,leczcofnęła
sięnatychmiast.Byłownimczarnooddymu.
Zrozumiała,żenieprzejdzieanidwudziestukroków,że
dymoszołomijąiodbierzejejprzytomność.
Wróciładopokoju.Zdarłazłóżkaprześcieradło.
Zmoczyłajewzimnejwodzieiokrytanimruszyła
śmiałoprzedsiebie.
Pożarrósł–potężniał.Waliłkłębamidymuz
wszystkichokien,piąłsięjużnadach–zwycięski,
tryumfujący.
Huczał
głucho,
trzaskał
hałasem
pękającychkrokwiisięgałzuchwalekuinnym
pawilonomzakładu.
Daleko–nadrodze–zajęczałasyrenastraży
ogniowej.Któżmiałbyczas,któżmiałbygłowęmyśleć
wtychchwilachoGrecieNielsen,któżbyłbywstanie
wprowadzićpewienładwakcjęratunkową?
MłodaSzwedkaprzemknęłasięprzezdymiprzez
ogieńiprzedostaładrugimwyjściem,wnormalnych
warunkachzawszezamkniętym.Dyrektorzakładu
zachowałtyleprzytomnościumysłu,żepoleciłtedrzwi
otworzyć.
Pożarbiłwnieboszarąłuną,oświetlałwokoło
park,nibyolbrzymiapochodnia.GretaNielsen
odrzuciłaprześcieradło,którewyschłowczasietej
drogiitlićsięjużpoczynało.Bałasię,bynie
dostrzeżonojejwkrwawymświetlepożaruibyjejnie
zatrzymano.Cieńimrokbyłzbawieniem.Trzebabyło
jaknajrychlejpogrążyćsięwcień,zatonąćw
ciemnościachnocy.
Udałosiętonadspodziewanie.
Prześlizgnęłasięniedostrzeżonaprzeznikogo,
wyminęłafurtkęparkową,pozostawiłapozasobą
morzeognia,szalejącecorazpotężniej,pozostawiła
pozasobąrozpaczliwe,półobłąkanekrzykichorychi
nawoływaniaratowniczychbrygadioddalałasięcoraz
bardziejodmiejscaswejdziwnejniewoli.
Szłaprzedsiebieskrajemdrogi–wtęstronę,z
którejnadjechałastrażpożarna.Niewiedziała,gdziesię
znajduje,niewiedziała,jaknazywasięmiasteczko,do
któregodążyła–wiedziałajedno,żejestwolnaiże
wolnościtejniedajużsobiewydrzeć,żewreszcie
będziemogładotrzećdoBerlina.Jakiwjakisposób
niewiedziała.Wiedziałajednak,żedotrze.
Gdyuszłajużsporykawałdrogi,obróciłasięi
spojrzałanasłupogniawalącywmroczneniebo.
Pożegnałaówsłupogniażyczliwymwejrzeniem.
Zawdzięczałamuwolność.
Apotemposzładalejzradościąwsercu.
RozdziałVIII
Wpokojuchoregopanujełagodnypółmrok.Unosi
sięmdły,niemiłyzapachlekarstw,którymizastawiony
jestnocnystolik,rozpościerasięwońeteru.
Naszerokimłożuleży,ogromna,nieruchoma
postać.Postaćooczachzapadłych,oniezdrowejcerze
iodługiej,jakśniegbiałej,brodzie.
PopowrociezestrasznejpodróżydoHamburga–
profesorOskarHalbanzapadłciężkonazdrowiupod
wpływemokropności,jakichnapatrzyłysięoczystarca.
Podwpływemokropności,którychsambyłpośrednią
przyczyną,jakowynalazcamorderczegogazu.Von
StrelitzipułkownikLuciusprzywieźligochoregona
serceiodtegoczasuuczony,stanowiącychlubę
Niemiec,nieopuszczałłóżka.Ataksercowynie
powtórzyłsię,natomiastprzyszedłparaliż,któryogarnął
prawączęśćciała.
ProfesorOskarHalbanbyłjużżywymtrupem,był
człowiekiem,wktórymtliłosiężyciebardzosłabym
płomieniem.Wedługorzeczenialekarzyśmierćmogła
nastąpićkażdejchwili,alemogłateżbawićsięzchorym
przezdługiejeszczetygodnie.
Choryprzeważnieniemówiłnic,choćpoznawał
dobrzeotoczenie.Czasamirzucałjakieśwyrazybez
związkui,leżączprzymkniętymioczyma,szeptałcośo
gazachtrujących,oHamburguiAltonie,ozniszczeniu
przedmieściaSanktPauli.
Jestgłęboka,cichanoc.Płonie,rzucającłagodny
półmrokmałaelektrycznalampka.Tużkołoniejsiedzi
młodakobieta,ubranawskromną,czarnąsuknię.
Kobietatamajasnewłosykoloruplatynyiniebieskie
oczyodziwnymwyrazie.
JoannaMarwiczczuwa.Czuwaprzyłożu
profesoraHalbana,bywydrzećmutajemnicę.Póki
jeszczeczas!Pókijeszczewtymżywymtrupiebłyska
iskierkażycia!
PorozstrzelaniuKurtavonHedingera,generał
ConradvonStrelitzzaproponowałswejsiostrzenicy
wyjazdzagranicę.Nazwiskojejpozostawałow
związkuzaferąszpiegowską–byłobylepiejusunąćsię
najakiśczaszzoczuberlińskiegotowarzystwa.Poza
tymstarygenerałznałtajemnicęjejsercaitragedię,
jakąprzeżyła.Czyniechciałabywyjechaćdo
Szwajcari,uspokoićsię,zapomnieć?
DoSzwajcari?TamwłaśnieproponowałjejKurt
wspólnywyjazd.Niepotozgubiłaporucznika,bymiała
wyjeżdżaćterazsama.Odpowiedziałagenerałowivon
Strelitz,żezostanie.
Nieporuszałjużwięcejtegotematuipozostała.A
ponieważwłaśniewówczaszaniemógłciężkoprofesor
Halban,
ulegając
atakowi
paraliżu
–
Greta
zaproponowałacórcejego,Trudzie,żezajmiesięz
całympoświęceniempielęgnowaniemchoregoiwten
sposóbszukaćbędziezapomnieniaprzeżytychchwil.
Truda
Halban
podziękowała
serdecznie
przyjaciółceioczywiście–zgodziłasię.Boidlaczegóż
miałabysięniezgodzić?GretaNielsenumiała
obchodzićsięzchorymi,wszakżeprzeztakwiele
miesięcyczuwałaułożaswegośmiertelniechorego
ojca.
IodtądGretaNielsennazmianędyżurowałaprzy
profesorzeHalbanie.Alenietylkopoto,bygo
pielęgnować.Poto,bydotrzećwreszciedo
upragnionejformułygazuiosiągnąćcel,dlaktórego
poświęciłatakwiele.
Pracowałabardzoostrożnie,wiedząc,żelada
fałszywykrokmożebezpowrotniezniweczyćplan,
którywgrubszychzarysachmiałaustalonyjuż
wówczas,gdyzapewniałaMandla,żeusiłowaniajej
znajdująsięnadobrejdrodze.
Wtakichwypadkachpośpiechjestrówny
niepowodzeniu.Joannapamiętałaotymipracowała
powoli.Wkrótcewiedziałajużto,cochciaławiedzieć.
Wiedziała,żepodpoduszkąprofesoraznajdująsię
zawszetrzyniewielkieklucze,októrechorydbaz
przesadnątroskliwością.Wiedziała,żewpracowni
profesoraznajdujesieniewielkakasaogniotrwałaz
literowymmechanizmem.Takasabyłazpewnością
źródłemwszelkichtajemnic.Wtejkasiemieściłasięz
pewnościąreceptaczarnegokrzyża.
Kilkakrotnie,wczasienocnychdyżurów,gdy
zmęczonaTrudaHalbanspoczywaławgłębokimśniei
gdyzasnąłprofesor–agentkawywiadumyszkowała
bezkarniepomieszkaniu,obmyślającplandziałania.
Nietrudnobyłosporządzićwoskoweodciski
kluczyidoręczyćjeMandlowi.Nietrudnobyło
odebraćwkilkadnipotemdorobionekluczeod
Mandla.Nietrudnobyłowybraćsposobnąchwilęi
zbadaćzawartośćkasy.Aleniewystarczałysame
klucze.Gretaorientowałasiędoskonale,żedla
otwarciaogniotrwałejkasykoniecznajestjeszcze
znajomośćhasła,naktórenależałonastawićliterowy
mechanizm.
Alejakzdobyćtohasło?
Zaczęłasięwsłuchiwaćwbełkotchorego,naktóry
poprzednioniezwracałauwagi.Powtarzałsięwnim
częstojakiśwyrazkrótki,wyrazobcyiniezrozumiały.
Pochwyciłagowreszcieizapamiętała,ówwyraz
brzmiałtotid.Domyśliłasię,żetotidbyłatodruga
nazwanieczegoinnegojakowegogazu,wynalezionego
przezprofesoraHalbana.Wzastosowaniudocelów
bojowychnosiłonnazwęczarnegokrzyżaalenazwa,
którąnadałmutwórcabrzmiałainaczej.Brzmiała
właśnie–totid.
Dziewczynieprzyszłonamyśl,żenazwatamoże
byćhasłemotwierającymkasę.Wowymokresieczasu
byładwarazyuMandla,którydostarczyłjejwszelkich
fachowychinformacjidotyczącychotwieraniakas
ogniotrwałych.Byłaprzygotowanaiczekałatylkona
sposobnymoment.
Momentnadszedłwłaśnietejnocy.
TrudaHalbanudałasięnaspoczynekzmęczona
więcejniżzwykle.Chorydostałprzedgodziną
uspokajającyproszekizapadłwgłębokisen.
JoannaMarwiczczekała.Czekała,bysenśpiących
stałsięjeszczemocniejszy,bynocstałasięjeszcze
głębsza.
Wreszcieuznała,żetojużczas.
Wymknęłasięcichozpokojuchorego.Przeszła
dwainnepokojeibezprzeszkódznalazłasięw
pracownistaregouczonego.Pizypomocytejsamej
latarki,któratowarzyszyłajejwwyprawiedogabinetu
generałavonStrelitzadlaskopiowaniaraportuo
wybuchuczarnegokrzyżawHamburgu–GretaNielsen
zabierasiędootwarciakasyogniotrwałej.
Jeżeliodgadłahasło,zadaniejejbędzieuwieńczone
powodzeniem.Jeżelinie–wszystkiewysiłkiokażąsię
zmarnowane.
Nastawiamechanizmliterowyirozpoczyna
operowaćkluczami.Wmieszkaniupanujecisza,ażw
uszachdzwoni.Gretawstrzymujeoddechwpiersiach,
sercejejzamierawniespokojnymoczekiwaniu.
Iotozamkiustępująpodnaciskiemkluczy.Awięc
dobrzedomyśliłasięhasła.Jeszczechwilaikasastoi
otworem.
Kobieta-włamywacz
rozpoczyna
gorączkowe
poszukiwania.Rękajejtrafiananiewielkizeszytw
niebieskiejoprawie.Błysklatarkinatę,tonainną
stronęzeszytu.Kartkijegopokrytesąnotatkamii
łańcuchamichemicznychformuł.
Joannachowazeszytdozabranejzsobątorebki.
Jestpewna,żeówzeszytwniebieskiejoprawiezawiera
upragnionątajemnicę.Zawierająnapewno,bo
żadnegoinnegozeszytu,aniżadnychinnychpapierówz
formułkamichemicznyminiemapozammwkasie
ogniotrwałej.
Jeszczechwilaikasazostajezamknięta.Jeszcze
chwilaiGretaNielsenjestzpowrotemwpokoju
chorego.Siadanakrześleprzymałejlampceiociera
potzczoła.Spokojnedotądsercewalijejterazjak
młotem.
Oszóstejranoprzybywapielęgniarkaktórej
siostrzenicagenerałavonStrelitzaoddajeopiekęnad
chorym.OpuszczawilęHalbanazcennymzeszytemw
torebce.Chwytapierwsząnapotkanątaksówkę.
Podajeadresulicyodległejokilkaprzecznicodtej,
przyktórejmieszkaMandel.Dalsządrogęodbywa
pieszoitakgwałtowniedzwonidomieszkania,żedrzwi
otwierająsięmomentalnie.
Mandelstoiwpiżamieipatrzynaniązaspanymi
oczyma.
—Mam!—mówikrótkoJoannaMarwicz.
Słowotodziałamagicznie.Mandelwciągajądo
pokoju,mówicośgorączkowo,wreszciewyrywajejz
rąkniebieskizeszytiprzerzucadrżącymipalcami.Jest
tymrazempoważny,niemaluroczysty.Odczasu
procesuKurtavonHedingeraczujedlatejdziewczyny
szacunekzdomieszkąjakiejśdziwnejobawy.
—Dużojesttego?—mruczydosiebie—Aleto
nic.Zabioręsięnatychmiastdofotografowania.
Pomożemipani?
—Naturalnie.
Z
bajeczną
szybkością
pogodny
szpieg
przygotowujewszystko,cojestpotrzebnedo
dokonaniazdjęć.PonieważaniGreta,anionniemają
pojęciaochemi,niewiedzą,naktórejzestronzeszytu
wynotowanajestformułaczarnegokrzyża.Czaszresztą
niepozwalanażadnerozważania.Niepozostajewobec
tegonicinnego,jakdokonaćstronapostroniefotografi
całegozeszytu.KażdąstronęfotografujeMandel
dwukrotnieprzypomocymałegoprecyzyjnegoaparatu.
Pracujątakprzeztrzygodzinywmilczeniurzadko
zakłócanymsłowami.
Gdypracatajestskończona,Mandelzwraca
Grecieniebieskizeszyt.
—Postarasiępanijaknajprędzejzwrócićten
zeszytipołożyćnadawnemiejsce.Dopieroztąchwilą
panizadaniebędziespełnionewzupełności.
Bierzedziewczynęzarękęiściskajejdłoń.
—Zamawiamnatychmiastmiejscewnajbliższym
samolocieijadę,bytaśmęzezdjęciamidoręczyć,gdzie
należy.Niewiem,czywrócęjużdoBerlina.
Prawdopodobnienie.Wiem,żekażdesłowopochwały
byłobywtymwypadkupustymdźwiękiem.Dlategonie
mówięnic.
—Takbędzienajlepiej—odpowiadaGreta.
—Czas,bypanipomyślałaterazosobie.Trzeba
wyjechaćzNiemiecjaknajszybciej.Panirozumie,jak
cennejestdlanaspaniżycie.VonStrelitzproponował
paniwyjazddoSzwajcari.Odmówiłapani.Proszęmu
powiedzieć,żedecyzjatauległazmianie,żechcepani
wyjechać.Przypuszczam,żezradościązobaczypani
Warszawę.
Dziewczynamilczydługoipatrzymartwowjeden
punkt.Wreszciepodnosigłowęiwzrokjejspotykasię
zespojrzeniemczarnychoczuMandla.
—Proszęsięomnienietroszczyć—mówi.—
Damsobieradę.
—Awięcdowidzenia,drogapani.
—Żegnampana,panieMandel.Dowidzeniaczy
żegnam,toprzecieżwszystkojedno.
—Tylkodowidzenia.
Skierowałasiękudrzwiom.Jużwproguodwróciła
sięjeszcze.
—NiechpanpowietymludziomwWarszawie,że
spełniłamswójobowiązek,żedokonałamzadania
przyjętegodobrowolnieiżeodtejchwiliczujęsię
wolnaodwszelkichwięzów.Jestemznowupaniąswej
woli.
Odeszłaszybkozanimzdążyłodpowiedziećjejlub
jązatrzymać.Poprawdziezresztąwięcejmyślałwtej
chwiliojaknajszybszymodlociezBerlina,niżoGrecie
Nielsen.
Onazaśpowróciłanatychmiastdomieszkania
profesoraHalbana.Powróciłapodpozorem,że
zapomniałapowtórzyćpielęgniarcekilkudyspozycji
wydanychubiegłegowieczoruprzezlekarza.Truda
Halbanspałajeszcze.GretaNielsenpomogła
pielęgniarcewzabiegachkołochorego,pokręciłasię
popokojachiwtymczasiezdążyłanakrótkimoment
wkraśćsiędopracowniuczonego,otworzyćkasęi
umieścićniebieskizeszytnadawnymmiejscu.
GdywchodziłaprzezfurtkęwiliwCharlottenburgu
miaławrażenie,żejestuczniem,któryzdałtrudny
egzaminirozpoczynawakacje.
GenerałvonStrelitzsiedziałwjadalnympokoju
przyśniadaniu.Ciężkieprzejściaostatnichtygodni
sprawiły,iżpostarzałsięipochyliłogromnie.Dawniej
służbistyiobowiązkowy,terazcorazczęściejudawał
siędobiuraogodzinęlubdwiepóźniejniżzwykle,z
ranabowiemniedomagałiczułsięzazwyczajgorzej.
Gretaprzywitałagociepłoipogodnie.Spożyłaz
nimśniadanie,poczymposzładoswegopokoju.
Wielkapracabyłaskończona.Teraznastały
wakacje,awrazzniemidosercaGretywtargnęło
uczuciebeznadziejnościipustki.Dojrzewałdawno
powziętyinadniesercachowanyzamiar.
Miaławrażenie,żejestaktoremschodzącymze
sceny–porazostatni.Porazostatni,byjużnie
powrócić.Przymknęłaoczyizdawałosięjej,żesłyszy
dalekiodgłosoklasków.Oklaskówsetek,oklasków
tysięcy,oklaskówmilionówdłoni.Tobyłyoklaski,
którejążegnały.Oklaskiwielu,wielupolskichdzieci,
oklaskimatek,sióstr,narzeczonych,oklaskitysięcy
mężczyzn,oklaskimilionówspracowanychdłoni.
Składałysiędotychoklaskówmałedziecięcerączęta,
słałyGrecieNielsenuśmiechmałedziecinnebuzie.—
Dziękujemyci,mówiłyteoklaski,żeuratowałaśżycie
naszychojcówinaszeżycie—teraziwprzyszłości.
Składałysiędooklaskówdłoniekobiet,wdzięcznych,
iżichbracia,narzeczeni,kochankowieimężowienie
będąwraziewojnyginęlibezratunkupodtchnieniem
morderczegogazu.Składałysiędooklaskówręce
mężczyznweleganckichgarniturach,ręcemężczyznw
roboczychbluzach,ręcemężczyznwżołnierskich
mundurach.Iteręce,tełanyrąk–odGdynidofal
Bałtyku,odlatarnimorskiejnaHelukołysałysię
zgodnymaplauzemażpowschodnieipołudniowe
graniceRzeczypospolitej.Przebaczyłyjejkażdą
nieprawość,jakąpopełniławupartymdążeniudocelu.
Przebaczyłyjej,bowwalcetejpoświęciławszystko,
cotylkomógłpoświęcićczłowiek.Sweosobiste
szczęścieiradośćkrótkiegożycia.Dziękujemyci,
JoannoMarwicz!Dziękujemyci!Bądźzdrowa!
Apotemzjawiłasięjeszczebladatwarz
Krzesińskiegoidziękowałajejbezgłośnymruchem
warg.ApotemzjawiłasięjeszczetwarzKurtai
wówczasJoannaMarwiczocknęłasięzzadumy.
Byłjeszczejedenrachunekdowyrównania.
Należałowyrównaćtenrachunek.Pomimowszystko
niebyłosiły,którabypotrafiłazniszczyćjejmiłośćdo
Kurta.Miłośćtawzywałająteraz.
Niemiałaanichwiliczasudostracenia.Trzebasię
byłospieszyć…Bardzospieszyć!
JoannaMarwiczubierasięgorączkowowtęsamą
suknię,wktórąubranabyłaowegowieczoru,kiedy,
podczasprzyjęciaugenerałavonStrelitza,Kurtvon
Hedingerporazpierwszyucałowałjejusta.Gdyjest
jużubrana,podchodzidobiurkaiwyjmujezszuflady
małyrewolwer.Drobneręcezręcznieładująbroń.A
potemjeszczechwilanamysłu.
GretaNielsensiadaprzybiurkuinaarkuszu
papierukreślikilkasłów.Kilkasłówdogenerałavon
Strelitza,żeodchodzizaKurtem,żeprzepraszagoza
kłopotidziękuje.NastępniepannaNielsenschodzido
jadalniiudajesiędomałegogabinetu.Dotegowłaśnie,
wktórymKurtjąpocałował.Samobójcymająkaprysy
isąwybredniwwyborzemiejscairodzajuśmierci.
Wtymsamymczasiedofurtkiwiligenerałavon
Strelitzadzwoniwysoka,smukładziewczyna.
PaniSchultześpieszyotworzyćdrzwifurtkiiwidzi
przedsobąGretęNielsen,aleGretętakubraną,jak
ubranejniewidziałajejjeszczenigdy.Inierozumie
skądwzięłasiętuGretaNielsen?Przecieżbyłapewna,
żepannaGretawróciłajużdodomu.Inierozumie
dlaczegoGretaNielsenpytaogenerałavonStrelitza.
—Jestpewniewjadalnilubwswejpracowni—
odpowiada
krzykliwym
głosem,
wprowadzając
dziewczynędomieszkania,corazmniejrozumiejąc.
Gdywmałympokojuhuknąłstrzał,generałvon
Strelitzdosłyszałgoiwpadłprzerażonydogabinetu.
GretaNielsenweszłatymczasemdojadalnego
pokojuipaniSchultze,nietroszczącsięwięcejonią,
powróciładoswychgospodarskichzajęć.Dziewczyna
stałaprzezchwilęniezdecydowana,narazusłyszała
jakiśtępyhałas,jakbycośupadłoiskierowałasięku
drzwiom,skądhałasówdochodził.Niespodziewany
widokuderzyłjejoczy.
TogenerałConradvonStrelitzklęczałnadciałem
GretyNielsenidaremnieszukałwnimżycia.
Naszelestudrzwiobróciłgłowęiwzrokjego
pełenzdumieniapadłnapostaćstojącejdziewczyny.
GenerałConradvonStrelitzsądził,żewidziupiora.Ta
dziewczyna,stojącawdrzwiach–tobyłaGreta
Nielsen,podobniejakGretąNielsenbyłata,której
stygnąceciałotrzymałwramionach.
Idługaupłynęłachwila,zanimzrozumiał,żejedna
odeszła,adrugawróciła.
KONIEC