97
Pan ma tyto . Ja mam inn .
Ja nie mog y bez czego , co jest poza moj
prac . W szkole, przed wojn , byłem harcerzem... Nie
chc mówi za du o...
Zawsze podejmowałem si . Zawsze byłem gotów.
Moja ona mówiła: „Zdzisiek, Zdzisiek, a kiedy ty
o mnie pomy lisz".
My l teraz o wielu ludziach. Ja Panu, Panie
Redaktorze, opowiedziałem tylko cz stk mego ycia.
Powiedziałem troszeczk o onie, o Piotrusiu i o moich
kolegach w zakładzie.
Powiedzmy na dwadzie cia pi linijek. Pół linijki
na rok ycia.
Ja nie mog y bez czego poza moj prac .
Długo zastanawiałem si , gdzie mam wst pi i zapi-
sałem si do Polskiego Zwi zku Filatelistów. Zbieram
długie serie. Specjalizuj si w tematyce sportowej.
Pan si u miecha, Panie Redaktorze, Pan uwa a,
e to nie jest powa ne.
Widzi Pan, ja zbieram długie serie, mam wiele
ciekawostek i mo e wyjad za granic . Na wystaw
Verso Monaco. Du o czytam. Dostaj takie pisma, jak
„Le Monde des Philatelistes". Mo e wyjad za granic .
Filatelistyka kształci. Nie wiem, czy Pan wie,
Panie Redaktorze, co znaczy Magyar Belyeggyujtok
Orszagos Szovetsege. Pan nie wie, a ja wiem. To
znaczy Zwi zek Filatelistów W gierskich. Filatelisty-
ka to pi kna rzecz. Czysta i wymienna.
Zaj łem Panu tyle czasu, Panie Redaktorze. I nie
wiem, czy Pan co o mnie i o takich jak ja napisze.
Bo to ani sensacja, ani wielka sprawa. Wi c niech
Pan nie pisze. Mo e lepiej nie pisa .
Dzi kuj Panu za cierpliwo .
Pan był bardzo cierpliwy.
Pan mógł powiedzie , e ma Pan konferencj
i odej .
Ale Pan został. Mo e Pan nie słuchał dokładnie,
ale Pan został. Dla takiego człowieka jak ja, to bardzo
du o. Pan był bardzo cierpliwy.
Ja te byłem cierpliwy.
Koniec
96
wyci gn . Wszyscy mówili na niego Mazurkiewicz.
Dlaczego Mazurkiewicz - nie wiem.
Zupełnie inny był „profesor". Wysoki, siwy, opa-
nowany. wietnie umiał si maskowa . Podobno wsa-
dziła go do szpitala jego własna ona, bez powodu.
Bez medycznego powodu. Profesor kupował od nas
lekarstwa, w szczególno ci lekarstwa na sen. Truł si
co par tygodni. Ale nieszcz liwie; zawsze go rato-
wano.
Mieli my tak e autentycznego chłopa. Przezywa-
li my go Ciul; nie obra liwie, raczej pieszczotliwie.
Siadywał najcz ciej w gaciach na brzegu łó ka (to
było wbrew regulaminowi) i wiódł jakie niesko czone
spory z urz dami. Zaczynał zawsze od słów: „Moja
ziemia jest kategorii pi tej, a nie szóstej". Potem
nast powały długie wyliczenia inwentarza i wielka
skarga na sołtysa Zaułk Zbigniewa za to, e złodziej
i psubrat. Ciul wyra ał si fachowo, wi c niewiele
z tego rozumiałem - ja mieszczuch, który nie rozró -
nia owsa od koniczyny.
Był tak e kolega, którego nazywali my „Płaczka".
On potrafił płaka , prosz Rana Redaktora, dzie
i noc. Sk d w człowieku bierze si tyle wody, nie
wiem.
W tym całym towarzystwie byłem, Panie Redak-
torze, jak w yciu — uczciwy, skromny i bez wyrazu.
Nawet nie dali mi pseudonimu jak innym znaczniej-
szym kolegom.
Po miesi cu czułem si lepiej. Nie fizycznie czy
psychicznie. Bałem si w dalszym ci gu. To było stra-
szne, bo bałem si czego i bałem si strachu. I chcia-
łem zabi ten strach. To znaczy zabi siebie. Bałem
si , po prostu bałem si — ja - ołnierz odznaczony
za odwag .
Panie Redaktorze.
To nie było tak, jak Panu teraz mówi . Były
tak e okropne chwile, straszne fakty, zdarzały si
rzeczy, o których teraz nie chc wspomina . Ale z per-
spektywy czasu widz , e ten okres był lepszy dla
mnie ni na wolno ci. Ja mówi zupełnie szczerze
i ka dy mo e mnie pot pi . Chc Panu to wytłuma-
czy : po prostu zwolnili mnie od obowi zku, od walki
o moj prac i prawd .
Dokładnie kiedy odzyskałem równowag mi dzy
tym wiatem wariatów i sob - zwolnili mnie.
Pami tam dobrze ten moment po egnania z Pro-
fesorem, Płaks , Ciulem i Mazurkiewiczem. To byli
prawdziwi przyjaciele. Nawet nie zazdro cili mi, e
wychodz na wolno .
Zmieniłem prac . To znaczy mnie j zmieniono.
Lepiej, bo nie idzie za mn ta fama, e byłem
w zakładzie. Prac mam gorzej płatn , głupi , ale
bez odpowiedzialno ci.
A Pan Redaktor wci z tymi papierosami. Ja
nie pal . Ka dy, Panie Redaktorze, ma swoj trucizn .
95
remu było czu z ust, wi c mo e dlatego mówił prze-
jmuj cym półszeptem. Acha, miał jeszcze nerwowe
tiki i zwracał si do pacjentów per ty. Nie dawał nam
spokoju. Potem dowiedziałem si , e pisał prac habi-
litacyjn .
- Jak si masz , kochaneczku? Nie bój si , podejd
bli ej. Pan Doktor nic ci złego nie zrobi. Pan Doktor
chce pomóc. Porozmawiajmy sobie jak starzy przyja-
ciele. Pogadamy, poplotkujemy, nikt nas nie słyszy.
Powiedz, złotko, kogo bardziej kochałe w dzieci -
stwie: tatusia czy mamusi ?
- Tatusia i mamusi . .
- Ale kogo wi cej?
- Tatusia.
- A nie mamusi ?
- Czasem mamusi .
- A widzisz. Przypomnij sobie malutki, czy nie
chciałe czasem zabi tatusia?
- Nie, nie chciałem.
- Albo eby tatu umarł, i ty by został sam
z mamusi .
- Mój ojciec umarł, kiedy miałem siedem lat.
- Nic nie szkodzi. Ale mogłe marzy o tym,
eby tatu znikn ł, aby tatu rozpłyn ł si , aby nic
nie stało na przeszkodzie mi dzy tob i mamusi .
- Nie marzyłem. Ja w ogóle nie potrafi marzy ,
panie Doktorze.
- Potrafisz, potrafisz. Tylko musisz mie do mnie
zaufanie.
- Panie Doktorze, niech mi pan pomo e. Potem
porozmawiamy o rodzicach, o rodze stwie, ale mnie
si stała krzywda. Teraz. Teraz mi si stała krzywda.
Nie jestem ani oskar ony, ani winny i cierpi nie
wiadomo za co. Pan mo e powiedzie , eby mnie st d
wypu cili. Ja musz si broni .
- Jeste bardzo t py, kochaneczku. Ale mamy
czas. Mamy jeszcze du o czasu.
I mieli my du o czasu.
Dzi kuj , Panie Redaktorze, ja naprawd nie pa-
l . Nawet ona miała si ze mnie, e jestem bez
nałogów, prawie nie-m czyzna.
Pan si na pewno spieszy, ja ju ko cz .
Wi c mieli my du o czasu. Co robiłem? Łykałem
tofranil. Diagnoza: psychoza maniakalno-depresyjna.
Bałem si . Wci si bałem. Intensywny strach mo e
wypełni całe ycie, Ranie Redaktorze. Nie tylko cho-
rzy o tym wiedz .
Strach przed czym nieokre lonym, strach na
trzy zmiany, we dnie i w nocy, w ka dej sekundzie
i bez wytchnienia.
Moi koledzy płyn li tym samym kursem, na wie-
trze strachu, pod wyd tymi aglami.
W naszym pokoju był jeden, który powtarzał bez
przerwy: „Oni przyjd , oni przyjd lada chwila, oni
ju id " - i właził pod łó ko. Trudno go było stamt d
94
Panie Redaktorze, Panie Redaktorze, czy tak mo -
na post powa z człowiekiem? Przecie mnie wszyscy
znali. Byłem spokojny, pracowałem zawsze, w ankie-
cie pisali - społecznie aktywny. Pracowałem w komi-
tecie blokowym, w samorz dzie, w kasie kole e skiej,
na wi ta, jak szło o dekorowanie domów. Przecie
ludzie wiedz . Dlaczego mi tego chłopca odebrali?
Nie, dzi kuj , nie pal .
Wróciłem. Czułem, jakbym ton ł. Wiedziałem, e
przygotowuj mi wymówienie. Wi c postawiłem wszys-
tko na jedn kart . Akuratnie było zebranie aktywu.
Mnie oczywi cie nie zaproszono. Traktowali mnie jak
czarn owc . Za co, pytam, ale poszedłem na zebranie,
potem napisali, e wdarłem si i zacz łem mówi .
Ja wiem, e trzeba było poczeka na punkt w po-
rz dku dziennym, który nazywa si wolne wnioski.
Spokojnie zreferowa swoj spraw . Mówiłem Panu
0 tym. Ja ju nie mogłem spokojnie, wi c zacz łem
krzycze .
Potem mnie wzi li dwaj w białych kitlach pod
r ce i wyprowadzili z sali do karetki pogotowia. To
nieprawda, e si opierałem, e gryzłem, e wołałem
„zabij was wszystkich". To kłamstwo. Szedłem spo-
kojnie jak na ci cie. Ja ju do niczego nie byłem
zdolny. Wrak.
Na pogotowiu dali mi zastrzyk. Zasn łem mocno.
Obudziłem si w szpitalu. Pytałem, gdzie jestem -
w klinice dla nerwowo chorych.
Pan, Panie Redaktorze, nie mo e sobie wyobrazi ,
co człowiek wtedy czuje. To jest gorsze ni mier .
Du o gorsze.
Zabieraj panu przeszło , nazwisko, zasługi
1 jest pan w oczach wszystkich wariat. Wszystko, co
pan robi, jest objawem choroby. Jest pan spokojny,
mówi , gł boka depresja. Podniesie pan głos, bo na
niadanie dali zimn herbat - mówi furiat i gro
elektrowstrz sem.
Najgorsze było to, e teraz mogli o mnie powie-
dzie wszystko: e zabiłem on , e zn całem si nad
Piotrusiem, e kradłem pieni dze, e planowałem za-
mach stanu. Mogli powiedzie wszystko, a ja nie
mogłem si broni . Zreszt w normalnym yciu - no,
niech Pan powie, Panie Redaktorze - czyja potrafiłem,
czy ja miałem mo liwo skutecznej obrony?
Zacz ły si badania. Naprzód jakie testy: rysu-
neczki, które przypominały rozduszone owady na cia-
nie, ustawianie kolorowych klocków, zupełnie jakbym
znalazł si w przedszkolu, proste zadania rachunkowe,
dla mnie, który od pierwszej klasy mocnym był w ra-
chunkach. Wszystko to było jak jaka potworna, bo
metodyczna, degradacja. W ich oczach raz miałem
osiemna cie lat, innym razem dziesi albo cztery.
Szpital, do którego trafiłem, albo ci lej, na który
mnie skazali, był zakładem nowoczesnym. Mieli my
swego psychoanalityka - a jak e. Chudy dr gal, któ-
93
nieforemny jak strucla, ale nad nim było wielkie
sło ce,
No i ten nasz dom si zawalił.
Dzi kuj , Panie Redaktorze, ja ju mówiłem, e
nie pal . Tego si jeszcze nie nauczyłem.
Jako tak, pó n jesieni , rozp tało si to, czego
ja doprawdy nie rozumiem. Czy człowiek mo e by
tak traktowany? Zupełnie niewinny człowiek. Ale
mam mówi tylko o faktach, jak sobie Pan yczył na
pocz tku naszej rozmowy.
Rok pracowałem jako magazynier. Poszła plotka,
e zostałem przeniesiony dyscyplinarnie, za jakie
machlojki, których rzekomo narobiłem jako ksi gowy.
Koledzy zacz li mnie unika . Za moimi plecami
opowiadano niestworzone historie, e fałszowałem
kwity, słowem, e jestem złodziejem.
Zwróciłem si do Dyrekcji, eby na zebraniu pra-
cowników wyja nili moj spraw . Przecie to oni mnie
prosili. Rok harowałem jak głupi. Nie skar yłem si ,
bo trzeba pomóc - wi c pomogłem. Ale złodziejem nie
pozwol si nazywa . Dyrekcja milczała, wi c si zwró-
ciłem do Rady Zakładowej. I Rada Zakładowa powołała
komisj , eby zbada moj spraw .
Czy Pan, Panie Redaktorze, rozumie, co to jest
komisja, która bada spraw ? To jest tak jak proku-
rator. Wi c wszyscy mówili, e skoro powołano spe-
cjaln komisj - to musiałem co nabroi .
A komisja jako nie mogła si zebra , wi c pi-
sałem listy i wyja nienia; coraz dłu sze listy i wyja -
nienia, do wszystkich, którzy mogli mi pomóc, bo
byłem sam i nikt mnie nie bronił. Mo e to były troch
nieprzytomne listy, mo e nie do wszystkich nale ało
si zwraca , bo co miał do mojej sprawy Minister,
tylko do Pana Boga nie napisałem, bo nie zd yłem.
Pan pami ta, e byłem u Pana, Panie Redaktorze.
I Pan mi wtedy powiedział, ebym był spokojny, e
wszystko si wyja ni, e Pan nie mo e si miesza ,
e Pan nie ma wyrobionego zdania.
Wi c powiem Panu, jak to si wyja niło.
Której soboty, było to ju zim , Piotru do mnie
nie przyjechał, wi c ja pojechałem do Domu Dziecka.
Pomy lałem, e jest chory, bo wtedy szalała grypa.
Poszedłem do tego m drala od psychologii, do
kierownika, i on mi powiedział, e Piotru nie chce
do mnie przychodzi . Ledwo si opanowałem. Za -
dałem widzenia si z chłopcem. Bardzo długo to trwa-
ło, wreszcie przyprowadzili go do gabinetu kierowni-
ka w asy cie dwóch wychowawców. Ci wychowawcy
stwierdzili, e mam zły wpływ na chłopca. Piotru
stał pod cian czerwony i milczał. Próbowałem do
niego przemówi , ale nie patrzył nawet na mnie. To
wszystko było jak koszmar. Wyprowadzili Piotrusia
i wtedy kierownik powiedział, e nie mo na powierza
opieki nad nieletnimi osobnikowi, przeciwko któremu
toczy si post powanie karne.
92
trafi uspokoi si bez papierosa. Ale Pan pali stra-
sznie du o.
No, wi c wybrałem. Nazywał si Piotru . Piotru
miał do mnie przyje d a w sobot , a w niedziel
wieczorem miałem go odwozi . Dwa razy w miesi cu.
Na prób .
To był bardzo dziwny chłopiec. Pocz tkowo my -
lałem, e jest niemy. Zupełnie do mnie nie mówił.
Patrzył tylko uwa nie i nieufnie. Raz, kiedy mu co
opowiadałem i nagle podniosłem r k , on si cofn ł
i zasłonił twarz, jakbym go chciał uderzy . Ale to
było na pocz tku.
Zacz ł si oswaja . Wie Pan, Panie Redaktorze,
po czym to poznałem? Zaraz Panu powiem.
Chodzili my na długie spacery. A ja mu opowia-
dałem wszystkie historie, które pami tałem z dzie-
ci stwa. Nie wiem, kto komu był bardziej potrzebny,
ja jemu, czy on mnie.
Kiedy przechodzili my przez jezdni - zauwa y-
łem, e lubi, kiedy go trzymam za r k . Miał mał
r k , pełn jakich skurczów i ciepł jak serce.
Zacz ł si przywi zywa . Kupiłem mu W pustyni
i w puszczy i przed jego wyjazdem w niedziel czy-
tałem mu.
- No Piotru . Musimy si zbiera . Jutro szkoła.
I wtedy spostrzegłem, e ksi k , któr mu dałem,
chowa pod poduszk w łó ku, na którym spał u mnie.
- Có ty robisz? Przecie to jest twoja ksi ka.
Zabierz j z sob . Jak b dziesz miał wolny czas,
poczytasz sobie i opowiesz mi za dwa tygodnie.
- Nie, wujku.
- Dlaczego nie?
- Ja wol , eby moje rzeczy były tutaj.
- Jak chcesz. Ale powiedz mi jedn rzecz: dla-
czego ty chowasz wszystkie papierki od cukierków
i czekolad; musz je potem wyrzuca . Za miecasz
mieszkanie.
- To s moje pami tki.
- Ładne pami tki.
- Chłopcy nie wierz , e ja tyle dostaj .
- Wi c chcesz, eby ci zazdro cili. No, ale zbie-
rajmy si teraz szybko, bo spó nimy si na poci g.
- Wujku...
- Co?
- Ja pisz pami tniki.
- Bardzo ładnie. Wszyscy wielcy ludzie pisali
pami tniki. Napoleon...
- Ja bym chciał, eby moje pami tniki zostały
tutaj. W Domu Dziecka nie jest bezpiecznie.
- Jak to, nie jest bezpiecznie?
Prosz zauwa y , Panie Redaktorze, e u ył dwa
razy okre lenia „tutaj". On nie rozumiał, co to znaczy
dom. Na moje imieniny namalował obrazek, który
zatytułował Dom Piotra i Wujka. Przez „u" z kresk .
( miech) Był to koszmarny wie owiec o stu oknach,
91
- Jestem starszym ksi gowym. Ale teraz pracuj
jako magazynier.
- No wi c jak: ksi gowy czy magazynier?
- Dyrektor mnie prosił, ebym na pewien czas...
- Nas nie interesuj pana sprawy z dyrektorem.
Chcemy wiedzie , jaki jest wła ciwie pana zawód.
- Niech ju b dzie magazynier, eby nie kom-
plikowa .
- Czy miał pan dzieci?
- Miałem córeczk . Umarła.
- Na co?
- Urodziła si na pocz tku wojny. Ja byłem w nie-
woli. Kiedy wróciłem, dziecka ju nie było.
- Hm. To znaczy, e nie ma pan do wiadczenia
pedagogicznego. Widzi Pan, b d szczery, mo e nawet
brutalny. Nasi wychowankowie to element trudny.
Trzeba im okaza serce, a z drugiej strony: elazna
dyscyplina. Działa raczej na wiadomo ni na uczu-
cie. Nie spuszcza z nich oka, ale jednocze nie stwa-
rza pozory, e maj nieograniczon wolno . Ponie-
wa posiadaj oni w 90% ograniczony os d moralny
swoich post pków, cały nacisk poło y na wyrobienie
nawyków. Nawyk czysto ci. Nawyk odpowiedzialno ci.
Nawyk dyscypliny. Na tym etapie kary s konieczne.
Trzeba stosowa progresj kar. Zawsze jednak uza-
sadnia . adnych schematów. I bezwzgl dnie egzek-
wowa . Ich profil intelektualny w 90% jest zamazany.
Dlatego trzeba bazowa na wyrobieniu odruchów wo-
litywnych. wiadomie u yłem słowa odruchy. adnych
schematów. Czytał pan Pawłowa?
Mówił jeszcze długo. Niewiele z tego zrozumiałem
i on zapewne te niewiele.
Pana, Panie Redaktorze, nawet o to nie pytam.
W ko cu zdecydował, e oddadz mi na okres
próbny chłopca. Byłem ju prowizorycznym magazy-
nierem. Teraz miałem zosta prowizorycznym ojcem.
No dobrze.
I wtedy zdarzyła si rzecz, nie umiem znale
słowa, ale to nie powinno si zdarzy . Kierownik
zostawił mnie na chwil samego. A potem wrócił,
a z nim kilkunastu chłopaków. Ustawił ich pod cia-
n , a ja miałem wybiera . My lałem, e si zapadn
pod ziemi . Chłopcy patrzyli na mnie wrogo, a wła -
ciwie zupełnie na mnie nie patrzyli.
Zrozumiałem wówczas, jakim podłym stworze-
niem jest człowiek. Bo ja zamiast przerwa t okropn
scen , zacz łem naprawd wybiera . Jeden mi si nie
podobał, bo był rudy, inny, bo za gruby, jeszcze inny,
bo miał siniec pod okiem.
Ja naprawd nie jestem sentymentalny. Widzia-
łem wojn , widziałem mier . Ale dzieci, przynajmniej
dzieci, u diabła, powinny by równe. Wszystkie dzieci
s takie same. Przepraszam Pana, Panie Redaktorze,
mo e ja za gło no mówi .
Dzi kuj , Panie Redaktorze, ja nie pal . Ja po-
90
W domu czułem si le. Wie Pan, Panie Redak-
torze, ci gle natrafiałem na ró ne rzeczy, które mi
j przypominały. Mówi - on . Na przykład pantofle.
Najgorsze s pantofle. Pan nawet nie wie, Panie Re-
daktorze, ile takie pantofle mog opowiedzie .
Nie, nie, ja jestem spokojny. Ja si potrafi opa-
nowa . Niech si pan nie boi.
Kiedy dostałem nakaz zamiany mieszkania, bo
metra niby był za du y, zacz łem broni si jak lew.
To mieszkanie, w którym sp dziłem tyle szcz liwych
lat z moj on , to było jak ziemia dla chłopa. Pisałem
odwołania, podania, zaskar ałem decyzje. Nic nie po-
mogło. Przenie li.
A wie Pan, kto mi si przysłu ył, Panie Redak-
torze? Mój s siad i przyjaciel. Był nawet na pogrzebie
i udawał, e jest zmartwiony. Potem pomagał mi si
wynie i te był zmartwiony. „Co ty chłopie sam
zrobisz" - mówił. On był wdowcem jak ja, ale wtedy
wła nie o enił si drugi raz, wi c potrzebował wi k-
szego mieszkania.
Zacz łem nowe ycie na nowym metra u i było
mi jeszcze gorzej.
Dzi kuj , Panie Redaktorze, ja nie pal . Nigdy
nie paliłem.
Par lat temu ogłosił Pan cykl artykułów. Pa-
mi tam jak dzisiaj, nazywały si Skradzione dzie-
ci stwo. Pan nie mo e nikomu pomóc - prosz si
nie gniewa , je li to mówi - ale umie Pan bardzo
ładnie pisa . W Pana artykułach było o dzieciach
bez rodziców, które wychowuj si w domu dziecka.
Pisał Pan, e pa stwo nie mo e zast pi rodziny.
To wi ta prawda. I eby zgłasza si jako rodziny
zast pcze.
Zgłosiłem si . Napisałem list. Odpowiedzieli grze-
cznie. Pojechałem do du ego Domu Dziecka, jakie
sto kilometrów st d. To, co powiem, powinno Pana
zainteresowa . Przecie pisał Pan o tym.
Dom był ładnie poło ony. Jeziora, lasy itd. Je-
chałem autobusem i podsłuchałem rozmow , rozma-
wiały dwie starsze kobiety, i z tej rozmowy wynikało,
e ten Dom Dziecka to jest „Szkoła Bandziorów". Tak
ich w okolicy nazywano. e niby kradn , rabuj , pij ,
a dziewczyny to prostytutki.
Ale nie zawróciłem. Ja, wie Pan, Redaktorze,
wtedy miałem jeszcze energi . Wierzyłem, e mo na
co zrobi dobrego.
Przyj ł mnie kierownik.
- Tak, pami tam, pami tam pana list. Prosz
siada . Mam mało czasu, wi c zaraz przyst puj do
rzeczy. Dziwi mnie tylko, e nie przyjechała Pana
ona. Bo normalnie to kobiety załatwiaj te sprawy.
- Moja ona umarła.
- A to bardzo le. Bo my samotnym dzieci nie
oddajemy. Wie pan, nie ma gwarancji. Mieli my ju
przykre do wiadczenia. Jaki jest pana zawód?
89
W ko cu przyj ł mnie.
DYREKTOR: Prosz siada kolego. Przyjmijcie
od dyrekcji naszego zakładu serdeczne wyrazy współ-
czucia. Spotkał Was cios. Cios ci ki. Cios. Nie my lcie
jednak, e jeste cie samotni. Stracili cie osob blisk .
Bardzo blisk . Najbli sz . Nie my lcie jednak - jak
ju powiedziałem - e jeste cie samotni. Zakład pracy,
w którym sp dzili cie 15 lat nienagannej pracy, chce
Warn zast pi rodzin . Chce i mo e. Jeste cie warto -
ciowym członkiem kolektywu. Nie wstydzicie si pracy
i praca Was si nie wstydzi. S chwile w yciu czło-
wieka ci kie. Bardzo ci kie. Ale wiadomo przy-
datno ci społecznej uratowała ju niejednego i Was
uratuje.
Pan Redaktor si gn ł po ołówek i zaraz pewnie
zapyta mnie o nazwisko Dyrektora. Czy to wa ne?
Czy on jeden? I co to da? Ja nie chc tutaj nikogo
oskar a . Nikogo personalnie.
Dyrektor mówił jeszcze bardzo długo. Wygl dało
to tak, jakby trenował przemówienie, bo nie patrzył
na mnie, tylko na przeciwległ cian , gdzie było na
czerwonym płótnie, papierowymi literami wypisane
długie hasło, takie długie, e nigdy nie mogłem za-
pami ta ; wiem tylko, e zaczynało si od słów: „Hu-
manizm socjalistyczny..." a ko czyło si na słowach
„wydajno pracy".
Dyrektor cały czas mówił.
DYREKTOR: Nasz zakład - wiecie - prze ywa
trudno ci. Z jednej strony - wiecie - mamy, e tak
powiem, zawy one plany, z drugiej strony - niedobory
kadrowe. Odszedł - wiecie — główny magazynier. Nie
mamy nikogo na jego miejsce. Ja - wiecie - mam do
Was zaufanie, wi c prosz Was, eby cie wyszli, e
tak powiem, naprzeciw naszym trudno ciom. Krótko
mówi c, chc Warn zaproponowa obj cie stanowiska
głównego magazyniera. Na krótki okres. Miesi c, do
trzech - powiedzmy. Nie musicie mi dawa zaraz
odpowiedzi. Zastanówcie si .
- Ja nie mam co si zastanawia . Przyjmuj
propozycj . Na krótki okres. Potem chciałbym wróci
do ksi gowo ci.
- Oczywi cie, e wrócicie. Dzi kuj Warn za spo-
łeczne, wiecie, podej cie.
I nareszcie popatrzył na mnie. Wróciłem do me-
go pokoju. Kluczyk od biurka jako nie mógł si
znale . Pan Redaktor mo e jest zniecierpliwiony, e
mówi o szczegółach. Ale zobaczy Pan, e wszystko
jest wa ne. B d si streszczał. B d mówił o fak-
tach.
Tego samego dnia obj łem posad głównego ma-
gazyniera. Na okres przej ciowy. Bałagan był tam
potworny. Nie mogłem si doprosi protokołu zdaw-
czo-odbiorczego. Ale byłem w gruncie rzeczy zadowo-
lony. Nowi ludzie, nowe twarze. Nawet problemy.
Nie, dzi kuj , Panie Redaktorze, ja nie pal .
88
Nie, dzi kuj Panie Redaktorze, nie pal .
Pan si pyta, czy Rada Zakładowa interwenio-
wała w mojej sprawie. Nie wiem. Ale nich Pan mi
da powiedzie , Panie Redaktorze, o tym, jak si to
zacz ło. Ja wiem, Pana obchodz tylko fakty dotycz ce
mego zwolnienia i Pan im ju powiedział, e mo e
o mnie napisa tylko 100 wierszy, to znaczy po 2 wier-
sze na rok mego ycia.
Mo e Pan o mnie nic nie pisa .
Ale niech mi Pan pozwoli powiedzie , jak do tego
doszło. B d mówił krótko. Same fakty. Ja nie mam
komu powiedzie .
Moja ona umarła na pocz tku stycznia.
Ja nic nie b d mówił o uczuciach. Nic tylko
i
fakty.
Kiedy wróciłem z pogrzebu, zadzwonił telefon.
1
My lałem, e to przyjaciel lub znajomy. To był obcy
glos. Ten ludzki głos mówił.
i
!
GŁOS W TELEFONIE: Prosz Pana, czy Pan jest
m tej Pani, co to dzisiaj miała pogrzeb? Ja wła nie w
tej sprawie. Prosz Pana, jakby Pan miał jakie buty,
albo suknie, bielizna te mo e by , albo płaszczyk, albo
i
futerko, to ja bym si zgłosił i zabrał. Panu to niepo-
trzebne, prosz Pana. Nieboszczka te tego nie u yje.
i
Ach tak, prosz Pana, yjemy, yjemy a nagle trach...
Odło yłem słuchawk , ale nie miałem siły powie-
si . On jeszcze mówił i mówił jakby z daleka, jakby
z piekła.
Pan Redaktor patrzy na zegarek. Ja ju nic o o-
nie nie powiem.
Ja wiem, e Pan jest od wiata pracy, a nie od
wiata umarłych. Ale ja si czułem bardzo le, jak
wróciłem do pracy.
Ja zanim wróciłem, to wzi łem urlop, jeszcze
miałem 17 dni z lata, to wzi łem, eby zrobi porz -
dek. Jako doj do ładu z samym sob . eby jak
wróc do pracy, to ebym wygl dał normalnie.
Wróciłem. Wchodz do mego pokoju. Koledzy
u cisn li mi r k . Jeden nawet powiedział co o współ-
czuciu, e niby rozumie moj tragedi . Ja nie chciałem
o tym mówi . Chciałem szybko zacz co robi , eby
ju na nic nie patrzyli, tak jak to si ludzie patrz
na człowieka, który le y na ulicy, bo go tramwaj
potr cił.
Wi c ich zapytałem, który z nich ma kluczyk od
mojego biurka, bo jak do mnie zadzwonili z pogotowia,
jak ona zasłabła nagle, a ja poleciałem i zostawiłem
wszystko, poleciałem na to pogotowie, gdzie ona ju
była na noszach i wie li j do szpitala. Wi c pytam
ich, kto z nich ma kluczyk.
A oni zrobili głupi min i mówi , e dyrektor
chce ze mn rozmawia .
Poszedłem, miał wła nie odpraw , ale ja nie wró-
ciłem do pokoju, tylko czekałem w sekretariacie.
87
Listy naszych czytelników
(Słuchowisko)
Osoby:
DZIENNIKARZ
ON
GŁOS W TELEFONIE
DYREKTOR
KIEROWNIK
PIOTRU
LEKARZ
86
Wi c uk czesze zlepione włosy Lalka. Jest prawie wszystko gotowe. Za chwil mo na drzwi
otworzy i wejd ludzie. uk czesze Lalka i mówi. UK
Lalek, powiedz, kto ci to zrobił. Powiedz, Lalek. Czemu nie mówisz? Bratu mo esz wszystko po-
wiedzie .
H.
Potem odwraca si do nas i mówi:
UK
On wszystko ze sob zabrał.
G.
Jest ju prawie wszystko gotowe.
UK
Niech pan przysypie t krew piaskiem.
POSŁUGACZ
Nie trzeba. Tam postawi si kwiaty.
H.
Przyszli koledzy, kole anki. Przynie li cale gał zie, całe kule. Na nim le ały. Na ziemi. Wsz dzie.
*
Na trzeci dzie przyszło nas sze ciu najbli szych kolegów. Wszyscy na granatowo. Wzi li my trumn
na ramiona. Nie eby karawanu nie było. Karawan był, ale jechał osobno. A my my go nie li, bo był
dobry kolega. Ludzi było du o i kwiatów. Od nas miał wie ce jak nale y - blaszane. Jeden winogron,
drugi d b i kwiaty biało-czerwone rzucone.
Kurtyna
85
- po głowie - wsz dzie - ludzie byli par metrów
- jego koledzy byli - nikt nie ratował - radio
grało, pili - a on le ał par metrów - ani nie
wiedzieli - bili po głowie - wsz dzie - kto bił -
nawet nie krzykn ł - tego nie wiedz .
POSŁUGACZ
Teraz go przeniesiemy do trumny. We cie go
z tyłu. Trzeba nie równo, bo mo e jeszcze zbru-
dzi koszul .
H.
Za nogi to było łatwo nie , ale tułów był bardzo
ci ki. Dali my mu w r k obrazek. uk zacz ł
go czesa . Włosy miał naje one i jakby spocone.
Kto wszedł do kostnicy. Nie kolega. Nietutejszy.
POETA
Moje nieustanne zdumienie, kiedy stykam si
z fenomenem mierci, a jako artysta yj w jej
dusznym klimacie, pot guje si jeszcze bardziej,
gdy dotykam dramatu takiego jak ten. Nagłe
dotkni cie losu, który nobilituje pospolit egzy-
stencj .
Nigdy nic nie miał
do ukrycia
na wierzchu nosił
twarz odkryt
szyj łagodn
i bezbronn
i palce
do chwytania mi sa
kiedy mu stary
ojciec umarł
łzy na policzku - białe myszy
dowcip o zimnej
lubił nodze
objawiał wiatu
zdrowe z by
wi c czemu teraz
kiedy mieszka
w skrzyni na w giel
w ciemnym łó ku
gdzie zimny strumie jego ciała
płyn c rozgarnia
mroki wiec
wi c czemu teraz
kiedy le y
w pochmurny sufit
twarz zwróciwszy
jest taki m dry i wyniosły
nigdy nic nie miał do ukrycia
na wierzchu nosił nag skór ,
MATKA
Dobrym był dzieckiem - do ko ca naszego ycia pami ta - chodzi po domu - szuka — szuflady
otwiera — czeka , e przyjdzie, jak schody zaskrzypi , e to on powie: „Koledzy zatrzymali -nie
gniewaj si , mama" - a ja czuj , e pił - ale nic nie mówi - tylko: „Id spa - Lalek".
G.
84
niczego. Miał krwaw pr g od brzucha a do
szyi. Brod przywi zan banda em.
POSŁUGACZ
Kto z was ma ubranie?
G. do H.
uk. Id po uka. On stoi jeszcze pod szpitalem.
Poszedł po uka. Ja zostałem sam. Patrzyłem
na niego. Zapach był zły. Chciało mi si pali ,
ale zaraz przyszli i przynie li ubranie w papierze,
buty, skarpetki, wszystko, co trzeba.
H.
Powiedziałe matce?
UK
Powiedziałem: „Mama, Lalek miał ci ki wypa-
dek. Jest w szpitalu, przyszedłem po ubranie".
H.
Uwierzyła?
UK
Zbladła bardzo. Idzie do szafy. Wyjmuje grana-
towy tenis, najlepsze wyj ciowe, i mówi: „Długo
si nim nie nacieszył". Ja mówi : „Mo e mama
chce go zobaczy ". „Nie, powiada. Ubierzcie go
ładnie, ułó cie jak trzeba. Potem przyjd ."
MATKA
Dobrym był dzieckiem - tylko tyle, e młody -
do „Stodoły" poszedł od czasu do czasu - ale
lubili go - nie wiem, jak to mo liwe - eby to
zrobi - zabra ycie młode - za co - kto miał
tak nienawi , eby to zrobi - to nie człowiek
był - byli jego koledzy - nikt mu nie pomógł -
on nawet nie krzyczał.
POSŁUGACZ
Teraz włó cie buty.
H.
Nie wchodz .
POSŁUGACZ
Trzeba całe rozsznurowa . Spuchły mu nogi.
H.
Było ci ko wło y , ale si udało. uk powiedział
do tego, co nam pomagał.
UK
Niech pan patrzy, te nogi s zbyt osobno.
POSŁUGACZ
Mo na je zwi za troczkami od gaci.
UK
To nie b dzie elegancko.
G.
Nało yli my koszul . Nie dało si zapi pod
szyj . Czarny krawat na gumce p kł. Trzeba było
gumk sztukowa .
POSŁUGACZ
Podnie cie go teraz za r ce; wło ymy marynark .
MATKA
Dobrym był dzieckiem - oni podeszli do stolika
- grzecznie przeprosili - wyci gn li w noc - bili
83
III. UBIERANIE DO SNU
G.
Był prokurator?
H.
Był.
G.
I co?
H.
Nie wiadomo. Spisał wszystko.
G.
Co z Leonem?
H.
Siedział, ale go wypu cili. Mówi , e to nie on.
G.
A kto''
H.
Nie wiem.
G.
Trzeba słucha , co ludzie mówi .
H.
On z nikim nic nie miał.
G.
Mo e to jakie stare sprawy.
H.
Mówi , e to nie z nienawi ci.
G.
A z czego? Przez głupot . I e to nie jego chcieli,
tylko kogo innego.
G.
Masz klucz?
H.
Nie. Powiedzieli, e za chwil otworz .
G.
Co oni si tak bawi ?
H.
No wiesz... Daj papierosa.
A.
Dzie dobry!
H. i G.
Dzie dobry.
A.
Czy to prawda?
H.
Tak.
A.
Nie mog uwierzy . Przecie jeszcze wczoraj. Ot,
ycie ludzkie...
POSŁUGACZ
Kto jest z rodziny?
G.
My koledzy.
POSŁUGACZ
Mo ecie wej .
H.
Jake my tam weszli, Lalek le ał na stole bez
82
No, zdrowie Lalka.
81
Tak. O co chodzi?
24
A.
Nagle seria z prawej strony: ta-ta-ta-ta-ta. Rzu-
ciło mnie o ziemi . Chc si podnie , nie mog .
Ciemno w oczach. Chor ak podczołgał si do
mnie; co ci, Wladek?, pyta.
25
OBCY
Mam do pana spraw .
LALEK
Teraz?
OBCY
Tak. Bardzo pilna.
LALEK
O co chodzi?
OBCY
Osobista sprawa. Chciałbym na osobno ci.
Lalek wstaje od stolika.
26
C.
Co ty, uk? Siadaj!
27
LALEK
Zaraz wracani.
Lalek i Obcy id do wyj cia.
28
A.
Co ci, pyta Chor ak. A ja ju mówi nie mog .
29
UK
Lalek, nie wychod sam! Lalek, oni si na ciebie
zasadzili!
30
A.
Kto si tak drze?
B.
uk, brat Lalka. Pewnie si upił.
31
C.
Siadaj! Napij si , uk. Czego si trz siesz, głupi?
32
G.
Po co on wyszedł?
H.
Znasz tego go cia, z którym wyszedł?
LODZIA
Ja go nie znam.
G.
Czy to kolega Leona?
F.
Nie wiem.
LODZIA
Bardzo duszno.
G.
80
G.
Zdrowie młodocianej pary!
LODZIA
Lalek, pu mi r ce. Cała spocona jestem.
21
D.
Pami taj, uk. ycie trzeba uszanowa .
UK
Ja, panie Józiu, musz pój do brata, bo oni si
na niego czaj .
D.
Dobrze, pójdziesz.
C.
Słuchaj, co starsi mówi .
D.
Co tylko istnieje, ma prawo do ycia. Widzisz,
uk, t much ?
UK
Widz .
D.
Ja jej nie zabijam. Niech yje. Ka dy chce y .
C.
I to dobrze y .
D.
Widzisz, uk. Ja jej nic nie robi . Ja nie ceni
muchy jako stworzenia. Ja ceni much jako ycie.
22
HELA
Niech si pan nie smuci, panie Władzio.
A.
Ot, wspomnienia...
B.
Jak to si sko czyło?
A.
Był po lewej stronie taki pagórek, ot tam, gdzie
popielniczka. Za pagórkiem most. Czołgi jad na
ten pagórek. Jasne, chc si przeprawi na drugi
brzeg i odci nas. Trzeba wysadzi most. Zgłosiło
si czterech na ochotnika:
Ko mider, Wandzel, Chor ak i ja. Biegniemy
steczk . Teren odkryty, wal po nas, tylko kurz
idzie. Biegniemy, padamy, biegniemy, padamy...
23
LALEK, G., H. i LODZIA piewaj
...Do zielonego, do zielonego. Tralalala tralalala
tra la la la.
LALEK
Ale wyci gasz, Lodzia.
LODZIA
Mo e le?
LALEK
Kto mówi, e le? Bardzo dobrze.
OBCY
Przepraszam. Czy pan Lalek?
LALEK
79
Du o ich było?
A.
Dwana cie. Rotmistrz mówi: „Damy im podej
na odległo strzału". A potem po krzy ach. Cisza.
Skóra cierpnie. Tylko to „rrrrr" coraz bli ej.
17
G.
Patrz, kto idzie, Lalek?
H.
Prosto na ciebie.
G.
Masz, chłopie, wzi cie.
LALEK
Lodzia! Niech mnie.
LODZIA
Dobry wieczór!
LALEK
Jak si masz. Morowo, e jeste , e przyszła.
LODZIA
Co wy tak sami?
LALEK
Czekamy na ciebie.
LODZIA
Nie mów!
LALEK
Fakt. No, Lodzia, jeste . Zjesz co ?
LODZIA
W zasadzie jestem po kolacji. Ale tort mo e by .
H.
Jaki?
LODZIA
Czekoladowy. Albo orzechowy.
G.
Pijemy wasze zdrowie!
LALEK
Lodzia. Zdrowie. Czekałem na ciebie.
Pij .
18
C.
Siadaj, głupi. Dok d si wydzierasz.
UK
Musz do brata. Musz mu powiedzie .
D.
Widzisz, kobieta tam przyszła. Nie przeszkadzaj,
uk. Trzeba by delikatnym. Napij si !
UK
Nie mog , panie Józiu. Ja tylko dwa słowa po-
wiem Lalkowi i zaraz przyjd .
C.
Uszanuj starszych, uk.
A.
LODZIA
Co wiem?
LALEK
To, co ty wiesz.
78
Zabili go na moich oczach.
15
G.
No, Lalek, nie łam si . Nie b dzie ta, to b dzie
inna. Cyk!
LALEK
Cyk! Ale tu ła nia.
Pij .
H.
Powietrze stoi. Co w nocy b dzie.
LALEK
Co ma by ?
H.
Burza albo...
LALEK
Nie smakuje mi wódka. Ciepła.
G.
Nie gry si , chłopie.
H.
Powiem ci co , Lalek.
LALEK
No?
H.
To, co ja ci powiedziałem, to nieprawda.
LALEK
Co nieprawda?
H.
Ona tak nie powiedziała.
LALEK
Lodzia?
H.
Tak, Lodzia.
LALEK
To ty taki?
H.
Wiesz, jaki jestem.
LALEK
Nie pij z tob .
H.
Słuchaj jak człowiek.
LALEK
Odwal si .
kiego wsparcia z tyłu. Czekamy, kiedy wróc
samoloty. Nie wracaj . Alarm bojowy. Stanowisko
dobrze zamaskowane. Nie wolno pali .
Słycha tylko, jak muchy bzykaj . Ja le ałem na
drugiej linii. Zdrzemn łem si chwilk . A tu
nagle słysz : rrrrr.
B.
Samoloty?
A.
Nie, czołgi; my l sobie: b dzie bal. Widoczno
dobra. Pchaj si naprzód. Czarne jak te wszy
na prze cieradle.
HELA
77
B.
No to, panie Wladzio, za zwyci stwo!
A.
Cze .
Pij .
14
C.
Pami taj, uk, jak starszego człowieka nie usza-
nujesz, nie b dziesz miał szcz cia w yciu.
D.
Wiesz, jak jest w katechizmie: Pami taj, aby
dzie wi ty wi cił.
UK
Musowo, panie Józiu.
D.
Jak musowo, to si jeszcze napij.
UK
Przepraszam bardzo, panie Józiu...
D.
Nie ma za co. No.
Pij .
UK
Ale teraz to ja ju naprawd musz ...
C.
Sied . Nie ruszaj si . Głupi jeste .
D.
Czego ty chcesz od Lalka?
UK
Chc mu powiedzie , eby uwa ał.
D.
Na co ma uwa a ?
UK
Chc go bi .
C.
I ty mu chcesz pomóc?
UK
Chc powiedzie , eby uwa ał.
C.
Nie mieszaj si .
UK
To mój brat.
C.
Da sobie rad . Napij si , uk.
UK
Ja naprawd bardzo przepraszam. Ja mu tylko
powiem dwa słowa na ucho i zaraz wróc .
D.
Sied ! Starszych trzeba szanowa . Mógłby by
moim synem. Mój Stasiek był starszy od ciebie
o trzy lata. A ja ju nie mam syna. Stasiek...Sta-
siek...
Pijacka rozpacz.
C.
Nie płacz, Józik. Ludzie patrz .
D.
\
76
Miody jeste . Głupi. ycia nie znasz.
UK
Dzi kuj za pocz stunek, ale teraz to naprawd
musz pój do Lalka.
C.
A tu ci le. Jak ci le, to napij si jeszcze.
UK
Nie mog . Mam bardzo wa n spraw .
D.
Pij, szczeniaku. Ja z twoim ojcem nieboszczykiem
do szkoły chodziłem.
Pij .
13
A.
Tak, tak...
HELA
Straszna gor czka.
A.
Tak jak wtedy w trzydziestym dziewi tym.
B.
Dlaczego w trzydziestym dziewi tym?
A.
Na wojnie.
B.
Aha.
A.
Pami tam, było to siódmego wrze nia. Upał
straszny. Dochodzimy do Wisły. Rozkaz: spieszy
szwadron.
B.
Panie Władzio, przed przepraw mo e si po-
krzepimy.
A.
Mo na.
HELA
Ja ju nie mog .
A.
W wojsku nie ma nie mog . Rozkaz i ju . (pij )
Dowódca nasz, rotmistrz Jaworski...
B.
Znalem jednego Jaworskiego. Był gajowym
w Drohiczynie.
HELA
Nie przerywaj.
A.
Rotmistrz Jaworski. Wysoki, pi kny m czyzna.
liczne z by miał. Wszystkie złote. Przyjechał do
nas na koniu: okopa si ! Koniowodni odprowa-
dzaj konie w las. Dochodzi do nas batalion pie-
choty. Teren dobry do obrony. Krzaki, wzgórza
rzeka. Artyleri posłali do tyłu. Ryjemy w ziemi.
A tu nagle trzy samoloty nisko nad nami i wu,
wu, wu: bomby. Ziemia chodzi. Istne piekło, panno
Helusiu. Le na ziemi i tylko słysz , jak kamyki
tłuk po moim hełmie kawaleryjskim.
75
Panie Władzio, niech si pan całkiem nie rozbiera.
A.
Spokojnie. O tu, cała seria z czołgu. R ka na
jednym włosku wisiała.
HELA
Mój Bo e!
11
LALEK
Powiedziała, e nie ma sukienki...
G.
Mogła przyj bez.
LALEK
S cichnij.
G.
Nerwowy jeste .
LALEK
Jak ona to powiedziała?
H.
Powiedziała: „Powiedz Lalkowi, e nawet nj^
mam w co si ubra ".
LALEK
Tak powiedziała?
H.
Tak.
G.
No, Lalek. Pod to ciało, eby chciało.
12
Wchodzi uk. Rozgl da si po sali.
C.
uk!
UK
Szanowanie.
D.
Siadaj, uk. Oszcz dzaj nogi-
UK
Nie mog . Szukam.
D.
Siadaj, jak szef mówi. Siadaj!
UK
Chyba na chwil . Szukam Lalka.
C.
Siedzi tam pod oknem.
UK
To ja przepraszam. Musz mu co bardzo wa -
nego powiedzie .
C.
Wypij jeden kieliszek i id w diabły.
D.
No, uk. Daj ci Bo e rozum.
Pij .
UK
Dzi kuj . A teraz bardzo przepraszam.
C.
Nie ma za co, uk.
D.
74
D.
Co ty? Porozmawia zawsze mo na.
C.
Ty! Nie pij.
E.
Bardzo gor co.
C.
Napij si lemoniady.
D.
Spił si jak winia.
C.
Ja ciebie za to lubi , Józik, zawsze jeste w po-
rz dku.
D.
Człowiek jest człowiekiem.
C.
Przez ludzi do ludzi. No, Józik, twoje zdrowie!
Pij .
D.
A ta winia pi.
C.
Nie bój si . ona go zbudzi.
10
A.
Zdrowie panny Heli.
B.
I niech nas zaprosi na swoje wesele.
A.
Zaprosi panna Hela?
HELA
Zaprosz , ale tylko pana Władzia.
A.
Widzisz, naraziłe si . Przepro .
HELA
Daj spokój, ludzie patrz .
A.
No, dzieci! Chlup do rodka, bo karzełki nam
wypij .
Pij .
Ale upał, zupełnie jak w trzydziestym dziewi tym.
B.
Dlaczego w trzydziestym dziewi tym?
A.
Jeszcze was wtedy na wiecie nie było. Wojna
była.
HELA
To wiemy.
A.
Wy wiecie z ksi ek, a ja to mam na skórze
wypisane.
HELA
Jak to na skórze, panie Władziu?
A.
Chce panna Hela zobaczy ?
B.
73
H.
Co mnie osrebrzacie. Zlatałem si jak głupi. Cały
mokry jestem.
LALEK
Napij si .
H.
Lemoniad dajesz.
G.
Mleka chcesz?
H.
Od w ciekłej krowy.
LALEK
Panie Nied wiecki. Zamknij pan tego Fransa. Pu ciłby pan muzyk jak .
7
A.
Zaraz rumie ców panna Hela dostała. B.
Nie ma si czego wstydzi , Hela. HELA
Nie wstydz si , tylko gor co. A.
To niech panna Helia bluzeczk zrzuci. HELA
Panie Władziu! Pan - starszy człowiek! A.
A co, starszym nic si nie nale y? B.
Hela nie lubi starszych. HELA
Jak b dziecie dokucza , to sobie pójd . A.
Po artowa mo na.
8
LALEK
Rozmawiałe z ni czy z matk ? H.
Z ni .
LALEK
I co powiedziała?
H.
Ale nudny jeste , Lalek.
LALEK
No powiedz?
H.
Powiedziałem: „Ubieraj si , Lodzia. Idziemy do
«Stodoły» Lalek czeka".
LALEK
A co ona?
H.
Powiedziała, e sukienki nie ma.
G.
Gor co jest. Mogła przyj goła.
LALEK
Ty schowaj swoje kawały do kieszeni.
G.
Nie obra aj si , Lalek.
H.
No to chlup, panowie.
Pij .
LALEK
Ciepła. Nie smakuje mi dzisiaj.
9
C.
Daj g by, Józik. Nie gniewaj si .
72
dzisiaj.
C.
Trzeba zje beczk soli.
D.
Nie b d głupi. Nie jedz soli, we ledzia.
C.
Mówi przysłowiowo. e z człowiekiem trzeba
zje beczk .
D.
Jak beczk ?
C.
eby go pozna .
D.
A ty kiedy mi oddasz t beczk , co mi z magazynu
wzi łe w miesi cu marcu?
C.
Józik, ty pijany chyba jeste . Dawno ci zwró-
ciłem.
D.
Nie rób ze mnie jelenia.
C.
0 szczeniaku. Tego to ja nie lubi .
D.
Ty szmaciarzu.
C.
Zabierz r ce, bo ci skrzywdz .
RADIO
Le francais par la radio. Nasi przyjaciele Denise
1 Ren wybrali si do restauracji. Wita ich kelner
- garcon. „Le garcon" to w tym przypadku nie
chłopak, ale kelner. Garcon: Entrez messieurs
dames. Voici le menu. Denise i Ren studiuj
kart - le menu, le menu, wybieraj sałatk
z pomidorów i pasztet wiejski - une salade de
tomate, une salade de tomate et le pate de cam-
pagne, le pate de campagne.
Na drugie nasi przyjaciele wybieraj chateau-
briand aux pommes. Potrawa nazw sw za-
wdzi cza pisarzowi i dyplomacie Francois Ren
de Chateaubriand 1768-1848...
6.
LALEK
No co?
H.
Flaki.
LALEK
Kozak to ty nie jeste .
H.
Co, miałem za włosy j ci gn ?
LALEK
Wystarczyło za r k .
H.
Powiedziała, e mo e przyjdzie potem.
G.
Po czym?
71
raz ci zobaczyłem.
D.
Ty! Nie pij!
E.
Gor co.
C.
Napij si lemoniady. Niedobrze ci?
E.
Dobrze.
3
LALEK
Tutaj pod oknem.
F.
Siadajcie.
LALEK
Ale upał, koszula si klei. Otwórz okno.
G.
Teraz lepiej.
LALEK
Idziesz po ni ?
H.
Id , zajmijcie miejsce.
F.
Przyprowad j . Pami taj.
H.
Przyprowadz , jak b dzie chciała.
F.
Co znaczy, nie b dzie chciała?
H.
No wiesz, jak jest.
F.
Nie łam si , chcesz, ebym z tob poszedł?
H.
Sam załatwi .
4
A.
No co? Dlaczego si Hela rumieni?
B.
Pijesz pierwszy raz z m czyznami?
HELA
Nie pierwszy.
A.
A tata nie przylec z kijem?
HELA
Chyba nie.
A.
No, zaczynajmy. Zdrowie naszej jedynaczki.
B.
eby urodziła czworaczki.
Pij -
5
C.
Słuchaj mnie, Józik. Ja ci lubi jak brata.
D.
Ja te ci szanuj . Ty wiesz. Znamy si nie od
70
Mam dzisiaj zebranie.
MANIA ironicznie
Aha.
KIEROWNIK
Patrz dobrze, co si dzieje. Nie czytaj gazety pod
bufetem.
MANIA
Kiedy wrócisz?
KIEROWNIK
Nie wiem. Uwa aj, Mania, jak Jadzia reszt wy-
daje.
MANIA
Ja si do niej nie mieszam.
KIEROWNIK
I trzeba pilnowa , eby nie tłoczyli si koło bufetu.
MANIA
Zawsze si tłocz .
KIEROWNIK
Nie maj prawa. Zamówi . Zapłaci i wynosi si .
MANIA
Tak si mówi.
KIEROWNIK
I eby awantur nie było. Jak si awanturuj , za
drzwi wyrzuci . Niech si w lesie awanturuj .
MANIA
W lesie ciemno. Niebezpiecznie. Wol tutaj.
KIEROWNIK
Masz kufle, Jadzia?
JADZIA
Mam.
KIEROWNIK
Mania, odłó gazet . Uwa aj na wszystko.
Wychodzi.
1
A.
Gdzie siadamy?
B.
Pan jeste nasz go . Niech pan wybiera.
A.
Mo e tutaj. Panno Helu, pani b dzie łaskawa.
B.
Hela, nie bój si . Nie zjemy ciebie. Lec po szkło.
A.
liczna laleczka z panny Heli.
2
C.
Najlepiej pod radiem.
D.
Po co pod radiem.
C.
Muzyka pod ledzika.
D.
Ja ciebie lubi jak brata.
C.
Ja te ci szanuj . I to od pocz tku, jak pierwszy
69
II. STODOŁA
KIEROWNIK
Jadzia! Kufle przygotowane?
JADZIA
Przygotowane, panie kierowniku.
KIEROWNIK
Poka ! Co ty, Jadzia? Chora?
JADZIA
Dlaczego?
KIEROWNIK
Na sobot tyle kufli.
JADZIA
Jak jest za du o, to si tymi kuflami bij .
KIEROWNIK
Od tego jeste , Jadzia, eby uwa a .
JADZIA
Co ja mog , kierowniku?
KIEROWNIK
Jak si chc bi , wyrzucaj za drzwi. Mało tam
kamieni?
Kufle musz sta na stoliku.
JADZIA
Mo e je przywi za sznurkiem.
KIEROWNIK
Pomy limy o tym. A teraz le , Jadzia, do maga-
zynu po kufle.
Szklanki masz?
JADZIA
Po co szklanki?
KIEROWNIK
Na wódk .
JADZIA
I tak wol w kuflach.
KIEROWNIK
Nie maj prawa.
JADZIA
Strasznie tłuk szklanki.
KIEROWNIK
Od tego jeste . Uwa aj. Le do magazynu. Zaraz
zaczn przychodzi . Maniu!
MANIA
Co jest?
KIEROWNIK
Odłó gazet !
MANIA
Tak jest - panie kierowniku.
KIEROWNIK
Mania, mówi si do ciebie.
MANIA
No?
KIEROWNIK
Uwa aj wi cej.
MANIA
Ty jeste od uwa ania.
KIEROWNIK
68
RYBAK II
Jak sło ce b dzie zachodzi , popłyniemy przez
Anacha za trzcin , pod Olchami, do Gł bokiej
Buchty. Ty zasadzisz si na Kuciej Fai, ja popłyn
na Generalski Róg. Tam mo na szczupaka na
błyszczk upolowa .
RYBAK I
Mo na spróbowa .
BABKA
...Ludzie yli po lasach jak dziki. Kto mógł, jam
sobie wygrzebał, gał ziami nakrył...
REPORTER
Poeta Teodor łowi wieczór w sie swego natchnie-
nia.
POETA
„Taka chwila"
trzy poziomy
spodem ł ki woda
i szuwary to ju chyba wszystko
wy ej dom po ród sadów i stoków
dach czerwieni odpiera niebiosa
sygnaturka dla pobo nych obłoków
to ostatnie to ju trzeci wymiar
młyn słoneczny albo szarfy wieczoru
czarna trawa bardzo du o gwiazd
jednym okiem mo na to obj
i na korze serca wypisa
lecz by wygra trzeba trudnych nut
na
na t chwil , która wła nie si spełnia
bowiem potem ju tego nie b dzie
jeden głos jeden kolor ub dzie
teraz jaskółki ostrz powietrze
młodzi spotykaj si przy grobli
b dzie pewnie jeszcze jeden wieczór
67
Ja przewa nie spotykam si z kolegami.
REPORTER
No i pewnie dok d idziecie.
LALEK
Jak jest gdzie.
REPORTER
A kino?
LALEK
Nie zawsze si dostanie. No i jak pójdzie si
w sobot , to w niedziel nie ma si co robi .
REPORTER
Mo na do Domu Kultury.
LALEK
Niby mo na. Niedawno byłem na odczycie. Przy-
jechał autor z Warszawy. Jako na „W" si na-
zywał. Taki du y, gruby. Mo e go pan zna? Czer-
wony na twarzy. Swoj taksówk przyjechał.
Wa kiewicz, zdaje si . Jak jest pogoda, idziemy
nad jezioro. Tak e do „Stodoły" czasami.
REPORTER
Cz sto zagl dacie do „Stodoły"?
LALEK
Tak. Tam wła ciwie wszystkich mo na spotka .
Całe kole e stwo.
REPORTER
Warto chyba zajrze do tej „Stodoły", o której
tyle si mówi. Trzeba przej przez całe miaste-
czko - przez rynek oczywi cie.
RADIO
...Ali ci siostra hrabiego de Fromentier, pi kna
Adela, wzbudza gor ce uczucia w sercu don Se-
bastiana, na poły awanturnika, na poły zdobywcy
serc niewie cich. W ród szalej cej burzy don Se-
bastian przebiera si za mniszk . Nast puje sze-
reg zabawnych scen i komicznych nieporozumie .
REPORTER
„Stodoła" jest to du y barak, poło ony kilometr
za domem Bara skiego, na skraju lasu, nad je-
ziorem. Podmokła cie ka nad brzegiem. Koło
trzcin nieruchome sylwetki rybaków.
RYBAK I
Nic nie ci gnie.
RYBAK II
Nie bój si . Jezioro gładkie.
RYBAK I
To co?
RYBAK II
Gor co. Upał dusi wod . Ryby b d podpływały
do brzegu.
RYBAK I
Du o złowiłe ?
RYBAK II
Same kiełbie i dwa okonie.
RYBAK I
Niedu o.
66
doty. A tych aeroplanów nie znali jak teraz;
wszystko piechot chodziło. B dzie tak, przej-
dziesz trzydzie ci kilometrów, nóg nie czujesz,
a oficery ka kła si na ziemi, w mundurze,
z karabinem, z patronami. Nie na plecach, bo
wtedy trudniej na alarm wsta . Na brzuchu le-
ysz. W Piotrogrodzie, dwa tygodnie, dobrze było
jak u Boga za drzwiami. Ale ró ne zarazy zacz ły
po ludziach chodzi . My spali z jednym z naszych
stron koło siebie na pryczy. Budz si raz w no-
cy, on gor cy jak piec. Patrz , czerwone paciorki
ma na czoło nało one. To był brzuszny tif. Za-
raziłem si , dwa tygodnie le ałem bez duszy.
Wychodz pierwszy raz po chorobie, a stali my
naprzeciw stacji. Id ja i widz : dwa wagony
trupów, i to w kalesonach jak drewka poukła-
dane.
REPORTER
Pracownicy tego zakładu to przewa nie młodzi
ludzie.
KIEROWNIK
W pierwszym kwartale mieli my trudno ci ma-
teriałowe, tote zakre lonych planów nie wyko-
nali my. Sił rzeczy premii na zakładzie nie wy-
płacono. W drugim kwartale pokonali my braki
w zaopatrzeniu. Tak e je li chodzi o rytmiczno ,
jest w chwili obecnej lepiej.
REPORTER
Czy kierownictwo zakładu stara si zorganizowa
rozrywki dla swoich młodych pracowników?
KIEROWNIK
Je li chodzi o zagadnienia kulturalno-o wiatowe,
to mamy specjalnego referenta, który uko czył
kurs.
REFERENT
Maci g Jan, referent KO. Wi c mamy wietlic ,
gdzie mo na przeczyta czasopisma. Stoły ping-
pongowe. Radio, i chcemy kupi telewizor.
REPORTER
A czy pracownicy z tego korzystaj ?
REFERENT
Chwilowo nie, bo jeszcze trzeba okna wstawi .
Zreszt wielu jest takich, co to wol pój do
„Stodoły".
REPORTER
Do „Stodoły"?
REFERENT
Taka buda nad jeziorem. W soboty i niedziele
zabawy. I popi mo na.
REPORTER
A pan? Co pan robi po pracy?
KIEROWNIK
No, Lalek. Odpowiedz panu redaktorowi. Czego
si wstydzisz?
LALEK
65
szła, Wysoki S dzie. G b tylko miała niena-
art .
REPORTER
Naprawd atmosfera tu jest nie do zniesienia.
Wychodz na rynek.
BABKA
Dzi kuj , panie, Bóg zapła . Stara niedoł na,
ale pami ta. Po ar był wtedy taki wielki. Jasno
jak w dzie . Ona krzyczała: „Pu cie mnie! Tam
s moje dzieci!" Porwała wszystko na sobie.
RADIO
...Ciało samego Gola, z materii równie nadprzy-
rodzonej co materia jego konia, dawało sobie rad
z wszelk rzeczow przeszkod , z wszelkim spot-
kanym w drodze przedmiotem, czyni c ze sobie
ko ciec i wchłaniaj c go, cho by to była klamka
u drzwi, na której oblepiała si natychmiast
i wpływała niezwyci enie jego czerwona szata
albo jej blada twarz, zawsze jednako szlachetna
i melancholijna, ale nie zdradzaj ca adnego
wzruszenia t transwertebracj ...
REPORTER
Północn stron rynku zajmuje spółdzielnia wie-
lobran owa: smoła, Brandys, perfumy, ła cuchy,
buty, perkal, kosy, pier cionki, zgrzebła, zegarki,
lusterka...
KIEROWNIK
Z zaopatrzeniem nie mamy teraz trudno ci, brak
nam jeszcze tylko niektórych cz ci.
REPORTER
Dwa zakłady zbiorowego ywienia. Restauracja
„Pojezierze" i jadłodajnia: barszcz ukrai ski, kot-
let, kaszanka.
KIEROWNIK
Je li chodzi o spo ycie wódki, to staramy si
je zast pi przez spo ycie wina. Prowadzimy
nowy gatunek pod nazw „Północne", które cie-
szy si du popularno ci w ród konsumen-
tów,
REPORTER
My l , e warto te zajrze do którego z zakła-
dów pracy. Zbli a si ju czwarta. Przepraszam,
jak doj do fabryki obuwia?
LISTONOSZ
Id tam.
REPORTER
Pan tutejszy?
LISTONOSZ
Listonosz.
REPORTER
Stale pan tu mieszka?
LISTONOSZ
Stale tu nawet kamieniem nie siedz . Ja za
Mikołaja w wojsku był. Nie to, co teraz, twarda
słu ba. Co si człowiek nacierpiał biedoty i tru-
64
jak na dnie pudełka
w gnie dzie po osach
w zepsutym zegarze
- miasteczko moje
miasteczko
samo si toczy
nikt go nie nakr ca
od piania witu
a do piania mierci
REPORTER
Poeta Teodor oddala si poruszaj c kształtn gło-
w . Na chwil przystaje, jakby nasłuchiwał szu-
mu skrzydeł nad sob . No i znów jeste my na
rynku. Odjechały konie, wozy, ludzie. Teraz wy-
chodz głodne psy.
BABKA
Pami tam, wszystko pami tam. Oczu nie mam,
ale pami tam. Oczy mi teraz niepotrzebne.
REPORTER
Z czterech czarnych megafonów, ustawionych na
rogach rynku, na br zowe kału e ko skiego mo-
czu, na d bła słomy i grzbiety głodnych psów
spływa dojrzały fragment prozy.
RADIO
...Czasami miałem ju tylko krótkie chwile, tyle,
aby usłysze trzeszczenie wyschłej boazerii, aby
otworzy oczy, wlepi je w kalejdoskop mroku
i - dzi ki chwilowemu błyskowi wiadomo ci -
kosztowa snu, w którym pogr one s meble,
pokój, wszystko, czego ja byłem tylko cz stk
i z czym niebawem znów si ł czyłem w bezczu-
ciu: lub te pi c cofałem si bez wysiłku w mi-
niony na zawsze wiek...
REPORTER
S d powiatowy. Br zowa sala. Zapach mokrego
pierza, machorki, potu.
GŁOSY
No wi c jak z tym było? Łaciasta była. Mleczna.
Nie o to idzie. Kto j dostał w spadku? Ojciec
umarli w tysi c dziewi set dwudziestym pierw-
szym. Matka w trzy lata, jako tak na Wielkanoc.
To wiemy. Chodzi o krow . Kto j dostał? We-
ronka. Nijakiej krowy, prosz Wysokiego S du,
nie dostałam. Prosz Wysokiego S du, jest rze-
cz jasn , e moja klientka jako niepełnoletnia
nie mogła wej w posiadanie krowy. Nabyła
tylko prawo własno ci. Zgłaszam wniosek, aby
wobec trudno ci w ustaleniu stanu faktycznego...
Matka przed mierci mówi: „Tekla, uwa aj na
Józka, wiesz, jaki on lichy chłop". Wysoki S d
zechce uwzgl dni zasiedzenie. A kto za pochó-
wek zapłacił? Jaki tam pochówek. Trumna nawet
nie pomalowana. Prosz Wysokiego S du nie
zapomina , e z działu trzeba wydzieli maj tek
wniesiony przez Natali z Bu ków. Goła przy-
63
Hodujesz goł bie? To bardzo ładnie.
DZIECI
On wczoraj jedn park ukradł.
CHŁOPIEC
Nieprawda
REPORTER
A co robisz ze swoimi goł biami? Sprzedajesz?
CHŁOPIEC
Nie.
REPORTER
A co?
CHŁOPIEC
Zamieniam.
REPORTER
To znaczy, jeste amatorem. Lubisz ptaki?
CHŁOPIEC
Ptaki nie za bardzo. Goł bie lubi .
REPORTER
egnamy naszego rezolutnego goł biarza...
POETA
Dzie dobry, redaktorze.
REPORTER
Có za miłe spotkanie. Zupełnie niespodziewa-
ne. Poeta Teodor, którego chyba nie musz na-
szym widzom przedstawia . Czy sp dza pan tu
urlop?
POETA
Tak. Jak co roku. Tu i nigdzie indziej. Jestem
bardzo zwi zany z terenem. Od lat zakochany
w tych stronach, i to nie bez wzajemno ci. Wczo-
raj kierowca autobusu zobaczył mnie na szosie
i zatrzymał pojazd.
REPORTER
To bardzo miło, bardzo miło. Czy mogliby my
prosi ?
POETA
No, je li to konieczne. Wiersz pod tytułem Mia-
steczko. Napisałem go dzi w nocy.
Na cztery spusty
miasteczko zamkni te
bł kitnym kluczem
jeziora i lasów
pióra zachodu
pisały histori
ale milczały
pióra kronikarzy
jeno historyk-
-fotograf opiewa
tłuste bobasy
wesela pogrzeby
jedyny pomnik
który tu ocalał
stoicka koza
w samym rodku rynku
mógłbym tu mieszka
62
Dzisiejsze. Chuda nie jest, mi sna jest, nie chuda.
Ziarnem karmiona. Para dwa osiemdziesi t.
wie utkie. Jeszcze ciepłe. Niemałe. Takie jak
kurze. Ziarnem karmiona. Chuda nie jest. Le y
tak, bo upał. Gdzie tam, nie zdycha. Mi sna jest,
nie chuda. Suchy rok.
REPORTER
Granica mi dzy wsi i miastem jest płynna. Ob-
serwujemy tu zjawisko struktur przej ciowych,
wzajemnego przenikania i nieuniknionych anta-
gonizmów. Mo na obrazowo powiedzie , e mamy
tu ci gł walk mi dzy owsem a brukowcem.
RADIO (jw. koncert Chopina f-moll)
REPORTER
Domki parterowe, jednopi trowe. Jedyny budynek
dwupi trowy to s d. Skupione s wzdłu dwu, je li
tak mo na powiedzie , arterii. Na zachód ulica
Warszawska, ta, któr przeje d a autobus, ł czy
miasteczko z reszt kraju. Na ko cu jej "Hotel pod
Ró ". Do drzwi przybita kartka: 'Wła ciciel hotelu,
gdy konieczny, prosz puka w okno domku drew-
nianego". Na wschód aleja Lipowa przechodzi w
drog le n . Niedaleko granica. Na ko cu alei Li-
powej dom Bara skiego. Emeryt. Odnajmuje pokoje
letnikom. W zimie nie wychodzi z domu. Mówi, e
wilki podchodz a pod okna.
BARA SKI
Idzie panna Marysia do lasu, niech uwa a na
wilki.
MARYSIA
Takie na dwu nogach?
BARA SKI
Nu, nie ma miechu. S wilki w lesie.
MARYSIA
E tam.
BARA SKI
Ja tu mieszkam, to wiem. Jak panna Marysia
spotka wilka, to nie ucieka , nie krzycze , a pie-
wa . Sta w miejscu i piewa . To wilk nie ruszy.
REPORTER
Na lewo od alei Lipowej, nad jeziorem - Rybaki,
najubo sza, e tak powiem, dzielnica. Bardzo ma-
lownicza zreszt . W piasku jak wróble bawi si
dzieci. Chodzicie do szkoły?
DZIECI
Nie. My za małe.
REPORTER
A ty chodzisz?
CHŁOPIEC
Do trzeciej klasy.
REPORTER
A co robisz?
DZIECI
On, prosz pana, jest goł biarz.
REPORTER
61
I. OPIS
REPORTER
Okolica ukształtowana przez lodowiec w epoce
dyluwium. Morena denna. Zandry. Torf. Margłe.
Glina i piasek. Piasek. Piaski neogenu. Piasek.
Na tym puszcza, a w niej małe jeziorka-suchary.
BABKA
Ja lepa, panie, ale pami tam, wszystko pami tam.
Nic, ino stek i lozy. Wojny i wojny bez ko ca.
REPORTER
Pocz tkowe osady Jad wingów. Wyt pieni przez
Krzy aków. Osadnictwo ruskie, litewskie i pol-
skie. W XV wieku miasto nale ało do bogatego
zgromadzenia kapucynów bosych. Czarna zaraza
dziesi tkuje ludno w XVI wieku. Prawa miej-
skie nadane przez Jana Sobieskiego. Wielki po ar
niszczy je w 1761 roku. Po rozbiorach przypadło
Rosji. O ywiona działalno powsta ców. Liczne
groby w lasach. Miejsce zimowej ofensywy Hin-
denburga. Dwadzie cia tysi cy zabitych. W latach
1944/45 trzy razy przechodziło z r k do r k.
Osiemdziesi t procent zniszcze .
BABKA
Ja lepa, panie, ale pami tam, wszystko pami -
tam. Strach taki padł na ludzi, e drzwi zawarli.
Tylko przez szpary patrzyli, jak oni przez miasto
p dz . Strzelali do wszystkiego, co ywe.
REPORTER
Siedem tysi cy mieszka ców. Fabryka obuwia.
Przetwórnia tytoniu. Tartak.
BABKA
Potem armaty zacz ły bi po chałupach. Kazali
wszystkim wyj i p dzili przed siebie. Wójcik
s siad schował si na stryszku. Wyci gn li i ubili.
Trzy dni le ał przed chałup jak wilk.
REPORTER
Jeste my na rynku. Rynek, jak wiadomo, serce
miasta. Przyje d a tutaj autobus z Warszawy.
GŁOS
Tylko w lecie.
REPORTER
Ratusza jako nie widz .
GŁOS
Spalony.
REPORTER
Na rynku ruch. Mnóstwo wozów. Czy tu zawsze
tyle furmanek?
GŁOS
Dzisiaj targ.
REPORTER
Nad rynkiem unosi si g sty zapach mleka, ja-
rzyn i ko skiego nawozu.
RADIO (fragment koncertu f-moll Chopina)
GŁOSY
Taniej nie kupi. Para trzy złote. wie utkie, pani.
60
Lalek
(Sztuka na głosy)
Głosy:
REPORTER, BABKA, radio, glosy, BARA SKI, MA-
RYSIA, CHŁOPIEC, dzieci, POETA, KIEROWNIK,
LISTONOSZ, REFERENT, LALEK, RYBAK I, RY-
BAK II, JADZIA, MANIA, A., B., C, D., E., F., G.,
H., HELA, UK, LODZIA
59
ONA
Podłog najlepiej wywiórkowa . Czy tam jest ta-
peta?
ON
Tapeta.
ONA
Trzeba j zedrze . I pomalowa . ON
Najlepiej na jasny kolor. ONA
ółty. ON
Tak, ółty. eby było zawsze jasno.
58
ON
I posła po lekarza.
ONA
Blady jeste .
ON
Musz troch posiedzie .
ONA
Jak wygl da?
ON
Dobrze. To musiało si sta niedawno.
ONA
Le y?
ON
Tak.
• ONA
Trzeba j uło y , zanim zesztywnieje.
ON
Mo e poprosimy stró k ?
ONA
Lepiej wszystko załatwi samemu. Musimy wy-
st powa jako rodzina. Inaczej na pokój poło
łap .
ON
To b dzie nas troch kosztowało.
ONA
Trudno.
ON
I du o chodzenia.
ONA
We zwolnienie.
ON
Trzeba posła po lekarza. Musi by wiadectwo.
Nie mo na długo zwleka .
ONA
My lisz, e oni badaj . Dotkn tylko i wypełni
druczek.
ON
Wszystko jedno, ale to trzeba mie poza sob .
ONA
Najlepiej zatelefonuj.
ON
Tak. Chwil jeszcze posiedz .
ONA
Chcesz wody?
ON
Nic nie robiłem, a jestem piekielnie zm czony.
ONA
To nerwy. Musimy zaraz wzi si do roboty.
ON
Nie b dziemy mieli czasu rozpami tywa .
ONA
Trzeba jej rzeczy zapakowa i znie do piwnicy.
Zostawimy tylko łó ko. Do czasu a j zabior .
ON
Trzeba wywietrzy . Trzeba du o wietrzy .
57
Niedługo wit.
ONA
Nie lubi witu. To tak, jakby do gardła lali eter.
ON
Staraj si zasn .
ONA
Nie mog .
ON
Jest tak, jakby my cał noc czuwali nad ni .
ONA
Nie mów o niej teraz.
ON
Za par godzin b dziemy to ju mieli poza sob .
ONA
Uwolnimy si .
ON
Jestem piekielnie zm czony. Nic nie robiłem,
a jestem piekielnie zm czony.
ONA
To nerwy. Zamknij oczy.
ON
Chciałbym, eby ju było po wszystkim.
7
ON
Jak my lisz, czy to jest teraz pewne?
ONA
Chyba tak. Cał noc paliło si tam wiatło. Teraz
te si pali. Kto pali w dzie wiatło?
ON
Mo e tylko osłabła.
ONA
Za długo to trwa.
ON
Co robimy?
ONA
Nie ma na co czeka . Trzeba wej .
ON
A je li zamkni te?
ONA
Wszystko jedno, trzeba wej .
ON
Mo e to jeszcze trwa.
ONA
Dłu ej nie mo na czeka . Mam i z tob ?
ON
Zosta tutaj.
ONA
Wracaj zaraz.
ON
Zobacz i wróc .
Pauza. On wraca.
ON
Koniec.
ONA
Trzeba zaraz otworzy okno.
56
Mnie si nigdy nic nie ni.
ONA
To lepiej.
ON
Mo e lepiej. Gdy zasypiam, czuj , e umieram.
ONA
To nieprzyjemnie.
ON
Nic nie boli. Co si od nas oddziela i potem nie
mo e wróci . Kr y nad zamkni tym ciałem i
nie ma któr dy wej .
ONA
Mówmy o czym weselszym.
ON
Co kupimy, kiedy wygramy na loterii?
ONA
Samochód.
ON
Albo domek. Samochód i domek.
ONA
Jakiej marki b dzie nasz samochód?
ON
Nie wiadomo, na co dostaniemy talon. No i nie
wiadomo, czy wygramy.
ONA
Nie umiesz marzy .
ON
Spij lepiej. Ju pó no.
ONA
Nie mog . Lepiej rozmawiajmy. Dok d pojedzie-
my w lecie?
ON
Jak zwykle. Nad morze.
ONA
A mo e w góry.
ON
Jak pada w górach deszcz, to si mo na po-
wiesi .
ONA
Jak pada nad morzem deszcz, te si mo na
powiesi .
ON
Mo na pojecha na dwa tygodnie w góry i na
dwa tygodnie nad morze.
ONA
Wła nie.
ON
Tylko wtedy du o wydamy na kolej.
ONA
Przecie tylko tak mówimy.
ON
No to w porz dku.
ONA
Która godzina?
ON
55
ONA
Na pewno.
ON
Najwa niejszy jest spokój. Mamy spokój. Jest
cisza.
ONA
Mo na jeszcze co spróbowa ?
ON
Co?
ONA
Nastawi na głos radio i otworzy drzwi od ko-
rytarza. Je li pi, to powinna si zbudzi .
ON
Spróbujmy.
ONA
Wyjd na korytarz i słuchaj.
Hała liwa muzyka.
ON
Zamknij, do diabła!
ONA
Co si stało?
ON
To wi stwo. To nie ma sensu. Teraz powinien
by spokój.
ONA
Jak długo b dzie to trwało?
ON
Nie wiem.
ONA
Trzeba si w ko cu na co zdecydowa .
ON
Robimy wszystko, co mo na zrobi .
ONA
Trzeba tam wej .
ON
Lepiej troch pó niej.
ONA
To ju chyba dojrzało.
ON
Poczekajmy do rana. Jest noc. Rano wszystko
inaczej wygl da.
6
ON
Nie pisz?
ONA
>
Nie.
ON
Dlaczego?
ONA
Nie mog .
ON
Ja te nie mog .
ONA
Boj si zasn , eby si nie niło.
ON
54
ONA
Co poza tym widziałe ?
ON
Nic.
ONA
adnego ruchu?
ON
Raz jakby co przemkn ło. Ale to była skaza na
szybie.
ONA
To wszystko?
ON
Wszystko.
ONA
Niewiele.
ON
Wa ne jest, e wiatło si pali. Tam jest bardzo
jasno. Pali si górne wiatło i pewnie jeszcze
nocna lampka.
ONA
Ona nigdy tak długo nie pali wiatła.
ON
Tak. Chyba e jest sama. W ciemno ci człowiek
jest samotny. Nawet sprz ty nie mog go pocie-
szy . Kiedy wychodzili my, paliła wszystkie
wiatła. Ona bała si ciemno ci.
ONA
Dlaczego powiedziałe „bała si "? My lisz, e te-
raz ju si nie boi?
ON
To nie ma znaczenia. Czy słyszała co ?
ONA
Zdawało mi si , e kto krzykn ł. Ale to pewnie
na ulicy.
ON
Pewnie na ulicy.
ONA
To był wysoki krzyk. Tak nawołuj si młodzi.
Mo e mi si w ogóle przesłyszało.
ON
Prawdopodobnie. Zreszt tam si ju nic nie dzie-
je.
ONA
My lisz, e to koniec?
ON
Koniec czego?
ONA
Sam powiedziałe , e ju si nic nie dzieje.
ON
To znaczy, jest spokój.
ONA
Raczej cisza. Jeszcze inna ni wczoraj. Jak prze-
pa .
ON
To nerwy.
53
ONA
Nie. Ma białe firanki do połowy okna.
ON
To dobrze. Teraz jest wieczór, b dzie wida .
ONA
Idziesz?
ON
Tak.
ONA
Pójd z tob .
ON
To nie jest konieczne.
ONA
Mam dobry wzrok.
ON
Ale trzeba, eby kto tutaj został i nasłuchiwał.
ONA
Nic przecie nie słycha .
ON
W ka dej chwili mo e si co sta .
ONA
Szybko wrócisz?
ON
Zobacz i wróc .
5
ONA
Dlaczego tak długo?
ON
Bała si ?
ONA
Mówiłe , e zaraz wrócisz.
ON
Chciałem co zobaczy .
ONA
No i co?
ON
Niewiele.
ONA
Ciemno?
ON
Nie, ale okno klatki schodowej jest troch z bo-
ku. Wida róg szafy. Na rodku pokoju krzesło.
Na krze le bielizna.
ONA
To znaczy, e jest w łó ku.
ON
Prawdopodobnie.
ONA
Szkoda, e łó ka nie wida .
ON
Wychylałem si , ale nie wida .
ONA
To by posun ło spraw .
ON
Jak to: posun ło?
52
ONA
Nieprawda. Stukałe ciszej.
ON
To nie ma znaczenia. Nie odpowiada. Mo e pi?
ONA
Je li pi mocno, nie zbudzi si .
ON
Swoj drog wolałbym wiedzie .
ONA
Wczoraj było cicho, ale dzisiaj jest ciszej.
ON
Nie rozumiem.
ONA
Wczoraj było cicho, ale dzisiaj jest ciszej.
ON
Co to znaczy?
ONA
Nie ciszej, ale bardziej głucho. Wczoraj było tak,
jakby tam kto był, ale cicho siedział. Dzisiaj
jest tak, jakby nie było nikogo.
ON
My lisz, e wyszła?
ONA
Wcale tego nie my l .
ON
Czy na korytarzu nic nie czuła ?
ONA
Co miałam czu ?
ON
No, zapach jaki .
ONA
Nic nie czułam.
ON
Nic? Mo e zapach lekarstwa? To by znaczyło, e
jest chora. Jakby było czu , toby my wiedzieli.
ONA
Tak. To byłaby wiadomo .
ON
Mo e jeszcze raz zastuka ?
ONA
To nie ma sensu. Lepiej zobaczy .
On
Ale jak?
ONA
Jej okna wida z kamienicy naprzeciw.
ON
No to co?
ONA
Mo na wej na klatk schodow i zobaczy .
ON
My lisz, e b dzie wida ?
ONA
Mo na spróbowa .
ON
Czy ona nie ma zasłon na oknach?
51
Je li chodzi, musiała go wczoraj nakr ci .
ONA
Niekoniecznie. Stare zegary nakr ca si raz na
tydzie .
ON
Racja. Chciałbym jednak wiedzie .
ONA
Pr dzej czy pó niej to si wyja ni.
ON
Nie ma powodu do alarmu.
ONA
Najwa niejsze, eby my byli spokojni.
ON
Wiesz, mam pomysł.
ONA
No?
ON
Zróbmy do wiadczenie. Udawajmy, e przybijamy
obraz. To tak, jakby my do niej pukali. Je li si
odezwie, to b dzie dowód.
ONA
Dobry pomysł. Tylko po co si spieszy . Mo na
to zrobi jutro, je li si nic nie zmieni.
ON
Tak. Nie ma po piechu. Po piech mo e wszystko
popsu .
4
ON
No jak?
ONA
Nic. Rano te nic.
ON
Jak to rozumiesz?
ONA
Co si stało.
ON
Ale co?
ONA
Nie wiem. Czasem lepiej nie wiedzie .
ON
Na razie. Ale to si musi rozstrzygn . Albo tak,
albo tak.
ONA
Wczoraj mówiłe , e zastukasz.
ON
Mog zastuka . Min ło ju czterdzie ci godzin.
Stuka, nadsłuchuj .
Nic.
ONA
Nawet si nie poruszyło. Jeszcze raz zastukaj.
Stuka, nadsłuchuj .
Dlaczego teraz stukałe ciszej?
ON
Wcale nie stukałem ciszej. Stukałem tak samo,
a nawet troch mocniej.
50
Ciasno, a w gardle ciska.
ON
Za du o ludzi na ziemi.
ONA
Wła sobie na plecy.
ON
W ko cu b dziemy sta ciasno stłoczeni od oce-
anu do oceanu. Na brzegach b dzie si topiło
starców.
ONA
Cicho. Rusza si . Posłuchaj.
Pauza.
ON
Nic nie słysz .
ONA
Tak jakby łó ko skrzypiało.
ON
Złudzenie.
ONA
Ciszej. Teraz.
Pauza.
Tak. Nic. Ostatni raz słyszałam j wczoraj wie-
czór. Było to zupełnie wyra ne. Co upadło na
ziemi .
ON
Mo e to ona upadła.
ONA
Nie, to była pokrywka.
ON
A potem nic.
ONA
Nic.
ON
To ju dwadzie cia godzin.
ONA
Jak my lisz, co si tam dzieje?
ON
Nie wiem.
ONA
Ja te nie wiem.
ON
Warto zajrze .
ONA
Oszalałe !
ON
Nie mówi , eby wchodzi . Ale zobaczy .
ONA
Próbowałam przez dziurk od klucza. Nic nie
wida . Na klamce wisi co białego.
ON
Ciszej. Co si poruszyło.
Pauza.
ONA
To zegar.
ON
49
3
ONA
Daj spokój.
ON
No.
ONA
Przesta .
ON
Dlaczego?
ONA
Nie mog teraz.
ON
Znów wariujesz.
ONA
Jak b dziemy sami.
ON
Jeste my sami.
ONA
Ona...
ON
Co ona?
ONA
Złazi z łó ka, idzie do ciany i słucha.
ON
Bzdura.
ONA
Poczekajmy, a za nie. W lecie mieli my nad
morzem mały pokoik. Osobny, na stryszku. Za
cian tylko nietoperze. Byli my szcz liwi.
ON
Czterna cie dni.
ONA
Niedługo ju nie b dziemy mogli na siebie pa-
trze . Znam ju ciebie na pami . Czasem mam
ochot odej .
ON
Trzeba si gubi i znajdowa . To jest potrzebne
dla miło ci.
ONA
Mogliby my razem wyjecha .
ON
Dok d?
ONA
Do innego miasta.
ON
W innym mie cie to samo.
ONA
Wsz dzie to samo.
ON
Czasem chc mi si biec i krzycze .
ONA
Co krzycze ?
ON
Aaaooo! Tak.
ONA
48
ON
Czy nie domy la si , kto pisał?
ONA
Chyba nie.
ON
A nie sprawdzi tego?
ONA
Jak? Przecie nie wychodzi.
ON
Prawda. Ale to musiało na niej zrobi wra enie.
ONA
Na pewno. Od wczoraj zamyka si na klucz.
ON
To znów nie jest dobrze. Zanadto si wycofała.
ONA
Mo e umrze i nawet nie b dziemy wiedzieli.
ON
Trzeba nasłuchiwa . Cicho.
Pauza.
ONA
Nic nie słycha . Pewnie le y w łó ku. Ostatnio le
wygl dała. Nie ubierała si . Cały dzie w szlafro-
ku. Skór miała ółt i such . Ona ju si pewnie
nie poci i nie płacze. mier - to wysychanie.
ON
Nawet zaschły jej oczy. Czasem bałem si , e
wypadn jak szklane paciorki.
ONA
Ostatnio bardzo wyłysiała. Przedtem wi zała so-
bie na karku mały koczek. Niedawno stan ła
tyłem do mnie. Zobaczyłam, e rodek głowy ma
łysy. Wida było po prostu ró ow , piegowat
skór .
ON
I chodzi tak, jakby zwi zana była sznureczkami.
Poci gn mocniej, a wszystko si rozsypie.
ONA
Trzeba teraz uwa a . Wci trzeba słucha . Ci-
szej.
Pauza.
ON
Nic nie słycha .
ONA
Ona jest za lekka. Podłoga pod ni nie skrzypi.
Tylko rano i w południe słycha , jak sobie go-
tuje.
ON
Kiedy byłem mały, złapałem je a. Wsadziłem go
do pudła od butów i zwi załem sznurkiem. Roz-
mawiałem z nim. Stukałem palcem, a on si
ruszał. Potem przestał.
ONA
Do czego zmierzasz?
ON
Do niczego. To wspomnienie.
47
Pomów ze star . Powiedz, e si spodziewamy
dziecka.
ONA
Ucieszy si . Ona lubi dzieci.
ON
Zaproponuj odst pne. Starzy lubi pieni dze.
ONA
Nie b d z ni mówi .
ON
No to zgnijemy tu.
ONA
Długo ona mo e y ?
ON
Długo. Nic nie robi.
ONA
Ale je n dznie. Mleko, kasza.
ON
To jej wystarczy.
ONA
Ile wła ciwie ma lat?
ON
Siedemdziesi t albo osiemdziesi t.
ONA
Je eli siedemdziesi t, po yje jeszcze dziesi
lat.
ON
To nie da si przewidzie . Zawsze mo e przyj
choroba.
ONA
Pocieszmy si .
ON
Tak, jeste my bezsilni. Mo emy tylko czeka .
ONA
Napiszmy list do niej.
ON
Jaki list?
ONA
Niby urz dowy. "Na podstawie uchwały z dnia...
wzywa si do opuszczenia bezprawnie zajmowa-
nego lokalu." Podpis nieczytelny. I wysła poczt .
ON
Mo na spróbowa . Nie mamy nic do stracenia.
2
ON
Dostała ju ?
ONA
Wczoraj w południe.
ON
No i co?
ONA
No widzisz co? Nic.
ON
Musiała si przerazi ?
ONA
Pewnie.
46
w domu.
ONA
Wszystko jedno.
ON
Trzeba co mie własnego. Prze cieradło, podusz-
k .
ONA
Za ycia. Ale potem?
ON
Potem tak e. Kawałek ziemi, deski na krzy .
ONA
Po co? eby oznaczy miejsce, gdzie si zlatuj
krewni.
ON
Nie to. Chce si co mie . To chroni. Kiedy czło-
wiek jest nagi - umiera. Ona te si broni: trzema
garnkami, parawanem, kluczem do drzwi.
ONA
mier wchodzi przez komin.
ON
I zastaje nas przy stole z ustami pełnymi chleba.
Pauza.
ONA
Nie ma co si roztkliwia . Trzeba radzi . Po
co my tu wle li?
ON
Kto mógł wiedzie , e to potrwa trzy lata. Wy-
dawało si , e lada chwila.
ONA
Ja wiedziałam.
ON
Ty wszystko wiesz, tylko nic nie mówisz.
ONA
Pytałe ?
ON
Sko czmy.
ONA
No wła nie, sko czmy.
ON
Co chcesz?
ONA
eby znalazł wyj cie.
ON
Mam j zar ba siekier ?
ONA
Nie krzycz. Nie jeste straszny. Jeste mieszny.
ON
Mam tego dosy .
ONA
To był twój pomysł.
ON
No i co?
ONA
Teraz ja si m cz . Ciebie nie ma pół dnia.
ON
45
Drugi pokuj
Osoby:
ON
ONA
TO, CO JEST ZA CIAN
1
ONA
Nie mog na ni patrze .
ON
Odwracaj si .
ONA
Tak zrobiłam.
ON
Dzisiaj?
ONA
Tak. Wchodzi do kuchni: „Czy mog zagrza wo-
d ?" Zdejmuje garnek. Ona stawia czajnik: „Zim-
no". Ja nic. „Co pani ma mi za złe?" Odwróciłam
si do okna. Bierze czajnik i wychodzi. Teraz
b dzie spokój.
ON
My lisz?
ONA
Ona jest ambitna. Tylko ty nie mów do niej. Ani
słowa. Powietrze.
ON
Co to pomo e? Nie wyprowadzi si .
ONA
Ale b dzie spokój.
ON
Masz racj . Przestanie skrzecze histori o swojej
córce, co si zgrzała na balu, napiła wody i umarła.
ONA
Ciebie oszcz dzała. Mnie opowiadała wszystko:
porody, wesela, romanse ciotek, awanse wujów.
Jakie lubili grzybki i jak wygl dali w trumnie.
ON
Jest sama.
ONA
No to co?
ON
Na pocz tku mówiła, e b dzie dla nas jak matka.
ONA
Dzi kuj . Zwykły egoizm. Dlaczego nie chciała
zgodzi si na przytułek?
ON
Starzy boj si przytułku jak chłopi szpitala.
Tam si idzie umrze .
ONA
Gdzie trzeba.
ON
Lepiej w domu. Człowiek wstydzi si mierci.
Wie, e b dzie le ał na wznak z otwartymi ustami
i wszystko b dzie mo na z nim zrobi . Lepiej
44
Zeusa Cudotwórcy i zachwalam mały palec, ta-
maryszek, kamyki.
Nie mam ani uczniów, ani słuchaczy. Wszyscy
stoj zapatrzeni jeszcze w wielki po ar epopei.
Ale to ju dogasa. Niedługo zostan tylko osma-
lone ruiny, które zdob dzie trawa. Ja jestem
trawa.
Czasem my l , e mo e uda mi si z nowych
wierszy wyprowadzi nowych ludzi, którzy nie
b d dodawali elaza do elaza, krzyku do krzy-
ku, przera enia do przera enia.
Mo na przecie ziarno do ziarna, li do li cia,
wzruszenie do wzruszenia.
I słowo do milczenia.
PROFESOR
...ecji. Ubóstwo wiata poetyckiego Anonima
z Milo pozwala przypuszcza , e nie miał on na-
st pców i e...
bogowie tak jak zakochani
lubi ogromne milczenie
43
byłby sporym robakiem
jest to osobliwy palec
jedyny na wiecie mały palec lewej r ki
dany mi bezpo rednio
inne małe palce lewej r ki
s zimn abstrakcj
z moim
mamy wspóln dat urodzin
wspóln dat mierci
i wspóln samotno .
tylko krew
skanduj ca ciemne tautologie
spina dalekie brzegi
nici porozumienia
Bardzo ostro nie zacz łem bada wiat. Wszystko,
co dotychczas o nim wiedziałem, było nieprzydatne.
Jak dekoracje z innej sztuki. Trzeba było pozna-
wa na nowo, zaczynaj c nie od Troi, nie od
Achillesa, ale od sandału, od sprz czki przy san-
dale, od kamyka potr conego niedbale na drodze.
Kamyk jest stworzeniem
doskonałym
równy samemu sobie
pilnuj cy swych granic
wypełniony dokładnie
kamiennym sensem
0 zapachu który niczego nie przypomina
niczego nie płoszy nie budzi po dania
jego zapał i chłód
s słuszne i pełne godno ci
czuj ci ki wyrzut
kiedy go trzymam w dłoni
1 ciało jego szlachetne
przenika fałszywe ciepło
kamyki nie daj si oswoi
do ko ca b d na nas patrze
okiem spokojnym bardzo jasnym.
Do Miletu nie wróc nigdy. Tam został mój krzyk.
Mógłby mnie dopa w jakim zaułku i zabi .
Mi dzy krzykiem narodzin
a krzykiem mierci
obserwujcie swoje paznokcie
zachód sło ca
ogon ryby
a tego co zobaczycie
nie wyno cie na rynek
nie sprzedawajcie po cenach okazyjnych
nie krzyczcie
mi dzy wrzaskiem pocz tku
a wrzaskiem ko ca
b d cie jak nie dotkni ta lira
która nie ma głosu
ma wszystkie
To jest dopiero pocz tek. Pocz tek zawsze jest
mieszny. Siedz na najni szym stopniu wi tyni
42
miejsca. wi te miejsce to była wyspa Milo.
ródło i wi tynia Zeusa Cudotwórcy.
Przy ródle był ogromny tłok. Zgodnie z instrukcj
kapłanów trzeba si było ochlapa wi con wod
1 gło no wypowiedzie pro b . Wrzask był nieopi-
sany. „Hipiasz prosi, aby odrosła mu uci ta noga."
„Antykiea błaga, aby znów mogła rodzi i eby
m do niej wrócił." Ja krzyczałem najgło niej,
głosem ciemnym i ci kim od łez: „Homer domaga
si zwrotu oczu!" Trzy dni, i cudu nie było.
W nocy poszedłem do wi tyni i powtórzyłem
pro b . Głos si owin ł wokół kolumn, odbił si
od pułapu i płasko upadł pod nogi. Wdrapałem
si na ołtarz i dotkn łem twarzy boga. Usta miał
zamkni te jak muszla. Był lepy jak ja.
Zrobiło mi si al i aby go pocieszy , uło yłem
mał od .
Rzucałem długo w gór
gruby sznur mego krzyku
aby ci ci gn na ziemi
wracała pusta p tla
teraz wiem
ani z krwi
ani z ko ci
ani nawet
z ciała my li
tylko w wielkiej ciszy
mo na wyczu
puls twego istnienia
nieustanny i znikliwy
jak fala wiatła
poci gaj cy
jak wszystko czego nie ma
składam ci hołd
dotykaj c ciała
twej nieobecno ci.
Nie miałem wiele czasu, eby zajmowa si bo-
giem. Działy si rzeczy wa niejsze. W ciemno ci
i milczeniu dojrzewało moje ciało. Było jak ziemia
na wiosn , pełna nieprzeczutych mo liwo ci. Mo-
ja skóra porastała nowym dotykiem. Zacz łem
si odkrywa , bada i opisywa .
Naprzód opisz siebie
zaczynaj c od głowy
albo lepiej od nogi
ci lej od lewej nogi
albo od r ki
od małego palca lewej r ki
mój mały palec
jest ciepły
lekko zagi ty do rodka
zako czony paznokciem,
składa si z trzech członów
wyrasta wprost z dłoni
gdyby był od niej oddzielony
41
Poznaj po wirze: widz teraz stopami.
ELPENOR
No i ju dom. Nasz dom, ojcze. Popatrz.
Homer krzyczy.
PROFESOR
...ecji. Jak ju zaznaczyłem, to drugie odkrycie
nie ma wła ciwie wielkiego znaczenia. Anonim
z Milo w porównaniu z Anonimem z Miletu to
karzeł przy olbrzymie.
Kapie woda z kranu.
...tematy niewa ne i pospolite. Anonim nie waha
si po wi ci wiersza tamaryszkowi, ro linie wul-
garnej, płodnej i bez adnego po ytku.
HOMER
opowiadałem bitwy
baszty i okr ty
bohaterów zarzynanych
i bohaterów zarzynaj cych
a zapomniałem o tym jednym
opowiadałem burz morsk
walenie si murów
zbo e płon ce
i przewrócone pagórki
a zapomniałem o tamaryszku
kiedy le y
przebity włóczni
a usta jego rany
domykaj si
nie widzi
ani morza
ani miasta
ani przyjaciela
widzi
tu przy twarzy
tamaryszek
wst puje
na najwy sz
such gał zk tamaryszku
i omijaj c
li cie brunatne i zielone
stara si
ulecie w niebo
bez skrzydeł
bez krwi
bez my li
bez -
PROFESOR
Niewa no tematu idzie w parze z uwi dem
formy, która...
Woda kapie z kranu.
HOMER
No có , musz si przyzna . To ja napisałem
0 tamaryszku. Jak do tego doszło?
Na trzeci dzie po wypadku na rynku wyjechałem
z Miletu. Sam. Rodzaj pielgrzymki do wi tego
40
Nie mamy si po co spieszy .
HOMER
Masz racj , synku. Nie spieszmy si .
Pauza.
HOMER
Kiedy mam oczy zamkni te, uspokajam si . Ale
trzeba je b dzie w ko cu otworzy .
ELPENOR
Zróbmy prób przed samym domem.
HOMER
Dobrze.
ELPENOR
Co robisz, ojcze?
HOMER
Badam twarz. Wszystko jest na miejscu. Oczy
te s na miejscu. Obrzydliwe uczucie, gdy ci
nagle opuszcza co najbardziej twego.
ELPENOR
Dobrze tu.
HOMER
Tak, dobrze. Spokój, cie .
ELPENOR
Połó si na ławce. Nakryj ci twarz płaszczem.
HOMER
Opiekujesz si mn jak Antygona Edypem.
Tylko e Edyp o lepł naprawd . Mów co , syn-
ku.
ELPENOR
Kiedy kupimy hotel, nie b dziesz musiał wycho-
dzi z domu. Sło ce ci szkodzi.
HOMER
Tak. Bardzo szkodzi.
ELPENOR
Hotel b dzie w ród drzew. W cieniu.
HOMER
Trzeba go b dzie jako nazwa .
ELPENOR
„Pod Chrapi cym Kupcem". To przyci ga kupców
i złodziei.
HOMER
Albo „Pod Okiem Zeusa". To przyci ga pielgrzy-
mów i umiarkowanych ateistów.
ELPENOR
B dziemy mieli du o słu by.
HOMER
I dobre wina. Tylko my obaj b dziemy nosili
klucz od piwnicy.
Pauza.
ELPENOR
Ojcze. Chod my.
HOMER
Dobrze. Id my. To ju niedaleko, prawda?
ELPENOR
Jeszcze ten zakr t.
HOMER
39
Jak b dziesz miał oczy zamkni te, wypoczniesz
lepiej.
HOMER
Tak. Masz racj . To uspokaja.
ELPENOR
A widzisz.
HOMER
Okropnie głupio mie otwarte oczy i nie widzie
niczego.
Pauza.
HOMER
Czy my lisz, e jak otworz oczy, to b d widział?
ELPENOR
Na pewno. Ale na razie tego nie rób. Nie ma
po piechu.
HOMER
Tak. Nie ma po piechu.
ELPENOR
Mo e chciałby usi
?
HOMER
Ch tnie, ale wyjd my naprzód z miasta. Mury
zamykaj si teraz nade mn jak woda.
Pauza.
ELPENOR
Pi knie piewałe .
HOMER
To ze strachu. Od rana prze ladował mnie strach.
Chciałem go zabi krzykiem.
ELPENOR
Zabiłe go poezj .
HOMER
Poezja to krzyk. Wiesz, co zostaje z poematu,
kiedy usuniesz wrzaw ?
ELPENOR
Nie wiem.
HOMER
Nic.
Pauza.
HOMER
Jak my lisz, to nie mo e tak zosta ?
ELPENOR
Na pewno przejdzie. Czy nie czujesz si lepiej?
HOMER
Lepiej. Ale wolałbym na razie nie otwiera
oczu.
ELPENOR
Pewnie.
HOMER
Usi d my tutaj. Gdzie jeste my?
ELPENOR
Koło fontanny Pana.
HOMER
No oczywi cie, słysz przecie . To ju tylko dwa
kroki od domu.
ELPENOR
38
Co si stało, ojcze?
HOMER
Prowad do domu.
ELPENOR
Ale musisz doko czy . Wszyscy czekaj na to.
HOMER
Do domu.
Wychodz z gwaru, pauza.
HOMER
Id wolno, mój mały. Co z oczami moimi si
stało.
ELPENOR
Bol ?
HOMER
Nie.
Pauza.
HOMER
Zbli si , synku, i popatrz mi w oczy. Co widzisz?
ELPENOR
Siebie w rodku. I drzewa. I miasto.
HOMER
A ja tego nie widz . Nic. Nic.
ELPENOR
Widzisz tylko mgł ? Tak jak przedtem, kiedy ci
si to zdarzało.
HOMER
Nawet mgły nie widz . Nic.
Pauza.
ELPENOR
Zm czony jeste , ojcze. Biały blask idzie od kamieni.
HOMER
Biały, mówisz.
ELPENOR
Tak. Czy to dziwne?
HOMER
Nie, to normalne. Dziwne jest to, co ja mam
teraz w oczach. To nie jest nawet czer . To kolor
pustki.
Pauza.
HOMER
Zupełnie nie rozumiem, co si stało. Jak my lisz?
ELPENOR
Wrócisz do domu i wypoczniesz.
HOMER
Przecie nie o lepłem.
Pauza.
HOMER
Kiedy piewałem o mierci wo nicy, widziałem
jeszcze zupełnie dobrze. Zauwa yłem, jak Sefar
zostawił poder ni tego barana, wytarł r ce
z krwi o fartuch i ruszył ku nam. W tym mo-
mencie miałem ich wszystkich w r ku. Byłem
szcz liwy.
ELPENOR
Wiesz co, ojcze. Zamknij oczy. Ja ci poprowadz .
37
Agamemnon pierwszy jest gotów, dogl da
szyków, przynagla,
Piramed jest z Archimedem, Kastor, Euryloch
i Pandar.
Kopyta, trzaskanie biczów, wołania, skrzypienie
wozów,
Budz Trojan, wi c bramy otwieraj si z trzaskiem,
Dwa pułki pieszych i konnych, zwini te teraz
jak pi ci,
Stoj jeszcze w mgle mlecznej, widni z daleka
jak las.
Agamemnon miecza dobywa. Studzi go na
powietrzu,
A potem ogromnym zamachem rozgrzewa,
zawadza o sło ce,
A słycha syczenie elaza — na to stłumiony
okrzyk.
Ruszaj . Szum jest pot ny, jakby sandał olbrzyma
Po kamieniach si sun ł, a ju kamie o kamie ,
Metal o metal i rzemie , wspaniały hałas rzeczy,
Lecz ludzie s jeszcze niemi, sp tani p dem
i my l
O martwych wodach Erebu -
Euryloch tu przy Ajaksie. Napomina go Ajaks
(pomny na sen i wró b , złaman kolumn dymu):
- Bacz, miły, aby unikał łucznika Trojan
Demetra -
Oszczep rozdziera rozmow . Pada wo nica Ajaksa,
Krzyk jego krótki, jak gdyby urwane wodze
ci gnione
Przez oszalałe konie. Strach wspólny zwierz tom
i ludziom,
Włosy si je pod hełmem, pot i trz sienie kolan.
Wi c aby zmóc przera enie, olbrzymi tarcz
krzyku
Podnosz nad sob Grecy. Bitwa jest wielka
i pi kna.
Wrzawa, tak miła bogom jak tłuste mi so ofiar,
Ro nie w gór i w gór dochodzi do boskich uszu
Ró owych od snu i szcz cia, wi c schodz
bogowie na ziemi .
Tak si zaczyna poemat. Czym e bowiem jest
epos,
Je li nie w złem grubym ludzi, elastwa i bogów,
Sczepionych z sob w konwulsjach, z czerwonym
kogutem na szczycie.
Opiewa przera enie ten kogut, ten kogut, ten...
Nagła pauza.
HOMER
Elpenor!
ELPENOR
Jestem przy tobie, ojcze.
HOMER
Idziemy do domu.
ELPENOR
36
Wszystko, głuptasie. Kolor, zapach, hałas. Wszy-
stkie głosy ycia: mamrotania ebraków, pisk
dziewcz t przyciskanych w tłumie, b ben stra -
nika, krzyk warzywników i ryk zwierz t uwi -
zanych za rogi. Na to przychodzi poeta i zaczyna
si walka.
ELPENOR
Walka?
HOMER
Tak. Musz ich przekrzycze , zagłuszy , odebra
im głos, połkn go i potem wydoby z siebie.
ELPENOR
To wielka m ka.
HOMER
I rado . Jestem wtedy pełny jak wiat.
ELPENOR
Tego wła nie najbardziej nie lubi , kiedy pod
koniec... głos ci si podnosi i zaczynasz krzycze .
HOMER
Dlaczego?
ELPENOR
To tak, jakby si bał i wołał o ratunek. Czy ty
si boisz wtedy?
HOMER
Nie. Wtedy walcz .
ELPENOR
Z kim?
HOMER
Ze strachem.
Głosy rynku.
HOMER
No, ale jeste my na miejscu. Zaczynamy praco-
wa .
ELPENOR
Obywatele! Znany na kontynencie i na wyspach
poeta Homer, ulegaj c waszym namowom, mimo
nawału pracy postanowił da koncert. Po raz
pierwszy wykonany zostanie opis siódmej bitwy
pod Troj . Rzecz sko czona dzi o wicie i nigdzie
nie publikowana. Cz
dochodu przeznaczona
zostanie na cele religijne: zakup szklanych oczu
dla pos gu Hery.
HOMER na tle wzbieraj cej muzyki
Wła nie wit. Deszcz ró owy pada na blach
nieba.
Pierwszy szelest w zatoce. Ptak uduszony we nie.
Z bagien wstaj mgły blade, niezno nie ciche,
jak zmarli.
Ju w namiotach skórzanych, o które czochra si
wiatr,
Słycha metal na metal padaj cy i głosy
Dzie przynosz , dzie pełny, dzie odwini ty
z nocy
Jak z pieluch krzycz ce niemowl , pij ce
wspaniałe powietrze.
35
i dlatego bardzo płaskie. Ja wszedłem w rodek.
Zrobiłem z eposu gór , ci k materi , która si
d wiga z ziemi do nieba i si ga bogów.
Moi poprzednicy opanowywali uczucie opanowuj c
głos. mieszny zabieg i kłamstwo wobec natury.
Ja odkryłem ludzk potrzeb krzyku. Dopóki
strach mieszka w człowieku, trzeba krzycze .
Teraz jest południe. Miasto jest białe od upału.
Wszystko pokryte cichym kurzem, ale pod spo-
dem jest krzyk.
GŁOS KOBIECY
Dok d, Homerze?
HOMER
Id si przej .
GŁOS KOBIECY
Wiesz przecie ...
HOMER
Wiem, wiem.
GŁOS KOBIECY
Wczoraj znów ci bolały.
HOMER
Ale dzisiaj jest lepiej.
GŁOS KOBIECY
Nie chod na rynek. Obiecaj.
HOMER
Obiecuj .
GŁOS KOBIECY
I unikaj sło ca. Elpenorze, pilnuj ojca.
ELPENOR
Znów jeste my nieposłuszni.
HOMER
Trudno, mój mały. Nie mng w domu wysiedzie .
ELPENOR
Dlaczego?
HOMER
Gdy si zbli a południe, cisza jest nie do wytrzy-
mania. Słycha , jak na strychu roj si osy. Skóra
cierpnie.
ELPENOR
Masz spokój. Mo esz układa wiersze.
HOMER
Wtedy nie my l o wierszach.
ELPENOR
A o czym?
HOMER
O rynku. Jak o morzu; eby wej po szyj .
ELPENOR
Tak bardzo lubisz rynek?
HOMER
Nic pi kniejszego, synku. Podpłomyki z cebul
pachn lepiej od marmurów. I oddam głowic
jo sk za główk kapusty.
ELPENOR
Co w tym ładnego?
HOMER
34
6° tematy zwi zane z yciem codziennym
7° i inne.
Woda kapie z kranu.
... a taki na przykład fragment wiadczy o sile
poetyckiej wyobra ni Anonima:
Hermes o stopach cichych spieszy do ło a
Gorgiasza,
który chrapaniem podpiera płócienny strop
namiotu,
do ucha u pionego szepcze, by stan ł po stronie
Gymeda, którego ojciec dzier ył Lemnos bogat
w pszenic ; a brat jego starszy, mocarny w pi ci
Atarchos,
przez Hellespont egluj c ci gn ł gniew Apollina
za przemoc zabran Bryzejd , z której zrodzony
jest Kastor, przyczyna złego, zbyt dufny poniechał
ojca,
białobrodego Nikosa...
Brz k tłuczonego szkła.
HOMER krzyczy
Do ! Nie mog słucha tej parodii. Naprzód Wer-
giliusz, potem tłumacze, filolodzy, archeolodzy...
Został ze mnie podr cznik mitologii i model, na
którym ucz si rozbiorów stylistycznych.
Mam czterdzie ci pi lat. Mieszkam w Milecie.
ona, syn, dom z ogrodem.
Bardzo lubi Milet. Ruchliwe miasto. W sam raz
tyle hałasu, ile potrzeba do ycia. Klimat zdrowy.
Publiczno ch tna i bogata.
Z pocz tku pracowałem na statku. Ale miałem
wypadek, upadłem na pokład i straciłem wzrok,
lekarze mówili, e to wstrz s, e przejdzie. Ale
nie jest z tym całkiem dobrze. Nie nadawałem
si ju do pracy na morzu, wi c pracowałem
w porcie jako dozorca. Głos zawsze miałem dob-
ry. Mocny jak sztorm. Koledzy namawiali, e-
bym urz dził koncert. Zrobiłem - chwyciło. Był-
bym wła ciwie szcz liwy, gdyby nie te oczy.
Lekarze ka mi jak najdłu ej przebywa
w ciemno ci i unika sło ca. ona zamyka
mnie w domu. Musz wymyka si . To troch
o mieszaj ce.
Nie mog teraz przerywa , gdy mam najwi ksze
powodzenie. Za par lat b d mógł pój na eme-
rytur . Kupi du y hotel w rodku miasta. Pełen
ycia i hałasu - od piwnic, gdzie tocz beczki,
do szeptu kochanków w najta szych pokoikach
pod strychem. Wtedy b d szanował oczy. B d
patrzył przez przymru one powieki na wiat, któ-
ry do mnie przychodzi. Chciałbym tak e popra-
cowa nad teori epopei. My l , e w tej dzie-
dzinie zrobiłem co nieco .
Dla moich poprzedników epopeja to była równina.
B bnili monotonnym głosem bitwy, pochody, zbu-
rzone miasta i ogie . Wszystko widoczne z daleka
33
PROFESOR zaczyna zawsze tak samo, jak płyta pu-
szczona nie od pocz tku
...ecji. Wykopano fragmenty... W cz ci dolnej...
Artemidy w Milecie.
Odkryta na pocz tku XX wieku przez Evensa,
nie została przebadana do ko ca. Odkrywc zmy-
liła spora warstwa gruzu stwardniałego jak ska-
ła, pod któr Evens nie spodziewał si znale
ju niczego. Wzi li my pod uwag ródła, co
prawda do pó ne, bo z okresu wojen perskich,
mam na my li Apolloroda z Dioros, a zwłaszcza
Eutyfrona Starszego, historyka drugorz dnego,
ale do wiarogodnego, który...
Woda kapie z kranu.
... oczekiwania i stanowi wydarzenie przełomo-
we dla nauki. W cz ci nazwanej przez nas
Trzecim Miastem odkryli my najstarsze znane
zapisy homerydów, które stanowi niew tpliwie
fragmenty Iliady co najmniej na dwa wieki
przed ostateczn urz dow redakcj , w jakiej
dotarł ten poemat do naszych czasów. Pracuj ca
równoległa z nami ekspedycja na wyspie Milo
odkryła równie ródła pisane, ale bezwarto -
ciowe pod wzgl dem artystycznym (wspomn
o nich nawiasem na ko cu), wa ne tylko jako
potwierdzenie naszej tezy, e ywotny o rodek
artystyczny znajdował si w Azji Mniejszej,
a nie na półwyspie, który...
Woda kapie z kranu.
... kim e był ów Anonim? To tylko wiemy, e
Grekiem, ale z fragmentów, jakie pozostawił, mo-
emy sobie odtworzy jego portret.
Wi c przede wszystkim człowiek u szczytu kariery
i szcz liwy (cenne uwagi o sztuce złotniczej), oso-
bowo mocna, uderzaj ca przede wszystkim
ogromnym opanowaniem i spokojem. adnej ner-
wowo ci, zupełny brak przesady w u ywaniu rod-
ków ekspresji, która niestety stanowi tak wielk
skaz sztuki współczesnej. A nade wszystko -
chciałoby si zawoła - adnego podnoszenia głosu,
ład w uczuciach - ład w mowie. Nawet na okru-
cie stwa wojny patrzy chłodnym okiem prawdzi-
wego epika. Szlachetny umiar i dostojna powaga
przyoblekaj te ułomki w szaty proste i wzniosłe.
Gł bokie znawstwo ycia pozwala mu porusza
szeroki wachlarz tematów, które podzieli mo e-
my na siedem grup:
1° tematy wojenne
2° tematy mitologiczn o-genealogiczne
3° tematy miłosne
4° tematy pasterskie (cenna wzmianka o wypasie
owiec)
5° tematy dotycz ce metalurgii (br z, mied ,
elazo)
32
Rekonstrukcja poety
Głosy:
PROFESOR
HOMER
ELPENOR
GŁOS KOBIECY
31
OPIEKUN ZWŁOK
W tonie podnio le-mistycznym czy krwisto-pa-
triotycznym?
CHÓRZYSTA V
Raczej to pierwsze.
OPIEKUN ZWŁOK
Bzdury, moi drodzy. To jest prosta sprawa. So-
krates pochodził z proletariatu. Jego ojciec utrzy-
mywał si jeszcze z warsztatu, ale on ju nie
mógł. Konkurencja, wielkie warsztaty, manufa-
ktury, rozumiecie. On musiał wyj na ulic i za-
rabia gadaniem — warunki ekonomiczne zrobiły
z niego filozofa.
CHÓRZYSTA IV
A kto zrobił z niego m czennika?
OPIEKUN ZWŁOK
On sam - ci lej: niezrozumienie mechanizmu
historii. Jako proletariusz powinien by wyrazi-
cielem d e proletariatu. Zostałby trybunem lu-
dowym, agitatorem. Program miał gotowy: walka
z reakcyjn gór bur uazji, a szukanie kontaktu
z jej dołami post powymi. To jasne. Ale on wolał
arystokracj i ulubione jej dysputy - o tym, co
dobre, a co złe, o abstrakcyjnej sprawiedliwo ci
z ksi yca. No i spadł z ksi yca prosto do wi -
zienia. Tak si płaci za zdrad swojej klasy. No,
egnam. T pcie komary i idealizm.
Wychodzi.
CHÓRZYSTA I
Wiecie co? Zagrajmy w ko ci.
CHÓRZYSTA II
Dobra my l.
CHÓRZYSTA III
Gramy.
CHÓRZYSTA I
Gramy do ko ca, a potem jeszcze raz.
30
Ja to rozumiem jako wyra enie przeno ne, co
w rodzaju wielkiej metafory.
UCZE III
Wielkiej metafory?
PLATON
Tak.
Kurtyna
Epilog chóru
CHÓRZYSTA I
Co słycha ?
CHÓRZYSTA
II
Brz czenie komarów.
CHÓRZYSTA
III
To ju jest plaga.
CHÓRZYSTA IV
Małe Erynie.
CHÓRZYSTA V
Wszystko teraz mniejsze.
CHÓRZYSTA VI
Tak e bogowie ze swoimi epidemiami.
CHÓRZYSTA I
A poza tym ta cisza.
CHÓRZYSTA II
Cisza i malaria.
CHÓRZYSTA III
Malaria oznacza kres cywilizacji, a cisza wyrzuty
sumienia.
CHÓRZYSTA IV
O nikim si teraz nie milczy, tylko o nim.
CHÓRZYSTA V
O kim?
CHÓRZYSTA IV
O Sokratesie.
CHÓRZYSTA I
Tak, to nie było w porz dku.
CHÓRZYSTA II
Przelano krew niewinnego.
CHÓRZYSTA III
Trzeba to b dzie odrobi .
CHÓRZYSTA IV
Został spalony na koszt pa stwa.
CHÓRZYSTA V
Niektórzy przeb kuj o pomniku.
CHÓRZYSTA VI
Mo e nawet beatyfikacja.
CHÓRZYSTA I
O, idzie opiekun zwłok.
CHÓRZYSTA II
On zawsze ma zdrowy s d o rzeczach.
CHÓRZYSTA III
I wie e wiadomo ci.
OPIEKUN ZWŁOK
Witajcie, o czym to tak, szanowni obywatele?
CHÓRZYSTA IV
O Sokratesie.
29
lofazowo tego zjawiska. Jest równie rzecz
zastanawiaj c niemo no znalezienia punktu,
od którego zaczyna si ten proces, oraz punktu,
w którym mo na go uzna za definitywnie sko -
czony. To prowadzi do wniosku, e ycie jest
pełne mierci, a mier pełna skurczów ycia.
Inaczej mówi c, od urodzenia umieramy i wy
w kwiecie wieku jeste cie do kolan martwi.
Przyzywaj c na pomoc geometri mo na to sobie
przedstawi jako wektor albo odcinek AB, po
którym posuwa si punkt X. Sytuacja komplikuje
si , je eli chcemy wyobrazi to sobie w postaci
koła. Po przebiegni ciu całego obwodu, X znajduje
si w punkcie wyj cia. Znaczyłoby to mo liwo
podj cia jeszcze raz tej drogi, co w dalszej kon-
sekwencji prowadzi do poj cia niesko czono ci
i nie miertelno ci. Jest to koncepcja niew tpliwie
ciekawsza, gdy pierwsza - nie powi zanych, ury-
waj cych si nagle odcinków - prowadzi do chao-
su, cho by my nad tym postawili mechaniczn
konieczno czy inne poj cie jednocz ce te strz py
w racjonalny obraz wiata. Za czym opowiedzie
si ... ale zdaje si , e tym razem id .
PLATON
Tak, ju id .
Wchodzi dwóch stra ników i chłopak z pucharem. So-
krates wypija. Przechadza si . Po chwili staje.
Chwieje si . Uczniowie ujmuj go pod ramiona - za-
nosz na prycz .
STRA NIK
Odj ło ci ju nogi, biedaku.
SOKRATES
Tak.
Po chwili wolno, ka de stówo osobno.
Nie zapomnijcie ofiarowa koguta Esklepiosowi.
Po chwili gor czkowo i bez zwi zku.
Tak, Połosie... sprawiedliwo ... ofiarowa ... cale
ycie... Apollo. Polosie... pami taj... całe ycie...
dlaczego... nie ma...
Cisza.
PLATON
Zanim zdejmiemy mu mask , ustalmy ostatnie
słowa: „Nie zapomnijcie ofiarowa koguta Eskle-
piosowi". Potem to był ju bełkot. Zapisujemy
ostatnie słowa, eby potem nie było sporów.
UCZE I
Jak je rozumiesz?
UCZE II
Po prostu, jaka zaległa ofiara, któr sobie nagle
przypomniał.
UCZE III
Ee, to byłoby banalne.
UCZE IV
Zreszt nigdy nie chorował.
PLATON
28
SOKRATES
Ani troch . Teraz mog powiedzie zupełnie
spokojnie; „Był sobie człowiek imieniem Sokra-
tes".
Scena pi ta
Wchodz uczniowie.
PLATON
Sokratesie, statek przyjechał.
SOKRATES
Dobra wiadomo .
UCZE I
Przyszli my si po egna .
SOKRATES
Zegnam was. Nie miejcie do mnie alu, e nie-
wiele was nauczyłem. Uczenie to w ogóle trudna
rzecz. Przekonacie si , gdy b dziecie ojcami.
Uczniowie stoj w pozycji wyczekuj cej.
Widz , e czekacie na po egnalny wykład. Co
0 nie miertelno ci duszy - mówił Platon. A mo e
lepiej o pogodzie? O tym, e noc przymrozki
1 winnice mog zmarnie ? Ale mówi owczarze,
e ju niedługo spadnie ciepły deszcz i wszystko
pokryje ziele . Wszystkich pokryje ziele .
KRITON
Słuchajcie, moi drodzy. Nie m czcie go teraz.
B dziemy tu z nim do ko ca, zamkniemy mu
oczy, pomodlimy si i pójdziemy do domu. Ale
teraz dajmy mu spokój.
Milcz wszyscy dług chwil .
SOKRATES
Id !
KRITON
Nie, zdawało si tobie.
SOKRATES
Wol teraz mówi .
Godzin przed moj mierci przychodzi mój
przyjaciel. A propos, powiedziałem: „moj " mier-
ci . Ten zaimek jest bardzo charakterystyczny.
O czym on wiadczy? wiadczy o tym, e staramy
si z tym zjawiskiem oswoi , zaadaptowa nie-
jako. Jest to, jak si zdaje, jedyna słuszna droga.
Druga mo liwo : uzna to za gwałt i buntowa
si . To prowadzi do religii albo do szale stwa.
Filozof powinien oswaja konieczno . A teraz
sam termin nie wydaje mi si wła ciwy. Jest to
abstrakcja, i to abstrakcja zbudowana niepopra-
wnie. Zawiera ona w sobie długi odcinek czasu
zwany umieraniem. Te wszystkie wytrzeszczania
oczu, duszno ci, podnoszenie si na łokciu i wa-
lenie serca, dalej j k zmieszany z ostatnim od-
dechem, a w ko cu ta sztywna obco i zaci te
milczenie ciała. Te ró ne stany ochrzczone jed-
nym terminem. Takie krótkie słowo, jakby no em
ci ł.
Otó chc wam zwróci uwag na ci gło i wie-
27
Sokrates".
SOKRATES
A z chrab szczami ten kawał, pami tasz?
KRITON
A jak po ar zrobiłe na korytarzu? O mały włos
nie spaliła si buda. Antyfon wrzeszczał, jakby
go obdzierano ze skóry.
SOKRATES
Antyfon to ten gramatyk?
KRITON
Nie, ten od geometrii. Strasznie nudny. Mówił
przez nos: „Słuchajcie, matołki! Czemu równa si
tangens alfa? Tangens alfa równa si ..."
SOKRATES
Czy to ten, który nie lubił znajdowa zaskro ców
w swojej kieszeni?
KRITON
On. Wiesz, czasem ni mi si egzaminy. Pytaj ,
a ja nic. Nawet nie wiem, czemu równa si suma
k tów w trójk cie.
SOKRATES
Ach, stare to były czasy.
KRITON
Pi kne, mimo e mieli my r ce i po ladki czer-
wone od dyscyplin.
SOKRATES
Ilu nas zostało?
KRITON
W Atenach tylko dwóch. Reszta wyemigrowała,
pomarła.
SOKRATES
Dlaczego tak patrzysz na mnie?
KRITON
Szukam w twojej twarzy...
SOKRATES
Czego?
KRITON
Blizny od kamienia Menajchmosa.
SOKRATES
Zarosła pewnie. To było dawno.
KRITON
Przysu si bli ej, to było tu nad łukiem brwio-
wym. Jest. Mała jak obol, ale jest. Tak, nie ma
w tpliwo ci.
SOKRATES
Dzi kuj ci, stary. Mie koło siebie w takiej chwili
człowieka, który pami ta nasze dzieci stwo, to
jednak pomaga.
KRITON
Zamkn ci oczy. Có wi cej mog zrobi ?
SOKRATES
No, pogadali my sobie.
KRITON
Tylko my l , e te wspomnienia rozmi kczaj
człowieka.
26
gatunkowej. Moja sie musiała by mocna, mu-
siała budzi zaufanie. Gdy si w ko cu sam wpl -
tałem, nie mog im pokaza , e potrafi j zerwa
jak paj czyn i przej na drug stron wolno ci.
To jest sprawa, pojmujesz, szacunku do własnej
sieci. Zagadnienie moralne.
Scena czwarta
Kriton zostaje wprowadzony przez Stra nika.
KRITON
Wzywałe mnie, Sokratesie.
SOKRATES
Ach, Kritonie! Prosz ci , siadaj. Bardzo mi jeste
potrzebny.
KRITON
Pewnie co w rodzaju testamentu.
SOKRATES
Nic podobnego. Ja si tutaj samymi głupstwami
zajmuj . Czy nie przypominasz sobie, jak si
nazywał nasz wspólny kolega? Taki mały, rudy
chłopak. Mieszkał koło nas na rogu ulicy San-
dalników. Bawili my si zawsze razem.
KRITON
Chyba Menajchmos. Wyjechał potem z rodzicami
do Miletu. Miał zaj cz warg .
SOKRATES
Tak, to ten.
KRITON
Menajchmos... rudy... z zaj cz warg ... Bardzo
silny. Na r k wszystkich kładł. Ale w zapasach
ty byłe lepszy. Jak ju kogo wzi łe w pod-
wójn klamr - ani zipn ł.
Obaj miej si .
SOKRATES
A pami tasz wy cigi naszych okr tów?
KRITON
Oczywi cie. Najlepsze okr ty były z kory. Nigdy
nie ton ły. eby szybciej płyn ły, przytwierdzało
si do dna kawałek elaza. Sezon zaczynał si
na północnym potoku w połowie kwietnia. Meta
była koło mostku. Kto wygrywał, zabierał okr ty
przeciwnika. Raz wygrałe z Menajchmosem. Nie
mógł przebole straty, zaczaił si na ciebie i ude-
rzył kamieniem. Rozci ł ci czoło. My leli my, e
ci zabił.
SOKRATES
Kiedy przyszedłem do domu, miałem twarz za-
lan krwi . Ale mimo to dostałem od mamy
lanie. A wszystkie okr ty poszły do pieca. Tak,
tak, Kritonie, ka de zwyci stwo zaprawione jest
kl sk .
miej si .
KRITON
Tak, tak, Sokratesie. W szkole nie mogli sobie
z tob da rady. Potem, jak co zbrojono i nie
było sprawcy, mówiono: „To pewnie ten diabeł
25
PLATON
Ostatni pro b mamy do ciebie, Sokratesie.
SOKRATES
Jak ?
PLATON
Czy mo emy by przy twojej mierci?
SOKRATES
Czy to konieczne?
PLATON
Obiecywałe .
SOKRATES
No tak, ale zostało mi jeszcze du o do pogadania
z samym sob .
PLATON
Nie b dziemy tobie teraz przeszkadzali. Przy-
jdziemy przed sam egzekucj . B dziesz jak bo-
hater umieraj cy na tle chóru.
SOKRATES
No dobrze, dobrze. Chocia wolałbym, aby ten
chór wystawił kto inny.
PLATON
A czy powiesz nam co o nie miertelno ci duszy?
My l , e to byłoby najstosowniejsze zako czenie.
SOKRATES
Id ju , Platonie. Nie przychod cie wcze niej ni
przed sam egzekucj .
Sokrates cofa si w k t. Teraz reflektor rzuca na nie-
go ogromny cie paj czyny, którym Sokrates sp tany
jest jak mucha.
Długo dzi ciebie wołałem, musiałe by zaj ty.
Pewnie obserwowałe . Przyznam si , e najbar-
dziej lubi ci w tej roli. Dwa pilne koraliki oczu
i to doskonałe opanowanie współczucia. Ludzie
mówi , e tak e pewien rys sadyzmu. Nie wiem.
Wiem tyle, e bystra obserwacja to połowa filo-
zofii. Druga połowa to mocna sie . Wa ne jest,
aby w pierwszej chwili była niezauwa alna. Ofia-
ra czuje si sp tana przez powietrze. Wierzy, e
walczy z ywiołem, i dlatego ulegnie. Potem do-
piero widzi cienkie nici opl tuj ce jej ciało. Wtedy
mo na zacz udowadnia jej za pomoc rozu-
mowania opartego na racjonalnych przesłankach,
e umrze. Ja to robiłem zupełnie inaczej. Zało-
yłem, e moje ofiary s to zwierz ta rozumne,
dlatego zacz łem od definicji, sylogizmów, a do-
piero potem, i to bardzo dyskretnie, ukazywałem
im perspektywy metafizyki. Ty okazałe si lep-
szym psychologiem: naprzód obezwładni , rzuci
w otchła , a potem da egzegez l ku, cierpiena
i tych tam innych rzeczy. No có , masz lepsz
metod . Wobec niesprawdzalno ci wyników zna-
czy to, e masz lepsz filozofi . Miałe zreszt
łatwiejsze zadanie. Twoje ofiary były na ogół
słabsze od ciebie. Natomiast mi dzy mn a oka-
zami, na które polowałem, nie było adnej ró nicy
24
Sokrates musi umrze , aby Ksantypa nie zako-
chała si w nim. Kiedy par dni temu oparł
głow na moich piersiach, uczułam nieznany
przypływ czuło ci. Był mały i bezradny. Jak my -
lisz, czy on si boi mierci?
PLATON
Ach nie, sk d e znowu. Od czasu, kiedy rozwi zał
problem nie miertelno ci duszy.
KSANTYPA
Ja nie pytam, co Sokrates s dzi o duszy, tylko
czy si boi mierci.
PLATON
B dziesz go mogła o to sama zapyta .
KSANTYPA
Zakładasz szczero ?
PLATON
Szczero to ostatnia maska człowieka ywego.
Nast pn nakłada mier .
KSANTYPA
A ona jak si nazywa?
PLATON
Spokój.
Scena trzecia
Wchodzi Sokrates.
SOKRATES
Witajcie! Przyszli cie po egna si ?
KSANTYPA
Tak.
SOKRATES
No wi c egnaj, Ksantypo.
KSANTYPA
egnaj, Sokratesie. Nie mam do ciebie alu.
SOKRATES
Dzi kuj .
KSANTYPA
To wszystko, co nas ró niło, wydaje si teraz
niewa ne. Czy nie trzeba ci czego jeszcze?
SOKRATES
Bardzo wielu rzeczy, Ksantypo. Ale o nie sam
musz si postara .
KSANTYPA
Co mam powiedzie synom?
SOKRATES
e ojciec my lał o nich w ostatnim dniu i prosił
bogów, aby wyro li na uczciwych obywateli.
Jak my lisz, Platonie, czy b d mieli do mnie
pretensj , e umarłem w wi zieniu?
PLATON
Nie ma obawy.
SOKRATES
Ja te tak my l . Nie ma faktu, co do którego
Ate czycy byliby jednomy lni. Wi c egnaj, Ksan-
typo, dzi kuj ci za wszystko.
Ksantypa wychodzi.
A teraz z tob , Platonie. Czego ci yczy ?
23
PLATON
A ty powiedziała , e b dzie filozofem.
KSANTYPA
Nie, ja milczałam. Czułam okrutny wstyd, wi c
zacisn łam oczy i pi ci. Powinien był zapyta , tak
jak pytaj wszyscy m czy ni: „Kochanie, czy jeste
szcz liwa?" Skłamałabym, e tak, i odt d byłabym
szcz liwa. Mo e nawet pokochałabym go.
PLATON
A tak zjawiła si nienawi .
KSANTYPA
No widzisz - bardzo proste rzeczy mo na wyro-
zumowa . Tak, to była nienawi . Szła za nim
jak ogromny cie . I znów Sokrates pomy lał, e
jest wielki. Po raz drugi jego wielko zamkn ła
si we mnie, w mojej nienawi ci.
PLATON
Mo na by pomy le , e poza tob nie było So-
kratesa.
KSANTYPA
A jednak był. Kiedy spostrzegł, e nic ze mnie
nie wydob dzie, przestał mnie zauwa a . Gdy
mówił do mnie, unikał mego imienia, bał si
nawet zaimków wskazuj cych. Stwierdzał: „mat-
ka powinna troszczy si o wychowanie dzieci"
lub „bałagan w kuchni dowodzi nieporz dku
w duszy". Nie mog c mówi wprost, zacz ł my-
le abstrakcyjnie.
PLATON
To ju naprawd za du o. Przeceniasz, Ksantypo,
swój wkład. Prawdziwy Sokrates, Sokrates, e
tak powiem, publiczny jest dziełem swoich ucz-
niów. Kiedy kilkana cie lat temu odkryli go, był
jak piewak uliczny, niew tpliwy talent, ale bez
adnej kultury. Homera nie znał, dialektyk miał
amatorsk i adnych zainteresowa metafizycz-
nych - słowem, prymityw. Obmy lono cały sys-
tem dokształcania, podsuwaj c mu niby przypad-
kowych rozmówców, od szewca do sofisty. Ogrom-
na praca.
KSANTYPA
Spieramy si o prawdziwego Sokratesa, jakby my
grali w ko ci o jego płaszcz. Mo emy zgodzi si
na tymczasow definicj : prawdziwy Sokrates to
ten, który musi umrze .
PLATON
Tak, musi umrze ze wzgl du na swoj szkoł
filozoficzn . Zabłysn ł na intelektualnym firma-
mencie Aten i musi zgasn , zanim zaczn ana-
lizowa ten blask, zanim zapytaj Sokratesa
o system. Tylko my wiemy, e nie ma adnego
systemu. Aby t tajemnic zachowa , trzeba po-
wi ci Sokratesa. Reszta nale y do komentato-
rów.
KSANTYPA
22
PLATON
Tak, powinien ju by .
KSANTYPA
Powinien ju by . Jestem niespokojna. Wczoraj
oparł głow na moich piersiach i plecy zacz ły
mu dziwnie dr e .
PLATON
Boisz si o niego?
KSANTYPA
Nie, boj si o siebie. Jestem stara. Nie ma we
mnie ju miejsca na uczucie. Chc , aby odszedł
ode mnie taki, jakim był - nieznany.
PLATON
Zastanawiam si , co was poł czyło!
KSANTYPA
Spotkałam go na ulicy, potem zacz ł chodzi za
mn jak cie . Czułam jego oczy we włosach, na
twarzy, na skórze. Argus.
PLATON
Inni nazywaj to miło ci od pierwszego wejrzenia.
KSANTYPA
To był strach. W tym czasie Sokrates był młodym,
t gim chłopcem. Był lubiany - to znaczy prze-
ci tny. Oczy, które na niego patrzyły, były to
oczy przyjazne, niczego nie oczekuj ce.
PLATON
Chcesz powiedzie , e w w twoich oczach znalazł
pytanie.
KSANTYPA
Nie, l k. Bałam si go jak zwierz . I my l , e
Sokrates na tej podstawie wywnioskował, e jest
w nim nieznana siła, i zacz ł szuka tej siły.
PLATON
Sił Sokratesa jest jego m dro .
KSANTYPA
Mylisz si . Sił Sokratesa była jego tajemnica.
Zobaczył j w moich oczach. Człowiek sam jest
lepy. Musi mie wokół siebie lustra albo inne
oczy. Kocha - to znaczy przygl da si sobie.
PLATON
I ty odkryła jego tajemnic ?
KSANTYPA
Nie, Platonie. Tajemnic si nie odkrywa. To był
bł d Sokratesa, który zabrał si do tego jak do roz-
wi zywania sandałów. Zreszt dla mnie najwa -
niejsze było uwolni si od strachu. My lałam, e
najlepszy sposób to b dzie wyj za niego za m .
PLATON
Wybacz, ale to nie jest bardzo logiczne.
KSANTYPA
Tak, to była pomyłka. Pami tam t pierwsz noc.
Był ci ki jak kamie i milczał. Pierwsze słowo
chciał usłysze ode mnie. Gdybym wtedy powie-
działa: „Sokratesie, b dziesz królem" - zostałby
królem.
21
Dzie dobry.
STRA NIK
Dla mnie dobry, ale ty, nieboraku, nie b dziesz
dzisiaj ogl dał gwiazd. Nie chciałbym by w two-
jej skórze.
SOKRATES
To nie jest takie straszne, tylko te ostatnie go-
dziny si dłu .
STRA NIK
Widzisz, trzeba było wczoraj, tak jak radziłem.
SOKRATES
Słuchaj, widziałe tu jakie egzekucje?
STRA NIK
Par widziałem.
SOKRATES
Czy wiesz, co si wtedy czuje?
STRA NIK
Przy cykucie to jest tak: naprzód szpilki po całym
ciele. Potem dr twienie nóg, jakby spił si ci -
kim winem. Głowa najdłu ej działa. Mo na tak e
mówi . Wreszcie przychodzi czkawka i dreszcze.
No i koniec. Co potem, to ju ty sam powiniene
wiedzie .
SOKRATES
Ba!
STRA NIK
eby trucizna szybciej działała, trzeba po wypiciu
chodzi .
SOKRATES
O widzisz! To jest cenna rada. Prawdziwie przy-
jacielska rada.
STRA NIK
Na młodych działa szybciej ni na starych. Wszys-
tko zale y od tego, jak krew płynie. Wi c trzeba
si rozrusza . Masz dzisiaj prawo do dłu szej
przechadzaki po podwórzu.
SOKRATES
Ch tnie z tego skorzystam.
STRA NIK
No to chod my!
Scena druga
Scena pusta. Po chwili wchodzi Ksantypa. Siada na
pryczy. W jaki czas potem Platon.
PLATON
Witaj!
KSANTYPA
Witaj!
PLATON
Czekasz na niego?
KSANTYPA
Czekam. My lałam, e to ju po wszystkim.
PLATON
Czekamy na statek.
KSANTYPA
Czy na pewno dzisiaj przyjedzie?
20
CHÓRZYSTA II
Nic.
CHÓRZYSTA III
Mówi , e si zacznie.
CHÓRZYSTA I
Co?
CHÓRZYSTA
III
Tego nie mówi .
CHÓRZYSTA
II
Bzdury.
Cisza, stuk ko ci.
CHÓRZYSTA I
W mie cie słyszałem, e w Sparcie zanosi si na
rewolucj .
CHÓRZYSTA II
Jak sobie krwi upuszcz , mo e nie b dzie wojny.
CHÓRZYSTA III
Wojny zawsze b d .
CHÓRZYSTA I
Dopóki lud nie ujmie władzy w swoje r ce.
CHÓRZYSTA III
Wtedy...
CHÓRZYSTA
II
Tak, tak. Wiecznie to samo.
Cisza, stuk ko ci.
CHÓRZYSTA I
A propos. Co z Sokratesem?
CHÓRZYSTA II
Siedzi. Jutro egzekucja.
CHÓRZYSTA
III
Wszystko to jest do zagadkowe.
CHÓRZYSTA
II
A ja w tym widz polityczn robot . Dostał od
kogo złoto, aby skompromitowa nasz wymiar
sprawiedliwo ci.
CHÓRZYSTA I
Dla mnie sprawa jest prostsza. Sokrates jest dla
Ate czyków człowiekiem niepokoj cym, nikt wła-
ciwie nie wie, co w nim siedzi. Chc go roztłuc
i zobaczy , co jest w rodku.
Cisza, stuk ko ci.
CHÓRZYSTA I
Kto wygrał?
CHÓRZYSTA IV
Ja.
CHÓRZYSTA I
Gracie dalej?
CHÓRZYSTA IV
Gramy do ko ca. A potem jeszcze raz.
AKT TRZECI
Scena pierwsza
STRA NIK
Jak si masz, Sokratesie?
SOKRATES
19
co było przedtem, ró nych od tego, co b dzie
potem.
SOKRATES
Có . Nie przekonam was. Zbyt młodzi jeste cie.
Ogłuszeni kłótni ycia i mierci. Ale kiedy po-
rzucicie dom pełen hałasów. I zacznie si wasza
podró w gór . Ku nieruchomej, białej, niepo-
dzielnej liczbie. Pó no ju , wracajcie do domu.
Scena pi ta
SOKRATES sam
I. Naprzód do Ciebie. Pro ba, aby mnie nie
opu cił. Abym do ko ca czuł Twoj chłodn r k
na czole. I nieruchome oczy w moich oczach.
I blask.
II. Daj jeszcze troch sił. Wiesz, jak kocham
kształt i okre lono . Zawsze byłem przywi zany
do ciała i jego tylko pewny. Wi c kiedy zaczn
mi odbiera wszystko, od władzy w nogach do
ostatniej my li - spraw, abym nie krzyczał.
III. Nie wiem, czy zechcesz co ocali . Mówi ,
e spo ród rozrzuconych ko ci wyjmujesz płomyk,
który kr y po mokrych ł kach wiata. Nie chc
takiej nie miertelno ci. Je li mam istnie dalej
pod jak kolwiek postaci , spraw, abym był istot
kochaj c definicj .
IV. Dzi kuj Ci za ycie, które upłyn ło tak, e
nigdy nie zaparłem si trze wo ci. Nie wstydzi-
łem si tak e zawrotów głowy, jakie zsyła pełna
wiadomo .
V. Nie głosiłem Twego imienia. Nie składałem
Tobie ofiar. Nie zach całem uczniów do kultu,
wiedz c, e jest Ci to doskonale oboj tne. Chwa-
liłem Ci w koniunkcji i dysjunkcji, a tak e w ma-
łej wi tyni zbudowanej z sylogizmów.
VI. Wi c na koniec zwracam si do Ciebie z pro -
b , aby mnie opu cił. Abym do ko ca czuł Twoj
chłodn r k na czole. I nieruchome oczy w moich
oczach. I wiatło .
Podchodzi do okna.
Sokrates pozdrawia drzewo za oknem. Teraz wie-
my oboje, e wszystko, co ma si zdarzy , przy-
chodzi do nas. Losu nie nale y szuka - mówiłe .
Trzeba dojrzewa , rosn w gór , rzuca nasiona
i cie — czeka . A kiedy przyjdzie to, co ma
przyj - przyj . Cokolwiek to b dzie: wiatr
wiosenny czy topór. Mam głow pełn siwych
włosów i ładu. Ty masz głow pełn zielonego
szumu. A jednak od ciebie nauczyłem si m dro-
ci trwania. Korzeniom twoim kłania si Sokra-
tes.
Kurtyna
Drugie intermedium chóru
Trzech chórzystów gra jak poprzednio.
CHÓRZYSTA I
Co słycha ?
18
ch niesystematyczny. Jestem bowiem pod wra-
eniem snu. niło mi si , e usn łem na dnie
kamiennego w wozu. Była noc. Cisza. Nagle usły-
szałem zbli aj cy si t tent. Rósł. Kto p dził,
aby mnie stratowa . Naraz wszystko ucichło, jak-
by si oddaliło. Cisza. I znów ten ohydny, zbli-
aj cy si hałas.
UCZE II
To Dionizos nawiedza ci w nocy, Sokratesie.
UCZE III
On lubi przychodzi noc .
UCZE IV
U nas we wsi op tał trzy dziewcz ta. Poszły
w góry. Teraz yj z dzikimi kozłami.
SOKRATES
Nie ma Dionizosa. Dwa wieki temu dopadli go
na skalnym pustkowiu i obdarli ze skóry. Skła-
dacie ofiary gnij cemu bogu. To, o czym mówi ,
to sprawa krwi. Jest w nas krew jasna i ciemna.
Jasna obmywa nasze ciało i krzepi je. Okre la
kształt człowieka. Gromadzi si pod czaszk .
Ciemna bije gł boko w piersi. Jest to ródło m t-
nych obrazów wró biarzy i poetów. Je li usłyszcie
w sobie t tent, jest to głos ciemnego ródła. Kiedy
dotrze do serca, nie ma ucieczki przed l kiem.
UCZE I
Mnie si zdaje, Sokratesie, e nie tylko w nas
bije ciemne ródło. Jest ono w rodku wszystkich
rzeczy: w drgaj cym powietrzu nocy, na dnie
wietlistych wód, a nawet w ółtej pi ci sło ca.
Dla ciebie wiat jest wykuty z kamienia. Ale
wiedz, serce kamieni dr y czasem jak serce ma-
łych zwierz t.
UCZE II
L k ł czy si z l kiem, wszystko co yje i prze-
mija, pociesza si w l ku. My cz stki rozgrzanego
powietrza, my kwiaty, my ludzie jednoczymy si
przeciw nieodwracalnej katastrofie.
SOKRATES
Je li nawet jest tak, jak mówicie, nasz rzecz
jest przebi si ku temu, co ponad chaosem ródeł
trwa jak gwiazda.
UCZE II
Ale czy wolno zdradzi ziemi ?
SOKRATES
Nie ma ciebie i cienia drzew i ptaków, ziemi
i nieba. Jest tylko nieruchoma jedno .
UCZE II
Tylko cyfra.
SOKRATES
Bez pocz tku, bez ko ca, nieruchoma, niepodzielna.
UCZE II
Ciało i dusza schodz w gł b. W ciemnym wn -
trzu ziemi usychaj i rodz si nowe istoty. Ty-
si ce nowych stworów niepodobnych do niczego,
17
Widz wiat jak w rozbitym lustrze - załamany
i postrz piony. Nie ma zwi zku mi dzy przed-
miotem a jego wygl dem, mi dzy istot a my l .
Pragn łbym pozna cho by najdrobniejsz rzecz
dokładnie z wszystkich stron, od rodka, od tego,
co czuje i czym jest w oczach gwiazdy. Gdybym
to wiedział o najn dzniejszym kamieniu - zbu-
dowałbym wiedz o sprawach ludzkich i boskich.
SOKRATES
Cierpisz od pozorów.
PLATON
Tak. wiat składa si z pozorów. Wsz dzie cienie,
tylko cienie. Ale gdzie jest rzecz, która rzuca cie ?
SOKRATES
Mówiłem o tym, Platonie.
PLATON
Ty wci mówiłe o człowieku, jaki ma by , co
to jest dzielno , co to jest dobro. To nie jest
najwa niejsze. Najwa niejszy jest wiat. Tajem-
nice skał, powietrza, wiatła i wody. Na człowieka
te trzeba patrze jak na rzecz. To pozwala łat-
wiej znosi miło i mier .
SOKRATES
Osobliwy przypadek. Dwa potwory walcz o cie-
bie: potwór poezji i potwór rzeczywisto ci.
PLATON
Powiem ci co jeszcze. Niedawno umarł mój
przyjaciel. Na wie o jego mierci poczułem
natchnienie. Napisałem poemat. Potem dopie-
ro ogarn ł mnie prawdziwy al. Zacz łem cier-
pie .
SOKRATES
Pisz, Platonie, wiersze. Trzeba wiat pokrzepi
fałszywymi Izami.
PLATON
To wszystko, co mi zostawisz?
SOKRATES
Wszystko.
PLATON
Troch kpin.
SOKRATES
Co wi cej, Platonie. Troch ironii.
Scena czwarta
Wchodz uczniowie.
UCZNIOWIE
Witaj, mistrzu!
SOKRATES
Witajcie. O czym była mowa na ostatnim wykła-
dzie?
UCZE I
Jak zwykle, e rozum równa si szcz ciu. I dyg-
resja o sposobach patrzenia. O tym, aby dostrze-
ga ostre kraw dzie rzeczy.
SOKRATES
Musicie wybaczy . Dzisiejszy wykład b dzie tro-
16
wili, ebym ci namawiał. Jutro napcha si tu
pełno ludzi, przyjd kobiety, b dzie krzyk. A dzi-
siaj mo na spokojnie, po cichutku.
SOKRATES
Wczoraj namawiałe mnie do ucieczki i dzi znów
namawiasz mnie do ucieczki.
STRA NIK
Nie, dzisiaj ju nie. Teraz ju wszystko przygo-
towane.
SOKRATES
My l , e jeszcze nie wszystko. O, cho by - ucz-
niowie. Zaczepiłem płaszcz o krzak i teraz boj
si ruszy - al mi płaszcza.
STRA NIK
Widz , e przygadujesz si o ten płaszcz. No
dobrze, dobrze. Je li jutro nie przynios ci go
z domu - po ycz tobie. Nie mo esz pi trucizny
w takim łachu.
Wychodzi.
Scena trzecia
Platon ukazuje si na górze schodów.
PLATON
Witaj, mistrzu.
SOKRATES
Jak si masz.
PLATON
Wracamy z próby chóru. B dziemy piewali na
twoim pogrzebie fragment Eurypidesa:
O zacny ojców płodzie ty,
O płodzie zacnych matek.
Jutro wszystko tak, jak ustalili my?
SOKRATES
Tak.
PLATON
Przyjdziemy tu przed zachodem sło ca.
Ostatnie promienie
padaj na głow m drca
uczniowie
z płaszczami zarzuconymi na głow
stopie po stopniu
wchodz
w noc.
SOKRATES
Napisałe elegi ?
PLATON
Ty nie rozumiesz tego. Czego si dotkn , musz
nazywa .
SOKRATES
Ucz si geometrii, Platonie.
PLATON
Mo e do tego w ko cu dojdzie. Po ród słów nie
jestem szcz liwy.
SOKRATES
Wiem o tym.
PLATON
15
na rynku. Cudzoziemcom to si podobało, ale my
patrzymy na to jak na ogran fars . Wi c czuj c
teraz, e zbli a si mier , si gn łe po mask
tragiczn . Sokrates, który przezi bił si wracaj c
z uczty i umarł na zapalenie płuc, czy Sokrates
gin cy w wi zieniu, skazany przez lud, który nie
potrafi ud wign jego m dro ci? Nie ma w t-
pliwo ci, co wybra . A wi c wybrałe to, co łat-
wiejsze. Prawda?
Sokrates milczy.
A z t twoj szkoł . Za rok, dwa rozpadłaby si
ostatecznie. Młodzi chłopcy, którzy przychodz
do ciebie z daleka, nie chc uczy si w niesko -
czono logiki. Chc wiedzie , ilu jest bogów, na
czym opiera si ziemia i co dzieje si z człowie-
kiem po mierci. Z tych trzech pyta tylko na
jedno b dziesz znał odpowied , i to dopiero jutro.
Tak wi c uciekasz w mier przed samotno ci
i opuszczeniem. To jest twój czyn bohaterski.
Wiesz, co robi wódz po kl sce?
SOKRATES
Wiem.
WYSŁANNIK
No wi c. Na górze wszystko załatwione. Mo esz
wybra sposób, jaki ci si podoba. Je li chcesz,
przy lemy ci felczera, który bezbole nie otwiera
SOKRATES
Dzi kuj . W tym wszystkim, co mówisz, widz
wielkie udr czenie.
WYSŁANNIK
Dr czy mnie sposób, w jaki uwikłałe nas w swo-
j mier . My my naprawd ciebie nie chcieli
skaza . Teraz nie mo emy si wycofywa . Ape-
lujemy przeto do twojej lojalno ci. Do jutra mu-
sisz znikn . Je li ucieczka z ciałem wyda ci si
zbyt ci ka - zostaw je tutaj.
Wychodzi.
Scena druga
STRA NIK
No?
SOKRATES
Nic.
STRA NIK
le z tob .
SOKRATES
Tak s dzisz?
STRA NIK
Na górze wszystko przygotowane. Mówi , e jak-
by chciał dzisiaj, to mo esz dzisiaj. Wszystko
gotowe.
SOKRATES
Wiesz, mój drogi, Sokratesa te trzeba przygo-
towa .
STRA NIK
E, tobie to wszystko jedno - twardy jeste . Mó-
14
AKT DRUGI
Scena pierwsza
Nast pny dzie rano. Ta sama sceneria.
WYSŁANNIK
pi?
STRA NIK
pi. Wci pi. Dzi w nocy krzyczał przez sen.
WYSŁANNIK
Co krzyczał?
STRA NIK
Nie wiem. Wołał kogo , a potem go odp dzał.
WYSŁANNIK
Imienia nie słyszałe ?
STRA NIK
Nie.
WYSŁANNIK
Słuchaj, czy wy si tu dobrze z nim obchodzicie?
STRA NIK
Pewnie, e dobrze. Có ty my lisz? On tak sam
z siebie krzyczał.
WYSŁANNIK
A jak tu z wiktem?
STRA NIK
Nie najlepiej. Mówi, e jest głodny. Czasem nawet
wypija oliw z kaganków.
WYSŁANNIK
Zbud go.
STRA NIK
Sokratesie! Ten pan z Rady. Wstawaj. Ju do
tego spania.
Sokrates budzi si . Przeciera twarz.
WYSŁANNIK
Dzie dobry, Sokratesie.
SOKRATES
Dzie dobry. Czy nie rozumiesz, e nie mo na
budowa dramatu na takiej monotonii?
WYSŁANNIK
Przychodz po raz ostatni.
SOKRATES
A wi c zaczynaj.
WYSŁANNIK
Zaczynam. Dług chwil stałem nad tob , gdy
spałe . Twoja twarz we nie zwierza si .
Wkl słe skronie, zapadni te usta i gł bokie
bruzdy przez rodek policzka mówi jedno:
jeste u kresu sił. Spisz du o, ale sen nie
przynosi ci odpoczynku. Budzisz si pełny nie-
smaku i zam tu. Czujesz, jak ciało twoje ucie-
ka od ciebie. R ce i nogi cierpn , serce nie
nad a za oddechem. Zostaje tylko imi , które
ł czy lu ne cz ci. I t sknisz do chwili, gdy
obce r ce zanurz imi w kamieniu. Jeste ,
Sokratesie, miertelnie zm czony i marzysz
o odpoczynku gł bszym ni sen. Je li to nie
jest prawda, zaprzecz.
Sokrates milczy.
To jest normalne. Ale nienormalna jest w tobie
pokusa teatralno ci. Wiemy dobrze, jak drobiaz-
gowo opracowałe z uczniami wszystkie twoje
„przypadkowe" spotkania na ulicy, w lesie czy
13
Jeszcze jeden dowód, e nie jest Grekiem. Nie
lubi morza, nie lubi chłopców. Wina te nie lubi.
Odmieniec.
CHÓRZYSTA III
Mówi , e jego pradziad po stronie matki był
niewolnikiem trackim.
CHÓRZYSTA I
Bardzo mo liwe.
Cisza, stuk ko ci.
CHÓRZYSTA I
Kto wygrał?
CHÓRZYSTA IV
Ja.
CHÓRZYSTA I
Gracie dalej?
CHÓRZYSTA IV
Gramy do ko ca. A potem jeszcze raz.
12
aby mnie uwodził
ja mam dwa dni
abym si uczył trwania
i mo e w ko cu
zrywaj c mask po masce
odczytam martwiej cymi palcami
własn twarz.
Kurtyna
Pierwsze intermedium chóru
Scena jak w prologu. Trzech chórzystów siedzi
na ziemi i gra w ko ci.
CHÓRZYSTA I
Co słycha w mie cie?
CHÓRZYSTA II
Nic.
CHÓRZYSTA III
Cebula podro ała.
Cisza, stuk ko ci.
CHÓRZYSTA I
Mówi , e b dzie wojna.
CHÓRZYSTA II
Kto mówi?
CHÓRZYSTA I
Bankierzy.
CHÓRZYSTA III
Et, oni zawsze.
CHÓRZYSTA I
Ale Spartanie urz dzaj raz po raz manewry na
granicy. B dzie wojna najdalej w jesieni.
CHÓRZYSTA III
B dzie albo nie b dzie.
Cisza, stuk ko ci.
CHÓRZYSTA I
W porcie zastój.
CHÓRZYSTA II
Mieli przyjecha Fenicjanie po ceramik i tka-
niny.
CHÓRZYSTA III
Nie przyjechali. Jedno jest pewne: pojutrze statek
z Delos przyjedzie.
CHÓRZYSTA I
A propos, co z Sokratesem?
CHÓRZYSTA II
Siedzi. Wszyscy namawiaj go do ucieczki. Ale
on si uparł. Demon mu odradza.
CHÓRZYSTA III
Dziwak.
Cisza, stuk ko ci.
CHÓRZYSTA I
Ja wam powiem, dlaczego Sokrates nie ucieka.
CHÓRZYSTA III
No?
CHÓRZYSTA I
On nie znosi morza. Na sam widok wymiotuje.
CHÓRZYSTA II
11
faluj cego powietrza
dwa flety
dwa rogi
wynurzone nad kraw d
rzeczywisto ci.
Przychodzisz Dionizosie
po stokro zabijany
i po stokro wstaj cy z martwych
który trzepotałe jak ryba
w sieci sylogizmów
któremu ran mierteln
zadał mój mechaniczny
potwór dialektyki
którego wlokłem za włosy
przez ulice Aten
przychodzisz i mówisz:
„Ja i moi centaurowie
odmówimy nad twoimi zwłokami - czcigodny
Sokratesie
solenn litani
miechu."
I dalej:
„Natrudziłe si mizeroto
chciałe wyzwoli człowieka
od niepokoju od m ki wciele
dlatego złapałe dwa najdalsze wyrazy
i zszyłe mieszn formuł
rozum równa si szcz ciu.
Czy słyszysz rechot
czy widzisz jak trz sie si
przenaj wi tszy brzuch
matki Natury?"
A oto moja odpowied :
Zaprawd to przykra rzecz
by bogoburc i walczy z diabłem
i w ko cu by pokonanym przez diabła
bo wedle wszelkiego prawdopodobie stwa
zwyci stwo nale y si tobie
Dionizosie.
By mo e rozum - jak twierdzisz -
jest instynktem mierci
echem nico ci.
Zap dziłe mnie do tej pieczary
i otoczyłe tłumem postaci
nosz cych moje imi
to jest ostatnia twoja pokusa
0 Kusicielu.
Przychodz i pytaj
kto jest prowdziwy Sokrates?
Chcesz abym doznał zawrotu głowy
na widok moich podobizn
1 abym ratuj c si od szale stwa
ukl kł przed bosk lekkomy lno ci
i wi t gr pozorów.
Masz dwie noce Dionizosie
10
wy naprawd rozumiecie tylko obrazy. No có ,
za mało czasu na nauczanie m dro ci, wi c mo e
par uwag z zakresu higieny.
Laches! Ty zdaje si nie jeste niedoszłym poet .
LACHES
Nie, Sokratesie. Uczyłem si rze by.
SOKRATES
Masz zatem kwalifikacje na filozofa. Wyobra
sobie, Lachesie, e masz w piaskowcu wyrze bi
głow Apollina. Czego ci do tego potrzeba?
LACHES
Narz dzi i bloku.
SOKRATES
Czy mo esz sobie wyobrazi blok piaskowca?
LACHES
Zanim to powiedziałe , wyobraziłem sobie.
SOKRATES
Widzisz, doskonale si rozumiemy. B dzie to za-
tem biały sze cian. Załó my, e b dzie to sze cian
o gładkich cianach i stosunek szeroko ci do dłu-
go ci b dzie budził w nas uczucie zadowolenia.
Teraz uderzasz dłutem...
LACHES
Zanim uderz , my l e kamie ginie i nie wia-
domo, czy to, co si z niego wyłoni, b dzie dos-
konalsze od prostego sze cianu o jego pi knych
proporcjach.
SOKRATES
Tak, ale teraz ju wiesz, e wszystkie rzeczy
tego wiata rodz si z prostych kształtów i do
nich kiedy powróc . Spójrz chłodno na linie za-
mykaj ce przedmioty: widzisz sto ki, kule, sze -
ciany. S bez barwy. Le w przestrzeni, jakby
je uło yła r ka szukaj ca ładu. Spo ród wszys-
tkich zmysłów najm drzejsze s oczy. Oczy chro-
ni dusz od zam tu. Uleczy was spokój, jaki
zsyła linia gał zi poło ona na tło zimowego nieba.
Ty, Fedonie, je li budzisz si w nocy, zapalaj
wiatło. Nie le w ciemno ci, bo wtedy zatopi
ciebie m tne muzyki. Zapalaj wiatło i obserwuj
przedmioty swego pokoju. Wszystko jedno co: mo-
e to by sandał albo kraw d stołu. Nauczcie
si skorupy wiata, zanim wyruszycie szuka jego
serca. Koniec na dzisiaj. Odejd cie.
Wychodz . ciemnia si .
Scena pi ta
SOKRATES mówi do nadchodz cych cieni
Kiedy po ostatnim pytaniu
nast puje milczenie
kiedy biały kamyk spokoju
poczyna kruszy si w palcach
słysz -
przez cisz puszyst jak sier
widz -
przez czarne i białe pasma
9
Do nieba. Wznosi si serce do góry i zaraz na
piersi spływa ciepło.
Na schodach ukazuje si Platon.
PLATON
Ju jeste my, mistrzu. Czy mo na ich zawo-
ła ?
SOKRATES
Wchod cie, (do Stra nika) Przerwali nam. Nawet
nie wyobra asz sobie, jak mnie te lekcje nudz .
Z tob to co innego. Od razu do zagadnie naj-
wa niejszych.
STRA NIK
Słuchaj, Sokratesie. Pomów z nimi. Mo e który
z nich za ciebie wyło y. Mówi , e Platon ma
du o pieni dzy.
SOKRATES
Dobrze, dobrze. Id ju .
Scena czwarta
Wchodz uczniowie.
UCZNIOWIE
Witaj, mistrzu!
SOKRATES
Dzie dobry. Mo e Ksenofont powie, o czym mó-
wili my ostatnio.
KSENOFONT
Ostatnio rozwa ali my prawdziwo równania:
rozum = dobro = szcz cie. Podali my definicj
tych poj . Szereg przykładów z ycia. Potem
była dyskusja.
SOKRATES
Kto zabierał głos?
KSANTIASZ
Ja.
SOKRATES
Słuchamy, Ksantiaszu.
KSANTIASZ
U nas w Tebach ył bardzo m dry człowiek imie-
niem Sofron. Kiedy umarła mu córka - powiesił
si .
FAJDROS
Tak było. I nikt nie mówił: „Sofron przed mierci
zgłupiał", tylko: „To była jego jedyna córka".
PLATON
Ja ci pytałem, Sokratesie, dlaczego Edyp, który
niew tpliwie był m dry i dobry, nie był szcz li-
wy. M dro jest jednym z warunków szcz cia,
ale jest jeszcze przeznaczenie.
FEDON
Kiedy budz si w nocy i u wiadamiam sobie
nagle, e jestem, odczuwam ból. Wtedy powta-
rzam twój katechizm. „Kim jeste ? Człowiekiem.
Kim jest człowiek? Zwierz miej ce si i rozum-
ne. Co trzeba człowiekowi? Wiedzie . A szcz cie?
Szcz cie jest dzieckiem wiedzy." Wtedy zamiast
l ku czuj w sobie pustk . Dotykam twarzy. Znów
wraca l k.
SOKRATES
S dziłem, e doro li cie do abstrakcji, tymczasem
8
kiera?
SOKRATES
Nie.
STRA NIK
Szkoda. Bo widzisz, w pierwszych dniach taksa za
zwolnienie jest bardzo niska. Potem dochodz kosz-
ta utrzymania. Ja tam o sobie nie mówi . U mnie
cena stała: pi oboli. Przest pstwo te nie gra
roli. Wszystko mi jedno, czy „zakłócenie porz dku
w stanie nietrze wym", czy „matkobójstwo". Ale
naprzód musisz z tymi na górze załatwi . A ci na
górze mówi , e trzeba stosowa progresj . Bo ina-
czej doszliby my do zupełnej anarchii.
SOKRATES
Wsz dzie ta hierarchia warto ci.
STRA NIK
Niby tak. A ciebie to, musz powiedzie , al mi.
SOKRATES
Dlaczego?
STRA NIK
e przyjaciół nie masz. Tylu si koło ciebie kr ci,
a aden nie wyło y.
SOKRATES
Mo e by nawet który wyło ył. Tylko widzisz,
stary jestem. Ryzyko.
STRA NIK
Takich rzeczy to ty mi nie mów. Jakby miał kogo
bliskiego, toby za ciebie wyło ył. I mógłby uciec.
A tak to co - zginiesz. Czy masz co do sprzedania?
SOKRATES
Nic.
STRA NIK
Tak. Widziałem twoj on i synów - biednie
wygl daj . Ty te nie najlepiej. eby ci przynaj-
mniej pojutrze jaki lepszy płaszcz przynie li. Ja
bym ci po yczył, ale si boj , e mi z nim uciek-
niesz na drugi brzeg, ( mieje si ) Ja to nawet
ciebie lubi . Ale ludzie ciebie nie lubi . Mówi ,
e jeste zarozumiały i e bogów nie uznajesz.
SOKRATES
Kto tak mówi?
STRA NIK
Ludzie.
SOKRATES
A ty co mówisz?
STRA NIK
Ja ciebie mało znam. Ale my l , e ludzi trzeba
szanowa nawet wtedy, gdy wierz w bogów.
Religia to pi kna rzecz. Łatwo kocha on , która
pi przy tobie, ale Afrodyt ...
SOKRATES
A ty wierzysz w bogów?
STRA NIK
Wierz , jak grzmi. Ale nawet kiedy jest pogoda,
modl si .
SOKRATES
Do kogo?
STRA NIK
7
zawsze mo na zrobi . Wi c po czym? Po tym, e
wszyscy słuchaj praw, cho by si wewn trznie
buntowali. Tak wi c, Sokratesie, twoja obrona
praw jest w gruncie rzeczy obron władzy. I to
władzy absolutnej. Jeste totalist .
SOKRATES
Mów dalej.
WYSŁANNIK
Od kilku lat aden wyrok w Atenach nie był wy-
konany. Skazani wychodz z wi zienia w biały
dzie , id do Pireusu, wsiadaj na okr t, a po-
tem pisz z Krety lub Miletu obel ywe listy.
Czasem przysyłaj par oboli „za niezapomnia-
ny pobyt w uroczym hotelu u stóp Akropolu".
My wiemy, co ci najbardziej boli. Nie brak kul-
tury filozoficznej ate skich szewców i rze ników,
ale - mi kko Hellady. Młodzie powtarza twój
aforyzm: - „Nic tak nie wzmacnia duszy i ciała,
jak ranne wstawanie i alternatywa".
SOKRATES
Czy to wszystko, co masz do powiedzenia?
WYSŁANNIK
Nie, jeszcze wniosek. Nie udało si uleczy logik ,
chcesz nas ratowa zbrodni . Chcesz, aby my
poczuli twoj krew. Chcesz nowej siły, a cho by
tyranii i okrucie stwa. Bo dopiero po tym, jak
s dzisz, mo e przyj nowa wolno i Perykles,
i symetria, dobra architektura i poezja. A tak e
całe dostoje stwo ycia, dost pne teraz tylko
w teatrze. W gruncie rzeczy jeste politykiem
z tendencjami do zamachu stanu. Dlaczego nic
nie mówisz?
SOKRATES
My l o czym z alem.
WYSŁANNIK
O czym?
SOKRATES
e mam niewiele czasu i e wyzwoliłem potwo-
ra.
WYSŁANNIK
Spróbój go znowu usidli .
SOKRATES
Za pó no.
WYSŁANNIK
Nigdy nie jest za pó no. yjesz jeszcze. Jutro
znów tu b d . Wolałbym zasta pust cel .
Scena trzecia
STRA NIK
Nie podobał mi si ten twój nowy znajomy.
Ucze ?
SOKRATES
Nie. Urz dnik.
STRA NIK
To znaczy te goły. Czas, Sokratesie, przyjmowa
ludzi bogatych. Nie masz jakiego znajomego ban-
6
Tak.
WYSŁANNIK
Wi c Rada jest zaniepokojona twoj opieszało -
ci . Co ty wła ciwie sobie wyobra asz?
SOKRATES
Po prostu jestem zadowolony z lokalu. Przedtem
chodziłem po ulicy i moje wykłady miały charak-
ter przypadkowy. Był to wła ciwie zbiór mniej
lub wi cej dowcipnych aforyzmów. Teraz mam
szkoł jak szanuj cy si sofista. Dzi ki wam stwo-
rz rzecz godn podziwu - system.
WYSŁANNIK
Nie artuj. Po mie cie kr y plotka o twoim
ostatnim wykładzie na temat prawa. Mówi , e
był wietny, chocia bardzo reakcyjny.
SOKRATES
No, no.
WYSŁANNIK
Postawiłe tam tez , e praw trzeba słucha .
SOKRATES
Tak.
WYSŁANNIK
Nawet gdy s dla nas okrutne.
SOKRATES
Nawet wtedy.
WYSŁANNIK
Ja, Sokratesie, jestem zwykłym urz dnikiem
i chciałbym to dobrze zrozumie . Bo rzecz wydaje
si wa na.
SOKRATES
I tak jest bez w tpienia.
WYSŁANNIK
Tylko ty mi nie przeszkadzaj, jak b d mówił.
Odpowiadaj: tak lub nie. Kupcy feniccy podaj ,
e w gł bi Afryki yj plemiona, które składaj
ofiary z ludzi. Takie jest ich prawo. Prawo la-
kedemo skie nakazuje u mierca słabe dzieci.
Có ty na to, Sokratesie?
Sokrates milczy.
Gdyby u nas zjawił si tyran i wydał ustaw , e
wszystkim dorosłym Ate czykom nale y obci
praw dło - co by powiedział o Ate czykach,
którzy poddaliby si temu prawu? Zapewne, e
spadli do rz du niewolników.
Sokrates milczy.
Oczywi cie, mo esz powiedzie , e za naszym
prawem stoi m dro ludu, a za tamtymi sza-
le stwo tyranów. Ale chyba w gruncie rzeczy to
wszystko jedno, kto jest autorem, jeden głupiec
czy pi ciuset. Chodzi o to, czy si wszyscy na to
godz . Czy nie jest tak, jak mówi ?
Sokrates milczy.
A to, czy si godz , po czym si poznaje? Czy
po minach zadowolonych, czy po procesjach chłop-
ców z pochodniami? Sam wiesz dobrze, e to
5
AKT PIERWSZY
Scena pierwsza
Wi zienie kamienne. Mrok. Na pryczy człowiek okryty
płaszczem. Schody po lewej stronie. Małe okno. Wcho-
dzi Wysłannik Rady i Stra nik.
WYSŁANNIK
pi?
STRA NIK
pi. Wci pi. pi w południe i w nocy.
WYSŁANNIK
Chory?
STRA NIK
Nie. Mówi, e przyzwyczaja si do mierci. Ory-
ginał.
WYSŁANNIK
Zbud go.
STRA NIK
Prosił mnie wczoraj, aby mu da spokój. Przy-
chodz tu wci ludzie i m cz go. Ty jeste jego
uczniem?
WYSŁANNIK
Nie. Urz dowa sprawa.
STRA NIK
A, to co innego, (potrz sa ramieniem pi cego i wo-
ła) Człowieku! Z mrocznej krainy marze wró na
ziemi jałow i kamienn ! Przyzywam ci !
Le cy budzi si , spuszcza nogi z pryczy, przykłada
r ce do oczu. Stra nik mieje si .
WYSŁANNIK
Ja do ciebie, Sokratesie.
SOKRATES
Aaa.
WYSŁANNIK
Przerwałem ci sen?
SOKRATES
Tak.
WYSŁANNIK
Co ci si niło?
SOKRATES
Nico - ywioł łagodny i kołysz cy.
WYSŁANNIK
Rozumiem, co jak morze. Poznajesz mnie?
SOKRATES
Nie
WYSŁANNIK
Jestem wysłannikiem Rady. Przychodz tu z misj .
Do Stra nika gest, aby zostawił ich samych.
Scena druga
WYSŁANNIK
Pojutrze, jak ci wiadomo, przypływa statek z Delos.
To znaczy, pojutrze wypijesz trucizn . Sam chyba
rozumiesz, e wygrzebali my ten stary przepis re-
ligijny po to tylko, aby ułatwi ci ucieczk .
SOKRATES
4
sznurek.
CHÓRZYSTA V
No có , ale nie wie.
CHÓRZYSTA VI
I my, którzy sztuk godzenia si na wszystko
doprowadzili my do szczytu, tak e z tym musimy
si pogodzi .
CHÓRZYSTA I
Okoliczno ci łagodz c jest fakt, e sztuka po-
chodzi z czasów zamierzchłych.
CHÓRZYSTA II
Wtedy technika przesłucha stała na niskim po-
ziomie.
CHÓRZYSTA III
Sokrates dopiero wynalazł dialektyk .
CHÓRZYSTA IV
Praktyczny podr cznik dla s dziów ledczych zo-
stał opracowany znacznie pó niej.
CHÓRZYSTA V
Dlatego oskar ony tak długo broił.
CHÓRZYSTA VI
A głowa jego, wyrzucona na wysoki brzeg naszych
czasów, ma zamazane rysy.
CHÓRZYSTA I
My nie zrobimy potomnym takiego kawału.
CHÓRZYSTA II
Wszyscy wysłani na tamt stron b d mieli do
szyi przytwierdzony kamie z paragrafem, na
który umarli.
CHÓRZYSTA III
Wszystkie inne materiały zostan zniszczone, aby
nie stanowiły pokusy dla psychologów.
CHÓRZYSTA IV
Paru niewinnych i nieomylnych zabalsamujemy.
Dzieła ich te zabalsamujemy i b dziemy poka-
zywa motłochowi. Całkiem bezpłatnie.
CHÓRZYSTA V
W ten sposób ludzko wyzwolona b dzie od
dramatów i od sztuki, która rodzi si z w tpie-
nia.
CHÓRZYSTA VI
I zostanie tylko historia dowiedziona sposobem
geometrycznym.
Odgłos przypominaj cy wist bata.
CHÓR
Zaczynamy.
3
Prolog
Muzyka. Na tle hałasu b bna i miedzi przeszywaj cy
głos piszczałki. Scena pusta, bez adnych dekoracji.
Wchodz osoby chóru ubrane w krótkie jasne sukien-
ki, na głowach papierowe spiczaste czapeczki. Twarze
mocno upudrowane.
CHÓRZYSTA I z gł bokim ukłonem
Rzecz o Sokratesie, synu akuszerki i kamieniarza.
CHÓRZYSTA II
Opowie z pestk .
CHÓRZYSTA III
Pełna słów, aluzji i pauz,
CHÓRZYSTA IV
Niestety, bez akcji.
CHÓRZYSTA V
Kto nie zabrał z domu jedzenia, mo e si jeszcze
wycofa .
CHÓRZYSTA VI
Cena biletu zostanie zwrócona.
CHÓRZYSTA I
Sztuka, jako si rzekło, o filozofie.
CHÓRZYSTA II
Który ył długo.
CHÓRZYSTA III
Działał na niwie o wiaty.
CHÓRZYSTA IV
Ale nie umarł mierci naturaln .
CHÓRZYSTA V
Co daje postaci posmak sensacji.
CHÓRZYSTA VI
A tak e szczypt heroizmu.
CHÓRZYSTA I
Przez trzy akty trzeba wysila dociekliwo .
CHÓRZYSTA II
Aby rozwi za ten w zeł.
CHÓRZYSTA III
Wzniosłych kłamstw i płytkich hipotez.
CHÓRZYSTA IV
Dlatego b dziemy musieli posługiwa si cudzymi
oczyma.
CHÓRZYSTA V
Znajdzie si tu zatem co dla krótkowidzów i co
dla dalekowidzów.
CHÓRZYSTA VI
Najmniej dla tych, którzy widz dobrze.
CHÓRZYSTA I
Autor kazał przeprosi i powiedzie , e odpowie-
dzi nie da.
CHÓRZYSTA II
Mówi, e sam nie wie.
CHÓRZYSTA III
Powiada, e jakby wiedział, toby napisał dzieło
po niemiecku.
CHÓRZYSTA IV
A nie zwoływałby aktorów i nie szarpałby za
2
Jaskinia filozofów
Osoby:
SOKRATES
STRA NIK
WYSŁANNIK RADY
PLATON
KSENOFONT
FEDON
FAJDROS
LACHES
KSANTYPA
KRITON
OPIEKUN ZWŁOK
CHÓR
UCZNIOWIE
Zbigniew
Herbert
DRAMATY