Herbert Zbigniew Dramaty

background image

97

Pan ma tyto . Ja mam inn .

Ja nie mog y bez czego , co jest poza moj

prac . W szkole, przed wojn , byłem harcerzem... Nie

chc mówi za du o...

Zawsze podejmowałem si . Zawsze byłem gotów.

Moja ona mówiła: „Zdzisiek, Zdzisiek, a kiedy ty

o mnie pomy lisz".

My l teraz o wielu ludziach. Ja Panu, Panie

Redaktorze, opowiedziałem tylko cz stk mego ycia.

Powiedziałem troszeczk o onie, o Piotrusiu i o moich

kolegach w zakładzie.

Powiedzmy na dwadzie cia pi linijek. Pół linijki

na rok ycia.

Ja nie mog y bez czego poza moj prac .

Długo zastanawiałem si , gdzie mam wst pi i zapi-

sałem si do Polskiego Zwi zku Filatelistów. Zbieram

długie serie. Specjalizuj si w tematyce sportowej.

Pan si u miecha, Panie Redaktorze, Pan uwa a,

e to nie jest powa ne.

Widzi Pan, ja zbieram długie serie, mam wiele

ciekawostek i mo e wyjad za granic . Na wystaw

Verso Monaco. Du o czytam. Dostaj takie pisma, jak

„Le Monde des Philatelistes". Mo e wyjad za granic .

Filatelistyka kształci. Nie wiem, czy Pan wie,

Panie Redaktorze, co znaczy Magyar Belyeggyujtok

Orszagos Szovetsege. Pan nie wie, a ja wiem. To

znaczy Zwi zek Filatelistów W gierskich. Filatelisty-

ka to pi kna rzecz. Czysta i wymienna.

Zaj łem Panu tyle czasu, Panie Redaktorze. I nie

wiem, czy Pan co o mnie i o takich jak ja napisze.

Bo to ani sensacja, ani wielka sprawa. Wi c niech

Pan nie pisze. Mo e lepiej nie pisa .

Dzi kuj Panu za cierpliwo .

Pan był bardzo cierpliwy.

Pan mógł powiedzie , e ma Pan konferencj

i odej .

Ale Pan został. Mo e Pan nie słuchał dokładnie,

ale Pan został. Dla takiego człowieka jak ja, to bardzo

du o. Pan był bardzo cierpliwy.

Ja te byłem cierpliwy.

Koniec

background image

96

wyci gn . Wszyscy mówili na niego Mazurkiewicz.

Dlaczego Mazurkiewicz - nie wiem.

Zupełnie inny był „profesor". Wysoki, siwy, opa-

nowany. wietnie umiał si maskowa . Podobno wsa-

dziła go do szpitala jego własna ona, bez powodu.

Bez medycznego powodu. Profesor kupował od nas

lekarstwa, w szczególno ci lekarstwa na sen. Truł si

co par tygodni. Ale nieszcz liwie; zawsze go rato-

wano.

Mieli my tak e autentycznego chłopa. Przezywa-

li my go Ciul; nie obra liwie, raczej pieszczotliwie.

Siadywał najcz ciej w gaciach na brzegu łó ka (to

było wbrew regulaminowi) i wiódł jakie niesko czone

spory z urz dami. Zaczynał zawsze od słów: „Moja

ziemia jest kategorii pi tej, a nie szóstej". Potem

nast powały długie wyliczenia inwentarza i wielka

skarga na sołtysa Zaułk Zbigniewa za to, e złodziej

i psubrat. Ciul wyra ał si fachowo, wi c niewiele

z tego rozumiałem - ja mieszczuch, który nie rozró -

nia owsa od koniczyny.

Był tak e kolega, którego nazywali my „Płaczka".

On potrafił płaka , prosz Rana Redaktora, dzie

i noc. Sk d w człowieku bierze si tyle wody, nie

wiem.

W tym całym towarzystwie byłem, Panie Redak-

torze, jak w yciu — uczciwy, skromny i bez wyrazu.

Nawet nie dali mi pseudonimu jak innym znaczniej-

szym kolegom.

Po miesi cu czułem si lepiej. Nie fizycznie czy

psychicznie. Bałem si w dalszym ci gu. To było stra-

szne, bo bałem si czego i bałem si strachu. I chcia-

łem zabi ten strach. To znaczy zabi siebie. Bałem

si , po prostu bałem si — ja - ołnierz odznaczony

za odwag .

Panie Redaktorze.

To nie było tak, jak Panu teraz mówi . Były

tak e okropne chwile, straszne fakty, zdarzały si

rzeczy, o których teraz nie chc wspomina . Ale z per-

spektywy czasu widz , e ten okres był lepszy dla

mnie ni na wolno ci. Ja mówi zupełnie szczerze

i ka dy mo e mnie pot pi . Chc Panu to wytłuma-

czy : po prostu zwolnili mnie od obowi zku, od walki

o moj prac i prawd .

Dokładnie kiedy odzyskałem równowag mi dzy

tym wiatem wariatów i sob - zwolnili mnie.

Pami tam dobrze ten moment po egnania z Pro-

fesorem, Płaks , Ciulem i Mazurkiewiczem. To byli

prawdziwi przyjaciele. Nawet nie zazdro cili mi, e

wychodz na wolno .

Zmieniłem prac . To znaczy mnie j zmieniono.

Lepiej, bo nie idzie za mn ta fama, e byłem

w zakładzie. Prac mam gorzej płatn , głupi , ale

bez odpowiedzialno ci.

A Pan Redaktor wci z tymi papierosami. Ja

nie pal . Ka dy, Panie Redaktorze, ma swoj trucizn .

background image

95

remu było czu z ust, wi c mo e dlatego mówił prze-

jmuj cym półszeptem. Acha, miał jeszcze nerwowe

tiki i zwracał si do pacjentów per ty. Nie dawał nam

spokoju. Potem dowiedziałem si , e pisał prac habi-

litacyjn .

- Jak si masz , kochaneczku? Nie bój si , podejd

bli ej. Pan Doktor nic ci złego nie zrobi. Pan Doktor

chce pomóc. Porozmawiajmy sobie jak starzy przyja-

ciele. Pogadamy, poplotkujemy, nikt nas nie słyszy.

Powiedz, złotko, kogo bardziej kochałe w dzieci -

stwie: tatusia czy mamusi ?

- Tatusia i mamusi . .

- Ale kogo wi cej?

- Tatusia.

- A nie mamusi ?

- Czasem mamusi .

- A widzisz. Przypomnij sobie malutki, czy nie

chciałe czasem zabi tatusia?

- Nie, nie chciałem.

- Albo eby tatu umarł, i ty by został sam

z mamusi .

- Mój ojciec umarł, kiedy miałem siedem lat.

- Nic nie szkodzi. Ale mogłe marzy o tym,

eby tatu znikn ł, aby tatu rozpłyn ł si , aby nic

nie stało na przeszkodzie mi dzy tob i mamusi .

- Nie marzyłem. Ja w ogóle nie potrafi marzy ,

panie Doktorze.

- Potrafisz, potrafisz. Tylko musisz mie do mnie

zaufanie.

- Panie Doktorze, niech mi pan pomo e. Potem

porozmawiamy o rodzicach, o rodze stwie, ale mnie

si stała krzywda. Teraz. Teraz mi si stała krzywda.

Nie jestem ani oskar ony, ani winny i cierpi nie

wiadomo za co. Pan mo e powiedzie , eby mnie st d

wypu cili. Ja musz si broni .

- Jeste bardzo t py, kochaneczku. Ale mamy

czas. Mamy jeszcze du o czasu.

I mieli my du o czasu.

Dzi kuj , Panie Redaktorze, ja naprawd nie pa-

l . Nawet ona miała si ze mnie, e jestem bez

nałogów, prawie nie-m czyzna.

Pan si na pewno spieszy, ja ju ko cz .

Wi c mieli my du o czasu. Co robiłem? Łykałem

tofranil. Diagnoza: psychoza maniakalno-depresyjna.

Bałem si . Wci si bałem. Intensywny strach mo e

wypełni całe ycie, Ranie Redaktorze. Nie tylko cho-

rzy o tym wiedz .

Strach przed czym nieokre lonym, strach na

trzy zmiany, we dnie i w nocy, w ka dej sekundzie

i bez wytchnienia.

Moi koledzy płyn li tym samym kursem, na wie-

trze strachu, pod wyd tymi aglami.

W naszym pokoju był jeden, który powtarzał bez

przerwy: „Oni przyjd , oni przyjd lada chwila, oni

ju id " - i właził pod łó ko. Trudno go było stamt d

background image

94

Panie Redaktorze, Panie Redaktorze, czy tak mo -

na post powa z człowiekiem? Przecie mnie wszyscy

znali. Byłem spokojny, pracowałem zawsze, w ankie-

cie pisali - społecznie aktywny. Pracowałem w komi-

tecie blokowym, w samorz dzie, w kasie kole e skiej,

na wi ta, jak szło o dekorowanie domów. Przecie

ludzie wiedz . Dlaczego mi tego chłopca odebrali?

Nie, dzi kuj , nie pal .

Wróciłem. Czułem, jakbym ton ł. Wiedziałem, e

przygotowuj mi wymówienie. Wi c postawiłem wszys-

tko na jedn kart . Akuratnie było zebranie aktywu.

Mnie oczywi cie nie zaproszono. Traktowali mnie jak

czarn owc . Za co, pytam, ale poszedłem na zebranie,

potem napisali, e wdarłem si i zacz łem mówi .

Ja wiem, e trzeba było poczeka na punkt w po-

rz dku dziennym, który nazywa si wolne wnioski.

Spokojnie zreferowa swoj spraw . Mówiłem Panu

0 tym. Ja ju nie mogłem spokojnie, wi c zacz łem

krzycze .

Potem mnie wzi li dwaj w białych kitlach pod

r ce i wyprowadzili z sali do karetki pogotowia. To

nieprawda, e si opierałem, e gryzłem, e wołałem

„zabij was wszystkich". To kłamstwo. Szedłem spo-

kojnie jak na ci cie. Ja ju do niczego nie byłem

zdolny. Wrak.

Na pogotowiu dali mi zastrzyk. Zasn łem mocno.

Obudziłem si w szpitalu. Pytałem, gdzie jestem -

w klinice dla nerwowo chorych.

Pan, Panie Redaktorze, nie mo e sobie wyobrazi ,

co człowiek wtedy czuje. To jest gorsze ni mier .

Du o gorsze.

Zabieraj panu przeszło , nazwisko, zasługi

1 jest pan w oczach wszystkich wariat. Wszystko, co

pan robi, jest objawem choroby. Jest pan spokojny,

mówi , gł boka depresja. Podniesie pan głos, bo na

niadanie dali zimn herbat - mówi furiat i gro

elektrowstrz sem.

Najgorsze było to, e teraz mogli o mnie powie-

dzie wszystko: e zabiłem on , e zn całem si nad

Piotrusiem, e kradłem pieni dze, e planowałem za-

mach stanu. Mogli powiedzie wszystko, a ja nie

mogłem si broni . Zreszt w normalnym yciu - no,

niech Pan powie, Panie Redaktorze - czyja potrafiłem,

czy ja miałem mo liwo skutecznej obrony?

Zacz ły si badania. Naprzód jakie testy: rysu-

neczki, które przypominały rozduszone owady na cia-

nie, ustawianie kolorowych klocków, zupełnie jakbym

znalazł si w przedszkolu, proste zadania rachunkowe,

dla mnie, który od pierwszej klasy mocnym był w ra-

chunkach. Wszystko to było jak jaka potworna, bo

metodyczna, degradacja. W ich oczach raz miałem

osiemna cie lat, innym razem dziesi albo cztery.

Szpital, do którego trafiłem, albo ci lej, na który

mnie skazali, był zakładem nowoczesnym. Mieli my

swego psychoanalityka - a jak e. Chudy dr gal, któ-

background image

93

nieforemny jak strucla, ale nad nim było wielkie

sło ce,

No i ten nasz dom si zawalił.

Dzi kuj , Panie Redaktorze, ja ju mówiłem, e

nie pal . Tego si jeszcze nie nauczyłem.

Jako tak, pó n jesieni , rozp tało si to, czego

ja doprawdy nie rozumiem. Czy człowiek mo e by

tak traktowany? Zupełnie niewinny człowiek. Ale

mam mówi tylko o faktach, jak sobie Pan yczył na

pocz tku naszej rozmowy.

Rok pracowałem jako magazynier. Poszła plotka,

e zostałem przeniesiony dyscyplinarnie, za jakie

machlojki, których rzekomo narobiłem jako ksi gowy.

Koledzy zacz li mnie unika . Za moimi plecami

opowiadano niestworzone historie, e fałszowałem

kwity, słowem, e jestem złodziejem.

Zwróciłem si do Dyrekcji, eby na zebraniu pra-

cowników wyja nili moj spraw . Przecie to oni mnie

prosili. Rok harowałem jak głupi. Nie skar yłem si ,

bo trzeba pomóc - wi c pomogłem. Ale złodziejem nie

pozwol si nazywa . Dyrekcja milczała, wi c si zwró-

ciłem do Rady Zakładowej. I Rada Zakładowa powołała

komisj , eby zbada moj spraw .

Czy Pan, Panie Redaktorze, rozumie, co to jest

komisja, która bada spraw ? To jest tak jak proku-

rator. Wi c wszyscy mówili, e skoro powołano spe-

cjaln komisj - to musiałem co nabroi .

A komisja jako nie mogła si zebra , wi c pi-

sałem listy i wyja nienia; coraz dłu sze listy i wyja -

nienia, do wszystkich, którzy mogli mi pomóc, bo

byłem sam i nikt mnie nie bronił. Mo e to były troch

nieprzytomne listy, mo e nie do wszystkich nale ało

si zwraca , bo co miał do mojej sprawy Minister,

tylko do Pana Boga nie napisałem, bo nie zd yłem.

Pan pami ta, e byłem u Pana, Panie Redaktorze.

I Pan mi wtedy powiedział, ebym był spokojny, e

wszystko si wyja ni, e Pan nie mo e si miesza ,

e Pan nie ma wyrobionego zdania.

Wi c powiem Panu, jak to si wyja niło.

Której soboty, było to ju zim , Piotru do mnie

nie przyjechał, wi c ja pojechałem do Domu Dziecka.

Pomy lałem, e jest chory, bo wtedy szalała grypa.

Poszedłem do tego m drala od psychologii, do

kierownika, i on mi powiedział, e Piotru nie chce

do mnie przychodzi . Ledwo si opanowałem. Za -

dałem widzenia si z chłopcem. Bardzo długo to trwa-

ło, wreszcie przyprowadzili go do gabinetu kierowni-

ka w asy cie dwóch wychowawców. Ci wychowawcy

stwierdzili, e mam zły wpływ na chłopca. Piotru

stał pod cian czerwony i milczał. Próbowałem do

niego przemówi , ale nie patrzył nawet na mnie. To

wszystko było jak koszmar. Wyprowadzili Piotrusia

i wtedy kierownik powiedział, e nie mo na powierza

opieki nad nieletnimi osobnikowi, przeciwko któremu

toczy si post powanie karne.

background image

92

trafi uspokoi si bez papierosa. Ale Pan pali stra-

sznie du o.

No, wi c wybrałem. Nazywał si Piotru . Piotru

miał do mnie przyje d a w sobot , a w niedziel

wieczorem miałem go odwozi . Dwa razy w miesi cu.

Na prób .

To był bardzo dziwny chłopiec. Pocz tkowo my -

lałem, e jest niemy. Zupełnie do mnie nie mówił.

Patrzył tylko uwa nie i nieufnie. Raz, kiedy mu co

opowiadałem i nagle podniosłem r k , on si cofn ł

i zasłonił twarz, jakbym go chciał uderzy . Ale to

było na pocz tku.

Zacz ł si oswaja . Wie Pan, Panie Redaktorze,

po czym to poznałem? Zaraz Panu powiem.

Chodzili my na długie spacery. A ja mu opowia-

dałem wszystkie historie, które pami tałem z dzie-

ci stwa. Nie wiem, kto komu był bardziej potrzebny,

ja jemu, czy on mnie.

Kiedy przechodzili my przez jezdni - zauwa y-

łem, e lubi, kiedy go trzymam za r k . Miał mał

r k , pełn jakich skurczów i ciepł jak serce.

Zacz ł si przywi zywa . Kupiłem mu W pustyni

i w puszczy i przed jego wyjazdem w niedziel czy-

tałem mu.

- No Piotru . Musimy si zbiera . Jutro szkoła.

I wtedy spostrzegłem, e ksi k , któr mu dałem,

chowa pod poduszk w łó ku, na którym spał u mnie.

- Có ty robisz? Przecie to jest twoja ksi ka.

Zabierz j z sob . Jak b dziesz miał wolny czas,

poczytasz sobie i opowiesz mi za dwa tygodnie.

- Nie, wujku.

- Dlaczego nie?

- Ja wol , eby moje rzeczy były tutaj.

- Jak chcesz. Ale powiedz mi jedn rzecz: dla-

czego ty chowasz wszystkie papierki od cukierków

i czekolad; musz je potem wyrzuca . Za miecasz

mieszkanie.

- To s moje pami tki.

- Ładne pami tki.

- Chłopcy nie wierz , e ja tyle dostaj .

- Wi c chcesz, eby ci zazdro cili. No, ale zbie-

rajmy si teraz szybko, bo spó nimy si na poci g.

- Wujku...

- Co?

- Ja pisz pami tniki.

- Bardzo ładnie. Wszyscy wielcy ludzie pisali

pami tniki. Napoleon...

- Ja bym chciał, eby moje pami tniki zostały

tutaj. W Domu Dziecka nie jest bezpiecznie.

- Jak to, nie jest bezpiecznie?

Prosz zauwa y , Panie Redaktorze, e u ył dwa

razy okre lenia „tutaj". On nie rozumiał, co to znaczy

dom. Na moje imieniny namalował obrazek, który

zatytułował Dom Piotra i Wujka. Przez „u" z kresk .

( miech) Był to koszmarny wie owiec o stu oknach,

background image

91

- Jestem starszym ksi gowym. Ale teraz pracuj

jako magazynier.

- No wi c jak: ksi gowy czy magazynier?

- Dyrektor mnie prosił, ebym na pewien czas...

- Nas nie interesuj pana sprawy z dyrektorem.

Chcemy wiedzie , jaki jest wła ciwie pana zawód.

- Niech ju b dzie magazynier, eby nie kom-

plikowa .

- Czy miał pan dzieci?

- Miałem córeczk . Umarła.

- Na co?

- Urodziła si na pocz tku wojny. Ja byłem w nie-

woli. Kiedy wróciłem, dziecka ju nie było.

- Hm. To znaczy, e nie ma pan do wiadczenia

pedagogicznego. Widzi Pan, b d szczery, mo e nawet

brutalny. Nasi wychowankowie to element trudny.

Trzeba im okaza serce, a z drugiej strony: elazna

dyscyplina. Działa raczej na wiadomo ni na uczu-

cie. Nie spuszcza z nich oka, ale jednocze nie stwa-

rza pozory, e maj nieograniczon wolno . Ponie-

wa posiadaj oni w 90% ograniczony os d moralny

swoich post pków, cały nacisk poło y na wyrobienie

nawyków. Nawyk czysto ci. Nawyk odpowiedzialno ci.

Nawyk dyscypliny. Na tym etapie kary s konieczne.

Trzeba stosowa progresj kar. Zawsze jednak uza-

sadnia . adnych schematów. I bezwzgl dnie egzek-

wowa . Ich profil intelektualny w 90% jest zamazany.

Dlatego trzeba bazowa na wyrobieniu odruchów wo-

litywnych. wiadomie u yłem słowa odruchy. adnych

schematów. Czytał pan Pawłowa?

Mówił jeszcze długo. Niewiele z tego zrozumiałem

i on zapewne te niewiele.

Pana, Panie Redaktorze, nawet o to nie pytam.

W ko cu zdecydował, e oddadz mi na okres

próbny chłopca. Byłem ju prowizorycznym magazy-

nierem. Teraz miałem zosta prowizorycznym ojcem.

No dobrze.

I wtedy zdarzyła si rzecz, nie umiem znale

słowa, ale to nie powinno si zdarzy . Kierownik

zostawił mnie na chwil samego. A potem wrócił,

a z nim kilkunastu chłopaków. Ustawił ich pod cia-

n , a ja miałem wybiera . My lałem, e si zapadn

pod ziemi . Chłopcy patrzyli na mnie wrogo, a wła -

ciwie zupełnie na mnie nie patrzyli.

Zrozumiałem wówczas, jakim podłym stworze-

niem jest człowiek. Bo ja zamiast przerwa t okropn

scen , zacz łem naprawd wybiera . Jeden mi si nie

podobał, bo był rudy, inny, bo za gruby, jeszcze inny,

bo miał siniec pod okiem.

Ja naprawd nie jestem sentymentalny. Widzia-

łem wojn , widziałem mier . Ale dzieci, przynajmniej

dzieci, u diabła, powinny by równe. Wszystkie dzieci

s takie same. Przepraszam Pana, Panie Redaktorze,

mo e ja za gło no mówi .

Dzi kuj , Panie Redaktorze, ja nie pal . Ja po-

background image

90

W domu czułem si le. Wie Pan, Panie Redak-

torze, ci gle natrafiałem na ró ne rzeczy, które mi

j przypominały. Mówi - on . Na przykład pantofle.

Najgorsze s pantofle. Pan nawet nie wie, Panie Re-

daktorze, ile takie pantofle mog opowiedzie .

Nie, nie, ja jestem spokojny. Ja si potrafi opa-

nowa . Niech si pan nie boi.

Kiedy dostałem nakaz zamiany mieszkania, bo

metra niby był za du y, zacz łem broni si jak lew.

To mieszkanie, w którym sp dziłem tyle szcz liwych

lat z moj on , to było jak ziemia dla chłopa. Pisałem

odwołania, podania, zaskar ałem decyzje. Nic nie po-

mogło. Przenie li.

A wie Pan, kto mi si przysłu ył, Panie Redak-

torze? Mój s siad i przyjaciel. Był nawet na pogrzebie

i udawał, e jest zmartwiony. Potem pomagał mi si

wynie i te był zmartwiony. „Co ty chłopie sam

zrobisz" - mówił. On był wdowcem jak ja, ale wtedy

wła nie o enił si drugi raz, wi c potrzebował wi k-

szego mieszkania.

Zacz łem nowe ycie na nowym metra u i było

mi jeszcze gorzej.

Dzi kuj , Panie Redaktorze, ja nie pal . Nigdy

nie paliłem.

Par lat temu ogłosił Pan cykl artykułów. Pa-

mi tam jak dzisiaj, nazywały si Skradzione dzie-

ci stwo. Pan nie mo e nikomu pomóc - prosz si

nie gniewa , je li to mówi - ale umie Pan bardzo

ładnie pisa . W Pana artykułach było o dzieciach

bez rodziców, które wychowuj si w domu dziecka.

Pisał Pan, e pa stwo nie mo e zast pi rodziny.

To wi ta prawda. I eby zgłasza si jako rodziny

zast pcze.

Zgłosiłem si . Napisałem list. Odpowiedzieli grze-

cznie. Pojechałem do du ego Domu Dziecka, jakie

sto kilometrów st d. To, co powiem, powinno Pana

zainteresowa . Przecie pisał Pan o tym.

Dom był ładnie poło ony. Jeziora, lasy itd. Je-

chałem autobusem i podsłuchałem rozmow , rozma-

wiały dwie starsze kobiety, i z tej rozmowy wynikało,

e ten Dom Dziecka to jest „Szkoła Bandziorów". Tak

ich w okolicy nazywano. e niby kradn , rabuj , pij ,

a dziewczyny to prostytutki.

Ale nie zawróciłem. Ja, wie Pan, Redaktorze,

wtedy miałem jeszcze energi . Wierzyłem, e mo na

co zrobi dobrego.

Przyj ł mnie kierownik.

- Tak, pami tam, pami tam pana list. Prosz

siada . Mam mało czasu, wi c zaraz przyst puj do

rzeczy. Dziwi mnie tylko, e nie przyjechała Pana

ona. Bo normalnie to kobiety załatwiaj te sprawy.

- Moja ona umarła.

- A to bardzo le. Bo my samotnym dzieci nie

oddajemy. Wie pan, nie ma gwarancji. Mieli my ju

przykre do wiadczenia. Jaki jest pana zawód?

background image

89

W ko cu przyj ł mnie.

DYREKTOR: Prosz siada kolego. Przyjmijcie

od dyrekcji naszego zakładu serdeczne wyrazy współ-

czucia. Spotkał Was cios. Cios ci ki. Cios. Nie my lcie

jednak, e jeste cie samotni. Stracili cie osob blisk .

Bardzo blisk . Najbli sz . Nie my lcie jednak - jak

ju powiedziałem - e jeste cie samotni. Zakład pracy,

w którym sp dzili cie 15 lat nienagannej pracy, chce

Warn zast pi rodzin . Chce i mo e. Jeste cie warto -

ciowym członkiem kolektywu. Nie wstydzicie si pracy

i praca Was si nie wstydzi. S chwile w yciu czło-

wieka ci kie. Bardzo ci kie. Ale wiadomo przy-

datno ci społecznej uratowała ju niejednego i Was

uratuje.

Pan Redaktor si gn ł po ołówek i zaraz pewnie

zapyta mnie o nazwisko Dyrektora. Czy to wa ne?

Czy on jeden? I co to da? Ja nie chc tutaj nikogo

oskar a . Nikogo personalnie.

Dyrektor mówił jeszcze bardzo długo. Wygl dało

to tak, jakby trenował przemówienie, bo nie patrzył

na mnie, tylko na przeciwległ cian , gdzie było na

czerwonym płótnie, papierowymi literami wypisane

długie hasło, takie długie, e nigdy nie mogłem za-

pami ta ; wiem tylko, e zaczynało si od słów: „Hu-

manizm socjalistyczny..." a ko czyło si na słowach

„wydajno pracy".

Dyrektor cały czas mówił.

DYREKTOR: Nasz zakład - wiecie - prze ywa

trudno ci. Z jednej strony - wiecie - mamy, e tak

powiem, zawy one plany, z drugiej strony - niedobory

kadrowe. Odszedł - wiecie — główny magazynier. Nie

mamy nikogo na jego miejsce. Ja - wiecie - mam do

Was zaufanie, wi c prosz Was, eby cie wyszli, e

tak powiem, naprzeciw naszym trudno ciom. Krótko

mówi c, chc Warn zaproponowa obj cie stanowiska

głównego magazyniera. Na krótki okres. Miesi c, do

trzech - powiedzmy. Nie musicie mi dawa zaraz

odpowiedzi. Zastanówcie si .

- Ja nie mam co si zastanawia . Przyjmuj

propozycj . Na krótki okres. Potem chciałbym wróci

do ksi gowo ci.

- Oczywi cie, e wrócicie. Dzi kuj Warn za spo-

łeczne, wiecie, podej cie.

I nareszcie popatrzył na mnie. Wróciłem do me-

go pokoju. Kluczyk od biurka jako nie mógł si

znale . Pan Redaktor mo e jest zniecierpliwiony, e

mówi o szczegółach. Ale zobaczy Pan, e wszystko

jest wa ne. B d si streszczał. B d mówił o fak-

tach.

Tego samego dnia obj łem posad głównego ma-

gazyniera. Na okres przej ciowy. Bałagan był tam

potworny. Nie mogłem si doprosi protokołu zdaw-

czo-odbiorczego. Ale byłem w gruncie rzeczy zadowo-

lony. Nowi ludzie, nowe twarze. Nawet problemy.

Nie, dzi kuj , Panie Redaktorze, ja nie pal .

background image

88

Nie, dzi kuj Panie Redaktorze, nie pal .

Pan si pyta, czy Rada Zakładowa interwenio-

wała w mojej sprawie. Nie wiem. Ale nich Pan mi

da powiedzie , Panie Redaktorze, o tym, jak si to

zacz ło. Ja wiem, Pana obchodz tylko fakty dotycz ce

mego zwolnienia i Pan im ju powiedział, e mo e

o mnie napisa tylko 100 wierszy, to znaczy po 2 wier-

sze na rok mego ycia.

Mo e Pan o mnie nic nie pisa .

Ale niech mi Pan pozwoli powiedzie , jak do tego

doszło. B d mówił krótko. Same fakty. Ja nie mam

komu powiedzie .

Moja ona umarła na pocz tku stycznia.

Ja nic nie b d mówił o uczuciach. Nic tylko

i

fakty.

Kiedy wróciłem z pogrzebu, zadzwonił telefon.

1

My lałem, e to przyjaciel lub znajomy. To był obcy

glos. Ten ludzki głos mówił.

i

!

GŁOS W TELEFONIE: Prosz Pana, czy Pan jest

m tej Pani, co to dzisiaj miała pogrzeb? Ja wła nie w

tej sprawie. Prosz Pana, jakby Pan miał jakie buty,

albo suknie, bielizna te mo e by , albo płaszczyk, albo

i

futerko, to ja bym si zgłosił i zabrał. Panu to niepo-

trzebne, prosz Pana. Nieboszczka te tego nie u yje.

i

Ach tak, prosz Pana, yjemy, yjemy a nagle trach...

Odło yłem słuchawk , ale nie miałem siły powie-

si . On jeszcze mówił i mówił jakby z daleka, jakby

z piekła.

Pan Redaktor patrzy na zegarek. Ja ju nic o o-

nie nie powiem.

Ja wiem, e Pan jest od wiata pracy, a nie od

wiata umarłych. Ale ja si czułem bardzo le, jak

wróciłem do pracy.

Ja zanim wróciłem, to wzi łem urlop, jeszcze

miałem 17 dni z lata, to wzi łem, eby zrobi porz -

dek. Jako doj do ładu z samym sob . eby jak

wróc do pracy, to ebym wygl dał normalnie.

Wróciłem. Wchodz do mego pokoju. Koledzy

u cisn li mi r k . Jeden nawet powiedział co o współ-

czuciu, e niby rozumie moj tragedi . Ja nie chciałem

o tym mówi . Chciałem szybko zacz co robi , eby

ju na nic nie patrzyli, tak jak to si ludzie patrz

na człowieka, który le y na ulicy, bo go tramwaj

potr cił.

Wi c ich zapytałem, który z nich ma kluczyk od

mojego biurka, bo jak do mnie zadzwonili z pogotowia,

jak ona zasłabła nagle, a ja poleciałem i zostawiłem

wszystko, poleciałem na to pogotowie, gdzie ona ju

była na noszach i wie li j do szpitala. Wi c pytam

ich, kto z nich ma kluczyk.

A oni zrobili głupi min i mówi , e dyrektor

chce ze mn rozmawia .

Poszedłem, miał wła nie odpraw , ale ja nie wró-

ciłem do pokoju, tylko czekałem w sekretariacie.

background image

87

Listy naszych czytelników

(Słuchowisko)

Osoby:

DZIENNIKARZ

ON

GŁOS W TELEFONIE

DYREKTOR

KIEROWNIK

PIOTRU

LEKARZ

background image

86

Wi c uk czesze zlepione włosy Lalka. Jest prawie wszystko gotowe. Za chwil mo na drzwi

otworzy i wejd ludzie. uk czesze Lalka i mówi. UK

Lalek, powiedz, kto ci to zrobił. Powiedz, Lalek. Czemu nie mówisz? Bratu mo esz wszystko po-

wiedzie .

H.

Potem odwraca si do nas i mówi:

UK

On wszystko ze sob zabrał.

G.

Jest ju prawie wszystko gotowe.

UK

Niech pan przysypie t krew piaskiem.

POSŁUGACZ

Nie trzeba. Tam postawi si kwiaty.

H.

Przyszli koledzy, kole anki. Przynie li cale gał zie, całe kule. Na nim le ały. Na ziemi. Wsz dzie.

*

Na trzeci dzie przyszło nas sze ciu najbli szych kolegów. Wszyscy na granatowo. Wzi li my trumn

na ramiona. Nie eby karawanu nie było. Karawan był, ale jechał osobno. A my my go nie li, bo był

dobry kolega. Ludzi było du o i kwiatów. Od nas miał wie ce jak nale y - blaszane. Jeden winogron,

drugi d b i kwiaty biało-czerwone rzucone.

Kurtyna

background image

85

- po głowie - wsz dzie - ludzie byli par metrów

- jego koledzy byli - nikt nie ratował - radio

grało, pili - a on le ał par metrów - ani nie

wiedzieli - bili po głowie - wsz dzie - kto bił -

nawet nie krzykn ł - tego nie wiedz .

POSŁUGACZ

Teraz go przeniesiemy do trumny. We cie go

z tyłu. Trzeba nie równo, bo mo e jeszcze zbru-

dzi koszul .

H.

Za nogi to było łatwo nie , ale tułów był bardzo

ci ki. Dali my mu w r k obrazek. uk zacz ł

go czesa . Włosy miał naje one i jakby spocone.

Kto wszedł do kostnicy. Nie kolega. Nietutejszy.

POETA

Moje nieustanne zdumienie, kiedy stykam si

z fenomenem mierci, a jako artysta yj w jej

dusznym klimacie, pot guje si jeszcze bardziej,

gdy dotykam dramatu takiego jak ten. Nagłe

dotkni cie losu, który nobilituje pospolit egzy-

stencj .

Nigdy nic nie miał

do ukrycia

na wierzchu nosił

twarz odkryt

szyj łagodn

i bezbronn

i palce

do chwytania mi sa

kiedy mu stary

ojciec umarł

łzy na policzku - białe myszy

dowcip o zimnej

lubił nodze

objawiał wiatu

zdrowe z by

wi c czemu teraz

kiedy mieszka

w skrzyni na w giel

w ciemnym łó ku

gdzie zimny strumie jego ciała

płyn c rozgarnia

mroki wiec

wi c czemu teraz

kiedy le y

w pochmurny sufit

twarz zwróciwszy

jest taki m dry i wyniosły

nigdy nic nie miał do ukrycia

na wierzchu nosił nag skór ,

MATKA

Dobrym był dzieckiem - do ko ca naszego ycia pami ta - chodzi po domu - szuka — szuflady

otwiera — czeka , e przyjdzie, jak schody zaskrzypi , e to on powie: „Koledzy zatrzymali -nie

gniewaj si , mama" - a ja czuj , e pił - ale nic nie mówi - tylko: „Id spa - Lalek".

G.

background image

84

niczego. Miał krwaw pr g od brzucha a do

szyi. Brod przywi zan banda em.

POSŁUGACZ

Kto z was ma ubranie?

G. do H.

uk. Id po uka. On stoi jeszcze pod szpitalem.

Poszedł po uka. Ja zostałem sam. Patrzyłem

na niego. Zapach był zły. Chciało mi si pali ,

ale zaraz przyszli i przynie li ubranie w papierze,

buty, skarpetki, wszystko, co trzeba.

H.

Powiedziałe matce?

UK

Powiedziałem: „Mama, Lalek miał ci ki wypa-

dek. Jest w szpitalu, przyszedłem po ubranie".

H.

Uwierzyła?

UK

Zbladła bardzo. Idzie do szafy. Wyjmuje grana-

towy tenis, najlepsze wyj ciowe, i mówi: „Długo

si nim nie nacieszył". Ja mówi : „Mo e mama

chce go zobaczy ". „Nie, powiada. Ubierzcie go

ładnie, ułó cie jak trzeba. Potem przyjd ."

MATKA

Dobrym był dzieckiem - tylko tyle, e młody -

do „Stodoły" poszedł od czasu do czasu - ale

lubili go - nie wiem, jak to mo liwe - eby to

zrobi - zabra ycie młode - za co - kto miał

tak nienawi , eby to zrobi - to nie człowiek

był - byli jego koledzy - nikt mu nie pomógł -

on nawet nie krzyczał.

POSŁUGACZ

Teraz włó cie buty.

H.

Nie wchodz .

POSŁUGACZ

Trzeba całe rozsznurowa . Spuchły mu nogi.

H.

Było ci ko wło y , ale si udało. uk powiedział

do tego, co nam pomagał.

UK

Niech pan patrzy, te nogi s zbyt osobno.

POSŁUGACZ

Mo na je zwi za troczkami od gaci.

UK

To nie b dzie elegancko.

G.

Nało yli my koszul . Nie dało si zapi pod

szyj . Czarny krawat na gumce p kł. Trzeba było

gumk sztukowa .

POSŁUGACZ

Podnie cie go teraz za r ce; wło ymy marynark .

MATKA

Dobrym był dzieckiem - oni podeszli do stolika

- grzecznie przeprosili - wyci gn li w noc - bili

background image

83

III. UBIERANIE DO SNU

G.

Był prokurator?

H.

Był.

G.

I co?

H.

Nie wiadomo. Spisał wszystko.

G.

Co z Leonem?

H.

Siedział, ale go wypu cili. Mówi , e to nie on.

G.

A kto''

H.

Nie wiem.

G.

Trzeba słucha , co ludzie mówi .

H.

On z nikim nic nie miał.

G.

Mo e to jakie stare sprawy.

H.

Mówi , e to nie z nienawi ci.

G.

A z czego? Przez głupot . I e to nie jego chcieli,

tylko kogo innego.

G.

Masz klucz?

H.

Nie. Powiedzieli, e za chwil otworz .

G.

Co oni si tak bawi ?

H.

No wiesz... Daj papierosa.

A.

Dzie dobry!

H. i G.

Dzie dobry.

A.

Czy to prawda?

H.

Tak.

A.

Nie mog uwierzy . Przecie jeszcze wczoraj. Ot,

ycie ludzkie...

POSŁUGACZ

Kto jest z rodziny?

G.

My koledzy.

POSŁUGACZ

Mo ecie wej .

H.

Jake my tam weszli, Lalek le ał na stole bez

background image

82

No, zdrowie Lalka.

background image

81

Tak. O co chodzi?

24

A.

Nagle seria z prawej strony: ta-ta-ta-ta-ta. Rzu-

ciło mnie o ziemi . Chc si podnie , nie mog .

Ciemno w oczach. Chor ak podczołgał si do

mnie; co ci, Wladek?, pyta.

25

OBCY

Mam do pana spraw .

LALEK

Teraz?

OBCY

Tak. Bardzo pilna.

LALEK

O co chodzi?

OBCY

Osobista sprawa. Chciałbym na osobno ci.

Lalek wstaje od stolika.

26

C.

Co ty, uk? Siadaj!

27

LALEK

Zaraz wracani.

Lalek i Obcy id do wyj cia.

28

A.

Co ci, pyta Chor ak. A ja ju mówi nie mog .

29

UK

Lalek, nie wychod sam! Lalek, oni si na ciebie

zasadzili!

30

A.

Kto si tak drze?

B.

uk, brat Lalka. Pewnie si upił.

31

C.

Siadaj! Napij si , uk. Czego si trz siesz, głupi?

32

G.

Po co on wyszedł?

H.

Znasz tego go cia, z którym wyszedł?

LODZIA

Ja go nie znam.

G.

Czy to kolega Leona?

F.

Nie wiem.

LODZIA

Bardzo duszno.

G.

background image

80

G.

Zdrowie młodocianej pary!

LODZIA

Lalek, pu mi r ce. Cała spocona jestem.

21

D.

Pami taj, uk. ycie trzeba uszanowa .

UK

Ja, panie Józiu, musz pój do brata, bo oni si

na niego czaj .

D.

Dobrze, pójdziesz.

C.

Słuchaj, co starsi mówi .

D.

Co tylko istnieje, ma prawo do ycia. Widzisz,

uk, t much ?

UK

Widz .

D.

Ja jej nie zabijam. Niech yje. Ka dy chce y .

C.

I to dobrze y .

D.

Widzisz, uk. Ja jej nic nie robi . Ja nie ceni

muchy jako stworzenia. Ja ceni much jako ycie.

22

HELA

Niech si pan nie smuci, panie Władzio.

A.

Ot, wspomnienia...

B.

Jak to si sko czyło?

A.

Był po lewej stronie taki pagórek, ot tam, gdzie

popielniczka. Za pagórkiem most. Czołgi jad na

ten pagórek. Jasne, chc si przeprawi na drugi

brzeg i odci nas. Trzeba wysadzi most. Zgłosiło

si czterech na ochotnika:

Ko mider, Wandzel, Chor ak i ja. Biegniemy

steczk . Teren odkryty, wal po nas, tylko kurz

idzie. Biegniemy, padamy, biegniemy, padamy...

23

LALEK, G., H. i LODZIA piewaj

...Do zielonego, do zielonego. Tralalala tralalala

tra la la la.

LALEK

Ale wyci gasz, Lodzia.

LODZIA

Mo e le?

LALEK

Kto mówi, e le? Bardzo dobrze.

OBCY

Przepraszam. Czy pan Lalek?

LALEK

background image

79

Du o ich było?

A.

Dwana cie. Rotmistrz mówi: „Damy im podej

na odległo strzału". A potem po krzy ach. Cisza.

Skóra cierpnie. Tylko to „rrrrr" coraz bli ej.

17

G.

Patrz, kto idzie, Lalek?

H.

Prosto na ciebie.

G.

Masz, chłopie, wzi cie.

LALEK

Lodzia! Niech mnie.

LODZIA

Dobry wieczór!

LALEK

Jak si masz. Morowo, e jeste , e przyszła.

LODZIA

Co wy tak sami?

LALEK

Czekamy na ciebie.

LODZIA

Nie mów!

LALEK

Fakt. No, Lodzia, jeste . Zjesz co ?

LODZIA

W zasadzie jestem po kolacji. Ale tort mo e by .

H.

Jaki?

LODZIA

Czekoladowy. Albo orzechowy.

G.

Pijemy wasze zdrowie!

LALEK

Lodzia. Zdrowie. Czekałem na ciebie.

Pij .

18

C.

Siadaj, głupi. Dok d si wydzierasz.

UK

Musz do brata. Musz mu powiedzie .

D.

Widzisz, kobieta tam przyszła. Nie przeszkadzaj,

uk. Trzeba by delikatnym. Napij si !

UK

Nie mog , panie Józiu. Ja tylko dwa słowa po-

wiem Lalkowi i zaraz przyjd .

C.

Uszanuj starszych, uk.

A.

LODZIA

Co wiem?

LALEK

To, co ty wiesz.

background image

78

Zabili go na moich oczach.

15

G.

No, Lalek, nie łam si . Nie b dzie ta, to b dzie

inna. Cyk!

LALEK

Cyk! Ale tu ła nia.

Pij .

H.

Powietrze stoi. Co w nocy b dzie.

LALEK

Co ma by ?

H.

Burza albo...

LALEK

Nie smakuje mi wódka. Ciepła.

G.

Nie gry si , chłopie.

H.

Powiem ci co , Lalek.

LALEK

No?

H.

To, co ja ci powiedziałem, to nieprawda.

LALEK

Co nieprawda?

H.

Ona tak nie powiedziała.

LALEK

Lodzia?

H.

Tak, Lodzia.

LALEK

To ty taki?

H.

Wiesz, jaki jestem.

LALEK

Nie pij z tob .

H.

Słuchaj jak człowiek.

LALEK

Odwal si .

kiego wsparcia z tyłu. Czekamy, kiedy wróc

samoloty. Nie wracaj . Alarm bojowy. Stanowisko

dobrze zamaskowane. Nie wolno pali .

Słycha tylko, jak muchy bzykaj . Ja le ałem na

drugiej linii. Zdrzemn łem si chwilk . A tu

nagle słysz : rrrrr.

B.

Samoloty?

A.

Nie, czołgi; my l sobie: b dzie bal. Widoczno

dobra. Pchaj si naprzód. Czarne jak te wszy

na prze cieradle.

HELA

background image

77

B.

No to, panie Wladzio, za zwyci stwo!

A.

Cze .

Pij .

14

C.

Pami taj, uk, jak starszego człowieka nie usza-

nujesz, nie b dziesz miał szcz cia w yciu.

D.

Wiesz, jak jest w katechizmie: Pami taj, aby

dzie wi ty wi cił.

UK

Musowo, panie Józiu.

D.

Jak musowo, to si jeszcze napij.

UK

Przepraszam bardzo, panie Józiu...

D.

Nie ma za co. No.

Pij .

UK

Ale teraz to ja ju naprawd musz ...

C.

Sied . Nie ruszaj si . Głupi jeste .

D.

Czego ty chcesz od Lalka?

UK

Chc mu powiedzie , eby uwa ał.

D.

Na co ma uwa a ?

UK

Chc go bi .

C.

I ty mu chcesz pomóc?

UK

Chc powiedzie , eby uwa ał.

C.

Nie mieszaj si .

UK

To mój brat.

C.

Da sobie rad . Napij si , uk.

UK

Ja naprawd bardzo przepraszam. Ja mu tylko

powiem dwa słowa na ucho i zaraz wróc .

D.

Sied ! Starszych trzeba szanowa . Mógłby by

moim synem. Mój Stasiek był starszy od ciebie

o trzy lata. A ja ju nie mam syna. Stasiek...Sta-

siek...

Pijacka rozpacz.

C.

Nie płacz, Józik. Ludzie patrz .

D.

\

background image

76

Miody jeste . Głupi. ycia nie znasz.

UK

Dzi kuj za pocz stunek, ale teraz to naprawd

musz pój do Lalka.

C.

A tu ci le. Jak ci le, to napij si jeszcze.

UK

Nie mog . Mam bardzo wa n spraw .

D.

Pij, szczeniaku. Ja z twoim ojcem nieboszczykiem

do szkoły chodziłem.

Pij .

13

A.

Tak, tak...

HELA

Straszna gor czka.

A.

Tak jak wtedy w trzydziestym dziewi tym.

B.

Dlaczego w trzydziestym dziewi tym?

A.

Na wojnie.

B.

Aha.

A.

Pami tam, było to siódmego wrze nia. Upał

straszny. Dochodzimy do Wisły. Rozkaz: spieszy

szwadron.

B.

Panie Władzio, przed przepraw mo e si po-

krzepimy.

A.

Mo na.

HELA

Ja ju nie mog .

A.

W wojsku nie ma nie mog . Rozkaz i ju . (pij )

Dowódca nasz, rotmistrz Jaworski...

B.

Znalem jednego Jaworskiego. Był gajowym

w Drohiczynie.

HELA

Nie przerywaj.

A.

Rotmistrz Jaworski. Wysoki, pi kny m czyzna.

liczne z by miał. Wszystkie złote. Przyjechał do

nas na koniu: okopa si ! Koniowodni odprowa-

dzaj konie w las. Dochodzi do nas batalion pie-

choty. Teren dobry do obrony. Krzaki, wzgórza

rzeka. Artyleri posłali do tyłu. Ryjemy w ziemi.

A tu nagle trzy samoloty nisko nad nami i wu,

wu, wu: bomby. Ziemia chodzi. Istne piekło, panno

Helusiu. Le na ziemi i tylko słysz , jak kamyki

tłuk po moim hełmie kawaleryjskim.

background image

75

Panie Władzio, niech si pan całkiem nie rozbiera.

A.

Spokojnie. O tu, cała seria z czołgu. R ka na

jednym włosku wisiała.

HELA

Mój Bo e!

11

LALEK

Powiedziała, e nie ma sukienki...

G.

Mogła przyj bez.

LALEK

S cichnij.

G.

Nerwowy jeste .

LALEK

Jak ona to powiedziała?

H.

Powiedziała: „Powiedz Lalkowi, e nawet nj^

mam w co si ubra ".

LALEK

Tak powiedziała?

H.

Tak.

G.

No, Lalek. Pod to ciało, eby chciało.

12

Wchodzi uk. Rozgl da si po sali.

C.

uk!

UK

Szanowanie.

D.

Siadaj, uk. Oszcz dzaj nogi-

UK

Nie mog . Szukam.

D.

Siadaj, jak szef mówi. Siadaj!

UK

Chyba na chwil . Szukam Lalka.

C.

Siedzi tam pod oknem.

UK

To ja przepraszam. Musz mu co bardzo wa -

nego powiedzie .

C.

Wypij jeden kieliszek i id w diabły.

D.

No, uk. Daj ci Bo e rozum.

Pij .

UK

Dzi kuj . A teraz bardzo przepraszam.

C.

Nie ma za co, uk.

D.

background image

74

D.

Co ty? Porozmawia zawsze mo na.

C.

Ty! Nie pij.

E.

Bardzo gor co.

C.

Napij si lemoniady.

D.

Spił si jak winia.

C.

Ja ciebie za to lubi , Józik, zawsze jeste w po-

rz dku.

D.

Człowiek jest człowiekiem.

C.

Przez ludzi do ludzi. No, Józik, twoje zdrowie!

Pij .

D.

A ta winia pi.

C.

Nie bój si . ona go zbudzi.

10

A.

Zdrowie panny Heli.

B.

I niech nas zaprosi na swoje wesele.

A.

Zaprosi panna Hela?

HELA

Zaprosz , ale tylko pana Władzia.

A.

Widzisz, naraziłe si . Przepro .

HELA

Daj spokój, ludzie patrz .

A.

No, dzieci! Chlup do rodka, bo karzełki nam

wypij .

Pij .

Ale upał, zupełnie jak w trzydziestym dziewi tym.

B.

Dlaczego w trzydziestym dziewi tym?

A.

Jeszcze was wtedy na wiecie nie było. Wojna

była.

HELA

To wiemy.

A.

Wy wiecie z ksi ek, a ja to mam na skórze

wypisane.

HELA

Jak to na skórze, panie Władziu?

A.

Chce panna Hela zobaczy ?

B.

background image

73

H.

Co mnie osrebrzacie. Zlatałem si jak głupi. Cały

mokry jestem.

LALEK

Napij si .

H.

Lemoniad dajesz.

G.

Mleka chcesz?

H.

Od w ciekłej krowy.

LALEK

Panie Nied wiecki. Zamknij pan tego Fransa. Pu ciłby pan muzyk jak .

7

A.

Zaraz rumie ców panna Hela dostała. B.

Nie ma si czego wstydzi , Hela. HELA

Nie wstydz si , tylko gor co. A.

To niech panna Helia bluzeczk zrzuci. HELA

Panie Władziu! Pan - starszy człowiek! A.

A co, starszym nic si nie nale y? B.

Hela nie lubi starszych. HELA

Jak b dziecie dokucza , to sobie pójd . A.

Po artowa mo na.

8

LALEK

Rozmawiałe z ni czy z matk ? H.

Z ni .

LALEK

I co powiedziała?

H.

Ale nudny jeste , Lalek.

LALEK

No powiedz?

H.

Powiedziałem: „Ubieraj si , Lodzia. Idziemy do

«Stodoły» Lalek czeka".

LALEK

A co ona?

H.

Powiedziała, e sukienki nie ma.

G.

Gor co jest. Mogła przyj goła.

LALEK

Ty schowaj swoje kawały do kieszeni.

G.

Nie obra aj si , Lalek.

H.

No to chlup, panowie.

Pij .

LALEK

Ciepła. Nie smakuje mi dzisiaj.

9

C.

Daj g by, Józik. Nie gniewaj si .

background image

72

dzisiaj.

C.

Trzeba zje beczk soli.

D.

Nie b d głupi. Nie jedz soli, we ledzia.

C.

Mówi przysłowiowo. e z człowiekiem trzeba

zje beczk .

D.

Jak beczk ?

C.

eby go pozna .

D.

A ty kiedy mi oddasz t beczk , co mi z magazynu

wzi łe w miesi cu marcu?

C.

Józik, ty pijany chyba jeste . Dawno ci zwró-

ciłem.

D.

Nie rób ze mnie jelenia.

C.

0 szczeniaku. Tego to ja nie lubi .

D.

Ty szmaciarzu.

C.

Zabierz r ce, bo ci skrzywdz .

RADIO

Le francais par la radio. Nasi przyjaciele Denise

1 Ren wybrali si do restauracji. Wita ich kelner

- garcon. „Le garcon" to w tym przypadku nie

chłopak, ale kelner. Garcon: Entrez messieurs

dames. Voici le menu. Denise i Ren studiuj

kart - le menu, le menu, wybieraj sałatk

z pomidorów i pasztet wiejski - une salade de

tomate, une salade de tomate et le pate de cam-

pagne, le pate de campagne.

Na drugie nasi przyjaciele wybieraj chateau-

briand aux pommes. Potrawa nazw sw za-

wdzi cza pisarzowi i dyplomacie Francois Ren

de Chateaubriand 1768-1848...

6.

LALEK

No co?

H.

Flaki.

LALEK

Kozak to ty nie jeste .

H.

Co, miałem za włosy j ci gn ?

LALEK

Wystarczyło za r k .

H.

Powiedziała, e mo e przyjdzie potem.

G.

Po czym?

background image

71

raz ci zobaczyłem.

D.

Ty! Nie pij!

E.

Gor co.

C.

Napij si lemoniady. Niedobrze ci?

E.

Dobrze.

3

LALEK

Tutaj pod oknem.

F.

Siadajcie.

LALEK

Ale upał, koszula si klei. Otwórz okno.

G.

Teraz lepiej.

LALEK

Idziesz po ni ?

H.

Id , zajmijcie miejsce.

F.

Przyprowad j . Pami taj.

H.

Przyprowadz , jak b dzie chciała.

F.

Co znaczy, nie b dzie chciała?

H.

No wiesz, jak jest.

F.

Nie łam si , chcesz, ebym z tob poszedł?

H.

Sam załatwi .

4

A.

No co? Dlaczego si Hela rumieni?

B.

Pijesz pierwszy raz z m czyznami?

HELA

Nie pierwszy.

A.

A tata nie przylec z kijem?

HELA

Chyba nie.

A.

No, zaczynajmy. Zdrowie naszej jedynaczki.

B.

eby urodziła czworaczki.

Pij -

5

C.

Słuchaj mnie, Józik. Ja ci lubi jak brata.

D.

Ja te ci szanuj . Ty wiesz. Znamy si nie od

background image

70

Mam dzisiaj zebranie.

MANIA ironicznie

Aha.

KIEROWNIK

Patrz dobrze, co si dzieje. Nie czytaj gazety pod

bufetem.

MANIA

Kiedy wrócisz?

KIEROWNIK

Nie wiem. Uwa aj, Mania, jak Jadzia reszt wy-

daje.

MANIA

Ja si do niej nie mieszam.

KIEROWNIK

I trzeba pilnowa , eby nie tłoczyli si koło bufetu.

MANIA

Zawsze si tłocz .

KIEROWNIK

Nie maj prawa. Zamówi . Zapłaci i wynosi si .

MANIA

Tak si mówi.

KIEROWNIK

I eby awantur nie było. Jak si awanturuj , za

drzwi wyrzuci . Niech si w lesie awanturuj .

MANIA

W lesie ciemno. Niebezpiecznie. Wol tutaj.

KIEROWNIK

Masz kufle, Jadzia?

JADZIA

Mam.

KIEROWNIK

Mania, odłó gazet . Uwa aj na wszystko.

Wychodzi.

1

A.

Gdzie siadamy?

B.

Pan jeste nasz go . Niech pan wybiera.

A.

Mo e tutaj. Panno Helu, pani b dzie łaskawa.

B.

Hela, nie bój si . Nie zjemy ciebie. Lec po szkło.

A.

liczna laleczka z panny Heli.

2

C.

Najlepiej pod radiem.

D.

Po co pod radiem.

C.

Muzyka pod ledzika.

D.

Ja ciebie lubi jak brata.

C.

Ja te ci szanuj . I to od pocz tku, jak pierwszy

background image

69

II. STODOŁA

KIEROWNIK

Jadzia! Kufle przygotowane?

JADZIA

Przygotowane, panie kierowniku.

KIEROWNIK

Poka ! Co ty, Jadzia? Chora?

JADZIA

Dlaczego?

KIEROWNIK

Na sobot tyle kufli.

JADZIA

Jak jest za du o, to si tymi kuflami bij .

KIEROWNIK

Od tego jeste , Jadzia, eby uwa a .

JADZIA

Co ja mog , kierowniku?

KIEROWNIK

Jak si chc bi , wyrzucaj za drzwi. Mało tam

kamieni?

Kufle musz sta na stoliku.

JADZIA

Mo e je przywi za sznurkiem.

KIEROWNIK

Pomy limy o tym. A teraz le , Jadzia, do maga-

zynu po kufle.

Szklanki masz?

JADZIA

Po co szklanki?

KIEROWNIK

Na wódk .

JADZIA

I tak wol w kuflach.

KIEROWNIK

Nie maj prawa.

JADZIA

Strasznie tłuk szklanki.

KIEROWNIK

Od tego jeste . Uwa aj. Le do magazynu. Zaraz

zaczn przychodzi . Maniu!

MANIA

Co jest?

KIEROWNIK

Odłó gazet !

MANIA

Tak jest - panie kierowniku.

KIEROWNIK

Mania, mówi si do ciebie.

MANIA

No?

KIEROWNIK

Uwa aj wi cej.

MANIA

Ty jeste od uwa ania.

KIEROWNIK

background image

68

RYBAK II

Jak sło ce b dzie zachodzi , popłyniemy przez

Anacha za trzcin , pod Olchami, do Gł bokiej

Buchty. Ty zasadzisz si na Kuciej Fai, ja popłyn

na Generalski Róg. Tam mo na szczupaka na

błyszczk upolowa .

RYBAK I

Mo na spróbowa .

BABKA

...Ludzie yli po lasach jak dziki. Kto mógł, jam

sobie wygrzebał, gał ziami nakrył...

REPORTER

Poeta Teodor łowi wieczór w sie swego natchnie-

nia.

POETA

„Taka chwila"

trzy poziomy

spodem ł ki woda

i szuwary to ju chyba wszystko

wy ej dom po ród sadów i stoków

dach czerwieni odpiera niebiosa

sygnaturka dla pobo nych obłoków

to ostatnie to ju trzeci wymiar

młyn słoneczny albo szarfy wieczoru

czarna trawa bardzo du o gwiazd

jednym okiem mo na to obj

i na korze serca wypisa

lecz by wygra trzeba trudnych nut

na

na t chwil , która wła nie si spełnia

bowiem potem ju tego nie b dzie

jeden głos jeden kolor ub dzie

teraz jaskółki ostrz powietrze

młodzi spotykaj si przy grobli

b dzie pewnie jeszcze jeden wieczór

background image

67

Ja przewa nie spotykam si z kolegami.

REPORTER

No i pewnie dok d idziecie.

LALEK

Jak jest gdzie.

REPORTER

A kino?

LALEK

Nie zawsze si dostanie. No i jak pójdzie si

w sobot , to w niedziel nie ma si co robi .

REPORTER

Mo na do Domu Kultury.

LALEK

Niby mo na. Niedawno byłem na odczycie. Przy-

jechał autor z Warszawy. Jako na „W" si na-

zywał. Taki du y, gruby. Mo e go pan zna? Czer-

wony na twarzy. Swoj taksówk przyjechał.

Wa kiewicz, zdaje si . Jak jest pogoda, idziemy

nad jezioro. Tak e do „Stodoły" czasami.

REPORTER

Cz sto zagl dacie do „Stodoły"?

LALEK

Tak. Tam wła ciwie wszystkich mo na spotka .

Całe kole e stwo.

REPORTER

Warto chyba zajrze do tej „Stodoły", o której

tyle si mówi. Trzeba przej przez całe miaste-

czko - przez rynek oczywi cie.

RADIO

...Ali ci siostra hrabiego de Fromentier, pi kna

Adela, wzbudza gor ce uczucia w sercu don Se-

bastiana, na poły awanturnika, na poły zdobywcy

serc niewie cich. W ród szalej cej burzy don Se-

bastian przebiera si za mniszk . Nast puje sze-

reg zabawnych scen i komicznych nieporozumie .

REPORTER

„Stodoła" jest to du y barak, poło ony kilometr

za domem Bara skiego, na skraju lasu, nad je-

ziorem. Podmokła cie ka nad brzegiem. Koło

trzcin nieruchome sylwetki rybaków.

RYBAK I

Nic nie ci gnie.

RYBAK II

Nie bój si . Jezioro gładkie.

RYBAK I

To co?

RYBAK II

Gor co. Upał dusi wod . Ryby b d podpływały

do brzegu.

RYBAK I

Du o złowiłe ?

RYBAK II

Same kiełbie i dwa okonie.

RYBAK I

Niedu o.

background image

66

doty. A tych aeroplanów nie znali jak teraz;

wszystko piechot chodziło. B dzie tak, przej-

dziesz trzydzie ci kilometrów, nóg nie czujesz,

a oficery ka kła si na ziemi, w mundurze,

z karabinem, z patronami. Nie na plecach, bo

wtedy trudniej na alarm wsta . Na brzuchu le-

ysz. W Piotrogrodzie, dwa tygodnie, dobrze było

jak u Boga za drzwiami. Ale ró ne zarazy zacz ły

po ludziach chodzi . My spali z jednym z naszych

stron koło siebie na pryczy. Budz si raz w no-

cy, on gor cy jak piec. Patrz , czerwone paciorki

ma na czoło nało one. To był brzuszny tif. Za-

raziłem si , dwa tygodnie le ałem bez duszy.

Wychodz pierwszy raz po chorobie, a stali my

naprzeciw stacji. Id ja i widz : dwa wagony

trupów, i to w kalesonach jak drewka poukła-

dane.

REPORTER

Pracownicy tego zakładu to przewa nie młodzi

ludzie.

KIEROWNIK

W pierwszym kwartale mieli my trudno ci ma-

teriałowe, tote zakre lonych planów nie wyko-

nali my. Sił rzeczy premii na zakładzie nie wy-

płacono. W drugim kwartale pokonali my braki

w zaopatrzeniu. Tak e je li chodzi o rytmiczno ,

jest w chwili obecnej lepiej.

REPORTER

Czy kierownictwo zakładu stara si zorganizowa

rozrywki dla swoich młodych pracowników?

KIEROWNIK

Je li chodzi o zagadnienia kulturalno-o wiatowe,

to mamy specjalnego referenta, który uko czył

kurs.

REFERENT

Maci g Jan, referent KO. Wi c mamy wietlic ,

gdzie mo na przeczyta czasopisma. Stoły ping-

pongowe. Radio, i chcemy kupi telewizor.

REPORTER

A czy pracownicy z tego korzystaj ?

REFERENT

Chwilowo nie, bo jeszcze trzeba okna wstawi .

Zreszt wielu jest takich, co to wol pój do

„Stodoły".

REPORTER

Do „Stodoły"?

REFERENT

Taka buda nad jeziorem. W soboty i niedziele

zabawy. I popi mo na.

REPORTER

A pan? Co pan robi po pracy?

KIEROWNIK

No, Lalek. Odpowiedz panu redaktorowi. Czego

si wstydzisz?

LALEK

background image

65

szła, Wysoki S dzie. G b tylko miała niena-

art .

REPORTER

Naprawd atmosfera tu jest nie do zniesienia.

Wychodz na rynek.

BABKA

Dzi kuj , panie, Bóg zapła . Stara niedoł na,

ale pami ta. Po ar był wtedy taki wielki. Jasno

jak w dzie . Ona krzyczała: „Pu cie mnie! Tam

s moje dzieci!" Porwała wszystko na sobie.

RADIO

...Ciało samego Gola, z materii równie nadprzy-

rodzonej co materia jego konia, dawało sobie rad

z wszelk rzeczow przeszkod , z wszelkim spot-

kanym w drodze przedmiotem, czyni c ze sobie

ko ciec i wchłaniaj c go, cho by to była klamka

u drzwi, na której oblepiała si natychmiast

i wpływała niezwyci enie jego czerwona szata

albo jej blada twarz, zawsze jednako szlachetna

i melancholijna, ale nie zdradzaj ca adnego

wzruszenia t transwertebracj ...

REPORTER

Północn stron rynku zajmuje spółdzielnia wie-

lobran owa: smoła, Brandys, perfumy, ła cuchy,

buty, perkal, kosy, pier cionki, zgrzebła, zegarki,

lusterka...

KIEROWNIK

Z zaopatrzeniem nie mamy teraz trudno ci, brak

nam jeszcze tylko niektórych cz ci.

REPORTER

Dwa zakłady zbiorowego ywienia. Restauracja

„Pojezierze" i jadłodajnia: barszcz ukrai ski, kot-

let, kaszanka.

KIEROWNIK

Je li chodzi o spo ycie wódki, to staramy si

je zast pi przez spo ycie wina. Prowadzimy

nowy gatunek pod nazw „Północne", które cie-

szy si du popularno ci w ród konsumen-

tów,

REPORTER

My l , e warto te zajrze do którego z zakła-

dów pracy. Zbli a si ju czwarta. Przepraszam,

jak doj do fabryki obuwia?

LISTONOSZ

Id tam.

REPORTER

Pan tutejszy?

LISTONOSZ

Listonosz.

REPORTER

Stale pan tu mieszka?

LISTONOSZ

Stale tu nawet kamieniem nie siedz . Ja za

Mikołaja w wojsku był. Nie to, co teraz, twarda

słu ba. Co si człowiek nacierpiał biedoty i tru-

background image

64

jak na dnie pudełka

w gnie dzie po osach

w zepsutym zegarze

- miasteczko moje

miasteczko

samo si toczy

nikt go nie nakr ca

od piania witu

a do piania mierci

REPORTER

Poeta Teodor oddala si poruszaj c kształtn gło-

w . Na chwil przystaje, jakby nasłuchiwał szu-

mu skrzydeł nad sob . No i znów jeste my na

rynku. Odjechały konie, wozy, ludzie. Teraz wy-

chodz głodne psy.

BABKA

Pami tam, wszystko pami tam. Oczu nie mam,

ale pami tam. Oczy mi teraz niepotrzebne.

REPORTER

Z czterech czarnych megafonów, ustawionych na

rogach rynku, na br zowe kału e ko skiego mo-

czu, na d bła słomy i grzbiety głodnych psów

spływa dojrzały fragment prozy.

RADIO

...Czasami miałem ju tylko krótkie chwile, tyle,

aby usłysze trzeszczenie wyschłej boazerii, aby

otworzy oczy, wlepi je w kalejdoskop mroku

i - dzi ki chwilowemu błyskowi wiadomo ci -

kosztowa snu, w którym pogr one s meble,

pokój, wszystko, czego ja byłem tylko cz stk

i z czym niebawem znów si ł czyłem w bezczu-

ciu: lub te pi c cofałem si bez wysiłku w mi-

niony na zawsze wiek...

REPORTER

S d powiatowy. Br zowa sala. Zapach mokrego

pierza, machorki, potu.

GŁOSY

No wi c jak z tym było? Łaciasta była. Mleczna.

Nie o to idzie. Kto j dostał w spadku? Ojciec

umarli w tysi c dziewi set dwudziestym pierw-

szym. Matka w trzy lata, jako tak na Wielkanoc.

To wiemy. Chodzi o krow . Kto j dostał? We-

ronka. Nijakiej krowy, prosz Wysokiego S du,

nie dostałam. Prosz Wysokiego S du, jest rze-

cz jasn , e moja klientka jako niepełnoletnia

nie mogła wej w posiadanie krowy. Nabyła

tylko prawo własno ci. Zgłaszam wniosek, aby

wobec trudno ci w ustaleniu stanu faktycznego...

Matka przed mierci mówi: „Tekla, uwa aj na

Józka, wiesz, jaki on lichy chłop". Wysoki S d

zechce uwzgl dni zasiedzenie. A kto za pochó-

wek zapłacił? Jaki tam pochówek. Trumna nawet

nie pomalowana. Prosz Wysokiego S du nie

zapomina , e z działu trzeba wydzieli maj tek

wniesiony przez Natali z Bu ków. Goła przy-

background image

63

Hodujesz goł bie? To bardzo ładnie.

DZIECI

On wczoraj jedn park ukradł.

CHŁOPIEC

Nieprawda

REPORTER

A co robisz ze swoimi goł biami? Sprzedajesz?

CHŁOPIEC

Nie.

REPORTER

A co?

CHŁOPIEC

Zamieniam.

REPORTER

To znaczy, jeste amatorem. Lubisz ptaki?

CHŁOPIEC

Ptaki nie za bardzo. Goł bie lubi .

REPORTER

egnamy naszego rezolutnego goł biarza...

POETA

Dzie dobry, redaktorze.

REPORTER

Có za miłe spotkanie. Zupełnie niespodziewa-

ne. Poeta Teodor, którego chyba nie musz na-

szym widzom przedstawia . Czy sp dza pan tu

urlop?

POETA

Tak. Jak co roku. Tu i nigdzie indziej. Jestem

bardzo zwi zany z terenem. Od lat zakochany

w tych stronach, i to nie bez wzajemno ci. Wczo-

raj kierowca autobusu zobaczył mnie na szosie

i zatrzymał pojazd.

REPORTER

To bardzo miło, bardzo miło. Czy mogliby my

prosi ?

POETA

No, je li to konieczne. Wiersz pod tytułem Mia-

steczko. Napisałem go dzi w nocy.

Na cztery spusty

miasteczko zamkni te

bł kitnym kluczem

jeziora i lasów

pióra zachodu

pisały histori

ale milczały

pióra kronikarzy

jeno historyk-

-fotograf opiewa

tłuste bobasy

wesela pogrzeby

jedyny pomnik

który tu ocalał

stoicka koza

w samym rodku rynku

mógłbym tu mieszka

background image

62

Dzisiejsze. Chuda nie jest, mi sna jest, nie chuda.

Ziarnem karmiona. Para dwa osiemdziesi t.

wie utkie. Jeszcze ciepłe. Niemałe. Takie jak

kurze. Ziarnem karmiona. Chuda nie jest. Le y

tak, bo upał. Gdzie tam, nie zdycha. Mi sna jest,

nie chuda. Suchy rok.

REPORTER

Granica mi dzy wsi i miastem jest płynna. Ob-

serwujemy tu zjawisko struktur przej ciowych,

wzajemnego przenikania i nieuniknionych anta-

gonizmów. Mo na obrazowo powiedzie , e mamy

tu ci gł walk mi dzy owsem a brukowcem.

RADIO (jw. koncert Chopina f-moll)

REPORTER

Domki parterowe, jednopi trowe. Jedyny budynek

dwupi trowy to s d. Skupione s wzdłu dwu, je li

tak mo na powiedzie , arterii. Na zachód ulica

Warszawska, ta, któr przeje d a autobus, ł czy

miasteczko z reszt kraju. Na ko cu jej "Hotel pod

Ró ". Do drzwi przybita kartka: 'Wła ciciel hotelu,

gdy konieczny, prosz puka w okno domku drew-

nianego". Na wschód aleja Lipowa przechodzi w

drog le n . Niedaleko granica. Na ko cu alei Li-

powej dom Bara skiego. Emeryt. Odnajmuje pokoje

letnikom. W zimie nie wychodzi z domu. Mówi, e

wilki podchodz a pod okna.

BARA SKI

Idzie panna Marysia do lasu, niech uwa a na

wilki.

MARYSIA

Takie na dwu nogach?

BARA SKI

Nu, nie ma miechu. S wilki w lesie.

MARYSIA

E tam.

BARA SKI

Ja tu mieszkam, to wiem. Jak panna Marysia

spotka wilka, to nie ucieka , nie krzycze , a pie-

wa . Sta w miejscu i piewa . To wilk nie ruszy.

REPORTER

Na lewo od alei Lipowej, nad jeziorem - Rybaki,

najubo sza, e tak powiem, dzielnica. Bardzo ma-

lownicza zreszt . W piasku jak wróble bawi si

dzieci. Chodzicie do szkoły?

DZIECI

Nie. My za małe.

REPORTER

A ty chodzisz?

CHŁOPIEC

Do trzeciej klasy.

REPORTER

A co robisz?

DZIECI

On, prosz pana, jest goł biarz.

REPORTER

background image

61

I. OPIS

REPORTER

Okolica ukształtowana przez lodowiec w epoce

dyluwium. Morena denna. Zandry. Torf. Margłe.

Glina i piasek. Piasek. Piaski neogenu. Piasek.

Na tym puszcza, a w niej małe jeziorka-suchary.

BABKA

Ja lepa, panie, ale pami tam, wszystko pami tam.

Nic, ino stek i lozy. Wojny i wojny bez ko ca.

REPORTER

Pocz tkowe osady Jad wingów. Wyt pieni przez

Krzy aków. Osadnictwo ruskie, litewskie i pol-

skie. W XV wieku miasto nale ało do bogatego

zgromadzenia kapucynów bosych. Czarna zaraza

dziesi tkuje ludno w XVI wieku. Prawa miej-

skie nadane przez Jana Sobieskiego. Wielki po ar

niszczy je w 1761 roku. Po rozbiorach przypadło

Rosji. O ywiona działalno powsta ców. Liczne

groby w lasach. Miejsce zimowej ofensywy Hin-

denburga. Dwadzie cia tysi cy zabitych. W latach

1944/45 trzy razy przechodziło z r k do r k.

Osiemdziesi t procent zniszcze .

BABKA

Ja lepa, panie, ale pami tam, wszystko pami -

tam. Strach taki padł na ludzi, e drzwi zawarli.

Tylko przez szpary patrzyli, jak oni przez miasto

p dz . Strzelali do wszystkiego, co ywe.

REPORTER

Siedem tysi cy mieszka ców. Fabryka obuwia.

Przetwórnia tytoniu. Tartak.

BABKA

Potem armaty zacz ły bi po chałupach. Kazali

wszystkim wyj i p dzili przed siebie. Wójcik

s siad schował si na stryszku. Wyci gn li i ubili.

Trzy dni le ał przed chałup jak wilk.

REPORTER

Jeste my na rynku. Rynek, jak wiadomo, serce

miasta. Przyje d a tutaj autobus z Warszawy.

GŁOS

Tylko w lecie.

REPORTER

Ratusza jako nie widz .

GŁOS

Spalony.

REPORTER

Na rynku ruch. Mnóstwo wozów. Czy tu zawsze

tyle furmanek?

GŁOS

Dzisiaj targ.

REPORTER

Nad rynkiem unosi si g sty zapach mleka, ja-

rzyn i ko skiego nawozu.

RADIO (fragment koncertu f-moll Chopina)

GŁOSY

Taniej nie kupi. Para trzy złote. wie utkie, pani.

background image

60

Lalek

(Sztuka na głosy)

Głosy:

REPORTER, BABKA, radio, glosy, BARA SKI, MA-

RYSIA, CHŁOPIEC, dzieci, POETA, KIEROWNIK,

LISTONOSZ, REFERENT, LALEK, RYBAK I, RY-

BAK II, JADZIA, MANIA, A., B., C, D., E., F., G.,

H., HELA, UK, LODZIA

background image

59

ONA

Podłog najlepiej wywiórkowa . Czy tam jest ta-

peta?

ON

Tapeta.

ONA

Trzeba j zedrze . I pomalowa . ON

Najlepiej na jasny kolor. ONA

ółty. ON

Tak, ółty. eby było zawsze jasno.

background image

58

ON

I posła po lekarza.

ONA

Blady jeste .

ON

Musz troch posiedzie .

ONA

Jak wygl da?

ON

Dobrze. To musiało si sta niedawno.

ONA

Le y?

ON

Tak.

• ONA

Trzeba j uło y , zanim zesztywnieje.

ON

Mo e poprosimy stró k ?

ONA

Lepiej wszystko załatwi samemu. Musimy wy-

st powa jako rodzina. Inaczej na pokój poło

łap .

ON

To b dzie nas troch kosztowało.

ONA

Trudno.

ON

I du o chodzenia.

ONA

We zwolnienie.

ON

Trzeba posła po lekarza. Musi by wiadectwo.

Nie mo na długo zwleka .

ONA

My lisz, e oni badaj . Dotkn tylko i wypełni

druczek.

ON

Wszystko jedno, ale to trzeba mie poza sob .

ONA

Najlepiej zatelefonuj.

ON

Tak. Chwil jeszcze posiedz .

ONA

Chcesz wody?

ON

Nic nie robiłem, a jestem piekielnie zm czony.

ONA

To nerwy. Musimy zaraz wzi si do roboty.

ON

Nie b dziemy mieli czasu rozpami tywa .

ONA

Trzeba jej rzeczy zapakowa i znie do piwnicy.

Zostawimy tylko łó ko. Do czasu a j zabior .

ON

Trzeba wywietrzy . Trzeba du o wietrzy .

background image

57

Niedługo wit.

ONA

Nie lubi witu. To tak, jakby do gardła lali eter.

ON

Staraj si zasn .

ONA

Nie mog .

ON

Jest tak, jakby my cał noc czuwali nad ni .

ONA

Nie mów o niej teraz.

ON

Za par godzin b dziemy to ju mieli poza sob .

ONA

Uwolnimy si .

ON

Jestem piekielnie zm czony. Nic nie robiłem,

a jestem piekielnie zm czony.

ONA

To nerwy. Zamknij oczy.

ON

Chciałbym, eby ju było po wszystkim.

7

ON

Jak my lisz, czy to jest teraz pewne?

ONA

Chyba tak. Cał noc paliło si tam wiatło. Teraz

te si pali. Kto pali w dzie wiatło?

ON

Mo e tylko osłabła.

ONA

Za długo to trwa.

ON

Co robimy?

ONA

Nie ma na co czeka . Trzeba wej .

ON

A je li zamkni te?

ONA

Wszystko jedno, trzeba wej .

ON

Mo e to jeszcze trwa.

ONA

Dłu ej nie mo na czeka . Mam i z tob ?

ON

Zosta tutaj.

ONA

Wracaj zaraz.

ON

Zobacz i wróc .

Pauza. On wraca.

ON

Koniec.

ONA

Trzeba zaraz otworzy okno.

background image

56

Mnie si nigdy nic nie ni.

ONA

To lepiej.

ON

Mo e lepiej. Gdy zasypiam, czuj , e umieram.

ONA

To nieprzyjemnie.

ON

Nic nie boli. Co si od nas oddziela i potem nie

mo e wróci . Kr y nad zamkni tym ciałem i

nie ma któr dy wej .

ONA

Mówmy o czym weselszym.

ON

Co kupimy, kiedy wygramy na loterii?

ONA

Samochód.

ON

Albo domek. Samochód i domek.

ONA

Jakiej marki b dzie nasz samochód?

ON

Nie wiadomo, na co dostaniemy talon. No i nie

wiadomo, czy wygramy.

ONA

Nie umiesz marzy .

ON

Spij lepiej. Ju pó no.

ONA

Nie mog . Lepiej rozmawiajmy. Dok d pojedzie-

my w lecie?

ON

Jak zwykle. Nad morze.

ONA

A mo e w góry.

ON

Jak pada w górach deszcz, to si mo na po-

wiesi .

ONA

Jak pada nad morzem deszcz, te si mo na

powiesi .

ON

Mo na pojecha na dwa tygodnie w góry i na

dwa tygodnie nad morze.

ONA

Wła nie.

ON

Tylko wtedy du o wydamy na kolej.

ONA

Przecie tylko tak mówimy.

ON

No to w porz dku.

ONA

Która godzina?

ON

background image

55

ONA

Na pewno.

ON

Najwa niejszy jest spokój. Mamy spokój. Jest

cisza.

ONA

Mo na jeszcze co spróbowa ?

ON

Co?

ONA

Nastawi na głos radio i otworzy drzwi od ko-

rytarza. Je li pi, to powinna si zbudzi .

ON

Spróbujmy.

ONA

Wyjd na korytarz i słuchaj.

Hała liwa muzyka.

ON

Zamknij, do diabła!

ONA

Co si stało?

ON

To wi stwo. To nie ma sensu. Teraz powinien

by spokój.

ONA

Jak długo b dzie to trwało?

ON

Nie wiem.

ONA

Trzeba si w ko cu na co zdecydowa .

ON

Robimy wszystko, co mo na zrobi .

ONA

Trzeba tam wej .

ON

Lepiej troch pó niej.

ONA

To ju chyba dojrzało.

ON

Poczekajmy do rana. Jest noc. Rano wszystko

inaczej wygl da.

6

ON

Nie pisz?

ONA

>

Nie.

ON

Dlaczego?

ONA

Nie mog .

ON

Ja te nie mog .

ONA

Boj si zasn , eby si nie niło.

ON

background image

54

ONA

Co poza tym widziałe ?

ON

Nic.

ONA

adnego ruchu?

ON

Raz jakby co przemkn ło. Ale to była skaza na

szybie.

ONA

To wszystko?

ON

Wszystko.

ONA

Niewiele.

ON

Wa ne jest, e wiatło si pali. Tam jest bardzo

jasno. Pali si górne wiatło i pewnie jeszcze

nocna lampka.

ONA

Ona nigdy tak długo nie pali wiatła.

ON

Tak. Chyba e jest sama. W ciemno ci człowiek

jest samotny. Nawet sprz ty nie mog go pocie-

szy . Kiedy wychodzili my, paliła wszystkie

wiatła. Ona bała si ciemno ci.

ONA

Dlaczego powiedziałe „bała si "? My lisz, e te-

raz ju si nie boi?

ON

To nie ma znaczenia. Czy słyszała co ?

ONA

Zdawało mi si , e kto krzykn ł. Ale to pewnie

na ulicy.

ON

Pewnie na ulicy.

ONA

To był wysoki krzyk. Tak nawołuj si młodzi.

Mo e mi si w ogóle przesłyszało.

ON

Prawdopodobnie. Zreszt tam si ju nic nie dzie-

je.

ONA

My lisz, e to koniec?

ON

Koniec czego?

ONA

Sam powiedziałe , e ju si nic nie dzieje.

ON

To znaczy, jest spokój.

ONA

Raczej cisza. Jeszcze inna ni wczoraj. Jak prze-

pa .

ON

To nerwy.

background image

53

ONA

Nie. Ma białe firanki do połowy okna.

ON

To dobrze. Teraz jest wieczór, b dzie wida .

ONA

Idziesz?

ON

Tak.

ONA

Pójd z tob .

ON

To nie jest konieczne.

ONA

Mam dobry wzrok.

ON

Ale trzeba, eby kto tutaj został i nasłuchiwał.

ONA

Nic przecie nie słycha .

ON

W ka dej chwili mo e si co sta .

ONA

Szybko wrócisz?

ON

Zobacz i wróc .

5

ONA

Dlaczego tak długo?

ON

Bała si ?

ONA

Mówiłe , e zaraz wrócisz.

ON

Chciałem co zobaczy .

ONA

No i co?

ON

Niewiele.

ONA

Ciemno?

ON

Nie, ale okno klatki schodowej jest troch z bo-

ku. Wida róg szafy. Na rodku pokoju krzesło.

Na krze le bielizna.

ONA

To znaczy, e jest w łó ku.

ON

Prawdopodobnie.

ONA

Szkoda, e łó ka nie wida .

ON

Wychylałem si , ale nie wida .

ONA

To by posun ło spraw .

ON

Jak to: posun ło?

background image

52

ONA

Nieprawda. Stukałe ciszej.

ON

To nie ma znaczenia. Nie odpowiada. Mo e pi?

ONA

Je li pi mocno, nie zbudzi si .

ON

Swoj drog wolałbym wiedzie .

ONA

Wczoraj było cicho, ale dzisiaj jest ciszej.

ON

Nie rozumiem.

ONA

Wczoraj było cicho, ale dzisiaj jest ciszej.

ON

Co to znaczy?

ONA

Nie ciszej, ale bardziej głucho. Wczoraj było tak,

jakby tam kto był, ale cicho siedział. Dzisiaj

jest tak, jakby nie było nikogo.

ON

My lisz, e wyszła?

ONA

Wcale tego nie my l .

ON

Czy na korytarzu nic nie czuła ?

ONA

Co miałam czu ?

ON

No, zapach jaki .

ONA

Nic nie czułam.

ON

Nic? Mo e zapach lekarstwa? To by znaczyło, e

jest chora. Jakby było czu , toby my wiedzieli.

ONA

Tak. To byłaby wiadomo .

ON

Mo e jeszcze raz zastuka ?

ONA

To nie ma sensu. Lepiej zobaczy .

On

Ale jak?

ONA

Jej okna wida z kamienicy naprzeciw.

ON

No to co?

ONA

Mo na wej na klatk schodow i zobaczy .

ON

My lisz, e b dzie wida ?

ONA

Mo na spróbowa .

ON

Czy ona nie ma zasłon na oknach?

background image

51

Je li chodzi, musiała go wczoraj nakr ci .

ONA

Niekoniecznie. Stare zegary nakr ca si raz na

tydzie .

ON

Racja. Chciałbym jednak wiedzie .

ONA

Pr dzej czy pó niej to si wyja ni.

ON

Nie ma powodu do alarmu.

ONA

Najwa niejsze, eby my byli spokojni.

ON

Wiesz, mam pomysł.

ONA

No?

ON

Zróbmy do wiadczenie. Udawajmy, e przybijamy

obraz. To tak, jakby my do niej pukali. Je li si

odezwie, to b dzie dowód.

ONA

Dobry pomysł. Tylko po co si spieszy . Mo na

to zrobi jutro, je li si nic nie zmieni.

ON

Tak. Nie ma po piechu. Po piech mo e wszystko

popsu .

4

ON

No jak?

ONA

Nic. Rano te nic.

ON

Jak to rozumiesz?

ONA

Co si stało.

ON

Ale co?

ONA

Nie wiem. Czasem lepiej nie wiedzie .

ON

Na razie. Ale to si musi rozstrzygn . Albo tak,

albo tak.

ONA

Wczoraj mówiłe , e zastukasz.

ON

Mog zastuka . Min ło ju czterdzie ci godzin.

Stuka, nadsłuchuj .

Nic.

ONA

Nawet si nie poruszyło. Jeszcze raz zastukaj.

Stuka, nadsłuchuj .

Dlaczego teraz stukałe ciszej?

ON

Wcale nie stukałem ciszej. Stukałem tak samo,

a nawet troch mocniej.

background image

50

Ciasno, a w gardle ciska.

ON

Za du o ludzi na ziemi.

ONA

Wła sobie na plecy.

ON

W ko cu b dziemy sta ciasno stłoczeni od oce-

anu do oceanu. Na brzegach b dzie si topiło

starców.

ONA

Cicho. Rusza si . Posłuchaj.

Pauza.

ON

Nic nie słysz .

ONA

Tak jakby łó ko skrzypiało.

ON

Złudzenie.

ONA

Ciszej. Teraz.

Pauza.

Tak. Nic. Ostatni raz słyszałam j wczoraj wie-

czór. Było to zupełnie wyra ne. Co upadło na

ziemi .

ON

Mo e to ona upadła.

ONA

Nie, to była pokrywka.

ON

A potem nic.

ONA

Nic.

ON

To ju dwadzie cia godzin.

ONA

Jak my lisz, co si tam dzieje?

ON

Nie wiem.

ONA

Ja te nie wiem.

ON

Warto zajrze .

ONA

Oszalałe !

ON

Nie mówi , eby wchodzi . Ale zobaczy .

ONA

Próbowałam przez dziurk od klucza. Nic nie

wida . Na klamce wisi co białego.

ON

Ciszej. Co si poruszyło.

Pauza.

ONA

To zegar.

ON

background image

49

3

ONA

Daj spokój.

ON

No.

ONA

Przesta .

ON

Dlaczego?

ONA

Nie mog teraz.

ON

Znów wariujesz.

ONA

Jak b dziemy sami.

ON

Jeste my sami.

ONA

Ona...

ON

Co ona?

ONA

Złazi z łó ka, idzie do ciany i słucha.

ON

Bzdura.

ONA

Poczekajmy, a za nie. W lecie mieli my nad

morzem mały pokoik. Osobny, na stryszku. Za

cian tylko nietoperze. Byli my szcz liwi.

ON

Czterna cie dni.

ONA

Niedługo ju nie b dziemy mogli na siebie pa-

trze . Znam ju ciebie na pami . Czasem mam

ochot odej .

ON

Trzeba si gubi i znajdowa . To jest potrzebne

dla miło ci.

ONA

Mogliby my razem wyjecha .

ON

Dok d?

ONA

Do innego miasta.

ON

W innym mie cie to samo.

ONA

Wsz dzie to samo.

ON

Czasem chc mi si biec i krzycze .

ONA

Co krzycze ?

ON

Aaaooo! Tak.

ONA

background image

48

ON

Czy nie domy la si , kto pisał?

ONA

Chyba nie.

ON

A nie sprawdzi tego?

ONA

Jak? Przecie nie wychodzi.

ON

Prawda. Ale to musiało na niej zrobi wra enie.

ONA

Na pewno. Od wczoraj zamyka si na klucz.

ON

To znów nie jest dobrze. Zanadto si wycofała.

ONA

Mo e umrze i nawet nie b dziemy wiedzieli.

ON

Trzeba nasłuchiwa . Cicho.

Pauza.

ONA

Nic nie słycha . Pewnie le y w łó ku. Ostatnio le

wygl dała. Nie ubierała si . Cały dzie w szlafro-

ku. Skór miała ółt i such . Ona ju si pewnie

nie poci i nie płacze. mier - to wysychanie.

ON

Nawet zaschły jej oczy. Czasem bałem si , e

wypadn jak szklane paciorki.

ONA

Ostatnio bardzo wyłysiała. Przedtem wi zała so-

bie na karku mały koczek. Niedawno stan ła

tyłem do mnie. Zobaczyłam, e rodek głowy ma

łysy. Wida było po prostu ró ow , piegowat

skór .

ON

I chodzi tak, jakby zwi zana była sznureczkami.

Poci gn mocniej, a wszystko si rozsypie.

ONA

Trzeba teraz uwa a . Wci trzeba słucha . Ci-

szej.

Pauza.

ON

Nic nie słycha .

ONA

Ona jest za lekka. Podłoga pod ni nie skrzypi.

Tylko rano i w południe słycha , jak sobie go-

tuje.

ON

Kiedy byłem mały, złapałem je a. Wsadziłem go

do pudła od butów i zwi załem sznurkiem. Roz-

mawiałem z nim. Stukałem palcem, a on si

ruszał. Potem przestał.

ONA

Do czego zmierzasz?

ON

Do niczego. To wspomnienie.

background image

47

Pomów ze star . Powiedz, e si spodziewamy

dziecka.

ONA

Ucieszy si . Ona lubi dzieci.

ON

Zaproponuj odst pne. Starzy lubi pieni dze.

ONA

Nie b d z ni mówi .

ON

No to zgnijemy tu.

ONA

Długo ona mo e y ?

ON

Długo. Nic nie robi.

ONA

Ale je n dznie. Mleko, kasza.

ON

To jej wystarczy.

ONA

Ile wła ciwie ma lat?

ON

Siedemdziesi t albo osiemdziesi t.

ONA

Je eli siedemdziesi t, po yje jeszcze dziesi

lat.

ON

To nie da si przewidzie . Zawsze mo e przyj

choroba.

ONA

Pocieszmy si .

ON

Tak, jeste my bezsilni. Mo emy tylko czeka .

ONA

Napiszmy list do niej.

ON

Jaki list?

ONA

Niby urz dowy. "Na podstawie uchwały z dnia...

wzywa si do opuszczenia bezprawnie zajmowa-

nego lokalu." Podpis nieczytelny. I wysła poczt .

ON

Mo na spróbowa . Nie mamy nic do stracenia.

2

ON

Dostała ju ?

ONA

Wczoraj w południe.

ON

No i co?

ONA

No widzisz co? Nic.

ON

Musiała si przerazi ?

ONA

Pewnie.

background image

46

w domu.

ONA

Wszystko jedno.

ON

Trzeba co mie własnego. Prze cieradło, podusz-

k .

ONA

Za ycia. Ale potem?

ON

Potem tak e. Kawałek ziemi, deski na krzy .

ONA

Po co? eby oznaczy miejsce, gdzie si zlatuj

krewni.

ON

Nie to. Chce si co mie . To chroni. Kiedy czło-

wiek jest nagi - umiera. Ona te si broni: trzema

garnkami, parawanem, kluczem do drzwi.

ONA

mier wchodzi przez komin.

ON

I zastaje nas przy stole z ustami pełnymi chleba.

Pauza.

ONA

Nie ma co si roztkliwia . Trzeba radzi . Po

co my tu wle li?

ON

Kto mógł wiedzie , e to potrwa trzy lata. Wy-

dawało si , e lada chwila.

ONA

Ja wiedziałam.

ON

Ty wszystko wiesz, tylko nic nie mówisz.

ONA

Pytałe ?

ON

Sko czmy.

ONA

No wła nie, sko czmy.

ON

Co chcesz?

ONA

eby znalazł wyj cie.

ON

Mam j zar ba siekier ?

ONA

Nie krzycz. Nie jeste straszny. Jeste mieszny.

ON

Mam tego dosy .

ONA

To był twój pomysł.

ON

No i co?

ONA

Teraz ja si m cz . Ciebie nie ma pół dnia.

ON

background image

45

Drugi pokuj

Osoby:

ON

ONA

TO, CO JEST ZA CIAN

1

ONA

Nie mog na ni patrze .

ON

Odwracaj si .

ONA

Tak zrobiłam.

ON

Dzisiaj?

ONA

Tak. Wchodzi do kuchni: „Czy mog zagrza wo-

d ?" Zdejmuje garnek. Ona stawia czajnik: „Zim-

no". Ja nic. „Co pani ma mi za złe?" Odwróciłam

si do okna. Bierze czajnik i wychodzi. Teraz

b dzie spokój.

ON

My lisz?

ONA

Ona jest ambitna. Tylko ty nie mów do niej. Ani

słowa. Powietrze.

ON

Co to pomo e? Nie wyprowadzi si .

ONA

Ale b dzie spokój.

ON

Masz racj . Przestanie skrzecze histori o swojej

córce, co si zgrzała na balu, napiła wody i umarła.

ONA

Ciebie oszcz dzała. Mnie opowiadała wszystko:

porody, wesela, romanse ciotek, awanse wujów.

Jakie lubili grzybki i jak wygl dali w trumnie.

ON

Jest sama.

ONA

No to co?

ON

Na pocz tku mówiła, e b dzie dla nas jak matka.

ONA

Dzi kuj . Zwykły egoizm. Dlaczego nie chciała

zgodzi si na przytułek?

ON

Starzy boj si przytułku jak chłopi szpitala.

Tam si idzie umrze .

ONA

Gdzie trzeba.

ON

Lepiej w domu. Człowiek wstydzi si mierci.

Wie, e b dzie le ał na wznak z otwartymi ustami

i wszystko b dzie mo na z nim zrobi . Lepiej

background image

44

Zeusa Cudotwórcy i zachwalam mały palec, ta-

maryszek, kamyki.

Nie mam ani uczniów, ani słuchaczy. Wszyscy

stoj zapatrzeni jeszcze w wielki po ar epopei.

Ale to ju dogasa. Niedługo zostan tylko osma-

lone ruiny, które zdob dzie trawa. Ja jestem

trawa.

Czasem my l , e mo e uda mi si z nowych

wierszy wyprowadzi nowych ludzi, którzy nie

b d dodawali elaza do elaza, krzyku do krzy-

ku, przera enia do przera enia.

Mo na przecie ziarno do ziarna, li do li cia,

wzruszenie do wzruszenia.

I słowo do milczenia.

PROFESOR

...ecji. Ubóstwo wiata poetyckiego Anonima

z Milo pozwala przypuszcza , e nie miał on na-

st pców i e...

bogowie tak jak zakochani

lubi ogromne milczenie

background image

43

byłby sporym robakiem

jest to osobliwy palec

jedyny na wiecie mały palec lewej r ki

dany mi bezpo rednio

inne małe palce lewej r ki

s zimn abstrakcj

z moim

mamy wspóln dat urodzin

wspóln dat mierci

i wspóln samotno .

tylko krew

skanduj ca ciemne tautologie

spina dalekie brzegi

nici porozumienia

Bardzo ostro nie zacz łem bada wiat. Wszystko,

co dotychczas o nim wiedziałem, było nieprzydatne.

Jak dekoracje z innej sztuki. Trzeba było pozna-

wa na nowo, zaczynaj c nie od Troi, nie od

Achillesa, ale od sandału, od sprz czki przy san-

dale, od kamyka potr conego niedbale na drodze.

Kamyk jest stworzeniem

doskonałym

równy samemu sobie

pilnuj cy swych granic

wypełniony dokładnie

kamiennym sensem

0 zapachu który niczego nie przypomina

niczego nie płoszy nie budzi po dania

jego zapał i chłód

s słuszne i pełne godno ci

czuj ci ki wyrzut

kiedy go trzymam w dłoni

1 ciało jego szlachetne

przenika fałszywe ciepło

kamyki nie daj si oswoi

do ko ca b d na nas patrze

okiem spokojnym bardzo jasnym.

Do Miletu nie wróc nigdy. Tam został mój krzyk.

Mógłby mnie dopa w jakim zaułku i zabi .

Mi dzy krzykiem narodzin

a krzykiem mierci

obserwujcie swoje paznokcie

zachód sło ca

ogon ryby

a tego co zobaczycie

nie wyno cie na rynek

nie sprzedawajcie po cenach okazyjnych

nie krzyczcie

mi dzy wrzaskiem pocz tku

a wrzaskiem ko ca

b d cie jak nie dotkni ta lira

która nie ma głosu

ma wszystkie

To jest dopiero pocz tek. Pocz tek zawsze jest

mieszny. Siedz na najni szym stopniu wi tyni

background image

42

miejsca. wi te miejsce to była wyspa Milo.

ródło i wi tynia Zeusa Cudotwórcy.

Przy ródle był ogromny tłok. Zgodnie z instrukcj

kapłanów trzeba si było ochlapa wi con wod

1 gło no wypowiedzie pro b . Wrzask był nieopi-

sany. „Hipiasz prosi, aby odrosła mu uci ta noga."

„Antykiea błaga, aby znów mogła rodzi i eby

m do niej wrócił." Ja krzyczałem najgło niej,

głosem ciemnym i ci kim od łez: „Homer domaga

si zwrotu oczu!" Trzy dni, i cudu nie było.

W nocy poszedłem do wi tyni i powtórzyłem

pro b . Głos si owin ł wokół kolumn, odbił si

od pułapu i płasko upadł pod nogi. Wdrapałem

si na ołtarz i dotkn łem twarzy boga. Usta miał

zamkni te jak muszla. Był lepy jak ja.

Zrobiło mi si al i aby go pocieszy , uło yłem

mał od .

Rzucałem długo w gór

gruby sznur mego krzyku

aby ci ci gn na ziemi

wracała pusta p tla

teraz wiem

ani z krwi

ani z ko ci

ani nawet

z ciała my li

tylko w wielkiej ciszy

mo na wyczu

puls twego istnienia

nieustanny i znikliwy

jak fala wiatła

poci gaj cy

jak wszystko czego nie ma

składam ci hołd

dotykaj c ciała

twej nieobecno ci.

Nie miałem wiele czasu, eby zajmowa si bo-

giem. Działy si rzeczy wa niejsze. W ciemno ci

i milczeniu dojrzewało moje ciało. Było jak ziemia

na wiosn , pełna nieprzeczutych mo liwo ci. Mo-

ja skóra porastała nowym dotykiem. Zacz łem

si odkrywa , bada i opisywa .

Naprzód opisz siebie

zaczynaj c od głowy

albo lepiej od nogi

ci lej od lewej nogi

albo od r ki

od małego palca lewej r ki

mój mały palec

jest ciepły

lekko zagi ty do rodka

zako czony paznokciem,

składa si z trzech członów

wyrasta wprost z dłoni

gdyby był od niej oddzielony

background image

41

Poznaj po wirze: widz teraz stopami.

ELPENOR

No i ju dom. Nasz dom, ojcze. Popatrz.

Homer krzyczy.

PROFESOR

...ecji. Jak ju zaznaczyłem, to drugie odkrycie

nie ma wła ciwie wielkiego znaczenia. Anonim

z Milo w porównaniu z Anonimem z Miletu to

karzeł przy olbrzymie.

Kapie woda z kranu.

...tematy niewa ne i pospolite. Anonim nie waha

si po wi ci wiersza tamaryszkowi, ro linie wul-

garnej, płodnej i bez adnego po ytku.

HOMER

opowiadałem bitwy

baszty i okr ty

bohaterów zarzynanych

i bohaterów zarzynaj cych

a zapomniałem o tym jednym

opowiadałem burz morsk

walenie si murów

zbo e płon ce

i przewrócone pagórki

a zapomniałem o tamaryszku

kiedy le y

przebity włóczni

a usta jego rany

domykaj si

nie widzi

ani morza

ani miasta

ani przyjaciela

widzi

tu przy twarzy

tamaryszek

wst puje

na najwy sz

such gał zk tamaryszku

i omijaj c

li cie brunatne i zielone

stara si

ulecie w niebo

bez skrzydeł

bez krwi

bez my li

bez -

PROFESOR

Niewa no tematu idzie w parze z uwi dem

formy, która...

Woda kapie z kranu.

HOMER

No có , musz si przyzna . To ja napisałem

0 tamaryszku. Jak do tego doszło?

Na trzeci dzie po wypadku na rynku wyjechałem

z Miletu. Sam. Rodzaj pielgrzymki do wi tego

background image

40

Nie mamy si po co spieszy .

HOMER

Masz racj , synku. Nie spieszmy si .

Pauza.

HOMER

Kiedy mam oczy zamkni te, uspokajam si . Ale

trzeba je b dzie w ko cu otworzy .

ELPENOR

Zróbmy prób przed samym domem.

HOMER

Dobrze.

ELPENOR

Co robisz, ojcze?

HOMER

Badam twarz. Wszystko jest na miejscu. Oczy

te s na miejscu. Obrzydliwe uczucie, gdy ci

nagle opuszcza co najbardziej twego.

ELPENOR

Dobrze tu.

HOMER

Tak, dobrze. Spokój, cie .

ELPENOR

Połó si na ławce. Nakryj ci twarz płaszczem.

HOMER

Opiekujesz si mn jak Antygona Edypem.

Tylko e Edyp o lepł naprawd . Mów co , syn-

ku.

ELPENOR

Kiedy kupimy hotel, nie b dziesz musiał wycho-

dzi z domu. Sło ce ci szkodzi.

HOMER

Tak. Bardzo szkodzi.

ELPENOR

Hotel b dzie w ród drzew. W cieniu.

HOMER

Trzeba go b dzie jako nazwa .

ELPENOR

„Pod Chrapi cym Kupcem". To przyci ga kupców

i złodziei.

HOMER

Albo „Pod Okiem Zeusa". To przyci ga pielgrzy-

mów i umiarkowanych ateistów.

ELPENOR

B dziemy mieli du o słu by.

HOMER

I dobre wina. Tylko my obaj b dziemy nosili

klucz od piwnicy.

Pauza.

ELPENOR

Ojcze. Chod my.

HOMER

Dobrze. Id my. To ju niedaleko, prawda?

ELPENOR

Jeszcze ten zakr t.

HOMER

background image

39

Jak b dziesz miał oczy zamkni te, wypoczniesz

lepiej.

HOMER

Tak. Masz racj . To uspokaja.

ELPENOR

A widzisz.

HOMER

Okropnie głupio mie otwarte oczy i nie widzie

niczego.

Pauza.

HOMER

Czy my lisz, e jak otworz oczy, to b d widział?

ELPENOR

Na pewno. Ale na razie tego nie rób. Nie ma

po piechu.

HOMER

Tak. Nie ma po piechu.

ELPENOR

Mo e chciałby usi

?

HOMER

Ch tnie, ale wyjd my naprzód z miasta. Mury

zamykaj si teraz nade mn jak woda.

Pauza.

ELPENOR

Pi knie piewałe .

HOMER

To ze strachu. Od rana prze ladował mnie strach.

Chciałem go zabi krzykiem.

ELPENOR

Zabiłe go poezj .

HOMER

Poezja to krzyk. Wiesz, co zostaje z poematu,

kiedy usuniesz wrzaw ?

ELPENOR

Nie wiem.

HOMER

Nic.

Pauza.

HOMER

Jak my lisz, to nie mo e tak zosta ?

ELPENOR

Na pewno przejdzie. Czy nie czujesz si lepiej?

HOMER

Lepiej. Ale wolałbym na razie nie otwiera

oczu.

ELPENOR

Pewnie.

HOMER

Usi d my tutaj. Gdzie jeste my?

ELPENOR

Koło fontanny Pana.

HOMER

No oczywi cie, słysz przecie . To ju tylko dwa

kroki od domu.

ELPENOR

background image

38

Co si stało, ojcze?

HOMER

Prowad do domu.

ELPENOR

Ale musisz doko czy . Wszyscy czekaj na to.

HOMER

Do domu.

Wychodz z gwaru, pauza.

HOMER

Id wolno, mój mały. Co z oczami moimi si

stało.

ELPENOR

Bol ?

HOMER

Nie.

Pauza.

HOMER

Zbli si , synku, i popatrz mi w oczy. Co widzisz?

ELPENOR

Siebie w rodku. I drzewa. I miasto.

HOMER

A ja tego nie widz . Nic. Nic.

ELPENOR

Widzisz tylko mgł ? Tak jak przedtem, kiedy ci

si to zdarzało.

HOMER

Nawet mgły nie widz . Nic.

Pauza.

ELPENOR

Zm czony jeste , ojcze. Biały blask idzie od kamieni.

HOMER

Biały, mówisz.

ELPENOR

Tak. Czy to dziwne?

HOMER

Nie, to normalne. Dziwne jest to, co ja mam

teraz w oczach. To nie jest nawet czer . To kolor

pustki.

Pauza.

HOMER

Zupełnie nie rozumiem, co si stało. Jak my lisz?

ELPENOR

Wrócisz do domu i wypoczniesz.

HOMER

Przecie nie o lepłem.

Pauza.

HOMER

Kiedy piewałem o mierci wo nicy, widziałem

jeszcze zupełnie dobrze. Zauwa yłem, jak Sefar

zostawił poder ni tego barana, wytarł r ce

z krwi o fartuch i ruszył ku nam. W tym mo-

mencie miałem ich wszystkich w r ku. Byłem

szcz liwy.

ELPENOR

Wiesz co, ojcze. Zamknij oczy. Ja ci poprowadz .

background image

37

Agamemnon pierwszy jest gotów, dogl da

szyków, przynagla,

Piramed jest z Archimedem, Kastor, Euryloch

i Pandar.

Kopyta, trzaskanie biczów, wołania, skrzypienie

wozów,

Budz Trojan, wi c bramy otwieraj si z trzaskiem,

Dwa pułki pieszych i konnych, zwini te teraz

jak pi ci,

Stoj jeszcze w mgle mlecznej, widni z daleka

jak las.

Agamemnon miecza dobywa. Studzi go na

powietrzu,

A potem ogromnym zamachem rozgrzewa,

zawadza o sło ce,

A słycha syczenie elaza — na to stłumiony

okrzyk.

Ruszaj . Szum jest pot ny, jakby sandał olbrzyma

Po kamieniach si sun ł, a ju kamie o kamie ,

Metal o metal i rzemie , wspaniały hałas rzeczy,

Lecz ludzie s jeszcze niemi, sp tani p dem

i my l

O martwych wodach Erebu -

Euryloch tu przy Ajaksie. Napomina go Ajaks

(pomny na sen i wró b , złaman kolumn dymu):

- Bacz, miły, aby unikał łucznika Trojan

Demetra -

Oszczep rozdziera rozmow . Pada wo nica Ajaksa,

Krzyk jego krótki, jak gdyby urwane wodze

ci gnione

Przez oszalałe konie. Strach wspólny zwierz tom

i ludziom,

Włosy si je pod hełmem, pot i trz sienie kolan.

Wi c aby zmóc przera enie, olbrzymi tarcz

krzyku

Podnosz nad sob Grecy. Bitwa jest wielka

i pi kna.

Wrzawa, tak miła bogom jak tłuste mi so ofiar,

Ro nie w gór i w gór dochodzi do boskich uszu

Ró owych od snu i szcz cia, wi c schodz

bogowie na ziemi .

Tak si zaczyna poemat. Czym e bowiem jest

epos,

Je li nie w złem grubym ludzi, elastwa i bogów,

Sczepionych z sob w konwulsjach, z czerwonym

kogutem na szczycie.

Opiewa przera enie ten kogut, ten kogut, ten...

Nagła pauza.

HOMER

Elpenor!

ELPENOR

Jestem przy tobie, ojcze.

HOMER

Idziemy do domu.

ELPENOR

background image

36

Wszystko, głuptasie. Kolor, zapach, hałas. Wszy-

stkie głosy ycia: mamrotania ebraków, pisk

dziewcz t przyciskanych w tłumie, b ben stra -

nika, krzyk warzywników i ryk zwierz t uwi -

zanych za rogi. Na to przychodzi poeta i zaczyna

si walka.

ELPENOR

Walka?

HOMER

Tak. Musz ich przekrzycze , zagłuszy , odebra

im głos, połkn go i potem wydoby z siebie.

ELPENOR

To wielka m ka.

HOMER

I rado . Jestem wtedy pełny jak wiat.

ELPENOR

Tego wła nie najbardziej nie lubi , kiedy pod

koniec... głos ci si podnosi i zaczynasz krzycze .

HOMER

Dlaczego?

ELPENOR

To tak, jakby si bał i wołał o ratunek. Czy ty

si boisz wtedy?

HOMER

Nie. Wtedy walcz .

ELPENOR

Z kim?

HOMER

Ze strachem.

Głosy rynku.

HOMER

No, ale jeste my na miejscu. Zaczynamy praco-

wa .

ELPENOR

Obywatele! Znany na kontynencie i na wyspach

poeta Homer, ulegaj c waszym namowom, mimo

nawału pracy postanowił da koncert. Po raz

pierwszy wykonany zostanie opis siódmej bitwy

pod Troj . Rzecz sko czona dzi o wicie i nigdzie

nie publikowana. Cz

dochodu przeznaczona

zostanie na cele religijne: zakup szklanych oczu

dla pos gu Hery.

HOMER na tle wzbieraj cej muzyki

Wła nie wit. Deszcz ró owy pada na blach

nieba.

Pierwszy szelest w zatoce. Ptak uduszony we nie.

Z bagien wstaj mgły blade, niezno nie ciche,

jak zmarli.

Ju w namiotach skórzanych, o które czochra si

wiatr,

Słycha metal na metal padaj cy i głosy

Dzie przynosz , dzie pełny, dzie odwini ty

z nocy

Jak z pieluch krzycz ce niemowl , pij ce

wspaniałe powietrze.

background image

35

i dlatego bardzo płaskie. Ja wszedłem w rodek.

Zrobiłem z eposu gór , ci k materi , która si

d wiga z ziemi do nieba i si ga bogów.

Moi poprzednicy opanowywali uczucie opanowuj c

głos. mieszny zabieg i kłamstwo wobec natury.

Ja odkryłem ludzk potrzeb krzyku. Dopóki

strach mieszka w człowieku, trzeba krzycze .

Teraz jest południe. Miasto jest białe od upału.

Wszystko pokryte cichym kurzem, ale pod spo-

dem jest krzyk.

GŁOS KOBIECY

Dok d, Homerze?

HOMER

Id si przej .

GŁOS KOBIECY

Wiesz przecie ...

HOMER

Wiem, wiem.

GŁOS KOBIECY

Wczoraj znów ci bolały.

HOMER

Ale dzisiaj jest lepiej.

GŁOS KOBIECY

Nie chod na rynek. Obiecaj.

HOMER

Obiecuj .

GŁOS KOBIECY

I unikaj sło ca. Elpenorze, pilnuj ojca.

ELPENOR

Znów jeste my nieposłuszni.

HOMER

Trudno, mój mały. Nie mng w domu wysiedzie .

ELPENOR

Dlaczego?

HOMER

Gdy si zbli a południe, cisza jest nie do wytrzy-

mania. Słycha , jak na strychu roj si osy. Skóra

cierpnie.

ELPENOR

Masz spokój. Mo esz układa wiersze.

HOMER

Wtedy nie my l o wierszach.

ELPENOR

A o czym?

HOMER

O rynku. Jak o morzu; eby wej po szyj .

ELPENOR

Tak bardzo lubisz rynek?

HOMER

Nic pi kniejszego, synku. Podpłomyki z cebul

pachn lepiej od marmurów. I oddam głowic

jo sk za główk kapusty.

ELPENOR

Co w tym ładnego?

HOMER

background image

34

6° tematy zwi zane z yciem codziennym

7° i inne.

Woda kapie z kranu.

... a taki na przykład fragment wiadczy o sile

poetyckiej wyobra ni Anonima:

Hermes o stopach cichych spieszy do ło a

Gorgiasza,

który chrapaniem podpiera płócienny strop

namiotu,

do ucha u pionego szepcze, by stan ł po stronie

Gymeda, którego ojciec dzier ył Lemnos bogat

w pszenic ; a brat jego starszy, mocarny w pi ci

Atarchos,

przez Hellespont egluj c ci gn ł gniew Apollina

za przemoc zabran Bryzejd , z której zrodzony

jest Kastor, przyczyna złego, zbyt dufny poniechał

ojca,

białobrodego Nikosa...

Brz k tłuczonego szkła.

HOMER krzyczy

Do ! Nie mog słucha tej parodii. Naprzód Wer-

giliusz, potem tłumacze, filolodzy, archeolodzy...

Został ze mnie podr cznik mitologii i model, na

którym ucz si rozbiorów stylistycznych.

Mam czterdzie ci pi lat. Mieszkam w Milecie.

ona, syn, dom z ogrodem.

Bardzo lubi Milet. Ruchliwe miasto. W sam raz

tyle hałasu, ile potrzeba do ycia. Klimat zdrowy.

Publiczno ch tna i bogata.

Z pocz tku pracowałem na statku. Ale miałem

wypadek, upadłem na pokład i straciłem wzrok,

lekarze mówili, e to wstrz s, e przejdzie. Ale

nie jest z tym całkiem dobrze. Nie nadawałem

si ju do pracy na morzu, wi c pracowałem

w porcie jako dozorca. Głos zawsze miałem dob-

ry. Mocny jak sztorm. Koledzy namawiali, e-

bym urz dził koncert. Zrobiłem - chwyciło. Był-

bym wła ciwie szcz liwy, gdyby nie te oczy.

Lekarze ka mi jak najdłu ej przebywa

w ciemno ci i unika sło ca. ona zamyka

mnie w domu. Musz wymyka si . To troch

o mieszaj ce.

Nie mog teraz przerywa , gdy mam najwi ksze

powodzenie. Za par lat b d mógł pój na eme-

rytur . Kupi du y hotel w rodku miasta. Pełen

ycia i hałasu - od piwnic, gdzie tocz beczki,

do szeptu kochanków w najta szych pokoikach

pod strychem. Wtedy b d szanował oczy. B d

patrzył przez przymru one powieki na wiat, któ-

ry do mnie przychodzi. Chciałbym tak e popra-

cowa nad teori epopei. My l , e w tej dzie-

dzinie zrobiłem co nieco .

Dla moich poprzedników epopeja to była równina.

B bnili monotonnym głosem bitwy, pochody, zbu-

rzone miasta i ogie . Wszystko widoczne z daleka

background image

33

PROFESOR zaczyna zawsze tak samo, jak płyta pu-

szczona nie od pocz tku

...ecji. Wykopano fragmenty... W cz ci dolnej...

Artemidy w Milecie.

Odkryta na pocz tku XX wieku przez Evensa,

nie została przebadana do ko ca. Odkrywc zmy-

liła spora warstwa gruzu stwardniałego jak ska-

ła, pod któr Evens nie spodziewał si znale

ju niczego. Wzi li my pod uwag ródła, co

prawda do pó ne, bo z okresu wojen perskich,

mam na my li Apolloroda z Dioros, a zwłaszcza

Eutyfrona Starszego, historyka drugorz dnego,

ale do wiarogodnego, który...

Woda kapie z kranu.

... oczekiwania i stanowi wydarzenie przełomo-

we dla nauki. W cz ci nazwanej przez nas

Trzecim Miastem odkryli my najstarsze znane

zapisy homerydów, które stanowi niew tpliwie

fragmenty Iliady co najmniej na dwa wieki

przed ostateczn urz dow redakcj , w jakiej

dotarł ten poemat do naszych czasów. Pracuj ca

równoległa z nami ekspedycja na wyspie Milo

odkryła równie ródła pisane, ale bezwarto -

ciowe pod wzgl dem artystycznym (wspomn

o nich nawiasem na ko cu), wa ne tylko jako

potwierdzenie naszej tezy, e ywotny o rodek

artystyczny znajdował si w Azji Mniejszej,

a nie na półwyspie, który...

Woda kapie z kranu.

... kim e był ów Anonim? To tylko wiemy, e

Grekiem, ale z fragmentów, jakie pozostawił, mo-

emy sobie odtworzy jego portret.

Wi c przede wszystkim człowiek u szczytu kariery

i szcz liwy (cenne uwagi o sztuce złotniczej), oso-

bowo mocna, uderzaj ca przede wszystkim

ogromnym opanowaniem i spokojem. adnej ner-

wowo ci, zupełny brak przesady w u ywaniu rod-

ków ekspresji, która niestety stanowi tak wielk

skaz sztuki współczesnej. A nade wszystko -

chciałoby si zawoła - adnego podnoszenia głosu,

ład w uczuciach - ład w mowie. Nawet na okru-

cie stwa wojny patrzy chłodnym okiem prawdzi-

wego epika. Szlachetny umiar i dostojna powaga

przyoblekaj te ułomki w szaty proste i wzniosłe.

Gł bokie znawstwo ycia pozwala mu porusza

szeroki wachlarz tematów, które podzieli mo e-

my na siedem grup:

1° tematy wojenne

2° tematy mitologiczn o-genealogiczne

3° tematy miłosne

4° tematy pasterskie (cenna wzmianka o wypasie

owiec)

5° tematy dotycz ce metalurgii (br z, mied ,

elazo)

background image

32

Rekonstrukcja poety

Głosy:

PROFESOR

HOMER

ELPENOR

GŁOS KOBIECY

background image

31

OPIEKUN ZWŁOK

W tonie podnio le-mistycznym czy krwisto-pa-

triotycznym?

CHÓRZYSTA V

Raczej to pierwsze.

OPIEKUN ZWŁOK

Bzdury, moi drodzy. To jest prosta sprawa. So-

krates pochodził z proletariatu. Jego ojciec utrzy-

mywał si jeszcze z warsztatu, ale on ju nie

mógł. Konkurencja, wielkie warsztaty, manufa-

ktury, rozumiecie. On musiał wyj na ulic i za-

rabia gadaniem — warunki ekonomiczne zrobiły

z niego filozofa.

CHÓRZYSTA IV

A kto zrobił z niego m czennika?

OPIEKUN ZWŁOK

On sam - ci lej: niezrozumienie mechanizmu

historii. Jako proletariusz powinien by wyrazi-

cielem d e proletariatu. Zostałby trybunem lu-

dowym, agitatorem. Program miał gotowy: walka

z reakcyjn gór bur uazji, a szukanie kontaktu

z jej dołami post powymi. To jasne. Ale on wolał

arystokracj i ulubione jej dysputy - o tym, co

dobre, a co złe, o abstrakcyjnej sprawiedliwo ci

z ksi yca. No i spadł z ksi yca prosto do wi -

zienia. Tak si płaci za zdrad swojej klasy. No,

egnam. T pcie komary i idealizm.

Wychodzi.

CHÓRZYSTA I

Wiecie co? Zagrajmy w ko ci.

CHÓRZYSTA II

Dobra my l.

CHÓRZYSTA III

Gramy.

CHÓRZYSTA I

Gramy do ko ca, a potem jeszcze raz.

background image

30

Ja to rozumiem jako wyra enie przeno ne, co

w rodzaju wielkiej metafory.

UCZE III

Wielkiej metafory?

PLATON

Tak.

Kurtyna

Epilog chóru

CHÓRZYSTA I

Co słycha ?

CHÓRZYSTA

II

Brz czenie komarów.

CHÓRZYSTA

III

To ju jest plaga.

CHÓRZYSTA IV

Małe Erynie.

CHÓRZYSTA V

Wszystko teraz mniejsze.

CHÓRZYSTA VI

Tak e bogowie ze swoimi epidemiami.

CHÓRZYSTA I

A poza tym ta cisza.

CHÓRZYSTA II

Cisza i malaria.

CHÓRZYSTA III

Malaria oznacza kres cywilizacji, a cisza wyrzuty

sumienia.

CHÓRZYSTA IV

O nikim si teraz nie milczy, tylko o nim.

CHÓRZYSTA V

O kim?

CHÓRZYSTA IV

O Sokratesie.

CHÓRZYSTA I

Tak, to nie było w porz dku.

CHÓRZYSTA II

Przelano krew niewinnego.

CHÓRZYSTA III

Trzeba to b dzie odrobi .

CHÓRZYSTA IV

Został spalony na koszt pa stwa.

CHÓRZYSTA V

Niektórzy przeb kuj o pomniku.

CHÓRZYSTA VI

Mo e nawet beatyfikacja.

CHÓRZYSTA I

O, idzie opiekun zwłok.

CHÓRZYSTA II

On zawsze ma zdrowy s d o rzeczach.

CHÓRZYSTA III

I wie e wiadomo ci.

OPIEKUN ZWŁOK

Witajcie, o czym to tak, szanowni obywatele?

CHÓRZYSTA IV

O Sokratesie.

background image

29

lofazowo tego zjawiska. Jest równie rzecz

zastanawiaj c niemo no znalezienia punktu,

od którego zaczyna si ten proces, oraz punktu,

w którym mo na go uzna za definitywnie sko -

czony. To prowadzi do wniosku, e ycie jest

pełne mierci, a mier pełna skurczów ycia.

Inaczej mówi c, od urodzenia umieramy i wy

w kwiecie wieku jeste cie do kolan martwi.

Przyzywaj c na pomoc geometri mo na to sobie

przedstawi jako wektor albo odcinek AB, po

którym posuwa si punkt X. Sytuacja komplikuje

si , je eli chcemy wyobrazi to sobie w postaci

koła. Po przebiegni ciu całego obwodu, X znajduje

si w punkcie wyj cia. Znaczyłoby to mo liwo

podj cia jeszcze raz tej drogi, co w dalszej kon-

sekwencji prowadzi do poj cia niesko czono ci

i nie miertelno ci. Jest to koncepcja niew tpliwie

ciekawsza, gdy pierwsza - nie powi zanych, ury-

waj cych si nagle odcinków - prowadzi do chao-

su, cho by my nad tym postawili mechaniczn

konieczno czy inne poj cie jednocz ce te strz py

w racjonalny obraz wiata. Za czym opowiedzie

si ... ale zdaje si , e tym razem id .

PLATON

Tak, ju id .

Wchodzi dwóch stra ników i chłopak z pucharem. So-

krates wypija. Przechadza si . Po chwili staje.

Chwieje si . Uczniowie ujmuj go pod ramiona - za-

nosz na prycz .

STRA NIK

Odj ło ci ju nogi, biedaku.

SOKRATES

Tak.

Po chwili wolno, ka de stówo osobno.

Nie zapomnijcie ofiarowa koguta Esklepiosowi.

Po chwili gor czkowo i bez zwi zku.

Tak, Połosie... sprawiedliwo ... ofiarowa ... cale

ycie... Apollo. Polosie... pami taj... całe ycie...

dlaczego... nie ma...

Cisza.

PLATON

Zanim zdejmiemy mu mask , ustalmy ostatnie

słowa: „Nie zapomnijcie ofiarowa koguta Eskle-

piosowi". Potem to był ju bełkot. Zapisujemy

ostatnie słowa, eby potem nie było sporów.

UCZE I

Jak je rozumiesz?

UCZE II

Po prostu, jaka zaległa ofiara, któr sobie nagle

przypomniał.

UCZE III

Ee, to byłoby banalne.

UCZE IV

Zreszt nigdy nie chorował.

PLATON

background image

28

SOKRATES

Ani troch . Teraz mog powiedzie zupełnie

spokojnie; „Był sobie człowiek imieniem Sokra-

tes".

Scena pi ta

Wchodz uczniowie.

PLATON

Sokratesie, statek przyjechał.

SOKRATES

Dobra wiadomo .

UCZE I

Przyszli my si po egna .

SOKRATES

Zegnam was. Nie miejcie do mnie alu, e nie-

wiele was nauczyłem. Uczenie to w ogóle trudna

rzecz. Przekonacie si , gdy b dziecie ojcami.

Uczniowie stoj w pozycji wyczekuj cej.

Widz , e czekacie na po egnalny wykład. Co

0 nie miertelno ci duszy - mówił Platon. A mo e

lepiej o pogodzie? O tym, e noc przymrozki

1 winnice mog zmarnie ? Ale mówi owczarze,

e ju niedługo spadnie ciepły deszcz i wszystko

pokryje ziele . Wszystkich pokryje ziele .

KRITON

Słuchajcie, moi drodzy. Nie m czcie go teraz.

B dziemy tu z nim do ko ca, zamkniemy mu

oczy, pomodlimy si i pójdziemy do domu. Ale

teraz dajmy mu spokój.

Milcz wszyscy dług chwil .

SOKRATES

Id !

KRITON

Nie, zdawało si tobie.

SOKRATES

Wol teraz mówi .

Godzin przed moj mierci przychodzi mój

przyjaciel. A propos, powiedziałem: „moj " mier-

ci . Ten zaimek jest bardzo charakterystyczny.

O czym on wiadczy? wiadczy o tym, e staramy

si z tym zjawiskiem oswoi , zaadaptowa nie-

jako. Jest to, jak si zdaje, jedyna słuszna droga.

Druga mo liwo : uzna to za gwałt i buntowa

si . To prowadzi do religii albo do szale stwa.

Filozof powinien oswaja konieczno . A teraz

sam termin nie wydaje mi si wła ciwy. Jest to

abstrakcja, i to abstrakcja zbudowana niepopra-

wnie. Zawiera ona w sobie długi odcinek czasu

zwany umieraniem. Te wszystkie wytrzeszczania

oczu, duszno ci, podnoszenie si na łokciu i wa-

lenie serca, dalej j k zmieszany z ostatnim od-

dechem, a w ko cu ta sztywna obco i zaci te

milczenie ciała. Te ró ne stany ochrzczone jed-

nym terminem. Takie krótkie słowo, jakby no em

ci ł.

Otó chc wam zwróci uwag na ci gło i wie-

background image

27

Sokrates".

SOKRATES

A z chrab szczami ten kawał, pami tasz?

KRITON

A jak po ar zrobiłe na korytarzu? O mały włos

nie spaliła si buda. Antyfon wrzeszczał, jakby

go obdzierano ze skóry.

SOKRATES

Antyfon to ten gramatyk?

KRITON

Nie, ten od geometrii. Strasznie nudny. Mówił

przez nos: „Słuchajcie, matołki! Czemu równa si

tangens alfa? Tangens alfa równa si ..."

SOKRATES

Czy to ten, który nie lubił znajdowa zaskro ców

w swojej kieszeni?

KRITON

On. Wiesz, czasem ni mi si egzaminy. Pytaj ,

a ja nic. Nawet nie wiem, czemu równa si suma

k tów w trójk cie.

SOKRATES

Ach, stare to były czasy.

KRITON

Pi kne, mimo e mieli my r ce i po ladki czer-

wone od dyscyplin.

SOKRATES

Ilu nas zostało?

KRITON

W Atenach tylko dwóch. Reszta wyemigrowała,

pomarła.

SOKRATES

Dlaczego tak patrzysz na mnie?

KRITON

Szukam w twojej twarzy...

SOKRATES

Czego?

KRITON

Blizny od kamienia Menajchmosa.

SOKRATES

Zarosła pewnie. To było dawno.

KRITON

Przysu si bli ej, to było tu nad łukiem brwio-

wym. Jest. Mała jak obol, ale jest. Tak, nie ma

w tpliwo ci.

SOKRATES

Dzi kuj ci, stary. Mie koło siebie w takiej chwili

człowieka, który pami ta nasze dzieci stwo, to

jednak pomaga.

KRITON

Zamkn ci oczy. Có wi cej mog zrobi ?

SOKRATES

No, pogadali my sobie.

KRITON

Tylko my l , e te wspomnienia rozmi kczaj

człowieka.

background image

26

gatunkowej. Moja sie musiała by mocna, mu-

siała budzi zaufanie. Gdy si w ko cu sam wpl -

tałem, nie mog im pokaza , e potrafi j zerwa

jak paj czyn i przej na drug stron wolno ci.

To jest sprawa, pojmujesz, szacunku do własnej

sieci. Zagadnienie moralne.

Scena czwarta

Kriton zostaje wprowadzony przez Stra nika.

KRITON

Wzywałe mnie, Sokratesie.

SOKRATES

Ach, Kritonie! Prosz ci , siadaj. Bardzo mi jeste

potrzebny.

KRITON

Pewnie co w rodzaju testamentu.

SOKRATES

Nic podobnego. Ja si tutaj samymi głupstwami

zajmuj . Czy nie przypominasz sobie, jak si

nazywał nasz wspólny kolega? Taki mały, rudy

chłopak. Mieszkał koło nas na rogu ulicy San-

dalników. Bawili my si zawsze razem.

KRITON

Chyba Menajchmos. Wyjechał potem z rodzicami

do Miletu. Miał zaj cz warg .

SOKRATES

Tak, to ten.

KRITON

Menajchmos... rudy... z zaj cz warg ... Bardzo

silny. Na r k wszystkich kładł. Ale w zapasach

ty byłe lepszy. Jak ju kogo wzi łe w pod-

wójn klamr - ani zipn ł.

Obaj miej si .

SOKRATES

A pami tasz wy cigi naszych okr tów?

KRITON

Oczywi cie. Najlepsze okr ty były z kory. Nigdy

nie ton ły. eby szybciej płyn ły, przytwierdzało

si do dna kawałek elaza. Sezon zaczynał si

na północnym potoku w połowie kwietnia. Meta

była koło mostku. Kto wygrywał, zabierał okr ty

przeciwnika. Raz wygrałe z Menajchmosem. Nie

mógł przebole straty, zaczaił si na ciebie i ude-

rzył kamieniem. Rozci ł ci czoło. My leli my, e

ci zabił.

SOKRATES

Kiedy przyszedłem do domu, miałem twarz za-

lan krwi . Ale mimo to dostałem od mamy

lanie. A wszystkie okr ty poszły do pieca. Tak,

tak, Kritonie, ka de zwyci stwo zaprawione jest

kl sk .

miej si .

KRITON

Tak, tak, Sokratesie. W szkole nie mogli sobie

z tob da rady. Potem, jak co zbrojono i nie

było sprawcy, mówiono: „To pewnie ten diabeł

background image

25

PLATON

Ostatni pro b mamy do ciebie, Sokratesie.

SOKRATES

Jak ?

PLATON

Czy mo emy by przy twojej mierci?

SOKRATES

Czy to konieczne?

PLATON

Obiecywałe .

SOKRATES

No tak, ale zostało mi jeszcze du o do pogadania

z samym sob .

PLATON

Nie b dziemy tobie teraz przeszkadzali. Przy-

jdziemy przed sam egzekucj . B dziesz jak bo-

hater umieraj cy na tle chóru.

SOKRATES

No dobrze, dobrze. Chocia wolałbym, aby ten

chór wystawił kto inny.

PLATON

A czy powiesz nam co o nie miertelno ci duszy?

My l , e to byłoby najstosowniejsze zako czenie.

SOKRATES

Id ju , Platonie. Nie przychod cie wcze niej ni

przed sam egzekucj .

Sokrates cofa si w k t. Teraz reflektor rzuca na nie-

go ogromny cie paj czyny, którym Sokrates sp tany

jest jak mucha.

Długo dzi ciebie wołałem, musiałe by zaj ty.

Pewnie obserwowałe . Przyznam si , e najbar-

dziej lubi ci w tej roli. Dwa pilne koraliki oczu

i to doskonałe opanowanie współczucia. Ludzie

mówi , e tak e pewien rys sadyzmu. Nie wiem.

Wiem tyle, e bystra obserwacja to połowa filo-

zofii. Druga połowa to mocna sie . Wa ne jest,

aby w pierwszej chwili była niezauwa alna. Ofia-

ra czuje si sp tana przez powietrze. Wierzy, e

walczy z ywiołem, i dlatego ulegnie. Potem do-

piero widzi cienkie nici opl tuj ce jej ciało. Wtedy

mo na zacz udowadnia jej za pomoc rozu-

mowania opartego na racjonalnych przesłankach,

e umrze. Ja to robiłem zupełnie inaczej. Zało-

yłem, e moje ofiary s to zwierz ta rozumne,

dlatego zacz łem od definicji, sylogizmów, a do-

piero potem, i to bardzo dyskretnie, ukazywałem

im perspektywy metafizyki. Ty okazałe si lep-

szym psychologiem: naprzód obezwładni , rzuci

w otchła , a potem da egzegez l ku, cierpiena

i tych tam innych rzeczy. No có , masz lepsz

metod . Wobec niesprawdzalno ci wyników zna-

czy to, e masz lepsz filozofi . Miałe zreszt

łatwiejsze zadanie. Twoje ofiary były na ogół

słabsze od ciebie. Natomiast mi dzy mn a oka-

zami, na które polowałem, nie było adnej ró nicy

background image

24

Sokrates musi umrze , aby Ksantypa nie zako-

chała si w nim. Kiedy par dni temu oparł

głow na moich piersiach, uczułam nieznany

przypływ czuło ci. Był mały i bezradny. Jak my -

lisz, czy on si boi mierci?

PLATON

Ach nie, sk d e znowu. Od czasu, kiedy rozwi zał

problem nie miertelno ci duszy.

KSANTYPA

Ja nie pytam, co Sokrates s dzi o duszy, tylko

czy si boi mierci.

PLATON

B dziesz go mogła o to sama zapyta .

KSANTYPA

Zakładasz szczero ?

PLATON

Szczero to ostatnia maska człowieka ywego.

Nast pn nakłada mier .

KSANTYPA

A ona jak si nazywa?

PLATON

Spokój.

Scena trzecia

Wchodzi Sokrates.

SOKRATES

Witajcie! Przyszli cie po egna si ?

KSANTYPA

Tak.

SOKRATES

No wi c egnaj, Ksantypo.

KSANTYPA

egnaj, Sokratesie. Nie mam do ciebie alu.

SOKRATES

Dzi kuj .

KSANTYPA

To wszystko, co nas ró niło, wydaje si teraz

niewa ne. Czy nie trzeba ci czego jeszcze?

SOKRATES

Bardzo wielu rzeczy, Ksantypo. Ale o nie sam

musz si postara .

KSANTYPA

Co mam powiedzie synom?

SOKRATES

e ojciec my lał o nich w ostatnim dniu i prosił

bogów, aby wyro li na uczciwych obywateli.

Jak my lisz, Platonie, czy b d mieli do mnie

pretensj , e umarłem w wi zieniu?

PLATON

Nie ma obawy.

SOKRATES

Ja te tak my l . Nie ma faktu, co do którego

Ate czycy byliby jednomy lni. Wi c egnaj, Ksan-

typo, dzi kuj ci za wszystko.

Ksantypa wychodzi.

A teraz z tob , Platonie. Czego ci yczy ?

background image

23

PLATON

A ty powiedziała , e b dzie filozofem.

KSANTYPA

Nie, ja milczałam. Czułam okrutny wstyd, wi c

zacisn łam oczy i pi ci. Powinien był zapyta , tak

jak pytaj wszyscy m czy ni: „Kochanie, czy jeste

szcz liwa?" Skłamałabym, e tak, i odt d byłabym

szcz liwa. Mo e nawet pokochałabym go.

PLATON

A tak zjawiła si nienawi .

KSANTYPA

No widzisz - bardzo proste rzeczy mo na wyro-

zumowa . Tak, to była nienawi . Szła za nim

jak ogromny cie . I znów Sokrates pomy lał, e

jest wielki. Po raz drugi jego wielko zamkn ła

si we mnie, w mojej nienawi ci.

PLATON

Mo na by pomy le , e poza tob nie było So-

kratesa.

KSANTYPA

A jednak był. Kiedy spostrzegł, e nic ze mnie

nie wydob dzie, przestał mnie zauwa a . Gdy

mówił do mnie, unikał mego imienia, bał si

nawet zaimków wskazuj cych. Stwierdzał: „mat-

ka powinna troszczy si o wychowanie dzieci"

lub „bałagan w kuchni dowodzi nieporz dku

w duszy". Nie mog c mówi wprost, zacz ł my-

le abstrakcyjnie.

PLATON

To ju naprawd za du o. Przeceniasz, Ksantypo,

swój wkład. Prawdziwy Sokrates, Sokrates, e

tak powiem, publiczny jest dziełem swoich ucz-

niów. Kiedy kilkana cie lat temu odkryli go, był

jak piewak uliczny, niew tpliwy talent, ale bez

adnej kultury. Homera nie znał, dialektyk miał

amatorsk i adnych zainteresowa metafizycz-

nych - słowem, prymityw. Obmy lono cały sys-

tem dokształcania, podsuwaj c mu niby przypad-

kowych rozmówców, od szewca do sofisty. Ogrom-

na praca.

KSANTYPA

Spieramy si o prawdziwego Sokratesa, jakby my

grali w ko ci o jego płaszcz. Mo emy zgodzi si

na tymczasow definicj : prawdziwy Sokrates to

ten, który musi umrze .

PLATON

Tak, musi umrze ze wzgl du na swoj szkoł

filozoficzn . Zabłysn ł na intelektualnym firma-

mencie Aten i musi zgasn , zanim zaczn ana-

lizowa ten blask, zanim zapytaj Sokratesa

o system. Tylko my wiemy, e nie ma adnego

systemu. Aby t tajemnic zachowa , trzeba po-

wi ci Sokratesa. Reszta nale y do komentato-

rów.

KSANTYPA

background image

22

PLATON

Tak, powinien ju by .

KSANTYPA

Powinien ju by . Jestem niespokojna. Wczoraj

oparł głow na moich piersiach i plecy zacz ły

mu dziwnie dr e .

PLATON

Boisz si o niego?

KSANTYPA

Nie, boj si o siebie. Jestem stara. Nie ma we

mnie ju miejsca na uczucie. Chc , aby odszedł

ode mnie taki, jakim był - nieznany.

PLATON

Zastanawiam si , co was poł czyło!

KSANTYPA

Spotkałam go na ulicy, potem zacz ł chodzi za

mn jak cie . Czułam jego oczy we włosach, na

twarzy, na skórze. Argus.

PLATON

Inni nazywaj to miło ci od pierwszego wejrzenia.

KSANTYPA

To był strach. W tym czasie Sokrates był młodym,

t gim chłopcem. Był lubiany - to znaczy prze-

ci tny. Oczy, które na niego patrzyły, były to

oczy przyjazne, niczego nie oczekuj ce.

PLATON

Chcesz powiedzie , e w w twoich oczach znalazł

pytanie.

KSANTYPA

Nie, l k. Bałam si go jak zwierz . I my l , e

Sokrates na tej podstawie wywnioskował, e jest

w nim nieznana siła, i zacz ł szuka tej siły.

PLATON

Sił Sokratesa jest jego m dro .

KSANTYPA

Mylisz si . Sił Sokratesa była jego tajemnica.

Zobaczył j w moich oczach. Człowiek sam jest

lepy. Musi mie wokół siebie lustra albo inne

oczy. Kocha - to znaczy przygl da si sobie.

PLATON

I ty odkryła jego tajemnic ?

KSANTYPA

Nie, Platonie. Tajemnic si nie odkrywa. To był

bł d Sokratesa, który zabrał si do tego jak do roz-

wi zywania sandałów. Zreszt dla mnie najwa -

niejsze było uwolni si od strachu. My lałam, e

najlepszy sposób to b dzie wyj za niego za m .

PLATON

Wybacz, ale to nie jest bardzo logiczne.

KSANTYPA

Tak, to była pomyłka. Pami tam t pierwsz noc.

Był ci ki jak kamie i milczał. Pierwsze słowo

chciał usłysze ode mnie. Gdybym wtedy powie-

działa: „Sokratesie, b dziesz królem" - zostałby

królem.

background image

21

Dzie dobry.

STRA NIK

Dla mnie dobry, ale ty, nieboraku, nie b dziesz

dzisiaj ogl dał gwiazd. Nie chciałbym by w two-

jej skórze.

SOKRATES

To nie jest takie straszne, tylko te ostatnie go-

dziny si dłu .

STRA NIK

Widzisz, trzeba było wczoraj, tak jak radziłem.

SOKRATES

Słuchaj, widziałe tu jakie egzekucje?

STRA NIK

Par widziałem.

SOKRATES

Czy wiesz, co si wtedy czuje?

STRA NIK

Przy cykucie to jest tak: naprzód szpilki po całym

ciele. Potem dr twienie nóg, jakby spił si ci -

kim winem. Głowa najdłu ej działa. Mo na tak e

mówi . Wreszcie przychodzi czkawka i dreszcze.

No i koniec. Co potem, to ju ty sam powiniene

wiedzie .

SOKRATES

Ba!

STRA NIK

eby trucizna szybciej działała, trzeba po wypiciu

chodzi .

SOKRATES

O widzisz! To jest cenna rada. Prawdziwie przy-

jacielska rada.

STRA NIK

Na młodych działa szybciej ni na starych. Wszys-

tko zale y od tego, jak krew płynie. Wi c trzeba

si rozrusza . Masz dzisiaj prawo do dłu szej

przechadzaki po podwórzu.

SOKRATES

Ch tnie z tego skorzystam.

STRA NIK

No to chod my!

Scena druga

Scena pusta. Po chwili wchodzi Ksantypa. Siada na

pryczy. W jaki czas potem Platon.

PLATON

Witaj!

KSANTYPA

Witaj!

PLATON

Czekasz na niego?

KSANTYPA

Czekam. My lałam, e to ju po wszystkim.

PLATON

Czekamy na statek.

KSANTYPA

Czy na pewno dzisiaj przyjedzie?

background image

20

CHÓRZYSTA II

Nic.

CHÓRZYSTA III

Mówi , e si zacznie.

CHÓRZYSTA I

Co?

CHÓRZYSTA

III

Tego nie mówi .

CHÓRZYSTA

II

Bzdury.

Cisza, stuk ko ci.

CHÓRZYSTA I

W mie cie słyszałem, e w Sparcie zanosi si na

rewolucj .

CHÓRZYSTA II

Jak sobie krwi upuszcz , mo e nie b dzie wojny.

CHÓRZYSTA III

Wojny zawsze b d .

CHÓRZYSTA I

Dopóki lud nie ujmie władzy w swoje r ce.

CHÓRZYSTA III

Wtedy...

CHÓRZYSTA

II

Tak, tak. Wiecznie to samo.

Cisza, stuk ko ci.

CHÓRZYSTA I

A propos. Co z Sokratesem?

CHÓRZYSTA II

Siedzi. Jutro egzekucja.

CHÓRZYSTA

III

Wszystko to jest do zagadkowe.

CHÓRZYSTA

II

A ja w tym widz polityczn robot . Dostał od

kogo złoto, aby skompromitowa nasz wymiar

sprawiedliwo ci.

CHÓRZYSTA I

Dla mnie sprawa jest prostsza. Sokrates jest dla

Ate czyków człowiekiem niepokoj cym, nikt wła-

ciwie nie wie, co w nim siedzi. Chc go roztłuc

i zobaczy , co jest w rodku.

Cisza, stuk ko ci.

CHÓRZYSTA I

Kto wygrał?

CHÓRZYSTA IV

Ja.

CHÓRZYSTA I

Gracie dalej?

CHÓRZYSTA IV

Gramy do ko ca. A potem jeszcze raz.

AKT TRZECI

Scena pierwsza

STRA NIK

Jak si masz, Sokratesie?

SOKRATES

background image

19

co było przedtem, ró nych od tego, co b dzie

potem.

SOKRATES

Có . Nie przekonam was. Zbyt młodzi jeste cie.

Ogłuszeni kłótni ycia i mierci. Ale kiedy po-

rzucicie dom pełen hałasów. I zacznie si wasza

podró w gór . Ku nieruchomej, białej, niepo-

dzielnej liczbie. Pó no ju , wracajcie do domu.

Scena pi ta

SOKRATES sam

I. Naprzód do Ciebie. Pro ba, aby mnie nie

opu cił. Abym do ko ca czuł Twoj chłodn r k

na czole. I nieruchome oczy w moich oczach.

I blask.

II. Daj jeszcze troch sił. Wiesz, jak kocham

kształt i okre lono . Zawsze byłem przywi zany

do ciała i jego tylko pewny. Wi c kiedy zaczn

mi odbiera wszystko, od władzy w nogach do

ostatniej my li - spraw, abym nie krzyczał.

III. Nie wiem, czy zechcesz co ocali . Mówi ,

e spo ród rozrzuconych ko ci wyjmujesz płomyk,

który kr y po mokrych ł kach wiata. Nie chc

takiej nie miertelno ci. Je li mam istnie dalej

pod jak kolwiek postaci , spraw, abym był istot

kochaj c definicj .

IV. Dzi kuj Ci za ycie, które upłyn ło tak, e

nigdy nie zaparłem si trze wo ci. Nie wstydzi-

łem si tak e zawrotów głowy, jakie zsyła pełna

wiadomo .

V. Nie głosiłem Twego imienia. Nie składałem

Tobie ofiar. Nie zach całem uczniów do kultu,

wiedz c, e jest Ci to doskonale oboj tne. Chwa-

liłem Ci w koniunkcji i dysjunkcji, a tak e w ma-

łej wi tyni zbudowanej z sylogizmów.

VI. Wi c na koniec zwracam si do Ciebie z pro -

b , aby mnie opu cił. Abym do ko ca czuł Twoj

chłodn r k na czole. I nieruchome oczy w moich

oczach. I wiatło .

Podchodzi do okna.

Sokrates pozdrawia drzewo za oknem. Teraz wie-

my oboje, e wszystko, co ma si zdarzy , przy-

chodzi do nas. Losu nie nale y szuka - mówiłe .

Trzeba dojrzewa , rosn w gór , rzuca nasiona

i cie — czeka . A kiedy przyjdzie to, co ma

przyj - przyj . Cokolwiek to b dzie: wiatr

wiosenny czy topór. Mam głow pełn siwych

włosów i ładu. Ty masz głow pełn zielonego

szumu. A jednak od ciebie nauczyłem si m dro-

ci trwania. Korzeniom twoim kłania si Sokra-

tes.

Kurtyna

Drugie intermedium chóru

Trzech chórzystów gra jak poprzednio.

CHÓRZYSTA I

Co słycha ?

background image

18

ch niesystematyczny. Jestem bowiem pod wra-

eniem snu. niło mi si , e usn łem na dnie

kamiennego w wozu. Była noc. Cisza. Nagle usły-

szałem zbli aj cy si t tent. Rósł. Kto p dził,

aby mnie stratowa . Naraz wszystko ucichło, jak-

by si oddaliło. Cisza. I znów ten ohydny, zbli-

aj cy si hałas.

UCZE II

To Dionizos nawiedza ci w nocy, Sokratesie.

UCZE III

On lubi przychodzi noc .

UCZE IV

U nas we wsi op tał trzy dziewcz ta. Poszły

w góry. Teraz yj z dzikimi kozłami.

SOKRATES

Nie ma Dionizosa. Dwa wieki temu dopadli go

na skalnym pustkowiu i obdarli ze skóry. Skła-

dacie ofiary gnij cemu bogu. To, o czym mówi ,

to sprawa krwi. Jest w nas krew jasna i ciemna.

Jasna obmywa nasze ciało i krzepi je. Okre la

kształt człowieka. Gromadzi si pod czaszk .

Ciemna bije gł boko w piersi. Jest to ródło m t-

nych obrazów wró biarzy i poetów. Je li usłyszcie

w sobie t tent, jest to głos ciemnego ródła. Kiedy

dotrze do serca, nie ma ucieczki przed l kiem.

UCZE I

Mnie si zdaje, Sokratesie, e nie tylko w nas

bije ciemne ródło. Jest ono w rodku wszystkich

rzeczy: w drgaj cym powietrzu nocy, na dnie

wietlistych wód, a nawet w ółtej pi ci sło ca.

Dla ciebie wiat jest wykuty z kamienia. Ale

wiedz, serce kamieni dr y czasem jak serce ma-

łych zwierz t.

UCZE II

L k ł czy si z l kiem, wszystko co yje i prze-

mija, pociesza si w l ku. My cz stki rozgrzanego

powietrza, my kwiaty, my ludzie jednoczymy si

przeciw nieodwracalnej katastrofie.

SOKRATES

Je li nawet jest tak, jak mówicie, nasz rzecz

jest przebi si ku temu, co ponad chaosem ródeł

trwa jak gwiazda.

UCZE II

Ale czy wolno zdradzi ziemi ?

SOKRATES

Nie ma ciebie i cienia drzew i ptaków, ziemi

i nieba. Jest tylko nieruchoma jedno .

UCZE II

Tylko cyfra.

SOKRATES

Bez pocz tku, bez ko ca, nieruchoma, niepodzielna.

UCZE II

Ciało i dusza schodz w gł b. W ciemnym wn -

trzu ziemi usychaj i rodz si nowe istoty. Ty-

si ce nowych stworów niepodobnych do niczego,

background image

17

Widz wiat jak w rozbitym lustrze - załamany

i postrz piony. Nie ma zwi zku mi dzy przed-

miotem a jego wygl dem, mi dzy istot a my l .

Pragn łbym pozna cho by najdrobniejsz rzecz

dokładnie z wszystkich stron, od rodka, od tego,

co czuje i czym jest w oczach gwiazdy. Gdybym

to wiedział o najn dzniejszym kamieniu - zbu-

dowałbym wiedz o sprawach ludzkich i boskich.

SOKRATES

Cierpisz od pozorów.

PLATON

Tak. wiat składa si z pozorów. Wsz dzie cienie,

tylko cienie. Ale gdzie jest rzecz, która rzuca cie ?

SOKRATES

Mówiłem o tym, Platonie.

PLATON

Ty wci mówiłe o człowieku, jaki ma by , co

to jest dzielno , co to jest dobro. To nie jest

najwa niejsze. Najwa niejszy jest wiat. Tajem-

nice skał, powietrza, wiatła i wody. Na człowieka

te trzeba patrze jak na rzecz. To pozwala łat-

wiej znosi miło i mier .

SOKRATES

Osobliwy przypadek. Dwa potwory walcz o cie-

bie: potwór poezji i potwór rzeczywisto ci.

PLATON

Powiem ci co jeszcze. Niedawno umarł mój

przyjaciel. Na wie o jego mierci poczułem

natchnienie. Napisałem poemat. Potem dopie-

ro ogarn ł mnie prawdziwy al. Zacz łem cier-

pie .

SOKRATES

Pisz, Platonie, wiersze. Trzeba wiat pokrzepi

fałszywymi Izami.

PLATON

To wszystko, co mi zostawisz?

SOKRATES

Wszystko.

PLATON

Troch kpin.

SOKRATES

Co wi cej, Platonie. Troch ironii.

Scena czwarta

Wchodz uczniowie.

UCZNIOWIE

Witaj, mistrzu!

SOKRATES

Witajcie. O czym była mowa na ostatnim wykła-

dzie?

UCZE I

Jak zwykle, e rozum równa si szcz ciu. I dyg-

resja o sposobach patrzenia. O tym, aby dostrze-

ga ostre kraw dzie rzeczy.

SOKRATES

Musicie wybaczy . Dzisiejszy wykład b dzie tro-

background image

16

wili, ebym ci namawiał. Jutro napcha si tu

pełno ludzi, przyjd kobiety, b dzie krzyk. A dzi-

siaj mo na spokojnie, po cichutku.

SOKRATES

Wczoraj namawiałe mnie do ucieczki i dzi znów

namawiasz mnie do ucieczki.

STRA NIK

Nie, dzisiaj ju nie. Teraz ju wszystko przygo-

towane.

SOKRATES

My l , e jeszcze nie wszystko. O, cho by - ucz-

niowie. Zaczepiłem płaszcz o krzak i teraz boj

si ruszy - al mi płaszcza.

STRA NIK

Widz , e przygadujesz si o ten płaszcz. No

dobrze, dobrze. Je li jutro nie przynios ci go

z domu - po ycz tobie. Nie mo esz pi trucizny

w takim łachu.

Wychodzi.

Scena trzecia

Platon ukazuje si na górze schodów.

PLATON

Witaj, mistrzu.

SOKRATES

Jak si masz.

PLATON

Wracamy z próby chóru. B dziemy piewali na

twoim pogrzebie fragment Eurypidesa:

O zacny ojców płodzie ty,

O płodzie zacnych matek.

Jutro wszystko tak, jak ustalili my?

SOKRATES

Tak.

PLATON

Przyjdziemy tu przed zachodem sło ca.

Ostatnie promienie

padaj na głow m drca

uczniowie

z płaszczami zarzuconymi na głow

stopie po stopniu

wchodz

w noc.

SOKRATES

Napisałe elegi ?

PLATON

Ty nie rozumiesz tego. Czego si dotkn , musz

nazywa .

SOKRATES

Ucz si geometrii, Platonie.

PLATON

Mo e do tego w ko cu dojdzie. Po ród słów nie

jestem szcz liwy.

SOKRATES

Wiem o tym.

PLATON

background image

15

na rynku. Cudzoziemcom to si podobało, ale my

patrzymy na to jak na ogran fars . Wi c czuj c

teraz, e zbli a si mier , si gn łe po mask

tragiczn . Sokrates, który przezi bił si wracaj c

z uczty i umarł na zapalenie płuc, czy Sokrates

gin cy w wi zieniu, skazany przez lud, który nie

potrafi ud wign jego m dro ci? Nie ma w t-

pliwo ci, co wybra . A wi c wybrałe to, co łat-

wiejsze. Prawda?

Sokrates milczy.

A z t twoj szkoł . Za rok, dwa rozpadłaby si

ostatecznie. Młodzi chłopcy, którzy przychodz

do ciebie z daleka, nie chc uczy si w niesko -

czono logiki. Chc wiedzie , ilu jest bogów, na

czym opiera si ziemia i co dzieje si z człowie-

kiem po mierci. Z tych trzech pyta tylko na

jedno b dziesz znał odpowied , i to dopiero jutro.

Tak wi c uciekasz w mier przed samotno ci

i opuszczeniem. To jest twój czyn bohaterski.

Wiesz, co robi wódz po kl sce?

SOKRATES

Wiem.

WYSŁANNIK

No wi c. Na górze wszystko załatwione. Mo esz

wybra sposób, jaki ci si podoba. Je li chcesz,

przy lemy ci felczera, który bezbole nie otwiera

SOKRATES

Dzi kuj . W tym wszystkim, co mówisz, widz

wielkie udr czenie.

WYSŁANNIK

Dr czy mnie sposób, w jaki uwikłałe nas w swo-

j mier . My my naprawd ciebie nie chcieli

skaza . Teraz nie mo emy si wycofywa . Ape-

lujemy przeto do twojej lojalno ci. Do jutra mu-

sisz znikn . Je li ucieczka z ciałem wyda ci si

zbyt ci ka - zostaw je tutaj.

Wychodzi.

Scena druga

STRA NIK

No?

SOKRATES

Nic.

STRA NIK

le z tob .

SOKRATES

Tak s dzisz?

STRA NIK

Na górze wszystko przygotowane. Mówi , e jak-

by chciał dzisiaj, to mo esz dzisiaj. Wszystko

gotowe.

SOKRATES

Wiesz, mój drogi, Sokratesa te trzeba przygo-

towa .

STRA NIK

E, tobie to wszystko jedno - twardy jeste . Mó-

background image

14

AKT DRUGI

Scena pierwsza

Nast pny dzie rano. Ta sama sceneria.

WYSŁANNIK

pi?

STRA NIK

pi. Wci pi. Dzi w nocy krzyczał przez sen.

WYSŁANNIK

Co krzyczał?

STRA NIK

Nie wiem. Wołał kogo , a potem go odp dzał.

WYSŁANNIK

Imienia nie słyszałe ?

STRA NIK

Nie.

WYSŁANNIK

Słuchaj, czy wy si tu dobrze z nim obchodzicie?

STRA NIK

Pewnie, e dobrze. Có ty my lisz? On tak sam

z siebie krzyczał.

WYSŁANNIK

A jak tu z wiktem?

STRA NIK

Nie najlepiej. Mówi, e jest głodny. Czasem nawet

wypija oliw z kaganków.

WYSŁANNIK

Zbud go.

STRA NIK

Sokratesie! Ten pan z Rady. Wstawaj. Ju do

tego spania.

Sokrates budzi si . Przeciera twarz.

WYSŁANNIK

Dzie dobry, Sokratesie.

SOKRATES

Dzie dobry. Czy nie rozumiesz, e nie mo na

budowa dramatu na takiej monotonii?

WYSŁANNIK

Przychodz po raz ostatni.

SOKRATES

A wi c zaczynaj.

WYSŁANNIK

Zaczynam. Dług chwil stałem nad tob , gdy

spałe . Twoja twarz we nie zwierza si .

Wkl słe skronie, zapadni te usta i gł bokie

bruzdy przez rodek policzka mówi jedno:

jeste u kresu sił. Spisz du o, ale sen nie

przynosi ci odpoczynku. Budzisz si pełny nie-

smaku i zam tu. Czujesz, jak ciało twoje ucie-

ka od ciebie. R ce i nogi cierpn , serce nie

nad a za oddechem. Zostaje tylko imi , które

ł czy lu ne cz ci. I t sknisz do chwili, gdy

obce r ce zanurz imi w kamieniu. Jeste ,

Sokratesie, miertelnie zm czony i marzysz

o odpoczynku gł bszym ni sen. Je li to nie

jest prawda, zaprzecz.

Sokrates milczy.

To jest normalne. Ale nienormalna jest w tobie

pokusa teatralno ci. Wiemy dobrze, jak drobiaz-

gowo opracowałe z uczniami wszystkie twoje

„przypadkowe" spotkania na ulicy, w lesie czy

background image

13

Jeszcze jeden dowód, e nie jest Grekiem. Nie

lubi morza, nie lubi chłopców. Wina te nie lubi.

Odmieniec.

CHÓRZYSTA III

Mówi , e jego pradziad po stronie matki był

niewolnikiem trackim.

CHÓRZYSTA I

Bardzo mo liwe.

Cisza, stuk ko ci.

CHÓRZYSTA I

Kto wygrał?

CHÓRZYSTA IV

Ja.

CHÓRZYSTA I

Gracie dalej?

CHÓRZYSTA IV

Gramy do ko ca. A potem jeszcze raz.

background image

12

aby mnie uwodził

ja mam dwa dni

abym si uczył trwania

i mo e w ko cu

zrywaj c mask po masce

odczytam martwiej cymi palcami

własn twarz.

Kurtyna

Pierwsze intermedium chóru

Scena jak w prologu. Trzech chórzystów siedzi

na ziemi i gra w ko ci.

CHÓRZYSTA I

Co słycha w mie cie?

CHÓRZYSTA II

Nic.

CHÓRZYSTA III

Cebula podro ała.

Cisza, stuk ko ci.

CHÓRZYSTA I

Mówi , e b dzie wojna.

CHÓRZYSTA II

Kto mówi?

CHÓRZYSTA I

Bankierzy.

CHÓRZYSTA III

Et, oni zawsze.

CHÓRZYSTA I

Ale Spartanie urz dzaj raz po raz manewry na

granicy. B dzie wojna najdalej w jesieni.

CHÓRZYSTA III

B dzie albo nie b dzie.

Cisza, stuk ko ci.

CHÓRZYSTA I

W porcie zastój.

CHÓRZYSTA II

Mieli przyjecha Fenicjanie po ceramik i tka-

niny.

CHÓRZYSTA III

Nie przyjechali. Jedno jest pewne: pojutrze statek

z Delos przyjedzie.

CHÓRZYSTA I

A propos, co z Sokratesem?

CHÓRZYSTA II

Siedzi. Wszyscy namawiaj go do ucieczki. Ale

on si uparł. Demon mu odradza.

CHÓRZYSTA III

Dziwak.

Cisza, stuk ko ci.

CHÓRZYSTA I

Ja wam powiem, dlaczego Sokrates nie ucieka.

CHÓRZYSTA III

No?

CHÓRZYSTA I

On nie znosi morza. Na sam widok wymiotuje.

CHÓRZYSTA II

background image

11

faluj cego powietrza

dwa flety

dwa rogi

wynurzone nad kraw d

rzeczywisto ci.

Przychodzisz Dionizosie

po stokro zabijany

i po stokro wstaj cy z martwych

który trzepotałe jak ryba

w sieci sylogizmów

któremu ran mierteln

zadał mój mechaniczny

potwór dialektyki

którego wlokłem za włosy

przez ulice Aten

przychodzisz i mówisz:

„Ja i moi centaurowie

odmówimy nad twoimi zwłokami - czcigodny

Sokratesie

solenn litani

miechu."

I dalej:

„Natrudziłe si mizeroto

chciałe wyzwoli człowieka

od niepokoju od m ki wciele

dlatego złapałe dwa najdalsze wyrazy

i zszyłe mieszn formuł

rozum równa si szcz ciu.

Czy słyszysz rechot

czy widzisz jak trz sie si

przenaj wi tszy brzuch

matki Natury?"

A oto moja odpowied :

Zaprawd to przykra rzecz

by bogoburc i walczy z diabłem

i w ko cu by pokonanym przez diabła

bo wedle wszelkiego prawdopodobie stwa

zwyci stwo nale y si tobie

Dionizosie.

By mo e rozum - jak twierdzisz -

jest instynktem mierci

echem nico ci.

Zap dziłe mnie do tej pieczary

i otoczyłe tłumem postaci

nosz cych moje imi

to jest ostatnia twoja pokusa

0 Kusicielu.

Przychodz i pytaj

kto jest prowdziwy Sokrates?

Chcesz abym doznał zawrotu głowy

na widok moich podobizn

1 abym ratuj c si od szale stwa

ukl kł przed bosk lekkomy lno ci

i wi t gr pozorów.

Masz dwie noce Dionizosie

background image

10

wy naprawd rozumiecie tylko obrazy. No có ,

za mało czasu na nauczanie m dro ci, wi c mo e

par uwag z zakresu higieny.

Laches! Ty zdaje si nie jeste niedoszłym poet .

LACHES

Nie, Sokratesie. Uczyłem si rze by.

SOKRATES

Masz zatem kwalifikacje na filozofa. Wyobra

sobie, Lachesie, e masz w piaskowcu wyrze bi

głow Apollina. Czego ci do tego potrzeba?

LACHES

Narz dzi i bloku.

SOKRATES

Czy mo esz sobie wyobrazi blok piaskowca?

LACHES

Zanim to powiedziałe , wyobraziłem sobie.

SOKRATES

Widzisz, doskonale si rozumiemy. B dzie to za-

tem biały sze cian. Załó my, e b dzie to sze cian

o gładkich cianach i stosunek szeroko ci do dłu-

go ci b dzie budził w nas uczucie zadowolenia.

Teraz uderzasz dłutem...

LACHES

Zanim uderz , my l e kamie ginie i nie wia-

domo, czy to, co si z niego wyłoni, b dzie dos-

konalsze od prostego sze cianu o jego pi knych

proporcjach.

SOKRATES

Tak, ale teraz ju wiesz, e wszystkie rzeczy

tego wiata rodz si z prostych kształtów i do

nich kiedy powróc . Spójrz chłodno na linie za-

mykaj ce przedmioty: widzisz sto ki, kule, sze -

ciany. S bez barwy. Le w przestrzeni, jakby

je uło yła r ka szukaj ca ładu. Spo ród wszys-

tkich zmysłów najm drzejsze s oczy. Oczy chro-

ni dusz od zam tu. Uleczy was spokój, jaki

zsyła linia gał zi poło ona na tło zimowego nieba.

Ty, Fedonie, je li budzisz si w nocy, zapalaj

wiatło. Nie le w ciemno ci, bo wtedy zatopi

ciebie m tne muzyki. Zapalaj wiatło i obserwuj

przedmioty swego pokoju. Wszystko jedno co: mo-

e to by sandał albo kraw d stołu. Nauczcie

si skorupy wiata, zanim wyruszycie szuka jego

serca. Koniec na dzisiaj. Odejd cie.

Wychodz . ciemnia si .

Scena pi ta

SOKRATES mówi do nadchodz cych cieni

Kiedy po ostatnim pytaniu

nast puje milczenie

kiedy biały kamyk spokoju

poczyna kruszy si w palcach

słysz -

przez cisz puszyst jak sier

widz -

przez czarne i białe pasma

background image

9

Do nieba. Wznosi si serce do góry i zaraz na

piersi spływa ciepło.

Na schodach ukazuje si Platon.

PLATON

Ju jeste my, mistrzu. Czy mo na ich zawo-

ła ?

SOKRATES

Wchod cie, (do Stra nika) Przerwali nam. Nawet

nie wyobra asz sobie, jak mnie te lekcje nudz .

Z tob to co innego. Od razu do zagadnie naj-

wa niejszych.

STRA NIK

Słuchaj, Sokratesie. Pomów z nimi. Mo e który

z nich za ciebie wyło y. Mówi , e Platon ma

du o pieni dzy.

SOKRATES

Dobrze, dobrze. Id ju .

Scena czwarta

Wchodz uczniowie.

UCZNIOWIE

Witaj, mistrzu!

SOKRATES

Dzie dobry. Mo e Ksenofont powie, o czym mó-

wili my ostatnio.

KSENOFONT

Ostatnio rozwa ali my prawdziwo równania:

rozum = dobro = szcz cie. Podali my definicj

tych poj . Szereg przykładów z ycia. Potem

była dyskusja.

SOKRATES

Kto zabierał głos?

KSANTIASZ

Ja.

SOKRATES

Słuchamy, Ksantiaszu.

KSANTIASZ

U nas w Tebach ył bardzo m dry człowiek imie-

niem Sofron. Kiedy umarła mu córka - powiesił

si .

FAJDROS

Tak było. I nikt nie mówił: „Sofron przed mierci

zgłupiał", tylko: „To była jego jedyna córka".

PLATON

Ja ci pytałem, Sokratesie, dlaczego Edyp, który

niew tpliwie był m dry i dobry, nie był szcz li-

wy. M dro jest jednym z warunków szcz cia,

ale jest jeszcze przeznaczenie.

FEDON

Kiedy budz si w nocy i u wiadamiam sobie

nagle, e jestem, odczuwam ból. Wtedy powta-

rzam twój katechizm. „Kim jeste ? Człowiekiem.

Kim jest człowiek? Zwierz miej ce si i rozum-

ne. Co trzeba człowiekowi? Wiedzie . A szcz cie?

Szcz cie jest dzieckiem wiedzy." Wtedy zamiast

l ku czuj w sobie pustk . Dotykam twarzy. Znów

wraca l k.

SOKRATES

S dziłem, e doro li cie do abstrakcji, tymczasem

background image

8

kiera?

SOKRATES

Nie.

STRA NIK

Szkoda. Bo widzisz, w pierwszych dniach taksa za

zwolnienie jest bardzo niska. Potem dochodz kosz-

ta utrzymania. Ja tam o sobie nie mówi . U mnie

cena stała: pi oboli. Przest pstwo te nie gra

roli. Wszystko mi jedno, czy „zakłócenie porz dku

w stanie nietrze wym", czy „matkobójstwo". Ale

naprzód musisz z tymi na górze załatwi . A ci na

górze mówi , e trzeba stosowa progresj . Bo ina-

czej doszliby my do zupełnej anarchii.

SOKRATES

Wsz dzie ta hierarchia warto ci.

STRA NIK

Niby tak. A ciebie to, musz powiedzie , al mi.

SOKRATES

Dlaczego?

STRA NIK

e przyjaciół nie masz. Tylu si koło ciebie kr ci,

a aden nie wyło y.

SOKRATES

Mo e by nawet który wyło ył. Tylko widzisz,

stary jestem. Ryzyko.

STRA NIK

Takich rzeczy to ty mi nie mów. Jakby miał kogo

bliskiego, toby za ciebie wyło ył. I mógłby uciec.

A tak to co - zginiesz. Czy masz co do sprzedania?

SOKRATES

Nic.

STRA NIK

Tak. Widziałem twoj on i synów - biednie

wygl daj . Ty te nie najlepiej. eby ci przynaj-

mniej pojutrze jaki lepszy płaszcz przynie li. Ja

bym ci po yczył, ale si boj , e mi z nim uciek-

niesz na drugi brzeg, ( mieje si ) Ja to nawet

ciebie lubi . Ale ludzie ciebie nie lubi . Mówi ,

e jeste zarozumiały i e bogów nie uznajesz.

SOKRATES

Kto tak mówi?

STRA NIK

Ludzie.

SOKRATES

A ty co mówisz?

STRA NIK

Ja ciebie mało znam. Ale my l , e ludzi trzeba

szanowa nawet wtedy, gdy wierz w bogów.

Religia to pi kna rzecz. Łatwo kocha on , która

pi przy tobie, ale Afrodyt ...

SOKRATES

A ty wierzysz w bogów?

STRA NIK

Wierz , jak grzmi. Ale nawet kiedy jest pogoda,

modl si .

SOKRATES

Do kogo?

STRA NIK

background image

7

zawsze mo na zrobi . Wi c po czym? Po tym, e

wszyscy słuchaj praw, cho by si wewn trznie

buntowali. Tak wi c, Sokratesie, twoja obrona

praw jest w gruncie rzeczy obron władzy. I to

władzy absolutnej. Jeste totalist .

SOKRATES

Mów dalej.

WYSŁANNIK

Od kilku lat aden wyrok w Atenach nie był wy-

konany. Skazani wychodz z wi zienia w biały

dzie , id do Pireusu, wsiadaj na okr t, a po-

tem pisz z Krety lub Miletu obel ywe listy.

Czasem przysyłaj par oboli „za niezapomnia-

ny pobyt w uroczym hotelu u stóp Akropolu".

My wiemy, co ci najbardziej boli. Nie brak kul-

tury filozoficznej ate skich szewców i rze ników,

ale - mi kko Hellady. Młodzie powtarza twój

aforyzm: - „Nic tak nie wzmacnia duszy i ciała,

jak ranne wstawanie i alternatywa".

SOKRATES

Czy to wszystko, co masz do powiedzenia?

WYSŁANNIK

Nie, jeszcze wniosek. Nie udało si uleczy logik ,

chcesz nas ratowa zbrodni . Chcesz, aby my

poczuli twoj krew. Chcesz nowej siły, a cho by

tyranii i okrucie stwa. Bo dopiero po tym, jak

s dzisz, mo e przyj nowa wolno i Perykles,

i symetria, dobra architektura i poezja. A tak e

całe dostoje stwo ycia, dost pne teraz tylko

w teatrze. W gruncie rzeczy jeste politykiem

z tendencjami do zamachu stanu. Dlaczego nic

nie mówisz?

SOKRATES

My l o czym z alem.

WYSŁANNIK

O czym?

SOKRATES

e mam niewiele czasu i e wyzwoliłem potwo-

ra.

WYSŁANNIK

Spróbój go znowu usidli .

SOKRATES

Za pó no.

WYSŁANNIK

Nigdy nie jest za pó no. yjesz jeszcze. Jutro

znów tu b d . Wolałbym zasta pust cel .

Scena trzecia

STRA NIK

Nie podobał mi si ten twój nowy znajomy.

Ucze ?

SOKRATES

Nie. Urz dnik.

STRA NIK

To znaczy te goły. Czas, Sokratesie, przyjmowa

ludzi bogatych. Nie masz jakiego znajomego ban-

background image

6

Tak.

WYSŁANNIK

Wi c Rada jest zaniepokojona twoj opieszało -

ci . Co ty wła ciwie sobie wyobra asz?

SOKRATES

Po prostu jestem zadowolony z lokalu. Przedtem

chodziłem po ulicy i moje wykłady miały charak-

ter przypadkowy. Był to wła ciwie zbiór mniej

lub wi cej dowcipnych aforyzmów. Teraz mam

szkoł jak szanuj cy si sofista. Dzi ki wam stwo-

rz rzecz godn podziwu - system.

WYSŁANNIK

Nie artuj. Po mie cie kr y plotka o twoim

ostatnim wykładzie na temat prawa. Mówi , e

był wietny, chocia bardzo reakcyjny.

SOKRATES

No, no.

WYSŁANNIK

Postawiłe tam tez , e praw trzeba słucha .

SOKRATES

Tak.

WYSŁANNIK

Nawet gdy s dla nas okrutne.

SOKRATES

Nawet wtedy.

WYSŁANNIK

Ja, Sokratesie, jestem zwykłym urz dnikiem

i chciałbym to dobrze zrozumie . Bo rzecz wydaje

si wa na.

SOKRATES

I tak jest bez w tpienia.

WYSŁANNIK

Tylko ty mi nie przeszkadzaj, jak b d mówił.

Odpowiadaj: tak lub nie. Kupcy feniccy podaj ,

e w gł bi Afryki yj plemiona, które składaj

ofiary z ludzi. Takie jest ich prawo. Prawo la-

kedemo skie nakazuje u mierca słabe dzieci.

Có ty na to, Sokratesie?

Sokrates milczy.

Gdyby u nas zjawił si tyran i wydał ustaw , e

wszystkim dorosłym Ate czykom nale y obci

praw dło - co by powiedział o Ate czykach,

którzy poddaliby si temu prawu? Zapewne, e

spadli do rz du niewolników.

Sokrates milczy.

Oczywi cie, mo esz powiedzie , e za naszym

prawem stoi m dro ludu, a za tamtymi sza-

le stwo tyranów. Ale chyba w gruncie rzeczy to

wszystko jedno, kto jest autorem, jeden głupiec

czy pi ciuset. Chodzi o to, czy si wszyscy na to

godz . Czy nie jest tak, jak mówi ?

Sokrates milczy.

A to, czy si godz , po czym si poznaje? Czy

po minach zadowolonych, czy po procesjach chłop-

ców z pochodniami? Sam wiesz dobrze, e to

background image

5

AKT PIERWSZY

Scena pierwsza

Wi zienie kamienne. Mrok. Na pryczy człowiek okryty

płaszczem. Schody po lewej stronie. Małe okno. Wcho-

dzi Wysłannik Rady i Stra nik.

WYSŁANNIK

pi?

STRA NIK

pi. Wci pi. pi w południe i w nocy.

WYSŁANNIK

Chory?

STRA NIK

Nie. Mówi, e przyzwyczaja si do mierci. Ory-

ginał.

WYSŁANNIK

Zbud go.

STRA NIK

Prosił mnie wczoraj, aby mu da spokój. Przy-

chodz tu wci ludzie i m cz go. Ty jeste jego

uczniem?

WYSŁANNIK

Nie. Urz dowa sprawa.

STRA NIK

A, to co innego, (potrz sa ramieniem pi cego i wo-

ła) Człowieku! Z mrocznej krainy marze wró na

ziemi jałow i kamienn ! Przyzywam ci !

Le cy budzi si , spuszcza nogi z pryczy, przykłada

r ce do oczu. Stra nik mieje si .

WYSŁANNIK

Ja do ciebie, Sokratesie.

SOKRATES

Aaa.

WYSŁANNIK

Przerwałem ci sen?

SOKRATES

Tak.

WYSŁANNIK

Co ci si niło?

SOKRATES

Nico - ywioł łagodny i kołysz cy.

WYSŁANNIK

Rozumiem, co jak morze. Poznajesz mnie?

SOKRATES

Nie

WYSŁANNIK

Jestem wysłannikiem Rady. Przychodz tu z misj .

Do Stra nika gest, aby zostawił ich samych.

Scena druga

WYSŁANNIK

Pojutrze, jak ci wiadomo, przypływa statek z Delos.

To znaczy, pojutrze wypijesz trucizn . Sam chyba

rozumiesz, e wygrzebali my ten stary przepis re-

ligijny po to tylko, aby ułatwi ci ucieczk .

SOKRATES

background image

4

sznurek.

CHÓRZYSTA V

No có , ale nie wie.

CHÓRZYSTA VI

I my, którzy sztuk godzenia si na wszystko

doprowadzili my do szczytu, tak e z tym musimy

si pogodzi .

CHÓRZYSTA I

Okoliczno ci łagodz c jest fakt, e sztuka po-

chodzi z czasów zamierzchłych.

CHÓRZYSTA II

Wtedy technika przesłucha stała na niskim po-

ziomie.

CHÓRZYSTA III

Sokrates dopiero wynalazł dialektyk .

CHÓRZYSTA IV

Praktyczny podr cznik dla s dziów ledczych zo-

stał opracowany znacznie pó niej.

CHÓRZYSTA V

Dlatego oskar ony tak długo broił.

CHÓRZYSTA VI

A głowa jego, wyrzucona na wysoki brzeg naszych

czasów, ma zamazane rysy.

CHÓRZYSTA I

My nie zrobimy potomnym takiego kawału.

CHÓRZYSTA II

Wszyscy wysłani na tamt stron b d mieli do

szyi przytwierdzony kamie z paragrafem, na

który umarli.

CHÓRZYSTA III

Wszystkie inne materiały zostan zniszczone, aby

nie stanowiły pokusy dla psychologów.

CHÓRZYSTA IV

Paru niewinnych i nieomylnych zabalsamujemy.

Dzieła ich te zabalsamujemy i b dziemy poka-

zywa motłochowi. Całkiem bezpłatnie.

CHÓRZYSTA V

W ten sposób ludzko wyzwolona b dzie od

dramatów i od sztuki, która rodzi si z w tpie-

nia.

CHÓRZYSTA VI

I zostanie tylko historia dowiedziona sposobem

geometrycznym.

Odgłos przypominaj cy wist bata.

CHÓR

Zaczynamy.

background image

3

Prolog

Muzyka. Na tle hałasu b bna i miedzi przeszywaj cy

głos piszczałki. Scena pusta, bez adnych dekoracji.

Wchodz osoby chóru ubrane w krótkie jasne sukien-

ki, na głowach papierowe spiczaste czapeczki. Twarze

mocno upudrowane.

CHÓRZYSTA I z gł bokim ukłonem

Rzecz o Sokratesie, synu akuszerki i kamieniarza.

CHÓRZYSTA II

Opowie z pestk .

CHÓRZYSTA III

Pełna słów, aluzji i pauz,

CHÓRZYSTA IV

Niestety, bez akcji.

CHÓRZYSTA V

Kto nie zabrał z domu jedzenia, mo e si jeszcze

wycofa .

CHÓRZYSTA VI

Cena biletu zostanie zwrócona.

CHÓRZYSTA I

Sztuka, jako si rzekło, o filozofie.

CHÓRZYSTA II

Który ył długo.

CHÓRZYSTA III

Działał na niwie o wiaty.

CHÓRZYSTA IV

Ale nie umarł mierci naturaln .

CHÓRZYSTA V

Co daje postaci posmak sensacji.

CHÓRZYSTA VI

A tak e szczypt heroizmu.

CHÓRZYSTA I

Przez trzy akty trzeba wysila dociekliwo .

CHÓRZYSTA II

Aby rozwi za ten w zeł.

CHÓRZYSTA III

Wzniosłych kłamstw i płytkich hipotez.

CHÓRZYSTA IV

Dlatego b dziemy musieli posługiwa si cudzymi

oczyma.

CHÓRZYSTA V

Znajdzie si tu zatem co dla krótkowidzów i co

dla dalekowidzów.

CHÓRZYSTA VI

Najmniej dla tych, którzy widz dobrze.

CHÓRZYSTA I

Autor kazał przeprosi i powiedzie , e odpowie-

dzi nie da.

CHÓRZYSTA II

Mówi, e sam nie wie.

CHÓRZYSTA III

Powiada, e jakby wiedział, toby napisał dzieło

po niemiecku.

CHÓRZYSTA IV

A nie zwoływałby aktorów i nie szarpałby za

background image

2

Jaskinia filozofów

Osoby:

SOKRATES

STRA NIK

WYSŁANNIK RADY

PLATON

KSENOFONT

FEDON

FAJDROS

LACHES

KSANTYPA

KRITON

OPIEKUN ZWŁOK

CHÓR

UCZNIOWIE

background image

Zbigniew

Herbert

DRAMATY


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Herbert Zbigniew Dramaty
Herbert Zbigniew Dramaty
Herbert Zbigniew Dramaty
Herbert, Zbigniew Dramaty
Herbert Zbigniew Dramaty
Herbert Zbigniew
Herbert Zbigniew
Herbert Zbigniew Obrona Templariuszy
Herbert Zbigniew Pan od przyrody
Herbert Zbigniew Barbarzyńca w ogrodzie
Herbert Zbigniew Elegia Na Odejście
Herbert Zbigniew

więcej podobnych podstron