XXI wiek - wiekiem „antykatolickiego
postępu”
XXI wiek stał się we Francji widownią zmasowanych ataków na
obiekty związane z chrześcijaństwem. Raport MSW w 2019 r. ocenił
liczbę tzw. „aktów antychrześcijańskich” na 1063 takie przypadki.
Ponad tysiąc ataków rocznie odnotowywano także w latach
poprzednich.
Władze twierdzą, że „motywy ideologiczne są tu w mniejszości”, a
chodzi głównie o kradzieże i zwykły wandalizm, za którym stoją
często nieletni. Problem jest bagatelizowany, rząd nie chce wzbudzać
żadnych waśni i sporów na tle religijnym. Kilka dno temu, tuż po
pożarze katedry w Nantes, doszło do próby rozbicia XIX-wiecznych
witraży w kościele Nimes. Pijany mężczyzna walił w witraże kościoła
Saint-Baudile żelaznym prętem o długości prawie dwóch metrów.
Został zatrzymany, ale już po 48 godzinach wyszedł na wolność.
Być może to właśnie bezkarność sprawców jest przyczyną mnożenia
się ataków na obiekty kultu katolickiego we Francji. Pożary katedr,
czy niszczenie figur świętych stają się codziennością. Piszą o nich tylko
lokalne media, a i to nie zawsze. Gdyby taki akt walenia prętem
dotyczył okien meczetu lub synagogi sprawca mógłby być pewien
sankcji prokuratorskiej. Czyn antychrześcijański traktowany jest jako
zwykły akt wandalizmu...
Jednak nawet jeśli sprawcami bywają „nieletni”, czy pijani, to wynika
to z pewnej ogólnej atmosfery przyzwolenia i usunięcia Kościoła na
margines życia społecznego. Wiele przypadków wskazuje też, że za
atakami na kościoły stoją nie tylko „nieletni wandale”, czy
kryminaliści, ale też zwolennicy dżihadu (chyba już tylko oni nadal
dostrzegają jakiś aksjologiczny związek republiki z chrześcijaństwem).
Dodatkowo są to także aktywiści LGTB (jak ostatnio także w Polsce),
„wojujący bezbożnicy” lewicy („laikardzi”), czy nawet sataniści.
Problem w tym, że Republika pojmuje swoją laickość w tym
względzie, jako politykę... désintéressement.
Tchórzliwość Republika
Nie jest to sytuacja nowa. W 2015 roku policja zatrzymuje niejakiego
Sida Ahmeda Ghlama. Podczas rewizji w jego domu policja natrafiła
na dokumenty, które nie pozostawiają wątpliwości, że zamierzał on
zaatakować kościoły i dokonać rzezi w czasie Mszy. Wtedy udało się
terrorystę zatrzymać.
Rok później ginie jednak męczeńską śmiercią z rąk dżihadystów w
kościele w Saint-Étienne-du-Rouvray Sługa Boży ks. Jacques Hamel. W
tym przypadku policja się spóźniła. W uroczystościach z okazji
czwartej rocznicy zamordowania ks. Hamela odbyła się Msza św., a
zaraz po niej tzw. „republikańska uroczystość braterstwa” z udziałem
MSW Geralda Darmanina.
Dodatkowo lewicowe aktywistki przeprowadziły tu swój „protest”
przeciw Darmaninowi, którego oskarżają o gwałt. Doszło do
zamieszania, a według prefektury Seine-Maritime „aresztowano
jedenaście osób”. Prefektura określiła wykorzystywanie ceremonii do
tego typu akcji jako „skandaliczne”, ale taka właśnie atmosfera
anarchii panuje we Francji. Postać księdza-męczennika zeszła na plan
dalszy.
Sama „republikańska ceremonia na rzecz pokoju i braterstwa”
zawierała przemówienia komunistycznego mera miasta Joachima
Moyse’a, ks. biskupa de Moulins-Beauforta i właśnie MSW Géralda
Darmanina. Na uroczystość zaproszono także Mohammeda Karabilę,
przewodniczący Regionalnej Rady Kultu Muzułmańskiego z regionie
Górnej Normandii i przewodniczącego meczetu w Saint-Etienne du
Rouvray. Pomimo zakłócenia ceremonii odbył się jeszcze „aperitif
przyjaźni” w prefekturze. Tyle „świeckich ceremoniałów”.
Od momentu zamordowania ks. Hamela władze dbały, by ten ohydny
czyn nie stał się zarzewiem niechęci wobec muzułmanów. Dmuchano
na zimne. Organizowano nabożeństwa „ekumeniczne” i starano się
uspokoić katolików. Do Saint-Etienne du Rouvray fatygował się nawet
prezydent. Katolików traktowano jednak przedmiotowo. Zachęcano
władze Kościoła do „dialogu”, zorganizowano spotkanie siostry
zamordowanego księdza, Roseline Hamel z rodzicami terrorystów i
nagłośniono, że miał miejsce „akt wybaczenia”. Samo hasło
obchodów czwartej rocznicy zamordowania przy ołtarzu ks. Hamela,
o „powszechnym braterstwie”, pokazuje, że Republika potrafi
odczytywać „znaki czasów” tylko po... masońsku.
Dziwne traktowanie katolików
W przypadku mordu ks. Hamela chodziło o pacyfikację katolików.
Codzienne ataki na miejsca ich kultu przemilcza się lub bagatelizuje.
„Obowiązkiem rządu jest ochrona naszych kościołów, tak jak w
przypadku meczetów i synagog” - mówił już kilka lat temu i to jeszcze
przed głośnymi pożarami katedr, sekretarz krajowy centroprawicowej
partii UMP (dziś Republikanie) Philippe Meunier. Od tego czasu nic
się nie zmieniło. W czasie akcji Vigipirate przeciw islamskim
terrorystom, w której brało udział wojsko, wyznaczono do ochrony
850 „wrażliwych punktów”. 604 takie miejsca miały związek religiami
(świątynie, szkoły wyznaniowe). Objęło to większość miejsc
związanych z muzułmanami i żydami i tylko część dziedzictwa
chrześcijańskiego (200). „Monitorowanie wszystkich kościołów we
Francji jest niemożliwe i nierealne ”- mówił wtedy Philippe Capon ze
związku zawodowego policji.
Wtedy sytuacja dotyczyła fali terroryzmu islamskiego. Ochrona
wszystkich kościołów rzeczywiście jest niemożliwa, ale gdyby
państwo poważnie traktowało profanacje, a system sprawiedliwości
był konsekwentny w karaniu takich aktów, ilość ataków z pewnością
szybko by spadła.
Ataki na Kościół częścią większej całości?
Tymczasem mamy we Francji ponad trzy akty antychrześcijańskie
dziennie. Wpisuje się to po części w ogólną atmosferę przemocy.
Dziennie dochodzi tu do ponad 110 ataków na strażaków, policję i
żandarmów. Zabójstwa, napady z bronią w ręku, handel narkotykami,
napady, pożary nie są niczym nowym. Jeszcze w 2005 r. prezydent
Sarkozy zapowiadał, że wymiecie przemoc z trudnych dzielnic
„Karcherem”. Od tego czasu jest już trzeci prezydent, a sytuacja
uległa dalszej degradacji. Francja potrzebuje działań systemowych, a
tymczasem w Republice nie ma po prostu woli politycznej. Tylko od
początku lipca 2020 roku w Dijon, Aiguillon, Bayonne, Sarcelles,
Tarbes, Nicei, Bayonne, Nimes miały miejsce różne przykłady
niezwykłego zdziczenia społecznego. Duża część dotyczyła
dziedzictwa religijnego Francji. Ze statystyk francuskiego
Obserwatorium Dziedzictwa Religijnego wynika, że w ciągu
pierwszych siedmiu miesięcy 2020 r we Francji spłonęło już np. 9
katolickich świątyń.
Do aktów wandalizmu dochodzi najczęściej w kościołach, których nikt
nie pilnuje. Padają np. propozycje współpracy merostw, stowarzyszeń
lokalnych, fundacji, czy centrów turystyki z parafiami. Tu też
potrzebna jest jednak wola polityczna. Właścicielem świątyń
zbudowanych przed 1905 rokiem jest państwo i często brakuje po
prostu środków.
Katolicy się organizują
Dlatego tak cenne są inicjatywy społeczne. W 2019 roku, w
odpowiedzi na rekordową liczbę profanacji miejsc kultu katolickiego,
dwaj młodzi luzie założyli ruch na rzecz ochrony kościołów we Francji.
To inicjatywa osób świeckich o nazwie „Protège ton église” (Chroń
swój Kościół). Grupa zbiera informacje o aktach profanacji, ale też
stara się pilnować kościołów. Oddziały tej inicjatywy działają już m.in.
w regionie paryskim, w Nantes, Nicei, Rouen, Marsylii, Nancy,
Tuluzie, Caen, Dijon, Reims, Montpellier, Amiens, Lille. Praktyczne
działania takich lokalnych grup nie są jednak zbyt życzliwie
postrzegane przez władze. Są nawet cenzurowani np. na Facebooku.
Pomysł jest jednak prosty. Chodzi o praktyczne działania zamiast
ubolewań nad degradacją świątyń.
Młodzi ludzie patrolują okolice kościołów. Mają nawet konkretne
instrukcje działania. Zaleca się czuwanie w co najmniej 4-osobowych
grupach i noszenie przy sobie dokumentów tożsamości. Zakazuje się
noszenia broni, noży, czy gazu i spożywania alkoholu.
W przypadku zagrożenia należy alarmować policję i interweniować
zgodnie a art. 73 francuskiego KPK: „w przypadkach rażącego
przestępstwa zagrożonego karą pozbawienia wolności, każda osoba
ma możliwość zatrzymania jej autora i przekazania go najbliższemu
funkcjonariuszowi policji”.
Instrukcja mówi o też o sposobach zachowania obywatelskiego
patrolu w konkretnych przypadkach. Jeśli np. jacyś i ludzie spożywają
alkohol w miejscu kultu, „poproś ich spokojnie do opuszczenia okolicy
i pozbierania śmieci”. Należy wyjaśnić, że „dla katolików kościół jest
miejscem, w którym znajduje się tabernakulum, co oznacza
rzeczywistą obecność Boga”.
Obudzić sumienia
Wpływ działań takich grup ma znaczenie głównie symboliczne. Ich
działanie pomaga jednak budzić sumienia i alarmować społeczeństwo
o zagrożeniu chrześcijańskich miejsc kultu. Zamiast współpracy ze
strony choćby władz lokalnych, te przyglądają się działaczom dość
podejrzliwie. Młodzi katolicy wychodzący z kruchty, do której
Republika zapędziła Kościół, jawią się władzy niemal jako
ultraprawicowe zagrożenie.
Pokazanie, że chrystianofobia nie jest czynem obojętnym społecznie,
a Francja jest w stanie chronić swoje dziedzictwo i chrześcijańskie
korzenie jest bezcenne. Chociaż główne media przemilczają ich
działalność, to dawanie przykładu budzi sumienia francuskich
katolików. Trudno przecenić wagę pojawiania się takich inicjatyw w
morzu społecznego zdziczenia. Nie jest to jedyna jaskółka
przebudzenia się ze swoistej „uległości” Francji.
„Nie ruszaj mojej historii!”
W ostatnich dniach pojawiła się np. petycja „Nie ruszaj mojej
historii!”, jako odpowiedź na barbarzyństwo miejscowego ruchu
Black Lives Matter. Apel wystosował Alain Finkielkraut, francuski
pisarz, filozof i eseista, daleki od konotacji z chrześcijaństwem. Od
2014 roku jest członkiem Akademii Francuskiej. Z pochodzenia jest
polskim Żydem, a w maju 1968 roku był powiązany z lewackim
buntem studentów. W kolejnych latach awansował jednak niemal na
konserwatystę.
Obecnie, w obliczu fali obalania posągów, szerzenia się antybiałego
rasizmu i nienawiści do zachodniej cywilizacji, filozof Finkielkraut
mówi „nie” zamachowi na historię i ogłasza społeczną petycję. Jej
hasło brzmi: „Touche pas à mon histoire !” (nie ruszaj mojej historii) i
nawiązuje do popularnego kilkanaście lat temu sloganu
„antyrasistów” - „Touche pas mon Pot !”.
Francja importowała zza oceanu kryzys „anyrasistowski”. Mnożą się
tu ataki na pomniki, następuje gwałtowna rewizja całej historii w
wąskim aspekcie kolonializmu i niewolnictwa, co nie omija także
Kościoła. Import amerykańskiej „poprawności politycznej” do Francji
wydaje się dla tego kraju absolutnie katastrofalny. Zwłaszcza przy
„uległości” władz.
Na przykład na Martynice kilka dni temu obalono posąg cesarzowej
Józefiny i pierwszego gubernatora Antyli. Miejscowy prefekt oficjalnie
„akt barbarzyństwa” potępił, ale okazało się, że wcześniej zakazał
służbom porządkowym jakiejkolwiek interwencji. Zaledwie setka
lewackich aktywistów robiła więc na ulicach Forte de France co
chciała. To kolejny przykład bezwładu i dwuznacznych działań
państwa, którego deklaracje rozmijają się z rzeczywistością.
Teraz jednak ta „rewolucja” zaczęła zjadać własny ogon. „Rasistami”
okazują się obecnie nawet czołowe postacie francuskiej lewicy.
Padają pomniki Colberta, ale na cenzurowanym jest np. mason Jules
Ferry, zwolennik republikańskiej szkoły. Twierdził bowiem, że
„obowiązkiem ras wyższych jest ucywilizowanie ras niższych”. W
oderwaniu od kontekstu historycznego, niewątpliwie „rasistami” byli
też np. założyciel Partii Socjalistycznej Jean Jaures, czy „wrażliwy
społecznie” pisarz Victor Hugo. Wywołuje to powolne opamiętanie w
różnych kręgach społecznych. Coraz więcej osób zdaje też sobie
sprawę, że „dechrystanizacja” oznacza koniec cyklu naszej cywilizacji.
Europa, która nie wróci do korzeni chrześcijańskich upadnie.
Bogdan Dobosz