1,5 Julie Kagawa Zimowe Przejście

background image

Zimowe Przejście

Żelazny Dwór

Julie Kagawa

tłumaczenie: Mulka

background image

Rozdział Pierwszy

Dotrzymywanie obietnic

W cieniu jaskini, obserwowałam jak zbliża się Łowca. Czarna sylwetka na tle

śniegu, podkradał się coraz bliżej, jego oczy jak żółte płomienie w cieniu,

oddech owijał się wokół niego jak zjawy. Lodowato niebieskie światło błysnęło

pomiędzy jego mokrymi zębami, futro miał grube i kudłate, ciemniejsze niż

północ. Ash stanął między mną a Łowcą, obnażył miecz, ani na chwilę nie

spuszczając z oczu tego ogromnego stworzenia, które śledziło nas od kilku dni,

a teraz, wreszcie dopadło.

„Meghan Chase.” Jego głos był jak ryk, głębszy niż grzmot, bardziej

prymitywny niż dzikie lasy. Starożytne złote oczy wpatrywały się prosto we

mnie „W końcu Cię odnalazłem.”

Nazywam się Meghan Chase.

Jeśli istnieją trzy rzeczy jakie nauczyłam się w czasie pobytu w krainie

elfów, to są to: nie jeść niczego co zaoferują ci w tejże krainie, nie pływać w

cichych, małych jeziorkach i nigdy, przenigdy nie dobijać targu, z nikim.

Dobrze, czasami, nie masz wyboru. Czasami, bywasz zapędzony w kozi

róg i musisz zawszeć umowę. Jak na przykład wtedy, gdy twój młodszy brat

zostaje porwany i musisz przekonać księcia Mrocznego Dworu, aby pomógł ci

go uratować, zamiast zawlec cię z powrotem do swojej królowej. Lub jesteś

zagubiony i trzeba przekupić sprytnego, gadającego kota aby przeprowadził cię

przez las. Lub musisz przejść przez pewne konkretne drzwi, a strażnik nie chce

background image

Cię przepuścić bez zapłaty. Magiczne stworzenia kochają takie okazje i trzeba

słuchać ich warunków bardzo ostrożnie, albo zostaniesz wykiwany. Jeśli

dokonasz takiej umowy, pamiętaj: nie ma sposobu aby się z tego wycofać, nie

bez katastrofalnych skutków. Zawsze upomną się o swój dług.

Właśnie dlatego, 48 godzin temu szłam przez swoje podwórko w środku

nocy, pozostawiając swój dom w tle, stawał się on coraz mniejszy i mniejszy.

Nie oglądałam się za siebie, gdybym to zrobiła, mogłabym stracić nerwy. Na

skraju lasu, czekał na mnie mroczny książę z parą jarzących się, niebieskookich

rumaków.

Książę Ash, trzeci syn Zimowego Dworu, przyglądał mi się uważnie

kiedy podeszłam, jego srebrne oczy odbijały światło księżyca. Wysoki i blady, z

kruczoczarnymi włosami i nieosiągalną elegancją elfów, wyglądał zarówno

pięknie i niebezpiecznie, moje serce biło szybciej w oczekiwaniu albo ze

strachu, nie mogłam powiedzieć. Kiedy weszłam w cienie drzew, Ash

wyciągnął bladą z długimi palcami dłoń w której umieściłam swoją własną.

Jego palce splotły się z moimi, przyciągnął mnie do siebie i położył

delikatnie ręce na moim pasie. Położyłam głowę na jego piersi i zamknęłam

oczy, wsłuchując się w bicie jego serca, wdychając jego mroźny zapach.

„Musisz to zrobić, prawda?” szepnęłam, zaciskając palce na tkaninie jego

białej koszuli. Ash wydał cichy odgłos, który mógł być westchnieniem.

„Tak.” Jego głos, niski i głęboki, ledwie powyżej szeptu. Odsunęłam się

by spojrzeć znów na niego, widziałam siebie odbitą w jego srebrnych oczach.

Kiedy pierwszy raz go spotkałam, te oczy były puste i zimne, jak twarz w

lustrze. Ash kiedyś był wrogiem. Był najmłodszym synem Mab, królowej Zimy

i starożytnym rywalem mojego ojca Oberona, króla Letniego Dwory. Zgadza

się, jestem pół elfem – księżniczką elfów, mniej więcej – i nawet o tym nie

wiedziałam do czasu , gdy mój ludzki brat został porwany przez elfy i zabrany

do Nigdynigdy. Kiedy się o tym dowiedziałam, przekonałam mojego

background image

najlepszego przyjaciela, Robbiego Koleżkę – który okazał się być sługą

Oberona, Pukiem – aby zabrał mnie do magicznej krainy, aby sprowadzić

Ethana z powrotem. Ale bycie księżniczka elfów w Nigdynigdy okazuje się być

bardzo niebezpieczne. Przede wszystkim, królowa Mrocznego Dworu wysłała

Asha aby mnie złapał, chcąc użyć mnie jako broni przeciwko Oberonowi.

Wtedy zawarłam umowę z księciem , która zmieniała moje życie : pomóż

mi uratować Ethana, a ja pójdę z tobą do Zimowego Dworu.

Więc, tak to się stało. Ethan jest teraz bezpieczny w domu. Ash dotrzymał

swojej strony układu. Teraz była moja kolej aby dotrzymać swojej i udać się z

nim do dworu odwiecznych wrogów mego ojca. Był tylko jeden problem.

Lato i zima nie powinni się w sobie zakochiwać.

Przygryzłam lekko wargę wpatrując się w niego. Pomyślałam że kiedyś

widziałam go jako posąg z lodu, jego postawa jednak nieco się rozmroziła w

czasie naszych wspólnych chwil w Nigdynigdy. Teraz, patrząc na niego,

wyobrażam sobie szkliste jezioro: gładkie i spokojne, ale tylko na powierzchni.

„Jak długo będę musiała tam pozostać?” zapytałam.

Pokręcił powoli głową, poczułam jego niechęć „Nie wiem, Meghan.

Królowa nie ujawnia mi swoich planów, a ja nie śmiem zapytać dlaczego ciebie

chce” sięgnął i chwycił kosmyk moich blond włosów, wplatając go sobie

między palce „ Ja miałem cię tylko przyprowadzić” wyszeptał, a jego głos

wydawał się jeszcze niższy „Przysiągłem, że cię przyprowadzę.”

Przytaknęłam. Bo kiedy elf obiecuje coś, zobowiązuje się to wykonać,

dlatego właśnie zawieranie takich umów bywa zgubne. Ash nawet gdyby chciał

nie może zerwać przysięgi.

Dobrze to rozumiałam, ale … „Chcę coś zrobić , zanim wyruszymy”

powiedziałam, czekając na jego reakcję. Ash uniósł brwi, ale poza tym wyraz

jego twarzy się nie zmienił. Wzięłam głęboki oddech. „Chcę zobaczyć Puka.”

Mroczny książę westchnął. „Przypuszczałem, że będziesz chciała,”

background image

uwolnił mnie cofając się, miał zamyśloną twarz „ I prawdę mówiąc, sam jestem

ciekaw. Nie chciałbym aby Koleżka umarł nim rozstrzygniemy nasz pojedynek.

To byłoby niefortunne.”

Skrzywiłam się. Puk i Ash byli odwiecznymi wrogami, już odbyli kilka

dzikich, zagrażających życiu pojedynków, jeszcze zanim ja sama pojawiłam się

na tym świecie. Ash poprzysiągł zabić Puka, Puk miał wielką przyjemność w

prowokowaniu niebezpiecznego księcia lodu, gdy tylko miał do tego okazję.

Tylko dlatego, że nalegałam na ich współpracę, zgodzili się na ten chwiejny

rozejm. Taki który nie potrwa długo, bez względu na to jak mocno będę

interweniowała.

Jeden z koni parsknął i zarył ziemią, Ash odwrócił się i położył dłonie na

jego szyi. „Dobrze, sprawdzimy co u niego.” powiedział nie odwracając się.

„Ale zaraz po tym, muszę cię zabrać do Tir Na Nog. Żadnych więcej opóźnień,

rozumiesz? Królowa nie będzie zadowolona z tego, że zabiera mi to tyle

czasu.”

Przytaknęłam. „Tak. Dzię...- to znaczy … Doceniam to, Ash.”

Uśmiechnął się lekko i zaoferował mi znowu swą rękę, tym razem by

pomóc mi wsiąść na siodło. Delikatnie podniosłam wodze i pozazdrościłam

Ashowi, który dosiadł z łatwością drugiego konia jakby robił to tysiące razy.

„Dobrze.” powiedział delikatnie zrezygnowanym głosem, patrząc na

księżyc. „ Najpierw najważniejsze. Musimy znaleźć przejście do Nowego

Orleanu.”

Przejścia to zaczarowane ścieżki między światem realnym a Nigdynigdy, bramy

prosto do Zaklętej Krainy. Mogą być w dowolnym miejscu, każdymi wejściem :

starą kurtyną w łazience, bramą na cmentarz, drzwiami do dziecięcej szafy.

Możesz iść gdziekolwiek na świecie , jeśli wiesz którędy, ale przechodzenie

przez nie to inna sprawa, czasami są one strzeżone przez nieprzyjemne

background image

stworzenia, które mają za zadanie aby zniechęcić nieproszonych gości.

Nic nie strzegło ogromnej, gnijącej stodoły, które stała pośrodku

bagnistego rozlewiska, pokryta mchem wyglądała jakby naniesiono na nią

zielony, kosmaty dywan. Grzyby rosły na ścianach w bulwiastych kępach, były

ogromne, jeśli spojrzało się wystarczająco blisko, można było dostrzec kilka

malutkich, skrzydlatych postaci. Zamrugały kiedy przechodziliśmy koło nich,

ogromne oczy spoglądały w różnych kierunkach spod kapeluszy grzybów,

nagle wyleciały w powietrze , machając opalizującymi skrzydłami.

Podskoczyłam, ale Ash i konie zignorowały je, kiedy weszliśmy pod ugiętą

ościeżnicę wszystko zrobiło się białe.

Zamrugałam i rozejrzałam się kiedy świat na powrót nabierał ostrości.

Otoczył nas niesamowicie ciemny las, mgła pełzała po ziemi jak żywa

istota, zwijała się wokół nóg koni. Drzewa były masywne, rosnące do

zadziwiających wysokości, poprzeplatane gałęzie blokowały widok na niebo.

Wszystko było ciemne i wyblakłe, jakby wszystkie kolory zostały wyprane, las

uwięziony w wiecznym mroku.

„Losobór,” mruknęłam i zwróciłam się do Asha. „dlaczego tu jesteśmy?

Myślałam, że wybieramy się do Nowego Orleanu.”

„Bo tak jest.” Ash obrócił swego konia by na mnie spojrzeć. „Ścieżka

której szukamy jest jakiś dzień jazdy na północ stąd. To najszybsza droga do

Nowego Orleanu.” Mrugnął do mnie i prawie, że się uśmiechnął „Chyba że

planowałaś dostać się tam autostopem?”

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, mój koń nagle przerażająco zakwiczał i

stając na tylnych nogach przeciął powietrze przednimi. Chwyciłam za grzywę,

ale prześliznęła mi się przez palce, zsunęłam się do tyłu z siodła i uderzyłam w

ziemię za koniem, łamiąc krzaki pod sobą. Parskając w popłochu rumak obrócił

się w kierunku drzew i skacząc przez leżącą gałąź zniknął we mgle.

Jęcząc, usiadłam, testując ciało czy nie ma obrażeń. Moje ramię

background image

pulsowało w miejscu na które upadłam, drżałam, ale wydawało się, że niczego

nie złamałam.

Ash również mocował się z kopiącym, piszczącym i rzucającym głową

koniem, ale książę był w stanie utrzymać się na nim i przejąć z powrotem nad

nim kontrolę. Zeskakując z siodła, przerzucił wodze przez głowę konia i ukląkł

przy mnie.

„Nic ci się nie stało?” Jego palce badały moje ramię, zaskakująco

łagodnie „Coś sobie złamałaś?”

„Nie sądzę,” mruknęłam, pocierając swoje posiniaczone ramię. „Ten

piękny skrawek jeżyny złagodził mój upadek.” Teraz kiedy adrenalina rozeszła

się, dziesiątki piekących zadrapań dało o sobie znać. Marszcząc się, spojrzałam

w kierunku gdzie zniknął mój koń. „Wiesz, to już drugi raz kiedy zostałam

zrzucona z elfickiego konia. Innym razem jeden chciał mnie zjeść. Myślę, że

konie nie przepadają za mną.”

„Nie” Nagle poważnie, Ash wstał oferując rękę, by postawić mnie na

nogi. „To nie ty. Coś je wystraszyło.” Rozejrzał się powoli, rękę kładąc na

mieczu przy pasie. Wokół nas , Losobór był spokojny i ciemny, jakby

mieszkańcy bali się poruszyć.

Spojrzałam za nas, gdzie pnie dwóch drzew wrastały w siebie, tworząc

między sobą bramę. Przestrzeń między pniami była przejściem, skrywały się w

niej cienie, które wydawały się przypełzać bliżej. Zimny wiatr zasyczał między

pniami, poruszył gałęziami i podrzucił , szeleszcząc liśćmi, wzdrygnęłam się.

Z szaleńczym, pędzącym dźwiękiem, stado małych skrzydlatych istot

wyrwało się ze ścieżki, wirując wokół nas w panice i wpadając w mgłę.

Zaskomlałam osłaniając twarz, koń Asha zarżał ponownie, dźwięk przekłuł

złowroga ciszę. Ash chwycił mnie za rękę i odciągnął z dala od przejścia,

spiesząc z powrotem do swojego konia. Podniósł mnie i posadził tuż za

siodłem, chwycił lejce i wspiął się na przód

background image

„Trzymaj się mocno.” ostrzegł, przeszył mnie dreszcz kiedy oplotłam

ramiona wokół jego bioder, czując twarde mięśnie poprzez jego koszulkę. Ash z

krzykiem wbił w konia piety, koń wystrzelił gwałtownie do przodu, aż

odrzuciło mi głowę do tyłu . Ścisnęłam mocniej Asha i schowałam twarz w jego

plecach , koń pędził poprzez Losobór pozostawiając przejście daleko w tyle.

Zatrzymywaliśmy się rzadko, a kiedy to robiliśmy, to tylko po to abym ja i koń

trochę odpoczęła. Kiedy zapadł wieczór, Ash wyciągnął kilka produktów

spożywczych z torby przypiętej do siodła i mi je podał; chleb, mięso i ser,

zwykłe ludzkie jedzenie. Widocznie, pamiętał moje ostatnie eksperymenty z

jedzeniem pochodzącym z Nigdynigdy, które nie zakończyły się zbyt dobrze.

Ugryzłam kawałek suchego chleba, miałam nadzieję, że nie wypomni o tamtym

incydencie i zażenowaniu które wywołało.

Ash nie jadł. Pozostał ostrożny i podejrzliwy, i nigdy tak naprawdę się nie

wyluzował przez całą podróż. Koń też był nerwowy i niespokojny, wpadał w

panikę przy każdym cieniu, każdym szeleście opadającego liścia. Coś za nami

podążało; za każdym razem kiedy się zatrzymywaliśmy, ciemna, szara

obecność zdawała się być coraz bliżej.

Kiedy nastąpiła noc, wieczny zmierzch Lasoboru w końcu wygasł i

jasnożółty księżyc pojawił się na niebie. Ash i jego koń wydawali się mieć

nieograniczoną wytrzymałość, w odróżnieniu ode mnie. Dosiadanie konia

godzinami to nie łatwa sprawa, do tego stres związany z tym, ze coś nas ściga

w końcu zebrał żniwo. Walczyłam aby nie zasnąć, drzemiąc na plecach księcia,

zaczęłam niebezpiecznie opadać na bok, kiedy wstrząsnęły mną ostre słowa

Asha i doprowadziły mnie z powrotem do pionu.

Odpływałam ponownie, walcząc, aby moje oczy pozostały otwarte, kiedy

Ash nagle zatrzymał konia i zsiadł. Mrugając, rozejrzałam się skołowana,

widząc tylko drzewa i cienie. „Już jesteśmy na miejscu?”

background image

„Nie” Ash spojrzał na mnie zirytowany „Ale cały czas grozisz upadkiem

z konia, nie mogę cały czas sięgać do tyłu by upewniać się ,że nadal tam

jesteś.” Skinął na przednią część siodła. „Zamienimy się miejscami. Przesuń się

do przodu.”

Ułożyłam się w siodle a Ash wskoczył za mnie, oplótł ramie wokół mojej

tali, zapewniając mi tym bezpieczeństwo, powodując tym jednocześnie, że mój

puls zabił szybciej z podniecenia.

„Trzymaj się,” mruknął kiedy koń zaczął ponownie iść „Jesteśmy prawie

na miejscu. Kiedy znajdziemy się wśród śmiertelników, będziesz mogła

odpocząć. Powinniśmy być tam bezpieczni.”

„Co za nami podąża?” szepnęłam, co spowodowało że koń położył uszy.

Ash przez kilka chwil nie odpowiadał.

„Nie wiem,” mruknął, brzmiał jakby niechętnie się do tego przyznawał.

„Cokolwiek to jest, jest wytrwałe. Trzymaliśmy równe tempo i jeszcze tego nie

zgubiliśmy.”

„Dlaczego to nas śledzi? Czego chce?”

„To nie istotne.” Ash wzmocnił uchwyt wokół mojej talii. „Jeśli chce

ciebie, najpierw będzie musiało przejść przeze mnie.”

Coś mnie ukłuło w żołądku, a moje serce dziwnie zatrzepotało. W tym

momencie czułam się bezpieczna. Mój książę nie pozwoli aby cokolwiek złego

mi się stało. Opierając się o niego, zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie

odpłynąć.

Musiało mi się przysnąć, bo kolejną rzeczą jaką odebrałam był

potrząsający mną Ash. „Meghan obudź się,” szepnął, jego chłodny oddech

owiał moją szyję. „Jesteśmy na miejscu.”

Ziewając spojrzałam na małą polanę przed nami. Bez osłony drzew,

mogłam zobaczyć niebo usłane gwiazdami. Polana była pusta, poza jednym

ogromnym dębem w samym jej centrum. Jego korzenie wiły się na ziemi, były

background image

strasznie grube uniemożliwiały aby cokolwiek większe od paproci mogło się

rozwinąć. Pień był szeroki skręcony, jakby trzy lub cztery drzewa zostały

zgniecione w jedno. Ale nawet przy jego wielkości i dominującej obecności

zauważyłam że umiera. Jego gałęzie opadły, ale odłamały się i były

rozproszone u podstawy drzewa. Większość jego szerokich liści było martwych

i kruchych, a pozostałe były chore żółto-brązowe. Polana również wyglądała na

zwiędłą i chorą, tak jakby drzewo wysysało życie z lasu wokół niego.

„Nie było takie wcześniej.” Ash szepnął za mną. Patrzyłam na umierające

drzewo i czułam niezrozumiały smutek, jak gdybym oglądała śmierć starego

przyjaciela. Otrząsając się z tego, rozejrzałam się za drzwiami albo bramą, ale

drzewo było tutaj jedyna rzeczą.

„Czy to jeszcze działa?” Zastanawiałam się kiedy Ash prowadził konia na

polanę w kierunku starego drzewa. „Mam na myśli przejście. Czy się otworzy?”

„Zobaczymy.” Ash zsiadł z konia i poprowadził go do pnia. Gdy się

zatrzymał zsunęłam się z siodła i dołączyłam do niego.

„Więc, w jaki sposób działa to przejście?” zapytałam, wpatrując się w

pień w poszukiwaniu jakiegoś rodzaju drzwi. Drzwi na drzewach nie są czymś

niezwykłym w Nigdynigdy. Faktycznie, podczas mojego pierwszego razu w

Zaklętej Krainie spędziłam noc w drzewie krasnoludka, w jakiś sposób

zmniejszałam się do wielkości robaka aby zmieścić się w jego drzwiach. „Nie

widzę bramy. Jak masz zamiar to otworzyć?”

„To proste” odpowiedział Ash „Po prostu zapytamy.”

Ignorując moje pochmurne spojrzenie, odwrócił się twarzą do pnia i

położył rękę na surowej korze. „Tu Ash,” powiedział wyraźnie „trzeci syn

Mrocznego Dworu, żądam przejścia do śmiertelnego świata i rozliczenia

Starszej.”

„Bardzo proszę.” dodałam.

Przez chwilę nic się nie działo. Następnie z głośnym jękiem i

background image

skrzypieniem, jeden z masywnych korzeni poruszył się z ziemi, rozrzucając

brud i gałązki. Uniósł się w powietrze, tak że utworzył bramę pomiędzy sobą a

ziemią, a przestrzeń ta mieniła się magią.

„Oto twoja ścieżka,” szepnął Ash, a moje serce zabiło szybciej w klatce

piersiowej. Puck był za tą bramą. O ile jeszcze żył.

Ściskając dłoń Asha, niemal ciągnęłam go z niecierpliwości, Schyliłam

się pod łukiem.

Potknęłam się o korzeń po drugiej stronie i niemal poleciałam do przodu,

ledwo łapiąc równowagę. Prostując się, rozejrzałam się wokół księżycowego

zagajnika - Park Miejski w Nowym Orleanie, poznałam ogromne, omszone

dęby z naszej ostatniej wizyty. Powietrze było wilgotne, ciepłe i spokojne.

Świerszcze brzęczały, liście szeleściły a księżyc mienił się na powierzchni

pobliskiego jeziora. Nic się nie zmieniło. Było tak spokojnie jak ostatnim razem

kiedy tu byliśmy, kiedy myślałam że mój świat się rozpada.

Ash dotknął mojego ramienia i skinął głową na drzewo, gdzie smukła

dziewczyna o zielonej jak mech skórze stała i obserwowała nas z cienia dębu,

oczy miała ciemne i szeroko otwarte z zaskoczenia.

„Meghan Chase?” driada zbliżała się do nas, poruszała się jak gałąź na

wietrze „Co ty tutaj robisz?” zamrugałam słysząc strach w jej oczach „Nie

możesz zostać!” syknęła kiedy była już blisko . „To nie jest bezpieczne. Coś

groźnego podąża za tobą.”

„Wiemy,” Ash powiedział koło mnie, spokojny jak zawsze. Driada

zamrugała i przesunęła wzrok na niego. „Ale przeszliśmy przez bramę Starszej,

więc miejmy nadzieję, że cokolwiek nas ściga, nie wpuści ona tego do tego

świata.”

Brama Starszej? Spojrzałam za siebie, mój żołądek skręcił się tak mocno,

że aż poczułam mdłości.

Było to drzewo Nestorki, wielki dąb, który kiedyś stał wysoki i dumny,

background image

górując nad innymi. Teraz, podobnie jak jego bliźniak na polanie -umierało.

Jego gałęzie były nagie, kudłaty mech który je pokrywał był brązowy i martwy.

Gula urosła mi w gardle. Pamiętałam Nestorkę Driad z naszej pierwszej

wizyty tutaj: stara, o wyglądzie babci wróżka z miękkim głosem i

sympatycznym spojrzeniem, która oddała serce swojego drzewa, aby upewnić

się, że odzyskam własnego brata. I że zabiję tego kto go uprowadził. Nestorka

wiedziała że umrze jeśli mi pomoże. Mimo to dała nam broń której

potrzebowaliśmy by zniszczyć wroga i sprowadzić z powrotem Ethana.

Dziewczyna stanęła koło mnie, patrząc na umierający dąb. „Żyje

jeszcze.” powiedziała, jej głos brzmiał jak szept liści. „Tak umiera. Jest zbyt

słaba by opuścić drzewo, teraz śpi i śni o swojej młodości. Ale nie odeszła

jeszcze. To zajmie dłuższy czas nim zniknie całkowicie.”

„Tak mi przykro.” wyszeptałam.

„Nie, Meghan Chase.” driada pokręciła głową wydając lekki szeleszczący

dźwięk, błyszczący chrząszcz przebiegł przez jej twarz i ukrył się w jej

włosach. „Ona wiedziała. Wiedziała przez cały czas co się stanie. Wiatr mówi

nam te rzeczy. Tak jak mówi nam, że znajdujesz się teraz w strasznym

niebezpieczeństwie.” nagle przekłuła mnie swoimi czarnymi oczami „Nie

powinnaś być tutaj,” powiedziała stanowczo „To coś jest bardzo blisko. Po co

tu przyszłaś?”

Przeszyła mnie gęsia skórka, ale otrząsnęłam się z uczucia niepokoju i

wstrzymując jej wzrok powiedziałam „Jestem tutaj z powodu Pucka. Muszę go

zobaczyć.”

Twarz driady złagodniała. „Ahh tak, oczywiście. Zabiorę cię do niego, ale

obawiam się, że będziesz rozczarowana.”

„To nie ma znaczenia” poczułam chłód, mimo że była ciepła, letnia noc.

„Po prostu chcę go zobaczyć.”

Driada skinęła głową i obróciła się, kołysząc się na wietrze. „Tędy

background image

proszę.”

background image

Rozdział Drugi

Serce Dębu

Puk, lub słynny Robin Koleżka, jak był zwany w Śnie Nocy Letniej, miał kiedyś

inne imię. Ludzkie imię, należące do chudego, rudego chłopca, który był

sąsiadem nieśmiałej wiejskiej, dziewczyny mieszkającej na rozlewiskach

Luizjany. Robbie Goodfell, jak sam się wtedy nazywał, był moim szkolnym

kolegą, powiernikiem i najlepszym przyjacielem. Zawsze pilnujący mnie jak

starszy brat. Sarkastyczny i trochę nadopiekuńczy, Robbie był … inny. Kiedy

nie było go w pobliżu, ludzie ledwo pamiętali kim był i jak wyglądał. To było

tak jakby po prostu znikał z ich pamięci, pomimo faktu, że gdy coś poszło nie

tak w szkole – myszy w biurku, superglue na krzesłach, aligator w łazience –

Robbie zawsze był jakoś w to zamieszany. Nikt go nigdy nie podejrzewał, ale ja

zawsze wiedziałam.

Mimo to , szokiem dla mnie było kiedy odkryłam kim naprawdę był:

sługą Króla Oberona, jego zadaniem było strzeżenie mnie w świecie

śmiertelników. Ochraniał mnie przed tymi którzy mogliby zaszkodzić pół-

ludzkiej córce Oberona. Ale także, miał dopilnować abym pozostała ślepa na

magiczny świat, nieświadoma swojej prawdziwej natury i wszystkich

niebezpieczeństw które szły razem z nią.

Kiedy Ethan został porwany i zabrany do Nigdynigdy, plany Robbiego,

aby zachować mnie nieświadomą , legły w gruzach. Przeciwstawiając się

poleceniom Oberona zgodził się pomóc mi uratować brata, ale jego lojalność

wobec mnie wiele go kosztowała. W czasie bitwy z Żelazną wróżką, zupełnie

nowym gatunkiem zrodzonym z technologii i postępu, został postrzelony i

background image

ledwie uszedł z życiem. Ash i ja przynieśliśmy go tutaj, do Parku Miejskiego, a

driady wzięły go do jednego z drzew, aby w trakcie snu jego rany się uleczyły.

Trzymając go w zawieszonym stanie, driady utrzymywały go przy życiu, ale

same nie wiedziały kiedy się obudzi. Zakładając że w ogóle się to stanie.

Musieliśmy go pozostawić tutaj kiedy ruszyliśmy dalej ratować Ethana i

poczucie winy wynikające z tej decyzji prześladowało mnie od tamtego czasu.

Przycisnęłam dłoń do omszonego pnia, zastanawiając się czy mogę

wyczuć bicie jego serca w drzewie, wibrację, westchnienie. Coś, cokolwiek, co

powie mi że on nadal tam jest. Ale nie poczułam nic poza mchem i ostrymi

krawędziami kory. Puk, jeśli jeszcze żyje, jest daleko poza moim zasięgiem.

„Jesteś pewna, że on tam jest?” zapytałam driadę, nie odrywając oczu od

pnia. Nie wiedziałam czego się spodziewać: że może jego głowa wyskoczy z

drzewa i uśmiechnie się do mnie? Ale czułam, że jeśli choć na chwilę odwrócę

wzrok mogę coś przeoczyć.

Driada kiwnęła głową. „Tak. Nadal żyje. Nic się nie zmieniło. Robin

Koleżka śni swoje marzenia senne, czekając na dzień gdy będzie mógł wrócić

do świata.”

„Kiedy to się stanie?” spytałam, przesuwając palcami po drzewie.

„Nie wiemy. Być może to kwestia dni, może wieków. Być może on nie

chce się obudzić.” driada położyła rękę na pniu i zamknęła oczy. „Wypoczywa

wygodnie, nie czując bólu. Nie możesz nic dla niego zrobić, pozostaje czekać i

być cierpliwym.”

Jej odpowiedz mnie nie satysfakcjonowała, przycisnęłam dłoń do drzewa

i zamknęłam oczy. Blask słońca wirował wokół mnie, magia ojca Oberona i

Letniego Dworu, czar ciepła, ziemi i żyjących istot. Delikatnie szturchnęłam

drzewo, czując jak słońce ogrzewa jego liście a życie płynie przez ich

szmaragdowe żyły. Poczułam tysiące drobnych owadów żyjących w pniu,

szybkie bicie serc ptaków śpiących w gałęziach.

background image

Nacisnęłam głębiej, pod powierzchnię, mijając miękkie wciąż rosnące

drewno, wnikając głęboko do serca drzewa.

Był tam. Nie mogłam zobaczyć go fizycznie oczywiście, ale wyczułam

go, czułam jego obecność przy sobie, jasny żywy punkt w twardym drzewie.

Czułam drewno otaczające jego chude, słabe ciało, ochraniające je, i słyszała

ciche uderzenia serca. Puk unosił się bezwładnie, brodę miał opartą na klatce

piersiowej, oczy zamknięte. Wydawał się znacznie mniejszy i kruchy jak duch.

Podpłynęłam bliżej, wyciągając się by go dotknąć, gładząc

niematerialnymi palcami jego policzek, odpychając jego niesforną czerwoną

grzywkę. Nie poruszał się. Jeśli nie słyszałabym bicia jego serca, lekko

wibrującego przez drzewo, pomyślałabym że jest martwy.

„Tak mi przykro Puk,” szepnęłam, a może po prostu pomyślałam głęboko

wewnątrz gigantycznego dębu. „Chciałabym abyś był teraz ze mną. Boję się i

nie wiem co się wydarzy. Naprawdę potrzebuję abyś wrócił.”

Jeśli mnie usłyszał, nie pokazał tego po sobie. Nie poruszył powiekami,

nie drgnął głową w odpowiedzi na mój głos. Puk pozostał wiotki i nieruchomy,

bicie jego serca spokojne i stabilne, niosło się echem przed drzewo. Mój

najlepszy przyjaciel był daleko ode mnie, poza moim zasięgiem, nie mogłam go

sprowadzić.

Załamana, czując się dziwnie chora, wysunęłam się z drzewa, powracając

do własnego ciała. Kiedy dźwięki świata powróciły, poczułam że walczę ze

łzami. Tak blisko. Tak blisko Puka, ale nadal tak daleko.

Ash był poważny kiedy spojrzałam na niego; wiedział co zrobiłam i mógł

odgadnąć wynik.

„On wciąż żyje,” powiedział do mnie „W tym cała nadzieja.”

Pociągnęłam nosem, odwracając się, Ash westchnął. „Nie martw się zbytnio o

niego Meghan. Robin Koleżka zawsze był niezwykle trudny do zabicia.” Jego

głos balansował między irytacją a dowcipem, jakby mówił z doświadczenia.

background image

„ Mogę niemal zagwarantować że Koleżka pojawi się pewnego dnia, kiedy

będziesz się tego najmniej spodziewać, po prostu bądź cierpliwa.”

„Cierpliwość,” powiedział rozbawiony głos gdzieś ponad moją głową,

„nigdy nie była mocną stroną dziewczyny.”

Zaskoczona, spojrzałam w górę, w gałęzie dębu. Para znajomych, złotych

oczu spoglądała na mnie, reszty ciała nie było widać, serce mi podskoczyło.

„Grimalkin?”

Oczy zamrugały powoli , ciało wielkiego, szarego kota wyszło z cienia,

przysiadł na jednej z niższych gałęzi. To był Grimalkin, kot którego poznałam

podczas mojej ostatniej podróży do magicznej krainy. Grim pomógł mi kilka

razy w przeszłości … ale jego pomoc zawsze miała swoją cenę. Kot uwielbiał

kolekcjonować przysługi i nie robił niczego za darmo, ale i tak cieszyłam się ,

że go widzę, mimo że nadal nie spłaciłam u niego długu czy dwóch ,

zaciągniętych podczas ostatniej przygody.

„Co ty tutaj robisz Grim?” zapytałam kiedy kot ziewnął i przeciągnął się,

wyginając swój puszysty ogon nad plecami. I tak jak zwykle, Grimalkin

kończąc przeciąganie, usiadł , polizał kilka razy futro nim uraczył nas

odpowiedzią.

„Miałem interes z Nestorką,” odpowiedział znużonym głosem.

„Musiałem się dowiedzieć czy słyszała coś na temat miejsca pobytu pewnej

osoby.” Grim podrapał się za uchem, zbadał tylną łapę i polizał ją. „Wtedy

usłyszałem że podążacie tutaj, więc pomyślałem że poczekam i sprawdzę czy to

prawda. Zawsze okazujecie się bardzo interesujący.”

„Ale … Nestorka przecież śpi,” powiedziałam, marszcząc brwi.

„Powiedzieli mi, że jest zbyt słaba by nawet wyjść z drzewa.”

„ O co ci chodzi, człowieku?”

„Nieważne” potrząsnęłam głową. Grimalkin był nieznośny i tajemniczy, a

ja nauczyłam się dawno temu, że on nie dzieli się niczym dopóki nie jest na to

background image

gotowy. „Wciąż dobrze cię widzieć Grim. Szkoda, że nie możemy zostać i

dłużej porozmawiać, ale tak jakby się spieszymy.”

„Mmm, tak. Twoja nieprzemyślana umowa z księciem Zimy.” oczy

Grimalkina powędrowały do Asha i wróciły z powrotem do mnie, powoli

mrugając. „Pośpieszna i lekkomyślna, jak typowy człowiek.” Pociągnął nosem,

patrząc teraz prosto na Asha „Ale … myślałem, że ty wiesz to lepiej, książę.”

Nim zdążyłam zapytać co miał na myśli, poczułam rękę na moim

ramieniu i odwróciłam się by spotkać poważną twarz Asha „Musimy iść”

mruknął, choć jego głos był stanowczy , twarz wyrażała jak bardzo mu przykro.

„Jeśli coś nas goni, powinniśmy postarać się dojść do Tir Na Nog, tak szybko

jak tylko możemy. Tam nie będzie mogło za nami iść. Poza tym mogę lepiej cię

chronić na moim własnym terytorium niż w Losoborze lub śmiertelnym

świecie.”

„Momencik.” Griamalkin ziewnął i zeskoczył z drzewa, lądując cicho na

korzeniach. „Jeśli odchodzicie teraz, uważam że mógłbym pójść z wami.

Przynajmniej przez część drogi.”

„Naprawdę?” gapiłam się na niego, zaskoczona „ Wybierasz się do Tir Na

Nog? Po co?”

„Mówiłem ci wcześniej, szukam kogoś.”

„Kogo?”

„Zadajesz męczące pytania, człowieku.” Grimalkin zeskoczył z korzenia i

odszedł truchtem, machając ogonem w powietrzu. Kilka metrów dalej stanął i

obejrzał się przez ramię „No i co ? Idziecie czy nie? Jeśli mówicie, że coś za

wami podąża, lepiej żeby nas tu nie było kiedy przybędzie, tak?”

Podzieliliśmy z Ashem ogłupiałe spojrzenie i ruszyliśmy za nim.

Brama Starszej majaczyła przed nami, wysoka i okazała mimo że drzewo

umierało. Gdy się zbliżaliśmy, cały pień nagle przesunął się z jękiem. Z kory

wysunęła się twarz, stara i pomarszczona, część drzewa wróciła do życia.

background image

Nestorka otworzyła oczy, mrużąc je jakby nie mogła się skupić, spojrzała na

mnie.

„Nieeeeeeee,” wyszeptała, ledwie słyszalna w ciemności. „Nie możesz

wrócić tą drogą. On czeka na ciebie po drugiej stronie. On ...” jej głos się urwał,

a jej twarz z powrotem wchłonęło drzewo. „Uciekaj,” było ostatnią rzeczą jaką

usłyszałam.

Przeszył mnie dreszcz. Ash wziął natychmiast moja rękę i odciągnął mnie

, krocząc w przeciwnym kierunku, jego ciało napięło się jak struna. Grimalkin

pobiegł za nami, szary duch w cieniu, futro najeżyło mu się na końcówce

ogona. Byłoby to zabawne gdybym tylko nie czuła spojrzenia na karku, starego,

dzikiego i cierpliwego, obserwującego jak uciekamy w noc.

Ash zatrzymał się pod gałęziami kolejnego dębu, włożył palce do ust i

zagwizdał. Chwilę później, z cienia wybiegł jego koń, parskając i podrzucając

głową zatrzymał się przed nami.

„Gdzie teraz pójdziemy?” zapytałam, Ash pomógł mi usiąść w siodle.

„Nie możemy ponownie skorzystać z Bramy Starszej by wrócić,” książę

odpowiedział, wskakując za mnie. „Musimy znaleźć inne przejście do

Nigdynigdy. I to szybko.” Złapał wodze jedną ręką , a drugą objął mnie w talii.

„Znam inną ścieżkę która zabierze nas blisko Tir Na Nog, ale znajduje się ona

w tej części miasta która jest … niebezpieczna dla letnich wróżek.”

„Mówisz o Lochach, tak?” Grimalkin powiedział, pojawiając się nagle

między moimi kolanami, wpasował się skulony. Zamrugałam zaskoczona.

„Jesteś pewien, że chcesz tam zabrać dziewczynę?”

„W tej chwili nie mamy innego wyboru?” Ściskając mnie mocniej w tali,

Ash szarpnął konia do przodu i pognaliśmy w ulice Nowego Orleanu.

Zapomniałam jak to jest być pół elfem w realnym świecie, a już w ogóle być w

towarzystwie elfa pełnej krwi. Koń biegł w dół jasno oświetlonej ulicy, mijając

background image

samochody i aleje pełne ludzi, nikt nas nie widział. Nikt nawet nie spojrzał na

nas. Zwykli ludzie nie mogli zobaczyć istot z magicznego świata, choć na co

dzień ich otaczali. Jak przykładowo dwa gobliny przerzucające śmieci w alejce,

obgryzali kości i inne rzeczy, nad którymi nie chciałam się rozwodzić. Albo

syflidy o skrzydłach jak u ważek , siedzące na szczycie słupa telefonicznego,

gapiły się na ulicę z intensywnością orła obserwującego swoje terytorium.

Niemal wpadliśmy na grupę krasnoludów opuszczających jeden z wielu pubów

na Bourbon Street. Mały, brodaty mężczyzna krzyknął przekleństwem kiedy

koń skręcił ledwo go mijając i pogalopował w dół chodnika.

Byliśmy daleko we francuskiej dzielnicy kiedy Ash zatrzymał się przed ścianą

kamiennych budynków. Miały stare, czarne okiennice a drzwi rozpościerały się

wzdłuż chodnika. Nad jednymi grubymi, czarnymi wisiał szyld na którym

pisało: Ye Olde Original Dungeon , framuga była obryzgana czerwoną farbą, co

miało przypominać krew. Przynajmniej miałam nadzieję, że to farba. Ash

pchnął drzwi, ukazując długi, wąski korytarz, obrócił się do mnie.

„To terytorium Mrocznych,” szepnął blisko mojego ucha. „ wypełniony

jest brutalnym tłumem. Nie rozmawiaj z nikim i trzymaj się blisko mnie.”

Skinęłam głową i spojrzałam na zamkniętą przestrzeń, która była ledwie

na tyle szeroka aby przejść. „A co z koniem?”

Ash zdjął z konia siodło i uzdę, i wyrzucił je w ciemność. „Sam znajdzie

drogę do domu,” mruknął zarzucając torbę na ramię. „Chodźmy.”

Wcisnęliśmy się w wąski korytarz, Ash przodem, Grim daleko w tyle.

Przejście kończyło się małym dziedzińcem, gdzie poskręcana fontanna sączyła

wodę do fosy przed budynkiem. Przeszliśmy przez kładkę , mijając znudzonego

ludzkiego bramkarza który nie zwrócił na nas uwagi i weszliśmy do ciemnego,

czerwonawego pomieszczenia.

Z cienia przy ścianie wyrosło coś ogromnego i zielonego, błysnęły ,

bordowe oczy na potwornej, usianej zębami gębie samicy trolla. Pisnęłam i

background image

zrobiłam krok do tyłu.

„Czuję zapach Letniego szczeniaka.” warknęła, blokując drogę. Miała

prawie dwa i pół metra, bagnisto-zieloną skórę i długie szponiaste palce. Oczy,

jak czerwone paciorki spojrzały na mnie z góry. „Jesteś albo bardzo odważny,

abo bardzo głupi szczeniaku. Przegrałeś jakiś zakład, czy co? Letnim

stworzeniom wstęp wzbroniony, więc spadaj.”

„Ona jest ze mną.” powiedział Ash, zasłaniając mnie przed wzrokiem

trolla. „Odsuniesz się teraz. Musimy skorzystać z ukrytego przejścia.”

„Książę Ash.” Troll zrobił krok w tył ale nie odsunął się całkowicie. W

obliczu księcia Mrocznego Dworu, zwrócił się uniżenie. „Oczywiście że

wpuszczę Waszą Wysokość, ale ...” spojrzał nad ramieniem Asha na mnie.

„Szef powiedział , absolutnie żadnej Letniej krwi tutaj, chyba że mamy zamiar

ja pić.”

„Tylko przechodzimy,” Ash opowiedział , wciąż tym samym spokojnym ,

chłodnym głosem „Znikniemy nim ktoś zauważy naszą obecność.”

„Wasza Wysokość, nie mogę,” zaprotestowała, brzmiąc coraz bardziej

niepewnie. Obejrzała się do tyłu przez ramię, obniżając głos dodała. „Mogę

stracić pracę jeśli ją przepuszczę.”

Bardzo swobodnie, Ash opuścił rękę na rękojeść swojego miecza.

„Możesz stracić głowę, jeśli tego nie zrobisz.”

Nozdrza trolla się rozszerzyły. Rzuciła jeszcze raz na mnie okiem, wtedy

z powrotem na księcia, napinając pazury po bokach. Ash się nie poruszył,

chociaż powietrze wokół niego ochłodziło się, aż oddech trollicy zawisł w

powietrzu tuż przy jej twarzy.

Wyczuwając że jest w strasznych tarapatach, ogromny stwór ostatecznie

wycofał się. „Oczywiście, Wasza Wysokość.” wymamrotała i wskazała na mnie

zakrzywionym, czarnym pazurem. „Ale jeśli ona zostanie nadziana w butelkę i

podana jako kolejny specjalny drink, nie mów, że nie ostrzegałam.”

background image

„Będę miał to na uwadze” powiedział Ash, i wprowadził mnie do

Lochów.

Lochy, z tym całym swoim straszliwym wystrojem, okazały się być

niczym więcej niż barem, nocnym klubem, choć na pewno dopasowany do

bardziej makabrycznego tłumu. Ściany z cegły; słabe, czerwone oświetlenie,

zamieniające wszystko w szkarłat i potworna, warcząca głowa wystająca ze

ściany nad barem. Muzyka biła ze stropu, w pomieszczeniu nad nami AC/DC

wykrzykiwało słowa Back in Black.

Za barem stał ludzki przedstawiciel , inni siedzieli po całym

pomieszczeniu z drinkami, ale widziałam także tych nieludzkich. Gobliny i

satyry, czerwone kapturki, samotny ogr w kącie, popijał ciemny, purpurowy

płyn prosto z dzbana. Niewidzialne, mroczne istoty wmieszały się w tłum ludzi,

pluli im do drinków, podstawiali nogi pijanym, kradli portfele i przedmioty z

ich torebek.

Wzdrygnęłam się i cofnęłam, ale Ash chwycił mocno moją dłoń „Trzymaj

się blisko,” szepnął ponownie „Tu nie jest tak źle jak na górze, ale nadal

musimy być ostrożni.”

„Co jest na górze?”

„Czaszki, klatki i parkiet. Coś czego nie chciałabyś widzieć, zaufaj mi.”

Ash nadal mocno trzymał mnie za rękę kiedy omijaliśmy stoliki,

przemieszczając się w stronę tyłu sali. Grimalkin zniknął – to normalne u niego

– więc wszystkie chłodne, głodne spojrzenia skupiły się na nas. Czerwone

kapturki – małe, złe istoty o rekinich zębach ubrudzonych od krwi ich ofiar –

sięgnęły do mnie kiedy mijaliśmy ich stolik, zadzierając moją koszulę. Starałam

się tego uniknąć, ale miejsce było ciasne, a przejście wąskie i zakrzywione

palce uczepiły się mojego rękawa.

Ash się odwrócił. Nastąpił błysk niebieskiego światła i pół sekundy

później czerwony kapturek zamarł z błyszczącym, niebieskim mieczem na

background image

gardle.

„Nie. Próbuj. Niczego.” głos Asha był zimniejszy niż chłód pochodzący

od miecza. Jabłko adama na szyi czerwonego kapturka poruszyło się i bardzo

powoli wycofał pazury. Reszta Mrocznych zamarła również i spoglądała na nas

świecącymi, wrogimi oczami.

„Meghan, idź.” Ash spojrzał groźnie na resztę tłumu, rzucając wyzwanie

tym którzy odważyliby się wstać. Nikt się nie ruszył. Prześliznęłam się koło

niego i czerwonego kapturka, który siedział nieruchomo na swoim krześle,

przeszłam na tył sali.

„Tędy, człowieku.” Grimalkin pojawił się na końcu sali, najpierw

zobaczyłam jego oczy dopiero potem resztę ciała. Za nim był ciasny, ciemny,

zadymiony korytarz. Dziwne, wzdłuż ścian znajdowały się regały z książkami,

sięgające od podłogi do sufitu – w rodzaju tych jakie można znaleźć w

bibliotece lub starej posiadłości, a nie w ciemnym barze we francuskiej

dzielnicy.

„Okej, skąd się wzięła biblioteka na tyłach baru dla gotów?” zapytałam,

spoglądając dookoła na książki. „Księgi z zaklęciami czarnej magii? Przepisy

na przekąski z ludzi?”

Grimalkin parsknął.

„Patrz się i ucz, człowieku.”

W tym momencie , regał na samym końcu korytarza przesunął się i

wyszły dwie chichoczące się licealistki. Mrugnęłam i przesunęłam się w bok

kiedy nas mijały, cuchnęły dymem i alkoholem, poszły z powrotem w stronę

baru. Panel zaczął się zasuwać z powrotem, zdążyłam zobaczyć urywek

pomieszczenia za nim – toalety, umywali i lustra – wytrzeszczyłam oczy na

Grimalkina.

„Łazienka?”

Grimalkin ziewnął „Czegoż ludzie nie zrobią aby zapewnić sobie

background image

rozrywkę,” rzekł w zadumie z pół przymkniętymi oczami. „To jest jeszcze

zabawniejsze, kiedy po pijaku nie mogą znaleźć drzwi. Ale sugeruję abyśmy

już poszli. Ta zbieranina czerwonych kapturów dość mocno zainteresowała się

tobą.”

Obejrzałam się aby zobaczyć że do czerwonego kapturka dołączyło trzech

jego kolegów i teraz wszyscy czterej patrzyli na nas i mruczeli coś między

sobą. Ash dołączył do nas, nadal trzymał w ręku miecz, opary chłodu wokół

niego mieszały się z dymem.

„Szybciej,” warknął na nas, popychając mnie w kierunku końca korytarza

„Nie podoba mi się uwaga jaką na sobie skupiliśmy. Kocie, otworzyłeś

przejście?”

„Daj mi chwilę, Książę.” Grimalkin westchnął przechadzając się przed

panelem, który był nie dawno otwarty.

„Poczekaj, nie jesteś ich Księciem?” zastanawiałam się „ Oni są

mrocznymi, prawda? Nie możesz po prostu im rozkazać, żeby zostawili nas w

spokoju?”

Ash zaśmiał się ironicznie „Owszem jestem księciem,” odpowiedział,

nadal patrząc na czerwone kapturki, które rewanżowały mu się tym samym.

„Ale nie jestem jedyny. Moi bracia szukają ciebie. Rowan ma oczy i uszy

wszędzie, jestem tego pewien. On jest bardziej bezwzględny niż ja. Te

czerwone kapturki mogą dla niego pracować, lub mogą szpiegować dla Mab.

Tak czy inaczej, poinformują kogoś o naszej wizycie, zaraz jak tylko opuścimy

to miejsce. Mogę to zagwarantować.”

„Brzmi jak wspaniała rodzina.” mruknęłam.

Ash parsknął. „Nie masz nawet pojęcia.”

„Gotowe,” powiedział Grimalkin z końca korytarza „Chodźmy.”

„Za tobą,” powiedział Ash, przesuwając mnie do przodu „ Ja upewnię się,

że nic za nami nie pójdzie.”

background image

Przeszłam przez otwarty panel, w połowie spodziewając się, że zobaczę

małą łazienkę z umywalką i toaletą, z popisaną ścianą. Zamiast tego, zimny

wiatr wdarł się do korytarza, pachniał mrozem; korą i rozkruszonymi liśćmi,

szary, mglisty las Nigdynigdy rozciągał się za drzwiami.

Grimalkin przeszedł pierwszy, stając się niemal niewidoczny we mgle.

Podążyłam za nim, drzwi po drugiej stronie okazały się być podzielonym pniem

drzewa. Ash schylił się przechodząc i zamknął je za sobą ostatecznie,

rozpłynęły się w nicości pozostawiając świat śmiertelników za nami.

Było zimniej w tej części Losoboru. Szron pokrywał ziemię i gałęzie

drzew, mgła przytulała się do mojej skóry wilgotnymi palcami. Nie widziałam

więcej niż kilka metrów w każdym kierunku. Wszystko było zbyt ciche i

spokojne, jak gdyby las wstrzymał oddech.

„Tir Na Nog jest blisko,” powiedział Ash, jego głos przytłumiła mgła.

Jego oddech nie wywoływał zawisającej pary w powietrzu tak jak mój. Drżąc,

potarłam ramiona aby się rozgrzać. „Musimy się spieszyć. Chcę jak najprędzej

dostać się do Zimowego Dworu.”

Byłam zmęczona. Moje nogi były odrętwiałe, zarówno od konnej jazdy

jak i od marszu, bolała mnie głowa, a zimno odbierało resztki mojej siły. I z

własnego doświadczenia wiem, że będzie tylko zimniej im bliżej Tir Na Nog

będziemy.

Na szczęście, Grimalkin zauważył moją niechęć. „Człowiek jest bliski

upadku z wycieczenia,” stwierdził bez ogródek, drgając ogonem. „Tylko nas

spowolni jeśli pchniemy ją do dalszej podróży. Być może powinniśmy

poszukać miejsca na odpoczynek.”

„Wkrótce,” powiedział Ash i odwrócił się do mnie. „Jeszcze tylko

kawałek, Meghan. Dasz radę? Zatrzymamy się jak tylko przekroczymy granicę

Tir Na Nog.”

Skinęłam znużona. Ash wziął mnie za rękę. Idąc za Grimalkinem,

background image

wkroczyliśmy w otaczającą nas mgłę.

Minutę później, za nami rozległo się przerażające wycie.

background image

Rozdział Trzeci

Żywy Chłód

Ash zatrzymał się, każdy mięsień w jego ciele się naprężył, kiedy echo

niesamowitego krzyku rozniosło się we mgle.

„Niemożliwe,” mruknął, jego głos był przerażająco spokojny. „Znowu

jest za nami. Jak? Jak to możliwe że znalazło nas tak szybko?”

Grimalkin nagle wydobył z siebie długi, niski warkot, który mnie

zaszokował i spowodował gęsią skórkę na moich ramionach. Kot nigdy

wcześniej tego nie robił. „To Łowca” powiedział Grimalkin a jego futro uniosło

się na karku i wzdłuż pleców. „Najstarszy Łowca, Pierwszy.” Spojrzał na nas ,

miał wyszczerzone zęby , wyglądał przerażająco i dziko. „Musicie uciekać i to

prędko! Jeśli złapał wasz ślad zjawi się tutaj szybko. Uciekajcie, natychmiast!”

Pobiegliśmy.

Las rozmazywał się wkoło nas, ciemne, niewyraźne kształty we mgle. Nie

wiem czy przypadkiem nie biegaliśmy w kółko prosto w paszczę Łowcy.

Grimalkin zniknął. Straciłam orientację we mgle, miałam jedynie nadzieję, że

Ash wiedział dokąd zmierza uciekając w upiorną biel.

Ponownie rozległo się wycie, tym razem bliżej, bardziej podekscytowane.

Odważyłam się spojrzeć wstecz, ale nie mogłam niczego dostrzec poza

wirującą mgłą i cieniami. Ale czułam, cokolwiek to było, że się zbliżało. Mogło

teraz nas widzieć jak uciekamy, mój kark jako kuszący cel. Stłumiłam w sobie

panikę i biegłam dalej, trzymając się kurczowo ręki Asha , który prowadził nas

przez las.

background image

Drzewa się rozstąpiły, mgła rozwiała się trochę i nagle wielka przepaść

otworzyła się przed nami, jak szeroka, otwarta paszcza olbrzymiego zwierzęcia.

Ash szarpnął mnie i zatrzymał trzy stopy przed krawędzią , aż deszcz kamieni

opadł w dół, stukając o postrzępione boki, zniknęły w morzu mgły znacznie

poniżej. Rozstęp w ziemi ciągnął się wzdłuż granicy Losoboru nie widać było

końca w żadnym kierunku, oddzielał nas od bezpieczeństwa po drugiej stronie.

Po drugiej stronie otchłani rozciągał się ośnieżony krajobraz, oblodzony i

nietknięty. Drzewa tam były zamarznięte, pokryte lodem, każda gałązka

wyglądała jakby była oblana błyszczącym kryształem. Ziemia pod nimi

wyglądała jak biały i puszysty koc z chmur. Płatki śniegu błyszczały w słońcu,

jak miliony maleńkich diamentów. Tir Na Nog, kraina zimy, dom Mag ,

Mroczny Dwór.

„Tędy.”Ash szarpnął mnie za rękę i pociągnął za są w przepaść, gdzie

mgła z Losoboru spływała powoli z urwiska, jak wodospad. „Jeśli dojdziemy

do mostu, będę mógł go zatrzymać.”

Dysząc, zeszłam po krawędzi wąwozu i odetchnęłam z ulgą. Jakieś kilka

metrów niżej był łukowy most, wykonany w całości z lodu, ponętnie błyszczał

w słońcu.

Coś przebiegło przez las po naszej prawej, coś wielkiego i szybkiego.

Łowca był w tej chwili cicho, nie było słychać wycia ani warczenia;

przygotowywał się do ataku.

Dotarliśmy do mostu, Ash pchnął mnie przodem na pokrytą lodem

powierzchnię. Nie było żadnych murków ani poręczy, tylko wąski łuk nad

przerażającym spadkiem. Ścisnęło mi żołądek, zaczęłam iść, starając się nie

patrzeć w dół. Ponieważ most był z lodu, przez co był całkowicie przejrzysty;

czułam jakbym szła w powietrzu, widząc przepaść pod sobą.

Moja stopa się ześliznęła , serce podskoczyło mi między żebrami, waliło

gwałtownie kiedy machałam rękami żeby zachować równowagę. Ash był tuż za

background image

mną, chwycił mocno moją rękę i jakoś udało nam się przejść na drugą stronę.

Kiedy tylko tam dotarliśmy, zimowy książę wyciągnął miecz. Blask

słońce przeszedł przez całą długość ostrza kiedy go uniósł i uderzył nim w

brzeg mostu. Most pękł, lodowe odłamki poszybowały w powietrze, uniósł go i

uderzył ponownie.

Po drugiej stronie przepaści, coś mrocznego i potwornego wyskoczyło

spomiędzy drzew, mgła zawirowała wokół niego. Nie widziałam dokładnie

poprzez cienie, ale dostrzegłam wyraźnie, że było to ogromne, czarne z

płonącymi żółto-zielonymi oczami. Gdy to coś zauważyło co robi Ash,

zaryczało, aż zadrżało powietrze, następnie doskoczyło do mostu.

Ash znów uderzył mieczem, potem jeszcze raz i ponownie, z

ogłuszającym pęknięciem, most z lodu legł w gruzach. Koniec przy którym

staliśmy zsunął się i spadł w zapomnienie, zabierając ze sobą resztę łuku. Cień

po drugiej stronie zatrzymał się, zielone oczy gorejące furią spoglądały w dół

przepaści, dyszał. Następnie zawarczał ukazując błyszczące, ostre, białe zęby;

obrócił się i rozpłynął we mgle Losoboru, znikając nam z oczu.

Wzdrygnęłam się z ulgą i opadłam na śnieg bez tchu, czułam jakby moje

płuca i nogi, całe ciało płonęło. Ale gdy adrenalina opadła, zdałam sobie

sprawę, jak przeraźliwie zimno było po tej stronie. Lodowaty wiatr przecinał

mnie do kości, wbijał się we mnie jak nóż.

Ash ukląkł przy mnie i delikatnie przysunął mnie do siebie, otulił mnie

ramionami. Oparłam się o niego, poczułam jego galopujące serce, zadrżałam w

jego objęciu. Milcząc, oparł swoje czoło o moje nic nie mówiąc. Po prostu był.

„Choć,” szepnął po chwili. „Znajdźmy jakieś miejsce na odpoczynek.”

„A co z Łowcą?”

Wyprostował się , pomógł mi stanąć na nogi. „Lodowa Paszcza ciągnie

się kilometrami w każdym kierunku.” powiedział, kiwając głową na przepaść

za nami, „dopóki nie spotka Gór Wyrmtooth [

nie wiem jak to przetłumaczyć =

background image

'jaszczurzozębne'

] na północy i Kryształowego [

oryg. Broken Glass = potłuczone szkło –

ale myślę, że tak jest ok

] Morza na południu, Łowca nie znajdzie innego przejścia.

Poza tym, „ dodał , zwężając oczy, „ to moje królestwo. Wątpię aby nas tutaj

zaatakował.”

„Nie bądź zbyt pewien Książę,” powiedział Grimalkin, ukazując się na

tym co zostało z mostu. „Łowca jest starszy od ciebie – wiele starszy. Nie dba o

to na jakim jest terenie kiedy zmierza za swoją zdobyczą. Jeśli podąża za tobą,

na pewno znowu go zobaczysz.”

Ziewnęłam, aż kot postawił swoje uszy. Ash wziął mnie pod rękę i

odciągnął od przepaści, ustawił się tak aby ochronić mnie od wiatru.

„Będziemy się o to martwić, jeśli go jeszcze spotkamy,” książę oświadczył

spokojnie kiedy przytuliłam się do niego by ochronić ciepło. „ Nadchodzi noc ,

a z nią chłód. Musimy zapewnić Meghan schronienie.”

„Nim zamieni się w sopel lodu? Jak przypuszczam.” Grimalkin

przeskoczył z resztek zniszczonego mostu w śnieg, lądując na nim delikatnie.

„ Jedynie schronienie w pobliżu, o jakim mi wiadomo, to u starej Liaden w

zamrożonym drzewie. Zakładam że nie zabierasz tam dziewczyny?” zamrugał

pod Asha niewzruszonym wzrokiem. „Zabierasz. No cóż, to będzie

interesujące. Chodźcie więc za mną.” Poszedł dalej, pozostawiając delikatne

ślady łap na śniegu, wyglądał jak chmura na tle bieli.

„Kim jest Liaden?” zapytałam Asha.

Mrożący wicher zawiał z przepaści zanim zdążył odpowiedzieć, przeszył

mnie i podrzucił zaspy śniegu w powietrze. „Później,” powiedział szorstko Ash,

lekko mnie popychając. „Za Grimalkinem. Idź.”

Podążaliśmy za śladami łap w las. Sople zwisały z zamrożonych drzew,

niektóre dłuższe niż ramiona i ostre jak włócznia. Co jakiś czas odczepiały się i

spadały na ziemię z brzękiem tłuczonego szkła. Chłód panujący tutaj był jak

żywa istota, szarpiąca za moją naga skórę, przeszywająca moje płuca przy

background image

każdym oddechu. Szybko zaczęłam gwałtownie drżeć, szczękając zębami,

tęskno myśleć o swetrach i gorącej kąpieli, o tym by wgramolić się pod ciepłą

pierzynę i przeczekać tam do wiosny.

Las pociemniał, drzewa zbliżyły się do siebie a temperatura spadła

jeszcze niżej. Traciłam już czucie w palcach u rąk i nóg, zimno mnie osłabiało.

Czułam jakby zimne ręce chwytały mnie za nogi i ciągnęły w dół, wzywając

mnie abym zwinęła się w kłębek i poddała się hibernacji, do czasu aż znów

nadejdzie ciepło.

Błysk kolorów na drzewie przykuł moją uwagę. Na gałęzi nade mną

siedział mały ptaszek, jasno czerwony na tle śniegu. Jego oczy były zamknięte,

puszył się przed zimnem, wyglądał jak pierzasta czerwona kulka. I był

całkowicie zamknięty w lodzie, pokryty skrystalizowaną wodą, tak przejrzysta

że widziałam przez nią każdy szczegół.

Ten widok powinien mną wstrząsnąć, ale było tak zimno, że jedyne co

poczułam to rozprzestrzeniające się odrętwienie. Moje nogi należały do kogoś

innego, nie czułam już nawet własnych stóp. Potknęłam się o korzeń i upadłam

prosto w zaspę, kryształki lodu zakuły mnie w oczy.

Poczułam się nagle bardzo śpiąca. Moje powieki były ciężkie, jedyne na

co miałam ochotę to położyć głowę i zasnąć, jak niedźwiedź na zimę. To była

atrakcyjna myśl. I nie było mi już zimno, byłam całkowicie sparaliżowana, a

ciemność nawoływała kusząco.

„Meghan!”

Głos Asha przeciął się przez warstwę apatii, ukląkł w śniegu. „Meghan,

wstawaj,” powiedział pilnym głosem. „Nie możesz tu leżeć. Zamarzniesz i

umrzesz jeśli nie będziesz się ruszać. Wstawaj.”

Próbowałam, ale nie mogłam nawet podnieść głowy, wszystko czego

pragnęłam to sen. Chciałam wymruczeć coś o tym jak zmęczona jestem, ale

słowa zamarzały mi w gardle i jedyne co wypłynęło z moich ust to

background image

chrząkniecie.

„Chłód ją dopadł.” głos Grimalkina wydawał się pochodzić z daleka.

„Ona już zamarza. Jeśli jej teraz nie podniesiesz, umrze.”

Moje powieki zamykały się, mimo że z całych sił próbowałam trzymać je

otwarte. Jeśli się zamkną, zamarzną i zostaną takie na zawsze. Próbowałam

otworzyć je na siłę palcami, ale warstwa lodu obejmowała teraz moje ręce i już

ich wcale nie czułam.

Poddaj się , chłód szepnął mi do ucha. Poddaj się, śpij. Już nigdy więcej

nie poczujesz bólu.

Kiedy moje powieki zadrżały Ash wydał z siebie dźwięk który brzmiał

niemal jak ryk. „Cholera, Meghan,” warknął, chwytając za moje ramiona. „Nie

stracę cię będąc tak blisko domu. Wstawaj!”

Podniósł się wciągając mnie na nogi, zanim zdążyłam zarejestrować co

się dzieje, przycisnął swoje usta do moich.

Odrętwienie rozpadło się. Niespodziewanie moje serce podskoczyło a

mój żołądek skręcił się w węzeł. Oplotłam rękoma jego szyję i oddałam mu

pocałunek, czując jego ramiona wokół siebie, oddychałam jego ostrym,

mroźnym zapachem.

Kiedy w końcu się odsunął ciężko dyszałam, jego serce waliło pod

moimi palcami. Znów drżałam, ale tym razem z zadowoleniem powitałam

chłód. Ash westchnął i dotknął swoim czołem mojego.

„Zabierzmy cię z tego zimna.”

Grimalkin znowu zniknął, być może poirytowany naszym pokazem

namiętności, ale jego delikatne ślady były wyraźnie widoczne na śniegu.

Poszliśmy ich szlakiem, który ostatecznie zakończył się przed małą, zniszczoną

chatą pomiędzy dwoma gnijącymi drzewami. Nie sądzę aby ktokolwiek mógł

tam mieszkać, ale dym wydobywał się z komina a w oknach było widać

pomarańczowe światło, więc ktoś musiał być w domu.

background image

Pragnęłam wejść do środka, z dala od gryzącego zimna, ale Ash wziął

moją rękę, zmuszając mnie tym abym na niego spojrzała.

„Jesteś teraz na mrocznym terenie, pamiętaj o tym.” ostrzegł. „Cokolwiek

zobaczysz w środku, nie gap się i nie wygłaszaj żadnych komentarzy na temat

jej dziecka. Zrozumiałaś?”

Skinęłam głową, gotowa zgodzić się na wszystko, by móc się ogrzać

ponownie. Ash puścił mnie, stanął na skrzypiącej, pokrytej śniegiem werandzie

i zapukał mocno w drzwi.

Otworzyła je kobieta, wpatrywała się zmęczonym, przekrwionym

wzrokiem. Szary płaszcz i kaptur zakrywał jej ciało jak kurtyna, a jej twarz,

choć stosunkowo młoda była pomarszczona i zmęczona.

„Książę Ash?” powiedziała, jej głos był jak słabe sapnięcie. „ A to

niespodzianka. Co mogę dla ciebie zrobić , Wasza Wysokość?”

„Chcemy spędzić tu noc,” Ash stwierdził cicho. „Ja i moi towarzysze. Nie

będziemy ci przeszkadzać, nie będzie nas nim nastąpi ranek. Czy wpuścisz

nas?”

Kobieta zamrugała. „Oczywiście,” szepnęła, otwierając drzwi na oścież.

„Proszę, wejdźcie do środka. Rozgośćcie się, biedne dzieci. Jestem Pani

Liaden.”

I wtedy zobaczyłam jej dziecko, tuliła je czule drugim ramieniem,

przygryzłam wargi aby zdusić westchnienie. Pomarszczone, okropne

stworzenie owinięte białym kocem, było najohydniejszym dzieckiem jakie

kiedykolwiek widziałam. Jego zdeformowana głowa była zbyt duża w stosunku

do reszty ciała, małe kończyny były pomarszczone i martwe, a skóra miała

niezdrowy, niebieski odcień, jak u topielca albo pozostawionego na mrozie.

Dziecko kopnęło lekko i wydało słaby, nieziemski krzyk.

To była jak patrzenie na miejsce wypadku. Nie mogłam oderwać wzroku

… aż Ash trącił mnie ostro w bok. „Miło mi poznać,” powiedziałam

background image

automatycznie i przeszłam przez próg do pokoju. Wewnątrz, pośrodku buzował

ogień, ciepło wsiąkało w moje zamarznięte kończyny, powodując że

odetchnęłam z ulgą.

Nie było nigdzie kołyski, kobieta ani na chwilę nie odłożyła dziecka,

przemieszczając się po pokoju trzymała je cały czas, tak jakby obawiała się, że

coś może jej je odebrać.

„Dziewczyna może zająć łóżko pod oknem,” Liaden powiedziała,

owijając mocniej dziecko, niegdyś białym kocykiem. „Obawiam się, że muszę

teraz wyjść, ale proszę czujcie się jak u siebie w domu. W szafce jest herbata i

mleko, a dodatkowe koce w szafie. Zbliża się północ, więc musimy was

opuścić. Bywajcie.”

Trzymając niemowlę blisko piersi, otworzyła drzwi, wpuszczając boleśnie

zimny podmuch wiatru i wyszła w ciemność. Drzwi zatrzasnęły się za nią i

zostaliśmy sami.

„Dokąd ona idzie?” zapytałam, zbliżając się do ognia. Czułam mrowienie

w pacach, w końcu odzyskiwałam w nich czucie. Ash nie popatrzył na mnie.

„Nie chcesz wiedzieć.”

„Ash ...”

Westchnął. „Idzie obmyć swoje dziecko w krwi ludzkiego noworodka,

aby jej własne mogło stać się na powrót całe i zdrowe. Choć stanie się to tylko

na chwilę.”

Cofnęłam się. „ To okropne!”

„Sama pytałaś.”

Wzdrygnęłam się i potarłam ramiona, spojrzałam przez brudne okna

chatki. Światło księżyca błyszczało przez szybę, a ziemia za nią była skuta

lodem. Było to terytorium mrocznych, jak powiedział Ash. Byłam daleko od

domu, rodziny i bezpiecznego, normalnego życia.

Zamykając oczy zaczęłam się trząść. Co się ze mną stanie kiedy dotrzemy

background image

do Zimowego Dworu? Czy Mab wrzuci mnie do lochów, a może nakarmi mną

gobliny? Co może zrobić wielowiekowa królowa, córce swojego starożytnego

rywala? Cokolwiek to będzie, nie mogłam sobie wyobrazić niczego dobrego.

Strach wykręcił moje wnętrzności.

Poczuła, że Ash stanął za mną, tak blisko, że czułam jego oddech na

swoim karku. Nie dotknął mnie, ale jego obecność , cicha i silna, w jakiś

sposób mnie uspokajała. Chociaż logicznie myśląca część mnie mówiła mi, że

być może to jego powinnam obawiać się najbardziej.

„Więc, jak to działa?” zapytałam mimochodem, starając się nie brzmieć

oskarżycielsko, ale mimo chęci tak właśnie zabrzmiałam. „Jestem więźniem

Zimowego Dworu? Gościem? Czy Mab wrzuci mnie do celi, czy może planuje

dla mnie coś bardziej interesującego?”

Zawahał się , wyczułam zrezygnowanie w jego głosie , kiedy w końcu

przemówił. „Nie wiem co ona ma zamiar zrobić,” powiedział cicho. „Mab nie

dzieli się swoimi planami ze mną, ani z nikim.”

„To będzie niebezpieczne dla mnie, prawda ? Jestem córka Oberona.

Wszyscy będą mnie nienawidzić.” przypomniałam sobie o głodnych

spojrzeniach czerwonych kapturków kiedy mnie złapały. „ Albo będą chcieli

mnie zjeść.”

Jego ręce lekko chwyciły moje ramiona, co spowodowało że przeszły

mnie dreszcze a serce zatrzepotało mi w piersi. „Ochronię cię,” szepnął, a jego

głos obniżył się jeszcze bardziej, tak jakby mówił do siebie „Jakoś.”

Grimalkin pojawił się gwałtownie, wskakując na stołek przy ogniu, przez

co aż podskoczyłam, Ash cofnął swoje ręce. Od razu zatęskniłam za jego

dotykiem. „Odpocznij trochę,” powiedział książę odchodząc. „Jeśli nic więcej

nam nie przeszkodzi, powinniśmy dotrzeć do Zimowego dworu przed jutrzejsza

nocą.”

Ostrożnie położyłam się na łóżku pod oknem, starając się nie wyobrażać

background image

sobie ostatniej istoty która używała materaca. Ash zajął krzesło przy ogniu,

obracając je tak że był twarzą do drzwi, miecz położył sobie na kolanach.

Zaskakujące , ale łóżko było ciepłe i wygodne, odpływałam obserwując zarys

profilu Asha oświetlonego przez ogień.

Nocą, w pewnej chwili musiałam się obudzić, a może to był sen. Z tego

co pamiętam otworzyłam oczy i zobaczyłam Asha stojącego z Grimalkinem

przy ogniu, rozmawiali cicho. Jego głosy były zbyt niskie bym mogła je

usłyszeć, ale wyraz twarzy Asha był przerażony i ponury. Przesunął ręką po

włosach i powiedział coś do Grimalkina, który powoli skinął głową i

odpowiedział. Mrugnęłam a może zasnęłam ponownie, bo gdy otworzyłam

ponownie oczy Grimalkina już nie było. Ash stał ze zwisającymi po bokach

rękoma, zgarbiony, wpatrywał się w płomienie i pozostał tak przez długi czas.

background image

Rozdział Czwarty

Łowca

„Wstawaj.”

Zimny głos był pierwszą rzeczą, jaką usłyszałam następnego ranka,

przeciął warstwę snu i wycieńczenia, sprawiając że całkowicie się obudziłam.

Ash unosił się nade mną, jego postawa była sztywna, patrzył na mnie pustymi,

srebrnymi oczami.

„Wyruszamy,” powiedział płaskim głosem i rzucił coś na łóżko, co

wylądowało w chmurze pyłu. Gruby płaszcz z kapturem, szary i zakurzony,

jakby wszystkie kolory zostały z niego wyssane. „Znalazłem to w szafie,” Ash

kontynuował odwracając się. „To powinno uchronić cię przed zamarznięciem.

Ale teraz musimy już iść. Im szybciej dotrzemy do Zimowego Dworu, tym

lepiej.”

„Gdzie jest Grim?” zapytała, próbując utrzymać pion i walcząc z jego

nagłą zmiana nastroju. Ash otworzył drzwi, wpuszczając podmuch zimnego

powietrza.

„Zniknął wcześnie rano.” czekał, wciąż trzymając drzwi, kiedy ja

obwijałam płaszcz wokół ramion. Włożyłam kaptur, książę skinął głową

energicznie „Chodźmy.”

„Czy coś nadchodzi?” zapytałam, biegnąc za nim po śniegu, z każdym

oddechem wyrzucałam z siebie chmurę pary w powietrze. Wszystko było

pokryte nową warstwą lodu. „Czy to Łowca zbliża się ponownie?”

„Nie.” nie odwrócił się by na mnie spojrzeć. „Nie to żebym mógł to

stwierdzić.”

background image

Przełknęłam ciężko. „Czy ja … czy zrobiłam coś nie tak?”

Zawahał się tym razem, po czym westchnął. „Nie,” powiedział

delikatniejszym głosem. „Ty nie zrobiłaś niczego złego.”

„Więc dlaczego taki jesteś? Ash? Hej!” rzuciłam się do przodu i złapałam

go za rękaw, sprawiając że oboje się zatrzymaliśmy.

„Puść.” głos Asha miał subtelną nutę ostrzeżenia. Odsunęłam na bok swój

strach i mocniej stanęłam na nogach.

„Bo co? Zabijesz mnie? Czy już raz nie groziłeś mi tym?”

„Nie kuś mnie.” ale jego głos nie był już chłodny – teraz po prostu

brzmiał jakby był zmęczony. Westchnął, przeciągając wolną ręka po włosach.

„To nie jest ważne. Tylko … chodzi o coś co powiedział Grimalkin. Coś co już

wiedziałem.”

„Co?”

Obrócił się. „Meghan ...”

Przez drzewa przebiegło echo wycia, które niosło się gdzieś z daleka.

Wzdrygnęłam się, Ash się wyprostował i wyostrzył wzrok. „Łowca,”

wyszeptał. „Znowu. Jak to możliwe, że tak szybko nadrobił zaległości?”

Kolejne wycie, zadrżałam zbliżając się do Asha. „Co to jest?”

Książę zmrużył oczy. „Nie wiem. Ale zatrzymało się. Chodź!”

Ash mocno ściskał moją dłoń kiedy biegliśmy przez śnieg. Pomyślałam,

że po przejściu przez most nad tą wielką rozpadliną, jakoś pozbyliśmy się

Łowcy, sądziłam, że ten plan lepiej się powiedzie. Nie wyglądało na to, że uda

nam się uciec przed tą niestrudzoną bestią.

Las przerzedził się, poszarpane klify wzniosły się po obu naszych

stronach, skrzyły się w słońcu. Wystawały z nich wielkie niebieskie i zielone

kryształy o ostrych bokach, jak pryzmat załamywały światło, które odbijało się

kolorami na śniegu. Ash prowadził mnie przez wąski kanion, strome ściany

naciskały po obu stronach aż w końcu otworzyły się na ośnieżone pustkowie

background image

otoczone przez góry.

Wycie rozległo się ponownie, jego echo przeszło przerażająco przez

wąwóz z którego właśnie wyszliśmy. Cokolwiek to było, zbliżało się bardzo

szybko.

„Tędy.” Ash pociągnął mnie za rękę w kierunku drugiej strony polany.

Między dwoma sosnami widniała ciemna plama na klifie, oznaczały wejście do

jaskini, zwisające sople sprawiały wrażenie jakby była uzębioną otwartą

paszczą.

„Idź,” powiedział Ash, pchając mnie do przodu. „Wejdź do środka,

szybko.”

Wśliznęłam się przez otwór, uważając aby nie nabić się na sople,

wyprostowałam się i rozglądnęłam. Jaskinia była ogromna, rozległa, pokryta

lodem, światło słoneczne wkradało się przez otwory wysoko, wysoko nade

mną. Sufit błyszczał, każdy centymetr pokryty był ostrymi, połyskującymi

soplami, niektóre były dłuższe ode mnie. Wiatr wiał przez jaskinie, przez co

sople uderzały o siebie, jak dzwonki na wietrze, wypełniając jaskinię muzyką.

„Ash,” powiedziałam kiedy zimowy książę wszedł przez otwór,

otrząsając ze swoich włosów śnieg. „Co -”

„Ciii.” Ash położył palec na ustach, ostrzegająco pokiwał głową. Zwrócił

uwagę na szkielety porozrzucane w jaskini, na wpół zagrzebane w śniegu.

Kości jakiegoś wielkiego zwierzęcia leżały rozwalone na ziemi w pobliżu,

spomiędzy żeber wystawał opadnięty sopel. Skrzywiłam się i skinęłam głową

na znak zrozumienia.

I nagle coś czarnego i ogromnego pojawiło się w wejściu do jaskini,

kłapnęło zębami przy mojej twarzy.

Ash pociągnął mnie do tyłu, jego dłoń zasłaniała mi usta, żeby stłumić

mój krzyk, trzask zębów rozbrzmiał echem cal od mojej głowy. Gdyby Ash nie

przyciskał mocno ręki do moich ust krzyknęłabym ponownie kiedy para

background image

płonących, żółto-zielonych oczy spojrzała na mnie.

To był wilk, ogromny, czarny wilk wielkości niedźwiedzia grizli, tylko

dłuższy i szczuplejszy, i tysiąc razy bardziej przerażający. To nie był

majestatyczny stwór którego widać na kanałach discovery, spacerujący po

zaśnieżonych peryferiach razem ze swoją paczką. To było jak chore na

wściekliznę zwierzę prosto z horroru o wilkach: ciemne, kudłate futro;

ośliniony pysk; lśniące, w żadnym wypadku nie szczenięce, oczy. Jego wargi

były wywinięte ukazywały błyszczące kły, dłuższe od mojej dłoni, śliną sączyła

się spomiędzy jego szczęk. Z otworu wystawała tylko jego głowa, zwrócona

była w moją stronę i przysięgam że się do mnie uśmiechnął.

„Meghan Chase. W końcu cię odnalazłem.”

Ash pociągnął mnie jeszcze dalej w głąb jaskini. Ten niesamowity wilk

wijąc się jakoś, niemożliwie, wsunął się do środka. Moje serce załomotało

kiedy ta kreatura wzrosła do pełnej wysokości wewnątrz. Wydawało się że

wypełnia ją całą. Ash popchnął mnie za siebie, przyciskając do ściany pod

skalistym zwisem i dobył miecza. Wilk parsknął głębokim tonem, który

wywołał u mnie gęsią skórkę, wyszczerzył zęby w dzikim uśmiechu.

„Myślisz, że zdołasz zrobić mi krzywdę tym małym czymś?” Jego

gardłowy głos rozbrzmiał w jaskini, sople zachwiały się nad nim

niebezpiecznie. „Czy wiesz kim ja jestem chłopcze?” Pochylił głowę i opuścił

swoje wargi. „Jestem Wilkiem. Jestem starszy od ciebie, starszy niż Mab,

starszy niż najstarsza istota w tym świecie. Pojawiałem się w opowieściach na

długo przed tym nim ludzie znali moje imię i nawet wtedy już się mnie bali.”

Zrobił krok do przodu, jego ogromne łapy tonęły w śniegu. „Jestem wilkiem u

drzwi, stworzeniem które prześladowało dziewczynkę w czerwonym kapturku

gdy szła do domu babci. Ja jestem wilkiem który staje się człowiekiem i

człowiekiem który ma w sobie bestię. Moje opowieści przewyższają wszystkie

kiedykolwiek opowiedziane i nie możesz mnie zabić.”

background image

„Wiem kim jesteś.” głos Asha lekko zadrżał. To przecież był

nieustraszony i niewzruszony Ash więc to że on się bał, mnie napełniło

przerażeniem. „Ale jesteś tu po letnią księżniczkę, a ja mam swoje własne

zobowiązania, obiecałem przyprowadzić ją do Zimowego Dworu. Więc nie

mogę pozwolić ci jej zabrać.” Machnął mieczem, urok zimy zawirował wokół

niego. „Najpierw będziesz musiał przejść przeze mnie.”

Wilk się uśmiechnął. „Jak sobie życzysz.”

Rzucił się z rykiem, szczęki rozwarł szeroko, język zwisał mu między

kłami. Szalenie szybko, jednym susem pokonał dzielący nas obszar, wyglądał

jak czarna smuga w powietrzu. Skuliłam się kiedy nas dopadł, Ash zawirował,

czar otoczył go, uderzył rękojeścią swoje miecza w ścianę.

Ogłuszający dźwięk pękania rozległ się w całej jaskini, jak strzał z

pistoletu. Sufit zadrżał, sople kliknęły dziko, jakby ktoś rozbił milion talerzy z

chińskiej porcelany naraz, spadły śmiertelnie, lśniącym deszczem. Wilk

zatrzymał się na chwilę, spojrzał w górę … i został pochowany pod tonami

odłamków kryształów.

Odwróciłam się, zasłaniając oczy kiedy pojedynczy skowyt rozbrzmiał

pod kupą rozbitego lodu. Śnieg opadł, kakofonia umilkła i zapadła cisza.

Zaczęłam spoglądać przez palce, ale Ash złapał mnie za rękę, blokując mi

widok. „Nie patrz,” ostrzegł delikatnie, ale i tak dostrzegłam plamę czerwieni

za nim, sączącej się przez śnieg. „Chodźmy stąd.”

Celowo nie patrząc na ciemną masę w centrum pomieszczenia,

uciekliśmy z jaskini, przeciskając się przez otwór z powrotem na polanę. Śnieg

padał, delikatne płatki tańczyły na wietrze. Wzięłam chwiejny oddech, zimno

przecięło moje płuca, przypominając mi że jeszcze żyję. Spojrzałam na Asha

który oglądał się na wejście do jaskini.

„Wilk,” mruknął, prawie że do siebie. „Wielki Zły Wilk. Niewielu

przeżyło by opowiedzieć, że go widziało.” pokręcił głową ze zdumienia,

background image

popatrzył znowu na mnie. „Zastanawiam się , dlaczego cię szukał? Kto go

wysłał, że szedł za nami aż tak daleko?”

„Mab?” zgadywałam. Ash prychnął i wykręcił wargi w uśmiechu.

„Mab chce cię żywej,” powiedział, odchodząc od wejścia do jaskini, z

powrotem w kierunku wąwozu. Włożyłam kaptur na głowę i pobiegłam za nim.

„Martwa jesteś dla niej bezużyteczna. Była bardzo wyraźna jeśli o to chodzi.

Poza tym, nie postawiła by mnie przed takim ryzykiem.” zatrzymał się,

zmarszczył lekko brwi. „Tak myślę.”

Zabrzmiał strasznie niepewnie. Współczułam mu, że nie wiedział czy

jego królowa, jego matka, byłaby zdolna do tego by wysłać za nami Wilka, nie

troszcząc się że może go zranić. Dogoniłam go i sięgnęłam by dotknąć jego

ramienia.

Ogromna, zakrwawiona głowa Wilka zaryczała między nami, odepchnął

mnie na bok, aż się przetoczyłam przewrócona. Ash szybko dobył miecza,

niestety o sekundę za późno. Szczęki potwora zacisnęły się na jego ramieniu,

Wilk odrzucił go daleko. Krzyknęłam.

„Mówiłem ci, że nie możesz mnie zabić!” Wilk warknął, podchodząc do

Asha, który próbował podnieść się na nogi z mieczem przed sobą. Grube,

kudłate futro było całe z krwi. Kapała z niego jak deszcz, każda kropla lekko

parowała uderzając o śnieg. Sople sterczały z jego ciała, jak setki

postrzępionych włóczni. Pomimo tego poruszał się gładko, łatwo, jakby nie

czuł w ogóle bólu.

„Głupi chłopcze,” Wilk zawarczał, krążąc wokół Asha, pozostawiając za

sobą zakrwawiony szlak „Nie wygrasz tego. Jestem nieśmiertelny.”

„Meghan uciekaj,” rozkazał Ash, nie spuszczając z oczu wilka. Krew

sączyła mu się z ramienia na miecz, robiąc plamę na ziemi. „Zimowy Dwór nie

jest daleko stąd. Ochronią cię – powiedz komukolwiek kogo spotkasz, że Ash

cie przysłał. Uciekaj, natychmiast.”

background image

„Nie odejdę!”

„Już!”

Wilk otrząsnął się, krew, ślina i sople lodu pofrunęły. „Rozprawię się z

tobą w moment, Księżniczko,” warknął, przykucając. Mięśnie naprężyły się

pod jego futrem, zabłysły sople wystające z jego umięśnionych ud. „Jesteś

gotowy chłopcze? Nadchodzę!”

Zaatakował. Ash uniósł miecz, a ja skoczyłam na Wilka.

Wilk uderzył w Asha ciężarem całego ciała, zignorował miecz który wpił

się w jego ciało. Potężne łapy uderzyły w klatkę piersiową i ramiona Asha,

miecz sterczał między nimi. Uderzyli w ziemię, Wilk na górze, rozwarł

ogromne szczęki by odgryźć Ashowi głowę.

Uderzyłam w Wilka całą siłą jaką w sobie miałam, celując w jeden z sopli

wystających z jego ramienia. Ostra krawędź przecięła mi skórę przez płaszcz,

ale poczułam że wbiłam włócznię głębiej między żebra Wilka. Ogromne

stworzenie wydało zaskoczony, bolesny skowyt. Odwrócił się, przenikając mnie

płonącym żółtym spojrzeniem.

„Głupia dziewczyno! Co ty wyprawiasz? Staram się tobie pomóc!”

Zszokowana, patrzyłam na niego dysząc. Nadal przyszpilony przez Wilka

Ash próbował wstać, ale dwie olbrzymie łapy przyciskały go do ziemi. „O

czym ty mówisz?” Zażądałam „Pozwól Ashowi wstać, skoro mówisz, że mi

pomagasz.”

Bestia potrząsnęła głową. „Zostałem wysłany aby cie uratować i zabić

tego tutaj,” odparł, przesuwając swoją wagę aby lepiej oprzeć się na Ashu,

który zacisnął zęby z bólu. „Już nie jesteś więźniem Księżniczko. Pozwól mi

tylko go wykończyć i możemy wracać do Letniego Dworu.”

„Nie!” rzuciłam się do przodu, kiedy Wilk się obrócił otwierając paszczę.

„Nie zabijaj go! Nie jestem więźniem. Zawarliśmy umowę, kontrakt – pójdę do

Zimowego Dworu w zamian za jego pomoc. Nie trzyma mnie tutaj siłą. To mój

background image

wybór.”

Wilk zamrugał powoli. „Zawarliście umowę” powtórzył

„Tak.”

„Umowę z tym tutaj.”

„Tak!”

„W takim razie … twój ojciec się mylił.”

Oberon?” popatrzyłam na niego zdumiona „Oberon rozkazał ci to

zrobić?”

Wilk parsknął. „Nikt nie wydaje mi rozkazów,” warknął, szczerząc kły.

„Letni Król myślał, że zostałaś porwana. Poprosił mnie abym cię odnalazł, zabił

porywacza i przyprowadził cię z powrotem do Letniego Dworu. Myślał, że

polowanie będzie trudne, tak daleko w głąb terytorium zimy, a ja nie mogłem

przepuścić takiego wyzwania.” Wilk przerwał, badając mnie intensywnie

żółtymi oczami, przez pysk przeszedł mu cień irytacji. „Jednak, twoja umowa z

Księciem zmienia postać rzeczy. Miałem cię uratować z rąk porywacza, ale ty

nie zostałaś porwana. W związku z tym ...” warknął i niechętnie się cofnął,

uwalniając Asha. „ Muszę uszanować wasz układ i cię wypuścić.”

Wpatrywał się w nas kiedy się wycofywał. Łowca, tak blisko swojej

zdobyczy. Stanęłam między nim a Ashem, w razie gdyby Wilk zmienił zdanie i

pomogłam Księciu wstać na nogi. Asha ramię nadal krwawiło, drugą ręką

obejmował się za żebra, tak jakby miał zmiażdżona od ciężaru Wilka. Chowając

miecz do pochwy, stanął przed naszym prześladowcą i lekko się ukłonił.

Wilk skinął głową. „Masz szczęście,” powiedział do Asha. „Dzisiaj.”

Odchodząc otrząsnął się jeszcze raz i spojrzał na nas niechętnie. „To był dobry

pościg. Módl się abyśmy się ponownie nie spotkali, bo nawet nie zauważysz

kiedy nadejdę.”

Wyrzucając głowę do tyłu, wilk zawył, dziko i przeraźliwie, przez co

włoski stanęły mi na karku. Pobiegł w kierunku drzew, jego ogromna, ciemna

background image

postać zniknęła natychmiast, pochłonięta przez śnieg i cienie. Pozostaliśmy

sami.

Zaniepokojona spojrzałam na Asha. „Wszystko w porządku? Możesz

chodzić?.”

Zrobił krok krzywiąc się, opadł na jedno kolano. „Daj mi chwilkę.”

„Chodź.” Wsunęłam rękę pod jego ramię i delikatnie podniosłam go do

pionu. Polana wyglądała jak w strefie wojny: zdeptany śnieg, pokruszona

roślinność i krew wszędzie. To mogło przyciągnąć mroczne drapieżniki i choć

byłam pewna, że nie będą tak przerażające jak Wielki Zły Wilk, Ash nie był w

kondycji do walki z nimi. „Wracamy do jaskini.”

Nie miał obiekcji, kulejąc poszliśmy do lodowej jaskini. Podłoga była

jednym wielkim bałaganem, rozbite sople leżały wszędzie, przez co przejście

było zdradliwe i trudne, znaleźliśmy wolną przestrzeń na tyłach. Ash zsunął się

po ścianie, oderwałam kawałek materiału od mojego płaszcza.

Milczał kiedy obwijałam szmatą jego ramię, ale czułam jego wzrok na

sobie, kiedy go opatrywałam. Puszczając jego rękę, spojrzałam w jego

srebrzyste oczy. Ash zamrugał powoli, patrzył na mnie jakby próbował mnie

rozgryźć.

„Dlaczego nie uciekłaś?” spytał cicho. „Jeśli nie powstrzymałabyś Wilka,

nie musiałabyś iść do Tir Na Nog. Byłabyś wolna.”

Skrzywiłam się.

„Zgodziłam się na naszą umowę tak samo jak ty,” powiedziałam,

zawiązując mocniej opatrunek na jego ramieniu, Ash nawet się nie skrzywił

kiedy szarpnęłam. W końcu zła, spojrzałam na niego, spotykając jego wzrok.

„Co?, myślisz, że tylko dlatego że jestem człowiekiem to się wycofam?

Wiedziałam w co się pakuję i mam zamiar dotrzymać mojej części umowy, bez

względu na to co się dzieje. Jeśli myślałeś, że cię zostawię temu potworowi po

to abym nie musiała spotkać się z Mab, to znaczy że w ogóle mnie nie znasz.”

background image

„To dlatego, że jesteś człowiekiem,” Ash kontynuował tym samym

spokojnym głosem, utrzymując moje spojrzenie, „ nie zauważyłaś taktycznej

możliwości. Zimowy elf będą w twoim położeniu nie uratował by mnie. Oni nie

pozwalają aby emocje weszły im w drogę. Jeśli masz zamiar przetrwać w

Mrocznym Dworze, musisz zacząć myśleć jak oni.”

„No cóż, nie jestem taka jak oni.” Wstałam i zrobiłam krok do tyłu,

starając się zignorować uczucie krzywdy i zdrady, głupie łzy złości naciskały

kąciki moich oczu. „Nie jestem zimowym elfem – jestem człowiekiem, z

ludzkimi uczuciami i emocjami. Jeśli chcesz abym za to przepraszała, to

zapomnij. Nie mogę po prostu wyłączyć swoich uczuć tak jak ty. Chociaż

następnym razem , kiedy coś będzie cię chciało zabić albo zjeść, myślę że nie

będę zawracała sobie głowy ratowaniem tobie życia.”

Obróciłam się by odejść zirytowana, ale Ash podniósł się szybko i

chwycił mnie za ramiona. Zesztywniałam, walka z nim była bez sensu, nawet

ranny był o wiele silniejszy ode mnie.

„Nie jestem niewdzięczny,” szepnął mi do ucha, poczułam wbrew sobie

trzepotanie w brzuchu. „Chcę tylko abyś zrozumiała. Zimowy Dwór żeruje na

słabych. Taka jest ich natura. Będą chcieli rozerwać cię na strzępy, fizycznie i

emocjonalnie, a ja nie zawsze będę przy tobie, aby cię ochronić.”

Wzdrygnęłam się, gniew stopniał a w jego miejsce pojawiły się ponownie

wątpliwości i obawy. Ash westchnął, poczułam jego czoło opierające się z tyłu

na moich włosach, jego oddech drażnił moją szyję. „Nie chcę tego robić,”

przyznał cichym, udręczonym głosem. „Nie chcę patrzeć na to co będą

próbowali ci zrobić. Lato w Zimowym Dworze nie ma wielkiej szansy. Ale

obiecałem, że cię sprowadzę i muszę dotrzymać słowa.” Podniósł głowę,

ściskając moje ramiona niemal boleśnie, jego głos opadł o kilka oktaw,

zamieniając się w zimny i ponury. „Więc, musisz być od nich silniejsza. Nie

możesz opuścić gardy choćby nie wiadomo co. Będą manipulować tobą, grami

background image

i ładnymi słowami, będą czerpać przyjemność z twojego nieszczęścia. Nie

pozwól im się do ciebie dostać. I nie ufaj nikomu.” zatrzymał się a jego głos

opadł jeszcze niżej. „Nawet mnie.”

„Zawsze będę ci ufać,” szepnęłam bez zastanowienia, jego ręce naprężyły

się, obrócił mnie niemal brutalnie twarzą do siebie.

„Nie,” powiedział, zwężając oczy. „Nie będziesz. Jestem twoim wrogiem,

Meghan. Nigdy o tym nie zapominaj. Jeśli Mab zażąda abym cię zabił na

oczach całego dworu, moim obowiązkiem jest to zrobić. Jeśli rozkaże

Rowanowi albo Sageowi aby pocięli cie powoli, upewniając się przy tym że

cierpisz w każdej sekundzie gdy to robią, powinienem stać tam i pozwolić im

na to. Rozumiesz to? Moje uczucia do ciebie nie mają znaczenia w Zimowym

Dworze. Lato i Zima zawsze będą po przeciwnych stronach i nic tego nie

zmieni.”

Wiedziałam, ze powinnam się go bać. Mimo wszystko był mrocznym

księciem i w zasadzie przyznał, że na rozkaz Mab mnie zabije. Ale też przyznał

że żywi do mnie uczucia – uczucia które nie miały znaczenia, prawda, ale i tak

skręciło mnie kiedy to usłyszałam. Może byłam naiwna, ale nie mogłam

wierzyć, że Ash był gotowy mnie skrzywdzić, nawet w Zimowym Dworze. Nie,

kiedy tak na mnie patrzył, jego srebrne oczy sprzeczne i złe.

Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę , po czym westchnął. „Nie

usłyszałaś ani słowa z tego co powiedziałem, prawda?”

„Nie boję się,” powiedziałam , było to kłamstwo bo byłam przerażona

Mab i Mrocznym Dworem czekającym na mnie mnie na końcu naszej podróży.

Ale jeśli Ash tam będzie, wszystko będzie ze mną w porządku.

„Jesteś irytująco uparta,” Ash mruknął przeczesując włosy ręką. „ Nie

wiem jak będę mógł cię ochronić, skoro sama tego nie robisz.”

Zbliżyłam się do niego, dłoń oparłam na jego klatce piersiowej, czując jak

jego serce bije pod koszulką. „Ufam ci,” powiedziałam unosząc się, tak że

background image

nasze twarze dzielił ledwie cal, przesunęłam rękę w dół na jego brzuch. „Wiem,

że znajdziesz jakiś sposób.”

Wciągnął gwałtownie powietrze i spojrzał na mnie chciwie. „Igrasz z

ogniem, wiesz o tym?”

„To dziwne, biorąc pod uwagę to że jesteś zimowym księ -” Nie dał mi

skończyć, nachylił się i pocałował mnie. Oplotłam ręce wokół jego szyi a on

swoje wokół mojej talii i przez te kilka chwil chłód nie mógł mnie ruszyć.

Noc spędziliśmy w jaskini, aby Ash miał szansę wyleczyć się z ran i żeby

wypocząć przed wyjściem do Tir Na Nog. Ash szybko zdrowiał. Elfy leczą się

szalenie szybko, zwłaszcza kiedy są na swoim terytorium i nim minęła

ciemność jego rany niemal zniknęły. Gdy temperatura spadła, rozpalił ogień,

wyraźnie dla mnie, usiedliśmy przy nim dzieląc się resztkami jedzenia,

zagubieni we własnych myślach.

Nadal padał śnieg, układał się przed wejściem do jaskini i w jej centrum

wpadając przez otwór w suficie. W świetle księżyca błyszczał jak płatki

diamentów, kusiły aby stanąć na środku i łapać je na język.

Ash milczał przez większość wieczoru. To on przerwał nasz pocałunek,

odsuwając się z winnym, bolesnym wzrokiem i wymamrotał coś o stworzeniu

obozu. Od tamtej chwili, kiedy tylko próbowałam z nim rozmawiać dawał mi

krótkie, jedno słowne odpowiedzi, do tego unikał kontaktu wzrokowego kiedy

tylko było to możliwe.

Teraz siedział naprzeciwko mnie, brodę miał opartą na rękach, zamyślony

patrzył w ogień. Część mnie pragnęła podejść do niego i go przytulić, a część

chciała rzucić śnieżka w tą jego idealną twarz aby uzyskać jakąś reakcję.

Zdecydowałam się na mniej samobójczą opcję. „Hej,” powiedziałam,

grzebiąc patykiem w ognisku. „Ziemia do Asha. Co masz na myśli?”

Nie poruszył się, przez moment myślałam, że odpowie swoim ulubionym

background image

słowem tego wieczora: Nic. Lecz po chwili westchnął, a jego oczy przez krotką

chwilę spojrzały na mnie.

„Dom,” powiedział cicho. „Myślę o domu. O dworze.”

„Tęsknisz za nim ?”

Kolejna chwila milczenia, po czym pokręcił wolno głową. „Nie.”

„Ale to przecież twój dom.”

„To miejsce w którym się urodziłem. To wszystko.” westchnął i spojrzał

na ogień. „Nie wracam tam często, rzadko bywam na dworze przez dłuższy

czas.”

Pomyślałam o mamie i Ethanie, o naszej małej farmie na bagnach,

ścisnęło mi gardło. „To musi być samotne,” wymruczałam „Nie tęsknisz

czasami za domem?”

Ash spojrzał na mnie przez płomienie ze zrozumieniem i współczuciem.

„Moja rodzina,” powiedział wzniośle, „nie jest taka jak twoja.”

Nagle wstał z godnością, tak jakby temat rozmowy był męczący.

„Prześpij się,” powiedział, chłód powrócił do jego głosu. „Jutro dotrzemy do

Zimowego Dworu. Królowa Mab będzie chciała cię poznać.”

Skręciło mi żołądek. Owinęłam się płaszczem, przysunęłam tak blisko

ognia jak tylko się dało i oczyściłam umysł. Byłam pewna, że ostatnie słowa

Asha nie pozwolą mi zmrużyć oka, ale byłam bardziej zmęczona niż mi się to

wydawało, po chwili odpłynęłam w zapomnienie.

Tej nocy po raz pierwszy śniłam o Żelaznym Królu.

Scena ta była przerażająco znajoma. Stałam na szczycie wielkiej żelaznej

wieży, gorący wiatr piekł mnie w twarz, unosił się zapach ozonu i chemikaliów.

Przede mną, wznosił się ogromny metalowy tron na tle cętkowanego żółtego

nieba, czarne żelazne kolce wznosiły się do chmur. Za mną, Asha zimne ciało,

rozłożone na krawędzi fontanny, krew sączyła się powoli do wody.

background image

Machina, Żelazny Król stał na szczycie przy swoim metalowym tronie,

jego długie, srebrne włosy chłostał wiatr. Stał tyłem do mnie, liczne żelane

kable wychodziło z jego ramion i kręgosłupa otaczając go jak lśniące skrzydła.

Zrobiłam krok do przodu, mrużąc oczy gdy patrzyłam w górę na jego

sylwetkę. „Machino!” zawołałam, mój głos był cichy i słaby. „Gdzie jest mój

brat?”

Żelazny Król uniósł głowę ale nie obrócił się. „Twój brat?”

„Tak, mój brat. Ethan. Ukradłeś go i przyprowadziłeś tutaj.” nadal szłam,

ignorując wiatr który szarpał moimi włosami i ubraniami. Błyskawica huknęła

nad moją głową, nakrapiane żółte chmury stały się czarne i purpurowe.

„Chciałeś mnie tu zwabić,” kontynuowałam, dochodząc do podstawy tronu.

„Chciałeś bym została twoją królową w zamian za Ethana. Cóż, oto jestem.

Teraz wypuść mojego brata.”

Machina się obrócił. Tylko, że twarz która na mnie spojrzała nie była

ostrą, inteligentną twarzą Żelaznego Króla.

Była to moja własna.

Wzdrygnęłam się wybudzona, serce waliło mi w piersi, zimny pot ciekł mi po

plecach. Ogień wygasł, lodowa jaskinia była ciemna i pusta, choć niebo

widoczne przez otwory było już jasne. Kupka śniegu błyszczała na środku , w

miejscu gdzie śnieg wpadał przez sufit, kilka nowych sopli już zwisało, jak

odrastające zęby. Asha nigdzie nie było widać.

Nadal drżąc po koszmarze który mi się przyśnił, wstałam od martwego

ogniska i wytrzepałam grudki śniegu z włosów. Obwijając się ciaśniej

płaszczem, poszłam poszukać Asha.

Nie trwało to długo. Stał na zewnątrz, na polanie, płatki śniegu wirowały

wokół niego, jego miecz błyszczał niebieskim światłem na tle bieli. Po śladach

na śniegu, wiedziałam że musiał ćwiczyć. Teraz stał nieruchomo, tyłem do mnie

background image

, patrzył w kierunku wejścia do wąwozu.

Naciągnęłam kaptur i wyszłam z jaskini, krocząc przez głęboki śnieg aż

stanęłam obok niego. Dał mi znać wzrokiem, że mnie zauważył po czym z

powrotem przykuł wzrok do krawędzi kanionu.

„Nadchodzą.” wyszeptał.

I wtedy pojawiła się grupa koni, zdawała się zmaterializować w

padającym śniegu, białe, niebieskookie konie, zdawały się kłusować kilka

centymetrów nad ziemią. Na samym przodzie jechał zimowy rycerz w

lodowatej niebiesko-czarnej zbroi, ich spojrzenia pod wilczymi hełmami były

zimne.

Ash zrobił krok do przodu, subtelnie przesunął się przede mnie, kiedy

rycerz stanął przed nami, koń parskał wypuszczając przy tym parę z nozdrzy.

„Książe Ash,” jeden z rycerzy powiedział oficjalnie, kłaniając się w siodle. „Jej

wysokość królowa została poinformowana o twoim powrocie i wysłała nas by

eskortować ciebie i mieszańca z powrotem do pałacu.”

Zjeżyłam się na słowo mieszaniec ale Ash nie wydawał się być

zaskoczony ich przyjazdem. „Nie potrzebuję eskorty,” powiedział znudzonym

głosem. „Wróćcie do pałacu i powiedzcie Królowej Mab że niedługo przyjadę.

Jestem w stanie sam doprowadzić mieszańca.”

Skuliłam się na dźwięk jego ton. Znów był Ksiciem Ashem, trzecim

synem Mrocznego Dworu, niebezpiecznym, zimnym i bez serca. Rycerze nie

wydawali się być zaskoczeni, co jakoś zaniepokoiło mnie jeszcze bardziej. Ten

zimny, wrogi książę był Ashem do jakiego byli przyzwyczajeni.

„Obawiam się, że królowa nalegała, Wasza Wysokość,” pierwszy z nich

odpowiedział śmiało. „Na rozkaz Królowej Mab, ty i mieszaniec pójdziecie z

nami do Zimowego Dworu. Jest już zniecierpliwiona oczekiwaniem was.”

Ash westchnął.

„Dobrze więc,” mruknął, nie patrząc nawet na mnie dosiadł pustego

background image

konia. Zanim zdążyłam zaprotestować, inny rycerz schylił się i wciągnął mnie

przed siebie na siodło. „Miejmy to już za sobą.”

Jechaliśmy kilka milczących godzin. Rycerz nie odzywał się do mnie,

Asha, ani nikogo innego, kopyta koni nie wydawały żadnego dźwięku, gdy

galopowały po śniegu. Ash nawet nie spojrzał w moim kierunku, jego twarz

pozostała pusta i zimna podczas całej podróży.

Całkowicie zignorowana, pozostawiona zostałam własnym myślą, które

stawały się coraz mroczniejsze i bardziej niepokojące im dalej byliśmy.

Tęskniłam za domem. Byłam przerażona na myśl o spotkaniu z Królową Mab.

A Ash znów zmienił się w kogoś zimnego i obcego. Odtwarzałam w myślach

nasz ostatni pocałunek, tuląc się do niego jak do kamizelki ratunkowej na

rozszalałym morzu. Czy tylko wyobraziłam sobie jego uczucia do mnie, źle

odczytałam jego intencje? Co jeśli wszystko co powiedział to tylko gra, sposób

aby zaprowadzić mnie do Tir Na Nog, do królowej?

Nie, nie mogłam w to wierzyć. Emocje wypisane na jego twarzy tamtej

nocy były prawdziwe. Musiałam wierzyć że mu zależało, musiał w niego

wierzyć, inaczej bym oszalała.

Zapadał wieczór, ogromny zmrożony księżyc wyglądał nad czubkami

drzew, kiedy doszliśmy do ogromnego, lodowego jeziora. Pomarszczone kry

uderzały o siebie przy brzegu, mgła wiła się po powierzchni wody. Długi

drewniany dok ciągnął się w kierunku środka jeziora, znikając we mgle.

Kiedy zastanawiałam się jak blisko Zimowego Dworu jesteśmy, rycerze

nagle skierowali konie na chwiejny trap i zaczęli iść jeden za drugim, ciemne

wody jeziora uderzały po obu stronach. Zmrużyłam oczy i próbowałam zajrzeć

przez mgłę, zastanawiałam się czy Zimowy Dwór jest na wyspie w centrum.

Mgła rozwiała się na chwilę, ujrzałam krawędź doku, opadała do ciemnej,

mrocznej wody jeziora. Konie zaczęły kłusować, a następnie przeszły do

galopu, parskając niecierpliwie, kiedy koniec trapu zbliżał się do nas z

background image

zastraszającą prędkością.

Zamknęłam oczy, konie skoczyły.

Wpadliśmy do wody z głośnym pluskiem, tonęliśmy szybko w

lodowatych głębinach. Koń nawet nie starał się wynurzyć, kamienny uścisk

rycerza nie pozwalał mi się wyswobodzić. Wstrzymałam oddech i walczyłam z

paniką, kiedy spadaliśmy głębiej i głębiej w lodowate wody.

Wtem, nagle wynurzyliśmy się z takim samym głośnym pluskiem.

Łapiąc oddech, przetarłam oczy i rozejrzałam się, zdezorientowana i

zaniepokojona. Nie przypominałam sobie aby konie płynęły w górę. W takim

razie gdzie byliśmy?

Skupiłam wzrok, wyrównałam oddech i zapomniałam o wszystkim

innym.

Masywne, podziemne miasto zamajaczyło przede mną, oświetlone

milionami maleńkich świateł, lśniły na żółto, niebiesko i zielona jak koc z

gwiazd. Tam skąd wyszliśmy z czarnych wód jeziora widziałam duże kamienne

budynki, uliczki wiły się w górę , wszystko było pokryte lodem. Komora była

wielka i ciągnęła się dalej niż mogłam zobaczyć, a migoczące światła nadawały

całemu miastu mglistej eteryczności.

Na szczycie wzgórza, rzucając cień na wszystko, stał dumnie, ogromny,

pokryty lodem pałac. Wzdrygnęłam się, rycerz za mną odezwał się po raz

pierwszy.

„Witamy w Tir Na Nog.”

Spojrzałam na Asha i wreszcie złapałam jego wzrok. Przez chwilę,

Mroczny książę wyglądał na rozdartego, balansując między uczuciami a

obowiązkiem, jego oczy prosiły o wybaczenie. Ale pół sekundy później

odwrócił się, twarz znów zamknął w pustej masce.

Jechaliśmy ośnieżonymi uliczkami w kierunku pałacu, mieszkańcy

Mrocznego dworu przyglądali nam się świecącymi, nieludzkimi oczami.

background image

Zatrzymaliśmy się w drzwiach pałacu, gdzie para potwornych ogrów spojrzała

groźnie, ślina kapała z ich kłów, ale przepuściły nas bez słowa.

Nawet w środku pałacu pokoje i korytarze były pokryte szronem i

przejrzystymi kryształkami lodu w różnych kolorach; prawdopodobnie w

środku było chłodniej niż na zewnątrz. Więcej mrocznych przemierzało

korytarze: gobliny, czarownice, czerwone kapturki wszystkie patrzyły na mnie

głodnym wzrokiem, uśmiechały się złowrogo. Ale ponieważ byłam otoczona

przez grupę rycerzy o kamiennych twarzach i jednego śmiertelnie spokojnego

księcia, nikt nie odważył się zrobić nic więcej poza spoglądaniem z ukosa na

mnie.

Rycerze odprowadzili nas do pary podwójnych drzwi na których były

wyrzeźbione zamrożone drzewa. Jeśli się przyjrzało można było dostrzec

twarze wpatrujące się przez gałęzie, jeśli się mrugnęło lub odwróciło wzrok –

znikały. Chłód wydobywał się spomiędzy szczelin, chłodniejszy niż myślałam

że to możliwe nawet w tym pałacu z lodu. Przeszedł po mojej skórze jakby

malutkie igły wbijały się we mnie. Wzdrygnęłam się i cofnęłam.

Zdałam sobie sprawę, że rycerze stali już na baczność w korytarzu,

patrzyli prosto przed siebie, nie zwracając na nas uwagi. Potarłam moje

szczypiące ramiona, Ash przysunął się, nie dotykał mnie, ale był wystarczająco

blisko aby moje serce szybciej zabiło. Stojąc tyłem do rycerzy, położył rękę na

drzwiach, zatrzymał się jakby zbierał się w sobie.

„To jest sala tronowa,” mruknął półgłosem. „Królowa Mab jest po drugiej

stronie. Jesteś gotowa?”

Nie byłam, ale i tak kiwnęłam głową na tak. „Zróbmy to,” wyszeptałam,

Ash pchnął, drzwi się otworzyły.

To samo zimni buchnęło mi w twarz, zapiekło mnie w twarz i prawie

odebrało mi oddech. Pokój był boleśnie zimny; lodowe kolumny

podtrzymywały sufit, podłoga była śliska i zamrożona. W centrum, otoczona

background image

przez bladą szlachtę i zwierzęce gobliny, królowa Mrocznego Dworu czekała na

nas.

Królowa Mab siedziała na swoim lodowym tronie, wyniosła, piękna i

przerażająca. Jej skóra była bledsza niż śnieg, jej niebiesko-czarne włosy były

zwinięte elegancko na czubku głowy, przytrzymywane przez szpilki z lodu.

Była ubrana w płaszcz z białego futra w jednej, smukłej dłoni trzymała

kryształowy puchar. Jej oczy były czarne jak otchłań, wstała powoli,

przeszywając mnie wzrokiem. Jej krwisto czerwone usta powoli wygięły się w

uśmiech.

„Meghan Chase,” Królowa Mab zamruczała. „Witaj w Zimowym

Dworze. Proszę, rozgość się. Obawiam się, że możesz tu zostać na długi, długi

czas.”


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
1,25 Julie Kagawa Pierwszy Pocałunek
3,75 Julie Kagawa List Asha do Meghan
Julie Kagawa The Iron King
Ash s Letter To Meghan Julie Kagawa
Kagawa Julie Żelazny Król
14 przejscia fazoweid 15265 Nieznany (2)
C DOCUME~1 GERICOM USTAWI~1 Temp plugtmp 1 plugin lokalizacja przejsc problemy i dobre praktyki rkur
PRACA PRZEJŚCIOWA OPTYMALIZACJA PROCESÓW ENERGETYCZNYCH POPRZEZ ZASOTOWANIE NOWOCZESNYCH ALGORYTMÓW
Pracownik musi poinformować pracodawcę o przejściu na emeryturę
01-Antylitania na czasy przejściowe, J. Kaczmarski - teksty i akordy
Cukrzyca przezywaczy, Diagnostyka biochemiczna chorob okresu przejsciowego bydla
Projekt przejściowy
Droga Obliczenie punktów głównych łuku kołowego z krzywymi przejściowymi
Karta pracy przejściowej

więcej podobnych podstron