Gregory Kay O slubie nie ma mowy

background image

Kay Gregory

O ślubie nie ma mowy

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Bronwen, zmęczona długim lotem, spala przez prawie pół dnia, nie mając najmniejszego

pojęcia o tym, że uznano ją za zmarłą.

Dopiero po południu obudziły ją jakieś krzyki dobiegające z ulicy. Gdy jej wzrok padł na

poobdzierane tapety, skrzywiła się i czym prędzej ponownie zamknęła oczy.

W nocy była zbyt wykończona, by zwracać uwagę na to, gdzie odpocznie. Zależało jej

tylko na niewygórowanej cenie. Teraz dopiero zdała sobie sprawę z tego, że wybrała strasznie

tandetny hotelik.

Westchnęła, z niechęcią wstała z łóżka, ubrała się i zeszła na wyjątkowo późne śniadanie.

Usiadła przy brudnym stoliku w obskurnej kawiarence i z roztargnieniem spojrzała na
pozostawioną przez kogoś gazetę. Jedna z notatek na ostatniej stronie nosiła tytuł „Śmierć w
taksówce”.

Wzrok Bronwen machinalnie przesunął się po tekście, który informował, że turystka z

Wielkiej Brytanii zginęła wczoraj w Vancouver, gdy jej taksówka zderzyła się z autobusem.
Pasażerowie autobusu i kierowca taksówki nie doznali obrażeń. Natomiast pasażerkę
taksówki przewieziono ambulansem do szpitala, gdzie zmarła kilka godzin później. Nazywała
się Bronwen Evans.

Kanapka wypadła z dłoni Bronwen.
– Przecież ja żyję!
– Miło to słyszeć, moja droga – zauważyła nieco uszczypliwie, zaniedbana kobieta w

średnim wieku. – Nie da się tego powiedzieć o wszystkich moich klientach. – Obrzuciła
zdegustowanym spojrzeniem mężczyznę, który ze zwieszoną głową drzemał obok nad
talerzem zupy.

– Och, miałam na myśli... – Bronwen pokazała artykuł. – Chodziło mi o tę informację w

gazecie. Myślę, że napisali o mnie, ponieważ rzeczywiście taksówka, którą jechałam, miała

wypadek. Nie wpadliśmy jednak na autobus, tylko na inny samochód.

Kelnerka pobieżnie przejrzała notatkę.
– Faktycznie, trochę to bez sensu – przyznała. – Najpierw powinni chyba zawiadomić

najbliższych. No cóż, przynajmniej zawiadomili nieboszczkę.

Bronwen aż się zakrztusiła.
– Najbliższych... Och! Jeśli Michael przeczyta gazetę... – skoczyła na równe nogi, mało

brakowało, by wylała kawę, której nawet nie tknęła.

Rzuciła na stół pieniądze i pobiegła do drzwi.
– Proszę pani! – usłyszała głos kelnerki. – Proszę wziąć resztę!
Bronwen nie słuchała. Musiała jak najszybciej wrócić do szpitala, do Michaela.

Wystarczy, że jest ranny, należy mu oszczędzić wstrząsającej wiadomości o śmierci siostry.
Trudno uwierzyć, że to już osiem łat temu Michael i Slade opuścili rodzinny Pontglas w
Walii, pomyślała w autobusie. Rodziców załamało to kompletnie, postarzeli się bardzo
szybko i trzy lata później zmarli, jedno po drugim. Bronwen została jedyną właścicielką

background image

sklepu, który tak bardzo chcieli przekazać synowi.

Przed ich śmiercią Michael napisał z Kanady raz czy dwa, że u niego wszystko w

porządku. Przez następne pięć lat w ogóle nie dawał znaku życia, co zbytnio nie dziwiło
Bronwen. Zawsze był nieodpowiedzialny, nie liczył się z uczuciami innych. Trzeba jednak

przyznać, że nigdy nie ranił nikogo celowo.

Nie zaskoczyło jej również, gdy nieznajomy głos powiadomił ją przez telefon, że jej brat

został pchnięty nożem w ulicznej bójce i leży w szpitalu. Bez wahania zostawiła sklep pod
opieką zaprzyjaźnionych starszych ludzi wsiadła do pierwszego samolotu lecącego do
Vancouver.

Autobus zatrzymał się ponownie. Bronwen nerwowo spojrzała na zegarek. Musi zdążyć

przyjechać do brata, zanim on przeczyta o jej wypadku!

Michael siedział na łóżku z termometrem pod pachą i wodził wzrokiem za śliczną

ciemnowłosą pielęgniarką.

Na ten widok Bronwen z ogromną ulgą oparła się o framugę drzwi. Nawet on nie byłby

zdolny uwodzić wzrokiem jakąś dziewczynę, gdyby się właśnie dowiedział, że jego siostra
nie żyje.

– Bron! – krzyknął, gdy ją zauważył. – Co się stało? Wyglądasz gorzej niż ja.
– Po prostu przeżyłam mały wstrząs, to wszystko. – Opadła na krzesło i opowiedziała o

artykule.

Gdy skończyła, Michael roześmiał się.
– Do licha – skrzywił się, gdyż od śmiechu zabolały go jeszcze świeże szwy. – Ciekawe,

skąd wzięli tę historyjkę.

– Nie mam pojęcia. Myślę, że zejdę do izby przyjęć, to chyba tam musieli coś poplątać.
– No, to zabijesz im ćwieka – powiedział z uciechą Michael. – Założę się, że

niecodziennie przychodzą do nich jakieś truposzczaki, żeby ich straszyć.

– Mhm – zgodziła się Bronwen, choć myśl o własnym zgonie nie wydawała jej się taka

zabawna. Wołała zmienić temat. – Wyglądasz dziś znacznie lepiej. Chyba cię wkrótce
wypiszą.

– Mam nadzieję. Spojrzała na niego surowo.
– I żadnych więcej głupich bójek.
– Oczywiście, że nie – odparł z urazą. – Przecież wiesz, że to nie była moja wina.
– Jasne – powiedziała sucho. – Nigdy nie jest. Odkąd pamiętała, Michael, gdy miał

kłopoty, zawsze zrzucał winę na kogoś innego, zazwyczaj na Slade’a, Potem się dziwił,
dlaczego rodzice nie aprobują jego przyjaciela.

Posiedziała jeszcze chwilę, po czym pożegnała się.
– Wpadnę wieczorem – dodała i zastanowiła się, dlaczego zadaje sobie tyle trudu. Jej brat

i tak już się wpatrywał w kolejną pielęgniarkę, przechodzącą korytarzem.

Westchnęła. Miał dwadzieścia dziewięć lat, trzy lata więcej niż ona, a ciągle zachowywał

się jak nastolatek. Odrzuciła do tyłu spadający na oczy kosmyk rudych włosów i skierowała
się do wyjścia. Po przejściu kilku kroków zorientowała się, że idący z naprzeciwka

background image

mężczyzna przystanął nagle, blokując przejście.

– Przepraszam – powiedziała, nie patrząc na niego.
– Bronwen? – usłyszała znajomy, niski i zmysłowy głos.
Powoli podniosła wzrok.
– Slade – szepnęła i poczuła, że krew odpływa jej z twarzy.
Gdy spojrzała w jego szafirowe oczy, zauważyła, że on również pobladł tak wyraźnie, iż

dało się to zauważyć mimo śniadej cery.

– Bronwen Evans! – Jego głos zabrzmiał nieco ochryple. Wyciągnął rękę, jakby chciał jej

dotknąć i upewnić się, czy naprawdę przed nim stoi. – Ale przecież ty...

Już się otrząsnęła z pierwszego szoku. Poczuła oburzenie.
– Nic z tego – „ucięła. – Chociaż, może bym nawet chciała, żeby tak się stało, pod

warunkiem, że i ty zniknąłbyś z życia Michaela.

– Mogę cię zapewnić, że nie zniknąłem – odparł normalnym już głosem. – A ty nie

umarłaś.

– Dzięki. Też mi się tak wydawało, ale dobrze, że ktoś mnie upewnił.
Chciała go wyminąć, lecz natychmiast chwycił ją za ramię. Niebieskie oczy zalśniły

niebezpiecznie. Bronwen nie mogła się powstrzymać od myśli, że jego jasne włosy,
przypominające lwią grzywę wikinga, idealnie pasują do tych niezwykłych oczu o kolorze
czystej ultramaryny.

Cofnęła się, gdy tylko ją puścił. Uśmiechnął się lekko.
– Mała, nieśmiała Bronwen – mruknął. – Ludzie się rzeczywiście zmieniają. Kiedyś nie

miałaś takiego ciętego języka – cedził powoli, jednak nagle jego głos stwardniał. – Dlaczego,
Bronwen?

– Co „dlaczego”?
– Dlaczego nie jesteś zadowolona z naszego spotkania? Myślałem, że byliśmy

przyjaciółmi.

Przyjaciółmi? Nigdy nimi nie byli. Zaledwie znajomymi. Nie podobała jej się jego

ogromna pewność siebie i to, że lubił być zawsze w centrum uwagi. Wolała towarzystwo
cichego i spokojnego Lloyda Morgana. Ponadto jej rodzice uważali, że to pod złym wpływem

Slade’a ich syn stracił zainteresowanie rodziną i sklepem. Nie chciała im przysparzać
dodatkowych zmartwień i trzymała się od niego z daleka.

– Nie byliśmy przyjaciółmi – powiedziała w końcu. – I nie jestem specjalnie ucieszona

twoim widokiem, jeśli chcesz wiedzieć. Ale to chyba i tak nie ma znaczenia, prawda?
Przyszedłeś zobaczyć się z moim bratem, a nie ze mną.

– Przyszedłem powiedzieć mu, że nie żyjesz. Zanim zrobi to ktoś inny. – Teraz jego oczy

przypominały kawałki lodu. – Jak widać, nie ma takiej potrzeby. Tylko nie mogę zrozumieć,
dlaczego stoisz tu przede mną w tych swoich jak zwykle porządnych i praktycznych butach,
zamiast leżeć boso w mniej przyjemnym miejscu, jak to donoszą gazety.

– Przykro mi, że tak cię rozczarowałam. – Zirytował ją nie tylko jego ton, ale również

niepochlebna uwaga o jej butach. W dodatku rozdrażniło ją odkrycie, że jednak troszczył się

o uczucia Michaela.

background image

– Wcale mnie nie rozczarowałaś. – Objął ją chłodnym, taksującym spojrzeniem.
Miała okropne wrażenie, że rozbierają wzrokiem. Zrobiło jej się gorąco.
– Muszę iść – powiedziała gwałtownie. – Michael pewnie na ciebie czeka.
– Widzi mnie dwa razy dziennie od chwili, gdy tu wylądował, więc raczej nie zdążył się

za mną stęsknić. Zajrzę do niego za godzinę czy dwie, a tymczasem pójdziemy gdzieś
pogadać.

– Ale ja muszę wyjaśnić sprawę tego artykułu – zaprotestowała i odsunęła się, gdy

poczuła, jak silne, długie palce obejmują jej ramię.

– Załatwisz to później.
– Nie...
Slade zacisnął usta.
– Słuchaj, moja cierpliwość zaczyna się wyczerpywać. Miałem w pracy sądny dzień, a

kiedy chciałem dla odprężenia poczytać gazetę, dowiedziałem się, że siostra mojego
przyjaciela właśnie była uprzejma zginąć. Potem okazało się, że żyje, jednak jest bardziej
kwaśna niż ocet siedmiu złodziei...

– Dobrze, ja jednak muszę iść do izby przyjęć. – Nie spodobała jej się ta ostatnia uwaga.
– Moja droga, jeśli musisz coś zrobić, to iść ze mną na kawę i pogadać. A jak nadal

będziesz się opierać, to obiecuję, że na pewno znajdziesz się w izbie przyjęć. Czy wyrażam
się jasno?

Słysząc pogróżkę, Bronwen uznała, że sprawę artykułu można wyjaśnić później, gdyż

niezależnie od tego, co jest napisane w gazecie, i tak nie ma jeszcze skrzydełek i aureoli. A
może raczej ogona i rogów?

Wsiedli do windy. Slade spojrzał na płomienne włosy Bronwen. Zawsze mu się podobały.

Tak samo, jak jej piegi i ogromne szare oczy. Miała taką słodką twarzyczkę. Nie tyle piękną,
co ujmująco niewinną. Szkoda, że w ciągu tych lat, kiedy się nie widzieli, jej usposobienie
zmieniło się na gorsze. Zjadliwość nie pasowała do delikatnych rysów. W zamyśleniu
zabębnił palcami o udo. Musi coś z tym zrobić. Przekonać Bronwen, że taki sposób bycia nie
popłaca. Tak, Slade myślał perspektywicznie.

Weszli do gwarnej kawiarni.
– Czy Michael widział gazety, zanim przyszłaś?
– Nie, zdążyłam wcześniej.
– To dobrze. Przynajmniej nie doznał szoku. – Zaprowadził ją do narożnego stolika.
– Nie to, co ty – rzuciła sarkastycznie, podejrzewając, że dla Slade’a nie był to żaden

szok.

– Nie to, co ja – przytaknął spokojnie. – Jednak wynagrodziła mi to przyjemność, kiedy

zobaczyłem nie ducha, ale żywą osobę. Zwłaszcza jej język okazał się wyjątkowo żywy.

Zachmurzyła się nieco.
– To naprawdę była przyjemność? – Chciała, by zabrzmiało to nieco pogardliwie, jednak

wyglądało tak, jakby domagała się potwierdzenia.

Uśmiechnął się szeroko, lecz jego oczy pozostały chłodne.
– Wtedy tak. Ale czy nadal tak będzie... – Wzruszył ramionami. – Wątpię.

background image

Zanim zdążyła odparować, Slade wstał i odszedł od stolika.
– Zaczekaj tutaj – rzucił jej przez ramię. – Chcesz kawę czy herbatę?
– Herbatę – odpowiedziała Bronwen, która uwielbiała kawę.
Wiedziała, że Slade zna jej upodobanie i nie mogła się oprzeć pokusie, żeby go

zaskoczyć. Po chwili jednak zdała sobie sprawę, że po wstrząsie, jaki dziś przeszedł, nawet
nie zwróci uwagi na taki drobiazg.

– Teraz powiedz, skąd wzięły się te bzdury w gazecie – zażądał po powrocie.
– To nie moja wina – zaprotestowała, urażona jego tonem.
– Nauczyłaś się tego od twojego braciszka?
Jej uraza wzrosła. Niezależnie od wszystkiego, Slade nie miał prawa krytykować jej

brata. Nie po tym, co sam narobił. Gdyby nie on, Michael nie wyjechałby osiem lat temu do

Kanady, zupełnie zmieniając życie rodziców i jej własne.

– Potrafię mówić sama za siebie – odparła, unosząc dumnie brodę.
– Naprawdę? Kiedyś nie umiałaś.
– Może po prostu nie miałam ochoty rozmawiać z tobą.
Zamieszała łyżeczką herbatę. Wolała nie patrzeć na Slade’a. Przez tych kilka lat stał się

jeszcze bardziej atrakcyjny niż kiedyś. Zawsze zdawała sobie sprawę z tego, że jego nieco
drapieżne rysy pod blond grzywą doprowadzały dziewczyny z Pontglas do szaleństwa. Ona
była wtedy na to dość odporna, ale nie miała pewności, czy będzie tak nadal. Wiedziała tylko,
że jeżeli już ma dla kogoś stracić głowę, to na pewno nie dla Slade’a.

Zabębnił palcami o blat stolika, a Bronwen podniosła wzrok. Było w nim coś

niebezpiecznego, wyglądał jak drapieżnik szykujący się do ataku.

– Jasne. Nie rozmawiałaś ze mną, bo byłaś zajęta robieniem maślanych oczu do Lloyda

Morgana.

Krew napłynęła jej do twarzy. Bronwen zaniknęła z rozpaczą oczy, świadoma, że z

rumieńcem wygląda jak ugotowana marchewka. A więc wiedział. Wszyscy wiedzieli. Jeśli
celowo chciał ją zranić, a z pewnością o to mu chodziło, to nie mógł wybrać nic lepszego.
Znów się poczuła naiwną, głupią smarkulą. Ciągle nie mogła myśleć o Lloydzie tak, żeby
ponownie nie przeżywać tych okropnych dni, gdy chciała się skryć w mysią dziurę, żeby już
nikt się z niej nie śmiał.

– Dobra, chciałbym wreszcie usłyszeć, jakim cudem ten artykuł znalazł się w gazecie.
Z tym tematem mogła sobie poradzić.
– Też bym. chciała wiedzieć – odparła bezbarwnym głosem.
– To znaczy, że nie wiesz?
– Oczywiście, że nie. Z lotniska pojechałam prosto do szpitala, aby zobaczyć się z

bratem. Potem złapałam taksówkę, która chwilę później miała wypadek. Znalazłam się z

powrotem w szpitalu, jeszcze szybciej, niż z niego wyszłam.

– Czy coś ci się stało? – spytał gwałtownie.
– Och, nie. Mam parę sińców i drobne skaleczenie na szyi, które na szczęście włosy

zakrywają. – Zauważyła ponury wyraz jego twarzy. – Przestań” tak na mnie patrzeć, jakbyś
żałował, że ten artykuł nie mówił prawdy – dodała kwaśno.

background image

Gwałtownie odstawił filiżankę na spodek. Dziwne, że się nie stłukła.
– Nie życzę ci, Bronwen, niczego złego. Żałuję tylko, że znajdujemy się w miejscu

publicznym.

– Dlaczego?
– Prowokuj mnie dalej, a zrozumiesz, dlaczego.
– Coś takiego! – parsknęła drwiąco. – Jeśli sądzisz, że zachowywanie się jak jaskiniowiec

robi na mnie jakieś wrażenie, to się mylisz!

Jednak zdradliwa wyobraźnia od razu podsunęła jej przed oczy wizję jego silnego

muskularnego ciała, jego rąk, które dotykały jej tam, gdzie nie powinny...

Gdy spojrzała na niego, zobaczyła na jego twarzy sceptyczny uśmiech, który nie

pozostawiał żadnych wątpliwości. Slade odgadł jej myśli.

– Naprawdę? Ale ja „nie jestem pewien, czy chcę wywrzeć na tobie wrażenie.
– To świetnie, bo nie wywierasz – odparła cierpko.
– Właśnie widzę.
Przyjrzała mu się uważniej. Kącik jego ust drgał leciutko. Wielkie nieba, ten człowiek

śmiał się z niej, chód nie robił tego głośno.

Może ona też powinna znaleźć w tej sytuacji coś zabawnego? W sumie spotkali się po

ośmiu latach dość nieoczekiwanie, a ona powitała go jak wroga. Przecież nigdy nie byli
wrogami. Poczuła do niego niechęć dopiero wtedy, gdy po jego wyjeździe dowiedziała się, co
zrobił. Proszę bardzo, Slade może się z niej śmiać do woli, ona jednak nie zapomni mu
przeszłości. Skrzywdził zbyt wiele niewinnych osób.

– Chciałabym wiedzieć, jak mój brat wpakował się w tarapaty. Nie powiedział mi, jak do

tego doszło. On przecież nie ma zwyczaju wdawać się w bójki... – Skoro już musi znosić jego
towarzystwo, to spróbuje przynajmniej wyciągnąć z tego jakąś korzyść dla siebie.

– Nie było mnie przy tym, ale postarałem się dowiedzieć, jak to wyglądało. Otóż Michael

wychodził z kolegami z pubu, kiedy zauważył... – Slade zawahał się, szukając słów – pewną
młodą damę, której zachowanie i wygląd były niedwuznaczne. Michael uznał to za
zaproszenie, – A nie było nim?

– Owszem, było, ale nie dla. niego. Zrozumiał to dość szybko, gdy pojawił się jej chłopak

z bandą uzbrojonych kumpli. Zrobiła się niezła rozróba, której kres położyła dopiero policja.
Napastnicy trafili do aresztu, a Michael do szpitala.

– Och! – Bronwen była wstrząśnięta. – W Pontglas nie zdarzają się takie rzeczy. No...

Może z wyjątkiem tego jednego razu, gdy pani Jones ścigała z nożem po ulicy panią Griffiths,
dlatego że ta nazwała jej męża obleśnym starym capem, którym zresztą był.

– Pamiętam. Rzeczywiście, podobna sytuacja.
Ich rozbawione spojrzenia spotkały się i wspólne wspomnienie na chwilę zbliżyło ich do

siebie.

– Powiedziałeś, że nie byłeś przy tym – przypomniała Bronwen, starając się zakończyć

ów moment bliskości oraz próbując nie zwracać uwagi na kolano Slade’a, które przez
moment dotykało jej nogi.

– Powinna ci sprawić ulgę wiadomość, że ostatnio starałem się zniknąć z życia Michaela,

background image

dokładnie tak, jak chciałaś. Podróżowaliśmy kiedyś razem po kraju. Kiedy przyjechaliśmy
tutaj, uznałem jednak, że czas zapuścić korzenie. Oczywiście, gdy Michael zgłosił się do

pracy w firmie, którą właśnie rozkręcałem, dałem mu tę robotę z przyjemnością.

Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Naprawdę?
– Cokolwiek o mnie myślisz, nie zwykłem zostawiać przyjaciół na lodzie. Ponadto

zawsze uważałem, że twój nieudolny braciszek ma ukryte zdolności, którym powinien dać
szansę. Może dlatego tak długo trzymaliśmy się razem, że ciągle w niego wierzyłem. Michael
jednak nie zamierzał się przepracowywać i wkrótce rzucił tę robotę. Zatrudnił się w barze,
znalazł sobie innych przyjaciół. Powiedział, że doskonale sobie poradzi beze mnie. Przyjąłem
to z ulgą.

– I potrafił?
Slade wzruszył ramionami. Bronwen nie mogła oderwać oczu od silnych mięśni

napinających się pod cienką koszulą.

– Jeśli oberwanie nożem w ulicznej bójce można nazwać radzeniem sobie, to potrafił.
– Czyli jednak zostawiłeś go na lodzie. Ale to nie pierwszy raz, prawda?
– Do czego zmierzasz? – Zacisnął dłonie na filiżance i pochylił się ku Bronwen, jakby to

ją chciał trzymać” teraz w rękach, bynajmniej nie z nadmiaru uczuć.

Spochmurniała. W jej oczach stracił jeszcze bardziej. Czy nie ma nawet tyle

przyzwoitości, by się przyznać?

– Myślę, że wiesz, do czego zmierzam. – Odwróciła głowę i z udawanym

zainteresowaniem zaczęła się przyglądać przystojnemu studentowi, który właśnie usiadł przy
sąsiednim stoliku.

– Nie potrafię czytać w myślach – warknął. – Może zechciałabyś mnie oświecić?
Był wyraźnie wściekły. Bez wątpienia zalazła mu teraz za skórę. Przyzwyczaił się

przecież do tego, że może traktować ludzi, jak mu się podoba, nie poczuwając się do żadnej
odpowiedzialności.

– Wydaje mi się, że wszelkie wyjaśnienia są zbędne. – Ręce jej nieco drżały, niechcący

wylała trochę herbaty na stolik.

– Rozkojarzona widokiem? – Slade spojrzał znacząco na studenta.
Bronwen postanowiła zignorować jego uwagę.
– Wracając do Michaela...
– Nie jestem zainteresowany wracaniem do tego tematu.
– Ale ja jestem. To mój brat.
– To dorosły facet i sam o sobie decyduje.
Teoretycznie miał rację. Jednak Michael często podejmował decyzje, powodując się

nagłym impulsem, a nie rozsądkiem. Najlepszym przykładem był ten nagły wyjazd do
Kanady. Nawet nie pomyślał, że rodzicom zależało na tym, żeby przejął po nich sklep. Córka,
choć kochali ją bardzo, nie była dla nich tym samym. Bronwen długo miała do nich o to żal.
Jednak z drugiej strony dzięki temu stała się niezależna, chciała bowiem udowodnić i im, i
sobie, że potrafi to robić równie dobrze, jak syn. Rzeczywiście, spisała się całkiem nieźle. Od

background image

czasu gdy została właścicielką sklepu, zaczął on przynosić większe zyski niż przedtem.

– Jeśli byłabyś w stanie przestać myśleć o tym, żeby się dobrać do tego słodkiego gogusia

przy sąsiednim stole, to moglibyśmy wyjść – rzucił Slade. – Mam jeszcze masę do zrobienia.

Spiorunowała go wzrokiem.
– Nie mam ochoty do nikogo się dobierać. Z wyjątkiem ciebie. Jednak nie w taki sposób,

w jaki mógłbyś sobie życzyć.

– Ciekawe, jakoś wcale mnie to nie dziwi.
– Czy to wszystko, co masz do powiedzenia? – Z trudem udało jej się nie podnieść głosu.
– Nie. – Wstał gwałtownie. – Ponieważ jednak nie zamierzam tego powiedzieć tutaj,

proponuję, żebyśmy najpierw wyjaśnili sprawę twojego zejścia z tego świata. Potem
wprowadzisz się do odpowiedniego miejsca...

– Już się wprowadziłam...
– Spieraj się ze mną dalej, a zobaczysz, gdzie trafisz. Potem postawię ci obiad i

pogadamy. Wtedy dopiero zrozumiesz, że mam ci znacznie więcej do powiedzenia, niż był
się kiedykolwiek mogła domyślać. – Zdecydowanym ruchem chwycił Bronwen za nadgarstek
i zmusił do wstania. – Gdzie jest twój bagaż?

Powiedziała mu.
– Żartujesz! Naprawdę wykazałaś się taką głupotą?
– Co masz na myśli? – spytała słodkim tonem, jednocześnie zdołała przy tym przydepnąć

jego lśniące półbuty.

Zaklął.
– To, że nie mogłaś już znaleźć gorszej dzielnicy! Tym razem on, i to celowo, przydepnął

jej stopę. Zrobił to tak, by jej nie zabolało, ale zarazem tak, żeby nie mogła się ruszyć.

– Tam jest tanio – wykrztusiła. Cofnął nogę.
– Nic mnie to nie obchodzi, nawet gdyby to oni tobie płacili, żebyś u nich wynajmowała

pokój.

– Taak? A co w takim razie proponujesz?
– To nie jest żadna propozycja. – Ujął ją pod ramię i skierował do wyjścia. –

Wprowadzisz się do mnie i koniec! – Zauważył, że Bronwen z oburzeniem otwiera usta, więc
dodał: – Jeśli zaczniesz się ze mną kłócić, to ostrzegam, że nie cofnę się przed zachowaniem
jaskiniowca, o którym wspomniałaś. Chociaż, przy moim obecnym nastroju, wcale nie jestem

pewien, czy właśnie to nie okazałoby się najlepsze. Dla nas obojga.

background image

ROZDZIAŁU DRUGI

Bronwen milczała wyniośle, dopóki nie wyszli na ulicę. Dopiero wtedy, odezwała się

lodowato:

– Rozumiem, że nawet nie mam po co pytać, dokąd idziemy?
– Czemu nie? Do samochodu.
– Ach, tak – teraz z kolei jej glos byt pełen słodyczy. – Ponieważ jednak izba przyjęć

znajduje się tuż za nami, nie jest to chyba zbyt sensowne?

Zatrzymał się gwałtownie i po raz drugi w ciągu zaledwie kilku minut Bronwen miała

możliwość usłyszeć, z jaką biegłością Slade posługuje się tą odmianą języka, której
zazwyczaj nie używa się w dobrym towarzystwie. Zawrócił i pociągnął ją za sobą w stronę
szpitala.

Zerknęła na niego, tłumiąc rozbawienie. Wyglądał jak chmura gradowa. Bardzo mu tak

dobrze, pomyślała, zasłuży! sobie na to.

Godzinę zajęło im rozwikłanie tego, co Bronwen określiła jako dziwaczną pomyłkę, zaś

Slade nazwał bez ogródek cholerną niekompetencją. W izbie przyjęć zareagowano z
oszołomieniem i pewnym niezadowoleniem, po czym skierowano ich do działu

administracyjnego. Tam z kolei potężna i wyraźnie nieżyczliwie nastawiona kobieta w ogóle
nie chciała uwierzyć w całą historię. W końcu spojrzała na nich groźnie sponad okularów i
poszła się z kimś naradzić.

– Jest wściekła – Bronwen rzuciła figlarne spojrzenie na kamienną twarz Slade’a. –

Sądzę, że wolałaby raczej nie być świadkiem mego zmartwychwstania.

– Wcale nie jest do końca przekonana, że zmartwychwstałaś – odparł sucho. Na chwilę

jego twarz straciła nieprzenikniony wyraz, pochylił głowę i dodał w zamyśleniu: – Zastanów
się może jeszcze nad tym. Jesteś pewna... ?

– Najzupełniej – znów z trudem powstrzymała się od śmiechu.
Jeśli Slade sądził, że prezentując twarz pokerzysty, łatwiej sobie z nią poradzi, to się

mylił.

Urzędniczka wróciła i z ociąganiem przyznała, że Bronwen Evans rzeczywiście pozostaje

przy życiu. Natomiast siedemdziesięciodwuletnia Barbara Evans, która również przyleciała z
Wielkiej Brytanii, faktycznie nie żyje. Nie wiadomo, kto pomylił osoby, jednak z całą
pewnością nie jest to wina personelu szpitalnego.

– W takim razie czyja? – dopytywał się Slade z groźnym błyskiem w niebieskich oczach.
– To nieistotne – powiedziała pośpiesznie Bronwen. – Najważniejsze, iż zostało oficjalnie

potwierdzone, że żyje. Nie chciała dać się wplątać w walkę między zawziętym Slade’em, a
równie nieprzejednaną kobietą, gotową do upadłego bronić dobrego imienia szpitala, więc
podniosła się szybko.

– Czy moglibyśmy już iść? – Starała się, by ton jej głosu poruszył go. – Jestem bardzo

zmęczona...

Slade wstał.

background image

– Jeśli czujesz się usatysfakcjonowana...
– Całkowicie.
Widząc jego niezdecydowanie, przytrzymała się jego ramienia, jakby potrzebowała

oparcia.

Spojrzał na nią, zmarszczył brwi, ujął ją pod rękę i wyszli.

Gdy tylko znaleźli się na ulicy zalanej blaskiem majowego słońca, Bronwen spróbowała

się odsunąć.

– Nie zostanę z tobą ani chwili dłużej. Nie boję się twoich pogróżek.
Milczał.
– Powiedziałam, że nie zamierzam z tobą zostać. Nadal milczał, jednak jego uścisk

wzmocnił się. Zmusił ją do przejścia na drugą stronę ulicy.

– Slade... – Wiedziała, że w jej głosie pobrzmiewa nieco błagalna nuta, jednak nie mogła

na to nic poradzić. – Slade, odpowiedz mi.

– Podobno byłaś zmęczona. – Otworzył drzwiczki czerwonego porsche. – Wsiadaj więc.
– Nie pojadę z tobą – poinformowała z największym przekonaniem, na jakie było ją stać.
Jednocześnie przypomniała sobie, jaki okropny jest ten jej hotelik i że jest straszliwie

głodna. O ileż łatwiej byłoby ustąpić i dać mu się sobą zaopiekować. Gdyby to nie był Slade...

Ale to był Slade. I właśnie dlatego w ciągu pięciu sekund została wzięta na ręce i

posadzona na fotelu.

– Nawet nie próbuj – ostrzegł, gdy usiadł na swoim miejscu.
Jej dłoń, która ukradkiem sięgała ku klamce, znieruchomiała. Slade pochylił się i zapiął

jej pas. Owionął ją jego ekscytujący zapach, a gdy nacisnął pedał gazu, nie mogła oderwać
wzroku od napinającego się muskularnego uda...

– Niech ja skonam! Naprawdę musiałaś wybrać takie slumsy? – Pomógł jej wysiąść i

wskazał na poprzewracane pojemniki ze śmieciami oraz chrapiącego w przejściu pijaka.

– Powiedziałam ci, że szukałam czegoś niedrogiego. Nie wszyscy są tacy zamożni, jak ty.

Zapewniam cię, że ludzie rzadko mieszkają w takich miejscach dlatego, że to lubią.

– O, jaka reformatorka. Bardzo to chwalebne. Przy okazji, dlaczego sądzisz, że jestem

taki zamożny?

– To, że się wychowałam w maleńkiej mieścinie nie oznacza, że nie potrafię rozpoznać

ani jedwabnej koszuli, ani luksusowego porsche.

– Nie podoba ci się mój samochód?
– Miłe cacko – zauważyła wyrozumiale.
– Odpowiednia zabawka dla wyrośniętego chłopca? To miałaś na myśli?
Rzuciła ukradkowe spojrzenie na idącego obok niej szybkim krokiem mężczyznę o

zdecydowanych ruchach. Nie, ten człowiek z pewnością nie był chłopcem.

– Nie – powiedziała z namysłem. – Ten samochód pasuje do ciebie.
Wyraz jego twarzy zmienił się.
– To brzmi prawie jak komplement. Nie powinienem jednak popadać w

samozadowolenie, biorąc pod uwagę, co mogą w twoich ustach oznaczać takie pozorne

komplementy.

background image

Powstrzymała się od uśmiechu. Kiedy mówił w ten sposób, drocząc się z nią z

rozbawieniem, czuła, że mogłaby go nawet polubić. Gdyby nie pamiętała, co zrobił.

– Myślę, że zawsze byłeś zadowolony z siebie – zauważyła chłodno, starając się dłużej

nie myśleć o polubieniu go. – Miałeś zresztą ku temu powody. Wszystkie dziewczyny z
Pontglas zakochały się w tobie po uszy, kiedy tylko przyjechałeś, żeby zamieszkać z twoją
ciotką i wujem. Chłopcy także zabiegali o twoją przyjaźń, chociaż ci zazdrościli.

Znaleźli się przed zniszczonymi drzwiami jej hotelu. Oczy Slade’a pociemniały.
– Nie było czego zazdrościć – oznajmił szorstko. – Miałem piętnaście lat, nagle

znalazłem się w obcym, zamkniętym środowisku, gdzie wszyscy znali się od urodzenia.
Desperacko próbowałem wyglądać jak światowy młody człowiek. Naprawdę byłem tylko
zagubionym dzieciakiem, którego rodzice zginęli w płonącym domu, bo jak zwykle pijany
ojciec zasnął z zapalonym papierosem. Znam lepsze powody do zadowolenia.

Bronwen poczuła się niezręcznie. Oczywiście znała historię o tym, jak Slade wrócił z

kina i znalazł już tylko zgliszcza swojego domu, jednak nigdy nie słyszała, żeby sam o tym
opowiadał. Sądziła, że oczekuje jej współczucia, ale gdy spojrzała na niego, doszła do
wniosku, że po prostu ją sprawdzał. Chciał wiedzieć, jak zareaguje, a ponadto zbić ją z tropu,
żeby przestała się z nim wreszcie spierać w kwestii przeprowadzki, – Ale odniosłeś sukces –
podkreśliła.

– Sukces? – wyglądał na zdziwionego.
– Większość z nas uważała, że jesteś niezwykle interesującym, światowym facetem.
– Większość z was? – powtórzył i przystanął pod drzwiami oznaczonymi numerem

szóstym. – Ale oczywiście nie Bronwen Evans – musnął dłonią jej policzek.

Zaśmiała się, nieco skrępowana.
– Ja uważałam, że jesteś nadmiernie pewny siebie. I bardzo przystojny – powiedziała, nie

patrząc na niego.

– Co wcale nie robiło na tobie wrażenia.
– Wcale – westchnęła. – Slade, co my tu robimy? Dlaczego po prostu nie pójdziesz sobie

i nie zostawisz mnie...

– Co tu robimy? Przeprowadzamy cię z tej zapchlonej dziury. Nie zamierzam cię

zostawić kompletnie samej w obcym mieście, gdzie nikogo nie znasz.

– Znam Michaela.
– Który obecnie leży w szpitalu, za co zresztą w dużym stopniu czuję się odpowiedzialny.

To jednak nikomu w niczym nie pomoże.

– Slade, posłuchaj. Nie potrzebuję żadnej pomocy. I nie mogę się do ciebie wprowadzić.
– Czemu nie? Obawiasz się, że skorzystam z okazji, gdy będę miał pod ręką taką

czarującą ślicznotkę? – Powiedział to dość lekkim tonem, jednak Bronwen miała wrażenie, że
rozgniewał się.

– Owszem, pomyślałam o tym – odparła sucho, żałując, że nie potrafi wymyślić jakiejś

miażdżącej odpowiedzi.

– To lepiej przestań myśleć. Nie mam zwyczaju uwodzić sióstr moich przyjaciół. Z

jakichś powodów przyjaciele tego nie lubią. Z drugiej jednak strony, jeśli siostry decydują się

background image

uwieść mnie... – spojrzał na nią z wyzwaniem w szafirowych oczach.

– Nic z tego – Bronwen zacisnęła usta i otworzyła drzwi. Jeśli Slade sądzi, że ona

zamierza podjąć takie, wyzwanie, to się nieźle oszuka.

– Obawiałem się, że tak właśnie powiesz – mruknął, schylając się nieco, żeby wejść do

skąpo umeblowanego pokoju. – No nie! Bronwen, chyba nie sądzisz, że uwierzę, że udało ci
się zasnąć wśród tych koszmarnych tapet! Wygląda na to, że jakiemuś obłąkańcowi zależało
na tym, aby wynaleźć słoneczniki-ludojady.

Zachichotała, a jej irytacja zniknęła bez śladu.
– Okropne, prawda?
– To jeszcze za mało powiedziane. Czy możemy zabrać stąd twoje walizki, zanim te

cholerne kwiatki rzucą się na nas? Tamten w rogu wygląda tak, jakby myślał, że jestem

obiadem.

Bronwen znowu chciała zaprotestować przeciw przeprowadzce, jednak ten kpiący,

beztroski Slade miał znacznie większą siłę przekonywania, niż wtedy gdy zachowywał się jak
tyran. Takiemu Slade’owi mogła nawet zaufać. Ponadto rzeczywiście miał rację, co do
słoneczników. Ten, który znajdował się nad rozklekotanym stolikiem, wydawał się patrzeć na
nią wyraźnie nieżyczliwie.

Dwie minuty później schodziła po schodach za Slade’em niosącym jej rzeczy i

zastanawiała się, w jaki sposób udało mu się dokonać tego, by zrobiła dokładnie to, czego
chciał. Po pięciu latach radzenia sobie z prowadzeniem własnego interesu wydawało jej się,
że bez trudu potrafi postawić na swoim.

Gdy wyszli na ulicę, okazało się, że grupa niechlujnie ubranych małych uliczników

otacza samochód Slade’a. Stojący w środku nastolatek z kilkudniowym zarostem na twarzy
manipulował przy zamku.

Bronwen na chwilę zamknęła oczy. Slade co prawda powiedział, że nie ma zwyczaju

wszczynać bójek, jednak nie wyglądał na człowieka, który będzie potulnie stał z boku i
pozwalał niszczyć swoją własność.

Ku jej zdziwieniu, Slade spokojnie odsunął stojących mu na drodze chłopców i odezwał

się głosem, w którym nie było nawet śladu pogróżki, a jedynie odrobina ironii.

– Jeśli nie masz nic przeciw temu, wolałbym użyć kluczyka, gdyż tak się składa, że to

mój samochód. A może mógłbym cię gdzieś podwieźć? Na przykład na policję.

Chłopcy parsknęli śmiechem, a nastolatek miał taką minę, jakby mu znienacka spadła

cegła na głowę.

– Niech pan lepiej nie próbuje – zaczął się odgrażać.
– Ty również nie próbuj, bo pożałujesz. Jednak, jeśli zdecydujesz się wybrać uczciwą

drogę zarobkowania, to masz moją wizytówkę. Może się u mnie znaleźć praca dla kogoś o
zręcznych rękach. A takie bez wątpienia posiadasz – wskazał na drzwiczki porsche, które
tamtemu udało się przed sekundą otworzyć.

Chłopak, przedtem zaczerwieniony, teraz zbladł i potrząsnął głową, jakby miał kłopoty ze

słuchem.

– Pan zwariował? – spytał i spojrzał na Slade’a podejrzliwie.

background image

– Być może. A teraz, jeśli raczycie się odsunąć, będę mógł odwieźć panią do domu.
Z głupimi minami patrzyli, jak Slade podaje dłoń Bron wen i ostentacyjnie

przeprowadzają przez milczący tłumek.

Gdy ruszyli, zauważyła we wstecznym lusterku, że cała banda razem z pijaczkiem z

bramy odprowadza ich takim wzrokiem, jakby byli przybyszami z obcej planety. W pewnym

sensie byli nimi, pomyślała, jeszcze nieco oszołomiona. Nie wyobrażała sobie, żeby Slade
kiedykolwiek zgodził się zostawić wóz w takiej dzielnicy. Dziś zrobił to wyjątkowo, tylko ze
względu na nią.

– Myślę, że ten chłopak miał rację – powiedziała w końcu. – Zwariowałeś.
– Dzięki. Miło, że to mówisz.
– Och, poradziłeś sobie wspaniale, jednak nie rozumiem, dlaczego zaproponowałeś mu

pracę? I dlaczego tak ryzykowałeś, zostawiając tam samochód? Mogłam pojechać autobusem.

– Bez wątpienia mogłaś. I przeprowadziłabyś się do innego, równie nieodpowiedniego

hoteliku, który różniłby się od poprzedniego tylko tym, że na ścianach tym razem byłyby

maki. – Zacisnął palce na kierownicy. – Nie mogłem na to pozwolić. Oczywiście wiedziałem,
że dobry wóz nie postoi za długo w takim miejscu, ale przecież zamierzałem tam zostawać
najkrócej, jak to było możliwe. Skinęła głową.

– No dobrze, to ma sens. Ale oferowanie włamywaczowi pracy?
– Może tak, może nie. Kiedyś byłem w takiej sytuacji jak on. Bez celu w życiu,

sfrustrowany, zagubiony, a rodzice byli zazwyczaj zbyt pijani, by się mną przejmować.
Gdyby nie zginęli i gdyby ciotka Nerys nie przygarnęła niesfornego siostrzeńca, mógłbym
skończyć jako drobny złodziejaszek.

Popatrzyła na wyraźnie zarysowaną linię jego ust i zdecydowanie potrząsnęła głową.

. – Nie. Nie skończyłbyś. Posiadasz zbyt wielką siłę wewnętrzną, żeby tak się stało. Jesteś

wyniosły, ale silny. – Nie odpowiedział, więc dodała z nieco ponurym uśmieszkiem: – A
gdybyś jednak został przestępcą, to na pewno dużego kalibru. Nie byłbyś byle
złodziejaszkiem.

Slade rzucił jej drwiące spojrzenie.
– Tak myślałem, że to zbyt piękne, żeby było prawdziwe.
– O co ci chodzi?
– Prawie powiedziałaś mi komplement. Na szczęście udało ci się z tego jakoś wybrnąć.
– Wyniosły i arogancki – odcięła się.
– No, tak lepiej. Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz.
Zobaczyła, jak jego usta rozciągają się w niezwykle zadowolonym uśmiechu, odwróciła

więc głowę i milczała z chmurną miną. Odezwała się dopiero wtedy, gdy wjechali do
podziemnego garażu pod eleganckim wysokościowcem na Point Gray Road.

– Ciemno tutaj – wyrwało jej się niechcący.
– Pod ziemią zazwyczaj jest ciemno. Dlatego używamy czegoś, co się nazywa światło.
– Tak, ale... – zamilkła.
Właściwie miał rację, garaż był odpowiednio oświetlony. Bronwen po prostu

nienawidziła mrocznych wnętrz od czasu, gdy Michael zamknął ją dla żartu w szafie, a potem

background image

o niej zapomniał. Została uwięziona na ponad godzinę i od tej pory panicznie bała się
ciemności. Nie był to jednak powód, żeby się zachowywać jak wystraszona pensjonarka,
zwłaszcza w obecności Slade’a, który ją obserwował i uśmiechał się dziwnie.

– Chodźmy – powiedział. – Tam jest winda.
Tym razem poczuła zadowolenie, gdy ujął ją pod ramię. Ich kroki rozbrzmiewały głucho*

i posępnie na betonowej posadzce, jednak nie można się było niczego obawiać, mając przy
sobie takiego towarzysza. Nawet przypadkowy dotyk jego uda napawał zaufaniem,
jakkolwiek z drugiej strony niósł ze sobą pewne niebezpieczeństwo...

– Co za elegancja. – Bronwen oglądała szeroko otwartymi oczami wyłożoną dywanem,

luksusową windę, która bezszelestnie mknęła do góry.

– Naprawdę tak uważasz? – uśmiechnął się, a ona poczuła się, jakby była straszną gąską.
Jednak, gdy Slade wprowadził ją do najpiękniejszego pokoju, jaki w życiu widziała, nie

była w stanie powstrzymać okrzyku zachwytu.

– Podoba ci się?
– To... To niewiarygodne!
Ogromne okno na jednej ze ścian wychodziło na szeroki balkon, z którego roztaczał się

widok na rozmigotany ocean. Kolor wody znakomicie harmonizował z wystrojem wnętrza,
utrzymanym w odcieniach błękitu i zieleni. Znajdujący się wysoko sufit potęgował wrażenie
przestrzeni. Na podłodze nie było dywanu, a posadzka została ułożona z zielonobiałych
płytek. Wiszące na ścianach obrazy bez wątpienia nie wyszły spod pędzla byle artystów
malarzy.

– W jakim sensie niewiarygodne? – spytał sucho Slade.
– Rozumiem, że masz na myśli, iż jest tu goło i zimno, zupełnie inaczej niż w twoim

przytulnym domku?

– Rzeczywiście, nie przypomina to mojego domu.
– Przyszły jej na myśl staroświeckie abażury z frędzlami i setki innych rzeczy, których

nie zmieniła od śmierci rodziców. – To wnętrze nie jest jednak gołe ani zimne. Jest wyważone
i dzięki temu przestronne.

– Czyli aprobujesz je? – Ujął jeden z jej rudych loków i założył go za jej ucho. – Cieszy

mnie to.

Jakaś nuta w jego głosie spowodowała, że Bronwen spojrzała na niego uważnie, jednak

nie mogła niczego wyczytać z przystojnej, lekko uśmiechniętej twarzy.

– Gdzie są sypialnie? – wyrwało jej się. Miała ochotę samą siebie wytargać za uszy za to

pytanie.

Tak, jak przewidziała, jego uśmiech stał się szeroki.
– Sypialnia – poprawił. – Jest tylko jedna. Poczuła, że zaczyna się rumienić i odwróciła

się szybko.

Slade roześmiał się cicho.
– Nie jestem Don Juanem.
– Nie jesteś? To raczej dyskusyjne. Ale...
– Ale nie planujesz dzielić ze mną łóżka? Nie obawiaj się, jakoś przeżyję to straszne

background image

rozczarowanie.

Oczywiście, że przeżyjesz, i to bez najmniejszego trudu, pomyślała Bronwen. Ponieważ

to dla ciebie żadne rozczarowanie. Po prostu śmiejesz się ze mnie.

Głośno jednak powiedziała co innego.
– To już druga wielka ulga, jakiej dzisiaj doświadczam. Czy mogę spytać, gdzie w takim

razie mam spać?

– W moim łóżku.
Tego było już nadto. Od jakiegoś czasu musiała nie być przy zdrowych zmysłach, skoro

pozwalała mu na takie zachowanie, ale teraz natychmiast wszystko wróci do normy.

Slade dogonił ją, zanim zdążyła dojść do drzwi.
– Nie uciekaj! – Chwycił ją za ramię i odwrócił do siebie. – Wiesz, że cię nie puszczę.
– Nie masz prawa mnie zatrzymać! – Zauważyła cyniczny błysk w jego oczach. –

Najwyżej...

– Najwyżej mogę próbować, ale masz nadzieję, że tego nie zrobię – dokończył za nią,

podniósł wolną rękę i położył dłoń na jej karku. – Przykro mi, że muszę tę nadzieję rozwiać,
ale z pewnością cię tu zatrzymam.

Po raz pierwszy, od chwili gdy spotkali się na szpitalnym korytarzu, Bronwen zaczęła się

Slade’a obawiać. Do tej pory czuła irytację i złość, czasem onieśmielenie. Teraz poczuła

strach.

Musiało to znaleźć odbicie w jej oczach, gdyż Slade uwolnił ją gwałtownie i odezwał się

dość niecierpliwie:

– Do licha, za kogo ty mnie uważasz? Zamierzam spać w tym pokoju na kanapie. Oddaję

sypialnię do twojej wyłącznej dyspozycji.

– Och! – Znowu poczuła się jak idiotka. Przecież w sumie przyszła tu z własnej woli.

Nikt jej nie ciągnął siłą.

– To chyba jawnie panią satysfakcjonuje? – spytał zjadliwie.
Miała co do tego wątpliwości, jednak było już za późno, żeby się wycofać. Zresztą

musiała gdzieś mieszkać, ponadto przekonała się, że Slade dziś nie wykorzysta okazji, no i
lepiej było spędzić tę jedną noc tutaj w zgodzie.

– Satysfakcjonuje – odpowiedziała sztywno.
– Świetnie. Cieszę się, że w końcu wyraziłaś aprobatę – w przesadzonym geście ulgi

wytarł czoło chusteczką.

– Skoro to już zostało ustalone, zdecyduj, czy chcesz zjeść tutaj, czy gdzieś na mieście?
– Umiesz gotować? – Popatrzyła na niego z powątpiewaniem.
– Oczywiście, że nie. Ty umiesz. Zatkało ją na chwilę.
– Ze wszystkich dwuznacznych zaproszeń, jakie kiedykolwiek otrzymałam, to jest

najbardziej egoistyczne...

– Moja gospodyni, pani Doyle, akurat wyjechała na wakacje, jednak zostawiła lodówkę

pełną już przygotowanych dań, z których podaniem nawet ja mogę sobie poradzić.

– Och...
– „Och” to nie jest odpowiedź.

background image

– Odpowiedź?
– Bronwen, nie uważam cię za głupią, przynajmniej kiedyś taka nie byłaś. Chcesz jeść

tutaj, czy gdzieś indziej?

Miała ochotę go uderzyć.
– Tutaj. Tak będzie wygodniej.
Wcale nie o to jej chodziło. Po prostu nie chciała, by Slade fundował jej posiłek.
– Znakomicie. – Schylił się, by podnieść walizki. – Pokażę ci twój pokój.
Przez pomalowane na niebiesko drzwi zaprowadził ją do małej sypialni, utrzymanej w

odcieniach brązu i złota, co zaskakująco kontrastowało z resztą mieszkania. Bronwen nie
udało się ukryć zachwytu.

– Lubię, jak mi ciepło i przytulnie w łóżku – wyjaśnił Slade. Spojrzał na nią przy tym z

ukosa, jednak umknęła przed jego wzrokiem.

Łoże było ogromne, dwie osoby mogły się w nim zmieścić z łatwością...
– Sam to wszystko urządzałeś? – spytała, mniej z ciekawości, a bardziej po to, by

oderwać myśli od łóżka i tego, do czego ono może służyć.

– Nie, od tego ma się ludzi, którzy dla ciebie pracują. Powiedziałem im, czego chcę, a oni

zrobili resztę.

Bronwen spochmurniała i zaczęła powoli otwierać walizki, które Slade rzucił na łóżko.
– Pracują dla ciebie? – powtórzyła. – Co ty właściwie robisz?
Westchnął.
– Nie patrz na mnie tak, jakbyś podejrzewała, że mam na własność tabun niewolników.

Prawda jest znacznie mniej interesująca.

– To znaczy?
– Prowadzę własną firmę. Projektujemy różnego rodzaju przyczepy kempingowe i tego

typu rzeczy. – Jak tego dokonałeś? – Bronwen zawsze widziała praktyczną stronę każdego
przedsięwzięcia. – Najpierw przecież trzeba zgromadzić pewien kapitał.

– Znalazłem ludzi, których przekonały moje pomysły, zainwestowali więc w moje

przedsięwzięcie – wyjaśnił jakby z zaskoczeniem. No pewnie, że jest zaskoczony, pomyślała
z urazą. Przecięż Slade zawsze oczekiwał, że dostanie wszystko, czego chce i nawet nie
dopuszczał do siebie myśli, że coś mogłoby mu się nie udać.

– I oczywiście twojej firmie powiodło się – powiedziała z uśmieszkiem.
– Można tak powiedzieć. Popatrzyła na luksusowo urządzony pokój, przypomniała sobie

porsche i jedwabną koszulę. Nieźle, jak na dzieciaka, który pochodził z marginesu
społecznego, a potem trafił do maleńkiej miejscowości na prowincji. Całkiem nieźle.

– Obiad. – Prawie podskoczyła, gdy Slade dotknął jej ramienia. – Rozpakować się

możesz później.

Objął ją nonszalancko i wprowadził z powrotem do dużego pokoju. Gdy doszli do wnęki

kuchennej, puścił ją i Bronwen poczuła ukłucie żalu. Przeszło jej to jednak błyskawicznie,
gdy usłyszała jego słowa.

– Tam masz lodówkę – powiedział, wyraźnie oczekując, że Bronwen zaraz rzuci się do

roboty.

background image

– To miło – patrzyła uważnie na taflę wody za oknem.
– Jest w niej jedzenie.
– Bardzo mnie to cieszy. Westchnął z rozdrażnieniem.
– Jeśli ją otworzysz, moja droga, to będziemy mogli coś zjeść.
– Wydawało mi się, że słyszałam, iż nawet ty dajesz sobie radę z odgrzewaniem

gotowych dań. – Śledziła wzrokiem płynącą powoli łódkę z czerwonymi żaglami.

– Mogło mi się coś takiego wyrwać w chwili słabości, ale naprawdę jestem fatalnym

kucharzem. Chyba nie zależy ci na tym, żebym przypalił twój obiad?

Spojrzała na niego. Kołysał się na piętach, z dłońmi w kieszeniach, uśmiechając się przy

tym rozbrajająco. Widać było, że nie ustąpi.

Co za atrakcyjny facet, przemknęło jej przez głowę. Dziwne, że przedtem nie uległa jego

urokowi. Teraz też nie ulegam, pośpiesznie upomniała siebie. A obiad mogła ugotować i tak.
Uwielbiała gotować i naprawdę świetnie jej to wychodziło. Slade’owi z tego co mówił,
udawało się. to

znacznie gorzej. Jeśli więc nie chce nabawić się niestrawności, lepiej będzie, jak sama

wszystko zrobi. Ponadto Slade zaoferował jej gościnę. Bliższe prawdy byłoby stwierdzenie,
że zmusił ją do zamieszkania u niego, niemniej jednak korzystała z jego pomocy.

Wzruszyła lekceważąco ramionami, żeby nie miał poczucia wygranej.
– Dobrze, gdzie są warzywa?
– Warzywa? – powtórzył dość bezmyślnie. – Chyba nie ma żadnych. Chociaż... Czekaj,

widziałem któregoś dnia coś zielonego, ukrytego gdzieś na dole lodówki, ale kiedy to było?
We wtorek. A może w poniedziałek?

Wzniosła oczy do nieba. Przygotowanie posiłku okazywało się trudniejsze, niż

przypuszczała.

Zielone „coś” wyglądało tak obrzydliwie, że błyskawicznie wylądowało w koszu. Oprócz

tego Bronwen odkryła brązową papkę, która kiedyś pewnie była sałatą. Na szczęście
marchewka zachowała się w znacznie lepszym stanie. Zaczęła ją obierać, podczas gdy Slade
kręcił się po pokoju, wyraźnie zadowolony z siebie. Gdy Bronwen podgrzała jedną z
przygotowanych przez panią Doyle potraw, usiedli przy lśniącym stole z sosnowego drzewa,
który oddzielał aneks kuchenny od pokoju. Nie odzywali się do siebie. Slade wyczuwał jej
niezadowolenie i wyraźnie był ciekaw, ile czasu wytrzyma w milczeniu.

Wytrzymała pięć minut.
– Słuchaj, skoro jesteś tak fatalnym kucharzem, to jak udało ci się przetrwać te wszystkie

lata, kiedy włóczyłeś się z Michaelem po kraju? Z całą pewnością nie głodowałeś.

Uśmiechnął się leciutko i odłożył widelec.
– Twój brat całkiem nieźle gotuje, jeśli tylko zechce się do tego przyłożyć –

zaimprowizował na poczekaniu. – Bywa to też, że razem z pracą mieliśmy zapewnione
wyżywienie. Czy odpowiedziałem na twoje pytanie?

– Tak by wyglądało.
– Ale za cholerę w to nie wierzysz, co?
– Właśnie.

background image

Uśmiechnął się nieco złośliwie.
– Tak myślałem. No cóż, przykro ci będzie to usłyszeć, ale rzeczywiście, kiedy jestem do

tego zmuszony, potrafię sobie poradzić.

– Rozumiem – powiedziała lodowatym tonem. – Udawałeś bezradnego mężczyznę tylko

po to, żeby mnie zmusić do pracy.

Wzruszył ramionami.
– Nigdy nie jestem bezradny, Bronwen. Po prostu nie lubię gotować.
– Za to lubisz zawsze stawiać na swoim. Mogłam to przewidzieć.
– Mogłaś – zgodził się. – Ale nie przewidziałaś. A tak poza tym, to jest naprawdę

świetne.

Wolała odstawić szklankę z winem, zanim ulegnie pokusie rzucenia mu nią w twarz.
– Powinno takie być. Nie wątpię, że zatrudniasz tylko najlepszych.
– Ciekawe, dlaczego mam wrażenie, że to nie było pochlebne? – Przymknął jedno oko i

oglądał swoją szklaneczkę pod światło.

– Bo nie było – odcięła się. Postawił szklankę na stole.
– Dobra, Bronwen – warknął, przestając wreszcie udawać obojętność. – Skończmy z tym.

Mam dość tego, że traktujesz mnie jak najgorszego wroga. O ile sobie przypominam, nigdy
nie wyrządziłem ci najmniejszej krzywdy.

– Mnie nie.
Patrzyła na jego przymrużone oczy i zaciśnięte usta. Z trudem ukryła lekki dreszcz, jaki ją

przeszedł.

– A komu, jeśli mogę wiedzieć? – spytał niebezpiecznie niskim głosem.
Bronwen zacisnęła w dłoni serwetkę, jednak rozumiała, że przecież sama to zaczęła.
– Jenny Price – powiedziała w końcu.
– Jenny Price? – W tym momencie Slade przypominał jej orła, który lada moment ma

spaść na swoją zdobycz. – Co Jenny Price ma wspólnego z tobą? I co ja mam do tego?

Bronwen nie wierzyła własnym uszom.
– Jak możesz o to pytać? – wbrew sobie podniosła głos.
– Właśnie, dobre pytanie, też mam ochotę je zadać. Nie ufasz mi, traktujesz mnie, jak

jakiegoś potwora, a gdy chcę się dowiedzieć, czemu, ty wtedy mówisz „Jenny Price”.

– Dobrze – odezwała się zimno i dobitnie. – Jeśli chcesz, żeby zostało to powiedziane

głośno, to śpieszę ci przypomnieć, że zaszła z tobą w ciążę, chociaż była zaręczona z
Brice’em Barkerem. Załamała się i wyznała mu prawdę, a on wtedy zagroził, że cię zabije.
Zwiewałeś z miasta tak szybko, że tylko się za tobą kurzyło. Dlatego nie mam najmniejszego
powodu, żeby ci ufać. Nie chcę skończyć tak, jak biedna Jenny.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Bronwen wpatrywała się w pusty talerz i przypominała sobie, jak w osadzie dowiedziano

się, że Slade. umknął przed słusznym gniewem Brice’a Barkera. Niedługo potem zadzwonił
Michael.

Przebywali we dwóch w Londynie i właśnie stamtąd jej brat raczył poinformować

rodzinę, że już nie wrócą do Pontglas.

– A dokąd jedziecie? – spytała płaczliwym tonem matka.
– Do Kanady.
Bronwen do tej pory pamiętała wyraz jej twarzy, gdy usłyszała odpowiedź syna. Nigdy

też nie zapomniała rozpaczy Jenny, trwającej jeszcze przez wiele miesięcy...

Ostry głos Slade’a brutalnie wdarł się w jej wspomnienia.
– Ciekawe, skąd wzięłaś tę interesującą historyjkę? I dlaczego sądzisz, że miałabyś się

znaleźć w sytuacji Jenny?

Spojrzała na niego. Jego twarz o napiętych rysach wyglądała jak maska. Zbladł, jednak ta

bladość wynikała z ledwo hamowanego gniewu.

– Nie pamiętam, od kogo to słyszałam – wyznała, nerwowo mnąc pod stołem serwetkę. –

Brice nigdy o tym nie wspominał, a nikt nie odważył się go pytać, żeby nie oberwać. Ale i tak

wszyscy o tym mówili, a on i Jenny nigdy nie zaprzeczyli tym pogłoskom. W końcu ożenił
się z nią i dał dziecku swoje nazwisko – wygładziła serwetkę na kolanach. – Myślę, że mimo
wszystko byli szczęśliwi, aż do jego śmierci. Zginął w kopalni dwa lata temu.

– Ach, tak – wyraz twarzy Slade’a nie zmienił się ani na jotę. – A to dziecko... to chłopiec

czy dziewczynka?

Bronwen nawet nie próbowała ukryć potępienia.
– Do tego stopnia miałeś to w nosie, że nawet się nie dowiedziałeś? Bobby jest już dużym

chłopcem, za kilka miesięcy skończy osiem lat.

– Ach, tak – powtórzył. Wstał i podszedł do okna. Blask słońca rozświetlił jego złociste

włosy. – To dlatego... – przerwał na moment. – Nie odpowiedziałaś jeszcze na moje drugie
pytanie. Czemu się boisz, że skończysz jak Jenny?

– Ja... Właściwie nie miałam tego na myśli.
– Naprawdę? To ciekawe. Sądzisz, że się poprawiłem? A może uważasz, że w łóżku wolę

inne kobiety... nie takie, jak ty?

– Ani jedno, ani drugie – zająknęła się. Gdyby tylko mogła znajdować się teraz

gdziekolwiek indziej, wszystko byłoby lepsze od tej jaskini lwa!

Slade odwrócił się do niej. Jego wysoka sylwetka rysowała się wyraźnie na tle nieba.
– Odpowiedź jest w takim razie tylko jedna. Nie ufasz samej sobie. Nie wierzysz, że

mogłabyś mi się oprzeć. W takim razie przede mną szczęśliwa noc – postąpił krok w jej
kierunku, a w niebieskich oczach zamigotał złośliwy błysk.

– Co robisz?! – krzyknęła i zacisnęła palce na kancie stołu. – Slade, nie możesz...
– Owszem, mogę – odparł spokojnie.

background image

– Nie możesz. Obiecałeś.
Roześmiał się tak, że Bronwen aż zadrżała.
– Chyba nie sądzisz, że facet, który uwiódł biedną Jenny, ma zwyczaj dotrzymywać

obietnic?

Nagle przestała się bać i poczuła gniew. Jak on śmie drwić z kogoś, komu niemal

zrujnował życie? Jednak nie miała po co zwracać mu na to uwagi. Pokazał aż nadto wyraźnie,
że wyrzuty sumienia są mu najzupełniej obce. Na szczęście istniał sposób, w jaki można było
położyć kres tej scenie.

– Owszem, oczekuję, że tym razem dotrzymasz słowa. Gdybyś o tym zapomniał, to

przypominam, że jestem siostrą Michaela.

– Ach, tak, Michael. Nie, nie zapomniałem. – Chłód i okrucieństwo zniknęły z jego głosu,

który był teraz lekko zdławiony. – Kochasz go, prawda?

– Oczywiście – powiedziała niecierpliwie. – Przecież to mój brat.
– W takim razie, jeśli chcesz się jeszcze raz dzisiaj z nim zobaczyć, lepiej się zbierajmy –

jego ton znów brzmiał neutralnie, prawie obojętnie. – Aha, jedno musimy ustalić. Ponieważ
tak długo, jak zostaniesz w Vancouver, będziesz mieszkać ze mną...

– Nie! Przeprowadzę się do Michaela, kiedy tylko da mi adres. – Bronwen miała nadzieję,

że nie wygląda na tak wystraszoną, jaką była w rzeczywistości.

– To nie jest odpowiednie miejsce dla ciebie.
– Oczywiście, że jest...
– Nie kłóć się ze mną. Nie po to zabrałem cię z deszczu, żebyś się pchała pod rynnę.

Uwierz mi na słowo, że nie powinnaś tam mieszkać.

Ku swojemu największemu zdziwieniu, Bronwen poczuła, że mu wierzy. Jakiś

wewnętrzny głos podpowiadał jej, że Slade nie kłamie. Zresztą, rzeczywiście było wysoce
prawdopodobne, że Michael wynajął sobie takie mieszkanie, którego nie mógłby pokazać

swojej siostrze.

– Dobrze – powiedziała z godnością, przynajmniej miała nadzieję, że tak to zabrzmiało. –

Co więc mamy w związku z tym ustalić?

– Nie zamierzam dzielić domu z sekutnicą, która przy każdej okazji krytykuje mój styl

życia, charakter, zasady moralne... Której wszystko się we mnie nie podoba, może z
wyjątkiem gustu przy urządzaniu wnętrz.

Nie tylko gust jest w porządku, pomyślała, gdy stanął przed nią. Żadna kobieta przy

zdrowych zmysłach nie krytykowałaby tak wspaniałego ciała...

Slade ujął Bronwen mocno za ramiona, pochylił się i spojrzał jej prosto w twarz.
– Jak już powiedziałem, nie zamierzam tego znosić. Możesz myśleć o mnie, co ci się

tylko podoba, jesteśmy w wolnym kraju. Jednak tak długo, jak długo tu zostaniesz, masz się
powstrzymać od wytykania mi przeszłości i zachowywać się wobec mnie przyzwoicie.

– A może raczej służalczo? – spytała ze słodyczą. Silniej zacisnął palce na jej ramionach,

a w jego głosie zabrzmiało ostrzeżenie.

– Proszę, nie przeciągaj struny. Szybko tracę cierpliwość.
– Ale się boję – prychnęła. – A co, jeśli przeciągnę strunę? Szafirowe oczy zalśniły

background image

niebezpiecznie.

– Naprawdę chcesz wiedzieć? Dobra, też mam ochotę ci to pokazać. Chodź – obrócił ją i

popchnął w kierunku turkusowej kanapy.

– Hej, co ty robisz?
– Myślałem, że chciałaś się dowiedzieć. Odwróciła się gwałtownie, niemal wpadając na

jego szeroką pierś.

– Och, skończ wreszcie z tymi prymitywnymi wygłupami! Jeśli sądzisz, że pozwolę ci się

ze mną kochać...

– Nie sądzę. Istnieją inne sposoby, żeby rozładować męską frustrację. I żeby

zdenerwować kobietę.

– Jeśli chodzi o denerwowanie kogoś, to jesteś w tym bezkonkurencyjny.
– Wątpię. Ktoś jest w tym lepszy – ujął jej drobną twarz w dłonie. – A teraz, moja

marcheweczko, przestańmy się kłócić i zawrzyjmy rozsądną umowę.

W zasadzie nie jest to zły pomysł, pomyślała ponuro. Też miała dość tej nieustannej

walki. Ponadto rzeczywiście nadal mogła o nim myśleć, co tylko zechce.

– Jaką umowę? – spytała ostrożnie. Opuścił ręce.
– Zapewnię ci mieszkanie i jedzenie. W zamian oczekuję jedynie jakiegoś

cywilizowanego zachowania. Przestań ostrzyć na mnie swoje ząbki i pazurki, bo nie jestem
kawałkiem drewna i nie lubię tego.

To prawda, nie była dla niego zbyt miła. Osiem lat temu skrzywdził kilka osób, jednak

dzisiaj starał się jej pomóc. W dodatku cały czas pozostał lojalny w stosunku do Michaela,
którego przecież czasami było tak trudno znieść.

– Zgadzam się – powiedziała w końcu.
Ponieważ Slade nie odpowiedział, wyciągnęła do niego rękę. Uścisnął ją.
– Znam lepszy sposób na przypieczętowanie zgody – powiedział miękko, a jego oczy

przybrały dziwny wyraz. Wyglądał, jakby coś sprawiało mu ból.

– Co masz na myśli? – spytała niepewnie.
– To. – Zanim zdążyła się zorientować, przyciągnął ją do siebie i lekko przesunął ustami

po jej wargach.

Zamarła na moment, oszołomiona przede wszystkim pozytywną reakcją własnego ciała

na ten tak krótki pocałunek, który nawet nie wiadomo, czy był naprawdę pocałunkiem.

– Czy to nie lepsze, niż podanie ręki? – spytał prowokacyjnie.
– Nie. Tak. Ja... To ma się więcej nie powtórzyć – powiedziała nieswoim głosem.
– Skoro sobie tego życzysz... Obiecuję, że cię więcej nie dotknę. Chodź, musimy iść do

Michaela.

W szpitalu zabawili niedługo, gdyż okazało się, że Michael, prawdopodobnie zmęczony

nieustannym flirtowaniem, prawie już zasypia. Nie pozostało im nic innego, jak tylko
obiecać, że przyjdą następnego dnia i zostawić go samego.

– Myślę, że możesz się o niego nie martwić – zauważył Slade, gdy jechali windą. –

Wychodzi z tego błyskawicznie.

– Aha – westchnęła. – I robi przy tym oko do każdej ślicznotki, jaka się pojawi. Tak bym

background image

chciała, żeby znalazł sobie jakąś odpowiednią dziewczynę i wreszcie się ustatkował.

– Jest o rok młodszy ode mnie – zadumał się Slade.
– Czy sądzisz, że ja też powinienem się ustatkować? Przy pomocy jakiejś wyjątkowo

odpowiedniej młodej damy?

Zignorowała prowokacyjny błysk w jego oczach.
– Na szczęście nie jestem odpowiedzialna za ciebie – odparła, sznurując usta. Ponieważ

nie zareagował na jej słowa, nie mogła się powstrzymać od dodania: – Ale kobietę, która
zrobiłaby z tobą porządek, darzyłabym ogromnym podziwem.

Winda zjechała na parter i Slade ujął Bronwen pod ramię.
– Uważasz, że trzeba zrobić ze mną porządek?
– Owszem, ale obawiam się, że to niewykonalne zada – , nie – potrząsnęła głową, a rude

loki miękko musnęły jego ramię.

Slade popatrzył na nią z wyrazem twarzy, który wprawiłby Bronwen w zdumienie, gdyby

teraz na niego spojrzała.

– Nie byłbym tego taki pewien. Nigdy nic nie wiadomo. Może w rękach właściwej

kobiety stałbym się miękki jak wosk?

– Zgadza się, byłbyś w jej rękach. Ale daję głowę, że na pewno nie stałbyś się wtedy

miękki jak wosk.

Usłyszała stłumiony śmiech i zorientowała się, co powiedziała. Na szczęście zapadł już

zmierzch i Siądę nie mógł dojrzeć koloru jej policzków. W dodatku ta myśl była taka
kusząca... Czuć pod rękoma jego muskularne ciało, przesunąć dłońmi po szerokim torsie, a
potem w dół po plecach...

Wsiadła do samochodu i postarała się przywołać do porządku niesforne myśli. Pożądać

Slade’a było równie bezpiecznie, jak bawić się z grzechotnikiem, Jenny Price drogo zapłaciła
za tę wiedzę.

Pół godziny później w apartamencie na szczycie wieżowca Bronwen znalazła się sam na

sam z tym niebezpiecznym mężczyzną, który w dodatku rozpiął koszulę i zdjąwszy ją, rzucił
niedbale na krzesło.

– Co ty robisz? – Próbowała panować nad głosem, a przede wszystkim nie spoglądać na

kusząco nagi tors Slade’a.

– A jak myślisz?
– Wygląda... jakbyś się rozbierał.
– Tylko częściowo. Mamy bardzo ciepłą noc. – Jego dłonie powędrowały w kierunku

paska od spodni.

– Slade! – krzyknęła, tym razem rezygnując z wszelkich niedomówień. – Nie możesz

zdjąć spodni. To jest, to jest...

– Zachowanie niegodne dżentelmena. Chyba że zamierza kogoś uwieść – dopowiedział

gładko. – Nie obawiaj się. Rzadko poddaję się pokusie. Chciałem jedynie zobaczyć wyraz
oburzenia w tych wielkich szarych oczach. Uwielbiam to. Ta przyjemność wynagradza mi z
nawiązką wszelkie przykrości – uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony z siebie.

Bronwen zupełnie nie wiedziała, czy ma się roześmiać, czy obrazić, czy może raczej

background image

rzucić w niego pierwszą lepszą poduszką. W końcu bez słowa usiadła na kanapie. Slade
błyskawicznie usiadł obok i niedbale położył rękę na oparciu. Odniosła wrażenie, że dotyka
palcami jej włosów. Znów poczuła słaby zapach wody kolońskiej i rozgrzanej, złocistej skóry.
Zastanowiła się, jak sobie poradzi przez resztę wieczoru. W sumie miała mało doświadczenia,
jeśli chodzi o mężczyzn. Oczywiście, spotykała się z różnymi chłopcami, jednak od paru lat
prowadzenie sklepu zostawiało jej na to niewiele czasu. Ponadto zawód, jaki sprawił jej Lloyd
Morgan, spowodował, że nie miała zamiaru dać się tak zranić po raz drugi. Nie angażowała
się więc w żadne poważniejsze związki.

Lloyd. Nie wolno jej o nim zapominać. Zbyt łatwo jest nie pamiętać, że rzeczy nie zawsze

są takie, na jakie wyglądają. A czasami są właśnie dokładnie takie, na jakie wyglądają.

Slade obserwował zmarszczkę przecinającą jej czoło. Zastanawiał się, co też ten

zwariowany, wyraźnie rozdrażniony rudzielec knuje. Pewnie myśli, jak by mu dokuczyć.
Nieźle byłoby móc czytać w myślach tej dziewczyny. Z uśmiechem położył dłoń na jej
ramieniu.

Bronwen nie zwróciła na to uwagi. Z bólem myślała o Lloydzie, który zamiast zostać z

nią na stałe, jak wyobrażała to sobie w marzeniach, zniknął nagle z miasta, i to wywołując
potworny skandal. Okazało się, że był związany nie z jedną, lecz aż z trzema dziewczynami, a
ponadto w jego biurze zginęła spora suma.

– O czym myślisz? – Slade łagodnie przerwał rozmyślania Bronwen.
Zawahała się. Przecież i tak wszyscy wiedzieli o tym fatalnym zauroczeniu.
– O Lloydzie Morganie.
– Coś takiego! – Była to ostatnia rzecz, jakiej Slade się spodziewał. – Nie powiesz mi

chyba, że ciągle...

– Och, nie – zaprzeczyła szybko i w końcu spojrzała na niego. – Uważam po prostu, że

lepiej o tym nie zapominać.

– Dlaczego? Wiem, że się w nim durzyłaś, ale to był obrzydliwy złodziejaszek, który w

dodatku bez pamięci uganiał się za spódniczkami.

– I kto to mówi? Dobrze, zgadza się, ale nie o to chodzi.
– A o co? – spytał niecierpliwie.
– Po prostu należy pamiętać, że lepiej nie oddawać serca bez zastanowienia, bo można się

bardzo boleśnie oszukać – tkwiło w tym niedwuznaczne oskarżenie.

– Zwłaszcza komuś, kogo się nie zna – dodał ponuro.
– Byłam młoda i głupia.
– I zadziwiająco niedoświadczona, jak na swój wiek – odezwał się tonem, którego jeszcze

nigdy u niego nie słyszała.

– Dlatego wszyscy się śmiali. Wiedzieli, że Lloyd to straszny podrywacz.
– Nie wszyscy się śmiali.
– To prawda. Na pewno nie moi rodzice. I ty też nie – dodała zaskoczona. Dopiero teraz

zdała sobie z tego sprawę. Dziwne. Slade miał przecież wtedy zwyczaj śmiać się ze
wszystkiego i wszystkich.

– Nie uważałem tego za zabawne. Tak samo, jak nie uważam, że powinnaś przez resztę

background image

życia unikać bliskich związków z facetami, tylko dlatego, że ktoś mógłby cię znowu
skrzywdzić.

– Po prostu stałam się ostrożna. Zresztą, na razie nie mam na to czasu. A w dodatku

liczba interesujących mężczyzn nie zwiększyła się w Pontglas od czasu, gdy wyjechałeś.
Wręcz przeciwnie.

– Hmm, rozumiem, że nie mam się co łudzić, iż było to coś więcej, niż zwykłe

stwierdzenie faktu?

Roześmiał się. Usłyszała w tym śmiechu coś niepokojącego, chciała się odsunąć, ale nie

zdążyła. W ułamku sekundy znalazła się w jego ramionach. Próbowała zaprotestować, ale
nagle jej usta zostały zamknięte pocałunkiem, lecz nie tak delikatnym i nierealnym jak
poprzednio. Tym razem Slade całował ją gwałtownie, z pasją, wyglądało to tak, jakby
drapieżnik wreszcie dopadł swoją ofiarę...

Jednak czy aby na pewno jest się ofiarą, gdy nie ma się nic przeciw napaści? Bronwen

wiedziała, że powinna go odepchnąć, ale nie mogła tego zrobić. Nikt nigdy nie całował jej w
laki sposób. Ogarnął ją płomień pożądania, tak potężny, jak jedynie Slade był w stanie
wzniecić.

Gdy w końcu wypuścił ją z objęć, opadła ciężko na oparcie kanapy i spojrzała na niego.

Pomyślała, że pewnie takim wzrokiem patrzy na jastrzębia królik, ogarnięty mrożącym krew
w żyłach strachem. Z tym, że ona wciąż jeszcze płonęła z pożądania. Nie jestem żadnym
królikiem, pomyślała, odzyskując panowanie nad sobą, i wyprostowała się.

– Dlaczego to zrobiłeś? – Było jej strasznie gorąco. Miała ogromną ochotę zdjąć sweter.
– Nie podobało ci się?
Spojrzała na niego. Wiedział, że jej się podobało, więc nie było sensu kłamać.
– Owszem, było miło – powiedziała z wymuszonym uśmieszkiem. – Jednak podobno nic

nie chciałeś w zamian zamieszkanie...

– To prawda, ale kiedy powiedziałaś, że mój wyjazd przerzedził szeregi kawalerów w

Pontglas, musiałem to choć częściowo naprawić – zrobił skromną minę. – Czy naprawdę
uważasz, że jestem dobrą partią?

– Och! Ze wszystkich najbardziej aroganckich, zarozumiałych, protekcjonalnych...
– Łajdaków? – podpowiedział.
– Miałam powiedzieć „kanalii” albo „szczurów”. – Wstała gwałtownie.
– A ty dokąd się wybierasz?
– Do łóżka.
– O, kobieta, jaką lubię – podniósł się również.
– Nie pójdziesz ze mną – zaprotestowała gorąco i cofnęła się. – Obiecałeś...
– Och, już przerabialiśmy tę lekcję o obiecankach. Kanalie nie dotrzymują obietnic. – W

oczach Slade’a błysnęło coś, jakby chęć zemsty. Objął Bronwen mocno, zanim zdołała uciec.

Tym razem szarpnęła się bez wahania.
– Slade, puść mnie – zażądała.
– O, nie. Kanalie tak nie postępują. – Ignorując jej daremne próby oswobodzenia, wziął ją

na ręce, kopnięciem otworzył drzwi i zaniósł do sypialni.

background image

Gwałtownie położył Bronwen na łóżku i jedną dłonią przycisnął jej szczupłe ręce do

pościeli. Przez chwilę jeszcze szamotała się z nim i próbowała wyrwać, jednak bezskutecznie.
W końcu zaczęła krzyczeć.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Slade pochylił się nad nią.
– Nadal jestem kanalią?
Z niedowierzaniem patrzyła na jego szeroki, przekorny uśmiech. Aż osłabła z ulgi.

Jednak nie tylko ulgę poczuła w tym momencie, lecz również pewne rozczarowanie. Szybko
stłumiła w sobie to uczucie.

– Tak się tylko ze mną droczysz, prawda? – wykrztusiła. Jej serce wciąż biło jak szalone.
– Nie. Zgodnie z obietnicą musiałem cię ukarać za złamanie naszej umowy. Przecież

przyrzekłaś, że będziesz się zachowywać przyzwoicie i unikać obelżywych słów. – Uwolnił
jej ręce i usiadł obok na łóżku.

Bronwen spojrzała na jego szeroki tors. Jeśli Slade nadal zamierza tak tu siedzieć, półnagi

i diabelnie seksowny, to lada moment kara, o jakiej mówił, wyda się jej wynagrodzeniem, a

wtedy zrobi wszystko, by tę nagrodę dostać. Oczywiście później będzie tego gorzko żałować.

– Pytałem cię o coś. Nadal jestem kanalią? Nadal jestem szczurem? – Położył dłoń na jej

biodrze.

Popatrzyła w niebieskie oczy, ciekawa, co by się stało, gdyby odpowiedziała twierdząco.
– Nie – odezwała się po chwili. – Teraz przypominasz mi raczej wilka. Ale ty też

złamałeś umowę...

– Już lepiej, ale jeszcze nie dość potulnie. Próbuj dalej.
– Nic z tego! I tak jesteś tak zadowolony z siebie, że mało nie pękniesz.
– Niczego się nie nauczyłaś? – mruknął i znów sięgnął do jej rąk.
Nagle poczuła strach. Nie bała się jego, lecz siebie, swoich pragnień. Był blisko, zbyt

blisko. Czytała kiedyś o dotyku, który parzy, lecz uważała to za literacki wymysł. Teraz na
własnej skórze doświadczała tego uczucia. Jej ciało płonęło pod jego palcami. Zupełnie nie
potrafiła zapanować nad swoimi reakcjami. Instynktownie wiedziała, że nie powinna się go
obawiać, gdyż nigdy by jej rozmyślnie nie skrzywdził. Wystarczyłoby jednak, żeby
wyciągnęła dłoń i dotknę ja złocistych włosów...

Nie dotknęła jego włosów. Zamiast tego położyła dłoń na szerokim torsie.

Oczy Slade’a zwęziły się błyskawicznie. Syknął i gwałtownym ruchem odsunął jej rękę.
– Ja... O co chodzi? – zająknęła się Bronwen, zmieszana i niepewna.
Wstał szybko.
– Pozostałaś małą niewinną panienką, prawda? – warknął, patrząc na nią z góry z irytacją

i niedowierzaniem.

Wtuliła głowę w poduszkę, żeby nie widzieć jego pogardliwie skrzywionych ust. Nie

odpowiedziała. Wcale nie była taka niewinna i doskonale wiedziała, jak odczytać to, co się
między nimi dzieje. Ona go nie lubiła, a on uważał ją za głupią i naiwną, jednak oboje wpadli
w pułapkę zastawioną przez pożądanie i namiętność. A może Slade wcale w nią nie wpadł?
Nigdy nie było wiadomo, co tak naprawdę myślał.

Przez chwilę panowało milczenie. Nagle Bronwen poczuła delikatny dotyk dłoni, która

background image

odgarnęła jej włosy z policzka.

– Dobranoc, siostro Michaela – jego głos brzmiał jakby nieco chrapliwie. – Śpij dobrze.

Duży zły wilk jeszcze cię nie ugryzł.

– Wystarczy mu tylko dać możliwość – odcięła się, z uporem nie patrząc na niego, tylko

na kremową ścianę.

– Nie igraj z ogniem – ostrzegł i cicho zamknął za sobą drzwi.
Kanalia. Jednak miała rację.

Rozdrażniona i wściekła wstała z łóżka i wywróciła całą walizkę do góry nogami w

poszukiwaniu nocnej koszuli. Przebrała się i wsunęła pod kołdrę. Luksusowa, jedwabna
pościel jeszcze zwiększyła jej irytację. No tak, Slade miał w ręku najlepsze karty, cała
przewaga była po jego stronie, we wszystkim udawało mu się lepiej niż jej. Przypomniała
sobie jednak, że przecież najważniejsze jest dobro Michaela. Muszą więc jakoś się dogadać i
uda im się to, o ile ona powstrzyma swój język, a Slade swoje ręce. Problem w tym, że wcale
ich nie trzymał z daleka od niej. Już miała zasnąć, gdy jakiś wewnętrzny głos szepnął jej, że
przecież nie była dotykowi tych silnych rąk aż tak bardzo przeciwna...

Odwróciła się gniewnie na bok i przestała o tym myśleć.


– Dobra, leniuchu – jakiś głos z trudem przebijał się do jej świadomości. – Pozwoliłem ci

odespać zaległości, ale dość już tego. Wstawaj.

– Mnim... Zaległości? – spytała półprzytomnie.
– Nieważne. Wyskakuj z łóżka – rozkazał głos. Wreszcie dotarło do niej, gdzie jest. W

łóżku Slade’a.

Na szczęście sama.
– Nadal jestem zmęczona – mruknęła, mając nadzieję, że zostawi ją w spokoju.
– Z pewnością. Ale najlepszy sposób, żeby uporać się ze zmianą czasu, to stawić jej

czoło. Tu, w Vancouver, jest już dziesiąta rano.

– To dlaczego nie jesteś w pracy? – spytała.
– Ku twojemu niechybnemu niezadowoleniu dałem sobie wolne.
Rozbudziła się już zupełnie. Rzeczywiście, nie ma sensu dłużej marnować czasu w łóżku.
– Wstanę, jeśli raczysz opuścić pokój.
Jednak nie było tak łatwo pozbyć się Slade’a, zwłaszcza że Bronwen znajdowała się w

gorszej sytuacji. Leżała w łóżku w nocnej bieliźnie, a on stał nad nią w eleganckiej koszuli i
beżowych spodniach. Ten kosztowny strój zirytował ją nieco, ale musiała przyznać, że było
mu w nim do twarzy. Zresztą, w swetrze i spłowiałych dżinsach wyglądałby równie
pociągająco.

– Nie wiem, czy raczę – otaksował wzrokiem rysującą się pod kołdrą szczupłą sylwetkę.

– Mam ochotę zobaczyć resztę. W tej koszuli przypominasz moją prababkę. Przynajmniej
twoja górna połowa.

– Wygląd dolnej połowy pozostawię twojej chorej wyobraźni.
– No, dobra. Słuchaj, ponieważ mamy cały dzień przed sobą, proponuję, żebyśmy go

spędzili na zakupach. Trzeba ci skompletować jakąś garderobę.

background image

– Nie ma mowy – usiadła gwałtownie. – Już ją mam.
– Tweedowa spódnica, którą miałaś wczoraj na sobie, nie jest raczej odpowiednia w

maju. A twoja koszula nocna nadaje się wyłącznie do muzeum. Ciekawe, co jeszcze
przywiozłaś? – Nie czekając na odpowiedź, przejrzał jej schludne i praktyczne ubrania.

– Tak, jak myślałem – podsumował. – Nic się nie nadaje.
– Wszystko się nadaje – spojrzała na niego z wściekłością.
Elegancki i seksowny, wyglądał jak bogaty hrabia, zamierzający obsypać prezentami

swoją kochankę. Ponieważ nadal z dezaprobatą wpatrywał się w jej ubrania, powiedziała bez
zastanowienia:

– Może masz zwyczaj stroić swoje kobiety niczym lalki, ale ja nie jestem jedną z twoich

kobiet...

– I z pewnością nie jesteś laleczką – dokończył za nią.
– Nie obawiaj się, odpowiednie ubrania na pewno nie zrobią z ciebie lalki. Tak samo, jak

nie zrobią z ciebie mojej kobiety. – Oparł się o drzwi i patrzył na nią uważnie, gdy leżała z
kołdrą podciągniętą pod samą brodę.

Nagle oczami wyobraźni zobaczyła Jenny, leżącą w takiej samej pozycji i młodszego o

osiem lat Slade’a, spoglądającego na nią z góry. Zrobiło jej się gorąco. Poczuła lęk, że jej
ciało może mimowolnie wysłać jakiś zdradziecki sygnał. Musiała temu zapobiec.

– Wyjdź – powiedziała gniewnie. – Nie chcę twoich prezentów i nie chcę być twoją

kobietą.

– Tego możesz się nie obawiać – stwierdził lodowato i podszedł do łóżka. – Przestań

mnie obrażać i wstawaj – rozkazał władczo.

Gdy nie odpowiedziała, zerwał z niej kołdrę, chwycił za rękę i postawił na nogi.
– Tak właśnie przypuszczałem – przyglądał się długiej bawełnianej koszuli z malutkim

koronkowym kołnierzykiem. – Czy do kompletu jest jeszcze pas cnoty?

– A żebyś wiedział – odcięła się. – Czy zawsze tak traktujesz swoich gości? Wyciągasz

ich z łóżka, krytykujesz ubrania...

– Zdarza mi się krytykować ubrania – przerwał z kpiącym uśmiechem. – Ale przyznaję,

że po raz pierwszy miałem okazję wyciągnąć mojego gościa z łóżka.

– Rozumiem, że zazwyczaj wciągasz do niego... Myślę o gościach płci żeńskiej.
– Od czasu do czasu. Ale tylko wtedy, gdy mają na to ochotę – szafirowe oczy błysnęły. –

A ty, Bronwen, masz ochotę? Możemy odłożyć zakupy na później... – Tak szybko i lekko

przesunął dłonią po jej pośladkach, że nie była pewna, czy rzeczywiście ich dotknął.

– Nie mam – odparła, wiedząc, że gdyby zrobił to ponownie, pozwoliłaby mu się

zaciągnąć nawet na sam koniec świata, nie tylko do łóżka. Cofnęła się pośpiesznie. – Chcę,
żebyś wyszedł. Natychmiast. – Gdy nawet nie drgnął, zacisnęła zęby i dodała: – Proszę.

Z nieodgadnionym wyrazem twarzy skinął głową.
– Ponieważ mnie tak ładnie prosisz... Dobrze, siostro Michaela, wygrałaś. Przynajmniej

na chwilę. I pośpiesz się, śniadanie czeka.

Dopiero gdy wyszedł, Bronwen zauważyła stojącą obok łóżka tacę z dzbankiem kawy,

mlekiem, cukiernicą i filiżanką. Zamrugała oczami. A jednak wziął pod uwagę jej zmęczenie.

background image

Co za przedziwny, pełen sprzeczności człowiek!

Napiła się i ponuro popatrzyła na przywiezione z Pontglas ubrania. Nawet ulubiona

bladozielona sukienka ze złotymi guzikami wydawała jej się po uwagach Slade’a jakaś
wyblakła.

– Dzień dobry – powiedział uprzejmie na widok Bronwen, odrywając się od papierów,

które przeglądał.

– Chyba się już dziś widzieliśmy?
– Ponieważ za pierwszym razem nie byłaś zbyt zadowolona z mojego towarzystwa,

postanowiłem zacząć jeszcze raz – przyglądał się uważnie zielonej sukience.

Bronwen zesztywniała, ale Slade nie wygłosił żadnego komentarza. Skinął głową w

stronę kuchni.

– Zrobiłem naleśniki. Poczęstuj się – powiedział, i wrócił do czytania.
Na talerzu rzeczywiście znalazła trzy niedbale rzucone, kompletnie już zimne naleśniki.

Uśmiechnęła się, gdy zauważyła otwarte pudełko po gotowym cieście naleśnikowym w
proszku oraz stertę brudnych naczyń w zlewie. Slade nie kłamał, naprawdę nie lubił gotować.
Z podgrzanymi naleśnikami usiadła przy stole.

– Dziękuję – powiedziała, próbując przywrócić między nimi dobre stosunki. – Za

przygotowanie mi kawy i... i śniadania.

– Które, jak widzę, nie wywarło na tobie specjalnego wrażenia. To dobrze, bo nie mam

zwyczaju tego robić. Za to ty możesz mi jutro usmażyć jajecznicę na bekonie. Z frytkami.

– Tego z kolei ja nie mam zwyczaju robić, – No, to musisz zacząć się przyzwyczajać –

odwrócił kolejną stronę.

– Slade, nie wiem, po co mnie tu ściągnąłeś, ale jeśli po to, żeby mieć bezpłatną służącą,

to ci się nie udało.

Powoli odłożył papiery.
– A wiesz, to mi nie przyszło do głowy – powiedział z udawanym zaskoczeniem. – Ale

rzeczywiście, skoro już tu jesteś... – spoważniał. – Sprowadziłem cię tutaj, ponieważ byłem to
winien siostrze Michaela, uroczej dziewczynie, której słodki uśmiech potrafił kiedyś
wynagrodzić mi wszelkie kłopoty. Jednak teraz widzę, że tamtej cudownej osoby już nie ma –
spojrzał na nią jakoś dziwnie. – W każdym razie, ponieważ mam masę pracy, nie widzę
powodu, dla którego nie miałabyś mi trochę pomóc w różnych domowych zajęciach. Czy
naprawdę proszę o tak wiele?

Oczywiście, że nie, tylko trzeba to uprzejmie powiedzieć, pomyślała. Slade miał

wyjątkowy talent do budzenia w niej oporu przeciw wszystkiemu, co proponował. Waśnie
dlatego, że nie proponował, tylko żądał!

– Dobrze, tym razem ty wygrałeś. Zrobię ci jutro śniadanie.
– Wiedziałem, że zrobisz – odpowiedział i spokojnie wrócił do lektury.
Zastanowiła się, czy dodawanie arszeniku do jedzenia jest jeszcze w modzie. No,

ostatecznie może zadowolić się dosypaniem Slade’owi soli do kawy.

Nie zwracał na nią najmniejszej uwagi, gdy sprzątała ze stołu i zmywała. Bronwen nie

miała nic przeciw pracy, złościło ją jednak, że Slade uważał za zupełnie naturalne, iż to ona

background image

się tym zajmuje.

– Nieźle – z aprobatą pokiwał głową, gdy kuchnia lśniła, a Bronwen wycierała ręce. –

Mógłbym cię zatrzymać na dłużej.

– Nie ma mowy.
– Nie bądź tego taka pewna. – Wstał od stołu z niedbałym, jakby kocim wdziękiem i

Bronwen momentalnie zapragnęła dotknąć jego ciała. – A teraz, skoro już uporałaś się ze
swoimi obowiązkami, możemy zrealizować nasz program na dzisiaj.

– Jaki program? – Była gotowa przeciwstawić się wszystkiemu, co zaproponuje. Jej

obowiązki, też coś! Przecież to jego kuchnię sprzątała, a nie swoją.

– Zobaczysz – już stał przy drzwiach. – Dobra, weź jakiś sweter i idziemy.

Zmarnowaliśmy już dosyć czasu.

Specjalnie wybrała najgorszy sweter, jaki mogła znaleźć. Jeśli Slade nalega, żeby spędziła

z nim ten dzień, to proszę bardzo. Nie ma nic lepszego do roboty. Ale nie pozwoli sobie
dyktować, jak ma się ubrać.

Skrzywił się, gdy wróciła v/ granatowym, porozciąganym kardiganie, ale nic nie

powiedział.

– Nie zapominaj, że mamy odwiedzić mojego brata – przypomniała, gdy zjechali windą

na parking.

– Nie zapomnę. Ale najpierw załatwimy to, co najważniejsze.
– Najważniejszy jest Michael.
– Może dla ciebie. Dla mnie nie.
Spojrzała na niego, zdziwiona szorstkim tonem. Co go znowu ugryzło? Byli z Michaelem

przyjaciółmi, ale czasem Slade mówił o jej bracie w taki sposób, jakby czuł do niego jakąś
głęboką urazę.

Po kilku minutach jazdy czerwony porsche zatrzymał się przed sklepem z niezwykle

ekskluzywnymi ubraniami na wystawie.

– Powiedziałam ci, że nie będziesz mi kupował żadnych ciuchów – przypomniała

ostrzegawczym tonem.

– Pamiętam. Przestań się powtarzać, to nudne – bezceremonialnie wyciągnął ją z

samochodu.

– Slade, nie możesz...
– Mogę. Przynajmniej tyle mogę zrobić. – Jego twarz przybrała nieco pogardliwy wyraz.

– To, że nie potrafiłem odpowiednio zająć się Jenny, nie oznacza, że nie zajmę się
odpowiednio tobą.

Dla Bronwen te słowa zabrzmiały fałszywie. Mimo że wspaniałomyślnie zaoferował jej

dach nad głową, nie zrobił nic, by się czuła dobrze i bezpiecznie. Wręcz przeciwnie.
Wydawało się, że największą przyjemność sprawia mu dręczenie jej na wszelkie sposoby,
robienie z niej idiotki oraz ignorowanie jej jako kobiety. Zacisnęła pięści. Świetnie! Jeszcze
mu pokaże. W takim razie sprawi jej największą przyjemność wydawanie jego pieniędzy. I to
w takich ilościach, żeby mu w pięty poszło. Zdecydowanym krokiem weszła do sklepu.

background image

Rutynowy uśmiech wysokiej, eleganckiej kobiety ‘ w czerni zmienił się w niezwykle

przyjazny, gdy ujrzała Slade’a.

– Slade – mruknęła przeciągle. – Kochanie, to już tyle czasu...
– Raptem dwa tygodnie – przerwał. – I, o ile dobrze pamiętam, zaistniały wtedy pewne

kłopoty z twoim mężem.

Kobieta zachichotała.
– Ach, tak. Może jednak następnym razem...
– Może jednak nie – uciął Slade. – Yalerie, panna Evans potrzebuje odpowiednich ubrań.
Valerie pobieżnie otaksowała wzrokiem skromną sukienkę z Pontglas.
– Rozumiem, co masz na myśli – spojrzała na Bronwen z wyższością, jakby chciała

pognębić potencjalną rywalkę.

– To musi być coś prostego, o perfekcyjnym kroju. Nic obcisłego. Nic zielonego.
– Ale ja zawsze chodzę w zielonym.
– To oczywiste – Valerie lekceważąco machnęła ręką.
– Wszystkie rudowłose upierają się przy zieleni. Ale teraz, panno Evans, włoży pani coś

kremowego, najlepiej ze złotymi akcentami. Albo fiołkowego – wskazała sukienkę, o jakiej
Bronwen nigdy by nawet nie marzyła, żeby ją przymierzyć, nie mówiąc już o kupowaniu.

– Ale to nie mój... – zaczęła, lecz Slade przerwał jej.
– Skoro Valerie tak mówi, to uwierz jej na słowo. Wie, co robi, jest naprawdę najlepsza.
Bez wątpienia, pytanie tylko, w czym jest najlepsza, pomyślała Bronwen, przypominając

sobie wzmiankę o zazdrosnym mężu. Szare oczy dziewczyny przybrały wyraz, który zawsze
ostrzegał znajomych Bronwen, że powinni mieć się na baczności.

– Świetnie, Slade – powiedziała słodko i ruszyła w stronę przymierzalni. – Jak sobie

życzysz.

Ze ściągniętymi brwiami odprowadził ją wzrokiem. W tej nieoczekiwanej kapitulacji było

coś niepokojącego. Pamiętał Bronwen jako słodkie, posłuszne maleństwo, jednak zmieniła się
prawie nie do poznania. Nie dawała mu spokoju od chwili, gdy spotkali się na szpitalnym

korytarzu. Szczerze mówiąc, sam też miał sobie sporo do zarzucenia, również nie
zachowywał się odpowiednio. Bronwen jednak mogłaby trochę powściągnąć swój języczek.
Z drugiej strony to właśnie jej buntowniczość spowodowała, że stała się dla Slade’a takim
wyzwaniem.

W luksusowej przymierzalni Bronwen wkładała kolejne eleganckie ubrania, jakie Valerie

jej proponowała, po czym nonszalancko stwierdziła, że bierze wszystko.

Jako ostatni przymierzyła doskonale skrojony kremowy kostium ze złotymi dodatkami,

Valerie rzeczywiście wiedziała, co mówi. Idealnie pasował do urody Bronwen.

– Niech się pani pokaże Slade’owi. Skoro już tak panią wynagradza, niech przynajmniej

rzuci okiem na to, za co płaci.

– Za nic mnie nie wynagradza – zaprzeczyła ostro Bronwen. Nie przeoczyła aluzji/
– Oczywiście – Valerie zgodziła się w taki sposób, iż nie było wątpliwości, że w to nie

wierzy.

– Tak dobrze zna pani Slade’a? Przyjaźnicie się?

background image

– Można tak powiedzieć. Slade ma wielu przyjaciół – odparła Valerie ze śmiechem. – No,

niechże pani idzie. Slade ma świetny gust, jeśli chodzi o ubrania.

Ale nie zawsze, jeśli chodzi o kobiety, to chciała mi powiedzieć, pomyślała Bronwen.

Nieważne. Miłosne perypetie Slade’a nic a nic jej nie obchodzą. Na razie najbardziej ją
interesuje, jaką będzie miał minę, gdy zobaczy ten stos pakunków.

Przywołała na twarz chłodny uśmieszek, wyszła z przymierzalni i obróciła się na palcach

przed rozciągniętym wygodnie w fotelu Slade’em.

– Co ty na to?
– Nie ruszaj się – zażądał.
Usłyszała w jego głosie jakąś dziwną nutę, która spowodowała, że bez sprzeciwu spełniła

polecenie. Slade wolno przesunął wzrokiem po jej figurze.

– Pytałam, czy ci się podoba? – powtórzyła, gdy nic nie mówił.
– Tak – jego baryton brzmiał niezwykle miękko i głęboko. – Takiemu opakowaniu nie

można się oprzeć. Nie mogę się doczekać, by je rozpakować.

– Niedoczekanie twoje – zaprotestowała gwałtownie, po czym z wyszukaną godnością

wskazała dłonią na stos pudeł, które właśnie przyniosła Valerie. – Wybrałam jeszcze parę
rzeczy w tym stylu – niecierpliwie czekała na reakcję.

Oczekiwany wybuch nie nastąpił. Brwi Slade’a uniosły się odrobinę, a po jego twarzy

przemknął lekki uśmiech.

– Szybko się uczysz. To dobrze. Dziękuję, Valerie, weźmiemy to.
– Panna Evans ma figurę jak nastolatka, a nie jak kobieta – mruknęła Valerie. – Zrobiłam

co mogłam, przyznasz chyba, że nieźle mi wyszło.

– Zawsze wszystko wychodzi ci świetnie i wiesz o tym – potwierdził nieco szorstko. – A

figura panny Evans jest akurat w moim guście.

– Przede wszystkim jest w moim – zauważyła z irytacją Bronwen. – Czy uprzejmie

moglibyście nie rozważać moich cech w taki sposób, jakbym była jakąś jałówką albo
prosiakiem na wiejskim targu?

Slade popatrzył na nią uważnie i jakby z namysłem. W jego oczach lśniło rozbawienie.
– Nie, chyba jednak nie ciebie bym wybrał, gdybym szukał na targu prosiątka.
Uśmiechnął się przy tym do niej tak zabójczo, a zarazem zabawnie, że Bronwen omal nie

parsknęła śmiechem. Udało jej się jednak zachować wystudiowany chłód i godność. Wyniośle
potrząsnęła głową i poszła się przebrać w swoją zieloną sukienkę.

To było słodkie i naprawdę czarujące, pomyślał Slade.

Parę minut później wsiadali do samochodu, odprowadzani wzrokiem przez stojącą w

drzwiach Valerie.

– Do zobaczenia, kochani. Życzę wspaniałej nocy!
– zawołała ze złośliwym uśmieszkiem i wróciła do sklepu.
– O co jej chodziło? – spytała niemądrze Bronwen.
– Dokładnie o to, o czym myślisz. Że zamierzamy spędzić upojną noc w moim

królewskim łożu. Muszę przyznać, że to kusząca wizja. Spanie na kanapie niezbyt mi
odpowiada.

background image

– Taak? – spytała przez zaciśnięte zęby. – Słuchaj, mam już naprawdę dosyć. Odwieź

mnie z powrotem do twojego mieszkania. Zabieram moje rzeczy i wyprowadzam się.

– Jeśli tak nalegasz, to oczywiście pojedziemy do mnie – odparł spokojnie. – Ale nigdzie

się nie wyprowadzisz.

– Tylko wtedy, gdy mnie zatrzymasz siłą.
– Niewykluczone, że tak właśnie zrobię.
Przemknęło jej przez głowę, że może złapać za kierownicę i zmusić go do zatrzymania

samochodu. Na ulicy panował jednak spory ruch, przecież nie będzie ryzykować życiem!

– Dlaczego? – głos Bronwen drżał wyraźnie. – Dlaczego to robisz? Nie jestem Jenny. Nie

będę też twoją kolejną Valerie, jeśli właśnie w tym celu kupiłeś mi te ciuchy.

– Nie będziemy więcej rozmawiać o Jenny – powiedział tak ostro i surowo, że Bronwen

niemal podskoczyła z wrażenia. – A co miało oznaczać następne zdanie? – Silna dłoń w
skórzanej rękawiczce mocno zacisnęła się na kierownicy.

– To chyba oczywiste? Valerie była twoją kochanką, dopóki nie przeszkodził wam jej

mąż. Nie zmieniłeś się ani trochę, prawda? – zauważyła, że rysy Slade’a stwardniały.

– Nie, nie zmieniłem się. Ale jeśli chcesz wiedzieć, to Valerie nie była dla mnie kimś,

kogo określiłaś staroświeckim mianem kochanki. Łączyła nas raczej luźna znajomość. Parę
tygodni temu umówiliśmy się na mieście, zresztą z jej inicjatywy. Przypadkiem natknęliśmy
się na męża Valerie, o którego istnieniu nie miałem najmniejszego pojęcia – gwałtownie
skręcił w prawo. – Może cię to rozczaruje, ale wolę, gdy moja przyjaciółka jest kobietą
wolną.

– Tak, jak Jenny? – rzuciła zjadliwie. Nienawidziła tej jego potwornej nieczułości. Ręce

na kierownicy drgnęły, porsche zboczył na środek ulicy i w ostatniej sekundzie ominęli
jadący z naprzeciwka samochód.

– Nie – odpowiedział lodowato. – Nie tak, jak Jenny. Ona była naprawdę słodką

dziewczyną. Wbrew twojej wspaniałej opinii o mnie, życzę Jenny jak najlepiej.

– Jak to miło z twojej strony, zwłaszcza w świetle minionych wydarzeń – nawet nie

próbowała ukryć pogardy.

Oczekiwała, że Slade odpowie na atak jakąś miażdżącą repliką, jednak ku jej zdumieniu

odezwał się kompletnie obojętnym tonem:

– Jeśli nie masz nic przeciw temu, porzucimy teraz ten fascynujący temat, jakim jest moje

życie osobiste, które zresztą nie jest twoją sprawą, i skupimy się na urodzie Vancouver.

Tak postawi! sprawę, jakby to ona była nie w porządku, chociaż właśnie on do tego

wszystkiego doprowadził. A w ogóle musi pamiętać, by przy pierwszej okazji odesłać te
paczki do Valerie. Chyba upadła na głowę, że je wzięła.

W głębi duszy nurtowało ją jednak niepokojące przekonanie, że musiała upaść na głowę

już w chwili, gdy Slade znowu pojawił się w jej życiu.

Przez resztę dnia Slade pokazywał jej miasto i nawet uprzejmie nie okazywał znużenia tą,

dla niego zapewne nudną, czynnością.

– Myślę, że teraz chciałabyś zobaczyć wiszący most – powiedział, gdy wracali późnym

popołudniem znad ogromnej tamy Capilano Dam.

background image

– A powinnam?
– Jeśli masz ochotę porządnie się przestraszyć, to tak. Jego protekcjonalny ton zirytował

ją.

– Nie mam lęku wysokości – zapewniła. Gdy spojrzał na nią z niedowierzaniem, dodała

ostro: – Pomyliłeś mnie z Jenny. To ona cierpiała na tę przypadłość.

Slade przystanął gwałtownie na skraju parkingu. Bronwen przestraszył wyraz jego oczu.

Przez chwilę sądziła, że widzi w nich ból, ale po chwili zorientowała się, że to gniew, a raczej
furia. Zacisnął pięści, a mięśnie jego szyi napięły się wyraźnie. Bronwen cofnęła się.

– Nie chciałam... – urwała, gdy bez słowa ruszył do samochodu.
Potulnie zajęła swoje miejsce, kiedy Slade gwałtownie otworzył jej drzwi. Rzut oka na

jego twarz wystarczył, by zrozumiała, że milczenie będzie lepsze od jakichkolwiek
przeprosin. Ale przecież nie miała za co przepraszać, zganiła w myślach samą siebie. Slade
zasługiwał na tego rodzaju uwagi, po tym, co zrobił osiem lat temu. Z drugiej jednak strony
obiecała mu, że zatrzyma swoje opinie dla siebie. W dodatku, w jego reakcji było coś, co
zupełnie nie pasowało do tego, co o nim wiedziała. Coś tu nie grało...

Pięć minut później weszli na teren zalesionego rezerwatu.
– To kawał drogi – Bronwen objęła wzrokiem otwierający się przed nimi skalisty kanion,

którego brzegi łączył wiszący na linach most.

– Nie musisz tam iść, jak nie chcesz – Slade nawet na nią nie spojrzał.
– Oczywiście, że pójdę – skierowała się ku prowadzącym w dół stopniom, nie zważając,

czy Slade idzie za nią. Chwilowo mogła się obyć bez jego towarzystwa. Przystanęła dopiero
na środku mostu i popatrzyła na rzekę, która z tej wysokości wyglądała jak strumyk. Zerknęła
do tyłu, ale nie zauważyła nikogo. Widocznie on też ma ochotę uwolnić się od niej na trochę.
Przeszła więc na drugą stronę i blisko pół godziny chodziła po lesie, potem zawróciła, nadal
spacerowym krokiem. Gdy w końcu wróciła na górę, jej towarzysza tam nie było.

Nie znalazła go również w sklepie z pamiątkami. Pewnie mnie zostawił, pomyślała.

Nagle perspektywa, że Slade nie chce mieć z nią więcej do czynienia, przestała być taka
pociągająca.

– Gdzie byłaś, do cholery? – usłyszała gniewny głos i poczuła, że Slade gwałtownie

odwraca ją twarzą do siebie. – Szukam cię wszędzie od godziny!

– Dlaczego? Spacerowałam sobie, nic mi nie było.
– Tak? A skąd miałem to wiedzieć? Zobaczyłem tylko, jak przechodzisz na drugą stronę

mostu, a potem zniknęłaś mi z oczu. Czy nie zdajesz sobie sprawy, ilu już ludzi spadło z tych
skał?

– Szlaki są świetnie oznakowane – przerwała. – Nie jestem kompletną idiotką.
– Ty nie. To ja jestem idiotą. Moje życie stałoby się znacznie mniej skomplikowane,

gdybyś sobie skręciła tę śliczną szyjkę – wytarł czoło chusteczką.

Dopiero teraz Bronwen zauważyła niezwykłą bladość jego twarzy.
– Slade – odezwała się cicho. – Nie rozumiem.
– Oczywiście, że nie – chwycił ją za łokieć i wyprowadził ze sklepu. – Jeden raz mi

wystarczył – warknął.

background image

– O czym ty mówisz?
– O tym, że przeczytanie o twojej śmierci w gazecie zdenerwowało mnie porządnie.

Wiesz, jak się czułem, gdy jechałem do szpitala, by powiedzieć o tym Michaelowi? – Ton
jego głosu nadal brzmiał szorstko, jednak już znacznie mniej agresywnie niż przed chwilą.

– Ach, tak – powiedziała.
Jasne. Slade przejmował się jej bratem i swoją dramatyczną misją. Jak mogła choć przez

chwilę sądzić, że to o nią martwił się do tego stopnia?

– Przykro mi, że się denerwowałeś – z trudem zdobyła się na coś w rodzaju przeprosin.
– Nie chodzi o zdenerwowanie. Po prostu jestem za ciebie odpowiedzialny, to wszystko.
Pomyślała, że odpowiada sama za siebie, ale przemilczała to.
– Dokąd jedziemy? – spytała, gdy zjeżdżali ze wzgórza ku miastu.
– Tam, dokąd się zawsze udaję, gdy moja dusza potrzebuje ukojenia – brzmiało to bardzo

lirycznie, jednak zostało wypowiedziane ciągle jeszcze gorzkim tonem.

– Slade... Ja naprawdę nie miałam pojęcia, że zaniepokoi cię moja nieobecność.
– Kiedyś wynająłem się do tak zwanej pracy na wysokości – powiedział, nie patrząc na

nią. – Któregoś razu kumpel spadł i zginął na miejscu.

– Och, nie wiedziałam... – szepnęła Bronwen, wstrząśnięta brakiem jakiegokolwiek

uczucia w jego głosie.

– Skąd miałaś wiedzieć? Po prostu masz się ode mnie nie oddalać, jasne?
W innych okolicznościach poinformowałaby go, że nie jest psem, którego należy trzymać

na smyczy. Teraz jednak nie powiedziała nic. Jakiś czas potem wysiedli z samochodu przed
białym murem zwieńczonym dziwnie wygiętą osłoną. Napis nad bramą głosił, iż przybyli do
chińskiego ogrodu w stylu klasycznym. Slade wprowadził zaskoczoną Bronwen na
dziedziniec, wyłożony mozaiką o skomplikowanym wzorze. Nad pobliskim jeziorkiem o
cudownie szmaragdowym odcieniu wznosiła się sztuczna wysepka, utworzona z wapienia,
któremu nadano niezwykłe kształty.

– Dziwne – mruknęła Bronwen. – Te kamienie wyglądają jak smoki, konie, ryby... W

sumie można znaleźć w nich podobieństwo do wszystkiego, co tylko można sobie wyobrazić.

– Właśnie o to chodzi – potwierdził Slade, którego rysy wyraźnie złagodniały. – Ten

ogród został utworzony na wzór prywatnych klasycznych ogrodów z czasów dynastii Ming i
jest jedynym tego typu poza granicami Chin.

– Jest cudowny.
Slade popatrzył na malujący się na jej twarzy zachwyt.
– Czy wiesz, że w filozofii taoistycznej wszystko jest oparte na zasadzie przeciwstawnych

sił jin i jang?

– Jin i jang?
– To dwie siły, które razem tworzą całość, które budują harmonię kosmosu. Zobacz,

niewzruszona skała, a obok niej kołyszący się na wietrze bambus, tu słońce, a tu cień, światło
równoważone przez ciemność – położył dłoń na ramieniu Bronwen. – Mężczyzna przez
kobietę. Taka jest harmonia natury. Ci starzy taoistyczni mędrcy wiedzieli, co mówią.

– Może – powiedziała, ale pomyślała przy tym, że między nią a Slade’em nie dałoby się

background image

doszukać nawet śladu tej harmonii. Popatrzyła na odbijające się w nieruchomej tafli drzewa i
krzewy, wsłuchała się w cichy szmer małego wodospadu. – Tak tu spokojnie...

– Mhm. Gdy tu przychodzisz, czujesz, że twój sposób widzenia świata zmienia się, jak za

dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tu nie czujesz strachu ani znużenia. Tutaj twoje serce
prawdziwie wypoczywa. Wszyscy tego czasem potrzebujemy.

Bronwen słuchała go zaskoczona. Zadumany, snujący refleksje Slade zupełnie nie

przypominał dynamicznego i czasem bezwzględnego mężczyzny, jakim przywykła go
widzieć. Bez wątpienia był to niezwykle złożony człowiek.

Gdy po długiej wizycie u Michaela powrócili do mieszkania Slade’a, Bron wen

pomyślała, że być może zabrał ją do chińskiego ogrodu nie tylko po to, by ukoić rozdygotane
nerwy. Co on wtedy powiedział?

Mężczyzna i kobieta, zupełne przeciwieństwa tworzące harmonijną i skończoną całość.

Po drugiej stronie pokoju Slade zaczął otwierać szampana...
– Co ty robisz?
– Zamierzam świętować dzień, który, mam nadzieję, okaże się tego godny – odparł

beztroskim tonem.

– A co ma się stać powodem tego świętowania? – spytała podejrzliwie.
Już nauczyła się rozpoznawać ten szczególny wyraz jego twarzy, który dawał jej poznać,

że zadała niewłaściwe pytanie.

– Słuchaj, mam dość tego> że traktujesz mnie tak, jakbym był królem Henrykiem VIII,

który właśnie rozgląda się za siódmą żoną, żeby ją najpierw zaciągnąć do łóżka, a potem
skrócić o głowę...

– Pomyliłeś go z cesarzem Kali gulą – przerwała. – Henryk kazał ściąć tylko dwie żony.
– Co za wyrozumiały facet! Chyba zaczynam biednemu staremu Heniowi współczuć. Te

baby musiały mu nieźle zaleźć za skórę. – Podał jej kieliszek z szampanem. – Za Henia!

Bronwen aż się zakrztusiła ze śmiechu i musiała bardzo uważać, żeby nie wylać

zawartości kieliszka na podłogę.

– Nie – zaprzeczyła, gdy doszła do siebie. – Za Michaela i jego szybki powrót do

zdrowia.

– Hm – mruknął Slade. Ponieważ jednak przymknął oczy, Bronwen nie mogła nic z nich

wyczytać. – Skoro chcesz... – W jego głosie brzmiał jakby ślad zrezygnowania.

Przyjęła z ulgą, że Slade nie dolewał im szampana, nie czynił też żadnych aluzji

dotyczących spraw intymnych. Zamiast tego zrzucił buty i usiadł nad krzyżówką. Bronwen
odetchnęła, jednak niemal natychmiast poczuła jakby lekkie rozczarowanie. Zganiła się za to
w myślach.

Resztę wieczoru spędzili, siedząc na kanapie i przeglądając czasopisma. W pewnym

momencie Bronwen zdecydowała się przerwać milczenie i poruszyć nurtujący ją temat.
Wspomniała, że nie może przyjąć kupionych jej ubrań. Slade nie zareagował. Próbowała więc
dalej. Po czwartej wzmiance o odesłaniu rzeczy do butiku Slade gwałtownie odłożył
krzyżówkę.

– Dobra, czemu nie?

background image

– O czym ty mówisz? – Przestraszyła się, gdy położył dłoń na jej kolanie.
– Wygląda na to, że masz ogromną ochotę odwdzięczyć mi się za te ciuchy. Nie możesz

się tego doczekać.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

– Co takiego? – Bronwen odsunęła się na kanapie tak daleko, jak tylko mogła i patrzyła

na Slade’a szeroko otwartymi oczami. – O co ci chodzi?

– O to, że masz okropny zwyczaj roztrząsania każdego drobiazgu, w tym przypadku

chodzi o kilka ubrań, których i tak nie nosisz.

Westchnęła i postanowiła wyznać prawdę.
– Pozwoliłam ci je kupić tylko dlatego, że chciałam się na tobie odegrać za to, że się ze

mną nie Uczysz i wiecznie mnie do czegoś zmuszasz. Przyznaję, to było dziecinne. Nie
powinnam była tego zrobić.

– Skoro jednak zrobiłaś i skoro zanudzasz mnie swoimi skrupułami, to dopiero teraz

zobaczysz, do jakiego stopnia potrafię kogoś do czegoś zmusić.

– Co masz na myśli? – nerwowo odsunęła włosy z czoła. Wolałaby, żeby zabrał dłoń z jej

kolana. Strasznie ją to rozpraszało.

– To, że zapłacisz mi za te ciuchy – cofnął rękę i wyciągnął się wygodnie na kanapie. –

Pocałuj mnie.

Bronwen zesztywniała.
– Nie ma mowy.
– Powiedziałem, żebyś mnie pocałowała. – Slade uśmiechnął się zmysłowo. – Ale

chciałabyś, prawda?

– Oczywiście, że nie.
– Na pewno? – Delikatnie przesunął bosą stopą po jej udzie.
Na chwilę Bronwen aż straciła oddech.
– Slade, przestań...
– W takim razie rób, co ci mówię.
Nie potrafiła normalnie myśleć, gdy tak przed nią leżał, szczupły, a przy tym muskularny

i szalenie męski. Patrzyła na jego ciało i miała ochotę, żeby...

– Bronwen, skarbie, nie zmuszaj mnie do tego, bym ci udowodnił, jak nie bardzo potrafię

liczyć się z czyimś zdaniem.

Miękki, kuszący głos spowodował, że Bronwen, nie do końca wiedząc, co robi, położyła

dłoń na kolanie Slade’a.

– Tak lepiej – mruknął cicho. – Teraz przysuń się trochę bliżej...
– Powiedział pająk do muchy – szepnęła drżącym głosem.
Slade uśmiechnął się.
– Nie jestem pewien, czy podoba mi się to porównanie, ale można to tak ująć... – Znów

potarł stopą jej udo.

Bronwen mimowolnie jęknęła cichutko i poddała się. Gdy pochyliła się nad nim, Slade

wyciągnął ramiona i przycisnął ją mocno do siebie. Poprzez cienki jedwab koszuli mogła
wyczuć bicie jego serca.

– Pocałuj mnie – powtórzył nieco chrapliwym głosem i Bronwen pocałowała go prosto w

background image

usta.

Znieruchomiał na chwilę, a potem pieszczotliwie powiódł po jej plecach dłońmi,

następnie zsunął je w dół, poniżej talii.

– Och, Slade – szepnęła, podnosząc głowę. – Proszę, nie...
– Nie przestawaj – zażądał.
Wcale nie musiał jej do tego zachęcać. Tym razem, gdy dotknęła wargami ust Slade’a,

odpowiedział z niepohamowaną namiętnością. Kiedy poczuła podniecający dotyk jego
języka, zupełnie straciła głowę. Drżącą dłonią zaczęła niezręcznie rozpinać guziki jedwabnej
koszuli...

– Niech to diabli!
Nawet nie zdążyła się zorientować, kiedy ją od siebie odepchnął. Sam też usiadł, z takim

wyrazem twarzy, jakby go trafił piorun z jasnego nieba. Oparł łokcie na kolanach i objął
głowę dłońmi.

– Co ty, do cholery, chciałaś zrobić? – jęknął, nie patrząc na nią.
Sama nie wiedziała, lecz cokolwiek miało to być, Slade ją do tego sprowokował i teraz

nie miał prawa rzucać oskarżeń.

– Nie mam pojęcia, ale chyba przez chwilę nie byłam sobą. Mnie zresztą bardziej

interesuje odpowiedź na inne pytanie. Dlaczego złamałeś obietnicę, że mnie nie dotkniesz?

– Nie dotknąłem. Zaskoczona, zakryła usta dłonią.
– Jak możesz tak kłamać?
– Nie kłamię – usiadł prosto i spojrzał na nią. – Chciałem tylko położyć kres ciągłym

jękom na temat ubrań i powiedziałem, że mi za nie zapłacisz. Nie dotknąłem cię. To ty mnie
dotknęłaś.

Teoretycznie to była prawda. Tylko że... która kobieta mogłaby się oprzeć urokowi

Slade’a, gdy ten robił wszystko, by złamać jej opór?

– Świetnie. Udowodniłeś więc, że zawsze dostajesz to, czego chcesz. Ale nie do końca.
– Czyżby?
– Myślałam... – nerwowo zwilżyła usta. – Mam uwierzyć, że wydałeś tyle pieniędzy tylko

po to, żeby dostać jedynie pocałunek?

– Jedynie... ? Ach, tak. Co za cyniczna z ciebie osóbka – musnął dłonią jej policzek i

wstał. – A nie przyszło ci do głowy, że kupiłem te rzeczy po to, żebyś ładnie wyglądała i
miała odpowiednie ubrania na długie, gorące lato?

– Nie – odparła zdecydowanie. – Zawsze myślisz tylko o sobie, Slade. Nie umiem

zapomnieć o twoim zachowaniu się w przeszłości.

– Do cholery z moją przeszłością – odezwał się ostro.
– Co ty w ogóle o niej wiesz, ty prowincjonalna gąsko?
. Z furią chwycił ją za ramię i patrzył na nią tak, jakby chciał ją rozszarpać. Bronwen

drgnęła z bólu, gdy silne palce boleśnie wpiły się w jej ciało.

Na twarzy Slade’a odbiło się nagle zmieszanie i bezradność. Zabrał rękę, mrucząc coś

pod nosem, na szczęście Bronwen nie rozróżniła słów.

– Och, idź spać – rozkazał szorstko. Nawet nie drgnęła.

background image

– No, już. Idź sobie. Mam jeszcze masę roboty. A rano nie zapomnij o jajecznicy.
– Na bekonie – dopowiedziała nieco bezmyślnie, ciągle zbyt oszołomiona, by go ostrzec,

że z większą przyjemnością poda mu truciznę.

Rzeczywiście, najlepiej będzie, jak pójdzie do łóżka. Pod warunkiem, że Slade nie

zamierza udać się tam również.

Popatrzyła na niego nieufnie.
– Nie – bez trudu odgadł jej myśli. – Nic ci nie grozi, jak długo nie wspomnisz o tych

nieszczęsnych ciuchach.

Nic mi nie grozi, akurat, pomyślała już w sypialni. Jak można czuć się bezpiecznie, gdy w

sąsiednim pokoju Slade bez wątpienia znowu coś przeciw niej knuje? A najgorsze, że ma przy
tym wspólnika w jej własnym ciele. ‘

Jeśli ma być naprawdę bezpieczna, to musi znaleźć się jak najdalej od źródła zagrożenia.

Nie będzie to łatwe, gdyż nie chciała opuszczać Vancouver, zanim Michael nie wyjdzie ze
szpitala. Jedynym wyjściem było zniknąć z mieszkania Slade’a. Jutro. Jak tylko wyjdzie do

pracy.

O szóstej rano w sąsiednim pokoju zadzwonił budzik. Bronwen postanowiła nie budzić

jego podejrzeń i potulnie zrobić obiecane śniadanie. Szybko wyskoczyła z łóżka. Zbyt
szybko. Slade paradował po pokoju jedynie w skąpej bieliźnie.

– Och, przepraszam – zaczerwieniła się i cofnęła do drzwi sypialni. – Chciałam zrobić

śniadanie, ale...

– W takim razie nie pozwolę ci uciec – powiedział wesoło. – No, śmiało.
Nawet nie próbował się niczym osłonić, gdy Bronwen mijała go pośpiesznie, starając się

patrzeć w inną stronę.

– Aż tak źle? – usłyszała za plecami kpiący głos. – Wiedziałem, że rano nie wyglądam

najlepiej, ale żeby aż tak... – roześmiał się, gdy Bronwen z takim impetem postawiła patelnię

na kuchence, że omal nie przygniotła sobie palca.

Coś takiego, nie wygląda najlepiej, myślała z furią. Wygląda tak apetycznie, że nic,

tylko... W dodatku wie o tym i celowo pokazuje jej się w takim negliżu. To nieuczciwe!

Starała sienie zwracać na niego uwagi, dopóki nie usiadł przy stole w eleganckim szarym

garniturze, wyraźnie czekając, aż zostanie obsłużony.

– Aha, nie próbuj przypadkiem stąd zniknąć, gdy tylko cię spuszczę z oka, dobrze? Znam

już personel szpitalny i nie miałbym najmniejszego problemu ze znalezieniem cię... Na twoim
miejscu nie robiłbym tego – ostrzegawczo podniósł rękę, gdy Bronwen chwyciła talerz z
jajkami, bez wątpienia zamierzając rzucić nim w Slade’a. – Zawsze oddaję każdy cios.

Nawet, gdy mnie ktoś nietypowo zaatakuje... jajecznicą.

Gdy ze złością postawiła talerz na stole, Slade roześmiał się i chwycił ją za rękę.
– Przestań się dąsać – powiedział łagodnie. – Naprawdę się o ciebie troszczę. Hotele w

Vancouver nie należą do najtańszych.

– Nie jestem goła jak święty turecki – odparła sztywno.
– Nie wątpię, ale lepiej na wszelki wypadek oszczędzaj fundusze. A jeśli na przykład

Michaelowi się pogorszy, to co wtedy?

background image

Nie pomyślała o tym. Rzeczywiście, miał rację. I był teraz naprawdę miły. Mógłby już

taki zostać, zamiast popisywać się swoją siłą i przewagą, a co gorsza, atrakcyjnością.

– Obiecaj, że nie sprawisz mi kłopotu i nie uciekniesz stąd – uśmiechnął się tak

przekonująco, że wyleciały jej z głowy wszelkie powody, dla których miałaby stąd uciekać. –
I że nie powiesz już ani słowa o tych ubraniach.

– Obiecuję.
– Dobrze – pogłaskał ją machinalnie po głowie i zajął się śniadaniem.
Szybko uciekła do kuchni.
– Cholerny facet – powiedziała głośno, gdy wreszcie zamknął za sobą drzwi.
Rzadko przeklinała, a w dodatku dziś rano Slade wcale nie był taki okropny, ale Bronwen

miała zupełny mętlik w głowie. Spojrzała na zegarek, który wskazywał dopiero ósmą rano.
Jeszcze za wcześnie na wizytę w szpitalu. Wzięła się więc za rozpakowywanie wczorajszych

zakupów.

Wybrała błękitny kombinezon. Valerie przekonywała, że Slade będzie zachwycony.

Bronwen zupełnie zapomniała, że sprawianie Slade’owi przyjemności zupełnie nie leży w jej
zamiarach. Przebrała się i spojrzała w lustro. Z pewnym zdumieniem ujrzała w nim bardzo
elegancką kobietę z klasą.

Nadal czuła się trochę nie w porządku. Powinna jakoś okazać Slade’owi wdzięczność za

te ubrania, czy on tego chce, czy nie. Zrobi to nie tyle dla niego, co dla spokoju własnego

sumienia.

Szukając jakiegoś zajęcia, zajrzała do łazienki. Mimo że w pokojach panował względny

porządek, tutaj wyglądało już znacznie gorzej. W dodatku znajdująca się nad kafelkami
prążkowana tapeta zaczęła się przecierać, a także odklejać pod wpływem wilgoci i w wielu
miejscach zwisała smętnie.

– No, tak – mruknęła Bronwen w zamyśleniu. – Ciekawe, czy...

Godzinę później na stole w kuchni leżały rolki nowej tapety. Bronwen, zaopatrzona w

ołówek, linijkę i nożyczki, zabrała się do dzieła. Gdy do oklejenia został już tylko kawałek
ściany, spojrzała na zegarek. Późno. Robota nie zając, nie ucieknie, a Michael pewnie już na
nią czeka.

Zadzwoniła po taksówkę, korzystając z numeru, który na wszelki wypadek zostawił jej

Slade. Gdy dojechała do szpitala, sięgnęła po portmonetkę, ale kierowca poinformował ją, że

kurs został już opłacony. Bronwen nie wiedziała, czy ma być Slade’owi wdzięczna za jego
hojność, czy raczej czuć się nią urażona.

– O rany! – powitał ją Michael z podziwem. – Co się stało, Bron? Wyglądasz bosko!
– Dziękuję – uśmiechnęła się skromnie. – Ty też nie najgorzej. Nawet ci do twarzy z tymi

bandażami.

– Też na to wpadłem. Wywołują w kobietach bardzo opiekuńcze uczucia.
– Michael – odezwała się surowym tonem Bronwen. – Najwyższy czas, żebyś wreszcie

skończył z tymi podrywkami i pomyślał o poważnym związku. Jesteś trochę za stary na to,
żeby zachowywać się jak postrzelony nastolatek. Chociaż wątpię, czy w ogóle jakaś

background image

dziewczyna cię zechce.

– Jedna kiedyś chciała – wyznał nieoczekiwanie.
– Naprawdę? – spytała zaskoczona.
– Mhm. Dawno temu.
– Ale wystraszyłeś się i dałeś nogę? – podpowiedziała Bronwen.
– Nie. Postanowiła wyjść za innego.
Jakiś ton w głosie Michaela zdradzał, że jej brat ciągle cierpi z powodu odrzuconego

uczucia. Być może nie był tak lekkomyślny i powierzchowny, jak sądziła.

Ale Michael zmienił temat.
– Skąd takie ciuchy? Czyżby sklep w końcu zaczął przynosić dochody?
– Owszem, ale nie aż takie. Właściwie to... Slade mi je kupił.
Oczy Michaela zwęziły się nagle.
– W co ty się dałaś wciągnąć, siostrzyczko?
– W nic. Slade jest po prostu miły, to wszystko.
– Co to znaczy miły? – spytał podejrzliwie.
– No... Pozwolił mi u siebie zamieszkać, pokazał mi miasto. A kupił mi parę rzeczy tylko

dlatego, że nie miałam nic odpowiedniego na tak ciepłą pogodę.

– Bron, czy wiesz, w co ty się pakujesz? Westchnęła.
– Chyba nie bardzo... Michael, czy Slade to po prostu zwykły podrywacz? – spytała

Bronwen, ale nie była do końca pewna, czy chce znać odpowiedź na to pytanie.

– Nie wiem, czy akurat tak bym go nazwał. Cholerny szczęściarz, zawsze miał

powodzenie u kobiet, latały za nim nieustannie. Ale zdaje się, że jemu akurat na tym nie
zależy. Muszę przyznać, że gdy już miał jakąś dziewczynę, to zawsze był w stosunku do niej
uczciwy.

– Czyżby? – wyrwało jej się, jednak umilkła.
A co z uczciwością w stosunku do Jenny? Może Michael nie zna tej historii, więc lepiej

mu o tym nie opowiadać. Po co ma mieć złe zdanie o przyjacielu?

Rozmowa zeszła na inny temat. Dopiero, gdy Bronwen wychodziła, Michael ponownie

ostrzegł ją przed Slade’em.

– Uważaj, siostrzyczko. Mój przyjaciel złamał już wiele kobiecych serc.
– Mojego nie złamie, nie ma obawy. Michael tylko mruknął coś z powątpiewaniem.

Bronwen opuściła szpital zachmurzona, zdecydowanie odmówiła powrotu czekającą na nią
taksówką i wsiadła do autobusu. Do domu wchodziła tak pogrążona w myślach, że nie
zauważyła drobnej kobiety, podlewającej w korytarzu kwiaty, i wpadła na nią.

– Och, przepraszam najmocniej!
– Nic się nie stało, kochanie. – Małe, bystre oczy nieznajomej obrzuciły ją taksującym

spojrzeniem.

Bronwen skierowała się do windy, jednak kobieta szybko zastąpiła jej drogę i nie

pozwoliła uciec.

– Pani jest nową damą serca pana Slade’a, prawda?
– Nie, tylko znajomą. Skąd pani wie, że tu mieszkam?

background image

– Jestem Bickersley i wiem o wszystkim, co się dzieje w tym domu. Ludzie są tacy

interesujący, nieprawdaż?

Powiedziała to takim tonem, jakby wręcz oczekiwała pochwały, a może i nawet medalu,

za wtrącanie się w cudze sprawy.

– Pewnie się pani śpieszy? Pan Slade już na panią czeka, co, kochanie?
– Nie sądzę. – Bronwen nagle znieruchomiała z ręką na przycisku od windy. – Jak pani

powiedziała? Pan Slade?

– Przecież tak się nazywa. Oczywiście pani zwraca się do ukochanego mężczyzny jakoś

bardziej pieszczotliwie?

– Nie – zaprzeczyła zdecydowanie, czując przy tym mętlik w głowie. Slade. Ale co poza

tym? Jak ma na imię? Zadziwiające, nigdy o tym nie pomyślała. Zawsze był tylko Slade’em.
Musi go zapytać...

Winda wreszcie nadjechała i Bronwen weszła do niej szybko. Zdążyła jednak jeszcze

usłyszeć głos pani Bickersley:

– Bawcie się dobrze, drogie dzieci!
Bronwen była tak wściekła, że wychodząc z windy, trzasnęła z całej siły drzwiami.
– Co za wstrętne babsko! Jak ona śmie? – warknęła i z furią chwyciła kolejną rolkę

tapety.

– Co tu się, do diabła, dzieje? – Slade postawił teczkę na stole i z osłupieniem spojrzał na

zaścielające kuchenną podłogę ścinki. – Bronwen, gdzie jesteś?

– Tutaj – odpowiedziała z łazienki.
Od razu zauważył, że w jej zazwyczaj miękkim i łagodnym głosie pobrzmiewa jakaś

gwałtowna nuta.

Bronwen stała na krześle i starannie wygładzała gąbką tapetę, na której staroświeckie

statki i żaglowce przemierzały zielone morze.

– Co ty wyrabiasz? – spytał surowo Slade.
– Tapetuję – wyjaśniła, nie przerywając pracy.
– Widzę. Czy mógłbym spytać, czemu zastąpiłaś tapetę, którą osobiście wybrałem,

dziecinnymi wzorkami?

Bronwen zachwiała się i pewnie spadłaby z krzesła, gdyby Slade błyskawicznie nie

przytrzymał jej.

– Nie podoba ci się? – Złapała równowagę i wysunęła się z jego objęć. – W twojej

biblioteczce jest tyle książek o żeglarstwie, myślałam, że...

– To, że lubię żeglarstwo, nie oznacza, że lubię, jak mi ktoś zmienia wystrój mieszkania.
Bronwen poczuła, że rozpierająca ją przez cały dzień energia zaczyna pod wpływem tych

słów uciekać z niej jak z przekłutego balona.

– Wiem, powinnam była o tym pomyśleć. Ale widzisz, chciałam ci się jakoś odwdzięczyć

za te ubrania.

– Rzeczywiście, świetnie mi się odwdzięczyłaś. Bronwen jakoś opanowała wybuch.
– Ta stara tapeta była już naprawdę w fatalnym stanie, a ponieważ zauważyłam wczoraj

na rogu sklep...

background image

– To znaczy, że musiałaś być wściekła – głos Slade’a nadal był surowy i pełen

dezaprobaty.

Bronwen nie zaprzeczyła. Całe Pontglas wiedziało, że kiedy Bronwen Evans wpada w

furię, co na szczęście nie przydarzało się często, to wyżywa się w dość osobliwy sposób.
Wydaje pieniądze na tapety i odnawia mieszkanie.

– Czy istnieje jakiś szczególny powód, dla którego ten kawałek jest do góry nogami? –

spytał Slade, nadal oschłym głosem.

– Wcale nie jest... Och, rzeczywiście!
Bronwen spojrzała na ścianę, a potem na Slade’a, po raz pierwszy od chwili, gdy wszedł

do łazienki. Na jego twarzy wcale nie malowało się niezadowolenie, lecz pobłażliwe
rozbawienie. Tego było jut nadto. Zupełnie bezinteresownie chciała mu zrobić przysługę, a on

z niej kpi. Po ostrzeżeniach Michaela i obrzydliwych insynuacjach pani Bickersley, kpiny

Slade’a stały się nie do zniesienia.

– Przepraszam – zeskoczyła na podłogę i pośpieszyła do drzwi.
Slade błyskawicznie zagrodził jej drogę ramieniem.
– A dokąd to?
– Nie wiem. Gdziekolwiek. Byle dalej stąd.
– Z powodu moich niewinnych żartów na temat tapety?
– Nie tylko. – Z uporem patrzyła na drzwi, a nie na niego.
– Domyślam się. Powiedz więc, co poza tym tak cię wyprowadziło z równowagi?
Tego nie mogła powiedzieć, gdyż to właśnie on wyprowadził ją z równowagi

pocałunkami, pieszczotami, swoim cudownym ciałem, tak złocistym w świetle poranka.
Ciałem, które nigdy nie będzie należało do niej, gdyż Slade’owi nie można się poddać.
Ponieważ nie można mu zaufać.

– Mój brat – zdecydowała się wyznać część prawdy – i ta głupia kobieta. Oni oboje

myślą, że jestem twoją... No, żerny...

– Zaczekaj – Slade lekko położył dłoń na jej ustach. – Przede wszystkim usiądź i odpręż

się. Naleję ci drinka i pogadamy. A potem to ja będę musiał się zrelaksować, żeby właściwie
zakończyć uroczy dzionek.

Gdzieś znikł rozkazujący ton, a Bronwen dopiero teraz dostrzegła rysujące się na twarzy

Slade’a zmęczenie.

– Miałeś ciężki dzień?
– Musiałem wylać dwóch pracowników, którzy skorzystali z tego, że wczoraj nie

pojawiłem się w pracy i też wzięli sobie wolne. Oczywiście inni mieli przez to więcej roboty.

– Naprawdę trzeba było ich wyrzucać? Nie mogłeś im dać jeszcze jednej szansy?
Zaprowadził ją do kanapy.
– Nie. Firma nie może sobie pozwolić na trzymanie niekompetentnych pracowników, Ale

już ich zastąpiłem i to kimś, kogo znasz.

– Nie znam nikogo w Vancouver.
– Pamiętasz tego wyrostka, który chciał się włamać do mojego samochodu? Wyobraź

sobie, że jednak zgłosił się do mnie. Myślę, że całkiem nieźle sobie u nas poradzi.

background image

Bronwen z niedowierzaniem potrząsnęła głową. Wiedziała, jak Slade potrafi być

bezwzględny i nie umiała tego pogodzić z obrazem człowieka, który dzieci z ulicy nawracał
na dobrą drogę. Zadziwiał ją nieustannie.

– Usiądź, zaraz wrócę. Aha, a jeśli chodzi o trudności w pracy, to w dużym stopniu

zostały one zrekompensowane widokiem twojego ubrania. Czy wiesz, że wyglądasz w nim
bardzo ponętnie?

– Wcale nie po to je włożyłam.
– Obawiałem się tego.
Obrzucił jej figurę niezwykle wymownym spojrzeniem, po czym zniknął w kuchni.

Wrócił po chwili z dwiema szklaneczkami czegoś, czego Bronwen jeszcze nigdy nie pila.
Niezależnie od tego, co to było, rzeczywiście pomogło jej trochę się rozluźnić.

Slade rozsiadł się wygodnie w fotelu i niedbale założył nogę na nogę.
– Wściekłaś się, więc zaczęłaś tapetować...
– Mniej więcej.
– A potem zdenerwowałaś się z kolei tym, że nie wpadłem w zachwyt z powodu

przewrócenia mi całej łazienki do góry nogami.

– Wcale nie jest przewrócona do góry nogami.
– Rzeczywiście. Tylko ten kawałek koło okna.
Bronwen przyjrzała mu się uważniej. Siedział w nonszalanckiej pozie i wyglądał tak,

jakby miał wszystko w nosie. Co gorsza, widać było, że z trudem powstrzymuje śmiech.

– Przepraszam, kupię taką tapetę, jak miałeś poprzednio i zmienię to.
– Ale ja wcale nie chcę. Podobają mi się te twoje statki.
– Przecież powiedziałeś, że są dziecinne.
– Bo są. W dodatku nie lubię, gdy jakiś zwariowany rudzielec urządza mój dom po

swojemu i bez pytania mnie o zgodę. Ale z drugiej strony dzięki temu będę mógł
powspominać słodkie dzieciństwo. Dobra, skończyliśmy rozmowę na ten temat. Powiedz mi
teraz, o co ci chodziło, gdy mówiłaś o Michaelu i jakiejś głupiej kobiecie.

Bronwen wcale nie miała ochoty tego wyjaśniać, jednak nie było sensu chować głowy w

piasek i udawać, że nic to ją nie obeszło.

– Michael uważa, że nie powinnam tu mieszkać – poinformowała, nerwowo splatając

palce. – A na korytarzu spotkałam wścibską babę...

– Coś takiego! Wpadłaś na panią Bickersley?
– Skąd wiesz?
– Wszyscy w tym domu ją znają. Jeśli nie uda jej się wywęszyć jakiegoś skandalu,

najlepiej erotycznego, i obmówić któregoś z sąsiadów, to jest po prostu chora.

Bronwen poczuła się lepiej, ale po chwili przypomniały jej się ostrzeżenia brata.
– To nie tylko przez tę plotkarkę – wyznała. – Mówiłam już, że Michael nie pochwala

mojego pobytu u ciebie. Muszę się stąd wyprowadzić, Slade.

– Jedyne, co musisz zrobić, maleńka, to przestać się przejmować tym, co myślą inni i

skończyć drinka. A potem pójść ze mną na obiad.

– A jeśli nie zechcę? – spytała buntowniczo.

background image

– Spróbuj, to się przekonasz.
Powiedział to bardzo uprzejmym tonem, wyglądał jednak przy tym tak, że Bronwen

zdecydowała, iż lepiej zrobi, jak nie spróbuje.

Pojechali więc do restauracji i nieoczekiwanie spędzili naprawdę miły wieczór w

przyjaznej atmosferze. Bronwen nie miała siły się kłócić, a Slade ze swojej strony robił

wszystko, by okazać się czarującym towarzyszem.

Gdy wrócili do domu, łagodnie skierował ją w stronę sypialni, tym razem jednak nie

próbując jej przestraszyć ani niczego nie sugerując. Bronwen pomyślała melancholijnie, że
nawet mogłaby go polubić. Gdyby nie... Ale to były tylko mrzonki. Nie da się zmienić
przeszłości.

Zamknęła za sobą drzwi i nagle coś jej się przypomniało. Wróciła do pokoju.
– Slade, jak ty się właściwie nazywasz?
– Słucham? – Odstawił karafkę z whisky z powrotem do barku i spojrzał na Bronwen

takim wzrokiem, jakby wątpił w jej zdrowe zmysły. – Czy przypadkiem nie wypiłaś zbyt
dużo wina do kolacji?

– Oczywiście, że nie. Po prostu pani Bickersley...
– Do diabła z nią!
– Zgadzam się całkowicie – przytaknęła. – Sądzę, że właśnie taki los ją spotka. Chodziło

mi o to, że nazwała cię panem Slade’em.

– Och, niektórzy nazywają mnie gorzej. Na przykład jeden z tych facetów, których

wylałem...

– Przestań. Ta baba, która wszystko wie, nie znała twojego imienia. Czy ty w ogóle masz

jakieś imię?

– Niestety, tak – gwałtownie zatrzasnął drzwiczki barku i westchnął. – Emlyn. Ale nie

znoszę go. Jeśli spróbujesz kiedykolwiek nazwać mnie inaczej niż Slade, to sama będziesz
sobie winna.

– Rozumiem, że spotka mnie coś niemiłego?
– Jak najbardziej. Nie zapominaj, że to wysoki budynek, za to balustrada przy balkonie

jest raczej niska, co może się okazać bardzo pożyteczne.

– Postaram się o tym pamiętać. Dobranoc, Emlyn – powiedziała słodkim głosem i z

figlarnym uśmiechem szybko zamknęła za sobą drzwi sypialni.

– Otwórz te drzwi, moja młoda damo, a z całą pewnością nie będzie to dla ciebie dobra

noc – dobiegł pozornie gniewny głos z drugiego pokoju, a Bronwen roześmiała się głośno.

Następnego dnia Slade obserwował ją z głębokim namysłem, gdy wstała rano, by

przygotować mu śniadanie.

– Cały czas nie mogę zdecydować, czy mam się za ciebie zabrać teraz czy może później –

powiedział na powitanie.

– Zabrać za mnie? – powtórzyła ze zdumieniem.
– Aha. Przecież obiecałem, że poniesiesz konsekwencje, gdy nazwiesz mnie inaczej niż

Slade.

– Chyba lepiej później – podsunęła beztrosko Bronwen. – Jeśli wyrzucisz mnie przez

background image

okno teraz, to będziesz musiał sam zrobić śniadanie.

– Słuszna uwaga. Muszę to więc jeszcze przemyśleć. Sądzę, że zaczekam z

wymierzeniem ci kary do powrotu pani Doyle.

– Co za ulga – postawiła przed nim talerz i na wszelki wypadek cofnęła się szybko.
– Hej! – Slade zdołał chwycić ją za rękę i posadził Bronwen na swoim kolanie. –

Przydałoby się przetrzepać ci skórę.

– Ale z ciebie brutal – uwolniła się i uciekła do kuchni. – Pani Bickersley byłaby

szczęśliwa, gdyby to usłyszała.

Jakieś dwadzieścia minut później Slade wyszedł do pracy, na pożegnanie całując ją

nieoczekiwanie w usta. Bronwen została sama, niepewna, czy naprawdę zamierza ją jakoś
ukarać, czy tylko się z nią droczył.

Spędziła dzień pracowicie. Uprała cały stos brudnych ubrań Slade’a, uporządkowała

mieszkanie, zastąpiła odwrócony kawałek tapety nowym. Potem trochę odpoczęła,
podziwiając zapierający dech w piersiach widok na zatokę.

Kiedy jechała do szpitala, poczuła, że powietrze zrobiło się duszne i ciężkie. Po wizycie u

Michaela wróciła do domu, gdzie Slade już na nią czekał, niedbale rozparty w fotelu.
Pierwszy piorun uderzy akurat wtedy, gdy wchodziła do mieszkania.

– Boisz się? – spytał Slade, ujrzawszy jej dość gwałtowną reakcję.
– Ależ skąd, po prostu zaskoczyło mnie to... – Bronwen zerknęła za okno. – Robi się

strasznie ciemno.

– To normalne, gdy zbliża się burza.
Miała ochotę kopnąć go za ten beztroski ton. Nie miała nic przeciw burzy, chodziło jej o

to, że naprawdę było bardzo ciemno.

– Zapalę światło. – Slade patrzył na nią uważnie. Odczuła ulgę. Z wdzięcznością przyjęła

również to, że nie zaproponował żadnego wyjścia dziś wieczorem. Nawet nie musiał prosić,
żeby podgrzała któreś z gotowych dań na kolację. Była zadowolona, że ma się czym zająć.
Gromy odzywały się coraz bliżej, a błyskawice oświetlały mieszkanie upiornym blaskiem.

Posiłek zjedli w milczeniu. Slade zdawał sobie sprawę ze złego samopoczucia Bronwen,

jak również z jego przyczyn, gdyż w końcu wstał i starannie zaciągnął zasłony.

– Myślałam, że nigdy nie zasłaniasz okien – zauważyła.
– Robię to, gdy ktoś jest tak rozkojarzony, że zapomina o zrobieniu mi kawy.
Ta uwaga spowodowała, że Bronwen zdenerwowała się jeszcze bardziej.
– Twoja kolej. Ja przygotowałam obiad.
– Tylko podgrzałaś: Zresztą, chyba poczujesz się lepiej, jeśli będziesz miała jakieś

zajęcie, prawda? – Usiadł i z bezczelnym uśmiechem skrzyżował ręce.

Spojrzała na niego takim wzrokiem, że każdy inny na jego miejscu zapadłby się pod

ziemię, ale oczywiście nie Slade.

Gdy wróciła z kawą, w pokoju paliły się” wszystkie światła. We wnętrzu zrobiło się

przytulnie, nie na długo jednak. W pewnym momencie uderzył piorun, jakby tuż obok nich i
w całym budynku zgasło światło.

background image

Bronwen wydała zduszony okrzyk, a Slade pośpieszył do kuchni, skąd po chwili

przyniósł latarkę.

– Myślę, że powinnaś iść do łóżka. Przykryjesz się kołdrą aż po sam czubek głowy i

będziesz udawać, że to zwyczajna noc. Tak zawsze robisz, prawda?

– Nic mi nie jest – upierała się Bronwen, zaciskając przy tym kurczowo dłonie na

krawędzi stołu.

– Bzdury. Jesteś kompletnie przerażona.
– Wcale nie...
– Nie kłóć się ze mną. Doskonale wiem, jaki głupi kawał spłatał ci Michael, gdy byłaś

mała. Właśnie, przypomnij mi, żebym mu za to łeb ukręcił... oczywiście, jak już wyzdrowieje.
Na razie jednak zajmiemy się tobą. Wskakuj do łóżka, tam poczujesz się bezpiecznie. No, już.

– Nie. Przestań mnie wiecznie do czegoś zmuszać.
– Dobrze, nie będę cię zmuszać. Ostrzegam tylko, że jeśli zaraz nie pójdziesz do sypialni,

to sam cię rozbiorę i położę spać.

Spojrzała na niego w popłochu. Wyraz jego twarzy przekonał ją, że Slade spełni swoją

groźbę. Już nie wiedziała, czy bardziej boi się ciemności, czy jego.

Gdy wyciągnął dłoń i rozpiął jej guzik pod szyją, Bronwen błyskawicznie podjęła

decyzję.

– Ręce przy sobie – powiedziała pośpiesznie i ruszyła do sypialni.
– Jasne, skarbie. Zaraz przyjdę i otulę cię kołderką.
– Nie jestem dzieckiem, a ty nie jesteś moim tatusiem – odcięła się.
– Co do tego drugiego, to masz rację. Czekaj, weź latarkę.
– A ty?
– Ja nie potrzebuję. Widzę w ciemności.
Bronwen przeszło przez myśl, że w tym mężczyźnie rzeczywiście jest coś kociego.

Bez słowa wzięła latarkę, prawie wbiegła go sypialni, zrzuciła ubranie i wskoczyła do

łóżka, chowając głowę pod kołdrę. Dziwne, że Slade wiedział o tym, jak się zachowuje, gdy
przestraszy ją nieoczekiwana ciemność. Pewnie Michael mu powiedział.

Kiedy trochę się uspokoiła, zdała sobie sprawę, że zapomniała o włożeniu nocnej koszuli.

Wysunęła głowę spod kołdry i sięgnęła po latarkę, ale nie mogła jej znaleźć. Nie zdołała
powstrzymać okrzyku przestrachu.

Slade stał przed odsłoniętym oknem i z zachwytem wpatrywał się w noc. Potężna burza

rozjaśniała nagłymi błyskami ciemne wody zatoki. Nagle usłyszał krzyk Bronwen. Z żalem
rzucił ostatnie spojrzenie na rozszalałe żywioły, szybko podszedł do drzwi sypialni i zastukał.

– Co się stało?
– Nic – dobiegł go stłumiony głos Bronwen.
– Nadal się boisz?
– Nnnie...
Oczywiście, pomyślał Slade, tak samo, jak zagnana w kąt mysz nie boi się kota. Nacisnął

klamkę i wszedł do środka.

– Naprawdę wszystko w porządku – zapewniła Bronwen, gdy usiadł przy niej.

background image

– Waśnie widzę – cierpliwie rozprostował jej palce, kurczowo zaciśnięte na brzegu łóżka.

Przytrzymał dłonie Bronwen w swoich. – Nie ma powodu, żeby się bać. Jesteś zupełnie
bezpieczna.

– Wiem – szepnęła. – Przepraszam za to wszystko. Widzisz, nie mogłam znaleźć latarki.
– Leży tutaj – sięgnął na blat nocnej szafki i zapalił latarkę. W jej świetle zauważył nagie

ramiona Bronwen. Zmarszczył brwi i gwałtownie puścił jej dłonie. – A teraz już śpij.

– Slade, proszę...
– Co znowu?
Jego głos brzmiał szorstko i niecierpliwie, zupełnie inaczej niż przed chwilą. Wyglądało,

jakby pragnął uciec od niej jak najszybciej, lecz Bronwen nie chciała, żeby wychodził.
Zupełnie nieoczekiwanie poczuła, że już się nie boi ciemności. Ale nie z powodu latarki,
tylko z powodu Slade’a. Jego obecność napawała ją poczuciem bezgranicznego
bezpieczeństwa.

Czy ona zwariowała? Slade siedzi na łóżku, ona nie ma nic na sobie... Jak może czuć się

bezpiecznie w takiej sytuacji i z takim mężczyzną? Slade wstał i podszedł do drzwi. Bronwen
wiedziała jednak, że nie zniesie jego nieobecności.

– Nie odchodź – szepnęła. – Proszę, nie odchodź. Zamarł z dłonią na klamce.
– Czy zdajesz sobie sprawę z tego, co mówisz? – spytał, ale nie odwrócił się w stronę

łóżka.

– Ja... – zawahała się. – Po prostu chcę, żebyś dotrzymał mi towarzystwa. Przy tobie

czuję się taka bezpieczna.

– Bezpieczna! – krzyknął i wreszcie spojrzał na Bronwen. Nagła błyskawica oświetliła

jego zdumioną twarz. – Jeśli jeszcze nie zauważyłaś, to uprzejmie cię informuję, że jestem
mężczyzną, a ty, o ile się nie mylę, nie masz na sobie nawet figowego listka. W dodatku w
tym pokoju znajduje się tylko jedno łóżko. A może oczekujesz, że będę spał na podłodze?

– Zauważyłam, że jesteś mężczyzną... Nie miałam na myśli...
Slade zaklął.
– A co miałaś na myśli? Że grzecznie spędzę z tobą noc w łóżku w trosce o to, żebyś nie

bała się ciemności? – Jego głos przybrał lekko pogardliwy ton. – Czy nie zdajesz sobie
sprawy... ?

Bronwen doskonale zdawała sobie sprawę, że jeśli szalenie męski i atrakcyjny Slade

przystanie na jej prośbę, to nie tyle ciemności powinna się obawiać, ile czegoś znacznie
poważniejszego. Najdziwniejsze było to, że przestała się tego bać. Wręcz przeciwnie.

Kolejna błyskawica rozdarła czerń nocy.
– Nie chcę, żebyś odchodził, Slade. Zostań ze mną.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Slade zaniemówił na chwilę. Stał przy drzwiach nieruchomy niczym posąg, wreszcie

odwrócił się i ruszył z powrotem. Bronwen wyciągnęła do niego ręce. Ujął je i usiadł tuż przy
niej.

– Czy ty nie rozumiesz, czym to grozi? – zapytał zdławionym głosem. – A może jesteś

tak niewinna, że nie potrafisz się zorientować, kiedy pakujesz się w kłopoty?

– Nie wtedy, gdy ten kłopot ma długie nogi, niebieskie oczy i zniewalający uśmiech, za

który każda dziewczyna dałaby się zabić – odparła z uczuciem. – Tak, doskonale wiem, co
robię.

– Ale dlaczego?
– Już ci powiedziałam. Przy tobie czuję się bezpiecznie.
Jęknął i z desperacją oparł brodę na zaciśniętych pięściach. Ich oczy spotkały się w

półmroku i po chwili Slade pochylił się wolno i dotknął wargami jej ust.

Spodziewała się po nim zupełnie innego pocałunku. Niedbałego albo gwałtownego, jedno

z dwojga – Tymczasem on całował ją tak czule i delikatnie, jakby składał obietnicę, że to
początek czegoś cudownego, co będzie trwało aż do końca świata.

W rzeczywistości trwało około pół minuty. Po upływie tego czasu Slade jęknął ponownie

i chciał się podnieść.

– Dobranoc, Bronwen.
– Nie – tym razem ona chwyciła go za rękę. – Nie idź.
– Jeśli nie pójdę, oboje będziemy tego żałować. Jakoś to niebezpieczeństwo nie

wydawało jej się teraz ważne. Liczyła się tylko kojąca obecność Slade’a i jego ciało
pochylające się nad nią w ciemności.

– Obejmij mnie – szepnęła. – Proszę. Choć na chwilę.
– Nie jestem z kamienia – warknął. – Żądasz zbyt wiele.
– Zbyt wiele? Aż tak trudno po prostu mnie przytulić?
Slade sięgnął po latarkę i oświetlił twarz Bronwen. Zobaczył błagalne spojrzenie wielkich

szarych oczu i potrząsnął głową z niedowierzaniem. Przecież to niemożliwe, żeby w
dzisiejszych czasach młoda kobieta była ciągle tak niewinna! Wahał się przez chwilę.
Nonsens. Czyżby dwudziestosześcioletnia dziewczyna mogła być jeszcze zupełnie
niedoświadczona? Z całą pewnością nie! Jego nieśmiała przyjaciółka z małego miasteczka
musiała już to mieć za sobą...

Na tę myśl ogarnął go gniew. Już bez wahania położył się na łóżku i dość gwałtownie

przyciągnął Bronwen do siebie.

Ogarnęło ją obezwładniające gorąco, które stopniowo przeradzało się w coraz silniejszą

potrzebę zbliżenia. Wysunęła ramiona spod okrywającego ją cieniutkiego prześcieradła i
oplotła nimi szyję Slade’a, przytulając policzek do jego barku.

Natychmiast rozluźnił jej uścisk i odsunął ją nieco od siebie.
– Obiecałem przecież, że cię nie tknę – warknął gniewnie. – Wiem, że nie zawsze

background image

udawało mi się tego dotrzymać, ale być może dlatego, że tak naprawdę wcale nie chciałaś,
żebym trzymał ręce przy sobie.

– Chciałam...
– Taak? A teraz?
Teraz nie istniała żadna przeszłość ani przyszłość, jedynie ta chwila, wypełniona

obecnością Slade’a. Był taki inny niż zawsze, ciepły i w jakiś przedziwny sposób czuły. Do
tego dochodził ów kuszący, korzenny zapach... Bronwen uśmiechnęła się i ponownie uniosła
ręce, by go objąć.

Przy tym ruchu śliskie, jedwabne prześcieradło zsunęło jej się aż do talii.

Slade mruknął coś niezrozumiale i gwałtownie przygarnął ją do siebie. Bronwen poczuła

dotyk guzików jego koszuli na swojej nagiej skórze. Niewiele myśląc, zaczęła je rozpinać.

– Nie masz w tym zbyt dużego doświadczenia, prawda? – mruknął, gdy po jakiejś

minucie ciągle nie mogła się uporać z pierwszym guzikiem.

– Zbyt dużego? Nie, nie mam – szepnęła.
– Ale wystarczające? – W jego głosie odezwała się ostra nuta.
Bronwen nie odpowiedziała, zajęta jego koszulą, która jakiś czas później ześlizgnęła się

miękko z łóżka na podłogę. Slade zręcznie nakierował jej dłonie na pasek od spodni. Wkrótce
również one wylądowały na podłodze.

– Jesteś dokładnie taki, jak myślałam... – szepnęła pronwen, z rosnącym zachwytem

dokonując kolejnych odkryć.

– To znaczy? – roześmiał się i zaczął delikatnie całować te miejsca na jej ciele, co do

których nigdy nie miała pojęcia, że są przeznaczone do pocałunków.

– Taki silny i twardy, ale w pewnych miejscach tak apetycznie zaokrąglony...
– W jakich miejscach? – W jego głosie dźwięczało rozbawienie.
Roześmiała się, zadowolona z udanego figla i wskazała mu dotykiem. Slade’a na chwilę

zamurowało.

– Coś takiego! A ja myślałem...
Nie mógł inaczej stłumić jej śmiechu, jak tylko kolejnymi pocałunkami.
– Slade – szepnęła prawie bez tchu, gdy wreszcie podniósł głowę. – Chcę...
– Wiem. Ja też tego chcę, Bronwen. Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo.
Już ani nie przerażała jej ciemność, ani nie słyszała grzmotów, jedynie bicie swojego

serca. A może jego serca? Nie wiedziała, nie chciała wiedzieć, nie dbała o to. Najważniejsze,
żeby Slade nie przestał, niech robi z nią, co chce, niech się stanie, co ma się stać.

Lecz Slade nagle przestał.
– Bronwen, na pewno wiesz, co robisz?
Niczego już nie wiedziała, ale skinęła głową. Czuła, że to, co się zaczęło, musi zostać

dokończone. Nie byłaby w stanie tego znieść, gdyby zatrzymała się w drodze, nie dochodząc
do celu.

Gdzieś daleko uderzył kolejny piorun, lecz to nie błyskawica rozjaśniła nagle świat

Bronwen. Tym cudownym światłem na jej niebie stał się Slade. Chociaż nie zdołała
powstrzymać okrzyku bólu, wiedziała, że warto było, i że dla niej nic już nie będzie takie, jak

background image

przedtem. Niezależnie od tego, co się z nią stanie, będzie już znała smak miłości...


– Bronwen? A niech to!...
Slade leżał obok niej w jakiejś nienaturalnie sztywnej pozie, Bronwen wyciągnęła więc

rękę i dotknęła jego policzka. Odsunął się gwałtownie.

– O co chodzi? – spytała ze zdziwieniem.
Czuła się szczęśliwa i zupełnie spokojna. Mimo że pokój nadal pogrążony był w

ciemności, już się nie bała. To, czego doświadczyła przed chwilą pod osłoną mroku, raz na
zawsze wyleczyło ją z dawnego strachu.

Szkoda, że Slade nie podzielał jej uczuć.
– Niech cię diabli! – rzucił wściekle. – Dlaczego mi nie powiedziałaś?
– O czym?
– Że jestem twoim pierwszym facetem! Do diabła, czy sądzisz, że tknąłbym cię choć

palcem, gdybym zdawał sobie z tego sprawę?

Bronwen wiedziała doskonale, że by jej nie tknął. A wcale nie o to jej chodziło...
– Ale ja chciałam, żebyś to zrobił – wyznała spokojnie. Zaklął.
– Nie masz chyba powodów, żeby kląć – zauważyła nieco ostrzej.
– Owszem, mam.
– Och. Czy to znaczy, że nie byłam...
– Byłaś wspaniała. Niewiarygodnie cudowna – przelotnie dotknął jej włosów.
– To dlaczego... ?
– Słuchaj, jeszcze przed chwilą byłaś cnotliwą panienką i to wyjątkowo głupią! Gdybym

przypuszczał... Czy nikt ci, do licha ciężkiego, nie powiedział, jak się robi dzieci?

Pogarda w jego głosie dotknęła ją do żywego. Nagle powróciło bolesne wspomnienie.
– Owszem. Niejaka Jenny Price. Slade zacisnął pałce na prześcieradle.
– No, tak – odezwał się matowym głosem. – Na chwilę wyleciało mi to z głowy.
Bronwen również o tym zapomniała. Na kilka cudownych chwil przeszłość przestała

istnieć. Ale te chwile minęły.

Slade miał rację. Rzeczywiście, okazała się strasznie głupia. Zaprosiła faceta do łóżka, nie

podjąwszy żadnych środków ostrożności! Nie przyszło jej przedtem do głowy, że będzie
mogła ich potrzebować. Slade byt zaś przekonany, że ona o tym pomyślała, przecież pytał ją,
czy aby na pewno wie, co robi.

Teraz musi sama ponieść konsekwencje własnej decyzji.
– Wszystko w porządku – zapewniła. – Nie przejmuj się tak. Wcale nie musisz czuć się

odpowiedzialny.

– Nie muszę, ale tak się właśnie czuję, siostro Michaela. Pod drzwiami pojawiła się

smuga światła.

– Włączyli prąd. – Slade wstał, włożył spodnie i przekręcił kontakt.
– Teraz już nie mam się czego obawiać, dziękuję ci, Slade.
– Proszę, istna księżniczka – zakpił. – Ale ponieważ tak się składa, że nie jestem

służącym, to wyjdę wtedy, gdy sam będę miał na to ochotę.

background image

Co się między nami dzieje? – pomyślała. Przed chwilą byli kochankami, a teraz

zachowują się tak, jakby się nienawidzili. Jednak po tym, co się stało, Bronwen nie potrafiła
dłużej żywić do niego żadnych nieprzyjaznych uczuć. Nawet gdy wspominała Jenny. Jęknęła
mimowolnie i zamknęła oczy. Wiedziała, co to oznacza. Skoro wybaczyła mu to, jak postąpił
w stosunku do Jenny, to znaczy, że wybaczy mu wszystko. Dlatego, że go kocha. Być może
zawsze go kochała, tylko nie zdawała sobie z tego sprawy.

– Pobierzemy się tak szybko, jak to możliwe – poinformował bezbarwnym głosem Slade.
Bronwen spojrzała na niego z oszołomieniem.
– Co takiego?
– Pobierzemy się – schylił się po koszulę. – Jutro załatwię formalności. A na razie

pozwól, że prześpię się jak zwykle na kanapie. Sądzę, że dzisiaj już spełniłem swoje zadanie.

– Ale... – przez moment nie wiedziała, co powiedzieć. – Nie bądź śmieszny. Wcale nie

oczekuję, że mnie poślubisz.

– I tak to zrobię.
– Nie zrobisz! – usiadła gwałtownie na łóżku. – Ja wcale nie chcę za ciebie wychodzić!
– Jaka szkoda. – Slade odwrócił się i podszedł do drzwi.
Bronwen wreszcie przestała walczyć z pokusą, jaką odczuwała od pierwszej chwili, gdy

się spotkali w szpitalu. Chwyciła najbliższą poduszkę i cisnęła nią prosto w głowę Slade’a.
Ku swemu zadowoleniu trafiła bezbłędnie.

– Lepiej ci teraz? – spytał nonszalancko, podniósł poduszkę i odrzucił ją z powrotem.
Czy przez przypadek, czy celowo, wylądowała ona na twarzy Bronwen.
– Niech cię diabli! – warknęła i sięgnęła po nocną koszulę.
Stało się. Pokochała go, mimo przekonania, że to absolutnie niemożliwe, by mogła

kochać takiego człowieka, jak Slade. Właśnie z tego powodu wbrew swoim zasadom
wprowadziła się do mężczyzny, któremu nie ufała. Z tego powodu zaprosiła go dziś do łóżka.
Wcale nie dlatego, że bała się ciemności...

Nie miała wątpliwości, że on nie odwzajemniał tych uczuć. Powiedział, że się z nią ożeni,

ale uczynił to tylko po to, żeby uspokoić swoje sumienie.

Kolejny raz przewróciła się z boku na bok. Dziwne. W stosunku do Jenny, która była

przecież matką jego dziecka, nie miał najmniejszych wyrzutów sumienia. A może wcale nie
takie dziwne? Znowu nazwał ją siostrą Michaela, więc pewnie czuł się zobowiązany w
stosunku do przyjaciela.

To bez znaczenia, zdecydowała Bronwen. I tak za nic na świecie za niego nie wyjdzie.

Małżeństwo bez miłości? Nigdy. Nie może się na to zgodzić, to by złamało jej życie.

Przez całą noc biła się z myślami. Udało jej się zasnąć dopiero nad ranem, tylko po to, by

i tak śnić o ramionach i pocałunkach Slade’a...

Obudziła się koło południa. W kuchni czekały na nią w zlewie brudne naczynia i pełno

okruchów z przypalonych tostów. Bronwen uśmiechnęła się niewesoło. Rzeczywiście Slade
nie był tak dobrym kucharzem, jak kochankiem. Na szczęście miał tyle przyzwoitości, by jej
nie budzić z samego rana i nie domagać się przygotowania posiłku. Usłyszała, że na ich
piętrze zatrzymuje się winda. Chwilę później do mieszkania wpadł Slade. Nie spodziewała się

background image

go o tej porze, myślała, że poszedł do pracy.

– Cześć. Wszystko już załatwiłem – skinął jej głową na powitanie.
– Co załatwiłeś? – spytała, mimo że domyślała się odpowiedzi.
– Ślub. Zamówiłem na piątek.
– Ale ja za ciebie nie wychodzę, Slade – warknęła z furią przez zaciśnięte zęby.
Beztrosko rzucił kurtkę na krzesło.
– Już to słyszałem. Jeśli zastanowisz się nad tym spokojnie, dojdziesz do wniosku, że to

jedyne sensowne rozwiązanie.

– Już się zastanowiłam. Nie widzę w tym sensu za grosz.
Rozwiązał krawat.
– A powinnaś. Ma to swoje dobre strony.
– Na przykład? – Ujęła się pod boki i spojrzała na niego groźnie. Jednak trudno było się

na niego gniewać, gdy uśmiechał się do niej i wyraźnie rozbierał ją wzrokiem.

– Na przykład łóżko. Nie wiem, jak tobie się to podobało, ale mnie było całkiem nieźle.
Oczywiście, że wiedział, jak jej się podobało, pomyślała ze złością. Nie miał

najmniejszych wątpliwości, że dla niej było to wspaniałe przeżycie.

– Małżeństwo to znacznie więcej – zauważyła wyniośle.
– Też tak słyszałem. Nie mogę się doczekać, żeby samemu się o tym przekonać.
– Będziesz musiał na to poczekać.
– Aha. Do piątku. Bronwen aż zgrzytnęła zębami.
– Czy nie rozumiesz, co do ciebie mówię? Nie wyszłabym za ciebie, nawet...
– ... gdybym był jedynym mężczyzną na świecie, tak? Dlaczego? Ostatniej nocy nie

miałaś nic przeciwko mojemu towarzystwu.

– Ale to było co innego.
– Tak? Mam rozumieć, że wolisz zmieniać facetów jak rękawiczki?
– Doskonale wiesz, że nie – zaprzeczyła gniewnie.
– Ach, nie? – Podszedł do okna. – Uważasz, że to ja mam zwyczaj skakać z kwiatka na

kwiatek?

– Owszem. Przecież rzuciłeś Jenny. Jego rysy wyostrzyły się.
– Ja ją rzuciłem?
– A kto? Przecież nie chciałeś jej poślubić.
– Tak samo, jak ona mnie. Za to ożenię się z tobą.
– Ale czemu? Przecież mnie nie kochasz.
– Nie kocham? – Jego głos brzmiał ponuro. Bronwen nie mogła zrozumieć, jak Slade

mógł zadać takie pytanie.

– Oczywiście, że nie – odparła z trudem, choć z całego serca pragnęła, by to nie była

prawda.

– A gdybym ci powiedział, że cię kocham? – spytał, strzepując niewidoczny pyłek z

rękawa.

– Nie uwierzyłabym.
– Tak myślałem. Skoro tak, to nie będę strzępił języka na darmo. A jeśli chodzi o piątek...

background image

Dała za wygraną. Zawsze taki był. Jak coś sobie wbił do głowy, nic do niego nie

docierało. Najlepiej zrobi, gdy uda, że zgadza się na wszystko, a po cichu będzie myślała i
robiła swoje.

Potulnie wysłuchała, w którym kościele odbędzie się ceremonia, który pastor udzieli im

ślubu oraz że wyprawią przyjęcie, gdy tylko wrócą z podróży poślubnej.

– Z podróży poślubnej? – spytała słabym głosem.
– Mhm. Co myślisz o wyjeździe do Grecji? Obojętnie skinęła głową. Mógł nawet

zaproponować lot na Marsa. I tak nigdzie się z nim nie wybierała.

– Muszę wracać do pracy. Wieczorem ustalimy dalsze szczegóły. Gdybym o czymś

zapomniał, to masz mi przypomnieć.

Ponieważ nie odpowiedziała, przyjrzał się jej uważniej.
– Jakoś tak nagle przycichłaś...
– Ogłuszyłeś mnie – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Uśmiechnął się.
– No i dobrze. Sprawiasz znacznie mniej kłopotów, gdy ci się zamknie buzię – objął ją

ramieniem i pocałował mocno.

Bronwen nieoczekiwanie dla samej siebie odwzajemniła uścisk. Własna reakcja

przestraszyła ją.

– Zachowuj się grzecznie, jak mnie nie będzie – przesunął dłonią po jej policzku, ubrał

się i wyszedł, pogwizdując.

Bronwen wróciła do sypialni i automatycznie pościeliła łóżko. Następnie, nadal nie

myśląc ó niczym, włożyła spódnicę i sweter, w których przyjechała do Kanady. Przez chwilę
stała i bezradnie rozglądała się po pokoju, w którym nieoczekiwanie zaznała czegoś
najwspanialszego na świecie. Jej wzrok padł na stojące pod oknem puste walizki. Pół godziny
później leżały spakowane na łóżku. Bronwen wzięła jedynie swoje stare rzeczy, zostawiła
wszystkie ubrania, które kupił Slade. Zawahała się tylko nad kremowo-złotym kostiumem,
który tak mu się podobał, jednak w końcu zdecydowanym ruchem zamknęła drzwi szafy, a po
twarzy spływały jej łzy. Już dłużej nie mogła ich powstrzymać. Życie ze Slade’em było
niemożliwe, jednak życie bez niego będzie puste.

Otarła dłonią łzy i wyprostowała się. Wcale nie będzie puste. Zanim wyjechała z Walii,

wszystko układało się szczęśliwie i tak też ułoży się dalej. Żaden facet nawet o najbardziej
zniewalającym uśmiechu nie będzie łamał jej serca i rujnował życia. Nie pozwoli na to.

Wzięła walizki i opuściła apartament Slade’a, nie oglądając się za siebie. Gdy wyszła z

windy, ujrzała na środku korytarza panią Bickersley z konewką w ręku.

– Och, kochanie – zaszczebiotała. – Właśnie o pani myślałam.
Bronwen jęknęła w duchu.
– Podlewa pani podłogę? – spytała zjadliwie.
– Co? Nie, przyszłam podlać kwiatki.
– Przecież zabrano je wczoraj – przypomniała sucho Bronwen.
– Coś takiego! Proszę sobie wyobrazić, że nie zauważyłam. Pani wyjeżdża? Pan Słade na

pewno będzie rozczarowany. Wie o tym?

Bez wątpienia dowie się szybciej, niż przeczyta kartkę, którą mu zostawiła, pomyślała. Z

background image

pewnością ten wścibski babiszon powiadomi go pierwszy.

– Sądzę, że tak – odparła wymijająco. Ruchliwe oczy pani Bickersley zalśniły.
– Pokłóciliście się, prawda? Od razu wyczułam, znam się na ludziach. Wie pani, kiedyś

jako ochotniczka doradzałam ludziom, którzy mieli kłopoty. Wszystko było świetnie, aż nagle
któryś z pracujących w poradni psychologów powiedział, że mnie zabije, jak dalej będę to
robić. I wie pani, co za niesprawiedliwość? To ja musiałam odejść, a nie on! Podobno nawet
dali mu podwyżkę – westchnęła. – A tak lubiłam tę pracę.

W innej sytuacji Bronwen z trudem powstrzymałaby się od śmiechu, teraz jednak nie

miała do tego głowy. Musiała stąd zniknąć jak najprędzej.

– To przykre – powiedziała i pośpieszyła do drzwi.
– Nie odpowiedziała mi pani – pani Bickersly nie dawała się zbyć byle czym. –

Pokłóciliście się?

– Tak. Do widzenia.
– Ale...
Bronwen nie słuchała, z trudem przecisnęła się z walizkami przez niezwykle ciężkie

szklane drzwi i wsiadła do pierwszego autobusu, jaki nadjechał. W centrum bez trudu
znalazła dobry hotel. Oczywiście, drogi, ale nie było wyboru. Slade miał rację, nie powinna
mieszkać w tanich hotelikach w podejrzanych dzielnicach.

Na razie zapłaciła za jedną dobę, gdyż jeszcze nie wiedziała, co zrobi dalej. Chwilowo

postanowiła wziąć kąpiel.

Leżała w wannie i ponuro wpatrywała się w potężny siniec na kolanie, który nabiła sobie

ciężką walizką. Nagle zadzwonił telefon, ale Bronwen nie zareagowała. Nikt nie znał jej
miejsca pobytu, więc to na pewno nie do niej. Telefon zamilkł, ale niedługo odezwał się

ponownie, a potem jeszcze raz, co prawie doprowadziło ją do furii. Człowiek nie może się
pozbierać, nie potrafi podjąć najprostszej decyzji, bo nagle wszystko straciło dla niego
znaczenie, a tu jeszcze ten cholerny telefon, który dzwoni prawie w nieskończoność. W końcu
ucichł.

Kwadrans później, akurat gdy Bronwen zdążyła włożyć sukienkę, ktoś gwałtownie

zapukał do drzwi.

– Kto tam? – spytała ze znużeniem.
– Porzucony pan młody – dobiegł z korytarza ostry głos. – Otwieraj natychmiast albo sam

to zrobię.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Bronwen zamknęła oczy.
– Czego chcesz? – spytała opryskliwie.
– Między innymi ciebie. Powiedziałem, żebyś otworzyła. Zdaję sobie sprawę, że

administracja hotelu nie pochwali mnie za rozwalanie im drzwi, ale to mnie nie powstrzyma.

Na pewno nie. Nic nie potrafi powstrzymać Slade’a, gdy sobie wbije coś do głowy. Ale

nawet on nie może zmusić do małżeństwa kobiety, która nie chce się na to zgodzić.

Bez pośpiechu podeszła do drzwi i otworzyła je.
– Czy ty zawsze musisz stawiać na swoim? – spytała, symulując znudzenie i obojętność.
– Owszem – wszedł do pokoju i mocno chwycił ją za ramiona. – A czy ty zawsze musisz

sprawiać tyle kłopotu? Mam lepsze rzeczy do roboty, niż ścigać cię przez pół miasta – głos
Slade’a był ostry i surowy, a niebieskie oczy patrzyły lodowato.

Bezwiednie zadrżała pod jego dotykiem, ale gdy wzmocnił uścisk, gniewnie potrząsnęła

głową.

– To dlaczego ich nie robisz? Wcale cię nie prosiłam, żebyś mnie ścigał. A w ogóle, jak

mnie tu znalazłeś?

– Dzięki pani Bickersley. Uwolniła się z jego objęć.
– Przecież ona nie wiedziała...
– Musiała się więc dowiedzieć. Gdy już raz wsadzi swój nos w czyjeś sprawy, to nie

popuści. Rozbudziłaś jej ciekawość i pojechała za tobą. Jej wścibstwo przynajmniej raz się na
coś przydało, zaoszczędziło mi masę czasu. A teraz wrócisz do mnie i będziesz miała
szczęście, jeśli cię nie zapakuję w resztki tej twojej cholernej tapety i nie odeślę do Pontglas.

– Och, można by znaleźć dużo gorszą karę – skomentowała.
– Zgadza się, więc mnie nie prowokuj.
– Slade, ani nie wrócę do twojego mieszkania, ani za ciebie nie wyjdę...
– Rozumiem. To właśnie moje towarzystwo jest dla ciebie tą dużo gorszą karą –

podpowiedział.

– Nie. Tak. Och, nie wiem...
– To się wreszcie zastanów.
– Już dawno się zastanowiłam. Nie wyjdę za ciebie. Przynajmniej ten jeden raz nie

dopniesz swego.

^ Zobaczymy. A na razie wracasz do mnie. Czeka tam na ciebie Michael, którego właśnie

wypisano za szpitala. Zabrałem go do mnie, żeby podczas rekonwalescencji miał
odpowiednią opiekę. To znaczy ciebie. Przecież chyba po to przyjechałaś do Vancouver?

Błysk niebieskich oczu zdradzał, że Slade jest pewien, iż teraz postawi na swoim.

Nie mylił się.
– W porządku – zgodziła się ze znużeniem. – Tylko ze względu na dobro Michaela udało

ci się wygrać.

– Co było zresztą do przewidzenia – stwierdził z przekonaniem.

background image

Wracali do jego mieszkania w milczeniu. Bronwen miała uczucie, jakby złapano ją na

wagarach i błyskawicznie odstawiano z powrotem do szkoły. Nie mogła wiedzieć, co czuje
Slade, lecz jego mina zdradzała ogromne zadowolenie z siebie, co w najmniejszym stopniu
nie poprawiało złego nastroju Bronwen.


– Wypuszczono mnie z więzienia – powitał ją Michael, jednak nie wyglądał na zbytnio

zadowolonego.

– Wyrazy współczucia – odpowiedziała.
– Dlaczego?
– Różne ślicznotki już nie będą zaspokajały twoich potrzeb – wyjaśniła.
Jej brat uśmiechnął się szeroko.
– Mam nadzieję, że teraz ty się mną zaopiekujesz. Przynajmniej do czasu, gdy znów stanę

na nogach.

Za jej plecami Slade parsknął jakoś dziwnie.
– Życzę powodzenia – powiedział zagadkowo. Bronwen odwróciła się do niego.
– Tak ci było źle ze mną? Przygotowywałam ci posiłki, prałam twoje rzeczy i jeszcze... –

urwała nagle, gdy jego brwi uniosły się wysoko.

– Słucham? Co jeszcze? – spytał wyczekująco. Michael odchrząknął z dezaprobatą.
– Słuchaj, Slade, Bron jest moją siostrą i jeśli ty...
– Ja zamierzam się z nią ożenić.
– Ty się chcesz żenić? – Michael złapał się za głowę. – Z Bron? Mówisz poważnie czy

może raczej...

– Mówię poważnie. Aczkolwiek niewykluczone, że upadłem na głowę.
– Jeśli już skończyliście rozmawiać o mnie – odezwała się Bronwen – to moglibyśmy

wreszcie ustalić pewne rzeczy.

Slade wsadził ręce do kieszeni i oparł się o ścianę.
– Jakie, kochanie?
– Co ze spaniem? – spytała, wpatrując się w podłogę.
– No cóż. Michael utrzymuje, że będzie mu wygodnie na kanapie, co oznacza, że dla nas

zostaje...

– Nie ma mowy – opadła na najbliższe krzesło. Jej brat spojrzał na nią ze zdziwieniem.
– Myślałem, że skoro bierzecie ślub... – powiedział z wahaniem.
– Slade i ja nie bierzemy żadnego ślubu – powiedziała dobitnie, akcentując każde słowo.
– Oczywiście, że bierzemy, Ale skoro tak lubisz wszystko komplikować, to uszanuję

twoje panieńskie fochy i przeprowadzę się tymczasowo do pani Bickersiey. To ci odpowiada?
– zakończył kpiąco.

– Przestań się wygłupiać. – Bronwen miała już tak dosyć, że nawet nie przejęła się

ironicznym tonem, jakim wypowiedział słowo „panieńskie”.

– W takim razie chyba przeniosę się do mojej posiadłości na wsi. Oczywiście, tylko do

naszego ślubu.

– Nie masz żadnej posiadłości.

background image

– Ma – wtrącił Michael. – Całkiem spory kawałek ziemi nad jeziorem Alouette plus

chałupka, w której jest piętnaście pokoi. Aha, zapomniałbym o basenie.

Bronwen popatrzyła na Slade’a podejrzliwie.
– Nigdy o tym nie wspomniałeś.
– Nie sądziłem, że to cię zainteresuje.
– Taak? Przecież mogłam tam mieszkać...
– Z dala od złego wilka? Ale jakie to by było nudne. I niewygodne.
– Dla mnie czy dla ciebie? – zaatakowała.
– Dla obojga, jak sądzę. Pomijając wszystko inne, . nie jestem pani szoferem, panno

Evans.

– Nie rozumiem.
– Stamtąd jest diabelnie daleko do szpitala. A może oczekiwałaś, że wynajmę ci

limuzynę?

– Oczywiście, że nie. Słuchaj, skoro to jest tak daleko, czemu chcesz się tam przenieść?
Wzruszył ramionami.
– Wychodzi na to, że jeśli tego nie zrobię, to pewnie zamorduję moją wstydliwą

narzeczoną jeszcze przed dniem ślubu albo zrobię jej jeszcze coś gorszego.

– O to bym się akurat nie martwiła, ponieważ nie będzie żadnego ślubu.
– Powtarzasz się. Daję słowo, to zaczyna być nudne – wycedził Slade i wygodniej oparł

się o ścianę, jakby zamierzał tak spędzić cały wieczór.

Nagle odezwał się Michael, który dotąd tylko wodził oczami od jednego do drugiego z

rosnącym zainteresowaniem:

– Na twoim miejscu, Bron, poddałbym się. On nie zrezygnuje.
Slade z powagą skinął głową.
– Dziękuję. Doceniam twoją wiarę we mnie. Bronwen pomyślała, że rada o ustąpieniu

może okazać się całkiem niezła. Przynajmniej chwilowo.

– Świetnie – powiedziała chłodno. – Zgadzam się.
– Na małżeństwo? – Uśmiech Slade’a zdradzał, że on doskonale wie, co Bronwen ma na

myśli.

– Oczywiście, że nie – zirytowała się. – Na to, żebyś się wyprowadził do tego twojego...
– Domu uciech, tak? Nic z tych rzeczy, kochana. To zwykła wiejska posiadłość, nic

ponadto.

Bronwen wcale nie zamierzała się przyznać, iż rzeczywiście żywiła takie podejrzenia.
– Wcale nie miałam tego na myśli – starała się powiedzieć to wyniośle, jednak zamiast

tego w jej głosie zabrzmiała nuta rozczarowania.

Michael roześmiał się.
– On mówi prawdę. Nigdy nie słyszałem, żeby tam zabrał jakąś kobietę.
– No, to niech teraz zabierze tam samego siebie. Najlepiej od razu.
– Mógłbym to zrobić. Pod warunkiem, że najpierw odpowiednio mnie do tego zachęcisz.
– Byłabym ci niesłychanie wdzięczna – Bronwen starała się powiedzieć to najuprzejmiej,

jak tylko potrafiła. W rzeczywistości miała ogromną ochotę rzucić w Slade’a czymś albo

background image

machnąć na to wszystko ręką i kochać się z nim...

Slade patrzył na nią i również walczył z pokusą. Miał ogromną ochotę ją pocałować. Albo

machnąć na to ręką i zamiast tego mocno nią potrząsnąć...

– No, to okaż mi tę wdzięczność – wyciągnął do niej ręce. – Pocałuj mnie, Bronwen.
Nerwowo i bezradnie zwilżyła usta końcem języka. Slade wyglądał tak niewiarygodnie

pociągająco, że gdyby nie obecność Michaela, z pewnością nie skończyłoby się tylko na
pocałunku.

Podniosła się wolno i podeszła do niego. Nawet nie drgnął, więc położyła lekko dłonie na

jego barkach i z premedytacją pocałowała go tak niedbale i nonszalancko, jak tylko umiała.

Natychmiast porwał ją w objęcia, obrócił i przyparł do ściany, zasłaniając przed

wzrokiem Michaela. Teraz zupełnie bezkarnie obsypał ją namiętnymi pieszczotami, które
podsyciły zarazem pożądanie, jak i wściekłość Bronwen.

– To mi na razie wystarczy. Następną porcję wdzięczności możesz mi okazać w piątek.

Wpadnę po ciebie koło południa.

Nie odpowiedziała, gdyż jeszcze nie mogła dojść do siebie. Slade zarzucił marynarkę na

ramię i skierował się do drzwi.

– Życzę ci miłych snów – rzekł lekkim tonem. – I nie zapomnij opiekować się bratem.
Zamknęła oczy, a gdy je otworzyła, Slade’a już nie było.
– Wstrętny, samolubny, arogancki facet – warknęła. – Jak w ogóle możesz się z kimś

takim przyjaźnić?

– Wydawało mi się, że ty też się z nim dość blisko przyjaźnisz – zauważył łagodnie

Michael. – Zaskakujesz mnie, siostrzyczko.

– Jest taki atrakcyjny – nerwowo kręciła guzikiem u sukienki – ale zupełnie niemożliwy.
– To znaczy, że nie wychodzisz za niego?
Dziwne, jej beztroski zazwyczaj brat był wyraźnie przejęty sytuacją.
– A wygląda na to, że zamierzam?
– Nie. Ale jeszcze nigdy nie widziałem, żebyś była do tego stopnia wytrącona z

równowagi.

– To chyba nie jest typowa cecha szczęśliwej panny młodej? – prychnęła z

rozdrażnieniem, usiadła na poręczy kanapy i z przygnębieniem popatrzyła na spacerującą po
balustradzie mewę.

Michael obserwował siostrę ze zmarszczonym czołem, co nie pasowało do jego

chłopięcych rysów.

– Co masz przeciw Slade’owi? Wcale nie jest taki samolubny. Przez te wszystkie lata

zrobił dla mnie naprawdę dużo. Teraz też zachował się niezwykle uprzejmie, zostawiając nam

swoje mieszkanie, a sam przenosząc się na wieś, co na pewno sprawi mu kłopot. Przecież

musi dojeżdżać do pracy.

– To wyrachowana uprzejmość. Postępuje tak tylko dlatego, że chce czegoś w zamian.
– Owszem, ciebie, sam przecież powiedział.
– On wcale mnie nie chce.
– Uwierz mi, dziecinko, że Slade nigdy nie robi tego, na co nie ma ochoty, a już na pewno

background image

nie zmuszałby się do poślubienia upartego, piegowatego rudzielca.

– Po prostu chce postawić na swoim, to wszystko. – Nieszczęsny guzik, którym kręciła,

urwał się w końcu.

– Nie bądź niemądra. Po co miałby się żenić z takiego głupiego powodu?
– Nie wiem – Bronwen śledziła wzrokiem mewę, która rozpostarła skrzydła i wzbiła się

w niebo.

– Kochasz go, prawda? Dam głowę, że tak jest.
– A skąd ty możesz to wiedzieć? W życiu nie byłeś zakochany.
Ku jej zdziwieniu, Michael nie roześmiał się, jak tego oczekiwała.
– To było tyle lat temu... – powiedział powoli. – Od tamtej pory rzeczywiście nie

myślałem o nikim poważnie.

– Czyli żaden z ciebie ekspert. Przynajmniej, jeśli chodzi o miłość.
– Być może. Ale i tak sądzę, że chcesz poślubić Slade’a.
– Może i chcę – zgodziła się niechętnie. – Ale to niemożliwe. To nie jest mężczyzna,

którego można poślubić.

– On chyba ma odmienne zdanie na ten temat. A skoro już podjął decyzję...
– Michael! – Bronwen straciła cierpliwość i zerwała się z kanapy. – Nie wyjdę za niego

tylko dlatego, że podjął taką decyzję! Ja też podjęłam. Uważam, że Slade nie jest dla mnie

odpowiedni.

– Wielkie nieba. Bron czeka chyba na Onassisa – zakpił brat.
– On nie żyje – przypomniała kąśliwie. , – Ty też, przynajmniej tak jest napisane w

gazetach.

– Już nie.
– Świetnie, czy to znaczy, że możesz mi zrobić coś do jedzenia?
Zerknęła na zegarek. Rzeczywiście, najwyższy czas, żeby usiedli do kolacji.

Zaczęła przygotowywać posiłek, jednak jej myśli błądziły wokół tego, co powiedział

Michael. Znał Slade’a tak dobrze, jak nikt inny. Twierdził, że jego przyjaciel wcale nie jest
samolubem i że skoro się z nią żeni, to naprawdę tego chce. Co i tak niczego nie zmienia,
pomyślała Bronwen i gwałtownie rozbiła nad miską kolejne jajko. Nie może wyjść za
człowieka, który porzucił dziewczynę w ciąży. Niezależnie od tego, że go kocha i że być
może teraz Slade postąpiłby inaczej. Myśl o Jenny i dziecku zawsze stałaby między nią a nim.
Ziarno nieufności zostało zasiane, a to, co z niego wyrosło, zagłuszało miłość Bronwen.

W dodatku nie miała najmniejszych wątpliwości, że Slade czuje do niej jedynie pociąg

fizyczny, nic więcej. To przesądzało sprawę.

– Nie wiem, czy nie wrócę do szpitala, żeby mnie nakarmili...
Bronwen z trudem wróciła do rzeczywistości i zdumiona popatrzyła na kilkanaście żółtek,

starannie wbitych do zlewu...

Przez następnych kilka dni doglądała Michaela, biegała na zakupy, sprzątała, prała i

starała się nie myśleć o piątku.

Sama już nie wiedziała, czy jest przerażona perspektywą powrotu Slade’a, czy też nie

może się tego doczekać. Jego nieobecność okazała się nie do zniesienia. Nie dzwonił, nie

background image

kontaktował się z nimi w żaden sposób i Bronwen czuła, że jej tęsknota rośnie z każdą
chwilą.

Może, wreszcie do niego dotarło, co mówiła i zrezygnował ze ślubu? Przecież właśnie o

to chyba jej chodziło? Ale czy aby na pewno?

W piątek lało jak z cebra, co z pewnością nie stanowiło dobrej wróżby. Bronwen wróciła

ze sklepu niedługo po dwunastej. Slade już czekał, ubrany w ciemny garnitur i pąsowy
krawat.

– Jesteś spóźniona.
– Na co? – Zdjęła ociekający wodą płaszcz i powiesiła przy drzwiach.
– Nie wmawiaj mi, że masz tak krótką pamięć – powiedział urągliwie. – Dziś bierzemy

ślub, pamiętasz? – Wskazał na fotel inwalidzki, który stał obok kanapy. – Załatwiłem to dla
Michaela.

– Jestem waszym drużbą – wyjaśnił jej brat. Bronwen oparła się o ścianę i z rozpaczą

wczepiła dłoń w wilgotne włosy.

– Slade – powiedziała niezwykle wolno. – Nie wiem, co mam zrobić, żeby do ciebie

dotarło...

– Słyszałem już milion razy i tak mnie to znudziło, że musiałem przez parę dni od tego

odpocząć – wstał i podszedł do niej. – Obawiam się, że domowy strój, jaki masz na sobie, nie
jest odpowiedni na taką okazję. Najlepszy będzie ten kremowo-złoty kostium. Idź i przebierz
się.

Bronwen patrzyła na niego z niedowierzaniem. Zanim zdążyła się zorientować, obrócił ją,

klepnął w siedzenie i wskazał drzwi sypialni.

Stała tyłem do niego, z zaciśniętymi pięściami i z całej siły próbowała trzymać swój

temperament na wodzy. Chociaż, po co? Może właśnie zrobienie niezłej sceny zachwiałoby
wreszcie tą jego nieznośną pewnością siebie. Ponieważ nie miała nic innego pod ręką,
chwyciła pierwszą z brzegu poduszkę.

– Nie radzę. Wychodzi mi to znacznie lepiej niż tobie – zauważył natychmiast Slade.
To prawda, przypomniała sobie. Zresztą, to i tak nie było zachowanie w jej stylu. Rzuciła

poduszkę z powrotem na krzesło.

– Co mam zrobić, żebyś zrozumiał, o co mi chodzi?
– Ależ ja doskonale rozumiem, o co ci chodzi. Albo raczej tylko ci się wydaje, że właśnie

o to.

Z desperacją potrząsnęła głową.
– Slade, nie mogę cię powstrzymać przed zabraniem mnie stąd siłą i zaciągnięciem przed

ołtarz. Lecz z całą pewnością mogę zrobić jedno. Odmówić powiedzenia tego małego słówka
„tak”, kiedy już tam będę – spojrzała prosto w lodowato niebieskie oczy, z których nie mogła
nic wyczytać. – Jeśli nie chcesz skandalu w kościele, uwierz mi na słowo, że tak właśnie
zrobię.

Jego reakcja zaskoczyła Bronwen. Nie spróbował zastosować wobec niej siły, choć przez

moment wydawało się, że ma na to ogromną ochotę. Zamknął tylko na chwilę oczy, a gdy je
otworzył, widniała w nich udręka i bezradność. Jednak zniknęły błyskawicznie, zastąpione

background image

wyrazem chłodnej uprzejmości.

– Uparty z ciebie koziołek, co? – skomentował.
– Zawsze taka była. Wygląda słodko jak aniołek, za to charakterek... – wtrącił Michael.
– Właśnie to do mnie dotarło. Jak już się zaprze, to nie sposób jej ruszyć. Nawet wtedy,

gdy tak byłoby dla niej najlepiej.

– Czy przestaniecie wreszcie o mnie rozprawiać tak, jakbym była nie tylko kozłem, ale w

dodatku kompletnie głuchym kozłem? – przerwała im z oburzeniem. – Slade, lepiej idź i
odwołaj ceremonię.

Spojrzał na nią twardo, miała wrażenie, jakby przeszywał ją wzrokiem na wylot.
– Nie mam zwyczaju błagać – powiedział cicho. – Jeśli o to ci właśnie chodzi, to się

rozczarujesz. Ale nie dlatego tak się opierasz, prawda?

Przecząco potrząsnęła głową.
– Michael, przepraszam, ale twoja siostra i ja udajemy się do sypialni – łagodnie wziął

Bronwen pod ramię. – Muszę z nią porozmawiać w cztery oczy.

– Michael! – zawołała Bronwen. – Nie pozwól mu!
– Nie mogę tego zrobić – zaprotestował jej brat. – Idź, przecież cię nie zje.
Slade zamknął za nimi drzwi i oparł się o nie, krzyżując ramiona.
– Chciałbym, żebyś odpowiedziała na moje pytanie. Ale szczerze.
Nie spodziewała się tego.
– A o co chodzi? – spytała ostrożnie.
– Czy ty mnie nienawidzisz?
– Nnie... Oczywiście, że nie.
– Ale też mnie nie kochasz?
Spuściła wzrok, gdyż nie mogła znieść jego badawczego spojrzenia. Nie mogła mu

odpowiedzieć. Gdyby wyznała prawdę, niechybnie zaciągnąłby ją do ołtarza.

– Rozumiem – powiedział wolno. – Teraz już wszystko wiem.
Popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Na jego wargach błąkał się cyniczny uśmieszek.
– Wcale nie o to chodzi, prawda? Nie chcesz mnie poślubić, gdyż wiele lat temu zdarzyło

się coś, za co, według ciebie, ja jestem odpowiedzialny.

– A nie jesteś? – Gdyby zaprzeczył, być może poślubiłaby go, nawet jeśli jej nie kocha.

Jej miłość starczyłaby dla nich dwojga.

Slade nie zaprzeczył. Podniósł jedynie rękę i owinął sobie na palcu pasmo jej rudych

włosów.

– Nie możesz mi zaufać, Bronwen? Dzieliłaś ze mną dom i łóżko, znamy się od wielu

lat...

Nie patrzyła mu w oczy, wpatrywała się w jego pąsowy krawat.
– Jak mogę ci ufać? Nie zaprzeczyłeś oskarżeniu.
– Dobrze więc – odezwał się niezwykle szorstko. – A co, jeśli przyjmiemy, że jestem

winny? To się zdarzyło wiele lat temu. To było kiedyś. A ja chcę cię poślubić teraz.

– Dlaczego? – spojrzała prosto na niego.
– Wielkie nieba, kobieto, jak możesz o to pytać? Bronwen otworzyła szeroko oczy.

background image

– Chyba nie zamierzasz powiedzieć, że mnie kochasz?
– Nie. Nie zamierzam, ponieważ kiedyś stwierdziłaś, że i tak w to nie uwierzysz.
Westchnęła i uważnie zbadała wzrokiem jego twarz, szukając tego, czego tam nie było.

Odpowiedzi na swoje pytanie. Zobaczyła jednak tylko zaciśnięte szczęki, ostre rysy i oczy,
które nie zdradzały niczego.

– To niemożliwe, Slade – Bronwen przerwała w końcu ciszę. – Przykro mi. Dziękuję ci

za... Za wszystko – wykonała nieokreślony ruch ręką. – Wyprowadzimy się z Michaelem

natychmiast...

– Nie ma mowy. Tu mu będzie najlepiej, zapewniam cię. A ty masz się nim opiekować –

znów był opanowany i rzeczowy, jak zawsze. W najmniejszym stopniu nie przypominał
człowieka, który przez chwilę wydawał się być głęboko zraniony.

– Wiem, że mnie potrzebuje. Nie mogę jednak nadal korzystać z twojej gościnności po

tym, jak...

– Owszem, możesz i tak właśnie zrobisz. Za kilka tygodni Michael stanie na nogi i wtedy

spokojnie wrócisz do domu. Do niezwykle ekscytującego prowadzenia sklepu w Pontglas.

– Przestań. Nie kpij ze mnie, Slade. Nie jestem w stanie tego znieść.
Położył dłoń na karku Bronwen i przycisnął jej twarz do swego ramienia. Po chwili

łagodnie uniósł palcem jej brodę.

Bronwen bez słowa wpatrywała się w niewiarygodnie niebieskie i błyszczące oczy: Slade

uśmiechnął się leciutko i delikatnie musnął wargami jej usta.

– Ostrz swoje pazurki, na czym chcesz, uparte kociątko. Nie będę ci w tym więcej

przeszkadzał. Jedynie wpadnę tu od czasu do czasu, zobaczyć, jak się miewa Michael.
Zostawiam go w dobrych rękach.

Wyszedł i zamknął za sobą drzwi, jakby doskonale rozumiał, że chce zostać sama.


– Bronwen, przestań wiecznie przesiadywać w łazience. Wyjdź, popatrz na niebo...
– Widziałam je milion razy. I wcale tu nie przesiaduję. Niedobrze mi.
– Ale dlaczego? – Posłuchał odgłosów dobiegających z łazienki i zastanowi! się, co

powinien zrobić. – Słyszałem, że choruje się z miłości, ale nie w ten sposób...

– Nie jestem chora z miłości – wpadła do pokoju, bladozielona na twarzy. – Po prostu

trochę mi niedobrze.

– To już drugi raz dzisiaj. Opadła bezsilnie na krzesło.
– Wczoraj było to samo – przypomniała.
– Zrobię ci herbaty. Może powinnaś iść do doktora? – Podniósł się i wolno poszedł do

kuchni.

Przez ostatnie cztery tygodnie jego stan poprawił się znacznie. Kiedy wypisano go ze

szpitala, poruszał się z najwyższym trudem, a teraz mógł w miarę swobodnie chodzić po

mieszkaniu. Za to Bronwen czuła się coraz gorzej. Od kilku dni dokuczało jej ogromne
zmęczenie, chorowała też na żołądek. Uśmiechnęła się blado. Rzeczywiście, bardzo tęskniła
za Slade’em. Mimo pewności, że podjęła słuszną decyzję, nie potrafiła pozbyć się uczucia
żalu za tym, co w ten sposób straciła. Z pewnością jednak to nie miłość przyczyniła się do jej

background image

obecnego stanu. Wywoływała smutek i zobojętnienie, ale przecież nie chorobę.

– Dziś wieczorem wpadnie tu Slade. – Michael podał jej szklankę z herbatą. – Może on

poleci nam jakiegoś doktora?

– Nie potrzebuję żadnego doktora.
– Potrzebujesz. Z tą trupią bladością jakoś nie bardzo ci do twarzy.
– Tu się akurat zgadzam – przyznała, ale myślała o czymś innym. Skoro Slade zamierza

przyjechać, powinna zbierać się do wyjścia, żeby jej nie zastał. Chwilowo jednak nie czuła się
na siłach, by gdziekolwiek wychodzić.

Pojawił się u nich kilkakrotnie, zgodnie z obietnicą. Gdy tylko Bronwen wiedziała o jego

wizycie, wymykała się do miasta. Dwa czy trzy razy przyjechał bez uprzedzenia, nie miała
wtedy innego wyjścia, jak dotrzymywać mu towarzystwa.

Sądziła, że ilekroć dojdzie do ich spotkania, nieuchronnie będą się czuć niezręcznie.

Wyglądało jednak na to, że tylko Bronwen czuje się spięta. Slade zachowywał się swobodnie
i uprzejmie, zupełnie tak, jakby była po prostu siostrą jego przyjaciela, nikim więcej.

Jeden jedyny raz nie udało mu się zachować nieprzeniknionego wyrazu twarzy. Stało się

to wtedy, gdy Bronwen podawała mu filiżankę herbaty i ich palce zetknęły się. W
pociemniałych nagle oczach Slade’a ujrzała jakby rozdzierającą udrękę i żal. Chwilę później
jego twarz ponownie przybrała chłodny, obojętny wyraz.

– Lepiej będzie, jak wyjdę – powiedziała z ociąganiem, gdy już wypiła herbatę.
– Lepiej będzie, jak zostaniesz – sprzeciwił się brat. – Nie wyglądasz zbyt dobrze.
W myślach przyznała mu rację.

Gdy koło piątej zjawił się Slade, czuła się znacznie lepiej. Dlatego szybko

zaprotestowała, kiedy brat przywitał przyjaciela słowami, że Bronwen jest chora i potrzebuje
lekarza. Slade podszedł i dotknął dłonią jej czoła.

– Gorączki nie ma.
– Pewnie, że nie mam. Nic mi nie jest.
– Bzdura – zareplikował Michael. – Rano była zupełnie zielona na twarzy i bardzo źle się

czuła.

Slade natychmiast podniósł słuchawkę i wykręcił numer.
– Co robisz? – spytała.
Odpowiedział dopiero wtedy, gdy załatwił to, co chciał.
– Jedziemy do doktora Swale’a.
– Ale ja... O tej porze żaden lekarz nie przyjmuje. Chyba że pacjent jest naprawdę chory.

A ja nie jestem!

Slade rzucił okiem na zegarek.
– Będziemy z powrotem za jakieś trzy kwadranse – poinformował, zupełnie jakby nie

słyszał, co powiedziała i zwrócił się do Michaela. – Jak się czujesz? Chyba coraz lepiej, jak
widzę.

Bronwen opadła na oparcie krzesła. No tak, znowu zaczynał nią rządzić, a ona dzisiaj

naprawdę nie ma sity, żeby mu się przeciwstawić.

Nie zrobiła nic, nawet gdy wziął ją na ręce i zaniósł do drzwi.

background image

– Ależ poczekaj... – jęknęła tylko słabo i już była w windzie.
Bez najmniejszego wysiłku przeniósł ją następnie przez korytarz, mijając po drodze

zdumioną panią Bickersley.

– Ta kobieta jest lepsza niż fotokomórka i podsłuch razem wzięte – mruknął Slade.
Bronwen po raz pierwszy od paru tygodni miała ochotę roześmiać się. Nie dbała o to, że

była zielona na twarzy, że jej żołądek spisywał się fatalnie, najważniejsze, że w ramionach
Slade’a czuła się dobrze i bezpiecznie. Posadził ją w samochodzie, a gdy otulał kocem jej

nogi, miała wrażenie, jakby wreszcie znalazła się w domu.

Oczywiście to tylko chwila, która zaraz minie, przywołała się do porządku. Ale przecież...

Slade dbał o nią tak troskliwie. Czy jest możliwe, że to ten sam bezlitosny człowiek, który
porzucił Jenny i dziecko?

Gdy przyjechali na miejsce, Bronwen chciała wysiąść z samochodu, jednak Slade był

szybszy. Ostrożnie wziął ją na ręce i wniósł po schodach.

Doktor Swale okazał się niedużym pulchnym człowiekiem o ciepłym spojrzeniu.

Starannie zbadał Bronwen, doszedł do wniosku, że nie cierpi ona na żadną poważną chorobę i
z namysłem przesunął palcami po brodzie.

– Czy istnieje możliwość, że jest pani w ciąży? – spytał i zerknął znacząco w kierunku

drzwi, za którymi słychać było, jak Slade niecierpliwie bębni palcami po poręczy fotela.

– Och – Bronwen poczuła, że krew odpływa jej z twarzy. – Doktorze, nie!

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

– Rozumiem, że potwierdza pani moje przypuszczenie?
– Ale to się zdarzyło tylko raz – szepnęła Bronwen.
– Wystarczy, moja droga. Na wszelki wypadek zrobimy pani testy – usiadł i wypisał

skierowanie.

– No i co? – spytał Slade, gdy tylko wrócili do samochodu.
– Muszę jeszcze przejść pewne badania – odparła wykrętnie.
– Kiedy? Jutro? Zawiozę cię.
Skinęła głową i nie rozmawiali już więcej. Wiedziała, że Slade co chwila rzuca na nią

szybkie spojrzenia. Wyglądało, jakby chciał o coś spytać, jednak powstrzymywał się od tego.

Bronwen spędziła bezsenną noc, przewracając się z boku na bok i nasłuchując

przygnębiającego bębnienia deszczu o szyby. Gdyby sprawy ułożyły się inaczej, byłaby
szczęśliwa, że nosi dziecko Slade’a, pomyślała ze smutkiem. Ale tak... Zacisnęła mocno
powieki. Może niepotrzebnie panikuje? Może to nie ciąża, tylko jakaś zwykła dolegliwość?

Jednak, kiedy rano sam zapach kawy wystarczył, żeby znów zrobiło jej się niedobrze,
wiedziała, że nie ma sensu dalej się oszukiwać. Starannie policzyła dni.

Zgadzało się.

Co ona ma teraz zrobić? Głowiła się nad tym problemem aż do przyjazdu Slade’a.

Gdy wracali po badaniach do domu, Bronwen doszła do wniosku, że istnieje tylko jedno

rozwiązanie. Slade odprowadził ją na górę.

– Powinnaś iść do łóżka – powiedział.
– Tobie tylko jedno w głowie – odparła, zanim zdążyła pomyśleć, co mówi.
Mruknął pod nosem coś, czego nie zrozumiała.
– Nawet ja mam jakieś zasady – zauważył zjadliwie.
– Nie gustuję w nekrofilii, a tym właśnie byłoby dobieranie się teraz do ciebie.

Wyglądasz, jakbyś miała trzy ćwierci do śmierci.

– Dzięki za pocieszające słowa – chciała z kpiną złożyć głęboki ukłon przed nim, ale

potknęła się, straciła równowagę i wpadła wprost w jego ramiona. – Michael? – rozejrzała się
dookoła w popłochu.

– Pojechał na badanie kontrolne, nie pamiętasz? Ach, tak, prawda. Uparł się, że weźmie

taksówkę i doskonale da sobie radę sam.

Slade nie wypuszczał jej z objęć, lecz nie próbował w żaden sposób wykorzystać słabości

Bronwen.

– Chodź, powinnaś się położyć – skierował ją do sypialni.
– Nie. Słuchaj, nie dzieje się ze mną nic złego, mój stan polepszy się po... po... – zasłoniła

usta dłonią, zanim wykrztusiła: – po dziewięciu miesiącach.

– Równie dobrze mogłaś to wprost mi powiedzieć – Slade posadził ją na kanapie.
– Nie rozumiem...
– Czy nie miałaś na myśli tego, że twój stan poprawi się dopiero wówczas, kiedy całkiem

background image

zniknę z twojego życia?

– Nie! Ja...
Co robić? Czy naprawdę powinna go poślubić, mimo wszystko? I czy on nadal tego

pragnął? Nie ożenił się z Jenny, gdy zaszła z nim w ciążę.

Nie zdawała sobie sprawy, iż jej delikatne rysy niespodziewanie stwardniały. Nie będzie

w porządku, gdy Slade wykpi się od odpowiedzialności już drugi raz. Ale... Małżeństwo bez
miłości też nie jest w porządku. Bezradnie ukryła twarz w dłoniach. Ledwo zauważyła, że
Slade usiadł obok, – O co chodzi, Bronwen?

Miał prawo wiedzieć. Tak samo, jak dziecko – miało prawo znać ojca. W takiej sytuacji

jej własne uczucia już się nie liczyły.

Podniosła głowę. Wyglądała jak skazaniec idący na ścięcie.
– Jestem w ciąży – poinformowała beznamiętnym tonem. – Wiem to, chociaż nie znam

wyników badań. Słusznie zarzuciłeś mi głupotę. Teraz muszę za nią zapłacić.

Twarz Slade’a nie zdradzała śladu żadnych emocji, tylko pod zaciśniętymi szczękami

pulsowała jedna żyłka.

– Rozumiem – odezwał się w końcu, przerywając pełną napięcia ciszę. – Ślub ze mną ma

być częścią tej zapłaty? To mi właśnie proponujesz, wiedząc, że nie mam zwyczaju cofać
danego słowa?

Wpatrywała się bezradnie w jego nieprzeniknioną twarz. No tak, nie był zadowolony. Nie

zmienił jednak zdania co do małżeństwa.

– Tak – powiedziała drżącym głosem. – Wyjdę za ciebie, Slade. Dla dobra dziecka.
Skinął głową.
– Dla dobra dziecka. Oczywiście. Załatwię to.
Ani śladu emocji, ani siadu podobieństwa do mężczyzny, który ją kochał tamtej

niezapomnianej nocy. Obcy człowiek, świetny w załatwianiu różnych spraw, to wszystko.

Ponownie oparła głowę na dłoniach i próbowała powstrzymać drżenie ramion. Przez

moment sądziła, że Slade dotknął jej lekko, lecz to z pewnością było złudzenie. Tyle już
złudzeń straciła w ciągu minionych kilku tygodni...

– Nie obawiaj się – dobiegł ją chłodny głos. – Pobierzemy się, ale nie będziemy żyli jak

prawdziwe małżeństwo. Chociaż, swego czasu wierzyłem, że ty i ja... – przerwał i Bronwen
pomyślała, że słyszy westchnienie. Nie, znowu jej się coś wydawało. Gdy odezwał się
ponownie, jego głos brzmiał zimniej niż kiedykolwiek. – Nieważne. W każdym razie możesz
być pewna, że nie będę ci się naprzykrzał.

– Naprzykrzał?
Spojrzała na niego, ale on już zmierzał do drzwi.
– Uważaj na siebie... Do zobaczenia – pożegnał się uprzejmie. – Zawiadomię cię, gdy

wszystko załatwię.

Wyszedł, a Bronwen siedziała na kanapie i przez długą chwilę wpatrywała się pustym

wzrokiem w podłogę. Potem przeszła do sypialni, położyła się na łóżku i dla odmiany nie
widzący wzrok utkwiła w suficie.

Czyli jednak ślub. Jedna i druga strona zdecydowała się na to tylko ze względu na

background image

dziecko. Slade stał się dojrzałym mężczyzną, nie jest już beztroskim młodzieńcem sprzed
ośmiu lat. Tym razem czuje się odpowiedzialny. Ale nie jest szczęśliwy. To oczywiste, jeśli
wziąć pod uwagę ton, jakim powiedział, że to nie będzie prawdziwe małżeństwo.

Zakryła twarz dłońmi. Czy on nie rozumie, że Bronwen zależy tylko na prawdziwym

związku? Że chwile, które spowodowały obecną sytuację, były najszczęśliwsze w jej życiu?
Westchnęła. Jeśli nawet to wiedział, chyba nie miało dla niego znaczenia.

Do sąsiedniego pokoju wszedł Michael, pogwizdując wesoło. Wstała, żeby przekazać mu

najświeższe wiadomości.

Pięć dni później Bronwen i Slade pobrali się. Michael, prawie zupełnie zdrowy, był ich

świadkiem. Bronwen nie znała tu żadnej kobiety, którą mogłaby poprosić na druhnę, dlatego
ucieszyła się, gdy nieoczekiwanie bardzo miła sekretarka Slade’a zaproponowała swoją
osobę. Krótka ceremonia odbyła się w maleńkiej kaplicy tonącej w kwiatach. Wybrał ją
Slade, Bronwen przyjęła jego decyzję z doskonałą obojętnością.

Podczas ślubu zawahała się przez chwilę.
– Tak – powiedziała w końcu bardzo cicho.
Slade udzielił odpowiedzi wyraźnie i zdecydowanie. Po uroczystości zaprowadził pannę

młodą do samochodu, podziękował świadkom i szybko odjechał.

– Gdzie jedziemy? – spytała Bronwen, która przedtem nawet nie zainteresowała się, co

zrobią po ślubie.

– Do mojego domu na wsi, na kilka dni. Sądzę, że w obecnych warunkach Grecję

możemy sobie darować. – Jego glos brzmiał sucho i bezosobowo. – Pani Doyle wróciła już z
wakacji i przygotowała wszystko na nasz przyjazd. Do czasu naszego powrotu do miasta
Michael zdąży wyprowadzić się do siebie.

– Wiem – powiedziała Bronwen. Tak bardzo chciała, żeby Slade nie był taki oziębły. –

Wspominał mi o tym.

– Czy mówił ci również, że wraca do Walii, gdy tylko skończy się proces jego

napastnika?

– Tak, ale tylko po to, żeby sprzedać mój sklep. Nie zostanie tam.
– Nie byłbym tego taki pewien. – Pokonał ostry zakręt i dodał pozornie bez związku: –

Michael nie wiedział o śmierci Brice’a Barkera, dopóki go o tym nie poinformowałem.

– Tak? Musiałam zapomnieć mu o tym powiedzieć. – Nie rozumiała, co maż Jenny mógł

mieć wspólnego z jej bratem.

– Tak właśnie przypuszczałem.
Spojrzała na Sladę’a, lecz nie potrafiła niczego wyczytać z nieprzeniknionego wyrazu

jego przystojnej twarzy.

Po dwóch godzinach jazdy, w czasie której padały jedynie luźne uwagi o pogodzie i

krajobrazie, wjechali w krętą polną drogę. Na jej końcu, między drzewami, stał duży

drewniany dom, stylowy i starannie dopasowany do otoczenia.

– Podoba ci się? – spytał niedbale Slade, kiedy zauważył zdumioną twarz Bronwen.
– Jest uroczy. Spodziewałam się czegoś... czegoś zupełnie innego.

background image

– Gotyckiego zamczyska z duchami, łańcuchami, sekretnymi przejściami i ponurym

ogrodem, gdzie wśród róż zakopuję swoje ofiary?

– Może – odparła ze znużeniem. Te kpiny raniły ją, jednak zmęczenie utrudniało

wymyślenie ciętej repliki.

– Było to pewnie wspaniałe w tamtych czasach, ale niestety nigdy nie leżało w moim

guście. – Zatrzymał samochód. – W dodatku zamiast róż wolę nieokiełznaną przyrodę.

– I nieokiełznane kobiety – wyrwało jej się, zanim zdążyła ugryźć się w język.
– To też było właściwe, ale w tamtych czasach – przytaknął sucho Slade.
Z trudem powstrzymała się, żeby go nie trze pnąc. A może powinna to zrobić? Oddałby

bez wątpienia, ale wszystko byłoby lepsze od tej chłodnej obojętności, z jaką traktował ją od
chwili, gdy powiedziała mu o dziecku.

W drzwiach stanęła potężna kobieta o zaczerwienionych policzkach. Ciemnofioletowy

dres w zestawieniu z kolorem jej twarzy powodował, że wyglądała niczym ogromny burak.
Uśmiechnęła się na ich widok.

– Witam szczęśliwą młodą parę. Najwyższy czas, żeby ktoś wreszcie zrobił porządnego

człowieka z tego młodego hulaki.

Hulaki? Bronwen rzuciła szybkie spojrzenie na Slade’a, ale na nim słowa gospodyni nie

wywarły najmniejszego wrażenia.

– Żona nie uważa, żebym miał zadatki na porządnego człowieka – poinformował panią

Doyle beznamiętnie.

Masywna kobieta zwróciła się w stronę Bronwen i spojrzała na nią spod ciężkich,

wpółprzymkniętych powiek.

– Nie wierzę – stwierdziła po chwili. – Ładna dziewczyna przy zdrowych zmysłach nie

poślubiłaby takiego wcielonego diabła, gdyby mu nie ufała.

Bronwen poczuła, że się czerwieni.
– Po prostu Slade nie jest przekonany, że jestem przy zdrowych zmysłach – wyjaśniła.
– Bo głupi. Zawsze to podejrzewałam. Ale to drobiazg, ważne, że mi płaci – uśmiechnęła

się do niego. – Chodźcie, przygotowałam kolację. Rozumiem, że wolicie zostać sami –
odwróciła się i podążyła w głąb korytarza.

Posiłek czekał na nich w jasnym, przestronnym pokoju, za którego oknami kołysały się

wysokie naparstnice.

– Zostawiam was, zakochane gołąbki, zjedzcie sobie. Niczego więcej nie będziecie

potrzebować* – raczej stwierdziła, niż spytała gospodyni i poszła.

– Lepiej zróbmy, co powiedziała – zaproponował lekkim tonem Slade i wskazał Bronwen

krzesło. – Pani Doyle nie toleruje nieposłuszeństwa Bagaż mogę przynieść później.

Bronwen, ciągle w kremowo-złotym kostiumie, usiadła z ociąganiem.
– Nie sądzę, żebyś kiedykolwiek robił to, co ci się mówi. Pani Doyle jest miła, ale... ale

taka gospodyni nie pasuje do ciebie.

– Pasuje idealnie. Wspaniale gotuje, mówi, co myśli, a jak coś obieca, zrobi to na pewno.

Szkoda, że nie mogę tego powiedzieć o moich pracownikach – podał jej sól i pieprz. – Pani
Doyle ma tylko jedną wadę. Okropnie się ubiera. Oczy bolą od patrzenia.

background image

Bronwen uśmiechnęła się lekko. Czuła się bardzo nieswojo przez cały dzień, jednak ze

Slade’em, który prezentował żartobliwy nastrój, już łatwiej było sobie poradzić. To tamten
chłodny i obcy mężczyzna był nie do zniesienia. Podtrzymywał lekką pogawędkę przez cały
czas trwania posiłku. Gdy wypili kawę, odstawił filiżankę i oznajmił, że idzie po bagaż.

– Pomogę ci – zaoferowała Bronwen.
– Nie ma mowy. Mojemu synowi i spadkobiercy z pewnością by się to nie spodobało.
– Nie jestem przecież z morskiej pianki! – zawołała.
– Dziś przez cały dzień nie chorowałam. A w dodatku... Skąd wiesz, że syn, a nie córka?

– wpatrywała się w talerz.

Pierwszy raz Slade sam podjął ten temat.
– Jeśli tak, mam nadzieję, że odziedziczy po tobie piegi – brzmiała zaskakująca

odpowiedź.

Podniosła wzrok, jednak on już wyszedł.

Wrócił po jakimś czasie i poprowadził ją dokądś szerokim korytarzem. W jednej ze ścian

umieszczono rząd wysokich okien, za którymi trawiaste zbocze opadało łagodnie ku
strumykowi, oddzielającemu elegancki ogród od gąszczu rosnących dziko traw i krzewów.

Weszli do dużej sypialni z sosnowymi meblami. Lśniącą podłogę zaścielały zielone

dywany.

– Odpowiada ci? Może wolisz obejrzeć najpierw inne pokoje?
Popatrzyła na ogromne podwójne łoże, przykryte szmaragdową narzutą.
– Mówisz jak właściciel kiepskiego hoteliku, któremu chwilowo udało się przegonić

myszy do innego pomieszczenia – zauważyła ponuro. – Odpowiada mi.

Skinął głową, ignorując jej kpiny.
– Świetnie. Mój pokój znajduje się na końcu korytarza.
– Jak to? Przecież...
– O ile pamiętam, pobraliśmy się dla dobra dziecka – przypomniał z kamienną twarzą.
– Oczywiście. Jednak...
– Chyba nie jestem ci potrzebny jako ktoś więcej niż ojciec dziecka? – spytał

uszczypliwym tonem. – Zwłaszcza że mi nie ufasz.

– Ufam ci.
Dziwne. Naprawdę mu ufała. Wydawało jej się, że przeszłość przestała mieć jakiekolwiek

znaczenie.

– Doprawdy? – skrzywił się w sposób, jakiego Bronwen bardzo nie lubiła. – Ale nadal nie

masz zbyt wysokiego mniemania o moich zasadach moralnych?

– Nie wiem – wyznała bezradnie.
– Nie wiesz – powtórzył Slade. – Cóż, zawsze to jakiś postęp – nagle jego głos zaczął

zdradzać zmęczenie. – Śpij dobrze, moja droga – delikatnie dotknął dłonią jej policzka.

– Spróbuję. Nos da – szepnęła po walijsku.
Na krótką chwilę spojrzenie błękitnych oczu złagodniało.
Nos da – odpowiedział cicho. – Dobranoc, Bronwen. Kiedy wyszedł, usiadła w fotelu

przy oknie, gdyż była dopiero dziewiąta, za wcześnie, aby iść spać.

background image

Miała więc spędzić noc poślubną zupełnie sama w tej pięknej sypialni? Ale dlaczego? Nie

mogła uwierzyć, że Slade już jej nie pragnie. Skąd ten idiotyczny pomysł, żeby ich miodowy
miesiąc okazał się tylko fikcją? Dlatego że kiedyś powiedziała, iż mu nie ufa i uraziła jego
dumę? Czy też dlatego, że sądził, iż w ten sposób wyświadcza jej przysługę? Nie,
zdecydowanie przyczyna jego decyzji nie mogła mieć nic wspólnego z brakiem pożądania ze
strony Slade’a. Chociaż, ostatnio zachowywał się tak ozięble...

Poczuła, że musi zaczerpnąć świeżego powietrza. Wieczór był ciepły, a miękka trawa

przyjemnie chłodziła bose stopy Bronwen. Usiadła nad strumieniem, zupełnie nie dbając, że
poplami swój wytworny kostium. Siedziała tak dość długo i wpatrywała się w płynącą wodę.

– Przeziębisz się – aż podskoczyła, gdy nieoczekiwanie usłyszała głos Slade’a.
Wstała.
– Dużo myślałam – oznajmiła i przyjęła ramię, które jej podał. Ruszyli w kierunku domu.
– O czym? Zdobyła się na odwagę.
– O nas. O tym, że to nasza noc poślubna. Nie chcę jej spędzić samotnie.
– Wiem, że nie chcesz. Jeśli mam być szczery, ja też nie. Bronwen aż przystanęła.
– To dlaczego... ?
– Ponieważ nie jesteś jeszcze gotowa zaakceptować mnie takiego, jakim jestem. Nie masz

zielonego pojęcia, jaki jestem naprawdę. Gdy to w końcu zrozumiesz... – wzruszył
ramionami. – Wtedy zobaczymy.

Tak bardzo chciała mu powiedzieć, że go akceptuje, że wie, jaki jest i że kocha go mimo

to. Slade jednak szedł już w kierunku domu, znowu obcy i obojętny. W najmniejszym stopniu
nie przypominał pana młodego, któremu spieszno do świeżo poślubionej żony. Gdy weszli do
wnętrza, Bronwen uścisnęła dłoń Slade’a, z nadzieją, że dotyk wyrazi to, czego nie
wypowiedziała słowami. Odtrącił jej rękę. Zrozumiała, że jeśli go nie powstrzyma, uda się do
swojego pokoju i zatrzaśnie jej drzwi przed nosem.

– Slade, akceptuję cię. To, co zrobiłeś... Nie ma już znaczenia.
Podniósł brwi.
– A co ja zrobiłem?
– Nie poślubiłeś Jenny...
– Opuszczenie matki mojego dziecka nie ma znaczenia? Zadziwiasz mnie, Bronwen.
Nienawidziła cynicznego tonu, jakim mówił, nienawidziła sposobu, w jaki teraz na nią

patrzył. Nienawidziłaby go całego, gdyby nie kochała go tak bardzo.

– Chodzi mi o to – podjęła mężnie – że przeszłość minęła nieodwołalnie. Sam to kiedyś

powiedziałeś. Teraz poślubiłeś mnie. Czy nie moglibyśmy zacząć wszystkiego do nowa?

– Ach, tak – odezwał się lodowatym tonem. – Rozumiem, że mi przebaczasz?
Skąd ten gniew w jego głosie? Dlaczego mówi tak, jakby to właśnie Bronwen była osobą,

która powinna prosić o przebaczenie?

– Tak – potwierdziła, choć wiedziała, że takie postawienie sprawy tylko pogorszy

sytuację. – A czy ty mi przebaczysz to... to, że ja ci przebaczam?

Zaśmiał się pogardliwie.
– Nie próbuj mnie wziąć na takie psychologiczne zagrywki.

background image

– Wcale nie próbuję – patrzyła na niego zdesperowana. – Jedyne, czego chcę, to cię

kochać. Wiem... Wiem, że już nie jesteś taki, jak osiem lat temu.

– Jestem dokładnie taki sam – uciął. – Tylko trochę starszy i znacznie mądrzejszy. Cała

reszta nie zmieniła się ani na jotę – odwrócił się.

Chwyciła go za ramię i zmusiła, by spojrzał na nią. Kiedy jednak popatrzyła w niebieskie

oczy, niemal pożałowała, że nie pozwoliła mu odejść. Były kompletnie puste, jak u manekina.

Z rozpaczą dotknęła dłonią jego policzka.

Slade zamknął oczy, wydawało się, że skorupa, którą się otoczył, zaczyna pękać.

Bronwen powoli objęła ramionami jego szyję. Stał nieruchomo i pozwalał, by gładziła

palcami jego kark, potem policzki, wreszcie usta...

Nagłym ruchem przyciągnął Bronwen do siebie i pocałował tak żarliwie, że z

mimowolnym jękiem przylgnęła do jego silnego ciała. Odpowiedział jeszcze bardziej
namiętnym pocałunkiem i cofnął się nieco, pociągając ją w stronę swojego pokoju. Sięgnął
dłonią do klamki, a nie znalazłszy jej, podniósł na chwilę głowę. Gdy spojrzał na Bronwen,
zauważyła, że jego twarz ponownie przybiera wyraz nieprzeniknionej maski.

– Nie – powiedział ostro i odsunął się. – Przepraszam. Nie powinienem był pozwolić ci

mnie dotknąć.

– Pozwolić mi? Slade, o czym ty mówisz? Zapomniałeś, że jestem twoją żoną?
– Nie zapomniałem – odparł tak ponuro, że Bronwen nie miała wątpliwości, iż przegrała.
Na korytarzu pojawiła się pani Doyle we wściekle różowej nocnej koszuli. Przystanęła

zdegustowana.

– Do czego to dochodzi, że młoda para nie potrafi dojść do sypialni, żeby się nie

pokłócić! – Minęła ich i weszła do swojego pokoju.

– Ona ma rację – powiedział Slade. – Nie chcę się z tobą kłócić.
– Ja też nie. Skinął głową.
– Wiem. Dlatego proszę, żebyś wróciła do siebie. Śpij dobrze.
Poczuła się jak balonik, z którego wypuszczono powietrze. Nie była w stanie więcej

znieść. Odwróciła się i noga za nogą powlokła się do pustego pokoju. Dawniej, gdy szła do
sypialni, Slade nieodmiennie proponował jej swoje towarzystwo. Ale nie dzisiaj...

Spędzana samotnie noc poślubna dłużyła się w nieskończoność. Bronwen zastanawiała

się, czy Slade’owi również, ale biorąc pod uwagę sposób, w jaki odrzucił jej miłość, na
pewno spał smacznie i głęboko.

Zagryzła wargi. Jakoś udało jej się powstrzymać łzy.

Następne dni były podobne do siebie jak krople wody. Mimo obecności męża Bronwen

czuła się opuszczona i samotna, chociaż Slade troszczył się o nią. Doglądał, by prawidłowo
się odżywiała, towarzyszył jej na przechadzkach, lecz jego chłodna uprzejmość stawała się
nie do zniesienia. Bronwen zaczynała tęsknić za dawnym Slade’em, który doprowadzał ją na
zmianę do szewskiej pasji i do śmiechu.

– Co się z wami dzieje? W życiu nie widziałam czegoś takiego! – Szykownie ubrana w

zielonoczerwony dres pani Doyle zagadnęła któregoś ranka Bronwen, kiedy Slade poszedł

background image

wziąć prysznic.

– Co pani ma na myśli? – Otwartość gospodyni ciągle jeszcze szokowała Bronwen, choć

zaczynała doceniać tę cechę.

– To ma być miodowy miesiąc? Z osobnymi sypialniami?
– No właśnie – przytaknęła Bronwen. Pani Doyle potrząsnęła głową.
– Niech się pani na to nie godzi. Przecież on szaleje za panią! To jasne jak słońce.
– Och, nie – zaprzeczyła szybko. – Nie sądzę. On... on twierdzi, że nawet go nie znam.
– A zna go pani?
Bronwen popatrzyła uważnie na potężną kobietę. Nagle poczuła, jakby trafił ją piorun z

jasnego nieba.

– Tak, sądzę, że tak. Przepraszam, muszę coś zrobić.
– Najwyższy czas – fuknęła pani Doyle.
Bronwen pośpieszyła do sypialni i opadła na krzesło. Przede wszystkim musiała wszystko

jeszcze raz porządnie przemyśleć.

Stopniowo fragmenty tej łamigłówki zaczęły układać się w logiczną całość. Nareszcie w

pełni zrozumiała to, co przeczuwała już od kilku tygodni. Slade na pewno bywał arogancki,
nawet trochę bezwzględny, ale w żadnym wypadku nie był nieodpowiedzialny i samolubny.
Wręcz przeciwnie. Okazał się niezwykle prawym i honorowym człowiekiem. Nigdy,
przenigdy nie porzuciłby matki swojego dziecka.

Uwierzyła plotkom. Zwykłym, oszczerczym plotkom. Slade nie był ojcem Bobby’ego.

Przez łzy patrzyła na stokrotki za oknem. Nic więc dziwnego, że nie chciał kochać się z
kobietą, która oskarżała go o coś, co było całkowicie sprzeczne z jego zasadami! Powinna
była zrozumieć, z jakim człowiekiem ma do czynienia, już wtedy, gdy powiedział jej o mężu
Valerie, o którego istnieniu nie wiedział, i o tym, że wybiera tylko kobiety wolne...

Bron wen nerwowo kręciła w palcach pasek jedwabnego szlafroka. No dobrze, ale

dlaczego Slade nigdy wprost nie odrzucił oskarżenia?

Stokrotki kołysały się na wietrze. Bronwen utkwiła w nich zamyślony wzrok. Po chwili

znała odpowiedź. Powód, dla którego Slade milczał, mógł być tylko jeden. Lojalność.
Lojalność w stosunku do osoby, z której uczuciami się liczył.

Bronwen już się domyślała, kto jest ojcem dziecka Jenny. Być może podświadomie

wiedziała to od dawna i właśnie dlatego wolała obarczyć winą Slade’a.

Zamknęła oczy i jęknęła boleśnie.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Pobiegła szukać Slade’a, jednak nigdzie nie mogła go znaleźć.
– Wyjechał – poinformowała ją w końcu pani Doyle. – Powiedział, że ma coś do

załatwienia, patrzył przy tym takim wzrokiem, jakby szukał kogoś, komu mógłby przyłożyć –
gospodyni jak zwykle mówiła prosto z mostu.

– Kiedy wróci?
– Może na obiad, ale nie wiadomo. Uważam jednak, że lepiej będzie dla nas wszystkich,

jak nie przyjedzie zbyt szybko.

Bronwen miała inne zdanie. Musiała jak najszybciej z nim porozmawiać, niezależnie od

jego nastroju. Teraz nic nie może zrobić. Z wyjątkiem jednej rzeczy. Pośpieszyła do telefonu.

– Słucham – usłyszała wesoły głos Michaela.
– Cześć, to ja.
– Cześć! Rany, masz taki głos, jakby ktoś cię właśnie dusił. Gdzie Slade?
– Nie dusi mnie w tej chwili, jeśli o to ci chodzi. Gospodyni utrzymuje, że pojechał kogoś

pobić. Kogokolwiek.

– Co się stało, Bron? – W głosie jej brata brzmiało zdziwienie.
Okręciła sobie wokół dłoni sznur telefonu.
– Michael...
– No, wyduś to z siebie.
– Słuchaj... Czy to ty... Czy ty jesteś ojcem Bobby’ego Barkera? – spytała nieswoim

głosem.

– Tak – okazał mniej wahania, niż się spodziewała. – Myślałem, że może wiesz. Jenny ci

powiedziała?

Bronwen oparła się o ścianę.
– Właśnie sama na to wpadłam. Zawsze myślałam, że to Slade. Wszyscy tak mówili.
– Slade? – krzyknął ze zdumieniem Michael. – On? Rety, Bron, ten facet mało mi łba nie

urwał, gdy się o tym dowiedział! Wstyd mi przyznać, ale on w życiu nie wpędziłby
dziewczyny w takie kłopoty. Chyba żeby był absolutnie pewien, że się pobiorą.

– Wiem. Powinnam była wcześniej to zrozumieć. Milczeli przez chwilę oboje, zbierając

myśli.

– To dlatego nie układało się między wami? Nie miałem pojęcia, że ktoś mógłby go

podejrzewać. Wyjechałem z Pontglas, bo nie chciałem zranić mamy. Miałem nadzieję, że
sienie dowie...

– Przede wszystkim powinieneś mieć choć tyle przyzwoitości, żeby trzymać się z dala od

dziewczyny zaręczonej z kimś innym – powiedziała ostro Bronwen. Jej brat zawsze był
nieodpowiedzialny, ale to już przekraczało wszelkie granice.

– Jenny wcale nie chciała być jego narzeczoną – zaprotestował Michael. – Wolała mnie,

ale jej rodzice nie aprobowali naszego związku...

– Wcale się im nie dziwię – Bronwen straciła cierpliwość.

background image

– Nie rozumiesz. Wiem, że nie zachowywałem się jak aniołek, wręcz przeciwnie, ale

kochałem Jenny. Byłaby ze mną szczęśliwa, postarałbym się o to. Jej rodzice woleli Brice’a
tylko dlatego, że był starszy i bogatszy, a ojciec Jenny ubiegał się wtedy o urząd burmistrza.

To prawda. Bronwen pamiętała, jak bardzo chlubili się zaręczynami córki.
– Przecież i tak nie mogli zmusić Jenny do małżeństwa z Brice’em – zauważyła.
– Owszem. Zmusili. Po prostu przekonali ją, że ze mną nigdy nie będzie szczęśliwa. Nie

wiem, jaka jest teraz, ale wtedy łatwo ulegała wszelkim wpływom. Była taka słodka i
łagodna... Nie zapominaj, że miała wówczas tylko siedemnaście lat.

– I dlatego udało ci się spowodować, że zaszła w ciążę? – Bronwen przejęła zwyczaj pani

Doyle, by niczego nie owijać w bawełnę.

– Bron! Wcale nie! Naprawdę się kochaliśmy. Zresztą powiem ci prawdę... Ja nadal ją

kocham. Teraz, gdy wiem o śmierci Brice’a, wracam do domu, żeby... Żeby się przekonać,

czy Jenny mnie zechce.

– Skoro darzyłeś ją takim uczuciem, to dlaczego wyjechałeś? I dlaczego Slade ci na to

pozwolił?

– Wcale mi nie pozwolił. Wyjechałem do Londynu i dopiero stamtąd do niego

zadzwoniłem. Najpierw mnie strasznie zwymyślał, a w końcu, gdy zrozumiał, że i tak nie
mam po co wracać, obiecał mi pomóc.

– Już nawet rozumiem, dlaczego – powiedziała z zadumą. – To po prostu taki rodzaj

człowieka. Nie zostawiłby cię samego: No, dobrze, ale nada! nie pojmuję, czemu nie
walczyłeś o Jenny?

– Zorientowaliśmy się, że jest w ciąży, już po jej zaręczynach z Barkerem, a facet

strasznie się w niej zakochał. Zagroził, że mi kości poprzetrąca, a jeśli Jenny mnie nie
przekona do wyjazdu, to zrobi coś jeszcze gorszego. Była przerażona, nie wiedziała nawet,
czy nadal mnie kocha i sama błagała, żebym wyjechał i nigdy się z nią nie kontaktował. Nie
sądzę, żeby Brice umiał spełnić swoje pogróżki. Chciał ją mieć dla siebie i za nic by nie
ustąpił.

Bronwen westchnęła. Może teraz, po ośmiu latach, Michael będzie w stanie sprostać

zadaniu i zacznie się wreszcie zachowywać jak prawdziwy mężczyzna.

– Życzę wam obojgu dużo’ szczęścia. – Odłożyła słuchawkę i pomyślała, że ona będzie

potrzebować go jeszcze więcej. Slade nie miał zwyczaju miłosiernie przebaczać bliźnim ich
błędów.

Wrócił na obiad, ponury niczym chmura gradowa. Bronwen i pani Doyle obserwowały go

przez kuchenne okno.

– Najwyraźniej nie znalazł osoby, na której mógłby się wyładować.
– Obawiam się, że zostanę nią ja – zauważyła cicho Bronwen.
– Prawdopodobnie. Lecz będzie miał ze mną do czynienia, jeśli tylko tknie panią palcem

– gospodyni chwyciła wałek i pomachała nim wojowniczo. – Ale on tego nie zrobi – dodała
niemal z żalem. – To nie w jego stylu.

Bronwen, przed chwilą bliska łez, roześmiała się.
– Pani działa jak balsam na moje rany. Dziękuję – powiedziała i poszła szukać Slade’a.

background image

który zniknął za rogiem.

Za jej plecami pani Doyle mruknęła zjadliwie:
– Balsam? A nie jak ocet siedmiu złodziei?
Slade, oparty o rosnący nad strumieniem dąb, wpatrywał się w gąszcz na drugim brzegu z

tak kamiennym wyrazem twarzy, że Bronwen z trudem powstrzymała się od płaczu.

– Slade, chciałam cię przeprosić – szepnęła za jego plecami.
Odwrócił się do niej, jednak rysy jego twarzy nawet nie drgnęły.
– Za co? – spytał tak obojętnym tonem, że aż pobladła.
– Za to, że ci nie ufałam. Chodzi mi o Jenny. Odwrócił się plecami.
– Rozumiem. Rozmawiałaś z Michaelem.
– Tak, ale wcale nie musiałam.
– Doprawdy? Chcesz powiedzieć, że nagle cię oświeciło? A może jakiś głos z niebios

oznajmił ci o mojej niewinności? – pytał z gorzką drwiną.

– Po prostu w końcu wszystko przemyślałam – wyjaśniła najłagodniej, jak potrafiła. –

Przedtem zaślepiała mnie miłość do brata.

– Jedyna rzecz, jaka może tu człowieka oślepić, to dresy pani Doyle – stwierdził ponuro.
Bronwen spojrzała na niego uważnie. Czy Slade próbuje ukryć swoje uczucia pod maską

nonszalancji? A może tylko się z nią droczy, jak kiedyś, w dawnych dobrych czasach? Z
pewnością nie. Głębokie bruzdy wokół ust zdradzały, że nie ma ochoty na żarty.

– Slade, próbuję ci powiedzieć, jak bardzo mi przykro...
– Świetnie. Już mi powiedziałaś.
– Slade...
Oderwał się wreszcie od drzewa i popatrzył na nią.
– Przeprosiłaś. Przyjąłem przeprosiny. Wystarczy.
– Ale jesteś zły! Oczywiście nie winię cię za to. Powinnam była wcześniej zrozumieć, że

jesteś ostatnim człowiekiem na świecie, który mógłby tak potraktować Jenny. Lecz jak
mogłam podejrzewać własnego brata? Nie miałam pojęcia...

– Dopóki ci nie powiedział.
– Nie! Sama do tego doszłam! – Okręciła płomiennie rudy lok wokół palca. – Ja...

Kocham cię, Slade. Sądzę... Mam nadzieję... Czy istnieje możliwość, że ty też mógłbyś mnie
pokochać? – Wyciągnęła dłoń, lecz Slade cofnął się, jak przed jadowitą żmiją.

– Oczywiście, że cię kocham – odparł niezwykle ostro.
– Jak myślisz, dlaczego miałem ochotę wytargać cię za uszy tego dnia, gdy balem się, że

spadłaś ze skał w rezerwacie? A niby dlaczego chciałem się z tobą ożenić? Czy wiesz, że po
twojej odmowie zacząłem liczyć na to, że może zaszłaś w ciążę? Wiedziałem, że wtedy
będziesz musiała zmienić zdanie. Sądziłem też, że w końcu zrozumiesz, że nie jestem
podrywaczem, który wszędzie zostawia za sobą nieślubne dzieci – mówił gorzkim tonem,
który sprawiał jej ból. – Nie mogłem przecież podważać twojego zaufania do brata. A
ponadto, co byś sobie o mnie pomyślała? Że próbuję bezczelnie zwalić na niego winę.

Bronwen była kompletnie porażona szorstkością, z jaką ją traktował. Rozumiała teraz, jak

bardzo musiał cierpieć przez jej oskarżenia, ale przecież... Nagle dotarło do niej, co

background image

powiedział. Czy cokolwiek innego miało jeszcze jakieś znaczenie?

– Powiedziałeś, że mnie kochasz – szepnęła. – Proszę, czy nie moglibyśmy zacząć od

nowa?

– Też tak kiedyś myślałem – odparł lodowato. – Sądziłem, że gdy wyjdziesz za mnie,

pokochasz mnie całego... moją duszę, mój charakter... a nie tylko moje ciało – skrzywił się
cynicznie. – Z tym ostatnim nie miałaś specjalnych kłopotów.

– Ależ ja naprawdę kocham...
– Tak twierdzisz. Domyślam się, że to rewelacje, jakie usłyszałaś od brata, zmieniły twój

stosunek do mnie.

– Slade, kochałam cię niemal od pierwszej chwili. A Michael tylko potwierdził to, co

zrozumiałam już wcześniej... – Przestała się tłumaczyć, gdyż bezlitosna twarz Slade’a
przybrała lekko drwiący wyraz.

Stał z wysoko uniesioną głową, z rękoma w kieszeniach, a łagodny wiatr rozwiewał jego

złociste włosy. Wyglądał tak kusząco... Bronwen patrzyła na niego bezradnie. Tak bardzo
chciała go dotknąć, zatopić palce w tej jasnej grzywie, przesunąć dłońmi po jego ciele. Jednak
wiedziała, że jeśli spróbuje to zrobić, odrzuci ją ponownie. Nagle poczuła, że dłużej nie
zniesie jego obojętności.

Jęknęła boleśnie i na oślep pobiegła przed siebie po trawie, byle dalej od niego.
Łzy przesłoniły jej oczy i nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. Dopiero po Chwili dotarło

do niej, że pod stopami nie czuje już miękkiej trawy, tylko jakąś twardą nawierzchnię.
Przypadkiem trafiła na biegnącą nie opodal szosę, wzdłuż której płynął ten sam strumień, co
na posiadłości Slade’a.

Przystanęła wreszcie i otarła dłonią łzy. Nagle kątem oka spostrzegła, że zbliża się do mej

coś wielkiego.

Autobus! To coś, co sunęło wprost na nią z wizgiem opon i włączonym klaksonem, to był

autobus!

W ostatniej chwili szarpnęła się do tyłu, uderzył ją silny podmuch, silnik zawył tuż przy

jej twarzy, straciła równowagę i spadła z nasypu wprost do strumienia.

Woda była taka chłodna i przyjemnie kojąca, a przed oczami Bronwen wirowały dziwne,

kolorowe plamy. Wpatrywała się w nie z ciekawością, nie dbając o to, że kompletnie
przemoczona leży w potoku. Było jej już zupełnie wszystko jedno...

– Bronwen, skarbie, obudź się.
Nadal czuła wilgoć, lecz już nie spoczywała w strumieniu. Głos Slade’a brzmiał

zadziwiająco blisko. Ociężale uniosła powieki. Ach, tak, dlatego słyszała go tak blisko.
Przecież to właśnie on niósł ją na rękach. Ociekał wodą, a z niebieskich oczu wyzierała troska
i uczucie. Chłód i drwina zniknęły z nich bez śladu. Czyżby umarła i znalazła się w niebie?
Bronwen zdecydowała, że niezależnie od tego, co się stało, i tak znalazła się tam, gdzie
pragnęła być – w ramionach Slade’a. Z pomrukiem zadowolenia zamknęła oczy...

– Bronwen, powiedziałem, obudź się! Uświadomiła sobie, że leży w łóżku, starannie

otulona kołdrą i zupełnie naga. Natarczywy głos Slade’a rozbrzmiewał tuż przy jej uchu.

– Strasznie krzyczysz – mruknęła sennie.

background image

– Zrobię coś znacznie gorszego, jeśli natychmiast nie otworzysz oczu. Bronwen, musisz

być teraz przytomna, nie wolno ci zasnąć. Uderzyłaś się w głowę.

– Wiem. To było takie, przyjemne. Usłyszała rozpaczliwy jęk.
– Zobaczysz, że jak zacznę cię budzić siłą, to już nie będzie takie przyjemne – zagroził.
– Naprawdę? – poczuła silną dłoń na swoim udzie. – A mnie się podoba.
– Zaraz przestanie ci się podobać. Otwórz oczy. Natychmiast – domagał się tak

nieustępliwie, że Bronwen dla świętego spokoju podniosła ciężkie powieki.

– Tak lepiej – zmarszczka między jego brwiami wygładziła się. – Czy masz pojęcie, na

jak ciężką próbę mnie wystawiłaś, Bronwen Slade?

– Bronwen Slade? Ale ja się nazywam... Och, nie. Już się nie nazywam jak przedtem,

prawda?

Uśmiechnął się z taką czułością, że serce Bronwen stopniało jak wosk.
– Już nie, najdroższa. Odwzajemniła uśmiech.
– Nazwałeś mnie najdroższą. I skarbem.
– Bo nim jesteś. Dlatego proszę cię, nie próbuj się znowu zabić.
– Wcale nie próbowałam... – uśmiech zniknął z jej twarzy. Zmarszczyła brwi, bo poczuła

lekki ból głowy. – Zachowujesz się wreszcie jak człowiek.

– Wydawało mi się, że zawsze nim byłem. Twoja ciąża jest zresztą doskonałym tego

dowodem.

– Miałam na myśli, że podczas rozmowy nad strumieniem traktowałeś mnie z takim

chłodem... , Delikatnie odsunął jej włosy z twarzy.

– Wiem. Po kilku dniach małżeństwa z kobietą, z którą nie mogłem dać sobie rady,

znajdowałem się w takim stanie, że przeprosiny nie mogły już mnie ułagodzić – uśmiechnął
się z żalem. – Widzisz, kocham cię od tak dawna... Osiem lat temu byłem zbyt
niedoświadczonym młokosem, żeby przyznać się do tego uczucia nawet sam przed sobą.
Kiedy cię spotkałem ponownie, od razu podjąłem decyzję. Jak idiota sądziłem, że gdy cię
poślubię, wszystko się jakoś ułoży. Ale nie chciało się ułożyć – spojrzał na nią wymownym
wzrokiem. – Pragnąłem cię równie mocno, jak ty mnie, ale nie mogłem kochać się z kobietą,
która mną pogardzała. Sam siebie zapędziłem w kozi róg.

Skinęła głową, lecz natychmiast tego pożałowała, gdyż ból odezwał się ze zdwojoną siłą.
– Rozumiem. W takim razie co cię w końcu ułagodziło, skoro nie moje przeprosiny?
– I tak wreszcie by do mnie przemówiły, zapewniam cię. Jednak wszystko dotarto do

mnie znacznie szybciej, gdy moja żona próbowała się zabić na moich oczach – czule
pocałował Bronwen w czubek nosa. – Bałem się, że początek może okazać się końcem. Że
wydarzenia zatoczyły pełne kolo i naprawdę zginiesz pod kolami autobusu, jak przed paroma
tygodniami doniosły gazety. Tym razem jednak z mojej winy. A ja nie chciałbym żyć na
świecie, gdzie nie byłoby pewnej rudej kobiety, która doprowadza mnie do szaleństwa.

– Och, Slade – dotknęła dłonią jego wilgotnego ramienia. – Tak mi przykro.
Ujął wąską dłoń i pocałował ją.
– Oboje zawiniliśmy. W końcu nic dziwnego, że siostra nieugięcie wierzy w swojego

brata. Zwłaszcza że ani razu nie zaprzeczyłem pomówieniom. Po prostu byłem zbyt dumny,

background image

żeby cię przekonywać o swojej niewinności.

Bronwen dotknęła muskularnej piersi, na której opinała się mokra koszula. Dawne

pragnienie odezwało się w niej z całą mocą.

– Skrzywdziłam cię. A duma nie jest niczym złym. Gdyby Michael miał jej tyle, co ty,

pewnie teraz cala nasza trójka nadal mieszkałaby w Pontglas.

– Wątpię, czy zostałbym w miasteczku, niezależnie od sprawy Michaela. I tak chciałem

gdzieś wyjechać, szukać...

– Szukać czego?
– Miłości. Jedynej rzeczy, której zawsze mi brakowało. Najpierw walczyłem o miłość

rodziców, ale im bardziej zależało na pełnej butelce niż na synu, potem zabiegałem o miłość

ciotki Nerys, lecz ona miała własne dzieci do kochania. Wreszcie o twoją, cudowny rudzielcu.
Stałaś się największym wyzwaniem ze wszystkich.

– I wygrałeś – powiedziała miękko. – Pokonałeś mnie, Slade.
– Nie – pochylił się i pocałował ją. – Nigdy nie chciałem cię pokonać, moja słodka.

Myślę, że nasze potyczki zbyt nam się podobają, by któreś chciało wygrać i w ten sposób je
zakończyć.

Roześmiała się.
– Nigdy nie myślałam o sobie jak o walecznej Amazonce.
Potrząsnął głową.
– Ty nie walczysz jak Amazonka. Ty załazisz podstępnie za skórę niczym zadra i nie

sposób uwolnić się od myśli o tobie. Jedyny sposób na tę zadrę... Ale to wtedy, jak ty
będziesz gotowa.

– Jestem gotowa – objęła go za szyję.
Slade ze śmiechem wyciągnął się na łóżku i uważnie położył głowę Bronwen na swoim

ramieniu.

– Pamiętasz chiński ogród? – spytał nieoczekiwanie.
– Oczywiście.
– Widzisz, znalazłem inne miejsce, w którym mogę ukoić moje serce.
– Gdzie? – pieszczotliwie przesunęła palcami po jego policzku.
– Tutaj. Wszędzie tam, gdzie jestem z tobą.
– Moje serce mówi dokładnie to samo. Czy wiesz, że jesteś zupełnie mokry? – dodała

pozornie bez związku.

– A ty jesteś zupełnie naga. Czyli jest dokładnie tak, jak powinno być.
Parę minut później przechodząca korytarzem pani Doyle usłyszała dobiegające z sypialni

odgłosy, które spowodowały, że głośno wyraziła swoje myśli:

– No, wreszcie nowożeńcy ruszyli z martwego punktu.
Gdyby którekolwiek z nich usłyszało słowa gospodyni, niechybnie zapewniłoby ją, że nie

tylko ruszyli, ale od razu wzlecieli do siódmego nieba.


– Pani Bickersley ma kłopot – szepnęła Bronwen do Slade’a.
Ujął kieliszek z szampanem i uśmiechnął się cierpko.

background image

– To inni mają kłopot z panią Bickersley. A wszystko dzięki tobie, kochanie.
Roześmiała się i zerknęła na drugi kraniec rozświetlonego słońcem pokoju, który dziś

wypełniał tłum rozbawionych gości. Pod jednym z okien pani Bickersley wpatrywała się w
kartkę papieru i czatowała na każdego, kto nieopatrznie przechodził w pobliżu.

Sześć tygodni minęło od dnia, gdy Bronwen wpadła do strumienia i Slade wreszcie

odkrył, że życie bez piegowatej małżonki byłoby kompletnie niemożliwe. Dziś wyprawiali
przyjęcie, gdyż następnego ranka odlatywali do Grecji.

Większość gości stanowili oczywiście znajomi Slade’a i z tego powodu Bronwen z

rozbawieniem nalegała, by zaprosić panią Bickersley, gdyż oprócz sekretarki męża nie znała
w Vancouver nikogo.

Ku jej żalowi Michael opuścił Kanadę przed tygodniem. Po zakończeniu procesu swojego

napastnika wsiadł do najbliższego samolotu lecącego do Londynu. Załatwił swoje sprawy w
iście rekordowym tempie, ponieważ już dwa dni temu zadzwonił z wiadomością, iż pobrali
się z Jenny, a Bobby jest najwspanialszym synem, jakiego mógłby sobie wymarzyć. Kiedy
dodał, że nie sprzedaje rodzinnego sklepu, tylko sam go dalej poprowadzi, Bronwen musiała
szybko poszukać chusteczki.

Nie miała wątpliwości, że ich rodzice, gdziekolwiek się teraz znajdowali, byli wreszcie

szczęśliwi.

– Co to za kartka, którą ona tak wymachuje? – Pytanie S ladę’a przy wróciło ją do

rzeczywistości.

Bronwen zachichotała i schowała nos w kieliszku.
– Szampan należy pić, a nie wąchać – szepnął. – Co w tym takiego zabawnego?
Postarała się opanować.
– Niedawno odwiedziła dom starców, przecież wiesz, jaka z niej szalenie towarzyska

osoba. Właśnie przysłali list, że nie akceptują jej wyjaśnienia, iż rozwaliła czyjeś ogrodzenie,
ponieważ zastawił ją inny samochód i nie mogła inaczej wyjechać. Czuje się śmiertelnie
obrażona, gdyż zawiadomili ją. że nawet jeśli samochód zostanie zablokowany, to i tak nie
ma prawa przejeżdżać przez czyjąś posiadłość i niszczyć ogrodzenia.

Slade pośpiesznie odstawił kieliszek.
– Wyrazy współczucia dla tych biedaków – mruknął, a jego ramiona drżały podejrzanie.
Pani Doyle, której zielono-pomarańczowa sukienka z ogromnym dekoltem wywoływała u

Bronwen dziwne reakcje, ilekroć na nią spojrzała, podeszła do nich dumnym krokiem.

– Ktoś, kto przygotowywał potrawy, nie znał się na tym kompletnie. Jak można mieszać

kawior z awokado? – w jej głosie brzmiała uraza. – Albo podawać wędzonego węgorza z
oliwkami? Takie zestawienie kolorów strasznie się ze sobą gryzie. Panie Slade, to po prostu
skandaliczne. Skandaliczne! – podkreśliła dobitnie. – Trzeba było mnie poprosić, zrobiłabym

to znacznie lepiej.

Slade nie wytrzymał i po prostu uciekł z pokoju. – Gdy przyjęcie dobiegło końca i

wszyscy goście już wyszli, Bronwen w rozmarzeniu wyglądała przez okno. Slade stanął za
nią.

– Nareszcie sami.

background image

– Z wyjątkiem pani Doyle.
– I małego Slade’a – położył dłoń na jej brzuchu.
– A jeśli to mała Bronwen?
– Mam przeczucie, że to chłopiec. Cala następna piątka to będą dziewczynki.
– Piątka! – wykrzyknęła. – Jeśli zamierzasz zakładać dynastię, to zapewniam cię, że

urodzę ci samych synów. I daję słowo, każdego nazwę Emlyn.

– Oj, chyba się prosisz o kłopot! Uśmiechnęła się łobuzersko.
– Zależy, jakiego rodzaju kłopot.
Slade objął jej zgrabną figurę, która zaczynała się już lekko zaokrąglać.
– Pani Doyle będzie zajęta w kuchni jeszcze długo – szepnął w zamyśleniu.
– Też tak myślę. – Odwróciła się i zatopiła palce w złocistych włosach Slade’a. – Zobacz,

jakie to szczęście, że w gazetach nie zawsze są prawdziwe wiadomości. Inaczej nie byłoby
mnie tutaj.

– Największe szczęście, że jednak nie wpadłaś pod autobus. Błagam, nie kuś losu po raz

trzeci, bo w przeciwnym razie będę musiał zamknąć cię na klucz w sypialni.

– Znakomicie! Pod warunkiem, że ty też tam będziesz – mrugnęła do niego i przesunęła

dłonią po zewnętrznej stronie muskularnego uda. – Pamiętasz, jak się spotkaliśmy w szpitalu?

– Naprawdę prosisz się o kłopoty. Owszem, pamiętam. Byłaś na mnie tak cięta, że nie

wiedziałem, czy mam się śmiać, czy raczej mocno tobą potrząsnąć.

– Nie zrobiłeś ani tego, ani tego. Nieoczekiwanie porwał ją na ręce.
– Zrobiłem coś znacznie bardziej sensownego.
– Aha – przytaknęła, gdy niósł ją korytarzem. – Ożeniłeś się ze mną. Ale czy to naprawdę

było takie sensowne?

– Nie wiem – odparł szczerze, gwałtownym kopnięciem otwierając drzwi sypialni. –

Wygląda raczej na to, że udało ci się wywrócić moje życie do góry nogami.

– Tym niemniej, to chyba ja z nas dwojga zachowałam poczucie zdrowego rozsądku –

zerknęła ponad jego ramieniem. – I nie sądzę, by to było odpowiednie miejsce i czas...

– Zawsze jest odpowiednie miejsce i czas... – Urwał, gdy jego spojrzenie padło na

szkarłatną narzutę ozdobioną srebrnymi i złotymi frędzlami. W otwartej szafie widniały
bajecznie kolorowe dresy. – Och, nie! Wiedziałem, że tracę przez ciebie głowę, ale...

– Ale nie sądziłeś, że aż na tyle, by wdzierać się do buduaru pani Doyle?
Slade potrząsnął głową.
– Przy tobie wszystko jest możliwe – wycofał się szybko z pokoju. – Zaraz ci to

udowodnię.

Tym razem otworzył właściwe drzwi, położył Bronwen na łóżku i zgodnie z obietnicą

udowodnił jej, że kompletnie traci przez nią głowę.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
0255 Gregory Kay O ślubie nie ma mowy
Gregory Kay O slubie nie ma mowy
Nie ma mowy
Mowy nienawiści po prostu nie ma
Nie ma możliwości spłaty długu
Leclaire Day Bal Kopciuszka 02 Nie ma tego złego
Antypolonizm Nie ma takiego zwierzęcia
Nie ma mocnych, scenariusze, inscenizacje ekologiczne
Takich już nie ma, POLSKIE TEKSTY PIOSENEK ŚPIEWNIKI
19 12 nie ma wykładów ani ćw z matematyki
nie ma w zadnym
#33 Nie ma chorób nieuleczalnych
Bo nikt nie ma z Nas, Teksty piosenek i pieśni liturgicznych wraz z akordami
Dlaczego w nowej podstawie programowej nie ma [cie ek edukacyjnych Gra yna Skirmuntt
Nie ma rzeczy niemozliwych, Rozwój osobisty
Nie ma dzieci
tu nic nie ma
Rzeczy których nie ma u piegusa wykład chemia( 02 2014

więcej podobnych podstron