Glyn Eleonora Dziwne małżeństwo księżnej Arden (Miłość braterska)

background image

Glyn Eleonora
Dziwne małżeństwo księżnej Arden

(Miłość braterska)


W kaplicy rodowej książąt Ardenow miał się odbyć ślub najstarszego syna, Courtęnaya, z Antheą W.
W przeddzień uroczystości Courtenay żeni się ze swoją długoletnią kochanką Nataszą, która,
pracując dla wywiadu miała wydostać z jego sejfu ważne dokumenty. W tym celu otrzymała od
swoich mocodawców, środek nasenny przeznaczony dla księcia. Zazdrosna kochanka postanowiła
zaaplikować Courtenayowi podwójną dawkę, aby ten przespał godzinę swojego ślubu. Tymczasem w
posiadłości rodowej dostojni goście i członkowie rodziny królewskiej oczekiwali niecierpliwie pana
młodego. Aby uniknąć skandalu, do ołtarza poprowadził Antheę brat Courtenaya, John, bliźniaczo
do niego podobny. Jakie będą konsekwencje tego kroku? Kto w świetle prawa jest mężem Anthei —
John czy Courtenay? Którego z nich kocha Antheą? Odpowiedzi na te pytania znajdzie czytelnik w
powieści E. Glyn, gdzie ze splątanych wątków wyniknie zakończenie szczęśliwe dla jednych, dla
innych zaś tragiczne.

background image


— Pomyśleć, że różnica dziesięciu minut może mieć takie wielkie znaczenie dla życia człowieka! —
Szepnęła do ucha lordowi Andover lady Amelia Pomeroy w czasie chrztu bliźniąt w zamkowej
kaplicy Dayre Arden. — Jedno z nich to przyszły książę Arden, drugie jedynie młodszy syn.
— Najczęściej bardziej udany — odpowiedział starszy pan.
— Nazwij to dziecko — rzekł pastor.
— Courtenay, John Drax — mówiła ze stanowczością dostojna chrzestna matka, obserwując
niebieską wstążkę, którą pielęgniarka zawiązała na malutkiej rączce spadkobiercy tytułu, aby go
odróżnić od jego brata ulepionego ze zwykłej gliny.
— Courtenay, John i Drax to jedyne imiona, które można było spotkać w dokumentach rodziny
Dayre'ów, ludzi upartych, panujących w Dayre Arden w Dorsetshire od niezliczonych wieków.
Bliźnięta wobec tego musiały otrzymać te same imiona tylko w odwrotnym porządku. Czyta się je
jeszcze ciągle wyryte na marmurowych tablicach w pięknej, starej, zamkowej kaplicy.
I do dziś te same instynkty zdają się tkwić w krwi Dayre'ów, te same zalety i wady. Wszyscy są
waleczni, wszyscy przystojni, gdzieniegdzie zaś jakieś narowy wychodzą na wierzch, za które
odpowiedzialną jest Zulika, Mauretanka, którą sir John Dayre przywiózł z wypraw krzyżowych. ^
— Bębny podobne do siebie jak dwie krople wody — szepnął lord Karol — w przyszłości może im to
sprawić wiele kłopotu,

background image

— Lub dopomóc im w trudnościach — z uśmiechem dodała lady Pomeroy.
Chór tymczasem śpiewał uroczyście. A pastor rzekł: — nazwij to dziecię.
— John, Courtenay, Drax — mówiła chrzestna matka młodszego bliźniaka, ładna, ale naturalnie mniej
dostojna od chrzestnej matki przyszłego księcia.
— Johnie, Courtenay, Drax, chrzczę ciebie...
Delikatna, wątła, osiemnastoletnia księżna spoglądała słodkimi, załzawionymi niebieskimi oczyma na
swego przystojnego młodego, małżonka. — Drogie dziecięta — myślała — są żywym odbiciem jej
ukochanego męża i chociaż bała się rozpaczliwie tej wyniosłej, nieprzystępnej n u r s e , pani
Waterlow, przypuszczała, że przecież pozwoli jej nieraz wziąć synów na ręce, naturalnie później
dopiero, gdy będzie silniejsza i zupełnie zdrowa i gdy znowu będzie mogła jeździć konno, tańczyć i
nigdy, nigdy nie rozłączać się ze swoim uwielbianym mężem.
Jej niewinne spojrzenie spoczęło w czasie tych rozmyślań na dzieciach przystrojonych bezcennymi,
rodzinnymi koronkami. — Sama poniesie Courtenay'a — dumała w dalszym ciągu — a pomocnica
pielęgniarki trzymać będzie Johna — zabierze dzieci do zacisznej biblioteki, gdzie jej ukochany mąż
Courtenay lubi przesiadywać po powrocie z polowania. Z pewnością na krótki czas niemowlęta nie
znudzą go. A ona setki razy powtórzy mu, jak bardzo są do niego podobne, a to dlatego, że ona go tak
szalenie kocha — całą siłą swoich osiemnastu lat. Ten obraz radości i szczęścia stanął jej jak żywy
przed oczyma.
— A gdy chłopcy wyrosną jeszcze bardziej, będą podobni do ojca — snuła w dalszym ciągu nić swych
marzeń — podobni będą do tego wzoru doskonałości, do jej Courtenay'a.
W r. 1900 dziewczęta kochały i nie krytykowały, a przynajmniej nie krytykowały tak inteligentnie jak
dziś. Istniała jeszcze złuda...
Przyszły jej także na myśl czasy w Eton, gdy jej własny Courtenay i Gerald sami tam przebywali:
Gerald obecnie jest w (Mordzie. Zastanawiała się, jak się ukształtuje kariera jej synów.

background image

W każdym razie wszystko zapowiada się nad wyraz dobrze i pięknie, a Angela czuła się
najszczęśliwszą z ludzkich istot...
Ale jakże zimny był wiatr północno-wschodni, gdy wracała z kaplicy do domu. Północno-wschodni
wiatr w czerwcu! Dlaczego tak drży, pomimo radości i szczęścia?.. Nawet namiętne pocałunki Cour-
tenay’a nie mogły jej rozgrzać.
Przez wszystkie lata aż do samej wojny Courtenay, John Drax Dayre, piąty książę Arden wierny był
pamięci swej ukochanej, niebieskookiej małżonki i co niedzielę, gdy był w Dayre-Arden, siadywał w
kaplicy zamkowej ze swoimi synkami i patrzył smutnym wzrokiem na Angelę wykutą w marmurze
ręką artysty. Na tę Angelę, eteryczną, uduchowioną, boską, ale już — nie istniejącą, odległą.
Mówiono, że kiedy prowadził w r. 1916 swoich ludzi do ataku, jego niebieskie oczy, zupełnie takie
same jak oczy synów, błyszczały szczęściem, a kiedy znaleziono potem jego martwe ciało, na ustach
księcia czaił się uśmiech.
Kto wie? Może zobaczył swą ukochaną żonę, która go powitała u bram niebios!
Chłopcy wyrastali wśród powściągliwej, rzetelnej miłości pani Waterlow, mnóstwa bon i pełnego
godności i przywiązania Harg-reavesa, lokaja zmarłego księcia. Wśród wiernej służby i dumnych
rządców, i powściągliwych guwernerów, i łajania dziadków, i zadowolenia babki Pomeroy, i tego
wszystkiego, co należało do życia arystokratycznego w Anglii.
U Johna odezwał się zapał dawnych przodków rycerzy; po Eton i po (Mordzie wstąpił do Gwardii,
później do służby lotniczej i do — serc kobiet.
Zaś Courtenay, książę Arden, spełniał obowiązki, które mu nakładało jego stanowisko, lecz odżył u
niego duch Zuliki i często był powodem jego upadków. Wprawdzie kobiety nie wkradały się do jego
serca, ale on padał w ramiona niewieście.
W 1932 r. na wiosnę lord John Courtenay Drax Dayre wracał z Afganistanu, gdzie otrzymał
odznaczenie za wyjątkową dzielnosc

background image

w ratowaniu angielskich kobiet. Wracał teraz do kraju na ślub swego brata Courtenay'a Johna Draxa
Dayre, szóstego księcia Arden z Antheą Marią Dayre, daleką swoją kuzynką. Ślub, odpowiednio do
tradycji, miał się odbyć w kaplicy rodzinnej na zamku Dayre Arden.
Tymczasem jednak książę pozostawał w szponach kobiety nie z jego sfery.
Odkąd doszedł do pełnoletności, uważał za rzecz zupełnie naturalną zabawę z każdą kobietą, która
działała na jego wyobraźnię i zmysły. Czasami była nią modna, paląca papierosy hrabina, która
obniżała jego ambicje i osłabiała wiarę w siebie i ludzi. Czasami była to motylkowata, wesoła,
przebiegła, amerykańska szansonistka, która utwierdzała go w przekonaniu, że świat jest piękny, a
dolary własnością bogów. Czasami znowu chytra, sprytna czterdziestoletnia mężatka lub nawet
pięćdziesięcioletnia uwodzicielka, która przy zamglonym świetle zarzucała na niego swe sieci i
czyniła go bezsilnym. A zdarzało się nawet, że prosta ulicznica pociągała go w dół, grając na
najniższych męskich instynktach.
We wszystkich tych wypadkach jednak dusza księcia pozostawała uśpiona. I jeżeli matki tam w górze
mogą się smucić, gdy patrzą na ziemię, Angela z Courtenayem często w ciągu ostatnich lat musieli
ronić łzy nad starszym synem.
Zamiłowanie księcia do drugorzędności było niezwykłym rysem u takiego z krwi i kości arystokraty.
Bowiem Natasza, jego obecna władczyni, była wyraźnie drugorzędnym typem. Wprawdzie wobec
mężczyzn udawała, że uznaje tylko kawior, ale w swoim prywatnym życiu wolała pospolite potrawy.
Za czasów swego pobytu w Oxfordzie i potem, kiedy służył w Gwardii, John przerażony był po prostu
miłostkami brata. Dick Hammond, przyjaciel obydwóch braci, urzędnik ministerstwa odezwał się raz
do Johna w ten sposób:
— Wiesz, jedna połowa Courtenay'a jest księciem, a druga składa się z dwóch części: człowieka
słabego, bez woli i bohatera.
Dick Hammond zaś znał świat i umiał ocenić wartość ludzi i rzeczy. Dlatego także zaręczył się w
trzydziestym ósmym roku z Dafne, dwudziestoletnią kuzynką Anthei, narzeczonej księcia.

background image

* *
Teraz postaramy się nareszcie zacząć opowiadanie właściwej historii, która ma swój początek w
przedziale pociągu wychodzącego po południu pierwszego czerwca z Dover.
Był to chłodny, niemiły angielski dzień, który z pewnością żyje jeszcze w pamięci wielu osób
podróżujących wówczas.
John Ardayre pełen chwały i męstwa wracał z Afganistanu; za-

m

mówił u kelnera herbatę i zajął

miejsce w przedziale, który został dla niego zarezerwowany.
Jak cudownie jest być znowu w Anglii — dumał — patrzeć na te zielone drzewa i na niebo wprawdzie
szare, a nie niebieskie, ale angielskie. A keksy, dżemy, tosty — jakie to inne od tego, co jadał w obcym
kraju! — Jak się masz Dicku? Na Jowisza! Jakże się cieszę, że cię widzę!
— Jak się masz Johnie? Jakim sposobem nie spotkaliśmy się na okręcie?
— Spałem. Co będziesz pił, herbatę czy wodę z whisky?
— Proszę o wodę.
John wskazał mu wolne miejsce obok siebie i wydał polecenie kelnerowi.
Dick Hammond patrzył z przyjemnością na przyjaciela.
— Jak dobrze, że mamy cię z powrotem, Johnie, ale nie gratulowałem ci jeszcze odznaczenia.
— No nie mogłem przecież zostawić pięknych kobiet na mieliźnie, prawda?
Dick zaśmiał się.
— Z twoją naturą przyszłoby ci to z trudnością. Jedziesz naturalnie prosto do Dayre na jutrzejszy ślub
Courtenay'a?
— Tak. Zabieram go teraz z Londynu i razem dziś wieczór
wyruszamy autem.
— Ja więc będę tam wcześniej. Jadę prosto pociągiem. Słyszałeś, sądzę, o moich zaręczynach z
Dafne, kuzynką Anthei?
Dick zaśmiał się niemal przy tych słowach.

background image

Przez tyle lat był zażartym starym kawalerem, przyjacielem, doradcą i towarzyszem Johna.
John Dayre śmiał się serdecznie, a jego niezwykle przystojna opalona twarz wydawała się
promieniować przyjaźnią.
— Będziesz więc należał do rodziny, Dicku. To cudownie. Ale jakoś nie wyobrażam sobie ciebie
żonatym.
— O, Dafne jest właśnie odpowiednią dla mnie dziewczyną-prześliczną do patrzenia, nie za
inteligentną, taką właśnie jakiej potrzebowałem.
Kelner przyniósł tymczasem herbatę, tosty z dżemem i whisky z wodą dla Dicka.
John z radością patrzył na chłopca; jego garnitur, jego angielskie rysy, maniery, wszystko wydawało
mu się za dobre, aby było prawdziwe. Przede wszystkim zaś to, że on, John, był z powrotem w kraju!
Z powrotem wśród cywilizacji nie za starej, aby była przestarzałą i nie za młodej, aby była surowa.
Był z powrotem w Anglii' — Zawsze zjadam to — rzekł do Dicka, zaczynając smarować tosty
marmoladą — z chwilą, gdy przyjeżdżam do kraju i wtedy wiem, że jestem w domu.
— To zabawne, jak my kochamy nasz stary, dziwaczny kraj Przypuszczam, że on nam zapewnia
spokój i poczucie stabilizacji — Tak, tak było, Dicku, ale teraz?
— Przybywasz z niespokojnego miejsca, ale niepokój i do nas się zakrada! — Dick westchnął.
John spoglądał przez okno na śliczną, zieloną okolicę przez którą przejeżdżali. Odpędzał niepokojące
myśli i zapytał niemal nagle, nalewając herbatę:
— Dicku, jak wygląda Anthea? Widzisz, to tak inaczej teraz będzie, gdy Courtenay się ożeni.
Chciałbym coś o niej usłyszeć Dziwne dosyć, że chociaż jest daleką kuzynką, nigdy jej dotąd nie
spotkałem. Drax Manor leży o dziesięć mil od Dayre Arden ale pułkownik Dayre, jej ojciec, zeszłego
roku dopiero złożył nam wizytę, gdy ja byłem za granicą.
Dick zauważył:
— Zawsze byłem tego zdania, że Courtenay powinien się niebawem ożenić, a ponieważ Anthea
odziedziczy majątek, ziemie w ten

background image

sposób będą znowu złączone. Kiedy więc zadepeszował mi, że się z nią zaręczył, byłem rad z tej
wiadomości. Tak rzadko przecież idzie coś po naszej myśli.
— Prawie nigdy.
— Dicku, jak ona wygląda?
Wjeżdżali właśnie w tunel, więc Dick podniósł głos.
— Jest śliczna!
— Jaki typ?
— Dick wyciągnął się leniwie. Zdawało mu się, że widzi Antheę i Dafne bawiące się z psami na
murawie w Drax.
— Ach, więc włosy jej to roztopiona miedź, nie brąz, zdaje mi się, że ma duże, szeroko otwarte oczy i
coś interesującego w twarzy, coś myślącego. Figurę ma doskonałą i bardzo zgrabne nogi, tak, jestem
pewny tego, że bardzo zgrabne.
John kiwał tylko potakująco głową, bo w ustach miał keksy.
— Dicku — krzyknął niemal. — Lubię małe nóżki.
Pociąg wynurzył się z tunelu i głos Dicka brzmiał już normalnie, gdy rzekł:
— Ale wiesz, żal mi Anthei. Courtenay dba o nią tyle, co o zeszłoroczny śnieg. John był zdumiony.
— Wiedziałem, że żeni się z rodzinnych względów, ale skoro ładna i miła, czemu mu się nie podoba?
— Nie może się uwolnić od Nataszy Muraska. John brzęknął filiżanką.
— Boże, miałem nadzieję, że to dawno się skończyło! Słyszałem o tej historii, gdy byłem w Indiach.
Biedny stary Courtenay, nigdy nie jest wolny od kobiet! Ale Dicku, czy jesteś pewny, że on jeszcze
widuje się z tamtą? — Tak, on szaleje za nią, był z nią ostatnio w Le Touąuet. Mój szef w
ministerstwie bardzo się tym martwi ze względu na stanowisko Courtenay'a w rządzie, bo ona
potrafiłaby wydostać od niego pewne tajemnice państwowe. Zresztą będąc księciem, jest się na oku
całego społeczeństwa.
John przyznał mu rację.

background image

— Jesteśmy już na śladach całej bandy, bardzo ciemnych postaci, a Natasza jest ich główną sprężyną.
— Zdaje mi się, że przesadzasz, Dicku.
John nie lubił słuchać czegoś, co by rzucało chociaż cień na jego ukochanego brata.
— Wiadomości były dość poważne, skoro zeszłego tygodnia musiałem jechać do Genewy. Mamy
nadzieję, że uda nam się zawczasu zdemaskować szpiegów.
John czuł się teraz przygnębiony. Z niecierpliwością odrzucił w tył głowę. Ku rozpaczy fryzjerów
żadne strzyżenie ani szczotkowanie nie zdołało przygładzić gęstych kędziorów Courtenay'a i Johna.
Dick Hammond nie mógł się powstrzymać od uwagi zrobionej sobie w mysh: jak niezwykle
przystojni są ci obaj bracia!
John tymczasem westchnął zniecierpliwiony:
— No, ale to zła wróżba dla panny młodej!
— Wszystko jednak jeszcze może się obrócić na dobre, prawie każdy z nas ma w życiu jakieś niezbyt
czyste sprawki Ton Dicka brzmiał wesoło. — W każdym razie spróbuj wpłynąć na Courtenay'a i zrób,
co będziesz mógł w tej sprawie.
John nalał sobie drugą filiżankę herbaty, smakowała mu i kazała zapomnieć chwilowo o przykrej
wiadomości.
— Przyznaję, że parę razy udało mi się już wydobyć Courtenay'a z matni, ale nie wiem, czy i tym
razem nasze podobieństwo pomoże mi w tym.
Dick uśmiechnął się cynicznie.
— Nigdy nie wiadomo.
* * *
A teraz za pomocą czarodziejskiej różdżki przeniesiemy się do Anthei Dayre, od której dowiemy się,
jakim sposobem została zaręczona z Courtenay'em, szóstym księciem Arden.
Przeniesiemy się do Anthei o wielkich, szarych oczach i złoto-kasztanowych włosach, do Anthei,
która marzyła o dokonaniu wielkich czynów i pragnęła namiętnie wygrać stawkę życiową.

background image

Pułkownik Jerzy Dayre, jej ojciec, był przez pięć lat dowódcą pułku stacjonowanego w Indiach. Jego
córka, jedynaczka, po skończeniu dwunastu lat, nie często miała okazję widywać swych rodziców.
Wcześniejsze jej wspomnienia łączą się z napiętą atmosferą ustawicznych sprzeczek domowych i
popychaniem jej przez różne ciotki. Jej rodzice nigdy dla niej nie mieli czasu. Dla tego eleganckiego
oficera kawalerii i jego ładnej żony dochody nigdy nie wystarczały, a dorastająca dziewczynka
stanowiła kłopot. Pułkownik miał słabą nadzieję odziedziczenia majątku Drax, który graniczył z
dobrami książęcymi Arden, bo został odłączony od całości dopiero przed osiemdziesięciu laty, kiedy
zaślepiony w młodszym synu książę ofiarował mu jeden folwark. Pułkownik Jerzy Dayre miał pecha,
będąc synem młodszego syna swego dziadka, właściciela Drax. Jego kuzyn, obecny właściciel tego
majątku, był ostatnim potomkiem tej linii, ale liczył dopiero trzydzieści lat i szczęśliwiec był
kawalerem.
Pułkownik Dayre często żałował tego, że ożenił się z miłości z panną Mary Banning, nie mającą
żadnego posagu. Małżeństwa z miłości są głupotą i córka jego Anthea od samego początku powinna to
zrozumieć. Sam się o to postara!
Postanowił wysłać dziewczynę do Paryża, do najmodniejszego pensjonatu, tak aby otarła się o ludzi,
nauczyła się być interesująca i znalazła później, gdy zamieszka w Londynie w Mayfair, bogatego
męża.
Los jednak chciał inaczej. Właściciel „Drax Manor", Henryk Dayre, zatonął na jachcie, biorąc udział
w wyścigach, a pułkownik odziedziczył niespodzianie majątek po kuzynie. Po powrocie z Indii
państwo Dayre zatrzymali się tylko krótko w Londynie i sprowadzili dziewiętnastoletnią Antheę do
Drax Manor. — Świetna okolica do polowań — myślał pułkownik Dayre. — Na Jowisza, nareszcie
stało się coś po mojej myśli! Anthea tymczasem rada była, że opuści Paryż. Dowiedziała się
wszystkiego, czego kosztowni profesorowie i w najwyższym stopniu nowoczesne jej koleżanki
Amerykanki i Angielki mogli ją nauczyć w ciągu pięciu lat, które spędziła pod wyłączną opieką
Hrabiny de Fussi-Barbel. Nie pozostała jej więc żadna złuda i gotowa była pójść

background image

najbliższą szeroką drogą lub wąską ścieżką, zależnie od potrzeby, byle tylko zabezpieczyć sobie
majątek i wolność, a mogło się to stać jedynie przez małżeństwo.
— Widocznie miłość nie jest trwała i w obecnych, praktycznych czasach lepiej jest, gdy zostaje
usunięta z życia. Mądre jest postanowienie Colinette i Klary: niezależnie od uczuć należy dążyć do
zdobycia w życiu najwyższego stanowiska, a przez to możliwości pomagania przynajmniej drugim, i
czynienia dobrze ludzkości. To w każdym razie musi zapewnić trwałe szczęście — myślała Anthea.
Bogaci ludzie powinni się starać czynić dużo dobrego w świecie. Dziewczęta głupio postępują,
marząc tylko o kochaniu i własnych przyjemnościach.
Najnieznośniejsza rzecz jednak w tym, że pomimo wszystko trudno się pozbyć tych romantycznych
złud, nawet wtedy, gdy się wie, że małżeństwo jest jedynie węzłem narzuconym przez społeczeństwo,
a mężczyźni są wszyscy jednakowi.
Kiedy więc w maju hrabina Fussi-Barbel wywoziła swoje panienki do Fontainebleau, Anthea snuła
nić swoich marzeń w zielonym lesie, ze starą książką Mussefa w ręku. Ale mężczyźni, którzy się
przesuwali przed jej oczyma, nie byli podobni do kuzyna Colinetty ani do wuja Klary, który zaprosił je
raz wszystkie na obiad, a ona odmówiła i koleżanki nazwały ją głupią, staromodną, pełną pruderii. W
swych marzeniach widziała zawsze idealnego rycerza, który nie żądał od niej niczego wstrętnego,
fizycznego i tylko pocałunek w świetle księżyca lub gorący uścisk ręki poruszały najdelikatniejsze
struny w jej duszy, wywołując uwielbienie dla romantycznego bohatera.
Jednak praktyczna, ze zdrowym rozsądkiem córka Dayre'ów, wiedząc, że tego rodzaju sny nigdy nie
będą mogły się urzeczywi-stnieć, tłumiła płonne, wiosenne marzenia.
Tak daleko, jak mogła sięgnąć pamięcią, słyszała kłótnie i sprzeczki rodziców, widziała, jak każde z
nich gdzie indziej szukało wrażeń i wzruszeń. Doszła więc do przekonania, że miłość w rzeczywi-
stości jest zgubna i nie powinna jej wprowadzić do swego życia.
Gdy Anthea miała już lat szesnaście, przybyła na rok do hrabiny Fussi-Barbel jej kuzynka Dafne,
która obecnie jest szalenie zakochana i zaręczona z Dickiem Hammondem.

background image

Biedna Dafne nie przypuszcza jednak, jak szybko przyjdzie rozczarowanie.
Anthea ogromnie ucieszyła się wiadomością, że ojciec jej odziedziczył Drax Manor. Lubiła stare
zamki i była przywiązana do tradycji rodzinnych. Znała także dokładnie historię Dayre'ów od czasów
wojen krzyżowych. Nie była jednak nigdy w Dayre-Arden, bo stale trwało przekonanie, że
Dayre'owie z Drax nie lubią się z Dayrami z Arden.
W listopadzie pułkownik Dayre przywiózł żonę i córkę do Drax. Przez cały miesiąc urządzali się i
zaprowadzali centralne ogrzewanie, bez którego ludzie przebywający pięć lat w Indiach nie mogliby
się obejść. Z końcem lutego na balu myśliwskim Anthea spotkała wreszcie swego dalekiego kuzyna
księcia Arden i przyznała w duszy, że tak przystojnego mężczyzny dotąd nie widziała. Żaden rycerz,
bohater jej fantastycznych snów, nie mógł się równać z urodą Courtenay'a. Pomimo to pozostała
wobec niego zupełnie chłodna i obojętna.
To pewnie dlatego — tłumaczyła sobie — że on przedstawia rozsądną, prawowierną rzeczywistość.
Gdy spoglądał na Antheę, nie było nic zmysłowości w jego wyrazie, a niebieskie jego oczy, zimne
niby szklane gałki, były jak lód. W tańcu obejmował ją chłodno, nie zdradzając żadnej ochoty do
uścisków.
Rozmawiali o polowaniu, o sezonie zabaw w Londynie, na który Anthea tak się cieszyła. Courtenay
wspomniał także o Dayre Arden, którego Anthea nie znała. Musi więc przybyć do rodzinnego mająt-
ku. Bardzo nalegał na ten jej przyjazd.
Ale książęcy taniec był mdły, tak jak książęcy wzrok. — Ach! Gdyby on miał choć trochę poczucia
rytmu — myślała Anthea. — Wykonuje tylko kroki, a nie słucha muzyki.
Razem udali się na kolację i spostrzegli wtedy, że nie mają sobie nic do powiedzenia. Książę Arden
jednak zaczął już myśleć o swojej dalekiej kuzynce, jako o odpowiedniej dla siebie żonie.
Małżeństwo jest piekłem i wściekłą nudą — dumał Courtenay —ale kiedyś trzeba będzie i tak
przepłynąć ten Rubikon, teraz zaś trafia się okazja do ugotowania dwóch grzybów w barszczu. Anthea
jest jedynaczką, Drax więc w przyszłości przejdzie w jej posiadanie

background image

i znowu majątki się połączą, tworząc obronny wał. W obecnych czasach wprawdzie ziemia niewiele
jest warta, ale John będzie z tego zadowolony. Szkoda w ogóle, że on nie jest głową rodziny. Marnych
dziesięć minut jest powodem tego wszystkiego.
Ta dziewczyna zresztą nie robi wrażenia gderliwej, jak wiele innych, które spotykał. Jest
niezaprzeczalnie ładna, chociaż nie w jego guście. Trzyma się dobrze, ma w sobie wiele godności
własnej i będzie z niej wzorowa księżna. O ile więc ma się ożenić, to powinien to już prędko uczynić.
Książę Arden postanowił więc zaprosić krewnych do Dayre Arden i złożyć wizytę w Drax, gdy tylko
skończy się polowanie. Około Wielkanocy poprosi zaś o rękę Anthei, po czym sam wybierze się na
ostatnią kawalerską wycieczkę, gdy narzeczona będzie tymczasem zajęta w Paryżu przygotowaniem
wyprawy. Sądzi, że jest to dobry plan, z którego i John i cała rodzina będą zadowoleni.
Ciotka Pomeroy będzie wprost zachwycona. On już ma przecież trzydzieści dwa lata i najwyższy
czas, aby się ustatkował. Musi w jakiś sposób zerwać z Nataszą, a małżeństwo będzie najłatwiejszą do
tego drogą. Ach, ta szatańska Natasza!
Ale tu krew zakipiała mu w żyłach na wspomnienie pewnych rozkoszy i Anthea spostrzegła błysk
namiętności w jego oczach, gdy napełniał jej kieliszek szampanem. Tę jego reakcję wytłumaczyła
sobie tym, że w każdym mężczyźnie spoczywa na dnie ukryta bestia, które jednak, o ile nie pokazuje
za często swych pazurów, nie jest niebezpieczną.
I tak pod koniec wieczoru, gdy Courtenay został przedstawiony pułkownikowi Dayre i jego pięknej
małżonce, którzy zaprosili go do Drax, młodzi, każde z osobna, rozmyślali nad możliwościami ma-
trymonialnych problemów.
* * *
Gdy następnym razem bieg myśliwski skończył się obok Drax Manor, książę zjawił się na zamku i
pani Dayre z radością podała mu filiżankę herbaty. Pomimo czterdziestu dwóch lat była ładną

background image

kobietą i bardziej w guście księcia aniżeli jej córka. Ona zaś także miała wielką ochotę na flirt z
Courtenay'em, lecz obawiała się ryzyka i postanowiła zachować się chłodno i posłać po Antheę, która
przebywała na górze w swoim pokoju.
— Dziewczyna jest nazbyt poważna, całe godziny poświęca czytaniu nudnych filozofów, ani trochę
nie jest nowoczesna. — Nie lubię nowoczesnych panien, są zepsute — rzekł Courtenay zagłębiony w
fotelu. — Na samą myśl pożycia z taką osobą człowiek się wstrząsa.
Wkrótce ukazała się Anthea, a matka w dalszym ciągu prowadziła lekką rozmowę.
Courtenay odjechał, nie odczuwając bynajmniej większego zainteresowania swoją kuzynką aniżeli na
balu myśliwskim. Uważał jednak, że to jest korzystny objaw w tak nieznośnej sprawie, jaką jest
małżeństwo. Ktokolwiek byłby jego żoną, po roku i tak zapał by minął i zostałby tylko obowiązek,
lepiej więc, gdy to, co ma być później, będzie już teraz.
Następnego tygodnia państwo z Drax przybyli do Dayre Arden i pozostali pod silnym wrażeniem
pięknego, wspaniałego zamku. Anthea zaś jeszcze bardziej utwierdziła się w przekonaniu, że jako
księżna Arden będzie mogła rzeczywiście czynić to, na co tylko będzie miała ochotę.
Powietrze było niezwykle zimne i ostre. Żaden powiew wiosny nie zakłócał jeszcze jej spokoju, nie
budził miłosnych wzruszeń.
Po powrocie do Drax Manor jej rodzice przy obiedzie, w obecności służby, wszczęli okropną
sprzeczkę, tak że Anthea niemal we łzach odeszła od stołu i schroniła się w swoim pokoju.
Ojciec, dla którego żywiła więcej uczucia aniżeli dla matki, w pół godziny później zapukał do jej
drzwi. Tłumaczył, że chce w spokoju wypalić cygaro.
— Twoja matka była niemożliwa przy obiedzie, prawda? — Zaczął — oto są skutki małżeństwa z
miłości.
Anthea odpowiedziała jedynie westchnieniem. W ciągu ostatnich kilku miesięcy, które spędziła z
rodzicami, niejeden raz już była świadkiem takiej sceny, po której oboje czynili przed nią swe zwie-
rzenia.

background image

— Sądzę jednak, tatusiu, że kiedy się zaręczyłeś, nie myślałeś o kłótniach w przyszłości.
— Naturalnie, że nie myślałem. Byliśmy zakochani, obchodziła nas tylko teraźniejszość, nie
zastanawialiśmy się nad niczym. Powinienem był jednak wiedzieć, że taki gorączkowy stan nie będzie
trwał wiecznie.
— U ciotki Carrie panowała zawsze taka spokojna atmosfera, wuj Jerzy nigdy się z nią nie sprzeczał.
— Ich małżeństwo bowiem było małżeństwem z rozsądku, a nie z miłości, mieli więc większe szanse
domowego szczęścia.
— Czy tatuś na serio myśli, że miłość nie trwa i że małżeństwo powinno być oparte tylko na
przyjaźni? — Anthea była poważna — Masz życiowe doświadczenie. Chciałabym się upewnić pod
tym względem.
— Naturalnie, że miłość nie trwa, jest to gorączka, która się wypala.
— A czy miłość w życiu każdego człowieka jest nieunikniona, czy też można się przed nią ustrzec?
— Ach, przypuszczam, że każdy człowiek musi ulec tej gorączce. Jeżeli jednak w domu ma spokój i
pogodną atmosferę, gdy atak minie, wraca do swoich codziennych wygód.
— Mam wrażenie, że masz rację, tatusiu. Madame de Fussi-Bar-bel powtarzała nam zawsze, że
miłość dobra jest w mieszczaństwie, ale niebezpieczna i szkodliwa w naszej sferze. Twierdziła także,
że lepsze są małżeństwa we Francji aniżeli w Ameryce i Anglii.
— Wiedziała, co mówi, ta zacna osoba.
— A więc tatusiu, o ile mówisz mi to wszystko po to, abym łatwiej się zdecydowała przyjąć księcia
Arden, gdyby mi się oświadczył, odniosłeś zwycięstwo, bo z pewnością to uczynię.
— Grzeczna jesteś dziewczynka — i pułkownik Dayre odetchnął z ulgą. — Wspaniały zresztą z niego
młodzieniec, niezwykle przystojny. Prawdopodobnie później zaczniesz się do niego wdzięczyć.
— Ach! Tak, to jest ta tajemnica, to później.
Gdy Anthea kładła się na spoczynek, wpadła do pokoju jej matka.
— Kochanie, twój ojciec jest po prostu czasami brutalny. Uwiel-

background image

bia urządzać awantury bez powodu. A kiedyś był moim niewolnikiem.
— Gdy się w nim kochałaś, mamo?
— Tak, byliśmy śmiesznie zakochani i więcej jak rok, po prostu uwielbiał mnie.
— Co więc uczyniłaś, że się zmienił?
— Ja? Nic naturalnie. To cała wina jego. Ach, gdy tylko wyjdziesz za mąż, kochanie, rozwiodę się.
— Uważam, mamo, że to wszystko jest takie ordynarne.
— Zapewne, ale żyć z twoim ojcem i mieć te sceny to nie do wytrzymania.
— Wszystko to takie brzydkie — Anthea westchnęła, gdy matka pocałowała ją na dobranoc.
Dayre'owie z Drax i książę Arden spotykali się teraz często, ale Courtenay nic się nie zmienił i nie
objawiał swych uczuć. Między nim a Antheą nawiązał się przyjacielski stosunek. Nie znali wzajemnie
swoich charakterów ani też nie starali się ich poznać. Nie odczuwali do siebie żadnej niechęci, byli
sobie obojętni. Nie było więc nic sztucznego w tym, kiedy na Wielkanoc książę oświadczył się jej
mimochodem, gdy jechali konno w parku Dayre Arden.
— Powiadam ci, Antheo, weź sobie lepiej mnie aniżeli kogoś innego. Jestem pewny, że będziemy żyli
w zgodzie.
— I ja tak sądzę. Miło poza tym będzie zostać księżną — odpowiedziała, przyjmując jego
oświadczyny i uśmiechając się smutno.
Courtenay pochylił się wówczas i ucałował jej policzek. Obowiązek ten nie wydał mu się
nieprzyjemny, chociaż pragnienia jego skierowane były ku Nataszy o wilczych oczach i kruczych
włosach. I wszyscy na zamku cieszyli się, począwszy od chłopców stajennych, a skończywszy na
starym lokaju Hargreavesie. Babka Pomeroy po prostu promieniała zadowoleniem, John Dayre zaś w
Indiach zawołał z zapałem:
— Chwała Bogu, że Courtenay nareszcie się ustatkował.
*
Dziwne małżeńtwo..

background image

Kiedy John Dayre i Dick Hammond jechali pociągiem, inna scena dotycząca historii Dayreów
rozgrywała się na nadbrzeżu, w niewinnie wyglądającym biurze Agencji Turystycznej. Pochmurny
mężczyzna siedział przy biurku założonym papierami, jego białe i szczupłe dłonie zaciśnięte były
nerwowo.
Antoni Hunya, gdyby się nie trzymał na wodzy, każdego mógł do siebie zniechęcić. Zwykle jednak
miał się na baczności, był opanowany i uprzejmy dla wszystkich, a zwłaszcza dla tych, od których
spodziewał się jakichś korzyści.
W tej chwili drzwi się otworzyły po cichu i do pokoju wszedł młody człowiek. Zachowanie jego było
nacechowane uszanowaniem i niemal lękiem. Był to przystojny chłopak o cudzoziemskim wyglądzie,
ale sposób jego bycia świadczył o tym, że był w Oxfordzie i mowa jego nie zdradzała najlżejszego
akcentu. Hugon Smith znany był tutaj jako czystej krwi Brytyjczyk.
— Natasza jest tutaj — rzekł z niechęcią. Hunya skinął głową.
— Z wielką trudnością zdołałem ją sprowadzić, ekscelencjo. Małżeństwo tego angielskiego księcia
przygnębiło ją. Ona go kocha.
Ton Hunyi był drwiący i pogardliwy.
— Tak jak ty ją kochasz, głupcze. Jesteście wszyscy tacy sami, gdy to szaleństwo was ogarnia.
Bezużyteczni dla pracy, do której zostaliście wyszkoleni i powołani.
— Postępowałem, jak mogłem najlepiej.
— Najlepiej! Czy posłaliśmy cię do Oxfordu, aby nauczyć cię mówić, jak ci śmieszni Anglicy, po to,
abyś nas teraz zawiódł, starając się ochronić tę wiarołomną, tchórzliwą istotę?
Lepsza część zwyciężyła u Hugona. Zapragnął bronić przedmiotu swojej miłości.
— Myli się pan. Natasza nie jest wiarołomna. Śmiertelny spokój ogarnął Hunyę.
— Wierna więc jak ułaskawiony, biały wilk! Przyprowadź ją tutaj!
Chłopak zwrócił się niechętnie ku drzwiom. Jakże nie cierpiał Hunyi, jak nie cierpiał wszystkiego, co
przynosiło mu życie. Kochał tylko Nataszę. Nataszę o czarnych włosach i oczach jak u kamele-

background image

ona. Nataszę umiejącą dziwnie pieścić. Nataszę tak namiętną, tak czarującą.
Natasza Muraska czekała teraz w korytarzu, po którym spacerowali podróżni, udający się do biura dla
zdobycia różnych informacji.
Trudno było ją dziś rzeczywiście namówić, aby przyszła do szefa. Ona także nienawidziła swego
życia. Podświadomie zaczęła zdawać sobie sprawę, że to wskutek fatalnych okoliczności pozbawiona
została kochanka i wszelkich nadziei zatrzymania go przy sobie. Książę oparł się nawet jej łzom i
trwał w zamiarze poślubienia swej dalekiej kuzynki, Anthei Dayre. A wszystko to było winą Hunyi.
Gdyby on jej nie wysłał do Konstantynopola, mogło przecież być inaczej. Podróż jej trwała trzy
miesiące, w czasie których książę uległ wpływom rodziny i zaręczył się.
Mężczyznę można utrzymać tylko wtedy, gdy się jest w pobliżu niego, gra się na jego zmysłach i
próżności. Takie było zapatrywanie Nataszy.
Ale po powrocie ze Wschodu i rozkosznym tygodniu, spędzonym z księciem w Le Touąuet,
Courtenay, pomimo że ofiarował jej dwie nowe szmaragdowe bransolety i brylantowy pierścionek, o
zerwaniu zaręczyn z kuzynką nie myślał. Natasza została zaskoczona tym obrotem sprawy i mocno
przygnębiona. Umiała gryźć i pokazywać białe zęby, jak u wilka, ale nie umiała walczyć szlachetnie i
starać się o zwycięstwo. Czuła, że gra z księciem na razie skończona i został jej tylko Hugon do
zadawalania kaprysów. W podniecającej zaś pracy musi szukać pewnej satysfakcji.
Gdy Hugon wyszedł z biura szefa i zobaczył ją zwiniętą w kłębek i zagłębioną w dużym fotelu,
przypomniało mu się powiedzenie Hunyi o białym wilku.
— Szef ma dla ciebie robotę, ukochana.
Natasza podniosła się leniwie i z kwaśną miną podeszła ku drzwiom, które Hugon trzymał przed nią
otwarte. Weszła zuchwale, nie spoglądając wcale na pochmurnego mężczyznę siedzącego przy
biurku. Hugo wkroczył za nią, odczuwając nieokreślone pragnienie zaopiekowania się ukochaną
kobietą.
— Zaczekaj na korytarzu — zabrzmiał słodki i niski głos Hunyi.

background image

Hugon szybko oddalił się, a Natasza tymczasem, chcąc zyskać na czasie, pudrowała twarz.
— Czemu byłaś taka leniwa ostatnimi czasy?
— To nieprawda.
— Nie zostałaś przedstawiona księciu w tym celu, aby zostać księżną Arden, ale dlatego, aby uzyskać
potrzebne nam wiadomości dotyczące rozwoju angielskiego lotnictwa.
Natasza prowokująco zapaliła papierosa.
— Czy nie zrobiłam tego, coście chcieli? Hunya zaśmiał się gorzko.
— Tak, parę plotek przyniosłaś, ale nie dosyć, aby usprawiedliwić swą zapłatę.
Natasza postanowiła być zuchwała. — No, więc czego chcecie?
Głos Hunyi podniósł się i stał się głębszy.
— Wiemy na pewno, że ważna formuła na eksplozję jest w sejfie księcia, w jego mieszkaniu przy St.
James Square. Tylko ty możesz ją wydobyć. Klucze od sejfu nosi on przy sobie, na łańcuszku. Czy
wiesz, gdzie jest ten sejf? Natasza skinęła potakująco głową.
— Ukryty jest w jego gabinecie za półką z książkami.
— Dobrze, ale ty się wahasz. Wszystko dlatego, że kochasz tego pięknego idiotę, księcia. Głupiego
arystokratę. Czemu on ma być uprzy wilej owany?
Natasza skorzystała ze sposobności, aby dotknąć Hunyę.
— Bo on jest gentlemanem, a ty, ty nim nie jesteś! Hunya wzdrygnął się i pokazał białe zęby.
— To możliwe, ale teraz uważaj!
Kazał jej zbliżyć się do siebie, a kiedy z niechęcią go posłuchała, wsunął rękę pod jej ramię i chwycił
jej białą skórę między palce tak, aby każdej chwili, gdy nadejdzie potrzeba, mógł ją uszczypnąć.
— Czasu masz niewiele — szepnął. — Jak wiesz, jutro rano on żeni się z inną, ze swojej sfery. —
Natasza wzdrygnęła się tym razem. — Musisz wydostać dokument dziś wieczór. Wysadzimy w
powietrze tych idiotów, gdy przyjdzie czas za pomocą ich własnej formuły! A teraz musisz mnie
słuchać, lub wiesz, co będzie?

background image

Uścisk na jej ramieniu zacieśnił się i zmysłowe jej nozdrza zadrgały, ale nie ruszyła się z miejsca.
— No dobrze, jakże mi się to uda? Książę nie da mi tych papierów. Zresztą pożegnałam się już z nim
na zawsze.
Wspomnienie to zabolało ją, zraniło jej próżność, wywołało zazdrość i gniew.
- Pożegnania mogą być powtórzone. Konieczne jest, abyś dziś zjadła z nim obiad. Możesz to zrobić,
co? Puścił jej rękę. Blade policzki Nataszy zaróżowiły się niespodzianie. Sprytna była dostatecznie,
aby wiedzieć, że jednym z jej powabów, działających na mężczyzn, była biała skóra nie upiększona
kosmetykami. Ta białość przy jej czarnych włosach i ciemnych oczach, nieokreślonej barwy, była
ogromnie efektowna.
Wprawdzie przysięgała, że nigdy go już nie będzie niepokoiła, ale na samą myśl, że jeszcze raz
zobaczy Courtenaya i dotknie jego warg, przeniknął ją rozkoszny dreszcz.
_ Oczywiście, że moim obowiązkiem jest spełnić rozkaz —
rzekła.
Hunya zacisnął dłonie. Pomimo wszystko Natasza jest pożyteczna — pomyślał. Skinął głową na znak
zgody. Zachowanie kobiety uległo teraz zmianie. Stała się w swym chytrym zawodzie wyszkolonym
pionkiem, w którym buntowniczy jej duch znajdował zadowolenie.
Hunya przypatrywał jej się uważnie i lubieżny wyraz pojawił się w jego ciemnych źrenicach.
— Do czego mogłaby dojść, gdyby nie była tak tchórzliwa. I jak rozkoszną mogłaby być metresą,
gdyby mniej była mądra.
— Słuchaj teraz uważnie — rzekł, wyjmując pudełko z górnej szuflady biurka. Otworzył je i pokazał
małe pakieciki proszków, poukładane równo.
— Trochę tego proszku, wsypanego do wina, uśpi księcia na lyle, że będziesz miała swobodną rękę i
czas do znalezienia tego, co ci jest potrzebne. Proszek nie zostawia po sobie najmniejszego śladu,
działa tak pewnie jak alkohol. Każdemu zaś młodemu człowiekowi może się zdarzyć, że się znajdzie
pod dobrą datą.

background image

Natasza roześmiała się słabo. W ciągu dwudziestu siedmiu lat niejednego już młodzieńca widziała w
nietrzeźwym stanie i odpowiednio umiała to zawsze wykorzystać.
Ton Hunyi stał się teraz poważny i groźny.
— Jeżeli spostrzeżesz jednak, że proszek nie działa, ci Anglicy mają twarde głowy, to nie dawaj mu
większej dawki, bo za długo by spał i mogłoby to wywołać podejrzenie.
Natasza z zaciekawieniem wzięła pudełeczko do ręki. Rada była, że Hunya odwrócił od niej wzrok i
udało się jej schować więcej takich proszków, które w przyszłości będą mogły się nieraz przydać.
Hunya teraz, wysuwając drugą szufladę, wydobył z niej zwój banknotów, na których spoczął jej
łakomy wzrok. Wyciągnęła po nie rękę, lecz on rzekł:
— Będą dopiero twoje, gdy przyniesiesz nam ową formułę. Schował pieniądze z powrotem do
szuflady i nacisnął guzik od dzwonka.
Natasza wyprostowała się.
— Rozumiem, rozumiem — syknęła i chytre jej oczy spotkały się ze wzrokiem Hugona, który wszedł
do pokoju.
— Dopilnuj, Hugonie, aby nasza miła Natasza została zaopatrzona we wszystko, co jest jej potrzebne.
Ty zaś, Nataszo, pamiętaj, że tylko jeden proszek.
Hunya wyciągnął się wygodnie w fotelu, a tamci dwoje wyszli z pokoju, szepcąc coś do siebie w
niezrozumiałym, obcym dla otoczenia języku.
* * *
W pięknej bibliotece w swoim domu na St. James Square, który był własnością Dayreów od setek lat,
przy biurku siedział książę Arden.
Nic piękniejszego od tego człowieka nie można było sobie wyobrazić. Greckie rysy bez skazy,
niebieskie oczy, ciemnozłote, falujące

background image

włosy, szerokie, wysokie czoło, opalona smagła cera. Oto opis Courtenaya.
Miał postać młodego, smukłego atlety, a na twarzy malował się spokojny, władczy wyraz i pewność
siebie, która jest dziedzictwem pokoleń.
— I pomyśleć, że Opatrzność stworzyła ich dwóch! — Mawiała często lady Pomeroy. Jeden
wystarczyłby już do ranienia serc niewieścich, ale żeby aż z dwoma musiała się nasza słaba płeć
borykać to niesprawiedliwe. Najgorsze to, że nie można ich rozróżnić.
Książę zajęty był pisaniem jakiegoś rządowego dokumentu i telefonował do Dayre Arden, że sprawy
państwa zatrzymały go w Londynie. Obowiązek wobec kraju jest pierwszy, ma więc nadzieję, że
goście, którzy zjechali na jutrzejszy ślub, usprawiedliwią jego spóźnienie. Późnym wieczorem dopiero
przybędzie do Dayre Arden razem ze swoim bratem lordem Johnem, który przyjechał z Indii.
Courtenay oczekiwał teraz właśnie brata, bliźniaka, jedynej ludzkiej istoty, którą na tym świecie
naprawdę kochał.
Naturalnie w Nataszy był szalenie zakochany, ale w chwilach równowagi zdawał sobie sprawę, że
mógłby z nią zerwać. Ta część w nim, którą Dick Hammond nazwał „książęcą", umożliwiała mif po
ostatnim pobycie w Le Touquet rozstanie z kochanką i powzięcie decyzji w sprawie małżeństwa z
Antheą.
Owego jednak czerwcowego popołudnia życie wydało mu się śmiertelnie nudne. Obowiązek jest
zapewne bardzo piękną rzeczą, ale cóż z tego, kiedy każdy jego nerw pragnie Nataszy.
— Jakże pomimo wszystko potrafi żyć z Antheą? Wiedział, ze jest miłą i ładną dziewczyną, ale coraz
bardziej dochodził do przekonania, że nie ma ona dla niego żadnego uroku.
Do tego, aby móc zdobyć się na najchłodniejszą czułość narzeczonego, potrzebował zawsze sztucznej
podniety, szampana. Czekają zaś ich całe lata. Dayreom nie wolno się rozwieść, czegoś takiego nigdy
nie uczynili. Przez całe życie więc będą im się wlokły długie, nudne godziny.
Na Wielkanoc pogodzony był z myślą o swoim ślubie, ale teraz, gdy znowu widział Nataszę,
odczuwał bunt. Ale na szczęście Antheą

background image

potrafi odegrać swą rolę, nie ma między nimi udawania. On nigdy nie okazał narzeczonej
prawdziwego uczucia. Zaraz w tydzień po zaręczynach zaznaczył, że nie lubi sentymentalnych
głupstw tak jak i ona i Anthea, nieco może obrażona, przyznała mu rację.
Ofiarował jej potem pierścionek z szafirem i brylantami, jak też inne podarki godne księcia i
naznaczono termin ślubu na początek czerwca. John został wezwany z Indii i — ale to już nie należało
do programu — książę spędził z Nataszą cały tydzień w Le Touquet na pożegnaniu.
Zaraz po ślubie Courtenay zamierzał gdzieś wyjechać. Tylko zewnętrzne rzeczy miały na niego
wpływ, na duchowe nie był tak wrażliwy, ale uważał, że jako książę z chwilą, kiedy się ożeni, nie
będzie mógł czynić wielu rzeczy, które mu dotąd uchodziły.
Bevis, ulubiony pies księcia, który go darzył wielkim przywiązaniem, położył swą łapę na ramieniu
pana. Czuł, że ten jego pan jest w tej chwili jak biedny podróżny zagubiony w śniegu, potrzebujący
pomocy. Pomiędzy półkami na książki znajdowała się nisza, w której stała wygodna sofa, a na ścianie
wisiał portret pradziadka księcia, który w osiemnastym wieku był dowódcą Gwardii we Flandrii. Pod
starym obrazem umieszczono miecz tego przodka, lorda Johna.
Gdy Courtenay i John byli dziećmi, Hargreaves, stary lokaj ich ojca opowiadał im często historię
pradziadka i jego walecznych czynów.
Dla Hargreavesa, wychowanego w książęcych dobrach, rodzina Dayreów i jej tradycja były
świętością, gorączkowe życie jego młodego pana źródłem zaś głębokiego smutku.
Stary lokaj przechodził właśnie przez hall, gdy spotkał chłopca kredensowego, niosącego list do
księcia.
— Oddam go sam, Tomaszu — rzekł Hargreaves, biorąc kopertę, a gdy zobaczył liliowy papier,
domyślił się od razu, od kogo list pochodzi.
— Tak, to z pewnością od niej, czego może chcieć o tej godzinie — szepnął do siebie.
Książę tak pochłonięty był pisaniem, że wcale nie zauważył wejścia lokaja, który musiał dopiero
zakaszleć parę razy.

background image

— List do księcia pana — rzekł uroczystym tonem. Courtenay ze zmarszczką nudy na czole
wyciągnął obojętnie
rękę. Wnet jednak lokaj spostrzegł, jak książę cały drgnął, a na skroniach wystąpiły mu żyły.
Przeczytał list z uwagą i na twarzy jego odbiła się radość, potem niepokój, a wreszcie pewna zuch-
wałość.
Bilet zaczynał się po francusku, kończył po angielsku, a zawierał gorące wyznania miłości i rozpaczy.
...Ona będzie Cię miała jutro, a dziś jesteś jeszcze mój. Przyjdę prywatnym wejściem o ósmej, nie zrób
mi zawodu. Natasza.
Hargreaves, przypominając niejako księciu o obowiązku, zakaszlał znowu i zauważył:
— Kufry są w aucie i wszystko jest przygotowane do drogi dla księcia pana do Dayre Arden, gdy tylko
lord John przybędzie. Powinien już tu zaraz być.
Książę zawahał się, a potem buntowniczy wyraz pojawił się w kącikach jego ust, gdy odezwał się, nie
patrzył na lokaja, ale w dal:
— Ach, lord John może jechać Rollsem z rzeczami a ja potem sam udam się w Bentley'u i
Hargreavese... — Książę spojrzał na starego sługę, a ten przypomniał sobie, jak nieraz począwszy od
dziecinnych lat, jego ukochany pan robił coś złego dla swojej duszy i ranił jego serce.
— Hargreavesie — powtórzył książę — chcę, aby

5

skromny obiad na dwie osoby był tu podany przed

ósmą. Zamrożona butelka Pommery cocktaile i jak zwykle likiery.
Hargreaves spuścił smutno wzrok.
— Dobrze, według rozkazu. Czy książę przebiera się? Courtenay był zirytowany.
— Tak, przygotuj kąpiel, pójdę do łazienki, gdy tylko mój brat odjedzie.
Ton lokaja stał się o jeden stopień bardziej ponury, gdy odpowiedział:
— Dobrze, jego książęca mość.
* *

background image

W tej samej chwili drzwi otworzyły się szeroko i do pokoju wpadł John Dayre. Wydał się
Hargreavesowi świeżym podmuchem lata.
— Poczciwy stary Hargreaves i Bevis! Ręka wiernego sługi została uwięziona w uścisku lorda Johna,
po czym pogłaskał psa, aż wreszcie dwaj bracia padli sobie w objęcia.
Nie było chyba na świecie dwóch ludzi bardziej do siebie podobnych jak oni.
— Jak się masz Courtenay?
— Jak się masz Johnie?
— Cieszę się, że cię znowu widzę.
— A ja, że jestem z powrotem i jutro twój ślub, Courtenay.
— Tak.
John patrzył na brata pytającym wzrokiem; widocznie Dick miał rację, nie było u niego entuzjazmu,
jakiego można się było spodziewać u pana młodego. Courtenay ciągnął ponuro:
— Mówili mi wszyscy, że powinienem połączyć majątki, ożenić się z Antheą i, jak widzisz, tym
razem posłuchałem rady. John spostrzegł fotografię dziewczęcia, stojącą na biurku, przy którym
siedział jego brat.
— To jest pewnie Anthea. Przemiła. Jesteś szczęśliwcem. Dick, którego spotkałem w pociągu, mówił
mi, że dziewczyna jest śliczna.
Książę spojrzał na Bevisa, który wyciągnięty leżał na podłodze. Melancholijne oczy psa patrzyły na
swego pana. — O tak, bardzo jest odpowiednia na księżną i uznaje filantropię.
— Widzę, że nie jesteś zakochany. Książę zaśmiał się gorzko.
— Nie, miłość jest śmieszna. Oboje, dzięki Bogu, mamy te same zapatrywania, nie uznajemy żadnego
udawania, sentymentów, szczerze powiedziawszy, pobieramy się, bo oboje coś przez to małżeństwo
zyskujemy. Jakże dobrze i miło znaleźć się znowu w domu! Życie jest rozkoszne — dumał John i nie
mógł nawet w tej chwili zdobyć się na powagę; śmiał się wesoło.
— Dzięki Bogu, że nie potrzebuję się żenić, dopóki sam nie

background image

zechcę. Przecież wypływają z tego pewne korzyści, gdy człowiek o dziesięć minut później od brata
przybędzie na świat! Książę uległ wezbranemu uczuciu i wzruszeniu. Oceniał szlachetność, dobroć,
szczerość Johna, który stał zawsze na boku, gotowy do każdego poświęcenia, a wcale nie zdający
sobie z tego sprawy. Jeżeli duszę tak otuloną materializmem, przytępioną rozkoszami ciała mógł
przeszyć ból, to przeszył on teraz duszę Courtenaya Johna Draxa. I gdyby nie to, że każdego Anglika
od urodzenia uczą ukrywania wzruszeń, oczy księcia zaszłyby łzami.
— Johnie, mój drogi, ty byłbyś znacznie lepszym przedstawicielem rodu, każdy o tym wie. Czemu ty
nie jesteś starszy? — Głupstwa pleciesz, Courtenay'u. Widzisz przecież, jakie stanowisko zajmujesz w
rządzie; to dlatego, że jesteś sobą, a nie, że nosisz tytuł.
Courtenay roześmiał się.
— Tak sądzisz? No, miejmy nadzieję.
— Cieszę się, że masz głos w rządzie. Musisz pomóc mi w mojej wystawie lotniczej. Trzeba mnóstwo
ulepszeń. — Twarz Johna wyrażała zapał.
Courtenay tymczasem zdał sobie sprawę, że mało pozostaje czasu i należy już brata wtajemniczyć w
swój plan. Nie miał ochoty słuchać zresztą o sprawach lotnictwa.
— Pomówimy o tym później — rzekł — a teraz chcę, żebyś wyruszył do Arden. Ja przyjadę później w
nocy. Pojedziesz Rollsem z moją ślubną wyprawą i obrączką. Proszę cię, zrób mi tę wielką
przysługę. John spojrzał na brata zaciekawiony.
— Znowu...
— Tak, udawaj mnie, dopóki nie przybędę. Są w domu członkowie rodziny królewskiej.
Telegrafowałem, że zatrzymały mnie państwowe sprawy. Uspokuj ich wszystkich. Ciotkę Pomeroy
ucałuj, o ile nie da ci prztyczka — mnie zawsze się to udaje.
Obydwaj roześmiali się wesoło. Ciotka, a właściwie babka Pomeroy, wplątana była w ich
trzydziestodwuletnie życie. Zawsze uprzejma, zawsze romantyczna, zawsze dama z cieniem
złośliwości w podstarzałych, brązowych oczach.

background image

— Zdaje mi się, że ciotka jeszcze ma kochanków — powiedział John przed wyjazdem. Lecz ona
należy do epoki Edwarda i umie trzymać wszystko w ukryciu.
Courtenay uśmiechnął się niedowierzająco.
— Ma przecież przeszło siedemdziesiątkę, Johnie!
— Ach ty materialisto! — Zaśmiał się znowu John. — Widzisz tylko ciało, a nie ducha!
— Lubię widzieć ducha w młodym, jędrnym ciele — odpowiedział Courtenay poważnie.
— Courtenay jest okropny w sytuacjach intymnych — zwierzała się przed swą przyjaciółką pewna
hrabina. — Zawsze mu w głowie kpiny, nawet gdy rozkosznie podniecony. Jest jednak tak piękny, że
wszystko mu się wybacza. Kobiety nigdy nie będą go naprawdę kochały, ale będą pragnęły go całego
pochłonąć. John stanął teraz tuż obok brata.
— Wiesz co, Courtenay'u, dwa lata mnie nie było, czy sądzisz, że jesteśmy ciągle tak do siebie
podobni, iż nie można nas rozróżnić?
Książę wziął go pod rękę i poprowadził do lustra.
— Spójrz sam — rzekł triumfująco.
Duże zwierciadło odbijało dwie sylwetki podobne do starożytnych bogów. Obydwaj mieli sześć stóp
wysokości, robili wrażenie silnych i zdrowych. Niebieskie oczy, złotobrązowe włosy, białe zęby,
wszystko to było jednakowe.
Lustro tylko nie pokazało tego, co emanowało z postaci Johna — duchowej mocy.
Mieli na sobie lekkie ubrania z tweedu, a w krawatach także zdradzali ten sam gust, jak i w czesaniu
małego wąsika, na dawny, staromodny sposób.
Kiedy razem służyli w Gwardii, nazywano ich Kastorem i Polluksem.
— Jesteśmy do siebie podobni jak dwie krople wody — rzekł książę.
John zażartował:
— Ja jestem ładniejszy!
— No o to zapytamy się pań! — I zaśmiali się znowu beztrosko, wracając do biurka.

background image

— Przypuśćmy więc, że podobieństwo nasze jest wystarczające, lecz chciałbym wiedzieć, do czego
ono ma tym razem służyć?
Książę nagle spoważniał.
— Zamykam jeden rozdział życia, Johnie. Stań przy mnie, jak zawsze to czyniłeś.
John nie chciał się poddać wahaniu; nigdy jeszcze nie zawiódł Courtenay’a.
— No, ale to ostatni raz gram twoją rolę! Jeżeli jeszcze po ślubie prosiłbyś mnie kiedy o zastępstwo,
mógłbym się znaleźć w kłopocie przy tak ładnej twojej żonie.
Courtenay uderzył go żartobliwie.
— Chcę, żebyś już jechał, Johnie — rzekł.
Ale John zatrzymał się jeszcze przy drzwiach i melodyjnym, poważnym głosem odezwał się:
— Pamiętaj jednak Courtenayu, abyś zapomniał potem o tamtej
i myślał o żonie.
— Obiecuję to uczynić, jeżeli zastąpisz mnie jeszcze tym razem. Śpij w moim pokoju, rano się
przeprowadzimy.
— Dobrze, ale nie każ mi grać twej roli za długo. Za wielki byłby to dla mnie wysiłek. Przejeżdżając
teraz koło mojej eskadry muszę zameldować im swój adres. Co im podać?
Książę roześmiał się zadowolony, że jego plan się powiódł.
— Powiedz, że zatrzymujesz się w Londynie. John zawołał jeszcze wesoło od drzwi:
— Przypomina mi to ten wieczór w Oxfordzie, kiedy przez ciebie pocałowałem kogo innego.
Po chwili wszedł Hargreaves, oznajmiając, że kąpiel gotowa i drugimi drzwiami, które prowadziły do
łazienki i ubieralni księcia, podążył za swoim panem.
Cały apartament, obejmujący parter, został oddany do użytku Courtenayowi jedenaście lat temu,
kiedy książę doszedł do pełnoletności. Prywatne, nieznane wyjście, wprost na boczną ulicę Londynu,
oddawało mu często wielkie usługi.
* * *

background image

Pierwszego czerwca około dziewiątej wieczorem Anthea siedziała w swoim buduarze w Drax Manor.
Dafne towarzyszyła jej na górze przy samotnym obiedzie i teraz pomagała pokojowej w rozpakowa-
niu ślubnej sukni. Na dworze było chłodno i w kominku palił się ogień.
Te dwie ładne panny wyglądały bardzo nowocześnie w swoich modnych piżamach; Anthea jednak
była bardziej kobieca, Dafne chłopczyco wata. W tej chwili wyraz twarzy Anthei był melancholijny i
zamyślony. Dafne zaś dziwiła się w duszy, czemu jej kuzynka tak mało okazuje zainteresowania
ceremonią ślubną, która czeka ją nazajutrz.
— Ketley — zawołała Anthea — miałaś taki pracowity dzisiaj dzień, idź się już położyć. Niczego już
od ciebie nie potrzebuję.
Ketley, pokojowa uwielbiająca swoją panią, wzruszona była myślą, że jej panienka zostanie jutro
księżną! A książę do tego jest tak przystojny!
Zabrała teraz tacę z małego stolika, na którym panienki jadły obiad i wyjąkała nieśmiało:
— Mam nadzieję, że panienka będzie bardzo szczęśliwa, życzę jej szczęścia z całego serca.
— Dziękuję ci, poczciwa Ketley, dobranoc, uciekaj do łóżka. Pokojowa rzuciła od drzwi ostatnie
czułe spojrzenie w stronę swej pani i znikła na korytarzu.
Anthea natomiast odłożyła naszyjnik z czarnych i białych pereł, który oglądała z obojętnością, jako
jeden z ostatnich podarków Courtenaya, po czym zagłębiła się w fotelu obok kominka.
— Jakaś ty kochana Dafne, żeś przyszła do mnie na górę, na obiad. Nie zniosłabym dzisiaj całego
otoczenia rodziny i drużek.
Dafne przyłożyła do siebie srebrną, ślubną suknię Anthei i westchnęła:
— Ach chciałabym mieć taką! Szczęśliwa jesteś, Antheo, że masz tak wspaniały strój i będziesz
księżną. — Ponownie westchnęła. Jej Dick jest czarujący i kocha go szalenie, ale nie jest księciem!
Anthea patrzyła w zamyśleniu przed siebie.
— Sądzę, że jestem szczęśliwa, gdy tylko pomyślę, jak moi rodzice, którzy pobrali się z miłości, kłócą
się i unieszczęśliwiają wszyst-

background image

kich jak na przykład dzisiejszego wieczora. Courtenay i ja przynajmniej nie udajemy żadnego uczucia.
Dafne z pewnym uszanowaniem powiesiła ślubną suknię na krześle i podkładając sobie poduszkę,
siadła na ziemi u nóg Anthei.
— Nie rozumiem ciebie, Antheo. Czy ty nie tęsknisz do miłosnych wzruszeń?
Anthea kiwnęła przecząco głową, tą ładną, z brązowymi lokami. Oczy jej kryły tajemnicę i były
bezbarwne.
— Przede wszystkim chcę zdobyć wysokie stanowisko, aby móc urzeczywistnić swoje plany,
pomagając i wspierając drugich. Tyle w życiu jest smutku i różnych braków, cieszę się myślą, że
niejedno będę mogła ulepszyć. Na wszystko inne postaram się zamknąć oczy.
Dafne uśmiechnęła się. Jej pojęcie życia było inne.
— Ja natomiast, gdy tylko poślubię Dicka, otworzę swoje oczy szeroko — oznajmiła z całym
wdziękiem i szczerością. Anthea ciągle ze smutkiem patrzyła w dal.
— Obawiam się wzruszeń. Ach, Dafne, czasami zdaje mi się, że mogłabym kochać ogromnie — ta
myśl mnie przeraża. Wówczas przypominam sobie stosunek moich rodziców i dochodzę do przeko-
nania, że tego rodzaju pragnienia trzeba w sobie tłumić.
Dafne podniosła swoją jasnozłotą główkę.
— Fe, Antheo, bierzesz wszystko tak poważnie. Courtenay jest niezwykle przystojny, to dziwne, że
nic na ciebie nie działa. Anthea roześmiała się swobodnie i podrzuciła do góry brzoskwinię, którą
trzymała w ręku. — Tak, dziwne, przyznaję, że pod względem wyglądu zewnętrznego jast
doskonałością, ale mimo to jestem wobec niego zupełnie zimna.
Dafne wyciągnęła się wygodniej na dywanie.
— Za mało go znasz, może miłość zjawi się później? Anthea drgnęła; przed jej oczyma stanęła nagle
przyszłość. — Później — szepnęła marząco — później — powtórzyła niemal z lękiem.
Zawsze pozostaje to cudowne tajemnicze „potem". Czemu małżeństwo czyni tak wielką zmianę?
Przypomniała sobie, jak ojciec użył tego samego słowa i powiedział jej, że „później" będzie się

background image

jeszcze wdzięczyć do swego męża. Patrząc w ogień, starała sobie wyobrazić drogę z Courtenayem.
Będzie musiał naturalnie być czuły wobec żony — czy więc ten pociąg fizyczny, o którym zawsze
mówiła Colinetta, obudzi się i w niej? Jeżeli tak... jakie to poniżające w gruncie rzeczy.
O czym codziennie będą rozmawiali? Jutro zatrzymają się w nowym hotelu ambasadorów, skąd
udadzą się do Paryża. Nigdy jeszcze nie była z nim sama przy obiedzie. Cofając się myślą do okresu
ich zaręczyn, przypomniała sobie, że w ogóle rzadko kiedy byli dłużej sami.
Obiad naturalnie zjedzą w swoim apartamencie — jakże to wszystko będzie dziwne. A może już w
czasie jazdy autem do Londynu odczuje jakieś wzruszenia wobec swego męża? Musi mu ułatwić to
tete a tete przy obiedzie. Lecz nie, to nie sam obiad tak ją niepokoi. Wiedziała o tym dobrze.
Wzdrygnęła się znowu. Słowo „potem" zdawało się wyłaniać z płomieni i każda litera z osobna
tańczyła przed jej oczami.
— Dafne, czy sądzisz, że to możliwe, abym ja, powiedzmy za tydzień, o tym czasie zaczęła
nienawidzić Courtenaya?
Dafne z założonymi na kolanach rękami patrzyła także w ogień. Zastanawiała się nad tym, jak widok
Dicka wywołuje u niej zawsze rozkoszne dreszcze.
— Ach, Antheo, naturalnie, że to niemożliwe, przeciwnie, będziesz na zabój zakochana. Będziesz
szaleć za Courtenayem, gdy tylko zacznie cię naprawdę całować!
— Nikt mnie dotąd nie całował prócz kuzynów! Dafne zaśmiała się szczerze.
— Ty cnotliwa dziewczyno! Straciłaś wiele wrażeń!
— Tego rodzaju mowę uważam z twej strony za wulgarną, Dafne. Całowanie się z byle kim jest
niesmaczne — rzekła Anthea, a duże jej oczy stały się jeszcze ciemniejsze i bardziej niezbadane.
— Nie, nie jestem wulgarna, moja droga, ale z krwi i kości człowiekiem. Nie mogłabym żyć bez
pocałunków. Gdyby nie całował mnie Dick, całowałby kto inny. Jeżeli nie znasz rozkoszy pocałunku,
nie możesz mieć głosu w tej kwestii. Ale gdy to poznasz, przekonasz się, że to jedyna rzecz, dla której
warto żyć.

background image

Anthea poruszyła się nieswojo; lubiła Dafne i przykrość sprawiłoby jej przypuszczenie, że podobna
jest do Colinette i Klary.
— Byłoby to w każdym razie nadzwyczajne, gdybym się zakochała w Courtenayu, prawda? Lecz on
może nigdy mnie nie pokocha i miłość byłaby dla mnie nieszczęściem. Może więc lepiej jest tak, jak
jest. — Sądzę naturalnie, że nie będziesz na tyle niemądra i nie będzie ci to szkodziło, że przed
poznaniem ciebie miał różne stosunki z aktorkami i innymi kobietami — odezwała się Dafne jako
bardziej doświadczona życiowo osoba.
— Nic z tego, co robił przed ślubem nie obchodzi mnie, ale o ile by nie zerwał z dawnym życiem,
czułabym się znieważona, a ty?
— Przypuszczam, że także, chociaż nie mogę sobie wyobrazić tego, aby Dick widział kogoś innego
poza mną. Anthea milczała. Doszły ją już niewyraźne słuchy, że jakaś cudzoziemka odegrała ważną
rolę w życiu jej narzeczonego. Lecz pamiętała to, co powiedział jej ojciec, że wszyscy Dayreowie są
gentlemenami — historia ta więc pewnie została skończona.
Starała się myśleć teraz o Courtenayu, o jego pięknych rysach, oczach, włosach, o tym, jaką ładną parę
będą razem tworzyli. Obraz ten jednak w dalszym ciągu pozostawił ją chłodną i obojętną. Za-
stanawiała się nad tym, czego mu brakuje, w czym leży błąd? Może gdyby nauczyła go kochać, urok
jego by się zwiększył. Anthea czuła się pomimo wszystko dotknięta tym, że nie potrafi wzbudzić
iskierki miłości u swego przyszłego męża.
Doznawała dzisiejszego wieczoru dziwnego uczucia; jakaś groźba wisiała w powietrzu.
Rozumowanie, które skłoniło ją do zaręczyn, bladło; przed oczyma stanął jej nagi fakt ślubu, który ją
jutro czeka. O tym czasie będzie już należała do Courtenaya na złą i dobrą dolę, aż śmierć ich
rozłączy. Z tego bowiem zdawała sobie jasno sprawę, że rozwód nie może mieć miejsca u Dayreów.
Pamięta, jak się zgorszyła wyznaniem matki, która po jej ślubie zamierzała opuścić ojca.
Tak, Dayre'owie nie rozwodzą się. Na zawsze więc będzie przykuta do człowieka, którego nie kocha.
Ale z pewnością postara się go pokochać, a przynajmniej polubić.

background image

Rozmarzony wyraz u Dafne jak gdyby uraził ją. Czy rzeczywiście ona Anthea traci coś w życiu? Czy
jej młodzieńcze przekonania zrodzone pod wpływem edukacji księżnej de Fussi-Barbel oparte były na
fałszywych podstawach, czy w planie życia miłość musi miecjiiejsce?... Coś, co przed chwilą wyznała
kuzynce, napełniło ją
Byłaby więc zdolna pokochać namiętnie, niespodzianie, na zawsze? Koniecznie więc musi obdarzyć
uczuciem Courtenaya
— Jest piękny, bogaty, na wysokim stanowisku, a ona jako księżna tyle dobrego będzie mogła czynić
ludziom
Ucałowała Dafne na dobranoc, a ta złożywszy jej jeszcze raz serdeczne życzenia, wyszła z pokoju.
Anthea przez dłuższą jeszcze chwilę siedziała zatopiona w myślach; zastanawiała się, rozumowała,
trwożyła, aż wreszcie znużona uda a się na spoczynek i wnet sen zamknął jej powieki. Bo sen i
młodość to cudowne dary Boga.
* * *
W tym samym czasie narzeczony Anthei, książę Arden, wypiwszy przy obiedzie dostateczną ilość
cocktailów i szampana, znajdował się w błogim stanie rozmarzenia, kiedy myśl o przeszłości

i

przy-

szłości blednie, a człowiek bierze jedynie pod uwagę teraźniejsza rozkosz.
Natasza Muraska wyciągnięta na sofie, spoczywała w jego ramionach. Obiad spożyli w niszy przy
małym stoliku, który stał teraz odsunięty na bok, zastawiony jeszcze likierami i owocami
Natasza miała na sobie zieloną, haftowaną złotem suknię która uwydatniała wyraźnie jej zgrabne
kształty. Sama starała się bardzo mało pic i w chwilach, kiedy potrzebowała użyć swego sprytu, mało
kto potrafiłby byc bardziej od niej wstrzemięźliwy
Najbardziej utrudniało jej zadanie to, że była zakochana w księciu tak dalece, jak tylko tego rodzaju
natura, co jej, a więc lubieżna zła, zmysłowa, wyrachowana, mogła być do tego zdolna. Ponad
wszystko bowiem Natasza uznawała własne korzyści i wygodę

background image

Znając się doskonale na wszystkich odcieniach sztuki miłosnej, zawczasu umiała zbadać charakter
swej zdobyczy.
Wiedziała doskonale, że książę woli kobiety głupsze, lecz sprytne na tyle, aby nie były banalnymi.
Dziwiło ją zawsze, że Courtenay wyjątkowo pozbawiony był próżności męskiej i na niej nie mogła
wcale grać. Obydwaj bracia traktowali swą wyjątkową urodę jako coś zwyczajnego.
John podobał się ogólnie, ponieważ emanowała od niego jakaś moc ducha, której nie posiadał
Courtenay. W dwudziestym roku życia zraniła go boleśnie pewna piękna mężatka, markiza, i od tego
czasu zajęty pracą i sportem miewał tylko przelotne flirty, a kobietami wcale się nie przejmował i
uwielbienie, jakie mu okazywały, gniewało go jedynie. Książę natomiast używał rozkoszy
zmysłowych, gdy tylko trafiała się mu okazja i zmieniał jak rękawiczki swoje kochanki.
Ale Natasza... Ona była inna od wszystkich. Tęsknił namiętnie do jej dziecinnych pieszczot, do
miłosnych szeptów. Kochał jej drobną, elastyczną postać, którą nosił w swych silnych ramionach i
tulił tak mocno, że aż błagała o litość.
Nigdy jednak nie zlała na niego tyle czułości, nie upoiła takim czarem kochania, jak owego wieczoru,
kiedy żegnali się po raz wtóry. Księżę czuł, że odtąd pieszczoty jej staną się dla niego zakazanym
owocem i dlatego z podwójną zachłannością"nasycał i upajał się nimi, czując się szczęśliwym.
A Natasza promieniała radością, chociaż wiedziała, że zbliża się koniec. Raz jeden czy drugi spojrzała
tylko na wiszący miecz antenata księcia i zmarszczyła czoło:
— Mam wrażenie, że miecz Damoklesa wisi nad nami, cheri. Chciałabym, abyś go usunął — rzekła,
kiedy pierwszy raz znalazła się w mieszkaniu księcia. Ale Courtenay odpowiedział wtedy:
— Nie, miecz zawsze tu wisiał i pozostanie na tym samym, miejscu.
Natasza może nim rządzić w sprawach sercowych, ale nigdy w tym, co dotyczy jego rodziny i jej
tradycji.
Dzisiaj miecz zdawał się bardziej grozić niż kiedykolwiek. Natasza wstrząsnęła się na jego widok i
odwróciła wzrok od ściany.

background image

Potem wzięła z talerza truskawkę, chcąc ją włożyć do ust, lecz książę wyrwał jej owoc z ręki i zamknął
rozchylone wargi długim, namiętnym pocałunkiem.
— Nataszo, jesteś czarująca!
Spoczęła znowu w jego objęciach i upajała się rozkoszą, jaką jej sprawiały jego gorące pocałunki.
Bawiła się przy tym brylantowym łańcuszkiem, na którym wisiał mały zegarek.
Godziny mijają — myślała i nie zostaje już wiele czasu do spełnienia swego dzieła.
— Podoba ci się mój ostatni podarek? — Szepnął Courtenay całując ją w szyję.
Bezbarwne jej oczy patrzyły przed siebie — były ponure jak noc.
— Jest śliczny — odpowiedziała — ale każe mi pamiętać o czasie.
— Czymże jest dla nas czas! — Zawołał. Nic na świecie nie obchodziło go teraz, gdy ona leżała w
jego ramionach. Dzień jutrzejszy i konieczność rozstania puszczone zostały w niepamięć.
Natasza puściła zegarek i ukradkiem dotknęła swego futrzanego mankieta przy rękawie. Tak, ma tu
proszki ukryte pod podszewką.
Zasypując znowu pieszczotami kochanka, postanowiła nie zwlekać dłużej z tym, co ma uczynić.
— Chciałabym, mój drogi, zapalić jednego z twoich świetnych papierosów — rzekła, a kiedy książę
wstał, aby spełnić jej życzenie, ona z niezwykłą zwinnością pochyliła się nad stolikiem i wsypała
proszek do kieliszka z benedyktynką.
Gdy Courtenay powrócił, z miną najniewinniejszą w świecie wyciągnęła się na sofie i zapaliła
podanego sobie papierosa.
— Musimy teraz wypić na cześć miłości — szepnęła mu na ucho wśród pieszczot.
Książę skinął głową, a Natasza podała mu kieliszek z likierem i sama wychyliła drugi.
— Cudownie — rzekła.
Książę zaś wypiwszy duszkiem benedyktynkę, chwycił Nataszę w ramiona.
— Czy kochasz mnie? — zapytała.
— Kocham tylko ciebie.

background image

Jak kotka, której nastąpiono na ogon, błysnęła zębami i oczy jej zaiskrzyły się. Wyciągnęła przed
siebie ręce i zacisnęła je kurczowo.
— Kochasz tylko mnie, a jednak ofiarujesz jutro obrączkę tej dziewczynie. Jak ona wygląda?
— Chcesz naprawdę wiedzieć? Głos jego brzmiał już sennie i niewyraźnie.
— Tak, chcę.
Może już narkotyk zaczął działać na jego zmysły i nie wiedział, co robi, w każdym razie wyjął
leniwym ruchem z portfela podobiznę Anthei i podał ją Nataszy.
Na jej twarzy odbiła się zazdrość i nienawiść, gdy zobaczyła, że jej rywalka nie jest brzydką, chudą
Angielką, za jaką ją miała. — Śliczna! — syknęła.
Courtenay uśmiechnął się prowokująco, lubił ją czasami drażnić.
— A co, nie taka mdła i bezbarwna, jak sobie wyobrażałaś? Natasza położyła fotografię na stoliku i
zacisnęła dłonie, szepcząc, jakby do siebie:
— Ona będzie miała cię później, teraźniejszość należy do mnie. Księcia ogarniała coraz większa
senność i rozmarzenie. Pragnął jedynie trzymać Nataszę w swych ramionach i tulić ją do siebie.
— Zawsze byłaś tylko ty, Nataszo — szepnął, całując jej usta. Odsunęła się od niego oburzona.
— A mimo to żegnasz się dziś ze mną — rzekła z gwałtowną wymówką.
Courtenay zdawał się na chwilę odzyskiwać przytomność.
— Muszę, muszę — jęknął.
Natasza odskoczyła i gdyby w tej chwili spojrzał w jej oczy, to by wyczytał w nich groźbę i zapowiedź
zbliżającego się niebezpieczeństwa. On jednak bezwładnie tylko podniósł rękę do czoła.
Nataszy strzeliła nowa myśl: wsypie mu drugi proszek do wina. Nie dopuści do jego małżeństwa z tą
dziewczyną, niech prześpi godzinę swego ślubu.
Zarzucała go nowymi pieszczotami i pocałunkami, które coraz bardziej go oszałamiały.
— Wypijemy jeszcze jeden kieliszek na twoje szczęście, mon ami,
dobrze?

background image

Podskoczyła jak kotka, wskazując na zamrożoną butelkę szampana.
Zamroczony książę wziął flaszkę i napełnił dwa kieliszki trunkiem, po czym położył się znowu,
przyciskając dłoń do czoła. Nie wiedział, co się z nim dzieje. A Natasza zrozumiała, że nie ma już
wiele czasu do stracenia. Bo co będzie, jeżeli zaśnie przed wypiciem drugiego kieliszka? Za wszelką
cenę musi go stąd na chwilę odwołać.
— Mon cheri, tak gorąco jest dzisiaj. Otwórz, proszę cię, to okno.
Courtenay niepewnym, zataczającym krokiem, podszedł do okna, rad, że będzie mógł odetchnąć
świeżym powietrzem.
Natasza tymczasem szybko wyciągnęła z rękawa dwa proszki. Miała zamiar wsypać tylko jeden, ale
spojrzenie jej padło na fotografię Anthei. Ogarnęła ją wściekłość. Nie, musi się upewnić, że prześpi
ślub — lepiej go zabić aniżeli oddać tamtej. Ze złością podarła fotografię na drobne kawałki i wsypała
podwójną dawkę do kieliszka.
Gdy Courtenay podszedł do sofy, anielski, słodki uśmiech opromieniał już jej twarz. Objęła księcia za
szyję i zbliżając lampkę szampana do jego ust, rzekła ze śmiechem:
— Na cześć miłości — a potem pocałowała go mocno. Jemu zaś głowa opadła bezwładnie na
poduszki i urywanym
głosem wyszeptał:
— Tak mi jest dziwnie.
W jednej chwili Natasza rozwiązała mu krawat i rozpięła koszulę.
Wzrok księcia był błędny, szklany, ogarnął go jakiś lęk.
— Nataszo, co ty mi zrobiłaś? — Jęknął, próbując nacisnąć dzwonek przy ścianie.
— Nie, nie, mon cheri, nie dzwoń. Jesteś teraz cały mój! Przytrzymała mu ręce, podczas gdy głowa
jego spoczęła bezwładnie na poduszkach i stracił zupełnie przytomność.
A Nataszę ogarnęło wtedy szaleństwo. Czy otruła swego uwielbianego Courtenaya? Rzuciła się na
niego przerażona i całując go w usta, szeptała słowa pełne miłości.

background image

Książę poruszył się delikatnie. Więc żyje! Roześmiała się szatańsko i potrząsnęła połami jego fraka.
— Mój dzisiaj i mój także jutro, nie będzie ślubu z tamtą! —
rzekła.
* * *
Natasza Muraska miała właściwie dwie natury, jako urodzona w czerwcu pod znakiem bliźniąt.
Jedna wahająca się, impulsywna, ulegająca namiętnościom i kaprysom, druga przebiegła, praktyczna,
wyrachowana.
Kiedy przekonała się, że książę żyje, zabrała się do swego dzieła. Upięła przedtem włosy, które były w
nieładzie i przeszukała kieszenie kochanka, aby znaleźć klucze.
Widać było, że przetrząsanie kieszeni należy do jej częstych zajęć, czyniła to z wielką wprawą.
Bevis, przyzwyczajony do obecności Nataszy w pokoju swego ukochanego pana, siedział cicho i tylko
melancholijnym wzrokiem
śledził jej ruchy.
Natasza zbliżyła się do półki z książkami, za którą ukryty był sejf. Pamiętała, że Courtenay usuwał
książki, za którymi znajdowały się żelazne drzwiczki. Otworzyła je i zobaczyła tajefnniczą szufladę.
Ręce nie drżały jej wcale, gdy wkładała do zamka drugi kluczyk. Wytrawne jej oko od razu
rozpoznało potrzebne papiery ze znakami formuły. Odsuwając więc na bok inne dokumenty,
wyciągnęła cienki arkusz i ukryła go za stanikiem. Potem zamknęła sejf i miała jeszcze poukładać
książki, gdy Bevis warknął i poruszył się w kącie pokoju.
— Przeklęty pies — syknęła i ustawiwszy wszystko w porządku, wróciła do księcia.
Oddychał ciężko i oczy miał zamknięte, a długie rzęsy rzucały cienie na jego rozpalone policzki.
Natasza pocałowała go delikatnie i wkładając mu z powrotem klucze do kieszeni, szepnęła namiętnie
przez zaciśnięte zęby:
— Mój żywy czy umarły! Moim pozostaniesz, ona nie będzie cię miała!

background image

Nie, tego żeby umarł, nie chciała. Ale wolała to, aniżeli oddać go drugiej kobiecie.
Rzuciła jeszcze nienawistne spojrzenie w stronę Bevisa i chwytając swój aksamitny płaszcz, leżący na
krześle, wymknęła się bocznym wejściem na ulicę.
Gdy znalazła się jednak sama w mieszkaniu, które Hunya dla niej wynajmował, ogarnęła ją trwoga.
Co będzie, jeżeli Hunya rozgniewa się za to, że dała księciu podwójną dawkę?... Wytłumaczy, że to
było konieczne. A jakiej rozkoszy dozna, gdy usłyszy jutro, że ślub się nie odbył. Że był skandal.
Ta radosna myśl dodała jej otuchy i z pomocą kieliszka brandy wkrótce usnęła.
Owej nocy, gdy zegar niebawem miał uderzyć pół do dwunastej, Dick Hammond stał oparty o ścianę
w wielkim salonie zamku Dayre Arden. Był to i jest w dalszym ciągu wspaniały apartament, na
którego ścianach wiszą portrety Dayre'ów z czasów królowej Anny. Niezwykle wysoki sufit
malowany był przez słynnego weneckiego artystę, który odwiedził Anglię w 1710 r. i upiększył wiele
pałaców.
Dayre Arden jest rzeczywiście odpowiednią rezydencją dla książęcej rodziny.
Poza sklepionym przejściem, które podtrzymywały marmurowe słupy, była wielka klatka schodowa
ze starożytnymi serwantkami, pełnymi bezcennej porcelany. Całe urządzenie zamku robiło rozkoszne
wrażenie dziedzictwa arcydzieł sztuki i wybrednego gustu całych pokoleń.
Pomimo przestrzeni, atmosfera była przytulna i zaciszna.
Z klatki schodowej wchodziło się do salonu i bocznych sal przyjęć. Z niej także sklepiony korytarz
wiódł na drugą stronę domu, gdzie znajdowała się wieża Henryka VII.
Ogólnie lubiano gromadzić się w salonie, gdzie stały stoliki do bridża i innych gier towarzyskich oraz
wygodne sofy, umieszczone w głębokich niszach, skąd można było obserwować cudowny widok na
jezioro i zwierzyniec.
Dayre Arden jest jedną z tych wspaniałych, angielskich rezyden-

background image

cji, które obecnie w tak szybkim tempie zapadają się w ruinę, stoją pustką lub zostają zamienione na
szkoły i przytułki dla biednych. Dick Hammond przybył na obiad i coraz bardziej niepokoił się
spóźnieniem Johna i księcia. Zapalił wreszcie papierosa i spojrzał na zegarek.
— Miejmy nadzieję, droga lady Pomeroy, że jutro będzie ładna pogoda — rzekł wreszcie.
Zegar wybił pół do dwunastej, a księcia i Johna nie było.
Lady Pomeroy potrząsnęła swą siwą głową przystrojoną czepkiem z czarnej koronki z czasów
Ludwika XV. Takie typy jak ona widzi się dziś tylko na starych, francuskich portretach.
— Gdy byłam młoda, trzymałam się mody — powtarzała często — ale teraz postanowiłam być
„typem". Należę do tej epoki, w której pragnęłabym żyć, zanim zjawił się ten nowoczesny radykalizm.
Słowa „labour party" nie przeszłyby jej przez usta. Ganiła nawet za to księcia, że należał do rządu
innej partii niż konserwatywna. Potrząsnęła teraz znowu głową i rzekła:
— Ach, ta dzisiejsza młodzież jest taka egoistyczna, myśląca tylko o sobie. Zupełnie inaczej było w
moich czasach. Dick puścił dym z papierosa.
— Nasi dziadkowie to byli tędzy mężczyźni! — Rzekł.
A ciotka Pomeroy westchnęła, wspominając minione rozkosze.
— My, ówczesne dziewczęta, nieraz dostawałyśmy histerii ze strachu i zdziwienia. Nasi młodzi
mężowie musieli być doświadczeni, aby umieć nas uspokoić.
Na twarzy Dicka widniało współczucie.
— Musiałyście doznawać niesłychanych wrażeń, lady Pomeroy.
— Zachwycających!
— My obecnie żyjemy w szalonym pośpiechu, na wszystko się spóźniamy.
— No, ale chyba nie na własny ślub, Courtenay jest gorsząco niepunktualny. To są kochani chłopcy ci
moi wnukowie. Niemożliwością jest tylko ich rozróżnić. Uderzyłam raz Courtenaya, gdy wina była
Johna i niegrzeczny malec ugryzł mnie w rękę.
— John więc jest walczący, a książę kąsający, co?

background image

Dick zaczynał wzdychać do tego, aby starsza dama zechciała udać się na spoczynek. Ogarniał go
coraz większy niepokój, co do powodu zwłoki pana młodego i jego brata; lady Pomeroy jednak dotąd
nie objawiła ochoty usunięcia się. Migała tylko drutami przy swej robocie coraz szybciej.
— Co za szczęście, że starsza księżna była zmęczona i mogliśmy resztę gości wyprawić na spoczynek.
— Rzeczywiście — odparł Dick pospiesznie — i czy nie sądzi pani, lady Pomeroy, że pani także
powinna się położyć? Jutro będzie pani znużona.
— Tak, powinnam się już pożegnać. Pan zaczeka na księcia i Johna, dobrze panie Hammond?
— Naturalnie.
Zaczęła składać robotę, a Dick z galanterią pomógł jej podnieść się z fotela.
— Ciekawa jestem, co za interesy państwowe zatrzymały księcia? Dzisiaj wszystko tak niepewne na
świecie.
Dick podał ramię lady Pomeroy, chcąc jej pomóc wyjść na schody, gdy na korytarzu dały się słyszeć
kroki i do klatki schodowej wszedł książę Arden.
— Jak się masz Hammond?
— Jak się miewa ciocia? — Starsza dama została nagle ucałowana serdecznie przez tego, którego
uważała za najbardziej miłego męskiego osobnika.
— Jak dobrze wyglądasz, mój drogi — zawołała.
— Właśnie wróciłem z Le Touąuet.
— Niegrzeczny chłopak.
Dick Hammond tymczasem miał zdziwiony wyraz twarzy, szczególnie gdy książę zwrócił się do
niego. — Strasznie się cieszę, że cię widzę. Przykro mi bardzo, że się spóźniłem, ale John przybył z
Indii i został na noc w Londynie. Kazałem Hargreavesowi opiekować się nim, obaj przyjadą futaj
wczesnym rankiem.
Dick odwrócił się, a zdumienie jego wzrastało. Z całą pewnością John miał na sobie ten sam garnitur
w pociągu i ten sani krawat.

background image

Lady Pomeroy dała znak lokajowi, który wszedł za swoim panem do salonu i teraz czekał, aby starszą
damę odprowadzić na górę.
— Idę się już położyć, dobranoc Courtenay'u, dobranoc panie Hammond. — Oparła się na ramieniu
kamerdynera, po czym jeszcze raz odwróciła się i z łotrowskim spojrzeniem rzekła:
— Pamiętaj, żebyś się dobrze wyspał, drogi chłopcze. Panny młode nie lubią zmęczonych
nowożeńców.
Obydwaj mężczyźni roześmiali się i złożyli pożegnalny ukłon, po czym zapalili papierosy. Nastąpiła
złowróżbna przerwa, po czym książę Arden rzekł:
— Dicku, przyjacielu, czynię cię swym powiernikiem; jestem Johnem nie Courtenay'em!
John zagłębił się w fotelu, a twarz Dicka Hammonda rozpogodziła się.
— Domyśliłem się tego od razu, bo poznałem twe ubranie, które miałeś w pociągu. Ale, ale, gdzie jest
Courtenay? John wyglądał teraz poważnie, nawet trochę smutno.
— On zamyka pewien rozdział, Dicku.
— Rozdział Muraski?
— Tak. I ja mu w tym pomagam, ale to ostatni raz. Dick Hammond był nieswój.
— Kiedy przyjedzie?
— O, w nocy. Przybędzie jako ja i zmienimy przed ranem sypialnie.
— Nazywam to wielkim ryzykiem, Johnie. Czy nikt ze służby was nie odróżnia?
John uśmiechnął się teraz; ta ewentualność nie niepokoiła go już.
— Jedynie Hargreaves — odpowiedział — on był lokajem mego ojca, a teraz jest Courtenay'a. Reszta
służby jest nowa. Hargreaves jest uosobieniem dyskrecji i sam stłumiłby każdą plotkę wśród służby.
Za często grałem rolę Courtenay'a, aby móc się teraz obawiać, że zostanę rozpoznany.
Dick ciągle powątpiewał.
— Ale przypuśćmy, że Courtenay nie przybędzie na czas.
Ta możliwość rozbawiła Johna, to wprost wykluczone i śmieszne.

background image

— Naturalnie, Dicku, że przyjedzie na czas. Dobry Boże! Nie mogę przecież zostać panem młodym.
Chodź, napijemy się czegoś. Podeszli do stolika, na którym czekały na nich wszelkie możliwe
przekąski.
Głos Bevisa — bo to nie było szczekanie ani ujadanie — zaniepokoił Hargreavesa, któremu nerwy nie
pozwoliły się położyć i siedział w hallu. Wiedział dobrze, że „diabelska kocica", tak nazywał Nataszę,
wyjdzie prywatnym bocznym wyjściem, ale kiedy? Jazda do Dayre Arden trwała cztery godziny i
powinni przyjechać, zanim służba zacznie się rano krzątać po pokojach.
— Co to za odgłos, jakby warczenie Bevisa?
Lokaj szybko podążył do gabinetu księcia i zobaczył swego pana nieprzytomnego.
Bevis stał przy sofie, czuwając nad księciem. Hargreaves dotknął bezwładnej ręki księcia i namacał
puls. Przez chwilę nie mógł stłumić swego wzruszenia i zakrywając twarz dłońmi, jęknął:
— O mój drogi chłopcze, mój drogi paniczu.
Potem wstał szybko i poszedł do telefonu wezwać doktora.
* *
*
Widok w Dayre Arden z sypialni księcia był jednym z najpiękniejszych, jakie jnożna sobie wyobrazić.
Na pierwszym planie widać było zieloną, aksamitną murawę, opadającą do jeziora, a po obydwóch jej
stronach pełniły straż buki i rododendrony, które odbijały się w wodzie. W dali natomiast ciągnął się
obszerny park i zwierzyniec, gdzie rosły olbrzymie, stare dęby.
Coś wspaniałego było w tym wszystkim, jakaś dostojna cisza i spokój panowały wokoło.
John Dayre doznawał dziwnego uczucia owego ranka, czwartego czerwca w dniu ślubu księcia Arden.
Stał przy oknie w piżamie i czekał teraz na swego brata, aby przenieść się do innego pokoju. Widok,
który się roztaczał przed jego oczami, nasuwał mu wspomnienie rodzinnych tradycji. John

background image

miał nadzieję, że Courtenay będzie szczęśliwy ze swoją żoną i zda sobie sprawę z odpowiedzialności,
jaka na nim ciąży.
On sam odczuwał wszystko tak głęboko. Dla niego noblesse oblige oznaczało, że spadkobiercy
odziedziczonych dóbr powinni się uważać jedynie za administratorów, którzy pracują na pożytek
swoich poddanych, powierzonych ich opiece.
Rozumiał także, że szlacheckie nazwisko nie powinno zostać splamione i że życie należy poświęcić
temu, aby wszystko ulepszać i posuwać naprzód, a nie tylko trwać dzień za dniem.
Uczucia te jednak były u Johna zupełnie podświadome i byłby się czuł zmieszany, gdyby mu kto
zarzucił takie nienowoczesne zapatrywania.
Dick Hammond stał za nim i wyglądał także przez okno.
— Na Jowisza! Courtenay jest szczęśliwcem, że posiada taki majątek — zawołał.
— Tak, rzeczywiście. Powiadam ci Dicku, słusznie robi, że żeni się z Antheą, prawda? Ziemia
zostanie znowu razem złączona. Lud tutaj od nas tak jest zależny.
Spojrzał ponownie w dal i gdy odezwał się, głębokie uczucie odbiło się w jego niebieskich oczach.
— Od ośmiuset lat należy to do nas. Tam za tym wzniesieniem jest drzewo, które Ryszard Lwie Serce
sadził razem z sir Johnem Dayrem, gdy wrócili z wypraw krzyżowych.
Wzrok jego zdawał się przenikać wielkie stare drzewo; kolosalna jego objętość świadczyła o całych
wiekach życia, podczas gdy gałęzie jego wypuszczały jeszcze świeże listki.
— Tak długo, jak stoi „dąb Ryszarda", żadne zło nie może spaść na rodzinę Dayre'ów. Taka jest wiara
ludzi w całej okolicy od wieków. I z pewnością byli zawsze szczęśliwi, bogaci i kochani przez swych
dzierżawców.
Praktyczny zmysł Hammonda zwrócił się jednak ku teraźniejszości. Dick wyciągnął zegarek.
— Czy wiesz, że to już dziesiąta, a twego brata dotąd nie ma?
— Nadjedzie lada chwila, ślub jest o drugiej trzydzieści — John pogrążony był jeszcze w marzeniu.
Gdy zadzwonił telefon, podszedł niechętnie do aparatu, zwracając się po drodze do Hammonda.

background image

— Ogromnie jestem ciekawy, Dicku, jak wygląda twoja narzeczona. Hallo! — Tak.
Wyraz twarzy Johna zmienił się nagle, gdy przyłożył słuchawkę do ucha. Dick Hammond zbliżył się
do niego.
— Dobre nieba — John zasłonił ręką słuchawkę telefoniczną. — To Hargreaves, Dicku. Powiada, że
Courtenay został zatruty, wezwał doktora. — John przyłożył znowu słuchawkę do ucha i spoważniał
jeszcze bardziej.
— Hargreaves! Dobrze, że sprowadziłeś doktora bocznym wejściem, nikt więc nie wie o tym. No, to
wszystko dobrze... Kiedy książę może być tutaj? — John słuchał znowu. — Czekaj chwilę przy
aparacie — rzekł i zwrócił się przerażony do Dicka.
— Courtenay nie będzie mógł przybyć na swój ślub. Co za okropna rzecz!
Dick Hammond pospiesznie objął sytuację; nowy skandal wśród arystokracji będzie zabójczy w tych
krytycznych czasach dla Anglii, osobiste uczucia muszą zostać wyłączone. Stał zachmurzony przez
parę sekund, po czym odezwał się poważnie:
— Nie możesz do tego dopuścić ze względu na członków królewskiej rodziny, którzy są tutaj i na
stanowisko Courtenaya w rządzie. Będziesz musiał wytrwać do końca i dalej udawać księcia.
John w zdenerwowaniu chwycił znowu za słuchawkę.
A na drugim krańcu sieci telefonicznej, stary, wierny sługa ze spuszczoną, srebrną głową mówił
smutnie:
— Jego książęca mość nie zbudzi się przed wieczorem, powiada doktor. Ale mógłby się z panem
spotkać około ósmej w hotelu. Lekarz przypuszcza, że to jego lordowska mość po powrocie z Indii
została narażona na ten wypadek.
John słysząc to, wydał okrzyk oburzenia, a Hargreaves ciągnął dalej płaczliwym wprost tonem.
— Coś trzeba zrobić. Czy nie mógłby pan trochę dłużej go zastąpić? O lordzie Johnie, pan go nie
opuści. To wszystko wina tej okropnej kobiety!
John zwrócił się do Dicka zupełnie oszołomiony.

background image

— Co też ja mam uczynić, Dicku? To przerażające. Hargreaves mówi... — lecz Dick przerwał mu
szybko:
— Zupełnie proste i jasne, musisz zająć miejsce brata, dopóki on sam nie będzie się mógł zjawić.
— I mam się ożenić z tą dziewczyną?
— Przejść przez ceremonię ślubną.
John podskoczył, zostawiając słuchawkę na stole.
— Takiej sytuacji nie mogłem się spodziewać. — Mówił do siebie spacerując wszerz i wzdłuż pokoju.
Przyszły mu na myśl wszystkie inne okazje jeszcze w Eton, kiedy przyjmował na siebie rolę brata i w
ten sposób go osłaniał. Dick obserwował Johna z lękiem. Czuł, że chwila jest tego rodzaju, kiedy
wszystkie inne względy muszą być odrzucone na bok i w żaden sposób nie można dopuścić do
skandalu. Gdy John zastąpi księcia, nikt niczego nie zauważy, a wieczorem Courtenay zgłosi się po
swoją żonę. — Co za okropna sytuacja — powtarzał tymczasem w dalszym ciągu John, mierząc pokój
dużymi krokami. — Nie będzie... nie może być przecież zawsze kozłem ofiarnym... ale Courtenay
droższy był mu aniżeli wszystko inne na świecie.
To będzie ostatnia rzecz, którą potrafi dla niego uczynić — postanowił wreszcie.
— Nie, Dicku, masz rację i Hargreaves ma słuszność. Nie mogę go teraz opuścić.
— Naturalnie, że nie możesz.
— Dicku idź i doglądnij wszystkiego. „Książę" ma podobno pokazać członkom rodziny królewskiej
galerię obrazów o jedenastej. Będę tam więc.
— Brawo, przyjacielu i zaraz zaczniemy udawać: John dostał ataku malarii i nie może przybyć na
czas, jeżeli chcesz, będę drużbą.
John Dayre z chwilą, gdy powziął decyzję, nie wahał się dłużej.
— Świetnie, wytłumacz to wszystko gościom i powiedz ciotce Pomeroy, że Hargreaves został w
Londynie, aby pielęgnować Johna.
Pociągnął Dicka do aparatu i widząc, że słuchawka ciągle jeszcze zdjęta, podał ją przyjacielowi.

background image

— Dicku, wytłumacz także wszystko Hargreavesowi, a ja pójdę się teraz ubrać tak jak Courtenay.
Tego rana około godziny jedenastej Hunya siedział przy swoim biurku. Twarz jego miała znużony
wyraz. Natasza stała obok, lekko pochylona — jej zachowanie zdradzało lęk.
— Potrafiłaś więc otruć tego Anglika dostatecznie, ale nie za bardzo?...
Chytrość czaiła się w wilczych oczach kobiety.
— Wystarczająco dla mego celu!
Hunya spojrzał na nią pytająco, ale powieki miała spuszczone i wyraz słodkiej niewinności malował
się na jej obliczu.
— Wystarczająco dla naszych celów?
— Tak — rzekła i roześmiała się miękko. Hunya zachmurzył się.
— Nie możemy odcyfrować tego tutaj. Trzej nasi eksperci pracują nad tym, ale dotąd bez rezultatu,
jeżeli im się nie uda odgadnąć klucza, zawieziesz ten dokument jutro do Brukseli. Główna kwatera ma
większe ułatwienia i lepsze siły.
— Chcesz, abym nauczyła się tego na pamięć, co?
Wyraz twarzy Nataszy wyrażał pewność. Cieszyły ją te rzadkie wypadki, kiedy Hunya dowodził, że
ona jest dla niego niezbędna. Pomimo, że go nie cierpiała i bała się go, uznawała jego siłę.
Teraz twarz miał pochmurną.
— Może się zdarzyć coś takiego, że trzeba będzie spalić ten papier. Padło na nas podejrzenie, pomimo
że kryjemy się pod tak niewinnym szyldem biura turystycznego.
— Moja pamięć więc ma być waszym sejfem. Bon. Znasz moją cenę. — Pochyliła się nad nim z
przebiegłą miną. Zapach jej podniecił go, tych wschodnich perfum używała wtedy, gdy była pewna,
że nie zobaczy się z księciem. Courtenay bowiem ich nie znosił i nie pozwolił Nataszy używać tego
zapachu, ale Hunya uważał go za upajający. Otoczył jej kibić ramieniem.
— Byłabyś wielka, Nataszo, gdybyś nie była tak tchórzliwa jak wilk.
Odsunęła się od niego.

background image

— Wilki są czasem użyteczne. Hunya spojrzał spode łba.
— Hugon teraz stał się prawie Anglikiem. Ba! Żebym ja, Hunya, potrzebował was obojga.
Drzwi otworzyły się ukradkiem i do pokoju wsunął się bardzo poważny Hugon.
— Niech mi ekscelencja wybaczy, ale jest ktoś, kto powątpiewa w naszą Agencję Turystyczną. —
Robi wrażenie osobnika ze Scotland Yardu — szepnął.
Natasza uśmiechnęła się zuchwale. Tym razem czuła, że ma przewagę nad Hunyą.
To go rozgniewało, wstał i pchnął ją na swoje krzesło. Uszczypnął ją przy tym tak silnie w ramię, że aż
ją zabolało. Natychmiast opuściła ją zuchwałość i spojrzała na niego bojaźliwie.
— Nauczysz się tych liczb, dokąd nie wrócę, rozumiesz? — Rozkazał.
Zrobiła jeden ze swoich dziecinnych gestów i wzruszyła ramionami.
— Ja! Znowu ja! Zdaje się, że beze mnie nie możecie się obejść! Hunya rzucił jej groźne spojrzenie i
podążył za Hugonem do
drzwi, rozmawiając w obcym języku.
Gdy jego podwładny otworzył przed nim drzwi, wyprostował plecy i pełen godności wkroczył do
sąsiedniego pokoju.
Wtedy Natasza przesunęła palcami po swych czarnych włosach, podrapała się w głowę i zabrała się do
roboty, przeklinając tym samym językiem, jakiego tamci używali. Nauczyć się dokładnie liczb po
takiej nocy, jaką miała, nie było łatwym zadaniem — pomyślała.
* * *
Kaplica w Dayre Arden pochodziła z piętnastego wieku i przepełniona była sarkofagami rodziny.
Dayre'ów; cała dzielnica Dorsetshire spoglądała na nią z dumą. Może była za duża, jak na prywatną
kaplicę, ale piękna pod każdym względem tak wewnątrz jak i na zewnątrz.

background image

Owego czwartego czerwca mnóstwo w niej było kwiatów i dostojnych gości. Członkowie rodziny
królewskiej zajęli miejsca na wzniesieniu po prawej stronie głównego ołtarza obok rodziców panny
młodej, a specjalny pociąg z Londynu przywiózł różne ważne osobistości.
Przy asyście bowiem licznego duchowieństwa biskup, niegdyś kapelan zamkowy, który chrzcił
chłopców, miał połączyć Courte-naya Johna Draxa Dayre, szóstego księcia Arden z Antheą Marią,
jedyną córką pułkownika i pani Dayre z Drax Manor.
Anthea w dniu swego ślubu obudziła się ze złym przeczuciem. Co pomimo wszystko zamierza
uczynić? Złożyć przysięgę człowiekowi, którego zaledwie szanuje i tylko lubi? Czy postępuje źle, czy
ściąga na siebie nieszczęście? I co z tego wyniknie?
Ketley zaproponowała swej pani trochę brandy, bo tak blado wyglądała, ale Anthea odmówiła
stanowczo. W duszy dziewczęcia działo się coś dziwnego. Te same myśli ciągle ją gnębiły. Co zamie-
rza uczynić? Wszystko to straszne, lecz jest już za późno!
Przypomniała sobie, jak czytała w pewnej francuskiej książce
0 szalonym lęku młodego kleryka przed ostatnimi święceniami
1 o tym, jak dopiero podniosła atmosfera udzieliła mu się i powstrzymała go od ucieczki i buntu.
Anthea wiedziała także, że się nie cofnie, ale jakiś strach mroził jej żyły na myśl o ślubie.
Dafne i część drużek zamieszkały w Drax Manor, inne towarzyszki Anthei przebywały w Dayre
Arden pod skrzydłami lady Pome-róy. Na szczęście te mieszkające u jej rodziców wyjechały już do
zamku, zanim Anthea zeszła na dół. Nigdy jeszcze bardziej uroczo nie wyglądała jak dziś w swojej
srebrnej, ślubnej sukni.
Pani Dayre także pojechała naprzód. Anthea oznajmiła, że nie chce się z nikim widzieć. Jazda całe
mile sam na sam z ojcem będzie wystarczająco niemiła.
Pułkownik Dayre promieniał: tak, nareszcie spotkało go w życiu szczęście.
— Nie mów do mnie nic, tatusiu — rzekła Anthea chłodno, gdy chciał rozpocząć rozmowę — pragnę
pozostać ze swoimi myślami.

background image

— No, możesz przynajmniej o przyjemnych rzeczach myśleć, drogie dziecko. Będziesz miała za męża
najprzystojniejszego młodzieńca w całej Anglii i do tego z mitrą.
Anthea zacisnęła tylko dłonie. Bukiet pewnie z najpiękniejszych kwiatów, jakie ogrodnik w Dayre
Arden zdołał wypielęgnować, zostanie jej wręczony u progu zamku — myślała w zadumie.
Tymczasem John Dayre w czasie ubierania zanadto był przejęty całą swą zawiłą sytuacją, aby zdobyć
się na jakąś spokojną myśl. Jego położenie było straszne, ale musi wytrwać do końca i zastąpić swego
brata bliźniaka.
Wszyscy zaś goście żałowali księcia z tego powodu, że lord John nie może być drużbą na ślubie brata.
Jaki jest prawdziwy powód jego nieobecności — malaria? Głupstwo! — Użył naturalnie życia —
szeptali niektórzy, ale drudzy, którzy znali dobrze Johna, twierdzili, że tylko prawdziwa choroba była
w stanie zatrzymać go z dala od Courtenaya. W każdym razie jest to bardzo niemiłe zdarzenie dla
braci, którzy się tak kochają.
John, przypinając sobie do butonierki gardenię, zastanawiał się, czy jest grzesznikiem, czy też
bohaterem? Pozornie z całym spokojem stał w kaplicy i czekał na pannę młodą, ale w duszy bardzo
był podniecony i zaciekawiony.
Anthea weszła wsparta na ramieniu ojca, a spojrzenie Johna wyrażało zachwyt nad urodą panny
młodej. Dziwne jednak i złe przeczucie ogarnęło go, gdy zaczęła się uroczystość ślubna.
Anthea zaś od razu, gdy John ujął jej rękę, zdała sobie sprawę z pewnej różnicy. Przeniknął ją jakiś
magnetyzm i spojrzała nieśmiało w górę. Tak, obok niej stał Courtenay, ale dokonała się w nim
widocznie jakaś subtelna zmiana.
Naturalnie wywołała ją powaga chwili, coś z prawdziwego mężczyzny wyłoniło się z jej
narzeczonego. Może więc Anthea się myliła, może w jej przyszłym małżonku kryją się niezbadane
głębie, o których ona nic nie wie.
Ogarnęło ją dziwne wzruszenie, szlachetne uczucia napełniły jej duszę i była przekonana, że pomimo
wszystko będzie mogła go pokochać, a wtedy zabrzmiał melodyjny głos Johna:

background image

— Ja, Courtenay, John Drax biorę sobie ciebie Antheę Marię za małżonkę i ślubuję uroczyście nie
opuścić cię nigdy, aż do śmierci.
Anthea zauważyła, że jego głos drży ze wzruszenia, nie przypuszczała zaś, że Courtenay zdolny jest
do jakichś wzruszeń.
Postanowiła więc, gdy przyjdzie jej kolej, całym sercem ślubować mu także wierność i miłość. Z jaką
radością uprzytomniła sobie, że przez cały czas pozostawała w błędzie i że Courtenay nie jest taki
zimny na jakiego wygląda, ale kochający i szczery. Gdy ujęła więc rękę Johna, serdeczna nuta
dźwięczała w wypowiedzianych przez nią słowach.
— Ja, Anthea Maria biorę sobie ciebie Courtenaya Draxa za małżonka...
Tuż za nią stała Dafne, jej kuzynka, której oczy były zwrócone na Dicka. Oni także będą niebawem
składali te śluby. Ach! Co to będzie za rozkosz.
Zgromadzeni goście tymczasem dumali:
Co za cudowna para! Jaka wspaniała! Jacy będą szczęśliwi! A praktyczny zmysł Dicka Hammonda
zaczynał pojmować niebezpieczeństwo, które zawisło nad lekkomyślnie może podjętą akcją
zastąpienia księcia przez jego brata. Tak się zajął swoimi myślami, że na chwilę zapomniał podać
obrączkę panu młodemu. Po złożeniu przysięgi John czuł się okropnie zgnębiony. Nie znał dokładnie
formuły ślubnej, słyszał ją niewyraźnie na ślubach znajomych i wtedy już nieraz przyszło mu do
głowy, że ze względu na skłonność mężczyzny do poligamii zawiera ona niemożliwe do wykonania
obietnice. Teraz, gdy sam ją wypowiedział, był wprost przerażony jej treścią.
Więc on, John Dayre, składał fałszywą przysięgę przed Bogiem dziewczynie, którą z tą samą chwilą,
kiedy ją zobaczył, pokochał całą siłą. Bliskość jej i obecność napełniała go wzruszeniem, niesłychany
jakiś urok emanował z jej postaci, klęczącej obok niego. Ulegał z każdą chwilą coraz silniej temu
urokowi i wreszcie w czasie nabożeństwa czuł, że naprężenie jego nerwów staje się nie do zniesienia.
I gdy Anthea zwróciła ku niemu swe śliczne, szare oczy pełne uczucia w swej głębi, gdy ujął jej rękę,
aby wsunąć na jej palec

background image

pierścionek czuł, że znajduje się w jakiejś ekstazie i w odpowiedzi spojrzał na nią z gorącym
wzruszeniem malującym się na jego twarzy.
Całą doniosłość chwili jednak pojął dopiero wtedy, gdy oboje klęcząc słuchali słów biskupa:
— Obyście pozostali w miłości i pokoju i żyli wedle praw bożych. Amen.
Potem dłonie ich zostały połączone stułą, a dobrotliwy głos, który John znał od dziecka,
wypowiedział:
„Tych, których Bóg połączył, niechaj człowiek nie rozłącza".
W Londynie o tym samym czasie Bevis i Hargreaves czuwali przy łóżku swego ukochanego pana.
Policzki księcia pałały, a oddech jego był krótki i przerywany. Ciepło w nogach było jednym z
rozkazów lekarza, więc stara pokojowa weszła do pokoju ze świeżą gorącą butelką.
Prawie cała służba londyńska otrzymała urlop, postanowione bowiem było, że młoda para zajedzie do
nowego hotelu ambasadorów na jedną noc i rano wyruszy do Paryża. Wszyscy w domu wiedzieli, że
książę wyjechał autem poprzedniego wieczoru — Hargreaves już sam tego dopilnował — i wiedzieli,
że lord John przybył z Indii i po obiedzie, przy którym Hargreaves tylko usługiwał, zachorował i teraz
leży w łóżku.
Hargreaves pamiętał o każdym szczególe, sam towarzyszył Johnowi przy wyjeździe i gdy tylko
zawiadomił swego pana o przygotowanej kąpieli, pobiegł pożegnać jeszcze lorda Johna, który z weso-
łym uśmiechem powiedział mu:
— Nie martw się Hargrevesie, będę jego książęcą mością tak długo, dopóki on sam nie przybędzie.
Pilnuj go i przywieź jak najwcześniej.
Sara ogromnie teraz ubolewała. Często słyszała o nadzwyczajnym podobieństwie obu braci. — Jaka
szkoda, że taki przystojny młody pan niemal tak piękny, jak jego książęca mość rozchorował się i nie
może jechać do Dayre Arden na tę wspaniałą uroczystość.
Gdyby powstało w niej najlżejsze choć podejrzenie, spostrzegłaby delikatną różnicę między swoim
panem a jego bratem — ale to

background image

zadziwiające, jak mało posiada ludzkie oko zmysłu obserwacyjnego, o ile wewnętrzna sugestia nie
odegra roli.
Sara więc była pewna, że to lord John leży w łóżku i jego żałowała.
— O, biedny lord John nie może być na ślubie swego brata — rzekła z przejęciem.
Hargreaves, który kazał jej położyć butelkę w nogach, odezwał się niezwykle łaskawie:
— To wschodnia gorączka, której nabawił się w Indiach. Jak raz się ją dostanie, nigdy nie wiadomo,
kiedy drugi atak się powtórzy.
— Tak, mój biedny brat na Jamajce chorował na to samo — Sara miała ochotę pogawędzić.
Ale Hargreaves przerwał wyniośle, nie pozwalał służbie nigdy plotkować.
— Tak dobrze, a drugą butelkę przyniesiesz za godzinę. Posłuszna młoda niewiasta trochę niechętnie
wyszła z pokoju.
— Dobrze, panie Hargreaves — rzekła.
Wzrok starca odprowadził ją do drzwi po czym przeniósł się na nieprzytomnego pana. Lokaj, patrząc
na księcia, potrząsnął swą siwą głową.
— Bevis — rzekł, gdy pies zbliżył się i położył swą wielką łapę na łóżku. — Kobiety, Bevis, kobiety!
* * *
Marsz ślubny grany na organach brzmiał wesoło, gdy ślubny orszak powoli wychodził z kaplicy i
dążył ścieżką, która prowadziła na taras i zakręcała w bok, okalając wspaniały zamek.
Pomimo że państwo młodzi uśmiechali się, zauważono ogólnie, że są bladzi i nic dziwnego, bo oboje
poczynili odkrycia, które miały zaważyć na szali ich przyszłości.
Gorąca krew podrażniła mu żyły, gdy John poczuł na swoim ramieniu małą rączkę Anthei. Ta śliczna
dziewczyna działała na niego tak, jak żadna kobieta od tego czasu, kiedy kochał Coresandę


background image

i ta go zdradziła. Ale Anthea jest w rzeczywistości żoną Courtenaya a nie jego...
Gdyby ją spotkał w zwyczajny sposób, ten nagły, szalony pociąg, jaki odczuwał do njej teraz mógł się
nie obudzić; miłość przyszłaby stopniowo lub została zatrzymana w zawieszeniu, ale przy roman-
tycznych, dziwnych okolicznościach i obrazach, jakie mu nasunęła wyobraźnia, pokazując czym
małżeństwo z nią mogłoby być, jakaś przytłaczająca namiętność zdawała się go ogarniać. Co się
stanie? Co będzie dalej?
Niepokój i niemal rozpacz ściskały mu serce. Nic też dziwnego, że wyglądał blado.
I serce Anthei biło gwałtownie, ale nieśmiałą radością i zadowoleniem. To „potem", które ją zawsze
przerażało, może więc okazać się wyrazem szczęścia — dumała.
Wiele rzeczy będą mieli sobie do powiedzenia, które w czasie swego krótkiego okresu narzeczeństwa
musieli przed sobą ukrywać. I jak rzeczywiście przystojny jest Courtenay! Przypomniała sobie słowa
Dafne pełne zdziwienia, dlaczego jego uroda na nią nie działa. Teraz jednak Anthea postanowiła się
opanować, przerwać rozmyślanie i być wesołą. Pan młody robił wrażenie, jak gdyby zesztywniał, lecz
mimo to uśmiechał się, gdy zbliżyli się do stopni tarasu. Turkot zbliżającego się aeroplanu przyciągnął
uwagę wszystkich. W górze na tle nieba pruł powietrze aeroplan i u nóg panny młodej padł piękny
bukiet goździków z gałązką orchidei.
— Zostawiacie mi to, a sami odlatujecie — zawołała Anthea wesoło, kiwając ręką do uprzejmych w
górze lotników.
Potem rodzina, członkowie dworu królewskiego, inni goście i grupa uroczych drużek, z których każda
w swojej powiewnej sukni wyglądała jak wdzięczny kwiat, podążyli za panną młodą w srebrnej szacie
i za paziami, którzy nieśli jej tren. Wszyscy minęli wysokie okna biblioteki i przez drzwi prowadzące
od południowej strony ogrodu weszli do zamku.
Lokaje stali szeregiem przy wejściu, a pokojowe powiewały chusteczkami z wysokich, zamkowych
wież.
Gdy „szczęśliwa para", tak bowiem wszyscy nazywali nowożeń-

background image

ców w salonie, przyjmowała od tłumu gości gratulacje, Dick Hammond obserwował niespokojnym
wzrokiem pannę młodą, bo zauważył, że Anthea z pewnością nie odczuwała obojętności wobec swego
nowo zaślubionego małżonka.
Gdy potworzyły się zaś małe, ożywione grupki, Dick stanął ze swą śliczną narzeczoną na boku i
bardzo był roztargniony.
— Kochanie — szepnął jej. — Zdawało mi się, że mówiłaś, iż Anthea ani na jotę nie dba o
Courtenaya?
— Tak, mówiłam, wczoraj rozmawiałyśmy długo ze sobą i powiedziała mi, że nic dla narzeczonego
nie odczuwa prócz zupełnej obojętności.
Na twarzy Dafne odbiło się zdziwienie, gdy spojrzała na kuzynkę. Anthea wpatrzona była teraz w
swego pięknego męża z wyrazem pełnym zachwytu i miłości.
— Rzeczywiście to dziwne, patrz teraz na jej oczy.
— Tak — szepnął niemal do siebie Dick. — Mam nadzieję, że nie będzie nieszczęścia.
— Nieszczęścia, kochanie? Dlaczego ma być nieszczęście? Dafne była przerażona. Często
niezupełnie rozumiała swego ukochanego Dicka, ale aż nieszczęście...?
Opanował się natychmiast i uśmiechnął.
— Nie, nie, naturalnie, nie miałem nic złego na myśli. Będą nadzwyczaj szczęśliwi, tak jak my!
W tylnym pokoju owego niewinnie wyglądającego biura Agencji Turystycznej trzej mężczyźni
siedzieli przy dużym stole, nad którym wisiała zielona lampka i rzucała cienie na ich złe twarze.
Okiennice były pozamykane, tak że pokój byłby pogrążony w mroku, gdyby nie to przyćmione
światło.
Stosy niedopałków od papierosów świadczyły, że ludzie ci od długich już godzin pracują.
Rozmawiali ze sobą jakimś obcym, własnym językiem i robili wrażenie, że na przemian kłócą się,
pysznią, po czym wpadają w zniechęcenie, gdy wzrasta niemożliwość rozwiązania zadania.
Jeden z nich, siedzący w środku, miał może najgorszą minę, a piskliwy głos czynił go zniewieściałym.

background image

Ten po prawej stronie, Polighak, wyglądał na przewodniczącego komisji. Rzadko jednak spotyka się
typy rodzaju trzech łotrów, z których każdy w swym mniemaniu uważał się za mądrzejszego od swych
towarzyszy.
Najmłodszego z nich można by nazwać przystojnym, gdyby nie kwaśny i niechętny wyraz twarzy;
gryzł teraz ołówek.
Przed nimi leżały cyfry, których nie mogli jeszcze odgadnąć. Nareszcie gdy wybiła czwarta godzina,
nawiedziło ich nowe natchnienie i wszyscy trzej pospiesznie znowu zabrali się do roboty. Ale i ten
wysiłek skończył się niepowodzeniem, gdy Hugon Smith wszedł do pokoju.
Pochylił się nad plecami Polighaka, a przystojna jego twarz zdradzała w świetle lampy złośliwość. Nie
cierpiał ich wszystkich trzech tak samo, jak oni nie cierpieli jego.
Hugon nie wkładał swego serce w robotę, ale oddał je w całości Nataszy, głównej działaczce.
— No — rzekł po angielsku — odczytaliście już te liczby? Ze spuszczonym wzrokiem odpowiedzieli
przecząco.
— W takim razie — oznajmił Hugon ze sarkastycznym, śmiechem — miejcie przyjemność sami o
tym powiadomić szefa.
* *
W jednym ze wspaniałych pokoi zamkowych, znanym pod nazwą „Ubieralni Księżnych" Anthea
Arden przebierała się w podróżny niebieski kostium.
Tworzyła uroczy obrazek, kiedy w swoim koronkowym dessous siedziała na krześle otoczona
siedmioma drużkami.
Mała Alicja Brandon zapinała jej na szyi wspaniały sznurek pereł.
Wszystkie po szampanie i miłych wrażeniach szczebiotały i śmiały się wesoło.
Sybila wyciągnięta na fotelu wzdychała zazdrośnie.
— Ach! Książę jest cudowny! Ty szczęśliwa dziewczyno!
— Prawda, jaka szczęśliwa! — Zawołały chórem.

background image

Mary, najbardziej chłodna ze wszystkich, szepnęła niemal z tłumionym szlochem:
— Jakże cudownie będzie odjechać razem z księciem gdzieś przed siebie.
Śliczny rumieniec zakwitł na bladych policzkach Anthei i kazał Ewelinie zapytać:
— Czy jesteś zdenerwowana, moja droga?
— Kto wie? Może tak.
Dziewczęta zaśmiały się znowu wszystkie razem, aż Zya westchnęła smutno:
— To musi być wspaniale wychodzić za mąż za kogoś, kogo się kocha.
Wiedziały wszystkie, że jej narzeczony jest najnudniejszym w świecie mieszczuchem i smutna jej
twarzyczka pozwoliła Anthei na nowo ocenić cud, który upewnił ją, że pokocha Courtenaya.
Poppy, szczupła blondynka, czysta jak lilia, wyraziła teraz swoje życzenie:
— Jak by to było miło, gdyby można mieć co roku nowy ślub!
— Z coraz innym panem młodym? — Zawołały chórem, puszczając z papierosów kłęby dymu.
Poppy z pogardą odpowiedziała na takie pytanie:
— Jak to, naturalnie.
Anthea wyskoczyła na swoje krzesło i rozpięła brylantową sprzączkę u niebieskiej podwiązki.
— Ja w każdym razie będę się trzymała swojego męża — oznajmiła — a teraz, która z was wyjdzie za
mąż pierwsza. — I rzuciła podwiązkę w górę.
Dziewczęta stanowiły uroczy obraz, gdy wszystkie razem poderwały się, aby chwycić cenny symbol
przyszłego szczęścia.
Mary złapała podwiązkę, a Anthea zawołała Ketley, która stała w oddali trzymając podróżną suknię.
— Ketley!
— Jestem, wasza miłość — brzmiała szybka odpowiedź pokojowej. Jakże przyjemnie było jej mówić
w ten sposób do swej drogiej pani.
Ale urocza księżna zaśmiała się.

background image

— Wasza miłość! Czy to nie brzmi cudownie, moje panienki? — Po czym zeskoczyła na ziemię, a
drużki zaczęły wokoło niej tańczyć z radością,śpiewając skoczną melodię.
Na dole, w salonie, John ubrany już do drogi, czekał na pannę młodą. Dick uraczył go szampanem,
wyglądał bowiem tak poważnie i surowo, że przyjaciel chciał go rozruszać.
Teraz więc alkohol zdawał się trochę działać i chociaż ciągle był jeszcze zaniepokojony, pozostawał w
nieco lepszym nastroju. Reszta gości rozpierzchła się po salonach, część z nich poszła oglądać ślubne
prezenty, dwaj przyjaciele zostali więc sami.
— Dicku, to jest niemożliwa sytuacja — rzekł John. — Anthea musiała znacznie bardziej lubić
Courtenaya aniżeli sądziłeś i ona jest szalenie pociągająca, a ja nie jestem pustelnikiem.
Dick przypominając sobie wyraz panny młodej, gdy patrzyła na męża, czuł się nieswój, postanowił
więc zejść na inny temat. - Ostatnia wiadomość Hargreavesa brzmi pocieszająco. Brat
twój będzie mógł się zjawić o ósmej w hotelu i zamienicie ze sobą ubrania.
— Ach, to wszystko dobrze. Ale my będziemy sami prawie trzy godziny w aucie i ona z pewnością
spodziewa się, że ją pocałuję! Dick starał się roześmiać.
— Opanuj się, stary przyjacielu!
— Czułem się po prostu przerażony przysięgająca kaplicy przed Bogiem, Dicku. Zdałem sobie
dopiero wtedy sprawę, że popełniam okropną rzecz; a gdy podpisałem się „Arden" czułem się jak
oszust! — Ach! Nie przejmuj się tak człowieku.
Nie bierz tego tak poważnie. Jeszcze tylko kilka godzin, a potem wszystko będzie dobrze i ocalisz
opinię swego brata, który będzie ci dozgonnie za to wdzięczny.
— Możliwe, że będzie, ale mimo to Dicku, jestem strasznie zmartwiony i nawet nie wiem, w jakich
stosunkach oni pozostawali ze sobą, dosyć obojętnych o ile słyszałem.
— Tak. Powiedziałem ci, że ani na jotę na dbała o Courtenaya.
— Pst, oto nadchodzi. — W oddali bowiem na schodach odezwały się wesołe głosy dziewcząt i kiedy
John zobaczył swą śliczną, rzekomą żonę, schodzącą na dół w niebieskiej sukni, szampan i wła-

background image

sne wzruszenie podziałały na niego nagle diabelsko śmiało. Tak, ona będzie jego aż do Londynu! Ta
myśl przeistoczyła go we wspaniałego kochanka.
A gdy nastąpiły pożegnania i ciotka Pomeroy szepnęła jej ostatnią radę: „Wszystko kończy się dobrze,
nie denerwuj się wiec, Anthea, czerwieniąc się i uśmiechając, odeszła nareszcie ze swoim
małżonkiem wśród powodzi róż i kwiecia przez wielki piękny hall do frontowych drzwi i czekającego
auta. Tu jednak została znowu zatrzymana, bo pani Westmacott, najstarsza, dziewięćdziesięcioletnia
dzierżawczyni, wręczyła jej bukiet.
I dopiero po pocałunkach matki i ojca, którzy wyszli przed dom, aby dać córce ostatnie
błogosławieństwo, nowa księżna Arden została przez męża wprowadzona do limuzyny, która
powiozła ich do Londynu.
* *
*
W ciągu pierwszych chwil Johnowi zdawało się, że żyły występują mu na czole, tak bardzo był
wzruszony i podniecony. Spuścił storę na małym tylnym okienku, po czym dzięki silnej woli opano-
wał się.
Musi zachować spokój, ona jest żoną Courtenaya, nie jego, a trzy godziny spędzone z nią sam na sam
są tylko złudą i mur graniczny musi przez ten czas między nimi pozostać...
Serce Anthei biło młotem. Rozkoszne dreszcze przebiegały jej ciało; może to to, o czym mówiła
Dafne? Kto, on czy ona odezwie się piewszy? Wsunęła mu swą drobną dłoń pod rękę.
John zaczął mówić nienaturalnym, statecznym głosem:
— Mam nadzieję, że polubisz Dayre Arden — to stary i piękny majątek.
Anthea czuła się stropiona, serce zaczęło jej bić wolniej, ale nie wyciągnęła ręki spod jego ramienia.
— Tak, naturalnie, jest wspaniały, to za mało powiedzieć ładny, a ja jestem wychowana w
poszanowaniu dla tradycji rodzinnych.
— To dobrze. Mam więc nadzieję, że żyć będziemy w zgo-

background image

dzie. — Pogłaskał po bratersku jej rączkę, ale nie śmiał teraz spojrzeć na nią, bo tak bardzo pragnął
wziąć ją w swe ramiona...
Anthea starała się pogodzić jego obecną sztywność z jego płomiennym wzrokiem i serdecznym
uściskiem ręki w hallu. — Czuje się pewnie zdenerwowany — tłumaczyła sobie, ale była lekko
dotknięta jego zachowaniem i rzekła krótko: — O, tak.
To ostrzegło go, że nie może pozostać na stanowisku braterskiej miłości.
— No! — W oczach jego czaiły się drwiny — wiesz, co powiedziałaś zeszłego tygodnia. —
Spróbował w ten sposób, może będzie mógł się dowiedzieć, w jakiej zażyłości pozostawała z jego
bratem. Anthea była zdziwiona.
— Co powiedziałam?
— No, jeżeli nie możesz sobie przypomnieć. — Robił wrażenie obrażonego, a ręka jej zacisnęła się
silniej na jego ramieniu.
— Ach! Myślisz o tym, że powiedziałam, iż nie kochamy się wzajemnie?
John odetchnął z ulgą, że strzał jego wycelowany na chybił trafił został dobrze wymierzony i
odpowiedział pospiesznie: — Tak, o to mi chodziło. — A biedna młoda żona znowu czuła się
dotknięta. Zdawało się jej nagle, że naumyślnie jest tak zimny, a nie ze zdenerwowania, tak jak ona.
Ale rzeczywiście mogło go zranić jej powiedzenie, przytuliła się więc do niego i szepnęła:
— Może nie rozumiałam wtedy jeszcze wielu rzeczy, ale w kaplicy, w czasie przysięgi wszystko się
zmieniło. Poczułam... — I długie jej rzęsy opadły na zaróżowione policzki. John zadrżał znowu ze
wzruszenia. — Czy tak? Tak? — zapytał znowu pospiesznie.
— Że może kiedyś będziemy mogli się pokochać, pomimo wszystko.
Szalone pragnienie ogarnęło teraz zmieszanego nowożeńca. Pochylił się nad nią i już ją prawie
pocałował, gdy raptem zacisnął dłonie i podniósł swój popielaty kapelusz.
Anthea odczuła, że chce ją pocałować, napełniło ją to nadzieją. Spojrzała na niego. Nie widziała go od
dwóch tygodni, w tym czasie

background image

wyjeżdżał podobno w interesach za granicę, tak jej mówiono. Podróż naturalnie i przygotowania
ślubne zmęczyły go, zeszczuplał zdaje się na twarzy. Ale coś jest w nim teraz, czego nie było wcześ-
niej i jest jej mężem!
— Jesteś jakiś inny, Courtenayu.
Zwykła męska próżność wkradła się do serca Johna. — Czy jestem lepszy, czy gorszy?
— O lepszy! Chcę powiedzieć: bardziej pociągający, ale sztywniej szy.
John znowu tak się wzruszył, że byłby ją chwycił w swe objęcia, gdyby nie ostatek siły woli.
— No, bo to jest okropnie poważna rzecz, małżeństwo — i dodał do siebie — szczególnie
nieprawdziwe małżeństwo.
— Tak i ja sądzę, ale...
— Ale? — Zapytał gwałtownie.
Anthea przytuliła się do niego znowu i nadąsała czerwone usta.
— Czy zawsze będziemy tak sztywni? — była po prostu rozkoszna. John poczuł, że musi znowu
zbadać sytuację, rzekł więc z wymówką:
— Ile razy cię pocałowałem? Anthea czuła się ponownie dotknięta.
— Nie mogę sobie przypomnieć, trzy razy, sądzę. Widocznie zapomniałeś.
Chciała wyciągnąć rękę, ale John tego nie mógł już znieść i zatrzymał jej dłoń, zapewniając ją:
— O moja droga, ja nie zapomniałem, ciekaw byłem tylko, czy ty pamiętasz.
Jego rzekoma żona roześmiała się więc tylko rozkosznie i przysunęła do niego bliżej. Pokusa była za
wielka, musi ją pocałować, usta jego dotknęły niemal jej warg, gdy na szczęście jakiś samochód mijał
ich na skręcie drogi i John ponownie się cofnął.
Anthea nadąsała się; jakie to śmieszne z jego strony być tak powściągliwym, skoro są poślubieni.
John odzyskał panowanie nad sobą.
— Jutro będę inny, nie będę zważał, kto na nas patrzy. Anthea drgnęła. Czy on myśli o tym „potem"?

background image

— Czemu jutro ma być inne aniżeli dzisiaj?
To pytanie zmieszało go na chwilę i żartem odpowiedział:
— Czy tak nie jest zwykle?
Anthea pełna zakłopotania szepnęła tylko: — Och! — i tak blisko się przysunęła, że ukryła niemal swą
śliczną twarz w fałdach jego palta.
John wiedział, że gra już teraz skończona. O ile nie chwyci się bezwzględnych środków, za parę minut
nic nie powstrzyma go od tego, aby zgniótł ją w swych ramionach, i wyznał całą prawdę, że kocha ją,
kocha ją szalenie i ma wrażenie, że ona kocha jego.
Użył jeszcze raz całej swej woli, aby odegnać pokusę i pochylił się naprzód tak, że musiała wyciągnąć
rękę spod jego ramienia.
Anthea była oburzona. Czemu on jest taki dziwny?
Podniósł swoją teczkę, którą Dick w ostatniej chwili z przezornością drużby podał mu do auta.
— Nie pogniewasz się, jeżeli przeglądnę pewne papiery urzędowe, raport z wczorajszej mowy, którą
powinienem już odczytać? — jąkał się.
A jego żona, rozgniewana, chwyciła poduszkę i przyłożyła do niej głowę.
— Naturalnie, czytaj swoje papiery, ja będę spała. Zamknęła oczy natychmiast.
John wyciągnął dokumenty. Nie powinien ulec słabości. Nie dojechali jeszcze do Salisbury! Trzymał
jednak arkusz w ten sposób, że mógł spoza niego patrzeć na nią i na nowo ogarnęło go drżenie, kiedy
wyczytał na jej twarzyczce smutek.
To wszystko jest nie do uwierzenia — myślała Anthea. Teraz, kiedy odkryła w Courtenayu to, czego
nie widziała przedtem, on zobojętniał bardziej. Przeszła w myśli najoziębłejszą pieszczotę, jaką ją
obdarzył, nigdy nie odczuła najlżejszego wzruszenia, tak samo mógł ją całować jej ojciec lub kuzyn,
ale odkąd stanęli przed ołtarzem, coś nowego weszło w ich stosunek; pragnęła teraz, aby Courtenay
pocałował ją — chciała usłyszeć, że ją kocha. I z pewnością on także musiał odczuć pewną zmianę, bo
nigdy przedtem nie miał tego namiętnego wyrazu w oczach, jak wtedy, kiedy ich usta się spotkały.

background image

Czy ma się starać rzeczywiście zasnąć? Może go to dotknie? Śmieszne i niegodne, aby potrzebowała
używać aż podstępów, żeby zwrócić uwagę męża. Zamknęła więc oczy i starała się o wszystkim
zapomnieć.
John tymczasem drżał ze wzruszenia i podniecenia. Czuł, że walczy przeciw prądowi, który może go
pochłonąć w każdej chwili. Czuł, że jest bardzo nieszczęśliwy.
Jak śliczna jest ta zakazana żona, która jutro będzie należała do jego brata.
Czy pomimo wszystko postąpili jednak słusznie? Czy coś stanie między nim a jego ukochanym
bratem, chociaż to, co uczynił, było tylko z miłości dla niego? Myśli Johna stały się zanadto
niespokojne, aby mógł z nimi pozostać. Pogrążył się więc rzeczywiście w czytaniu urzędowych
papierów, a wkrótce, gdy popatrzył znowu na Antheę, zobaczył, że ona zasnęła.
* *
*
Podczas gdy państwo młodzi odbywali swą trudną jazdę do Londynu, Natasza Muraska siedziała przy
biurku Hunyi ucząc się liczb. Uważała, że ciężko jej bardzo przychodzi skupić myśli, które powracały
do minionej nocy.
Książę nie umarł, bo usłyszałaby o tym. Tęskniła teraz jedynie do wieczornych dzienników, z których
dowie się o skandalu, jaki wywołała jego nieobecność na ślubie.
Ale cień Hunyi zdawał się na nią padać, bo ze strachu tłumiła natarczywe myśli i zaczęła powtarzać
najpierw po francusku a potem po angielsku liczby, których się głośno uczyła. Na biurku stała zaś
butelka dobrego likieru, której zawartość ciągle się zmniejszała.
Wstała wreszcie i przeszła się po pokoju, potarła nos, pociągnęła nim głośno, poprawiła pasek z
podwiązkami i wykonała wiele jeszcze innych, mało estetycznych ruchów, które, gdyby Courtenay
zobaczył, byłby się szybko rozczarował. Ona jednak była na to za sprytna, aby nie ukryć swych
ujemnych stron i pokazać mu się zawsze jako subtelna i rozkoszna czarodziejka.

background image

Na pół opróżniona filiżanka kawy stała na stole. Natasza wróciła do niej teraz, wypiła ją duszkiem i
powtarzała uporczywie: — Un, cinque, trois deux, dix, hnit quatorze ect.
Wtem otworzyły się drzwi i wszedł Hugon niosąc Evening Standard. Natasza zauważyła od razu
wyraz jego twarzy i starała się szybko chwycić papier.
— Hugonie! Daj mi to!
Biedny Hugon zadowolony był zawsze, gdy mógł czymś wyprosić jej pieszczotę.
— Tylko za całusa — rzekł i podniósł dziennik wysoko do góry. Wtedy Natasza przeistoczyła się w
dziką, złą kotkę, próbowała podskoczyć i wyrwać mu gazetę. Hugon śmiał się i uciekał przed nią.
Zaczęła się gonitwa wokoło pokoju. Lecz Natasza zdała sobie wnet sprawę, że prędzej uzyska to, o co
jej chodzi, jeżeli ulegnie. Dała się więc złapać i namiętnie pocałować.
— Nataszo, jak ja ciebie kocham — szepnął.
— Odejdź — burknęła — dosyć tego, daj mi gazetę.
I szukając z niecierpliwością wiadomości, o którą jej chodziło, zawołała:
— A co, był skandal, prawda? Nie było ślubu? Hugon był zdumiony:
— Dlaczego nie było ślubu?
— Ach, przeczytaj mi, przeczytaj Hugonie.
Wziął z jej ręki dziennik i od razu, czytając pierwsze wiersze, trafił na artykuł.
— Ślub księcia wedle tradycji odbył się w kaplicy rodzinnej. Natasza stanęła jak wryta; chwyciła
gazetę i zaczęła sama odczytywać notatkę.
— Książęca para w drodze do Paryża na miodowe miesiące zatrzyma się w dobrze znanym nowym
londyńskim hotelu.
— To niemożliwe, to po prostu niemożliwe — krzyknęła niemal. Hugon znowu był zdumiony.
— Ale co jest niemożliwe?
Natasza nie zwracała na niego uwagi, analizując w myśli sytuację i zastanawiając się nad tym, co
wypada jej dalej uczynić. Ten przeklęty proszek! Powinna mu była dać dziesięć. Ale on nie wyjechał

background image

jeszcze z Anglii. Musi go znowu zobaczyć! Namiętność wzięła górę nad zwykłą ostrożnością.
Pomyśleć tylko, ożenił się z inną kobietą. Oddałaby go teraz chętniej śmierci aniżeli rywalce!
Możliwe, że gdyby nie było tej ostatniej pożegnalnej kolacji, wycofałaby się dobrowolnie z życia
Courtenaya, była już na to zdecydowana. Ale teraz — nie, nie, coś musi uczynić, musi wytłumaczyć
zatrucie, jeżeli Courtenay dowiedział się o nim.
Chwyciła Hugona za ramię.
— Hugonie, pomóż mi. Dowiedz się do jakiego hotelu oni zajeżdżają. Z pewnością wybrali nowy
hotel ambasadorów w Park Lane. Idź prędko, zatelefonuj i zamów mi pokój obok nich.
— Nataszo, co chcesz uczynić? — Hugona ogarniało zdenerwowanie.
— To moja tajemnica. Zjesz tam ze mną obiad i na razie niech ci to wystarczy.
Rzeczywiście, wystarczało mu to w zupełności. Rzadko kiedy spotykała go tego rodzaju radość i oczy
jego za błyszczały. Duch, którego nie zdołała zupełnie w nim stłumić, wyzierał ze źrenic młodzieńca,
gdy ściskał ją w swych silnych ramionach.
— Wiesz, że jestem twój cały, ciałem i duszą. Gdyby nie ty, nigdy bym rąk nie maczał w tego rodzaju
pracy, ale kocham cię i wszystko dla ciebie uczynię. Natasza pocałowała go obojętnie.
— Pospiesz się!
Wyszedł z pokoju niechętnie.
Wówczas rzuciła się na krzesło i wzięła znowu do ręki gazetę.
— Niemożliwe, niemożliwe — powtarzała. Wtem wszedł Hunya ze swym cynicznym uśmiechem na
twarzy. Zauważył butelkę likieru wypróżnioną do połowy, a Natasza przestraszona skuliła się niemal
we dwoje. — Tak więc, mademoisille, wzmacniasz swą pamięć moim najlepszym likierem! No,
umiesz już liczby? Zaczęła po angielsku i wyrecytowała dwadzieścia z nich. Potem drapiąc się w
głowę zaklęła:
— Przeklęty angielski! — i mówiła po francusku bez zająknienia, podczas gdy Hunya trzymał
dokument i sprawdzał.

background image

— Bon! — rzekł, gdy skończyła. I wzrok jego padł na Evening Standard.
— Ach! To przypomina mi, że czytałem w gazetach, że twój książę wyzdrowiał na tyle, aby móc się
ożenić. To dobrze, nie będą nas podejrzewali. Teraz możesz odejść i zabawić się dzisiejszego
wieczoru ty mała (użył słowa, którego nie można by powtórzyć w towarzystwie) a tu jest twoja
nagroda. Wręczył jej zwój banknotów. Przyjęła je z kwaśną miną, ale zachłanność malowała się na jej
twarzy, w każdej sytuacji, czy to miłości czy rozkoszy, gniewu lub zazdrości — pieniądze były dla
niej pieniędzmi i przedstawiały wartość.
Hunya, który znał ją na wylot, zaśmiał się i wyszedł z pokoju.
Za parę minut zjawił się znowu Hugon. Posłusznie wypełnił jej rozkaz, ale irytowała go myśl, że może
będzie miała jakieś spotkanie z jego rywalem.
— Oni zajmują apartament na pierwszym piętrze, składający się z czterech pokoi — rzekł — dla
ciebie zamówiłem mały pokoik naprzeciw, numer siódmy.
Natasza uradowana teraz wiadomością, rzuciła mu się w objęcia i zasypała dziwnymi pieszczotami.
— Jesteś moją małą miłością, Hugonie, naprawdę! — szczebiotała wśród pocałunków, które
doprowadzały go do szaleństwa. — Zjemy tam razem obiad.
Hugon oprzytomniał na tyle, że się odezwał:
— Nie przypuszczasz chyba, aby w dniu ślubu jedli na sali ogólnej! — zawołał.
Natasza poklepała i pogłaskała jego ogorzałą twarz. W pewnych chwilach Hugon pociągał ją
niezwykle swą młodością.
— Zobaczymy — nie robił wrażenia, ażeby kochał tę głupią dziewczynę.
— Nie! On kocha ciebie. — Hugon był wściekły.
— A co ci to szkodzi, mon petit amour? Dla ciebie mam rozkosze dzisiejszej nocy. Jesteś moim
słodkim dzieciakiem! — Ach, ty moje małe dzieciątko. W Anglii nauczyłeś się być czysty i
szlachetny. Dzisiejsza noc będzie twoja.
Pocałowała go i upoiła pieszczotami i kazała mu wyjść z pokoju.

background image

Gdy drzwi się za nim zamknęły, usiadła przy stole, odgarnęła swe czarne włosy i szepnęła do siebie
cynicznie:
— Anglicy! Oni jedynie, gdy są obudzeni, są stworzeni do miłości i nawet we śnie zasługują na
szacunek. Oni jedni są prawdziwymi mężczyznami.
* * *
W ciemnym pokoju czuwał Hargreaves. Siedząc przy łóżku księcia wstawał przy najlżejszym
poruszeniu swego pana. Bevis zaś dotrzymywał towarzystwa wiernemu słudze. Ciekawe byłoby
wiedzieć, co myślał o tym wszystkim Bevis.
Instynkt psa, szkolony przez setki lat, skupiony był na pracy ratowniczej. Ten instynkt mówił
zwierzęciu, że jego drogi pan potrzebuje pomocy. Od czasu do czasu więc wyrażał niewyraźnym
skowytem swoje psie przywiązanie, współczucie i tęsknotę. Hargreaves pogłaskał jego duży łeb.
Opodal w ciężkich, srebrnych ramach stała fotografia księżnej, matki bliźniąt, Angeli, o kochającym
sercu. Był to portret powiększony ze zdjęcia orszaku, zanim ten wyruszył do kaplicy w dniu chrzcin
ślicznych bliźniąt. Księżna umarła w trzy dni potem, w ramionach swego Courtenaya.
Obecny Courtenay miał fotografię obok łóżka i często czułe, niewinne oczy matki pomagały mu
stłumić jakiś wybryk. Ale w czasie miłosnego okresu z Nataszą posunął fotografię w głąb komody, bo
oczy zdawały się czynić mu wymówkę; może duch jej spoza świata chciał go przestrzec przed
niebezpieczeństwem.
Teraz, gdy książę był nieprzytomny, Hargreaves wysunął znowu na front tego Anioła Stróża.
Fotografia przedstawiała bardzo młodziutką dziewczynę o wyrazie twarzy bardzo uduchowionym w
śmiesznie staromodnym kapeluszu z roku 1900.
— Ach biedna księżna pani! — myślał Hargreaves. — Gdyby tylko mogła to wszystko widzieć z
nieba! — I cofnął się pamięcią do

background image

szkolnych czasów, kiedy w niedzielę przed przeszło pięćdziesięciu laty modlił się gorliwie. Teraz
niemal podświadomie wyszeptał:
— Boże drogi! Miej w opiece to biedne dziecię twoje, bo zbłądziło.
Książę poruszył się nagle i obudził, a Bevis podszedł do łóżka swego pana.
— Johnie! Hargreaves! — Zawołał Courtenay tak, jak dwadzieścia lat temu, gdy budził się w nocy, a
bona pogrążona była we śnie. Nie odczuwał wówczas niczego prócz lęku i pragnął tych dwóch istot,
które uosabiały bezpieczeństwo i zrozumienie.
— Gdzie? Co to jest? Ach ten okropny czarny punkt...! Hargreaves pochylił się nad łóżkiem księcia i
uspokajał go, jak to
nieraz czynił przedtem. Nikt prócz niego nie wiedział, jak dziwne są sny księcia. Hargreaves nigdy
niczego nie analizował, on tylko kochał i zdawał sobie sprawę, że dusza jego pana jest strapiona.
Śliczne niebieskie oczy Courtenaya otworzyły się teraz i boleśnie na niego spojrzały, tak jak patrzyły
przed laty, kiedy on, Hargreaves spał za drzwiami dziecinnego pokoju, bo nie miał zaufania do tych
bon i nianiek i wchodził za każdym poruszeniem dzieci. Bo czyż piąty książę Arden, jego śp.
uwielbiany pan, nie powiedział mu przed odejściem na wojnę:
— Hargreavesie, jeżeli nie wrócę, nie pozwól kobietom zaniedbywać dzieci.
Więc teraz Hargreaves odezwał się pełnym uszanowania tonem:
— O jego książęca mość! Proszę leżeć spokojnie i nie ruszać się. Courtenay usiadł na łóżku, jego
twarz zdradzała niepokój. Książę robił wrażenie bezsilnego dziecka.
Rozmierzwione, złotoblond kędzierzawe włosy czyniły go jeszcze młodszym. Hargreaves nie mógł
prawie stłumić łez i opanować swego wzruszenia.
— Co mi się stało, Hargreavesie? Czuję się tak okropnie zmęczony...
Stary lokaj niemal zaszlochał.
— Książę pan został zatruty.
Courtenay podniósł rękę do czoła, starając sobie coś przypomnieć.

background image

— Zatruty? Gdzie ja spędziłem wieczór? Miałem się ożenić. Powinienem jechać na ślub.
Starał się wstać z łóżka, lecz upadł znowu na poduszki, a stary lokaj tłumaczył:
— Książę pan nie może jechać, nie może wstać. Tak... dobrze będzie... lord John zastępuje księcia
pana. Książę musi odpocząć teraz i przyjść do siebie.
Courtenay czuł, że traci znowu wszelką pamięć; chciał tylko spać, gdyby mógł zasnąć, czułby się
zaraz lepiej!
— Dziś... wieczór... muszę upomnieć się... o Antheę! — Szepnął po czym zasnął mocno.
Bevis westchnął; może jeden z jego przodków widział kiedyś, jak mnich z góry Św. Bernarda odnalazł
zagubionego podróżnego.
Ale Hargreaves, z praktycznym zdrowym rozsądkiem, wygładził poduszki, aby jego panu było
wygodnie i zdjął swój kołnierzyk i kurtkę. Prześpi się także parę godzin na fotelu zanim książę się nie
obudzi. Dotknął jego pulsu — tętno było prawidłowe.
Ale zanim przymknął powieki do snu, szepnął, zwracając się, jak gdyby do matki księcia:
— Jeżeli widzisz i słyszysz, księżno pani, to czuwaj teraz nad swoim synem.
Hargreaves był uosobieniem szlachetnego, wiernego przywiązania starej służby do swoich panów. Te
dawne typy służących zasługują na pomnik wzniesiony ku ich pamięci.
* * *
— Niech to kaci wezmą, Courtenayu — rzekł raz John — gdy będziesz się bawił w ten sposób, jakże
możesz wymagać, aby ludzie z tobą trzymali? Rolnik zostawia swoją własność ziemską synowi, a
piekarz zostawia swoją piekarnię. Powiększają swój majątek, o ile są sprytni i przywiązani do
własności; ale jeśli są łotrami, tak jak niektórzy z naszych znajomych, kończą ze wszystkim,
paraliżują pracę w kraju i wymierają. Boże, chłopcze! Podnieś się! Miej zdrowy


background image

rozsądek! W Anglii nie chcą mieć łajdaków na odpowiedzialnych stanowiskach.
A Courtenay odpowiedział:
— To wszystko piękne dla ciebie z twego punktu widzenia. Ale co zrobić z upodobaniami? Mogę
myśleć o tych wszystkich rzeczach abstrakcyjnie — ale jeżeli zobaczę jakąś kobietę lub konia, lub
cokolwiek innego — zapominam o wszystkim.
John zaś westchnął i spojrzał przez okno, a potem rzekł: . — Nie możesz się więc dziwić Courtenayu,
że duch niepokoju panuje w kraju.
Wszystko to przypomniał sobie teraz w czasie jazdy autem po swym rzekomym ślubie. Anthea z
początku udawała sen, ale wreszcie znużona fizycznie wzruszeniami i podnieceniem zasnęła
naprawdę, tak że większą część drogi smacznie przespała. John zaś obserwował ją ze wzrastającym
wzruszeniem i rozczuleniem.
Ironia losu — myślał.
Oto jego ideał — dziewczyna, o której marzył całe życie, inteligentna, czuła, szczera, czysta i ona śpi
obok niego wierząc, że jest jej mężem zimnym, kapryśnym, mężem, który na chwilę wydał się czuły,
a potem znowu stał się obojętny. Oto tu, pragnienie jego serca znalezione dopiero dzisiaj, ale znane i
kochane przez wieczność. I wszystkiego będzie musiał się wyrzec o ósmej lub dziewiątej godzinie,
gdy tylko Courtenay zbudzi się i upomni o Antheę. Courtenay, jego ukochany brat, dla którego żywił
pewien rodzaj ojcowskiej miłości i starał się ukrywać zawsze wszystkie jego wady i błędy. Chociaż
właściwie nigdy nie sondował swych uczuć względem brata. Wiedział tylko jedno, że Courtenay jest
jego drogim towarzyszem, któremu musi służyć i opiekować się nim.
John miał zanadto pokornego ducha, aby zbyt łatwo sądzić drugich. Swoje analityczne zdolności
chował dla zdarzeń dotyczących swej pracy i ludzi i nie analizował swych wzruszeń i uczuć.
Za swoje obecne cierpienie nie winił ani trochę Courtenaya. Uważał je za swój los, który z czasem
będzie musiał się odmienić. Ufał tylko, że brat będzie dobrym mężem dla jego Anthei, w duszy
bowiem nazywał ją „swą drogą Antheą" i nie uczyni jej nieszczęśliwą.

background image

Ale w głębi swego serca wiedział, że on, John, obudził w niej coś, czego Courtenay nigdy by nie
potrafił obudzić. Czy wobec tego ona będzie nieszczęśliwa? Czy będzie jej brakowało tego czegoś?...
Czego — nie wiedział.
Niepokój go ogarnął na myśl o tym, że w bracie jego nie ma tego, co niespodzianie znalazła w nim,
fałszywym małżonku.
Boże! Jakże gorąco zaczynał ją kochać.
Spojrzał w dół; powieki miała zamknięte, ale jakby wilgotne. Czy to po łzach rozczarowania? Co na
miłość Boską powinien uczynić, gdy Anthea się obudzi? Uzbroić się chyba w jeszcze większy chłód.
Jujtro Courtenay będzie jej to musiał wynagrodzić.
Ogarnęły go raptem szalona zazdrość i bunt. Jutro! A potem wspomnienie słów: „Tych, których Bóg
połączył..."
Zaczęło mu w głowie wirować; widocznie dosięga go już Nemezis za fałszywą przysięgę.
Lecz nie, przecież jego słowa były szczerze wypowiedziane i ona jest i musi być jego, a nie
Courtenaya, Courtenaya, który w swych ramionach tulił kochankę.
Jakaś wyższa siła, ten dobry Bóg zadecyduje o wszystkim i ześle z pewnością spokój. Spokój ten zaś
może być jedynie okupiony bólem, ofiarą i wyrzeczeniem.
Nikt z nich nie wiedział, co go czeka, nikt nie pamiętał, że za każdy czyn ludzki musi zostać zapłacona
cena i dusza powinna być świadoma swoich zobowiązań.
John zgrzeszył przez dobroć serca, nie używając swoich zdolności do tego, aby zdać sobie należycie
sprawę, jakie mogą być konsekwencje jego czynu.
Courtenay zgrzeszył przez słabość woli i zmysłowe pożądanie ciała.
Anthea zaś, pomimo że kierowały nią wyższe pobudki, bo wierzyła, że będzie mogła czynić dobrze,
zgodziła się oddać swe ciało komuś, kogo nie kochała i tym także zgrzeszyła.
A teraz nieubłagany los każe im wszystkim trojgu zapłacić cenę za ich przewinienia.
* * *

background image

I tak John i Anthea przybyli nareszcie do nowego hotelu ambasadorów w Park Lane około pół do
ósmej: Anthea obudziła się świeża i ożywiona, gdy wjechali do Londynu.
Coś dostojnego i smutnego było w twarzy pana młodego, co poruszyło jej wrażliwość i odegnało
gniew.
Jasne jest, że to, co ich dzieli i jego niepokoi nie jest niczym niskim — będzie więc czekała. Przecież
są przed nimi długie lata. Owładnęły nią znowu dobroć i spokój i pomogły jej w tym, aby się godnie
zachować.
Zarządca hotelowy zaprowadził ich do zamówionego apartamentu. Czy może być ktoś bardziej miły
jak zarządca hotelu?
— Te dwie sypialnie są najlepsze ze wszystkich pokoi — mówił jego uprzejmy głos o cudzoziemskim
akcencie. — A to jest salonik, który się "z nimi łączy. — Otworzył szeroko drzwi, za którymi znikła
książęca para.
W kącie korytarza tymczasem siódmy numer zajmowała ta, która wyglądała spoza drzwi i szeptała do
siebie: — To musi być jego pokój, tak, to na pewno ten. — Po chwili zamknęła drzwi i zaczęła się
ubierać. A zarządca z parą książęcą weszli do saloniku, ładnie umeblowanego pokoju w chińskim
stylu.
— Cieszę się, że jej książęcej mości podoba się salon — tu jest sypialnia księżnej pani, za nią księcia
pana. — Zarządca wskazał na drzwi na prawo.
Oboje podziękowali mu uprzejmie za śliczne kwiaty, które ozdabiały pokój, po czym zostali sami.
Wówczas John przypomniał sobie małą fotografię, kopię francuskiego obrazu, którą znalazł raz wśród
starych pamiątek babki. Tytuł brzmiał: „Nareszcie sami". Obraz przedstawiał to, co teraz wydałoby
się śmieszne: pana młodego, Francuza, we fraku, ściskającego pannę młodą w bieli, wysznurowaną i
sztywną. Nareszcie sami...
Co za chwila, gdy naprawdę jest się po ślubie z osobą, którą się kocha.
Co za męka, gdy odgrywa się rolę nowożeńca u boku żony brata!

background image

Wszystko to przeleciało mu przez myśl a żyły wystąpiły mu na czole pod wpływem wzruszenia. Co
ma uczynić? Anthea na szczęście zobaczyła Ketley, która przybyła pociągiem przedtem i przyniosła
jej rzeczy. — Ketley — zawołała.
Uradowana pokojowa zdjęła futro swej pani i orzekła, że podróż pociągiem krócej trwała niżeli autem,
po czym z taktem znikła w łazience, przygotowując kąpiel,
W tym czasie John miał możność opanować się i przejrzeć program rozrywek, który leżał na stole.
Gdy Anthea zwróciła się do niego, po odejściu Ketley spostrzegła, że jest zdenerwowany i głos mu
drży trochę wskutek zakłopotania.
— Chciałem się spytać, jak byś pragnęła spędzić wieczór? Anthea na chwilę skamieniała. Tego nie
spodziewała się usłyszeć
w wieczór poślubny. Nie odpowiedziała nic, tylko zdumiona podniosła głowę.
John więc ciągnął dalej okropnie wzruszony:
— Widzę, że mają tu doskonały kabaret o pół do jedenastej. Może wobec tego zejdziemy na dół na
kolację? To niebywałe; poczuła się znowu oburzona.
— Dobrze, jeżeli chcesz. Teraz dochodzi dziewiąta, prawda?
— Tak, masz czas właśnie, żebyś się spokojnie mogła ubrać. Zatelefonuję na dół, aby nam zatrzymano
stolik. Mój lokaj, jak wiesz, został z moim bratem, Johnem.
Anthea chciała się zbliżyć do rodziny, odpowiedziała więc serdecznie.
— Tak, twój biedny brat. Mam nadzieję, że niebawem będzie zdrów. Tak bym go chciała zobaczyć;
wszyscy mówią, że jest taki miły.
— O tak — i John omal nie powiedział „Courtenay", ale połapał się i rzekł: — John jest sympatyczny.
Anthea obserwowała go ciągle, zauważyła jego zakłopotanie i sztywność i postanowiła z tym
skończyć.
— Courtenay'u — kiwnęła na niego palcem — Courtenay'u, tak postępujesz, jak gdybyś mnie nie
cierpiał.

background image

John zbliżył się. Co ma uczynić, skoro pragnął krzyknąć, że tak bardzo ją kocha.
— Nie! Nie! Jesteś cudowna. Byłbym pragnął...
— Czego?
— Być przy tobie całe życie!
Oczy jego kryły w sobie namiętność i uczucie. Co to wszystko mogło znaczyć? Biedna dziewczyna
gubiła się w domysłach. Pan młody tak miłośnie patrzący, a tak zimny w obejściu.
— No, mamy teraz dużo czasu, aby poznać się wzajemnie, prawda? — Rzekła niespodzianie i niemal
padła mu w ramiona, a on przygarnął ją do siebie czule.
Ale może to dobrze, że w sypialni Johna zadzwonił w tej chwili telefon.
— Muszę odpowiedzić — rzekł i szybko odszedł, zamykając drzwi.
Dzwonił Dick Hammond i gdyby John mógł go widzieć, przeraziłby się jego bladością.
— John?
— Dick! Tak, czy masz jakie wiadomości o Courtenay'u? Nic nie wiem.
— Ani ja, ale jest coś gorszego, co chcę ci powiedzieć, Johnie. Czy słyszysz?
— Tak, tak.
— Dowiedziałem się przypadkiem od jednego pastora, który był wśród gości, że mężczyzna, który
stoi obok panny młodej i ślubuje jest prawdziwym mężem bez względu na okoliczności. Ty więc
ożeniłeś się z Antheą, a nie Courtenay.
John puścił niemal słuchawkę.
— Dicku, jak cudownie.
Głos Dicka starał się być serdeczny.
— Dzisiaj nic już nie można zrobić. Przyjadę północnym ekspresem, aby rano być do twojej
dyspozycji. Ale to cała historia i żałuję, że cię namawiałem.
John powtórzył pytanie do telefonu.
— Jestem więc rzeczywiście poślubiony Anthei?

background image

Potem bezmyślnie powiesił słuchawkę i rzekł głośno przerażonym głosem, ale pełnym radosnej nuty i
przekonania:
— W takim razie to już przeznaczenie.
* * *
Czy tajemnica jej małżeństwa zostanie kiedykolwiek wyjaśniona? Anthea zastanawiała się nad tym
pytaniem w łazience wśród chmury pary, owinięta płaszczem kąpielowym.
Podeszła do toaletki i wdzięcznym ruchem ręki upięła włosy.
Pod tym względem nie ma już żadnych wątpliwości — wprawdzie w jakiś dziwny sposób, ale
Courtenay kocha ją. Czy może teraz udaje miłość? Lub udawał obojętność w czasie zaręczyn? Gdyby
nie ten wstrętny telefon, który zadzwonił, byłby ją z pewnością pocałował. Teraz musi być jak
najbardziej pociągająca, a on może będzie wieczorem mniej kapryśny. A może lepiej będzie udawać
obojętność, tak jak dotąd? Czuła jednak, że jest w takim stanie podniecenia, iż trudno jej przyjdzie coś
pozorować.
Ketley otworzyła drzwi, niosąc pudło z kwiatami, które postawiła przed swoją panią.
— O gardenie — zawołała Anthea uradowana, bo zamówiła je z myślą, aby jedną z nich ofiarować
Courtenay'owi. Jej Courtenay'owi!
Mniejsza o to, jak to będzie wyglądało; zapuka do jego drzwi, gdy tylko się sama ubierze. Oglądnęła
dokładnie kwiaty.
— Zdaje mi się, że ta jest najładniejsza, prawda Ketley? — Zapytała księżna.
A w tej samej chwili Hugon pukał do drzwi Nataszy, gotowy do zejścia na dół. Natasza miała czarną,
tiulową suknię, zupełnie z tyłu nie zapiętą.
— Hugon zapnie — pomyślała i otworzyła drzwi, stojąc u progu-
— Zapnij, mój drogi. — Odwróciła się, a Hugon uradowany

background image

z czynności, która go czeka, rozglądnął się wokoło niepewnie, aby zobaczyć, czy nikt nie nadchodzi i
potem zaczął okrywać namiętnymi pocałunkami jej plecy.
— Przestań, daj spokój!
Gdy jego usta pieściły jej ciało, parsknęła śmiechem, po czym zaczęła gawędzić niby obojętnie.
— Oni będą jeść na dole?
— Tak, właśnie książę telefonował, zamawiając stolik.
— A co, wiedziałam, że pieniądz poskutkuje i kelner wyśpiewa ci wszystko. — Zakręciła się wesoło
na pięcie i pocałowała czule Hugona. — Książę nie zechce zostać sam na sam z tą dziewczyną na
górze, wiedziałam o tym dobrze. Czy nasz stolik jest obok nich? — Hugon zazdrosny, ale jak zawsze
posłuszny, odpowiedział pochmurnie:
— Tak, kochanie.
— Bon, zaczekaj teraz na mnie w hallu — to rzekłszy Natasza weszła do pokoju i zatrzasnęła mu
drzwi przed nosem.
Anthea o świeżej, brzoskwiniowej cerze i dużych, tajemniczych szarych oczach w obcisłej, złotej
sukni wyglądała prześlicznie. Ale czuła się trochę zdenerwowana, gdy zastukała po raz drugi i
usłyszała nieco zdumioną odpowiedź:
— Proszę wejść.
Gdy uchyliła nieśmiało drzwi zobaczyła, że John wkłada buty. Zupełnie był już ubrany, tylko miał
włożyć frak. Dziwna to była chwila. Johnowi na czole wystąpił pot, a Anthea rzekła onieśmielona:
— Przyniosłam ci coś — i podała mu gardenię. — Czy mogę ci ją włożyć do butonierki?
Ostatnie wiadomości Dicka Hammonda podnieciły i zaniepokoiły bardzo Johna. Prawnie Anthea była
więc rzeczywiście jego żoną, ale chcąc to udowodnić, trzeba by wywołać wstrętny skandal; wykorzys-
tanie obecnej sytuacji byłoby okropne. Courtenay obudzi się jutro rano i dowie się, że on, John, który
go nigdy nie zawiódł, zdradził go teraz. Nie, w tej chwili nie może sięgnąć po szczęście.
Jeżeli w międzyczasie przybędzie Courtenay i Anthea powie, że

background image

rzeczywiście woli jego, Johna, aniżeli brata, a on jasno przekona się, że wchodzi w grę jej szczęście,
wówczas śmiało upomni się o swoje i jej prawo bez względu na to, jaki by to miało wywołać skandal.
Teraz jednak musi się trzymać na wodzy, tak jak do tej pory.
John odpowiedział więc, jak mógł najpowściągliwiej, czując, jak niesłychanie jest uradowany i
schlebiało mu to bardzo, że ona o nim pamiętała.
— Jak to ładnie z twej strony — rzekł. — Zabawisz się więc w mego lokaja, potrzymasz mi frak i
włożysz do butonierki kwiat. Ton jego głosu był swobodny i napełnił Antheę otuchą. W każdym razie
nie będzie przynajmniej tak poważny — pomyślała.
Patrzyła na męża z dumą, ciesząc się jego wspaniałym wyglądem i tym nieokreślonym wdziękiem,
który występuje właśnie u wielu mężczyzn wtedy, kiedy są w szelkach i śnieżnobiałej koszuli.
Nie wiadomo z jakiego powodu są oni wówczas bardziej pociągający, tak samo jak kobiety przed
włożeniem sukni. Jaka jest zaś tego przyczyna psychologiczna, niechaj czytelnicy sami to rozwiążą.
W każdym razie John Dayre był powodem silnego wzruszenia Anthei, kiedy ta owego czerwcowego
wieczoru grała rolę jego lokaja i pomagała mu w ubieraniu.
— No, czy dobrze usługuję? — zapytała z kokieterią.
— Bardzo dobrze, ty słodkie stworzenie.
To ostatnie słowo wyrwało mu się mimo woli, szybko więc dodał: — No, ale zobaczymy, jak to
wygląda. Anthea włożyła mu do butonierki od fraka gardenię. John zaś umyślnie starał się unikać
wzroku swej rzekomej żony. Potem podeszli do dużego lustra.
— Ach, wspaniale — rzekł uśmiechając się swobodnie. Głębokie wzruszenie owładnęło Antheą.
Lustro odbijało Courtenay'a którego znała. Ale zamiast nic nie znaczących spojrzeń i obojętności
widziała teraz w jego twarzy tęsknotę, a niebieskie oczy posiadały to „coś", to prowokujące namiętne
„coś", co budzi miłosne wzruszenia.
— Nigdy przedtem nie wyglądałeś tak pociągająco, Courtenay'u — powiedziała mu Anthea, gdy
oparła głowę na jego ramieniu, po czym, chwytając za klapy jego fraka, rzekła:

background image

— Zdaje mi się, że będę dziś z tobą flirtowała.
John coraz bardziej był upojony, ale szepnął tak zimno, jak tylko mógł:
— Dobrze.
Anthea lekko nadąsana stała się wprost zaczepna.
— Nie będę mogła z tobą flirtować, jeżeli będziesz tak zimny jak lód.
— Dobry Boże! Nie jestem zimny — odparł nieszczęśliwy nowo-żeniec.
W Anthei zaś odżyła pierwotna kusicielka, Ewa.
— Courtenay'u, chciałabym, abyś mnie pocałował.
Tego już było za wiele Johnowi, który pomimo wszystko był mężczyzną, a nie żadnym świętym. Na
chwilę zgniótł ją więc w swych ramionach i ucałował namiętnie.
Anthea chociaż miała dwadzieścia lat, nie znała dotąd miłosnego pocałunku. Niegdyś wyznała swej
kuzynce Dafne, że muśnięcie policzka przez któregoś z kuzynów, parę zimnych pocałunków od
Courtenay'a, w czasie ich krótkich zaręczyn, oto czego jedynie doświadczyła. Lecz gorący, namiętny
pocałunek, pełen wzruszenia, dany i otrzymany, usta przy ustach — to było dla niej nowym objawie-
niem.
Była teraz przekonana, że bez względu na pozory mąż jej kocha ją. Ale aby się jeszcze upewnić, gdy
odzyskała po jego uścisku panowanie nad sobą, szepnęła melodyjnym głosem, w którym brzmiała
dziecięca skarga:
— Kochasz mnie, pomimo wszystko, prawda Courtenay'u? John jednak, czyniąc sobie wyrzuty,
szepnął tylko:
— O tak. Tak. — Co uczyniłem, nieszczęsny — pomyślał. A Anthea zmieniła się natychmiast;
obecnie, gdy miała pewność jego uczucia, niezwyciężona kokieteria kobieca czyniła ją odważną.
Roześmiała się triumfująco i biorąc go pod rękę zaprowadziła do drzwi.
— Teraz, książę panie, zejdziemy na dół na kolację.
John dał się pociągnąć. Czuł się tak wzruszony, że śmiechem i wesołością chciał pokryć uczucie.

background image

— Nie mam na to wielkiej ochoty... zjedzmy może kolację tutaj — rzekł, poczuwając się do winy.
— Za nic w świecie — odpowiedziała. — Trzeźwość Anthei była prowokująca. — Cieszę się na
kabaret i nigdy jeszcze nie byłam sama w restauracji z młodym człowiekiem.
— Będą nas uważali za bardzo nowoczesną parę.
— Naturalnie, w tym cały dowcip!
Rad był w gruncie rzeczy, że nalegała na to, aby zejść na dół, bo sytuacja stałaby się nie do zniesienia,
gdyby zostali sami w saloniku.
* * *
Świetna, nowa, amerykańska orkiestra przygrywała na sali, gdzie tańczyło kilka par; ale godzina była
wczesna, dziesiąta wieczór, i goście spożywali przeważnie przy stolikach kolację. Wchodziły coraz to
nowe osoby. Hugon i Natasza siedzieli już na sofie w małej niszy, spoza której wchodzili goście.
Jeden jednak mały stolik blisko wejścia nie był jeszcze zajęty.
Kelnerzy zmieniali właśnie na nim kwiaty.
— Ten stół jest dla nich — szepnęła Natasza Hugonowi. — Widzisz, że służba oczekuje jakiejś
ważnej osobistości.
— Sądzisz więc ciągle, że będą jedli na sali kolację?
Hugon tym razem czuł się panem. Natasza była bardzo uprzejma dla niego i on wiedział, że ma ją
chwilowo w ręku. Czuła to i odpowiedziała mu wzgardliwym podniesieniem ramion i uporczywie w
dalszym ciągu patrzyła w stronę wejścia. Tańczące pary wróciły na swoje miejsca, tak że miała*
otwarty widok na salę. W chwilę później chłopiec hotelowy pchnął wahadłowe drzwi, a John i Anthea
zbliżyli się powoli do swego stolika, który został otoczony przez służbę.
W piewszej chwili nikt ich nie rozpoznał, ale niebawem to jeden, to drugi z obecnych gości, zauważyli
księcia.
— Mój Boże, jaki brązowy! — Starsza dama, której nie udało się usidlić Courtenay'a rzekła do swego
podstarzałego towarzysza. —

background image

Czy będziemy mieli wszystko wystawione na publiczny widok? Dopiero dziś się pobrali.
— No, mamy wszystkie rozdziały do ostatniego, modnego, szykownego ślubu wspaniale
przedstawione przez prasę, dlaczego więc nie miałoby być końca najbardziej podniecającego?
— Karolu Anderson, jesteś nieociosany! — i starsza dama poklepała towarzysza wachlarzem z piór.
— Widzicie Courtenaya! — Szepnęła równocześnie grupka modnych girlsów, które po skończonym
występie odpoczywały w towarzystwie swoich chłopców.
— Boże, Tixie, on wygląda na zakochanego, a ona jak brzoskwinia.
— Nie puściłabym go jednak na jej miejscu do restauracji w wieczór poślubny. — Zauważyło miłe
stworzenie, pełne scenicznego talentu. Oczy miała szare, tak jak Anthea i przez jeden tydzień
Courtenay należał do niej.
— No, ożenił się i koniec z nim. Wypijmy jego zdrowie — zawołała Marta Brad — to nie nasz
pogrzeb!
John z niezadowoleniem zobaczył, jak wszystkie podniosły kieliszki w jego stronę.
Kelner tymczasem zbliżył się do książęcej pary, czekając na zamówienie potraw. Anthea rzadko
bywała w restauracji nawet z rodzicami i zachwycona była całym otoczeniem. Czuła się
nadzwyczajnie podniecona, bo pragnęła pokazać mężowi, jak potrafi być miła. Postanowiła droczyć
go i ukarać za jego powściągliwość od czasu ślubnej ceremonii. Wybór menu pozostawiła także jemu.
Tymczasem Hugon i Natasza patrzyli na nich ze swoich miejsc.
— Księżna jest śliczna — rzekł Hugon — a szczerość w jego głosie rozgniewała Nataszę. Rzuciła mu
jadowite spojrzenie.
— Nie ma jednak szyku. Widać, że jej suknia nie jest ostatnim krzykiem mody paryskiej, jak moja.
Robi wrażenie flądry! Courtenay ma paryski gust!
— Ale w każdym razie on robi wrażenie, że nic poza nią nie widzi, pod stołem zdaje się trzyma jej
rękę. — Odpowiedział Hugon.
Natasza coraz bardziej była zdziwiona wspaniałym, zdrowym

background image

wyglądem księcia. Widocznie trucizna w szufladzie Hunyi straciła swoją moc; dobrze więc zrobiła, że
dała mu większą dozę, bo nie udałoby się jej uśpić go i wydostać' potrzebne papiery. On pewnie
o niczym nie wie, co się stało. No chwała Bogu, bo wyobrażała sobie, jak Courtenay zemściłby się na
niej, gdyby padło najmniejsze podejrzenie. Courtenay nie mógłby się i tak na nią gniewać, myśli
pewnie, że się upił i wkrótce znowu dostanie się pod jej wpływ. Cóż mogło ją obchodzić szczęście
małżeńskie? Ale wyglądał tak niezwykle dobrze i ładnie, że nie mogła się powstrzymać od uwagi
zwróconej do Hugona:
— Książę wygląda dobrze, prawda?
Co ona ma na myśli? — Zastanawiał się Hugon. Czemu nie miałby wyglądać dobrze po ślubie? Co
Natasza zrobiła, aby temu przeszkodzić? Hugon wyładowując swój gniew, wyolbrzymiał zalety
księcia, jego wdzięk i przywiązanie do małżonki, aż spostrzegł, że Natasza nie może już tego dłużej
słuchać.
A gdy kolacja została zamówiona, John zwrócił się do Anthei i zapytał ją, czy zrobił dobry wybór.
— Doskonały — odpowiedziała.
— Czułem jakoś, że ci to będzie odpowiadało, bo i ja to lubię. — Spojrzenie jego było pełne miłości.
Anthea otworzyła szeroko oczy. Co za cudowna sytuacja! Wokoło ludzie, a oni* sami, we dwoje, sami
w młodości i w życiu, niebaczni na wszystko, co ich otacza. A później, gdy naprawdę zostaną zupełnie
sami, jeszcze bardziej będzie to urocze. Serce jej biło gwałtownie.
John schodząc na dół nabrał odwagi, jednak fałszywie rozumował. Będziemy teraz na publicznym
widoku — dumał — mogę więc być takim, jakim chciałbym. Nie potrzebuję robić z siebie bryły lodu.
Postanowił chwilowo dać się unieść prądowi. Uzbroi się znowu w obojętność, gdy skończy się
wieczorny posiłek.
Ale w duszy wiedział, że się myli. Problem polegał na tym, czyją żoną jest Anthea: jego czy
Courtenaya i tak długo, jak to nie zostanie wyjaśnione, powinien zachowywać się neutralnie. Czynił to
słowem, ale sercem?...

background image

Wreszcie,gdy kolacja się skończyła, okropna myśl przyszła mu do głowy: w każdej chwili może
otrzymać wiadomość od Hargreavesa, że Courtenay przyjeżdża do hotelu.
Nie, nie, to nie może nastąpić teraz i jakieś wyjaśnienie musi mieć miejsce, nawet gdyby brat przybył.
On, John, będzie musiał powiedzieć mu, że nie może być mężem Anthei. Anthei, która jest w
rzeczywistości poślubiona jemu, Johnowi!
* * *
Oświetlony gwiazdami taras w Dayre Arden był świadkiem drugiej pary kochanków — Dicka
Hammonda i jego Dafne.
Oboje zajęci byli uroczystościami ślubnymi i tą myślą, że ich własne wesele odbędzie się za miesiąc.
Dick trzymał w swych ramionach uroczą dziewczynę.
— Strasznie mi ciężko rozstawać się z tobą, moja ukochana, ale muszę chwycić nocny ekspress do
Londynu.
Dafne cofnęła się trochę.
— Ach! Dicku, dopiero wróciłeś z tej okropnej Genewy. Czy musisz jechać, kochanie?
Dick przycisnął ją do siebie znowu trochę gwałtownie. Cała ta sytuacja jest jego winą. Czemu tak się
przejął sprawą swoich przyjaciół? Może bez jego zachęty John nie zdecydowałby się na ten
nieszczęśliwy krok. — Muszę jechać, zostałem zawiadomiony telefonicznie, że jestem koniecznie
potrzebny. Śliczne dziewczęce oczy patrzyły na niego z wymówką.
— Chciałabym, abyś zawsze był przy mnie!
Kapryśny, na pół serdeczny, na pół cyniczny uśmiech pojawił się na twarzy Dicka Hammonda.
— Jeżeli kobieta chce, aby mężczyzna został jej wierny — rzekł — niech nie zadaje mu nigdy
żadnych pytań.
Dafne nadąsała się lekko.
— Mogę jeszcze tylko o jedno zapytać?
— No dobrze. — Dick wiedział, że ją zburczał i żałował tego.

background image

Wnet jednak usłyszał wiecznie to samo pytanie, które stawiają kobiety, pragnące zapewnienia
słowami, że nie są oszukiwane i że nie biorą próchna za złoto.
— Czy mnie kochasz?
Dick uśmiechnął się pobłażliwie. Wiele razy w życiu słyszał to po francusku, po włosku, po rosyjsku.
— W każdym razie niebezpiecznie pytać się o to, kochanie. Lepiej, gdy ci to dowiodę. — Ucałował ją
serdecznie. Pomimo jednak całej błogości pocałunku, w sercu Dafne była mała rana. Czemu
mężczyźni nie znoszą odpowiadać na pytania, których są ciekawe wszystkie dziewczęta? Ale
pocałunki były pocałunkami i wywołały w niej rozkoszny dreszcz. Westchnęła więc tylko upojona:
— Jestem pewna, że Courtenay i Anthea nie są tak szczęśliwi, jak my teraz.
— Może nie.
Głos Dicka był ponury.
Natasza spoglądając na nowo zaślubioną parę bębniła po obrusie palcami o wylakierowanych
paznokciach i była bardzo blada.
Courtenay widzi ją doskonale, tłumaczyła sobie. Przygotowana była na to, że otwarcie nie pozna jej,
ale żeby nawet nie obdarzył ją jednym ukradkowym spojrzeniem? I zachowywał się jak ktoś zupełnie
obcy, tego nie spodziewała się wcale. Ogarnęła ją złość. Zapragnęła odwetu. Hugon czynił co mógł,
aby ją rozerwać. Słyszała tylko połowę z tego, co mówił. Wieczór ma się ku końcowi i ona musi
szybko obmyślić jakiś plan. Gdyby książę nie okazywał tak jawnie swego uczucia dla żony, łatwiej
przebolałaby jego stratę.
— Mogłabyś się więcej mną zająć — skarżył się Hugon. — Twój książę ani razu na ciebie nie
popatrzył. — On jedynie przed nią udaje, że mnie nie zna — i Natasza zaśmiała się gorzko, gdy Hugon
płacił rachunek.
Zaś przy małym stoliku John przeżywał najrozmaitsze wzruszenia, których przedtem nigdy nie
doświadczył. Z każdą chwilą coraz bardziej był zakochany w Anthei i wobec tego coraz więcej
obawiał się nadchodzącej nocy.

background image

Panna młoda od czasu do czasu spostrzegała na jego twarzy wyraz troski i wielkiej miłości. Ona także
doznawała głębokich uczuć. Jak to możliwe, że w czasie zaręczyn wcale nie kochała Courtenay'a?
Czemu nigdy nie dostrzegła w jego pięknych oczach bodaj iskierki uczucia? Czemu ton jego głosu nie
brzmiał nigdy serdecznie, podczas gdy teraz każde jego słowo napełnia ją wzruszeniem? Zmienił się
kompletnie i to na lepsze. Czy nosił przedtem maskę?
Różne napomknienia o jego dzikim życiu dochodziły naturalnie do jej uszu; jego różne miłostki i flirty
były znane w świecie towarzyskim, ale ponieważ nic dla niego nie czuła, nie przejmowała się tymi
wiadomościami. Teraz jednak, gdy zdała sobie sprawę, że zaczyna go kochać całym sercem i duszą,
różne usłyszane uwagi przychodziły jej na myśl.
Ale ludzie zwykle przesadzają — myślała, a ojciec jej, cynik, zawsze powtarzał, że mężczyzna nigdy
nie potrafi być wierny zbyt długo. Ale — dodawał — to leży w rękach kobiety, aby umiała go
przytrzymać. No, będzie się bardzo starała, aby nie rozczarować Courtenay'a.
W tej chwili John patrzył na nią z zachwytem.
Czuła się rozkosznie onieśmielona i spuszczając swą złotomie-dzianą główkę, rzekła miękko:
— Zawieziesz mnie do Paryża i do Włoch, prawda? Pochylił się nieco nad stołem. Obraz, jaki
stworzyła teraz jego
wyobraźnia, był rozkoszny. Wzrok Johna pełen był czułości i głosem dziwnie melodyjnym
odpowiedział:
— Chciałbym szalenie. I to była prawda.
— Nie byłaś nigdy we Włoszech?
_Nie, w tym czasie, kiedy moi rodzice przebywali w Indiach ja
byłam albo u moich starych ciotek albo w pensjonacie w Paryżu. Zawsze tęskniłam do Włoch,
szczególnie do Wenecji. Pojedziemy do Wenecji, Courtenay'u?
Biedny John upajał się myślą, czym byłaby podróż z nią w czerwcu do Wenecji, gdyby jego
małżeństwo mogło być prawdziwe.

background image

Nachylił się bliżej ku niej, a w jego oczach odbijało się uwielbienie.
Natasza zauważyła u rzekomego księcia czuły wyraz twarzy pełen oddania. Nigdy przedtem, gdy
spoglądał na nią, nie spostrzegła tej tkliwości. Widziała w jego oczach jedynie głębię zmysłowej
namiętności i instynktownie tylko odczuwała, że coś ją omija w życiu.
Co to było i jakim sposobem ta kobieta potrafiła obudzić to w tak krótkim czasie?
Ogarnęła ją nieopanowana złość, nie mogła już tego dłużej znieść. Wstała, dotykając ręką czoła.
— Zmęczona jestem tym wszystkim. Idę do swego pokoju, głowa mnie boli, chodź!
Hugon podążył za nią wzdłuż sali. Przeleciała po prostu obok książęcej pary, rzucając Anthei
pogardliwe spojrzenie, a mniemanemu księciu sardoniczny uśmiech.
Hugon czuł się zawstydzony, ale przyzwyczajony był do jej nastrojów i kaprysów, więc pokornie
tylko kroczył za nią aż do hallu, gdzie usiadła przy biurku i pośpiesznie nakreśliła parę słów.
— Kto jest ta kobieta, Courtenay'u? — Zapytała Anthea tak obojętnie, jak mogła. Cieszył ją jawny
gniew i niezadowolenie tej istoty, ale myśl o tym, że on, którego kochała, mógł znać taką osobę,
dotknęła ją niewymownie.
John odpowiedział świętą prawdę.
— Nigdy jej w życiu przedtem nie widziałem.
Anthea spojrzała mu w oczy i wbrew swoim podejrzeniom przekonana była, że nie kłamie — ale jakie
to wszystko dziwne! — Pomyślała.
W tej chwili cudowny tenor, którego miłosne pieśni stanowiły atrakcję tej nowej restauracji, zbliżył
się do nich i zaczął sentymentalną piosenkę.
W jego głosie było coś, co trafiało prosto do serca. Po pierwszych kilku nutach ręka Johna
instynktownie ujęła pod stołem dłoń Anthei i palce jej uwięzione zostały przez dłuższą chwilę w jego
uścisku.

background image

Potem wyjął różę z flakonu i dotykając nią przegubu jej ręki, przyłożył kwiat do swych ust.
Dreszcz wzruszenia przeniknął Antheę. Co za cudowne sposoby ma on — jej mąż! I jaki subtelny, że
nigdy przedtem ich nie wyjawił. A może to jej wina? Jakikolwiek był tego powód, musi być teraz
wdzięczna za tę zmianę.
Śpiewak zaczął drugą strofkę i John opanował się. Musi się opanować. Powinien się uspokoić,
niebawem, bardzo niebawem trzeba będzie powiedzieć jej dobranoc. Courtenay może zadzwonić w
każdej chwili.
Gdy śpiewak skończył swą pieśń, za którą mu podziękowali, John wstał i wsunął napiwek kelnerowi,
a Anthea zrozumiała, że teraz nadeszła oczekiwana chwila. Pójdą na górę do saloniku, gdzie będą
nareszcie sami.
Natasza, skończywszy list, pożegnała Hugona krótkim dobranoc i pośpieszyła do siebie. Po drodze
spotkała pokojową i rzekła:
— Proszę oddać ten list temu panu, który zajmuje pokój numer cztery — wskazała na drzwi po prawej
stronie korytarza — gdy tylko przyjdzie, zrozumiane?
Wsunęła do ręki pokojowej dwa szylingi, więc dziewczyna odpowiedziała skwapliwie:
— Może być pani pewna, że zaraz spełnię jej polecenie. Natasza udała się do swego pokoju, ale
zostawiła drzwi lekko uchylone. Wkrótce usłyszała kroki. Tak, to księżna i książę. Zamknęła więc na
chwilę drzwi, bo bała się, że ją zobaczą. John idąc pierwszy, jak zwykle Anglicy, odezwał się
obojętnie: — Dobry głos miał ten śpiewak.
— Tak, i zabawnie jest być księżną, dla której nawet śpiewają! Anthea uważała także, że powinna być
zupełnie chłodna, dopóki
nie znajdą się sami w pokoju. Ku jej zdziwieniu jednak John zatrzymał się na progu jej sypialni i
zbladł. Pożegnać się tu na korytarzu uważał za jedynie bezpieczną dla siebie rzecz. Jeżeli pójdą do
saloniku i ona zbliży się do niego, pokusa będzie za silna, aby mógł się jej oprzeć.
— Ach, nasz salonik to następne drzwi. — zawołała Anlhcu zdumiona.

background image

Ale John otworzył drzwi sypialni, po czym podając klucz Anthei, chłodnym głosem odezwał się:
— Tak, ale jestem przekonany, że bardzo jesteś zmęczona, Antheo; taki długi, uciążliwy miałaś dzień,
zechcesz się z pewnością już położyć.
Co on myśli?...
Czy pójdzie za nią, czy jest tak jak ona zdenerwowany i podniecony?
Ale nie, spuścił głowę i bardziej był sztywny aniżeli zwykle. Jej duma została zraniona. Weszła więc
do pokoju i bez żadnego słowa odpowiedzi zamknęła cicho drzwi. To dawny Courtenay z czasów
narzeczeńskich. Wszystko to w każdym razie niezwykłe. Czy zrobiła coś, czym go odstręczyła?
Czemu on tak ciągle się zmienia? Musi być jednak cierpliwa. Pomimo wszystko znała jego najgorsze
strony, a małżeństwo nie może go tak od razu przemienić.
* * *
Gdyby John był wytrawnym flirciarzem, przywykłym do grania na nerwach kobiet i starającym się o
ich względy, postępowałby rozmyślnie z Antheą, tak jak postępował z nią zmuszony do tego jedynie
okolicznościami.
Anthea czuła się przygnębiona, nie mogąc go zrozumieć. Raz bowiem odnosił się do niej jak czuły
kochanek, to znów jak obojętny, przygodny towarzysz.
Co to wszystko mogło znaczyć? Pragnęła zgłębić tajemnicę owej podniecającej, a nawet wprost
wstrząsającej gry.
Czy on ją kochał? Gdyby tylko tego mogła być pewna! A ta kobieta w restauracji — kim jest?
Popatrzyła na nich tak zuchwale, przechodząc obok ich stolika.
Anthea usłyszała jakieś głosy. Stanęła niezdecydowana pod drzwiami. Czuła, że nie jest w stanie się
ruszyć. Tak, to Courtenay, rozmawia z kimś. Cichutko uchyliła drzwi i nadsłuchiwała. Widziała
przedtem, jak pokojowa wręczyła Courtenayowi list.
— Od pani spod numeru siódmego — rzekła dziewczyna.

background image

Gdy Anthea weszła do swego pokoju, John starając się odzyskać równowagę, zatrzymał się na chwilę
na korytarzu i z tej okazji skorzystała pokojowa, aby mu podać kopertę.
Wiedziała, że nie należy wręczać listów młodym małżonkom w towarzystwie ich żon.
Bilet był następującej treści:
Śmieszne jest, abyś udawał, Courtenayu, że mnie nie poznajesz. Przyjdź do mego pokoju nr 7, bo
inaczej ja przyjdę do Ciebie i zrobię Ci scenę. — Natasza.
John zrozumiał teraz wszystko — to ta kobieta, Muraska, która zatruła jego brata i naturalnie
przypuszcza teraz, że on jest Cour-tenayem! Opanowała go wściekłość, byłby ją chętnie zamordował,
to ona bowiem była powodem tego całego, okropnego zawikłania. Ale nie może do tego dopuścić, aby
nabrała najlżejszego chociaż podejrzenia, że on nie jest Courtenayem. Pałał wprost gniewem i
pospieszył do jej drzwi z postanowieniem rozprawienia się z nią raz na zawsze.
Natasza oczekiwała go i przywitała u progu z posępną miną.
— Udajesz więc, że mnie nie znasz, Courtenayu!
— Naturalnie, że cię nie znam. — Głos Johna był wściekły. — Mam chyba dostateczny powód, aby
przestać cię znać, ty zdradziecka kobieto. Na szczęście twoja diabelska trucizna nie podziałała na
mnie śmiertelnie. Jak śmiesz jednak po tym wszystkim, co uczyniłaś, prześladować mnie jeszcze?
Natasza przestraszyła się. Był więc zagniewany. Wiedział więc, że sen jego nie był naturalny, chociaż
widocznie nie spostrzegł jeszcze zniknięcia papierów. Zmieniła od razu ton i zaczęła słodko szczebio-
tać i przymilać się tak jak dawniej do swego książęcego kochanka, który zawsze dawał się brać na jej
czułe słowa. — To, co zrobiłam, to z miłości do ciebie, Courtenayu.
— Z jakiegokolwiek powodu to uczyniłaś mniejsza o to, ule jeżeli nie zostawisz mnie teraz w spokoju,
oddam cię policji.
W oczach Nataszy odbił się lęk. Policja! Przed nią czuła wieczną bojaźń.
W tej chwili Anthea, która nie mogła rozróżnić słów, chociaż wiedziała, że słyszy głos męża,
otworzyła drzwi i wyjrzała nu korytarz. Nie mogła już dłużej tego znieść.

background image

Na jej widok Natasza roześmiała się gorzko i z wyrazem zuchwałej zaczepki cofnęła się do swego
pokoju, zamykając za sobą drzwi. Wówczas Anthea oburzona, wyprostowała się dumnie, a John
pospieszył ku niej i wszedł za nią do sypialni.
— Antheo — głos jego brzmiał błagalnie. Odwróciła się, a w oczach jej błyszczał gniew.
— Zasługuję chyba na pewne wytłumaczenie, Courtenayu. Kto jest ta kobieta?
— Powiedziałem ci, że nigdy w życiu jej nie widziałem. Anthea ręką zrobiła ruch niedowierzający.
— Dlaczego więc ona ciebie zna tak dobrze?
John mógł odpowiedzieć, że prawdopodobnie dlatego, że znała jego brata i przypuszczała, że to on,
ale podkreślić teraz podobieństwo między nimi byłoby ryzykowne. Podszedł więc tylko do Anthei i
chciał ująć jej dłonie. Ale ona je cofnęła.
Z pewnością kłamie. Wszystko, co o nim słyszała, przyszło jej teraz na myśl; czym będzie ich życie,
jeżeli kłamie już w dniu ślubu?
— Courtenayu — szepnęła nerwowo — Starałam się uwierzyć ci w restauracji, gdy ta kobieta rzuciła
nam takie impertynenckie spojrzenie; ale po tym, co widziałam własnymi oczyma, wymagasz ode
mnie zbyt wiele. John czuł, że ogarnia go szaleństwo.
— Antheo, błagam cię, musisz mi wierzyć bez względu na pozory. Nie znam jej, ona jest dla mnie
niczym, zwariowała chyba.
— Czemu więc z nią rozmawiałeś? — Ton Anthei był chłodny i wyniosły, ale nieszczęśliwy wyraz
twarzy Johna zaniepokoił ją pomimo wszystko. Podeszła do niego blisko i wyciągając ramiona,
niemal zapłakała. John przytulił ją do siebie.
— O Courtenayu — szepnęła — nie mogę tego znieść. Zaczynam cię coraz więcej kochać, ale między
nami pada jakiś okropny cień! Co to jest? Czuję w pobliżu nieszczęście, musisz się wytłumaczyć.
Cóż może jej odpowiedzieć? Ze wszystkich stron jest osaczony. Gładził więc jedynie jej włosy,
szepcąc miłośnie.
— Antheo, spójrz na mnie, a wyczytasz w moich oczach prawdę.

background image

Nie kłamię, kochanie, nie mogę wytłumaczyć niczego, musisz mi zaufać, lub musimy się teraz
rozłączyć. Biedna dziewczyna nie mogła znieść myśli o rozłące. Spojrzała na męża zakłopotana i
zmartwiona i zobaczyła w jego oczach łzy. Tak, będzie mu wierzyła, wbrew wszelkim pozorom.
— Courtenayu, zaufam ci więc. Ale czemu nie mamy być szczęśliwi i nie możemy zapomnieć o
wszystkim? John pochylił się i ucałował jej włosy.
— Drogie moje kochanie, drogie maleństwo, chcę jedynie, żebyś wiedziała, że twój mąż cię kocha, ale
Antheo, muszę teraz na krótko zostawić cię samą. Połóż się dziecko i staraj się zasnąć.
Skierował się ku swoim drzwiom, lecz jeszcze raz się obrócił, gdy usłyszał jej westchnienie.
— Kocham cię — zawołał tłumiąc łzy i wszedł do swego pokoju, zamykając drzwi na klucz.
Padając na fotel, ukrył twarz w dłoniach.
Courtenay może przybyć w każdej chwili i co się wtedy stanie? Musi nastąpić długie wyjaśnienie; nie
odda Anthei bratu — ona jest jego żoną a nie Courtenaya. Mierzył pokój dużymi krokami, gdy
usłyszał pukanie do drzwi i chłopiec hotelowy wręczył mu kopertę.
John otworzył ją pospiesznie. Zaadresowana była ręką Hargreavesa: Do Jaśnie Oświeconego Księcia
Pana Courtenaya Arden.
Poczciwy stary sługa donosił mu, że jego ukochany pan pogrążony jest teraz w naturalnym, zdrowym
śnie i że doktor nie pozwolił go budzić przed ranem.
John zaświecił zapałkę i nad kominkiem spalił list. Czuł, że cała moc wzruszeń napełnia jego serce.
Tam za drzwiami przebywa Anthea, jego żona, a on nie może pójść do niej i pocieszyć jej, lecz
zostawia ją samą z okropnymi myślami.
Jutro zaś rano trzeba będzie stawić czoło całej strasznej sytuacji, a z jakim rezultatem, tego nie mógł
sobie wyobrazić. Anthea, zostawszy sama, rzuciła się na łóżko. Co ma sądzić?... Co to się stało?...
Czemu po złożeniu przysięgi pokochała Courtenaya, którego nie kochała przedtem? I czemu on był
tak rozkoszny w pewnych chwilach, a potem znowu taki zimny?
Czemu zostawił ją teraz?

background image

Leżała bez ruchu z godzinę, gubiąc się w domysłach, a potem powoli rozebrała się i udała na
spoczynek.
To „potem", które od początku napełniało ją lękiem, było rzeczywiście ponure i smutne.
* * *
Gdy wczesnym rankiem książę obudził się, czując się mniej więcej dobrze, Hargreaves spał na
krześle, a Bevis leżał u jego nóg. Cour-tenay był jeszcze osłabiony i trochę zamroczony, ale świadomy
siebie i swego otoczenia. Nie budząc starego sługi, wstał z łóżka i narzucił na siebie szlafrok.
Pierwsza myśl, jaka mu przyszła do głowy, to pytanie, dlaczego Natasza go zatruła.
Po dłuższym zastanowieniu domyślił się, że jej celem były papiery ukryte w sejfie. Upadł więc na
krzesło i bolesnym głosem zawołał:
— Hargreaves!
Stary lokaj obudził się natychmiast i podszedł do księcia instynktownie, zapinając rozpięty kołnierzyk
i poprawiając kurtkę.
— Hargreavesie, przynieś mi klucze!
Książę skierował się ku bibliotece w stronę sejfu. Odsunął właśnie książki, a gdy lokaj nadszedł z
kluczami, pospiesznie otworzył sejf i przetrząsnął go dokładnie.
Ważny dokument zniknął.
Courtenay upadł na fotel przerażony i nieomal skamieniały, po czym westchnął:
— Ona nie tylko mnie na pół zamordowała, Hargreavesie, ale ukradła urzędowe dokumenty doniosłej
wagi.
— Dobre nieba, co za nieszczęście!
— Zadzwoń zaraz do pana Hammonda, znasz numer, nie mogę go sobie przypomnieć — przyłożył
rękę do czoła — opowiedz mu wszystko, on będzie wiedział, co należy uczynić, jak zawiadomić
policję. I powiedz mu, żeby przyszedł jak najprędzej do hotelu Ambasadorów. Ja ubiorę się zaraz i
pojadę do lorda Johna: on jest w hotelu, prawda?

background image

Książę wstał, wracając do sypialni, a Hargreaves skierował się do telefonu, ale gdy pan jego dotarł do
drzwi, wierny, stary sługa spojrzał na niego niespokojnie i rzekł z uszanowaniem:
— Jego książęca mość nie zapomni, że jest lordem Johnem — jeszcze.
Książę zaśmiał się gorzko.
— Nie zapomnę — powtórzył.
Co za okropną rzecz uczynił? Czy John będzie musiał ponieść także winę skradzionego klucza tak
samo, jak musiał odegrać rolę rzekomego nowożeńca? Przypomniał sobie jak przez mgłę, że
Harg-reaves mu powiedział, iż John go zastąpił, chroniąc przed skandalem.
Zastąpił go. Czy John ożenił się z Antheą? Teraz był już ranek.
Co za okropna sytuacja!... Znowu zakręciło mu się w głowie. Zawezwał ponownie Hargreavesa.
— Czy porozumiałeś się z panem Hammondem?
— Tak, książę panie, uczyni tak, jak książę pan sobie życzy. — Przybył nocnym ekspresem z Dayre
Arden.
Książę przycisnął obydwie dłonie do czoła, bolała go silnie głowa.
— Tak, naturalnie, prosiłem go, aby tam został. Hargreavesie, co się stało wczoraj? Czy lord John
odbył ceremoniał ślubny? Czy nie było skandalu?
— Nie, książę panie. Pan Hammond wie o wszystkim; był drużbą, a lord John jest teraz w nowym
hotelu Ambasadorów jako książę pan — z księżną panią. — Hargreaves zakaszlał nerwowo.
Jakieś niezrozumiałe uczucie gniewu obudziło się w Courtenayu. Nie dbał przecież o Antheę, a mimo
to myśl, że jego brat jest z nią teraz sam w hotelu, była mu niemiła. Ale nie, naturalnie, może zaufać
Johnowi pod każdym względem. Biedny, drogi John, w jakiej kłopotliwej pozostaje sytuacji!
Zdrętwiałe jego zmysły były na razie w stanie zatrzymać się tylko nad jednym tematem.
Na chwilę więc zniknięcie urzędowych dokumentów zbladło i myślał tylko o dwóch osobach —
swojej narzeczonej i o bracie.

background image

Musi się natychmiast ubrać. Gdyby tylko nie czuł się tak odurzony. Musi się ruszać, musi się
pospieszyć. Jak długo już Hargreaves przygotowuje tę kąpiel!..
Wkrótce książę leżał w gorącej wodzie, a wierny lokaj przykładał mu zimne kompresy i umysł księcia
coraz bardziej się rozjaśniał. Z ust Hargreavesa dowiedział się całej historii, aż wreszcie przypomniał
sobie znowu fakt skradzionego dokumentu i niemal krzyknął z bólu.
O dziewiątej godzinie Courtenay w towarzystwie Hargreavesa był już w drodze do hotelu
Ambasadorów.
Anthea zbudziła się. Światło dzienne przez otwarte okno zalewało pokój, bo story były tylko na pół
spuszczone. Pragnęła powietrza, powietrza...
Spojrzała na sąsiednie łóżko — nikt w nim nie spał. Wzięła bukiet orchidei, który rzucili jej lotnicy, a
który leżał teraz na stole. Były zwiędłe i złamane, podobne do jej uczuć. Jej małżeństwo okryte jest
jakąś okropną tajemnicą. Czy są może jakieś komplikacje z tą drugą kobietą?
Czy Courtenay jest kłamcą? Czy jest mężem tamtej? I czy przybyła wczoraj upomnieć się o swoje
prawa? Czy ona, Anthea, nie jest w rzeczywistości jego prawdziwą żoną?
Może dlatego Courtenay zostawił ją samą? Koniecznie musi otrzymać wyjaśnienie!
Miała okropną noc — budziła się ustawicznie i nadsłuchiwała; raz wydało jej się, że słyszy jakieś
szmery w sąsiednim pokoju, czy to jej mąż nadchodzi? Serce zaczęło jej bić gwałtownie; ale nikt nie
otworzył drzwi i znękana upadła znowu na poduszki. Podniecenie minęło, zostawiając po sobie
znużenie i złe przeczucie. Nad ranem usnęła twardym snem, który trwał do tej pory.
W pokoju męża usłyszała czyjeś głosy. Wstała więc z łóżka, narzuciła szlafrok, wsunęła na nogi
pantofle i podeszła do drzwi.
* * *

background image

John miał także okropną noc. Dick Hammond telefonował około piątej rano, gdy tylko przyjechał i
zapowiedział, że zaraz powiadomi policję i poruszy wszystkie władze bezpieczeństwa w sprawie
Nataszy Muraski. Biuro tej zgrai szpiegów zostanie otoczone, a on sam przybędzie do hotelu
Ambasadorów. John ubrał się więc i czekał na przyjaciela i na Courtenaya, o którym otrzymał już
wiadomości od Hargreavesa.
Łóżko Johna świadczyło o niespokojnej nocy, pościel na nim leżała w nieładzie i John rzucał właśnie
na nie swoją zgniecioną piżamę, gdy drzwi się otworzyły i chłopak hotelowy oznajmił:
— Lord John Dayre przybył do swego brata księcia! Chłopak zauważył od razu, że lord wyglądał na
bardzo znużonego, coś ważnego musiało go skłonić do tak wczesnej wizyty.
Książę zamknął cicho drzwi, zanim John się odezwał:
— Courtenayu! No, chwała Bogu! Jakże się masz, kochany chłopcze! — I uścisnął rękę brata.
— Trochę lepiej, ale Johnie, stało się coś okropnego. Nie tylko zostałem zatruty, ale otworzono mój
sejf, gdy byłem nieprzytomny i skradziono klucz do ważnego wynalazku państwowej wagi.
John chwycił się krzesła, tak go ta wiadomość przeraziła, Courtenay zaś padł na łóżko.
Ta ewentualność nie przyszła Johnowi na myśl. Sądził, że Mura-ska zatruła brata chcąc mu jedynie
przeszkodzić w małżeństwie. Nie wiedział zresztą nic, że jakiś ważny dokument znajduje się w sejfie.
— Courtenayu! Co mówisz?
— Tak, dopiero teraz przekonałem się o tym, gdy odzyskałem zupełnie przytomność.
John spacerował wszerz i wzdłuż pokoju.
— Coś natychmiast należy uczynić.
— Hargreaves telefonicznie powiadomił o wszystkim Dicka — rzekł Courtenay.
John przypomniał sobie wczorajsze spotkanie z tą kobietą.
— Natasza Muraska jest tutaj pod numerem siódmym. Starała się ze mną zobaczyć wczoraj, sądząc,
że to ty. Zaraz pójdę i zatrzymam ją. Jestem pewny, że nie przypuszcza wcale, iż kradzież została już
odkryta.

background image

Courtenay, siedzący na łóżku ze zwieszonymi rękoma, wyprostował się teraz i zerwał z miejsca.
— Nie, nie idź ze mną — rzekł jego brat. Powinna w dalszym ciągu uważać mnie za ciebie.
Wychodząc na korytarz, spotkał pokojową akuratnie pod drzwiami pokoju numer siedem.
— Chcę się z tą panią zobaczyć — rzekł.
— Wyjechała wczoraj w nocy zaraz potem, gdy wręczyłam księciu panu jej list.
Pokojowa zastanawiała się nad tym, co to ma wszystko znaczyć. Widocznie jakiś skandalik. Każdy
wiedział bowiem, że książę był wesoły i niezbyt cnotliwy.
John krótko podziękował za informacje i powrócił do brata.
— Wyjechała — rzekł.
Usłyszeli nieśmiałe stuknięcie do drzwi sąsiedniego pokoju i obydwaj bracia drgnęli, ale żaden się nie
odezwał.
Stuknięcie zostało powtórzone, a potem drzwi się otworzyły i weszła Anthea.
Stanęła blada jak płótno, przestraszona, zdumiona. Obydwaj mężczyźni wyciągnęli ku niej dłonie, ale
żaden nie przemówił. Roześmiała się nerwowo.
— Ach, to twój brat wrócił. Boże, jaki podobny! Po czym, gdy zobaczyła ich spięte twarze:
— Który jest moim mężem? — zawołała pełna zdumienia. John starał się odpowiedzieć, Courtenay
zamruczał:
— Ja, my.
Ale Anthea podbiegła do nich, badając ich twarze.
— Mówcie! Jak możecie być tak okrutni dla mnie! Co to jest za tajemnica? Powiedzcie mi prawdę!
Wreszcie wskazała oskarżającym ruchem ręki na księcia i padła w ramiona Johna.
— To jest Courtenay — zawołała z rozpaczą — ale ja poślubiłam ciebie i nie wyrzeknę się ciebie
nigdy! Wszystko mi jedno, czyją powinnam być, ty jesteś tym, którego kocham. — John tulił ją
gorąco. — I wiem, że ty mnie kochasz.
— Kocham szalenie. — Głos Johna był drżący od wzruszenia,

background image

a Courtenay, zdając sobie sprawę z tragedii, jaką stworzył przez swoją lekkomyślność, osunął się na
łóżko i zakrył twarz dłońmi. Anthea szlochała w objęciu Johna...
— Kochanie, kochanie ty moje — starał się ją uspokoić — coś okropnego się stało. Nie możemy ani
chwili zwlekać. Wracaj z moim bratem do domu. Ja przyjdę tam, gdy tylko będę mógł.
Anthea jednak kurczowo trzymała się Johna.
— Nie mogę tego wszystkiego zrozumieć — zawołała. John przycisnął ją namiętnie do siebie.
— Musisz tylko ufać na razie swemu mężowi.
W tej chwili wpadł do pokoju Dick Hammond, bo John nie zamknął drzwi.
Zaniepokojony był bardzo i zaskoczony widokiem Anthei, ale nie było czasu na zwłokę.
— Kazałem otoczyć ich kwaterę i wszystkie porty obstawić policją. Johnie, chodź ze mną teraz,
Courtenayu, ty jeszcze jesteś za słaby.
Książę czuł się przytłoczony tą świadomością, że brat jego kocha Antheę i ona kocha jego. Patrzył
teraz błędnym wzrokiem przed siebie, a w jego niebieskich oczach pojawił się prawdziwy smutek,
pierwszy raz może w jego życiu.
Jego ukochany brat! Jaką krzywdę mu wyrządził? I droga, mała Anthea. Kochali się, a on i jego
szaleństwo stanęło na drodze do ich szczęścia! Wszystko to wydało się jakąś straszną zmorą i jego
winą.
Głos Johna przerwał mu tok myśli.
— Courtenayu, uważaj na Antheę, zawieź ją do domu i wytłumacz jej wszystko. Powinna poznać
prawdę. Dicku, jestem gotów do drogi.
Przycisnął jeszcze raz Antheę do serca i ucałował jej włosy.
— Kochanie, muszę iść.
Ze skrzypnięciem drzwi biedna dziewczyna lekko się zachwiała, książę zaś wstał i stanął przed nią.
— Antheo, cóż ci mogę powiedzieć? To wszystko jest moją winą.

background image

Ruchem ręki kazała mu ustąpić i skierowała się w stronę swej sypialni.
— Przyjdę do ciebie wkrótce, zaczekaj w saloniku — rzekła chłodno i zamknęła za sobą drzwi.
*
Courtenay czekał na Antheę, która niebawem wróciła do saloniku w szarej sukni smutno
wyglądającej, tak jak jej oczy.
Robiła wrażenie dziwnie spokojnej, zrównoważonej i opanowanej.
— Teraz, proszę cię, opowiedz mi wszystko...
Courtenay oparł się o kominek; ani razu na nią nie popatrzył.
— Nie wiem, od czego mam zacząć.
— Zacznij od oświadczyn. Czemu to uczyniłeś?
— Lubiłem cię naprawdę. Sądziłem, że będzie nam razem zupełnie dobrze. Wiedziałem, że nie żywisz
dla mnie żadnego uczucia. Było to więc małżeństwo z rozsądku.
— Tak. Nie ułatwi mu wyznania, ale zdrowy rozsądek mówił jej, że jego twierdzenie jest słuszne.
— Byłem podłym stworzeniem. Pozostawałem pod wpływem kobiety, która okazała się szpiegiem i
złodziejem. Chciałem się z nią rozstać na zawsze w wigilię ślubu.
Pogarda i oburzenie malowały się na twarzy Anthei. Do ostatniej chwili była oszukiwana — milczała,
a Courtenay zmuszony był mówić dalej.
— Chciała wykraść pewien dokument o obronie powietrznej i udawała przede mną miłość. Wsypała
mi truciznę do wina i ja nie wiedziałem długie godziny, co się ze mną dzieje i nie mogłem sobie
niczego przypomnieć.
— Tak, ale ślub! — Przerwała Anthea.
— Poprosiłem Johna, aby pojechał do Dayre Arden i udawał mnie, dopóki sam nie przyjadę w nocy.
Mieliśmy wtedy przeprowadzić się do swoich pokoi i nikt by niczego nie spostrzegł. Jesteśmy do
siebie tak podobni...

background image

— Rzeczywiście! — Anthea nie mogła się powstrzymać od gorzkiego okrzyku.
— Więc — urwał, bo wszystko to było tak trudne do wyjaśnienia. — Więc przypuszczam, że mój
stary lokaj Hargreaves zatelefonował do Johna do Dayre Arden, gdzie czekali członkowie rodziny
królewskiej, że to byłby okropny skandal i John zdecydował się zająć moje miejsce. Dick Hammond
wiedział naturalnie także o tym, ale tylko on.
— Jakie to wstrętne! — Anthea zerwała się z miejsca. — Nikt nie pomyślał o mojej sytuacji. Miałam
składać przysięgę komu innemu!
— John miał jak najlepsze intencje. Zawsze brał mnie w obronę, on jest nadzwyczajny. To ja jestem
powodem wszystkiego złego.
— Tak, ale twój brat zdecydował się uczynić tę okropną rzecz nie zasięgając nawet twojej rady.
— Hargreaves i doktor sądzili, że wieczorem będę mógł być w hotelu, chodziło tylko o ceremonię.
— Choćby nawet. Czy nikt nie pomyślał, że twój brat i ja będziemy sami przez te wszystkie godziny w
aucie i że przysięga wypowiedziana jednej osobie nie może być przeniesiona na drugą?
Anthea usiadła na sofie przytłoczona całą smutną sytuacją. Ale pomimo swego gniewu i oburzenia
wiedziała, że kocha Johna i przebaczy mu. Lecz żadne przebaczenie nie rozwiąże zawikłania! Okro-
pny skandal będzie musiał wyjść na jaw, jeżeli już nic gorszego się nie stanie.
Książę spacerował teraz tam i z powrotem po pokoju. Z każdą chwilą, gdy umysł jego rozjaśniał się,
różne obrazy stawały mu przed oczyma i bólem przeszywały serce. Wreszcie zapytał:
— Co miałaś na myśli, gdy przed chwilą powiedziałaś, że kochasz Johna. Przedtem nie znałaś go,
prawda?
— Nie, to jest dziwne. Wszystko to, czego brakowało tobie, zobaczyłam nagle w nim, gdy stanęłam u
jego boku przed ołtarzem; jakaś niepokonana siła zdawała się pociągać mnie ku niemu. Nie mogłam
tego zrozumieć, uważałam, że musiałam być chyba przedtem ślepa, skoro cię nie kochałam. Bo
kiedyśmy sobie wzajemnie ślubowali, zrozumiałam, że nareszcie jestem zakochana.

background image

— A John — głos Courtenaya był nieco szorstki — także powiedział, że cię kocha.
— Coś wzajemnie pociągało nas ku sobie. Ach! On starał się być zimny i dobry zarazem. Widzę to
dopiero teraz.
— Czynił ci wyznania, pieścił cię? — Courtenay zaczynał być niespokojny.
— Nie, to ja kokietowałam jego. On trzymał się ode mnie z dala, ale wiedziałam, że mnie kocha,
dowiedziałam się już o tym w kaplicy!
— On jest w rzeczywistości twoim mężem, Antheo. Dick Hammond stwierdził to po niewczasie. Co
więc teraz zrobimy?
— Ach nie wiem, nie wiem! Cokolwiek się stanie, nie przestanę kochać Johna. Wydało mi się, że
znam go dobrze dlatego, że znałam ciebie, a gdy ta cudowna rzecz, która budzi miłość, zaczęła emano-
wać z niego, wydało mi się to naturalne. Kochałabym ciebie, gdybyś był nim.
Courtenay usiadł obok niej i ukrył twarz w dłoniach.
— Nie podejrzewałaś wcale, że to nie jestem ja? — Zapytał po chwili.

— Jakże mogłam podejrzewać? Zewnętrznie jesteście tak do siebie podobni - tylko wasze dusze są
inne. Z czasem naturalnie byłabym się o tym przekonała.
Raptem uderzyła ją pewna myśl i rzekła gwałtownie:
— Co by było, gdybyś przybył zeszłej nocy, tak jak było postanowione? W pierwszej chwili nie
spostrzegłabym różnicy, ale potem sądzę, zadręczałabym się domysłami, czemu stałeś się znowu tym,
który na mnie wcale nie działa. I zostałbyś przy mnie i dziś byłabym poślubiona jednemu z was, ze
złamaną przysięgą wobec drugiego! Jak można być tak okrutnym i lekkomyślnym jak wy byliście?

3

— Nie wiem, teraz, wygląda to wszystko strasznie.
— A Dick Hammond także — jakim prawem pomagał w zniszczeniu mego życia?
— Nie mogę cię prosić, abyś mi przebaczyła, mnie, który jestem prawdziwym winowajcą, ale Antheo,
musisz przebaczyć Johnowi Jeżeli on pokochał ciebie tak nagle i ty kochasz jego — musisz mu
przebaczyć.

background image

— Ta sprawa należy do nas. Więcej nie zostaje już nic do powiedzenia. Najlepiej będzie, gdy
pojedziemy na St. James Square i tak, jak on nas prosił, będziemy tam na niego czekali.
Potem uderzyła ją jeszcze jedna myśl.
— Jeszcze jedno pytanie. Czy ta kobieta, która cię zatruła, wie coś o tym zawikłaniu?
— Nie. Przybyła wczoraj do hotelu, bo przypuszczała, że John jest mną; on zaś utwierdził ją w tym
mniemaniu i nastraszył policją, jeżeli go nie przestanie napastować.
— Czy nie ma niebezpieczeństwa z jej strony?
Courtenay uspokoił ją, ale niemiła myśl przyszła mu do głowy. Natasza nie jest nigdy pewna.
Przypuśćmy, że obudziłoby się w niej podejrzenie i powiedziałaby, że zatruła Courtenaya, a nie Johna,
chociaż służba wierzyła, że „lord John" zachorował i nie mógł być na ślubie księcia.
Gdyby ta kwestia wyszła na jaw, stałoby się to silnym ogniwem w łańcuchu dowodów.
Bezpieczeństwo ich leży tylko w pewności, że żadne podejrzenie nie zostanie nigdy obudzone.
Najlepiej jednak będzie teraz uczynić to, co Anthea powiedziała. Udać się na St. James Square i
czekać przybycia Johna. Potem muszą naradzić się wspólnie nad tym, co trzeba będzie w dalszym
ciągu uczynić.
* * *
W biurze Agencji Turystycznej Hugon i Natasza pospiesznie palili papiery.
Przed dziesięciu minutami ostrzeżono ich, że są pod nadzorem policji, która mogła wkroczyć w każdej
chwili. Hunya więc kazał im zniszczyć wszystkie papiery, a sam udał się do drugiego pokoju, gdzie
znajdował się sejf i pracowali eksperci.
Natasza była zamyślona. Zostali więc zdradzeni. Książę naturalnie dowiedział się o zniknięciu
papierów i powiadomił o tym policję. Ale jej przecież nie wydałby nigdy władzom. Co teraz czynić,
jak wydostać się z Anglii?

background image

Gdy Hugon rzucał jeden za drugim zwój papierów w ogień, zawołał:
— Dużo już zrobiliśmy, szef naturalnie sam spali dokument, który przywiozłaś, ale ty pamiętasz
liczby, prawda?
Natasza trzęsła się ze strachu.
— Naturalnie. Ale nas wtrącą wszystkich do więzienia, Hugonie.
— Ukochana, nie bój się. Będę z tobą i może jeszcze uciekniemy. — Otoczył jej kibić ramieniem.
Tchórzostwo nie było wadą Hugona.
Nagle przebiegły wyraz pojawił się w oczach Nataszy. Może się jej uda ocalić? Schowa się w
bibliotece księcia. Klucz od jej drzwi ma u siebie. Ani chwili jednak nie powinna zwlekać. Wymknie
się przez tajemnicze przejście do zawalonego rupieciami pokoju, skąd można wyjść na schody i
tylnym wyjściem wydostać się na małą, boczną uliczkę pozornie nie mającą nic wspólnego z
osaczonym przez policję domem.
— Sama mogę się ocalić, Hugonie — rzekła. — Ale ciebie, drogi nie. — Ponieważ cierpiała sama,
sprawiało jej przyjemność, że może dotknąć Hugona, swego Hugona, który jej umilił tyle godzin w
życiu. Młodzieniec puścił ją. Miał wrażenie, że uleciało z niego życie. Chciała zostawić go samego,
będąc zabezpieczona. Wcale go więc nie kochała. Nareszcie się o tym przekonał.
Zrozpaczony wyciągnął ramiona, podczas gdy ona chwyciła kapelusz i płaszcz i szybko skierowała
się w stronę dużej mapy, wiszącej na ścianie a przedstawiającej Alpy i Szwajcarię.
Dotknęła ukrytej sprężyny i w tej chwili ściana się otworzyła. Natasza znikła w ciemności, a potem
mapa zawisła znowu na tym samym miejscu.
— Jak możesz mnie zostawiać? — zawołał Hugon, gdy odchodziła, po czym zdrętwiał z bólu. Teraz
policja może mnie wziąć — pomyślał — i także mego znienawidzonego szefa, nie będę już palił
papierów. Życie moje skończone.
Stał zupełnie spokojnie z założonymi rękami, gdy wszedł Hunya, który trzymał w ręku papier z
formułą. Był szalenie zły.

background image

— Spartaczyliście całą robotę, ten biały wilk zdradził nas, mówiłem, że taki będzie koniec. Prędko
teraz, głupcze!
Hugon pozostał niewzruszony.
A tymczasem za drzwiami rozległ się szmer głosów. Policja zbliżała się i widocznie uwięziła już
trzech ekspertów, którzy próbowali się bronić.
Twarz Hunyi miała złowrogi wyraz.
— Możesz więc zostać i powitać swoich angielskich przyjaciół, ja zmykam. Wyjął z kieszeni
dokument i zwinąwszy go w kulkę rzucił w ogień, a sam pospieszył do tajemniczych drzwi, ukrytych
w ścianie, za którymi zniknął w mgnieniu oka.
Ręka Hunyi nie była już może pewna, bo źle wycelował i gałka z papieru zatrzymała się na kracie
przed kominkiem.
Wtem otworzyły się drzwi i wkroczyła policja z Dickiem Hammondem i Johnem na czele.
Hugona aresztowano. Wcale się nie bronił. A gdy John szukał drugiego wyjścia, Dick znalazł na
kracie kominka skradziony papier. Hunya zaś z pośpiechu nie zatrzasnął tajemniczych drzwi i John,
pchnąwszy je, znikł za ścianą, zanim Dick spostrzegł jego nieobecność.
John znalazł się w pokoju założonym rupieciami. Promień światła, który przedostawał się przez
spuszczone story, pozwolił mu rozróżnić jakąś męską postać, wyłaniającą się spoza sejfu.
John schwycił mężczyznę, gdy ten starał się dotrzeć do drzwi i obydwaj stoczyli ze sobą śmiertelną
walkę. Tymczasem Anthea i książę przybyli na St. James Square i Cour-tenay zaprowadził ją do
biblioteki. Anthea ciągle jeszcze była zagniewana. Courtenay usiadł w fotelu i oboje milczeli.
Anthea rozmyślała w dalszym ciągu.
Jakże John mógł postąpić inaczej? Gdyby kochała Courtenaya, nic złego by się nie stało. Courtenay
przybyłby dziś rano i odjechałaby z nim i nigdy o nic się nie pytała. Jedynie John byłby tym
pokrzywdzonym, który się w niej zakochał. Lecz tragedia w tym wszystkim właśnie, że ona nigdy nie
kochała Courtenaya, a w Johnie

background image

było to „coś", czego nie posiadał jego brat. Teraz wiedziała, że kocha Johna całym sercem. Wydawało
się jej, że zawsze go kochała, we wszystkich swoich marzeniach i że prawdziwy Courtenay był tylko
złudzeniem.
Wstrząsnęła się raptem, po czym stanęła zupełnie spokojnie. Ogarnęło ją uczucie strachu. Może
dlatego, że w tej chwili życie Johna wisiało na włosku.
— Czy mogę pójść do pokoi, które są dla mnie przygotowane? — Zapytała wreszcie po dłuższym
milczeniu. — Nie pozostaje już nic do powiedzenia i chcę być sama.
Courtenay wstał.
— Antheo, strasznie mi jest przykro. Nie mogę cię nawet prosić o przebaczenie.
— Moje przebaczenie, niestety, nie może rozwiązać tego okropnego węzła. — Głos jej był tak smutny
i beznadziejny, że książę wzdrygnął się pod napływem bólu.
— Proszę cię, wierz mi Antheo, że cokolwiek będę mógł uczynić, aby naprawić zło, uczynię bez
względu na to, jak będzie to ciężkie. Ty nie poniesiesz ofiary.
Szli teraz ku drzwiom.
— Dziękuję ci, ale nie możesz teraz niczego zmienić. Zejdę na dół na lunch wtedy, gdy przyjdzie twój
brat — rzekła cicho.
Książę ukłonił się i wyprowadził ją na schody, wiodące do apartamentu przygotowanego dla młodej
małżonki. Natasza po swej ucieczce z biura dotarła bez przeszkód do domu księcia i weszła ostrożnie
prywatnym, bocznym wejściem. Nikogo na szczęście nie było w pokoju. Odetchnęła więc z ulgą. Nie
spodziewała się zastać kochanka, który z pewnością pojechał ze swoją żoną do Paryża, ale miała
zamiar zatrzymać się tutaj przynajmniej do wieczora, a potem uciec, nie pozostawiając za sobą
żadnych śladów. Natasza zauważyła za parawanem zaciszne miejsce, lecz nie mogła się oprzeć
pokusie, aby przedtem nie spojrzeć na biurko. Mogą na nim leżeć papiery, które przydałyby się jej w
przyszłości.
Lęk jej został trochę uśpiony. Lokaj widział ją już nieraz i służba też znała ją doskonale.

background image

Na biurku jednak nic zajmującego nie leżało. Parę chwil spędziła niczym nie niepokojona, aż wreszcie
usłyszała jakieś głosy za drzwiami i ukryła się za parawanem.
Nadchodził Courtenay, który odprowadziwszy Antheę, wracał do siebie i w hallu spotkał
Hargreavesa. Zamienił z lokajem parę słów i pełen przygnębienia wszedł do biblioteki.
Zniszczył więc życie tej młodej dziewczyny i swego brata. Anthea nigdy nie zgodzi się z nim
pozostać. On nawet nie chciałby od niej tej ofiary, chociaż nigdy przedtem tak go nie pociągała jak
teraz, kiedy wiedział, że nie może jej zdobyć. Podszedł powoli do biurka, a wtedy Natasza wyszła z
ukrycia. Cofnął się przed nią zdziwiony.
— Ty! Sądzę, że tym razem to oznacza morderstwo. Natasza podbiegła do niego i chwyciła go za
ramię. Co za szczęśliwy traf, że wrócił na St. James Square! — Pomyślała. — Ale dlaczego? Gdzie
jego żona? Mniejsza zresztą o to. On jest tutaj i ona, Natasza, może usidlić go znowu.
— Nie, nie Courtenayu. Kocham cię. Przyszłam, bo nie mam gdzie się podziać. Zamkną mnie! To ty
dałeś o mnie wczoraj znać policji? Zajęli naszą kwaterę, wszystkie papiery spalone.
Ta połowa w Courtenayu, którą Dick Hammond nazwał „książęcą", broniła się. Odepchnął ją z
godnością. — Jesteś zdrajczynią, nie mogę nic więcej uczynić dla ciebie. Zatrułaś mnie, aby wykraść
dokument z sejfu. — O mój drogi, mój jedyny, musiałam to uczynić. Hunya mi kazał, byłby mnie
zabił. Ach Courtenayu, ratuj mnie, ratuj! Nie pozwól im wtrącić mnie do więzienia! Kocham cię!
Kocham! Byłam zazdrosna! — Upadła przed nim na kolana, chwytając jego dłoń.
_ Masz dziwny sposób okazywania miłości. Zniszczyłaś mi
życie.
Stał ciągle nieprzejednany. Natasza zaś łkała boleśnie.
— Wywieź mnie z kraju — ty możesz. Ratuj mnie, Courtenayu! Spazmy jej wzruszyły go nareszcie.
Wyglądała tak patetycznie na
klęczkach u jego stóp i może to prawda, że została zmuszona do lej kradzieży wskutek obawy przed
śmiercią. Spojrzał na nią i dotknął ręką jej włosów.

background image

— Tak cię kochałem, a ty tak okrutnie mnie zdradziłaś! Starała się go ułagodzić i na nowo omamić.
— Wczoraj, gdy byłeś w restauracji ze swoją żoną, serce mi pękało. Musiałam cię jeszcze raz
zobaczyć, Courtenayu! Byliśmy tak szczęśliwi. Ocal mnie, ach, ocal mnie. Więzienie jest tak okropne,
a ja jestem zupełnie opuszczona. Hunya i Hugon porzucili mnie.
Popatrzył na jej strapioną twarz, która zawsze go pociągała. Nie, nie może oddać jej policji. Musi ją
jakimś sposobem wywieźć z Anglii.
— Słuchaj — rzekł poważnie — musisz się przebrać i spotkać się ze mną za godzinę na lotnisku.
Postaram się o rządowy aeroplan i wywiozę cię nim.
Natasza podniosła się radośnie z klęczek i rzuciła mu się w ramiona. Wygrała. Kochał ją. Odbije go tej
wstrętnej żonie. Razem polecą do Paryża, nie puści go już nigdy od siebie!
Courtenay pochylił się, aby pocałować ją namiętnie, urok jej podziałał na niego ponownie, ale wyraz
jej drwiącej, triumfującej twarzy uderzył go w niemiły sposób.
— Nataszo — zapytał — czy to prawda, że klucz do formuły który ukradłaś, jest spalony?
— Naturalnie — odrzekła z niewinną miną, ale nie mogła ukryć w swym wzroku przebiegłości.
Okropna ewentualność stanęła przed oczyma Courtenay a.
— Możliwe, że prawdą jest, iż dokumentu już nie ma, ale ty, ty
znasz liczby — rzekł ostro. Znam twą nadzwyczajną pamięć.
Roześmiała się rozkosznie. To będzie jej broń przeciwko niemu, pomyślała.
— Jeżeli tak, mój drogi, to mogę je znowu zapomnieć, gdy tylko zechcę. Wiem, że kochasz tylko
mnie. Zrobiłbyś wszystko, co bym zechciała. Kochasz mnie na to dostatecznie! — Zaśmiała się trium-
fująco, głaszcząc jego policzki.
Pocałował ją brutalnie, po czym odepchnął od siebie.
— Tak, kocham cię wystarczająco na to! Idź teraz na lotnisko. Natasza przestraszyła się. Co on
zamierza? Nigdy go takim nie
widziała.

background image

— Mój drogi! Co chcesz zrobić? Boję się ciebie, Courtenayu!
— Czy naprawdę? — Głos jego był dziwny. — Idź, natychmiast! Spotkamy się za godzinę.
Posłała mu ręką pocałunek i cicho wyszła bocznymi drzwiami na korytarz. Lęk ją opuścił. Mniejsza o
to, co on czuje — ocali ją! Na całej linii wygrała!
* * *
Anthea siedziała przy kominku w saloniku, oddanym do jej dyspozycji. Był brzydki, czerwcowy
dzień. Starała się jasno myśleć.
Trzeba stawić czoło okropnej sytuacji. Wydawało się, że w żaden sposób Courtenay i John nie będą
mogli uniknąć hańby. Przyznać się, że poślubiła Johna i chce przy nim pozostać, naraziłoby go na
zarzut oszustwa, bo podpisał się za brata. A jeżeli nie oszustwa — nie znała ustaw — zostałby z
pewnością obwiniony o fałszywe pozory, nawet gdyby opowiedział całą prawdę, że swoim czynem
chciał ocalić honor brata.
To byłoby okropne dla całej rodziny, dla tej rodziny, którą od dzieciństwa uczono ją szanować.
Jedynie Hargreaves i Dick Hammond wiedzieli o wszystkim, a na ich dyskrecję można liczyć.
Ale do czego prowadzą ją te wszystkie myśli? Do tego chyba, że będzie żoną Courtenaya, a nie Johna.
Czy pomimo wszystko takie jest rozwiązanie? Czy to jest jej obowiązkiem? Uniknąć za wszelką cenę
skandalu? John za krótko ją zna, aby była dla niego kwestią życia i śmierci — przeboleje to, nie będzie
tak cierpiał jak ona. Jej cierpienie będzie okropne, bo odkąd ciało Courtenaya nagle przyjęło duszę
Johna, poczuła, że zawsze kochała Johna i przerażała ją teraz sama myśl, że prawdziwy Courtenay
byłby jej mężem i kochankiem.
Co ma więc uczynić? Pozostaje właściwie jedno wyjście. Chcąc uniknąć skandalu, musi pozostać przy
Courtenayu i kłamać, że jego poślubiła. Kłamstwo jednak było dla niej czymś wstrętnym.

background image

Drugim możliwym rozwiązaniem byłoby pozbawienie się życia. Wtedy John i Courtenay byliby
wolni.
Tak, ale samobójstwo jest grzechem i nie wolno go nigdy popełnić.
Wahała się. Co ma więc zrobić?
Nareszcie doszła do wniosku, że ze względu na wszystkich powinna poświęcić własne szczęście i
powiedzieć Johnowi, gdy niebawem wróci, że musi znowu odjechać, a ona pozostanie z
Cour-tenayem. Nie może zhańbić rodowego nazwiska, które i do niej należy.
Jej namiętny wybuch przed braćmi o postanowieniu pozostania przy Johnie musi zostać zapomniany.
Życie zawsze jest trudne i jeżeli nie jedno, to drugie czyni człowieka nieszczęśliwym; zawsze jakiś
robak go gryzie.
Gdyby nawet nie było tych wszystkich komplikacji i gdyby poślubiła Courtenaya, mogła się przecież
zakochać w Johnie, gdyby się potem spotkali. To zaś stworzyłoby takie same wyrzeczenie, jakie teraz
postanawia zrobić.
Biedna dziewczyna uważała, że obowiązek jej jest jasny i musi się pożegnać na zawsze z miłością i
szczęściem. Powinna pójść drogą obowiązku, starając się pomagać ludzkości. Potem upadła na kolana
i modliła się o siłę.
John w międzyczasie o mały włos nie został zamordowany przez Hunyę. Walka między nimi dwoma
stała się dzika. John był dobrym zapaśnikiem i był silniejszy od przeciwnika, ale Hunya był
zwinniejszy. Wymknął się nagle Johnowi i wydobył z kieszeni krótki, ostry nóż. W ciemności John
tego nie spostrzegł i rzucił się na szpiega. Miał szczęście, że w tej chwili, kiedy tamten podnosił nóż,
aby wbić mu w serce, Dick Hammond i policjanci wpadli przez tajemnicze drzwi i Dick chwycił za
podniesioną rękę, a policjanci uwięzili Hunyę.
Dramatyczny pościg niebawem się jednak skończył i John wolny mógł powrócić na St. James Square.
Dzięki Bogu klucz od formuły został znaleziony, ominęło go więc wiele przykrości, które go czekały.
Ale musi teraz zadecydować

background image

o innej rzeczy. Jakże będzie mógł otwarcie upomnieć się o swą żonę? Co można będzie zrobić, aby
uniknąć skandalu?
O ile prawdą jest, że Anthea go kocha, zdecydowany był me zrezygnować z niej.
W każdym razie, jeżeli prawnie ten, kto wypowiada przysięgę, jest mężem, najpierw będzie musiało
nastąpić unieważnienie jego małżeństwa, a dopiero potem — o ile zechce — Anthea będzie mogła
poślubić Courtenaya. Inaczej byłaby tylko metresą Courtenaya. Kto by jednak o tym wiedział? Tylko
on, Dick i Hargreaves. Gdyby zaś cała sprawa wzięła taki obrót, jak wraz z Dickiem przypuszczali, nie
znając ustawy małżeńskiej i tak żadne z nich nie zdradziłoby tajemnicy. Cóż więc za różnica teraz?
Ale z drugiej strony, co jest silniejsze u niego — poszanowanie prawa czy obawa przed zhańbieniem
rodowego, starego nazwiska?
Po stronie prawa była jego wzrastająca miłość dla Anthei. Ale żadne z jego osobistych uczuć nie
powinno wpłynąć na niego, gdy dojdzie do decyzji i wiedzieć będzie, co powinien uczynić.
Czy jest jednak jakaś możliwość uniknięcia skandalu, gdyby przypuśćmy, zdecydował się, że nie
złamie prawa? Czy rodzina Day-re'ów ma w dzisiejszych czasach dostateczną moc, aby mógł otrzy-
mać unieważnienie jego własnego małżeństwa i żeby ślub Courtenaya i Anthei mógł odbyć się po
cichu? Bo jeżeli nie, to jego poświęcenie dla Anthei będzie próżne.
Skoro w każdym wypadku ma być skandal, to najlepiej będzie wyznać prawdę, ponieść wszelkie
prawne konsekwencje z tym związane i potem upomnieć się o dziewczynę, którą wiedział, że całym
sercem pokochał. Jeżeli Anthea naprawdę kocha go i byłaby rzeczywiście nieszczęśliwa bez niego, to
powinien tak postąpić. Ale Courtenay, brat, którego kocha — jaka byłaby jego rola w tym wszystkim?
Przyznał się, że nie dba o Antheę i że jego małżeństwo było tylko czystym konwenansem. Musiałby
więc znieść skandal, bez głębszych przeżyć i dramatów duszy.
Wreszcie John uznał, że najlepiej będzie dla nich, gdy odbędą wspólną konferencję zaraz, gdy tylko
wróci do domu. Była już teraz prawie pierwsza godzina. Sporo czasu pochłonęło wyświetlenie sprawy
w Agencji Turystycznej.

background image

Gdy Natasza odeszła, książę stał przez chwilę spokojnie, patrząc w zamyśleniu przed siebie. Ona zna
liczby klucza, w każdej chwili więc będzie mogła nauczyć formuły swoich towarzyszy w Europie.
Tak długo, jak żyje, nie byłoby bezpieczeństwa...
Jedna więc pozostaje tylko droga do rozwiązania wszystkich trudności. Courtenay wyprostowawszy
się postanowił...
Potem wezwał do telefonu Hendona, młodego lotnika, przyjaciela Johna.
— Hallo! Kto mówi? O, John Dayre? Ożeniłeś już swego brata? Courtenay, używając wyrażeń Johna,
oznajmił, jak mógł naj-
weselej, że chciałby polecieć.
— Pewnie chcesz spróbować tej nowej maszyny, którą widziałeś po drodze, jadąc na ślub.
Courtenay odetchnął z ulgą na tę propozycję.
— Naturalnie, o to mi chodziło.
— Za godzinę więc masz aeroplan do dyspozycji.
W porze lunchu Anthea zeszła do biblioteki. Zdecydowała się poświęcić miłość i postąpić tak, jak
nakazywał jej obowiązek. Teraz będzie naturalna, aby służba niczego się nie domyśliła.
Pokój był pusty. Usiadła na fotelu, a Bevis podszedł do niej i oparł swój łeb na jej kolanach.
Wtem drzwi się otworzyły i wszedł — który z nich?
Chwilę zawahała się. Dziś rano obydwaj bracia włożyli granatowe ubrania.
Wstała szybko.
— Jesteś Johnem a nie Courtenayem?
John uścisnął jej dłoń i poprowadził ją do sofy. Patrzyła na niego bacznie. Bardzo był blady i znużony.
— Ach, tęskniłam do ciebie i wyczekiwałam twego przybycia. Courtenay opowiedział mi wszystko.
John patrzył jej prosto w oczy.
— Sytuacja nasza jest okropna, ale muszę wiedzieć jedną rzecz. Czy

background image

ty naprawdę mnie kochasz, tak jak to powiedziałaś dziś rano, wtedy, kiedy przekonałaś się, że to nie
Courtenay ciebie poślubił, czy też powiedziane to było tylko w podnieceniu? Zamiast odpowiedzi,
postawiła mu pytanie:
— A ty, gdy mówiłeś że mnie kochasz, czy rzeczywiście tak myślałeś? Muszę to także wiedzieć.
— Kocham cię. Może mi nie uwierzysz, bo to wszystko takie nagłe, ale z chwilą, gdy stanęłaś przy
mnie w kaplicy, wiedziałem, że jesteś tą, której zawsze szukałem. Z każdą godziną zaś kochałem cię
więcej. Ach! Antheo, jesteś moja. Teraz ty mi odpowiedz.
Wydobyła z jego dłoni ręce i na jej twarzy odbił się głęboki smutek.
— Moje uczucia są bez znaczenia. Pozostaje tylko jedna rzecz — nie możemy dopuścić do tego, aby
Księstwo Arden zostało zhańbione, z tego powodu zostanę przy Courtenayu; wszystko więc będzie
tak, jak chciałeś, gdy zdecydowałeś się zająć jego miejsce.
— Ach! Nie, nie Antheo, nie, jeżeli mnie kochasz, a ja wierzę, że tak, powiedz mi, kochanie, prawdę,
która wszystko zmienia! Wiedziała, że nie potrafi skłamać.
— Tak, kocham cię. — Łzy błyszczały w jej oczach. — Ale czy nie widzisz, że nie możemy myśleć o
sobie? Pokochałabym cię w każdej sytuacji, gdybym tylko spostrzegła, że posiadasz w sobie wszystko
to, czego brakuje Courtenayowi, a to byłoby okropne, skoro byłbyś bratem mego męża. Łatwiej więc
rozstać się teraz. — Nie. Należysz do mnie, jestem twoim mężem według prawa. Musimy narazić się
na skandal i wyjechać potem z Anglii na pewien czas. Courtenay ma za sobą łagodzące okoliczności,
bo był nieprzytomny i o niczym nie wiedział. Wezmę na siebie całą winę.
— Nie zniosłabym tego, abyś ty był zniesławiony, Johnie. Kocham cię za bardzo, musi być tak, jak
powiedziałam. — Tak nie może być! Czy nie rozumiesz, że nie możemy złamać prawa? Legalnie
jesteś moją żoną i nie możesz żyć z moim bratem,
Anthea zakryła twarz dłońmi. Może doprawdy powinna nie pozbawić sama życia i nie dopuścić, aby
ta okropna sytuacja zniszczyla życie wszystkim trojgu.
Wówczas będzie tylko wiadomość „o smutnej śmierci mlodej

background image

księżnej Arden", a nie o hańbie całej rodziny. Ale John przyciągnął ją do siebie i uwięził w swych
silnych ramionach.
— Droga Antheo, czy sądzisz, że Courtenay przyjąłby twą ofiarę? On jest najlepszym w świecie
człowiekiem i wie, że mnie kochasz. Zostaw tylko wszystko mnie i jemu. Prosiłem cię, abyś zaufała
swemu mężowi i musisz to uczynić. Kochamy się — i cokolwiek będzie, zniesiemy to razem.
Gdy Courtenay odłożył słuchawkę, uśmiechnął się ponuro. Role się zmieniły; tym razem on
wyciągnie Johna z matni, a nie jak było zwykle, że brat ratował jego. Drogi John! Zawsze wierny i
szlachetny. Świetnie będzie reprezentował ród.
Courtenay przypomniał sobie o listach, które musi zniszczyć. Są to listy miłosne do kobiet. Podszedł
do biurka i wyciągnął szufladę.
Co za głupota chować listy!
No, ale nawet gdyby o nich zapomniał, John spaliłby je na pewno. Życie miał w każdym razie bardzo
miłe i los sprzyjał mu do tej pory — dumał książę i listy jeden za drugim rzucał w ogień i patrzył, jak
spalały się na popiół. Podchodząc ciągle do wspaniałego, marmurowego kominka, swój wzrok
zatrzymał na fotografii Johna stojącej obok na stoliku; wziął ją do ręki i stając przed lustrem, porównał
ze sobą.
Tak, nie mogło być dwóch twarzy bardziej podobnych. Co więc stanowiło tę subtelną różnicę, którą
od razu odczuła Anthea? — To wasze dusze są inne — powiedziała. Dusze — czym są dusze?
Niebawem dowie się...
Wszystko już prawie zostało załatwione i Courtenay na chwilę usiadł przy biurku. Bevis zbliżył się do
księcia i podniósł swą dużą łapę, a pan pogłaskał łeb wiernego psa.
Potem książę ogarnął wzrokiem cały pokój, jak gdyby chciał się pożegnać z każdym przedmiotem. Aż
nareszcie jego oczy zatrzymały się na portrecie i mieczu tego wielkiego rycerza lorda Johna, który ze
swoimi żołnierzami w krytycznej chwili, sto lat temu ocalił Flandrię.
Tak, a on uratuje sytuację teraz. Lord John Dayre, lotnik prze-

background image

stanie istnieć, a książę Arden będzie panował chwalebnie ze swoją małżonką w Dayre Arden, kochany
i szanowany przez wszystkich.
W myślach jego o bracie nie było żadnej goryczy — tę jedną istotę kochał prawdziwie. John będzie
bardziej odpowiedni na tym wysokim stanowisku niźli on. Ale powinien coś do niego napisać i
wytłumaczyć.
Bevis ciągle jeszcze swoją łapą domagał się uwagi ze strony swego pana.
Na chwilę spokój księcia załamał się i niebieskie jego oczy zaszły łzami, gdy pochylił się i szepnął do
psa: — Nie będziesz mnie sądził prawda, przyjacielu?
Bevis w odpowiedzi wydał dziwnie rzewny skowyt, a Courtenay opanował się już zupełnie i uzbroił w
jeszcze większy spokój. Wziął pióro do ręki, aby napisać do Johna, po czym nacisnął dzwonek
wzywający Hargreavesa.
Ale kiedy chciał pisać list, wzrok jego padł na książkę, leżącą obok. Oryginalne — pomyślał. Natasza
widocznie musiała ją wyciągnąć z półki w czasie swojej ostatniej bytności. Jej tytuł brzmiał: Za cenę
życia. Ta książka wytłumaczy lepiej wszystko aniżeli list.
Książę szybko skreślił parę słów:
Ja zapłacę życiem. Niech Bóg cię błogosławi, mój drogi. Wsunął papier do książki, którą włożył do
koperty i zalepiał ją właśnie, gdy wszedł Hargreaves.
— Książę pan dzwonił?
— Tak. Przygotuj mi mundur służbowy lorda Johna. Będzie pewnie w jego pokoju.
Co to znaczy? Co jego pan zamierza teraz uczynić?
— Ach! Książę panie, co to znaczy? Książę przybrał poważny wyraz twarzy.
— Mniejsza o to. Daj ten pakiet lordowi Johnowi, gdy wróci i nie mów nic poza tym.
Cała duma Dayre'ów odmalowała się na twarzy Courtenaya. Hargreaves nie śmiał się sprzeciwiać,
bardzo smutno więc odpowiedział:
— Dobrze, książę panie — i wolnym krokiem wyszedł z pokoju.

background image

Courtenay spojrzał na fotografię Anthei. Co byłoby, gdyby jego charakter podobny był do Johna?
Kastor i Polluks! Przypomniał sobie o ich przezwisku, gdy obaj służyli w Gwardii w 1918 r., zanim
John przeniósł się do lotnictwa.
No, nie ma pod tym względem wątpliwości, który z nich był bogiem, a który zwyczajnym
śmiertelnikiem.
Courtenay nie był sentymentalny. Uczyni po prostu to, co uważał, że gentleman, w poważnej
naprawdę sytuacji powinien był uczynić — i nie warto o tym więcej myśleć. Płaci po prostu cenę za
swą lekkomyślność.
Hargreaves wszedł do biblioteki z sypialni księcia. Twarz miał bladą, a usta mu drżały. Niósł w ręku
pakiet, który wręczył Johnowi.
— Książę pan kazał mi to oddać jego lordowskiej mości. — Hargreaves zakaszlał i nie mogąc ukryć
swego niepokoju, rzekł: O, lordzie Johnie! Książę pan wyszedł przed dwoma godzinami w pańskim
mundurze lotniczym...
John zdumiony i zaniepokojony pospiesznie otworzył kopertę i zobaczył zieloną książkę: „Za cenę
życia".
Wówczas wypadł z niej arkusik papieru, który Anthea podniosła i oboje przeczytali słowa
Courtenaya. John pewny już był tragedii. Jego drogi Courtenay, co on uczynił?
— O Boże! — Zawołał zbolały. — Jakże mogę mu już teraz dopomóc?
Wysoko wśród chmur siedzieli oboje w aeroplanie. Twarz księcia była surowa i poważna, Nataszy
wesoła i zadowolona.
— Ach, drogi, z chwilą, gdy opuściliśmy to nieznośne wybrzeże, będziemy szczęśliwi — krzyknęła
mu do ucha. — Wiecznie szczęśliwi — odpowiedział równie głośno książę i popatrzył bokiem na
leżącą w dole wieś. Potem chwycił rewolwer i kolbą rozstrzaskał zbiornik z oliwą. Gorący tłuszcz
ciekł jak krew z przerwanej arterii. Wiedział teraz, że maszyna rozgrzeje się dostatecznie i zapali tak,
że żaden ślad po niej nie zostanie.

background image

Natasza przerażona krzyknęła, bo Courtenay chwycił ją w ramiona, pocałował i szepnął słowa,
których nie dosłyszała:
— Nie mogę ci zaufać, mogę tylko kochać. Oboje więc musimy zapłacić za naszą miłość.
Potem rozległ się huk.
Aeroplan zawirował w miejscu i cały w płomieniach spadł gwałtownie w dół.
Przed ołtarzem w kaplicy zamkowej, gdzie niedawno ślubowali sobie wzajemnie, klęczeli John i
Anthea. Wspomnienie ofiarnych płomieni zdawało się przeistaczać w złoty krzyż, błyszczący ponad
ich głowami — symbol poświęcenia dla zbawienia ludzkości.
Oboje więc modlili się gorąco, aby potrafili pojąć swe posłannictwo i spełniać wiernie obowiązki,
które na nich ciążą.
KONIEC


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Glyn Eleonora Ślepa miłość
Glyn Eleonora Ich noce
Czystość przedmałżeńska, Miłość, narzeczeństwo i małżeństwo, Czystość przedmałżeńska
Wartość małżeństwa, Miłość, narzeczestwo, małżeństwo itp
Miłość małżeńska nierozerwalna wierna
Ślubuję ci miłość, MAŁŻEŃSTWO
Postanowienia małżeńskie, Miłość i narzeczeństwo
ks. Dziewiecki - Formacja sfery cielesnej, Miłość, narzeczeństwo i małżeństwo, Miłość, narzeczeństwo
Rzym.12 w.10 BRATERSKA MIŁOŚĆ I TKLIWE I UCZUCIA, Wiersze Teokratyczne, Wiersze teokratyczne w
Seks a sakrament pokuty, Miłość, narzeczeństwo i małżeństwo, Miłość, narzeczeństwo i małżeństwo
ks. Dziewiecki - Nieszczęsne mity o ludzkiej seksualności, Miłość, narzeczeństwo i małżeństwo, Miłoś
Miłość i małżeństwo w, Motywy literackie
traktora do kliniki in vitro, Miłość, narzeczestwo, małżeństwo itp
List od Jezusa II, Miłość, narzeczeństwo i małżeństwo, Miłość, narzeczeństwo i małżeństwo
Listy do dziewcząt od starszego brata, Miłość, narzeczeństwo i małżeństwo, Miłość, narzeczeństwo i m
Jezus wzorem miłości dla mężczyzny, MAŁŻEŃSTWO
Świadectwa małżonków o realizacji miłości w małżeństwie, MAŁŻEŃSTWO
ks. Dziewiecki - Nieczystość niszczy więzi, Miłość, narzeczeństwo i małżeństwo, Czystość przedmałżeń
Pocałunki, Miłość, narzeczeństwo i małżeństwo, Miłość, narzeczeństwo i małżeństwo

więcej podobnych podstron