wydanie internetowe: www.przekroj.pl - Przekrój - dodane 2004-02-19 (06:28)
Czarek Mończyk - erotoman społeczny
Telewidzowie zżymają się, ale patrzą. Internauci mówią: pedofil. Za to erotyczne tancerki zrobią
wszystko dla swego opiekuna - CEZAREGO MOŃCZYKA.
Cezary Mończyk wie, że sąsiedzi uwielbiają go podglądać. - Kiedy wieczorem dziewczyny
zaczynają tańczyć przy rurce, w bloku naprzeciwko od razu gasną światła - opowiada. Wcale mu
nie przeszkadza, że w oknach czają się podglądacze. - To pierwszy test dla dziewczyn, w końcu
na imprezach będą tańczyć przed szerszą publicznością - tłumaczy, rozsiadając się w króciutkich
spodenkach na kanapie przykrytej narzutą z owczej wełny.
Mieszka w łódzkim blokowisku, w trzypokojowym mieszkaniu całym w boazerii i pluszowych
maskotkach. Na środku pokoju zamontował metalową rurkę, przy której uczą się tańczyć jego
modelki. Jest też rowerek do ćwiczeń i domowe solarium.
W szafach w pokoju trzymam bieliznę dla dziewcząt, mój strój sędziowski, basen do walk w
kisielu i inne potrzebne gadżety.
ŁAZI W SAMYCH GACIACH
W ostatnią niedzielę Mończyka oglądało osiem milionów telewidzów. - Większą oglądalność w
Jedynce ma tylko Adam Małysz - mówi z satysfakcją największy antybohater "Ballady o lekkim
zabarwieniu erotycznym". Wielu telewidzów chętnie dobrałoby mu się do skóry.
Fani dokumentalnego serialu w reżyserii Ireny i Jerzego Morawskich po każdym odcinku żywo
dyskutują na forach internetowych o bohaterach filmu. Największe emocje budzi Czarek
Mończyk, właściciel agencji modelek, który od lat werbuje młode dziewczyny do walk w
makaronie i kisielu w prowincjonalnych dyskotekach. Praca, którą oferuje, jest często jedynym
źródłem ich utrzymania, dlatego Mończyk został okrzyknięty przez telewidzów "erotomanem
społecznikiem".
Internauci nie zostawiają na nim suchej nitki. Uważają, że wykorzystuje naiwne i bezrobotne
dziewczęta do niemoralnych występów w skąpej bieliźnie, wmawiając im szansę na wielką
karierę. Niektórzy wręcz nazywają poczynania Mończyka stręczycielstwem i pedofilią. "Jak to
jest, że ten program jeszcze nadają? Przecież koleś powinien siedzieć w kryminale. Widzieliście
odcinek, jak 14-letnia panienka siedzi z nim w jego pokoju przy rurce i opowiada, ile ma lat, a on
jej przerywa i mówi, żeby mówiła, że ma 17?" - dziwiła się "Perełka" na forum Revolution.pl. Na
forum Gazeta.pl. "Giza" nie kryje oburzenia: "To obleśny erotoman, który łazi po domu pełnym
nastolatek w samych gaciach i wyciąga im ze staniczków zalążki piersi... Wydaje mu się, że ma
jakąś misję do spełnienia. Powiem krótko, powinni g... zamknąć i tyle".
Rzecznik praw dziecka Paweł Jaros skierował w tej sprawie pismo do przewodniczącej KRRiT
Danuty Waniek. Napisał, że serial ,może zagrażać psychicznemu i moralnemu rozwojowi
niepełnoletnich", tym bardziej że nadawany jest przed godziną 23. "Wiele osób niepełnoletnich
po obejrzeniu programu przychodzi do pana Cezarego Mończyka z prośbą o przyjęcie do pracy" -
ostrzegał.
Mończyk zaprzecza: - Ten serial tylko mi zaszkodził. Teraz połowa dziewczyn rezygnuje z
castingu, jak usłyszy moje nazwisko. Kiedy ogląda siebie w telewizji, czuje się oszukany. - Serial
w ogóle nie odzwierciedla mojej psychiki. Dzisiaj nie zgodziłbym się na udział w nim.
Wdepnąłem w bagno - mówi. Ale podziwia Irenę Morawską, że udało jej się przyciągnąć tylu
widzów.
WYBRAŁA BRZYDKIE I BIEDNE
- Zadzwonił telefon, usłyszałem okrzyk: "Mamy go!". Pomyślałem, że może jakiś prokurator
dzwoni - wspomina początki przygody z "Balladą". Po chwili zrozumiał, że rozmawia z
dokumentalistką, która chce z nim kręcić serial. Następnego dnia Irena Morawska przyjechała do
Łodzi. W mieszkaniu Mończyka czekało kilkanaście tancerek erotycznych. - Poodrzucała
najładniejsze, a powybierała brzydsze i biedne - wspomina Cezary. Wkrótce na ekranach
telewizorów pojawiły się dziewczyny - jedna z matką chorą na raka piersi, a druga z mężem w
więzieniu.
Powstało 12 odcinków, jednak oglądalność przerosła najśmielsze oczekiwania producentów, więc
dokręcili kolejne. Mończyk mówi, że powoli kończą mu się pomysły. W następnych odcinkach
dla potrzeb filmu będzie robił widowiska, których od dawna nie organizuje: pokazy sado-maso i
zjadanie "żywego tortu" zrobionego z nagiej modelki.
Kiedy pytam, dlaczego nie zrezygnował z serialu, gdy odkrył, że jest manipulowany, odpowiada,
że już bardziej nie można mu zaszkodzić.
Mam impotencję wtórną: goła dziewczyna w ogóle mnie nie rajcuje, nie podnieca, jak jakiś
kamień czy żelazo. Tylko jak przyjdzie jakaś nowa, to patrzę, jaką ma figurę, jakie ma łono. Ale
to jeden rzut oka, potem już nie patrzę. Dziewczyny są złe, że podczas występu na nie nie patrzę,
a ja obserwuję, jak ludzie reagują, czy biją brawo, czy oglądają z otwartą buzią. Jak zaczynałem,
to jak najwięcej patrzyłem, podglądałem. Ale z wiekiem mi się opatrzyło. I to jest złe, dla
mężczyzny to nie jest dobre.
STRIPTIZ DLA SYNA
Jak ojciec słuchał Radia Wolnej Europy, to matka w oknie stała. Potem mama mi zmarła, jak
miałem 12 lat. Tata znalazł sobie młodszą i zabrał mnie do Łodzi.
Czarek ma 41 lat, od prawie 20 pracuje w branży erotycznej. Z wykształcenia jest
elektromechanikiem, ale nigdy nie pracował w zawodzie. Ma dwoje dorosłych dzieci - Malwina
ma 18 lat, a Tomek w grudniu skończył 20 lat. Czarek cieszy się, że łączy go z dziećmi silna
więź. Malwinie wsypał kiedyś do torebki całą garść prezerwatyw, tłumacząc, że z nimi jest
bezpieczniej. - Zamiast zabraniać, uświadamiam - tłumaczy.
Moja córka Malwina często mi mówi, że jej koleżanki zazdroszczą jej ojca. Mam kontakt z
młodzieżą. Syn zrobił imprezę urodzinową w moim mieszkaniu, chciałem iść z dziewczyną do
kina. Syn nie chciał mnie wypuścić. Moja dziewczyna zatańczyła mu na rurce, zrobiła striptiz.
Miała taki bardzo seksowny strój kelnerski z gadżetami, więc obsługiwała w nim jego gości.
Zawsze był śmiały wobec dziewczyn. Jako 17-latek marzył, żeby pojechać na obóz szkoleniowy
PCK, gdy dowiedział się, że na liście jest 14 chłopaków i 80 dziewczyn. Warunkiem wyjazdu
było minimum dwuletnie członkostwo. Zapłacił więc składki za dwa lata i pojechał. Na obozie
starsze dziewczyny pokazały mu, czym jest seks. Jak dowiedziałem się, ile dziewczyn jedzie na
obóz PCK, pomyślałem: jeny, ale raj! Byłem tam komendantem. Miałem 16 albo 17 lat.
Robiliśmy wieczorek taneczny. Chłopacy nie chcieli tańczyć, więc dziewczyny tańczyły same i ja
tam naprawdę mieszałem. Wiedziałem, które wiedzą, co znaczy erotyzm i seks.
Po ukończeniu technikum szybko zrozumiał, że naprawa telewizorów go nie rajcuje. Chciał
organizować w klubach striptizy. Poszukiwanie tancerek zaczął od ogłoszeń. Na pierwszą
striptizerkę czekał aż trzy miesiące. W końcu zgłosiła się akrobatka z cyrku, która po kontuzji
nogi nie mogła już wrócić do zawodu. Nie była piękna, ale zatrudnił ją, bo nie miał innych
chętnych. To był strzał w dziesiątkę. - Przyciągała ludzi z odległych miasteczek. Jeździli za nami
od lokalu do lokalu - wspomina Mończyk.
Zaczął organizować wszelkiego rodzaju wybory miss: matki i córki, nastolatek, mężatek,
bliźniaczek, sióstr, opalenizny, jędrnych pośladków, topless, najzgrabniejszych nóg... W pierwszy
dzień wiosny zorganizował wybory wagarowiczki - dziewczyny wystąpiły w fartuszkach,
podkolanówkach i warkoczykach á la Pipi Langstrumpf.
Organizuję też wieczory kawalerskie. Za dodatkowe 50 złotych kawaler dostaje majteczki na
pamiątkę. Dziewczyna dostaje majtki dzień przed występem i ma w nich chodzić cały dzień. On
musi czuć ją. Podczas występu szoruje mu majtkami po nosie.
Z MAKARONU DO HOLLYWOOD
Kilka lat temu wymyślił walki w makaronie, oleju i kisielu.
Walki w makaronie wzbudzają zawsze wielkie emocje. Niektórzy widzowie podczas walk
wyjadają makaron z basenu. Marzą mi się walki w bigosie, ale boję się, że będą protesty, że
ludzie nie mają co jeść, a tu takie marnotrawstwo.
Makaron i kisiel gotują mu kucharki z zaprzyjaźnionego przedszkola. W zamian za to Mończyk
kupuje przedszkolakom czekolady. Zahartowany zimną wodą makaron transportuje do dyskotek
w mocnych workach do cementu. Po imprezie - jak opowiada - sto kilogramów klusek jego
przyjaciel Ryszard Wójcik, właściciel dyskoteki Alcatraz, zawozi do schroniska dla zwierząt.
- Dostałem raz makaron od Czarka - przyznaje Wójcik. - Połowę dałem siostrze, a drugą połowę
bratu. Do schroniska niczego nie zawoziłem. Tancerki Czarek wybiera z katalogu, który zawiera
około 600 nazwisk. Regularnie pracuje z 20, a współpracuje dorywczo z 60. Nowych szuka przez
ogłoszenia. Czasami rozdaje wizytówki na ulicy. Jednak najczęściej jedna przyprowadza
następną. - Taki łańcuszek świętego Antoniego - tłumaczy.
Najmłodsza, jaka do mnie przyszła, miała 13 lat. Ankietę takiej dziewczyny wkładam do czarnej
teczki i czekam, aż dojrzeje. Skoro ma takie ciągoty w młodym wieku, to może się później
przydać.
Zawsze pyta o chłopaka. Chce wiedzieć, czy będą awantury. - Pamiętam, jak jeden wpadł do
mojego mieszkania i zabronił dziewczynie walczyć w makaronie. Rozmowa była krótka.
Powiedziałem mu: daj jej 200 złotych albo wyjdź z mojego domu - wspomina. Czarek zdaje sobie
sprawę, że wiele jego podopiecznych godzi się na udział w pokazach, bo nie ma innych
możliwości zarobienia pieniędzy. Choć zdarzają się też amatorki występów przed publicznością. -
Czasami dziewczyna złapie bakcyla i nawet jak znajdzie inną pracę, to wciąż występuje u mnie w
soboty - mówi Czarek.
Jedne dziewczyny walczą w kisielu i w makaronie. Są lekko tęgawe, mają niżej umieszczony
środek ciężkości, dlatego fajnie się przewracają. Zdarzają się dziewczyny uniwersalne, które robią
różne rzeczy. Dziewczyny pracują dla snobizmu, dla kasy, żeby się pokazać.
Nie zgadza się z opinią, że mami dziewczyny nierealną karierą. - Każdy inaczej rozumie to słowo.
Moje dziewczyny robią karierę - upiera się Mończyk i podaje przykłady.
Sporo pracuje w modelingu. Jedna nawet trafiła do Hollywood. Wyszła za producenta i gra w
epizodach.
TO JAKIŚ MITOMAN
Imał się różnych zajęć. Prawie dwie kadencje był ławnikiem w IV Wydziale Karnym w Łodzi.
Przyglądał się sprawom o morderstwa, pedofilię i wielomilionowe przekręty. - Zdecydowanie
wolałem rozprawy o oszustwa i przemyty - wspomina Mończyk. Chwali się, że często podsuwał
sędziom nowe tropy. Czasem dobrze się bawił: - Nigdy nie zapomnę, jak na salę rozpraw wpadł z
kamerą Michał Fajbusiewicz, żeby kręcić odcinek ,997". Znaliśmy się z nocnych klubów, kiedyś
często prowadził moje imprezy. Kiedy zobaczył mnie w todze, wycofał się, bo pomyślał, że
kręcimy jakiś film - opowiada Mończyk.
Fajbusiewicz przyznaje, że zna Mończyka z widzenia. - Kojarzę go jako faceta kręcącego się
wśród panieniek - mówi. - Ale nigdy z nim nie współpracowałem. Po co powołuje się na
znajomość ze mną? A z tym sądem, to jakaś totalna bzdura. Nie kręciłem żadnych rozpraw
sądowych. Moje programy są reżyserowane. Dziewczyn do scen erotycznych też od niego nie
wynajmowałem. To jakiś mitoman. Mończyk twierdzi, że zakończył swoją sądową karierę, bo
rozwodził się z żoną i przestał być nieskazitelny.
Postanowił zostać sanitariuszem. Zapisał się na kursy szkoleniowe i wkrótce rozpoczął pracę w
pogotowiu. Podawał narzędzia, jodynował i bandażował potłuczonych. Kilku pijaczków
"uratował" przed izbą wytrzeźwień, wypuszczając ich przez okienko do koksu w piwnicy.
Asystował też przy trzech porodach w karetkach.
W łódzkim pogotowiu nikt nie przypomina sobie, żeby kiedykolwiek pracował tam jakiś
Mończyk. - Facet zmyśla - twierdzi dyspozytorka. - W pogotowiu nigdy nie było żadnego okienka
w piwnicy do wrzucania koksu. A poza tym chirurgia znajduje się na pierwszym piętrze.
Mończyk opowiada dalej: - Usłyszałem, że w Łodzi powstała prywatna telewizja, postanowiłem
zmienić fach. Okazało się, że operatorem jest facet, którego poznałem na jednym z konkursów
piękności. Szybko mianował mnie swoim pomocnikiem. Po pół roku telewizja splajtowała, więc
poszukałem pracy w Teatrze Nowym w Łodzi. Na początku czyściłem obiektywy reflektorów i
zmieniałem żarówki, ale po trzech miesiącach Kazimierz Dejmek mianował mnie operatorem
światła. Dzięki temu jeździłem z teatrem po całym kraju. Miałem wówczas wielkie powodzenie u
dziewczyn. Oczywiście nie mówiłem, kim jestem w teatrze, więc brały mnie za aktora - śmieje się
Mończyk.
Aktorzy z Teatru Nowego nie przypominają sobie, by Mończyk kiedykolwiek u nich pracował. -
Owszem, przeczytaliśmy o tym ostatnio w łódzkich gazetach - mówią.
PREKURSOR MOKREGO PODKOSZULKA
Zawsze wracał do branży erotycznej.
Lubię biusty proporcjonalne do ciała z dozą do większego niż do mniejszego.
Przez trzy tygodnie był współwłaścicielem salonu masażu. - Skończyłem z tym, gdy podstawiony
policjant złożył doniesienie, że w moim salonie jest masaż erotyczny. Pokazałem pozwolenie, w
którym jasno było napisane, że mam zgodę na masaż całego ciała. A co, członek to nie ciało? -
pyta Czarek. Sprawę umorzono. Mończyk sprzedał swoje udziały.
Kiedyś konferansjerkę prowadził dla mnie Michał Wiśniewski. Pamiętam, że miał prowadzić
występ w ekskluzywnej dyskotece Studio. Pod klubem zebrało się pełno osób i nie mógł się
dostać do środka, więc rzucał śnieżkami w szybę. Szyba się zbiła. Ochroniarze dali mu takie
bańki, że nie mógł wystąpić. Musiałem go zastąpić. Wypiłem wódeczkę, chwyciłem mikrofon i
poprowadziłem. Wyszło mi z humorem na luzie. Szef dyskoteki był zachwycony. Chciał później
tylko mnie. Średnio co dwa tygodnie prowadziłem tam jakiś konkurs. To były lata 80. Wiśniewski
miał wtedy 18 lat.
Współpracował z pismem naturystów "Natura. Naturyzm", szukał dziewczyn do występów w
peep-show, które rosły w Polsce jak grzyby po deszczu. Dla "Nie" Jerzego Urbana przygotował
rozkładówkę "Jak spędzić wakacje w mieście". - Między blokami rozbiłem namiot, a nagie
dziewczyny grały w piłkę plażową. Kiedy pojawiłem się w historycznym milicyjnym mundurze, z
mandatami, sąsiadki, które obserwowały wszystko z balkonów, zbiegły się do mnie na skargę.
Spisałem ich żale i obiecałem, że się zajmę sprawą. Do końca były przekonane, że jestem
prawdziwym milicjantem - śmieje się Mończyk.
W "Nie" rzeczywiście w 1993 roku ukazało się zdjęcie z rozebraną panienką pod blokiem przy
zsypie. Ale nazwisko Mończyka nie figuruje na liście płac w redakcji. Poza tym zdjęcie nie było
zamówione. Przysłał je czytelnik, który nosi zupełnie inne nazwisko.
Być może jego życie ukształtowały wydarzenia z młodości. Gdy miał 15 lat, trafił na dziewięć
miesięcy do szpitala. - Miałem poważną wadę serca - mówi Mończyk, rozpina koszulę i pokazuje
wielką bliznę pośrodku klatki piersiowej. Po operacji otworzył oczy i zobaczył wiszącą na ścianie
Matkę Boską. - Pomyślałem, że nie żyję - wspomina. Wtedy obiecał sobie, że chce przejść przez
życie lekko, bez nerwów i stresów. - Dzisiaj nic nie jest w stanie wyprowadzić mnie z
równowagi. Nigdy nie martwię się na zapas - wyznaje.
Co roku organizuje bal charytatywny, z którego wszystkie pieniądze przeznacza na Towarzystwo
Przyjaciół Dzieci z Wadą Serca przy Centrum Zdrowia Matki i Dziecka z Łodzi.
- Moje dziewczyny robią pokaz bielizny, ja przeprowadzam licytację podwiązek, lekarze
zazwyczaj nie żałują pieniędzy - opowiada Mończyk. - Po takim balu czuję się trochę
rozgrzeszony. Czuję, że robię coś dobrego. Dzięki pieniądzom z ostatniego balu przeprowadzono
siedem operacji więcej.
Szef oddziału kardiologii z łódzkiego szpitala Matki i Dziecka na nazwisko Mończyk reaguje
śmiechem. - On nie organizował żadnych balów. Występował tylko u nas ze swoimi panienkami.
Podobał się męskiej części uczestników, gorzej z kobietami. Dlatego w tym roku
zrezygnowaliśmy z jego usług.
Mończyk uważa się też za prekursora wyborów miss mokrego podkoszulka. Zdradza, że
dziewczyny zawsze polewa lodowatą wodą, bo wtedy piersi się fajnie kurczą i podnoszą do góry.
W 1993 roku zorganizował widowisko "Chałupy Welcome To". - To był hit. Dziewczyny
rozebrane biegały po plaży, a kabareciarze Tadeusz Drozda i Krzysztof Daukszewicz podglądali
je przez lornetki - opowiada Mończyk.
Krzysztof Daukszewicz nie przyznaje się do znajomości z Mończykiem. - Nigdy o nim nie
słyszałem. Nie brałem też udziału w widowisku pod takim tytułem. To nie moja bajka - mówi. I
dodaje: - Ale ma facet wyobraźnię.
JOANNA GORZELIŃSKA
WSPÓŁPRACA DOROTA SAJNUNG