F R Y D E R Y K N I E T Z S C H E
Franciszkowi Fiszerowi
Rozmawiano o filozofii, rozmawiano tak, jak mogą to dziś
czynić tylko ci ludzie, którym nic prócz myśli nie pozostało.
W jednym z południowych sanatoriów zgromadził przypadek
grupkę ludzi młodych, z różnych stron świata pochodzących
i mających wspólnym tylko wielkie zamiłowanie myśli
abstrakcyjnej, w nieustannym sam na sam z chorobą i blis
kością śmierci wytworzone. Były to wszystko możliwości
powstrzymane w rozwoju. Był t a m i rzeźbiarz, któremu le
karze raz na zawsze zakazali mieć do czynienia z dłutem
i m a r m u r e m lub wilgotną gliną; był i trybun ludowy, któ
remu chrypka nakazywała przeżywać swoje wielkie mowy
wśród ciszy nocnych rozmyślań, i aktorka, którą gruźlica
spędziła ze sceny. Bywała ona Ofelią i Joanną d'Arc, i Gret-
chen, nie schodząc z wystawionego na słońce leżaka. Był
i po prostu młody człowiek, Niemiec o jasnych włosach
i niebieskich rozmarzonych oczach, którego nakaz lekarski
odrywał od rodziców i wysyłał w osamotnienie Afryki po
łudniowej. Gotował się on teraz do tej podróży właśnie. Był
wreszcie Polak, członek narodu zawieszonego pomiędzy tym,
czego już nie ma, a jutrem, które dopiero ma być. Dla nich
wszystkich życie i jego formy istniało jako coś utraconego
czy nie odzyskanego jeszcze, a więc jako coś, na co spogląda
się z zewnątrz i jakby z góry, a że nie spodziewali się do
606
UZUPEŁNIENIA II
niego wrócić, więc byli w myśli odważni i bezinteresowni.
Zresztą świeciło południowe słońce i błyszczało morze, chcia
ło się więc mieć myśl każdą tak jasną i wyraźną, jak jasno
zarysowywały się przed oczyma wszelkie kształty.
Wydawało się rzeczą niemożliwą kłamać przed sobą z oba
wy, wstydu czy jakichkolwiek innych względów wobec tej
przyrody, która zdała się być „łaknącą widzenia", jak ją
nazywa Plotyn.
Mówiono o filozofii: tym bowiem, którzy sami nie żyją —
nie pozostaje nic prócz zgłębiania życia.
Być może nawet, że tylko oni je zgłębiają. Artysta two
rzy; rzeźbiarz bez rąk jest już po „tamtej stronie" wszyst
kich swych posągów. I, obejmując je wzrokiem, ma tę nie-
zmąconość, która mu pozwala — o ile nie jest roztkliwiają-
cym się nad sobą dzieckiem — patrzeć oko w oko sztuce
i zapytać: i cóż?
Tak patrzyli oni w oczy całej treści znanego im życia,
a myśl chorych i skazanych na bezczynność bywa lotna. To,
co by trzeba przeżywać czynem całe lata, objąć można okiem
myśli w ciągu jednej chwili.
A ileż takich chwil mieści milczenie nocy!
Rozmawiano o tym wszystkim i z wolna skupiała się myśl
i rozmowa na tym, którego całe życie było namiętną sam
na sam rozmową z ciszą i ze wszystkimi głosami bijącego
serca.
Nad morzem wznosił się szczyt górski, nad którym roz
pościerała się błękitna, słoneczna, południowa cisza. Gdyby
zasiadł na nim olimpijski aeropag bogów, rządzących przez
piękno, nie zdziwiłby się z obecnych nikt. Byłoby to jak
gdyby eksperymentalne stwierdzenie hellenizmu.
Taka jedna chwila uczy więcej o Grecji niż dziesięć lat
filologicznych studiów. Wywodził przecież Burckhardt mit
z potrzeby natychmiastowej słonecznej jasności.
Co wiesz, co czujesz, masz widzieć. Sam dla siebie, jak
byś był pierwszym i ostatnim okiem.
Lecz wczoraj i j u t r o : świat innych ludzi z inną wiedzą
i z i n n y m czuciem. Jakże poprzestać na tym, czego wczoraj
jeszcze nie było — a jutro może nie będzie!
Ale słońce i morze mówiło: my i wy jesteśmy! I trzeba
było siebie i myśl każdą widzieć, nie zwalając z barków
swych troski o rozwikłanie zagadnień i wątpień na wygód-
FRYDERYK NIETZSCHE
607
nego wykonawcę wszystkich zaniedbań naszych — przy
szłość.
Rozmawiano więc nie tyle o tym, czym człowiek będzie,
lecz czym jest, choć o tym nie wie.
Włoch, rzeźbiarz, na imię miał PAOLO, kończył swój od
wieczny h y m n na cześć rzeźby. Ona jedna, mówił, nie obie
cuje nic więcej ponad to, czym jest, a więc uczy szczerości.
Muzyka gdzieś porywa, niesie, przyrzeka, nęci, straszy,
skarży się; malarstwo roztwiera nie kończące się perspekty
wy, przynajmniej zawsze może to uczynić. Poezja tym bar
dziej ; dla tych sztuk wszystko, co jest przez nie dane, może
się stać czym innym, a więc nieostatecznym, nie obowiązu
jącym do końca. Jest w nich zawsze coś ponad obecność,
a więc obecności właściwej nie ma. Tylko rzeźba m ó w i : je
stem, czym jestem. Tu trzeba być i za każdą chwilę przyjmo
wać pełną odpowiedzialność. Każda chwila, każdy moment
musi być skończony. Każdemu chce się powiedzieć „verweile
doch, du bist so schön". Dopiero wtedy, gdy już mu nic
żadna przyszłość ani odjąć, ani dodać nie może, istnieje on
dla rzeźbiarza. Jest to jedyna sztuka ludzka: tamte inne
mają w sobie coś nieobliczalnego, coś niezależnego od treści,
którą dają: są dla kogoś, mają w sobie jakieś „gdyby"...
„Gdybym nie był tym, czym jestem" — jest ich duszą. Są
romantyczne, są chrześcijańskie. Z ludzkiego p u n k t u widze
nia jestem garbaty, ale... I wnet tęsknota unosi w kraj, gdzie
garb nie jest garbem, tworzy sobie Boga, dla którego nasza
ułomność jest pięknem... Bóg to jest ktoś, co widzi nas ta
kimi, jakimi byśmy być chcieli. Jest to oko, które czyni nas
pięknymi. Dla rzeźby jednak nie istnieje i n n e . Zawiera
się cała w słowie: jest. Wejść na ten szczyt i czuć, że się
ma prawo na nim stać, bo się nie może wyobrazić nic inne
go, co by miało prawo tak stać w słońcu: oto rzeźba. Ozna
cza ona, że tylko j a, tylko c z ł o w i e k , tylko oko ludzkie
rozstrzyga o tym, co ma stać na szczycie. Nikt inny nie
przyzna mi tego prawa, jeżeli nie przyznam go sobie ja.
Jestem i muszę być sam dla siebie.
Aktorka, którą los jakby dla spotęgowania ironii obdarzył
imieniem Duse: ELEONORA, zwyczajem swoim zapatrzona
w słoneczną jasność nieba, snuła dalej te myśli. — Jeden jest
tylko sprawdzian piękna: kiedy nie żal już zginąć, a raczej
właśnie kiedy najbardziej żal, bo wtedy ma się już wszy-
608
UZUPEŁNIENIA II
stko i nic sobie dodać nie można. W takiej chwili najbar
dziej, najpełniej można kochać siebie i kochać tylko to, czym
się jest; więc gdy się ginie, nic się już nie traci. Największy
żal zguby i konieczność zguby. Miłość pełna, która pędzi do
otchłani i ciągnie w nią, aby się utwierdzić. Nie... aby czuć
po prostu, że już dalej n i c, a więc, że j u ż jest wszystko
i ten jeden m o m e n t : „ j u ż " zawiera k r e s i jego radość,
i straszliwy smutek; smutek, który zachwyt rodzi, zachwy
tem się pogłębia i znów rodzi go w sobie promienniejszym,
i znów powstaje z promienności tej bardziej niezgłębiony —
i to jest tragedia. Niczego już nie mogę pragnąć; więc ginę;
ginę, a zatem miałem wszystko, miałem i tracę, a gdybym
nie t r a c i ł , znaczyłoby, żem nie miał.
KAZIMIERZ
Polak, który wszystkie ścieżki dialektyki zmierzył, zanim
zrozumiał, że próżnia jest bezgranicznym przestworzem
twórczości własnej, ludzkiej, a nie odpływem sił, które znów
wrócą, streścił ten w kopułę słoneczną ponad głowami wzno
szący się dialog. Streścił i zamknął, pomniejszając go na
razie. — Gdyby Nietzsche pisał swoje pierwsze dzieło po raz
drugi, nazwałby je może: Geburt der Tragödie aus dem
Geiste der Skulptur,
narodziny tragedii z ducha rzeźby.
GERHARDT
przymknął swoje smutne, dwudziestoletnie, roztęsknione
oczy. Żal mu było muzyki, czuł, że jest w niej coś, jak gdy
by odpowiedź stamtąd, gdzie się spada, gdy się już nie ma
czego spodziewać ani czego żądać dla siebie.
KAZIMIERZ
Właśnie gdy się żąda odpowiedzi, znaczy to, że się j e j
w sobie nie miało, że się nie było wszystkim. Muzyka to
śpiew m a t k i nad grobem-kołyską dziecka, to wieczne pra
gnienie, by stać się dzieckiem, a więc c z u ć c o ś ponad
sobą, muzyka, to Lorelei wabiąca, a więc znów to samo:
Das Ewig-Weibliche zieht uns hinan. To miękkie ramiona,
roztwierające się w tragicznej otchłani; to matczyne łzy,
pocałunki, pieszczoty rzewne jak pożegnanie w ciemnoś
ciach, to pamięć, która pozostała i płacze; to przeszłość
i przyszłość, wspominanie i tęsknota, żal i żądza, wszystko —
tylko nie obecność, nie kres wiecznie trwający przez to, że
utracony; a utracony, bo już całkowity; nie moment, który
własnym pięknem wyrzucił siebie poza czas. Muzyka jest
FRYDERYK NIETZSCHE
609
vv czasie, jest i tu, i tam, i wszędzie; muzyka to nicość, która
5
ię nad sobą samą lituje. Oto niekonsekwencja Schopen
hauera. Moja Lorelei — Lorelei-Nirwana. Eolowa harfa, któ
ra brzmi w nicości i nęci, i wabi: nie bądź, nie bądź s o b ą ,
uie bądź niczym, wspominaj, tęsknij, płacz.
GERHARDT
Dlaczego nazywasz to niekonsekwencją? Jeżeli tak jest, jak
mówisz, muzyka powinna była być drogą Schopenhauerowi;
odciągała od chęci życia, od potwierdzenia życia, prowadziła
do spokoju, jaki się rodzi z jego zaprzeczenia.
KAZIMIERZ
Więc może źle się wyraziłem, mówiąc: niekonsekwencja, po
winienem był powiedzieć raczej: nierzetelność. Schopen
hauer powinien był gardzić muzyką jako pociechą. Nicość,
zaprzeczenie życia nie potrzebuje, aby po nim płakano. Nir
wana nie powinna być uwodzicielką, która hipnotyzuje. To
był romantyzm Schopenhauera — brak odwagi. Miał on
dwie twarze: szyderczą i litościwą, zbuntowaną i rozmarzo
n ą — był zawsze wytężeniem p r z e c i w c z e m u ś lub
litością n a d c z y m ś , nie był sam.
GERHARDT
A jednak o nim Nietzsche powiedział: nie był on nikomu
poddany.
KAZIMIERZ
Tym był on dla Nietzschego, nie dla siebie. Schopenhauer
pustkę, jaka powstawała przez zaprzeczenie świata poza czło
wiekiem, zapełnił szyderstwem lub litością. Nietzsche umiał
pochylać się n a d krawędzią. Dla Nietzschego Schopenhauer
był mistrzem samotności, ale s a m nie umiał być samotnym
szczerze. Mówił: n i e p r a w d ą jest, ż e jest ś w i a t poza
wami, który przez was wyrasta, nie ma n i c ; z gniewem
zwracał się przeciwko Kantowi, Heglowi, kwestionował rze
telność zapłaty, obiecanej człowiekowi, a następnie roztkli-
wiał się i płakał, litował się. Był cały zawieszony pomiędzy
„nie mogę w nic uwierzyć poza sobą" i „nie mogę żyć s a m " ;
był romantykiem bez wiary, elegistą materializmu. Miał
trzeźwość nie pozwalającą mu łudzić się, ale brakło mu mę
stwa pozwalającego obejść się bez złudzenia: gdyby nie szy
derstwo, nienawiść i litość — nie mógłby żyć, potrzebował
on i n n y c h , aby istnieć; jego filozofia była inwektywą,
psalmem, n i g d y samotną i pogodną mową myśli wystar-
J3 Brzozowski — Dzielą
610
UZUPEŁNIENIA II
czającej sobie. Potrzebował on czuć się przenikliwszym, nie-
szczęśliwszym i śmielszym od innych; był człowiekiem nie
umiejącym się z sobą rozstać myślowo; gdzie o n się koń
czył, t a m zaczynała się pustka i wieczny żal.
MAKSYMILIAN
polityk, skazany na izolację, zainteresował się teraz rozmo
wą. Słuchał on obojętnie rozpraw o muzyce i rzeźbie, teraz
jednak ożywił się; widocznie wyczuł jakiś związek pomiędzy
treścią rozmowy, a swymi upodobaniami, t y m gorętszymi,
że były stłumione. — Dziwi mnie, że ignorujecie prawdziwe,
choć nieco zaniedbane przez oficjalnych historyków filozofii,
związki i powinowactwa w rozwoju nowoczesnej myśli. To
Feuerbach był myślicielem czyniącym zadość tym wymaga
niom, jakie stawia Kazimierz Schopenhauerowi. Pamiętacie
może, jak p o z y t y w n y m umiał on uczynić odczucie
u t r a t y wiary w nieśmiertelność. Pisał prawdziwe hymny na
cześć śmiertelności człowieka. Życie stało się dla niego praw
dziwym życiem, prawdziwą rzeczywistością, odkąd przesta
ło być tylko drogą prowadzącą w coś, co jest poza nim. Cala
przyroda stała się piękniejszą, słoneczniejszą, bogatszą w je
go oczach. Zarazem zaś zrozumiał on, że w tej chwili zaczy
na się świadomie samowładza człowieka, od tej chwili czło
wiek czuje, że jest sam tylko za swoje losy odpowiedzialny,
że będzie tym, czym się sam uczyni, musi więc świadomie
i celowo rządzić sam sobą. Nie dość było to zrozumieć. Jest
to rodzaj poznania zyskujący stwierdzenie dopiero przez
urzeczywistnienie czynne. Pomiędzy tymi, którzy od razu
stali się „feuerbachowcami", był także twórca praktycznej,
czynnej metody urzeczywistnienia tej samowładzy, ten, któ
ry zrozumiał, że wyzwolenie człowieka może być dziełem
tylko społecznej organizacji, a więc dziełem celowej pracy
i walki grup społecznych. Karol Marks uczynił filozofię ży
ciem, wyprowadził z niej ostateczny wniosek, uczynił rzeczy
wistością kantowskie pojęcie samowładzy praktycznego ro
zumu. Całe pokolenia ludzkie żyją już tą filozofią. Socjaliści
polscy w jej imieniu, nie opierając się na niczym innym
prócz rozumu, przekonania o samowładnych, nieograniczo
nych prawach człowieka, wypowiedzieli walkę przemocy
obcych i spodleniu swoich i nie tylko zrzekli się wiary
w opatrzność, lecz ośmielili się stać się opatrznością swojego
ludu, opatrznością nie zdającą przed żadną mocą pozaludzką
FRYDERYK NIETZSCHE
611
rachuby i od żadnej mocy pozaludzkiej nie oczekującą na
grody.
KAZIMIERZ
Sądzę, że teraz ty nazbyt upraszczasz sprawę. Stosunki są
bardziej złożone. Myślę, że można uznać niemal za zasadę
ogólną, że ukazanie się wybitnego myśliciela, nie kontynu
ującego rozpoczętej pracy filozofów dotychczasowych, lecz
przeciwstawiającego się im, wskazuje na to, że przez tych
filozofów pewne zagadnienia zostały zaniedbane. Stosuje się
to do Schopenhauera, stosuje się jeszcze bardziej do Nie
tzschego.
MAKSYMILIAN
W tak ogólnej formie wyrażone twierdzenie nie mówi nic.
KAZIMIERZ
Zgadzam się na to i chętnie dam bliższe wyjaśnienia. Prze
de wszystkim zwróć uwagę na pewien paradoks. Feuerbach
i Marks z jednej strony reprezentują materializm, Schopen
hauer z drugiej idealizm; nieprawdaż? Tak się przynajmniej
przedstawia to na pierwszy rzut oka. Tymczasem rzecz dzi
wna — materialiści to propagują czyn, tworzą filozofię nie
zmordowanej działalności i pracy, idealista tymczasem głosi
zrzeczenie się czynu, zaprzeczenie życia. Wynik niezmiernie
ciekawy: w imię niesamodzielności człowieka mówi się o je
go wyzwoleniu, z drugiej zaś strony zaprzecza się samodziel
nemu znaczeniu świata zewnętrznego, stwierdza się, że jądro
natury tkwi „w sercu człowieka", jedynie po to, aby na tej
podstawie oprzeć filozofię i etykę samounicestwienia.
MAKSYMILIAN
Zestawienia są ciekawe, cóż z nich jednak wyprowadzasz?
KAZIMIERZ
Prowadzą one do zrozumienia tej gmatwaniny filozoficznej,
jaka powstaje w myśli nowoczesnej wskutek niezrozumie
nia właściwych podstawowych założeń, do których krytycz
na myśl prowadzi w sposób nieunikniony i nieubłagany.
MAKSYMILIAN
Znowu „zurück zum K a n t " .
KAZIMIERZ
Bynajmniej, nie potrzebujemy wracać do nikogo, wystarczy
myśleć za siebie. Tylko myśleć konsekwentnie i nie cofać się
przed wynikami logicznymi. Zgodzisz się, że w s z e l k i e
pojęcie o świecie — wszystko jedno, jaką formę przybiera,
612
UZUPEŁNIENIA II
czy teologiczno-metafizyczną, czy też materialistyczną lub
dynamiczno-matematyczną — m o ż e być zawsze tylko
zsumowaniem wyników dotychczasowych doświadczeń ludz
kości, doświadczeń wszelkiego rodzaju, zarówno dotyczą
cych przyrody, jak i ludzkości samej i jej życia. Słowem, że
wszelkie pojęcie o świecie może być tylko wynikiem doko
nanej pracy ludzkości, streszczeniem tego, co ludzkość do
tychczas zdobyła. Czy chcesz, abym ci dowodził szczegółowo
zasady, że „nic nie ma w myśli, czego nie było w zmy
słach" i że nic nie ma w zmysłach, czego nie było w dzie
jach, co by nie było u w a r u n k o w a n e przez zakres stosunków
czynnych istoty żywej do świata?
MAKSYMILIAN
Nie. Znam mniej więcej tę argumentację.
KAZIMIERZ
Pięknie. Otóż jeżeli tak, to czy jest możliwą rzeczą wysnuć
z a s a d y dalszego rozszerzenia działalności ludzkiej, czy
jest możliwą rzeczą zrozumieć t w ó r c z o ś ć , jej istotę na
podstawie jakiegokolwiek pojęcia o świecie?
MAKSYMILIAN
Już zapominasz, że te pojęcia, o ile mają jakąkolwiek war
tość, nie mogą być, ot tak sobie, dowolnymi urojeniami, lecz
że w y r o s ł y one, jak się sam wyrażasz, z czynnych sto
sunków danej żywej istoty, że więc działalność nie oparta
na takich pojęciach będzie całkowicie zawieszona w powie
trzu, nie będzie w ogóle żadną działalnością, lecz marzeniem,
snem o potędze — rojeniem ściętej głowy.
KAZIMIERZ
Cieszysz się przedwcześnie. Myślmy konsekwentnie. Dane
pojęcie o świecie jest wynikiem dotychczas zdobytych, osią
gniętych stosunków czynnych żywej istoty: mogą to być
stosunki już urzeczywistnione, zrealizowane, lub też takie,
które istnieją w formie niezupełnej, jako myśl. Mniejsza o t o :
w każdym razie, pojęcie o świecie obejmuje tylko to, co
dotychczasowa twórczość osiągnęła chociażby w formie my
śli tylko. Z tego wynika, że z wszelkiego pojęcia o świecie
można wysnuć tylko to, co przez twórczość już jest w pew
nej mierze, chociażby tylko jako myśl, osiągnięte; można wy
snuć tylko r e a l i z a c j ę twórczości już istniejącej, znanej,
nigdy zaś twórczość samą. Ponieważ pomiędzy pojęciem
o świecie, tj. twórczością znaną jako myśl, a rzeczywistością
FRYDERYK NIETZSCHE
613
życia istnieje zawsze olbrzymi przedział na niekorzyść tej
ostatniej — więc już z samego pojęcia o świecie, istniejące
go w głowach najbardziej rozwiniętych, można zawsze wy
snuć dużo konsekwencji praktycznych, polegających na reali
zowaniu t w ó r c z o ś c i z n a n e j , pomyślanej. Szczegól
nie zaś stosuje się to do naszej doby i do materializmu. Dzię
ki aż nazbyt dobrze ci znanemu biegowi historycznego roz
woju ludzkości, myśl ludzka rozwijała się w warstwach
oderwanych od pracy, a więc realne zdobycze ludzkie dzięki
temu pojęciu o świecie u warstw „myślących" były nieskoń
czenie węższe i ciaśniejsze od tego zasobu doświadczenia
i czynnej władzy nad przyrodą, jakim ludzkość rozporzą
dzała. Zasób ten rozstrzygał o najważniejszych sprawach
i zadowoleniu najistotniejszych potrzeb ludzkości. Myśl h u
manistycznych filozofów traktowała tę dziedzinę wiedzy
z góry. Była to wiedza o przyrodzie, o materii. Lecz cóż to
jest materia? Jest to z b i o r o w o ś ć poznanych i opano
wanych przez człowieka stosunków czynnych do świata ze
wnętrznego, jest to suma i wynik jego potęgi w świecie, je
go władzy n a d nim. Wie człowiek o materii zawsze więcej
lub mniej, zależnie od tego, czy więcej lub mniej może
w świecie poza sobą dokonać. Filozofia humanistyczna,
opierając się na pojęciach o świecie oddartych od pracy, m ó
wiąc o ludzkości i jej samodzielności wobec świata, mówiła
o darmozjadztwie kleru, feudałów, ich dworaków, a w ich
liczbie literatów oraz filozofów. Realna niezależność czło
wieka u w a r u n k o w a n a była przez rozwój pracy, przez jej wy
niki, teoretycznie zsumowane i streszczone w pojęciu o ma
terii i prawach, jakim jest ona podległa. Gdy teraz myśl m a
terialistów wyprowadza z tych p o j ę ć zasady działania
ludzkiego, to łudzi się, jeśli przypuszcza, że jest w swych
wywodach głosicielką nakazów jakiejś pozaludzkiej przyro
dy; materializm wyprowadza tylko konsekwencje z zanie
dbanych przez świadomość ludzką, przede wszystkim przez
myśl filozoficzną, sfer działania ludzkiego. Mówiąc o ma
terii, człowiek uświadamia sobie tylko to, czym jest, co
stworzył, co zdziałał: mówi więc tylko o sobie. Materializm
nowoczesny od początku był i być nie przestał buntem pra
cy przeciw feudalizmowi w myśleniu. Rozumiem jego po
wstanie i konieczność. Pomimo to jednak, a raczej właśnie
dlatego nie mogę uznać w nim światopoglądu ludzkości
614
UZUPEŁNIENIA II
wyzwolonej. Wyzwala się tu dopiero dokonane już, a ucie
miężone przez przestarzałe formy — dzieło ludzkości, nie
ona sama, nie jej twórczość.
MAKSYMILIAN
Twórczość?! Wybacz, że zadam ci pytanie, być może naiwne,
ale nie jestem zawodowym filozofem. Doznaję wrażenia, że
pojmujesz tę twórczość jako jakiś absolutny początek, jako
powstawanie czegoś bezwzględnie nowego, czegoś, co nie da
się wyprowadzić z żadnego pojęcia — więc jest jakby poza-
przyczynowe.
KAZIMIERZ
Nie „jakby", lecz istotnie to, co ma przyczynę, nie jest już
twórczością. Przyczynę! Zrozumiej, co to znaczy z p u n k t u
widzenia krytycznej teorii poznania. Mieć przyczynę znaczy
t o : w ten lub inny sposób być zaliczonym do jakiejś kate
gorii rzeczy znanych, a więc już stworzonych. Twórczość,
gdy już przestaje być twórczością, a staje się dziełem doko
nanym choćby w myśli tylko, wchodzi w systemat zjawisk
powiązanych przez związek przyczynowości, systemat obej
mujący cały świat stosunków już osiągniętych, prac już do
konanych lub pomyślanych. Ale w istocie ona to, twórczość,
która wydźwignęła to wszystko, dźwiga także to wszystko,
jest poza t y m wszystkim, ona — źródło wszelkiej prawdy,
dobra, piękna, rzeczywistości, a sama poza dobrem, poza pra
wdą, poza rzeczywistością.
MAKSYMILIAN
Innymi słowy — nie ma jej.
KAZIMIERZ
Gdyby już była, nie byłaby twórczością. To, co jest, jest już
stworzone. Twórczość — powstanie absolutne, początek bez
względny jest poza nawiasem tego, co jest. Można mówić
0 niej słowem „b ę d z i e", a właściwie i tak nawet nie, lecz
jakimś nieokreślonym i nieustającym „ n i e c h s i ę s t a -
n i e".
MAKSYMILIAN
Jest to prawie śmieszne, ale mówisz tak, jakbyś człowieka
uważał za twórcę świata i samego siebie.
KAZIMIERZ
Nie ma w tym nic śmiesznego. Jakiego świata? Jakiego czło
wieka? Takiego, jakiego możemy pomyśleć. Otóż tak, tak
1 jeszcze raz tak. Wszystko, co stanowi treść pojęć: „świat
FRYDERYK NIETZSCHE
615
i człowiek", jest uświadomieniem sobie tego, co jest wypra
cowane, stworzone; nie zawiera w sobie nic prócz tego. Nic,
ani jednego okrucha, ani jednego atomu, ani jednego tchnie
nia, które by nie było stworzone. A poza tym wszystkim
jest owo tworzące „ s t a ń s i ę " : to, czym człowiek jest.
Czym jest? Jąk chcesz odpowiedzieć na to, jakim pojęciem,
jaką myślą? Wszystkie pojęcia, wszystkie myśli wyrażają
tylko to, co jest znane, co jest stworzone. Jakże chcesz wy
powiedzieć twórcę przez dzieło, przez dzieło, ponad którym
jest twórca? Chcieć zawrzeć to w słowa, to znaczy łudzić się,
że czyn nie jest czynem.
MAKSYMILIAN
Człowieku, ale przecież skądeś ten twój czyn pochodzić m u s i !
KAZIMIERZ
Skądeś? Ale jak chcesz określić to „skąd"? Gdy je określisz,
użyjesz na to tego, co jest, użyjesz dzieła stworzonego przez
człowieka. Gdy chcesz wyjść poza człowieka, wpadasz zaraz
w to, czym człowiek b y ł, a chcesz określać, czym będzie,
czym się uczyni.
MAKSYMILIAN
Więc w powietrzu, a raczej w bezpowietrznej pustce pozo
stać musisz ze swoim czynem.
KAZIMIERZ
Nie rozumiesz myśli własnej. To, co ma być, musi wejść w to,
co jest; każdy czyn nowy wsiąka w miąższ czynów przed
tem dokonanych, przekształca go. A potem wydaje się, że on
już był w tej przekształconej rzeczywistości, która przecież
dopiero z niego powstała. Tak jest: on, bezimienny, bezcie
lesny, bezkształtny, wsiąknąć musi w ciało dotychczasowej,
stworzonej już rzeczywistości, musi się stać jej krwią, ale
o n n i e z n i e j i d z i e , lecz spoza niej.
MAKSYMILIAN
Skąd?
KAZIMIERZ
Nie p y t a j : skąd? Nie ludzkie to pytanie.
Człowiek sam tworzy swoje: „skąd" i „dokąd".
Z niego źródło i kres,
Koniec i początek,
Przyczyna i wątek
Niedokonanych, bezimiennych dzieł.
Ponad głowami zawisły pioruny
616
UZUPEŁNIENIA II
Nowych przeznaczeń;
W nas samych są chmury,
Źródła i gromy.
Nienapisane zaiste są r u n y
Losów człowieka.
On — ptak ognistopióry,
Z własnej swej piersi wywodzi przestwory
Dla swoich lotów,
Nic nie powstrzyma go, nic nie obejmie,
Pierś swą rozkrwawia,
Rozdziera, rozrywa,
W popiołach kona
Własnej swojej dumy
I z nich powstaje znów...
Każde j a jego to już jest mogiła
I są więzieniem
Dlań wszelkie bezkresy,
On poza czasem jest,
Poza imieniem.
On jest wieczny Adam,
Codziennie tworzy rzeczy i imiona,
Świat cały
Bierze on co dzień w ramiona:
I z gruzów świata
Powstaje Nieznane.
J u t r o ponad to wyrośnie swą głową
Człowiek, pan, Stwórca.
MAKSYMILIAN
H y m n — nie odpowiedź.
KAZIMIERZ
A więc zwykłą prozą pomówimy. Czy znasz jakiekolwiek
inne źródło poznania prócz doświadczenia?
MAKSYMILIAN
Nie, ale z daleka zaczynasz.
KAZIMIERZ
Bynajmniej, jesteśmy tuż obok. Co to jest doświadczenie?
Jest to uświadomienie sobie stosunków zachodzących po
między człowiekiem, istotą czynną, a tym, co jest poza nim.
Pojęcia są tylko uogólnieniem tak nabytych doświadczeń.
Czy możesz wyprowadzić z pojęć nowe doświadczenie? Nie.
Nieprawdaż? Dlaczego? Dlatego, że znaczyłoby to pozostać
FRYDERYK NIETZSCHE
617
w dotychczasowym zakresie. Cóż więc znaczy zasada do
świadczalnego pochodzenia poznania? Jest to taka sama za
sada b e z w z g l ę d n e j n o w o ś c i , która cię tak zadzi
wiła.
MAKSYMILIAN
Przepraszam cię, ale przecież sam mówisz, że doświadczenie
pochodzi z czynnych stosunków?
KAZIMIERZ
Muszę mówić za pomocą wyrazów, wyrazy zaś oznaczają
pojęcia, rzeczy znane, już dokonane. Każde doświadczenie,
gdy już jest dokonane, zaliczone zostaje do doświadczeń do
tychczasowych, i wtedy wydaje się, że od początku należy
ono do jakiegoś przedistniejącego, ustanowionego a priori
systemu. Samo nabywanie doświadczeń miało już niejedno
krotnie miejsce i jest doświadczeniem wcielonym do daw
nych. Gdy mówię, że d o ś w i a d c z e n i e jest skutkiem
pracy lub coś podobnego, konstatuję stosunki zachodzące
w świecie, w systemacie znanych doświadczeń, z których je
dnym jest samo rozszerzanie wiedzy przez doświadczenie,
a powstawanie doświadczeń z pracy. Popróbuj jednak z tej
wiedzy wysnuć jakieś doświadczenie nowe. Nie uda ci się to,
nieprawdaż? Bo właśnie to n o w e ma być doświadczeniem,
czymś, co ma powstać.
MAKSYMILIAN
No tak, ale gdy powstanie, przekonamy się, że u w a r u n k o w a
ne było przez stan rzeczy istniejących?
KAZIMIERZ
Przekonamy się tylko, że to nowe doświadczenie potrafimy
wcielić w jakiś inny, stworzony przez nas systemat wie
dzy, wraz z dawnymi, i to wyda się n a m uwarunkowaniem
tego nowego doświadczenia przez dawne. Jeżeli jest u w a r u n
kowane, popróbuj wyprowadzić to nowe doświadczenie z do
tychczasowych.
MAKSYMILIAN
Aby wyprowadzić nową treść z tego, co jest już znane, po
trzeba, aby dane były nie tylko te założenia, z których m a m
wyprowadzać tę nową treść, lecz i jej zależność od tych za
łożeń.
KAZIMIERZ
Usiłujesz wyminąć trudności przez wprowadzenie nowego
wyrazu. Zależność nowej treści od całości! Funkcjonalny sto-
618
UZUPEŁNIENIA II
sunek pomiędzy wszystkimi pierwiastkami wchodzącymi
w skład systematu poznania! Ale czyż istnieje on niezależ
nie od nas, czyż nie stosuje się do niego to wszystko, co
wiemy o wszystkich innych pojęciach? Każda określona for
ma funkcjonalnego stosunku zależna jest od tych pierwia
stków poznania, pomiędzy którymi stosunek ten zachodzi:
jest wynikiem naszej działalności, systematyzującej doświad
czenie. Gdy odjąć wszelkie określone postacie funkcjonalne
go stosunku, pozostaje tylko goła forma uzależnienia wza
jemnego, nie znacząca nic więcej jak to, że każde nowe do
świadczenie wprowadzamy do systematu doświadczeń daw
nych. Powiesz mi, że w tym pojęciu funkcjonalnego sto
sunku tkwi coś więcej, że nie jest on zaprowadzony z do
wolnego p u n k t u widzenia, że pomiędzy pierwiastkami na
szej wiedzy można by sobie wyobrazić zupełnie inny [sto
sunek] niż ten, jaki przyjmujemy z obecnego p u n k t u wi
dzenia, że daje się pomyśleć systemat stosunków funkcjo
nalnych, całkowicie czyniący zadość wymaganiom logiki,
a jednak nie przyjęty przez nas. Że więc jest coś rzeczy
wistego, pozamyślowego w stosunku funkcjonalnej zależno
ści, łączącej w jeden systemat wiedzy poszczególne doświad
czenia. Istotnie jest. Jest to bowiem usystematyzowanie nie
myśli, lecz pracy. Systemat wiedzy ukazuje n a m nie to tylko,
jak się przechodzi myślowo od jednego doświadczenia do
drugiego, lecz jak przechodzi się c z y n n i e . Dopóki nie po
trzeba wykonać żadnej nowej pracy, żadnego nowego real
nego doświadczenia, aby c o ś poznać, dotąd wystarcza po
jęcie dotychczasowego funkcjonalnego stosunku, lecz do
świadczenie właściwe zaczyna się tam, gdzie, aby coś po
znanym być mogło, musi być wykonana pewna nowa pra
ca. Gdy ta praca wykonana zostanie, będziemy umieli po
łączyć ją z poprzednio już n a m znanymi, będziemy umieli
ustalić związek funkcjonalny pomiędzy nowo zdobytym do
świadczeniem, a doświadczeniami poprzednimi. Wszystko to
jednak już po dokonaniu, po zdobyciu doświadczenia. Kto
nie rozumie, że doświadczalność poznania jest zasadniczym
zaprzeczeniem dogmatycznego determinizmu, ten nie zasta
nawiał się chyba nigdy poważnie ani nad teorią poznania,
ani nad historycznym rozwojem techniki i nauki.
MAKSYMILIAN
Wybacz, ale zgadzasz się teraz ze mną.
FRYDERYK NIETZSCHE
619
KAZIMIERZ
Nie dostrzegam tego.
MAKSYMILIAN
Mówiłeś pierwej o twórczości jako o absolutnym początku,
ja ci powiedziałem wtedy, że taka absolutnie zaczynająca
twórczość wisi w powietrzu.
KAZIMIERZ
Więc cóż? Czy i teraz nie powtarzam ci, że doświadczenia
wyprowadzić, wydedukować nie można z systematu wiedzy
dotychczasowej, że funkcjonalna zależność, łącząca to n o w e
doświadczenie z poprzednio istniejącymi w jedną syste
matyczną całość, jest połączeniem dokonywanym już po
uzyskaniu tego nowego doświadczenia w drodze nowej
pracy?
MAKSYMILIAN
Tak, tak, ale jednocześnie, aby to doświadczenie stało się
istotnie płodnym teoretycznie i praktycznie, musi być po
wiązane z poprzednimi, musi być zrozumiane jako ich dal
szy ciąg, musi być uczynione ich dalszym ciągiem.
KAZIMIERZ
Tak, niewątpliwie; jest to jednak zgoła co innego, niż przyj
mować, że twórczość jest tylko jakąś emanacją gotowego
świata.
MAKSYMILIAN
Być może, często jednak siła twórczości pojmowana bywa
wyłącznie jako siła jej odrębności, jej osamotnienia. Ludzie,
którzy wysnuwają z Nietzschego cały system odciętego od
świata indywidualizmu, tak pojmują całą jego filozofię, i on
sam kładł nacisk na emocjonalnym podkreśleniu i u w y p u
kleniu swej izolacji.
KAZIMIERZ
Co się tyczy zwolenników Nietzschego, tych zostawmy na
stronie — ci izolowani od świata przez nieuctwo i filisterię
własną indywidualiści są ani mniej, ani więcej śmieszni niż
tysiące innych karykatur, powstających z usiłowania za
stąpienia p r a c y nad opanowaniem bryły świata przez
frazeologię napuszoną, zwróconą ku własnej osobie. Te
objawy tak charakterystycznego opustoszenia wewnętrznego
są nazbyt znane. Bywają tragiczne, gdy z opustoszeniem
tym ściera się i walczy potężna zdolność czynu, entuzjazm
twórczy. Tak było u Nietzschego.
620
UZUPEŁNIENIA II
MAKSYMILIAN
Niezupełnie pojmuję, co nazywasz współczesnym n a m i cha
rakterystycznym dla naszej epoki opustoszeniem wewnętrz
nym.
KAZIMIERZ
Ten przedmiot napotkamy jeszcze po drodze, zarazem zaś
wracamy do początku całej naszej rozmowy, którą już po
rządnie musieliśmy dokuczyć wszystkim.
ELEONORA
Bynajmniej. Ja teraz zrozumiałam zdanie niemieckiego pi
sarza, Karola Joela: zestawia on Nietzschego z Novalisem,
a raczej przeciwstawia ich sobie, i dodaje na końcu swo
jej książki, że przeciwieństwa te obejmuje i jednoczy, jak
gdyby w wyższej syntezie, filozofia mistyka J a k u b a Bbh-
mego.
MAKSYMILIAN
Miałem kiedyś w ręku jakąś jego książkę: wymyśla czytel
nikom, nazywając ich k a r m n y m i świniami Lucypera i chwali
sobie smak jabłek czy innych fruktów zaświatowych, które
mają mieć aromat Trójcy Świętej.
ELEONORA
Ja czytałam coś więcej z niego. Podstawowym jego widze
niem umysłowym jest, że Słowo, przez które pojmuje on byt
pierwiastkowy, poznający, przyjmujący siebie jako Boga.
rodzi się ze wszystkiego; że grzech, smutek, cierpienia są
także z Boga, lecz należą do tych dziedzin, w których Słowo
nie narodziło się jeszcze.
KAZIMIERZ
Jakżeż to pani wiąże z Nietzschem i naszą rozmową?
ELEONORA
Wydaje mi się to jasnym. Skąd pochodzi cierpienie? Zawsze
i w każdym razie z niezgody pomiędzy pierwiastkami na
szego życia duchowego, a tym, co wiemy o świecie. Cierpi,
wstydzi się, boleje nasze ja niepogodzone z resztą świata.
Od tego, za co uważamy tę przytłaczającą nas resztę świata,
zależy specjalny, indywidualny ton, czy odcień naszego
stanu duszy. Boehme przyjmuje i tu, i tam, i w tym, co druz
goce, i w tym co jest zdruzgotane, jedną i tę samą zasadniczą
treść: Boga walczącego z własnym bezmiarem. Novalis wie
rzy w świętość własnego odczuwanego cierpienia i wymarza
sobie świat takim, w którym by zdjęte było z niego brzemię;
FRYDERYK NIETZSCHE
621
jest miękki i rozmarzony smutek w jego poezji, ale zapomina
się, jak się osiąga tę miękkość: oto przez zapomnienie o t y m
wszystkim, co przytłaczało. A czy to było coś obcego? Nie,
to samo, ten sam walczący Bóg Boehmego. Nietzsche przyj
muje walkę i przeciwstawia się ciężarowi. Stoi on W dzie
dzinie tego, co, jak p a n mówił, nie istnieje, co nie wierzy
w siebie, jest poza dobrem, poza prawdą — bo ma się stać
tym wszystkim. Ale to, co przytłacza Nietzschego, nosi właś
nie imię prawdy, dobra, piękna; więc przeciwstawiając się
ciężarowi, on zaprzecza mu p r a w innych, niż ma to, co dziś
jest nie narodzone. Z tej i tamtej strony złego i dobrego —
jedno i to samo.
KAZIMIERZ
Tak, zdaje mi się, że to, co pani mówi, jest wierniejsze praw
dzie niż to, co inni mówili o patetyzmie Nietzschego, a zara
zem zaczynam wyjaśniać sobie wiele z jego stosunku do ro
mantyki, do Wagnera, mógłbym powiedzieć, że wyjaśniam
sobie romantykę.
PAOLO
Zapominasz o rzeczy głównej: w romantyce, w chrześcijań
stwie zwalczał Nietzsche wymaganie skierowane ku żywemu
człowiekowi, ku żywej, tryskającej życiem rzeczywistości,
aby była i n n a ; zwalczał Nietzsche marzenie o i n n y m ,
wysysającym treść z tego, co jest.
KAZIMIERZ
Mówisz o tym samym: uznawał on, że żaden pierwiastek
istnienia nie traci p r a w swych przez to, że jest odmienny
od wszystkiego, inny od wszystkiego. Nietzsche zupełnie jak
Hegel bronił bezwzględnych praw tego, co jest, tylko że
Hegel dodawał: „rzeczywistość jest rozumna", i bronił jej
jako rozumnej, dla Nietzschego zaś samopotwierdzenie się
bytu indywidualnego było najwyższą racją.
MAKSYMILIAN
Tak już powikłałeś wszystko, że nie możemy już uniknąć
gruntownej rozmowy o Nietzschem.
KAZIMIERZ
Najchętniej.
MAKSYMILIAN
Zaczynaj więc, lecz staraj się nie odbiegać zbyt gwałtownie,
zbyt często od głównego gościńca, jest to może interesujące,
lecz nuży.
622
UZUPEŁNIENIA II
KAZIMIERZ
Postaram się, lecz pamiętajcie, że mówię o filozofie, który
właśnie zawsze chodził bocznymi nie znanymi ścieżkami
myśli i duchowego życia.
ELEONORA
Jeszcze słówko. Czy to wystarczy powiedzieć: „filozof"? Czy
nie najistotniejszymi u Nietzschego były właśnie te wycieczki
w krainy doświadczenia duchowego, te wniknięcia duszo-
znawcze, mające na celu zburzyć psychologię, że tak powiem
„centralistyczną"? Usiłuje on wydobyć, przeżyć jak najwięcej
„stanów duchowych", czy jak się to nazywa, uwolnionych
spod władzy i kontroli koordynujących perspektyw. Ma się
przecież wrażenie, że Nietzsche śmieje się prosto w twarz
wszelkim teoriom, normom, ideałom: „tyle chcecie zostawić
z człowieka, tyle znacie; a to? a to?" I tych „a to?" jest bez
końca. Filozofowie badają człowieka zazwyczaj z p u n k t u wi
dzenia przydatności jego do takich a takich celów, a tu m a m y
samorodność żywą, drgającą, nerwowo zmienną, chwiejną,
wielokształtną. C e l — cel? J a m jest, który stawiam, stwa
rzam cele! Las zaułków, zakrętów, ciche jeziora, marzenie,
strome urwiska rozpaczy, samotne szczyty ekstazy, bagniska
zwątpień, lotne piaski smutków, wschody i zachody uwiel
bień, gniewów, zachwytów — wszystko to mieni się i drga.
Łabędzie srebrnopióre mrą w szponach orłów, pioruny biją
w wiekowe dęby; wiatr gra na Eolowej harfie, Mefisto
szydzi. Tak jak poezja Słowackiego, tak mieni się, skrzy,
pali, płacze, kona, złoci, srebrzy, wzdycha, gromi, grzmi —
myśl Nietzschego. Czy to dosyć powiedzieć: „filozof"?
KAZIMIERZ
Może tylko nowy typ filozofa. Typ rodzący się, niepewny
swoich sił, swoich praw, potrzebujący jeszcze ekstazy, unie
sienia, wyolbrzymienia, jakie daje namiętność. Zastanówmy
się, czym był dotąd filozof. Tak albo inaczej mówił on i uczył
o tym, czym ma być człowiek. Świat był dany, człowiek miał
się do niego przystosować. Każdy z filozofów przynosił swój
obraz „prawdziwego" świata i w jego imieniu usprawiedli
wiał i potępiał, stawiał żądania i tłumaczył. D z i ś pyta się
filozof, czym ma b y ć świat i człowiek? Człowiek jest to
rzeczywistość pierwsza i bezwzględna. Nie wolno już głosom
serca, szeptom duszy, najbardziej nawet zdeptanym, zhań
bionym powiedzieć po prostu: „jesteście złudzeniem albo
FRYDERYK NIETZSCHE
«23
grzechem, albo zbrodnią", bo to wszystko jest rzeczywiste.
W tym świecie, który znasz, który był, który jest — to, co
ja czuję, staje się zbrodnią, grzechem, czymś, czego ja sam
się wstydzę; ale to istnieje i buntuje się, i tworzy sobie
świat. Czym ma być świat, aby wreszcie żył w nim, rozrastał
się cały człowiek? Żądzą życia, potwierdzeniem życia! Któż
nie walczył, nie deptał, nie uginał, nie więził naokoło siebie,
w sobie człowieka? Myśl filozoficzna uczyła dotychczas czynić
całe zakresy bytu w sobie, całe bezmiary zagadnień — złu
dzeniem, czymś nierzeczywistym, spychać je w niepamięć,
w grzech. Człowiek musiał się usprawiedliwiać przed myśla
mi. Genialny neapolitańczyk, brat mleczny Balzaka, Giam-
battista Vico, bronił praw namiętności, potrzeb żywego czło
wieka, żywej ludzkości w b r e w ujarzmiającemu, schematyzu-
jącemu racjonalizmowi. Bo w myśli żyje tylko m y ś l ludzka
już gotowa, rozwinięta; ale życie ludzkie poza myślą, poza
rozumem, nieogarnięte, nieprzewidziane, irracjonalne, pokłę-
bione i drgające namiętnością, ścieraniem się żądz, potrzeb —
to jest właściwa sfera żywej Opatrzności, nie objętej przez
myśl ludzką dlatego właśnie, że jest od niej głębszą. P r a w
człowieka bronił Vico pod pseudonimem, że tak powiem,
niezgłębionej Opatrzności. Nie umiał on znieść bezwstydu
człowieka, więc przyjmował bezwstyd Boga. Wieki, trzy dłu
gie wieki dojrzewała nowa myśl, nim stanęła jak posąg
„nagością bezczelna". A czy dziś umiemy już naprawdę wi
dzieć wszystko nowymi oczami tej myśli? Wszystko — bo
ani jedno zagadnienie nie przedstawia się dzisiaj tak, jak
przedstawiało się dotychczas. Dotychczas człowiekowi sta
wiano zagadnienia; dzisiaj on sam je sobie stawia. Kto sta
wiał przedtem? Też człowiek — więc pewna część duszy
i n n y m : anima rationalis tym innym, „pośledniejszym", ciem
nym, wpółziemnym, wpółleśnym, ziemią jeszcze, ale i mo
rzem, w którym kąpią się gwiazdy, pachnącym dziedzinom
duszy. Dzisiaj to wszystko rozbudziło się, królewskie, nie
okiełznane; nie zna oka rządzącego nad sobą, samo jest
okiem. Ocknęło się wszystko, co taneczne, gwiaździste,
wszystko, co ma w sobie mroczne głębie morskie i szum la
sów. Wszystko to huczy i burzy się, zestraja w nowy akord:
wolność człowieka, królestwo człowieka, samowładza czło
wieka. Od pierwszego słowa, napisanego przez Nietzschego,
żyje w jego pismach ta menadyczna dusza. Ona nadaje jed-
624
UZUPEŁNIENIA II
ność jego dziełom we wszystkich okresach. Gdy bierze skal
pel do ręki i bada s i e b i e , chce tylko wyzwolić, chce sobą
się upoić, zabiwszy cień. Czy nie czujecie lubieżnego poś
piechu, by wrócić w „ludzkie, arcyludzkie", w tych „pozy
tywistycznych", trzeźwo analizujących pismach Nietzschego,
gdzie mówi on i porusza się jak chemik uczuć i wzruszeń?
MAKSYMILIAN
Mało znam Nietzschego, a raczej znam go powierzchownie,
ale wydaje mi się, że nie bardzo godzi się z prawdziwym
charakterem jego filozofii ten tak nieustannie podkreślany
przez ciebie związek z ideą wyzwolenia ludzkości. Wydaje
mi się, że Nietzschemu idzie raczej o wewnętrzne, duchowe,
osobiste sprawy człowieka.
KAZIMIERZ
Wybacz, lecz nie bardzo dobrze pojmuję twoje rozdzielenie
spraw ludzkości od spraw osobistego wyzwolenia człowieka.
Czyż wyzwolenie ludzkości, o ile je rozpatrujemy jako coś
niezależnego od wewnętrznej, jednostkowej wolności, nie
jest tylko stworzeniem warunków, w których człowiek może
żyć swobodnie, może wykształcić w sobie wolnego człowieka?
Tak, nieprawdaż? Ale to dopiero warunki, w których ta praca
wewnętrznego wyzwolenia, tego wyrobienia w s o b i e ca
łego świata swobody, odczuwanej, urzeczywistnionej swo
body musi być wykonana. Człowiek ma sam rządzić swoimi
losami. Tak, ale k i m jest człowiek, co ma w sobie, cc
w nim dopomina się o wyzwolenie? Sprawa wewnętrzna,
powiadasz; lecz cóż pozostaje bez tej wewnętrznej sprawy?
Wyzwolenie — to dopiero stworzenie terenu dla pozytywnej,
określającej i tworzącej samą siebie swobody. Od pierwszej
chwili zaś ta właśnie sprawa nie przestaje zajmować gorącz
kowo Nietzschego. Filozofia jego jest filozofią surowej p r a -
c y wytworzenia, wyzwolenia człowieka, tylko p r a c y nie
kontrolowanej przez żadną siłę, żadną powagę zewnętrzną,
a więc pracy nowego typu. Często się pisze i mówi, że
N i e t z s c h e pojmował swobodę wyłącznie negatywnie,
jako rozbicie wszelkiej j e d n o ś c i życia, rozbicie życia
ludzkiego na nie powiązane, niezależne od siebie momenty.
„Tak mi się podoba, a więc to jest dobre." Nie potrzebuję
chyba mówić, jak mylnym, ciasnym, fałszywym i nieszla
chetnym jest to pojmowanie filozofii Nietzschego. Walczył
on przeciwko moralności, mówił, że moralność jest nie wy-
FRYDERYK NIETZSCHE
625
razem prawdy, lecz tylko pewnym sposobem tłumaczenia
zjawisk. Zastanówmy się, co to znaczy? Moralność uchodzić
mogła za wyraz jakiegoś prawdziwego, głębszego, bardziej
istotnego niż bezpośrednia rzeczywistość ludzkiego życia, do
póty tylko, dopóki człowiek uważany był za istotę s ł u
ż e b n ą , za istotę mającą służyć czemuś poza sobą; wtedy
z jego życia, z jego natury to tylko miało znaczenie, co od
powiadało temu celowi. Światem prawdziwym wydawał się
moralistom świat uproszczony, obcięty. Był i n n y niż rze
czywistość całkowita, gdyż polegał na przystosowaniu do
czegoś narzuconego tej rzeczywistości, węższego od niej.
Trzeba było c a ł e dziedziny ludzkiego życia odrzucić jako
nierzeczywiste. Lecz na czymże można dziś oprzeć takie
zwężenie, w imię czego nakazywać całym dziedzinom duszy,
aby zeschły? O tym, czym człowiek ma być, on sam tylko
rozstrzygać może, on sam. A więc ideał jego musi odpowia
dać, musi czynić zadość wszelkim żyjącym w piersi ludzko
ści uczuciom i potrzebom; nie ona od niego, lecz on od nich
zależy. K a n t mówił o tym, że nic nie jest obojętne moralnie.
Teraz myśl ta nabiera nowego znaczenia. Dla Kanta, a ra
czej dla tej moralności, jaką wyprowadzano z jego filozofii,
znaczyło t o : każda treść poszczególna ludzkiego życia pozo
staje zawsze w pewnym stosunku do ideału moralnego. Sam
ideał jest czymś zewnątrz wszelkiej treści istniejącym. Tak
przynajmniej pojmuje się Kanta przeciętnie, ale myślę, że
taki Goethe na przykład pojmował go inaczej. Pojmował
nie jako zubożenie istoty ludzkiej przez jakiś nakaz zewnę
trzny, lecz jako takie opanowanie, opracowywanie każdej
treści, każdego uczucia, aby mogły wejść w skład ogólnie
obowiązującego ideału. Co może być ogólnie obowiązującym
dla człowieka dziś, co może być ideałem powszechnym? To,
co musi być umiane przez każdego. Dlaczego musi? Jedynie
w formie swobodnego samookreślenia, miłości, pociągu, za
chwytu — może działać ten etyczny „mus". Ideał nie za
wiera żadnej treści, która by odstręczała, a zarazem wyzwa
la wszystkie u c z u c i a , jakie istnieją w piersi człowieka.
Taki tylko ideał, który czyniłby zadość sformułowanym tu
taj wymaganiom, mógłby czynić zadość dzisiejszej świado
mości człowieka. Mógłby, powiadam. Gdyż przypuszczenie,
że może istnieć jakiś ostateczny ideał moralny, jest dziś
z p u n k t u widzenia naszej świadomości głęboko niemoralne,
40 Brzozowski — Dzieła
62«
UZUPEŁNIENIA II
/
znaczy bowiem, że praca ludzkości zatrzyma się. Chęć usta
nowienia jakiegoś określonego ideału moralnego, obowiązu
jącego raz na zawsze, jest równoznaczna z chęcią powstrzy
mania t w ó r c z o ś c i . Etyka dotychczasowa była zawsze
etyką konserwatywną. Zabezpieczała ona osiągnięte zdoby
cze, a nawet s a m ą czynność, samą funkcję zabezpiecza
nia nauczyła się cenić niezależnie od zabezpieczanej treści.
Nietzsche założył i t u podstawy dla e t y k i t w ó r c z o ś c i .
Co ona znaczy? To, że każdą żyjącą w nas t r e ś ć powinni
śmy opracowywać, przetwarzać, aż dopóki ona nie stanie się
dla nas cząstką ideału, który mógłby ogólnie obowiązywać.
Etyka Nietzschego jest kategorycznym imperatywem t r e
ś c i . Wnika ona w te dziedziny, które były obojętne dla
etyki konserwatywnej. W te dziedziny, w których człowiek
wzbogaca się, tworzy. Broni tych skarbów istoty ludzkiej.
Każda cząstka, każdy atom, okruch człowieczeństwa jest
święty. .
MAKSYMILIAN
Równoznaczne jest to jednak ze zniesieniem wszelkiej etyki.
KAZIMIERZ
Równoznaczne jest to niemal z jej stworzeniem. Uznanym
zostanie kiedyś, że od czasu Kanta i Fichtego etyka aż w Nie-
tzschem dopiero zrobiła krok naprzód. Krok rzetelny, po któ
rym cofnięcia się być nie może, dla tych, oczywiście, co go
wraz z Nietzschem uczynić byli zdolni.
MAKSYMILIAN
Wybacz, ale zapominasz, czy nie dostrzegasz, że przez takie
pojęcie ogólnie obowiązującego ideału, jakie ty tu dajesz
i przypisujesz Nietzschemu, znika całkowicie wszelka pod
stawa, na której etykę oprzeć można.
KAZIMIERZ
Doprawdy?
MAKSYMILIAN
Nie inaczej. Zastanów się tylko — ogólnie obowiązującym
ma się stać dla ciebie taki dopiero ideał, który nie wyklucza
ż a d n e j t r e ś c i żyjącej w człowieku. Czy tak? Otóż daj
my na to, że ideał taki jest sformułowany, ledwie zaczyna
my opierać na n i m gmach pracy kulturalnej i etycznej — aż
tu ukazuje się nowa treść, jak mówisz, i wnet ideał prze
staje być obowiązującym. Czyż nie sprowadza się to do cał-
kowitegp zagrożenia wszelkich podstaw działalności ludzkiej,
FRYDERYK NIETZSCHE
827
do chaotycznego anarchizmu żądzy: nichts ist wahr, alles ist
erlaubt?
KAZIMIERZ
Widzę, że musimy powtórzyć w innej formie nasz dyskurs
teoriopoznawczy o przyczynowości i doświadczeniu. Kiedy
za pomocą teleskopu wykryto nowe gwiazdy na niebie, za
grażało to wszelkim podstawom działalności ludzkiej. Wciąż
jedna i ta sama sprawa.
MAKSYMILIAN
Analogia niczego nie dowodzi. Wojowanie przykładami jest
zużytą metodą polemiczną.
KAZIMIERZ
Będziesz miał dowody od razu. O co może chodzić dzisiaj
w moralności? O wytworzenie życia zgodnego z ideałem,
mówisz. Z jakim ideałem? Kto go określi? Na jakiej podsta
wie? Na podstawie jakiegoś stopnia rozwoju. Dlaczego ma
on być ostateczny? Dlaczego to, co jest poza tym ideałem,
gdyż nie doszło do świadomości na tym uznanym za osta
teczny szczeblu rozwojowym, ma być skazane na wieczne
wykreślenie z życia ludzkości?
MAKSYMILIAN
W każdym razie etyka ginie, pozostaje jakaś nieokreślona
twórczość duchowa czy życiowa.
KAZIMIERZ
Wyobrażasz sobie więc jakąś etykę pozaludzką, skoro prze
ciwstawiasz jej życie i jego rozrost, i wzbogacanie się w co
raz to nowe b a r w y i tony.
MAKSYMILIAN
Mówisz wciąż w sposób nazbyt nieokreślony.
KAZIMIERZ
Pozwól. Skąd powstaje zazwyczaj etyka, nakaz moralny,
ruch etyczny? Skąd w ogóle powstaje moralność jako odrę
bna, wyższa czy też głębsza forma życia? Z przemijającej
i ostrej lub chronicznej, zastygłej i usystematyzowanej roz
terki wewnętrznej. Nie jestem w stanie uczynić z pewnej
części swojej istoty jednej ze strun, które by współbrzmiały
wraz z innymi w jednej wspólnej harmonii życia; są one
dla mnie z a w s z e w sprzeczności z innymi, które uznaję
za stanowiące treść mego życia, za odpowiadające ideałowi,
za dobre. I dlatego, że nie umiem żyć swobodnie w tej dzie
dzinie życia, wydaje mi się, że ta dziedzina powinna być
028
UZUPEŁNIENIA II
skrępowana wszędzie, zawsze i w każdym. Ruch moralny
w swych szlachetnych nawet formach, gdy się rodzi z po
trzeb osobistego, własnego życia, skoro tylko rozszerzony zo
stanie na świat poza nami, skoro tylko stanie się podstawą
światopoglądu, jest gwałtem spełnianym na życiu, na ludz
kości. Własną niegotowość przenosimy na świat cały. Mo
ralność jest sprawą osobistą. Człowiek właściwie wtedy do
piero ma prawo wejść w stosunek ze światem, mówić coś
o świecie, gdy mu już moralność jako odrębna forma życia
jest niepotrzebna, kiedy już nie potrzebuje się w sobie ni
czego obawiać, niczego wstydzić. To jest źródło stosunku
Nietzschego do Sokratesa. Sokrates jest człowiekiem moral
nej walki: ma on sam dla siebie zrobić coś jeszcze. Dla
człowieka walczącego moralnie ze sobą, dla Sokratesa czy
dla Hamleta, to, co on ma uczynić dla siebie, przesłania
świat. W dziedzinie moralności człowiek obcuje z sobą sa
m y m i światem. Gdy swoje zagadnienie moralne czyni istotą
świata, rozszerza siebie na świat cały, a raczej świat cały
do s i e b i e zwęża. Moralista jest najstraszliwszym, naj-
konsekwentniejszym, najobłudniejszym egoistą. I inaczej być
nie może. Dlatego Nietzsche uważał Sokratesa za swego
wroga, za wroga tego tragicznego męstwa, które światu
przeciwstawia bez żadnych przesłaniających mgieł — siebie.
Zastanówmy się, co się musi dziać w umyśle człowieka pro
wadzącego walkę moralną. Zagadnienie moralne, które on
ma rozwiązać, jest dla niego najważniejsze; wszystko inne
jest już skutkiem. Zatem stosunek jego do świata i świata
do niego staje się zależnym od rozwiązania tego wewnętrz
nego zagadnienia. Moralność staje się pewnym rodzajem
magii duchowej. Przez coś, co człowiek robi sam dla siebie,
przez to, że okiełzna w sobie taką a taką namiętność, prze
baczy nieprzyjacielowi, wprowadzone zostają w ruch siły
świata poza nami. Można się zdumiewać, że podobnego ro
dzaju rozumowania, kojarzenia pojęć były możliwe, a prze
cież one panowały, ciążyły nad całym rozwojem myśli ludz
kiej, one określały jej kierunek, sposób stawiania i rozwią
zywania zagadnień, pod ich wpływem i uciskiem kształto
wały się systematy filozoficzne, pod ich wpływem pozosta
wała teoria poznania. I kto dzisiaj pozbył się myśli, że świat
nie zaciąga żadnego długu u człowieka przez to tylko, że
człowiek ten dokonał czegoś, co uznaje za moralne? Morał-
FRYDERYK NIETZSCHE
829
ność i wszystko, co z nią jest związane, pozostaje w obrębie
istoty ludzkiej, nie przekracza jej granic; człowiek sam jest
ostatnią swą moralną sankcją, sam jej źródłem i celem.
Moralność nie daje mu nic prócz tej rzeczywistości, którą
wytworzył on w sobie za jej pomocą, nie zastępuje mu pra
cy, lecz przygotowuje, usposabia do niej. Kiedy ta myśl roz
postrze się w głowach ludzkich, ileż obłudy, ileż fałszu zni
knie z naszych stosunków! My przecie wciąż rozpościeramy
nasze walki wewnętrzne na innych. Co n a m jest potrzebne
do uzyskania równowagi wewnętrznej, jedności, harmonii,
to wydaje się n a m absolutnie, bezprzecznie obowiązują
cym dla wszystkich. Świat cały przystosować byśmy chcieli
do r y t m u naszego wewnętrznego, niepogodzonego z samym
sobą życia. Moraliści są dziś najgłośniejszymi, najpewniej
szymi siebie ludźmi; wtedy staną się oni najcichszymi i n a j
skromniejszymi. Kto mówi o moralności, ten potrzebuje po
mocy, choćby tylko własnej, ten jeszcze nie chodzi sam, lecz
o szczudłach. Zmienią się podstawy współżycia i współ
działania ludzkiego. Dopóki wyłącznie immanentne, ludzkie,
z naszych serc, z naszej piersi tryskające źródło moralności
nie jest wyjaśnione, dopóty i wszystkie moralne podstawy
współżycia ludzkiego zarażone są nieszczerością. Człowiek
nie czuje się za nie odpowiedzialny. Są one ludzką, tylko
ludzką przecież sprawą: idzie tylko o wytworzenie z siebie
człowieka, tego człowieka, jakim by się być mogło, jakim
by się być chciało. Kwestia człowieka i kwestia moralności
wydają się dziś tak różnymi. Wydaje się bowiem wciąż, że
moralność jest stosunkiem człowieka z czymś, co jest poza
nim, a nie stosunkiem jego z samym sobą, stosunkiem po
między tym, co jest, a tym, co być może. Moralnym dziś
bywa duchowe kaleczenie człowieka, ciemiężenie go, wy
paczanie go. A przecież nie ma innego grzechu, jak tylko
przeciw człowiekowi: zabić coś w sobie lub w kim innym
jest największym grzechem, nie dlatego, że to istnieć po
winno na podstawie jakiegoś pozaludzkiego, pozaświatowego
wzoru, lecz po prostu dlatego, że tego nie będzie. Słyszysz?
Do dziś dnia nie uważano za stratę, za zbrodnię, za klęskę,
że nie będzie takiego lub takiego okrucha duszy ludzkiej;
a przecież oprócz tego, tego jedynego — człowiek nie ma
nic. I za ten bunt, za ten święty gniew o człowieka, za mi
łość dla wszystkiego, co w nim jest, za zrozumienie, że ka-
630
UZUPEŁNIENIA II
żda treść ludzkiego życia jest drogocenną, jest jedyną d r c -
gocennością, źródłem wszystkich innych, Nietzsche zostanie
na zawsze w filozofii, zostanie jako wielki odnowiciel, twór
ca energii moralnej.
MAKSYMILIAN
Moralnej? Używasz tego wyrazu?
KAZIMIERZ '
Teraz dopiero m a m y prawo go używać. Teraz dopiero my
m a m y m o r a l n o ś ć , a nie ona ma nas. O n a ! To jest ja
kaś forma życia narzucona wszystkim jego objawom. Poję
cie o moralności jako odrębnej sferze życia, jest pojęciem,
że człowiek ma być nie tym, czym się sam uczynić zdoła,
lecz że pewna, określona raz na zawsze forma życia jest dla
niego obowiązująca, że jej ma służyć. Autonomia formal
nego j a jest autonomią entuzjastycznie przyjmowanej nie
woli. Tak przynajmniej bywa zwykle rozumiana, choć nie
jest to jej znaczenie wyłączne ani jedyne. W gruncie rzeczy
K a n t czci i sławi w swojej Krytyce praktycznego rozumu
siłę twórczą człowieka, jego energię wytwarzania z siebie
tego, w co on uwierzy. Siłą uporczywej i wytrwałej miłości
do dalekich, mających być osiągniętymi kształtów życia du
chowego. Nietzsche tę siłę uposaża w treść, w treść z wła
snej piersi człowieka zaczerpniętą i nie mającą żadnego
poza tą piersią źródła. Kantowska autonomia może jeszcze
być rozumiana jako siła samorodnie wytwarzająca wzór na
rzucony, wzór człowieka abstrakcyjnego, niepełnego, zwężo
nego do pewnych granic i pewnych zakresów. Nietzsche
ukazuje, że siłą tą władać może każde uczucie, każdy pier
wiastek ludzkiego istnienia. Każdy okruch życia ludzkiego
stwarza kategoryczny imperatyw dla człowieka, jedyny ka
tegoryczny i m p e r a t y w : żądzę życia, cześć dla niego, chro
niącą od zniszczenia, potęgującą, rozwijającą wszystko, co
ludzkie.
MAKSYMILIAN
W t a k ogólnej, abstrakcyjnej formie wyłożone zacierają się
wszelkie trudności, zagadnienia, komplikacje. Czyż wszy
stko, co może narodzić się w piersi człowieka, może być
ochraniane i rozwijane? Zapytaj się kryminalistów, psy
chiatrów, a choćby tylko historyków lub powieściopisarzy
w rodzaju Balzaka, Dostojewskiego, a ukażą ci w człowie
ku mnóstwo takich t r e ś c i , jak się wyrażasz, które aż
FRYDERYK NIETZSCHE
631
nadto usprawiedliwią formułę Pascalowską: qui fait l'ange,
fait bête.
KAZIMIERZ
Tylko zapominasz,
że ż y c i e samo stanowi jedyny i do
stateczny sprawdzian. Chcesz szukać sprawdzianu etyczne
go poza życiem. Przypisujesz więc etyce, moralności jakieś
magiczne działanie: niezależnie od konkretnej, twardej pracy
nad sobą, walki z sobą o pełne człowieczeństwo. To tylko
ostanie się w w a l c e , co nie zabija, nie kaleczy życia, co
sprzyja mu.
MAKSYMILIAN
Zapominasz także lub nie wspominasz umyślnie o tych dra
pieżnie twardych, zdobywczych formułach i aforyzmach,
których pełno w pismach Nietzschego, którymi z jego łaski
tak hojnie szafuje nowoczesna literatura.
KAZIMIERZ
Myślałem, że oszczędzisz mi tego rodzaju argumentów. Pro
wadziliśmy dotąd rozmowę poważnie, po cóż więc wciągać
w nią „nietzscheanizujących" frazeologów. Co mają wspól
nego z Nietzschem te karykatury? A on sam? Pamiętaj, że
całą pracę myśli, której rozciągłość, bezmiar zagadnień po
znaliśmy, dokonywał człowiek samotny, znękany przez cho
robę i osamotnienie; że bronił pełnego człowieczeństwa nie
bojownik wmieszany w radośnie mężną, o twardych ramio
nach i nieznających lęku sercach rzeszę, lecz człowiek, któ
ry za jedynego słuchacza, za jedynego uczestnika rozmowy
miał myśl własną i samotność lub gorzej jeszcze: garsteczkę
wielbicieli. A pamiętaj, że najgorszą, najbardziej demorali
zującą, najniebezpieczniejszą dla twórczych umysłów po
stacią tłumu są drobne z r z e s z e n i a rzekomo niezależ
nych, nielicznych czcicieli, zwolenników. Nietrudno odgad
nąć, dlaczego tak jest i być musi. To, co łączy ich z twórcą,
o ile on jest twórcą, jest osamotnienie jałowe. On staje się
samotnym żywiołowo przez pracę, oni stali się samotnymi
przez nieudolność życia, przez zamaskowany, anemiczny
egoizm. W nim, t w ó r c y , szukają dla siebie usprawiedli
wienia. Wypełniają samotność jego swoimi drobnostkowymi
aiechęciami, znużeniami: fałszują jego wizję świata. Artysta,
myśliciel powinien strzec się jak zarazy, powinien terrory
zować i odpychać od siebie każdego, kto przyjdzie mu m ó
wić o tym, jak dalece jest on niezrozumianym, kto pragnie
632
UZUPEŁNIENIA II
zespolić się z nim w jego samotności. Jedyne zrzeszenie
twórcze jest w pracy. A praca nie pozostawia czasu na wpa
trywanie się w odosobnienie, samotność, wywyższenie po
nad t ł u m itp. piękne rzeczy. Nie mogę myśleć bez oburze
nia i wstrętu o tych wszystkich bez dziś i bez jutra, którzy
jak liszaje porastają każdą myśl, każdą siłę w jutro wybie
gającą. Na Nietzschem, na jego dziełach odnajdujemy tę
powłokę, pozostawioną przez obcowanie z tą bezpłodną, rze-
zańczą rzeszą. Wywnętrzał się on przecież przed Jerzym
Brandesem, rozdrabniaczem nałogowym i zawodowym wszel
kiej wielkości. Jest to smutne i jest to konieczne. Możemy
tłumaczyć i wyjaśniać tę konieczność konsekwencją osamot
nienia, opustoszenia nie tylko zewnętrznego, lecz i wewnę
trznego w Nietzschem. Aby ocalić jakąś treść żywą, musiał
ją widzieć poza sobą, w jakimś wyolbrzymiającym, patetycz
n y m widzeniu. Zastanówmy się, czym jest życie tak zwa
nych warstw kulturalnych Europy współczesnej, jakimi po
kładami niewiary, znużenia, uśmiechniętego, zadowolonego
z błahości własnej cynizmu wali się to życie na każdą ener
gię, na każdą twórczość. Aby uwierzyć w siebie, w myśl
swoją — trzeba wybuchem gniewu, oburzenia, b u n t e m nie
ustającym rozwalać tę powłokę banalności: trzeba, aby
s ł o w o , które mówimy, myśl, którą chcemy ujrzeć, zro
zumieć, miały tę wybuchową siłę, aby porywały nas, uno
siły, przesłaniały oczy na otaczającą nicość. Myśl każda, aby
była przyjęta, musi prócz swej obiektywnej, pozytywnej
treści mieć tę siłę emocjonalną, dostosowaną do znużonych,
wyczerpanych nerwów. Ta niezdrowa, barbarzyńska moc,
jaskrawość kolorytu, przeciążenie drogocennościami i nad
mierny, wzbudzający wątpliwość przepych musi się stać
stylem. I ten s t y l uznany zostaje za coś istotnego. Snoby
całego świata w tym to pokoście, stworzonym przez walkę
z liczmanem, nakładanym przez usystematyzowaną niemoc
i obłudną jałowość epoki, widzą istotę nietzscheanizmu.
Nietzscheanizm! Jest to równie śmieszne, jak marksizm
abstrakcyjny. Z filozofii, która głosi samodzielność i przez
nic zastąpić się nie dającą jedyność każdej pracy żywej, usi
łują wysnuć formułę zbawiającą. Nietzsche uczył żyć, być
i tworzyć życie, pracować nad własnymi zagadnieniami.
Indywidualne p r a w a twórczości nie mogą być doktryną.
Twórca nie ma udowadniać praw swojej indywidualności
FRYDERYK NIETZSCHE
633
dlatego, że jest indywidualna, lecz ma stworzyć dzieło.
Twórczości nie zastąpi nic, nie zastąpi żadne kurczowe pręże
nie się i zacieśnianie w swej odrębności, jak nie może za
stąpić jej korne i bierne poddanie się czemuś poza nami.
Tak jak nie wystarcza litować się i poświęcać, lecz trzeba
wiedzieć, co się ma przez tę litość, przez to poświęcenie
osiągnąć, czyli w y k o n a ć samą treść pracy, której wyko
nanie chcemy przez swój altruizm ułatwić. Altruizm w my
śleniu bywa często tylko przywilejem na bezmyślność i głu
potę na cudze konto. Przeniesienie p u n k t u wyjścia danej
pracy z jednej osoby na inną nie zmienia w niczym jej isto
ty. Podobnież siła twórczości nie zyskuje nic przez pusze
nie się indywdualistyczne. Robienie z jakiegoś zaborczego
egoizmu jakiejś wystarczającej samej sobie metody jest jed
ną z najśmieszniejszych form pasożytniczych, w jakie obfitu
je dziedzina tzw. kwestii moralnych.
MAKSYMILIAN
Wybacz, ale tu odrzucasz to, co stanowi istotę nietzsche-
anizmu.
KAZIMIERZ
Nie wiem, co istotę nietzscheanizmu stanowi, gdyż o ile
ktoś występuje jako nietzscheanista, można w 99 wypad
kach na sto czytać „pusta głowa". Nietzscheanizm, jak i ka
żdy i z m , jest wart tyle, ile [warta] ta twórczość, ta praca,
która poza jego negatywną osłoną jest dokonywana. Naj-
fatalniejszym jest, że z Nietzschego wzięto tylko to, co było
takim negatywnym akcesorium jego pracy.
MAKSYMILIAN
Niezupełnie pojmuję.
KAZIMIERZ
Zdaje się jednak, że to jest jasne. Każda myśl, aby być
sformułowaną przez nas, a choćby tylko odczutą i zrozu
mianą, musi przezwyciężyć wszystkie przeszkody, jakie jej
pojawieniu się stawia cały nasz zespół emocjonalno-intelek-
tualny, musi się stać dla nas możliwą. Dlatego w każdej
poszczególnej indywidualności myśl ta przybierze — o ile
jest n a p r a w d ę przez nią przeżyta, a nie, ot tak sobie,
wmówiona tylko, o ile jest naprawdę myślą, a nie fraze
sem — pewne specyficzne zabarwienie i to nazywamy s t y
l e m . Rzeczowo s t y l m a znaczenie tylko jako droga pro
wadząca do pewnej treści danego indywiduum. Rozumiesz
634
UZUPEŁNIENIA II
teraz, że wyłączna uwaga dla s t y l ó w , tak charaktery
styczna dla naszej epoki, idzie w parze z obojętnością na
treść.
ELEONORA
Jest tu jednak pewna sprzeczność pomiędzy tym, co pan m ó
wił dotąd o bezwzględnym prawie każdej indywidualnej
konkretnej treści, a tą krytyką, jakiej pan poddaje szacu
nek dla stylów. Styl — czyż nie jest to właśnie indywidual
na, konkretna treść, której z niczym innym porównać ani
przez nic innego zastąpić nie można, treść, którą dany twór
ca ujawnia, uświadamia?
KAZIMIERZ
Pytanie najzupełniej trafnie postawione. Czy można je roz
wiązać? Tak i nie. Styl jest tym, co pani mówi o nim, i tym,
co ja w nim widzę. Jest i tym, i t a m t y m jednocześnie. Czy
istnieje styl czysty, styl samej treści indywidualnej, bezpo
średniej, na którym nie odbiłaby się d r o g a , prowadząca
do jej uświadomienia, trudno powiedzieć. Jeden dowód je
szcze, jak subtelną rzeczą jest umysł krytyczny. W każdym
razie w t y m drugim tylko, w t y m stylu treści indywidualnej,
leży wartość danego twórcy. A oto rzecz godna uwagi: już
samo określenie, już sama n a t u r a tego stylu świadczy, że
przejęty, naśladowany, zapożyczany być nie może, wartość
bowiem własna każdego stylu l e ż y w jego indywidualno
ści, tak jak wartość każdego prawdziwego twórcy leży
w tym, co jest absolutnie niezapożyczalne. Że zatem już sam
fakt, że coś z pewnego stylu zapożyczanym być mogło, świad
czy, że nie był to pierwiastek tego pozytywnego stylu treści.
Zapożyczanym, kopiowanym może być tylko styl negaty
w n y — ale styl ten jest d r o g ą prowadzącą do twórczo
ści i w niej usprawiedliwienie jedyne mającą. Brać samą
drogę tylko, narzucać ją sobie, jest to wypaczać własne ży
cie duchowe, jest to pracować n a d własnym wyjałowieniem.
ELEONORA
Prowadziłoby to do zupełnego zaprzeczenia wpływów.
KAZIMIERZ
Wpływów — nie, bo są one faktem. Wpływ wielkiego twór
cy, poety, myśliciela to droga prowadząca do mojej twór
czości, mojej pracy. Dziwne zabobony władają myślą naszą
w dziedzinie życia duchowego. Mówimy o wpływie wiel
kich twórców, jakby to była istotnie jakaś siła całkowicie
FRYDERYK NIETZSCHE
635
zewnętrzna, wytwarzająca w nas coś zupełnie nowego. Czy
może dać n a m największe dzieło coś, czego nie mielibyśmy
w sobie? Granice oddziaływania literatury i sztuki zakre
ślone są ściśle przez zakres życia duchowego tej grupy ludzi
czy jednostki, które podlegają temu oddziaływaniu. Gdy
sobie tłumaczymy fakty jakiejś epoki historycznej przez od
działywanie wpływów literackich, mitologizujemy. G d y przy
pisujemy taki a taki skutek wpływowi Byrona, Mickiewicza,
zapominamy, że każda generacja czytelników tworzy sobie
własnego Mickiewicza i Byrona z materiału własnego swego
duchowego życia. Tak samo Apollo, Bacchus czy Jehowa
mogli zrobić t y l k o tyle dla Greków lub Żydów, ile oni
sami za pomocą koordynacji, dokonywanej w imię wiary
w te potęgi, zrobić byli w stanie. Stosuje się to do wiary
w literackie potęgi absolutnie. Nie zdajemy sobie sprawy, jak
dalece nasze wyobrażenia o działalności filozoficznej, o ży
ciu duchowym i moralnym przepojone są magią i mitologią.
W p ł y w y literackie są zarówno dobrze bezwiednie doko-
nywającą się i przyjmowaną jako fakt pierwotny formą ko
ordynacji żywych sił żywych ludzi, jak i wszystkie wpływy
mitologiczne. Zdaje się nam, że wyzbyliśmy się animistycz
nego kultu przodków z chwilą, gdy przestaliśmy składać im
ofiary. Złudzenie. Cała nasza myśl historyczna oparta jest
na uznaniu jakiejś samoistnej, bez udziału żywych dokony-
wującej się władzy przeszłości nad teraźniejszością i przy
szłością.
MAKSYMILIAN
Nie zechcesz chyba twierdzić, że i te szeregi myśli pozostają
jeszcze w jakimś związku z Nietzschem.
KAZIMIERZ
W jak najściślejszym. Tak dalece, że są jak gdyby wyjęte
z jego pracy o niebezpieczeństwach historii.
MAKSYMILIAN
Jest już przecie rzeczą stwierdzoną, że Nietzsche nie pozo
stawił systematu.
KAZIMIERZ
Tak, ale miał on coś, czego nie mają często twórcy systema-
tów: myśl własną, jednolitą, którą sformułować trudno. Ale
teraz po tym, cośmy powiedzieli, zrozumiecie może, o co
Idzie, gdy ją określę. Człowiek nie ma nic prócz twórczości
"własnej, nie wychodzi nigdy poza jej obręb; gdy wydaje się,
636
UZUPEŁNIENIA II
że inne potęgi działają na niego i przez niego, on to je two
rzy. Twórczość człowieka występowała dotąd w zamasko
wanej, mitologicznej formie. Postępy myśli krytycznej czy
nią to mitologiczne zamaskowanie formy niemożliwym: czło
wiek musi się stać twórcą świadomym i przed sobą tylko
odpowiedzialnym, twórcą historii i ludzkości.
MAKSYMILIAN
Przesadzasz. Jest to myśl nasza, naszych mistrzów Marksa
i Engelsa, myśl o przejściu, o skoku z królestwa konieczno
ści do królestwa swobody.
KAZIMIERZ
Niestety nie przeszkadza to, że nie tylko stanowi ona duszę
całej działalności filozoficznej Nietzschego, ale nawet wypo
wiedziana została przez niego en toutes lettres pomiędzy
innymi na wstępie do wydanego po śmierci jego dzieła:
Wille zur Macht.
MAKSYMILIAN
Ależ, ależ w takim razie Nietzsche byłby zgoła czym innym
niż [tym], za co jest uważany.
KAZIMIERZ
Zapewniam cię, że stosuje się to nie do samego Nietzschego
tylko, ale do Kanta i do Goethego, i do Hegla, i do Fichtegc,
i do Platona, i do Słowackiego, i — powiem ci na ucho —
do Marksa nawet. Zapewniam cię, że gdy Mehring nazywa
Nietzschego „armer Wirrkopf", to usprawiedliwia raz jeszcze
ex posteriori i już w stosunku do Niemiec butadę Marksa,
„je ne suis pas marxiste", i że stary Marks mógłby dopatrzeć
się czegoś więcej w Nietzschem, tak jak dopatrzył się w Hei-
n e m czegoś więcej niż niecnoty, stanowiącej przedmiot zgor
szenia dla cnotliwego Bornego.
MAKSYMILIAN
Wyznam ci, że w istocie doznaję wrażenia, że istnieje zwią
zek ścisły i całkowity pomiędzy tymi wszystkimi myślami.
Odczuwam teraz jeszcze jeden wspólny rys wszystkich tych
ścieżek myślowych, które przebiegliśmy w naszej rozmowie.
Mam tu na myśli wyzwolenie spod władzy sił, stworzonych
przez samego c z ł o w i e k a bezwiednie i przyjmowanych
jako coś niezależnego od niego. Staje pomiędzy nami, po
między myślą naszą a rzeczywistością, całe mnóstwo larw
myślowych i one władają nami. Historia, niezależna od nas
i na zewnątrz nas istniejąca prawda, moralność jako coś
FRYDERYK NIETZSCHE
637
obcego życiu — wszystko to są różne postacie jednego i tego
samego faktu rozkradania człowieka i życia przez jakieś dzi
wne, półludzkie, półnieludzkie siły. Dziwne zjawisko: fan
tasmagoria, złudzenie więzi — i wysysa krew z żywej rze
czywistości.
KAZIMIERZ
Czyż istotnie znając historię dziwisz się, że wytworzył się
taki stan rzeczy, że w duszy naszej władają fantazmaty?
Zastanów się, ile fantastycznego wprost ucisku dławiło, ka
leczyło człowieka w ciągu historii. I pamiętaj, że ten ucisk
tłoczył nie tylko fizycznie; nie, on wrastał w duszę i prze
kształcał. Nie tylko w ten sposób, że powstrzymywał ją
w rozwoju, lecz deprawował ją, wprowadzał złośliwe no
wotwory psychiczne — pokłębienie żądz. Człowiek przecież
nie tylko znosił ucisk, lecz i usprawiedliwiał go we własnych
oczach, tłumaczył go sobie jako rzecz konieczną, wczuwał
się weń. Przecież to stanowiło niemalże istotę tak zwanego
moralnego życia, moralnego rozwoju ludzkości. A pomimo
to przecież to tak zarażone, pokaleczone, zatrute życie, to
nasze życie jest naszą jedyną siłą, poza nim nie ma nic i to
tylko będzie miał człowiek, co sam z tego materiału wy
pracuje.
ELEONORA
Teraz pojmuję znaczenie pewnej myśli Nietzschego, która
dotychczas nie była dla mnie zrozumiała, a której znaczenie
dla siebie, dla myśli swojej on sam sobie tłumaczył, jak się
zdaje, mylnie. Mówię o idei wiecznego powrotu. Pojęta jako
idea metafizyczna, bytowa, jest ona dziwnie bezpłodną;
w t y m znaczeniu n a w e t nie licuje ona z całą filozofią
Nietzschego, która nie dopuszczała możliwości powstawania
takiej metafizyki. Wydaje mi się, że dla myśli Nietzschego
miała ona, ta idea, znaczenie jak gdyby potężnego psychicz
nego odczynnika, za pomocą którego wytrawiał on z siebie
wszelki szczątek transcendentalnych, pozażyciowych wytłu
maczeń, usprawiedliwień, myśl o wszelkim przerodzeniu
ostatecznym, o wszelkiej eschatologii, która wytłumaczyć ma,
dlaczego potrzebny, konieczny, zbawienny był i Nero, i Iwan
Groźny, i Murawjew, i kłamstwa i cynizm Thiersa w walce
z komuną. Nigdy żadnego takiego wytłumaczenia nie będzie:
bo oto wszystko się skończy i wszystko będzie tak samo,
a pomimo to ja c h c ę , aby było potężne i piękne życie,
638
UZUPEŁNIENIA II
aby był człowiek. Czy zniosę tę myśl o wiecznym, niedo
rzecznym powrocie, i pomimo to będę chciał życia? Oto jest
grom, którym ta myśl, ta idea wieczystego powrotu poraziła
Zarathustrę. Tu już człowiek musi kochać tylko siebie, tyl
ko człowieka, życie z jego bólami i radościami, całe, jakie
jest.
PAOLO
Jakie to piękne: człowiek dźwiga sam z siebie bogów słońca,
sam dla siebie, swoją własną wolą tylko i tylko dlatego, że
chce, a potem wszystko znika i znów powstaje to samo!
Tych słońc bezmiary
Nad wieczne otchłanie
Wydźwiga tylko
Serce w sobie dufne,
Serce, co siebie kocha
I nurza się w mrok,
Wpośród zniszczenia
Ginie,
Krwią ocieka.
I nic, i nic,
I tylko ludzki ból,
I miłość, żar i męka,
I wieczne rozkochanie
Ku każdej rzeczy.
Tak Laokoon, dławiony przez węże,
Słucha, jak na strunach
Ręką natchnioną
Wygrywa mu pieśń
Rapsod ociemniały,
I za czar pieśni
Kocha splot wężowy,
Dławiący piersi.
Konającym wzrokiem
I sercem wdzięcznym
Schodząc w noc podziwia,
Jak wschód zapala
Zorza,
I wśród ucisku
Serce hymn mu śpiewa
I rozpala świt
Na niebie,
FRYDERYK NIETZSCHE
639
Co spadnie jak kamień,
J a k niemy, czarny kamień
Przeznaczenia
Na udręczoną pierś,
Co zorze dźwiga.
KAZIMIERZ
Nigdy nie rozumiałem lepiej znaczenia tragedii greckiej, fi
lozofii greckiej i w ogóle całego świata Greków dla Nie
tzschego. J a k całkowicie, zupełnie, harmonijnie jednoczy się
wszystko i wspiera. Czy nie znajdujecie, że to stara k^k^w
odżywa w tej myśli o wiecznym powrocie, ona, m a t k a ludzi,
ona, o kamiennych, nieprzeniknionych oczach, ona, na któ
rej kolanach wypiastowana została tragedia grecka. Tylko
świat greckiego mitu, greckiej tragedii kocha p i ę k n o dla
niego samego i nie żąda od niego nic, nawet trwania. Bogo
wie greccy nie mogą dać człowiekowi nic p r ó c z tego, co
on sam, obcując z nimi, w sobie rozbudzi: są ludzcy jak on,
jak on znikają oni pod c i o s a m i tego, co jest poza czło
wiekiem. Nie obiecują człowiekowi nic pozaludzkiego, więc
go nie demoralizują. Dzisiaj, kiedy widzę jak hierofanci
nudy usiłują za pomocą tej idei wiecznego powrotu spleść
Nietzschego z Pitagorasem, Orfeuszem, misteriami, całym
światem mistagogów, nie mogę powstrzymać się od uśmie
chu. Idea wiecznego powrotu, to ugwarantowanie ludzkiego
świata w samym sobie miałoby więc znów służyć jako śro
dek utracenia tej jedynej rzeczy, którą Nietzsche usiłował
utworzyć w ludziach: p e ł n e j i całkowitej odpowiedzialno
ści przed samymi sobą?!
MAKSYMILIAN
Pod wieloma względami jednak to, co wy przypisujecie
Nietzschemu, było dokonane właściwie przez Feuerbacha.
To Feuerbach mówił o reintegracji tego wszystkiego, co czło
wiek stworzył, wyrzucił poza siebie i uznaje za niezależne
od siebie potęgi.
KAZIMIERZ
Znów tylko pamiętać potrzeba, że nawet, gdy idzie o miłość
do człowieka i chęć wyzwolenia go od wszystkiego, co, choć
zrodzone przez niego, uciemiężą go, myśl nie może zastąpić
rzeczywistości.
MAKSYMILIAN
Nie rozumiem.
640
UZUPEŁNIENIA II
KAZIMIERZ
Pamiętasz, co mówił o Feuerbachu jeden z ludzi, na których
wywarł on potężny wpływ, autor Zielonego Henryka, Got-
fried Keller? Nazywa on styl Feuerbacha gorącym, lecz
monotonnym. Feuerbach kochał konkretnego człowieka,
konkretne życie ludzkie, lecz miłością abstrakcyjną. Kon
kretny człowiek powstał w nim jako przezwyciężenie
abstrakcji, nie jako rozbudzenie samodzielne i irracjonalne
całej tej konkretnej treści. Czytałem niedawno to, co Marks
mówił o Feuerbachu w książce o Proudhonie ; powiedział on,
że Feuerbach był ciasnym w porównaniu do wszechstron
ności i rozległości zakresu obejmowanego przez Hegla.
<^ A przecież w gruncie rzeczy powinien by on być o wiele
bogatszym od Hegla. Heglowi przecież chodziło o objęcie
intelektualne za pomocą abstrakcyjnych idei całej treści ży
cia ludzkiego, upraszczał on więc sprawę. Dla Feuerbacha ta
kie uproszczenie, takie zastępowanie konkretnej, pełnej, nie
przewidzianej w swym irracjonalizmie, drgającej życiem
treści przez myśl, ideę abstrakcyjną, skrót pojęciowy, było
wykluczone właśnie przez zajmowane przezeń stanowisko.
MAKSYMILIAN
Nie zechcesz przecież powiedzieć, że Nietzsche był t y m He-
glem konkretnego irracjonalizmu.
KAZIMIERZ
W wykonaniu — nie, w postawieniu sprawy — tak. Stało
się z nim coś podobnego do tego, co mówi o Janie Chrzcicie
lu Vico jego biograf, Giuseppe Ferrari. Podobnie jak Vico,
tak i Nietzsche przeżywa w m i n i a t u r z e treść swojej
filozofii. Vico w ramkach klasycyzmu przeżywa myśl rdzen
nie nowoczesną. Nietzsche w ramkach najbardziej ciasnego
pozornie subiektywizmu przeżywa treść najbardziej obie
ktywną, przeżywa filozofię, będącą najbardziej systematycz
n y m zaprzeczeniem subiektywizmu.
MAKSYMILIAN
Zdaje się, że postanowiłeś przez cały czas rozmowy prześci
gać samego siebie w paradoksach. Nietzsche i zaprzeczenie
subiektywizmu. D a r u j ! C'est trop fort — temu już nikt nie
uwierzy.
KAZIMIERZ
Po pierwsze nie spostrzegasz, że powiedziałem: „przeżywa
w ramkach subiektywizmu", a po drugie dziwi mnie twoje
FRYDERYK NIETZSCHE
641
zdziwienie, gdyż nie powiedziałem nic nowego, dałem tylko
nową formułę tego, co już m ó w i ł e m w innej formie kilka
krotnie w ciągu tej rozmowy. C z y m dzisiaj jest dla ludzi
wspólny, niezależny od nich, obiektywny świat? Dziedziną,
w k t ó r e j twórczość ustaje. T w ó r c z o ś ć , t a siła, która
zrodziła wszystko, co ma człowiek, ukazuje się jak jakaś
mgła zwiewna, złudna, błąkająca się ponad powierzchnią
twardego, istniejącego świata. Dziś myśl filozoficzna rozbiła
już mit o jakimś niezależnym od twórczości, a przecież istnie
jącym bycie. Jest tylko twórczość; to, co jest we m n i e ,
co uważam za osobiste, moje, wyłączne, subiektywne, to jest
właśnie rzeczywistością, ale taka rzeczywistość jest wszę
dzie poza mną. Zastanów się, co znaczy właściwie krytycz
nie rozpatrzone rozróżnienie o b i e k t y w n e g o i s u b i e
k t y w n e g o . Jest ono przeprowadzeniem granicy pomię
dzy uprawnioną, a nieuprawnioną twórczością. I świat obie
ktywny jest dziełem ludzkiej twórczości. A więc te stany, te
zakresy psychiczne, które osiągnęły swój wyraz w obiekty
w n y m świecie, panują, ciążą n a d innymi jako rzecz nie
ludzka. Nie pojmuję, jak mogą ludzie nie spostrzegać, że
materia, konieczność — skoro tylko są uznane za niezależne
od człowieka, za bezwzględnie obowiązujące go, ciążące nad
nim byty obiektywne — są r ó w n i e dobrze postaciami ekste-
rioryzacji i mitologizującej substancjalizacji twórczości, jak
Bóg, świat idei itd.
MAKSYMILIAN
Nie sądzisz przecież, że samo pojęcie, sama nazwa świata
obiektywnego zniknie.
KAZIMIERZ
Nie. Lecz stosunek do niego zmieni się, zniknąć musi w sfe
rze umysłowej pojęcie wszelkiej i n n e j , prócz świadomie i ce
lowo uznanej zależności. Przewrót, jaki dokonywa się
w świadomości, większy jest, niż się zdaje. Śmieszni są lu
dzie przypuszczający, że idzie tu o jakąś materialistyczną
mitologię na miejsce spirytualistycznej. Dzisiaj już stan rze
czy jest tego rodzaju, że wyrzec s i ę filozofii swobody, cofnąć
się przed nią można tylko kosztem logiki.
ELEONORA
Zniesienie przedziału między subiektywizmem i obiekty
wizmem. Kiedy czytam Szekspira, gra mi zawsze w duszy'
taka filozofia, taka wszechobecność piękna, tragedii, siły.
41 Brzozowski — Dzieła
642
UZUPEŁNIENIA II
KAZIMIERZ
Tak, ale aby to wyczytać z Nietzschego — trzeba umieć
go czytać. J a k tworzył Nietzsche, jak rodziła się w nim ta
filozofia? Człowiek chory, samotny, w odosobnieniu ze
wnętrznym i wewnętrznym od świata i ludzi żyjący, przy
słuchiwał się głosom duszy, które rodziły się w głuszy
i pustce. Budziły się siły życia zdeptane, zniszczone, zatrute,
mówiły: byłyśmy ciągle, a życie nas deptało w proch, życie,
moralność, niewola, ucisk zewnętrzny, ucisk wewnętrzny.
Trzeba było je wyzwalać w sobie potężnym szyderstwem,
myślą krytyczną i przenikliwą niszczyć władzę złudzeń,
i tak wyzwalać jeden po drugim te okruchy, elementy po
deptanego człowieczeństwa, one zaś wyzwolone oddzielały
się od reszty żywego, męczącego się człowieka, wznosiły się
ponad niego promieniejące, wyolbrzymione. I to był styl
Nietzschego, jego d r o g a prowadząca go do obcowania
z wyzwolonym życiem. Czy widzicie, jak śmiesznymi są ci,
którzy z tej drogi, tej f o r m y czynią treść, którzy czynią
z Nietzschego tylko twórcę nowej mitologii o nadczłowieku,
czciciela brutalnej siły, bezsilnego buntu.
GERHARDT
Nie m ó w m y o tym. Po co myśleć o tym, czego nie ma, co
przeminie siłą własnej swej nicości. Czytałem w listach
Nietzschego do Rhodego wzmiankę żartobliwą o młodzień
czo pięknym w naiwności swej akcie żywiołowego dziękczy
nienia. W któryś wieczór Nietzsche z kieliszka, z którego
pił, greckim obyczajem część wina, które się złociło w świe
tle lamp, wylał w noc poza okno na obiatę bogom nocy.
KAZIMIERZ
Więc cóż?
GERHARDT
Czy nie to samo czynił on całe życie? Nocy wierzył, jej ciszy,
wiedział, że jest „głębiej niż dzień pomyślaną", wierzył, że
noc jest światłem, które nie poznało siebie.
KAZIMIERZ
A ty bez romantyzowania i symbolizowania obejść się nie
możesz.
GERHARDT
Czyż to zabronione?
KAZIMIERZ
Zabronione — nie — ailes ist erlaubt.
FRYDERYK NIETZSCHE
643
ELEONORA
Tak, ale pod warunkiem, że za prawdę ostateczną, za nie
zmienną, niezależną prawdę uznane nie zostanie. Myśla
łam nieraz o stosunku Nietzschego do sztuki, o sztuce.
Dziwna i niewytłumaczalna. P r a w d a o tyle jest prawdziwa,
o ile wie, że jest złudzeniem.
KAZIMIERZ
Dokończ...
GERHARDT
Sztuka to władza człowieka nad tym nawet, co jest naj
szczytniejsze, nad tym, co jest jego twórczością w tej chwili.
PAOLO
Im się wydaje, że nadczłowiek to ma być, ot tak sobie, nowy
wytworzony gatunek i nie wiedzą, że jest to nieustająca
wszędzie obecność i rzeczywistość, że wszelka twórczość
zawsze i wszędzie równoznaczną jest z tym hasłem: ponad
człowieka!