Mirosław Przylipiak, Amerykański protest, europejska estetyka (Chłodnym okiem Haskella
Wexlera)
1
“Chłodnym okiem”
“Pięć lat temu – pisał w 1969 roku amerykański krytyk filmowy - film ten byłby przez
normalną widownię kinową uznany za kompletnie niezrozumiały. Teraz zaś jest wyświetlany
w wielkim kinie premierowym, a właściciele kin nie mówią już o „kinie artystycznym” z
pogardą w głosie. Co więc się stało, że eksperymentalny, radykalny film, jak „Chłodnym
okiem”, może liczyć na takie przyjęcie?”
2
Odpowiadając ta na pytanie Roger Ebert wskazuje
na upowszechnienie się nowego sposobu opowiadania, stroniącego od łopatologicznego
wykładu, opartego na skrócie, odwołującego się do wiedzy i inteligencji widza.
Intuicję krytyka potwierdzają bardziej systematyczne badania. David James przytacza
pochodzącą z połowy lat sześćdziesiątych opinię Jonasa Mekasa o dwubiegunowej strukturze
kina amerykańskiego. Miałoby się ono składać z jednej strony z hollywoodzkiego kina
„głównego nurtu”, z drugiej zaś – z jego antytezy, tj. nowojorskiej awangardy. Nie istniał
natomiast w ówczesnym kinie amerykańskim odpowiednik tak wówczas ekspansywnego
europejskiego kina artystycznego. Komentując ten pogląd James zwraca uwagę, że na
przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych sytuacja uległa zmianie. Rozmaite
indywidualne przedsięwzięcia stały się na tyle liczne, że można było bez wątpienia mówić o
„amerykańskiej Nowej Fali”, a więc specyficznie amerykańskim odpowiedniku europejskiego
kina artystycznego. „Filmy te wykazywały silniejsze niż w zwykłym, hollywoodzkim filmie
zainteresowanie współczesnymi problemami społecznymi, filozoficznymi czy obyczajowymi,
ale zarazem realizowane były z myślą o normalnej dystrybucji kinowej. Inaczej niż kino
eksperymentalne [underground], ale podobnie, jak awangarda europejska, produkowane były
jako towary i przeznaczone na rynek.”
3
Do Europy upodobniał je również sposób
finansowania – realizowane były okazjonalnie, w oparciu o ad hoc zbierane fundusze, a
następnie szukano dla nich rozpowszechniania. Wśród licznych filmów tworzących to
zjawisko wymienia James Chłodnym okiem.
1
Kino amerykańskie: dzieła, red. Elżbieta Durys, Konrad Klejsa, Kraków 2006, s. 233-267.
2
Roger Ebert, Medium Cool, Chicago Sun-time, 21.IX.1969; również:
http:// rogebert. suntimes.com
3
David E. James, Allegories of Cinema. American Film in the Sixties, Princeton
University Press, Princeton 1989, s. 281.
Rzeczywiście, film Wexlera jak mało który potwierdza powyższą charakterystykę. Nie
powstawał w tradycyjny dotąd na rynku amerykańskim sposób, jako produkcja wielkiej
wytwórni filmowej, w ramach tzw. „studio system”, lecz jako produkcja niezależna, za
specjalnie na ten cel zebrane fundusze, w znacznym stopniu zresztą pochodzące z prywatnej
kiesy reżysera. Dopiero gotowy produkt zgodził się przyjąć do dystrybucji „Paramount”, po
długich zresztą deliberacjach, wyraźnie zaniepokojony jego polityczną drastycznością. Pracy
nad filmem przyświecała idea kina autorskiego. Haskell Wexler, jako reżyser, producent,
scenarzysta i autor zdjęć mógł kontrolować każdy szczegół swojego dzieła. Ale zarazem, tym
różnił się od „wielkich” autorów kina, że tylko ten jeden film fabularny w jego reżyserii
przeszedł do historii. Znakomity operator, autor zdjęć do takich filmów jak „Lot nad
kukułczym gniazdem” czy „Obława”, dwukrotny laureat nagrody Oscara za zdjęcia do
filmów Kto się boi Virginii Woolf (1966) oraz Bound for Glory (1976), a ponadto, realizator
świetnych, zaangażowanych politycznie dokumentów (The Bus, 1965, Bus Riders Union,
1999 i in.), jeszcze tylko raz wystąpi w roli reżysera filmu fabularnego, realizując w 1985
roku film pt. „Latino”, który przeszedł bez echa. Sukces Chłodnym okiem w mniejszym więc
stopniu jest wynikiem odciśnięcia się w materiale autorskiej „persony” – jak chciałaby
klasyczna teoria (czy polityka) autorska – a w znacznie większym – niezwykle bliskich
związków z tym, co się działo dookoła. Zarówno w wymiarze politycznym czy społecznym,
jak i estetycznym, Wexler okazał się bardzo wrażliwym rejestratorem ducha swoich czasów.
Niewiele jest bowiem filmów w dziejach kina, które w tak oczywisty, a zarazem tak
intensywny sposób wiązałyby się z okresem historycznym swojego powstania. Jako zaś, że
był to okres wrzenia i zmian, Chłodnym okiem jest inny od tego, co go poprzedzało. Z uwagi
zaś na swą radykalność, różni się również od tego, co nastąpiło po nim.
W niniejszym eseju pragnę przede wszystkim opisać swoistość estetyczną filmu Wexlera.
Mając jednak świadomość, że jego znaczenie daleko wykracza poza kwestie czysto
estetyczne, w części końcowej zamieszczam uwagi dotyczące zawartego w filmie wizerunku
Ameryki, jak również wyłaniającego się zeń obrazu telewizji.
Amerykańskie kino artystyczne?
Zgodnie więc z opinią Jamesa, w Chłodnym okiem przejawia się wpływ europejskiego kina
artystycznych lat sześćdziesiątych na kinematografię amerykańską. James nie specyfikuje, na
czym ten wpływ miałby polegać, zwłaszcza w wymiarze estetycznym. Dokładną analizę
modelu
narracyjnego
charakterystycznego
dla
europejskiego
kina
artystycznego
przeprowadził natomiast David Bordwell. Składają się nań następujące właściwości:
1. Wyszukana relacja między sjużetem a fabułą, przejawiająca się osłabieniem relacji
przyczynowo-skutkowych, oszczędnym dozowaniem informacji, licznymi lukami
narracyjnymi i konstrukcją epizodyczną.
2. Duża rola przypadku: („sceny budowane są wokół przypadkowych spotkań, a cały
film może składać się wyłącznie z serii takich spotkań, połączonych motywem
wycieczki lub bezcelowej włóczęgi”
4
. Struktura taka faworyzuje pewne zawody,
wykonywane przez bohaterów, np. zawód prostytutki lub dziennikarza).
3. Niedookreśloność postaci: (“Typowi bohaterowie kina artystycznego nie mają
wyrazistych cech, motywacji i celów”
5
).
4. Bohater znajduje się w sytuacji granicznej: („Impet przyczynowy filmu opiera się na
świadomości bohatera, że przechodzi on kryzys o wymiarze egzystencjalnym”
6
.
Niekiedy bohater nie zdaje sobie sprawy z tego, że znajduje się w sytuacji kryzysowej;
wówczas wystarczy, jeśli będzie sobie zdawał z tego sprawę widz).
5. Personalizacja narracji, duża liczba subiektywizacji.
6. Refleksywność, objawiająca się odstępstwem od normy: (“Niezwykły kąt widzenia
kamery, wyrazisty montaż, dziwny ruch kamery, nieuzasadniona realiami zmiana
oświetlenia czy scenografii, nieciągłość dźwięku, czy każde inne zakłócenie
obiektywnego realizmu, o ile nie jest umotywowane przez subiektywizację – może
spełniać funkcje narracyjnego komentarza. Wyrazista refleksywność (self-
consciousness) narracji kina artystycznego tworzy zarówno spójny świat fabuły, jak i
pojawiającą się okresowo, ale wyraźnie widoczną instancją zewnętrzną,
umożliwiającą dostęp do tego świata”).
7
7. Nieoczekiwane zakończenia, niczego w istocie nie kończące, nie zamykające dotąd
prowadzonych wątków: („Narracja wie, że życie jest bardziej skomplikowane niż
sztuka. Jedynym może sposobem uszanowania tej prawdy – a zarazem nową formą
pojmowania realizmu – jest pozostawienie przyczyn w stanie zawieszenia i pytań bez
odpowiedzi”.)
8
4
David Bordwell, Narration in the Fiction Film, The University of
Wisconsin Press, 1983, s. 206.
5
Ibidem, s. 207.
6
Ibidem, s. 208.
7
Ibidem, s. 209.
8
Ibidem, s. 210.
8. Nawiązania intertekstualne, do innych filmów: („kino artystyczne odwołuje się do
kinofilii równie intensywnie, jak hollywoodzkie: pełne zrozumienie jednego filmu
wymaga znajomości innych filmów. W skrajnej postaci tendencja ta przejawia się w
wielkiej liczbie filmów artystycznych o tworzeniu filmów”)
9
.
9. wieloznaczność, niejasny status poszczególnych scen.
Narracja kina artystycznego jest, w ujęciu Bordwella, fenomenem ponadhistorycznym, tj.
może pojawiać się, jako pewna możliwość do wykorzystania, pewna opcja estetyczno-
filmowa, w rozmaitych miejscach i momentach. Jednak jak dotąd najpełniej wykrystalizowała
się w kinie europejskim lat sześćdziesiątych (Bordwell podaje kilkadziesiąt tytułów filmów
zrealizowanych między rokiem 1957 a 1969). Związek tej formuły z kinem amerykańskim
był dwoisty: uformowała się niejako w opozycji do kina hollywoodzkiego, by następnie na
nie oddziałać: „Historia zatoczyła pełne koło: klasyczne kino hollywoodzkie oddziałało
(często poprzez negację) na kino artystyczne; kino artystyczne z kolei wpłynęło na „nowe
Hollywood” z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych”
10
.
Bordwell wymienia, tytułem przykładu, kilkanaście filmów amerykańskich ilustrujących tę
tendencję. Brak na tej liście filmu Wexlera jest zastanawiający, ale nie powinien nas zbijać z
tropu. Nie ulega wątpliwości, że jest on wzorcowym wręcz przykładem omawianego przez
amerykańskiego badacza zjawiska, znacznie bardziej wyrazistym niż na przykład (znajdujące
się na liście) Two for the Ride Donena (1967) czy nawet Easy Rider Fondy i Hoppera (1968).
Właściwie każda z wyżej wymienionych dziewięciu właściwości znajduje w filmie Wexlera
doskonałą egzemplifikację, ale szczególnie wyraziście manifestują się w nim dwie z nich:
wyszukana relacja między sjużetem a fabułą oraz refleksywność. Trzecią cechą określającą
estetykę tego filmu, a nie znajdującą się na liście Bordwella, jest przemieszanie obrazów
fikcjonalnych i dokumentalnych. Jego źródeł można dopatrywać się we wpływach awangardy
amerykańskiej tego okresu.
Sjużet i fabuła: czemu wiemy tak mało?
Bohaterem filmu Wexlera jest John Cassellis, operator telewizyjny. Widzimy go przy pracy,
jak filmuje rozmaite zdarzenia, o różnej wadze: wypadek drogowy, wywiady z mniej lub
bardziej przypadkowymi ludźmi, ćwiczenia oddziałów policyjnych do rozpędzania
demonstracji ulicznych, wiece polityczne, itp. Spotyka się też z pewną pielęgniarką (Ruth), z
9
Ibidem, s. 211.
10
Ibidem, s. 232.
którą wydają się go łączyć przede wszystkim relacje cielesne. W pewnym momencie
nawiązuje kontakt z Eileen, samotną matką, mieszkającą w ubogiej dzielnicy, przybyłą
niedawno do Chicago z Zachodniej Wirginii. Podczas zamieszek ulicznych w Chicago,
dziejących się równolegle z filmowaną przez Johna konwencją Partii Demokratycznej, nie
wraca do domu na noc Harold – syn Eileen. Zrozpaczona kobieta poszukuje chłopca na
ogarniętych chaosem i walkami ulicach miasta; udaje się jej skontaktować z Johnem. Kiedy
jadą razem samochodem, następuje wypadek; z radia dowiadujemy się, że Eileen zginęła, a
John jest ciężko ranny.
Takie streszczenie nie oddaje nawet w niewielkim stopniu złożoności konstrukcji filmu – o
czym dalej – ale widać z niego, że w istocie rywalizują w nim dwie tendencje. Pierwsza, by
przywołać charakterystykę dokonaną przez Bordwella, polega na osłabieniu relacji
przyczynowych i zwiększeniu roli przypadku. Pomiędzy poszczególnymi scenami, w których
John wykonuje swoją pracę operatora filmowego/reportera telewizyjnego, nie ma żadnej
więzi przyczynowej, czasowej ani przestrzennej; kolejne sytuacje łączy to jedynie, że John je
filmuje, a filmuje je (jak się domyślamy) dlatego, że mu to zlecono. Prawda, otrzymujemy
dzięki temu coś na kształt panoramy społecznej (bardzo jednak fragmentarycznej), ale
otrzymujemy też chaotyczne wymieszanie rzeczy ważnych i nieważnych, doniosłych,
trywialnych i takich, których sensu i znaczenia nie umiemy odgadnąć. Z drugiej strony, mamy
tutaj szczątki typowej teleologicznej fabuły, romansu albo melodramatu. Jest ona i on, coś
zaiskrzyło, wszystko wydaje się zmierzać w kierunku wiadomego końca. W scenach z Eileen,
narracja spowalnia, kamera nieruchomieje, pojawiają się bardzo statyczne, starannie
zakomponowane kadry, zwłaszcza w retrospekcjach. Wyraźne jest więc zderzenie dwóch
nieprzystających do siebie modeli dramaturgicznych.
Do tego dochodzą zawiłości sposobie wprowadzania rozmaitych scen i wątków. Przez
długi czas sceny Johna przy pracy przeplatane są ze scenami chłopca hodującego gołębie; nie
wiemy, jaka jest relacja między nimi, aż do czasu, kiedy w 36 minucie filmu się zetkną i
okaże się, że chłopiec jest synem Eileen (ale na bliższy związek tych dwojga trzeba czekać, aż
do 60 minuty; jako zaś, że ostatnie piętnaście minut tego stuminutowego filmu zajmują sceny
zamieszek, bohaterowie mają naprawdę niewiele czasu na rozwój swojego uczucia).
Tajemnicza jest scena dziennikarskiego party, następująca zaraz po czołówce. Bardzo trudno
osadzić ją w czasie i miejscu, ponieważ widać w niej Eileen, która pojawi się w filmie
znacznie później. Marta Miś spekuluje, że scena ta dzieje się w dniu randki Johna z Eileen,
pod koniec filmu, ponieważ Eileen nosi tę samą, co wtedy, żółtą sukienkę
11
. Jednak,
pominąwszy już, że byłoby to ogromne zakłócenie chronologii, to w scenie z
dziennikarskiego przyjęcia nic nie świadczy o tym, że John i Eileen w ogóle się znają. Jeśli
zaś się nie znają, to nie wiadomo, jakim cudem zdeklasowana nauczycielka z Zachodniej
Wirginii, zamieszkująca w podłej dzielnicy, miałaby uczestniczyć w przyjęciu dla
dziennikarzy. W sumie, scena – zagadka, a Wexler nie robi nic, aby ułatwić nam jej
zrozumienie.
Symptomatyczna dla Wexlerowskiej strategii kontestowania formuły filmu
„nadmiernie oczywistego” jest również ekstatyczna scena erotyczna między Johnem a Ruth.
W jej kulminacyjnym momencie w apartamencie Casselissa pojawia się gołąb, który
trzepocze się pod sufitem z wezgłowia łóżka i obserwuje erotyczne igraszki. Widza ma
niewielkie szanse, aby na bieżąco, w trakcie trwania projekcji, domyślić się, skąd się ten
gołąb wziął. Trzeba bowiem mieć duże zdolności kojarzenia, aby jego obecność w
apartamencie powiązać z koszykiem, który w jednej z poprzednich scen upuścił chłopiec
goniony przez Cassellisa, a który tenże zabrał; widz nie wie, że w tym koszyku jest gołąb.
Zapytany przez Gusa Cassellis odpowiada, że w koszyku jest obiad.
W pierwszym więc momencie nagłe pojawienie się gołębia podczas sceny erotycznej
wydaje się nieuzasadnione realiami filmu (w każdym razie, w moim odbiorze). Jednak
wskutek osłabienia motywacji realistycznej, na pierwszy plan wychodzą dwie inne. Po
pierwsze, obecność gołębia sygnalizuje osobę Eileen, z którą Cassellis się zwiąże. Nie jest
pewnie przypadkiem, że również poprzednia scena erotyczna, rozgrywająca się między
Johnem a Ruth, została zderzona z obrazami chłopca i gołębia. W ten sposób, systemem
aluzji, Wexler buduje teleologiczną linię narracji, w której wszystko zmierza do z góry
zaplanowanego punktu, a obecność Eileen w życiu Johna zaznacza się dużo wcześniej, niż
którekolwiek z nich zda sobie z tego sprawę. Gołąb posiada również wymiar symboliczny. W
jednej z poprzednich scen słyszymy długi fragment opisu obyczajów gołębi, w których mówi
się o dochowywaniu wierności partnerce. Obecność gołębia w głównej scenie erotycznej
filmu jest osobliwym komentarzem do wyzwolonego seksu uprawianego przez Johna i Ruth,
do ich wolnego związku, przeciwstawionego tradycyjnej, purytańskiej moralności, którą
uosabia Eileen. Symboliczną funkcję spełnia również chłopiec. Zafascynowany gołębiami
pocztowymi, jest łącznikiem między stronami. Jako jedyny, nie należy ani do „starej”, ani do
„nowej” Ameryki. Jest też, mówiąc poetycko, wysłannikiem miłości i śmierci. Miłości, bo za
11
Marta Miś, Kamera – medium ujawnione. O „Chłodnym okiem Haskella Wexlera, w:
Film: Fabryka emocji, red. Konrad Klejsa, Tomasz Kłys, Kraków 2003, s. 73.
jego sprawą dojdzie do spotkania Eileen i Johna; śmierci, bo przez swą ucieczkę z domu
stanie się mimowolnym sprawcą ich śmierci.
Obok osłabienia związków przyczynowo-skutkowych oraz motywacji realistycznej
film Wexlera charakteryzuje się osobliwą strategią informacyjną. Często odmawia się nam
informacji lub podaje się informacje niespójne, i to zarówno w kwestiach ważnych, jak i
drugorzędnych, o których jednak przyzwyczailiśmy się być poinformowani. Nie wiemy, co
się stało z mężem Eileen, ani dlaczego Cassellis stracił pracę
12
. Nie znamy dalszego ciągu
ważnego (wydawałoby się) wątku znalezionych pieniędzy, nie wiemy też, dlaczego Harold
ucieka z domu (pojawia się sugestia, że widział Johna całującego jego matkę, ale pozostaje
ona niedopowiedziana). Nie wiemy, kim jest młody mężczyzna, przebywający w mieszkaniu
Eileen, gdy pierwszy raz się tam znajdziemy (nie poznajemy nawet jego twarzy), ani kim jest
kobieta, szczegółowo przepytująca Harolda (jej twarzy również nie poznamy, możemy się
jedynie domyślać, że to pracownica opieki społecznej, a domysł ten potwierdzają napisy
końcowe). Nie wiemy (choć możemy się domyślać), jak zakończył się związek Johna z Ruth,
nie wiemy też, kim jest efektowna blondynka, siedząca w jednej ze scen w samochodzie
między Johnem a jego dźwiękowcem, Gusem (jest to jedna z kilku rozsianych po całym
filmie sugestii mogących wskazywać na promiskuityzm Johna).
Dobrą ilustracją przyjętej przez Wexlera metody cedzenia informacji jest sekwencja zwana
niekiedy „waszyngtońską” (choć nie wszystkie jej części dzieją się w Waszyngtonie). Warto
ją opisać bardziej szczegółowo.
Sekwencja składa się z sześciu części:
1. Cassellis zamyka bagażnik i wsiada do służbowego samochodu, który rusza.
2. Wiec w parku, ludność głównie murzyńska, choć nie tylko. Kamera „idzie” wśród
tłumu. Słychać pieśń „It’s may be the last time we’re marching on Capitol”, będącą,
zdaje się, hymnem sławnego marszu na Capitol z 1963 roku, z którego Wexler
zrealizował film pt. „The Bus”. Na podwyższeniu widać przez moment Jasse
12
Mówiąc nawiasem, obie te kwestie są błędnie referowane w wielu streszczeniach
filmu. Pisze się w nich zwykle, że mąż Eileen zginął w Wietnamie, a Cassellis stracił pracę,
protestując przeciw przekazywaniu jego taśm do FBI. Tymczasem film nie daje podstaw do
takich twierdzeń. Że ojciec jest w Wietnamie, mówi chłopiec pracownicy opieki społecznej,
ale jego zachowanie w tej scenie jest mało wiarygodne. W innej scenie Eileen mówi
Johnowi, że mąż od niej odszedł, a następnie dodaje, że nie żyje. Prawda, w wywiadach
Wexler mówi, że chciał zrobić film o „Vietnam war widow”, ale w filmie nie jest to
przesądzone. Podobnie, jeśli chodzi o utratę pracy przez Johna. W filmie podaje się co
najmniej trzy powody, a sprzeciw wobec wykorzystania taśm przez policje wydaje się akurat
najmniej prawdopodobnym z nich. Liczne błędy i nieścisłości w znanych mi omówieniach
fabuły są zresztą ubocznym skutkiem przyjętej przez Wexlera metody.
Jacksona, bojownika ruchu praw obywatelskich. Dłonie zaciśnięte w pięści unoszą się
w górę. Na osobnym ujęciu widać parę bohaterów – Johna Cassellisa oraz Gusa.
3. Widać nogi dwóch mężczyzn, dreptające w błocie. Słychać (off) następujący dialog:
- Apallachia, Apallachia. Widzisz tablicę?
- Napiłbym się wody.
- Oszalałeś? Chodź, znajdziemy coś. Oni są za Meksykanami?
- Nie wiem. Słyszałem, że są za grupą San Francisco. To gdzieś tutaj.
- Na pewno? Miał być niebieski namiot.
- Jak ludzie mogą tu żyć? Jak długo to jeszcze potrwa?
- Chodź tędy, najwyżej nie znajdziemy.
4. Jedno, trwające 45 sekund ujęcie – panorama o ok. 360 stopni (jedna z kilku w tym
filmie; Wexler najwyraźniej upodobał sobie to rzadko stosowane ujęcie) po dużej
kuchni w restauracji lub hotelu. Widać odrapane ściany, niepozmywane naczynia,
przygotowane torty, krzątających się kucharzy. Z offu słychać, jak ktoś przemawia:
- „Miejmy nadzieję, że prawybory w Kalifornii już się skończyły. Teraz
będziemy mogli skupić się na rozmowie, na debacie między wiceprezydentem
i może mną, jaki mamy obrać kierunek (oklaski, okrzyki aprobaty). Burmistrz
Riorty właśnie przesłał mi wiadomość, że i tak za długo tu siedzimy. Dziękuję
wszystkim, teraz wszystko zależy od Chicago. Zwyciężymy!”.
Słychać skandowanie: „We want Bobby, we want Bobby.” Panorama dochodzi do
drzwi, które gwałtownie się otwierają, wybiega z nich kilku mężczyzn.
5. Kamera telewizyjna widoczna z jadącego samochodu. W tle – memoriał Lincolna w
Waszyngtonie. Słychać piosenkę zaczynająca się od słów „I don’t believe it”. Wnętrze
jadącego samochodu – widać Gusa i Johna, a także murzyńskiego szofera. Słychać
pytanie:
- Będziecie filmować pogrzeb?
- Tak.
Następnie Cassellis z Gusem prowadzą leniwą rozmowę na temat poprzedniego
wieczoru. Dźwiękowiec, sugerując, że dokonał miłosnych podbojów, chwali
Waszyngton jako miasto, w którym na jednego mężczyznę przypada 4,5 kobiety (w
tym momencie widzimy króciutkie ujęcia 4 różnych kobiet, plus jednej od pasa w
dół). Następnie otwiera okno samochodu, wystawia głowę. Zdjęcia z jadącego
samochodu pokazują liczne, rozstawione na podestach kamery telewizyjne. Cassellis
mówi:
- Patrz, kilka godzin im wystarczyło, aby się ustawić. 20-25 kamer bez żadnego
trudu. Nauczyli się na pogrzebie JFK w 63.
6. Cassellis z dźwiękowcem, dźwigając sprzęt, wchodzą na basen, idą na piętro,
spotykają się z elegancką panią w średnim wieku, przeprowadzają z nią wywiad.
Wywiad rozpoczyna się pytaniem: „Jakie ma pani plany na to lat, które zapewne
będzie bardzo ważne politycznie i bardzo gorące?” – Nie ma co mówić o polityce –
odpowiada indagowana. W dalszej części mówi o planowanym, jak co roku,
wyjeździe całej rodziny do Ontario w Kanadzie, „w prymitywne warunki”.
Symptomatyczna jest w tym fragmencie niezwykła wręcz wstrzemięźliwość informacyjna.
Widz zmuszony jest domyślać się, do jakich wydarzeń nawiązują przedstawione fragmenty,
nie mając przy tym żadnej pewności, że są to domysły trafne.
I tak, drugi fragment może pokazywać jeden z wielu wieców murzyńskich, jakie odbyły się
tamtego pamiętnego roku w Waszyngtonie, nie mówiąc już o całych Stanach Zjednoczonych.
Jednak przez piosenkę, będącą jedynym podkładem dźwiękowym do tej sceny, nawiązuje on
do sławnego „marszu na Waszyngton” z 1963 roku, podczas którego Martin Luter King
wygłosił swoje słynne przemówienie, zaczynające się od słów „I had a dream”. Warto
pamiętać, że Haskell Wexler nakręcił film dokumentalny z tamtego marszu, zatytułowany
„The Bus” (do którego zresztą nawiązał później Spike Lee w filmie „On the Bus”,
opowiadającym o tym samym marszu). Nie jest więc wykluczone, że to ujęcie pochodzi z
tamtego filmu, albo z materiałów do niego.
Fragment drugi, w którym widzimy głównie nogi brodzących w błocie dwóch bohaterów,
odbywa się najprawdopodobniej na terenie tzw. „Resurrection City”, miasteczka
namiotowego wzniesionego 13 maja 1968 roku w centrum Waszyngtonu w ramach tzw. Poor
Peoples Campaign. Rozmowa dwóch bohaterów jest kompletnie niezrozumiała. Otwierające
ją słowo „Apallachia” można odczytać jako aluzję do Zachodniej Wirginii, obejmującej
górzysty teren Apallachów. To właśnie stamtąd pochodzi Eileen, z którą pod koniec filmu
zwiąże się Cassellis. Tyle, że w tym momencie jeszcze się nie znają. Podczas pierwszego
spotkania, kilka scen później, John przełamie podejrzliwość Eileen, opowiadając o filmie,
który realizował kilka tygodni wcześniej w Zachodniej Wirginii (ona zaś mówi, że pochodzi z
terenów górskich tego stanu). Szukanie mieszkańców Apallachów może wiązać się z
realizacją tamtego filmu, a zarazem sygnalizować relacje czasowe pomiędzy scenami.
Fragment czwarty, trwająca ok. 45 sekund panorama po kuchni, jest niemal na pewno
rekonstrukcją chwil poprzedzających zamordowanie Roberta Kennedy’ego. Niemal, bo w
filmie się tego nie mówi, nie potwierdzają tego również żadne ze znanych mi źródeł; jednak
analogie są uderzające. Robert Kennedy został zastrzelony 5 czerwca 1968 roku, chwilę po
ogłoszeniu zwycięstwa w prawyborach Partii Demokratycznej w Kalifornii. Morderstwa
dokonano w kuchni Ambasador Hotel, przez którą Kennedy opuszczał salę balową. Głos,
który słyszymy podczas tamtej sceny, niewątpliwie należy do niego, najwyraźniej też mamy
do czynienia z deklaracją zwycięstwa w prawyborach. Na koniec tłum skanduje na jego cześć,
krzycząc „We want Bobby”. W polskiej telewizji postawiono kropkę nad „i”, tłumacząc ten
fragment jako „chcemy Roberta Kennedy’ego”
13
.
Ostatecznym potwierdzeniem hipotezy jest scena następna, w której obserwujemy
przygotowania do pogrzebu. Nie mówi się wprawdzie, co to za pogrzeb, ani nie wymienia
nazwiska Roberta Kennedy’ego, ale wydaje się, że tylko o jego pogrzeb może tu chodzić.
Symptomatyczne więc, że motyw pogrzebu zostaje wspomniany jedynie marginalnie, podczas
trywialnej rozmowy o miłosnych podbojach Gusa, okraszonej zresztą wizualnym żartem na
temat „czterech i pół kobiety”.
Mamy więc trzy sceny nawiązujące do niezwykle ważnych wydarzeń politycznych, które
wstrząsnęły Ameryką, ale są to sceny napisane szyfrem, niejasne; ich prawdziwego znaczenia
trzeba się domyślać na podstawie bardzo skąpych i niejednoznacznych aluzji. Wobec tego
powstaje pytanie, kim jest kobieta z basenu, w zamykającej analizowaną sekwencję scenie
wywiadu. Czy jest to postać ważna dla ówczesnej sytuacji politycznej w USA, tyle, że nie
potrafię odczytać aluzji, czy też nie jest to nikt znaczący, a jej obecność wynika z obecnej w
całym filmie (także w analizowanej sekwencji) strategii mieszania rzeczy wzniosłych i
trywialnych, będącej zresztą konsekwencją poetyki telewizyjnej mozaiki?
14
Widać więc wyraźnie, że film ten, przypominający momentami łamigłówkę, adresowany jest
bardziej do intelektu niż do emocji. Podobnej zasadzie podlega zresztą również podkład
muzyczny. W przeciwieństwie do „normalnych” filmów i do najbardziej powszechnego
sposobu wykorzystywania muzyki filmowej, tutaj tylko wyjątkowo, w nielicznych scenach,
służy ona budowaniu nastroju i dopełnianiu emocjonalnego waloru filmu. W większości
13
Porównanie tego ujęcia ze zdjęciami miejsca zabójstwa Roberta Kennedy’ego nie
pozostawia cienia wątpliwości – to jest to samo miejsce, albo przynajmniej miejsce
zrekonstruowane. Jednak, co ciekawe, na ten trop nie wskazuje żadne ze znanych mi
opracowań.
14
W napisach końcowych figuruje niejaka „rich lady”, prawdopodobnie chodzi właśnie
o kobietę z basenu, z czego wynikałoby, że jest to postać fikcjonalna.
przypadków natomiast niesie ze sobą znaczenia, wzbogaca myślową warstwę filmu, bądź
przez swoje słowa, bądź przez swoją historię, bądź wreszcie poprzez odwoływania się do
określonych nurtów tradycji.
Jest to zupełnie oczywiste w wypadku fragmentów piosenek wykorzystanych w filmie, ale
istniejących już wcześniej. Niektóre z nich należą do klasyki muzyki kontrkulturowej i mocno
wryły się w zbiorową pamięć tamtej dekady. Wexler nie używa ich jednak po prostu jako
wygodnego tła, lecz dobiera w ten sposób, że za każdym razem komentują wydarzenie,
któremu są poświęcone. I tak, pokazaniu wiecu murzyńskiego w Waszyngtonie towarzyszy
piosenka będąca hymnem sławnego marszu na Waszyngton; dzięki niej scena zostaje
wzbogacona o wymiar historyczny. Scenie przygotowań do pogrzebu Roberta Kennedy’ego
towarzyszy piosenka zaczynająca się od słów „I don’t believe it” i mówiąca w dalszej części o
miłości do ludzi, a podczas zamieszek w parku słychać piosenkę opowiadającą o brutalnych
działaniach policji. W niektórych fragmentach muzyka użyta jest ironicznie, jak podczas
puszczania z taśmy hymnu Stanów Zjednoczonych zatrzymywanego, przewijanego,
puszczanego jeszcze raz, albo kiedy przebojowi z musicalu, w którym śpiewa się, „Znowu
wróciły szczęśliwe dni i niebo nad nami czyste”, a słowom tym towarzyszą zdjęcia ludzi
pobitych przez policję. Szczególnie interesujący jest fragment zawierający piosenkę Wild
Man Fishera
15
. Wild Man Fisher, odkryty i wylansowany przez Franka Zappę narkoman,
schizofrenik, żebrak, śpiewak uliczny, był antytezą „amerykańskiego snu”. Jak przypomina
Gary Couzens, Fischer nie umiał grać, nie umiał śpiewać, treści jego piosenek były
przeraźliwie dziecinne, ale „Merry-GO Round”, otwierająca zresztą jego jedyną płytę,
doskonale pasowała do niezwykle brutalnej atmosfery wyścigu na wrotkach, prymitywnego
widowiska, łączącego cyrk z przemocą i wyzwalającego w bohaterach filmu podniecenie
seksualne
16
.
Podobna zasada, bardziej intelektualnego niż emocjonalnego traktowania muzyki, obowiązuje
również we fragmentach muzyki napisanej specjalnie dla filmu, autorstwa Michaela
Bloomfielda. W zdecydowanej większości odwołują się one do tradycji muzyki country and
western. Motyw przewodni, który pojawia się na początku filmu, a później powraca jeszcze
dwukrotnie, to grana na gitarze akustycznej melodia przypominająca muzykę standardowo
wykorzystywaną w westernach, uzupełniana o wojskowy werbel. Ewokuje więc nastrój
bezkresnej prerii i męskiej przygody; tyle, że w kontekście wyraźnie ironicznym. Pojawia się
15
Z powodu problemów z prawem autorskim na wydanej w 2001 roku płycie DVD
piosenka ta została zastąpiona przez inny utwór.
16
Gary Couzens, Medium Cool, www .dvdtimes.co.uk
bowiem trzykrotnie – po raz pierwszy, gdy motocyklista, niczym współczesny kowboj,
odbiera od Johna rolkę taśmy i dostarcza ją do stacji telewizyjnej; po raz drugi, gdy John i
Gus, dźwigając sprzęt filmowy, „udają się na polowanie”, tj. wkraczają na basen, na którym
przeprowadzają wywiad z elegancką panią; po raz trzeci wreszcie, gdy widzimy karne
oddziały wojskowe, którym przeciwstawiona jest wyłącznie krucha, zagubiona kobieta,
poszukująca syna. Tak właśnie wygląda dzisiaj męska przygoda, zdaje się mówić Wexler.
Wszystkie pozostałe fragmenty muzyki oryginalnej pojawiają się w scenach, pokazujących
chłopca, matkę, lub ich obydwoje. Utrzymane w gatunku muzyki folkowej, ewidentnie
potwierdzają „ludowe” pochodzenie tych bohaterów i ich tradycjonalizm, podkreślając
zarazem ważny wątek tego filmu, jakim jest rozdźwięk między tradycją a nowoczesnością,
między „starą” a „nową” Ameryką.
Widać więc, że pod względem narracyjnym film Wexlera znacznie różni się od kanonicznej
formuły klasycznego filmu amerykańskiego. Zderza ze sobą dwie struktury – mozaiki i
teleologicznej opowieści miłosnej; pozostawia liczne niejasności, nawet w kluczowych
fragmentach; posługuje się systemem słabo czytelnych, zawoalowanych aluzji; podważa
zasadę realistycznej motywacji. Odbiór tego filmu wymaga od widza dużego skupienia i
pracy intelektualnej, niezbędnej, aby podążać tropem skąpych sugestii.
Refleksywność
Zdaniem Davida Jamesa, refleksywność była jedną z najbardziej charakterystycznych cech
europejskiego kina artystycznego, a także amerykańskiej awangardy, z prostego powodu:
kierunki te rozwijały się w wyraźnej opozycji do hollywoodzkiego mainstreamu.
Parodiowanie i łamanie konwencji kina głównego nurtu, tak ukochane przez nurty
awangardowe (np. filmy grupy Warhola), a także przez niektóre odłamy europejskiego kina
artystycznego lat sześćdziesiątych (zwłaszcza Godarda), stawało się automatycznie niejako
metatematyczną wypowiedzią na temat tegoż kina. Jako zaś, że jedną z cech kina
mainstreamowego było ukrywanie własnej filmowości, nurty opozycyjne z upodobaniem
własną filmowość demonstrowały, ukazując warsztat filmowy, obnażając iluzyjny charakter
filmowej rzeczywistości, deliberując na temat filmowych procesów znaczeniotwórczych.
„Refleksywność była więc – stwierdza James - nagminną właściwością (pandemic trope) kina
lat sześćdziesiątych, od kina strukturalnego, poprzez podziemne, do fabularnego kina
artystycznego, a nawet do Nowego Kina Hollywoodzkiego, odrzucającego klasyczną,
przezroczystą narrację, umieszczającego osobę reżysera, proces filmowania, konwencje
narracyjne oraz akt patrzenia na pierwszym planie. Na początku lat siedemdziesiątych chwyty
uchodzące za brechtowskie występowały w Hollywoodzkim kinie głównego nurtu
powszechnie”
17
. Wskutek tej powszechności, można dodać, nastąpiła degradacja
refleksywności, która przestała być właściwością kina artystycznego, a stała się cechą
rutynowych przekazów telewizyjnych i kina komercyjnego. No, ale to zupełnie inna historia.
Chłodnym okiem niewątpliwie mieści się w nurcie kina refleksywnego lat
sześćdziesiątych, któremu patronowało przekonanie o nobilitującym charakterze „chwytów
brechtowskich”. Refleksywność tego filmu jest jednak nieczysta, heterogeniczna, ponieważ
odsyła w kilka rozmaitych kierunków. Prawda, film zaczyna się i kończy ujęciami
filmujących kamer, ale są to kamery telewizyjne, a nie filmowe. Z tego punktu widzenia
Chłodnym okiem nie tyle prowadzi refleksję nad naturą kina, ile opowiada o telewizji,
sytuując się tym samym we wcale pokaźnym nurcie filmów o podobnej tematyce. Chyba
wszystkie znane mi filmy o telewizji pokazują ją krytycznie, i film Wexlera nie jest tutaj
wyjątkiem. Można zaryzykować twierdzenie, że chodzi w tym również o pognębienie
groźnego rywala i o ukazanie większej szlachetności własnego medium. Szlachetna sztuka
filmowa ujawnia bezduszność, zakłamanie i manipulacyjną naturę telewizji, ale sama
filmowość nie zostaje przy tym, bynajmniej, obnażona.
Z drugiej strony powiedzieć jednak można, że refleksywność Chłodnym okiem dotyczy
dokumentalizmu. Akcja filmu dzieje się w czasie, gdy kino dokumentalne przestaje być
gatunkiem kinowym, a staje się przede wszystkim gatunkiem telewizyjnym, ale proces ten
dopiero zachodzi, jeszcze się w pełni nie dokonał, w związku z czym mamy do czynienia z
hybrydą, gatunkiem funkcjonującym gdzieś na przecięciu kina i telewizji. John i Gus,
operator i dźwiękowiec, to przecież tandem stworzony przez ruch kina bezpośredniego,
należący do historii kina, a nie telewizji. Nieprzypadkowo ruchy direct cinema i cinema-
verite mają w swych nazwach człon „cinema”, sytuujący je w kontekście kinowym. John
filmuje kamerą filmową i na taśmie filmowej (przenośne kamery elektroniczne wówczas
jeszcze nie istniały), tym samym, technologicznie, również sytuując się po stronie kina.
Dopiero później nakręcony przez niego materiał przejmuje moloch telewizji i coś z nim robi.
Można powiedzieć, że film Wexlera pokazuje proces „połykania” dokumentalizmu przez
telewizję. Co jednak telewizja robi z materiałem dokumentalnym – tego się jednak nie
dowiadujemy. Zaskakujące, że film o telewizji, nawiązujący tytułem do „proroka ery
elektronicznej”, nie pokazuje ani razu obrazu telewizyjnego. W odróżnieniu od klasyka
filmowej refleksywności, „Człowieka z kamerą”, w którym pieczołowicie dokumentuje się
17
James, op.cit, s. 283.
wszystkie fazy powstawania filmu, od zdjęć, poprzez montaż, do projekcji, w „Chłodnym
okiem” widzimy tylko ten pierwszy etap – filmowania. Jedyne, co dowiadujemy się o
dalszych losach materiałów filmowych to to, że trafiają w ręce FBI, które wykorzystuje je co
celów policyjnych. Tymczasem, nie był to przecież jedyny, ani nawet nie główny cel
filmowania, ani też sposób funkcjonowania dokumentalnych materiałów. Gdyby więc, uznać,
że refleksywność filmu Wexlera polega na ukazywaniu, w jaki sposób materiały
dokumentalne funkcjonują w świecie telewizji, to jej zasięg byłby bardzo ograniczony.
W jeszcze innym wariancie, można uznać Chłodnym okiem za refleksję nad jednym z jednym
z najtrwalszych i najbardziej uporczywych mitów dokumentalizmu, tj. mitem obiektywizmu,
realizowanego poprzez przecięcie więzi między filmowcem a rzeczywistością, poprzez
ustanowienie czegoś w rodzaju hermetycznej szyby. Trafnie opisał ten mit Siegfried
Kracauer, nawiązując do Prousta: „Idealny fotograf jest przeciwieństwem nie widzącego
kochanka. Przypomina obojętne lustro. Jest identyczny z obiektywem swego aparatu.
Fotografia, twierdzi Proust, jest produktem całkowitej alienacji”
18
. Przyznam, że aktorstwo
Johna Forstera, kreującego główną rolę w filmie Wexlera, wprawia mnie w zakłopotanie.
Mam przez cały czas poczucie obcowania z zombie, człowiekiem, który jest nieomal
pozbawiony mimiki, porusza się sztywno, zamiast oczu ma szparki, mówi niczym przez
zaciśnięte gardło (jest to, skądinąd, zgodne z zasadą niedookreśloności postaci, o której pisał
Bordwell). Wiadomo, że rolę tę miał grać John Cassavettes, mówiło się też o klasyku kina
bezpośredniego, Albercie Maysles. Ciekawe, jak wówczas wyglądałby film Wexlera – wszak
Cassavettes to zupełnie inny typ psychofizyczny, swobodny, wyluzowany, o żywej mimice.
W każdym razie, gdybym, poniekąd na zasadzie adwokata diabła, miał bronić roli Forstera, to
właśnie przez położenie nacisku na wyobcowanie kreowanej przezeń postaci. Wexler
pokazuje dokumentalistę wyobcowanego, który z alienacji uczynił swoją zawodową doktrynę.
Wszak jest on tylko przedłużeniem maszyny (jak to określa jego dźwiękowiec), a
utożsamienie z maszyną miało być, zgodnie ze wspomnianym tutaj mitem, rękojmią
bezstronności i obiektywizmu. I ten właśnie mit na naszych oczach ulega załamaniu.
Konstatował to zresztą już Kracauer, którego myśl wywarła duży wpływ na filmowców
amerykańskich lat sześćdziesiątych. Rzeczywistość nie podda się – stwierdził – jeśli fotograf
„nie zaangażuje się w nią wszystkimi zmysłami i całą swoją istotą. (...) Fotograf widzi rzeczy
odwrotnie niż mówi Proust, widzi je „w swojej duszy”
19
. Droga do obiektywizmu, jeśli w
18
Siegfried Kracauer, Teoria filmu. Odkupienie materialnej rzeczywistości, tłum.
Wanda Wertenstein, Wydawnictwa Artystyczne i filmowe: Warszawa 1975, s. 38.
19
Ibidem, s. 39.
ogóle można o czymś takim mówić, wiedzie przez zaangażowanie, zgodnie z paradoksalnym
dictum Alberta Maysles: „można być dokumentalistą, na pozór jedynie rejestrując, ale
rzutując coś z siebie na rzecz filmowaną i jednocześnie zachowując absolutną prawdę w
stosunku do tego, co na zewnątrz”
20
. Chłodnym okiem, pojmowane jako autotematyczna
refleksja nad dokumentalizmem, tę właśnie prawdę wydaje się przekazywać, przenosząc ją
zarazem na płaszczyznę społecznego oddziaływania obrazów dokumentalnych. Jak
przypomina Stach Szabłowski, „chłodne oko nie jest okiem niewinnym. Filmowcy
przekonują się, że zimny obiektywizm jest iluzją, a bezstronne na pozór medium to groźna
broń w brutalnej walce politycznej”
21
.
Trzeba jednak powiedzieć, że opisywana przez Jamesa i Bordwella (a także wielu innych
badaczy) moda na refleksywność w kinie lat sześćdziesiątych tylko w małej części, przy
okazji niejako, dotyczyła zagadnień związanych z funkcjonowaniem telewizji czy kina
dokumentalnego. Film o telewizji, czy o realizacji filmu dokumentalnego, wcale nie musi być
refleksywny w sensie brechtowskim; przeciwnie, może wspaniale funkcjonować jako przekaz
„przezroczysty”, skrywający własne warunki produkcji. Refleksywność „brechtowska”
wymaga, aby akt deziluzji dotyczył tego właśnie filmu, w ramach którego się dokonuje, nie
zaś jakiegoś innego, którego realizacja jest tematem fabuły. Taką zaś deziluzję osiąga się na
trzy podstawowe sposoby: (1) poprzez zakłócenie opowiadania przezroczystego; (2) poprzez
20
James Blue, Thoughts on Cinema Verite and Discussion with the Maysles, “Film
Comment” 1964 nr 4, s. 27.
21
Stach Szabłowski, Filmowcy robią miny przed lustrem, czyli filmy o robieniu filmów,
www . europaeuropa.pl. Mówiąc nawiasem, zupełnie nie przekonuje mnie powszechnie
powtarzana teza (m. in. przez Toeplitza, Jamesa, Garbicza czy Klejsę), że „Chłodnym okiem”
obrazuje proces nabywania świadomości przez głównego bohatera, jego drogę od naiwności
do wiedzy, od „ideologicznej iluzji” do rzeczywistości. Moim zdaniem film nie potwierdza
takiego przełomu, częściowo na skutek wyobcowanej gry aktora, w której trudno byłoby się
dopatrzyć śladów jakiejś ewolucji. Prawda, denerwuje się on, gdy dowiaduje się, że FBI
ogląda nakręcone przez niego taśmy, ale scena ta nie ma żadnych dalszych konsekwencji. Nie
on rezygnuje z dalszej pracy w telewizji, lecz raczej to z niego rezygnują, z nie do końca
wiadomych powodów. Wydaje się, że śladem nabierania przez niego bardziej osobistego
stosunku do pracy mogłaby być samowolna wyprawa do dzielnicy murzyńskiej i chęć
dalszego śledzenia sprawy taksówkarza, który dobrowolnie oddał znalezione w taksówce
pieniądze. Później jednak okazuje się, że w sprawie pociągnął go motyw sensacyjny. „Istnieje
tylko jeden rodzaj pieniędzy, po które nikt się nie zgłasza – powie w tej samej rozmowie z
Eileen – to pieniądze mafii”. W końcowej części beznamiętnie filmuje konwencję Partii
Demokratycznej, ukazaną przecież jako cyrk polityczny, a na ulicy, pomiędzy protestantami,
znajdzie się nie z powodu swoich przekonań politycznych, lecz na prośbę Eileen, szukającej
syna. Jego śmierć przypomina śmierć Witka Długosza w ostatniej scenie „Przypadku”
Krzysztofa Kieślowskiego i podobnie można ją interpretować, jako przekorny komentarz do
postawy niezaangażowanego profesjonalisty. Jest to jednak komentarz reżysera, a nie wyraz
świadomości bohatera.
otwarte nawiązania do innych filmów, ujawniające filmowość filmu właściwego; (3) poprzez
ujawnienie aktu twórczego, często polegające na wprowadzeniu autora w świat filmu.
Wszystkie one są w filmie Wexlera obecne.
Zakłócenie normy językowej, tj. przezroczystości formalnej, odbywa się w nim ostentacyjnie.
Montaż w wielu scenach jest niepłynny, częste są skoki montażowe i pomijanie faz ruchu.
Wexler unika montażu ciągłego na linii wzroku, na ruchu, czy w sekwencji ujęcia –
przeciwujęcia, łączy ujęcia o różnych walorach świetlnych i barwnych w ramach tej samej
sceny, wykazuje demonstracyjny brak troski o zachowanie logiki kierunku ruchu. W
podobnie niekonwencjonalny sposób montuje obraz z dźwiękiem. W jednej ze scen
bezceremonialnie wycisza dochodzący z tła dźwięk telewizora na czas rozmowy bohaterów;
po skończonej rozmowie dźwięk powraca. W innej scenie, chrztu Eileen, oraz śpiewów w
kościele, najpierw nie słyszymy nic, następnie słyszymy tylko rytmicznie klaszczące dłonie,
choć widać wyraźnie śpiewających ludzi. Podobny zabieg zastosowano również w scenie
wyścigów na wrotkach, a dźwięk widowiska został następnie rozciągnięty na scenę zbliżenia
między Johnem a Ruth. Natomiast komunikat o kończącym film wypadku zostaje
wygłoszony przez spikera radiowego w czasie, gdy bohaterowie jeszcze żyją i mają się
dobrze. Wszystko to są zabiegi niekonwencjonalne, nawet dzisiaj, a co dopiero w roku 1969;
wszystkie one zwracają uwagę na formę filmu, realizując tym samym podstawowy postulat
refleksywności. Dodatkowo, rozszczepienie obrazu i dźwięku rymuje się z pracą bohaterów
filmu. John i Gus to bowiem operator i dźwiękowiec. Jeden z nich rejestruje obraz, a drugi
dźwięk. Widzimy ich przy pracy, jak osobno nagrywają dźwięk i obraz. Zademonstrowanie
rozszczepienia obrazu i dźwięku jest więc naturalną tego konsekwencją, wymaga jedynie
zmiany estetyki, z estetyki kina głównego nurtu, nastawionego na tworzenie iluzji
rzeczywistości, na estetykę kina strukturalnego, nastawionego na ujawnianie materiałowych
aspektów filmowego tworzywa.
W filmie Wexlera nie brakuje również odniesień intertekstualnych, przede wszystkim do
twórczości Godarda. Był to świadomy ukłon ze strony Wexlera, wyraz hołdu nie tylko dla
dokonań twórczych Francuza, lecz również dla jego zaangażowania politycznego. Najbardziej
ewidentnym nawiązaniem do Godarda jest zakończenie, przypominające zakończenie
Pogardy. Ponadto, korytarze w gmachu telewizji przypominają korytarze totalitarnych
instytucji z Alphaville, godardowskie z ducha wydaje się być ogromne nasycenie filmu
Wexlera rozmaitego typu znakami. Niewiele jest w Chłodnym okiem kadrów, w których na
drugim planie nie widniałby plakat, albo zdjęcie, albo jakiegoś rodzaju sygnał czy napis. W
mieszkaniu głównego bohatera znajduje się zresztą wielkie zdjęcie J.P. Belmondo,
niezapomnianego bohatera Do utraty tchu czy Szalonego Piotrusia. Manierę Godarda
przypomina również „intelektualne” traktowanie muzyki filmowej, omówione wcześniej.
Wpływy Godarda są najsilniejsze, ale obecność kina w filmie Wexlera do nich się nie
ogranicza. Ważne miejsce zajmuje rozmowa Johna z Ruth na temat filmu Pieski świat
Jacopettiego, od której zaczyna się efektowna scena erotyczna filmu Wexlera. Sama zaś scena
erotyczna przypomina igraszki, jakim oddawał się bohater Powiększenia Antonioniego. W
obydwu wypadkach mamy do czynienia z podobnym chłodem i nadestetyzacją, choć inaczej
zaaranżowaną. Na Powiększenie wskazuje zresztą również to, że bohater filmu pokazuje się w
ciemni fotograficznej, okazuje się być fotografem, choć w żadnym innym fragmencie filmu
się o tym nie wspomina.
Wreszcie, ostatni wariant refleksywności Chłodnym okiem, który właściwiej byłoby
nazwać autotematyzmem, wyraża się umieszczeniem przez Wexlera siebie samego w swoim
filmie. Dzieje się to już na poziomie wyboru tematu. Film nawiązuje do doświadczeń
Wexlera, wieloletniego operatora, współpracującego z telewizją, realizującego filmy
dokumentalne. Można powiedzieć, że Chłodnym okiem jest medytacją operatora filmowego
nad własnym zawodem. W jednym z wywiadów, nawiązując do Chłodnym okiem, Wexler
wspomina wizytę z Wietnamie z Jane Fondą, kiedy to na jego oczach rolnik wietnamski
wszedł na minę: „Dwóch Wietnamczyków rzuciło się z pomocą, a ja pobiegłem za nimi z
kamerą. Cały czas ścierały się we mnie dwa uczucia. „Jakie świetne ujęcie”, myślałem, a
jednocześnie chciałem rzucić kamerę i przyjść rannemu z pomocą. Ostatecznie przez cały
czas filmowałem, choć nie widziałem co, bo oczy zalewały mi łzy. Często wracam myślami
do tego momentu, do pytania, kiedy należy odłożyć kamerę, przestać obserwować i zacząć
działać. (...) Spójrzmy na pierwszą scenę Chłodnym okiem, w której Cassellis filmuje ranną
kobietę, a dopiero później wzywa karetkę. Artyści, filmowcy, muszą sobie odpowiedzieć na
pytanie, na ile ich zawód polega trzymaniu ostrości i pilnowaniu właściwego oświetlenia, a w
jakim stopniu wiąże się z odpowiedzialnością. Z uwagi na wpływ, jaki wywieramy na innych,
uważam, że ponosimy odpowiedzialność, nie możemy ograniczyć się jedynie do
rzemieślniczej sprawności. To, że zrobiłem Chłodnym okiem, nie zwalnia mnie od
odpowiedzialności za grzech, o który oskarżam innych, grzech braku odpowiedzialności za
społeczne nieprawidłowości. Jako filmowiec jestem tak samo winny, ale tym filmem
zwracam ten problem w stronę publiczności.”
22
22
Podaję za stroną internetową:
http://thestickingplace. com
; prawdopodobnie jest to
fragment wywiadu zamieszczonego w filmie „Look Out Haskell, It’s Real”, albo w dodatkach
do płytowego wydania filmu z 2001 roku.
Swoją współodpowiedzialność potwierdza Wexler w najdobitniejszy możliwy sposób. W
ostatnim ujęciu widzimy go za kamerą, filmującą płonący samochód, a następnie zwracającą
się w stronę widza
23
. Obecność reżysera we własnym filmie zostaje też zaznaczona przez
sławny okrzyk „Look out Haskell, it’s real”
24
, pojawiający się w scenie zamieszek, chwilę po
wybuchu granatu łzawiącego. Został on zresztą dograny dopiero w fazie postsynchronów,
(krzyczącym jest syna reżysera), co dobitnie potwierdza, że autotematyzm nie wynikł z
przypadku, lecz był świadomie zaplanowaną przez Wexlera strategią
25
. Wreszcie, walor
autotematyczny ma również dialektyka napięć między kamerą Johna Cassellisa, fikcjonalnego
bohatera, a Haskella Wexlera, rzeczywistego operatora. W niektórych scenach widzimy
Casselissa filmującego, i wówczas te dwie kamery pracują, by tak rzec, osobno. W niektórych
jednak kamery utożsamiają się, widzimy to, co filmuje Cassellis, dochodzi więc do
utożsamienia fikcyjnej postaci z realnym operatorem, John Cassellis staje się porte parole
Haskella Wexlera
26
.
Łączenie materiału dokumentalnego i fikcyjnego
Trzecia z kluczowych właściwości filmu Wexlera, tj. łączenie materiału dokumentalnego z
fabularnym, nie należy do paradygmatycznych cech europejskiego kina artystycznego lat
sześćdziesiątych. Jest ona najprawdopodobniej konsekwencją wielkiego awansu
dokumentalizmu w kinie amerykańskim tego okresu. Przeciwstawienie się formule
hollywoodzkiego snu polegało również na zwróceniu bacznej uwagi na inne formy filmowej
wypowiedzi, tj. na kino dokumentalne i awangardowe, często zresztą bardzo siebie bliskie.
Powiedzieć wręcz można, że najbardziej ożywcze wiatry w kinie amerykańskim lat tego
okresu miały związek z dokumentalizmem, a w każdym razie – z otwarciem na
rzeczywistość. Dotyczy to i szkoły nowojorskiej, z Morrisem Engelem, Shirley Clarke czy
Johnem Cassavetesem, i ruchu kina bezpośredniego – uważanego zresztą wówczas za nurt
eksperymentalny, i Andy Warhola, w takich filmach jak Kiss, Sleep czy Empire State
Building prowadzącego – jak byśmy dzisiaj powiedzieli – przekorną dekonstrukcję
dokumentalizmu, i Stana Brackhage’a (np. z intymnym dziennikiem rodzinnym Window
23
Jerzy Toeplitz myli się, gdy pisze, że Wexler wcielił się w fotografa, robiącego
zdjęcia wypadku z przejeżdżającego samochodu,. (Jerzy Toeplitz, Nowy film amerykański,
Warszawa 1973, s. 122). W rzeczywistości zdjęcia robi chłopiec, siedzący za kierowcą.
24
Okrzyk ten stał się zresztą czymś w rodzaju emblematu filmu. Zrealizowany w roku
2001 film dokumentalny poświęcony okolicznościom realizacji „Chłodny okiem” został
zatytułowany właśnie „Look out, Haskell, it;s real. The making of Medium Cool”.
25
http://thestickingplace. com
26
Por. Marta Miś, op. cit, s. 69-75.
Water Baby Moving), i wreszcie kina walczącego, zaangażowanego, reprezentowanego m. in.
przez Emila de Antonio, kroniki z San Francisco, czy samego Wexlera z jego filmem The
Bus. Jeśli więc Wexler zamierzył zrobić film awangardowy, niezależny i zaangażowany, ale
zarazem funkcjonujący w szerokiej dystrybucji kinowej, to mariaż fabuły z dokumentem
wydawał się czymś jak najbardziej naturalnym.
Połączenie dokumentu z fabuła odbywa się na dwa podstawowe sposoby. Po pierwsze,
poprzez umieszczenie fikcjonalnych postaci pośród prawdziwych wydarzeń. Tu
najsławniejsza jest oczywiście ponadpiętnastominutowa sekwencja zamieszek, które miały
miejsce równolegle z konwencją Partii Demokratycznej. Wexler, co prawda, nie sprowokował
zamieszek (co mu podobno zarzucano), ale scenę dziejącą się podczas walk ulicznych w
Chicago zaplanował w scenariuszu, z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Jak sam wspomina,
wiedział o planowanych demonstracjach w Chicago i postanowił je wykorzystać do swojego
filmu. Pretekstem fabularnym było poszukiwanie dziecka przez matkę. Widzimy więc Eileen,
jak ubrana z nieco jarmarczną elegancją (na poszukiwania udała się od razu z wizyty w
dyskotece), w jaskrawożółtą sukienkę, przemierza ogarnięte zamieszkami ulice Chicago. Do
tej samej grupy należą sceny ćwiczeń oddziałów do rozpędzania demonstracji czy
przygotowań do pogrzebu; działy się naprawdę, a Wexler umieścił bohaterów swojego filmu
w ich tle.
W drugim wariancie, połączenie dokumentu fabułą polega na paradokumentalnym
filmowaniu fikcjonalnych, zainscenizowanych wydarzeń. Służą temu dobrze znane środki,
takie jak „gubienie” ostrości przez kamerę, gwałtowne, nieskoordynowane ruchy kamery,
„brudy” dźwiękowe, spontaniczne zachowania ludzkie, itp. Tak filmowane są m.in. sceny w
dzielnicy murzyńskiej czy sceny dziennikarskiego przyjęcia, na początku filmu. Jeśli jednak
dana scena nie dotyczy wydarzenia powszechnie znanego, jak zamieszki w Chicago, na
podstawie samych danych tekstualnych nie sposób zgadnąć, z którym wariantem mamy do
czynienia; skazani jesteśmy wówczas na informacje spoza tekstu (np. wypowiedzi twórcy),
albo na domysły.
Dla porządku, trzeba wymienić jeszcze trzecią grupę scen, całkowicie wolną od zabarwienia
dokumentalnego. Są to oczywiście retrospekcje, ale również niektóre sceny z chłopcem,
zwłaszcza te, które pokazują jego miłość do gołębi. Wszystkie one pochodzą jakby z innego
filmu. Starannie zainscenizowane, przypominają tradycyjną, poetycką fabułę. Jeśli ktoś
chciałby postawić filmowi zarzut niespójności stylistycznej, to byłby w stanie tego dowieść
27
,
27
Na przykład Adam Garbicz pisze, że połączenie elementów lirycznych i poetyckich, w tym
retrospekcji z sielskiej okolicy rodzinnej nauczycielki, ze społecznymi fragmentami epickimi, „tworzy całość
tym bardziej, że niejakie rozwichrzenie, będące właściwością tego filmu i nie ogranicza się
tylko do tych dwóch stylów; dodać by należało co najmniej jeszcze jeden, nazwijmy to,
psychodeliczny, widoczny w scenie wizyty w dyskotece i w scenie erotycznej między Johnem
a Ruth. Możliwe jednak, że styl tego filmu jest tak różnorodny, tak niespójny, jak
społeczeństwo, które film portretuje.
To prowadzi w kierunku kluczowego dla omawianej tu kwestii pytania: co daje Wexlerowi
mariaż dokumentu i fabuły? Odpowiedź może być tylko jedna: prawdę i wiarygodność.
Zaszczepiając filmowi dokumentalnemu elementy poetyki dokumentu twórcy często liczą na
to, że skorzystają przy tym z premii, jaką jest mit prawdziwości i obiektywizmu,
towarzyszący materiałom dokumentalnym. Ponoszą też ryzyko, wynikającej z całego
relatywizmu tego mitu. A niekiedy świadomie ten relatywizm eksploatują.
Portret Ameryki
Chłodnym okiem portretuje Amerykę roku 1968, tego niezwykłego „roku barykad”, kiedy to
zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w wielu krajach Europejskich, następuje kulminacja
narastających od połowy lat sześćdziesiątych protestów. W Stanach Zjednoczonych konflikty
przybierają szczególnie gwałtowny charakter. W odstępie zaledwie paru miesięcy
zamordowanych zostaje dwóch czołowych polityków, uosabiających „nową” twarz Ameryki
(Martin Luter King Jr. oraz Robert Kennedy), a przez cały kraj przetacza się ogromna fala
demonstracji i zamieszek, głównie na tle praw ludności murzyńskiej oraz wojny
wietnamskiej, na co nakładają się protesty młodzieży studenckiej, grup feministycznych,
radykałów politycznych, ugrupowań ekologicznych, a do tego rewolucja obyczajowa
propagowana przez ruch hippisów. Trwające przez tydzień walki uliczne w Chicago, podczas
tzw. „tygodnia życia” , w dniach 22 - 29 sierpnia 1968 roku, zorganizowanego jako
alternatywa dla „konwencji śmierci”, tj. konwencji Partii Demokratycznej, uważa się za jedno
z najważniejszych wydarzeń nie tylko roku 1968, lecz całej amerykańskiej kontestacji lat
sześćdziesiątych.
Chłodnym okiem portretuje więc Amerykę roku 1968. Jest to tym ważniejsze, że
dokumentalny film amerykański w znacznym stopniu „przespał” tę burzliwą dekadę. Jak
przypomina Richard M. Barsam, formacja kina bezpośredniego, a więc najważniejszy nurt
niezależnego dokumentalizmu amerykańskiego lat sześćdziesiątych, przejmowała się bardziej
kwestiami estetycznymi niż społecznymi, politycznymi czy moralnymi, a z filmami
tyleż chropawą w konstrukcji, co przejmująco żywą i gorzko prawdziwą”. Adam Garbicz, Kino, wehikuł
magiczny. Podróż czwarta, Wydawnictwo literackie: Kraków 1999, s. 212.
produkowanymi przez wielkie sieci telewizyjne było jeszcze gorzej, bo te niechętnie
poruszały kontrowersyjne kwestie
28
. Chłodnym okiem w pewnym stopniu stara się więc
wypełnić tę lukę, ale z drugiej strony oskarża, pokazując telewizję jako totalitarnego molocha,
realizującego własną politykę, oraz dokumentalistów jako ludzi w gruncie rzeczy mało
zainteresowanych tym, co się dzieje dookoła.
Jaki więc obraz Ameryki wyłania się z filmu Wexlera? Przede wszystkim, widoczny
jest podział na Amerykę „starą” i „nową”. Jest on zresztą bardzo charakterystyczny dla
filmów amerykańskich opowiadających o kontrkulturze. Znajdziemy go w Swobodnym
jeźdźcu, Restauracji Alicji, Zabriskie Point, Odlocie i wielu innych filmach.
Amerykę „starą” reprezentują Eileen i jej syn, zagubieni na ulicach „nowej”, nie rozumiejący
tego, co dzieje się dookoła. Stara Ameryka została scharakteryzowana w trzech bardzo
przemyślanych retrospekcjach. W pierwszej z nich ojciec uczy syna strzelać. W drugiej ojciec
chrzci matkę w rzece (może to być aluzja do „ojców założycieli” Stanów Zjednoczonych),
przy milczącym współuczestnictwie całej społeczności, a następnie wszyscy śpiewają w
kościele; w trzeciej wreszcie ojciec wykłada synowi, jak powinny wyglądać stosunki między
kobietą a mężczyzną („dom to świętość; kobieta należy do ciebie, ale ty do niej nie należysz;
większość kobiet ma przewrócone w głowie, chcą być samodzielne”). Jest to więc
społeczność zdecydowanie patriarchalna, o dominującej roli mężczyzny. Jest to zarazem
społeczność bardzo tradycjonalna, zespolona mocnym spoiwem religii, żyjąca w symbiozie z
28
Richard M. Barsam, The Nonfiction Film, w: Paul Monaco, History of the American
Cinema, vol 8: The Sixties: 1960-1969, Charles Scribner’s Sons, New York, Detroit, 2001, s
198. Oto, co Barsam pisze o dokumentalnym obrazie najgorętszych wówczas a Ameryce
kwestii: „Zważywszy na wagę polityki w latach sześćdziesiątych, zadziwiająco mało
znaczących filmów dokumentalnych powstałych w tamtej dekadzie było jej poświęconych”
(s. 221); „kwestiom życia rodzinnego i społecznego filmowcy poświęcili równie mało uwagi,
jak polityce” (s. 222); „Najbardziej może rzucającym się aspektem życia społecznego lat
sześćdziesiątych było zjawisko tzw. kontrkultury, wyrażające się m. in. radykalnymi ruchami
studenckimi i zaciekłym antyintelektualizmem, powszechnym używaniem marihuany i
środków halucynogennych, kolorowymi strojami, muzyką folkową i rockową, a także
aktywnością ruchów pokojowych. Zadziwiające, że filmowcy nie potrafili wykorzystać tej
niebywałej okazji do filmowania obrazów tyleż barwnych, co społecznie doniosłych.
Wprawdzie niektóre aspekty kontrkultury zostały pokazane w filmach poświęconych muzyce
rockowej i kulturze młodzieżowej (zwłaszcza Monterey Pop, Woodstock i Gimme Shelter),
ale żaden film dokumentalny z lat sześćdziesiątych nie objął całości zjawiska. (...) Lata
sześćdziesiąte cechowały się również skłonnością do eksperymentowania z narkotykami oraz
do ogólnej swobody obyczajowej (permissivenes), ale poza kilkoma wyjątkami, producenci,
filmowcy ani widzowie nie byli zainteresowani filmami o tej tematyce” (s. 223); „Zdaniem
wielu ludzi, wojna w Wietnamie oraz ruch praw obywatelskich to najważniejsze problemy
społeczne tamtego czasu. Jednak filmowcy, nawet ci zaangażowanie politycznie, interesowali
się ruchem praw obywatelskich jeszcze mniej niż innymi kwestiami” (s. 223).
naturą. Spokojny, powolny rytm retrospekcji określa styl życia mieszkańców wsi w
Apallachach. Retrospekcje, powolne, starannie zakomponowane pod względem wizualnym
(ze zdecydowaną dominantą barwy żółtej), tak bardzo różnią się od reszty, że stanowią
właściwie film w filmie.
„Nowa” Ameryka nie ma właściwie swojego rzecznika. Nie jest nim na pewno Cassellis,
pracownik wielkiej korporacji, człowiek pozbawiony wyrazistych poglądów (w każdym razie,
nic o nich nie wiemy). Funkcję tę można by przypisać demonstrantom, ale z filmu nie sposób
wywnioskować, o co im właściwie chodzi, ani tym mniej – o co chodziło kontestatorom z
końca lat sześćdziesiątych. Pozostają więc same wrażenia: pośpiech, zamęt, konflikt,
swoboda obyczajowa, brak religii, narkotyki, a nade wszystko – przemoc. Temat przemocy
przewija się przez cały film Wexlera; począwszy od rozmowy dziennikarzy, utyskujących na
zainteresowanie mediów (i widzów) scenami przemocy, poprzez obrazy ćwiczeń policji przed
walkami ulicznymi, sceny na strzelnicy, agresję policjanta wobec murzyńskiego taksówkarza
oraz Murzynów wobec Johna i Gusa, trening bokserski Johna i nauki, jakich udziela
Haroldowi (chodzi o to, aby wykończyć przeciwnika), aż do przemocy policji względem
demonstrantów. Uwzględniwszy zaś, że również „stara” Ameryka nie stroni od przemocy (w
pierwszej retrospekcji ojciec uczy syna strzelać), rzec można, że przemoc jest, w ujęciu
Wexlera, wszechobecna, stanowi swoisty kod genetyczny Ameryki.
Film Wexlera jest zdecydowanie krytyczny wobec systemu politycznego i instytucji państwa.
Atakuje telewizję i policję, konwencję wyborczą pokazuje jako cyrk. Gary Couzens nazywa
go „jednym z najbardziej lewicowych filmów w historii kina amerykańskiego”, a sam Wexler
miał powiedzieć: „to establishment jest celem naszych ciosów i to pod adresem
establishmentu rzucamy liczne pytania”
29
. Ten krytyczny wobec establishmentu ton był
zresztą najprawdopodobniej główną przyczyną, dla której Paramount długo zwlekał ze
skierowaniem filmu do dystrybucji, a następnie przyznano mu kategorię X (oficjalnym
powodem była scena erotyczna między Johnem a Ruth, w której obydwoje pokazują się nago;
był to pierwszy film amerykański „głównego nurtu”, pokazujący męską nagość).
Krytyczny wobec establishmentu, wobec państwa i jego instytucji, znajduje jednak Wexler
linię polityczną, z którą wydaje się utożsamiać. W filmie wymienia się z nazwiska tylko
trzech polityków – Johna F. Kennedy’ego, pastora Kinga oraz Roberta Kennedy’ego,
orędowników zmian, zastrzelonych w skrytobójczych zamachach. W ten sposób film Wexlera
przyczynia się do umacniania mitu rodziny Kennedych. Młodszy z braci, zastrzelony już w
29
Podaję za: Jerzy Toeplitz, s. 124.
trakcie pracy nad filmem, staje się wręcz jego cichym bohaterem. Oglądamy nie tylko
potajemną rekonstrukcję chwil przez zabójstwem oraz przygotowania do pogrzebu; w jednej z
wcześniejszych scen John i Gus kręcą wywiad z grupą wolontariuszy, pracujących przy
kampanii prezydenckiej Roberta Kennedy’ego, zaś plakat z podobizną tego polityka pojawia
się w mieszkaniu Eileen, co jest o tyle dziwne, że kobieta, zagubiona w nowej rzeczywistości,
zupełnie się polityką nie interesuje
30
. W ogarniętej zamętem Ameryce, wydaje się mówić
reżyser, to właśnie trójka zastrzelonych polityków niosła nadzieję na przełom,
sprawiedliwość, odzyskanie utraconej harmonii. Nadzieję, nie trzeba dodawać, płonną, tym
bardziej, że wizerunki trzech polityków stają się w istocie własnością anonimowej korporacji
i przedmiotem manipulacji medialnej.
Przekaźnik średnio fajny
Tytuł filmu nawiązuje, jak powszechnie wiadomo, do myśli Marshalla McLuhana, w tym
zwłaszcza, do jego koncepcji przekaźników zimnych i gorących. Zimne to te, które są ubogie
w informacje, więc wymagają aktywności odbiorczej; gorące to te, w którym jeden kanał jest
w silnie nasycony informacyjnie, nie zostawiając miejsca na aktywność odbiorczą.
Przekaźniki gorące są skuteczne propagandowo, ponieważ wypełniają niejako całą przestrzeń
w umyśle odbiorcy, nie dając możliwości nabrania krytycznego dystansu. Gorące, zdaniem
McLuhana jest np. radio czy kino, zimna jest telewizja.
Podział na przekaźniki zimne i gorące to jeden z najbardziej zawiłych i kontrowersyjnych
punktów teorii McLuhana. Konia z rzędem temu, kto powie, dlaczego kanadyjski teoretyk
uznał telewizję za medium ubogie informacyjnie (może wynikało to z kiepskiej jakości
pierwszych przekazów telewizyjnych?), albo, dlaczego kino, posługujące się przecież i
dźwiękiem, i obrazem, miałoby wypełniać jeden kanał informacyjny (jak np. radio) i z tego
powodu być przekazem gorącym. Na szczęście, zawiłości teorii McLuhana nie są
przedmiotem niniejszych dociekań. Interesuje nas ona tutaj jedynie w kontekście filmu
Wexlera.
W tym miejscu zaś komentatorzy na ogół zgodnie twierdzą, że Wexler jest wobec McLuhana
polemiczny. Kanadyjczyk był entuzjastycznym piewcą telewizji, amerykański reżyser jest
wobec niej krytyczny. Dla McLuhana media były przedłużeniem człowieka, dla Wexlera – to
człowiek jest przedłużeniem mediów. McLuhan twierdził, że telewizja wyzwala aktywność,
bohaterowie Wexlera zaś są chłodni w tradycyjnym (a nie mcluhanowskim) znaczeniu tego
30
Wydaje się, że w tym momencie dyskursywne intencje Wexlera wzięły górę na
wymogami spoistości postaci.
słowa i raczej z rzeczywistości wyobcowani. Można też uznać film Wexlera za rodzaj
polemiki z McLuhanowskim przeciwstawieniem telewizji i kina. Oto Chłodnym okiem, a więc
film „kinowy”, wymusza aktywność widza, podczas gdy telewizja, w tym filmie
portretowana, tej aktywności nie sprzyja, lecz raczej - wręcz przeciwnie
31
. Warto wreszcie,
szukając tropów polemicznych wobec McLuhana, zwrócić uwagę na pewien pomijany
zazwyczaj szczegół, mianowicie na zastosowanie inwersji w tytule. Film Wexlera nie nosi
tytułu „cool medium”, co byłoby zgodne z piśmiennictwem McLuhana i przekładałoby się
prosto na „zimny przekaźnik”, lecz „Medium Cool”, co trafniej byłoby przetłumaczyć jako
„średnio chłodny”, a więc po prostu letni, a może również „średnio fajny”, czyli całkiem
niefajny. To chyba byłoby bliższe zawartej w filmie Wexlera charakterystyce telewizji.
W dwóch jednak co najmniej miejscach przemyślenia McLuhana mogą rzucić nieco
światła na film Wexlera. Po pierwsze, samo kryterium zaangażowania, które decyduje o
wyróżnieniu przekaźników zimnych i gorących, jest kluczowe dla filmu. Chłodnym okiem
porusza kwestię zaangażowania na wielu piętrach. Jak dowodziliśmy uprzednio, wymusza
wręcz aktywność percepcyjną i intelektualną u odbiorcy. Stawia problem zaangażowania
filmowca-dokumentalisty w filmowaną przez niego rzeczywistość. Pokazuje ludzi
zaangażowanych w działalność polityczną, choć z drugiej strony pokazuje, jak to
zaangażowanie staje się pożywką medialnego cyrku. Choć koncept przekaźników zimnych i
gorących może budzić liczne wątpliwości, to leżące u jego podstaw kryterium trafia w samo
sedno przedstawianych przez Wexlera dylematów. Po drugie, warto pamiętać, że koncept
przekaźników zimnych i gorących mieścił się w szerszej ramie opisu cywilizacyjnego. Nie
chodziło tylko o człowieka i jego zaangażowanie, chodziło o cywilizację druku,
przeciwstawioną cywilizacji obrazu telewizyjnego. Może więc John Cassellis, chłodny (w
tradycyjnym znaczeniu tego słowa) profesjonalista, to człowiek „epoki druku”,
niezaangażowany, oddzielony od rzeczywistości, wąsko wyspecjalizowany, który zaplątał się
w epokę telewizji? Tak patrząc, film Wexlera obrazowałby nie tyle konflikt polityczny, ile
cywilizacyjny – między gorącą cywilizacją druku i wywodzącą się z niej machiną państwa
narodowego, a zimną cywilizacją telewizji, z charakterystycznym dla niej chaosem, zamętem,
holizmem, partycypacją oraz prymatem bezpośredniego kontaktu. Pod wpływem zaś
zderzenia gorących i zimnych środków przekazu „kultura rozpada się w gruzy”, ponieważ
„gorące środki przekazu wspierają racjonalny projekt zaprowadzenia ładu, wyraźnie
oddzielają sferę publiczną i prywatną, zaś zimne zmierzają do integracji obu płaszczyzn
31
Zdaniem Marty Miś, McLuhan swoim filmem pragnął niejako „ochłodzić” medium
filmowe, sprawić, by wymagało ono zaangażowania odbiorcy. Marta Miś, op. cit. s. 74.
życia, wspierają demokratyzację poznania, podważają obowiązujące autorytety, normy
prawne i władzę”
32
. Przystawalność tej charakterystyki do filmu Wexlera jest uderzająca.
Film niewątpliwie przedstawia moment starcia dwóch modeli społecznych, a nawet, mówiąc
nieco patetycznie, modeli cywilizacyjnych; wszak sytuuje się na pograniczu II i III fali
(Toffler), II i III Świadomości (Charles Reich), modernizmu i postmodernizmu. Klasyfikacje
McLuhana zaś wpisują się w siatkę wielu modeli teoretycznych, stawiających sobie za cel
opisanie zmiany, do jakiej doszło w drugiej połowie lat sześćdziesiątych.
Telewizja zajmuje w filmie Wexlera bardzo dużo miejsca, rzec można, że jest ten film jej
poświęcony. Oskarża się ją o kultywowanie przemocy (scena rozmowy dziennikarzy), o
nieudolne zastępowanie systemu edukacji (opowieść Harolda o szkole), przedstawia się ją
jako anonimowego, biurokratycznego molocha, współpracującego z policją i kierującego się
własnymi, politycznymi rachubami. Takiemu „prawdziwemu” obrazowi telewizji
przeciwstawiona jest naiwna wiara w nią, objawiona przez demonstrantów, skandujących
„The whole world is watching” i próbujących zatrzymać odjeżdżający wóz stacji NBC.
Demonstranci wierzą, że telewizji pokaże całemu światu ich walkę, że pokaże prawdę o nich,
a zarazem powstrzyma policję od brutalnych działań. Jakże ta naiwna wiara w telewizję różni
się od świadomości wyrażanej przez polskich demonstrantów z roku 1968 okrzykiem
„telewizja kłamie”.
Spośród szeregu scen poświęconych telewizji w filmie Wexlera dwie wydają mi się
szczególnie ważne, tym bardziej, że swoim przesłaniem wykraczają poza „dyżurny” zestaw
uwag krytycznych na temat tego medium. Chodzi o scenę w dzielnicy murzyńskiej i rozmowę
z murzyńskimi bojownikami oraz o scenę w mieszkaniu Eileen, gdy wraz z Johnem oglądają
program o Johnie Kennedym, Robercie Kennedym i pastorze Kingu i słuchają przemówienia
Kinga. W pierwszej z tych scen Murzyni zarzucają Cassellisowi, że telewizja traktuje ich
instrumentalnie, wykorzystuje dla własnych potrzeb, nie pokazuje prawdy o nich. W długim,
emocjonalnym monologu jeden z Murzynów mówi, że czarnoskóry człowiek, jeśli chce
wyrwać się z anonimowości, jeśli chce, aby o nim usłyszano, musi kogoś zabić. Wtedy
wszyscy się dowiadują o jego istnieniu. „Tylko dlaczego czekacie – pyta Murzyn – aż ktoś
zostanie zabity? Bo ktoś zostanie zabity”. Chodzi tutaj, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli, o
wykluczenie z dyskursu publicznego. Ci, którzy zostają wykluczeni z dyskursu publicznego,
muszą uciec się do gwałtu, aby ich zauważono. Wynika z tego prosty wniosek: pokazanie w
32
Krzysztof Loska, Dziedzictwo McLuhana. Między nowoczesnością a
ponowoczesnością, Rabid: Kraków 2001, s. 78 i 79.
telewizji rozładowuje agresję. Jeśli telewizja nie będzie czekać, aż ktoś zostanie zabity, (tzn.
jeżeli poświęci potencjalnemu agresorowi uwagę), to nikt nie zostanie zabity.
Druga scena stanowi pod względem myślowym kontynuację i dopełnienie tej pierwszej.
Eileen z Johnem oglądają w telewizji program poświęcony Johnowi i Robertom Kennedym
oraz Martinowi Lutrowi Kingowi
33
. Samego programu nie widzimy, oglądamy jedynie Eileen
i Johna przed odbiornikiem, oświetlonych jasną poświatą. Przywodzi to na myśl skojarzenia
religijne, tym bardziej, że z odbiornika płyną słowa pastora, a po jego wystąpieniu rozlega się
grzmot. Najważniejszy jest jednak komentarz Johna, bądź co bądź człowieka telewizji, po
tym programie. To wszystko jest, mówi realizacją „scenariusza narodowego oczyszczenia.
Ludzie mówią: jesteśmy wini, jesteśmy źli. Bo ludzie się boją, że im Murzyni rozwalą sklepy,
spalą dzielnice. Więc robią w telewizji ogólnonarodowy program żałoby po męczenniku”. W
ten sposób Wexler antycypuje niejako diagnozę sformułowaną znacznie później przez Billa
Nicholsa. Telewizja jawi się jako rodzaj uziemienia, odprowadzającego do gruntu społeczne
napięcia
34
.
33
Również w tej scenie intencje dyskursywne reżysera wzięły górę nad wymogami
spoistości postaci. Cassellis najpierw składa kadr z palców i mówi „chciałbym to kręcić”,
potwierdzając swój wizerunek chłodnego „zdjęcioroba”. Następnie zaś – jedyny raz w tym
filmie – objawia głęboką świadomość natury mediów, wygłaszając wykład na temat
oddziaływania telewizji, którego nie powstydziłby się Marshall McLuhan.
34
Bill Nichols, na granicy rzeczywistości telewizyjnej, przeł. Mirosław Przylipiak,
„Kwartalnik filmowy” 1998 nr 23.