background image

 
 
 

Teresa Southwick 

 

Przepis na szczęście 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 
Droga do serca mężczyzny prowadzi przez żołądek. 
Fran  Carlino  ciągle  myślała  o  irytujących  słowach  matki.  Nie  zamierzała 

jednak  szukać  drogi  do  serca  mężczyzny.  W  ogóle  nie  szukała  mężczyzny.' 
Koniec. Kropka. 

Właśnie  skończyła  szorować  kuchnię  i  chciała  troszkę  odpocząć.  Przeszła 

do  jadalni,  zgasiła  światło  i  w  ciemności  opadła  na  swój  ulubiony,  nieco  już 
zużyty  fotel.  Poczuła  ogarniające  ją  zmęczenie.  To  był  naprawdę  długi  dzień. 
Pracowała jako konsultant w znanej firmie, produkującej żywność dla dzieci. Jej 
kontrakt  właśnie  wygasał.  Była  zadowolona,  że  dobrze  wywiązała  się  z 
powierzonego  zadania  i  teraz  zastanawiała  się  nad  przyszłością.  Lubiła  pracę 
wolnego  strzelca.  Krótkie  zlecenia,  dotyczące  coraz  to  innych  dziedzin 
kucharzenia,  bardzo  ją  mobilizowały.  Praca  zawsze  była  ciekawa,  jednak  nie 
zawsze  pojawiała  się  wtedy,  gdy  Fran  jej  potrzebowała.  Z  wykształcenia  była 
kuchmistrzem, lecz przyjęła to zlecenie, wiedząc jak trudno o pracę w zawodzie. 
Szczególnie kobiecie. 

Już  w  szkole  gastronomicznej  przekonała  się,  że  życie  bywa 

niesprawiedliwe.  Czuła  się  szczęśliwa  i  wyróżniona,  gdy  najprzystojniejszy 
chłopak  w  szkole  zwrócił  na  nią  uwagę.  Dopiero  po  pewnym  czasie 
zorientowała  się,  że  wykorzystał  ją  jedynie  do  popchnięcia  naprzód  swojej 
kariery  zawodowej.  Jedyne  czego  pragnął,  to  tajemnego  składnika  jej  potraw. 
Chciał zaimponować nauczycielom. Zrozpaczona dziewczyna odkryła wtedy, że 
miłość  nie  jest  pożądaną  przyprawą.  Zarówno  w  kuchni,  jak  i  w  jej  życiu. 
Jedynym celem i marzeniem Fran stała się własna restauracja. 

Sięgnęła  po  gazetę  i  zaczęła  przerzucać  kartki  od  niechcenia.  Jej  wzrok 

przyciągnęły ogłoszenia dotyczące pracy.  Dotarta do ogłoszeń restauracyjnych. 
Rozłożyła szerzej gazetę i wzięła czerwony pisak. Zaznaczyła kilka ofert, choć 
ż

adna z nich nie była szczególnie interesująca. 

Nic  nie  szkodzi,  pomyślała.  Na  pewno  wkrótce  znajdę  coś  ciekawego.  W 

jej  myśli  wdarł  się  ostry  dźwięk  dzwonka.  Fran  zdziwiła  się,  bo  nikogo  nie 
oczekiwała. 

Wstała  i  ruszyła  do  drzwi.  Zawsze  miała  w  pobliżu  stołeczek,  ponieważ 

wizjer znajdował się zbyt wysoko. Teraz też przysunęła sobie stołeczek, wspięła 
się na palce i zbliżyła oko do wizjera. Ujrzała wysokiego mężczyznę o ciemnych 
włosach. Miał okulary w drucianej oprawie. Nie wyglądał na bandziora. Pewnie 
akwizytor, pomyślała. Zawsze uważała, że niegrzecznie jest ignorować innych. 
Wprawdzie  nie  była  zainteresowana  tym,  co  mógł  sprzedawać,  lecz  mimo  to 
postanowiła  otworzyć.  Jej  ojciec  uznałby  to  za  kolejny  argument,  że  żadna 
kobieta nie powinna być sama. Znów namawiałby ją do zamążpójścia. 

Uchyliła  drzwi  na  taką  szerokość,  na  jaką  pozwalał  łańcuch.  Nie  była 

zupełną trzpiotką, choć ojciec sądził inaczej. 

 - Słucham? 
 - Fran Carlino? - spytał mężczyzna. 

background image

 - Tak? 
 - Chciałbym z panią porozmawiać. 
 -  Tak  właśnie  zaczynają  rozmowę  seryjni  mordercy.  Albo  akwizytorzy. 

Przejdźmy  od  razu  do  miejsca,  w  którym  mówię,  że  jednak  nie  jestem 
zainteresowana  pańskim  produktem.  Nie  musi  pan  więc  tracić  czasu  na 
rozmowę  ze  mną.  Może  ktoś  inny  kupi  ten  towar.  Do  widzenia  -  powiedziała 
jednym tchem i zaczęła zamykać drzwi. 

 -  Proszę  zaczekać!  -  zawołał,  wkładając  stopę  między  drzwi  i  framugę.  - 

Nie jestem akwizytorem. Mam coś dla pani. 

 - Nie, dziękuję. A teraz proszę pozwolić mi zamknąć drzwi, bo inaczej... 
 - Nazywam się Alex Marchetti. 
 - Bardzo ładnie - powiedziała dla świętego spokoju. 
Już gdzieś słyszała to nazwisko, ale nie mogła skojarzyć, w jakiej sytuacji. 

Zauważyła,  że  mężczyzna  wyciąga  w  jej  stronę  papierową  torbę  z  nadrukiem 
znanego sklepu. 

 - Moja siostra, Rosie Schafer, prosiła, żebym zwrócił pani te słoiki. 
Rosie,  jej  przyjaciółka,  była  właścicielką  księgarni,  a  także  mamą  małego 

Joeya  i  prześlicznej  Stephanie.  To  właśnie  dzięki  niej  Fran  miała  okazję 
sprawdzić  w  praktyce  swoje  przepisy  na  jedzenie  dla  dzieci.  Tak,  teraz  sobie 
przypominała,  że  Rosie  mówiła o  swoich  braciach.  Nie  wspomniała  jednak,  że 
jeden z nich jest zabójczo przystojny. Dziewczyna już sięgnęła do łańcucha, by 
wpuścić  mężczyznę,  gdy  nagle  przyszła  jej  do  głowy  pewna  przestroga. 
Strzeżcie  się  Greków,  przynoszących  dary.  Z  zakamarków  pamięci  przywołała 
mit  o  koniu  trojańskim.  Przypomniała  sobie  też,  jaka  klęska  wynikła  z  tego 
niefortunnego  podarunku.  Wprawdzie  Alex  był  Włochem  i  przyniósł  puste 
słoiczki po żywności dla dzieci, ale Fran ogarnęło dziwne przeczucie. 

 - Niepotrzebnie się pan fatygował. Mówiłam Rosie, że sama je odbiorę. 
 - Jeszcze ich pani nie oddałem. Proszę otworzyć, to je wręczę. 
 -  Nie,  nie.  Po  prostu  proszę  zostawić  torbę  pod  drzwiami.  Fran  sama  już 

nie  wiedziała,  czy  powinna  się  cieszyć,  czy  raczej  smucić  z  powodu  zasad 
wpojonych  jej  przez  ojca.  Miała  też  własne  nieprzyjemne  doświadczenia  w 
kontaktach z mężczyznami. Teraz była bardzo ostrożna w stosunku do każdego 
przedstawiciela tej płci. 

 - Chyba się mnie pani nie boi? 
Owszem, ale nie z powodu, o którym myślisz, zachichotała w myślach. 
 - Skąd mam wiedzieć, że jest pan tym, za kogo się podaje? 
 -  Zamiast przekonywać,  mogę  pokazać prawo  jazdy  - sięgnął do  kieszeni 

po dokumenty i podał jej przez szparę w drzwiach. 

Na  zdjęciu  wyglądał  świetnie.  Z  opisu  dowiedziała  się,  że  ma  metr 

osiemdziesiąt, waży siedemdziesiąt pięć kilo, ma brązowe oczy i ciemne włosy. 

 - O, tak. Z całą pewnością jesteś Alexem Marchetti. 
 -  Więc  mnie  wpuść,  żebyśmy  mogli  spokojnie  porozmawiać.  Mam  dla 

ciebie pewną propozycję. 

background image

 -  Ojciec  ostrzegał  mnie  właśnie  przed  czymś  takim.  Ostrzegał  ją,  i  to 

nieraz. A kiedy ojciec przestał, zaczęli bracia. 

 - Chodzi o propozycję pracy. 
Teraz  Fran  się  zaciekawiła.  Rosie  wspominała,  że  do  Marchettich  należy 

cała  sieć  restauracji.  Skoro  i  tak  rozglądam  się  za  pracą,  to  co  mi  szkodzi  go 
wysłuchać, pomyślała. 

 - Dobra. Porozmawiamy. Ale najpierw musisz zabrać stopę - powiedziała i 

po chwili zwolniła łańcuch. - Wejdź. 

 - Dziękuję. 
 - A teraz mów. 
 -  Moja  siostra  uważa,  że  jesteś  wykwalifikowanym  kucharzem  i  masz 

wyjątkowy  talent  do  dobierania  właściwych  składników,  by  ulepszyć  każdy 
przepis  -  zaczął  Alex,  odstawiając  na  podłogę  torbę  ze  słoikami.  -  Rosie 
twierdzi, że potrafisz nawet sprawić, by brukselka wspaniale smakowała. 

 -  Szczycę  się  tym,  że  żadne  z  dzieci  jeszcze  nie  narzekało.  Mężczyzna 

posłał Fran taki uśmiech, że niemal ugięły się pod nią kolana. Takim uśmiechem 
mógł zdobyć każdą dziewczynę. Poprawka: każdą, oprócz niej. Chociaż musiała 
przyznać, że Alex wygląda jak z obrazka. Wysoki, smagły i przystojny. Nawet 
okulary dodawały  mu uroku. Prezentował się świetnie także w wygniecionych, 
sportowych  spodniach  i  koszuli  z  podwiniętymi  rękawami.  Fran  przyjrzała  się 
jego  silnym  rękom,  porośniętym  ciemnymi  włoskami.  Miała  słabość  do 
mężczyzn, którzy tak wyglądali. A Alex był najprzystojniejszym z nich. 

Doszła do wniosku, że ten facet za bardzo się jej podoba. Zamierzała wziąć 

słoiki  i  grzecznie  się  pożegnać.  Przypomniała  sobie  jednak,  że  nie  powiedział 
jeszcze nic o ofercie pracy. 

 - Właśnie miałam zaparzyć herbatę. Napijesz się ze mną? A może należysz 

do miłośników kawy? 

 -  Nie,  dziękuję.  Przeszli  jednak  de  kuchni.  Małe  pomieszczenie  było 

bardzo  przytulnie  urządzone.  Od  razu  dało  się  zauważyć,  że  właścicielka  musi 
spędzać  tu  dużo  czasu.  Szafki  i  bufet  układały  się  w  kształt  litery  U.  Fran 
nastawiła  wodę.  Kątem  oka  zauważyła,  że  mężczyzna  dokładnie  przygląda  się 
jej  kuchni.  Marchetti  posiadają  sieć  restauracji,  przypomniała  sobie.  Moja 
kuchnia musi wyglądać przy nich ubogo. 

 -  Siostra  powiedziała  mi,  że  jesteś  konsultantem  do  spraw  żywności. 

Twierdzi,  że  dania  dla  dzieci,  które  ulepszyłaś,  nie  mają  sobie  równych. 
Podobno moja maleńka siostrzenica za nimi przepada - odezwał się Alex. 

 - Wierzę Rosie na słowo. Cóż, można powiedzieć, że nie dostaję od moich 

małych  konsumentów  informacji  zwrotnej,  jeśli  wybaczysz  niefortunne 
wyrażenie. 

Dziewczyna  z  przyjemnością  zauważyła,  że  rozbawiła  go  zamierzona  gra 

słów.  Ten  mężczyzna  podobał  jej  się  coraz  bardziej.  Żeby  choć  na  chwilę 
wyrwać się spod jego czaru, odwróciła się i sięgnęła po cukier. 

 - Czy Rosie mówiła coś jeszcze? 

background image

 - Tak, że masz smak i gust - powiedział po chwili. 
 - Jak to miło z jej strony. 
Fran  odwróciła  się  w  momencie,  gdy  mężczyzna  przyglądał  się  jej,  i  to  z 

przyjemnością. Przyszło jej do głowy, że Alex i Rosie wcale nie mieli na myśli 
jej  gotowania.  Jej  serce  zabiło  mocniej.  Postawiła  cukiernicę  na  bufecie  i 
popatrzyła pytająco na gościa 

 - A ty się z nią zgadzasz? 
 -  Nie  miałem  jeszcze  przyjemności  skosztowania  twoich  potraw  -  odparł 

aksamitnym głosem. - Ale twoje mieszkanko jest urocze. 

 - Dziękuję - ucieszyła się zarumieniona. - Chciałam, żeby mówiło o mnie. 

Powiedz,  dlaczego  odnoszę  wrażenie,  że  kiedy  mówiliście  o  moim  guście  i 
smaku, nie dotyczyło to gotowania? 

Alex uniósł w zaskoczeniu jedną brew. 
 -  No  proszę,  Rosie  nie  wspomniała,  że  jesteś  taka  bystra.  Chociaż  reszta 

opisu się zgadza. Masz mniej więcej sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu i... 
czekoladowe oczy. Moja siostra mówiła, że są duże i piękne. Muszę przyznać jej 
rację. Według niej jesteś miła, apetyczna i ciepła jak... 

 -  Jeśli  powiesz  bułeczka,  to  będę  musiała  cię  udusić  -  wtrąciła  zupełnie 

spokojnie Fran. 

 -  No  dobrze,  nie  powiem.  Ale  ona  tak  powiedziała  -  dodał  przekornie.  - 

Oczywiście spytałem, jaki to ma związek z gotowaniem. 

 - O! Więc jednak wspomniała przy okazji o tym, że zawodowo zajmuję się 

gotowaniem? 

 - Owszem. Dodała też, że jedzenie dla dzieci, które stworzyłaś, jest proste 

i  pozbawione  konserwantów.  Idealne  dla  dzieci  podatnych  na  alergie. 
Zajmowałaś się jeszcze czymś? 

 -  Pracowałam  nad  beztłuszczowymi  bułeczkami,  potem  nad  zupami  w 

proszku i specjalną mrożonką warzywną. 

 - A jak udało ci się uniknąć konserwantów w żywności dla dzieci? 
 - Dość łatwo przygotować danie bez wymyślnych dodatków i zamrozić je. 

Ż

eby  sprawdzić  smaki  w  praktyce,  dawałam  Rosie  posiłki  w  słoiczkach.  Ale 

oczywiście  oryginalne  opakowanie  będzie  inne.  Teraz  trwają  prace  nad 
przygotowaniem  dań  do  sprzedaży.  Póki  co,  prognozy  są  optymistyczne. 
Sekretem jest prostota. Nie szaleję z przyprawami, gdyż mogą być katastrofalne 
dla delikatnych żołądków. 

 - To bardzo rozsądne. Nieprzespane noce, z powodu niestrawności i kolek 

dziecka,  raczej  szybko  zniechęciłyby  matki  do  źle  skomponowanej  żywności. 
To nie byłaby dobra reklama. 

 - Znasz się na reklamie? - spytała Fran. 
 -  Jestem  wiceprezesem  do  spraw  marketingu  i  mam  pieczę  nad  działem 

badań i rozwoju. 

 -  Badania  i  rozwój?  -  powtórzyła  w  zamyśleniu.  -  Naprawdę  masz  dla 

mnie pracę? I przysłała cię Rosie? 

background image

 - Tak jakby. Ale właściwie są dwie sprawy - oznajmił, patrząc jej prosto w 

oczy. 

 - Dwie? Robi się coraz bardziej interesująco. A więc sprawa numer jeden 

to...? 

 -  Szukam  osoby,  która  mogłaby  czuwać  nad  moimi  najnowszymi 

badaniami i planem rozwoju w firmie Marchettich. Rosie uważa, że ty byłabyś 
idealna. 

 - Skończyłam szkołę gastronomiczną. A teraz pracuję jako wolny strzelec. 

Ale to już wiesz. 

 -  Owszem  -  przytaknął. -  Potrzebuję  konsultanta do  spraw  żywności, aby 

móc rozwinąć linię dań mrożonych. Chcę, żeby dania Marchettich pojawiły się 
we wszystkich domach. 

Czajniczek zaczął gwizdać. Fran zdjęła go z kuchenki i nalała wrzątku do 

filiżanki. Popatrzyła na mężczyznę. 

 - To wspaniała propozycja. 
 - Tak. Chcę zapełnić lukę na rynku. Czy wiesz, ile tam czeka pieniędzy? 
Nie  miała  pojęcia.  Natomiast  doskonale  zdawała  sobie  sprawę,  że  w  jej 

kuchni  siedzi  diabelnie  przystojny  mężczyzna,  który  z  błyskiem  w  oku 
opowiada o jej przyszłej pracy. Czuła się wspaniale. 

 - Dużo? - spytała trochę nieprzytomnie. 
 -  Bardzo.  Moim  zdaniem  teraz  nadszedł najlepszy  czas  na  wprowadzenie 

nowego  produktu.  Widzisz,  mój  ojciec  założył  Restaurację  Marchettich.  Gdy 
odszedł  na  emeryturę,  Nick,  mój  starszy  brat, przejął  kontrolę nad  firmą.  Jemu 
zawdzięczamy sieć restauracji. Ja także chcę się przyczynić do sukcesu. Jednak 
obstawiam zupełnie dla nas nową dziedzinę. 

Fran oparła łokcie na stole i ułożyła na nich brodę. Popatrzyła na gościa z 

domyślnym uśmieszkiem. 

 - Syndrom drugiego syna - orzekła. 
 - Słucham? 
 - Wykazujesz typowe objawy czegoś, co nazywa się syndromem drugiego 

syna.  W  średniowieczu  pierwszy  syn  dziedziczył  wszystkie  dobra  i  pozycję 
społeczną. Syn numer dwa całe życie grał drugie skrzypce. Nick przejął firmę i 
odniósł sukces. A ty chcesz zawołać: hej, ja też tu jestem! 

 - W tej teorii jest drobna nieścisłość - powiedział Alex, marszcząc brwi. 
 - Jaka? 
 - Jestem trzecim synem. 
 - Ach! Wszyscy po dziedzicu byli w tej samej sytuacji. Chociaż trzeci syn 

mógł mieć nawet gorzej. 

Fran nie mogła zrozumieć, dlaczego czuje zadowolenie, drażniąc go. Może 

dlatego,  że  jest  taki  poważny,  pomyślała.  To  efekt  uboczny  okularów.  Nie 
przyznałaby się nawet przed sobą, że po prostu była zafascynowana Alexem. 

 -  Biedaczek  musiał  walczyć  z  dwoma  poprzednimi  o  miłość  rodziców, 

aprobatę i miejsce w życiu - dokończyła po chwili tytułem wyjaśnienia. 

background image

Mężczyzna  przyglądał  się,  jak  parzyła  herbatę.  Wodził  wzrokiem  za 

unoszącą się i  opadającą  co  chwila  torebką.  Fran  pomyślała,  że  nie  zdziwiłaby 
się,  gdyby  w  pewnej  chwili  wyrwał  jej  torebkę  i  wepchnął  do  niewyparzonej 
buzi. Nie po raz pierwszy miałaby kłopoty z powodu mówienia, co jej ślina na 
język przyniesie. I zapewne nie po raz ostatni. 

Odłożyła zużytą torebkę na talerzyk. Wsypała cukier i zamieszała. Czekała, 

co usłyszy w odpowiedzi. 

 - Myślę, że twoja teoria jest ciekawa. Co więcej,  może być w niej ziarno 

prawdy. 

 - Tak myślisz? - zdziwiła się. 
Oczekiwała  raczej  wybuchu  wściekłości,  a  nie  poważnego  potraktowania 

swoich słów. 

 -  Oczywiście.  Jeśli  syndrom  drugiego  syna  oznacza,  że  pragnę,  by  moje 

rodzeństwo i rodzice byli ze mnie tak dumni, jak ja z nich, to jestem winny. 

 - Hm - wymruczała. 
Właściwie czuła się podobnie. Tylko że w jej przypadku nie było szans na 

sukces. Ujęła filiżankę w obie dłonie i zapatrzyła się przed siebie. 

 - Życzę ci powodzenia - szepnęła. 
 - Czy ty masz rodzeństwo, Fran? 
 - Czy mam rodzeństwo? Co powiesz na czterech starszych braci? 
 -  Nic  dziwnego,  że  znalazłyście  z  Rosie  wspólny  język  -  powiedział  z 

uśmiechem. 

 -  Tak,  tak.  Mogłyśmy  omówić  sobie  uroki  posiadania  ojca  i  czterech 

ochroniarzy pod jednym dachem. 

 - Mogłaś więc z bliska obserwować przebieg i rozwój syndromu drugiego 

syna? 

 - I wiele innych atrakcji. 
 - Na przykład? 
 - Małżeństwo i dzieci. Dla kobiety nic się nie zmieniło od średniowiecza. 
 - Jak to? 
 -  Sam  pomyśl.  Kobieta  wciąż  usługuje  mężowi  i  synom  w  zamian  za 

miejsce do spania, ubranie i jedzenie. 

 - Nie uważasz, że to cokolwiek nazbyt surowa ocena sytuacji? Moja matka 

i siostra są szczęśliwe i doceniane. 

 - No może trochę przesadzam. Ale dobrą służbę też doceniano. Wciąż nie 

mogę  namówić  mamy,  by  zmieniła  podejście.  Upiera  się,  że  wszystko  jej 
odpowiada.  Nie  sądzę  jednak,  bym  ja  wybrała  takie  życie.  Zresztą  ku 
niezadowoleniu mojego ojca. 

 - Dlaczego niezadowoleniu? 
 -  On  uważa,  że  miejsce  kobiety  jest  w  domu.  Powinna  zajmować  się 

mężem i dziećmi. Chciał, żebym została nauczycielką. 

Alex zachmurzył się. Fran nie była pewna, która część jej wypowiedzi nie 

spodobała mu się. 

background image

 - Dlaczego akurat nauczycielką? - spytał bez uśmiechu. 
 -  To  idealny  zawód  dla  matki.  Kiedy  kończy  pracę,  dzieci  akurat  kończą 

lekcje. I wakacje mają w tym samym terminie. 

 - A co w tym złego? 
 - Po pierwsze, to był jego pomysł, nie mój. Poza tym... 
 -  To  z  pewnością  początek  długiej,  ciekawej  opowieści  -  przerwał  jej.  - 

Może byśmy usiedli? 

 - Oczywiście! Przepraszam, że sama tego nie zaproponowałam. 
Zwykle  nie  była  taka  roztargniona.  Teraz  jednak  jej  myśli  zaprzątał 

przystojny  Alex  Marchetti.  Poza  tym  zajęła  się  swym  ulubionym  tematem  do 
narzekań. Dobre maniery i gościnność niewątpliwie na tym ucierpiały. 

 - Proszę - odezwała się, wskazując pokój. 
Kiedy  wstał  i  odwróci!  się,  z  przyjemnością  patrzyła  na  jego  sylwetkę. 

Barczyste  ramiona,  wąska  talia  i  kształtne  pośladki.  Fran  zrozumiała  wreszcie 
dziewczyny, które miały słabość do męskich pośladków. Nigdy nie mogła pojąć, 
dlaczego  filmy,  gazety  i  inne  media  ukazują  akurat  ten  szczegół  męskiej 
anatomii. Aż do tej chwili. 

Sportowe spodnie leżały idealnie. Fran mogła się założyć, że w znoszonych 

dżinsach  prezentowałby  się  równie  świetnie.  To  przestępstwo,  że  jego  praca 
wymaga siedzenia za biurkiem, pomyślała półprzytomnie. 

Usadowił się w jej ulubionym fotelu. Przed nim leżały ogłoszenia o pracy. 
 - Jaki wygodny - westchnął. 
 -  Też  tak  sądzę.  Należał  do  mojej  babci.  Zmarła  kilka  lat  temu  - 

powiedziała ze smutnym uśmiechem. 

 - Była ci bardzo bliska? 
 - O tak. To była mama mojego ojca. Przepadałyśmy za sobą. Sfinansowała 

nawet mój bunt. 

 - Bunt? 
 -  Szkołę  gastronomiczną.  Ojciec  odmówił  płacenia.  Powiedział,  że  jeśli 

lubię gotować, powinnam wyjść za mąż i gotować dla wybranka, a nie dla bandy 
obcych. 

 - Hm. A gdzie chodziłaś do szkoły? 
 - W San Francisco. 
 - Brawo dla ciebie i babci. Wciąż za nią tęsknisz? 
 - Codziennie. Dlatego lubię ten fotel. To miło mieć jakąś pamiątkę. 
 - Chcesz usłyszeć amatorską psychoanalizę? 
 - Raczej nie. I obiecuję, że ja też nie będę się nad tobą pastwić. 
 - Już to zrobiłaś. 
 - No dobrze. Nic już nie powiem o syndromie drugiego syna. 
 - Umowa stoi - powiedział, wyciągając dłoń. 
 -  W  porządku  -  zgodziła  się,  podając  mu  swoją,  -  Poczuła  mrowienie  w 

całym  ciele.  Gdyby  wiedziała,  jak  zareaguje na to dotknięcie, nie podałaby  tak 
ochoczo ręki. 

background image

Szybko  cofnęła  dłoń.  Miała  nadzieję,  że  mężczyzna  nie  zauważy  jej 

zmieszania  i  nie  domyśli  się  powodu  reakcji.  Nie  chciała  ulec  temu 
przyciąganiu. Nie z powodu Alexa, lecz swoich doświadczeń. Po prostu nie była 
zainteresowana  flirtem.  A  szczególnie  z  mężczyzną,  który  również  pracuje  w 
branży  kulinarnej.  Gdyby  jeszcze  Alex  nie  wyglądał  tak  słodko  w  babcinym 
fotelu,  pomyślała.  Co  mnie  opętało,  żeby  otworzyć  drzwi  nieznajomemu, 
wściekała się w myślach. Przeklęta ciekawość. 

A  właśnie.  Skoro  o  ciekawości  mowa,  to  nie  wyjaśnił  drugiego  powodu 

wizyty.  Przyznał,  że  szuka  kogoś  do  pracy,  lecz  nie  wyglądał  na  porażonego 
moimi kwalifikacjami. Pewnie w końcu nie zaproponuje mi tej pracy. A szkoda. 
To wprost wymarzona szansa. 

 - Więc jaka jest ta druga sprawa? - zapytała w końcu. 
 - Słucham? 
 - Mówiłeś, że sprowadzają cię do mnie dwie sprawy. Szukasz pracownika, 

to po pierwsze. A po drugie? 

 - Swaty. 

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 
 -  Dlaczego  uważasz,  że  Rosie  nas  swata?  Dlatego,  że  jestem  szefem 

kuchni w żeńskim wydaniu? 

 - Właśnie dlatego. 
Alex  wychwycił  w  jej  głosie  nutki  oburzenia.  Z  doświadczenia  wiedział, 

jak  ciężko  jest  kobiecie  w  ich  zawodzie.  Może  i  nadchodziły  zmiany,  ale  na 
razie szefami kuchni byli raczej mężczyźni. 

 -  Zresztą,  gdybyś  była  mężczyzną,  to  miałbym  do  ciebie  tylko  jedną 

sprawę - spróbował rozładować napięcie. 

 - Tak? 
 - Propozycję pracy. Swaty nie wchodziłyby raczej w grę. 
 - No dobrze, ale dlaczego twoja siostra miałaby umawiać cię na randki? - 

spytała z uśmiechem Fran. 

 - Bo to beznadziejna romantyczka. 
 -  Nie  spodziewałam  się,  że  taki  przystojny  facet  może  mieć  kłopot  ze 

znalezieniem sobie partnerki. 

Powiedziała  to  tak  naturalnie  i  bez  skrępowania,  że  Alex  uznał  ten 

komplement za szczególnie miły. 

Gdy dziewczyna w zamyśleniu przygryzła dolną wargę, pot wystąpił mu na 

czoło. Nie mógł oprzeć się myśli o pocałowaniu jej. To pragnienie pojawiło się 
nagle.  Jeszcze  żadna  kobieta  nie  pociągała  go  tak  mocno.  Żadna,  od  czasów 
Beth, upomniał się w  myślach. Natychmiast pojawiło się poczucie winy. Zaraz 
potem  ból.  Wprawdzie  przytępiony  upływem  czasu,  ale  wciąż  obecny  w  jego 
ż

yciu.  Zawsze  cierpiał,  ilekroć  wspominał  Beth  i  odebraną  im  szansę  na 

szczęście.  Taka  miłość  zdarza  się  tylko  raz  w  życiu.  Los,  przeznaczenie  czy 
cokolwiek to było, dało mu idealną kobietę, tylko po to, by mu ją odebrać. Alex 
już nigdy nie pozwoli, żeby historia się powtórzyła. 

 -  Ja  po prostu nie szukam  partnerki  - powiedział,  chociaż  Fran  właściwie 

go o to nie pytała. 

 -  To  właśnie  dlatego  Rosie  tak  się  stara  cię  wyswatać  -  oznajmiła  z 

błyskiem w oku. Stanowisz cudowne wyzwanie. Nie rozumiem tylko, dlaczego 
uznała, że ja mogę się nadać. 

 -  Mówiła  coś  o  kobiecie  apetycznej  jak  bułeczka  -  powiedział  i  od  razu 

podniósł ręce do góry w geście udanego poddania się. 

Alex musiał przyznać siostrze rację. Fran idealnie pasowała do tego opisu. 

Widywał wprawdzie kobiety w typie bułeczki, ale były to raczej dojrzałe panie o 
matczynych  zapędach.  A  tego  nie  można  było  powiedzieć  o  Fran.  Wyglądała 
rzeczywiście  apetycznie  i  seksownie.  Szczególnie  jej  usta.  Miała  cudownie 
równe  i  białe  ząbki,  które  mógł  podziwiać  za  każdym  razem,  gdy  się 
uśmiechała. A Fran uśmiechała się często. Miała też pełne, miękkie wargi. Tak, 
to usta wprost stworzone do całowania, pomyślał. 

 -  Bułeczkę  mogła  sobie  darować,  ale  i  tak  dobrze,  że  nie  muszę  kryć 

twarzy przy ludziach - powiedziała. 

background image

Alex  zamrugał  i  spróbował  oderwać  wzrok  od  ust  dziewczyny  i  dla 

odmiany skupić się na słowach, które z nich spływały. 

 - Właściwie można powiedzieć, że miała rację. Jesteś całkiem atrakcyjna. 
 -  Ach!  Spokojnie  moje  serce!  -  wykrzyknęła  i  teatralnym  gestem 

przyłożyła dłoń do piersi. - Ten tekst może zawrócić w głowie każdej kobiecie. 
A tak między nami, to chyba wyszedłeś z wprawy. Musisz poćwiczyć. Chyba że 
mówiłeś serio na temat poszukiwania partnerki? 

 - Owszem. 
Ta kwestia nie podlegała dyskusji. Zresztą nawet nie chodziło o szukanie. 

Miał swoją szansę. Nie ułożyło się. Koniec. 

 -  Zatem  -  drążyła  Fran  -  jeśli  wiedziałeś,  że  siostra  cię  swata,  a  nie 

zamierzałeś brać w tym udziału, to po co w ogóle przyszedłeś? 

 -  Powiedziała,  że  i  tak  cię  nie  zdobędę.  A  jeśli  chcę  wiedzieć  czemu,  to 

sam muszę się przekonać. 

 - Ach! - wykrzyknęła i pokiwała głową, jakby rozwiązała zawiłą zagadkę. 

- Rozumiem. Błyskotliwa strategia. I zadziałała jak złoto. 

 - Co zadziałało? 
 - Mechanizm psychologicznej odwrotności. 
 - Wydawało mi się, że obiecałaś zaniechać amatorskiej psychoanalizy? 
 -  Zapomniałam  -  przyznała  bez  skruchy.  -  Ale  to  wprost  klasyczny 

przykład. 

 - Jak to? 
 - Przecież przyszedłeś. 
 - Chyba nie ma sensu zaprzeczać. Ale nie sądzę, żeby miało to jakikolwiek 

związek z twoją teorią. 

 -  To  takie  proste  -  odezwała  się,  kiwając  ze  współczuciem  głową.  - 

Mężczyźni  zawsze  pragną  tego,  czego  nie  mogą  dostać.  Jeśli  ktoś  może  to 
stwierdzić z pełnym przekonaniem, to tylko ja. Nie zapominaj, że mam czterech 
braci i miałam wiele okazji, by przekonać się, jak działa męski umysł. 

 - Czyli jak? 
 - To ma ścisły związek z prehistorycznym okresem myśliwych i zbieraczy. 

Zabroń  im,  a  natychmiast  się  uprą,  pójdą  upolować  zwierzynę  i  triumfalnie 
przywloką  do  jaskini.  Więc  strategia  Rosie  zadziałała.  Powiedziała,  że  jestem 
nieosiągalna. 

I proszę, już stoisz tu z włócznią - zakończyła swój wywód i przyjrzała się 

minie Alexa. - To tylko taki plastyczny opis - dodała po chwili wyjaśniająco. 

 -  Obawiam  się,  że  przeczytałaś  zbyt  wiele  poradników  psychologicznych 

dla kobiet. 

 -  Prawdopodobnie  -  przytaknęła  ze  śmiechem,  zamiast  się  obrazić.  -  Ale 

nie ma wątpliwości, że natura męska jest szczególnie podatna na wyzwania. 

 -  Z  tym  muszę  się  zgodzić  -  powiedział.  -  Poddaję  się.  Ale  dlaczego  nie 

można cię zdobyć? To znaczy, czemu nie miałabyś pracować dla mnie? 

background image

Nie  odpowiedziała.  Odstawiła  tylko  pustą  Filiżankę  na  stolik  i  siedziała 

zamyślona. 

 -  A  może  nie  lubisz  włoskiej  kuchni?  Ani  gotować,  ani  jeść?  -  spytał  po 

chwili ciszy. 

 - Skądże, uwielbiam. 
 - Więc pewnie masz napięty grafik? Nie możesz się opędzić od ofert? 
 -  Nie.  Kiedy  wywiążę  się  z  kontraktu  dotyczącego  żywności  dla  dzieci, 

będę wolna. 

 - To pewnie chcesz odpocząć. Nie miałaś wakacji od lat? 
 -  Znów  się  mylisz.  Właściwie  zanim  przyszedłeś  zastanawiałam  się  nad 

następną praca. Przeglądałam gazetę i zaznaczyłam parę obiecujących ofert. 

Alex  sięgnął  po  gazetę  i  znalazł  pierwsze  zaznaczone  ogłoszenie.  Zaczął 

czytać na głos: 

 -  „Szukam  doświadczonej  kucharki.  Musi  umieć  gotować".  O,  to 

rzeczywiście obiecujące! 

 -  Przecież  umiem  gotować  -  odparła,  nie  zwracając  uwagi  na  jego 

ironiczne spojrzenie. 

 -  "Dom  spokojnej  starości  poszukuje  doświadczonego  szefa  kuchni. 

Specjalność:  hurtowe  żywienie  domowe"  -  odczytał  kolejne  ogłoszenie  i 
popatrzył na nią pytająco. 

 -  Pamiętaj,  że  wychowałam  się  w  licznej  rodzime.  Umiem  przyrządzać 

domowe dama i to w hurtowych ilościach. Nie dało się tego uniknąć przy pięciu 
mężczyznach w domu. 

 -  „Grill  bar  przyjmie  do  pracy.  Wymagany  życiorys  i  list  motywacyjny". 

No, ale to już dużo poniżej twoich kwalifikacji - powiedział, marszcząc brwi. 

 - To uczciwa praca - broniła się. 
 - Chyba rodzina pomoże ci w trudnej sytuacji? 
 - Nie zwrócę się do nich o pomoc - odparła, kręcąc głową. 
 - Dlaczego nie? 
 - Potrafię sama o siebie zadbać. 
Alex  postanowił  nie  pytać  o  nic  więcej.  Fran  Carlino  miała  swoje  życie  i 

swoje problemy. To wyłącznie jej sprawa. 

 - Więc jednak szukasz pracy - podsumował. 
 - Tak. 
Popatrzyli  na  siebie  i  w  tym  samym  momencie  doszli  do  podobnego 

wniosku. 

 - Zdecydowanie swaty - zabrzmiał zgodny chór. 
 -  Podstępne  i  przy  użyciu  chwytów  psychologicznych  -  w  głosie  Alexa 

pobrzmiewało  rozbawienie.  -  Ale  jesteś  osiągalna?  Oczywiście,  w  kwestii 
pracy? 

 - Złóż propozycję. 
Pierwsza  propozycja,  która  mu  przyszła  na  myśl,  zdecydowanie  nie 

dotyczyła pracy. Miała natomiast wiele wspólnego z kuszącymi do pocałunków 

background image

ustami  dziewczyny.  Alex  znów  przyłapał  się  na  tym  dziwnym  przyciąganiu. 
Nawet na Beth tak silnie nie reagował. To było coś zupełnie nowego. 

Zdecydowanie odepchnął  myśli o dziewczynie.  Przyszedł  tu  w interesach. 

Przecież po utracie Beth zagrzebał się w pracy. 

 - Chyba zbyt wcześnie na konkrety - odezwał się, wstając. 
 - Chciałbym przejrzeć życiorys i referencje. Dopiero potem... 
 - Co? 
 - Nie jestem pewien. Właściwie rekrutowaniem pracowników zajmuje się 

mój brat, Joe. 

 - To chyba z nim powinnam dalej rozmawiać? - spytała niepewnie głosem, 

w którym dało się słyszeć ulgę. 

 - Sam chciałbym się tym zająć. Częściowo ze względu na to, ze to był mój 

pomysł, a po części z powodu rychłego ślubu brata 

 - A kiedy się żeni? 
 - W walentynki. 
 - Jedyny dzień w roku dla uczczenia zakochanych. 
 - Tak. 
 - Zatem wierzysz w miłość. Tylko sam jej nie szukasz. 
 -  To  nie  oznacza,  że  nie  doceniam  znaczenia  tego  dnia  dla  innych  - 

oznajmił. - I ty pewnie masz kogoś, z kim spędzisz ten dzień. 

 - Nie. Ale uważam, że to bardzo romantyczne brać ślub w walentynki. 
 -  To  chyba  rzadkość  usłyszeć  takie  słowa  od  osoby,  która  uważa,  że  Joe 

właśnie upolował kobietę i jest w trakcie wleczenia jej do swej jaskini? 

 -  Nie  mogę  dłużej  podtrzymywać  swej  tezy  o  myśliwych  i  zbieraczach  - 

przyznała z udawanym żalem. - Najwidoczniej nie dotyczy ona waszej rodziny. 

 - Jak to? 
 - Przecież ty nie szukasz partnerki - przypomniała mu. 
 -  A,  tak  -  przyznał  i  odchrząknął,  zmieniając  temat.  -  Gdybym  to  ja  był 

odpowiedzialny  za  nabór  pracowników,  pewnie  powinienem  się  dowiedzieć, 
jakie masz doświadczenie w pracy.  

 - Dobrze. Przygotuję wszystkie potrzebne dokumenty. 
 -  Tu  masz  adres  -  powiedział,  wyjął  portfel  z  kieszeni  spodni  i  podał 

dziewczynie wizytówkę. 

 - Dziękuję. 
Następnego popołudnia Fran stanęła przed recepcją w budynku należącym 

do  firmy  Marchettich.  Większość  dnia  upłynęła  jej  na  rozmyślaniach,  czy 
powinna  odczekać  jakiś  czas  przed  złożeniem  dokumentów,  czy  też  okazać 
zapał i pojawić się w firmie od razu. W końcu doszła do wniosku, że to i tak nie 
ma  znaczenia  Alex  czytał  przecież  ogłoszenia  dotyczące  pracy  i  wiedział,  że 
dziewczyna jest w potrzebie. 

Wyjaśniła recepcjonistce powód wizyty. 
 - Pan Marchetti przyjmie panią - powiedziała kobieta, gdy już porozumiała 

się z szefem. - Dziesiąte piętro. 

background image

 - Bardzo dziękuję. 
Fran  minęła  recepcję  i  weszła  do  windy.  Gdy  wysiadła  na  dziesiątym 

piętrze,  od  razu  zauważyła  masywne  biurko,  przy  którym  siedziała  starsza 
kobieta. Osobista sekretarka Alexa, pomyślała dziewczyna. 

 -  Jestem  umówiona  na  spotkanie  z  Alexem  Marchettim  -  wyjaśniła  i 

przyjrzała się sekretarce. 

Starsza  pani  miała  siwe  kręcone  włosy  i  wyglądała  jak  dobra  wróżka  z 

bajek dla dzieci. Fran doszła do wniosku, że Alex celowo ją wybrał. Otaczał się 
kobietami  nieosiągalnymi  dla  siebie.  Rzeczywiście  nie  szukał  partnerki.  Nie 
mogła przestać zastanawiać się, dlaczego. Taki przystojniak jak on, mógł być z 
każdą,  której  zapragnie,  a  tymczasem  dobrowolnie  z  tego  rezygnował.  Widać 
nie tylko ona ma swoje sekrety. 

 -  Oczekuje  pani  -  odezwała  się  kobieta  z  uprzejmym  uśmiechem.  -  Jego 

biuro jest w głębi korytarza po lewej stronie. 

 -  Dziękuję  -  odparła  Fran  i  ruszyła  we  wskazanym  kierunku.  Szybko 

znalazła właściwe drzwi, zapukała i weszła Alex 

siedział  za  biurkiem.  Dziś  był  ubrany  zupełnie  inaczej.  Miał  spodnie  od 

garnituru, krawat i  brązową koszulę.  Jednak  jej  rękawy  znów  były  podwinięte. 
Fran westchnęła. 

 - Cześć - powiedziała. 
 - Cześć. Czym mogę ci służyć? 
 -  Przyszłam,  tak  jak  się  umawialiśmy  -  wyjaśniła,  ściskając  teczkę  z 

dokumentami. 

 - Nie spodziewałem się ciebie tak szybko. 
 -  Wydawało  mi  się,  że  wprost  nie  możesz  doczekać  się  rozpoczęcia 

realizacji projektu. 

 -  A  ja  sądziłem,  że  masz  mnóstwo  pracy  w  związku  z  wypełnianiem 

kontraktu. 

 - Już tylko drobne poprawki - wyjaśniła. 
Była  rozczarowana.  Nie  zależało  mu  na  niej.  Fran  nie  wiedziała,  czy  jej 

rozczarowanie bardziej dotyczy sfery zawodowej, czy prywatnej. Miała zamęt w 
głowie.  Poprzedni  mężczyzna  zrezygnował  z  niej,  gdy  dostał  to,  co  chciał.  A 
Alex  skreślał  ją,  zanim  zdążyli  się  lepiej  poznać.  Czuła,  że  jej  samoocena 
gwałtownie spada. 

 -  Usiądź,  proszę  -  powiedział  Alex,  wskazując  skórzany  fotel  stojący  na 

wprost biurka. 

Fran usiadła i założyła nogę na nogę. Zaszeleściły pończochy. Zauważyła, 

ż

e  Alex  natychmiast  spojrzał  w  tym  kierunku.  Była  jednak  pewna,  że  biurko 

zasłania mu widok. Była z tego zadowolona. 

W  tym  roku,  w  południowej  Kalifornii  grudzień  był  wyjątkowo  ciepły. 

Długo  zastanawiała  się,  co  powinna  włożyć.  Czy  założyć  garsonkę  z  kobiecą 
spódniczką,  czy  raczej  spodnium,  który  nie  będzie  przesadnie  eksponował 
kobiecości. W końcu wybrała strój, w którym czuła się pewnie i profesjonalnie. 

background image

Założyła czekoladowy kostium z wygodną spódnicą, która kończyła się tuż nad 
kolanami. 

Zanim Alex cokolwiek powiedział, gapił się na nią dłuższą chwilę. 
 - Czy mogę przejrzeć dokumenty? - wydusił w końcu. 
 -  Oczywiście.  -  Fran  wyjęła  papiery  z  teczki.  -  Mam  także  referencje  z 

każdej firmy, w której pracowałam. 

Alex  uważnie  przeglądał  dokumenty,  a  Fran  z  przyjemnością  przyglądała 

się jemu. Gdy czytał w skupieniu, między zmarszczonymi brwiami pojawiała się 
pionowa  kreska.  Miał  pięknie  zarysowany  nos  i  przyjemne  usta.  Na  brodzie  i 
policzkach  pojawił  się  cień  popołudniowego  zarostu.  Wygląda  bardzo  męsko, 
nawet  troszkę  groźnie,  zauważyła  w  rozmarzeniu.  Znów  przyglądała  się  jego 
rękom. Zauważyła, że ma długie silne palce. 

 - Imponujące - powiedział. 
 - Tak - zgodziła się, wciąż myśląc o jego dłoniach. 
Z  trudem  wracała  do  rzeczywistości.  W  końcu  porzuciła  sny  na  jawie  i 

odchrząknęła. 

 -  Byli  zadowoleni  z  mojej  pracy  -  powiedziała,  gdy  Alex  spojrzał  na  nią 

pytająco znad referencji. 

 - Rozumiem - rzekł, a w jego wzroku pojawiła się aprobata. 
 - Dlaczego mam wrażenie, że zaraz usłyszę „ale"? 
 - Zajmowałaś się bułeczkami, żywnością dla dzieci, mrożonkami i zupami, 

ale nie miałaś do czynienia z daniami głównymi. 

 -  Nie  jako  konsultant,  to  prawda.  Ale,  jak  możesz  przeczytać  w  moich 

dokumentach, 

ukończyłam 

prestiżową 

szkołę 

gastronomiczną. 

Przygotowywanie  dania  głównego  było  istotną  częścią  egzaminu.  Poza  tym 
wiem, które składniki można mrozić. 

 -  Miałem  nadzieję  znaleźć  kogoś  bardziej...  -  zawahał  się  i  popatrzył  na 

nią. 

 - Doświadczonego - podpowiedziała. Kąciki jego ust uniosły się powoli w 

uśmiechu. 

 - Prawdę mówiąc, tak. 
 - Jak długo już szukasz? - spytała, tłumiąc rozczarowanie. 
 -  Dosyć  długo  -  przyznał.  -  Najpierw  próbowałem  tradycyjnie,  przez 

ogłoszenie.  Zawarłem  ustną  umowę,  lecz  facet  zrezygnował,  gdy  zdecydował 
się  na  prowadzenie  własnej  restauracji.  Znalazłem  się  w  punkcie  wyjścia. 
Wpadłem  więc  na  pomysł,  żeby  poszukać  wśród  własnych  pracowników  w 
restauracjach. 

 - I? 
 - Nic z tego - przyznał, potrząsając głową. 
 - Co więc zrobiłeś? 
 -  Próbowałem  zwerbować  kogoś  o  znanym  nazwisku.  To  była  zła  droga. 

Próbowałem  więc  w  szkołach  gastronomicznych.  Przeprowadziłem  wiele 
rozmów ze szczególnie obiecującymi absolwentami. 

background image

 - Nie powiodło ci się? 
 - Chociaż byli świetnie przeszkoleni, chętni i ambitni, wydali mi się zbyt 

młodzi i nieodpowiedzialni. 

 -  Nie  nadawaliście  na  tej  samej  fali?  -  spytała  ze  zrozumieniem  i 

uśmiechnęła się. 

 - Delikatnie mówiąc. 
Rozumiała  go,  ale  nie  mogła  zdobyć  się  na  prawdziwe  współczucie.  Nie, 

ponieważ bardzo zależało jej na tej pracy. Była wdzięczna losowi, że Alex miał 
taki kłopot ze znalezieniem właściwej osoby. Oznaczało to dla niej szansę. 

 - Przykro mi to mówić, ale wydaje mi się, że nie masz wielkiego wyboru. 
 - Właśnie - westchnął i przegarnął palcami ciemne włosy. - Słuchaj, Fran, 

nie miałem przerwy na lunch i umieram z głodu. Może coś zjemy? Tu niedaleko 
mieści się pierwsza Restauracja Marchettich. Dotrzymasz mi towarzystwa? 

Serce rwało się do zgody, lecz rozum podpowiadał, że to kolejny składnik 

w  przepisie  na  kłopoty.  Jednak  potrzebowała  pracy.  To  zlecenie  było  o  niebo 
lepsze niż  oferta  pracy  w  grill barze.  Jedynym  problemem  był  Alex  Marchetti. 
Na  pewno  nie  powierzy  swojego  projektu  nawet  najbardziej  doświadczonemu 
szefowi  kuchni.  A  jej  brakowało  doświadczenia.  Jeśli  w  ogóle  ją  przyjmie, 
będzie  to  oznaczać  ścisłą  współpracę.  Zadrżała.  Tu  chodziło  o  pracę,  a  nie  o 
ż

ycie  osobiste.  Już  raz  pomieszała  te  dwie  sprawy.  Przyrzekła  sobie,  że  taka 

sytuacja więcej się nie powtórzy. 

Jeszcze  nigdy  nie  zdarzyło  jej  się  czuć  tak  nagłego  i  silnego  pociągu  do 

mężczyzny.  Podejrzewała,  że  to  dlatego,  iż  Alex  wkroczył  w  jej  życie  bez 
ostrzeżenia. Nie zdążyła się przygotować. Przedarł się przez linię obrony, zanim 
zdążyła się uodpornić na jego spojrzenia, uśmiechy i atrakcyjny wygląd. 

Nie,  taki  drobiazg  mnie  nie  powstrzyma,  pomyślała.  Jeśli  nie  będę  mogła 

mieć swobody decyzji, to przynajmniej będę mu doradzać. 

 -  Jeśli  będziemy  rozmawiać  o  interesach,  pójdę  z  tobą  na  obiad.  Chętnie 

spróbuję czegoś z jadłospisu Marchettich. 

 - Nigdy u nas nie byłaś? 
 - Przykro mi - powiedziała, potrząsając głową. 
 - Pora to naprawić - oznajmił Alex. 
 - Witaj, Abby - Alex ucałował oba policzki swojej bratowej. 
Fran  i  Alex  właśnie  weszli  do  restauracji.  Abby,  jako  asystentka 

kierownika,  poznawała  właśnie  pracę  hostessy.  Alex  zauważył  wyraz  twarzy 
Fran.  Łatwo  odczytał  zaskoczenie  i  niezadowolenie.  Zgadywał,  że  pomyślała 
sobie:  czy  na  pewno  chcę  pracować  dla  mężczyzny,  który  całuje  swoje 
pracownice? 

 -  Stolik  dla  dwojga?  -  spytała  Abby  z  grzecznym  uśmiechem,  lecz  jej 

niebieskie oczy płonęły ciekawością. 

Alex  zawsze  myślał,  że  skłonność  do  wścibstwa  jest  przypadłością 

Marchettich.  Widocznie  można  się  tym  zarazić  przez  małżeństwo,  pomyślał, 

background image

gdy  bratowa  ponownie  przyjrzała  się  Fran.  Ale,  żeby  być  sprawiedliwym, 
musiał przyznać, że Abby nie przywykła oglądać go w damskim towarzystwie. 

 -  Owszem,  dla  dwojga,  ale  cichy.  Jesteśmy  tu  w  interesach  -  wyjaśnił 

szybko. 

 - Mam idealny stolik. 
Alex spojrzał na Fran, która oczekiwała prezentacji. 
 - Fran Carlino, poznaj Abby Marchetti. Ona i Nick są małżeństwem od... - 

przerwał, żeby policzyć. 

 - Od sześciu miesięcy i kilku dni, ale kto by liczył? - powiedziała Abby z 

roziskrzonym wzrokiem, który przeczył słowom. - Miło cię poznać, Fran. 

 - Mnie również - odparła Fran i odetchnęła z ulgą. 
 -  Mam  specjalny  stolik  w  rogu  sali,  cichy  i  odgrodzony  od  reszty  - 

oznajmiła  Abby,  prowadząc  ich  przez  prawie  pustą  salę  restauracyjną.  - 
Wybrałeś dobrą godzinę, Alex. Największy tłum gości dopiero nadejdzie. 

 - To dobrze. 
 -  Zaraz  przyślę  kelnera.  Życzę  smacznego.  Dobrze  cię  znowu  widzieć  - 

powiedziała i odeszła. 

Alex doskonale zdawał sobie sprawę, że miała ochotę powiedzieć: „Dobrze 

cię znowu widzieć w damskim towarzystwie". Zaczynał już marzyć o tym, żeby 
rodzina  pogodziła  się  z  jego  kawalerskim  stanem.  Byliby  zachwyceni,  gdyby 
znali  jego  myśli  o  Fran.  Szybko  odepchnął  miłe  wizje.  Wolałby,  żeby  jego 
troskliwi,  lecz  natrętni  krewni  znaleźli  inny  cel  matrymonialnych  działań. 
Ułożył sobie życie bez kobiety i był z niego zadowolony. Sam potrafił o siebie 
zadbać. Te słowa przypomniały mu wczorajszą rozmowę z Fran. 

 - Zanim zaczniemy omawiać interesy, może zechciałabyś mi wyjaśnić, co 

miałaś wieczorem na myśli, mówiąc, że sama potrafisz zadbać o siebie. 

 - Czemu o to pytasz? 
 - Z ciekawości. Wydawało mi się, że to dla ciebie ważne. Powiedz, czemu 

uważasz, że nie mogłabyś liczyć na rodzinę? 

 -  Mogę  na  nich  liczyć.  Tylko  nie  chcę  z  tego  korzystać.  Znów 

usłyszałabym, że gdybym  miała męża, nie znalazłabym się w kłopotach, bo on 
dbałby o mnie. 

 - A ty nie życzysz sobie mężczyzny w swoim życiu? 
 - To zbytnie uproszczenie. 
 - Nie rozumiem? 
 - W mojej rodzinie kładzie się duży nacisk na tradycję - zaczęła, sadowiąc 

się wygodniej. - Wszyscy bracia, po kolei, szli w ślady ojca i zaczynali pracę w 
budownictwie.  Podobnie  jak  w  twojej  rodzinie  pracuje  się  w  branży 
gastronomicznej. Tyle tylko, że wy zdajecie się akceptować decyzję Rosie. Ona 
może mieć swoją księgarnię. 

 - A twoja rodzina nie akceptuje twojego zawodu? 
 -  Sądzę,  że  ojciec  po  prostu  nie  wie,  co  ma  ze  mną  zrobić.  Dotąd  nie 

pogodził  się  z  faktem,  że  nie  jestem  jeszcze  jednym  synem.  W  dodatku, 

background image

dziewczyna nie może pracować w budownictwie. Według niego powinnam była 
zrobić to, co moja matka. Wyjść za mąż i mieć dzieci. Ojciec byłby szczęśliwy, 
gdyby pojawił się jakiś mężczyzna i zdjął mu kłopot z głowy. Czasem czuję się 
jak  pochodnia  olimpijska.  Niesie  się  ją  przez  jakiś  czas,  a  potem  przekazuje 
komuś innemu - powiedziała z westchnieniem. - Ale to długa i nudna historia - 
dodała, jakby żałując wypowiedzianych słów. 

 -  Co  jest  złego  w  tym,  że  jakiś  mężczyzna  miałby  zaszczyt  zadbać  o 

ciebie? - spytał ze śmiechem Alex. 

 -  Nie  chcę,  żeby  ktokolwiek  był  za  mnie  odpowiedzialny.  Sama  mogę 

zatroszczyć  się  o  siebie.  Poza  tym  mężczyzna  w  domu  tylko  przysparza 
dodatkowej pracy. Ucierpiałaby na tym moja kariera. 

 - A praca zawodowa jest dla ciebie bardzo ważna? 
 - Tak jak dla ciebie. Uwielbiam to, co robię. Nie jest mi wcale łatwo. Już 

szkoła  gastronomiczna  dała  mi  nieźle  w  kość.  Nie  po  to  robiłam  to  wszystko, 
ż

eby teraz grać w domu drugie skrzypce, karmić i opierać faceta! 

 - Więc praca dla firmy Marchettich jest dla ciebie ważna? 
 -  Oczywiście  -  przytaknęła.  -  Nie  mam  doświadczenia  z  daniami 

głównymi,  jak  sam  powiedziałeś.  Dzięki  tej  pracy  nabiorę  go  i  jeszcze,  przy 
odrobinie szczęścia, zbliżę się do mojego celu. 

 - Czyli? 
 -  Prowadzenie  własnej  restauracji  -  powiedziała  i  zauważyła,  że  Alex 

przygląda  się  jej  w  skupieniu.  -  Pewnie  teraz  zastanawiasz  się,  dlaczego 
wybrałam taką okrężną drogę. 

 - Właśnie. 
Czytała  w  jego  myślach.  Oby  nie  potrafiła  odczytać  moich  myśli  na  swój 

temat,  zląkł  się  Alex.  Nie  powinna  dowiedzieć  się,  że  pragnę  poznać  smak  i 
dotyk jej ust. Znów zmusił się do skoncentrowania na słowach dziewczyny. 

 -  Na  pewno  zdajesz  sobie  sprawę,  że  w  tym  zawodzie  istnieją  pewne 

uprzedzenia do kobiet - tłumaczyła Fran. 

 - Niestety - przyznał. 
 - Już w szkole było mi trudno, ale byłam naiwna i sądziłam, że to minie. 

Niestety,  nie  mogłam  znaleźć  pracy  w  żadnej  restauracji.  Więc  kiedy 
zaproponowano mi pracę konsultanta, przyjęłam ją. Nawet, jeśli nie prowadziła 
prosto do mojego celu. 

 - Zatem chcesz, żebym zatrudniał i szkolił moją konkurencję? 
 -  Nie  brzmi  to  najlepiej  -  roześmiała  się.  -  Ale  patrząc  realistycznie,  mój 

cel  jest  jeszcze  bardzo  odległy.  Poza  tym  moje  plany  nie  mają  znaczenia. 
Potrzebujesz kogoś w tej chwili. A ja nadaję się do tej pracy. 

 - Jesteś bardzo pewna siebie. 
 - Uważasz, że sobie nie poradzę? 
 - Powiedzmy, że jestem sceptykiem. 
 - Więc daj mi szansę, żebym mogła ci to udowodnić. 
 - Kusząca propozycja. 

background image

 - Chciałabym cię o coś zapytać - powiedziała, marszcząc brwi. 
 - Nie krępuj się. 
 -  Wahasz  się,  czy  mnie  zatrudnić,  dlatego,  że  jestem  kobietą?  Owszem, 

przyznał w myślach. Ale nie z powodu uprzedzeń. 

Fran  miała  w  sobie  to  coś.  Sprawiła,  że  ją  zauważył.  A  on  nie  chciał 

zaprzątać sobie głowy kobietami. Tak jak ona, cenił własną karierę. Oczywiście, 
nie mógłby jej przekazać swojego projektu. Chciał osobiście brać w nim udział. 
A to oznaczało częste spotkania. Jak wyglądałaby ich współpraca? 

Ale, jak słusznie zauważyła, nie miał wielkiego wyboru. 
 -  Nie  -  skłamał.  -  Fakt,  że  jesteś  kobietą  w  żaden  sposób  nie  wpływa  na 

moją decyzję. 

 - Więc w czym problem? 
 - Brakuje ci doświadczenia. Nie mówię nie, ale nie wiem, co powinienem 

zrobić. 

 -  Przyrządzę  coś  dla  ciebie  -  zaproponowała.  -  Sam  będziesz  mógł  się 

przekonać. 

O,  chętnie  by  się  przekonał.  Myślenie  o  tej  dziewczynie  stało  się  jego 

obsesją.  Znów  pojął  słowa  Fran  na  swój  sposób.  Właśnie  to  był  ten  problem. 
Dlatego wahał się, czy ją zatrudnić. 

 -  Wydawało  mi  się, że  twój  ojciec nie  chciał,  żebyś  gotowała dla  obcego 

mężczyzny. 

 - Dla bandy obcych - poprawiła go. - Poza tym nie on ma decydujący głos, 

a ja naprawdę marzę o tej pracy. 

 - Chcesz udowodnić coś swojej rodzinie? 
 - Może. Już mówiłam, że ta praca zbliży mnie do mojego celu. Zresztą nie 

masz nikogo innego. Czas ucieka. Jestem dobra w moim zawodzie i chętnie ci to 
udowodnię. 

 - To uczciwe postawienie sprawy. Gdzie i kiedy? 
 - Jutro wieczorem. U mnie. 
 - Na pewno przyjdę. 

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 
Fran  uznała,  że  tym  razem  jest  przygotowana  na  wizytę  Alexa.  Nie  miała 

na  myśli  jedynie  przygotowania  potraw  i  prezentacji,  chociaż  była  dumna  z 
wykonanej pracy. 

Przyjrzała się swemu dziełu. Lniany obrus spływał wymyślnymi fałdami z 

dębowego,  okrągłego  stołu.  Cztery  krzesła  z  wysokimi  oparciami  stały  wokół. 
Fran  postanowiła  użyć  zastawy  babci,  by  dodać  posiłkowi  splendoru.  Obok 
nakrycia  leżała  wymyślnie  złożona  serweta  -  skutek  długich  godzin  nauki. 
Rozstawiła też szklanki i kieliszki, by pokazać, jak powinien wyglądać idealnie 
nakryty stół. 

Pośrodku ustawiła wazon ze świeżymi kwiatami, których zapach łączył się 

teraz  z  aromatem  przygotowywanych  potraw.  Jej  zdaniem  wygląd  stołu  był 
równie  ważny,  jak  smak  potraw.  Wiedziała,  że  sposób  nakrycia  jest  idealny, 
teraz już tylko jej kunszt kulinarny musiał mu dorównać. 

Nie  umiała  sobie  wytłumaczyć,  dlaczego  tak  bardzo  zależy  jej  na  opinii 

Alexa. Czuła, że starania o pracę nie były jedynym powodem. 

Przygotowała  nie  tylko  dania  i  stół.  Postanowiła  również  siebie 

przygotować  na  spotkanie  z  tym  mężczyzną.  Uznała,  że  uprzednio  wywarł  na 
niej  takie  wrażenie  z  powodu  zaskoczenia.  Nie  zamierzała  zgłębiać 
smakowitego  dania,  jakim  był  pan  Marchetti.  Domyślała  się  tylko  niektórych 
składników.  Szczypta  czaru,  boski  wygląd,  odrobina  magnetyzmu  do  smaku... 
Ale ona zamierzała przestrzegać ścisłej diety. Po pierwsze już raz się sparzyła, a 
po  drugie,  była  raczej  nieśmiała.  Nie  czuła  więc  pokusy.  Była  bezpieczna.  Z 
pewnością nie pozwoli, by ktokolwiek, a szczególnie ten przystojny mężczyzna, 
stanął pomiędzy nią a pracą, o którą się starała. 

Spojrzała  na  zegarek.  Alex  miał  przyjść  o  siódmej.  Brakowało  jeszcze 

pięciu minut. Poczuła, że ma dłonie mokre od potu, a jej żołądek zachowuje się 
tak, jakby siedziała na diabelskim młynie. 

Aż  podskoczyła,  gdy  w  końcu  rozległ  się  dźwięk  dzwonka.  Fran  wzięła 

głęboki  oddech  i  jeszcze  raz  zerknęła  na  stół.  Wszystko  było  w  najlepszym 
porządku.  Czuła  wdzięczność,  że  Alex  przybył  punktualnie.  Nie  zniosłaby 
długiego czekania. Jej nerwy były napięte jak postronki. 

 - Kto tam? - spytała, gdy uznała, że jest gotowa na przyjęcie gościa. 
 - To ja, Alex. Twój seryjny morderca, nie pamiętasz? 
Roześmiała  się.  Głęboki  dźwięk  jego  głosu  spowodował  przyjemny 

dreszczyk.  Zdjęła  łańcuch  i  otworzyła  drzwi.  Na  zewnątrz  stał  Alex  w 
znoszonych  dżinsach  i  białej  koszuli  z  podwiniętymi  rękawami.  Już  od 
pierwszego  spojrzenia  wiedziała,  że  jednak  nie  jest  gotowa  na  to  spotkanie.  - 
Cześć - szepnęła. 

 -  Witaj.  Przyniosłem  wino  -  powiedział,  a  Fran  dopiero  teraz  zauważyła, 

ż

e  w  każdej  ręce  trzyma  butelkę  wina.  -  Jest  i  białe,  i  czerwone.  Nie  byłem 

pewien, co przygotujesz. 

 - Dziękuję, ale nie trzeba było. To w końcu rozmowa o pracy. 

background image

 -  Wiem,  ale  ma  zupełnie  inny  charakter  niż  inne,  które  prowadziłem  - 

odparł z uśmiechem. 

 - Szykowanie jedzenia to szczególny rodzaj pracy. Rezultat masz od razu. 

Albo nie. 

 -  To  prawda  -  powiedział  i  pociągnął  nosem.  -  Twój  rezultat  nieźle 

pachnie. 

 - Mam nadzieję. Pozwól, zaprowadzę cię do stolika - powiedziała i ruszyła 

do kuchni. - Proszę za mną. 

Gdy dotarli do kuchni, wzięła obie butelki i postawiła na bufecie. Alex w 

tym  czasie  miał  okazję  podziwiać  jej  wysiłki.  Po  chwili  spojrzał  na  nią  ze 
zmarszczonymi brwiami. 

 - Jest tylko jedno nakrycie. Nie usiądziesz ze mną? 
 -  Każdy  szef  kuchni  pragnie  nadać  posiłkowi  szczególną  oprawę.  Ja 

postawiłam na tajemniczość. Przyłączając się do ciebie, zniszczyłabym nastrój. 

Jednak przede wszystkim chciała utrzymać dystans. Udawanie, że znajdują 

się w jej restauracji dawało poczucie bezpieczeństwa. Ich spotkanie nie powinno 
przypominać randki. 

 -  Gdy  mieszkałem  w  domu,  mieliśmy  taką  niepisaną  zasadę:  nigdy  nie 

pozwól  nikomu  jeść  w  samotności  -  powiedział,  oparł  ręce  na  biodrach  i 
popatrzył  jej  w  oczy.  -  A  może  masz  taki  plan?  Otrujesz  mnie  i  skrócisz  moje 
męczarnie związane z syndromem drugiego syna? 

 - Jasne. I od razu ucałuję moją karierę na pożegnanie. 
 - Może lepiej mnie. 
 - Słucham? 
 - Może lepiej pocałuj mnie - powiedział i od razu pożałował niewczesnego 

ż

artu.  -  To  był  głupi  dowcip.  Wybacz.  Ale  i  tak  myślę,  że  powinniśmy  zjeść 

razem. 

 -  Nie  będę  miała  czasu.  Ty  będziesz  klientem,  sędzią  i  wykonawcą 

wyroku.  A  ja  hostessą,  kelnerką  i  szefem  kuchni.  Usiądź  proszę.  Podaję 
pierwsze danie. Mam nadzieję, że jesteś głodny. 

 - Wprost umieram z głodu. 
Rzeczywiście,  wpatrywał  się  w  jej  usta  z  tak  intensywnym  głodem  w 

oczach, że aż przeszedł ją dreszcz. Żołądek znów zaczął swoje harce. Jakby nie 
była  wystarczająco  zdenerwowana!  To  jest  jej  największa  szansa.  Szczebel  w 
drabinie  kariery.  Musi  tylko  wziąć  się  w  garść  i  nie  popsuć  wszystkiego.  Fran 
trzęsły  się  ręce  ze  zdenerwowania.  Które  z  bóstw  obraziłam,  że  w  zemście 
skazało  mnie  na  takie  męki?  -  myślała  zdenerwowana.  Szykowanie  posiłku  na 
ocenę  było  wystarczająco  trudne,  nawet  bez  obecności  przystojnego  pana 
Marchetti. 

 -  Pański  apetyt  działa  na  moją  korzyść  -  powiedziała  w  końcu  z 

promiennym uśmiechem. - Pozwoli pan, że wskażę mu stolik? 

 - Myślę, że sam do niego trafię - burknął Alex. 
 - Rozchmurz się. 

background image

Szkoda,  że  nie  jest  łysiejącym  starszym  panem  z  wydatnym  brzuszkiem, 

pomyślała.  Ma  takie  gęste,  falujące  włosy.  Aż  się  proszą  o  dotyk.  Skup  się, 
nakazała  sobie.  Jeszcze  nie  miała  takich  problemów  w  swojej  zawodowej 
karierze.  Poza  jednym  potknięciem  w  szkole  gastronomicznej.  Niestety,  wtedy 
również chodziło o przystojnego mężczyznę. Przysięgała sobie, że nigdy więcej 
tak się nie stanie. 

A  niech  to.  Tak  bardzo  zależy  mi  na  tej  pracy,  myślała  w  panice.  Była 

mistrzem  kucharskim.  Musiała  jeszcze  tylko  zwrócić  na  siebie  uwagę  Alexa. 
Jeśli  droga  do  serca  mężczyzny  rzeczywiście  wiedzie  przez  żołądek,  to 
przynajmniej znała tę drogę. I tylko na niej jej zależało, a nie na mężczyźnie. 

 -  Przygotowałam  różne  dania,  żebyś  w  pełni  mógł  ocenić  moje 

umiejętności - powiedziała, otwierając lodówkę. 

Wyjęła  z  niej  miskę  sałatki  z  makaronu,  która  była  wzbogacona  żółtym 

serem,  czarnymi  oliwkami  oraz  rozmaitą  zieleniną.  Wyciągnęła  też  półmisek  z 
artystycznie ułożoną sałatką ze szpinaku, szparagów, karczochów, przybranych 
wymyślnie  świeżą  bazylią.  Pierwszą  sałatkę  polała  obficie  przyprawioną  na 
ostro  oliwą  oraz  sosem  z  dodatkiem  estragonu.  Wcześniej  energicznie 
zamieszała miksturę, wyładowując nieco nagromadzonej energii. Drugą sałatkę 
skropiła  łagodną  oliwą  z  oliwek,  czosnkowym  sosem  i  dodała  odrobinę  swych 
ulubionych przypraw. 

Przełożyła  sałatki  na  osobne  talerzyki  i  ustawiła  przed  Alexem.  Podała 

także  świeżo  upieczone  chlebowe  paluszki,  owinięte  w  lnianą  serwetę,  by  nie 
ostygły. 

 - Smacznego - powiedziała głosem profesjonalisty. 
 -  Wygląda  oszałamiająco  -  pochwalił  i  nabrał  na  widelec  najpierw  nieco 

jednej  sałatki,  potem  odrobinę  drugiej.  -  Smakuje  tak  samo  wyśmienicie,  jak 
wygląda - oznajmił po chwili. 

 -  To  dobrze  -  ucieszyła  się  i  wycofała  za  bufet.  -  To  jeszcze  nie  koniec 

przystawek, więc zostaw sobie trochę miejsca. 

 - Jesteś pewna, że nie usiądziesz ze mną, żeby pojeść tych pyszności? 
 -  Nie  jestem  głodna.  Wszystkiego  próbowałam  przy  przyrządzaniu,  jak 

każdy dobry szef kuchni. 

 - Owszem, tak się robi. 
Fran  trochę  oszukiwała.  Nie  spróbowała  żadnego  z  dań,  bo  już  od  rana 

miała  ściśnięty  żołądek.  Nic  nie  mogła  przełknąć.  Jeśli  wszystko  będzie 
smakowało, to tylko dlatego, że mam wspaniały instynkt i naprawdę nadaję się 
na szefa kuchni, pomyślała. 

Wyjęła danie z piekarnika i wstawiła następne, by się podgrzało. Sięgnęła 

po talerz Alexa. 

 - Pieczarki na sposób Portobello - oznajmiła, stawiając przed nim danie. 
 -  Wyśmienite  -  przyznał  Alex,  gdy  tylko  spróbował.  -  Chyba  najlepsze, 

jakie jadłem. 

background image

 -  Cieszę  się,  że  ci  smakują.  Danie  główne  będzie  za  dziesięć  minut. 

Otworzę wino. 

 - Ja to zrobię, jeśli tylko dasz mi korkociąg - powiedział, wstając. 
Uwaga. Alarm. Alex znów zmienia zasady. To była jej kuchnia, a on czuł 

się tu jak u siebie w domu. Zrobiło się tak jakoś przyjacielsko i rodzinnie. A co 
stało się z chłodnym profesjonalizmem? 

Spojrzała na niego. Musiała wysoko zadrzeć głowę, by znaleźć jego oczy. 

Odchrząknęła. 

 -  Czy  zawsze  otwiera  pan  wino  w  konkurencyjnych  restauracjach,  panie 

Marchetti? - spytała twardo. 

 - Od kiedy jesteś konkurencją? Myślałem, że gramy w jednej drużynie. 
 - Pamiętaj jednak, ze wciąż czekam na swoją szansę. 
 - A ty pamiętaj, że mówisz mi po imieniu. 
 -  Staram  się  zachowywać  profesjonalnie,  żebyś  mógł  docenić  wszystkie 

moje  atuty  -  powiedziała  i  spłonęła  rumieńcem,  gdy  uświadomiła  sobie 
dwuznaczność swoich słów. 

 - No dobrze, ty otwórz wino - zgodził się Alex, lecz nie usiadł z powrotem. 
Wyjęła z szuflady korkociąg. Był stary, bez wygodnych ramion, więc choć 

udało się jej go wkręcić, za nic nie mogła wyciągnąć korka. 

W  końcu  Alex  podszedł  do  Fran  i  delikatnie  wyjął  z  jej  rąk  butelkę.  Bez 

większego wysiłku wyciągnął oporny korek. - Proszę. 

 -  Czuję  się  jak  gimnastyczka,  która  potknęła  się  w  czasie  popisu  i  teraz 

czeka na werdykt sędziów. 

 -  Siła  nie  jest  wymagana  w  tym  zawodzie.  Punkty  odejmuje  się  za  dania 

powodujące zgagę i rozstrój żołądka. 

 - Ty sobie żartujesz, a to jest dla mnie ważne. 
 -  W  restauracji  zajmie  się  tym  kelner  albo  specjalna  osoba  od  win. 

Pierwszy  lepszy  mięśniak  może  sobie  walczyć  z  tą  butelką.  To  nie  jest 
potknięcie. 

 - To nie jest też zwycięstwo. 
 -  Uśmiechnij  się.  Jeśli  następna  potrawa  smakuje  tak,  jak  pachnie,  to  już 

mnie masz. 

 - Skoro tak twierdzisz. 
Bardzo chciała mu wierzyć.  Wzięła butelkę od Alexa i nalała trochę wina 

do kieliszka, stojącego na stole. 

Zanim zdążył się ponownie odezwać, zadzwonił minutnik. 
 - Danie główne jest gotowe. Jeśli usiądziesz, będę mogła podawać. 
 - Jasne. 
Fran  wyjęła  jedzenie  z  piekarnika.  Ułożyła  dania  na  dwóch  osobnych 

talerzach,  które  wzięła  z  podgrzewanej  tacy.  Zanim  zaniosła  je  gościowi, 
włożyła kuchenne rękawice. Postawiła dania przed Alexem. 

 - To jest pieczeń cielęca - powiedziała, wskazując pierwszy talerz. - A to 

pierś kurczęcia z nadzieniem grzybowym i warzywami. Życzę smacznego. 

background image

Niecierpliwie  obserwowała,  jak  Alex  próbuje  kolejno  potraw.  Upił  łyk 

wina i jadł dalej. Gdy skończył cielęcinę, znów posmakował kurczaka i pokiwał 
głową.  Powoli  nabrał  na  widelec  odrobinę  nadzienia  i  uniósł  do  ust.  Fran  nie 
mogła  nic  wyczytać  z  jego  twarzy.  Ciekawość  to  pierwszy  stopień  do  piekła. 
Jednak, gdy cisza przedłużała się, dziewczyna nie wytrzymała. 

 - No i? - spytała, udając obojętność. - Co myślisz? Jak ci smakowało? 
 - Czekasz na komplementy? 
 - Nie. Zależy mi na uczciwej opinii. Proszę o obiektywną i szczerą krytykę 

mojej pracy. 

 -  Muszę  się  upewnić  -  powiedział  i  zjadł  parę  następnych  kęsów.  -  Jeśli 

mam  być  szczery,  to  muszę  przeprowadzić  jeszcze  jedną  próbę  -  powiedział  i 
włożył porcję warzyw do ust. 

 - I co? - pytała niecierpliwie. 
 - Jeszcze chwileczkę - poprosił i odkroił kolejny kęs piersi kurczęcia. 
 - Zebrałeś już wszystkie dane? 
 - Jeszcze nie. 
Gdy na talerzu zostało już tylko kilka kęsów, Alex odłożył sztućce i sięgnął 

po wino. 

 - Chcesz wiedzieć, co o tym myślę? 
 - Nie dręcz mnie. 
 -  Uważasz,  że  byłbym  do  tego  zdolny?  -  spytał,  a  jego  oczy  rozbłysły 

wesołością. 

 - Nie mogę w to uwierzyć. Ale niestety tak jest No i co sądzisz? 
 - Uważam, że było w porządku. 
 - W porządku? - spytała przerażona - Było wstrętne, prawda? 
 - Powiedziałem, że było w porządku - powtórzył i popatrzył jej w oczy. - 

Chcesz, żebym rozwinął tę myśl? 

 -  Rozwiń,  opisz,  komplementuj  do  przesady.  Użyj  wielu  przymiotników. 

Im więcej, tym lepiej. Ale tylko, jeśli ci smakowało. 

 -  To  był,  bez  wątpienia,  jeden  z  najlepszych  posiłków,  jakie  jadłem  w 

ż

yciu  -  uśmiechnął  się.  -  Wszystko  mi  smakowało,  nawet  warzywa. 

Podejrzewam spisek. Rosie ci powiedziała, prawda? 

 -  Powiedziała  tylko,  że  nigdy  w  życiu  nie  weźmiesz  do  ust  brukselki  - 

przyznała ze śmiechem Fran. 

 - Cóż, gust się zmienia. 
 -  Przyrządziłam  brukselki  z  miodową  musztardą  i  specjalnym  sosem. 

Gotowałam  je  tak,  żeby  nie  straciły  koloru  -  wiedziała,  że  gada  od  rzeczy,  ale 
musiała  rozładować  napięcie.  -  Analiza  żywności:  sześćdziesiąt  osiem  kalorii, 
trzy gramy tłuszczu, dziesięć gramów węglowodanów, dwa gramy protein, brak 
cholesterolu, siedemdziesiąt pięć miligramów sodu, trzydzieści procent kalorii z 
tłuszczu. 

 - Węglowodany? Kto by przypuszczał, że brukselka ma coś takiego? 
 - Ja. 

background image

 - A kto mógł wiedzieć, że to tak dobrze smakuje? 
 - Ja. 
 - Chyba muszę przeprosić moją siostrę. 
 - A co jej zrobiłeś? 
 - Śmiałem się z niej. Powiedziała, że Frannie Carlino... 
 - Nazywa mnie Frannie? - oburzyła się dziewczyna. 
 - Tak. 
 - Wie, że tego nie cierpię. Chyba utnę sobie z nią krótką pogawędkę. 
 -  Najpierw  mnie  to  czeka.  Na  dłoni  wyrośnie  mi  kaktus  i  usłyszę  tysiąc 

razy: a nie mówiłam. 

 - Dlaczego? 
 -  Rosie  powiedziała,  że  ma  dla  mnie  idealną  kandydatkę.  Mówiła,  że 

potrafisz  sprawić,  że  brukselka  będzie  smakować  wspaniale.  Byłbym  głupcem, 
rezygnując z ciebie. Pozwól, że złożę ci propozycję... 

 -  Chwileczkę  -  zamachała  rękoma  w  proteście.  -  Jeszcze  nie  próbowałeś 

deseru. 

 -  Fran  -  wymruczał.  -  Nie  przełknę  już  nawet  kęsa.  Przekonałaś  mnie. 

Jesteś świetna. Znasz się na swojej pracy. Omówmy teraz... 

 - Tiramisu - powiedziała, unosząc jedną brew. 
 - To nieuczciwe - jęknął. 
 - W miłości i na wojnie, wszystko jest dozwolone - oznajmiła, wzruszając 

ramionami.  -  Podziękuj  Rosie.  To  ona  zdradziła  mi,  że  masz  słabość  do  tego 
deseru. 

 - Kolejna pokusa - westchnął głęboko. 
O tak. Kusiły ją szerokie ramiona i falujące włosy. Gdyby to była randka, 

usiedliby  teraz  na  kanapie  przed  telewizorem.  Potem  zaczęliby  się  całować  i 
straciliby głowy.  A  w tak małym  mieszkanku jak jej, do sypialni jest tylko pół 
kroku. Fran nie wiedziała, czy potrafiłaby się oprzeć. 

Wprawdzie  nie  miała  powodu,  by  przewidywać  taki  rozwój  wydarzeń.  Z 

zachowania  Alexa  nie  mogła  wywnioskować,  czy  mu  się  podoba.  On  podobał 
jej  się  bardzo,  Tu  zawahała  się.  Niech  diabli  wezmą  tego  głupca,  który  ją 
wykorzystał i zawiódł jej zaufanie. Teraz nie potrafiła się pozbyć ostrożności. 

Fran  była  już  pewna,  że  Alex  zaproponuje  jej  pracę.  Była  tak  blisko.  Nie 

mogła  jednak  pozbyć  się  obiekcji  dotyczących  ścisłej  współpracy.  Miała 
nadzieję,  że  jej  zauroczenie  jest  chwilowe.  Pragnęła  tej  pracy,  lecz  bała  się 
zaangażowania. Nie wiedziała, jak powinna mu o tym powiedzieć. 

 -  Żaden  posiłek  nie  jest  kompletny  bez  deseru.  Potem  możemy  omówić 

interesy. 

 - Pod jednym warunkiem. 
Ach,  jak  nie  znosiła  warunków.  Dlaczego  nie  możemy  tego  zrobić  po 

mojemu, pomyślała. 

 - Jakim? - spytała na głos. 

background image

 -  Pod  warunkiem,  że  weźmiesz  sobie  talerz,  usiądziesz  i  przestaniesz  się 

denerwować. 

 - Ależ ja nie jestem zdenerwowana - powiedziała obronnym tonem. 
 - Jasne. A ja umiem grać na ukulele - roześmiał się Alex. 
 - Mam wrażenie, że mi nie wierzysz. 
 - Nie krytykowałem cię, Fran. Po prostu stwierdziłem fakt Dziwiłbym się, 

gdybyś się nie denerwowała. W końcu to rozmowa dotycząca pracy. 

 - Tak, ale... 
 -  Odłożymy  tę  rozmowę  na  później.  Nałożysz  sobie  zaraz  jedzenie,  a  ja 

zjem deser. O twoich obiekcjach porozmawiamy w trakcie posiłku. 

 - To nie podlega dyskusji? - zapytała. Pokręcił przecząco głową. 
 -  To  niepodobne  do  mnie,  żeby  rezygnować  z  jedzenia  -  przyznała.  - 

Sekundę w ustach, wieki w biodrach. Uważam, że w każdej kuchni powinna stać 
waga. 

 - Z twoją sylwetką jest wszystko w porządku - skomentował. 
 - Dziękuję. 
Chociaż te słowa z trudem można było uznać za komplement, Fran zrobiło 

się przyjemnie. Gdy nakładała sobie maleńkie porcje kolejnych dań, rozmyślała 
nad jego słowami. Czy naprawdę zauważył jej sylwetkę? Spodobało mu się to, 
co zobaczył? Była w jego typie? Zwalczyła ciekawość i podała Alexowi deser. 
Usiadła. Nagle okazało się, że stół nie jest tak duży, jak myślała. 

Już po pierwszym kęsie wiedziała, że umiera z głodu. Cały dzień nie mogła 

nic  przełknąć.  Teraz  odkryła,  że  wszystkie  przygotowane  przez  nią  potrawy  są 
naprawdę świetne. 

 - A teraz, powiedz mi, co cię martwi - odezwał się Alex. Fran nie udawała, 

ż

e  nie  wie,  o  co  chodzi.  Nie  była  sobą  przez  cały  wieczór  i  czuła,  że  jest  mu 

winna sensowne wyjaśnienie. 

 - Zanim odpowiem na twoje pytanie, muszę się czegoś dowiedzieć. Ty już 

zadałeś mi osobiste pytanie. Teraz moja kolej. 

 - Zadałem? Kiedy? Jakie? 
 -  Wczoraj,  przy  obiedzie.  Chciałeś,  żebym  wyjaśniła  ci,  czemu  nie  mogę 

liczyć na pomoc rodziny. Wyjaśniłam ci, że mogę, tylko nie chcę, bo wybrałam 
swoją drogę. 

 - Pamiętam - powiedział i napoczął swój deser. - Da się zjeść. 
 -  Takie  pochwały  mogą  zawrócić  mi  w  głowie  -  powiedziała  i  odstawiła 

talerz. - Chcę cię o coś spytać. 

 - Proszę. 
 - Dlaczego nie szukasz partnerki? 
Alex odłożył widelczyk. Jego beztroski nastrój rozwiał się w mgnieniu oka. 
 -  Nie  przekonam  cię,  wychwalając  zalety  stanu  kawalerskiego?  -  spytał  i 

westchnął,  gdy  zobaczył,  że  pokręciła  przecząco  głową.  -  No  dobrze.  Powiem 
prawdę.  Kiedyś,  jeszcze  za  czasów  szkolnych,  zakochałem  się  w  pewnej 
dziewczynie. 

background image

 -  No  i  co?  Nie  uwierzę,  że  jakakolwiek  dziewczyna  przy  zdrowych 

zmysłach mogła cię rzucić. 

 - Nie rzuciła. Miała na imię Beth i umarła. 
 -  Och,  Alex  -  westchnęła  współczująco  Fran,  żałując  swego  wścibstwa.  - 

Tak mi przykro. 

 -  To  bardzo  proste  -  mówił  dalej,  jakby  wcale  nie  usłyszał  jej  stów.  - 

Każdy  ma  swoją  wielką  miłość.  Ja  też  miałem.  Teraz  już  przywykłem  do 
samotnego życia. Nie  mam zresztą po co szukać partnerki. Taka miłość zdarza 
się tylko raz w życiu. 

 - Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś. 
Fran  zrobiło  się  żal  Alexa.  Podejrzewała,  że  jego  historia  miała  smutne 

zakończenie. Teraz już rozumiała, czemu nie szuka partnerki. Zresztą sama nie 
szukała  mężczyzny.  Poczuła  jednak  rozczarowanie.  Szybko  odepchnęła  od 
siebie  to  dziwne  uczucie.  Źle  się  dzieje,  gdy  stosunki  między 
współpracownikami  przechodzą  na  płaszczyznę  osobistą.  Teraz  mogła  mieć 
pewność, że w tej kwestii nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo. 

 - Chyba już pora omówić szczegóły - powiedziała z ożywieniem. - Kiedy 

podpiszemy umowę? Kiedy zaczynam? 

 -  Proponuję  trzymiesięczny  kontrakt  dla  rodzinnej  firmy  Marchettich.  Po 

upływie  tego  czasu,  jeżeli  którakolwiek  ze  stron  będzie  niezadowolona, 
rozwiążemy kontrakt. Jeśli nie, będziemy renegocjować. Oczywiście, o ile praca 
nie zostanie jeszcze ukończona. Czy to ci odpowiada? 

 - Oczywiście. 

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 
 - Naprawdę? - spytał Alex i spojrzał na Fran. 
Poczuł  się,  jakby  wyskoczył  z  samolotu  bez  spadochronu.  Niemal  życzył 

sobie, żeby ich umowa nie doszła do skutku, a całe spotkanie okazało się totalną 
klapą.  Wprawdzie  jego  grafik  zostałby  poważnie  zaburzony,  ale  znalazłby 
konsultanta,  który  nie  zmuszałby  go  do  myślenia  o  gorących  pocałunkach. 
Musiał  jednak  uczciwie  przyznać,  że  Fran  gotuje  najlepiej  ze  wszystkich 
znanych mu osób. 

 -  Witaj  w  firmie  Marchettich.  Zawiadomię  prawnika,  żeby  przygotował 

kontrakt  Prawdopodobnie  zadzwoni  do  ciebie  jutro  w  sprawie  podpisu  - 
oznajmił i wyciągnął rękę. - To tyle, jeśli chodzi o część oficjalną. Jesteś nowym 
szefem  kuchni  w  firmie  Marchettich,  odpowiedzialnym  za  linię  produktów 
mrożonych.  Czekają  cię  przynajmniej  trzy  miesiące  pracy  i  rodzinna  ocena. 
Uściśnijmy sobie ręce, żeby przypieczętować naszą ustną umowę. 

Gdy  tylko  wypowiedział  te  słowa,  jego  wzrok  znów  zabłądził w  kierunku 

ust  dziewczyny.  Alex  rozmarzył  się,  jak  by  to  było,  gdyby  teraz  ją  pocałował. 
Czuł,  że  spada  coraz  szybciej.  Zachował  na  tyle  przytomności  umysłu,  by 
zauważyć, że coś, co powiedział, nie spodobało się Fran. 

 - O co chodzi? - spytał zdziwiony, opuszczając dłoń. 
 - Do tej pory nie mówiłeś nic o rodzinnej ocenie. 
 - To przecież rodzinna firma. Cenię sobie opinię moich braci. Im większą 

krytykę przetrwamy, tym lepiej. Ale to normalne, że się denerwujesz. 

 - Kto powiedział, że się denerwuję? 
 - Niech będzie, że masz wątpliwości. 
 -  Nie  mam  żadnych wątpliwości  -  powiedziała obronnym  tonem.  -  Tylko 

do  tej  pory  nawet  słowem  nie  wspomniałeś,  że  przepisy,  za  które  będę 
odpowiedzialna, zostaną poddane rodzinnemu głosowaniu i ocenie. 

 - Nie na darmo mówią o nas: wścibscy Marchetti. Ale ktoś, kto gotuje jak 

ty,  nie  ma  się  czego obawiać -  powiedział  i  zauważył,  że  Fran się  odprężyła.  - 
Zatem, umowa stoi? - spytał, wyciągając ponownie dłoń. 

 - Stoi - zgodziła się po chwili i podała mu rękę. 
Alex odetchnął  z ulgą.  Niebezpieczeństwo  zostało zażegnane, a  wszystkie 

wątpliwości  wyjaśnione.  Zastanawiało  go  jedynie,  dlaczego  wiadomość,  że  nie 
umawia  się  na  randki,  była  taka  ważna  dla  Fran.  Podejrzewał,  że  jej  zgoda  na 
pracę miała z tym ścisły związek. W końcu ciekawość wzięła górę. 

 - Powiedz mi, czy gdybym oznajmił, że jestem wolny, chętny i do wzięcia, 

przyjęłabyś tę pracę? 

Przez kilka chwil Fran zamyśliła się nad jego słowami. 
 - Moja odpowiedź byłaby taka sama - powiedziała w końcu. 
 - Ale...? 
 - Skąd wiedziałeś, że jest jakieś ale? Nieważne, i tak miałeś rację - mówiła 

z uśmiechem. - Potrzebowałam tej pracy. To żaden sekret. I dziękuję ci za nią. 
Ale, gdyby było, jak mówisz, żyłabym w stresie. 

background image

 - Dlaczego? 
 -  Wciąż  czekałabym,  że  w  końcu  mnie  zaczepisz  -  powiedziała  i  od  razu 

zawstydziła  się  swoich  słów.  -  Nie,  żebyś  miał  to  zrobić  -  dodała,  czerwieniąc 
się.  -  Zachowywałeś  się  bardzo  profesjonalnie,  a  ja  nie  oczekiwałam  niczego 
więcej.  Ale  wciąż  istniałaby  taka  możliwość  i  czułabym  się  niepewnie, 
spodziewając się typowego tekstu podrywacza - plątała się w wyjaśnieniach. 

 - Na przykład pytania o twój znak zodiaku? 
 - To stara zagrywka. Naprawdę wyszedłeś z wprawy. 
 - Więc mnie oświeć. Jaki tekst jest teraz w modzie? 
 -  Nie  mogę  ci  powiedzieć  -  oznajmiła  po  krótkim  namyśle.  -  Sama  nie 

byłam na randce od stu lat - przyznała i zmarszczyła czoło, gdy napłynęła fala 
niemiłych wspomnień. 

Z  wyrazu  jej  twarzy  Alex  odgadł,  że  dziewczyna  musi  myśleć  o  czymś 

bolesnym.  Zdumiało  go  to.  Mężczyźni  powinni  ustawiać  się  w  długiej  kolejce 
do  Fran  Carlino.  Sądził,  że  mimo  zapewnień,  nie  przyjęłaby  pracy,  gdyby 
powiedział,  że  szuka  partnerki.  Instynkt  podpowiadał  mu,  że  chodziło  o  coś 
więcej  niż  niepowtarzanie  błędu  matki.  Co  musiało  się  wydarzyć,  że  taka 
dziewczyna boi się mężczyzn? 

Nie  powinno  go  to  obchodzić.  Ich  znajomość  miała  teraz  zawodowy 

charakter.  Nie  powinien  jej  wypytywać  o  życie  prywatne.  Zresztą,  im  mniej 
wiedział,  tym  lepiej  dla  niego.  Poczuł,  że  jego  „spadochron"  właśnie  się 
otworzył.  Ani  Alex,  ani  Fran  nie  szukali  partnerów.  To  zupełnie  bezpieczna 
znajomość. 

 - Bardzo się cieszę, że przyjęłaś moją propozycję - powiedział szczerze. - 

Naprawdę  pasujesz  do  tej  pracy.  Nie  mogę  się  doczekać,  co  przyrządzisz  w 
naszej kuchni. 

 -  Ja  też.  Wznieśmy  toast  za  szczęśliwą  współpracę  -  zaproponowała, 

unosząc kieliszek. 

Upiła  łyk  wina.  Przeciągnęła  ręką  po  włosach  i  włożyła  jeden  niesforny 

brązowy  kosmyk  za  ucho.  Do  pomieszczenia  wpadł  promień  zachodzącego 
słońca i  zalśnił  w  kropelce  wina, która  perliła  się na  wardze dziewczyny.  Alex 
poczuł  przemożną  chęć  scałowania  jej  z  ust  Fran.  Chciał  przekonać  się,  czy 
wargi dziewczyny są tak miękkie i podniecające, jak przypuszczał. 

 -  Nie  wiedziałam,  że  byłeś  żonaty  -  usłyszał  i  gwałtownie  wrócił  na 

ziemię. 

 - Nie byłem. 
 - Ale myślałam... Przecież mówiłeś... 
 - Powiedziałem, że się zakochałem. Beth i ja nie zdążyliśmy się pobrać. 
Wciągnął głęboko powietrze, żeby zmniejszyć nieco ból i poczucie winy, z 

którymi musiał żyć już tak długo. 

 - Dlaczego? - spytała współczująco. 
 - Takie pytanie w ustach kobiety, która uważa, że małżeństwo przypomina 

niewolę? 

background image

 - Ale ja nie jestem typem domatorki - usprawiedliwiała się. 
 - Nie będę się o to z tobą spierał. 
 - Czy to był ukryty komplement, czy raczej powinnam się obrazić? 
 -  Po  prostu  zgodziłem  się  z  pewnym  faktem  -  odparł,  składając  starannie 

serwetkę. 

 - Więc dlaczego nie przypieczętowaliście swego związku? 
 -  Chciałem  najpierw  zapuścić  korzenie  w  firmie,  osiągnąć  jakąś  pozycję. 

Kto zwleka, traci - dodał miękko. 

 - Więc teraz żałujesz? 
 - Beth najbardziej na świecie chciała założyć rodzinę, stworzyć dom i mieć 

dzieci. Mogłem dać jej to wszystko, ale uznałem, że są ważniejsze rzeczy. 

 - A może nie byłeś pewien, czy to prawdziwa miłość? 
 - Byłem absolutnie pewien. Niestety patrzyłem zbyt daleko w przyszłość - 

przyznał  i  poprawił  okulary.  -  Myślałem,  że  postępuję  szlachetnie.  Po  ślubie 
chciałem  cały  wolny  czas  poświęcić  żonie  i  domowi,  a  nie  pracy  zawodowej. 
Tymczasem praca, to jedyne, co mi pozostało. 

 - Sądzę, że miałeś rację, co do niszy na rynku. Nawet trzeci syn mógł coś 

znaczyć, jeśli znalazł sobie miejsce w życiu. 

 - A co to miało oznaczać? 
 -  Nic  Po  prostu  rozumiem,  że  chciałeś  poświęcić  całą  energię pracy,  tym 

bardziej  że  dopiero  cię  przyjęto.  Zresztą  ja  chcę  postąpić  tak  samo,  jeśli  jesteś 
ciekaw. Ty jednak od dzieciństwa byłeś przeznaczony do tej pracy. Wiedziałeś, 
ż

e  masz  taką  możliwość,  nie  musiałeś  się  niczego  obawiać.  Mogłeś  poślubić 

Beth. 

 - Powtarzałem to sobie tysiące razy - powiedział gorzko. - Mógłbym mieć 

teraz dziecko. Jakąś jej cząstkę, która by ze mną pozostała. 

 - Przepraszam. Znów plotę bez zastanowienia. Powinnam zamknąć buzię. 
Alex  znał  całkiem  przyjemny  sposób  na  zamknięcie  ust  Fran.  Gdy  tylko 

pomyślał o pocałunku, poczuł się nielojalny w stosunku do pamięci o Beth. 

 - Zapomnijmy o tym - powiedział w korku. 
 - Spróbuję, ale mam jeszcze jedno pytanie. 
Alex był pewien, że Fran zada je niezależnie od jego zgody. 
 - No dobrze. Ale tylko jedno. 
 - Dlaczego sądzisz, że miałeś tylko jedną szansę na miłość? 
 - To u nas dziedziczne. 
 -  Marchetti  mają  jakiś  specjalny  gen  odpowiedzialny  za  znalezienie 

odpowiedniego partnera? 

 - Owszem. Rosie zakochała się w swoim mężu, gdy jeszcze byli dziećmi. 

Steve  został  porzucony  przez  swoją  matkę  i  jego  wychowaniem  zajęła  się 
babcia.  Nick  wziął  go  pod  swoje  skrzydła  i  odtąd  chłopak  zżył  się  z  naszą 
rodziną.  Rosie  wierzyła  w  niego  nawet  wtedy,  gdy  jemu  brakowało  wiary  we 
własne  siły.  Za  to,  że  jesteśmy  zaprzysiężonymi  kawalerami,  możesz  winić 
mojego ojca - dodał. 

background image

 - Nie sądzę, żeby „winić" było odpowiednim słowem. Ale dlaczego akurat 

twojego ojca? 

 - Są z moją matką razem już trzydzieści pięć lat. 
 - To dość niespotykane w naszych czasach - zauważyła. 
 -  Kiedyś,  gdy  byliśmy  mali,  mieli  jakieś  kłopoty.  Nawet  rozstali  się  na 

trochę. Ale Tom i Flo Marchetti kochają się na dobre i złe. 

 -  A  co  z  twoją  rodziną?  Abby  wygląda  na  szczęśliwą  z  twoim  bratem, 

Nickiem. 

 -  Dał  jej  pracę  w  restauracji,  gdy  mając  osiemnaście  lat  straciła  oboje 

rodziców w wypadku samochodowym. 

 - To okropne! Mam na myśli wypadek, a nie postępek Nicka. 
 -  Zabrało  im  to  wiele  czasu,  ale  mój  brat  wiedział,  że  nie  ma  dla  niego 

innej, oprócz Abby. Przez pewien czas był nawet żonaty, ale to była specyficzna 
sytuacja.  Gdy  otworzył  w  Phoenix  restaurację,  poznał  ciężarną  kelnerkę,  którą 
rzucił chłopak. Nick myślał, że ją kocha i że chce założyć rodzinę. 

 - I co się stało? 
 - Jej chłopak wrócił i małżeństwo zostało anulowane. To dlatego obawiał 

się kolejnego związku. 

 - A co z Joe? To chyba on żeni się w walentynki? 
 - Niezła jesteś - przyznał z uśmiechem Alex. 
 - Nie zapominaj, że sama mam czterech braci. 
 -  Joe  spotkał  swą  miłość  w  szpitalu,  w  którym  rodziła  Rosie.  Siostra  Liz 

zwróciła  na  siebie  jego  uwagę,  gdy  wyrzuciła  go  za  ucho  z  pokoju  pacjentki. 
Prześlizgnął się tam po godzinach odwiedzin. Do tamtej chwili zarzekał się, że 
zostanie  kawalerem.  Odkąd  ją  zobaczył,  to  były  już  tylko  puste  słowa.  Teraz 
zostaliśmy ja i Luke. 

 - Powiedz mi, jak taki zaprzysiężony kawaler jak ty, spędza swój czas? 
 -  Pracuję.  To  ocaliło  mnie  po  śmierci  Beth  -  powiedział  i  westchnął, 

czekając  na  falę  znajomego  bólu.  Zdziwił  się,  gdy  nie  nadeszła.  -  Rodzinna 
firma  powstrzymała  mnie  od  dania  jej  rodziny,  jakiej  pragnęła,  ale  też  była 
moim ratunkiem, gdy Beth zabrakło. 

Wtedy dobrowolnie pogrzebał się pod stosami papierów, rzucił w wir zajęć 

i  jakoś  znosił  ból  dzień  po  dniu.  Dni  zamieniały  się  w  tygodnie,  tygodnie  w 
miesiące, a Alex powoli dochodził do siebie. Był zadowolony ze swojego życia. 
Teraz, kiedy opowiedział Fran o partnerach swojego rodzeństwa i ich szczęściu, 
nagle poczuł się bardzo samotny. Posmutniał. 

 -  Przepraszam.  Znów  nie  pomyślałam,  co  mówię.  Powinieneś  mi  kazać 

pilnować własnych spraw. 

 - Już nie czuję bólu - powiedział zaskoczony. 
 -  Więc  przebolałeś  stratę.  Rzeczywiście  wierzysz,  że  swą  wielką  miłość 

masz już za, sobą? 

 - Naprawdę. 
 - To dlaczego wciąż pracujesz tak ciężko? 

background image

 - Sama mi to powiedziałaś. Syndrom drugiego syna. 
 - Tylko się z tobą przekomarzałam. 
 -  Możliwe,  ale  dzięki  temu  zdałem  sobie  z  czegoś  sprawę  -  powiedział, 

bawiąc się widelcem. 

 - O kurczę! Może powinnam się zająć poradnictwem rodzinnym? 
 -  Nie  ma  mowy.  Dla  kogoś  z  twoim  talentem  kulinarnym  to  byłaby 

zbrodnia. 

 - Dziękuję. Ale nie myśl sobie, że komplementy odwrócą moją uwagę. Z 

czego sobie zdałeś sprawę? 

 -  Że  mężczyźnie  potrzebny  jest  cel.  Dzięki  moim  braciom  wszystkie 

sprawy  idą  świetnie.  Nikt  z  nas  nie  musi  się  martwić  o  dzień  jutrzejszy. 
Chciałbym  odcisnąć  swoje  piętno  na  firmie.  Pracuję,  żeby  czuć  satysfakcję  z 
dobrze  wykonanej  pracy.  Pragnę,  żeby  linia  mrożonych  dań  stała  się 
niekwestionowanym sukcesem. 

 -  Mrożonki  raczej  nie  ogrzeją  twojego  łóżka  w  nocy  -  powiedziała  i 

zaśmiała się z tego żartu. 

 -  Bo  nie  o  to  chodzi.  Myślałem,  że  mieliśmy  darować  sobie  amatorską 

psychoanalizę. 

 - Przepraszam, zapomniałam. 
 -  Zaczynam  myśleć,  że  masz  zwyczaj  zapominania  o  niewygodnych 

rzeczach. Chyba już na mnie pora - powiedział i wstał. 

 -  Więc  kiedy  mam  zacząć? -  spytała, również  wstając.  Ruszyła  za nim  w 

stronę drzwi. 

 - A kiedy byś mogła? 
 -  Choćby  zaraz.  Wywiązałam  się  z  kontraktu.  Mogę  powiedzieć,  że 

odchodzę za dwa tygodnie. 

 - Więc zaczniesz za dwa tygodnie? Czyli w połowie grudnia. Nie masz nic 

przeciwko zaczynaniu pracy przed Gwiazdką? Bo jeśli chcesz, możemy zacząć z 
początkiem roku. 

 -  Im  szybciej  zabierzemy  się  do  pracy,  tym  lepiej.  Zamierzam  pomóc  ci 

zwalczyć  syndrom  drugiego  syna.  Razem  pokażemy  reszcie  Marchettich,  że 
mogą być z ciebie dumni - zapewniła go i otworzyła drzwi. 

Przez kilka chwil patrzyli na siebie w milczeniu. Alex zdał sobie sprawę, że 

wcale  nie  ma  ochoty  wychodzić.  Częściowo  dlatego,  że  dobrze  czuł  się  w  jej 
towarzystwie, a częściowo dlatego, że nie wiedział, jak się pożegnać. 

Och, znał właściwe słowa. Do zobaczenia. Dwa wyrazy. Ale czy powinien 

uścisnąć  jej  dłoń?  W  końcu  rozmawiali  o  interesach.  To  byłoby  jednak  takie 
chłodne,  bezosobowe.  Zupełnie  nie  pasowało  do  Fran.  Może  pocałować  ją  w 
policzek?  Już  lepiej,  ale  to  jeszcze  nie  to.  W  usta?  Bingo.  Choć  to  raczej 
niewłaściwe  i  nieprofesjonalne.  Niestety,  właśnie  na  to  miał  ochotę.  Tak,  to 
zdecydowanie  była  najdziwniejsza  rozmowa  służbowa,  jaką  kiedykolwiek 
prowadził. 

Doszedł do wniosku, że najlepiej będzie wcale jej nie dotykać. 

background image

 - Dobranoc, Alex - Fan odezwała się pierwsza. 
 - Dobranoc. Do zobaczenia za dwa tygodnie, Frannie. Wyglądało na to, że 

to będą bardzo długie dwa tygodnie. 

To były najdłuższe dwa tygodnie w życiu Fran. Chociaż i tak nie udało jej 

się  zapomnieć  tonu  głosu  Alexa,  gdy  nazwał  ją  Frannie.  Znienawidzone 
zdrobnienie  zabrzmiało  tak  miękko  i  seksownie.  Nie  mogła  tego  zapomnieć. 
Cały  czas  zastanawiała  się,  czy  na  pewno  postąpiła  słusznie,  przyjmując  tę 
pracę. 

Dziś  był  jej  pierwszy  dzień  w  firmie  Marchettich.  Alex  przedstawił  ją 

swoim  braciom  i  oprowadził  po  wszystkich  biurach  firmy.  Ani  razu  nie  użył 
tego szczególnego tonu głosu, który przyprawiał ją o dreszcze. 

Dopiero  na  koniec  pokazał  jej  olbrzymią  kuchnię  na  pierwszym  piętrze, 

która służyła działowi badań i rozwoju. 

Była  olbrzymia,  większa  od  jej  całego  mieszkania.  Pośrodku 

pomieszczenia stały, jakby wysepka, szafki. Fran odkryła chłodnię o drzwiach z 
nierdzewnej  stali  i  pasującą  do  niej  zamrażalnię.  Obie  były  tak  wielkie,  że 
można  było  do  nich  wejść.  Zajrzała  do  spiżarni  i  pokiwała  z  uznaniem  głową. 
Resztę kuchni zajmowały szafki przykryte blatami tak wytrzymałymi, że można 
było  na  nich  siekać  warzywa  i  tłuc  mięso.  Dostrzegła  też  kilka  piekarników  i 
mikrofalówek. 

 - Jest wspaniała. Wprost oszałamiająca. 
 - Cieszę się, że ci odpowiada. A tam jest pokój do odpoczynku - wskazał 

drzwi. 

 - Bardzo wygodne. 
 -  Staraliśmy  się  pomyśleć  o  wszystkim.  Mamy  nawet  świnki  morskie,  to 

znaczy  naszych  pracowników,  którzy  sami  zgłosili  się  do  próbowania  nowych 
dań. 

Alex uśmiechnął się. Fran poczuła, że kręci jej się w głowie. Pomyślała, że 

powinna się czegoś przytrzymać, żeby nie upaść. Najchętniej oparłaby głowę na 
jego szerokiej klatce piersiowej. Dziewczyna rozmarzyła się. Miała nadzieję, że 
mężczyzna  nie  zauważy  jej  roztargnienia.  Nie  wiedziała,  co  powinna  teraz 
powiedzieć.  Miała  tylko  nadzieję,  że  Alex  pomyśli,  że  to  kuchnia  wywarła  na 
niej takie wrażenie. 

 -  Przejrzyj  szafki  -  zaproponował.  -  Jest  w  nich  mnóstwo  użytecznych 

rzeczy. Jeśli uznasz, że czegoś brakuje, wystarczy mi o tym powiedzieć. 

 - Uwielbiam myszkować - powiedziała i skorzystała z okazji, by odsunąć 

się nieco od Alexa. 

Kilka  następnych  minut  spędziła  na  przeglądaniu  zawartości  szafek.  Były 

tam  tysiące  najróżniejszych  rzeczy.  Kolekcja  noży  różnych  rozmiarów, 
obieraczki,  tarki,  miksery,  a  także  mnóstwo  mechanicznych  nowinek.  W  tej 
kuchni było wszystko, o czym mogła marzyć. 

 -  Jeśli  czegokolwiek  brakuje,  to  nie  mam  pojęcia,  co  by  to  mogło  być  - 

powiedziała, gdy zakończyła przegląd. 

background image

 -  Dobrze.  A  tam,  w  rogu  pokoju,  stoi  komputer  -  uśmiechnął  się, 

wskazując urządzenie. - Możesz do niego wprowadzać swoje przepisy i notatki. 
Jeśli masz ochotę, objaśnię ci pogramy, z których korzystamy. 

 -  Świetnie  -  ucieszyła  się  i  skinęła  głową.  -  Wprowadzam  do  komputera 

wszystkie dane dotyczące pracy: składniki, czas przygotowania, czas gotowania, 
a  także  ocenę.  Również  analizę  żywności,  razem  z  ilością kalorii.  Wszystko  to 
wpisuję  jednak  na  sam  koniec  pracy.  W  trakcie  eksperymentowania korzystam 
raczej z ręcznych notatek. 

 - Rób tak, jak ci wygodniej. 
 - Teraz powinniśmy omówić dania, które chcesz wprowadzić na rynek. 
 - Oczywiście. Przejdźmy do mojego biura. 
 - Podążę za tobą wszędzie, mój nieustraszony przywódco - zażartowała. 
 - Ty chyba nie wiesz, jak okazać szefowi szacunek? - podjął grę Alex. 
 -  Och,  myślałam,  że  właśnie  go  okazałam.  A  może  wolałbyś,  żebym 

zwracała  się  do  ciebie  inaczej?  Może  władco  albo  imperatorze,  a  może  wasza 
wysokość? 

 - Mów mi po prostu Alex - poprosił i westchnął, potrząsając głową. 
 -  Co?  Nie  będzie  nagany?  Jeśli  potrafisz  być  tak  opanowany,  to  chyba  z 

tobą jakoś wytrzymam. 

Weszli do windy. W małym pomieszczeniu wytworzył się intymny nastrój. 

Nikt  nie  zauważyłby,  gdybyśmy  się  pocałowali,  pomyślała  Fran.  Poczuła 
przyspieszone bicie serca, a jej policzki pokrył rumieniec. 

Napłynęły wspomnienia z czasów szkoły gastronomicznej. Colin przytulał 

ją  potajemnie  i  całował  w  miejscach,  gdzie  każdy  mógł  ich  znaleźć.  To  było 
ekscytujące.  Potem  przyszło  największe  upokorzenie,  zdrada  i  ból.  Swoją 
pomyłkę  mogła  tłumaczyć  brakiem  doświadczenia  i  młodym  wiekiem.  Teraz 
jednak  była  starsza  i  dużo  mądrzejsza.  Postąpiłaby  głupio,  ulegając  pociągowi 
do Alexa. Przecież był jej szefem! 

Powiedz  coś,  nakazała  sobie  w  myślach.  Cokolwiek,  byle  tylko  przestać 

myśleć o przystojnym pracodawcy. 

 -  No  dobrze  Alex, powiedz  mi,  jakie  masz  pomysły  na  główne  dania.  Im 

szybciej  dowiem  się,  czego  pragniesz,  tym  prędzej  wybiorę  odpowiednie 
składniki. 

 -  Chcę  dotrzeć  do  różnych  grup  ludzi.  Do  zapracowanej  kobiety  i  do 

kawalera, który pragnie zaimponować dziewczynie zaproszonej na randkę. 

 -  A  co  z  samotną  dziewczyną,  która  szuka  kawalera,  by  zaciągnąć  go  do 

swej  jaskini?  -  spytała,  udając  powagę,  lecz  popsuła  cały  efekt,  śmiejąc  się.  - 
Chyba słyszałeś o równouprawnieniu? 

 -  Tak,  do  niej  też.  Tak  czy  inaczej,  chcę  zdobyć  jak  najwięcej 

konsumentów. 

 - Co wymyśliłeś? 
 - Panie przodem - powiedział i wskazał dłonią drzwi windy, które właśnie 

się otworzyły. 

background image

Odetchnęła z ulgą, gdy opuściła ciasną kabinę. Już zawsze winda będzie jej 

przypominała  tę  chwilę.  Paplała  bez  sensu,  żeby  nie  ulec  pokusie  pocałowania 
Alexa.  Miała  nadzieję,  dla  własnego  dobra,  że  już  nigdy  nie  będzie  zmuszona 
dzielić z nim tak małej przestrzeni. . 

Dotarli  do  biura.  Sekretarka  Alexa  trwała  na  swoim  posterunku. 

Uśmiechnęła się przyjaźnie. 

 - Miło znów panią widzieć, panno Carlino. 
 - Zapamiętała mnie pani? - zdziwiła się Fran. 
 -  Trudno  byłoby  zapomnieć.  Alex  wciąż  mówił  o  pani  -  powiedziała 

starsza kobieta z błyskiem w oku. 

 - Doprawdy? A co dokładnie? 
 -  To  przesada  -  powiedział  Alex,  ale  wyglądał  na  skruszonego.  -  To  jest 

moja sekretarka, Joyce Barnes. 

 -  Miło  mi  panią  poznać  -  powiedziała  Fran  i  uścisnęła  rękę  starszej 

kobiety. 

 -  Mnie  również  - odparła Joyce  i  zwróciła  się do  Alexa. -  Dzwonił  Nick. 

Wiadomość zostawiłam na biurku. 

 -  Dziękuję  ci,  i  proszę,  żebyś  nie  łączyła  żadnych  telefonów.  Musimy 

omówić z Fran pewne sprawy i nie chcemy, by nam przeszkadzano. 

 - Oczywiście, proszę pana. 
Weszli  do  biura.  Alex  zamknął  drzwi.  Usiadł  za  biurkiem,  a  Fran  zajęła 

miejsce naprzeciw niego. 

 -  No  dobrze,  zaczynamy  -  oznajmił  i  wyjął  plik  papierów  z  teczki.  - 

Przeprowadziłem  pewne  badania,  dotyczące  upodobań  konsumentów.  Do  tej 
pory, we wszystkich rankingach, prowadzi pizza. 

 -  Nie  jestem  zaskoczona  - powiedziała  Fran, podziwiając  Alexa,  który  ze 

zmarszczonym czołem powoli przeglądał papiery. - Mów dalej. 

 - Nasza mrożona pizza obejmuje siedem i dwie dziesiąte procenta ogólnej 

sprzedaży.  Od  tysiąc  dziewięćset  osiemdziesiątego  dziewiątego  liczba  ta  stale 
rośnie. 

 - Fascynujące - wymruczała, patrząc na jego usta. - Powiedz coś więcej. 
 - Chcę dzieci. 
 - Słucham? - ożywiła się Fran. 
 - No wiesz, najmłodszych konsumentów - wyjaśnił i spojrzał na nią znad 

notatek.  -  Badania  wykazują,  że  ponad  połowa  dzieci  poniżej  trzynastego  roku 
ż

ycia przyznała, że pizza jest ich ulubionym daniem. Oraz że sześćdziesiąt pięć 

procent  dzieci  przygotowuje  samodzielnie  co  najmniej  jeden  posiłek  w 
tygodniu. 

 - A ty chcesz, żeby to była pizza Marchettich. 
 - Jasne - przytaknął i skupił na niej spojrzenie. - Musi dać się odgrzewać w 

piekarniku i mikrofalówce. 

 - To nie jest problem. Przystosuję przepis do twoich wymagań. Co jeszcze 

masz na liście? 

background image

 -  Spaghetti  z  klopsikami.  To  najczęściej  wybierane  danie  w  restauracji  i 

łatwe do zamrożenia. 

 -  O!  A  kiedy  to  skończyłeś  szkołę  gastronomiczną?  -  spytała  ironicznie 

słodkim głosem. 

 -  Raczej  twardą  szkołę  mojego  ojca.  Moi  bracia  i  ja  pracowaliśmy  na 

wszystkich stanowiskach w restauracji, włączając w to gotowanie. 

 -  Rozumiem.  Masz  rację.  Przygotowanie  tego,  to  bułka  z  masłem.  Mów 

dalej. 

 - Lasagne. 
 - W porządku. 
 -  Chciałbym  też,  żebyś  poprawiła  ten  przepis  -  powiedział  i  wręczył  jej 

kartkę. 

Wzięła od niego dokument i zaczęła czytać. Poczuła, jak żołądek ściska się 

jej ze zdenerwowania. 

 -  No, to  mamy  problem  -  oznajmiła  i spojrzała  mu  w  oczy,  by  jednak po 

chwili umknąć spłoszonym spojrzeniem w bok. 

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY 
 -  W  moim  słowniku  nie  ma  wyrazu  „problem"  -  powiedział  Alex 

półżartem. 

Aż do tej chwili bawił się jak nigdy w życiu. Oprowadzanie Fran po kuchni 

działu  badań  i  rozwoju  sprawiło  mu  niespodziewanie  dużą  przyjemność. 
Zachowywał  się  zupełnie  tak,  jakby  chciał  jej  zaimponować.  Życie  było 
cudowne, dopóki nie usłyszał, że jest jakiś problem. 

 - No dobrze. Mów - westchnął z rezygnacją i oparł łokcie na biurku. 
 - Ten przepis wymaga świeżej ricotty. 
 - Owszem. 
Fran poczuła się nieswojo. Pokręciła z niechęcią głową. 
 - To się źle mrozi. 
 - Chcesz powiedzieć, że wystarczająco nie stwardnieje? 
 - Nie - westchnęła. - Mam na myśli chwilę po rozmrożeniu. Dziewięć razy 

na  dziesięć  ser  jest  zbyt  wodnisty  i  zbija  się  w  grudki.  Nie  nadaje  się  do 
przepisów wymagających mrożenia. 

 - Przepis na lasagne, który zatwierdziłaś, też zawiera ricottę. 
 -  Owszem,  ale  jest  tam  jeszcze  sos  i  ser  mozzarella.  To  ukrywa 

nieprzyjemną konsystencję ricotty. W muszlach będzie na widoku. Uważam, że 
powinieneś wybrać inne danie. 

 -  To  jest  popisowe  danie  Marchettich  -  oznajmił  Alex  i  pomyślał,  że 

również jego ulubione. 

 -  Z  pewnością  możesz  znaleźć  coś  innego.  Przecież  chciałeś,  żeby  twoja 

kampania odniosła sukces? 

 -  Jasne,  dlatego  wybrałem  tę  potrawę.  Jest  jednym  z  najczęściej 

zamawianych dań w naszych restauracjach. 

 -  Nie  sądzę,  żebym  umiała  coś  z  nim  zrobić  -  powiedziała,  przeglądając 

ponownie przepis. 

 - To twoja praca - przypomniał jej niepotrzebnie. 
 - A co, jeśli nie dam rady? - spytała zaczepnie. 
 - Wierzę w twoje umiejętności. 
 -  Jestem  dobra,  ale  zwróć  uwagę,  że  każdego  kuchmistrza  ograniczają 

składniki potraw. Mogę spróbować, jeśli nalegasz, ale uważam, że to przegrana 
sprawa.  Jeśli  nie  bierzesz  pod  uwagę  porażki,  może  lepiej  od  razu  rozwiązać 
umowę.  Wiem,  ile  dla  ciebie  znaczy  ten  projekt,  dlatego  nie  chcę  marnować 
twojego czasu. 

Przemowa Fran oznaczała, że Alex już jej więcej nie zobaczy.  Co gorsza, 

nie skorzysta też z jej talentu i pomysłowości. To zdecydowanie złe rozwiązanie 
- Uznał więc, że tak wygląda reakcja obronna dziewczyny. Tylko na co? Nie ma 
mowy,  żeby  pozwolić  jej  odejść.  To  by  mi  tylko  zaszkodziło.  A  raczej 
projektowi, na którym tak mi zależy, poprawił się zaraz. 

Zacisnął zęby i potrząsnął przecząco głową. 
 - Jeśli się mylę, sam poniosę konsekwencje. 

background image

Alex  usłyszał,  że  Fran  wymruczała  coś  niepochlebnego  pod  nosem. 

Postanowił udać, że tego nie usłyszał. 

 - Dobrze, spróbuję. A jeśli to ja się mylę, sama złożę rezygnację. 
Miesiąc później Fran wciąż myślała o tamtej rozmowie. Alex nie odmówił 

przyjęcia  jej  rezygnacji.  Ze  złością  przyjrzała  się  wodnistej,  nieapetycznej 
papce,  która  wciąż  wychodziła  z  jego  przepisu.  Próbowała  wszystkiego,  by 
poprawić  wygląd  dania.  Bez  skutku.  Jeśli  ona  sama  patrzyła  z  odrazą  na 
potrawę, to co powie rodzina Alexa? Bracia Fran robili się bardzo surowi, gdy 
oceniali  jedzenie.  Zastanawiała  się  więc,  jak  przyjmie  tę  mrożonkę  klan 
Marchettich. 

Ze złością wrzuciła drewnianą łyżkę do zlewu. Sos marinara rozprysł się po 

blatach. 

 - Jeszcze dwa miesiące do końca tego niewypału - oceniła swój kontrakt. - 

To  oznacza  koniec  marzeń  o  własnej  restauracji.  Wyręczę  go  i  sama  się 
zastrzelę. Ten facet jest taki sam, jak wszyscy - żaliła się na głos. 

 - Który facet jest taki, jak wszyscy? - spytał kobiecy głos zza pleców Fran. 
 - Przestraszyłaś mnie - zawołała dziewczyna do uśmiechniętej Rosie. - Nie 

słyszałam, kiedy weszłaś. 

 - Byłaś zbyt zajęta rozmową z samą sobą. 
 - Żałuję, że to widziałaś - powiedziała Fran i szybko starła sos z blatów. 
 - Przyznaj się, kogo miałaś ochotę trafić tą łyżką? 
 - Nie jestem pewna, czy to rozsądnie dzielić się taką informacją - ostrożnie 

wyznała dziewczyna. 

Rosie pokiwała głową ze zrozumieniem. 
 - Co zrobił Alex? 
 - Dlaczego uważasz, że to Alex coś zrobił? - Fran odpowiedziała pytaniem 

na pytanie i zajrzała w oczy przyjaciółki. 

 - Sądzę, że chodzi o któregoś z  moich braci. Rzadko widujesz Joego, nie 

podlegasz  bezpośrednio  Nickowi,  a  Luke  rzadko  bywa  w  biurze.  Więc  musi 
chodzić o Alexa. No mów, co takiego zrobił? 

 - Skoro moja praca i tak stoi pod znakiem zapytania, nie zaszkodzę sobie, 

rozmawiając  z  siostrą  szefa  -  westchnęła  głęboko  dziewczyna.  -  Uparł  się  na 
włączenie  pewnego  przepisu  do  linii  dań  mrożonych.  To  jest  właśnie  ten 
problem. 

 - Hm. 
 - Nie podobał mi się ten dźwięk. O czym myślisz? 
 -  Właśnie  dostałam  zawiadomienie  o  spotkaniu  rodzinnym  w  celu 

degustacji twoich dań. 

 -  Właśnie  -  jęknęła  Fran.  -  Pozostałe  potrawy  są  dopracowane,  ale  ta... 

Obawiam  się,  że  moje  dni  w  firmie  Marchettich  są  policzone.  Szykuję  się  na 
wielki finał. 

background image

 - Dlaczego uważasz, że wylecisz z pracy? Rodzina oceniając dział badań i 

rozwoju,  musi  liczyć  się  z  tym,  że  gdzie  są  próby,  pojawiają  się  i  błędy.  Jeśli 
plan A szwankuje, po prostu przechodzisz do planu B. 

 - Twój brat powiedział, że bierze na siebie pełną odpowiedzialność. 
 -  Jaka  jestem  głupia,  przecież  to  zapowiedź  zwolnienia  -  droczyła  się 

Rosie.  -  Wylecisz  z  hukiem,  ale  przedtem  Marchetti  zażądają  twojej  głowy  na 
tacy. 

Fran pojęła, że tym razem Rosie jej nie zrozumie. Nie pracowała ze swymi 

braćmi w restauracji. Wolała otworzyć własną księgarnię. Nie mogła znać presji, 
pod jaką była Fran, ani uprzedzeń, z którymi musiała walczyć. 

 -  A  żartuj  sobie  do  woli.  Tylko  wiedz,  że  przemysł  żywnościowy  nie 

kocha  kobiet.  Szef  kuchni  to  mężczyzna.  Trzeba  było  posłuchać  ojca  i  zostać 
kurą  domową!  Moja  kariera  nie  przedstawia  się  imponująco.  To  zawód  dla 
najtwardszych. 

 -  A  co  jest  złego  w  byciu  żoną  i  matką?  -  spytała  Rosie  z  pozornym 

spokojem. 

 - Och, wybacz. Nie chciałam odbierać wagi temu, co robisz. A w dodatku 

prowadzisz  własną  księgarnię.  Ja  po  prostu...  Już  dawno  zrozumiałam,  że 
mężczyźni spodziewają się najgorszego po kobiecie w tym zawodzie. Przeżyłam 
swoje. Alex uśpił moją czujność żartami. Dobrze, że odkryłam jego prawdziwe 
oblicze. Jest taki sam, jak wszyscy. 

 -  Jakiś  facet  musiał  cię  bardzo  skrzywdzić  -  powiedziała  współczująco 

Rosie. 

Fran niewesoło się roześmiała. 
 - Zaufaj mi. Wcale nie chcesz poznać tej długiej i nudnej historii. A zresztą 

ja  nie  mam  ochoty  opowiadać  o  tym,  jaka  kiedyś  byłam  głupia.  Uznajmy,  że 
choć teraz jestem bardziej smutna i podejrzliwa, to jednak dużo ostrożniejsza. 

 - Dobrze. Nie musisz mi o tym opowiadać, jeśli nie chcesz. Ale wierz mi, 

Alex nie jest taki. Nie poświęci ciebie, żeby zatuszować swoje błędy. 

 - Nie potrafię uwierzyć, że on jest inny. 
 -  Poczekaj  tylko,  a  sam  ci  to  udowodni.  Daj  mu  chociaż  narozrabiać, 

zanim się na niego wściekniesz. Chyba że sama chcesz, żeby cię wylał - spytała 
podejrzliwie przyjaciółka. 

 - To głupota - zaprzeczyła zbyt szybko Fran. 
 - Przyznaj się, czego naprawdę się obawiasz? 
 - Panicznie się boję, że te nadziewane muszle okażą się niewypałem. 
 -  Nie  musisz  mi  nic  mówić,  ale  nie  okłamuj  siebie  samej.  Poza  tym  ty  i 

Alex macie coś wspólnego. Obydwoje zostaliście skrzywdzeni przez los. 

Może  i  tak,  ale  omawianie  wszystkiego  z  Rosie  nie  było  profesjonalnym 

zachowaniem, myślała Fran. 

 -  Naprawdę  denerwuję  się  tym  pokazem  -  przyznała  Fran  zmieniając 

temat. 

background image

 -  Zupełnie  niepotrzebnie.  Będzie  tylko  rodzina.  Zobaczysz,  spodobają  ci 

się. 

 - Poznałam już zarząd: Nicka, Joego i Luke'a. Wydawali się mili. 
 - Bo tacy są. Ale nie mów im, że to powiedziałam - poprosiła ze śmiechem 

Rosie. - Zresztą sądzę, że rodzina i tak nie stawi się w komplecie. 

 - O? A kto nie przyjdzie? 
 - Ja i Steve. Abby. Liz. 
 - To może powiedz mi, kto będzie? 
 - Nick, Joe i oczywiście Alex. Luke, mama i ojciec. 
 - Ach, czyli wszyscy, którzy mają głos. 
 - Przestań się martwić Fran - poradziła Rosie i pociągnęła nosem. - Coś tu 

bosko pachnie.  Jeśli smakuje  chociaż  w  połowie tak  świetnie, to gwarantuję  ci 
sukces. Bracia Marchetti cię ozłocą. Cała rodzina się w tobie z miejsca zakocha. 

 - Chciałabym, żeby zakochali się w mojej kuchni - sprostowała Fran. 
Nie  była  to  jednak  cała  prawda.  Chociaż  Alex  ją  drażnił,  chciała  mu 

zaimponować.  Martwiło  ją  jedynie  to,  że  uczucie  nie  dotyczy  pracy.  Fran  była 
przerażona, gdy odkryła, że pragnie jego zainteresowania jako kobieta. 

Spojrzała na przyjaciółkę i westchnęła. 
 -  Jestem  przekonana,  że  to  danie  zachwyci  wszystkich.  Jest  tylko  jeden 

poważny problem. 

 - Jaki? 
 - To mój własny przepis, a nie ten, który dał mi Alex. 
 - Nie mam pojęcia, z jakimi uprzedzeniami w tej pracy się spotkałaś, ale to 

już przesada. Nikt nie wie lepiej niż ja, że panowie Marchetti mają swoje wady. 
Ale zapewniam cię, że głupota nie jest jedną z nich. 

 - Nie rozumiem? 
 -  Jeśli  twój  przepis  jest  tak  dobry,  jak  mówisz,  i  tak  dobry,  jak 

podejrzewam, to musisz go przedstawić. 

 - Zobaczymy - podsumowała Fran. - Właśnie się zastanawiam, co tu robisz 

- zmieniła temat. - Czy ty przypadkiem nie masz swojej pracy? 

 - Owszem. Zostawiłam Jackie samą na jakiś czas. 
 - Przyszłaś zajrzeć do któregoś z braci? 
 -  W  pewnym  sensie  -  powiedziała  Rosie  i  wzruszyła  ramionami.  - 

Zastanawiałam się, jak ty i Alex sobie radzicie. 

 - Mój monolog chyba wyjaśnił ci wszystko doskonale. Nic dodać, nic ująć. 
 - Jasne - przytaknęła Rosie i uśmiechnęła się radośnie. - Wszystko zgodnie 

z planem. 

 - Właściwie, to nawet ponad plan. Degustacja miała się od - być dopiero za 

cztery do sześciu tygodni - wyjaśniła Fran. 

 - Nie o to mi chodziło. Mówiłam, że jesteś właściwą osobą. I oprócz pracy, 

miałam na myśli także życie osobiste. 

 -  Chyba  nas  znowu  nie  swatasz!  -  zawołała  oskarżycielsko  Fran,  oparła 

ręce na biodrach i wbiła wzrok w przyjaciółkę. 

background image

 -  Znowu?  Czyli  Alex  mnie  przejrzał?  -  spytała  Rosie  z  błyszczącymi 

oczami. 

 -  Na  wylot  -  potwierdziła  Fran.  -  Powiedział  mi  to  pierwszego  wieczoru, 

gdy przyszedł pod pretekstem zwrotu słoiczków. 

 - Jest sprytniejszy, niż myślałam. 
 -  Co  w  takim  razie  miałaś  na  myśli,  mówiąc,  że  wszystko  idzie  według 

planu? - koniecznie chciała wiedzieć Fran. 

 -  Marzysz  o  tym,  żeby  mu  zaimponować  -  odpowiedziała  przyjaciółka, 

unosząc sugestywnie brew. 

Fran tak mocno potrząsnęła głową, że rozpięta spinka spadła na podłogę, a 

ramiona  dziewczyny  pokryła  gęstwina  włosów.  Zebrała  je  i  z  powrotem  spięła 
klamrą. 

 -  Rosie,  to  wcale  nie  jest  śmieszne.  Między  mną  i  Alexem  nic  się  nie 

dzieje. Sama słyszałaś, jak się na niego wściekałam. 

 -  Wiem,  wiem  -  powiedziała  Rosie,  kiwając  entuzjastycznie  głową.  -  To 

właśnie  znak,  że  wszystko  jest  na  dobrej  drodze.  Kto  się  czubi,  ten  się  lubi. 
Zawsze tak jest, że zanim go pocałujesz, masz ochotę go udusić. 

 -  Myśl  o  pocałowaniu  twojego  brata  nigdy  nie  przyszłaby  mi  do  głowy  - 

skłamała bez zająknięcia Fran. 

 - Oj, coś za bardzo protestujesz. Nieważne. Zapomnij, że to powiedziałam. 

Wystarczy mi świadomość, że nasionko spadło na żyzną glebę. Czas pokaże, co 
z niego wyrośnie. 

Fran współczująco poklepała przyjaciółkę po ramieniu. 
 -  Cieszę  się,  że  przyszłaś  mnie  odwiedzić  Matko  Ziemio.  Naprawdę 

musisz częściej wychodzić z księgarni. Czytasz zbyt dużo romansów. A sądząc 
z tych bzdur, które opowiadasz o mnie i Aleksie, zgaduję, że ostatnio naczytałaś 
się fantastyki. 

 - Ha, ha. Bardzo zabawne. 
 -  Nie  chcę  brutalnie  niszczyć  twoich  złudzeń,  ale  nie  jestem  właściwą 

osobą.  Ani  dla  Alexa,  ani  dla  żadnego  innego  mężczyzny  -  oznajmiła  Fran  z 
mocą. - Powiedział mi o Beth. Jaka ona była? - spytała, nie mogąc pohamować 
ciekawości. 

Rosie wahała się tylko przez chwilę. 
 - Była dobra i oddana Alexowi - powiedziała w końcu. 
 -  Więc  rzeczywiście  przeżył  swoją  wielką  miłość.  Już  nigdy  tak  nie 

pokocha - powiedziała Fran i pokiwała ze zrozumieniem głową. 

 - Czas pokaże - zagadkowo stwierdziła Rosie i ruszyła do drzwi. - Wciąż 

uważam, że mam rację. A kiedy między wami zaiskrzy, będę mogła powiedzieć: 
a nie mówiłam. Ale nie powiem. Nie tylko dlatego, że jestem ponad to, ale też 
dlatego,  że  będę  się  cieszyć  waszym  szczęściem  -  orzekła  i  wyszła  z  kuchni, 
zanim zaskoczona przyjaciółka zdążyła się odezwać. 

Fran  musiała  przyznać,  że  to  kusząca  perspektywa.  Pracowała  już  z 

Alexem miesiąc, a on z dnia na dzień wydawał jej się coraz bardziej atrakcyjny. 

background image

Fascynacja  rosła.  Jedyne,  co  ją  powstrzymywało  przed  takimi  marzeniami,  to 
brak zainteresowania z jego strony. W żaden sposób nie okazywał, że Fran mu 
się podoba. Nie wykonał żadnego ruchu. 

I  bardzo  dobrze,  powtarzała  sobie.  Jeśli  wystarczająco  często  będę  brała 

zimne  prysznice  i  zaglądała  do  zamrażalni,  może  nawet  sama  w  to  uwierzę. 
Nawet  lepiej,  że  Alex  nie  okazuje  żadnych  uczuć.  I  tak  nie  zamierzała  zostać 
niczyją  żoną.  W  ogóle  nie  wierzyła,  że  może  istnieć  mężczyzna  zdolny  do 
nakłonienia  jej  do  zmiany  zdania.  Nawet,  jeśli  taki  by  się  znalazł,  musiałby 
sprawić, żeby uwierzyła, że kocha ją dla niej samej. Nierealne, pomyślała. 

Fran miała tylko nadzieję, że Rosie jakoś zniesie rozczarowanie. 
Alex  wszedł  do  kuchni,  żeby  sprawdzić,  czy  wszystko  jest  gotowe  na 

rozpoczęcie  operacji  „Trzeci  Syn".  Uśmiechnął  się  do  swoich  myśli,  gdy 
przypomniał  sobie  amatorską  psychoanalizę  Fran.  Nadszedł  moment,  by 
odnaleźć  swoje  miejsce  w  życiu  i  uzyskać  aprobatę  rodziny.  Goście  mogli  się 
zjawić  w  każdej  chwili.  Rozejrzał  się  po  pomieszczeniu.  Nigdzie  nie  dostrzegł 
Fran, ale zauważył, że drzwi do chłodni są otwarte. 

 - Hop, hop! Jest tu ktoś? - zawołał. 
Zanim  Fran  wyszła  z  chłodni,  pojawiła  się  chmurka  lodowatej  pary. 

Dziewczyna  była  ubrana  w  białe  spodnie,  koszulę  z  długimi  rękawami  i 
nieskazitelnie  czysty  fartuszek.  Gdy  uśmiechnęła  się  na  powitanie,  Alex 
pomyślał,  że  mogłaby  stopić  lodowiec.  A  nawet  jego  serce.  Potrząsnął  głową, 
próbując pozbyć się tej myśli. 

 - Cześć - powiedział, wkładając ręce do kieszeni. - Wszystko gotowe? 
 -  Dania  zamrożone.  Gdy  zjawi  się  tu  twoja  rodzina,  przygrzeję  je  w 

mikrofalówce  i  poproszę  wszystkich  na  degustację  -  powiedziała  i  wzięła 
głęboki oddech, by się uspokoić. 

 - Denerwujesz się? 
 - Ja? Owszem, o wszystko. 
 - Wszystko? 
 -  O  potrawy.  Żeby  cię  nie  zawieść.  O  spotkanie  królewskiej  rodziny 

Marchettich. Bułka z masłem. - Machnęła lekceważąco ręką. 

 -  Poznałaś  już  Nicka,  Joego  i  Luke'a.  Na  pewno  spodobasz  się  mamie  i 

tacie. 

 - Rosie powiedziała to samo w zeszłym tygodniu, gdy wpadła z wizytą. 
 - Co jeszcze mówiła? 
 - Takie tam, babskie pogaduszki - powiedziała Fran, unikając jego wzroku. 
Czyli  swaty.  Znał  przecież  Rosie.  Kiedy  wbiła  sobie  coś  do  głowy, 

szczególnie w przypadku romantycznych historii, nie poddawała się bez walki. 
Odziedziczyła to po matce. 

 -  No  dobrze.  Nie  masz  nic  przeciwko,  żebym  zajrzał  do  naszych  dzieci? 

No wiesz, mam na myśli mrożonki - wyjaśnił pospiesznie, gdy zobaczył wyraz 
jej twarzy. 

 - Ty jesteś szefem - powiedziała, lecz cała się spięła i zacisnęła usta. 

background image

Kłopoty?  Jak  on  nie  cierpiał  tego  słowa.  Wiedział,  że  nadziewane  muszle 

dały  jej  w  kość,  więc  zacisnął  kciuki,  wchodząc  do  chłodni.  Zamrożone  dania 
główne stały w równym rządku. Zauważył pizzę, spaghetti z klopsikami, lasagne 
i przyjemnie wyglądającą kompozycję nadziewanych muszli z sosem marinara. 
Dostrzegł  jeszcze  jedno  danie.  To  był  długi  makaron  z  jakimś  białym  sosem. 
Ktoś, czyli jego seksowny kuchmistrz, szykował tu rebelię. 

Wyszedł z chłodni i zamknął za sobą drzwi. 
 -  Co  to  za  piąte  danie?  -  spytał  niby  od  niechcenia.  Fran  wyprostowała 

ramiona i spojrzała mu prosto w oczy. 

 -  Pomyślałam,  że  będzie  rozsądnie,  mieć  jedno  danie  w  zapasie.  Tak  na 

wszelki wypadek. 

 - Nie rozumiem, czym się martwisz. Muszle wyglądają świetnie. 
 -  Zgadzam  się,  ale  wciąż  są  zamrożone.  Poczekaj,  jak  wstawię  je  do 

mikrofalówki. 

 - Przestań krakać. 
 - Sam je przecież widziałeś - zaprotestowała. 
 - Owszem - przytaknął. - I nie uważam, że było tak źle. Wstrzymajmy się z 

piątym daniem, dopóki nie zobaczymy, jak sobie poradzą pierwsze cztery. 

 - Chciałabym zaprezentować je z innymi. To mój nowy przepis. Zależy mi 

na  obiektywnej  opinii.  Składniki  są  proste,  a  przygotowanie  bardzo  łatwe.  To 
podniesie zysk. Poza tym uważam, że smakuje całkiem nieźle. 

Alex  potrząsnął  głową.  Nie  chciał  prezentować  zbyt  wielu  dań,  żeby  nie 

wprowadzać zamieszania. 

 - Myślę, że jednak się wstrzymamy - powiedział po krótkim namyśle. 
Dziewczyna  wojowniczo  uniosła  podbródek.  Wiedział  już,  że  oznacza  to 

kłopoty. Nie poddawała się tak łatwo. Zupełnie inaczej niż Beth. Nagle zajęła go 
ta  myśl.  Przypomniał  sobie,  że  jego narzeczona  zawsze postępowała zgodnie  z 
jego  wolą.  Zgodziła  się  nawet  poczekać  ze  ślubem.  Popatrzył  w  uparte  oczy 
Fran.  Ciekawe,  co  ona  powiedziałaby  w  takiej  sytuacji.  Jak  to  co,  spytał  sam 
siebie. Doskonale wiedział, co Fran myśli o małżeństwie. 

Potrząsnął  głową.  Nie,  Fran  w  niczym  nie  przypominała  Beth.  I  to  wcale 

nie było takie złe, pomyślał z zaskoczeniem. 

 -  Koniecznie  chcę  zaprezentować  dziś  to  danie  -  oznajmiła,  skrzyżowała 

ręce na piersiach i zrobiła wojowniczą minę. 

Na  jej  wzór  można  wyrzeźbić  pomnik  i  nazwać  go:  Ośli  Upór,  zauważył 

rozbawiony Alex. 

Stali naprzeciwko siebie, czekając na kapitulację przeciwnika. 
 - To ja jestem szefem, Fran. I mówię, że się wstrzymamy. 
 - A ja jestem szefem kuchni. I chcę poznać opinie konsumentów. 
 - Czy chcesz, żebym wyraźniej wydał ci służbowe polecenie? 
 - Nie, jeśli przegrasz. 
Alex oparł ręce na biodrach i groźnie spojrzał w dół na małą istotkę, która 

zaciekle mu się sprzeciwiała. 

background image

 - Jeśli przegram? 
 -  W  siłowaniu  się  na  ręce  -  wyjaśniła,  patrząc  mu  prosto  w  oczy.  -  Jeśli 

wygrasz, odłożę mój triumf na później, aczkolwiek niechętnie. Jeśli ja wygram, 
podamy moje danie razem z innymi, tak jakby to było częścią planu. 

Nie wytrzymał i roześmiał się. 
 - Jestem od ciebie dwa razy większy i ważę też o wiele więcej. 
 - Możliwe - przyznała niewzruszenie. 
 - To nie będzie w porządku - sprzeciwił się. 
 - A już  myślałam, że jesteś inny - powiedziała i potrząsnęła głową. - Ale 

jesteś  tak  samo  władczy  i  pewny  siebie,  jak  każdy  znany  mi  facet.  Nawet 
bardziej - dodała z mocą. 

 - Staram się tylko być uczciwy. Ale jeśli chcesz przegrać... Oparła łokieć 

na blacie, uniosła rękę i spojrzała na niego z ogniem w oczach. 

 - Do dzieła. 
 - Nie ma sprawy. Ale czuję się trochę winny, że cię tak łatwo pokonam. 
 - Obyś tylko mógł spać po nocach, biedaczku - powiedziała ironicznie. 
Oparł  łokieć,  tuż  przy  jej  łokciu.  Miał  dłuższe  ramię,  więc  musiał  stanąć 

inaczej,  by  móc  chwycić  jej  małą,  delikatną  dłoń.  Ta  zabawa  sprzeciwiała  się 
wszystkiemu, czego uczył go ojciec. Powinien być prawdziwym dżentelmenem, 
troszczyć  się  o  kobiety  i  otaczać  szacunkiem  słabszą  płeć.  Alex  nie  mógł  się 
skupić.  Był  trochę  rozkojarzony  z  powodu  jej  bliskości,  upojnego  zapachu, 
ciepła drobnej dłoni i kruchości palców. Potrząsnął głową, żeby oczyścić myśli. 
Nie miała najmniejszej szansy na wygraną. Przewyższał ją wzrostem i siłą. 

 -  Start  -  powiedziała  i  napięła  mięśnie,  próbując  bezskutecznie  przyprzeć 

jego rękę do blatu. 

Alex  poczuł  nagłą  falę  gorąca.  Jego  życie  i  praca  nabrały  rumieńców, 

odkąd pojawiła się Fran. 

 - Jeśli chcesz, możesz użyć obu rąk - zaproponował wielkodusznie. 
 - Nie życzę sobie żadnych ułatwień. 
 - W porządku, tylko nie chcę zrobić ci krzywdy - powiedział i uśmiechnął 

się. - Powiedz, kiedy będziesz miała dość. 

 -  Wolałabym  raczej  pocałować  żabę  -  wysyczała  przez  zaciśnięte  zęby, 

dysząc z wysiłku. 

 - Jak sobie życzysz. 
Alex  świetnie  się  bawił.  Zaglądał  w  roziskrzone  oczy  dziewczyny  i 

podziwiał  jej  urodę.  Miała  pełne  i  miękkie  wargi,  które  były  tak  blisko,  że 
wystarczyło się tylko pochylić, by ich dotknąć. W następnej chwili dziewczyna 
przysunęła się i ich usta złączyły się w pocałunku. 

Najpierw  pomyślał,  że  Fran  smakuje  lepiej,  niż  przypuszczał.  Potem,  że 

miałby ochotę trwać tak wiecznie. Poczuł uderzenie gorąca i przyśpieszony rytm 
serca.  Krew  dudniła  mu  w  uszach.  Zaczął  szybciej  oddychać,  gdy  usłyszał,  że 
Fran westchnęła z rozkoszy. 

background image

Niezadowolony  ze  sztywności  jej  warg,  badał  je  koniuszkiem  języka. 

Dziewczyna  rozchyliła  usta.  Wdarł  się  w  słodką,  wilgotną  głębię.  Usłyszał,  że 
gwałtownie wciągnęła powietrze. 

Uniósł  wolną  rękę  i  wplótł  palce  we  włosy  Fran.  Rozpiął  klamrę,  by  w 

pełni  cieszyć  się  ich  jedwabistym  dotykiem.  Poczuł  na  twarzy  pachnące 
kosmyki. Podtrzymał ręką głowę dziewczyny, by mieć ją jeszcze bliżej. 

To  jednak  wciąż  było  za  mało.  Chciał  ją  przytulić,  jednak  zdał  sobie 

sprawę,  że  stoją  po  przeciwnych  stronach  blatu.  Gdy  odsunął  się  odrobinkę, 
zauważył rumieniec na policzkach, błyszczące oczy i gwałtowne unoszenie się i 
opadanie piersi Fran. Pragnął jej. Co za wspaniałe uczucie! Aż do tej chwili nie 
zdawał sobie sprawy, jak bardzo brakowało mu dotyku i pocałunków kobiety. A 
może po prostu brakowało mu Fran. 

Już  miał obejść bufet  i  wziąć  ją  w  ramiona,  gdy  odsunęła się,  potrząsnęła 

głową i przygięła jego rękę do blatu. 

 - Wygrałam - wyszeptała bez tchu. - Zaprezentujemy jednak moje danie. 
 -  Oszukiwałaś  -  powiedział  i  gwałtownie  się  wyprostował.  Dziewczyna 

wzięła głęboki oddech i rozpromieniła się. 

 -  Zrobiłam  to,  co  musiałam.  Przy  czterech  braciach  dziewczyna  musi 

nauczyć się, jak sobie radzić. 

 -  Niech  będzie  -  powiedział  i  z  powrotem  oparł  łokieć  na  blacie.  -  Do 

dwóch razy sztuka. 

Wcale nie miał na myśli siłowania się na rękę. To była gra dla dwojga. Jeśli 

chciała oszukiwać pocałunkami, powinien jej pokazać, jak należy to robić. 

Zanim  jednak  zdążyła  odpowiedzieć,  usłyszeli  gromkie  brawa.  Alex 

odwrócił się i zobaczył swoich trzech braci oraz rodziców stojących w drzwiach. 
Wszyscy  klaskali  i  cieszyli  się,  jakby  wygrał  pierwszą  nagrodę  w  jakichś 
ważnych zawodach. 

Flo Marchetti podeszła do swojego syna i pocałowała go w policzek. 
 -  Jeśli  boisz  się  ognia,  uciekaj  z  kuchni  kochanie  -  powiedziała  z 

uśmiechem. 

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY 
Ogień?  Kuchnia?  Uciekać?  Fran  uznała,  że  to  całkiem  sensowne  słowa. 

Zresztą,  sama  miała  ochotę  wybiec  z  kuchni,  gdy  tylko  wróciła  do 
rzeczywistości.  Chciała  zaskoczyć  Alexa.  Udało  jej  się  rewelacyjnie.  Nawet 
wygrała  przy  okazji  ich  mały  pojedynek.  Jednak  przede  wszystkim  zaskoczyła 
samą siebie. Nie spodziewała się takiego wybuchu namiętności. 

Nagle  zdała  sobie  sprawę,  że  cała  rodzina  Alexa  była  świadkiem  ich 

pocałunku.  No,  nie  cała.  Jedynie  ci,  którzy  mieli  w  firmie  prawo  głosu, 
pomyślała z ironią. To był pierwszy raz, kiedy poczuła się wdzięczna losowi za 
nieudany romans w szkole gastronomicznej. Tamte wydarzenia zahartowały ją i 
wzmocniły. Tylko dzięki nim potrafiła teraz stanąć twarzą w twarz z rodzicami 
Alexa. 

Fran  tylko  raz  widziała  braci  Marchettich.  Było  to  w  pierwszym  dniu  jej 

pracy, więc nie przyglądała się im zbyt dokładnie. Dopiero teraz, gdy ujrzała ich 
w komplecie, mogła do woli podziwiać całą czwórkę. Uznała, że zgromadzenie 
tak  wielu  przystojnych  mężczyzn  w  jednym  pomieszczeniu  powinno  być 
karalne.  Żadna  kobieta  nie  mogła  znieść  spokojnie  takiej  dawki  testosteronu. 
Nawet ona nie potrafiła powstrzymać cichutkiego westchnienia. 

Bracia mieli takie same oczy i ciemne falujące włosy. Poprawka: Luke miał 

niebieskie oczy. Jednak jego cera przybrała ten sam oliwkowy odcień, co twarze 
reszty braci. Wszyscy byli wysocy i tak wspaniale zbudowani, że mogli wodzić 
na pokuszenie każdą słabą kobietę. 

Fran jednak w dalszym ciągu była zdania, że Alex jest najprzystojniejszy z 

całej czwórki. 

Była  zaskoczona,  że  mimo  swego  zażenowania  może  myśleć  o  takich 

rzeczach. Właściwie sama była sobie winna. Oszukiwała. Ale wszystko przez tę 
jego  arogancję.  Po  pierwsze  odmówił  zaprezentowania  wspaniałej  potrawy  jej 
autorstwa,  a po  drugie  śmiał  się  z  jej  pomysłu  siłowania się  na  ręce.  I  to tylko 
dlatego, że Fran jest kobietą! 

Cały zapał do walki, słuszny gniew i namiętne myśli wyparowały jednak w 

chwili pojawienia się jego rodziny. 

Teraz  niecierpliwie  przyglądała  się  degustacji  dań,  które  podgrzała  i 

ustawiła,  w  kolejności  na  blacie.  Znad  pięciu  potraw  unosiła  się  para;  a 
smakowite zapachy łączyły się w powietrzu. 

Ponieważ  nikt  nic  nie  mówił,  Fran  poczuła  nieprzepartą  ochotę,  by 

wypełnić  słowami  tę  pełną  napięcia  ciszę.  Tylko  nie  zacznij  trajkotać, 
przestrzegła samą siebie w chwili, gdy już otwierała usta. 

 - Zamierzałam stworzyć warunki jak najbardziej podobne do naturalnych. 

Właśnie  tak  smakują  te  dania  tuż  po  wyjęciu  z  mikrofalówki  -  wyjaśniła.  - 
Trzeba jednak pamiętać, że są różne rodzaje piekarników. Należy więc umieścić 
odpowiednie instrukcje na opakowaniu. 

background image

Wszyscy pokiwali głowami na znak zgody. Nie mogła się doczekać, kiedy 

skończą  jeść  i  wreszcie  usłyszy  ich  zdanie.  Tylko  nie  otwieraj  ust,  nakazała 
sobie surowo. Oczywiście nie posłuchała własnej rady. 

 -  Konsumenci  są  przyzwyczajeni  do  czytania  instrukcji  i  składu  potraw. 

Używałam tylko bezpiecznych dodatków. 

Znów  gadała  i  nie  potrafiła  przestać.  Poza  jej  nerwowymi  słowami  w 

pomieszczeniu  panowała  cisza.  Fran  zaczęła  marzyć  o  kneblu  albo  o  jakimś 
cudownym środku, który zdusiłby potrzebę imponowania Alexowi. 

 - Dzięki wyciągowi z morskich wodorostów uzyskałam ścisłość i twardość 

konsystencji - dodała jeszcze po chwili. 

Flo próbowała właśnie nadziewanych muszli. 
 -  W  takim  razie  tej  potrawie  przyda  się  jeszcze  odrobina  wyciągu  z 

wodorostów. Jest zbyt wodnista - oznajmiła, patrząc na Alexa. 

 - Chyba dodałam zbyt dużo chemii i to zmieniło smak - Fran przemówiła 

w  jego  obronie.  -  Ale  proszę  się  nie  martwić  słowem  „chemia".  Wprawdzie 
odstrasza  ono  laików,  ale  chodzi  tu  przede  wszystkim  o  bezpieczne  dodatki 
smakowe. 

 - A skoro już o smaku mowa, to Alex ma całkiem dobry gust - powiedział 

Joe, patrząc wymownie na Fran. 

 -  Sądzę,  że  małe  zatrucie  pokarmowe  nauczyłoby  cię  szacunku  -  zwrócił 

się Alex do brata. 

Reszta  klanu  Marchettich  była  skupiona  na  jedzeniu.  Po  skosztowaniu 

muszli, Flo przeszła wzdłuż blatu z ustawionymi daniami. Przy każdym kiwała z 
uznaniem  głową.  Wreszcie  dotarła  do  potrawy  autorstwa  Fran.  Uniosła  małą 
porcję do ust. Spojrzała wpierw na syna, potem na Fran. 

 - Hm. Pyszne. Cudownie lekki smak. 
Pozostali członkowie rodziny natychmiast podeszli i zaczęli próbować. Po 

degustacji porównali  swoje  wrażenia.  Wszyscy  byli  zgodni.  Zatwierdzili pizzę, 
lasagne  i  spaghetti  z  Mopsikami.  Oszaleli  na  punkcie  ostatniej  potrawy. 
Natychmiast chcieli poznać jej sekret. 

Fran nie słyszała ich pytań. Wpatrywała się w Alexa, starając się odgadnąć 

jego reakcję. Czy podzielał zdanie rodziny? Był zadowolony? 

Wreszcie zauważyła, że wszyscy czekają na jej odpowiedź. 
 - To zwykły, długi makaron z sosem orzechowym - wyjaśniła wreszcie. 
 -  Właśnie  tak  myślałam  -  powiedziała  Flo.  -  Zgadłam  po  drobinkach 

orzechów zdobiących sos. Bardzo smaczne. 

 - Dziękuję - ucieszyła się Fran. 
 - Ale odrzucam nadziewane muszle - dodała poważnie Flo. 
 -  Tak  -  zgodził  się  Nick,  odkładając  widelec.  -  Danie  jest  poniżej 

dozwolonego  poziomu.  Musisz  ulepszyć  konsystencję,  Fran,  albo  to  danie  nie 
pójdzie w kampanii. 

 - Ja też tak sądzę - wtrącił Luke. 
 - Ile już razy zmieniałaś recepturę? - chciał wiedzieć Joe. 

background image

Fran  znów  spojrzała  na  Alexa.  Jak  przyjął  krytykę?  Zauważyła,  że  był 

bardzo  poważny.  Może  nawet  zły?  Ciężko  zgadnąć,  pomyślała.  Mogła  się 
jednak założyć, że to jej ostatni dzień u Marchettich. 

 - To już ósma próba - przyznała w końcu. 
 -  Wprawdzie  to  jedno  z  lepiej  sprzedających  się  dań,  ale  nie  możemy 

wypuścić go w tym stanie na rynek - odezwał się Nick, marszcząc brwi. 

 -  Z  pewnością  -  włączył  się  ojciec  Alexa.  -  Jednak  po  tylu  próbach  bez 

dobrych rezultatów... 

Fran  już  wiedziała,  co  ją  czeka.  Kobiety  nie  dostawały  drugiej  szansy  w 

tym,  zdominowanym  przez  mężczyzn,  zawodzie.  Żeby  się  utrzymać  na 
powierzchni,  powinny  wykonać  tę  samą  pracę,  co  mężczyzna  w  dwa  razy 
krótszym czasie. Od razu wiedziała, że to danie się nie sprawdzi. Wiedziała też, 
jak  bardzo  Alex  pragnął  aprobaty  rodziny.  Wszystko  się  udało,  poza  tym 
feralnym  daniem.  Ale  jemu  zależało  na  perfekcji.  Chociaż  nie  bała  się  ognia, 
będzie  musiała  wyjść  z  kuchni.  Może  nawet  zostanie  z  niej  wyrzucona.  Była 
idealnym kozłem ofiarnym dla Alexa. Niedoświadczona kuchareczka. To jej się 
oberwie, bo on należy przecież do rodziny. 

Alex  także  skończył  degustację.  Dania  Fran  spróbował  na  końcu. 

Wcześniej  nie  miał  okazji  tego  zrobić,  więc  tak  jak  inni  był  zaskoczony  jego 
smakiem.  Fran  miała  nadzieję,  że  było  to  przyjemne  zaskoczenie.  W  końcu, 
droga do serca mężczyzny... O, nie. Nie zamierzała kroczyć tą drogą. Już nigdy 
więcej. 

 - Naprawdę niezłe - powiedział Alex i wziął sobie dokładkę. - Przepyszne. 
 -  Dziękuję  -  odezwała  się  Fran  i  ściągnęła  fartuszek.  -  Chyba  już  nie 

jestem państwu potrzebna. Pewnie chcielibyście omówić degustację. 

Sama  postanowiła  opuścić  kuchnię.  Czułaby  się  jeszcze  bardziej 

niezręcznie,  gdyby  ją  o  to  wyraźnie  poproszono.  Alex  będzie  mógł  spokojnie 
zrzucić na nią całą winę. Próżno łudziła się nadzieją, że ten mężczyzna jest inny. 
Historia znów się powtarzała. Dziewczyna pomyliła się po raz kolejny. Tylko że 
teraz oszukał ją nie młodzik, lecz przystojny mężczyzna w okularach. 

Ruszyła do drzwi, lecz Alex zastąpił jej drogę. 
 -  Nie  tak  szybko.  Powinnaś  przy  tym  być  -  powiedział.  Więc  postanowił 

obarczyć  ją  winą  i  jeszcze  przy  wszystkich  utrzeć  jej  nosa?  Nie  miała  nic  na 
swoją obronę. To jego rodzina. Nietrudno domyślić się, po czyjej stronie staną. 
Oczywiście,  że  po  stronie  Alexa.  Usprawiedliwianie  się  może  tylko  zwiększyć 
jej upokorzenie. 

Alex odchrząknął i rozejrzał się dookoła. 
 -  Po  pierwsze,  chciałbym  podziękować  wam  wszystkim  za  przybycie.  Po 

drugie, zgadzam się z waszą opinią, co do dań wchodzących w skład kampanii. 
Będą  to:  pizza,  lasagne,  spaghetti  z  klopsikami  -  powiedział  i  przerwał  dla 
nabrania oddechu. - Jeśli chodzi o nadziewane muszle... 

No to już, pomyślała Fran. Czuła się jak jagnię prowadzone na rzeź. 

background image

 -  Wypadają  z  kampanii  na  rzecz  dania  przygotowanego  przez  Fran  - 

dokończył zdanie. 

 - Co? - Fran zupełnie nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. 
 -  Twój  przepis  jest tak dobry,  jak  zapowiadałaś.  Nawet lepszy  -  oznajmił 

Alex  z  szerokim  uśmiechem  i  spojrzał  na  pozostałych  członków  rodziny. 
Wszyscy im się przyglądali z domyślnymi uśmiechami. - Fran powiedziała, że ta 
potrawa  ma  bardzo  niewiele  składników,  nie  wymaga  dużego  nakładu  pracy  i 
zwiększy zyski kampanii. 

 -  To  brzmi  jak  muzyka  dla  moich  uszu  -  skomentował  Luke,  który 

zajmował się finansami firmy. 

 - O tak - zgodził się Alex. 
 - A przy okazji, jeszcze nieźle smakuje - Joe wtrącił swoje trzy grosze. 
 -  Racja  -  przytaknął  Alex.  -  Fran  ostrzegała  mnie,  że  z  muszli  nic  nie 

będzie. 

 - To po co w ogóle zawracałeś sobie tym głowę? - Flo spytała syna. 
 - Właśnie. To była strata czasu - zgodził się Tom. 
Akt pierwszy nie skończył się tragicznie. Ale w drugiej części musi polać 

się krew, pomyślała smutno Fran. 

 -  Przyznaję,  że  to  był  błąd.  Jak  tylko  zobaczyła  przepis,  już  wiedziała. 

Zapłaciłem  ekspertowi  za  ekspertyzę  i  nie  chciałem  jej  wysłuchać.  Nawet  nie 
planowałem piątego, zapasowego dania. 

Fran stała jak skamieniała. Alex powiedział prawdę. 
 - Co sprawiło, że zmieniłeś zdanie? - zapytał Nick. 
 - Siłowanie się na rękę - oznajmił Alex. - Pokonała mnie. 
 - Oszukiwałam - przyznała Fran. 
 - Pokonany przez dziewczynę. - Pokręcił głową Joe. - Ale oferma. 
 - Zachowuj się Josephie Paulu - zganiła go Flo. 
 -  O!  Kiedy  używa  obu  imion,  wiesz,  że  masz  kłopoty  -  powiedział  Joe  i 

mrugnął do Fran. 

 -  Jeśli  będziesz  niegrzeczny,  nie  pomogę  ci  rozwiązać  problemu  jedzenia 

na twoim ślubie - pogroził mu Alex. - W rodzinie krąży plotka, że nie ustaliłeś 
nawet z Liz weselnego menu. 

 -  Po  co  się  tak  spieszyć.  Do  ślubu  jeszcze  całe  trzy  tygodnie  -  dogryzał 

bratu Luke. 

 - Byliśmy zajęci. - Zawstydził się Joe. - Mieliśmy już kogoś, ale okazał się 

do niczego. Teraz mamy kłopot 

 -  Fran  jest  idealna  -  wyrwał  się  Alex.  -  To  znaczy,  do  przygotowania 

uroczystego posiłku. 

Fran  najpierw  ucieszyła  się,  ale  po  wyjaśnieniu  Alexa uśmiech  znikł  z  jej 

twarzy. 

 -  Może  szef  kuchni  którejś  z  waszych  restauracji  będzie  mógł  się  tym 

zająć? 

background image

 -  Z  pewnością.  Ale  ktoś,  kto  potrafi  tak  przygotować  zwykłe  mrożonki, 

jest  kulinarnym  geniuszem.  Poza  tym,  jeśli  ty  zajmiesz  się  jedzeniem,  Alex 
będzie  miał  partnerkę  na  weselu.  Chyba  nie  jesteś  mężatką?  -  spytał 
podejrzliwie Joe. 

 - Nie, ale... 
 - Ślub odbędzie się w środę i będzie raczej kameralny. No to jak, zajmiesz 

się jedzeniem? Zlituj się nad Alexem, żeby nie był samotny na moim ślubie. I to 
w walentynki. 

Nie tylko utrzymała swą pracę, ale jeszcze zdobyła następne zlecenie. Kto 

powiedział, że cuda się nie zdarzają? Fran uśmiechnęła się szeroko. 

 - Chętnie się tego podejmę. To znaczy, przygotowania dla was jedzenia - 

powiedziała i nieśmiało spojrzała na Alexa, który oniemiały gapił się na brata. - 
Może więc umówimy się z Liz i dopracujemy szczegóły? Upewnimy się, że ona 
się zgadza na twój wybór. 

 - Zgadza się, zgadza. Ale możemy we trójkę ustalić, menu. 
 -  Wspaniale  -  odezwała  się  Flo.  -  Dobrze,  że  Joe  jest  taki  czarujący.  To 

przysłania jego wady. Na przykład tę, że podrywa dziewczynę brata. A ty Alex, 
jesteś zbyt poważny. 

 - Potrafi być czarujący, gdy ma na to ochotę - powiedziała Fran, która nie 

usłyszała początku wypowiedzi Flo. 

Zauważyła  jednak  przebiegły  błysk  w  oczach  matki  Alexa.  W  następnej 

chwili Flo skierowała rodzinę do wyjścia. 

 - My już skończyliśmy - powiedziała. - A Alex i Fran mają jeszcze trochę 

pracy. Zostawmy ich w spokoju. 

Flo,  niczym  kwoka,  z  łatwością  zagnała  swoje  nieco  przerośnięte,  lecz 

przystojne  kurczęta  do  wyjścia.  Wszyscy  szybko  się  pożegnali  i  wyszli.  Poza 
Alexem. Fran spojrzała w górę na niego i poczuła, że miękną jej kolana. 

 - Bardzo subtelni, prawda? - wyszeptała bez tchu. 
 -  Subtelni,  jak  słoń  w  składzie  porcelany.  Swatanie  jest  widocznie 

zaraźliwe. Mama musiała złapać to od Rosie. 

 -  Wiesz  przecież,  że  mają  dobre  intencje.  Chcą  po  prostu,  żebyś  był 

szczęśliwy. 

 - Wciąż nie tracą nadziei, że mi kogoś znajdą. 
Jeśli  przeczucie  nie  myliło  Fran,  to  rodzina  Alexa  właśnie  ją  uznała  za 

właściwą  osobę.  Mylili  się.  Poza  tym  Alex  nie  szukał  partnerki.  Spotkał  już 
kobietę swojego życia, która chciała wyjść za niego, mieć dom i dzieci. Fran nie 
odpowiadała  temu  opisowi.  Chociaż,  musiała  przyznać,  że  były  takie  chwile, 
szczególnie gdy ją całował, kiedy pragnęła być taką kobietą. 

 -  Spójrz  na  dobre  strony  całej  sytuacji.  Wygląda  na  to,  że  są  z  ciebie  tak 

dumni, jak ty z nich. Dopiąłeś swego. 

 - Tylko dzięki tobie. - Powiedział i usiadł na blacie. - Powinienem był cię 

posłuchać.  Chociaż,  z  drugiej  strony,  siłowanie  się  na  ręce  jest  dość  ciekawą 

background image

techniką  negocjacyjną.  Chyba  powinniśmy  posłać  naszych  pracowników  na 
specjalny kurs. 

Wiedziała, że miał na myśli pocałunek. Zadrżała i poczuła falę gorąca. Jego 

pocałunek  był  niczym  ogień  przytknięty  do  suchych  liści.  Groził 
niekontrolowanym  pożarem.  Co  powinna  zrobić?  Pozostały  jeszcze  dwa 
miesiące  do  wygaśnięcia  kontraktu.  Była  uwiązana  Codziennie  będzie  go 
widywać w pracy. 

Ż

ycie  nauczyło  ją,  że  jeśli  wzbudza  zainteresowanie  jakiegoś  mężczyzny, 

to tylko  dlatego,  że on  czegoś  od  niej  chce.  Obiecała sobie,  że  nie pozwoli  się 
więcej wykorzystać. A teraz spotkała Alexa. Co miała myśleć o tym wszystkim? 
Nie zrzucił na nią winy i nie zostawił wilkom na pożarcie. Nawet nie udawał, że 
jest  nią  zainteresowany.  A  sądząc  po  ich  pocałunku,  to  ona  chciała,  żeby  Alex 
się nią zainteresował. Fran spacerowała po bardzo cienkim lodzie. 

 - Myślałam, że mnie wylejesz. 
 - Za oszukiwanie w zapasach? 
 - Za to i za wpadkę z nadziewanymi muszlami. 
 -  Czym  sobie  zasłużyłem  na  taką  opinię?  -  spytał  ze  zmarszczonymi 

brwiami. 

 - Niczym - przyznała. - Mam po prostu złe doświadczenia. 
 - Ciekawe, ale za mało szczegółów - powiedział. - Może opowiesz mi całą 

historię? 

 -  Nie,  ale  sądzę,  że  jestem  ci  winna  kilka  słów  wyjaśnienia.  W  szkole 

gastronomicznej  zakochałam  się  w  pewnym  chłopaku.  Był  czarujący.  Nie 
wiedziałam,  że  mnie  wykorzystuje,  kradnie  notatki  i  przepisuje  wyniki. 
Myślałam, że mu na mnie zależy. 

 - Przykro mi. 
 -  Nie  to  było  najgorsze.  Dostaliśmy  zadanie,  żeby  upiec  chleb.  Zamiast 

wymyślić  własny  przepis,  po  prostu  kupił  bochenek  i  udał,  że  to  wynik  jego 
pracy.  Kiedy  został  przyłapany  na  kłamstwie,  błagał  mnie,  żebym  wzięła  winę 
na  siebie.  Groziło  mu  wydalenie  ze  szkoły,  a  ja  miałam  dobrą  opinię  i  byłam 
przewodniczącą klasy. Powiedział, że nic mi nie grozi. Zrobiłam to, o co prosił, 
i omal nie wyleciałam ze szkoły. Moja kariera mogła się skończyć, zanim się na 
dobre zaczęła. 

 - Musiał być ci bardzo wdzięczny. 
 - Tak, jasne - gorzko prychnęła. - Taki wdzięczny, że  mnie rzucił. Potem 

dowiedziałam  się,  że  nie  zdążył  wymyślić  przepisu,  bo  spotykał  się  z  inną 
dziewczyną. 

 - A to drań - powiedział Alex z wściekłością. 
 - Zgadzam się, ale to była też moja wina. Byłam zupełnie ślepa. Owszem, 

mówił  mi  miłe  rzeczy,  ale  zupełnie  tak,  jakby  wszystko  sobie  wcześniej 
zaplanował. Wściekam się, że dałam się tak oszukać. 

 - Nie wszyscy mężczyźni to dranie - pocieszył ją Alex i wepchnął ręce do 

kieszeni. 

background image

 - Jednak kto się sparzy, ten na zimne dmucha. Wolę nawet nie próbować. 

Nie  szukam  nikogo  na  stałe.  To  doświadczenie  nauczyło  mnie,  żeby  nie 
zaniedbywać siebie z powodu mężczyzny. Zresztą to samo było u mnie w domu, 
w przypadku mojej mamy. Związek sprawia, że kobieta zatraca siebie. 

 -  Ja  wyciągnąłbym  inny  wniosek  -  powiedział.  -  Dwoje  ludzi,  którzy  się 

kochają, może dokonać cudów. 

 - Jak ty i Beth? - spytała. 
Kiedy  wreszcie  nauczę  się  milczeć,  zganiła  się  w  myślach.  Czekała  na 

grymas bólu na twarzy Alexa. Nie pojawił się jednak. 

 - Właśnie tak - odrzekł. - Po prostu nie miałaś szczęścia, Fran. Trafiłaś na 

drania. 

 -  Mimo  wszystko  zależało  mi  na  nim.  Zrobiłam  dla  niego  to,  czego  nie 

powinnam. Zatraciłam siebie z miłości. To już się więcej nie powtórzy. 

 - Chyba wspominałaś mi, że twój ojciec nic o tym nie wie? 
 - Nie jestem głupia - powiedziała z oburzeniem. 
 - Może przestałby nalegać na małżeństwo, gdybyś mu powiedziała? 
 - To by tylko pogorszyło sprawę. - Fran pokręciła głową. 
 -  Najpierw  odszukałby  faceta  i  stanął  w  obronie  mojego  honoru.  Potem 

oddałby to, co zostanie z drania, moim braciom. Na koniec wybrałby mi męża, 
ponieważ  jak  widać,  mój  wybór  pozostawia  wiele  do  życzenia  -  westchnęła.  - 
Wierz mi, lepiej żeby się nie dowiedział. 

 - Chyba tak. 
 -  O  rany!  Zobacz,  która  godzina!  -  zawołała  Fran,  gdy  przypadkiem 

spojrzała na zegarek. - Muszę jeszcze posprzątać przed wyjściem. Potem biegnę 
po prezent dla mamy. Jutro są jej urodziny i zjazd rodzinny - wyjaśniła. 

 - Pomogę ci. 
 - Jedyne, co mógłbyś dla mnie zrobić, to pójść tam ze mną - wypaliła bez 

zastanowienia. 

 -  Miałem  na  myśli  pomoc  przy  sprzątaniu,  ale  nie  ma  sprawy.  Chętnie 

poznam twoją rodzinę. 

Fran, w trakcie zbierania z blatu talerzy i sztućców, stanęła jak wryta. 
 - Nie mówisz poważnie. 
 - Owszem. Nie jestem jeszcze tak dumny, żeby nie pomóc przy zmywaniu 

naczyń. 

 - Nie - powiedziała, kręcąc głową w zdumieniu. - Myślałam o spotkaniu z 

moją rodziną. 

 - Jasne, że mówiłem serio. 
 -  Ależ  tam  będą  wszyscy.  Moi  czterej  bracia,  mama  i  ojciec.  Uprzedzam 

cię, że to oznacza bardzo wielu Carlino. 

 - Dlaczego tak trudno ci uwierzyć, że naprawdę chcę ich poznać? 
 -  Nie  masz  gorączki  -  powiedziała  Fran,  gdy  przyłożyła  dłoń  do  czoła 

Alexa.  -  Wiesz,  chyba  powinieneś  przebadać  głowę  -  zwróciła  się  do  niego  z 
troską. 

background image

 - Dlaczego? 
 - Nikt przy zdrowych zmysłach nie wszedłby do tego centrum swatania. I 

to dobrowolnie! - Wzdrygnęła się i niemal upuściła naczynia do zlewu. 

 -  Myślę,  że  teraz  moja  kolej  wyświadczyć  ci  przysługę.  Ty  dałaś  radę 

wścibskim  Marchettim.  Zapewniłaś  mi  triumf  w  kampanii.  Pora  się 
odwdzięczyć. 

Oparła ręce na biodrach i posłała mu sceptyczne spojrzenie. 
 -  Będą  próbowali  zrobić  z  nas  parę.  Będziesz  dokładnie  wypytywany  o 

wszystko. Ile czasu się znamy? Jakie masz zamiary? Jak daleko się posunąłeś? 
Czy już mnie całowałeś? 

 -  Oboje  dobrze  wiemy,  kto  tu  kogo  całował  -  przypomniał  jej,  unosząc 

wymownie jedną brew. 

 -  No dobrze,  trochę oszukiwałam.  Poniosę  zasłużoną  karę.  Właściwie  już 

płaciła za swój uczynek. Nie mogła spokojnie 

patrzeć  na  Alexa.  Jej  wzrok  stale  błądził  w  okolicach  jego  ust.  I  wciąż 

miała ochotę zaproponować mu rewanż, z pełną świadomością, że znów będzie 
oszukiwać.  Jakoś  przecież  musi  sobie  z  tym  poradzić.  To  była  jej  zasłużona 
kara. 

 - Ale mojej rodziny nie informuj, że oszukiwałam. A w ogóle na wszelki 

wypadek  wcale  nie  zachęcaj  ich  do  rozmowy.  Najmniejszy  ochłap  informacji 
sprawi, że rzucą się na ciebie bez litości. 

 - O co ci chodzi? 
 - Próbuję ci uświadomić, że Carlino nie są zbyt subtelni. 
 - A moja rodzina jest? 
 -  W  porównaniu  z  nimi?  Oczywiście  -  powiedziała,  energicznie,  kiwając 

głową. 

 - Nie może być aż tak źle - zaprotestował ze śmiechem. 
 - Sam zobaczysz. Będzie nawet gorzej. Naprawdę nie musisz tego robić. 
 - Czego się boisz? 
 - Niczego - odpowiedziała zbyt szybko, by mógł jej uwierzyć. 
Ciekawe,  czy  za  takie  kłamstwo  można  trafić  do  piekła.  Może  nawet 

kłamstwo jest gorsze niż oszukiwanie w grze. Te rozmyślania miały ją uchronić 
od  marzeń  o  Alexie.  Czuła,  że  jest  bliska  emocjonalnego  samobójstwa. 
Wystarczy,  że  będzie  musiała  widywać  go  co  dzień  w  pracy.  Jakoś  opancerzy 
się  przeciwko  jego  uśmiechom,  czarowi  i  spojrzeniom.  Przerażała  ją  jednak 
perspektywa  przedstawienia  Alexa  rodzime.  To  stanowczo  nie  była  już  sfera 
zawodowa. 

 -  No  więc  na  czym  polega  problem?  -  spytał  niecierpliwie.  -  Szukałaś 

ochroniarza, a ja zgłosiłem się na ochotnika. Jestem właściwą osobą. Wścibscy 
Marchetti szkolili mnie do takich zadań przez całe życie. Kto  może być lepszy 
ode mnie? 

 -  Chciałam  cię  tylko  ostrzec.  Mój  ojciec  wraz  z  braćmi  odstraszyli  już 

niejednego,  który  uważał,  że  ma  dość  odwagi,  by  towarzyszyć  mi  przy 

background image

rodzinnym obiedzie. Przeganiają wielbicieli szybciej, niż zdążyłbyś powiedzieć: 
witajcie. 

 -  Nie  jestem  wielbicielem.  Miałem  już  swoją  szansę  w  miłości. 

Zapewniam  cię  jednak,  że  zdążyłem  wytworzyć  w  sobie  przeciwciała.  Jestem 
odporny na wszystko, czym chcieliby mnie potraktować panowie Carlino. 

 - Jesteś pewien? 
 - Całkowicie. 
Fran  musiała  przyznać,  że  byłoby  miło  mieć  jutro  wsparcie.  No  i 

oczywiście  miał  rację.  Nie  mogła  się  zatracić  w  tym  związku,  bo  on  sam 
przyznał, że nie szuka partnerki. Więc na czym polegał problem? 

 -  No  dobrze  -  zdecydowała  w  końcu.  -  Możesz  przyjść.  Ale  nie  mów 

potem, że cię nie ostrzegałam - powiedziała i pogroziła mu palcem. 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY 
Alex  przyjechał  po  Fran  i  razem  ruszyli  na  spotkanie  z  jej  rodziną. 

Wjechali  już  do  San  Fernando  Valley  i  krążyli  właśnie  po  jednej  z  bardziej 
ekskluzywnych dzielnic. Alex jechał wolno, czekając na wskazówki Fran. 

 - To tutaj - powiedziała. 
 - Gdzie? - Nie dostrzegł domu, który był oddalony od drogi. 
 -  Po  prostu  skręć  w  lewo,  na  ten  podjazd,  i  zaparkuj  za  ostatnim 

samochodem. 

Alex zrobił, jak prosiła. Okazało się, że jako ostatnia stała półciężarówka, a 

przed  nią  cztery  inne.  Wszystkie  miały  napis  Carlino  Construction.  Przed  nimi 
stał  samochód  terenowy,  ale  tak  wielki,  że  z  łatwością  zmiótłby  z  szosy  małe, 
sportowe, dwudrzwiowe autko Alexa. Jego samochód wyglądał jak mały piesek 
przy wielkich brytanach. 

Alex  wyłączył  silnik  i  spojrzał  na  Fran.  Miała  na  sobie  błękitne  dżinsy  i 

różowy  sweterek.  Wyglądała  tak  słodko,  że  znów  miał  ochotę  nazwać  ją 
Frannie. Przypomniał sobie, jak Rosie mówiła, że jej przyjaciółka nie cierpi tego 
zdrobnienia.  Cóż,  musiał  przyznać  rację  siostrze,  która  upierała  się,  że  to 
zdrobnienie  pasuje  do  dziewczyny.  Nie  zgodziłby  się  jednak,  że  Fran  jest  dla 
niego idealną kobietą. Stracił już Beth. Tylko raz w życiu idealna kobieta mogła 
znaleźć drogę do jego serca. 

Właśnie  dlatego  był  wstrząśnięty  swoją  reakcją  na  wczorajszy  pocałunek. 

Ich usta złączyły się tylko na kilka sekund, ale złapanie oddechu po pocałunku 
zajęło mu dużo więcej czasu. 

Właściwie zawsze, gdy w pobliżu znajdowała się Fran, nie było już mowy 

o spokoju. 

Przez  całą  noc  tłumaczył  sobie,  że  po  prostu  zaskoczyła  go  pocałunkiem. 

Już  niemal  w  to  uwierzył.  Chciał  w  to  wierzyć.  Miał  dosyć  innych  tłumaczeń, 
które podpowiadało mu serce. 

Dziś była sobota. Dzień wolny od pracy. A on marzył o tym, żeby spędzić 

ten czas z Fran. Nawet, jeśli oznaczało to spotkanie z całą jej rodziną. 

 - Gotowy? - spytała dziewczyna z błyskiem w oku. 
 -  Nie,  jeśli  samochody  świadczą  o  swych  właścicielach  -  odparł, 

poprawiając okulary. - Mam dziwne wrażenie, że tu nie pasuję. 

 -  Jeszcze  nie  jest  za  późno,  żeby  się  wycofać  -  powiedziała 

rozpromieniona. 

Po  raz  pierwszy  tego  dnia  wzrok  Alexa  spoczął  na  ustach  Fran.  Już 

wiedział,  że  są  słodkie  i  miękkie.  Znów  miał  ochotę  ją  pocałować.  Nagle 
odezwało  się  poczucie  winy.  Potrząsnął  głową,  by  odgonić  bolesne 
wspomnienia o Beth. 

 - Marchetti nie są tchórzami - oznajmił. 
 -  W  porządku.  Zatem  chodź,  bohaterze  -  powiedziała  Fran  i  otworzyła 

drzwi samochodu. 

background image

Alex  obszedł  auto,  żeby  pomóc  dziewczynie.  Miała  zajęte  ręce,  bo 

ostrożnie trzymała tort urodzinowy, który upiekła na przyjęcie. Kiedy zabrał od 
niej  pojemnik,  sięgnęła  na  tylne  siedzenie  po  prezent  dla  matki.  Alex  trzymał 
ciasto  w  jednej  ręce,  a  drugą  objął  dziewczynę  w  talii.  Gdy  tylko  jej  dotknął, 
poczuł,  jakby  prąd  przebiegł  przez  jego  ciało.  Całe  szczęście,  że  miał  wolną 
tylko  jedną  rękę.  W  przeciwnym  wypadku  porwałby  ją  w  ramiona  i  obsypał 
pocałunkami. 

Podeszli do solidnych, dębowych drzwi. Fran głośno zapukała, pchnęła je i 

weszli do środka. 

 - Halo? - zawołała. - Mamo? Tatku? 
 - Tutaj - odpowiedział kobiecy głos. 
Przeszli  przez  obszerny  hol  wyłożony  boazerią.  Znaleźli  się  w  ogromnej 

kuchni  z  dębowym  stołem,  wokół  którego  stało  osiem  krzeseł.  Na  ścianach 
pomieszczenia  wisiały  kompozycje  z  suszonych  kwiatów  i  pejzaże 
przedstawiające  wieś.  Przy  kuchence  stała  dojrzała  kobieta  i  drewnianą  łyżką 
mieszała w wielkim rondlu. Była niemal wzrostu Fran, ale bardziej pulchna. Jej 
brązowe włosy były poprzetykane siwizną. 

 - Francesca - powiedziała, uśmiechając się radośnie. 
 -  Witaj,  mamo.  Wszystkiego  najlepszego!  -  zawołała  dziewczyna  i 

podbiegła się przytulić. 

 - A to pewnie jest Alex - zgadła jej matka. - I przyniósł ciasto. 
 - Alex Marchetti, moja matka, Aurora Carlino - dokonała prezentacji Fran. 
 -  Miło  mi  panią  poznać  -  odezwał  się  mężczyzna,  wyciągając  rękę  i 

odstawiając ciasto na blat. - To Fran upiekła tort, pani Carlino. 

 -  Tak  myślałam.  I  mów  mi  Aurora.  Witaj  w  naszym  domu,  Alex.  Zaraz 

przedstawię ci męża i synów. 

 - Czekaj, mamuś - poprosiła Fran i znów objęła matkę. - Dajmy Alexowi 

jeszcze chwilę. A w ogóle, to dlaczego siedzisz w kuchni, przecież chłopcy są w 
domu? - spytała dziewczyna ze zmarszczonym czołem 

 -  Właśnie  dlatego,  że  chłopcy  są  w  domu  -  odparła  kobieta,  wzruszając 

ramionami.  -  Dlaczego  nie  miałabym  być  w  kuchni?  Gotuję  obiad  dla  moich 
bliskich. 

 - Przecież są twoje urodziny. Tata i chłopcy nie powinni byli pozwolić ci 

dziś  pracować.  Mogli  chociaż  zamówić  obiad  z  restauracji.  Powinnaś 
przynajmniej dziś sobie odpocząć. 

 - Nie szkodzi, to tylko... 
 - Daj mi tę łyżkę - zażądała Fran i wyciągnęła rękę. 
 - To już był najwyższy czas, Francesco Isabello - powiedział męski głos. 
W  drzwiach  pojawił  się  starszy  mężczyzna  o  ogorzałej  twarzy.  Był  nieco 

wyższy od Alexa i miał zupełnie siwe włosy. 

 - Zastąp matkę i pokaż, czego cię nauczyli w tej twojej frymuśnej szkole. 
 - Witaj, tatku - przywitała się i podeszła, by go ucałować. Alex zauważył, 

ż

e była spięta i zaciskała dłonie. 

background image

 -  Jak  się  masz,  pączuszku?  -  spytał  ojciec  i  zamknął  ją  w  niedźwiedzim 

uścisku. - Nie przedstawisz mnie temu twojemu młodzieńcowi? 

Alex  zauważył,  że  Fran  zesztywniała  jeszcze  bardziej.  Zaczyna  się, 

pomyślał,  już  czas  wkroczyć  do  akcji.  Podszedł  więc do  ojca Fran i  wyciągnął 
rękę. 

 -  Nazywam  się  Alex  Marchetti.  Miło  mi  pana  poznać  -  powiedział 

grzecznie i poczuł, że jego dłoń jest ściskana jak w imadle. 

 -  Leonardo  Carlino  -  przedstawił  się  ojciec  Fran.  -  No  to,  jak  poznałeś 

moją Frannie? 

Alex  spojrzał  na  dziewczynę.  Zastanawiał  się,  jakim  cudem  mogła  tak 

bardzo  zesztywnieć.  Chciał  ją  schować  za  siebie  albo  najlepiej  zamknąć 
bezpiecznie w swoich ramionach. Przeniósł wzrok na ojca dziewczyny. 

 - Pracujemy razem. Fran tworzy przepisy dla mojej firmy. 
 - A! - zawołał Leo. - To ty jesteś tym gościem od mrożonek, o którym nam 

opowiadała. 

 - I stał się cud - wymamrotała pod nosem Fran. - Słuchał, co mówię. 
Alex zerknął na dziewczynę, i zauważył, że jej spięte ramiona znajdowały 

się  już  niemal  na  wysokości  uszu.  Mrugnął  do  niej  porozumiewawczo  i 
uśmiechnął się do jej ojca. 

 - Tak, proszę pana. To ja jestem tym gościem od mrożonek. 
 -  Jak  długo  spotykasz  się  z  Frannie?  -  chciała  natychmiast  wiedzieć 

Aurora. 

Alex  oczekiwał,  że  Fran  w  końcu  wybuchnie.  Jednak  po  raz  pierwszy, 

odkąd  ją  poznał,  była  zupełnie  cicho.  Zawsze  wyrażała  swoje  zdanie  prosto  z 
mostu  i  bardzo  wyraźnie.  Waśnie  to  w  niej  tak  go  pociągało.  Teraz  czuł,  że 
brakuje mu jej pewności siebie. Zanim jednak zdążył odpowiedzieć na pytanie, 
do kuchni  wcisnęło się  czterech  mężczyzn.  Alex  zgadywał,  że  to  właśnie  są  ci 
„chłopcy", o których mówiła Fran. Nie wiedział wprawdzie, czego powinien się 
spodziewać,  ale  z  pewnością  nie  czterech  zwalistych  facetów  o  sylwetkach 
atletów. 

 - Hej, Frannie - zawołał pierwszy i chwycił ją w ramiona. - Jak leci? 
 -  Wszystko  w  porządku,  Max  -  odparła  i  uściskała  go.  Jeszcze  trzy  razy 

znikała  w  niedźwiedzich  uściskach  swych  braci.  Według  Alexa  musieli  mieć 
około trzydziestu lat. Każdy z nich przewyższał wzrostem ojca. Wszyscy nosili 
dżinsy  i  koszulki  z  krótkimi  rękawami.  Łatwo  było  zauważyć,  że  mają 
wspaniałe  mięśnie.  Mieli  brązowe  oczy  po  ojcu  i  gęste,  ciemne  włosy.  Gdyby 
chcieli  pracować  w  przemyśle  rozrywkowym,  Hollywood  przywitałby  ich  z 
otwartymi  ramionami,  pomyślał  Alex.  A  już  na  pewno  jego  żeńska  część 
populacji. 

 - A któż to, siostrzyczko? - spytał ten, który wyglądał na najstarszego. 
 - Frannie, przedstaw braciom swego młodzieńca - zarządziła matka. 
 -  To  nie  jest  mój...  -  westchnęła  ciężko  Fran  i  potrząsnęła  zrezygnowana 

głową.  -  Zacznę  od  najstarszego.  To  właśnie  jest  mój  najstarszy  brat,  Max  - 

background image

wskazała  łyżką  na  mężczyznę  z  małą  blizną  na  brodzie.  -  Za  nim  stoi  Mike, 
który  ma  najwięcej  wdzięku  i  potrafi  dogadywać  się  z  ludźmi  -  powiedziała, 
pieszczotliwie, gładząc go po policzku. - Trochę przypomina mi twojego brata, 
Joego. Następny jest Sam, ten mądry. 

 - A my to co? Siekana wątróbka? - obruszył się Max. 
 - Jasne - zgodziła się słodko. - A ostatni, który stoi przy drzwiach, to John. 
 - Hej, ja też umiem dogadywać się z ludźmi - oznajmił młody mężczyzna, 

którego właśnie wskazała łyżką. 

 - Owszem - przytaknęła i obdarzyła go uśmiechem. - Pod warunkiem, że ci 

ludzie, to kobiety. - Popatrzyła na Alexa. 

 - Johnny Carlino to największy łobuziak w rodzime. Kobiety uwielbiają go 

i lgną do niego tuzinami. Jednak on wcale nie jest tym zainteresowany i nie chce 
mi  powiedzieć,  dlaczego  -  oznajmiła  i  skinęła  łyżką  na  Alexa.  -  Słuchaj,  jeśli 
zmieniłbyś zdanie w sprawie szukania partnerki, mógłby udzielić ci kilku porad. 

 - Po co Alex miałby kogoś szukać? - zdziwił się ojciec Fran. 
 - Przecież ma ciebie. 
 - Wcale nie. 
Zanim zdołała dokończyć zdanie albo wściec się na dobre, Johnny objął ją 

w talii i z łatwością podniósł do góry. 

 -  Może  przemyślę  to  jeszcze  raz,  kiedy  spotkam  kobietę  tak  mądrą  i 

ś

liczną jak moja mała siostrzyczka. A jeśli jeszcze będzie umiała gotować... 

 - Natychmiast mnie postaw - zażądała, uderzając go po rękach. - Kobiety 

mają więcej do zaofiarowania niż tylko gotowanie dla męża, ty potworze.  

 - Taa - przytaknął Sam. - Stale nam o tym przypominasz. 
 - Może wreszcie to zapamiętacie. Nie mogę zrozumieć, dlaczego żaden z 

was  nie  znalazł  sobie  jeszcze  dziewczyny  -  powiedziała,  uśmiechając  się  do 
braci. 

 - A jeśli już mówimy o randkach, to nie skończyłaś prezentacji. Co to za 

facet? - spytał Max. 

 - Nie jesteśmy na randce. To jest Alex Marchetti. 
 - Ten gość od mrożonek? - spytał Mike Carlino. 
 - Owszem - przytaknął Alex. 
 - Gdzie są wasze maniery, chłopcy? Wychowaliście się w lesie? Czy to nie 

czas  na  przyjazne  potrząsanie  dłońmi?  Albo  czułe  uściski  i  poklepywanie  po 
plecach? 

 - Naprawdę musisz przestać myśleć stereotypami - poradził Sam i odsunął 

z jej czoła pasemko włosów. 

 -  Cóż  mogę  powiedzieć?  -  Wzruszyła  ramionami.  -  Jestem  produktem 

swego środowiska. 

Alex zastanawiał się, czy tylko on zrozumiał podwójne znaczenie jej słów. 

Nie  miał  wątpliwości,  że  środowisko  Fran  było  wypełnione  miłością.  Ale  nie 
tylko.  Wciąż  borykała  się  z  niezbyt  subtelnymi  naciskami  w  sprawie 

background image

małżeństwa.  Jej  rodzice  pragnęli,  aby  Alex  i  Fran  byli  parą.  Ostrzegała  go 
przecież. 

„Chłopcy" po kolei wyciągali ręce, by potrząsnąć dłonią Alexa. Witał się z 

nimi, próbując powstrzymać chęć rozmasowania bolących palców. 

 -  Przegapimy  mecz.  Telewizor  jest  w  drugim  pokoju.  Alex,  może  się  do 

nas przyłączysz? - zapytał Leo Carlino. 

Mężczyzna spojrzał na Fran i zauważył, że jej oczy pociemniały z gniewu i 

upokorzenia.  Odesłano  ją  do  kuchni,  jakby  właśnie  tam  było  jej  miejsce.  Na 
pewno miała ochotę zaprotestować, Alex wiedział jednak, że nie zostawi matki 
samej w kuchni. 

 - Może mógłbym w czymś pomóc? - spytał więc Aurorę. 
 -  Zostawmy  gotowanie  kobietom  -  wtrącił  się  Leo,  zanim  jego  żona 

zdążyła odpowiedzieć gościowi. 

 -  Dziękuję,  Alex,  ale  ja  i  Fran  doskonale  sobie  poradzimy.  Tylko  byś 

zawadzał.  Dołącz  lepiej  do  mężczyzn.  Wszystko  będzie  gotowe  za  jakieś  pół 
godziny. 

Alex spojrzał na Fran, uważnie studiując wyraz jej twarzy. 
 - Wszystko w porządku - powiedziała. 
Miał jednak wrażenie, że to wcale nie jest w porządku. Nie wiedział tylko, 

jak mógłby jej pomóc. 

Po obiedzie wszyscy przeszli do salonu na tort. Max wyjaśnił Alexowi, że 

pomieszczenie  to  było  niegdyś  garażem  na  trzy  samochody.  Przebudowali  je  i 
urządzili  pokój  o  kształcie  litery  L.  Był  wystarczająco  duży,  żeby  pomieścić 
kominek i stół bilardowy. W drugim końcu pomieszczenia stały fotele, krzesła, 
sofa i stolik do kawy. Nieopodal umieszczono telewizor. 

W trakcie oprowadzania po domu Alex dowiedział się, że panowie Carlino 

niemal  całkowicie  go  przebudowali.  Wprawdzie  był  wielki,  ale  zarazem 
przytulny i wygodny. Już rozumiał, dlaczego Carlino Construction odniosło taki 
sukces. 

Oczekiwanie na tort postanowili skrócić sobie pogawędką. 
 - Dostałeś zgodę na plany budynku w Santa Monica? - spytał Leo. - Max 

jest architektem - wyjaśnił Alexowi z dumą. 

 - Owszem. Były tylko dwie czy trzy zmiany. A już myślałem, że zajmie to 

więcej czasu. 

 - Świetnie - Uśmiechnął się z aprobatą Leo. 
 -  Ja  też  odniosłam  sukces  -  oznajmiła  Fran,  która  siedziała  naprzeciwko 

ojca i wtykała świeczki w tort. - Marchetti zaakceptowali moje przepisy dla linii 
mrożonych dań. 

 - I to przed upływem terminu - dodał Alex. 
 - To miło - powiedział Leo, myśląc już o czymś innym. - Mike, a co z tą 

budową w Thousand Oaks? 

Alex zobaczył wyraz rozczarowania na twarzy Fran. Opuściła z rezygnacją 

ramiona. Wstała i wyszła, kiedy ojciec skupił uwagę na swym drugim synu. 

background image

 -  W  porządku,  tato.  Ale  nie  mam  jeszcze  decyzji.  Muszę  wziąć  dwóch 

naszych i sprawdzić plac. Wszystko jest na dobrej drodze. 

 - Wspaniale, synu. 
Fran pojawiła się w pokoju, niosąc deserowe talerzyki i widelczyki. 
 -  Tato,  czy  już  ci  mówiłam,  jak  bardzo  wszystkim  smakowało  danie 

przyrządzone  według  mojego  najnowszego  przepisu?  Marchetti  natychmiast 
zgodzili  się  włączyć  potrawę  do  swojej  kampanii.  To  popchnie  moją  karierę 
naprzód - oznajmiła z dumą. 

 - Karierę? Kucharki? - Leo uśmiechnął się pobłażliwie. 
 - Przecież sama zarabiam na życie - wytknęła mu. 
 -  Co  to  za  życie?  Mąż  i  rodzina,  to  jest  prawdziwe  życie  -  powiedział, 

wzruszył pogardliwie ramionami i popatrzył wymownie na Alexa. 

 - Sam, możesz już zacząć zbierać załogę? - zwrócił się po chwili do swego 

trzeciego syna. - Jeśli dostaniemy zgodę na budowę w Santa Monica, będziemy 
potrzebować najlepszych ludzi, by zdążyć na czas i nie przekroczyć budżetu. 

 -  Jak  tylko  dasz  sygnał,  skrzyknę  brygadę  -  zgodził  się  Sam  i  pokiwał 

głową. 

 - Nie wiem, jak ty to robisz synu, ale zawsze zdążasz z robotą - oznajmił z 

podziwem Leo. 

Fran  nie  wyglądała  na  szczęśliwą.  Kiedy  już  uporała  się  z  przybieraniem 

tortu, wszyscy wstali i odśpiewali Aurorze „Sto lat". 

 -  W  pracy  świetnie  mi  idzie  -  znów  spróbowała  Fran,  gdy  już  zapadła 

cisza. - Ja i Alex... 

 -  A  skoro  mówimy  o  Aleksie  -  przerwał  jej  ojciec.  -  Co  myślisz  o  mojej 

Frannie? Jest świetną kucharką, prawda? 

 - Tato, daj mu spokój - poprosiła dziewczyna. 
 - Oczywiście - odparł zapytany. - Gdyby tak nie było, nie zatrudniłbym jej. 

Pańska  córka  jest  świetna  w  swoim  zawodzie.  Ma  prawdziwy  talent  do 
ulepszania  przepisów,  że  nie  wspomnę  o  tworzeniu  własnych.  Przewiduję  dla 
niej świetlaną karierę w przemyśle gastronomicznym - dodał, patrząc mu prosto 
w oczy. 

Alex ledwie hamował  gniew.  Był  wściekły,  gdy  nikt  nie stanął  w  obronie 

Fran.  Nic  dziwnego,  że  nie  miała  dobrego  zdania  o  związkach,  małżeństwie  i 
zakładaniu  rodziny.  Zrozumiał,  dlaczego  nie  chciała  oddać  swego  serca 
mężczyźnie. Bała się, że gdzieś po drodze zatraci siebie. Postanowił wprowadzić 
tu parę zmian. 

 - To właśnie dzięki niej możemy zaistnieć na rynku dań mrożonych, który 

dysponuje  czterema  bilionami  dolarów  rocznie  do  podziału  -  powiedział 
dobitnie i z przyjemnością patrzył, jak w niedowierzaniu unoszą brwi, 

 - Cztery biliony dolarów? 
 -  Tak.  A  ja  zamierzam  uszczknąć  z  nich  jak  najwięcej.  Bez  Fran  nie 

byłoby to możliwe. Powinniście być z niej dumni. 

background image

 -  O!  Dziewczyna  zna  się  na  kuchni  -  zgodził  się  Leo.  -  Będzie  świetną 

ż

oną. Kiedy już poprowadzę ją do ołtarza, będę z niej naprawdę dumny. 

Alex  prawie  stracił  zimną  krew.  Miał  ochotę  wstać  i  mocno  potrząsnąć 

ojcem dziewczyny. Zauważył, że Fran jest czerwona jak piwonia. Zapadła się w 
sobie  i  widać  było,  że  już  dała  spokój  próbom  zwrócenia  na  siebie  ojcowskiej 
uwagi. Spojrzenie małej zagubionej dziewczynki ugodziło go prosto w serce. 

 -  Frannie,  dokończ  krojenie  tortu  i  rozdaj  wszystkim  ciasto.  Nie  może 

zostać nawet okruszyna, bo to przynosi pecha - powiedział Leo do córki. 

Bez słowa protestu zrobiła, o co prosił. Rozdała napełnione talerzyki. 
Alex spróbował czekoladowego tortu. Miał wrażenie, że umarł i poszedł do 

nieba. 

 -  To  jest  wyśmienite.  Fran,  może  nawet  pomyślimy  o  linii  mrożonych 

deserów? 

 - Dzięki - powiedziała bez zwykłej wesołości. 
Alex czekał na zachwyty innych. Wszyscy pokiwali głowami, lecz nikt się 

nie odezwał. Poczuł, że rośnie w nim gniew. 

 - Czy macie pojęcie, jak bardzo utalentowana jest Fran? Żaden kuchmistrz, 

czy to kobieta, czy mężczyzna, nie potrafiłby zrobić tego, co ona. 

 - Umiesz grać w bilard? - nagle zapytała go Fran. 
 - Owszem - odparł, zdając sobie sprawę, że dziewczyna próbuje odwrócić 

jego  uwagę  od  rozmowy.  -  Ten  stół  nie  jest  tylko  ozdobą?  -  spytał  i  wziął 
głęboki oddech, by się uspokoić. 

 - Oczywiście, że nie. Można na nim grać. 
 - Uważaj, Alex - wtrącił się Max. - Frannie jest w tym świetna. 
 - On nie żartuje - przytaknął Sam. - Jest naprawdę dobra. Uważaj, bo cię 

ogra. 

Alex zaśmiał się spojrzał na Fran. 
 - Wyzywasz mnie na pojedynek? 
 - Właśnie - odparta, wstając. 
 - Zatem muszę cię ostrzec. Za czasów szkoły byłem mistrzem gry w bilard 

- pochwalił się i ruszył za nią na drugi koniec pokoju. 

 - Jeśli chcesz mnie onieśmielić, wiedz, że to strata czasu - oznajmiła Fran, 

wręczając mu kij. - Mam nerwy ze stali. 

 - Zauważyłem - powiedział i skinął głową w stronę reszty klanu Carlino. 
 - Chcesz rozbić, czy ja mam zacząć grę? - spytała, wzruszając ramionami. 
 - A będziesz oszukiwać? 
Jeśli  to  oznaczało  pocałunki,  zamierzała  oszukiwać  na  całego.  Ta  myśl 

sprawiła, że zrobiło jej się gorąco. 

 - Nie muszę oszukiwać - odparła z błyszczącymi oczami. 
 - Tym razem zwycięstwo nie zależy od siły, lecz od umiejętności. A moje 

są wystarczające, by pokonać cię w uczciwej walce. 

 - W porządku. Może się więc założymy? 
 - Jasne. O ile? 

background image

 - O dolara. 
 - Ach! Ależ jesteś pewny siebie - drażniła go. 
 - Po prostu nie chcę uszczuplić twojego budżetu. 
 - Niech cię o to głowa nie boli. Pomyśl raczej o pieniądzach na wizytę u 

terapeuty, po szoku, który zaraz przeżyjesz - zaśmiała się. 

 - Ha! Panie mają pierwszeństwo. Ty rozbijasz. 
Fran  wzięła  trójkąt  i  ułożyła  w  nim  bile.  Ustawiła  je  na  właściwym 

miejscu, zdjęła trójkąt i odsunęła się od stołu. 

 - Na pewno chcesz, żebym zaczynała? - zapytała z wyższością. - To mi od 

razu daje przewagę, a dolar jest dodatkową motywacją. 

 - Jestem absolutnie pewien. 
Dziewczyna  odwróciła  się  do  niego  tyłem  i  pochyliła  się  nad  stołem, 

pozwalając  Alexowi  nieświadomie  podziwiać  swoją  zgrabną  sylwetkę. 
Pomyślał,  że to  wszystko,  czego  może  pragnąć  mężczyzna  Łuki  i  zaokrąglenia 
jej ciała aż kusiły, by ich dotknąć. Wprawdzie nie mógł nazwać tego celowym 
oszustwem, ale widok kształtnej pupy Fran skutecznie go rozpraszał. Poczuł, że 
drżą mu ręce. Zdecydował więc, że pora wkroczyć do walki. 

Odezwał  się  dokładnie  w  chwili,  gdy  dziewczyna  przymierzyła  się  do 

uderzenia białej bili. 

 - Nie spiesz się tak, Fran. 
Ręka  jej  drgnęła,  lecz  nie  dotknęła  bili.  Dziewczyna  wyprostowała  się  i 

odwróciła  do  niego  ze  słodkim  uśmiechem.  Jednak  w  jej  oczach  zauważył 
prawdziwe wyzwanie. 

 -  Wiesz,  że  to  była  paskudna  zagrywka.  Powiem  nawet,  że  niegodna 

ciebie. 

Za  nic  nie  przyznałby  się,  że  nie  zrobił  tego  złośliwie.  Tym  razem  nie 

chciał przeszkodzić jej w grze. Chciał po prostu podziwiać jej zgrabny tyłeczek 
jeszcze przez parę chwil. Absolutnie nie mógł tego wyjaśnić Fran, tym bardziej, 
ż

e jej bracia i ojciec siedzieli w pobliżu. 

 -  Masz  rację.  Przepraszam.  Graj,  już  będę  grzeczny  -  zawiesił  głos  i  po 

chwili znów się odezwał. - Frannie. 

Dziewczyna ponownie drgnęła i popatrzyła na niego zdegustowana. 
 - Jeśli chcesz grać nieczysto, to nie ma sprawy. 
Jeśli  nieczysta  gra  oznaczała  pocałunki,  to  mogła  na  niego  liczyć.  Alex 

westchnął.  Odkąd  spróbował  przystawki,  nie  mógł  przestać  myśleć  o 
skonsumowaniu  całego  dania.  W  dodatku  to  pragnienie  stawało  się  coraz 
silniejsze. Jednak chwila była zdecydowanie niewłaściwa. Dziewczyna miała w 
braciach  czterech  ochroniarzy.  Może  nawet  poradziłby  sobie  z  nimi,  ale  tylko 
pojedynczo. Wprawdzie to nie on zajmował się liczbami w firmie Marchettich, 
ale  przecież  zdawał  sobie  sprawę,  że  proporcje  cztery  do  jednego  nie  są  dla 
niego  korzystne.  Właściwie  nawet  pięć  do  jednego,  jeśli  wliczyć  Leo,  który 
wciąż był w niezłej formie. 

background image

 -  Wyjaśnij  mi,  co  masz  na  myśli,  mówiąc,  że  gram  nieczysto  -  poprosił 

Alex. 

Fran rzuciła mu oburzone spojrzenie. 
 -  No  proszę,  a  w  tych  okularach  wyglądałeś  mi  na  inteligentnego  faceta. 

Chodzi mi o twoje komentarze, które wybijają mnie z rytmu. 

 - Wybijają z rytmu? - spytał i uniósł jedną brew z powątpiewaniem. 
 -  Może  to  jeszcze  nie  oszustwo,  ale  jeśli  dalej  będziesz  tak  robił,  to 

przygotuj  się  na  podstępny  atak  w  rewanżu.  Przypomnij  sobie,  do  czego  ta 
kobieta jest zdolna - powiedziała, wskazując siebie. 

O  tak,  doskonale  pamiętał.  Krew  zaczęła  żywiej  krążyć  w  jego  żyłach, 

serce szybciej bić, a na czoło wystąpił mu pot. Co się ze mną dzieje, zastanowił 
się.  Mimo  pięciu  obrońców  miał  ochotę  porwać  ją  w  ramiona,  ułożyć  na  stole 
bilardowym i... 

Zdziwił  się,  skąd  takie  myśli  przychodzą  mu  do  głowy.  To  ten  jeden, 

niewinny pocałunek zmienił wszystko. W dodatku zaczął zapominać o Beth. 

 - Owszem, ta kobieta. 
Alex  przerwał,  gdy  usłyszał,  że  Fran  mruczy  coś  do  siebie.  Zauważył,  że 

zmarszczyła  brwi  i  podążył  wzrokiem  za  jej  spojrzeniem.  Aurora  właśnie 
zaczynała zbierać brudne naczynia. 

Fran odłożyła swój kij i ruszyła w stronę stołu. 
 - Zapamiętaj tę myśl - poprosiła. 
 - Z przyjemnością - odpowiedział cicho. 
 -  Co  robisz,  mamuś?  -  spytała  Fran  i  zabrała  talerzyki  z  rąk  starszej 

kobiety. 

 -  Chciałam  troszkę  posprzątać.  Wracaj  do  gry,  kochanie.  Musisz 

dotrzymać towarzystwa Alexowi. 

 -  Są  twoje  urodziny  -  przypomniała  jej  Fran.  -  To  twój  dzień  i  powinnaś 

przestać  wszystkich  obsługiwać.  Usiądź  sobie  i  odpocznij.  Ja  się  wszystkim 
zajmę. 

 -  W  porządku.  Ale  dopóki  jeszcze  stoję,  to  może  komuś  coś  podać?  - 

zapytała Aurora z uśmiechem. 

 -  Napiłbym  się  mleka  -  powiedział  Max.  Fran  ciężko  westchnęła  i 

spojrzała na matkę. 

 - Ja przyniosę, a ty usiądź. 
 - Na pewno, kochanie? 
 - Oczywiście. 
Fran ruszyła do kuchni z talerzami, lecz już po chwili wróciła z mlekiem. 
 - Bardzo proszę, Maximilianie. 
 - Dzięki siostrzyczko - wymamrotał jej brat, gapiąc się w telewizor. 
 -  O  rany,  chyba  wydoiłaś  całą  krowę  -  powiedział,  gdy  wreszcie  na  nią 

spojrzał. - Chciałem tylko pół szklanki. 

background image

Nawet z drugiego końca pokoju Alex rozpoznał wyraz twarzy Fran. Oparł 

się  o  stół  i  z  niecierpliwością  czekał  na  dalszy  rozwój  wydarzeń.  Nie 
rozczarował się. 

 - Pół szklanki, mówisz? - spytała zupełnie spokojnie dziewczyna. 
W  mgnieniu  oka  przechyliła  szklankę  i  wylała  mleko  na  kolana  brata. 

Kiedy  wrzasnął,  podniosła  ją  do  oczu  i  sprawdziła  objętość.  Po  chwili 
zastanowienia ulała jeszcze trochę płynu. 

 - Proszę bardzo, teraz jest połowa - powiedziała i wręczyła mu szklankę. 
 - Dlaczego to zrobiłaś?! - krzyknął z wyrzutem mężczyzna, podrywając się 

z fotela. 

 - Francesco Carlino, co cię opętało? - spytał ojciec podniesionym głosem. 
 -  Nie  mam  pojęcia.  Zawsze  miałam  ochotę  to  zrobić  -  odparła.  -  Nigdy 

mnie nie zauważacie, a ja jestem tak samo ważna, jak chłopcy. Tak jak oni mam 
swoje marzenia, nadzieje i osiągnięcia - oznajmiła dobitnie. 

Odwróciła się na pięcie i wyszła z domu. 

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY 
Fran  otworzyła  drzwi  do  swojego  mieszkania.  Ona  i  Alex  opuścili 

przyjęcie zaraz po incydencie z mlekiem. Zanim jednak wyszli, zdążyła jeszcze 
przeprosić  matkę  za kłopoty.  W  czasie  drogi  do  domu  nie  rozmawiali  ze sobą. 
Czuła,  że  powinna  wyjaśnić  Alexowi  swoje  zachowanie.  W  końcu  był  jej 
szefem. Znów ta sama stara śpiewka. Jeśli postąpiłby tak mężczyzna, przyznano 
by  mu  rację.  Jeśli  to  kobieta  pokazała  charakterek,  z  pewnością  chodziło  o 
syndrom napięcia przedmiesiączkowego. 

 - Może wejdziesz na kawę? - zaproponowała Fran. 
 - Żebyś mogła ją na mnie wylać? 
 -  Tylko,  jeśli  każesz  mi  prać,  sprzątać,  gotować  i  w  ogóle  uniżenie  ci 

służyć - skwitowała krótko. 

Wiedziała,  że  Alex  tylko  się  z  nią  drażni.  Wciąż  był  w  dobrym  humorze, 

choć postawiła go przed całym klanem Carlino. Dlaczego stanął w jej obronie? 

Fran była przyzwyczajona do postępowania własnej rodziny. Radziła sobie 

z ich swatami, odkąd uznali, że jest wystarczająco dorosła, by zacząć się z kimś 
spotykać. Zastanawiała się, kiedy wreszcie rozpacz pchnie ich do rozwieszenia 
wielkich transparentów z napisem: „Fran Carlino potrzebuje mężczyzny". Do tej 
pory  znosiła  wszystko  pogodnie.  Dzisiaj  zupełnie  straciła  zimną  krew  i 
wiedziała,  że  miało  to  jakiś  związek  z  obecnością  Alexa.  A  może  i  ona  sama 
pragnęła  tego,  co  jej  cała  rodzina?  Może  podświadomie  zgadzała  się,  by  ją 
wyswatali? I w ten niemądry sposób chciała zwrócić na siebie uwagę Alexa? 

Jednak jej rodzina nie zdawała sobie sprawy, że Alex tak naprawdę wcale 

nie był wolny. 

 -  Przepraszam  -  powiedziała  do  mężczyzny.  -  Oczywiście,  że  nie  będę 

wyżywać  się  na  tobie.  Jeśli  obiecam,  że  nic  na  ciebie  nie  wyleję,  to  zechcesz 
wejść? 

Zaprosiła  go  nie  tylko  dlatego,  że  lubiła  jego  towarzystwo.  Nie  chciała 

siedzieć samotnie i rozmyślać, że za swoje uczynki pójdzie do piekła. 

 -  No  dobrze  -  zgodził  się.  -  Jeśli  chcesz,  możesz  wylewać  przede  mną 

swoje żale. 

To  miłe  z  jego  strony,  że  tak  o  nią  dbał.  Nie  była  przyzwyczajona  do 

mężczyzn, którzy zwracaliby na nią uwagę. 

 - Co mogę ci podać? - spytała Fran. 
 - Coś, co nie zostawia plam - powiedział i zabawnie przewrócił oczami. - 

Tylko żartowałem. Napiłbym się kawy, bo chyba miałem dziś za mało wrażeń. 

 - Jasne, ja też. Moje ciśnienie i poziom adrenaliny nie podniosły się nawet 

na chwilę - wyjaśniła, udając powagę. 

 -  Uprzedź  mnie  tylko  parę  sekund  wcześniej,  zanim  poczujesz  przypływ 

sił. 

 - Umowa stoi - zgodziła się ze śmiechem. - Przygotuję kawę - oznajmiła i 

włączyła ekspres. 

background image

Kiedy tylko usłyszała odgłosy pracy urządzenia, poczuła się szczęśliwa, że 

nareszcie  jest  w  domu.  Był  już  styczeń  i  za  oknami  panowała  nieprzyjemna 
pogoda. Lecz nie tylko przytulne mieszkanko zbawiennie wpływało na jej dobre 
samopoczucie.  Liczyła  się  także  obecność  Alexa.  Ten  mężczyzna  nie  dość,  że 
odważył się spotkać z wariatką i jej rodziną, to jeszcze rozśmieszał ją i potrafił 
wyrwać z podłego nastroju. 

Gdy zajrzała mu w oczy, zauważyła ich głodny wyraz. Poczuła przyjemny 

dreszcz i przyspieszone bicie serca. Znów zaczęła myśleć o pocałunkach. 

Alex siedział na jednym z wysokich stołków przy bufecie. Jeśli to w ogóle 

było  możliwe,  wyglądał  jeszcze  lepiej  niż  zazwyczaj.  Miał  na  sobie  znoszone 
dżinsy i sweter, spod którego wystawał kołnierzyk białej koszuli. 

Nie powiedział ani słowa, gdy szykowała kawę. Zachowywał się tak, jakby 

chciał  jej  dać  trochę  czasu.  Może  po  to,  by  ochłonęła?  Albo  zdecydowała,  co 
myśleć? Ciekawe, czy zachowałby milczenie, gdyby wiedział, że Fran chce, by 
znów ją pocałował? Nieważne. W tej chwili doceniała jego wrażliwość. 

Nagle  zapragnęła  zadać  mu  pewne  pytanie.  W  obliczu  wczorajszego 

pocałunku,  odpowiedź  była  dla  niej  bardzo  ważna.  Uważała  przecież,  że  jej 
sercu  nic  nie  grozi,  Alex  na  własne  życzenie  wypadł  z  obiegu  kawalerów  do 
wzięcia. Zresztą, który facet chciałby taką wariatkę, jak ona? 

 -  Co  takiego  zrobiłeś,  że  twoja  sekretarka  powiedziała,  iż  doskonale  wie, 

kim jestem? 

Stanęła przed nim po drugiej stronie bufetu i poważnie zajrzała mu w oczy. 
 - Słucham? - Alex nie zrozumiał. 
 - Chodzi mi o pierwszy dzień pracy w firmie. Byłam bardzo zaskoczona, 

gdy  twoja  sekretarka  Joyce  mnie  poznała.  Pamiętała,  jak  się  nazywam  i 
powiedziała,  że  to  dzięki  tobie.  Co  miała  na  myśli?  Co  takiego  zrobiłeś? 
Dlaczego to powiedziała? 

 - Bo lubi sprawiać kłopoty - burknął i poprawił okulary. 
 -  Nie  uwierzę  w  to  nawet  na  sekundę.  Gdyby  tak  było,  pozbyłbyś  się  jej 

błyskawicznie - zaprotestowała Fran, kręcąc głową. 

 - No dobrze. 
Niecierpliwie  czekała  na  to,  co  powie  Alex.  Zastanawiała  się  tylko, 

dlaczego  jest  tym  aż  tak  zainteresowana.  Czemu  nie  może  mu  odpuścić? 
Dlaczego tak zależy jej na podziwie Alexa? Może dlatego, że własna rodzina nie 
doceniała  jej  pracy?  Możliwe.  A  może  dlatego,  że  jej  niska  samoocena 
domagała  się  pchnięcia  w  górę?  Bez  wątpienia.  A  Alex  był  dokładnie  tym, 
czego  jej  było  potrzeba.  Nie  szukał  miłości  i  Fran  nie  musiała  się  przy  nim 
niczego  obawiać.  Po  dzisiejszej  katastrofie  w  domu  rodzinnym  nie  dbała  już  o 
to, jak bardzo żałosne i oczywiste są jej działania. Chciała, by ktoś ją wreszcie 
docenił,  pochwalił  i  pogłaskał  po  głowie.  Bezwstydnie  polowała  na 
komplementy. 

 -  No,  co  takiego  jej  o  mnie  mówiłeś?  -  ponagliła  go,  gdy  zbyt  długo 

ociągał się z odpowiedzią. 

background image

 - Odliczałem dni do twego przybycia w kalendarzu - przy znał w końcu. 
 -  Skreślałeś  każdy  kolejny  dzień,  dzielący  mnie  od  rozpoczęcia  pracy  u 

ciebie? -  spytała  zadowolona,  a  kiedy  przytaknął,  zarzuciła ponownie  wędkę.  - 
A ona codziennie zagląda do twojego terminarza? 

 -  Właśnie  to  robią  usłużne  sekretarki  -  potwierdził.  -  Oczywiście,  oprócz 

podawania kawy - dodał z zadziornym błyskiem w oku. 

Fran postanowiła zignorować tę oczywistą zaczepkę. 
 - I to wszystko? Nie zrobiłeś nic więcej, co skłoniłoby ją do zapamiętania 

mojego imienia? 

 -  No,  może  wspomniałem  o  tobie  raz  czy  dwa,  zanim  zaczęłaś  pracę.  A 

dlaczego pytasz? 

 - Z ciekawości - powiedziała, wzruszając ramionami. - Zastanawiałam się 

tylko... 

 - Jesteś utalentowanym kuchmistrzem, Fran. Nie muszę być jasnowidzem, 

ż

eby przepowiedzieć ci długą i wspaniałą karierę. 

 -  Co  takiego  zrobiłam,  żeby  zasłużyć  na  twoją  pochwałę?  -  spytała 

przewrotnie. 

 - Spędziłaś cały dzień ze swoją rodziną. 
Poczuła,  że  zaczyna  się  uśmiechać.  Widocznie  w  swym  polowaniu  na 

komplementy  była  tak subtelna,  jak  jej  rodzina  w  swatach.  Alex  z  łatwością  ją 
przejrzał. I to nie był wcale pierwszy raz. 

 - Chciałabym, ci podziękować - powiedziała. 
 -  Usłyszałaś  ode  mnie  szczerą  prawdę.  Naprawdę  jesteś  dobra  w  tym,  co 

robisz. I niezależnie od tego, co myślą twoi bliscy, robisz karierę. Masz zawód 
tak samo ważny, jak praca twoich braci. 

 -  Wprawdzie  nie  miałam  na  myśli  dziękowania  za  twoją  pochwałę,  ale 

teraz  dziękuję  za  okazaną  troskę.  Jednak  naprawdę  czuję,  że  muszę  ci 
podziękować. 

 - Za co? - spytał zdziwiony. 
 -  Od  czego  by  tu  zacząć?  -  zastanowiła  się  na  głos  i  westchnęła.  -  Za 

pójście  ze  mną  na  spęd  rodzinny.  Za  wytrwałość  w  znoszeniu  swatów.  I  to  z 
dobrym humorem, powinnam dodać. A także za próbę obrony. 

Szczególnie  za  to.  Już  do  końca  życia  Fran  będzie  pamiętała,  z  jaką 

zaciekłością  walczył  w  jej  imieniu.  Może,  na  swoim  podwórku,  był  trzecim 
potomkiem  z  syndromem  drugiego  syna,  ale  dla  niej  okazał  się  rycerzem  na 
białym koniu. 

 -  Kawa  gotowa  -  oznajmiła,  wracając  na  ziemię.  Wyjęła  dwa  kubki  z 

szafki i nalała do nich aromatycznego płynu. 

 - Wolisz czarną czy może z cukrem i śmietanką? - spytała. 
 -  Z  cukrem  i  śmietanką  -  przytaknął.  -  Chociaż  właściwie  czarna  lepiej 

pasowałaby do mojego nastroju. 

background image

Dziewczyna podała mu kawę i ustawiła przed nim cukiernicę i dzbanuszek. 

Ujęła  w  dłonie  swój  kubek  i  zafascynowana  patrzyła,  jak  Alex  doprawia  sobie 
napój. Pił niemal białą. 

 - Ty, w mrocznym nastroju? - zdziwiła się. 
Był  najbardziej  pogodnym  i  skłonnym  do  żartów  człowiekiem,  jakiego 

znała. Właśnie za to tak bardzo go lubiła. 

 - Przygnębiła mnie postawa twojej rodziny. 
 - Mówiłam ci, że jedyne, co mogłoby przyciągnąć uwagę mojego ojca, to 

pierścionek zaręczynowy na moim palcu. 

 - Już teraz wiem, dlaczego tak się opierasz. 
 - Więc rozumiesz? 
 - Jasne - przytaknął. - Myślą tak, jak w średniowieczu. 
 - Zupełnie nie tak, jak w przypadku syndromu drugiego syna - drażniła go. 

 - Chyba zgodziliśmy się, że to jedynie produkt uboczny prób zasłużenia na 

aprobatę rodziny? 

 - Tak, zgodziliśmy się. Ale nie mogłam się powstrzymać. Poza tym moja 

rodzina naprawdę mnie kocha, choć może to dziwnie wyglądać - powiedziała po 
chwili. - Nawet, jeśli nie jestem mężatką. 

 -  Oczywiście.  Zresztą  doskonale  to  widać.  Ale  twoje  osiągnięcia  są  tak 

samo  ważne,  jak  osiągnięcia  twoich  braci  -  upierał  się  niepotrzebnie  Alex.  - 
Wcale nie dziwię się tej historii z mlekiem. 

On  mnie  naprawdę  rozumie,  pomyślała  zdziwiona  Fran.  Wbrew  sobie 

odetchnęła z ulgą. 

 -  Ojciec  i  tak  nigdy  nie  zaakceptuje  mojego  zawodu.  No,  chyba  że  będę 

gotować we właściwej kuchni. 

 - Ja mam kuchnię - wyrwał się Alex. 
 - Owszem. Jedną w pracy i prawdopodobnie dragą w domu - zgodziła się z 

nim, dmuchając na kawę, by ją ostudzić. - Czy jest jakiś konkretny powód, dla 
którego mnie o tym poinformowałeś? - spytała. 

 -  Nie  -  zaprzeczył,  marszcząc  brwi.  -  To  taki  zawoalowany  sposób  na 

wyjaśnienie ci, że nie warto myśleć stereotypami. 

Szkoda,  że  to  nie  był  zawoalowany  sposób  na  wyjaśnienie  mi,  że 

mogłabym  gotować  w  jego  kuchni  i  zadomowić  się  w  jego  życiu. 
Rozczarowanie,  którego  doznała,  kompletnie  ją  zaskoczyło.  Już  tak  długo 
obywała się bez mężczyzny. 

 -  Próbuję  powiedzieć,  że  mi  na  tobie  zależy,  że  twój  los  nie  jest  mi 

obojętny - wyznał, patrząc jej w oczy. 

 - Nawet, gdy kontrakt wygaśnie? - chciała wiedzieć dziewczyna. 
 - Właśnie - przytaknął. - Lubię cię, Fran i chcę być twoim przyjacielem. 
 - A co z Beth? - spytała i w tej samej chwili pożałowała swych słów. 
 - Ona już zawsze będzie częścią mnie. Nigdy jej nie zapomnę. Ale chyba 

już pora zacząć żyć normalnie. 

background image

 - Więc jednak zmieniłeś zdanie i będziesz sobie szukał partnerki? 
Chyba już nigdy nie nauczy się trzymać buzi na kłódkę. Jednak, ponieważ 

miała w głowie zamęt, musiała przynajmniej znać zamiary Alexa. 

 - Nie. Wiesz, że już miałem swoją szansę. Ale właśnie dotarło do mnie, że 

powinienem żyć bez poczucia winy, że zdradzam jej pamięć, ilekroć poczuję się 
szczęśliwy. 

 -  To  objawienie  spłynęło  dzisiaj  na  ciebie  w  domu  moich  rodziców?  - 

spytała  z  niedowierzaniem  Fran.  -  To  zabawne.  Myślałam,  że  tylko  mnie 
przytrafił się dziś przełom. 

 -  To  dość  dziwne,  ale  zdarzyło  mi  się  to  wtedy,  gdy  ty  przekazywałaś 

swoje przesłanie Maxowi - oznajmił radośnie. 

 - Może chcesz mi powiedzieć coś więcej? - spytała. 
 -  Według  mojej  siostry  są  tylko  dwie  rzeczy,  które  kobieta  pragnie 

usłyszeć  od  mężczyzny  -  odezwał  się  po  chwili  głębokiego  namysłu.  -  Po 
pierwsze: nie miałem racji, a po drugie: to już się więcej nie powtórzy. Tylko że 
ż

adna z nich mi nie pasuje. 

 - No pewnie. Powinieneś podziękować mi, że dzięki klanowi Carlino znów 

doceniłeś życie - wyjaśniła. 

 - No tak. Coś w tym guście - przytaknął i pokiwał głową. 
 - Nie muszę cię więc przepraszać za moje zachowanie? 
 - Bardzo podobałaś mi się w tym wcieleniu bogini wojny 
 -  powiedział  i  spojrzał  na  nią  z  taką  namiętnością  i  tęsknotą,  że  Fran 

ucieszyła się, iż pomiędzy nimi stoi bufet. 

Gdyby nie ta drobna przeszkoda, już dawno rzuciłaby mu się w ramiona i 

domagała  pocałunków.  Czuła,  że  bariera  ochronna,  jaką  się  otoczyła,  słabnie. 
Zerknęła ukradkiem na zegarek. 

 - O rany, spójrz, która już godzina - zawołała zdziwiona. 
 - Gdzie się podział cały ten czas? 
 - To chyba delikatne upomnienie - odgadł Alex. 
 - No tak, zrobiło się późno. 
Odprowadziła  go  do  drzwi  i  położyła  dłoń  na  klamce.  Z  jednej  strony 

pragnęła  błagać  go,  żeby  nie  wychodził,  ale  z  drugiej  cieszyła  się,  że  wyjdzie, 
zanim zdąży wpędzić ją w jeszcze większe kłopoty. 

 - Nie mogę powiedzieć, iż jest mi przykro, że oglądałeś mnie w akcji. Ale 

naprawdę muszę podziękować ci za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. 

Wspięła  się  na  palce,  żeby  pocałować  go  w  policzek.  Alex  w  ostatniej 

chwili  odwrócił  głowę  tak,  że  Fran  pocałowała  go  prosto  w  usta.  Wprawdzie 
myślała  o  pocałunkach,  ale  nawet  w  najśmielszych  marzeniach  nie  liczyła  na 
inicjatywę Alexa. Nie mogła więc spodziewać się takiej burzy uczuć. 

Najpierw  poczuła  przyjemne  ciepło,  które  zaczęło  promieniować  z  klatki 

piersiowej  na  jej  ramiona  i  uda.  Kolana  ugięły  się  pod  Fran  i  upadłaby,  gdyby 
nie silne ramię, które objęło ją w talii. Potem jej ręce, zupełnie bez udziału woli, 

background image

zaczęły błądzić po ciele Alexa. Poczuła, że jej serce zaczyna bić w zawrotnym 
tempie. 

Przylgnęła  do  twardego  ciała  Alexa.  Zadrżała,  gdy  przygarnął  ją  jeszcze 

mocniej. Namiętne pocałunki mężczyzny burzyły jej krew. 

Początkowo  delikatnie  pieścił  jej  wargi  językiem.  Kiedy  rozchyliła  usta, 

natychmiast  wykorzystał  to  i  wdarł  się  w  ich  wilgotną,  miękką  głębię.  Fran 
westchnęła  rozkosznie,  a  to  zachęciło  go  do  dalszych  starań.  Dziewczyna 
poczuła naglą falę gorąca, gdy ich języki złączyły się w miłosnym tańcu. 

Wreszcie porzucił jej usta, by obsypać pocałunkami policzki, brodę i szyję 

dziewczyny. Zatrzymał się dopiero, gdy natrafił na płatek ucha Fran. Poczuła, że 
jej piersi nabrzmiewają i rozpaczliwie zapragnęła jego dotyku. 

Alex  całował  po  mistrzowsku.  Był  zarazem  czuły  i  namiętny.  Potrafił 

spowodować,  by  pragnęła  więcej.  Albo  wcale  nie  wyszedł  z  wprawy,  albo 
instynktownie wiedział, co sprawi jej największą przyjemność. 

 - Fran - szepnął tuż przy jej ustach, oderwał się od niej i oparł brodę o jej 

czoło. - Coś mówiłaś - wydyszał, między kolejnymi, niespokojnymi oddechami. 

Zanim przypomniała sobie temat rozmowy minęło kilka chwil. 
 - Chyba właśnie dziękowałam ci za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. 
 - Nie ma sprawy - powiedział urywanie i wziął kolejny, głęboki oddech. 
 -  Chyba  się  trochę  pospieszyłam  -  oznajmiła,  próbując  się  uspokoić.  - 

Teraz  muszę  ci  jeszcze  podziękować  i  za  to.  A  przecież  mówiłeś,  że  nie 
umawiasz się na randki. 

 - Bo się nie umawiam. 
 - Wcale nie zaszkodziło to twoim pocałunkom. 
 - To najmilsza rzecz, jaką usłyszałem - rozpromienił się Alex. 
 - To dobrze, bo teraz chcę, żebyś już sobie poszedł. Ładnie cię o to proszę. 
 - Powinienem cię przeprosić? - spytał i uśmiech znikł z jego twarzy. 
 - Ty tu jesteś szefem. 
Rozluźnił  uścisk  i  cofnął  się  kawałeczek.  Założył  jej  niesforne  pasemko 

włosów za ucho. Ręka mu drżała. 

 -  Skłamałbym,  gdybym  powiedział,  że  jest  mi  przykro.  Do  zobaczenia  w 

pracy w poniedziałek - powiedział i otworzył drzwi. 

Fran była jednak przekonana, że zobaczy go jeszcze dziś w swoich snach. 
Pod  koniec  tygodnia  Alex  doszedł  do  wniosku,  że  jednak  musiał  wyjść  z 

wprawy  w  kontaktach  z  kobietami.  Dopiero  po  czterech  dniach  zrozumiał,  że 
Fran  go  unika.  Właściwie  wcale  się  nie  widywali,  poza  krótkimi  chwilami, 
kiedy było to już absolutnie konieczne. Pojął to dopiero w piątek, gdy sekretarka 
poinformowała  go,  że  Fran  odwołała  ich  popołudniowe  spotkanie.  Podobno 
wyszła  wcześniej  z  powodu  dokuczliwej  migreny.  Zanim  zdążył  to  jakoś 
skomentować,  Joyce  dodała,  że  dziewczyna  wyglądała  na  zmęczoną  i 
przepracowaną. Powiedziała też, że dobry szef powinien się tym zainteresować. 
Możliwe,  że  była  to  tylko  wymówka  ze  strony  Fran,  lecz  Alex  zdał  sobie 
sprawę, że dawno jej nie widział i zdążył się stęsknić. 

background image

Stał  teraz  pod  drzwiami  mieszkania  dziewczyny  i  zastanawiał  się, 

dlaczego,  niczym  zbrodniarz,  wrócił  na  miejsce  przestępstwa.  Całował  ją  i  był 
tym  zachwycony.  Fran  zresztą  także,  jeśli  instynkt  go  nie  zawodził.  Nie  miał 
wątpliwości, że właśnie z powodu pocałunków dziewczyna go teraz unika. 

Co go opętało? 
Coś  się  w  nim  zmieniło  tamtego  dnia  w  domu  jej  rodziców.  Poczuł 

przemożną potrzebę chronienia Fran. A tego nie czuł nawet przy Beth. Przecież 
Fran  była  zupełnie  inna  niż  jego  ukochana.  Ta  dziewczyna  sprawiała  wrażenie 
zadziornej  i  wytrzymałej.  Jednak  on  wyczuwał  jej  wrażliwość  i  wiedział,  że 
łatwo ją zranić. Nie zamierzał na to pozwolić. To wszystko jest bardzo dziwne, 
pomyślał. A już szczególnie fakt, że w ogóle ją pocałowałem. 

Właściwie  zawsze  uważał  się  za  dość  inteligentnego  faceta.  Wiedział,  że 

jest  rozsądny.  Ale  kiedy  wychodził  od  Fran,  a  ona  popatrzyła  na  niego  tak 
gorąco... Potrząsnął głową. 

 - Właśnie dlatego nie należy mieszać pracy i przyjemności - powiedział do 

siebie. 

Jeśli  rzeczywiście  mam  trochę  oleju  w  głowie,  to  powinienem  się  teraz 

odwrócić  i  odejść,  pomyślał.  W  chwilę  później  już  pukał  do  drzwi  Fran. 
Widocznie  jednak  brakuje  mi  rozumu,  zdecydował.  Uśmiechnął  się,  słysząc 
szuranie po drugiej stronie drzwi. To Fran przystawiała sobie stołeczek, by móc 
dosięgnąć do wizjera. Ciekawe, czy otworzy drzwi, gdy już się przekona, kto za 
nimi stoi? 

Minęło kilka chwil i Alex nabrał przekonania, że dziewczyna postanowiła 

go  zignorować.  Nagle  usłyszał  szczęk  odsuwanego  łańcucha  i  drzwi  się 
otworzyły. 

Fran  miała  na  sobie  luźne,  czarne  spodnie  i  zbyt  obszerną  białą  koszulę. 

Włosy zebrała gumką na czubku głowy. Nie zauważył nawet śladu makijażu na 
jej  kremowej  skórze.  Pod  oczami  dziewczyny  widniały  sine  kręgi.  Poczuł 
wyrzuty sumienia. I to nie z powodu Beth, której pozwolił wreszcie odejść, ale z 
powodu  Fran.  To  z  jego  winy  tak  źle  się  czuła.  Obarczył  ją  zbyt  wieloma 
obowiązkami. 

 - Cześć - powiedział cicho. 
 - Co ty tu robisz? - zdziwiła się Fran. 
 - Martwiłem się o ciebie. Powiedziano mi, że odwołałaś nasze spotkanie z 

powodu złego samopoczucia. 

 - Mam okropną migrenę. 
 - Tak słyszałem. 
 - Sprawdzasz mnie? 
 - Coś ty. Przyszedłem ci pomóc - powiedział i wręczył jej papierową torbę. 

- Kupiłem ci najnowszy środek na dokuczliwe bóle głowy. To rodzaj kompresu. 
Przykładasz go do czoła, a on ma zmniejszać ból. 

 - Dziękuję - odparła, biorąc od niego torbę. 

background image

Nagle zmarszczyła brwi i przyłożyła dłoń do skroni. Alex wyrzucał sobie, 

ż

e  pozwalał  jej  siedzieć  w  firmie  do  późna.  Zaczął  też  podejrzewać,  że  jego 

pocałunki nie pomogły raczej jej się odprężyć. 

 - Jesteś tak bardzo oddany wszystkim swym pracownikom? - zapytała. 
 -  Szczerze?  Tylko  tym,  którzy  są  skrajnie  przepracowani.  Spojrzała  za 

siebie przez ramię, jakby spodziewała się tam kogoś zobaczyć. 

 -  Nie  ma  tu  nikogo,  odpowiadającego  temu  opisowi  -  powiedziała  w 

końcu. 

 -  Nie  masz  nic  przeciwko  mojej  wizycie?  Mogę  wejść?  -  spytał,  a  gdy 

zobaczył, że dziewczyna się waha, zapewnił ją, że nie zostanie długo. 

 - Dziękuję - powiedział, gdy go w końcu wpuściła. 
Owiał go przyjemny, kwiatowy zapach. Jej perfumy przywodziły Alexowi 

na  myśl  kwitnącą  łąkę.  Nawet  gdyby  zawiązano  mu  oczy  i  zostawiono  w 
zupełnie ciemnym pokoju, trafiłby do Fran po tym zapachu. 

Poczuł  gwałtowny  przypływ  pożądania.  Znów chciał  ją tulić,  czuć  miękki 

dotyk  piersi  na  swoim  torsie,  całować  te  zmysłowe  usta  i  otrzymać  równie 
namiętną odpowiedź. No cóż, Fran całkowicie przywróciła go do życia. Jednak 
to  było  wyłącznie  pożądanie  i  choć  niełatwo  będzie  mu  je  powściągnąć,  z 
pewnością  się  o  to  postara.  Fran  twierdziła,  że  jest  inaczej,  ale  on  wiedział,  że 
dziewczyna  należy  do  tych  osób,  które  wiążą  się  raz  i  na  zawsze.  Niestety  on 
wykorzystał już swoje szanse w miłości. 

No  właśnie,  pomyślał.  Jednak,  nie  po  to  tu  przyszedłem.  Miałem  być 

dobrym samarytaninem, przypomniał sobie. 

 - Absolutnie się z tobą nie zgadzam. Wprost idealnie odpowiadasz opisowi 

wyczerpanego pracownika - oznajmił i podprowadził ją do kanapy. 

 - A dokładniej? 
 - Zrzędzisz, łatwo się denerwujesz i unikasz szefa. 
 - Nieprawda, wcale nie - zaprzeczyła, ale nie mogła spojrzeć mu prosto w 

oczy. 

 -  Połóż  się  -  zarządził  i  poprawił  poduszkę,  której  przed  chwilą  musiała 

używać. 

 - Ale... 
 - Ja tu jestem szefem - powiedział, ucinając wszelkie protesty. 
Delikatnie  ją  popchnął  i  ułożył  na  kanapie.  Zabrał  torbę  i  wyciągnął  ze 

ś

rodka chłodny kompres, który przyłożył Fran do czoła. 

 - No i jak? - zapytał. 
 - Mmm - wymruczała, zamykając oczy. - Właśnie tego mi było trzeba. 
 - Cieszę się, bo mam jeszcze coś, czego, bez wątpienia, potrzebujesz. 
 - Co to takiego? - spytała podejrzliwie. 
 - Długi weekend w górach. 
 -  Tak  po  prostu,  zabrać  się  i  pojechać?  -  Potrząsnęła  głową.  -  Nie  mogę. 

Nie miałabym nawet gdzie się zatrzymać. 

background image

 -  Marchetti  mają  niewielką  chatkę  w  górach.  Gdy  byliśmy  młodsi, 

ukrywaliśmy  się  tam  z  naszymi  dziewczynami.  Tam  właśnie  zakochali  się  w 
sobie Rosie i Steve. Jeśli wierzyć rodzinnym plotkom, to Nick i Abby również. 

 - Ale ty chyba tam nie jeździsz? - prowokowała go z lekkim uśmiechem. 
 -  Nie  -  powiedział,  położył  klucze  na  stole  i  zaczął  rysować  jej  mapkę.  - 

Tym  razem  też  nie  pojadę.  Będziesz  miała  ją  tylko  dla  siebie.  Trzeba  ci 
ś

wieżego  powietrza,  spokoju  i  długich  spacerów.  Za  długo  przesiadywałaś  w 

pracy, a teraz jeszcze wesele mojego brata. Jedź odpocząć. 

 -  Brzmi  zachęcająco  -  odrzekła  zdziwiona  ogarniającym  ją  uczuciem 

rozczarowania. 

Owszem, ale nie tak zachęcająco, jak tulenie Fran w ramionach i całowanie 

jej, dopóki nie westchnie z rozkoszy, pomyślał Alex. Pot wystąpił mu na czoło. 
Na wszelki wypadek wepchnął ręce do kieszeni i cofnął się w kierunku drzwi. 

 - Oczywiście. Jedziesz tam bez dyskusji - oznajmił. 
 - No dobrze - zgodziła się wreszcie. 
 -  Leć,  pędź  i  ciesz  się  wolnością.  I  nie  wracaj,  aż  przejdzie  ci  zrzędliwy 

nastrój, zdenerwowanie i chęć unikania szefa - powiedział z uśmiechem. 

Szczególnie to ostatnie było dla niego ważne. 

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 
Fran otworzyła drzwi górskiej chaty i rozejrzała się ciekawie dookoła. Na 

samym  środku  olbrzymiego  pomieszczenia  znajdował  się  okrągły  kominek.  W 
jednym  rogu  pokoju  stała  malownicza  grupa  zielonych  foteli,  dębowych 
stoliczków i niewielkich sof. Drugie pomieszczenie na parterze okazało się dużą 
sypialnią. Nieopodal znalazła łazienkę. 

 - Cudowne miejsce - powiedziała na głos i postawiła walizkę na podłodze. 
Wróciła  do  pierwszego  pokoju,  w  którym  dostrzegła  jeszcze  jedne  drzwi. 

Domyślała się, że prowadzą do kuchni. Wprost nie mogła się doczekać widoku 
prywatnej  kuchni  Marchettich.  W  połowie  drogi  poczuła,  że  jej  kroki  jakoś 
dziwnie  brzmią  na  dywanie.  Zaczęła  się  domyślać,  dlaczego.  Podbiegła  do 
kuchni i jednym spojrzeniem objęła wystrój pomieszczenia. Miało ono podobny 
rozkład  do  kuchni  w  firmie,  ale  zupełnie  inny  wystrój.  Ciepłe  kolory  szafek  i 
ceramiczne  drobiazgi  budowały  miły  nastrój.  Jednak  teraz  wcale  nie  było  jej 
przyjemnie. Cała podłoga zalana była lodowatą wodą, sączącą się spod zlewu. 

 -  Jasny  gwint!  To  prawdziwa  powódź.  No  i  co  ja  mam  teraz  zrobić?  - 

zapytała  samą  siebie.  -  Wyłącz  wodę  geniuszu!  Ale  łatwiej  powiedzieć,  niż 
zrobić.  Oczywiście,  nigdy  nie  ma  w  pobliżu  mężczyzny,  kiedy  go  potrzeba  - 
gadała do siebie. 

Zakręciła  wodę  pod  zlewem.  Potem  straciła  strasznie  dużo  czasu  na 

poszukiwania  głównego  zaworu.  No  dobrze,  ale  co  dalej,  zastanowiła  się. 
Szybki  rzut  oka  na  dywan  w  pokoju  utwierdził  ją  w  podejrzeniach.  Zupełnie 
mokry.  Mignęła  jej  myśl,  żeby  zadzwonić  do  Alexa.  Po  chwili  jednak  się 
zreflektowała. 

Kiedy  zaproponował  jej  samotny  wyjazd  w  góry,  pomyślała,  że  chce 

utrzymać między nimi dystans. Podejrzewała, że tak jak ona, przestraszył się ich 
pocałunku.  Przez  cały  tydzień  Fran  udawało  się  unikać  Alexa,  tym  bardziej  że 
do  biura  wpadał  tylko  na  krótko.  Z  powodu  potwornego  bólu  głowy  odwołała 
piątkowe  spotkanie,  lecz  on  pojawił  się  z  tym  swoim  cudownym  lekiem.  To 
było słodkie. 

A teraz uciekła przed nim w góry. Jednak Marchetti chcieliby wiedzieć, że 

ich  górska  chatka  jest  pełna  wody.  Była  sobota,  więc  wiedziała,  że  nikogo  nie 
zastanie  w  biurze.  Znała  numer  Alexa,  ale  zdecydowała,  że  nie  będzie  go 
niepokoić.  Do  kogo  w  takim  razie  mogłaby  zadzwonić?  Do  Rosie.  Znalazła  w 
torebce wizytówkę przyjaciółki, na której był także numer domowy. 

Woda chlupała pod jej stopami, gdy Fran szła do telefonu. Zalane już były 

najniższe  części  mebli.  Coraz  więcej  wody  przesączało  się  do  pokoju, 
powodując nowe szkody. 

Wykręciła numer i niecierpliwie czekała na połączenie. 
 - Rosie, tu Fran - wypaliła, gdy tylko usłyszała głos przyjaciółki. 
 - Cześć, kochana. Słyszałam, że degustacja się udała. Rodzice oszaleli na 

twoim punkcie. Ten pomysł z siłowaniem się na ręce i pocałunkiem, był wprost 
genialny. 

background image

 - Rosie, posłuchaj, jest pewien problem. - Jaki? 
 - Jestem w waszej górskiej chatce. Przed chwilą przyjechałam. No i... 
 - Cudownie. Pozdrów ode mnie Alexa. Na czym polega twój kłopot? 
 - Alexa tu nie ma. Ale jest woda. I to całe mnóstwo - powiedziała i wzięła 

głęboki oddech. - Pod kuchennym zlewem pękła rura i woda przelewa się już do 
pokoju. Cały dywan zamókł. Zakręciłam główny zawór, ale nie mam pojęcia, do 
kogo należałoby teraz zadzwonić. Nie mogę przecież sama zarządzić sprzątania 
i napraw. Ani powiadomić ubezpieczyciela. Musisz mi pomóc. 

 - Nie ruszaj się stamtąd. Zawiadomię, kogo trzeba. 
 - Tylko nie dzwoń do Alexa. 
Połączenie  zostało  przerwane  i  Fran  pomyślała,  że  Rosie  jej  nie  usłyszała 

albo  przynajmniej  będzie  później  tak  twierdzić.  Znała  romantyczne  zapędy 
swojej przyjaciółki. Może chociaż nie uda jej się namierzyć brata. W końcu miał 
wolny  dzień,  a  rodzina  Marchettich  była  bardzo  liczna.  Szansa,  że  przyjedzie 
akurat  Alex,  była  jak  siedem  do  jednego.  Fran  Uczyła  na  to,  że  los  się  do  niej 
uśmiechnie. 

Trzy  godziny  później  zobaczyła,  jak  Alex  parkuje  na  podjeździe.  Musi 

sobie  koniecznie  zapamiętać,  żeby  w  najbliższych  dniach  z  nikim  się  nie 
zakładać. Nie mogła jednak powstrzymać uśmiechu na jego widok. 

Wyglądał oszałamiająco. 
Stała  na  werandzie  i  z  podziwem  patrzyła,  jak  Alex  w  dwóch  susach 

pokonuje schody. Miała szczęście, że wzięła ze sobą ciepłą kurtkę. Wprawdzie 
spodziewała  się  chłodu,  ale  nie  przyszło  jej  do  głowy,  że  będzie  musiała 
marznąć na dworze, gdy w tym czasie specjaliści od zalań będą usuwali szkody 
po powodzi. Musiała jednak przyznać, że warto było cierpieć lekkie niewygody. 
Widok  Alexa  wszystko  jej  wynagrodził.  Miał  na  sobie  znoszone  dżinsy  i 
błękitnoszarą flanelową koszulę z podwiniętymi rękawami. Pod nią nosił czarną 
koszulkę  polo.  Wzrok  Fran  przylgnął  do  barczystych  ramion  i  szerokiej  klatki 
piersiowej Alexa. 

 - Cześć - powiedziała, gdy stanął obok niej. 
 - Cześć! - zawołał, starając się przekrzyczeć hałas pompy. 
 - Firma ubezpieczeniowa przysłała tu załogę jakąś godzinę temu. 
 -  To  znana  firma  o  dobrej  reputacji.  -  Pokiwał  głową.  -  Wyjaśnili  mi 

telefonicznie, 

ż

wyślą 

specjalną 

jednostkę, 

której 

zadaniem 

jest 

minimalizowanie szkód. 

 - Zajęli się wszystkim bardzo fachowo. Gdy tylko przybyli, zadzwoniłam 

do  Rosie,  żeby  nikogo  tu  nie  ściągała.  Miałam  nadzieję,  że  nie  przyjedziesz  - 
powiedziała i zdała sobie sprawę, że zabrzmiało to niegrzecznie i niewdzięcznie. 
- To znaczy, nie chciałam nikomu zawracać głowy w wolnym dniu. 

 -  Cóż,  padło  na  mnie  -  powiedział  i  wzruszył  ramionami.  -  Mama 

przysięgała,  że  nikt  inny  nie  może.  Wiedziałem,  że  firma  ubezpieczeniowa 
zajmie  się  stratami,  ale  trzeba  jeszcze  znaleźć  hydraulika,  żeby  naprawił  rurę - 
wyjaśnił, otworzył drzwi i zajrzał do wnętrza. 

background image

Więc  nie  przyjechał  z  jej  powodu.  Poczuła  rozczarowanie.  Musiała  jakoś 

przegnać to uczucie. 

 -  Założyć  kamizelki  ratunkowe!  -  zawołała.  -  Trzymać  się  mocno. 

Opuszczamy  statek.  Kobiety  i  dzieci  przodem  -  zarządziła  Fran,  oddając  mu 
wizytówkę firmy ubezpieczeniowej. - Wynieśli wszystkie meble z dołu i zabrali 
na przechowanie. 

 - Teraz właśnie sprzątają - przytaknął Alex. 
 -  Tak,  ten  hałas  musi  pochodzić  od  pompy,  która  wybiera  wodę.  Potem 

podniosą  dywan  i  rozstawią  wokół  dmuchawy,  żeby  wszystko  osuszyć,  zanim 
ocenią szkody. 

Alex  wszedł  do  chatki,  żeby  porozmawiać  z  kierownikiem  brygady.  Fran 

popatrzyła  w  niebo  i  zauważyła,  że  gromadzi  się  coraz  więcej  chmur.  Wiał 
przeszywający,  lodowaty  wiatr  i  dziewczyna  zaczęła  drżeć.  Gdy  tylko  Alex 
wyjdzie, pożegnam się i wyjadę, pomyślała. 

 - Już opanowali katastrofę - oznajmił, podchodząc do niej. 
Dziewczyna przysunęła się do niego i położyła mu dłoń na ramieniu. 
 - Tak mi przykro, Alex. 
 -  Mieliśmy  sporo  szczęścia  -  powiedział,  a  ich  oddechy  złączyły  się  w 

powietrzu w chmurkę pary. 

Spojrzał na nią z wysoka i ujął ciepłymi dłońmi jej zmarznięte palce. 
 -  Ty  nazywasz  to  szczęściem?  -  spytała  i  skinęła  głowa  w  stronę 

sprzątającej brygady. 

 -  Oczywiście.  Wszyscy  członkowie  rodziny  używają  tej  chatki.  Przez  te 

wszystkie  lata  powstała  lista  rzeczy,  które  należy  zrobić  przed  wyjazdem. 
Ostatnią  z  nich  jest  odcięcie  dopływu  wody.  Ktoś  musiał  zapomnieć  - 
powiedział,  potrząsnął  głową  i  westchnął.  -  Byłoby  dużo  gorzej,  gdybyś  nie 
przyjechała. 

Fran też tak myślała. 
 - Jeden z robotników powiedział, że w nocy będzie jeszcze zimniej. Idzie 

burza, więc zrobiłoby się naprawdę paskudnie. Cieszę się, że mogłam pomóc. 

 - Ja też. 
 - To tyle, jeśli chodzi o wypoczynek - westchnęła smutno. - Skoro jesteś, 

to ja już chyba pojadę. 

 - Zostaję do czasu, kiedy zjawi się hydraulik, naprawi rurę i włączy wodę - 

oznajmił Alex, marszcząc brwi. - Sprzątanie już prawie skończone. Wprawdzie 
zostawią  dmuchawy  na  parterze,  ale  sypialnie  są  na  piętrze.  Piętra  mają 
niezależny  system  ogrzewania,  więc  na  górze  będzie  ciepło  i  przyjemnie. 
Możesz zostać, jeśli chcesz. 

Oczywiście, że chciała. Skoro Alex miał wyjechać, nie było powodu, żeby 

nie mogła spędzić tu kilku dni. Pokiwała głową. 

 - Dzięki Alex. Myślę, że chętnie zostanę. 

background image

 -  Dobrze  -  powiedział  i  spojrzał  przez  ramię.  -  Wygląda  na  to,  że  już 

kończą.  Skoro  przyjechałem  i  nie  mamy  nic  do  roboty,  pozwól,  że  pokażę  ci 
miasteczko. Przynajmniej tyle mogę zrobić w ramach przeprosin za ten kłopot. 

 - To nie twoja wina. Nie oczekuję przeprosin. 
 - Mimo wszystko, nalegam. 
Gdy zadzwoniła jego matka, by poinformować go o powodzi, podejrzewał, 

ż

e  to  znowu  swaty.  Przysięgła  jednak,  że  wszyscy  mają  jakieś  niecierpiące 

zwłoki sprawy i tylko on może jechać. 

Zadzwonił  po  hydraulika  i  zabrał  Fran  na  lunch.  Teraz  przechadzali  się 

główną  ulicą  miasteczka.  Wystawy  wszystkich  sklepów  przypominały  o 
walentynkach. Wszędzie widać było serca, serduszka i kupidynki. Dominowały 
czerwień i róż. 

Gdy  tak  szli  obok  siebie,  co  chwila  stykali  się  ramionami  i  dłońmi.  Nie 

zdecydowali  się  jednak  wziąć  za  ręce.  Oboje  mieli  wrażenie,  że  byłoby  to 
bardziej  znaczące  doświadczenie  niż  pocałunek  w  jej  mieszkaniu.  Pocałunek 
uwolnił jedynie pożądanie, a spacer za ręce oznaczałby, że są parą. A to chyba 
ś

wiadczyłoby  już  o  miłości.  Niemożliwe,  pomyślał  Alex.  Nie  po  raz  drugi. 

Marchetti  zakochiwali  się  tylko  raz  w  życiu.  Przynajmniej  usiłował  to  sobie 
wmówić po śmierci Beth. Jednak tak było, zanim poznał Fran. 

Teraz  pewność  gdzieś  uleciała.  Wiedział,  że  pomiędzy  przyjaźnią  a 

związkiem istnieje pewna granica, której nie chciał przekroczyć. Pocałunki mógł 
łatwo usprawiedliwić. Był tylko mężczyzną i dał się ponieść chwili namiętności. 
Teraz jednak był jasny dzień, a oni znajdowali się pomiędzy ludźmi w centrum 
miasteczka.  Z  ledwością  opierał  się  pokusie  chwycenia  dłoni  dziewczyny. 
Gdyby jeszcze te jej błyszczące oczy, pełne wargi i wesoły nastrój nie chwytały 
go tak za serce. Gdyby jeszcze nie pragnął porwać jej w ramiona i całować do 
utraty tchu. I do diabła z gapiami! 

 -  Alex,  wejdźmy  do  tego  sklepu  -  poprosiła  Fran,  zatrzymując  się  przed 

wystawą pełną pocztówek i okolicznościowych kartek. 

 -  Dobrze  -  zgodził  się,  mając  nadzieję,  że  odciągnie  go  to  od  myślenia  o 

ustach dziewczyny. 

Na  wprost  wejścia  stał  stół  pełen  przecenionych  ozdób  choinkowych. 

Reszta  sklepu  tonęła  w  powodzi  papierowych  serduszek,  gołąbków  i  wesołych 
kupidynków. Wystrój miał przypominać o zbliżającym się dniu zakochanych. O 
dniu ślubu jego brata. 

Alex  zaczął  zazdrościć  Joemu  i  Liz.  Zazdrościł  też  reszcie  rodzeństwa 

szczęścia,  które  zbudowali  ze  swoimi  partnerami.  Nie  mógł  mówić  w  imieniu 
Luke'a, ale on sam niemal żałował, że Marchetti mogli kochać tylko raz w życiu. 
Dzień  poświęcony  zakochanym  parom  sprawiał,  że  Alex  czuł  się  bardzo 
samotny. 

Fran stanęła przed stoiskiem z napisem: ślub. 
 -  Chcę  kupić  kartkę  dla  twojego  brata  i  Liz  -  wyjaśniła.  Ta  dziewczyna 

chyba czytała w jego myślach! 

background image

 -  Wcale  nie  musisz  tego  robić.  Myślę,  że  wystarczy  pomoc  przy  ślubie  - 

powiedział Alex. 

 -  Byli  tak  mili,  że  zaprosili  mnie  na  ślub  i  wesele  -  oznajmiła,  wybrała 

kartkę i nieuważnie przejrzała tekst. - To, że nie chcę mężczyzny, nie oznacza, 
ż

e zabraniam tego innym. 

 - Rozumiem. 
Ś

mieszne, a już myślał, że zmieniła zdanie co do małżeństwa. 

 -  Niektórzy  sobie  całkiem  dobrze  radzą.  Na  przykład  twoja  siostra  albo 

twoi rodzice. Nawet moi rodzice. Ale, jak sam mogłeś zauważyć na przyjęciu, ja 
się do tego nie nadaję - orzekła i spojrzała na niego. - Mogłabym oblać mlekiem 
jakiegoś,  Bogu  ducha  winnego,  nieszczęśnika,  tylko  za  to,  że  poprosi  mnie, 
ż

ebym mu coś przyniosła. 

 -  Nawet,  jeśli  ten  biedny,  Bogu  ducha  winny  nieszczęśnik  dokładnie 

wiedział, w co się pakuje? A co będzie, jeśli się zakochasz na zabój? 

 - To się nigdy nie zdarzy - odparła i odłożyła kartkę na miejsce. 
Odpowiedź Fran zdenerwowała go. Powiedział sobie, że to go nie dotyczy. 

Jednak ona była wprost stworzona do miłości. Wiedział, że potrafi być namiętna 
i uznał to za wielką stratę, jeśli postanowi z nikim się nie wiązać. Alex wiedział, 
jaką  radością  jest  branie  i  dawanie  w  miłości.  Czuł,  że  Fran  ma  wiele  do 
zaoferowania. 

 - Skąd to możesz wiedzieć? - zapytał. 
 - Skąd mogę wiedzieć co? 
 - Że nie zakochasz się na zabój. 
 - Bo sobie na to nie pozwolę - oznajmiła z przekonaniem. 
Przez  resztę  dnia  Fran  myślała  o  ich  rozmowie.  Wytworzył  się  bardzo 

intymny  nastrój,  gdy  poszli  na  kolację  do  restauracji  „Codzienna  Elegancja". 
Dziewczyna  uznała,  że  lepszą  nazwą  byłoby  „Gniazdko  Miłości".  Tłumaczyła 
sobie,  że  winę  za  jej  myśli  ponoszą  walentynkowe  serduszka  i  wszechobecne 
kupidynki.  Nie  mówiąc  już  o  przystojniaku,  siedzącym  naprzeciwko  niej.  To 
miejsce  jest  wprost  stworzone  dla  zakochanych,  pomyślała.  Zastanawiała  się, 
czy Alex przypadkiem nie uznał jej odpowiedzi za osobiste wyzwanie. 

Wnętrze  tej  miłej  restauracji  utrzymane  było  w  stylu  wiejskiego  domku. 

Sala  mogła  pomieścić  jedynie  czterdzieści  pięć  osób.  W  oknach  wisiały 
koronkowe  firanki,  podłogę  zaścielały  barwne  dywany,  a  ciężkie  meble  z 
ciemnego  drewna  nadawały  jej  domowy  wygląd.  Z  głośników  dobiegała 
klasyczna muzyka, która każdego mogła wprawić w romantyczny nastrój. 

Uśmiechnięta  hostessa  zaprowadziła  ich  do  stolika  i  przyjęła  zamówienie 

na  napoje.  Bardzo  uprzejmy  kelner  przyniósł  wodę,  wino  dla  Fran  i  piwo  dla 
Alexa.  Gdy  oznajmili,  że  jeszcze  nie  zdecydowali,  co  zamówić,  dyskretnie  się 
oddalił. 

 - No i jak ci się tu podoba? - zapytał Alex z miną świadczącą, że domyśla 

się, co odpowie Fran. 

 - Właśnie tak wyobrażałam sobie moją własną restaurację. 

background image

 - Skąd to wiesz? Nawet nie spróbowałaś jedzenia. 
 -  To  nieważne.  We  własnym  lokalu  będę  mogła  kontrolować  standard 

potraw.  Ale  la  spokojna  elegancja  to  jest  to,  co  chciałabym  osiągnąć.  Kto 
mógłby przypuszczać, że właśnie tutaj znajduje się tak wspaniała restauracja? 

 - To zabawne, ale zawsze znajdujemy to, czego szukaliśmy, w miejscu, w 

którym byśmy się tego nie spodziewali - wyjaśnił. 

Wpatrywał  się  w  nią  tak  intensywnie,  że  poczuła  się,  jakby  spadała  z 

oblodzonej  góry.  Spadała  coraz  szybciej  i  nie  mogła  się  niczego  uchwycić. 
Wiedziała, że upadek będzie bardzo niebezpieczny i niezwykle bolesny. 

 - Opowiedz mi o Beth - zażądała. 
Spodziewała  się  zobaczyć  znajomy  grymas  bólu  na  jego  twarzy,  a 

tymczasem Alex zupełnie spokojnie napił się piwa. 

 - Co chciałabyś wiedzieć? - zapytał. 
 - Za co ją tak bardzo kochałeś? 
 -  Lepiej  zapytaj  mnie,  ile  jest  gwiazd  na  niebie.  Będzie  mi  łatwiej 

odpowiedzieć. 

 - No, to powiedz, za czym najbardziej tęsknisz. Czego ci brakuje? 
 - Jej bezinteresowności i braku egoizmu. Potrafiła tylko dawać. Robiła, co 

chciałem i nie oczekiwała niczego w zamian. 

 -  Zupełnie  jak  święta.  Albo  jak  moja  matka.  Chociaż  właściwie,  to  moja 

matka jest święta - powiedziała Fran i pomyślała, że ona jest zupełnie inna. Ta 
myśl  nie  była  przyjemna.  -  A  jak  wyglądała?  -  spytała,  niemal  bojąc  się 
odpowiedzi. 

 -  Jak  anioł  -  odrzekł  Alex  bez  wahania.  -  Miała  jasne  włosy  i  błękitne 

oczy,  jak  bezchmurne  niebo  nad  górami.  Była  też  wysoka.  Prawie  mojego 
wzrostu - dodał w zadumie. 

Trudno  byłoby  o  moje  większe  przeciwieństwo,  pomyślała  Fran.  Poczuła 

się nieszczęśliwa. 

 - Czy mogę zadać ci jeszcze jedno pytanie? 
 - Jeśli zaprzeczę i tak się nie powstrzymasz. 
 -  Pewnie  nie  -  zgodziła  się,  ale  nie  odpowiedziała  uśmiechem  na  jego 

uśmiech.  -  Dlaczego  chciałeś  wiedzieć,  skąd  mam  pewność,  że  się  nie 
zakocham? 

 -  Bo,  zgodnie  z  moim  doświadczeniem,  to  nie  jest  coś,  czemu  można 

zapobiec. To się po prostu zdarza. A zresztą ty nie wyglądasz mi na osobę, która 
mogłaby przejść przez życie samotnie. 

 -  Przecież  poznałeś  moich  bliskich.  Widziałeś,  jaka  jest  moja  mama. 

Widziałeś,  że  poświęciła  całą  siebie.  A  ja  dopiero  odkrywam,  kim  naprawdę 
jestem. 

 - Nikt ci tego nie odbierze - pospiesznie zapewnił rozgorączkowaną Fran. 
 - Na pewno nie celowo. To się po prostu tak dzieje. Tylko po co miałabym 

się zmieniać? 

 - Nie rozumiem, dlaczego zakochanie się, miałoby cię zmienić. 

background image

 - Wyjaśnij mi, dlaczego próbujesz namówić mnie do czegoś, czego, z tak 

wielkim powodzeniem, unikam od lat? - spytała ze zwężonymi oczami. 

 - Po prostu uważam, że jesteś stworzona do miłości. 
 - Mylisz się. 
 - Czy byłaś kiedyś zakochana? 
 -  Myślałam,  że  jestem.  W  tym  chłopaku  ze  szkoły  gastronomicznej  - 

przypomniała mu. - Ale to nie była miłość. 

 - No, to nawet nie wiesz, co tracisz. 
 - Słuchaj - zaczęła z groźnie zmarszczonymi brwiami. - To, że podpisujesz 

moje wypłaty, nie znaczy jeszcze, że masz prawo wtrącać się do mojego życia. 

 - Chciałem tylko... 
 -  Wiem,  co  chciałeś.  Jeśli  jednak  ty  możesz  unikać  miłości,  to  powiedz, 

czemu  mnie  miałoby  się  nie  udać?  -  spytała  i  zamilkła  na  chwilę.  -  Zresztą 
będzie mi łatwiej, bo, jak powiedziałeś, nawet nie wiem, co tracę. 

Ku jej zdumieniu Alex uśmiechnął się tylko i pokiwał głową. 
 - Sama widzisz, jaką masz w sobie pasję. To właśnie przekonuje mnie, że 

potrzebujesz miłości. 

Przez chwilę przyglądała mu się oniemiała. Potem wybuchła śmiechem. 
 - Jesteś po prostu niemożliwy! 
 - To moja największa zaleta - pochwalił się z uśmiechem. 
 - Przypomnij mi, żebym trzymała cię z dala od Walentynkowych wystaw. 

To  ci  szkodzi  -  powiedziała  i  pomyślała,  że  właściwie  sama  też  powinna 
zastosować się do tej rady. - Wcale nie wyglądasz jak bożek miłości - oceniła. 

 - No nie, ale... 
 - Zmieniamy temat - zażądała. 
 - Na jaki? 
 -  Na  ten  -  powiedziała  i  wskazała  ręką  coś  za  oknem.  -  Wprawdzie 

pochodzę z Kalifornii, ale nawet ja wiem, że to małe, białe, spadające z nieba, to 
ś

nieg. 

Alex uniósł firankę, wyjrzał i zmarszczył brwi. 
 - Jeśli tak dalej pójdzie, to utknęliśmy na noc w chacie. 
 -  Utknęliśmy?  Co  za  intrygujący  dobór  słów  -  powiedziała,  unosząc 

ironicznie brew. 

 - Przy takiej pogodzie, droga robi się zbyt niebezpieczna. A szczególnie po 

zmroku. Czy nie masz nic przeciwko, żebym został w chacie na noc? 

Oczywiście, że miała coś przeciwko. 
 -  To  twój  dom  -  powiedziała.  -  Nie  mogłabym  cię  przecież  prosić,  żebyś 

go opuścił. 

 - Czy ty się boisz ze mną zostać? - spytał i utkwił spojrzenie w jej ustach. 
 - Dlaczego miałabym się bać? 
 - Bo cię pocałowałem. 

background image

Fran jęknęła. Dlaczego musiał jej przypomnieć to właśnie teraz? Dlaczego 

w  ogóle  pomyślał  o  pocałunku?  Już  miała  nadzieję,  że  uda  im  się  wcale  nie 
rozmawiać o tym doświadczeniu. 

 - Już zupełnie zapomniałam. 
Alex roześmiał się i Fran zrozumiała, że przejrzał jej kłamstwo. 
 - No dobrze, niech będzie po twojemu. Zapomnimy o pocałunku. 
 - Powiedz, w której sypialni mam spać? - spytała Fran. 
 -  W  mojej  -  niemal  natychmiast  odpowiedział  Alex.  Odwróciła  się  i 

wpatrzyła w niego oniemiała. Wiedziała, że oczy musi mieć wielkie jak spodki. 

 -  Czy  ja  naprawdę  powiedziałem  to  na  głos?  -  udał  zdziwienie  Alex.  - 

Tylko żartuję. 

 - To mi nie wyglądało na żart - powiedziała i przyjrzała mu się dokładniej. 
Zanim zdążył odwrócić wzrok, dostrzegła w nim tęsknotę i pożądanie. 
Stali  na  górnym  podeście  schodów,  a  przed  nimi  było  troje  drzwi. 

Pomieszczenie na wprost wyglądało jak pokój zabaw dla dużych chłopców. Na 
samym środku stał stół do gry w bilard. Na jednej ze ścian wisiały kije. Tarcza 
do  gry  w  rzutki  zajmowała  przeciwległa  ścianę.  Wokół  stołu  stały 
ciemnozielone  skórzane  sofy.  Z  parteru  dobiegał  niski  szum  dmuchaw,  ale  na 
piętrze  było  przyjemnie  ciepło.  Właściwie  z  każdą  chwilą  robiło  się  coraz 
bardziej gorąco. 

Powiedział, że już kilku członków jego rodziny spotkało w tej chatce swoją 

miłość. Alex zarzekał się, że on nie szuka miłości. Fran na to liczyła. A teraz ta 
dziwna  pomyłka  w  sprawie  sypialni.  Czy  oblodzona  górska  droga  mogła  być 
mniej niebezpieczna od tej sytuacji? 

 - Nawet jeśli nie żartowałem, to czego się obawiasz, Fran? 
 -  Siebie  -  przyznała,  oparła  się  o  stół  bilardowy  i  skrzyżowała  ręce  na 

piersiach.  -  Czuję  się  niezręcznie.  Nie  wiem  jak  ty,  ale  ja  wyczuwam  między 
nami napięcie. 

 - Tak, ja też to czuję, wprawdzie na chwilę wypadłem z obiegu, ale jeszcze 

potrafię rozpoznać przyciąganie. 

 - Na chwilę? Czy to znaczy, że jednak zdecydowałeś się na poszukiwania 

partnerki? - spytała i poczuła, że jej serce zaczęło bić jak oszalałe. 

 - Nie - zaprzeczył, potrząsając głową. - To znaczy, że powinniśmy zbadać 

to  drażniące  napięcie.  Jeśli  je  poznamy  i  zrozumiemy,  będziemy  wiedzieć,  jak 
się z nim uporać. 

Alex  zrobił  jeden  krok  w kierunku  Fran. Otoczył  ją  mocny,  męski  zapach 

wody kolońskiej. Ciało dziewczyny zapłonęło. Siła woli Fran malała z sekundy 
na sekundę. 

 - Wyjaśnij mi, co twoim zdaniem znaczy „zbadać"? - wyszeptała bez tchu. 
 -  Wolę  ci  to  zademonstrować,  ale  najpierw  muszę  cię  ostrzec,  że  teraz 

zrobimy wszystko po mojemu. 

Zanim  zdążyła  zapytać,  co  miał  na  myśli,  Alex  ujął  jej  twarz  w  dłonie  i 

schylił się, by przytknąć usta do jej ust. Dotyk jego warg sprawił, że poczuła się 

background image

jak  w  pierwszym  wagoniku  kolejki  wysokogórskiej,  zjeżdżającej  z  zawrotną 
prędkością.  Serce  Fran biło  jak oszalałe. Alex  wplótł pałce  w jej  rozpuszczone 
włosy i zaczął ją całować. 

Pogłaskała  go  lekko  po  ramionach,  a  on  objął  ją  w  talii  i  przyciągnął  do 

siebie. Już tak dawno nikt jej nie przytulał w taki sposób. Właściwie, to nikt nie 
tulił jej tak, jak Alex. Tylko on sprawiał, że czuła się jak w niebie. Przestraszyła 
się swoich uczuć. Poza bezpiecznymi, ciepłymi ramionami Alexa rozciągała się 
lodowa pustka samotności. Lecz Fran nie była jeszcze gotowa, by tam wrócić. 

Przesunęła  ręce  na  kark  mężczyzny.  Usłyszała,  że  gwałtownie  wciągnął 

powietrze. Uśmiechnęła się. 

 -  To  gra dla  dwojga  -  wymruczał  Alex, który  raczej  poczuł, niż  zobaczył 

jej  uśmiech.  -  Jak  w  siłowaniu  się  na  rękę,  tak  i  tu  podstępny  atak  może 
zaprowadzić cię do celu. 

 - A co jest twoim celem? 
 - Zaraz ci pokażę - zagroził. 
Pocałował kącik jej ust, potem zarys szczęki. Wypalił pocałunkami ścieżkę 

w dół jej szyi. Fran poddała się i westchnęła, gdy zaczął skubać płatek jej ucha. 

 - Zadanie wykonane - wyszeptał i znów przeniósł usta na jej szyję. 
Fran  topniała  od  środka.  Nie  mogła  złapać  tchu.  To  z  powodu  tego 

górskiego  powietrza,  wyjaśniła  sobie.  Jest  bardziej  rozrzedzone  i  trudniej  nim 
oddychać. A z powodu braku tlenu zaczęła wyprawiać takie głupstwa. To było 
czyste  szaleństwo.  Alex  miał  nad  nią  jakąś  tajemną  siłę.  Czy  to  właśnie  jest 
miłość? 

Miała  nadzieję,  że  nie.  On  nie  mógł  przecież  odwzajemnić  jej  uczucia.  A 

gdyby tak się stało, zatraciłaby siebie. To była sytuacja bez wyjścia. 

 - Nie możemy tego zrobić, Alex - powiedziała i odsunęła się wreszcie od 

niego. 

 -  A  mnie  się  zdawało,  że  idzie  nam  całkiem  dobrze  -  zaprotestował, 

próbując z powrotem ją objąć. 

 - Aż za dobrze - zgodziła się, wymykając mu się z ramion. Bez ciepła jego 

ciała, zadrżała z zimna. Alex wyciągnął do niej ręce. 

 - Nie - powiedziała. - Musimy zapomnieć, że to się w ogóle zdarzyło. 
 -  Jedynie  na  skutek  amnezji,  wywołanej  uderzeniem  czymś  ciężkim  w 

głowę - oznajmił i przegarnął włosy drżącą ręką. 

 -  Mówię  poważnie.  To  idealny  przepis  na  katastrofę.  Przecież  my  razem 

pracujemy. Mieszanie pracy i... 

 - Przyjemności - podsunął usłużnie Alex. 
 - Wszystko jedno, jak to nazwiesz. Sami prosimy się o kłopoty. Pamiętasz 

jeszcze o swoim planie? Chciałeś, żeby rodzina była z ciebie dumna. 

 - Nie rozumiem, jaki to ma związek. 
 -  Ustaliliśmy,  że  ani  ty,  ani  ja  nie  szukamy  miłości.  Nieważne,  że 

uważamy  się  za  cywilizowanych  ludzi.  Pomyśl,  co  stanie  się  wtedy  z  twoją 
kampanią. 

background image

Alex  przez  chwilę  nic  nie  mówił.  Patrzył  tylko  na  nią  wzrokiem  pełnym 

mrocznego  pożądania.  Fran  była  niemal  pewna,  że  za  chwilę  porwie  ją  w 
ramiona. Prawie tego pragnęła. 

 - Chyba masz rację. To nie jest najlepszy pomysł - przyznał w końcu. 
Fran poczuła ostry ból w sercu. Już raz została skrzywdzona przez faceta, 

który spotykał się z nią tylko ze względu na swoją karierę. Teraz zaś ona i Alex 
zdecydowali stłumić żar, który gorzał między nimi, ze względu na pracę. 

Czy  to  na  pewno  był  dobry  pomysł?  Dlaczego  słuszne  postępowanie 

musiało być tak bardzo bolesne? 

 -  Zajmij  sypialnię  na  końcu  korytarza.  Należała  do  Rosie.  Ma 

dziewczyński  wystrój  -  powiedział  i  westchnął  głęboko.  -  Ja  zajmę  tę  przy 
samych schodach. 

To oznaczało tylko jedną pustą sypialnię między nimi. Bezpieczniej byłoby 

stąd odjechać. Fran wyjrzała za okno i zobaczyła, że śnieg coraz bardziej pada. 
Wielkie, białe, puszyste płatki wirowały w powietrzu. Fran pokiwała głową. 

 - Dobranoc, Alex. 
Gdyby  tylko  mogła  się  tak  samo  pożegnać  z  chatką,  szefem  i  pracą,  jej 

serce  pozostałoby  w  jednym  kawałku.  Jednak  do  zakończenia  kontraktu 
pozostały jeszcze cztery tygodnie. Poza tym zgodziła się przygotować jedzenie 
na  ślub  jego  brata  i  towarzyszyć  na  zabawie  Alexowi.  Gdy  wypełni  to 
zobowiązanie, już nigdy więcej nie pomiesza pracy i życia prywatnego. 

 - Dobranoc, Fran. 
Alex odwrócił się i zniknął w swojej sypialni. Fran poruszona brzmieniem 

jego  głosu  zapragnęła  natychmiast  pobiec  za  nim.  No  ładnie,  skarciła  się  w 
duchu. To rzeczywiście pomoże mi nie mieszać pracy z... przyjemnościami. 

Westchnęła zrezygnowana. To będą bardzo długie cztery tygodnie. 

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 
Ś

lub  Liz  Anderson  i  Joego  Marchetti  przebiegał  bez  zakłóceń.  Sama 

ceremonia  była  cudownie  zorganizowana.  Ponieważ  wybrali  walentynki  na 
dzień swych zaślubin, wszystko przypominało o tym święcie. Dominowały biel i 
czerwień.  Pan  młody  wyglądał  świetnie  w  czarnym  garniturze,  kremowej 
koszuli i  czerwonym  krawacie. Panna  młoda  wprost  promieniała szczęściem  w 
swojej  długiej,  białej  szyfonowej  sukni.  Druhna  natomiast  wystąpiła  w 
czerwonej, welwetowej kreacji. 

Wszystko  poszło  gładko  także  w  czasie  posiłku,  przygotowanego  przez 

Fran.  Dziewczyna  odetchnęła  z  ulgą,  gdy  państwo  młodzi  serdecznie  jej 
podziękowali.  Jedzenie  było  wyśmienite.  W  firmowej  kuchni  przygotowała 
kurczaka,  rybę  i  wołowinę.  Później  wszystkie  dania  przewieziono  do  domu 
Toma  i  Flo,  gdzie  miało  odbyć  się  skromne  przyjęcie.  Ponieważ  młodym 
zależało na walentynkowym Ślubie, przyjęcie wypadło w środku tygodnia. Fran 
uznała,  że  obchodzenie  kolejnych  rocznic  ślubu  w  walentynki  będzie  szalenie 
romantyczne. 

Zanim  dorosła  i  stała  się  cyniczna,  zawsze  miała  kogoś  przy  sobie  w  tym 

szczególnym dniu. Tym razem Joe umówił ją z Alexem, ale Fran nie zamierzała 
pozwolić, by ten mężczyzna stał się dla niej kimś ważnym. 

Będzie  mogła  mówić  o  szczęściu,  jeśli  przetrwa  ten  dzień,  stworzony  dla 

zakochanych,  i  nie  zrobi nic głupiego. Jak  na  przykład zakochanie się  w  kimś. 
Tydzień temu żartowała z Alexa, że ulega nastrojowi nadchodzącego święta. A 
dziś sama cieszyła się romantyczną atmosferą walentynkowego ślubu. Póki co, 
jej  partner  zachowywał  się  uprzejmie,  ale  dość  chłodno.  Mimo  że  bardzo  się 
starała, Fran nie mogła stłumić rozczarowania. 

Dom Marchettich był tak duży, że chwilami myślała o rzucaniu okruszków 

za  siebie,  by  w  razie  zbłądzenia  umiała  wrócić  do  gości.  Pokoje  urządzono  ze 
smakiem  w  odcieniach  delikatnego  różu,  beżu  i  zielem.  Na  czas  przyjęcia 
wyniesiono z salonu kanapy i ustawiono cztery okrągłe stoły dla gości. 

Flo  Marchetti  zajęła  się  wszystkim,  poza  szykowaniem  jedzenia.  Nakryła 

stoły,  ułożyła  białe,  lniane obrusy  z  czerwonym  ozdobnym  szlakiem  i  ustawiła 
biało  -  czerwone  kompozycje  kwiatowe  na  każdym  stole.  W  każdym  rogu 
pokoju umieściła olbrzymie wazy z kwiatami, więc teraz w powietrzu unosił się 
ich  słodki  zapach.  Na  głównym  stole  ustawiła  trzypiętrowy  tort,  otoczony 
ś

wieżymi kwiatami. 

Z  pewnością  też  ona  usadzała  gości,  bo  Fran  i  Alex  mieli  siedzieć  obok 

siebie  i  to  przy  stole  z  resztą  klanu  Marchettich.  Jej  partner  znikł  jednak, 
wymawiając się zdjęciami. Możliwe nawet, że to prawda, pomyślała Fran, gdy 
zobaczyła,  że  brakuje  również  reszty  Marchettich.  Dziewczyna  siedziała  sama 
przy  pustym  stole.  Oparła brodę  na  dłoniach i oddała się  rozmyślaniom.  Nagle 
obok niej pojawiła się Flo. 

 -  Przepraszam,  że  tak  cię  porzuciliśmy,  ale  wołał  nas  fotograf.  Mogę  się 

przysiąść? Cały wieczór miałam ochotę z tobą porozmawiać. 

background image

 - Oczywiście - odparła Fran i wskazała wolne krzesło. Zastanawiała się, o 

czym chce z nią porozmawiać matka 

Alexa. Jak to o czym, skarciła się w myślach. Jasne, że o swoim synu. Fran 

zdecydowała, że tym razem nie dostałaby nagrody za inteligencję. 

 - Chciałam ci za wszystko podziękować. Jedzenie było wyborne. 
 - Nie ma za co - uśmiechnęła się Fran. - Cieszę się, że panu smakowało. 
 -  Nie  tylko  mnie.  Wszyscy  oszaleli  na  twoim  punkcie  i  to  nie  tylko  z 

powodu tych smakołyków.  Ciągle  mnie pytają,  kim  jest  ta śliczna  dziewczyna. 
Fran,  wyglądasz  naprawdę  cudownie  -  powiedziała  starsza  kobieta  z  aprobatą, 
oglądając ją od stóp do głów. - Do twarzy ci w tej sukience. Podobają mi się te 
beze i brązy, że nie wspomnę o świetnym kroju. 

 -  Dziękuję  -  odparła  zarumieniona  po  wysłuchaniu  komplementów 

dziewczyna. 

Kremowa  sukienka  bez  rękawów  i  pasująca  do  niej  beżowobrązowa 

narzutka były zupełnie nowe, ale Fran nie zamierzała o tym nikogo informować. 
Nie  chciała,  by  pomyślano,  że  stara  się  wyglądać  jak  najlepiej,  żeby  spodobać 
się Marchettim. Chociaż była to szczera prawda. 

Flo musiała mieć już prawie sześćdziesiąt lat, ale wyglądała o dziesięć lat 

młodziej.  Była  szczupła  i  nieco  wyższa  od  Fran.  Jej  siwe,  krótkie  włosy  były 
modnie obcięte i ułożone w twarzową fryzurę. 

 -  Pani także  świetnie  wygląda  -  Fran  zrewanżowała  się komplementem.  - 

To bardzo piękna suknia. 

 -  Jak  miło,  że  tak  sądzisz  -  ucieszyła  się  Flo  i  spojrzała  w  dół  na  swoją 

brzoskwiniową,  długą  do  ziemi,  klasyczną  suknię.  -  Chociaż  z  drugiej  strony, 
jeśli  moje  dzieci  będą  dalej  w  tym  tempie  składać  małżeńskie przysięgi, to  już 
wkrótce będę miała szafę pełną takich kreacji. 

 - Więc pewnie źle się pani przez to bawi - żartowała Fran. 
 - Nie mogłabym już chyba być bardziej szczęśliwa - odparła matka Alexa 

z szerokim uśmiechem. - A tak naprawdę, to wcale nie musiałam kupować sukni 
na ślub Rosie. Ona i Steve wzięli ślub w Reno. 

 - Nie wiedziałam, że uciekli, by się pobrać - zdziwiła się dziewczyna. 
 -  To  nie  była  prawdziwa  ucieczka,  ale  jeśli  chcesz  wiedzieć  coś  więcej, 

sama musisz ją o to zapytać. To bardzo romantyczna historia. 

 - O tak. Z pewnością ją zapytam. 
 - Troje już, została jeszcze dwójka - westchnęła Flo. 
Fran uśmiechnęła się uprzejmie do matki Alexa, jednak poczuła dziwny ból 

w  sercu.  Spojrzała  na  rozpromienioną  twarz  kobiety.  Czy  ona  zdaje  sobie 
sprawę, że Alex nigdy się nie ożeni? 

 -  Miło  spędziliście  czas  w  górach?  -  spytała  Flo,  zmieniając  temat.  - 

Wszyscy byli bardzo zajęci ślubem i tylko Alex mógł ci pospieszyć na ratunek - 
dodała. 

Fran  przyjrzała  się  twarzy  starszej  kobiety,  szukając  jakichkolwiek  oznak 

zmieszania. To prawda, że Joe brał dziś ślub, a Nick był drużbą, ale czemu nie 

background image

mógł przyjechać Luke? Zwyciężył jednak rozsądek i Fran nie zaczęła zadawać 
krępujących  pytań.  Jednak  słowo  „roiło",  zdecydowanie  nie  oddawało  jej 
nastroju  sprzed  tygodnia.  „Frastrująco"  byłoby  bliższe  prawdy.  Wiedziała,  że 
Alex  jest  na  wyciągnięcie  ręki,  lecz  nie  mogła  go  dotknąć  ani  z  nim  być. 
Zgotowała sobie prawdziwe piekło na ziemi. Dziękowała losowi, że następnego 
dnia pogoda poprawiła się na tyle, że mogła wyjechać. Uciec, jeśli miałaby być 
szczera. 

 - W górach było bardzo pięknie - powiedziała w końcu. - Poza powodzią, 

panował całkowity spokój. 

Kłamczucha,  skarciła  się  Fran.  Nic  dziwnego,  że  los  pokarał  ją  tym 

piekłem na ziemi. 

 -  No  dobrze,  nie  będę  cię  zawstydzać,  dopytując  się  o  szczegóły  - 

oznajmiła  Flo.  -  Ale  może  powiesz  mi  coś  więcej  o  tej  ciekawej  technice 
negocjacyjnej? 

 - O pocałunku? - spytała i zaskoczona przyjrzała się matce Alexa. 
Kobieta  nie  wyglądała  na  zdenerwowaną,  niezadowoloną  czy  niechętną. 

Wyglądała jak szczęśliwa matka pana młodego. 

 - O właśnie. To było pierwsza klasa. I w dodatku genialne. 
 - Naprawdę? 
 -  Absolutnie.  Przekonałaś  go  do  zmiany  zdania  i  to  bez  krzyków  i  łez.  I 

bez  dąsów.  Rewelacyjny  sposób  postępowania  z  pracodawcą.  Ale  też 
ryzykowny. 

 -  Wiedziałam,  że  istnieje  pewne  ryzyko.  Ale  nigdy  nie  pracowałam  z 

człowiekiem równie sprawiedliwym i rozsądnym, jak Alex. 

Powstrzymała  się  od  dodania  jeszcze  takich  słów,  jak:  przystojnym, 

seksownym i podniecającym. 

 - Czy on wie, że jesteś w nim zakochana? 
Fran, która właśnie piła wodę, zakrztusiła się. Flo usłużnie poklepała ją po 

plecach. 

 -  Muszę  prosić,  by  nigdy  więcej  nie  mówiła  pani  czegoś  tak 

kontrowersyjnego, kiedy piję - powiedziała Fran, kiedy już odzyskała głos. 

 - Kontrowersyjnego? Nie rozumiem? 
 -  Przypisując  naszej  zawodowej  współpracy  podteksty  osobiste  -  odparta 

chłodno dziewczyna, czując jednak, że jej puls gwałtownie przyśpieszył. 

 - W końcu jestem jego matką, Fran. Możesz mi powiedzieć, co jest między 

wami. 

 - Naprawdę nic - zaprzeczyła. 
 - Ale chciałabyś, żeby było? 
 - Nie. Tak. Może - pogubiła się Fran. 
Dlaczego,  na  wszystkie  świętości,  omawia  takie  sprawy  z  matką  Alexa? 

Pora wziąć się w garść, poradziła sobie w myślach. Łatwo powiedzieć... 

 - Nie jest ważne, co czuję, czy też raczej, czego nie czuję. Alex był ze mną 

zupełnie szczery. Opowiedział mi o Beth. 

background image

 - A, tak. Beth - mruknęła Flo z zaciśniętymi ustami. 
 - Co takiego? 
 - Och, nic - powiedziała szybko. - To była śliczna dziewczyna. Bardzo źle 

się stało, że ich związek nie miał szansy samoistnie się zakończyć. 

Co za dziwny dobór słów, pomyślała Fran. 
 - A jaka on była? - spytała, nie mogąc powściągnąć ciekawości. 
 -  Piękna.  Uczyła  w  przedszkolu.  Pragnęła  być  żoną  i  matką,  prawdziwa 

domatorka. Była bardzo oddana Alexowi. Bez przerwy mu usługiwała. 

Fran mogłaby przysiąc, że matka nie przepadała za narzeczoną Alexa. 
 - Czy to źle? 
 -  Nie  -  odparła  kobieta  bez  przekonania.  -  Może  tylko  czasami  była  zbyt 

bezinteresowna. 

 - Nie rozumiem, dlaczego to... 
 -  Wybacz  mi  Fran,  kochanie.  Widzę,  że  mąż  daje  mi  znaki.  Może  to 

oznaczać tylko dwie rzeczy. Albo mam się zająć własnymi sprawami i przestać 
zadręczać gości, albo młodzi są gotowi do krojenia tortu. 

 -  Postawiłabym  raczej  na  tort  -  oznajmiła  Fran,  widząc  nowożeńców 

idących w stronę trzypiętrowej konstrukcji z ciasta. 

 - Miło mi było z tobą rozmawiać - powiedziała z uśmiechem matka Alexa 

i przyjaźnie poklepała dłoń Fran. - Może później dokończymy naszą rozmowę? 

Gdy  dziewczyna  pokiwała  głową,  Flo  impulsywnie  ją  przytuliła.  Zanim 

Fran zdążyła ochłonąć, wstała i podeszła do młodej pary. 

Przez  całą  uroczystość  Fran  czuła  się  jak  kompas.  Jej  wzrok  zawsze 

podążał w kierunku Alexa. Teraz też wiedziała, co robi. Stal z braćmi i śmiał się 
z  ich  żartów.  Był  tak  przystojny,  że  aż  zabrakło  jej  tchu.  Właściwie  był 
najprzystojniejszym  mężczyzną  na  weselu.  W  swym  ciemnym  garniturze  i 
jedwabnej, czarnej koszuli wyglądał jak niebezpieczny rozrabiaka. Serce zabiło 
jej szybciej, a kolana zmiękły, gdy fantazjowała o przystojnym łobuzie. Dobrze, 
ż

e  siedzę,  pomyślała.  Narobiłabym  sobie  wstydu,  gdybym  dosłownie  padła  na 

jego widok. 

Czy Flo miała rację? Czy zakochała się w Aleksie? Nie była jednak w jego 

typie. Beth była wysoką blondynką o cechach świętej, Fran natomiast była niską 
brunetką  i  nikt  przy  zdrowych  zmysłach  nie  nazwałby  jej  świętą.  Stanowiła 
niemal  dokładne  przeciwieństwo  Beth.  Jaką  miała  szansę,  żeby  spodobać  się 
Alexowi?  Raczej  już  nie  urośnie.  Miała  dwadzieścia  pięć  lat  i  swój  obecny 
wzrost  osiągnęła  dawno  temu.  Może  mogłaby  rozjaśnić  włosy.  Jednak 
wiedziała, że blond nie pasuje do jej karnacji. Jedyną rzeczą, na jaką mogła mieć 
wpływ, było jej zachowanie. Mogła stać się bezinteresowna i usłużna, gdyby się 
postarała.  No  niezupełnie  tak.  Mogła  spróbować  taką  być,  powiedzmy  przez 
jeden dzień. Na próbę. 

Kiedy zdjęcia już się skończyły, Alex rozejrzał się za Fran. Właśnie stanęła 

przy  weselnym  torcie.  Gdy  tradycji  stało się  zadość i  młodzi odkroili pierwszy 

background image

kawałek,  dziewczyna  wróciła  do  swoich  obowiązków.  Wynajęci  kelnerzy 
roznosili desery. 

Alex  usiadł  i  ułożył  swoją  marynarkę  na  sąsiednim  krześle,  rezerwując  je 

dla  Fran.  Chociaż  Joe  umówił  ich  na  dzisiejszy  wieczór,  Alex  nie  uważał  tego 
spotkania za randkę. Zrobiło mu się smutno. Właśnie tego dnia, przeznaczonego 
dla  zakochanych,  najbardziej  brakowało  mu  kogoś,  komu  mógłby  podarować 
kwiaty, czekoladki i wysłać sentymentalną kartkę. 

Zanim  na  dobre  zdążył  pogrążyć  się  w  smutku,  pojawił  się  przed  nim 

kawałek  weselnego  tortu.  Alex  spojrzał  w  górę,  spodziewając  się  zobaczyć 
kelnera, i ku swemu zaskoczeniu ujrzał Fran. 

 - Dziękuję. 
 - Nie ma za co. Może masz ochotę na kawę? 
 - To brzmi nieźle. Może usiądziesz i... - zaczaj. 
Zanim jednak zdążył poprosić Fran, by się do niego przysiadła, dziewczyna 

chwyciła  jego  filiżankę  i  ruszyła  na  poszukiwania  kelnera  z  kawą.  Po  chwili 
wróciła. 

 - Proszę bardzo - powiedziała i usiadła. 
 - Dziękuję - odrzekł i rozejrzał się w poszukiwaniu śmietanki i cukru. 
 -  O!  Przepraszam.  Zapomniałam,  ze  słodzisz  i  dodajesz  mleczko  - 

powiedziała i podała mu dwa srebrne naczynka. 

Wsypała  jedną  łyżeczkę  cukru  i  dodała  tyle  mleka,  że  kawa  zrobiła  się 

biała. Dokładnie taka, jaką lubił. 

Był  zaskoczony,  że  zapamiętała,  jaką  pija  kawę.  Ale  zupełnie  nie  mógł 

wyjść ze zdumienia, widząc usługującą mu Fran. Ktoś musiał mu ją podmienić. 

 - Bardzo proszę - rzekła i przysunęła mu filiżankę. 
 - Dziękuję - powiedział po raz kolejny Alex i upił łyk kawy. - Idealna. 
 - Cieszę się, że ci smakuje. 
 - No dobrze - zaczął podejrzliwie. 
Jeśli  dziewczyna  zagięła  na  niego  parol,  to  już  przepadł.  Nie  znał  Fran 

Carlino od tej strony. Co gorsze, nie był pewien, czy mu się podoba 

 - O czym rozmawiałyście z moją matką? - zapytał po chwili. 
 - Och, o jedzeniu, kwiatach i modzie - odparła lekko. 
 - Doprawdy? Miałaś bardzo poważną minę. 
 - Obserwowałeś mnie? - Kąciki jej ust uniosły się w uśmiechu. 
 -  Oczywiście.  Przecież  jesteśmy...  -  niemal  powiedział:  parą.  -  Jesteśmy 

razem na weselu. 

 -  Rozumiem.  -  I  oprócz  zabawiania  mnie  rozmową,  postanowiłeś  spełnić 

swój święty obowiązek i pilnować mnie przez cały wieczór? 

Na chwilę, pojawiła się dawna Fran, którą znał i... Kochał? Czyżby? 
Nie. Przecież był jednym z Marchettich. Wiedział, że miłość może mu się 

zdarzyć tylko raz w życiu. 

background image

Przypomniał sobie Beth i jej ciągłe próby zadowolenia go. Nagle zdał sobie 

sprawę,  że  już  od  dawna  za  nią  nie  tęskni.  Już  na  zawsze  pozostanie  w  jego 
sercu, ale jego serce już nie należało do niej. 

 - Może miałabyś ochotę przejść się na spacer? - powiedział, zastanawiając 

się nad dziwnym zachowaniem dziewczyny. 

Fran  myślała  przez  chwilę.  W  końcu  jej  twarz  rozpromieniła  się 

uśmiechem. 

 - Tak. Byłam tak zajęta, że nie mogłam wyjść nawet na chwilę. 
 -  To  chodź  ze  mną  -  powiedział,  wstał  i  zabrał  swoją  marynarkę  z  jej 

krzesła. 

 -  Słyszę  i  jestem  posłuszna,  mój  nieustraszony  przywódco  -  powiedziała, 

salutując. 

Alex  przewrócił  oczami.  Poprowadził  ją  przez  kuchnię,  gdzie  obsługa 

zaczynała już sprzątać, aż do drzwi, wychodzących na podwórko. 

 -  Tam  jest  basen  i  altana  -  wyjaśnił.  -  A  reszta  podwórza  jest  obsiana 

trawą. 

 -  Jak  pięknie  -  wyszeptała  i  spojrzała  w  górę,  na  niebo  pełne  gwiazd.  - 

Cudowna noc - dodała i zadrżała. 

 - Zmarzłaś - zauważył Alex i okrył ją swoją marynarką. 
 - Dzięki. 
Fran  oparła  się  o  filar  drewnianej  altany  i  otuliła  szczelniej  marynarką 

Alexa. Wdychała jego zapach. 

 -  Jak  ci  się  podobał  Ślub?  -  zapytał,  przysunął  się  do  niej  i  oparł  dłoń  o 

filar, tuż przy jej głowie. 

 - Bardzo. Wszystko było idealne. 
 - A o czym naprawdę rozmawiałaś z moją matką? 
 - Miedzy innymi o tobie. 
 - O kurczę! I co powiedziała ci Flo? 
 -  Zapewniła  mnie,  że  podziwia  moje  techniki  negocjacyjne.  Przypominał 

sobie rodzinną degustację. A także pocałunek, który spowodował zamęt w jego 
uczuciach. Przestań, upomniał się. Już w górskiej chacie ledwie znosił napięcie 
panujące  między  nimi.  Przez  kolejne  dni  nie  mógł  przestać  o  niej  myśleć. 
Nawiedzała go  nawet  w  snach.  Ale  gdy  się  budził,  był  zawsze  sam  w  zimnym 
łóżku. Jednak nigdy nie odczuwał chłodu, gdy Fran była w pobliżu. 

 -  Co  jeszcze  mówiła?  -  spytał,  wracając  do  rzeczywistości.  -  Dość  długo 

rozmawiałyście - dodał wyjaśniającym tonem. 

 - O, mnóstwo rzeczy - powiedziała rozmarzona. - Nie wziąłeś tortu. Pójdę 

ci go przynieść - oznajmiła po chwili. 

Alex  poczuł  nagły  chłód.  O  co  tu  chodziło?  Gdzie  była  Fran,  która 

najchętniej  ze  złością  cisnęłaby  w  niego  tortem  weselnym?  Co  stało  się  z  tą 
zadziorną  dziewczyną,  która  protestowała  przeciw  usługiwaniu  mężczyźnie? 
Gdzie w końcu była ta kobieta, która sprawiła, że ją zauważył? 

Opuścił rękę i odsunął się od Fran. Po co ja w ogóle o niej myślę? 

background image

 - Nie trudź się - powiedział. - Już czas wracać do gości. 

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY 
 - Mam kłopot, mamo. 
Fran wypowiedziała te słowa już na progu domu rodziców. Od wczorajszej 

rozmowy  z  Alexem  nie  mogła  się  skoncentrować  na  pracy,  więc  wyszła  dziś 
wcześniej. Nawet się z nim nie pożegnała. Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Jej 
wczorajsze zachowanie było zbyt upokarzające. 

 - Ty masz kłopot? - spytała zszokowana Aurora. 
 - Nie taki. Po prostu mam mętlik w głowie - wyjaśniła dziewczyna. 
 -  Usiądź,  kochanie  i  opowiedz  mi  wszystko,  a  ja  przygotuję  ci  coś  do 

zjedzenia. Musisz mieć siłę do takiej pogawędki. 

 - Chodzi o Alexa - powiedziała Fran, siadając z westchnieniem przy stole. 
 - Powiedz mi coś, czego nie wiem - rzekła Aurora i postawiła przed córką 

szklankę  mleka  i  talerz  domowych  ciasteczek.  -  Kochasz  go.  Nie  rozumiem 
tylko, dlaczego uważasz, że to jest kłopot. 

 - Wcale go nie kocham - zaprzeczyła Fran, mając nadzieję, że to prawda. 

Bała  się,  że  Alex  nie  mógłby  odwzajemnić  jej  uczucia.  -  Spełnił  się  mój 
najgorszy  koszmar.  Stałam  się  służącą.  Przez  cały  wieczór  chodziłam  wokół 
niego. 

Aurora  usiadła  naprzeciwko  córki.  Położyła  na  stole  świeżo  umyte 

winogrona  i  wzięła  do  ręki  nożyczki.  W  czasie  opowiadania  Fran,  pocięła 
wielką kiść na mniejsze części i ułożyła je na talerzu obok ciasteczek. 

 - Musisz mówić jaśniej, Frannie. 
Dziewczyna  westchnęła,  wzięte  ciasteczko  i  powoli  gryzła  je,  próbując 

poukładać myśli. 

 - Alex kocha inną. 
 - Nie! - krzyknęła jej matka. - To łobuz, to drań! 
 - Mamo! - zawołała Fran i roześmiała się. - To było dawno, a ona nie żyje. 

Ale on wciąż jeszcze pamięta. 

 - Jakie to smutne. Ale, jak to się wiąże z usługiwaniem? 
 - Nie jestem do niej podobna. Beth była ideałem. Była aniołem i nawet tak 

wyglądała. Wysoka, o złotych włosach i błękitnych oczach. 

Aurora wstała i podeszła do kredensu, w którym trzymała sztućce. Wzięła 

widelec,  łyżkę  i  nóż.  Potem  sięgnęła  po  serwetkę,  którą  wymyślnie  złożyła. 
Wszystko to ułożyła przed córką i usiadła. 

 - Skąd wiesz, jak wyglądają anioły? 
 - Skoro ja jestem niska, przysadzista i mam włosy mysiego koloru, to tak 

naprawdę nie ma to najmniejszego znaczenia. Chodzi mi o to, jaka była. 

 - Jaka? 
 - Jak już mówiłam, ideał. 
 -  Nie  ma  czegoś  takiego,  chociaż  rzeczywiście  nam,  kobietom,  niewiele 

brakuje. 

Fran westchnęła, dokończyła ciasteczko i sięgnęła po winogrona. 

background image

 - Gdyby Alex był tutaj, obrałabym mu je i wyjęła pestki, ponieważ właśnie 

tak  postąpiłaby  Beth  -  oznajmiła  ze  złością.  -  Ona  pracowała  w  przedszkolu. 
Jedyne  czego  pragnęła,  to  być  żoną  i  matką.  Alex  ją  uwielbiał.  Ja  jestem  jej 
zupełnym  przeciwieństwem.  Od  chwili,  gdy  go  poznałam,  wciąż  powtarzałam, 
ż

e zależy mi tylko na karierze. Tłumaczyłam mu, że dla mnie wyjście za mąż, to 

dokładnie to samo, co dobrowolnie zostać służącą. 

 -  Zapomniałam  -  wtrąciła nagle  jej  matka,  wstając.  -  Mam  jeszcze  trochę 

twojego ulubionego sera i krakersów. 

Fran wpatrzyła się w Aurorę. Odkąd przyszła, matka nie usiadła na dłużej 

niż trzydzieści sekund. Gdyby się nad tym zastanowić, to właściwie zawsze tak 
było.  I  to  nie  tylko  z  powodu  zachcianek  męża.  Fran  widziała,  jak  jej  matka 
obsługuje Maxa, Mike'a, Sama i Johnnego. Ją samą zresztą też. 

 - Co robisz, mamo? - zapytała. 
 - Mówiłam ci. Zaraz przyniosę ci ser i krakersiki. 
 - Nie - zaprzeczyła Fran, potrząsając głową. - Chodzi mi o to, że wcale nie 

musisz mnie obsługiwać. Tu jest dość jedzenia, by nakarmić mnie na resztę dnia 
-  dodała,  wskazując  talerz.  -  Jeśli  będę  miała  na  coś  ochotę,  sama  to  sobie 
przyniosę. 

 -  Oczywiście,  że  tak.  Ale  ja  lubię  się  koło  ciebie  krzątać,  kochanie  - 

wyjaśniła Aurora z rozbrajającym uśmiechem. 

 - Nie chcę ci przysparzać pracy. 
 - Kocham cię - powiedziała po prostu jej matka. - Gdy się kogoś kocha, to 

ż

adna praca. 

 - To dlatego obsługujesz ojca? Nie czujesz się jak służąca? 
 - Oczywiście, że nie - roześmiała się Aurora - On przecież bardzo ciężko 

pracuje. Ja go kocham, a on odwzajemnia to uczucie. Cieszę się, gdy mogę mu 
nieco  ułatwić  życie.  Dbanie  o  niego  w  domu  jest  moją  pracą.  Ale  gdybym  nie 
miała ochoty tego zrobić, nigdy by mnie nie zmusił. Jestem bardzo szczęśliwa. 

Przez  głowę  Fran  przelatywały  setki  myśli.  Zawsze  wiedziała,  że  rodzice 

się kochają. Jednak wciąż strofowała matkę, że bez przerwy chodzi wokół ojca. 
Dziewczyna  nigdy  nie  pomyślała,  że  Aurora  traktuje  tak  samo  wszystkich, 
których kocha. 

 -  Nigdy  tak  na  to  nie  patrzyłam  -  przyznała  Fran.  Aurora  dołożyła 

ciasteczek. 

 -  To  nie  sekret,  że  ojciec  chce,  byś  wyszła  za  mąż  i  miała  dzieci.  Ja 

również, ale tylko pod warunkiem, że się zakochasz. 

Nie było żadnego: jeśli. Fran była pewna, że kocha swojego szefa. Jednak 

jej szanse na szczęście z Alexem były niewielkie. 

 -  Żadne  z  nas  jednak  nie  chce,  byś  rezygnowała  z  siebie  dla  mężczyzny. 

Wszystko się ułoży, jeśli ty będziesz z siebie zadowolona. 

 - Czy tak było z tobą, mamo? 
 -  Jestem  domatorką  z  wyboru.  Zdarza  się,  że  się  zastanawiam,  jak  by  to 

było mieć wszystko naraz. I pracę, i rodzinę. Tobie na pewno się to uda. 

background image

 - Nie sądzę. 
Fran wiedziała, że z żadnym mężczyzną nie będzie jej tak, jak z Alexem. A 

on już oddał swe serce innej. 

Nagle otworzyły się frontowe drzwi i do domu wszedł ojciec. 
 -  Wróciłem!  -  zawołał  i  przyszedł  prosto  do  kuchni.  -  Jaka  miła 

niespodzianka.  Moje  dwie  ulubione  kobietki.  Ucałował  Fran  w  czoło.  Potem 
obszedł stół, poderwał Aurorę na nogi, zamknął w ramionach i głośno pocałował 
w usta. 

 - Może zostawię was samych? - zaproponowała Fran z uśmiechem. 
 - Właśnie tego dla ciebie pragnę, Frannie - powiedział ojciec i mrugnął do 

niej porozumiewawczo. 

 - Czego, tatku? 
 - Mężczyzny, który pokocha cię tak, jak ja kocham twoją matkę. Kogoś, z 

kim będziesz mogła dzielić życie, bo praca to nie wszystko. Ona daje tylko dach 
nad głową i jedzenie na stole. 

 -  Nawet,  jeśli  to  tylko  mrożonki  -  dodała  z  westchnieniem  dziewczyna.  - 

Tatku,  chciałam  tylko,  żebyś  był  ze  mnie  dumny,  żebyś  mnie  kochał  tak,  jak 
kochasz chłopców. 

Leo popatrzył poważnie na córkę. 
 - Naprawdę nie wiesz, jak bardzo jestem dumny z mojej dziewczynki? Nie 

wiesz, jak bardzo cię kocham? 

 -  Nie.  Musisz  mi  to  powiedzieć  -  rzekła,  chociaż  słowa  ojca  ogrzały  jej 

serce. 

 -  Dziecinko,  twoja  matka  wyjaśniła  mi  parę  rzeczy.  Wiem,  że  nie 

wspierałem  cię,  kiedy  wybrałaś  szkołę  gastronomiczną.  Wykazałaś  prawdziwą 
determinację  rodu  Carlino.  I  to  większą  niż  twoi  bracia.  Byłem  zbyt  zajęty 
mówieniem ci, co masz robić i zapomniałem powiedzieć, że cię podziwiam. Nie 
możesz  wątpić,  że  cię  kocham.  Chciałem  tylko,  żebyś  była  bezpieczna.  I 
szczęśliwa, tak jak ja z tą kobietą. 

Nachylił  się  nad  Aurorą  i  znów  z  pasją  ją  pocałował.  Kiedy  skończyli, 

matka czerwieniła się jak uczennica, a ojciec śmiał się wesoło. 

Nagle  Fran  wszystko  zrozumiała  -  Ojciec  nie  miał  nic  przeciwko 

wybranemu przez nią zawodowi. Chciał tylko, by była szczęśliwa również poza 
pracą. Na swój sposób próbował ją do tego skłonić. Dbanie o partnera nie było 
służeniem. To po prostu była miłość. 

Fran wstała i podeszła do rodziców. Leo Carlino wyciągnął rękę i zamknął 

córkę w bezpiecznym uścisku ramion. Ucałował ją w czubek głowy. 

 - Kocham cię, pączuszku. 
 - I ja cię kocham, tatku. 
Kochała  też  Alexa.  Wiedziała  jednak,  że  nie  może  się  dla  niego  zmienić. 

To nie byłoby w porządku wobec niego. A także wobec niej samej. Zamierzała 
mu to powiedzieć. 

background image

Alex spojrzał na zegar. Była już szósta. Jeśli teraz wyjdzie z biura, wpadnie 

wprost  w  największe  korki.  Spóźni  się  co  najmniej  pół  godziny  na  umówioną 
kolację. Ojciec i Luke poszli na mecz hokeja. Gdy tylko Alex dowiedział się, że 
Flo zostanie sama, zaprosił ją na kolację. 

Wstał,  zebrał  swoje  papiery  i  sięgnął  po  marynarkę.  Gdy  odwrócił  się  do 

drzwi, zobaczył, że stoi tam Fran. 

Od  wczorajszej  rozmowy  z  jego  matką  dziewczyna  zachowywała  się  jak 

schizofreniczka. Zastanawiał się, która z jej osobowości się teraz ujawni. Bogini 
wojny, którą tak lubił, czy słodka, usłużna dziewczynka, która przyprawiała go o 
gęsią skórkę ze strachu. 

 - Cześć - powiedział niepewnie. 
 - Wychodzisz? 
 - Tak. Mam randkę z.... 
 -  A!  W  takim  razie,  to  może  poczekać  -  szybko  powiedziała  i  odwróciła 

się. - Do zobaczenia. 

 - Nie! - zawołał, podbiegł do drzwi i stanął w przejściu. Byli zupełnie sami 

w  biurze,  bo  wszyscy,  nawet  jego  sekretarka,  już  dawno  poszli  do  domów.  - 
Mam jeszcze chwilkę. O co chodzi? 

Stała  w  drzwiach,  a  na  jej  twarzy  malowała  się  bezbronność.  Nagle 

zapragnął  objąć  ją  i  przytulić.  Chciał  ją  chronić  przed  tym,  czego  mogła  się 
obawiać.  Nawet  mimo  jej  dziwacznego  zachowania,  które  nie  dawało  mu 
spokoju. To nie była Fran, którą znał i... Tak. Kochał. 

 - Nie chcę cię zatrzymywać. 
 - Nie zatrzymujesz mnie. O co chodzi? 
 - Do wygaśnięcia kontraktu zostały już tylko trzy tygodnie - powiedziała, 

patrząc mu w oczy. 

 - Wiem, musimy porozmawiać... 
 - Chciałam ci tylko przypomnieć, że będę potrzebowała referencji. 
 - Co? - spytał zaskoczony. 
 - Już pora, żebym zaczęła rozglądać się za następnym zleceniem. Dlatego 

potrzebuję  referencji.  Głównym  powodem,  dla  którego  podjęłam  się  tej  pracy, 
było to, że pchnie ona naprzód moją karierę. Pora z tego skorzystać, 

 - Zamierzasz odejść? 
 - Przecież nie rzucam pracy. Mój kontrakt wygasa. 
 - A jeśli chciałbym go odnowić? 
 - Powiedziałabym: nie. 
 - Dlaczego? 
 - Och, wiesz, to co zwykle - powiedziała i wzruszyła ramionami. 
 - Więc nie byłaś tu szczęśliwa? 
 -  Praca  z  tobą  i  twoim  zespołem  była  cudownym  doświadczeniem  - 

powiedziała, potrząsając przecząco głową. 

 - Więc dostałaś propozycję od konkurencji? - domyślił się, 
 - Oczywiście, że nie - roześmiała się Fran. - Ale wciąż trzymam kciuki. 

background image

 - Jeśli chodzi o podwyżkę... 
 - Wynagrodzenie jest większe, niż mogłam się spodziewać. 
 - To pozwól mi renegocjować kontrakt. 
 - Nie - ostro odmówiła. 
 - Dlaczego? Czy ta praca w grill barze zrobiła się nagle taka atrakcyjna? A 

w ogóle, co w ciebie ostatnio wstąpiło? 

W jej oczach zapłonął gniew, a na policzki wypłynął rumieniec. Pojawienie 

się jego dawnej Fran spowodowało, że chciał ją porwać w ramiona. 

 - Jeśli już musisz wiedzieć, to nie chcę odnawiać kontraktu, bo po prostu 

tutaj nie pasuję. 

 - O czym ty mówisz? 
 -  Oszukuję  w  siłowaniu  się  na  rękę.  Często  mam  ochotę  oblać  cię 

mlekiem.  Mówię,  co  myślę,  nie  obsługuję  nikogo  i  nie  mam  zamiaru  chodzić 
dookoła  faceta,  dogadzać  mu  i  dopieszczać.  Już  się  nie  zmienię.  Wczoraj 
próbowałam i nienawidziłam siebie i ciebie. Nawet, gdybym mogła się zmienić, 
nie  zrobiłabym  tego.  Ani  dla  ciebie...  ani  dla  innego  pracodawcy  -  dokończyła 
niezręcznie, nie chcąc już bardziej się upokarzać. 

 -  Nigdy  cię  o  to  nie  prosiłem  -  powiedział  Alex,  zupełnie  nieświadomy, 

czego naprawdę dotyczy ta rozmowa. 

Dlatego  nie  zrozumiał  głębokiej  rozpaczy  i  poczucia  klęski,  które 

odmalowały się w spojrzeniu Fran. Nie chciała się zmieniać, a on o to nie prosił. 
Co w tym dziwnego? Tylko dlaczego wyglądała tak, jakby właśnie wbił jej nóż 
w serce? 

Mógł  przysiąc,  że  dostrzegł  łzy  w  oczach  dziewczyny,  zanim  odwróciła 

twarz. Ale kiedy się odezwała, jej głos brzmiał zupełnie spokojnie. 

 -  Dobrze.  Zatem  nie  mamy  sobie  nic  więcej  do  powiedzenia.  Ja  dopełnię 

warunków kontraktu, a ty napiszesz mi rekomendację. 

 - Zlecę to z samego rana sekretarce. 
Wybiegła z biura, zanim Alex zdążył pozbierać myśli. Porzuciła go, zanim 

zdołał  ją  poprosić,  by  go  nie  zostawiała.  Coś  go  jednak  powstrzymało.  Jakiś 
wewnętrzny  głos  przestrzegł  go,  że  jeśli  przekroczy  granicę,  nie  będzie  już 
powrotu. Więc jej nie zawołał. 

Fran nigdy nie była jego, lecz Alex cierpiał, jakby właśnie ją stracił. 

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY 
 - Ja jestem tępy? 
Rozzłoszczony  Alex  przyglądał  się  swojej  matce  znad  elegancko 

zastawionego  stołu  w  drogiej  restauracji,  do  której  ją  zaprosił.  Liczył  na  to,  że 
Flo  podniesie  go  na  duchu.  A  ona?  Zamiast,  niczym  lwica,  bronić  swego 
potomka, zmieszała go z błotem. 

 -  Jest  mi  to  równie  przykro  mówić,  jak  tobie  słyszeć  -  powiedziała 

współczująco. 

Alex  miał  co  do  tego  poważne  wątpliwości.  Przecież  wyjaśnił  Flo,  z. 

jakiego powodu spóźnił się na umówione spotkanie. 

 - No dobrze, powiedz, co zrobiłem, żeby na to zasłużyć? 
 -  Chodzi  o  to,  czego  nie  zrobiłeś  -  zaczęła  mu  tłumaczyć,  jak  dziecku.  - 

Powinieneś błagać ją, żeby została, a nie chętnie wręczyć jej referencje. 

 - Powiedziałem, że chciałbym renegocjować kontrakt, ale się nie zgodziła. 
 - Wyjaśniła, dlaczego? 
 - Powiedziała, że nie zmieni się dla żadnego mężczyzny. 
 - Aha - podsumowała dziwnym tonem Flo, nie patrząc synowi w oczy. 
 - Wcale nie podobał mi się ten dźwięk - oznajmił Alex, czując, że żołądek 

zawiązuje mu się w ciasny supeł. 

To  niewinne  słówko  zabrzmiało  jak  wyrok  podpisany  na  niewinnego 

mężczyznę.  Co  to  miało  znaczyć?  Po  raz  pierwszy  zwierzył  się  Flo  i  liczył  na 
zapewnienie  matki,  że  wszystko  będzie  dobrze.  Że  Fran  pójdzie  po  rozum  do 
głowy i do niego wróci. To znaczy do firmy, poprawił się zaraz. 

 -  Co  to  miało  znaczyć?  -  zapytał  na  głos.  Matka  Alexa  upiła  łyk  wina  i 

zmarszczyła brwi. 

 -  Cóż,  niedaleko  pada  jabłko  od  jabłoni.  Wygląda  na  to,  że  tępotę 

umysłową musiałeś odziedziczyć po mnie. 

 - Może mi to wyjaśnisz - poprosił rozbawiony Alex. 
 - Obawiam się, że odejście Fran to moja wina. Alexowi zdecydowanie nie 

odpowiadało umieszczanie słów: 

Fran i odejście w jednym zdaniu. 
 - Jak to? - zapytał tak spokojnie, jak tylko mógł. 
 - Ona cię kocha - powiedziała po prostu Flo. 
Fran go kocha? Ta, która się zarzekała, że nie życzy sobie w swoim życiu 

mężczyzny? Serce zabiło mu radośnie. Wprost nie mógł w to uwierzyć. A może 
nie chciał? Gdyby uwierzył, sam także musiałby przyznać, co do niej czuje. 

 - Mamo, zacznij od początku. Nic nie rozumiem. 
Flo skubała wzięty z koszyczka kawałek ciemnego chleba. 
 -  Rozmawiałyśmy  sobie  na  ślubie.  Chciałam  jej  podziękować  za 

wyśmienite potrawy. 

 - I co? - niecierpliwie ponaglił ją Alex. 
 - Wiedziałam, że między wami coś jest. 

background image

 -  No,  wreszcie  zaczynasz  dochodzić  do  sedna  -  pokiwał  głową,  wiedząc, 

ż

e Flo mogłaby wygrać każdy konkurs na swatkę roku. 

 - Zapytała mnie, jaka była Beth. 
Alex pamiętał, że Fran również go o to pytała, kiedy byli w górach. 
 - Co jej powiedziałaś? 
 -  Prawdę.  Że  Beth  dbała  o  ciebie  do  przesady  i  że  była  zbyt 

bezinteresowna. 

 - Co to znaczy, mamo? 
 -  Przestań  Alex.  Teraz  jesteś  gorzej  niż  tępy.  To  zupełnie  do  ciebie  nie 

pasuje.  Nie  chcę  źle  mówić  o  zmarłej,  ale  Beth  niemal  kroiła  ci  mięsko  na 
talerzu.  Była  słodką  dziewczyną,  a  to  co  się  stało,  to  była  prawdziwa  tragedia. 
Oddałabym wszystko, gdyby to mogło zapobiec nieszczęściu, które ją spotkało. 
Ją  i  ciebie.  Jednak,  prawdę  mówiąc,  czuliśmy  się  przy  niej,  jak  banda 
nieudaczników. 

 - Banda nieudaczników? - spytał ze zdziwieniem. 
 - Tak. I to cała rodzina. Obawialiśmy się, że ten związek nie pójdzie ci na 

zdrowie. 

 - Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział? 
Rozumiał,  o  czym  mówi  jego  matka.  Sam  to  czuł,  ale  postanowił 

zignorować  wątpliwości.  Pamiętał,  że przy  Beth  dawał  z siebie  wszystko,  ale  i 
tak czuł, że to za mało. 

 - Przecież byś jej bronił - westchnęła Flo. - Długo o tym rozmawialiśmy z 

twoim  ojcem  i  doszliśmy  do  wniosku,  że  w  końcu  sam  to  dostrzeżesz. 
Ucieszyliśmy się, gdy postanowiłeś przełożyć ślub. Słuchaj, chcę ci zadać jedno 
pytanie. Nie odpowiadaj mi, tylko zastanów się nad tym, co powiem. 

 - Co, mamo? 
 - Czy z Beth byłeś naprawdę szczęśliwy? - spytała i zamachała ręką. - Nic 

nie mów. 

 -  Wiem,  do  czego  zmierzasz  -  powiedział,  kiwając  ze  zrozumieniem 

głową. 

Naprawdę wiedział. Nagle wszystko zrobiło się jasne. 
 - To nie wszystko - zaczęła znów matka. - Chodzi o Fran. 
 - Mów. 
 -  Powiedziałam  jej,  że  jest  zupełnie  inna  niż  Beth.  Oczywiście,  w 

pozytywny  sposób.  Jednak  tego  nie  zdążyłam  jej  wyjaśnić  -  powiedziała  z 
zachmurzonym  czołem  i  żalem  w  głosie.  -  Ani  dodać,  jaka  jest  świeża  i 
cudowna. I że od dawna nie widziałam ciebie tak szczęśliwego. 

Bingo.  To  dlatego  tak  o  niego  dbała  w  czasie  przyjęcia.  Ten  cukier, 

mleczko  do  kawy  i  tort.  Chciała  pokazać,  że  potrafi  być  oddana  i 
bezinteresowna. Chciała być taka jak Beth. Dopiero teraz wszystko zrozumiał. 

To  właśnie  jej  inność  sprawiła,  że  kochał  ją  taką,  jaka  była.  Czy  Fran  go 

kocha? 

background image

To dlatego miała taki smutek w oczach, gdy powiedział, że wcale nie chce, 

by się zmieniała. Pragnęła usłyszeć, że odpowiada mu taka, jaka jest. 

 - Masz rację mamo, jestem tępy. Mam tylko nadzieję, że jeszcze nie jest za 

późno, by to naprawić. 

Fran  ze  złamanym  sercem  wracała  do  domu.  Dziś  nie  widziała  Alexa.  W 

jednej  ręce  trzymała  bagietkę,  którą  kupiła  w  piekarni,  w  drugiej  niosła 
niedawno  otrzymane  referencje.  Gdy  sekretarka  wręczała  jej  dokument,  Fran 
pragnęła, by Alex wyznał jej miłość i prosił, by została. 

 - Jesteś beznadziejnie głupią - powiedziała do siebie. 
Stanęła  przed  drzwiami  swego  mieszkania  i  zaczęła  szukać  kluczy  w 

torebce.  Kiedy  spróbowała  otworzyć  drzwi,  okazało  się,  że  już  są  otwarte. 
Przestraszyła się. Czy ktoś wszedł do jej mieszkania? 

Wepchnęła  dokument  do  torebki,  ujęła  bagietkę  niczym  pałkę  i  powoli 

uchyliła  drzwi.  Usłyszała  stłumione  przekleństwa.  Męski  głos  dobiegał  z  jej 
kuchni. Nagle poczuła jakiś cudowny zapach. 

Zajrzała ostrożnie i cichutko ruszyła przedpokojem. Gdy dotarła do kuchni, 

od razu poznała mężczyznę, stojącego przy kuchence, 

 - Alex! 
Odwrócił  się  i  uśmiechnął  na  jej  widok.  Natychmiast  podniósł  ręce  w 

geście poddania. 

 -  Powinnaś  to  odłożyć,  zanim  komuś  stanie  się  krzywda  -  powiedział,  z 

całych sił próbując się nie roześmiać. 

Fran miała ochotę zdzielić go bagietką po głowie. W końcu opuściła rękę. 
 - Co ty tu robisz? 
 - Musiałem... 
 - Jak się tu dostałeś? 
 - Gospodarz budynku... 
 - Co zrobiłeś z moją kuchnią? 
Fran objęła spojrzeniem cały bałagan. Kilka pustych pudełek po makaronie 

wysypało się z przepełnionego kosza na śmieci. Na podłodze leżały pogniecione 
puszki i foliowe torebki. Jeśli się nie myliła, były to pozostałości po składnikach 
wymyślonego przez nią dania. I jeśli się nie myliła, to była już druga próba. 

 - Chyba powinieneś mi to wyjaśnić - warknęła. 
 - Gdy tylko przestaniesz mi przerywać, odpowiem na wszystkie pytania. 
Fran  odłożyła  torebkę  i  bagietkę  na  bufet.  Znów  groźnie  spojrzała  na 

Alexa. 

 - Dobra. Po pierwsze, co ty tu robisz? 
 - Jestem twoim szefem. Przygotowuję kolację, by wyrazić moje uznanie. 
W sercu Fran nieśmiało zakiełkowała nadzieja. 
 - Po co? 
 - Żeby okazać ci mój podziw, szacunek i docenić cię. 
 -  Jeśli  chciałeś,  żebym  odeszła  przed  terminem,  wystarczyło  tylko 

poprosić. Dostałam referencje. Wszystko już zrozumiałam. 

background image

 -  Przygotowałem  to  wczoraj,  jak  tylko  wyszłaś.  Dziś  rano  sekretarka 

przepisała dokument i wręczyła ci, zanim  zdążyłem go zniszczyć - powiedział, 
odłożył  drewnianą  łyżkę,  z  której  sos  kapał  na  podłogę,  i  podszedł  do 
dziewczyny. - Nie chcę, żebyś odchodziła Fran. 

 - Jak wszedłeś do mojego mieszkania? - spytała. 
Nie była pewna, czy już go o to nie pytała, ale miała taki zamęt w głowie, 

ż

e  musiała  powiedzieć  cokolwiek.  Nie  chciała,  by  kiełkujące  ziarenko  nadziei 

rozkwitło w pełni. 

 - Oczarowałem gospodynię. 
 -  Chyba  będę  musiała  poważnie  porozmawiać  z  Eleną  -  powiedziała, 

myśląc,  że  gdyby  gospodarzem  budynku  był  mężczyzna,  Alex  nie  dostałby  się 
tak  łatwo  do  jej  królestwa.  -  Co  zrobiłeś  z  moją  kuchnią?  Wygląda,  jakbyś 
przygotowywał to samo danie dwa razy - rozejrzała się dokładniej. - Nie. Trzy 
razy. Co ty wyprawiasz? 

 - Chciałem, żeby było doskonałe. Dla ciebie. Dlaczego? - chciała zawołać. 

Nie była doskonała. Nigdy nie 

będzie  przypominała  kobiety,  którą  Alex  kochał  i  stracił.  Czemu  jej  tak 

okrutnie dokuczał? 

 - Czy w ten sposób chcesz mnie namówić do pozostania w firmie, czy... - 

Fran już nie wiedziała, co myśleć. 

 - Chodzi  mi o obydwie te rzeczy - powiedział, a dziewczyna zmiękła jak 

wosk. 

 - Nie mogę już dłużej pracować w waszej firmie. 
 - Dlaczego nie? 
Bo  widywanie  cię  co  dzień  i  darzenie  uczuciem,  którego  nie  możesz 

odwzajemnić, złamałoby mi serce, pomyślała. 

 - Po prostu nie mogę - powiedziała bezradnie. 
Alex  chwycił  jej  torebkę  i  wyciągnął  z  niej  dokument,  który  leżał  na 

samym wierzchu. 

 -  Przedsiębiorstwo  Marchettich  oznajmia  zainteresowanym,  że  Francesca 

Carlino jest utalentowanym szefem kuchni. Jest piękna i.. 

 - Alex, przecież tego wcale nie ma w referencjach - wyszeptała bez tchu. 
 -  ...zadziorna,  denerwująca  oraz  kochana.  Proszę,  żeby  jej  nigdzie  nie 

zatrudniać. Musi wrócić i pracować dla mnie. 

 - Alex, ja nie mogę... 
Mężczyzna  przedarł  dokument  na  pół.  Złożył  resztki  i  jeszcze  raz  je 

przedarł. 

 - Czemu to zrobiłeś? - spytała osłupiała. 
 - Bo nie mam zamiaru pozwolić ci odejść. 
 - Nie jestem właściwą osobą. Nieważne, jak bardzo będę się starała. Nigdy 

nią nie będę. Sam tak powiedziałeś. Nawet nie chciałeś mnie prosić, żebym się 
zmieniła. 

background image

 -  Po  co  miałbym  cię  o  to  prosić,  skoro  już  jesteś  ideałem?  I  żebyś 

przypadkiem nie zmieniała koloru włosów. - Żartobliwie pogroził jej palcem. 

Alex pochylił się i pocałował ją. Fran oparła dłonie na jego szerokiej klatce 

piersiowej i poddała się magii pocałunku. Mimo ostrzeżeń, nadzieja zakwitła w 
jej sercu. Mężczyzna skubał i pieścił jej wargi, dopóki żar nie oblał całego ciała 
Fran. 

 -  Zależy  mi  na  tobie  -  wyszeptała  Fran,  odrywając  się  od  niego.  -  Ale 

nawet, gdybym bardzo chciała, nie potrafiłabym się zmienić. Moja mama mi to 
uświadomiła.  A  także,  że  dbanie  o  najbliższych  jest  przywilejem,  a  nie  karą. 
Rozmawiałam  z  rodzicami  -  powiedziała,  zaglądając  mu  w  oczy.  -  Tata 
przyznał, że chciał po prostu mojego szczęścia. Chciał, żebym wyszła za kogoś, 
kogo pokocham. Martwił się, że nie zaznam takiego szczęścia, jak on z mamą. 

 - Czy ty mnie kochasz? 
Fran widziała prośbę w jego wzroku. 
 - Tak - odpowiedziała po prostu. 
Alex zamknął oczy, odetchnął z ulgą i rozluźnił napięte mięśnie. 
 - Twoje nadskakiwanie, też mi coś uświadomiło. 
 - Co takiego? 
 - Chodzi o Beth - oznajmił i przeciągnął dłonią po włosach. - Kochałem ją 

i bardzo cierpiałem,  gdy umarła. Ale nie była dla mnie właściwą kobietą. Była 
zbyt  idealna  -  wyjaśnił.  -  Najpierw  pochlebiało  mi  to  i  szalałem  ze  szczęścia. 
Potem  próbowałem  jej  dorównać.  Nigdy  mi  się  to  nie  udało.  Oddawała  całą 
siebie, a potem dokładała jeszcze trochę. To było wprost przytłaczające. Ja... 

 - To jeszcze nie wszystko? Alex pokiwał głową ze smutkiem. 
 -  Zdałem  sobie  sprawę,  że  wcale  nie  przełożyłem  ślubu  z  powodu  pracy. 

Zrobiłem to, ponieważ miałem poważne wątpliwości. Może nie uświadamiałem 
sobie tego, ale właśnie one powstrzymały mnie przed tym krokiem. Gdyby Beth 
nie  umarła,  nasz  związek  rozpadłby  się.  W  końcu  odkryłbym,  że  nie  takiej 
kobiety pragnę. 

 - Zaoszczędziłoby ci to bólu i poczucia winy - wymruczała Fran. 
 - Już po wszystkim - powiedział Alex, potrząsając głową. - Dzięki tobie. 
 -  Nie  rozumiem,  co  ja  mogę  z  tym  mieć  wspólnego.  Sam  mówiłeś,  że 

Marchetti zakochują się tylko raz w życiu. 

 - Tak. Zdarza się nam tylko jedna prawdziwa miłość. Ale nie zaznałem jej 

z  Beth.  Gdy  ujrzałem  cię  po  raz  pierwszy,  znów  odżyłem.  Nie  zdarzyło  się  to 
przy  żadnej  innej  kobiecie.  Twoja  energia  i  upór  zbudziły  z  powrotem  moją 
duszę. To mnie przeraziło. Nie chciałem się już z nikim wiązać, bo to przynosiło 
tylko ból. Ale przy tobie nie można się oprzeć ochocie do życia. 

 - Naprawdę? - spytała słodko. 
 -  Uwielbiam,  gdy  polujesz  na  komplementy  -  uśmiechnął  się,  lecz  po 

chwili  znów  spoważniał.  -  Czułem  się  jak  człowiek,  który  zbyt  długo  trwał  w 
bezruchu.  Budzące  się  uczucia  sprawiały  sercu  ból.  To  normalne,  że  unikamy 
tego, co powoduje ból. Dlatego cię odepchnąłem. 

background image

 - Co próbujesz mi powiedzieć? - spytała i wstrzymała oddech. 
 -  Kocham  cię,  Frannie  Carlino.  I  nie  obchodzi  mnie,  że  nie  cierpisz  tego 

zdrobnienia. Jest tak samo słodkie, jak ty. Jesteś zabawna i cudowna. 

 -  Ty  też,  chociaż  próbowałam  sobie  wmówić,  że  to  nieprawda.  Ja  też 

czegoś unikałam. Bałam się upokorzenia i bólu, gdy zostanę wykorzystana. Ale 
już wiem, że ty taki nie jesteś. 

 - Chcę, żebyś została moją żoną. Zgódź się - poprosił i przytulił ją mocno. 

-  Przysięgam,  że  gdy  już  zostaniesz  panią  Marchetti,  stworzymy  partnerski 
związek. 

Jak  mogła  odmówić?  Matka  miała  rację.  Fran  mogła  mieć  wszystko.  A 

najlepsze było to, że będzie dzieliła życie z mężczyzną swoich marzeń. 

 - Marzę o tym, żeby za ciebie wyjść. Kocham cię najmocniej, jak potrafię i 

chcę,  żebyś  był  szczęśliwy.  Z  przyjemnością  zostanę  twoją  żonę  -  powiedziała 
ze łzami szczęścia w oczach. 

 -  Dzięki  Bogu  -  wyszeptał  z  twarzą  w  jej  włosach.  Fran  była  szczęśliwa, 

ale nie mogła przestać go drażnić. 

 -  Aha!  Chcesz  dać  mi  nazwisko,  żeby  na  moim  przepisie  napisano: 

Marchetti - powiedziała i odsunęła się trochę, by dobrze widzieć wyraz twarzy 
Alexa. 

Uśmiechnął się szeroko. 
 -  Możliwe.  Poza  tym  mam  bardzo  miłe  skojarzenia  z  tym  przepisem. 

Twoja technika negocjacyjna przyprawia mnie o dreszcze. 

Znów ją pocałował. Fran poczuła, że jest najszczęśliwszą kobietą na ziemi. 

Razem  odkryli,  że  miłość  jest  tajemnym  składnikiem  w  przepisie  na  wieczne 
szczęście.