Ściany szare i brudne, Z zaciekami. Niski sufit. Goła żarówka na drucie, zawieszona u sufitu. Silne,
rozproszone światło. W głębi, w prawej ścianie - drzwi (określenia: na prawo, na lewo - będą znaczyły:
na prawo, na lewo od strony widowni). Nie ma okien.
Wzdłuż ścian po lewej i prawej stronie - blisko proscenium - dwa żelazne łóżka. Nad łóżkiem po lewej
stronie wisi na gwoździu płaszcz i jeden drewniany wieszak na ubranie. Przy ścianie środkowej, w
jednej czwartej szerokości sceny licząc od lewej, staroświecki zlew w kształcie kubła osadzonego na
rurze odpływowej. Zlew pokryty pożółkłą, popękaną emalią, rura zardzewiała. Nad zlewem mosiężny
kurek. Nad kurkiem prymitywna półka, na półce dwa komplety przyborów do golenia, jeden tandetny,
drugi w lepszym gatunku. Nad półką dosyć duże, ale tandetne lusterko, zawieszone na gwoździu. Obok
zlewu dwa ręczniki na gwoździach. W jednej czwartej szerokości sceny, licząc od prawej, w głębi,
zniszczony parawan. Prócz tego, przy ścianie na wprost, rury kanalizacyjne różnej grubości od sufitu
do podłogi, kable, przewody itp., rozmieszczone według uznania scenografa.
Na środku sceny, centralnie, pod żarówką, stół nakryty gazetami. Na stole dwa brudne talerze, dwie
łyżki, dwa białe kubki plastikowe, dwie otwarte puszki po konserwach, jedna butelka po piwie oraz
pudełko z herbatą w torebkach. Ponadto niedopałki papierosów. Dwa krzesła, jedno na lewo, drugie na
prawo od stołu. Na krześle po lewej stronie leżą popielate spodnie, na oparciu krzesła wisi tweedowa
marynarka i jedwabny fular. Pod krzesłem para butów.
Na łóżku po lewej stronie leży nie ogolony mężczyzna w szlafroku. Nogi w skarpetkach zwrócone ku
widowni. Mężczyzna jest raczej szczupły,· między trzydziestką a czterdziestką. Przerzedzone włosy,
okulary w ciemnej oprawie. Czyta książkę.
Na łóżku po lewej stronie, na tandetnym kocu, leży Pies Pluto, maskotka sporych rozmiarów i w
jaskrawym kolorze.
Na krześle po prawej stronie stołu siedzi mężczyzna w czarnym, niemodnym ubraniu Z grubego
materiału, jakie noszą jeszcze od święta chłopi w niektórych krajach i prowincjach. Biała koszula i
krzycząco jaskrawy krawat. Buciki bardzo szpiczaste i starannie wyczyszczone. Mężczyzna jest mocno
zbudowany, krępy, ma grube ręce i grubą twarz, gładko ogoloną. Gęste włosy oraz początkujące baki.
Siedzi lewym profilem do widowni, patrząc na leżącego partnera. Obaj są mniej więcej w tym samym
wieku. Przez chwilę jeden (AA) leży i czyta, drugi (XX) siedzi i patrzy.
XX - Jezdem. (AA nie reaguje. Pauza. XX powtarza głośniej) Jezdem.
AA (nie przerywając lektury) - Mówi się: jestem.
XX (masując sobie łydki) - Masz co zapalić?
Nie odrywając oczu od książki AA sięga pod poduszkę i wyjmuje stamtąd pudełko papierosów. Wyciąga
ku XX. Ten wstaje i utykając podchodzi do łózka, wyjmuje papierosa z pudełka. AA czyta w dalszym
ciągu. XX chowa ukradkiem papierosa do kieszeni i wyciąga z pudełka drugiego papierosa. Po chwili
wahania powtarza tę operację jeszcze raz. To znaczy chowa drugiego papierosa do kieszeni, bierze
trzeciego i wkłada go sobie do ust.
XX - Już wziąłem (AA wciąż patrząc w książkę nie cofa ręki trzymającej pudełko. Pauza) Dobrze, to
wezmę jeszcze jednego. (sięga do pudełka)
AA - Oddaj. (XX posłusznie wyjmuje jednego papierosa Z kieszeni i wkłada go Z powrotem do pudełka.
Odwraca się i zamierza odejść. AA wciąż nie cofa ramienia i nie przestaje czytać książki) Oddaj.
XX - Już oddałem.
AA - Wziąłeś trzy.
XX wyjmuje drugiego papierosa Z kieszeni i wkłada go do pudełka. AA, ciągle czytając, chowa pudełko
pod poduszkę. XX przechodzi na środek pokoju, wyjmuje Z prawej kieszeni pudełko zapałek. Wyjmuje
zapałkę z pudełka i już ma ją zapalić, ale powstrzymuje się i zerka na AA. Widząc, ze ten wciąż czyta,
chowa zapałkę z powrotem do pudełka, a pudełko Z powrotem do prawej kieszeni. Podchodzi do
krzesła, na którym wisi marynarka, obmacuje kieszenie marynarki. Znajduje w jednej Z nich pudełko
zapałek. Zapala papierosa i chowa pudełko zapałek do swojej lewej kieszeni. Siada na tym samym
krześle, co na początku i w tej samej pozycji. Zaciąga się dymem Z lubością. Masuje sobie łydki,
rozpina kołnierzyk i rozluźnia krawat. Zdejmuje buty. W skarpetkach ogromne dziury. Zdmuchuje Z
wyglansowanych butów niewidoczny kurz, ustawia je pieczołowicie obok krzesła. Z wielką ulgą
wyciąga nogi przed siebie, porusza palcami u nóg.
Pauza.
XX - Byłem na dworcu.
AA (nie przerywając czytania) - I co?
XX - Nic. Ruch. (pauza) Wypiłem piwo.
AA (z niedowierzaniem) - Ty?
XX - Naprawdę. (pauza) Dwa piwa. (pauza) W bufecie.
AA – A!...
XX - Telefony...
AA - I co?
XX - Nic. Telefonują.
AA - Aha.
XX - Ja nie telefonowałem. Myślę sobie, co będę telefonował. Postałem koło telefonów...
AA - Dobrze. (pauza)
XX - Budki z gazetami.
AA - O!
XX - Z gazetami i długopisami.
AA - I co?
XX - Nic. Kupują gazety.
AA - Aha.
XX - Czytają. Ale ja nie czytałem. Myślę sobie, co będę czytał.
AA - Pewnie.
XX - Postałem koło gazet. (pauza) Kasy. (pauza. AA nie reaguje) Mówię, że kasy.
AA - Co?
XX - Kasy z biletami.
AA - Z biletami?
XX - Kupują bilety w kasie. (AA gwiżdże z podziwem) Ja nie kupiłem. Postałem sobie koło kasy.
AA - Słusznie.
XX - A potem myślę sobie, pójdę na peron.
AA - Po co?
XX - Bo za darmo. U nas trzeba kupić peronówkę, a oni wpuszczają za darmo. To głupi naród.
AA (z roztargnieniem) - Kto?
XX - Oni. To poszedłem na peron.
AA - Aha. No i co?
XX - Szyny i wieje.
AA - Co wieje?
XX - Wiatr. Myślę sobie, zawrócę. Już miałem zawrócić, a tu coś zapowiadają przez megafon. Myślę
sobie, zostanę. To zostałem. Znowu wieje i szyny... Myślę sobie, to pójdę. Już miałem iść, a tu patrzę:
jedzie.
AA - Pociąg.
XX - Skąd wiesz? (pauza) Zgadza się. Pociąg. Elektryczny. Po cichutku jedzie, bo elektryczny. U nas
są parowe, a tu elektryczne. Nie szkoda im elektryki?
AA - Nie.
XX - Międzynarodowy. Same sypialne z herbami. Dobry pociąg. Ale ja nic, zapaliłem sobie tylko.
AA - Swojego?
XX - Miałem swoje. Pierwszorzędny pociąg. Ale stoję sobie spokojnie i myślę: do nogi, piesku. Dalej
ty nie pojedziesz, bo masz terminus. Do nogi. I on wtedy podjechał, podjechał aż...
AA - Stanął.
XX - Skąd wiesz? (pauza) Całkiem stanął. Myślę sobie, widzisz? Nie mówiłem ci, że dalej nie
pojedziesz?
AA (przewracając stronicę) - A on co na to ?
XX - Nic, stoi.
AA - To wszystko?
XX - Od razu kolejarze zajeżdżają z wózkami, a na wózkach prześcieradła i koce. Pierwszorzędne
koce, wełna sto procent. Pomacałem jeden. Tyle kocy i wszystkie wełniane. To ja nic, stoję sobie i palę,
tamci wysiadają. Był jeden Japończyk w płaszczu, pewnie nietutejszy.
AA - Nie.
XX - Tak sobie od razu pomyślałem. Ale co mi tam, stoję sobie jakby nigdy nic i palę swojego. Wolno
mi chyba, nie?
AA - Wolno.
XX - Moje prawo. Myślę sobie, skończę palić i pójdę. Chyba już wszyscy wysiedli. Już mam gasić, a
tu w oknie naprzeciwko mnie pokazuje się jedna i mówi: "bagażowy".
AA - Zrozumiałeś, co mówiła?
XX - Ja nie, ale bagażowy zrozumiał. Zaraz do niej podleciał. Chryste Panie! Włosy miała dotąd,
pewnie aktorka. To myślę sobie, poczekam jeszcze, aż wysiądzie. Już mnie parzy w palce, bo na
wietrze tabak się szybko pali, chyba że z filtrem... Ale ja nic, przekładam z ręki do ręki i żałuję, że nie
wziąłem lufki. Myślę sobie: musi wysiąść.
AA - I co?
XX (triumfalnie) - Wysiadła!
AA - Udało ci się. (przedłużająca się pauza) Już koniec?
XX - Nie. (chichocze)
AA - Czemu się śmiejesz. (XX chichocze w dalszym ciągu) Co w tym takiego śmiesznego ...
XX - Bo ja żem ją...
AA po raz pierwszy odrywa oczy od książki i patrzy na XX.
AA - Co takiego?
XX - No... (chichocze)
AA - Przestań się śmiać.
XX - Kiedy sumiennie. Takem ci ją...
AA - Gdzie?
XX - W toalecie. Pierwszej klasy.
AA - Przecież tam się płaci.
XX - No to co. Ona zapłaciła za mnie i za siebie. (AA zamyka książkę) Chciała jeszcze, ale mnie się już
nie chciało.
AA zdejmuje okulary i wkłada je do kieszeni szlafroka, odwraca się na bok, wsparty na łokciu patrzy na
XX.
AA - Tak? I co dalej?
XX - Nic.
AA - Jak to nic.
XX - Przecież ci mówię, że mi się więcej nie chciało. Ona chciała, ale mnie się już nie chciało.
AA - Dobrze, ale co potem.
XX - Potem? Potem poszedłem.
AA - A ona?
XX - Też poszła.
AA - I nie wziąłeś adresu?
XX - Nie. Ona chciała mi dać adres, ale myślę sobie, co będę brał. Jeszcze zgubię ...
AA - Ale prosiła cię, żebyś wziął.
XX - Prosiła. (pauza) Przyjechał po nią generał. Pewnie jej mąż. Limuzyną.
AA - Aha. (wyjmuje spod poduszki papierosy, wkłada papierosa do ust, szuka zapałek w kieszeniach
szlafroka, wstaje i podchodzi do krzesła, na którym wisi marynarka, szuka w kieszeniach marynarki,
nie znajduje)
XX - Ognia?
AA zbliża się do niego, XX wyjmuje zapałki z lewej kieszeni marynarki i zapala mu papierosa. AA
przerzuca spodnie Z krzesła na łóżko, siada na krześle. Zaciąga się papierosem.
AA - Chcesz wiedzieć, jak to było?
XX - Już ci mówiłem.
AA - Nie, ja się pytam, czy chcesz wiedzieć, jak to było naprawdę.
XX - Jak wiesz lepiej...
AA - Oczywiście, że wiem lepiej. Zacznijmy więc od samego początku. Owszem, byłeś na dworcu. Ale
nie od razu tam poszedłeś. Kiedy dziś rano stałeś tu przed lustrem i goliłeś się, jak co tydzień, wcale
nie miałeś zamiaru tam pójść. Kiedyś wbijał na siebie to ubranie i te szpiczaste buty ... Nieraz
zadawałem sobie pytanie, dlaczego je nosisz, chociaż robią z ciebie kalekę. Czy ci się wydaje, że w
tych szpicach twoje kopyta są mniej bydlęce?
XX (obrażony) - To są bardzo drogie buty.
AA - Niech będzie. Dokąd więc poszedłeś? Na ulicę. Każdy ma prawo tam pójść. Ale spojrzenia ... Na
kilometr widać, kim jesteś. Tobie wolno się przechadzać, ale oni mają prawo patrzeć na ciebie. I
widzieć twoją cudzoziemską mordę. Bo ty jesteś krew i kość naszego narodu. Z tego punktu widzenia
jesteś nawet dumą naszych ideologów, choć może o tym nie wiesz. Świętą substancją dla naszych
patriotów, hostią przenajświętszą w naszej pracy narodowej...
XX - Nie bluźnij.
AA - To są metafory. Ale ty nie wiesz, co to jest metafora, ty niewinna ofiaro klerykalizmu.
XX - Wszystko mi jedno. Ja bluźnić nie pozwolę.
AA - Wróćmy do twojej przechadzki. Przechodząc więc koło kina, pomyślałeś, że warto by wejść do
środka.
XX - Lubię kino.
AA - Oczywiście. W kinie nikt nie patrzy na ciebie, ponieważ wszyscy patrzą na ekran. Ty także. Coś
tam miga i błyska na ekranie. Nie wiesz co, nie rozumiesz, co mówią. Ale to wszystko nie ma
znaczenia. Najważniejsze, że tam czujesz się bezpieczny. Jednak kino ma zasadniczą wadę: kosztuje.
XX - Ja nigdy nie chodzę do kina.
AA - No właśnie. Ale nie wszystko stracone. Pozostaje ci jeszcze dworzec.
XX - Główny.
AA - Oczywiście, że główny. Jak już, to już, ani przez chwilę nie podejrzewałem, że zadowoliłbyś się
jakimś przystankiem peryferyjnym. Walisz prosto na dworzec główny, najgłówniejszy. A tam, ile
korzyści! Po pierwsze, wstęp wolny. Po drugie, tam nie jesteś obcy. Tam nie ma w ogóle obcych,
ponieważ dworzec jest właśnie dla obcych, czyli wszyscy są na dworcu tutejsi, tam obcy są nawet
bardziej tutejsi od tutejszych. Tam twój nietutejszy wygląd jest całkiem na miejscu. A poza tym na
dworcu jest jasno, ciepło... Są kioski z gazetami, budki z telefonami, kasy z biletami...
XX (rozmarzony) - Bufet...
AA - Bufet też. Więc postałeś koło kiosku z gazetami, koło budek z telefonami, koło kas z biletami...
XX - Wypiłem piwo...
AA - Co do tego mam wątpliwości. Piwo też kosztuje. Natomiast nie wątpię, że byłeś w pisuarze.
XX - A peron?
AA - Nie przerywaj. Właśnie do tego zmierzam.
XX - Najpierw byłem na peronie.
AA - Zgadza się. Fizycznie najpierw byłeś na peronie, a dopiero potem w pisuarze. Ale intelektualnie
opracowałeś peron ex post, w czym pisuar odegrał ważną rolę, że tak powiem zapładniającą, dał ci
natchnienie...
XX - Może mi powiesz, że peronu nie było?
AA - Był, był, był peron, przyjechał pociąg, ty stałeś przed wagonem sypialnym, paliłeś papierosa,
pasażerowie wysiadali, to wszystko było. Prawdą jest nawet i to, że z wagonu sypialnego wysiadła
szczególnie piękna i elegancka kobieta...
XX - A widzisz!
AA - ...To wszystko sobie obejrzałeś, a potem dopiero poszedłeś do pisuaru. Nie, nie do żadnej toalety,
czystej, z kwiatami na stoliku u babki klozetowej, gdzie białe, czyste kafelki, gdzie pachnie dezodorant
i gdzie płaci się za wstęp. Poszedłeś do zwyczajnego pisuaru, gdzie wstęp jest wolny dla każdego,
gdzie niedopałki zatykają odpływ z muszli, pływają w zaśmierdziałym, pienistym moczu, gdzie kiedyś
widocznie używano ręcznika, bo jest tak brudny, że nikt go już nie używa. Gdzie cuchnie. Mężczyźni
grzebią sobie w spodniach nabożnie skupieni, każdy w swoich, każdy osobno, każdy jednak
stowarzyszony z innymi w tym wydalniczym promiskuityzmie. Ale to cię nie odstrasza, wprost
przeciwnie. Pomijam twoją niewrażliwość na zapachy. Ale czy znajdziesz drugie takie miejsce, gdzie
sąsiad byłby dokładnie w tej samej sytuacji co ty? Gdzie panuje podobna równość? Nigdzie. Nic nie
szkodzi, że jest to równość w upodleniu, najważniejsze, że jest autentyczna, wyraźna, a nawet
przejaskrawiona, karykaturalnie ekspresjonistyczna. Tym lepiej dla ciebie, ponieważ na skutek
niedorozwinięcia percepcji zdolny jesteś odczuwać tylko końską dawkę, wszelkie stopniowanie i
niuanse uszłyby twojej uwadze. Długo więc tam byłeś. Ale niestety nie mogłeś zostać tam na wieki.
Kiedy już skończyłeś swoją rzecz, kiedy przestałeś udawać, że ją kontynuujesz, kiedy już przyczesałeś
się, to zadziwiające, jak ścisły związek łączy u ciebie urologię z kosmetyką, wyszedłeś z podziemia i
wtedy zalęgło się w twoim przyczesanym umyśle - to zadziwiające, jak u ciebie kosmetyka wpływa na
pracę mózgu, czyżby podrażnienie czaszki grzebieniem odgrywało tu jakąś rolę? - to głupie, naiwne
kłamstwo o twojej miłosnej przygodzie z damą z pociągu.
XX - Ja żem ją...
AA - Bzdura. Oczywista bzdura. Stałeś przed wagonem sypialnym i parzyłeś sobie palce twoim
nędznym petem. Twój papieros to była jedyna twoja niezależność, poza tym cały byłeś w pożądaniu,
zawiści, podziwie i upokorzeniu... Owszem, marzyłeś o niej, nawet więcej niż jako o kobiecie tylko.
Zresztą podejrzewam, że nie rozumiesz, co to znaczy kobieta, twój seksualizm nie wykracza poza
funkcjonalną znajomość tak zwanej pierwszorzędnej cechy płciowej. Widziałeś w niej symbol, ten
świat, który jest ci tak całkowicie, tak bezwzględnie niedostępny. Więc nie mogąc przekroczyć tej
przepaści, przekroczyłeś ją w swojej fantazji. Uczyniłeś nadzwyczajny, jak na ciebie, trzeba to
przyznać, wysiłek umysłowy. W czym wydatnie pomógł ci pisuar. Dlatego powiedziałem, że to, co się
działo na peronie, zinterpretowałeś, nadałeś temu ostateczną formę ex post, w pisuarze. Tam, w
sprzyjających do takich refleksji warunkach...
XX - Przestań!
AA - Czy nie tak było?
XX - Nie tak!
AA - Ale nic się nie martw. Za tydzień znowu pójdziesz na dworzec. (XX bierze ze stołu flaszkę,
rozbija o stół dolną część flaszki, w dłoni zostaje mu czerep. Obaj wstają. Pauza) No dobrze, już
dobrze, niech ci będzie! Miałeś ją, miałeś! Oddała ci się, rzuciła ci się do stóp, po rękach cię całowała,
po nogach cię całowała, po tych twoich szpiczastych bucikach, czołgała się przed tobą, ubóstwiała
ciebie i twoje buty. Ją, i generała, i nawet ten generalski samochód! Generał salutował i urządzili ognie
sztuczne na twoją cześć, a potem kupili ci loda. Bo jesteś piękny! Wszyscy cię tu podziwiają.
Zadowolony już jesteś? Lepiej ci teraz? Wystarczy ci? (XX siada, odkładając czerep butelki. Pauza)
Chcesz herbaty? (pojednawczo) Mogę ci zrobić herbatę.
XX - Ty wszystko musisz zepsuć.
AA - Obraziłeś się?
XX - Dlaczego się czepiasz?
AA - Obraziłeś się, bo mówiłem prawdę.
XX - Zawsze się mnie czepiasz. Co ja ci zrobiłem.
AA - Trudno, mój kochany. Ja ci tylko pomagam w uświadomieniu sobie sytuacji. Skoro ty sam nie
potrafisz...
XX - Jakiej sytuacji. Ja poszedłem na dworzec.
AA - To świadczy o twojej sytuacji.
XX - Ja chciałem, żeby mi było dobrze.
AA - Właśnie, u nas tak zawsze: upiększanie faktów, poczytywanie nierealnych marzeń za
rzeczywistość, pobożne życzenia... Fałszowana teraźniejszość rodzi chorowitą przyszłość. Historia
mści się...
XX - Jaka historia...
AA - Nasza, historia naszego narodu.
XX - Jaka historia, co mnie historia, ja byłem na dworcu.
AA - To jest właśnie element historii. Mały, ale niewątpliwy. Byłeś na dworcu, czyli czas przeszły, a
więc historia. Historia ogólna składa się z historii poszczególnych jednostek. Nie ma historii in
abstracto, mój drogi, tak myślą tylko idealiści, którzy historię traktują jako nowego Boga, entite. Nie, ja
nie jestem heglistą. Więc wszystko zależy od tego, jak zinterpretujemy twoją małą, dzisiejszą historię
na dworcu. Czy zobaczymy ją w świetle faktów? Czy odwrotnie, fakty zobaczymy w świetle historii.
Mam na myśli tę twoją kłamliwą, sfabrykowaną historię, którą mi opowiedziałeś. Twoją mitotwórczą
interpretację, twoją mitomanię interpretacyjną...
W rurze kanalizacyjnej rozlega się szum i zagłusza jego słowa. AA macha ręką, siada na swoim łóżku,
zamyślony. XX przeciąga się i ziewa.
XX - Głodny jestem.
AA - To zjedz coś i daj mi spokój.
XX - Kiedy nie ma co.
AA - Są konserwy.
XX - Moje już się skończyły.
AA - Znów wszystko zeżarłeś?
XX - Ty nie masz jakichś konserw?
AA - Mam, ale nie dam.
XX - Dlaczego?
AA - Z powodów dydaktycznych.
XX - Aha. (pauza) To znaczy co?
AA - To znaczy, że ciągle żresz moje konserwy.
XX - Nieprawda, swoje też.
AA - Swoje i moje. Naucz się wreszcie jakiegoś porządku, dyscypliny, lojalności...
XX - Dobrze, ale najpierw bym coś zjadł.
AA - Nic nie dostaniesz.
XX - Nie?
AA - Nie.
XX - To nie. (pauza) Mówiłeś coś o herbacie.
AA - Sam sobie zrób.
XX (wstaje, zdejmuje marynarkę, wiesza ją na oparciu krzesła, strzepując i wygładzając ją starannie.
Wychodzi za parawan. Słychać, jak się tam krząta, nastawia wodę itp. Wraca i siada znowu na krześle.
Pauza) - Ty, dlaczego tu nie ma much?
AA (wyrwany ze swoich rozmyślań) - Co?
XX - Pytam, dlaczego tu nie ma much. AA - Gdzie?
XX - Tutaj, w pokoju.
AA (ciągle roztargniony) - Nie wiem.
XX - Na korytarzu też nie ma. (pauza) Ani nigdzie ... (podniecony swoim odkryciem) Ty widziałeś tu
gdzie muchy?
AA - Chyba nie.
XX - A ja ci mówię, że nie ma. Ani tu, ani nigdzie. Oni tu nie mają much. Ty, dlaczego oni tu nie mają
much?
AA - Nie wiem. Może wytępili. Higiena.
XX - Szkoda.
AA - Po co ci muchy?
XX - Zawsze raźniej. Człowiek by sobie złapał... Alboby sobie popatrzył... Czas szybciej schodzi. U
nas były muchy. W lecie. (pauza) Były muchy... I lepy na muchy... Pamiętam, wieszało się te lepy na
lampie, posmarowane jakby miodem, ale nie miodem. One się lepiły i bzyczały. Jak był stary lep, to
było ich tyle przylepionych, że był jeden brzęk, jak muzyka. Jedne bzyczały grubo, drugie cienko, bo
jak jeszcze trafiła się osa albo bąk... Nie, bąki się urywały, silne ... Albo takie małe, czarne plasterki,
trutki, znaczy się. Kładło się na talerzach, tylko trzeba było uważać, żeby dziecko nie polizało.
Pamiętam...
AA - Pamiętam, pamiętam, pamiętam! A ja nic nie pamiętam!
XX (szczerze zdziwiony) - Jak to, nie pamiętasz?
AA (zrywa się Z łóżka i chodzi po pokoju) - Nie, nic nie pamiętam i nie chcę pamiętać! Ciągle tylko
słyszę: ,,A pamiętasz to, a pamiętasz tamto"... Zawsze, wiecznie, ciągle, od tylu lat! A teraz te twoje
muchy, ty z twoimi muchami...
XX - Bo były.
AA - Przestań!
XX - Mam mówić, że nie były, jak były?
AA - Były, były i co z tego? Czy to znaczy, że ja mam do końca życia pamiętać o jakichś idiotycznych
muchach? Ja mam inne rzeczy do roboty.
XX - Teraz sam mówisz, że były.
AA - o Chryste! A czy ja mówię, że nie były? Nie, tylko spokojnie, przecież to jakaś idiotyczna
dyskusja. Posłuchaj, nie o to chodzi, czy były czy ich nie było. Były, były, ale się zbyły. To nie powód,
żeby ciągle wracać w kółko do tego samego. Były, ale ich nie ma. Koniec. Teraz jest co innego.
XX - Co, na ten przykład?
AA - Jak to co... ?
XX - No właśnie, co jest, może mi powiesz...
AA - Wszystko, no... świat, jego problemy...
XX - Co?
AA - To znaczy idee, zjawiska, ewenementy...
XX (lekceważąco) - iiii...
AA - Procesy społeczne, ekonomiczne, polityczne, prądy kulturalne, całe to kłębowisko w
przejściowym stadium cywilizacji, w którym znajduje się ludzkość. Uniwersalne zagadnienia...
XX - Ale nie ma much.
AA - Na szczęście. To nawet dobra metafora. Muchy symbolizują miałkość tych zagadnień, na które
byliśmy skazani tam, w kraju. Tamte wszystkie lokalne problemy, problemiki raczej... Małe
szowinizmy, małe reformizmy, małe porcyjki... Mali ludzie i mały kraj. Tutaj nareszcie można
rozprostować skrzydła.
XX - Jak muszka... bzzz.
AA - Stawić czoła zagadnieniom, tylko w wielkich zmaganiach rodzi się wielkość. Wielka skala,
wszystko na wielką skalę. Nie, dla mnie już nie ma much, chwała Bogu.
XX - A dla mnie są.
AA - Gdzie są, tutaj?!
XX (triumfalnie) - Nie, u nas. Nie pamiętasz już?
AA - O Boże, wszystko od początku. (słychać gwizdek za parawanem)
XX - Woda się gotuje. (wstaje i wychodzi za parawan. Wraca, niosąc aluminiowy imbryk. Nalewa
wody do kubka. Zanurza w kubku torebkę Z herbatą)
AA - Dla mnie także mógłbyś zaparzyć.
XX - A dasz cukru?
AA - Przecież ja kupiłem herbatę.
XX - Ale nie ma cukru.
AA wyciąga spod swojego łóżka skórzaną walizkę, wyjmuje Z kieszeni kluczyk, otwiera walizkę
kluczykiem, wyjmuje Z walizki paczkę cukru. Zamyka walizkę kluczykiem, chowa kluczyk do kieszeni, a
walizkę pod łóżko. Kładzie cukier na stole. Siada przy stole.
XX (przechyla czajnik nad kubkiem) - Już nie ma wody.
AA - To zagotuj. (ociągając się, XX idzie do kranu. Odkręca kurek, bez rezultatu)
XX - Też nie ma.
AA - Niczego beze mnie nie potrafisz. (idzie do zlewu, odkręca kurek aż do oporu) Rzeczywiście.
XX - Nie ma, bo się nie leje.
AA - Nie leje się, bo nie ma, kretynie.
XX - Czy to moja wina? (wracają do stołu, siadają na swoich miejscach, XX wsypuje sobie cukier do
herbaty)
AA - Będziesz pił tę herbatę? (XX kiwa głową potakująco) Sam? (XX znowu potakuje) To się nazywa
solidarność. Myślałem, że skoro kolega nie pije... (XX dobiera sobie jeszcze cukru) Będzie za słodka.
XX - Ja lubię słodką. (próbuje łyżeczką herbatę, dosypuje jeszcze cukru, miesza)
AA - Wystygnie ci.
XX - Ja nie lubię gorącej.
AA (wyjmuje Z kieszeni monetę) - Losujmy.
XX - O co?
AA - O to, kto się napije herbaty.
XX - A po co?
AA - Bo herbata jest jedna, a nas dwóch.
XX - Ale to jest moja herbata!
AA - Ale ja ją kupiłem.
XX - Ale ja ją zaparzyłem.
AA - A więc mamy do niej równe prawa. Rozstrzygnie losowanie. Orzeł czy reszka?
XX - Orzeł... (AA podrzuca monetę wysoko do góry) ...Reszka! (moneta upada na podłogę i toczy się
pod łóżko po prawej stronie. Szukając jej obaj zaglądają pod łóżko. Obojętne, gdzie moneta toczy się w
rzeczywistości. Aktorzy grają tak, jakby wtoczyła się pod łóżko) ...Jest?
AA - Ciemno... (wsuwa rękę pod łóżko)
XX (odpychając go) - Puść mnie.
AA - Poczekaj. (wyciąga spod łóżka puszkę konserw) Co to jest?
XX - To?... Pokaż... Konserwy.
AA - Twoje? Przecież mówiłeś, że już nie masz konserw. (XX nie reaguje) A w takim razie niczyje.
Biorę je sobie.
XX - Nie! (wyrywa mu puszkę)
AA - Wstydziłbyś się tak oszukiwać. (siada przy stole, na krześle po prawej stronie. Przysuwa sobie
kubek z herbatą) Czy się bałeś, że musiałbyś się ze mną podzielić? Twoje skąpstwo jest silniejsze od
twojego łakomstwa. Jak gdybym ja potrzebował twoich konserw. (XX chowa konserwy z powrotem pod
łóżko) Nie chowaj, nie chowaj, już się wszystko wydało. Teraz możesz spokojnie oddawać się swojej
rozpuście. Zaspokajać ten swój dziki, zwierzęcy apetyt. Nie, nie zwierzęcy, bo zwierzęta jedzą tylko
tyle, ile trzeba. A ty żresz na zapas, ponad miarę, bez końca. To jest apetyt monstrualny, patologiczny.
XX - A ty nie chcesz?
AA - Nie, ja nie jestem łasy na twoje smakołyki. (wypija łyk herbaty i wypluwa natychmiast) Tfu... za
słodka.
XX - To może zjem trochę...
AA - Brawo! Skąpstwo przezwyciężone. Moja metoda daje rezultaty. Choć nie wiadomo, czy przy
twoim skąpstwie twoje łakomstwo wydaje się cnotą, czy też odwrotnie. Przyjmijmy, że w tych
zmaganiach przywary z wadą strona wygrywająca jest mniejszym złem, czyli zaletą. Relatywnie
oczywiście.
XX - Zjem.
AA - Jedz, jedz i niech ci wyjdzie na zdrowie.
XX - Gdzie jest klucz od konserw... (krząta się, szukając klucza)
AA - Powiedz mi, dlaczego ty tyle jesz.
XX - Nie widziałeś gdzie klucza?
AA - Spróbujmy się nad tym zastanowić. Motywy hedonistyczne z całą pewnością nie wchodzą w grę.
Więc co?
XX - Gdzieś zginął. (wychodzi za parawan)
AA - Prawdopodobnie chodzi tutaj o sam akt pochłaniania. Należy przypuszczać, że pochłanianie
żywności ma charakter symboliczny, zastępczy. Pochłaniając żywność, pochłaniasz otaczającą cię
rzeczywistość. Pochłaniasz świat... (XX wychodzi zza parawanu niosąc siekierkę. Siada przy stole, po
lewej stronie, naprzeciwko AA i próbuje otworzyć puszkę siekierą) Tak, to jest hipoteza do przyjęcia.
Akt zastępczy, a raczej ... akt magiczny. Oczywiście. Że też ja o tym nie pomyślałem wcześniej. Akt
magiczny, czyli taki, w którym realizuje się w trybie arbitralnym, to znaczy w trybie scjentycznym,
tożsamość między elementami realnie nietożsamymi. Jedzenie nie tyle zastępuje, ile utożsamia ci się z
całą resztą rzeczywistości. Warto by porównać moją obserwację z niektórymi danymi współczesnej
antropologii, dotyczącymi kultur pierwotnych. Chociaż obawiam się, że wyniki takich porównań
ograniczyłyby się do drażliwej paraleli rytualnego kanibalizmu z...
XX (uderza puszką z całej siły o stół, przed AA) - Masz!
AA - Co ty...
XX - No masz, jedz!
AA - Dlaczego...
XX - Żebyś tyle nie gadał.
AA - Źle mnie zrozumiałeś. Zresztą uprzedziłem cię z góry, że nie skorzystam... Ja się odżywiam
umiarkowanie, racjonalnie...
XX - No, to jak nie chcesz, to nie gadaj. (wyciąga rękę po puszkę)
AA (bierze puszkę do ręki) - Poczekaj. Co to jest?
XX - Siekane mięso. Extra.
AA - Gdzieś ty to kupił?
XX - W sklepie.
AA - W jakim sklepie?
XX - Zwyczajnym. Oddaj.
AA (wkłada okulary) - To jest jedzenie dla psów.
XX - Jak to, dla psów...
AA (odczytuje etykietę) - "Non plus ultra". Pokarm uniwersalny przeznaczony dla zwierząt domowych.
Smaczny i zdrowy, przygotowany według recepty będącej wynikiem długotrwałych badań
laboratoryjnych oraz praktyki weterynaryjnej. Doskonale zrównoważona dieta zawierająca zestaw
witamin, protein oraz soli mineralnych. Obecność szkodliwych składników sztucznie konserwujących
wykluczona. Produkt naturalny, naturalnie barwiony. Danie obfite, lecz higieniczne. Pożywne, lecz nie
wywołujące skutków ubocznych, jak otyłość, niestrawność lub brak apetytu. Idealny prezent dla
twojego przyjaciela. Spróbuj, a przekonasz się, że twój przyjaciel będzie ci wierny. Spraw mu tę
przyjemność, a twój przyjaciel będzie ci wdzięczny. "Non plus ultra" to radość i szczęście dla waszych
czworonożnych przyjaciół.
XX - No właśnie.
AA - Co "właśnie"?
XX - No właśnie piszą, że to jest bardzo dobre.
AA - Dobre - dla psów.
XX - Tam nic nie piszą o psach, tylko o przyjacielach.
AA - "Czworonożni przyjaciele" - To znaczy psy. Ewentualnie koty.
XX - Niemożliwe.
AA - Dlaczego "niemożliwe"?
XX - Bo to jest mięso. Mięso ma być dla psów?
AA - Nie widzę sprzeczności. Psy są stworzeniami mięsożernymi par excellence.
XX - Musieli coś pokręcić.
AA - Ale tu, na początku, stoi wyraźnie: "...pokarm przeznaczony dla zwierząt domowych". A dalej, o
proszę, jeszcze ta wzmianka o praktyce weterynaryjnej... To cię nie przekonuje?
XX - Pokaż. (bierze puszkę do ręki i obraca ją na wszystkie strony. AA zdejmuje okulary, wkłada je do
kieszeni szlafroka) Nie, ja ci nie wierzę.
AA - Kto zna obce języki: ty czy ja?
XX - Mówisz tak naumyślnie, żeby mi zrobić na złość.
AA - Więc zobacz, tam jest obrazek. Uśmiechnięty pies na tle wschodzącego słońca. Prawdziwy obraz
dobrobytu i zadowolenia.
XX - No to co z tego?
AA - Jak to, co z tego. Ten pies jest zadowolony, bo właśnie najadł się tego, co jest w tej puszce.
Przecież nawet analfabeci rozumieją pismo obrazkowe.
XX - Obrazek jak obrazek. Mało to jest obrazków? U nas w domu też był obrazek: jeleń na rykowisku
na tle słońca, zadowolony. I co z tego, czy to znaczyło, że się obżarł trawą?
AA - Możliwe.
XX - Nie, sam obrazek jeszcze nic nie znaczy. Obrazek jest po to, żeby było ładnie, dla ozdoby.
Właśnie, że to jest bardzo eleganckie jedzenie. Z obrazkiem.
AA - Niech ci będzie. Domyślam się, że kupiłeś ten produkt ze względu na jego niską cenę. Wybrałeś
najtańszą konserwę w całym magazynie.
XX - Pierwszorzędny gatunek.
AA - Dla psów.
XX - Prima.
AA - Owszem, psy na pewno są bardzo zadowolone.
XX - Właśnie, że będę jadł!
Pauza.
AA - A czy ja ci zabraniam?
XX - Zjeść?
AA - Czemu nie. Jeżeli ci nie zaszkodziło do tej pory. (pauza) No, czemu nie jesz...
XX z wściekłością rzuca puszkę w kąt. Siedzi markotny. Pauza.
XX - Bo ja nie jestem pies.
AA - Nie?
XX - Nie!
AA - Jak uważasz.
Pauza. XX wstaje, podnosi z podłogi puszkę.
XX - Ty... Mówiłeś, że to może być także dla kotów?
AA - Może. Domowi ulubieńcy to mogą być także koty.
XX - Na pewno?
AA - Na pewno. Ale jakież to ma znaczenie...
XX - Bo jak dla kotów, to mógłbym zjeść, ale jak dla psów, to nie. O, co to, to nie! Czy ja jestem pies,
żebym jadł jakieś pieskie jedzenie?!
AA - Sam sobie odpowiedziałeś przed chwilą.
XX - Ale ty mi powiedz, ty sam mi powiedz, czy ja jestem pies? No, czy ja jestem pies?!
AA - Nie, nie jesteś. Żaden człowiek nie jest psem. A przynajmniej... nie powinien nim być.
XX - A widzisz! To znaczy, że jak jest dla kotów, to ja też mogę zjeść. Koty to co innego. Koty to nie
psy. Ty, chyba mogę, co?
AA - Możesz, ewentualnie...
XX - Na pewno mogę?
AA - Możesz, możesz... (krzyczy nagle) A zresztą żryj, co ci się podoba! Co mnie to obchodzi!
XX - To znaczy mogę. (zabiera się do otwierania puszki siekierą)
AA - Zostaw to.
XX - Przecież sam powiedziałeś, że mogę Jest. (AA wyciąga spod łóżka swoją walizkę. Otwiera ją
kluczykiem, wyjmuje z walizki puszkę konserw. Wpycha walizkę z powrotem pod łóżko, ale nie zamyka
jej już na kluczyk. Stawia puszkę na stole przed XX) Dla ludzi?
AA - Dla ludzi.
XX - A, to co innego. (zabiera się do otwierania puszki. Nad ich głowami rozlega się tupot
rozbawionego towarzystwa idącego po schodach. Donośne głosy mężczyzn, śmiechy kobiet. AA
podchodzi do jednej z pionowych rur i przykłada do niej ucho)
AA - Idą na piętro. (odchodzi od ściany) Nie ma to, jak mieszkać pod schodami. Tu wszystko słychać
po rurach. Każdy najcichszy odgłos, nawet najbardziej intymny. Rury kanalizacyjne, rury
wodociągowe, rury kaloryferów, rury do wyrzucania śmieci, wentylatory... Ja tu słyszę, kiedy oni
wychodzą i kiedy przychodzą, kiedy kładą się do łóżka i kiedy wstają. Słyszę, kiedy się nawadniają i
kanalizują. Kiedy się wentylują, wydalają i rozmnażają się. Jeszcze tylko nie słyszałem, jak umierają.
XX (który już otworzył tymczasem puszkę i zabiera się do jedzenia. Sentencjonalnie) - Mają zdrowie.
AA - Czasem mi się wydaje, że mieszkamy u nich w brzuchu. Jak mikroby. Spójrz tylko na te rury, czy
one nie przypominają ci flaków? Czy one nie wyglądają jak flaki?
XX - Rury jak rury.
AA - A mnie to wszystko przypomina bebechy. Żyjemy tu jak dwie bakterie we wnętrzu jakiegoś
organizmu. Dwa obce ciała. Pasożyty albo coś jeszcze gorszego. Bo może my jesteśmy jak jakieś dwie
bakterie chorobotwórcze? Czynniki rozkładu w zdrowym organizmie. Prątki, laseczniki Kocha, wirusy,
gonokoki? Ja - gonokok, ja który uważałem się zawsze za drogocenną komórkę najwyżej rozwiniętej,
mózgowej substancji. Tam, u nas, dawniej... za szlachetnego neurona, za cząstkę, która jest już na
samym pograniczu materii, która jest nie tylko materią, która jest czymś już wyższym ponad materię...
A teraz gonokok. W jakichś flakach. Gonokok w towarzystwie pierwotniaka.
XX (podejrzliwie) - O mnie mówisz?
AA - A w dodatku ja nie znoszę piwnic! Nienawidzę. Ani w ogóle żadnych podziemi. Podziemia źle mi
działają na nerwy. Na psychikę. Ja potrzebuję słońca, powietrza, przestrzeni. Ja jestem człowiek-głowa,
a głowa powinna być niesiona wysoko, żeby mogła normalnie funkcjonować. Jako zaawansowane
ogniwo ewolucji nie nadaję się już do jaskiń. Ja zawsze mieszkałem na najwyższych piętrach i miałem
rozległe widoki. Z okien. A tutaj nawet nie ma okna.
XX - To i lepiej. Z okien są tylko przeciągi.
AA - Wszędzie mury, mury, mury!
XX - Za to jest ciepło, bo nie wieje.
AA - Piwniczny zaduch.
XX - Od tego jeszcze nikt nie umarł, a od świeżego powietrza można się przeziębić. Mój tatuś świętej
pamięci mieszkał w suterynie i długo żył.
AA - A na co umarł?
XX - Na świeże powietrze. Wracał do domu pijany i zamarzł na dworze.
AA - A więc ty możesz tutaj wytrzymać?
XX - Dlaczego nie? Całkiem dobra kwatera. Ciepło jest, tanio jest...
AA - Aha, zwłaszcza że to ja płacę czynsz. A propos, wczoraj znowu zapłaciłem za dwa miesiące. Za
grudzień i za listopad. A jeszcze jesteś mi winien za wrzesień i za październik. Razem za cztery
miesiące.
XX - Nie mam.
AA - Przecież dopiero co wziąłeś wypłatę.
XX - Ale nie mam pieniędzy.
Na górze dzwonek do drzwi, hałaśliwe powitania, głosy, trzaśnięcie drzwiami.
AA - Nie rozumiem, co ty robisz z pieniędzmi. Powinieneś zarabiać co najmniej tyle, ile zarabia
przeciętnie każdy robotnik cudzoziemski w tym kraju. Zarabiasz jednak półtora raza tyle, ponieważ
pracujesz dwa razy więcej, więc nawet jeżeli cię wyzyskują, zostaje ci nadwyżka. W dodatku należy ci
się premia za wykonywanie pracy wyjątkowo szkodliwej dla zdrowia. Jeżeli nawet wypłacają ci tylko
połowę tej premii, to w każdym wypadku twoje zarobki są wyższe od przeciętnej, czyli nie są
najgorsze. Mieszkasz natomiast w najgorszej norze, jaką można było znaleźć, a mieszkając razem ze
mną płacisz tylko połowę czynszu, i tak minimalnego. Jednakże i tego nawet nie płacisz, bo kiedy się
upominam o to, co mi się od ciebie należy, mówisz, że nie masz pieniędzy.
XX - Za to ty masz.
AA - Co takiego?
XX - Ty masz zawsze pieniądze.
AA (po pauzie. Zimno) - Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, co powiedziałeś?
XX - A co, nie?
AA - Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że ja mogę wreszcie stracić cierpliwość?
XX - No bo jak płacisz, to znaczy że masz.
AA - Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że ja już straciłem cierpliwość?
XX (zaniepokojony) - Kiedy?
AA - Przed chwilą. (wkłada spodnie)
XX (przestaje jeść) - Ubierasz się? (AA zdejmuje szlafrok i wkłada marynarkę) Gdzie idziesz?...
AA - Wyprowadzam się.
XX (z ulgą) - Iiii, nie pierwszy raz. (wraca uspokojony do jedzenia)
AA (zawiązując fular wokół szyi, przed lustrem) - Dotąd żal mi cię było, ale teraz przebrałeś miarę. Do
zwyczajnej nieuczciwości dodałeś nadzwyczajną bezczelność. Tego już za wiele. Dziwię się doprawdy,
jak mogłem tak długo z tobą wytrzymać. Jak mogłem znieść twoje prostackie maniery, twój egoizm,
twoje niechlujstwo... Drażnisz mnie nawet wtedy, kiedy śpisz. Twoje chrapanie przyprawia mnie o
bezsenność, a twój dwutlenek węgla o ból głowy. Litowałem się, ale teraz nawet litość mnie nie
powstrzyma, ponieważ nie ma już żadnej litości. Natomiast mam dosyć twojego towarzystwa. Tak,
tego mam dosyć, powyżej uszu. Potąd mam ciebie! Odchodzę.
XX - Klucz będzie pod drzwiami.
AA - Mówiłeś coś?
XX - Mówię, że klucz będzie pod drzwiami. Jakbyś późno wrócił...
AA - Nie rozmawiam z tobą. (wkłada płaszcz. Przystaje obok XX i zwraca się wprost do niego,
dopinając płaszcz) Więc tobie się wydaje, że ja jeszcze wrócę? (XX nie odpowiada, żując beznamiętnie
i nie zwracając uwagi na AA. Nie doczekawszy się odpowiedzi, AA wzrusza ramionami i idzie do drzwi.
Kładzie rękę na klamce)
XX - Buty.
AA - Co?
XX - Zapomniałeś włożyć buty. Przecież Ole wyjdziesz na ulicę w samych skarpetkach.
AA - Nie potrzebuję twoich rad. (zawraca od drzwi, wkłada buty, wraca do drzwi, kładzie rękę na
klamce. Pauza) A na jakiej to podstawie, jeśli łaska, wydaje ci się, że ja jeszcze wrócę...
XX - Walizka.
AA - Co proszę?
XX - Zostawiłeś walizkę.
AA - No i co z tego?
XX - To jasne. Jakbyś się miał naprawdę wyprowadzać, tobyś się spakował.
AA - Podziwiam twoją inteligencję. Ale się mylisz. Ja niczego nie zabieram ze sobą.
XX - No właśnie. To znaczy, że się nie wyprowadzasz.
AA - Tak? A ja odchodzę, ale niczego nie zabieram. Wprawdzie odchodzę, ale nie zabieram niczego ze
sobą. Nie zabieram niczego, pomimo że odchodzę. Chociaż odchodzę, nie zabieram. Odchodzę, nie
zabierając. Czy teraz jasne?
XX - A bielizna, pościel, ubranie...
AA - " Książki, manuskrypty, fotografie. Możesz je sobie zatrzymać.
XX - Zostawiłbyś je?
AA - Wiesz dobrze, że łachy i graty nie mają dla mnie znaczenia. Mogę się bez nich obejść. Ja należę
do społeczeństwa postkonsumpcyjnego, podczas kiedy ty jesteś na etapie handlu paciorkami i
krzemieniem łupanym. A co się tyczy moich papierów... No, mniejsza z tym.
XX - Zostawisz? Zostawisz wszystko?!
AA - No, może nie wszystko. Właściwie, to chętnie wziąłbym sobie jakiś drobiazg na pamiątkę... Nie,
nie wszystko. Zabiorę jedną rzecz, tylko jedną, małą rzecz bez wartości. (udając, że się zastanawia)
Zaraz, co by tu takiego... Aha, już wiem. (podchodzi do łóżka po prawej stronie, bierze maskotkę - Psa
Pluto)
XX - Nie! (rzuca się ku niemu)
AA - Dlaczego? Ta niewinna maskotka będzie mi przypominała chwile spędzone z tobą. Ukoi moją
nostalgię...
XX - Oddaj to!
AA - Jesteś niesprawiedliwy. Zostawiam ci cały dobytek i pragnę zachować w zamian tylko tę małą
pamiątkę, a ty...
XX - Oddaj mi to!
AA - Chodźmy stąd, pieseczku, pan jest niesprawiedliwy. Pan jest brzydki, pan nas nie lubi.
XX - Oddasz czy nie?
AA - Zostawimy pana. Pójdziemy sobie daleko, daleko... (XX usiłuje mu wyrwać maskotkę, ale AA
wymyka mu się i ucieka za stół. Gonitwa wokół stołu) Hau-hau! Popatrz, jak pan się złości! Hau-hau
hau-hau! (naśladuje szczekanie psa. Gonitwa trwa) Nie daj się złapać, nie daj! (w momencie kiedy XX
znajduje się po lewej stronie stołu, a AA po prawej, XX wskakuje na stół i chwyta AA za gardło. A le
zostaje mu w rękach tylko fular. AA ucieka w bok, ale potyka się o krzesło i przewraca się razem z
krzesłem. XX rzuca się na niego. AA wyciąga rękę, w której trzyma Psa Pluto, za siebie ponad głowę.
XX usiłuje dosięgnąć Psa Pluto. AA przekłada Psa Pluto do drugiej ręki i odrzuca go daleko za siebie.
Obaj zrywają się i biegną do maskotki, jak dwaj gracze w rugby za piłką. Zderzają się nad Psem Pluto.
W tym momencie Z kurka, który pozostał odkręcony, zaczyna cieknąć woda) Woda! (AA porzuca
partnera, który chciwie przyciska Psa Pluto do piersi, podchodzi do zlewu i zakręca kurek) Nareszcie!
Teraz będzie można zrobić przyzwoitą herbatę. (bierze ze stołu imbryk, napełnia go wodą pod kranem,
idzie za parawan. XX nie spuszcza Z niego oczu. Wciąż klęczy przyciskając Psa Pluto do siebie, w
obronnej postawie. AA wychodzi zza parawanu) Co ty tu jeszcze robisz ... Modli się, czy co ...
(zdejmuje płaszcz. wiesza na gwoździu) No już, wystarczy. Wstańże nareszcie.
XX - Zostajesz?
AA - Tylko ze względu na herbatę. Gdzież można się napić dobrej herbaty, jak nie u siebie w domu.
Ach, dom, dom...
XX wstaje Z klęczek i chowa Psa Pluto pod swoją poduszkę, czyli na łóżku po prawej stronie. Siada na
łóżku. AA podnosi Z podłogi fular i wiesza go na oparciu krzesła po lewej stronie, podnosi
przewrócone krzesło po prawej.
XX - Zwrócę ci, jak tylko będę miał.
AA - Ach, ty ciągle o tym czynszu?
XX - Daję słowo.
AA - Drobnostka, nie ma o czym mówić.
XX - W przyszłym miesiącu.
AA - Nie pali się.
XX - No to za tydzień.
AA - Ależ tym się nie przejmuj, błagam cię.
XX - Albo pojutrze.
AA - O!
XX - Chcesz pojutrze?... Albo jutro... Chcesz jutro?
AA - Zapewniam cię, że to nie ma żadnego znaczenia. Między przyjaciółmi...
XX - Ja teraz nie mogę, słowo honoru.
AA - Uff, jak to miło znaleźć się znowu na własnych śmieciach... (zamierza zdjąć marynarkę. XX
podbiega usłużnie i pomaga mu) Doprawdy zobowiązujesz mnie.
XX - Powiesić?
AA - Nie, nie trzeba. Może zostać na krześle. (siada wygodnie na krześle po prawej stronie. XX wiesza
marynarkę na oparciu krzesła, za jego plecami) Ale za to, wiesz co, gdybyś był tak łaskaw... To światło
mnie razi. Razi mnie już od dawna, ale nie śmiałem ci o tym powiedzieć. Bo skoro ciebie nie razi...
Prawdę mówiąc, ta goła żarówka jest okropna. Wybacz mi, że tak dyskredytuję twój ulubiony interieur.
Czy mógłbyś jednak sporządzić rodzaj osłony? Z papieru albo czegoś... Ja nigdy nie byłem zręczny...
XX - Zrobi się.
AA - Doskonale, jesteś nieoceniony. Tam, koło mojego łóżka leżą pisma ilustrowane, możesz ich użyć.
Chyba, że wolisz papier gazetowy.
XX podnosi jedno z pism ilustrowanych, leżących koło łóżka po lewej stronie.
XX - Przydałyby się nożyczki.
AA - Są na półce. (XX bierze nożyczki z półki nad zlewem. Wchodzi na stół. Rozpościera pismo
ilustrowane i przymierza je wokół żarówki. AA obserwuje go, przysłaniając oczy dłonią) Ciebie nie
razi?
XX - Co?
AA - Pytam, czy możesz patrzeć w żarówkę bez przykrego uczucia, że ślepniesz.
XX - W żarówkę?
AA - No, to światło... Nie kluję cię?
XX - Nie.
AA - Nie łzawisz?
XX - Nie.
AA - Nie palą cię powieki? Nie widzisz przed oczami takich... czarnych, latających plam?
Pauza.
XX - Nie.
AA (wchodzi na stół. Odchyla powiekę XX, jak okulista) - Drugie. (zagląda mu do drugiego oka)
Zdumiewające. (AA schodzi ze stołu. XX nadal krząta się koło żarówki. AA przechadza się) A raczej nic
w tym dziwnego. Wiadomo, że odchylenia od normy mogą być bardzo znaczne. Zarówno w kierunku
nadwrażliwości, jak i niemal zupełnej tępoty. Podobnie z szybkością refleksów. Od zakończeń sieci do
centrów mózgowych. To wszystko zależy od danego osobnika. (zatrzymuje się nagle) Czy byłeś kiedy
przesłuchiwany?
XX - Jak...
AA (ostro, brutalnie) - Przez policję.
XX - Za co!
AA - Nie pytam za co, tylko czy cię przesłuchiwano. Czy byłeś kiedy w śledztwie?
XX - Nie.
AA (znowu normalnym tonem) - To szkoda. Byłbyś doskonałym materiałem, to znaczy nie z punktu
widzenia policji. Twoja niewrażliwość pozwoliłaby ci znieść to, czego inni nie mogli wytrzymać.
Szkoda, wielka szkoda. Byłbyś znakomitym więźniem politycznym.
XX - Ja do polityki...
AA - Wiem, wiem, ty do polityki się nie mieszasz. To chciałeś powiedzieć, prawda? Ale wolno chyba
pomarzyć. (XX interesuje się jakąś reklamą w piśmie ilustrowanym, ślini palec, przewraca stronę,
ogląda... ) Co za oko! Ciebie niełatwo byłoby zmusić do zeznań. To znaczy... gdybyś miał coś do
powiedzenia... I pomyśleć, że taki talent się marnuje. Ale cóż, tak już jest świat urządzony. Ci, którzy
nie powinni mówić, mówią. A ci, którzy mogliby n i e powiedzieć, nie mają nic do powiedzenia.
XX - Czy mogę sobie to wyciąć?
AA - Co?
XX - To kolorowe.
AA - Zdaje się, że mnie nie słuchałeś.
XX (wskazując na jakąś kolorową reklamę) - Ja bym wyciął tylko to jedno...
AA - O Boże! Boże przodków moich... I twoich. Ale czasami zadaję sobie pytanie, czy oni mieli
naprawdę wspólnego Boga.
XX - Wytnę.
Złazi ze stołu i siada na krześle po prawej stronie, twarzą do widowni. XX wycina reklamę. Z góry
rozlega się muzyka.
AA (łapie się za głowę, zatyka uszy) - Tego tylko jeszcze brakowało! (patrzy na zegarek) Czwarta?
Niemożliwe. (przykłada zegarek do ucha) No tak, nie chodzi. Ty, która teraz może być godzina?
XX - Koło dziewiątej.
AA - To znaczy, że dopiero zaczynają. Mamy przed sobą co najmniej osiem godzin zabawy. Ich
zabawy.
XX - Może przestaną.
AA - Nie, dzisiaj nie przestaną, będą się bawili do rana. Dzisiaj jest Nowy Rok. (XX przestaje wycinać,
podnosi wzrok i sztywnieje, patrząc przed siebie. Słychać gwizdek za parawanem) Aha, woda.
(wychodzi za parawan, wraca Z imbrykiem. Siada na poprzednim miejscu, nalewa wody Z imbryka do
kubka. Zanurza torebkę Z herbatą w kubku. XX opuszcza ręce bezwładnie, w jednej trzymając nożyczki,
w drugiej pismo ilustrowane. Muzyka na górze cichnie. AA wyjmuje Z kubka torebkę, słodzi, miesza.
Nożyczki i pismo ilustrowane wypadają Z rąk XX, wstaje powoli i jak automat idzie do swojego łóżka,
czyli do łóżka po prawej stronie. Kładzie się na wznak i patrzy w sufit. AA przestaje mieszać herbatę i
zaczyna obserwować XX) Co ci jest... Niedobrze ci? (miesza herbatę, przestaje mieszać) Choryś? (XX
nie reaguje. AA wstaje i podchodzi do niego) Hej!... Odezwij się! (szarpie go za ramię. XX odwraca się
twarzą do ściany, tyłem do AA. AA rozgląda się bezradnie, podnosi nożyczki oraz pismo ilustrowane i
wraca do XX) E, nie skończyłeś... No masz, wycinaj sobie . Wycinaj, wycinaj, przecież ja ci nie
zabraniam. Wycinaj sobie wszystko, co chcesz, lodówki, automobile, lokomobile, motocykle,
motoskafy, aspiratory, tranzystory, telewizory, posteriory... telefony, patefony... To głupie, ale ja ci nie
zabraniam, wycinaj sobie, jeżeli ci to sprawia przyjemność. Wcale ci nie zabraniam, słyszysz?...
Obraził się, czy co... (siada na łóżku) Chcesz, to ja ci wytnę... Ja sam ci wytnę, chcesz? (wycina do
końca kolorową reklamę Z pisma, kładzie nożyczki na podłodze) No? ...I już gotowe, zobacz tylko.
Ładne, nie? (oddala wycinankę na długość ramienia, przygląda się jej Z obrzydzeniem) E, no zobacz...
(ze złością) No popatrz się chociaż. Po co ja wycinałem!... Nie odzywa się. Neurastenik. (ugniata
wycinankę w papierową kulę i rzuca ją do kąta. Siedzi przez chwilę bezradnie. Z rur rozlega się "Stille
Nacht, heilige Nacht" w wykonaniu chóru dziecięcego. XX gwałtownie przykrywa sobie głowę
poduszką) Aha... O to ci chodzi. (AA wstaje, rozgląda się po pokoju, nad czymś się zastanawiając.
Potem podejmuje decyzję. Zbiera wszystko, co znajduje się na stole, również gazety, którymi stół jest
przykryty. Przenosi wszystko ze stołu na podłogę pod ścianą. Herbatę Z kubka wylewa do zlewu.
Zdejmuje powłoczkę ze swojej poduszki, odwraca ją na drugą stronę i nakrywa nią stół, jak obrusem.
Obok butelki kładzie paczkę papierosów, która przedtem znajdowała się pod poduszką. Opłukuje kubki
nad zlewem, stawia je obok butelki. Wkłada marynarkę. Muzyka tymczasem milknie) Gotowe. Hej,
obudź się, gotowe!
XX (wynurza głowę spod poduszki) - Co jest?
AA (uroczyście) - Nowy Rok.
XX nakrywa się z powrotem poduszką. AA zrywa z niego poduszkę.
XX - Zostaw mnie.
AA - Nie ma mowy. Sam pił nie będę.
XX (broniąc się) - Nie chcę herbaty.
AA - Kto mówi o herbacie. Mamy coś lepszego, jak przystało na taką uroczystość.
XX (dostrzega butelkę i siada na łóżku) - Skądżeś to wziął...
AA - Mniejsza z tym, ja stawiam, wkładaj marynarkę.
XX - Po co...
AA - Bo dzisiaj jest święto, święto, jeszcze to nie dotarło do ciebie? Feta, uroczystość, celebracja,
obrzęd, obyczaj, rytuał! Pożegnanie Starego Roku i powitanie Nowego, nowa era, nowe życie,
wszystko nowe. Alleluja! Przecież nie będziesz siedział w koszuli na eleganckim przyjęciu. Dalej!
Wstawaj, rusz się, baw się!... (zmusza XX, żeby wstał z łóżka. Prowadzi go do stołu. Zdejmuje Z krzesła
po prawej marynarkę i podaje ją XX) Podciągnij krawat! Zapnij się, przyczesz się, czy chcesz, żeby
Nowy Rok zwymiotował na twój widok?
XX - Ty jesteś bez krawata.
AA – Ja?... Rzeczywiście.
XX - No?
AA - Ale ja to co innego. Ja nigdy nie noszę krawata, to nie jest w moim stylu. (XX zdejmuje
marynarkę, oddaje ją AA i zawraca w stronę łóżka) Poczekaj! (XX kładzie się Z powrotem na łóżku)
Czy ja też muszę? Koniecznie?
XX - Jak święto, to święto.
AA idzie do swego łóżka, po drodze wiesza marynarkę XX na prawym krześle. Wyciąga spod łóżka
walizkę, wyjmuje Z niej krawat. Staje przed lusterkiem, zawiązuje krawat. XX przypatruje mu się,
potem wstaje Z łóżka i siada na prawym krześle. Wyjmuje Z kieszeni chusteczkę do nosa i czyści nią
buty.
AA (prezentując się Z zawiązanym krawatem) – I? Już dobrze?
XX (przyglądając mu się) - Kiedyś ty się golił ostatni raz...
AA - Nie pamiętam.
XX - A, właśnie. Mógłbyś się ogolić.
AA - Chyba nie będziesz teraz wymagał ode mnie, żebym się golił!
XX - Jak ja mogłem, to i ty możesz.
AA - To są przesądy. Teraz już nikt się nie goli.
XX - Ja się ogoliłem.
AA - Prowincjonalny obyczaj. W dzisiejszych czasach już nie trzeba się golić.
XX - Na co dzień nie trzeba, ale w święto trzeba.
AA - Dobrze, ogolę się. Ale pod jednym warunkiem.
XX - Za co?...
AA - Że ty zmienisz skarpetki.
XX (ogląda ze zdziwieniem swoje stopy w dziurawych skarpetkach) - Dlaczego, są jeszcze całkiem
świeże...
AA - Albo - albo.
XX - Jak włożę buty, to nie będzie widać.
AA - To jest ultimatum.
XX - No dobrze już, dobrze. (wyciąga spod swojego łóżka tekturową walizkę, wyjmuje parę skarpetek.
Zdejmuje stare skarpetki, wkłada je do walizki. Wkłada nowe skarpetki, które są identycznie dziurawe,
jak stare. Wraca na krzesło i wkłada buty. Tymczasem AA zdejmuje marynarkę i zawiesza ją na lewym
krześle. Staje przed lustrem i zaczyna się golić. XX czekając, aż AA skończy golenie, siedzi bezczynnie,
przypatrując mu się. Wzdycha) Byle do wiosny.
AA - Dlaczego?
XX - Bo słyszałem, że na wiosnę niektóre chodzą bez majtek.
AA - Znowu zaczynasz?
XX - Kiedy naprawdę... Teraz robimy przy wykopach... Kładziemy kanalizację.
AA - Nie widzę związku.
XX - To jak która przechodzi górą, to z dołu widać.
AA - Rozrywki proletariatu.
XX - My teraz robimy w dobrej dzielnicy. Jakeśmy robili na przedmieściu, to się nie opłacało. Mały
ruch i same brzydkie albo stare baby. A teraz się trafiają eleganckie, w futrach... Jeden zawsze uważa i
jak widzi, że nadchodzi, daje znać. Najlepiej jest, jak kopiemy przed domem towarowym, koło
damskiego wydziału. Albo koło damskiego fryzjera. Raz, pamiętam, kładliśmy kable przed jedną
pierwszorzędną restauracją, w sam raz na odpowiedniej głębokości, półtora metra. To było dobre
miejsce. Ale teraz też mamy nieźle. Przyjdź kiedyś...
AA - Dziękuję. Mam inne możliwości.
XX - Chodzi. (pauza) Ale u nas w miasteczku nie ma kanalizacji.
AA - Ale koszary są.
XX - Są. Skąd wiedziałeś, że są?
AA - Nietrudno zgadnąć. U nas wszędzie są koszary. Więc może ona chodzi koło koszar?
XX - Kto?
AA - Twoja żona.
Pauza.
XX - Co chcesz przez to powiedzieć...
AA - Nic. Skończyłem. (wyciera twarz ręcznikiem) Prosimy do stołu!
XX wstaje, obaj wkładają marynarki, zwróceni ku sobie. AA po lewej, XX po prawej stronie stołu.
Potem jednocześnie siadają. AA odkręca korek i nalewa.
XX - Ty byłeś żonaty?
AA - Dwa razy.
XX - To znaczy co?
AA - Rozwiodłem się. Nasze kawalerskie.
AA - A dzieci?
AA - Jakie dzieci... A, dzieci. Nie, nie mam dzieci.
XX - To po coś się żenił?
AA - Jak to, po co? Z miłości, dla porozumienia dusz, czy ja wiem wreszcie. No, wypij.
XX - Twoje. (wypijają. AA wkłada papierosa do ust i podsuwa paczkę XX, ten równiej bierze
papierosa. AA szuka po kieszeniach zapałek. XX wyjmuje z prawej kieszeni pudełko zapałek, chowa je
Z powrotem, wyjmuje Z lewej kieszeni inne pudełko zapałek, podaje ognia AA i sam też zapala. Chowa
pudełko zapałek do lewej kieszeni. Obaj zaciągają się dymem. Pauza) Ty, czemuś ty właściwie uciekł.
AA (wyrwany ze swoich myśli) - Co?
XX - Czemuś uciekł z kraju. Źle ci tam było? Miałeś żony, mieszkanie na piętrze, w stolicy... Dobrze
zarabiałeś, obracałeś się w najlepszym towarzystwie... A tutaj co?
AA - Nie ucieka się do czegoś, ale od czegoś.
XX - No właśnie. Ale tam ci było lepiej niż tutaj.
AA - Pewnego razu wyszedłem do parku. W alejce bawiły się dzieci. Za krzakiem bzu zauważyłem
chłopca, nieco od nich starszego. Podnosił kamyki i rzucał nimi w dzieci, za każdym razem chowając
się z powrotem za krzak. Miał przy tym rozchichotaną minę, był sobą zachwycony. Dobrze rozwinięty,
silny... Rzucał i chował się, rzucał i chował się...
Pauza.
XX - Ile miał lat?
AA - Mógł mieć dziesięć, dwanaście...
XX (rozrzewniony) - To tyle, co mój.
AA - To było sześć lat temu.
XX - Mój najstarszy ma teraz czternaście.
AA - Owszem, to mógł być twój syn.
Pauza.
XX - No i co dalej?
AA - Nic. To już koniec.
XX - He-he, teraz ty mi powiedz prawdę.
AA - To jest prawda.
XX - Przecież mi nie powiesz, że się ucieka za granicę dlatego, że jakiś gówniarz rzuca kamieniami w
parku. W dodatku nie w ciebie. Mnie możesz powiedzieć, jak bratu.
AA - No więc, powiedzmy... dlatego, że zawsze miałem trudności z dykcją. Na przykład słowo:
nieantagonistyczny. Za trudne dla mnie. Nigdy nie umiałem tego poprawnie wymówić.
XX - Ty? Przecież ty jesteś wykształcony.
AA - Więc może to nie tyle kwestia dykcji, ile intonacji. Właściwego tonu. Jestem niemuzykalny.
XX (zniżając głos konfidencjonalnie) - Ty jesteś polityczny?
AA - Można to i tak nazwać. (XX wstaje od stołu) A co, nie domyślałeś się? (XX idzie do drzwi, stoi
odwrócony plecami do AA)
XX - Teraz mi dopiero mówisz?
AA - Myślałem, że to od początku było jasne.
XX uchyla ostrożnie drzwi, wygląda przez szparę, zamyka drzwi, wraca do stołu.
XX - Jesteś na liście?
AA - Prawdopodobnie. (XX stoi niezdecydowany) Dlaczego nie siadasz...
XX (siadając) - Głupi byłem. (uderza się pięścią w czoło) Chociaż od razu coś mi się wydawało
podejrzane. Nic nie robi, do roboty nie chodzi, tylko leży na łóżku i czyta. Biała rączka, inteligent.
AA - Skąd wiesz, że ja nic nie robię? Tobie się wydaje, że praca polega tylko na kopaniu rowów?
XX - No to co robisz na łóżku?
AA - Myślę.
XX (niecierpliwie, lekceważąco) - Eh!... A o czym?
AA - O tobie, między innymi. Zastanawiam się na przykład, czy mógłbyś mnie zadenuncjować.
XX - Za... Zade...
AA - To znaczy donieść na mnie. Nie teraz oczywiście i nie tutaj. Ale tam, u nas...
XX - Przecież tam myśmy się nie znali.
AA - Czy uważasz, że można denuncjować tylko znajomych albo przyjaciół? Nie, załóżmy, że siedzisz
w więzieniu, a ja przychodzę do ciebie i proponuję ci ucieczkę. Albo jeszcze lepiej przedstawiam ci
plan likwidacji więzienia. Czy wtedy zawołałbyś strażników i wydałbyś mnie w ich ręce?
XX - W jakim więzieniu?
AA - W takim gdzie stosunkowo nieźle ci się powodzi. Może nawet lepiej niż na wolności. Gdzie masz
co jeść i gdzie nie jest ci zimno.
XX - Jeszcze o takim nie słyszałem.
AA - Ale gdzie nie wolno ci tylko jednego: nie wolno ci używać słów na literę W. Wszystkie słowa
zaczynające się od litery W są zabronione w mowie i piśmie.
XX - Dlaczego?
AA - Żeby nie można było napisać ani wymówić słowa "więzienie".
XX - To nie jest żadne więzienie.
AA - A więc gdybym ja ci zaproponował...
XX (zrywając się) - Czego ty chcesz ode mnie!
AA - Ależ ja ci niczego nie proponuję. Ja tylko rozważam, co by było, gdybym ci ewentualnie
zaproponował...
XX - Ja mam żonę i dzieci!
AA - A ja mam... ja mam... co ja mam właściwie... Powiedzmy, że ja mam swoje drogie, ukochane
słowa, słowa na wszystkie litery alfabetu. Nie, ja ci nic nie proponuję, ja cię nie namawiam do niczego.
Ja tylko co najwyżej mogę proponować sobie samemu ... E, nie, nawet i to nie. Za co ty mnie masz, za
bohatera?
XX - Różni się kręcą.
AA – to bardzo pochlebne z twojej strony, ale mogę cię uspokoić: ja nie jestem żadnym bohaterem.
Siadaj i napij się ze mną. Ode mnie nic ci nie grozi. (XX siada. AA nalewa) No, to na zdrowie
zdrowego rozsądku, jeżeli tak można powiedzieć. Chociaż zdrowia nigdy nie jest za dużo. Prosit!
Zdrowie, za pomyślność! I nie bój się niczego. Ja jestem taka sobie szmata. Zwyczajny tchórz. A może
nawet normalna, prosta, ludzka świnia. No wypij, tu sarni swoi. (XX odstawia kubek) Czemu nie
pijesz? (XX milczy) Rozumiem. Teraz myślisz, że ja jestem prowokator, co?
XX - E, nie.
AA - Nie wypieraj się. Powiedziałem, że ja jestem świnia i od razu pomyślałeś sobie, że wobec tego
jestem prowokatorem. Czy nie tak? (XX milczy. AA podnosi kubek) Wypijemy? (XX nie reaguje) Ej,
ej... Uwaga, uwaga... Bo jeżeli wierny sługa twojego prawowitego rządu budzi w tobie obrzydzenie...
Jakże to świadczy o twojej lojalności? E? Źle, bardzo źle, mój kochany. A jeżeli ja naprawdę jestem
prowokatorem?
XX - Ja tego nie powiedziałem.
AA - Ale pomyślałeś. Więc dlaczego nie powiedzieć tego głośno. Co w tym złego? Czyż lojalnemu
obywatelowi nie wypada pić z urzędnikiem państwowym w służbie czynnej, choć tajnej? (XX milczy.
Pauza) A, a, zaczynam cię rozumieć, może masz rację. Bowiem jeżeli moja misja jest tajna, to ty, jako
lojalny obywatel, nie powinieneś się przyznawać do tego, że wiesz o mojej misji. Tak, lojalny obywatel
powinien raczej udawać, że się niczego nie domyśla. Brawo! Powinieneś mi nawet ułatwić zadanie,
może nawet trochę pobluźnić przeciwko państwu? Jakieś małe antypaństwowe okrzyki... No! Nie
krępuj się w moim towarzystwie. W towarzystwie prowokatora lojalny obywatel nie powinien być zbyt
lojalny, właśnie po to, żeby wykazać swoją lojalność.
XX - Ja nie rozumiem.
AA - Wszystko jedno. W każdym razie apeluję do twojego zdrowego rozsądku. Wypij ze mną, aby dać
świadectwo, że jesteś po stronie władzy. Pamiętaj, że ja mogę złożyć odpowiedni raport. Oczywiście, o
ile jestem naprawdę prowokatorem.
XX - Ja z tobą pił nie będę.
AA - Ech, ostrożnie, ja reprezentuję państwo i rząd.
XX - Ja nie dlatego.
AA - Więc o co chodzi?
XX - Ty powiedziałeś, że jesteś świnia.
AA - Owszem, tak powiedziałem.
XX - No właśnie.
AA - Ach. I nie chcesz pić ze świnią?
XX - Ja ze świnią pić mogę, czemu nie? Tylko tyś powiedział, że tu sami swoi. To znaczy, że ja też
jestem świnia.
AA - A co, ty nie jesteś świnia?
XX - Nie.
AA - A więc jednak czujesz się lepszy ode mnie.
XX - Nie o to chodzi. Ale dlaczego ja mam być świnia, co? Co ja takiego zrobiłem, żebyś mnie tak
nazywał? No? Dlaczego mnie tak nazywasz, no powiedz mi, dlaczego?... (AA milczy) "Sami swoi", też
sobie znalazł... (AA milczy) Jak nie wiesz, to nie mów, nie obrażaj. Jak się nie ma powodu, to się nie
obraża. Nie obraża się bez potrzeby. Nie trzeba obrażać człowieka.
Pauza.
AA - No, powiedzmy, że trochę przesadziłem. Nie jestem znowu taka wielka świnia. Poniosło mnie.
Bóg wie, dlaczego.
XX - A, to co innego. To znaczy, że nie jesteś świnia?
AA - No, może niezupełnie.
XX (radośnie) - To znaczy, że możemy wypić?!
AA - Nie widzę przeszkód.
XX (z ulgą) - No, to wypijmy.
AA - Na zgodę.
XX - Na zgodę. Trącają się kubkami i wypijają.
AA - Swoją drogą, wiesz, to ciekawe: dlaczego z nas dwóch tylko ja ewentualnie mógłbym być
prowokatorem.
XX - E, przestań już.
AA - To znaczy... to raczej ja mógłbym być posądzony, nie ty. Nigdy by mi nie przyszło do głowy, żeby
ciebie o to posądzić.
XX - A dajże już spokój!
AA - Dobrze. Nie zależy mi na pogłębianiu tego tematu.
XX - Daleko jeszcze do północy?
AA - Nie wiem. Mój zegarek nie chodzi.
XX - Może by się kogo zapytać.
AA - Ci na górze piją szampana. Na pewno usłyszymy, jak o północy strzelają korki. Nie ma obawy.
XX - A w domu na mnie czekają. Jak co roku. Dzieci mnie wypatrują, spodziewają się mnie... A mnie
znowu nie ma. Ech, dola...
AA - No to czemu żeś nie pojechał ich odwiedzić? Ty przecież możesz, ty nie jesteś polityczny.
Mógłbyś pojechać do domu na wakacje.
XX - Jakie wakacje, ja nie mam żadnych wakacji.
AA - Mógłbyś się postarać.
XX - Niech mnie ręka boska broni! Czy ja tu jestem po to, żeby mieć wakacje? Ja tu jestem, żeby
zarabiać. Ja będę miał wakacje, kiedy wrócę· Cały tydzień. Położę się w sadzie na kocu i będę spał.
Palcem nie kiwnę. Otworzę jedno oko, popatrzę, czy niebo jest jeszcze nad nami i znowu zasnę. I tylko
baba będzie mi donosiła jedzenie. A potem...
AA - Co potem?
XX - Potem wstanę i ubiorę się elegancko. W same zagraniczne rzeczy.
AA - Po co?
XX - Jak to po co - bo będę miał imieniny.
AA - Imieniny?
XX - Tak, to będzie akurat w maju. Zaprosi się całe miasteczko. No, może nie całe. Tych paru, co ja ich
nie lubię, to się nie zaprosi. Żeby im było żal. Zarżnie się wieprzka, cielaka albo krowę... Nakupi się
wódki... Żeby dla wszystkich starczyło. I żeby jeszcze zostało... Niech mają, niech się cieszą, niech
widzą, że pan z zagranicy przyjechał. A te wszystkie rzeczy, co je tu kupię i tam przywiozę, będą
wystawione w sieni, każdy sobie popatrzy. Ale macać nie pozwolę. Nie wolno. Tylko oglądać. Szwagra
się postawi, żeby pilnował. Chociaż może lepiej nie, szwagier też niepewny.
AA - Można postawić psa.
XX - Psa?
AA - Przywiązać złego psa, żeby nikomu me pozwolił się zbliżyć. Pies przecież sam nie ukradnie.
XX - Dobry pomysł. A potem będziemy się bawili przez trzy dni.
AA - A, w to nie wątpię.
XX - A kiedy skończy się zabawa, to wiesz, co zrobię?
AA - Posprzątasz po gościach.
XX - Do diabła z gośćmi, już ich nie ma. Zresztą teściowa sprzątnie. Zacznę budować dom.
AA - Nie mów!
XX - Tak. Piękny, murowany dom. Piętrowy, z centralnym ogrzewaniem.
AA - Żartujesz.
XX - Najładniejszy dom w okolicy. Za moje pieniądze.
AA - To długo potrwa?
XX - Oho-ha-ho, parę dobrych lat. A kiedy skończę, wyprowadzimy się od teściów i będziemy
mieszkali u siebie. W swoim własnym domu. No i co ty na to?
AA - Piękny projekt. (wstaje. Wznosi toast) No, to za dom.
XX - Za dom!
Stykają kubki brzegami. Ręka, w której XX trzyma kubek, zaczyna drżeć.
AA - Uważaj, bo wylewasz... Trzymaj że, bo szkoda, nie marnuj!... Co się stało... (XX nie mogąc
utrzymać kubka, odstawia go na stół, siada, bokiem do AA, twarzą do widowni. AA również odstawia
swój kubek, podchodzi do niego) Pokaż ręce. (XX wkłada ręce do kieszeni) Pokaż ręce! (XX, ociągając
się, wyjmuje ręce Z kieszeni) Wyciągnij! (XX wyciąga ręce przed siebie, zaciskając pięści) Nie tak,
rozprostuj! (rozwiera mu pięści przemocą. XX odwraca głowę w bok, trzymając przed sobą obie ręce
wyciągnięte. Dłonie mu drżą, jak inwalidzie. AA odchodzi na bok, nie patrząc się już na XX. XX chowa
ręce Z powrotem do kieszeni) Dawno to masz?
XX - Od roku.
AA - Często?
XX - Nie, tylko czasami.
AA - Coraz częściej? (XX milczy) Pytam, czy coraz częściej!
XX milczy. AA bierze jego kubek ze stołu, staje za jego plecami, podkłada mu łokieć swojej lewej ręki
pod brodę i przechyla mu gwałtownie głowę do tyłu, jednocześnie przytyka mu kubek do ust. XX wypija
zawartość kubka. AA stawia pusty kubek na stole i bierze swój, pełen, wychyla go jednym haustem.
Odstawia kubek.
XX (krztusząc się) - Bóg zapłać.
AA - Dlaczego się nie uczysz języka? (XX krztusi się w dalszym ciągu, ale już sztucznie, żeby zyskać na
czasie) Pytam, dlaczego się nie uczysz języka!
XX - Jakiego języka?
AA - Obcego!
XX (wyjmuje ręce Z kieszeni, ogląda je. Ręce trzęsą mu się w dalszym ciągu) - Zaraz mi przejdzie.
(chowa ręce do kieszeni)
AA - Odpowiesz mi czy nie?
XX - To znaczy po ichniemu?
AA - Nie irytuj mnie. Wiesz dobrze, o co cię pytam. W tym kraju jesteś analfabetą. Gorzej
głuchoniemym. Kiedy wreszcie przestaniesz być kaleką?
XX - Ja po ichniemu gadał nie będę.
AA - Dlaczego? Żyjesz przecież tutaj, w tym kraju, jesz, pijesz, chodzisz ulicami, jak inni ludzie. Więc
dlaczego nie chcesz mówić jak oni? Mógłbyś znaleźć lepszą pracę...
AA - Aha.
XX (wyjmuje ręce Z kieszeni, ogląda je) - Już mi przechodzi. (chowa ręce z powrotem do kieszeni)
AA - Wobec tego... czy wiesz, co się tutaj dzieje z ludźmi, którzy za długo obsługują taką maszynę?
XX - Starzeją się.
AA - Nie tylko.
XX - No, może trochę głuchną. (wyjmuje jedną rękę Z kieszeni, wierci palcem w uchu) Mnie coś
piszczy w uchu od jakiegoś czasu. Nie słyszę dobrze.
AA - Zgadza się. Ale nie tylko to.
XX (wyjmuje palec Z ucha i drugą rękę z kieszeni) - Ty, już mi przeszło.
AA - W uchu?
XX - Nie, w rękach.
AA - Drobiazg. I w uchu także drobiazg. Gorsze jest co innego. Na skutek wibracji przez osiem godzin
dziennie, przez długie lata, zachodzą zmiany w tkance łącznej, to znaczy w tkance, która łączy ciało z
kośćmi. Jak długo już tu jesteś?
XX (kontemplując wyciągnięte ręce) - Już mi się wcale nie trzęsą.
AA - Pytam, od jak dawna już obsługujesz tę maszynę?
XX - Trzy lata.
AA - Zmiany w tkance łącznej polegają na tym, że owa tkanka degeneruje się. Inaczej mówiąc, mięso
zaczyna odchodzić od kości...
XX - Będzie trzy i pół roku.
AA - Co oczywiście powoduje niezdolność do pracy.
XX - Poważnie?
AA - Chorobę i kalectwo. To są fakty stwierdzone przez medycynę. Zajmują się tym specjalne instytuty
do badań nad higieną i bezpieczeństwem pracy. Choroba zawodowa.
Pauza.
XX - Iii, tam... Strachy.
AA (łapie za klapy marynarki) - Ty człowiek jesteś? Ty?! Zwierzę jesteś, a nie człowiek. Wprawdzie
nie pies i nie świnia, ale wół! Tępy, bezbronny, głupi, roboczy wół! Zdatny tylko do tego, żeby nim
orać, aż wyciągnie kopyta! I jeszcze się z tego cieszy! Jeszcze się sam doprasza, byle mu dali więcej
sieczki do żłobu! Szczęśliwy jest, niczego więcej nie pragnie. Zadowolony jesteś, prawda? No
powiedz, zadowolony?!
XX - Nie trzęś...
AA - A ja będę. Będę tobą potrząsał tak długo, aż się obudzisz z tego bydlęcego snu. Bo kiedy nie
orzesz, to śpisz albo przeżuwasz. Będę tobą trząsł i będę do ciebie krzyczał tak długo, aż zrobię z
ciebie człowieka. Nie spocznę, dopóki tego nie dokonam. Bo dopóki ty będziesz wołem, dopóty ja
będę świnią. Rozumiesz? Tu jedno idzie z drugim: jeżeli ty wół, to ja świnia. Będę ostatnią świnią,
jeżeli pozwolę ci zostać wołem. Tu nie ma innego wyboru.
XX (groźnie) - Nie trzęś, powiedziałem.
AA - Bronisz się? To nic. Przyjdzie czas, kiedy sam zrozumiesz i będziesz mi wdzięczny. Bo nie może
być tak, żeby tylko jeden z nas był człowiekiem. Albo obaj jesteśmy ludźmi, albo żaden z nas.
(przemawiając w uniesieniu wizjonerskim, a także pod wpływem alkoholu, wciąż trzymając XX za
klapy marynarki) A kiedy już obaj staniemy na dwóch nogach, wyprostujemy się i podniesiemy głowy.
I wtedy zobaczymy, jak nad nami kołysze się gałąź, a na gałęzi owoc. Ten owoc to owoc zakazany. Zaś
wiatr, na którym owoc się kołysze, to wiatr historii. Wyciągniemy ręce!...
XX uderza go po rękach. AA puszcza klapy i zatacza się.
XX - Ręce przy sobie! (wstaje z krzesła) Do kogo ty z rękami, co?... Do kogo?!
AA - Czy ty tego nie widzisz?!
XX - Ty do mnie z rękami?... Do mnie?! (naciera rozjuszony na AA) Ty biała gnido, ty blady
kurduplu... Ja ci...
Zamierza się do ciosu. Światło gaśnie, ciemność zupełna. Na górze chóralny okrzyk "Aaaa", jak
zwykle, kiedy gaśnie światło. Trąbki i gwizdki karnawałowe. Jednocześnie miarowe uderzenia zegara -
będzie ich dwanaście - i odległe dzwony.
AA (głos AA w ciemności) - Dwunasta!
XX (czyli jego głos) - Czemu ciemno...
AA - Gasi się światło o północy, na Nowy Rok. Taki zwyczaj. (pauza) Masz zapałki? (XX zapala
zapałkę. AA idzie za parawan, wraca ze świecą w lichtarzu. Zapala świecę od zapałki, którą trzyma xx.
Stawia lichtarz na stole. Odwraca się ku XX) No... (XX pochrząkuje zakłopotany) To może by...
XX - Jak chcesz...
AA - Ano...
XX - No to w takim razie...
AA - Pewnie...
XX - Czemu nie...
AA - No to się napijmy. (nalewa, podnosi swój kubek) Na ten Nowy Rok.
XX (podnosi swój kubek) - Na Nowy Rok. (trącają się kubkami, wypijają. Są jeszcze nieco sztywni,
skrępowani. AA na lewym krześle, XX na prawym) Dzwonią...
AA - W kościele...
Pauza.
XX - No to ja ci .
AA - Ja tobie też .
XX – Co było, to było...
AA - Co było, to nie jest... (wyciąga rękę do XX)
XX - Żeby nam się. (wyciąga rękę do AA)
AA - Wszystkiego.
XX - Na ten Nowy Rok. (podają sobie ręce ponad stołem. Zapalają papierosy jak poprzednio, to
znaczy według podobnej procedury, Z tą różnicą, że XX nie powtarza już manipulacji Z dwoma
pudełkami zapałek. Rozsiadają się wygodnie na krzesłach. Od tej pory znajdują się już wyraźnie pod
wpływem alkoholu, zwłaszcza XX) Eeech ... Nowy Rok. .. Jak to się wszystko kręci ... Pamiętam,
dopiero co byłem małym chłopcem, krowy pasałem, wronom jajka z gniazd wybierałem, boso
chodziłem do szkoły. Tylko w jesieni, bo na wiosnę robota była w polu, a w zimie za zimno ... Potem
się ojciec przeniósł do miasta. Ale dziadkowie zostali. Bida tam była, ale zostali. Dziwni są ci starzy,
woleli zostać. Widać lubili tę swoją bidę.
AA - Nie mnie ich sądzić.
XX - A ja nie lubię. (uderza się w pierś) Bij mnie, a nie lubię.
AA - Kto lubi.
XX - Mój ojciec też nie lubił. Tak nie lubił, że wszystko przepijał. A potem jeszcze bardziej nie lubił.
Dlatego znowu pił. A ja nie piję.
AA - Słusznie.
XX - Bo nie lubię. Ja lubię mieć. Jak trzymam, to mam. A jak puszczę, to wypuszczę. Nie tak jest?
AA - Bardzo słusznie.
XX - Jak robię, to zarobię. A jak zarobię, to się dorobię. Tak jest, czy nie?
AA - Logiczne.
XX - Tylko czasami sobie myślę, na co mi to wszystko.
AA - Co wszystko?
XX - No to, co mam. Do ziemi przecież ze sobą nie zabiorę. Do nieba mnie z tym nie wpuszczą, a w
piekle z tym za ciasno. To po co się tak męczyć?
AA - Przecież sam chcesz.
XX - Tak, ale co ja mam z tego? Tylko zdrowie niszczę, a uciechy żadnej. Ani się nie napiję, ani nie
zapalę... No, tyle co twoich.
AA (podsuwając mu pudełko z papierosami) - Ależ proszę cię bardzo.
XX - Bóg zapłać. (bierze papierosa, ale zaraz go rzuca na stół) Ty, komu to wszystko, na co...
AA - A dzieci? Zbudujesz dom, zostawisz dzieciom... Dla dzieci.
XX - A one komu zostawią?
AA - Swoim dzieciom.
XX - Aha. (pauza) A jak się to skończy?
AA - Nie skończy się, czemu się ma skończyć.
XX - No to jak to tak, bez końca?
AA - Chyba bez końca.
XX - Hm, bez końca, mówisz... To po co był ten początek...
AA - Zadajesz mi trudne pytania. Już Schopenhauer miał podobne wątpliwości.
XX - Kto?
AA - Schopenhauer.
XX - Żyd?
AA - Niekoniecznie.
XX - To mi się nie podoba. Jak jest początek, to powinien być i koniec. Inaczej początek też coś nie
tego... Końca nie ma, początek nie w porządku, a tymczasem ja tyram i nie mam z tego żadnej
przyjemności. Ani do kina, ani na dziwki... Ty myślisz, że to łatwo?
AA - W cale tak nie myślałem.
XX - Krzyczeć jest łatwo, ale jakbyś spróbował pożyć, jak ja... (rozczulając się nad sobą coraz
bardziej) Czy wiesz, jak ja tu żyję? Jak pies!
AA - No nie, przesadzasz.
XX (uderzając pięścią w stół) - Nie sprzeciwiaj mi się! Właśnie, że jak pies. Sam mi to przedtem
powiedziałeś!
AA - O ile sobie dobrze przypominam, chodziło raczej o...
XX (pochylając się ku AA, konfidencjonalnie) Chodź no tu bliżej. Coś ci powiem.
AA - Słucham cię.
XX - Bliżej... (kładzie rękę na ramieniu AA i przyciąga go ku sobie, aż prawie ich czoła stykają się
Szepcze namiętnie, poufnie) ...I miałeś rację.
Obaj wracają do poprzedniej pozycji.
AA (tonem przesadnej uprzejmości towarzyskiej) - Ależ nieee...
XX (kładzie palec na ustach) - Tsss... (krzyczy) Jak pies! Psy mają lepsze życie ode mnie, bo
przynajmniej nie muszą tyrać. Czy to jest życie? No powiedz mi, czy to jest życie?
AA - Z biologicznego punktu widzenia...
XX - Jest czy nie jest?
AA - To zależy.
XX (rozstrzygając kwestię) - Nie jest. Nalej!
AA - Może już na razie wystarczy.
XX - Nie wystarczy! Ja piję pierwszy raz, odkąd tu jestem. Należy mi się chyba, nie?
AA - Bez wątpienia. (nalewa, trącają się, wypijają)
XX - Aaa, dobre... Dam ci zagadkę.
AA - Dawaj.
XX - Co to jest, ma, a nie ma.
AA - Poczekaj... Ma...
XX - ...A nie ma. (chichocze)
AA - Ma, a nie ma... Ma, a nie ma... Nie wiem.
XX - Zgadnij.
AA - Nie, to dla mnie za trudne. (XX stuka się palcem w pierś) Ty?
XX - Ja.
AA - Ma...
XX - ...A nie ma. Dobre, co? (wybucha śmiechem)
AA - Co ma?
XX (przestaje się śmiać, groźnie) - Ty myślisz, że ja nie mam?
AA - Masz?
XX - Ty myślisz, że ja jestem dziadem?! Mój ojciec był dziadem, mój dziadek był dziadem, ale ja nie!
Ja ci to zaraz pokażę... (usiłuje wstać, opierając się rękami o stół)
AA - Zostaw, nie trzeba. (kładzie rękę na ramieniu XX i zmusza go, żeby usiadł z powrotem)
XX - Mnie stać! Kelner! (szeroki gest nad stołem) Ja płacę.
AA - Upił się. (pauza. XX milczy z opuszczoną głową. AA patrzy na żarówkę) Co jest z tym światłem...
(pauza. XX wstaje i zataczając się idzie w kierunku zlewu)
XX - Zaświeć.
AA - Świeci się.
XX - Aha... (pauza. XX szuka zlewu w półmroku) Co się świeci...
AA - Światło.
XX - Aha... To czemu się świeci, jak jest ciemno.
AA - Bo zgasło. (XX znajduje nareszcie zlew. Wkłada głowę pod kurek i oblewa się wodą) ...A swoją
drogą ciekawe, czemu zgasło. Powinno się już zapalić.
XX (spod kranu) - Nowy Rok, Nowy Rok!
AA - Ale to już coś za długo trwa.
XX - Może to żarówka.
AA wchodzi na krzesło, ze świecą w ręku. Ogląda żarówkę przy świetle świecy.
AA - Nie, żarówka w porządku. (schodzi z krzesła, idzie do drzwi, uchyla drzwi, wygląda na korytarz)
Wszędzie ciemno. Krótkie spięcie, czy co... (zamyka drzwi, wraca, stawia lichtarz na stole) Zaraz się
świeca dopali.
XX (przedrzeźniając go) - Zaraz się świeca dupali.
AA - Też dowcip...
XX zakręca kurek, wyciera twarz dłońmi, prychając.
XX - Nie podoba ci się?
AA - Nie.
XX - Może ja ci się nie podobam?
AA - Nie.
XX - To czemu tu ze mną siedzisz?
Pauza.
AA - Istotne pytanie.
XX - Ja cię tu nie prosiłem.
AA - Fakt.
XX - Sam żeś się wprosił. (pauza. XX siada na krześle, tym razem po lewej stronie stołu) Ty, dlaczego
ty właściwie siedzisz tutaj ze mną...
AA (siadając na prawym krześle) - Przy stole?
XX - Ja cię nie pytam o stół. Tylko czemu ty siedzisz tu, w tym gnoju.
AA - Ba...
XX - Co ty tu robisz?
AA - To samo, co ty.
XX - Nieprawda. Ja muszę. Ja wół roboczy, analfabeta, zwierzę... Ale ty wykształcony, ty znasz obce
języki... Ty nie musisz.
AA - Słusznie.
XX - Ty byś sobie wszędzie dał radę. Mógłbyś się dobrze urządzić, parle-parle... To dlaczego tu ze mną
siedzisz? Jaki jest twój interes?
AA - Żaden.
XX - Nie, ty czegoś chcesz ode mnie. Ja sobie nieraz tak myślę: ani ja mu brat, ani swat. Jeść daje,
pieniędzy pożycza... Narzeka, ale pożyczy. Śmierdzę mu, ale nie ucieka. Czemu, niech ucieka, jak taki
delikatny? Bo ty jesteś delikatny, co? A czy ja ci każę? Jak ci się nie podoba, to czemu tu siedzisz ze
mną. Ja cię nie trzymam. Ty, czego ty chcesz ode mnie?
AA - Niczego.
XX - Ty ze mnie głupiego nie rób. Może ja cham, ale ja nie głupi. Możesz mi wszystko powiedzieć,
kiedy już razem pijemy. Ty, czemu ty pijesz ze mną?
AA - Za pokutę.
XX - Za jaką pokutę.
AA - Chcę odpokutować za grzechy przodków. Nasi przodkowie nigdy nie pili ze sobą.
XX - Czy to grzech?
AA - Grzech. Narodowy.
XX - Coś ty mi tu w oczy ćmisz...
AA - Nie wierzysz mi?
XX - Nie.
AA - Masz rację. Oto zdrowy instynkt naszego ludu. Wobec tego powiem ci: do diabła z przodkami. To
ja sam, współcześnie... Ja, żeby pójść w lud, z ludem się pobratać, rozumiesz? Ja narodnik...
XX - Co?
AA - Narodnik. Dziewiętnastowieczne określenie. I takaż idea... Żeby w lud pójść, bo w ludzie siła...
XX - Bajki.
AA - Oto zdrowy sceptycyzm ludu. Jeszcze chwila, a uwierzę w ideę narodnictwa. Tyle w was zalet,
zdrowy instynkt, zmysł prawdy, zdolność do samokrytycyzmu... Wobec tego... A może ja jestem
socjalistą?
XX - Żarty.
AA - Tak, mniejsza o mistyczne poczucie winy, o jakieś tam odkupywanie grzechów, popełnionych
przez poprzednie pokolenia. Mniejsza o populistyczno-nacjonalistyczne mrzonki. Ale może po prostu
ja jestem naukowy. Racjonalistyczny i postępowy. Ty jesteś motorem dziejów, co więc dziwnego, że ja
z motorem wódkę piję. Że ja z przodującą klasą jajka na twardo sobie gotuję, w gaciach po pokoju
chodzę i we wspólny ręcznik gębę wycieram. Ty tego nie brałeś pod uwagę?
XX - Nie, to nie to.
AA - Dlaczego nie?
XX - Bo ja ich znam. Do nas przychodzi jeden taki, na wykop. Bardzo grzeczny. W cale nie sztorcuje,
gdzie tam. Uśmiecha się, podlizuje, ulotki rozdaje, uświadamia...
AA - A ja nie uświadamiam.
XX - Nie.
AA - I sztorcuję.
XX - Jeszcze jak! Ciągle ci coś źle. A to to, a to tamto... Sztorcujesz mnie, jak się patrzy. Od razu
widać, żeś pan, a nie żaden socjalista.
AA - Ha, widzę, że ciebie nie można oszukać.
XX - He-he, za cwany jestem. Już ja mam oko! Socjalistę od razu rozpoznam. Ty, co ty właściwie
jesteś...
AA - Więc może jednak prowokator?
XX - Iiii... nie do mnie. Za mały robak ze mnie. Do mnie władza nie ma interesu. Tu czy tam, ja
jednakowo roboczy. Jakbyś był prowokator, tobyś tu ze mną nie siedział. Poszedłbyś gdzie indziej. Do
tych, co ważni. Do profesorów albo tych od polityki. Co myślą.
AA - A ty nie myślisz?
XX - Co ja tam sobie myślę, to nie jest ważne. Ot, myślę, żeby zarobić, o dzieciach myślę, o babie...
Trochę o dziwkach... Normalna rzecz, każdy o tym myśli i nic w tym nie ma ciekawego dla władzy.
Bylem nie podskakiwał, cicho był, to im wszystko jedno, co ja sobie myślę. Na mnie szkoda
prowokatora.
AA - A nigdy nie myślałeś o wolności?
XX - To znaczy co.
AA - No, żeby być wolnym.
XX - To znaczy jak.
AA - No, na przykład, żeby mówić to, co myślisz.
XX - Przecież już powiedziałem, co ja myślę. I mogę to jeszcze powtórzyć. Mogę mówić od rana do
wieczora, mnie władza wcale nie zabrania mówić tego, co myślę. Jakie tam moje myśli...
AA - A czy nigdy nie myślałeś o tym, żeby myśleć więcej?
XX - Myśleć o myśleniu?
AA - Można to tak określić.
XX - Nie, taki głupi to ja nie jestem.
AA - Myśli to nie jest głupota.
XX - Zależy jakie. U nas na wsi był wariat. Nic nie robił, bo do niczego się nie nadawał. Nawet krowy
nie umiał upilnować. Żył bez domu i bez rodziny, tylko z tego, co mu ludzie dali. To co on robił, jak on
nic nie robił? O czym on myślał? O czym on mógł myśleć, jak nic nie umiał i nic nie robił? On myślał
tylko o myśleniu, on myślał tylko o myślach. A czy on był mądry? Nie, on głupi był. On był wariat.
AA - Ale był wolny.
XX - Rozumiem. Ty jesteś ksiądz.
AA - Ja? Chyba żartujesz.
XX - Ty jesteś taki ksiądz od wolności. Już przedtem tak mi się coś zdawało, jakżeś mnie za klapy
trzymał. Ksiądz katecheta. Przychodzi taki i mówi: widzicie tę władzę? To diabeł jest. Wy diabłu nie
służcie. Wy służcie Chrystusowi. A co to jest, ten wasz Chrystus, gdzie on jest? Ty mi go pokaż.
Wolność? Jaka jest ta wasza wolność, co ona znaczy? Ja znam tylko jedną wolność: jak nie muszę iść
do roboty. Ja w niedzielę jestem wolny. Ty mi zrób siedem niedziel w tygodniu, a w rękę cię pocałuję,
jak samego Chrystusa. Siedem niedziel, ale płatnych!
AA - A gdybym ci odebrał nawet tę jedną niedzielę?
XX - Ty? A co ty możesz. Ty nic nie możesz. Ty mi nie możesz ani niczego dać, ani niczego odebrać.
Ty możesz tylko na kanapie leżeć i mówić kazanie z kanapy. Apostoł kanapowy. Święty Szymon
kanapnik.
AA - Ja nie mogę, ale władza może.
XX - To znaczy, że z władzą trzeba żyć w zgodzie. Bo jak może odebrać, to może i dać. A ty nie lubisz
władzy?
AA - Nie przepadam.
XX - To dlatego ona nie lubi ciebie. A wiesz, czemu nie nie lubisz?
AA - Ciekawy jestem.
XX - Boś ty przed władzą nie jest lepszy ode mnie. Ty, z twoimi szkołami i książkami... Ty przed
władzą jesteś taki sam głupi, co ja. Jak jest jedna władza, to każdy jednakowo przed władzą portkami
trzęsie i wszyscy są równi. Przed władzą wszyscy są równi.
AA - Jak w pisuarze.
XX - Niech będzie. Ja nie jestem taki delikatny.
AA - Brawo, niech cię uściskam!
XX - Za co?
AA - Za to, że mnie nie zawiodłeś. Liczyłem na ciebie i nie zawiodłem się. Takiego właśnie, jak ty, mi
było potrzeba. Idealny niewolnik.
XX - To ty nie jesteś ksiądz?
AA - Nie. Choć przyznaję, miałem misjonarskie zapędy. Zanim zrozumiałem... Ale ty się nie bój, to się
już nie powtórzy, ja cię nie będę katechizował. To była tylko przelotna słabość, chwilowa pokusa
szlachetności, zwyczajna ludzka niekonsekwencja. W rzeczywistości ja wcale nie mam misjonarskiego
powołania. A poza tym nawracanie nie leży w moim interesie.
XX - Jesteś za władzą?
AA - Też nie. Mój przypadek jest całkiem szczególny. Mnie trzeba idealnego niewolnika bynajmniej
nie w sensie utylitarnym. Ty jesteś mi potrzebny jako model, jako wzór, jako przypomnienie...
Zwłaszcza tutaj.
XX - Znowu coś kręcisz.
AA - Ja już nic nie kręcę. Pytałeś mnie, kto ja jestem właściwie i co ja tu z tobą robię. Teraz ci powiem,
ja jestem rycerz ostatniej szansy, a wiesz, kto jest moją ostatnią szansą? Ty.
XX - Co ja jestem?
AA - Moją ostatnią i jedyną szansą, moją muzą, moim natchnieniem...
XX - Czy ty przypadkiem nie jesteś pederasta.
AA - Posłuchaj, to wszystko zaczęło się jeszcze tam, u nas. Miałeś rację, że wobec dyktatury wszyscy
są równi. Ale długo trwało, zanim doszedłem do tej prawdy. Jak tobie łatwo przyszło to odkrycie, z
jaką prostotą stwierdziłeś ten fakt podstawowy... Zazdroszczę ci. Ewangeliczna pokora czasem jest
więcej warta od inteligencji.
XX - A mówiłem ci, że ja wcale nie jestem taki głupi.
AA - To zadziwiające, jak człowiek skądinąd rozgarnięty, taki jak ja, nie chce widzieć najoczywistszej
prawdy, jeżeli ta prawda razi jego pychę. Ja najpierw gimnastykowałem się, jak małpa w klatce.
Huśtałem się na ogonie, wskakiwałem z wielkim rozpędem ze słupa na ścianę i od ściany do słupa albo
- kiedy dostałem orzech - próbowałem wleźć do łupiny, aby tam czuć się panem nieskończonych
przestrzeni. Długo trwało, zanim oczyściwszy się z wszelkich złudzeń doszedłem do bardzo prostego
wniosku, że jestem tylko małpą w klatce.
XX - Małpy są śmieszne, widziałem w ZOO.
AA - Masz rację. Małpy w klatce mogą być śmieszne. Więc kiedy stwierdziłem nareszcie, że jestem
taką małpą, zacząłem się śmiać sam z siebie i śmiałem się tak długo, aż mi się tym śmiechem zaczęło
odbijać i łzy pociekły mi po mordzie. I wtedy zrozumiałem, że mnie moje błazeństwo nie bawi,
chociaż bawiło widzów i dozorców tak dalece, że rzucali mi dodatkowe orzechy i cukierki. Od
cukierków robiło mi się mdło, a w łupinach zmieścić się nie mogłem. Wtedy zrozumiałem, że dla
małpy nie ma innej drogi, jak tylko po pierwsze, przyznać się nareszcie, że jest małpą .
XX - Pewnie, pewnie .
AA - Po drugie, ze swojej małpiej i niewolniczej kondycji czerpać, jeśli nie dumę, to przynajmniej
mądrość i siłę.
XX - Z małpy?
AA - Z małpy, z małpy, mój drogi. Czyż ludzie nie pochodzą od małpy?
XX - Nie.
AA - To jest twoje zdanie, ale nauka twierdzi inaczej. Otóż jeśli ludzie pochodzą od małpy, to ja,
małpa, jestem arystokratą ludzkości. We mnie, w upokorzonej i uwięzionej małpie, w mojej więziennej
kondycji - tkwi cała wiedza o człowieku. Wiedza w stanie czystym, nie zamąconym przypadkowością
rozwoju i hazardami wolności. Wiedza pierwotna. Postanowiłem więc wykorzystać tę szansę, to
znaczy ja, uwięziona małpa, postanowiłem napisać książkę o człowieku.
XX - Małpa nie może pisać.
AA - Zwłaszcza kiedy jest w klatce. Zgoda. Ale to okazało się dopiero później. Na razie byłem
oszołomiony nową perspektywą. Postanowiłem napisać książkę o człowieku w stanie czystym, czyli o
niewolniku, czyli o sobie, dzieło mojego życia, jedyne w swoim rodzaju, pierwsze na świecie. Kał i
łupiny oraz inne śmieci, którymi zasłane było wnętrze mojej klatki, zalśniły nagle jak brylanty. Ile
bogactwa! Powiedziałem sobie: nie mamy nic, ale mamy niewolnictwo. Ono jest naszym skarbem. Cóż
inni wiedzą na ten temat? Ci, tutaj? Napisali już wszystko, przeczytali już wszystko, ale o
najważniejszym nie wiedzą nic. Cała literatura o niewolnictwie jest albo fałszywa, albo od rzeczy.
Pisana albo przez misjonarzy, albo przez wyzwoleńców, albo w najlepszym wypadku przez
niewolników tęskniących do wolności, czyli już nie całkiem niewolników. Co oni wiedzą o
niewolnictwie integralnym, takim, które jest zwrócone samo ku sobie, zamknięte w sobie, bez żadnych
pokus transcendentalności? Co samo sobą się żywi. Co oni wiedzą o radościach i smutkach niewolnika,
o niewolniczych misteriach, wierzeniach i obyczajach. O niewolniczej filozofii, kosmogonii,
matematyce... Nic nie wiedzą, a ja wiem wszystko. I o tym wszystkim postanowiłem napisać.
XX - I napisałeś?
AA - Nie.
XX - Dlaczego?
AA Bo się bałem. (pauza) Nie pytasz, czego się bałem? (pauza) Słusznie. Rozmawiam przecież z
rodakiem, z moim bratem syjamskim... Dość na tym, że się bałem, zaś żeby napisać, musiałem się nie
bać. Więc żeby się nie bać, uciekłem.
XX - I co, piszesz?
AA - Na razie nie.
XX - Dlaczego?
AA - Bo już się nie boję.
XX - Trudno ci dogodzić.
AA - Istna kwadratura koła. Żeby wykorzystać moją jedyną szansę - utraciłem ją. Uciekłszy,
przestałem być niewolnikiem. Rozrzedziłem się, rozpłynąłem w wolności. Straciłem mój temat i, co
gorsze, straciłem potrzebę tego tematu... Teoretycznie wiedziałem jeszcze, czego chcę, ale nie było już
w tym ani woli, ani potrzeby. Ale na szczęście spotkałem ciebie.
XX - A co ja mam do tego.
AA - O, ty jesteś taki, jakim ja byłem, zanim przestałem być. Ty jesteś jak meteor, który spadł na
ziemię i tkwi w niej zaryty głęboko. Niezmienny, niewrażliwy na otoczenie przybysz z innego świata,
minerał z innej planety. Ty na szczęście ciągle jesteś niewolnikiem.
XX - A ja sobie wypraszam takie przezwiska!
AA - Jesteś, jesteś, protesty nic ci nie pomogą. Spadłeś mi z nieba jako model i jako natchnienie. Ja w
tobie odżywam jako niewolnik. Przywracasz mi dawną substancję i zapalasz moją gasnącą wolę
samookreślenia. Ja dzięki tobie napiszę wreszcie moje wielkie dzieło. Teraz już wiesz, dlaczego jesteś
mi potrzebny.
XX - W cale nie dlatego.
AA - Czy siedziałbym tu z tobą dobrowolnie, w tym - jak to sam określiłeś - gnoju, gdyby nie
powodowała mną taka wielka myśl, takie posłannictwo?
XX - A ja ci mówię, że wcale nie dlatego.
AA - A więc dlaczego ja siedzę tutaj z tobą? Dlaczego, twoim zdaniem? No powiedz mi, jeśli łaska.
XX - Bo chcesz sobie pogadać.
AA - Jak proszę?
XX - Zwyczajnie, pogadać sobie ze mną.
AA - A o czymże to my dwaj możemy ze sobą rozmawiać?
XX - A choćby o muchach. O muchach, o muchołapkach... O tym, jak jest u nas... Jak było... Pogadać
sobie, powspominać, zwyczajna ludzka rzecz. Z kim sobie pogadasz, jak nie ze mną? Z nimi?
(wskazuje na sufit)
AA - Nie!
XX - Pewnie, że nie. Co oni tam wiedzą. A rodak rodaka zawsze zrozumie. Co ty mi tu będziesz głowę
zawracał jakimiś niewolnikami. Ty chcesz sobie pogadać zwyczajnie, po ludzku. O lecie, o zimie... O
tym, co się u nas je, co się u nas pije... Normalnie, jak swój ze swoim.
AA - Nieprawda! Ja mam wielką myśl, ja... dzieło...
XX - Trata - tata, dzieło. Albo to ja nie widzę, jak kręcisz, kiedy dostaję list od rodziny? Idziesz wtedy
do kąta i czytasz książkę do góry nogami. Aż żal bierze. Bo ty nie dostajesz żadnych listów.
AA - Nie dostaję, bo nie potrzebuję.
XX - Akurat. Nie dostajesz, bo nikt do ciebie nie pisze. Ani ty do nikogo, ani nikt do ciebie. Toś sobie
wymyślił, że napiszesz książkę. Ale nawet żadnej książki też nie napiszesz, chociaż takiś piśmienny.
Może to i lepiej, bo o czymże ty byś chciał napisać, sieroto.
AA - O tobie.
XX - Wcale nie, tylko o jakimś paskudztwie. A na co to komu potrzebne?
AA - Ludziom.
XX - Ludzie mają dosyć swoich paskudztw, nie potrzebują twoich.
AA - Ludziom prawda jest zawsze potrzebna.
XX - Ale nie taka paskudna, jak twoja.
AA - Boisz się, że źle napiszę o tobie?
XX - Nic nie napiszesz.
AA - Dlaczego?
XX - Bo za dużo leżysz na kanapie.
AA - Ja na razie zbieram myśli, studiuję...
XX - Akurat.
AA - Ale zacznę już niedługo. Może nawet jutro?
XX - Ani jutro, ani pojutrze. Ja cię znam.
AA - No to za rok, za dwa... Bez znaczenia. Najważniejsze, żeby dzieło dojrzało. A wtedy wyda owoc.
XX - Nie zdąży.
AA - Mamy czas. Zostanę z tobą tak długo, jak długo będzie trzeba.
XX - Ty zostaniesz, ale ja nie zostanę.
AA - Przecież nie wyprowadzisz się stąd. Kto by za ciebie płacił komorne.
XX - Ja się wcale nie wyprowadzę. Ja wrócę.
AA - Dokąd?
XX - A dokąd by? Do domu. Ja mam dokąd wrócić. Ja wrócę, a ty zostaniesz. Beze mnie. Ty przecież
nie możesz wrócić. Ty już nigdy nie wrócisz. (pauza) No i co, nie jesteś już taki mądry?
Pauza.
AA - Kiedy?
XX - Kiedy będę miał ochotę. Posiedzę tu jeszcze trochę, zarobię i już mnie tu nie ma. Ja zawsze mogę
wrócić.
AA - Nie, ty także nie wrócisz.
XX - Ja? A niby dlaczego, myślałby kto... Ja nie jestem polityczny.
AA - Na razie.
XX - Ja się nie boję. Ja jestem czysty.
AA - Na pewno?
XX - A czego miałbym się bać? To. ty się bój. Ja nie mam nic na sumieniu.
AA - Mówisz, że nie piszę listów. Na pewno. Mówisz, że nie napiszę książki. Może. Ale mogę napisać
jeszcze coś.
XX - Co takiego?
AA - Donos.
Pauza.
XX - Ja nie zrobiłem nic przeciwko władzy.
AA - A kto się zadaje ze zdrajcą, degeneratem, wrogiem ustroju, to znaczy ze mną? Czy nie ty
przypadkiem?
XX - Nie!
AA - Jak to nie. Mieszkasz ze mną we wspólnym pokoju.
XX - Nie ma dowodu.
AA - Będzie dowód jak napiszę. Wystarczy parę słów, nawet anonimowo... Wiesz dobrze, że to
wystarczy. I wtedy żegnaj domku w ogrodzie, żegnajcie, żono i dziatki...
XX - Za co!
AA - Jeszcze się pytasz? O, proszę, już widać, jak jesteś politycznie zdeprawowany. Nic dziwnego, to
mój wpływ... Kto z kim przestaje... To ty już zapomniałeś, że wystarczy oddychać wspólnym
powietrzem z taką gangreną jak ja, żeby się zarazić? A jeszcze rozmawiałeś ze mną, wódkę piłeś... Kto
cię tam wie, o czym ze mną rozmawiałeś, świadków nie ma. Czy po to ci pozwolono wyjechać za
granicę, żebyś się przyjaźnił z anarchistą?
XX - Nie zrobisz mi tego.
AA - Czemu nie?
XX - Ja mam żonę i dzieci.
AA - Też mi nowina! To ja pierwszy o nich pomyślałem. Tak, masz żonę i dzieci i właśnie dlatego do
nich nie wrócisz. Po co narażać rodzinę na przykrości. No i jak, zostaniesz ze mną? (pauza) Zostaniesz,
zostaniesz, już widzę, że zostaniesz. Zostaniemy tu razem. Będziesz posyłał dzieciom prezenty na
gwiazdkę, one to lubią. A co do żony... Czy jesteś pewien, że ona ciebie tak bardzo potrzebuje?
XX - Nie...
AA - No widzisz, wszystko się dobrze składa...
Słychać zbliżającą się syrenę alarmową.
XX - Pali się.
AA - Mam nadzieję, że to nie tutaj.
XX - U nas?
AA - Nie, nie u nas, bo u nas, to znaczy daleko stąd. Tutaj, to znaczy w tym domu.
Syrena coraz głośniejsza.
XX - Tutaj nic się nie pali.
AA - Ale się będzie paliło. Słyszałeś kiedy o Neronie?
XX - Nie.
AA - To był cesarz rzymski, który z nudów podpalił miasto.
XX (z nagłym zainteresowaniem) - Podpalił?
AA - Oczywiście mógł sobie na to pozwolić, ponieważ był jedynym wolnym człowiekiem swojego
czasu. Więc możesz sobie wyobrazić, jak on się nudził. Suma wolności w jednym człowieku, to
potworne! Nic dziwnego, że on tego nie wytrzymał, biedaczek ... (XX obchodzi pomieszczenie dookoła,
opukuje stół i krzesła, rozrzuca nogą stertę czasopism na podłodze) A teraz przenieśmy się w naszą
epokę. Tutaj, w republice, każdy jest nieco wolny, mniej wprawdzie niż cesarz, ale więcej niż poddani
cesarza. Więc każdy nudzi się proporcjonalnie do swojej wolności. A co gorsza, nudzi się nudą
wszystkich pozostałych nudzących się... Czego ty szukasz.
XX - Nic, nic.
AA - Suma nudy pozostała więc ta sama. W zrosły natomiast szanse podpalenia z nudów,
proporcjonalnie do ilości osób wolnych. Jeżeli kiedyś te same szanse przedstawiały się, skromnie
licząc, jak jeden do miliona, to obecnie przedstawiają się jak milion do jednego. Czyli pożar jest więcej
niż pewny. Co ty robisz?
XX (który tymczasem wyciąga swój kufer spod łóżka oraz zawija poduszkę w koc) - Pakuję się·
AA - Po co?
XX - Przecież ma być pożar, nie?
AA - Ale nie u nas. Pożar zacznie się na piętrze, u ludzi wolnych. Tu na dole, mieszkają ludzie
cesarscy.
XX - Wszystko jedno.
AA - Wcale nie. To nie jest nasz pożar. To jest ich pożar.
XX - Też dobrze.
AA - To nie jest pożar cesarski. To pożar republiki.
XX - Niech będzie.
AA - My do tego pożaru nie mamy prawa. My się nie mieszajmy do nie swoich spraw. Najwyżej
staniemy sobie pod schodami i popatrzymy z dołu, jak przystało na niewolników. Widok z dołu też ma
swoje zalety. Na przykład kobiety uciekające z pożaru... Będziesz miał doskonałą okazję... Ale poza
tym? Co nas to wszystko obchodzi. Ani to twój dom, ani twoja wolność. Nie przejmuj się, zostaw te
swoje graty. (AA napełnia kubek koniakiem, Z kubkiem w ręce przechodzi na lewą stronę sceny, staje
twarzą do proscenium, bokiem do XX. XX zostawia walizkę, tobołek i Psa Pluto koło drzwi i odwraca
się ku AA) Piję za tych, co nie mają prawa podpalić się sami i muszą czekać, aż cesarz skorzysta ze
swego przywileju. Czekają więc, w ciszy i ciemności, w chłodzie i martwocie, aż ich rozjaśni i
rozgrzeje ta feeria prometejska, ostatni, wspaniałomyślny podarunek cesarza. Tak, panowie. Aż nas
rozjaśni i rozgrzeje. Albowiem nic tak nie rozjaśnia i nie rozgrzewa, nas, wiernych poddanych, jak
dobry, umiejętnie wzniecony pożar. Za naszych braci. (wznosi kubek. Tymczasem syrena osiąga
kulminacyjne natężenie. XX gasi świecę. Przez chwilę trwa ciemność zupełna. Nagle zapala się
żarówka, pełne, jaskrawe światło. Na górze rozlega się chóralne i radosne "Aaaa", jak zwykle, kiedy
grupa osób zgromadzonych w jednym pomieszczeniu wita pojawienie się światła po okresie ciemności.
M i XX stoją teraz naprzeciw siebie twarzą w twarz, M ze wzniesionym kubkiem, zaś XX z podniesioną
do ciosu siekierą. Scena nieruchoma przez kilka sekund. AA zbliża się do XX i podaje mu kubek. XX
opuszcza siekierę i przyjmuje kubek) Pojechali.
XX - Nie pali się.
AA - To nie musiała być straż pożarna. To mogła być także policja.
XX - Mówiłeś, że to pożar.
AA - Hipoteza. To mógł być także strajk.
XX - Elektryczności?
AA - Wodociągów i elektryczności. Dlatego przedtem nie było wody. (pauza) Chciałeś mnie zabić?
(XX kiwa głową potakująco) Rozumiem. Myślałeś, że będzie pożar. Ogień zatrze ślady, trup spłonie,
żadnych poszlak. Przepadłem na skutek pożaru. No, no, nie podejrzewałem cię o taką przemyślność.
(napełnia koniakiem drugi kubek, który znajduje na stole) Ale powiedz mi, czy ty naprawdę
uwierzyłeś, że będzie pożar? Uwierzyłeś w to, co ja mówiłem o pożarze... dosłownie?
XX - Nie.
AA - Więc? (XX wyjmuje z kieszeni pudełko zapałek, podrzuca je na dłoni, chowa pudełko z powrotem
do kieszeni) Proszę, proszę, coraz lepiej. Więc nie tylko morderstwo, ale i podpalenie. (wznosi kubek)
Moje zdrowie. (obaj wypijają) To znaczy uwierzyłeś, że ja... Czy w dalszym ciągu sądzisz, że ja
mógłbym napisać donos?
XX - Czemu nie? (siada na lewym krześle)
AA - Może masz rację. Diabli wiedzą, do czego człowiek jest zdolny, nie przysięgnę. Ale ja nie
napisałbym. I wcale nie dlatego, żebym nie potrafił, tylko dlatego, że to byłoby całkiem zbyteczne. Ty i
tak nie wrócisz. Potrzebna ci jeszcze ta siekiera? (XX milczy) W żadnym wypadku nie wrócisz, nawet
gdybyś mnie zabił ze strachu przed donosem, to też byś nie wrócił. Więc po co ja mam pisać donos?
Uspokój się. Ja nie napiszę.
XX - Nie?
AA - Nie. Daj to. (wstaje i wyjmuje Z ręki XX siekierę, odnosi ją do kąta) Podziękuj Bogu, że ci się nie
udało. Co byś tu robił beze mnie, sam... Czy już nie lepiej, że zostaniemy razem?
XX - Ja tu nie zostanę.
AA - Zostaniesz, zostaniesz, choć jeszcze o tym nie wiesz.
XX - Ja chcę wrócić.
AA - Oczywiście, że chcesz. Ja ci wierzę. Przecież po to tu jesteś, żeby wrócić. Powrót to jedyna racja
twojego życia. Inaczej nie wytrzymałbyś tu ani chwili. Zwariowałbyś, albo popełnił samobójstwo.
XX - No, to kto mi zabroni?
AA (zwraca się na prawo, gdzie XX zostawił swoje bagaże i Psa Pluto) - Pluto, do nogi!... Ach, co za
uparte stworzenie. (idzie na prawo i bierze maskotkę na ręce)
XX (wstaje z krzesła) - Zostaw go.
AA - Przecież ci go nie ugryzę. Widzisz, nicponiu? Pan jest o ciebie zazdrosny. Nigdy mi nie pozwala
pobawić się z tobą... To nienormalne takie przywiązanie do głupiego psa. W dodatku wypchanego.
XX - Połóż!
AA - Czemu? Pogłaskać mi go nie wolno? Dlaczego jesteś tak o niego zazdrosny? To podejrzane.
XX - Wcale nie jestem zazdrosny. (siada)
AA - Jak ty o niego dbasz... Piesek aż pęka od żarcia, taki tłusty. Czym ty go karmisz?
XX - Niczym. On jest wypchany.
AA - Właśnie. Ale czym? Co on ma w środku?
XX - Nic nie ma.
AA - A może to tajemnica?
XX (wstaje) - Zostawisz go czy nie?
AA - Zaraz się przekonamy. (podnosi Z podłogi nożyczki i zanim XX zdąży mu przeszkodzić, rozcina
maskotce brzuch i wyciąga Z wnętrza zwitki banknotów) A, teraz rozumiem.
XX - To moje! Oddaj mi to! (wyrywa mu banknoty)
AA - Wszystko rozumiem. To dlatego nigdy nie miałeś pieniędzy.
XX - Oddaj, złodzieju!
AA - Licz się ze słowami. Gdybym chciał cię okraść, zrobiłbym to już dawno. Ty myślisz, że ja nie
wiedziałem, gdzie ty chowasz pieniądze?
XX - Podglądałeś, co?
AA - Najpierw domyślałem się tylko. Tacy, jak ty, nie trzymają pieniędzy w banku. A potem, pewnego
wieczoru, przyznaję...
XX - Widziałeś?
AA - Owszem, widziałem, jak faszerujesz swojego pieska gotówką. Ale niechcący, zapewniam cię. My,
intelektualiści, mamy lekki sen.
XX - Złodziej. (siada przy stole, na prawym krześle i zaczyna liczyć pieniądze)
AA - Przekonasz się, że nie zabrałem ci ani grosza. Choć mogłem i choć miałem prawo...
XX - Jakie prawo! To moje!
AA - Jesteś mi winien sporo pieniędzy.
XX - Ja nie dla siebie...
AA - Wiem, wiem, dla żony i dla dzieci. Ale co mnie to obchodzi, dla kogo ty ciułasz. Dla mnie
najważniejsze, że jesteś sknera. To dla mnie gwarancja, że nie opuścisz mnie nigdy. Bo ty nie opuścisz
swoich pieniędzy, prawda?
XX - Myślisz, że ja ci je zostawię? Niedoczekanie.
AA - Ani przez chwilę tak nie myślałem. Przecież ja się nie upominam nawet o zwrot długu. Zabrałbyś
je więc do kraju?
XX - To moje, nie dam!
AA - Właśnie, "moje". Lubię, kiedy wymawiasz to słowo. Wymawiasz je z takim przekonaniem, z taką
pasją... Ale zastanów się. Tam musiałbyś nareszcie wydać te swoje ciężko zapracowane pieniądze. Tam
nie możesz ani zarabiać, ani oszczędzać...
XX - Jasne. Przecież dlatego je tutaj odkładam.
AA - Właśnie, tutaj. Tutaj, a nie tam. Tutaj każdego dnia przybywa ci pieniędzy. Każdego dnia
kładziesz się spać z myślą, że jutro będziesz miał znowu więcej, pojutrze jeszcze więcej, za rok jeszcze
i jeszcze więcej. Masz cel w życiu, im bardziej odległy, tym bardziej ponętny. Uskładałeś już na mały
domek w małym ogrodzie? Więc dlaczego nie miałbyś uskładać na trochę większy dom w trochę
większym ogrodzie ... To takie proste, wystarczy odłożyć powrót jeszcze o miesiąc, jeszcze o dwa... A
potem na jeszcze piękniejszy dom, na jeszcze większy ogród... Więc nadal będziesz zwlekał z
powrotem, bo im więcej masz, tym więcej będziesz chciał mieć. Przeminą lata, a ty wciąż będziesz
zwlekał, pracował i oszczędzał. Na przyszłość. No, czemu przerwałeś... To tak przyjemnie patrzeć, jak
ty liczysz pieniądze...
XX - Dlaczego mi to mówisz?
AA - Żebyś zrozumiał, że to nie ja cię tutaj trzymam. Że ja nie muszę pisać żadnego donosu, żebyś tu
został. Sam zostaniesz z własnej woli. Więc żeby ci znowu nie strzelił do głowy jakiś pomysł z
siekierą.
XX - Nie wrócę?
AA - Nigdy. Choć zawsze będzie ci się wydawało, że już wkrótce, że już niebawem...
XX - Nigdy?
AA - Dlaczego cię to martwi? Będziesz miał piękne życie, pełne nadziei, tęsknoty i złudzeń. Nie
każdemu jest to dane.
XX - Ale dlaczego nigdy?
AA - Już ci to tłumaczyłem. Nigdy, ponieważ jesteś niewolnikiem. Tam jesteś niewolnikiem państwa, a
tutaj własnej chciwości. Ale tak czy owak zawsze jesteś niewolnikiem i nie ma dla ciebie wyzwolenia.
Wolność - to rozporządzanie sobą, a tobą zawsze ktoś albo coś rozporządza. Jak nie ludzie, to rzeczy.
XX - Jakie rzeczy...
AA - Rzeczy, których pożądasz, które chcesz mieć. Które możesz kupić za pieniądze. Być
niewolnikiem rzeczy, to niewola jeszcze doskonalsza niż więzienie. To niewola doprawdy idealna, bo
tu już nie ma żadnej przemocy z zewnątrz, żadnego przymusu. To już tylko sama dusza niewolnicza
niewolę sobie stwarza, bo niewoli łaknie. Ty masz duszę niewolnika i dlatego tylko mnie interesujesz.
Ze względu na dzieło o istocie niewolnictwa, które właśnie zamierzam napisać...
XX - A wiesz, co ja na twoje dzieło...
AA - Jest mi obojętne, jaki masz stosunek do moich badań. Uczonemu jest obojętne, jaki jest stosunek
owada do mikroskopu. Ja cię widzę i opisuję, to wszystko.
XX - Ty mnie?
AA - Ja ciebie. A co ty o tym myślisz, to nie ma znaczenia. Najważniejsze, że nie możesz przestać być
niewolnikiem, podobnie jak owad nie może przestać być owadem.
XX - Nie mogę?
AA - Nie możesz. Bo nie możesz zmienić swojej natury, nie możesz, bo musiałbyś stać się kim innym,
a to jest niemożliwe. Nie możesz, jak nie możesz przestać być kutwą, jak nie możesz wyrzec się
marzeń o powrocie, jak nie możesz wrócić...
XX - Ja wrócę.
AA - Nie wrócisz.
XX - Wrócę!
AA - A to! (wskazuje na stos banknotów)
XX - Wrócę, wrócę, wrócę! (drze banknoty)
AA - Co robisz! Przecież to są pieniądze!
XX - Ja niewolnik... ja owad...
AA usiłuje mu przeszkodzić, ale XX odtrąca go. Drze banknoty na drobne kawałeczki i rozrzuca je po
podłodze.
AA - Twoje pieniądze!
XX - Moje... moje... moje...
Drze w dalszym ciągu. AA usiłuje go obezwładnić, ale XX odtrąca go tak silnie, że AA zatacza się,
potyka i upada na podłogę. XX dokańcza dzieła zniszczenia.
AA - Zwariował. (chodząc na czworakach zbiera z podłogi strzępki banknotów) Może to da się skleić...
XX - Da się?
AA - Nie. (rzuca strzępki na podłogę, podnosi się)
XX - To co ja teraz zrobię?!
AA - A bo ja wiem... Rób sobie, co chcesz. Teraz jesteś wolnym człowiekiem.
XX - Co ja zrobiłem, co ja zrobiłem!
AA - O co ci chodzi? Wyzwoliłeś się ze swojej niewolniczej kondycji, zbuntowałeś się przeciwko
tyranii pieniądza. Udowodniłeś, że stać cię na luksus wolności. Więc teraz się ciesz.
XX - Ale ja teraz nie mogę wrócić!
AA - Przedtem też nie mogłeś. Więc jaka różnica?
XX - To przez ciebie.
AA - A czy ja kazałem ci niszczyć pieniądze? Ja tylko rozważałem teoretycznie, a tobie zachciało się
być Spartakusem.
XX - Ja nic nie chciałem, ja chciałem tylko wrócić, tylko wrócić.
AA - Za późno.
Wyciąga ze swojej walizki kilka ręcznie zapisanych arkuszy. Siada przy stole, na lewym krześle. Drze
arkusze metodycznie.
XX - Co to jest?
AA - Plany, szkice, notatki. Miałem napisać moje wielkie dzieło.
XX - To czemu drzesz?
AA - Bo już nie napiszę. Okazało się, że idealny niewolnik nie istnieje. Skoro nawet taki katorżnik, jak
ty, ma swoją chwilę wolności... Byłeś dla mnie wzorem, natchnieniem, tezą i pewnikiem. Wszystko to
zburzyłeś w jednej chwili. Odebrałeś mi owoc moich doświadczeń i przemyśleń. W zarodku
zniszczyłeś wielkie dzieło, wandalu.
XX - Iiii, tam...
AA - Pewnie, ciebie to nie obchodzi. Nic cię nie obchodzi, że przez twój jeden nie przemyślany gest
ludzkość ponosi niepowetowaną stratę. To miał być wkład w uniwersalną kulturę, czy sobie z tego
chociaż zdajesz sprawę? I to jeden z najbardziej oryginalnych.
XX (wstaje i zdejmuje marynarkę. Wiesza ją na oparciu krzesła. Wchodzi na krzesło i z krzesła na stół)
- Posuń się.
AA - A taki piękny niewolnik był z ciebie... Wszystko zepsułeś. Bo myślisz tylko o sobie. (XX
zdejmuje krawat i wiąże go w pętlę. Przywiązuje krawat do nasady żarówki) Będziesz się wieszał?
XX - A co, może mi nie wolno?
AA - Wolno, wolno. Samobójstwo to święte prawo człowieka wolnego, ostateczna afirmacja wolności.
XX - No to się posuń.
AA (przesuwa papiery na skraj stołu) - To nawet logiczna konsekwencja twojego poprzedniego czynu.
Jak już raz zacząłeś być wolnym, to teraz niczego ci nie można odmówić. Choć prawdę mówiąc,
przydałoby się trochę umiaru.
XX (pociąga za krawat, sprawdzając jego wytrzymałość) - Chyba wytrzyma.
AA - Przesada jest w złym guście, ale zły gust to typowa cecha wszystkich osobników z awansu...
Może byś jednak dał spokój z tym wieszaniem?
XX (zakłada sobie pętlę na szyję) - Odsuń się.
AA - Dlaczego?
XX - Bo ja kopnę stół.
AA - A więc jednak. Oto zachłanność arywistów.
XX - Powiedziałem, żebyś się odsunął.
AA - Gruboskórność.
XX - Odsuniesz się czy nie?
AA - Czy koniecznie chcesz być wulgarny?
XX - Dobrze. To ja kopnę i tak.
AA - Poczekaj. Jakie jest twoje ostatnie słowo?
XX - Od...
AA - Tśśś, nie kończ. Zostań mi w pamięci jako człowiek wzniosły, choć z gminu. Wiem, co chciałeś
powiedzieć, ale to było dla mnie. Co dla rodziny?
XX - Dla rodziny?
AA - Zapomniałeś już, że masz rodzinę? Należy jej się parę słów od ciebie.
Pauza.
XX - Oni mnie nie usłyszą.
AA - Więc napisz do nich.
XX - Teraz?
AA - Właśnie teraz. Wieszasz się, więc nie będziesz już miał okazji.
XX - Kiedy już zawiązałem...
AA - Podyktuj mi wobec tego, a ja napiszę za ciebie. (odwraca ostatni, nie podarty jeszcze arkusz nie
zapisaną stroną na wierzch. Wyjmuje pióro z kieszeni) Więc jak zaczniemy?
XX - Droga żono i wy, kochane dzieci...
AA (pisze, powtarzając sylaby) - Dro-ga żo-no...
XX - W pierwszych słowach mojego listu donoszę wam, że jestem zdrowy...
AA - Zdrowy... Hm, niech będzie. (pisze) Co dalej?
XX - Czego i wam życzę...
AA - Może jednak nie?
XX - Dlaczego?
AA - Nie bardzo wypada... (przeciąga palcem po gardle i wystawia język)
XX - Rzeczywiście. To może lepiej nie.
AA (odczytuje) - "Że jestem zdrowy". Kropka. Co dalej.
XX - ...I dobrze mi się powodzi.
AA (pisze) - W niebie...
XX (kontynuuje machinalnie) - Jako i na ziemi... (reflektuje się) Dlaczego w niebie?
AA - Przecież pójdziesz do nieba.
XX - Nie wtrącaj się. Skreśl.
AA - Skreślam. Co dalej?
XX - Nie wiem.
AA - Chcesz, żebym pisał za ciebie?
XX - Pisz.
AA (pisze) - Za-wsze myślę o to-bie i dzieciach...
XX - Dobrze.
AA - I dlatego chcę się powiesić.
XX - Jak?
AA - Powiesić.
XX - Tego nie pisz.
AA - Kiedy to prawda.
XX - Ja wcale nie dlatego.
AA - Dobrze. (pisze)... Wieszam się, bo wcale o was nie myślę.
XX - Nie!
AA - Co, także źle?
XX - Nie tak! Inteligent, a listu napisać nie umie.
AA - Więc jak byś to sam sformułował?
XX - Jakoś tak... krócej.
AA - Wieszam się. Wasz kochający ojciec i mąż. Podpisz się. (podaje XX papier i pióro. XX przebiega
wzrokiem tekst, po czym mnie arkusz i rzuca na podłogę. Wyjmuje głowę z pętli i schodzi ze stołu) To
znaczy, że już nie piszemy? (XX odwraca się i idzie na prawo) Pióro! (XX oddaje mu pióro i kładzie się
na swoim łóżku, po prawej, twarzą do ściany) Jak sobie życzysz. (wchodzi na stół i odwiązuje krawat
od żarówki. Rzuca krawat na prawe krzesło) Masz rację, jeszcze nie wszystko stracone. Ja nie mówię o
sobie, ale ty... Możesz zacząć wszystko od początku. (na górze trzaśnięcie drzwiami, kroki
wychodzących gości na schodach. Śmiechy i głosy) Zobaczysz, jak się żona ucieszy. A dzieci? One cię
tam wypatrują, czekają... Żona też na ciebie czeka, tęskni... Toż to będzie radość. Wszyscy wyjdą ci na
spotkanie, całe miasteczko. Może nawet z orkiestrą... (ostatni wybuch śmiechu na schodach. Cisza) I co
ty na to? (XX nie odpowiada) A prezenty? Pomyśl o prezentach. Jezu, jakie śliczne to będą rzeczy.
Każdemu zawieziesz jakiś prezent. A to to, a to tamto... czy ja wiem zresztą co, ty sam wiesz najlepiej,
co kupić. Kupisz wszystko, na co będziesz miał ochotę. Całe walizy różności. Ale ci będą zazdrościć,
co? (XX nie odpowiada) Będą, będą. (idzie w głąb na prawo, gdzie XX zostawił swoje manatki, bierze
koc i okrywa nim XX. Przechodzi na lewo i kładzie się na łóżku, na wznak, zakładając ręce pod głowę)
A potem zbudujesz dom. Piękny dom. Wysoki, murowany... Nie jakąś tam chałupę. I muchy też będą
latały... (pauza) Dzieci poślesz do szkoły. Niech się uczą, niech wyrosną na ludzi. To będzie dobra,
prawdziwa szkoła, bo wszystko będzie dobre, prawdziwe... Praca da chleb, a prawo wolność, bo
wolność będzie prawem, a prawo wolnością. Czy nie o to nam chodzi, czy nie do tego wszyscy
zmierzamy? A jeżeli wszyscy mamy wspólny cel, jeżeli wszyscy chcemy jednego, to cóż nam
przeszkadza, aby stworzyć taką dobrą i rozumną wspólnotę. Wrócisz i nigdy nie będziesz
niewolnikiem. Ani ty, ani twoje dzieci.
Rozlega się potężne chrapanie XX. AA odwraca się twarzą do ściany. Po chwili z chrapaniem miesza
się inny dźwięk, szloch najpierw cichy, a potem coraz głośniejszy, rozdzierający.
KONIEC