DeMarcoKathleen
Niejesteśmi
potrzebna
Josie,młodaabsolwentkaprawa,postanawiaprzenieśćsiędoHollywoodirozpocząćkarierę
producenta filmowego. Pomaga jej w tym bogaty i bezgranicznie zapatrzony w nią ojciec. Josie po
trupachdążydocelu,kłamiącorazignorującmężaiprzyjaciół.CarlawegetujewNowymJorku.
Mimo licznych tytuł ów naukowych stracił a pracę i nie ma z czego ż yć . Niespodziewanie bogata
ciotka zaprasza ją do Hollywood. Tu, w agencji filmowej, Carla i Josie spotykają się i zaczynają
rywalizowaćzesobąwpogonizasukcesem.CzyCarlawyzbędziesię
kompleksów? Czy Josie, opancerzona, arogancka i skoncentrowana na sobie zmieni się i zacznie
dostrzegaćinnych.Doczegodoprowadzitakonfrontacja?
1
Josephine
Lat dwadzieścia osiem. Córka Paula i Isobel Hibberdów z Portland w stanie Oregon. Wnuczka Paula
Hibberda Pierwszego zwanego również Pierwszym Dentystą w Rodzinie. Najlepsza przyjaciółka
RebeckiMoselyzBeverlyHills,matkidwojgadzieci.ŻonaMike'aO'Leary,chodziłaznimnastudiachi
zdradziłagoczterokrotnie,wtymrazzDerekiemHuttonem,aktorem,późniejszymulubieńcemwidzów,
którymstalsięjakojedenzbohaterówoperymydlanejGuiding Light. Chciała zostać Prezesem Studia
Filmowego, więc zmusiła Mike'a do przeniesienia się do Los Angeles, ponieważ jej ojciec, dr Paul
Hibberdowielkichzębachimięsistychwargach,zapewniłją,żejejsiętouda.
Carla
Latczterdzieścijeden.CórkaCandace(żyjącej)iJohna(nieżyjącego)Trousse'owzWilmingtonwstanie
Delaware. Siostrzenica Paulette Giberson, kobiety o wąskiej, ładnej twarzy, o której pisano w „Vanity
Fair" i „National Geographic", ponieważ pomagała ofiarom głodu w Etiopii, jednocześnie finansując
szczepienia dzieci w Akrze, stolicy Ghany. Siostra cioteczna Phillipa Gibersona, znanego
hollywoodzkiego prawnika, syna Paulette z krótkiego okresu sielanki małżeńskiej z angielskim
naukowcem, E. Rupertem Giber -sonem. Niezamężna, zadłużona i cztery miesiące temu zwolniona z
ostatniej pracy. Posiada tytuł licencjata z Uniwersytetu Lehigh, magisterium z New York University, a
doktoratzUniwersytetuColumbiaotrzyma,gdytylkoprzedłożypracędoktorską.ZakochanawDavidzie
Stegnerze,którymieszkawPasadenieiprzespałsięzniąchybazraznaweselukuzynaPhillipadziewięć
lattemu.Nie
2
pamięta ojca, Johna Trousse'a, zmarłego na atak serca, kiedy miała trzy lata. Jest pewna, że gdyby go
pamiętała, potrafiłaby rozwiązać nawet to najbardziej zawikłane z równań: mając dane x (wiedzę
intelektualną)orazy(łatwośćwypowiadaniasię),chcesięznaleźćniewiadomąz-
jeszcze ciągle niejasną kombinację cech charakteru; znalezienie niewiadomej z w końcu pozwoliłoby
CarliwydobyćsięzzagrzybionegomieszkaniawGreenwichVillageiznaleźćsięnascenachświata,w
oślepiającymblaskureflektorów,botamwłaśniebyłojejmiejsce.
3
Częśćpierwsza
4
Rozdziałpierwszy
Tego wiosennego poranka w Los Angeles uwagi Josephine nie rozpraszał rozkład jej małżeństwa, lecz
fakt,żeniezostałazaproszonanatrzydziesteurodziny(byłej)przyjaciółki,JulietEckhardt.
W silnych promieniach porannego słońca jechała na zachód bulwarem Wilshire od strony La Cienega.
Przejeżdżała skrzyżowania z migającymi światłami, mijając salony sprzedaży samochodów, modne
restauracje,kosztownesklepyzczerwonymimarkizamiinowoczesnebudynkiośmiałejarchitekturze,w
którychtworzącylubniszczącytrendyludziewyduszali,wyciskaliiwydobywalipieniądzeorazpomysły
z„talentów",takjakdawniejchłopiwydobywaliplonyzpól.
Teraz stała się jedną z nich. Takie było jej przeznaczenie, przepowiedziane przez ojca, doktora Paula
Hibberda,najbardziejszanowanegodentystęwPortland.„Jesteśmojąkrólewną!-mówił.-
Wyglądałabyśwfoteluprezesastudiafilmowegodużolepiejniżcipalanci,którzyterazwnichsiedzą".
Studiaprawniczedodałyjejwiarygodności-rodzicepopieralidecyzjęprzeniesieniasiędoHollywood,
leczjednocześniegłębokowierzyliwdodatkowekorzyści,któreprzynositytułprawnika.„Niemówimy,
żemusiszbyćprawnikiem,kotku-powiedziałaIsobelHibberd,którejface-liftgoiłsięszybkoibezśladu
-sugerujemytylko,sugerujemy,kochanie,żedobrzejestmiećcośwzapasie.Ztwojąinteligencją,
urodąitytułemprawnikabędzieszmiałanieograniczonemożliwości!".
5
BratnajlepszegoprzyjacielaPaulaHibberdazcountryclubbył
członkiemradynadzorczejwSzkoleStudiówPrawniczychUniwersytetuBerkeleyiJosiezostałaprzyjęta
- z wynikiem 92% na egzaminie kwalifikacyjnym, osiągniętym po zaledwie czterech próbach,
pięciokrotnym studiowaniu materiałów przygotowujących do testu i zaledwie dwa lata po otrzymaniu
tytułulicencjatanaUniwersytecieOregon.
Przez wszystkie lata spędzone w szkołach Josie z oddali pilnie studiowała materiały o ludziach
Hollywoodu. Czytała biografie i autobiografie tych, którzy odnieśli ogromne sukcesy albo ponieśli
druzgocąceporażki;dowiedziałasię,kimbyliSamCohn,DarrylZanuck,SherryLansingiDawnSteel;
zaczytywałasiętygodnikami„People",„UsWeekly"i„InStyle".Bacznieobserwowała,jaksławniludzie
mówią,wcosięubierająizkimzawierająmałżeństwa.Podługichiprzemyślanychstudiachzrozumiała,
żechoćosiągnięciecelówzlisty(udanakariera,bardzoatrakcyjnyibogatymąż,nieczekanienastolikw
modnych restauracjach i nie-stanie w kolejkach pod żadnym pozorem) będzie podstawą jej dobrego
samopoczucia,naprawdęwyróżniłabyjąztłumuumiejętnośćsprawianiawrażenia,żejejniezależy.
UmiejętnośćtastałasięwistociejejosobistymMountEverestem,którymusiałazdobyć.
To,żeprzestałobyjejzależeć-albosprawianiewrażenia,żejejniezależy
- oznaczałoby, że (tak jak jej idole) wyzbyła się kłopotliwych kompleksów (wywołanych na przykład
nieotrzymaniem zaproszenia na głupie przyjęcie), aby móc się skoncentrować na szlachetnych, bardziej
godnychpodziwudążeniach,jak-powiedzmy-pokójnaświecieireformazasadfinansowaniakampanii
wyborczych.
Iwłaśnietoniezależymiznówprzywiodłojejnamyśl(byłą)przyjaciółkęJulietEckhardt,kobietę,
która umiejętności nieprzeciętnej wiary w siebie zawdzięczała stanowisko redaktor naczelnej pewnego
magazynu,niewspo-
6
minającowzmiankachtłustymdrukiemwplotkarskichrubrykachożyciusławnychludzi.
Josie nawet nie przyszło do głowy, że może nie zostać zaproszona na doroczną imprezę urodzinową
Juliet. Kiedy więc nie otrzymała zaproszenia, założyła, że Juliet musiała zrezygnować z urządzania
wystawnych urodzin w obawie, że terroryści mogą wybrać restaurację Spago na cel swego kolejnego
ataku.
Jednak dziś rano na siódmej stronie „People" zobaczyła zdjęcie. Juliet nie tylko wyprawiła sobie
przyjęciewstyluNerona,aleskróciłalistęgości,jakbyprzycięłająsekatorem,chcączrobićmiejscedla
nowych,szybkorosnącychpędów.
Josie wiedziała, że denerwowanie się tym było niemądre - głupio zaufała Juliet, tak jak dziecko ufa
koledze,któryrzucakamykami.Niepowinnasięobrażać,kiedyjedenznichwniątrafił.Jejmąż,Mike
0'Leary,zawszebyłwtakimsamymkłopotliwympołożeniu-zdziwionyizraniony,żejegoniegrzeczni,
źli koledzy z banku przedstawili go w fałszywym świetle, mieli do niego pretensje albo nie doceniali,
„bo nie chciał grać według ich reguł". W pierwszych latach małżeństwa Josie zadawała sobie trud
pocieszaniaMike'a,zapewnianiago,żeinnisą„źli",aon„dobry".Popewnymczasiewezwałanapomoc
swą bardziej pragmatyczną naturę. „A czego się spodziewałeś? - łajała go. - Przestań się zachowywać
jakdziecko".
AleJosieróżniłasięodMike'ainiepozwolisięjużnigdywykiwać.
Co więcej, nie musi się przejmować, ponieważ krzywda wyrządzona jej przez Juliet wkrótce zostanie
naprawiona. Tak jak Adam Smith wierzył w niewidzialną rękę kierującą gospodarką państwa, Josie
wierzyławniewidzialnąrękękierującąhierarchiąspołeczną.
NaprzykładwtejchwiliRękapostanowiłazepchnąćJosiezcokołubłogiegospokojuiwiarywotchłań
niepewnościiodrzucenia.ZadaniemJosiebyłoterazwydobyciesięzniej
7
irozpoczęciewszystkiegoodnowa.LeczRękabyłasprawiedliwa-
niewątpliwie wysadzi też z siodła Juliet. I właśnie wtedy Josie uda się ją prześcignąć w wyścigu o
osiągnięciepozycjiwtowarzystwie.
Wyobrażała sobie scenę z przyszłości: Juliet zadzwoni, być może po tym, jak Josie wyprodukuje jakiś
wybitny, uznany przez krytyków film z nieznaną obsadą i reżyserem z prawdziwego zdarzenia, który
informowałbywszystkich,żelatawyłącznieklasąturystyczną.Josiespojrzynawyświetlonynatelefonie
numer, rozpozna prywatną komórkę Juliet i gestem pokaże Nadine, swojej asystentce o słodkiej buzi i
grubychnogach,żemaodebrać.
„Chwileczkę - powie Nadine, bez nadmiernej życzliwości. Przerwie i uśmiechnie się do Josie,
przyglądającej się temu ze swego gabinetu, a potem oświadczy: - Przykro mi, ale Josephine nie może
podejśćdotelefonu.Możejamogłabymwczymśpomóc?".
Juliet oczywiście nie da się podpuścić. Zbyt dobrze zna się na układach, żeby postąpić nierozważnie.
Odziedziczonymajątek-sumamieszczącasięgdzieśpomiędzypięćdziesięciomaapięciusetmilionami-
stanowił psychiczną zbroję, chroniącą nawet przed najostrzejszymi atakami. Juliet kierowała się
instynktem samozachowawczym, który nakazywał jej stosowanie specjalnej mieszanki hamowanych
emocjiitrafnychocenspołecznych.AwięckiedyNadinegrzeczniejąspławi,Julietwykrzykniecośw
rodzaju:„Tak?Notopowiedzjej,żeniewidziałyśmysięcałewiekiiniemogęsiędoczekać,kiedyją
zobaczę!"-
Josiewiedziała,żepotemJulietodłożysłuchawkęinatychmiastprzesunieJosienapocząteklistyludzi,
którymbędziemusiałautrzećnosa.
Aletonastąpiwdalekiejprzyszłości.NawetfantazjeJosieprzesiąkniętebyłyjejwrodzonymrealizmem.
Rewanż Juliet nastąpi po rewanżu Josie, a fantazjowanie na temat dwóch przyszłych wydarzeń
jednocześniebyłoprzejawemnieostroż-
8
ności.Postanowiławięcrozkoszowaćsiępokrzepiającymtriumfemwizjinumerjeden.
Wjechałanaparkingprzyswoimbiurowcuiskrzywiłasię.
- Niech to szlag... - Mała, kremowa toyota corolla zajmowała jej miejsce. Był to pozbawiony
osobowościsamochód,dowodzący,żekierowcaniemapojęciaozasadachrządzącychHollywood.Josie
załatwiodnotowanietejtoyoty.Naglejednakprzyszłojejdogłowy,żesamochódmożebyćprzejawem
szczególnejhollywoodzkiejprzypadłości,którąJosienazywałaPozorowaniemPrzeciwieństwa.Polegała
ona na tym, że ktoś odnoszący sukcesy udawał bezpretensjonalność w celu zdobycia tego samego
szacunkucoludzieostentacyjneobnoszącysięzeswoimpowodzeniem.Zrobienieawanturywcalejejnie
pomoże. Do tego w ciągu kilku sekund Josie udało się przekształcić dojmujące poczucie krzywdy
wyrządzonejprzezJulietwzadowoleniezpowoduskutecznościsystemuhollywoodzkiego.Postanowiła
zawiadomić Nadine o blokującym jej miejsce samochodzie i polecić, żeby został jak najszybciej
przesunięty,lecznieodholowany.Wjeżdżającnamiejscezarezerwowanedlagości,pogratulowałasobie
zimnejkrwi.
WysiadłazciemnozielonegokabrioletumarkiSaab.Ubrałasiędziśstarannie.Umówionabyłanalunchz
Sethem Levinem, który był jej mentorem podczas pierwszych miesięcy pobytu w Hollywood, kiedy
pracowaławY&W,jednejznajwiększychkancelariiprawniczychobsługującychprzemysłrozrywkowy
wLosAngeles.
Było to jedno z jej największych potknięć - przyjechała do L.A. pełna wigoru i optymizmu, ale
natychmiastzorientowałasię,żekoniecznajeststrategiarobieniakariery.MiałazostaćPrezesemStudia
Filmowego.
Dobrze,alejak?Miałaochotęzadzwonićdoojcaipowiedzieć:„Jestemnamiejscu.Codalej?".Zamiast
tego zatelefonowała do znajomych z Berkeley, którym, podobnie jak jej, przeznaczony był podbój
Hollywoodu.
9
Neil McRnight, chuda jak szczapa reporterka jednej ze stacji rozrywkowych, powiedziała, że Josie
powinna zostać producentem. - To bardzo proste. Jeżeli nie jesteś talentem - talentem przez duże „t",
Talentem,anieosobąutalentowaną-musiszpracowaćztalentami.Jaktozrobić?Trzebazostaćagentem,
menedżerem,producentem.Prawdęmówiąc,menedżerowieostatniozostająproducentamiicałemiasto
sięwścieka,aletoinnasprawa.Byćagentemtodobrafucha,choćwymagaczasuijakwszyscymówią,
jest to wyczerpujące. Znam ludzi, którzy tygodniami bali się wyjść z biura, bali się, że coś przegapią.
Nauczyłabyśsiętegobeztrudu,alemyślę,żemoże...niegniewajsię,aletoniedlaciebie.Ciężka,nudna
praca jest dość demoralizująca, szczególnie dla kogoś w twoim wieku. Nie. Powinnaś produkować.
Każdymoże.Poprostumówisz:„Jestemproducentem".
-Dobrze-powiedziałaJosie.Milczałaprzezchwilę.-Aletoniemożebyćtakieproste.
-Oczywiście,żenie.Zależy,czegochcesz.Mogłabyśbyćtwórczymproducentem,zwykłymproducentem
alboproducentem-pijawką.
Najłatwiej być pijawką, ale nie znasz wystarczająco dobrze żadnego talentu, więc musisz mieć
scenariusz. Znajdź dobry materiał - książkę albo artykuł, wszystko jedno co, kup i powiedz, że to
produkujesz.Izałatwione.
Catherine Von Hauptman, specjalistka od reklamy o brązowych lokach, powiedziała, że Josie powinna
zostaćmenedżerem.-Słuchaj,będęztobąszczera.Musiszbyćkimś,inaczejwszyscymającięwnosie.
Pewnajesteś,żenieumieszpisać?Anitrochę?Powiemcicoś,alewrazieczegozaklnęsię,żenigdyci
tegoniemówiłam.Musiszznaćjednosłowo
-pijawka-iodmieniaćje:jestempijawką,jesteśpijawką,wszyscysąpijawkami.Znajdźtalent:aktora,
scenarzystę,jakbędzieszmiałaszczęście,toreżysera,iprzyssijsię.Mówię„przyssij",takjakprzysysa
siępijawka.Niewypuśćgo.Zostańjegomenedżerem.Wtedydostajeszprocentodjegozarobkówido-
10
magaszsięumieszczeniaswojegonazwiskajakoproducentawnapisachpoczątkowychorazpieniędzy.To
najlepszafuchawmieście.
Nicsiętemunierówna.
Jonathan Sachs, niski i pękaty mężczyzna w wykrochmalonej białej koszuli, powiedział Josie, że jest
producentem, który właśnie w tej chwili pracuje nad „kilkoma projektami". Przyjrzał jej się z
zastanowieniemipowiedział:-Słuchaj,jazawszekierujęsięwęchem.Potrzebuję,nazwijmyto,zaufanej
osoby,bolepszeokreślenienieprzychodzimidogłowy.Powinniśmyrazempopracować.-Niemógłjej
zaproponować pieniędzy, ale był w stanie załatwić zaproszenie na następne przyjęcie w siedzibie
„Playboya"ipowiedział,żechętnieumieścijąwnapisachjakoasystentkęproducenta,jeżelicośwyjdzie
zichwspółpracy.
Dopiero Seth Levin udzielił jej właściwej rady. Był przyjacielem jej ulubionego profesora ze studiów
prawniczych i jedną z pierwszych osób, do których Josie zadzwoniła po przyjeździe do L.A. Był także
jedynąosobązjejlistydoradcówwsprawiekariery,którazdobyłapieniądzeiszacunek.-Będęztobą
szczery,Josie.Niewiem,czyrzuciłbymsiębeznamysłuwprodukcję.Użyłbymtrochętejprzebojowości
w dziedzinie, którą znasz. Dałoby ci to czas na zorientowanie się w środowisku, nauczenie się tego i
owego, tego typu sprawy. Jeżeli potem ciągle będziesz chciała produkować, to nic nie będzie stało na
przeszkodzie.
Wiem, że jest wielka, poruszająca się ciągle po tych samych torach grupa tak zwanych producentów i
agentów,którzytwierdzą,żesąnajpopularniejsiwcałymmieście,alemojedoświadczeniepokazuje,że
ludzie odnoszący prawdziwe sukcesy nie mają czasu na takie zawracanie dupy. Muszą być na planach,
układaćbudżetyizałatwiaćfinansowanie,zapewnićodpowiedniądystrybucję,aprzedewszystkimmuszą
miećtu.-
Sethpostukałsięwgłowę.-Najlepsiproducencisąjakinteligentnifaceci
-ikobiety,wybaczmi-wwojsku:przygotowaninakażdąmożliwąkatastrofę,dużączymałą.
11
Wbrew powszechnemu przekonaniu istnieją prawdziwi producenci, którzy naprawdę ciężko pracują.
Trzebapoznaćobiestrony.Naraziepopracujunas.
Josiebyławłaściwiepewna,żeniejestTalentemprzezduże„t",adotegonieznalazłanikogo,dokogo
mogłabysięprzyssać,toteżpodjęciedecyzjibyłoproste.Jakomenedżer,agentczyproducentniemiałaby
napoczątekprzyzwoitejpensji,apotrzebanoszeniabutówPrądybyłabardzosilna.Matkamiałarację:
posiadanie czegoś w zapasie to podsta-wa. A co jeszcze ważniejsze, możliwość pracy w zawodzie
prawnika, podczas gdy jej rówieśnicy ciągle musieli koloryzować na temat nieistniejących przyjaźni z
gwiazdamifilmowymi,pomożejejzachowaćpoczuciewyższościnadresztąpróbującychzrobićkarierę.
TooznaczałoprzyjęcieofertypracywY&W.Sethprzekonał
pozostałych partnerów, że Josie przejdą aspiracje zostania producentem i stanie się jednym z ich
firmowych rekinów. Jednakże przed końcem roku oczywiste było, że jest wręcz przeciwnie. Wszystko,
czego Josie się dowiedziała w ciągu pierwszych sześciu miesięcy, potwierdzało słuszność rad Neli,
CatherineiJonathana.Byłaprzekonana,żemaduszęproducenta.
-Czynapewnowiesz,corobisz?-zapytałSeth.
-Tak.
-Znasztopowiedzenie,żekiedyfilmrobiklapę,towinaproducenta,alejeśliodnosisukces,todzięki
wszystkimpozostałym.
-Tak,słyszałam.Nieprzejmujęsiętym.
- Posłuchaj, Josie. Rozmawiamy o twojej przyszłej karierze, nie o jakiejś dorywczej pracy. Powinnaś
poczekać, aż wyrobisz sobie nazwisko, żeby użyć twojego określenia. To wymaga czasu, kontaktów,
układów.Narazietwoimcelempowinnobyćto,żebywszyscypolubiliJosephine0'Leary.Potemprzyjdą
biletypierwszejklasy.
12
-Nie.Zcałymszacunkiem,niemaszracji-odparła.
-Niemamracji?
-Ludzieniemusząmnielubić,nieprzejmujęsiętym.Będęnikim,dopókiniebędęmiaławrogów.Ludzie
mnienielubią,toświetnie.
Cudownie.Dziękitemuzacznąomniemówić,zrobisięszum.Nieumiempisaćanigrać,alechcę,żeby
mojenazwiskoukazywałosięwnapisachdużymiliterami.Produkcjafilmowatomojajedynaszansa.
-Dobrzyproducenciciężkopracują.
- Ja nie będę t eg o typu producentem. Przecież do tego zatrudnia się ludzi. Ja będę producentem
„twórczym",tozupełniecoinnego.
-Nie,toniejestcoinnego.-Sethurwał.-Och,zresztąrób,cochcesz.
Wiesz wszystko najlepiej, prawda? Nie chcę cię przekonywać, że tak nie jest. Ale powiem ci jedno:
mogłabyśbyćbardzodobrymprawnikiem.
-Wiem,alekiedyostatnirazwidziałeś,jakprawnikdostajeOscara?
SethpoddałsięiszybkozałatwiłjejpracęwUnforgettableFilmsInc.
(beznadziejniestaroświeckiej)firmieprodukcyjnejswegostaregokolegi,Wallace'aPickeringa.
ZatrudniającJosie,WallacePickeringpostawiłsprawęjasno,mówiąc,żepotrzebujekogośdoczytania
scenariuszy oraz spotykania się z pisarzami i że pod żadnym pozorem - „chcę, żeby to było zupełnie
jasne"
- nie będą jej się należały ani nie powinna oczekiwać żadnych dodatkowych świadczeń ani awansów
należących się osobie na stanowisku Dyrektora Rozwoju Scenariuszy, będącej jej bezpośrednim
zwierzchnikiem. To stanowisko obecnie zajmowała Priscilla, ukochana bratanica Wallace'a, która
ostatnioprzeprowadziłasiędoKaliforniizNowegoJorku,ponieważzdecydowała,że(niekonieczniew
tej kolejności): nie cierpi pracować w redakcji magazynu, nie cierpi swego chłopaka, z którym jest od
siedmiulat,niecierpimieszkania,którekupilinaUpperWestSide,
13
nie cierpi całego instynktownie liberalnego, pełnego hipokryzji i pretensjonalnie intelektualnego
Północnego Wschodu. Postanowiła, że musi zatrzymać powódź złych filmów zalewającą kina i pomóc
przemysłowifilmowemudziękiswejwybitnejinteligencjiiunikalnemurozumieniużyczeńprzeciętnego
Amerykaninadotyczącychrozrywki.Tazmianamiejscazamieszkaniaizawoduokazałasiębardzołatwa
dziękitemu,żewujWallace,dawniejwpływowyczłowiekHollywoodu,zmiejscajązatrudnił.Dlatego
teżczytającżałosnehistorieoludziach,którzyniemogliznaleźćpracywprzemyślefilmowym,zakładała,
żepewnieniesąwystarczającoutalentowani,niedośćzdyscyplinowanialboniedośćagresywninato,
żebyichgdzieśprzyjęto.
PriscillaPickeringbyłaszefowąJosie.Młodsza,ładniejszaiwdodatkubratanicaszefa;okazywałaJosie
protekcjonalną łaskawość. Priscilla czuła, że żaden prawnik z prawdziwego zdarzenia nie odszedłby z
takiejfirmyjakY&W.Byłapewna,żecośjestnietakzmłodąkobietą,którarzuciłastałą,dobrzepłatną
pracędlaniskiegoisłaboopłacanegostanowiskagdzieindziej.Skłonnabyłaokazywaćjejtroskę-
w rozsądnym wymiarze - oczywiście do czasu, gdy Josie zacznie się stawiać w sposób zupełnie
nieuzasadniony kwalifikacjami oraz/łub doświadczeniem. Wtedy Priscilla będzie miała okazję do
przećwiczeniaswychumiejętnościzwalnianialudzizpracy.(Priscillawyobrażałasobienawetfragment
swej przyszłej biografii: „twarda szefowa, która radziła sobie z trudnymi sprawami elegancko i
stanowczo").
TegodniasiedzącakołorecepcjiPriscillawidziała,jakJosiewjeżdżanaparking.Spojrzałanazegarek.
- Dzień dobry - powiedziała Josie, otwierając szklane drzwi. Priscilla znów spojrzała na zegarek,
podnoszącrękędooczuteatralnymgestem.
-Jestpółdodziesiątej-stwierdziła,opuszczającjąnakolana.
14
-Zgadzasię.
Priscillastaranniezłożyła„DailyVariety".-Niechcębyćsurowa,naprawdęniechcę,aleniemożeszsię
spóźniaćdopracy.Toniedopuszczalne.
-Słucham?
ChudajakszkieletPriscillaskrzywiłasię.-Proszęcię
-powiedziała,jakbyJosiezamierzałazacząćrecytacjębez-sensownychwymówek.
-Niewiedziałam...
Zatrudniając ją, Wallace powiedział, że biuro pracuje od dziewiątej do szóstej, lecz Josie nigdy nie
przestrzegałaustalonychgodzin.Niebyłasprzedawczynią.
- Posłuchaj, Josie - podjęła Priscilla. - To ważne. Punktualne przychodzenie na czas jest ważne. To
miastocięwykończy,jeżeliodpuściszchoćnasekundę.Obiecałammu,żecitegoniepowiem,alewuj
Wally to zauważa. Nie powiedział tego dosłownie, ale po prostu zgodził się z moją opinią, że musimy
byćbardzoprofesjonalni,ponieważtotakamałafirma.Wiedząc,żejesteśprawnikiemitakdalej,chyba
poprostuoczekiwał,żepunktualnośćniesprawicitrudności,alejeżelitakniejest,topewniepowinnaś
znaleźćjakiśsposóbnawcześniejszewstawanie.Możenastawbudzikopółgodzinywcześniej?
KiedyPriscillamówiła,trzęsłajejsięgłowa-możedlatego,żebyłanieproporcjonalniedużawstosunku
dociała
-itakadługaprzemowakosztowałająwieleenergii.JosiegapiłasięnapodskakującągłowęPriscilli,
jakby potakującą co trzecie słowo: tak nie jeść (skinienie głową), pół godziny wcześniej (skinienie
głową).
-Mogętubyćo...-Priscillaczujesięzagrożona,pomyślałaJosieiłaskawieustąpiła.-Będęprzychodzić
odziewiątej-powiedziała.
-Oczywiściejeżelisąjakieśokolicznościłagodzące...
-Priscillawróciładoczytania„Variety".
15
-Czywiesz,ktozaparkowałnamoimmiejscu?-zapytałaJosie.
- Przepraszam? - Priscilla gwałtownie podniosła głowę, blond włosy opadły do tyłu. - Na t wo i m
miejscu?
-Tak.
Jeżeliniemożemiećswojegomiejscanaparkingu,równiedobrzemożeodrazurzucićpracęiwrócićdo
Portland.
Priscilla zrezygnowała z walki. - Nie wiem. Jestem tu od pół do dziewiątej i nikogo prócz ciebie nie
widziałam.
-Wallace?
-Wcorolli?Zanicwświecie.Pozatymonnigdynieprzychodziprzedpółdodziesiątej.
WtymmomencieotworzyłysiędrzwidogabinetuWallace^.
Najpierwpojawiłsięwnichonsam,wysokiiprzygarbionyjaksłonecznik,któryzachwilęsięzłamie.
Krążyłyplotki,żechorujenajakiśrodzajraka,leczjegozachowaniewbiurzewcalesięniezmieniło-
był
łaskawy, chociaż surowy - więc z wyjątkiem takich chwil jak ta, kiedy Josie widziała go z daleka i
oczywistebyło,żesamoporuszaniesięsprawiamutrudność,zakładała,żeplotkisąnieprawdziwe.
-Cześć,dziewczyny-powiedział.-Jesteścietakwcześnie?
-Nietakwcześniejakty-odparłaPriscilla.-Totyjesteśdziśrannymptaszkiem.
- Cześć, Wallace - rzuciła szybko Josie, chcąc zatuszować głupie powiedzenie Priscilli, która, choć
lodowataiwyniosła,plotłaczasem,cojejślinanajęzykprzyniesie.
KtośwyszedłzbiurazaWallacem.Josieodwróciłasię.StałprzedniąHenryAntonelli.
HenryAntonelli.Odruchowozrobiłakrokdotyłu,gdyporaziłająświadomośćiblaskjegopublicznego
wizerunku. Trener koni wyścigowych, który stał się gwiazdą filmową. Gwiazdą filmów akcji i filmów
przygodowych.Gwiazdąromansów.Legendarneniebieskieoczy.
Przystojnywwiekusześćdziesięciudwóchczysiedemdziesięciupięciu,czyile
16
tam miał lat. Skromny. Czarujący. Człowiek, który zdawał się unikać zachowania typowego dla
wszystkichpróbującychsięprzebićwHollywood.Człowiek,którytriumfalniewspiąłsięnaszczytgóry
nieprzejmowaniasię,ajednocześnieudałmusięwyczynsprawianiawrażeniakogośskromnego.
Kochała go cała Ameryka: starzy, młodzi, biali, czarni, mężczyźni i kobiety. Był jak dobrze znany, lecz
imponującynamkrewny-zawszechętnieprzyjmowanyizawszeżegnanyzżalem.
Josie spojrzała mu w oczy. Zapominając, że właściwie jest najniżej postawionym pracownikiem
UnforgettableFilmsInc.Wallace'aPickeringa,ruszyławstronęgwiazdy.
-JosephineO'Leary-oświadczyła,wyciągającrękę.-Jestempanawielkąwielbicielką.
PriscillaPickeringtrwaławbezruchu.Zdawałasięprzy-murowanadoskórzanejkanapywrecepcji.
-Priscilla-powiedziałWallace-chodź,poznajHen-ry'ego.
Priscillawstała,a„Variety"spadłozjejkolannapodłogę.Josiewidziała,żejestwzburzona,ponieważ
sięnieschyliła,żebypodnieśćgazetę,choćnapierwszyrzutokazdawałasięrównienieprzeniknionajak
zwykle.
-Witaj,Henry-powiedziała.ObserwującająJosiewyczuła,żePriscillazachowujesiętakrównieżze
względunanią.ToczyłazJosiejednąztychprywatnych,wewnętrznychwojenozdobycieprzewagiw
bardzoważnychmilisekundachpierwszychspotkań.Grałarolę
„nieustępliwegodyrektorawfirmieprodukcjifilmowej",podczasgdyJosieprzypadłapartia„przesadnie
entuzjastycznej, przesadnie pełnej szacunku nowicjuszki". Josie kusiło, żeby zwrócić uwagę wszystkich
obecnychnatencichypojedynek,leczwtedyHenryzwróciłsiędoniej.
-Powiedziałaś„Josephine"?-zapytał.-MojababciamiałanaimięJosephine.
17
-Nazwanomnietakpodziewczynieojca-odparłaJosie.
Henryuśmiechnąłsię.-Wyrozumiałamama-powiedział.Uśmiechał
się,nieotwierającust,sposobem,któryoczarowałtysiącekinowychwidzów.
Gaża Antonellego za film przekraczała dwadzieścia pięć milionów dolarów, ale środki masowego
przekazu nie zwracały na to uwagi, portretując człowieka, którego talent aktorski dorównywał jego
legendarnej życzliwości. Od dawna był najświetniejszą i najbardziej szanowaną gwiazdą, a po
jedenastymwrześnia,kiedychętnieschodziłzescenydowidzównamasowychimprezachnarzeczrodzin
ofiar,mówiąc:
„Myjesteśmyjedyniekomediantami,toonisąbohaterami"-umocnił
tylkopowszechnąwiaręwswąskromność.
-TotyzaparkowałeśnamiejscuJosie-powiedziałaPris-cilladoHenry'ego.
Josiewzdrygnęłasię.Priscilławbiłajejwbokniewidzialnąszpadę.
-Niesądzę...-zaczęłaJosie.
-Brudnacorolla?-zapytałHenry.UśmiechnąłsięiJosiewiedziała,żemaprzewagę.
-Nietakabrudnaijesttoidealnysamochódkamuflujący.-Miałarację.PozorowaniePrzeciwieństwa.
-Taak,alenieprzeceniajmnie.Mercedesjestwwarsztacie.
- Mój też - powiedziała Josie. Roześmieli się i Josie zastanowiła się, jak to by było pójść do łóżka z
HenrymAntonellim.
- Nowiutki kabriolet saab Josie jest dokładnie taki jak twoja corolla, dokładnie taki sam. - Priscilła
uśmiechnęłasię,pokazującdrobneząbki,którymizgrzytaławnocy,mimospecjalnejnakładkiochronnej.
-Corollaisaabniczymsięodsiebienieróżnią.
-Oczymtymówisz?-Josiestarałasięmówićjaknajgrzeczniej.-
Oczywiście, że te samochody się różnią... Och, rozumiem, Priscilła chce, żebym powiedziała prawdę.
Niemammercedesa,mamsaaba.
18
Priscilłarzuciłajejmorderczespojrzenie.
-Jateżmamsaaba-powiedziałHenry.-Świetnysamochód.
Josiepoczułaradosnepodnieceniewywołaneidealnymkobiecymtriumfem-niedlatego,żeHenrykochał
saaby,aledlatego,żewidziała,jakwodziwzrokiempojejwytrenowanymdziękipilates,pozbawionym
tłuszczuciele,idealnyrozmiarsześć.
-Nodobrze.-HenrypodszedłdoWallace'aiuścisnąłmurękęnapożegnanie.-Dziękujęci.Jakzawsze.
-Niemazaco-odpowiedziałWallace.-Cieszęsię,żewłaśniedomnieprzyszedłeś.
HenryskinąłgłowąPriscilliiJosieiwyszedł.Ośmielonatymspotkaniemirozgniewanapróbącichego
upokorzenia jej przez Priscillę, Josie odezwała się: - Jeśli masz do mnie o coś pretensję, wolałabym,
żebyś to powiedziała wprost. Sądzę, że twój złośliwy komentarz o samochodach nie zrobił dobrego
wrażenia.
-Słucham?-powiedziałaPriscilła.-Słucham?-powtórzyłagłośniej.
Wallaceprzechyliłgłowę.
-Czycośniewporządku?-zapytał.
-Właśniepróbujęsiędowiedzieć-odpowiedziałaJosie.
- Wszystko w porządku - odrzekła Priscilła, lecz spojrzała na Josie i widać było, że w środku aż się
gotuje.Josie,tymczasowoułagodzona,wybrałagodnezejściezesceny.
-Przestawięsamochód-powiedziała,biorąckluczyki.
Kiedy szła po schodach, pogratulowała sobie, że nie zniżyła się do poziomu Priscilli. Priscilła jest
skazananaprzeciętność,nagranieogonów,myślałaJosie.Niewartosięnaniągniewać.
Josieznówpoczuła,żeosiąganowyszczytemocjonalnejdojrzałości.
Stosunkowo łatwo było jej zachować spokój w obliczu Priscilli, pomimo małostkowych docinków.
Przypisywałatenspokójjakiemuśsilnemu,wewnętrznemu
19
przekonaniu,żewprzyszłościczekająkariera,możenawetświatowa.
Podeszładosamochoduizamierzaławsiąść,gdyzauważyławciśniętypodwycieraczkękawałekpapieru.
Wyciągnęłago.Zadrżała,czytającnapisanewiecznympióremlitery.Tacienkabiałakarteczka,taklekka,
takdelikatna,byłamotoremradykalnejiogromnejzmianyjejpołożenia.
Josie zamknęła na chwilę oczy i nabrała w płuca wiosennego powietrza Południowej Kalifornii,
zapominając, że zajmuje niskie stanowisko w przeciętnej firmie i właśnie stoi na nijakim parkingu na
tyłachbulwaruWilshire.
Otworzyła oczy w jasnym przedpołudniowym słońcu i znów ujrzała nadzwyczajne słowa. Jej ciało
zadrżałowpoczuciuuskrzydlającego,wspaniałegotriumfu.
310-655-2341.Zadzwoń.H.
PSŚwietnysamochód.
20
Rozdziałdrugi
Carla Trousse dzieliła nowojorczyków na dwie kategorie: tych, którzy po wycieczce samochodowej
odwozili cię do domu (ludzie „drzwiowi"), oraz tych, odwożących na stację metra najbliższą ich
mieszkania(ludzie
„metrowi"). Człowiek, który właśnie przeprowadzał z nią rozmowę kwalifikacyjną w sprawie pracy -
pierwszejpoczterechmiesiącachbezrobocia-niewątpliwienależałdogatunkumetrowych.Niedobrzeto
onimświadczyło,alenierezygnowała-potrzebowałapracy.
- Widzę ciągle przykłady, że uniwersytety nie uczą studentów pisać, a to jest dla mnie ustawicznie
źródłemzdenerwowania.Wydajemisięodrażające,naprawdę,nieomalzłowieszcze.Wszystkiewielkie
społeczeństwa powstają dzięki możliwości porozumiewania się. A jak mają się porozumieć, jeżeli nie
umiejąpisać?Jak?-Poczerwieniała,słowapłynęłyzjejustniefiltrowane.-Naprawdę.Toodrażające.
Abso-lutnybrakszacunkudlapisanianawetnanaszychnajbardziejprestiżowychuczelniach.Jestemtego
pewna. Chodzi mi o to, że zostałam przyjęta na Harvard, ale moja matka nie... ale to inna sprawa. Ja
piszęcałeżycie.Zaczęłamwwiekulattrzech.
-Trzech?
-Trzech.Mojamatkabyła...byłabardzooddanaswoimdążeniomijaniezawszesiędonichzaliczałam,
alezkażdegodoświadczeniaczłowiekmożesięczegośnauczyćijeżelitylkoujdziezżyciem,wychodzi
mutonadobre,prawda?
21
Moja matka jest pielęgniarką, pielęgniarką z magisterium uniwersytetu w Pensylwanii, aktywistką.
Zabierała mnie i mojego brata ciotecznego Phillipa na różne demonstracje: o równe prawa dla
wszystkichobywateli,przeciwaborcji,chodziładosłownienawszystkieizabierałanas,inaprawdęnie
ma lepszego sposobu zachęcenia dzieci do zwrócenia uwagi na to, co się dzieje dookoła. I naprawdę,
właśnietojestnajważniejsze.Zwracanieuwagi.Toiumiejętnośćpo-rozumienia.
Porozumienia za pomocą słowa pisanego, tak jak to robiono przed e-mailem, przed internetem, przed
komputerem,nawetprzedmaszynądopisania.Czytozbiegokoliczności,żejakośćpisaniaspadłanałeb
naszyjęwrazzrozwojemtechnologii?Niesądzę.Częstomyślę,żebyliby-
śmy o wiele lepszym społeczeństwem, gdybyśmy po prostu przestali używać klawiatur i chwycili za
pióra.
CarlaTrousseprzerwałaporażonastrachem,żezadużomówi,alezadowolona,żeudałojejsięzebrać
rozbieganemyśliiwrócićznówdokwestiipisania.Przecieżtegodotyczyłarozmowa.
-Notak-powiedziałmężczyznasiedzącypodrugiejstroniebiurka.-
Tak.
Carlagapiłasięnaniego.Byłwśrednimwieku,chudy,łysiałinosił
okulary. Miał zaczerwienioną skórę i uprasowane ubranie - zarówno koszulę, jak i dżinsy. Nosił
mokasynyfirmyGucci.Ibiadolił.BiadoliłjakszczurTempletonzPajęczynyCharlotte.
-Czysądzipani,żeztejprzyczynypisanietekstówmarketingowychdlafirmyzajmującejsięrozwojem
technologiimożestanowićdlapaniproblem?-uśmiechnąłsięówmężczyzna,GeorgeSchmidt.
-Och,nie-przerwałazaniepokojona.-Nie,wcalenie.Niezamierzałamwyszydzaćrozwojutechnologii,
skądże znowu, technologia jest bajeczna, wyprowadziła Amerykę na pierwsze miejsce wśród krajów
świata,conieznaczy,że
22
wcześniejtamjużniebyliśmy,oczywiście,zakładającnawet,żektoś,takjakja,mapewnepretensjedo
rządów republikańskich. Bo proszę pomyśleć: czy naprawdę powinniśmy zmuszać inne kraje na kuli
ziemskiejdoprzestrzeganiawszystkichnaszychzasad,kiedykażdywie,żetoniejestdladobraświata,
tylkodladobraniektórychludzi,iwszyscyciludziesąniestetybiałymimężczyznami,chociażkobietysą
niewielelepsze,toznaczy:niektórekobiety,alechcępowiedzieć,żemogępisaćwszystko,comikażecie,
krótkomówiąc.Choćniemówiłamzbytkrótko.
Zakryła ręką usta, milcząco ganiąc się za gadulstwo. Zawsze tyle gadała, kiedy czuła się niepewnie.
GeorgeSchmidtmilczałitomilczeniesięprzeciągało.
-Chodzioto,żepotrzebujępracy-oświadczyłaCarlatakulegle,jaktylkomogła.
-Tak-powiedziałGeorgeSchmidt.-Dziękuję,żesiępanifatygowała.Będziemywkontakcie.
Wyszła zaniepokojona z wyłożonego boazerią biura. Od czterech miesięcy była bezrobotna. Została
wyrzuconazpracy,wktórejzajmowałasiępisanieminstrukcjiobsługi,ponieważpokłóciłasięzszefem,
broniącswojejdecyzjiozmianietekstu.-Czyjesteśmymałpami?Czydlategomusimyciągledrukować
nieprzystępnie napisane broszurki, których nie umiałby rozszyfrować absolwent MIT, podczas gdy
użytkownikchcepoprostuskopiowaćDVD?Dlaczegoniemożemytegozmienić,dlaczegoniemożemy
zasłynąćjakojedynafirma,któramazrozumiałeinstrukcjeobsługi?
Szefpokręciłgłowąipowiedział:-Pakujsięiwynoś.Wtejchwili.
W tydzień później redaktor magazynu literackiego „AEIOU" z Greenwich Village, do którego pisywała
recenzjeksiążekpopięćdziesiątdolarówzasztukę,powiedział,żepowinnaposzukaćodpowiedniejszej
pracy.Kolegiumredakcyjnedoszłodowniosku,żejejrecenzjesązbytzłośliwe.Carlazaprotestowała.
23
Taksiążkabyłazła.ZŁA.Oczywiście,żepowiedziałam,żejestnicniewarta,bojestNICNIEWARTA.
Nie po to studiowałam przez dziesięć lat Prousta i Flauberta, żeby pisać słodziutkie recenzje
niezrozumiałych powieści autorstwa ludzi, którzy są wydawani tylko dlatego, że ich jedynym talentem
jest fotogeniczność. Chcę, żeby im było przykro! Może przestaną pisać i zrobią miejsce dla innych,
naprawdęutalentowanych!
Redaktorwysłuchałjejuprzejmieispokojniepowiedział:-
Najwyraźniejbędziepaniszczęśliwszawinnejpracy.Niktniemapretensji.Jestnaświeciemiejscedla
ludzi,którzykochająksiążki.
Odtegoczasuniemiałapracyanidochodu.Jejkuzyn,Phillip,pomógł
jakzwykle-płaciłjejczynszidawałpewnąsumę,pozwalającąprzeżyćnazasiłkudlabezrobotnych.Ale
zasiłeksiękończyłiwchwilachtakichjakta,kiedywychodziłazbiuraGeorge'aSchmidtazuczuciem
mdłościwżołądku,czułasiębezwartościowa.
PostanowiłapójśćpopisaćdoparkuRiversidenaUpperWestSide.
Pączkikwiatów,matkizdziećmi,ludzienarowerach,młodzizakochani-
towszystkomogłododaćjejanimuszu.MożewielkarzekaHudsondostarczyinspiracji.Chciałaskończyć
trzydziestetrzecieopowiadanieo
„salonie artystycznym" w Tribeca, gdzie pisarki-neofitki o długich włosach i wąskich biodrach paliły
papierosy i cedząc słowa, opowiadały o dawnym życiu w luksusie, przez cały czas kombinując, jak
wyjśćzamążzafacetanajbogatszegozobecnych.Niebyłypisarkami,leczkoloryzatorkami.
Po kwadransie jazdy metrem w górę Manhattanu, stanął przed nią mężczyzna w czapce nowojorskiej
drużynybaseballowejJets.Miał
czarnywypchanyplecak.Przysiadłaniezręcznienabrzegusiedzenia,wiedząc,żeniemożesięcofnąći
wtłoczyć pomiędzy władczo wyglądającą Murzynkę i równie władczo wyglądającego mężczyznę w
garniturze,ponieważmazaszerokiebiodrainiezmieściłabysię.Uznała,żeponieważonipierwsi
24
wsiedli do pociągu, to ona musi siedzieć przycupnięta na krawędzi pomarańczowego, plastikowego
siedzenia.
Metropostukiwałoiwiłosięposzynach,ażstanęłogwałtownieprzyDziewięćdziesiątejSzóstejUlicy.
Carla trzymała się poręczy przed sobą, wyciągnąwszy rękę pomiędzy stojącymi pasażerami. Pociąg
właśniesięzatrzymał,gdyczłowiekzplecakiemodwróciłsięszybko,aplecakuderzyłCarlęwtwarz.
-Proszępana!-zaskomlała.-Przepraszam!
-Hę?-powiedziałolbrzym.
-Panatorbajestniebezpieczna.
- Co? - zapytał, wysiadając. Długość jego kroków była proporcjonalna do olbrzymiego wzrostu.
WyprzedziłCarlę,leczjąbolałpoliczekibyłarozdrażniona,więcszybkozanimpodreptała.
-Hej!-uderzyłagowramię.
-Copaniodbiło?-Zatrzymałsięprzednią.Jakiśbiegnącychłopczykzderzyłsięzjegokolanem.
- Mamo! - krzyknął, a matka chwyciła synka za ręce, rzucając wściekłe spojrzenie Carli i mężczyźnie,
którzystalinaprzeciwkosiebie.
-Przepraszam-powiedziałmężczyznadomatkiichłopca.
-Totajegotorba-wyjaśniłaCarla.
-Jegotorba?-zapytałamatka.
-Mojatorba?-powtórzyłmężczyzna.
-To!-Carlawskazałaplecak-winowajcę.-Dwarazyuderzyłmniewpoliczek,dwarazy!Wpociągu.
Powinienpanuważać.Możepankomuśzrobićkrzywdę.
- Żartuje pani. Już komuś zrobił krzywdę. - Matka pociągnęła chłopca za rękę, a Carla pomyślała, że
gdybymiałasyna,nigdynieciągnęłabygozakończyny,jakbybyłszmacianąlalką.
-Chcepanipowiedzieć,żeniemogęmiećwpociąguplecaka?-
Olbrzymskrzywiłsię,jakbytakłótniawydzielałanieprzyjemnyzapach.
25
-Niechpanspojrzynamójpoliczek!-nalegałaCarla.
-Janicnanimniewidzę-powiedziałamatka,odwracającsiękuschodomiszarpiącsynazarękę.
-Nicpaniniejest.Powinnapanipatrzyć,dokądpaniidzie.Tozatłoczonypociąg,NowyJork,prawda?
Nie ma pani nic lepszego do roboty? - Mężczyzna potarł ręką policzek. Carla zauważyła, że jego dłoń
byładziwniemałajaknatakwielkiegomężczyznę.Spojrzałnaniąjeszczeraz,niewątpliwiezauważając
czerwoneokulary,pomarańczowysweterzsuwającysięzramieniajakbynapamiątkęfilmuFlashdance,
dżinsyspłowiałeniespecjalnie,aleodznoszenia,ifiguręrozmiarczternaście(takjakwiększośćkobiet
amerykańskich-przypomniałasobie).
-Musipanimiećcoślepszegodorobotyniżczepianiesięmnie-
wymamrotał,potemodwróciłsięiruszyłwgóręszarymibetonowymischodami,zostawiającCarlęsamą
wwilgotnymkorytarzumetra.
Nie miała nic lepszego do roboty. Taka była prawda. Czar parku Riverside nagle zbladł i Carla
przesiedziała kolejnych sześć godzin na drewnianej ławce na stacji metra przy Dziewięćdziesiątej
SzóstejUlicy.
Patrząc na ludzi wysiadających i wsiadających do pociągów, wyobrażała sobie ich życie, oceniała
ubrania,sposób,wjakistali,pochylalisięispacerowalipoperonie.Widziałaichruchidesperację.
Nieświadomaniczegoprzyglądałasięnowojorczykom,spieszącymsię,myślącym,zapominającym.
Kiedy w końcu się podniosła i postanowiwszy wrócić do domu, wsiadła do pociągu jadącego do
centrum, zauważyła, że znajduje się w jednym z tych nowoczesnych wagonów, które powoli miały
zastępowaćstare.Byłjaśniejszy,czystszyiCarlauznała,żetenprzypadkowywybórwagonubyłznakiem,
żeczekająwprzyszłościcoślepszego.
Byćmożetendzieńspędzonywmetrzebyłjejpotrzebny,żebyzebraćmyśliiprzebudowaćswojeżycie.
26
Wysiadła przy Czternastej Ulicy. Mieszkała w sercu West Village, przy zadrzewionej alei z wysokimi
kamienicami i budynkami z czerwonej cegły o grubych murach. Jej dom był jedynym wyjątkiem -
odrapany biały tynk, fioletowo-szare schodki z połamanymi krawędziami. Kiedy wchodziła przez
frontowedrzwi,odpadłgórnyzawias,drzwisięotworzyłyitakjużzostały.Carlaniezadałasobietrudu,
żebyjezasobązamknąć-ucieszyłbyjądramatyzmjakiegośwłamaniaiwcalesięnieprzejmowała,że
innilokatorzymoglisięzniąniezgodzić.
Zdaniem Carli jej umiejętność znoszenia dziwacznych aspektów nielegalnego podnajmowania mieszkań
w Nowym Jorku dowodziła, że posiada nieoceniony dar powściągliwości i opanowania. Płaciła
Tommy'emu Quickly wyśrubowany czynsz za mieszkanie na trzecim piętrze bez windy, w domu
podlegającymograniczeniuwysokościczynszów,lecznawettawyśrubowanaopłatabyłaniższaniżcena
rynkowa - tysiąc sześćset dolarów miesięcznie to prawie darmo. Nie da-wało jej spokoju, że nie ma
dochodu,że kończy sięjej zasiłek dlabezrobotnych i że kuzynPhillip zapłacił zanią rachunki za kartę
kredytową w wysokości siedemnastu tysięcy dolarów. Udawało jej się uniknąć ataków wyrzutów
sumienia tylko dzięki ciągłym psychicznym przechyłom, unikom i zapewnianiu siebie samej, że jej
inteligencja i wielkie serce zjednają sobie w końcu przychylność nietaktownych warunków
ekonomicznychwspółczesnegoManhattanu.
Otworzyła drzwi do mieszkania. Zmierzch wlewał się do dwóch pokojów i gromadził pod parapetami
nowychokien,niepasującychdownętrzaobielonychścianachinierównychpodłogach.Carladoszłado
wniosku, że ostatni remont budynku musiał zostać przeprowadzony około tysiąc dziewięćset
dwudziestegosiódmegoroku,kiedytoniewątpliwie
„przedwojenne",wbudowanewścianęregałyichwiejneprzeszklonedrzwibyłynapewnonieskazitelnie
noweiurokliwe.
27
Jedyną zaletą mieszkania był dostęp do pochyłego, pomalowanego na srebrno, niebezpiecznego dachu.
Większość lokatorów z niego nie korzystała, ale mieszkająca na ostatnim piętrze Carla podczas letnich
miesięcy przebywała na dachu, kiedy tylko mogła. Opalała się nago i czuła się bardzo nowocześnie,
nawetwtedy,gdygrafikiilustratorwjednejosobiemieszkającypodniąwpakowałsiętakżenadachina
widoknagiejCarlizawróciłiuciekł,kręcącgłową.
Najgorszebyłoto,żemieszkaniemiałotylkojedenzlew-służyłwięcdozmywaniaimyciazębów.Paul
Zeig, ostatni mężczyzna, z którym się całowała, rozejrzał się raz dookoła i powiedział: „to musi być
przygnębiające". Te słowa były dowodem tak wyjątkowego braku wrażliwości, że kiedy Paul zaczął
spotykaćsięzkobietą,którawłaśniezostałapartneremwfirmieGoldmanSachs,Carlauznała,żespotyka
gozasłużonakara.PaulzostawiłjejswójzegarekTimexIronman.Carlanosiłagocodziennie,mimoże
bateriasięwyczerpała.
W mieszkaniu było jedno lustro, mniej więcej kwadratowe, wielkości typowego albumu ze zdjęciami
ślubnymi, przyklejone do drzwiczek szafki w łazience. Codziennie rano Carla spędzała pierwsze pół
godziny na przyglądaniu się sobie. Każdego dnia odprawiała ten sam rytuał: staranne skubanie brwi,
wnikliwe badanie włosów rosnących na brodzie i nad górną wargą, szukanie zmarszczek głębszych niż
przedtem, a po ich znalezieniu - skupione, leczące spojrzenie. Tak długo wpatrywała się w każdą
problematyczną część twarzy, że wkrótce zaczynała jej się wydawać nieszkodliwa i nijaka. Ta
umiejętność przyglądania się sobie była wypraktykowana i miała naprawdę szeroki zakres. Carla
wiedziała z doświadczenia, że rozmyślanie nad niezbyt kształtnymi wargami i głęboko osadzonymi,
niewielkiminiebieskimioczami,nicniedaje.Aleteraz,stojącprzedlustrem,poczuła,żesamadoznaje
wstrząsunawidokwłas-
28
negoodbicia.Kimjesttakobietawokularach,oszerokiejtwarzyipokaźnympodbródku?
Odwróciłasięgwałtownie,wyszłazłazienkiipodeszładodrewnianegobiurkastojącegomiędzydwoma
regałami. Po prawej stronie leżała otwarta powieść, którą właśnie czytała: Grotesques jej ulubionego
autora,E.R.Robina.Laptop,zeszłorocznyprezentgwiazdkowyodPhillipa,drzemał.Wcisnęłaspacjęi
ekranrozjaśniłsię.Doszładowniosku,żenapewnoniedostaniepracy,októrejrozmawiałazGeorge'em
Schmidtem, i ujrzała sumę topniejącą na koncie równie systematycznie jak szpitalna kroplówka.
Połączyłasięzinternetem,chcącprzeczytaće-mail.
Miałatrzywiadomości:
30-LETNIAPOŻYCZKAMIESZKANIOWANASTAŁY
PROCENT5.25%!ZDECYDUJSIĘTERAZ!POWIĘKSZANIE
PENISA-TANIO!iODPAULETTE.
CarlazawahałasięprzedotworzeniemwiadomościodciotkiPaulette.
Niepamiętała,zapomocąjakiejorganizacjiPauletteratujeobecnieświat,alebyłapewna,żejesttocoś
odpowiednio szlachetnego i odpowiednio samolubnego. Przekonanie o słuszności własnych racji tych
kobiet, które używały wybranego powołania jako narzędzia do wywoływania wyrzutów sumienia u
innych, których altruizm nie był równie widoczny, zawsze wprawiało Carlę w zakłopotanie. Podczas
ostatniegospotkania,wczasieŚwiętaDziękczynieniadwalatatemu,pokłóciłysię.
Carlapracowałakiedyśdlaproducentareklamtelewizyjnychiopowiadałarodzinieokimś,kogowłaśnie
zatrudnił.Byłatopozbawionainteligencji,długonogakobietaimieniemDawn.
- To kompletna idiotka, ale Linusowi to nie przeszkadza. - Carla zdenerwowała się na samą myśl o
Dawn.
- Wiesz, Carla - wtrąciła ciotka Paulette - niektóre kobiety jednocześnie umieją być i atrakcyjne, i
inteligentne.
-Oczywiście,aleniewtymprzypadku.
29
-Możeinie.
-Nie„możeinie",tylkoniewątpliwetak.Pracujętam,rozmawiałamznią.Naprawdęniejestempewna,
czyumieczytać.
-Napewnoumieczytać.
-Przesadzam,alezapewniamcię,żemądratoonaniejestiżezatrudniłjązpowoduurody.
-Możeitak.-TymrazemPauletteuśmiechnęłasięzwyższością,aprzynajmniejtaksięCarliwydawało.
Tojązdenerwowało.DlaczegoPauletteniemożesięzniąpoprostuzgodzić?Dlaczegotodlaniejtakie
trudne?
-Niemaszracji.
-Możeinie.
- Dlaczego to powtarzasz? Jak mam ci udowodnić? Na podstawie ocen z matury? Wypracowania? -
TwarzCarlipokryłasiępotem,czułasięatakowana.
-Toniejestkwestiatego,czymamrację,czynie.
-Jest.
-Carla,kochanie,ocojesteśnaprawdęzła?
NatesłowaCarlawstała,zirytowanaiurażona.-Toniejestsesjapsychoterapii.Jestemzła,ponieważ
specjalniemaszambiwalentnystosunekdoczegoś,coniepozostawiażadnychwątpliwości.
-Nocóż,maminnezdanie.Tochybadozwolone?
-Nieuważasz,żeniektórzymężczyźnizatrudniająkobietyzewzględunawygląd?
-Uważam,żebardzochcesz,żebymsięztobązgodziła,alewświetledowodów,któreprzedstawiasz,nie
mogę.
-Dlaczegoniemożesz?!-krzyknęłaCarla.
-Carla,uspokójsię-wtrąciłsięPhillip.
-Nieuspokojęsię!Dlaczegoniemożesięzemnązgodzić?Nawetjeżeliniemamracji,jeżeliDawnjest
geniuszem, dlaczego nie może choć raz powiedzieć, że twoja siostrzenica Carla Trousse ma w jakiejś
kwestiirację?Dlaczego
30
tojesttakiecholernietrudne?Dlaczegoniemożepoprostuskłamać?
Paulette siedziała naprzeciwko Carli i próbowała bezskutecznie powstrzymać uśmiech. Miała siwe
włosy - długie, proste i wspaniałe, w uszach wiszące kolczyki z malutkimi topazami. Ubrana była w
idealnie udrapowany kaszmirowy sweter i tweedowe spodnie. Złość przyśpieszyła oddech Carli,
wzburzyłakrew.Zdawałosię,żedostaniepianynaustach.
Nienawidziła, kiedy ktoś był tak ograniczony, że nie pozwalał własnym poglądom nawet poflirtować z
poglądami innych. Była to cecha ludzi prawdziwie samolubnych, którzy pod pretekstem uczciwości nie
przyznawali,żewistociesięwywyższają.-Jestempoprostuuczciwa-
mawiałaPaulette.-Niemuszęsięzniązgadzaćtylkodlatego,żeonategochce,prawda?
Carla uciekła z pokoju. Nie mogła stłumić płaczu, ale przynajmniej nikt jej nie widział. Słyszała, jak
Paulettemówi:-Jesttakadrażliwa.
Dlaczegosięzrobiłatakadrażliwa?
UrażonaizawstydzonaCarlazamknęłasięwłazience.
Odtegoczasuanirazunierozmawiały.AterazCarladostałaodciotkiwiadomość.
Kliknęła„Otwórz"iusiadławygodnie.
Cześć; Carla. Na pewno zdziwi Cię ten list. Ni e będę udawała, że n i e wiem, iż przeżywasz trudne
chwilenanowojorskimbruku-
rozmawiamzPhillipemprzynajmniejrazwmiesiącu.Piszę,bochcęcięprosić,żebyśprzyjechaładoLos
Angeles.PhillipiSamanthaproponują,żebyśunichzamieszkała,acowięcej,muszęzTobąoczymś
porozmawiaćosobiście.Toważne,inaczejnieprosiłabymCięoprzyjazd.Proszę,zastanówsięnadtym
inieodmawiajtylkopoto,żebydowieśćswejniezrównanejbezkompromisowości.
CzęstooTobiemyślęiżałuję,żeniejesteśmywlepszychstosunkach.Pozdrowienia.
Paulette
31
Carlaodwróciławzrokodkomputeraispojrzaławokno.Wychodziłonapółnociczasamimogłazajrzeć
dosypialniludzimieszkającychpodrugiejstronieulicy.Dziśkobietaszyłaprzykuchennymstole.Retro
maszyna do szycia przymocowana do deski, ciemnowłosa głowa pochylona pod kuchenną jarzeniówką.
Obruspoddeskąbyłwbiało-czerwonąkratkę.Wsąsiednimokniełysymężczyznawczarnychokularach
siedziałnabiałejkanapieigapiłsięnaścianęnaprzeciwko-
Carlawidziałaprzezoknoświatłorzucaneprzezekrantelewizora.
Nie interesowało ją, co Paulette chce jej powiedzieć. Była tylko lekko wkurzona docinkiem na temat
swojej „bezkompromisowości". Przede wszystkim czuła się... nijaka. Nijaka i rozlazła, puc mięsa z
oczami i grubymi palcami. Patrzyła na szyjącą kobietę i mężczyznę przed telewizorem i pomyślała, że
gdybytylkomogłaobserwować,jakżyjąciludzieiuczyćsięodnich,nawetniemusiałabywychodzićz
mieszkania.
Nie musiała słuchać Paulette ani dowiadywać się, co ciotka chce jej powiedzieć. Było jej dobrze w
Nowym Jorku, w mieszkaniu w Village, gdy obserwowała sąsiadów. Los Angeles było strasznym,
strasznym miejscem pełnym płytkich analfabetów i beznadziejnych głupców bez żadnych prawdziwych
myśliiprzekonań.
Zwyjątkiem,oczywiście,kuzynaPhillipa.
INadineDillenberger,jejdawnejasystentkizfirmyproducentareklam.Nadinebywałamęcząca,alenie
byłapłytka.Iuwielbiałaczytać.
Był też Jimmy Stigwood, kolega z New York University z płomiennoczerwonymi włosami, który został
znanymreporteremdlajednejzgazetprzemysłurozrywkowego.Carlaczytałaniektórezjegoartykułówi
nawet wysłała mu kartkę, że bardzo jej się podobały. Nie odpisał, ale pamiętała, że zawsze był zajęty
(golfem,cygaramiikupowaniemmuszek),nawetzanimzostałsłynnymdziennikarzem.
32
WKaliforniibyłktośjeszcze-niewLosAngeles,awPasadenie-
mężczyzna nazwiskiem David Thomas Stegner, lobbysta w Komisji Energetycznej stanu Kalifornia.
Skończył uniwersytet Dartmouth razem z Phillipem. Miał około 180 cm wzrostu, stracił większość
włosów i oceniał świat uważnymi brązowymi oczami i niezwykle ścisłym umysłem. Był ekspertem we
wszystkichkwestiachnaukowych,alemiał
takżetalentpisarskiiłatwosięirytował,kiedyludziezakładali,żeniemożebyćtwórczy,ponieważzna
sięnanaukachścisłych.
Przespał się z Carlą w wieczór wesela Phillipa i Samanthy Seilers, córki jednego z najbardziej
pozbawionych skrupułów agentów Los Angeles. Carla i David dogadali się na temat inteligencji
Samanthy:-
Umówmysię,niejesttonajbystrzejszystrumykwokolicy-powiedział
David,kiedypatrzylinaPhillipaiSamanthękiwającychsięnaparkiecie,aCarlaprzytaknęła.-Niektórzy
mężczyźni nie potrzebują ciągłych wyzwań - wyraziła swoje zdanie. I po sporej ilości wina, muzyki i
odkryciu,żezgadzająsiępraktyczniewkażdejkwestii:żestudenciamerykańscypowinnistudiowaćza
granicą, że radio publiczne NPR jest doskonałe oraz że uwielbiają wszystkie filmy z napisami -
wskoczylidołóżka.
TejnocyCarlaczułasięnadspodziewaniespokojna,spokojnaizadowolona.Davidpróbowałzrobićna
niejwrażenie,cytującpoezjęiopowiadania,ajejwydawałosiętosłodkie,jakjedzeniedżemupalcami.
Topoczuciespokojuwświetlejegozabiegówspowodowało,żeDavidStegnerstałsięważniejszyodtej
całej reszty mężczyzn w jej życiu (łącznie z Paulem Zeigiem), którzy zrobili z niej straszliwy, znerwi-
cowanywrak.
Pozatymtospotkaniewczasieweseladowodziłoprawdziwościtwierdzenia,żebratnieduszepojawiają
sięwżyciu,kiedyczłowiektegonieoczekuje.PoszłanaweselePhillipa
33
samaipozbawionanadzieinajakikolwiekromans.Recepcjonistka-
niedorozwiniętaDawn-powiedziała,żeCarlamaprawobyćzazdrosnaoszczęściePhillipaiSamanthy,
leczCarlazaprzeczyła.Niebyłazazdrosna,bardzosięcieszyła.
Dawn powiedziała jej, że się sama oszukuje - każda kobieta byłaby zazdrosna, więc i ona musi być.
Carlamilczała.Dawnzakładała,żewszystkiekobietykoncentrująsięnawspółzawodnictwiewusidlaniu
mężczyzn. Powszechnie uważano, że niezamężne kobiety są zazdrosne o pary małżeńskie, dopóki same
nie wyjdą za mąż, więc czekała, aż sztylet zazdrości przebije jej serce, aż zapragnie zerwać Samancie
welon. Ale nigdy do tego nie doszło. Najwyżej rozbawiło ją, że niektóre druhny-idiotki (koleżanki
Samanthy,oczywiście)przejmowałysiętakmakijażemimężczyznami.Jednakniepowiedziałanikomuo
tym, że nie jest zazdrosna, pewna była, że wszyscy zareagują tak ja Dawn. - Och, daj spokój, Carla -
powiedziała.-Możeszsiędotegoprzyznać.Tonormalne.
Pozatymniewierzęci.Niczymsięnieróżniszodinnychkobiet.
Carla miała ochotę powiedzieć: „różnię się, jestem inna". Po prostu nie czuła zazdrości, bo umiała
bezinteresowniecieszyćsięprawdziwąmiłościąinnych.
Później, kiedy leżeli objęci, David chrapał, a Carla nie spała i rozmyślała o tym, że Bóg zesłał jej
Davidajakoprezentzaszczerość,wiaręwprawdziwąmiłość.Byłapewna,żetakibyłwyroklosuijej
teżudasięwypełnićlukęnastanowisku„chłopaka"równiełatwo,jakudawałosiętoinnymkobietom.
Jednak David nigdy do niej nie zadzwonił. Ona telefonowała do niego cztery razy, ale przestała, kiedy
wspomniałojakiejśEvewsposóbwykluczający,żemożechodzićojegomatkę.Wierzyła,żeudałojej
siękompletniewyrzucićgozpamięci,zadeptaćizdusićwszystko,cokolwiekprzypominało,jakidealnie
dosiebiepasowali.
34
Atuznowupojawiłasięnadzieja,wcaleniemartwa,alebardzożywa,wykwitłaprzedjejoczamiiwoła:
„DavidwPasadenie,DavidwPasadenie".
Zamknęłakomputeriwróciładookna.Nocbyłaciemna,ajasnozieloneliścietworzyływdolebarierę
takgęstą,żewyglądałajakkołdrarzuconakapryśnienagałęzie.
Trudne chwile na nowojorskim bruku. Czy tak widzieli jej życie ukochany kuzyn Phillip i Paulette,
najmniejlubianaosobawrodzinie?
Zamknęłaoczyiujrzałasiebiesamotnąnawarstwieloduotoczonągęstymidrzewami,jaktewdole.Jej
stopyślizgająsięjakmokreopony,rzucajątotu,totam,jestzałamanapośródzieleniobiecującejnowei
emocjonująceżycianaManhattanie.
A potem zobaczyła, jak lód topnieje, ocean błękitnej spienionej wody uderza o wybrzeże Los Angeles
oddaloneocałykontynent,aonastoiwyprostowanaipełnaoczekiwania.
Pojechałaby,gdybynieto,żetakstrasznieniecierpiPaulette.
35
Rozdziałtrzeci
Podczas lunchu z Sethem w restauracji Balboa przy bulwarze Sunset Josie zauważyła przy sąsiednim
stoliku ludzi, którzy pracowali z Henrym Antonellim, a ściślej mówiąc, zauważyła trzech mężczyzn i
kobietę, którzy z nim pracowali. Dwaj mężczyźni byli jego agentami, trzeci prawnikiem, a kobieta
partnerem w firmie produkcyjnej New Jersey Thoroughbred Films, popularnie zwanej NJTF. Josie
słyszała o tej kobiecie, kiedy pracowała w Y & W. Nazywała się Ester Rodriguez-Rabinowitz i w
zależnościodtego,ktooniejmówił,byłaprawdziwym,twórczymproducentem,zmienną,wyniosłąbabą,
która nigdy nie oddzwaniała i/lub kochanką Henry'ego, bez względu na fakt, że Henry był od wielu lat
żonaty z Cecilią Rosenberg, psychiatrą, a Esther od wielu lat zamężna z Aramem Rabinowitzem,
kardiochirurgiemwkliniceCedars-Sinai.
Przechodząc koło ich stolika, Josie przyjrzała się Esther. Była to drobna, ciemnooka i ciemnowłosa
kobietaopełnychwargach.Miałazadartynos,gęstebrwiioczywkształciełez.Ubierałasięnaluzie,ale
wwyszukanymstylu-typkobiety,którakupujenajdroższątorebkęwBarneyspodwarunkiem,żeniema
żadnejfirmowejnaszywki.Josiedo-szładowniosku,żechoćEstherwpełniwykorzystujeurodędanąjej
przez naturę, nie może mieć romansu z Henrym, ponieważ on jest przecież wybitnie przystojnym
gwiazdoremfilmowym,aEsther,choćatrakcyjna,jestwłaściwiezwyczajna.
36
Lecz Josie nie wątpiła, że Esther ma wielkie możliwości. Była partnerem w firmie Henry'ego, co
znaczyło,żeniemusinicrobić,aitakmapochlebcówskłonnychpowtarzaćjej,jakajestmądra,poto
tylko, aby Henry zagrał w ich filmach. Josie nie wierzyła w opowieści, że Esther jest najlepszym
twórczym producentem w mieście - co to w ogóle znaczy? Po prostu miała szczęście. Dawno temu
przyssała się do Henry'ego i trzymała się go mocno. Jej „sukces" był nierozerwalnie powiązany z jego
sukcesemigdybyHenrykiedyśsięodniejodciął,zostałabyzapomnianawjednejchwili.
Nie dotyczyło to agentów i prawnika, którzy siedzieli z nią przy stoliku. Mieli innych klientów prócz
Henry'ego,choćtozniegoczerpaliwiększośćswoichdochodów;prawdopodobnieztegopowodujego
sprawyzajmowałyimcodzienniewiększośćczasu.
Josiewiedziała,żeludziepracującydlaHenry'egoprzypominająfirmęreklamowąkoncentrującąsięna
jednymkliencie.Ichwysiłkizmierzającedozałatwieniajednemuczłowiekowiroliwfilmienieróżniły
sięniczymodpracylegionuprawników,biznesmenów,politykówilobbystówdziałającychwinteresie
jakiejś firmy farmaceutycznej albo, dajmy na to, General Electric. Jeden Henry mógł w ciągu roku
zarobićminimumpięćdziesiątmilionówzasamerolewfilmach.
Tym,conaprawdęróżniłoHollywoododprzemysłu,byłoto,żeczarcenionotunarównizintelektem.I
ludzieprzystolikuHenry'egonależelidonajbardziejczarującychwśródwszystkichobdarzonychczarem.
Henry'egooczywiściemiędzyniminiebyło.Procentodjegodochodów,którykażdeznichzarabiało(i
stawkiprodukcyjneEsther)dawałyHenry'emupewność,żepracujądlaniegobardzosumiennieionnie
musijużbyćprzytymobecny.BylinajlepsiinajinteligentniejsiwHollywood.
Przechodzącoboknich,JosiepowstrzymałasięodpomachaniaimkartkąztelefonemHenry'ego.
37
-Josie-powiedziałSeth.-Kiedyzapraszamcięnalunch,oczekuję,żetomojemuurokowiniebędziesz
mogłasięoprzeć.
SethLevinbyłwysokiichudy,zkanciastątwarząigłębokoosadzonymiszarymioczami.Nosiłokularyw
drucianejoprawie,miał
ciemne falujące włosy gęsto przyprószone siwizną. Chodził odchylony do tyłu krokiem mistrza
tenisowego,którymwrzeczywistościbywałwweekendywswoimklubie.
-Niemogęsięoprzeć-odpowiedziałaJosie.-Oczywiście,żenie.
Seth,oddziesięciulatszczęśliwieżonatyzNancy,nauczycielkąuczącąwliceumbyłjednymzniewielu
ludzi w Hollywood, którzy żyli nie tylko dla spotkań. Był jednym z „prawdziwie pewnych siebie" i
przekształcał tę zrelaksowaną pewność w czar, który gwarantował mu wstęp na każdą ważniejszą
imprezę w mieście. Fakt, że nigdy nigdzie nie bywał, tylko podnosił jego renomę i zwiększał liczbę
zaproszeń.ToodrzucaniehollywoodzkichgierekmogłobyzakłopotaćJosie,aleudałojejsięszczęśliwie
zakwalifikować zachowanie Setha jako styl Genialnego Ekscentryka. Szedł własnym rytmem ( a
przynajmniejtaktwierdził)ibyłtakzblazowany,żeniechwaliłsiężadnymiosiągnięciami.
Josieniemiaławątpliwości,żepostępujetakspecjalnie,abyludziedwarazybardziejgopodziwiali,gdy
sięonichdowiedzą.
-Czysądzisz,żeEstherRodriguez-RabinowitziHenryAntonellisąkochankami?-zapytałaJosie.
Sethparsknąłśmiechem.-OJezu.Nie.NIE.MążEstherjestmoimkardiologiem.Gdzietousłyszałaś?
- No wiesz... - Josie urwała, ponieważ nie chciała powiedzieć: „Od Neli, mojej rozplotkowanej
koleżanki".
-Pracująrazem.
-Rozumiem.-Wzruszyłaramionami.-Poprostuzapytałam.Jesttamjedynąkobietą.
-Wiem-przerwałSeth.-Słuchaj,kotku,zróbcośdlamnie.
38
-Co?
- Przeczytaj to. - Seth rzucił na stolik dużą kopertę. - To dzieciak, którego Marcus wynajął do
wyprowadzaniapsów.
-Niezrozummnieźle,aledlaczegoczytaszscenariusze?
-Marcuspoprosiłgodotelefonuionmnieubłagał.MiłydzieciakzFlorydy.Powiedziałemmu,żesam
jestemzabardzozajęty,alemaszczęście,boznamnajbardziejwpływowąkobietęwHollywood.
-Kpiszsobie.Alepoczekajtylko.
-Niewątpię-odparłSeth.-LeczobiecałemMarcusowi,żedamtokomuśdoprzeczytania.
Josieobejrzałakopertę.
-JeżelizdobędzieOscara,proszętylko,żebyśmipodziękowaławprzemówieniu-mówiłdalejSeth.-
Pozatymjesttwój,bezzobowiązań,róbznim,cochcesz.
-Naprawdę?
-Naprawdę.Oczywiście,jeżelicośbędzieztegochłopaka,możeszmigopodesłaćjakoklienta...
-Dobrze,zrobiętodlaciebie.
- Zrób to dla Marcusa, nie dla mnie - odpowiedział Seth. Marcus Hernandez był jednym z najlepiej
prosperującychklientówSetha.Z
pracownika Kentucky Fried Chicken w Miami stał się aktorem zwanym latynoskim Woodym Allenem.
Mike,mążJosie,byłjednymzjegonajwiększychfanów.Mówił,żepatrzenienaMarcusawakcjibyło
niczymkoncertBruce’aSpringsteenanażywoalboobserwowanieTigeraWoodsapodczasgrywgolfa.
-UwielbiamMarcusa-powiedziałaJosie.
-Takjakwszyscy.Możeszsięustawićwkolejce.Podszedłkelner.-
Poprosimy dwie sałatki Cezar, bez sera dla pani, dla mnie jej ser plus jej zwykła porcja i dwie wody
Pellegrino.Dziękuje–zwróciłsieznówdoJosie.-Tochciałaś,prawda,kotku?
-Czyonmaagenta?–zapytała.
39
-Kotku,onmieszkanaFlorydzie.Flo-ry-dzie.Czysądzisz,żemaagenta?
Josiewłożyłascenariuszdotorebki.-Seth.-Podniosłagłowę.-
Muszęcięocośzapytać.
-Uhm.Ocochodzi?
-Musiszobiecać,żeniebędzieszmnieźleosądzał.
-Ocochodzi?
-Oto...niepowinnamnicmówić,niepowinnam...
-Dajspokój,Josie,walprostozmostu.
-ChodzioMike'a.
-CosiędziejezMikiem?
-OMike'aimnie.
-CoztobąiMikiem?
-Nieukładasięmiędzynami.Jużodpewnegoczasu.
-Och,Josie,niebądździeckiem.Takiejestżycie.Małżeństwototrudnasprawa.
-Dlategowłaśnieciotymmówię.Niechcęjużbyćzamężna.Chcęsięrozwieść.
PrzyniesionojedzenieiSethwskazałtalerzJosie.-Uwielbiamgrzanki.PróbowałemtejdietyZone,bez
węglowodanówitakdalej,możetoprawda,możenie,aletakczyinaczej,uwielbiamgrzanki.
-Janieżartuję.
-Jateżnie.Uwielbiamgrzanki.Frytkiteż,chociażmniezabijają.-
Sethnabiłnawideleckilkaliścisałaty.
-Ciebiepierwszegopytam.
- Pytasz o co? - Seth wepchnął do ust sałatę. - Pytasz o pozwolenie na odejście od męża? Nic z tego,
Josie.Topoważnasprawa.
-Wiem-rzuciłaszorstko.-Niesądzisz,żewiem?
- Nie. - Zjadł trochę więcej sałaty. - Gdybyś wiedziała, nie gadałabyś najpierw o scenariuszach, a w
chwilępóźniejostanieswegomałżeństwa.
Uważam,żenierozumieszwagirozwodu.
40
-Właśnie,żerozumiem.-Josieodłożyławidelec.-Rozumiem,przemyślałamwszystkoitojestdlamnie
idlaniegonajwłaściwszerozwiązanie.Dlanasobojga.
-Naprawdę?
-Tak.
-Towtakimrazieodpowiedzminajednopytanie.
-Jakie?
-CoMikenato?
-CoMikenaco?
-Waszrozwód.
JosieprzyjęłabezpośredniewyzwanieSetha.-Niewie.
-Trafiony.Trafionyizatopiony.
-Pomożeszmi?
-Pomogęciwwielusprawach,alerozwóddonichnienależy.
Zwłaszcza że jeszcze z nim nie rozmawiałaś. - Seth odchylił się na krześle, żując i w zakłopotaniu
wycierającręceserwetką.
-Nieprzejmiesiętym.Nieobchodzigoto.
Sethpotrząsnąłgłową.-Nienabierzeszmnie,Josie.ZnamMike'a.Nicztego.Toporządnyfacet.
-Jestktośinny-wyrzuciłazsiebieJosie,zaszokowanawizjąsiebienagiejprzyAntonellim.Niekłamała.
Byłktośinny.
Sethzaczerwieniłsię,apotemparsknąłśmiechem.-Oczywiście,kotku.Tyjesteś.
-Nieotomichodziło.Chodzimioto...
-Nie,nie,nie!-Potrząsnąłgłową.-Nie.Anisłowawięcej.Niechcętegosłuchać.Niebędęciwtym
pomagał. Przyjdź dopiero po tym, jak omówisz to z Mikiem, zwrócisz się o pomoc do psychologa czy
jakiegośinnegoterapeuty.Wtedyporozmawiamy.Aleniebędęztobąpoważniemówiłokaprysie.Zaufaj
mi,jatoprzeżyłem.Rozwódniejestłatwy.
-Niesłuchaszmnie.Jatoprzemyślałam.NierozmawiałamjeszczezMikiem,ponieważwiem,jakbardzo
gotozaboli...
41
-OBoże!Nawetniezaczynaj.-Sethodsunąłkrzesło.
- Posłuchaj, Josie. Ja nie chcę nic wiedzieć o tym drugim facecie, nie chcę nic wiedzieć o waszych
kłopotach, chcę tylko, żebyś się uczciwie postarała uratować swoje małżeństwo. Potem będziesz mi
mogłaowszystkimopowiedzieć,obiecuję.
-Ajeślitegonieprzeczytam?-przyciągnęładosiebietorebkę,alezdałasobiesprawę,żetodziecinada,
więcjąodsunęła.
- Przeczytasz, nie denerwuj mnie - odpowiedział Seth. W tej samej chwili do stolika podeszło dwóch
członkówzespołuAntonellego.
- Seth - powiedział zabójczo przystojny mężczyzna, który w odróżnieniu od większości postaci
Hollywoodu wychował się w Missisipi bez żadnych związków z przemysłem rozrywkowym. Przeniósł
się do Los Angeles i awansując stopniowo z etatu gońca, osiągnął swoją obecną pozycję: agenta
najprzystojniejszegoinajmniejpretensjonalnegogwiazdorahollywoodzkiego.-JestemEddieCleveland,
pamiętaszmnie?
-Tak,cześć,Eddie,bardzośmieszne.-Sethuścisnąłmurękę.-TojestJosephineO'Leary.
JosiespojrzałaEddiemuClevelandowiprostowoczy.
-Dzieńdobry-powiedziała.
-Chybasięznamy?-zapytałEddie.-Pracowałaśznimjakoprawnik,prawda?
-Mówięci,Josie,tenfacetniemarnujeżadnejokazji,absolutnieżadnej-powiedziałSeth,kiedyEddie
ściskałrękęJosephine.Był
blondynem,krótkoostrzyżonymznajeżonymi(żelem)włosamiimówił
niecochrapliwie,jakbypiłowałwłasnesłowa.Miałdołeczki,szerokiebaryibiałelśniącezęby.Mówił
do Josie, jakby zamierzał jej się oświadczyć, a ona uświadomiła sobie, że właśnie dzięki temu Eddie
Clevelandjestjednymznajlepszychagentówwmieście.
42
-AjajestemGordonKelly-odezwałsiędrugimężczyznazeskromnością,którejnieuzasadniaładługa
listajegoklientów:najlepszychkomikówwcałymkraju,wtymjednego,którywłaśniepodpisałkontrakt
namilion dolarów zajeden odcinek serialu.Gordon łysiał i należałdo typu ludzi,którzy klepią się po
lekkowystającymbrzuchu,chcącudowodnić,żesąodpowiednioskromni,aleJosiewiedziała,żegdyby
ktośzraniłjegoego,wybuchnąłbyjakwulkan.
-Zobaczymysięnameczu?-zapytałSeth.
-IdziemynameczLakersów-wyjaśniłJosieGordon.
-Niechzgadnę,miejscazarazprzyparkiecie,prawda?
-No...-uśmiechnąłsięGordon.-Aczegosiępanispodziewała?
-Oczywiście,żenajlepsze,kotku,tegowymagapraca-powiedział
Seth.
-Notomiłobyłopaniąpoznać-rzekłGordon.
-Narazie,Seth-rzuciłEddie.-Miłobyłocięznowuzobaczyć,Josie.
-Woli,jaksięjąnazywaJosephine-zawołałSethzaodchodzącymi.
Josieodprowadzałaichwzrokiem.-Nawetotymniemyśl.Gordonjestszczęśliwywmałżeństwie,au
Eddiegoniemaszszans.Zapomnijonich.
Josie z niechęcią myślała o końcu lunchu, głównie dlatego, że musiała przestrzegać godzin pracy
wyznaczonych przez Priscillę. Nie było jej już czterdzieści siedem minut, a jeszcze musiała poprosić
pracownikaparkinguoprzyprowadzeniesamochodu.
-Więcniemogęciopowiedzieć,kogospotkałam?-zapytała.
-Anisłowa.Anisylaby.Nic-odparłSeth.-Noidź,wiem,żemusiszbyćnaczas.
-Skądwiesz?
-Myślisz,żeWallacejesttakiroztargniony,jaknatowygląda?
Chodź,kochanie.-Josiepochyliłasięipocałowała43
gowpoliczek.-Cholera-powiedział.-Gdybyśmniepocałowaławusta,cudowniewpłynęłobytona
mojąreputację.Obiecujęci,żeNancysiętymnieprzejmie.
-Narazie,Seth.
-Narazie.Idajmiznaćwsprawietegoscenariusza,dobrze?
Josie powoli wyszła z restauracji. Była zła, że wraca do biura. Nawet Seth wie, że musi przestrzegać
godzin pracy. Włożyła okulary przeciwsłoneczne, wyciągnęła portmonetkę i jeszcze raz spojrzała na
kartkęodHenry'ego.
Papierekpokrywałyśladyjejpalców.Numerisłowabyłyjeszczeczytelne,aleprzyszłojejdogłowy,że
jeżelinatychmiastniezapiszegdzieśindziejtegonumeru,będziekusiłalosimożezgubićkartkę.
Ogarnąłjąstrach.Zatrzymałasię,znalazłapalmtopaistaranniewprowadziładoniegonumer.Uspokoiła
sięiwłożyłakartkęwrazzpalmtopemzpowrotemdotorebki.Sprawdziłazegarek.Byłaniewątpliwie
spóźniona,niewybaczalniespóźniona.
Mimo to weszła do firmy powoli i leniwie, jakby szła spacerem przez ogród pełen kwiatów. Wkrótce
będziewkontakciezHenrymAntonellimnajegoprośbę,poznałaGordonaKellyiEddiegoClevelanda.
PriscillaPickering,jejcałkowiciepozbawionatalentuszefowa,pewnienawetniewyszłazbiura.
-Witaj-powiedziałaPriscilla,kiedyJosiemijałaotwartedrzwijejgabinetuwdrodzedoswojego.
-Dzieńdobry-odrzekłaJosie.
-Hm...Josie-zawołałaPriscilla.-Mogłabyśwstąpićnachwileczkę?
JosiezatrzymałasięizwystudiowanymroztargnieniemwyciągnęłascenariuszodSetha.
-Co?-zapytała,stającwdrzwiach.
-Cotojest?
-Jakąmaszdomniesprawę?-ponowiłapytanieJosie.
44
-Czytojestscenariusz?
-Czymaszdomniesprawę?-zapytałaJosieporaztrzeci.
ŻadnaznichniechciałaodpowiedziećiJosiepoczuła,żeznalazłysięwimpasie,jakciężarówka,która
jestzawysoka,żebyprzejechaćprzeztunel.CzułasiębrawurowoispojrzałaPriscilliwoczy,cobyło
błędem.
Priscillawyglądałajaklalkazeleganckiegosklepuzzabawkami:okrągłeniebieskieoczy,długierzęsy,
stuloneróżowewargi.Byłachudajakpatykimiaładługie,kręconeblondwłosy.Josiezazdrościłabyjej,
gdybyniezachowywałasiętakniezręcznieprzyludziach.
-Gdziebyłaś?-wydusiłaPriscilla.
-Nalunchu.
-Z?
-ZSethemLevinem.Zmojejpoprzedniejpracy.IzEddiemClevelandemiGordonemKelly.Poprosiłam,
żeby przesłali nam scenariusze, które ich zdaniem mogą spodobać się Wallace'owi. Chyba słusznie
zrobiłam,prawda?
-ByłaśnalunchuzEddiemClevelandemiGordonemKelly?-
Priscillazachowywałasięnapozórobojętnie,alebyłojasne,żedostajedrgaweknamyśl,żeJosiezna
takieważneosoby.
-LunchbyłzSethem-odparłaJosie.-Jeszczecoś?Priscillawzięładorękiołówek.-Pokażmito.
Josieprzycisnęładosiebiekopertę.-Co?-zapytałanerwowo.JeżeliPriscillauprzesięibędziechciała
przeczytać scenariusz, być może Josie będzie musiała zrezygnować ze swego Oscara. Tak łatwo mogło
dotegodojść.
-Chcęgoprzeczytać.
-Nie.
-Nie?-powtórzyłaPriscilla.-„Nie"niewchodziwrachubę.
-Jachcęgopierwszaprzeczytać.ToprzysługadlaSetha.
-Sethowitoobojętne.
45
-Niejestmuobojętne.
-Josie.
-MamnaimięJosephine-odparłaJosie.
-Josephine,niekażmisięzachowywaćjakszefowa.
- Nie każę ci. Sama to robisz. Prawda jest taka, i sama o tym dobrze wiesz, bo recytowałaś mi to z
siedemnaście razy, że moja praca polega na czytaniu scenariuszy i spotykaniu się z autorami. Ty mi
przynosiszscenariuszedorozważenia.Janiemuszęciichprzynosić.-Josieurwała.
-ChybażeobojezWallace'emchceciedaćmiawans?Priscillazmieniłasięnatwarzy.Josiemiałarację.
-Takczyinaczej,nieczytajtegowpracy!-warknęłanakoniec.
-Niemasprawy.-Josieodwróciłasięiwyszłazpokoju.
KopertawjejrękachnabraławagiiJosiewyobrażałasobie,żejakiśkrasnoludekalchemikzmieniłbiałe
kartkiwzłoto.Niewątpliwietowłaśniebyło„złotem"wHollywood
- dobry materiał albo raczej wrażenie, że coś jest dobre. Kiedy się to znalazło, wszystko stawało się
możliwe. Pomyślała, że powinna skontaktować się z autorem i natychmiast zarezerwować sobie prawa
do tego scenariusza. Gdyby stała się jego właścicielką albo przynajmniej miała prawo go komuś
sprzedać,panowałabynadcałymprzedsięwzięcieminiktniemógłbyjejniczegonakazywać.
Podeszładoswegobiurka,zamknęładrzwiispojrzałanapakiet.
Zwykła,żółtobrązowakoperta.Otworzyłająiwyciągnęłamaszynopiswokładce,spojonyzłotyminitami.
Nieumknąłjejuwadzefakt,żewszystkobyłowodcieniuzłotawym.Wierzyławomeny,więcwsekundę
uwierzyłaiwto,żeznalazłaprzysłowiowążyłęzłota.
Tytuł brzmiał: Miś, który uratował Boże Narodzenie. Autor: Joshua King. Josie usiadła wygodnie na
krześle.Miś,któryuratowałBożeNarodzenie?Odrazuwiedziała,żescenariuszjejsięniespodoba.
Przywołałaobraztrzechmisiówzfilmu,
46
który wszedł na ekrany latem i właśnie zrobił klapę. Misie i Boże Narodzenie. Może udałoby jej się
sprzedaćtotelewizji?
Podniosła scenariusz i spojrzała na pierwszą stronę. Musi to przeczytać, zanim Priscilla będzie miała
okazjęwślizgnąćsiędojejpokojuiukraśćscenariusz.Zabrałasiędolektury.
WgodzinępóźniejzadzwoniłaNadine,asystentkaJosie.
-Mikenaliniinumercztery-powiedziałaprzezinterkom.Josiepodniosłagłowęiodłożyłascenariusz.-
Słucham?
-zapytała.
-Mikenaliniinumercztery-powiedziałaNadine.
-Zadzwoniędoniegopotem.Niechzostawiwiadomość.
-Aleonpowiedział...-nieustępowałaNadine.
-Nie.
Josie wyłączyła interkom i właśnie miała znowu wziąć do ręki scenariusz, kiedy usłyszała, że ktoś
podchodzidodrzwi.SzybkochwyciłajakiśscenariusznależącydofirmyWallace'a.
-Josie?-Priscillaweszładopokoju.-Josie?
-Co?-wymruczałaJosieidemonstracyjnieprzewróciłakartkę.
-RozmawiałamzNicoleJexson-warknęłaPriscilla
-którapowiedziała,żeniejadłaśdziślunchuzEddiemClevelandem.
-TaNicolejesttakaprzenikliwa.
-Nieczytasztamtegoscenariusza,prawda?
-Nie.Czytamtenositarach-powiedziałaJosie,machająctekstem.
Miśleżałbezpiecznieodwróconynabiurku.
Priscilla stała przez chwilę w drzwiach, gotując się ze złości, a potem wymaszerowała, trzaskając
drzwiami. Josie poczekała, aż usłyszy jej oddalające się kroki, a potem cicho odłożyła scenariusz na
biurko.
Pogrzebaławtorebceiwyjęłakomórkę.Wybrałanumer.
-Joshua?-zapytała.-JoshuaKing?
47
Rozdziałczwarty
Carlawyszłanadwór,wierząc,żewieczornyspacerwzdłużrzekiHudsonpomożejejwmyśleniu.Ulice
wVillagebyływypełnioneludźmi
- wiosna pozwoliła nieśpiesznym spacerowiczom i kochankom wyjść z przegrzanych mieszkań i
pooddychaćświeżympowietrzem.IdącopółdodziewiątejwieczoremulicąHudsonnapółnoc,czuła,że
należydopełnejwitalnościspołecznościNowegoJorku,itododałojejotuchy.
Skręciławlewo,wDwunastąUlicę.Widziałaprzedsobąrzekę-
błyszczącą poziomą linię przecinającą wysokie pionowe powierzchnie wieżowców Manhattanu i New
Jersey.Władzemiejskiezbudowałytrasęspacerowąwzdłużzachodniegobrzeguwyspyiktóregośdnia
Carlanapewnoprzejdzieniąodpoczątkudokońca:odparkuBatterydoUpperWestSide.Posuwałasię
wzdłużrzekinatleniebieskiegozmierzchunasyconegoblaskiemksiężycaibyłapewna,żepomożejejto
w podjęciu decyzji na temat wyjazdu do Kalifornii, ale wtedy zauważyła światła dzielnicy dawnych
zakładówmięsnychiskierowałasięwtamtąstronę.
Ludzie wyglądali tu inaczej: wśród wiekowych magazynów, w których kiedyś z sufitu zwisały połacie
wołowiny, widać było kobiety na szpilkach w różowych kaszkietach sprzedawców gazet. Mężczyźni
mieliwłosystercząceiposmarowaneżelem,większośćnosiłaobcisłeswetrywserek.Carlapomyślała
przezchwilęoswoichczarnych,zbytobszernychspodniachiczarnej,zbytobszernejkoszuliiucie-
48
szyła się, że ma przynajmniej srebrny łańcuszek w kształcie sznura, który kupiła sobie na dwudzieste
piąteurodziny.
Weszładojednejznowychrestauracji-wariacjinatematyazjatycko-włoskieserwującejcielęcinęosso
buco z tajskim makaronem pad thai. Ponad obficie zaopatrzonym barem wystawały ze ściany ogromne
kłyjakiegośwłochategozwierzęcia.Carlausiadłanastołkuiczekała,ażpodejdziedoniejbarman.
-Hej-odezwałsięktoś.
-Szkocką-rzuciłaCarla,niemającochotypodnosićgłowy.
-Tak?Dobra,możecipostawię-powiedziałmężczyzna.Carlapodniosławzrok.Mężczyznausiadłobok
niej.Byłgrubawy,miałgęsteciemnewłosyiokularywczarnychoprawkach.Skórapodbrodąrumianeji
okrągłejtwarzytworzyłaidealnepółkole.Białakoszulamiałarozpiętetrzygórneguziki,leczCarlanie
potrafiła ocenić, gdzie kończy się broda, a zaczyna szyja. Do tego spadziste ramiona i przepocona pod
pachamikoszula.
-JestemCarla-powiedziała.
- A ja Clive - odrzekł. Carla czekała, aż ponownie zaproponuje jej postawienie drinka, ale nie zrobił
tego.
-Cześć.
-Cześć.
Carla ukryła ręce pod barem. Obdarta skórka na serdecznym palcu lewej ręki krwawiła i Carla nie
chciała,żebyClivetozauważył.
-NieznamzbytwieluClive'ów.
-Uhm,pewnienie.Todośćoryginalneimię.Moirodzicesąoryginalni.-OdwróciłsięwstronęCarli.-
No,jakcisiępodoba?
-Co?
-Tomiejsce.
Odwróciłasięnastołkuirozejrzała.-Możetrochępretensjonalne,alewporządku.
49
-Aha.
-Niebardzopretensjonalne.
- Nie, nie, ja właśnie chcę mieć pretensjonalną knajpę. Dzięki temu więcej ludzi będzie chciało tu
przyjść.
-Jesteśwłaścicielem?-zapytałaCarla.Spojrzałanaswójpalec.
Przycisnęłaskórkępalcamidrugiejrękiikrwawieniechybaustało.-Niewyglądasznawłaściciela.
-Comówisz?
Prawienieotwierałwąskichwarg,więcsłowawydobywałysięznichjakbyztrudem.-Jesteśsama?
-Nie-odparłaCarlanatychmiast.-Czekamnakogoś.
-Tonieszkodzi,jeślijesteś.Toznaczy,jeślijesteśsama.
-Niejestemsama-powiedziałarozdrażniona.
-Chodzimitylkooto,żeniektórekobietybojąsięsameiśćnadrinka.
Szkoda, że nie wszystkie są takie odważne jak ty. Założę się, że z tysiąc dziewczyn w Nowym Jorku
siedzidziświeczoremwdomu,atyjesteśtu.
-Cliveoparłplecyobarirozejrzałsię.Carlateżsięodwróciłaizobaczyła,jakmachadowchodzącego
klientaiuśmiechasiędoparyprzystolikupolewej.
-Jesteśjedynymwłaścicielem?
-Mamoczywiścieinwestorów.Alejajestemzawszystkoodpowiedzialny.Taktojestwtymbiznesie.
-Byłeśjużkiedyśwłaścicielemrestauracji?
-Nie.
Wskazałmozaikępodrugiejstroniekłów.-TojestsprzedChrystusa.
Carlazawahałasię.Czy„SprzedChrystusa"tojakiśartysta,któregopowinnaznać?
-Jestwartasiedemsettysięcydolarów.Niemieścisięwgłowie,prawda?Ludziechcąpokazaćswoje
zbioryijedenzinwestorówpożyczyłmito,żebydodaćrestauracjiszyku.Mniegównoobchodzi,cotam
wisi,takdługojakprzyciągaludzi.Zawszechodzioto,żebysiępokazać.Tylkooto,żeby
50
siępokazać.Dlategoto,oczymmówiłaś,tapretensjonalnośćjestdobra.
- Masy są jak stada owiec - powiedziała Carla, przyglądając się mozaice, która jej zdaniem
przypominaładwiekobietywszarymodcieniuleżącenakoralowejziemi,zkawałkamibetonuiczarnego
kamienia*osadzonymiwokolicachkolan,czółiłokci.-Ktośogłasza,żecośjestarcydziełem,areszta
gosłucha.Toniszczywiaręwintelektualneprawdy,niesądzisz?
Clive zamrugał. - Zamówię ci tę szkocką. Dam ci też dobry stolik, kiedy przyjdzie twój chłopak. -
Przywołałgestembarmana.-Macallan,dlatejpaniitymdwojgunakońcudajto,ocopoproszą.
-Dziękuję-powiedziałaCarla.Barmanpodałjejwhisky.Cliveciąglestałkołoniej.Lekkotrąciłagow
plecy.
-Niejestemodważna.
-Co?
-Niejestemodważna-powtórzyła.-Powiedziałeś,żejestem,aleniemiałeśracji.
-Oczywiście,żejesteś,kotku-zapewniłją.-Najodważniejszadziewczynanaświecie.Zupełniesama
tutaj,wnajwiększejdżungli.
Jesteśtuidziękujęci.Naprawdęszkoda,żeniemawięcejtakichdziewczynjakty.
Carla skinęła głową w zamyśleniu. Może miał rację. Wyobraziła sobie siebie w łóżku z Clive'em, jej
ręceściągającemukoszulę,jegoręcenajejplecach.-Naprawdętakmyślisz?
-Nigdzieindziejnaświecietakakobietajaktynieprzy-szłabypoprostuinieusiadłabyprzybarze.
-Czekamnakogoś-powtórzyłaCarla.
-Tak,tak,oczywiście.
Carlazobaczyłasięwlustrzepodrugiejstroniebaru.Zastanawiałasię,czynaprawdęjestodważna,czy
teżClivemówitowszystkim,żebyznówzechcieliprzyjść.Dostrzegła
51
wlustrze,żejegoczołopokrywapot.Bolałjąpalec.-ComyśliszoKalifornii?
-Comówisz?-zapytał.
-Kalifornia.Możesiętamprzeprowadzę.
-Łamieszmiserce.
-Poważnie,jakuważasz?Czypowinnamsiętamprzeprowadzić?
-Oj,NellieczyDaria,czyjaktamcinaimię,dopierosiępoznaliśmy-
powiedziałClive,leczuśmiechałsięitospowodowało,żeCarlapoczułaprzypływbrawury.Napiłasię
whisky.
-Wiem,żedopierosiępoznaliśmy,alepotrzebujęrady.Totypowiedziałeś,żejestemodważna.
Cliveznówotaksowałjąwzrokiem.Carlapatrzyławoczyzaokularami,którerzucałycieńnatwarz.
-Nodobrze.DlaczegochceszjechaćdoKalifornii?
-Niewiem.Mieszkamtuoddwudziestulat.
-Todługo.
-Wiem.Obojemilczeli.
-LubiszNowyJork?-zapytałClive.
- Kocham Nowy Jork - odpowiedziała Carla, ale jednocześnie zastanowiła się, czy to prawda. Co
właściwiekochała?Siedzeniegodzinaminastacjimetra?
-Wyglądanato,żejużpodjęłaśdecyzję.
Wrestauracjiprzybywałoklientów.Carlaczuła,żeClivepoświęcajejcorazmniejuwagiichciałatylko
wydobyćzniegotęjednąodpowiedź,nagleprzeczuwając,żepowiejej,comazrobić.
-Ale...
Clivestuknąłswojąszklaneczkąwjejdrinka.-Musiszzrobić,cocisercedyktuje.Cocimówiinstynkt?
Kaliforniajestniezła,NowyJorkjestniezły,jauważam,żeIowajestniezła.Jesteśładna,napewnoci
sięuda.
52
-Ale...
-Kotku,muszęiść.Przyjemniesięztobąrozmawiało,Marla.Wpadnijznowu,damycidobrystolik.
Dorestauracjiweszławysokakobietapotrzydziestcezbrązowymikucykamiistraszniechudyminogami.
Dopijającwhiskyczteremadużymiłykami,Carlapatrzyła,jakClivesięzniąwita.Potemzobaczyła,że
jącałuje.Kobietamiałastraszniespiczastąbrodę,aCliveobwisłą.
Wyglądali jak jakaś dziwna rzeźba - pośrodku restauracji, nad nimi kły i mozaika, wokół krążą ludzie.
Carla przyglądała się im wszystkim, a przez głowę przelatywały jej myśli. Czy w Los Angeles byłoby
inaczej?
Położyłanaladziedolaradlabarmanaiwstała.Odrazupoczuładziałaniewhisky.Poprawiłaokularyi
złapała równowagę, zanim zrobiła krok. Wieczór był owocny, pomyślała. Porozmawiała z kimś i nie
musiałapłacićzadrinka.
-Darła!
Carlaodwróciłasię.WołałjąClive.
-Niebyłaśznikimumówiona,prawda?-Otaczałramieniemolbrzymkęzkucykami.-Wiedziałem.
Carla stała nieporuszona, przekonana, że cały Nowy Jork, cały Północny Wschód usłyszał ten z trudem
wydobywający się głos ponad stolikami mięsożernych mężczyzn i kobiet. Wszyscy wiedzieli, że
twierdziła,żejestzkimśumówiona,choćniebyła.Możecowieczórżerująnatakichkozłachofiarnych?
MożeznalezienieobiektupogardybyłojednymzezobowiązańClive'awstosunkudoinwestorów?
-NiemamnaimięDarła-odpowiedziałagłośno.-Tarestauracjajestpretensjonalna,atyjesteśobleśny
-iwskazującstojącąobokkobietę,dodała:-Atyniepowinnaśnosićkucyków.-Odwróciłasięiwyszła
zrestauracjipopychanamocąwhisky.Ludziegapilisięnanią,leczjątonieobchodziło.Nadworzestała
parawśrednimwiekuiprzyglądałasięmenuwywieszonemuwszklanejgablocie.
53
-Właśnieodkrylisalmonellę-wyszeptaładopotencjalnychklientów.
-Zachwilębędąwszystkichewakuować.
Para spojrzała na nią i skierowała się do sąsiedniej restauracji. Carla zauważyła Clive'a, który
przyglądałsiętemuprzezszklanedrzwi.
Wzruszyłramionamiiwróciłnasalę.
Carlastałasamanaulicy.Wświetlelampoświetlającychmodną,tworzącąnajnowszetrendydzielnicę
szłapokocichłbachiukośnienachylonychbetonowychrampach,dziękiktórymciężarówkomłatwobyło
wyładowywaćczerwonepołciemięsakrów,świńibyków.Czybyłaodważna,czytylkożałosna?
Zrestauracjiwybiegłniewysokimężczyznazplastikowątorebką.
Spojrzałwprawo,potemwlewoizauważyłCarlę.-Proszępani,panitorba.
Carlapatrzyłananiegoprzezchwilę,niewidzącgowyraźnie.Potemzauważyła,żetrzymajejtorebkę,do
którejprzedwyjściemnaspacerwrzuciłaszybkoportmonetkęiksiążkę.
-Dzięki-powiedziała.-Dzięki.
Poczuła,żeoczynapełniająjejsięłzamiibyłarada,żejestciemno.
-Niechsiępaninimnieprzejmuje-powiedziałmężczyzna,zapalającpapierosa.Uśmiechnąłsiędoniej
życzliwie.Carlaskinęłatylkogłową,bojącsię,żemożesięrozpłakać,jeżelicośpowie.
WkilkaminutpóźniejwdrodzedodomuprzywołaławmyślachobrazspoconegoClive'amówiącegojej,
że ma się kierować instynktem, i zdecydowała, że to omen - spotkała kogoś tak powierzchownego, że
równiedobrzemógłbybyćzZachodniegoWybrzeża.
54
Rozdziałpiąty
NadineDillenberger,asystentkaJosie,wtargnęładopokoju.
-Mikeznowudzwonił.Mówił,żetocośważnego-powiedziała.
-Zadzwoniędoniegopóźniej-odparłaJosie.PrzyjęłapozycjęjogiidlategoNadineniezbytdokładnieją
słyszała,więcobeszłabiurko.Josiestałazgiętawpasie,znogamiwrozkrokuigłowąmiędzykolanami.
-Dobrzesięczujesz?
- Ja... - zaczęła Josie, podnosząc głowę i prostując się. Twarz miała czerwoną, oczy wytrzeszczone,
włosyzjasnymipasemkamisterczałyskołtunione.-Nigdy,przenigdynieczułamsięlepiej.
-Wyglądaszjakwariatka.
- To komplement, Nadine. Zwariowałam ze szczęścia, z powodu możliwości, tu właśnie chodzi o
wariactwo.Wariactwotodobrarzecz.
-Notak.Miketeżmówiłjakwariat,aleniewtymdobrymsensie.Jakzdenerwowanywariat.
Josiezastanawiałasięprzezchwilę,okimNadinemówi,mimożetawymieniłaimięjejmęża.
-Tenscenariusz-powiedziała,podnoszącmaszynopisJoshui-tokluczdomoichmarzeń.
-Jakiscenariusz?
- Ten - ciągnęła Josie. - Ten scenariusz jest tak dobry... len scenariusz... to na pewno ten, na który
czekałam.
-Ktojestautorem?
55
- Ktoś nieznany z Miami. Słuchaj! - Josie podeszła do Nadine i położyła dłonie na jej szerokich
ramionach.Spoważniałaizajrzałajejgłębokowoczy.-Niemożeszotympisnąćanisłowa.Anisłowa.
Obiecujesz?
-Anisłowaoczym?
-Proszęcię,proszę,niemówPriscilli,żedzwoniłamdoJoshui.
-KtotojestJoshua?
-TenfacetzMiami.NiemożesiędostaćwchciweszponyWallace'aiPriscilli.Jestmój,tylkomój.
-Jesteśtegopewna?
-Priscillajestsamasobiewinna.Powtarzałamiwkółko,żemojapracapoleganaczytaniuscenariuszy,a
nieznajdywaniuich.
-Oczymjest?-zapytałaNadine.-Dlaczegojesttakidobry?
-Poprostu...poprostuczuję,wiem,żepomysłjestbardzodobry.
-Todajmiprzeczytać.
-Nie!-wykrzyknęłaJosie.-Toznaczy:jeszczenie.
-Włożyłascenariuszdotorebki.-Muszęiść.
- Josie... - Nadine trzymała oparcie krzesła, jakby zamierzała je podnieść i bronić się przed atakiem
LwicyJosie.
-Josie,wiesz,jakajestPriscilla...
-Powiedzjej,żeMikezachorował.Niekłamię,możebyćprzecieżchory.
-Żartujesz,prawda?-zapytałaNadine.
-Nie.-Josiezarzuciłatorebkęnaramię.-Powiedziałaś,żebył
szalenie zdenerwowany. Muszę iść do męża. Powiedz jej to. - Ruszyła do drzwi pełna determinacji.
Musiałakomuś,wszystkojednokomu,powiedziećotym,jakieszczęściejąspotkało.Zawielesiędziś
zdarzyło: Henry, Seth, Eddie Cleveland i Joshua King. Musiała się zastanowić i potrzebowała dobrej
rady, a ani jedno, ani drugie nie było możliwe w zdradliwych ścianach firmy produkcyjnej Wallace'a
Pickeringa.
56
-Josie...-zaczęłaNadine.
-Nadine-rzuciłaJosieniecierpliwie.-Takbędzielepiejdlaciebie,dlanas.Naprawdę.Jutropowiem
ciwięcej.Zaufajmi.
Zaufajmizaufajmizaufajmi-uśmiechnęłasię.-Obiecuję,żeniepożałujesz.
-Dobrze-powiedziałaNadinewzamyśleniu.
Josieszłaprzedniąkorytarzem.-ZadzwońdoMike'anakomórkę-
zawołałazaniąNadine.-Niemagowpracy.
Josie usłyszała, ale informacja o Mike'u natychmiast poszła w zapomnienie. Biegnąc do samochodu i
zapalającsilnik,myślałaoogromiemożliwości,którawłaśniejejsiętrafiła.
DojechaładonastępnejprzecznicyizatrzymałasięprzybulwarzeWilshire.Siedziałanieruchomoprzez
pięćminut,apotemspuściłaosłonęprzeciwsłoneczną,żebyzłagodzićintensywneświatło.
Czułasięjednocześnieradosnaiwyczerpana.Miaławrażenie,żejejżycienareszcieweszłonawłaściwe
tory - dwie ruchome płyty tektoniczne znów się połączyły, kontynenty zrosły na nowo. Możliwość
połączyła się ze zdecydowaniem, pomysł z ambicją. Hollywood żywiło się pomysłami. Ten scenariusz
byłpołączeniemdwócharcydzieł:ZamianymiejsciCudownegożycia,doskonałypomysłzgłównąrolą
idealnie nadającą się dla jednej z czołowych hollywoodzkich gwiazd. I był to film bożonarodzeniowy,
któryprzemówidowszystkich:mężczyzn,kobietidzieci.JosieprzypomniałasobieradęNeliMcKnight;
„Znajdźdobrymateriał,potemgokupipowiedz,żejesteśproducentem.
Sprawazałatwiona".
Wyobrażała sobie, jak na premierze udziela wywiadu programowi Access Hollywood i tłumaczy,
dlaczego film zaciekawi widza w każdym wieku, że to moralitet nietrącący jednak kazaniem, ważny
film...Tak,scenariuszpraktyczniesamwpadłjejwręceiodrazuwiedziała,coznimzrobić.
57
Aleniestetyniewiedziała.Jeszczenie.Wiedziała,czegonierobić:niemogłagopokazaćPriscilli.Nie
mogłagopokazaćNadine.NiemogłapowiedziećSethowi.Pewnieniepowinnabyłanawetdzwonićdo
Joshui,alepostąpiłaimpulsywnieibyłojużzapóźnonażal.RozmowapotoczyłasięśpiewającoiJosie
gratulowała sobie zrównoważenia - wyraziła zainteresowanie bez obietnic zapłaty. Ale teraz musiała
rozważyć,jakiemamożliwości.
Mogłabyspróbowaćsprzedaćscenariusz,niemówiącotymJoshui.
Potem,kiedypewnajużbędzieswojegosześciocyfrowegowynagrodzenia,zadzwonidoniegoizaoferuje
mu tysiąc dolarów za kupno scenariusza i wszelkich praw. Chłopak prawdopodobnie rzuci się na tę
ofertę-większośćautorówżądnychaprobatytakbypostąpiła,leczistniałoryzyko,żeJoshuadowiesięo
wstępnejsprzedażyscenariuszazaowielewiększąsumę.
Naglepoczuła,żeogarniająparanojaświatafilmowego-miałacoś,czegoinnipragnęli,więczdefinicji
będąchcielijejtoukraść,wyrwaćspomiędzyjejdługich,szczupłychpalcówikrzyczećwszemwobec:
„Jestmój!Jestmój!".
Ajeślisięmyli?
Przez krótką chwilę pomyślała o ludziach, których naprawdę nie interesuje przemysł rozrywkowy: o
swoimojcu,dentyściewiercącymludziomwzębachimatcestarannieustawiającejnastolekarteczkiz
nazwiskami przed kolacją, którą wydawała na cele charytatywne. Była też jej przyjaciółka, Rebecca,
dawniej dyrektor w studiu filmowym, specjalizująca się w marketingu, a obecnie gospodyni domowa i
matka w Beverly Hills. Wychowywała dwoje dzieci i była szczęśliwą żoną Johnny'ego, zawodowego
tenisisty. Pomyślała też o Mi-ke'u, swoim mężu, maklerze giełdowym kochającym poezję, który na
studiachbyłwuniwersyteckiejdrużyniefutboluamerykańskiegoitakbardzokochał
piwobeczkowe,żenalegał,żebywkuchnizainstalowaćbeczkęispecjalnykurek.
58
Żadnaztychosób-mimotego,żebyłyjejbliskie-niezrozumiałabyburzyemocji,któraszalaławjej
sercu,gdytrzymaławrękuscenariusz.
Symbolizowałdlaniejwszystko:pieniądze,sukces,władzę,ambicjęidumę.
Spojrzała na zegarek. Była piąta. Przypomniała sobie, że Rebecca chodzi z dziećmi do Roxbury Park.
Rebecca,flegmatyczna,praktyczna,niepoddającasięemocjomRebeccapowiejej,wktórąstronęzrobić
pierwszykrok.
Pozatym-przypomniałasobieJosie-chciałaporozmawiaćzRebeccąoMike'u.
Przekręciła kluczyk w stacyjce i wyjechała na ulicę. Blask słońca osłabł, kwietniowe niebo przecinał
strumieńfioletówioranżów.Parkującsamochód,usłyszałakrzykidzieci.Wyobraziłasobieprzyszłośćz
własnymidziećmiorumianychpoliczkach,wiercącymisięwfotelikachsamochodowych,pragnącymi,by
ktośjewypuściłdotegoświataprzyjemnościnaroguRoxburyiOlympic.Tobyławizjanaprzyszłość,
popozbyciusięMike'a.Wizjaposiadaniadwojgamałychdziecizinnymmężemzapięćlatwdarłasiędo
jejwyobraźninakrótką,denerwującąchwilę,aleJosiejąodepchnęła,ponieważwolałanieuwzględniać
koniecznościupływuczasuwplanachjejprzyszłegoidealnegożycia.
-Rebecca!-Josiezauważyłaprzyjaciółkęprzyhuśtawkach.
-Co?Co?Cześć...ochnie,nie,nie,nie!Amelia!Przestań,przestań!
Bardzomiprzykro,naprawdę,onaniewie,żetoboli.Amelia!
Natychmiastprzestańgryźć!-Rebeccaujęłarudowłosedzieckopodpachy,podniosłaimocnoprzytuliła.
-Dajęjejjakieśdwieminuty-powiedziaładoJosie.-Dwieminuty,zanimznówzaatakuje.Oczywiście
nierozumie,comówię.Mapółtoraroku.Półtorarocznedziecinierozumieją.
NagleRebeccausiadłanapiasku.Odgarnęłazczołagrzywkę-
bezcelowygest,ponieważjejcienkie,równoobcięte59
włosy wróciły dokładnie na to samo miejsce, przyłączając się do pasm przyklejonych do spoconego
czoła.RebeccabyłaorokstarszaodJosie,leczwiększa,jakbybardziejwyrazista.TamgdzieJosiebyła
wiotka i drobna, Rebecca zdawała się solidna i nabita. Była wysoka, miała perkaty nos i choć Josie
kochałaprzyjaciółkę,uważała,żeRebeccapowinnacośzesobązrobić.Nastudiachbyławysportowana
i stylowa. Teraz, ubrana w granatową luźną sukienkę bez określonego kształtu, wyglądała jak była
hippiskazSanFranciscoodżywiającasięnaturalnieiukrywającaswąfigurę.
-GdziejestRoman?-zapytałaJosie.
-Pewniezarazskądśspadnieizabijesię,bomatkagoniepilnuje.
-Dlaczegogoniepilnujesz?
Rebecca wskazała brodą miejsce, gdzie Amelia bawiła się grzecznie z młodocianym brunetem. -
Uznałam,żeRomanjestwzasadziedorosły.
-Masześćlat.
-Sześć.Prawiemożegłosować.-Rebeccawzruszyłaramionami.
- Dzień dobry, Amelio! - zawołała wylewnie Josie, wyciągając ramiona ku dziewczynce. Amelia
natychmiastsięrozpłakała,machającrączkamiwkierunkumatki.
-Onasiętakzachowujewstosunkudowszystkich...
-Rebeccawzięłacórkęnaręce.
-Słuchaj-zaczęłaJosie.
- Och, kochanie - przerwała Rebecca, klękając i próbując powstrzymać Amelię od wkładania sobie
piaskudobuzi.
-Mówiłamci...
-Czymożeszposłuchaćchociażprzezpięćsekund?-rzuciłaJosiezezłością.
Zaskoczona Rebecca podniosła wzrok, ale po chwili wstała, otrzepawszy córkę. - Przepraszam cię -
powiedziałazpełnymrozbawieniauśmiechem.-Cosięstało?
60
Josieuśmiechnęłasięwodpowiedzi,choćciąglemiałażaldoRebecki.Niktniepowiedział,żekobietyz
dziećmi nie mogą poświęcać uwagi niezamężnym przyjaciółkom. Był to wybór Rebecki, sposób na
pokazanie,żedziecisąważniejszeniżjakiekolwieksprawyJosie.
Potrzebowałajednakrady.
-Dwierzeczy-zaczęłaJosie.-Jednazawodowa,drugaosobista.
- Słucham - powiedziała Rebecca, bardzo starając się nie patrzeć na Amelię, która wsypywała sobie
piasekdopampersa.
-Przeczytałamdzisiajpewienscenariusz,któryjestniesamowicie,totalniefantastyczny.
-Amelia,proszęcię...-RebeccazerknęłanaJosie.-Super.ZnalazłaśŚwiętegoGraala.Gratulacje.
-Niechcępopełnićżadnychbłędów.NaszczęścieniemuszęgodaćWallace'owi.Alepomyślałam,że
mogłabymgonajpierwsprzedać...
-Nie-oświadczyłaRebecca.-Nie.
-Aleposłuchaj...
-Nie-ciągnęłaRebecca.-Amelia!Proszęcię,zostawlenpiasek!...
Josie,niesprzedawajautora.Cobędzie,jeżeliwtymczasiektośinnygosprzeda?
- Niemożliwe. Ten facet wyprowadza psy w Miami. Jes-lem pewna, że nikt poza mną nie ma tego
scenariusza.
- Nie masz takiej pewności. Na tym polega urok tego biznesu. Nikt nic nie wie, pamiętasz? Ten
wyprowadzaczpsówmógłtorozprowadzićpocałymmieście.
-Niemamowy-powiedziałaJosie,alezastanowiłasięnadtym.
JoshuaKingwydawałsiętryskaćradościąprzeztelefon,alemożeudawał?SłowaRebeckidałyjejdo
myślenia.
- Jeżeli studio dowie się, że nie jesteś właścicielką scenariusza, choć twierdziłaś, że jesteś, spędzisz
resztężycia,próbująctonaprawić.Adotegotoniefairwstosunkudoautora.
61
-Tymsięnieprzejmuję.Powinienbyćwdzięczny,żektośtowogóleczyta.
-No,niewiem-powiedziałaRebecca.Ameliawstała,zachwiałasięiznowuupadłanapiasek.
-Mówięci,żetakjest.Niemartwięsięoniego.Martwięsięosiebie.
-Niedowiary!-powiedziałaRebecca.Josiezignorowałajejsarkastycznyton.
-Pytaniejestnastępujące:czypowinnamzapłacićzwłasnejkieszenizaprawadoscenariusza,żebymnie
musiała się martwić, że pan Floryda sprzeda go komuś innemu, czy powinnam wybrać bardziej
ryzykowną,aletakżepotencjalniebardziejlukratywnądrogęsprzedaniagonajpierwjakiemuśstudiu?
-Toproste-powiedziałaRebecca,rozglądającsiępoplacuzabaw.-O
Boże, nie widzę nigdzie Romana. Amelia, nie rzucaj piaskiem w tę dziewczynkę. Nie rób tego! -
OdwróciłasiędoJosie.-Kupscenariusz.
Niedlatego,żesięboisziniedlatego,żetojestuczciwadroga,chociażtakjest,ale,jakmówiłaś,tocię
nieobchodzi.Powinnaśtozrobićpoto,żebysamąsiebieuznaćzapoważnegoproducenta.Takwłaśnie
postępująproducenci.Zmniejszyszryzykoutratyscenariuszaibędzieszmogłagosprzedać,komuchcesz,
o nic się nie martwiąc. Tak będzie dla ciebie lepiej. Roman! - wrzasnęła nagle Rebecca, aż Josie się
wzdrygnęła.
Ameliaznowuwstałacaławpiasku.PodeszładoJosie.
-Nopopatrz-powiedziałaRebecca.-Poszłaprostodociebie.Możezmieniłazdanie.
Josieinstynktowniewyciągnęłaramionaichwyciładziewczynkę.
Pobrudziła sobie białą bluzkę, ale ważniejsze było uczucie, którego doznawała, trzymając w rękach to
drogie, małe ciałko. Josie poczuła nagły przypływ wzruszenia, jakby wiatr zachwiał budynkiem, który
uważałazaniezniszczalny.PodniosłaAmelię.
62
- Wiesz, że lubię dzieci - powiedziała do Rebecki, odwracając Amelię ku sobie i to podnosząc ją, to
opuszczając.
-Musisięoswoić.Poprostumusiałasiętrochędomnieprzyzwyczaić.
LubiętowAmelii:nieuznajeodrazukażdego,trzebajejudowodnićswojąwartość.
JosiezaczęłalekkopodrzucaćAmelię,trzymającjąpodpaszkami.
Dziewczynka zachichotała i Josie podrzuciła ją wyżej. Tym razem Amelia szeroko otworzyła buzię z
radości. Josie spojrzała na nią i jeszcze raz podrzuciła wysoko nad głową. Amelia była ślicznym
dzieckiem,delikatnerudewłoskisterczałyprostodogóry,wielkiebrązoweoczywkształciemigdałówi
-wtejchwili-szerokiuśmiech.Uśmiechnęłasiędodziewczynki.Tojestcel,pomyślała,leczwtedy
dostrzegłazmianęwyrazutwarzynamałejbuzi.
-Oooo!-AmeliawłaśniespadałaiJosiechwyciładzieckowchwili,gdystrumieńwymiocinwytrysnął
najejbluzkę.
-Niechtocholera!-Josieoddaładzieckomatce.UlubionakoszulafirmyMarcJacobszostałaopryskana
wymiocinamiodgórydodołu.
- Trzeba unikać tych salw - uśmiechnęła się Rebecca, rzucając Josie jakąś ściereczkę. Josie zacisnęła
zębyiodpowiedziałaprzyjaciółceuśmiechem,przysięgającsobiejednocześnie,żejejdzieckonigdynie
zwymiotuje.
-Amelia,kotku,przeprościocięJosie.
Amelia przesypywała łyżeczką piasek. Potem podniosła ją i wsadziła do buzi. Spojrzała na kobiety i
uśmiechnęłasię.
- Nie możesz się doczekać własnych dzieci, prawda? - Rebecca wyciągnęła łyżeczkę z buzi dziecka,
wytarłajązpiaskubrzegiemsukienkiioddałaAmelii.-Mikeoddawnachcemiećdzieci,prawda?
Josie miała zapytać: „Jaki Mike?", ale potem sobie przypomniała. Jej mąż, Mike. Mężczyzna, któremu
przyrzekłamiłośćiwiernośćażdośmierci,przysięgła,żebędzieojcem
63
jejdzieci.Alecoonawtedywiedziała?Miaładwadzieściapięćlat,samabyładzieckiem.
Wyobraziłasobiedużykojeczniemowlęciemiswegoniezdarnegomężawwymiętejmarynarcewśród
wypchanychzabawek.Tawizjaprzeraziłająichoćwiedziała,żetopolitycznieniepoprawne,musiałasię
samaprzedsobąprzyznać,żeniechcemęża,którychodziłbynaczworakachizmieniałpieluchy.Pragnęła
takiego,którychętniezatrudniłbynianię,parsknąłbyśmiechemnamyślobudzeniusięrazemzżoną,kiedy
trzeba nakarmić dziecko. Jej mąż, jej przyszły mąż, mężczyzna taki jak na przykład Henry Antonelli,
rozumiałby,żejegomisjażyciowajestwielostronna,żetomakromisja,aniemikromisja.
MikeO'Learymiałwielezalet:byłżyczliwy,miałwielkieserce,był
zabawnyiwysportowany,aleniepotrafiłbybyćbezwzględny.
Wychodzączamąż,niewiedziała,żetegopragnie.Terazwiedziała.
-Ja...chciałamztobąotymporozmawiać-powiedziałaJosie.
-Oczym?
-O...spójrznato.-Josieotworzyłatorebkę,wyciągnęłakarteczkęipomachałaniąwstronęRebecki.-
Znalazłamtozawycieraczką.No,zgadnij.Poprostuzgadnij.
-Comamzgadnąć?Naprawdęmaszświetnysamochód.
-Zgadnij,kimjestH.
-Nie.
-Jaktonie?
-Nie.Niechcęmiećztymnicwspólnego.
-Zczym?Zniczym?Zdowiedzeniemsię,żetenkawałekpapierumożesięokazaćnajwspanialsząrzeczą,
jaka mnie spotkała od przyjazdu tutaj? Kawałek papieru, za który taki brukowiec jak „Enąuirer"
zapłaciłbykażdącenę...Dlaczegoniechceszmiećztymnicwspólnego?
-Ktotojest?
-Zgadnij.
64
-Josie,proszęcię,jamammężaidwojedzieci.Niemamczasunazagadki.
-Henry-powiedziałaJosie.-Tocipowinnoułatwić.
-Henry-powtórzyłaRebecca.-NieznamżadnegoHenry'ego.
-Pomyślnawiększąskalę.
-Nawiększąskalę.
-Nanajwiększą.
- Henry Higgins? Henry Antonelli? Książę Henry? - recytowała Rebecca, rozglądając się po placu
zabaw.-WidziszgdzieśRomana?
-Tak!Tak!
-Gdzie?
-Cogdzie?
-GdziejestRoman?
-Dlaczegomnieniesłuchasz?
-Słucham,tylkopoprostumamterazdzieci.
-Niedasięukryć.
RebeccaprzestałasięrozglądaćiporazpierwszyskupiłauwagęnaJosie,takjaktorobiławdawnych
czasach,przeddziećmi,kiedyjadałyrazemwszkolnejstołówce.Josiewolnopowiedziała:-H.toHenry
Antonelli.
-Żartujesz.
-Toprawda.
-DlaczegoHenryAntonellizostawiacizawycieraczkąnumertelefonu?
-Niewiem.
-Zadzwońdoniego.-Rebeccawyciągnęłazkieszenikomórkę.-
Zadzwońwtejchwili.-Jejtwarzzobliczauśmiechniętejmatkiprzerodziłasięwtwarzzaintrygowanego
voyeura.-Chcętozobaczyć.
-Niezadzwoniędoniegoteraz.Możenigdyniezadzwonię.Poprostuupajamsięchwilą.
-Tajazadzwonię...
65
-Mamusiu!Mamusiu!
Rebeccaodwróciłasię.Chłopieczgęstymijasnymiwłosamiiciemnoniebieskimioczamibiegłkuniejz
piłkąwrękach.-Mamusiu!
Łap!-Naglezatrzymałsięirzuciłpiłkęnajmocniejjakmógłwstronędwóchsiedzącychkobiet.-Łap!
Josie zobaczyła nadlatującą piłkę i zamarła. Rebecca wyciągnęła ręce przed siebie i chwyciła ją. -
Roman,wiesz,żeniepowinieneśtakrzucaćpiłką!
-Tomorderca.
- Wiem. Czasami zastanawiamy się z Johnnym nad popełnieniem razem samobójstwa, żebyście oboje z
Mikiemwiedzieli,cowasczeka.
Imię Mike'a jakoś nie pasowało do tego placu zabaw. Josie zamierzała powiedzieć: „chyba chcę się
rozwieść",aleRebeccanieuważała.Romanciągnąłją,żebygobujałanahuśtawce.
-Becky-zaczęłaJosie.-Becky,muszęcicośpowiedzieć...
-Nieteraz,Roman.Nieteraz!-Rebeccaspojrzałagniewnienasyna.-
Powiedzmi;masztrzysekundy,zanimtazacznie.-WskazałaAmelię.
-Myślę,żemyzMikiem,toznaczyjazMikiem,zastanawiamsię...
-Mamo!Proszę,jamuszęiśćnahuśtawki.Jamuszę.RebeccaspojrzałanaJosie,potemnasynai
znównaJosie.
-Idź-powiedziałaJosie.
-Naprawdę?
-Tak.
- Niedługo uda nam się skończyć rozmowę. Nie odchodź od Mike'a, zanim nie porozmawiamy -
wyszeptała Rebecca do ucha Josie, potem ujęła Romana za rękę. - Musisz się z tym przespać. Możesz
chybapoczekaćjeszczezedwadni,zanimsięzadaszznajseksowniejszymfacetemnaświecie?
66
Jejgłoscichł,gdyodchodziła,choćwpowietrzunadalunosiłysięokrzyki:„Roman,zostawsiostrzyczkę
w spokoju!" i „Amelia, proszę cię, nie gryź, proszę cię, dziecinko, proszę!". Josie nie ruszała się z
miejscaipowąchałabluzkę.
ZostawiławparkuRebeccęzjejdiablątkamiiposzłapowolidosamochodu.Zapaliłasilnikiprzejrzała
sięwewstecznymlusterku.
Rzeczywistość, znów rzeczywistość. Musi się skoncentrować. Musiała wiele dokonać w Los Angeles,
wieledokonaćwewłasnymżyciu.
Dziecko na nią zwymiotowało. Co z tego? Miała zadać Mike'owi ból. No cóż, takie jest życie. Będzie
bolesne, ale na dłuższą metę to dobre rozwiązanie. Miała scenariusz Joshui i telefon Henry'ego. Wielu
ludzijakośprzeżywałorozwody,zdarzałysiękażdegodnia.Naszczęścieniemielidzieci.Świetniesobie
poradzi.
67
Rozdziałszósty
Carla spała na plecach okryta po szyję puchową pierzyną. Zniknęło słodkie powietrze wiosennego
wieczoru, o północy nad Manhattanem zebrały się chmury i Carla usnęła przy dźwięku deszczu
bębniącegoodach.
Śniłaoswojejpierwszejmiłości,MartymMalone.Byłjejpierwszymchłopakiem.Weśnieprosił,żeby
przeprowadziła się z nim na Alaskę, a potem nagle wziął do ręki słomkę, dmuchnął i wypuścił z niej
diamenty.
Później Carla przypomniała sobie, że obudziła się przed zawaleniem się dachu. Zaspana pomyślała, że
diamenty ze snu skrystalizowały się na suficie. Otwierała oczy, gdy usłyszała jakieś pęknięcie.
Pomyślała:„padabardzosilnydeszcz".Cośsięrozrywało.Natendźwiękusiadła,wstrząśniętaiwpełni
świadoma, że być może ktoś włamuje się do jej mieszkania i że niedługo może zostać zamordowana.
Wsunęłarękępodmateraciwyciągnęłaswójnajlepszynóżdomięsa,którytrzymałatamnatakiewłaśnie
krytyczne sytuacje. Gdyby ktoś do niej podszedł, najpierw by go pchnęła nożem, a potem zadawała
pytania.
Drugie pęknięcie było głośniejsze. Trzecie jak grzmot. Czwarte, piąte i szóste połączyły się w huk
przypominającymłotpneumatyczny,wrzaskdemonstrantów.
Dachsięwalił.
Zsypialnipatrzyła,jakzapadasięsufitwdużympokoju;napokrytąwykładzinąpodłogęspadałykawały
mokregodrewna,gwoździe,gipsibiałomalowanedeski.Deszczwle-
68
wał się przez dziurę w suficie, gruz z dachu przesuwał się i przechylał, wydając głośne dźwięki.
Brzmiało to, jakby coś się rozrywało, jakby ktoś próbował przepiłować żebro albo zapalić silnik
motorówki.Carlaowinęłasięciaśniejpierzyną.SpojrzałanazegarekPaulaZeiga,któryzatrzymał
siędawnona10:42,apotemnabudzikprzyłóżku.Była4:43nadranem.
Carlaroześmiałasięjakośdziwnie,obco.Tenśmiechjązdziwił.
Patrzyła,jakmokreręcznikiplażowespadająnaziemiępośródgruzu,iśmiałasię.Śmiałasięiśmiała,
wkładającokulary,wciągającbluzęoddresu,wtłaczającniewysportowaneciałownowedżinsy.Weszła
dodużegopokojuiprzesunęłaskórzanyfotelzesklepuRestorationHardware,którystałdokładniepod
dziurą w suficie. Na krótką chwilę przestała się śmiać i spojrzała w górę. Deszcz moczył jej głowę i
pryskał
naokulary.
Znalazła w kuchni torby na śmieci i pokryła nimi dywan, niski stolik, setki długopisów, spłowiałą
kanapę, wszystko, co do pewnego stopnia pokryte już było ociekającym wodą gruzem z dachu. Wzięła
laptopa,zdjęcierodziców,atakżekamieńzwygrawerowanymsłowem„Otwórz".
Pracowałasystematycznie,leczniezbytdługo.
Po dwudziestu minutach skończyła. Wyszła do korytarzyka prowadzącego z dużego pokoju do drzwi
wejściowych. Patrzyła na deszcz padający w mieszkaniu. A potem, chwyciwszy parasolkę, czapkę
baseballowąbostońskiejdrużynyRedSox,torebkęorazportmonetkę,wyszła.
Zbiegła po schodach najszybciej, jak mogła, wyobrażając sobie, jak woda przecieka przez podłogę jej
pokojuisufitsąsiadanadole.Dawnotemuukradłjejzeskrzynki„NewYorkera"iodtegoczasusiędo
niegonieodzywała.Niemiałaochotyterazznimrozmawiać.
Wybiegłanaulicę,pustąotejporze.Deszczbębniłochodnik.
Podbiegładoautomatutelefonicznegopodrugiejstronie.
69
Od frontu nie było widać, że dach się zapadł, ale oczami wyobraźni widziała dziurę w suficie jakby z
lotuptaka.Wykręciłanumeripoprosiłaopołączenienakosztrozmówcy,mówiąc,żedzwoniCarla.
-Chwileczkę-powiedziałatelefonistka.
-Carla?Cojest?Cośsięstało?-KuzynPhillipzdawałsięzmęczony,leczpełenniepokoju.
-Zdecydowałamsię.
-Naco?
-NaprzyjazddoL.A.
-Jestemśpiący,Carla,nierozumiem.
-Pauletteprzysłałamie-mail.Przyjeżdżam.
-Nicmiotymniemówiła.
-Wszystkojedno.
-Napewnoniccisięniestało?Maszdziwnygłos.
- Nie, wszystko dobrze, nawet świetnie. - Carla cofnęła się o krok i zamknęła parasolkę. Podobało jej
się,jakdeszczodbijasięodjejwłosów,ciała.-Czekałamnaznakiwłaśnienadszedł.
-Poczekajchwilę,cosiędzieje?
-Dachmisięzawalił-powiedziała.-Aleniemartwsię.Zadzwoniędociebiejutro.
Rozłączyłasię,przemoczonadosuchejnitki,uśmiechnięta,żywa.
Niemiałamieszkania.Tobyłojasne.ByłtowyraźnysygnałodTychNaGórze,żeczassięstądwydost
ać,iśćnaprzód,zacząćżyć!E-mailodPaulettebyłjedyniekatalizatorem.
Ważnebyłoto,żedziśCarlazerknęławprzyszłośćprzezdziuręwdachu,ajednocześnienajejsuficie
ukazały się diamenty ze snu. Świat otworzył się przed nią w apokaliptyczny sposób i nie przepuści tej
okazji; tak samo jak nie przepuści innych okazji w przyszłości. Uchwyci ją radosnymi palcami, a los
przerzucijąnadrugąstronękraju.Wylą-
70
duje na brzegu morza, sięgając ziemi niecierpliwymi stopami, i stamtąd wyruszy na swoją własną
wyprawę.
Zatrzymałataksówkę.-NalotniskoNewark?-zapytała.
-Niemasprawy-odparłkierowca.
Carlawsiadła.Nazegarzewtaksówcebyła5:32.MożewpołudniebędziejużwLosAngeles.
71
Rozdziałsiódmy
O7:35JosiewjechałanapodjazdswegodomuwBeverlyHills.Stał
tam samochód Mike'a, ford pick-up, który Josie pozwoliła mu kupić zgodnie z zasadą Pozorowania
Przeciwieństwa.MimoplanowanegorozwoduJosiechciałapowiedziećmężowioJoshuiiscenariuszu,
chciała,żebysięzniącieszył.
WeszładodomuiznalazłaMike'awsalonie.Siedziałnakrześleiczytałgazetę.
-Cześć-powiedziałaJosie.Położyłatorebkęnabarkuizrzuciłabuty.
Mike nie odpowiedział. Spojrzała na niego. Rzedniejące czarne włosy były nieco za długie na karku.
Zauważyła,żemanasobieniebieskąkoszulęDKNY,którąmupodarowałanaGwiazdkę.
-Hej-powiedziałajeszczeraz.Mikepodniósłwzrok.Siedziałznogązałożonąnanogę.Jaknabyłego
futbolistę wydawał się dziwnie pełen gracji. Wyglądał majestatycznie. - Co się stało? - zapytała.
Podeszładokrzesła,naktórymsiedziałizapaliłaświatło.-Niemożeszczytaćwciemnościach.
Zaniepokoiłasię,zupełniejakbyMikewiedział,oczymmyślałacałydzień.Byłazbytświadomachwili
obecnej, żeby się zastanowić, jak opanować strach albo przynajmniej złagodzić obawy, przypominając
sobie,żetoonapodejmujetudecyzje.
-Dzwoniłemdziśdociebie-odezwałsięMike.
- Przepraszam - powiedziała natychmiast. - Cały dzień miałam spotkania. Byłam na lunchu z Sethem,
pozdrawia72
cię,apotempojechałamzobaczyćsięzRebeccą.Dzieckozwymiotowałominabluzkę...
-Zgadzasię.
-Wiesz,żedzieckonamniezwymiotowało?
- Wiem, że musiałaś być zajęta - odpowiedział. Wstał. Zauważyła koło fotela torbę. - Musiałaś być
zajęta,bodzwoniłemdociebiepięćrazy.
Dzwoniłemdobiurainakomórkę.
- Nie rób tego, Michael - powiedziała Josie. - Nie mogę być na każde twoje zawołanie. Mam własne
życie.
-Będąsprawdzać,czyniemamrakająder.Byłemdziśumówionyzlekarzem.Dlategodzwoniłem.
Josie odwróciła się tyłem, choć wiedziała, że jest to nieodpowiednia reakcja. Założyła ręce. - Chcesz,
żebymsiępoczuławinna.
Mikeroześmiałsięzajejplecamizespokojnąrezygnacją.Byłajegożonąionteżbyłwinientego,żenie
zauważyłjejwyjątkowegozaabsorbowaniasamąsobą.
- Nie, Josie - odpowiedział spokojnie. - Nie chcę, żebyś się czuła winna. Tu jest opinia lekarza. -
Wręczyłjejkopertę.-Doktordamiznaćwprzyszłymtygodniu.
Podniósłtorbę.
-Co?...Och,nieudawajmęczennika,nieróbtego.Zawaliłamsprawę.
Przykromi.
-Jestciprzykro,bozawaliłaśsprawę,bomogębyćchoryczydlatego,żechcesz,żebywszystkobyłow
porządku?
Mikeniewydawałsięrozgniewany.Wjegogłosiebyłozaciekawienie.
-Mike...Jezu,czytynaprawdętakmyślisz?-Zwykleniemiewałatakiegozamętuwgłowieinaprawdę
chciała,żebywszystkobyłowporządku.
-Zatrzymamsiędziśwhotelu-powiedział.Josiezagrodziłamudrogędodrzwi.-Dlaczego?
-Zadzwoniędociebieizostawięwiadomość,gdziejestem.-Spojrzał
nanią.Zamrugałpowiekami,leczoczymiał
73
suche.-Muszępomyśleć,Josie.Muszępomyśleć.-Pochyliłsięipocałowałjąwpoliczek.-Wiem,że
byłaśzajęta,aledziśpoprostuniemogęsłuchaćtwoichwymówek.
-Mike...-Josieusłyszaławewłasnymgłosiedesperację,gniewistrach.Chciała,żebynogisiępodnią
ugięły, chciała zemdleć, zrobić coś, co by odwróciło ich uwagę od niego i tej strasznej wiadomości.
Chciałasięuwolnićodpoczuciawiny,którespadałonaniąjakciężkakurtyna,jeszczerazodegraćscenę
powrotudodomuipragnęła,żebyMikeudał
zainteresowaniejejopowiadaniemowydarzeniachdnia.
-Mike,nieodchodź.
-Toniejest...toniejest...janiechcębyćmęczennikiem.Wiesz,żeniejestem,amożejestem,samnie
wiem.Poprostuterazmuszęstądwyjść.Siedziałemtudwiegodzinyiczekałemitomniebardziejdobiło
niżrak.Amożenie.Możetakmówięzpowoduraka.Toobłęd,prawda,Josie?Możemamraka.Mam
trzydzieści trzy lata! - Jego twarz wykrzy-wił grymas, podniósł ramiona i zakrył twarz. Josie
instynktowniepodeszładoniegoiotoczyłagowpasieramionami.
-Błąd,Josie-powiedział,odsuwającsięodniej.Podszedłdodrzwi.
Josie spojrzała na niego, swego męża, metr osiemdziesiąt pięć, ciemne proste włosy, przystojny i
udręczony.Czułasiłępopychającąjąkuniemu,zmuszającądookazaniawszystkichuczuć,którebygodo
niej przywiązały, żeby zobaczył, że mu na niej zależy, że się nim zaopiekuje, jeżeli podejrzenia się
sprawdzą,żebygozapewnić,żegonigdynieopuści.
Alenieporuszyłasię.Miketeżnie.Poprostustaliipatrzylinasiebie.
A potem Mike oderwał od niej wzrok i wyszedł. Josie tkwiła znieruchomiała, aż usłyszała, jak zapala
samochód i odjeżdża. Stała w ich salonie, wśród ich wspólnego życia, wzywając na pomoc konieczny
hartduchainieznajdującwsobienic,jakbyktoślubcośwypompowałzniejbezjejwiedzy
74
wszystkieemocje.Chciaławspółczućmężowiiwspółczuła,musiała,lecznaraziebyłapusta.
Następnie usiadła tam, gdzie siedział Mike, pod jasną lampą. Na stoliku obok stał telefon. Była sama,
zupełnie sama ze swoimi myślami i wiedziała, że gdyby miała inny charakter, dzwoniłaby teraz w
zdenerwowaniudorodziny.Gdybybyłainna,niepozwoliłabymuodejść,gdybybyłainna,poszłabyznim
dziśdolekarza.
Aleniebyłainnaimiaładośćprzepraszaniamężaiwszystkichpozostałych.Uczciwośćwobecsiebienie
była okrucieństwem. Być może Mike nie ma raka, a jeżeli ma, Josie zrobi wszystko, żeby mu pomóc,
nawetgdybytooznaczałorozwiedzeniesięznim,żebymógłpodjąćżycienanowo.Niebyłapozbawiona
serca,niebyłapozbawionauczuć.
Leczniebędziesięczuławinna.
Iniebędziejużsobieniczegoodmawiała.Wzięładorękisłuchawkę.
NauczyłasięnapamięćtelefonuHenry'ego.Drżałazesłuchawkąwręku.
Znów doznała tego dziwnego uczucia, że życie w końcu nabiera sensu, przestaje oceniać, czy Josie
postępujesłusznie.
-Halo-powiedziaładotelefonu.-CzyzastałamHenry'ego?
75
Częśćdruga
76
Rozdziałósmy
Dawno temu Henry Antonelli zrozumiał wartość kultywowania nawyku. Ludzie lekceważyli nawyki,
twierdząc,żeniszcząwolnąmyślispontaniczność,leczHenrywiedział,żeniemająracji.Trikpolegał
natym,żebyrozwinąćnawyk,którysięprzyda,anietaki,któryprzeszkadza.
DlaHenry'egotakimnawykiembyłykonie.
JakodzieckopracowałwstadninachwcałymNewJersey.Gdytylkomiałczas,biegałnaokolicznetory
wyścigoweidostadninkonipełnejkrwi.Urodziłsięw1940wmałymmiasteczkuVinelandnapołudniu
New Jersey i - tak jak wszyscy jego rówieśnicy - aż do pójścia na studia pracował u jednego z
okolicznychhodowców.AlewodróżnieniuodrówieśnikówHenrymiałdoradcęwosobiewuja,Angelo
Falcinellego,sędziegostanowegosądunajwyższego,szanowanegozaumysłuczonegoizłośliwydowcip.
Angelo kochał konie i kiedy odszedł ze swej lukratywnej prywatnej kancelarii prawnej, żeby zostać
sędzią,zaczął
kupować rasowe. Pociągała go w nich nie tyle możliwość grania, ile same konie, majestatyczne
zwierzęta,którepotrafiłybiegaćzrozwianymigrzywami,pełneświatłaimocy.Trzymałswojekoniew
stajniachwpobliżurodzinnegomiasteczka,wktórychpracowałypodczasletnichwakacjiwszystkiejego
dzieciidziecijegosiostry,Antoinetty.
Kiedy Angelo zauważył, że siostrzeniec, Henry, zawsze ociąga się z wyjściem ze stajni, czesząc konie
gęstąszczotkąirozmawiającznimi,jakbybyłyjegopowiernikami,
77
przedstawił chłopca Denisowi Novakowi, trenerowi koni wyścigowych, który nauczył Henry'ego
wszystkiego,cosamumiał.
Po skończeniu uniwersytetu Rutgers w 1962 Henry, znów za radą wuja, złożył podanie na studia
prawnicze. Został przyjęty i jego matka, Antoinetta, płakała, ponieważ najstarszy syn miał zostać
prawnikiemjakjejbrat.
Jednak Henry, pracowity, lecz pozbawiony wyobraźni student prawa, nie mógł się oderwać od swej
pierwszejmiłości-koni.Kiedyśmiał
okazjępojechaćdoSantaAnitawPołudniowejKaliforniizgrupąkoniczystejkrwi,którewychowywał
od czasu, gdy były roczniakami. Bogaci właściciele - rodzina hodowców z New Jersey - uprosili go,
żeby przyjechał na sezon wyścigowy. Znaczyło to, że Henry musiał opóźnić rozpoczęcie studiów
prawniczychiAntoinettaznówzapłakała-tymrazemgłośniej-zrozczarowania.
Nawetteraz,gdydostałdwaOscary,założyłsławnąnacałymświeciefirmęprodukcjifilmowej,którąz
szacunkiem nazwał New Jersey Thoroughbred Films (Rasowe Filmy z New Jersey), a jego dobroć,
humanitaryzm i wielki talent były opiewane w każdym zakątku na ziemi, osiemdziesię-cioczteroletnia
Antoinetta Antonelli ciągle lamentowała, że nigdy nie wrócił do Vineland w New Jersey, żeby zostać
prawnikiem.Towszystkojestnaniby.Żyjeszwświecienaniby,ajawrzeczywistości.
Hokus-pokus,filmy,niemówmiotym,wiem,cotojest,tobizneswariatów!
Żona Henry'ego, psychiatra dziecięcy, Cecilia Rosenberg tolerowała pasję Henry'ego, tak samo jak on
tolerował jej antyczne kołdry patchworkowe. Próbowali mieć dzieci, ale po siedmiu poronieniach i
latach prób sztucznego zapłodnienia poddali się, akceptując ograniczone możliwości swoich ciał.
PięciororodzeństwaHenry'egomiałołączniedwadzieściaośmiorodzieci,adwojerodzeństwaCeciliii
trzyprzyjaciółki-ośmioro,więcdniHenry'egoijegożonywy-
78
pełniałydzieci,choćniemiałyonewsobieichDNA.AntoinettamieszkałaznimiwMalibu,oddającsię
swojejwłasnejpasji:pokerowi.
Wszyscy w Hollywood wiedzieli, że najlepszy poker w Los Angeles odbywał się w pełnym słońca
atriumHenry'egopodokiemAntoinetty.O
miejscaprzyjejstolikachubiegałosięnajwięcejsław.Paleniebyłowzbronione.
Henryzostałaktoremwbardzoprostysposób.Postanowił
zrezygnować ze studiów prawniczych, został w Kalifornii i zajął się trenowaniem koni pełnej krwi.
Jednym z jego klientów był producent hollywoodzki, którego córka wierzyła, że jest zakochana w
chłopakuzNewJersey,istarałasięoniegouparciezapomocątelefonów,kwiatówiwołowegochiliz
restauracji Chasen's. Henry - mile połechtany, lecz niezainteresowany - zniechęcał ją elegancko, ale i
stanowczo. Nocami śmiał się ze swoją dziewczyną - świetnie jeżdżącą na koniu - z nieustępliwej
arogancjimłodejdziedziczki.
Ojciecmłodejkobiety(świadomjejwad)podziwiałopanowanieiinteligencjęmłodegotrenera,mimoże
tenodrzuciłjegocórkę.Szukał
obsadydofilmu,któregoakcjatoczyłasiępodkoniecdziewiętnastegowieku.ZaangażowałHenry'egodo
roli Gangstera numer trzy trafionego kulą przeznaczoną dla Gangstera numer jeden i umierającego
haniebnienapustyniwNowymMeksykuwniewoliGangsteranumerdwa.
Z Gangstera numer trzy zrobił się Policjant numer dwa, później Taksówkarz numer jeden, aż w końcu
Henry zaczął dostawać główne role. Stał się rozchwytywanym aktorem, lojalnym w stosunku do
pracodawców,uprzejmymdlafanów.Zależałomunazachowaniugodnościwfilmach.Niedbałoblichtr
świata filmowego, tak samo jak przedtem pogardzał galowymi przyjęciami po wyścigach, uważając je
jedyniezamiejsca,gdziemógłrozmawiaćotym,conaprawdękochał-okoniach.Wiedział,żeinniw
Hollywoodtakżeokazywalipodobnąpogardędlaprzyjęćiblichtru,ale,
79
w odróżnieniu od Henry'ego, udawali i nawet najlepsi z nich nie umieli wytrwać w postanowieniu
ignorowaniaknowańżądnegowładzyspecjalistyodreklamyalbożądnegopieniędzyagenta.Henry'emu
siętoudawało,ponieważnaprawdębyłomuwszystkojedno.
Zależało mu natomiast na kobietach Hollywoodu, które za wszelką cenę pragnęły mieć tyle władzy co
mężczyźni-intrygowałygoiniemógł
nicnatoporadzić.Nigdyprawdziwieniepociągałygoaktorki.W
odróżnieniuodswoichrówieśników,rzadkobrałenergięiintelekt
„złośnic" za coś innego niż przejaw samolubstwa. Lecz kiedy myślał o kobietach (innych niż żona),
zawszeczułpociągdotych,dlaktórychzdobyciebogactwaiwładzybyłocelemżycia.JakSammyGlick
Schul-berga*pragnęływładzy,pieniędzyiuwielbieniaidiotów.
Wiedział, że kobiety mają prawo być równie krótkowzroczne jak mężczyźni. Że jeżeli chcą być jak
Sammy Glick, to Bóg z nimi. Nie do niego należało mówienie im, że mają wszystko to, co w życiu
najważniejsze,ponieważmogąmiećdzieci,byćopiekuńcze,mądre,twórcze,zarabiaćibyćszanowane-
idotegowszystkojednocześnie.
ByłomnóstwotakichprzykładówwHollywood-szefowastudia,któradomagałasiężłobkanaterenie
studia,chcącpracowaćijednocześniespędzaćczaszdziećmi,wiceprezesbędącamózgiemkierującym
rozwojem firmy telewizji kablowej, aż uczyniła ją jedną z najbardziej podziwianych korporacji w
Ameryce,byłajednocześniedoskonałążoną,matkąiprzyjaciółką.
Alecozkobietamiprzebojowymi,którymniezależynaprodukcie,achcąjedyniepieniędzyisławy?Co
naniedziałało?Copowodowało,żekobietatypuJosephine0'Learychciałabraćudziałwniekończącym
sięwyścigu,wyczerpującym,szalonymprzerażającymwyścigupełnymludzi,któ-
Sammy Glick - pozbawiony skrupułów bohater powieści Buda Shulberga pod tytułem What Makes
SammyRun?,którypotrupachdążącdocelu,znowojorskiegogońcastajesięhollywoodzkimpotentatem
(wszystkieprzypisypochodząodtłumacza).
80
rzy nieustannie obracali głowy to w lewo, to w prawo, żeby się upewnić, że nikt ich nie wyprzedza.
Dlaczego?
Chciał ją zapytać. Chciał usiąść i dowiedzieć się, co doprowadziło do tego, że taka się stała. Chciał
poznaćhistorięjejżycia,jejdziecięcesnyimarzenia.
Noioczywiściechciałsięzniąprzespać.
Miał w przeszłości romans. Miała na imię Rhonda i była agentką w czasach, gdy większość kobiet
pracowałajakosekretarki.Byłaprzekonana,żemusipoprowadzićstudiofilmowe,ipotrafiłauzasadnić
każdenieprzyzwoitezachowanie,którepomagałojejosiągnąćtencel.
Powiedziała Hen-ry'emu, że studiowała biografie wielkich leaderów i że podobieństwa między nimi
polegałynatym,żekiedydostalisięnaszczyt,moglipowiedziećkażdemu,ktoichoceniał:„Mówsobie
omnie,cochcesz.Jajestemtu,atynie".
AleRhondagowkońcuznudziłaizakończyłichzwiązek.Latapóźniejzrezygnowałazbiznesuisłyszał,
żeterazzajmujesięhodowlązdrowejżywnościwEugene,wstanieOregon.
Henry wyznał wszystko Cecilii, rozpoczynając tym samym najgorszą fazę ich małżeństwa, ale to było
dawno temu i od tego czasu udawało mu się panować nad fascynacją kobietami w stylu Sammy'ego
Glicka.
Do chwili obecnej, kiedy pojawienie się Josephine 0'Leary nałożyło się na sześćdziesiąte drugie
urodzinyHenry'ego.Skończeniesześćdziesięciulatniebyłotrudne,alesześćdziesięciudwóch-owszem.
Uchodził ciągle za przystojnego - ciemnoniebieskie oczy były równie czyste i wielkie jak zawsze,
sylwetka umięśniona jak u komandosa. Mimo to czuł się niespokojny. Właśnie dowiedział się, że
HarrisonFordmadostaćzarolę„cośokołotrzydziestuparumilionów".Henrynigdyniezarobiłwięcej
niż dwadzieścia pięć (choć ta astronomiczna suma znacznie się zmniejszyła po zapłaceniu dziesięciu
procent agencji, pięciu prawnikowi, dwóch księgowemu i odjęciu podatku). Ale nie chodziło tu już o
pieniądze
81
jakotakie.PowodzenieHarrisonanadeszłowłaśniewchwili,kiedyHenryzacząłpostrzegaćsiebiejako
staregoczłowieka.Czyześlizgiwał
siępozboczuswejkariery?Czynieuświadamiałsobiewłasnegoupadku?
W tym rozdrażnieniu był przekonany, że Cecilia nie współczuje mu w zmartwieniu, oferując
pseudopocieszenie zawarte w jednym krótkim zdaniu: „Nie potrzebujemy pieniędzy". Czuł się, jakby
poprosiłoręcznik,adostałchusteczkęjednorazową.
-Niemówięopieniądzach-upierałsię.-Mówięowiarygodności.O
zachowaniupozycji.
-Mówiszowspółzawodnictwiemiędzydwomachłopcami-
odpowiedziałazmiejsca.-Iniebędętegosłuchać.
Henryposzedłwięcdostaregoprzyjaciela,Wallace'a,wierząc,żetenzlitujesięizapewnigo,żeonteż
wkrótcebędziezbierałofertynaponadtrzydzieścimilionów.ZamiasttegoWallaceopowiadałjednąpo
drugiejhistorieo„dawnych,dobrychczasach"inarzekał,żeprezesstudiazlecarozmawianieznimprzez
telefonpodwładnym.NagleHenrypoczułsięjakpostaćzOstatniegoobrońcy,swegonajnowszegofilmu.
Grał
popularnegoprawnika,którypoczterdziestulatachpraktykiodkrywa,żejestcorazbardziejarchaicznyi
klienci odchodzą od niego do młodszych, umiejących szpanować kolegów. Czy możliwe, że po
wspaniałej karierze to samo spotykało teraz Antonellego w prawdziwym życiu? Czy ostatni dowiaduje
się,żejegokarieradobiegłakońcailadachwilaodkryje,żemarakaprostatyiumrze?
Czytopoczątekkońca?
W takim był właśnie nastroju, gdy poznał Josephine 0'Leary, kobietę, która nie bała się spojrzeć mu w
oczyiktóralśniłaostatnimblaskiemgładkiej,zdrowej,nieustraszonejmłodości.
Wdzieńpootrzymaniujejpierwszejwiadomościzastanowiłsięnadcałąsytuacją.Zostawienietelefonu
podwycie-
82
raczką było szaleństwem - aktem bezczelności mężczyzny, który regularnie wdawał się w stosunki
pozamałżeńskie.Dotegobył
człowiekiem zajętym z kalendarzem wypełnionym codziennie godzina po godzinie. Miał wystarczające
trudnościwplanowaniuspotkań,któreniewymagałyukrywaniasię.Właśniewczorajdawnadziewczyna
zadzwoniładoniego,proponującwspólnąkolację.Musiałprzesunąćsześćspotkańizmusićorganizację
charytatywną do zmiany daty imprezy dobroczynnej, aż w końcu zaprosił ją na kolację przed premierą
Ostatniego obrońcy, za sześć tygodni. A była to tylko kolacja z dawną przyjaciółką. Romans wymagał
strategicznegoplanowania,podstępówitajnychoperacji.Czybyłowarto?
Nie wiedział, czy do niej zadzwoni. Wiedział, że jest nim zainteresowana tylko z powodu jego sławy.
Gdybynadalbyłtreneremkoni,Josiezawołałabyochronęnawidokkartkiznumeremzawycieraczką.
Ale to on zostawił numer. I to on bał się pójścia w zapomnienie. I to on jeździł po Los Angeles w
stukniętej toyocie corolli, zastanawiając się, czy zadzwonić do młodej kobiety, żeby nawiązać z nią
romans-couczyniłobygorównietypowymiprzeciętnymjakwszyscyjegorówieśnicy,uganiającysięw
pogonizajakąśładnądziewczynąimającynadzieję,żeniepopsująwszystkiego.
83
Rozdziałdziewiąty
Phillip Giberson był człowiekiem hojnym. Gdyby nie zarabiał dużo, ta cecha sprawiłaby mu wiele
kłopotu, lecz jako szef działu obsługi prawnej w Studiu X był prawnikiem negocjującym największe
transakcje, najbardziej dochodowe przedsięwzięcia, nabytki najbardziej warte zaciągania kredytów. To
także oznaczało, że jego pensja i premie wystarczały na utrzymanie rodziny w dużym domu w Santa
Monica,dośćbliskoplażyiwystarczającodalekoodHollywood,żebymógłdalejwierzyć,żejestciągle
tymsamym,dawnymPhillipemzLongIsland.
Oczywiście nie był. Sam o tym wiedział. Był człowiekiem świadomym swoich wad i zalet i po
porównaniuichstwierdził,żezaletyprzewyższająwady,codoprowadziłododecyzji,żeniepozbędzie
sięswychwadbezwzględunaichrodzaj.
Oznaczałotodalszągręwgolfarazwtygodniu,dawaniezbytwysokichnapiwków,trwonieniepieniędzy
inadmiernepalenie.
Dochodziłodotegorzucanieubranianapodłogęprzedpójściemspać.
Wiedział, że powinien powściągnąć ten nawyk, że mężczyźni lepsi od niego bywali zdyscyplinowani,
wrażliwiiumieliskładaćubraniawidealnąkostkę.Możezmienisię,kiedybędziestarszy,gdyjegosyn
Christopherpójdzienastudia.Alenarazie-jakpowiedziałSamancie-
jest,jakijest,imusisobieznimradzić.
AterazSamanthaiChristophermusielisobieradzićzCarląTrousse,siostrąciotecznąPhillipa.Pojawiła
siępewnego84
dnia w znoszonym pomarańczowym swetrze i dżinsach. Krótkie rude włosy sterczały w kępkach
utwardzone żelem. Nosiła jasnoczerwone okulary ze spiczastymi oprawkami i brązowe chodaki na
bosychstopach.
OśmioletniChristopherjejniepoznał.Phillipbyłzaskoczony,jakbardzosięzmieniłaodzeszłegoroku.
CarlauśmiechnęłasięradośnieiSamanthaodrazupowiedziała,żeświetniewygląda.Carlaprzewróciła
oczamiispojrzawszynaPhillipa,oświadczyła:-Wyglądamstrasznie.
Przybrałamtonęnawadze,pokryłamsiępryszczamiichybamamnie-
świeżyoddech.
ChuchnęłanaChristophera,chcąctoudowodnić,ichłopiecskinął
głową,żemarację,potemdodał,najgrzeczniejjakumiał,żejejoddechpachniejakoddechpsa.
-Miłegopsa?-zapytałaCarla.
-Uhm-zgodziłsięChristopher.
SamanthazaprowadziłaCarlędopokojugościnnego,wktórymstałoszerokiełóżko,pralkaisuszarkado
jejwyłącznegoużytkuorazmaszynadoćwiczeńpilates,gdybyprzyszłajejnanieochota.
-Raczejniebędziemipotrzebna-stwierdziłaCarlasucho.-Chybażebymmiałakogośtorturować.
-Jakchcesz-odparłaSamantha.-Czujsięjakusiebiewdomu.
Carlarozpakowałasię,wzięłaprysznic,apóźniejzeszłanadółipokazałaPhillipowiiSamanciee-mail
odPaulette.
-Nicotymniewiem-powiedziałPhillip.
-Niewspomniałanamanisłowa-dodałaSamantha.
-No,janapewnonicniewiem-powiedziałaCarla.Niewiedziałamnawet,żeuwasmieszka.
-Niemieszka.MieszkawSantaBarbara-wyjaśniłPhillip.
- Żartujecie. Przyjechałam taki kawał, żeby mi mogła powiedzieć o moich trudnych chwilach na
nowojorskimbruku...
-Zdajesię,żenieotymchcemówić.
85
-Apropos,dziękuję,żeściejejpowiedzieliomoimsamotnymipustymżyciuwNowymJorku.
-Niemówiłem,żejestsamotneipuste.Chybapowiedziałem
„nędzne".
Carla poczerwieniała. Phillip przygotował się na jedną z jej ciętych odpowiedzi, ale ona spojrzała mu
prostowoczyiraczejłagodniezapytała:-Czytobyłotakieoczywiste?
-Nie-odparł.Carlauniosłabrwi.
- No dobrze, tak. Po prostu powiedziałem jej, że nie masz pracy. To wszystko - przerwał. - Czy ty w
ogólezawiadomiłaśją,żetuprzyjeżdżasz?
-Nie-odparłaCarla.-Zawiadomiłamtylkociebie.Zdecydowałamsięraczejnagle.
-Chybawyjechałanadwatygodnie.Alekiedyostatniozniąrozmawiałem,powiedziałacośtakiego,że
mniezatkało.
-WkońcurozwiązałakryzysnaBliskimWschodzie?
-Nie-uśmiechnąłsięPhillip.-AlekiedyśchodziłazHenrymAntonellim.
CarlaiSamanthagapiłysięnaniego.-Niemożliwe-powiedziałaSamantha.
-Aleprawdziwe-odparłPhillip.
-Żartujesz.Proszę,powiedz,żeżartujesz.-Carlapoprawiłaokulary.
-PrzyjeżdżadoLosAngeles,żebyzjeśćznimkolacjęionjązabieranapremieręOstatniegoobrońcy.
CarlaiSamanthawymieniłydługie,zaskoczonespojrzenia.
- Wiem, że należę do mniejszości, ale nigdy go nie lubiłam jako aktora. Czy naprawdę potrzebny jest
jeszczejedenfilmosześćdziesięcioletnimfacecie,którysięwiążezdwudziestopięciolatką?
Założęsię,żemaponadsześćdziesiątkę.Conajmniejsześćdziesiątpięć.
Pewnie nie jest nawet Włochem. Na pewno jego człowiek od reklamy to wymyślił, żeby ludzie go
postrzegalijako„zwykłegoczłowieka"jak86
De Niro. To żarty. Przecież to typowy niebieskooki blondyn. - Carla spojrzała na Phillipa i Samanthę,
żebyzobaczyć,czysięzniązgadzają.-
Poprostumarnyzniegoaktor.
-Tylkotypotrafisznazwaćmarnymjednegoznajpopularniejszychaktorówamerykańskich.
SamanthaodwróciłasiędoPhillipa.-PaulettechodziłazAntonellim?
-Natowygląda.-Phillipwzruszyłramionami.
-Możewłaśnietochciałamipowiedzieć-zastanawiałasięCarla.
-Niejestempewien,czyonawogólewie,kimonterazjest-
odpowiedział Phillip. - Zdenerwowała się, kiedy próbowałem jej uświadomić, że stał się wielką
gwiazdą.„Kiedygoznałam,byłtreneremkoniidlamnieciąglejesttreneremkoni".
-Kiedyjesttapremiera?-zapytałaSamantha.
-Chybamniejwięcejzamiesiąc.Niewiem.Jakośwczerwcu.
Carla rozejrzała się po kuchni: nieskazitelnej, z ciemnoszarymi marmurowymi blatami i lśniącymi
srebrnymiurządzeniamikuchennymi.
- Ładnie - powiedziała. - Lodówka Sub-Zero i cała reszta. Phillip wychwycił pogardliwy ton w jej
głosie, Samantha również, toteż odpowiedziała lodowato: - Jeszcze nie widziałaś Lamborghini. Phillip
parsknąłśmiechem.
-NaprawdęmaszLamborghini?-zapytałaCarla.
- Oszalałaś? Samantha chce cię po prostu powstrzymać, zanim zaczniesz przemowę o ostentacyjnej
konsumpcji.
Phillip wiedział, że kiedy Samantha poznała Carlę, czuła się onieśmielona jej wszechstronnym
wykształceniem.Phillippróbowałjejwytłumaczyć,żeCarlajestnajbardziejniepewnąosobąnaświecie,
aleSamanthabyłaprzekonana,żejejwłasnydyplomlicencjatazUnimersytetuwPołudniowej
87
KaliforniiniemożesięrównaćzlicznymistopniaminaukowymiCarli.
Napięcie sięgnęło szczytu na ich weselu. W czasie miodowego miesiąca Samantha powiedziała mu, że
słyszała, jak Carla i kolega Phillipa ze studiów, David Stegner, rozmawiali o jej głupocie. Phillip
zapewniłją,żemusiałasięprzesłyszeć,alewgłębisercadobrzewiedział,żeijegokuzynka,iprzyjaciel
bylizawszeskłonnioceniaćludzinapodstawieichwykształcenia.
Leczteraz,dziewięćlatpóźniej,Samanthanabrałapewnościsiebie.
Phillip przyglądał się jej, siedząc na kanapie w dużym pokoju połączonym z kuchnią. Była bystra,
dowcipna,pragmatycznaibyładobrąmatką.
CarlazaśprzyglądałasięPhillipowi,próbującznaleźćodpowiedźnajegooskarżenie.-Niemamżadnej
gotowejprzemowyoostentacyjnejkonsumpcji-zaczęła.-Poprostuuważam,żekiedyludziomsiętrafi
miećdużopieniędzy,powinni...-przerwała.
PhillipiSamanthawymienilispojrzenia.
-Nieważne-powiedziałaCarlaizaczęłasięuśmiechać.
- Wiecie, ja myślałam kiedyś, że Sub-Zero oznacza, że jedzenie jest przechowywane w temperaturze
poniżejzera.
Niktsięnieodezwał.
-Przepraszamcię,Samantha.Waszdomjestprzepiękny
-powiedziałaCarla.Phillipnigdyniewidziałjejrównieskruszonej.-
Całemojemieszkaniezmieściłobysięwtympokoju.
Samantharozpogocfziłasięnatępochwałę.-DobrastronaLosAngelestoprzestrzeń.
Carlapodeszładolodówki,którejdrzwiSamanthapokryłazdjęciami.
-Ktotojest?-zapytała.-ObokDavida?
Samanthastanęłazanią.-Eve.EveMarvell.
-Słusznie-powiedziałaCarla,przypominającsobietonDavida,kiedywspomniałoEvewczasiejednej
zichdawnychrozmówtelefonicznych.
88
-Jestcudowna-powiedziałaSamantha.-Bardzobycisiępodobała.
Aleniewiem,coonawnimwidzi.
-Samantha...-rzuciłPhillipostrzegawczo.
-Comasznamyśli?-zapytałaCarla.
- Eve jest jedną z najsympatyczniejszych osób, jakie znam, ale coś musi być z nią nie tak. Inaczej nie
byłabyznim.
-Dlaczego?Nierozumiem.-Carlazdawałasiębardzozdziwiona.
- Bo David... David jest... - Samantha rozejrzała się dookoła, jakby szukając odpowiednich słów, a
potemdokończyła-pozbawionyuroku.
Davidjestcałkowiciepozbawionyuroku.
-Niejesttakizły-powiedziałPhillip.
-Jestnajwiększymchamem,jakiegowżyciuspotkałam.AprzecieżmieszkamwL.A.
Carla odwróciła głowę, co pozwoliło Phillipowi rzucić żonie gniewne spojrzenie. P r z es t a ń -
powiedziałbezgłośnie.Samanthaspojrzałananiegopytająco.Pokręciłgłową.
Carlawróciłazkuchnidopokoju.Zdjęłaokularyipotarłaoczy.
-AcosłychaćwNowymJorku?-zapytałPhillip.
- Spędziłam ostatni dzień, siedząc na stacji metra przy Dziewięćdziesiątej Szóstej Ulicy - Carla była
zmęczonaipowiedziałapierwsząrzecz,jakajejprzyszładogłowy.
-Tonapewnodobrarozrywka...-zaczęłaSamantha,aleniedokończyła.
-Zmęczyłmnie-powiedziałaCarlacichoiznamysłem.
Wiem, że powinnam go kochać. Jestem kwintesencją nowojorczyka: zgorzkniała, samotna, nadmiernie
wykształcona,bardzokrytyczna-
przerwałaiuśmiechnęłasiędoPhillipa.
Zdajęsobieztegosprawę,niemartwsię.-Wroztargnieniupodrapałasięwbrodę.-Alemyślę,żejuż
dość.NowyJork,centrumwszechświata.Dwadzieścialatwysilaniasię,89
gryzmoleniaibłagania,żebyludziezwrócilinamnieuwagę.Jestemtymtakazmęczona.Podnoszęsięna
duchu, karmiąc fałszywymi nadziejami i głupimi, trywialnymi stwierdzeniami i, oczywiście, moją
specjalnością, rozrywaniem na strzępy wszystkiego i wszystkich, którym się udało. - Znów przerwała i
potarła twarz dłońmi. - Wiem. Stałam się jakimś gadatliwym potworem. Chyba mogłabym dosłownie
zagadać kogoś na śmierć. Nie żartuję, to jest jak jakieś schorzenie. Muszę iść do AG, Anonimowych
Gaduł,alejestemtakatylkodlatego,żerzadkomamokazjęzkimśrozmawiać.-Zamknęłaoczy.
Złożyłaręceipochyliłagłowę.Phillipprzyglądałsięjejwmilczeniu.
-Napewnoniejesttakźle-pocieszyłająSamantha.
- Jest źle - odparła Carla spokojnie. - Nie martw się. Przyznaję się do tego w waszym prywatnym
konfesjonale.Wiem,żetoprawda.
-Niejestźle-powiedziałPhillipbezprzekonania.Carlauśmiechnęłasiędoniegosceptycznie.
-RozmawiałaśzCandace?-zapytał.
-Zmojąmatką?-Carlawybuchnęłaśmiechem.-Mojamatkajestbardzo,bardzozajętainiemaczasuna
mojehisterie.„Carla,musiszsięuspokoić.Życieniejestłatwe.Zawszecitomówiłam.Przestańmyśleć
osobie.Sąnaświecieludzie,którychwyniszczachoroba,którzymająmaczetyprzystawionedogardła.
Ty masz dużo szczęścia. Ja cię kocham bezwarunkowo, tak jak każe Jezus, ale uważam, że najwyższy
czas,żebyśprzestałaodemnieoczekiwaćtylewsparciaduchowego.Czyzdajeszsobiesprawę,żejesteś
dorosła?".
-Naprawdętakpowiedziała?„JakkażeJezus"?!-niedowierzałaSamantha.
-Owszem,takpowiedziała.Ostatnioodbiłojejnapunkcieradykalnegokatolicyzmu.Jezusumarłzanasze
grzechy,90
miej wiarę, zaufaj Panu, protestuj przed szpitalami, które przeprowadzają aborcje. Wiecie, jak to jest.
Zapytałamją,comówidziewczynom,którymniepozwalawejśćdoszpitala.Podobnoudzielaimradna
tematświętościżycia.Powiedziałam,żeposzłabymzniąnajedenztychprotestów,gdybymmogłatym
dziewczynom powiedzieć, jaką była kochającą, pomocną i wyrozumiałą matką. - Uśmiechnęła się
szeroko.-
No, to jej nie bardzo przypadło do gustu. Niedługo potem pojechała na jakąś katolicką wycieczkę
charytatywną,mówiąc,żezobaczymysięnaBożeNarodzenie.-OczyCarlizabłysły.-Możezadzwoniła
doPauletteipowiedziała,żesięomniemartwi?MożedlategoPaulettesięzemnąskontaktowała?
- Musisz przyznać, że „niezrównana bezkompromisowość" to niezłe wyrażenie - wyraził swoje zdanie
Phillip.
-Paulettetomądrakobieta.Niemadwóchzdań.Praktyczniepozbawionauczuć,aleniewątpliwiemądra
-odpowiedziałaCarla.
Phillip natychmiast się zorientował, że dzisiejsza wersja życia Carli była mniej melodramatyczna niż
zwykle.Todobryznak.
-Rodzicówsięniewybiera.Bógjedenwie,jakiekrzywdywyrządzamyterazChristopherowi.
Carlarozejrzałasiępopokoju.-Wyglądanato,żepróbujeciegozadusićzabawkami.
-TowszystkowinaPhillipa-wyjaśniłaSamantha.-Próbowałammutłumaczyć,aleonnigdyniesłucha.
Jedynazasadajesttaka,żeniemażadnychzasad.Christopherdostajewszystko,czegochce.
-Iniejestrozpieszczonymgówniarzem?
-Samazobaczysz-powiedziałPhillip.-Tochybaniejesttegotypudzieciak.Innypewniebybyłnajego
miejscu.Słuchaj,PaulettejestmojąmamąiniebardzoróżnisięodCandace.Możenawetjestgorsza-
prawienigdyjejniebyło
91
wdomu.Mniejszaoto.Obiesąsamolubne.Możebyłocośszkodliwegowwodzie,kiedydorastały?Kto
tomożewiedzieć?
Człowieksobieztymradzi-przerwał.-Irobito,naczymmuzależy,kiedymaokazję.Jeżelidawanie
Christopherowizadużozabawekjestmoimzdaniemnajwiększymgrzechem,toniejestźle.
-Więcniewiesz,czegoodemniechce?-zapytałaCarla.
-Niemampojęcia.
Carlaponowniepodeszładolodówki.-DavidiEvesąrazemjużoddośćdawna?
-Niewiem,chybaoddwóchlat-powiedziałaSamantha.
-Chybajużonimniemyślisz?-zapytałPhillip.-Lepiejsięprzyznaj.
Carla spojrzała na niego z gniewem. - Zapomniałam, jak nie na miejscu jest mówienie o wspólnym
znajomymwśródstarychprzyjaciół.
Wybaczmi.
-Niełudźsię,Carla.OnkochaEve.
-Natyle,nailejestwstaniewogólekogośkochać-wymruczałaSamantha.
-Niejesttakizły-powiedziałaCarla.-Niemożebyć.
-Janiemogęsięodzywać-ustąpiłaSamantha.-Uważamniezaidiotkę.
-Dlaczegoniebiorąślubu?-zapytałaCarla.
- Mam nadzieję, że Eve jest na tyle mądra, że nie chce rujnować sobie życia. Słuchaj, co chcesz tutaj
robić?
-Robić?-zastanowiłasięCarla.-Przypuszczam,żejestemtrochęzastarainiedadząmirólmłodych
panienek.
-Wieszco?-uśmiechnąłsięPhillip.-Powinnaśtuzostaćnadłużej.
Tomiejscedlatwórczychludzi.
- Zgadza się. Tych wszystkich geniuszy, którzy umieszczają amerykańską rozrywkę na froncie wojen
kulturalnych.
-Notozmieńto.
92
-Mówiłamci,żejestemdużolepszawkrytykowaniu.Tylkotopotrafię-odparłaCarla.
-Mówiępoważnie.Powinnaśotympomyśleć.Mogęciępoznaćzróżnymiludźmi.Znasztukogośprócz
nas?
- Tak. Moja dawna asystentka, Nadine gdzieś tu pracuje. I jeszcze jednego faceta z Uniwersytetu w
NowymJorku.Jesttureporterem.Mogędoniegozadzwonić.
-Dobra.Anisięobejrzysz,astanieszsięrówniepłytkajakmywszyscy.
-Nienależytracićnadziei.Idęspać,dobrze?JeszczeciągleżyjęwedługczasuWschodniegoWybrzeża.
-Śpijdobrze-powiedziałPhillip.
-Czujsięjakusiebiewdomu-zawołałazaniąSamantha.-Pamiętaj.
Carlazniknęła,aPhillipzapalił,wypuszczającidealnekółeczkadymu.
-Jesttwarda-powiedziałaSamantha.-Twardsza,niżmisięprzedtemwydawało.
-Jestzupełnymmięczakiem.Zupełnym,kompletnymmięczakiem.
Samanthausiadłanakanapienaprzeciwmęża.Bawiłasięoprawionymzdjęciemsyna,zrobionymwdzień
BożegoNarodzenia.
-Jaktomożliwe,żeurodziływastedwiekobiety?
-Poradziliśmysobie.Oneniesązłe,sąpoprostuzimne.Samanthaprzesunęłasięiusiadłanabiurkuza
Phillipem.Zaczęłamumasowaćkark.
-Mniesięudałoztegowydobyć,aCarlautknęła-ciągnąłPhillip.
-Niejestempewna.Taksięskupiłanasamejsobie,żeniemożenawetzrobićkrokunazewnątrz;boisię.
Iuważa,żecośjejsięnależy.Niemożnaciągletylkokrytykowaćinicnierobić,mającszesnaściestopni
naukowych.Totakjakbysięwystroić,niemającdokądpójść.Coonaterazzrobi?
93
-Niemampojęcia.Słyszałaś,codziśmówiła.Niejestwstanieutrzymaćsięwpracy,niejestwstanie
utrzymać przy sobie mężczyzny, ja ciągle wyciągam ją z tarapatów. Nie wiem, może powinienem
przestać?
Czydalejtorobić?
SamanthauśmiechnęłasięipocałowałaPhillipawczoło.Potemwstałaizrobiłakrokwstronęschodów
prowadzącychnagórę.Phillipprzyciągnąłjązpowrotem.-Dokądidziesz?Zadałemcipytanie.
-Spójrznatezabawki-powiedziałaSamantha,wskazująccałypokój.
-Cotomaznaczyć?
-Ato,żeniemógłbyśprzestać,nawetgdybyśchciał.
-Atychcesz,żebymprzestał?
Zrobiłakrokwkierunkusypialni.-Niepodejdzieszmnie.Wiem,copróbujeszzrobić.Chcesz,żebymci
wydałarozkaziwtedybędzieszmógł
to na mnie zwalić. Nic z tego. Będziesz jej dalej pomagał i właśnie tak powinieneś postępować, bo
przecież,bezwzględunawszystkoinne,totwojarodzina.Iowszem,będzienastokosztowało,aletakto
jużjest.
Phillip został przy biurku i wyjrzał przez okno. Na pół do ósmej rano zaplanował rozmowę
konferencyjną,aoszóstejmiałprzyjśćjegoosobistytrener,Simon,żebygonakłonićdopobieganiapo
plaży.Z
jednegofilmuwłaśnienicniewyszło,ainnyponoćkosztowałjużtrzyrazywięcej,niżprzewidzianow
budżecie. Christopher miał w weekend mecz tenisowy, a w niedzielę wydawali z Samanthą kolację na
dwanaścieosób.TerazrazemzCarląbędzietrzynaście.
Czasami trudno z nią było wytrzymać, ale była też jego najdawniejszą przyjaciółką, która czasami
zaskakiwałagooryginalnymilistamiichwilamiwielkiejprzenikliwości.Byłanieprawdopodobnieufnai
lojalna.Jakodzieckoopowiadałabardzooryginalnehistorieświadcząceobogatejwyobraźni.Potrafiła
gorozśmieszaćprzezparęgodzin.MożeLos94
Angeles dokona cudu? Może Carla teraz wykorzysta w końcu część swych wielkich możliwości, kiedy
jesttu,gdzierodzisiętylenowychpomysłów.Samanthamiałarację.Niebyłosensuzastanawiaćsięnad
zmianąpostępowania.Toprawda,żewniedzielegrawgolfainieopuszczadeskiklozetowejposikaniu,
aleniewyprzesiękuzynki.Jeżelitowada,niechsobiebędziewadą.
95
Rozdziałdziesiąty
JosieweszładobiuraznowątorebkąfirmyHermes.KupiłająwBarneyszapieniądze,któredostałaod
Mike'a.Niechciałzniąrozmawiać,przezcojejcorazbardziejzależałonarozmowieznim.
Zamieszkał ze swym najlepszym przyjacielem, Anthonym w Hancock Park. Anthony był jednym z
najbardziejcenionychagentówliterackichwmieścieiwyglądałonato,żeponiżanieJosienależałodo
jegoulubionychrozrywek.„O,czytokobieta,któraodeszłaodchoregonarakamęża?",
„Hm,Josie0'Leary...Nieprzypominamsobie.Niechsięzastanowię.Tadziwka,któraopuściłamojego
najlepszegoprzyjaciela?Mówicitocoś?".
WkońcuJosiesiępoddała,coAnthonytakżeprzepowiedział.
„Ułatwiam ci to. Możesz powiedzieć, że ten skurwysyn, jego przyjaciel, nie pozwolił ci złagodzić
poczuciawiny.Toidealnawymówka".Rzuciłasłuchawkę.
Jejnowataktykaopierałasięnapieniądzach.Mikebędziemusiałmiećzniądoczynienia.Tymsposobem
godotegozmusi.Leczondawałtyle,ileżądała.ProsiłaopieniądzezapośrednictwemSetha,swojego
adwokata,któryprzekazywałprośbęadwokatowiMike'a,apotempieniądzewpływałynakontoinikto
nic nie pytał. Rodzice Mike'a byli multimilionerami i nie lubili Josie, więc domyślała się, że dają mu
pieniądze, chcąc się jej pozbyć. A może pochodziły od Mike'a, który uskładał niewielką fortunę przez
dziesięć lat pracy jako bankier inwestycyjny. Tak czy inaczej, strumień pieniędzy płynących gładko na
kontopotwierdzałpodejrze-
96
nia,żeMikeijegorodzinapróbująjązranić.Dlategoczułasięusprawiedliwiona,proszącowięcej.
Nicniewiedziałanatematdiagnozyanileczenia.Byłazdenerwowanaprzezconajmniejtrzydni,ażjej
koleżanka, specjalistka od reklamy, Catherine Von Hauptman przekonała ją, że zachowanie Mike'a jest
pasywno-agresywne.Toniejejwina,żemążzachowujesięjakdziecko.
Josiepowiedziałakoleżanceoswoichpodejrzeniach,żeMikespecjalnietrzymająwniepewności,aby
sprawiała wrażenie nieczułej, kiedy ludzie pytają ją o jego stan. „Rak czy nie, mężczyźni to zepsute
bachory.Niebyłaśskromnążoneczką.Tragedia.Niektórzymężczyźniniemogąznieśćambitnychkobiet.
Tojegozmartwienie,nietwoje".
Josiezignorowałafakt,żetwierdzeniaCatherineoambitnychkobietachwyjaśniałyprzyczynyrozpadujej
własnych ostatnich dwudziestu siedmiu związków. Zignorowała również fakt, że Mike cieszył się z
przebojowegopodejściażonydożycia.JosiepotrzebowałainterpretacjiCatherine,abyuzasadnićswoje
zachowanie.AwięcnaturalnieCatherinemiałarację.
Josiepostanowiłazdobyćtylepieniędzy,ilesięda,apotemkłamaćdoupadłego.Pracowałaprzecieżw
świecie fikcji; kiedy ktoś zapyta o Mike'a, wymyśli coś. Nie musiała się dowiadywać o jego leczenie.
Niechciałajużwiedzieć.
-Fajnatorebka-powiedziałaPriscilla,którasiedziaławrecepcji,kiedyJosiesiętampojawiła.
-Dzięki.
-Nie,poważniemówię.Fajnatorebka.
-Dzięki.
-Zeszliściesięzmężem?
-Skądcitoprzyszłodogłowy?
-Och,znikąd-uśmiechnęłasięPriscilla.-Poprostupomyślałam,żemożetoodniego.
Josiezatrzymałasię.-Tonietwojasprawa-powiedziała.1'riscillapodeszładoniej.
97
- Masz rację - powiedziała słodko. - Przepraszam. Zirytowana do granic możliwości Josie rzuciła
torebkę
nafotel.SłodyczPriscilliprzypominałamalownicząrzekę,którąpłynąazotany.Josienieznosiłajej.Nie
znosiła wszystkiego - swojego nowego mieszkania w niższych partiach Beverly Hills, ciągle
nieumeblowanego, bo nie mogła się zdecydować, jaki image powinno mieć - wystudiowany luz czy
motywyZachodu-noiHenryAntonelliniedzwonił.
-Cześć-powiedziałaNadine,stającwdrzwiach.
-Cześć-odparłaJosie,siadającipatrzącnaniązprzyklejonymuśmiechem.
-Jakleci?
-Świetnie.Naprawdęznakomicie.
Nadineskinęłagłową.-Super.Słuchaj,dziejesięcośdziwnego.
-Co?
-Niewiem,poprostucośdziwnego.Priscillawręczpowiedziałami,żeładniewyglądam.
- Bo wyglądasz - powiedziała Josie, zastanawiając się, jak nie obrazić Nadine grzeczną wzmianką o
liposuction.
-Mówięci,żecośsiędzieje.Wallaceprzyszedłdopracywcześniejniżja.
-Pewniektośodwołałlunch.Terazbędziemusiałudawać,żemacośzaplanowanego,siedziećwbiurzei
palićfajkę.
-Mniejszaoto-powiedziałaNadine.-Poprostuchciałamcięostrzec.
Wyszła,aJosieusiadłaprzynowymkomputerzeiMaczsiedemnastocalowym,płaskimekranem.
-Nadine,poczekajchwilę!Niktniedzwonił?-zawołaławstronęotwartychdrzwi.-Nadine?
Czekała na pojawianie się Nadine, lecz na próżno. Spojrzała na telefon i zastanawiała się, do kogo by
mogłaza-98
dzwonić, lecz nikt nie przychodził jej do głowy. Kartka, na której zwykle zapisywano, kto do niej
dzwonił,byłazupełnieczysta.Josieusłyszałacośispojrzaławstronędrzwi.
-Nadine.Nareszcie...-aletoniebyłaNadine,tylkoPriscilla.Josieniezauważyłaprzedtem,żePriscilla
byłaubranajakmałapastereczkaBo-Peep,niebrakowałonawettandetnegojaskraworóżowegokwiatka
wewłosach.
-Josephine?
-Co?
-Wallaceijamusimyztobąporozmawiać.
JosiebłysnęłaoczamiwstronęswojejNemezis.-Dobrze-
powiedziała.Podniosłajakiśscenariusz.-Możebyćpolunchu?Mamspotkanie...
-Josie,imszybciej,tymlepiej.
-Dobrze-powiedziałaJosiedosiebie.-Dobrze.
PochwiliweszładogabinetuWallace'a.Szefsiedziałzabiurkiem,aPriscillawfotelunaprzeciwniego.
Zdziwiła ją obecność Nadine siedzącej na kanapie. Josie spojrzała na nią, a Nadine wzruszyła
ramionami.
-No-powiedziałaJosie.-Przyszłamszybciej.TakjakkazałaPriscilla.
-Josephine-odezwałsięWallace,chrząkając.Podniósłnaniąwzrokiuśmiechnąłsiężyczliwie.-Mamy
złewiadomości.
Josie zerknęła bacznie na Priscillę, która tak się wdzięczyła, że Josie pomyślała przez chwilę, że jej
chudaszyjasięzłamieiwielkagłowapotoczysiępopodłodzezróżowymkwiatkiemicałąresztą.
-My?
-Chciałembyćztobąszczery.
-Cosiędzieje?
-Więc-zaczęłaPriscilla-zławiadomość,zapewniamcię,żetodlanasbardzozławiadomość,jest
taka,żecięzwalniamy.
99
Jejsłowazawisływpowietrzu.JosieodwróciłasiędoNadineizmierzyłająbadawczymwzrokiem.-
Dlaczegoonatujest?-zapytała,wskazującNadine.-Czyonaotymwiedziała?
-„Ona"?-powtórzyłaNadineurażona.
-Niemapowodutegoukrywać-powiedziałaPriscilla.
-Nadinecięzastąpi...
-Co?-wykrztusiłaNadine.
-Chociażbardzotrudnobędziecięzastąpić,mojadroga
-odezwałsięWallace.
-Nierozumiem-powiedziałaJosie.ZwściekłościąspojrzałanaNadine.-Inierozumiem,pocotytu
jesteśterazpotrzebna.
-Odczepsię.Jateżnicotymniewiedziałam-odparłaNadine.
-TakjakpowiedziałaPriscilla:zławiadomośćjesttaka,żeodnasodejdziesz-przerwałWallace.-Ale
poczekaj. Dobra wiadomość jest taka, że już ci napisałem doskonałe referencje. - Wyprostował się i
uśmiechnął,jakbydawałjejodprawęwartąmilionydolarówzamiastkartkipapieru.
-Cotakiego?-Josiechwyciłakrawędźkrzesła.-Co?
-Bardzomiprzykro,mojadroga-powtórzyłWallace.
-Poprostu...
Priscillawstała.-Chodzioto,żenaszkontraktzestudiemniezostał
przedłużony.
Josie zerknęła na Wallace'a. To było znacznie gorsze niż zła wiadomość. Tak jakby wszyscy, którymi
kiedyśrządził,wypięlisięnaniego.
NiktnigdyniekwestionowałkontraktuWallace'a.Nawetkiedywiększośćfirmprodukcyjnychmusiałasię
zwinąć z powodu strasznej sytuacji ekonomicznej, Wallace utrzymywał się na powierzchni, choćby
dlatego,żedawniejzarobiłdlastudiatakdużopieniędzy.
-Ale...-zająknęłasięJosie.-Naprawdęwaslikwidują?
100
- Obawiam się, że tak - powiedział. Wyglądał życzliwie, jak Święty Mikołaj, któremu jest przykro, że
musidaćtejmłodejkobieciewęgielekzamiastprezentu.
-Tostraszne-powiedziałaPriscilla.-Nielojalne.Czyniewiedzą,zkimmajądoczynienia?-Pokręciła
głową i różowa kokarda zachwiała się. - W czwartek zadzwonił do nas ich p r a wn i k , nawet nie
prezes,ipowiedział,żeponiedziałekbędzieostatnimdniem,zaktóryzapłacą.
Myślałam, że żartuje. A potem, kiedy Wallace zadzwonił, prezes wy-kręcał się od bezpośredniej
odpowiedzi,aleniezmieniłzdania.Prawiemamochotęsamadoniegozadzwonić.
Josiezastanowiłasięprzezchwilęnadfaktem,żePricillaprawiemaochotę.
-Kochanie-powiedziałWallacedobratanicy-niemusisztegorobić.
Miałemdotejporydużoszczęścia.Mógłbymichpodaćdosądu,aleszczerzemówiąc,niemamnatosiły.
Biznessięzmienia.Ludzienagórzemająterazinnepriorytety.Prezesowiniezależynafilmach,leczna
pieniądzach.Likwidacjanaszejfirmybyłatylkokwestiączasu.
Przez chwilę Josie myślała, że Wallace jest szczery, ale potem przypomniała sobie niedawne wydanie
magazynu o biznesie hollywoodzkim, w którym podano, że fortuna Wallace'a sięgała kilkuset milionów
dolarów.
- Ale przecież na pewno możesz sam dalej prowadzić firmę? Wallace wyprostował się gwałtownie.
Priscillaspojrzałananiązezłością.Josieprzypomniałasobiehollywoodzkązasadę:nigdy,przenigdynie
wydawajwłasnychpieniędzy.
- Nie mogę - powiedział Wallace. - Naprawdę nie mogę sobie pozwolić na zatrudnianie ciebie. Nie
jestemnawetpewien,jakdługoudanamsięutrzymać.
-Aleprzecieżmasztyle...
- Naprawdę nam przykro, Josie - przerwała Priscilla. - W dodatku twoje małżeństwo się akurat
rozpada...
-Priscilla!-zganiłjąWallace.
101
- Przepraszam, nie chciałam się wtrącać. Po prostu słyszałam, że Mike jest chory, no i teraz ta
wiadomośćmusibyćdlaniejciosem.
-Dziękujęcizażyczliwość-powiedziałaJosie.
-Niemusiszbyćnieprzyjemna-oświadczyłWallace.
-Tooczywiste,żejestnieprzyjemna!-powiedziałagłośnoNadine.-
Wywalaszjązpracy.
- Nadine! Z tobą później porozmawiamy - pogroziła Priscilla, odwróciła się do Josie i zaczęła mówić
łagodnie,jakbypocieszałamałedziecko.-Josie,potraktujtojakoszansę.Całemiastoprzedtobą!Spójrz
natowtensposób:towłaściwiewielkieszczęście.Niemaszochotysięuszczypnąć,żebyupewnićsię,
żetoprawda?
Nie,pomyślałaJosie,mamochotęuszczypnąćciebie.
Wstała i rozejrzała się po pokoju. Leżały tu stosy scenariuszy z tytułami nabazgranymi na grzbietach.
SłowajakImagination,TheHappyPeopleiDemonseedzlewałysięwwirczarnychgryzmołów.Łatwo
byłozapomnieć,żejakiśprawdziwyczłowiekusiadłiprzelałswojenajskrytszemyśliwteidentycznie
wyglądająceplikipapieru.
-Kiedymamodejść?-zapytała.
-Niespieszsię-odrzekłWallace.
-Ale-zaczęłaPriscilla-jeżelizostaniezbytdługo,toemocjonująceszukanienowejpracytylko
sięodsuniewczasie...
-Dobrze-warknęłaJosie.-Dobrze.Odwróciłasię.
-Poczekajchwilę-zawołałaNadine.-Poczekaj.
Josie zatrzymała się przy drzwiach. Nadine stała z jedną ręką na biodrze, a drugą ją przyzywała.
OdwróciłasiędoPriscilliiWallace'a.-
Niesądzicie,żepowinniściebylimnienajpierwzapytać,czyjachcętęnowąpracę?
- Nie - odrzekła ostro Priscilla. - Nie. W ogóle nie przyszło mi to do głowy. To dla ciebie wspaniała
okazja.
102
-Doprawdy?
Nadine pokręciła głową. Josie gapiła się na tę dziewczynę z nadwagą, z gęstymi blond włosami, w
pomiętymubraniuiokularachnanosie.-
Pewnie powinnam być zadowolona. Chyba jestem naiwna, ale uważam, że tak się ludzi nie traktuje.
Josie,poczekaj.Idęztobą.
-Priscilla-poprosiłWallace.-Zróbcoś.
Priscillagniewniepatrzyłanadwiekobiety.-Nie-odrzekła.-Niechidą.Poradzimysobie.-Odwróciła
siętylemdoNadineiJosie,któraprzyglądałasiętemu,stojącwdrzwiach.
-Dzięki,Wallace-powiedziałaNadine.-Jeśliznajdzieszchwilkęczasu,mógłbyśmnieteżnapisaćtakie
referencje?
Wallaceuśmiechnąłsięszeroko.-Oczywiście.Zrobiętodziś.
Priscilla dalej stała odwrócona plecami. Nadine wzięła torebkę i wyszła za Josie do holu. Josie
zamknęłazanimidrzwi.
-Dzięki-powiedziała.-Zaskoczyłaśmnie.
-Jesteśgłupia.
-Co?
- Słyszałaś, co powiedziałam. Jezu, zachowywałaś się, jakbym cię zdradziła, mimo że ja o niczym nie
wiedziałam.
-Niemożeszmiećotopretensji.Pomyśl,jaktowyglądało.
-No,aletypowinnaśbyłapomyślećotym,cosiędziejeiktowtymbierzeudział.
Nadine ruszyła w stronę wyjścia, potem zatrzymała się i spojrzała na Josie. - Najbardziej nienawidzę
ludzi,którzyzakładają,żewszyscysąrówniepozbawienikręgosłupajakoni.
Znówodwróciłasięwstronęwyjścia.
-Poczekaj!Nadine,poczekaj!-zawołałaJosiezaskoczona.-Niezabieraszswoichrzeczy?
-Nie.Mamtorebkę.Pozatymitakwszystkonależydonich,więctobyłobyniefair.
-Poczekaj...-powiedziałaJosiesłabymgłosem.-Poczekaj.
103
-Naco?
-Ja...
- Daruj sobie, Josie, daruj sobie. Do zobaczenia. To przecież niewielkie miasto. - Nadine uśmiechnęła
się i podeszła do szklanych drzwi na końcu holu, przez które wlewało się niewyraźnymi strumieniami
popołudnioweświatło.
Josie stała przez chwilę w tym samym miejscu, lecz kiedy usłyszała, że zamykają się drzwi gabinetu
Wallace'a, pospieszyła do swego pokoju, chcąc uniknąć jeszcze jednej konfrontacji z Priscillą.
Gorączkowo wykonywała różne czynności, jednocześnie przebiegając w myślach listę rzeczy do
zrobienia: wysłać do siebie e-mail z listą klientów, a potem usunąć ją z komputera. Wysłać sobie
recenzjescenariuszy,skopiowaćplikizpoprawionymiwersjami,wysłaćdosiebienumerytelefonów.
ScenariuszMisiajest,dziękiBogu,wdomu.Wrzuciłastosyteczekdoreklamówki,którąwyjęłazdolnej
szuflady. Kiedy przerzucała na biurku teczki i białe kartki, jak wyrzut sumienia ukazała się spomiędzy
nichfo-tografiazrobionawgórachwTelluride,kiedybylitamrazem,onaiMike.
Dorzuciładotorbyspistelefonów,ulubionedługopisy,spinaczeibloczkipapierudonotatek.
Wychodząc,wsunęładotorbyzdjęciezmężemzTelluride.
104
Rozdziałjedenasty
W dzieciństwie Carla zakładała, że bracia Grimm i Hans Christian Andersen nie tylko nie kłamali,
mówiąc,żekiedyśpojawisięprzedniąksiążę,aletakżedosłownietraktowalipojęcieczasu.Jakszybko
wydłużył
sięnosPinokia?Natychmiastpotym,jakskłamał.JakdługozajęłoPięknejzmienienieBestiiwksięcia?
Tak długo, jak trwał pocałunek. A jak długo zajęła Kopciuszkowi przemiana ze służącej w piękność?
Jednąnoc.Tylkojednąnoc.
KiedyCarlaprzyjechaładoLosAngeles,miałanadzieję,żejednanocwystarczy,żebyijąprzemienić.
Leczniewystarczyła.
PrzedewszystkimniewidziałasięzDavidem.Byłotooczywiściespowodowanefaktem,żedoniegonie
zadzwoniła i nie miał pojęcia, że tu jest. Przypomniała sobie komentarze Samanthy na temat jego
dziewczyny,Eve.„Jestcudowna.Bardzobyciprzypadładogustu".Carlawiedziała,żeEvejejsięnie
spodoba, że ją znienawidzi. Już ją znienawidziła. Ewa-kusicielka, Ewa-niszczycielka mężczyzn, Ewa-
zguba ludzkości. Przypuszczała, że Eve jest typową pseudo-perfekcyjną kobietą z Los Angeles z
wyprostowanymi przez ortodontę zębami i silikonowo-sztuczną resztą. Gdyby była lalką Barbie, Carla
ukręciłabyjejgłowę.
NiespodziewałasiępoDavidzie,żezwiążesięzBarbie,leczminęłojużwielelat,aLosAngelesumiało
zdradzieckoprzesycićetykęczłowiekaswymiwartościami,nawetetykęistotwyższych.
105
Cośjąprzerażało:nikomusięnieprzyznawała,żezakochujesięwtymmieście.Jaknaraziewszystkojej
się podobało - jeżdżenie samochodem (mimo wypadku w volvie Phillipa), pogoda (mimo że po
pierwszejsesjiopalaniasięwogrodziejejskórazrobiłasięczerwonaiplamista),luzackiezachowanie
(w które zwątpiła, kiedy sąsiedzi wezwali policję, ponieważ Carla leżała nago na dworze w czasie
rzeczonegosmażeniasięnasłońcu).Cośwjejżyciuzaczęłosięukładaćichoćnarazieniebyłożadnych
ważnychzmian,zdawałosię,żenastępująjakieśdrobne,stopniowe.
Tak jak wczoraj wieczorem. Podczas skądinąd błahej rozmowy o przemyśle filmowym Samantha
nieświadomieskierowałaCarlęnaodpowiednitorkariery.
-Jeżelichceszpisać-powiedziała-tocosiępowstrzymuje?
-Najwyraźniejmyślisz,żetotakieproste-rzuciłaCarlaniecierpliwie.
Samanthasiętymnieprzejęła.-Mniewszystkojedno,cobędzieszrobić.Alemówiłaś,żelubiszpisać,i
Philliptwierdzi,żemasztalent.
-Tojeszczeniewszystko-zaprotestowałaCarla.
-Dobra.Zapomnij,żewogóleotymwspomniałam.
Leczdziśranopodczasspacerupoplażyodtworzyławmyślachtęrozmowę.Samanthaniebyławielką
intelektualistką, ale za to zdawała się niezwykle praktyczna. Carla nie wysilała się w życiu. Nie była
nawetpewna,cotoznaczy.
SzławzdłużmorzanapołudniewstronęVenice.Zaczęłachodzićnaspaceryniemalzarazpoprzyjeździe.
Codzienniedziwiłoją,żeniematuwięcejludzicieszącychsięwschodamisłońca,ptakami,wodą,która
zdawała się tak pełna wigoru, że musiała gdzieś w głębi mieć jakieś bijące serce. W Nowym Jorku
przekonała sama siebie, że ranne wstawanie i oglądanie wschodów słońca jest burżujskie. Musiała się
zmuszaćdowstawaniaprzedświtemipoceniawrazzinnymimrówkami.
106
Aletutaj,natymwybrzeżu,odkryła,żepotrafiuciszyćtenkrytycznygłos.Ciąglesięodzywał,natrętny,
szemrzący, ale nie mógł jej powstrzymać przed robieniem tego, na co miała ochotę. Z domu Phillipa i
Samanthy(znanegowokolicyzpowoduswejarchitektury)wSantaMonicaGardensmogłapieszodojść
naplażę,dosamegomorza.Mogłaiśćnapółnoclubnapołudnie,wstronęMalibualboVenice,mogłasię
położyćnasłońcualbopoprostuiść,tamgdziechciałaikiedychciała.
Byłototrywialneimałooryginalne,aleczuła,żeograniczyłaswojąfilozofiężyciowądoreklamyNike:
Justdoit!
Lecztafilozofiadziałała.
Właśnie minął Memorial Day*. Carla poszła z Samanthą do gabinetu kosmetycznego w zachodnim
Hollywood. Samantha namówiła ją do wejścia na wagę, przekonana, że Carla schudła. I miała rację -
ubyło jej prawie cztery kilogramy. Samantha przekonała ją też do ufarbowania włosów na ciemnobrą-
zowoizabrałanazakupydobutikówprzybulwarzeNorthRobertsonidoBarneysprzyWilshire.Carla
czułasięzdrowa,jakbyciężarNowegoJorkuzsunąłsięzjejdrobnychbarków.
Przezostatnielatawmówiłasobie,żemożenaokrągłoopowiadaćnaswójtemattakdługo,jakwszystko,
co mówi, jest negatywne. Nazywała to swoim antynarcyzmem. Tutaj na plaży zrozumiała, dlaczego
psycholog powiedział jej, że to właśnie zaabsorbowanie samą sobą uniemożliwiało jej prawdziwe
zaangażowaniesięwżycie.Nigdyniepozwalałojejnawyjściezpsychicznejklatkiizobaczenie,cosię
pozaniąznajduje.
DoszładomolowSantaMonica.Dotknęłapalcemdrewnianegosłupka.Wiatrrozwiewałpiasek,austóp
rozciągałsięocean.Zawróciłairuszyłazpowrotem.
* Memorial Day - święto narodowe dla uczczenia poległych na wojnach, obchodzone w ostatni
poniedziałekmajaiuważanezanieoficjalnypocząteksezonuletniego.
107
Znaprzeciwkabiegłakobieta.Odróżniałasięodinnychmniejlubbardziejchudychludzinaplaży.Była
pulchna.Niemiałanasobiekróciutkiegopodkoszulkaispandexowegostrojuludzikościstych-
ubranabyławdługipodkoszulekiluźnespodnieoddresu.
Iuśmiechałasię.
Biegła powoli w głębokim piasku. Mijając Carlę, podniosła rękę i powiedziała „Cześć". Carla
odwróciłasię.KobietabrnęładalejiCarlazobaczyła,żepozdrawiawszystkiemijaneosoby.
Carla ruszyła dalej na północ i tym razem patrzyła na morze. Była zachwycona tą olbrzymią wodą,
próbowałanasycićniąwzrok.
Zastanawiała się nad tym, jaka sympatyczna była owa kobieta, i nieświadomie ruszyła szybciej. I
szybciej.Wkrótce-możeniebiegła,ale
-poruszałasiężwawiej.
Życieniebyłoidealne.Niemiałapracyiczułasięstraszliwiewinnazpowoduprzyjmowaniawsparcia
Phillipa. Nadal nie wiedziała, czego chce od niej Paulette. Zadziwiająca liczba ludzi w Los Angeles
mówiławykrzyknikami-„Cześć!",„Rewelacyjnie!"i„Niemogęsiędoczekać!".
Carlajednaknadalbyłakrytycznaizbytgadatliwa,zczegozdawałasobiesprawę.Iniezdobyłasięna
odwagę,żebyzadzwonićdoDavida.
Alestraciłaprawieczterykilo,miałatrochęnowychubrańicodzienniespacerowałapoplaży,bolubi
ła.
Może mogłaby pisać. Może powinna na minutę, na godzinę poważnie potraktować samą siebie jako
pisarkęizobaczyć,coztegowyniknie.
Wróciładodomu,zdjęłaadidasyinapiłasięsokupomarańczowego,którySamanthazostawiładlaniej
nablaciewrazzkartką:„Wrócęnalunch!Mamnadzieję,żeprzyjemniespędziłaśprzedpołudnie".Carla
poszładogabinetuPhillipa,zdeterminacjąpodniosłasłuchawkęiwykręciłanumer.
108
- Poproszę z Davidem Stegnerem. Tak. Nie szkodzi. Czy może mu pani powtórzyć, że dzwoniła Carla
Trousse?Tak,Trousse.
T-R-O-U-S-S-E, rymuje się z „house". Mój numer to trzy jeden zero osiem osiem osiem dwa dziewięć
trzyosiem.Dziękuję.
Rozłączyłasięipogratulowałasobiewlustrze,zadowolona,żetakżywowyglądająjejniebieskieoczyi
czerwone policzki. Zdecydowała, że podda się operacji laserowej korygującej krótkowzroczność i
znajdziepracę.Izaczniepisać.Niewiedziałajeszczeco.Możeopowiadaniealbopowieść,wierszalbo
scenariusz,alejużdzisiaj.
AkiedywkońcuzobaczysięzPaulette,niezapomnijejpodziękować.
Bezwzględunato,zjakiegopowodunamawiałaCarlędoprzyjazdudoLosAngeles,powódtenbladłw
świetle ogromu tego kompletnego, osobistego przeobrażenia, które zdawało się nadchodzić. Za to
należały się podziękowania i wcale nie miało znaczenia, czy Paulette przyjmie je uprzejmie (mało
prawdopodobne)czylodowato(bardziejprawdopodobne).Znaczeniemiałoto,żeCarlabyłajużinnaniż
takobietawNowymJorkuiżepotrochustawałasiętym,kimmiałabyćwLosAngeles.
109
Rozdziałdwunasty
Nadinejechałanarozmowęwsprawiepracyzjednąrękąnakierownicy,ponieważwdrugiejtrzymała
komórkę.RozmawiałazErniem,zktórymchodziłaodsiedmiumiesięcy.Ernieuwielbiał
hamburgeryiczapkibaseballoweirobiłfilmydokumentalneosporciedlajednegozkanałówtelewizji
kablowej.
-Poprostubądźsobą,Nadine-mówiłErnie.
-Aleprzedtobąmogęsięprzyznaćdozdenerwowania,prawda?
-Oczywiście.
-Notojestemzdenerwowana.
-Mówią,żetokretyn,aleniewiem,czytociępodniesienaduchu.
-Wiem.
-Słyszałem,żepodobnonazebraniuużyłsłowa„po-korność".
-Żartujesz.
- Nie, to prawda. Reed mi powiedział, że zwołał wielkie zebranie w agencji i zaczął wszystkim
opowiadać,jakiczujewsobiespokój.Reedprzysięga,żepowiedział:„Teraz,kiedyjestemstarszy,uczę
siępokorności".
-Niedowiary.
-No,tomyślotymwczasierozmowy.Pokorność,najnowszyetosHollywood...
Skończyli rozmowę i Nadine pojechała bulwarem Santa Monica w kierunku studia. Po odejściu z
UnforgettableFilms110
byłajużnatrzechrozmowachzpotencjalnymipracodawcami,alezżadnejnicniewyszło.Kończyłyjej
siępieniądzeipostanowiłaniekorzystaćzkartkredytowych.Emiezawszeproponował,żezapłaci,jakby
byłjakimświelkimproducentem,aniefacetem,któryodwalałzawszystkichrobotęizarabiałgrosze.Ale
to była pięta achillesowa Erniego i za żadne skarby świata Nadine nie miała zamiaru zrezygnować z
najlepszegoczłowieka,jakiegokiedykolwiekspotkała,tylkodlatego,żenieumiesiępostawićświniom,
któremupłacą.
WrzeczysamejbyłatojeszczejednazzaletErniego:niebytświnią.
Był świetny w tym, co robił, kochał sport i koledzy z pracy przepadali za nim. Tylko szef się nad nim
znęcał. Przyjaciele dokuczali mu, mówiąc, że szef chodzi mu po głowie jak zły masażysta. Upierał się
więc, że jest ofermą pierwszej klasy, i Nadine musiała go przekonywać, że nie jest ofermą, lecz
filmowcem, i to dobrym. Poznała owego szefa i natychmiast go znienawidziła. Były mistrz Ameryki w
pływaniuibankierinwestycyjny,któryprzeszedłnaemeryturę.Zpowodutychdwóchosiągnięćuważał,
że powinien być szanowany jako producent. Nadine szanowała go za nieustępliwość i umiejętności
dyplomatyczne,alewidziałafilmyiwiedziała,żebezwkładuErniegodoniczegobysięnienadawały.
PewnegodniaszczęścieuśmiechniesięidoErniego.Idoniej,możenawetdziś.
Znów zadzwoniła komórka. Na ekranie pojawiło się „Josie". Nadine otworzyła telefon. Jej ulubioną
funkcjąkomórkibyłguzik„zignoruj",poktóregonaciśnięciudzwoniącyzostawałodrazuspławianydo
poczty głosowej, tak jakby zignorowała go w jakiejś restauracji. Nadine uwielbiała przyciskać
„zignoruj",szczególniejeślidzwoniłktośtakirytującyjakJosie.
Była szefowa dzwoniła do niej nieomal codziennie od wyrzucenia z pracy. Nadine ani razu z nią nie
rozmawiała.Nie111
chodziło o to, że nie lubiła Josie - rozumiała ją i zazwyczaj Josie raczej ją bawiła, niż gniewała, ale
zasługiwałanato,żebyrazwżyciuznaleźćsięwdołku.Możenawetzrozumie,żeniepowinnabyćtaką
suką-żetakiezachowaniemakonsekwencje.Lecznawetnaciskając„ignoruj",wiedziała,żeJosienigdy,
ale to nigdy, tego nie zrozumie. Nie przejmowała się, kiedy ktoś zarzucał jej złe zachowanie. Szła
beztroskodalej,niewzruszona,bezwzględunato,jakskandalicznebyłyjejposunięcia.
Nieprzejmowałasięipodobałojejsięto,żesięnieprzejmuje.
Komórka Nadine ponownie się odezwała. Tym razem były to nazwisko i numer, których nie znała. Na
ekraniezamrugało„P.
Giberson".Nadinemiałajeszczedwadzieściaminutdospotkania,adojechałajużnaterenstudia.Przed
niąstaładługakolejkasamochodów,któreczekałynaprzejechaniebramypilnowanejprzezochroniarza.
Ustawiłasięzaczarnymbmwiodebrała.
-Nadine?
-Tak.Ktomówi?
-Carla.CarlaTrousse.
-Carla?-Nadinenieomalwjechaławtyłbmw.-CarlazNowegoJorku?
-Tak,CarlazNowegoJorku.AleterazjestemwL.A.CarlazL.A.Cootymmyślisz?
-Myślę...myślę,że-Nadinerozważała,czypowiedziećto,conaprawdęmyśli,amianowicie:Myślę,że
tywL.A.tokompletnaitotalnakatastrofa.-Myślę,żetoświetnie.Poprostuświetnie.
-Wiesz,żekochamNowyJork.Kocham.Ale,wiem,żetocięzdziwi,alechybamisiętupodoba.Tak.
Niewątpliwie.Podobamisiętu.
-Co?
-Podobamisię.L.A.misiępodoba.Ktobypomyślał,prawda?
112
-Prawda.-Nadinepodjechaładobramy.-Poczekajchwilę,dobrze?
Podałaochroniarzowinazwisko,aonwskazałjej,gdziemazaparkować.Skierowałasiętamiwróciła
doprzerwanejrozmowy.-
Więccociętusprowadza?
-Kuzyn.Ciotka.Dach.Todługahistoria.Jestemtuodokołodwóchmiesięcy.Przepraszam,żewcześniej
nie zadzwoniłam. Próbowałam sobie uporządkować wiele rzeczy. Na początku było ciężko, ale mój
kuzynjestsłodki,uwielbiamplażęi...
NadinepamiętałaprzemowyCarli,wypowiedzi,któreciągnęłysiębezkońca.Kiedyrazempracowały,
Nadine czasem dosłownie zasłaniała twarz książką, żeby dać Carli do zrozumienia, że nie jest
zainteresowana.
-Czypowiedziałaś„słodki"?-zapytałaNadine,parkując.
-Tak.Przyznajęsię.Tochybaefekttutejszegosłońca,słońcaalboludzi,amożekawy,kawy,dziękiBogu
zakawę,gdybytuniebyłokofeiny,chybamusiałabymwyjechać.
Nadinespojrzałanazegarek.-Słuchaj,Carla,mamzarazspotkanie...
-Tak,oczywiście.Dzwoniędociebiezpewnegopowodu...-
zawahałasię.
Nadinewiedziała,żemogłabyułatwićstarszejkoleżancesytuację,proponując:„Możeumówimysięna
kolację?", ale nie odzywała się. Nie widziała Carli od ponad czterech lat i w ciągu tego czasu
zrozumiała,jakważnejestmilczenie.
- Może umówiłybyśmy się kiedyś na lunch albo na kolację? Jestem bez pracy, jeszcze próbuję się
zorientować,więczrobiłamlistęosób,któretuznami...
-Dobra-powiedziałaNadine.-Bardzochętnie.Kiedymaszczas?
- Nie wiem - przerwała Carla. - Raczej nie mam nic do roboty. Nigdy nic nie robię. To znaczy robię
różnerzeczy113
zPhillipemiSamanthąizaczynamchodzićnajogę,alezasadniczo...
-Jamogęwczwartekwieczorem.MożeoósmejwIvy?
-Dobrze.
-Toświetnie.
-AgdziejestIvy?
-PrzybulwarzeRobertson.Łatwoznaleźć.Poradziszsobie.Trzebatamkonieczniepójść,jaksięjestpo
razpierwszywL.A.Zadzwoń,jeżeliniebędzieszmogłatrafić.
-Dobrze.Dzięki.-Carlaciąglenieodkładałasłuchawki.
-Carla?
-Tak?
-Wszystkowporządku?
-Tak.
-Napewno?
-Tak.
-Todlaczegosięnierozłączasz?
Milczenie.-Zmieniłaśsię,Nadine.Wydajeszsięowieledoroślejszaniżtadziewczyna,którąpamiętam
zNowegoJorku.
-Tobyłoczterylatatemu.Przepraszamcię.Mamteraztospotkanie.
-Oczywiście,niemasprawy.Dozobaczeniawczwartek-
powiedziałaCarlaitymrazemsięrozłączyła.
Nadinespojrzaławewstecznelusterko.CarlaTroussewLosAngeles.
W pewnym sensie było to dla niej idealne miejsce - czytała wszystkie książki, jakie dostały się w jej
ręce, i dobrze pisała. Była też zupełnie niemożliwa i bardzo wprawna we wchodzeniu sobie samej w
drogę.
Nadineprzypomniałająsobiezdawnychczasówwbiurze-kobietazdziwniepomalowanymiwłosamii
jeszczedziwniejszymiręczniefarbowanymikoszulami.Mogłabybyćładna,gdybyprzestałasięubierać
wstroje,któreuważałaza„oryginalne",izwróciłauwagęnaswojeprzepiękneniebieskieoczyijas-
114
ną cerę. Zawsze opowiadała o matce i ciotce, na przemian to z dumą, to ze wstrętem. Kobiety z tych
opowiadań nie podobały się Nadine: były przekonane o własnej słuszności i najwyraźniej dostrzegały
samotność Carli, ale nie jej intelekt. Kiedy Nadine była we współczującym nastroju, żałowała Carli
niedocenianejnawetprzezwłasnąrodzinę.
Rodzina Nadine była zupełnie inna - wspierała ją z całego serca, choć matka nie miała pojęcia, czym
Nadinesięzajmuje.OjciecprowadziłwOhiorestaurację,wktórejmatkabyłaszefowąkuchni.Jasnei
proste.Bezdramatówihisterii.Nadineoddzieciństwakochałafilmyinigdynawetniebrałapoduwagę
pracywinnejdziedzinie.
Dziśmiałanasobieswojąnajlepszączarnąspódnicę.Włosyzwiązaławkońskiogon.Nieprzejmowała
sięmodąiniebyławiotka.Wyglądałanaosobę,którąbyła-zdrowaniemieckadziewczynazOhio.
Ale kino stanowiło jej pasję. I jeżeli pan Pokorność alias Roland Starr przestanie się zajmować sobą
choćbynadwieminuty,powinientodostrzecizatrudnićją,zdającsobiesprawę,żeprzezpewienczas
będziedlaniegoniestrudzeniepracowała,aonspijeśmietankę.
115
Rozdziałtrzynasty
Josie wszystkich okłamywała. - Czuję się świetnie - powiedziała do Catherine Von Hauptman. -
Bajecznie-doNellMcKnight.-Super-doRebecki.
Nielubiłagraćroliofiary.Niebyłabeksą.Iteraz-choćsiedziałasamawmieszkaniuwBeverlyHillsz
kanapą i trzema pustymi torebkami po popcornie rozstawionymi tu i tam na podłodze, bez pracy i bez
Mike'a-
teżniepozwolisobienadziecinadę.Czasamiwnocytaktęskniłazamę-
żem, że przytulała do siebie poduszkę jak mała dziewczynka. Ale rano wymazywała to wspomnienie,
przekonana,żebyłorezultatemjakiejśbłędnejskłonnościdosentymentalizmu,któraczasamiidiotycznie
dawała o sobie znać. Rebecca przekazała jej aktualne wiadomości o stanie Mike'a. Rokowania były
doskonałe.Lekarzeusunęlizrakowaciałejądroispodziewalisięcałkowitegopowrotudozdrowia.Jo-
sie czekała, aż Rebecca powie jej, że Mike za nią tęskni albo jej nienawidzi, albo że chce z nią
porozmawiać.LeczRebeccaniemówiłanictakiegoiwkońcuJosiezapytała:-Copowiedziałomnie?
-Nic.
-Nic?
-Anisłowa-odparłaRebecca.-Takjestlepiej,prawda?Rozstajesięztobąbezproblemów.Takjak
chciałaś.
- Tęsknię za nim - przyznała się Josie. - Naprawdę tęsknię. Wargi Rebecki ułożyły się w wymuszony
uśmieszek.-Nieudawaj.Wiem,żenienawidziszludzi,którzypławiąsię116
w sentymentalizmie. Przykro ci, że o ciebie nie zapytał, ale za nim nie tęsknisz. Nie myl tych dwóch
rzeczy.
Rebeccamiałarację.Josieniecierpiałaokazywaniauczuć.Jejojciecczęstożartował,żegdybyobojez
żoną zginęli w wypadku samochodowym, Josie zorganizowałaby wspaniały pogrzeb, ubrałaby się w
czarny kostium znanego projektanta i uroniła jedną łzę tak, aby nie popsuć makijażu. Josie żartobliwie
(tak przynajmniej sądziła) odpowiedziała ojcu, że użyłaby wodoodpornego tuszu. Lecz ostatnio
zastanawiałasię,dlaczegoniemożeopanowaćstrachu.Wszystkonaprawi.Totylkokwestiaczasu.
Siedziała na kanapie, czytając brukowiec „National Enquirer", gdy rozległ się dzwonek u drzwi. Josie
zerwałasięspłoszona.WLosAngelesniktniewpadałzniezapowiedzianymiwizytami.Pozatymniktnie
wiedział,żejestwdomu.Podeszładodomofonu.
-Tak?-zawołała,snującwizjęmordercówprzebranychzadoręczycieli.-Tak?
-PaniJosephineO'Leary?
To pewnie z kwiaciarni, pomyślała. Mówił, jak ktoś z kwiaciarni. Ktoś przysłał jej kwiaty. Henry
Antonemwkońcuprzysłałjejkwiaty,kwiatyzprzeproszeniem,żetakdługoniedzwonił!Nareszcie!
-Tak-odpowiedziałapewna,żejejradośćjestnieomalwidocznaprzezdomofon.-Proszęzostawićpod
drzwiami.Jazarazzejdę.
-Cozostawić?-zapytałgłos.-Oczympanimówi?
-Czypanjestzkwiaciarni?
-Nie-odpowiedziałmężczyzna.-Słuchaj,Josie,otwórz.Toja,JoshuaKing.
Josie odsunęła palec od guzika domofonu. Joshua King, autor scenariusza Misia, który uratował Boże
Narodzenie.WyprowadzaczpsówzMiami.CoonrobiwLosAngeles?
117
WczasierozmowytelefonicznejJosiezaproponowałamutrzytysiącedolarówzaprawadoscenariusza.
Nieomal podskoczył z radości. „Nie żartujesz? Mówisz poważnie? Chcesz prawa do tego? Chcesz
prawa? Ale mama się zdziwi! A moi znajomi! Nie kpisz ze mnie, prawda?". Josie poczuła się jak
królowa,łaskawaipełnacnót.
Ale teraz Joshua stał pod drzwiami. Josie nie pracowała już u Wallace'a Pickeringa, o którym
wspomniałabezwahaniawrozmowie.
Wyjrzałaprzezoknonasłońcerozświetlającegłębokązieleńliścieukaliptusa.Czywiedział,żestraciła
pracę?
Znowuzadzwoniłdomofonem.Josiewcisnęłaguzikodbioru.
-Słyszyszmnie?-krzyczałJoshua.-Słyszyszmnie?Przyleciałemdzisiaj...
-Cozrobiłeś?
-Przyleciałemdzisiaj.Żebysięztobąspotkać-powiedziałdobitnie.-
Czekam.
-Niemogęcięwpuścić.
Joshua King może być zwariowanym szaleńcem. Josie rozejrzała się po mieszkaniu, szukając jakiejś
broni, na wypadek gdyby nie ustąpił i musiałaby się bronić. Nie martwiła się specjalnie o
bezpieczeństwo-
BeverlyHillsbyłobezpieczniejszeniżFortKnox-aleprzerażałająwizjaobcegopojawiającegosięna
progumieszkania.PamiętałaMechanicznąpomarańczę.
Domofonponowniesięodezwał.
-Joshua,jeżelichceszsięzemnąumówićnaspotkanie,zadzwońdo...
-urwała,ponieważprzypomniałasobie,żeniemajużbiura.
Na szczęście Joshua nie słuchał. - Och, Josie, proszę cię, przyleciałem taki kawał z Miami. Jestem
wykończony.
-Toniemojezmartwienie.
-Josie,proszęcię!Słuchaj,poczekamtunadole.Wpublicznymmiejscu.Jeślisięboisz,zejdźnadółitu
porozmawiamy.
118
-Niemożesztakpoprostuprzychodzićdokogośdodomu-upierałasięJosie.
-Mogę,właśnietozrobiłem.
-Najwyraźniej.
-Przyjechałem,bochciałemcipokazać,jakietodlamnieważne.
Musiałem poczekać do końca roku akademickiego i wsiadłem w pierwszy możliwy samolot. Proszę,
chodźzemnąnakawę.
-Niemogę.
-Dlaczego?
-Poprostuniemogę.
-PrzytejulicyjestkawiarniaStarbucks.Przedchwiląkołoniejprzechodziłem.
-Przyszedłeśtupiechotą?
- Nie całą drogę. Wziąłem z lotniska taksówkę, ale chciałem się trochę przejść, żeby się zorientować.
Możemytampójść.
-Niemożemy.
-Proszęcię-błagałJoshua.
Josie zawahała się. - Chwileczkę - powiedziała. Wyszła z mieszkania i poszła pokrytym wykładziną
korytarzemdodrzwijedynejosoby,którąznaławbudynku-scenarzystki,CaseyCortellessy.
-Co?-zapytałaCasey,otwierającdrzwi.SpojrzałaniechętnienaJosie,którajeszczenieprzeczytałajej
scenariuszazatytułowanegoŻycietoniepizza.
-Nadolejestpewienfacetizamierzamgowpuścić,alechciałamcięprosić,żebyśzwróciłauwagę,co
sięumniedzieje,nawypadekgdybyokazałsiękryminalistą.
-Toniewpuszczajgo.
-Muszę.Jestklientem.
-Pisarz?
-Tak.
-Odpieprzsię-powiedziałaCaseyicofnęłasiędomieszkania.
119
-Casey,poczekaj!
Głos Josie powstrzymał ją od całkowitego zamknięcia drzwi. - Jeszcze nie wszystko ci powiedziałam.
Jestzawcześnieiniechciałamcirobićnadziei,aleprzeczytałamwweekendtwójscenariusziterazleży
na biurku Priscilli. Powiedziałam jej i Wallace'owi, że to najlepszy scenariusz, jaki czytałam od lat -
przerwała,wzmagającnapięcieprzedwspaniałymfinałem.-Takświetnienapisany!Jestempodwielkim
wrażeniem.
Caseyznówotworzyładrzwi,choćnatwarzyciąglemiałakamienno-lodowatywyraz.Nieudałojejsię
jednak go utrzymać. Kiedy Josie powiedziała, że jest pod wrażeniem, wargi Casey rozchyliły się w
szerokim,pełnymwdzięcznościuśmiechu.
-Naprawdę?Josieprzytaknęła.
-Dobra.Będęuważała.Ktowie?Możecisięposzczęści?Możejestprzystojny?
Wróciwszydomieszkania,JosieprzejrzałasięwlustrzewprzedpokojuiwpuściłaJoshuędobudynku.
Seth Levin mawiał, że „talenty" są jak pionki w grze. „W końcu tylko my się nie zmieniamy. To my
zawieramyumowy,organizujemyprodukcjęfilmów.Pomyśltylko.RyanO'Nealbyłtakisławnyjakteraz
TobyMaguire,adzisiajdzieciakiniewiedząnawet,ktototaki.Tysamaniepotrafiłabyśwymienićnawet
jednego nazwiska scenarzysty z lat siedemdziesiątych lub osiemdziesiątych. Pławią się przez chwilę w
blasku sławy, ale to oni nas potrzebują, nie my ich. Oczywiście ja się z nimi zgadzam, pozwalam im
myśleć,żetoonisąpotrzebni.Jatujestemodtrzydziestulat.Któryznichmożesiętympochwalić?".
JoshuapotrzebowałJosie.Nieważne,żestraciłapracę.Liczyłosiętylkojedno:Joshuamyślał,żeJosie
możedoprowadzićdoprodukcjifilmu.
120
Widziałaprzezwizjerkonieckorytarzaiusłyszała,jakwindazatrzymujesięnajejpiętrze.Otworzyłysię
drzwiiujrzałaJoshuę.
Korytarze zbiegały się przy windzie pod kątem prostym i zanim Joshua zorientował się, w którą stronę
pójśćdomieszkaniaJosie,onazdążyłagodokładnieobejrzeć,jakbypatrzyłaprzezlunetę.
Był wysoki. Wysoki i niechlujny. Czapka baseballowa i sportowe sandały Teva, szerokie bary i proste
włosysterczącezłysiejącejgłowy.
Ubranywwymięte,kremoweszortyiintensywnieniebieskipodkoszulek.
Nieodrywaławzrokuodwizjeraiprzyglądałasięchłopakowiztakimnatężeniem,żeniemiałaczasusię
odsunąć,kiedyschyliłsięispojrzał
prostonanią.
-Wiedziałem,żebędzieszpatrzyła-powiedziałprzezdrzwi.-Noicoomniesądzisz?
Josieotworzyładrzwi.StałprzedniąJoshuaKing,metrdziewięćdziesiątosiem.Zdjąłczapkę(drużyny
FloridaMarlins)iukłonił
sięprzesadniejakbyprzedkrólową.
-JoshuaKing-powiedział.Kiedysięwyprostował,zaskoczyłojąciepłojegouśmiechu.Miałgłęboko
osadzoneiszerokorozstawioneoczykolorupodkoszulka-wrodzajubłękitu,jakiwidujesięnawłoskim
fajansie. Pokryta około trzydniowym zarostem twarz była opalona, tylko wokół małych oczu widniała
białaskóra.Byłmłody,miałdwadzieściaparęlat.Isilneramiona.
- Zastanawiałem się, kto powinien grać główną rolę. Na przykład co byś powiedziała na Michaela
Douglasa?...
Josie odsunęła się i wpuściła go do środka. Analizowała w myślach jego wygląd, bo natychmiast
dostrzegła,żecośjestnietak.Kiedysiędoniejodwrócił,zdałasobieztegosprawę,żejegogłowajest
zamaławstosunkudociała.Miałdelikatnątwarzmałegochłopcaiciałoogromnegozwierza.Wyglądał
jakprzystojnybrontozaur.
-Co?-zapytał.
121
-Nic.Poprostuzastanawiamsięnadtym,copowiedziałeś.
-Jasięniewygłupiam.
-Poczekajchwilę.
Wyszła z mieszkania i poszła do Casey, która stała w drzwiach. Josie widziała szczupłą nogę i pasmo
jasnychwłosów.
-Onjestwporządku-powiedziała.
-Wiem,widziałamjegobary.
-Notodziękujęci.
-Nieźlemiećtakiegoprześladowcę-stwierdziłaCasey,zamykającdrzwi.
Kiedy Josie wchodziła do mieszkania, usłyszała, że Joshua jest w kuchni. - Josie? - zawołał. - Nie
wiedziałem, co przynieść - mówił dalej z kuchni. - Ale jestem w Kalifornii, więc przyniosłem jagody,
migdały.Ibrukselkę.
Weszła do kuchni. Joshua wyjmował zakupy z torby, której wcześniej nie zauważyła. - Nie lubię
przychodzićzpustymirękami.Nieznamcię,więcmusiałemzgadywać.
-Notak-powiedziałabezradnie.-Czymógłbyśtuprzyjść?-weszładosalonu.Joshuazanią.
-Niedawnosięprzeprowadziłaś?-zapytał.
-Tak-wskazałamukanapę.-Usiądźtam.
-Tobędzietrochęniegrzecznie,bogdzietyusiądziesz?
-Omniesięniemartw.
Joshuausiadłisięgnąłpobrukowiec,częściowozasłoniętynapodłodze.Spojrzałnaniązuznaniem.
-No,no-powiedział.
Josiewyjęłamugazetęzręki.-Czytamtozewzględówzawodowych.
-Oczywiście-usiadłiumilkł.
-Więccoty...
-Jawiem,żetoniejestprzyjęte-zaczął-aleuznałem,żepowinienempoprostuprzyjechać.Podobałci
sięscena-122
riusz,mniesiępodobało,comówiłaś,więcprzyleciałem,kierującsięinstynktem.
-Ale...
- Miałem zadzwonić, ale pomyślałem, że pojawienie się bez uprzedzenia będzie bardziej impulsywne,
śmiałe.
-Agdybymnieniebyłowdomu?
-Zaryzykowałem.Apozatymitakzawszemiałemzamiartuprzyjechać.Mówiłemci.
-Nie.Niemówiłeśnictakiego.
-No,musiałemskończyćstudia.Tobyłmójostatnirok.
-Jesteśnastudiach?
-Czytyniesłuchałaś?Wiem,pewnierobiszmilionrzeczynaraz.
Ostatniroknastudiachprawniczych.UniwersytetwMiami.
Josie stała przed nim, czując się niezręcznie. - Jestem pewna, że nie wspominałeś nic o studiach
prawniczych.Chociażniebyłapewna.
-Wszystkojedno.Poprostuuznałem,żeniemanacoczekać.
-Jaktoniemanacoczekać?
- Nie ma sensu czekać. Najważniejsza jest praca. Lecz przede wszystkim - przerwał - chciałem cię
poznać.
-Świetnie.Jateżchciałamciępoznać,aleniewtensposób.Niemamynawetżadnejumowy.
-Tak,tak,kiedyśbędziemymieli,alepocotacytwórczyludziejakmymielibyczekać,ażrobotyuporają
sięzpapierkowąrobotą?-Pochylił
się, jakby gotując się do skoku w ramiona Josie. Energia zdawała się rozsadzać mu głowę, na czole
ukazałysiężyłyprzypominającekrecietunele.
- Nie tak szybko. Nie podoba mi się, że się pojawiłeś nieproszony. To nie jest impulsywne, tylko
niegrzeczne.
Joshuapopatrzyłnaniąprowokująco.-Przepraszam.Sprawiłojejtosatysfakcję,alespuściłaoczy,nie
dającmutegopoznać.Ktośzapukałdodrzwi.
123
-Niktnigdyniepuka-powiedziała,idącdodrzwi.-Ktotam?
-Toja,Casey.Josieuchyliładrzwi.
-Mówiłamci,żewszystkowporządku.
-Napewno?
-Tak,wporządku.
-Ktotojest?-zapytałJoshua.
-Ktotojest?-powtórzyłaJosie.-Acocięto...tomojasąsiadka.
Caseypopchnęładrzwiiotworzyłajeszerzej.
-Cześć-powiedziała.-Jestemsąsiadką.
CaseymiałaokołometrsześćdziesiątpięćiidealnąfiguręwtypieHalleBerry.Josie-perfekcjonistka-
uważała, że trochę brakuje jej klasy, ale sądząc z reakcji Joshui (a także listonosza, dozorcy i lokatora
spod4E),byłaoszałamiająca.
-Ajajestemprześladowcą-powiedziałJoshua.
- Bardzo mi miło - rzuciła Casey, podchodząc do niego. Uścisnęli sobie dłonie. Josie nadal stała przy
drzwiach. Casey usiadła obok Joshui na kanapie i Josie doznała uczucia, że to ona jest nieproszonym
gościem,piątymkołemuwozu.
-Casey?
-Co?
-MamterazspotkaniezJoshuą.
Joshua oparł się wygodnie i położył ramiona na oparciu kanapy. Jego głowa zdawała się teraz jeszcze
mniejsza,wyglądałjakmałychłopiecwubraniudorosłegomężczyzny.
-Onakupujeprawadomojegoscenariusza-powiedziałJoshua.-
Samadomniezadzwoniła,wychwalałagopodniebiosa,aterazgokupi.
-Cotakiego?
-Kupujeprawadomojegoscenariusza.Straszniecisiępodoba,prawdaJosie?
124
Josiezauważyła,żeCaseyzamrugałaoczami.
-Tak.Kupujęprawadojegoscenariusza.
-Notak-powiedziałaCasey,odwróciławzrokodJosieirozejrzałasiępopokoju.
Na twarzy Joshui błąkał się cień uśmiechu i Josie natychmiast się zirytowała, jakby zobaczył ją
rozebraną.
-Casey,czymogłabyśwyjść?-zapytała.
-Wyjść?
-Tak.Wolałabym,żebyśniebyłaprzytymobecna.
Nastudiachprawniczychwpewnymmomenciezdałasobiesprawęzobezwładniającejmocymówienia
dokładnie tego, co się ma na myśli. Na początku czuła się niezręcznie, wywołując konfrontację, głośno
potwierdzając swoje stanowisko, ale to szybko minęło, kiedy zorientowała się, jak skuteczna bywa ta
strategia.
-Casey,proszęcię,wyjdź-powtórzyła.Caseywstała.-Dobrze.
Wstając, była świadoma taksującego wzroku Joshui. Odwróciła się do niego. - Zapukaj do mnie,
wychodząc-powiedziała.-Jateżpiszę.
Joshua skinął głową, a potem znów usiadł wygodnie i wyjął z kieszeni gumę zapakowaną w srebrny
papierek.Uśmiechnąłsięsamymiwargami.
PatrzącnaJoshuę,Josieniezauważyła,żeCaseyrozglądasiępomieszkaniu.Zorientowałasięzapóźno.
-Tykłamczucho-wymamrotałaCasey,podchodzącdostosuscenariuszy.Wyciągnęłajedenznich.-Czy
zrobiłaśkopię,botowyglądanaten,któryjacidałam?
Casey miała na sobie podkoszulek bez rękawów i Josie skoncentrowała się na budowie jej szkieletu.
Skórabyłataknapięta,żeramionawyglądałyjakłodygiwyrastającewprostzestawów.
-Niedowiary-powiedziałaCasey.Przycisnęłascenariuszdopiersi.-
Tycholernakłamczucho.
125
-Casey...-zaczęłaJosie.
-Okłamałaśmniebezzmrużeniaoka.Założęsię,żeWallacetegonieczytał.
Odwróciła się do Joshui. - Hollywood, lekcja pierwsza. Nikomu nie ufaj. Na twoim miejscu
upewniłabymsię,żeSądNajwyższyprzejrzyumowęosprzedażypraw.
ZnówspojrzałanaJosie.-Żeteżdałamcisięnabrać!
PotemjeszczerazzwróciłasiędoJoshui.-Musiszkonieczniedomniewstąpićpowyjściuzgniazdatej
żmii.Mamciwieledoopowiedzenia.-
Wyszła,trzaskającdrzwiami.
-Miładziewczyna-powiedziałJoshuapojejwyjściu.
-Czyjestdobra?
-Dobrawczym?
-Czyjestdobra?Powiedziała,żepisze.Tyjesteśproducentem.Todlaniejdoskonałaokazja,jeżelijest
dobra.Ijeżelityjesteśdobra,oczywiście.
-Niewiem-przyznałaJosie.
-TojakhistoriazkanałuE!DwiesuperlaskimieszkająoboksiebiewL.A.Jednapisze,drugaprodukuje,
aresztęmożnasobiewyobrazić.
ObejrzyjEntertainmentTonightnażywoojedenastej.
-Czytałeśzadużobajek-odparłaJosie.-Tosiętaknieodbywa.
-Och,nieodbierajmizłudzeń.Japragnęwszystkiego,jestemzbytinteligentny,jaknato,żebymisięnie
udało
- przerwał. - Możesz się ze mną zabrać, jeśli chcesz - położył się na kanapie. - O czym jest jej
scenariusz?
-Czyj?
-Twojejsąsiadkiobok.
- Nie wiem. Próbujesz zmienić temat. To, że nie wiem, właśnie tego dowodzi. Masz szczęście, że
przeczytałamtwój.Niezpowoduciebie,adlaSetha.
-KtotoSeth?
-AdwokatMarcusa.
126
-ZnaszMarcusa?
-Nie.
-Powinnaśgopoznać.Świetnyfacet.Alemusiszwiedzieć,żekarierajestdlaniegonajważniejsza.Nic
muniemożestanąćnadrodze.Dlakariery,dlaambicjisprzedawszystkoiwszystkich.
-Skądmożesztowiedzieć?
-Jesteśmyprzyjaciółmi.
-Wyprowadzaszjegopsa.
-Psy.Wliczbiemnogiej.Wiesz,jakkopaćleżącego,prawda?Napewnoniechcesztuusiąść?
-Napewno-odpowiedziała.Dalejstała.
-Topowiedzmi,comamzrobić?
-Zczym?
-Zescenariuszem.Jakzniegozrobićfilm?
-Tosiętaknieodbywa.
- Josie. Nie trzeba być Einsteinem, żeby to zrozumieć. Bardzo prosta sprawa. Scenariusz zostaje
napisany,apotemwprowadzonydoprodukcji,tosięzdarzanaokrągło.
-Tonietakieproste.
-Oczywiście,żeproste.Zaskakujeszmnie.Myślałem,żejużtozałatwiasz.-Spojrzałwstronękuchnii
zakaszlał.-Czymógłbymprosićotrochęwody?-Oparłłokcienakolanach.-Dobra,przyniosęsobie.Ty
też chcesz? - Wstał i poszedł do kuchni. - Znajdę szklanki. Świetnie sobie radzę w obcych kuchniach.
Szklanki są prawie zawsze nad zlewem, i tak, proszę państwa, oto one! Co myślisz na temat budżetu?
Pewnieniewięcejniżdziesięćmilionów.-WróciłdopokojuipodałJosieszklankę.
-Isłuchaj,nieprzestraszsię;jamyślę,żemógłbymreżyserować.
Josie parsknęła. Do tej chwili Joshua był nietypowy i dlatego interesujący, lecz przez to ostatnie
oświadczenie,przypominającezapewnieniemałegochłopca,żezostanieprezydentem,127
stałsięwjednejchwiliprzeciętny.-Oczywiście,żemógłbyś.MożesznawetdostaćnominacjędoOscara
zaswójpierwszywyczyn.
-Wiem,żesięwyśmiewasz,alejanieżartuję.
-Pewnie,żenie.
-Jestemreżyserem.
-Super-odparłaJosie.-Bardzosięcieszę.
Joshuaodchyliłsięnaoparcie.-Posłuchaj.Chodziomójscenariusz-
zaczął.-Jamyślę...
Całairytacja,którazbierałasięwJosieprzezostatnimiesiąc,wybuchłaitrafiłaprostowJoshuę.
-Tak,tendziesięciomilionowyscenariusz,któryktośpowiniennietylkokupić,aletakżezainwestowaćw
niegotylepieniędzy,botybędzieszusteru.Tenscenariusz.
Josieczuła,jakobracająsięostrza,raniącdumęJoshui,inaglepoczułasiębardzozsiebiezadowolona.-
Ten scenariusz, który przeczytała jedna osoba, bo jesteś przyjacielem, nie, wyprowadzaczem psów
sławnegoczłowieka,itenscenariusz,któryuprawniaciędokarierywHollywoodwpełnymtegosłowa
znaczeniu. Idź na skróty, nie inwestuj czasu w harówkę, przeskocz nad głowami wszystkich głupców i
wejdź
prosto na szczyt. - Josie podeszła do stosów scenariuszy. Wyciągnęła Misia, który uratował Boże
Narodzenie.
-Masz.Weźto.Życzęszczęścia.
Joshuanieporuszyłsię.Josiewyciągnęłakuniemuscenariusz.-
Naprawdę,weźgo.Janiemamdoniegoprawa.
Przypomniałasobiepomysł,naktórymopierałsięscenariuszijejpewnośćsiebielekkosięzachwiała,
alejeżeliztegoprojektumiałocośwyjść,musiaławtejchwilizniszczyćJoshuęKinga.Zniszczyćjego
fantazje,złudzeniaipewnośćsiebie.
-Dlaczegomyślisz,żedopierozaczynam?-zapytał.
-Dlaczegomyślisz,żenicniewiem?
-Niewiem,cowiesz,aczegoniewiesz.Wcalesięnadtobąniezastanawiam-powiedziałaJosie.Czuła
sięjak128
w jakiejś konkurencji sportowej, którą nie tylko musiała wygrać, ale wygrać spektakularnie, w sposób
niepozostawiającyżadnychwątpliwości.NaglepotrzebaposiadaniategomateriałuidominacjinaJoshuą
stałasiędlaniejważniejszaniżwłasneżycie.
-Proszęcięopomoc.-Oparłbrodęnazłączonychjakwmodlitwiedłoniachipatrzyłnaniąbłagalnie.-
Możeszomniemyśleć,cochcesz.
Nie przejmuję się tym. Ale wiem, że podobało ci się, co napisałem, i że chcesz, chciałaś, ze mną
pracować.Jestemtu,gotówdopracy.Teraz.W
tejsekundzie.
-Mówięci,żetosiętaknieodbywa.
-Jesteśzła,bonieprzejmujęsięjakimśarbitralnymzestawemzasad?
ToHollywood.Tomiastoegzystujedziękiłamaniuzasad.
- Tu się mylisz, bardzo się mylisz. Musisz grać... - przerwała. Ciągle trzymała scenariusz, ponieważ
Joshuagoodniejniewziął.Siedzącnakanapie,zamknąłoczy.Kiedysięodezwał,mówiłinnymtonem:
głosemzrezygnowanegoprawnika,niezadowolonego,żezostałzmuszonydopowiedzeniatego,comyśli.
- Słuchaj, porozmawiajmy o tym później. Powiedzmy, że się nie zgadzamy, co do mojego dzisiejszego
przyjazdu.
-Niemożeszmimówić...
-Apotemjeżelidalejniebędziemysięzgadzać,toniegniewajsię,alejapójdęztymnacałość.
„Pójdzienacałość"?JestzMiami,skądznahollywoodzkiewyrażenia?JoshuawstałispojrzałnaJosiez
góry.Byłtakwysoki,żemusiałaodchylićgłowędotyłu,jakbywpatrywałasięwchmury.Patrzył
nanią,aonapoczułasięmała.Byćmożeźletowszystkorozegrała.
-Mojamatkagraławfilmach.NazywałasięMoiraMac-Dougal.
Zrobiłazedwafilmy,apotemwyszłazamążiprzeprowadziłasiędoSouthBeach.Trochęwiemotym
biznesie-jegogłoszmieniłsię,takżeterazczarprzeistoczyłsięwsiłę.
129
-Mówięci,weźto.
- Nie będę musiał, jeżeli zrobisz to, co obiecałaś - odpowiedział. - A poza tym miałem nadzieję...
chciałem,żebyśmyrazempracowali.Takawersjanajbardziejbymiodpowiadała.
-Nawetmnienieznasz.
-Notak,alezadzwoniłaś.Chceszkupićprawa.Toznaczy,żechceszscenariusz,bezwzględunato,co
teraz mówisz. Nie oszukujmy się. To jak z chodzeniem na randki. Widzę dziewczynę, z którą chcę się
umówić,dzwonię.Jeżelimnienieinteresuje,niedzwonię.Alejeżelizadajęsobietrud,jeżelidzwonię,to
znaczy tylko jedno: zainteresowanie. Więc nie udawaj. Tak się ucieszyłem, kiedy zadzwoniłaś. Zróbmy
cośztego.-
Otworzyłramionairozłożyłręcewzapraszającymgeście.-Jestemiczekamnarozkazy.
-Czyzastanowiłeśsię,cozrobisz,jeśliniebędęcirozkazywać?
Joshuaparsknąłśmiechem.-Drogapani0'Leary,jateżtrochęposprawdzałem.Iniezawszemieszkałem
wMiami.Wielumoichkolegówprzeprowadziłosiętupostudiach.NicoleJexson?PracujedlaDisneya.
AlboArmondFellman?Zapomniałem,gdziepracuje.W
każdymraziemogęsięznimiskontaktować.
-ZnaszArmondaFellmana?
-Pewnie.Chodziłzmojąkuzynką.AEddieClevelandjestmoimkolegą.
Josiecichonabrałapowietrza.-Todziwne.SkoroznaszEddiegoClevelanda,nierozumiem,doczegoja
cijestempotrzebna.
-Podobałcisięmójscenariusz-odpowiedziałnatychmiast.
-AEddiemunie?
Eddiemusiałgoodrzucić,„spasował"-wjęzykuHollywoodu.Josieogarnąłstrach:ajeżelisięmylico
doMisia?
130
- Nigdy go nie czytał. - Joshua czyścił paznokcie. - Nie wysłałem mu, bo uważam, że nie jest cool
wykorzystywaćwtensposóbprzyjaźń.
Prawda?Rozumiesz,ocomichodzi?
-Dużobardziejcooljestpojawićsięukogośbezuprzedzenia?-
zapytała,zastanawiającsięjednocześnie,czyJoshuamówiprawdę.
-Tak,absolutnietak-odpowiedział.Spojrzałnaniąinaglepoczułasięniezręcznie,jakbytoonabyła
intruzemwjegomieszkaniu.Mówił
dalej: - Stanowisz ryzyko, ale przekalkulowane ryzyko. Jeśli dam Eddiemu scenariusz, a jemu się nie
spodoba,naszestosunkisiępopsują.
Mydwojesięnieznamy,więcjeżelicośsięniepowiedzie,nicmiędzynaminiezostaniezniszczone.-
Klasnął w dłonie. - Na tym koniec, do widzenia, itd., itp. - przerwał i uśmiechnął się. - Poza tym
scenariuszstraszniecisiępodobał,samawiesz.
-Pomyślałam,żegdzieś,wśródzdańwymagającychwielupoprawek,jestdobrypomysł.
-Wielupoprawek?-powtórzył.-Niepodobacisięstyl?
-Tegoniepowiedziałam...
-Więccisiępodoba?
-Tegoteżniepowiedziałam.
-Moimzdaniemscenariuszjestsuper,nietrzebaniczmieniać.
-Wcalemnietoniedziwi.
TrzymałascenariusziprzyglądałasięJoshui.Ruszyłwstronędrzwi.
-Dokądidziesz?-zapytała.
-Niewiem.MożedoArmonda.
-Jaksiętamdostaniesz?
-Jakdalekojestdo...-spojrzałnakartkę,którąwyjąłzkieszeni.-
4375Skylark?
-Piechotąniedojdziesz.
-OBoże,niecierpiętegomiasta.
131
Podniósłtorbę.-Włączamkomórkętylkomiędzyszóstąaósmąwieczoremidziesiątąadwunastąprzed
południem, więc zadzwoń w tych godzinach, jeśli będziesz chciała się ze mną skontaktować. Albo
możeszzostawićwiadomość.
-Dlaczegotylkowokreślonychgodzinach?
-Niechcędostaćrakamózgu.-Joshuastałprzydrzwiach.Odwrócił
się.-Wiesz,myślę,żebędzienamsięświetnierazempracowało.
-Narazierazemniepracujemy-powiedziałaJosie.
-Jeszczenie.
-Toszczegół.Mamyscenariusz,atojużdziewięćdziesiątdziewięćprocent.-Zamknąłzasobądrzwi.
Dziewięćdziesiątdziewięćprocent.Produktbyłkrwią,owszem,alebezciałanicnieznaczył,stanowił
bezużytecznąkałużę.
Kiedydrzwisięzamknęły,Josiepoczułaprzypływsamotności.
Joshuawypełniłjejpustemieszkanieenergiąipojegowyjściumiaławrażenie,żedryfuje.
Wyjrzała przez wizjer na korytarz. Zobaczyła Joshuę przed drzwiami Casey. Drzwi otworzyły się i
zauważyła,jakjednazdługichnógCaseyprzechodziprzezpróg.
Jak długo myślał o spotkaniu z Casey? Podczas całej rozmowy? Czy jest mniej atrakcyjna od Casey? I
jeszcze jedna obawa: czy przegapiła okazję, nie przeczytawszy jej scenariusza? Czy Joshua i Casey
zaczną romans, pożycie seksualne pod jej nosem i będą jej włazili w oczy, kiedy będzie wychodziła z
domuiwracaładoniego?
Josiewiedziała,żeCaseybędziesięuśmiechała,iprzypomniałasobie,jakMikejejpowiedział,żekażdy
mężczyzna najbardziej ceni uśmiech kobiety, bardziej niż piersi, bardziej niż nogi, bardziej niż sex
appeal,inteligencjęczyhumor.Uśmiech
-mówiłMike-możeotworzyćdrzwidosercamężczyznytakszeroko,żezawiasytrzasnąjakzapałki,a
onzapragnieprzyjąćwszystko,cotenuśmiechobiecuje:grację,szczerośćiuczucie.
132
Patrzyła, jak zamykają się drzwi Casey. Była wzburzona, pociła się pod pachami i między piersiami.
Ogarnęłająnagładesperacja-strach,żetrzymawrękutylkokrawędzieifragmentycałości,którejnie
może dostrzec. W Hollywood ludzie działali szybko i Joshua nie będzie czekał, aż Josie stanie na
przysłowiowenogi.Musiałabyćrównieszybka.
PrzygotujenatychmiastumowęsprzedażyprawidostarczyJoshuiczek.
Apotemzrobito,corobiąproducenci,żebydoprowadzićdopowstaniafilmu.
Stanęła przed lustrem, przyglądając się swojemu odbiciu. Była mądrzejsza niż większość ludzi,
niewątpliwie mądrzejsza niż większość ludzi w Hollywood. Pomyślała o ojcu. - Zuch dziewczyna! -
wykrzyknął,kiedymupowiedziała,żeMikeodmawiarozmowyznią.-Pamiętajojednym:onprzechodzi
teraztrudnyokres.Aletojestjegosprawa,nietwoja.Jesteśmoimcudem,kochanie,staćcięnawszystko.
Słyszyszmnie,Josie?
Josieuśmiechnęłasięwtedy.Oddzieciństwaojcieczawszetaksamododawałjejodwagi.-Niktniejest
lepszyodciebie,kochanie.Jesteślepszaodnichwszystkich.Rozumiesz?Niesłyszęcię...
-Rozumiem,tato-odpowiadała.-Rozumiem.Zadzwoniłtelefon.TonapewnoRebecca,którejzostawiła
wiadomość. Josie nie mogła się doczekać, żeby jej opowiedzieć o Joshui. Znalazła w końcu telefon
ukrytymiędzyjagodamiibrukselką.
-Halo?-powiedziałajedynielekkozdyszana.
-Halo?
HenryAntonelli.Josienatychmiastpoznałagopogłosie.Oparłasięoblat,szczęśliwa,żeniewidziulgi
najejtwarzy.
-No-powiedziała.-Nareszcie...
133
Rozdziałczternasty
NaskrzyżowaniuNorthRobertsoniAldenCarlatrafiłanaczerwoneświatło,którezanicniechciałosię
zmienić.ChciałaprzyjśćnaspotkaniezNadineprzedczasem,ponieważznalazłaIvywprzewodnikupo
restuaracjachZagatiodkryła,żetojedenznajsłynniejszychlokaliwHollywooddziękijakoścideserów
i klienteli. Zauważyła, jak pod otoczoną białym płotkiem, przypominającą chatkę restaurację podjeżdża
czarnymercedes.Cieszyłasię,żetujest,wsamymcentrumwydarzeń,wrazześmietankąHollywood.
Przekazała kluczyki jednemu z pracowników Ivy, którzy parkowali samochody gości, i zwolniła kroku.
Zaczęła zastanawiać się nad swoim strojem: płomiennoczerwoną bluzką, czarną spódnicą w czerwone
pasy, czerwoną torebką Fendi (pożyczoną od Samanthy) i czerwonymi conversami. W domu wydawało
jej się, że strój jest idealny - pełen pasji, młodzieńczy, z odrobiną fantazji. Teraz, wysiadając z
samochodu, poczuła wahanie. Inne kobiety były ubrane w gładkie spodnie o opuszczonej talii, które
wisiałynakościachbiodrowychjakręcznikinahaczykach.Przypuszczalniejadałytutaj,wIvy,cieszącym
się opinią jednej z najlepszych restauracji w mieście, a w ogóle nie miały na sobie ciała. Czyżby nie
jadły? Może tylko paliły? Nie uważała już, że wygląda odświętnie czy fantazyjnie. Zdawało jej się, że
wyglądagrubo.
Weszła po ceglanych schodkach i hostessa powiedziała jej, że dostanie stolik dopiero po przybyciu
Nadine.Carlazamówiłakieliszekwinairozejrzałasięporestauracji.Było
134
tupełnoludziolśniącychwłosach,ubranychnaluzieirozmownych.
Słyszałafragmentydialogów:„Musiszmidaćcoslepszego",„Ztymniedasięniczrobić"i„Toniedo
wiary,żeumieścilijejnazwiskonadtytułem".
Carlapisaładziśranoprzezdwiegodzinyiskończyłaopowiadanieostarzejącymsięzawiadowcystacji
zWilmingtoninastoletnimpasażerze.
Tekstowibyłodalekodoideału,alecieszyłasię,żegłównybohaterniejestjakąśwersjąjejsamej.Po
południu,kiedyskończyłapisanie,poczułasiępewnasiebie.Terazzastanawiałasię,czyopowiadaniew
ogólemajakąśwartość.
Rozejrzała się po ogródku restauracji i jej wzrok zatrzymał się na długich brązowych lokach bardzo
drobnego mężczyzny otoczonego uśmiechniętymi ludźmi i wyglądającego jak męska wersja Shirley
Tempie.Wtedynaglezapanowałoporuszenie-poruszeniepełnetrącaniasięłokciamiizerkania.Takjak
wszyscy,Carlaspojrzaławstronęwejścia.
StałtamHenryAntonelli,sam.
Henry Antonelli, gwiazda filmowa. Henry Antonelli, którego nazwała marnym aktorem. I Henry
Antonelli,niegdysiejszyamantciotkiPaulette.
Beznamysłurzuciłasięwjegostronę.
-Cześć-powiedziała,wyciągającrękę.
-Cześć-odpowiedziałHenry.
-JestemCarla-ciągnęła.-CarlaTrousse.Znamcię.Toznaczy,wszyscytucięznają,alechodzimioto,
żemojaciotkacięzna.Paulette.
PauletteGiberson.Jestdyplomatą.
-Bardzomimiło-powiedział,wyglądającnieswojo.Henrywierzyłzcałegoserca,żeponieważswój
sukces zawdzięczał publiczności, spoczywał na nim obowiązek traktowania jej z wielkim szacunkiem.
Alebyłjużitakzdenerwowanytąkolacjąichciałpoprostuusiąść.Spojrzałwstronęhostessy,szukając
uniejpomocy.
-Nigdyprzedtemniepodeszłamdogwiazdyfilmowej-ciągnęłaCarla
-irzadkorozmawiamznieznajomymi
135
osobami.Chociażtoteżniejestprawda.NiedawnoprzeprowadziłamsiętuzNowegoJorku.Właśniez
powoduPaulette-mówiłapospiesznie,boniechciała,żebyuznałjązakolekcjonerkęautografów,kogoś,
ktoprzyczepiasiędosławnychludzi.
Henry zmierzył ją wzrokiem, a ona dostrzegła jego zmarszczki, rumieniec pod cienką skórą
czerwonawychpoliczków.-Paulette?
Naprawdę? - Uwolnił rękę z jej uścisku. - Ma tu przyjechać. Niedawno do mnie dzwoniła, ze dwa
tygodnietemu.
-Wiem-rozpromieniłasięCarla.
Henrygapiłsięnanią.-No-zaczął-jachybapowinienem...
- Znasz mojego kuzyna? Syna Paulette, Phillipa Gibersona? Pewnie znasz. Zdaje się, że tu wszyscy się
znają.Jesttutajodwielulat,odskończeniaDartmouth.
-Nie.-Henrypotrząsnąłgłową.-Niewiedziałemnawet,żemasyna.
-Myślę,żeonasamaczasemotymzapomina-odpowiedziałaCarlaszybkoiodrazupożałowała.Nie
chciałapublicznieuwłaczaćciotce.-
Jestbardzozajęta.
-Pamiętam.Takabyła,kiedyjąznałem...
-PanAntonelli?-zapytałahostessa.-Panastolikjestgotowy.Iprawnicypanawyśledzili.-Wskazała
telefon.
-Obowiązkiwzywają-uśmiechnąłsięHenryiskinąłCarligłową.-
Miło było cię poznać. - Ruszył za hostessą, ale jeszcze raz odwrócił się do Carli. - Proszę, przekaż
Paulette,żeobojezżonącieszymysięnaspotkanieznią.
-Przekażę.Ale...-niechciała,żebyodszedł.MoglirozmawiaćoPauletteidziękitemumiaładoniego
dostęp.Izachowywałsięprzyjaźnie.Spodziewałasię,żeokażesiękabotynem.
Henry zniknął w głębi sali. Carla została przy zwieńczonych łukiem drzwiach. Nagle poczuła na sobie
spojrzenia.
136
Kelnerka uśmiechnęła się do niej słodko, balansując tacą na przedramieniu. Chuda kobieta o długiej
twarzy i wystającej brodzie spojrzała na nią ze złością. Męski Shirley Tempie skinął głową. Carla
wróciła na swoje poprzednie miejsce, świadoma tego, że ludzie śledzą ją wzrokiem. Żałowała, że
włożyłaczerwoneconversy.
-Carla?-zawołałagłośnojakaśkobieta.Carlaodwróciłasię.-Carla?
Nadine Dillenberger podbiegła i uścisnęła ją. Carla zatonęła w jasnych kolorach i bujnych włosach. -
Znasz Antonellego? - zapytała Nadine, całując ją w policzek. - Czy naprawdę jest taki miły, jak ludzie
mówią?
Toniesamowite,żegoznasz.Niesamowite.No,no.Ijaktywyglądasz-
Nadinecofnęłasięokrok.-Świetnewłosy.
-Dziękuję.Zapomniałam,żezmieniłamfryzurę.
-Skądgoznasz?
- Podobno chodził z moją ciotką. Pamiętasz Paulette? Tę, która ratuje świat, kiedy nie niszczy
emocjonalnieswoichdzieci?
-Pamiętam-powiedziałaNadine,potakującenergicznie.-Topotwierdzamojąopinię.Mężczyźnilubią
okrutnekobiety.Zawszetakbyłoitakzostanie-uśmiechnęłasię.-AleitaktojednakHenryAntonelli.
Bardzocool.
-Zamieniłamznimtylkoparęsłów.
-Tak,alerozmawialiście.
-Tomiastodoprowadzamniedoobłędu.-Carlawskazałapustykątwprzedsionku.-Poczekajmytam,aż
sięzwolnistolik.
NadinestanęłaobokCarli,którajejsięprzyjrzała.PamiętałamłodsząodsiebieNadinejakonadmiernie
entuzjastyczną, ciągle uśmiechniętą młodą dziewczynę, która zrobiła na niej wielkie wrażenie,
oznajmiając,żeprzeprowadzasiędoLosAngeles,bozawszeotymmarzyła.Carlauśmiechnęłasięwraz
zinnymisceptycznymidorosłymi,137
myśląc, że w młodości nadzieja przypomina lody - świeża, jeśli skonsumowana, lecz w przeciwnym
wypadkupaciajowataiprzynoszącarozczarowanie.AleNadinenajwyraźniejtutajkwitła.
-Carla!-Nadineoszacowałająwzrokiem.-OBoże!Świetniewyglądasz.
-Dzięki.Tyteż.
-Poważniemówię.Wyglądaszznakomicie.
Nadinerozejrzałasięporestauracji.-Toświetnemiejsce.Podajątuprawdziwejedzenie.
-Aleniktgonieje.
- Ja jem - powiedziała Nadine i było widać, że mówi prawdę. Do Nadine pasowały dodatkowe
kilogramy - jej buzia była równie świeża jak w Nowym Jorku i wyglądała dokładnie tak, jak Carla
wyobrażałasobietwarzestaroświeckichSzwedówzpowieściSinclairaLewisa.
- Ten biznes przypomina liceum - skomentowała Nadine. - Liceum, w którym nikt nie zdaje matury.
Założęsię,żewszyscytutajpracująwbiznesiefilmowym-przerwałaispojrzałanaCarlę.-Więcjak?
Kalifornia?...
-Kalifornia.Jużogłoszonowerdykt.Podobamisiętutaj.
-BardziejniżwNowymJorku?
-Niewiem.Możetak.-Carlarozejrzałasięporestauracji.-Jakdotądtak.Jeszczesięprzyzwyczajam
do czekania na zielone światło i nieprzechodzenia na czerwonym, ale poza tym ta zmiana świetnie mi
zrobiła.-Carlawzięłagłębokioddech.-Przerażamnieto.Znasztopowiedzenie,żeimczłowiekstarszy,
tymmniejwie?Taksięwłaśnieczuję.Pięćlattemunigdybymsięniezdobyłanaprzyjazdtutaj.Alekto
wie?Możezamiesiącznienawidzętomiejsce?Mambardzowygodnyukład:mójkuzynpłacizawszystko
imówi,żeniemuszęsięspieszyćzszukaniempracy.NiezostawiłamwNowymJorkunicspecjalnego
próczzawalonegodachu.
138
Nadineparsknęłaśmiechem.-Mamnadzieję,żeprzesadzasz?
Carlapotrząsnęłagłową.-Nieprzesadzam.Zawaliłsiępodczasburzy.
To byłaby świetna scena filmowa. Kobieta myśli, że ktoś się włamuje, a z sufitu spada wentylator.
ZaczynarechotaćjakwariatkaiwsiadawnastępnysamolotdoLosAngeles.
-Towłaśnieciebiespotkało?
- Tak. I teraz mi się tu podoba. Nie wyobrażasz sobie, co to znaczy, kiedy się przekonujesz, że to, co
uważałaśzaprawdęabsolutną,okazujesięfałszem.
-Tutaj,jaknapewnozauważyłaś,jestwmodziepogardzaćLosAngelesimówićotym,jakiewszystko
jestświetnenaManhattanie-
odpowiedziałaNadine,opierającsięościanę.Blaskświecrozjaśniałjejpoliczki.-Wszystkozwiązanez
Nowym Jorkiem staje się świetne: zimno robi się oznaką prężności, nieprzyjemni ludzie dowodzą, że
posiadająosobowość,wszyscywNowymJorkusąbystrzejsi,lepsi,bardziejwyrafinowani.Itakdalej,i
tak dalej. Dużo o tym myślałam. I słyszysz to z najlepszego źródła - ja uwielbiam wszystko w Los
Angeles.
-Nawettrzęsieniaziemi?
- Hm... - Nadine przygryzała wargę. - Nad tym też myślałam. Po pierwsze, nawet jeżeli umrzesz, to
przynajmniej podczas wielkiej klęski żywiołowej. A po drugie, jeżeli nie umrzesz, przeżyjesz klęskę
żywiołową.Takczyinaczejjesteśwygrana.
-Wjednymztychprzypadkówjesteśnieżywa.
-Notak,oczywiście,toteżprawda.
Hostessapowiedziałaim,żestolikjestgotowy.Posadzonojenazewnątrz,naceglanympatio.Bulwarem
Robertsonjechałysamochody.-
Więc-powiedziałaCarla.
-Więc-powtórzyłaNadine.
-Więccorobisz?Czyteżpracujeszwtymbiznesietakjakwszyscyinni?
139
-Tak.-Nadinewypiłałykzeszklanki.-Dziśbyłniezwykłydzień,dostałampracę.Popołudniumiałam
telefon.
Carlapróbowałapowstrzymaćzazdrość,któraodrazuzaczęłająogarniać.Wmówiłasobie,żesięcieszy
zpracyNadine.Cieszysię,cieszy,cieszy.
- Będę znowu pracowała w dziale rozwoju scenariuszy, ale tym razem w firmie na terenie studia. Nie
podobamisięszef,jestpieprzonąpijawką,przyssałsiędogwiazdyfilmowejiterazmożerobić,cochce,
aleniektórzypracownicysązupełnienapoziomie.
-Cotozagwiazda?
-Nowiesz,Mr.KinoAkcjiwewłasnejosobie,KirkGordon.Prawdęmówiąc,słyszałam,żefacetjestw
porządku, tylko po prostu nigdy go nie ma. Pijawka, Roland Starr zawsze tam jest i rozgrywa partie z
innymi,którzyrządząwtymmieście.
-Brzmitobardzomakiawelicznie.
-Nawetsobieniewyobrażaszjakbardzo-odparłaNadine.-Jedenzesposobówpatrzenianatencały
biznestoprzekonanie,żekażdycięchceprzerobić,dosłowniekażdy:kelnerka,tamtengość,tenfacetz
tymczymśwnosie.
-Cudownie-powiedziałaCarla.-Czytyichprzerabiaszwrewanżu?
KelnerkapodeszłaprzyjąćzamówienieiusłyszałapytanieCarli.
Nadineodpowiedziaładopieropojejodejściu.-Nie,jeszczenie.Alenigdyniemożnasięzarzekać.W
każdym razie obiecali mi, że będę się spotykać z autorami i że jeżeli sama coś znajdę, dostanę premię
albonawetawans.
-Niesamowite-powiedziałaCarla.-Alecowłaściwierobisz?
-Zajmujęsięrozwojem.
-Jateż.Stanciągłegorozwoju:emocjonalnego,fizycznegoipsychicznego.
-Właśnie.„Rozwój"towsamejrzeczyodpowiedniesłowo.
Dostajemymateriałijakdobrzepójdzie,ulepszamygo.
140
Na przykład właśnie się dowiedziałam, że pracujemy nad nową ekranizacją Siostry Carrie. Jak wiesz,
można to zupełnie schrzanić. Ale jeśli okaże się dobre... i jeżeli uda mi się nad tym popracować... -
TwarzNadinerozjaśniłasię.
-SiostryCarrie?-Carlaprzerwała.-Proszęcię,proszę.Niepsujcietejksiążki.
Nadineprzechyliłagłowęnabok.-Dobrze,żemitomówisz.Muszępowiedziećtym,którzypostanowili
jąpopsuć,żebyprzestali.
-Nieotomichodziło.
- Nikt nie chce zrobić złego filmu, Carla. Zastanów się. Przecież nikt nie siedzi i nie mówi do siebie:
chcęzrobićjaknajgorszy.Nawetci,którzyrobiąnajgorsze.Niktniematakiegozamiaru.
-Poprostuniechcę,żebypopsulijednązmoichulubionychksiążek.
-Toteżjednazmoichulubionych.Ale„oni"to„ja"-Nadinewyciągnęłaoprawionyscenariuszzeswojej
dużejtorby.-Masz.
Przeczytajto.
Carlaotworzyłanapierwszejstronie.SiostraCarrie,napodstawiepowieściTheodore'aDreisera.
- Jestem uzależniona od Dreisera - przyznała Carla. Odłożyła scenariusz. - Tym się zajmujesz?
Czytaniem?
-Najlepszapracanaświecie-odparłaNadine.-Ciągleczytamscenariusze.Większośćjeststraszna,ale
trafiająsięznakomite.Tojakczytaniedobrejksiążki.Imożeszwszystkoczytać.WeźmySiostrę Carrie,
mogę to jeszcze raz przeczytać. Ten facet powiedział mi dzisiaj, że chcą zrobić coś o Wilhelmie
Zdobywcy,więcjeślichcę,mogęposzukaćmateriałów.
-Notak-mruknęłaCarla.-Ktobypomyślał?
-Ktobypomyślałco?
-Ktobypomyślał,żesąprace,wktórychmożeszczytać,cochcesz,izatocipłacą.
141
-Towłaśniesekret-powiedziałaNadine.-Ludzie,którzytudorastają,otymwiedzą,aleinniniemają
szanssiędowiedzieć.
-Tysiędowiedziałaś.
-Jajestembardzomądra.
Carlauśmiechnęłasię.-Tak,jesteśmądra.
Patrzyły na siebie przez dłuższą chwilę. Nadine oczekiwała, że Carla zacznie jeden ze swoich
niekończących się monologów i obiecywała sobie, że tym razem będzie dla niej grzeczna podczas tego
monotonnego nawijania. Lecz Carla milczała, popijając wino i urywając kawałki chleba z bochenka
leżącegowkoszykunastole.
-No.Tojakiemaszplany?Jak...OmójBoże.OBoże
-powtórzyłaNadinewpatrzonawcośzaplecamiCarli.
-Co?Cosięstało?-Carlaodwróciłasię.
-Takobieta-powiedziałaNadine-ta,którawchodziprzezfurtkę.
Carla spojrzała na blondynkę o ostrym profilu i włosach związanych w koński ogon. Miała na sobie
obcisłe ciemne dżinsy, czarną marynarkę i buty na bardzo wysokich obcasach. Mogłaby być Gwyneth
Paltrow.
-Co?Ktotojest?
-Mojabyłaszefowa.Josie!Josie!Tutaj!
Kobieta odwróciła się i Carla widziała, jak patrzy na Nadine dużymi brązowymi oczami pełnymi
kontrolowanego,udanegozdziwienia.Nieuśmiechnęłasięnawetzczystejgrzeczności,wżadensposób
nieodpowiadającnażyczliwepowitanie.
- Josie! - zawołała jeszcze raz Nadine. Carla zauważyła, że ramię kobiety drgnęło niecierpliwie na to
powtórnewezwanie.Podniosłapalec,pokazującNadine,żebychwilępoczekała.
-Niewyglądazbytżyczliwie-powiedziałaCarla.
-Niejestżyczliwa,toidiotka,aleinteresująca.Nierozmawiałamzniąodtygodni,amimotozobaczysz,
jakabędziedlamniemiła.
142
NadineskinęłagłowąJosie,którawtejchwiliruszyławstronęichstolika.-Kiedytudotrze,zaczniesię
zachowywać,jakbyspotkałaksięciaWilliama.
- Nadine! - odezwała się kobieta jak na zawołanie. - Nadine, Nadine, Nadine, gdzie się ukrywałaś? -
Pochyliła się i pocałowała Nadine w oba policzki. - Trudno uwierzyć, że cię dopadłam! - wybuchnęła
entuzjastycznie. - Myślisz, że kiedyś do mnie oddzwonisz? Ze wszystkich ludzi w mieście z tobą
najtrudniejsięskontaktować.
-Dzwoniłaś?-odparłaNadine.-Niedostałamwiadomości.
- Oczywiście, że nie - powiedziała Josie. - Pamiętasz, Nadine? To ja nauczyłam cię kłamać. -
Uśmiechnęła się i Carla ujrzała jej idealnie uformowane, olśniewająco białe i dziwnie małe zęby. -
Cześć-odwróciłasiędoCarli.-Josephine0'Leary.
Carlawyciągnęładoniejrękę.-CarlaTrousse.
- Uhm - powiedziała Josie. Potrząsnęła słabo jej ręką. Odwracała głowę, badając wszystkich gości.
Carlacofnęładłoń,świadoma,żejużJosienieinteresuje.Spojrzałanajejbladąceręiwystającekości
nadgarstków.Poczułaprzygnębienie.
-Zkimjesteśumówiona?-zapytałaNadine.
Carlazauważyła,żeoczyJosiepojaśniały,kiedysięuśmiechnęła.-
Dlaczegopytasz?
-Zczystejciekawości-odparłaNadine.Zdawałosię,żezaczynająjakąśgrę.Nadinepotasowałakartyi
właśnieodwracałapierwszą.-Josie,niedajsięprosić.Czychodziopracę?
-Wpewnymsensie-powiedziałaJosie.-Może.
-Gdzie?
-Niegdzie.Zkim.ZHenrymAntonellim.
-ZHenrymAntonellim!-PowiedziałaCarla,tryskającentuzjazmem.
-Przedchwiląznimrozmawiałam.Jużtujest.
143
JosiezignorowałająispojrzałanaNadine.-Pamiętasz,jakprzyszedł
doWallace'a?Cośmusiałomusięwemniespodobać.Toonzaproponowałspotkanie.Niewiem,oczym
chcezemnąrozmawiać.
-JeżelidostanieszpracęwNJTF,umręzzazdrości-powiedziałaNadine.
-No,nieuprzedzajmy...-zaczęłaJosie.
-CotojestNJTF?-zapytała,Carla.-Coto...
-Niepowiedziałammunawet,żejestembezpracy-ciągnęłaJosiedoNadine.
-Mówiędociebie-powiedziałaCarlagłośniej.-Niesłyszyszmnie?
Josieprzerwałanachwilę,odwróciłasiędoCarliiskinęłagłową.
PotemwróciładorozmowyzNadine.-Zadzwoniłdomnieniztego,nizowego.
-Dlaczegominieodpowiadasz?-nieustępowałaCarla.Josieodwróciłasiędoniej.-Nieznamcię.-
Jejwargiułożyłysięwzimnyuśmiech.Carlaspojrzałajejwoczyinieznalazławnichciepła,humoru,
żadnych wspólnych cech. Uderzenie jej byłoby jak bicie trującego powietrza. Josie znów spojrzała na
Nadine.
-Jakpowiedziałatwojaznajoma-mówiłazuśmiechemprzyklejonymdokościstejtwarzy-Henryjużtu
jest. Nie mogę kazać mu na siebie czekać. Miło było cię zobaczyć, Nadine. Zadzwoń do mnie! -
OdwróciłasiędoCarli.-Narazie,Marla.
Goście gapili się na Josie podchodzącą do stolika Hen-ry'ego. Carla zauważyła, jak uśmiecha się
radośnie,kiedyaktorwstał,iskrzywiłasię,widząc,żewitaJosiejakstarąznajomą.
-Jestwstrętna-powiedziałaCarla.-Zawszetakajest?
-Tak-odparłaNadine.-Lubi,kiedyludziejejnielubią.Uwielbiato.
Toelementjejstrategii.
Carla była zaszokowana. Przyjechała z Nowego Jorku, znała nieuprzejmych ludzi, lecz oni bywali
nieuprzejmizja-
144
kiegośpowodu.Josiebyłanieuprzejmadlatego,żemogłasobienatopozwolić,ponieważCarlasiędla
niejnieliczyła.
-Tujestpełnonieprzyjemnychludzi-ciągnęłaNadine.PamiętałapierwszezetknięciezJosie0'Learyi
osobami jej typu. Zdawało się, że wszystkie takie Josie na świecie znają jakiś tajemniczy kod
zachowania,któryprzynosipieniądze,szczęścieikolacjezHenrymAntonellim.Irzeczywiścieprzynosił.
Lecz kod zachowania Nadine także działał, kiedy dostosowała go do osobliwości systemu społecznego
Hollywoodu.Niespuszczajpiłkizoczu-powtarzałjejzawszeErnie.-Pamiętaj,żechodziopracę.
-Jasiętrzymamodtegonajdalej,jakmogę-powiedziałaNadine.-
Uważam,żejeżelidobrzewykonamswojąpracę,resztasamaprzyjdzie.
Taksamobędzieztobą.-Nadinewiedziała,żemarację,inagleogarnęłojąwspółczuciedlaCarli.
-Chce,żebyśdoniejzadzwoniła.
- Nie. Chce, żebym do niej zadzwoniła po to, żeby mogła nie oddzwonić - uśmiechnęła się Nadine. -
Wkrótcesięzorientujeszwzasadachgry.
-Toniemasensu-odpowiedziałaCarlacicho.Nadinepodniosłakieliszekiodpowiedziała:-Witaj
wHollywood,Carla.
145
Rozdziałpiętnasty
Josie była przekonana, że słyszy ciągłe szemranie: „Kto siedzi z Henrym Antonellim? Kto siedzi z
HenrymAntonellim?...Wiedziała,żejejimięjestprzekazywanezustdoustiludziemówią:JakaJosie?
Chybająjużkiedyświdziałem.Znamją.Chodziłemznią.Poznałamją...".Onanaichmiejscurobiłaby
dokładnietosamo.
- Josie? - Henry trącił ją w ramię, kiedy podniosła głowę i podrzuciła długie włosy z jasnymi
pasemkami, jakby ktoś filmował ją w zwolnionym tempie. Każda klatka jej ruchu będzie przepleciona
reakcją gości: młodej dziewczyny gapiącej się z kąta, Tess Johnson, jednej z dyrektorów studia
filmowego,którazlekceważyłaJosienaprzyjęciumiesiąctemu.
SpojrzałazmrużonymioczaminajpierwnaHenry'ego,apotemnajegotowarzyszkę.
JosiezajrzałaHenry'emuwoczy.Byłstarszyniżpamiętała,izwisałamuskórapodbrodą,aleteoczy...
- No, no - powiedziała ze swobodą kogoś, kto obraca się w kręgu sławnych ludzi. - To niewątpliwie
publicznespotkanie,Henry.Czytwojażonaniebędziesięgniewała?
-Takjaksięspodziewałem,przechodziszprostodosedna.Nie,Cecilianiebędziesięgniewała.Ufami.
Irzeczywiście,Ceciliapocałowałagonapożegnanie,życzącszczęściawodpieraniukolejnejpijawki.
- Czy powinna? - W drodze do restauracji Josie postanowiła mówić dokładnie to, co jej przyjdzie do
głowy,bezwzględunakonsekwencje.
146
Powiedziałateżwduchu,żeniepokażeposobieanitrochę,żesławaHenry'egorobinaniejwrażenie.
Gdyby zachowywała się tak, jakby wierzyła, że Henry jest od niej lepszy, zasługiwałaby, żeby ją
traktować jak osobę na niskim poziomie, z rodzaju tych, które za wiele się uśmiechają, za bardzo
podlizująiogólniezachowująjakzasmarkanedzieciwobliczujaśniejszychgwiazd.
Josieniestraciłarezonu,kiedyzadzwoniłdoniejznienacka,zarazpowyjściuJoshui.Wrzeczywistości
HenryniegórowałwżadensposóbnadJosie,byłpoprostusławny.Mógłjejpomóc.Ipodobałamusię.
Jeżeli nie wykorzysta tych elementów, żeby wspiąć się wyżej w biznesie, może równie dobrze od razu
skapitulowaćiwrócićdoPortland.
Zebrała potrzebne informacje. Spędziła wiele godzin w Internecie, gromadząc wiadomości o Henrym i
jegożonie,CeciliiRosenberg,lekarzupsychiatrze.Ceciliabyłaładną,drobnąkobietą,którawyglądała
trochę jak Królewna Śnieżka. S t a r a Królewna Śnieżka. Starość w przypadku kobiet oznaczała po
prostucoinnegoniżwprzypadkumężczyznifeministkimogłysięwściekać,ilechciały,astarszekobiety
wskazywaćSophięLorenjakoprzykładwiecznejatrakcyjności,aleJosiebyławyjątkowopragmatyczna.
Młode kobiety stanowiły nagrodę, a Josie była jeszcze młoda. Nie będzie traciła cennych chwil,
lamentującnadskutkamipowierzchownejkultury.Prawdabyłataka,żeJosieczułasięzachwycona,gdy
ludzietaksowalijąwzrokiemjakstriptizerkę.
-Czyjużzamówiłeś?
-Tylkoto-wskazałkieliszekwina.
ZłożylizamówieniaiJosiezauważyła,żeTessJohnsonciąglesięnaniągapi.Uśmiechnęłasiędonieji
odwróciładoHenry'ego.
-Awięc...
-Awięc...
147
-Napewnoniktcijeszczetegoniemówił,alemampewienscenariusz...
-Naprawdę?-roześmiałsięHenry.-Maszscenariusz?Jestemzaszokowany.
-Nowłaśnie-uśmiechnęłasiędoniego.-Iwiem...wiem,żewszyscycitomówią,aletenjestdobry.
Jestoryginalny.Jest...
-Bardzodobrzenapisany.Doskonałecharaktery.Rola,któraprzyniesiemitrzeciegoOscara.
-Wszystkosięzgadza.Imożejeszczeinnerzeczy,którenieprzyszłycinamyśl.
-Terazpraktyczniewszystkoprzychodziminamyśl-odpowiedział
Henry,aJosiewyobraziłasobiescenęzatknięcianajegogłowieswojejmałejflagi.
-Ipotrzebujępracy-powiedziałaJosie.Zdziwiłasię,żetopowiedziała.Tenpomysłnarodziłsię,kiedy
NadinewspomniałaoNJTF,firmieHenry'ego.IkiedyHenryzacząłzniąflirtować,poczuła,żewgłowie
konsolidujejejsięplan,którypozwolizaspokoićambicjeimożezaczepićsięprzygwieździefilmowej.
-Co?-Henrywydawałsięprzestraszony.
-Potrzebujępracy-powtórzyła.-Wallacemniewylał.Nieodnowionomukontraktu.
-Aha.
-Chociaż,prawdęmówiąc,stanowiłamzagrożeniedlajegosiostrzenicy.Aletonieważne,tamitaknie
byłomożliwościrozwoju.
Natomiasttwojafirma...
Mówiąc,obliczałakorzyścimogącewyniknąćzobecnejstrategii.
Wybrałataktykęmówieniaopracyiwidziała,żetoHenry'egozaskoczyło.Gdybystanowiłatylkoobiekt
seksualnego podboju, Henry mógłby o niej zapomnieć. A w ten sposób utrzyma swoją przewagę i być
możeudajejsięwyprodukowaćfilm.
Henryroześmiałsiętymsamymśmiechem,którybyłtakprawdziwywfilmieoprezydencie.Byłszczeryi
Josie148
jeszczerazuświadomiłasobie,dlaczegojesttakpodziwiany.Przezwiększośćczasugrałsamegosiebie.
-Todośćbezpośrednieztwojejstrony.
-Wiem.Aledlaczegomamniebyćbezpośrednia?Mamdoświadczenieipotrzebujępracy.Ja...-Josie
urwała i spojrzała na podłogę. Myślała bardzo szybko. Wpadła na pewien pomysł, który pomógłby
związaćnadobrejejprzyszłośćzHenrym,jeżeliodważysięzagraćtąkartą.
-Tyco?-zapytałHenry.
-Rozstałamsięzmężem.
-Ojej.
-Jestnawetgorzej.-Josieprzybraławyrazsmutku.-Onmaraka.
-Przykromi-powiedziałHenrypokrótkimmilczeniu.
-Niepozwalamisięsobązaopiekować.Chybamakogośinnego.-
Josie spojrzała Henry'emu prosto w oczy. - Przestałam już udawać, że się tym nie przejmuję. Matka
powiedziała mi, że nie powinnam się nikomu do tego przyznawać. Że to wygląda, jakby mnie odtrącił.
Ale taka jest prawda i milczenie do niczego dobrego nie doprowadzi. Straciłam pracę i męża. Ty
stanowiszdlamnieszansęzaczęciawszystkiegoodpoczątku.
Zachowywałasię,jakbybyławytrąconazrównowagiiprzybrałaniepocieszonywyraztwarzy.-Byłomi
ciężkoirobię,comogę,żebysięztegowydobyć.
Jejmałeprzedstawienieodniosłoskutek-byławytrawnąaktorką.
Henryjejuwierzył,widaćtobyłopojegotwarzy.Wmyślachzawołała
„cięcie!"ispojrzałanastół,odgrywającemocjonalnyfinałsceny.
Henrybyłogłuszony.CałkowiciepomyliłsięnatematJosephine0'Leary,choćzwykledoskonaleznałsię
naludzkichcharakterach.
-Atwojarodzina?Przyjaciele?-zapytał.
149
-Wszyscysącudowni-odpowiedziała,powolipodnoszącgłowę.-
LeczrodzicemieszkająwPortland.Oczywiściepodtrzymująmnienaduchu,alemuszężyćdalej.
Kiedymówiła,Henryzbeształsięwduchuzamyślenie,żebyłazainteresowanaprzespaniemsięznim.
Prawdopodobniewcaleniemyślałaterazoseksie.Wyobrażałsobie,jakśpisama,przyciskającdopiersi
poduszkę,prześladowanamyślą,żeinnakobietaopiekujesięjejchorymmężem.
-Proszę.-Henrynapisałnaserwetcenumertelefonu.
-ZadzwońdoEsther.Uprzedzęją.Wszystkobędziedobrze.
-Dzięki.Dzięki.Jutrodoniejzadzwonię.
-Przepraszampana-kelnertrzymałwręcetelefon.
-Jestdopanatelefon.
-Amyślałem,żeudałomisięuciec...-powiedziałHenry.-Właśniedlategowyłączamkomórkę.Zaraz
wracam.
-Odszedłodstolikarazemzkelnerem.
Josieoparłasięnakrześleinajejustachpojawiłsięlekkiuśmiech.
Powstrzymałachęćwstania,wzięłakawałekchlebainapiłasięwina.
-Josephine,prawda?
Josieodwróciłasię.TessJohnson,dyrektorstudia,którajązlekceważyła.
- Tak - odpowiedziała Josie i nie mogąc się powstrzymać, ciągnęła dalej. - Przepraszam, nie
przypominamsobiepaninazwiska.
WrzeczywistościJosienietylkopamiętałajejnazwisko,wiedziałateż,żeTessostatnioawansowanona
wiceprezesawStudiuX,żebyłazSydneyipozowałanagodozdjęćswojemuostatniemuchłopakowi,
aktorowizeSzwecji.
-Tess.
Tess wiedziała, że Josie wszystko o niej wie, ale trzymała się scenariusza, tak jak miliony innych
hollywoodzkichgraczyodstulat.-
TessJohnson-wyciągnęłarękę.Josiepoliczyławmyślachdotrzech,zanimwyciągnęłaswoją.
150
Rozdziałszesnasty
Pakt, że przed wyjściem do pracy w środę rano Phillip wręczył jej bilety na premierę, musiał być
zrządzeniemlosu.
-Wiem,żeniebędziecisiępodobałatacałahollywoodzkaatmosfera,alegdybyśprzypadkiemchciała
przyłączyć się do mnie, Samanthy oraz około miliona innych ludzi i obejrzeć nowy film Antonellego,
maszmożliwość.
-Oczymjest?
- Wyobraź sobie Willy'ego Lomana jako starego prawnika, który traci wszystkich klientów. Widzowie
pokazówsondażowychbylizachwyceni.
Wszystkie studia w mieście odrzuciły scenariusz, a wtedy firma Antonellego rzuciła się na niego.
Podobnofilmjestniezły.Mamateżprzyjeżdżawnastępnypiąteknapremierę.Dzwoniładociebie?
-Nie.Anisłowaodmojejnadmierniezajętejciotki.Todośćniegrzecznekazaćkomuśprzejechaćcały
kraj,apotemczekaćsześćtygodninawyjawieniesekretu.Toniemożebyćnicważnego.
-Oczywiście,żemoże.Poprostunicniemożebyćważniejszeodniej.
Zarazwychodziłdopracy.-Notozkimpójdziesz?
-Zkimpójdę?
-Napremierę.
-A,faktycznie.-Carlawyjrzałaprzezoknozponurąminą.
-Niebędzieżadnegoproblemuzeznalezieniemchętnego.Wszyscymarzącyozrobieniukarierychcąiść.
Mamkogośznaleźć?
151
Carlaspojrzałananiegogroźnie.-Nie.
-Dobra.Chciałemtylkopomóc.
-Mogęchybaiśćsama?
-Jasne,zemożesz,jeślichcesz.
-Możepójdęsama.
-Chociaższkodazmarnowaćbilet.
-Dowidzenia-powiedziałaCarla,zamykajączanimdrzwi.
Wiedziała,żepowinnabyćpodnieconaperspektywąpremiery-ibyła-
alepodniecenienieomalprzyćmiewałlęk,żeniebędziemiałazkimpójść.Skończyłaczterdzieścijeden
lat.Czytouczuciekiedykolwieksięzmieni?
Przecieżchybamożeiśćsama?Toniczłego.
ZadałaNadinedokładnietosamopytanie,kiedyspotkałysięparęgodzinpóźniejnalunchuwrestauracji
onazwieUrthprzyMelroseAvenue.
-Idźsama,jeślichcesz-powiedziałaNadine.-Tosięprzydaje,szczególniejeślipracujeszwbiznesie,
bomożesznaprawdęspotkaćipoznaćróżnychludzi,iporozmawiaćznimi.Problemzaczynasiędopiero,
kiedyludzieuznają,żejesteśbeznadziejna,boprzyszłaśsama.
Siedziały na dworze, jedząc bułeczki z brukselką i orzechami włoskimi. Carla obserwowała balet
opalonychramionpodnoszącychiopuszczającychkubkizkawąpodparasolami.Niewidziałagłów,tylko
podkoszulkibezrękawów,koszule,koszulki.Niektóreramionabyłystare,postrzępione,oddzielającesię
odkościjakociekającykożuchzdjętyzmleka.Leczwiększośćbyłamłodaiichnieobowiązującystrój
niewspółgrałztematamirozmówwłaścicieli.Wszystkiedotyczyłyprzemysłufilmowego:„Myśleliśmy,
żetobyłobydobre,aleniezasiedemdziesiątmilionów"albo„Mamydobrereakcje,aleprzeniosątodo
bardziejmiejskiegośrodowiskaizrobiąwięcejtestów".
- Słuchaj, mam pomysł - powiedziała Nadine. - Podziękujesz mi później. W firmie już się zgodzili. -
Popijałalattezmiseczki.-Powinnaśpracowaćdlanas.
152
Carlaroześmiałasię.-Copowinnam?
-Powinnaśzemnąpracować.Znami.ZRolandemStarremiKirkiemGordonem,FirmąPijawka.
Carla utkwiła wzrok w twarzy Nadine. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Nagle stanęły jej
przed oczami wszystkie niezręczne aspekty ich znajomości - to, że to ona była starsza, że była kiedyś
szefowąNadine,żetoonapowinnaoferowaćjejpracę.
-Zdajesię,żestawkawynosiokołostudolarówzascenariusz.
Czytaszipiszeszrecenzję.Damycityle,iledaszradęprzeczytać.-
Nadineprzerwałanachwilę,jakbyniecozaniepokojona.-MaszgotoweCV,prawda?
Carlaprzytaknęła,ciągleniewiedząc,copowiedzieć.
-Toświetnie.-Nadineodchyliłasięnakrześle.
-Ale...
-Carla,tuniemasięcozastanawiać.Wpadłamnatenświetnypomysł,kiedypisałamkolejną,bylejaką
recenzję.Idealniesiędotegonadajesz.
Naprawdę.
-Ale...
-Aleco?Jakietumożebyć„ale"?
Próbując przekonać Carlę, Nadine widziała oczyma wyobraźni stertę scenariuszy, które mogłaby jej
przekazać. Była zmęczona pisaniem recenzji. Przyszedł czas, by sama Nadine zaczęła wchodzić po
drabinierozwoju.PrzekonałaRolandaStarra,żezasługujenaawans,któryonwkońcuzatwierdziłpod
warunkiem, że wszystkie scenariusze zostaną przeczytane. Zastępca szefa, chudy facet o kręconych
włosach, Gerry Simpson był wściekły, że Nadine poszła prosto do Rolanda, żeby wykłócić się o
asystentkę. Poinformował Nadine, że wszystkie prośby powinny przechodzić przez niego, a potem
ostrzegł ją ponurym tonem, że zlekceważyła hierarchię firmy na swoją zgubę. W odpowiedzi Nadine
uśmiechnęłasiętylkosłodkoipowiedziałamu,żebysięwyluzował.
-Będępracowaładlaciebie?-zapytałaCarla.
153
-Tak.Natowychodzi.Aleniemamowyożadnym„zdawaniurelacjiprzełożonemu".
Od przyjazdu Carla czuła nieodparty czar przemysłu rozrywkowego, który kusił ją jak kiść dużych
słodkichwinogron.
-Masztakąpoważnąminę-powiedziałaNadine.
-Zgadzamsię.Bardzochętnie.
-Miałamnadzieję,żesięzgodzisz.-Nadinesięgnęładotorby.
Możeszsiętymposłużyćjakowzorem.
WręczyłaCarlipokaźnyplikpapierów.
-Sześćscenariuszy,dwaprzykładyrecenzjiiwskazówki,jakpisaćsprawozdanierecenzenta.Tochyba
wszystko,cocibędziepotrzebne.
Czymogłabyśprzyjśćwpiątek?
Tobyłotakieproste.Carlaspędziłacałeżyciezawodowe,składającwfirmachpodaniaiżyciorysy,które
nieodzwierciedlałyjejumiejętności,ichodzącnarozmowy,podczasktórychczułasiętakniezręcznie,że
ogarniały ją mdłości. A teraz miała pracę - nie da się ukryć, że stanowisko było niskie i że miała
pracowaćzeswojąbyłaasystentką-alebędziemogłaczytaćiktośjejzatozapłaci.
Nadinewytłumaczyłajej,jakdojechaćnaterenstudia,wktórymmieścisięFirmaPijawka.Załatwijej
przepustkę. Carla obiecała, że przyjedzie w piątek o dziewiątej. Nadine powiedziała, że może przejąć
częśćjej„porcjiczytanianaweekend",czylistosówscenariuszypokrywającychpodłogębiurakażdego
hollywoodzkiego dyrektora, wśród których mógł się sprytnie ukrywać ten jedyny dowcipny i tętniący
życiem,mogącyzarobićmilionydolarówdlastudia.
W godzinę później, wracając do domu Phillipa, Carla żałowała, że nie może jej teraz zobaczyć cała
szóstkanowojorskichznajomych.Oddawnajużniemiałatylupowodówdoradości.
Wjechała na podjazd, nieomal zderzając się z Christopherem, który jechał na rowerze. Zraszacze były
włączoneipolewałytrawnikkrótkimi,lśniącymiłukamiwody.
154
-Cześć,przystojniaku!-zawołała.Christopherzahamował.Carlawyskoczyłazsamochodu.-Chodźze
mną!
Od czasów dzieciństwa nie przebiegała przez zraszacze. Wbiegła na trawnik i zaczęła zataczać kręgi.
Stawałasięcorazbardziejmokra.
Christopherprzyglądałsięzroweru.
-Mamybasen-powiedział.
-Spróbuj-odpowiedziaławesoło.-Tylkospróbuj.Christopheroparł
rowerogaraż.Stałprzezchwilęna
podjeździe,przyglądającsięciotcezprzygarbionymiramionamiinieodgadnionymwyrazemtwarzy.
-Wygłupiaszsię-powiedział.
-Niejestcigorąco?Wzruszyłramionami.
-Proszęcię-nalegała.
Christopher podszedł do Carli. Na głowie miał spiczasto zakończony, niebieski kask, ale kiedy woda
uderzyłagowpoliczki,zamknąłoczyiuśmiechnąłsię.
-Terazbiegnij-poleciłaCarlaipobiegliwprzeciwnychkierunkach.
-Carla!-krzyknęłaSamanthazwnętrzadomu.-Telefon!
Podeszła do drzwi wejściowych i zobaczyła, jak jej syn i kuzynka męża przebiegają trawnik pomiędzy
zraszaczamikompletnieprzemoczeni.
- Nagły wybuch niedojrzałości - wyjaśniła Carla, kiedy rozbawiona Samantha podała jej ręcznik.
Christopherzapytał,czymógłbyzaprosićkolegów,żebysięznimpobawilinatrawniku.Carlaminęłago
iweszładokuchni.Podniosłasłuchawkę.
-Halo?
-Carla?-zapytałmęskigłos.-Carla?MówiDavid.DavidStegner.
-David?
155
-Cześćtak.Dzwoniłaśdomnie.JesteśwLosAngeles?Cieszęsię,żejeszczecięzastałem.
Carlapowiesiłasobieręczniknaszyiiwyjrzałaprzezoknonazielonetrawnikiiidealnekalifornijskie
niebo.
-David-powtórzyła.
-Tak?
-Chcesziśćdokina?
Rozdziałsiedemnasty
PstherRodriguezRabinowitzbyłaniewysoka,natyleniewysoka,żektoś-pewienproducentzNowego
Yorku-przyznał,żeuważająza
„małą osóbkę". Miała długie, brązowe i bardzo delikatne włosy, ważyła około czterdziestu trzech
kilogramówiubierałasięprostoikosztownie.
Pracowała z Henrym Antonellim od dziewięciu lat. Zaczęła jako najniższej rangi recepcjonistka i
stopniowoawansowała,ażzostałajegopełnoprawnąpartnerkąwNJTF.
IchbiuromieściłosięwSantaMonica,wrezydencjiwhiszpańskimstylu.Władzemiejskiezgodziłysię
na wykorzystanie jej na siedzibę firmy. W oryginalnym budynku znajdowało się sześć sypialni i pięć
łazienek, lecz Henry i Esther utworzyli miejsca do pracy, gdzie tylko się dało, i całość stała się
wygodnym,obitymciemnąboazeriąipełnymmiękkichpoduszekisłońca„wspólnymdomem"dlaludzi
twórczych. Na ścianach wisiały dziecinne rysunki pomieszane z Lichtensteinami i Pollockami, gdzie
indziejprzypiętopinezkamikartkiznotatkami,anabiurkachinastarymstolejadalnymstałykomputery
ApplePowerBook.
Zachęcano pisarzy, żeby zamiast trzymać się z daleka od NJTF, spędzali w firmie tyle czasu, ile chcą.
Jedynymwarunkiembyłoto,żeEsthermusiichlubić,acoważniejsze-ufaćim.
Niektórzy konkurenci uważali Esther i Henry'ego za szaleńców, ale w ich szaleństwie była finansowa
metoda-przecieżspodziewalisięczegośpoludziach,którzykorzystalizichpomieszczeń.MisjaNJTF
opierałasięnazasadzie„spiraliidącej
156
w górę" wprowadzonej przez Esther, która przekonała Henry'ego, że za stosowaniem tej zasady
przemawia pojęcie ekonomiczne, które najłatwiej wyrazić liczbami, a mianowicie: zysk. Cztery lata
wcześniej,pootrzymaniustopniaMBAnakursachwieczorowychUniwersytetuKalifornijskiegowLos
Angeles i potwierdzeniu swoich podejrzeń, że szkoły biznesu najlepiej uczą, jak posługiwać się
tajemniczymi eufemi-zmami ekonomicznymi do opisania podstawowych zachowań ludzkich, Esther
powiedziała: - Henry, chodzi o to, że interesy muszą przynosić zyski. Przynoszą je, kiedy dostarczają
produktuposzukiwanegoprzezkonsumentów.Wshow-biznesiekonsumencidomagająsięproduktu
„rozrywkowego". Ludzie mają tendencję do tworzenia rozrywkowych produktów, kiedy pracują w
przyjemnym otoczeniu. Nie lubią pracować na czas, nie chcą płacić za każdą przesyłkę Federal
ExpressemdorodzicówwMissouri,niechcą,żebyktośniminakażdymkrokukierował.
-Toznaczy,żemybędziemypłacićzaichrozmowytelefoniczneiFedexy?Mójojcieczawszewiedział,
ilewydaje,codogrosza.
- To dobrze, że wiedział. Może dzięki temu się dorobił. Ale popatrz na to w skali makro - powtórzyła
Esther.-Itak,oczywiście„makro"tojedenzterminówzeszkołybiznesu.Zastanówsię.Jakdużomoże
nas kosztować nawet najbardziej bezczelny człowiek, który naprawdę wykorzysta naszą dobrą wolę?
Tysiącdolarów?Dwa?Zastanówsię.Potencjalnyzyskzfilmunapodstawiescenariuszanapisanegoalbo
znalezionego przez jednego z nich to liczba co najmniej sześciocyfrowa, jak dobrze pójdzie, nawet
większa. Dodatkowa korzyść jest taka, że lubią tu być, chcą codziennie przychodzić do pracy, bo nie
wywieramy na nich presji, bo są dobrze traktowani, bo nie są rozliczani z każdego grosza, wręcz
przeciwnie:usuwamywszelkiemożliweprzeszkodywichpracy.
Niemogąnarzekać,bosązadowoleni,mają
157
uczciwy system premii, pełne ubezpieczenie zdrowotne i jeżeli co pewien czas chcą wysłać Fedexem
paczkę do Topeka w Kansas, nam nawet nie drgnie powieka. Mogą być tak twórczy, jak chcą, a my
korzystamy-mamylepszyproduktimożliwośćzarobieniasetektysięcydolarów,bosązadowoleniinie
uciekajądokonkurencji.Spiralaidącawgórę.Nierozumiem,dlaczegowięcejfirmjejniestosuje.
Henry uśmiechnął się. - Nie wiem, o czym ty mówisz. Ale ty za to odpowiadasz. Tylko nie szastaj
pieniędzmi.
-Ufajludziom,aonizaufajątobie.
-Esther,osobahumanitarna.
- Esther, osoba znająca się na ludziach - odpowiedziała. Spirala idąca w górę sprawdziła się. Tutaj
powstałytrzy
zczterechfilmów,któreprzyniosływciąguostatnichtrzechlatnajwiększezyskiwHollywooditylkow
jednymznichgrałHenry.
Pozostałezostałynapisaneiwyreżyserowaneprzeznieznanetalenty,którewdarłysiępomiędzyfilmyz
wielkichstudiówizarobiłymilionydolarów.NJTFostatniopodpisałotrzyletniodnawialnykontraktze
StudiemX.Estherzostałajednymznajbardziejcenionychproducentówwmieście,aHenrymógłdodać
doswegonazwiskabardzopopularnemyślniki-HenryAntonelli,aktor-reżyser-producent.
Esther nie spoczęła na laurach. Wiedziała, że los ją obdarzył jedną szczególną umiejętnością. Nie była
bardzopiękna,bardzomądraanibardzoutalentowana,aleinstynktownieumiałasiępoznaćnadobrej
„fabule".
„Fabulejakorozciągliwym,plastycznymmateriale,jakokolorowympłótniewielkimjaknamiotcyrkowy,
albo zwartej i treściwej, jak stalowoszary cienki pasek metalu. Fabule, która przyciągała jak
McDonald's, która mogła być wysublimowana jak idealna perła w ostrydze na dnie morza. Fabule
mogącej ulec zniszczeniu wskutek jednej, fałszywej nuty nadmiernej pewności siebie lub
nieodwracalnemuuszkodzeniuzpowodu
158
zbytwielukrawców.Estherniespodziewałasię,żebędzietakbiegławoceniescenariuszy.Zaczęłaje
czytaćwielelattemu,kiedyjejgłównapracapolegałanamówieniu:„NTJF,czymmogęsłużyć?",iwcale
niebyłapewnaswoichumiejętności.
Ale po przeczytaniu ponad pięciu tysięcy propozycji, po napisaniu tylu recenzji, że potrafiła stworzyć
jednąwciągugodziny,Esther-
skądinądskromnaimiłaosoba-zescenariuszemwrękubyłarówniepewnasiebiejakMichaelJordanz
piłkądokoszykówki.
Kiedy Esther Rodriguez Rabinowitz nie spędzała czasu z mężem, Aramem, ze swoimi bliźniaczkami,
Laura i Lisą, albo w pracy w NJTF, zajmowała się pisaniem. Wydała pod pseudonimem E.R. Robin
cztery powieści i wszystkie zostały dobrze przyjęte przez krytyków. Żadna nie dostała się na listę
bestsellerów-jejmążżartował,żejeżelibędzienadalnadawałaswoimpowieściomezoterycznetytuły
jak Zmierzch Macallistera czy Groteski, trafią jedynie do ciemnych i zatęchłych bibliotek - ale
szanowanemagazynyliterackiezachwycałysię
„pomysłowością"i„oryginalnymstylem"E.R.Robin.
NawetHenryniezostałdopuszczonydotajemnicy.Pierwsząksiążkęnapisałanieomaldlażartuidałado
przeczytaniajednejzeswoichnajlepszychprzyjaciółek-agentce.
Agentka z przyjaciółka imieniem Lee, kobieta o wielu zain-teresowaniach: od prawdziwych historii o
życiuzHughHefneremdokomercyjnychpowieściokobietachpogrążonychwżalu,byłapodwrażeniem
i namawiała ją do dalszego pisania. Esther posłuchała i w rezultacie E.R. Robin stał się jednym z
czołowychpisarzy,mimożeniktniewiedział,kimjest.Pisałarano,kiedybliźniaczkibyływszkole,iw
weekendy,jeślimiałaczas.
Wkrótce zaczęły się telefony z Hollywood. Lee powiedziała, że po ukazaniu się najnowszej powieści
Esther,Sekretymoichprzyjaciół,byłoszesnaścietelefonówodagentówime-159
nedżerówhollywoodzkich.WszyscybłagaliospotkanieztajemniczymE.R.Robinem,pragnącpomócw
stworzeniufilmunapodstawiejegopowieści.
Lecz Esther odmówiła. Postanowiła, że do czasu napisania czegoś, czemu twórczo posłuży adaptacja
filmowa,będziemilczałaiczerpałaenergięzpodwójnejroliwprzemyślerozrywkowym.Cieszyłoją,że
ma opinię zawsze opanowanej partnerki w firmie Henry'ego i podobało jej się, że zdobyła grono
inteligentnych czytelników. Była też dumna z NJTF, nowatorskiego miejsca pracy, które osiągnęło taką
ważnąpozycjęwHollywood.
Natomiastserdecznienienawidziłabezwstydnieambitnychchamów,którzystanowilitakwielkączęśćtej
hollywoodzkiej machiny. Dała upust swej niechęci nawet na ścianach pomieszczeń NJTF, zamawiając
tablicęzlistązasadobowiązującychwfirmie:
1.Zachowajczystość.
2.Szanujinnych.
3.Bądźotwarty.
Zasadyteobowiązywaływszystkich:pisarzy,którzyniemielizobowiązańkontraktowychwstosunkudo
NJTF,ipracowników,którzyjemieli.ZazwyczajHenryiEstherwspólnieustalali,ktobędziepracował
wfirmie.Henryuparłsię,żeNJTFmusizatrudnićprzynajmniejkilkarekinów,podwarunkiem,żebędą
to „humanitarne rekiny" (to, że powiedział to z poważną miną, zrobiło na Esther duże wrażenie, miała
ochotę wybuchnąć śmiechem). Lecz w końcu ją przekonał. Przyda się wśród pracowników kilku
bezwzględnychludzi,żebyfirmabyłaświadomamachinacjiZłegoHollywood,któregoobojechcielisię
wystrzegać.
Heather Kavakos była pierwszą osobą zatrudnioną jako rekin: w oczywisty sposób ambitna, Heather
miałastosunkiwprzemyślefilmowymdziękirodzinie,awśródjejbliskichprzyjaciółbyłoconajmniej
trojenajlepiejopłacanychaktorówiaktorekhollywoodzkich.
160
EstherniepowiedziałategoHenry'emu,alebyłaprzekonana,że
„humanitaryzm" Heather krył się gdzieś pomiędzy jej silikonowymi piersiami i przemyślanym
zaabsorbowaniem sobą. Musiała jednak przyznać, że układy Heather czasem pomagały im nawiązać
bezpośredniekontakty.
Udało jej się za to przekonać Henry'ego i zatrudnić swego osobistego faworyta, Danny'ego Cohena,
byłego agenta, który każdego przegadał i uwielbiał być częścią ścisłego kręgu najlepiej
poinformowanych ludzi w Hollywood: Esther, kochanie, nie żartuj, mnie chodzi o gigantyczny film,
najgrubszerybywmieściemówiąotymscenariuszu.Byłprzystojny,czarującyimiałwyczucie.Esther
powtarzała Henry'emu, że kiedy w końcu zda sobie sprawę, że nie musi być pełen szacunku dla
przeciętniaków, którzy stanowili większość hollywoodzkiej maszynerii, nikt nie będzie w stanie go
pobić.EstherpowiedziałatoteżDanny'emu,któryzgodziłsięznią,dopewnegostopnia.Jegoodpowiedź
byłatypowąmieszankąpokory,pochlebstwaiuników:Maszrację,wiesz,maszrację.
CotakichłopakzNewRochellejakjamożewiedzieć?Tybędzieszrządziłatymmiastem,Esther.Mówię
ci,tyjesteśprawdziwymzawodowcem.
Byli też inni. Znakomita większość pracowników NJTF przestrzegała zasad Esther. Ale kiedy Josie
0'Learypojawiłasięwdrzwiachzprzyklejonymuśmiechemnatwarzy,Esthernatychmiastzrozumiała,że
Henryprzyjąłdopracykolejnegorekina.
Powiedział jej, że Josie jest inteligentna, ma nosa do materiału i chorego na raka męża, z którym nie
mieszka.Jestambitna,alenapewnoposiadajakąśludzkącechę,którąEstherdostrzeże,kiedypozbędzie
sięuprzedzeń.
EstherprzyjrzałasięJosiebadawczozzabiurkaizesztywniała.Jeżelitakobietaposiadałaludzkiecechy,
musiałybyćzamrożoneiukryte,iwyjdąnaświatłodziennedopiero,kiedybędziestaruszkąnaRancho
Mirage,grającąwtenisa
161
i dającą napiwki w wysokości dokładnie trzynastu procent. Ale trzeba jej było przyznać, że nie
zachowujesięarogancko.
-Kiedymogęzacząć?-zapytała.
-Przepraszam?-Estherwstała.
-Czymogęzacząćodponiedziałku?Chcępracować.Muszępracować.
Esther zrobiła krok do tyłu, przyglądając się Josie. Jej bluzka była rozpięta aż do mostka i widać było
czarnystanik.
-Togodnepodziwu,ale...
-Nierozumiesz.Jaumieramzniecierpliwości.
-Henrymówił,żebyćmożezaproponujesznamscenariusz?
Josie przycisnęła do siebie torebkę. Pomyślała o wszystkich pisarzach świata, którzy nie mieli dostępu
do Hollywood, ludziach, którzy nie mogli tak po prostu wręczyć scenariusza wpływowemu
producentowi.
A oto ona, Josie 0'Leary, za chwilę ma dać Esther Rodriguez Rabinowitz scenariusz Misia, który
uratował Boże Narodzenie. Joshua King powinien teraz zapalać w domu świeczki, modląc się przed
ołtarzemJosie0'Leary.
-Jesteśwłaścicielkąpraw?
-Tak-odpowiedziałaJosie.
Skłamałabeztrudu,choćpoczułauciskwżołądku.Joshua
„zapomniał" podpisać kontrakt przy trzech różnych okazjach. Zawsze miał jakiś pretekst, ale Josie
zaczęłasięzastanawiać,czyspecjalnietegonieodwleka.
-Przeczytamwweekend-powiedziałaEsther.-Powiedzmi,czymsięzajmujesz?
-Czymsięzajmuję?
-Czymsięzajmujesz.Chodzimioto,colubiszrobić.Jesteśpisarką?
Reżyserem? Czy chciałabyś zostać producentem? Czy kiedyś już coś wyprodukowałaś? Ten biznes jest
pełenludzi,którzylubiąstrefypośrednie,iobojezHenrym
162
szczycimy się tym, że próbujemy dokładnie zrozumieć aspiracje pracowników. To także pomocne dla
ciebie. Jeżeli na przykład chcesz zostać scenarzystką, możemy ci w tym pomóc, jeśli będziesz dla na
pracować-przerwała.-Lubimywiedzieć,jakieludziemająpredylekcje,zanimdonasdołączą.
Josiebyłapewna,żeEsthertraktujejązgóry,czując,żesąrywalkamiowzględyHenry'ego.Josienieda
sięsprowokować.Uśmiechnęłasięzudawanymluzem.
-Zajmujęsięwszystkim.
Estherprzezchwilęgapiłasięnaniąwmilczeniu.-Tak,oczywiście,żetak.-Odwróciłasięiwyjęłaz
szafkinaścianietrzyscenariusze.-
Możenapiszeszmirecenzjetychtrzechnajutroizobaczymycodalej.
Josie wzięła scenariusze. Policzyła do dziesięciu. Wzięła głęboki oddech, a potem bardzo dobitnie
wyraziłaswojeuczucianatematpisaniarecenzji.
-Esther,niechcębyćniegrzeczna,alejajużprzekroczyłametappisaniarecenzji.
GdybyEstherniebyłaznaturyuprzejma,pewniebyziewnęła.PozyJosienudziłyją.
-Jeżelichceszmniesprawdzić,proszębardzo,napiszęjedną-
ciągnęłaJosie.-Aleniejestemdziewczynąodrozwojuscenariuszy,przykromi.
Esther słyszała od samego Wallace'a Pickeringa, że Josie nie była dziewczyną od rozwoju głównie
dlatego,żeodmawiałauznania
„rozwoju",toznaczyprocesuopracowaniascenariusza,zaważny.
- Tak jak powiedziałam - ciągnęła Josie. - Napiszę recenzję tym razem. Ale nie jestem kimś, komu
sprawiasatysfakcjęnapisaniedobregowypracowaniaoksiążce.
-Dlanasrecenzjascenariuszajestbyćmożenajważniejszymelementemprocesu.
-Nieżartuj.-Josieprzewróciłaoczami.-Jestemtunieoddzisiaj.
163
-Cowolałabyśrobićzamiastpisaniarecenzji?
-Wszystkojedno.Cokolwiek,comaznaczenie.Produkcja,spotkaniadotyczącescenariusza,casting...
-Notak.Rozumiem-powiedziałaEstherzuśmiechem.
Josie czuła ukrytą kpinę i też uśmiechnęła się w odpowiedzi. Było jej żal Esther, takiej niskiej, takiej
zwyczajnej, tak oddanej nudnemu światu scenariuszy i „rozwoju", że nie dostrzegała (albo nie chciała
dostrzec),iżwHollywoodliczysięprodukcjafilmu,spotkania,kontakty,przyjęcia.
Całaresztatopozbawionaznaczeniagraogrosikidlanieśmiałychigrzecznychkobiet.
-Proszę-powiedziałaJosie,wręczającEstherscenariuszMisia.-
Pisarzjestwsiódmymniebie.KiedywymieniłamnazwiskoHenry'ego,prawiepodskoczyłzradości.
To też było kłamstwo, ponieważ antena Josie wyczuła niebezpieczeństwo i ostrzegła ją, że lepiej nie
wspominaćoHenrym.
Joshua rzucił się w wir nocnego życia Hollywoodu. Przeprowadził się do byle jakiego, ale modnego
bloku Le Deluxe w Hancock Park, gdzie mieszkało co najmniej dwóch drugorzędnych aktorów. Teraz
jednakzastanawiałasięnadużyciemHenry'egojakoprzynęty,żebygozmusićdopodpisaniakontraktów.
-Dziękuję-powiedziałaEsther.-Zprzyjemnościąprzeczytam.
Josierozejrzałasiępopokoju,wktórymstały.PrzypominałjejstaryzagraconygabinetMike'a.-Gdzie
będęsiedzieć?
-Chodziciobiurko?
-Tak.
EstherwskazałafotelprzykanapieShabbyChic.-Możetam?
-Gdzie?-JosiespojrzaławkierunkuwskazanymprzezEsther.
-Przezpierwszymiesiącmożeszsiedzieć,gdziechcesz.Innipracownicymająprzydzielone„biura",ale
wybralije164
podwumiesięcznymokresieaklimatyzacji,kiedyprzekonalisię,gdzieimjestnajwygodniej.
-Acoztelefonami?Faksami?Komputerem,internetem?
-Sąwszędzie.-Estherpokazałagestem.-Używamywszystkiegowspólnie.
-Wspólnie?
-Tak.
-Notak-powiedziałaJosieizaczęłasięprzechadzaćpopokoju.-Todośćniekonwencjonalne.
-Tak,twórczośćjestniekonwencjonalna.
-Notak.Ajakabędziemojapensja?
-Przepraszam?
-NierozmawiałamzHenrymowynagrodzeniu.
-Jateżnie.
-Zkimpowinnamotymrozmawiać?Ztobą?
-Nocóż,przedstawięcinasząofertę-powiedziałaEsther.-
Zazwyczajkażdyzaczynaunasodczterdziestupięciutysięcydolarówroczniepluspełneubezpieczenie
zdrowotne.
-Jatakniemogę.
-Czegoniemożesz?
-Czterdzieścipięćtysięcyrocznieminieodpowiada.Tobieteżniebędzieodpowiadało,ponieważchyba
mnieniedoceniasz.Uważam,żestotysięcybyłobyfair.
-Nocóż,wtakimraziepowinnaśznaleźćkogoś,ktocitylezapłaci.
-Janaprawdęniechcęnegocjować.Chcętylkozacząćpracować.
-Toniesąnegocjacje.Panujeunasnieomalkomunizm.Każdyzaczynaodczterdziestupięciutysięcy,a
potem co miesiąc robimy weryfikację. Jeżeli oboje z Henrym zdecydujemy, że ktoś zasługuje na
podwyżkę, to ją dajemy. Po roku, jeżeli przyniesiesz do firmy jakąś propozycję, rozmawiamy o
odpowiednimpodzialeostatecznegozysku.
165
- Czterdzieści pięć tysięcy? - powiedziała Josie. - W ciągu pierwszego roku w Y & W zarobiłam trzy
razytyle.
-Decyzjanależydociebie.Zastanówsięspokojnie.Josiechodziławroztargnieniupopokoju.Zajrzała
zadwoje
drzwi i ujrzała tu i tam różnych ludzi. Niektórych w dżinsach i podkoszulkach, innych w sportowych
koszulach, kobiety w modnych, kosztownych spódnicach. Jeden z mężczyzn wplótł dzwoneczki w gęstą
brodę.Byłateżkobietazwymyślnymsiwympasemkiemwczarnychwłosachnadczołem.Chłopiec,na
okodwunastoletni,grałnakomputerze.
Była przerażona, ale nie pokaże tego po sobie. Spodziewała się, że twórczy sabat Henry'ego będzie
odbiciemspołeczeństwa,wktórymzatriumfował.Jejdawnąkancelarięprawnąurządzonopowściągliwie
inasrebrno.Nawetpodziemnyparkingozdabiałycenionewświeciedziełasztuki.BiurofirmyHenry'ego
byłonędzneispecjalniezostałotakurządzone.Wnętrzezdawałosięzaniedbaneiludziewyglądali,jakby
pracowalidlaMicrosoftu,nieNJTF.
UsiadłaispojrzałanastojącąwproguEsther.Oszacowałajejlevisy501,małybiałypodkoszulek,cienki
skórzanypasek,sandałyodJPTod.
Wyglądała szykownie, zgodnie z panującymi w Los Angeles standardami, ale i to nie zgadzało się z
oczekiwaniamiJosie.Widywaładyrektorów,araczejdy-rektorkinajwiększychfirmprodukcyjnych.
EstherRodriguezRabinowitz,znanaicenionaprzeztakichludzi,jakSethLevin,mentorJosie,wniczym
ichnieprzypominała.
LeczHenryAntonellitozawszejednakHenryAntonelli.Aonaniemiałapracy.PodeszładoEsther.
-Zgadzamsię-powiedziała.
Estherskrzywiłasię.Miałanadzieję,żepensjazniechęciJosiedoprzyjęciaofertyHenry'ego,aleonsam
musiałbyćzbytwielkimmagnesemiEstherniemogłagoprzebić.Zauważyła,żeJosieniemanapalcu
obrączki.-Henrymówił,żetwójmążjestchory.
166
-Och-Josieprzerwała.-Tak,jestchory.Dzięki,żepytasz.
Esther chciała zobaczyć, czy Josie podzieli się z nią dodatkowymi informacjami, ale Josie milczała.
Podeszładokrzesłazszerokimoparciemiusiadła.NastolikuobokleżałkomputerPowerBookG4.Josie
zerknęłanaEsther,którajejsięprzyglądała.
-Słuchaj,Esther...
-Tak?
-CzymogłabyśmizałatwićdwabiletynapremieręHenry'ego?
Słyszałam,żefilmosiągnąłświetnewynikiwsondażachiHenryjestwnimpoprostubajeczny.
Esther nie zdziwiła prośba Josie. Zaskoczyło ją jedynie, że tak przedsiębiorcza kobieta jeszcze nie
zdobyłabiletów.
- Zobaczę, co da się zrobić - odpowiedziała, już planując, że załatwi bilety w tyle sali, obok miejsc
promocyjnych rozprowadzanych przez stacje radiowe i jako nagrody w losowaniach. Wiedziała, że dla
kobietytypuJosiejedynąrzeczągorsząodnieotrzymaniazaproszenianawielkąpremierębyłopójściei
odkrycie,żemanajgorszemiejscanasali.
Josie nie zastanawiała się teraz nad miejscami, a nad swoją przyszłością. Wszystko się tak idealnie
układało:NJTF,Henry,Miś.
SzczytjejosobistegoEverestubyłtakbliski,apowietrzenanimtakdoskonałe,żejużczułajegozapach.
Trzebatylkotrochęwięcejczasuitrochęwięcejwysiłku.Alewszystkobyłowzasięguręki.
167
Rozdziałosiemnasty
Bo szczerze mówiąc, telefon do ciebie nie był pierwszą i najważniejszą rzeczą, jaką się zająłem po
dopięciu m i li o n o w e g o i n t er es u - wrzeszczał Gerry Simpson w swoim gabinecie w Firmie
Pijawka.-Niemyślałemsobie:niechnotylkozałatwięmilionowykontraktzestacjątelewizyjną,apotem
odrazubioręnotesidzwoniędonajmniejważnejosoby.
Carlasłyszała,comówi,iwzdrygnęłasięnerwowo,gdyrzucił
słuchawkę.Wzeszłypiątek,pierwszegodniawpracy,powitałjąupomnieniem:„Pamiętaj,żejesteśtu
najniżej postawioną osobą. Liczysz się mniej niż asystentki, niż recepcjonistka". Od tego czasu unikała
go,kiedytylkomogła,choćjegogabinetznajdowałsięopółtorametraodjejboksu.Zainstalowałasięw
niewielkiejprzestrzeninaprzeciwpokojuNadine.Miałakomputer,telefonitylescenariuszy,ilebyław
stanie przeczytać i zrecenzować. W pierwszym tygodniu podobno pobiła jakiś rekord, przeczytawszy
trzydzieścisiedem.Nakońcukażdegoraportubyłomiejscenakomentarzitam,oileczuła,żescenariusz
na to zasługuje, mogła dać upust swoim tendencjom krytycznym, mieszając go z błotem (niestety
większość na to zasługiwała, łącznie ze scenariuszem zatytułowanym Życie to nie pizza autorstwa
niejakiejCaseyCortellessy).
W biurze Firmy Pijawka lub FP, jak nazywano ją w biznesie, dziewczyny od rozwoju, jak Carla,
siedziały przed gabinetami pracowników w otwartych boksach. Na stolikach do kawy mieniły się
koloramikompozycjekwiatowe,obok
168
„Gotham" i „L.A. Magazine" leżały otwarte „ Variety" i „The Hollywood Reporter". Wnętrze
udekorowanowsrebrzeiczerni,tylkogdzieniegdzienaszarychścianachwidniałanieregularnafioletowa
smuga.Wszystkieasystentkimiałypodwadzieściaparęlatinosiłyidentycznesłuchawkinawłosachw
atrakcyjnym nieładzie. Nadine dostała własny gabinet, ponieważ zapytała Rolanda, czy mogłaby zająć
pewienniewykorzystanypokój.Gerrydostałszałuitwierdził,żektoś,ktodopierozaczyna,niezasługuje
na własny gabinet, lecz Nadine obstawała przy swoim i Roland przychylił się do jej prośby. Walka
międzyNadineaGerrymnieustawałainaoczachCarliprzeradzałasięwzażartąnienawiść.
-PanS.zarządziłzebranie-warknąłgłoswinterkomieCarli.-Salakonferencyjnazadziesięćminut.
ByłatorecepcjonistkaimieniemMagda,zktórą,jakgłosiłyplotki,Rolandromansowałpodnieobecność
żony. Jej głos brzmiał jak głos Jamesa Earla Jonesa w roli Dartha Vadera i mimo jej seksownego
wyglądu,zakażdymrazemkiedysięodzywała,Carlamiaławrażenie,żeMagdanamawiajądozostania
klientkąfirmytelefonicznejVerizon.
Carladołączyładoinnychsiedzącychjużwokół
kasztanowobrązowegoowalnegostołulśniącegowświetlelampy.
Szybkoznalazławolnekrzesło,chcąckoniecznieukryćpodstołembuty,zanimzauważyjeMagdaiinne
recepcjonistki.Młodszekobietyprawiesiędoniejnieodzywały,akiedycośmówiły,zazwyczajbyłyto
sugestienatemattego,gdziepowinnakupowaćubrania.
Gerry Simpson wszedł do pokoju z Rolandem Starrem ubranym w niebieską koszulę z tak sztywnej
bawełny,żedałabysięchybapostawić.
WsunąłjąstaranniewsportowespodnieodArmaniego.Byłwysokiiniezbytdobrzezbudowany.Ciemne
włosyprzygładzałnabok.Wąskieramionasprawiaływrażeniesłabych,choćRolandbardzosięstarał
wyglądaćarystokratycznie.
169
-Mówiętozcałąpowagą.-powiedział-Efektywaszejpracyostatnioprzynosząnamwstyd.
Wszyscy zamilkli. Magda odsunęła krzesło od stołu, Carla pochyliła głowę i zaczęła coś bazgrać w
notesie.Zawszerobiłarysunkikonferencyjne.
-Przynosząwstyd-ciągnąłRolandzłowieszczoicicho.
-GdybynieniezmordowanyGerry,wątpię,czywogólepra-cowalibyśmynadjakimśprojektem.
Odwrócił się do Nadine. - Nadine, ty niedawno awansowałaś. Czy dostaliśmy scenariusz od Shepa
Adamsa?
Rolandmówiłoscenariuszuthrillera,którzyzostałniedawnozłożonywgłównychfirmachprodukcyjnych
i studiach w mieście. Był to tak zwany film drogi: fabuła wiodła z Houston w Teksasie do pustyń
Nowego Meksyku i w jednej ze scen szereg szkieletów strzelał z uzi do transseksual-nych potworów i
szukającegocelustudenta.
-Dostaliśmy-odparłaNadine.-Alejachcęgoodrzucić.
-Wszystkiestudiaoniegowalczą-powiedziałRoland.
- Gerry mówi, że to mógłby być dobry film dla nas. Nadine spojrzała na Gerry'ego. - To niedobry
scenariusz.
-Pomysłjestświetny-odpowiedziałGerry.-Podziękujemyscenarzystomizatrudnimyinnych,którzygo
przerobią.
- Nie pamiętam dokładnie, ale zdaje mi się, że w tym jednym scenariuszu zostaje zabitych czterysta
dwanaścieosóbitrzypsy-odpaliłaNadine.
-Humorjesttrochęzwariowany-powiedziałGerry
-imasurrealistycznywydźwięk,więcteśmiercinierobiąwielkiegowrażenia.
-Mamygoczynie?-zapytałRoland.
-Tak-odparłaNadine.-Chceszzłożyćofertę?
-Owszem.AlepoproszęotoGerry'ego.Zdajesię,żetyniejesteśdotegoprzekonana.Jemumożesię
udagozdobyć.
Roland wstał i zaczął powoli obchodzić stół. - Wszyscy jesteście wyjątkowi. Każde z was. Jestem
przekonany,że170
przyjdzie dzień, kiedy ja będę pracował d la wa s . - Przerwał, a po chwili ciągnął dalej władczym
tonem:-Alejeżeliniebędziemysięrzucaćnanowymateriałkrążącypomieścieijeżelinieudanamsię
poszerzyćnaszychtwórczychparametrów,wcelupowiększeniaskalinaszychprzedsięwzięć,ijeżelinie
będziemy realizować projektów z prędkością dźwięku i światła, rozlecimy się na kawałki w katakliz-
motrofalnysposób.
-Maszabsolutnąrację-powiedziałGerry.
CarlaiNadinespojrzałynasiebieprzezstół.Carlabezgłośniepowtórzyła:„kataklizmotrofalny"?
-Jesteśmyfirmąprodukcyjną.Robimyfilmy.Jesteśmyinni.Jesteśmylepsi-mówiłRoland,ajegogłos
stawałsięcorazbardziejpiskliwy.-
Jesteśmytwórczyidumni.Patrzymytygrysowiprostowoczyijesteśmygotowinawyzwania.Wszyscyw
mieściepragnąnaszejśmierci.Musimyichpodbić,musimyzwycięcestwić-uśmiechnąłsięanielsko.
-Musimyszybkoznajdowaćscenariusze,zdobywaćjedlafirmyizmieniaćwdoskonałefilmy,zktórych
słyniemy.
Nikt nie wspomniał o fakcie, że jak dotąd FP zrobiła jeden film, będący przeróbką komedii z lat
siedemdziesiątych.
-Aletoniewszystko-ciągnąłRoland.-Mamdlawasprzykładdoprzemyślenia.-Przeszedłzaplecami
Nadine.
-WtenweekendwejdzienaekranyfilmOstatniobrońcaiprzewidujesię,żeodniesieogromnysukces.-
Skrzyżowałręcenapiersiiuśmiechnął
sięironicznie.-Mieliśmytenscenariusz.Mieliśmygowrękach.
Prowadziliśmynegocjacjezestudiem,byliśmygotowidoprodukcjifilmu,alepotemzpowoduHenry'ego
Antonellego,EstherRodriguezRabinowitziagentaAntonellego,EddiegoClevelanda,naglewypadliśmy
zkonkurencji.
Położyłręcenaramionachosoby,któraakuratsiedziałaprzednim.
ByłatoCarla.Instynktowniezasłoniłasobieustadłonią,żebyniepowiedziećczegośniepotrzebnego.
171
-Wypadliśmyzkonkurencji-powtórzył,zdjąłręcezramionCarliiznówruszyłdookołapokoju.Carla
wyprostowałasięzulgą.
- Coś takiego nie może się nigdy więcej zdarzyć. Będziemy konkurować z innymi energicznie i
dominacyjnieokażdywartościowyscenariusz.-Rolandwróciłdoszczytustołu.Jegogłosprzerodziłsię
w cichy pomruk przypominający hipnotyczne mamrotanie przywódcy kultu. - Powtarzajcie za mną.
Jesteśmytwórczy.Jesteśmyinni.Jesteśmy-
wyciągnąłprzedsiebieręce,jakksiądzdochodzącydokońcakazania-
jesteśmylepsi.
CarlaiNadinewymieniłyspojrzenia.Tylkoonedwienieskandowaływrazzewszystkimi.
Rolandprzestałmówićispojrzałnapodłogę.-Proszę,zastanówmysięprzezchwilęnadtym,żeto,co
robimy, nie bójmy się użyć tych słów, wpływa na to miasto, ale także, być może to zbyt śmiałe
przypuszczenie,alebyćmożetakżenacałąKalifornię.
Wmilczeniuwyszedłzpokoju.
-Czymówiłpoważnie?-wyszeptałaCarladoosobysiedzącejobok.
Była to kobieta, która po przeprowadzeniu się do Kalifornii z Baltimore zmieniła imię na Rilke.
SpojrzałanaCarlęjadowicie.
- Co właściwie chcesz przez to powiedzieć? - zapytała groźnie. Carla wycofała się. - Nic, po prostu
pytam,czyzawszejesttakipoważny.
-Nocóż,kiedysprawiamyzawódkomuśtakiemujakRoland,powinniśmytopotraktowaćpoważnie.
NadinepodeszładoCarli.-Tobytżart,prawda?-zapytałaCarla.
-Onztegosłynie-odpowiedziałaNadine.Gerryprzepychałsięzanimi.
-Niemogęwtouwierzyć.Czytacyludzienaprawdęwierząwto,comówią?
172
-Tak.MazasobągwiazdęwpostaciKirka,więcjestnietykalny.Narazie-powiedziałaNadine.-Ale
jest pewien problem. Roland myśli, że jest kreatywny. A nie jest. To skąpy sukinsyn, któremu zależy
jedynienarobieniupieniędzybezwzględunato,ileględziotwórczejwspólnocie.
Niejestwstaniepoznaćsięnadobrymscenariuszu,choćbymiałgoprzednosem.Tożałosne.
Wpokojuniebyłonikogopozanimidwiema.-Muszęsięwielenauczyć-powiedziałaCarla.Niemogła
siędoczekać,kiedyopowiePhillipowiodniuspędzonymwpracy.OdjejpierwszegodniawFP
Phillipwypytywał,chcącsięwięcejdowiedziećofirmie.Dotejpory,zniewielkimwyjątkiemtelefonów
Gerry'ego,niemiaładlaniegożadnychinteresującychopowieści.
-Noiznalazłaśkogoś,zkimpójdziesznapremieręOstatniegoobrońcy?-zapytałaNadine.
Carlaskinęłagłową.-DavidaStegnera.
Nadineodchyliłagłowę,jakbyniewierzyławłasnymuszom.-ChodziciotegosamegoDavidaStegnera,
naktórymcizależałojeszczewczasach,kiedymieszkałamwNowymJorku?
-Tak.-Carlaniemogłapowstrzymaćuśmiechu.-Tak.
- Och, Carla, przez tyle lat! Baw się dobrze. Gwarantuję ci, że jeżeli spotkasz tam Rolanda albo
Gerry'ego, na pewno przykleją się do Antonellego i Esther, powtarzając, jacy są świetni, choć gardzą
nimizcałegoserca.
-Powiedzmipoważnie:czyRolandnaprawdęporuszasiętuwnajwyższychsferach?-zapytałaCarla.-
Naprawdę?Tonieżart?
-Absolutnaprawda.Jegopartnerwfirmiezarabiatrzydzieścimilionówzafilm.
-Trzydzieści?Myślałam,żedwadzieściapięćjestgranicą.Nadinepodeszładodrzwi.-Ktośsięnaczytał
prasyoprzemyślefilmowym.
173
Carlaposzłazanią.Zaczęłacodziennieczytaćprasęhollywoodzkąoddeskidodeski.Czytałateżstrony
plotkarskiewbrukowcachzLosAngelesinowojorskich.Wczorajzamówiłaprenumeratę„Entertainment
Weekly". Liczyła minuty do premiery nie tylko z powodu Davida Stegnera. Chciała zobaczyć biznes w
akcji, pragnęła przyjrzeć się ludziom, którym wszyscy zazdrościli i których wybory twórcze miały taki
wpływnaprzemyłfilmowy.
-Muszęsięwielenauczyć-powtórzyłaCarla.-Ajazawszebyłambardzodobrąstudentką.
174
Rozdziałdziewiętnasty
KuswojemuzdziwieniuEstherbyłazachwyconaMisiem,któryuratowałBożeNarodzenie.Henrytakże
był zachwycony. Chcieli podjąć się zrobienia filmu. Produkcją zajęłoby się NJTF, a Henry zagrałby
głównąrolę.ZamierzalidziśranopowiedziećotymJosieibyćmożeiśćprostodoStudiaX,zktórym
mielikontrakt,żebyrozpocząćzałatwianiekoniecznychformalności.
Josie na razie nic nie wiedziała. Siedziała z podwiniętymi nogami na pokrytej miękkim materiałem
kanapie w „miejscu spotkań" - jeszcze jednym przytulnym pokoju bez pretensji do hierarchii. Położyła
sobie na kolanach poduszkę, chcąc ukryć zdenerwowanie. Nie wiedziała, dlaczego Henry i Esther ją
wezwali. Okresy zatrudnienia skracały się i wydłużały w Hollywood jak wyjątkowo elastyczna gumka.
Nie widziała Henry'ego od kolacji w Ivy i wiedziała, że doskonale udało jej się zniechęcić do siebie
Esther.
Otworzyłysiędrzwi.
-Josie-powiedziałHenry.-Gratulacje!
Josieodsunęłapoduszkęiusiadłaprosto.-Dzięki.Azaco?
-Zatwójscenariusz.Jesteśmyzachwyceni.-EstherweszładopokojuzaHenrym.-Najwyraźniejmasz
nosadodobregomateriału.
-Naprawdę?-uśmiechnęłasięradośnieJosie.Czuła,żerozpierająduma,alebyłatodumauzasadniona.
Apotemrównieszybkopoczułamdłości.JoshuaKingciągleniesprzedałjejprawdoscenariusza.
175
-Chcieliśmyporozmawiaćotymcodalej-powiedziałHenry.
-Codalej?
-Jaksięspotkaćzautorem,jakzałatwićdokumenty.MamykontraktzestudiemXinaszprawnikmusisię
wtowłączyć.
-Dobrze-powiedziałaJosie.-Rewelacyjnie.
-Czymyślisz,żemógłbyzrobićpoprawki?
-Co?
-Wzależnościodtego,jakimaszznimkontrakt,moglibyśmygozatrudnićdopoprawieniascenariusza
albo znaleźć kogoś, kto naszym zdaniem zrobi to lepiej. To dobry scenariusz, ale trzeba nad nim
popracować.
JosieusłyszaławmyślachsłowaJoshui:„Moimzdaniemscenariuszjestsuper,nietrzebaniczmieniać".
-Myślę,żenajlepiejbyłobynajpierwdaćJoshuimożliwośćpoprawienia.Dalibyśmymunaszeuwagii
zobaczylibyśmy,jaksobieznimiporadzi.
-Ajakibędziemójudział?-zapytałaJosie.
-Oczymtymówisz?-odpowiedziałapytaniemEsther.
-Omoimudziale-powtórzyłaJosie.HenryrzuciłEstherojcowskiuśmiech.
-Oczywiście,niepozwolimycięskrzywdzić-powiedziałHenry.
-Wcalewtoniewątpię,alemyślę,żewszyscypoczujemysięlepiej,jeżeliteraztoomówimy.
-Dobrze-rzekłaEsther.-Jaktosobiewyobrażasz?
- Nazwisko w napisach początkowych i pieniądze, do tego sprowadza się większość kontraktów,
prawda?Mamprawnika,SethaLevina,ijemuchcęzlecićwszystkienegocjacje,alechciałamsiętylko
upewnićwjednejkwestii.
-Wjakiej?-zapytałHenry.
- Że będę producentem. Nie koproducentem, nie drugim producentem, drugim asystentem producenta.
Producentem.
-Producentem-zawtórowałHenry.
176
-Jajestemwłaścicielkąscenariusza-oświadczyłaJosie,którajużwierzyławswojekłamstwo.-Chodzi
mioto...
-Wiem,ococichodzi-przerwałajejEsther.-Niepozwolimycięskrzywdzić.
Zgodnie z jej nadal niepodpisanym kontraktem z Joshuą, miała mu zapłacić sto tysięcy dolarów, jeżeli
jakieśstudiokupiodniejscenariusz.
Onabędziemiałakontrolęnadmateriałemiustalicenęsprzedażydlastudia.Josiezaczęłasięuśmiechać.
HenryAntonellibyłbardzobogaty.
Studio X było megakorporacją. Wynegocjuje, że film zostanie wyprodu-kowany przez nią i NJTF, a
studioXwszystkosfinansuje.Zastrzykpieniędzypowinienbyćpokaźny,adotego-kupisobieporsche.
Alenajlepszezewszystkiegobyłoto,żezostanieproducentemfilmuzHenrymAntonellimoznaczałonie
tylkootwarciesobieprzysłowiowychdrzwidobiznesu,alewręczichwyważenie,strąceniezzawiasów
iniespiesznewejściedośrodka,jakprzystałonawłaściciela.
MusiałajednakzmusićJoshuędozłożeniapodpisu.
-Totwójscenariuszitwójfilm-oświadczy!Henry,przerywającjejtokmyśli.
-No,będziemygoprodukowaćrazemztobą-powiedziałaEsther,patrzącnaniegogniewnie-ponieważ
jakbyćmożepamiętasz,nigdyjeszczeniczegoniewyprodukowałaś.
Esther miała przez chwilę nadzieję, że Josie przyzna się, że potrzebuje pomocy, lecz Josie tylko się
roześmiała.
-Dajspokój,Esther.Produkowanietoczęśćhollywoodzkiejgry-
powiedziała z uśmiechem, grzebiąc w torebce w poszukiwaniu pomadki ochronnej. - To nie ja
wymyśliłamzasady.Japoprostuichprzestrzegam.
Dorobieniafilmówsiękogośwynajmuje.
OstatnioJosiebyłanaprzyjęciu,gdziepoznałaczłonków„ekipy"
produkcyjnej,mężczyznikobiety,którzyzakładali177
film do kamery, podłączali przewody do generatorów, robili makijaż aktorom i kręcili im włosy.
Wiedziała, że to oni „robią" filmy - składają kawałki w całość tak samo, jak pracownicy linii
produkcyjnychwDetroit
„robią"fordytaurusyalbodzieciwTajlandii„robią"butyNike.Ichoćczasamiktóreśznichwywierało
na Josie wrażenie - być może z powodu różowego pasma włosów lub doskonalej znajomości
francuskiego - ona i tak relegowała ich do „tamtej" strony robienia filmu, strony, która jej nie
interesowała,strony,któranierozmawiaławtejchwilizHenrymAntonellimijegopartnerką.
-Niektórzyproducencilubiąsięwłączaćwprodukcję
-powiedziałHenry.-Możecisiętospodobać.UśmiechnąłsiędoJosie,aEstherspuściławzrok,mając
ochotę dać mu w łeb za taką oczywistą męską głupotę. - Zadzwoni do ciebie prawnik ze studia -
powiedziałaEsther.
- Nazywa się Phillip Giberson. Powinnaś mu wysłać wszystkie dokumenty. A my bardzo chcielibyśmy
poznaćautora
-Estherspojrzałanascenariusz-JoshuęKinga.
-JeststudentemprawazMiami.
-Noterazjestjużscenarzystą-dorzuciłHenry.
-Dokońcaprzyszłegotygodniadamcizestawuwagdoscenariusza-
ciągnęłaEsther.-ZorganizujemyspotkaniezJoshuą,żebymujeprzekazać.
-Świetnie-powiedziałaJosie.-Doskonale.
Myślała już o tym, co ukaże się w „Variety". Zażądałaby ostatecznej autoryzacji artykułu. A może
powinna wynająć Catherine, przyjaciółkę zajmującą się reklamą, żeby dla niej też załatwiła ogłoszenie
reklamowe na całą stronę w „Vo-gue'u" albo „Harper's Bazaar"? Josephine O'Leary to kobieta o wielu
talentach, która z równym zapałem znajduje scenariusze i uprawia jogę. Henry Antonelli mówi, że nie
wie,jaksobieradziłprzedpojawieniemsięJosie...
-Josie?-zacząłHenry.-Niechciałbymporuszaćbolesnegotematu,alejaksięczujetwójmąż?
178
Mikę.WedługnajnowszychinformacjiodRebeckiMikeczułsięowielelepiejizacząłnawetchodzićz
„wyjątkowąosobą".Josiebyłaprzekonana,żeMikezmusiłRebeccędoprzekazaniatejinformacji,chcąc
wywołaćzazdrośćżony.Niebyła,oczywiście,zazdrosna-wkońcutoonapierwszachciałarozwodu-
alenamyśloMike'uogarniałojąwzburzenie,copozwoliłojejnadoskonałeodegranienastępnejsceny.
Wzruszyła ramionami, mając nadzieję, że gest ten wyrażał, iż niezbyt chętnie odpowiada na to pytanie.
Czas wymagany na odpowiednie wyrażenie głębi przeżyć z powodu choroby męża, który był teraz
zdrowy i zadowolony i chodził na randki z kim innym, wynosił około minuty i szesnastu sekund. Josie
czekała,skupiwszysięnaplamie-odciskupalca-
naszklanymstole.Potempodniosłagłowęiztakimuczuciem,najakiejąbyłostać,odparła:-Lekarze
powiedzielimi,żeczujesiębardzodobrze.
-Rozumiem.
Josie wstała z kanapy, przeszła parę kroków, upewniając się, że spódnica odpowiednio się układa, i
mszyławstronędrzwi.
- Poczekaj... - zawołała Esther. - Byłabym zapomniała. Odwracając się, Josie rozważała wszystkie
złowieszcze
możliwości,októrychmogławspomniećEsther,mogąceobrócićtentriumfwtragedię.
- Proszę - powiedziała, wręczając Josie kopertę, na której widniało jej imię. W środku, wydrukowane
ozdobną czcionką wybraną przez jakiegoś projektanta graficznego z Los Angeles, znajdowały się dwa
zaproszenianapremieręOstatniegoobrońcy.
-Dziękuję-powiedziałaJosie,wsuwającjezpowrotemdokoperty.
Może Esther oczekiwała jakichś wylewnych podziękowań, lecz gdyby Josie się do nich zniżyła,
musiałaby zawsze potem być przypochlebnie wdzięczna za takie uboczne korzyści, które i tak jej się
należały.Niepowiedziaławięcanisłowawięcej.
179
ZarazpowyjściuzbiurazadzwoniłazkomórkidoJoshui.
- Joshuą? Tu Josie. Musisz przyjść do mnie do biura. Dziś. Teraz. Nie zawracaj sobie głowy
dzwonieniem.Poprostuprzyjdź.
Dotejporyniedałamupoznać,jakajestwściekła,żedotądniepodpisałkontraktu.Zamiasttegozostali
„przyjaciółmi"itylkoprzyjaciółmi,ponieważnieukrywałprzednią,żewdałsięwromanszCasey,jej
sąsiadką,autorkąscenariuszapodtytułemŻycietoniepizza.
Byłzawszeczarujący,bardzozabawnyidowcipny.Atakżewykrętny.
Nie miał wątpliwości, że tak czy inaczej odniesie sukces w Hollywood - z pomocą Josephine 0'Leary
albobez.
Josienalałasobiekawyiposzładoswegopokoju.Zamiastusiąśćprzybiurku,wybrałamiękkifotel,w
którymlubiłaczytaćscenariusze.
PodeszładoniejasystentkazwiadomościąodPhillipaGibersona,prawnikastudia.Josiezaczęładrgać
powieka.
-Hej-odezwałsięchrapliwykobiecygłos.JosiepodniosławzrokizobaczyłaHeatherKavakosbędącą
największymsprzymierzeńcemJosiewNJTF,choćjejdługinosimałeniebieskieoczy,którezdawałysię
umieszczonenaskroniach,przywodziłynamyślwyjątkowowrednegogołębia.
Heather była bystra, lecz nie miała szacunku dla całego procesu twórczego, w istocie rzeczy nie miała
szacunku dla nikogo z wyjątkiem siebie i jubilera, Harry'ego Winstona. Heather nie bała się poprosić
asystentkionakarmieniepsaalbooczyszczenieskudłaconegoswetra,niebałasięwrzeszczećnaautorów,
którym zabrakło chwilowo weny, że terminy upływają, a imponujący pierścionek zaręczynowy nie
powstrzymywał jej przed spaniem z najbardziej agresywnymi agentami, jeżeli w rezultacie dostawała
najnowsze,najbardziejposzukiwanescenariusze.
-IdziemyzSophienakolacjędoAgo.Chceszsięprzyłączyć?-
zapytałaHeather.
180
Sophie Bendix, agentka literacka w jednej z trzech największych agencji, nachalna, nieatrakcyjna i
nieszczera,rudakobietazMainebyłanajlepsząprzyjaciółkąHeather.
-Dziświeczórniemogę-powiedziałaJosie.-Czekamnakogoś.
-Nakogóżto?
-Napewnegopisarza-odpowiedziała.-Autorascenariusza,któryHenry...
-Henrybędzierobiłfilmztwojegoscenariusza?Niechtoszlagtrafi!
Kiedyciotympowiedział?
-Zgodzinętemu.
- Ale z ciebie szczęściara! Pieprzony... poczekaj tylko, aż powiem Cohenowi. Szlag go trafi, krew go
zaleje.
-Josie?
Kobietyodwróciłysię.StałzanimiJoshuaKing,wielkiiszerokijakjednozmłodychdrzewwalczących
omiejscenaukorzenieniesięwokolicachSantaMonica.
Heatherłypnęłananiegochytrze.-Totyjesteśtympisarzem?
-Jestemteżreżyserem.
-Oczywiście,żetak,przystojniaku-powiedziałaHeather,odchodzącipuszczającokodoJosie.
-Gdzietysiępodziewasz?
-Hej,hej,niegorączkujsię.Ocochodzi,słoneczko?-patrzyłnanią.-
Przyjechałemprostotutaj.NatwojeszczęściebyłemwSantaMonica.
-Namojeszczęście.
-Hej,czyontujest?Grubaryba?Albotakobieta,taproducentka,Esther?Słyszałem,żejestniezła.
Josieskrzywiłasię.
-Och,dajspokój-ciągnął.-Poprostuchciałemjąpoznać.Wszyscytaksięnadniąrozpływają.
-Wszyscytutajsięnadwszystkimirozpływają.Tosięnazywafikcja.
181
- Jesteś taka cyniczna - powiedział, siadając naprzeciw niej na jednej z miękkich kanap. - Co za
przyjemnemiejsce!Musiszbyćniebylekim,żecidalitakipokój.
Josieskinęłagłową,niechcącwyjawićprawdynatematzdecydowaniedemokratycznegorozmieszczenia
stanowiskpracywfirmieHenry'egoiEsther.
-Notocosiędzieje?
-Nicsięniedzieje.-Wyjęłaztorebkikontrakty.-Proszę.Podpisz.
-Co,gdzieśsiępali?
-Podpisz-powtórzyła.
Joshuawziąłodniejdokumentyiprzejrzałjezpoważnąminą.
-Czyjamogętylko?...
-Nie.
-Nieróbtego-powiedziałiJosiezauważyła,żejestzmęczony.-
Jeżeliniepodpiszę,będzieszmiałakłopot.Obojeotymwiemy.Więcposłuchajmnieprzezchwilę.
-Dobrze.Słucham.
-Nielubiępodpisywaćdokumentów.Zzasady.
Josieuśmiechnęłasiętaksłodko,jaktylkomogła,jednocześniewyobrażającsobie,jakrekinyrozrywają
Joshuęnastrzępy.
- Życie jest pełne niespodzianek, prawda? I jak mogą słowa, same słowa zawrzeć wszystko, czego
człowiek pragnie? Wszystko, czego potrzebuje? Tępe narzędzie prawa... jak ono może cię naprawdę
ochronić?-PołożyłrękęnakolanieJosie.-Powinienembyłciwcześniejpowiedzieć.Aleniemartwsię.
Ufamci.Zostawmywszystkotak,jakjest.
-Dobrze-zgodziłasię.-Wtakimrazietoznaczy,żeniechceszzemnąiść?
-Dokąd?
Josie podniosła kopertę, którą dała jej Esther. - Mam dwa bilety od Henry'ego na premierę jutro
wieczorem.Myślałam,żebędzieszchciałzemnąpójść.
182
-Chcę!-uśmiechnąłsięJoshua.-Bardzobymchciałztobąpójść.
Jestemzaszczycony.
Otworzyłakopertę.-Tusą-powiedziała.-Tusądwabilety,dwieprzepustkinaprzyjęciedlaVIP-ów,
dwieprzepustki,którewprowadzająwszędzie-spojrzałananiego.
-Niemasprawy.Znajdękogośinnego.
-Josie,powiedziałem,żepójdę.
-Wiem-odłożyłabilety.-Alejacięniezabiorę,jeżeliniepodpiszesztegokontraktu.
Joshuazrobiłkrokdotyłu,wjegooczachwidaćbyłozaskoczenie.
-Toszantaż-powiedziałbezgniewu.
- Nie - odparła Josie. - Zgodziliśmy się co do każdego punktu. A dziś mi mówisz, że z zasady nie
podpisujeszkontraktów.
-Powiedziałem,żenielubiępodpisywać.Niepowiedziałem,żenigdyniepodpisuję.
Josieponowniepodałamudokumenty.-Tozależyodciebie.
Chciałabymiśćztobą.Takawersjanajbardziejbymiodpowiadała.
Wyjrzałaprzezoknoiwmyślachliczyła.Niemogłasięodezwać.
Jeżeli Joshua nie podpisze, będzie musiała przyznać przed Philipem Gibersonem, Esther i Henrym, że
skłamała. Wiedziała, że piątkowa premiera była najważniejszym wydarzeniem w mieście, ale Joshua
możezniejzrezygnować,chcączachowaćniezależność.Jedynarzecz,którabyławJoshuiniezmienna,to
jegociągłazmienność.
-Ocochodzi,Josie?-zapytałJoshua.-Skądtenpośpiech?
Josiezastanowiłasięszybko,czypowiedziećmu,żeHenrybardzozainteresowałsięscenariuszem.
- Nie ma pośpiechu - skłamała, postanowiwszy nie dawać mu żadnej dodatkowej amunicji do
niepodpisywania.
-Albołączynasumowa,albonie.
183
Trzymałakopertęzbiletami.Czekała.TwarzJoshuibyłaspięta.Josieniewiedziała,czysięuda.
-Wygrałaś,Josie.
Podszedłdoniejiwziąłdługopis.Podpisałsięnakażdejzczterechkopiiumowy.Zwróciłjejdokumenty.
Biorącje,Josieczułasięspokojonajakoceanpoburzy.
- Dziękuję - powiedziała szczerze, z pewnością kogoś, kto lubi być życzliwy, kiedy wszystko idzie po
jegomyśli.
Nagleprzyszłojejdogłowy,żeHenrymógłbyjużdziś,dziświeczoremalbonapremierzeogłosićprasie,
żebędziegrałwjejfilmie.
Będątamprzedstawicielewszystkichważniejszychpublikacji,wtym
„AccessHollywood",Eonlinei„EnterntainmentTonight",orazwszystkieczasopismaigazety...czymiała
jakieśswojezdjęcie?
-Josie?
Josiewyrwałasięzeświatafantazji.
-Dziękujęzazaproszenie-powiedziałJoshua.
-Dziękujęzato,żezawarłeśzemnąkontrakt-odparła.
-Niemasprawy.
Ruszyłspokojniedodrzwi,raczejstudentniżpisarz.Gdyotworzył
drzwiibyłjużzaprogiem,nagleodwróciłsięiwszedłznówdopokoju.
-Zapomniałem...
-Czego?
-Czyjaniedostajękopii?-zapytał,wskazująckontrakty,któreJosieciągleprzyciskaładopiersi.
-Och,oczywiście,oczywiście,żedostajesz-odpowiedziała,wręczającmujedenzestaw.-Proszę.
Joshua zdjął z ramienia plecak, odsunął zamek największej kieszeni i wepchnął do niej papiery, przy
okazji je mnąc. - Dzięki, Josie, dzięki, że dotrzymałaś słowa. Czy nie jesteś dumna, że idziesz na film
Henry'egoAntonellegozautoremnastępnegofilmuHenry'egoAntonellego?
Kimś,kogoczekawielkaobiecującakariera?
184
-Skądwiesz?-Josiebyłazaszokowana.
- Co wiem? - zapytał Joshua. - Z jakiego innego powodu tak bardzo by ci zależało, żebym podpisał
kontrakty?Napewnochcesz,żebyHenrybrałwtymudział,prawda?-Przyjrzałjejsięzbliska.Chyba
niewiedział,żeHenryjużbierzeudział,ajedynie,żejejnatymzależy.
-Właśnie-powiedziała.-Właśnietak.
IchoczysięspotkałyiprzezchwilęJosieobawiałasię,żedojdziedokonfrontacji.LeczJoshuarzucił:
„Tonarazie",iwyszedłpowoli,zplecakiemnaramieniuizlekkoprzechylonągłową.
Josie podbiegła do drzwi i zamknęła je. Podeszła do biurka i wzięła do ręki podpisane dokumenty.
Znalazła wyraźny i pełen zawijasów podpis i wypełniła ją ulga tak wielka, aż zastanawiała się
zaniepokojona,czyjejnieuniesiejaktornadowCzarodziejuzOz.
Wezwała przez interkom asystentkę imieniem Anna. - Połącz mnie z Phillipem Gibersonem - warknęła.
Cichopodniosłasłuchawkęirozjaśniłasię,kiedyusłyszała,jakAnnamówidoasystentkiPhillipa:-
Josephine0'LearydoPhillipa?
Wstrzymałaoddech.
-ŁączęzPhillipemGibersonem-odpowiedziałatamta.Josiemilczała.
-MówiPhillipGiberson.
- Łączę z Josephine 0'Leary - powiedziała Anna. Poczuła dreszcz na szyi, kiedy Niewidzialna Ręka
podniosłająipostawiłanapiedestale.
- Dzień dobry - rzekła, w myślach wywijając koziołki i salta. Nie tylko miała podpisane dokumenty i
prawadoscenariusza,nietylkomiałazkimiśćnapremierę,nietylkorobiłafilmzHenrymAntonel
lim,aleparęsekundtemuprzebiłaPhillipaGibersonawhollywoodzkiejGrzeTelefonicznej,każącmu
czekać,ażpodejdziedotelefonu.
185
Rozdziałdwudziesty
PremieraOstatniegoobrońcyodbywałasięwChińskimTeatrzeGraumana
narogubulwaruHollywood
i Highland Avenue, w starej części Hollywood. Reflektory oświetlały fasadę budynku. W ich świetle
jeszcze bardziej lśnił trzydziestome-trowy zielonobrązowy dach. Chiński Teatr z charakterystycznymi
czerwonymikolumnamiozdobionymikamiennymiposągamipsówFu,któreponoćskuteczniechroniąod
złychduchów(amożezłychkrytyków,ponieważtakwielefilmówmiałotupremiery),jestod1927roku
jednązimponującychatrakcjiHollywood.
Prawdopodobnie i tak stałby się słynny ze względu na swoją architekturę, nawet gdyby aktorka Norma
Talmadgeniechcący(amożespecjalnie)niestanęłanaświeżymcemencieprzedteatrem,zostawiającna
zawsze ślad swej stopy i dając początek kolekcji cementowych odcisków stóp i dłoni najsłynniejszych
gwiazd.
DlaPauletteGibersonpochodzącejzWilmingtonwDelaware,apotemprzebywającejwNowymJorku,
Paryżu,Londynie,Warszawie,Wiedniu,Leningradzie,Kairze,Bejrucie,Belfaście,Dares-Salaam,Akrze,
Madrycie,naSeszelachiwSantiago,całataimprezabyłaprzesadnainużąca.Paulettespędziłagodzinę
wIvywBeverlyHillsprzybulwarzeNorthRobertson,czekającnaHenry'egoAntonellegoijegożonę,
CecilięRosenberg,znoszącsłodkiespojrzeniakelnerek.Niepojawilisięikiedywkońcuzadzwoniłado
swego1TeatrznanyjestraczejjakoChińskiTeatrManna,odnazwiskaostatniegowłaściciela.
186
hotelu, przekazano jej wiadomość od Henry'ego, że czekał na nią w Ivy w Santa Monica, ale musi już
wyjść,żebyzdążyćnapremierę.Miał
nadziejęzobaczyćjąnapremierze,naktórązarezerwowałjejbiletwsektorzedlaVIP-ów.
Pamiętała,żezawszebyłnieodpowiedzialny.
TymczasemwlimuzyniewynajętejzapieniądzeMike'aJosiezJoshuączekali,ażCatherine,przyjaciółka
Josie zajmująca się reklamą, da im znak, że mogą wysiąść. Joshua pojawił się ubrany w stylu
hollywoodzkiegoluzu-niebieskakoszulazdługimirękawamipodkreślającakoloroczuiluźnespodniez
wieloma kieszeniami. Josie nagle uświadomiła sobie po raz kolejny, że jest bardzo atrakcyjnym
mężczyzną,aonaoddawnaznikimniespała.
-Niecierpiętakichokazji-powiedział.-Naprawdęniecierpię.
-Wcalesięniedziwię-odparła.-Jateżniecierpię.Alemusimyiść,tojestcena,jakąsiępłacizapracę
wtymbiznesie.
Joshua skinął głową i poprawił w lusterku fryzurę. Stojąca na zewnątrz Catherine dała sygnał i szofer
otworzył drzwi samochodu. Josie wystawiła jedną z opalonych, wydepilowanych nóg. Poczuła na
plecachrękęJoshuiilekkozadrżaławekstazie.
WtejsamejchwiliCarlaomawiałanadchodzącywieczórzChristopherem,swoimbratankiem.
-Jakcisiępodoba?-zapytała,odwracającsiędoniego.
-Co?
-Taszminka.
Pomalowałaustajasnoczerwonąpomadką,którajejzdaniemrozświetlałatwarz.
-Wyglądaszjakclown.
Odwróciłasięzpowrotemdolustra.Miałrację.Starłaszminkęchusteczkąjednorazową.
-Acowwłosami?
187
Christopher przyjrzał się dokładniej. - Hm... - powiedział, mierząc je wzrokiem. - Myślę, że powinnaś
zapuścić.
-Zapuścić.Dobra.-Carlacofnęłasięokrok.-Czycokolwiekwyglądadobrze?
-Jesteśpiękna-oświadczyłszczerze.-Ipodobająmisiębuty.
-Chodźtu,mójtyczarusiu.-Carlaprzytuliłago.Wywinąłsięiakuratwtedyrozległsiędzwonek.Carla
natychmiastpoczułazdenerwowanie.
OtworzyładrzwiiwświetlelampynaddrzwiamizobaczyłaDavidaStegnerazbukietemświeżegobzu.
-Znamgo-stwierdziłChristopher.
-Jestemznajomymtwojegoojca-powiedziałDavid.
-Wiem.-Christopherwyciągnąłdoniegodrobnąrączkę.Uścisnęlisobiedłonie.
-Oj,paniczu,jateżpaniczapokorniewitam.
Christopher odwrócił się do matki z zaskoczeniem na buzi. Samantha pokazała mu gestem, że ma się
odwrócićzpowrotemdogościa.
- W której jesteś klasie, Christopher? - David wymawiał wyraźnie każdą sylabę, jakby chłopiec nie
rozumiałpoangielsku.
-Wtrzeciej.
-Wtrzeciej?Ajakiprzedmiotnajbardziejlubisz?
-Przerwę.Iprzyrodę.
David uśmiechnął się z uznaniem. - No, jeżeli przykładasz się do nauki, to dobrze, że lubisz przerwę.
Przynajmniejnieoglądasztelewizji.
NatonawetCarlaodwróciłasiędoSamanthy,którawzruszyłaramionami.
-Uwielbiamatematykęiprzyrodę.Imapy.PhillipzawszenazywagonaszymmałymMagellanem.
Samanthazwróciłasiędosyna:-Davidczęstopracujeznaukowcami,welektrowni.
188
Christopherćwiczyłostatniootwieranieszerokoimrużenieoczu.
Chciałpokazaćkolegom,żepotrafiwytrzeszczyćjetak,żegałkiocznenieomalwypadają.
-Możezabiorępaniczakiedyśdoelektrowni?-zapytałDavid.
-Dobrze-powiedziałchłopiec.
-Amożepomógłbyśmuzreferatemnatematenergii?-zapytałaSamantha.-Poziomtrzeciejklasy,ale
mógłbyśzaoferowaćopinięeksperta.
- Mógłbyś mi pomóc? - Christopher momentalnie podniósł wzrok, bo pojmował już umysłem
trzecioklasisty,żezadobrystopieńdostanienowąPlayStation.
-Mógłbymipomogę.
DavidspojrzałnaCarlę.-Idziemy?
-Napewnoniechceciejechaćznami?-zapytałaSamantha.-Phillipwrócizachwilę.
- Spotkamy się na miejscu - powiedział David. - Potrzebuję trochę czasu, żeby odnowić znajomość z
CarląTrousse.Ledwojąpoznałem.-
SpojrzałCarliwoczy,aonapoczuła,żeświatdoniejnależy.
-Notochodźmy.Dozobaczenia-rzekła.
Davidotworzyłjejdrzwisamochoduiruszyłdopiero,kiedyzapięłapas.Carlaczułasięspiętainagle
zabrakłojejtematudorozmowy.Był
inny,niżgopamiętała.Zaskoczyłjąjegoskrzywionynos,małejakrodzynkioczywydawałysięjeszcze
mniejszepodwydatnymczołemibrwiami.
-Nieprzywiązujeszwagidosamochodów,prawda?-zapytała,patrzącnapoobijanylakierszarejhondy.
-Pomyśl,oilebyłobylepiej,gdybywszyscyjeździlirowerami.
Ludziebylibybardziejwysportowani,zmniejszyłobysięzanieczyszczenieśrodowiskaicałyświatstałby
sięlepszy.
-AleniemożeszprzecieżdostaćsięroweremzSantaMonicadostarejczęściHollywood?
189
- No, mógłbym, ale to na pewno bardzo ograniczyłoby długość i skalę randek - uśmiechnął się, a ona
wyjęłazustpaznokieć,któryobgryzała.
-Jesteśgotowa?-zapytał.
-Tak.Davidruszył.
W tym samym momencie Henry przygotowywał się do wyjścia z limuzyny, którą przyjechał w
towarzystwie Cecilii, Esther i Arama, jej męża. Cecilia wyglądała przepięknie i Henry cieszył się, że
minęłouczucieniepokoju,któredręczyłogonapoczątkulata.Terazznówbył
pewien siebie. Postawił stopę na krawężniku. Wybuchły okrzyki. Robił to wielokrotnie, ale za każdym
razem,kiedyprzechodziłmiędzydziennikarzamiikierowałsiędodrzwikina,przepełniałygoradośći
strach.
-Wszyscygotowi?-zapytał.Przytaknęli.-Notodobra-powiedziałiwysiadł.-Czasnashow-dodał,
kiedyzaczęłybłyskaćflesze.
190
Rozdziałdwudziestypierwszy
Straszniemisiępodobał-powiedziałaCarla.-Naprawdę.
Tłum przed kinem przemieścił się zbitą i hałaśliwą masą w stronę przyjęcia odbywającego się w sali
wielkościstadionupiłkarskiego,doktórejludziewciskalisięwszystkimimożliwymiszparami.Kelnerzy
wsmokingachroznosilidrinkiijedzenie.
Kiedy ukazały się napisy końcowe, Carla siedziała zupełnie oczarowana filmem - historią starego
prawnika,któryprowadziostatniąsprawęprzedemeryturą.-Nieprzegadany,dramatyczny,romantyczny;
niewiedziałam,żeHenryrobitakiefilmy.
-Amyślałaś,żejakierobi?-zapytałaPaulette.
-Akcja,zabiligoiuciekł,nowiesz.
-Niewiem.
CarlaspojrzaławoczyPauletteiprzezchwilęzastanawiałasię,czypodjąćwyzwanie,alezamiasttego
pochyliłasięipocałowałająwpoliczek.-Pewnegodniapowiemci,jakajestemciwdzięczna-
odwróciłasię-alenieteraz.
David stał niepewnie na środku sali. Spostrzegła go wśród tłumu i było jej wstyd z powodu jego
niezręczności. Po drodze wrzeszczał na kierowców wyprzedzających go na autostradzie albo jadących
zbyt blisko i dzięki temu Carla zorientowała się, że rozsadza go egocentryzm. Co najmniej dwa razy
zawołał:-Jacipokażę,idioto!-leczotwierałdlaniejwszystkiedrzwiinawetkomplementowałją,że
niejestnatylefeministką,żebypogardzaćdobrymistarymiobyczajami.Uśmiechnęłasięwtedyradośnie.
191
Podeszładoniego.-Jakleci?
-Dobrze-odpowiedział,prostującsię.-Twojaciotkatoniezłyorzechdozgryzienia.
-Niemusiszmitegomówić.
-Chceszdrinka?
-Bardzochętnie.
Davidprzywołałkelneraroznoszącegoszampana.
-CzyprzeszedłeśjużnaciemnąstronęMocy?-zapytałaCarla.
-NaciemnąstronęMocy?
-Bopijesz.Pamiętasz,powiedziałeśmikiedyś,żenigdyniebyłeśpijany.
-Nigdyniebyłem.Inigdyniepaliłemtrawki.
-Grzecznychłopiec.
Davidpoklepałsiępobrzuchu.-Wszystkotuchodzijakwmaszynie.
Carlaodwróciłasię.Widziaławszystkich:wymyślnieubranychludzi,kelnerki,sektorVIP-ów,mężczyzn
w garniturach, innych w czapkach baseballowych, tych zawsze noszących sandały i tych wiecznie
opalonych.Czułapodnieceniezadowolonegotłumu,którybędziemiał
prawosięprzechwalaćprzeznastępnytydzień.
Dopiła szampana i poprosiła o następny kieliszek. Czuła się jak kobieta, która siedziała zamknięta w
domuprzezdwadzieścialat.Miałazamiarwykorzystaćokazjęiświetniesięzabawićnatymprzyjęciu.
PodrugiejstroniesalidoJosiepodeszłaEstherrazemzPhillipem.
- Josie, to ktoś, kogo powinnaś poznać - powiedziała, wskazując za sobą łysiejącego mężczyznę o
szerokiej, jasnej twarzy i dużych piwnych oczach patrzących przez okulary w cienkich złotych
oprawkach.Miałnasobiebeżowespodnieikoszulę,alenieemanowałoodniegozdenerwowanie,które
czułosięuwieluosóbnasali.Wyglądałnainteligentnegoipewnegosiebie.Josiewyciągnęłarękę.
192
-PhillipGiberson-powiedział.
-Josephine0'Leary-uśmiechnęłasięszeroko.-Dostałeśdokumenty?
-Tak.Dziś,późnympopołudniem.
-Ach,teasystentki-powiedziałaJosie,jakbyznużonaichpowszechnieznanąniekompetencją.
-Kogomasznamyśli?-zapytałaEsther.Josiezapomniałaojejobecności.
-Nie,nie,takogólniemówię-wycofałasię.-Przepadamzaswojąasystentką.
- Miło się poznać - powiedział Phillip. - O pracy będziemy mieli okazję porozmawiać kiedy indziej -
uśmiechnąłsięiodszedłwinnączęśćsali.JoshuadotknąłramieniaEsther.-PaniRabinowitz?
-Tak.
-ByćmożeJosieomniewspominała.JestemJoshuaKing.
-Joshua!-Estherrozpromieniłasię.-Niezmierniemimiło.Mówmipoimieniu.Oczywiście,żeJosieo
tobiemówiła.Bardzosięcieszymy,żebędziemyrazempracować!Imponującyscenariusz.
Joshua podrapał się w głowę i Josie zrozumiała, że jej los jest w jego rękach. Prosty rzut do Esther
oznaczałbykoniecJosie.
-Dzięki.Cieszęsię,żetakuważasz.Będziemywkontakcie.
OdwróciłsięichwyciłJosiezaramię.
-Au!-wykrzyknęłaJosie,kiedyjąodciągnął.-Przestań.
-Oczymonamówiła?Tylkoniekłam.
-Miałamciotympowiedzieć.Henryoświadczyłdziś,żechciałbygraćgłównąrolę.
Joshuanieodzywałsięprzezdłuższąchwilę.Potemnajegotwarzypojawiłsiępełenuznaniaironiczny
uśmiech.-Jesteśniesamowita,Josie.
Niedasięukryć.Jesteśniesamowita.
193
-Zakładam,żetokomplement,więcdziękuję.Joshuanieodpowiedział.
-Co?-zapytała.-Niebądźwściekły.MaszAntonellegowswoimfilmie.
-Acotydostaniesz?
-Jakto,cojadostanę?Dostanęto,nacozasługuję.
-Czylico?
-Tocozawsze.Nazwiskownapisachipieniądze.
-Nazwiskownapisachjakokto?Iilepieniędzy?
-Jakoproducent,oczywiście.Apieniądzetonietwójinteres.
-Nie?Bezmojegomateriałuniebędziefilmu.
-Joshua?Przystojniaku?-Ujęłagazałokiećispojrzałamuwoczy.-
Czymusimyterazotymrozmawiać?Powinniśmyświętować.
Odwróciłgłowę.
-Niebądźtaki-upomniałago.
- Wszystko w porządku - powiedział, patrząc na nią z góry. - Nie martw się, ślicznotko. Wszystko w
porządku.
-Todobrze-odparłaJosie,śledzącwzrokiemprzechodzącąprzezsalęJulietEckhardt,kobietę,któranie
zaprosiłajejnaprzyjęcieurodzinowe.
-Josie!-wybuchnęłaJuliet.-Takdawnośmysięniewidziały!
AkuratwtedyHenry'emu,CeciliiiPauletteudałosięwkońcudostaćdostolikawsektorzeVIP-ówpo
drugiejstroniesali.PaulettewkaszmirowymszaluuściskałaHenry'ego.
-Doskonalewyglądasz,Henry.Naprawdędoskonale.
-Dziękuję.
-Jesteśterazbardzosławny,prawda?Nietakjakwczasach,kiedyrazemgalopowaliśmy.
-Nadaljeżdżętamcojakiśczas.
-Kiedycisiętoudaje?Tenstylżyciawydajesięwypełniaćkażdąchwilę.
194
CeciliaiHenrywymienilispojrzenia,aPauletteciągnęładalej.-
Człowiekoczywiściedowszystkiegosięprzyzwyczaja.Aleniemogęsięoprzećprzekonaniu,żemożna
bylepiejwydaćtewszystkiepieniądze.
-Niewątpliwietak-powiedziałHenry.
-Awięc.-Pauletteotworzyłatorebkę.-Mamcicośdopowiedzenia.
- Henry Antonelli! - rozległ się męski głos. Reflektor wyłowił go z mroku. Wybuchła burza oklasków.
Henrywstał.-Muszęjeszczeodpowiedziećnakilkapytań.-Pochyliłsię,dotykającramieniaCecilii.-
Późniejporozmawiamy,dobrze,Paulette?
Odszedł, zanim zdążyła zareagować. Tymczasem Carla dopiła czwartą lampkę szampana. Oparty o bar
Davidoganiałsięoddymupapierosowego.
-Zmieniłaśsię-powiedział,patrzącnakobietękręcącąsięwpodnieceniuobokniego.-Niepamiętałem,
żepiłaś.
Zdawałsięnadmiernieponury.ZkoleiCarlaniepamiętałatejskłonności.
-Niepiję.Tylkodzisiejszywieczórtomojahollywoodzkapremiera...
-Rób,jakuważasz.
-Dobrzesiębawisz?
Davidprzyjrzałsiępogardliwietłumowi.
-Och,przestań!Toprzecieżfilm.Niebawicięto?-Spojrzałananiegoznieudawanymzdziwieniem,nie
mogącuwierzyć,żekomuśniepodobałobysięoglądaniespektakluhollywoodzkiejpremiery.
-Nie-odpowiedział.-Kilkaelementówwieczoruniedajemispokoju.Skłamałbym,gdybymsiędotego
nieprzyznał.
Carla,którapodeszłabliżej,żebygodosłyszećwśródpanującegohałasu,terazcofnęłasięokrok.-Co?-
zapytałazaskoczona.
-Słyszałaś,copowiedziałem.
195
-Przecieżtotylkofilm-odparła.-Czytaktrudnojestsiędobrzebawić?
-Możemaminnysposóbmyślenia-odpowiedział.WgłębisercaDavidStegnerbyłnasiebiewściekły.
ZgodziłsięnatęrandkęzCarląTrousse,mającnadziejęznaleźćkobietęrówniedojrzałąiwyrafinowaną,
jak on. Eve Mar-vell, jego była nijaka dziewczyna, zerwała z nim dwa tygodnie temu. Akurat, kiedy
pozbywał się rzeczy z nią związanych, zadzwoniła Carla. Robił sobie na dzisiejszy wieczór wielkie
nadzieje,którerozwiewałysię,gdypatrzyłnatękobietęolśnionąbandąidiotów.
-Będęsięstądprzyglądał-powiedział.
Carlaniemogłanicwyczytaćzjegotwarzy.Zdawałsięuśmiechać,alemógłtoteżbyćgrymas.Kręciła
się wokół niego, a on strzelał oczami to tu, to tam. - Jesteś naprawdę zdenerwowany? - zapytała. - A
czegosiętuspodziewałeś?Czekaj...jagoznam.-Zauważyłakogośprzybarze.-
Zarazwracam.
Davidwzruszyłramionami.-Rób,cochcesz.
Carla podbiegła do Jimmy'ego Stigwooda, znajomego z Uniwersytetu w Nowym Jorku. Wzrost średni,
tweedowa marynarka i włosy koloru dojrzałego pomidora. - Jimmy! - zawołała. - To ja, Carla. Carla
Trousse.
Mężczyznapodniósłbrwi.-TerazjestemJames,JamesStigwood-
powiedział i przyjrzał się Carli. - Prawie cię nie poznałem. - A potem dodał ściszonym głosem: - Nie
jestemjużJimmy.
-Przedchwiląmyślałam,żepowiesz:James,JamesBond.
-Jesteśniesłychaniedowcipna.
-Słuchaj,jatuterazmieszkam.Dlaczegodomnieniezadzwoniłeś?
-Wiesz-odpowiedział,patrzącnacośnadjejprawymramieniem-
nieobraźsię,ale-spojrzałnadjejlewym196
ramieniem-muszęporozmawiaćztymłysymfacetem.Miłobyłocięzobaczyć.Odszedł.
-Ale...-powiedziałaCarladosiebie.Odwróciłasięzaciekawiona.
Dużolepiejzostaćzlekceważoną,gdyjestsięlekkowstawioną.
Dumniepomaszerowaładostolika,przyktórymsiedziałasamotniePaulette.
-Więc-zaczęła.-Paulette...
-Cześć,Carla.
-Dobra.Proszę,wal.Stojętuprzedtobązcałąmojąniezrównanąbezkompromisowością.Cochciałaś
mipowiedzieć?
-Toniejestodpowiedniachwila.Jutro.
-Nie,jamyślę,żetojestodpowiedniachwila.Nieuważasz?Itakniejesteśmysobiespecjalniebliskie,
więcniemusimyudawać.Podajmiprzykładodpowiedniejszejchwili.Choćbyjeden.
-Jutro,Carla.
-Nie-powiedziałaCarla,przybierająctensamton.-Czekamnatoodbardzodawna.Cotomożebyć?
-Jesteśpijana.
-Nie,poprostutrochęwypiłam.Jestróżnica.Powiemci,kiedybędępijana.
-Toniejestśmieszne.
-Dlamniejest.
-Carla,proponuję,żebyśznalazłakogoś,ktocidatrochękawy.
-Paulette,proszęsię-powiedziałaCarla,podnoszącgłos.-Czymogłabyścośdlamniezrobić,razw
życiucośdlamniezrobić?Czymogłabyśchoćraz,teraz,zrobićto,ococięproszę,poprostudlatego,że
cięproszę?Chcęwiedzieć,oczymchciałaśzemnąrozmawiać.Powiedzmi!
Paulettesiedziałaniewzruszona.
-Powiedzmi!-terazCarlajużkrzyczała.
197
-Dobrze.-WoczachPaulettebłysnąłgniew.Mówiłaspokojnieidobitnie.-Jestemtwojąmatką.Henry
Antonellijesttwoimprawdziwymojcem.
CarlagapiłasięnaPaulette.
-Powtarzam:jestemtwojąmatką.HenryAntonellijesttwoimojcem.
Candacejesttwojąciotką.Kiedyzaszłamwciążę,niebyłamgotowadowychowywaniadzieckaiobiez
Candace postanowiłyśmy tak to rozwiązać. Candace nie mogła mieć dzieci. To właśnie chciałam ci
powiedzieć.
- Ha! - parsknęła Carla z niedowierzaniem, potem lekko pokręciła głową, przechyliła ją na lewo,
następnienaprawo,doprzoduiwtył.
OdwróciłasięwstronętłumuizauważyłaDavida,którysiedziałponurosamprzystoliku.
-Słyszałaś?-Paulettemówiłaszorstko.
-Cociodbiło?-zapytałaCarla,gapiącsięnaPaulette.-Skądciprzyszładogłowytakahistoria?
-Toniejesthistoria.Toprawda.
-Paulette,mniesięterazwszystkodobrzeukłada.Dlaczegochcesztozniszczyć?
-Wypraszamsobie.Janiczegonieniszczę.Mówięciprawdę,żebyśjużniemusiałanarzekać,żeżycie
cięźletraktuje.
-Uhm.Itwierdzisz,żeHenryAntonellijestmoimojcem.
-Tak.Jesttwoimojcem.
Ani Paulette, ani Carla nie znały nikogo z hollywoodzkiego środowiska ludzi od reklamy, reporterów i
felietonistów,toteżnierozpoznałyNeliMcKnight,przyjaciółkiJosie0'Leary,obrotnejreporterkiświata
rozrywki,którastałazanimiinieuroniłaanisłowa.
Zanotowaławszystko,apotempodbiegładoJosie.
-Josie-wyszeptała.-OBoże,alesięzdziwisz,jakcipowiem.
Josieodwróciłasięizobaczyłaswojąchudąjakpatykkoleżankę,nachylającąsiędojejucha.
-Jużsiędowiedziałaś?
198
Josiemyślała,żeNeliusłyszałaodkogośzNJTF,żeHenryzgodziłsięzagraćwjejfilmie.
-Dowiedziałamoczym?
-Totymipowiedz.
-Takobietatam,tapulchnawczerwonychokularach...tocórkaHenry'ego.
Josiezerknęłanadrugąstronęsali.Neliwskazałakobietęwczerwonychokularachiociemnobrązowych
włosach,ubranąwintensywnieniebieskąkoszulęipomarańczowąspódnicę.
-Odbijaci.
-Samasłyszałam.-PokręciłagłowąNeli.-Niejestempewna,aleczuję,żetoprawda.
-SłyszałaśbezpośrednioodHenry'ego?
-Nie,słyszałam,jaktadrugakobietarozmawiaztąofiarąmody.
-Och,nieżartuj,Neli.Takniskoupadłaś?Mojerozmowyteżpodsłuchujesz?
- Oczywiście. Możesz mi nie wierzyć, ale ja zadzwonię do paru źródeł. Ta kobieta mówiła bardzo
wyraźnieijatowszystkozapisałam.
Jeżelitoprawda,roztrąbięjąpocałymmieście.Niezapomnij,żecięuprzedziłam.
Neli odbiegła z komórką przyciśniętą do ucha. Josie jeszcze raz spojrzała na pulchną kobietę. Była
ubranajakdworskibłazen,brakowałojejtylkobutówzwywiniętymidogórynoskami.Josieodwróciła
się.
Przechodzącprzezhol,NelizderzyłasięzHenrymAnto-nellim.
Wolałabypoczekaćnapotwierdzenie,aleniemogłaprzepuścićtakiejokazji.
-Henry-powiedziała,kiedyprzeprosił,żenaniąwpadł.-Właśnieusłyszałambombowąwiadomość.
Potrząsnąłprzeczącogłową.-Skończyłemnadziśzwywiadami.
Możeszsięumówićnajakiśterminzmoimczłowiekiemodreklamy.
199
-Czymaszcórkę?
-Co?-Henryzniecierpliwiłsię.-Nie.
-Toktotojest?-zapytałaNeli,wskazującCarlę.
-Niemampojęcia.
-Naprawdę?Botakobietaobokwłaśniejejpowiedziała,żejesteśjejojcem.
Henryzmrużyłoczy,próbującdostrzecstolik,którywskazywałaNeli.
KobietawczerwonychokularachrozmawiałazPaulette.
Paulette.
- Przepraszam - powiedział Henry, odchodząc z niezmienionym wyrazem twarzy, lecz Neli wyczuła, że
jestnawłaściwymtropie.
ZnalazłaJosieprzybarze.-Patrz,Josie,patrz.PopatrznaHenry'ego.
Rozmawiaznią.Tomożebyćprawda.
-Niemożliwe...-TerazJosieteżgapiłasięnastolik.Henrystalpochylonypomiędzydwiemakobietami.
Kiedysięwyprostował,wyglądałnawzburzonego.
-Muszętopotwierdzić,aleuprzedzamcię,żebędzieztegoogromnaafera.
Neliodbiegła,leczJosieniespuszczałazoczuHenry'ego,PauletteiCarli,którzysiedzieliwodległości
dziesięciumetrówodniej.-Terazrozumiem-powiedziałaniewiadomodokogo.Zaczęłasięprzeciskać
międzyludźmi,chcącpodejśćbliżej.
-Tośmieszne-mówiłaCarla.
-Śmiesznejesttoforum-odparłaPaulette.-Janiechciałamcitutajtegomówić.Samasiędomagałaś.
-Żartujesz,Paulette?Mówiszmiteraz?Teraz?Czterdzieścijedenlatpóźniej?-Henrypodniósłgłosna
tyle,żezwróciłnasiebieuwagę.
Josieprzysunęłasiębliżej.
-Musimywyjść-powiedziałHenry.-Musimytoomówić.Cecilia,chodź-rozkazał.PauletteiCarlateż
wstały.Carlatrzymałasięoparciakrzesła.Rozejrzałasię,szukającDavida,leczniemogłagoznaleźć.
Phillipateżniebyło
200
w zasięgu wzroku. Zaczęła się skupiać na szczegółach: tkanina obrusa, kwiat we włosach młodej
aktoreczki.Wlepiwszywzrokwdrzwiwoddali,ruszyłazaPaulette,którapodążałaślademHenry'egoi
Cecilii.
SzłyszybkozaHenrym,jednazadrugą,jakzaczarowane.
Carlazmusiłasiędopatrzeniananapis„Wyjście"wrogusali.Szłaniepewnanakońcu,alepotknęłasię
przedsamymidrzwiami.Straciłarównowagęiupadła.Jakieśchuderamionapomogłyjejwstać,alenie
wiedziała,dokogonależą,ponieważtwarzprzesłaniałyblondwłosy.
Kobietaodgarnęłaje,kiedyCarlawstała.TobyłatastrasznajędzazIvy,poprzedniaszefowaNadine.
-JestemJosie-powiedziała.-Czytoprawda?
Carlaspojrzałajejwoczy,naglezupełnietrzeźwaipełnazwykłejzłośliwości.
-Jużsiękiedyśpoznałyśmy-warknęła.-Zejdźmizdrogi.
201
Częśćtrzecia
202
Rozdziałdwudziestydrugi
Carla badała swoją twarz w lustrze u Phillipa, tak jak zwykła to robić w Nowym Jorku. Opalenizna,
która dodawała jej odwagi podczas pierwszych sześciu tygodni spędzonych w Kalifornii, zaczęła
blednącpodczastrzechtygodnikwarantannywpokoju,naktórąsięskazała.
WróciłabladośćWschodniegoWybrzeża,codziwniedodałojejotuchy.
Ciężkie lustro w jej kalifornijskim pokoju było zawieszone poziomo, więc nawet kiedy się cofnęła,
widziałasiętylkoodpasawdół,przeciętanapół,jakasystentkaprestidigitatora.Włosymiałajeszcze
mokrepoprysznicu.Podeszłabliżejdolustraiujęłagrzebień.Kiedynieprzesuwał
sięgładkomiędzysplątanymiwłosami,szarpałacorazmocniej,ażwyrwałaichcałykłąb.Spojrzałana
tenskołtunionywęzełipoczułasiędziwniezadowolona.Nieprzeglądałasięjużwięcej.Rzuciławłosy
wkąt,wciągnęłanasiebiespodnieoddresuibardzoobszernypodkoszulek,siadłanałóżkuizabrałasię
dojedzeniaciasteczekOreo,jednegopodrugim,ażzjadłaprawiepółpudełka.
-Carla?-odezwałsięChristopherzzazamkniętychdrzwi.-Carla?
-Hasło?
-Bilbo.
CarlazamierzałanasiłęwcisnąćwChristopheraHobbita,czymusiętopodobało,czynie.
-Wejdź-powiedziała.
Christopherwszedłzpapierowątorbąwręku.
203
-Przyniosłeś?
Skinąłpotakującogłową.WzięłaodniegotorbęiwyjęłapółlitrowypojemniklodówfirmyBen&Jerryo
smakuchrupkiegobatonawaniliowegoHeath.
-I?-spytaławyczekująco.
Wyjąłłyżeczkęzkieszenispodenek.-Mamapowiedziała,żemamcitodać.-Wręczyłjejkartkę.
Telefony:
„TheTimes"(NewYorkiLosAngeles),AssociatedPress,„TheSun"
(brytyjski),„TheGuardian"(brytyjski)iwszystkiegazetyzDelaware.
Dzwoniąosobyprowadzącetalkshow-nawetOprahzostawiławiadomość(zachowałamją).
JamesStigwood(taświnia).
ClivezNowegoJorku???
GerrySimpson,twierdzi,żezTobąpracuje.
Henryporaztysięczny.
TęsknimyzaTobą.Całuję,Samantha.
Carlazmięłakartkę.-CzasnaSpongeBob-powiedziała.
-Niemogę-odparłChristopher.-Mamlekcjępianina.
-Notowróć,jakbędątopóźniejnadawać.
-Mamtenisa.ApotemidęnanocdoDanny'ego.
-Toidź.Opuśćmnie.
-Co?
-Nic.Idźsobie.
Christophernieruszałsięzmiejsca.
-Idźsobie-powtórzyła.
-Wrócętu.MożejutroobejrzymySpongeBob?
-Może-odparła.-Hej,poczekaj.Cosądziszomoichwłosach?-
podniosłazpodłogikłębek.-Wyrwałamje.
204
-Dlaczego?
-Miałamochotę.
-Mamamogłacipomóc.
-Niepotrzebujępomocy.
Wzruszyłramionami.-Dobra.Cześć.-Wyszedł.
-Hej!Poczekaj!-zawołałaCarla.Christopherwsadziłgłowędopokoju.
-Wiesz,żeciękocham.
-Tak.
-Japoprostu...jakbybawięsięzeświatemwchowanegoidlategojestemwzłymhumorze.
-Wiem.Niemasprawy.
-Czynaprawdętrudnoterazzemnąwytrzymać?Christopherwzruszyłramionami.-Tak.
-Chceszlody?-podałamupojemnik.-Niepowiemtwojejmamie.
Uśmiechnąłsięszeroko.Wziąłodniejłyżeczkęizatopiłgłębokowlodach.
-Jesteśmoimobrońcą?-zapytałaCarla.Radośnieskinąłgłową,dalejpałaszująclody.
-Dobra.Zostawmnietutonącąwsmutku,idźnalekcjępianina.
-Mamamówi,żewkrótcebędziesznormalna.Niemartwsię.
Christophermówiłzprzekonaniemniewinności.Carlapoczuła,jaksercewniejrośnie,ipozwoliłamu
siępocieszyć.
-Dziękuję,kochanie-powiedziała,aonwręczyłjejpojemnikzlodamiiwyszedłzpokoju.
Znów sama, Carla przelatywała pilotem po kanałach. Nie oglądała wiadomości, odmawiała czytania
gazet i tygodników. Patrzyła, jak za oknem chmury tworzą się i rozwiewają. Widziała wspaniałe letnie
niebo i bujne kwiaty rozpościerające się kolorowymi łanami wokół wszystkich domów. Ale nie
wychodziłazpokoju.Byłazabardzowściekłaibezradna.
205
Christopherstanowiłjejjedynąpociechę.Nadalniewiedziała,copocząć.
Oczywiście winiła za wszystko Paulette. Swoją matkę. Swoją p r a wd zi wą matkę. Candace, jej
„poprzednia"matka(jakkażesięterazdosiebiezwracać?),zadzwoniłapotym,jakwszystkowyszłona
jaw.
-Mamo...toznaczyCandace...niewyobrażaszsobie...-jąkałasięCarla.
-Och,Carla,proszęcię,nieróbztegotragedii-powiedziałaprzezszumynaliniitelefonicznejciągnącej
siępodnieoceanu.-Czytowogólemajakieśznaczenie?Paulettejestmojąsiostrą.Czytakbardzosię
odsiebieróżnimy?
Carlarozłączyłasięoszołomionafaktem,żeCandacejestprzekonanaowłasnejsłusznościiniepotrafi
sięprzyznaćdobłędu.
ZdrugiejstronyPaulettespecjalizowałasiętylkowwielkichwydarzeniach:szokującychoświadczeniach
inagłówkachnapierwszychstronachgazet.
- Nie mam nic więcej do powiedzenia - oznajmiła Carli, Henry'emu, Phillipowi i Cecilii zaraz po
premierze. - Uważałam, że powinniście wiedzieć, co was łączy. To nie jest żadna wielka życiowa
zmiana.Jesteśtym,kimsiebieuczynisz,Carla,anietym,kimsątwoirodzice.
Pomyślałam,żetainformacjapomożeciprzezwyciężyćwieloletniątendencjędopobłażaniasobie.Nie
muszęprzepraszać,żecięniewychowałam.Byłaśbezpieczna,zdrowaiotoczonaopieką.
- A co ze mną? - warknął zirytowany Henry. - Czy przyszło ci w ogóle kiedyś do głowy, żeby mi
powiedzieć?
-Nie-odparłaPaulette.-Anirazu.Miałeśdwadzieściajedenlat.
Chodziliśmytylkonarandki.Toniemiałoztobąnicwspólnego.
Henrywściekałsię,Ceciliazłapałasięzagłowę,Phillipzerwałsięzkrzesła.
206
-Mamo,czyzdajeszsobiesprawę,cozrobiłaś?
-Ococichodzi?
-Oprasę?Czytynierozumiesz,jakimsławnymczłowiekiemjestHenry?
Paulette spojrzała na Phillipa buntowniczo. - Możesz pozwolić na to, żeby ten biznes rządził twoim
życiem, ale ja odmawiam zwracania uwagi na najmniejszy wspólny mianownik tego kraju, zgodnie z
którymludziewoląsięgapićnaaktorów,niżkoncentrowaćnabiedzieichorobachunicestwiających
całe narody. Myślałam, że pomogę tym Carli i pozwolę sobie zauważyć, że to ona nalegała, żebym jej
udzieliłainformacjinapremierze.Niemiałamwyboru.
Carlaobgryzłajedenpodrugimwszystkiepaznokcie
- skórki wokół nich i opuszki. Siedzieli w salonie w domu Phillipa, a na dworze czekały limuzyny z
włączonymisilnikami.CarlaprzyjęłainformacjęPaulettetak,jakprzyjmujesięwiadomośćogłodziew
Etiopii.
Mogłasięnadtymzastanowićkiedyśwprzyszłościizamierzałatozrobić,aleterazmyślałaoDavidzie
Stegnerze,któryopuściłjąnagle,gdystałasięobiektematakówpaparazzi.
-Carla-zwróciłsiędoniejHenry.-Cochceszterazzrobić?Carlaodwróciłasiędoniego.-Pamiętasz
nasząrozmowę?
-Co?
-WIvy.Podeszłamdociebieipowiedziałam,żeznamPaulette.
-Rzeczywiście-odparł,przypominającsobie.-Rzeczywiście.Cozaniesamowityzbiegokoliczności...-
Przerwał.
-Czyzachowałemsięgrzecznie?
-Tak-powiedziałaCarla.-Bardzo.
-Czyjużskończyliśmy?-zapytałaPaulette,patrzącniecierpliwienazegarek.
-Czyskończyliśmy?Nie,nieskończyliśmy-powiedziałHenry.-
Carlaminieodpowiedziała.Jejżyciesięzmienibezwzględunato,czychcesztoprzyznać,czynie.Nie
jestem
207
osobąprywatną.Aterazdziękitwojemuwybuchowidowiedziałasięotymcałaprasa.
-Zatydzieńzapomną.
-Niecałkiem-rzekłaSamantha.
-ChybazadzwoniędomojejkoleżankiLK-powiedziałPhillip.-
Świetnieznasięnareklamie...będziewiedziała,jakdalejpostąpić...
-Jateżmógłbymzadzwonić-dodałHenry.
-Co?-przerwałaCarla.-Doludziodreklamy?
- Jeżeli nie umrze żadna stara gwiazda filmowa, nie będzie ataku terrorystycznego i nie pojawi się
seryjnymorderca,tybędzieszwwiadomościach-powiedziałPhillip.-Takajestprawda.
-Todowodzi,żemamrację-powiedziałaPaulette.-Ludziesągłupi.
Niemusiszsięzniżaćdotegopoziomu,Carla.
-Carla-odezwałasięCecilia,któradotejporymilczała.-Czegotybyśchciała?Ciebietonajbardziej
dotyczy.
Carlazamknęłaoczy.ChciałaiśćdoFirmyPijawka,czytaćscenariuszeiporozmawiaćzNadine.Chciała
iśćnaprawdziwąrandkęzDavidemStegnerem-randkę,naktórejbyłbyzrelaksowanyiczarujący.
Niemogłaznieśćmyśli,żebyćmożezmarnowałatewszystkielata,żyjącwprzekonaniu,żewspomnienia
o Davidzie odpowiadały rzeczywistości: naprawdę jest seksownym Einsteinem, a nie sztywnym
Mussolinim,któregoprzypominałnapremierze.Miałanadzieję,żesięmyli.
-Niewiem-powiedziała.-Idęspać.
Wyszła z salonu i poszła na górę do swojego pokoju. Spuściła żaluzje, zamknęła drzwi na klucz i
położyłasięnałóżku.Niespałacałąnoc,próbującsobieprzypomniećJohnaTrousse'a,któryumarł,gdy
miała trzy lata. Kiedy była dzieckiem, Candace powiedziała jej, że ma szczęście, mając choć jedno z
rodziców,bonaświeciejesttyleniekochanychsierot.
PrzezcałytenczaswiedziałaoHenrym.Carliwydawałosiętonieomalniewyobrażalne,lecztakabyła
prawda.
208
Wponiedziałekranowmówiłasobie,żejestwstanienanowopodjąćzwykłeżycie.Jakzawszewzięła
prysznicizeszłanadół,leczSamanthakazałajejiśćdosutereny,wktórejniebyłookien.
-Sąnatrawnikuprzeddomem.Iztyłu.Możeniepowinnaśdziśwychodzić?
-Nie-nieustępowałaCarla.-Niemasiły.Chcęiśćdopracy.
Phillipzbiegłzhałasemposchodach.-Carla,myślę,żenaprawdępowinnaśzostaćwdomu.
Carlaspojrzałananiegobłagalnie.-Proszę.Proszęcię.Muszęzrobićcośnormalnego.
Phillip ustąpił, ale kiedy tylko wyszła na dwór, zaroiło się od reporterów i wsiadła do samochodu z
trudemłapiącoddech.
-Możemyzawrócić-powiedziałPhillip.-Zadzwoniłemdofirmyochroniarskiej.
Jechał powoli. - Wiesz... proszę cię, nie zrozum mnie źle, ...ale Henry mówi, że możesz się
przeprowadzićdoniego.Tammiałabyśpewniewięcejprywatności.
-Chcesz,żebymsięwyniosła?-Carlawiedziała,żezabrzmiałoto,jakbybyładotknięta.
-Nie,nie-zaprzeczyłPhillip.-Możeszunaszostaćtakdługo,jakzechcesz.Takdługo,jakzechcesz.Ja
po prostu... denerwują mnie ci wszyscy ludzie. Henry pewnie ma ogrodzenie i zamykaną bramę. Nie
musiałabyśtegowszystkiegoznosić.
Carlaodwróciłagłowęwstronęokna.Jechalinawschódautostradąnumer10.-Damsobieradę.Proszę,
pozwólmizostać.
-Oczywiście-odpowiedziałPhillip.-Wszystkobędzie,takjakchcesz.Alekiedyśbędzieszmusiałaz
nimporozmawiać-dodał.-Możeniedziś,niejutro,ale...
-Wiem.
209
- To dobrze - powiedział Phillip, wjeżdżając przez bramę na teren Studia X, gdzie mieściło się jego
biuroorazFirmaPijawka.
CarlaweszładofirmyiMagdarzuciłasię,żebyjąuściskać.
-Och,Carla!-wykrzyknęłaswymbarytonem.
-Cotyrobisz?-Carlawysunęłasięzuścisku.
-Gratulacje!
-Słucham?
-ŻejesteścórkąAntonellego!Ależzciebieszczęściara!Carlagapiłasięnanią.
-Założęsię,żeteraznapewnobędzieszmogłazagraćwjegofilmach.
Założęsięomiliondolarów.
Palkę,dziewczynazBaltimore,pojawiłasięwzwieńczonychłukiemdrzwiach.-Towszystkojesttakie
zabawne
-zauważyła.
-Możnatoróżnieokreślić-powiedziałaCarla-aleniejestempewna,czy„zabawne"jestodpowiednim
słowem.
-Wiesz,ocomichodzi.Tobyłodoprzewidzenia.
-To,żejestemcórkąHenry'ego,byłodoprzewidzenia?
-Nie,poprostuto,żezewszystkichludzitutajwłaśnietyokazujeszsięsławna.
Carlapobladła.
- Nie denerwuj się - ciągnęła Rilke. - Chodzi po prostu o to, że teraz jesteś sławna i nie musiałaś nic
robić.Wtymjestcośniefair.-
Przechodzącobok,zacięławargi.-Mywszyscytakciężkopracujemy,aty...
-Cosiędzieje?-doholuwpadłGerrySimpson.-Carla.Cieszęsię,żeprzyszłaś.Dobrze.Prawdziwy
zuch.-Położyłjejrękęnaplecachipopychałwstronęswojegogabinetu.
-Usiądźmy,dobrze?Musimyrozmawiać,porozumiewaćsię,tonajważniejsze.
-Jachcępoprostuiśćdoswojegobiurka...
-Tak,tak,oczywiście.Alenajpierwporozmawiajmy.
-OdwróciłsiędoMagdy.-Niełączmnieznikim.
210
Wskazał Carli fioletowy fotel przy swoim biurku. - Myślałem o tym całą noc. Wiem, że możemy to
odpowiednionaświetlić.Rozmawiałemzeznajomymi,reporterami...Naprawdęuważam,żepowinniśmy
się zdecydować na „The Reporter"; „Variety" jest takie, no takie oczywiste, a poza tym obiecałem, że
damimwyłączność.Więcmyślę,żerobimytak:puszczamypogłoskę,żejesteśunasszefowąodrozwoju,
pewnie damy ci stanowisko Nadine, a potem prosimy Henry'ego o wypowiedź na temat tego, jak się
cieszy, że jesteś jego córką. Powiedziałem Rolandowi, że Henry z Kirkiem Gordonem w sekundę
przepchnątenfilmonomadach.
Wsekundę.
CarlasłuchałaGerry'egoirozglądałasiępopokoju.Byłotamzdjęciejegożonyidzieci-wszyscytak
samo chudzi i z kręconymi włosami. Były też fotografie Gerry'ego z różnymi sławnymi osobami. Gerry
podszedłdokominka.
-Możemysięumówićzespecjalistamiodtworzeniatrendów.Imusimyciznaleźćtrenera.Nieobraźsię,
ale może powinnaś się zastanowić nad zrzuceniem paru kilogramów. Musimy zredagować jakieś
oświadczeniedlaprasy-Gerrymówiłbezprzerwy,bojowowykrzykiwał
swojepomysły.
Carlawstała.
-Corobisz?
-Idędoswojegobiurka.
-Dajspokój,Carla,nieżartuj.Niepracujeszjużwtymboksie.Onesądladziewczynodrozwoju,niedla
ciebie.
-Wyrzucaszmniezpracy?
-Cozapomysł!Terazmożemycięwykorzystać,dlaczegomiałbymcięwyrzucać?
-Teraz?-Carlapodeszładodrzwi.-Aprzedtemniemogliście?
-Przedtembyłaśwrozwoju-powiedziałpogardliwie.-Terazweszłaśdopierwszejligi.
Wróciła do boksu i zaskoczył ją widok bukietów pokrywających wszystkie możliwe powierzchnie.
Wzięładoręki211
kilkabilecików:„odprzyjaciółwStudiuX"głosiłjeden,ainny
„Zadzwońproszę,mogęcipomóc.JimmyStigwood".
-No,no-odezwałasięzajejplecamiNadine.Carlaodwróciłasię.-
Maszniemałonagłowie.
-Towariactwo-powiedziałaCarla.
-ToHollywood-odparłaNadine.-Cotyturobisz?
-Chciałamprzyjśćdopracy.
- No to powinnaś chcieć iść prosto do domu. Twoja praca tutaj praktycznie się skończyła. - Nadine
podniosłatulipana,którywypadłzjakiegośbukietu.-CzyGerrypróbowałcięzakontraktować?
-Zakontraktować?Doczego?
-Będziechciałsięzająćtwojąreklamą,przekażetojednemuzkolegów,przynajmniejnatakdługo,jak
będzieszsławna.
-Niejestemsławna.
-Carla,janieżartuję.Obudźsię!HenryAntonellijesttwoimojcem.
Niejesteśjużzwykłymczłowiekiem.
-Jestemdokładnietakasama-powiedziałaCarlazuporem.
Skrzyżowałaramionanapiersi.-Poprostuchcęprzepracowaćdzieńiiśćdodomu.Tegowłaśniechcę.
- Przykro mi - odparła Nadine - ale to niemożliwe. To nie zależy od ciebie. Kiedyś to się skończy i
przestanieludziobchodzić.Wtedybędzieszmogłarobić,cobędzieszchciała.Teraznawetniepróbuj.
Carlazamrugałaoczami.Czułapodpowiekamiłzy,leczpostanowiła,żenikt,nawetNadine,niezobaczy
jejpłaczącej.
-Nochodź-powiedziałaNadine.-Chodźmydomojegopokoju.
Carla poszła za nią. Rilke, Magda i Gerry stali w kącie jednego z boksów, na pozór rozmawiając o
scenariuszu.Carlaczułanasobieichspojrzenia,takjakbystalitużobokniej.Znówzamknęłaoczy,zła,
żeniemożepowstrzymaćdrżenia.
212
Nadinezamknęłazanimidrzwi.-Carla,przykromi.Naprawdę.Ale...
-Aleco?-rzuciłaCarla.-Aleco?
-Alemożetoniebędzietakiezłe.
- Takie złe?! Takie złe? - Carla nie mogła się dłużej powstrzymywać i rozpłakała się, skrzyżowawszy
ramionanapiersi.-Powiedzim,żebymidalispokój.
-Niedadzą.-Nadinepodałajejpudełkochusteczek.
- Dla nich jesteś największą szczęściarą na świecie. Teraz każdy tylko czeka, aż zaczniesz stawiać
żądaniafinansowe.
-Myślą,żepoproszęHenry'egoopieniądze?-zapytałaCarlazniedowierzaniem.
- No tak - odparła Nadine. - Niektórzy nawet myślą, że mogłaś to sama zaplanować, żeby zwrócić na
siebieuwagę.
-Nigdyniesłyszałamnicrównieidiotycznego.-Carlaprzestałapłakać.-Toszaleństwo.Ktobyzrobił
cośtakiego?Ktozwłasnejwoliściągnąłbynasiebietegotypuuwagę?
-Tosiętuzdarzanagminnie-powiedziałaNadine.
-Każdychcebyćsławny.Aleludzienaprawdębędąuważali,żechodziopieniądze.Zdajeszsobieztego
sprawę,prawda?Comaszzamiarzrobić?
-Comamzamiarzrobić?-powtórzyłaCarla.-Otojestpytanie.Coczłowiekrobi,kiedymusięzdarza
cośtakiego?Czyjestjakiśprecedens?
-AcomówiHenry?
-Henry?Niewiem.Nierozmawiałamznim.
-Dzwoniłdociebie?Carlaprzytaknęła.
-Notodlaczegoznimnierozmawiałaś?
-Wweekendzadużosiędziało.AdziśwyjechałaPaulette.
-Paulettewyjechała?
-Tak.
-Zostawiłacię?-NatwarzyNadinepojawiłsięniepokój.
-Naprawdęwyjechała?
213
-Tak.
-Niemogłazaczekaćizobaczyć,jaktosięskończy?
-Powiedziała,żeonamogłabyzaczekać,aleludziewIndonezjiniemogą.
-Ahhha-wyjąkałaNadine.-Oczywiście.
Odezwałsięfirmowyinterkom.Nadinepodniosłasłuchawkę.-Halo?
-apochwili:-Dobrze,powiemjej.-Isięrozłączyła.
-Rolandchcesięztobązobaczyć-powiedziała.-Natychmiast.
-Nigdyprzedtemnawetsiędomnienieodezwał.
-Przyjmęzakład,żeślinisięnamyśloKirkuGordoniepracującymzHenrym.
-Dlaczegowszyscyuważają,żemogęHenry'emupowiedzieć,comarobić?
- Bo wszystko się opiera na dojściach. - Nadine pokręciła głową. - A tym masz dojście zapewnione.
Dojście.Dziękiniemumożeszwtymmieścierobić,cochcesz.
-Tośmieszne.Jagoledwoznam.
-Jesteśjegocórką.
-Słowa.Semantyka.Biologia.Wcalegonieznam.
-Carla...
-Co?
-Odciebiezależy,cobędziedalej.
-Tak.
-Toprzycichnie.
-Wiem.
- Tutaj ludzie pozabijaliby się o taki związek z gwiazdą filmową. Będą uważali, że możesz mu
powiedzieć,comarobić,żebędziecięsłuchał.Aprawdajesttaka,żetowcaleniewykluczone.Ktowie?
Możesiędosiebiezbliżycie.Niebędzieszjużnigdymusiałapisaćrecenzjiscenariuszy.
-Właśnieotochodzi.Możetodziwniezabrzmi,alejalubiępisaćrecenzje.
214
PowyjściuCarliNadinezadzwoniładoErniego,żebymuprzekazaćnajnowszewiadomości.-Onachce
dalejpisaćrecenzje!Jakmyślisz?
MożemogłabymizałatwićpracęwNJTF?
SpotkanieCarlizRolandembyłokrótkie,ponieważzakończyłajetakszybko,jaktylkotobyłomożliwe.
Wyszła,mówiąc,żepotrzebujeczasunaprzemyśleniewszystkiego.
WychodzączFirmyPijawka,musiałaobejśćwózekgolfowyzzapalonymsilnikiem.
-PannaTrousse?-zawołałkierowcaspodplastikowegodaszka.Był
tochłopakokołodwudziestopięcioletni,wczerwonejkoszuli,zblondwłosamipostawionyminasztorc
zapomocążelu.
-Tak?
- Przyjechałem po panią. Dowiedziałem się, że pani tu jest, i pomyślałem, że ktoś będzie panią musiał
podwieźćdosamochodu.
JestemDamien.KochamHenry'ego.Jestbombowy,wiepani,bombowy.
-Dajmispokój-powiedziałazezłością.WłożyłaokularysłoneczneipomaszerowaładobiuraPhillipa,
które znajdowało się na drugim piętrze w jednym ze starszych budynków studia. Przypomniała sobie
wchodzenieposchodachdonowojorskiegomieszkania.Poczułachwilowyprzypływpewnościsiebie.
Lecz u Phillipa znowu opadła z sił. W poczekalni, zanim zaprowadzono ją do jego gabinetu, było to
samo. Szmer szeptów, trącania się łokciami, zarzucono ją serią: „Jak się masz?", „Co za szokująca
wiadomość!"i„Comaszzamiarterazzrobić?".Poczułasięsłabaizdenerwowana.Phillipzawiózłjąbez
słowa do domu. Tym razem wysiadła z samochodu i przedarła się między reporterami z łokciami
wystawionyminaboki.
Leczzatrzymałasię,widząc,ktostoinaschodkachprzeddrzwiami.
215
-Carla!-powiedziałreporterzponurymwyrazemnatwarzyimałymkołonotatnikiemwręku.-Wiem,że
na pewno jesteś oszołomiona i nie masz najmniejszej ochoty na rozmowę z reporterem, ale jesteśmy
starymiprzyjaciółmi.Pomyślałem,żemożewłaśniezemnąporozmawiasz.
Oczywistejest,żebędąotobiepisaćipowinnaśmiećkogośposwojejstronie.
Carla wpatrywała się w Jimmy'ego Stigwooda, w jego wyprasowane szare spodnie, mokasyny od
Gucciego,białąkoszulęijasnorudewłosy.
TakstrasznieprzypominałkukiełkęHowdyDoody*.
Spojrzałaponadjegoramieniem,dokładnietakjakonpostąpiłnapremierze.Poczuła,jakwzmagasięjej
gniew-niewyspanaibezmożliwościwyładowaniasię,czuła,żezachwilęmożewybuchnąć.
-Nigdynieudzielęciwywiadu-krzyknęła.-Czymyślisz,żeniepamiętam,jakmniepotraktowałeś?
- To stara historia, Carla. Do niczego nie dojdziesz, jeśli będziesz chować urazy. Posłuchaj, jestem ci
potrzebny.Niemaszinnegowyjścia.
Napiszęotobieartykuł,takczyinaczej.
-Tegowłaśniesiępotobiespodziewałam-szydziłaCarla.-Typowierzchownygów...wiesz,nieobraź
się,James,alemuszęwejśćdodomu.Niepotrzebujęcię.
Minęłago,weszłaizatrzasnęłazasobądrzwi,jakmogłanajgłośniej.
Poczuła się chwilowo oczyszczona, ale tylko do czasu przeczytania artykułu Jimmy'ego o sobie w
szanowanymtygodnikuliterackim.Byłtopoczątekjejedukacjinatematdziałaniamediów.Artykułokazał
się nieprawdopodobnie zjadliwy: potępiający pozornymi pochwałami, wielkoduszny na temat jej
„skłonnejdodominacji"osobowościipogar-dzającyjejambicjamiliterackimi.
HowdyDoody-kukiełka,bohaterprogramutelewizyjnegodladziecizlatpięćdziesiątych.
216
NawetCarliniespodobałasięCarlasportretowanaprzezJimmy'ego.
Od tego czasu przestała wychodzić z pokoju. Jadła. Oglądała telewizję. Czytała powieści - klasykę i
współczesne,naprzykładnajnowsząksiążkęE.R.Robin,Sekretymoichprzyjaciół.Chwyciładługopisi
próbowałapisaćdziennik,aletoniepomogło.Jejwenatwórczateżgdzieśznikła,niemogłasięzmusić
dowłączeniakomputera.
Codziennie na nowo czytała artykuł Jimmy'ego. Zawierał jedną niepodważalną prawdę, a mianowicie
twierdzenie,żedostałasiędoprasydziękidawnemustosunkowipłciowemu,którymógłbyćmiłosny,ale
praktycznieposzedłwniepamięć.Pauletteruszyłaratowaćświat,aosiągnięciaHenry'egobyłyogólnie
znane.WmiędzyczasieCarlawiodłanędzneżyciewNowymJorkudoczasu,gdyzawalonydachzmusił
jądoprzyjazdunatowybrzeże,gdziezaczęłażyćnormalniejażdotegowydarzenia.
Czuła gorycz, ale nie z powodu rewelacji Paulette, lecz dlatego, że jedną z przyczyn, dla których Los
Angelesdodałojejtyleenergii,był
fakt,żewymyśliła,jakbyćproduktywną.Wszystko,coterazzrobi,zostanieprzypisanesławieHenry'ego.
Nie miała o to do niego pretensji. Stanowił dla niej zagadkę i nie była pewna, czy będzie zdolna do -
alboczywogólezapragnie-jakiegośzwiązkuznim.Niebyłjejpotrzebny,prawda?
Czynieprawda?
Nagle poczuła, że chce zedrzeć z siebie skórę i kompletnie się zmienić, od stóp do głów. Musi być
twardsza, bardziej pewna siebie, musi jakoś nauczyć się przebojowości jak ta reporterka Neli albo ta
jędzaJosie.
Dotejporyunikałatakichkobiet,pewna,że-przynajmniejpodwzględemetycznym-jestodnichlepsza.
Aleotosiedzitu,mającczterdzieścijedenlat,nieprzygotowanananic,ajużnapewnonienabudowanie
związku217
znowoodkrytymojcemiwkraczanienanowądrogęzawodową.
Iwtedywpadłanapomysł.Usiadłanałóżku.Wyjrzałaprzezokno.
Pomysł nabierał kształtu, drżał, trzepotał się w głowie jak jakiś ptaszek, aż nabrała odwagi, żeby
pozwolićmusięskrystalizować.
-Ciociu?-Christopherotworzyłdrzwi.
-Myślałam,żecięniema.
-Jeślichcesz,toztobąposiedzę.
-Dzięki,kochanie-powiedziała.-Chodźtutaj.Christopherpodszedł,aonagouściskała.-Aterazidź,
pograjnapianinie.Zróbmamusiprzyjemność.
-Onachce,żebyśzeszłanadół.
Carlaspojrzałanatelewizor,lodyBen&Jerry,otwartąksiążkę.
Odwróciłasiędobratanka,któryczekałnaodpowiedź.
-Dobra-powiedziała.-Zejdę.
Christopherzamknąłdrzwi.Carlausłyszała,jakkrzyczy:-Mamusiu!
-ipoczuławdzięcznośćzabezinteresowną,bezkrytycznąmiłośćośmiolatka.-Onawstaje!
218
Rozdziałdwudziestytrzeci
Josie siedziała w miękkim, bezkształtnym fotelu w NTFJ, uważnie przeglądając umowy, które właśnie
otrzymałazeStudiaX.
A.FILM
MIŚ,KTÓRYURATOWAŁBOŻENARODZENIE
B.PRODUCENCI
HENRY ANTONELLI, ESTHER RODRIGUEZ RABINOWTTZ i JOSEPHINE O'LEARY (Antonelli,
RodriguezRabinowitzi0'Learysądalejindywidualnieiłączniezwani„Producentem").
C.WYNAGRODZENIE
Stałakwota$1000000dopodziałupopołowiepomiędzyAntonellim/RodriguezRabinowitzi0'Leary.
D.NAZWISKAPRODUCENTÓW
Studio może wskazać trzy osoby, których nazwiska pojawią się na ekranie po słowie „Produkcja" w
napisach początkowych, jeżeli takowe zostaną użyte. Dwiema z tych trzech osób będą Antonelli i
RodriguezRabinowitz;nazwiskoAntonellipojawisięjakopierwsze,RodriguezRabinowitzjakodrugie.
Pięćsettysięcydolarów.Pięćsettysięcydolarów.Przyprawiałojątoniemalozawrótgłowy.
Podniosłasłuchawkętelefonu.
219
InstynktowniechciałazadzwonićdoMike'a.Odłożyłasłuchawkę.
Oparła się na bezkształtnym fotelu, jednym z wielu poustawianych tu i tam przez Esther, i jeszcze raz
przejrzaładokumenty.DotarładopunktuD
dotyczącego nazwisk producentów i przerwała czytanie. Tym razem wykręciła numer, gwałtownie
uderzającwklawisze.
-MuszęrozmawiaćzSethemLevinem,natychmiast-warknęła.
-Cześć,Josie-powiedziałaasystentka,niewzruszonajejtonem.-
Zobaczę,czymisięudaznimpołączyć.
Josiespojrzałanazegarek.JeżeliSethkażejejczekaćponaddwieminuty,odłożysłuchawkę.
-Hej-odezwałsięSeth.
- Słuchaj, przeglądam właśnie dokumenty dotyczące Misia i widzę, że moja rola producenta nie jest
zagwarantowana.
-Josie...
-Chcę,żebymojenazwiskopojawiłosięjakodrugie.Drugie.
PowinnambyćprzedEsther,tojaznalazłamscenariusz.
- Prawdę mówiąc, Josie, to j a znalazłem scenariusz. I nawet jeżeli jesteś na tyle głupia, żeby chcieć
sobiezrujnowaćkarierę,janiepójdędonichwykłócaćsięoto,naktórejpozycjibędzietwojenazwisko,
bomaszszczęście,żewogólesiętampojawi.HenryiEsthersąpartneramiitodziękinimpowstajefilm.
-Jeżelipowstanie.
-Właśnie.
-Poczekaj...-wyobraziłasobie,żedzwonidoniejTessJohnsonimówi,żeprojektzostałzawieszony.-
Jażartowałam.Wieszcośnatentemat?Czystudioniezamierzarobićtegofilmu?
-Niewpadajwparanoję-powiedziałSeth.-Henrymaterazinnerzeczynagłowie.
-Minęłyjużczterytygodnieodpremiery.
220
-Czterytygodnietoniedużo,kiedyczłowieksiędowiaduje,żemaczterdziestojednoletniącórkę.Pewnie
jesttrochęoszołomiony.
-Cotomaznaczyć?-wgłosieJosiezabrzmiałonapięcie.
-Nic.Słuchaj,umowysąwporządku.Maszszczęście.Niezrobiłaśnicidostajeszpółmiliona.Myślę,że
powinnaśczęśćmiprzekazać.
-Przekazuję.Pięćprocent.
- Josie, nie bądź męcząca - powiedział Seth. - Mówię ci to jako twój prawnik, któremu zależy, żebyś
zrobiładużodobrychfilmów.Niezniechęcajdosiebiedobrychludzi.Mamrozmowęnadrugiejlinii.
Sethrozłączyłsiębezpożegnania.
Josieczuła,żedogniewudołączyłasięterazirytacjazpowoduSetha.
Niezniechęcajdosiebiedobrychludzi.Dlaczegojejprawnikpozwalanato,żebyjąwykiwano?
-Josie-odezwałasięasystentkaprzezinterkom.-Esthercięprosi.
EstherunikałaJosieodpremieryOstatniegoobrońcy,leczdziśprzekazałajejumowy,codowodziło,że
nie jest już o nią zazdrosna. Być może były także przyczyną tego nagłego wezwania? Josie poszła do
gabinetuEsther.
-ChciałabymzorganizowaćspotkanienatematpoprawekdoscenariuszazJoshuąKingiem-powiedziała
Esther.-Wprzyszłymtygodniu.Umówsięznim,proszę.
-Co?
-Jegoumowajestnieomalgotowa.Ichciałabymzacząćpracowaćnatymfilmem.Uważam,żescenariusz
wymagagruntownychprzeróbekiJoshuapowiniensięjużtymzająć.Czyprzygotowałaśswojeuwagi?
-Tak-skłamałaJosie.-Muszęjetylkodokońcazredagować.
-Dobrze,dajmiznać,jaksięznimumówisz.
-CzyHenrybędzieobecny?
221
-Tak.
GabinetEsther-dawnabibliotekazgłębokimkominkiemotoczonymdrewnianymibelkamiiwypełniona
książkami-byłnajbardziejzagraconympomieszczeniemwbudynku.
- Esther - Josie miała zamiar przycisnąć Esther do muru na temat kolejności nazwisk producentów. To
onazasługiwałanadrugiemiejsce,nieEsther.
-Co?
- Myślę... - Josie była gotowa się wykłócać, ale wyraz twarzy Esther był mało zachęcający, toteż
postanowiłapoczekać.Najwyraźniejcośinnegozaprzątałojejuwagę.
-Nic.Damciznać,kiedysięznimumówię.
-Dzięki.Narazie,Josie.-Estherskierowaławzroknabiurko.
Josie wyszła z gabinetu i rzuciła się na miękką kanapę w salonie na parterze. Po jej prawej stronie
Heather Kava-kos rozmawiała przez telefon. Pokazała Josie gestem, żeby zaczekała, aż skończy
rozmowę.
- Buzi, buzi - powiedziała do słuchawki. - Kocham cię! - rozłączyła się. - Czasami zachowuje się jak
idiota-wymamrotała.
-Kto?
-Andreas.
Andreas był duńskim narzeczonym Heather. - Posłuchaj, kotku, czy wiesz, że twój przyjaciel Joshua
właśniepodpisałumowęzShepemAdamsem?
Ucisk w żołądku, który dopiero co zaczął znikać po rozmowie z Sethem, wrócił. Josie zdała sobie
sprawę,żewstrzymujeoddech.-Z
Shepem?-Grałanazwłokę.-No,mówiłmi,żesiępolubiliiShepowistraszniezależynatym,żebygo
zatrudnił,aleniewiedziałam...-
przerwała,czującjakogarniająjągniewistrachzpowoduzdradyJoshui.
Każdywie,żekiedypodpiszesięumowęzagentem,mówisięotym222
producentowi.AJosiebyłaproducentemJoshui,botoonadoprowadziładorozpoczęciaprojektu.
-Niewiedziałaś,prawda?
-Niewiedziałamnapewno.
JosiemiałaochotęnatychmiastzadzwonićdoJoshui,aleniechciałapokazaćposobie,jakbardzojąta
wiadomośćzdenerwowała.Agencipotrafilipopsućumowy,nawettakdobrejakta,którąJosiezawarłaz
Henrym. A agent typu Shepa - notoryczny dwulicowiec i agresywny głupiec - był wyjątkowo
niebezpieczny.Bógjedenwie,czegozażądawimieniuJoshui.Josiezmusiłasiędociepłegouśmiechuw
stronęHeather,takjakbypokazaniepokrytychplastikiemzębówmogłopokryćjejzdenerwowanie.Shep
mógłwszystkozepsuć.
Heatherwyciągnęłaprzedsiebienogi.-Jakuważasz?
-Wskazałaopaleniznę.
-Piękna.Naturalna?
-Nie-uśmiechnęłasięHeather.-Zkabinyopalającej.
-Heatherwstała.-Natwoimmiejscu,kotku,zadzwoniłabymnatychmiastdoShepaAdamsa.Nawiązała
kontakt.Napewnoniczłegosięniezdarzy,alewiesz,janieżyczyłabymShepanajgorszemuwrogowi.
Josie zostawiła Joshui pięć wiadomości i zadzwoniła do trzech różnych osób, żeby się czegoś
dowiedzieć o Shepie Adamsie, a potem postanowiła pójść za przykładem Joshui i zaatakować
bezpośrednio.
Naszczęściewiedziała,gdziemożnagoznaleźć.ArmondFellmanurządzałcotygodniowy„wieczorek"w
swoimdomuwHollywoodHills.
Joshuabyłregularnymbywalcem.Niewypadałojejtakzanimlatać,alezdrugiejstronyjużoddawna
nieuprawiałażyciatowarzyskiego.Armondzarobiłgórępieniędzynaprodukcjiniezależnegofilmu,który
nieoczekiwanie stał się hitem. Wykorzystał to w pertraktacjach ze studiem i został zatrudniony za pół
milionarocznienapokryciekosztów.JosiesłyszałaodJoshui,żeArmondnie
223
ma nawet biura. Brał pieniądze i co pewien czas składał w studio jakiś scenariusz napisany przez
jednego z przyjaciół. Kupił dom od starego aktora filmowego, u którego ostatnio rozpoznano chorobę
Alzheimera.
Przyjęcia Armonda stanowiły coś w rodzaju hollywoodzkiego salonu towarzyskiego. Dobrze jej zrobi,
jeżelisięubierzeipoczujeseksownie.
Była piękną, wolną kobietą w mieście najatrakcyjniejszych ludzi na świecie. Najwyższy czas, żeby
wreszciezajęłasięsobą.
PrzeddomemArmondaFellmanastałoosiemsamochodów.Mieszkał
przy jednej z małych uliczek w kanionie, gdzie domy stoją prawie jeden na drugim, wznoszą się nad
podjazdamiizdająsiętakniepewne,żemogąstanowićmetaforędlacałegoLosAngeles-zbudowanena
najcenniej-szych prawdach i kłamstwach najbardziej twórczych mieszkańców i mogące się całkowicie
zawalićzpowodunagłegokaprysunatury(lubwprzenośni-rynku).
Drzwi były otwarte, muzyka głośna. Przed oczami Josie przesuwali się nieznajomi ludzie, wszyscy
młodzi,ubraniwjasnekoloryibłyskającyzębamiwuśmiechach.Kiedyweszła,zatrzymałjąmężczyzna
zkręconymi,ciemnymiwłosami.-Czyjacięznam?Czymógłbymciępoznać?
Josieprzewróciłaoczamiiminęłago.
OdrazudostrzegłaJoshuęnakanapieobokrewelacyjnejMurzynki.
Podeszłaistanęłaprzednimi.
-Josie!Cozaniespodzianka!
Josierzuciłakobieciewymuszonyuśmiech,aonazerknęłanaJosie,rejestrującjejstrój,fryzurę,buty,a
potem,najwyraźniejzdecydowawszy,żeJosieniezasługujenawetnatakąodrobinęuwagi,położyłarękę
nakolanieJoshui.
-TojestKaren-przedstawiłkobietęJoshua.
-Tylkoniemów,żejesteśaktorką-powiedziałaJosie.
-Prawdęmówiąc,zajmujęsięinżynieriąkosmiczną.Joshuanapotkał
wzrokJosieiuśmiechnąłsię.
224
- To prawda - powiedział. - Właśnie wróciła z Barcelony, gdzie pracowała nad jakimś ogromniastym
teleskopem.Nierozumiempołowytego,comówi,alebrzmitobardzointeligentnie.
Karenprzycisnęładługiepaznokciedojegokolana.
-Tylkoniemów,żepracujeszwtymbiznesie-powiedziała,patrzącnaJosie.
-Tooniejciwspominałem-powiedziałJoshua.-WłaśniezniąpracujęnadMisiem.
TwarzKarenzłagodniała.-PracujeszzHenrymAntonellim?
-Tak.
- Masz szczęście. I do tego pracujesz z Joshuą. - Przesunęła palcem po jego policzku, a on spojrzał na
Josierozanielony.
-Przyciągamszczęściejakprawdziwymagnes-powiedziałaJosie.
UśmiechnęłasięsłodkodoKaren.-Karen,czymiałabyścośprzeciwkotemu,żebymporozmawiałaprzez
chwilęzJoshuą?
KarenspojrzałanaJoshuę,którywzruszyłramionami.
-Proszębardzo-powiedziałaiwstała,obciągającniebieskąażurowąsukienkę.
-Mogłabybyćmodelką-stwierdziłaJosie.
-Była.Alemyślę,żejestchybajedynyminżynieremkosmicznymnaświecie,którytakwygląda.
OdwróciłsiędoJosieizmierzyłjąwzrokiem.-Atyjesteśchybajedynymproducentemwtymmieście,
który tak wygląda. - Spojrzał na jej blond włosy. - Słońce musi być bardzo mocne w Beverly Hillls.
Maszcorazjaśniejszewłosy.
- Tak jak wszyscy. W tym pokoju nie ma ani jednej naturalnej blondynki - powiedziała, siadając na
miejscuKaren.
-Prawdęmówiąc,wcałymmieścieniemaanijednejnaturalnejosoby
-powiedziała,patrzącnaprzechodzącąkobietęwbiałejkoszulizwiązanejwpasie,któramiałasztuczne
piersi,żółtewłosyibyłapooperacjiplastycznejnosa.
225
-Naturajestprzereklamowana.
-Dlaczegodomnieniedzwonisz?CorobiszzShepemAdamsem?-
zapytałaJosie.
-Nieznamtakiego-zażartowałJoshua.-Oczymtymówisz?
-Niebawmysięwtakiegierki.Jasięnatonienabiorę.PodpisałeśumowęzShepem?
-Tomójprzyjaciel-powiedziałJoshua.
-Odkiedy?
-Odprzyjazdututaj.
-Czyliodtrzechmiesięcy?Szybkosięzaprzyjaźniasz.
- To jedna z moich większych zalet. Chcesz przez to powiedzieć, że nie mogę podpisać umowy z
agentem?
-Nie-powiedziałaJosie,wyczuwajączmianętonu.-Nie-ciągnęła-
oczywiście,żemożeszmiećagenta.AleShepaAdamsa?Onnaciebieniezasługuje.
-Wiem-odparłJoshuazwięźle.-Naraziewystarczy.Czułem,żemnietoprzerasta,ionzaproponował,
żepomoże.Uważa,żejestembardzoutalentowany.
-Jateżuważam,żejesteśbardzoutalentowany-powiedziałaJosie.-Ikonieczniemusiszmiećagenta-
wiedziała, że wkracza na teren ustępstw i musiała być ostrożna. - Ale czasami agenci lubią się w coś
wtrącić,tylkopoto,żebymoglipotempowiedzieć,żedobrzepracują.
-Cochceszprzeztopowiedzieć?
-ŻeShepmożepójśćdostudiaiwszystkoschrzanić.Tobie-
podniosłananiegowzrok-imnie.
-Tegosięboisz?Żeniebędęmógłzapanowaćnadswoimagentem?
- Nie... po prostu... ja widziałam... słuchaj, ja nie lubię Shepa, on nie lubi mnie i będę całkowicie
szczera:myślę,żebędziepróbowałmniewyrolowaćztegoprojektu-przerwała.-Conieznaczy,żeto
jestmożliwe,oczywiście.
226
- Żartujesz? Myślisz, że zrobiłbym ci coś takiego? Za kogo mnie uważasz? - Joshua pokręcił głową i
Josiepoczułaulgę.Pochyliłsięidotknąłjejramienia.-Niemartwsię.
-WięcShepniebędziesiętegoczepiał?Joshuaskinąłgłową.-Nie,niebędzie.
Przesunąłsięnakanapie,zbliżającsięniecodoJosie.-NajakimtojestobecnieetapiewStudioX?
-Estherchcezorganizowaćspotkaniewprzyszłymtygodniu.BędąnanimHenryiTessJohnson,jednaz
dyrektorówzeStudia.Dostanieszuwagidoscenariusza,żebyśmógłwnieśćpoprawki.
- Tess? Ja ją znam. - Joshua rozejrzał się po pokoju, odganiając dłonią dym papierosowy. - Nie ma
sprawy.Poprawię.Niemasprawy.-Położył
ramięnaoparciukanapy.
-Aocochodziztącórką?
-Zcórką?
-ZcórkąHenry'ego.Tągrubą.
-Nicniesłyszałam.
-Pewniepoprostuchcepieniędzy.
- Tak... - Josie chciała uzyskać od Joshui obietnicę, że nie narobi jej żadnych kłopotów, i w ułamku
sekundyzdałasobiesprawę,żestałasięjużproducentem,ponieważ
- zdaniem Setha - prawdziwy producent wyczuwał każde możliwe niebezpieczeństwo, prawdziwe czy
potencjalne.
-Więc...
-Wiesz,zdajemisię,żewszystkodziejesię,takjakpowinno-
powiedziałJoshua.-Mamwielkieszczęście,żemutowogóledałaś.
Zdajęsobieztegosprawę.
KobietazbłyszczącymcieniemnapowiekachpodeszładoJoshui.-
Cześć,przystojniaku-powiedziała.Wyciągnęłarękę,którąJoshuapocałował.KobietamrugnęładoJosie
ipodeszładomężczyznyczekającegoprzykominku.
- Co to za dziwne miejsce? - zapytała Josie. Kominek był elektryczny, a tapeta składała się ze stron
komiksów.
227
W pokoju były dwa psy: kudłaty, czekoladowobrązowy kundel i mały biały piesek, przypominający
szczura, do którego od razu poczuła niechęć. Mężczyźni nosili koszule rozpięte prawie do pasa,
odsłaniajączarośniętepiersi.Większośćmiaławłosyogolonewysokonaszyi.
- Cieszę się, że przyszłaś - oznajmił Joshua. Odwróciła się do niego, a on zdjął rękę z jej ramienia i
położyłsobienakolanie.Podniósłsię.-
Chodź. - Josie także wstała. W niektórych pomieszczeniach w domu Armonda ściany nie biegły w
prostychliniach;naprzykładkuchniaijadalniabyłynieomalokrągłe,ainnepokoje,jakten,doktórego
zmierzali,otaczałyproste,wysokiepłaszczyzny.
-Spójrznato-powiedział,wciągającjądopokojuokształcietrójkąta.
-Dotknijtapety.
Josieprzycisnęłapalcedościany.Byłamiękka,jaksiedzeniewsamochodzie.-Podobacisię?-zapytał.
Josiespojrzałanaadamaszkowyfioletowymateriał.-Cotojest?
-Niemampojęcia-odparłJoshua.-Tumieszkałemzarazpoprzyjeździe.
Afrykańskie rzeźby, świece i plakat z filmu Spider-Man leżały tu i tam w mniejszym lub większym
nieładzie.Joshuazapaliłświecę.
-Cotojest?-zapytałaJosie.
-Scenauwodzenia-odparł.
Josiewahałasię.Niebyłapewna,czypragniesięwdawaćwfizycznyzwiązekzJoshuą.
-Niejestemwnastrojunauwodzenie.
Joshuanieodpowiedział.Podszedłdowieżystereoinastawiłpłytęzmuzykąafrykańską.Śpiewanopo
francusku.Joshuazacząłtańczyćpopokoju.
-Aterazcorobisz?
-Próbowałemuwodzenia,teraztańczę-powiedział.-Nochodź-
przyciągnąłjądosiebie.
228
-Nieumiemtańczyć-odparłaJosie,aleroześmiałasię.Pozwoliłamusięprzyciągnąćizdziwiłoją,że
krewzaczęłaszybciejkrążyćwjejżyłach.
-Widzisz,umiesz-powiedział.
-Nadaluwodzisz.
-Myślsobie,cochcesz.Jatańczę.
Otworzyły się drzwi i wszedł mężczyzna z kręconymi włosami, który przywitał Josie w drzwiach. -
Wiedziałem-zawołał.
-Armond-zawołałJoshua.-Przyjacielu,tojestJosephine.
-Josefiend
-zawołałArmond.
-Mówiłemcioniej.
-WiemwszystkoosłodkiejJosephine.Przepraszam,żeprzeszkodziłem.
Zamknąłzasobądrzwi.
Josie podeszła do okna i usiadła. Było już ciemno i wydawało jej się, że dostrzega kontury palm w
ogrodzieArmonda.
-Cosięstało?-zapytałJoshua.Usiadłprzyniej.Poczuła,żemanadnimwładzę.Joshuapatrzyłnanią
czule. Podobał jej się. Od początku jej się podobał. Zniknęła obawa, że będzie wobec niej nielojalny.
Był
dokładnie taki jak ona: ambitny, co nie oznaczało, że nic nie czuje w stosunku do ludzi, na których mu
zależy.
-Poprostutaksięowszystkoniepokoję.
-Wiem-powiedziałidotknąłjejwłosów.-Podobająmisiętwojewłosy.
-Dzięki-wyszeptała.-AleJosh...
-Co,dziecinko?-Pociągnąłjąlekkozawłosyiodwróciłkusobie.
Jużtakdawnoniktjejniedotykał.
-Jasiępoprostumartwię...
-Wszystkojestwporządku,Josie,zrelaksujsię-otoczyłjąramionami,obejmującwpasie.-Ciiiii...
2Grastów-Josie-diablica.
229
Josiewiedziała,coterazpowie:żeodbardzodawnaoniejmyśli.
-Ciągleotobiemyślę-wyszeptałjejdoucha-okażdejgodzinie,każdegodnia.
Przeciągnąłrękamipojejciele,opalonym,wysportowanym,idealnymciele.
-Josh...możemógłbyś...
-Mógłbymco,dziecinko?-zapytał,całującjejszyję,ramię,ściągajączramionbluzkę.
-Mógłbyś...-Josiezastanawiałasięnadwszystkimimożliwymisposobamipoproszenia,żebysiępozbył
Shepa,bezpowiedzeniategowprost.-Mógłbyś...
-Mógłbymco?-powtórzył,całującją,apotemwziąłnaręceizaniósł
do łóżka. Rozpiął jej bluzkę. Odchylił kołdrę i przykrył ich oboje. Jakoś w ciągu sekundy pozbył się
koszuli.
-MógłbyśpoprostupowiedziećShepowi...
Joshuaspojrzałnanią.Wtymprzyciemnionymświetlebyłwspaniały,jegouśmiechprawdziwyijasny
jakkalifornijskiesłońce.
-Josie,jeżeliShepstworzyjakieśproblemy,porozmawiamznim.
Naprawdę.Aleczymogłabyśsięprzezchwilęskupićnamnie?-
Przeciągnąłrękąpojejbrzuchu.-Czynaprawdęchcesztoprzerwać?-
Pocałowałją,kładącsięnaniej.-Wtejsekundzie?Żebymówićopracy?
Josiezastanawiałasięnadtymipytaniami,kiedycałowałjejbrzuch.
Wiedziała, co się stanie. Będą się wili i dotykali swoich ciał, jakby każda pieszczota oznaczała coś
prostego,leczgłębokiego.
Imożebędzieoznaczała.
Joshua znowu dotknął jej włosów. Odwrócił ją ku sobie. - Na pewno tego chcesz? - wyszeptał. - Ja
miałemnatoochotęodchwili,kiedysiępoznaliśmy.
-Jateż-powiedziałarówniełagodnie.-Jateż.
230
Rozdziałdwudziestyczwarty
Daszmipracę?
NależącydoHenry'egoczarnymercedesML55AMGbył
zaparkowany w miejscu dla VIP-ów w Getty Center, niezwykłym muzeum w górach Santa Monica
zaprojektowanym przez Richarda Meiera. Henry był jednym z członków zarządu i miał dostęp do
budynkówzamkniętychdlapubliczności.Carla,jegocórka,siedziałanamiejscudlapasażera.
-Daszmipracę?-powtórzyła.
Po czterech tygodniach nieodpowiadania na telefony Henry'ego Carla zadzwoniła do niego
niespodziewanieizaproponowałaspotkaniewMuzeumGetty'ego.
-Chcęcięprosićoprzysługę-powiedziaławtedy.
-Niemasprawy-odparłHenry.
-Aleja...jachcę...możesięspotkamy?
-Ja...-Henrybyłzaskoczony.-Dobrze,wporządku.Wiem,żeczujeszsięniezręcznie,jataksamo...
-WGettyCenter.
-CowGettyCenter?
-Możemysiętamspotkać.Pojadęautobusem.
-Mogępociebieprzyjechać.Alboprzysłaćsamochód.
- Nie - odparła natychmiast. - Spotkamy się na miejscu. A teraz siedziała obok niego źle ubrana, ale
ładniejsza,niżpamiętał.
-Dobrze-powiedział.
Nie chciała iść do muzeum. Zauważył, że jest podenerwowana, obgryzała paznokcie i wierciła się na
siedzeniu.
231
Onteżczułsięniepewny,cogozaskoczyło.PrzećwiczylitospotkaniezCecilią,próbujączgadnąć,jakie
mogąbyćżądaniaosoby,którawłaśniedowiedziałasię,żejejojciecjestmultimilionerem.
-MożechcedomwTelluride?
-AmożeweWłoszech?
-NiemamydomuweWłoszech.
-Wiem.
-Możeniechcepieniędzy?Możechcezagraćwfilmie?
-Phillipmówi,żenieinteresujejejpracapotamtejstroniekamery.
Podobnojestinteligentna,bystraizdenerwowana.
-Tybyśniebył?
-Byłbym.
ToteżHenrywyjechałzdomuwMalibuznadziejąnawiązaniajakiejśniciporozumieniazCarlą.Nici,
któramogłabysięprzerodzićwbardziejznaczącyzwiązekwprzyszłości.
Niespodziewałsię,żepoprosiopracę.
-Jużpracujeszwtymbiznesie,prawda?-zapytał.
-DlaRolandaStarra.WFP.
-Aha.
-Niejesttakźle.
-KiedyśsprzedawałkrawatywBarneys.
-Kto?
-RolandStarr,dawniejRalphSitkowskyzRoslyn.Spik-nąłsięzKirkiem,aresztęjużznamy.
-Żartujesz!-CarlagapiłasięnaHenry'ego.Spojrzałamuwoczyiterazjużwiedziała,skądsięwzięły
jejwłasne.AniCandace,aniJohnTrousseniemieliniebieskichoczu.Wszyscyzakładali,żeoczyCarli
wyewoluowałyzjakiegośutajonegorecesywnegogenu,któryujawniłsiępolatachzdawnozapomnianej
przeszłości.
Jaksięokazało,nietakbardzozapomnianej,ponieważnawet„TheNewYorkTimes"wkażdymartykule
oHenrymwspominałojego
„zaskakującobłękitnychoczach".Carla232
cieszyłasię,żemaoczyHenr’ego,izastanawiałasię,oilelepszebyłobyjejżycie,gdybyodziedziczyła
takżejegointuicjęiczar.
-Mogęciopowiedziećróżnerzeczy.Jestemtuodbardzodawna.
Carla zanurzyła się głębiej w dżinsową kurtkę. Twarz osłaniały jej włosy, ale po tym, jak poruszała
rękami,splatającirozplatającpalce,poznał,żeciąglejestniepewna.
-Naprawdęjesteśwłoskiegopochodzenia?
-Uhm.
-Zmafii?
Henry parsknął śmiechem. - Tym nie mogę się pochwalić. Za to wujek był sędzią i wsadził wielu
bandziorówzakratki.Włochówinietylko,aleniewiem,czytozwiększymojeszanseuciebie.
-Aha-odparłaCarla.Odgarnęławłosyzoczu.-Toznaczy,żejestemWłoszką.
-Uhm.
Obojemilczeliprzezdłuższąchwilę.-Oczywiście,żedamcipracę-
powiedziałwkońcuHenry.
-WNJTF.
-WNJTF-zgodziłsię.
-Dzięki.
-Niemasprawy.Nicprostszego.
Carlapotrząsnęłagłową,odrzucającwtyłwłosy.-Jestjeszczecoś-
powiedziała.
- Dobrze. - Henry głośno przełknął ślinę. Rozejrzał się po samochodzie. Czy poprosi o pieniądze? O
coś...
-ChcępracowaćzJosie0'Leary.Henryodwróciłsiękuniejgwałtownie.
-Co?
-ChcępracowaćzJosie0'Leary.Chcęsięodniejuczyć.
-Josie0'Leary-powtórzyłHenry,parskającśmiechem.-Znaszją?
-Poznałyśmysię-odparłaCarla.
233
- Bardzo się od siebie różnicie - oświadczył Henry, przypominając sobie, kiedy pierwszy raz zobaczył
JosieuWalllace'a.
-Właśnie-powiedziałaCarlaszybko.-Właśnieotochodzi.
Carlauznała,żejestcałkowicienieprzygotowananaswenoweżycie.
Byłazamałobezczelna,zamałoczarująca,zamałoprzemyślna,zamałoprzebiegła.Niewiedziała,jak
się bronić przed Jimmymi Stigwoodami, Gerrymi Simpsonami i ciągle nie mogła rozszyfrować języka
grubychrybHollywoodu.
Josiewydawałasięidealnąosobądonaśladowania.Nadinepowiedziałajej,żeJosiepracujewNJTF
mniej więcej od miesiąca i już znalazła jakiś świetny scenariusz, który jest realizowany w
przyśpieszonymtempie.SpotkaniewIvywywarłonaCarligłębokiewrażenie.Nadalniewiedziała,jak
sięzachować,kiedyktośjestbezpowodutaknieuprzejmy.
Ale ostatecznym katalizatorem przy podjęciu decyzji stał się łagodny, pojednawczy ton jej głosu, kiedy
pomogłaCarliwstaćnapremierze.
Chybawogóleniewzięłapoduwagę,żeCarlamożepamiętać,jakjązlekceważyła.Tacechacharakteru
wzbudzaławCarlinieomalniemypodziw.Tutajludzieniechwytalidnia-chwytalisekundy.
-Niemamnicprzeciwkotemu-powiedziałHenry.-IJosieteżniebędziemiała.
- Tego nie jestem pewna - zauważyła Carla. Uśmiechnęła się. - Nie sądzę, że nie będzie miała nic
przeciwkotemu,alezewzględunaciebiebędziemusiałaudawać.
-Doskonalesobietuporadzisz-odparł.-Jeżelizostaniesz.
PoukazaniusięartykułuStigwoodaCarlarozważałapowrótdoNowegoJorku,leczcośkazałojejoprzeć
siętemuimpulsowi.
-Zostaję-powiedziała.-Jaknarazie.
Najejtwarzyodmalowałsięniepokój.-Niezapytasz,cobędęrobiła?
-Robiła?Gdzie?
234
-Wtwojejfirmie.Gdybymniebyłatwoją...gdybymniebyłatwoją...
krewną,chciałbyświedzieć,czymsięzajmuję.
-Rozumiem,żejesteśbardzointeligentna.Mojamatkajestzciebiebardzodumna.Zebrałaśtylestopni
naukowych,którychmniesięnigdyniechciałozdobywać.
Carlaniepomyślaławcześniejotym,żeuznanieHen-ry'egozaojcaoznaczałotakżepojawieniesięcałej
chmarydodatkowychkrewnych,jaktamatka-jejbabcia-októrejwłaśniewspomniał.
-Możnabyotymdyskutować.Wciąguczterdziestujedenlatżyciabynajmniejniezbawiłamświata.Nie
czytałeśtegoartykułuJimmy'egoStigwooda?
-Tak,alenieuwierzyłem.Colubiszrobić?
-Colubię?-Carlauśmiechnęłasię.-Lubiłambyćzłośliwaikrytycznawstosunkudokażdego,ktomi
niepomagał.
-Jatychludzinazywamkrytykamifilmowymi.
-Przepadamzaczytaniemscenariuszy.Lubiępisać.Tochciałabymuciebierobić...torobiłamwFP.
-Acotamsiędziało?
-Chodzicioto,cosiędziało,jakprzeczytaliomniewgazecie?
Roland mówił, że między tobą a Kirkiem powstanie taka synergia, jakby zderzyły się dwie gwiazdy
supernowe.
-Takmówił?
-Cośwtymrodzaju.Przestałamrozumiećpotym,jakpowiedział
„galaktystycznie"-przerwała.-Alepotemchybamniezwolnił.
-Chyba?Czynapewno?
- Prawdę mówiąc nie wiem, czy mnie zwolnił. Tak czy inaczej, najwyraźniej z twojego powodu nie
nadajęsięjużdopisaniarecenzji.
Myślę, że pozwoliłby mi prowadzić firmę, mimo, że nie wiem absolutnie nic o produkcji filmów. To
zdaje się nie miało znaczenia. Wynika z tego, że moja przydatność wzrosła do którejś tam potęgi,
ponieważmogędociebiezadzwonić,natomiastmojawartośćjakokogoś,235
ktopotrafikrytycznieanalizowaćscenariuszeipowiedziećmu,zktóregozrobićfilm,jestrównazeru-
przerwała.-Ironialosu.
-Jednoniewykluczadrugiego.Związekzkimśidobraocenamateriału.
-Myślę,żeichprzeceniasz.
-Wiem,żepolubiszEsther,zobaczysz.Onaprowadzimojąfirmę.Jestkapitalna.
-CzyjestpodobnadoJosie?
Henry pokręcił głową. - Nie. Różnią się jak dzień i noc. Byłaby przerażona, gdyby ktoś uznał je za
podobnedosiebie.
Zabębniłpalcamipokierownicy.-Właściwiemożewyjesteściedosiebiepodobne.Onaciągleczyta.
-ChcępracowaćzJosie.-Carlawolałasięupewnić,żejesttozupełniejasne.
-Dobrze.
Siedzieli w milczeniu na szczycie wzgórza. Muzeum ich przyzywało: faliste ściany, szklane
powierzchnie,blasksłońcaobiecującyskarbywewnątrz.Carlaoparłasiętejsileprzyciągania.Terazpo
razpierwszyrozmawiałazHenrym.Byłspokojniejszy,niżsięspodziewała.
Zwyczajny.
-Lubiszgrać?
Henrywłaśniepuściłwodzefantazji,wyobrażającsobie,życiezdzieckiem,zmałądziewczynką.
-Co?
-Grać.Czylubiszgrać?
-Tak-odpowiedziałnatychmiast.-Lubię.Lubięijestemwtymdobry.
Carlazauważyła,zjakąpewnościąsiebiepowiedział,żejestwtymdobry.-Odzawszetowiedziałeś?
-Tak.
-Czyrobiszcośpozatym?
-Comasznamyśli?
-No,tylkograsz?Czytakżereżyserujesz?Niewiem,cotamjeszczemożnarobić.Jesteśbogaty,prawda?
236
- Tak. Bardzo bogaty - wzruszył ramionami. - Lubię reżyserować. I naprawdę sprawia mi przyjemność
produkowaniefilmów.
-Wktórychgrasz?
-Niekoniecznie,chociażnapoczątkuzawszemusiałemwnichgrać.
Alezałożyłemfirmę,którabardzodobrzeprosperuje,odpukać.-Postukał
wdeskęrozdzielczą.-Znalezieniewłasnegomiejscawżyciutobłogosławieństwo.Conieznaczy,żenie
mógłbymbyćszczęśliwy,robiąccośinnego.Lecztookazałosiędlamniedobre...imamnadzieję,żeja
teżokazałemsiędobry...toznaczy,mamnadzieję,żewywarłemnacośwpływ.Coty...pewniemaszjuż
dosyćtychpytań,aleczegobyśchciałapróczpracywNJTF?
-Czegobymchciała?
-Chodzimiotwójogólnyświatopogląd.Czegopragniesz?
- Nie wiem. - Zacisnęła wargi, była zirytowana. - Nie wiem nie wiem nie wiem. Czy jest gdzieś jakiś
podręcznik?
-Podręcznikdoczego?
-Corobić,kiedymającczterdzieścijedenlat,znajdujesięojca,któregosięnieszukało.
-Coprawdanietomiałemnamyśli,alesądzę,żepodręcznikistnieje.
Myślę,żezgodnieznimpowinnaśzażądaćodemniepieniędzy.
Carlaodwróciłasiędookna.-Niemyśl,żeniezauważam,jakmnieczarujesz.Jesteśaktorem.Tymsię
zajmujesz.Grasz.Udajeszczarującego,żebymzrobiłato,czegopragniesz.
-Niewiem,czegopragnę.
-Naprawdę?-jejgłoszłagodniał.
-Naprawdę.
-Dlaczegoniemiałeśdzieci?
-Cholerawie.Pech.Chciałemdziecka.Ceciliateż.Niemogłazajśćwciążę.Obojebyliśmyzajęci,mój
zawód nie bardzo pozwala na dzieci, więc podjęliśmy decyzję, że dzieci nie będzie, i wmówiliśmy
sobie,żetakbędzienajlepiej.
237
-Aterazjasiępojawiłam.
-Właśnie.
-Namieszałeśmiwżyciu-powiedziałaCarla.-Niechcęsięnadtymrozwodzić,leczradziłamsobiew
LosAngeleszupełnienieźle.Możenieztwojegopunktuwidzenia.Aleradziłamsobie...dobrze.
-Niemożebyćażtakźle.Znaszmniedopieroodokołopięciutygodni.
-Myliszsię.Znałamcięprzezcałeżycie,takjakresztaAmeryki.
Henrywyciągnąłzzawstecznegolusterkastarybiletparkingowy.
Odezwał się dopiero po dłuższej chwili: - Z mojego punktu widzenia wygląda to tak: mam pieniądze,
sławęicałątęresztę,októrejwiesz.
Możeszztymrobić,cochcesz.Bezzobowiązań.Niezależymi,jestemnatozastaryinie...no,takpo
prostujest.Ceciliasięzgadza.Chceszpieniędzy,proszębardzo.Chceszkorzyściwynikającychzesławy
-
prywatnegozwiedzaniamuzeów,przyjęćporozdaniuOscarów,samniewiem,domunaIbizie-proszę
bardzo.Alejachcęczegoświęcej.
-NigdyniebyłamnaIbizie.
-Wiesz,ocomichodzi.
-Chceszzwiązku.
-Tak.
-Toskomplikowane.
-Tak.-Henrypoprawiłsięnasiedzeniu.Zaczynałsiępocićzgorąca.
-Wiesz,toniemusibyćtakiezawikłane.Wielekobietpewniechciałobybyćmoimicórkami.
-Tewyrachowane,jużmówiłeś.
-Jestembardzobogaty.
-Zawszechciałammiećfunduszpowierniczy.
Rozmawialiżartobliwie,grzecznie,aleHenrychciałczegoświęcej.
Chciał jej coś powiedzieć, coś stosownie doniosłego. Lata czytania słów innych dostosowanych do
najbardziejkrytycznychsytuacji(nieuchronnezniszczenieświata
238
przezasteroid,wybuchającałódźpodwodna,źlinaziści,gangsterzy,Rosjanie,Arabowie)doprowadziły
dotego,żepodświadomiewierzyłwistnieniejakiegośsposobu-wizualnegoiwerbalnego-trafieniaw
samosedno.
Aleteraznicmunieprzychodziłodogłowy.Zamiasttegoprzywołał
namyślJosie0'Learyiroześmiałsię.
-Co?-zapytałaCarla.
-PomyślałemsobieotobieiJosie-powiedział.
-Icowtymtakiegośmiesznego?
-Takjakcimówiłem:jesteściepoprosturóżne.Ale-choćmożetoniemojasprawa-chybawiem,do
czego zmierzasz. Istnieje pewna odmiana ludzi w Hollywood i Josie do niej należy. Szczerze mówiąc,
mnieteżzawszefascynują.
-Niesądzę,żebychodziłootosamo-odparowałaCarla,myślącoidealnymcieleJosieiowrażeniu,
jakiewywierałonamężczyznach.
Henrypoczułsię,jakbyCarlaprzyłapałagonajegodawnychlubieżnychmyślachoJosie,więcmilczał.
Carlateżsięnieodzywała,toteżHenryruszyłspodMuzeumGetty'egowstronęautostrady.
- Odwiozę cię, dobrze? - zapytał. Miał nadzieję, że Carla nie uprze się wracać do Santa Monica
autobusem.Takobieta,jegocórka,byłazamkniętawsobie,leczPhillipmiałrację.Cośwsobiemiała.
Coś,cochciałodgadnąć.
-Dobrze-powiedziałaCarla.-Dziękujębardzo.
Nieuśmiechnęłasiędoniego,czując,żetozniszczyłobypowagęiprawdętejchwili.Próczprawdziwych
wyzwań, które ich czekają, niewątpliwie będzie też wiele okazji do popadnięcia w nieznośny, z gruntu
fałszywysentymentalizm.Carlawiedziała,żemusisięzmienićidopierowtedybędziegotowanajakiś
rodzajzwiązkuzHenrym.Dotegoczasutrzebabyłosięposuwaćmaleńkimikroczkami.
239
Rozdziałdwudziestypiąty
ByłajedenastaizrelaksowanaatmosferaNJTFprzeczyłaspokojnejproduktywnościfirmy.DannyCohen
czarował przez telefon jakiegoś dyrektora, Heather lakierowała paznokcie, czytając scenariusz, Esther
poprawiałaswojąnajnowsząksiążkę,aJosieniebyłonigdziewidać.
Carla Trousse przyszła piechotą z domu Phillipa. Specjalnie ubrała się skromnie na to pierwsze
spotkanie,niewiedząc,coHenrypowiedział
Estherocelujejprzybycia.
Drzwi nie były zamknięte. Carla weszła i natychmiast zauważyła na ścianie Zasady Esther. Na kanapie
siedziałamłodakobieta,czytającscenariusz.
-Czymmogęsłużyć?
-ChciałabymsięzobaczyćzEsther.
Kobietazmrużyłaoczy,przyglądającsięjej.-Och,musiszbyć...
-Tak.
-Chodź-poprowadziłaCarlękorytarzemdopokojuwgłębibudynku.
-Totutaj.
-Dalejsobieporadzę-powiedziałaCarlapewnymgłosem,pomimorosnącegozdenerwowania.
-Toświetnie.Narazie.
Zanimzapukała,przezchwilęrozglądałasiępopomieszczeniu.
PanowałatuciszaijedyniespoddrzwiEstherdobiegałytonymuzykiklasycznej,jakwdomu,wktórym
niematelewizora.
Zapukała.-Proszę-zawołałaEsther.Carlaotworzyładrzwi.
240
-Dzieńdobry?
Esther podniosła głowę. - Carla - powiedziała, uśmiechając się ciepło i wkładając okulary. - Carla.
Witaj.Henrymówił,żedziśprzyjdziesz.
ZprzyzwyczajeniaEsthernajpierwporządniezłożyłastronymaszynopisu,adopieropotemwstała,żeby
sięprzywitać.HenrypowiedziałjejwczorajwieczoremoprośbieCarliiEstherczekałazaintrygowana.
-Cześć.-CarlausiadłanakrześlenaprzeciwEsther.-Bardzotuprzyjemnie.
-Dziękuję.
Carla miała na sobie czerwony sweter i granatowe dżinsy, a na nosie czerwone okulary. Wyglądała
inaczejniżnazdjęciach,bardziejsympatycznie.
-PracowałamprzedtemwFirmiePijawka.
-Wiem.
-Zupełnieinnaatmosfera.Zupełnieinna.
-Bardzosięcieszę-uśmiechnęłasięEsther.
-Czypracowałaśkiedyśgdzieindziej?-zapytałaCarla.
Esther potrząsnęła głową. - Nie wiedziałam... Kiedy byłam w Nowym Jorku, nie zdawałam sobie
sprawy... a może raczej, nie wierzyłam, że mogę się stać częścią świata, który naprawdę robi filmy i
serialetelewizyjne.Zakładałam,żetojakaśinnaplaneta,naktórejżyjąipracująSpielbergiTomHanks,
podczasgryresztaznasmozolisięnapróżno.
Carla rozglądała się ciągle, patrząc na rozgardiasz w pokoju. - Dużo książek - powiedziała. Esther
przytaknęła.-Studiowałaśliteraturę,prawda?
-Tak.
-Maszdoktorat?
-Nie-Carlawydęławargi.-Nie.Jeszczenieskończyłampisaćpracy.
Niejestempewna,czywogólekiedyśskończę-przerwała.-Terazniejestemjużpewna.
241
-Aleitaktorobiwrażenie-powiedziałacichoEsther.Chciałapostępowaćztąkobietądelikatnie.Od
kiedywyszłonajaw,żeHenrymacórkę,czterdziestojednoletniąintelektualistkę,któraodniedawnapisze
recenzjedlaFP,EsthermartwiłasięoNJTF.Zmianyzawszewyprowadzałyjązrównowagi,nawetjeżeli
wiedziała,żeniekoniecznieoznaczająpogorszeniesytuacji.
Esther przeczytała wszystko, co mogła, na temat Carli, szczególnie złośliwy artykuł Jimmy'ego
Stigwooda. Odbyła też długą rozmowę z Phillipem, kuzynem czy też raczej bratem Carli. Nadal jednak
niebyłapewna,czegotakobietapragnie.Phillippowiedział,żeprzeobrażasięzkogoś,kogoznałcałe
życie,wzupełnieinnąosobęiontrzymazaniąkciuki.Jakdotąd,idziejejbardzodobrze.
-Chcętupracować-oświadczyłaCarla.-CzyHenrycimówił?
-Tak.Powiedział.
Pamiętałaozłotejzasadziebiznesmenów,którzyodnosilisukcesy.
Nie odzywaj się. Esther nie przeszkadzało, że Carla miała pracować w NJTF, ale zastanawiało ją,
dlaczegochcepracowaćzJosie.
-Jestemdobrawpisaniurecenzji-powiedziałaCarla.-Zobaczysz.
-Niemusiszmnieprzekonywać.
-Lepiejbyłoby,gdybymmusiała.
-Naprawdę?Dlaczego?
Carla wpatrywała się w Esther. Spodziewała się po niej lepszej intuicji. - Nie lubię dostawać nic za
darmo.Brzmitoidiotycznie,biorącpoduwagę,jaksiętuznalazłam,prawda?Aleniemamjużpracyw
FP,achcędalejrobićto,corobiłam.Tooczywiściedośćniezwykłasytuacja,aleczynaprawdęmyślę,że
mogę... że jestem dobra... mogę recenzować scenariusze. Naprawdę. Nie tylko i wyłącznie z powodu
Henry'ego.
242
- Oczywiście. - Esther rozumiała, że Carli trudno jest opisywać swoje umiejętności. Starała się
udowodnić, że ma kwalifikacje do pracy, którą już dostała dzięki nepotyzmowi. Esther bardzo się to
spodobało.
-AledlaczegochceszpracowaćzJosie?-Estherniewidziałapotrzebyowijanianiczegowbawełnę.-
Dlaczegoznią?
-Jestkoszmarna,prawda?
-Bezkomentarza.-Estherpróbowałapowstrzymaćsięoduśmiechu.
-Wiem,żetodziwaczne,ale...myślę,żemogęsięodniejczegośnauczyć.
-Przecież...-Estherzamierzałapowiedzieć,żeCarlaniepowinnapodżadnympozoremuczyćsięczeg
okolwiekodJosie.ŻeJosiejestucieleśnieniemZłegoHollywood,jednymzrekinów.-Josieniejest
najlepszymwzoremdonaśladowania...
-Henrypowiedział,żeniebędzieztymproblemu-CarlawspomniałaoHenrymjakbyostrzegawczo.Nie
chciała,żebyEstherprzeszkodziławrealizacjijejżyczeń.
-Niebędzie-powiedziałaEsther.-Niebędzieproblemu.
-CzyJosietujest?
-Niewiem.Chodźmyzobaczyć.
PoprowadziłaCarlędopokojunadole,wktórymJosieurządziłasobiegabinet.
-Wyglądanato,żejeszczejejniema-powiedziałaEsther,otwierającdrzwidopustegopokoju.
-Poczekam.
-Chceszpoznaćinnychpracowników?
-Nie-powiedziałaCarlacicho.-Poprostutuposiedzę.
Weszła do pokoju. Był nieskazitelnie czysty, bez śladu osobowości Josie, za wyjątkiem podpisanej
fotografii,naktórejstałazGeorgemClooneyem.
-Chceszcośdoczytania?
243
-Mamksiążkę-powiedziałaCarla,wyciągającztorbypowieść.ByłytoSekretymoichprzyjaciół.
Esthercofnęłasięokrok,zaskoczona.
-Co?Czytałaśto?-zapytałaCarla.
-Tak...-wymamrotałaEsther.-Czytałam.
-Straszniemisiępodoba.Czytałamwszystkiejejksiążki.-
Uśmiechnęłasię.-Amożejego.Alejestemprawiepewna,żetokobieta.
-Jateż-powiedziałaEsther.Zawszeczułasięniezręcznie,kiedywidziała,żektośczytajejksiążkę.
-Notopoczekamtusobie.
-Dobrze.Jeżelibędzieszczegośpotrzebowała,będęusiebie.-
Wskazała swój gabinet. Carla spojrzała przez zwieńczone łukiem przejście na pomieszczenie z dużymi
oknami,wktórymsłońcerzucałoświatłonakanapyinasiedzącychnanichludzi.
PotemodwróciłasięiomiotławzrokiempokójJosie.Idealnakompozycjakwiatowa,zamkniętykomputer
ApplePowerBookG4.
Próczdwóchczarnychwiecznychpiór,stosuwizytówekizdjęciazGeorge'emniebyłożadnegośladu,że
ktośtupracuje.
Carla zapadła się w głęboki fotel z książką w ręku, ale zauważyła na niskim stoliku stos scenariuszy i
sięgnęłapojeden.Miś,któryuratował
Boże Narodzenie, Joshua King. Własność NJTF. Carla spojrzała na zegarek. Było pół do dwunastej.
Otworzyłascenariusznapierwszejstronie.PoczytadoprzybyciaJosie.
WtejsamejchwiliJosephine0'Learykończyłabraćprysznicwswoimmieszkaniu.WyszłaodArmonda
kołoósmej.JoshuajeszczespałiJosiepozwoliłasobiepoleżećwjegoobjęciachocałedziesięćminut
dłużej, niż planowała. Rozkoszowała się tym uściskiem. Podobały jej się jego silne ramiona, poczucie
bezpieczeństwa,jakiegodoznała,to,żespałzgłowązarazprzyjejuchu.Wspaniałebyłotakżeuczu-
244
ciespokoju,przekonanie,żeichzwiązekjestnaturalny,że-takjakpowiedziałJoshua-wszystkojesttak,
jakmiałobyć.
Nie obawiając się Shepa Adamsa, wiedząc, że studio będzie realizowało Misia i mając drogocenną
umowęnapięćsettysięcydolarówwynagrodzenia,Josiekipiałapodnieceniemiczułasiępełnabrawury.
Zaczął to wszystko Henry Antonelli, zostawiając jej kartkę pod wycieraczką. A może Joshua, pisząc
dawnotemuscenariuszwMiami?
Albo duchy wszystkich szefów studiów, łaskawie rozpraszających stające wszystkim na drodze szare
chmurybiznesu,abyJosiemogłałatwomiędzynimiprzejść.
ZaczęławmyślachkompletowaćobsadęMisia.Henry będzie facetem z Wall Street. Być może uda się
przekonaćWarrenaBeatty,żebyzagrał
jakiśepizod.AgłównąrolękobiecąmusizagraćJ.Lo...alboReneeZellweger.
Dotarła do NJTF dopiero koło południa. Przyjechała swym saabem z podniesionym dachem, zgodnie z
zaleceniamidermatologa,żebyniewystawiaćgłowynadziałaniesłońca,aleitakczutasięjakjednaz
tychkalifornijskichdziewczynzpiosenekBeachBoysów.
Wjechała na parking, zamknęła samochód i raźnym krokiem ruszyła do NJTF. Powiedziała dzień dobry
dziewczynomsiedzącymwsalonie.
Jedną ręką grzebała w torebce, upewniając się, że ma ze sobą komórkę, a drugą zdejmowała okulary
słoneczne,więcotworzyładrzwidoswegopokojunogą.
-Cześć-odezwałsięktoś.Josieupuściłaokulary.
-Co...-Wtedyzobaczyła,ktotojest.CarlaTrousse,córkaHenry'egosiedziaławfotelupodścianą.Na
kolanachmiałascenariuszizdawałasięwyjątkowoopanowana.
Carla słyszała, jak Josie wchodzi do budynku i zmusiła się do tego, żeby nie wstać z fotela.
Przygotowywałasiędo245
tego spotkania całą noc, przypominając sobie bardzo szczegółowo poprzednie spotkania - czy może
raczejzderzenia-zJosie.
-Pewniemniepamiętasz-zaczęłaCarlażyczliwymgłosem.-CarlaTrousse.
- Pamiętam - powiedziała Josie natychmiast, przybierając miły wyraz twarzy, podczas gdy w głowie
szumiałyjejtysiącepytań.-Oczywiście,żepamiętam.
Rozdziałdwudziestyszósty
Cozaniespodzianka!-powiedziałaJosie,dalejstojącwdrzwiach.
WyciągnęłarękędoCarli.-Witaj.
-Dzięki.
Carlaniewstałazfotela.Josiepochyliłasię,podniosłaokulary.
Powoli podeszła do biurka i zauważyła, że jej zdjęcie z Georgem Clooneyem stoi krzywo, więc
wyprostowałaje,apotemprzeszłanadrugąstronębiurkaiusiadła.
- A więc - powiedziała uprzejmie - czym mogę ci służyć? Otworzyła szufladę i wyjęła mały słoik
suszonychfig.
-Możefigę?
-Nie.-Carlapokręciłagłową.-Mówiącbezogródek,poprosiłamopracętutajioto,żebypracowaćz
tobą.
-Co...przepraszam?
-Wciąguostatnichkilkutygodniwszyscypytali,cochcęrobić.Dużootymmyślałamizdecydowałam,
żechcępracowaćtutaj-przerwała.-
NadineDillenbergerpowiedziałamikiedyś-tychybateżprzytymbyłaś
-żeNJTFtorewelacyjnemiejscepracy.
CarlaprzyglądałasięJosie,żebyzobaczyć,czypokażeposobie,żepamiętaowospotkaniewIvy,alez
twarzyJosienieznikałuśmiech.
-Toprawda.Jestrewelacyjne.Wszyscysątacywspanialiimądrzy.
No i oczywiście jest Henry. To znaczy, właśnie dzięki niemu istniejemy, prawda? Bez Henry'ego, nie
byłoby...niechcępominąćEsther,onateżjestwspaniała,aletomiastoopierasięnatalencie,prawda?
246
-Zgadzamsięztobą-powiedziałaCarla.-Muszęsięjeszczewielenauczyć,alecodotegosięztobą
zgadzam.
-Nodobrze.-Josiepostukałapalcemwstolik.
-Tak?
-Będziesztupracować.Zakładam,żecięprzyjęli-parsknęłaśmiechemJosie.
-Tak-odpowiedziałauśmiechemCarla.-Nicdziwnego,prawda?
Zdajesię,żeHenry'emubardzozależynatym,żebyutrzymywaćzemnąstosunki.
JosieuniosłabrwiiCarlabyłazadowolona,żewspomnieniemimochodemoHenrymodniosłopożądany
efekt.-Mojeżyciesięoczywiściezmieniło,więcijamuszęsięzmienić.PowiedziałamHenry'emu,że
chcętupracowaćiżechcępracowaćztobą.
-Uhm.
-Uhm.
-Dlaczegozemną?
-Szczerze?
-Tak.-TwarzJosierozjaśniłuśmiech.-Toznaczy,czujęsięzaszczycona.Aletakżezaciekawiona.
Carla odczekała chwilę, przed złożeniem oświadczenia, które ćwiczyła przez cały ranek w swoim
pokoju.-Bojesteśchybanajgorszazewszystkichludzi,którychspotkałamwL.A.
-Ja?-UśmiechJosiepogłębiłsię.
- Tak. Przyznaję, że nie poznałam jeszcze zbyt wielu osób, więc może są ludzie okropniejsi nawet od
ciebie.-Carlaznówuśmiechnęłasiępromiennie.
-Cosięskładana„okropność"?-Josiezachowywałaspokój.Całasytuacjabyłaidiotyczna.
-Pamiętasz,jaksiępoznałyśmy?WIvy?
Josiepotrząsnęłagłową.-Chybamyliszmniezkimś.
-Nie-powiedziałaCarla.-ByłamzNadineDillenber-ger,atybyłaśumówionanakolacjęzHenrym.
247
Nagle przez głowę Josie przemknęło wspomnienie czegoś czerwonego. Spojrzała na szkarłatne okulary
Carliiprzypomniałasobie.-
Myślę,żesięmylisz-nieustępowała.
-Nie.Alewidzisz,właśniepotwierdzaszto,copowiedziałam.
Pamiętaszmnie,ajednakkłamieszbezżadnegowysiłkuinamnietorobiwrażenie.Zlekceważyłaśmnie,
specjalniemnieignorowałaśichoćtegoniepowiedziałaś,zapewneuznałaś,żektośtakgruby,niezdarny
iźleubranyjakjaniemożecisiędoniczegoprzydać.-PodniosławzrokispojrzaławoczyJosie.-Nie
mylęsię,prawda?
-Bardzosięmylisz.
Josie przyglądała się tej grubej, niezdarnej, źle ubranej kobiecie, którą miała przed sobą. - Ale w tym
mieściekwitniewyobraźnia.
-Aterazmusiszsięzemnązadawać,ponieważjestemcórkąHenry'ego,aniechceszstracićtejpracyi-
wskazałascenariuszMisia-
tegofilmu.
-Ococichodzizfilmem?
-Co?
-Przedchwiląwspomniałaś,że„niechcęstracićtegofilmu".Codorealizacjitegofilmuniemażadnych
wątpliwości.
-Aha.
-Niema.
-Oczywiście,żenie.
-No.-Josiepołożyłaręcenabiurku.-Tonieconiespodziewane.
Przykromi,żemaszomnietakązłąopinię.
-Szczerzemówiąc,jestemraczejpełnapodziwu.
-Naprawdę?
- Twoje postępowanie wprawia mnie w osłupienie. Zwykle tak nie postępuję, ale wyjątkowe
okolicznościwymagająwyjątkowegozachowania.Chcęcięobserwować,chcęsięnauczyćzachowywać
jakty.
-Poco?
248
-Żebymóctuprzetrwać.
-Niepotrzebujeszmnie.MaszHenry'ego.
-Tofakt.Aleporadzęsobiejeszczelepiej,jeżelizdobędęniektóreztwoich...twoichumiejętności.
- Dobrze - powiedziała Josie. Była coraz bardziej zirytowana. Urwała główkę gerbery z kompozycji
kwiatowejstojącejnarogubiurka.-Jakijestplan?
-Tymitopowiedz.Jesteśmojąnauczycielką.
JosieiCarlawpatrywałysięwsiebie,zbierającinformacjedoprzyszłychrozgrywek.
JosieoCarli:brzydkieciuchy,brzydkieokulary,brzydkienogi,brzydka,brzydka,brzydka.
CarlaoJosie:sztucznynos,sztucznewargi,sztucznewłosy,sztuczna,sztuczna,sztuczna.
-Awięc-powiedziałaJosie.
-Awięc-zawtórowałaCarla.
-Czymaszjakieśpytania?
-Narazienie.Tylkosięprzyglądam.
-Nowięcdobrze.
Nie miała pojęcia, czego Carla od niej chce. Gdyby ktoś ją zapytał, powiedziałaby, że jedyną szansą
Carlinaupodobnieniesiędoniejbyłabyreinkarnacja.
Zadzwoniłtelefonnabiurku.Josiepodniosłasłuchawkęiprzytknęładoucha.-Nie.Późniejzadzwonię-
rozłączyłasię.-Mamgdzieśtusłuchawki.
-JakErnestine?*
-Kto?
-Nieważne.
Telefon znów zadzwonił i Josie jeszcze raz powiedziała, że oddzwoni później. Spojrzała na Carlę,
uśmiechnęłasięswoimjakbykwadratowymuśmiechemimiłymtonempowie-
*Ernestine-telefonistkaztelewizyjnegoprogramurozrywkowego
..SaturdayNightLive"granaprzezUlyTomlin.
249
działa - Autorzy. Muszą się nauczyć, że jeśli do nich nie dzwonisz, to znaczy, że nie chcesz z nimi
rozmawiać.
-Aha.Adlaczegodzwonią?
-Żebysiędowiedziećomateriał,któryzłożyli.
-Przeczytałaśgo?
-Nie.
-Todlaczegoimtegoniepowiesz?
-Właściwiemogłabym.Aletonieichsprawa.Jeżeliautorzwłasnejwoliskładascenariusz,mnienie
obowiązujeżadentermin.
-Czyjamogłabym?
-Czymogłabyśco?
-Czymogłabymprzeczytać?
Josielekkopokręciłagłowąiwzruszyłaramionamizniedowierzaniem.-Mogłabyś,alepoco?Carlatak
samowzruszyłaramionami.-Bolubięczytać.
-Nocóż-uśmiechnęłasięradośnieJosie.-Nicniestoinaprzeszkodzie.
ZadzwoniłtelefoniJosieporaztrzecipowiedziała,żepotemoddzwoni.
-Jeszczejedenautor?Josieskinęłagłową.
-Dlaczegozniminierozmawiasz?
-Ajednakmogęcięczegośnauczyć.-Josieodchyliłasięnakrześleijejuśmiechniecozłagodniał.-W
Hollywoodtelefonjakotakistanowibroń.Niemamobowiązkudokogośoddzwaniać,tylkodlatego,że
ktoś zadzwonił do mnie. Zastanów się nad tym. Nie masz obowiązku zmieniać wiary, tylko dlatego, że
przyszedłdociebieświadekJehowy,prawda?
Carlanieodpowiedziała.
-Czyzastanawiałaśsięnadzrobieniemsobieoperacjikorygującejkrótkowzroczność?-zapytałaJosie.
Byłatonajsympatyczniejszarzecz,jakąmogłaCarliwtychokolicznościachpowiedzieć.
250
-Myślałamotym-powiedziałaCarla.-Aleoczy...masiętylkojedne.
PamiętaszReganęiksięciaGloucester„wyskocz,marnagalareto"itakdalej?
Josiespojrzałananiąnieprzytomnie.
-ZKrólaLeara?-powiedziałaCarlazrezygnowana.
-Aha-Josieznówsięuśmiechnęła.-Czytałamtotakdawnotemu.
Słuchaj,jeżelikiedyśzmieniszzdanie,znamdobregookulistę.Towcaleniejesttakastrasznaoperacja.
Heatherznaszegobiuramiałająwzeszłymroku.Zastanawiasięnawetnadzmianąkolorunafioletowy.
Podobnoterazumiejątorobić.
-Niedługobędziemożnawejśćnasalęoperacyjnąwyglądającjakja,awychodzącwyglądaćjakJulia
Roberts.
-Wątpię.Bardzowtowątpię.Carlęzamurowało.
-Chodzimioto,żeprzecieżniktniechciałbywyglądaćtakjakona.
Starzejesię.
-Wszyscysięstarzejemy.
-Tak,starzejemysię-zgodziłasięJosie.-Noto...
-Notozadzwońdokogoś,zróbcoś.
- To się tak nie odbywa. Nasz biznes działa inaczej. Prawda była taka, że Josie nie lubiła rozmawiać
przez
telefonwobecnościinnych,aleprzecieżniemogłapoprosićCarli,żebywyszła.
-Oczywiście,żetaksięodbywa-powiedziałaCarla.-Wszystkiebiznesysąpodobne.Pracowałamw
wielu.Wwielu-przerwała.-Jednaosobadzwoni,drugaodpowiada,sprawazostajezałatwiona.
-Wjakiegorodzajubiznesach?
-Wżadnymtakważnymjaktwój.Toznaczy,kiedyśpisałamrecenzjeksiążekdlapismaliterackiegona
Manhattanie.Musiałamrozmawiaćzautoramiiwydawnictwami...
-Poczekaj.-Josiewyprostowałasięnakrześle.-Możejednaztychksiążekbysięnadawała?Zawsze
szukamyno-251
wego materiału. Może czytałaś coś, na co jeszcze nikt nie wpadł, o czym nikt tutaj nie słyszał? Tak
właśnieudacisiętuzrobićkarierę,dziękipowiązaniomwwydawnictwach.-NagleJosiepopukałasię
wgłowę.-
Mówiętak,jakbyśtypotrzebowała„robićkarierę".CórkaAntonelłego.
-Notak-powiedziałaCarla.-Niemaszwyboru,prawda?
-Jakiegowyboru?
-Musiszmnieznosić.
-Nie.Mamwybór,oczywiście,żemamwybór-powiedziałaJosie,jednocześniemyśląc:Nie,tygruba
krowo, nie mam wyboru. Chcę, żeby mój film został zrobiony, i dlatego tkwię tu z tobą i znoszę twoje
sadystycznegierki.Zacisnęłanerwowodłonie.
-Naprawdęinteresujemnie,cotoznaczybyćproducentem-
powiedziałaCarla.-Naczymtokonkretniepolega?Cotyrobisz?
- Co robię? - powtórzyła Josie. Miała ochotę zrobić jedno, a mianowicie powiedzieć Carli, że jest
żałosną kobietą, która przez czterdzieści lat nie zrobiła nic wartościowego i Josie zmusza się do
rozmowyzniątylkodlatego,żeHenryjestjejpotrzebnydozrealizowaniafilmu.
-Słuchaj,powiedzmi,cochciałabyśrobić?Mogłabyśdalejpisaćrecenzjescenariuszy.
-Czytyjepiszesz?
-Nie.
-Tojateżniebędę.
Kolejnyimpas.Przytulnypokójwypełniałonapięcie.
-Carla.-Josietraciłacierpliwość.-Tenbiznes...otopewnamądrość...
Robię to od lat. Ten biznes opiera się na układach. Ty... ty masz najlepszy układ pod słońcem, z takim
ojcem...Czymówiszdoniegotato?
Zastanawiałamsięnadtym.Mniejszaoto.Niemogętakpoprostuusiąśćidokogośzadzwonić.Chodzi
mioto,żemogę,mogęzadzwonićdoagenta...
-Tozadzwoń.
252
- Daj mi skończyć. Mogę zadzwonić do agenta i poprosić o materiał, który ktoś tutaj może przeczytać,
albomogęzadzwonićdomenedżeraiumówićsięnaspotkania,alenicniedziejesiębezplanu.Ty...ty
niemusisztegorobić.
-Otymjużwiem.Chcęsiędowiedziećczegośotobie.Jakimaszplandnia?
- Mój plan... to bardziej skomplikowana sprawa. I każdy postępuje inaczej. Ale najważniejsze jest to:
wszystko,coturobimy,jestdlaHenry'ego.
-Henryniegrawewszystkichfilmach,prawda?
-Nie,alebezniegobylibyśmyniczym.NawetEsther,bezwzględunato,cosobiewyobraża.
-NielubiszEsther?
-Tegoniepowiedziałam.
-PowiedzmioMisiu.Właśniegoczytałam.
-OMisiu?-TwarzJosiepojaśniała.-Jestrewelacyjny,nieuważasz?
-Jeszczenieskończyłam.
- To właśnie powinnaś zrobić. Skończyć czytać scenariusz. Wiesz, że już został zatwierdzony do
produkcji?
-PrzezStudioX?
-Tak.WprzyszłymtygodniumamypierwszespotkaniezJoshuąnatematpoprawekdoscenariusza.
-ZJoshuą?
-Autorem.JoshuąKingiem.
-Aha.
Josieczekała,ażCarlapodejmieczytanie.
-Niechceszgoskończyć?
-Nie-powiedziałaCarla.-Mówiłamci,żechcęzobaczyć,jakpracujesz.
-Dobra.Niemasprawy.
Starającsięzyskaćnaczasie,przekartkowałaspistelefonów.-Alejaterazsamazajmęsięprzeczytaniem
Misiananowo.Muszęzrobićnotatki.
253
-Notatkido?...
- Sugestie poprawek. Żeby je dać autorowi. Chociaż uważam, że scenariusz jest całkiem niezły, nie
sądzisz?
-Jeszczenieskończyłam.Alejeżelizostaniezrealizowany...
-Kiedyzostaniezrealizowany...
-Naczymbędziepolegałatwojapraca?
-Jestemproducentem,codotegoniemawątpliwości.
-Alecorobisz?
-Zakażdymrazemcoinnego,alewtymwypadkuznalazłamscenariusz,dałamgoodpowiednimosobomi
załatwiałamsprawyzautorem.
Carlaskinęłagłowąbeznamiętnie.
-Czybędziesztaksiedziałaipatrzyłanamnie?-zapytałaJosiezniezadowoleniem.Naglepoczułasię
jakniańka.-Terazbędęczytać.
-Jateż-powiedziałaCarlaiwróciładoscenariusza.Josieniewidziała,żezajejopadającyminatwarz
włosamipojawiłsięszerokiuśmiech.Martwiłasięotępierwsząrozmowę,leczterazczuła,żeodniosła
zwycięstwo.
-Idędołazienki-powiedziałaJosie.
- Dobra - wymruczała Carla, ciągle się uśmiechając. Josie stanęła na korytarzu i oparła się o ścianę.
Danny
Cohenmijałjąwpośpiechu.
-Jakidzieznastępczyniątronu?
-Skądwiesz?
-Wiadomościszybkosięrozchodzą.
-Cudownie.
-Tak,napewno.Możesznabraćwieleosób,kochanaJosie,aleniemnie.Niewierzęcianitrochę.
-Niemównikomu-wyszeptałaJosie,rozglądającsię,czyniemawpobliżuinnychpracowników-ale
myślę,żeonajesttrochę,nowiesz,psychiczna,świrnięta.-Josiepopukałasięwczoło.
254
-Bądźcierpliwa.Trafiacisiętakaokazja,niemożeszjejmarnować.
Musiszzmądrzeć.
-Wiem.
-Pozatymnapewnoniejesttakazła.Pomyśl,cojąspotkało.
Najgorszemuwrogowibymtegonieżyczył.
-Tak,totakiestrasznebyćcórkąHenry'ego.Czystatragedia.Dajspokój,Danny,nicnierozumiesz.
-Żebyśsięniezdziwiła.Jestemmądrzejszyniżnatowyglądam.
Poklepałjąporamieniuipobiegłdalej,zawszew-ruchu,zawszewpośpiechu,najlepszysprzedawcaw
mieście.Josiestałanakorytarzu,niemającochotywracaćdoswegopokoju.CarlaTroussechciałabyć
takajakona,najgorszakobietawL.A.No,dobrze,pomyślała.PokażeCarli,cotoznaczybyćokropną.
Nauczy ją wszystkiego, co sama wie, a potem poczeka, aż stąd ucieknie i zacznie żyć za pieniądze
Henry'ego.Josieniemiaławątpliwości,żeCarlajestzamiękkadotegobiznesu.
255
Rozdziałdwudziestysiódmy
Spotkaniewsprawiepoprawekdoscenariuszaniezaczęłosięnajlepiej.
-Rozumiem,rozumiem-mówiłJoshuaKingwczapcebaseballowejdrużynyFlorydaMarlinsnałożonej
tyłemnaprzód.-Aletakjakpowiedziałem,uważam,żetrzeciaktjestraczejniezły.
Siedzące obok siebie Esther i Tess Johnson, jedna z dyrektorek ze Studia, wymieniły spojrzenia. Carla
siedziałazboku,robiącnotatki,alenieodzywałasię.Henrypostukałdługopisemwstół.Josiepoczuła
sięwobowiązkuzainterweniować.
-Oczywiście,żejestraczejniezły,Josh,aleEstherchce,żebybył
jeszczelepszy,prawda,Esther?
-Tak,dziękujęci,Josie-potwierdziłaEstherzleciutkąnutąsarkazmu.-Chcę,żebybyłjeszczelepszy.
-Niemasprawy-powiedziałJoshua.
-Możepowinieneścośsobiezanotować?-zapytałaTess.Joshuapostukałsięwczoło.-Niemartwsię.
Wszystkomamtu.
Spojrzał na Esther. - Chciałem też z wami porozmawiać o czymś innym. Nie wiem, czy Shep do was
dzwonił,alemamdlawaspropozycję.Tozajmietylkosekundę.
-RozmawiamyoMisiu-powiedziałHenry.
-Takjakmówię,tozajmietylkosekundę.
-Późniejwysłuchamtwojejpropozycji,Josh-powiedziałaJosieprzymilnie.-Amożeterazpozwolisz
EstheriTesszreferowaćresztęuwag?
256
- Ja praktycznie skończyłam - powiedziała Esther z niechęcią. Jej instynktowna reakcja na Joshuę była
zdecydowanie negatywna. Ani razu nie otworzył notesu. Być może się myliła, ale przypuszczała, że
Joshua spędzi nad „poprawkami" najwyżej dwie godziny. Najwyraźniej uważa, że „wszystko mu się
należy",iEsthermiaławielkąochotęściągnąćtęczapkęidaćmuniąpogłowie.
-Nodobrze-powiedziałJoshua,odsuwająckrzesło-wtakimraziechybajuż...
-Jamamcośdopowiedzenia.
Wszyscy odwrócili się w stronę Carli, która odezwała się po raz pierwszy. Pracowała w NJTF od
tygodniaizaczęławyglądaćniecolepiej.
Josieprzypisywałatowpływowiswojegoznakomitegowyczuciamody.
-Co?-zapytałaJosie.
- Musi być wyraźnie wyjaśnione, w jaki sposób protago-niście udaje się uratować Boże Narodzenie -
oświadczyłaCarla.Jejgłosnabierał
pewności. Planowała to wystąpienie od chwili, kiedy Esther zaproponowała jej wzięcie udziału w
zebraniunatematpoprawek.-
Chodzi mi o to, że zasadniczo jest to historia Adama w Raju. Bardzo dobrze to obmyśliłeś. Główny
bohater,CarringtonClarkIII,mapieniądzenazabawkidladzieciulokowanewbezpiecznychobligacjach
państwowych.Aleczujeteż,żemógłbynapewnozarobićnagiełdzie.
Mógłbyzrobićmiliony,bilionynakupnozabawekioczywiściejeszczezostałobycośdlaniego.Więcco
robi ten Pan i Władca? - Carla rozejrzała się po pokoju. Wszyscy słuchali. - Oczywiście inwestuje
wszystkiepieniądzenagiełdzie-dokładnietensamparadygmatcoAdamzjadającyjabłko.Iwtedyco?
Wszystkotraci.
Są tu wszystkie elementy. Jest facet, który mimo wielu przeciwności znajduje w sobie dobro, a
jednocześnienanoworozkręcaprzedsiębiorstwoŚwiętegoMikołaja.Alepotrzebnesąkonkrety.Jakon
torobi?
257
Joshuapatrzylnaniąbezwyrazu.-Towszystkotamjest,nonie?
-Nie-odparłaCarlarezolutnie.-Przykromi.Niematrzeciegoaktu,jedyniejegoimitacja.
HenryiEstherwymienilispojrzenia,zaskoczeniipełnipodziwu.
-Niechodzicio„niema"wznaczeniu„wogóleniema",prawda?-
zapytałaJosie.CzyCarlauprawiasabotaż?
-Szczerzemówiąc,tak.
- No to - powiedziała Josie - może studio rzuci na to światło? Tess Johnson przyglądała się od
dwudziestuminutJoshuiKingowi,przypominającsobie,jaksięznimprzespaładwamiesiącetemu.Nie
byłażtakoszałamiający,jaksamsobiewyobrażał,aleprzezkrótkiczasbawiłasiędobrze.
-Carlatrafiławsamosedno.
JoshuawlepiłwzrokwTess.-Wiedziałem,żetopowiesz.
Tessodpowiedziałamuspojrzeniem.-Tak?
Josie poczuła się niezręcznie. Joshua wspomniał, że zna Tess, ale skąd? I jak dobrze? Od wizyty u
ArmondawidziałsięzJosietylkoraz.
Powiedział,żejestzajętypracąnadnowąpropozycją,którąchciał
sprzedać NJTF podczas tego spotkania. Będzie wściekły, że nie przygotowała gruntu pod tę jego
propozycję. Ale myślała, że jest bardziej bystry. Czy nie widział, że wszyscy w pokoju zwracają się
przeciwkoniemu?
- Joshua - zaczęła Josie. - Myślę, że spiszemy wszystkie notatki z tego spotkania i wyślemy ci. Musisz
zwrócićuwagęnatrzeciakt.Dostaniemyscenariuszzpowrotemza,powiedzmy...
-Wkontrakcienapisanoczterytygodnie-powiedziałaEsther.
-Notozaczterytygodnie.
-Mogętozrobićwciągudwóch-odpowiedziałJoshua.-Niemartwsię.Maszrację,Carla.Doskonale
rozumiem,comasznamyśli.-Puścił
doniejoko.
258
Carlazamknęłanotatnik.Cozaidiota.
JosiespojrzałanaJoshuę.Cozapodrywacz.
Estherzbierałaswojerzeczy.Cozagówniarz.
Tessuśmiechnęłasię.Doprowadzędotego,żegowywalą.
-Dziękujemy,żesiędziśfatygowałeś-powiedziałHenry
-ijesteśmybardzociekawi,najakiwpadnieszpomysł.
- Trzeci akt - powiedział Joshua. - Rozumiem. Tak jak powiedziałem, mam to wszystko obmyślone -
zawahałsię.
-Jesteśpewny,żeniemaszczasunawysłuchaniemojejpropozycji?
-Tak-powiedziałHenrystanowczo.-Niemam.
- Ja go odprowadzę do drzwi - powiedziała Josie, popychając Joshuę do wyjścia. Na schodach ze
złościąwyszeptała:-Czychciałeś,żebywszyscyciętamznienawidzili?Czytylkoja?
-Niebyłotakźle.
-Estherwyglądała,jakbymiałaochotęczymśwciebierzucić.
-Niepozwolę,żebyjakaśdyrektorkaodrozwojuzepsułamiscenariusz.
-Co?
-Dajspokój,Josie,wieszlepiejniżja,jaktodziała.Każdyprzynudzaoswoichuwagach,chcącwtrącić
swoje trzy grosze do scenariusza. Oboje wiemy, że scenariusz nie wymaga żadnych zmian. Ale i tak
spędzimydługiegodzinynatychspotkaniach,żebykażdysobieulżył.Togłupota.-
Joshuazbiegłpoostatnichtrzechschodkach.
-Niezamierzaszniczmienić?
-Trochęzmienię,takżebykażdyzasłużyłnaswojąpensję.-
PociągnąłJosienadwór.-Wyjdźzemnąnachwilę.
Josiewyszłanazewnątrz.-Co?-uśmiechnęłasięwyczekująco,spodziewającsię,żejąpocałuje.
-Posłuchaj,niemożeszmnietakzawodzić.
-Słucham?
259
-Mówiłemci,żechciałemdziśprzedstawićtęnowąpropozycję.
-Czyty...cotakiego?!
-Byłemgotówdoprzestawieniaswojejdrugiejpropozycji.
-Ale...
-Jesteśpomojejstronieczynie?
-Oczywiście...
-Notooczekuję,żenastępnymrazemzrobiszto,coobiecałaś,dobra?
-Chwyciłjązaramiona,pochyliłsięiszybkopocałowałwusta.
Josiepoczerwieniała.-Tylkodziękimniewogólerobiszkarierę.
Joshuazszedłnachodnik.-Mamwrażenie,żejestnaodwrót,kochanie-powiedział,odchodząc.
-Ojej-odezwałasięCarla,stojącanaschodkachzaJosie.-Ocomuchodziło?
-Onic-warknęłaJosie.-Podsłuchiwałaś?
-Co?Nie.Idęsobiekupićkawę.Tyteżchcesz?
-Nie.Dziękuję.-JosieodwróciłasięipomaszerowałazpowrotemdoNJTF,niemogącukryćzłości.
Carlapodeszładosamochodu.Oczywiście,żepodsłuchiwała.
Podsłuchałacałąrozmowęnaschodach,przydrzwiachinaulicy.UczyłasięodJosiebezpośrednio,ale
wiedziała,żepośredniemetodyzdobywaniainformacjibywałyrównieważne.
Terazpotwierdziłysięjejpodejrzenia,żeJoshuaiJosiesązesobązwiązani.Wiedziała,żeJoshuajest
pismakiem,aczkolwiekobdarzonymcharyzmą.Wiedziałateż,żemożesamapoprawićscenariuszMisia,
mającpewność,żejejpracaniepójdzienamarne.ZaczniedziświeczorempokolacjizrodzinąPhillipa,
Henrym i Cecilią. Utrzyma to w sekrecie, aż przyjdzie odpowiednia chwila. Najważniejszą z lekcji,
którychsiędotychczasnauczyła,byłoto,żetrzebawiedzieć,kiedynienależysięodzywać.
260
Rozdziałdwudziestyósmy
PrzeznastępnedwatygodnieCarlamiaładwaetaty:wciągudniawNJTFipoprawianieMisianocami.
Nikomuniepowiedziała,żesiętymzajmuje.
W dniu spotkania z Joshuą usiadła wieczorem w swoim pokoju przy dziecinnym biureczku w kącie i
pisaładodrugiejnadranem.Pracowałabardzosumiennie,cojąsamądziwiło.Odczasówstudenckich
niebyławstaniezdobyćsięnanaukędopóźnawnocy.Terazzaśtrudnojejbyłousnąć,bonowepomysły
wyganiałyjązłóżkaipopychałyzpowrotemdolaptopa.
Zadanie nie było łatwe. Scenariusz miał swój oryginalny styl i Carla nie chciała go przytłumić. Istniał
zbiór reguł dotyczących struktury scenariuszy, których musiała się nauczyć. Część przyswoiła sobie,
czytającinnescenariusze,aleślęczałateżnadwszystkimipodręcznikamidlascenarzystówznalezionymi
wbiblioteceNJTF.Pomysłynapływałyjedenpodrugimicieszyłasię,żeniemusiichdusićwzarodku.
Niedlatego,żeHenryczypracawNJTFdodałyjejpewnościsiebie-poprostupodobałojejsięto,co
robi. Nie wiedziała, czego się spodziewa po zakończeniu pracy - prawdopodobnie da scenariusz do
przeczytaniaHenry'emuiEsther,żebyzobaczyć,czywogólesiędoczegokolwieknadaje-alenarazie
czuła przypływ energii, ponieważ koncentrowała się na czymś innym poza sobą i swoją nową
tożsamością.
Odziwo,jedynieJosiezorientowałasię,żeCarlanadczymśpracuje.
261
-Och,powiedzmi-namawiałają.-Jużjacięznam.
-Niesądzę-rzuciłaCarla.
-Masztewielkiecieniepodoczami,czytaszpodręcznikidlascenarzystów.Albopiszesz,albochodziszz
autorem.
-Todrugie.Alemamszczęście.
-Masztrzystopnienaukowe.Powinnaśpisać.Wiem,żejestemnajgorszazludzi,którychpoznałaśwLos
Angeles, ale czy jestem tego warta? Mogłabyś teraz kończyć pisanie wielkiej amerykańskiej powieści
zamiastmęczyćsięzemną.
-Zaryzykuję.Mówiłamci,żemuszępoznaćtenbiznesodpodszewki.
-Niczegosięnieuczysz,jeżelijeszczeniewiesz,żetosięnienazywa
„podszewka".Tosięnazywarzeczywistość.
Carlę kusiło, żeby powiedzieć Josie o poprawkach. Wiedziała, że dawna Carla już by wszystko
wypaplała, ale nowa Carla nauczyła' się doceniać wartość zachowywania tajemnic, szczególnie tych
dotyczącychjejsamej.WdodatkuJosiebyłajeszczeprawdopodobniewbliskichstosunkachzJoshuąi
niewątpliwiebymudoniosła.
-Hej-odezwałasięJosie.-Chcesziśćzemnąnaprzyjęciedziświeczorem?
Carlaspojrzałananiązaskoczona.Josienigdyjejnigdzieniezapraszała.
-Ja?
-Tak.Niematunikogoinnego.
-Iśćnaco?
-Toprzyjęciezokazjiwydaniaksiążkitejpisarki,którąlubisz,E.R.
Robin.WhoteluMondrian.
-Aleprzecieżniktjejnigdyniewidział?
-Dlategowłaśnieurządzająteprzyjęcia.Jestczymśwrodzajukultowejpisarki,prawda?
-NicniewieszoE.R.Robin?
-Nie.Tylkoto,coprzeczytałamw„L.A.Times".
-Apocoludzieprzychodzą?
262
-Botoprzyjęcie.Izawszemająnadzieję,żeRobinsiępojawi.Ludziebijąsięozaproszenia.Chcąza
wszelką cenę udowodnić, że są jednocześnie VIP-ami i intelektualistami - Josie przerwała. - Mniej
więcejtakjakty.
-Tonajsympatyczniejszarzecz,jakąmidotejporypowiedziałaś.
Zastanowięsię.
-Niezastanawiajsięzadługo-ostrzegłaJosie.-Ludziebijąsięozaproszenia.
-Poprostupostępujęzgodnieztwojązasadą:„Nigdyniezachowujsiętak,jakbycizależało,żebygdzieś
pójść.Ludzieuznającięzabeznadziejną".
-Jatakpowiedziałam?-zapytałaJosie.-Czasamisamasiebiezadziwiam.
-Masz.-CarlaotworzyłatorebkęiwyciągnęłaSekretymoichprzyjaciół.-Przeczytaj.
-Orany,Carla,niemogę.Niektórzyznasmusząpracować...
-Spróbuj.Obiecuję,żepójdęztobąnaprzyjęcie,jeżeliprzeczytaszprzynajmniejjedenrozdział.
CarlapołożyłaksiążkęnabiurkuJosieiwyszła.
-Wcaleminiezależynatym,żebyśposzła-zawołałazaniąJosie.
Zapadłasięwfotelzksiążkąwręceiotworzyłanapierwszejstronie.
Niemiaładziśranonicpilnegodoroboty.Niezaszkodziprzeczytaćjedenrozdział.Miałaochotęsama
sięprzekonać,czyE.R.Robinzasługujenatenwielkirozgłos.
Sześćgodzinpóźniejnadalsiedziaławfotelu.PorazpierwszyodprzeczytanianastudiachCustomofthe
Country Edith Wharton czuła taką satysfakcję z lektury. Przegapiła nawet telefon od Joshui, który
zostawił
wiadomość, że będzie pracował przez cały wieczór, żeby do piątku skończyć poprawki. Kiedy Carla
przyszłajejpowiedzieć,żeczasiśćnaprzyjęcie,przeczytałajużtrzyczwarte.
263
-Dobraksiążka-powiedziała,odkładającją.
Podjechały pod hotel Mondrian, przypominający bryłę lodu prostokątny biały budynek przy bulwarze
Sunset, i dały kluczyki parkingowemu, który odprowadził gdzieś samochód. Carla podała nazwisko
modnie odzianemu odźwiernemu, została odznaczona na liście i skierowana do SkyBar po prawej.
Wkroczyła pewnie przez szklane drzwi - dostęp do niedostępnych wydarzeń naprawdę dodawał
pewnościsiebie.WyszłyzJosienadbasen,próbującznaleźćkogośznajomego.
PierwsząznajomąosobąokazałasięEsther.
-Ktobypomyślał!-zawołałaCarla.
-Niespodziewałamsięciebietuspotkać-powiedziałaJosie.Estherstałaprzedwielkąglinianądonicąz
ogromnąpalmą,zktórychsłynął
SkyBar.Wydawałasięjeszczedrobniejszaniżzwykle.HollywoodzkaCalineczka.
-Czasamiudajemisięwyjśćzdomu-odpowiedziałaEsther.-Choćniezbytczęsto.-SpojrzałanaJosie.
-Niewiedziałam,żeczytaszRobina.
-Dodzisiajnieczytałam.
-Zaskakujeszmnie.
-Umiemczytać-burknęłaJosie.
Estherwybuchnęłaśmiechemipochwili,niemogącsiępowstrzymać,dołączyładoniejCarla.
-Niewiem,cowtymśmiesznego.
- Przepraszam, Josie. To moja wina. Przez cały wieczór się śmieję. O, Josie, Carla, poznajcie Lee -
powiedziałaEsther.-Tomojastaraprzyjaciółka.IagentkaE.R.Robina.
-Toznaczy,żeznaszjąosobiście...-powiedziałaCarla.
- Lee! - Zbliżyło się do nich dwóch najpopularniejszych agentów literackich w mieście. Josie nie
wiedziała,jaksięnazywają,alesłyszała,żesłynązumiejętnościsprzedawaniastudiomzamilionynawet
wyjątkowoniezrozumiałychpowieści.
264
-Lee,słuchaj,mynajlepiejpomożemytejksiążce-namawiałjedenznich.-DostarczymyjąRudinowi,
ludziom,którzypotraktująRobinalepiejniżJ.K.Rowling!
-Jajednakmyślę,żetokobieta-powiedziałdrugiagent,wokularachwrogowejoprawie.
-Czyniemożesznamprzynajmniejtegozdradzić?-zapytałpierwszy.
-Przykromi-odparłaLee.-Niemogęzdradzaćswoichklientów.
Żałuję,żeniemogę-spojrzałanaEsther.-Cobysięstałozmoimudziałemwzyskach?-odwróciłasię
doagentów.-ZnacieEsther?
- Oczywiście - powiedział ten bez okularów. - Jak się ma Henry? Czy możesz go namówić, żeby nas
zatrudnił?
JosiepociągnęłaCarlęnastronę.Wrękumiałamargaritę.-Naksiążkachsięniezarabia-oświadczyła,
wskazując ludzi, których uważała za ważnych: Eddiego Clevelanda i Gordona Kelly, agentów
pracujących dla talentów, młodą aktoreczkę z nowego filmu Aronofsky'ego, Marcusa Her-nandeza i
aktora-scenarzystę-reżysera-producenta,którywszystkopostawiłnaepickifilmoWyspieWielkanocnej.
- Nie mogę uwierzyć, że jej tu nie ma. Gdybym ja napisała powieść, byłabym w samym środku
wszystkichprzyjęćorganizowanychzpowoduwydaniaksiążek-powiedziałaCarla.
- Gdybyś napisała powieść, ja stałabym przy drzwiach, upewniając się, że nie zaprosiłaś wszystkich
ubogichzcałegomiasta.
-Możeksiążkabyłabyoubogich.
-Wtedyzaprosiłybyśmyichpoto,żebyzrobićzdjęciaiżebywszyscyuprzywilejowanimoglisięnanich
pogapić.Toniemojawina.Niejaustalamzasady.
-Josie?-Carlapociągnęłajązałokieć.-Patrz,czytoJoshua?
Josieodwróciłasięwewskazanymkierunku.Tam,wtymsamympodkoszulku,wtychsamychbeżowych
szortachgó-
265
rował nad innymi Joshua, potwór o głowie wielkości szpilki. Ale to osoba stojąca obok niego była
przyczyną,żeJosiezamknęłaoczyiponowniejeotworzyłaprzekonana,żewzrokmusijąmylić.
PriscillaPickering.Kobieta,którawyrzuciłajązpracy.
Josie poczuła, że żołądek ma ściśnięty zazdrością pomieszaną z gniewem. Wiadomość telefoniczna nie
pozostawiała żadnych wątpliwości, tak jakby Joshua powiedział to, patrząc jej prosto w oczy: będę
pracowałwdomu.
-Znaszją?-zapytałaCarla.
-Tak-odparłaJosie.-Poznałyśmysiękiedyś.
Josiepatrzyłananich.Joshuamiałpisać.Byłzajęty.To...
-Onjesttakim...-przerwała,patrzącnaCarlę,którazdawałasięczekaćnajejreakcję.Niechciaładać
Carlipoznać,żejestzdenerwowana.Uśmiechnęłasięwesoło.-Miejmynadzieję,żeskończył
poprawki...
- Nie musisz udawać - powiedziała Carla. Wiedziała, że Josie jest dumna, ale była także świadkiem
pocałunkuprzedNJTF.Fakt,żeJoshuabyłtuzinnąkobietą,musiałzdenerwowaćJosie.
-Oczymtymówisz?
-Janiepróbuję...och,dajspokój,Josie,niebądźtaka.Poprostu...
-Co?Mammówićprawdęjakty?-OczyJosiepałały.Dopiładrinkaichwyciłalampkęszampanaztacy
przechodzącegokelnera.-Zostawmniewspokoju.
-Dobrze-powiedziałaCarla.-Aletotymnietuprzyprowadziłaś.
Moimzdaniemtośmieszne,żebydorosłakobietaniemogłasięzdobyćnaszczerośćnatemat...
-Carla?
Carlaodwróciłasię.StałazaniąNadineDillenbergerzpełnymzadowoleniauśmiechem.-1Josie.No,
no.-Skinęłagłowązaprobatą.-
Gdybymsięotozałożyła,dużobymprzegrała.
266
-Onapracujedla...toznaczypracujezemną-powiedziałaJosie.
-Wiemowszystkim-powiedziałaNadine.-Miło,żezadzwoniłaś-
powiedziaładoCarli.
-Miałamzamiar...byłamnaprawdęzajęta.Naprawdęzajęta.Niewyobrażaszsobie...
-Napewnonie.Tegojednegojestempewna:niewyobrażamsobie.
-CosłychaćwFP?
- To co zwykle. Roland do idiota, a Gerry to skurwysyn. Jeszcze ciągle są wściekli o Ostatniego
obrońcę.Zdajesię,żeHenryiEsthersprzątnęliimgosprzednosa,aterazfilmzarobiłdlawascośokoło
stumilionówdolarów.Szkoda,żeniesłyszałyście,comówiąoHenrymiEsther.Nieprzepadajązanimi,
codotegoniemawątpliwości.
-Askądwysięznacie?-zapytałaJosie.
-NadinebyłamojąasystentkąwNowymJorku-powiedziałaCarla.-
ApotemjajejwL.A.
-NadinebyłamojąasystentkąwL.A.!-wykrzyknęłaJosie.
-Nototeraztwojakolej,Josie-oświadczyłaNadine.
-MusiszzostaćmojąasystentkąwFP!
-Wszystkomożliwe-powiedziałaJosie.-LedwosiętrzymamwNJTF.Niewiem,dlaczegoEsthertak
mnienienawidzi.
-Nienienawidzicię-odparłaCarla.
-Pewnie,żenie-powiedziałaJosiedoNadine.-Obie
-wskazałaCarlę,apotemEstherpodrugiejtroniesali-niemogłysiępowstrzymaćodśmiechu,kiedy
usłyszały,żeprzeczytałamjednązksiążekE.R.Robin.
-Przeczytałaś?-Nadinewytrzeszczyłaoczy.
-Ocowamwszystkimchodzi?!-krzyknęłaJosie.
-Skończyłamstudiaprawnicze,czytam.
-Dobrze,dobrze-powiedziałaNadine.-Toświetnie.JanigdynieczytałamE.R.Robin,niemartwsię.
267
-Niemartwięsię.OJezu!Zarazwrócę.
-Dokądidziesz?-zapytałaCarla.
-Jestemjużdużądziewczynką-odpowiedziałaJosie.Dramatycznymruchemdopiłaszampanaiodeszła.
-Onajestniesamowita-powiedziałaCarladoNadine.
- Ten facet tam, ten wysoki, to on napisał Misia. Przypadkiem dowiedziałam się, że mieli niewielki
romansik.
Nadinespojrzałanadrugąstronęsali.-JesttuzPriscillą?
-Znaszją?
-PracowałamzJosie,pamiętasz?Priscilląbyłajejszefową.
Nienawidzijej.JaknadużemiastoL.A.jestbardzomałe.
NadineprzyjrzałasięuważnieCarli.
-Co?-zapytałaCarla.-Ocochodzi?
-Poprostucieszęsię,żesiępozbyłaśtegopomarańczowegoswetra.
Podszedłdonichkelnerzszampanemnatacyiobiewzięłypolampce.
-Toprzyjęciejestgłupie-powiedziałaCarla.
-Natympolegauroktegomiasta-odparłaNadine.
-Pewnielepiej,żeE.R.Robinnieprzychodzi.
Rozległsiędźwiękkieliszkówuderzającychobeton.CarlaiNadineobejrzałysięizobaczyłykelneraw
przepraszającej pozie koło Josie, która ignorowała go, stojąc przed Joshuą. Widziała z daleka, jak z
każdym ruchem drży jej minispódniczka Burberry. Nagle zapadła cisza i wszyscy usłyszeli koniec
wypowiedziJosie:-...tykłamliwy,pozbawionytalentusukinsynu!
-Ojej-powiedziałaCarla.
-Lepiejzabierzswojąszefową-zasugerowałaNadine
-zanimzajmiesięniąochrona.
CarlapodeszładoJosie.Widziała,jakJoshuachwytaPriscillęzaramięiwychodzązpatio,kierującsię
w stronę superszykownej restauracji kuchni fusion o nazwie Asia de Cuba. Josie odprowadzała ich
wzrokiem.
268
-Josie?...
-Chodźmystąd-odpowiedziałaJosie,nieodwracającsiędoCarli.
-Dobrypomysł.
Wyszły. Pracownik parkingu przyprowadził samochód Josie, ale Carla podeszła do drzwi kierowcy. -
Wsiadaj-powiedziaładoJosie.-
Zawiozęciędodomu.
-Ajakwrócisz?
-Zadzwoniępotaksówkę.JestemcórkąHenry'ego,za-pomiałaś?
Mogęnawetwezwaćlimuzynę.
-Jesteśnajwiększąszczęściarą,jakąznam.-Josiechwyciłasiępasa,kiedyCarla,któranieprzywykła
dodziwnegozachowaniasamochodówbezautomatycznejskrzynibiegów,zwizgiemoponruszyłaspod
restauracji.
-Nawetpopijakupoprowadziłabymlepiejniżty.
-Nigdysięotymnieprzekonamy-odparłaCarla.-Dokąd?
Josiepodałajejadresmieszkania.ByłoniedalekoBurtonWay,upodnóżawzgórzwBeverlyHills.
-No,cosiętamdziało?
Josieotworzyłaokno.-Dziwniejestsiedziećnasiedzeniupasażerawewłasnymsamochodzie.Wiesz,o
comichodzi.Pamiętam,jakpierwszyrazkupiłamsamochód...toznaczyMikemikupił.Alepamiętam,
jak...
-KtotojestMike?
-Co?
-KtotojestMike?
- Skręć tutaj - rozkazała Josie. - Tu mieszkam. - Wskazała blok z gipsową fasadą. Carla wjechała na
podziemnyparking.
-Chybabędzieszmusiaławejśćnagórę,żebywezwaćtaksówkę.
-Niemartwsię-odpowiedziałaCarlaszorstko.-Mogęstądzadzwonić.
-Niebądźtakaobrażalska.Żartowałam.
269
Carlawyciągnęłaztorebkikomórkę.ByłtoprezentodPhillipa.Kiedyjąotworzyła,przypomniałasobie,
żejeszczeniezałatwiłasobienumeru.
ZamknęłatelefonispojrzałanaJosie.-Dobra,idęnagórę.
MieszkanieJosiebyłourządzoneidentyczniejaksypialniaw„ElleDecor",boJosiezobaczyłająwtym
piśmie i odtworzyła kawałek po kawałku. Oprawiła nawet zdjęcie i powiesiła na ścianie, żeby móc
pokazaćznajomym,skądzaczerpnęłainspirację.
Carlaweszłaiodrazuzadzwoniłapotaksówkę.
-Chceszcośdopicia?-zapytałaJosie.
-Tylkowodę.
Josie wróciła po chwili z dwiema szklankami wody, w których pływały plasterki cytryny. - Nie należy
nigdyufaćJoshuiKingowi.
Zapamiętajtosobie.
Carlawypiłatrochę,czekającnadalszyciąg.
-KtotojestMike?-zapytałaponownie.
Josie spojrzała na Carlę naburmuszona. Po raz pierwszy od czasu, kiedy się poznały, Josie wydała się
Carliwynędzniała,nieatrakcyjna.
Spuściłagłowę,nadalmilczała.
-Słuchaj,Josie,jestemowielestarszaodciebie.Wiem,żetoniemojasprawa,ale...
-Tylkobezkazań,Carla.Mówiłamci.
-Tosięnazywawspółczucie.
-Nie,tosięnazywaprotekcjonalność.Niepotrzebujętego.Naprawdęnie.Niewszyscymamychrzestną
matkę wróżkę. O proszę, oto mój tata, słynny gwiazdor filmowy! Nie możemy sobie pozwolić na
uczuciowość.
Musimypracować.
-Notak,pracować.Tynaprawdępracujesz.Josiepracujeprzezcałyczas.Zastanówmysię.Przeglądasz
„Variety",żebyzobaczyć,okimnapisali.Czytasz„VanityFair"izłościszsię,żeniemanicotobie.
Sprawdzasz e-mail, żeby się upewnić, że nikt sobie nie radzi lepiej od ciebie. Tyle pracy, a do tego
jeszczemaszciągłąparanoję,żewszyscysąprzeciwko
270
tobie.Todopieropraca.Zadziwiające,żemaszwogóleczasnacokolwiekinnego.
Josiepołożyłagłowęnastole.-Odkryłaśmojątajemnicę.IstnyzciebieSherlockHolmes.
-Moimzdaniemmusibyćjakiśsposóbnato,żebyściągleniebyłatakazaniepokojona,pełnaobaw.
Josie podniosła głowę i spojrzała na Carlę. - Nie jestem ciągle zaniepokojona. Jestem świadoma, że
bioręudziałwgrzetakjakty,jakwszyscyinni,bezwzględunato,czysiędotegoprzyznasz,czynie.Tu
wszędzie są chciwe skurwysyny, wszędzie, nawet twój święty Henry, nawet Esther Wspaniała. Nie
można stracić czujności. Wiem, że chciałaś ze mną pracować w celu przeprowadzenia jakiegoś
eksperymentu socjologicznego, ale ja próbowałam ci coś pokazać, bo widzę, że nie masz o niczym
pojęcia. Co? Nie gap się tak na mnie. Śmietana zbiera się na powierzchni. Dobrzy ludzie zawsze
wygrywają.Mamdlaciebiewiadomość,Carla
-wcaletakniejest.Henrysobieporadził,bomaszczęście.Alejestwtymmieściemilionludzi,którzy
chętnierozszarpalibygonakawałki.
Ludziesąskąpi,spanikowani,zdesperowaniichcązrobićpieniądze.
Dużo pieniędzy. Ja też chcę zrobić pieniądze. I chcę, żeby moje nazwisko pojawiało się na ekranie
wielkimiliterami.IdlategowłaśnieJoshuaKingjesttakimwielkim,wielkim,wielkimskurwysynem.
Klimatyzacja w mieszkaniu Josie nawiewała powietrze tak przesycone substancjami chłodzącymi, że
Carlizdawałosiętrujące.
-No?-zapytaławyzywającoJosie.-Znudziłcisięjużeksperyment?
Lepiejbyłojejnieprowokować.Carlanieodpowiedziała.
-Odezwijsiędomnie!
-Niemusiszmnieprzekonywać-zaoponowałaCarla.
-Jużwcześniejwiedziałam,żeJoshuaKingtoskurwysyn.
-Skąd?
271
-Toproste-powiedziałaCarla,wyglądającprzezoknoodfrontu.
Samochódjużponiąprzyjechał.-Miaładidasydokostki.
-Tynosiszadidasyzakostkę.
-Tak,aleniejestemdwudziestopięcioletnimfacetem.Czapkabaseballowatyłemnaprzódtylkopogarsza
sprawę.Naczolemawypisane„skurwysyn".
Carlapodeszładowyjścia.-Przykromizpowodutego,cosiędziśstało.
Josienieruszyłasięzkanapy.-Niemasprawy-powiedziałacicho.-
Popełniłambłąd.Tosięzdarza.Zwykleumiemsięopanować.Wiem,jaksięwtogra.
-Dojutra?
-Uhm.
Widzącjątaknakanapieotoczonąidealnierozmieszczonympoduszkamiigrubymkudłatymkocem,Carla
nagleujrzaławizjęJosiejakostarejkobiety,chudej,samotnejipozbytwieluoperacjachplastycznych.
- Do jutra - wymamrotała Josie, słysząc, że Carla wychodzi. Położyła głowę na poduszce i zamknęła
oczy.
272
Rozdziałdwudziestydziewiąty
NastępnegorankaJosieobudziłasięopiątej.Wstałaszybkoiodrazuposzłapobiegać:wgóręDoheny
Drive, do bulwaru Sunset i dalej do kanionu Runyon. Przez półtorej godziny zmuszała się do dużego
wysiłku, biegnąc w górę po krętym szlaku, nie przejmując się stromiznami. Mijała kobiety w
podkoszulkach bez rękawów na spacerach z psami. Musiała wstrzyknąć trochę adrenaliny do swego
świata,musiałazmusićNiewidzialnąRękędopowrotuizwrócenianasiebieuwagi.
Kiedywróciładomieszkania,CaseyCortelessawłaśniewychodziła.
-Casey!-zawołałaJosie.-Casey?Cosłychać?Myślałamostatniootobie.
Niekłamała.PrzezcałąnocchciałaporozmawiaćzCaseyotym,cozaszłomiędzyniąaJoshuą.
Caseyosłoniładłoniąoczyodsłońca.Zmrużyłaoczy.Kiedyzobaczyła,żetoJosie,potrząsnęłagłowąz
rozbawieniem.
-Co?-zapytałaJosie.
CaseyzarzuciłatorebkęnaramięiminęłaJosiebezsłowa.
-Co?!-zawołałaJosie.-Dlaczegoniemożeszzemnąporozmawiać?
LeczCaseybyłajużnaparkingu.Całetobieganieposzłonamarne.
Josieznówbyłazirytowana.WeszładomieszkaniaizadzwoniładoRebecki.
-Zapomniałam,kiedyjestprzyjęcieurodzinoweRomana.
-Wsobotę.Przyjdziesz?
273
-Niewiem.Mamkupęroboty,alepomyślałam...
-Mikeprzyjdzie.Zeswojądziewczyną.
-Dziewczyną?„Ktośspecjalny"stałsięjużdziewczyną?
-Tak.EveJakaśtam.Jestscenografemfilmowym-odparłaRebecca.-
Podobnopracowałaprzyróżnychsłynnychfilmach.
PotemJosiemusiałaznieśćdziesięćminutsłuchaniaotym,jakacudownajestEve,jakamiła,jakaśliczna
ijacysązMikiemszczęśliwi.
-Tocinieprzeszkadza,prawda,Josie?-zapytałaRebecca.
-Oczywiście,żenie.
PowstrzymałasięodprzypomnieniaRebecce,żetoonaodeszłaodMike'a,anieonodniej.
-Słuchaj,czyniechciałabyśpojechaćznaminanarty?
-Kiedy?
-Wlutym.Alejużteraztoplanujemy.
-Może.
-Napewnoniepojedziesz-powiedziałaRebecca-tylkoniemówpotem,żecięniezapraszałam.
Josie zakończyła rozmowę jak gdyby nigdy nic, lecz po odłożeniu słuchawki doznała niezwykłego
uczucia,żezarazsięrozpłacze.
Wiedziała,żekażdymiewatrudneokresy,żepowyskokachJoshuibyłydośćtypoweiniepowinnyjej
nawetdziwić.Cowięcej,nigdytaknaprawdęniebyłanimzainteresowana.Przedtembyładługosama,
więctonormalne,żeuległajegozalotom.Każdakobietabytakzrobiła.
Owielebardziejdenerwowałojąto,żeMikemadziewczynę,
„wspaniałą"dziewczynę,taką„cudowną"i„miłą".Nieprzypuszczała,żetakszybkodojdziedosiebie.
Przyszła pora na środek ostateczny. Zrobiła to, co zawsze robiła, kiedy nikt inny nie był w stanie jej
pocieszyć.Zadzwoniładoojca.
-Tatusiu?-zawołałażałośnie.
274
- Nie martw się, królewno - powiedział doktor Paul Hib-berd, jak na zamówienie. - Postępujesz
dokładnietak,jaktrzeba.Niczymsięniemartw.
Leczpóźniej,wdrodzedopracy,Josiebyłajeszczeciąglezdenerwowana-rozmowazojcemwcalejej
nieuspokoiła.Fundamenty,naktórychopierałosięjejżycie,zaczęłysięrozsuwaćjakpłytytektoniczne.
Czuła,żedryfuje,nieomaltracikontrolęnadsytuacją.
WtymsamymczasiewSantaMonicaCarlasięspieszyła.Byłaspóźniona-aprzynajmniejspóźnionado
pracynaczas,którysamasobiewyznaczyła.Nikogonieobchodziło,kiedyktoprzychodzidofirmy.Taka
była polityka Esther. Lecz Carla lubiła być w pracy na dziesiątą. Kiedy w końcu tam dotarła, NJTF
zdawałosiępuste.
-Dzieńdobry?
-Cześć,Carla-zawołałDannyCohen.-Jesteśmynagórze.Twójtatatujest.Spotkaniepracowników.
-Teraz?
-Dopierosięzaczęło.
Carla wbiegła po kamiennych schodach i pospieszyła do dawnej jadalni. Wszyscy już siedzieli, wśród
nichJosie,któraledwopodniosłagłowęnawidokwchodzącejdopokojuCarli.Carlawcisnęłasięna
krzesłoobokniej.Henrystałuszczytustołu.
- Dzień dobry, Carla - powiedział. - Nie martwcie się, nie będę dużo mówił - zaczął. Wyciągnął ręce
przedsiebieilekkoporuszałnimipostole.Esthersiedziałapojegoprawejstronie,aprzednimireszta
pracowników,niepewnychiniemogącychspokojnieusiedzieć.-
Podjąłem decyzję - powiedział. - To może być dla was szok, ale zapewniam was, że długo nad tym
myślałem-rozejrzałsiępopokoju.-
Chodzioto,żepostanowiłemsięnapewienczaswycofać.
Wpowietrzudałosięwyczućporuszenie.Odwszystkichemanowaływibracjetakwyraźne,jakbyHenry
uderzył
275
w struny łączące go z pracownikami. Danny Cohen poprawił się na krześle, Josie, nieomal w transie,
położyłaprawądłońnabrodzie.
- Esther będzie dalej kierowała firmą i zawiadamiała mnie o tym, co się dzieje. Ale od tej chwili
przestajępełnićswojezwykłeobowiązki.
Teraz wszyscy usiedli prosto z łokciami na stole, zmarszczonymi brwiami i spoglądali wokół stołu,
spodziewającsię,żemożektośimtojakośwytłumaczy.
- O czym my tu mówimy? - Danny Cohen uderzył się w czoło dużą dłonią. - Henry, nie mów tego, nie
żartuj, mamy szesnaście rozpoczętych projektów, pracuję jak wół, studio na mnie naciska i praktycznie
zagwarantowałemim,żezagraszwtymwięziennymdramacie.
-Zrozumieją-odpowiedziałHenry.
-Ale...czytojestnadobre...tychybanie...okay,okay,okay-ciągnął
Danny-oczywiściemożeszrobić,cochcesz,oczywiście,aletojestjakrzucenienamkłodypodnogi.
- Czy jesteś pewien, że studio nie obetnie nam funduszy? - zapytała Heather. - Czy mamy szukać innej
pracy? - mówiła spokojnie. Czuła się bezpieczna dzięki nieomal nieograniczonemu bogactwu, które
zapewniałyjejfunduszepowierniczestworzoneprzezojca.
-Oczywiście-powiedziałHenry.-Niebędziemnietylkoprzezpewienczas,nielikwidujęfirmy.
Kiedy rano Henry powiedział jej o swojej decyzji, Esther poczuła nagle, że grunt pod nogami jest w
rzeczywistościlatającymdywanem,mogącymwkażdejchwiliwyślizgnąćsięspodjejstóp.Leczbardzo
szybko przypomniała sobie, że Henry nigdy przedtem nie wziął urlopu i że należy mu się bardziej niż
wszystkiminnym.Zawszelubiławnimto,żebyłprzyzwoitymczłowiekiem,umiałoddzielićświatfikcji
odrealnegożyciaosobistego.Byłartystą,aniepozeremiwłaśniedziękitemubył
dobrymczłowiekiem,który
276
jednocześnie odnosił sukcesy. Dowiedział się nieoczekiwanie czegoś bardzo ważnego. Oczywiście, że
powinienmiećczasnato,żebytospokojnieprzemyśleć.
-AcozMisiem?
Estherpodniosłagłowę,żebyzobaczyć,ktosięodezwał.
-Słucham?-Henryodwróciłgłowę.
-CozMisiem,któryuratowałBożeNarodzenie?
Josiemówiłaspokojnie,aletrzymaładługopistakkurczowo,jakby'chciaławycisnąćzniegotusz.
-Takjakpowiedziałem,napewienczassięwycofuję
-powiedziałHenrypogodnie.-Cieszęsięnadługie,przyjemnewaka...
-Totylkowymówka-oświadczyłaJosie.-Towymówka.
- Co? - zapytał Henry. Wszyscy w pokoju odwrócili się do Josie i gapili się na nią. Nikt nigdy nie
postawiłsiętakHenry'emu.
-Josie-wyszeptałaCarla-możepowinnaś...
- Po prostu uważam, że autor bardzo ciężko nad tym scenariuszem pracuje - przerwała jej gwałtownie
Josie-itoniefairzostawiaćgonalodzie.
-Autor?JoshuaKing?Todobre,Josie,bardzośmieszne
- roześmiał się Danny. - Żaden autor, który jest cokolwiek wart, nie spodziewa się, że jego scenariusz
zostaniezrealizowany.Ajeżelisięspodziewa,tojestbeznadziejnympółgłówkiem-Dannyprzerwał.-A
Joshua King nie pracuje „ciężko" na tym projektem, chyba że uznać imprezowanie w Laurel Canyon w
każdyweekendza„ciężką"pracę.
Nikogonieoskarżam,alenieodbywałosiętamżadnepisanie.
-Bardzodowcipne-warknęłaJosie.Wiedziała,żeposuwasięzadaleko,aleoświadczenieHenry'ego
zaskoczyłojąicośwniejpękło.-
DlaczegotenurlopniemożebyćpoMisiu?
-Skorotak,tomusiałbyteżbyćpomoimfilmie-dołączyłsięDanny.
277
-Josie.-Carlaspojrzałananiąbadawczo.-Czytywiesz,comówisz?
- Przepraszam wszystkich. Na razie będzie tak, jak postanowiłem. To nie ma wpływu na waszą pracę.
Znajdźciedobrescenariuszeidoprowadźciedoichrealizacji-powiedziałHenry.
-Właśnietozrobiliśmy-oświadczyłagłośnoJosie,ignorującCarlę.-
Wszyscywiemy,ocotuchodzi.Maszcórkę.Wszyscyjużotymwiemy.
Wieluaktorówmadzieci,większośćznich,alenieprzestająpracować.
-Toniejestzmojegopowodu!-krzyknęłaCarla.
-Oczywiście,żetak.
-Zachowujeszsięzupełnieniestosownie-warknąłHenrydoJosie.-
Niemuszęcisięzniczegotłumaczyć.Carli,Esther-tak,alewobecciebieniemamżadnychzobowiązań.
-Henryoddychałgłęboko,próbujączachowaćspokój.
Josiepochyliłagłowę.Wiedziała,żeposunęłasięzadaleko.
-Przepraszam-powiedziała.-Jasię...niezastanowiłam.
-Esther-powiedziałHenry,ignorującJosie.-Czyjesteśmywłaścicielamiscenariusza?
-Studiojest-odparłaEsther.-Myjesteśmyproducentem.
-ZapłaciliśmyJosie?
-To,cojejsiędotejporynależało.
- Josie - Henry mówił powoli. - Nigdy jeszcze nikogo stąd nie wyrzuciłem. Nigdy nie musieliśmy. -
Rzucił szybkie spojrzenie Esther, która skinęła głową. - Jeżeli chcesz odejść, masz teraz okazję. Jeśli
chceszzostać,proponuję,żebyśsiedziałacicho.Wszyscymamydośćnagłowie.
Niepotrzebujemy,janiepotrzebuję,teraztwojegopieprzeniaprzekonanegoowłasnejsłuszności.
Josiegapiłasięnastół.
-Zrozumiałaś?-zapytałHenry.
278
-Tak.
-Todobrze.
Henryrozejrzałsięposiedzących.Milczałprzezchwilę,chcącsięuspokoić.Nigdyjużnieoczarujego
kobietapodobnadoJosie0'Leary.
-Będęzwamiwkontakcie.-Ruszyłwstronędrzwi.-Carla?
Carlagwałtowniepodniosłagłowę.
-Pozwólnachwilę,dobrze?
Carla zebrała swoje rzeczy i wstała. Zdawała sobie sprawę, że wszyscy już i tak koncentrują na niej
uwagę z powodu wybuchu Josie i wychodząc z pokoju, miała wrażenie, że czuje w plecach sztylety
spojrzeń.
Henryczekałnakorytarzu.
-Tobyłodośćnieoczekiwane-powiedziała.
- Nie chciałem ci wcześniej mówić, bo pomyślałem, że może cię to postawić w dziwnej sytuacji. Ale
słuchaj,niechcę,żebyśsięczułazobowiązana.
-Zobowiązana?Jasięnieczuję...
- Możesz tu dalej pracować. Albo nie. Mają rację, że chcę... moje plany nigdy przedtem nie były tak
nastawionenarodzinę.Aletyniemusiszzmieniaćswojegożycia.Porazkolejny.
Carlaskrzyżowałaramionanapiersi,przebiegającmyśląwydarzeniaostatnichkilkuminut.-Zrobiłeśto
zmojegopowodu?
-Nietylko.Chcęwziąćurlop.SpędzićczaszCecilią,zmatką.Itak,mamnadzieję,żeztobą.
-Słuchaj,jachcę...myślę,żeJosiepowinna...
-Tylkoztwojegopowoduzmiejscajejniewywaliłem.
-Zrobisz,cozechcesz-powiedziałaCarla.-Aleniemapowodusięjejpozbywać.Onajestdobraw...to
znaczynaprawdęzależyjejnatejpracy.
Poprostuchce,żebyjejfilmzostałzrobiony.Imyślę...wiem,żemaciężkidzień.
279
Henryoparłsięościanęipodniósłbrwitakwysoko,żeukazałysięponadokularamidoczytania.
-Nieróżnisięodinnychludzitutaj-ciągnęłaCarla.-Onatylko...jasięciągleuczę,naprawdę,choćona
możeotymniewiedzieć.
-Wporządku.
-Posłuchaj,Henry.Niemusiszsięzemnąobchodzićjakzjajkiem.
Szczerzemówiąc,wolałbym,żebyśtegonierobił.
-Tak.Rozumiem.
-Niemampretensji...chcętylkobyćfair.Wstosunkudowszystkich.
-Rozumiem-powtórzyłłagodnie.
Spojrzeli na siebie i po raz pierwszy od czasu, kiedy się spotkali, Carla miała wrażenie, że Henry za
chwilęjąuściska.Instynktownieodsunęłasięokrok.Niebyłajeszczegotowanatakąpoufałość.Narazie
zmienił
sięzobcegowszefa.Miniejeszczetrochęczasu,zanimstaniesięojcem.
- Dzień dobry! - ktoś wszedł do budynku i wołał z dołu. Henry podszedł do szczytu schodów, żeby
zobaczyć,ktotojest.
-Tak?
-Cześć,Henry,toja,Joshua.
HenryspojrzałnaCarlę,któranatychmiastpodbiegładoschodów.-
NiedopuśćmygodoJosie,dobrze?
-DoJosie?
-Todługahistoria.
Carlazbiegłaposchodach.Joshuaczekałnadole.-Jaksiępanima,pannoTrousse?
- Wyjdź ze mną na zewnątrz - rozkazała Carla. Podeszła do drzwi frontowych i otworzyła. Blask
słonecznyporaziłjejoczy.Musiałajemrużyć,żebyzobaczyćJoshuę.
-Czegochcesz?
-WięcJosiecipowiedziała.
280
Carlanieudzieliłaodpowiedzi.Naglepoczuła,żeniczegosięnienauczyłaodJosie,choćspędziłaznią
takdużoczasu.ŻeniejestprzygotowanadoradzeniasobiezkimśtakprzebiegłymjakJoshua.
-Jakąmaszsprawę?
Joshuawręczyłjejdużąkopertę.-Proszę.Dzieńprzedterminem.
-Poprawionyscenariusz?
-Tak,wsamejrzeczy.
-Świetnie.Dzięki.
-Hej,czyjestJosie?
Carlaspojrzałananiegozniedowierzaniem.-Tak.Joshuapodszedł
dodrzwi.-Chciałemjejpoprostuwytłumaczyć...
-Odejdźoddrzwi.
-Co?
-Jeżeliwejdzieszdośrodka,postaramsię...żebyśnigdyjużdlanasniepracował.
NatwarzyJoshuipojawiłsięnieprzyjemnygrymas.Zacząłsięśmiać.
-Terazmigrozisz?Jakszybkosięzmieniamy.
-Niegrożę.Apelujędotwojego...poprostuniewchodź.Poco?
-Josiejesttwarda.Niemartwięsięonią.
-Nie-powtórzyłaCarla,wchodzącposchodkachkudrzwiom.-Niemożeszwejść.
Przycisnęłakopertędopiersi.-Wszyscydostanąpokopii,obiecuję.
-Niemożeszmizabronićwejścia.
Joshuaobróciłczapkę,żebyosłonićoczyodsłońca.Wyglądałprzeztomłodziej,łagodniej.
-Mogę-powiedziałaCarla.Joshuazmierzyłjąwzrokiem.
-Notodobra.Wmiłościjaknawojnie.Wszystkouchodzi.Dozobaczenia,pannoTrousse.
281
Odwróciłsięinieśpiesznieodszedłchodnikiem.
Carlaczekałanaschodkach,ażzobaczyła,jakwchodzinaparking.
Potem odwróciła się i weszła do budynku. Skierowała się prosto do jednego z wolnych pokojów do
czytania i zamknęła za sobą drzwi. Da wszystkim po kopii scenariusza Joshui, ale najpierw sama go
przeczyta.
282
Rozdziałtrzydziesty
PowyjściuHenry'egoiCarliEstherzłożyławłasneoświadczeniedotyczącezmianwfirmie.
- Uważam to za dobrą okazję. Możemy w końcu wszystkim udowodnić, że nie jesteśmy firmą opartą
wyłącznienasławiegwiazdy,żepotrafimyrozwijaćiwprowadzaćdoprodukcjiscenariusze,wktórych
niemaróldlaHenry'egoAntonellego.Robiliśmytojuż,aterazzrobimyichjeszczewięcej,więcejdla
wszystkichmediów.
Musimy być ostrożni z rozpowszechnianiem wiadomości o urlopie Henry'ego. Henry spotka się w tym
tygodniu z człowiekiem od reklamy, żeby ustalić szczegóły. W międzyczasie proszę o zachowanie
dyskrecji.
Takjakiwieluludzi,studiapotrafiądziałaćimpulsywnie.Mogąsiędowiedzieć,żeHenrysięwycofał,i
zatrzymaćrealizacjęnaszychprojektów.Natymnikomuznasniezależy.Czysąjakieśpytania?
Josiesiedziałaprzygarbiona,zastanawiającsię,czyzostaniezwolniona.
-Porazostatnipytam,czysąjakieśpytania?-powiedziałaEsther.
Niktsięnieodezwał.
- Jeżeli ktoś z was chce na ten temat porozmawiać, będę przez cały dzień u siebie - powiedziała,
wychodząc. Josie dopiero wtedy się poruszyła. Wiedziała, że choć większość ludzi w Hollywood
uznałabyjejataknaHenry'egozazwykłepotknięcie,Estheruważagozaskandalicznenaruszeniezasad
zachowania.Aleczytonaprawdębyłotakiezłe?Czy283
niemiałaprawawalczyćoswójfilm?Chybatowłaśnierobiąproducenci?
Zeszła na dół, mając nadzieję znaleźć Carlę. Chciała, żeby ktoś jej powiedział, że to, co zrobiła, jest
wybaczalne,zapewnił,żeniktjejniewyrzuci.AleCarlinigdzieniebyło.Josieposzładoswegobiurai
zamknęła drzwi. Wzięła do ręki scenariusz Mina. Esther miała rację. Brak gwiazdy oznaczał
prawdopodobnie,żestudiozrezygnujezprojektu.
Przepadnie tyle pieniędzy, bo Henry Anto-nelli chce spędzać czas z Carlą Trousse. Było to nieomal
śmieszne.
Wyszłazpokojuiskierowałasiędokuchni.Przechodzącprzezpróg,usłyszała,żeEstherrozmawiaprzez
telefonwsąsiednimpokoju.
-Słuchaj,Tess,uważam,żetrochęprzesadzasz.Josiezapewniamnie,żescenariuszbędziewporządku.
Naprawdę. Spodziewamy się go z Henrym w każdej chwili. Wtedy możemy porozmawiać o tym, czyje
nazwiskapojawiąsięnaekranie.Co?Nie,Josiejestwsumieniegroźna.
Niezrobinicdrastycznego.
Josieodwróciłasięnapięcieipospieszyładoswegopokoju.TesszEstherdegradowałyją,próbowały
umniejszyćjejzasługi,odsunąćjąodfilmu.Niepozwolinato.Tobyłjejprojekt.Musi...
Nagleprzypomniałasobie,coNadinepowiedziaławMondrian.
Rolandtoidiota,aGerrytoskurwysyn.JeszczeciąglesąwścieklioOstatniegoobrońcę...
Kirk Gordon był partnerem w FP. On nadawałby się idealnie do głównej roli. Był nawet może
odpowiedniejszyodHenry'ego.
Wjednejchwiliwyciągnęłakomórkę.-Halo?-wyszeptała.-Halo?
MuszęsięporozumiećzRolandemStarrem.MówiJosie0'LearyzNJTF...
WdwiegodzinypóźniejotwierałaprzeszklonedrzwiprowadzącedoFPprzybulwarzePico.Jużbyłojej
lżejnasercu.Tonormalnafirma.Niepróbujebyćjakąśkomunąiiber-pi-sarzy.Tofirmaskładającasięz
profesjonalistów.
284
-Cześć,Josie-powitałjąGerrySimpson.-Miłocięwidzieć.
Dziękujemyzatelefon.
JosieprzebiegławzrokiembiurowposzukiwaniuNadineDillenberger.PrzeztelefonostrzegłaRolandao
powiązaniachNadinezNJTF.Zapewniłją,żesobiezNadineporadzą.
Jakdotądbardzodobrze.Nigdzieniebyłojejwidać.
Geny wprowadził ją do sali konferencyjnej - wielkiego, pomalowanego w kolorze akwamaryny
pomieszczeniazwąskimowalnymstołemzczarnegoonyksu.Wszędziebyłowidaćnajnowszeurządzenia
elektroniczne, a na ścianie dumnie wisiał oryginalny obraz Georgii 0'Keefe. W następnej chwili do
pokojuwpadłRolandipodbiegidoniejdwomawielkimisusami.Otworzyłszerokoramiona.-Josie-
zawołałmęskim,ojcowskimtonemiJosiepoczuła,żektośjejpomaga,otaczaopieką.
-Josie-powtórzył-Trafiłaśwewłaściwemiejsce.
-Jesteśmybardzopodekscytowani...-zacząłGerry.
-Niemaszpojęcia,jakdalekosiężnesąnaszeplanydotyczącetegoprojektu.Są...-przerwałmuRoland.
-Najbardziejzależynamnatreści.
Popierwszeiprzedewszystkim.Jesteśmytwórcząspołecznościąichcemy,żebykwitłatukreatywność,a
tojestmożliwetylkoprzywyjątkowychprojektach.Jakten.
-Czysądzisz,żeudasięnamówićVinaDieseladozagraniadrugiejgłównejroli?-zagadnąłGerry.
-Pamiętam,kiedyporazpierwszyotobieusłyszałem-ciągnął
Roland. - Obserwowałem. Wiedziałem, co u nich robisz. Powiedziałem do Gerry'ego: pewnego dnia
będęzniąpracował.
Josieskinęłagłowąiczekała,ażjedenznichpoprosioscenariusz,którymiaławtorebce.
- Może Catherine Zeta-Jones zagra główną rolę żeńską? Jest jakaś główna rola żeńska, prawda? W
dzisiejszychczasachpotrzebnajestlaska,jakiśromans.Niemożnategouniknąć.Możejestktośtańszy.
Muszępomyśleć.
285
- Zajmujemy się tu wszystkim: fabułą i rozwojem, produkcją, reklamą i marketingiem - wtrącił się
Roland. - Jak na pewno wiesz. Kirk jest po prostu zachwycony. Strasznie się cieszy. Euforystycznie.
Jeszczemuoczywiścieniemówiliśmy,alenapewnotakbędzie.Ogromnysukceskasowy.
-Ogromnysukceskasowy-powtórzyłGerry.-Doskonaletozałatwiłaś,Josie.Jeszczerazcidziękujemy.
-Czegosobieżyczysz?-zapytałRoland.Położyłjejrękęnaplecach.-
Czymmożemycisłużyć?Codobrzewpłynienatwojesamopoczucie?
-Możeszklankawody?
-Szklankawody!Ha!-wykrzyknąłGerry.-Chodziłomioto,żebyśczułasiędobrzeznami.Jesteśmy
organizacjąwykonującąusługi.Niebędziemyjednąztychfirm,wktórychsiedzisiębezczynnie,waląc
konia.
Tutajsiędziała.
Josiegapiłasięnaniegowosłupieniu.
-Poprostuchcemy,żebyśsiędobrzeczuła.Inaczejbędziemytumieliniezadowolonąosobę,atonikomu
niebędzieodpowiadało.
-Więc-zaczęłaJosie-myślałam,żemożebędzieciechcieli...
-Twojenazwiskownapisachprzedtytułem?
-Nie-odparłaJosie.-Chodziłomioscenariusz.
- Scenariusz, scenariusz - powiedział Roland. - Właśnie. Jest cudowny. Mówiłaś, że Henry był
zachwycony?
-Tak-odpowiedziała.-Zdecydowanietak.
-Niekłamiesz,prawda?Mówiszprawdę?
-Oczywiście.
-Notowczymtkwiproblem?-zapytałGerry.-Dlaczegonaglejestnasprzedaż?
Nareszcieobajzamilkli,pozwalającJosiedojśćdogłosu.
-Scenariuszjestnasprzedaż,bo...toznaczy,jeszczeniejest,alebędzie,bo...iproszęwas,trochęsię
waham,czytoujawnić,ale...-Josieprzerwała.Rolandznówpołożyłjejrękęnaplecach.
286
-Możesznamufać.
-Anisłowoniewyjdziepozatenpokój.
Josie przerwała, zdając sobie sprawę, że ma ujawnić informację, na którą rzuci się całe Hollywood. -
HenryodchodzizNJTF.Wycofujesięzfilmu.
Rolandpodskoczyłnakrześle,aGerrypokiwałgłowązpodziwem.
-Jesteśdziewczynazjajami,Josie.Zwielkimijajami..OdwróciłsiędoRolanda.
-To,kurwa,rewelacja.Niesamowita,kurwa,rewelacja.
-Henryodchodzi?-powtórzyłRoland.-Adlaczego?
-Zpowoducórki-powiedziałaJosie.-Pojawiłasięjegocórka...
-Wiemy,wiemy-rzuciłGerry.-Pracowałaunas.
-Pracowałauwas?
-Niewiedziałaś?-Wlepiliwniąwzrok.
-Och,wiedziałam.Poprostuzapomniałamwtymcałym...
zamieszaniu. Po tym jak Henry się zdecydował... w końcu nie można mieć do niego pretensji. Przecież
chcenawiązaćjakieśstosunkizcórką...
przyszłomidogłowy,żemożeuwasznajdziesięmiejscedlatakiegoprojektu.
- Josie - powiedział Roland. - Mądra z ciebie kobieta. Przynosisz zaszczyt przedstawicielkom swojej
płcinacałymświecie.
-Dziękuję.Jesteśbardzouprzejmy.
-Uprzejmy?Dajesznammożliwośćzrobieniafilmunawysokimpoziomiezgwiazdamipierwszejwody,
którynapewnozrobiwrażenienamłodszychwidzach.
PrzerwałiwymieniłspojrzeniazGerrym.
-Tak-podjąłGerry.-Czymogłabyśnam-wbardzoogólnymzarysie
-powiedzieć,ocowtymchodzi?
JosiesięgnęładotorebkiiwyjęłaMisia.-Streszczęwam,aletumamscenariusz.
287
Gerrywziąłgoodniejiwcisnąłguzikinterkomu.-Laura?Mogłabyśtuprzyjść?
SpojrzałnaJosie.-Zagodzinębędziemymielirecenzję.Górazadwie.
AleHenryiEstheruważali,żejestdobry,zgadzasię?
-Takuważali.
Laurazapukaładodrzwi.Weszładopokoju,aGerrywręczyłjejscenariusz.
-Zróbkilkanaściekopii,dobrze?
- Proszę was... - przerwała Josie. - Nikt nie może się dowiedzieć, że to tu jest. Jeszcze nikt nie wie o
Henrym.
-Przepraszam-powiedziałGerry.-Zróbdwiekopieizostawjerazemzoryginałemnamoimbiurku.
-Niemasprawy-powiedziałaLauraiwyszła.
-Nototeraz-zacząłRoland-opowiedznamosobie.JakciętraktowanowNJTF?Czymajątamjakieś
inneprojektywarteuwagi?
KiedyJosiesiadaławygodniejnaskórzanymkrześle,asystentkaLaurabyłajużwsektorzedziewczynod
rozwoju i podawała scenariusz Nadine Dillenberger, która, kryjąc się przed Josie, kucnęła skulona za
boksemprzysalikonferencyjnej.
-„JeszczeniktniewieoHenrym"-powtórzyłaNadine.-Pewnajesteś,żedokładnietakpowiedziała?
Lauraprzytaknęła.-Tak.Ijeszczepowiedziała,żeniktniemożesiędowiedzieć,żescenariuszjesttutaj.
Nadineobejrzałascenariusz.Miś,któryuratowałBożeNarodzenie,JoshuaKing.WłasnośćNJTFFilms.
-Amyślałam,żejużnicmnieniezdziwi-powiedziałaNadine.-
Dzięki,Laura.Mamuciebiedług.
Wstała,rozprostowałanogiipobiegładoswegopokoju.
Wyciągnąwszykomórkę,wybrałanumer.
-Cześć.MówiNadine,poproszęzCarlą.Nieszkodzi.Poczekam.
288
Rozdziałtrzydziestypierwszy
KiedyzadzwoniłaNadine,Carlawłaśniekończyłaczytaniepoprawionegoscenariusza.Joshuazmieniłw
przybliżeniusześćsłów,wtymsłowo„ten"nastronieczterdziestejsiódmej.PrzedtymtelefonemCarla
spodziewała się, że punktem kulminacyjnym dnia będzie moment, kiedy wszyscy przyznają, że jej
poprawionawersjascenariuszaMisiajestlepszaniżwersjaJoshui.Alesytuacjasięzmieniła.
Byłtodzieńrozrachunków.Carlaposiadałaterazinformację.Josiepróbowałasprzedaćscenariuszbez
wiedzyNJTF.Carlajużsięnauczyła,żeinformacjadajewładzę.
-Cozamierzaszzrobić?-zapytałaNadine.
-Nic.Narazienic.
Carlazamierzałasprawowaćkontrolęnadprzepływemtejinformacji.
Przezwieletygodnitylkosłuchała,znosiłaidiotyzmFP,podłośćGerry'ego,machinacjeJosie.Jejżycie
miało aspekt twórczy - pisanie w domu - ale był w nim również aspekt bardziej intrygujący, bardziej
namacalny.Uwielbiałapisać,leczbyłotopustelnicze,samotnezajęcie.
Natomiast znalezienie się w samym sercu przemysłu filmowego, posiadanie informacji, z którą mogła
postąpićszlachetniealborozgłosićnaprawoilewo,przyprawiałoozawrótgłowy.Niezdawałasobie
sprawy,żeoddawnaczekanaokazjęzademonstrowaniaswychnowychumiejętności.
-Hej,Kopciuszku-zawołałDannyCohen.Carlaniezareagowała,niebędącpewną,czyDannyzwraca
siędoniej.-Hej,dociebiemówię.
289
-MałomamchybazKopciuszka?
-Niebyłbymtakipewien.Henryjestconajmniejjednymzkrólówtegoobskurnegokrólestwa.Toznaczy,
żetyjesteśkrólewną.
-Byćmożerozbawicięfakt,żeniktnigdynienazwałmniekrólewną.
- No to lepiej do tego przywyknij. Jesteś krewną Henry'ego, bez względu na to, czy on tu jest, czy nie.
Cieszsiętym.
Carla wymamrotała: - Cieszę się - lecz Danny mijał ją w pośpiechu i nie dosłyszał. - Cieszę się -
powtórzyłasamadosiebie.
Kiedy Josie wróciła godzinę później, Carla siedziała jeszcze w salonie naprzeciw wejścia. Josie nie
zdjęłaokularówsłonecznychiCarlaczekała,ażsięodezwie.
-Co?-Josierzuciłajejwściekłespojrzenie.
-Nic.
-Cośsięstało,kiedymnieniebyło?
-Nie.Atobiecośsięstało?
-Nie.Poprostuposzłamnakawę,żebysobieprzewietrzyćgłowę.
-Jateżbyłamnakawie.WkawiarniStarbucksprzyMontanaAvenue.
Tyteżtambyłaś?
-Nie.
Carla uprawiała teraz jedną ze swoich małostkowych gierek, do których się nie przyznawała, ale Josie
była zbyt zirytowana, żeby jej to wytknąć. Nie potrzebowała już Antonellego. Znów panowała nad
sytuacją.
Poszładoswegopokoju.Zaledwiezdążyłazdjąćokularyiusiąśćprzybiurku,gdyotworzyłysiędrzwi.
Carlaweszłaiusiadławfotelu.
-Czegochcesz?-burknęłaJosie.-Możezauważyłaś,żeniejestemdziśwdobrymhumorze.
-Przykromi.
290
-Poprostupowiedz,comaszdopowiedzenia,izostawmniewspokoju.
-Acotymaszdopowiedzenia?
- Co ja mam do powiedzenia? - Josie poczuła jak zaczyna jej się mącić w głowie, co prawie zawsze
przynosiłokatastrofalneskutki.Musiałazachowaćspokój,niemogłazrazićdosiebieCarliTrousse.
-Carla-zaczęłajeszczeraz.-Byłaśzemnąwczorajwieczorem.
Wiesz,cosięstało.Przyznaję,żepubliczneponiżenieprzezJoshuęKinganiebyłoprzyjemne.Wstydzę
się swojego zachowania. Wstydzę się tego, jak się zachowałam dziś rano. Więc w sumie chciałabym
posiedziećsobiespokojniewbiurze,ażprzyjdzieczasnapójściedodomu.
-Notoproszę.-CarlawstałaipodeszładobiurkaJosie.WręczyłajejpoprawionyscenariuszJoshui.
-Kiedytoprzyszło?
-Dziśrano,kiedybyłaśnakawie.
-Czyjestlepszy?
-Nocóż...powinnaśsamaprzeczytać.
-Notodobrze-powiedziałaJosie.Carlapodeszładodrzwi.
-Słuchaj,Josie.
-Tak?
-IdędziśnadrinkazNadine-zablefowałaCarla.
- Chcesz iść z nami? - przyglądała się Josie, szukając w jej twarzy śladu niepokoju na dźwięk imienia
Nadine. Ale Josie była profesjonalistką. Nie zdradziła się, zamiast tego zakryła usta dłonią i
dramatycznieziewnęła.
-Bardzobymchciała,naprawdę,aleniemogę.Poprostuniemogę.
Dziśpójdęprostodołóżkaimożejutroznówbędęczarującajakzwykle.-
PodniosłascenariuszJoshui.
-Mamnadzieję,żejestdobry.Niewyobrażaszsobie,jaknatoliczę.
Prawiesiębojęczytać.
-Niemartwsię-powiedziałaCarla.-Totylkofilm.
291
Carla poszła do domu plażą, tak jak zwykła chadzać rano po przyjeździe do Kaliforni. Wybetonowana
ścieżkapełnaludzijeżdżącychnarolkachlubuprawiającychjoggingbyłaotejporzebardziejzatłoczona
niż rano. Powyżej na molo rybacy zwieszali swe niewidoczne żyłki, czekając, aż ryby zwrócą na nich
uwagę. Carla czytała, idąc. Był to dawny nawyk, który doprowadziła do perfekcji w Nowym Jorku,
zręcznieunikającschodkówitrzymającychsięzaręceprzechodniów.Czytałajeszczerazswojąwersję
MisiaiwmyślachporównywałajądowersjiJoshui.
WkońcudotarładodomuPhillipaizobaczyłanapodjeździetoyotęcorollę.
-Cześć-powiedziała,wchodząc.
WsalonieChristophergrałwScrabblezHenrymiCecilią.
-Niemożeszużyćtegosłowa-mówiłaCecilia.-Tonazwawłasna.
Wiem,żejestzWładcyPierścieni,alenieliczysię.
-Liczysię-upierałsięChristopher.-Cześć,Carla.Gdziebyłaś?
Czekamynaciebie.
- Wróciłam piechotą - powiedziała. - Dlaczego czekacie? Christopher wymienił spojrzenia z Henrym i
Cecilią.-Toniespodzianka.
-Niechcęwięcejniespodzianek.Dzisiajjużbyłodosyć,prawda?-
spojrzałanaHenry'ego.
-Aleta...
-Todlaciebie!Sątwojeurodziny!
-Mojeurodzinysąwprzyszłymtygodniu.
-AleHenryiCeciliamusząwyjechać...zapomniałem,dokądwyjedziecie?
-DoMassachusetts.Więcmamazrobiłacitort.Czekoladowyzmasłemorzechowym.
-Tytozorganizowałeś?-zapytałaHenry'ego.
-My-odparł,wskazującCecilię.-Kiedyzdaliśmysobiesprawę,żeniebędzienasnatwojeprawdziwe
urodziny.WponiedziałekwyjeżdżamynaMartha'sVineyard.
292
-Wponiedziałek?
-Uhm.
-Nodobrze-powiedziałaCarla.-Hej,Christopher!
-Odwróciłasiędobratanka.-Jeżelitomojeurodziny,togdziejestprezent?
-Niewiem-odparł.
-Tutaj-powiedziałPhillip,wchodzącdopokoju.Wręczyłjejmałepudełeczkozczerwonąkokardą.-To
odnaswszystkich.
-Co?...-Carlausiadła.
-Zaniemówiła-powiedziałaSamantha.-Niesądziłam,żetegodożyję.
Carlaotworzyłapudełeczko.Wśrodkubyłbreloczekzdwomazłoconymikluczami.-Nierozumiem.
-Dalej,przytejulicyjestmieszkanie.
Carlaprzyglądałasięrodzinie.Wszystkietwarzebyłyradosne,wyczekujące.-Mieszkanie...
-Mamaznalazłacimieszkanie.Tylkoprzecznicędalej.Niemartwsię
-pocieszyłjąChristopher.-Wstawiłateżłóżkodlamnie.IPlayStation.
-Niekupiliściego...
-Nie-powiedziałPhillip.-Jestwynajęte.Jeślichcesz,możeszjesamakupić.
-Cotymiałeśztymwspólnego?-zapytałaHenry'ego.
-Niewiele,prawdęmówiąc.Wniosłemtylkowkładwpostaci...hm...
pamiątekrodzinnych.Zdjęć,tegotypurzeczy.Zobaczysz.
-Słyszeliśmyozawalonymdachu-powiedziałaCecilia.
-Tomieszkaniemamocnebelki,sprawdziliśmy.
-Niewolnocisięniezgodzić-powiedziałPhillip.-Wyrzucamycię.
Carlarozglądałasiępopokojukompletniezaskoczona.-Janiewiem,co...chodzimioto,że...tojestpo
prostunieoczekiwane.Bardzo...
dziękuję.Bardzowamdziękuję.Przyjmuję.
293
Odwróciłasięipodniosłascenariusz,którypołożyłanastolikuwholu.
-Mamdlaciebieprezent-powiedziaładoHenry'ego,wręczającmuscenariusz.Henryspojrzałnastronę
tytułową.Phillipwyjąłmugozrąk.
-Totymsięzajmowałaś-powiedział,pokazującSamancie.
-Wiedziałem,żenigdysięodtegonieuwolnię-powiedziałHenry,aleuśmiechnąłsię.-Tenscenariusz
będziemnieprześladowałdokońcażycia.
-Nie,niebędzie-powiedziałaCarla.-Dużowcześniejpowstaniezniegofilm.Jestemtegopewna.
294
Rozdziałtrzydziestydrugi
Josieniemogłaspać.
Spędziłacałąnocpatrząc,jakzmieniająsięcyfrywyświetlonenabudziku,gapiącsięwnicość,starając
siępowstrzymaćodmyślenia.
Bałasię,żezaczynaprzeżywaćzałamanienerwowe.Niemiałapojęcia,cowrzeczywistościoznaczało
„załamanienerwowe".Czytrzebabyłodostaćataku,pianynaustach,dławićsięwłasnymjęzykiem?Czy
byłotopoprostuprzyspieszonebiciesercaimdłości?
Joshua nie zmienił ani słowa w oryginalnym scenariuszu. Carla musiała o tym wiedzieć, kiedy jej go
dawała. Josie wmawiała sobie, że pójście do FP było dopuszczalne, ponieważ bez Henry'ego i z
beznadziejnymipoprawkamiprojektnapewnozostaniewycofany.
JoshuakompletniezraziłdosiebieNJTFiStudioX.Nietrzebabyłogeniusza,żebyzauważyć,jakreagują
na niego Esther i Tess. W FP Josie mogła zacząć cały projekt od nowa. Mogłaby sama znaleźć
scenarzystę,byćmożemogłabyteżzaangażowaćreżysera,którysamspróbowałbyzrobićpoprawki.
Zastanowiłasię,cosięstanie,kiedyNJTFiStudioXodkryją,żezawiodłaichzaufanie.Josiewiedziała,
że w Hollywood jest to normalne, ale zdawała sobie też sprawę, że gdy tylko wszyscy się dowiedzą,
spalizasobąmosty.
Usiadławłóżkuioparłasięoprzymocowanedościanypoduszki,którezainstalowałazaradąarchitekta
wnętrz.Wiedziała,spodziewałasię,żewrócijejpewnośćsiebie
295
ioptymizm,żeudajejsięwtłoczyćuczucianiepokojudospecjalnychszufladek,takbyznowucieszyćsię
dynamikągry.Poprostuniestaćjejnatowtejchwili.
Musizkimśporozmawiać,aojcieciRebeccanapewnośpią.
Miała ochotę porozmawiać z Mikiem. Zaczęła go wspominać. Nie chciał się przeprowadzić do
Hollywood.ByłszczęśliwywSanFrancisco.
Onanalegałaiustąpił.Tobyłodawnotemu.Miaławrażenie,żetamtadziewczynazjejwspomnieńbyła
dawnąznajomą,koleżankązestudiów,nieuformowa-nym,miękkimkłębkiemimpulsów.
MignąłjejprzedoczamiobrazMike'atrzymającegojejdłoń,tamtouczucie,żebrakjejtchu,żeutonie,
jeślimuniepowie,żegokocha.
Potrząsnęła głową, odpychając wspomnienie. Musiała być twarda, a nie rozklejać się z powodu
małżeństwa,zktóregosamasięchętnie,zwłasnejwoliwycofała.
Czytoprzypadkiemniebyłbłąd?
Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Nigdy w życiu nie czuła się taka roztrzęsiona, nigdy nie wątpiła w
każdeswojeposunięcie.Toniedoprzyjęcia.
Niebędziemyjednąztychfirm,wktórychsiedzisiębezczynnie,waląckonia.CzyGerrynaprawdętak
powiedział?Czychciałapracowaćzludźmi,którzytakmówią?
Tak. Przykazała sobie nie spuszczać celu z oczu. Musiała doprowadzić do zrobienia filmu. Nad tym
pracowała przez cały ten czas, prawda? Teraz po prostu przechodzi pewną fazę. Nie ma prawa
krytykowaćtego,jakmówiGerrySimpson.
Przechyliłasięnałóżkuisięgnęłapotelefon.Czuła,jakwalijejserceiwybierającnumer,wiedziała,że
przegrywa ze swym wewnętrznym demonem, który zmusza ją do kwestionowania niepodważalnych
przekonań.
-Carla?-wyszeptała.-Muszęztobąporozmawiać.
296
Rozdziałtrzydziestytrzeci
Carla spojrzała w lustro i zastanowiła się nad zmianą stroju. Miała na sobie szare spodnie od dresu,
kapcieL.L.Bean,okularyipodkoszulekzwizerunkiemGumby'ego*.Komputerbyłwłączonyiwłaśnie
łamałasobiegłowęnadpoprawnymużyciemsłowa„zachcianka".Czybyłozbytpretensjonalne,żebygo
użyćwjejnowymscenariuszu?
Przekreśliła„zachciankę"iusłyszała,żeJosiewjeżdżanapodjazd.
Przeztelefonwydawałosię,żejestwstaniepaniki.Carlapowiedziała,żemożeprzyjechać,alebędzie
musiałasięcichozachowywać.
Mimotowcalejejniezdziwiło,żeJosienietylkozadzwoniładodrzwi,aleuruchomiłaprzytymsystem
alarmowy.
-Czyonajestnienormalna,dojasnejcholery?-PhilliprzuciłCarliwściekłespojrzenie.
-Poprostutakajest-odparłaCarla.-Mówiłamjej,żemusisięcichozachowywać.
-Słyszęwas-powiedziałaJosiezkuchni.-Powiedziałam,żeprzepraszam.Czegojeszczechcecie?
TelefonJosiewyrwałCarlęzgłębokiegosnu.PrzedpójściemspaćnapisałaplanpostępowaniazJosie.
Sprowadzałsiędonastępującejalternatywy:
1)JosiemusizadzwonićdoFPiodebraćscenariuszalbo2)JosiemusipowiedziećEstheriHenry'emu,
cozrobiła.
Gumby-zielonystworek,bohaterprogramudladziecizlatsiedemdziesiątych.
297
Lecz wtedy Josie zadzwoniła. Mówiła, z trudem chwytając powietrze, wydawała się zdesperowana.
Carla nie była przyzwyczajona do posiadania przyjaciółek i kiedy Josie zaczęła się wyżalać, miała
niejasneuczucie,żemusiistniećjakaśmagicznaformuła,którabyjąuciszyła.
JosiebezładniegadałaoswoimojcuiJoshui,ażwkońcuCarlapowiedziałajej,żebyprzyjechała.
Przypuszczała,żeJosiechcebłagaćoprzebaczenie,ponieważdowiedziałasię,żeNadinewszystkoCarli
powiedziała.
UsiadływgabineciePhillipaprzywielkim,przeszklonymwykuszu,którywychodziłnaogródSamanthy,i
pierwszesłowaJosiezaskoczyłyCarlę.
-Miketomójmąż,zktórymsięrozstałam.
-Co?
- Mike 0'Leary. Były sportowiec, bankier inwestycyjny, ofiara raka i pod każdym względem świetny
facet.Mójmąż,zktórymsięrozstałam.
Carlasłuchała.
-Madziewczynę.„Cudowną"dziewczynę.„Cudowną,rewelacyjną,pięknądziewczynę".Mojanajlepsza
przyjaciółkapowiedziałamioniejdziśrano.
Carla opadła na oparcie fotela, próbując ukryć zdziwienie. Wyglądało na to, że Josie nie przyszła w
sprawieMisia.Przyszła,ponieważbyłasamotna.
-Opuściłamgo,kiedymiałraka.WróciłamdodomutegodniapoprzeczytaniuscenariuszaJoshui,tego
samegodnia,ontambyłijamupozwoliłamodejść.Miałraka.Itęsknięzanim,alenieżałuję.Wcale
nie.Postąpiłamsłusznie.Możeszminiewierzyć,aletakjest.-
Zauważyła,żeCarlasięnaniągapi.-Będziesztylkotaknamniepatrzyła?
-Ja,nocoty...czytynaprawdę?-jąkałasięCarla.-Opuściłaśgo?
-Mamszczerąnadzieję,żepiszeszlepiej,niżmówisz,bowtejchwilimówiszzupełnieodrzeczy.
298
-Jestemzdziwiona.Tozaskakujące.
-Niewiem,dlaczegociotymwszystkimmówię.A,przypomniałamsobie.ZapytałaśoMike'a,więcci
mówię.Wzięliśmyślubczterylatatemu.Awstyczniubędziemyporozwodzie.
PrzerwałaizwróciłasiędoCarli:-Atyzkimśchodzisz?
-Ja?Nie.
-Dlaczegonie?
-Gdybymwiedziała,tobym...ostatnifacet,zktórymchodziłam...wkażdymraziezawszetasama,nudna
historia.Źlimężczyźni.Przestałamsiętymmartwić.Mówięsobie,żetakjakwszyscymammocneisłabe
strony.Mężczyźnitomojasłabastrona.Terazpróbujęsięskoncentrowaćnamocnychstronach.
-Jaknaprzykład?
-Jaknaprzykładniewiem.Próbujętoustalić.
-Więcjesteśsama?
-Jakbanknotjednodolarowy.
Carlawypiłałykherbatyzkubka.Josiepotarłaoczy.
- Nie mogę uwierzyć, że do ciebie zadzwoniłam. To było bardzo miłe z twojej strony. Jestem twoją
dłużniczką.
Wstała,podniosłaramiona.Podkoszulekpodjechałdogóryiukazał
sięszczupły,opalonybrzuch.
-Lepiejjużpójdę.
-Niemożesziść.Jeszczenie-rzuciłaCarlabeznamysłu.NiemogłapozwolićJosieodejść.Nawetnie
zaczęłyomawiaćnajważniejszejsprawy.
-Dlaczegoniemogę?
-Ponieważ...-Carlaszukałaodpowiednichsłów.-Ponieważjeszczenieskończyłyśmy.
Josieznówusiadła.PatrzyłachłodnonaCarlę.-Niczegoniebędęciędziświeczoremuczyć.Zobaczymy
sięwpracywponiedziałek.
Carla poczuła, jak robi jej się gorąco. Szyja ją paliła i czuła, że się rumieni. Wstała, w zamyśleniu
podeszławolnodokominkaiprzeciągnęłapalcamipogzymsie.
299
-Przyszłaś,żebyporozmawiaćzemnąomężczyznach?Ozwiązkach?
-Nie,właściwienie.Japoprostu...
-Ty...jawiem,cozrobiłaś.
-Cozrobiłam?
-Codziśzrobiłaś.
-Dziś?KiedystraciłampanowanienadsobąprzyHen-rym?
-Nie,nieotochodzi.RozmawiałamzNadine.Wiemowszystkim-
przerwała.-Jaznamtychfacetów.Cociodbiło?
-Tonietwojasprawa.
-Tojestmojasprawa.Jaknajbardziejmojasprawa.
-Tonietakieproste:czarnealbobiałe.Tesspróbowałamniewykorzystać,wiemotym.Słyszałam,jak
Estherzniąrozmawiała.Muszębronićswojegofilmu.
-PrzypomocyFirmyPijawka?
-Podobaimsięscenariusz.
-Nieumiejąnawetczytać.
- Carla, możesz sobie pozwolić na święte oburzenie. Jesteś córką Henry'ego. Reszta z nas musi się
miotać,uwijać,żebyzrealizowanonaszefilmy.
Carlapotrząsnęłagłową.-Tonieprawda.Topoprostunieprawda.
-Niemaszracji.
Josie także wstała. Pewnie i z gracją przeszła za fotel. - Nie rozumiesz, jak to się odbywa. - Wzięła
torebkę.-Idę.
-WponiedziałekmusiszpowiedziećEsther,cozrobiłaś.Inaczejjajejpowiem.
-ZabijęNadine.
-Tylkotymsięprzejmujesz?
-Wcalesięnieprzejmuję.Noiconatopowiesz?Wcalesięnieprzejmuję,żemożeszpowiedziećEsther.
-Wporządku.AjeżelipowiemHenry'emu?
300
CarlazobaczyłanatwarzyJosieefektwywołanyimieniemHenry'ego.
Nieobchodziłająjużsłusznośćjejargumentów.Josiemusipoprostuprzyznać,żesięmyli,aCarlama
rację.
-PowiemHenry'mu.Zrobisz,cocikażę,albomupowiem.
Twarz Josie stężała. - Nic nie rozumiesz, Carla. Wydaje ci się, że rozumiesz, ale się mylisz.
Nienawidziszambitnychkobiet.Niemożeszznieśćtego,żejestemładna.Nienawidziszmnie,ponieważ
twoimjedynymosiągnięciemżyciowympozostaniefakt,żejesteścórkąsławnegoczłowieka.
- Nie mogę znieść tego, że jesteś inteligentna, a nie dostrzegasz czegoś tak oczywistego. Chcesz
pieniędzy?Chcesz,żebytwojenazwiskopojawiłosięnaekraniedużymiliterami?Chceszbyćwielkim
hollywoodzkimpotworem?Aniemożeszzrozumiećjednejrzeczy:ludzieodnoszącynajwiększesukcesy-
ipotworyinie-potwory-ceniąmateriał.Czytająksiążki,scenariuszeizależyimnatym,corobią.Inni
ludziewostatecznymrozrachunkusięnieliczą.Itowłaśniejestsmutne.
Będzieszjednąznich.
-Jakzwyklemówisznienatemat.
-Dowiedzsię,czycifaceciprzynajmniejprzeczytaliscenariusz.Poprostuichzapytaj.Apotempowiedz
mi,cozamierzaszzrobić.
Stały,patrzącnasiebie.
-Dziękizaherbatę-powiedziałaJosieiwyszła.
301
Rozdziałtrzydziestyczwarty
Carla spodziewała się, że będzie do poniedziałku zdenerwowana ultimatum postawionym Josie, ale
okazało się, że łatwo udało jej się zająć czymś innym. W sobotę urządziły sobie z Samanthą „dzień
luksusu", a wieczorem zgodziła się iść do kina z Dannym Cohenem i jego znajomymi. Było to
nieoczekiwane zaproszenie, ale wszyscy dobrze się bawili - miły, wesoły i niepozostający na długo w
pamięciwieczór.W
niedzielę rano zobaczyła po raz pierwszy swoje nowe mieszkanie. A wieczorem Henry z Cecilią
zaprosili Carlę i Gibersonów do spędzenia z nimi ostatniego wieczoru przed wyjazdem z Kalifornii.
Antoinetta nauczyła Carlę robić kanapki z kiełbasą i papryką: „rozprasuj kiełbasę między dwoma
warstwamipapieruwoskowego,usmażnaodrobinieoliwyzoliwek,pokrójpaprykęwpaseczkiipołącz
wszystkorazem".
Henryzjadłdwieipółkanapki.PóźniejChristopherusnąłnakanapie,aAntoinettawróciładoswojego
pokoju.ResztarodzinyzebrałasięnawychodzącymnaPacyfiktarasieotoczonymdoniczkamizbiałymi
różamiiczerwonymimalwami.
-Czypotemsięztobąskontaktował?-zapytałaCecilia.ZadałaCarlipytanieojejzwiązkizprzeszłości,
a ta powiedziała jej o Davidzie Stegnerze. Po premierze zostawiła mu trzy wiadomości. Nigdy nie
oddzwonił.
-Nie-odparłaCarla.
-Zemnąsięskontaktował-powiedziałaSamanthą.
-Co?
-Miałamodniegowiadomości.E-mailem.
302
-NiezaczynajkolejnejsesjiwieszaniapsównaDavidzic-ostrzegł
Phillip
-KtotojestDavid?-zapytałHenry.
PhillipspojrzałnaCarlę,aona,rozbawiona,napodłogę.
-Byłmojąbratniąduszą.Aprzynajmniejtakmyślałam.Conapisał?
- Pamiętasz, że obiecał pomóc Christopherowi z letnią pracą domową na temat energii? - zapytała
Samantha.
-Tak.
-Nowięcwysłałammumailazpytaniami.Naprawdętrudnymi.-
Pokręciłagłową.-Pytaniabrzmiały:-jawcalenieżartuję-ktoodkrył
elektryczność?Jaksięnazywaenergiaspalanawnaszychciałach-
kalorie,gdybyktośniewiedział.Inaczympolegaparowanie?
Ten człowiek pracuje w komisji do spraw e n e r g i i. Odpisał, że odpowiadanie na te pytania
pochłonęłoby za dużo czasu, i zasugerował, żebym poszukała w internecie na stronie Kalifornijskiej
KomisjidoSprawEnergii.
-Żartujesz-powiedziałaCarla.
-Copocząćzfacetem,któryjestzazdrosnyoośmiolatka?
-stwierdziłPhillip.-Nic.Zostawićgowspokoju.
-Poprostuniebyłaśgotowadoangażowaniasięwzwiązek-
zasugerowałaCecilia.
-JaneAustennigdyniewyszłazamąż-powiedziałaCarla.
-Umarłamającczterdzieścilat-dodałPhillip.
-GloriaSteinemwzięłaślubwwiekusześćdziesięciu
-dorzuciłHenry.Założyłdłoniezagłowęiodchyliłsięnakrześle.-
Nowięc,Carla,nauczyłaśsięodJosietego,czegochciałaś?
-Odtejkobiety,któraprzyszławnocyparędnitemu?Aczegotymiałabyśsięodniejuczyć?-zapytała
Samantha.
-CelembyłodowiedzeniesięczegośnatematludzitypuJosie-
odrzekłaCarla.-Skoromiałamtuzostać,musiałam303
siętegonauczyć.Noiteraz,kiedymamklucze,zdajesię,żezostaję-
pomachałakluczami.-Muszęprzyznać,żebardzopodobająmisięmożliwości,jakiedajetwojasława-
powiedziała,patrzącnaHenry'ego.
-Bardzosięcieszę-odparł.-Ktośpowinienznichkorzystać.
Wychodząc,CarlauściskałanapożegnanieHenry'egoiCecilię.
Phillip to zauważył, ale Carla rzuciła mu takie ostrzegawcze spojrzenie, że nikt nawet o tym nie
wspomniałwdrodzepowrotnejdoSantaMonica.
Później Henry poszedł na długi samotny spacer po plaży. Patrzył na morze i wspominał dawne noce
spędzone z Paillette - młodą dziewczyną, niezwykle zrównoważoną i zdeterminowaną, co go
jednocześniepociągałoiodstręczało.
Carla w niczym nie przypominała Paulette. Miała jego oczy i gdy przebiegł myślami po wszystkich
krewnych, nabrał nieomal pewności, że Carla jest wierną kopią ciotki Frances, twardej, mądrej,
kochającejkobiety,któraniedawnozmarłapociężkiejchorobie.
Czuł,żeCarlamaprzedsobąprzyszłość.Wyobrażałsobienowąkonfiguracjęrodzinyowielebardziej
optymistycznieniżprzedtem.
Wpatrywałsięwczarnąnoc,gwiazdyibryzgifal.Ogarnąłgosmutek,kiedyboleśnieuświadomiłsobie
własnąśmiertelność.Zdałsobiesprawę,żenietylkozostałomuniewieleczasudospędzeniazjedynym
dzieckiem, ale że pewnie nie będzie też miał wnuków. Przed pojawieniem się Carli przestał o tym
myśleć,leczteraz,biorącpoduwagęjejwiek,zdał
sobiesprawę,żemusiałprzedtemkarmićsięjakąśniejasnąnadzieją.
Za to miał nową rodzinę z Phillipem i Samanthą, i jak dobrze pójdzie, uda mu się oczarować
Christopheraiwślizgnąćsiędojegożycia.
Posiadaniewłasnegodzieckabyłonowymdoświadczeniem.Nielepszym,niegorszym,aleniewątpliwie,
zdecydowanienowym.Jeżeliwczasie,któryim
304
jeszczepozostał,nieudamusięzrozumiećzawiłegocharakterucórki,będzietowyłączniejegowiną.No
icowynatowmagazynie„People"?
Mógł być jednym z największych gwiazdorów filmowych na świecie, ale i on musi się postarać, żeby
miećszczęśliwąrodzinę.
ZacznieodprzeczytaniascenariuszaCarli.Jeżelijestdobra,będziejąmógłustawićnacałeżycie.
Rozdziałtrzydziestypiąty
Josie umówiła się na ósmą na spotkanie z Firmą Pijawka. Myślała o tym przez cały weekend. Święte
oburzenieCarlrdoprowadzałojądoszału.Zrobito,cobędziechciała.To,couznazanajlepsze,anieto,
czegodomagasięCarla.
Alezanimcokolwiekzrobi,musizawrzećporozumieniezFP.
Spotkalisięwetroje-Josie,RolandiGerry-naśniadaniuwChateauMarmont.
-Chciałabym,żebywarunkikontraktubyłyjasne.Gerrywymienił
spojrzeniazRolandem.
-Myślę,żepowinniśmypoczekać-powiedziałGerry.
-Dlaczego...
-Bojatakchcę-przerwałaJosie.
-Zdajesię,żetojestpytaniedotyczącestrefykomfortu
-zasugerowałRoland.-Comożemyzrobić,żebyśpoczułasiębardziejkomfortowo?
- Możecie podpisać ten dokument, zgodnie z którym bez względu na wszystko otrzymuję, co następuje:
pięćset tysięcy dolarów plus zostaję wymieniona jako pierwszy producent we wszystkich głównych
napisachireklamach,możliwienajwiększączcionką.
RolandiGerryoparlisięnakrzesłach.Gerrymilczał,cobyłouniegoniezwykłe.Rolandprzezdłuższą
chwilęsiorbałzielonąherbatę.
-Josie-powiedział.-Josie,Josie,Josie.-Poaągnąłjeszczejedenłyk.
-Pomówmyotym,cosięzatymkryje.
305
-Nie.Tujestdługopis.
-Napewnozrozumiesz.Posłuchaj.Japamiętam,jaktobyło.
PrzyjeżdżaczłowiekdoLosAngelesiwszystkichsięobawia.Niemusiszsiętakczućwstosunkudonas.
Genypatrzyłnaswojąfiliżankęespresso.
-Różnimysięodinnychfirm.Mysłuchamy.My...
-Zcałymszacunkiemwysłuchamwszystkiego,kiedytopodpiszecieibędęwiedziała,żenegocjujeciew
dobrejwierze.
-Czyoskarżasznasoto,żetegonierobimy?-zapytałRolandostrzegawczo.
-Nieoskarżam,tylkoproszę.Tobardzoprostydokument.Kiedyobajpodpiszecie,będziemyrozmawiać,
oczymbędzieciechcieli.
-Dlaczegomówimyonapisach?Dlaczegoniemówimyofilmie?-
zapytałRoland.-Publicznościnieobchodząnapisy.Obchodziichtylko,czysiędobrzebawiliiczysą
zadowoleni.
Zapadładługacisza.
-Okay.Pomówmyofilmie.Przeczytaliściescenariusz?-zapytałaJosie.
RolandspojrzałnaGerry'ego.-Jamamzamiarwweekend.
-Jateż-powiedziałGerry.-Poprostubyłemcholerniezajęty.Wiesz,jaktojest.
Josiezamrugałaoczami.Potemspojrzałanależącynakolanachdokument.
-Nierozumiemwaszegowahania-podjęła.-Powiedziałamwam,jakiesąmojewarunki,kiedyuwas
byłamwzeszłymtygodniu.
Rolandstaranniezłożyłserwetkęnakolanach.Bawiłsięwęzłemkrawata.
- Och, Josie - westchnął. Odwrócił się do Gerry'ego. - Okay. Możesz jej powiedzieć. - Oparł się na
krześle.
Gerryspojrzałumowęiodłożyłnastół.
306
-Josie,chybaci,kurwa,odbiło,jeżelimyślisz,żesięzgodzimynatogówno.
OdwróciłsiędoRolanda.-Dobrzemówię,nie?Rolandprzytaknął.
-Nazwiskonapierwszymmiejscu?Największączcionką?Niechcęsięwyrażać,aleniema,kurwa,siły.
Niema,kurwa,siły.Będzieszmiałaszczęście,jaksiędostaniesznalistęludziwkońcowychnapisach.
Asystentka,współpracowniczka,kogoto,kurwa,obchodzi.Toniejestzabawa,terazmaszdoczynieniaz
dużymichłopcami.Niezawracajdupy.
Gerrymusiałzdjąćokulary,ponieważmuzaparowały.Rolanduśmiechnąłsię.
-Słuchaj,Josie,Gerryjestzawszetrochęzbytagresywny,alerozumiesz,ocochodzi,prawda?Zostaw
negocjacjenam,amyobiecujemy,żezałatwimycinajlepszezmożliwychmiejscedlatwegonazwiskaw
napisachihonorarium,najakizasługujektośotwoimstatusie.
Słuchającgo,Josiezamknęłaoczy.Niestetyniebyłazdziwiona.
Wszystkiejejobawysięspełniły.Tafirmająwyroluje.Wszyscychcielijąwyrolować.Takdziałałten
biznes.
Wstała,niezwracającuwaginaserwetkę,któraspadłajejzkolannapodłogę,iwyszłazrestauracji.
Jechała szybko w stronę Santa Monica, manewrowała między samochodami i przejeżdżała na żółtym
świetle.Niekoncentrowałasięnażadnejzmyśli,któreprzelatywałyjejprzezgłowę.Powiedziałasobie,
żejejjedynymcelemjestterazdotarciedoNJTFjaknajszybciej.
Wpadładoswegopokoju.-Carla...-przerwała,widząc,żewpokojunikogoniema.Naglezrobiłojej
sięsłabo.Nogisiępodniąugięłyipadłanafotel,chwytającsięzagłowę.
-Josie?-Carlastanęławdrzwiach.-Zdawałomisię,żecięusłyszałam.Słuchaj...
-Wygrałaś.-Josienieotwierałaoczu.-Wygrałaś.
307
-Dobrzesięczujesz?-CarlapodeszładoJosie.
-Chwileczkę,poczekajchwilę-wymamrotałaJosie.
-Zdajesię,żezaszybkojechałam.
-Maszatakpanikizpowoduzbytszybkiejjazdysamochodem?
-Toniejestatakpaniki.
Carlastałaobokfotela.-Słuchaj,Josie.Muszęcipowiedzieć...
- Miałaś rację. Słuchałam dziś, co mówią, i pomyślałam, Jezus, Josephine, o co tu chodzi? A potem
doszłamdowniosku,żechybajednakjestemsłaba.Myślałam,żejestemtwarda.Alenicztego.Jestem
poprostusłaba.Nieprzejmujęsiętym.Naprawdęnie.
-Aleposłuchaj...
-Nawetnieprzeczytaliscenariusza-powiedziałaJosie,zamykającoczyizaciskającpowieki.
-Wszystkowporządku?-zapytałmęskigłoszkorytarza.Carlaodwróciłasię,Josieotworzyłaoczy.Był
toHenry.
-Cotyturobisz?-zapytałaJosie.
-Zostaję.RobięMisia.
-Alejamyślałam...niejedziesznawakacje?-zapytałaJosie.
-Martha'sVineyardnieucieknie.
- Nie rozumiem. Nie mam pojęcia, o czym wszyscy mówią. Joshua nie uwzględnił żadnych uwag.
Niczegoniepoprawił.
-Maszrację,Joshuanicniezrobił-powiedziałHenry.
-AlewersjaCarlijestświetna.
-Carli?-JosieodwróciłasiędoCarli,leczzanimtazdążyłaodpowiedzieć,dopokojuweszłaEsther.
- Rozumiem, że już wszyscy wiecie? To już oficjalne. Właśnie rozmawiałam z Tess. Film idzie do
produkcji.Gratulacje,Josie.ICarla.
-Ale...-JosiespojrzałanaCarlępytająco.
308
- Wszystkim się zajęłam. Taka jest między nami różnica. Ty się doprowadzasz do choroby, sądząc, że
wszystkokręcisięwokółciebie,ajamuszęodwalaćcałąrobotę.
Josieotworzyłausta,żebyzaprotestować,alezrezygnowała.-Napewnojesttak,jakmówisz,Carla.Na
pewnomaszrację.
309
Rozdziałtrzydziestyszósty
Wewtorkowymwydaniu„Variety"znalazłasięinformacja,żeStudioXprzystąpiłodonatychmiastowej
produkcjiMisia.Artykułpoprzedzał
wielki nagłówek: HENRY RATUJE BOŻE NARODZENIE, scenariusz firmy Antonellego idzie
natychmiastdoprodukcji.Wgrudniunaekranachkin.
CytowanowypowiedźTessJohnson,żeHenryAntonellijestjedynymczłowiekiemmogącymwłaściwie
oddać skomplikowany charakter Carringtona Clarka III, wspaniałego głównego bohatera scenariusza
JoshuiKinga.
W tym samym artykule przytoczono też słowa Esther Rodriguez Rabinowitz, że firma zapaliła się do
projektu,gdyJosie0'Leary,dyrektorkreatywny,przyniosłaimscenariusz.
Josie 0'Leary po raz pierwszy zobaczyła swoje nazwisko w „Variety" i z rozbawionym uśmiechem
przeczytałapotwierdzenieEsther,żetojejzasługąbyłoznalezienieprojektu.
Carla Trousse, która, jak powszechnie wiedziano w NJTF i Studiu X, napisała poprawioną wersję
scenariusza,dostałazamówienienanastępny.ZatytułowałagoClive.
W kilka tygodni po ukazaniu się tej informacji Josie zawiozła Carlę na operację korygowania
krótkowzroczności.DoprzyjazduJosieCarlazdążyłapołknąćdwietabletkiuspokajające.Kiedydoktor
RichardReynoldsprowadziłjądostołuoperacyjnego,ztrudemwalczyłazesnem.
-Jestprzerażona-powiedziałaJosiedolekarza.
-Wiem.Wszyscysą.Niemasięczymmartwić.
310
Carla leżała na sali operacyjnej z otwartymi powiekami, które przytrzymano plastrem przyklejonym do
czoła.Laserznajdowałsiędokładnienadjejokiem.
-Zrobimynajpierwjednooko,potemdrugieibędęwszystkowtrakciewyjaśniał-powiedziałdoktor.
Carla wpatrywała się krótkowzrocznymi oczami w przypominającą biały punkcik wiązkę promieni
wydobywającąsięzlasera.
-Robimisięniedobrze-odezwałaJosie,patrzączboku,jakdoktorReynoldsprzecinarogówkęCarli.
-Alejanicnieczuję...-powiedziałaCarla.
-Proszępatrzećnaświatło.Najpierwzrobimypraweoko.Gotowa?
-Chybajużzapóźno,żebyzrezygnować...
-Trzydzieści,dwadzieścia,dziesięć,pięć,cztery,trzy,dwa,jeden-
mówił doktor, odliczając sekundy, a potem zatrzymał laser. Szybko przesunął go ku lewemu oku i
przeprowadziłtensamzabieg.
-Koniec.Jużpowszystkim.
-Częstopedicuretrwadłużejniżto-powiedziałaJosie.DoktorReynoldsrzuciłjejznużonespojrzenie.-
Natymkoniec.Możejąpanizabraćdodomu.
JosiedoprowadziłaCarlęzczarnymiklapkaminaoczachdosaaba.
-Myślisz,żewytrzymaszjazdęzpodniesionymdachem?-zapytałaJosie.
-Pewnie.Itaknicniewidzę.
Więcpomknęłyautostradąotwartymsamochodem.Carlaspojrzaławgóręichoćnicniewidziałaprzez
osłaniająceoczyklapki,wyobrażałasobiejasnywrześniowydzień,bezchmurnyibeztroski.Najgłośniej
jakmogłazawołaładoJosie:-Dziękuję!
311
Rozdziałtrzydziestysiódmy
Kiedy pod koniec stycznia Miś, który uratował Boże Narodzenie wszedł we wstępny etap produkcji,
ZwiązekPisarzyprzeprowadził
arbitraż w sprawie Joshui Kinga. Joshua przystąpił do Związku w sierpniu za namową swego agenta,
ShepaAdamsa,idziękitemuZwiązekdbałojegointeresyizdecydował,żeCarlaTrousseniezostanie
uznana za autorkę poprawionej wersji scenariusza. Studio X i NJTF nie mogły walczyć w jej obronie,
ponieważ same zobowiązały się respektować decyzje Związku. Joshua King miał pozostać jedynym
autoremscenariusza.
Carla była zdenerwowana, ale nie miała się do kogo odwołać, więc sama przystąpiła do Związku.
Ułagodziłjąfakt,zejejagent,EddieCleveland,złożyłnowyscenariusz,Clive,wwielufirmach.Krążyły
pogłoski,żejesttonajbardziejposzukiwanyscenariusznarynkuodczasuMisia.
-Mammnóstwopomysłów-powiedziałapóźniejCarladoJosie.-
Gdyby cała moja kariera miała się ograniczyć do tego jednego poprawionego scenariusza,
zrezygnowałabym.
Esther Rodriguez Rabinowitz była bliska wyjawienia Henry'emu i Carli swojego alter ego, kiedy jej
najnowsza powieść przerodziła się w tysiącstronicową sagę o rodzinie włoskich farmerów i po raz
pierwszystresżyciarodzinnego,produkcjifilmówisekretnegożyciajakopisarkistałsięnieomalniedo
zniesienia.AlekryzysminąłikiedyrozpoczęłysięwłaściwezdjęciadoMisia,Estherwesołopracowała
312
wukryciunadkolejnąpowieścią,aoficjalniezajmowałasięprodukcjąfilmu.
Nadine Dillenberger przeszła z FP do NJTF, zabierając ze sobą swoją asystentkę, Laurę. Ernie, jej
chłopak,napisałscenariusziwyreżyserował
wedługniegofilmzrealizowanytechnikącyfrową,któryzostał
zakwalifikowanynaFestiwalFilmowywSundance.Carla,DannyCoheniNadinewybieralisiętam.
Heather Kavakos wyszła w grudniu za Andreasa i przeniosła się do Gstaad, by tam pracować jako
instruktornarciarstwa.
Tess Johnson była pewna, że Joshua King nie ma pojęcia, dlaczego tak trudno mu znaleźć pracę. Ale
wspomnienie, jak patrzył na jej dobrze zachowane trzydziestosześcio-letnie ciało i myślał, że robi jej
przysługę,pozostałobardzożywe.
Nikomu-szczególniekomuś,ktotakcałkowiciemylnierozumiał
przemysłfilmowyjakJoshuaKing-niewolnospaćzTessiuważaćtegozaprzysługę.Obsmarowałago
wcałymmieścieisprawiłojejtodużąprzyjemność.
GerrySimpsonodszedłzFPizałożyłswojąwłasnąfirmęmenedżerskąonazwieSFC,cojaktwierdził,
byłoskrótemodStudioFriendlyCinema,leczludziezbranżyznaliprawdę:firmaGerry'egobyłatoStar
FuckerCompanyiGerrybyłztegodumny.
Roland Starr pozostał przy sterze FP głównie dlatego, że Kirk Gordon był zbyt zajęty, żeby zatrudnić
kogośinnego.
Henry Antonelli obiecał swojej żonie, Cecilii, że po zakończeniu zdjęć do Misia weźmie prawdziwy
urlop. Cecilia nawet nie udawała, że załatwia jakiś wyjazd. Była zbyt zajęta chodzeniem na wszystkie
meczetenisowe,recitalepianistyczne,meczepiłkinożnejiDniBabćChristophera.
Phillip i Samantha Giberson obeszli dziesiątą rocznicę ślubu, spędzając dziesięć dni w Portofino, we
Włoszech.Na313
czasnieobecnościrodzicówChristopherwprowadziłsiędonowegomieszkaniaCarli.
Mike O'Leary i Eve Marvell po sześciu miesiącach znajomości ogłosili w styczniu zaręczyny. Mike
oświadczyłsięwCambridgewstanieMassachusetts,rodzinnymmieścieEve.Padłnakolanawtrakcie
jogginguwokółFreshPond.SamzadzwoniłdoJosie,żebyjąotymzawiadomić.
314
Częśćczwarta
315
Rozdziałtrzydziestyósmy
Amożespróbujeszterapii?-zasugerowałaCarla.-Mniepomogła.
- Pomógł ci Fred Segal
- powiedziała Josie, patrząc na swą byłą uczennicę w ciuchach od Marca
JacobsaisandałachodJimmy'egoChoo.
Nie była bynajmniej chuda, ale zdrowa i bardzo, bardzo szykowna. Carla stała się teraz zapaloną
sportsmenkąizpomocąSamanthyznalazłastylistę,którypomagałjejsięubierać.-Naterapięchodzisię
wNowymJorku-ciągnęłaJosie.-Janiejestemspanikowana,poprostuczujęsięzmęczona.
PomachinacjachwewrześniuzeszłegorokuJosieoddałasiępracywNJTFzewzmożonąenergią.Nie
odmawiała już pisania recenzji i stała się pionierką wyszukiwania studentów literatury w okolicznych
college'ach, w celu znalezienia nowych talentów dla NJTF. Ale robiła to zawzięcie, a nie z pasją. Na
zebraniachdotyczącychMisiaczułasięszczególnieobco.
Carla wymyśliła pomysłowy trik do trzeciego aktu. Carrington Clark III zainwestował w nową firmę,
która wynalazła lek na męskie łysienie, co przyniosło miliardy dolarów potrzebne do uratowania
przedsiębiorstwaŚwiętegoMikołaja.WszyscybylizachwyceniichwaliliCarlęzapomysłowość.Josie
teżsięcieszyłazewzględunaCarlęifilm,leczmęczyłoją,żesiedzipozaboiskiem,wyzutaztwórczych
3Fred Segals - znany sklep, mający filie w Hollywood i Santa Monica, w którym robi zakupy wicie
gwiazd.
316
pomysłów,niezdolnawnieśćcokolwiekdozebrań,naktórychwszyscybylipewnisiebieiwłączalisięw
burzęmózgów.
Po zatwierdzeniu scenariusza Tess, Esther i Henry spędzili wspólnie wiele godzin, omawiając
najważniejsze sprawy: kostiumy, obsadę i kto znajdzie scenografów. Josie brała udział we wszystkich
zebraniach i nawet dowiedziała się, jaka jest różnica między operatorem, kierownikiem obsługi
technicznejadźwiękowcem.JejżycietowarzyskiesprowadzałosiędokrótkichspotkańzRebeccąijej
rodziną dwa razy w tygodniu albo z Carlą i jej nową rodziną. Dawni znajomi dzwonili, lecz Josie
odpowiadała wszystkim z tak małym entuzjazmem, że w końcu zrezygnowali z prób kontaktów.
Wiedziała, że coś jest nie tak, kiedy przeczytała w piśmie filmowym, że Priscilla Pickering została
złapananakradzieżyscenariuszamłodegoautora,aJosienawettonieobeszło.
- Wybierasz się w poniedziałek? - zapytała Carla. Był to ostatni dzień wstępnego etapu produkcji.
Zdjęciamiałysięzacząćwponiedziałekodzebraniaekipyoszóstejrano.-Dostanęwłasnekrzesło.Tak
próbująmiwynagrodzićfakt,żeniejestemoficjalnieautorkąscenariusza.
-Możeszzatrzymaćkrzesłonazawsze-zasugerowałaJosie.
-Przecieżjednoniezastąpidrugiego.Alenieszkodzi.Następnymrazem.
Oprócz nowego wyglądu, który niezaprzeczalnie bardziej pasował do ogólnie przyjętych norm, Carla
zdecydowanienabrałateżpewnościsiebie.
-ZnaszJonathanaSachsa?-zapytała.-Ciąglemiopowiadaojakimśscenariuszu.Powtarzammu,żema
zadzwonićdoEddiegoiżepotosąagenci.Teraztwierdzi,żepowinnamznimbezpośredniorozmawiać,
bojesttwoimznajomym.
-Niedzwońdoniego.
- Ja nie jestem taka jak ty, Josie. Oddzwaniam do wszystkich tego samego dnia. Dzięki temu ludzie
poważniemnietraktują.
317
-Idealniesięnadajeszdotegobiznesu.Talentiniesamowityinstynkt,połączenieniedoprzebicia.
- Już dawno to zrozumiałam - odparła Carla. - Oczywiście, przy twojej pomocy. W pełni ci to
zawdzięczam.Alecoztobą?
-Omniesięniemartw.Wszystkowporządku.Poprostupróbujęróżnerzeczyzrozumieć.
PrzezresztędniaJosiezałatwiałaostatniesprawydotyczącefilmu:przedyskutowałaostatecznybudżetna
scenografięito,czypowinniużyćsztucznegośniegunasceniedźwiękowejwSanFernandoValley,czy
teżprzenieśćprodukcjęnatrzydninaManhattan(izaryzykować,żenaprawdębędziezawiejaśnieżna).
Omawiała z dyrektorem castingu strategię, mającą prowadzić do zachęcenia Renee Zellweger do
zagrania epizodu i zatwierdziła zatrudnienie księgowego. Ostatnie spotkanie było z projektantem
kostiumów,któremupowiedziała,żejegopojęcieoszykuWallStreetjestcałkowiciebłędne.
Wychodząc wieczorem z biura produkcyjnego, specjalnie z nikim się nie pożegnała. Nie zrobiła tego
częściowozpowoduobawy,żenawetnajbardziejprozaicznepożegnaniewywołalawinęemocji,które
ostatniokazałyjejsięrzucaćnakanapęiłkaćalboleżećbezsennieipatrzećwoknonasuficie.
Drugi powód był taki, że w poniedziałek po południu, kiedy wszyscy na planie będą mieli przerwę na
lunch,JosiebędziewsamolociezRebeccąwdrodzewgóryAdirondackswstanieNowyJork.
-Tak,wiem,corobię-powiedziałaprzyjaciółce.–Chcęjechać.
Rebeccęzatkało.-Żartujesz,prawda?
-Nie.Tylkoobiecajmi,żeAmeliazachowaswojewydzielinydlasiebie.
318
Rozdziałtrzydziestydziewiąty
Carla, Henry, Cecilia, Antoinetta, Phillip, Samantha i Christopher obchodzili zakończenie pierwszego
dniazdjęć,urządzającpiknikprzydomuHenry'ego.
Byli tam siostrzeńcy i siostrzenice Cecilii oraz bliższa i dalsza rodzina Henry'ego. Antoinetta wszystko
przyrządziła,niechcącoddaćniczegowręcekalifornijskiejfirmycateringowej,któraprzekonywałają,
żemakaronpowinienbyćzrobionyzsoi.
Stukano się kieliszkami, goniono za psami, rzucano latającymi talerzami. Carla siedziała na ręczniku,
patrzącnaPacyfikiwspominała,jakroktemuwNowymJorkumarzyłaoplaży.Chęćoczyszczeniaprzez
nadmorskiebryzyiuderzeniafalpopchnęłajądotejpodróży.
Niemogłabychybabyćszczęśliwszaniżteraz.Niewiedziała,nigdysięniedomyślała,żetakieszczęście
jestwogólemożliwe.
-Åpropos-powiedziałHenry.-KtotojestClive?
PodrugiejstronieAmerykiJosiejechałananartachbiegowychzaRebeccąijejrodzinąwlasachNorth
Creek.Byłaniezdarna,zmarzniętaispocona.ByłateżwściekłanaRomana,którypowtarzał:-Tołatwe.
Poprostuzłączkolanaipochylsię!
Doliczyłasięjaknarazieszesnastuupadków.Uparłasię,żebyjechaliprzodem,aonaichdogoni.
319
Ale zabłądziła. Wokół panowała absolutna cisza, a drzewa pokryły się tym specjalnym szronem -
mieszanką śniegu i zamarzniętej wody - dzięki któremu szare gałęzie bezlistnego lasu wyglądały jak
polukrowane.
Brnęła przed siebie przez gęsty, zbity śnieg. Uśmiechnęła się na wspomnienie tego, co zrobiła w
poniedziałek rano, przed odlotem. Poszła do Studia X z dokumentami, które oficjalnie przekazywały
prawo Josie do tytułu producenta na rzecz Carli. Podjęła tę decyzję w weekend, podpisała papiery w
obecnościSethaiPhillipaikazałaimobiecać,żeniepowiedząCarlidojejwyjazdu.
-Jesteśpewna,Josie?-zapytałSeth.-Niechceszbyćwżadnychnapisach?
-Jestempewna.Podpisałaiwyszła.
Teraz zabłądziła w lesie gdzieś w stanie Nowy Jork i była zupełnie sama. Zdawało jej się, że idzie
jakimśszlakiem,ibrnęładalej,leczprzezcałyczasmartwiłasię,żemożepowinnazawrócić.
Naglelassięprzerzedziłipokilkupchnięciachkijkamiznalazłasięnapokrytymśniegiemzamarzniętym
jeziorze,otoczonacichymigóramiAdirondacks.
Odpychając się kijkami, wjechała na jezioro, przecinając nieskazitelną powierzchnię śniegu. Nie miała
pojęcia,comyślećotymmiejscu-
śniegu,ciszy,samotności-aleczuła,żetutajmogłabyiśćdalej,niktbyjejniepowstrzymał,nieosądzał,
niepopychał.Nawetonasama.
Zatrzymałasięipodniosławzroknaszare,zimneniebo.Zdawałojejsię,żesłyszypłaczdziecka,alesię
myliła.Totylkowiatr.Znówspojrzałanajezioropełnazachwytu,awtedypoczuła,żejejumysłzwalnia,
przestajechodzićnawysokichobrotach.Zaczerpnęłagłębokozimnegoświeżegopowietrza.
Zupełnienowa,zupełniesama.
320
WpiątekpóźnowieczoremEstherpracowaławSantaMonicanadswojąpowieścią,wiedząc,żeniktjej
nieprzeszkodzi,ponieważwszyscysąnaplanie,aAramzajmujesiębliźniaczkami.Zadzwoniłtelefon.
-NJTF.Estherprzytelefonie.
-Halo?-odezwałsięgłosstaregoczłowieka.-Ktomówi?
-Przepraszam-powiedziałaEsther.-TofirmaprodukcjifilmowejwLosAngeles.Dokogopandzwoni?
-MówiMarkAlloway.JestemprawnikiemzFlorydy.
-Czymogępanuwczymśpomóc?
-CzytowypracujecienadfilmemMiś,któryuratowałBożeNarodzenie?
-Tak.
- No to niech pani posłucha. Siedzę teraz u siebie w domu w Boca, czytam o tym w gazecie, widzę
nazwiskoJoshuaKingiprawie...
-Proszępana?Przepraszam,alewjakiejsprawiepandzwoni?
- To ja napisałem ten scenariusz! Całą historię o maklerze z Wall Street, przedsiębiorstwie Świętego
Mikołaja,wiepani,ocomichodzi.
Zarejestrowałem go w Związku Pisarzy w Nowym Jorku. Oni się z wami skontaktują. Ten cholerny
dzieciakzabrałmigozbiurkawBoca,jakprzyprowadziłpsyzespaceru!Mówiępani,czterdzieścipięć
latjestemprawnikiem,terazmamsiedemdziesiątdwainigdyniewidziałemtakiejsztuczki.Podamgodo
sądu,obedręzeskóry!Niepozbierasię!
Esther westchnęła, wyglądając przez okno w stronę niewidocznego oceanu. Odlozyła powieść i
wyciągnęłafirmowynotatnik.Wzięładorekidługopis.
-PanieAlloway?Zacznijmyodpoczątku...
321
TableofContents
1
!2
s3