TaraPammi
Marzenianowożeńców
Tłumaczenie:
MałgorzataDobrogojska
ROZDZIAŁPIERWSZY
LeahHuntingtonbezsilnieopadłanaplastikowekrzesłoprzyswoimbiurku.Nogi
dosłownieugięłysiępodnią.Przedoczamiwciążmiałaczerwonąpieczęćnapoda-
niu,głoszącą„ODRZUCONE”.Jejszkicomdefinitywnieodmówionoszansynareali-
zacjęinadziejeLeahrozwiałysięjakdym.Wdusznympowietrzuspływałapotem,
cichypomrukwiatrakapodsufitemszarpałjejnerwy,amięśniekarkumiałafatalnie
spięte.
PaniDuPont,menedżerkasprzedażydetalicznej,dałajejniecałedwamiesiącena
przygotowaniepierwszejkolekcji,apotejodmowiezostałyjejtylkogołeszkice.Po-
nieważtobyłajejwłasnakolekcja,wszystkomusiałazrobićsama,liczyłasięwięc
każdachwila.
Najważniejsze było pozyskanie funduszy na materiały. Potrzebowała mnóstwa
rzeczy,adostępudopieniędzywciążniemiała.Podniosłasłuchawkęiwybrałanu-
mer menedżera, z którym rozmawiała dwa dni wcześniej. Serce biło jej mocno
i szybko. Menedżer odebrał niemal od razu, jakby się spodziewał jej telefonu, ale
teżodpowiedziałkrótkoistanowczo.Bankniemożewykorzystaćfunduszupowier-
niczegojakozabezpieczeniapożyczki,ponieważpowiernikfunduszuniewyraziłna
tozgody.
Zatymwszystkimmógłstaćtylkojedenczłowiek.StavrosSporades.
Leahcisnęłasłuchawkąprzezpokójiwścieklekopnęłakrzesło,boleśnieuderza-
jącsięwnogę.
Jakdługojeszczebędziemusiałatoznosić?Jakdługomunatopozwoli?
Podniosłatelefonidrżącymipalcamiwybrałainnynumer.Zażądawyjaśnień,za-
żąda…
Toniemiałosensu.Sekretarkaznówgrzeczniejąprzeprosizanieobecnośćsze-
fa.Takąodpowiedźotrzymywałaodroku,kiedytylkopróbowałasięznimskontak-
tować.ChoćobojemieszkaliwAtenach,możnabyłoodnieśćwrażenie,żeżyjąna
przeciwległychkrańcachplanety.
Niepomogłozagryzaniewargizaciskaniepięści.Niezdolnapowstrzymaćwyry-
wającychsięzpiersiłkań,rozpłakałasięboleśnie.
Musiztymskończyć.Musisięuwolnićzesmyczy,naktórejjątrzymał,kontrolu-
jąc każdy jej krok i każdy wybór, sam bez przeszkód korzystając z uroków życia.
Takasytuacjatrwałajużodpięciulat.
Obtarłałzyiotworzyławkomputerzewyszukanytegorankaartykułzkronikito-
warzyskiej.PartnerbiznesowyStavrosaisynchrzestnyjegoprzybranegoojcaDmi-
triKaregaswydawałprzyjęcienaswoimjachcie.StavrosiDmitribyliskrojeninatę
samą modłę – obaj niezwykle atrakcyjni, choć bardzo różni, kontynuowali dzieło
dziadkaLeah,GiannisaKatrakisa,rozwijającKatrakisTextilespodkierunkiemjego
twórcy. Obaj uważali się za półbogów, a swoją wolę za prawo obowiązujące zwy-
kłychśmiertelników.
Stavrosnienawidziłwszelkichprzyjęć,czegoLeahnigdyniepotrafiłazrozumieć,
jednakDmitrizpewnościątambędzie.Musisiętylkopostarać,bydekadenckiplay-
boy,zwykleotoczonywianuszkiempięknychkobiet,zauważyłjejobecnośćnapokła-
dzieswojejnajnowszejzabawki.Jużonasiępostaraprzyciągnąćjegouwagę.
Zdecydowanymkrokiemweszładosypialniiotworzyładrzwiszafy.Pomysłniebył
możenajlepszy,aleStavrosniepozostawiłjejwyboru.
Zamówiła taksówkę i z dreszczem niepewności zaczęła przeglądać ubrania.
Wkońcuwyciągnęłazłotąjedwabnąsukienkę,jedynązmetkąprojektanta,jakazo-
stała jej z dawnych lat. Sukienka była wprost oburzająco skąpa. Praktycznie bez
pleców,cowykluczałowłożeniestanika.Dotegoobcisłaikrótka,odsłaniającanie-
malcałeuda.
Pięć lat wcześniej nosiła ją bez mrugnięcia okiem. Bez najmniejszego problemu
pokazywała każdy centymetr nagiej skóry i nie przeszkadzało jej, że wygląda nie-
przyzwoicie.Aterazbyłaojakieśdziesięćkilowiększa…
Wolałasobieniewyobrażać,jakmusiaławtedywyglądać.
TamtejnocywłożyłająnaprośbęCalisty,którejchciałazrobićprzyjemność.Ate-
razpoprostuniemiałainnegociuchaodpowiedniegonadzisiejszeprzyjęcie.
Spoconymidłońmiwciągnęłasukienkę,którawdodatkuokazałasięskandalicznie
krótka.Prawdęmówiąc,ledwozakrywałapośladki.
Tobyłnajbardziejnieprzyzwoitystrój,jakimiała,ibyławtejsukiencetamtejfe-
ralnejnocy,aleteżbyłtojedynystrój,którymógłjejdziśzagwarantowaćupragnio-
nespotkanie.
Pełnawątpliwości,weszładołazienkiispryskałatwarzzimnąwodą.
PrawdopodobnieStavroswpadnieszałibędzieniąjeszczebardziejgardził,oile
towogólemożliwe.Aleniemogłanadalznosićizolacji,jakąjejfundowałodpięciu
lat.
Niewytrzymategoanichwilidłużej.Cośmusiałosięzmienić.
Leah przylgnęła do skórzanego siedzenia taksówki, jakby miała zamiar zostać
tamnawieczność.Kierowcazerkałnaniąciekawie,alejejniepoganiał.
W końcu odetchnęła głęboko i wyjrzała przez brudną szybę. Marina była zatło-
czona, cumowało tam kilka jachtów oświetlonych zachodzącym słońcem. Choć
wszystkiebyłybardzookazałe,jedenwyraźniesięwyróżniał.
Zapłaciłakierowcyiwysiadła.Przeznastępnychkilkaminutstarałasięniemyśleć
i nawet się nie rozglądała. Wyprostowana, z podniesioną wysoko głową, podeszła
dopilnującegotrapuochroniarza.
Potężnymężczyznarozpoznałją,alezdradziłgotylkobłyskwoku,bopozatym
nawetniedrgnął.Leahwyniośleuniosłabrewibyłtojedynygest,najakizdołałasię
zdobyć.
Pięćostatnichlatspędziłajakopraktykantkawmałoznanymdomumody,zdala
odzainteresowaniamediów,wmiejscu,gdziejejnieznanoinikomuniezależało,by
sięczegośoniejdowiedzieć.
Zasypiała,budziłasię,szładopracy,wracała,jadłakolacjęiznówzasypiała,pilnie
obserwowanaprzezgospodynię,paniąKovlakis,którazpoleceniaStavrosadbała,
byLeahniestałasiębohaterkąkolejnegoskandalu.Aleniktniezapomniał,czego
siędopuściłaicozrobiłStavros,żebyjąukarać.
Zwłaszczawśródosób,dlaktórychkażdejegosłowobyłoobjawieniem.
ChoćdlaLeahdługichjakwieczność,upłynęłozaledwiekilkasekund,zanimmęż-
czyznaodsunąłsię,żebyjąprzepuścić.Wspartanajegowyciągniętejręceweszła
na pokład. Oszołomiona panującym zamieszaniem, na chwilę zapomniała, po co tu
przyszła. Kelnerzy w uniformach roznosili sampana. Przyjęcie zdążyło się już roz-
kręcić, spoceni i pijani goście kleili się jedni do drugich. W powietrzu wibrowała
muzykaiLeahbezwiedniezakołysałasiędotaktu.
A więc wszystko, co słyszała o przyjęciach Dmitriego, było prawdą, a ponieważ
Stavrosstanowiłkompletneprzeciwieństwoprzyjaciela,zpewnościągotuniebę-
dzie.Onajednakmusisiępostarać,żebyjąrozpoznano,więcprzedewszystkimpo-
winna przyciągnąć uwagę gospodarza. Z uśmiechem na wyzywająco czerwonych
wargachruszyładobaru,usiadłanawysokimstołkuizamówiłapierwszytegowie-
czorukoktajl.
Stavros Sporades był zdegustowany. Jego telefon zadzwonił już dziesiąty raz
wciąguostatnichpięciuminut,aonniemiałnajmniejszejochotyrujnowaćwieczoru
spędzanegozpięknąiinteligentnąkobietą.Kolejnetelefonybyłyjednakniepokoją-
ce,więcuśmiechnąłsiędoHelenei,zanimodebrał,pociągnąłdługiłykszampana.
–Onajesttutaj–powiedziałDmitri.–Namoimjachcie.
ZaszokowanyStavrosopadłnaoparciefotela.SkoroDmitridoniegozadzwonił,
mogłochodzićotylkojednąkobietę.
Leah.
RelakswtowarzystwieHeleneoddaliłsięwnicość.
–Jesteśpewien?
Śmiechwsłuchawcezabrzmiałszyderczo.
–Rozpoznałemjąwdwieminuty.Tonapewnoona.Jestpijanaitańczy.
Pijanaitańczy…
ZamiasttwarzyLeahprzedoczamistanęłamutwarzjegosiostry,Calisty,śmier-
telnie bladej i nieruchomej. Próbował jakoś sobie poradzić z jej przedwczesną
śmiercią,alegniewibezsilnośćwciążjeszczebyłybardzoświeżeisilne.
Powolischowałtelefon,przeprosiłHeleneiwyszedłzrestauracji.
„Niemamdoniejżadnychzastrzeżeń,panieSporades”,powiedziałaswoimnoso-
wym głosem o Leah pani Kovlakis w cotygodniowej rozmowie. „Nie do wiary, ale
bardzosięzmieniła”.
Czyżbymówiłamutylkoto,corzeczywiściechciałusłyszeć?
PokilkuminutachjegohelikopterlądowałnaluksusowymjachcieDmitriego.
–Gdziejest?
Przyjacielwskazałparkiettanecznynaniższympokładzie.
–Mógłbymjąkazaćzgarnąćochroniarzom,aletobytylkopogorszyłosytuację.
Stavroskiwnąłgłową,aleniepatrzyłmuwoczy.
Byłokrokodutratysamokontroli.Naszczęścietobyłtylkoalkohol,nienarkoty-
ki.Jednaknawszelkiwypadekwolałniepatrzećnaswojążonę,poślubionązakarę
ijakopokutę.
NawetwpijanymoszołomieniuwywołanymprzeztrzykolejnedrinkiLeahwyczu-
ła,żeStavroswchodzinaparkiet.Jejciałoprzeszedłlodowatydreszcz,choćbryza
odmorzabyłaciepła.Potrząsnęłagłową,żebyodgonićmgłę,ipodniosławzrok.
Słynny,wykonanynaspecjalnezamówienie,lśniący,szklanybar,dumajachtuDmi-
triego,pokazałsetkęodbićStavrosa.Wąskątwarzorzeźbionychrysach,klasycz-
nymprofilunosa,kształtnychwargachipłowychoczachocienionychdługimirzęsa-
mi.Wchwili,kiedyspotkalisięwzrokiem,jegooczyprzepełniałaczystanienawiść.
Leahzrobiłosięsłabo.
Drżąc, niekontrolowanie objęła za kark dwudziestoparolatka, z którym tańczyła
przezostatnikwadrans.Choćmożeraczejtoonjąpodtrzymywał.
Naszczęściewidziałagojakprzezmgłę.Najchętniejwymazałabytęnoczpamię-
ci. Poruszała stopami w rytm muzyki, podczas gdy partner przesunął dłonie z jej
biodernaplecyiwkońcująobjął.
Nie mogła jednak zignorować zbierających się wokół niej czarnych chmur, więc
wzięłagłębokioddech.Stavrosszedłkuniejprzeztłumspoconych,rozkołysanych
muzyką ciał, które rozstępowały się przed nim bez protestu. Wydawało się, że
wobliczuzbliżającejsięburzypowietrzestanęło.
Leahoderwałasięodpartneraipocałowałagowchłopięcodelikatnypoliczek.
–Przepraszam–szepnęła.
Niejegowina,żeniewiedział,kimonajest;gdybywiedział,nieodważyłbysięjej
dotknąć. Trzymałby się z daleka i traktowałby ją jak powietrze, tak jak postąpiła
większośćobecnych,kiedypojawiłsięDmitri.ByłaprzecieżLeahHuntingtonSpo-
rades,żonąStavrosaSporadesa,iżadeninnymężczyznaniemiałprawazbliżyćsię
doniej.Jejprzyjaciel,Alex,któryjakojedynynieodwróciłsięodniejijużpośmierci
Calistypróbowałsięzniąkontaktować,skończyłwwięzieniu,oskarżonynapodsta-
wiedowodówsfabrykowanychprzezStavrosaiDmitriego.
Natowspomnieniezatrzęsłaniątłumionafuria.Ależgonienawidziła…
Żelaznadłońchwyciłająwtaliiioderwałaodpartnera.Możetojeszczenastola-
tek,pomyślała,samawwiekudwudziestujedenlatczującsiędziwniestaraizmę-
czona.
Inaczej niż chłopak, z którym tańczyła, mężczyzna był mocno umięśniony, bez-
względnietwardywzetknięciuzjejdrobnymciałem.Jakostatnitchórz,nieodwa-
żyłasięspojrzećmuwoczy.
Wypityalkoholwciążbuzowałjejwgłowie,kiedyjąpodniósłibezwolnąprzerzu-
ciłsobieprzezramię.Przezłzypatrzyłanaświat,nagleodwróconydogórynogami.
Rozlegającesięwokołoszeptybyłyjakciszaprzedburzą.
Dostała,czegochciała.
ZrobiłazsiebiewidowiskoizwróciłauwagęStavrosa.
Nicjednakniemogłojejodczulićnamiażdżącąpogardę,którązobaczyławjego
oczach.Zacisnęłamocnopowiekiizapadławalkoholowyniebyt.
Szarpnęłasięgwałtownie,kiedystrugilodowatejwodyuderzyływniązewszyst-
kichstron.Krzyknęłaispróbowałasięuwolnić,alespodlodowategoprysznicanie
byłoucieczki.
Drżącymidłońmiodgarnęłaztwarzymokrewłosy.Rzekomowodoodpornytuszdo
rzęs poznaczył jej policzki i palce ciemnymi smugami. Nie musiała się odwracać.
Niemalnamacalnieczułaobecnośćswojegoprześladowcy,obserwującegojązezło-
śliwąsatysfakcją.Jegozachowanieniebyłodlaniejżadnymzaskoczeniem.
Wyciągnęła rękę i zakręciła kran. Nagle zapragnęła skulić się na dnie brodzika
izamknąćoczy.Alenawettoniemiałojejbyćdane.
–Wyjdźstamtąd.–Rozkazpowrotudoczyśćcauderzyłjąjakpoliczek.
Nawetpotychwszystkichlatachniemiałaodwagi,byspojrzećmuwoczy.
Aleniemogłasobiepozwolićnarozczulaniesięnadsobą.Niepotymwszystkim,
codziśzrobiła,byletylkogozobaczyć.
Przytrzymałasiękranuiztrudemstanęłananogach.Przestronnałazienkazda-
wałasięwirowaćwokółniej.
Nadgłowąmiałakryształowyżyrandol,podstopamipodłogęzciemnegodębu,za
oknemlśniłoniebieskiemorze.Powoliprzestałojejsiękręcićwgłowie.
Drżączwysiłku,wyszłazbrodzika,zostawiającmokreślady.
–Okryjsię.–Rzuciłjejręcznik.
Zanurzyłatwarzwbawełnianejmiękkości,wykorzystująctekilkasekundprywat-
ności.Jednakpogardawjegogłosiebyłazbytbolesna.
Zdecydowanymruchemodrzuciłaręcznik,którywylądowałmunaramieniu.
–Dziękuję,mamsukienkę.Totwojawina,żeodsłaniawięcej,niżzasłania–odpar-
łabezczelnie.
Wodpowiedzismagnąłjązłymspojrzeniem.
–Nigdyniemogłaśzrozumieć,cojestdlaciebiedobre.
Zebrałanakarkumokrewłosyiwycisnęłaznichwodę,zmuszającsiędoobojęt-
ności,odktórejbyłajaknajdalsza.
–Tokwestiaalergiinaciebie.Wolałabymumrzećnazapaleniepłucniżzawdzię-
czaćcicokolwiek.
Czuła, jak bardzo jest zły, i nagle zalała ją fala strachu i wszystkich tych niedo-
brychuczuć,zktórymiwalczyłaprzezostatniedziesięćlat.Widoktychpełnychzło-
ścipłowychoczucośjejuświadomił.
Calista.
Calistamiałatakiesameoczy,aledobre,skłonnedouśmiechu,wabiącemężczyzn
niczympajęczasieć.Myślenieoniejiotamtejnocysprawiało,żeżołądekściskałjej
sięwbolesnywęzeł.
Inicniemogłopomóc.Alepoprzezszokwywołanyspotkaniemprzebiłosiępewne
podejrzenie.Zadygotałainiemiałotonicwspólnegozjejmokrąsukienką.
–Stavros,ja…
Jednąrękąprzytrzymałjązakark,palcamidrugiejobjąłpoliczek.
Niktnigdyniedotykałjejtakdługo…Możedlategomiaławrażenie,żejegodłoń
palijejskórę.Idlategopragnęła,bytendotyktrwałitrwał.
Przynajmniejdopókinieuświadomiłasobie,coonwłaściwierobi.
Sprawdzał,czyniemarozszerzonychźrenic,czyniebrałanarkotyków.
Spojrzałamuwoczyiszybkospuściławzrok.
–Niczegoniebrałam–szepnęłabłagalnymtonem.
–Pamiętamostatniraz,kiedytoodciebieusłyszałem–odparłsucho.
Tesłowaijegotonzmroziłyjądoszpikukości.Takbardzopragnęłajegoblisko-
ści,alenajwyraźniejniemogłananiąliczyć.
–Mówięprawdę,wierzmi.
„Nigdy nie dotknęłam narkotyków”, chciała wykrzyczeć, tak jak tej nocy, kiedy
umarłaCalista,alechybanawetnieusłyszałjejpłaczliwegowyznania.
Terazuśmiechnąłsięchłodno.
– Trudno mi w to uwierzyć, skoro okłamałaś panią Kovlakis, wymknęłaś się
zdomu,pojawiłaśnajachcieDmitriego,znanegozdzikichprzyjęć,ipiłaśbezumia-
ru.
Jak zwykle, był uprzedzająco grzeczny. Tak jak i wcześniej, kiedy zawładnął jej
życiem.
„Możesz albo za mnie wyjść, albo iść do więzienia, Leah. Wybór należy do cie-
bie”.
–Przynajmniejudałomisięzwrócićtwojąuwagę,prawda?–spytała,uświadamia-
jącsobiezbytpóźno,żemusiępodkłada.
Choćwłaściwieniemiałazamiarutrzymaćtegowsekrecie.
ROZDZIAŁDRUGI
–Słucham?
Stavroscofnąłsięgwałtownie,zmarszczyłbrwiizakląłpodnosem.
Po raz pierwszy w życiu zdarzyło mu się stracić przenikliwość, z której słynął
wateńskichkręgachbiznesu.Choćtylkonakilkasekund.
–Copowiedziałaś?
Odpowiedziałatwardymspojrzeniem.
–Wcałymtymtandetnymshowchodziłowyłącznieociebie,Stavros.Byłeśgłów-
nąijedynąnagrodą.Gdybyśchoćrazodebrałodemnietelefonczyprzeczytałjed-
negomejla…Skorotegoniezrobiłeś,musiałamsięzniżyćdotwoichstandardów.
– Moich standardów? – powtórzył, wystawiając nie najlepsze świadectwo swojej
inteligencji.
Cogorsza,kompletnieniepotrafiłsięskupić.Złotasukienkamiałaprawiekolor
jejskóryibyłatojaknajbardziejprawdziwaopalenizna.Wdodatkulejącymateriał
układał się na jej smukłym ciele niezwykle erotycznie, stwarzając złudzenie nago-
ści.
Wyglądała tym atrakcyjniej, że wszystkie ślady dziewczęcej krągłości zniknęły.
Stałaprzednimkobieta,drobna,kruchaikompletnienieznajoma.
–Zapewnespodziewałbyśsiępomnieczegośpodobnego,prawda?Więcproszę,
towłaśniedostałeś.Iotojesteś,porazpierwszyodpięciulat,jakbyprzywołanyza-
klęciem.
Słysząctoniedorzecznesłowo„zaklęcie”,kompletnieoniemiał.
Odgarnęła za uszy długie, brązowe włosy, spryskując twarz kropelkami wody.
Każdyruchnosiłznamionaeleganckiejzmysłowości,niewyuczonej,leczjaknajbar-
dziejnaturalnej.
Zaślepiony irytacją i strachem, niepotrzebnie potraktował ją aż tak szorstko.
Świadomośćwłasnejniedoskonałościwprawiłagowfatalnynastrój.
–Wyglądaszkoszmarnie…Cotyzesobązrobiłaś?–spytałopryskliwie.
Zachowała kamienną twarz, choć powieki drgnęły jej lekko. Miała tak szczupłą
twarz, że sarnie oczy wyglądały w niej jak mroczne jeziora. Ramiona też były
szczupłe,aleprzynajmniejwidaćwnichbyłomięśnie.
Oparładłońnabiodrzeiwysunęłajelekkodoprzodu,przezcomokrasukienka
jeszczepodkreśliłajejkształty.
–Niewierzę.Niepodobamcisię?Todziękitobietakschudłam.Jużnawetmodel-
kiprosząmnieowskazówki,afotografowieozgodęnazdjęcia…
Mówiłaobojętnieiodpoczątkupodejrzewał,żejakzwyklepróbujegozmanipulo-
wać, ale co miałby zrobić? Zawsze była zepsutą, samolubną balangowiczką, nieli-
czącąsięznikimizniczym.
Poza tym strasznie go rozpraszała. Jeżeli pozwoli jej na dalsze prowokacje, nie
będziemógłnormalniemyśleć.Przedewszystkimtrzebajączymśokryć.
Chwyciłjązarękę,pociągnąłdosypialniDmitriegoipchnąłnałóżko,asamzaj-
rzałdoszafy.Zdługiegoszeregukoszulnawieszakachwybrałjednąirzuciłjej.
–Włóżto.
Przyglądała mu się podparta na łokciu, długie opalone nogi i stopy w czarnych
sandałkach na wysokich obcasach interesująco kontrastowały z ciemnoczerwoną
pościelą.
– Wyjaśnijmy sobie coś. Ubrałaś się jak prostytutka, upiłaś i przykleiłaś do tego
chłopaka,żebyzwrócićmojąuwagę?Amożedlatego,żeniepotrafiszżyćnormal-
niebezalkoholuinarkotyków?
Teraztoonacisnęławniegokoszulą,więcuchyliłsięgwałtownie.Jejoczywyda-
wałysięogromnewdelikatnymowalutwarzy.
– Próbowałam się z tobą skontaktować przez ponad rok. Gdybyś miał na tyle
przyzwoitości,żebynatozareagować,niemusiałabympostępowaćażtakdrastycz-
nie.Aalkoholwzięłamdoustporazpierwszyodpięciulat.Zupełniemnieniecią-
gnie.
–Sugerujesz,żetojaprowokowałemciędopicia?
Kiedynieodpowiedziała,odetchnąłgłęboko.Zanicniepozwoliwyprowadzićsię
zrównowagi
–Cieszęsię,żeztymskończyłaś.Choćniektórychnawykówtrudniejsiępozbyć
niż innych. Ty zawsze miałaś skłonności do szukania kozła ofiarnego i ukrywania
swojejsłabości.
Wzdrygnęłasięiodwróciłatwarz.
Nienawidziłnikczemnejsatysfakcji,jakąsprawiałmuwidokjejbladości.Todlate-
gotakdługoniechciałjejwidzieć.Jakimśsposobemodpoczątkuprowokowałago
dozaciekłościinikczemności,którychsięwstydził,bozawszemusięwydawało,że
tocechykompletnieniezgodnezjegocharakterem.
– Nie po to zrobiłam z siebie przedstawienie, żeby dyskutować z tobą o moich
wadach–powiedziałanonszalancko.
–Chętniecięwysłucham.Wyjaśnij,ococichodzi.
– Żeniąc się ze mną pomimo mojej fatalnej opinii, pokazałeś całemu światu, jaki
jesteś honorowy, i dotrzymałeś słowa danego Giannisowi. A potem przez pięć lat
kontrolowałeśkażdymójkrok.Chciałabymtozakończyć.
Wytrzymała jego spojrzenie i tylko pulsująca na szyi żyłka świadczyła o niezwy-
kłymnapięciu.Złożyładłonienakolanachijejnietypoweopanowaniezrobiłonanim
pewnewrażenie.
Byłajakwulkanwypełnionywrzącąlawą.
–Byćmożesamatodziśudaremniłaś.Jakmampozwolićciżyćwłasnymżyciem,
skoroznalazłemciępijaną,uwieszonąnajakimśdzieciaku?Wkrótkimczasiewró-
ciszdodawnychzwyczajów.Przyjęcia,alkohol,narkotyki,nieodpowiednietowarzy-
stwo…Niemogęnatopozwolić.
Całakrewodpłynęłajejztwarzy.
–Odseparowałeśmnieodcałegoświata.Odciąłeśodprzyjaciół.Twoiszpiedzypil-
nująmniednieminocą.Ignorowałeśmojemejle,twojasekretarkazawszemnieod-
syłała.Zostałamtwoimwięźniem,niedałeśmiwyboru.
–Zawszejestjakiśwybór.Szkodatylko,żeprzywszystkichtwoichmożliwościach
nigdyniepotrafiłaśdokonaćwłaściwego.
–Niemamzamiaruniczegoterazroztrząsać.Aniprzeszłości,aniteraźniejszości.
Interesujemniewyłącznieprzyszłość.
–Oczywiście–odparłsztywno.–Więcniemaszminicdopowiedzenia?
Pokręciłagłową.
–Mammnóstwopracyprzymojejkolekcji.Jużjestemspóźniona.Chcętylko,że-
byśzadzwoniłianulował…
Sposób,wjakisiędoniejodwrócił,wzbudziłwniejobawę.
–NiewidziałaśmnieaniGiannisaodpięciulat.Niejesteśanitrochęciekawa?
–Czego?–szepnęłaniepewnie,drżącpodjegohipnotyzującymspojrzeniem.
Przyciągnąłjądosiebieiprzylgnęładoniegozwestchnieniem.Ichtwarzedzieliły
zaledwie centymetry. Mogła tylko obserwować, jak irytacja zmienia barwę jego
oczunaciemnozłotą.
–Choćbytego,jaksięmatwójdziadek,tymałaniewdzięcznico.–Odruchowoza-
cisnąłpalcenajejramionach.
Zabolałoispróbowałasięwyrwać.
–Czytozbytwiele,sądzić,żezainteresujeszsięzdrowiemczłowieka,któryoto-
czyłcięopiekąpośmiercitwojegoojca?
Odepchnęłagoiterazoddychałaciężko.
– Nie mam już szesnastu lat, więc przestań mnie strofować w ten sposób! I nie
muszę ci się tłumaczyć. Powiem tylko, że codziennie rozmawiam z pielęgniarką
dziadka.
Nawidokniedowierzaniawjegospojrzeniupożałowałatychsłów.Odwróciłasię
ipodeszładominilodówkiwrogupokoju.Główniedlatego,żepotrzebowałaczasu,
żebysiępozbierać.Wzięłabutelkęwodyiwypiłajątakszybko,żegardłozdrętwia-
łojejzzimna.
–Odpięciulatniebyłaśuniegoanirazu.
MyśloodwiedzinachuGiannisabudziławniejmieszaneuczucia.Bardzochciała-
byznówzobaczyćtendobryuśmiech…Zdrugiejstronybałasiępanicznie,żemo-
głabystracićdziadka.Pięćlatwcześniejprzeszedłzawałitrzyoperacjebypassów.
AonawtakmłodymwiekuopłakałajużojcaiCalistę.Kolejnastratabyłabyniedo
zniesienia.
–Mojestosunkizdziadkiemtonietwojasprawa.
–Ztymsięniezgodzę.
–Nicmnietonieobchodzi.Pięćostatnichlatprzeżyłampodtwojedyktando.Wy-
bierałeś mi jedzenie, ciuchy i znajomych. Cokolwiek chciałeś we mnie zmienić, to
jużsięstało.Chcęzacząćżyćwłasnymżyciem,zrobićkarierę…–Woczachzaszkli-
łyjejsięłzy.–Dlaczegominiepozwalaszżyćnawłasnyrachunek?
–Napoczątek,nieżyczęsobietelefonówodDmitriegoztakimiinformacjamijak
dzisiaj.
–Jużcitowyjaśniłam.Przecieżsamnieodbierałbyśmoichtelefonówprzezkolej-
nedziesięćlat.
Miaładosyćjegonieustannejkontroli,decydowaniaojejkażdymkroku.Niemo-
gładłużejżyćpozbawionawolnościwyboru.
– Rozmawiałam z moim przyjacielem, Philipem. Jest prawnikiem. – Cofnęła się
o krok i zebrała na odwagę. – Znam swoje prawa. Mam powody, żeby się z tobą
rozwieść.
–Rozwieść?
– Tak. Chcę się rozwieść i zerwać z tobą wszelkie kontakty. Jestem pewna, że
iciebieucieszytaperspektywa.Więcpoprostudajmysobieto,czegoobojechce-
my.
Lekkiuśmieszeknajegowargachniesięgnąłoczu.
–Oczywiście,maszswojeprawaiprawników.Alebezmojejzgodyprocespotrwa
lata…dziesięćalbowięcej…
–Tylkootocichodzi?–Przytrzymałasiębrzegubiurka,żebyukryćdrżeniedło-
ni. – Chcesz mi kompletnie zrujnować życie, żeby uspokoić wyrzuty sumienia po
tym,cosięstałozCalistą?Naprawdężałuję,żetoniejazginęłamtamtejnocyza-
miastniej.Niestetysamożyczenieniczegoniezmieni.
Bochoćsamanigdywżyciunietknęłanarkotyków,pozwoliłanatoCaliście.Stąd
ogromnepoczuciewiny.
–Nigdyniechciałem,żebyśzginęłazamiastniej–odparł,zaszokowany.
Trudnobyłowtouwierzyć,ale…faktfaktem,żeaniDmitri,aniLeah,aniCalista
niepotrafiliznieśćnarzucanychimprzezniegozasad.
Wyrwanazeświatawspomnień,pokręciłagłową.
–Jasne.Gdybymniezabrakło,ktostałbysięcelemtwoichsadystycznychinstynk-
tów?
–Możeszuważaćswojądziesięcioletniąobecnośćwmoimżyciuzasadyzmzmo-
jejstrony,alejanazwałbymtomasochizmem.
Odzawszewiedziała,cooniejmyśli,aleusłyszećtoodniego…Zacisnęłapalcena
szklance z wodą, z trudem opanowując gwałtowne pragnienie ciśnięcia mu jej
wtwarz.
Ontymczasem,jakbyczytającwjejmyślach,obserwowałjązrozbawieniem.
–Tylkospróbuj.
Gryzącasatysfakcjawjegogłosiedotknęłajądożywego.Najwyraźniejoczekiwał
odniejdziecinnegonapaduzłości,aidziś,iprzeztewszystkielataspełniłaażzbyt
wielejegooczekiwań.Kiedyśkażdejegoostrzeżenie,żebyczegośnierobiła,trak-
towałajakwyzwanie.OdkądpojawiłasięwGrecji,wszystkorobiłamunaprzekór.
Nienawidzić Stavrosa, zwłaszcza gdy dawał jej do tego powody, było łatwiej niż
borykaćsięzwłasnymsmutkiemilękiem.
Ztymkoniec,postanowiła.Niedamutejsatysfakcji.
Przypomniałasobie,ocowtymwszystkimchodzi,iodetchnęłagłęboko.Byłoby
wspaniale,gdybyudałojejsięuzyskaćdostępdopieniędzy.Aletozpewnościąnie
będzieproste.
Ktoś inny pewnie chętnie wysłałby osobę, którą obarczał odpowiedzialnością za
śmierćwłasnejsiostry,nadrugikoniecświata,alenieStavros.Onzarazpopogrze-
bieCalistyożeniłsięzniąiprzejąłcałkowitąkontrolęnadjejżyciem.Międzyinny-
mizarządzałjejfunduszempowierniczym.
Kontrolowałją,alezdaleka.Przezpięćlatniezdołałasięznimspotkać.Miała
wtedytylkosiedemnaścielatitaparodiamałżeństwawłaściwienicdlaniejniezna-
czyła. Ale teraz zapragnęła w końcu nadać swojemu życiu sens i czerpać radość
zpracy,któradawałajejtakogromnąsatysfakcję,czylizprojektowaniaubrań.
–Comamzrobić,żebyśudostępniłmitefundusze?
–Itaknigdynierobiszniczego,ocopoproszę–odparłgładko.
Ztrudempowstrzymałaogarniającąjąpanikę.
–Mojeżycieosobistenależydomnie.Mamprzyjaciół,którzywieledlamniezna-
czą,inapewnosięniezgodzęzerwaćtychznajomości.Kiedypoprzednioodciąłeś
mnieodmoichznajomychizacząłeśkontrolowaćmojeżycie,byłam…
–Zbytnaćpana,żebyzauważyć,cosięwokółciebiedzieje?
Niebrałanawetśrodkówuspokajających,przepisanychprzezlekarzapośmierci
ojca,aleniebyłosensuniczegotłumaczyć,skorowyrokzostałjużwydany.
Jejdręczycielobszedłbiurkoitylkoogromnymwysiłkiemwolizwalczyłachęćcof-
nięciasięokrokiutrzymaniabezpiecznegodystansu.Byłtakprzystojnyiaroganc-
ki,żezawszewjegoobecnościczułasięjakbrzydkiekaczątko.
Rozpięta pod szyją koszula ukazywała oliwkową skórę, na wyrazistej szczęce
widniałcieńzarostu,piękniewykrojonewargiprzyciągaływzrok.Trzydziestotrzy-
letni,byłodniejoprawiedekadęstarszy.Gdybylosbyłsprawiedliwszy,stworzyłby
gogrubymiłysym,aprzynajmniejtrochęmniejwspaniałym.Aleniebył.
– Skoro czekałaś pięć lat, jeszcze trzy miesiące nie zrobią większej różnicy.
AmożetenPhilipjestdlaciebiekimświęcejniżtylkoprawnikiem?
–Tylkoprzyjacielem.Ajeżelichcesznadalzaspokajaćswojechorepoczucieobo-
wiązku,wporządku.
Przymknęłaoczyioddychałagłęboko,ajegonagleogarnąłwstyd.Wciąguminio-
nychpięciulatniespotkałsięzniąanirazu.Nawetniezadzwonił.Powierzyłjąwy-
łącznejopiecepaniKovlakis.
PośmierciCalistyniemógłznieśćjejwidoku.
Zgodniezobietnicązałatwiłjejpraktykęwdomumody.Iożeniłsięznią,żebyją
chronićprzedłowcamiposagówiwłasnąlekkomyślnością.Dotrzymałobietnicyzło-
żonejGiannisowi,aletobyłtylkopierwszykrok.
Pozwolił,byzawładnęłynimsmutekiżal.Łatwobyłooniejzapomnieć,jeszczeła-
twiejtolerowaćjejobecnośćwswoimżyciu,bylenadystans.
Miałarację–totrwałozbytdługoinadszedłczas,byrozwiązaćtęszczególnąsy-
tuację.
–Wdomumodynauczyłamsięjużwszystkiego,comogłam,nawiązałamciekawe
kontakty.Chciałabymwyjechaćizacząćpracęnawłasnyrachunek.
Nie powinien był jej zostawiać na tak długo, nie powinien był dać jej szansy na
przejściedoofensywy.
–Dokądchciałabyśpojechać?
–MyślałamoNowymJorku.Ale…
–NowyJorkitwójspadek!Jużsobietowyobrażam.
– Chciałabym zacząć od początku – kontynuowała – ale nawiązałam tu ciekawe
kontakty,poznałamdetalistówimodelkiprzychylnychtemu,coproponuję.Dlatego
postanowiłamzostać.Jednakkonieczniemuszęruszyćdoprzodu.Trendywmodzie
zmieniająsiębłyskawicznieiniewartoryzykować,żeludzieomniezapomną.
–Cotokonkretnieoznacza?
Oczyjejrozbłysły.
– Chciałabym pracować jako wolny strzelec, zacząć od projektowania na zamó-
wienie. Znam kogoś, kto chciałby kupować moje rzeczy dla pewnego niewielkiego
sklepuwLondynie.
– Praca na własny rachunek to ryzykowne przedsięwzięcie, zwłaszcza w twojej
branży.Możezostałabyśjeszczewdomumody?
– Projektowałam ubrania przez całe dotychczasowe życie. Pracowałam w domu
modyprzezsiedemlatiniemamtamjuższansnarozwój.
–Nieznaszsięnaprowadzeniubiznesu.
–Tywyrosłeśnamałejfarmie,aDmitrisprzedawałnarkotyki,amożebyłalfon-
sem…Zapomniałam.Wkażdymrazie,kiedyGianniswastuprzywiózł,wiedzieliście
obiznesiejeszczemniej.
Patrzyłnaniąwmilczeniuiniepotrafiłaodgadnąć,comyśli.
–Chciałabymwykorzystaćtęszansę,alepotrzebujępieniędzy,aniemamdostępu
do funduszu, dopóki ty go kontrolujesz. I nie będę miała, jeżeli nie odstąpisz od
roli…
–Aha.–Uśmiechałsięznacząco.
Chętniedałabymuwtwarz,aleszkodabyłobyzaprzepaścićszansę.
–Więcotochodzi.Opieniądze.
–Owszem,opieniądze–odparła,naśladującjegosarkastycznyton.
Łatwomukpić,skorojesttaknieprzyzwoiciebogaty.
–Opieniądze,którezostawiłmimójojcieciktóreniemająnicwspólnegoztobą,
Giannisem,mojąmatkąiprzeklętymdziedzictwemKatrakisów.
–Dobrze.
Jakto?Miałobybyćtakłatwo?Odetchnęłagłęboko,niezwyklepodekscytowana.
Jaktylkozakończątospotkanie,zadzwonidoznajomejizamówimateriałyiwypo-
sażeniepracowni.Trzebateżbędziezatrudnićkogośdopomocywszyciu…
–Przedstawmiprojektswojejewentualnejdziałalności.Jeżeliuznamgozasen-
sowny–powiedziałtonemwskazującym,żeraczejtegonieprzewiduje–samwnie-
gozainwestuję.
Rozłoszczonaizraniona,Leahażsięzatrzęsła.Miałaochotęwrzeszczeć,rzucać
przedmiotami,zdemolowaćpomieszczenie.
– Nie chcę twoich pieniędzy. Nie chcę od ciebie niczego. Mam swoje pieniądze.
Jedyneczegochcę,tomócjewykorzystaćnarozwójmojejkariery,robićto,coko-
cham,ibyćniezależna.
–Trzebatobyłopowiedziećwcześniej.Rzeczywiście,niepowinienembyłzosta-
wićcięsamejnatakdługo.Terazpostaramsięnaprawićtęsytuację.
Momentalniezabrakłojejtchu.Cokolwiekwymyślił,nietegochciała.
–Comasznamyśli?
–KiedyprzyrzekłemGiannisowi,żebędęcięchronił,nawetprzedtobąsamą,to
niemiałobyćchwilowe.Przysięgałembyćprzytobie„dopókiśmierćnasnierozłą-
czy”izamierzamdotrzymaćsłowa.Więcwyjaśnijmysobiedwierzeczy.–Jegorysy
sprawiały wrażenie wykutych w kamieniu, wypranych ze wszelkich emocji. – Ten
prawnik,twójprzyjaciel,powinienbyćmądrzejszyiniekręcićsiękołomojejżony.
Podrugie,jeszczedzisiajwprowadziszsiędomnie.
–Jakto?Dlaczego?
–Bojużnajwyższyczas,żebyśmyzaczęliwspólneżycie.Acodotwojejkariery,
znajdziemydommodywLondynie,ParyżuczyMediolanie,którywypromujetwoją
kolekcję.Jakomojejżonieniczegociniezabraknie.
ROZDZIAŁTRZECI
Czołowydommodywypromujejejkolekcję?Niczegojejniezabrakniejakojego
żonie?
Jegożonie?
Podły żart! Zawsze lubił robić z niej idiotkę. Z drugiej strony Stavros Sporades
niezwykłniczegołatwoobiecywać.Więcskoroobiecał…
Nagleogarnąłjąlęk.
Stavrospochyliłsiękuniej,alemuumknęła.
–Niezbliżajsiędomnie–szepnęła.
Chciałakrzyczeć,aleniezdobyłasięnanicgłośniejszegoniższept.
Nigdy jej nie wybaczy śmierci Calisty, nigdy nie da jej szansy. Będzie karał ich
obojeprzezresztężycia.
Na myśl, że miałaby faktycznie funkcjonować jako jego żona w dosłownym tego
słowaznaczeniu,zrobiłojejsięzimno.
– Przez te wszystkie lata nie myślałam o tym, że jestem mężatką, nie dbałam
omojąsamotność,outraconychprzyjaciół.Żyłamtak,jakbymuważała,żezasługu-
jęnakarę.Aleteraz…Niezamierzamtakpoprostuakceptowaćtwoichpomysłów.
Złożępozewrozwodowy.
Tylko drobny tik policzka zdradził jego wzburzenie, ale on też nie miał zamiaru
siępoddać.
–Prawnicykosztują…
Tenprotekcjonalnytonbyłniedozniesienia.
–Sprzedamsiebie,jeżelibędęmusiała.Zatydzieńwyprowadzęsięztegomiesz-
kaniaizłożęrezygnacjęwdomumody.WtedyzadzwoniędoPhilipaipowiemmu,co
planuję.
Ruszyładowyjścia,alezablokowałjejdrogę.
–Niejestemtwoimwrogiem,Leah.
Panika podpowiadała jej dziesiątki różnych dróg ucieczki, jedną bardziej despe-
rackąoddrugiej.
–Nie?ToniechBógmamniewswojejopiece,kiedyzmieniszzdanie.Jeżelitwoje
zbiry spróbują mnie dotknąć, pójdę do mediów i opowiem, jak mnie traktowałeś
przeztepięćlat.Niezawahamsiępowiedzieć,żebyłamtwoimwięźniem.Napew-
nochętnieposłuchająosadystycznychskłonnościachsłynnegoStavrosaSporadesa.
–Opiniamediównicmnienieobchodzi.
–Jakrazzacznąkopać,todogrzebiąsięcałejhistoriiotamtejnocyiCaliście.
Przedtembyłzły,aleterazwjegowzrokubyłatylkogorzkapogarda.Nicdziwne-
go,boonażywiładosiebiedokładnietakiesameuczucia.
–Jeżelitosięrozniesie,Giannis,którytakciękocha,będziezdruzgotany,widząc
nazwiskoKatrakisunurzanewbłocie.ZabijesztymswoimgłupimpomysłemiGian-
nisa,imoichdziadków.DodziśniemogąsobieporadzićześmierciąCalisty.
–Przecieżjużdawnouznałeś,żejaniedbamonikogopozasobą–burknęłazgo-
ryczą.
Niemogłazdradzić,jakbardzobolałjąbrakkontaktuzdziadkiem.Czułasięteż
winna,żetraktujeStavrosainstrumentalnie,aleniewidziałainnegowyjścia.
–JeżeliniechceszdopuścićdounurzanianazwiskKatrakisiSporadeswbłocie,
zgodziszsięnamojewarunki.
Bolałoją,żemusiałabyrzucićnaszalęspokójjedynejnaprawdęjejbliskiejosoby.
Nie mogłaby zranić dziadka, którego kochała całym sercem; już sama rozmowa
otymbyławystarczającoprzykra.Zależałojejjednak,byStavrosuwierzył,żejest
dotegozdolna.
–Chcę,żebyśmiprzekazałmojepieniądzeiprzestałkontrolowaćmojeżycie.Wy-
bórnależydociebie.
–Sądziłem,żewiem,jakbardzojesteśsamolubna,aleznowuudałocisięmnieza-
skoczyć.
Rezygnacja, z jaką to powiedział, sprawiła jej przykrość. Więc jednak uwierzył
wjejblef.Nieprzyniosłojejtoulgi,unaoczniłotylko,jakwyglądałobyjejżycieprzy
jegoboku.Dlategonawetniemusiałaudawać,żejestjejwszystkojedno.
–Tochybażadnanowość.Jeszczebędzieszmiwdzięczny,żesięusunęłamztwo-
jegożycia.
Topowiedziawszy,wybiegłazsypialniipomknęłakorytarzem.Nagłównympokła-
dzieusiadłanadeskachipodciągnęłakolanapodbrodę.Aco,jeżelionjednaknie
uwierzyłwjejgroźbę?
Usłyszałaczyjeśkrokiizadrżałazestrachu.Odruchowowyprostowałaramiona.
Niepozwoli,żebyzobaczyłjąwtakimstanie.Odgadłbyodrazu,żeblefowała.
Odetchnęłagłęboko,zebrałasięwsobieipodniosławzrok.
ZnadbaruparąkpiącychszarychoczuobserwowałjąDmitri.
–Witaj,Leah.
Zuśmiechempodałjejrękęipodniósłją.Przynimniemusiałasięstaraćbyćlep-
szą,niżbyła.Itakniczegotoniezmieniało.
–Świetniewyglądasz.–Dmitrizuznaniemprzesunąłponiejwzrokiem.
Po poprzedniej miażdżącej pogardzie ten prosty komplement podziałał na nią
uspokajająco.Wiedziaławprawdzie,żetojegociepłototylkozwodniczafasada,ale
toniemiałowtejchwiliznaczenia.
–Chodź,odwiozęciędodomu.Uniknieszaresztowaniazaobnażaniesięwmiej-
scupublicznym.Stavrosbędziemiwdzięczny.
–Gdybymunatymzależało,niewrzuciłbymniedotwojejwielkiejwanny.
Wodpowiedziroześmiałsięserdecznie.Tekilkarazy,kiedysięspotkali,zawsze
miałdlaniejciepłyuśmiech,szczeryalbofałszywy,coniebyłoznówtakieważne.
Po bezbrzeżnej pogardzie Stavrosa łaknęła przyjacielskiego traktowania, nawet
gdybytomiałabyćzjegostronytylkogra.Możemiałzazadaniewyciągnąćzniej
informacjeiprzekazaćjeprzyjacielowi?Wtejchwiliczułasięzbytzmęczonaisa-
motna,bysięnadtymzastanawiać.
–Brakowałomitwojegoostregojęzykaprzeztewszystkielata.
–Chciałabymmócpowiedziećtosamo,alebrakmitwojegouroku.
Wziąłjąpodrękęipoprowadziłposchodkach.
–Maszzatoróżneinnetalenty.
Dopiero teraz poczuła się niepewnie. Dmitri z pewnością wiedział więcej, niż
zdradzał. I choć tak bardzo się różnili, jego przyjaźń ze Stavrosem była nienaru-
szalna,podobniejakprzywiązanieichobudoGiannisa.
Przybrałamaskęobojętnościipopatrzyłananiego.
–Niewiem,oczymmówisz.
–Słyszałemwasząrozmowę.
–Tonieładniepodsłuchiwać.
–Bałemsię,żecośsobienawzajemzrobicie–odparłbezmrugnięciaokiem.
Zakażdymrazem,kiedywidziałaGiannisazDmitrimalbozeStavrosem,boleśnie
doniejdocierało,żeonanigdynieosiągniezwłasnymdziadkiemtakiegostopniapo-
rozumienia.Iżetotylkojejwłasnawina.
–Towżadensposóbniedotyczyciebie,Dmitri.
–BardzoniebezpiecznieigraszzżyciemGiannisa.Tojużniejestktóreśztwoich
błazeństw,wymyślonych,żebydopiecStavrosowi.
Złościłoją,żezawszepotrafiłprzejrzećkażdyjejwybieg.
–Chcętylkoodzyskaćwolnośćiżyćwłasnymżyciem.Tobiesięudało,prawda?–
rzuciła.
Wciąż pamiętała to i owo z opowieści Calisty o życiu Dmitriego, zanim Giannis
wyrwałgolondyńskimulicom.
–Spróbujinaczej.Postarajsięzmienićdynamikęstosunkówmiędzywami.
–Jak?–szepnęłazałamującymsięgłosem.–Niedałmiwyboru.Dlategowybra-
łamblef,aleniewiem,czypotrafiętociągnąć.
–Zachowujeciesięoboje,jakbyściesięchcielinawzajemzniszczyć.
–Jamiałbymgozniszczyć?Trzymawrękuwszystkieasy.Jakzwyklezresztą.
Wdodatkuwpełnizdawałasobiesprawę,żesamadotegodoprowadziłaswoim
nieodpowiedzialnymzachowaniem.
Dziś mogła się posłużyć tylko groźbą zranienia Giannisa i panicznie się bała, że
zostaniedotegozmuszona.Dlategopowiedziałabłagalnie:
–JeżelinaprawdęjesteścieprzyjaciółmiizależycinaspokojuGiannisa,przekonaj
Stavrosa,żejużniepotrzebujęjegoopieki.Proszę,Dmitri.
DwadnipóźniejStavrosiDmitrispotkalisięnabokserskimsparringuwwykona-
nejnazamówieniesaligimnastycznejprzyateńskimapartamencieDmitriego.
Teichspotkaniazaczęłysięprzedlaty,kiedyGiannisprzywiózłDmitriegodoAten
i Stavros zaproponował boksowanie dla rozładowywania jego nadmiaru energii.
Zwyczajprzetrwałażdodorosłościobu.
DziśjednaktoStavrosbyłspragnionykrwi.Choćminęłyjużdwadni,wciążjesz-
czenieprzetrawiłwzburzeniawywołanegospotkaniemzLeah.
„Przecieżjużuznałeś,żeniedbamonikogopozasobą”,powiedziałamuiniepo-
trafił tych słów zapomnieć. Wspominał bezczelne skrzywienie warg, zuchwałe
wzruszenieramionamizjednądłoniąopartąnachudymbiodrze,wilgotne,brązowe
włosywijącesięwokółanielskiejtwarzy.Wprostniemógłuwierzyć,jakzachwyca-
jąconietaktownąistotąsięstała.
Ajaksięobruszyła,kiedyjejdotknął,bezżadnychzresztąukrytychintencji.
Nawetjakonaiwnaszesnastolatkazawszebudziławnimniewłaściweinstynkty.
Aterazpodstępniepróbowałagosprowokowaćdoniegodnychzachowań.Zaklął
głośnoiruszyłdoataku.DopierozdumieniewoczachDmitriegoprzywróciłogodo
rzeczywistości.
– Proszę, proszę – rzucił przyjaciel z mrocznym rozbawieniem, masując bolącą
szczękę.–PunktdlaLeahHuntingtonSporades.
–Nierozumiem,ococichodzi.
Dmitrisięgnąłpobutelkęzwodą.
–Przezdziesięćlatnaszejznajomościnigdynieprzeszedłeśdoofensywy,więcdo-
myślamsię,żemiaławtymswójudział.
Wiedząc, jak bardzo spostrzegawczy potrafi być Dmitri, Stavros postanowił za-
kończyćspotkanie.Całeszczęście,żeprzyjaciel,dającdowódprzenikliwości,którą
taksobieuniegoceniłGiannis,wżadensposóbnieskomentowałostatniegowysko-
kuLeah.Stavrosniemiałjednakochotydyskutowaćznimaniznikiminnymnajej
temat.SzczękaDmitriegozaczynałasięjużmienićwszystkimikoloramitęczyiSta-
vrosczułsięwinny.
–Przyłóżsobielód–poradził,ruszającdowyjścia.
Dmitripowstrzymałgojeszcze.
–Zadalekosięwtymwszystkimposuwasz.
–Dajtemuspokój–odparł,choćdobrzewiedział,coprzyjacielmanamyśli.
–Robiszdużowięcej,niżoczekiwałodciebieGiannis.Pozwóljejżyćposwojemu.
Obaj przyjaciele zawdzięczali Giannisowi absolutnie wszystko. Byli tylko parą
młodychchuliganów,kiedywskazałimnowądrogężycia.Wzamianpoprosiłtylko
ojednoituStavrosspektakularniezawiódł.
–Naprawdęwybaczyłeśsobietowszystko?Amożecisięnieudało?
Z twarzy Dmitriego odpłynęły wszystkie emocje, pozostawiając jedynie maskę
obojętności.
–Czywyglądam,jakbymprzezostatniedziesięćlatwymierzałsobiekarę?
Stavroswolałnieprzeciągaćtejdziwnejrozmowy.
–Dozobaczeniawprzyszłymtygodniu.
–Giannispoprosiłtylko,żebyśjąchronił…
Zrezygnacjączekałnaciągdalszy.
–Aleto,cowidziałemdwadnitemu…GdybywtedypowierzyłLeahmnie,uwiódł-
bymją,rozkochałwsobieiporzuciłpotygodniu.Dostałabydobrąlekcję.Alety…
TymrazemStavrosniepotrafiłzapanowaćnadsobąiomalgoznównieuderzył.
Wyobrażenie uwiedzionej i porzuconej przez Dmitriego Leah doprowadziło go do
szału.
–Toniejestjakaślaleczkazktóregośztwoichprzyjęć,Dmitri.ToLeah.
Mojażona.
Kiedy stał się wobec niej taki zaborczy? Kiedy zmieniła się z kłopotu w kogoś
zdolnegowzbudzićtakgwałtowneuczucia?
–Ktobytopomyślał,żesłynącyzżelaznejsamokontroliStavrosSporadesmoże
sięażtakrozkleić…–zakpiłDmitri.
–Dosyć.Jasięniewtrącamwtwojeżycie,nieoceniamtwoichposunięć.
–Leahtoniezwykłakobieta.Czyżbywkońcudotarłodociebie,jakajestatrakcyj-
na?
–Dajspokój,boniewiem,czyjesteśjeszczemoimprzyjacielem,czywrogiem…
Dmitrinawetniemrugnął.
– Jesteś najbardziej honorowym człowiekiem, jakiego znam. Dopóki cię nie spo-
tkałem,niewiedziałem,cotohonor.Aleto,jaktraktujeszLeah,martwiGiannisa.
Powinieneścośzdecydować.
–Jużtozrobiłem.Pięćlattemu.
–Todlaczegonatakdługozostawiłeśjąpodopiekąkogośinnego?Skoronapraw-
dę jest twoją żoną? Nie możesz trzymać was obojga w takim stanie zawieszenia.
Czytojakaśpokuta?
–Ajeżelionasięniezmieniła?
–Przynajmniejdajjejszansęisamsięprzekonaj.–Dmitriodwróciłsięnapięcie
iwyszedł.
Stavros już dziesiątki razy przemyśliwał wszystko, co usłyszał od przyjaciela.
Iczułsięcorazbardziejwinny.
Przezcałeżycieusiłowałbyćwporządkuwobecdziadków,Calisty,Giannisa.Jego
własnelękiczypragnieniaschodziłynaplandalszy.Zawszepostępowałwłaściwie
i wiedział, jak powinien postąpić teraz. Leah zasługiwała na szansę. A jednak, po
raz pierwszy w życiu, nie potrafił podjąć decyzji. Nigdy wcześniej nie czuł się tak
pogubiony.
Przed pięciu laty pozwolił, by górę nad uczuciem wzięło rozżalenie i pretensje,
aterazuczucieokazywałosięsłabością,zjakąniemusiałsobieradzićnigdywcze-
śniej.Otarłpotzczołaipopatrzyłnasiebiewlustrze.
Zawszekierowałsiętylkoodpowiedzialnościąipoczuciemobowiązku.Nicinikt
tegoniezmieni,zwłaszczajegoegoistycznaizuchwałażona.
ROZDZIAŁCZWARTY
LeahstałanamałymbalkonieipatrzyłanaAteny.Byłojużpopiątej,więckafejki
i bary zaczynały się zapełniać miejscowymi i przyjezdnymi. W ciepłym powietrzu
rozbrzmiewał śmiech i grecki język. Zwykle potrafiła się tym cieszyć, dziś jednak
nicniebyłowstanierozproszyćjejniepokoju.
Westchnęła i wróciła do środka, między białe ściany, nieozdobione nawet naj-
mniejsząfotografią,izaczęłaspacerować.
Dlaczegonigdyniezdecydowałasięnaucieczkę?DlaczegonieporzuciłaStavrosa
iichżałosnegomałżeństwa?Pogodziłasięzżyciem,jakieznała,choćzdawałasobie
sprawę, że nigdy nie będzie mogła być z dziadkiem tak blisko, jak by pragnęła.
Zresztą, może to, co zgotował jej Stavros, było lepsze niż samotność w wielkim
świecie?
Nigdyniewybaczysobieroli,jakąodegraławtejogromnejtragedii,aledotamte-
go dnia nie miała pojęcia, że Calista bierze narkotyki. Poza tym nie mogła zrozu-
mieć,cotakiegobyłowStavrosie,żeprowokowałjądonajgorszychzachowań.
Wyciągnęła z szafy dawno nieużywaną torbę i zapakowała trochę ubrań. Przez
dwadniczekałacierpliwie,zgodniezradąPhilipa,żebynierobićnieprzemyślanych
ruchów,aleniemogłasięjużdoczekaćreakcjiStavrosa.Prawieniespałaibyłatym
ogromniezmęczona.Coztegowszystkiegowyniknie?Nowemieszkanieipracawy-
magałydefinitywnegozerwaniazprzeszłością.
Wzięładorękitelefoniwtymmomencierozległsięsygnałwiadomości.Byłaod
Stavrosa.
„Spotkajmysięzadziesięćminutwbarze.Jeżelinieprzyjdziesz,wejdęnagórę.
MamdlaCiebiepropozycję”.
Propozycję?Czymogłamuzaufać?
Namyślotym,żemógłbyzakłócićjejprywatność,odpisałapospiesznie:
„Zarazbędę.Dozobaczenia”.
Przepełnionabezpodstawnąnadzieją,właśniezamierzaławejśćpodprysznic,kie-
dytelefonznowuzapikał.
„Ubierzsięodpowiednio”,widniałonaekranie.
Zmocnobijącymsercemoparłasięościanęłazienki.
Przyszedł,bowziąłjejblefzadobrąmonetę.Niemogłasięprzyznać,jakbardzo
jest przerażona. Noszenie maski osoby samolubnej i nieczułej, tak bardzo przez
niegopogardzanej,powodowało,żeimczęściejjąnakładała,tymbardziejsiętaka
stawała.
Miałazejśćnadółzadziesięćminut,alezanimsiętampojawiła,upłynęłodobre
półgodziny.Najwyraźniejteżkompletniezlekceważyłajegoostatniąwiadomość.
Włożyłajedwabną,brzoskwiniowąbluzkękoszulowąpodkreślającąkształtpiersi
i szorty odsłaniające zgrabne, opalone nogi, do tego rozpięty kardigan i długie do
kolanskórzanebuty.Brązowewłosyspięławkucykiweszładobarudługim,rozko-
łysanymkrokiem.Tenobrazutrwaliłsięwniejednejmęskiejgłowie.
Poruszała się z gracją osoby przekonanej o własnej atrakcyjności. Nie była ani
trochę podobna do dawnej Leah, tej, którą poślubił, i wcale nie dlatego, że jakoś
specjalnie zyskała na urodzie. Wyglądała, jakby płonął w niej wewnętrzny ogień
inaprawdęprzyjemniebyłonaniąpatrzeć.
Czymówiłaprawdę?Czyrzeczywiściechodziłoojejkarierę,czyteżmożebyłato
zasługajakiegośmężczyzny?Natęmyślzawrzałownim.
Ostatnim mężczyzną, który się koło niej kręcił, był Alex Ralston, odsiadujący
obecniewyrokzaposiadanieidystrybucjęnarkotyków.
– Kiedy się nauczysz, że sprzeciw wobec mnie szkodzi tylko tobie? – spytał, za-
praszającjąnakrzesłooboksiebie.
Usiadła,skrzyżowałanogiiobdarzyłagoprzesłodzonymuśmiechem.
–Aty?Kiedysięnauczysz,żeniemożeszmirozkazywać?
Sercebiłojejmocno,alebardzosięstarałaniepokazaćzdenerwowania.
Stavrospodziękowałkelnerowi,aleonaprzywołałagozpowrotem.
–Jestemgłodna–powiedziałatonemwyjaśnienia.–Rzadkojadampozadomem,
więcniechchociażmamztegoprzyjemność.
Czekał w milczeniu, aż młody kelner pojawi się ponownie, a potem obserwował
zrosnącąfascynacją,jakLeahzamawiatrzyprzystawkiidwadaniagłówne,posłu-
gującsiębardzodobrymgreckim.
–Niebędęjadł–zastrzegł,kiedykelnerodszedł.
– Wiem. Jest piątek wieczorem i jesteś umówiony na kolację z Helene Petrou,
byłąkochanką,obecnieprzyjaciółką.
Przyszpiliłjąspojrzeniem.
–Skądotymwiesz?
–Philipmaswojeźródła.
–Iporadziłciotymwspomnieć?
–Wręczprzeciwnie.Zakazałmimówić,żecokolwiekoniejwiem–odparłaszcze-
rze.
Jejszczerośćkompletniegorozbroiła.Najwyraźniejbyłazupełniepozbawionain-
stynktusamozachowawczego.Jakmógłuwierzyć,żepotrafiosiebiezadbać?
–Więcdlaczegogonieposłuchałaś?
–Niechcęztobąwojny.Takpostanowiłam.Wspomniałamoniej,bobyłamzasko-
czona,słyszącjejnazwiskopotylulatach.Podobnospotykaszsięzniąregularnie
cotydzień.
–Czytodziwne,żespotykamsięzkobietą,którapodziwiam?–spytał,starannie
dobierającsłowa.
Kiwnęłagłową,usiłującnaniegoniepatrzeć.
Dlaczegoczułasięniepewnie?
– Pamiętam, że Calista dużo o was mówiła. Wspomniała, że jesteście dla siebie
stworzeni–powiedziała,błądzącwzrokiemwoddali.
Wjejspojrzeniubyłsmutek,któregoniewidziałnigdyprzedtem.Czyżbynapraw-
dęszczerzeopłakiwałaCalistę?
Leah zamrugała i skrzywiła się lekko, ale sztuczność tego gestu nie uszła jego
uwadze.
–Gdybyśmysięrozwiedli,mógłbyśsięzniązwiązać.
–Chciałabyśtego?–spytał,zaskoczony.
–Tak.–Upiłałykwodyiprzyglądałamusięuważnie.–Wprawdzieżyczyłabymci,
żebyśchociażprzezjakiśczasczułsiętakjakjaprzezostatniepięćlat,alejeżeli
twojeszczęściemiałobybyćcenązamojąwolność…totak,chciałabymtego.
– To bardzo wielkoduszne z twojej strony. Dziwię się, że w ogóle ją pamiętasz.
Czycokolwiekztamtegookresu.
– Trudno byłoby zapomnieć. Bizneswoman, ikona mody, była modelka i, co naj-
ważniejsze, kobieta dorównująca wysokim standardom Stavrosa Sporadesa. –
Skrzywiłasięcynicznie.
–Sporooniejwiesz.
– To oczywiste. Miałam obsesję na jej punkcie… – Odwróciła wzrok. – Odniosła
sukceswtakmłodymwieku–dokończyłapochwili.
Miałmglistewrażenie,żeniedokońcatochciałapowiedzieć,jednaknigdywcze-
śniejniewidziałjejtakprzygnębionej.Egoizm,którybudziłwnimtakąodrazę,da-
wałjejnadspodziewanąsiłę.Wyglądałototak,jakbystałazazasłoną,skrywającą
jejemocjeprzedotaczającymświatem.
–Więccałetozamówieniemiałotylkosprawićprzyjemnośćkelnerowi?
–Gdziesiępodziałytwojedobremaniery?
–Wszystkiemojedobrecechyznikają,kiedymamdoczynieniaztobą.
–Biegałamdzisiaj,więcchętniezjemwszystko.
KelnerprzyniósłzamówionedaniaiLeahsięgnęłapowidelec.Zaczęłajeść,jed-
nakwpewnymmomencieodłożyłasztućce.
–Cotozapropozycja?–spytała.
–Proponujękompromis.
–Nic,cowcześniejsugerowałeś,niewyglądałonakompromis.Tozawszetwoja
wola,tylkoozdobionaładnymisłówkami.Taksamotraktowałeś…
Podjegobadawczymspojrzeniemnieodważyłasiędokończyć.Znówsięgnęłapo
wideleciuciekławzrokiem.
–Kogo?
Krewetkasmakowałajaktrociny,więcpopiłająłykiemwody.
–MnieiCalistę,rzeczjasna.Mnóstworazy.Zabraniałeśwszystkiego,cotylkoza-
proponowała.
Jakwtedy,kiedyjegosiostrazapragnęłaprzezrokstudiowaćsztukęwParyżuczy
wyjechaćzLeahdoNowegoJorku.Albowtedy,kiedypostanowiłastanąćzabarem
wnocnymklubie,gdziepracowałjejprzyjaciel.
Kiedy się nie zgodził, dostała strasznego ataku wściekłości. Samo wspomnienie
wystarczyło,bykompletniezdołowaćLeah.Calistamiaładoniegoogromnepreten-
sje,aleniezdradzałasięztym.
–Naprzykład?–spytałStavros.–Posmutniałaś…Powiedzmi,cocichodzipogło-
wie.
Zjegotonuwynikało,żenaprawdęchcesiędowiedzieć.
KiedyprzyjechaładoAten,miałzaledwiedwadzieścialat,alewciążpamiętałajak
bardzobyłobowiązkowyiodpowiedzialny.Idopieroteraz,porazpierwszywżyciu
zastanowiłasię,conimkierowało.
–Dlaczegochceszwiedzieć?
Przezchwilęsądziła,żeniemógłuwierzyć,jakśmiałazapytać,alepochwilizmie-
niłazdanie.Chybaraczejnieotochodziło.Zaskoczona,zrozumiała,żetrudnomu
znaleźćodpowiedniesłowa.
–Ja…starałemsiędaćjejwszystko,czegozapragnęła,alenigdyniemogłemzro-
zumieć, dlaczego posłuchała ciebie. Dlaczego nie zdołałem zapewnić jej bezpie-
czeństwa.
Cieńsmutkuwjegospojrzeniuprzywołałprzykrewspomnienia.
–Niewiem…
–Nieoczekujęodciebieodpowiedzi,skorotowłaśnietywciągnęłaśjąwnarkoty-
ki.
Drgnęła,alebałasięodezwać,bosprawiałwrażenienieprzejednanego.Zupełnie
jakbysobienagleprzypomniał,jakbyniemogłomiędzynimibyćnicpróczpogardy.
Przygniecionaciężaremwspomnień,odłożyławidelec.
Pomimoswoichrozległychplanówiawanturniczejżyłki,Calistawdomunigdyna-
wet nie kiwnęła palcem. Natomiast Leah, której matka zmarła przy porodzie, od
najmłodszychlatpomagałaojcuwprowadzeniudomu.
„Mójświątobliwybratmaodtegosłużących”,mawiałaCalista,kiedyLeahpropo-
nowała,żebyposprzątaćalbocośugotować.
Miaławtedyszesnaścielat.CzydziślepiejrozumiałabysiostręStavrosa?
Towszystkonależałojużjednakdoprzeszłości,adlaniejnajważniejszabyłaprzy-
szłość.
–Powiedz,czegoodemnieoczekujesz.
Przyglądałjejsięprzezchwilę.
–Pomieszkajzemnąprzeztrzymiesiąceiudowodnij,żemogęcizaufać.
–Niemamowy–odparłagwałtownie.
–Tojedyne,nacomogęsięzgodzić.
–Icomiałabymrobićprzeztetrzymiesiące?
– Przekonaj mnie, że poważnie myślisz o karierze projektantki i że nie przepu-
ściszswojegospadkunajakieśmrzonki.
–Twojezaufaniejestnaprawdęinspirujące.
Nadalpatrzyłnaniątwardymwzrokiem.
– Daję ci wybór. Jeżeli zawiedziesz, nasze małżeństwo zostanie utrzymane
wmocy.Dopókijednoznasnieumrze.
Natęmyślogarnąłjąchłód.Zdrugiejstrony,skoroStavroscotydzieńspotykał
sięzeswojąkochanką,raczejniewiązałswojejprzyszłościznią.
Przynimzawszeczułasięniewystarczającodobraiwcaledotegouczucianietę-
skniła.Gdybymielibyćzesobąnacodzień,życiestałobysięnieznośne.
–Rozumiem,żechciałbyśmniewidziećgrzeczną,słodką,posłuszną,jednymsło-
wempozbawionąwszelkiejosobowości?
Patrzyłnanią,marszczącczoło,alesięnieodzywał,więcmówiładalej.
–Obawiamsię,żewtedyniezechceszzemniezrezygnować.
Dopiero wtedy roześmiał się głośno. Leah słyszała ten dźwięk tak rzadko, że
wprostzaparłojejdechwpiersi.
Tenniepowstrzymanyśmiechwywarłniezwykłewrażenienawszystkichgościach
kafejki. Kobieta przy stoliku obok zamarła z filiżanką w połowie drogi do ust
iutkwiławnimwzrok,inniteżprzyglądalimusięzaciekawieni.
Wciążjeszczeroześmiany,odgarnąłzczołakosmykczarnychwłosówiprzytym
geściezamigotałanapalcugruba,złotaobrączka.
Leahzrobiłosięprzykro.Niespodziewałasię,żewciążjąnosi.Toprzecieżona
wsunęłamunapalectensymbolpołączenianawieczność,któryokazałsiękajdana-
mi.
Dlaczegojąwciążnosi?CzymiałjąitamtegodnianajachcieDmitriego?Czyno-
siłjąprzezminionepięćlat?Towszystkobyłodosyćniepokojące.
Wzrokobcejkobietyteżspocząłnaobrączce.Widaćbyło,żepróbujeumiejsco-
wićLeahwżyciutegotakatrakcyjnegomężczyzny.Jejzaciekawieniebyłowprost
namacalne.
Aprzecieżnajprawdopodobniejwcaleniebyłodlaniejmiejscawjegożyciu,aob-
rączkamiałatylkoprzypominaćoobietnicyzłożonejGiannisowi.
Ciekawe,czyzdejmowałjąpodczasspotkańzHelene.Iciekawe,jakbytobyło
byćkobietą,którąszanował,wielbił,którejprzyrzekłcałkowiteoddanie.Czyjego
pasjasięgałarówniegłęboko,jakpoczucieobowiązku?
– Nawet gdybyś mnie miała nieodparcie pociągać – powiedział z wyraźną kpiną
w głosie – podpisałbym dokumenty rozwodowe i umożliwił ci dostęp do pieniędzy.
Odzyskaszwolność.
Miałabywięcspędzićznimtrzymiesiące…
–Wolnośćwyborusposobużyciatomojepodstawoweprawo,atyniejesteśmoim
panem.
– A jednak. Straciłaś prawo do decydowania o swoim życiu przez własną lekko-
myślność.Calistanieżyje,aGiannisomalnieumarłzpowoduzawału,któregobyłaś
przyczyną.Przyjmijtowkońcudowiadomości.
Wolała nie grzebać w przeszłości, bo to oznaczałoby wystawienie się na ocenę
człowieka, który nie tolerował słabości i nie znał lęków. Może śmiałby się z niej,
amożejejwspółczuł.
Awięcdobrze.
–Zgoda.Niechbędzie,jakchcesz.Popracujęnadodzyskaniemmoichpraw.
Nieodpowiedział,boniespodziewałsię,żeustąpitakszybko.Czytomogłoozna-
czaćprzyznaniesiędowiny?
Jegoaroganckieprzekonanie,żewiewszystkonajlepiej,irytowałojąodpierwsze-
gospotkania.Nigdynawetniespróbowałsobiewyobrazić,coonaczuje.Zakładał
pewnescenariuszeiwydawałpolecenia.
Terazwstałiwyciągnąłdoniejrękę.
–Zabierzmyto,czegobędzieszpotrzebowaćwnajbliższychdniach,aktośprzy-
wiezieresztętwoichrzeczypóźniej.
–Niespakujęsięwkilkaminut.Dajmikilkadni.
Niemogłatakpoprostuznimpójść.Potrzebowałaczasu,byprzyzwyczaićsiędo
tejmyśli.
Zerknąłnazegarek.
–Ktośnampomoże.Alemożemyzacząćodrazu.
–Chceszmipomagaćwpakowaniu?
–Atodlaciebieproblem?
–Owszem.Niechcę,żebyśprzychodziłdomojegodomu.Wmieszkaniujestbała-
gan, znów będziesz mnie osądzał, znów usłyszę, że nie powinnam mieszkać sama
czycośrówniebzdurnego.
Miałczelnośćuśmiechnąćsiędoniej.Prawdziwymuśmiechem,ukazującymideal-
niebiałeirównezębyidołeczekwjednympoliczku.
–Acojeślipowiem,żetonieważne?
–Niechcę,żebyśdotykałmoichrzeczy.
–Jateżniemiałemochotyzapraszaćciędosiebie.
Ująłjązałokieć,zmuszając,żebywstała.
–Niczegoniedotknę.Będętylkopatrzył.
–Możetakcisięwydaje,aleniejesteśmoimwłaścicielem.
Przezcałyczasichznajomościusiłowałzawłaszczyćjejżycie.Niemiałapojęcia,
jakzdołaprzetrwaćtetrzymiesiące.
ROZDZIAŁPIĄTY
Oczywiściekłamała.
Stavrosniewiedział,cozaszokowałogobardziej.Czyfakt,żekłamaławkwestii
taktrywialnej,czywidokjejmieszkania,którebardziejniżdomprzypominałowię-
ziennącelę.
Na myśl, że żyła w ten sposób przez bite pięć lat, aż się wzdrygnął. Dlaczego?
Wyglądałoto,jakbychciałaukaraćsamasiebie.CzyśmierćCalistyażtakbardzo
niąwstrząsnęła?Czynaprawdęjązmieniła?
Aniwsalonie,aniwmałejkuchniczysypialninicnieleżałonienamiejscu.Byłotu
tylko i wyłącznie to, czego potrzebowała. Wszystko czysto użytkowe, żadnych
ozdóbczybibelotów,ścianyśnieżnobiałe,takjakpamiętałsprzedpięciulat,kiedy
byłtuwtydzieńpoichślubie.
Wszystko świadczyło o ogromnej samotności, a mieszkająca tu dziewczyna zda-
wałasiętylkocieniemswojegodawnego„ja”.
Kiedysiętuwprowadziła,dostarczyłjejmasęrzeczy.Ubrania,buty,torebki,róż-
ne drobiazgi, których, zdaniem Helene, mogła potrzebować młoda kobieta. Posłał
jejnawetrzeczydawniejnależącedojejmatki,znalezionewrezydencjiGiannisapo
jegozawale.
Konsekwentnie odsyłała wszystko, uparcie odmawiając przyjęcia czegokolwiek,
więcwkońcuprzestałpróbować.Niechciałanawetrzeczywłasnejmatki.
Odtamtejporyzwolniłsamsiebiezobowiązkuopiekinadnią,anawetpostarał
sięprzestaćzauważaćjejistnienie.
Ześciśniętymsercemwszedłzaniądosypialni.Przyłóżkustałaszafkanocna,na
niejpaczkachusteczek,długopis,kilkakartekpapieruimałafotografia,przypusz-
czalnieojca,bomiałpodobnejakonasarniebrązoweoczy.
Leahwyciągnęłazszafytorbę,jużwpołowiezapełnioną.
– Mam kogoś, kto pomógłby znieść rzeczy – powiedział Stavros od drzwi. – Ale
najwyraźniejtegoniepotrzebujesz.
–Takpomyślałam,żewłaściwienaczastegotestumogłabymzostaćtutaj…
Rozejrzał się po niewielkim pomieszczeniu, coraz bardziej niepewny słuszności
własnegopomysłu,cobyłokompletnieirracjonalne,aleniepotrafiłnicnatopora-
dzić.
–Dlaczegoniechceszzamieszkaćumnie?
–Bonieuważamtegozadobrypomysł–odparła,ztrudemhamującrozdrażnie-
nie.–Nieznosiszmniezagrzechy,doktórychmogęsięprzyznaćtylkopoczęści.
I jesteś aroganckim hipokrytą – dodała drżąco, bezskutecznie próbując ukryć, że
jednakjestdlaniejważny.
Dawna Leah nigdy niczego nie ukrywała, nie walczyła z uczuciami. Podążała za
każdym młodzieńczym impulsem, aż doprowadziła do katastrofy. I pociągnęła za
sobąCalistę.
–Więcuważasz,żemogłabyśnadalmieszkaćwtejnędznejdziurzejakjakaśmę-
czennica?
–Przecieżsamjądlamniewybrałeś.
– Nigdy nie chciałem, żebyś się czuła jak w więzieniu. Przysłałem ci wszystko,
czegomogłaśpotrzebować.
–Icomiałamztymzrobić?–Wrzuciładotorbyjeszczekilkarzeczyizapięłają.–
Niemamprzyjaciół,niemamrodziny…
–Odlatodpychasznajbliższąciosobę.Niemogępojąć,dlaczego.
Zostawiłajegouwagębezkomentarzaimówiładalej:
– Nawet personel domu mody, ludzie, z którymi pracuję od pięciu lat, traktują
mnieztąmdlącąmieszankąniechęciiudawanegoszacunku.Niewiem,czyrzeczy-
wiście uważają moje rysunki za dobre, czy też tylko tak mówią, bo jestem Leah
Sporades,żoną,którejtenwielkiczłowiekwstydzisięprzedświatem.Ożeniłeśsię
zemną,chociażniemogłeśnamniepatrzeć,całowałeśmniewobecnościmediów
tylkopoto,żebyodstraszyćmoichprzyjaciół.Równiedobrzemogłeśmnieoznako-
wać,takjaktosięrobizbydłem.
–Leah…
–Nie,Stavros.Miałamdziewiętnaścielat,straciłamjedynąprzyjaciółkę,aGian-
nisakuratwtedymiałzawał…
–Iwciążniechceszgowidzieć–wtrącił.
Wciąż pamiętał prośbę Giannisa: „Proszę, nie rezygnuj z mojej Leah, Stavros.
Onajestbardzokrucha”.
Krucha?Toostatnie,comógłbyoniejpomyśleć.Niemogłausiedziećprzynimna-
wetpięciuminut,ajednakGianniswciążoniejmyślał.
Caładrżącazrozgoryczeniaiżaluciągnęła:
–Wciągudwóchdniodebrałeśmicałyświat.Zamknąłeśmnietutajiwyrzuciłeś
zpamięci.Nigdynieczułeśsięźleztym,żeprzymusiłeśdomałżeństwadziewiętna-
stolatkę?
Jejsłowacięłyjaknóżiupuszczałykrew.Przezpięćlatignorowałjejistnienie,po-
zwolił, by mieszkała jak w celi i wciąż okłamywał Giannisa, że z Leah wszystko
wporządku.Jakmógłpopełnićtakniewybaczalnebłędy?
–Odpowiedzmi.
–Nie,anitrochę.Zrobiłbymwszystko,żebycięodciągnąćodtegoklubowegoży-
cia,pełnegoalkoholuinarkotyków.
Tymrazemniezaprzeczyła.Przymknęłatylkooczyispuściłagłowę,atenintym-
nygestzbudziłwnimnieoczekiwanieciepłeuczucia.Wyglądaławtejchwiliniezwy-
klekuszącoinaglezapragnąłjąpocałować.Byłjużtegobardzoblisko,aledespe-
rackie pragnienie w jej spojrzeniu kazało mu się powstrzymać. Leah cofnęła się
okilkakrokówiodetchnęłagłęboko.
–Toterazzmierzsięzkonsekwencjamiswojegopostępowania–powiedziała.–Ja
napewnoniepomogęciuspokoićsumienia.
Tobyłanajbardziejdojrzałauwaga,jakąodniejusłyszał.Inagleuświadomiłsobie
zcałąwyrazistością,jakbardzozaniedbałswojeobowiązkiiprzyrzeczeniezłożone
Giannisowi.
–Maszrację–powiedział,ajejtwarzpojaśniała.–To,cozrobiłemtamtegodnia,
miałopoważnekonsekwencje,doczegonigdyniechciałemsięprzyznać.
–Naprawdętosłyszę?–Brwipodjechałyjejnaczoło,aotwarteustaułożyłysię
wzdumione„o”.Woczachzabłysłorozbawienie,któreogromniedodałojejuroku.
Patrzyłnaniąpożądliwieiznajwyższymtrudemopanowałpragnieniemuśnięcia
palcamijejpełnychwarg.Nawszelkiwypadekcofnąłsięokrok.Niechtenniezdro-
wypociągdoniejbędziejegokarą.
–Pokażmiswojąpracownię–poprosił.
Tegosięniespodziewał.
ZupełniejakbyzasłonaoddzielającaLeahodresztyświatanaglesięuniosła.Cho-
dziłapopomieszczeniuznieśmiałymuśmiechem,muskająckolejneprzedmioty,zu-
pełnieinnaoddziewczyny,którazwyklepatrzyłananiegoztakogromnąniechęcią.
Przezwysokieoknawlewałysięstrugisłonecznegoświatła.Wszędzie,gdziekol-
wiekspojrzał,byłykolory,żywykontrastwstosunkudoresztymieszkania.
Wgłębiwisiałydwawieszakizgotowymiubraniami.Nastolestałastaramaszyna
doszycia.Jednąścianępokrywałyołówkoweszkice,ilustracjeiwykrojezmagazy-
nówmody.Nadrugiejumieszczonopróbkimateriałów,którychryzyleżałydosłow-
nie wszędzie, począwszy od chwiejnego stołu w kącie, zawalonego satyną, jedwa-
biemibawełną,praktyczniewszystkimimateriałami,któreznałpodziesięciulatach
wprzemyśletekstylnym.
Wzruszenieścisnęłogozagardło.
–Atadetalistka,októrejwspomniałaś,czymjestzainteresowana?
– Przygotowuję dla niej kolekcję wieczorową: sukienki koktajlowe, wieczorowe,
aukoronowaniemkolekcjibędziesukniaślubna.
–Todużopracyjaknajednąprojektantkę…
–Iszwaczkęwjednym–dokończyła.–Wszystkorobięsamaitojestpodstawowa
zasadacałejmojejkolekcji.Chcędopilnowaćwszystkiegoodpoczątkudokońca.
Obszedłpomieszczenieidotknąłgórysukienkiwkolorzekościsłoniowej.
–Widziałaszkice?
–Nie,alerozmawiałyśmyonich.
–Toogromneryzykotworzyćcałąkolekcjępodgustjednejosoby…
–Przyrzekłeśmicośdziesięćminuttemu.
–Dotrzymamobietnicy.Alejestemteżbiznesmenemiszefemgrupyfabrykodzie-
żowycheksportującychswojewyroby nacałyświat.Wskazuję citylkopewnenie-
bezpieczeństwa, tak samo jak zrobiłbym w przypadku każdej nowej inwestycji.
Nadmiarkreatywnościmożesięskończyćupadkiem.
–Alejanieodwzorowujęjejwizji.Toraczejmojewyobrażenietego,coonamana
myśli.–Odwróciłasiędoniegoizmarszczyłabrwi.–Wszystko,copróbowałamza-
projektowaćdladomumody,zostałowkońcuzmodyfikowanewedługichtrendów.
Chcę,żebytakolekcjabyłamoja.Dlategopotrzebujępieniędzynamateriały.
Pokiwałgłową.
–Chcęzestawieniaabsolutniewszystkichwydatków.
–Przyślęcimójarkuszkalkulacyjny.
–Maszjużgotowy?
–Zaskoczony?MamproblemzjednymsprzedawcązBrazylii.Wciążpodwyższa
micenębawełny.
–Wtymmogęcipomóc–odparł,zprzyjemnościąobserwującblaskwjejoczach.
–Chciałabyśzatrudnićszwaczkę?
–Jeszczeniewtejchwili.
–Aletomnóstwopracyjaknajednąosobę.
–Mojąpierwsząkolekcjękonieczniechcęprzygotowaćsama.
–Dobrze.
Dostrzegłidoceniłjejdeterminację.Zresztązdawałsobiesprawę,żeitakniepo-
słuchałabywtejchwilijegorad.
–Wiesz,oczywiście–powiedziałtylko–żewtymbiznesienaprawdętrudnosię
przebić.Codzienniepowstająsetkinowychkolekcji.Ajaniewiem,czyrzeczywiście
maszdotegotalent.
– Zdaję sobie sprawę. Proszę cię tylko o szansę, o dostęp do możliwości, które
mam.
–Ajakcisięnieuda?
–Tobędzietylkomojaklęska.Albosukces.Tocoś,wcowkładamcałeserceinic
mnienieprzestraszy.
Słuchając jej, uzmysłowił sobie, jak mało wie o tej dziewczynie, którą pięć lat
wcześniejuznałzaswojeprzekleństwo.
ROZDZIAŁSZÓSTY
TydzieńpóźniejLeahszłabiałą,piaszczystąplażąnależącądoposiadłościStavro-
sa na jednej z wysepek Morza Egejskiego, o dziesięć minut lotu helikopterem od
Aten.Takdługomieszkaławstolicy,aleniemiałapojęciaoskrawkuraju,jakimbyło
miejsce,którenazywałdomem.
Willa,umiejscowionapomiędzydwomawzgórzami,zniewalałaprostotą.Niebyło
tamlśniącegochromembarujaknajachcieDmitriegoaniżadnychakcesoriów,zwy-
kle spotykanych w rezydencjach bogaczy. Dom, w całości wykonany z kamienia,
miałbasenipiwnicęnawino.Byłownimmnóstwoprzestrzeniiświatła.
Bardzoprzypominałswojegowłaścicielaistanowiłautentycznyfragmentgreckiej
wsi.Alechoćciszęzakłócałtujedynieszumwiatru,ajedynymtowarzystwembyła
służba,Leahwcalenieczułasięsamotna.Botomiejscebyłoniezwykłe,azamiesz-
kującyjeludziemieliwsobieogromnyspokój.
Przypominając sobie teraz, jak bardzo obawiała się stałej obecności Stavrosa,
mogła się tylko uśmiechnąć. Było tu siedem sypialni z łazienkami, a choć Stavros
często pracował w domu, w niebieskich dżinsach i koszulce polo sprawiał dużo
mniejonieśmielającewrażenie.
Pierwszego ranka poderwał ją z łóżka dźwięk helikoptera. W bawełnianych
spodenkach i koszulce bez rękawów wybiegła na balkon. Stavros, w luźnej, białej
koszuliidżinsach,właśniewchodziłdodomu.Przystanąłispojrzałnanią,amorska
bryzatargałamuwłosy.Zbijącymsercemisuchymizwrażeniawargamiumknęła
wzrokiemiwycofałasiędosypialni.
Teraz, wracając z plaży, pomachała do robotników wracających do miasteczka
zwinnicy,gdzieniedość,żewciążwytwarzanowino,tojeszczestałokilkadomków
gościnnych, spora stajnia i padoki dla koni. Dziadkowie Stavrosa wciąż mieszkali
wtymmiasteczku,choćichwnukbyłznanymwcałejGrecjipotentatem.
Terazbyłojejbardzowstyd,żewspomniałaopójściudomediów.Nicdziwnego,
żezrobiłtakąpogardliwąminę.Skarciłasamasiebiewmyślachizaczęłabiec.
Od chwili kiedy oprowadził ją po posiadłości, pokochała pomysł biegania po wą-
skich,wijącychsięścieżkach.Wpoprzednimtygodniuznalazłajedną,któraprowa-
dziłamiędzypadokamiiokrążałasad.
Pobiegła nią i zatrzymała się dopiero przy basenie, gdzie w smudze słonecznej
spoczywałnależakuStavros.Obokstałdrugileżak,anastolikuzeszklanymbla-
temustawionodużydzbanekzlemoniadą,talerzzowocamiidrugizserami.
Odpoczywającymężczyznamiałzamknięteoczyimogłagospokojniepoobserwo-
wać. Ciekawie było móc tak na niego patrzeć, nie czując na sobie wzgardliwego
spojrzenia.
Zauważyła,żezdążyłjużodcisnąćnatymmiejscuswojepiętno.Mieszkańcymia-
steczkawychwalaligopodniebiosa,akobiety,odkądusłyszały,kimjest,patrzyłyna
niązszacunkiem.Czułaspoczywającąnasobieodpowiedzialnośćzanoszeniejego
nazwiska,agdybyjeszczemogłabyćkobietą,którąszanowałiktórejpragnął…Ta
myślwprawiałająwdrżenie.
Rozpiętakoszulaodsłaniałaoliwkowąskórę,spodnieopinałyumięśnioneuda.Ten
kuszący widok budził w niej dawno zapomniane dreszcze i zalewał żarem, tak że
miałaochotęposzukaćukojeniawbasenie.
Z trudem oderwała od niego wzrok, cofnęła się o krok i wtedy usłyszała swoje
imię.
–Noijakciminąłtydzień,Leah?–zapytał,zoczamiwciążzamkniętymi.–usiądź
tuiopowiedzmiwszystko.
Powoli otworzył oczy i przesunął po niej wzrokiem z tak niezwykłą intensywno-
ścią,żezpewnościązauważyłkażdyszczegół,naprzykładjejrumieniec.Mogłatyl-
komiećnadzieję,żezłożytonakarbbiegania.
Przesunęładłoniąpoczole,szukającpretekstudoodmowy.
–Jestemspocona,muszęwziąćprysznic–powiedziałachropawo,odwracającsię,
żebyodejść.
– Rosa powiedziała mi, że zwykle pływasz po bieganiu. Nie zmieniaj tego ze
względunamnie.Przecieżchybasięmnienieboisz?
–Oczywiście,żenie–odparłanatychmiast.
Uniósłpytającobrwi,apotemobdarowałjąprawdziwym,ciepłymuśmiechem.
Znienawidzącymjej,kwestionującymjejwartośćjakoczłowieka,myślącymoniej
jak najgorzej potrafiła sobie poradzić. Ale to, co właśnie prezentował, zupełnie
przekraczałojejmożliwości.
Niemamowy,żebypokazałamusięwbikini.
–Biegałamdziśdłużej,niżzamierzałam–powiedziała.–Darujęsobiepływanie.
Zaczęłasięodwracać,żebyodejść,kiedyusłyszałapytanie.
–Ciekawjestem,jakcisiępodobadom.
Zatrzymała się w pół obrotu i pośliznęła na wilgotnych płytkach, ale on w oka-
mgnieniu znalazł się przy niej i podtrzymał, chroniąc przed upadkiem. Zetknięcie
ztymsilnymigorącymciałemzaparłojejdechwpiersi.
–Niccisięniestało?
–Nie,wszystkowporządku–odparła,alebyłatakrozstrojona,żepodpowiekami
zakręciłyjejsięłzy.
Stałobokwmilczeniu,wciążprzytrzymującjązabiodra,aonaniemiałaodwagi
odwrócićsięispojrzećmuwoczy.Bałasię,żezobaczytamtensamogień,który
płonąłwniej,albocierpliwąobojętność,aniebyłagotowaaninajedno,aninadru-
gie.
Odsunęłasięodniego,korzystajączpretekstusięgnięciapolemoniadę.
–Zupełnieniedzisiejszy,dalekioddwudziestegopierwszegowieku.
Taknaprawdę,totuporazpierwszywżyciuczułasięjakwdomu,mogłazapo-
mniećobolesnejprzeszłościiperspektywiesamotnejprzyszłości.Aleniepotrafiła
siędotegoprzyznać,niepotrafiłapokonaćmurumiędzynimi.
–Wkażdymraziepasujedociebie–dodałazgryźliwie.–Raczejsurowyinieprzy-
stępny.
– To samo mówi Dmitri. Twierdzi, że nie może znieść wszechogarniającej ciszy.
Rozumiem,żecisięniepodoba?
Zmarszczyłabrwi,próbującodnaleźćprawdziwysenstegopytania.
–Ja…wolałabymcośbardziejnowoczesnego,jakjachtDmitriegoalbotojegoka-
walerskiegniazdkowAtenach.
Dlaczego kłamstwo przychodziło jej tak łatwo? Widziała mieszkanie Dmitriego
razjeden,tobezduszneibezbarwneokropieństwopełnestaliichromu.
–Tujesttrochęzbytsamotniejaknamójgust.
–Tak?
–Cóż…
Ściągnąłbrwiipomyślała,żeustąpiiodeślejądotamtegotandetnegomieszkania
ipaniKovlakis.Natęmyślzrobiłojejsięogromniesmutno.
Nieodrywającodniejwzroku,dopiłjejlemoniadęipowoliodstawiłszklankę.
–Niewierzęci,mojaśliczna.
Zupełnieniewiedziała,jakzareagowaćnatęintymność.
–Comasznamyśli?–spytaładrżąco.
– Kłamiesz – stwierdził, ale bez złości. – W przeszłości bywałem wystarczająco
arogancki,bybraćkażdetwojesłowozadobrąmonetę.Dlategouznałaś,żełatwo
mnąmanipulować.Jeszczeniewiem,dlaczegotorobisz,alesiędowiem.
–Myślę,żekochasztendom.Niepotrzebniebrałemdziśjeepa,takczęstomusie-
liśmysięzatrzymywać.Wszyscyjużznajątwojeimię,każdymaotobiecośdopo-
wiedzenia. Rosa nawet stwierdziła, że nigdy nie spotkała tak pracowitej i uroczej
młodejkobiety.
– To oczywiste, że muszę być dla niej miła. Zaczarowała mnie tą dekadencką
czarnąkawąibaklawą.
–Pytanietylko,wilukwestiachkłamałaś–kontynuował,jakbysięwogólenieod-
zywała.
Czyjejwyraźnyból,kiedywspominałaCalistę,byłprawdziwy?Przezcałyminiony
tydzieńobracałwpamięciswojekolejnespotkaniazLeah.Zastanawiałsię,dlacze-
gozrobiłatakwielezrzeczy,którychjejzabronił,jaktomożliwe,żewciążopłakuje
jegosiostręiczemuprzeztylelatniechciaławidziećGiannisa.
Kłamała,mówiącomieszkaniu,kłamaładziśnatematjegodomu.Choćzapewne,
pomyślałsfrustrowany,byłyiniebezpieczneprawdy,którychnigdyniepoznał.Zmu-
siłsiędouśmiechuidotknąłjejramienia.
Usztywniłasięnatychmiast,aonprzezchwilęwalczyłzprzemożnympragnieniem
wyegzekwowaniaswoichmałżeńskichprawjakniecywilizowanycham.Wtymmo-
mencieniemyślałoobowiązkachaniotym,cosłuszne.Poprostuchciałsprawić,by
tamałaegoistka,którąpoślubiłiktórakarmiłagotylkokłamstwami,pokazałamu,
jakajestnaprawdę.
–Więctwójprzyjacielprawnikodwiedziłcięwśrodę?
–ManaimięPhilip–odparłazrezygnacją.–Byłwściekły,bowyjechałamztobą,
niesłuchającjegorad.Uważa,żezgodziłamsięzbytłatwo.
–Ajamyślę,żeonzaczynarozumieć,żeniedobierzesiędotwojejfortuny.
–Uważasz,żeprzyjaźnisięzemnątylkodlatego?
–Owszem.Twójmajątekzawszeprzyciągałtegotypumężczyzn.
Westchnęła,alenierozzłościłasię,takjakoczekiwał.
–Oczywiścietynajlepiejznaszludzkieintencje.
–PoprostuznamPhilipaCosgrovelepiejniżty.Zdążyłjużzerwaćdwanarzeczeń-
stwa–jednozbogatąAmerykanką,adrugiezksiężniczkązpołudniowoamerykań-
skiegopaństewka.Miałteżromanszeswojąklientką.
Popatrzyłananiegowzrokiemrozzłoszczonejkotki.
–Kazałeśgośledzić?
–Uważam,żepowinnaśznaćprawdęonim.
–Ojegożyciuprywatnym?Jestmoimprzyjacielemiprawnikiem,niekochankiem.
A ty jesteś hipokrytą. Ciekawa jestem, czy mówisz swoim kochankom, że masz
żonę,którąukrywaszprzedświatem?
–Każdy,ktosięliczy,wie,żemamżonę.Przynajmniejniemuszęsięopędzaćod
kobietzainteresowanychmałżeństwem…
Słuchałabezmrugnięciaokiem.
–Jesteśodrażający.
Pogrywaniezniątaksamojakonapogrywałaznimbyłowciągające.Zzacieka-
wieniemobserwowałzmienneemocjepojawiającesięnajejtwarzy.Wtejchwilinie
mogłagookłamać.Przecieżniebyłoniczłegowtym,żechciałwziąćwłasnążonę
dołóżka.
–Skoropytałaś…
–Wcalenie.
–Zachowałaśsięjakjędzowata,zazdrosnażona.Właśnieotakiejmarzyłem.
Zbladła,awoczachpojawiłysięłzy.Natenwidokzrobiłomusięprzykro.Niepo-
trzebniebyłtakiostry.
–Leah…
–Nienawidzęcię.Nienawidzętego,żemnietutrzymasz.Itego,żemasznieogra-
niczonąwładzęnadmoimżyciem.Itego,żejestemzbytwielkimtchórzem,bycisię
przeciwstawić.Imojejdaremnejnadziei,żektóregośdniazmieniszzdanie.Zapomi-
nam,żechceszmnietylkokarać,isiebieteż,zato,cosięstałozCalistą.Botak
jest,prawda?Dlaciebieliczysiętylkoto,cosłuszne,nicinnegocięnieobchodzi…
Rzuciłamuzdesperowanespojrzenie,przetarłaoczypięściamiiwymaszerowała
zpokoju.
Jejsłowagozabolały,bowcaleniezamierzałjejzranić.Nigdytegoniechciał.
WprawdzieczułsiębezsilnywkwestiijejwpływunaCalistę,nierozumiałodrzu-
ceniamiłościGianniego,miałjejzazłe,żeprzypieczętowałajegoloswchwili,gdy
weszławjegożycie,alenigdyniechciałjejzranić.
Jednaknajwyraźniejrobiłtobezprzerwy.
Giannis uratował go przed biedą i pustką, a on w rewanżu uczynił życie jego
wnuczkinieznośnym.
Nieporzuciswoichobowiązków,aleteżniechceznówzranićLeah.
Leahusiadłanapodłodzepodścianąswojejpracowni.Niemogłauwierzyć,żeaż
takzdradziłasamasiebie.Nieobeszłojejnawetto,żeStavroskazałśledzićPhilipa,
ani to, czego się dowiedział. Ale kiedy nazwał ją wiedźmowatą, zazdrosną żoną,
właśnietakwyobraziłasobieichprzyszłość.Jakgdybyonnigdyniemiałjejnapraw-
dępoznać.
Wstała,sięgnęłapodzbanekzwodą,nalałaszklankęiwypiładuszkiem.
Toniemogłobyćtakieważne.Przecieżwkrótceodniegoodejdzie.Niewolnojej
traktowaćtegotakemocjonalnie.Powinnazaakceptowaćgotakimjakimjest,boje-
żeliniebędzieostrożna,samaskażesięnajegotowarzystwoprzezresztężycia.
Jeżeliteraztrochęodpuści,tymłatwiejsięodniegouwolni.
WiadomośćopoprzednichzwiązkachPhilipaniezrobiłananiejwiększegowraże-
nia. Zawsze interesował ją tylko jeden jedyny mężczyzna. I wciąż tylko on mógł
przyspieszyć rytm jej serca, tylko on mógł wzbudzić w niej żal, że tak bardzo do
niegoniepasuje.
PrzeznastępnytydzieńLeahprawieniesypiała.Detalistka,paniDuPont,chciała
umówićsięzniąnaspotkanieizobaczyćgotowączęśćkolekcji.Rozmowa,wktórej
musiała wyjaśnić, gdzie teraz mieszka, i reakcja jej rozmówczyni na fakt, że jest
żoną tekstylnego magnata, okazała się okropnie niezręczna. Zupełnie jakby nagle
zmieniłasięjejwartośćjakoprojektantki.Nadobreczynazłe,Leahniemiałapoję-
cia.
WkrótcepotejrozmowieLeahskończyłaszyćtrzypierwszesukienki,rozżalona
naStavrosa,żetakjejtowszystkoskomplikował.
Wieczorem po telefonie pani DuPont w pracowni Leah pojawiła się szwaczka,
Anna.Okazałasięnietylkoutalentowana,aleinastawionaentuzjastycznie,także
wsumieLeahbyłabardzozadowolonazjejobecności.
W końcu trzy gotowe sukienki wisiały na wieszakach, a dziewczęta sprzątnęły
pracownięnaprzybyciegościa.Leahwielezaryzykowała,alejejmarzeniewkońcu
miałoszansęsięspełnić.
Bardzo też chciała pokazać Stavrosowi, że naprawdę ma talent i potrafi ciężko
pracować.Niechbydostrzegł,żezdolnościamiideterminacjąwcalemunieustępu-
je.
WizytapaniDuPontmiałasięodbyćtegowieczoru.
Pomimo swoich licznych spotkań Stavros przez cały dzień myślał tylko o Leah.
Otym,jakbardzosiędenerwowała,jakdługopracowała,ajadałatylkodlatego,że
Rosajądotegoprzymuszała.
Przez te dwa tygodnie mógł tylko podziwiać jej zaangażowanie i oddanie pracy.
Aostatniegowieczoru,kiedysięzorientował,żeznówniezjadłakolacji,poszedłdo
pracowni.
Stanąłwproguiobserwował,jakLeahupinasukienkęnaAnnie,któraniemaldo-
równującmuwzrostem,byładoskonałąmodelką.Długadokolansukienkazczer-
wonegojedwabiuleżałananiejdoskonale.Prostaiszykowna,dodaładziewczynie
wyrafinowania,któregoniemiaławcześniej.
Teraz,kiedyprzezdwa tygodnieobserwowałLeahprzy pracy,niemiałżadnych
wątpliwościcodojejtalentu.
Chwilę po szóstej wieczorem helikopter wylądował na terenie posiadłości i Sta-
vrospospieszyłwprostdopracowni.Jużzdalekazobaczyłwoknieświatło.
Leahsiedziałaprzystole,zgłowąopartąnadłoniach.Usłyszał,jakwzdycharoz-
dzierająco,izobaczyłdrżenieszczupłychramion.
Zobaczył,jakwyrywakartkizeszkicownika,gnieciejeirzucanapodłogę.
Musiałagousłyszeć,boodwróciłasięgwałtownie.
–Przykromi,Anno,alewnajbliższejprzyszłościniebędęmiaładlaciebiepracy…
Zanimsięzorientowała,żetoon,zdążyłjeszczezobaczyćnajejtwarzyprzygnę-
bienieirozczarowanie,któreszybkozmieniłysięwrezerwę.
–Myślałam,żetoAnna.
–Jakposzło?–Niepotrafiłsiępowstrzymaćprzedzadaniempytania.
Bezradniewzruszyłaramionamiiodwróciławzrok.Pochwiliznównaniegospoj-
rzała.
– Miałeś rację – powiedziała z goryczą. – Nic jej się nie podobało. Pewno się
ztegoucieszysz…
–Miałbymsięucieszyć,żetwojezaangażowanieiciężkapracaposzłynamarne?
Teraz sprawiała wrażenie zawstydzonej. Chyba naprawdę wierzyła w jego złą
wolę.Aleczykiedykolwiekdałjejpowód,bymyślałainaczej?
–Ocoposzło?–spytał.
–Toznaczy?
–Dlaczegojeodrzuciła?Podałacipowód?
Jejmilczeniewkońcugozirytowało.
–Próbujęrozmawiać,nieatakujęcięprzecież.
–Uznała,żesązbytwyrafinowanedlaklienteliodwiedzającejjejbutiki.„Zbytna-
stawionenaznanychibogatych,jaktwójmąż”,takdokładniesięwyraziła.
NawidokżadnejzrzeczypaniDuPontniezamierzałazmienićzdania.Leahbyła
głębokorozczarowana.Czyżbycałyjejwysiłekmiałpójśćnamarne?
–Ijakiemaszdalszeplany?–spytał,wyrywającjązzamyślenia.
To,żepytałtakgrzecznie,czyniłojejklęskęjeszczebardziejrealną.Zakażdym
razemkiedyrozmawialiojejpracy,wyczuwaławnimautentycznezainteresowanie,
inaglepoczułasięjakniewdzięcznica.Podniosłanotesipokazałamuuwagę,którą
zapisaławcześniej.
–Zrobiłam,jakradziłeś.Długorozmawiałyśmyojejoczekiwaniach.Będęmusiała
zacząćwszystkoodpoczątku.
–Odeszłaśzdomumody,bochciałaśurzeczywistnićwłasnąwizję.
–Tak.Alewtedymusiałabymporzucićzwykłegoklientaizaufaćswojejwizji.
Wyciągnąłsięnakrześle,skrzyżowałdługienogiizabębniłpalcamiwstół.
–Ibyłabyśgotowazaryzykować?WidziałemAnnęwczerwonejsukience–dodał,
kiedy nie odpowiedziała. – Uważam, że masz talent. I nie zapominaj, że masz też
bogategomęża,gotowegocięwesprzeć.Zaufajmiidziałaj!
Patrzyłananiego,zaskoczona,aleiogarniętanadzieją.Otomężczyzna,którego
zwodziłaipogardzałaprzezlata,ofiarowywałjejwspaniałąszansę.
ROZDZIAŁSIÓDMY
Leahwygładziłamateriałbeżowejsatynowejsukienkiiwestchnęłacicho.Sukien-
kazmetkąznanegoprojektanta,wybranaprzezstylistkę,niebyławsumieażtaka
brzydka.
Niestety,klasycznadopasowanagórairozkloszowanaspódniczkarażącokłóciły
sięzjejstylem.Zwłosamizebranymidotyłu,zkaszmirowymszalemnaramionach,
czułasiępoprostuźleiobco.Ciężkibrylantowynaszyjnik-obrożabyłzimnyinie-
przyjazny.Niemogłasiępozbyćwrażenia,żewysysazniejciepło.
Stavros siedział po drugiej stronie szerokiej kabiny, pochylony nad laptopem.
Leahodpięłapasiprzespacerowałasiętamizpowrotemwzdłużkabiny.
Odkąddostarczonojejzamówionemateriały,pracowałatakdużo,żerozbolałyją
plecy. Do tego każdego wieczoru miała spotkanie, czasem umówione przez nią
samą, czasem przez Stavrosa, który nadal nie zaniedbywał swoich obowiązków
opiekuna.Spotkałasięzgrafikiem,znanymjejjeszczezpracywdomumody,który
zaprojektowałjejstronęinternetową,atakżezkrawcową,któraprzybyładomia-
steczka,bopodobniejakAnnausłyszałaoLeahichciałazniąpracować,iwkońcu
zprawnikiem,którymiałsięzająćprawnąochronąjejmarkiiformalnościamizwią-
zanymizzałożeniemfirmy.
Nawidokpapierufirmowegozwłasnymnazwiskiemomalsięnierozpłakała.Oj-
ciecbyłbyzniejdumny,taksamoGiannis,gdybytylkowiedzieli.KatrakisTextiles,
dziś światowe imperium, powstało z małego sklepiku dziesiątki lat wcześniej. Na
raziejednakniechciałaryzykowaćspotkaniazdziadkiem.
Stavrostowarzyszyłjejpodczaswszystkichtychspotkańi,choćniezabierałgło-
su,byłamuwdzięcznazatomilczącewsparcie.
–Maszjużlogo?–zagadnął,alepytaniezawisłowpowietrzu.
Logo…logonieuchronnieprzywodziłonamyślCalistę.Miałytakwielewspólnych
planów.Towłaśnieprzyjaciółkanamówiłają,byzaufaławłasnymzdolnościom,iza-
inspirowała,byrozwinęłaskrzydła.Naswojeosiemnasteurodzinywłożyłastrójza-
projektowanyprzezLeahiolśniłazebranychgości.
OtrząsnęłasięzzamyśleniaipodałaStavrosowiprojektwykonanyzpomocągra-
fika–stylizowaneLiCsplecionerazem.
–„Leah&Calista”–wyszeptała.
Bała się jego reakcji, ale nie mogła zrezygnować, skoro wszystkie jej nadzieje
iradościbyłyzwiązanezimieniemzmarłejprzyjaciółki.JeżeliStavrossięniezgo-
dzi,wszystkosięzawali.
Nieodezwałsięjednak,niepochwaliłaniniezganił.Patrzyłnaniątylkozdziw-
nymblaskiemwoczach,ażobojezatracilisięwtymspojrzeniu.
Czekającyprawnikwkońcuodkaszlnąłiczarprysł.
Potamtymdniunadbasenemustaliłasięmiędzynimipewnarutyna.Każdegowie-
czorupopowrociezpracyprzychodziłdopracowniirozmawialinatematjegoalbo
jejpracyjakparagrzecznychnieznajomych,staranieomijającwszelkiemniejbez-
piecznetematy.
Wciągutygodniapoczyniłaznacznepostępy,apodkoniecdniabolałyjąnietylko
plecy,aleipalce.Padałanałóżkokompletniewyczerpana.
Chwilami nachodziło ją wrażenie, że to wszystko jest jakieś nierzeczywiste. Ale
jakdługoonchciałinwestowaćwjejprzyszłość,byłazdecydowanazachowaćspo-
kój.
Kiedypoprzedniegoranaprzyszedłdopracowniizaproponowałwspólnywyjazd,
argumentując,żepotrzebujeprzerwypowyczerpującymtygodniu,chętniesięzgo-
dziła,choćniebezpewnych,niewielkichzresztą,wątpliwości.
Bezmrugnięciaokiemprzyjęławiadomość,żewezmąudziałwniewielkimparty,
wyjazdpotrwatydzieńiżezamówiłdlaniejstylistkę.
To ostanie sprawiło jej przykrość, bo chyba oznaczało, że nie podoba mu się jej
styl, ale tylko zgodnie pokiwała głową i podziękowała mu. Tak postąpiłaby miła
iugodowaLeah,jakąchciałwniejwidzieć.
No i lecieli jego odrzutowcem, otoczeni luksusem przestronnej kabiny, wysłanej
kremowym,puszystymdywanemiwyposażonejwkrólewskichrozmiarówłoże.Jed-
nakLeahmarzyłatylkootym,bywetknąćpalcewewłosyirozburzyćmisternąfry-
zuręułożonąprzezstylistkę.Masywnykokuwierałjąwkarkiciążyłnaobolałych
ramionach.
Kiedystewardesazaproponowaładrinka,poprosiłaowodęiaspirynę.
–Źlesięczujesz?–spytałStavros.–Przezostatniągodzinęstraszniesiękręciłaś
–dodał,kiedynieodpowiedziała.
–Jeżeliciprzeszkadzam…
–Dajspokój.Choćrazpoprostuodpowiedznapytanie.
–Ja…Źlesięczujęwtymuczesaniuiwtejsukience.Mamwrażenie…
–Jakie?–dopytywałsiętonempomiędzyrozbawieniemizaciekawieniem.
Łyknęłaprzyniesionąaspirynęipopiławodą.
–Odpowiedz–poprosił.
–Mamwrażenie,żeniewyglądamjakja,tylkotwojawersjamnie.
–Mojawersja?–powtórzył,zaskoczony.–Nierozumiem.Wyjaśnijmito.
–WtymubraniuibiżuteriijestemLeahSporades,skromnaiposłusznażonasza-
nowanego miliardera Stavrosa Sporadesa. Nie istnieję jako ja. To wszystko twoja
własność.
Zesztywniał,apowietrzewokółnichzrobiłosięciężkie.
–Nierozumiem.
–Widocznietakmniepostrzegawybranaprzezciebiestylistka.
Uważniejprzyjrzałsięsukience.
–Rzeczywiście–zgodziłsię.–Tozupełnienietwójstyl.
Pokiwała głową, zastanawiając się, dlaczego właściwie nie przemilczała całej
sprawy.Dlaczegozawszemusiałasięwystawićnalinięstrzału?
– Uważasz, że stylistka wybrana przez kogoś z moich pracowników chciała cię
przedstawićjakomojąskromnąiposłusznążonę,opierającsięnamojejwizji?
–Tak.
–Dlaczegowięcsięnatozgodziłaś?
– Zaangażowałeś całą armię, żeby mnie ubrać na to przyjęcie. Pomyślałam, i to
chyba logiczne, że nie podoba ci się mój styl. Podobnie jak nie podoba ci się mój
sposóbżycia.
–Niechodzioto,żetwójstylmisięniepodoba,aletwojeubraniasądośćmarne
gatunkowo…
–Preferujęstylcyganerii–wtrąciłachłodno.
– Muszę przyznać, że zawsze wyglądasz bardzo seksowne i wyrafinowanie.
I choć pewnie mam na sumieniu różne grzechy, nigdy ci nie narzucałem ubierania
siętakczyinaczej.
Wtakimrazie,pomyślała,stylistka,podobniejakwieleinnychosób,uznała,żesię
mniewstydziszipostarałasię,żebymchoćnachwilęstałasięciebiewarta.
Błyskwjegooczachkazałjejpowstrzymaćsięodkomentarza.
–Powiedzmipoprostu,dlaczegosięzgodziłaś.
Wiłasiębezradniepodjegouważnymspojrzeniem.
–Staramsiębyćposłuszna…
Wybuchnąłśmiechemisłowazamarłyjejnawargach.Atmosferawkabiniezmie-
niłasięradykalnie.
–Kiedysięśmiejesz,odrazujesteśbardziejludzki.
–Wprzeciwieństwiedokosmity?
–Wprzeciwieństwiedoczłowieka,którybyłzawszesztywny,autokratycznyikie-
rował się wyłącznie poczuciem obowiązku i odpowiedzialności. Kiedy ostatni raz
zrobiłeś coś, bo tego chciałeś, a nie bo czułeś, że powinieneś? Coś, co może jest
szalone, ale bardzo przyjemne? Coś, co cię pochłania bez reszty, dopóki tego nie
osiągniesz?
Wjegooczachpojawiłosięleniwezainteresowanie.
–Aty?–odparł.–Kiedyzrobiłaścośtakiego?
Przejechałajęzykiempowysuszonychwargach.
– Wczoraj. Zjadłam na raz pół sernika, który upiekła dla mnie Rosa. Smakował
niebiańsko.
–Nieliczeniesięzprzyszłościąiotaczającyminasludźmitowybór,któryniesie
zesobąpoważnekonsekwencje.
–Naprzykład?
Wzruszyłramionamiimilczał.Najwyraźniejczasnaszczerośćprzeminął.
–Jaktomożliwe,żezDmitrimjesteścietakimibliskimiprzyjaciółmi,ajednaknie
udałomusięciebiezdemoralizować?–spytała.
–Możemnieniemożnazdemoralizować…
Bardzo prowokujące stwierdzenie, którego nie da się pozostawić bez komenta-
rza.
–Możetylkodlatego,żeprawdziwapokusajeszczenienadeszła?
Jakimś cudem przebywanie w jego towarzystwie pozwalało jej zapomnieć
owszystkichlękachikłopotach.
Terazchwyciłjązaręceipociągnąłnafoteloboksiebie.
–Dajmytemuspokój.Strasznieintensywniepracowałaśwtymtygodniu.
–Samnierobiszniczegoinnego.
–Owszem,alemojezajęcianiesątakwyczerpującefizycznie.Rosawspomniała,
żeczęstosięgimnastykujeszibiegasz.Tobardzodobrze.
–Jakwidzisz,potrafięosiebiezadbać.
– Nigdy nie twierdziłem, że nie potrafisz. Ale potrafić, a chcieć… to nie zawsze
idziewparze.–Patrzyłnaniąznietypowymwahaniem.–Wiesz…zaangażowałem
tę,jaktonazywasz,armię,bopomyślałem,żebędzieciprzyjemnie,jeżelirazktoś,
dla odmiany, zajmie się tobą. Że chętnie pokażesz się w towarzystwie. Skoro mó-
wisz,żemojaposiadłośćleżywśrodkuniczego…
Niemogłanieprzyznaćprzedsamąsobą,żebardzopotrzebowałachoćbyodrobi-
ny uwagi i dobroci. Dlatego powinna mu podziękować. W rezultacie jednak tylko
pokiwałagłowąiwstała,czującsięwewłasnejskórzejakwięzień.
DużowygodniejbyłobymócnienawidzićStavrosa,bojegodobroćnaruszałafun-
damentjejdotychczasowegożycia.
–Cotozauroczystość?Dlaczegomamytamzostaćażtydzień?
– Pięćdziesiąta rocznica założenia Katrakis Textiles. Dziś mamy wielką galę dla
uczczenia tego, co Giannis osiągnął w ciągu tych pięćdziesięciu lat, a resztę tygo-
dniaspędzimyznim.
KatrakisTextiles–dziedzictwoGiannisadlaDmitriego,Stavrosaidlaniej.
–Niechcęwtymuczestniczyć.
–Niewierzęci.
Wpanicezacisnęładłoniewpięści.
–Naprawdę,uwierzmi.TyiDmitribędziecietammilewidziani,aleja…Proszę,
zawróćmyiodwieźmniedodomu.
Nawetniedrgnął.
–Niemamowy.Możezapomniałemotymwspomnieć,aletojedenzwarunków,
jakiemusiszspełnić,żebyodzyskaćwolność.
–Niemożesz…–Oburzenieażniązatrzęsło.
–Uspokójsięipowiedzmi,ocochodzi.
Podniosłagłowęispojrzałamuprostowoczy.
– Nie chcę mieć nic wspólnego z Giannisem i jego dziedzictwem. Odrzucił moją
mamętylkodlatego,żezakochałasięwmoimtacie.Nawetnieprzyszedłnajejpo-
grzeb,atatynigdyniezaakceptował.
–Byłtymwszystkimzdruzgotanyipewnosięniespodziewał,żetwojamamaoka-
żesięrównieupartajakon.Wtakichsytuacjachtrudnozawrócićzrazobranejdro-
gi.
–CiebieiDmitriegopokochałbardziej,niżkiedykolwiekkochałmamęczymnie.
Wziąłmniedosiebietylkodlatego,żeniemógłpostąpićinaczejpośmiercimojego
taty.
–Myślę,żepróbowałnaprawićswojedawnebłędy.
Pokręciłagłową,chcącznaleźćwłaściwesłowa.
– Zrobił ze mną to, co nie udało mu się z mamą. Zrujnował mi życie, wplątując
w nie ciebie. Zmusił cię, żebyś się ze mną ożenił, i w ten sposób odebrał mi wol-
ność.
–Doniczegomnieniezmuszał.Poprostubyłemmucoświnienzatowszystko,co
dlamniezrobił.Zaakceptowałbymkażdepoświęcenie…
Szarpnęłasię,jakbyjąuderzył.
Tobyłoprzykre,Alenierozumiałjejijużchybanigdyniezrozumie.Czyżbypomi-
mociągłychanimozjiinieufnościjednakpragnęłajegoakceptacji?
–Oczywiście–powiedziaładrżąco.–PotężnyGiannisKatrakiswyciągnąłswoich
przybranychsynówzbiedyiuczyniłichkrólamiswojegoimperium.Jakwtejsytu-
acjiszanowanyStavrosSporades,któryzrobiłbydlaniegowszystko,mógłodmówić
poślubieniajegookropnejwnuczki…Iczyjeżycieległowruinie?
Nieodpowiedział,aonamówiładalej.
–PrzysłużyłeśsięGiannisowikosztemmnieitoniejestwporządku…
–Nierozumiesz,jakonbardzotęskni…
–Atyrozumiesz?Potrafiszzrozumiećuczuciailęki?NawetśmierćCalistyrów-
nałasiędlaciebietylkoniepowodzeniu.Tęskniłeśzanią?Czykiedykolwiekznaczy-
ładlaciebiecoświęcejniżtylkoodpowiedzialność?
Milczał,alewyglądałnaudręczonego.
–Opiekowałemsięniąoddzieciństwa…
–Tak,opiekowałeśsięnią,kupowałeśubraniaibiżuterię,aleczyjąkiedykolwiek
kochałeś? Czy Giannis znaczy dla ciebie coś więcej niż tylko dług do spłacenia?
Aja?Czyniejestemtylkokarązatwojebłędy?Jeżeliwogólemaszserce,tochyba
zkamienia.
Niezwracałauwaginajegowidocznerozdrażnienie,bochciałagozranićzato,
żejąsprowokowałdoszczerości.Straciłaojca,potemCalistę–kiedyichzabrakło,
zostałaniepocieszonaibardzo,bardzosamotna.Jednakjakośsobieporadziła,zna-
lazłacoś,wcomogławłożyćserceiduszę.Alebałasięryzykowaćprzywiązaniedo
dziadka,bonieprzeżyłabykolejnejstraty.
–Jakśmieszosądzaćmnie,skorosamazawszemyślałaśtylkoosobie?
–Śmiem.Tyniemaszżadnychwątpliwościaniobaw,nicniepowstrzymujecięod
postępowaniazgodnegoztwoimkodeksemmoralnym.Przynajmniejnieudawaj,że
Gianniscośdlaciebieznaczy.
–Giannisjestjakojciec,któregonigdyniemiałem.Byłdlamnielepsząmatką,niż
ta,któraodnasodeszła.Byłmojącałąrodzinąiprzyjacielem,wciążjestdlamnie
wszystkim. Gdyby nie on, spędziłbym życie w nędzy i niedoli. Dlatego zrobiłbym
wszystko,comożesprawićmuradość.
To był zaskakujący wybuch. Przepełnione bólem wyznanie czyniło oskarżenia
Leahbezzasadnymi.Skororzeczywiścieniemógłliczyćnarodziców,jegodetermi-
nacjawydawałasiędużobardziejzrozumiała.
W powietrzu zawisło ciężkie milczenie. Stavros przetarł palcami oczy i dopiero
terazzauważyła,jakbardzojestzmęczony,wręczudręczony.
–Twojezdanienatentematjestbezznaczenia.Nawetjeżeliuważasz,żezrujno-
wał ci życie, ja wiem, że zawsze chciał cię tylko chronić, także przed tobą samą.
Dlatego dziś wieczorem nie tylko zachowasz się jak wnuczka i spadkobierczyni
Giannisa Katrakisa, ale spędzisz z nim kilka następnych dni i okażesz mu głęboką
wdzięcznośćiszacunek.Jeżelipotrafiszocenić,cojestdlaciebiedobre,amyślę,że
potrafisz,tomnieposłuchasz.
ROZDZIAŁÓSMY
Leahspoglądałazdużegobalkonunaterenotaczającydomjejdziadka.
Rozstawiono tam duże namioty, między nimi biły w górę barwnie podświetlone
fontanny, stoły uginały się pod ciężarem pyszności. Z głośników umieszczonych
wpobliżudomusączyłasięłagodnamuzyka.
Ztłumudobiegałyśmiechyigreckiepozdrowienia.Ponaddwiesetkigościskłada-
łyżyczeniaGiannisowialbowychwalałyStavrosaiDmitriego.
Najwyraźniejjejdziadekniemógłwybraćlepszychspadkobiercówswojejfortuny.
Onabyłatuoutsiderką,ciekawostką,nieznajomą,choćotaczalijąludzie,którzydo-
brzeznalijejmatkę.Awinęzatomogłaprzypisaćtylkosobie.
Kiedywysiadłazlimuzyny,wspartaoramięStavrosa,odniosławrażenie,żecały
światznieruchomiał.Wciszyszłaprzezrozstępującysiętłum,wzrokiemszukając
dziadka.
– Na razie odpoczywa – szepnął jej Stavros i dopiero wtedy odważyła się ode-
tchnąć.
Nogiugięłysiępodniąibyłabyupadła,gdybyjejniepodtrzymał.
Od tamtych chwil minęła już godzina i teraz czekała na Giannisa, wspominając
wszystko,cowydarzyłosięwjejżyciuwciąguminionychdziesięciulat.
Niebyławdomudziadkaodprawieośmiulat,bowolałazamieszkaćzeStavro-
semiCalistą,jużnadługoprzedślubem.Wielkidommiałwsobiepodobnyspokój
jakdomostwoStavrosanawyspie.
KiedyStavrosprzywiózłjądodomu,dziadekbyłwobecniejotwartyikochający.
Miała tylko piętnaście lat i była pogrążona w smutku po nagłej śmierci ojca, zbyt
przygnębiona,byodpowiadaćGiannisowiczymświęcejniżpółsłówkami.Aleonsię
nie poddawał. Poprosił Stavrosa, by następnym razem przywiózł ze sobą Calistę.
Miał rację. Calista, zuchwała i wesoła, potrafiła dotrzeć do Leah i zrozumieć jej
smutek.
ILeahnigdysobieniewyobrażała,żejąstraci.Przygniecionaciężaremśmierci
przyjaciółkiidecyzjąStavrosa,niechciałanawetspojrzećnaGiannisa.Uznała,że
niekochającgoiunikającnawiązaniawięzi,niebędziecierpiećzpowodujegoodej-
ścia.InawetkiedyGianniswydobrzałpozawale,onawciążniechciałagowidzieć.
Stavrosmiałrację.Naprawdęzachowywałasięsamolubnie.Byłatchórzem,sku-
pionymwyłącznienaunikaniucierpienia.
Nagle coś przerwało jej zadumę. Poczuła, że nie jest już sama i odwróciła się
gwałtownie.
Staliwdrzwiach,Stavrosokrokztyłu,dziadekprzypatrywałjejsięuważnie.
–Podejdźtu,dziecko,niechcisięprzyjrzę.
Jegogłosjednocześniełagodnyichropawyrozbrzmiałwciszy.Jakbypociągnięta
niewidzialnąnicią,zwalącymdzikosercem,zrobiłakilkakrokówwjegokierunku.
–Jesteśdoniejterazbardzopodobna.WyglądaszzupełniejakmojaślicznaIoan-
the.Witajwdomu,Leah.
Itakpoprostu,wtejjednejchwiliopadłyzniejwszystkiezasłony,runąłmur,któ-
rywokółsiebiezbudowała.
Łzy płynęły niepowstrzymanie, kiedy podbiegła do niego i zarzuciła mu ręce na
szyję,łaknąccałymsercemjegobezwarunkowejakceptacji.
Giannisbyłtakkruchyidrobny,żegdybyniepomocStavrosa,przewrócilibysię
oboje.
–Takbardzomiprzykro–wyszeptała,czującobezwładniającąpustkę.
Jakmogłaprzeztylelatodmawiaćimobojguswojejmiłości?Dziadektrzymałją
wmocnymuścisku.Pachniałtakjakdawniej,sosnowympłynempogoleniu.
–Cicho,niepłacz,kochanie.
Kiedyznówzaczęłazauważaćotoczenie,Giannissiedziałwfotelu,aonaklęczała
przed nim. Kamienna posadzka wbijała jej się w kolana. Zawstydzona i smutna,
ukryłatwarznajegokolanach,aontrzymałdłonienajejgłowieiszeptałsłowapo-
cieszenia.Pomimooszołomieniawiedziała,żeStavroszostawiłichsamych.Podnio-
słagłowęipalcamiobtarłałzyzpoliczków.
–Jestemokropnymtchórzem.Zawszemyślałamtylkoosobie.
Pokręciłgłowąizamknąłjejdłońwswojej.
–Gdybyrzeczywiścietakbyło,niebyłobyciętudzisiaj.
Niebyłoby,gdybynieStavros.Alepomimożezdawałasobieztegosprawęitak
bardzocieszyłasięzespotkaniazdziadkiem,niepotrafiłaczućwdzięczności.Jesz-
czenie.
PróbującznaleźćLeah,Stavrosprzemierzałpokójzapokojem,awspomnieniejej
płaczunieprzestawałogoprześladować.Minęłyjużponaddwiegodziny,odkądją
zostawiłzdziadkiem,alewciążniebyłwstaniepozbieraćmyśli.
KiedyGiannisprzywiózłgoprzedlatydotegodomu,dopieropodobrymmiesiącu
nauczyłsięjegorozkładu.Terazznówprzeklinałjegoogrom.
Wiedziałodpielęgniarki,żeGiannisjużgodzinętemuwróciłdoswojejsypialni,co
oznaczało,żeLeahmogłabyćgdziekolwiek.
Znowu miał poczucie klęski, tak jak po śmierci Calisty. Czy dziś nie zażądał od
swojejmłodejżonyzbytwiele?Dlaczegopłakałatakrozdzierająco?Jejreakcjana
widokdziadkanaprawdęnimwstrząsnęła.
Wkońcuznalazłjąwciemnympokojumuzycznym.Siedziaławmilczeniujakcień.
Ioanthegrywałatunafortepianie,jakzczułościąopowiadałmuGiannis.
Wchodząc,przekręciłwłącznikipokójzalałomiękkieświatłozkryształowegoży-
randola. Zobaczył ją półleżącą na szezlongu, w pomiętej sukience, z kieliszkiem
czerwonegowinawdłoni.Namałymstolikuobokstaławpołowiepełnabutelka.
–Niebędęrozmawiaćowinie,pogniecionejsukienceaniomoimobecnymżyciu.
Jestemboleśnieżywaitopowinnociwystarczyć.
Misternąfryzurę,którajej siętakniepodobała, miałazburzonąi rozpuszczone
włosyokalałyjejtwarz.Podpuchnięteoczyiopuszczonekącikiwargwyglądałybar-
dzosmutno.Bezmakijażusprawiaławrażeniemłodszej,niepewnej,bardzosamot-
nejichybaprzestraszonej.
–Schowałaśsiętuprzedemną?
–Aczytocośzmieni,jeżelipowiem,żetak?
Wpomiętej,poplamionejodklęczeniaipłaczusukiencewyglądałatakżałośnie,że
naglezapragnąłjąpocieszyć,musnąćpalcamidelikatnyobojczyk,przycisnąćwargi
dopulsującejnaszyiżyłki.
Powinienbyćzadowolony,żepostąpiła,jakjejradził,iodnowiławięźzdziadkiem.
Szkodatylko,żetakdużojątokosztowało.
Wsunąłdłoniedokieszenispodniioparłsięoframugę.
–Jużniewyglądaszjakmojawersjaciebie.Raczejjak…ty.Nawettęniepasującą
dociebiesukienkęudałocisiępodporządkowaćswojejwoli.
–Cieszęsię–powiedziała,aleniebyłowniejradości.–Naprawdęnieznudziłoci
sięjeszczekierowaniekażdymmoimkrokiem?
Wyzwaniewjejgłosiekazałobymusięuśmiechnąć,gdybymógłjejwpełniuwie-
rzyć.Gdybyniesłyszałwjejgłosiedrżenia,którestarałasięukryć.Gdybyniedo-
strzegłwniejbóluitęsknotynawidokGiannisa.
Jednakwciążniemógłbyćpewnyjejnastrojuani,cogorsza,własnychintencji.
–Dlaczegowciążpróbujeszmniesprowokować?
Zatopiławzrokwkieliszkuimiałwrażenie,żechętniebysięprzednimukryła.Że
wcaleniechciała,żebyjątakąoglądał.
–Poprostuchciałabym,żebyśmniezostawiłsamą.–Takjaksięobawiał,potwier-
dziłajegopodejrzenia.–Niejestemwstanieznieśćtwojejanalizymojegopostępo-
waniaiosądu.–Nawetmówiącto,wciążniepatrzyłamuwoczy.
Czyżby naprawdę tak bardzo jej dokuczył? Czy zachował się jak nieczułe mon-
strum?Czyzawszesiętakwstosunkudoniejodnosił?
Pracował niezwykle ciężko na małej farmie swojego dziadka, próbując zastąpić
zaniedbującego ich ojca, bo obawiał się, że oboje z Calistą zostaną wyrzuceni na
ulicę. Pamiętał dziwny spokój tamtej nocy, kiedy babcia powiedziała im, że matka
niewróci.Kiedysiędowiedział,żeojciecnieżyje,nieuroniłnawetłzy.Myślałwte-
dytylkootym,żebyochronićCalistę.
Odkąd pamiętał, myślał tylko o tej małej dziewczynce, która towarzyszyła mu
wszędzie, odkąd nauczyła się chodzić, przytulała go, całowała i przychodziła ze
skargą,kiedysięskaleczyła.
Byłapełnaufności,aonzupełnieniewiedział,coztymzrobić.Niewiedział,jak
jejodpłacićzatoprzytulanie,niewiedział,cojejpowiedzieć.Więcrobił,comógł.
Chroniłjąizaopatrywał,wcosiędało.
Leahzapytała,czywogólekochałCalistę.Czyżbyiwtymmiałarację?
Kiedyjąstracił,byłrozżalony,zdezorientowany,wybityzrównowagi.Niepotrafił
poskładaćmyśli,więcprzestałmyśleć,azająłsiędziałaniem.
SkupiłsięnachronieniuLeah,ajednocześniewymierzałimobojgukarę,coprzy-
nosiłomuperwersyjnąulgę.
Dopieroterazzacząłdoniegodocieraćsensjejsłów.
Instynktostrzegałgo,żepowinienodniejodejść,pókijeszczemożegoranićtylko
ostrymisłowami.Powinienzwrócićjejwolność,odejśćinieoglądaćsięzasiebie.
Ajednakniepotrafił.Bocośdoniejczuł.
–Powiedz,czytonienawiśćdomniekazałacisiętrzymaćzdalaodGiannisa?
Spojrzałananiegoiwyczytałzjejwzrokusatysfakcję.
–Gdybymtylkomogłabyćpewna,żetocisprawiprzykrość,pozwoliłabymcitak
myśleć.
–Ażtakbardzojesteśspragnionamojejkrwi?
–Tak.
Taprostaodpowiedźprzejęłagodreszczem.Tobyłotak,jakbyspotkaniezGian-
nisempozbawiłojąmaski.
–Jesteśzadowolony?Podniosłamswojąwartośćwtwoichoczach?
–Odkiedytomojaopiniamadlaciebieznaczenie?
Zerwałasiętakgwałtownie,żerozpuszczonewłosyzawirowaływokółtwarzy.
–Wieszco?Zapomnijotym.Nicmnienieobchodzi,czyjestciprzykro.Wogóle
mnienieobchodzisz.Zrobiłam,cochciałeś.Giannisjestspokojnyiszczęśliwy.Ode-
grałamrolędziedziczkiikochającejwnuczki,więcjestemokrokbliżejdoodzyska-
niawolności.Itylkotomnieinteresuje.Powiedzmi,cojeszczemamzrobić,żebym
nigdywięcejniemusiałaztobąrozmawiać.
Maskawróciłaiznówbroniłamudostępudoprawdziwejsiebie.
Odwróciła się, ale nie zdążyła umknąć, bo chwycił ją za rękę, po raz pierwszy
wżyciuulegającbezresztyemocjom.
–Kogosięboisz,Leah?Mnieczymożesiebie?
– Nie boję się ciebie – odparła bojowo, ale z jej zachowania wyczytał, że trafił
wsedno.
–Więcspójrzmiwoczy–zażądał,kierowanygwałtownąpotrzebąudowodnienia,
żejegoopiniajestdlaniejważna.
PodobniejaksamaLeahzaczęłabyćważnadlaniego…
Niemogłapozwolić,żebyjejdotykałaniżebyjącałował.Botakłatwocośmogło
wniejpęknąć,awtedywyznałabymucałąprawdęoswojejnieznośnejsamotności.
Gdybymupozwoliłazobaczyćprawdziwąsiebie,niemiałabysięjużgdzieprzed
nimschronić.Aczuła,żeniewolnojejdopuścićgoblisko.
–Dlaczegosiętakzachowujesz?
Wmilczeniuibezskuteczniepróbowałamusięwyrwać.
–Czegoodemniechcesz?–spytaławkońcu.
–Zawszechciałemtylkoprawdy.–Delikatniebłądziłpalcamipojejkarku.–Ale
tegominiedasz.Więcwezmęodciebieto,comogę.
W jego dotyku i spojrzeniu była obietnica wszystkiego, czego kiedykolwiek pra-
gnęła.Aleniemogłaustąpić.
–Niechcę.Ja…
–Wtejkwestiinieumieszkłamać.–Przyłożyłpalcedopulsującejpodskórążyły.
– Puls cię zdradza. I oczy. A nawet wargi. – Musnął długimi palcami jej policzek
iprzyciągnąłjąbliżej.
Biodremotarłasięojegoudoiprzeszyłjążar.Jakmiałamusięoprzeć,kiedytak
naniąpatrzyłidotykałwładczo?
–Jużniedługoniebędętwojążoną…
Uśmiechnąłsiędrapieżnie.
–Wtejchwiliwciążjesteśmoja.Chcęjednegopocałunkuzawszystkiekłopoty,ja-
kiemisprawiłaś,zawszystkoto,czegomiodmawiasz…
Wywróciłjejżyciedogórynogami,ateraztosamorobiłzjejsercem.
Niepocałowałjejjednak,tylkoczekał,ażonatozrobi,corzeczywiściesięstało,
bojużdłużejniemogłaznieśćtegonapięcia.
Jegowargibyłytwardeigorąceimilionyiskiereksplodowaływjejgłowie.
Apotemodwróciłsięiodszedł.Takpoprostu.Któregośdniauwolnijąodmałżeń-
skichwięzów.Byłotymprzekonany,choćwciążczułnawargachjejsmak.
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
Dlaczegojąpocałował?
TopytaniedręczyłoLeahbezkońca.
Idlaczegotakmusięłatwopoddała?
Kiedy zamykała oczy, wciąż słyszała jego przyspieszony oddech i miękko wyma-
wianesłowa…
Drżącymidłońmipróbowałakroićmateriał,alewkońcuzcichymokrzykiemupu-
ściłanożyce.Jużwiedziała,żeniezrobidziśnic,cowymagaskupienia…
Tiul,zktóregomiałauszyćpodszewkędosukniślubnej,byłnajdroższymzmate-
riałówzamówionychdojejkolekcji,alenaszczęściezmarnowałatylkomałykawa-
łek.
Od przyjęcia upłynął już ponad tydzień. Następnego wieczoru Stavros wyjechał.
Domyślałasię,żewpływnatomiałichpocałunek.Teraz,kiedynaniąpatrzył,było
wjegospojrzeniucośnowego–jakaśniezwykłaintensywność.
Zdjęła z wieszaka ciemnoczerwoną sukienkę koktajlową, usiadła przy maszynie
izaczęłająobrębiać.
Byłabardzozadowolona,żeudałojejsięprzekonaćStavrosa,bywiększośćmate-
riałówprzesłanodorezydencjidziadka.Gdybyniemogłapracować,aninachwilę
nieprzestawałabyonimmyśleć.
Niepotrafiłaprzejśćdoporządkunadjegoarogancjąichłodem.Byłojejtakbar-
dzowstydentuzjastycznejodpowiedzinatamtenpocałunek,żeniemogłapokonać
frustracji.
Chciałagonienawidzićinienawidziłazatęchłodnądeterminację,ale…jednocze-
śniedziękiniemupoczuła,żeżyje.
Kiedypatrzyłnaniązgorącympragnieniemwtychpłowychoczach,kiedymiała
wrażenie,żemogłabydotrzećdojegownętrza…takłatwobyłouwierzyć,żetrak-
towałjąjakrównąsobie.
Cobyłonajgłupsząrzecząnaświecie,skoromiałkochankęwAtenachiprawdo-
podobniebyłterazuniej.Dobrawtymwszystkimbyłatylkomożliwośćpodgonienia
robotyispędzaniaczasuzdziadkiem.
PokilkunieznośnychdniachGianniswkońcusięnadniąulitowałipoprosił,żeby
mupokazałasukienkęzeswojejkolekcji.Uznałjązapiękną,aprojektantkęzanie-
zwykle utalentowaną i prorokował jej wzięcie szturmem świata mody. Orzekł
zdumą,żeprojektowaniestrojówmająwekrwi.Tapochwała,choćtrochęprzesad-
na,sprawiłajejogromnąprzyjemność.
Co dzień zjadali razem śniadanie i lunch, a potem szli na przechadzkę wokół
domu.Czasemgraliwjednązgierplanszowych,którychjąnauczył,czasemrozma-
wialiojejprojektach.PowstrzymywalisięnatomiastodrozmówoStavrosieistatu-
siejejmałżeństwa.
Potakdługimokresie,kiedytakbardzobałasiępodobnejbliskości,błyskawicznie
nawiązałasięmiędzynimisilnawięź.Sprzyjałytemudługie,leniwegreckiepopołu-
dnia spędzane na pogawędkach albo trwaniu w wygodnym milczeniu. Czasem on
przysypiał,aonaszkicowałanoweprojekty.Tenwspólnyczasbyłdlaniejbezcenny.
Dziadekwciążbyłniesfornyjakmłodychłopakimiałwielkieserce.
Parne dni z wolna ustępowały coraz chłodniejszym, a obawy Leah znikły i w jej
sercu zapanowała radość. Było to tak niezwykłe, że czasem spoglądała na siebie
wlustrze,zastanawiającsię,czyniewyglądainaczej.
Sygnałtelefonuuświadomiłjej,żeczasnalunchzGiannisem.
Czas, który na życzenie Stavrosa miała z nim spędzić, szybko dobiegał końca,
iLeahuświadomiłasobie,żeniepotrafisięznimrozstać.
Stavrosunikałjej,aledzwoniłkażdegowieczoruipytałodziadka.
Tamtegowieczorucośsięmiędzynimizmieniło,aleniewiedziała,czynadobre,
czynazłe.
Wędrującprzezdziedziniec,westchnęła.Wciążpróbowałagonienawidzić,alenie
ulegałowątpliwości,żegdybynieon,niespędziłabytegocudownegoczasuzGian-
nisem.
LeahznalazłaGiannisanapatio,zktóregorozciągałsięwidoknabezkresnewy-
brzeże.Daszeknadstołemdawałochronęprzedpalącym,greckimsłońcem.Poca-
łowaładziadkawpoliczekiusiadłaobok.
Niewielkistóługinałsięodróżnobarwnych,smakowitychpyszności.
–Niemówiłeś,żemamydziśświęto–powiedziała,rozkładającserwetkęnakola-
nach.–Gdybymwiedziała,niejadłabymśniadaniaipobiegałabymdłużej.
–Jedz–odparłGiannis.–Żadenmężczyznanielubiwystającychkości.
Włożyładoustkawałekpuszystegociasta.
– Żaden mężczyzna nie jest, jak na razie, zainteresowany twoją wnuczką, więc
niemasięczymprzejmować.
Odpoprzedniegotygodniatakieprzerzucaniesięuwagamistałosięmiędzynimi
rodzajemswoistejgry.TymrazemjednakGiannissięnieuśmiechnął.
–Onjesttwoimmężem,dziecko.Chybamutegonieodmówisz?
Kęsciastautkwiłjejwgardle.Rozkaszlałasięipopiłagolemoniadą.
–Niechcęrujnowaćpopołudniarozmowąotym.
– Twoja matka nie żyje. Calista nie żyje. Wiem od Stavrosa, że utrzymujesz się
sama.Możerozmowazestarymczłowiekiemjakościpomoże?
Jegoprzesłodzonytonkazałjejsięuśmiechnąć.
–Niechcęrozmawiaćojegoprawachwynikającychzfaktumałżeństwa,dziadku.
–Chcesznowoczesnegomałżeństwaijatorozumiem.Alemartwięsięociebie.
Widzęwtwoichoczach,żedokuczacisamotność.
Toprawda,byłasamotnaodlat.DlategotakłatwouległadotykowiStavrosa.
–Leah?
Nie miała serca odmówić mu tej rozmowy. Co dziwne, nie potrafiła być zła na
Giannisa,choćtoondałStarosowiwładzęnadnią,miałanatomiastmnóstwożalu
dotegodrugiego.
Powolizaczynałazdawaćsobiesprawę,żetotylkozasłona,którawdodatkuza-
czynałamiećdziury.
Dziadekścisnąłjązarękęinaglemówieniezaczęłosprawiaćjejtrudność.
–Stavrosija…toskomplikowane.Jakmogęmyślećonimiszanowaćgojakomo-
jegomęża,skoroonwciążtraktujemniejakdziecko?
–Takajegonatura,żechcechronićosoby,któreuważazabliskie.
Mnie z pewnością za bliską nie uważa, pomyślała, ale nie powiedziała tego.
Zresztą,cozaróżnica?
–Mamwrażenie,żetojedyne,copotrafi.Nigdyniewidziałam,żebysięśmiałczy
żebykogośpotrzebował.Poprostuniemasłabychpunktów.
Choćwtedy,kiedyjąpocałował,wyglądałjakośinaczej,jakbybezbronniewłaśnie.
–Wygląda,jakbysięurodziłzwdrukowanymgotowymzestawemzasad,według
którychpowinnoprzebiegaćżycie.
WoczachGiannisazapaliłsięjakiśbłysk.
–Stavrosonicnieprosi,niebierzeniczegodlasiebie.Tylkodaje.
Byłowtychsłowachwieleprawdy,nawetbardzowiele.Rzeczywiścienigdynicze-
godlasiebieniechciał.Zawszedlakogoś–dlaniej,CalistyczyGiannisa,czasem
Dmitriego.Nigdydlasiebie.
Trudnojejbyłouporaćsięztąświadomością,więcpowiedziałaszorstko:
–Wydajemisię,żeonniemiewasłabości.Prawdopodobniezabroniłbykucharzo-
wimnieobsługiwać,gdybyzobaczył,żenajpierwzjadamdeser.
Giannisuśmiechnąłsiękącikamiwarg.
–Powiedziałaśmuto?
Pokiwałagłową,aonśmiałsiędługoiserdecznie.Wkońcu,widzącjejniepokój,
powiedział:
–Śmiechwtwoimtowarzystwiedobrzemirobi.Iwciążwierzęwtwojemałżeń-
stwo.Jesteśwłaśnietąosobą,którejpotrzebujeStavros.Iviceversa,typotrzebu-
jeszjego.Jeżelisiępostarasz,odkryjeszwnimwspaniałegoczłowieka.
Niemogłanieprzyznaćchoćbytylkoprzedsamąsobą,żeintencjeStavrosaza-
wszebyłyczyste.
Jakbytobyło,móczwierzyćmusięzeswoichlęków?Zaufaćmu?Daćichzwiąz-
kowiszansę?Byćkobietą,którejonzaufa?
Udającnonszalancję,odktórejbyłajaknajdalsza,zerknęłanaGiannisa,któryob-
serwowałjązzaciekawieniem.Widziałajegopytającywzrok,dostrzegławahanie.
Inagleniemogłajużdłużejznieśćukrywaniaprzednimprawdy.
Przełknęłajedzenieichwyciłagozarękę.
– Nie brałam narkotyków tamtej nocy. Nigdy w życiu ich nie brałam. Wiem, że
sprawiłamciból,ale…–Słowauwięzłyjejwgardle,więctylkoprzycisnęłaczołodo
jegodłoni.
Jakmiaławyrazićsłowamiswójirracjonalnylęk?
Odgłos lekkich kroków powiedział jej, że Stavros wrócił. Momentalnie puściła
dłońGiannisaiwyprostowałasięnakrześle.
Uwierzyłjej.
Uświadomieniesobietegokazałomuprzystanąć.
Niebrałanarkotykówinigdynieposzłabydomediówzeswojąhistorią,niepró-
bowałabyułatwićsobierozwodu,wciągającjegoiGiannisawjakiśbrudnyskandal.
Blefowała, a on dał się nabrać. Uwierzył w każde kłamstwo, jakie mu kiedykol-
wiekpowiedziała.Iwymyśliłsobieswojąwłasnąteorię,jaktosprowadziłajegona-
iwnąsiostręzprostejdrogiiwkońcunamówiładospróbowanianarkotyków.
JeżelijednaktonieLeahbyłaprowodyrką,tocosięstało?Dotejporysądził,że
śmierćCalistyzprzedawkowaniaiprzeżycieLeahtobyłczystyprzypadek.
Jednak tak nie było. Jakiegokolwiek wyboru dokonała tamtej nocy jego siostra,
zrobiłatonawłasnyrachunek.
CzyżbyCalistyteżnieznał?
Zanimzdążyłzniknąćzpolawidzenia,Gianniskiwnąłnaniegozuśmiechem.
–Chodźdonas,synu.
Usiadłoboknichinałożyłsobiejedzenie.DopierowtedyLeahnaniegospojrzała.
Musiał przyznać, że pociąga go jak żadna inna kobieta. Przez te kilka dni nie-
obecności nic się nie zmieniło. Czy ważniejszy był fakt, że była jego żoną, czy że
byłapoprostusobą,Leah–śliczną,zdecydowaną,żywiołową–tegoniewiedział.
Wiedział tylko, że wymyka się wszelkim jego ocenom, że bezwzględnie dąży do
swojegocelu,przyokazjinieodwołalniezmieniającjegożycie.
Aleniemógłpozwolićjejodejść,przynajmniejdopókiniepoznałprawdynatemat
ichobu:CalistyiLeah.
Pozatymmiałogromnąochotęznówskosztowaćjejsmakowitychwarg.
Tym razem zamierzał dać sobie spokój z poczuciem obowiązku i sięgnąć po to,
czegopragnąłnajmocniej.
Teraz uśmiechnęła się miło, co głównie miało uspokoić Giannisa, który powoli
dźwignąłsięzkrzesłaisięgnąłpolaskę.Oniteżwstali,aledziadektylkomachnął
ręką.
– Czas, żebym odpoczął, ale wy jeszcze posiedźcie. – Mrugnął do nich i zniknął
wdomu.
Jak zareaguje Giannis, kiedy w końcu się rozstaną? Czy Stavros wspomniał mu
otychplanach?
KiedyGianniszniknął,Leahchciałapodążyćjegośladem,aleStavrosjąpowstrzy-
mał.
–Zostań,proszę.
Impulspchającyjądoucieczkiszybkoprzeminąłiniepotrafiłaodmówićtejspo-
kojnejprośbie.Siedziaławięcwmilczeniu,obserwującgospodnawpółopuszczo-
nych powiek. W oliwnym gaju śpiewały ptaki i szumiały liście, poruszane morską
bryzą.Wprzyrodziepanowałaharmoniaitylkojejsercetłukłosięboleśniewpier-
si.
Niespodziewaniedlasamejsiebiezatęskniłazajegodotykiem,zapragnęłazapo-
mniećokłamstwachiuprzedzeniach,ofiarowaćiprzyjąćczułość.Tymbardziejże,
choć jak zwykle ubrany w garnitur, wyglądał jakoś mniej formalnie. Górne guziki
koszulibyłyrozpięte,awłosymiałpotargane.
–Jaktamtwojakolekcja?
Przywołanadorzeczywistości,ztrudemznajdowaławłaściwesłowa.
– Bardzo dobrze. Skończyłam projekt ostatniej sukni. Ale wciąż się boję, że nie
będzietakwspaniała,jakbymchciała.
–Tosukniaślubna?
–Tak.Przymierzałamsiędoniejcałymigodzinami,aleniepotrafiłamsięzdecydo-
waćnacięcie.
–Denerwujeszsię?–spytałciepło.
–Tak–odparłapoprostu.–Wiesz,togwóźdźmojejkolekcji,aledlamnieznaczy
dużowięcej.Sukniaślubnatodziśsymbolstatusuibogactwa.Natenjedendzień
kobietastajesiękimś,obyciukimmarzyłacałeżycie.
Przysunąłsiębliżejigładziłjąpodłoni.
–Toznaczy?
–Piękna,wyjątkowa,kochana.–Wysunęładłońspodjegodłoniiuśmiechnęłasię
dosiebie.–Niezależnieodwieku,tegodniadlategojedynegomężczyznystajesię
centrumwszechświata.Tendzieńtopocząteknowejdrogiżycia,obietnica…Suknia
ślubnasymbolizujewszystkietenadzieje.
Milczał, więc odwróciła się, zobaczyła w jego oczach ból i nagłe wspomnienie
szarpnęłojązaserce.
Onasamabrałaślubwkoszmarnejsukiencezkremowegojedwabiu,zbytopiętej
na jej młodzieńczo pulchnej sylwetce. Świadkujący im Dmitri zachował kamienną
twarz,Giannisleżałwszpitalu.Ona,zdruzgotanaśmierciąCalisty,niebyławstanie
sobie wyobrazić horroru, jaki szykował dla niej Stavros, ale bała się przyszłości
inienawidziłasiebiesamej.
–Przynajmniejchciałabym,żebymojakolekcjabyłaodbieranawtensposób.Bo
rzeczywiściemaszrację.Wtejbranżypojawiasiętylenowychtwarzy,żeniełatwo
sięwybić…
–Daszsobieradę.Jawciebiewierzę.–Objąłjejtwarzobiemadłońmiipopatrzył
woczy.
–Topewnodlaciebieokropnienudne–spróbowałajeszcze.
–Czyżbymniezasługiwałnaprawdęnawetwtejkwestii?–Przykucnąłprzedjej
krzesłemiwziąłjązarękę.Czułośćwjegowzrokuosłabiłajejmechanizmyobron-
ne.
–Niekłam,mówiącoczymś,cojestdlaciebietakistotne,nieodbierajznaczenia
temu,copłynieprostozserca…
–Ja…
–Czyteżotymmarzyłaś?Czyślubbyłdlaciebieważny?
Pokiwałagłową.
–Tak.Naprawdęwierzyłam,żeuświęcazwiązek.Mójojciec…nigdynieznałam
mamyizawszemisięwydawało,żejakaśczęśćjegoodeszłarazemznią.Wiedzia-
łam,żemniekocha,ale…jegosercebyłoprzyniej.Kiedy,dorastając,widzisztaką
miłość,zaczynaszwierzyćwjejsiłę.Imasznadzieję,żeteżtoprzeżyjesz,nawetje-
żeliwiesz…–Wzruszyłaramionami,niechcącodkryćsięjeszczebardziej.
– Bardzo mi przykro, że zniszczyłem twoje marzenia – powiedział. – Ale byłaś
takalekkomyślna…Musiałembronićtwojegomajątkuprzednaciągaczamii…
–Mnąsamą,oczywiście–uzupełniła,alebezzłośliwości.
Nie mogła kłamać, że rozgrzesza go z tego wszystkiego. Nawet rozumiała, dla-
czegotakpostąpił,alejegoprzeprosinyporuszyłyjakąśukrytąstrunę.
–Wszystkomiałobyćinaczej,alejużdawnopogodziłamsięztym,żeżycieróżnie
sięukłada.Damsobieradę.
Pokiwałgłowąiwstał.
–Jazatytułujeszswojąkolekcję?
–„Nowypoczątek”.
– Podoba mi się – powiedział szczerze. – Wyczuwam w tobie pasję i wierzę, że
wszystkopójdziepotwojejmyśli.
–Naprawdęwtowierzysz?
–Tak.Zcałegoserca.
NagleprzypomniałjejsięzasłyszanyfragmentrozmowymiędzynimaGiannisem.
DziadekpytałStavrosaokontaktyznajwiększymidomamimody,aoncierpliwewy-
jaśniał,ktobyłyskłonnewypromowaćmarkęnieznanegoprojektanta.
Zdecydowanymruchemodsunęłakrzesłoiwstała.
–Jestemcibardzowdzięcznazatęwzruszającąwiaręwemnie,aleniemogębez
końcaobracaćsięwbezpiecznymświecie,którystworzyliściedlamnieobajzGian-
nisem. Nie mogę się zgodzić na korzystanie z waszych wpływów. A jeżeli twoje
przeprosiny były szczere, jeżeli coś się naprawdę zmieniło w twoim sposobie po-
strzeganiamnie,toprzestańcienaspółkęukładaćmojeżycie…
–Giannisrobito,bomunatobiezależy…
– Sukces, który będę zawdzięczała byciu jego wnuczką albo twoją żoną, na za-
wszeodbierzemiradośćztego,corobię.Tegodlamniechcesz?Niechtobędzie
sukcesalboporażka,alemojawłasna.Proszę,wytłumacztoGiannisowi.
–Jeżelijeszczetegoniezauważyłaś,twójdziadekmażelaznąwolę…
–Aletylkotyjedenpotrafiłeśmuwmówić,żeumieszchodzićpowodzie.
Uśmiechnąłsięipokiwałgłową.
–Cośjeszcze?
Zauważył,żesięzawahała.
–Mów.Skoroodważyłaśsięnanajważniejsze…
–Szukałamrożnychpokazówmodynaświecieijedenszczególniemniezaintere-
sował…OdbędziesięjutrowieczoremwAtenach.Niebędzietamznanychprojek-
tantówaniwielkichmarek.TwojaHeleneigrupkajejpodobnychikonmodyocenią
chętnychdozaprezentowaniaswoichpomysłów.Przygotowałamaplikację,ale…
Czekałcierpliwie.
–Opłatazaudziałjestdosyćwysoka,apozatymodkażdegoprzyjętegowymaga-
nabędzierekomendacjaodktóregośzkoordynatorówpokazu.
Zjegooczuwyczytałarezerwęiwspółczucie.
–Helenejestjednąztychniewieluniezależnychosób,któreniepoprąciebietyl-
konamojąprośbę.Właściwie,tomojepoparcieraczejobniżytwojąwartośćwjej
oczach.
Czyjużzawszebędzieoceniałjąniżej,niżnatozasługuje?Ajeżelitak,kogoinne-
gopozasobąmiałabyzatowinić?Tylkodlaczegotakbardzojątobolało?
–Nieotochodzi.Chciałabymtylko,żebyśmniejejprzedstawił.Mamnadzieję,że
mojakolekcjaprzemówisamazasiebieizyskajejaprobatę.
– Z pewnością uda nam się pomówić kilka minut przed rozpoczęciem pokazu. –
Wstałipopatrzyłnaniązuśmiechem.–Alewrewanżuchciałbymcięocośprosić.
Skoroprosił,anierozkazywał,tonajwyraźniejzmieniłswójstosunekdoniej.Ija-
kikolwiekbyłtegopowód,stałsiędlaniejjeszczebardziejniebezpieczny,botrud-
niejmusiębyłooprzeć.
Przedtamtymdawnym,bezskrupułównarzucającymswojąwolę,mogłasiębro-
nićnienawiścią,przedtymnowymniemiałaszans.Gdybyznimzostała,pokochała
go,apotemstraciła,tobyłobyniedozniesienia.
–Cotakiego?–spytaławkońcu.
–Przedpokazemchciałbymcizadaćkilkapytań,ajeżeliodpowieszmiszczerze,
przedstawięcięHelenealbo…
–Albo?–powtórzyłapytająco.
–Jeżeliniezechceszpowiedziećprawdy,topozwoliszsiępocałować.Cotynato?
–Jużmiudowodniłeś,żeniepotrafięcisięoprzeć.Więcpoco?
–Chciałbymtego.Botylkokiedycięcałuję,jesteśsobą.PoznamcięzHelene,ale
chcęodciebiealboprawdy,albopocałunku.Możeszwybierać.
Dała się złapać. Skusiła los, utrzymując, że interesuje go tylko i wyłącznie obo-
wiązek.
–Agdybymtojacięocośzapytała?
– Ja cię nigdy nie okłamałem. Jeżeli jednak zadasz mi pytanie, a ja nie powiem
prawdy,będzieszmogłamniecałować,ilebędzieszchciała.
–Bardzodziękuję,alenie.
Odwróciłasięiumknęładopracowni,zastanawiającsię,conaglewniegowstąpi-
ło.
Sukniaślubnaniebyłajeszczegotowa,alemogłazaprezentowaćnapokazietrzy
inne sukienki. Pospiesznie wyciągnęła je z plastikowych opakowań, by sprawdzić,
czynietrzebanicpoprawić.Kilkagodzinpóźniejzapakowałajezpowrotemizasu-
nęła suwaki. Z bijącym sercem wyjęła jeszcze inną sukienkę. Tę uszyła dla siebie
prawierokwcześniej.Krójbyłprosty,aleśmiały,sukienkazpewnościąmogładużo
powiedziećoswojejprojektantce.Ponamyślepostanowiławłożyćjąnapokaz.
TanocmogłasięokazaćniebezpiecznapodwielomawzględamiiLeahskrycieza-
tęskniłazaczasem,kiedymieszkałasama.Przypuszczała,żeniezdołaszczerzeod-
powiedzieć na pytania Stavrosa i przyjdzie jej się zmierzyć z jego pocałunkami.
Wzięładorękigrzebieńistanęłaprzedlustrem.Kuswojemuzdumieniu,zobaczyła
tamodbicieosobyszczęśliwej.
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
NastępnegowieczoruStavrosobserwowałwychodzącązdomuLeah.Zaprojekto-
wana przez nią sukienka miała czarną górę na ramiączkach, ale sam dół biały.
Zprzodukończyłasięsporonadkolanem,aleztyłusięgaładokostek.Strójuzupeł-
niałyczółenkawzwierzęcemotywy.Wsumiesukienkabyłaprostaielegancka.Le-
jącymateriałpodkreślałpozbawionestanikapiersi.Byłaumalowana;przydymione
cienieiciemnoczerwonaszminkauczyniłyzniejsyrenę.Gęste,rozpuszczonewłosy
okalałyzaróżowionepoliczki.
Nagleprzestałomuzależećnaprawdzie,chciałtylkomócjącałowaćbezkońca.
Porazpierwszywżyciuczułsięzagubiony,niezastanawiałsię,cosłuszne,aconie.
Wiedziałtylko,żenadewszystkopotrzebujeuśmiechuLeah,botylkoprzyniejczuł,
żeżyjenaprawdę.
–Hej–powiedziała,stającprzednim.
Kiwnąłgłową,zafascynowanyjejuśmiechem.Sprawiaławrażeniepodekscytowa-
nej,anawetszczęśliwejiczuł,żeporazpierwszyoddłuższegoczasuzrobiłcośdo-
brego.
Wskazałanaschody.
–Zapakowałamkilkarzeczyzmojejkolekcji.Pomożeszmijezanieśćdosamocho-
du?
Odwróciłasię,alezatrzymałją,kładącjejdłońnaramieniu.
–Wspanialewyglądasz.
Wodpowiedziuśmiechnęłasięnieśmiało.
–Dziękuję.Toteżmójprojekt.
–Wyrafinowanyidotegobardzoseksowny.Gratulacje.
Dopókiniedotarlidocelu,Leahniebyławstaniesiedziećspokojnie,acodopiero
myśleć.ObecnośćStavrosaijegowyraźnypodziwdodawałyjejenergii.
Wkońcumaseratizatrzymałosięprzedkilkusetletnimhoteleminatychmiastpod-
biegłdonichumundurowanyboy.Jednakwtymmomenciedrzwisamochoduzostały
zablokowane.
–Cosiędzieje?–ZdumionaLeahzmarszczyłabrwi.
–Czasnamojepierwszepytanie.
Podjegobadawczymwzrokiemprzeszedłjądreszcz.
–Teraz?Przecieżzarazmampokazaćmojeprojektygrupieprofesjonalistów,któ-
rzywjednejchwilimogąmniepogrzebaćalbowyróżnić.Tonieczasnajakieśgier-
ki,wktórychitakjestembezszans…
–O!Takdużomaszdoukrycia?
Tozamknęłojejusta.
–No,dobrze.Pytaj.
–Conaprawdęsądziszomoimdomu?
–Surowyiwyizolowany,takjakty.
Skłamałaautomatycznieiwłaściwiedopieropochwilizdałasobieztegosprawę.
–Kłamiesz–odpowiedziałnatychmiast.
Miękkimruchemotoczyłjąramieniemipocałował.Lewarekwbijałjejsięwbok,
byłacałaskręconawjednąstronę,ależarjegowargkazałjejzapomniećowszyst-
kichniedogodnościach.
Nie było w tym pocałunku delikatnego uwodzenia, nie było próby dominowania,
tylkosięgnięciepoczystą,obezwładniającąprzyjemność.
Wkońcuzabrakłojejtchuikompletnieodurzonazdołaławyszeptać:
– Dobrze, kłamałam. Uwielbiam twój dom. To najpiękniejsze i najpogodniejsze
miejscepodsłońcem.NawetrezydencjaGiannisaniemożesięznimrównać.
Jegomilczeniebyłobardzowymowne.
–Żałuj,żeniepokazałemcimojejsypialni.
Spotkalisięwzrokiem.
–Torturowaniemniewtensposóbsprawiaciprzyjemność,prawda?–wyszepta-
ła.
Blokadadrzwiodskoczyłazkliknięciem.
–Tonicwporównaniuztorturami,jakiezadawałaśmiodlat.
Nie znajdując sensownej odpowiedzi, odwróciła się i wysiadła z samochodu na
drżącychnogach.Stavrosdogoniłją,trzymającnaramieniutorbyzsukienkami.
– Uśmiechnij się. Zobaczysz, będą zachwyceni. – W jego spojrzeniu była tylko
szczerość.–Nieżartowałbymztego,cojestdlaciebietakieważne.
–Skądtapewność,żemisięuda?
–Przeztewszystkielatadużoprzedemnąukrywałaś,alekiedywszedłemdotwo-
jejpracowni,odrazupoczułemtwojąenergię,twojąpasję.Ludzieciępokochają,to
pewne.
Podwpływemimpulsuobjęłagoipocałowaławpoliczek.Jeżelionwierzywspeł-
nieniejejmarzeń,tojużpołowasukcesu.
StavrosprzedstawiłjąHeleneiwziąłkieliszekszampanaodkelnera.Wspaniale
byłoobserwowaćreakcjęLeahnatowszystko,cosiędziałonaokoło.
Wciążczułdelikatnydotykjejwargnapoliczkuitobyłocudownewspomnienie.
Salabankietowa,gdziepodawanodrinkiiprzekąski,byłapełnaprojektantów,ak-
torówiikonmody,jednejwspanialszejniżkolejna.AjednaktoLeahśledziłgłodnym
wzrokiem,apotemprzecisnąłsięprzeztłum,odnalazłjąiprzedstawiłjeszczekilku
osobom. Ze słodko-gorzkim uczuciem słuchał, jak przedstawia się jako Leah Hun-
tington, zerkając na niego spod oka. Jednak niezależnie od własnych odczuć nie
mógłjejzabronićbyciasobąwtenwyjątkowywieczór.
Wróciładoniegodoaudytoriumpółgodzinyprzedrozpoczęciempokazu.Wbrą-
zowychoczachmiałaradość,jakiejnigdyjeszczeuniejniewidział.
–Teraz,kiedywłaściwiejestjużzapóźno,zaczynamdostrzegaćdobrestronyby-
ciatwojążoną.Maszsporemożliwości…
Natychmiastpomyślałotym,jakbardzomusiałojejbyćprzykro,kiedynietrakto-
wałichmałżeństwapoważnie.Alewtejchwiliniemógłznieśćtychwspomnień.
Wziąłztacyprzechodzącegokelneramałefrancuskieciasteczkoiwsunąłjejdo
ust.Oblizaławargi,aprzyokazjiczubkijegopalców,conatychmiastwprawiłogo
wstanpodniecenia.WtejchwiliwidziałisłyszałwyłącznieLeah.Złapałjązarękę,
pociągnąłzaszerokąkolumnęipocałowałdzikoizachłannie.
–Niezadałeśpytania–szepnęła,uroczozmieszanaizarumieniona.
–Niemożeszoblizywaćmężczyźniepalcówioczekiwać,żezachowasięracjonal-
nie.
Kiedyzaproponowałtęgrę,sądził,żewystarczymupocałunek,terazjednakwca-
leniebyłotymprzekonany.
–Och!Następnymrazembędęotympamiętać.
Byłomiędzynimicośtakiego,coniedawałosięracjonalniewyjaśnić.
–Wtakimraziejazadamcipytanie.
–Zróbtoodrazu,bozachwilęskończysiępokaz.
–JakmożeszmnietakcałowaćijednocześniebyćzHelene?Ajeżeli…
–Powiedzto,Leah.
–Jeżelizechceszsięzemnąkochać?Cowtedy?
–Chciałabyśtego?
–Nieotochodzi.Obiecałeśmiprawdę.Gdybycośsiępomiędzynamiwydarzy-
ło…Ustaliszosobnezasadydlakażdegoznas?
–Okłamujeszsamasiebie,więcniewiem,czypotrafiszznieśćmojąprawdę.
–Tak.
–TamtegodnianajachcieDmitriegomiałemnamyśliprzysięgęślubną.Odkądsię
pobraliśmy,nigdyjejniezłamałem.NiedotknąłemHeleneaniżadnejinnejkobiety.
Iniezrobiętego,przynajmniejdopókinoszętwojąobrączkę,dopókijestemtwoim
mężem.
Byłabyupadła,gdybyjejniepodtrzymał.Światzawirowałjejprzedoczami.
–Toniemożliwe.Kłamiesz…
Jegomilczenieszarpałojejnerwy.
Alewiedziała,żeStavrosniekłamał.Nigdy.Zawszedotrzymywałsłowa.Żyłwe-
długzasadkodeksuhonorowego,którybyłdlaniegowszystkim.
Aonaniechciałastracićdlaniegogłowy.Niechciałabyćporównywanadoniego
izawszewypadaćgorzej.Bowtedylękbyjąprzytłoczył.
–Minęłopięćlat,Stavros.Żadenmężczyznabytegoniewytrzymał…
–Niejestemkażdym–odparł.–SłowodaneGiannisowijestdlamnieważne.To
prawda, że cię zaniedbywałem i nie traktowałem jak żonę, ale nasze małżeństwo
zawsze było zobowiązaniem, którego zamierzałem dotrzymać. Więc czekałem, aż
dorośniesz.Miałemnadzieję,żesięzmienisz.Uważałem,żepowinienem…
–Ukształtowaćmnietak,żebymcidorównała?–Znówzaczynałabyćzła.
–Nie.Raczej,żepowinienemdaćnamobojguczas…Cozresztąokazałosięnie-
potrzebne.
Przeztekilkalatmarzyła,bydostrzegł,jakajestnaprawdę.Aleteraz,kiedysię
towreszciestało,poczułasięobnażonaiprzestraszona.
Zholudobiegłydźwiękiświadcząceotym,żezaczynasiępokaz.
–Niezdążęnapokaz.–Odwróciłasię,żebypójśćwtamtąstronę,alepowstrzy-
małjąiprzyciągnąłdosiebie.
–OpowiedzmioCaliście.
–Ale…ja…
Przytrzymałjązabrodęispojrzałwoczy.
– Bardzo bym chciał poznać prawdę. Jeżeli rzeczywiście nie brałaś narkotyków,
niemogłaśjejdotegonamówić.
Nawspomnienietamtejnocypoczułałzypodpowiekami.
–Byłamnakażdymparty,któregomizabroniłeś,piłamiflirtowałamzchłopakami,
którzymnienicnieobchodzili,tylkopoto,żebycięrozzłościć.Wydawałampienią-
dze tylko dlatego, że mi tego zakazałeś, ale nigdy nie dotknęłam narkotyków. Nie
znałamtychludzi…niemiałampojęcia,skądCalistajewzięła.Gdybymwiedziała…
Dostrzegłwjejoczachpoczuciewinyiniemusiałpytać,dlaczegonigdymuotym
niemówiła.
Itakbyjejnieuwierzył.Obolały,zamknąłsięwswoimwłasnymświecie,gdzieli-
czyłasiętylkojegoporażka.ByłpewienwinyLeah,aCalistęuznałzabezgrzeszną.
–Dlaczegosprawiałaśwrażeniewinnej?
–Bokilkadniwcześniejpożyczyłamjejpieniądze.Byłamwściekanaciebie,żenie
pozwoliłeś mi jechać do Nowego Jorku. Nienawidziłam cię. I kiedy Calista powie-
działa,żepotrzebujegotówki,anaciebieniemożeliczyć,oddałamjejwszystko,co
miałam.
Drżała,więcobjąłjąmocnymuściskiemitaktrwali.
CalistawzięłapieniądzeodLeah,wiedząc,żetobymusięniepodobało.Pewnie
nawetzdawałasobiesprawę,żegdybywiedział,miałbydoLeahpretensje.Dlacze-
gotozrobiła?
Więcjednakzupełnienieznałwłasnejsiostry.Leahmiałaracjętakżeiwtejkwe-
stii.Taświadomośćciążyłamujakołów.
Leahbyłoprzykropatrzeć,jakStavroscierpiizamykasięwsobie.Rzeczywiście
był dla nich obu twardy, ale Calista nigdy nie poskarżyła mu się ani słowem. Przy
nimbyłainnymczłowiekiem.Kochająca,uśmiechnięta,posłuszna…Terazżałowała,
żewtedynieposzładoniegoinieopowiedziałamuwszystkiego,skoronajwyraźniej
Calistamiałakłopoty,możenawetbyławdepresji.
ByćmożetasytuacjaspowodowałanasilenieniechęciCalistydobrata.Czułalęk
i bezsilność, a ponieważ wciąż przeżywała śmierć ojca, Stavros stanowił wygodny
celdlajejżalu.
Niechciałajednakteraztegomówić,bymuniedokładaćzmartwienia.
Byłtwardy,upartyiarogancki,alenaswójsposóbkochałsiostrę.Próbowałtrzy-
maćLeahzdalaodniej,boobawiałsięjejzłegowpływu.Możnapowiedzieć,żedał
jejwszystko,tylkojejniewysłuchał.
Noaleprzecieżterazniemogłamutegopowiedzieć.Calistamiałakłopotynadłu-
go,zanimLeahpojawiłasięwjejżyciu.Itoona,anieLeah,podejmowaławszystkie
decyzje.
WkońcuCalistaodeszłainicjużniemożnazrobić.Niewartogrzebaćwbrudnej
prawdzie. Leah stłumiła chęć tłumaczenia wszystkiego, zebrała się na odwagę
ispojrzałaStavrosowiwoczy.
– Myślę, że nie była nieszczęśliwa. Z pewnością nienawidziła twoich zasad tak
samojakja.Aleciękochała.
Milczał. Czy wiedział, że w środku cała się trzęsła? Poprzednio okłamywała go,
żebychronićsiebie.Tymrazemchroniłajego.
–Cokolwiekwzięłatamtejnocy,tomusiałobyćjednorazowe.Pewniechciałatylko
spróbować.Bardzomiprzykro,żedałamjejtepieniądze.
–Miałaśdziewiętnaścielat,aja…Smutnomi,żetaktrudnobyłociprzyjśćztym
domnie.Zawszeszukałemwinywtobie,ograniczałemtwojąwolność…
–Dlaczego?
Znienawidziła go za to, że tak ją kontrolował, chciał zmienić. Dlatego ukrywała
przednimprawdęoCaliście.Wtedyniechciałajużsięnikimprzejmowaćitakdo-
brzezagrała,żejejuwierzył.
Toonzacząłtęwojnęmiędzynimi,aleonająpodsycała,żebyukryćpociągdonie-
go,zwalczyćryzyko,jakimbyłdlajejuczuć.Teraztosobieuświadomiła.
–Dlaczegomnietakbardzonienawidziłeś?
–Nienienawidziłemcię.
–Napoczątkumyślałam,żetodlatego,żeGiannisprzywiózłmnietutaj,atynie
chciałeś, żebym odziedziczyła jego fortunę. Ale to przecież ty i Dmitri zostaliście
dziedzicami.Więcdlaczego?
Naglejakbysięprzedniązamknął.
–Myliłemsię.Czytoniewystarczy?
–Nie.Mamprawowiedzieć.Ja…
–To,jaksięzachowywałaś,jakzaniedbywałaśGiannisa,kogośmiprzypominało.
Aletożadnawymówka…
–Kogo?–Niemogłaniezapytać,zwłaszczateraz,kiedybyłatakbliskozrozumie-
niago.
– Mojego ojca. Troszczył się tylko o siebie i swojego następnego drinka. Moja
matkazamiastgowyrzucićizająćsiędziećmi,poprostuodeszła.Nieliczyłemsię
dla niej ani ja, ani Calista. Zostawiła nas z dziadkami, którzy nie mieli warunków,
żeby nas wychowywać. Mieli tylko małą farmę. Ja jakoś sobie radziłem, ale Cali-
sta…Przezcałedniewysiadywałaprzybramieiczekałanarodziców,apotem,któ-
regośdniadostaliśmywiadomośćowypadkusamochodowymojca.Pomyślałem,że
todlaniejbłogosławieństwo.Akiedyumarł,byłemwdzięczny,żeonaniebędziejuż
cierpieć.
Todużowyjaśniało.
–ApotemzabrałcięGiannis?
–Tak.Byłmoimojcemchrzestnym.Dziadekpowiadomiłgośmiercimojegoojca.
BardzochciałemzabraćCalistęzesobą,aleGiannispowiedział,żemiałproblemy
zwłasnącórkąinieczujesięnasiłachznówczegośpodobnegoprzeżywać.Obieca-
łem siostrze, że po nią wrócę. I wróciłem… ale dwa lata zabrało mi przekonanie
Giannisa.
–Jakabyła,kiedywróciłeś?
Zmarszczyłbrwiizastanawiałsięprzezchwilę.
–Dlaczegootopytasz?
–Nieważne–odparła.
Calistapowiedziałajejkiedyś,żeniemożerozczarowaćbrata.Czybałasię,żeon
jednakniewróci?Bałasięwyjawićmuprawdęosobie?
LeahobjęłaStavrosaipocałowała.Chybapowiedzielisobiejużwszystko.
Podobnie jak poprzednio, to on przerwał pocałunek i delikatnie pogłaskał kciu-
kiemjejwargi.
–Niechcę,żebyśprzegapiłapokaz.Idź,alejeszczewrócimydotejrozmowy.
Wtychsłowachbrzmiaływszelkiemożliweobietnice.
Pobiegładoaudytoriumiodszukałaswojemiejsce.Wtaktrytmicznejmuzykipo
wybiegu przechadzały się modelki w kolejnych kreacjach. Leah jednak niewiele
ztegowidziała.Stavrosnieusiadłobokniejibyławdzięcznazatochoćbychwilowe
odroczeniespotkania.
Teraz żałowała, że wyciągnęła z niego to wszystko. Wolałaby nie widzieć bez-
bronnegowyrazuwjegooczachibólu,kiedywspominałrodziców.
Wygodniej było nie rozumieć, dlaczego był taki, jaki był. W ogóle niepotrzebnie
wstąpiłanatędrogę.
Bowchwili,kiedygozrozumiała,zapragnęłagomocno,wręczszaleńczo.
Skoro potrafił uszanować przysięgę złożoną niedojrzałej dziewczynie, to co bę-
dzieteraz,kiedyzdradziłjejswojelęki,aonapostanowiładaćichzwiązkowiszan-
sę?
Bonaglezapragnęłazdobyćjegomiłośćiszacunekbardziejniżcokolwiekinnego.
ROZDZIAŁJEDENASTY
Kiedy Leah tego rana otworzyła oczy w swojej słonecznej sypialni, wiedziała od
razu,żetendzieńbędzieinnyodwszystkichminionych.
Pomimojejstarań,żebywszystkoukryć,Stavrosnareszciepoznałprawdęoniej.
Uwierzył,żenigdywżyciuniedotknęłanarkotyków,wiedział,jakwieledlaniejzna-
czyGiannisikarierawświeciemody.
Spotkaniazludźmi,którzychcielizniąpomówić,zakończyładopierokołodrugiej
nadranem,aleprzeztencałyczasStavrosnieopuszczałjejmyśli.
Zmęczona psychicznie i fizycznie, ale i podbudowana pozytywnym odbiorem jej
projektów przez Helene, zasnęła, jak tylko znaleźli się w samochodzie i Stavros
uruchomiłsilnik.
To była najlepsza i najważniejsza noc w jej życiu. Już nie musiała się przed nim
kryćirozmawiałaznimjakrównyzrównym.
Odgarnęła włosy z twarzy i podeszła do okna. Bardzo chciała go już zobaczyć,
więc wykąpała się błyskawicznie i ubrała w żółtą bluzkę bez rękawów i długą,
zwiewną spódnicę. Wilgotne włosy splotła w warkocz, wsunęła stopy w wygodne
czółenkaizbiegłanadół.
Dopieronaostatnichstopniachzdałasobiesprawę,żewdomupanujenienatural-
nacisza.
NawidokStavrosa,podopaleniznąbladegojakśmierć,wkoszulizpoprzedniego
dnia,zrozpiętymkołnierzykiemizawiniętymirękawami,osłabłaimocnochwyciła
siębalustrady.
Tymczasem z pokoju dziadka wyłonił się Dmitri o zaczerwienionych oczach,
zwpołowiepustąbutelkąszkockiejwręku.Spojrzałnaniąiruszyłdalej,odwraca-
jącwzrok.Sprawiałwrażeniekompletnierozbitego,wprzeciwieństwiedoStavro-
sa,któregochybatylkożelaznawolatrzymaławkarbach.
–Cosięstało?–niemalkrzyknęła,akiedynieodpowiedział,rzuciłasięwdółpo
schodach.
Wpadłamuwobjęciaizałomotałapięściamiwpierś.
–Mów!
Przyciągnąłjądosiebieiprzytuliłmocno,takmocno,żezakręciłojejsięgłowie
izabrakłotchu.Potempoluzowałuścisk,kciukiempodniósłjejbrodędogóryipopa-
trzyłwoczy.
–Bardzomiprzykro,kochanie.Gianniszmarł.
Wpatrywałasięwniegoprzezchwilę,niemogącpojąćtychstrasznychsłów.
–Nie…–szepnęłairozpłakałasięboleśnie.
–Popatrznamnie–poprosiłpochwili,takczule,żeposłuchała.–Gianniszmarł
uśmiechnięty.Powiedział,żeciękochaijestszczęśliwy,żespędziliścietekilkadni
razem.Odkądgoznałem,nigdyniewidziałemwnimtakiegospokoju.Totygotak
obdarowałaś.
– Dlaczego mnie nie obudziliście? – Odepchnęła go, rozżalona i zbolała. – Był
moimdziadkiem.Powinnamprzynimbyć,taksamojaktyiDmitri.
Delikatnieobtarłjejzapłakaneoczy.
–Prosił,żebycięniebudzić.Powiedział,żewswoimkrótkimżyciumiałaśjużdo-
syćpożegnań.
Przełykającłzy,odwróciłasięipobiegłanagórę.
Giannis ją rozumiał i on też. Obaj dobrze wiedzieli, ile ją kosztowało rozstanie
znim,ateraz,kiedynatakkrótkostałsięośrodkiemjejżycia,odszedł,skazującją
nawiecznątęsknotę.
Po raz pierwszy w życiu nie chciała być sama. Zapragnęła wsparcia mężczyzny,
októrymtakdługomarzyła.Zapragnęławziąćwszystko,comógłjejdać,towszyst-
ko,ocodotychczasbałasiępoprosić.
Byłjużwieczór,kiedyStavroswróciłdodomuGiannisa.Przystanąłwprzestron-
nym foyer i przypomniał sobie Leah stojącą na ostatnim stopniu schodów, z wyra-
zemogromnegobóluilękuwoczach.
Nigdyjeszczejejtakiejniewidział.Niesłyszałtakdesperackiegotonuwjejgło-
sie.Wciągukilkuostatnichtygodnizaakceptowałfakt,żemyliłsięcodoniejwtak
wielusprawach.Wciążjednakniebyłaninajotębliższyzrozumieniajej.
Nagle zapragnął osuszyć jej łzy, odegnać smutek i to wszystko nie miało nic
wspólnegozobowiązkiem.
Tegowieczoruciszabyłainnaniżwcześniej.Zrobiłwszystko,ocoprosiłgoGian-
nis. Przygotowania do pogrzebu, który miał się odbyć za kilka dni, zostały zakoń-
czone.
WłaśniemiałspytaćgospodynięoLeah,kiedyonasamastanęławprogujegoga-
binetu,ocierajączaczerwienioneoczy.Żółtytop,takwesołytegoranka,byłzmięty
iposzarzały.Włosymiałapotargane,podoczamiwidniałyciemnekręgi.
–Czekałaśnamnie?
Odgarnęławłosyztwarzy.Wyglądałabardzobezbronnieiseksowniezarazem.
–Tak.
Aleonbyłkompletnieniezdolnydojakiegokolwiekmyśleniaczydziałania.Utrata
jedynegoczłowieka,którygokochałizawszesięstarałzrozumieć,dotknęłagonie-
zwykleboleśnie.Iczułsiętaksłaby,jakbysilniejszypowiewwiatrumógłgoprze-
wrócić.
Musiałsięzachwiać,boLeahomalsięnieprzewróciła,próbującgopodtrzymać.
Jejoczyprzepełnionebyłytroskąiwspółczuciem.
–Musiszbyćstraszniezmęczony.Usiadłeśchoćnachwilęodwczoraj?
Bezskuteczniepróbowałsiępozbierać.
–Trochęsnuiwszystkobędziedobrze.Chciałaścośodemnie?
Czyżbypostanowiławyjechać?Cozrobi,jeżeliotopoprosi?
Trzymiesiąceprawieminęły,aonzkażdymdniemutwierdzałsięprzekonaniu,że
niepotrafisięzniąrozstać.
–Toteraznieważne.Chodź,odprowadzęciędopokoju.
–Złamieszsiępodmoimciężarem.
–Niejestemtakasłaba,najakąwyglądam.Pozatym,kiedyostatniocośjadłeś?
Możecicośprzygotuję?
–Ugotujeszmicoś?
–Niebędzietoobiadztrzechdań,alemożegrillowanakanapkazserem?
Kuszącapropozycja.Wogólewszystkowniejbyłokuszące.
–Niejestemgłodny–powiedziałposępnieizacząłrozpinaćkoszulę.–Tyteżpo-
winnaśsiępołożyć.
–Itakniezasnę.Nigdyniemogłam–odparła.
Zukłuciembólupomyślał,żejaknaswójwiekwidziałazbytdużośmierci.Podob-
niejakon.Więcjednakcośichłączyło.
Wyglądała w tej chwili bardzo bezbronnie. Zapragnął wziąć ją w ramiona i po-
trzebowałcałejsiływoli,żebysiępowstrzymać.
–Przykromi,kochanie…Dziśniemogęcipomóc.
– Ja… niczego nie chcę. Tylko nie widziałam cię cały dzień, a kiedy dzwoniłam,
wciążsłyszałam,żejesteśzajęty.
Rzeczywiście,uprzedziłsekretarkę,żebygozniąniełączyła.
–Miałemdużospraw.
Pokiwałagłową.
–Chciałamtylkospytać,jaksięczujesz.Iprzeprosić.
–Zaco?
–Zamojezachowaniedziśrano.Zato,żewciążcięatakowałam.
Zmusiłsiędouśmiechu.
–Jakośtoprzeżyję.
–Zapomniałam,ileGiannisdlaciebieznaczył.
–Naprawdęnietrzeba.–Nieczułsięnasiłachjejsłuchać.
–No,dobrze–powiedziałazesmutkiem.–Wkażdymrazie,kiedyprzestałampła-
kaćiwzięłamprysznic,poszłamcięszukać.WróciłDmitriiniechciałmniezosta-
wić,chociażzapewniałam,żedamsobieradę.Totygoprzysłałeś,prawda?
Dziś nie mógłby sobie zaufać, gdyby miał ją blisko. Wzruszył ramionami, a ona
mówiładalej.
–Dmitripowiedział,żeprzezcałąnocnieodezwałeśsięanisłowem.Iżetomoże
potrwać następne dni albo tygodnie. Że tak samo było po śmierci Calisty. Jedyne
słowa,jakiewtedywypowiedziałeś,tobyłaprzysięgamałżeńska.
Przeszłośćnaglezaczęłagoosaczać.
–PrzeklętyDmitri.Lepiejbyłoby,gdybymilczał.
–Wolałbyś,żebymcięnadaluważałazatakiegobezdusznego,jaksięwtedywy-
dawałeś?
–Niepowinienciętymobarczać…
–Tymogłeśpostawićmojeżycienagłowie,bochceszmniechronić–odparła,wy-
raźnienieszczęśliwa.–Alejaniemamprawawiedzieć,cosięztobądzieje?
–Mnienietrzebachronić.
–Nigdyniechciałeśsięznikimpodzielićbólemalboradością?
–Nie.
– Nie potrafię tego zrozumieć. A dziś, kiedy straciliśmy człowieka, który zrobił
wszystko, co możliwe, żeby nas ze sobą związać, tym bardziej się na to nie zga-
dzam.Atenzwiązek,doktóregocięzmusił…
–Powtarzamciporazkolejny,żedoniczegomnieniezmuszał.
Naprawdęniechciałjejzranić.Iniemógłpozwolić,bypomyślała,żeniechcejej
w swoim życiu. Był pewien, że jeszcze tylko dzięki niej pozostaje przy zdrowych
zmysłach.Igwałtowniezapragnąłwziąćto,comiaładozaoferowania,izagubićsię
wniejbezpamięci.
–Giannispowiedział,żejapotrzebujęciebietaksamomocno,jaktypotrzebujesz
mnie.
Zamknąłoczyipróbowałoddychaćspokojnie.
–Obojeuznaliśmy,żesiępomylił,prawda?Okazałosię,żewszystkiemojepomy-
słybyłynietrafione,żebardzosięmyliłemcodociebie.Iviceversa,janiepotrze-
bujęciebiewmoimżyciu.Tobyłotylkonieziszczalnemarzeniestaregoczłowieka.
–Jakśmiesztakmówić!–krzyknęła.–Niewolnoci!
–Proszęcię,odejdź–poprosił,bomiałwrażenie,żejejbliskośćniepozwalamu
oddychać.
Ale jego uparta, samowolna żona nigdy go nie słuchała. Teraz też. Ujęła jego
twarzwobiedłonieipopatrzyławoczy.
– Tak bardzo cię kochał… – Musnęła palcami jego wargi. – Kiedy pierwszy raz
przyjechałamdoGrecji,wciążmiotobieopowiadał,ażzzazdrościowasząbliskość
znienawidziłamcię.Byłzciebiedumnyikiedyotobiemówił,oczymusięświeciły.
Zawszemiteżpowtarzał,żenigdyniechciałeśniczegodlasiebie.
Przytuliłapliczekdojegopoliczkaiobjęłagowpasie.
–Niechcębyćdziśsama.Iniezostawięciebiesamego,nawetjeżelisiędomnie
nie odezwiesz ani słowem. Tak bardzo ci współczuję – dodała jeszcze. – Byłeś dla
niegobardzoważny.Iopiekowałeśsięnimlepiejniżjegowłasnarodzina.
Tesłowazburzyłyostatnibastionjegooporu.Popięciulatachwstrzemięźliwości
niebyłwstaniedłużejsiękontrolować.Takdługonikogoniepotrzebował,alewtej
chwilitojużbyłaprzeszłość.
Potemleżeliwtuleniwsiebie,zmęczeniiszczęśliwi.
–Powiedzcoś–szepnąłwkońcu.
–Hmm…
–Dobrzesięczujesz?
–Chcęjeszcze,chcęwięcejciebie–wymruczaławjegopierś.
Wybuchnąłśmiechemipocałowałjązachłannie.
–Dopierozaczęliśmy,mojamiła.Wszystkoprzednami–zapewniłjązuśmiechem.
PrzeznastępnetygodnieLeahbyłabardzozajęta.Tamtejszalonejnocypoprosiła
go,żebywrócilidodomunawyspie.Zrobiłato,kiedybylipodprysznicem.Tenro-
dzajintymnościcieszyłjątaksamomocnojakseks.Szybkosobieuświadomiła,że
każdachwilaspędzonazeStavrosemuczyjączegośnowegoosobie.
Następnego dnia rano wrócili do rezydencji. I dopiero kiedy jej rzeczy zostały
przeniesione do jego sypialni, uświadomiła sobie, że to miejsce rzeczywiście stało
sięjejprawdziwymdomem.
DostałazaproszenienaTydzieńModyNiezależnejwewrześniuwNowymJorku.
Kiedy powiedziała Stavrosowi o telefonie od Helene, rozpromienił się z dumy
istwierdził,żewcalegotoniedziwi.
PokilkuspotkaniachzHelene,atakżezinnymidyrektoramidomówmody,okaza-
łosię,żezamówienianajejkolekcjęprzekroczyłyjejnajśmielszeoczekiwaniaimu-
siaładodaćdoniejjeszczeczterykolejneprojekty.
Pracowała po dwanaście do czternastu godzin na dobę, żeby skończyć na czas,
ikolekcjaokazałasięjeszczelepsza,niżsięspodziewała.Modelkiprzychodziłyna
próbyniemalcodziennieimiałaterazdwieasystentkidopomocyprzywykańczaniu.
Wieczoramipadałazwyczerpania,amyślenieoprzyszłościodkładałanapóźniej.
Biegałapoterenieposiadłościipracowałatakgorączkowo,żektóregośdnia,kiedy
omalniezemdlaławpracowni,Stavrossiłązamknąłjąwswojejsypialniikazałwy-
począć.
Wciąż jednak najprzyjemniejsze były noce. Magiczne, gorące i namiętne noce
znajwspanialszymmężczyznapodsłońcem.
Wzałożeniukażdaznichmiałauśmierzyćgłóddługichlatoczekiwanianasiebie
nawzajem.Bezwzględunato,októrejwróciłzAten,nawetjeżeliLeahopuszczała
pracowniępopółnocy,zawszeszlirazemdołóżka.
Czasem, zbyt zmęczeni, by się kochać, zasypiali wtuleni w siebie, a czasem ko-
chalisięoświcie.Byłnienasycony,zaborczy,ajegodotyk–silnieuzależniający.
KtóregośrazumusiałzostaćnanocwAtenach,ająogarnęładziwnapanika.Czu-
łasię,jakbystraciłaracjębytu.Ranozniespokojnegosnuwyrwałjąszumhelikop-
tera.Czekała,żebydoniejprzyszedł.
Ranekminął,nadeszłopołudnie,potemwieczór,aonwciążbyłzajęty.
Jakdotąd,niechciałrozmawiaćanioprzeszłości,anioprzyszłości.Unikałtematu
albozaczynałjąuwodzić.Ażebyłatchórzem,pozwalałamunato.Ulegałaciepłu
jegoramion,żarowipieszczot,namiętności.
–Jesteśszczęśliwy?–spytałaktóregośranka,kiedyprzyniósłjejśniadaniedołóż-
ka.
Wziąłjąwobjęciaipocałowałtakczule,żedooczunapłynęłyjejłzy.
–Niewiem,coznaczyszczęście–powiedziałwjejwłosy.
Pytanie chyba go poruszyło, ale oczarowana pieszczotami, nie zwróciła na to
uwagi.
–Alenigdynieczułemsiębardziejżywy–dodał.
Dopieroterazpomyślała,żebyłowtejodpowiedzicośniepokojącego.
Tak minął prawie miesiąc. I pojawił się lęk o przyszłość. Co też przyniesie im
obojgu?
OdkilkutygodninapomykałaowyjeździedoParyżananiewielkipokazmody,na
któryplanowaławysłaćjąHelene.Toprzypominałonakłuwaniebańki,wktórejżyli,
aleitakpróbowała.Prędzejczypóźniejmusielisięzniejwydostać,aonachciała,
żebywkońcuzgodziłsięujawnićichzwiązekprzedświatem.
Wkońcu,nadzieńprzedpokazem,ustąpiłizaskoczyłją,przychodzącdoniejwie-
czorem.AprzeztydzieńspędzonywParyżuwszystkiewątpliwościcodoichrelacji
zupełniezniejwyparowały.
Wyciągałagonawycieczkipoprzepięknymmieście,aonzakażdymrazem,kiedy
mu przychodziła ochota, namawiał ją na powrót do hotelu przy Champs-Elysées.
Dużozaczęsto,mawiałaześmiechem.
Ale nie odmówiła mu ani razu. Najwidoczniej była równie uzależniona od niego,
jakonwydawałsięodniej.
ByliwParyżuodtygodnia,kiedyktóregoświeczoruktośgłośnozapukałdodrzwi
ichapartamentu.
Leahparsknęłaśmiechemiukryłatwarznaramieniukochanka,aonkontynuował
pieszczoty.Wpewnymmomenciepoczuła,żesięusztywnił.
Wtedyionatousłyszała–odgłoskrokówzbliżającychsiędosypialni.
Stavros błyskawiczne wciągnął spodenki, a ją nakrył prześcieradłem. W tym sa-
mymmomenciedrzwisypialniotworzyłysięgwałtownie.
Opartyoframugę,leniwieuśmiechniętyDmitrilustrowałichwzrokiem.
Stavroszakląłszpetnie.
–Chybajużcałkiemzapomniałeśodobrychmanierach?
DmitriuśmiechnąłsięzrozbawieniemimrugnąłdoLeah.
–Zewszystkichtwoichstrojówwtymjestcizdecydowanienajlepiej.
Różnilisięjakogieńiwoda,aonanigdyniepotrafiłazrozumiećichnienaruszalnej
przyjaźni.Wiedziała,żeDmitrichciałsięznimispotkaćjużwzeszłymmiesiącu,ale
Stavros wciąż odmawiał, nie troszcząc się nawet o wiarygodną wymówkę. Miała
wrażenie,żepoprostuniechciał,byDmitrizobaczyłichjakoparę.
Czyżbynadalsięjejwstydził?Tobyłobolesneprzypuszczenieistarałasięniedo-
puszczaćgodosiebie.
A może uważał ich związek za tymczasowy? I nie chciał się nim chwalić przed
swoimnajbliższymprzyjacielem?
–Niechciałemwamprzeszkadzać–przeciągnąłDmitri,zupełnieniezrażonyzłym
humorem Stavrosa. – Tak skutecznie zniknąłeś z horyzontu, że musiałem prawie
uwieśćtwojąsekretarkę,żebysiędowiedzieć,gdziecięszukać.Toniepodobnedo
ciebie.Twójpersonelzaczynapodejrzewać,żenieżyjesz.
StavrosodwróciłsiędoLeah.
–Możepójdzieszsięubrać?
–Powinnategoposłuchać.Nieprzyszedłemtubezpowodu.
–Cosięstało?
–AlexRalstonpokazałsiędziśnamoimjachcie.Mojaochronapróbowałagoza-
trzymać,aleimsięnieudało.
Leahprzeszedłlodowatydreszczizadygotała.Stavrosobjąłjąiprzytulił.
AlexbyłchłopakiemCalisty.Rozstawalisięwielokrotnieiznówdosiebiewracali.
–Alex…PrzecieżpośmierciCalistytrafiłdowięzienia…
– Stwierdziliśmy, że to on sprzedawał narkotyki tamtego dnia. Miał długi staż
wposiadaniusubstancjizabronionych–wyjaśniłDmitri.
MiłyiuroczyAlex?AonaStavrosauważałazamonstrum…
–Idźsięubrać,Leah.Musimypomówićwczteryoczy.
Spanikowana,nieodezwałasięanisłowem,kiedyDmitriuścisnąłjąnapożegna-
nie.
CzegopotychwszystkichlatachmógłchciećAlex?
ROZDZIAŁDWUNASTY
Stavros spodziewał się, że w końcu coś przerwie trwającą od miesiąca sielankę
iwyrwiegozestanuodrealnienia,wjakimżyliobojezLeah.
Przewidywał, że ekscytacja z powodu kochania się z nią zblaknie, że wszystkie
cudowne przeżycia związane z jej obecnością, śmiechem, humorem, pasją, z jaką
musięoddawała,wkońcuprzeminą.
Przypuszczał,żeradośćzbyciarazemwygaśnie,boprzecieżwżyciutocodobre
niemożetrwaćwiecznie.Przynajmniejniewjegożyciu.
Nigdyniebyłownimtyleradości,śmiechuiemocji,jakiestałysięjegoudziałem
wciąguostatniegomiesiąca.Niebyłodręczącegogłodu,desperackiegopragnienia
czerpaniapełnymigarściamiipalącejpotrzebykontroli,żebyniezostaćniewolni-
kiemtychwszystkichprzyjemności.
Nie przypuszczał jednak, że to się stanie w ten sposób. Że jego serce zostanie
odarte ze wszystkiego i zostanie z marzeniami. Że spadnie na niego lawina bólu
istrachu.
Dmitriopowiedziałmuwszystkoiobajuznali,żeniemainnegowyjścia,jakzgo-
dzićsięnażądanieAlexaRalstona,któryżyczyłsobievideorozmowyzeStavrosem.
Rozmowawłaśniesięzakończyła,aStavroswciążniepotrafiłsięotrząsnąć.Mdli-
łogonawspomnienietego,cousłyszałnatematCalisty.Miałwrażenie,żerozma-
wiaojakiejśobcejosobie,aniewłasnejsiostrze.
Okazałosię,żecałajegowiedzaoniejsprowadzałasiędokłamstw,uparciepod-
trzymywanychprzezLeah.Choćprzecieżprosił,bypowiedziałamuprawdę.
–Stavros?–Dimtripatrzyłnaniegopytająco.
–Znajdźgokoniecznie.Niemożepójśćztymdomediów.ChodzioCalistę.Nie
mogępozwolić,byzostałaoczernionawtensposób.
–Powstrzymamgo,bądźspokojny.Aletonietwojawina.Calista…CokolwiekRal-
stononiejpowiedział,niemogłeświedzieć.Zrobiłeś,comogłeś,żebyjejpomóc.
–Powinienembyłwiedzieć.Miałatyleproblemów,aja…
–Niektórymniemożnapomóc.Giannismówił,żekiedywaszamatkaodeszła,Ca-
listabyłajeszczedzieckiem.Niebyłeśwstaniedaćjejtego,czegopotrzebowała.
–Potrzebowałamiłości,ajanieumiałemkochać.Nieumiałemwtedy,nieumiem
iteraz.
Dmitripobladłiwpatrywałsięwniegowmilczeniu.
–Niejesteświnientemu,jakonasięzachowywała–powiedziałwkońcu.
–Bardzobymchciał,żebytobyłotakiełatwe.–Wyrozumiałośćprzyjacielazaczy-
nałabudzićwnimsprzeciw.
NagleprzypomniałymusięwypowiedzianewgniewiesłowaLeah:„Jeżeliwogóle
maszserce,tozkamienia”.
Miała rację. Tylko czy już się taki urodził, czy też w ten sposób się opancerzył
przeciwkoobojętnościrodziców?
NigdynierozumiałCalisty,nigdynieprzedarłsięprzezmaskę,którąnosiłanaco
dzień,nigdynierozumiałjejlęków,bólu,radości.Zakażdymrazem,kiedywspomi-
nałarodziców,kiedyokazywałaniepewność,mobilizowałjądodziałaniaitłumaczył,
żebezrodzicówjestimlepiej.Boniechciałwracaćdoprzeszłości,niechciał,żeby
rodzicestalisięczęściąichnowegożycia.
Dlategozamykałsięnajejsmutekicierpienie.Iwjakimśmomencieprzyjęłado
wiadomości,zresztąpodobniejakLeah,żeniemożenaniegoliczyć,żeonnigdynie
zrozumie.Iżeniepotrafikochać.
Itakobojętnośćrodzicówodebrałamuwszystko.
GdybynawetzdobyłsięnawybaczenieLeahkłamstw,comógłbyjejdać?Prędzej
czypóźniejzorientowałabysię,żejestniezdolnydomiłości.Żenieumiejejanida-
wać,anibrać.
Minęłydwiegodziny,zanimwróciłdosiebie.Leahomalnieoszalała,próbującsię
domyślić,cosiędzieje.Jednospojrzeniewjegooczywystarczyło,byśmiertelniesię
przeraziła.
–Pakujsię.ZakilkagodzinleciszdoNowegoJorku.
–Jakto?Pokazjestdopierozakilkadni…
Stałokrokodniej,alewydawałsiębardzodaleki.Iczemunawetnaniąniepa-
trzył?
–Lepiej,żebyśbyławNowymJorku,niżtu,gdziesiękręciRalston.Tymbardziej
żejestpodejrzaniezainteresowanynaszymisprawami.
–Alewszystkiemojerzeczy…
Zadzwoniłjegotelefonidopierowtedynaniąspojrzał.
–Dopilnuję,żebyRosazapakowaławszystkojaknajstaranniej.
Rosamiałapakowaćjejrzeczy,onasamamiałaleciećdoNowegoJorku.Wszyst-
kodziałosiętakszybko…
Wpatrywałasięwpustąprzestrzeń,którąprzedchwilązajmowałStavros.Szok
powolimijał,ustępującmiejscapanice.
Niebezpieczniebliskałezznalazłagowgabineciezzapierającymdechwidokiem
na wieżę Eiffla. Rozmawiał przez telefon, ale tym razem ani na chwilę nie spuścił
zniejwzroku.Dopieroterazzauważyła,jakijestblady.Ponurarezygnacjawjego
spojrzeniu była nie do zniesienia. Wyglądał, jakby stracił coś niezwykle cennego
albozupełniesiępoddał.
Kiedysięrozłączył,natychmiastznalazłasięprzynim.
–Powieszmiwkońcu,cosiędzieje?
–Niechcę,żebyśzostaławplątanawtębrudnąhistorię.Jeżeliniepowstrzymam
Ralstona przed sprzedaniem naszej historii do mediów, zacznie traktować życie
moje,Calistyitwojejakżyłęzłota.Lepiejbędzie,jeżelipojedzieszdoNowegoJor-
ku,ajadopilnuję,żebyciętamnieznalazł.
–Chcęzostaćztobąiwewszystkimcipomóc.Dlaczegomnieodsyłasz?
Wtejchwilibyłzupełnieniepodobnydoczłowieka,zktórymsiękochała,śmiała
iktóregocałowała.Zachowywałsięjakobcy,abyćmożenawetjaktendawny,znie-
nawidzonyprzezniąStavros.
Ześciśniętymsercemobeszładużebiurkoistanęłatak,żebymusiałnaniąspoj-
rzeć.Popatrzyłamuwoczyipołożyładłonienapiersi.
–Znówzrobiłamcośnietak?
Spróbowałjąodsunąć,alemuniepozwoliła.
–Powiedzmi,ocochodzi,albo…
–Alboco?Wymyślisznowekłamstwo?Wygrałaś.–Stałsztywnojakposąg,pozba-
wionyuczućisłabości.–Podpiszędokumentyrozwodowe,dostanieszswojepienią-
dzeiznówbędzieszLeahHuntington.–Przesunąłponiejgłodnymwzrokiemimiała
wrażenie, że jednak nie jest tak obojętny, jak mogło się wydawać, ale szarpie się
taksamojakona.
Amożepoprostudesperacjakazałajejuczepićsiętejnadziei?
–NiccięjużniewiążeanizemnąanizKatrakisTextiles.
Nogiugięłysiępodniąimusiałasięchwycićbrzegubiurka.Walczączełzami,od-
dychałaciężko.
–Czymsobieznówzasłużyłamnakarę?
–Toniekara.Towolnośćdlanasobojga.Giannisodszedł,atyudowodniłaśponad
wszelką wątpliwość, że potrafisz sama o siebie zadbać. Co zostanie z naszego
związku,oilewogólemożnagotaknazwać,jeżeliodpadniemójobowiązekitwoje
kłamstwa?
–Ostatnimiesiąc…
–Ostatnimiesiąctobyłtylkoseks.Pięćlatwstrzemięźliwościity…tozamiesza-
łobywgłowiekażdemumężczyźnie,nawettakiemuzkamiennymsercemjakja.
Dlaczegotaksięstarałunieważnićtenwspólnyczas,spłycićto,coichpołączyło?
Niemogłategozrozumiećinagleogarnąłjąlęk,bouświadomiłasobie,jaksięza-
cząłtenferalnywieczór.
–CopowiedziałAlex?
–Zagroził,żepójdziedomediówzhistoriąCalistyijejbratapotwora,któryjąza-
niedbał, a potem poślubił dziedziczkę fortuny. Ma jej zdjęcia i dużo pikantnych
szczegółów.Przyjęcia,alkohol,mężczyźni…Naprawdęnieznałemwłasnejsiostry.
Aletyowszystkimwiedziałaś?–Oskarżycielskiwzrokpaliłjakogień.
–Błagała,żebycinicniemówić.Zawszekiedyodkrywałeśjakieśnaszeprzewiny,
prosiła, żebym ją kryła, jeszcze ten jeden raz. Przy tobie i dla ciebie chciała być
idealna. Bardzo się bała, że mogłaby stracić twoją miłość. A ja aż do tamtej nocy
niezdawałamsobiesprawy,jakbyłozniąźle.Byłammłoda,niemiałampojęcia,co
bierze.Powinnamcibyłapowiedzieć…
–Rozumiem,żewtedybyłocitrudno,aleostatnio?Kiedyprosiłemcięoprawdę?
Dlaczegomijejodmówiłaś?Pocokłamaćpotylulatach?Bałaśsiękaryzajejuczyn-
ki?Wciążjeszczemyślisztylkoosobie?
Serce waliło jej jak młotem, nogi drżały. Najbardziej na świecie pragnęła znów
znaleźć się w jego ramionach, zobaczyć jego uśmiech, zrobić coś, co wymaże ten
bolesnywyrazzjegooczu.
Izupełnienagledotarładoniejprawda.Wtymmajestatycznymhoteluwjednym
znajpiękniejszychmiastświatazrozumiała,żekochaStavrosa.
Jeszcze kilka miesięcy temu zareagowałaby histerią. Teraz jednak zdała sobie
sprawę,żemaniepowtarzalnąszansęnażyciezewspaniałymmężczyzną.
Bo przecież mimo całego zła, które dotknęło go w dzieciństwie, wypełnił wzięty
na barki obowiązek, potrafił ją pocieszyć, dbać o nią, kochać i dodawać odwagi,
choćniesłowami,tylkoczynami.
Calista bardzo się pomyliła, nie ufając mu i wątpiąc w jego miłość. Ona też go
w ogóle nie znała. Ale Leah w końcu go zrozumiała, w końcu dotarło do niej, jak
skomplikowanym,choćdobrymihonorowymczłowiekiemjestjejmąż.
Azrozumienieoznaczałomiłość,botrudnoniepokochaćpodobnejszlachetności,
poczuciaobowiązku,życiawzgodziezwłasnymsumieniem.
– Wydawało mi się, że po tych wszystkich latach przyczyny śmierci Calisty nie
mająjużwiększegoznaczenia.Zwłaszczaże…
–Zwłaszczażejużprawiedostałaś,czegochciałaś–dokończyłzanią.
–Wcalenie–odparła,ztrudemhamującrozdrażnienie.–Zwłaszczażewkońcu
zobaczyłeśmnietaką,jakajestemnaprawdę,ipozwoliłeśmiodkryćprawdęoto-
bie. Uznałam więc, że lepiej zostawić przeszłość tam, gdzie jej miejsce. Pomyśla-
łam…
–Zawszetylkotyitwojepotrzeby,czynietak?
–Owszem,przezlatatakwłaśniebyło.OdkądprzyjechałamdoAten,starałamsię
chronić przed cierpieniem przede wszystkim siebie. Ale to się zmieniło. Pierwszy
razwżyciuskłamałamzmyśląnieosobie,aleotobie.Chciałamcioszczędzićbólu,
jakimusiałocisprawićpoznanieprawdyoCaliście.Skłamałam,bominatobiezale-
ży.Bototydałeśmiodwagędożyciabezstrachu.Boniemogłamcięniepokochać.
Znówukryłsięzamaskąiwyglądało,żetylkosprawiłamujeszczewiększąprzy-
krość.
–Powiedzcoś–poprosiła.
–Dodziśniezdawałemsobiesprawy,jakbardzodosiebieniepasujemy.Nawet
gdybyśmychcielitokontynuować,wciążbędziemysiętylkoranić.
–Niewyobrażamsobienicgorszego,niżwłaśnierobisz.
– Dlatego ta farsa, którą nazywamy małżeństwem, musi się zakończyć – powie-
działpodługiejchwili.–Jesteśwolna.Żegnaj,Leah.
PowyjeździeLeahporazpierwszy,odkądGiannisprzywiózłgodoAten,Stavros
niewróciłdopracy.NieodpowiadałnatelefonyDmitriegoikazałasystentceodwo-
łać wszystkie spotkania. Od szefa swojej ochrony dowiedział się, że pewien pod-
stępny kuzyn Giannisa, który nie mógł się pogodzić z faktem, że Stavros i Dmitri
mieliwiększośćudziałówwradzienadzorczejfirmy,planujedokonaćprzejęcia.
Stavros,wiedzionyprzeklętympoczuciemobowiązku,niemógłsiępoddać.Przez
ponaddziesięćlatobajzDmitrimbudowalipotęgęfirmy,poświęcającsiętejpracy
bezreszty,bochcieli,żebydziedzictwoGiannisazyskałonaznaczeniu,aleteżdla-
tego,żetodawałoimpoczuciebezpieczeństwaicelowościżycia.
Terazjednakbyłomuwszystkojednoiniemiałbynicprzeciwkotemu,gdybyca-
łośćrozsypałasięwprochipył.Pragnąłjedyniepokazaćfigęreszcieświataiznik-
nąć.Itakteżzrobił.Ukryłsięwswojejrezydencji.
Jednakwszędzie,gdziesięobrócił,znajdowałśladyLeah.Wszyscy,odpracowni-
kówwinnicypokrawcowe,pytali,czyLeahzawojowałaNowyJorkikiedywraca.
Przemierzałścieżki,którymilubiłabiegać,iwciążtrafiałnaporozkładanewcałym
domudrobiazgi.Byławszechobecna.Wjakiśsposóbstałasięczęściąjegosamego.
Spokój, który tu zawsze znajdował, zasady, których przestrzegał przez całe do-
tychczasoweżycie,wszystkouległozaburzeniu,aonsamczułsiępustywśrodku.
TakjakbyLeahtchnęławniegożycie,nauczyłagokochaćiśmiaćsię,apotemode-
szła,zabierająctowszystkozesobą.
Wciążdopadałygowspomnieniaojca,matki,Calistyiichsmutnegodzieciństwa.
Tęsknił za dziecięcą beztroską, jaka nigdy nie była jego udziałem. Całymi dniami
przesiadywałwgabineciealbowpustejpracowniLeah.
Iwciążwracałydoniegojejsłowa:„Pierwszyrazwżyciuskłamałamzmyśląnie
osobie,aleotobie.Chciałamcioszczędzićbólu,jakimusiałocisprawićpoznanie
prawdyoCaliście.Skłamałam,bominatobiezależy.Bototydałeśmiodwagędo
życiabezstrachu,boniemogłamcięniepokochać”.
Leahgokochałaichciałachronić.Niktnigdyniemyślałonimwtensposób.
Leah,któraniechciałazostawićgosamegownocpośmierciGiannisa,zniewinną
nadziejąwypytywała,czyjestszczęśliwy,kochałasięznimztakogromnąpasją,nie
pozwalałamuzaprzeczyćichbliskości,trzymałagowobjęciach,kiedyprzyznał,że
niepamięta,jakwyglądałaichmatka.Leah,którawierzyławświętośćmałżeństwa.
Takobietabyławarta,żebyoniąwalczyć,byławartamężczyzny,jakimmógłby
być.Dziękiniejpoznałsmakszczęścia,aterazcierpiałpojejstracie.
To dzięki niej pokochał pierwszy raz w życiu i poznał uczucia, przed którymi
wcześniejuciekał.Iterazznówzapragnąłmiećjąprzysobie.Niechciałiniepotra-
fiłjużbyćjakautomat.
WchwilidojmującegoosamotnieniawyznałGiannisowi,żemyliłsięcoLeahiże
zrujnowałjejżycie.StojącywobliczuśmierciGiannisuśmiechnąłsięipowiedział,
żeLeahgopotrzebujeiżeon,Stavros,jestjejwart.Towspomnienieusunęłowcień
wszystkiewątpliwości.
PięćlattemuniezasługiwałnaLeah.
Aleteraz,potymwszystkimcorazemprzeżyli,obojezasługiwalinaszczęście.Po
latachmyśleniaoinnychnadszedłczas,bypomyślećosobie.
Naglepoczuł,żemusijejtonatychmiastpowiedziećiniemógłznieść,żejesttak
daleko,kiedyonkochajątakbardzo.
ROZDZIAŁTRZYNASTY
Kolekcja Leah na Tygodniu Mody Niezależnej w Nowym Jorku odniosła nadspo-
dziewanysukces.Jejprojektyokreślanojakonowoczesne,niezwykłe,wyrafinowa-
ne.WostatnimtygodniuzaradąHelenezainwestowaławprzygotowaniekatalogu
zprojektami,którydawałkupującymimagazynommodylepszywglądwjejmożli-
wości.
PoszaleńczychdwóchtygodniachwróciładoAten.Kiedyzapukaładodrzwipani
Kovlakis i poprosiła o klucze do swojego dawnego mieszkania, dostała je natych-
miast.Dawnastrażniczkabyławzruszonaizachwyconajejpowrotem.
Ledwo co jedząc, spała przez niemal tydzień, potem coraz częściej zaczęła wy-
czekującospoglądaćnatelefoniuświadomiłasobie,żeczekanawiadomośćodSta-
vrosa.
Niemogłasiępogodzićzmyślą,żetakdefinitywniezniązerwał.Czyżbynapraw-
dękompletnienicdlaniegonieznaczyła?
Płakałatakdługo,żewkońcupoczułaodrazędosamejsiebie.Żebysięczymśza-
jąć i nie myśleć, zabrała się za sprzątanie mieszkania i Dmitri omal nie wyłamał
drzwi,kiedynieusłyszałajegopukania.
Zaprosiłjąnalunchikarmił,dopókinienajadłasięnatydzień,apotemdługowy-
pytywał,czyjejczegośniepotrzebuje.
–Czytooncięprzysłał?–spytała,żałośniezdesperowana.
–Nie–odparłzbezlitosnąszczerością.–Chybarzeczywiściemuudowodniłaś,że
potrafiszosiebiezadbać.
Słowa,którekiedyśpowitałabyzradością,terazzaciążyłyjejjakołów.
Wkońcuznówsięrozpłakała,aonwzdychałiprzytulałją.Potemspytał,jakza-
mierzawykorzystaćswojątakciężkowywalczonąwolność.Chybaniechcespędzić
reszty życia jako porzucona żona Stavrosa Sopradesa, ukrywając się przed świa-
tem?
Miałrację.NiepototakzawzięciewalczyłazeStavrosem,żebyterazpozwolić
muzwyciężyć.Jużbyłapewna,żeniezostaniejegocieniem.
Miałaprzedsobącałeżycie.Mogłazdecydować,gdziebędziemieszkaćipraco-
wać,kogozatrudni,coprzygotujedokolekcjizimowejijakączęśćspadkuzainwe-
stujewbiznes,acozostawinagorszeczasy.Niespędziżycianajakimśzapyziałym
kawałkuziemitylkodlatego,żetumieszkałStavros.
W końcu miała wolność dokonywania własnych wyborów, o którą tak walczyła,
ibyłatoświadomośćupajająca.
Niejedendommodyzabiegałowspółpracęznią,ale,nieskoradokompromisów,
odmówiła wszystkim. W końcu do niej dotarło, że jest akcjonariuszem w firmie
dziadkaimaprawodoczęścijegodziedzictwa.
KiedyweszładolegendarnychbiurKatrakisTextileswAtenach,bywziąćudział
w swoim pierwszym zebraniu rady nadzorczej, na myśl o spotkaniu ze Stavrosem
sercezabiłojejniespokojnie.
Jegonieobecnośćajejobecnośćspowodowałazamieszanie,którewywołałozło-
śliwyuśmiechDmitriego.Niebrakowałodyskretnychimniejdyskretnychkomenta-
rzynatematichtrójki,acogorsza,takżejejmałżeństwa.
Przetrwanie tego dnia okazało się dla niej niezwykle trudne. Tym bardziej że
otrzymała wiadomość od asystenta Stavrosa, że chciałby się z nią spotkać naza-
jutrz,zanimwyjedziedoMediolanu.
Przypuszczała,żechodziopodpisanedokumentówrozwodowych.Czylijednakpo
pięciulatachichzwiązekmiałzostaćanulowany.Obojeodzyskająwolność.Ijużnig-
dyniebędzienależałdoniej.
Tejnocydługoprzewracałasiębezsennie,apotemśniłaonimiobudziłasięnie-
pocieszona,żejużnigdyniezaśniewjegoramionach.
Wkońcujednakuznała,żeskoropoznałjąprawdziwąinieuwierzyłwnajwiększą
prawdę, jaką kiedykolwiek powiedziała, widocznie na nią nie zasługuje, co w jej
własnychuszachzabrzmiałojakpłytkiekłamstwo.
PrzybyładobiuraStavrosapunktualnieodziesiątejtrzydzieści.Dopieronadra-
nemzapadławmęczącysen,awskutekbezsennejnocybolałajągłowaiczułasię
rozbita.
Kiedyujęłaklamkęiotworzyładrzwi,czułasięszczególnieżądnajegokrwi,jak
kiedyśładnietoujął.
Tymczasemwpokojunie byłonikogo.Jejwysokie obcasystukałyo marmurową
posadzkę,kiedyobchodziłagodookoła.Wpewnejchwiliprzeszedłjądreszcziod-
wróciłasięgwałtownie.
Stavrosstałwwejściudoczęściprywatnejiprzyglądałjejsięznieprzeniknionym
wyrazemtwarzy.
Wyglądałtakjakzwykle,nienagannieeleganckiiarogancki.Tylkowoczachmiał
smutekiniepewność.Ubranybyłwdżinsyiszarąkoszulę,podkreślającezgrabną
sylwetkę i muskularną pierś. Wręcz nieprzyzwoicie przystojny, pociągał ją wciąż
ztąsamąobezwładniającąsiłą,choćprzecieżmiałagonienawidzić.
Przezkilkachwilśledzilisięwzajemniegłodnymwzrokiem.
–Podobnochceszwybudowaćfabrykę?Znalazłemodpowiedniemiejsce.
Wystarczyłsamjegowidok,byzakręciłojejsięwgłowie,aterazjeszczeito.To
miałybyćpierwszesłowa,jakiedoniejpowiedział?Żadnego„witaj”czyinnegopo-
zdrowienia?
– Nie potrzebuję twojej pomocy – rzuciła nonszalancko. – Miałam się spotkać
zprawnikiem.
–Toniepotrzebne.
–Wtakimraziepocomnietuściągnąłeś?Dokumentymogłampodpisaćbeztwo-
jego udziału. A może po prostu zdążyłeś się już uzależnić od mojego błagania
owszystko?Opieniądze,seks,odrobinęzaufaniaizrozumienia?
– Nie przypominam sobie – odparł z bladym uśmiechem – żebyś mnie błagała
oseks.
–Możeszniepamiętać.Najwyraźniejtoniemiałodlaciebiewiększegoznaczenia
niż ulga po pięciu latach… – Na widok wyrazu jego twarzy słowa zamarły jej na
wargach.
– Pamiętam każdą chwilę, tylko nie to, żebyś mnie błagała. Pamiętam wszystkie
noceidnieteż.Flirtowałaśzemną,prowokowałaśiuwodziłaś…ajabyłemtwoim
chętnymniewolnikiem.
–Wychodzę.–Zdecydowanymkrokiemskierowałasiędodrzwi.
Tojegodziwacznezachowaniebyłotrudnedozinterpretowania.
Drzwiokazałysięniedostępne,bojesobązastawił.
–Słyszałem,żebyłaśnaspotkaniuradynadzorczej.Dmitriwspomniał,żenarobi-
łaśniezłegozamieszania.Podobnoszłaśjakburza.
MogłabyćtylkoszczerzewdzięcznaDmitriemu,żeniewspomniałmuojejdespe-
rackimatakupłaczu.
–Dziwiszsię?Jużnigdyniebędęjaktchórzuciekałaodtegocomoje.Postanowi-
łam, że zostanę w Atenach. Nie będę się ukrywała gdzieś w świecie, jakby fiasko
naszegomałżeństwabyłomojąwiną.Iniedamcisięprzymusićdoniczego,czego
niezechcę.
Sprawiałwrażenieudręczonego,wargimiałboleśniezaciśnięte.
–Zmuszenieciędomałżeństwabyłonajwiększymbłędemmojegożycia.Napraw-
dętrudnomi…
Nawet nie zdawała sobie sprawy, kiedy rzuciła się na niego. Całą swoją masą
ipięściamiwepchnęłagowgłąbprywatnejczęściapartamentu.Działałapodwpły-
wem bólu, rozżalenia i wszechogarniającego pragnienia. Atakowała go wściekle,
apotwarzypłynęłyjejłzy.
Jakśmiałzadzwonić?Jakśmiałjązranić,skorowiedział,żechciałagochronić?Ja
mógłbyćtakbezlitosny,wiedząc,żejejnanimzależy?
–Naprawdę,kochanie?–spytał,kiedyuderzyłagowżołądekiuświadomiłasobie,
żenaniegokrzyczy.–Naprawdęcinamniezależy?
Niezamierzałategopowtarzać,niebędziebłagaćojegomiłość,naktórąprze-
cieżwsposóbtakoczywistyzasługiwała.
–Leah,proszę,spójrznamnie–powtarzałbłagalnie,aleonaniepotrafiłaprze-
stać.
Bałasię,żejeżeliprzestanie,toonzniknie,aonasięobudziiuświadomisobie,że
tobyłsen.Iznówzostanietakboleśniesamotna.
– Tak mi przykro, kochanie – wyszeptał, nawet nie próbując jej powstrzymać. –
Takmiprzykro,żecięodesłałem,zamiastcięwysłuchać.
–Jesteśłajdakiembezsercaipowinnamcięnienawidzić–oznajmiłaiuderzyłago
razjeszcze,ażwkońcuobojeupadlinałóżko.
–Chcę,żebyśpodpisałtedokumentyiraznazawszewyniósłsięzmojegożycia.
Niechcęcięjużnigdywidzieć.
–Niemogę–powiedziałzżalem.
–Nienawidzęcię–przypomniałamu,jednocześniedesperackozanimtęskniąc.
Niechciałażadnegoinnegomężczyzny.Liczyłsiętylkoonjeden.
Zamknęłaoczy,żebypowstrzymaćłzy,imusnęławargamijegousta.
Znajomy smaki i zapach przeszyły ją dreszczem. Całowała go delikatnie, a ich
sercabiływzgodnymrytmie.
–Bardzozatobątęskniłem–zwierzyłsiędrżąco.Jegowargimuskałyjejmiękko
idelikatnie,jakbypytającopozwolenie.–Proszę,kochanie,nieodrzucajmniete-
raz.Niepotrafiębezciebieżyć.Dopókitymijejnieprzyniosłaś,nieznałemmiłości,
więcskoromijądałaś,tomijejnieodbieraj.
Niepotrafiłasiędłużejopieraćipozwoliłamunapocałunki,przesyconedesperac-
kimpragnieniemiżarem.
– Daj mi nadzieję, powiedz, że jeszcze cię nie straciłem. Obiecaj, że nauczysz
mniekochać.Niczegoinnegoniepragnę.–Kiedymilczała,wyszeptał:–Kochamcię,
Leah.
Powoliotworzyłaoczy.Szczerośćwjegospojrzeniuniemogłabudzićwątpliwości.
Sprawiałwrażeniezupełniebezbronnego.Nigdywcześniejniewidziałagotakim.
– Odesłałeś mnie, nie poświęcając choćby jednej myśli moim uczuciom. Nie mo-
głamuwierzyć,żezachowałeśsiętakokrutnie.Takłatwociprzyszłozłamaćmiser-
ce,odrzucićmojąmiłość–powiedziałazdrżeniem.
–To,czegosiędowiedziałemoCaliście,kompletniemniezałamało.Sądziłem,że
nie potrafię kochać cię tak, jak na to zasługujesz. Nie potrafiłem rozpoznać wła-
snychuczuć.
– Ale ja widzę twoją miłość. Może nie umiałeś wyrazić jej słowami, nie dzieliłeś
sięmyślami,aledziałałeś.Twojeczynymówiąsamezasiebie.Potrafiszobdarowy-
wać czułością, okazywać troskę, nawet jeżeli twoja arogancja chwilami może do-
prowadzićdoszału.
Obrysowałpalcamikonturjejwargztakączułością,żewstrzymałaoddech.
–Nigdynieprzestanęciękochać.
Drżącymizewzruszeniadłońmidotknęłajegobrwiiodgarnęławłosyzoczu.
–Kiedyjesteśprzymnie,niczegosięnieboję.Chcemisiężyć.Żyćikochaćcie-
bie.
–Więczróbmyto.Żyjmyikochajmysię.
Kiwnęłagłowąischowałatwarzwzagłębieniujegoramienia,przepełnionajedno-
cześnieeuforiąiobawą.Trwalitakprzezchwilę,apotemzsunąłsięzłóżkaiukląkł
przednią.
Wjegowzrokubyłotyleuczucia,żeniemogłapowstrzymaćłez.
–Czywyjdzieszzamniejeszczeraz,Leah?–spytał,ajegowargimuskałyjej.–
Chceszzemnąspędzićresztężycia?
Wtuliłasięwniego,jakbysięmiałanigdynieoderwać.
–Tak,wyjdęzaciebie.Jutro,jeżelizdołasztozorganizować.
–Nie,jutronie–odparł,ujmującjejtwarzwobiedłonie.
–Dlaczego?Maszwątpliwości?
–Nie…Alechciałbym,żebyśmiałaślub,ojakimzawszemarzyłaś.Chciałbymcię
przedtem zaprosić na kilka randek i zrobić to wszystko, co się zwykle robi przed
ślubem.Chcę,żebyśmiałatyleczasu,ilebędzieszpotrzebować,adotegomomen-
tu…–Spojrzałjejwoczyzmiłościąinaglezrozumiała,doczegozmierza.Wodpo-
wiedziprzylgnęładoniegodesperacko.
–Nie,jużnigdybezciebieniezasnę.Niezniosę,jeślibędzieszsięupierał…
–Będziemysięwidywalicodziennie,alechcę,żebyśtotywybraładzień,wktó-
rymzostanieszmojążoną.
Widziała w jego oczach, jak bardzo było to dla niego ważne. Miała zostać jego
żoną,kiedybędzienatogotowa.
–Trzymiesiące–zaproponowała.–Ustalmyterminzatrzymiesiące,aleniepóź-
niej.Niemamtwojejcierpliwościanitaksilnejwoli…
–Silnawola,powiadasz?Tylkowyobrażenieciebieidącejdomniewtwojejprze-
pięknejsukniślubnejpozwolimiprzetrwaćtenczas.
EPILOG
Trzymiesiącepóźniej
Stavrosnieprzypuszczał,żetetrzymiesiącebędąsięwydawaćwiecznością.Za-
proponowałtakierozwiązaniepodwpływemimpulsu,aleprzyznawał,żedotykanie
i całowanie Leah bez doprowadzenia do spełnienia było prawdziwym ćwiczeniem
woli.
Zdrugiejstronybyłbardzozadowolony,żezdecydowalisięzaczekać.Bodlacu-
downejLeahwartobyłoprzezwyciężyćkażdątrudność.
Wciepłypaździernikowywieczórczekałnaniąwtowarzystwieprawiesetkigo-
ści. Rezydencja Giannisa została pięknie udekorowana, a on stał pod sklepionym
wejściemdoogrodu.Liliewpełnymrozkwicieprzesycałypowietrzecudownymaro-
matem,naniebielśniłnieskalanybłękit.
Większość gości przyszła zobaczyć jego uroczą narzeczoną, której projekty
wstrząsnęły światem mody. Były wśród nich modelki, z którymi pracowała przez
ostatnie miesiące, mieszkańcy rezydencji i pracownicy należącej do Leah fabryki.
Przyszli,bypodziękowaćzajejszczodrość,dobroć,oddanieilojalność.
Iwkońcunadszedłdzień,kiedymieliusankcjonowaćwięźzrodzonązmiłościira-
dości.CieniemnatymniemaldoskonałymdniukładłosiętylkowspomnienieCalisty.
Jakbardzocieszyłabysiędziśichszczęściem…
TymczasemjednakszłakuniemuLeahwspartanaramieniuDmitriego.Najejwi-
dokserceomalniewyrwałomusięzpiersi.
Takjakmuobiecała,miałanasobiewłasnąkreację–suknięślubnązjejpierwszej
kolekcji.Wyglądałaprzepięknie,kruchoidelikatnie.
Długie włosy zebrała w stylowy koński ogon, w uszach lśniły perłowe kolczyki –
prezentodGiannisa,awyjątkowoskromnasukniazkoronekijedwabiunieodsła-
niała ani kawałka ciała. Prosty krój podkreślał smukłą sylwetkę i długie, zgrabne
nogi.
Zastanawiałsię,czysukienkajesttakskromnazewzględunaniego.Czysądziła,
żeniespodobamusięjednazjejśmiałych,seksownychkreacji?
Wystarczyło jedno spojrzenie w jej przepastne, przepełnione miłością oczy, by
rozwiać wszelkie wątpliwości, gdyby je nawet miał. Nie można było wątpić w jej
szczęście.
Przezminionetrzymiesiąceodwiedziliniezliczonefabrykiubrańnacałymświe-
cie,uczylisięsiebienawzajemizakochiwaliwsobiecorazmocniej.Noi,oczywi-
ście,czekalinatenwyjątkowydzień.
Nawidokbezmiarumiłościwjejoczach,jegoświatsięzakołysał,akiedypocało-
wałaDmitriegowpoliczekipodałamurękę,przyciągnąłjąblisko.
–Kochamcię,najdroższa–wyszeptał,nieczekając,ażksiądzzacznieceremonię.
Wodpowiedzidotknęładrżącymipalcamijegopoliczka,jakbysprawdzając,czyto
naprawdęon.
–Niemogęsiędoczekaćnocy–szepnęła,awoczachigrałyjejpsotneiskierki.
Dopierodużopóźniej,przyokazjirobieniazdjęć,zauważyłwreszcietyłjejsukien-
ki.Naprośbęfotografaobróciłasiępowoli,zewstydliwymuśmiechemnawargach.
Sukienkaniemiałapleców,awycięciesięgałoniemaldopośladków,maskowane
jedynierzędembiałychguzikówwzdłużkręgosłupa,udającychzapięcie.
Widokgładkiej,nagiejskórymomentalnierozpaliłwnimżar.Zuśmiechempomy-
ślał,żejegocudownażonanigdynieprzestaniegozaskakiwać.
– Gotowa na noc poślubną? – Przesunął palcami po nagiej skórze i pocałował ją
delikatnie.
Zadygotałaiprzylgnęładoniego.
–Podobacisięsukienka?
Kiwnąłgłowąiwziąłjąnaręce.Kiedyszlidowejściadodomu,gościewiwatowali
głośno.
–Sukienkajestcudowna.Izgóryprzepraszam.
–Zaco?
–Gdybymzdejmującjązciebie,uszkodziłtedelikatneguziczki.
Roześmiałasięradośnieitenśmiechdotarłdogłębijegoserca.Przeniósłjąprzez
prógipocałował.
–Jesteśmojanazawsze.
–Atymój.–Zżaremoddałamupocałunek.