Czy chrześcijaństwo przemija? O. Jacek
Salij OP
Słyszy się czasem opinię ludzi niewierzących, że chrześcijaństwo już
wyczerpało swoją formułę, weszło w okres swojej starości i trzeba
myśleć o religii nowej, na miarę naszych czasów. Że chrześcijaństwo
jest religią jednej tylko cywilizacji
A dziś, mówią, potrzebna nam religia dla całej ludzkości. Mówią, ze
powinna to być religia, która będzie streszczała w sobie wszystko, co
naprawdę cenne w różnych religiach, a zarazem wyzwolona z ich
ograniczeń.
Leszek Kołakowski napisał gdzieś o dwóch dziewczynkach, które się
ścigały. Ta, która przegrywała, kiedy zorientowała się, że nie dopędzi
koleżanki, zaczęła wołać: „jestem pierwsza, jestem pierwsza, jestem
pierwsza”. Wówczas ta, która naprawdę była pierwsza, nerwowo nie
wytrzymała, zatrzymała się i zaczęła płakać. I w tej sposób jej
konkurentka rzeczywiście do mety dobiegła pierwsza. Stworzenie
faktu psychologicznego, w tym przypadku mijającego się całkowicie z
obiektywnym stanem rzeczy, okazało się niezwykle skuteczną
manipulacją.
Przypomniała mi się opowieść o dwóch dziewczynkach, bo osobiście
nie lekceważyłbym tej agresji psychologicznej, jakiej przeciwko wierze
chrześcijańskiej dokonują dzisiaj teozofowie, moonowcy oraz
zwolennicy różnych sekt dalekowschodnich i gnostyckich. Istnieniu
Kościoła agresja ta z pewnością nie zaszkodzi, bo jego budowniczym i
obrońcą jest sam Bóg, ale zniszczyć może ona wiarę w niejednym
chrześcijaninie nie dość jeszcze w wierze utwierdzonym.
Powrót utopii
Spontanicznie porównuję sobie antychrześcijańską agresję do walki z
Kościołem w czasach zwycięskiego komunizmu, tzn. w epoce Bieruta i
Gomułki. Mimo wszystkich różnic to jedno obu agresjom jest
wspólne: komuniści również głosili nadejście nowej epoki, nowego
człowieka, nowej moralności. Kościół i chrześcijaństwo to było dla
ówczesnych komunistów coś przestarzałego, co tylko przypadkiem
dotarło do naszych czasów, bo powinno przeminąć razem z epoką, do
której należało, ale co i tak w krótkim czasie zaniknie.
Dziś komunizm przechodzi już do historii, i to niechlubnie, a Kościół,
Bogu dziękować, ma się nie gorzej niż w tamtych czasach. Za jakiś
czas zjawiskiem tylko historycznym będzie New Age, ale zapewne
pojawi się jakaś następna utopia, oferująca swoje konkurencyjne
wobec wiary chrześcijańskiej obietnice. Chyba że wcześniej spodoba
się naszemu zmartwychwstałemu Panu wrócić na ziemię i dokonać
podsumowania ludzkiej historii.
Obecne ataki na wiarę chrześcijańską wydają się groźniejsze niż te,
które cierpieliśmy od komunizmu. Komuniści byli na swój sposób
prostolinijni w swojej walce z wiarą. Mówili wyraźnie, że odrzucają
Boga i Chrystusa, nie ukrywali swojej niechęci do Kościoła, jasno
odcinali się od moralności kierującej się miłością jako pierwszą zasadą
moralną.
Natomiast wyznawcy różnych nurtów New Age’u wiele mówią o
Bogu, ale tylko niekiedy powiedzą wyraźnie, że ich bóg to
wszechświat albo sam człowiek. Nieraz powołują się na Chrystusa i na
różne Jego słowa, ale traktują Go tylko jako jednego z wielu
nauczycieli ludzkości, odrzucają albo zupełnie przeinaczają prawdę o
Jego zmartwychwstaniu i dokonanym przez Niego odkupieniu,
niekiedy z całą pychą ogłaszają, że dopiero oni dokonają tego, co
Chrystusowi Panu podobno się nie udało.
W ich tekstach wiele pisze się o miłości, powszechnym pojednaniu i
pokoju. Dziwne to rozszerzanie miłości, które polega m.in. na
budzeniu niechęci do chrześcijaństwa i oszczerczym przypisywaniu
chrześcijaństwu wszystkiego, co negatywne. Jeśli zaś uważnie
przypatrzyć się treściom, jakimi wypełnione jest New Age’owskie
przesłanie o miłości, okazuje się, że jest to głoszenie zwyczajnej
łatwizny. Nic się tam nie mówi o tym, że miłość nieraz wymaga ofiary
i poświęcenia. Mówi się natomiast nieustannie, że miłość bliźniego
należy budować na miłości samego siebie (nie na miłości Boga, tylko
samego siebie!) i że należy się wyzwolić od poczucia winy.
Natomiast co do pomysłu stworzenia nowej religii, która byłaby
syntezą wszystkiego co najlepsze w dotychczasowych religiach,
położyłaby kres dotychczasowym antagonizmom religijnym i stałaby
się powszechną religią ludzkości, to najtrafniej rozpoznał go rosyjski
myśliciel Włodzimierz Sołowjow w napisanej przed stu laty „Krótkiej
opowieści o Antychryście”. Bo kiedy ktoś nie wierzy, że Jezus Chrystus
jest największym i ostatecznym darem Boga dla ludzi, to jest to
człowiek niewierzący. Ale kiedy ktoś osiąga ten poziom zuchwałości,
że czuje się powołany do stworzenia jakiejś nowej religii i nie waha
się użyć do tej bezbożnej roboty imienia samego nawet Chrystusa,
niestety, trzeba to nazwać po imieniu: „taki jest zwodzicielem i
Antychrystem” (2 J 7; por. 1 J 4,1–3).
Toteż ilekroć widzimy jakieś próby relatywizowania naszej wiary
chrześcijańskiej, niech to będzie dla nas okazją do odnowienia
naszego własnego stosunku do Chrystusa Pana: że my w Niego
wierzymy naprawdę! „On prawdziwie jest Zbawicielem świata” (J
4,42). „Ty masz słowa życia wiecznego! — mówmy Chrystusowi wraz
z Apostołem Piotrem. — A myśmy poznali i uwierzyli, że Ty jesteś
Świętym Boga” (J 6,69).
Bóg wieczny i bliski
Chrystus Pan nie jest zwyczajnym założycielem religii, takim żeby Jego
dzieło miało się zestarzeć i zdezaktualizować. On jest Synem Bożym,
przez którego świat został stworzony, a przyszedł do nas nie tylko
jako Nauczyciel Bożej mądrości, ale również jako Dawca życia
wiecznego. Jest więc Darem Przedwiecznego Ojca dla ludzi nie tylko
aż do skończenia świata, ale na całe życie wieczne: „Raz jeden ukazał
się teraz na końcu wieków na zgładzenie grzechów przez ofiarę z
samego siebie. A jak postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd,
tak Chrystus raz jeden jest ofiarowany dla zgładzenia grzechów, drugi
raz ukaże się dla zbawienia tych, którzy Go oczekują” (Hbr 9,26–28;
por. 10,12–14).
Bóg prawdziwy jest Bogiem wiecznym, On nie przemija ani się nie
starzeje, toteż jest jednakowo bliski każdemu ludzkiemu pokoleniu:
„Ja, Pan, jestem pierwszy, z ostatnimi również Ja będę” (Iz 41,4; por.
43,10n). Otóż w tej właśnie perspektywie należy widzieć Chrystusa
Pana, On sam tak o sobie mówił: „Jam jest Pierwszy i Ostatni, i żyjący.
Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków i mam klucze
śmierci i Otchłani” (Ap 1,17).
Ta wieczna nowość i nieprzemijalność Chrystusa Pana budziła już w
czasach apostolskich opory ze strony ludzkiej niewiary. Toteż w
Nowym Testamencie wielokrotnie poucza się nas, jak mamy się w
takich pokusach zachować. „Fundamentu — powiada Apostoł Paweł
— nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a
którym jest Jezus Chrystus” (1 Kor 3,11). Chrystus Pan — wtóruje
Pawłowi Apostoł Piotr — „jest żywym kamieniem, odrzuconym
wprawdzie przez ludzi, ale u Boga wybranym i drogocennym. (...) Kto
w Niego wierzy, na pewno nie zostanie zawiedziony” (1 P 2,4.6). I
jeszcze przytoczmy List do Hebrajczyków: „Jezus Chrystus wczoraj i
dziś, ten sam także na wieki. Nie dajcie się zwieść różnym i obcym
naukom, dobrze jest wzmacniać serce łaską, a nie pokarmami, które
nie przynoszą korzyści tym, co się o nie ubiegają” (13,8n).
Owszem, i Kościół, i nasza wiara chrześcijańska mogą się starzeć.
Polega to na tym, że każdy z nas, a również cała wspólnota może
zapomnieć o tym, żeśmy „zwlekli z siebie dawnego człowieka z jego
uczynkami, a przyoblekli nowego, który wciąż się odnawia ku
głębszemu poznaniu Boga, według obrazu Tego, który go stworzył”
(Kol 3,9n; por. Rz 8,10n). Krótko mówiąc, Kościół może się zestarzeć
naszymi grzechami: jeśli zaniedbujemy to, żeby wiara i łaska
„odnawiała nas z dnia na dzień” (2 Kor 4,16).
Warto w tym miejscu przypomnieć — bardzo dawny, pochodzący z
połowy II wieku — opis kuracji odmładzającej, jaką Chrystus Pan
umożliwia swojemu Kościołowi. Autor tego tekstu, Hermas, zobaczył
oczyma ducha Kościół jako zupełną już staruszkę, „ponieważ duch
wasz się zestarzał i wyczerpał, i siłę stracił, ze względu na waszą
rozwiązłość i chwiejność” (Pasterz, wizja 3,11,2). Ale w następnym
widzeniu owa staruszka ukazuje mu się jako „młoda i piękna, i
wesoła”, a to dlatego, że „dostąpiliście odrodzenia duchów waszych”
(wizja 3,13,1n).
Zatem kiedy niepokoi nas czyjś zarzut, jakoby chrześcijaństwo już się
zestarzało, starajmy się odnowić w sobie wiarę w Chrystusa Pana nie
tylko naszym umysłem. Starajmy się uczynić to naprawdę całymi
sobą. Ów starorzymski chrześcijanin napisał ze wzruszającą prostotą:
„A zatem ci, którzy pokutują, odzyskają zupełną młodość” (wizja
3,13,4). Rzecz jasna, młodość duchową, młodość na życie wieczne.
Obecne ataki na wiarę chrześcijańską wydają się groźniejsze niż te,
które cierpieliśmy od komunizmu.
Wieczna nowość i nieprzemijalność Chrystusa Pana budziła już w
czasach apostolskich opory ze strony ludzkiej niewiary.
O. Jacek Salij OP
Idziemy (39/2009)