Budowanie marki osobistej. Jak to robi Michał Szafrański
Podcast Mała Wielka Firma – odc. 113 i 114
Podcast Mała Wielka Firma – odc. 113 i 114
Budowanie marki osobistej.
Jak to robi Michał Szafrański
http://MalaWielkaFirma.pl/marka-osobista-michal-szafranski
Marek Jankowski: Gościem podcastu „Mała Wielka Firma” jest dziś Michał Szafrański, człowiek znany
z blogu
, z podcastu „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy”, a poza tym – jak
znalazłem w wiarygodnych mediach – najpopularniejszy bloger finansowy w Polsce.
Michał Szafrański: Jeden z najpopularniejszych, może w ten sposób. Dzień dobry.
Dzień dobry, rozmawiamy o budowaniu marki osobistej, bo wybudowałeś taką markę, co tu dużo mówić.
Udało się, dziękuję.
Kiedy ostatnio wpisywałeś w Google’a „Michał Szafrański”?
Dobre pytanie, pewnie ze 2 lata temu, jak szukałem, czy są jacyś inni Michałowie Szafrańscy, którzy coś robią
w internecie – bo są. I rzeczywiście jest taki Michał Szafrański, który siedzi również w tematyce finansowej,
Foreksem się zajmuje itd., właśnie mu robię reklamę w tej chwili. Tak się zastanawiałem, czy rzeczywiście on
będzie tam wyżej czy niżej ode mnie. Chyba w tej chwili już jest niżej ode mnie.
Chyba już tak. Natomiast nie wiem, czy to o tym mówisz, bo jest człowiek, który ma domenę
michalszafranski.pl.
Chyba to jest ta osoba.
Internetowy księgowy.
A nie, to nie to, to zdecydowanie nie to. Ja mam domenę michalszafranski.com, ale tak naprawdę z niej
w ogóle nie korzystam jeszcze. I internetowy księgowy to nie jest to, zdecydowanie.
OK, czyli jeszcze inny Michał Szafrański.
Widzisz, ilu nas jest? Mafia Szafrańskich opanowuje internet.
Marka zrobiła się popularna. Ale przez 10 lat byłeś menedżerem w branży IT i to było coś zupełnie innego.
Właściwie trudno znaleźć w tej chwili w internecie ślady po twojej poprzedniej działalności, chyba że sam
wspominasz te czasy. W tej chwili, jeżeli się wpisze „Michał Szafrański”, to jest jasne, że chodzi
o oszczędzanie pieniędzy, o finanse osobiste. I powiedz mi: czy to była świadoma decyzja, czy ty od
1
Budowanie marki osobistej. Jak to robi Michał Szafrański
Podcast Mała Wielka Firma – odc. 113 i 114
początku, kiedy wszedłeś w blogowanie, w podcastowanie, wiedziałeś, że chcesz wybudować własną
markę, taką właśnie?
Ja bym to podzielił na parę etapów. Prosta odpowiedź brzmi „nie”. Po pierwsze, blog pojawił się, kiedy
jeszcze pracowałem na etacie, w związku z tym to też nie było tak, że wiązałem z nim jakieś dalekosiężne
plany. Raczej chodziło o to, żeby w ogóle sprawdzić, czy jestem w stanie być osobą, która systematycznie
pisze, ma jakichkolwiek czytelników, zresztą wielokrotnie już o tym mówiłem. I też sprawdzić, czy to, co
piszę, rzeczywiście angażuje innych, czy rzeczywiście jest prowadzony jakiś dialog u mnie na blogu, czy
czytelnicy w ogóle są zainteresowani tym, żeby treści, które tworzę, w jakikolwiek sposób uzupełniać. To był
taki pierwszy etap, można powiedzieć: przecierania się.
Czyli chodziło nie tyle o ciebie, ile o temat.
Tak, w zasadzie szukałem walidacji, potwierdzenia, że temat związany z finansami osobistymi, który jest
wykładany przeze mnie, czyli to, w jaki sposób ja ten temat wykładam, w ogóle kogokolwiek interesuje. I to
było pierwsze pół roku. Po tym pierwszym pół roku w zasadzie już dla mnie było oczywiste, że po pierwsze,
potrafię systematycznie blogować, a po drugie, rzeczywiście wokół tych treści, które tworzę, gromadzą się
jakieś osoby, które są nimi zainteresowane.
I wtedy już, po tym pierwszym pół roku, to było coś takiego, że chciałem wybudować pewną markę
w internecie. Nie nazywałem tego jeszcze marką osobistą, tylko po prostu zależało mi na tym, żeby mój blog,
który ma temat: jak oszczędzać pieniądze, był popularny. Ale jeżeli spojrzysz na mojego bloga, to tam
praktycznie od samego początku jest moja twarz przyklejona przy logo. Jest moja twarz po prawej stronie, ta
twarz również w innych miejscach się pojawia. I ja tą twarzą operuję jako czymś, co jest nierozerwalnie
związane z tym blogiem. Doprowadziłem do tego, że mam taki biznes, którego nie jestem w stanie sprzedać,
bo jest mocno związany z Michałem Szafrańskim.
Stary, ty nie jesteś w stanie brody zapuścić.
No właśnie. Gdzieś to przełączenie się w kierunku budowy świadomej budowy, marki osobistej nastąpiło, ale
nie było jednego momentu. To było bardzo, bardzo stopniowe.
Nie było jednego momentu, ale w pewnym momencie, chociaż to nie był jeden, zacząłeś świadomie iść
w tym kierunku, żeby takie skojarzenie czy skojarzenia związane z twoją osobą budzić. Widziałem
niedawno twoje wystąpienie na konferencji, na której zaprosiłeś panie na scenę i poprosiłeś, żeby
powiedziały, co o tobie przekazałyby znajomym albo co usłyszały od znajomych na twój temat. Później
wyświetliłeś slajd i okazało się, że to się w bardzo dużej mierze pokrywało, czyli marka, którą
wybudowałeś, jest zgodna z tym, czego od niej oczekujesz, jest zgodna z tym, co chcesz osiągnąć.
Uczciwie mówiąc, na tej konferencji to było tak, że w zasadzie wywołałem panie i spodziewałem się, co one
są w stanie o mnie powiedzieć, dlatego że już wiem, co udało mi się wybudować. Ja stosuję taką analogię:
kiedy patrzysz na swoje inwestycje, to zawsze bardzo łatwo się ocenia swoje decyzje inwestycyjne, patrząc
w lewą stronę na wykresie: czy podjąłem dobrą czy złą decyzję. Jak dzisiaj patrzę wstecz, to można
powiedzieć, że jest to takie czytanie tego wykresu właśnie w lewą stronę, czyli: wiem, gdzie jestem, wiem, jak
mnie inni odbierają, cieszę się, że odbierają mnie w taki sposób, w jaki ja bym chciał, żeby mnie odbierali.
Część działań, które wykonywałem, to były działania, powiedziałbym, zamierzone i świadome budowanie
2
Budowanie marki osobistej. Jak to robi Michał Szafrański
Podcast Mała Wielka Firma – odc. 113 i 114
marki, ale większość – i tu pewnie rozczaruję tych, którzy słuchają w tej chwili – była w pewnym sensie
niezaplanowana. One były naturalne, gdzieś tam wypływały z tego, kim jestem.
Cieszę się tylko z tego, że udało mi się pomimo bariery, jaką stwarza internet. Bo internet niewątpliwie
stwarza taką barierę, że nie pozwala ci pokazać siebie w pełni, ze względu na to, że to nie jest takim medium,
w którym siedzimy tak jak teraz przy stole, uśmiechamy się do siebie, rozmawiamy, widzimy swoją mimikę
i swoje reakcje. W internecie tego nie widać, ja w internecie operuję przede wszystkim treścią. Podcast był
drugim elementem, który pozwolił mi bardzo mocno zakomunikować moje emocje chociażby w stosunku
do tematów, które poruszam, czyli przez dobór tematów, jak również sposób, w jaki o nich mówię.
Samo brzmienie głosu…
…tak, intonacja.
Później ludzie spotykają cię i wiedzą, że to ty, nie muszą cię nawet widzieć, chociaż widzą cię na zdjęciach
na blogu, słyszą cię w słuchawkach – i tak naprawdę cię znają.
Dokładnie tak. Tak że gdzieś tam próbuję to przełamywać. Komunikuję się bardzo wielokanałowo, czyli
z jednej strony jest blog, z drugiej strony jest podcast, z trzeciej strony są wszystkie media społecznościowe.
Są jeszcze spotkania osobiste, są konferencje, występy w TV, w radiu. Więc wszędzie tam, gdzie się
pojawiam, w jakiś sposób przekazuję strzępy informacji również o sobie, często nieświadomie. Wystarczy, że
jestem kojarzony jako gość w bluzie, tak jest, że chodzę w bluzach z kapturem, w związku z czym pewnie
gdybym się pojawił w garniturze, to wzbudziłbym spore zamieszanie. Ale to też jest pewien mój styl,
w którym jest mi po prostu wygodnie, fajnie. I cieszę, że on się stał również elementem, znakiem
rozpoznawalnym mojej osoby.
Mówiłeś o tym, że w dużej mierze to było niezaplanowane, ale z tego wynika, że jednak częściowo było.
To jakie były takie elementy, że stwierdziłeś np.: „Muszę wzbudzać zaufanie, to zrobię to i tamto”?
Na początku to była droga na skróty. Wrócę do początków bloga: było tak, że zacząłem pisać blog
o tematyce finansowej. Ja sam sobie wtedy zadawałem takie pytanie: „No dobra, jaki blog o tematyce
finansowej ja chciałbym czytać?”. Chciałbym czytać taki blog, w przypadku którego wiem, kto go pisze, czyli
czy pisze go osoba, która rzeczywiście ma coś mądrego do powiedzenia, czy PR-owiec z banku. Ogólnie czy
pisze go facet, któremu coś się w życiu udało – czytaj: mogę się na nim wzorować – czy pisze to ktoś, kto jest
dopiero na początku drogi i być może jego porady powinienem filtrować przez pryzmat tego, że jestem dużo
starszy i mam inny zestaw doświadczeń życiowych. Chciałem swoim czytelnikom umożliwić szybkie
zidentyfikowanie, kim jestem.
Ta identyfikacja następowała również w ten sposób, że publikowałem na blogu informacje, na początku
wyłącznie nasze koszty, ale już po kosztach można się było zorientować, ile tak naprawdę ta rodzina
Szafrańskich z grubsza zarabia, bo skoro ponosi takie koszty, to znaczy, że musi nieco zarabiać. Po drugie,
raporty kosztów służyły mi również do tego, żeby filtrować czytelników, czyli jeżeli ktoś po przeczytaniu
moich raportów kosztów stwierdzał: „Nie, no ten facet jest z innej planety niż ja, to po co ja mam go czytać?”,
dla mnie to było OK, to znaczy nie chodziło o to – i nadal nie chodzi o to – że ja koniecznie muszę
odpowiadać wszystkim. Nie. Ja chcę rozmawiać i komunikować się z tymi osobami, które uważają, że warto
3
Budowanie marki osobistej. Jak to robi Michał Szafrański
Podcast Mała Wielka Firma – odc. 113 i 114
się ze mną komunikować. Nie mam ambicji dotarcia do wszystkich. Chciałbym, żeby 38 milionów Polaków
czytało tego bloga, ale wiem, jakie są realia.
Więc ja, budując markę osobistą, świadomie komunikuję również rzeczy niezwiązane z finansami osobistymi
po to właśnie, żeby osobom, które są po drugiej stronie, łatwiej było zdecydować, czy im ze mną po drodze,
czy nie. Akurat to robiłem świadomie.
Świadomie również decydowałem, jak dużo swojej, nazwijmy to: prywatności, oddaję na zewnątrz
i pokazuję na zewnątrz. Ale wiedziałem, w jakim celu to robię. To nie jest tak, że pokazuję wszystko,
absolutnie nie. Mam parę takich zasad, którymi się kieruję. Przede wszystkim: nie pokazuję w internecie albo
nie mówię w internecie tego, czego nie chciałbym powiedzieć publicznie, czyli jeżeli uznaję, że nie byłbym
w stanie na przykład spotkać się z tobą, Marku, i powiedzieć ci prosto w twarz czegoś przykrego, to tego
również nie powiem w internecie. I to jest taka zasada, która, myślę, bardzo często ratuje mi cztery litery.
Kolejna rzecz: pomimo że w życiu normalnie, standardowo, jak każdy, od czasu do czasu puszczę ostrą
wiązankę i przekleństwa się posypią, to w internecie tego nie robię. Po prostu. Na blogu też tego nie robię,
czyli dbam o to, żeby język był w miarę czysty.
Kolejna rzecz, która jest dla mnie szczególnie ważna, to jest to, że choć jestem w miarę publiczny i pokazuję,
co się u mnie dzieje, nie znaczy to, że to mi daje mandat do pokazywania tego, co się dzieje w mojej rodzinie,
u mojej żony czy u naszych dzieci. Tu jestem bardzo zasadniczy i akurat zdjęć moich dzieci w ogóle
w internecie się nie znajdzie. Jest jedno zdjęcie, na którym mamy twarze zasłonięte chustkami – i to jest
jedno jedyne zdjęcie moich dzieci w internecie, więc na to też bardzo mocno zwracam uwagę. Dlaczego?
Chciałbym, żeby to przesłanie również trafiało szerzej. Uważam, że OK, ja kontroluję swoje życie w pewnym
sensie i przez to, co robię w sieci, również to życie potencjalnie sobie poprawię albo być może je spaprzę.
Bo wszystko, co robimy w sieci, zostaje. Ktoś kiedyś może coś wyciągnąć na Szafrańskiego, że Szafrański
w jakiejś sytuacji w jakiś konkretny sposób się zachował. To jest coś, czego ja mam po prostu świadomość,
i mówię: umieszczam w sieci to, co – jak uważam – może tam sobie swobodnie funkcjonować. Natomiast
uważam, że w przypadku moich dzieci absolutnie nie mam takiego prawa, dlatego że one są dopiero na
początku swojej drogi i dzisiaj nawet nie potrafię przewidzieć, jakie konsekwencje może mieć pokazywanie
publiczne czegoś z ich dzisiejszego życia. Tak że tu jestem bardzo, bardzo restrykcyjny i też uczę swoje
dzieciaki, że po prostu nigdy nie wiadomo, w jakim kontekście informacje, które one zamieszczają w sieci,
będą wykorzystane, w związku z tym lepiej, żeby zachowywały się ostrożnie.
Przypomniałeś mi zdjęcie, które kiedyś widziałem: mężczyzny-modela trzymającego na rękach niemowlę
– to był syn tego człowieka. I ten syn prawdopodobnie podczas robienia zdjęć do tej sesji nie wytrzymał,
był bez pieluchy, i zaczął na tatę sikać. Nie pamiętam, komu pokazywałem to zdjęcie, ale mówię: „Kurczę,
jak gość mógł takie zdjęcie pokazać ludziom!”. No i ta druga osoba mówi: „Kurczę, świetne zdjęcie!
Uchwycony moment, relacja…”.
Teoretycznie funkcja człowieka. Nic strasznego się nie stało.
Tak, relacja ojca z dzieckiem. On tego syna przytula. „No synek sika, co w tym złego?” Ja mówię:
„To w tym złego, że jak ten chłopak będzie miał kilkanaście lat i to zdjęcie będzie krążyło po internecie,
to koledzy w klasie go zjedzą po prostu”.
4
Budowanie marki osobistej. Jak to robi Michał Szafrański
Podcast Mała Wielka Firma – odc. 113 i 114
Tak, kilkanaście lat albo i wcześniej, bo widzę i wiem, jak już dzisiaj dzieciaki w podstawówce odnoszą się do
kompromitujących rzeczy, które znajdą na swoich kolegów i koleżanki. Niestety tak jest.
I jeszcze element, na który zwrócę uwagę, też chcę podkreślić. Staram się nie pokazywać w sieci
w sytuacjach, których generalnie nie pochwalam, czyli np. bardzo zwracam uwagę, czy jesteś w stanie złapać
mnie na jakimś kadrze z kieliszkiem w ręku, z jakimś alkoholem czy papierosem. Ja nie palę, pić – w domu
jak najbardziej, ale niekoniecznie musi to być widoczne w sieci, bo nie uważam, żeby propagowanie tego
miało jakikolwiek sens. Nie uważam tego za szczególnie wychowawcze itd. Moja prywatna opinia, ale tym się
kieruję.
Na szczęście udało mi się – właśnie dzięki takim prostym zasadom, które sobie kiedyś narzuciłem – paru
takich zdjęć uniknąć i autentycznie w paru sytuacjach byłem złapany, że zerkam do torby, którą otrzymałem
na konferencji, sięgam tam ręką i widzę, że tam jest jakaś butelka i ja tej butelki po prostu nie wyciągam.
A na zdjęciu widzę, że mam torbę i rękę w środku. Nigdy nie wiadomo, jak się jest taką osobą, która gdzieś
tam się pojawia i obiektywy przyciąga, w jakiej sytuacji nam zostanie zrobione zdjęcie, które jest niezgodne
z tym, co uważamy, co sądzimy i co chcielibyśmy propagować o sobie i o świecie, który nas otacza.
Jednym z narzędzi do budowania marki są narzędzia społecznościowe. Ile czasu tam spędzasz i czy
twoim zdaniem dla ciebie jest to efektywnie wykorzystany czas?
Bardzo trudne pytanie, bo należy rozdzielić czas, który spędzam w social mediach w związku z działalnością,
którą uprawiam, czyli propagowaniem czy marketingiem treści, które zamieszczam na swoim blogu,
od czasu, który spędzam tam totalnie bezproduktywnie, bo konsumuję i przeglądam jakieś głupoty albo
po prostu konsumuję i przeglądam to, co wrzucili moi znajomi, bo się interesuję tym, co się u nich dzieje.
Czasem trudno to rozdzielić. Wchodzisz w dobrych zamiarach, a tu nagle kot ze Shreka…
Tak, bardzo trudno jest to rozdzielić. W tej chwili poświęcam dziennie, uczciwie mówiąc, pomiędzy półtorej
godziny a dwie godziny na social media. Widziałem to pytanie, bo mi je przysłałeś, i bardzo się nad nim
zastanawiałem. Myślę, że połowę tego czasu poświęcam na sprawy blogowe i okołoblogowe, a połowa
to są totalne głupoty, ale zdarza mi się również, że usiądę wieczorem z telefonem na kanapie i kolejne
2 godziny lecą zupełnie bez sensu, bo z kimś porozmawiam albo pokomentuję, albo coś zrobię.
Nie lubię siebie za to, mówiąc zupełnie wprost. Myślę, że wiele osób również czegoś takiego doświadcza.
Chciałbym, żeby to był czas przede wszystkim produktywny, i stosuję różne rozwiązania, które mi w tym
pomagają, tzn. staram się tego Facebooka brutalnie wręcz wycinać. W momencie, w którym pracuję,
wylogowuję się z Facebooka – bo Facebook trzyma nas zawsze zalogowanych. Stosuję też aplikację Self-
control, która obcina mi dostęp do stron, które wskazałem jako niepożądane, i Facebook jest tam, Twitter
jest tam, wszystkie media społecznościowe tam są. Jeśli chcę się skupić na pracy, to po prostu odcinam
sobie dostęp do wszystkich serwisów społecznościowych.
To jeżeli pół godziny, 45 minut spędzasz na promowaniu bloga w mediach społecznościowych, czy masz
jakieś zasady, że wrzucasz posty o określonej godzinie, w określonych dniach, one mają określoną
długość, podajesz linki tylko do siebie, do innych serwisów – jak to wygląda?
5
Budowanie marki osobistej. Jak to robi Michał Szafrański
Podcast Mała Wielka Firma – odc. 113 i 114
Mam kilka zasad, zaraz o nich powiem. Tylko od razu powiem, że uważam, że to, co ja dzisiaj robię w sieci,
to nie jest to, co chciałbym robić w sieci. Bo chciałbym robić dużo więcej w kontekście marketingu
w mediach społecznościowych, ale po prostu nie mam na to czasu. Z drugiej strony też teoretycznie
mógłbym skorzystać z pomocy innych osób, które mogłyby część tej komunikacji przejąć ode mnie według
moich wytycznych, ale powiem szczerze, że bardzo trudno oddawać mi to w cudze ręce, dlatego że dla mnie
to, co robię w sieciach społecznościowych, to jest również komunikacja z moimi czytelnikami czy
słuchaczami podcastów, więc chcę mieć taką komunikację i chcę się z niej czegoś dowiadywać, i chcę w niej
uczestniczyć. Więc trudno mi się z niej wyłączyć.
I teraz tak: jestem dzisiaj na Facebooku, na fanpage’u Jak Oszczędzać Pieniądze, jestem na swoim profilu
prywatnym na Facebooku, jestem w Google+, jestem w LinkedIn, jestem na Twitterze, no i również jestem
w Periscopie – pozdrawiamy wszystkich peryskopowiczów, którzy nas teraz oglądają. Więc w każdym z tych
mediów stosuję nieco inną politykę publikowania treści, ale generalna zasada jest taka, że codziennie rano,
gdzieś pomiędzy g. 9 a 11, staram się wrzucić informację o jakimś wpisie na moim blogu, i robię to dosyć
systematycznie w tej chwili. Czyli jeżeli nawet nie ma nowego wpisu na blogu, to publikuję informację
o jakimś starym, popularnym wpisie, czyli przypominam starsze wpisy.
A robisz to ręcznie czy masz jakieś narzędzie?
Dwa narzędzia wykorzystuję w tej chwili: jedno to jest Buffer, drugie to jest CoSchedule. Ale polecam
CoSchedule – to jest rozszerzenie do WordPressa, które pozwala w samym WordPressie, czyli platformie
blogowej, mieć kalendarz wszystkich informacji, które publikujemy w social media. I tam sobie można łatwo
drag and drop, przenosić, przeciągać, inne godziny ustawiać. Można np. w łatwy sposób zrobić: chcę
promować ten konkretny post i chcę, żeby on się równolegle pojawił z taką samą treścią np. na Facebooku,
na fanpage’u, na profilu prywatnym i jeszcze w LinkedIn. I to wszystko można sobie wyklikać raz, dwa, trzy.
Fajne to jest też dlatego, że widzimy też wstecz kalendarz, czyli kiedy co publikowaliśmy.
Oprócz tego używam jeszcze Excela jako uniwersalnego narzędzia, gdzie sobie robię listę swoich wpisów
na blogu, w kolejnym kolumnach również mam podane, kiedy wpis był opublikowany, kiedy ostatnio
go promowałem i również jest informacja, ile on ma udostępnień przed kolejną promocją i po kolejnej
promocji treści. Po co to robię? Żeby widzieć, które z treści na blogu rzeczywiście generują najwięcej
udostępnień, polubień, podań.
Żrą…
Żrą, mówią kolokwialnie. I to mi się sprawdza. Później, jeżeli te same treści podaję po raz kolejny,
to rzeczywiście one dominują nad tymi innymi słabszymi – słabszymi, jeżeli chodzi o polubienia,
bo to niekoniecznie są treści słabsze, jeżeli chodzi o merytorykę. Po prostu niektóre tematy cieszą się
większą viralowością…
Trafiają na podatny grunt.
No właśnie. I jeszcze wracając do tych treści: staram się nie wrzucać informacji o starszych artykułach
częściej niż raz na kwartał. W tej chwili na blogu licznik wybił właśnie 300 wpisów napisanych przez ostatnie
ponad 3 lata, czyli można powiedzieć, że jest wystarczająco dużo materiału, żeby codziennie podawać
w ciągu roku link do starego artykułu. Oczywiście nie wszystkie chcę podawać, bo nie wszystkie artykuły
6
Budowanie marki osobistej. Jak to robi Michał Szafrański
Podcast Mała Wielka Firma – odc. 113 i 114
uważam za świetne, ale powiedzmy, że 75–100 artykułów to są takie, które rzeczywiście są totalnymi
evergreenami, czyli nie starzeją się. Te bardzo intensywnie promuję, z tym że nie częściej niż raz na kwartał.
To bardzo rzadko.
Rzadko, prawda? Ale z drugiej strony mogę tak robić, bo mam bardzo dużo wpisów. Robię też tak,
że promocja jest od poniedziałku do piątku, w sobotę w zasadzie niczego nie publikuję w mediach
społecznościowych, to jest taki dzień oddechu trochę, chyba że są jakieś specjalne okazje, to wtedy
poinformuję. W niedziele też staram się nie publikować, w niedzielę wieczorem wrzucam coś. Niedziela jest
dla mnie najważniejszym dniem, jeśli chodzi o ruch na Facebooku, dlatego że bardzo dużo osób właśnie
wtedy siedzi przed komputerami i gotowa jest kliknąć, zareagować.
Kolejna zasada, którą stosuję: rano promuję treści z bloga, a po południu i w ciągu dnia dzielę się tym,
co znalazłem ciekawego w sieci, albo dzielę się czymś, co nie uważam za wiodące danego dnia. Jeszcze
dodam jedną zasadę: co uważam za wiodące danego dnia? Na przykład jeżeli nagrywamy podcast 2 grudnia
2015 r., za chwilę będą mikołajki, a w sobotę jest Świąteczny Stół Pajacyka – Pajacyk, inicjatywa Polskiej
Akcji Humanitarnej, którą wspieram, to wiadomo, że w sobotę opublikuję informację z rana, żeby pójść
do konkretnych restauracji, bo 10% z przychodów tego konkretnego dnia trafia do Pajacyka. Jeżeli wiem,
że takie wydarzenia będą, to mogę z wyprzedzeniem planować. Jeżeli mam jakiś wpis, który jest związany
z tym wydarzeniem, to dla mnie jest to wiodące wydarzenie danego dnia.
Ale jak publikuję nowy wpis na blogu, to też mam taki harmonogram. Zaraz po premierze wpisu szybko
we wszystkich social media pojawia się informacja, że coś takiego zostało opublikowane, a na Twitterze,
ze względu na specyfikę Twittera, tego typu informacje powtarzam 2–3 razy tego samego dnia i powtarzam
jeszcze po tygodniu, i jeszcze po 2 tygodniach. Te informacje powtórne są opublikowane po południu,
dlatego że nigdy nie wiem, czy gdybym chciał je rano publikować, to czy mi się nie zazębią z tymi wiodącymi
tematami. Czyli krótko mówiąc: planuję tylko te wiodące tematy, a reszta jest nieco przypadkowo
rozrzucona w zależności od tego, kiedy był dany wpis opublikowany. Czyli ja, już publikując wpis, staram się
przewidzieć jego promocję na miesiąc czy 2 miesiące do przodu.
Mówiłeś też o tym, że podajesz linki np. do różnych innych fajnych treści, które znalazłeś. Czy to są treści
o tematyce związanej z finansami, czyli oszczędzanie pieniędzy, zarabianie pieniędzy, czy to są rzeczy
totalnie oderwane, rozśmieszające albo w ogóle głupkowate?
Ośmieszające albo głupkowate – raczej nie. Nie staram się nabijać sobie ruchu na takich treściach. Staram
się podawać to, co uważam, że może być interesujące dla moich czytelników. I co może być interesujące dla
moich czytelników? Pamiętam tę reklamę z Van Dammem. Pamiętasz, jak Van Damme robił sznurek między
dwiema ciężarówkami? Widzę pewną finezję i artyzm w tej reklamie, no to podzieliłem się moimi wrażeniami
na temat tej reklamy. Tego typu treści również się pojawiają, ale one muszą w jakiś sposób mną szarpnąć
i poruszyć. Czyli to jest coś takiego, co w pewnym sensie odsłania mnie i pokazuje moje emocje związane
z interakcją, z jakąś treścią, którą w sieci znalazłem.
Oczywiście większość rzeczy, które podaję, to są wpisy z blogów finansowych, to są ciekawe artykuły, które
znalazłem w głównych, mainstreamowych mediach. Dzisiaj się pojawiła informacja w „Rzeczpospolitej”,
że jest planowane ozusowienie przychodów działalności gospodarczych, czyli że firmy być może będą
płaciły ZUS, który będzie uzależniony od ich przychodów, a nie minimalny.
7
Budowanie marki osobistej. Jak to robi Michał Szafrański
Podcast Mała Wielka Firma – odc. 113 i 114
Rozmawialiśmy o tym, że przedsiębiorcy nigdy nie pójdą protestować przed Sejm, ale pomyślałem,
że z twoim zasięgiem ty byś mógł skrzyknąć parę osób, żeby jednak się pofatygowały.
Pewnie tak, pewnie tak. Więc dzisiaj w pewnym sensie emocjonalnie mną to szarpnęło, przeczytałem
to i bardzo długi wpis popełniłem na Facebooku, który również opublikowałem na fanpage’u. Najpierw
na prywatnym Facebooku, a później zdecydowałem, że to jednak powinno pójść szerzej, i wrzuciłem też na
Jak Oszczędzać Pieniądze. To są takie sytuacje, z którymi wchodzę w interakcje, po prostu. Jeżeli coś mi się
podoba – podaję. Jeżeli mi się nie podoba, to nie krytykuję tego, tylko przemilczam. Bo zasada, którą staram
się kierować, to jednak jak najmniej krytyki, aczkolwiek też taki czysty nie jestem. Czasami igłę wsadzę.
No, trudno przejść przez życie, nie krytykując niczego. Mówiłeś o tym, że na twoim blogu – co zresztą
widać – jest twoja twarz i przy logo, i jest zdjęcie. Czy nie miałeś takiej bariery, żeby się zacząć
pokazywać? Bo chyba sporo ludzi ma w sobie wstyd, nieśmiałość, żeby swoim wizerunkiem operować.
Ja byłem – albo nadal jestem, ale już mi łatwiej – introwertykiem. Było mi bardzo trudno wyjść publicznie
i podejść do osób, z którymi nie mam żadnej relacji. I paradoksalnie internet jest dla mnie takim miejscem,
które pozwala mi te relacje budować. Ja traktowałem internet trochę jako sposób na pokonanie takiej
bariery, którą mam w życiu realnym. Kurczę, brzmi to trochę jak Second life albo coś w tym stylu…
Ale, wiesz, myślę, że wielu ludzi tak ma.
Ja myślę, że wielu osób to może dotyczyć, dokładnie. Tak że blog był dla mnie takim miejscem, gdzie chcę
pokazywać siebie takim, jaki jestem, dlatego też że naoglądałem się amerykańskich blogów, mówiąc
wprost, z których czerpałem – i nadal czerpię – bardzo dużą inspirację, gdzie widzę, że pokazywanie siebie
wcale nie musi prowadzić do jakiegoś zmasowanego ataku hejtu, że generalnie to może być korzystne.
Z drugiej strony mam też sporo doświadczeń biznesowych, podczas gdy całe życie mówiłem, że nie jestem
sprzedawcą, bo nie chciałem być sprzedawcą, bo uważałem, że bycie sprzedawcą to jest coś uwłaczającego
itd. – niektórzy z nas mają takie przekonania. A jednocześnie się okazywało, że jestem najlepszym albo
jednym z najlepszych salesów w firmie, chociaż uważałem, że nie sprzedaję. Bo ja nie sprzedawałem. Ja po
prostu rozmawiałem z ludźmi na temat tego, czego oni potrzebują, i zastanawiałem się, w jaki sposób mogę
tę potrzebę zaspokoić.
Elementarz dobrego sprzedawcy. Tylko niewielu jest dobrych.
I nic więcej, no właśnie. I wracając do doświadczeń, które z tamtych czasów wyniosłem, też się nauczyłem,
że biznes robimy ogólnie z ludźmi, których lubimy, i że nie ma w tym nic złego. To jest naturalne: robimy
biznes z tymi, których lubimy. Oczywiście jak nie prowadzi to do wypaczeń. Ale generalna zasada jest taka,
że żeby zrobić z kimś biznes, to trzeba się lubić, bo inaczej to będzie na bardzo chybotliwych podstawach.
W związku z tym musiałem dać się lubić w internecie. To nie jest tak, że ktoś mi powiedział, że tak musi być.
Ja po prostu wierzę, że tak właśnie jest. Że jeżeli nie będę się dawał lubić, to ludzie nie będą do mnie wracać.
A z drugiej strony zależy mi nam tym, żeby jak najwięcej osób mnie czytało. I to mówię zupełnie wprost, nie
owijając w bawełnę, dlatego że uważam, że mam na tyle wartościowe treści, że one się po prostu innym
mogą przydać.
8
Budowanie marki osobistej. Jak to robi Michał Szafrański
Podcast Mała Wielka Firma – odc. 113 i 114
I jak masz trochę tych doświadczeń życiowych w obszarach: sprzedaż, relacje międzyludzkie itd., itd.,
a jednocześnie bardzo trudno ci te relacje budować, bo jesteś taki introwertyk, to przekonujesz się, że jest
prawdziwa wartość w tym, że się trochę odsłonisz i pozwolisz innym ludziom się polubić. I taką strategię
przyjąłem, czyli uznałem, że się po prostu pokażę innym i inni sami zdecydują, czy to, kim jestem, im się
podoba czy nie. No i tylko tyle. To się super sprawdza.
Pytałeś, czy miałem jakieś obawy z tym związane. Miliard obaw miałem. Sama decyzja o publikowaniu
raportów kosztów, która była ciężką decyzją…
Jak publiczne zdjęcie majtek, no co tu dużo mówić…
Tak, jak publiczne zdjęcie majtek. Ale zawsze w takich sytuacjach staram się zastanowić, na ile
prawdopodobny jest scenariusz strasznie negatywny związany z tym, co zrobiłem, czyli co musiałoby się
wydarzyć, żebym uznał, że to była bardzo głupia decyzja. Oczywiście najczarniejsza wizja, że ktoś ci zrobi
wjazd na chatę albo coś w tym stylu, mówiąc zupełnie wprost – na szczęście, odpukać, nic takiego się nie
wydarzyło. Gdzieś tam moja wiara w to, że to może mieć dobre skutki, zamieniła się w rzeczywistość. I to jest
najlepszy dowód na to, że – w moim przypadku przynajmniej, bo nie chcę generalizować – warto było
to zrobić. Bo skróciło to dystans, bardzo ułatwiło poznanie mnie rzeczywiste. Z drugiej strony ja też nadal nie
stwarzam barier, czyli staram się, żeby osoby, które mnie czytają, miały łatwy dostęp do mnie i mogły
zweryfikować, jaki jestem naprawdę.
Często dostaję maile typu: „Obserwuję cię od pół roku i wydawało mi się, że jesteś taki a taki i że to wszystko
gra, a tak naprawdę to chyba nie jest naprawdę gra”. Ja zawsze odpowiadam: „Ile czasu można grać?”.
Nie uważam, że można długofalowo oszukiwać ludzi i kreować się na kogoś innego, niż jesteś. Po prostu
musisz być sobą. I to jest pytanie, czy w twoim jestestwie i sposobie bycia jest rzeczywiście to, że pokazujesz
ludziom, jaki jesteś, i nie boisz się tego, łącznie z tym, że być może poniesiesz jakieś konsekwencje, ale nie
boisz się, jesteś w tym odważny, czy nie.
A jeżeli chodzi o pokazywanie siebie fizycznie, czyli pokazywanie swojej postaci, to ciągle masz opory,
czy w tej chwili masz to na tyle przećwiczone, że jedziesz z automatu i wręcz sprawia ci to przyjemność?
Ale ja nigdy nie miałem oporów przed pokazywaniem siebie, tylko po prostu nie miałem celu w tym, żeby
to robić. Bo to są dwie różne rzeczy. Ani nie jestem szczególnie piękny, ani szczególnie brzydki. Nie lubię
siebie wyłącznie na filmie – pewnie za chwilę zapytasz o Periscope’a. Ale to jest odpowiedź na pytanie,
dlaczego nie ma mnie nadal na YouTubie. Po pierwsze, YouTube to jest bardzo dużo pracy, bo jak na film to
jest dużo więcej pracy, bo film to jednak trochę więcej pracy niż operowanie tekstem czy dźwiękiem – to jest
również obraz, nad którym trzeba zapanować. A ja siebie na filmie po prostu nie lubię. I np. dla mnie dużą
trudnością są występy w TV i dlatego nigdy nie występuję w nagrywanych setkach, czyli przyjedzie do mnie
kamera, coś nakręcą i to później będzie gdzieś tam wyświetlane. Bo ja, wiedząc, że mam więcej niż jedno
ujęcie, po prostu się denerwuję, za chwilę mówię: „To nagrajmy to jeszcze raz”, „Nagrajmy to jeszcze raz”
i każda kolejna próba jest coraz gorsza. Raz to robiłem przy okazji premiery kursu „Pokonaj swoje długi”, bo
wtedy robiliśmy materiał, który leciał do agencji, więc musiał być. Ale generalnie dla mnie to jest droga przez
mękę. Jeżeli występuję na żywo w telewizji, to jest trochę inna para kaloszy, bo to jest tylko raz. I trudno –
co będzie, to będzie. Ale też jest tak, że ja po prostu tego nie lubię. Głos – zupełnie co innego. Uwielbiam to.
Tak jak teraz siedzimy i słyszę swój głos w słuchawkach i słyszę twój głos w słuchawkach, to jest zupełnie
9
Budowanie marki osobistej. Jak to robi Michał Szafrański
Podcast Mała Wielka Firma – odc. 113 i 114
co innego. Poza tym rozmawiamy ze sobą, patrzymy sobie w oczy, więc to też jest normalna rozmowa przy
mikrofonach.
A jeżeli już mówimy o treści pisanej, to jest to bardzo łatwe dla mnie, dlatego że mam dość dużą łatwość
pisania z jednej strony, z drugiej strony zawsze to mogę przeedytować, poprawić, zanim to puszczę w świat.
O Periscope’a zaraz zapytam, natomiast jeszcze wracając do telewizji: czy myślisz, że gdybyś nie mieszkał
w Warszawie, to osiągnąłbyś taką skalę rozpoznawalności, jaką osiągnąłeś?
To jest bardzo trudne pytanie, bo rzeczywiście od urodzenia mieszkam w Warszawie i nawet nie próbowałem
się nad tym zastanawiać. Powiem tak: udało mi zbudować popularność bloga, zanim masowo
występowałem w telewizji. Wszystkie telewizje dotarły do mnie przez bloga. To nie jest tak, że miałem
jakiekolwiek koneksje albo że sam pukałem do programów, żeby mnie zaprosili. Nie, nie! Od samego
początku pamiętam, że był jakiś telefon czy mail z Polsatu, i to było moje pierwsze wystąpienie. Ktoś
z redakcji trafił na artykuł na blogu i treść go zainteresowała. Czyli mogę zaryzykować stwierdzenie, że nawet
gdybym mieszkał gdzie indziej, to ta telewizja też by do mnie dotarła, dlatego że nie szukała po miejscu
zamieszkania, tylko w internecie, po treściach.
Tylko wiesz, jak jest z telewizją: raz może by do ciebie przyjechali, ale to są koszty, kwestia wysłania
ludzi…
Ale wiesz co, telewizja nigdy nie przyjeżdżała do mnie. To ja jechałem do telewizji – występowałem
w programach na żywo. I od początku wiedziałem, że to jest właściwa droga. Ja kiedyś byłem
dziennikarzem, pracowałem w mediach papierowych, w czasopismach informatycznych, komputerowych
i znam warsztat. To było tak, że to ja jeździłem do telewizji. Byłem na ich zaproszenie. Oczywiście do mnie
należała decyzja, czy pojadę, czy nie. Gdybym mieszkał dalej od Warszawy, byłoby mi trudniej.
Ale powiem tak: ten pierwszy występ to był taki strzał adrenaliny, że ja bym po prostu zielone góry
przejechał do tej telewizji. Naprawdę! Tak że to jest kwestia tego, czy łapię pojawiające się okazyjne, czy nie.
Oczywiście zamiast zająć to godzinę, zajęłoby mi pewnie cały dzień, żeby dostać się w tę i z powrotem, ale
i tak bym wystąpił. Tak że na te pierwsze występy z całą pewnością przyjeżdżałbym. Co do kolejnych, to już
w tej chwili jest tak, że mieszkając w Warszawie, bardzo często odmawiam zaproszeniom, które otrzymuję,
bo autentycznie szkoda mi czasu.
OK, wracając zatem do Periscope’a, bo dość dobrze wytłumaczyłeś różnicę między YouTube a Periscope –
to jest jednak na żywo i nie ma zastanawiania się, montażu itd., itd. Ale czy masz tremę, kiedy włączasz
kamerę i masz świadomość, że ileś tam osób cię obserwuje w tym momencie?
Nie. Akurat w przypadku Periscope’a – absolutnie nie. To jest też tak, że im dłuższej działasz w internecie,
im więcej wali w ciebie pozytywnych i negatywnych rzeczy – bo te negatywne też są, samo postawienie się
na świeczniku powoduje, że różnych ludzi zaczynasz przyciągać i różne rzeczy się wokół dzieją – myślę,
że stopniowo do coraz większej liczby rzeczy się dystansujesz, a z drugiej strony ja mam gigantyczne w tej
chwili poczucie…
Własnej wartości?
10
Budowanie marki osobistej. Jak to robi Michał Szafrański
Podcast Mała Wielka Firma – odc. 113 i 114
…własnej wartości, pewności siebie itd. Ja już nie muszę niczego nikomu udowadniać, więc dla mnie
włączenie kamery w telefonie i rozpoczęcie rozmowy z peryskopowiczami, którzy są po drugiej strony
i mogą pisać – to też jest fajne, bo to nie jest gadanie do siebie, to nie jest komunikacja jednokierunkowa,
otrzymuję sprzężenie zwrotne natychmiast praktycznie i mogę reagować – to jest coś, co, uważam, jest
niesamowicie fajnym sposobem, znowu, pokazania trochę od kuchni, co robię, pokazania tego, jaki jestem
naprawdę. I znowu – to jest naturalnie świetny filtr na oglądających: jeżeli komuś się nie podobasz, to on cię
nie będzie oglądał, po prostu.
Ale nie robisz żadnego makijażu, nie poprawiasz grzywki?
Nie, nie, nie. Grzywkę trudno mi poprawić, ja jestem kompletnie łysy. Ale makijażu nie robię, absolutnie!
Wręcz często są to takie sytuacje totalnie na żywo. Wczoraj z samochodu nadawałem, bo otrzymałem
telefon, i za chwilę chciałem się tym podzielić ze swoimi oglądającymi. Chciałem powiedzieć: czytelnikami,
ale to już nie są czytelnicy. To są osoby, które oglądają. I to jest fajne. Nie mam potrzeby – znowu –
przywdziewania maski czy innej skóry, czy przebierania się chociażby. Jestem, jaki jestem, po prostu. I tyle.
Jeżeli masz najbardziej efektywnie dla rozwoju swojego biznesu, swojej marki osobistej zaplanować
czas, to czy poświęcisz go na pisanie wpisu na bloga, na przygotowanie do występu w telewizji,
na przygotowanie prezentacji na konferencję? Co najbardziej efektywnie dla ciebie działa?
Znowu odpowiedź będzie się składała z dwóch członów. Pierwsza rzecz to jest taka, że dzisiaj bardzo mocno
filtruję mój czas, ponieważ wielkość zapotrzebowania na moją osobę jest dużo większa, niż ja jestem
w stanie obsłużyć. I myślę, że to jest taki problem, z którym styka się każdy, kto cieszy się jakąś tam
popularnością. Słyszałem takie świetne sformułowanie: im bardziej jesteś popularny, tym mniej musisz być
dostępny. Stuprocentowo się pod tym podpisuję. Jest pewna granica maili, na które jesteś w stanie dziennie
odpowiedzieć, jest pewna granica rozmów w sieciach społecznościowych, które jesteś w stanie prowadzić.
No nie da się być wszędzie, być non stop i cały czas dostępnym.
I to się również przekłada na pracę. Dzisiaj im większy sukces odnosisz, także od strony finansowej – a nie
ukrywam, że całkiem dobrze dzisiaj zarabiam – tym bardziej szanujesz swój czas, bo wiesz, ile kosztuje cię
godzina twojego czasu. I ja takie przeliczenia robię non stop – i tego uczę moich czytelników – bo to jest
najlepszy sposób weryfikowania swojej wartości netto, weryfikowania kosztu swojego czasu. To jest
najlepszy sposób na to, żeby podejmować mądre decyzje w życiu w sensie takim, czy jakąś pracę opłaca się
wykonać samodzielnie, czy być może komuś za nią zapłacić, bo to i tak będzie taniej dla ciebie.
Więc dzisiaj jest tak, że rzeczywiście pisanie wpisów na blogu ze względu na to, że one są nieulotne, one żyją
cały czas, będą jeszcze latami tam dostępne i latami będę mógł do nich kierować osoby, które będą chciały
i poszukiwały konkretnej informacji na konkretny temat, to dzisiaj pisanie wpisów na blogu jest dla mnie
najlepszym sposobem poświęcania mojego czasu. Największy zwrot z tego uzyskuję – jeżeli nie finansowy,
to przynajmniej taki, który popaduje, że dużo osób do mnie dociera, czyta, wiele korzyści z tego wynika.
Jeżeli mówimy o występach w telewizji, to to jest jednorazowy strzał. One są, bo niby są platformy, które
to przechowują, ale nikt do tego nigdy nie wraca. Charakter tego medium jest zupełnie inny: włączamy,
oglądamy, zapominamy. Więc dla mnie TV to jest sposób na marketing, to nie jest sposób na dzielenie się
treściami, które tworzę. A marketing zawsze jest wtórny do tego, co jest największą wartością, czyli
11
Budowanie marki osobistej. Jak to robi Michał Szafrański
Podcast Mała Wielka Firma – odc. 113 i 114
do tworzenia treści – w moim przypadku. Oczywiście jedno bez drugiego nie istnieje. Ja mogę tworzyć
świetne treści i nic z tego nie będzie, jeśli nikt o nich nie będzie wiedział. Więc muszę umiejętnie balansować.
Konferencja to jest, uczciwie mówiąc, najgorszy sposób przeznaczenia mojego czasu przeliczanego
wyłącznie na liczbę głów, które zobaczyły to, co mówiłem. Dlatego próbuję – znowu – troszeczkę oszukiwać.
Z jednej strony robię tak, że idę na konferencję, na której jest np. 150 czy 500 osób, występuję, ale
jednocześnie próbuję zrobić Periscope’a, może kolejne kilkaset osób to zobaczy – jak nie dzisiaj, to zobaczy
nagranie. A być może sam może nawet przyprowadzę swoją ekipę filmową, po to żeby to nakręciła, i potem
wrzucę z tego film na YouTube’a i będzie można to oglądać. A z drugiej strony jest tak, że konferencje dają
kontakt osobisty i coś takiego, że ktoś ci w cztery oczy opowie o sobie, o swoich problemach, trochę sugestii
może sprzedać na temat twojej działalności itd., itd. Więc to jest takie miejsce, w którym można zadać
pytania i uzyskać konkretne odpowiedzi, czego ja nie mogę zrobić przez internet tak naprawdę. Bo, wiesz,
czasami się uda, czasami się nie uda.
No właśnie, bo internet też jest dwukierunkowy.
Tak, ale to nie jest taka rozmowa jak rozmowa twarzą w twarz. To jest kwestia ulotności komunikacji –
w rozmowie w cztery oczy z kimś mogę mówić bardzo otwarcie i nie zastanawiać się nad tym, czy to gdzieś
wypłynie, czy nie wypłynie, bo nawet jeżeli wypłynie w kręgu znajomych tej osoby, to jeszcze tragedii nie ma.
To jest kolejny przekaz z ust do ust, poza tym zawsze zniekształcony.
Tak. Poza tym zawsze jest kontekst. Jak rozmawiasz z kimś, to zawsze możesz nadać temu jakiś kontekst,
operujesz też mimiką, ta komunikacja jest zupełnie inna. Ja to bardzo cenię, bo jak teraz mam spotkania
z czytelnikami w całej Polsce i jeżdżę po różnych miastach, to rzeczywiście masę się dowiaduję, chociażby
z tego, jakie pytania ludzie zadają. Czyli jest mój występ, a potem mamy sesję pytań, która trwa nawet
2 godziny. I z treści tych pytań ja się już bardzo dużo dowiaduję, jakie są potrzeby osób, które są po drugiej
strony. Nie jest tak łatwo na bieżąco tego typu informacje zbierać przez internet.
A zakładając, że byłbyś zupełnie odcięty od spotkań z ludźmi – z jakichkolwiek powodów – to myślisz,
że potoczyłoby się tak, jak się stało, czyli osiągnąłbyś taką rozpoznawalność i taki sukces? Czy potrafiłbyś
nawiązać taką wieź, jaką masz, z czytelnikami, tylko i wyłącznie korzystając z internetu?
Myślę, że tak. Też się nad tym zastanawiałem, bo intuicyjna jest odpowiedź, że nie, że po prostu to robię,
żeby wzmocnić te relacje. Prawda jest taka, że jak spojrzysz na liczby – liczby nie kłamią – to ja w trakcie
mojego blogowania przez ostatnie 3 lata spotkałem się osobiście, na mniejszych lub większych występach,
być może z 5000 osób. Nie było tego więcej. I pewnie połowa albo 3/4 z tego to były konferencje, gdzie
bardzo dużo osób siedziało na sali, więc jakby inna forma relacji. I teraz jest cykl spotkań, w którym weźmie
udział 1900 osób w całej Polsce – od 200 do 500 osób na sali. I to jest kropla w porównaniu z liczbą osób,
do której rzeczywiście docieram.
Widziałem, że w tym roku dwa miliony ci stuknęły.
Wiesz, dwa miliony unikalnych użytkowników – nie wiadomo, jak to liczyć, niektórzy powiedzą: „OK, jak
wchodzisz z telefonu, jak wchodzisz z komputera, to w zasadzie powinieneś być liczony jako jeden
12
Budowanie marki osobistej. Jak to robi Michał Szafrański
Podcast Mała Wielka Firma – odc. 113 i 114
użytkownik” itd., itd. Niemniej jednak liczba jest gigantyczna, ale jeśli ją podzielimy przez trzy, to też jest
gigantyczna. Co miesiąc na blogu mam od 210 do 280 tysięcy użytkowników. Tak to wyglądało w tym roku.
Więc zestawiając te liczby z liczbą 5000 osób, które zobaczyły mnie osobiście przez ostatnie 3 lata, to można
powiedzieć, że można skreślić tę aktywność. Prawda jest taka, że nie wiadomo. Gdzieś tam jedno z drugim
się przeplata, jedno drugie wzmaga. To, że ktoś spotkał mnie osobiście i zobaczył, że w życiu realnym jestem
zbliżony do tego, co widać na blogu, i zaraz powie 10 swoim znajomym o tym, że ten Szafrański
to rzeczywiście taki fajny gość…
Być może tak to działa, nie wiem. Trudno mi to zmierzyć, ale myślę, że internet byłby wystarczający, dlatego
że dzisiaj w internecie – tak jak mówiłem – jedno to blog, drugie – to podcast, trzecie – to jest wideo, czwarta
rzecz – mogą być jakieś webinary, które też dają namiastkę kontaktu z grupą, na bieżąco. Teoretycznie więc
da się zbudować – i wydaje mi się, że nawet praktycznie da się zbudować – bez kontaktu osobistego taki
popularny blog.
A nie myślisz, że to jest tak, jak czasami się pojawiają pomysły, żeby wybory były elektroniczne, bo wtedy
ludzie będą chętniej korzystać, bo to będzie łatwiejsze, i jest kontrargument taki, że to jednak jest na tyle
doniosły akt, że trzeba się wybrać osobiście? Czy nie myślisz, że jednak publiczność na webinarach
to są ludzie, którzy w tym czasie mogą sobie gotować kapustę, dłubać w nosie albo robić nie wiadomo
co i to jest zupełnie nieporównywalne z kontaktem face-to-face?
Ja się zgadzam, że to jest nieporównywalne z kontaktem face-to-face. Kwestia jest taka, że pytałeś o coś
innego – czy da się zbudować bez tego kontaktu face-to-face. Uważam, że się da. Czy warto taki kontakt face-
to-face mieć? Owszem, że warto. Ja chciałbym, żeby go było jak najwięcej, tylko – znowu – to jest ta bariera
czasu. Jadę jutro do Lublina na spotkanie, to muszę wstać rano, wsiąść w samochód, pojechać do tego
Lublina, przygotować się, nadenerwować się przed występem, bo zawsze się denerwuję, później mam ten
występ, mam sesję pytań i odpowiedzi, całość trwa 4 godziny, i kolejny dzień znowu poświęcę na powrót, bo
po takich 4 godzinach spędzonych z ludźmi to ja wracam do hotelu i jedyne, o czym marzę, to żeby pójść
spać. Budzę się rano i kolejny dzień wyjęty. I teraz jak się zastanowić nad tym, że robię takich spotkań
5 w Polsce, to jest 10 dni wyjętych z kalendarza. Później zaczynasz się zastanawiać, co można było jeszcze
w tym czasie zrobić, że np. przez te 10 dni mogłem napisać kolejnych świetnych 5 wpisów na bloga, które
przeczytałoby nie, powiedzmy, 1800 osób, tylko kilkadziesiąt albo kilkaset tysięcy, i też by mogły skorzystać.
Czyli – znowu – to nie jest takie łatwe, żeby podjąć dobrą decyzję.
Ale w takim razie jeździsz na te spotkania, bo masz zobowiązania wobec partnera blogu, czy z jakiego
powodu?
Nie. Jeżdżę, bo chcę. To jest fajne po prostu. To jest fajne. I też mi baterie ładuje, nie oszukujmy się.
Bo myślę, że to jest taka wartość dodana, że to jest tak, jak mówisz: ładowanie baterii, zupełnie inny
rodzaj energii, jaką odbierasz.
Tak, tak, zdecydowanie.
Kiedyś słyszałem, że na początku, kiedy startowałeś z blogiem, szukałeś dotarcia do innych blogerów,
influencerów – po co właściwie?
13
Budowanie marki osobistej. Jak to robi Michał Szafrański
Podcast Mała Wielka Firma – odc. 113 i 114
To było tak, że, wiesz, budzisz się, otwierasz któregoś dnia oczy i mówisz: „Zrobię sobie blog” i robisz ten
blog, mówisz sobie: no dobra, ale w jaki sposób mógłbym teraz spowodować, że ktoś mnie będzie czytał?
Ja uważam, że w ogóle szczęśliwie się to u mnie potoczyło w tym sensie, że zaczynałem od razu w czasach,
kiedy Facebook był, i grono moich znajomych najbliższych, których miałem wtedy na Facebooku, to byli
pierwsi czytelnicy. I to się jakoś rozeszło. Oni zaczęli podawać dalej i to się rozeszło.
Druga rzecz, że zbierałem od początku zapisy na newsletter, dzięki czemu łatwej mogłem dotrzeć do tych
osób, które już u mnie były i na ten newsletter się zapisały. To były takie dwa pierwsze kroki.
Ale później oczywiście zaczyna się problem: no dobra, są jakieś fajne blogi finansowe, widzę, że ludzie
je czytają, mojego nie czytają. Co mogę zrobić, żeby czytali? Więc próba dotarcia do tych osób z jednej strony
po to, żeby pokazać im: „Hello, też jestem w internecie, też mam fajne treści, być może będziesz
zainteresowany tym, żeby w jakiś sposób współpracować, pokazać, cokolwiek”.
Miałem wtedy bardzo duże obawy w związku z tym. Bo zawsze jest takie podejrzenie, że ktoś chce się
przewieźć na twoich plecach, że jakiś mały tutaj powstaje i wskoczy temu większemu na plecy i dzięki temu
zdobędzie jego czytelników. Jest takie ryzyko i widzę, że bardzo dużo osób tak działa. Ja miałem bardzo
duże obawy i z jednej strony chciałem znaleźć się na radarze tych osób, które już coś znaczyły w internecie,
a z drugiej strony miałem poważne obawy, że właśnie zostanę odebrany jako taki cwaniaczek, który próbuje
komuś na plecy wskoczyć.
Mogę publicznie mówić o relacji, którą mam ze Zbyszkiem Papińskim z bloga App Funds. Blog istnieje ho, ho,
ho, wiele lat już, blog o tematyce inwestycyjnej, ale również związany z finansami osobistymi. Czekałem
ponad rok, żeby do Zbyszka po prostu napisać maila z propozycją: „Spotkajmy się, porozmawiajmy, może
jakoś się uda współpracować”. I zrobiłem to dopiero wtedy, kiedy byłem przekonany, że już zbliżyłem się do
niego, jeżeli chodzi o wielkość ruchu na moim blogu.
Że masz mu też coś do zaoferowania?
Tak. Żeby miał szansę pomyśleć, że to będzie współpraca na zasadach partnerskich, że coś sobie nawzajem
damy. No i wiesz, z tego później wynikł cykl Elementarz inwestora, który wspólnie na dwóch blogach przez
rok realizowaliśmy: 50 wpisów, podcastów, no kawał tytanicznej, gigantycznej roboty. Ale myślę, że m.in.
dlatego mi się wtedy udało, że nie spaliłem tego kontaktu zbyt wcześnie.
To jest duża trudność, bo z jednej strony chcemy, żeby inni nas zauważyli, żeby nas ponieśli gdzieś tam dalej,
pomogli w jakiś sposób, a drugiej strony musimy uważać, żeby nie wylać dziecka z kąpielą. I teraz –
nawiązując do głównego tematu – to też jest element budowania marki osobistej: czy my jesteśmy gośćmi,
którzy idą powolutku, ale systematycznie do przodu, czy takimi, którzy próbują pójść na skróty. Ja się
staram szukać jak największych skrótów w życiu, ale to nie znaczy, że chcę chodzić na skróty, tzn. nie
komplikuję sobie życia, ale jednocześnie bardzo zwracam uwagę na to, jaki może być potencjalnie odbiór
mojej osoby przez osoby, z którymi chciałbym współpracować. I to jest coś, co mi parę razy w życiu
prawdopodobnie skórę uratowało, bo potrafiłem wyjść z siebie, stanąć obok i spojrzeć na siebie oraz swoje
zachowanie z perspektywy osoby postronnej: czy ten Szafrański robi coś, co wygląda racjonalnie, czy nie.
Amerykańscy blogerzy czy podcasterzy mają rzeczywiście bardzo często takie epizody, że zapraszają się
nawzajem, polecają się, wspominają o sobie itd. Jak to wygląda z twojego punktu widzenia w Polsce?
14
Budowanie marki osobistej. Jak to robi Michał Szafrański
Podcast Mała Wielka Firma – odc. 113 i 114
Czy nasz rynek tzw. „mediapreneurów”, czyli ludzi, którzy piszą blogi, podcastują albo nagrywają coś na
YouTubie, to jest ten poziom, na którym oni już nie mają obaw związanych ze współpracą, robią
to chętnie, czy nadal każdy sobie rzepkę skrobie?
Rozdzieliłbym chyba blogosferę od YouTube’a, bo wydaje mi się, że na YouTubie te kolaboracje, współprace
– tzw. crossy, tak się to tam nazywa – funkcjonują pełnoprawnie i są fajną formą promocji poszczególnych
osób krzyżowo, przynajmniej na tyle, na ile tę sferę obserwuję. Więc to mi się bardzo podoba, bo uważam,
że to są takie sytuacje, w których 1 + 1 daje więcej niż 2 zazwyczaj. Więc to jest fajne, to jest fajne.
Wydaje mi się, że w blogosferze jest tego mniej, aczkolwiek nie chciałbym generalizować, bo ja jestem trochę
odludkiem. Moja tematyka jest dosyć hermetyczną tematyką mimo wszystko. Jeżeli spojrzymy na blogi
stricte finansowe, to rzeczywiście taka współpraca jest. Nawet ostatnio robiliśmy taką fajną konferencję
FinBlog – pierwszą konferencję blogerów finansowych, i tam nas było siedmiu razem z prowadzącym. Każdy
miał swoją prezentację na konkretny temat, umówiliśmy się, jakie tematy będą, żeby były wartościowe dla
czytelników, a jednocześnie żebyśmy się specjalnie nie pokrywali. I wyszło, uważam, fenomenalnie. Udało
się pokazać, że żadnych podziałów nie ma, że mamy wspólną misję edukacji innych osób w zakresie
finansów osobistych tutaj w Polsce i ją po prostu realizujemy – każdy tak, jak potrafi najlepiej; być może
na różnym poziomie, ale w każdym razie każdy wkłada coś do tego garnka. I to jest fajne. Myślę, że warto,
żeby takich współprac było więcej.
Jak patrzę na blogosferę amerykańską, to tam często – a szczególnie w podcastach – zapraszanie się jest
związane z premierami produktów. Ktoś np. wypuszcza swoją książkę czy jakiś kurs i w związku z tym nagle
go wszędzie pełno, bo wiadomo, że on wtedy jest bardziej dostępny dla innych, bo zależy mu na promocji,
i ci inni też mogą skorzystać, bo zapraszając go, mogą go przepytać ze swojej perspektywy pod kątem tego,
co chcieliby usłyszeć ich słuchacze. I to jest naturalny mechanizm promocji, który w wydaniu tych
podcasterów amerykańskich funkcjonuje, uważam, dobrze. Nie widzę tam jakichś praktyk, które byłyby
totalnie godne potępienia, nie, wręcz przeciwnie – to brzmi naturalnie.
Więc tak, czemu nie – uważam, że jeżeli w Polsce uda nam się doprowadzić, że w podcastingu też tak będzie,
że nawzajem się pozapraszamy… Tylko znowu: często jest tak, że widzisz – dzisiaj ty mnie zaprosiłeś
w tematyce budowania marki osobistej, ja coś mam do powiedzenia na ten temat, bo coś tam się udało,
w związku z tym to może być interesujące dla twoich słuchaczy. I teraz kwestia jest taka: OK, na jakie tematy
ja mogę kogoś do siebie zaprosić? Bo jeśli ktoś mówi np. o technologiach apple’owskich, to wiadomo,
że nieszczególnie to jest kandydat do tego, żeby wystąpić w moim podcaście, chyba że uda mu się coś tam…
Jak to! Jak zaoszczędzić na serwisie twojego komputera, wymieniając go na Maca (śmiech).
No można, można z tej perspektywy. Ja po prostu staram się pokazywać interesujących ludzi czy z Polski,
czy ze świata – i takich, i takich udaje mi się od czasu do czasu zaprosić.
OK, jest taka złota rada dla wszystkich, którzy chcą zaistnieć: bądź sobą. Więc powiedz mi, jaki masz
sposób na to, żeby być sobą?
Być sobą? (śmiech). Słuchaj, no po prostu być sobą. Inaczej może: znowu wyjdę od strony tych social
mediów szczęsnych-nieszczęsnych. Każde z nich ma jakąś swoją specyfikę. Dobrze jest pochylić się nad tym,
żeby tę specyfikę z jednej strony zrozumieć, a z drugiej strony – dostosować swój sposób komunikacji
15
Budowanie marki osobistej. Jak to robi Michał Szafrański
Podcast Mała Wielka Firma – odc. 113 i 114
do tego, czym te social media są i w jaki sposób one wkomponowują się w to, co my robimy, co chcemy
o sobie mówić i w jaki sposób chcemy się pokazywać.
Dla mnie np. bardzo wygodne jest to, że takie media istnieją. Dlaczego? Bo mogę tam robić rzeczy, których
nie robię na moim blogu, których nie chcę robić na moim blogu, bo nie chcę go zaśmiecać. Czyli na moim
blogu pojawiają się, owszem, długie, merytoryczne treści, które przemyślałem, przeanalizowałem, opisałem,
ale nie będę tam wrzucał informacji, że tu znalazłem to, tu znalazłem tamto, a to jest interesujące,
a tu zwróćcie uwagę na tego nieszczęsnego Van Damme’a. No nie wrzucę tego na bloga finansowego.
Więc jeżeli umiemy w ten sposób się odnaleźć w tych mediach, to będziemy potrafili jeszcze bardziej siebie
pokazywać również przez to, co tam wrzucamy. I porada taka, którą mogę dać tym osobom, które chciałyby,
a się boją, to jest taka, żeby po prostu próbować stopniowo się odsłaniać i czy to rzeczywiście się spotyka
z negatywnymi konsekwencjami, czy nie. Jeżeli nie, to OK, to jeszcze kawałek, jeszcze kawałek, jeszcze
kawałek.
Ja chronię bardzo – tak jak mówiłem – swoją prywatność, taką rodzinną, ale bardzo dużo rzeczy pokazuję,
jeżeli chodzi o moją osobę i mój sposób pracy, dlatego że uważam, że jedno to treści, które tworzę, a drugie
to zobaczenie warsztatu gościa, który robi cokolwiek – mówiąc o mnie: bloguję czy podcastuję. Ale tak
naprawdę jako obserwator kogoś, do kogo mam zaufanie, kogo lubię, chciałbym wiedzieć o nim więcej,
chciałbym dowiedzieć się jak najwięcej. I jeżeli on jest mi w stanie pokazywać swój warsztat, pokazywać
swoje zaplecze… Takie głupie rzeczy, wiesz. Kiedyś pokazywaliśmy z Marcinem, z którym kręciliśmy kurs
„Pokonaj swoje długi”, jak ustawiliśmy nasz aparat, jak oświetlenie wyglądało, jak nasze domowe studio
wyglądało – wtedy jesteśmy w stanie pokazać, że po pierwsze to nie musi być drogie, po drugie – da się to
zrobić chałupniczymi totalnie metodami, nie trzeba mieć nie wiadomo jakich zdolności, wszystko da się
zrobić, tylko trzeba chcieć.
W tym sensie to jest pokazywanie siebie: że ja nie tylko pokazuję efekt mojej pracy, ale również to, co się
na tę pracę składa. I nagle się okazuje, że bardzo wiele osób zaczyna cię obserwować nie ze względu na to,
co piszesz o finansach osobistych, tylko ze względu na to, jak pracujesz i co o swojej pracy mówisz. I to jest
też fenomenalne: że ja jestem w stanie dzisiaj w podcaście, który się nazywa Więcej niż oszczędzanie
pieniędzy, pokazywać tematy niezwiązane z finansami osobistymi albo wykraczające poza nie. Mogę mówić
o produktywności, mogę mówić o narzędziach, jakich używam, mogę pokazywać ludzi, z którymi
współpracuję w jakimś obszarze, mogę mówić, jak zrobiłem kampanię PR-ową do czegoś itd., itd.
chałupniczymi prostymi, metodami. Ty akurat masz podcast, w którym doskonale opowiadasz właśnie
o niuansach związanych z prowadzeniem firmy…
Dziękuję, dziękuję (śmiech).
…których są tysiące i ludzi w tym kraju, którzy mają własne firmy, jest miliony w tej chwili, więc audytorium
jest. Czyli nie ograniczamy się do tych treści, te treści nas do końca nie definiują.
Wspominaliśmy o amerykańskich vlogerach i podcasterach, więc zakończmy tak jak oni: gdzie ludzie
mogą cię znaleźć, jeżeli będą chcieli dowiedzieć się więcej (śmiech)?
Po pierwsze bardzo dziękuję za zaproszenie do twojego podcastu. Bardzo dziękuję wszystkim
za wysłuchanie, bo to jest kawał roboty wysłuchać taki odcinek, który ma już w tej chwili… Łaa, długo
16
Budowanie marki osobistej. Jak to robi Michał Szafrański
Podcast Mała Wielka Firma – odc. 113 i 114
rozmawialiśmy, godzina prawie. Więc dzięki za wysłuchanie. Jeżeli ktoś chce mnie znaleźć, to może mnie
znaleźć na stronie
. Można również znaleźć
wpisać „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy”, również w
na blogu, no i oczywiście
zapraszam na Twittera:
. Zapraszam do Periscope’a.
Wbrew pozorom nie jest to Twitter żadnej szafiarki.
Nie jest to Twitter żadnej szafiarki, dokładnie. To nick, który kiedyś w podstawówce mi nadano: Szafran,
a później: Szafi. I tak zostało.
I ciągle działa.
Dokładnie. Osoby, które grają w Counter-Strike’a, też zapraszam do kontaktu, można mnie spotkać
na serwerach czasami.
No pięknie! No dobrze, bardzo ci dziękuję za podzielenie się twoją przebogatą wiedzą. I powodzenia!
Dzięki wielkie, Marku. Powodzenia, nawzajem!
17