1
M
M
O
O
J
J
E
E
N
N
A
A
W
W
R
R
Ó
Ó
C
C
E
E
N
N
I
I
E
E
(ŚWIADECTWO ADAMA)
2
To było grudniowe południe czy też popołudnie, gdy ocknąłem się. To, czego
doznałem, nie byłem w stanie określid mianem snu czy wizji. Nawet dziś, po
wielu latach nie umiem tego określid. Nigdy wcześniej nie przeżyłem czegoś
podobnego: zbyt realne i dotkliwe, aby było snem, a zbyt nierzeczywiste, aby
było prawdziwym zdarzeniem. Jedno jest pewne, wywarło to na mnie takie
wrażenie, że padłem z łóżka na kolana i po raz pierwszy w swoim życiu szczerze,
ze łzami w oczach, z bólem wyrywającym się z dna serca zawyłem do Boga:
" Ojcze Wszechmogący! Pomóż mi Boże, gdyż nie radzę sobie sam !".
Kiedy tak wołałem do Boga, miałem ten obraz wciąż przed oczyma. Byłem jakby
zawieszony w rozpadlinie bez dna. Dookoła, gdzie się spojrzałem była tylko
ciemnośd, bez żadnej nawet odmiany szarości. Temu obrazowi towarzyszyła
tragiczna, straszliwa świadomośd ogromnej, koszmarnej pustki! W każdą
stronę, w którą się spojrzałem, widziałem, czy też stosowniej czułem czarną
bezgraniczną przestrzeo wypełnioną, li tylko uczuciem przeraźliwie wielkiej
przepaści bez dna. Pamiętam, że rozglądałem się jak kula w każdą stronę, a
wszędzie tylko czułem niczym nieograniczoną, ciemną, jak bezksiężycowa noc
czeluśd, otchłao! Z całą pewnością, gdybym ręką spróbował pomachad przed
oczami, to nie widziałbym tego, ani nie wiedziałbym o tym, że to robię, o ile
nie potrzebowałbym do tego zaangażowad swoich mięśni do ruchu ciała. Byłem
tam sam! Sam sobie pozostawiony, we własnej bezradności! Skazany na
swoją bezsilnośd! Na pewno nie mogłem się przemieszczad, ani woład, zresztą
nawet nie było nikogo, kto byłby to wołanie usłyszał.
Wszystko to razem wzięte, całe to przeżycie było przesiąknięte wiecznością.
Teraz, kiedy wspominam to i rozważam, zauważam ten aspekt. Samotnośd,
ciemnośd, pustka, przeraźliwa przestrzeo nie do pokonania, bezradnośd i
bezsilnośd nie miałyby tak tragicznego wymiaru, gdyby " jutro nastałby dzieo".
Koniec wyroku i wyjście na wolnośd. Lecz tam nie było tej perspektywy! Ten
wariant tam nie istniał! Cały tragizm i koszmar tego przeżycia polegał na
wieczności. To doświadczenie miało byd wiecznością! Wieczna samotnośd!
Wieczna ciemnośd! Wieczna pustka! Wiecznie przeraźliwa przestrzeo nie do
pokonania! Wieczna bezradnośd i bezsilnośd! Jedyny wariant, jedyna opcja to
wiecznośd tego marazmu, tej otchłani w samotności. Od tamtej pory minęło już
prawie dziesięd lat, a nadal obraz ten przed oczami mam jak żywy. Jak już
wcześniej wspomniałem, to wydarzenie rzuciło mnie na kolana lub dokładniej
3
precyzując nie to widzenie, ale jedna myśl, która tak obłędnie się do mnie
przyczepiła brzmiała:
"Jeśli dalej będę pił alkohol, to tam spędzę wieczność!"
.
"Jeśli niebo to wieczność z Bogiem, w takim razie piekło na pewno jest trwałą
wiecznością bez Boga". "Jeśli niebo to Boży blask i jasność chwały, to piekło
jest ciemnością, samotnością i przepaścią".
Przeżycia tego doświadczyłem mając 26 lat. W moim tak krótkim życiu
przeszedłem już różne perypetie począwszy od tego, że gdy miałem około
trzech lat życia zostałem adoptowany i wychowywałem się w rodzinie tzw.
zastępczej. Od kiedy tylko mogłem to zrozumied, moi adoptowani rodzice
uświadomili mi ten stan rzeczy. Po dziś dzieo jestem wdzięczny im za tę
świadomośd i mam dla nich wielki szacunek i miłośd. Bywały między nami różne
okresy i sytuacje, nie zawsze miłe dla nich z powodu mojego zachowania, a dla
mnie podyktowane zachowaniem ich w stosunku do mnie, lecz nigdy to nie
zadmiło mojej wdzięczności dla nich.
Okres młodzieoczych buntów i wolności prawie od początku charakteryzował
się samymi upadkami: pierwsze wino, pierwsze kradzieże w wieku 16-tu lat,
przerwane brutalnie ponad dwuletnim pobytem w poprawczaku. Następnie to
moje młodzieocze życie upojone było alkoholem, nocnymi lokalami, od czasu
do czasu przerywane, a to wyrokiem i odsiadką w więzieniu, a to kawałkiem
służby wojskowej. Oczywiście całej nie mogłem odbyd, gdyż po raz kolejny pan
prokurator dobijał się do drzwi mojego domu. Uciekłem z wojska, udając
problemy samobójcze, dostałem odroczenie ze służby, a w trzy miesiące
później znowu problemy z paragrafami kodeksu karnego. Tak więc miałem
typowy, standardowy wykres pijackiego amoku. Oczywiście były i kobiety
różnego rodzaju i kalibru. Nawet trafiła się ta jedna, której miłośd do mnie
zaślepiła jej zdrowy rozsądek. I pomimo znajomości tych różnych moich
kanałów życiowych, związała swoje życie ze mną "na dobre i na złe", w tamtym
czasie z przewagą zła.
Małżeostwo nie było wystarczającym argumentem, aby żyd w normalny, dobry,
pozytywny sposób. Elementy wcześniejszych moich zachowao znów powróciły,
a że historia lubi się powtarzad, więc kolejny wyroczek, burdy pijackie, kolesie
itd. Nie zmąciło spokoju pijackiego życia nawet to, że żona po ponad trzech lata
ch małżeostwa zostawiła mnie i z córką odeszła do swoich rodziców.
W takich okolicznościach, mogłem spokojnie pid, nie wadząc nikomu.
4
Po okresie pół roku od czasu uwolnienia mnie przez moją żonę, bez rozwodu
(dzięki Bogu!), wydarzyło się w moim życiu coś, czego nigdy wcześniej nie
doświadczyłem. Wizja niebycia, a jednak życia - po prostu piekło.
Wychowywałem się w rodzinie katolickiej, nawet przez jakiś czas byłem
ministrantem i czytałem Słowo Boże. Oczami młodego, zbuntowanego chłopca
zobaczyłem, że treśd Nowego Testamentu nie koresponduje z religią, ba, nawet
więcej, nie zgadzało się to z realnością życia, którego doświadczałem.
Wykorzystałem więc ten fakt, aby odejśd od kościoła, religii, aby stworzyd
własny monopol, własną filozofię życia, przynajmniej tak mi się wtedy
wydawało. I wszystko to zburzone zostało jednym snem czy też wizją. Wizją
piekła. Całe moje dotychczasowe życie, wszystko to, co było moim osobistym
dorobkiem, okazało się ruiną, bankructwem życiowym. Gdzieś na dnie serca był
głód Boga, czegoś ponadczasowego, nie przemijającego, realnego sensu życia,
a nie tylko wegetacji i reprodukcji gatunku ludzkiego. Owszem, zapijałem ten
tzw. wewnętrzny głos wołający o pomoc, lecz tamtego popołudnia to
pragnienie Boga wyrwało się z moich piersi. Po raz kolejny z bólem serca
stwierdziłem, że tylko zapijam świadomośd swojej bezradności wobec alkoholu.
Piłem i mogłem się z tego wyrwad. Piłem i nie mogłem nic na to poradzid. Ból
bezradności zawył we mnie jak pies do księżyca. Wyłem do Boga, chociaż nie
znałem go, aby mi pomógł wyrwad się z tego zaklętego kręgu. Bóg pomógł mi!
Resztkami moich, zdrowych jeszcze sił uzmysłowiłem sobie, że ta świadomośd,
te myśli pojawiają się tylko wtedy, gdy, jestem lekko "wypity". Gdy byłem
trzeźwy, myślałem tylko jak wypid, a gdy wypiłem dużo więcej, to tylko dążyłem
do tego, aby dobid do nieświadomości.
Tak więc resztkami sił, wsparty mocą Boga, zdobyłem się na to, aby zaopatrzyd
się w odpowiednią porcję alkoholu, nie za dużo i nie za mało (tak, aby utrzymad
stan lekko wypitego "moralniaka"), tyle by wystarczyło na dotarcie do ośrodka
odwykowego. Kiedyś słyszałem o takim ośrodku, który miał lepszą w Polsce
statystykę zaleczalności, a był on pod Bełchatowem. Ze Słupska do Bełchatowa
jest kawałek drogi, więc i porcja alkoholu do utrzymania mnie w tym stanie
musiała byd stosowna. Wszystko co posiadałem, zostawiłem w domu: rozbitą
rodzinę, perspektywę świat Bożego Narodzenia, Sylwestra. Tak bardzo
zapragnąłem po prostu żyd. Tak normalnie, chodby jak zwykły szary człowiek,
po prostu żyd bez alkoholu. Nawet nie liczyłem na to, aby moja ukochana żona
5
wróciła do mnie. Bardzo Ją kochałem i kocham, ale nie mogłem, nie miałem
prawa (wobec siebie samego), aby moja miłośd do Niej zmuszała Ją do powrot.
Nawet nie rościłem pretensji o nic. W przypadku, gdybym już nie pił i normalnie
żył, też nie miałbym prawa, aby wymuszad na Niej powrót do mnie. W takich
okolicznościach zostawiłem w domu pieniądze, prezenty bożonarodzeniowe,
nawet dowód osobisty, aby czasem nie wziąd biletu kredytowego na drogę
powrotną, aby się cofnąd. Kupiłem bilet do Bełchatowa, wspomniany alkohol,
po raz ostatni spojrzałem przez szybę wystawową na pracującą żonę w sklepie i
udałem się na wieczorny pociąg.
Następnego dnia rano, zmęczony, wyczerpany najbardziej wewnętrzną walką,
która szarpała moją duszą, poobijany z jednej strony alkoholem, a z drugiej
pragnieniem życia za wszelką cenę, zdesperowany, wciąż wołając do Boga o
wolnośd, stanąłem zziębnięty na dworcu w Bełchatowie.
Po półtoramiesięcznym pobycie w ośrodku, bez farmakologii (pigułki, wszywki),
nazywając samego siebie dozgonnym alkoholikiem, wychodziłem z tegoż
ośrodka. Bóg sprawił, że moja żona wróciła do mnie, do wspólnego życia ze
mną. Z Bełchatowa wróciliśmy razem z nią i córką do Słupska, do nowego
przedziału w naszym życiu; trzeźwym życiu. Przez następne miesiące uczyłem
się żyd z nimi i z moją abstynencją. Były różne sytuacje, czasami dochodziło do
spięd. Moja żona dochodziła momentami do wniosku, że chyba lepiej byłoby
abym się zapił, gdyż ona nie umie żyd ze mną niepijącym. Paradoks, a jednak
teraz Jej spojrzenie na życie zaczęło się burzyd. Staraliśmy się odbudowywad
nasze relacje, poziom finansowy i tym podobne kwestie. Chciałem nawet pójśd
do szkoły, podnieśd swoje kwalifikacje, lecz praca, dom były najbardziej
absorbujące i zajmujące czas.
Pewnego wrześniowego popołudnia zostałem zaproszony na towarzyskie
spotkanie, na którym "tak jak ja kiedyś zawołałem do Boga", tak Bóg zawołał do
mnie. Wtedy po raz pierwszy w życiu poznałem, że Bóg żyje! Jest realny i
prawdziwy! Doszło do tego w czasie rozmowy o Piśmie Świętym i jego
dosłowności w odniesieniu do życia. Wtedy okazało się, że Bóg Ojciec, syn Jezus
Chrystus i Duch Święty to nie tylko "jedno", ale też to, że On nie jest religią. On
nie jest wiarą. On nie jest kościołem. Bóg jest życiem, dawcą życia, On jest żywą
prawdą, jedynie absolutną drogą dojścia do życia wiecznego. Wśród różnych
aspektów w relacjach Bóg; człowiek, Pismo Święte a religia, wiara a życie,
6
nie mogłem zrozumied jednej reguły, że wśród ludzi rzeczywiście żyjących
zgodnie ze Słowem Bożym nie ma alkoholików, narkomanów, a jak już to tylko
uwolnieni byli narkomani, byli alkoholicy itp. W ramach psychologii, którą
poznałem w ośrodku odwykowym nauczyłem się tego, że alkoholikiem jest się
do śmierci, można byd tzw. trzeźwym alkoholikiem.
A sam Bóg wyzwolił mnie od takiego zniewalającego myślenia o sobie samym.
W trakcie tego spotkania otworzyłem swoje serce i umysł, gdy dotarły do mnie
słowa ewangelii, w których Pan Jezus twierdzi: "...i poznacie prawdę a prawda
was wyswobodzi". Okazało się, że potęga Słowa Bożego zawarta jest w mocy
objawienia przez Ducha Świętego, a przede wszystkim w prostocie jej przyjęcia
z wiarą. Ludzie wierzący nie są skazani na samotne zmaganie się z problemami
własnymi. Żywy Bóg wychodzi naprzeciw nam i naszym problemom i wspiera
nas w naszym życiu, a do nas tylko należy otworzyd się na jego pomoc. Owszem
nie pozbawia nas to problemów, lecz ubiera nas to w Bożą moc do zwycięstwa
nad naszymi słabościami. W Ewangelii Marka (rozdz. 16,16;18) Pan Jezus mówi:
..."a tym, którzy uwierzyli takie znaki towarzyszyd będą. W imieniu moim ...
chodby coś trującego wypili nie zaszkodzi im ...".
W swoim myśleniu, w swoim rozumieniu nie mogłem uzmysłowid sobie jak to
jest możliwe, że byli alkoholicy spożywają Wieczerzę Paoską w postaci chleba i
wina w biblijny sposób i nie powoduje to w nich chęci do wypicia. Przecież mi
wpajano, że alkoholik gdy pozwala sobie na łyk wina, piwa lub jakiegokolwiek
alkoholu, to prędzej czy później wraca do ostatniego swego stanu pijackiego.
Dzieo, tydzieo, rok, ale wraca do kanału. A tu taki przewrót, po raz kolejny to,
co budowałem z takim pietyzmem, z taką skrupulatnością, runęło w dół.
Moje abstynenckie życie, pomimo uroków całego piękna normalnego życia,
wyglądało jak życie Syzyfa, który każdego dnia rano aż do wieczora wtaczał
kamieo pod górę, a gdy kładł się spad, kamieo staczał się w dół, a następnego
dnia rano znów koszmarny trud wtaczania tego samego kamienia pod górę. Tak
samo ja, każdego dnia zmuszałem się do zmagania z moją abstynencją. A gdy
dotarło do mnie Słowo Boże, gdy otworzyłem się na żywą prawdę, na Pana
Jezusa, stało się coś, czego nie oczekiwałem, czego nie pragnąłem w
najśmielszych marzeniach, coś o czym nie wiedziałem, że istnieje. Żywy,
doskonały Bóg uwolnił mnie od jarzma alkoholizmu. Mnie, marnego robaka,
prostego człowieczka, nawet niegodnego pożałowania. On schylił się ze
7
swojego majestatu do mnie i wlał mi swoją miłośd do mojego serca, abym nie
bał się i nie lękał o swoje życie, o moją abstynencję. Oczywiście nie po to, abym
mógł pid do woli, lecz abym mógł żyd w wolności, w doskonałej Jego miłości.
Poznałem prawdziwego, żywego Boga, nie religię, rytuały, nawet nie obiekt
kultu, ale Jezusa Chrystusa. On mówi o sobie: "...Ja jestem droga, prawda i życie
i nikt nie przychodzi do Ojca jak tylko przeze mnie ..." To On nadał sens
mojemu życiu i kierunek; zbawienie i życie wieczne. Okazało się, że to, co miało
miejsce dwa tysiące lat temu, poza murami Jerozolimy z Jezusem Chrystusem z
Nazaretu, jego ukrzyżowanie, jego śmierd, było to po to, abym i ja mógł żyd i to
wiecznie i to z Bogiem. Przyjąłem to wiarą, tak jak mówi Biblia: "...kto we mnie
wierzy chodby i umarł, żyd będzie ...".
W momencie, kiedy uznałem to za realne, kiedy pomyślałem o tym, że skoro
Biblia - Słowo Boże o tym mówi tak jasno i wyraźnie, to musi to byd prawda!
Jeśli Bóg zadał sobie tyle trudu, aby swojego jednorodzonego syna przybid do
krzyża moimi grzechami, moimi przestępstwami, moim alkoholizmem, moim
monopolem na własną rację; "widzi mi się". To znaczy, że Jemu, Bogu
Jedynemu zależy na tym, aby płacąc karę za moje postępowanie, za moje
grzechy odkupid mnie z niewoli grzechu, z jarzma kłamstwa. Abym mógł żyd w
wolności, w miłości, w prawdzie; w Jezusie Chrystusie, abym już dziś był
zbawiony i wolny od potępienia. W momencie, kiedy ta prawdziwa
rzeczywistośd dotarła do mojego serca, kiedy otworzyła moje serce na to, co
Bóg mówi do mnie, spadł ze mnie ten kamieo abstynencji i nigdy już nie
musiałem wracad po niego.
Bóg Ojciec w Jezusie Chrystusie uwolnił mnie od alkoholizmu i napełnił mnie
taką radością, taką miłością, że rozpłakałem się jak dziecko. W mojej starej
naturze łzy w oczach mężczyzny były oznaką słabości, zawsze starałem się, aby
byd dla siebie twardy i nieugięty i tak chciałem żyd. Życie, które prowadziłem
nauczyło mnie nie płakad, nie użalad się na sobą, a więc łzy w oczach mężczyzny
były jak wyraz litości, pogardy dla samego siebie. W momencie, kiedy Bóg
otworzył moje serce, kiedy wlał w nie swoją miłośd, rozpłakałem się
jak dziecko i przez łzy wyznałem Jezusowi wszystkie moje słabości, przez łzy
wylałem Mu całe moje życie. We łzach przyjąłem Go jako swojego Pana i
Zbawiciela. Przyjąłem Go jako osobistego przyjaciela i doświadczyłem tego, że
właśnie ten moment jak żaden inny stał się momentem przełomowym w moim
8
życiu. Po raz pierwszy moje życie nabrało barw, nabrał sensu, zaczęło mied swój
cel, którym było życie z Bogiem. Był to moment, w którym uzyskałem
odpowiedź na tę wizję piekła. Pokochałem tak Boga, że gdybym musiał porzucid
wszystko, całe moje dotychczasowe życie, postąpiłbym tak.
Z tego spotkania wróciłem do domu i nie mogąc się powstrzymad już w
drzwiach powiedziałem do swojej żony: "Misiu, Jezus jest moim Panem!". A z
uwagi na to, że była to dwunasta w nocy, moja żona stwierdziła: "Kładź się spad
, jutro porozmawiamy!". Następnego dnia nasza rozmowa wcale nie przebiegał
a tak radośnie jak moje spotkanie z Bogiem. Żona stwierdziła, że już nic nie jest
mi w stanie pomóc, że popadam ze skrajności w skrajnośd. I na nic się zdały
moje tłumaczenia o Bożej miłości, o tym że Bóg zmieni nasze życie, że poznanie
Boga wprowadzi nas w zupełnie inne przestrzenie miłości, ciepłe barwy, w
ogóle, że nasze życie będzie odmienione na dobre i na wiecznośd. Przez
najbliższe trzy miesiące z ust mojej żony nie słyszałem nic, jak tylko rozwód. To
było dla mnie ogromnym szokiem. Nie chciałem w to uwierzyd. Kobieta, która
przeszła przy moim boku przez tyle kanałów życiowych, w momencie kiedy
poznałem żywego Boga, postawiła mi warunek: "albo ja, albo Bóg". Nie mogłem
zrozumied, jak to możliwe, że kiedy spotkałem pana Boga, to dla Niej było to
kolejnym kanałem. A wszystkie wcześniejsze kanały mojego życia były dla niej
do przejścia?! Tak zaufałem Bogu i zaparłem się przed Nim, wyznając Mu to, że
skoro przeprowadził Ją przy mnie przez moje dno, to doprowadzi Ją do tego
samego zbawienia, którego ja doświadczyłem. Kiedy tak modliłem się tymi
słowami, byłem bardziej niż pewien, że On jest zdolny to uczynid i powierzyłem
mu tę sprawę, chociaż liczyłem się z tym, że moja żona wcale nie musi się temu
poddad. A wsparłem się na Słowie, które mówi o tym, że "On jest tym, który
daje chcenie i wykonanie". Po trzech miesiącach moja żona zaprosiła Jezusa
Chrystusa do swojego serca i tak samo jak ja, dostała dar nowego życia w
Jezusie Chrystusie. Tego życia o którym mówi Jezus w rozmowie z Nikodemem:
"Musicie się na nowo narodzid".
Od tamtej pory Bóg w szokujący dla nas sposób odmienił nasze życie. To, co my
osiągnęliśmy żyjąc wspólnie ze sobą, tak naprawdę było tylko pustym
ludzkim frazesem, a Bóg przez następne pół roku całkowicie odmienił nasze
relacje, sprawił że miłośd, którą dawaliśmy sobie, stała się tą miłością, którą On
objawia w swoim Słowie. Może nie w stu procentach była ona w nas, ale z całą
9
pewnością była i jest to miłośd o Bożym zabarwieniu. Bóg zmienił w nas
stosunek do naszej córki, stosunek do otaczających nas ludzi, nauczył nas
patrzed na innych ludzi nie przez pryzmat tego, co robią, ale przez pryzmat tego
, jak bardzo cenny jest każdy człowiek w Jego oczach.
Niestety i tutaj w to nowe życie wniosłem balast starego wyroku. Miałem
jeszcze nieodbyty wyrok, od którego się odraczałem, a jednak przyszło mi go
"odsiedzied". Najpierw wykręcałem się od odbycia kary więzienia przed Bogiem
tą pracą, którą przecież On mi dał. Ponieważ kiedy poznałem Pana Jezusa
utrzymywałem rodzinę z różnych prac, z których nie odprowadzałem podatku.
I któregoś razu w modlitwie powiedziałem Bogu, że jeżeli nie podoba Mu się ta
forma zarobku i nie jest to Jemu miłe, to niech pomoże mi znaleźd pracę, która
będzie spełniała moje oczekiwania, a przy tym będzie zgodna z Jego wolą.
Faktycznie, nie czekałem dłużej niż miesiąc, kiedy zadzwoniła do mnie
szwagierka z propozycją pracy u jednego z jej znajomych, z którym zazwyczaj
nie utrzymywała kontaktów, ale dziwnym, nieoczekiwanym, splotem
okoliczności on zwrócił się do niej z prośbą o znalezienie takiego lojalnego
pracownika, który będzie spełniał jego oczekiwania zawodowe. Wtedy trudno
mi było powiedzied, czy będę lojalny, ale Boże pragnienie świętości, czystości
osobistego życia postawiło mnie w moich oczach jako kogoś godnego, by wziąd
tę pracę.
Wezwanie do odbycia kary przyszło, gdy już przepracowałem ponad 8 miesięcy
a ja ze swej strony, po ludzku rzecz biorąc, wykorzystałem każdy możliwy
sposób, aby przesunąd ten wyrok. Jednocześnie, w modlitwach spierałem się z
Bogiem, jak to możliwe, że skoro On wybaczył mi wszystko, ja jeszcze
muszę iśd siedzied?! I modliłem się do Niego słowami Jezusa w Ogrójcu: "Ojcze
niech mnie minie ten kielich goryczy". Wołałem do Niego, pragnąc by
odsunął to ode mnie, bo jestem pewien, że dla Niego nie ma rzeczy
niemożliwych. Cała ta modlitwa była przepojona lękiem przed odsiadką, jako
człowiek wierzący. Sam kiedyś będąc więźniem, byłem jednym z tych, którzy
"czepiali" się innych współwięźniów odbywających karę za "wyznanie" np. za
odmowę pójścia do wojska. Ja wiedziałem doskonale, jaka forma prześladowao
mogła mnie czekad. I nie chciałem iśd do więzienia nie dlatego, że nie
zasługiwałem na tą karę, ale dlatego, że obawiałem się właśnie takich
prześladowao. Zresztą nigdy więzienie nie napawało mnie radością, a będąc
10
człowiekiem wierzącym, na pewno nie wnosiło to radości do mojego życia.
W modlitwie Jezusa w Ogrójcu nie chciałem dostrzec tej drugiej części, w której
Jezus wyznawał Ojcu: "Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie". W czasie,
kiedy się tak z uporem zmagałem w tych modlitwach, dotarła do mojego serca
moc tego "słowa" i dopuściłem do siebie tą treśd: "Nie moja, lecz Twoja wola
niech się dzieje". I kolejny raz, ze łzami w oczach przyznałem Bogu rację.
Dziś nie wstydzę się tych łez, gdyż to są łzy wzruszenia z powodu Jego
zwycięstwa w moim życiu. Zgodziłem się z Bogiem na ten wyrok, na to że muszę
go odsiedzied, aby ponieśd konsekwencje swojego postępowania.
Wyczerpałem już wszystkie możliwości, łącznie z wnioskiem o akt łaski.
Kiedy przyniosłem wezwanie do odbycia kary do pracy, aby uzyskad szanse
powrotu po wyroku, dyrektor firmy nie chciał uwierzyd w to, że taki
pracownik spokojny, fachowiec (bo taka opinia o mnie była), może mied wyrok.
To było dla niego zaskoczeniem, ale kiedy opowiedziałem mu historię
swojego życia, łącznie z tym jak poznałem żywego Boga, dyrektor rozłożył ręce
w geście bezradności i stwierdził: "To czekamy na pana, panie Adamie, tylko
niech się pan nie zepsuje".
W tamtym czasie, zastanawiającym mnie aspektem było to, że kiedy Bóg
odpowiedział na moją modlitwę o pracę, dostałem tę pracę. I ona spełniała
moje oczekiwania, lecz była to praca na trzy zmiany. Nie mogłem zrozumied, jak
Bóg mógł dad pracę trzyzmianową, takiemu noworodkowi w wierze jakim
byłem ja.
Lecz dopiero kiedy poszedłem odsiedzied wyrok, zrozumiałem, że Boże
działanie tak często nierozpoznane do kooca przez człowieka, jest jednak
doskonałe! Bóg w ten sposób pokazał mi, że społecznośd z Nim, przebywanie z
Nim nie może się opierad na relacjach z innymi wierzącymi!, lecz na osobistej
więzi z żywym Bogiem. Była to boża nauka kolejności i mocy, dwóch
największych przykazao, o których nasz Pan mówi w ewangelii Mat.22;36-39
Nauczycielu, które przykazanie jest największe? . A On mu powiedział: Będziesz
miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z
całej myśli swojej. To jest największe i pierwsze przykazanie . A drugie podobne
temu: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego . Pan milczał z
wyrozumiałością ojca wtedy, kiedy zadawałem Mu pytanie, dlaczego muszę byd
w pracy na drugiej, czy trzeciej zmianie i nie mogę przyjśd na nabożeostwo, na
11
społecznośd, by wraz z jego ludem oddawad mu chwałę, wsłuchiwad się w jego
słowo głoszone w tym czasie.
Kiedy postawiłem pierwsze kroki w więzieniu, doświadczyłem na sobie, że ten
trening, czyli brak społeczności z ludźmi wierzącymi nie jest izolacją od Boga.
Wręcz przeciwnie, jest to dopiero osobiste docieranie do społeczności z Nim,
do bezpośredniego obcowania z Jezusem Chrystusem. Tylko ta społecznośd
jest podstawowym warunkiem do pozytywnych społeczności z innymi wierzący
mi i całą resztą świata. I tak naprawdę tylko ta pionowa relacja, jest wstanie
ukształtowad prawidłowe relacje z innymi wierzącymi, z innymi ludźmi, czyli
relacje w poziomie. Ta osobista więź z Bogiem, która przygotowała mnie nie
tylko na czas wyroku, wpłynęła na to, że zgodziłem się z Nim na to, by pójśd i
nie zaprzed się Go tam, nie zaprzed się Żywego Jezusa Chrystusa, który zmienił
moje życie. Który jest w stanie zmienid życie każdego człowieka. Jedynym
warunkiem jest to, aby Ci którzy chcą pójśd za Nim tak samo bezwarunkowo jak
Jezus zawisł na krzyżu, aby i Oni bezwarunkowo oddali swoje życie Jezusowi.
W czasie odbywania tego ostatniego wyroku miałem przeróżne doświadczenia i
próby mojej wiary. Nigdy nie były one tak dotkliwe jak się obawiałem. Pan
Jezus dał mi łaskę, abym się nie zaparł Go i abym się nie wstydził jego imienia w
moim życiu. W sytuacjach, które wydawały mi się zagrożeniem, On zawsze
w mocy swojego Ducha Świętego przychodził i udzielał stosownej pomocy.
W trakcie "odsiadki" paru więźniów oddało swoje życie Jezusowi, lecz w moim
sercu było to czymś normalnym, naturalnym. Gdzieś wewnątrz swojego
ducha czułem, oczekiwałem na jakieś inne wydarzenie. Momentami wydawało
mi się, że tylko bardzo oczekuję na coś, co by mnie podniosło, pokrzepiło.
A przecież Pan tam był i cierpiał wespół ze mną. Lecz przyszedł dzieo, w którym
sam Pan Bóg Wszechmogący i Wszechmocny objawił swoje cudowne dzieło
i ogłosił swój triumf w chwale.
To był poranek zwykłego dnia pracy. Wyrok odbywał się w O.Z. należącym do Z.
K. Stare Borne. Był to ośrodek dla "recydywistów". I właśnie około dziewiątego
miesiąca mojego wyroku pojawił się kolejny transport więźniów do pracy.
Pracowałem w tamtejszym PGR; rze w tzw. tuczarni przy świniach. Tamtego
poranka usłyszałem słowa kierownika rozdzielającego pracę: "... a Nawrat
pójdzie do Kalinowskiego". Moje serce jak nigdy zabiło dziwnym rytmem
12
radości. Wiele razy w swoim życiu słyszałem nazwisko Nawrat i zawsze spływało
to po mnie jak po kaczce. A przecież było to moje genetyczne nazwisko.
Tutaj wspomnę o tym, że moi adopcyjni rodzice zachowali mi z domu dziecka
książeczkę zdrowia małego dziecka, w której miałem większośd danych
personalnych ze swojej genetycznej rodziny. Tak więc znałem swoje nazwisko,
daty urodzin rodzeostwa, rodziców, nawet adres, pod którym w tamtym
czasie zamieszkiwaliśmy i inne dane personalne.
Tamtego poranka, gdy dotarło do moich uszu brzmienie mojego genetycznego
nazwiska, w moim sercu słyszałem głos Ducha i słowa: "To jest twój brat,
sprawdź to". Kiedy spojrzałem na tego człowieka, nie wierzyłem w to, co się we
mnie dzieje. Mężczyzna, który stał przede mną był o głowę wyższy, barczysty i
miał ciemne włosy. Zupełne przeciwieostwo mnie samego. Modliłem się i
rozmawiając z Bogiem mówiłem: "To niemożliwe, pomyłka, nie ten wygląd, nie
ten adres". Ale moje serce, mój duch był tak poruszony, że nie mogłem się
powstrzymad. Przez trzy kolejne dni przyglądałem się temu człowiekowi i nie
dawałem wiary, że to mój brat. Po trzech dniach nie wytrzymałem i po
pierwszym karmieniu świo, w czasie chwili przerwy usiedliśmy razem i zacząłem
rozmowę. Zadawałem tak pytania, aby nie były jawne, ale aby uzyskad
odpowiedź, która by potwierdziła treśd informacji znanych mi z książeczki
zdrowia, o której wspomniałem wcześniej. Po tej rozmowie na skutek wymiany
pytao i odpowiedzi, byłem tak zszokowany i zadziwiony, że zdławionym głosem,
tylko stwierdziłem: "Sławek, Ty jesteś moim bratem rodzonym", a w zamian
uzyskałem tylko odpowiedź: "Wiesz z tych wielu pytao, które mi zadawałeś,
domyślam się tego samego". Oczywiście po tym nastąpiła jego opowieśd z życia
wzięta, w ten sposób wyjaśniły się pewne zawiłości z tejże książeczki.
Po 28 latach mojego życia Bóg sam odnalazł mi rodzinę. Po tym wydarzeniu
Sławek opowiedział mi o tym, jak sam unikał i odraczał się od wykonania kary.
A w ten sposób Bóg pokazał mi wspaniałośd Jego planu. Gdyby którakolwiek
zależnośd istotna dla terminu przesunęła się chodby o jeden dzieo z całą
pewnością nie spotkalibyśmy się. W efekcie tego wszystkiego napisaliśmy list
do Człuchowa do naszych genetycznych rodziców. Niebawem moja genetyczna
matka wraz z najmłodszym bratem i z żoną Sławka przyjechała na widzenie i
poznałem prawie całą rodzinę wraz z całą historią naszego życia. Okazało się, że
Sławek natrafił jeszcze "na wolności" na naszą siostrę, która też była po adopcji.
13
W tym miejscu można by było wysnud wniosek, że są to ludzkie tarapaty,
porozrzucane przez życie i poskładane przez ślepy los. Gdyby nie to, że sam Bóg
ukoronował swoje dzieło, swoją chwałą i jak mawia mój przyjaciel: "to sam Bóg
układa puzzle naszego życia, pomimo tego, że my uporczywie je rozrzucamy".
Po pewnym czasie, jak już ostygły trochę emocje, zgłosiliśmy razem ze
Sławkiem ten temat do kierownika więzienia abyśmy mogli zamieszkad w jednej
celi. Po wysłuchaniu, kierownik uznał to wydarzenie za precedens, ale razem
nam nie pozwolił zamieszkad. W tej sytuacji nie pozostało mi nic innego, jak
tylko prosid Pana Jezusa o pomoc. Niebawem w jednym z innych okolicznych
O.Z.-tów tego samego Z.K. na skutek prac remontowych zajął się ogniem dach,
czyniąc drobne szkody. To wystarczyło, aby tamtych skazanych przewieźd na
noc do naszego O.Z.-tu. W związku z tym mój brat trafił do mnie do celi.
A na następny dzieo, kiedy tamci więźniowie wrócili do swego Oddziału, my już
pozostaliśmy razem.
Mój brat po pewnym czasie zaczął czytad Pismo Święte i spędzaliśmy dużo
czasu na rozmowach o Bogu i Jego Słowie. Nie mogę ominąd pewnego faktu,
otóż Sławek, po pewnym czasie przeżył w sobie samym działanie mocy Słowa
Bożego. Doznał oczyszczenia duchowego i osobistego spotkania z mocą
Ducha Świętego. Rzekłbym, że spotkał się z żywym Bogiem, a mimo to nie
zdecydował się na życie z Panem Jezusem Chrystusem. Nie pomogło nawet to,
że doprowadziłem do spotkania z wikariuszem naszego kościoła, w czasie
przepustki mojego brata, w miejscowości w której Sławek mieszka. Gdy on
wrócił z tej przepustki do więzienia i po raz kolejny usłyszałem jego
stwierdzenie, że przyjmie Pana Jezusa do swojego serca dopiero po wyjściu na
wolnośd. Zadrżałem w swoim duchu. Byłem tym tak przybity, że nie odezwałem
się słowem. Pamiętam, Sławek położył się na łóżku i zaczął czytad sobie Biblię.
Ja w tym czasie chodziłem po celi i modliłem się w duchu, nie odzywając się.
Byłem zażenowany jego postawą i ubolewałem nad tym przed Bogiem.
W pewnym momencie usłyszałem tylko furkot przelatującej Biblii nad głową i
jego krzyk: "Ty przestao się modlid, bo mnie tu uciska", wołał pokazując na
swoją klatkę piersiową, w okolicy serca. Po tych wielorakich doświadczeniach,
następnego dnia mój brat Sławek przyjął Jezusa Chrystusa jako swego Pana i
Zbawiciela. Kiedy On oddał Bogu swoje życie, w tej samej modlitwie, dziękując
Bogu za jego cudowne dzieła prosiłem: "Panie, to już tylko warunkowe
14
zwolnienie mi pozostało, gdyż dokonało się to co mi przygotowałeś". Chwaląc
Boga położyliśmy się spad, gdyż był to już wieczór. Bóg nie dał się długo prosid.
Następnego dnia zostałem poinformowany o "akcie łaski", jaki został mi
udzielony przez pana prezydenta, na mocy którego wyszedłem z więzienia
przed planowanym terminem. Te i wiele innych rzeczy uczynił mi Bóg mocą
swojej nadzwyczajnej, cudownej łaski. Aby to wszystko wyrazid, musiałbym
zająd, co najmniej dwa razy tyle miejsca.
Dodam tylko, że Bóg dotrzymuje swoich obietnic danych w swoim Słowie i tak
świadectwem obietnicy, że "poganie będą się nawracad rodzinami" (poganie
czyli wszyscy nie Izraelici); jest to właśnie świadectwo, które czytasz. Dla
uzupełnienia tego świadectwa, niech będzie Ci czytelniku wiadome, że swoje
życie oddała Panu Jezusowi moja odnaleziona matka, mój następny brat, a
także żona brata Sławka.
Sumując to wszystko, Bóg daje się znaleźd tym, którzy są blisko i daleko.
Objawia się tym, którzy pragną Go poznad i udziela swojej łaski bez miary tym,
którzy oddają mu całe swoje życie. Jeśli teraz odczuwasz to pragnienie, nie
chowaj swoich łez. Bóg kocha i szanuje Cię, ale ten troskliwy Ojciec nie zaleje
Cię swoją miłością wbrew Tobie. On już oddał swoje życie w osobie Pana Jezusa
Chrystusa. Teraz Twoja kolej, abyś Ty Jemu zawierzył.
Pomódl się tymi słowami:
Panie Jezu, ja wierzę, że żyłeś w ciele na Ziemi i zmarłeś za mnie na krzyżu.
Wierzę, że Twoja święta krew ma moc oczyścid mnie z moich grzechów.
Wyznaję i oddaję Tobie wszystkie moje grzechy. Wejdź do mojego życia, do
mojego serca i poprowadź mnie do życia wiecznego. W imieniu Pana Jezusa
Chrystusa. Amen
Zbawienie nowotestamentowe; jest to zatem osobista trwała więź, przyjaźo,
nierozelwalny związek; Boga Ojca i Syna, i Ducha Świętego z Tobą człowieku.
Błogosławię Cię i życzę Ci, drogi Czytelniku abyś doszedł tak jak ja do poznania
prawdy Słowa Bożego, którym jest Pan Jezus Chrystus.
Adam