Bolesław Oleksowicz
Uwagi Kajetana Koźmiana i Franciszka Wężyka
o literaturze “dla zarobku ukleconej”
W listach Kajetana Koźmiana, Franciszka Wężyka, Wincentego Krasińskiego i Franciszka
Morawskiego, matadorów klasycyzmu postanisławowskiego, wśród oskarżeń wysuwanych
pod adresem literatury współczesnej zarzut merkantylizacji sztuki pojawiał się bodaj
najczęściej. Samo zaś zjawisko, do którego krytyka się odnosiła, uznawane było za budzącą
zgorszenie osobliwość dziewiętnastego stulecia. “Podły i nikczemny wiek – pisał Koźmian w
liście do Wężyka z 8 lutego 1853 roku – bezczelni i bezwstydni ludzie, co najszlachetniejszą
ozdobę i zaszczyt towarzystwa, literaturę, skazili sobą i na pokup więcej dającemu puścili”
1
.
Wcześniej, bo w 1837 roku, w podobnym duchu rozprawiał generał Krasiński: “dawniej dla
sławy pisano, dziś, by mieć wino szampańskie, i książki się przedaje na łokieć”
2
.
Oczywiście, wszystkie tego rodzaju uogólnienia przyjmować trzeba cum grano salis. Z kilku
co najmniej powodów. Po pierwsze, przeciwnicy nowej literatury mieli poczucie
wyobcowania za społeczeństwa, bycia w czasie nie swoim. Krytyce teraźniejszości
towarzyszyło więc nostalgiczne odwoływanie się do własnej przeszłości. Ten paseizm nie
pozostawał wyłącznie w idealnej sferze konwersacji listowej. Wyrażał się dążeniem do
restytucji zachowań dawnych poetów, którzy odwrotnie niż współcześni – zdaniem klasyków
– zachowując dostojność swego powołania, potrafili bezinteresownie ofiarować ziomkom
talent, “by powszechności krajowej przynosił pożytki”. Po drugie, proponowana terapia była
anachroniczna. Klasycy zwracali się po pomoc do literatury, która na pewnym etapie swojego
rozwoju ograniczyła się do wartości tylko własnych, zanegowała inne tradycje i wreszcie
zastygła, gdyż nie potrafiła zaakceptować różnorodności opisywanego świata. Kiedyś
oświecenie stanowiło oryginalną ofertę przezwyciężenia kryzysu europejskiego, narastającego
już od XVI wieku. W drugiej połowie dziewiętnastego stulecia ta odrębność przestała być
otwarciem na nowe, stała się zaledwie oporem, odmową uczestnictwa w zmianach. Po trzecie,
afirmacja przeszłości, przekształcająca wspomnienia w mitografię życia pokolenia, była
uczuciem mocno stronniczym. Przecież osiemnastowieczni twórcy nie żywili jakiejś
szczególnej idiosynkrazji do pieniędzy, a honoraria im wypłacane stanowiły niekiedy
znaczące źródło dochodu. Dla przykładu można podać, że Julian Ursyn Niemcewicz jako
współredaktor “Gazety Narodowej i Obcej” otrzymał w 1792 roku około 700 dukatów (12
600 zł), którymi opłacił podróż do Włoch. Inni autorzy wydawali swoje prace własnym
sumptem, licząc na większy zysk. Na przykład Adam Naruszewicz wyliczył, że tym sposobem
na drugim tomie Historii narodu polskiego od początku chrześcijaństwa (1780) zarobi około
3 600 zł. Niemałe honoraria wypłacano autorom podręczników szkolnych, wydawanych przez
Komisję Edukacji Narodowej. Kajetan Józef Skrzetuski za Historię powszechną dla szkół
narodowych na klasę III (1781) otrzymał 2 512 zł. Była to suma znaczna, ponad dwukrotnie
przewyższała roczne uposażenie początkującego nauczyciela (1 200 zł)
3
.
Kiedy jednak odsuniemy na bok nasze podejrzenia wobec przyczyn oskarżeń formułowanych
przez klasyków i zwrócimy uwagę na to, jakie zjawiska towarzyszące merkantylizacji sztuki
były krytykowane, jakie skutki społeczne z nich wywiedzione, jakie zagrożenia dla literatury
narodowej ujawnione, krytyka ta – wydobyta z niepamięci i rzadko wspominana – zadziwi nas
przenikliwością spostrzeżeń i odsłoni swoją oryginalność, mierzoną miarą czasu, w którym
była głoszona. Choć nie tylko. W świetle dzisiejszych doświadczeń, rozważona ponownie,
wciąż jest warta namysłu.
Powiedziawszy te słowa, sformułujmy tezę, która stanie się przedmiotem rozważań w dalszej
części pracy: sprzeciw klasyków był niezgodą na zmianę sytuacji społecznej pisarza, jaka
dokonała się za przyczyną rozwoju cywilizacji przemysłowej.
Dotychczasowa doniosła rola społeczna twórcy, niezależnie od tego, czy stanowiła pochodną
dydaktyczno-moralizatorskiej orientacji literatury, jak w klasycyzmie, czy wynikała z
romantycznego kultu poety – przewodnika duchowego narodu, była konstrukcją zbudowaną
na wysokich wartościach etycznych i wypracowaną wspólnie przez samych artystów oraz
czytającą publiczność. Obie strony, świadome dzielących je interesów, korzystały z jej
pośrednictwa, rzutując zaś nań wyobrażenia pożądanych zachowań, informowały się
wzajemnie o oczekiwaniach względem siebie. Procesy, które uruchomił “wiek kupiecki i
przemysłowy”, zniszczyły tę konstrukcję, jak i reguły jej powoływania. Jakie to były procesy?
Do najważniejszych, zdaniem Zofii Stefanowskiej, należały: “atomizacja społeczeństwa,
rozbicie tradycyjnych środowisk kulturalnych, zastąpienie mecenatu personalnego mecenasem
instytucjonalnym, poszerzenie kręgu potencjalnych odbiorców, udoskonalenie środków
rozpowszechniania, gwałtowny wzrost nakładów i równie gwałtowny wzrost konsumpcji
literatury itd. Literatura staje się przedmiotem obrotu handlowego, towarem, a pisarz płatnym
producentem dóbr kulturalnych. Zanika personalna więź między pisarzem a odbiorcą. Pisarz
tworzy dla anonimowej, nie znanej sobie publiczności i od niej jest zależny”
4
.
Aby posłużyć się tym opisem jako narzędziem interpretacyjnym, nieodzowne są pewne
dodatkowe, z konieczności bardzo oszczędne dopowiedzenia.
Krytyka współczesnej literatury nie opierała się na doświadczeniach osobistych. Klasycy
wszak nie należeli do twórców, dla których pisanie stanowiło źródło zarobkowania. Byli
właścicielami ziemskimi, choć różnice w zamożności między nimi były znaczne. Koźmian
miał swoje rodzinne Piotrowice, odległe o 17 wiorst od Lublina, Wężyk Minogę niedaleko
Krakowa oraz Witulin nad Białą, Krasiński ordynację opinogórską.
Nie wszystkie z procesów, wymienionych przez Zofię Stefanowską, znalazły się w orbicie
zainteresowań klasyków. Punkt widokowy, z którego obserwowali zmiany, usytuowany na
partykularzu podlaskim czy lubelskim, nie pozwalał dostrzec nowych zjawisk w całej ich
złożoności ani przewidzieć wszystkich potencjalnych niebezpieczeństw. Takie możliwości
mieli przede wszystkim twórcy przebywający na zachodzie Europy.
Ograniczoność pola obserwacji i w konsekwencji niemożność ogarnięcia współczesności w
jej całości uniemożliwiły klasykom zdobycie systematycznej wiedzy na temat przyczyn i
kierunków rozwoju krytykowanych procesów. Nie mieli świadomości swoich braków w tym
zakresie. Ich obraz świata karmił się wyobrażeniami, które przenieśli z przeszłości i które
uznali za ostateczne. Niemniej poczynione przez nich uwagi za sprawą podobnego sposobu
przeżywania teraźniejszości dadzą się ułożyć w pewien jednolity zbiór przekonań.
Klasycy najchętniej wygłaszali krytyczne opinie w prywatnych listach, które odczytywali w
kółku rodzinnym oraz nielicznym przyjaciołom, przyjeżdżającym z sąsiedzką wizytą lub z
powodów bardziej uroczystych, jak urodziny czy imieniny. Poza obszarem ochrony, jaki
stanowi każdy partykularz ze swoim bezwładem, trzymaniem się stałych i niezmiennych
zwyczajów, ich głos sprzeciwu nie był więc słyszalny i nie zapisał się w pamięci potomnych.
Spośród wielu kwestii poruszanych w listach Kajetana Koźmiana i Franciszka Wężyka,
wybrałem rozważania na temat roli pieniądza w kreowaniu życia literackiego.
Klasycy bez trudu odnajdywali w otaczającej rzeczywistości oznaki, które utwierdzały ich w
przekonaniu, że mają słuszność broniąc Okopów św. Trójcy dawnej literatury. Irytowało ich
zwłaszcza zamawianie czy – jak pisali – obstalowywanie utworów u ich twórców.
Kwestia genezy poezji stanowiła szczególny przedmiot ich zainteresowań teoretycznych.
Według Teresy Kostkiewiczowej w oświeceniu polskim dominowała “koncepcja źródeł
poezji rozumianych jako wrodzony dar szczególny, właściwy tylko nielicznym jednostkom”
5
.
W klasycyzmie początku XIX wieku te wyjątkowe dyspozycje skumulowały się w osobie
geniusza. Franciszek Wężyk w rozprawie O poezji w ogólności z 1815 roku, solidaryzując się
z opinią Fryderyka Schillera wyrażoną w odzie Szczęście, napisze, że “dar pienia z niebios
samych pochodzi”. Stąd tworzenie nie jest naśladownictwem pięknych wzorów, ale realizacją
płynącego z zewnątrz natchnienia: “[...] on będzie poetą, [...] gdy moc jakaś wyższa natchnie
pierś jego niezwyciężoną chęcią udzielania w szczególnym a nadzwyczajnym sposobie tego,
co mu dobroczynne bóstwo o piękności i prawdzie w jakim przedmiocie natchnęło”
6
.
W czterdzieści lat później Wężyk zetknął się ze zjawiskiem, które przejęło go zgrozą. W
liście do Koźmiana z 26 stycznia 1853 roku pisał: “W tych dniach był tu z Warszawy redaktor
główny «Warsz[awskiej] Gazety» Lesznowski i raczył mnie odwiedzić. Jak rybak przezorny
przyjeżdżał tu na połów z wędką rublową i złapał na nią dwie ryby, to jest dwa nie istniejące
romanse. Kupił więc kota w worze i nie wie nawet, jak się będzie nazywał. Jednego mu
sprzedał na wagę złota będący tu Zygmunt Kaczkowski, drugiego Lucjan Siemieński. Czy
pojmujesz to upośledzenie zdolności, do któregośmy doszli za śladem tych bezwstydnych
Francuzów? Więc już promesy płodów dowcipu idą na giełdową szachrajkę. Cóż będzie, jeśli
sprzedany poemat (za 1 arkusz w druku 30 rubli) wcale się nie uda? Wiem ja, że to ultimus
consumens «Gazety Warszawskiej» zapłaci; wiem i to od redaktora, że on na tę ponętę łapie
niemało czytelników i że tysiące rozdane między rublowych poetów wracają mu się z
procentem”
7
.
List ten dobrze tłumaczy przyczyny stanowczej dezaprobaty Franciszka Wężyka. W połowie
XIX stulecia poezja przestała być “mową bogów”, “darem Opatrzności”, “języka pierwszą i
celniejszą ozdobą”, “mocnym uczuciem piękności i prawdy”, stała się natomiast towarem,
którym można “frymarczyć na łokcie, arszyny, krużki i czarki” (s. 116) i który da się na
zamówienie produkować.
Stwierdzenie tego faktu uruchomiło pomysłowość obu klasyków w zakresie stosowania
analogii. Orzekanie analogiczne pozwala dostrzec w jakiejś cesze nieprzypadkową jedność
wielu postaci. Ustalenie analogonu nie było trudne; do elementu łączącego wszystkie rodzaje
aktywności człowieka współczesnego zaliczyli – kult pieniądza, pogoń za zyskiem i chęć
dorobienia się. Literaturze nie udało przeciwstawić się tej tendencji, została ogarnięta i
wciągnięta w wir dokonujących się przemian. “Dotąd sprzedawano cnotę, ojczyznę, sumienie
– pisał Wężyk – już się spod tego powszechnego prawa i duchowe płody wybiegać nie mogły”
(s. 116).
Poeci i pisarze – zdaniem autora rozprawy O poezji w ogólności – nie byli w stanie długo
opierać się pokusie. Ulegając naporowi czasu, przyczynili się do degradacji literatury. By
pokazać konsekwencje tego faktu, Koźmian z Wężykiem za pomocą analogii umieścili
współczesną im twórczość literacką w rzędzie poczynań, ich zdaniem charakterystycznych dla
“wieku kupieckiego i przemysłowego”, obok handlu, produkcji rzemieślniczej oraz
zmechanizowanej, masowej produkcji przemysłowej. Posłużmy się trzema cytatami,
ilustrującymi podobieństwa ujawnione dzięki analogii:
“Jak literatura [...] przejęła [...] godła handlu, rozwinęły się w niej handlowe przymioty:
fuszerstwo, oszukaństwo, kuglarstwo. Teraz kupujemy książki, oszukani tytułami; wkrótce
może, za wzorem Lamartina, każą nam je kupować na wiersze, a że my w naśladowaniu
zwykliśmy przesadzać – może nam każą liczyć lub ważyć słowa, a potem i litery” (s. 109);
“Lecz, niestety, jeszcze zarobkowość umysłowa trwać będzie, jeszcze daleko do końca
materialnego wieku, i jeszcze sama poezja, ta ozdoba, pozłota literatury długo nosić będzie
ohydne imię rzemiosła – szewstwa, krawstwa, mydlarstwa, itd. [...] póki się nie wzdrygnie na
tę hańbę i nie przybierze dawnego swego imienia sztuki – ars poetica; dziś jest fabrica
poetica” (s. 128);
“Nic tak nie poniżyło i nie poniża naszej konającej literatury, jak te nieśmiertelne powiastki
niezgrabnie naśladowanym stylem Walter Scotta dla zarobku jakby parową machiną plecione.
Co bądź, jak bądź, byle prędko i dużo” (s. 73).
Dostrzeżmy w tej krytyce pewien zastanawiający paradoks. Uniformizmowi, jaki niesie
cywilizacja przemysłowa, klasycy przeciwstawili własny uniformizm – wiarę w niezmienność
natury ludzkiej, której ani indywidualne predyspozycje jednostki, ani uwarunkowania
wynikające z czasu i przestrzeni nie potrafią naruszyć. “Jak prawda, tak początki rozumu są
od wieków i będą zawsze te same i nieodmienne” – pisał Jan Śniadecki w rozprawie O
pismach klasycznych i romantycznych. I dodawał: “Człowiek w swym upodobaniu jest
wymyślny, niestały i dziwaczny, ale zawsze lgnie do piękności”
8
. Musimy się przy tej uwadze
na chwilę zatrzymać.
W ferworze walki z literaturą romantyczną Śniadecki nigdy nie traci z pola widzenia potrzeb
odbiorcy. Takie postępowanie ujawnia, że literatura klasycyzmu była silnie zorientowana na
czytelnika. Autorzy ówczesnych teorii poezji, wychowani na tradycji horacjańskiej, wysuwali
na plan pierwszy jej cele perswazyjne. Dlatego na ogół zgadzano się co do tego, że miała ona
kształtować obyczaje, “odnawiać w pamięci czyny nauczające” oraz “ożywiać cnoty
towarzyskie”9. Degradacja poezji do poziomu rzemiosła przekreśliła nauczycielskie
powołanie literatury. Bo też i sama preceptorka, aby przypodobać się szerokiej publiczności,
odwróciła się od swojej powinności. Z gorliwością neofity przyjęła nowe reguły
postępowania, porzucając wartości, których była dotąd strażnikiem i propagatorem. Koźmian
pisał do Wężyka w liście z 15 I 1853 roku: “Jak literatura została handlem i przemysłem,
uszedł od niej dawny szlachetny, który ją otaczał, orszak: cnota, moralność, religia, zacność,
miłość, ludzkość i nieinteresowność; otoczyła ją niecna czereda, zwykłe handlu towarzyszki:
chciwość, szachrajstwo, oszukaństwo, kuglarstwo, łgarstwo” (s. 113). Już nie reguły i piękne
wzory czy naturalne dyspozycje, np. gust lub natchnienie, kształtują charakter i przebieg aktu
poetyckiego. Teraz kieruje nim pieniądz, tak jak w geometrii ustala się kierunek wektora.
Dyktat pieniądza stanowił – zdaniem klasyków – poważne zagrożenie dla literatury.
Przyczynił się do obniżenia jej jakości. Według Wężyka “ten rodzaj literatury nie ma wstrętu
do wielomówstwa, kiedy dziś płacą za każdy wiersz druku, a przeto im więcej wierszy, tym
więcej kopiejek” (s. 208). Doprowadził także do wzrostu cen książek, zwłaszcza autorów
uznanych. Wężyk listową krytykę Mohorta Wincentego Pola zakończył uwagą na temat ceny
tomiku, który w 1854 roku ukazał się w Krakowie: “Jeszcze i to nadmieniam, że 10
arkuszowa książeczka ma złr. 20 kosztować, a więc uboższym wara od tak kosztownego
wyrobu” (s. 219). Wysokość miesięcznego uposażenie uniemożliwiała wielu krakowskim
urzędnikom niższego szczebla zakup książki, kancelista zarabiał 33, a sekretarz 75 złr.
10
.
Wreszcie, i to przede wszystkim, autorzy, by zachęcić czytelników do kupna swojego
produktu, zaczęli siać “zgorszenie [...] biorąc za bohaterów starych libertynów, kończących
życie przy brudnej podwice, kobiety wiarołomne rodzące w karczmach żydowskich
bezimienne płody itd.” (s. 116). Koźmian pisał z oburzeniem: “Wdowiec Korzeniowskiego
wciąż ciągnie się przez kolumny gazet [...]. Łykają w niej truciznę lubieżności, wabności,
młode panienki, bo jak ich ustrzec, aby gazet nie czytały. Prostactwo, zły smak i skażenie
niewinności wciska się w młode serca [...]” (s. 218). Pisarz, który dla zarobku opisuje
szkodliwe zachowania, deprawuje charaktery odbiorców i przyczynia się do upadku
moralnego społeczeństwa.
Symbolami komercjalizacji literatury były dla obu klasyków: gazeta i powieść.
W przypadku tej pierwszej dwa zjawiska opatrywali krytycznym komentarzem. Redakcje,
uzależnione w swoim istnieniu od liczby odbiorców, w wyborze aktualnych tematów i
sposobie ich wyjaśniania kierowały się gustem czytelników. W dobrze pojętym interesie
własnym, za przykładem wydawców kalendarzy, chętnie zamieszczały także porady
praktyczne, przepisy kulinarne, horoskopy. Powiększający się krąg odbiorców sprawił, że
uformowane dla zysku obiegowe opinie, nagłośnione i rozprowadzone w tysiącach
egzemplarzy stały się wkrótce obowiązującym schematem w postrzeganiu świata. Wężyk
pisał do Koźmiana:
“[w gazetach – przyp. BO] teraz wszystek się rozum ścieka, i jak zaczną pisać: kiedy wypada
stawić pijawki, a kiedy używać senesu, już nawet encyklopedię zastąpi gazeta. Będzie to wiek
Saturna; za 80 złr. na rok – całej mądrości wieku nabywać zdołamy” (s. 205).
Kolejne niepokojące zjawisko Franciszek Wężyk dostrzegł, obserwując zmiany dokonujące
się w krakowskim “Czasie”. Gdy wszystkie prowincjonalne gazety w Galicji zbankrutowały
“a został na kraj 5-cio milionowy «Czas» – donosił przyjacielowi – byt jego materialny
zniszczył część duchową i jeden kupiec przez spekulację nabył, czyli pospłacał wszystkie
akcje i stał się właścicielem samoistnym tego pisma. Odtąd datuje się jego moralny upadek,
bo brakło kierunku” (s. 230). Wężyk nie był sprawiedliwy w tej ocenie. Zdaniem Ireny
Homoli Wincenty Kirchmayer (junior), który w 1855 roku odkupił wszystkie akcje “Czasu”,
“pozostawił [...] redakcji pełną swobodę działania”, zaś niedobory finansowe gazety pokrył z
własnej kieszeni. Dzięki niemu pismo powiększyło znacznie objętość i upodobniło swój układ
do dzienników zachodnioeuropejskich
11
. Czy jednak stary klasyk nie miał racji? Kiedy
przyglądniemy się tej diagnozie bliżej, bogatsi o doświadczenia ostatnich lat, możemy
stwierdzić, że jeśli nawet w tym konkretnym przypadku obawy Wężyka nie były uzasadnione,
to nie były bezpodstawne w odniesieniu do samej istoty przedstawionego faktu. Wartość tego
ostrzeżenia tkwi w jego perspektywie historycznej.
Natomiast obaj klasycy nienawidzili powieści. Koźmian przyznawał z pewną dumą, że “przez
tydzień ze wstrętu nie może wziąć pióra do ręki” (s. 48), jeżeli zdarzy mu się przypadkiem
dotknąć którąś z owych “lichych ramot”. Złożyło się na to wiele przyczyn. Koźmian z
Wężykiem podzielali pogląd, jaki na początku XIX wieku dzięki rozprawom Vico, Herdera i
Rousseau stał się dogmatem, że poezja powstała wcześniej niż proza. Ma też inne cele, które
tylko ona może urzeczywistnić. Według Euzebiusza Słowackiego od poety domagamy się,
“aby wystawiał umysłowi naszemu obrazy przyjemne i nowe, aby zatrudniał ustawicznie
imaginacją lub wchodząc w głębię naszego serca wzbudzał w nim uczucia, którymi lubimy
być wzruszeni. [...] Mówca wystawia myśli, zdania i obrazy prawdziwe; poeta wznosi się do
wzoru idealnego”. Ten ton uroczysty i wyniosły wymaga, by w poezji myśli były “wielkie i
niepospolite”
12
. Koźmiana i Wężyka oburzało więc, kiedy pisarze sięgali po ważne zdarzenia
historyczne lub wybitne postacie, jak Stefan Czarniecki, które ze względu na swoją rangę i
siłę przykładu zastrzeżone były dla wysokich gatunków poezji. Zdaniem Koźmiana autorzy
romansów, którzy “imię, wielkie zasługi i sławę bohatera godnego epopei” umieszczają w
“lichej [...] powieści”, postępują jak ci, co “dla nikczemnego zysku umieszczają na gospodzie
napisy “karczma pod Napoleonem” (s. 64).
Cały wysiłek klasyków skupiał się na tym, by nie dopuścić do mezaliansu między sztuką a
powieścią. Byli przekonani, że powieść nie jest “rodzajem literatury” i że należy do zjawisk
ekonomicznych. Powstaje głównie na zamówienia księgarzy, “którzy muszą mieć ponętne
nowości na kijowskie kontrakty” (s. 36), tłumnie ściągające szlachtę. Koźmian pisał: “Czy to
nie dosyć przysługi dla literatury, gdy na kijowskie kontrakty zjawią się nowe dzieła dla córek
i synowic dorobkowiczów, bez których nie wolno wracać z peczerskiego grodu? Czy to nie
postęp nawet w podziale pracy, że jeden pisze i pisze, sam nie wie, co i jak [...], drugi drukuje
nie czytawszy, trzeci czyta a nie rozumie; dopiero na czwartym stopniu tej naukowej
hierarchii czytają Florki i Munie i chłoną kroplami ten kwas pruski pod etykietą literatury
nadobnej. Słuszna to nazwa, bo ta literatura ledwo wystarczy na dobę” (s. 249).
Jeżeli gazeta i powieść stanowiły cel bezlitosnych ataków, to poezja była dla obu klasyków
bytem doskonałym i ucieleśnieniem najwyższych wartości literatury. Odsuwali więc od niej
wszelkie podejrzenia, mogące osłabić zasadność owego poglądu. Zwracali zwłaszcza uwagę
na to, by nic nie łączyło ją z tymi sferami życia publicznego, w których uwidoczniła się
“dążność nieszlachetna, podła żądza zarobkowania piórem”, co “stała się systematem całej
Europy” (s. 254).
Wydaje się, że o wyeksponowaniu tego właśnie elementu w prezentacji wysokiej godności
poezji, prócz uzasadnień wypływających z poetyk normatywnych, zadecydowały dwie grupy
przyczyn. Do grupy pierwszej trzeba zaliczyć rodzime opinie na temat atrybutów szlachectwa,
bowiem w polskiej tradycji handel i przemysł kalały szlachcica. Do 1775 roku obowiązywało
prawo nakazujące odebranie szlachectwa osobie, która osiedliła się w mieście
13
. Na tę
szczególną właściwość postawy szlachcica polskiego zwrócił uwagę – znajdując dla niej inny
kontekst znaczeniowy – Adam Mickiewicz w trakcie kursu trzeciego prelekcji paryskich w
wykładzie XX z 23 maja 1843 roku: “W Polsce już w czasach upadku Rzeczypospolitej
pieniądz był do tego stopnia uważany za rzecz niegodną szlachcica, że ostatni szlachcic starej
daty [... ] sławny książę Radziwiłł, najbogatszy pan w świecie chrześcijańskim, chodził w
podartym i nędznym kontuszu, który zamieniał z pierwszym lepszym szlachcicem, jakiego
napotkał. Nie nosił przy sobie nigdy więcej niż jednego dukata; skoro go wydał, brał drugiego
od swego podskarbiego; byłoby to, powiadał, z hańbą dla rodziny nosić w kieszeni wiele
sztuk złota”
14
. Dla Kajetana Koźmiana i Franciszka Wężyka nie istniała różnica między
szlachectwem społecznym a szlachectwem duchowym. Oba łączyło przywiązanie do tych
samych wartości i niechęć do pieniędzy.
Druga grupa przyczyn miała swoje źródło w przekonaniach religijnych obu klasyków. Św.
Augustyn głosił, że wszystkie umiejętności i zdolności, jakimi szczyci się człowiek, są darami
Boga: “Ten bowiem, kto widzi, nie powinien chlubić się, tak jakby tego nie otrzymał w darze
– nie tylko tego, co widzi, lecz także samej zdolności widzenia. Cóż bowiem ma, czego by nie
otrzymał?”
15
. Konsekwencje wypływające z tego przeświadczenia ze szczególną ostrością
wystąpiły w średniowieczu, przyspieszając proces laicyzacji podstawowych dziedzin
działalności ludzkiej. “Wśród pretensji wysuwanych wobec kupca – pisze Jacques Le Goff –
na pierwszym miejscu pojawił się zarzut, że jego zyski zakładają spekulację czasem, który
należy wyłącznie do Boga”
16
. Podejrzenia co do prawomocności działań człowieka
obejmowały także inne profesje. Czy można – pytał z kolei św. Bernard – sprzedawać wiedzę,
która przecież również stanowi własność Opatrzności?
17
. Tę dawną argumentację przypomną
obaj klasycy przy okazji rozważań na temat poezji Deotymy, której karierę literacką z
życzliwością śledzili. “Jakże nareszcie drukować? – pytał Wężyk Koźmiana w liście z 15 XI
1853 roku – bo pisać to jest często musem, koniecznością, potrzebą. Ale zezwalać na
poniewierkę swej pracy pomiędzy śmieciami drukowanymi, to byłoby więcej jak abnegacją,
bo bluźnierstwem przeciwko Panu, który nas jaką taką zdolnością obdarzył,
zbezczeszczeniem Jego ojcowskich darów, które nam z swej łaski do innego użytku udzielił”
(s. 156). Dar poezji pochodzi od Boga, poeta jest tylko jego czasowym użytkownikiem, nie
właścicielem. Nie może więc daru spostponować ani czerpać zeń korzyści.
Na podstawie tego, co dotąd zostało powiedziane, możemy stwierdzić, że spośród procesów
uruchomionych przez “wiek materialny”, które dokonały spustoszenia dotychczasowych
podstaw literatury i życia społecznego, dwa zjawiska, sprzęgnięte ze sobą, zostały uznane
przez obu klasyków za szczególnie niebezpieczne.
Przede wszystkim protestowali przeciw dyktatowi pieniądza, który – w co głęboko wierzyli –
zawłaszczył i zdeformował całą treść ludzkiej i społecznej egzystencji, by w końcu stać się
jedyną energią życiową powstającej nowej cywilizacji. Była to walka z wiatrakami. Z
rozważań Georga Simmla wynika, że ekspansja pieniądza stanowi proces nieuchronny:
“pieniądz wymierza wszystkie rzeczy z bezlitosną przedmiotowością i wyznaczoną przez się
miarą wartościową określa ich stosunki wzajemne – otrzymujemy tedy w rezultacie tkaninę
rzeczowych i osobowych treści życia, która nierozerwalnością związków i surową
przyczynowością upodabnia się do rządzonego prawami kosmosu: przepływająca przez
wszystkie nici tej tkaniny “wartość pieniężna” tak je utrzymuje w spojeniu, jako naturę trzyma
wszystko ożywiająca energia”
18
.
Koźmian z Wężykiem ostrzegali też przed konsekwencjami tego dyktatu. Georg Simmel
pisze, że pieniądz “stoi ponad rzeczami i ludźmi, wszystkim partiom oddaje się jednakowo,
równając wszystkie jakościowo przed swoim obliczem”. Usuwa z życia narodów i
społeczeństw kategorie moralności klasycznej, mierząc wszystko jedynie “wartością
pieniężną”. W efekcie “pieniądz, jako forma ruchów gospodarczych, utwierdzając chłodny
pierwiastek rozumowy w psychice społecznej i indywidualnej, nadaje życiu ten rys [...], który
określić można by, jako “obiektywizm stylu życia”
19
. Starzy klasycy właśnie tego się
obawiali. Sądzili bowiem, że eksmisja wartości dodatnich nie stworzy nowej jakości,
wytworzy natomiast miejsce puste, które w całości wypełnią zjawiska negatywne.
Przypisy
1
Korespondencja literacka Kajetana Koźmiana z Franciszkiem Wężykiem (1845-1856),
zebrał, objaśnił i wstępem opatrzył S. Tomkowicz, Kraków 1913, s. 119.
2
Z. Krasiński, Listy do Koźmianów, oprac. i wstępem poprzedził Z. Sudolski, Warszawa
1997, s. 505.
3
Wszystkie dane podaję za: J. Szczepaniec, Drukarstwo – księgarstwo [w:] Słownik literatury
polskiego oświecenia, pod red. T. Kostkiewiczowej, Wrocław 1977, s. 91-92. K. Zbyszewski
tak pisał o zarobkach Niemcewicza jako redaktora: “Gazeta dawała spore zyski, należało się z
tym kryć, bo zarabianie piórem wywołałoby w salonach zgodny okrzyk: – pfe! W Polsce
jedynie prostak mógł pieniądze zarabiać. Dystyngowanemu człowiekowi godziło się je tylko –
dostawać” (Niemcewicz od przodu i tyłu, Warszawa 1991, s. 179).
4
Z. Stefanowska, Norwid – pisarz wieku kupieckiego i przemysłowego [w:] Literatura.
Komparatystyka. Folklor. Księga poświęcona Julianowi Krzyżanowskiemu, Warszawa 1968,
s. 428.
5
T. Kostkiewiczowa, Klasycyzm, sentymentalizm, rokoko. Szkice o prądach literackich
polskiego oświecenia, Warszawa 1975, s. 61.
6
F. Wężyk, O poezji w ogólności [w:] Oświeceni o literaturze. Wypowiedzi pisarzy polskich
1801-1830, oprac. T. Kostkiewiczowa i Z. Goliński, Warszawa 1995, s. 38-39.
7
Korespondencja literacka Kajetana Koźmiana z Franciszkiem Wężykiem, s. 116. Wszystkie
fragmenty korespondencji Koźmiana z Wężykiem pochodzą z tego wydania. Dalej będę
podawał tylko stronę, z której cytat został wzięty.
8
J. Śniadecki, Wybór pism naukowych, Warszawa 1954, s. 113.
9
J. F. Królikowski, Wzory estetyczne poezji polskiej w pięknościach pierwszych mistrzów
naszych z przytoczeniem teorii wystawione [w:] Oświeceni o literaturze, s. 197.
10
Zob. M. Górkiewicz, Ceny w Krakowie w latach 1796-1914, Poznań 1950, s. 232.
11
I. Homola, Prasa galicyjska w latach 1831-1866, [w:] Prasa polska w latach 1661-1864,
Warszawa 1976, s. 232.
12
E. Słowacki, O poezji w ogólności [w:] Oświeceni o literaturze, s. 344-346.
13
Zob. A. Zajączkowski, Szlachta polska. Kultura i struktura, Warszawa 1993, ss. 28, 55.
14
A. Mickiewicz, Literatura słowiańska. Kurs trzeci, tom oprac. J. Maślanka, przeł. L.
Płoszewski [w:] Dzieła, t. 10, Warszawa 1998, s. 253.
15
Święty Augustyn, Wyznania, przełożył, wstępem i kalendarium opatrzył Z. Kubiak,
Warszawa 1992, s. 209.
16
J. Le Goff, Czas Kościoła i czas kupca, przeł. A. Frybes [w:] Czas w kulturze, wybrał,
oprac., wstępem opatrzył A. Zajączkowski, Warszawa 1988, s. 331.
17
Ibidem, s. 333.
18
G. Simmel, Filozofia pieniądza, przeł. Leo Belmont, Warszawa 1904, s. 449.
19
Ibidem, ss. 450, 452-453.