SEKS A SAKRAMENT POKUTY
Napisał EWA ROZKRUT
Od dawna seks przestał być zamknięty jedynie w małżeńskiej sypialni. Również dużo mówi się o sprawach związanych z intymną sferą życia człowieka, choć głównie o sposobach osiągania przyjemności podczas współżycia seksualnego, poznawaniu kobiecego cyklu płodności, naturalnych metodach planowania rodziny, albo o środkach antykoncepcyjnych, dotyka się także zagadnienia inicjacji życia seksualnego przed zawarciem sakramentalnego związku a zabronionego z punktu widzenia Kościoła Katolickiego. Niestety, istnieje spora luka w zasobie wiedzy na temat uprawiania seksu i późniejszego przystępowania do sakramentu pokuty. Choć ten problem dotyczy licznej grupy ludzi, to nadal nie został dostatecznie wyjaśniony. Źródło problemu tkwi w niedostatecznym poznaniu istoty samego sakramentu.
Dlaczego tak mało wiemy o spowiedzi? Być może, dlatego iż za często polegamy wyłącznie na tym, co usłyszymy w kościele, ponadto nie łączymy spraw „cielesnych” z wiarą. Każda sfera żyje jakby „własnym życiem”, mimo iż człowiek funkcjonuje w rzeczywistości duchowo-cielesnej.
Otrzymujemy codziennie wiele listów właśnie z tej dziedziny. Internauci proszą o wyjaśnienie spraw kłopotliwych, lub niezrozumiałych. Oto jedno z najczęściej zadawanych pytań.
Mieszkam razem z moją dziewczyną, kochamy się, współżyjemy ze sobą, jednak nie możemy otrzymać rozgrzeszenia. Dlaczego? Skoro nasi znajomi, którzy są parą, wprawdzie nie mieszkają razem ale również współżyją, to rozgrzeszenie otrzymują. Jaka jest między nami różnica, nie rozumiem?
W pytaniu zawarte zostały dwie kwestie, obie mają swoje źródło w braku zrozumienia sensu sakramentu pokuty. Zacznijmy od tego, czymże jest sakrament pojednania, na czym spowiedź polega?
Przede wszystkim; spowiedź nie jest procesem sądowym, w którym pod groźbą kary trzeba się rozliczyć ze swoich wykroczeń, po czym przyjąć zasłużony wyrok, aby mieć wyrównany rachunek z Bogiem. Takie pojmowanie sakramentu pojednania zaprowadzi nas na manowce. Świadczy również o niezrozumieniu istoty tego sakramentu. Bóg jest miłującym Ojcem, nie ostatnią instancją wymiaru sprawiedliwości. Konfesjonał jest przede wszystkim miejscem otwarcia się na miłosierdzie. To jest zasadnicza różnica; właściwie stanowi granicę między dwiema rzeczywistościami.
Przypowieść o dwóch synach: marnotrawnym i sprawiedliwym oraz o ich ojcu dokładnie ilustruje ów sakrament. Bóg nie oczekuje od nas niczego innego jak skruchy, wiary oraz przyjęcia bezinteresownego przebaczenia (zupełnie, jak syn marnotrawny w objęciach ojca). A pokuta, którą otrzymujemy podczas spowiedzi, jest wyrazem właśnie skruchy i wdzięczności za otrzymane przebaczenie.
Podczas sakramentu pojednania zostają odpuszczane grzechy. Nie jest to wcale zasługą naszej pokornej spowiedzi, lecz darem od Boga. Zaś spowiedź jest warunkiem otrzymania przebaczenia. Oczywiście, On zna jeszcze dokładniej niż sam człowiek wszystkie jego tajemnice. Natomiast wyznawanie grzechów pozwala oczyszczać duszę z podstępu.
Mimo wszystko nie jest sprawą łatwą mówienie o swoich grzechach, niedoskonałościach, zaś nieczystość zalicza się nadal do przewinień, które wielu woli przedstawiać przyciszonym głosem, lub w ogóle przemilczeć. Wyznanie grzechów wyzwala nas oraz ułatwia pojednanie z innymi. Bierzemy za nie odpowiedzialność. Czuć się rozgrzeszonym, to uznać że potrzebuje się przebaczenia, czyli uznać swoją grzeszność.
Jednakże spowiedź nie może skończyć się wyznaniem grzechów. Byłaby nieważna, gdybyśmy nie żałowali za swoje przewinienia i nie zamierzali, nie chcieli się poprawić. Żal za grzechy jest darem Bożym, poruszeniem Ducha Świętego, to ból duszy, znienawidzenie popełnionego grzechu. Żal odpuszcza grzechy powszednie.
Zaś postanowienie poprawy wzbudza decyzję o pokonywaniu swoich słabości, przełamywaniu się. Nie jesteśmy w stanie sami tego dokonać. Możemy tego pragnąć i prosić Boga o Jego miłosierdzie.
Jeśli po wyznaniu grzechów nie uzyskujemy spodziewanego rozgrzeszenia, powoduje to nie tylko zdziwienie, wręcz oburzenie. Jak wspomniałam, aby otrzymać odpuszczenie grzechów należy spełnić określone warunki. Po wyznaniu grzechów musi nastąpić szczery żal oraz chęć poprawy. Gdy spowiadający się nie deklaruje poprawy, nie żałuje tego, co zrobił- może nie dostać rozgrzeszenia.
I właśnie tu tkwi istota problemu.
Skoro nadal po spowiedzi penitent nie zamierza zmienić swojego życia, to nie można mówić o dopełnieniu warunku spowiedzi.
Nie chodzi wyłącznie o to, że nie traktuje poważnie tego sakramentu, raczej sprowadza go do obowiązku, który należy spełnić, by coś uzyskać a w tym wypadku rozgrzeszenie, które upoważnia do możliwości przyjęcia komunii.
Proponuję, by spojrzeć na sakrament, jak na miejsce spotkania z Jezusem a nie z kapłanem, pragnącym poznać intymne szczegóły naszego życia. Być może przestaniemy się tak bać i doszukiwać różnych podtekstów rozmowy z księdzem. Kapłan nie może wcześniej udzielić rozgrzeszenia, ponieważ nie ma takiej władzy, gdy po spowiedzi zamierzamy powrócić do domu, do tych samych przyzwyczajeń niezgodnych z nauczaniem Kościoła.
A co się zmienia, jeśli narzeczeni nie mieszkają ze sobą, lecz okazjonalnie dochodzi między nimi do zbliżenia? Przecież przekraczają barierę czystości, być może wcale nie zamierzają niczego zmieniać? A skoro taka relacja odpowiada penitentom, to również nie można mówić o żalu za grzechy, czy postanowieniu poprawy. Zatem nie powinni otrzymać rozgrzeszenia. Jednak Bóg zna ich pobudki i powinien również je poznać kapłan w konfesjonale. To prawda, że nie chodzi wyłącznie o mieszkanie razem, lecz o stan duszy i własne zamierzenia. Koniecznie trzeba się zastanowić, czy współżycie jest zaplanowane? Jeżeli nie jest, wówczas nie zostaje naruszona sytuacja z poprzedniego pytania.
Otrzymujemy także listy z prośbą o podanie katalogu gestów, jakie można stosować podczas intymnych spotkań z drugą osobą, dotyczą one osób niezwiązanych sakramentem, ale również małżonków. Oto przykład.
Dużo się mówi o czystości przedmałżeńskiej. Wiadomo, że Kościół nie dopuszcza współżycia przed ślubem. Czy jednak czystość ogranicza się tylko do samego seksu? Młodzi ludzie często nie wiedzą na co można sobie pozwolić. Co z francuskimi pocałunkami, dotykiem, odsłanianiem ciała? W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy” Narzeczeni są powołani do życia w czystości przez zachowanie wstrzemięźliwości.
Poddani w ten sposób próbie, odkryją wzajemny szacunek, będą uczyć się wierności i nadziei na otrzymanie siebie nawzajem od Boga. Przejawy czułości właściwe miłości małżeńskiej powinni zachować na czas małżeństwa. Powinni pomagać sobie wzajemnie we wzrastaniu w czystości.” (KKK 2350) Co zaliczyć oprócz seksu do „przejawów czułości właściwych miłości małżeńskiej”?
Trudno sporządzać listę miejsc na ciele, które mogą dotykać partnerzy, albo dozwolonych pieszczot, ponieważ to nie one są kluczowym problemem. Sedno stanowi otwarcie się człowieka na wolę Boga. Jezus pozostawił nam przykazanie miłości, zatem nie bójmy się.
Zauważyłam, że tego typu pytania wynikają z obawy przed popełnieniem grzechu, bądź karą z tego wynikającą. O grzechach związanych ze sferą seksualną mówi się, że prowadzą do piekła, krzyżuje się nimi Jezusa, itd. My - grzesznicy - zaczynamy się bać. Pod wpływem lęku powoli wypieramy z naszego serca przekonanie o przekroczeniu norm, które wcześniej wyznaczyliśmy w sumieniu i staramy się o nich zapomnieć. Sukcesywnie przyzwyczajamy się do takiego stanu, który z czasem staje się nową zasadą.
Autorka cytowanego listu, sama odpowiedziała na postawione pytania, co wolno w narzeczeństwie a czego Kościół radzi nie rozpoczynać. Wspieranie się na Jezusie, Jego sile, pozwoli przebyć tę niełatwą drogę. On podpowie co zrobić, doda sił. Natomiast, jeśli nie wytrwamy bez grzechu, to czeka by obdarować nas swoim miłosierdziem.
Kościół zezwala na akty małżeńskie i wydaje się, że małżonkom nie grożą kłopoty związane z życiem w czystości. Niestety, nie jest to prawda.
Podczas kursów przedmałżeńskich głównie poruszane są sprawy związane z płodnością, cyklem kobiety, stosowaniem środków antykoncepcyjnych. O czystości małżeńskiej niewiele się mówi, zatem nie należy się dziwić, że małżonkowie po omacku próbują odkryć najlepszą dla siebie drogę. Oto przykłady:
Oboje z żoną jesteśmy po pięćdziesiątce. Mamy kilkoro dzieci, ale jeżeli chodzi o seks to zawsze z tym było u nas nie najlepiej. Nigdy nie było to spontaniczne i radosne. Żona nawet w tańcu się do mnie nie przytulała Bała się, że naruszymy szóste przykazanie, wstydziła się później spowiadać z tego grzechu. Trudno mi sobie z tym poradzić, tęsknię za nią, za jej ciepłem, wydaje mi się nienormalne takie uciekanie przed mężem.
Od lat stosujemy prezerwatywę, dopiero podczas ostatniej spowiedzi, żona przyznała się do tego kapłanowi. Usłyszała, że nie może otrzymać rozgrzeszenia, bo ciężko grzeszy. Płakała całe dnie. Pytała mnie, dlaczego ksiądz nie dał rozgrzeszenia, przecież nikogo nie zabiła, nic nie ukradła? Od miesiąca w ogóle nie chce ze mną współżyć, nawet nie przytula się w nocy. Boi się, że skończy w piekle. A ja nie potrafię tak żyć, zaczynam myśleć o zdradzie, przyzwyczaiłem się do naszych pieszczot.
Mam pytanie związane z życiem intymnym. Jesteśmy z moim mężem już ponad 20 lat. Kochamy się i szanujemy. Miłość fizyczna w naszym związku jest dla nas ważna. Czerpiemy z niej radość i czuję jak umacnia nasz związek. Kościół zabrania stosowania prezerwatyw i środków antykoncepcyjnych. Pozostają zatem tzw. metody naturalne, aby je stosować mechanizm kobiety musi być sprawny jak zegarek. Nie zawsze tak jest. Jestem już w takim wieku, kiedy kobieta nie powinna mieć dzieci. Stosujemy zatem czasem stosunek przerywany. To traktowane jest jako grzech. Nie rozumiem tego. Co jest w tym złego? Dlaczego tak Kościół wkracza w życie intymne małżonków? W trakcie spowiedzi muszę obcemu mężczyźnie opowiadać o szczegółach swojego małżeńskiego życia. Gdzie w ogóle jest w zasadach wiary odniesienie do tego co wolno małżonkom w łóżku a czego nie wolno. Kiedy w czasie spowiedzi spytałam o tę sprawę księdza, mówił od mnie tak, jakby współżycie z mężem było pełne grzechu. Proszę o wyjaśnienie?
Bóg obdarował człowieka seksualnością, zatem traktowanie fizycznej miłości małżeńskiej, jako czegoś brudnego, nie tylko nie pozwala rozwiązać problemu, ale może wzbudzić uzasadnioną agresję. Sprawy intymne są niezwykle delikatnej natury, toteż łatwo zranić drugiego człowieka. Prostowanie niejasności powinno odbywać się w spokojnej atmosferze.
Z listów wynika brak wiedzy o warunkach otrzymania rozgrzeszenia. Gdyby żona i mąż wcześniej posiedli potrzebne informacje, to inaczej prowadziliby swoje życie intymne. Poza tym nie mając świadomości konieczności spowiadania się z grzechów natury erotycznej, nie są przygotowani do dokładnego określenia warunków grzeszności. A więc nieoczekiwane pytanie o sprawy tej materii wzbudzają złość, wstyd, zażenowanie, więc trudno dobrze określić ów grzech. Oczywiście może zdarzyć się niezręczny sposób zadania takiego pytania i burza w szklance wody - gotowa.
Cokolwiek kapłan sobie pomyśli i powie w konfesjonale, to nie może nas niszczyć i nie powinniśmy się tego obawiać. Bóg i tak zna nasze czyny, myśli, dusze, więc skoro się przed Nim nie wstydzimy grzechów, to dlaczego ewentualna opinia księdza, tak bardzo paraliżuje? Dodam jeszcze, że skoro Kościół nie zezwala na używanie prezerwatywy, czy innych sposobów antykoncepcyjnych, to ciągłe ich stosowanie działa tak, jak przyzwolenie na grzech i brak chęci poprawy; wobec tego może być kłopot z otrzymaniem rozgrzeszenia.
Natomiast, jeśli podczas spowiedzi zatajamy jakikolwiek grzech, to stawiamy siebie w niedobrej sytuacji w oczach Boga, popełniamy świętokradztwo (KKK 1456-1457). Nie ukrywajmy grzechów, ani tych, ani innych. Nie próbujmy także manipulować spowiednikiem, przez używanie różnych wyjaśnień, czy usprawiedliwień. Nie chodzi o przekonanie kapłana do swojego punktu widzenia, ponieważ to nie on leczy nasze sumienie, tylko Jezus.
Jeśli paraliżuje nas reakcja spowiednika w konfesjonale, to może być dla nas sygnał, iż w duszy nosimy zniekształcony obraz Boga. Zamiast miłosiernego Ojca, który wypatruje syna marnotrawnego i przygotowuje dla niego ucztę, widzimy kata czyhającego na skazańca. Przypisujemy swoje uczucia i reakcje na Boga. Wydaje się nam, że skoro sami nie jesteśmy w stanie wybaczyć różnorakich krzywd, zdrad, oszustw, to Bóg również postąpi w ten sam sposób.
Zatem wolimy w ogóle nie zwracać na Niego uwagi i dlatego obawiamy się bardziej oceny spowiednika, aniżeli zabiegamy o miłość Ojca.
Czas najwyższy zmienić życie. Świętość to upadanie i podnoszenie się; wpatrzenie w Boga, bezgraniczne zawierzenie Jego woli; poczucie, iż bez Jego udziału nie jesteśmy w stanie sami niczego dokonać. Prośmy o wolność, która pomoże żyć w zgodzie z Jego wolą.
Ewa Rozkrut