BARBARA MCMAHON
Zakochany porucznik
Angel Bride
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Rozległ się donośny dzwonek przy drzwiach frontowych, więc Sam Benson poszedł
otworzyć. Po chwili na progu pokoju stanął Jake Morgan.
Angelica Carstairs z wrażenia przestała oddychać i serce jej zamarło. Przez moment
wydawało się jej, że czas się zatrzymał.
Morgan nic się nie zmienił.
No, niezupełnie. Jego twarz nosiła ślady przykrych doświadczeń i zmagań z
przeciwnościami losu. Poza tym wyglądał tak, jak go zapamiętała. Miał gęste, ciemne włosy,
przenikliwe czarne oczy i wystającą szczękę, świadczącą o apodyktycznym usposobieniu. Był
bardzo wysoki i potężnej postury, więc w grubym, zimowym płaszczu przypominał olbrzyma.
Szerokich ramion mógłby mu pozazdrościć Atlas, dźwigający na barkach cały ziemski glob.
Morgan rozejrzał się po pokoju i zatrzymał wzrok na Angelice. Patrzył zimnymi,
obojętnymi oczami. Na jego kamiennej twarzy nie dostrzegła żadnego znaku, że ją poznał.
– Kto z państwa dzwonił na policję?
Przelotnie spojrzał na Marthę Benson i jej męża, a potem znowu przeniósł wzrok na
Angelicę.
– Ja – odparła speszona.
Zdumienie odebrało jej mowę i nie mogła wykrztusić ani słowa więcej. Nie rozumiała,
dlaczego nie przyjechał zwykły policjant, lecz detektyw. Jake przed dwoma laty awansował...
– Gdzie było włamanie? – nagle przerwał jej rozmyślania. – Tutaj?
Przecząco pokręciła głową i wstała jak zahipnotyzowana. Zdołała oderwać od niego
oczy i z bladym uśmiechem zwróciła się do sąsiadów:
– Dziękuję, że mogłam zadzwonić i u państwa zaczekać. Jutro przyjdę powiedzieć, co
policja stwierdzi.
– Może pani przyjść jeszcze dzisiaj i u nas nocować. Nie boi się pani spać sama?
– Chyba nie będzie tak źle. Serdecznie dziękuję i życzę dobrej nocy.
Boże Narodzenie spędziła z rodziną brata i dopiero tego dnia wróciła. Już z daleka
zauważyła, że drzwi, frontowe są uchylone, a zamek przekrzywiony.
Z duszą na ramieniu weszła do środka, na palcach przeszła korytarz i zajrzała do
bawialni. Wszystko było przewrócone do góry nogami, więc przerażona natychmiast pobiegła
do sąsiadów. Zadzwoniła na posterunek i dała się przekonać, że powinna u nich zaczekać na
przyjazd policji.
Chrząknęła nerwowo i niepewnym krokiem ruszyła do drzwi. Starała się przejść obok
Morgana tak, aby go nie dotknąć. I musiała się opanować, aby na niego nie patrzeć. Po dwóch
długich latach tęsknoty nie było to łatwe.
Szła z podniesioną głową i łudziła się, że zdołała ukryć zdenerwowanie. Chciała się
zachować z godnością wobec dawniej bliskiego człowieka, który nagle odszedł bez słowa
wyjaśnienia.
– Mieszkam w tym najmniejszym domku – powiedziała, zamykając furtkę i kierując
się na prawo.
Nowa dzielnica na peryferiach Laramie miała opinię spokojnej i bezpiecznej. Angelice
nawet przez myśl nie przeszło, że mogłaby tu się zdarzyć kradzież, szczególnie w jej
skromnym domu.
– Kiedy zauważyłaś włamanie? – zapytał Jake. Dostosował swój krok do jej kroków,
ale celowo szedł w pewnej odległości. Sprawiał wrażenie, jakby się skradał, co dawniej
wzbudzało w niej podziw, lecz obecnie wywołało niepokój.
– Spędziłam święta z Rafe’em i Charity i wróciłam dopiero dziś przed siódmą –
odparła. – Już z daleka widziałam przekrzywiony zamek. Drzwi były niedomknięte, ale jakoś
nie od razu uświadomiłam sobie, co to oznacza. Zapaliłam światło w korytarzu i nic, ale w
bawialni zobaczyłam taki rozgardiasz, że od razu uciekłam do sąsiadów i zadzwoniłam na
policję.
– Bardzo rozsądnie. Lepiej nie ryzykować, gdy nie ma się pewności, że rabusie
odeszli.
Pamiętała, że dawniej mówił to samo. Dawniej, czyli wtedy, gdy zależało mu na niej i
martwił się, że mieszka samą. Stale dawał jej rady, jak ma dbać o bezpieczeństwo. Niestety,
nie powiedział, jak ma chronić swe serce i zabezpieczyć się, by nie rozpaczać, gdy on
odejdzie.
– Pamiętam, co mówiłeś – szepnęła.
– To dobrze.
– Wróciłeś do pracy w policji? – Nie...
Stanęła przed drzwiami domu. Dotychczas była z niego dumna jak paw, a teraz bała
się wejść. Serce jej się ścisnęło na myśl o tym, co ujrzy. Wiedziała, że czekają ją ciężkie
chwile – będzie musiała nie tylko uporządkować dom, ale i dojść do ładu z uczuciami w
stosunku do Jake’a.
– Więc jak się dowiedziałeś?
– Gdy zadzwoniłaś, akurat wychodziłem. Uznałem, że Warto wstąpić, bo a nuż złapię
złodzieja. Lada chwila powinien nadjechać patrol.
Stanął na progu bawialni i omiótł ją uważnym spojrzeniem. Patrzył długo, bez słowa.
W pokoju panował nieopisany bałagan, lecz na pierwszy rzut oka nic nie zniszczono.
– Jak długo cię nie było? – spytał, wchodząc do środka. Spojrzał na Angelicę z ukosa i
natychmiast odwrócił wzrok.
Nie chciał, by zauważyła zachwyt na jego twarzy. I bał się jej błękitnych oczu, które
kiedyś niemal przywiodły go do zguby. Ogarnęła go złość, że dzielnicowy utrudnia mu
zadanie, zwlekając ż przybyciem na miejsce przestępstwa.
– Pytałem, jak długo dom stał pusty.
– Prawie tydzień – odparła drżącym głosem.
– Zatem nic nie wiadomo. Włamanie mogło być przed kilkoma dniami albo
godzinami.
Zajrzał do kuchni, w której panował idealny porządek i do sypialni, w której
przewrócono wszystko do góry nogami. Podłoga była zasłaną bielizną i różnymi drobiazgami.
– Sądzę, że to nie sprawka chuliganów, a kogoś, kto szukał pieniędzy – oświadczył po
powrocie do bawialni.
Angelica nieruchomo stała przy drzwiach i pustym wzrokiem patrzyła przed siebie.
– Zniszczył mi komputer...
– Weźmiemy odciski palców, jeśli jakieś są, a potem sprawdzisz, czy coś zginęło.
W drzwiach stanął wysoki mężczyzna w mundurze.
– Dobry wieczór. Morgan, ty tutaj? Nie uprzedzono mnie, że to jakaś większa afera.
Myślałem, że zwykła kradzież.
Angelica odwróciła się zaskoczona. Policjant podszedł i się przedstawił.
– Dobry wieczór. Pete Winston.
– Miło mi...
– Wracałem do domu – wpadł jej w słowo Jake – i po drodze tu wstąpiłem. Myślałem,
ż
e złapię łotra na gorącym uczynku, ale okazuje się, że włamanie mogło być kilka dni temu.
Zrobiło jej się przykro, że Jake przyjaźnie rozmawia z policjantem, a do niej zwracał
się zimnym, służbistym tonem.
– Co stwierdziłeś? – zapytał Winston. Morgan wzruszył ramionami.
– Nic nie wiem dokładnie, ale podejrzewam, że panią Carstairs okradziono. Wróciła
po prawie tygodniowej nieobecności i zastała to, co widzisz.
– Na razie widzę tylko nieziemski bałagan. Zaraz sprawdzę, co się za tym kryje. –
Wyjął z kieszeni duży notes. – Nie zapomniałeś o balu i przyjdziesz z Diane?
Angelica rzuciła Jake’owi wrogie spojrzenie.
– Nie i tak – odparł Morgan, idąc do drzwi. – Jeśli przyjdziesz pierwszy, bądź tak
dobry i zajmij nam miejsca. Do zobaczenia.
Wyszedł, nie patrząc na Angelicę. Serce waliło jej jak młotem, ale usiłowała wmówić
sobie, że tak jest przez cały czas, od chwili gdy stwierdziła włamanie. Przymknęła oczy.
Zastanawiała się, czy zawsze będzie bolała ją wiadomość, że Jake spotyka się z inną kobietą.
Zaklęła w duchu na wspomnienie tego, jak go kochała, wręcz uwielbiała. Łudziła się,
ż
e wzbudza w nim przynajmniej sympatię, aż tu pewnego dnia przestał się odzywać i milczał
dwa lata. W tym czasie zapewne był otoczony rojem wielbicielek.
– Przykro mi, że będę panią męczył – odezwał się Winston – ale muszę zadać kilka
pytań. Proszę powiedzieć wszystko, co pani wie.
Noc zdawała się wlec bez końca. Pytania policjanta były proste, lecz Angelica
niewiele wiedziała. Wreszcie Winston pozwolił jej posprzątać i polecił, aby sprawdziła, czy i
co zginęło. Chodził za nią krok w krok po całym domu.
Wykonała polecenie niezbyt sumiennie, ponieważ jej uwagę pochłaniał Jake Morgan.
Znowu zastanawiała się, co spowodowało, że odszedł, chociaż wiedział, jak bardzo ona go
kocha. Był bardziej powściągliwy w okazywaniu uczuć niż ona, lecz miała nadzieję, że też
był zakochany. Na pewno łączyło ich prawdziwe uczucie i stawali się sobie coraz bliżsi.
Potem nagle coś się zmieniło.
– Właściwie nic nie zginęło – powiedziała, gdy jako tako uprzątnęła sypialnię. – Nic?
– spytał zaskoczony Winston.
– Brak kilku dyskietek, ale poza tym chyba nic nie zginęło. Przynajmniej na razie nie
zauważyłam. Za to zniszczono mi komputer i dwie ważne książki. Ale mogło być gorzej,
prawda?
– Halo! Jest tam kto? – odezwał się donośny głos przy drzwiach wejściowych.
Przez ułamek sekundy Angelica sądziła, że wrócił Jake, lecz okazało się, iż przyszedł
ś
lusarz.
– Powiadomiono mnie, że natychmiast potrzebuje pani pomocy – rzekł przybyły,
fachowym okiem oglądając uszkodzone drzwi i zamek. – Popsuty?
– Jak pan widzi. Nie czułabym się bezpieczna bez mocnego zamka – powiedziała,
znużonym gestem ocierając czoło. – Kto do pana dzwonił?
– Chyba policjant. Zobaczymy, co się da zrobić... Nie jest tak źle, więc za jakieś pół
godziny będzie pani mogła zamknąć dom na cztery spusty.
Ś
lusarz szykował się do pracy, a policjant do odejścia.
– Na razie nic więcej nie zdziałam – rzekł na odchodnym. – Zadzwonię do pani, jeśli
będę miał jeszcze jakieś pytania albo czegoś się dowiem. I proszę o telefon, jeżeli pani coś
zauważy.
– Dobrze. Dziękuję i do usłyszenia.
Opadła na kanapę i bezczynnie czekała, aż ślusarz zamontuje zamek. Wiedziała, że
długo nie będzie czuła się bezpieczna. Nie tak prędko zapomni o tym, że ktoś szperał w jej
osobistych rzeczach.
Po wyjściu ślusarza obeszła cały dom. Bała się pogasić światła, chociaż zdawała sobie
sprawę, że nic jej nie grozi. Miała nowy zamek, a poza tym złodziej zapewne grasował już
gdzie indziej.
Drgnęła nerwowo, gdy nagle zadzwonił telefon:
– Słucham?
– Już masz jaki taki porządek? Jesteś sama? Zamknęła oczy. Przypomniała sobie
wieczory, gdy Jake dzwonił jedynie po to, aby usłyszeć jej głos. Przełknęła z trudem i
powiedziała cicho:
– Tak. Dziękuję, że dzwonisz.
– Czy ślusarz zamontował zamek?
– Ty po niego dzwoniłeś? – spytała wzruszona jego troskliwością. – Bardzo ci
dziękuję.
– Drobiazg. Nie chciałbym być na twoim miejscu. Wyobrażam sobie, jak przykro jest
wracać do domu po włamaniu.
– Bardzo przykro. Jeszcze raz dziękuję za ślusarza, bo sama pomyślałabym o zamku
dopiero po wyjściu dzielnicowego.
– Co zginęło?
– Prawie nic. – Wystraszyła się, że na tym skończą rozmowę, więc gorączkowo
myślała, co jeszcze powiedzieć. – Nie sądziłam, że się spotkamy...
Pragnęła podtrzymać rozmowę chociażby po to, aby przez kilka chwil cieszyć się, że
słyszy jego głos. Głos, który teraz odsuwał od niej strach.
– Nie wiedziałem, że się przeprowadziłaś. Kiedy się ostatnio widzieliśmy, mieszkałaś
przy Sheridan Avenue.
– Przeprowadziłam się półtora roku temu. – Intrygowało ją, czy przyjechałby, gdyby
wiedział, u kogo dokonano włamania. – A ty wciąż mieszkasz na starym miejscu?
– Tak... Dobrze, że możesz zamknąć drzwi na klucz. Ale sądzę, że i tak nic ci nie
grozi, bo rabuś na pewno już upatrzył sobie inną ofiarę.
– Może i racja.
– Jeśli usłyszysz jakieś podejrzane odgłosy, zaraz dzwoń pod 911.
– Dobrze. Ja... – Nie wiedziała, co jeszcze powiedzieć, więc dokończyła: – Dobranoc,
Jake. Serdecznie dziękuję, że zadzwoniłeś.
Obudziła się przybita, ponieważ bardzo źle spała. Przez całą noc męczyły ją przykre
sny o złodziejach i włamaniach oraz niewesołe wspomnienia związane z Jakiem. Wstała bez
krzty energii.
Włożyła ciemne spodnie i błękitny sweter, uczesała się, lecz nie umalowała. Nie czuła
Się głodna, mimo iż nie jadła kolacji. Przygotowała tylko jedną grzankę i zaparzyła dzbanek
kawy.
Po skromnym śniadaniu niechętnie poszła do bawialni. Stanęła przy drzwiach i
zamyśliła się. Oczami wyobraźni ujrzała Jake’a, szukającego śladów złodzieja, a następnie
postać przypominającą gangstera z filmów kryminalnych. Zastanawiała się, czy włamywacz
znał ją choćby z widzenia, czy też przyszedł obrabować kogoś nieznajomego.
Po chwili wróciła myślami do Jake’a. Ciekawa była, kim jest Diane i jak długo Jake ją
zna. I czy ją też porzuci tak nagle, jak odszedł od niej.
Tupnęła nogą zniecierpliwiona i przywołała się do porządku. Nie chciała myśleć o
przeszłości. Zadzwoniła do firmy ubezpieczeniowej, dokładnie obejrzała komputer i zabrała
się do sprzątania. Pod wieczór dom lśnił czystością, a jego właścicielka była wprawdzie
zmęczona, lecz zadowolona z tego, co zdziałała.
Miała nadzieję, że po dobrze przespanej nocy z energią przygotuje plan zajęć ze
studentami. Pracowała jako adiunkt na wydziale matematyki uniwersytetu w Wyoming. Była
dumna z tego, że zawsze wcześniej opracowuje zajęcia; już latem z grubsza przygotowywała
materiał na cały rok. Teraz musiała część pracy odtworzyć, ponieważ włamywacz zniszczył
nie tylko komputer, ale i dyskietki z opracowanym planem. Na szczęście niektóre notatki
przechowywała na uczelni, więc pocieszyła się, że nie została bez niczego.
Z zamyślenia wyrwało ją pukanie. Na palcach podeszła do drzwi i wyjrzała przez
wizjer.
– Jake? – zawołała, otwierając drzwi na oścież.
– Dzień dobry. Mogę wejść?
– Naturalnie.
Jego widok przyprawił ją o drżenie serca i rąk. Uśmiechnęła się uprzejmie i policzyła
do dziesięciu, aby się opanować. – Proszę dalej.
– Widzę, że już wszystko na swoim miejscu – rzekł na progu bawialni.
W milczeniu skinęła głową. Bała się odezwać lub podejść bliżej, aby się nie zdradzić
ze swymi uczuciami.
– Co zginęło?
– Nic. – Wzruszyła ramionami. – Brak kilku dyskietek. Najgorsze że komputer jest do
wyrzucenia. Miałam opracowane wszystkie zajęcia i to przepadło, a ćwiczenia zaczynają się
w przyszłym tygodniu.
– Rzeczywiście pech, ale pociesz się, że mogło być znacznie gorzej. Czy Winston
podejrzewa, że to sprawka studentów, którzy chcieli zwędzić pytania egzaminacyjne albo
przerobić oceny?
– Nic nie mówił na ten temat. – Najchętniej odwróciłaby wzrok, żeby uniknąć jego
badawczego, przenikliwego spojrzenia. – Zresztą, nie posądzam studentów, bo nie miałam
materiałów egzaminacyjnych, a stopnie już dawno wystawiłam. Nigdy nie trzymam w domu
nic ważnego, a plan na najbliższe zajęcia chyba nikogo nie interesuje.
– Przecież studenci o tym nie wiedzą – zauważył logicznie, nie spuszczając z niej
oczu.
– Czy radzisz, żebym na początku roku akademickiego ogłaszała wszem i wobec, co
robię? – zapytała, siląc się na żartobliwy ton.
– Może nie najgłupszy pomysł – odparł z całą powagą.
– Wątpię. Napijesz się kawy?
Długo się namyślał, jak gdyby rozważał wszystkie za i przeciw, ale w końcu kiwnął
głową.
– Chętnie.
– Zaraz przyniosę. Rozbierz się i rozgość.
Poszła do kuchni lekkim krokiem, jakby niosły ją skrzydła. Dziwiła się, że tak reaguje
w obecności dawnego znajomego. Znajomego? Kiedyś Jake był czymś więcej niż zwykłym
znajomym, lecz to przysporzyło jej cierpień, więc postanowiła być ostrożna.
Morgan zdjął płaszcz i rozluźnił krawat Po dwunastu godzinach pracy czuł się bardzo
zmęczony, a mimo to nie pojechał prosto do domu. Chciał sprawdzić, czy Angelica się
uspokoiła.
Obejrzał komputer, który rzeczywiście nadawał się tylko do wyrzucenia. Widocznie
ten, kto go zniszczył, chciał mieć pewność, że nikt go nie naprawi.
Rozejrzał się po przytulnym pokoju. Podszedł do biblioteczki i uśmiechnął się na
widok kryminałów. Wiedział, że Angelica uwielbia powieści sensacyjne i kiedyś był ciekaw,
czy tylko dlatego zainteresowała się policjantem Obejrzał wiszące na ścianie fotografie. Na
jednej z łatwością rozpoznał Kyle’a. Młodzieniec, na drugim zdjęciu do złudzenia
przypominał Angelicę, więc domyślił się, że to najstarszy brat, Rafe. Na trzecim
prawdopodobnie byli jej rodzice.
Angelica wróciła z tacą, którą postawiła na stoliku przed kanapą.
– Czy można wiedzieć, dlaczego przyszedłeś? – spytała, patrząc na Jake’a z ukosa.
– Chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku.
– Mogłeś się nie fatygować, tylko zadzwonić do Winstona. On by ci powiedział, że
nie ma powodu martwić się o mnie.
Podała mu filiżankę czarnej, osłodzonej kawy.
– Dziękuję. Wolałem osobiście się przekonać.
W duchu przyznał jej rację. Nie powinien był przychodzić, gdyż na jej widok mocniej
biło mu serce i żywiej płynęła krew, a to niepożądana reakcja.
– Dzisiaj jestem bardziej zła niż wczoraj, ale to chyba naturalne, prawda? Do białej
gorączki doprowadza mnie myśl, że ktoś ośmielił się włamać do mojego domu. I dotykał
moich rzeczy, zniszczył moją pracę. Wściekła jestem, że nie mam pojęcia, kto to zrobił i nie
mogę nikogo pociągnąć do odpowiedzialności.
Z zachwytem patrzył na jej zarumienione policzki i gniewnie błyszczące oczy.
– Lepsza złość niż załamanie lub strach – stwierdził.
– Jaki strach? Myślisz, że boję się tu mieszkać?
– Tak.
– Boję, nie boję i tak nie mam innego wyjścia. Jakoś trzeba się przemóc.
Przed dworną laty też nie miała wyjścia i musiała pogodzić się z tym, że Jake nagle z
nią zerwał. Kilka razy próbowała się z nim skontaktować, ale nie odpowiadał i w końcu
zrezygnowała. Teraz paliła ją ciekawość i chętnie dowiedziałaby się, co robił przez te lata,
czy chociaż raz za nią zatęsknił. Wolała jednak nie zadawać kłopotliwych pytań. Jake wypił
resztę kawy i wstał.
– Cieszy mnie, że się trzymasz. Dziękuję za kawę, jak zwykle doskonała.
– A ja dziękuję, że wpadłeś.
Miała ogromną ochotę, poprosić go, aby został dłużej, lecz wolała nie ulęgać pokusie.
Skoro porzucił ją przed laty, nie należał do niej i nie powinna go o nic pytać ani zatrzymywać.
Odprowadziła go do drzwi. Kiedy wychodził, otarł się o nią ramieniem. Poczuła coś
jakby prąd i z wrażenia zamknęła oczy.
– Angel, uważaj na siebie – rzekł Jake przytłumionym głosem. – Do widzenia.
Nie pocałował jej, nie objął, nawet nie dotknął jej ręki. I nie wspomniał ani słowem o
następnym spotkaniu. Odszedł i rozpłynął się w mroku nocy.
Leżąc w łóżku, pogratulowała sobie, że nie zdradziła się przed nim i nie powiedziała,
jak kiedyś rozpaczała. Naiwnie sądziła, że jest to znak, iż wyzwoliła się spód jego
zniewalającego uroku albo niedługo wyzwoli. Wiedziała Ód dawna, że najlepszym
lekarstwem na zmartwienia jest praca. Dlatego postanowiła, że zamiast rozpamiętywać swą
miłość do przystojnego policjanta, zajmie się planowaniem zajęć dla studentów.
Nazajutrz kupiła komputer i od razu zasiadła do pracy. Miała przed sobą cały tydzień,
lecz wiedziała, że to niewiele. Materiału do opracowania było bardzo dużo. Starała się
doskonale wywiązywać ż obowiązków, nie tylko dlatego, że posadę adiunkta zdobyła z
wielkim trudem. Po prostu nie chciała, aby ktokolwiek miał zastrzeżenia co do jej
kompetencji. Po cichu marzyła o tym, że za kilka lat zostanie profesorem.
Pojechała na uczelnię po niezbędne notatki. Były ferie, więc nie panował zwykły
gwar, ale jednak w korytarzach kręciło się sporo studentów, którzy nadrabiali zaległości albo
chcieli przygotować się do następnego semestru.
Uśmiechnęła się na ich widok, ponieważ i ona bywała nadgorliwa. Do tego stopnia, że
Rafe kpił z niej i twierdził, iż zostanie wieczną studentką. Wiedziała, że nie ma racji, a mimo
to jego uwagi bardzo ją irytowały.
Skierowała się do swego gabinetu – maleńkiej, wąskiej klitki, w której z trudem
zmieściło się biurko, biblioteczka, tablica i kilka krzeseł. Cieszyła się jednak, że ma chociaż
tyle miejsca wyłącznie dla siebie.
Otworzyła drzwi i... zamieniła się w słup soli.
ROZDZIAŁ DRUGI
– Proszę o połączenie z panem Jakiem Morganem – powiedziała głośniej.
Powtarzała to samo już trzeciej osobie, więc zaczynała tracić cierpliwość. Obawiała
się, że w ogóle nie otrzyma połączenia, gdyż Jake nie zechce z nią rozmawiać. Czyżby
podejrzewał, że wykorzysta najmniejszy pretekst, aby się z nim skontaktować i wrócić do
tęgo, co między nimi było?
Niewesołe rozważania przerwał upragniony głos.
– Morgan. Słucham.
– Mówi Angel. Przepraszam, że zawracam ci głowę, ale znowu potrzebna mi pomoc.
Może powinnam skontaktować się z dzielnicowym Winstonem, ale nie wiem, czy jego rewir
obejmuje uczelnię. Nasi ochroniarze powiedzieli, że się tym zajmą i skontaktują z
posterunkiem, tylko...
– Angel!
– Co?
– Opanuj się i spokojnie powiedz, czemu dzwonisz. Spokojnie i powoli, od początku.
Zabrzmiało to jak rozkaz, więc posłusznie skinęła głową i potulnie powiedziała:
– Postaram się. Myślałam, że mówię składnie i jasno. Jake, włamano się do mojego
gabinetu na uczelni...
– Zaraz przyjadę. Będę za kwadrans – powiedział, rzucając słuchawkę.
Angelica powoli odłożyła swoją i z przymusem uśmiechnęła się do strażnika,
stojącego przy biurku.
– Przyjedzie porucznik Morgan. To detektyw.
– Naszym będzie nie w smak – mruknął strażnik. – Mówili, że sami dadzą radę.
– Wiem, wiem, ale pan Morgan jest moim dobrym znajomym. Poczekam na niego
przed gmachem.
Wyszła, nie czekając na dalsze komentarze. Uciekła z zimnego gabinetu, w którym
porozrzucane kartki i książki sprawiały bardzo przygnębiające wrażenie. Wolała usiąść na
ławce przed gmachem i wystawić twarz do słońca. Było zbyt mroźno, aby mogła się rozgrzać,
lecz liczyło się samo złudzenie ciepła. Na świeżym powietrzu od razu poczuła się lepiej niż w
dusznym gabinecie.
Wiedziała, że musi zebrać siły, aby usunąć kolejne szkody. Miała nadzieję, że złodziej
zostawił arkusze ocen oraz notatki, które latem gorliwie przygotowała na cały rok. Usiłowała
zająć myśli czymś innym, by zapomnieć o zniszczeniu, jakiego dokonano podczas jej krótkiej
nieobecności.
Morgan wysiadł z samochodu i skierował się prosto do gmachu uczelni. Jego wysoka
sylwetka odcinała się na tle grup studentów. Wyglądał jak groźny wilk, który ruszył na łowy
w owczarni. Angelica zerwała się z ławki, czując, że serce chce wyrwać się z piersi. Nie
spuszczała oczu z twarzy Jake’a. Miała dziwną pewność, że on prędko wykryje sprawców i
wyjaśni przyczynę zajść. Przy nim czuła się bezpieczna. Westchnęła z ulgą, gdy objął ją i
mocno przytulił.
– Przepraszam – powiedziała cicho. – Wiem, że to nie należy do twoich obowiązków i
ż
e powinnam zadzwonić do Winstona, ale wydawało mi się, że tylko ty jeden możesz mi
pomóc. Nie wiedziałam, co mam robić.
– Ale jesteś roztrzęsiona – rzekł ze współczuciem i jeszcze mocniej ją przytulił. –
Uspokój się.
– Więcej razy nie wyjadę – mruknęła. – Nigdy nigdzie nie pojadę.
– Gdzie jest twój gabinet? – spytał rzeczowo. – Czy wasi ochroniarze domyślają się,
czyja to sprawka?
– Nic nie wiedzą. Powiedzieli tylko, że włamanie było podczas ferii, a tyle wiem bez
nich. Idziemy, tędy.
Jake obejmował ją ramieniem, jak gdyby w ten sposób chciał przekazać jej trochę
swojej energii.
Na piętrze tylko jedne drzwi były otwarte – drzwi jej gabinetu. Przy nich, oparty o
ś
cianę, stał strażnik. Kiedy podeszli bliżej, Angelica powiedziała:
– Pan Morgan chciałby obejrzeć gabinet.
– Po co? – zapytał strażnik niezbyt uprzejmym tonem. – Nasi już tu byli, wszystko
sprawdzili i zajęli się sprawą.
Morgan uśmiechnął się i wyciągnął rękę na powitanie.
– Dzień dobry. Nie mam zamiaru się wtrącać, ale pani Carstairs będzie spokojniejsza,
jeśli i ja zobaczę to pobojowisko. Nie będę niczego dotykał.
– Może pan dotykać, bo już wzięto ewentualne odciski palców i porobiono zdjęcia.
Kazano mi tu stać, aż pani Carstairs skończy sprzątać.
– Zastąpię pana – zaproponował Jake – bo pewnie ma pan inne obowiązki.
Strażnik obrzucił go taksującym spojrzeniem, zerknął na Angelicę i po namyśle rzekł:
– Dobrze. W razie czego pan bardziej się przyda niż ja. Zasalutował i odszedł, a Jake
rzucił krótko:
– Do roboty.
Wszedł do gabinetu i bardzo dokładnie obejrzał kilka przedmiotów.
– Co zginęło tym razem?
– Na pierwszy rzut oka nic. – Nieznacznie wzruszyła ramionami. – Ale nie wiadomo,
co się okaże, gdy zacznę sprzątać. Tutaj nie pójdzie mi tak łatwo jak w domu, bo
powyrzucano wszystkie papiery. A najgorzej, jeśli coś zniszczono lub zabrano.
– Gdzie jeszcze się włamano?
– Tylko tutaj.
Jake przysiadł na biurku, powoli omiótł spojrzeniem gabinet, a następnie popatrzył
Angelice prosto w oczy.
– Masz coś, co mogłoby kogoś zainteresować? – Nie.
– Dwa włamania w tym samym czasie... i tylko u ciebie, to już nie przypadek. Musisz
posiadać coś, na czym komuś bardzo zależy.
– Naprawdę nic nie mam. – Podeszła do komputera i odetchnęła z ulgą. – Uf, cały...
Może komuś się wydaje, że jest u mnie coś ciekawego.
– Co mianowicie? Zawahała się. Wiedziała, że Jake’owi może zaufać w każdej
prywatnej sprawie, lecz nie była pewna, czy ma prawo wtajemniczać go w sprawy objęte
tajemnicą służbową. – Wolałabym najpierw z kimś porozmawiać.
– Jeśli chcesz coś z kimś uzgadniać – krzyknął ze złością w głosie – to po jakie licho
mnie wezwałaś?! Nie jestem ci już potrzebny, tak? Z kim chcesz się skontaktować?
Atmosfera zrobiła się bardzo nieprzyjemna.
– Przykro mi, ale nie mogę ci powiedzieć.
Powinna była przewidzieć taką ewentualność i przezornie zawiadomić odpowiednie
osoby. Nie przyszło jej do głowy, że ktoś może ją podejrzewać o posiadanie materiałów
objętych tajemnicą. Teraz było za późno na żal.
– Nie mogłaś wcześniej pomyśleć o tym amancie? Pytanie zakrawało na ponury żart.
Jake oczywiście nie wiedział, że po jego odejściu nie miała nikogo bliskiego. Zresztą, jej
sprawy osobiste nie powinny go interesować, ponieważ zniknął bez wyjaśnienia. A co gorsza,
związał się z inną.
– O amancie? – powtórzyła bezmyślnie. Schwycił ją za rękę, przyciągnął do siebie,
pochylił się i spojrzał na nią przenikliwie.
– Pamiętaj, moja mała, że najpierw do mnie zadzwoniłaś i że ja mogę ci pomóc. Nie
jakiś tam kochaś, o którym, właśnie sobie przypomniałaś.
W milczeniu i bez mrugnięcia patrzyła na kurze łapki wokół jego oczu, napiętą skórę
na policzkach i mocno zaciśnięte usta. Przesunęła językiem po spierzchniętych wargach.
ś
ałowała, że stoją tak blisko, a nie ma mowy o pocałunkach, które wciąż tak dobrze
pamiętała.
– Mam... tajne materiały – wykrztusiła wreszcie przez ściśnięte gardło.
Siłą woli opanowała się, żeby nie pokonać dzielącego ich jednego kroku. Czuła
łomotanie serca i ogłuszające pulsowanie krwi. Nigdy w życiu nie pragnęła niczego bardziej
niż pocałunków tego mężczyzny.
Stali wpatrzeni w siebie pałającym wzrokiem. Na kilka sekund zapomnieli o bożym
ś
wiecie.
Jake pierwszy się opamiętał i odsunął. Opuścił ręce, odwrócił się i głucho powtórzył:
– Tajne materiały?
– Tak. Półtora roku temu podpisałam umowę z dowódcą wojsk lotniczych – wyjaśniła
z ociąganiem. – Zlecono mi zadania z kryptografii, dla Warren Air Force Base.
– Rozszyfrowujesz tajne depesze?
– Coś w tym guście. – Nieznacznie się uśmiechnęła. – Praca ma dużo wspólnego z
matematyką.
– I podejrzewasz, że ktoś tego szukał w twoich papierach?
– Chyba tylko półgłówek mógł wpaść na podobny pomysł, bo po pierwsze, nikt nie
wynosi takich rzeczy z bazy, a po drugie, nie zostawia ich byle gdzie.
– Może ten osobnik o tym nie pomyślał?
– W takim razie jest wyjątkowo tępy. Pewnie masz rację i jest to wybryk jakiegoś
studenta. Mimo to muszę zawiadomić szefa o tym, co się stało.
– Jak często dostajesz zlecenia?
– Sporadycznie, gdy sobie nie radzą. Ostatnie miałam w listopadzie i od tego czasu
nic.
Wzięła do ręki słuchawkę.
– Jakim sposobem cię zatrudnili?
– Zwyczajnym. Zwrócono się do uniwersytetu z prośbą o współpracę i przysłano
ofertę. Zgłosiłam się, sprawdzono mnie na wszystkie możliwe sposoby i zaangażowano.
Jake patrzył na nią przenikliwym wzrokiem.
– Kiedy to było?
– Półtora roku temu – odparła, czując się jak na przesłuchaniu. – To nie grzech.
– Czyli wtedy, gdy kupiłaś dom?
– Owszem. Mogłam szarpnąć się na taki wydatek tylko dzięki temu, że wpadły mi
dodatkowe pieniądze.
Nachmurzyła się i nerwowym ruchem wykręciła numer. Czekając na połączenie z
pułkownikiem Shaeferem, stała bokiem do Jake’a i patrzyła w okno. Krótko powiedziała, co
się stało, i dodała, że policja podejrzewa studenta.
– No, czego się dowiedziałaś? – spytał Jake, gdy odłożyła słuchawkę.
– Mam go informować o tym, co się dzieje, ale na razie sprawę zostawić policji.
Szczególnie, że o ile mu wiadomo, z bazy nic nie zginęło.
– Co zaszło półtora roku temu, że zmieniłaś tryb życia, przeprowadziłaś się i podjęłaś
nową pracę? Spotkał cię zawód miłosny?
Przecząco pokręciła głową. Nie chciała zdradzić, że spotkał ją zawód właśnie z jego
strony.
– Widocznie nadszedł odpowiedni czas, żeby coś zmienić – odparła, siląc się na
obojętny ton. – Wiesz, chyba niepotrzebnie zabieram ci czas. Strażnik miął rację, tutejsi
ochroniarze...
Jake położył jej dłoń na ustach i powstrzymał potok słów.
– Nie zostawię cię samej w pustym gmachu. Weź wszystko, co potrzebujesz i
jedziemy. Po resztę przyjdziesz, gdy będzie tu więcej ludzie.
– Polecenie służbowe? – mruknęła niezadowolona. – Pamiętam, że zawsze
rozstawiałeś mnie po kątach.
Przyklęknęła, aby pozbierać rozrzucone kartki. Czekało ją kilka godzin
porządkowania i układania.
– Ja ciebie rozstawiałem? Przyganiał kocioł garnkowi... Sama lubisz wszystkimi
rządzić i myślisz, że każdy mężczyzna będzie tańczył, jak mu zagrasz.
– Nieprawda! – Pogardliwie wykrzywiła usta. – Gdy ktoś koniecznie chce tańczyć,
wcale nie czeka, aż mu zagram.
Rzucił jej uwodzicielskie spojrzenie i uśmiechnął się tak, że zakręciło się jej w głowie.
Czuła, że bezwolnie ulega jego urokowi. Pociągała ją ku niemu jakaś niewidzialna siła, niby
magnes. Z trudem walczyła z sobą, żeby się nie poddać.
– Dlaczego tak ciężko dyszysz? – spytał, podnosząc kilka kartek.
– Też byś się zasapał przy zbieraniu. – Hmm... Co zrobisz z tą stertą papierów?
– Wezmę do domu i powkładam do odpowiednich teczek. Nie mogę zacząć zajęć w
takim bałaganie. Muszę coś z tym fantem zrobić.
– Zaczekaj, aż inni przyjdą do pracy, i wtedy na miejscu poukładasz.
– Za późno. Muszę wykorzystać ostatnie wolne dni.
– Jutro Sylwester.
– Co z tego? – burknęła gniewnie. Pamiętała, że umówił się z Diane. – To nie
przeszkoda.
– Będziesz balować?
Pokręciła głową, nie patrząc na niego. Bała się, że zdradzi ją wyraz twarzy.
– Nie masz randki? – Ujął ją pod brodę i zmusił, aby na niego spojrzała. – Naprawdę?
– Wyobraź sobie, że naprawdę.
Coraz bardziej irytowały ją niedyskretne pytania i teraz żałowała, że po niego
zadzwoniła. Bała się, że jeśli zrobi jakąś złośliwą uwagę, rzuci mu w twarz kartki i ucieknie.
Nie miał prawa pytać o jej osobiste sprawy.
– Angel, on nie jest tego wart – rzekł Jake, delikatnie przesuwając palcem po jej
ustach.
Przymknęła oczy, ponieważ dotyk jego ręki wywołał tęsknotę i pragnienie, które
domagało się zaspokojenia.
– O kim mówisz?
– O tym łajdaku, który zranił twoje uczucia. Nie jest wart, żebyś przez niego uciekała
przed życiem.
Otworzyła, oczy i odsunęła się. Zrozumiała, że Jake nie ma pojęcia, iż on jest owym
„łajdakiem”. Trudno w to było uwierzyć, ale chyba naprawdę niczego nie podejrzewał. Nie
zdawał sobie sprawy, że oskarża siebie. Nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać. Niezgrabnie
wstała i położyła papiery na biurku.
– Dziękuję za dobrą radę, ale o mnie się nie martw. Bardzo mi odpowiada obecny styl
ż
ycia – skłamała gładko.
– Angel...
– Naprawdę jest mi dobrze. śyczę tobie i Diane udanej zabawy.
Przymknęła oczy zawstydzona, że wymknęło się jej imię rywalki. Najchętniej
ugryzłaby się w język, lecz było za późno.
– Skąd o niej wiesz? – wycedził Jake lodowatym tonem.
– Nie pamiętam. Gdzieś coś mi się obiło o uszy. No, jestem gotowa. Będę ci
wdzięczna, jeśli pomożesz mi zanieść te papierzyska do samochodu. Potem już sobie poradzę.
Mam nowy, solidny zamek, więc w domu będę bezpieczna. Zresztą, rzekomo przestępcy nie
wracają na miejsce zbrodni. I chyba już im wiadomo, że u mnie nie ma nic ciekawego....
Jake znowu położył palec na jej ustach.
– Odwiozę cię.
W milczeniu wyszli i zamknęli gabinet. Kroki Angeliki głośno dudniły w pustym
korytarzu, natomiast kroków Jake’a wcale nie było słychać.
Wsiadła do samochodu, zatrzasnęła drzwi i ruszyła na pełnym gazie. Chciała jak
najprędzej znaleźć się w domu i zamknąć drzwi na wszystkie spusty.
Jake przez całą drogę jechał tuż za nią. Przed domem zdążył wysiąść i podejść do jej
wozu, zanim zebrała wszystkie kartki. Odprowadził ją, ale nie wziął pod rękę. W innej
sytuacji jego towarzystwo byłoby mile widziane, lecz teraz pragnęła zostać sama.
– Dziękuję, że mnie ubezpieczałeś aż tutaj – powiedziała, patrząc na czubki butów.
– Zadzwoń, jeśli znowu coś się stanie – rzekł głosem nie znoszącym sprzeciwu.
– Co jeszcze może się wydarzyć?
– Nie wiadomo. Zadzwoń!
Posłusznie skinęła głową. Nie chciała się sprzeciwiać, aby nie przedłużać rozmowy.
Ujął jej twarz w dłonie. Ledwo poczuła jego gorący dotyk, straciła głowę. Pocałował
ją powoli, ale zdecydowanie. Przypomniała sobie dawne pieszczoty i jej ciało ogarnęło
podniecenie. Pragnęła nie tylko pocałunków. Miała ochotę zarzucić mu ręce na szyję,
przytulić się i poczuć jego dłonie na całym ciele. Przede wszystkim zaś pragnęła, by ogarnęło
go pożądanie większe niż to, jakie sama czuła.
Niestety! Odsunął się, mówiąc opanowanym głosem:
– śyczę ci szczęśliwego Nowego Roku.
I odszedł. Patrzyła w ślad za nim rozpalona, zarumieniona, z sercem bijącym jak
szalone. śałowała, że nie ma odwagi go zawołać, ale skoro odszedł przed dwoma laty,
widocznie tak musiało być. Zapewne nic się przez ten czas nie zmieniło, więc pozostał taki
sam. Weszła do domu ze spuszczoną głową.
Porządkowanie papierów zajęło jej dwa dni. Na szczęście znalazła cenne notatki,
arkusze ocen i brudnopisy artykułów, które zamierzała opublikować. Musiała skupić się nad
tym, co robi i dzięki temu nie mogła myśleć o Jake’u.
W wieczór sylwestrowy położyła się do łóżka około dziesiątej. Otwierając kryminał,
który od dawna miała zamiar przeczytać, wmawiała sobie, że nie przeszkadza jej samotność
w ostatni dzień roku. Odpędzała myśli o Jake’u i Diane, którzy szaleli na balii. Książka nie
była szczególnie ciekawa, więc nad nią zasnęła. Śniło się jej, że rozmawia z człowiekiem, w
którym Jake rozpoznaje groźnego bandytę i...
Zbudził ją telefon. Spojrzała na zegarek: było kilka minut po północy.
– Słucham – powiedziała zaspana, nie otwierając oczu.
– Angel, życzę ci szczęśliwego Nowego Roku. Rozbudziła się i uśmiechnęła,
ponieważ zalała ją fala nieopisanego szczęścia.
– Ja tobie też. Gdzie jesteś?
– Na balu policjantów. A ty? – W łóżku.
– Sama? – spytał ostrym tonem.
Zaczęła, nerwowo chichotać i przez chwilę nie mogła się opanować.
– Tak, ale tobie nic do tego – odparła równie ostro. – Przecież nie spędzasz Sylwestra
sam.
– Jestem z Diane, którą znam od dawna.
Szeroko otworzyła oczy i zdumienie na chwilę odebrało jej mowę. Dawniej Jake
nigdy nie tłumaczył się z tego, co robi. Widocznie jednak coś się zmieniło. Szkoda, że nic nie
wyjaśnił, gdy przed laty postanowi odejść. Na co teraz liczył? – Dobrze się bawisz? – Jako
tako. Zaczęło się całkiem nieźle, ale teraz koledzy już przechodzą na tematy służbowe. – Czy
Diane też pracuje w policji?
– To nie powinno cię obchodzić. Spałaś już?
– Nie, czytałam.
– Kryminał?
– Po co pytasz?
Usłyszała rozbawiony, kobiecy głos.
– Muszę kończyć – powiedział Jake. – Dobranoc.
– śyczę ci wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. I dziękuję, że o mnie
pamiętałeś.
Zdezorientowana odłożyła słuchawkę. Nie rozumiała, dlaczego dzwonił. Wiedziała, że
gdyby nie zwróciła się do niego o pomoc, wcale by się nie spotkali. Przy pożegnaniu ani
słowem nie wspomniał o dalszych kontaktach. Mimo to zadzwonił z życzeniami
noworocznymi, co od biedy mogła uznać za kontakt osobisty. Dość intrygujące, jeżeli wziąć
pod uwagę, że był na balu w towarzystwie znajomej.
Drugiego stycznia rozpoczynały się zajęcia. Poszła na uczelnię bardzo wcześnie,
ponieważ chciała jak najprędzej doprowadzić wszystko do idealnego porządku. Prawie
wszyscy pracownicy i studenci wrócili z ferii, więc korytarze były pełne i czuła się
bezpieczna.
W trakcie sprzątania zerkała to na zegar, to na telefon. Miała zamiar zadzwonić do
Jake’a i zaprosić go na kolację. Uważała, że wypada podziękować mu za to, iż od razu
pospieszył na ratunek. Pomyślała o tym poprzedniego dnia i w pierwszej chwili chciała od
razu zadzwonić. Po namyśle jednak doszła do wniosku, że najpierw powinna dobrze się
zastanowić, jak sformułować zaproszenie. Chodziło jej o to, by jasno zrozumiał, że jest to
zwykłe podziękowanie za pomoc w ciężkich chwilach. Wpatrzona w telefon uświadomiła
sobie, że równie dobrze mogłaby wysłać kartkę z zaproszeniem. Spojrzała na zegar.
Dochodziła godzina, o której Jake powinien być w pracy, jeżeli nie wezwano go w teren w
pilnej sprawie.
Drżącą ręką wykręciła numer. Uśmiechnęła się, jak gdyby sądziła, że to doda jej
odwagi i pomoże swobodnie rozmawiać.
– Morgan. Słucham.
– Mówi Angel. Dzień dobry.
– Znowu włamanie? – mruknął po chwili milczenia.
– Nie. Jest cisza i spokój. Dzwonię tylko po to, żeby cię zaprosić na kolację. Jesteś
wolny w piątek?
Wyrzuciła wszystko jednym tchem, za prędko. Nie potrafiła rozmawiać z nim
spokojnie. Czekając na odpowiedź, wstrzymała oddech. Milczał tak długo, że sposępniała.
Zdenerwowana wytarła wilgotną dłoń o spodnie.
– Chyba nie będę mógł przyjść, ale dziękuję za zaproszenie – powiedział wreszcie.
– Szkoda. Chciałam ci podziękować za to, że od razu przyjechałeś mnie wesprzeć po
tym drugim włamaniu. – Czuła, że za chwilę się rozpłacze. – Ale jak nie możesz, to trudno.
– Jesteśmy zawsze do usług, szanowna pani – rzekł służbiście.
– Cieszę się, że nasza policja natychmiast odpowiada na każde wezwanie. Jeszcze raz
dziękuję i żegnam.
Odłożyła słuchawkę, żeby nie skompromitować się do reszty. Spojrzała na sufit,
zawzięcie mrugając. Nie mogła się rozpłakać w miejscu pracy. Zresztą, powinna być
przygotowana na to, że Jake odrzuci propozycję.
Poczuła ucisk w piersi – wracał ból, który dokuczał jej przed dwoma laty. Nie
wyleczyła się z miłości. I pomyliła się, sądząc, że Jake zechce przyjść na zwykłą, koleżeńską
kolację.
Drgnęła nerwowo, gdy zadzwonił telefon. Popatrzyła na aparat z wyrzutem, wzięła
książki i wyszła z gabinetu. Do rozpoczęcia zajęć było jeszcze dużo czasu, ale chciała przed
przyjściem studentów napisać na tablicy jedno trudne zadanie. I przy tym zapomnieć o
przystojnym policjancie, który znowu sprawił jej zawód.
Jake rzucił słuchawkę ze złością. Nie rozumiał, dlaczego Angelica nie odpowiada,
skoro przed chwilą dzwoniła. Po namyśle, pocieszył się, że może tak jest lepiej. Wolał
przecież unikać spotkań. Nie chciał wspominać kolacji, do których kiedyś wspólnie zasiadali
oraz wieczorów, które razem spędzali. Przykro mu jednak było, ponieważ słyszał
rozczarowanie w jej głosie, a za żadne skarby świata nie chciał sprawiać jej przykrości.
ROZDZIAŁ TRZECI
Angelica zdziwiła się, gdy po powrocie z pracy zobaczyła przed domem samochód.
Zaskoczyło ją, że Jake przyjechał, mimo iż rano dał jej wyraźnie do zrozumienia, że nie chce
podtrzymywać znajomości. Widocznie później dowiedział się czegoś ważnego.
Miała wielką ochotę minąć dom i odjechać w siną dal, lecz zdawała sobie sprawę, że
zachowałaby się niepoważnie. A jej zdaniem adiunkt powinien umieć stawić czoło każdej
sytuacji.
Jake podszedł do niej, zanim zdążyła wyjąć klucz ze stacyjki.
– Dobry wieczór, Angel.
– Witaj. Co za niespodzianka! Przyjechałeś, bo dowiedziałeś się czegoś nowego. Czy
chcesz jeszcze raz mnie przesłuchać? Uprzedzam, że nic nowego ci nie powiem! Myślałam,
ż
e przekazałeś sprawę Winstonowi. Czy powiedziałeś mu wszystko o włamaniu na uczelni?
Chyba nie wycofał się...
– Przestań, katarynko! Kiedy jesteś podenerwowana, gadasz jak najęta. Wiesz o tym?
Rzuciła mu wściekłe spojrzenie. Doskonale wiedziała, że w zdenerwowaniu mówi,
byle mówić, ale złościła się, gdy ktoś to zauważał.
– Dlaczego mam się denerwować?
– Mnie pytasz?
– Jeśli nawet nerwy mnie trochę zawodzą, to tylko z powodu ostatnich przejść. Chyba
to zrozumiałe, prawda? Dwa włamania – w domu i w pracy. Całe szczęście, że pojechałam na
ś
więta samochodem, bo inaczej...
Jake pocałunkiem zatamował, potok jej słów.
Od razu zapomniała o wszystkich zmartwieniach. Poczuła żywsze pulsowanie krwi i
przyjemne ciepło. Książki wypadły jej z rąk. Jak zahipnotyzowana powoli objęła Jake’a i
ufnie się przytuliła.
Otoczył ją ramionami i delikatnie pocałował najpierw górną wargę, potem dolną.
Jęknęła głucho i przywarła do niego ustami. Nareszcie doczekała się tego, o czym tak długo
marzyła, i tylko to się liczyło.
Odsunął się nieco i szepnął:
– Przy mnie możesz być o wszystko spokojna.
Mówił przytłumionym głosem, w którym brzmiała drażniąco uwodzicielska nuta.
– Przecież jestem wyjątkowo spokojnym człowiekiem. Chciałam ci powiedzieć...
Nie dokończyła. Kolejny pocałunek trwał dopóty, dopóki im starczyło tchu. Angelica
zapomniała, gdzie się znajduje, zapomniała, że nie są w domu. Cały świat wirował i jedyną
ostoją był Jake, jego silne ramiona i muskularne ciało. Całowała go bez opamiętania.
Nie czuła chłodu zimowego wieczoru. Miała wrażenie, że jest w tropikach i szybuje
pod gorejącym słońcem. Jej ciało raz po raz przeszywał rozkoszny dreszcz.
– Jak dobrze – usłyszała gorący szept.
Jake ujął jej twarz w dłonie, bez pośpiechu całował czoło, oczy, usta, szyję...
– Zawsze było cudownie – zapewniła drżącym głosem.
Ogarnęło ją niewysłowione szczęście. Pragnęła, aby pieszczoty trwały wiecznie.
– Nie po to przyjechałem – mruknął Jake, ale nie wypuszczał jej z ramion i nadal
całował.
Czyżby okłamywał oboje?
Wreszcie odsunął się i opuścił ręce. Angelica spojrzała na niego spod
półprzymkniętych powiek. Z trudem wróciła do rzeczywistości. Zawstydziła się, że tak
ż
ywiołowo odwzajemniła pocałunki. Aby ukryć zmieszanie, przykucnęła i zebrała książki.
Poszła do domu, czując, że Jake idzie tuż za nią. Nie miała odwagi spojrzeć na niego, gdyż
postąpiła tak, jakby się narzucała. Bała się, że w jego twarzy wyczyta pogardę.
– Możesz zdradzić, dlaczego przyjechałeś? – rzuciła przez ramię.
Uniosła wyżej głowę. Nie widziała powodu, dla którego miałaby przepraszać za
chwilę słabości. Wprawdzie nie opierała się, gdy ją całował, lecz to nie zbrodnia. Miała
nadzieję, że nie zauważył, jak drżała i jak mocno biło jej serce.
Zamknęła drzwi i powiesiła płaszcz. Dopiero teraz ośmieliła się spojrzeć w oczy
Jake’owi, który patrzył na nią poważnie, długo.
– No, słucham.
– Przyjechałem, żeby ci powiedzieć, co wiemy – rzekł spokojnie.
Nie wiadomo, czy mówił prawdę. Może na poczekaniu wymyślił taki powód
spotkania? Uśmiechnęła się krzywo i odwróciła speszona. Uczciwie musiała przyznać, że dla
niej każdy pretekst jest dobry; najważniejsze, że Jake w ogóle się zjawił.
– Proszę do pokoju. Myślałam, że dzielnicowy Winston będzie mnie o wszystkim
informował.
Opadła na najbliższe krzesło, a Jake’owi wskazała fotel. Usiadł, ale nie zdjął płaszcza;
widocznie miał zamiar zostać tylko kilka minut.
– Rzeczywiście Pete jest odpowiedzialny za wyjaśnienie tej sprawy, ale mówi mi o
wszystkim. Powiedziałem, że mam spotkać się z tobą, więc ci przekażę.
– Dlaczego?
– Co dlaczego?
– Czemu, tracisz czas? I odbierasz pracę bliźnim? O ile się nie mylę, rano wyraźnie
dałeś mi do zrozumienia, że nie mamy z sobą nic wspólnego. Więc czemu przyjechałeś?
Jake niecierpliwym ruchem przeczesał włosy i pochylił się do przodu. Irytowało go,
ż
e Angelica albo udaje, albo naprawdę nic nie rozumie. I okrężną drogą wyprasza go z domu.
Miał ochotę zrobić jej awanturę o to, że go odpycha, a jednocześnie pociąga. Rano chciała
zaprosić go na kolację, przed chwilą gorąco całowała, a teraz traktuje chłodno i z dystansem.
– Przeprowadziliśmy kilka rozmów w bazie i otrzymaliśmy listę osób, które mogły
coś wiedzieć o twojej pracy. Na uniwersytecie dostaliśmy drugą listę. Zajęliśmy się osobami
widniejącymi na obu i próbowaliśmy ustalić, kto ostatnio gwałtownie potrzebował pieniędzy i
w związku z tym mógłby uciec się do włamań. Staraliśmy się ustalić, kto wiedział, że masz
dostęp do tajnych materiałów i że wyjeżdżasz na święta.
– Oszalałeś? Chcesz przesłuchać wszystkich moich znajomych i współpracowników?
Może lepiej od razu dąć ogłoszenie następującej treści: Znajomi pani Angeliki Carstairs
proszeni są o zgłoszenie...
– Nie wygłupiaj się! Taka jest normalna procedura. Jak dotąd nic nie dała, ale mimo to
chciałem, żebyś wiedziała, co robimy w twojej sprawie. Staramy się nie pominąć niczego, co
może nas naprowadzić na trop przestępcy.
– Wystarczyłoby tu i ówdzie zadzwonić – burknęła. Czuła się zawiedziona, że Jake
przyjechał Wyłącznie po to, aby powiedzieć jej tak niewiele. Nie miała pojęcia, dlaczego ją
całował, lecz gotowa była się założyć, że nie liczył na wzajemność. Tymczasem ona jak
gdyby się narzuciła i wymusiła długie, namiętne pocałunki. Teraz palił ją wstyd, więc starała
się nadrabiać miną.
– Chciałem się z tobą zobaczyć... – powiedział Jake z ociąganiem.
– Podczas rozmowy rano zdawało mi się, że jesteś jak najdalszy od tego – syknęła.
– Wyznam ci szczerze, że nie chciałem przyjąć zaproszenia, bo wolałbym unikać
takich scen jak przed chwilą. Są rozkoszne, ale przecież nie mają przyszłości.
W czym zawiniłam, że nie możesz mnie kochać?! – krzyczało serce Angeliki, lecz jej
usta pozostały nieme.
– Czy zauważyłaś jakiegoś podejrzanego osobnika koło domu albo na uczelni?
– Nie. Winston pytał mnie o to samo. Przecież gdybym widziała coś niezwykłego,
powiedziałabym wam bez pytania. Nie jestem tępa.
– Komu byś powiedziała: jemu czy mnie? – spytał nieprzyjemnym tonem.
– On prowadzi sprawę, tak czy nie? – rzuciła ostro.
Irytowała się coraz bardziej. Głównie na siebie, gdyż męczarnią było samo
przebywanie z Jakiem w jednym pokoju. Na ustach jeszcze czuła jego gorące wargi, a
tymczasem on mówił, że nie widzi możliwości spotkań w przyszłości. Nie rozumiała, czego
od niej chce i dlaczego nie odchodzi.
Jake wstał, pochylił się nad nią i palcem przesunął po jej nabrzmiałych wargach.
– Mam nadzieję, że nie bolą.
– Ani trochę.
W duchu dodała, że przez niego boli ją serce, od lat.
Jake westchnął i wyprostował się.
– Do widzenia. Nie musisz mnie odprowadzać.
Posłusznie siedziała bez ruchu, wsłuchana w odgłos jego kroków i skrzypienie drzwi.
Nareszcie została sama, ale wcale nie była z tego zadowolona.
Przymknęła oczy i wyobraziła sobie, że Jake jeszcze z nią jest. Miała wrażenie, że
wystarczy wyciągnąć rękę, a dotknie go i będzie mogła się przytulić. Westchnęła ze
smutkiem. Czuła, że czeka ją długa, bezsenna noc.
Rzeczywiście nie mogła zasnąć. Słyszała, jak zegar wybija północ, potem godzinę
pierwszą, a sen jak nie przychodził, tak nie przychodził. Przewracała się z boku na bok i
przywoływała różne wspomnienia, lecz wszystkie bladły wobec tego, co zaszło wieczorem.
Wciąż czuła podniecenie, jakie ją ogarnęło, gdy znalazła się w ramionach ukochanego.
Marzyła nie tylko o pocałunkach.
Zaklęła z cicha. Irytowała się, że nie może zasnąć, a o ósmej czekały ją zajęcia ze
zdolnymi i dociekliwymi studentami. Powinna być wyspana i przytomna, aby bezbłędnie
odpowiadać na liczne pytania.
Postanowiła napić się brandy. Miała nadzieję, że alkohol pomoże oderwać myśli od
Jake’a i zasnąć. Doszła do kuchennych drzwi, w chwili gdy rozległ się brzęk szkła.
Automatycznie zapaliła światło. W stłuczonym oknie dostrzegła męską rękę, która
błyskawicznie zniknęła. Zmartwiała na parę sekund, a potem zadzwoniła na posterunek.
Urywanymi zdaniami powiedziała, że spłoszyła złodzieja, który próbował przez okno
dostać się do domu. Odłożyła słuchawkę i wystraszona czekała na dźwięk syreny policyjnego
wozu. Dygocąc na całym ciele, stała przy telefonie i patrzyła to na okno, to na drzwi do
kuchni. Niewiele słyszała poza szumem krwi w skroniach. Nie była pewna, czy definitywnie
odstraszyła intruza. Zarzuciła na ramiona płaszcz i nie ruszała się z miejsca, zdecydowana, że
wybiegnie na ulicę, jeśli włamywacz wejdzie przez okno w kuchni.
Podskoczyła nerwowo, gdy załomotano do drzwi. Przyjechała policja. Dyżurny
policjant spisał zeznania, zabezpieczył okno i obszedł dom naokoło. Na ulicy stanął patrol.
Przyszli zaniepokojeni Bensonowie, którzy zaproponowali Angelice nocleg u siebie.
Przez ułamek sekundy miała ochotę odmówić i zadzwonić do Jake’a, lecz nie uległa
pokusie. Zabrała potrzebne rzeczy, zamknęła dokładnie drzwi i poszła do sąsiadów. Zaczęła
dręczyć ją przykra myśl, że jeśli włamania nie ustaną, będzie zmuszona sprzedać dom.
Teraz tym bardziej nie mogła zasnąć. Głowiła się nad tym, czego można u niej szukać,
skoro
nie
posiada
materiałów
zawierających
tajemnice
państwowe,
papierów
egzaminacyjnych czy kosztowności. O co złodziejowi chodziło?
Przeskoczyła myślami do Jake’a. Ciekawa była, jak zareaguje, gdy dowie się o próbie
włamania Sądziła, że już nie potrzebuje jego pomocy i że wystarczy rutynowa opieka policji,
co miało ten plus, że w, obecności nie znanych policjantowi czuła się spokojna, a przy nim
miała nerwy napięte do ostatnich granic. Wolała więc unikać kontaktów z Jakiem, które
ciągłe raniły jej serce.
Postanowiła nie poddać się i mężnie stawić czoło piętrzącym się przeciwnościom. W
ostateczności zawsze mogła wezwać na pomoc któregoś z braci. Usnęła, powtarzając sobie
owo postanowienie.
Rano wróciła do domu, aby przygotować się do zajęć. Wszystko wyglądało jak
wczoraj. Przyjechał dzielnicowy Winston, który zadał jej kilka pytań.
– Wydaje mi się, że nie powinna pani mieszkać całkiem sama – rzekł, patrząc na nią z
troską. – Czy mogłaby pani wyprowadzić się, do czasu gdy znajdziemy tego ptaszka? Może
pani pomieszkać u rodziny lub przyjaciół?
– Naprawdę uważa pan, że, grozi mi niebezpieczeństwo? – zaniepokoiła się nie na
ż
arty.
– Sytuacja staje się groźna, bo ten nocny włamywacz na pewno wiedział, że pani jest
w domu. Wygląda na to, że ma niewiele do stracenia.
Namyślała się przez chwilę.
– Kilka dni mogę spędzić u znajomej, ale nie chcę nikomu długo zawracać głowy.
– Może wczorajsze włamanie naprowadzi nas na trop i wkrótce znajdziemy
nieproszonego gościa. Mimo to radzę pani nie ryzykować... Lepiej nocować gdzie indziej.
Czwartek zawsze był najtrudniejszym dniem. W związku z wizytą dzielnicowego
Winstona Angelica spóźniła się na pierwsze zajęcia i wpadła do sali zdyszana, niezbyt
przytomna. Uczucie zagubienia towarzyszyło jej przez całe przedpołudnie. Nie zdążyła
przygotować się tak starannie jak zawsze, więc bała się, że lada moment popełni kardynalny
błąd. Nie mogła skupić się wyłącznie na zadaniach, ponieważ dręczyły ją obawy o dom i
strach, przed ewentualnym włamaniem.
Podczas lunchu zastanawiała się, u kogo mogłaby mieszkać kilka dni bez sprawienia
większego kłopotu. Sandy, serdeczna przyjaciółka, nie miała rodziny i mieszkała blisko. Kyle
był trochę za daleko, a poza tym traktował siostrę protekcjonalnie, co ją bardzo irytowało.
Lubiła swą niezależność i wcale się jej nie uśmiechało, że na jakiś czas będzie musiała z niej
zrezygnować. Przede wszystkim jednak nie była przekonana, że należy zostawić dom bez
opieki. Możliwe, że sama będzie bezpieczniejsza, lecz> jej nieobecność ułatwi złodziejowi
zadanie.
W połowie ostatnich zajęć, gdy pisała na tablicy nowy, skomplikowany wzór,
skrzypnęły drzwi. Odwróciła się i zastygła w bezruchu, ponieważ wszedł Jake i jakby nigdy
nic stanął w rogu sali.
Straciła wątek, a zdziwieni studenci obejrzeli się, aby zobaczyć, dlaczego
wykładowczyni patrzy w jeden punkt za ich plecami. Angelica opanowała się i dokończyła
pisać wzór. Odzyskała jasność myślenia i mogła nadal prowadzić zajęcia.
Jednak nie bez trudu, ponieważ jej uwagę rozpraszała czarno ubrana postać w końcu
sali. Studenci przepisali wzór i poprosili o wytłumaczenie twierdzenia z poprzednich zajęć.
Wyjaśniła spokojnie i dokładnie, podała praktyczne zastosowanie, ale nie zdołała naprawdę
zainteresować ich tematem. Udawała, że nie zauważa Jake’a, lecz jego obecność
przeszkadzała jej się skupić. Zwolniła studentowi trochę, wcześniej, co oczywiście przyjęli z
aplauzem.
Podczas gdy hałaśliwie opuszczali salę, nadal udawała, że zapomniała o Jake’u. Przez
cały czas czuła na sobie jego wzrok, lecz nie patrząc w jego stronę, starannie złożyła prace
domowe, a potem starła tablicę.
Kiedy zamknęły się drzwi za ostatnim studentem, Jake wolnym krokiem podszedł do
katedry. Patrzyła na niego wystraszona, z sercem podchodzącym do gardła. Wyglądał
groźnie. Miał zmarszczone czoło, zmrużone oczy i zaciśnięte usta. Pod obcisłym swetrem
rysowały się potężne bicepsy. Oblizała spierzchnięte wargi. Stanął tak blisko, że poczuła
znajomy zapach, który tylko z nim kojarzyła. Pamiętała go sprzed lat i wiedziała, że nigdy nie
zapomni. Lekko ugięły się pod nią kolana i bezwiednie postąpiła krok naprzód. Czuła się jak
ć
ma, która leci do świecy, chociaż wie, że zginie w płomieniach.
– Kłopoty się nie skończyły, moja mała – powiedział Jake półgłosem.
Jego głos zabrzmiał jak najpiękniejsza muzyka.
Broniąc się przed nim ostatkiem sił, zaprotestowała słabo:
– Jak na kobietę, wcale nie jestem taka mała. Mam metr sześćdziesiąt pięć.
Jake ujął jej dłoń i pocałował każdy palec z osobna. Czuła, że ma nogi jakby z
miękkiego wosku, więc by nie stracić równowagi, oparła się o jego pierś.
– W porównaniu ze mną jesteś malutka.
Wziął jej ręce w swoje i pocałował. Potem objął ją i przytulił tak mocno, że stopili się
w jedno ciało.
– Jesteś mała, ale piękna – dodał, ustami muskając jej włosy.
– Przestań! Zabraniam ci przychodzić znienacka i dezorganizować mi zajęcia.
– Bardzo panią profesor przepraszam, ale wszedłem po cichutku i nie pisnąłem ani
słowa.
Położył jej jedną rękę na karku, drugą przesunął po plecach.
– Ja...
Urwała. Nie miała prawa go oskarżać, ponieważ sama zawiniła. Przeszkadzała jej
własna reakcja na jego widok. Teraz, przytulona do niego, traciła zdolność jasnego myślenia,
nawet przestawała oddychać. Nie miała siły go odepchnąć ani się odsunąć.
Jake odchylił jej głowę i pocałował jedwabistą skórę szyi. Przeszył ją dreszcz od stóp
do głów. Wsunęła mu ręce pod sweter i przytuliła się ze wszystkich sił, jakie jej jeszcze
zostały.
– Dlaczego wczoraj nie zadzwoniłaś po mnie? – spytał chrapliwie.
Nie mogła wydobyć głosu, więc milczała.
– Mówiłem ci, że masz dzwonić, jeśli coś się stanie. Czy możesz sobie wyobrazić, jak
mi było głupio, gdy rano Pete powiedział, że znowu ktoś dobierał się do twojego domu?
– Po co mam cię w to wciągać? – Ogarnęła ją złość i rozczarowanie. Jego pytanie
oznaczało, że przyszedł tylko z poczucia obowiązku. – Przecież i tak zdziałałbyś tylko tyle, co
dyżurny policjant A resztę nocy spędziłam u sąsiadów.
– Na pewno zrobiłbym więcej niż zwykły policjant – rzucił ze złością. – Zaraz się
przekonasz, co mam na myśli. – Puścił ją i spojrzał na biurko: – To wszystko twoje manele?
Zachwiała się lekko, oparła o tablicę i skinęła głową.
– Gdzie je schować? – spytał, zgarniając papiery.
– Zabiorę do gabinetu. Zostaw! – syknęła. – Sama dam radę. – Widząc, że bierze
notatki pod pachę, krzyknęła: – Nie słyszysz, co mówię?!
– Słyszę, słyszę i wiem, że pierwszorzędnie sobie radzisz. No, idziemy. Szkoda czasu,
bo przed nami daleka droga.
– Jaka droga? Co ty wygadujesz?
Musiała prawie biec, aby za nim nadążyć. W gabinecie rzucił wszystko na biurko i
wziął ją pod rękę.
– Idziemy.
Gniewnie tupnęła nogą i wyszarpnęła rękę.
– Idź, wolna droga. Co ty sobie wyobrażasz? Jakim prawem tak się rządzisz? I dokąd
to się wybierasz?
– Wybieramy – poprawił. – Na kilka dni biorę cię pod swoje skrzydła. Nie możesz
zostać w Laramie, bo jest niebezpiecznie i ten wariat jeszcze gotów cię napaść. Pete
powiedział, że radził ci...
– Planowałam, że przeniosę się do przyjaciółki.
– Odwołaj.
– Nie mam co odwoływać, bo...
– Tym lepiej. Zabierasz coś stąd?
– Nie twoja sprawa, bo nigdzie z tobą nie jadę.
Nie wiedziała, jak wybrnąć z kłopotliwej sytuacji. Z jednej strony zachwyciła ją
perspektywa spędzenia kilku dni z ukochanym sam na sam, lecz z drugiej wiedziała, że to
zniszczy jej spokój ducha na całe życie.
– Dokąd chcesz mnie wywieźć? – spytała, udając obojętność.
Jake błysnął zębami w uwodzicielskim uśmiechu, któremu nigdy nie mogła się oprzeć.
Czuła, że potulnie da się zabrać na koniec świata.
– Mam dom w górach, niedaleko stąd. Posiedzimy tam do poniedziałku. Dzięki temu
Pete będzie miał czas i spokój, żeby po nitce dojść do kłębka.
– Jaka nitka? Jaki kłębek?
– Masz szczęście, że obok ciebie mieszka młoda matka, która musi wstawać do
dziecka. Wczoraj wracała do łóżka, gdy usłyszała brzęk tłuczonego szkła. Natychmiast
wyjrzała przez okno i zobaczyła nie tylko złodzieja, ale i jego samochód. Opisała go niezbyt
dokładnie, ale wiemy tyle, że niedługo złapiemy tego faceta. Jednak potrzebujemy trochę
czasu.
– W takim razie mogę zostać w domu.
– Wykluczone. Jedziesz ze mną i koniec dyskusji. Popchnął ją lekko, więc wyszła z
gabinetu. Gonitwa myśli nie pozwalała jej na szybkie podjęcie decyzji. Jakie rozwiązanie
byłoby najrozsądniejsze? Serce wiedziało, czego pragnie, lecz ono ma niewiele wspólnego z
rozsądkiem.
– Jest dopiero czwartek – mruknęła. – Nie możemy wyjechać na tyle dni.
Sądziła, że to bardzo trzeźwa uwaga, świadcząca o tym, iż myśli spokojnie i logicznie.
Nie chciała zdradzić się z uczuciem radości, jakie ją ogarnęło.
– Jutro masz wolne, prawda?
– Tak, ale ty chyba pracujesz? – odparła pytaniem na pytanie.
– Nie, wziąłem urlop. Od lat nie miałem chwili wytchnienia, więc należy mi się
wypoczynek.
– Czyżby?
– Co czyżby? – Nie czekając na odpowiedź, dorzucił: – Możesz tu zostawić wóz?
– Mogę, ale...
– No to wskakuj do mojego. – Pomógł jej wsiąść do dżipa i zapiąć pas.
– Wcale nie jestem przekonana, że to jest najlepsze wyjście – oponowała słabo.
– Nie musisz. Grunt, że ja o tym wiem. Osobiście przypilnuję, żeby nic ci się nie stało.
– Skąd ta pewność, że potrafisz?
Pomyślała rozżalona, że kiedyś właśnie przez niego coś się stało. Na pewno nie
podejrzewał, że już raz złamał jej serce i teraz może zrobić to samo.
Zapakowała walizkę i włożyła dwa fachowe czasopisma do torebki. Więcej Jake nie
pozwolił zabrać.
Niebawem mknęli autostradą w góry i dopiero za miastem Angelica w pełni
uświadomiła sobie, że spędzi kilka dni z ukochanym. Z mężczyzną, który nic nie wie o jej
miłości i jedzie z nią wyłącznie z poczucia obowiązku. Po złapaniu przestępcy, znowu zniknie
z jej życia i zostawi ją samą.
Nagle po jej ustach przemknął błogi uśmiech. Zamiast zamartwiać się na zapas,
postanowiła się cieszyć, że ma przed sobą trzy dni, podczas których może będzie szczęśliwa.
A potem zostaną piękne wspomnienia do końca życia. Zgodziła się na wyjazd z wolnej,
nieprzymuszonej woli, ponieważ chciała być z ukochanym. Była przekonana, że nie może
liczyć na stały związek z nim, więc chciała przynajmniej wykorzystać to, co życie
niespodziewanie jej zaoferowało.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Promienie słońca odbijały się od śniegu, więc iskrzący blask raził w oczy. Angelica
założyła ciemne okulary i spojrzała na pola przykryte grubą śniegową pierzyną. W oddali
majaczyło stado bydła. Ów sielski widok przywołał wspomnienia beztroskich lal, które zbyt
prędko się skończyły. W dzieciństwie uwielbiała zimę. Co roku wraz z braćmi urządzali
konkursy, na które lepili różne figury i budowali fortece. Najwięcej jednak przyjemności
sprawiały im bitwy, podczas których walczyli z wrogiem śnieżnymi kulami. Była najmłodsza,
więc nigdy nie wygrywała, a mimo to dzielnie stawała na placu boju. Teraz usiłowała sobie
przypomnieć, kiedy ostatni raz obrzucali się śnieżkami. Zapewne tuż przed śmiercią
rodziców. Po tragicznym wypadku Rafe zmienił się nie do poznania – spoważniał i jako
najstarszy czuł się w obowiązku zaopiekować młodszym rodzeństwem. Dopiero teraz
uświadomiła sobie, że Rafe chyba najbardziej odczuł śmierć rodziców. Sam był prawie
dzieckiem, a musiał zająć się młodszymi.
– Co cię gnębi? – zapytał Jake cicho. Drgnęła, nagle wyrwana z zamyślenia.
– Przypomniało mi się dzieciństwo. Widok śniegu zawsze budzi we mnie chęć do
zabawy. A w tobie?
Jake wzruszył ramionami.
– Lubię jeździć na nartach, ale nie wiem, czy to można nazwać zabawą. Co rozumiesz
przez zabawę?
– Tarzanie się w śnieżnym puchu, obrzucanie kulami, lepienie figur ze śniegu. Wiesz,
urządzaliśmy konkurs na zrobienie na śniegu najlepszego śladu orła i mama była sędzią.
Robiłam lepszego orła niż bracia, więc na ogół dostawałam pierwszą nagrodę. – W jej
policzkach pokazały się dołeczki. – Pewno dlatego tak to lubiłam, bo wygrywałam. Tylko w
tym byłam najlepsza, a we wszystkim innym bracia zdecydowanie mnie prześcigali.
– Czy opiekowali się tobą, gdy zostaliście sami?
– Tak. Bardziej Rafe, bo ojcował nam po śmierci rodziców. Kyle oczywiście też
wtrącał się do mojego wychowania i ciągle mnie pouczał. Ale obaj czuli się za mnie
odpowiedzialni.
– Rafe jest najstarszy?
– Tak. Nawet przyznano mu prawo do opieki nad nami do pełnoletności. On miał
prawo, ale to Kyle się wymądrzał i chciał rządzić.
Jakie rzucił jej ukradkowe spojrzenie, ale nic nie rzekł. Wiedział aż nadto dobrze, jak
dalece Kyle jest gotów posunąć się w swej opiece nad siostrą. Miał wielką ochotę powiedzieć
Angelice, jak apodyktyczny jest jej brat, lecz w porę się opamiętał i ugryzł w język. To
należało do przeszłości, a poza tym musiał przyznać mu rację. Zdaniem Kyle’a nie był
odpowiednim mężem dla Angeliki. Podobna opinia nie miałaby znaczenia, gdyby Jake się z
nią nie zgadzał, ale w głębi serca był przekonany, że Kyle ma rację. Wiedział, że Angelica
podkochuje się w nim i sam żywił wobec niej gorące uczucia. To jednak nie zmieniało faktu,
ż
e ani jego przeszłość, ani obecny tryb życia nie były odpowiednie dla tak delikatnej kobiety.
Co do tego obaj się zgadzali.
Zorientował się, że Angelica coś mówi.
– ...siostry?
– Przepraszam, co mówiłaś? – spytał, wracając do rzeczywistości. – Zamyśliłem się.
– Pytałam, czy masz braci albo siostry. Nigdy nie wspominałeś o rodzinie. Jeśli ktoś
milczy na ten temat, to jeszcze nie znaczy, że nikogo nie ma.
– Ale w moim wypadku znaczy – rzekł tonem, który wykluczał dalsze pytania na ten
temat.
Angelice zrobiło się przykro. Dawniej wiedziała, że milczenie Jake’a oznacza, iż
roztrząsa jakąś ważną kwestię służbową. I wtedy śmiało pytała, o czym myśli. Teraz czuła, że
jest inaczej, więc się nie odezwała. Chociaż bardzo ją interesowało, co Jake robił przez
ostatnie, dwa lata, jakie zbrodnie wykrył, jak teraz planował znaleźć włamywacza.
Najbardziej zaś intrygujące było pytanie, czy zabrał ją z Laramie tylko i wyłącznie z obawy
przed przestępcą, czy też miał jakieś inne powody.
– Bardzo mi ciebie brakowało przez te lata – wyznała prawie szeptem. – A ty za mną
choć trochę tęskniłeś?
Jake skinął głową.
Na końcu języka miała pytanie, czemu wobec tego tak długo się nie odzywał i
dlaczego nie odpowiadał na telefony. Nie zdobyła się jednak na takie dociekania i zamiast
tego spytała:
– Dokąd jedziemy?
– Do mojej chaty.
– Nie wiedziałam, że jesteś posiadaczem ziemskim. Gdzie leży twój majątek?
– Nie kpij. Parę lat temu kupiłem kawałek ziemi koło Centennial, ale dopiero
niedawno postawiłem tam chatę. Pomagali mi koledzy z pracy, więc w rewanżu mogą teraz
przyjeżdżać na wczasy.
– Coś podobnego! Bardzo jestem ciekawa, jak wygląda dzieło twoich rąk.
– Nie spodziewaj się zbyt wiele, bo chata jest mała. Za to widok rozległy i piękny.
Pół godziny później stanął przed niewielkim drewnianym domem, oświetlonym
promieniami zachodzącego słońca. Angelice wyrwał się okrzyk zachwytu:
– Jak w baśni Andersena! Chyba przyjeżdżasz tu w każdej wolnej chwili, co?
– Nie, bardzo rzadko.
Nie chciał się przyznać, że postanowił zbudować dom, aby oderwać myśli od
bolesnych wspomnień. Niestety, okazało się, że jest mu źle na odludziu i że w samotności
jeszcze więcej rozmyśla o tym, co utracił.
Angelica wysiadła i po kolana zapadła się w śniegu. Potykając się i sapiąc z wysiłku,
doszła do domu.
Otworzył drzwi i odsunął się, aby przepuścić gościa. Z ciekawością rozejrzała się po
pokoju. Umeblowanie było bardzo proste, lecz funkcjonalne. Po lewej stronie, przed
kominkiem, stała kanapą i fotele. Po prawej duży sosnowy stół i krzesła. Dalej była wnęka
kuchenna, a obok niej zamknięte drzwi.
Odetchnęła z ulgą, gdy zorientowała się, że nie ma ani śladu kobiecej ręki. Pomyślała,
ż
e chętnie ożywiłaby pokój firankami, kolorowymi poduszkami, chodnikiem. Lecz to nie był
jej dom, więc nic nie mogła tu zmieniać.
– Bardzo tu ładnie – powiedziała z uznaniem.
Jake patrzył na pokój, jak gdyby widział go pierwszy raz. Porównał go z kolorowym,
przytulnym domem Angeliki i pokręcił głową.
– Trzeba by go jakoś wykończyć, ale brak mi do tego smykałki. Może ty coś
doradzisz? – Postawił walizki i zamknął drzwi. – Brr, zimno jak na biegunie, więc na razie się
nie rozbieraj. Zaraz rozpalę w kominku i będzie ciepło.
Angelica postawiła torbę na krześle, podeszła do okna i zapatrzyła się na krajobraz.
Dom stał na stoku nad doliną. Przeciwległe zbocza jeszcze oświetlało słońce, więc tam śnieg
skrzył się złociście. Przemknęła jej myśl, że na tak pięknym świecie nie powinno być
przestępstw i nieszczęść. Westchnęła i odwróciła się.
– Mógłbyś stąd dojeżdżać do pracy – powiedziała, przysiadając na poręczy kanapy.
– Wolę miasto, żeby być pod ręką. Tu jest wymarzone miejsce na wakacje.
– Dlaczego częściej nie przyjeżdżasz? Nie lubisz być sam? To poszukaj sobie
chętnych do towarzystwa, a na pewno sporo znajdziesz.
– Mam niewielu znajomych.
– Ale chyba masz choć jedną bratnią duszę – szepnęła.
– Pewno chodzi ci o kobietę – rzekł powoli, patrząc jej w oczy. – Wyobraź sobie, że
nigdy tu z żadną nie byłem.
Spłonęła gorącym rumieńcem. Bardzo się zawstydziła, a jednocześnie ucieszyła, że
jest pierwszą kobietą, którą zaprosił do swego domu. śałowała, że nie miała okazji pomagać
mu przy budowie. I nie wiedziała, czy poważnie potraktować propozycję, by poradziła, jak
upiększyć wnętrza.
– Dlaczego? – spytała przytłumionym głosem.
Jake uśmiechnął się, podszedł i pogładził ją po zaczerwienionym policzku.
– Jest tylko jedno łóżko. – Dostrzegł zdumienie w jej oczach, więc dodał: – Nie bój
się, tę kanapę można rozłożyć. – Przyglądał się jej z rozbawieniem. – Uspokoiłem cię?
Skinęła głową. śałowała, że nie jest tak odważna jak w marzeniach. Korciło ją, aby
się do niego przytulić i szepnąć na ucho, że nie warto rozkładać kanapy, bo w łóżku na pewno
starczy miejsca dla dwojga. Gdy marzyła, była odważna i bez oporów wyznawała mu miłość,
lecz teraz nie mogła się na to zdobyć.
Jake, odsunął, się i rozpiął marynarkę.
– Robi się ciepło. Zobaczę, jakie mamy zapasy. Może starczy na kolację, a jeśli nie,
skoczę do Centennial. Nie rozbierzesz się?
Niechętnie zdjęła płaszcz. Według niej w domu nadal panował mróz i wątpiła, czy
ogień w kominku prędko podniesie temperaturę. Znała lepszy sposób na rozgrzanie się –
pocałunki. Już na samą myśl o tej przyjemności poczuła błogie ciepło.
Z napięciem obserwowała Jake’a krzątającego się w kuchni. Miała ochotę zarzucić mu
ręce na szyję, więc aby się opanować, zacisnęła pięści i wsunęła do kieszeni swetra. Na
wszelki wypadek odwróciła się do okna w obawie, że Jake wyczyta tęsknotę w jej oczach.
– Mrożone mięso, puszka kukurydzy i torba ziemniaków – usłyszała wyliczanie. –
Starczy?
Nie rozumiała, jak można w takiej chwili martwić się o kolację, ale odparła:
– Oczywiście. Mogę usmażyć mięso i zrobić sos – zaproponowała. – Już się biorę do
roboty.
Pomógł jej zdjąć sweter, rzucił go na krzesło i ujął jej twarz w dłonie.
– Pamiętam twoje sosy, bo lepszych nikt nie umie robić.
– Cieszę się, że ci smakowały. Mężczyznom łatwo dogodzić. Wystarczy obfity, jako
tako smaczny posiłek i już im dobrze. – Uśmiechnęła się zalotnie. – Mam rację?
– Skąd mam wiedzieć? Ale pamiętam, że tak twierdziłaś... – Urwał i jakby po namyśle
dodał: – Pamiętam wszystko, co mówiłaś. – Obrzucił spojrzeniem jej twarz, jakby sprawdzał,
czy pamięta każdy szczegół. – Nic nie zapomniałem.
Zaniemówiła. Dziwne, że wszystko pamiętał, a tak długo się nie odzywał.
– Zawsze ślinka mi ciekła przed każdą kolacją u ciebie. Więc pozwalam ci gotować,
ale pod warunkiem, że nadal jesteś dobrą kucharką, że nic się nie zmieniłaś. – Pocałował ją w
czubek nosa. – Idę rozpalić w kominku w sypialni, bo nie chcę, żebyś w nocy zamarzła na
kość.
– Mogę spać na kanapie – rzuciła obrażona tym, że pocałunek był taki krótki,
bezosobowy. – Naprawdę. – Takiemu gościowi jak ty wypada odstąpić łóżko – oświadczył
zdecydowanym tonem.
Angelica stała w kuchni, lecz myślami była w sypialni. Nie miała najmniejszego
zamiaru się sprzeciwiać, ponieważ to mogła być jedyna okazja, aby spać w jego łóżku.
Powinna ją wykorzystać, choćby dlatego, aby sprawdzić, jakie będzie miała sny.
Po powrocie Jake zajął się obieraniem ziemniaków. Pracowali zgodnie, jak gdyby
mieli za sobą lata praktyki. Angelica miała wrażenie, że odbywa się coś na podobieństwo
tańca rytualnego, gdyż co i rusz przechodzili koło siebie. Ustępowali sobie miejsca, zbliżali
się i oddalali. Raz zderzyli się, prędko odskoczyli i wybuchnęli gromkim śmiechem.
– Widzę, że już ci ciepło, bo masz zaróżowione policzki. A oczy jak niezabudki.
– Oczy mam niebieskie od urodzenia – odparła drżącym z emocji głosem – a policzki
różowe od gorąca.
Nie przyznała się, że jego obecność znacznie bardziej ją rozgrzewa niż piec.
– Musimy uważać, żeby nie potłuc naczyń.
To mówiąc, odstawił kieliszki i objął ją. Całował delikatnie, czule... nie mógł oderwać
się od jej ust. Chętnie poddała się ogarniającemu ją uczuciu błogości. Długo była pozbawiona
czułości, o której marzyła co noc, a teraz miała wrażenie, że źródlaną wodą zaspokaja wielkie
pragnienie. Wiedziała, że podobnych przeżyć nie dostarczy jej nikt inny i że nikogo nie zdoła
tak mocno pokochać. Jake był dla niej jedynym mężczyzną, wymarzonym i ukochanym.
Uważała, że są dla siebie stworzeni i że nic nie powinno ich rozdzielić.
Powoli uniósł głowę. Oboje oddychali z trudem, co uznała za znak, że ogarnęło ich
takie samo podniecenie. Być może nadszedł czas, aby wyjaśnić, co zaszło przed dwoma laty i
dlaczego się rozstali.
Jake pociągnął nosem i zapytał z niepokojem:
– Czujesz mięso?
– Ojej, ratunku! Spaliłam!
Okręciła się na pięcie i złapała patelnię. Taki wstyd! Chciała zrobić korzystne
wrażenie, a przypaliła mięso! Wzięła kawałek na widelec i zajrzała pod spód; było tylko
mocno zrumienione. Da się uratować. Ciekawe, czy bliższa znajomość z Jakiem też jest do
uratowania...
Nakryli stół i zasiedli, do kolacji. Jake jadł z wielkim apetytem, jak po długim poście.
– Dlaczego tak zgłodniałeś? Sto lat nie jadłeś?
– Rzuciłem się najedzenie, bo ty je przygotowałaś. Kolacje w kantynie i moje własne
stają mi już kością w gardle.
Zapatrzyła się w kieliszek z winem i cicho zapytała:
– Co porabiałeś przez te lata?
Drżała z obawy, że nie zechce nic powiedzieć, a pragnęła usłyszeć o wszystkim.
Chciała nie tylko wiedzieć, co robił w pracy, ale i z kim się spotykał, gdzie wyjeżdżał, co
widział.
– Pracowałem za dwóch, bo budowałem dom.
– A wakacje?
– Wszystkie wolne chwile spędzałem tutaj. – Wzruszył ramionami. – Namordowałem
się, a końca nie widać. Radzisz mi powiesić tu firanki? Mam kupić chodnik czy zostawić gołą
podłogę?
Spojrzała na niego spod rzęs. Przypomniała sobie Diane i poczuła ukłucie zazdrości.
– Mogę poradzić to i owo, jeśli nie masz nikogo, kto zrobi to lepiej ode mnie.
– Bardzo mi się podoba, jak sobie urządziłaś dom. Jest taki przytulny, że chciałoby się
w nim dłużej posiedzieć.
Ucieszyła się, że jej wysiłki nie poszły na marne, ponieważ włożyła serce w
urządzanie domu. Upiększając pokoje, zapełniała pustkę po jego odejściu.
– Przez dwa dni trudno dużo zdziałać, ale pomyślę nad tym, co by się przydało.
– śabko, mogłabyś nie tylko myśleć. Jeśli naprawdę chcesz mi pomóc, w tygodniu
zrobimy zakupy w Laramie, a potem znowu tu przyjedziemy.
Ogarnęła ją radość. Cieszyła się, że Jake ma zamiar spędzić z nią kilka dni nie tylko
teraz, ale i w następnym tygodniu, a w dodatku prosi, by pomogła mu zrobić zakupy. To zaś
niewątpliwie oznaczało, że zabrał ją do siebie nie tylko dlatego, aby ustrzec przed
niebezpieczeństwem.
– Mówisz poważnie?
– Zupełnie serio.
– Więc ci pomogę.
Z trudem ukryła radość i podniecenie. Była zachwycona, że będą spotykać się jeszcze
przez ponad tydzień. Nie liczyła na tyle szczęścia.
Wspólnie posprzątali ze stołu, potem Angelica pozmywała, a Jake wytarł naczynia. Po
zakończeniu pracy nagle zarzuciła mu ręce na szyję. Objął ją, czule przytulił i zapytał
zmienionym głosem:
– Czego oczekujesz ode mnie?
Otworzyła usta, aby powiedzieć, o czym marzy, lecz nie zdołała wykrztusić ani słowa.
Oblała się rumieńcem i czuła, że traci głowę. Szepnęła ledwo dosłyszalnie:
– Zrobić kawę?
– Tylko to chciałaś powiedzieć? – spytał zawiedziony, patrząc na nią pociemniałymi
oczami.
– Na razie tak.
Trzymał ją w objęciach i nie odrywał wzroku od jej zarumienionej twarzy. Przytulona
do jego silnego ciała czuła się słaba i krucha. Było to niebywałe wrażenie, ponieważ
większość mężczyzn, których znała, niewiele przewyższała ją wzrostem.
– Od razu nasypać cukru? – zapytała, patrząc zalotnie.
– Co mi tam cukier. – Przytknął do ust jej palec wskazujący. – Wystarczy, jeśli tym
posłodzisz. Jesteś słodka jak miód.
Wsunął palec do ust. Poczuła, że uginają się pod nią nogi, więc czym prędzej oparła
się o szafkę. Przypomniała sobie, że zawsze to mówił i do jej oczu napłynęły łzy. Nie
rozumiała, jak mogła zapomnieć o tak rozkosznym drobiazgu.
– Kochanie moje, co ci? – spytał, ocierając łzy z jej policzków.
– Nic. Przypomniało mi się, że zawsze tak mówiłeś.
– Bo to prawda. Jesteś najsłodsza na świecie – szepnął ledwo dosłyszalnie.
Pocałował jej odwróconą dłoń, potem? musnął ustami jej włosy, szyję...
– Nic nie zrobię, jeśli mi będziesz przeszkadzał – szepnęła załamującym się głosem.
Czuła, że opada z sił. – Chcesz kawy?
Jake długo nie odpowiadał, a ona nie podnosiła oczu. Bała się, że w jego twarzy
zobaczy nie to, czego oczekuje.
– Mogę się napić – rzekł wreszcie nieswoim głosem. – Ale najpierw idę zmienić
pościel.
– Zaraz ci pomogę – zawołała za nim bez tchu – bo na kawę i tak trzeba poczekać.
Sypialnia była duża, mało przytulna. W oknach nie było ani firanek, ani zasłon.
Angelicę przebiegł po krzyżu niemiły dreszcz, gdy pomyślała, że każdy może swobodnie
zaglądać do środka. Zadecydowała, że w sypialni muszą być zasłony i im prędzej Jake je
kupi, tym lepiej. Przed włamaniem nie przeszkadzały jej nie zasłonięte okna, a teraz czułaby
się najlepiej, gdyby miała okiennice.
Przy zmienianiu pościeli rozmarzyła się. Przyjemnie byłoby razem iść do łóżka,
chwilę poczytać, a potem zgasić światło i...
Jake prozaicznie przerwał jej sny na jawie, mówiąc:
– Tam jest łazienka. Zauważyłaś chyba, że mamy ciepłą wodę, więc możesz się
wykąpać.
– Dziękuję.
Wygładziła poduszkę i prędko wyszła. Bała się, że jeszcze chwila, a obejmie Jake’a i
zatrzyma go w łóżku do rana.
W całym domu zapachniało kawą. Napełniła dwie filiżanki, dodała cukru do jednej, a
ś
mietanki do drugiej. Postawiła filiżanki koło kanapy, usiadła i zapatrzyła się w języki ognia.
Jake przyszedł z sypialni, wziął swoją filiżankę i usiadł obok Angeliki.
– Kominek to doskonały, wynalazek – powiedziała rozmarzona. – Tylko tego mi brak
w domu.
– Pociesz się, że nie musisz rąbać drew. Przygotowanie szczap na zimę nie jest
fraszką, ale przyznaję, że warto się pomęczyć.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Angelica pierwsza wypiła kawę i odstawiła
filiżankę na podłogę. Wtedy Jake Wziął ją za rękę, splótł palce i obie dłonie oparł na swoim
udzie. Nic nie mówiąc, spokojnie nadal pił kawę.
Angelica rozparła się na kanapie. Od dawna nie czuła się tak wyśmienicie. Było jej
rozkosznie ciepło, również na sercu.
– Kiedy się przeprowadziłaś? – odezwał się Jake.
– Już ci mówiłam, że półtora roku temu, gdy wpadła mi dodatkowa praca. Sporo
zapłaciłam, ale część kosztów odpisałam od podatku.
– Parę razy widziałem cię na rowerze. Spojrzała na niego zaskoczona.
– Kiedy? Ja ciebie nie widziałam dwa lata!
– Kiedyś wiosną i potem wczesnym latem.
– Pewno jechałam do pracy. Dom ma między innymi i ten plus, że gdy jest ładnie,
mogę jechać na uczelnię rowerem albo nawet iść pieszo. Dlaczego ja ciebie nie widziałam?
– Czy ja wiem? Myślałem, że wyszłaś za mąż... Zdumienie odebrało jej mowę.
Trudno było przypuszczać, że gdy się spotykali, Jake w ogóle nie zauważył, jak była w nim
zakochana. Widocznie uważał, że zależało jej tylko na małżeństwie i że prędko usidliła kogoś
innego. Może dlatego zniknął z horyzontu?
Nie pamiętała, co w jej postępowaniu dwa lata temu mogło usprawiedliwić
przypuszczenie, że za wszelką cenę pragnęła wyjść za mąż. W wieku dwudziestu czterech lat
nie musiała się spieszyć, ale często mówiła o małżeństwie Rafe’a. Czyżby Jake podejrzewał,
ż
e okrężną drogą chce go nakłonić do oświadczyn?
– Nie mam żadnych planów matrymonialnych – rzekła zdecydowanym tonem.
Jake położył rękę na jej ramieniu.
– Mówiono mi coś wręcz przeciwnego – odparł skrzywiony. Poczuł, że ogarnia go
gniew na wspomnienie rozmowy z Kyle’em, który nie owijał niczego w bawełnę. Był
wściekły na brata Angeliki, lecz nie mógł odmówić mu racji.
– Pewno kiedyś wyjdę za mąż, ale na razie nie mam zamiaru. Zdjęła jego rękę i
odsunęła się w róg kanapy. Wolała nie rozmawiać o małżeństwie z jedynym człowiekiem,
który wchodził w grę jako mąż, ale jej nie chciał.
– Dwa lata temu snułaś jakieś plany, prawda? Zaczerwieniła się ze wstydu, że
przejrzał ją i wiedział, o czym marzyła. Przed dwoma laty, snuła marzenia o tym, że spędzi
ż
ycie u jego boku, lecz nikomu o tym nie mówiła. Niemożliwe, że zdradziła się
zachowaniem.
– Od tamtego czasu wiele się zmieniło – powiedziała, wstając. – Nie łudź się, że
uwzględniam cię w moich plamach na przyszłość. Nie bój się, że będę ci się narzucać i
naprzykrzać. Możesz spokojnie spotykać się z tą, która zajęła moje miejsce. Masz moje
błogosławieństwo. Skoro dotąd sobie radziłam, poradzę i dalej.
Wybiegła do kuchni i ze złością wstawiła filiżanki do zlewozmywaka. W ostatnim
momencie opanowała chęć, by rzucić nimi o ścianę.
Zaczęła żałować, że nie zadzwoniła do Sandy. U przyjaciółki byłaby bezpieczna, a
tutaj igra z ogniem. Nie powinna była pozwolić Jake’owi, aby ją zabrał, ale nigdy nie umiała
mu się oprzeć. Nie spodziewała się jednak, że wypomni jej niemądre rojenia o małżeństwie.
Dotąd łudziła się, że nikt o nich nie wiedział.
– Angel...
Odsunęła się w najdalszy kąt.
– Mam na imię Angelica – rzuciła cierpkim tonem. – Tylko rodzina i najbliżsi
przyjaciele mają prawo używać zdrobnienia.
– Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. Dopiero by...
– Jestem zmęczona i chce mi się spać – przerwała mu w pół słowa. – Czy mogę zająć
łazienkę?
– Możesz.
Uciekła do sypialni, a potem w łazience się rozpłakała. Nie rozumiała, dlaczego
pięknie rozpoczęty wieczór tak źle się zakończył.
Jake bezsilnie oparł się o zlewozmywak i nie odrywał oczu od zatrzaśniętych drzwi.
Zaśmiał się gorzko, chociaż nie pojmował, co zaszło. Doszedł do wniosku, że widocznie
Angelica jeszcze nie przebolała rozstania z ukochanym. Czyli interwencja Kyle’a nie
pomogła i tamten odszedł. Była nieszczęśliwa, a jej brat zapewne wściekły, że poniósł
porażkę.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Od chwili gdy Jake ponownie zjawił się w jej życiu, zaczęła miewać kłopoty że snem.
Ostatniej nocy też spała źle, ale mimo to wstała wypoczęta. I z mocnym postanowieniem, że
będzie panować nad nerwami. Powtarzała sobie, że Jake przywiózł ją do siebie wyłącznie
dlatego, że policja uznała, iż poza domem będzie bezpieczniejsza.
Postanowiła uważać na gesty i słowa. Nie powinna rzucać się Jake’owi na szyję ani
prowokować żadnych komplementów. Chciała zachowywać się jak na damę przystało.
Była pewna, że odpowiednio przygotowała się na spotkanie. Weszła do kuchni i,
niestety, natychmiast zapomniała o wszelkich postanowieniach. Gdy zobaczyła półnagiego
Jake’a, jej myśli pobiegły zakazanym torem.
Zirytowana, mocno zacisnęła pięści. Na widok jego nagiego torsu momentalnie
przepadły jej silne postanowienia. Słońce oświetlało całą jego postać, ale w złocistych
promieniach szczególnie kusząco wyglądała muskularna, obrośnięta pierś. Angelicę ogarnęła
nieprzeparta chęć, aby sprawdzić, czy gęste, czarne włosy są jedwabiste w dotyku. Urzeczona
patrzyła na grę mięśni pod napiętą skórą. Czuła, że ogarnia ją podniecenie, więc czym prędzej
powiedziała:
– Dzień dobry. Nie jest ci zimno?
Jake przerwał przygotowywanie kawy i wyprostował się, a ona poczuła, że traci
głowę. Ogarnęło ją pragnienie, aby przytulić policzek do jego twarzy i poczuć rozkoszną
szorstkość zarostu. Nie mogła oprzeć się pokusie i bezwiednie postąpiła krok naprzód.
– Zimno? – powtórzył obojętnym tonem. – Nie. Przecież już się nagrzało. A tobie
chłodno?
Pokręciła głową, ponieważ czuła gorąco, które nie miało nic wspólnego z temperaturą
w pokoju. Wiadomo, kto ponosił winę za takie rozgorączkowanie. Odwróciła wzrok. Nie
pomogło, więc zamknęła oczy i kilkakrotnie głęboko odetchnęła. Po chwili ostrożnie uniosła
powieki i spojrzała na Jake’a. Nie zadrżała od stóp do głów, więc ucieszyła się ze swego
opanowania.
– Mnie jest ciepło, ale chyba widzisz, że mam na sobie więcej rzeczy niż ty.
Zaklęła w duchu, ponieważ załamał się jej głos.
Jake patrzył na nią dziwnym wzrokiem.
– Czekałem, aż zwolnisz łazienkę – rzekł powoli. – Zaraz umyję się i ubiorę. Przykro
mi, że nie będzie obfitego śniadania. Czy może być owsianka? – Może.
– Dobrze się czujesz?
– Wyśmienicie. Czemu pytasz?
Czuła, że brak jej tchu i w głowie zaczyna się kręcić. – Wyglądasz, jakbyś była w
transie.
– Pozory, mylą, bo nie jestem.
Przekrzywił głowę i zmarszczył brwi. Nie mogąc oprzeć się pokusie, Angelica
obrzuciła jego ciało spojrzeniem pełnym zachwytu, oblizała usta i podeszła dwa kroki. –
Myślę... sądzę... zrobię śniadanie – szepnęła, kładąc mu rękę na ramieniu.
Bicepsy były opięte aksamitnie gładką skórą. Powoli zsunęła rękę niżej. Jake postąpił
krok, lecz nie w stronę łazienki. Przytulił Angelicę do swej nagiej piersi i dotknął ustami jej
warg.
Poddała się z radością.. Rozkoszą było nawet to, że czuła jego zarost na policzku.
Objęła go i zadrżała, gdy palcami dotknęła nagiej skóry. Pieszczotliwym gestem pogładziła
go po plecach.
Jake jedną rękę wsunął w jej włosy, drugą ujął ją pod podbródek i odwrócił jej głowę
ku sobie. Teraz pocałunek był delikatny i jednocześnie zaborczy. I trwał wieki.
Kiedy oderwał się od jej ust, miała wrażenie, że pali ją ogień, więc najchętniej
wybiegłaby na dwór i rzuciła się w śnieg. Chłód w pokoju ostudził rozpalone wargi, lecz nie
rozgorączkowane ciało. Nie mogła, odwrócić oczu od twarzy Jake’a ani rozerwać palców
splecionych na jego szyi.
– Muszę się wykąpać – szepnął, nie ruszając się z miejsca. – Jakaś ty piękna.
Urzeczony obserwował, jak złote pasma jej włosów przepływają mu między palcami.
– Ja... zrobię śniadanie – wykrztusiła przez ściśnięte gardło. Patrzył na nią
pociemniałymi oczami, z tajemniczym wyrazem twarzy. Pochylił się i leciutko musnął
wargami jej czoło. Stanęła na palcach i podała mu spragnione usta. Uśmiechnął się i
delikatnie ją pocałował.
Czuła niedosyt. A jednocześnie przypomniała sobie, co wcześniej postanowiła, więc
się odsunęła. Chrząknęła niepewna, czy może się odezwać. Wciąż była bardzo podniecona i
bała się, że zdradzi ją drżący głos. – Idź już. – powiedziała bez przekonania.
Odwróciła głowę i niewidzącym wzrokiem spojrzała na dzbanek z kawą. Wiedziała,
ż
e musi się pilnować, aby nie okazać swych uczuć. W głębi duszy jednak wcale nie o to jej
chodziło.
Zajęta nakrywaniem do stołu i wsłuchana w odgłosy z łazienki, uświadomiła sobie, że
tak wygląda życie rodzinne. Nigdy dotąd nie spędzili nocy pod jednym dachem. Wspólny
pobyt w górach jeszcze nie oznaczał, że są naprawdę razem, ale dawał przedsmak tego, jak
byłoby w małżeństwie. Nie miała wątpliwości, że stanowiliby idealnie dobraną parę. Mieli
podobne zainteresowania i poglądy. Nigdy nie dochodziło do prawdziwej kłótni na jakiś
temat. I nigdy nie nudziła się w jego obecności. Ciekawa była, czy Jake mógłby powiedzieć o
niej to samo. Nagle uderzyła ją myśl, że go nudzi i że to wszystko tłumaczy. Znieruchomiała
przerażona.
Jake wyszedł z łazienki i rzekł zdziwiony:
– Znowu wpadłaś w trans. Co się z tobą dzieje? Oprzytomniała i zerknęła na niego z
ukosa. Był w ciemnym swetrze i szarych spodniach.
– Myślałam sobie o tym i owym. Jake, czy ja... czy ty... nudzisz się ze mną?
– Co takiego? – zawołał rozbawiony. – Nawet za sto lat nie znudziłbym się tobą. Ty i
nuda? Bzdura! Skąd ci to przyszło do głowy?
– Ty nigdy przenigdy mnie nie nudzisz, ale zaczęłam zastanawiać się, czy ja nie
jestem dla ciebie nudna. Teraz kamień spadł mi z serca i będę mogła spać spokojnie. Z czym
zjesz owsiankę? Z cukrem czy z cynamonem?
– Z cukrem, najsłodsza. Zapewniam cię, że jesteś wspaniała pod każdym względem i
nigdy mnie nie nudzisz.
Podczas śniadania rzucała ukradkowe spojrzenia i lekko się uśmiechała. Podobała się
jej zabawa w dom.
– Proponuję, żebyśmy po śniadaniu wyszli zaczerpnąć powietrza – powiedział. – Co
ty na to?
– Ja na to jak na lato.
– Umiesz obchodzić się z pojazdem śniegowym?
– Też pytanie! To dla mnie nie pierwszyzna. Zimą często tylko tym można było
dojechać na najdalsze pastwiska, bo konno nie dało rady.
– Skoczymy do Centennial kupić coś do jedzenia. – Jak chcesz.
Łudziła się, że na świeżym powietrzu ochłonie i przestanie marzyć o miłości. Dała
sobie słowo, że po powrocie zasiądzie do artykułów naukowych, które z sobą przywiozła, a
później przygotuje lunch. Chciała rozsądnie zagospodarować czas na owe trzy dni. Wiedziała,
ż
e przestanie bujać w obłokach, jeżeli zajmie się czymś konkretnym.
Przed domem owiało ich krystalicznie czyste, mroźne powietrze, które prędko
ostudziło rozgorączkowanie Angeliki. Jadąc za Jakiem, mogła obserwować go do woli i
napawać oczy jego widokiem. Każdy jego ruch świadczył p tym, że ma dużą wprawę i często
jeździ. Nie chciała być gorsza i starała się spisać jak najlepiej. Byle się nie skompromitować.
Jazdą była czystą przyjemnością. Płatki śniegu lśniły wszystkimi kolorami tęczy.
Niebo było cudownie, błękitne, a powietrze tak czyste i przejrzyste, jakby składało się z
samego tlenu. Angelica czuła się lekka i szczęśliwa i przez całą drogę śmiała się perliście.
Zostawili pojazdy na parkingu przed największym sklepem w Centennial. Jake zerwał
Angelice czapkę z głowy i zachwycony patrzył na aureolę włosów.
– Masz włosy jak szczere złoto! – zawołał.
– To od słońca. Najlepiej chodzić z gołą głową. Komplement sprawił jej niekłamaną
przyjemność. Chciała, aby Jake dostrzegł w niej wszystko, co może się podobać. Łudziła się,
ż
e dzięki temu drgnie mu serce i zbudzą się w nim takie uczucia, jakie ją ogarniały.
Niemożliwe, aby tylko ona czuła podniecenie, gdy są blisko siebie.
Sposępniała, gdy zauważyła, że Jake bacznie rozgląda się naokoło. Niemiłe było to, że
zawsze patrzył na wszystko czujnym wzrokiem policjanta. Przypomniała sobie, że występuje
li tylko w roli jej opiekuna i dba o jej bezpieczeństwo. Gdy byli we dwoje, mogła o tym
zapomnieć, lecz nie w miasteczku.
– Przestań! – syknęła urażonym tonem. – Tutaj nikt mnie nie śledzi, bo złodziej został
w Laramie.
Mimo to podeszła bliżej, aby czuć się bezpiecznie.
– Przyzwyczajenie zawodowe, moja droga. No, idziemy. Zrobiłaś listę tego, co trzeba
kupić?
Do domu wracali inną trasą, skąd widoki były jeszcze piękniejsze. W jednym miejscu
ich oczom ukazała się cała panorama Snowy Range Mountains.
Ledwo zdążyli się rozebrać, zadzwonił telefon. Jake podniósł słuchawkę, odwrócił się
bokiem i rozmawiał przyciszonym głosem. Angelica zajęła się układaniem zakupów w szafie
i lodówce. Jednym uchem słuchała rozmowy, lecz nic nie rozumiała z krótkich odpowiedzi.
Jake stracił humor i spochmurniał. Przypomniano mu bowiem, dlaczego jest z
Angelicą i że nie jest to romantyczna wyprawa w góry, ale ucieczka przed zagrożeniem.
– Czego się dowiedziałeś? – spytała cicho, ogarnięta złymi przeczuciami.
– Rano ktoś z uczelni zadzwonił na posterunek, bo zauważono włamanie do twojego
samochodu.
– To już przechodzi wszelkie granice! Ale trochę w tym i mojej winy, bo
niepotrzebnie go tam zostawiłam.
Wiadomość tak ją zdenerwowała, że cała Się trzęsła. Odsunęła krzesło i opadła na nie
bez sił. Jake okrakiem usiadł na drugim, oparł ręce na poręczy, przekrzywił głowę i
zatroskanym wzrokiem patrzył na Angelicę.
– Zaczynam podejrzewać, że źle zabraliśmy się do dzieła – powiedział niezadowolony
z siebie. – Trzeba jak najszybciej znaleźć tego maniaka i dowiedzieć się, czemu na ciebie
nastaje. Myślałem, że posiadasz coś cennego, na czym mu bardzo zależy. Ale czego można
szukać w aucie? Teraz przyszło mi do głowy, że ktoś się na tobie mści. Dlaczego? Masz z
kimś na pieńku? Jakieś porachunki? Dokuczyłaś komuś?
W milczeniu pokręciła głową.
– Może dawniej komuś się naraziłaś? Rok temu, dwa? I on dopiero teraz się odgrywa?
Dałby dużo za to, aby wiedzieć, czy to jakiś odrzucony zalotnik mści się i posuwa aż
do włamań. Znowu zaprzeczyła ruchem głowy.
– Zastanów się! Przecież musi być jakiś powód.
– To, że musi, nie znaczy, że coś wiem – wybuchnęła rozgoryczona. – Ostatnio nie
miałam żadnego zlecenia od lotników, a zresztą i tak nie zostawiam notatek ani w domu, ani
na uczelni. Zaczął się nowy semestr, więc studenci jeszcze nie mieli sprawdzianów czy
egzaminów i nie ma ocen.
– Kiedy skończył się poprzedni semestr?
– Tuż przed Bożym Narodzeniem.
– Może jednak jakiś student chce się dobrać do stopni?
Niecierpliwie wzruszyła ramionami.
– Konia z rzędem temu, kto mi go wskaże. Zresztą, u mnie nie ma czego szukać, bo
przed wyjazdem wszystkie arkusze ocen zostawiłam w sekretariacie.
– Czy studenci o tym wiedzą?
– Mało mnie obchodzi, czy wiedzą. Chcę, żeby te przykrości wreszcie się skończyły.
Mocno uszkodzono samochód?
– Wybito okno od strony pasażera, ale tak precyzyjnie, że nie ma żadnych odłamków.
Gdyby nie to, że ktoś przechodził od tamtej strony, mogło się nie wydać aż do naszego
powrotu. Przechodzący zawiadomił policję, bo otwarte okno wydało mu się podejrzane.
– Cztery włamania! – krzyknęła, załamując ręce. – Dwa w domu, jedno na uczelni i
jedno do samochodu. Trochę za dużo dobrego. Chyba ogłoszę, że nie mam nic, czego warto
szukać.
– Jakich mężczyzn spotykałaś przez ostatni rok, dwa? – spytał Jake półgłosem.
Bynajmniej go to nie interesowało, lecz myślał, że może znajdzie trop, gdy dowie się
czegoś o jej znajomych.
Angelica wytrzeszczyła oczy i zacisnęła usta. Przed nią nie siedział wielbiciel, który
rano tak czule ją całował, lecz chłodny policjant, który beznamiętnie zadawał niedyskretne
pytania. Przeraziła się, że nie jest dla niego miłą znajomą, a jedynie kolejną sprawą, którą
należy rozwiązać.
– Nie mam żadnych adoratorów, jeśli o to ci chodzi – odparła zimno.
– Nie rozśmieszaj mnie. Piękna kobieta zawsze ma wielbicieli. Kto ostatnio
najczęściej ci asystował? Z kim chodzisz na kawę w przerwie w pracy? Jaki student robi do
ciebie oczy?
Przed dwoma laty przysięgła sobie, że Jake nigdy się nie dowie, jakie spustoszenie
wywołało jego odejście i jak zmieniło jej życie. Nie chciała wyjawić tajemnic swego serca.
Spojrzała na niego nieprzyjaznym wzrokiem i wycedziła:
– W pracy nie piję kawy i nikt mi nigdzie nie asystuje. śaden student nie robi do mnie
oczu, bo wszyscy patrzą tylko na tablicę i w zeszyty. Gdyby któryś się umizgał, chyba bym
zauważyła. – Czy ja wiem... Może jakiś nieśmiały młodzieniec wzdycha do ciebie z daleka?
– To niech wzdycha, jego sprawa. śaden kolega na pewno nie usycha z miłości do
mnie. Wszyscy są mili, dobrze nam się razem pracuje, ale na tym koniec. Czyżbyś nie
zauważył, że nie jestem typem femme fatale?
– Zauważyłem, kochanie. Ale jesteś śliczna jak jutrzenka, co na pewno sto razy
słyszałaś. Może traktujesz kogoś po koleżeńsku, a on ginie z miłości do ciebie?
Spuściła wzrok. Ostatnie zdanie pasowałoby do nich, tyle że role były odwrócone.
Jake traktował ją jak dobrą znajomą, ona zaś oczekiwała od niego czegoś więcej i często
miała wrażenie, że serce jej pęka.
– Angel, Angel! Jak mam ci pomóc, skoro nabrałaś wody w usta i nic nie powiesz?
Chcę wiedzieć o tobie jak najwięcej!
Zerwała się na nogi i ujęła pod boki.
– Powiedziałam wszystko, co wiem, a tobie wciąż mało. Mam zmyślać? Nikt za mną
nie szaleje i nie mam żadnych tajnych dokumentów. śadnemu mężczyźnie nie zatrułam życia,
więc nikt nie ma prawa mścić się za urojone krzywdy. Ile razy mam to powtarzać i jakimi
słowami? Moim zdaniem jakiemuś maniakowi pomieszało się w głowie i mnie upatrzył sobie
na ofiarę. Nic więcej nie wiem, więc przestań mnie dręczyć!
Wybiegła do sypialni i trzasnęła drzwiami. Była roztrzęsiona i bliska płaczu. Z trudem
wróciła do równowagi po odejściu Jake’a i zaczęła układać sobie życie bez niego, gdy znowu
się pojawił. W jego obecności nie umiała zachować spokoju. Pragnęła go jeszcze bardziej niż
dawniej, ale nie mogła rozszyfrować. Chwilami ulegała złudzeniu, że coś dla niego znaczy,
lecz potem jego chłodne zachowanie ją otrzeźwiało i przypominało, że jest dla niego tylko
sprawą służbową.
Rzuciła się na łóżko i osowiałym wzrokiem wpatrzyła w sufit. Rano postanowiła, że
będzie trzymała się od Jake’a z daleka i wszystko wydawało się proste, gdy go nie widziała.
Przy nim zapominała, że są razem tylko i wyłącznie z powodu włamań w grę nie wchodzą
ż
adne cieplejsze uczucia. Ze strony Jake’a gdyż jej uczucia były nie tyle ciepłe, co wręcz
gorące.
Otworzyły się drzwi. Jake oparł się o futrynę, skrzyżował ręce na piersi i spokojnie
powiedział:
– Angel, takie humory chyba nie przystoją pani profesor. Opanuj się.
– Jestem opanowana, ale nie chcę cię widzieć. Przewróciła się na brzuch i udawała, że
podziwia widok z oknem.
– Nie jestem typem spod ciemnej gwiazdy, więc nie zasłużyłem na takie traktowanie.
Usiadła i rzuciła mu wrogie spojrzenie.
– Ale spod jasnej też nie jesteś. Może chcesz mi wmówić, że ja jestem okropna?
Przysięgam, że nie mam zielonego pojęcia, kto mnie prześladuje. Czy uważasz, że
przekazałam sprawy w wasze ręce i już nic więcej mnie nie obchodzi? Przecież bez przerwy o
tym myślę i gdybym coś wykombinowała, zaraz bym ci powiedziała. Chcę, żeby to się
skończyło. Mam dość! Nigdy dotąd taki pech mnie nie prześladował, więc czuję się okropnie.
– Wierzę i dlatego chcę wykryć, kto to robi.
– Na pewno nie ja.
– Tyle i sam wiem bez podpowiadania. – Czasami tak się zachowujesz, jakbyś nie
wiedział – wypaliła bez zastanowienia.
– Nie lubię przegrywać, więc proszę o wyrozumiałość. Postaram się zmienić taktykę.
– I wybierz sobie inną ofiarę do przesłuchań, bo mnie się sprzykrzyły.
Zmarszczyła czoło, zastanawiając się, jak należy rozumieć słowa o przegrywaniu.
Fakt, że nie znaleziono włamywacza, nie oznaczał, że Jake przegrał. Czyżby jednak ją
podejrzewał o udział w przestępstwach?
– Słyszałeś, co powiedziałam? – rzuciła gniewnie.
– Tak jest, proszę pani. Proponuję, żebyśmy pojechali do Laramie i odstawili
samochód do warsztatu. Zanosi się na śnieżycę, więc lepiej, żeby stał pod dachem.
Wstała i speszona wygładziła łóżko. Idąc powoli do drzwi, zastanawiała się, czy Jake
się odsunie, czy też będzie musiała przecisnąć się koło niego. Odsunął się i złożył głęboki
ukłon, mówiąc z przekąsem:
– Raczy pani wybaczyć moje zachowanie. Minęła go bez słowa, ale w samochodzie
znowu wybuchnęła rozzłoszczona:
– Przez tego łotra przepadnie mi ubezpieczenie. Jak mi nie uwierzą, będę musiała z
własnej kieszeni płacić za naprawę.
– Złapiemy gagatka i każemy mu zapłacić ubezpieczenie za dziesięć lat z góry –
pocieszył ją Jake. – Uspokój się, firmy ubezpieczeniowe mają stale do czynienia z takimi
historiami. Dla nich to nie pierwszyzna.
– Ale dla mnie nowość i nie umiem sobie z nią poradzić. Mąci mi się w głowie od
zastanawiania, kto i dlaczego uwziął się na mnie.
Jake poklepał ją po dłoni..
– Głowa do góry. Złapiemy łobuza i wszystko dobrze się skończy.
W duchu przyznała mu rację. Wiedziała, że nie ma innego wyjścia i trzeba zaufać
policji. Po zatrzymaniu sprawcy ustaną włamania, więc to będzie plus. Ale jednocześnie
ustaną spotkania z Jakiem, a to duży minus. Schwyciła go za rękę i zacisnęła palce. Ze
względu na niego wcale jej nie zależało na złapaniu przestępcy. Gotowa była poświęcić całe
mienie, byle spotykać się z ukochanym. Wiedziała, że im dłużej złodziej będzie na wolności,
tym częstsze będą kontakty z Jakiem.
Opuścili warsztat dopiero późnym popołudniem. Zza gór napływały ciemne chmury,
które raz po raz przesłaniały słońce. Zerwał się silny wiatr i zrobiło się tak chłodno, że
Angelica drżała z zimna.
– Chcesz coś zjeść przed powrotem? – spytał Jake. – Robi się późno.
– Moglibyśmy wstąpić do mnie. Ugotuję coś naprędce...
– Twój dom jest pod obserwacją, więc wolałbym, żebyś się nie pokazywała. Ale jeśli
nie masz nic przeciwko, mogłabyś coś ugotować u mnie.
– Czy domową lodówkę masz lepiej zaopatrzoną niż tę w chacie? – spytała, zerkając
na niego z powątpiewaniem.
– Nie. Ale możemy zrobić zakupy po drodze.
Wstąpili do delikatesów i kupili spaghetti, dwa sosy oraz butelkę wina. Angelica
wiedziała, że Jake mieszka w pobliżu uczelni, ale nigdy u niego nie była. Znała jednak osiedle
ze słyszenia, ponieważ mieszkało tam wielu studentów z wydziału matematyki.
– Jesteś zadowolony z lokalizacji? – spytała, gdy zajechali przed nieduży budynek z
czerwonej cegły. – Wiem, że nasi studenci chętnie mieszkają na tym osiedlu. Ilu jest stałych
lokatorów w twojej kamienicy?
– Tylko pani Fenster i ja. Ona jest tu od ponad dwudziestu lat.
Otworzył drzwi mieszkania i przepuścił gościa. Owionął ich przenikliwy chłód.
– Jak ty tu wytrzymujesz? – zawołała Angelica. – Zimno jak w lochu.
– Przed wyjazdem zakręciłem kaloryfery. Przepraszam. Weszli do pokoju
urządzonego skromnie, niemal surowo.
Pośrodku stał stół zarzucony książkami, na podłodze leżały sterty starych czasopism.
Na ścianach nie było żadnych obrazów ani innych ozdób.
Angelica była ciekawa, czy sypialnia jest choć trochę przytulniejsza.
– Włączę ogrzewanie i w mgnieniu oka będzie ciepło – powiedział Jake. – Zakręciłem
kaloryfery, bo myślałem, że nie będzie nas kilka dni.
– Czemu jest takie zimnisko?
– W starych domach od razu robi się duszno, jeśli wszystkie okna są zamknięte. A ja
nie cierpię duchoty, więc zostawiam otwarte okno w łazience.
– Nawet zimą?
– Tak. Centralne działa bez zarzutu, więc normalnie jest ciepło.
– Ale chyba płacisz bajońskie sumy, bo przez okno dogrzewasz całe miasto.
– Świeże powietrze kosztuje... Zabierz się do gotowania, to się rozgrzejesz.
– Nie pomożesz mi? – zapytała, stając w drzwiach miniaturowej kuchni. – O, widzę,
ż
e tu miejsca na pół osoby, więc razem się nie zmieścimy.
– Łaskawie zaofiarowałaś się, że coś przygotujesz, a poza tym jesteś o niebo lepszym
kucharzem niż ja, więc logiczne, że się usuwam.
Pomógł jej zdjąć płaszcz.
– Jesteś gospodarzem i nie powinnam się szarogęsić – zauważyła, patrząc zalotnie.
Jake, z marsem na czole, spojrzał na nią z góry i rzekł poważnie:
– Mogę podać spaghetti z moim sosem, ale uprzedzam, że potem przez całą noc
będzie cię męczyć zgaga.
Angelica pomyślała, że zgaga jest lepsza niż tęsknota za nim. Zawstydziła się, czym
prędzej odwróciła i zajęła wypakowywaniem zakupów.
W mieszkaniu zrobiło się przytulniej, gdy Jake zaciągnął zasłony i włączył muzykę.
Nie mogli się jednak zbytnio rozsiadać, gdyż prognoza pogody była nie najlepsza.
Zapowiadano śnieżycę.
– Wiatr wieje coraz mocniej, więc musimy się zbierać. Nie chcę jechać w zamieci.
– Moglibyśmy zostać.
– Wykluczone. Chciałem spędzić te dni w górach, więc wracamy. I to zaraz.
Nie była pewna, czy należy go słuchać. Może lepiej byłoby zadzwonić do Sandy lub
Kyle’a? Podniosła kieliszek do ust i spojrzała na Jake’a. Wątpliwości ustały. Wiedziała, że
pojechałaby z nim nawet na koniec świata. Nie warto udawać, że chce jechać do przyjaciółki.
Zamieć rozszalała się, zanim dojechali do Centennial. Tumany śniegu wirowały wokół
samochodu i zasłaniały widoczność. Droga zrobiła się niebezpieczna, kilkakrotnie wpadli w
poślizg.
W pewnej chwili Angelica wystraszyła się nie na żarty i ośmieliła zapytać:
– Jesteś pewien, że dojedziemy?
– Spokojna głowa. O co zakład, że za dziesięć minut będziemy na miejscu?
– A jeśli zostaniemy odcięci od świata?
– Co z tego? Boisz się?
Nie przyznała się do obaw. Miała nadzieję, że śnieżyca prędko minie i że nie zasypie
dróg. Pociągała ją perspektywa soboty i niedzieli w górach, lecz w poniedziałek chciała iść do
pracy.
Niebawem rzeczywiście zajechali na miejsce. Pobiegli do domu, trzymając się za ręce.
Angelica oparła się o drzwi i odetchnęła z ulgą. Przez całą drogę była bardzo spięta, jak
gdyby sama prowadziła. Teraz cieszyła się, że już nie grozi im żadne niebezpieczeństwo.
Czyżby? – pomyślała, niepewnie rozglądając się po kątach.
– Jesteśmy na miejscu – szepnęła.
– Jesteśmy w domu – poprawił Jake, całując ją w czoło. – Dojechaliśmy cali i zdrowi.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Odłożyła czasopismo i zapatrzyła się w ogień płonący na kominku. Przedpołudnie
spędziła na czytaniu artykułów, które zabrała z domu. Wichura ustała w nocy, ale śnieg nadal
padał. Cisza za oknem zwiększała poczucie osamotnienia i oderwania od świata. Nie
wiadomo, dokąd poszedł Jake. Po śniadaniu, gdy ona zasiadła do czytania, mruknął coś pod
nosem i wyszedł. Jak długo go nie było?
Leżała wygodnie na kanapie, było jej ciepło i przyjemnie, więc nie miała ochoty
wstać. Widziała jednak, że ogień przygasa i należy dorzucić szczap. Pomyślała filozoficznie,
ż
e wszędzie tylko na krótko można zapomnieć o obowiązkach.
Zastanowiła się, od czego zacząć. Uznała, że przede wszystkim należy opracować
szczegółowy plan zajęć. Jego brak stanowił największą stratę, jaką poniosła z powodu
włamań. Taka była dumna, że zawczasu przygotowuje się do zajęć, a teraz została z niczym.
Zginął też szkic artykułu, który miała zamiar posłać do fachowego czasopisma. Wiedziała, że
należy tym wszystkim się zająć, ale jedyne, czego pragnęła, to być u boku Jake’a i o niczym
nie myśleć.
Przypomniała sobie, że miała trzymać się z dala od niego i poirytowana zazgrzytała
zębami. Doszła do wniosku, że życie jest trudne, gdyż to, co powinniśmy robić, rzadko jest
tym, na co mamy ochotę.
Przeciągnęła się leniwie, wstała i dorzuciła drew do kominka. Gdy dobrze się
rozpaliły, podeszła do okna. Patrząc na przeciwległe stoki, rozmyślała nad tym, jak upiększyć
pokoje, aby stały się przytulne. I żeby Jake, zadowolony z jej pomysłów, ciepło ją wspominał.
Uśmiechając się, przygotowała listę tego, co jej zdaniem należało kupić lub zrobić.
Potem zagrzała zupę i pokroiła bagietki. Jake’a nadal nie było, więc poszła go szukać.
Siedział w garażu, zajęty naprawianiem pojazdu śniegowego. Zdjął marynarkę i
podwinął rękawy koszuli, więc widocznie było mu gorąco. Ręce miał czarne i lśniące od
smarów.
– Co robisz? – spytała, szybko zamykając drzwi.
– Wczoraj pojazd trochę szwankował – odpowiedział, nie podnosząc głowy – więc
zabrałem się do reperowania. Już przeczytałaś wszystko, co chciałaś?
– Tak, przestudiowałam oba artykuły. I zrobiłam listę rzeczy, które mógłbyś kupić do
domu. Muszę przyznać, że przyjemniej wydawać cudze pieniądze niż własne.
– śe co? – spytał zaskoczony.
– Mówię, że wypunktowałam, co potrzebujesz: zasłony, chodnik, poduszki i tak dalej.
Przydałby się jakiś wieszak na płaszcze i kilka półek. Nie gniewaj się, ale traktujesz książki
po macoszemu, rzucasz byle gdzie. Powinieneś sobie sprawić biblioteczkę. Choćby dla
wygody, bo łatwiej coś znaleźć, gdy jest porządek...
– Znowu rozkręciłaś się jak katarynka. Co ci jest? Patrzył na nią zmrużonymi oczami i
tak przenikliwie, że się speszyła. Potrząsnęła głową. Nie mogła się przyznać, że gdy stoi kilka
kroków od niego, czuje się, jakby była o krok od przepaści. Kręci się jej w głowie i serce bije
jak oszalałe. Jake jednak nie powinien się tego domyślić.
– Przygotowałam lunch, a właściwie namiastkę, bo tylko zupę i bułkę.
Ugryzła się w język, żeby nie powiedzieć nic więcej i nie narazić na krytykę.
– Uwinę się w try miga.
– Nie musisz. W każdej chwili mogę przygrzać oba „dania”. Chyba bułka nie
wyschnie na wiór.
Przyszedł po kilku minutach. Zanim się umył, odgrzała zupę i bagietkę:
– Jak miło usiąść do porządnie nakrytego i zastawionego stołu. Kiedy jestem sam,
opycham się byle jakimi kanapkami.
Angelica zarumieniła się, zadowolona z niezbyt zasłużonego komplementu.
– Za zimno na kanapki – powiedziała, skromnie spuszczając oczy. – Przy takiej
temperaturze trzeba mieć coś ciepłego w żołądku.
– Wcale nie jest zimno i przestaje padać, więc moglibyśmy iść na spacer.
Ochoczo przystała na propozycję.
– Bardzo chętnie wyjdę na świeże powietrze, bo grzech siedzieć w czterech ścianach,
gdy naokoło tak pięknie.
Popatrzyła w dal, zastanawiając się, jak to by było, gdyby częściej tu przyjeżdżała.
Zrobiło się jej przykro, że znalazła się w owym uroczym zakątku jedynie z powodu owych
włamań.
– Dzwoniłem na posterunek, ale, odpukać w niemalowane, nie było żadnego
włamania – rzekł Jake, jak gdyby czytał w jej myślach.
– To dobra wiadomość? – spytała bez radości. – Spokój przez jeden dzień nie oznacza
końca afery.
– Ciekawe, kto tak cię prześladuje. O ile mi wiadomo, dwa lata temu byłaś w kimś
bardzo zakochana, ale bez wzajemności. Co między wami zaszło i dlaczego zerwaliście?
Pokłóciliście się? Są jakieś powody do zemsty?
Na twarzy Angeliki odmalowało się niebotyczne zdumienie. Nie wiedziała, czy w tej
chwili przez jego usta przemawia tylko policjant na służbie. Policjant, który traktuje ją i siebie
zupełnie bezosobowo.
– Nie widzę powodu do zemsty ani zapiekłego gniewu. Dla mnie rozstanie było
całkowitym zaskoczeniem – odparła, powoli cedząc słowa. – Wszystko skończyło się w taki
sposób, że do dziś nie mam pojęcia, w czym zawiniłam.
– Ale chyba był żal, poczucie krzywdy, chęć naprawienia zła, powrotu do
poprzedniego stanu?
Mówił o swoich uczuciach i reakcji. Już, już zdawało mu się, że wyleczył się z ran.
Teraz znowu czuł, że przestaje być panem siebie, gdyż pragnie kobiety, której nie może
zdobyć. Przed dworna laty podjął wiadomą decyzję jako jedynie słuszną, lecz żal pozostał.
– Nawet jeśli tak było, co z tego? – spytała zaczepnym tonem, przekonana, że Jake
usprawiedliwia samego siebie.
– Może facet chwycił się takiego sposobu, bo chce, żebyś poczuła się samotna? Chce
cię przekonać, że go potrzebujesz.
Patrzyła na niego przerażona. Czyżby posunął się do tego, żeby popełnić przestępstwo
i potem wystąpić w roli bohatera, który ją, uratuje? To byłoby czyste szaleństwo. Przecież
wystarczyłby jeden telefon i z radością umówiłaby się z nim na spotkanie. Czekała i czekała
na telefon od niego.
Opamiętała się, przywołała do porządku i odpędziła niedorzeczne myśli. Jake był
człowiekiem honoru i uczciwym policjantem, więc żadne wykroczenie nie wchodziło w grę.
Poza tym akurat w tym jednym wypadku byli przecież razem.
– Nie rozumiem, o czym mówisz – rzekła speszona. – Ja nie doprowadziłam do
zerwania. Ty... on odszedł.
Zadzwonił telefon.
– Morgan, słucham – powiedział Jake, nie spuszczając oczu z Angeliki.
Wystraszyła się, że to doniesienie o kolejnym nastawaniu na jej dobytek. Albo
znaleziono przestępcę, co oznacza, że skończy się jej pobyt u Jake’a.
– Dziękuję. Czasami wychodzimy, ale na krótko, więc proszę dzwonić.
Odłożył słuchawkę i długo milczał, więc zdenerwowana szepnęła:
– Zbój nadal grasuje?
– Nie. Ale, niestety, informacja sąsiadki była zbyt ogólnikowa, żeby go
zidentyfikować. Wiemy na pewno, że to postawny mężczyzna i że ma ciemny samochód.
Zapisujemy numery wszystkich ciemnych samochodów, przejeżdżających koło twojego
domu.
– Obrzydła mi ta sytuacja. – Wzdrygnęła się, ponieważ przeszył ją zimny dreszcz. –
Czuję się jak więźniarka, a nie zrobiłam nic złego.
– Wiem, że to szarpie nerwy, ale nie ma rady. Muszę przyznać, że nieźle się trzymasz.
Nasza praca na ogół wymaga czasu, więc proszę o jeszcze trochę cierpliwości. Ręczę głową,
ż
e znajdziemy łotra, bo albo sam wpadnie nam w ręce, albo zdarzy się coś, co naprowadzi na
jego trop. Dostaniemy ptaszka.
– Mam nadzieję, że do tego czasu się nie rozkleję.
– Nie rozkleisz się, kochanie. Jesteś bardzo dzielna. A mnie przykro, że nic nie mogę
dla ciebie zrobić.
– Mógłbyś mnie przytulić – szepnęła.
W jej oczach malowała się tęsknota i pragnienie pocieszenia. Jake ani drgnął. Miał
twarz jak wykutą z kamienia. Zawstydziła się i nie mogła sobie darować, że się zdradziła
wobec niego. – Przepraszam. Czasami tak się boję, że... – Ja też przepraszam, ale wydaje mi
się, że lepiej nie zaczynać.
– Może masz rację. Nie jestem dzieckiem, więc nikt nie musi mnie przytulać i
pocałunkami odpędzać strachu.
– Rozumiem, że się boisz, ale pamiętaj, że jesteś pod naszą opieką. Obiecuję solennie,
ż
e znajdziemy winnego.
Angelice zbierało się na płacz. Spuściła oczy i palcami nerwowo gniotła resztki bułki.
Byle się nie rozpłakać! Dorośli powinni nad sobą panować. Nawet jeśli im się nie wiedzie i
wciąż muszą budować życie od nowa.
– Nie płacz, skarbie – szepnął Jake.
Pomógł jej wstać i, zaprowadził do pokoju. Usiadł, wziął ją na kolana i mocno
przytulił.
– Sam się siebie boję, bo gdy cię przytulam, przychodzą mi do głowy niebezpieczne
myśli. Domyślasz się jakie, prawda?
Mówił cicho i delikatnie gładził ją po plecach. Raz i drugi ustami musnął jej włosy.
Błogo westchnęła i przytuliła się do potężnej piersi, która dawała poczucie
bezpieczeństwa. Po kilku dniach niemiłego napięcia odprężyła się zupełnie. Była głęboko
przekonana, że Jake wkrótce znajdzie maniaka i wsadzi go do więzienia. Wtedy wszystko
wróci do normy i będzie mogła spokojnie żyć.
Będzie bezpieczna, lecz znowu sama. Bez ukochanego człowieka, który ocalił jej
ż
ycie.
Jake chciał ją jakoś pocieszyć, lecz przeżywał katusze, ponieważ pragnął całować i
pieścić Angelicę. Marzył o tym, aby zatrzymać ją przy sobie, kochać i uszczęśliwiać.
Wiedział jednak, że to niemożliwe i podejrzewał, że ona zdaje sobie z tego sprawę. Zapewne
dlatego ani słowem nie wspomniała okresu, gdy z sobą chodzili. Wobec tego i on unikał
tematu.
Angelica rozkoszowała się każdą cudowną sekundą w ramionach ukochanego. Potem,
gdy okrutny los znowu ich rozdzieli, będzie miała o czym marzyć i śnić.
Wsłuchała się w bicie serca człowieka, który był jej tak bliski, a jednocześnie tak
daleki. Całym ciałem czuła jego muskularne ramiona i uda, szeroką pierś. śałowała, że nie
zna zaklęć, którymi mogłaby zatrzymać czas w tak pięknej chwili. Wiedziała, że zawsze,
nawet jako stuletnia staruszka, będzie kochała Jake’a Morgana.
Przykro się jej zrobiło, że tak wielka miłość nie zostanie odwzajemniona. Westchnęła
i z jej oczu potoczyły się łzy. Płakała z żalu nad tym, czego życie jej poskąpiło.
– Bardzo ci ze mną ciężko? – spytała, podnosząc głowę. Ich usta prawie się stykały.
Czuła gorący oddech Jake’a na policzku.
– Nie – odparł przytłumionym głosem.
Uśmiechnęła się żałośnie, więc ujął jej twarz w dłonie i scałował łzy.
– Angel, kruszyno, ze mną będziesz bezpieczna. Nie pozwolę, żeby ci zrobiono
krzywdę.
– Dziękuję i nie będę się martwić. Tylko... wiesz...
– Nic nie wiem. Chyba to, że powinnaś zacząć się martwić... o mnie.
Pocałował ją zachłannie, ona zaś ostatkiem świadomości pomyślała, że nie pragnęła
zwykłego pocieszenia, lecz takiego szczęścia. Całowali się coraz gwałtowniej. Czas stanął w
miejscu. Zapomnieli o wszelkich zmartwieniach i mieli wrażenie, że są sami na całej ziemi.
Liczył się tylko ich zachwyt nad sobą, pożądanie i miłość.
Jęknęła zawiedziona, gdy Jake odsunął się, aby zaczerpnąć tchu. Jeszcze jeden
namiętny pocałunek i odsunął się na dobre.
– Chodźmy na spacer – rzekł, wstając. – Przestało padać, więc nie zmokniemy.
Angelica nie posiadała się ze zdumienia. Jego zachowanie przechodziło ludzkie
pojęcie. W jednej chwili całował ją tak zapamiętale, jak gdyby świat przestał istnieć, a w
następnej ją na ten świat wyciągał, jakby nigdy nic. Spacer? Kogo interesuje spacer, gdy
można się kochać? Usiadła nadąsaną. Ogarnął ją niepokój, że brak jej czegoś, co mogłoby
Jake’a przyciągnąć, przywiązać do niej na dłużej. Westchnęła ze smutkiem i chwiejnym
krokiem poszła do sypialni.
– Zaraz wracam – rzuciła przez ramię.
Oparła się o zamknięte drzwi, przymknęła oczy i w wyobraźni wróciła do upojnych
chwil. Jeszcze nigdy tak się nie całowali, a tu nagle spacer. Pokręciła głową z
niedowierzaniem. Podeszła do lustra, w którym zobaczyła twarz o błyszczących oczach,
zaróżowionych policzkach i czerwonych ustach.
– Czego mi brak? – mruknęła pod nosem.
Kiedy wróciła, Jake już czekał przy drzwiach. Podał jej skafander.
– Dziękuję. – Założyła czapkę i rękawiczki. – Jestem gotowa.
Na progu uderzyło ją takie zimno, że się cofnęła. Śnieg przysypał wszystko, jak okiem
sięgnąć, gałęzie drzew uginały się pod białymi czapami. Roześmiani zbiegli po schodkach.
– Jak w raju, tylko że tam było ciepło! – zawołała zachwycona. – Jesteśmy
pierwszymi ludźmi na Ziemi!
Jake z przyzwyczajenia omiótł spojrzeniem okolicę i prozaicznie zapytał:
– Pomożesz mi odgarnąć śnieg?
– Nie pomogę, bo nic nie będziesz odgarniał. Zaprosiłeś mnie na spacer, więc
idziemy.
Ruszyła przed siebie z cichą nadzieją, że nie wpadnie w głęboką zaspę. Śnieg sięgał
kolan, więc brnęła z trudem. Jake szedł za nią.
– Przypomniało mi się dzieciństwo. Kiedy padał śnieg, nie mogliśmy się doczekać, aż
odrobimy lekcje i będziemy mogli wyjść. A ty?
Przekrzywiła głowę, czekając na jego wspomnienia.
– Zapominasz, że pochodzę z Denver i mieszkałem w bloku. U nas śnieg sprzątano,
ledwo spadły trzy płatki na krzyż.
Spojrzała na drzewa nieopodal i uśmiechnęła się filuternie.
– Nie biłeś się z nikim śnieżkami? – spytała z niewinną miną.
– Biłem, ale na pewno rzadziej niż ty. – Zerknął na nią spode łba. – Podejrzewam, że
masz złe zamiary i chcesz mnie zbombardować.
– Skądże!
– Może zrobisz orła? Chciałbym sprawdzić, czy słusznie się chwaliłaś talentem na tym
polu.
Bez słowa rzuciła się na śnieg i powoli rozkrzyżowała ręce i nogi.
– Jeżeli ma być idealny, musisz pomóc mi wstać. – Wyciągnęła ręce. – Chyba że
pozwolisz go zniszczyć. Nie podchodź za blisko! – ostrzegła.
Jake roześmiał się wesoło i pociągnął ją za ręce. Krytycznym okiem obejrzeli orła.
– Jak go oceniasz? – zapytała uszczęśliwiona, że widzi uśmiech na jego twarzy.
– Idealny – rzekł, patrząc rozświetlonymi oczami na nią, nie na orła.
– Trzeba mieć trochę wprawy i kogoś, kto pomoże wstać. Bracia byli niecierpliwi,
sami się zrywali, no i możesz sobie wyobrazić...
Angelica przestała nagle opowiadać o orłach Rafe’a i Kyle’a. Pragnęła pocałunków.
Chciała przytulić się do Jake’a i dlatego niemal krzyknęła zawiedziona, gdy się odwrócił.
– Będę pamiętał, że najważniejsza jest wprawa. Odszedł kilka kroków.
– Ulepimy bałwana? – zawołała.
– Do bałwana też potrzebne specjalne umiejętności?
– A jakże. Kyle zawsze chciał mieć największego, więc pierwszą kulę ledwo
pchaliśmy w trójkę, natomiast drugiej wcale nie mogliśmy udźwignąć. We wszystkim
potrzebny rozsądek i umiar.
– Może ulepimy jeszcze większego?
– Ratunku! – krzyknęła, załamując ręce. – Następny z przerostem ambicji.
– Nie przesadzaj. Chyba jasne, że dorośli mogą ulepić większego niż dzieci, prawda?
Z entuzjazmem zabrali się do dzieła. Angelica opowiadała o dzieciństwie i z
rozczuleniem wspominała matkę, która cierpliwie wymyślała obowiązki i zabawy dla trójki
niesfornych dzieci.
Jake słuchał z zainteresowaniem. Sam miał niewiele do opowiadania, lecz to było bez
znaczenia. Angelica posiadała zapas historyjek co najmniej na rok.
Pierwsza kula była ogromna, więc i druga, w odpowiedniej proporcji, była sporych
rozmiarów. Trochę wysiłku kosztowało ich ułożenie jej na podstawie. Ulepili głowę, którą
Jake sam nałożył na drugą kulę.
– To bałwan gigant! – zawołała podniecona. – Powinniśmy zrobić zdjęcie, bo Kyle nie
da wiary, że był mojego wzrostu. Masz aparat?
– Nie. Brat będzie musiał uwierzyć ci na słowo.
– Nie znasz mojego brata, on uważa, że zjadł wszystkie rozumy i wszystkich chce
rozstawiać po kątach. Założę się, że nawet nie pozwoli mi dokończyć zdania i orzeknie, że
zmyślam. – Westchnęła i przewróciła oczami. – Ulepiliśmy wspaniałego bałwana i
najważniejsze, że sami jesteśmy o tym przekonani. Kyle się nie liczy.
Jake podejrzanie zamilkł i jakby o niej zapomniał.
– Gdzie bujasz myślami? – spytała, ciągnąć go za rękaw.
– Co? – ocknął się. – Co mówisz?
– Dam ci buziaka, jeśli powiesz, o czym myślałeś.
– Buziaka chętnie biorę, ale o niczym specjalnym nie myślałem. Wracamy?
– Nie, chodźmy jeszcze kawałek.
Nie zauważył dziwnego błysku w jej oczach, ponieważ odwróciła głowę. Nie chciała,
ż
eby się domyślił, co knuje. Czuła się beztroska i szczęśliwa jak dziecko.
Poszli w stronę kępy drzew. Angelica przystanęła, aby otrzepać śnieg z butów, więc
Jake ją wyminął i powoli szedł dalej. Zgarnęła trochę śniegu, ulepiła kulę, podrzuciła ją w
górę i złapała. Jake odwrócił się i zezem popatrzył na śnieżkę.
– Nie staję do żadnych zawodów – powiedział zdecydowanym tonem.
– Jesteś wstrętny!
– A ty niewdzięczna. Powinnaś się cieszyć, że mam litość nad tobą i nie chcę, żebyś
przegrała z kretesem.
– Może się założymy, że wygram? – spytała, podrzucając białą kulę i podchodząc
bliżej.
Jake cofnął się, więc postąpiła dwa kroki do przodu. Jake jeden do tyłu, ona znowu
dwa do przodu. Uśmiechając się od ucha do ucha, rzuciła śnieżkę. Kula trafiła w gałąź i na
głowę Jake’a posypał się śniegowy puch.
Ś
miejąc się radośnie, Angelica zawróciła i pobiegła w stronę domu. Tyle razy udało
się jej z braćmi, więc i teraz sądziła, że zdąży dobiec. Tymczasem Jake ją dogonił i podciął
nogę. Upadła na śnieg, trzęsąc się ze śmiechu i nie mogąc uspokoić. Jake przewrócił ją na
plecy i wcisnął jej za kołnierz garść śniegu.
– Brutal! Przestań! – krzyknęła oburzona. – Zimno mi! Chciała się wykręcić, lecz
przygwoździł jej nogi, więc nie mogła się ruszyć.
– Pewnie, że zimno. A myślałaś, że mnie było ciepło? Zaczęła machać rękoma i
obsypała ich oboje śniegiem.
– Już dobrze, dobrze, poddaję się. I przepraszam – wykrztusiła, chichocząc.
– Takich przeprosin nie przyjmuję. Usiadła i cmoknęła go w zimny policzek.
– Chętnie dam ci gorącego buziaka, ale w domu, przy kominku – obiecała. – Nie na
takim mrozie.
Patrzył na nią pełnym pożądania wzrokiem. Wyglądała ślicznie. Miała zarumienione
policzki, błyszczące oczy, czerwone usta rozchylone w zalotnym uśmiechu.
– Angel, czy wiesz, że doprowadzasz mnie do szału?
– Chciałam tylko, żeby było wesoło.
– Nie igraj z ogniem.
Przytulił czoło do jej czoła i zamknął oczy. Po chwili westchnął, wstał ociężale i
wyciągnął rękę.
– Zimno ci?
– A jak myślisz? – spytała roześmiana.
– Mnie chłodno, więc wracamy. I idziemy razem.
– Rozkaz.
Szli razem, lecz nie trzymali się za ręce. Angelica chętnie zdjęłaby rękawiczkę, nawet
na takim mrozie, byle tylko czuć dotyk jego dłoni. Niestety, wsunął ręce do kieszeni i szedł
zadumany, jak gdyby daleko błądził myślami. Czyżby nadal byli sobie obcy, jak podczas
owych długich dwóch lat? Nie liczyły się ostatnie dni? Może znowu przypomniał sobie o
obowiązkach i o sprawie, którą niebawem rozwikła?
Po powrocie dorzucił drew do kominka i wyszedł. Angelica patrzyła na niego z
bolesnym wrażeniem, że znowu się od niej odsuwa, odchodzi. Bała się, że na zawsze. Przez
całe popołudnie było wspaniale, do chwili gdy wyraźnie dała do zrozumienia, że marzy o
pocałunkach. Zwiesiła głowę i poszła do sypialni, by przebrać się w suche rzeczy.
Podczas kolacji panowała napięta atmosfera. Odzywali się do siebie tylko, aby
poprosić o coś lub podziękować. Potem Jake zaproponował, że pozmywa. Zrozumiała, że
pragnie być sam.
– Jutro wracam do domu – powiedziała cicho.
– Nie musisz. Możesz tu zostać...
– Nie o to chodzi. Muszę wrócić do normalnego życia. Jestem ci bardzo wdzięczna, że
mnie zaprosiłeś, ale mam nadzieję, że przez ten czas złapano rzezimieszka. Trzeba nadrobić
zaległości, których mam sporo.
– Umówiłaś się na randkę, że tak ci pilno? – rzucił ironicznym tonem. – Może.
– Myślałem, że nie masz nikogo. Popatrzyli sobie w oczy.
– To nie powinno cię już interesować. Przyznaję, że kiedyś byliśmy sobie bliscy. Ale
teraz moje życie jest wyłącznie moje i tobie nic do niego.
Pod wpływem jej ostrych słów Jake zbladł i niebezpiecznie zalśniły mu oczy.
– Masz rację – syknął. – Odwiozę cię jutro rano.
– Dziękuję i życzę dobrej nocy. v – Nie dziękuj, wyznam ci szczerze...
Wyszła z podniesioną głową, chociaż wcale nie była zadowolona z takiego obrotu
sprawy. Łudziła się, że Jake powie coś, co będzie świadczyło, iż mu na niej zależy. A
tymczasem bez wahania zgodził się ją odwieźć. Czyli niedługo przestaną się widywać i
będzie musiała znowu żyć bez niego.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
– Dzień dobry. Łazienka wolna – powiedziała rano, nie patrząc na Jake’a.
Postawiła zapakowaną torbę koło drzwi i rzuciła na nią płaszcz i kapelusz. Miała
nadzieję, że wyjadą tuż po śniadaniu.
Jedynym jej marzeniem było znaleźć się w domu. Nie miała ochoty na rozmowę i
poruszała się jak automat. Nakryła do stołu, ugotowała owsiankę, zaparzyła kawę. Jeszcze
godzina, dwie i będzie wolna. Nie będzie musiała uważać, aby nie zdradzić się gestem lub
słowem. Ustąpi nienasycone pragnienie, by przytulić się do Jake’a, patrzeć na niego, słuchać
jego głosu. Pozbędzie się bólu serca, który stał się męką nie do zniesienia.
Jake poszedł do łazienki, ona zaś stanęła na środku kuchni zrozpaczona, że krótkie
chwile zabawy w dom kończą się nieodwołalnie. Przejrzała listę zakupów i położyła obok
talerza Jake’a. Nie interesowało już jej, czy zaakceptuje jakąś propozycję. Była przekonana,
ż
e nigdy więcej nie przyjedzie do chaty i nie będzie wiedziała, czy się przyczyniła do jej
upiększenia.
Podróż do Laramie przebiegła w milczeniu. I prędko, ponieważ droga była
odśnieżona. Jake zajechał przed dom, wyłączył silnik i powiedział spokojnie:
– Wejdę na chwilę, żeby zobaczyć, czy wszystko jest w porządku.
Wolała z nim nie dyskutować, więc bez słowa podała mu klucz. Idąc za nim,
pomyślała, że musi odgarnąć śnieg z chodnika i ucieszyła ją perspektywa fizycznej pracy.
Jake wszedł pierwszy, obszedł cały dom i oznajmił:
– Nie zauważyłem nic podejrzanego, więc chyba nikt cię nie odwiedził.
– Dziękuję panu porucznikowi za wszystko, co dla mnie zrobił. Do widzenia.
Chciała zamknąć drzwi, lecz jej przeszkodził.
– Wolnego, moje złotko. Uprzedzam, że rano przyjadę po ciebie i odwiozę na
uczelnię. A po południu jedziemy odebrać samochód z warsztatu.
– Nie trać cennego czasu. Mam znajomych...
– Wiem, wiem. Do zobaczenia rano – rzekł głosem nie znoszącym sprzeciwu.
– Jak chcesz – zgodziła się potulnie.
Zamknęła drzwi i stała nieporuszona, wsłuchana w odgłos jego kroków i pisk opon.
Na szczęście czekało ją tyle pracy, że nie mogła oddać się rozmyślaniom.
Przygotowała plan zajęć, uprzątnęła śnieg sprzed domu i odwiedziła sąsiadów.
Następnego ranka, gdy już była gotowa, stanęła przy oknie. Nie powiedziała Jake’owi,
o której zaczyna zajęcia, a mimo to była przekonana, że przyjedzie na czas. Jako doskonały
detektyw na pewno orientował się w godzinach jej zajęć. Ciekawa była, co jeszcze sprawdził i
czego się dowiedział, aby wyjaśnić zagadkowe włamania. Podejrzewała, że nie wie chyba
tylko jednego, a mianowicie tego, że ona nie ma adoratora, bowiem nie wracałby uparcie do
tej kwestii. Trudno jej było uwierzyć, że naprawdę sądzi, iż chodzi o zemstę.
Pogrążona w myślach nie zauważyła, kiedy wyjechał zza rogu. Zobaczyła go, dopiero
gdy stanął przed domem. Prędko włożyła płaszcz, wzięła torbę i zamknęła dom na wszystkie
zamki.
– Dzień dobry. – Dzień dobry, Angel.
Po powitaniu zamilkli. Kiedy zajechali przed budynek uczelni, powiedziała, nie
podnosząc oczu:
– Dziękuję, że mnie podrzuciłeś.
– Drobiazg. Samochód można odebrać o drugiej, więc przyjadę po ciebie kwadrans
wcześniej.
– Ale...
– Chociaż raz słuchaj mnie bez dyskusji. – Chociaż raz! Panie Morgan, proszę nie
zapominać, że jako osoba dorosła mam prawo robić, co chcę i nikogo nie muszę słuchać,
nawet policji.
Rzucił jej gniewne spojrzenie i nieomal krzyknął:
– Źle spałem i mam milion spraw na głowie. Jeśli łaskawie poświęcam ci czas i chcę
pomóc, to lepiej schowaj swoje prawa do kieszeni. Czekaj i to na mnie kwadrans przed drugą.
Zrozumiano? – Tak jest, łaskawco. Będzie, jak każesz.
Wyskoczyła z samochodu i trzasnęła drzwiami.. Dygotała na całym cielę, nie mogła
się opanować. śałowała, że nie zapytała, dlaczego nie spał. I dlaczego narzuca się z pomocą,
jeśli jest tak bardzo zajęty innymi sprawami. Mogłaby poprosić kogoś innego.
Z obrażoną miną poszła do gmachu. Gabinet znajdował się na trzecim piętrze, ale
rzadko korzystała z windy. W ramach gimnastyki wolała chodzić po schodach. Na każdym
piętrze między klatką schodową a korytarzem były masywne drzwi.
Szła prędko, zamyślona, więc wcześniej nie zauważyła wysokiego mężczyzny, który
ją popchnął i wyrwał torbę z ręki. Zachwiała się, uderzyła o ścianę, upadła i... sturlała ze
schodów. Bolała ją ręka i noga, w głowie huczało. Z wysiłkiem usiadła, pokręciła głową i
przeraźliwie krzyknęła.
Próbowała wstać, lecz natychmiast bezsilnie opadła na podłogę. Zrozumiała, że
skręciła nogę w kostce i dlatego nie może stąpnąć. Zaczęła wzywać pomocy i jej krzyki
usłyszeli przechodzący studenci.
Przed przyjazdem karetki musiała odpowiedzieć na pytania dyżurnego policjanta.
Potem zabrano ją, do szpitala, zbadano i prześwietlono. Nie stwierdzono żadnego złamania,
opatrzono ranę na głowie, zabandażowano nadgarstek i kostkę. Akurat zastanawiała się, jak
wróci do domu, gdy z korytarza dobiegł podniesiony znajomy głos.
Jake otworzył drzwi i od progu zawołał:
– Czy trzeba pilnować cię jak dziecka? Co ty wyrabiasz?
Przypominał rozjuszonego byka, któremu pokazano czerwoną płachtę. Był potargany i
miał przekrwione oczy. Zadrżała ze strachu, chociaż wiedziała, że to nie ona jest powodem
jego wściekłości.
– Komuś była potrzebna moja torebka – odparła słabym głosem. – Może cały czas
tylko o to chodziło i wreszcie będzie spokój.
– Mocno jesteś poturbowana?
Pochylił się i ostrożnie dotknął plastra na jej głowie. Odgarnął włosy znad czoła.
– Mogło być gorzej.
Przełknęła z trudem i zacisnęła usta, aby się nie rozpłakać.
Chciała przytulić się do niego i na moment poczuć bezpiecznie, ale nie zrobiła
najmniejszego ruchu.
– Psiakrew, obiecywałem, że się tobą zaopiekuję i co z tego wyszło? – rzucił
łagodniejszym tonem.
– Nie twoja wina – zauważyła logicznie.
– Powinienem był odprowadzić cię na górę.
– Dajże spokój i bądź rozsądny. Chcesz za mną chodzić jak cień przez cały dzień?
Nikt nie mógł przewidzieć, że temu wariatowi znów coś strzeli do łba. Przedtem krążył wokół
mnie z daleka, a teraz zaatakował i bliska. Gdybym się nie zachwiała, gdy na mnie wpadł,
może nie wypuściłabym torebki i nie spadła ze schodów. Ale to było takie zaskoczenie, że
zanim się zorientowałam, co się święci, już leżałam jak długa.
Jake ostrożnie schwycił ją za rękę.
– Złamana?
Pokręciła głową, krzywiąc się z bólu.
– Nie. Potłukłam się, podrapałam i skręciłam nogę w kostce. Ale za miesiąc będę
zdrowa jak rydz.
– Co miałaś w torbie? – zapytał urzędowym tonem.
– Nic ważnego, ale znowu straciłam plan zajęć. Tyle czasu na marne! Jak dostanę tego
zbója w swoje ręce, skręcę mu kark. Przysięgam.
– Zastanów się, czy naprawdę zginął tylko plan.
Nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ wszedł dyżurny lekarz, który zapytał:
– Czy odwiezie pan pacjentkę do domu? Angelica spojrzała na Jake’a.
– Po to przyjechałem – mruknął gniewnie. – Jak należy z nią postępować?
– Już wszystko omówiliśmy. Przez kilka dni musi leżeć. Za tydzień może po trochu
wstawać, ale nogę trzeba oszczędzać. Wizytę kontrolną ustaliliśmy na czwartek za dwa
tygodnie.
Uchyliły się drzwi, zajrzała pielęgniarka i powiedziała, że zostawia wózek inwalidzki.
Jake bez namysłu wziął Angelicę na ręce.
– Zaopiekuję się chorą i przypilnuję, żeby przestrzegała pańskich zaleceń. Dziękujemy
i do widzenia.
Angelica przezornie nie skomentowała jego władczego zachowania. Wiedziała, że na
to będzie czas później.
Zajechali przed dom i również tutaj od razu wziął ją na ręce.
– Mogę sama przejść tych kilka kroków! – krzyknęła zirytowana. – Postaw mnie!
Jestem ciężka.
– Ważysz tyle, co piórko, bo chyba ostatnio schudłaś. Musisz więcej jeść.
– Jem tyle, ile trzeba. Postaw mnie!
Nie posłuchał, więc objęła go za szyję i od razu poczuła się bezradna. Najchętniej
zostałaby w jego ramionach i pozwoliła mu rządzić nie tylko przez jeden dzień.
– O, teraz mogę cię postawić – rzekł zasapany, gdy weszli do sypialni.
Położył ją na łóżku i pomógł zdjąć płaszcz i buty. Rozejrzał się po pokoju innym
okiem, niż gdy był tu bezpośrednio po włamaniu. Teraz zauważył, że łóżko jest duże,
małżeńskie. Dlaczego? Samotnej kobiecie nie jest potrzebne wielkie łoże. Ogarnęła go
zazdrość, gdy pomyślał, że widocznie Angelica nie zawsze sypia sama. Otrząsnął się z
niewłaściwych myśli i spojrzał na nią. Miała jakiś osobliwy wyraz twarzy.
– Wracam na posterunek i na chwilę wskoczę do domu, a potem przyjeżdżam tutaj –
oznajmił jakby nigdy nic. – Czy coś ci podać, zanim wyjdę?
– Po co chcesz przyjechać? Poproszę o pomoc Marthę, jest bardzo uczynna.
– Przenoszę się do ciebie. Koniec, kropka. – Nie!
– Tak.
– Nie możesz u mnie nocować, bo nie mam drugiej sypialni.
– Będę spał w bawialni.
– Nie zmieścisz się na kanapie.
– Złożę się w scyzoryk i jakoś zmieszczę. Na pewno nic nie potrzebujesz?
– Nie. A ty nie potrzebujesz wracać, bo mam sąsiadów...
– Angel, dajże spokój. Wziąłem zwolnienie na kilka dni. śałuję, że nie zostaliśmy w
górach, bo tam nic by ci się nie stało.
– Musiałam iść do pracy – powiedziała, chociaż nie to zadecydowało o powrocie.
– Co miałaś w torbie?
– Dlaczego się powtarzasz?
– Bo chcę znaleźć klucz do zagadki.
– Ach tak. Nie powinnam zapominać, jaki masz zawód.
I nie powinna zapominać, że kiedyś odszedł, a teraz jest z nią jedynie z powodu
grasującego przestępcy. Na pewno chciał jak najprędzej zakończyć, dochodzenie i znowu
zniknąć. – Angel!
– Nie krzycz, bo doskonalę słyszę. W torbie miałam dziennik obecności moich
studentów, kalendarzyk z planem, na cały semestr, szkic nowego artykułu oraz zaproszenie na
uroczysty podwieczorek na cześć świeżo upieczonego profesora matematyki. – Zmrużyła
oczy, aby lepiej sobie przypomnieć, co jeszcze było w torebce. – Najważniejszy plan, a
reszta... Niech się zastanowię... Jeszcze miałam listy, które dostałam w czwartek, ale których
nie zdążyłam przeczytać. Przez ciebie, bo mnie poganiałeś!
Jake zmarszczył brwi, niezadowolony.
– Nie rozumiem, komu by się to mogło przydać. Czy artykuł jest o jakiejś
matematycznej rewelacji?
– Raczej nie. Chodzi o inne zastosowanie pewnego twierdzenia, o którym ostatnio
dużo się mówi. Może liczyć się do mojego ewentualnego awansu, ale złodziejowi nic po nim.
– Policjanci twierdzą, że kiepsko opisałaś napastnika.
– Niestety, mają rację. Zauważyłam, że był wyższy ode mnie, w masce na twarzy,
granatowej marynarce i ciemnych dżinsach. Nic więcej nie pamiętam.
– Jesteś inteligentną kobietą, więc zastanów się, czego rabuś u ciebie szuka. Masz czas
do mojego powrotu.
– Naprawdę poradzę sobie sama – zaoponowała, ale nader słabo.
Jake pochylił się, odgarnął jej włosy z czoła i delikatnie pocałował.
– Muszę wrócić. Chcę mieć pewność, że jesteś bezpieczna. Do zobaczenia, kochanie.
Gdy została sama, starała się uspokoić i myśleć logicznie. Jej wysiłki na niewiele się
zdały, ponieważ bała się kolejnego ataku, a jednocześnie obawiała Jake’a. Ceniła sobie dom
między innymi dlatego, że nie wiązały się z nim żadne wspomnienia. Jeżeli Jake pomieszka z
nią kilka dni, a potem się wyprowadzi, znowu zostanie ze wspomnieniami. Westchnęła
zrezygnowana i przymknęła oczy. Skoro włamania ich związały, nie należy sprzeciwiać się
wyrokom losu. Lepiej się poddać i łudzić, że będzie dobrze.
Przez cały dzień przysypiała i się budziła. Słyszała, że Jake wrócił i krząta się po
domu, lecz nie miała siły go zawołać. Przewróciła się na drugi bok i spała nadal.
Pod wieczór obudziła się głodna jak wilk. Ostrożnie usiadła i spuściła nogi. Syknęła,
gdy poczuła pulsujący ból w kostce. Nie była pewna, czy dojdzie do łazienki.
Jake widocznie coś usłyszał, bo zajrzał do sypialni.
– Musisz wstać? Pomóc ci?
– Jeśli łaska. Noga jednak mnie boli i wolałabym jej nie forsować.
– Grzeczna pacjentka powinna słuchać lekarza. Nie kazał chodzić przez kilka dni,
prawda? Więc nie chodź. – Bez wysiłku wziął ją na ręce i zaniósł do łazienki. – Zawołaj,
kiedy będziesz gotowa.
Nie zaniósł jej z powrotem do łóżka, lecz do bawialni, gdzie ostrożnie położył na
kanapie. Oznajmił, że poda obiad, który przygotował i nie czekając na odpowiedź, wyszedł do
kuchni. Pokój wypełniała romantyczna muzyka paliło się przyćmione światło, zasłony były
zaciągnięte. – Angelice zrobiło się żal, że nie ma kominka. Wtedy czułaby się tak dobrze jak
w, chacie w górach. Chwile, jakie tam spędziła, były niezapomniane.
Jake przyniósł apetycznie pachnącą zapiekankę. Spróbowała i mlasnęła z zachwytu.
– Pyszności.
– Dziękuję za uznanie.
– Nie wyobrażałam sobie ciebie jako kucharza – mruknęła z pełnymi ustami – a tu
taka niespodzianka.
Wiedziała, że wielu mężczyzn potrafi gotować, nawet jej bracia umieli coś niecoś
upitrasić. Jednak Jake’a nigdy nie kojarzyłam kuchnią.
– Jeśli człowiek nie chce umrzeć z głodu, musi jeść. Myślałaś, że stołuję się w
restauracji?
Wzruszyła ramionami. Nigdy się nad tym nie zastanawiała, ale gdy ze sobą chodzili,
często bywali w lokalach. A przez ostatnich kilka dni sama gotowała.
– Gdzie się nauczyłeś tej sztuki?
– W domu. Wuj późno wracał z pracy, więc już jako dziecko miałem obowiązki
kuchcika. Najpierw tylko coś podgotowywałem, a wuj kończył, ale potem sam wszystko
robiłem.
– Mieszkałeś z wujem?
Pamiętała, że był jedynakiem i że jego rodzice od dawna nie żyli. Nie wiedziała
jednak, że wychowywał go wuj.
– Tak. Od szóstego roku życia do studiów.
– Byliście sami?
– Tak. Wuj jakoś się nie ożenił.
Obserwowała go zaintrygowana, ponieważ dawniej nigdy nie mówił o przeszłości.
Przedtem interesowała ich wyłącznie teraźniejszość. Teraźniejszość, która trwała zaledwie
kilka miesięcy. Angelice starczyło tego czasu, aby się zakochać, ale nie zdążyła niczego się
dowiedzieć o jego życiu.
– Opowiedz mi coś o tym okresie.
– Co tu opowiadać? – Lekko wzruszył ramionami. – Mieszkaliśmy razem. Wuj
pracował, ja nauczyłem się gotować.
– Często się widujecie?
– Nie – odparł ze smutkiem. – Wuj zmarł, zanim skończyłem studia.
– Twoja rodzina nie jest długowieczna.
– Bo ja wiem... – Uśmiechnął się krzywo. – Wszyscy zmarli nagłą śmiercią. Rodzice
zginęli w wypadku samolotowym. Wuj był policjantem, ale nie zginął na służbie. Pomagał
znajomym wstawiać okna, spadł z wysokiej drabiny i się zabił.
– To pod jego wpływem zostałeś policjantem?
– Tak.
– Nie masz innych krewnych?
Przecząco pokręcił głową i zmrużył oczy, jak gdyby nie rozumiał, do czego zmierza.
– Ja też straciłam rodziców w wypadku, ale zostali mi bracia. A teraz doszła Charity i
Christopher.
– Bratowa i bratanek?
– Tak. O, tam stoi ich ostatnie zdjęcie. – Zaśmiała się z cicha. – Rafe zachowuje się,
jakby był pierwszym i jedynym ojcem na świecie. – Po chwili dodała: – Oczywiście szaleje
na punkcie żony.
Zazdrościła bratu, że znalazł wielką miłość. Marzyła o podobnym uczuciu i związku,
o tak kochającym mężu. Kiedyś łudziła się, że będzie nim Jake.
– Tobie nie dopisało szczęście w miłości, co? Drgnęła urażona, że kpi z niej w żywe
oczy. Nie powinien drwić i podkreślać, że jej nie kocha. Dumnie uniosła głowę.
– Na to wygląda, ale nie wstydzę się moich uczuć.
– Kochanie, wybacz mi. Widziała, że jest mu przykro. Nie był złym człowiekiem i nie
jego wina, że nie mógł jej pokochać. Zjadła ostatni kawałek kurczaka i odsunęła talerz.
– Dziękuję. Obiad wyjątkowo mi smakował.
– Napijesz się kawy? – spytał, zabierając talerze.
– Chętnie. W lodówce jest resztka rumu. Z przyjemnością napiję się kawy z rumem, a
ty?
– Ja też.
Przyniósł tacę z filiżankami. Usiadł na kanapie i położył rękę na oparciu. Po chwili
objął Angelicę i szepnął:
– Anielę, gdybym tylko mógł, nieba bym ci przychylił.
– Wiesz, co jest wybrukowane dobrymi chęciami?
– Tak. Wiem i to, że nikogo nie można zmusić do miłości – powiedział ze smutkiem.
– Choćbyśmy nie wiem jak chcieli.
Wypiła łyk gorącej kawy, licząc na to, że dzięki niej pozbędzie się uczucia
przygnębienia.
– Może... – Nie dokończyła, lecz zmieniła temat, pytając:
– Czy wiadomo coś więcej niż rano?
– O facecie, który cię zaatakował nadal nic. Nikt go nie widział. Ale znaleziono twoją
torbę w koszu na śmieci. Niestety, pustą.
– Jak dobrze, że się znalazła! – zawołała uradowana. – Dostałam ją od Rafe’a po
obronie doktoratu.
– Przepytaliśmy wiele osób w bazie, ale większość nic nie wiedziała o zleceniach,
więc to nie oni.
– Litości! Nie opowiadajcie wszystkim, co mi się przytrafiło.
– Musimy pytać, bo inaczej nigdzie nie zajdziemy.
– Ale zlecenia od lotników to tajemnica i przyrzekłam, że nikomu nie powiem –
powiedziała zmartwiona. – Czy to może być ktoś z uczelni?
– Nie sądzę. Chyba że wynalazłaś genialny sposób na szybkie tuczenie bydła i jakiś
farmer postanowił go wykraść.
Wybuchnęła śmiechem i pokręciła głową.
– Nie mogę odbierać chleba braciom, a poza tym nie znam się na hodowli bydła. Czy
widziałeś choć raz z bliska stado krów?
– Nie. Dla mnie mięso pochodzi ze sklepu, a nie od żywych zwierząt.
– Co za mieszczuch! Wstyd i hańba!
Chętnie zaprosiłaby go i pokazała gospodarstwo. Była przekonana, że nawet przy całej
swej ignorancji pasowałby do jej braci. Miał w sobie coś, co wzbudza szacunek i zaufanie.
Tacy ludzie wiedzą, co sobą reprezentują i co potrafią. Niestety, na ogół lubią też rządzić
innymi. Ciekawe, jak wypadłoby jego pierwsze spotkanie z braćmi.
– Teraz rozumiem, co mówiłaś o kominku – odezwał się Jake. – Jaka szkoda, że nie
jesteśmy u mnie.
Położył nogi na stoliku i przyciągnął Angelicę do siebie.
– Czy kupisz coś z tych rzeczy, które napisałam na kartce?
– Tak, ale pod warunkiem, że ze mną pochodzisz po sklepach. Nie umiem robić
zakupów.
– Przecież to nic trudnego.
– Jak dla kogo. Co na przykład rozumiesz przez obrazy? Reprodukcje mistrzów,
abstrakcje czy zdjęcia?
– Chyba najlepsze byłyby impresjonistyczne pejzaże. Popatrzył na reprodukcje
Moneta na ścianie oraz zdjęcia na półce.
– Wybierz sama. Chcę mieć coś, co będzie mi przypominało twój dom. Coś ładnego
dla oka. Jak ty sama.
Pocałował ją w usta. Pocałunek miał smak kawy, brandy i czegoś nieuchwytnego, co
kojarzyło się wyłącznie z nim. Westchnęła z rozkoszą i żarliwie oddała pocałunek.
Jake obejmował ją jedną ręką, a drugą delikatnie pieścił. Całował ją tak, jak sobie
wymarzyła.
Przytuliła się mocno. Chciała, żeby byli jednym ciałem, żeby stopili się w jedno.
Objęła go, zapominając o bolącej ręce i poddała się pieszczotom.
Całował ją tak zachłannie, jak gdyby umierał z pragnienia, a ona stanowiła źródło
wody. Jego ręce błądziły po jej ciele, wywołując tęsknotę i budząc coraz większe pożądanie.
Straciła poczucie rzeczywistości i miała wrażenie, że unosi się do nieba.
Była gotowa dać mu wszystko, czego zażąda, ale bała się, że jemu jak zawsze
wystarczą same pocałunki. Namiętne, gorące, lecz tylko pocałunki. Nigdy nie chciał nic
więcej. Bała się, że któregoś dnia oszaleje z miłości do człowieka, który nie może jej
pokochać.
Podświadomie miała do niego pretensję nawet o owe pocałunki. Rozkoszowała się
nimi, a jednocześnie wiedziała, że tworzą barierę, którą Jake oddziela ją od innych mężczyzn.
Nie wierzyła, aby ktokolwiek potrafił tak całować, więc nikogo innego nie będzie mogła
pokochać. I jeśli on ją porzuci, zostanie sama do końca życia. To niesprawiedliwość!
ROZDZIAŁ ÓSMY
Zbudził ją dzwoniący telefon. Nie otwierając oczu, sięgnęła po słuchawkę.
– Słucham – powiedziała zaspanym głosem.
– Dzień dobry. Jak się czujesz?
Usiadła i otworzyła oczy. Pokój był zalany słońcem.
– Która godzina?
– Po dziesiątej. Czyżbym cię obudził? Myślałem, że o tej porze dawno już nie śpisz.
– Normalnie nie. Przecież to skandal spać, gdy taka piękna pogoda. Gdzie jesteś?
– Na posterunku. W drodze powrotnej wstąpię na uczelnię po listę wszystkich twoich
studentów. Razem ją przestudiujemy i może uda się wyłowić kogoś, kto miałby powód, żeby
zatruwać ci życie.
– Chcesz dostać listę tych, którzy do mnie chodzili w ostatnim semestrze?
– W ostatnim, przedostatnim i obecnym. Czy przeżyjesz parę godzin beze mnie?
– Na pewno, bo czuję się znacznie lepiej niż wczoraj. A jutro chcę jechać na zajęcia.
Boli mnie noga, a nie głowa, więc nie ma sensu, żeby mnie zastępowano. Mogę wykładać na
siedząco.
– Zobaczymy.
– Nic nie zobaczymy, bo...
Odłożył słuchawkę, nie pozwalając jej dokończyć zdania. Chciała powiedzieć, że
sama najlepiej wie, co może, a czego nie może. I jeśli postanowiła iść do pracy, to pójdzie. W
gmachu jest winda, więc nie musi chodzić po schodach. Może nawet wypożyczyć wózek
inwalidzki i studenci zawiozą ją od windy do sali.
Studenci? Jake nie miał do nich zaufania, gdyż podejrzewał, że wśród nich znajduje
się judasz. Czego ów judasz chce i co jeszcze może zrobić?
Po śniadaniu przyszła Martha. Przyniosła stos kanapek i sałatkę na lunch oraz laskę,
aby ułatwić Angelice chodzenie. Po dwunastej przyjechał Jake.
Spotkali się przy drzwiach do kuchni. Angelica była dumna z tego, że chodzi o
własnych siłach, lecz Jake’a to nie zachwyciło. Pocałował ją w czoło i bez pytania wziął na
ręce. Laska z hałasem spadła na podłogę.
– Lekarz kazał ci oszczędzać nogę – mruknął z dezaprobatą. – Obiecałaś go słuchać i
co?
Posadził ją na krześle, a chorą nogę oparł na taborecie.
– Jestem dorosła – syknęła rozgniewana.
Miała pretensję o to, że potraktował ją tak, jakby popełniła przestępstwo.
– Więc zachowuj się jak człowiek dorosły. Czy to nasz lunch? – spytał, wskazując
salaterkę i talerz pełen kanapek. – Tak, Martha przyniosła. Wie, że nie jestem sama, więc
przygotowała jedzenia jak dla pułku. Widziała cię przez okno i uznała, że jesz za trzech.
– Przesada. Ty jesteś za szczupła, więc musisz lepiej się odżywiać. Połowa jest dla
ciebie.
Powiesił marynarkę na oparciu krzesła, wyjął talerze z szafki i postawił na stole.
– Odżywiam się bardzo dobrze – burknęła.
– Czyżby? Więc czemu ostatnio tak schudłaś? Usychałaś z miłości?
– Jesteś paskudnie złośliwy. Nie wierzysz w miłość, więc myślisz, że jej w ogóle nie
ma.
– Sama jesteś albo złośliwa, albo mało bystra. Uważam, że nie warto umierać z
miłości.
– Jestem tego samego zdania, czego najlepszym dowodem jest fakt, że żyję.
Jake rozparł się na krześle i przyglądał się jej z pobłażliwym uśmiechem.
– Bardzo mnie to cieszy. A jak teraz urządzisz sobie życie? Pogardliwie skrzywiła
nos.
– Nie twoje zmartwienie. Niedawno mówiłeś, że to cię nic nie obchodzi. – I żeby
zmienić temat zapytała: – Dali ci listy?
– Oczywiście.
Wyciągnął z kieszeni marynarki długi wydruk komputerowy i rozłożył na stole.
– Czy oni zwariowali? Nigdy nie miałam tylu studentów!
– Przez trzy semestry trochę się tego towarzystwa uzbierało.
– Sprawdzanie obecnych studentów chyba mija się z celem. Skoro pierwszego
włamania dokonano w okresie Bożego Narodzenia, nowi słuchacze powinni być poza
podejrzeniami.
– Za moich czasów było nie do pomyślenia, żeby student włamał się do domu
profesorki. Do czego to doszło! – Przesunął listę w jej stronę. – Chcę, żebyś mi powiedziała,
co wiesz o każdym z nich.
Rzuciła okiem na listę słuchaczy sprzed roku i powiedziała:
– Napastnik był wyższy ode mnie, więc od razu możemy wyeliminować kobiety i
niskich mężczyzn.
– Racja. Możesz ich skreślać.
Uważnie przeczytała listę i skreśliła nazwiska Wszystkich studentek i kilku studentów.
– Jestem gotowa, ale po tych kanapkach mam pragnienie. Może napijemy się kawy?
– Dobrze.
Jake poruszał się po kuchni, jak gdyby znał ją od dawna. Czekając na kawę, oparł się
o szafkę i obrzucił Angelicę bacznym spojrzeniem.
– Czy podczas czytania przyszło ci coś do głowy?
– Nic, co mogłoby mieć związek z napadami. Nie mam pojęcia, czemu jakiś słuchacz
miałby włamać się do mnie do domu lub do samochodu. Gdyby to było przed końcowymi
egzaminami, podejrzewałabym zakusy na tematy. Ale po zaliczeniach? Wydaje mi się, że to
nie sprawka studenta.
– Może i nie.
– Jake... – Spuściła oczy i zaczęła wodzić palcem po stole. – Jak wiesz, mam
zaproszenie na przyjęcie, które odbędzie się w sobotę. Chciałam cię prosić, żebyś mi
towarzyszył. Pójdziesz?
Czekając na odpowiedź, wstrzymała oddech. Mijały sekundy, a Jake się nie odzywał.
Ośmieliła się zerknąć na niego spod rzęs. Nie mogła nic wyczytać ani z jego zastygłej twarzy,
ani z pociemniałych, niezgłębionych oczu.
– Dlaczego? – zapytał chrapliwym głosem.
– Bardzo chciałabym iść z tobą. Odwrócił się i nalał kawy.
– Jeśli do tego czasu nie znajdziemy przestępcy, to oczywiście pójdę – mruknął jakby
niechętnie. – Wolę, żebyś nie szła bez obstawy.
Westchnęła zawiedziona. Przykro się jej zrobiło, że stale podkreśla, iż jest z nią
wyłącznie z obowiązku. Okrężną drogą dawał do zrozumienia, że po złapaniu przestępcy ich
kontakty ustaną.
– Trzeba się specjalnie wystroić? – zapytał, stawiając przed nią filiżankę.
– Nie. Wystarczy zwykły garnitur.
– Boję się, że w takim utytułowanym towarzystwie nie będę miał nic do powiedzenia.
– Wcale nie musisz się odzywać – pocieszyła go, uśmiechając się zalotnie. – Jestem
pewna, że wszystkie kobiety od razu stracą głowę na twój widok. I jedna przez drugą będą
starały się przynajmniej postać koło ciebie. A mężczyźni z zazdrości zrobią wszystko, żeby
pokazać się z najlepszej strony. – Zauważyła, że Jake się zaczerwienił, więc czym prędzej
spytała: – Zawieziesz mnie? Mógłbyś przyjechać przed siódmą i...
– Przecież mieszkam tutaj. – Nie potrzebuję niańki!
– Tak czy owak zostaję do soboty. Zaprosiłbym cię do siebie, ale tu ładniej. Chcesz
się położyć?
– Nie. Nie mam zamiaru polegiwać i udawać, że jestem chora. Wystarczy, że wczoraj
gniłam w łóżku przez cały dzień. Człowiek ze zwichniętą nogą nie jest obłożnie chory.
– Wobec tego nadal sprawdzamy listę.
– Nie chce mi się. Naprawdę nie wierzę, że tym żółtodziobom takie historie w głowie.
Wolę żadnego ż nich nie podejrzewać.
– Często jesteś taka marudna?
– Przecież to przez ciebie – wybuchnęła, rzucając mu jadowite spojrzenie. – Dlaczego
nie zostawisz mnie w spokoju? Idź sobie!
Posłusznie odstawił filiżankę i wziął marynarkę. Angelice zamarło serce i ponieważ
wcale nie chciała, by odszedł. Na jawie i we śnie marzyła o tym, że zostanie i może ją
pokocha.
– Niedługo wrócę – rzucił na odchodnym.
Uderzyła pięścią w stół. Nie rozumiała, dlaczego się złości, skoro Jake zrobił to, co
mu kazała. Kuśtykając, posprzątała ze stołu i poszła do pokoju. Wzięła książkę i opadła na
kanapę.
Nie miała nastroju do niczego, więc przez godzinę przeczytała zaledwie pięć stron.
Myślami błądziła wokół Jake’a i dlatego każdą stronę musiała czytać kilka razy. Gdy
usłyszała odgłos otwieranych drzwi, natychmiast poczuła się, lepiej.
Jake zajrzał do – pokoju i bez słowa poszedł do sypialni. Wrócił z parą wełnianych
skarpet, które rzucił, na kanapę.
– Wkładaj. Przyniosę płaszcz i wychodzimy.
– Dokąd? – spytała, wykonując polecenie.
– Idziemy po zakupy. Wypożyczyłem wózek inwalidzki, żebyś nie przeforsowała
nogi.
– Nie chcę...
– Oj, przestań gderać i się ubieraj. Pomożesz mi wybrać rzeczy, które radziłaś kupić.
Nie dała po sobie poznać, jak bardzo owa perspektywa ją ucieszyła. Robienie
zakupów było lepsze niż bezczynne siedzenie w domu. Rada była, że dopilnuje, aby Jake
wybrał dokładnie to, co widziała oczami wyobraźni. Posmutniała trochę, gdy uświadomiła
sobie, że przyczyni się do upiększenia jego domu, ale nie zobaczy efektu.
Wjechali na szosę wiodącą da Cheyenne, więc zdziwiona zawołała:
– Gdzie jedziesz? Wszystko mamy pod ręką u nas.
– W Cheyenne jest więcej sklepów przystosowanych do wózków.
– Mogłabym chodzić o lasce.
– Nie. Lekarz powiedział, że przez dwa dni nie wolno, to nie wolno.
– Jake, jesteś przemiły. Tyle dla mnie robisz, żeby urozmaicić mi czas. Jak ja ci się
odwdzięczę?
– Na przykład posłuszeństwem.
– Chętnie będę potulna jak baranek, bylebyś kazał mi robić tylko to, co chcę.
Obiecuję, że przez dwie godziny nie będę marudzić.
– Wytrzymasz?
– Śmiesz wątpić? Wyobraź sobie, że potrafię być naprawdę miła. Udowodnić ci?
Roześmiał się na widok determinacji na jej twarzy. W duchu uważał, że Angelica jest
urocza, nawet gdy marudzi. Ciekaw był, co według niej znaczy określenie „naprawdę miła”.
Chętnie przekonałby się o tym osobiście. Dotrzymała słowa i na nic nie kręciła nosem, lecz
ż
artowała i przekomarzała się z nim. Wiedziała od braci, że mężczyźni nie lubią robienia
zakupów, więc postanowiła w miarę możności uprzyjemnić je Jake’owi. Chciała, aby dobrze
wspominał tę wyprawę i pamiętał do końca życia.
Jake początkowo krytykował każdą, jej propozycję, więc mimo obietnicy złościła się.
Prędko jednak zorientowała się, że on robi to z premedytacją. Od tej chwili prześcigali się w
zbijaniu propozycji i wymyślaniu innych. Ekspedientki patrzyły na nich z pobłażliwą
wyrozumiałością i nie wtrącały się do burzliwych dyskusji. Za ich plecami Angelica i Jake
wymieniali porozumiewawcze spojrzenia. W niedługim czasie kupili prawie wszystko, co
było na liście. Po wyjściu z ostatniego sklepu wybuchnęła śmiechem. – Jesteśmy okropni i nie
wiadomo, które z nas gorsze. Biedne ekspedientki! Nie zazdroszczę im, jeżeli częściej mają
takich klientów jak my. Jake uśmiechnął się od ucha do ucha.
– Taka ich praca i taki los. Ale nie dotrzymałaś słowa, moja pani. Miałaś być słodka i
posłuszna i co?
– Widzę, że nie doceniasz moich wysiłków. Byłam nad wyraz miła, a że nie
pozwoliłam ci kupić dywanika, to już twoja wina. Kto wybiera takie szkaradzieństwo?
– Zapominasz, że to mój dom... Wstąpimy ma kawę? Skinęła głową, a gdy siedzieli
przy stoliku, podjęła przerwany temat.
– Przyznaję, że dom jest twój, ale będziesz zapraszał gości, prawda? Chyba nie
chcesz, żeby ich oczy bolały?
Jake rozparł się na krześle, wyciągnął przed siebie nogi i patrzył na nią rozbawiony.
– Goście mogą nosić ciemne okulary. Wiesz, emocje dodają ci wdzięku. Piękniejesz,
gdy się złościsz.
Zamilkła i wpatrywała się w niego oczami pełnymi podziwu dla jego męskiej urody.
Był tak atrakcyjny, że chwilami się go bała. A ściślej mówiąc, bała się uczuć, jakie w niej
wzbudzał. Teraz serce biło jej coraz mocniej i jak zwykle miała ochotę rzucić mu się w
ramiona. Przypomniała sobie upojne pocałunki i bezwiednie oblizała wargi.
Jake spojrzał na jej usta, pochylił się i dotknął ich palcem. Po czym pocałował, nie
bacząc na otaczających ich ludzi.
Angelicę przeszył dreszcz od stóp do głów i patrzyła na niego jak urzeczona.
Wiedziała, że zdradza się z uczuciami, że jej oczy wyrażają miłość, lecz nic na to nie mogła
poradzie. Sądziła, że Jake od dawna o tym wie, ale to nie zmienia sytuacji, ponieważ nie
może jej pokochać.
– Jesteś niebezpieczna – szepnął ledwo dosłyszalnie. – Przy tobie trudno nad sobą
panować.
Kurczowo trzymała się poręczy wózka, aby nie objąć go za szyję i nie ukryć na jego
piersi spłonionych policzków. Nie powinna zapominać, że są w miejscu publicznym, gdzie
należy zachowywać się jak nakazuje przyzwoitości. – Czemu? – szepnęła.
– Bo przychodzą człowiekowi do głowy myśli, które musi odpędzać. Budzisz
pragnienia, których nie można zaspokoić.
Odsunął się i odwrócił wzrok. Przez chwilę siedziała z rozchylonymi ustami, nie
pojmując, o co mu chodzi. Potem spuściła głowę i cicho zapytała:
– Zjesz moje ciastko? Odszedł mi apetyt. W duchu dodała, że ma ochotę jedynie na
pocałunki i pieszczoty. Chciała jak najprędzej wrócić do domu, gdzie będą sami. –
Rozmyśliłaś się?
– Jedźmy do domu – poprosiła przytłumionym głosem. Długo wpatrywał się w nią bez
słowa, po czym zadecydował: – Nie. Zostajemy. Jedz.
Ciastko smakowało jak gąbka, ale posłusznie je zjadła, patrząc przez okno. Na dworze
zrobiło się tak ponuro, jak w jej sercu. Poczuła się zmęczona. – Jutro idę do pracy.
– Nie przesadzasz?
– Przecież jestem zdrowa. Ale teraz chętnie odpocznę, a na – wet trochę się prześpię.
Możemy wracać?
Sen stanowił swoistą ucieczkę i zawsze pomagał odpędzić przygnębienie.
– A co z obrazami? – zmartwił się Jake.
– Kupimy innym razem.
– Jak uważasz.
Po powrocie od razu się położyła i zasnęła. Po kolacji znowu wróciła do sypialni i
położyła się do łóżka z książką, aby lekturą odpędzić myśli i marzenia o miłości.
Rano Jake zawiózł ją na uczelnię. W drodze nie zamienili ani słowa. Angelica
fizycznie czuła się dużo lepiej, ponieważ ręka prawie wcale nie bolała, a noga tylko trochę
dokuczała.
– Odprowadzę cię do sali – zaproponował, gdy stanęli na parkingu.
– Dziękuję.
Głos jej lekko drżał. Nie przyznała się, że ma duszę na ramieniu, mimo iż nie zabrała z
sobą nic, co mogłoby skusić złodzieja. Zresztą, na wszelki wypadek wzięła torbę na ramię.
Zdawała sobie sprawę, że sporo wody upłynie, zanim całkowicie zapomni o napadzie.
Jake nie tylko ją odprowadził, ale został na zajęciach i obserwował studentów oraz
wykładowczynię. Po wyjściu ostatniego studenta, Angelica rzuciła ostro:
– Nie musisz na mnie czekać. Jakby nie zauważył jej tonu.
– Szkoda, że nie byłaś moją profesorką na studiach – rzekł spokojnie. – Prowadzisz
zajęcia bardzo ciekawie i człowiek ma wrażenie, że matematyka to fascynująca dziedzina
nauki.
– Bardzo lubię mój przedmiot – powiedziała chłodno.
– Widać gołym okiem. Twoi studenci mają szczęście, chociaż pewnie o tym nie
wiedzą. Spodobał mi się przykład z hodowlą bydła.
– Matematyka ma wiele praktycznych zastosowań, ale mało kto zdaje sobie z tego
sprawę.
– Ty im pomagasz.
Przyjęła komplement w milczeniu.
– Nie powinienem się dziwić – dodał po namyśle – bo do wszystkiego podchodzisz z
entuzjazmem.
– śycie na ogół jest fascynujące, więc dlaczego tego nie okazywać?
– Hm... niby tak. Coś nie widać następnych studentów.
– Teraz mam okienko. Nie czekaj, szkoda twojego czasu.
– Nie szkoda, jeśli chcę coś robić.
Towarzyszył jej od początku do końca zajęć w środę i czwartek. Piątek miała wolny,
ale postanowiła nadrobić zaległości papierkowe i po raz trzeci naszkicować plan. Poprosiła
więc Jake’a, aby ją zawiózł ha uczelnię i wrócił po kilku godzinach. Chciała pracować z dala
od niego, gdyż jego obecność za bardzo ją rozpraszała.
W sobotę zniknął na cały dzień, nie mówiąc, dokąd idzie i kiedy wróci. Angelica
krzątała się przed południem, a po lunchu położyła, aby odpocząć przed przyjęciem.
O wpół do siódmej skończyła toaletę. Włosy spięła za uszami i rozpuściła na ramiona.
Ubrała się w wełnianą kremową suknię z niebieskim rzucikiem, podkreślającym kolor oczu.
Niestety, nie mogła wystąpić w eleganckich pantoflach. Na prawą nogę włożyła sportowy but,
a na lewą tylko skarpetkę.
Jake przez cały dzień się nie odzywał, lecz była pewna, że nie zapomniał o przyjęciu.
Rozsadzała ją duma, że po dwóch latach znowu wystąpi w towarzystwie mężczyzny. I to
jakiego!
Wyrwał się jej okrzyk zachwytu, gdy zobaczyła go w ciemnoszarym garniturze, w
którym wyglądał jak model z żurnala.
– Jesteś gotowa? – spytał od progu. Uśmiechnęła się, kuśtykając do drzwi.
– Zdaje mi się, że wcale nie powinniśmy iść.
– A to czemu?
– Bo całkiem zaćmisz honorowego gościa i wszyscy o nim zapomną.
– Nie będzie tak źle. – Musnął ustami jej wargi. – Ale możemy zostać, jeśli wolisz.
Miała nieprzepartą ochotę zostać, iść z nim do sypialni i... Nie, jedna noc to za mało.
Chciała znacznie więcej, ale skoro nie mogła dostać, nie weźmie nic. Chrząknęła speszona.
– Wypada iść choćby dlatego, że kiedy sama zostanę profesorem, też będę miała taką
imprezę. I nie chcę być na niej sama.
– Zaproś mnie, a nie będziesz.
Pomógł jej włożyć płaszcz, ostatni raz pocałował i wyszli.
Na progu sali Jake zatrzymał się i omiótł zebranych czujnym spojrzeniem.
– Przestań – mruknęła niezadowolona. – Wszędzie, gdziekolwiek jesteśmy, rozglądasz
się, jakbyś szukał złoczyńców. To nieprzyjemne.
– Ale dzięki temu czasem unika się przykrości. Nigdy nie wiadomo, co się może
zdarzyć. Gdzie chcesz usiąść?
– Tam, koło profesora Holcome’a, którego bardzo cenię. Możesz mnie z nim zostawić
i iść się bawić.
– Bawić się chcę tylko i wyłącznie z tobą. Co przynieść do picia?
– Poproszę lampkę wina.
Przyniósł kieliszki i usiadł na poręczy jej fotela. Nie włączał się do rozmowy, która
toczyła się głównie wokół spraw związanych z uczelnią. Angelica zastanawiała się, czy
słucha z zainteresowaniem, czy śmiertelnie się nudzi.
– ...dwa błędy, które szybko poprawiłem – mówił Holcome. – Komputery są bardzo
przydatne, ale ich dokładność zależy od dokładności osób, które wprowadzają dane.
– Dlaczego pan tak sądzi?
– Porównałem komputerowy arkusz ocen z moimi zapiskami i znalazłem dwa błędy.
Stopnie dwóch studentów były przestawione. Różnica niewielka, ale dowód, że trzeba
kontrolować maszynę. Czy pani też sprawdza wszystko dwukrotnie?
– Na ogół tak, chociaż nigdy nie wykryłam błędu. Czy już są wyniki z ubiegłego
semestru?
– Tak. Przysłano mi w środę albo czwartek, więc sprawdziłem w sobotę.
Angelica spojrzała na Jake’a z wyrzutem.
– Ja nie zdążyłam, bo skradziono mi torbę. Miałam tam nie tylko korespondencję...
– Słyszałem o napadzie i bardzo pani współczuję. W sekretariacie dostanie pani
duplikat.
– Ale notatki też mi przepadły. Podczas włamania do gabinetu zginęły plany zajęć,
papiery egzaminacyjne i stopnie. Nie przejęłam się tym zbytnio, bo oddałam arkusze ocen
dużo wcześniej.
– Proszę powiedzieć mi coś o systemie oceniania studentów – wtrącił się Jake. –
Państwo wystawiają oceny i arkusze składają w sekretariacie wydziału, tak? Potem ktoś
wprowadza je do komputera i przesyła wydruki do sprawdzenia?
– Tak – odparł Holcome. – Nigdy nie zaszkodzi dwukrotne przejrzenie ocen. Dzięki
temu można wyłapać pomyłki, jak w wypadku moich dwóch studentów.
– Angel, czy zginęły ci stopnie z poprzedniego semestru?
– Tak. I te z ubiegłego roku też, ale niewielka strata, skoro wszystkie wcześniej
zaniosłam do sekretariatu.
– Czy można byłoby je zmienić?
– Jakim sposobem?
– Są już spryciarze, którzy potrafią dostać się do każdego komputera. Czy istnieje
możliwość zmiany oceny w głównym komputerze wydziału? Może ktoś zrobił wszystko,
ż
eby uniemożliwić porównanie stopni?
– Mało prawdopodobne, ale chyba możliwe... – z wahaniem odparł Holcome.
– Angel, jutro weźmiesz kopię arkusza ocen i porównasz stopnie z tymi, które
zapamiętałaś. Jeśli znajdziesz jakąś uderzającą różnicę, będziemy mieli punkt zaczepienia.
– Zastanów się, co mówisz! Miałam stu pięćdziesięciu studentów i nie pamiętam ich
stopni.
– Mimo to warto przejrzeć.
– To zadanie dla detektywa – powiedział Holcome.
– Ma pan przed sobą asa wywiadu. – Angelica nie kryła złości. – Chciałam
przyjemnie spędzić wieczór, a popsuł mi humor. Ciekawe, czy wszyscy policjanci są tacy
niemożliwi.
– W każdym zawodzie są blaski i cienie – filozoficznie zauważył Jake.
– Jutro masz wolne – rzuciła ze złością – więc dzisiaj mógłbyś się bawić.
– Ależ ja się setnie bawię – rzekł, kładąc jej rękę na karku. – Naprawdę.
Odsunęła się zirytowana, że zaleca się do niej na oczach tylu znajomych.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
– Kiedyś marzyłem o tym żeby być detektywem. Pamiętam, że jako chłopiec...
Angelica usilnie starała się słuchać z uwagą, lecz na próżno. Nie mogła skupić się na
opowiadaniu Holcome’a, gdyż jej myśli zajmował tylko i wyłącznie Jake. Zastanawiała się,
czy warto udawać, że nie czuje dotyku jego ręki, ale nie umiała przewidzieć jaki będzie
skutek – czy ukochany odsunie się, czy przysunie jeszcze bliżej.
Jego zachowanie wciąż od nowa ją intrygowało. Często dawał jej wyraźnie do
zrozumienia, że w ogóle nie pragnie tego, co ona i że jest mu obojętna. Mimo to przytulał ją,
całował i czule pieścił. Teraz bawił się jej lokami, a przy tym spokojnie rozmawiał z
Holcome’em. Czy był z kamienia?
Ucieszyła się, gdy zauważyła, że podchodzi Susan Standford. Przedstawiła jej Jake’a.
Susan wyciągnęła dłoń na powitanie, więc Jake musiał zdjąć rękę z ramienia Angeliki.
– Miło mi pana poznać – powiedziała Susan, uśmiechając się uwodzicielsko. –
Zastanawialiśmy się, kto będzie! towarzyszył Angelice. Na ogół przychodziła sama.
Dowiedziałam się, że to pan zajmuje się śledztwem, więc przyszłam zaoferować swoją pomoc
– Oczywiście, jeśli mogę się na coś przydać.
Angelica, zirytowana, że Susan tak otwarcie uwodzi jej mężczyznę, rzekła lodowatym
tonem:
– Wprowadzono cię w błąd, bo pan Morgan nie prowadzi śledztwa. Jest moim dobrym
znajomym.
Jake spojrzał na nią zdumiony i pokręcił głową.
– Czy pani też wykłada na wydziale matematyki? – zapytał przybyłą.
– Nie, jestem antropologiem. – Susan błysnęła zębami w uśmiechu i zwróciła się do
Angeliki: – Przykro mi, że masz kłopoty z chodzeniem. Czy na chwilę odstąpisz mi swego
znajomego? Chciałabym przedstawić go kilku osobom. Zaraz wrócimy.
I nie czekając na odpowiedź, wzięła Jake’a pod rękę. Angelica opanowała się
najwyższym wysiłkiem woli. Przypomniała sobie, że Susan ma opinię kobiety uwodzącej
mężczyzn na prawo i lewo. Sądziła, że jej próby nie wzruszą Jake’a, ale mimo to się
zaniepokoiła. Poza tym nie była pewna, czy będzie się czuł swobodnie w obecności tylu osób
z tytułami naukowymi.
Po pewnym czasie wstała i wsparła się na lasce.
– Chętnie rozprostuję nogi. Czy możemy się przejść? Zechce mi pan towarzyszyć,
profesorze?
– Cała przyjemność po mojej stronie.
Najpierw złożyli gratulacje profesorowi Sorensonowi, a potem podeszli do grupy
znajomych. Angelica nie tyle rozmawiała z nimi, co odpowiadała na pytania dotyczące
włamania i napadu. Ani słowem nie wspomniała o włamaniu do domu oraz samochodu. I bez
tego dość było sensacji.
Zorientowała się, że wszyscy, Susan Standford nie wyłączając, są przekonani, iż Jake
prowadzi śledztwo i towarzyszy jej dla bezpieczeństwa. Musiała przyznać, że to logiczny tok
rozumowania, ponieważ dotychczas przychodziła na różne imprezy sama. Westchnęła ciężko,
gdy zaczęła się zastanawiać, czy przyprowadzając go, popełniła kolejny błąd.
Przeprosiła znajomych i powoli podeszła do Jake’a, który stał w otoczeniu osób, z
ożywieniem omawiających najnowszy film. Uśmiechnął się i ją objął.
– Jak pani się podobał film? – zapytał Jason Hunter.
– Jeszcze go nie widziałam – odparła speszona.
– Możemy zaraz jutro iść do kina – zaproponował Jake.
– Pójdziesz drugi raz?
– A co to szkodzi? Chętnie pójdę choćby dlatego, żeby sprawdzić, czy pan Hunter ma
rację, gdy mówi o aspektach społecznych w tym filmie.
– Patrzcie państwo, zostałem posądzony o rozmijanie się z prawdą! – zawołał młody
socjolog z udanym oburzeniem.
– Przepraszam, ale to zawodowy brak zaufania. Policjanci mają obowiązek sami
wszystko sprawdzać – spokojnie odparł Jake. Spojrzał na Angelicę i dodał: – Czas na nas,
prawda? Miło mi było państwa poznać. Dobranoc.
– Dokąd się tak spieszysz? Umówiłeś się na randkę, czy co?
– rzuciła ironicznym tonem, gdy wyszli z sali.
– Nie, ale widzę, że jesteś zmęczona. – Podał jej płaszcz.
– Udał się wieczór?
– Tak. Gdyby nie twoja nadopiekuńczość...
– Ktoś musi cię pilnować. Gdyby ci zostawić wolną rękę, siedziałabyś tu do rana, a do
zdrowia wróciła za rok.
– Dziękuję panu doktorowi za diagnozę.
– Zawsze musisz mieć taki cięty język? – spytał żartobliwie i pocałunkiem zamknął jej
usta.
– Opanuj się! – krzyknęła przerażona, że ktoś ich widział. Przed domem Jake
wyskoczył z samochodu i zanim zdążyła wystawić nogi, wziął ją na ręce.
– Puść mnie! Mogę iść sama. Słyszysz?!
– Słyszę, że krzyczysz i widzę, że jesteś zmęczona. Zaniosę cię.
Postawił ją przy drzwiach, wziął od niej klucz i otworzył drzwi. W przedpokoju
powiedział:
– Serdecznie ci dziękuję, że mnie zaprosiłaś. Z przyjemnością poznałem twoich
znajomych.
– Czy nadal podejrzewasz, że ktoś z nich jest zamieszany w te kradzieże?
Zdjęła płaszcz i oparła się o ścianę. Dopiero teraz poczuła, jak bardzo jest zmęczona.
– Nie. Ale rozmowa z profesorem Holcome’em podsunęła mi pomysł, co jeszcze
mogę zrobić. W poniedziałek rano wezmę z sekretariatu arkusz ocen studentów, których
uczyłaś w ubiegłym semestrze i sprawdzimy, czy nie ma zmian.
– Myślisz, że pamiętam wszystkie stopnie?
– Nawet jeśli teraz nie pamiętasz, może ci się przypomną, gdy zobaczysz nazwiska.
Potrzebujesz czegoś ode mnie? Pomóc ci dojść do sypialni?
– Nie, dziękuję.
– Przyjeżdżam po ciebie jutro o trzeciej.
– Po co?
– Idziemy do kina.
– Nie musisz się poświęcać. Mogę zaczekać, aż będzie na kasecie.
– Zapomniałaś, że umówiliśmy się na randkę? I to przy świadkach!
– Ale się zabezpieczyłeś – powiedziała rozbawiona. – No dobrze, niech ci będzie.
Czekam o trzeciej.
– Do Widzenia, aniele.
Zawrócił od drzwi, objął ją i przytulił/Westchnęła zachwycona i uniosła głowę,
podając usta do pocałunku, którego się spodziewała. Nagle poczuła, że Jake rozpina zamek
sukni.
– Zostaw!
– Spokojnie. Chyba ci niezbyt wygodnie z bolącą ręką, prawda? – To mówiąc, odpiął
jej stanik. – Trochę ci pomagam.
Ogarnęło ją pożądanie i miała ochotę zrzucić suknię. Kochała Jake’a od dawna i tak
bardzo pragnęła spędzić z nim noc. Spojrzała na niego oczami pełnymi blasku.
– Kochanie, nie patrz tak na mnie. Jeszcze chwila, a zrobię coś...
– Może o to mi chodzi – szepnęła.
Zarzuciła mu ręce na szyję i przywarła do niego całym ciałem. Na plecach czuła
chłód, na piersiach gorąco bijące od Jake’a. Uśmiechnęła się uszczęśliwiona, gdy położył ręce
na jej gołych plecach. Przyciągnęła jego głowę i pierwsza go pocałowała.
Jęknął głucho i objął ją tak mocno, że zabrakło jej tchu. Jego muskularne ciało
stanowiło jedyną ostoję na świecie. Pożądała go ze wszystkich sił, pragnęła miłości, ó której
tak długo marzyła. Myślała, że chwila spełnienia jest blisko.
Niestety, Jake ją rozczarował. Odsunął się i wpatrzył w błękitne oczy, które
obiecywały rozkosz. Widział, że jej rozchylone usta są spragnione dalszych pocałunków.
Poczuł się, jakby dostał obuchem w głowę.
– Najsłodsza, nie możemy... – wykrztusił przez ściśnięte gardło.
– Możemy, możemy – powiedziała gorącym, szeptem, wsuwając palce w jego gęstą
czuprynę.
– Nie pasuję do ciebie – wyrwało mu się z głębi duszy. – Twój brat miał rację.
– Kto miał rację? – powtórzyła głucho. – Jaki brat? Co ty pleciesz?
Odsunęła się i patrzyła z niedowierzaniem. Nie rozumiała, o czym on mówi. Przecież
nie znał jej braci, nigdy ich nie widział.
– Nieważne – mruknął, otwierając drzwi. – Będę jutro o trzeciej.
– Zaczekaj! Czemu...
– Dobranoc.
Wyszedł, zanim zdążyła dokończyć pytanie. Zorientowała się, że zdradził coś, co
chciał zachować w tajemnicy. Ale dlaczego? Nic nie rozumiała. I nie zrozumie. Jake zapewne
nigdy więcej nie zrzuci maski. Nazajutrz pojadą do kina, a w poniedziałek przejrzą arkusze
ocen. Jeżeli będą jakieś rozbieżności w ocenach. Jake pójdzie tym tropem. W przeciwnym
razie przekaże dochodzenie Winstonowi.
Jake siedział w samochodzie, wpatrzony w okna sypialni, aż pogasły światła.
Odjeżdżając, zastanawiał się, dlaczego nie przekazuje sprawy Pete’owi, który ze wszystkim
doskonale sobie radzi. On zaś coraz gorzej radził sobie ze swymi uczuciami.
Angelicę opadły dręczące myśli. Co znaczyła uwaga o bracie? Którego Jake miał na
myśli? Była przekonana, że nie zna ani Rafe’a, ani Kyle’a, więc tym bardziej postanowiła
wyjaśnić nieporozumienie.
Czuła narastający gniew. Który brat powiedział Jake’owi, że nie jest dla niej?
Dlaczego? Z jakiego powodu Jake się z nim zgodził? Pytania sypały się jak z rękawa, ale na
ż
adne nie umiała odpowiedzieć.
Pójście do kina w towarzystwie Jake’a było wydarzeniem, do którego
przygotowywała się od rana. Długo nie mogła podjąć decyzji, co włożyć. W końcu ubrała się
w obcisłe, czarne spodnie i luźny różowy sweter. Sweter był podniszczony, lecz pamiętała, że
Jake’owi bardzo się podobał i dlatego gotowa była go nosić, aż się zupełnie podrze.
Przyjechał jak zwykle punktualnie. Jeden rzut oka na jego twarz wystarczył, aby
zrozumiała, że niczego się nie dowie. Zrezygnowała więc z zadawania pytań, które
przygotowała.
Jake pociągnął nosem i się uśmiechnął.
– Pachniesz jak olejek różany.
– Czy to karalne? – spytała pozornie swobodnym tonem.
– Nie, różyczko.
W samochodzie siedziała szczęśliwa, rozmarzona. Po wejściu do kina humor jej się
popsuł, ponieważ zauważyła Jasona w towarzystwie młodej kobiety. Oboje od razu do nich
podeszli.
– Dzień dobry – powitał ich Hunter. – Pomyślałem, że obejrzymy film razem, bo
dzięki temu będę mógł zwrócić panu uwagę na te aspekty, o których wczoraj mówiliśmy. –
Przedstawił im swoją znajomą, Lizę Nesbet, i przekornie uśmiechnięty zwrócił się do
Angeliki: – Powinnaś częściej brać zwolnienie. Nigdy tyle nie bywałaś, co od tego wypadku.
Angelica wewnątrz się zagotowała, lecz na zewnątrz zachowała chłodne opanowanie.
Była zła, że musi dzielić się Jakiem z innymi. Od poprzedniego dnia łudziła się, że spędzą
popołudnie, a może wieczór we dwoje. Chciała jak najprędzej wyjaśnić, co kryło się za jego
słowami o bracie.
– Kupić kukurydzę i colę? – spytał Jake. – Nie zmienił ci się gust?
Skinęła głową wzruszona, że po dwóch latach pamięta, co lubiła. Czyżby w tym
czasie nie spotykał innych kobiet? Pamiętała Diane, z którą bawił się w sylwestrową noc i
uświadomiła sobie, że ostatnio mocno ją zaniedbuje. Zbyt wiele czasu spędzali razem, by
mógł dotrzymywać towarzystwa jej rywalce.
Pogasły światła. Film okazał się bardzo dobry, a komentarze Jasona trafne. Liza nie
zawsze się z nimi zgadzała, lecz Angelica odniosła wrażenie, że tych dwoje bardzo do siebie
pasuje. Ciekawa była, czy w oczach innych ona i Jake też tworzą dobraną parę.
Mimo ciemności Jake nie wziął jej za rękę, ani nie objął. Przysunęła się do niego,
pozornie dlatego, by łatwiej sięgać po kukurydzę, którą trzymał na kolanach.
Po seansie Jason zaproponował, aby wspólnie zjedli kolację. Jake zgodził się
podejrzanie chętnie i polecił restaurację nieopodal posterunku.
– To nasz ulubiony lokal. Czy zaryzykują państwo towarzystwu policjantów?
Jego zachowanie znów zaskoczyło Angelicę, ponieważ jej nigdy tam nie zaprosił.
Bywali w różnych restauracjach, oprócz tych, do których zachodzili policjanci.
Na miejscu okazało się, że Jake jest znany i lubiany. Co chwila ktoś podchodził, aby
się z nim przywitać i zamienić kilka słów. Dostawiano krzesła i coraz gęściej obsiadano
stolik. Jason i Liza rozmawiali ze wszystkimi jak starzy znajomi Angelica prawie się nie
odzywała przekonana, że Jake celowo odgradza się od niej.
Między innymi przyszła rudowłosa piękność, którą Jake przedstawił jako Diane
Waters. Angelica nieprzyjaznym okiem patrzyła na uroczą, roześmianą kobietę. Zgrzytała
zębami ze złości i najchętniej uciekłaby do domu. Gdy napięcie stało się nie do wytrzymania,
pociągnęła Jake’a za rękaw i powiedziała:
– Boli mnie głowa. Czy mógłbyś mnie odwieźć i potem wrócić?
– Zjedz coś, a zaraz poczujesz się lepiej.
– Tutejsza obsługa pozostawia wiele do życzenia – powiedziała Diane z ujmującym
uśmiechem – ale kuchnia jest wyśmienita. – Objęła Jake’a. – Mój drogi, wieki cię nie
widziałam. Gdzie się zaszyłeś? U siebie w górach?
– Tak. Wciąż jest sporo do zrobienia.
– Kiedy mnie zaprosisz?
Angelica nie mogła znieść ich prawie intymnej rozmowy, więc przeprosiła i wyszła na
ulicę. Rozejrzała się w poszukiwaniu budki telefonicznej, gdyż chciała wezwać taksówkę.
Gdyby nie chora noga, poszłaby do domu pieszo.
– Jasny gwint! Co ty wyrabiasz?! – krzyknął Jake. Schwycił ją za ręce i do bólu
zacisnął palce. Patrzył na nią z pretensją.
– Wracam do domu. Mówiłam ci, że boli mnie głowa.
– Skutek objadania się kukurydzą, łakomczuchu.
– Patrzcie go, znalazła się niańka... Chcę iść do domu. Wiedziała, że zachowuje się
ś
miesznie, lecz nic na to nie mogła poradzić. Pragnęła uciec od znajomych Jake’a,
szczególnie od Diane.
– Nie podobają ci się moi znajomi, prawda? Zbyt pospolici i nie umywają się do
twoich profesorów, co?
Nie przewidziała, że jej zachowanie można w ten sposób zinterpretować.
– Nieprawda! – zaprzeczyła zawstydzona. – Wcale tak nie
jest.
– Ale na to wygląda. Gdzie twoje dobre maniery? Nie stać cię na to, żeby z nami coś
zjeść? Hunter i jego dziewczyna nie gardzą naszym towarzystwem, a są z twojej sfery.
Rozmawiaj tylko z nimi. Nie musisz zniżać się do poziomu innych.
– Nie o to mi chodzi – szepnęła, spuszczając wzrok.
– Więc o co? – Ujął ją pod brodę i zmusił, by spojrzała mu w oczy. – No, liczę, że
powiesz mi prawdę.
– Wiem, że to okropne, ale... jestem zazdrosna. I wstyd mi – wyrzuciła jednym tchem.
– Czyś ty rozum postradała? Zarumieniła się i nic nie odpowiedziała.
– Dlaczego jesteś zazdrosna? I o kogo? Milczała coraz mocniej zaczerwieniona.
– Czekam!
– Nie wiem dlaczego, ale o Diane.
Ze wstydu najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Nie miała odwagi podnieść oczu,
więc nie widziała, że Jake patrzy na nią osłupiałym wzrokiem. Zdawała sobie sprawę, że nie
ma prawa do zazdrości i że nie może zabronić mu spotykać się z kim chce i kiedy chce. Mimo
to bolało ją serce o to, że spędził sylwestra z Diane i teraz tak ciepło z nią rozmawiał. Czuła
się pokrzywdzona przez los, gdyż pokochała człowieka, któremu jest całkiem obojętna.
– Skarbie, Diane jest tylko znajomą – rzekł Jake ochrypłym głosem. – Pracuje na
naszym posterunku i stąd ta znajomość. Nie masz powodu do zazdrości ani o nią, ani o żadną
inną kobietę.
Otworzyły się drzwi, zza których doleciał gwar i śmiech. – Jake? Lepiej?
– Tak. Zimne powietrze pomaga na ból głowy. Zaraz wracamy.
– Podobno kelner już idzie.
– My też.
Drzwi się zamknęły. Po chwili milczenia Jake zapytał prawie szeptem:
– Wracasz?
– A mam inne wyjście? Przecież nie mogę pozwolić, żebyś wyszedł na kłamczucha.
Gdy przyszli, Diane nie było już przy stoliku. Powoli i inni zaczęli odchodzić, więc
zostali tylko we czworo. Angelica odprężyła się i wieczór upłynął w miłej atmosferze. Jason i
Liza stanowili uroczą choć komiczną parę. Jason poskarżył się, że już trzykrotnie się
oświadczał, lecz za każdym razem dostał kosza. Liza pogroziła mu palcem.
Niebawem panie wyszły do toalety i tam Liza powiedziała: – Proszę mnie nie
zdradzić, ale ja za nim szaleję. Tylko nie chcę wbijać go w dumę. Chyba będzie mnie więcej
cenił, jeśli zbyt łatwo nie ulegnę jego prośbom, prawda?
Angelica przytaknęła, chociaż nie pochwalała takiego postępowania. Jej zdaniem
zakochani powinni szczerze wyznać sobie miłość.
Po skończonym posiłku ponownie zaroiło się przy stoliku. Jason wdał się w zażartą
dyskusję na tematy społeczne i z pasją zbijał argumenty sceptycznych policjantów. Jake
obserwował Angelicę, która rozmawiała z porucznikiem Burnsem, artystą amatorem. Z
ożywieniem omawiali najnowszą wystawę malarstwa współczesnego.
Wieczór skończył się bardzo późno.
– Podobali mi się twoi znajomi – powiedziała, gdy szli do samochodu.
– Cieszę się, bo mnie twoi bardzo przypadli do gustu.
W milczeniu zajechali przed dom. Angelica spojrzała na Jake’a z napięciem i dopiero
teraz zapytała: – Z którym bratem rozmawiałeś i o czym?
– Zostawmy to, moja droga. – Niecierpliwie machnął ręką. – Nie warto odgrzebywać
starych historii. Czy zdążysz na zajęcia, jeżeli przyjadę o wpół do ósmej?
– Nie zmieniaj tematu. Chcę wiedzieć, co się kryje za twoimi słowami.
Pomagając jej wysiąść, rzekł ze smutkiem: – Człowiek nie zawsze dostaje to, o czym
marzy. Daj mi klucze. Nie będziemy tu stać, bo zmarzniesz.
– Wejdziesz? – spytała drżącym głosem.
– Nie. Jest późno, a jutro masz zajęcia. Do widzenia. Pogładził ją po policzku i
odjechał.
Weszła do domu, dopiero, gdy zniknął za zakrętem. Znała Jake’a nie od dziś i
wiedziała, że jest uparty jak kozioł. Mogłaby pytać go do rana, a nic by nie powiedział.
– Nie to nie. – mruknęła pod nosem. – Potrafię się dowiedzieć bez ciebie. I tak dotrę
do sedna.
Przysięgła sobie, że wydobędzie z braci, który z nim rozmawiał i co mu powiedział.
Rano, Jake zawiózł ją na uczelnię, odprowadził do sali i poszedł do sekretariatu. W
południe zasiedli nad arkuszami ocen.
– Nic nie pamiętam. Jak babcię kocham, nic a nic – mruczała co chwila. Nagle
zamarła, ż palcem przy kolejnym nazwisku. – Oho, tu się coś nie zgadza, bo Jim Smithers
powinien mieć piątkę. Doskonale pamiętam, że z ostatniego sprawdzianu dostał maksymalną
liczbę punktów. A tu jest średnia ocena.
– W której był grupie i kiedy miał zajęcia?
– W grupie A, we wtorki i czwartki. Hmm... to też podejrzane. Janey Box wypadła
lepiej niż średnio. Coś podobnego! Tu cię mam! Peggy Albert oblała, a ma trójkę! Pamiętam,
bo to niemiła historia. Dostaje stypendium, więc żal mi było ją oblać, ale nie miałam wyjścia.
Dziewczyna przez cały semestr leniuchowała i nie zaliczyła żadnego sprawdzianu. Na
egzaminie lepiej się spisała, ale to i tak za mało na zaliczenie.
– Czyli z tego, co pamiętasz, troje studentów ma inne oceny. Dwa stopnie są niższe,
jeden wyższy, tak? Zmarszczyła czoło z wysiłku i przygryzła wargę. Usiłowała przypomnieć
sobie więcej ocen. Bezskutecznie.
– Nic więcej nie pamiętam. Gdzie są listy, które złożyłam w sekretariacie?
– Okazuje się, że trzymają je tylko przez tydzień po wysłaniu arkuszy ocen do
weryfikacji – odparł z dezaprobatą w głosie. – Potem wyrzucają.
– Szkoda, ale rozumiem ich, bo inaczej utonęliby w powodzi papierów.
Jake wstał i wziął arkusze z biurka. – Dam je Pete’owi. Zabierzemy się do studentów z
tej grupy. Trzeba zgłupieć, żeby obniżyć sobie stopień.
– Jimmy jest niższy ode mnie. To nie on na mnie napadł. – Natychmiast cię
zawiadomię, gdy coś wykryjemy.
Odszedł właściwie bez pożegnania. Zwiesiła głowę, ale prędko się opanowałaś
zadzwoniła do Rafe’a. Do wieczora chciała znać odpowiedz na dręczące pytania.
Rafe nie umiał jej nic powiedzieć, więc uznała, że to sprawka młodszego brata.
Wolała do niego nie dzwonić, lecz porozmawiać w cztery oczy.
Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy wyjechała z Laramie. Zbliżając się do
rodzinnego domu, poczuła, jak bardzo się za nim stęskniła. śałowała, że do wakacji jeszcze
kilka długich miesięcy. Bardzo lubiła swą pracę zawodową, ale zajęcia w gospodarstwie
wprost uwielbiała.
Kyle’a nie zastała, więc otworzyła drzwi zapasowym kluczem. W kuchni skrzywiła
się z niesmakiem na widok przerażającego bałaganu. Długoletnia gospodyni musiała odejść,
aby zaopiekować się schorowaną matką. Jej następczynie zaś nie potrafiły zagrzać miejsca
ponieważ Kyle nie był zbyt miłym gospodarzem. A pozostawiony sam sobie nie potrafił!
utrzymać w domu porządku.
Podwinęła rękawy i zabrała się do sprzątania.
– Angel! Co cię sprowadza? Czemu mnie nie uprzedziłaś? Kyle uściskał siostrę i
rozejrzał się po kuchni. Na jego zmizerowanej twarzy pojawił się błogi uśmiech.
– Ale wysprzątałaś! – Pociągnął nosem. – I chyba coś ugotowałaś. Tak się cieszę, że
przyjechałaś. Co będziemy jedli?
– Pieczeń wołową. W lodówce znalazłam tylko ochłap mięsa i nic więcej. Zdążysz
zatrudnić następną gosposię, zanim padniesz z głodu?
– Nie wiem. Czy to moja wina, że żadna nie chce zostać dłużej? Chociaż trudno się
dziwić, że nie uśmiecha im się takie odludzie. Ale jednak mam cichą nadzieję, że znajdę
chętną. Czemu zawdzięczam twoje odwiedziny? O, co się stało z twoją nogą?
– To długa historia, więc opowiem ci przy kolacji.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Przygotowując kolację, wróciła wspomnieniami do okresu tuż po śmierci rodziców.
Wtedy więź między rodzeństwem była najsilniejsza. Ale i później, przez wiele lat, byli sobie
bardzo bliscy. Teraz zaś bała się, że więzy zostaną zerwane i dlatego w głębi serca jeszcze się
łudziła, że Kyle nie zrobił nic karygodnego. Mimo to wolała odwlec decydującą rozmowę i
najpierw spokojnie zjeść kolację. Opowiedziała, jak doszło do tego, że skręciła nogę.
– Policja jest do kitu – wybuchnął Kyle. – Co za ślamazary! Już dawno powinni łotra
znaleźć.
– Jest nadzieja, że wkrótce go złapią.
– I ty im wierzysz, biedna dziewczyno? W domu byłabyś bezpieczniejsza – orzekł
kategorycznym tonem.
Jego troska o nią była wzruszająca, a jednocześnie irytująca, gdyż nadal traktował ją
jak dziecko.
– Dziękuję ci – powiedziała spokojnie – ale przecież mam dom w Laramie.
– Chodziło mi o to, żebyś przeniosła się tutaj.
– Wiem, mój drogi, ale jestem dorosła i samodzielna. Tam też jestem bezpieczna.
– Powinnaś mieć opiekę.
Z trudem opanowała rozdrażnienie. Często zastanawiała się, dlaczego mężczyźni
uważają ją za bezradną istotę. Czyżby w jej zachowaniu było coś, co dawało im podstawę,
aby tak sądzić?
– Mam opiekuna – powiedziała, oblewając się rumieńcem.
– Kto to taki? Czy policja przydzieliła ci stróża?
– Coś ty! To nie stróż. – Nerwowo splotła palce. – Właściwie... a, nieważne. Może po
kolei.
– Wyrażaj się jaśniej, bo nic nie rozumiem. Nie patrząc na niego, powiedziała cicho:
– Od dwóch lat nie mam żadnego bliskiego człowieka. Kyle odchylił się na krześle i
przymknął powieki.
– Od dwóch lat? – powtórzył głucho.
– A tak, od dwóch. Opowiedzieć ci, jak do tego doszło? – Pochyliła się, coraz bardziej
zaczerwieniona. – Minęły dokładnie dwa lata, jeden miesiąc i dwadzieścia trzy dni. Ale po co
liczyć?
– Angel...
– Ponad dwa lata temu poznałam wspaniałego mężczyznę i oszalałam na jego punkcie.
Od pierwszego wejrzenia zakochałam się w nim bez pamięci. Byłam pewna, że to ta jedna
jedyna miłość, o której mówią poeci. Ani przedtem, ani potem nikt nie wzbudził we mnie
takich uczuć. Krótko po ślubie Rafe’a i Charity pojechałam do nich na kilka dni. Po powrocie
mój wymarzony długo nie dzwonił, więc ja się odezwałam, a on zbył mnie prawie szorstko.
– Angel...
– Nie przerywaj. Do dziś nie mam pojęcia, dlaczego przestaliśmy się widywać. Potem
kręciło się koło mnie paru adoratorów, ale żaden mi nie odpowiadał. Nudzili mnie i szkoda mi
było czasu na rozmowy o niczym. Nie szukałam okazji, żeby się zakochać, byle zakochać.
Wiedziałam, że tylko ten jeden jest dla mnie. Kocham Jake’a Morgana teraz tak samo, jak
kochałam go wtedy. I będę kochać do samej śmierci.
– O Boże! – jęknął Kyle, zakrywając twarz.
– Długo byłam bardzo nieszczęśliwa, ale życie ma swoje prawa i wreszcie się
uspokoiłam. Ale wiesz co, mój drogi? Wczoraj nabrałam podejrzeń, że ty maczałeś w tym
palce i przyczyniłeś się do zerwania.
Miała nerwy napięte do ostatnich granic i nie spuszczała oczu z brata. Dałaby wiele,
byle się okazało, że jest niewinny i nie ingerował w jej sprawy.
Kyle głośno przełknął ślinę, otworzył usta, ale nie wydobył głosu. Chrząknął kilka
razy i wreszcie wykrztusił ochrypłym głosem:
– Chciałem dobrze.
– Dla kogo? Dla mnie na pewno nie, więc chyba tylko dla siebie! – krzyknęła
zrozpaczona. W jej oczach wezbrały łzy, ponieważ prysnęło złudzenie, że brat jest niewinny.
– Przez dwa lata nadrabiałam miną, bo nie chciałam, żebyście się o mnie martwili. Ale nikt
nie wie, ile to mnie kosztowało. I nic nie mogłam zmienić. Teraz chcę się dowiedzieć prawdy.
Co wtedy zrobiłeś? I po coś się wtrącał? Dlaczego działałeś za moimi plecami?
– Z troski o ciebie, dziecino. Wiesz chyba, że życie policjanta jest bardzo
niebezpieczne.
– Co z tego? Lepiej się przyznaj, że nie chciałeś mieć szwagra w policji.
– Przysięgam, że naprawdę chodziło mi o twoje dobro. Wolałbym, żebyś wyszła za
kogoś, o kogo nie będziesz musiała się martwić przez całe życie.
– Przyznaję, że jego praca jest trochę bardziej niebezpieczna niż twoja, ale mogę
wymienić dużo innych sto razy niebezpieczniejszych. Nie przesadzaj z tym ryzykiem. I
zastanów się, jaki los mnie przez ciebie czeka? Koniecznie chcesz, żebym usychała, czekając
na człowieka z ciepłą, bezpieczną posadką? Przecież taki może w ogóle się nie zjawić, i co
wtedy? A nawet jeśli znajdę, to czy mam go trzymać pod pantoflem i nawet nie pozwolić
jeździć samochodem? O samolocie już nie wspomnę. Kyle, puknij się w czoło! I przyznaj się,
co zrobiłeś. To, że mnie unieszczęśliwiłeś, wiemy oboje.
Kyle zerwał się na równe nogi i podszedł do okna.
– Nie popełniłem zbrodni. On też jest winien. Gdyby cię naprawdę kochał, kazałby mi
iść do wszystkich diabłów i nadal się z tobą spotykał. Ja tylko do niego zadzwoniłem i
przedstawiłem swój punkt widzenia. To wystarczyło.
Robiło się jej niedobrze, ale mimo to zapytała:
– Co powiedziałeś? Chcę dokładnie wiedzieć, jak przebiegła rozmowa.
– Powiedziałem mu, żeby się od ciebie odczepił. Nic więcej. – Uderzył pięścią w
parapet, odwrócił się i wbił w siostrę płonący wzrok. – Jesteś łatwowierna, bez trudu można
cię nabrać i ktoś musi cię pilnować. Na dodatek jesteś posażną panną, więc chciałem się
upewnić, że on nie leci na twoje pieniądze. Policjanci marnie zarabiają...
– Jesteś podły! – krzyknęła, łapiąc go za rękaw. – To że Jeannie jest wyrachowana i
chciała wyjść za ciebie dla majątku nie oznacza, że wszyscy są tacy sami. Twoja narzeczona
leciała na pieniądze, ale to nie znaczy, że liczyły się dla mojego ukochanego. Jak śmiesz
wtrącać się i rujnować mi życie? Niech cię piekło pochłonie!
– Martwiłem się o ciebie i dlatego zadzwoniłem.
– Zbytek troski. Jestem dorosła i wystarczy, jeśli sama będę się o siebie martwić. Nie
potrzebuję twojej ingerencji i nie życzę sobie, żebyś wściubiał nos w moje sprawy. Nie masz
do tego prawa! Nigdy ci go nie dałam i nie dam. Nic ci do tego, z kim, kiedy i po co się
spotykam. Kiedy to do ciebie dotrze?
– Kochana, zrobiłem to wyłącznie dla twojego dobra.
– Nie oszukuj siebie i mnie, że chodziło ci o moje dobro. Zrobiłeś to dla siebie. Może
z zazdrości? Nie mogłeś przeboleć, że Rafe i ja znaleźliśmy szczęście, a tobie się nie wiedzie?
Może nawet chciałeś się na kimś zemścić za Jeannie? Przyznaj się!
W oczach Kyle’a zamigotały niebezpieczne błyski.
– Nie mieszaj w to Jeannie, bo nie miała z tym nic wspólnego. Myślałem, że Tom
Bolton byłby dla ciebie odpowiednim mężem. Przecież przyjaźniłaś się z nim. A ja wiem, że
on nie goni za pieniędzmi.
– Chyba zwariuję! Czy ty masz dobrze w głowie? Z Tomem kolegowałam się w
liceum i od matury go nie widziałam. A poza tym zapominasz o jednym, mądralo. Od lat
jestem związana z uniwersytetem i ani mi w głowie zakopać się na wsi. – Rzuciła bratu
spojrzenie pełne nienawiści i wycedziła przez zaciśnięte zęby: – Czy powiedziałeś Jake’owi,
ż
e mam kogoś innego?
– Niech to diabli! Przyznaję, że uświadomiłem faceta, mówiąc, że jesteś prawie
zaręczona z człowiekiem, którego znasz ód lat. Powiedziałem, że z nim pewnie chcesz sobie
poflirtować, ale że nie ma arii cienia szansy na małżeństwo.
– Jak mogłeś! Wypluj to wszystko i powiedz, że to nieprawda. Milczysz? Dobrze,
więc zapamiętaj sobie raz na zawsze, że wara ci do mnie. Myślałam, że będę miała Oparcie w
braciach, a tego się doczekałam. Nie chcę cię więcej Widzieć na oczy! Nie chcę cię Znać!
Trzęsącymi się rękoma zdjęła kurtkę z wieszaka i z trudem włożyła.
– Kochana, przepraszam cię, wybacz mi. Nie wiedziałem, że tak się zadurzyłaś.
– Samo przepraszam nic wystarczy. Dlaczego nie zapytałeś, jaki jest mój stosunek do
Jake’a? Jesteś zarozumiałym osłem i myślisz, że wszystko wiesz. Nigdy ci nie wybaczę,
nigdy! Przez ciebie dwa lata byłam sama i nieszczęśliwa i może taka zostanę do końca życia.
Precz z moich oczu!
Trzasnęła drzwiami i pobiegła do samochodu, nie zważając na ból w nodze. Kyle też
wybiegł, coś wołając, lecz nie zwróciła na niego uwagi i odjechała na pełnym gazie.
Bała się, że przeprawa z Jakiem będzie bardzo trudna i może się nie pogodzą. Mimo to
postanowiła jechać prosto do niego. O Kyle’u na razie wolała nie myśleć. Zacięła się i
wątpiła, czy mu kiedykolwiek wybaczy. Nie była pewna, czy nawet za sto lat zdoła ochłonąć i
przestanie mieć żal, że tak srodze ją zawiódł.
Po przyjeździe do domu, przesłuchała automatyczną sekretarkę. Jake prosił o telefon,
więc natychmiast zadzwoniła, lecz go nie zastała. Westchnęła z ulgą. Wolała porozmawiać z
nim w cztery oczy, a nie telefonicznie. I mieć czas, aby zastanowić się jak mu przedstawić
sprawę.
Z tego, co usłyszała od brata, jedno zdanie przykro dźwięczało jej w uszach. I
dręczyło. Kyle zasiał zwątpienie w jej duszy, gdy powiedział, że gdyby Jake naprawdę ją
kochał, nie przestałby się z nią widywać. Robiło się jej słabo na myśl, że jest w tym ziarno
prawdy. Być może Jake ani trochę jej nie kochał i dlatego odszedł.
Zadzwonił późno wieczorem i zapytał ostrym tonem, bez powitania:
– Gdzie dzisiaj byłaś cały dzień?
– Musiałam coś załatwić – odparła wymijająco.
– Jeździłaś samochodem? Noga cię nie boli?
– Nie. Już chodzę bez laski, a w samochodzie w ogóle jej nie czuję.
– Czyli doskonale radzisz sobie beze mnie i sama pojedziesz do pracy?
– Tak.
– Od której masz zajęcia?
– Od dziesiątej, ale chcę jechać przed dziewiątą.
– Aha. Wiesz, znaleźliśmy winnego. Jutro ci opowiem.
– Ale...
– Do jutra – rzucił oschłym tonem i odłożył słuchawkę. Pogroziła pięścią aparatowi
telefonicznemu, jak gdyby coś zawinił. Przeklinała Jake’a za to, że przez całą noc, zamiast
spać, będzie się zastanawiała, kogo złapano.
Podczas zajęć niespokojnie spoglądała na drzwi, ale Jake nie przyszedł. Zjawił się
dopiero około pierwszej.
– Witaj – powiedziała uradowana.
Serce zaczęło jej mocno bić, a ręce zwilgotniały. Wieczorem na pamięć nauczyła się
tego, co chciała mu powiedzieć, lecz teraz miała w głowie zupełną pustkę.
– Dzień dobry. Mogę wejść?
– Po co pytasz? – zniecierpliwiła się. – Kogo znaleźliście?
– Nazywa się Alan Dalton. Znasz go? – Chyba nie.
– Nic dziwnego, bo to nie twój student. Ale chodzi z Peggy Albert i dla niej zmienił
stopnie, żeby nie odebrano jej stypendium. Bez stypendium nie będzie mogła studiować i
temu chcieli zapobiec.
Angelica zasępiła się.
– Zaryzykował więzienie, byle się z nią nie rozstać?
– Na to wygląda. Przyznał się do wszystkiego. – Jake smutno pokiwał głową. –
Studiuje elektronikę, więc wiedział, jak wejść do głównego komputera.
– Wszystko dla dziewczyny... – Angelice wyrwało się westchnienie spod serca. – Nie
musiałby się narażać, gdyby jego ukochana pilniej się uczyła. śal mi go.
– A on żałuje, że cię niechcący przewrócił. – Co z nim będzie?
– Przekażemy sprawę do sądu i rozprawa odbędzie się za kilka miesięcy. Chyba ten
smarkacz nie zmieni zeznań. Zniknął powód napadów, więc już nie masz czego się bać.
– Serdecznie ci dziękuję – powiedziała, uśmiechając się nieśmiało – że tyle dla mnie
zrobiłeś. Tak prędko znalazłeś gagatka.
– Spełniłem tylko swój obowiązek – rzekł, wstając.
– Zostań jeszcze chwilę. Muszę z tobą pomówić.
– O czym?
– O moim bracie, Kyle’u. Wczoraj byłam u niego. Jake patrzył na nią bez zmrużenia
oka.
– I co?
– Powiedział, że rozmawialiście dwa lata temu. Wstała, aby nie mieć uczucia, że
patrzy na nią z góry. Jake zacisnął pięści, lecz się nie odezwał. – Do wczoraj nie wiedziałam,
dlaczego wtedy przesiałeś się odzywać. Mnie było z tobą bardzo dobrze.
Stanęła o krok od niego.
– Twój brat wyjaśnił, jak sprawy stoją i musiałem zgodzić się z jego argumentacją.
Nas niewiele łączy.
– Kłamiesz w żywe oczy! Łączy nas najważniejsze...
Palcami musnęła jego policzek. Jake schwycił ją za rękę i szarpnął.
– To by wystarczyło tylko na krótko – rzucił ze złością. – Musiałem przyznać rację
twojemu bratu, bo za bardzo się różnimy. Jestem tylko policjantem, a w dodatku nigdy nie
chciałem być nikim innym. Zarabiam nieźle, ale to pestka w porównaniu z tym, co dostajesz z
domu. A jestem na tyle staroświecki, że chcę sam utrzymywać rodzinę. Nie uśmiecha mi się
ż
ycie na koszt bogatej żony. No i przede wszystkim jest ten drugi.
Drgnął mu mięsień na twarzy, co świadczyło, że nie jest tak obojętny, jak mogła
wnosić z jego głosu.
– Nic się nie zgadza – zawołała. – Przysięgam! Po pierwsze, nie jestem bogata.
Przecież ci mówiłam, że na dom mogłam sobie pozwolić tylko dzięki dodatkowej pracy. Po
drugie, wprawdzie jestem współwłaścicielką farmy, ale cały dochód przeznaczamy na jej
rozwój. A po trzeciej najważniejsze, nie ma i nigdy nie było żadnego innego mężczyzny. Brat
wyssał to sobie z palca.
– Mam niebezpieczną pracę – ciągnął Jake uparcie. – śony kolegów wciąż drżą ze
strachu o mężów. To nie życie.
– Jesteś gorszy niż Kyle i wcale się nie dziwię, że przyznałeś mu rację. Ale stuknij się
w głowę i pomyśl. Samo życie jest niebezpieczne, bo wszyscy i tak prędzej czy później
umieramy. Nasi rodzice zginęli w wypadku, więc i nam może się to przytrafić. Można zabić
się jak twój wuj albo zginąć podczas trzęsienia ziemi. śycie nie gwarantuje żadnego
bezpieczeństwa. Za to ja daję ci gwarancję, że cię kocham.
Jake wykrzywił usta w gorzkim uśmiechu.
– Jesteś mi wdzięczna, bo ocaliłem ci życie.
Tymi słowami tak ją rozzłościł, że pogroziła mu palcem.
– Coś ci powiem, głuptasie. Od dwóch lat z nikim się nie umawiałam. Chcesz
wiedzieć, dlaczego? Bo nikt mi się nie podoba. Kochałam i kocham tylko ciebie. Jeśli ty mnie
nie kochasz, to trudno, muszę się z tym pogodzić. Ale jeśli masz dla mnie choć odrobinę
cieplejszego uczucia, powiedz. Błagam.
Jake zajrzał jej głęboko w oczy i pocałował w usta. Krótko. Delikatnie.
– Najdroższa, ja nie jestem dla ciebie, chociaż bardzo cię pragnę. Nie wiem, jak
powinno wyglądać życie rodzinne, bo wychowałem się u boku wuja. Lepiej nie rzucać
szczęścia na tak wątłą szalę. Posłuchaj brata. Na pewno zrobisz karierę naukową i znajdziesz
męża, który będzie ci odpowiadał intelektualnie.
Pocałował ją jeszcze raz i odwrócił się.
Angelica zamarła i z rozpaczą w oczach patrzyła na ukochanego, który znowu ód niej
odchodził. Nie wyznał jej miłości, nie powiedział nic o uczuciach. Przyznał rację jej bratu i
odszedł.
Położyła rękę na sercu, które chciało wyrwać się z piersi. Ostatnio łudziła się, że Jake
choć trochę ją kocha. Okazywał jej tyle czułości i całował tak namiętnie, że uwierzyła, iż jest
to dowód głębszych uczuć.
Łzy cisnęły się jej do oczu, lecz musiała nad sobą panować. Przynajmniej na uczelni.
Kiedy wychodziła z uniwersytetu po zajęciach, z przyzwyczajenia rozejrzała się w
poszukiwaniu Jake’a. Nie było go nigdzie.
Po powrocie do domu, gdy się rozbierała, zadzwonił telefon. Automatycznie
wyciągnęła rękę po słuchawkę, ale się rozmyśliła, więc włączyła się sekretarka. Dzwonił
Kyle.
Zjadła skromną kolację, pozmywała naczynia i wcześnie położyła się spać. Po
dziewiątej zbudził ją telefon i tym razem odebrała. Dzwonił drugi brat.
– Angel?
– Tak. Dobry wieczór, Rafe. – powiedziała martwym głosem.
– Dziecino, co się dzieje?
– Nic. śycie spłatało mi figla i pogmatwało się.
– To samo mówił Kyle. Dobrze się czujesz?
– Fizycznie czy psychicznie?
– I tak, i tak.
– Noga jeszcze trochę mnie boli, ręka już nie, a w głowie mam mętlik. Rozpacz! Jake
mówi, że nie jest mężem dla mnie.
Otarła łzy spływające po policzkach.
– Ma rację? – spytał Rafe.
– Nie. Ale Kyle mu powiedział, że nie nadaje się dla mnie, a ten mu uwierzył i teraz
przy tym obstaje. Pamiętasz tego muła, którego kiedyś mieliśmy? Wypisz, wymaluj Jake! Ale
ja i tak go kocham.
– A Kyle’a przeklęłaś i nie chcesz znać? – Dziwisz się? Najchętniej pasy bym z niego
darła. Nie miał prawa się wtrącać. Jak mógł tak mi zmarnować życie? Nigdy mu nie daruję!
– Chciał zadbać o młodszą siostrę. – Jestem tylko o dwa lata młodsza i w naszym
wieku to się nie liczy. Nie chcę niczyjej pomocy i opieki. Chcę tylko miłości Jake’a. Przez
dwa lata czułam się taka osamotniona. Praca to nie wszystko. Powiedz mi, dlaczego on mnie
nie – kocha? – Może... – Rafe nagle urwał.
– Angelica? – odezwał się kobiecy głos. – Charity!
– Rafe, idź do kuchni. Chcę rozmawiać bez świadków. Kochana, widzę, że twoi bracia
się nie popisali.
Angelica uśmiechnęła się mimo woli.
– Ładnie to ujęłaś. Kyle zasłużył na stryczek, ale i Jake’a trzeba by powiesić za to, że
się z tym despotą zgodził.
– Obu nie powiesisz. I Kyle’owi z czasem przebaczysz, bo jednak co brat, to brat. Ale
jak postąpisz z tym drugim?
– Nie wiem. Powiedziałam mu, że go kocham, a on odszedł.
– I rezygnujesz z niego?
– A mam inne wyjście?
– Może... Przysięgnij, że mnie nie zdradzisz przed moim panem i władcą, a coś ci
powiem.
– Przysięgam.
– Nie uwierzysz, ale twój brat wmówił sobie, że wyszłam za niego z litości i nie chciał
ze mną spać. Co zrobić z takim uparciuchem? Nie pomagały żadne tłumaczenia.
Zapewniałam, że kocham go nad życie i świata poza nim nie widzę, ale on swoje. Dlatego tak
się ucieszyłam, że wtedy przyjechaliście. Zajęliście pokoje gościnne, więc mój mąż jak
niepyszny musiał przyjść do mnie.
– Czyli mam zwabić Jake’a do domu i zaciągnąć go dc łóżka? – spytała rozbawiona
Angelica.
Charity zaczęła chichotać.
– Niekoniecznie. Jesteś bystra, więc może wykombinujesz coś innego. Tylko nie
pozwól, żeby mężczyźni tobą rządzili. Pokaż im, co potrafisz.
– Oho, już mi coś przyszło do głowy.
– śyczę ci dużo pomysłów, a jeden niech będzie genialny. Trzymam kciuki.
Dobranoc.
Odłożyła słuchawkę mocno podniesiona na duchu. Charity miała racje. Każdy jest
kowalem swego losu i ona wykuje swój podług własnego gustu.
Zaczęła rozpatrywać różne warianty rozwiązania konfliktu. Odrzucała jeden pomysł
po drugim, aż wreszcie wpadła na doskonałe wyjście. Rozpatrzyła je na wszystkie strony i
uznała, że jest idealne. Nawet przez sekundę nie martwiła się, że Jake może być innego
zdania. Uznała, że nadszedł czas uzmysłowić mu, iż nie tylko on ma prawo podejmować
decyzje dotyczące ich obojga.
Rano zadzwoniła do Winstona. Porozmawiała o sprawach służbowych i jakby
niechcenia sprowadziła rozmowę na temat porucznika Morgana.
– Ogromnie mi pomógł, ale mam wyrzuty sumienia, że poświęcił mi tyle czasu. Czy
zostało mu jeszcze trochę wolnego? Może wyjechał?
– Nie. Wrócił do pracy, ale jest wściekły jak ranny niedźwiedź. Trudno będzie z nim
wytrzymać do piątku. Mam nadzieję, że przez weekend odpocznie i poprawi mu się humor. –
Cieszę się, że znaleźli panowie przestępcę i mogę już spokojnie spać. Jeszcze raz dziękuję i
do usłyszenia.
Szelmowsko uśmiechnięta odłożyła słuchawkę i starannie opracowała plan działania.
W czwartek pojechała pod kamienicę, w której mieszkał Jake, aby na miejscu dopracować
szczegóły. W piątek rano zrobiła zakupy i zaopatrzyła się we wszystko, co przez podniebienie
umila życie.
Potem starannie wybrała najładniejsze bluzki i spódnice, jedną parę spodni, wygodne
buty. Zapakowała dwie walizki.
Najłatwiejszą część miała za sobą, najtrudniejszą przed sobą. Czuła się
podenerwowana, lecz zdecydowana na wszystko.
Skończyła z uległością. Wzięła sprawy w swoje ręce i postanowiła doprowadzić do
zwycięskiego końca.
Zaparkowała w bocznej uliczce i spacerowym krokiem powoli ruszyła w stronę
kamienicy. Na szczęście w pobliżu nie było ludzi. Podeszła pod okno łazienki Jake’a i
rozejrzała się. Nadal nikogo w zasięgu wzroku. Serce biło jej coraz mocniej. Denerwowała się
trochę, lecz nie czuła strachu. Była pewna, że nawet jeśli zostanie przyłapana na gorącym
uczynku, Jake nie poda sprawy do sądu.
Przyciągnęła pusty pojemnik na śmieci, wdrapała się na niego i uchwyciła parapetu.
Nabrała w płuca powietrza, zacisnęła palce i podskoczyła. Podciągnęła się na parapet, mimo
ż
e poczuła przeraźliwy ból w lewej ręce. Głowę miała już w łazience, ale nogi wisiały na
zewnątrz.
Powoli wczołgała się do środka i stanęła koło wanny. Wyjrzała przez okno – na ulicy
ani żywej duszy. W oknach pobliskich domów też nikogo nie zauważyła. Uznała, że pierwszy
etap się udał. Zadowolona z siebie uśmiechnęła się od ucha do ucha.
Przeniesienie bagażu i zakupów z samochodu do domu zajęło jej kwadrans, tyle samo
ułożenie rzeczy w szafie. Potem położyła się na pięć minut, aby odpocząć i zabrała do
przygotowania kolacji.
Po pewnym czasie usłyszała odgłos klucza przekręcanego w zamku. Zadrżała tak
mocno, że niemal upuściła talerz, ale odważnie stanęła na progu kuchni. Jake wolnym
krokiem podszedł do niej i zapytał pozornie opanowanym głosem:
– Jak się znalazłaś w moim mieszkaniu i co tu robisz?
– Jak widzisz, szykuję kolację.
Nie zważając na zacięty wyraz jego twarzy, zarzuciła mu ręce na szyję. Miał chłodne,
obojętne usta, lecz mimo to gorąco go pocałowała. Drgnął, jak gdyby chciał się odsunąć, ale
po chwili ją objął i zaczął namiętnie całować. Wkrótce zabrakło im tchu, więc odsunęli się od
siebie.
– Co tu robisz? – powtórzył pytanie, tym razem drżącym, pełnym uczucia głosem.
– Przecież mówiłam, że kolację.
– Jak się dostałaś do mieszkania? Uśmiechnęła się łobuzersko i zmrużyła oczy.
– Dla chcącego nie ma nic trudnego. Niech bystry detektyw się domyśli.
– Weszłaś przez okno w łazience?
– Tak. Za to, że szybko zgadłeś, dostaniesz najwyższą nagrodę: mnie. – Ucałowała go
w czubek nosa. – Oraz kolację. Przygotowałam twoje ulubione dania.
– Ale dlaczego tu jesteś?
– Bo chciałam się z tobą spotkać. To po pierwsze. A po drugie, bo pomyślałam sobie,
ż
e należy ci się porządna kolacja za to, że tak dzielnie wspierałeś mnie w potrzebie.
– Nie musisz mi dziękować.
– Ale chcę. Nie powtarzaj mi, że spełniłeś tylko swój obowiązek, bo już to słyszałam.
Może nie tyle z wdzięczności, co z dobrego serca chciałam ci przygotować kolację?
– Jestem zobowiązany. Później odwiozę cię do domu.
– Dom znajduje się tam, gdzie jest serce człowieka, więc mój jest tam, gdzie ty. I
dlatego tu zostanę – powiedziała zdecydowanym tonem.
– Niemożliwe.
– A to czemu? Już się przeniosłam z rzeczami.
– Co takiego? – burknął zirytowany.
– Możesz sprawdzić – powiedziała, drżącą ręką wskazując sypialnię.
Jake błyskawicznie poszedł i wrócił. Na jego twarzy malowała się wściekłość.
– Do diabła! Pakuj się i zjeżdżaj stąd.
Angelica zdobyła się na uśmiech, mimo że cała dygotała ze strachu.
– Ani myślę! Mam po dziurki w nosie tego, że inni mną rządzą. Mam dwadzieścia
sześć lat i chyba najwyższy czas, żebym sama o sobie decydowała.
– Nie powtarzaj się, bo wiem, ile masz lat. Wiek nie ma nic do rzeczy.
– Ale nie od rzeczy będzie, jeśli przypomnę, że nie chcę słuchać niczyich rozkazów.
Brat chce wybrać mi męża, a ukochany decydować, co dla mnie dobre. Dość waszych
rządów. Sama wiem najlepiej, czego chcę dla własnego dobra. Zostaję tu na noc, i to nie
jedną.
Jake długo milczał, bacznie w nią wpatrzony. Widział upór na jej twarzy i
determinację w całej postawie.
– Mam niewiele pieniędzy – ostrzegł cichym głosem.
– Ja też.
– Prawie nic nie wiem o życiu rodzinnym.
– Ja chyba niewiele więcej poza tym, że mężczyźni stanowczo za bardzo lubią rządzić.
Instytucja rodziny jest stara jak świat, więc jakoś sobie ułożymy życie.
– Pracuję w niebezpiecznym zawodzie.
– A ja nie? Już zapomniałeś, co mi się ostatnio przytrafiło? Dybano kiedyś na twój
dobytek? A widzisz! Raz kozie śmierć! Postanowiłam zaryzykować, licząc na to, że
doczekasz emerytury i wtedy pożyjemy spokojnie.
– Czy wzięłaś pod uwagę fakt, że obracamy się w różnych kręgach? Wprawdzie mnie
podobali się twoi znajomi, ale czy tobie moi?
Zaczerwieniła się i zawstydzona odwróciła głowę.
– Podobali mi się oprócz Diane. Zmusił ją, aby spojrzała mu w oczy.
– Mówiłem ci, że między nami nic nie ma.
– Nie przyszłam tu, żeby rozmawiać o twoich dawnych sympatiach – rzuciła
gniewnie. – Nie po to wdrapałam się przez okno.
– A po co? śeby mnie postawie przed faktem dokonanym?
– Tak. Twoja wina, że nie miałam wyboru. Wbiłeś sobie do głowy, że wiesz, co jest
dla mnie dobre i po raz drugi mnie zostawiłeś. A ja uważam, że szczęściem dla mnie będzie
ż
ycie u twego boku, więc jestem tu. I zostanę!
– Mogłabyś znaleźć lepszego męża.
– Nie chce mi się szukać.
– No, niech ci będzie. – Wreszcie rozchmurzył się i uśmiechnął. – Ale pod jednym
warunkiem.
Angelica nie posiadała się ze szczęścia. Jake się zgadza! Wygrała! Nic innego się nie
liczyło.
– Jakim warunkiem? Co znowu wymyśliłeś? – spytała niecierpliwie.
– Najpierw weźmiemy ślub, a dopiero potem zamieszkamy razem – rzekł
bezapelacyjnym tonem.
Patrzyła na niego wielkimi oczami. Była tak zdumiona, że zaniemówiła. Tego się nie
spodziewała.
Przesunął czule palcem po jej ustach i dodał przytłumionym głosem:
– Czekam na jedno twoje słowo.
– Dobrze – szepnęła ledwo dosłyszalnie. – Jesteś pewien, że tego chcesz?
– Tylko tego jestem pewien. Teraz już mogę ci zdradzić, że miałem zamiar
oświadczyć się dwa lata temu, na Gwiazdkę. Chciałem, żeby to wypadło romantycznie, więc
starannie obmyśliłem bardzo piękną scenę. A tu nagle zjawił się twój brat i powiedział, że
jesteś prawie zaręczona innym. Twierdził, że możesz być szczęśliwa tylko z kimś, kogo od
dawna znasz. Dał mi do zrozumienia, że posądza mnie o chęć ożenku dla pieniędzy. I dodał,
ż
e twoja rodzina nie aprobuje naszej znajomości. Wściekłem się i uniosłem honorem. Ale
teraz przyznaję rację tobie, kotku. Skoro wiesz, czego chcesz, nie mnie się sprzeciwiać.
– Wiem, co chcę na początek – zawołała, rzucając mu się na szyję.
Całował ją, szepcząc:
– Uwielbiam cię od lat i kocham do szaleństwa, chociaż sporo przez ciebie
wycierpiałem. I tak długo tęskniłem.
– Mów, że kochasz mnie, powtarzaj mi to często... Jake roześmiał się gardłowo.. Objął
ją mocno i przytulił.
– Nie będziesz się ze mnie śmiać? To ci powiem, że jeździłem pod twój dom, żeby
chociaż z daleka cię zobaczyć. Wiesz, nigdy więcej nie byłem w Fort Collins, bo nie chciałem
tam iść beż ciebie. Tęskniłem za tobą, ale wstydziłem się wrócić. Teraz już nigdy nie odejdę.
Zawsze będziemy razem, choćby nasze życie miało okazać się najeżone przeciwnościami.
– Twoje słowa brzmią jak muzyka. Mów dalej – szeptała uszczęśliwiona.
– Nigdy nie myślałem, że można kogoś tak kochać i tak pragnąć.
– Ja też cię kocham i pragnę. Tylko ciebie.
Zadzwonił minutnik, lecz nie od razu jego dźwięk dotarł do ich świadomości.
– Mięso! – krzyknęła Angelica.
– Po kolacji przewieziemy twoje rzeczy z powrotem.
– Jak to? – spytała przerażona.. – Mówiłam, że zostaję.
– A ja, że najpierw weźmiemy ślub. Mówiłem poważnie, bo nie mam ochoty na
wizytę twoich braciszków.
– Tchórz cię obleciał?
– Chyba tak. Wybuchnęła perlistym śmiechem.
– Ty i tchórz! Dobre sobie. Kocham cię, kocham, kocham – zapewniała gorąco.
– Ja ciebie też. Niedługo przekonasz się, jak bardzo. Postawił na swoim i wieczorem
przewieźli rzeczy do domu Angeliki.
– Czy bardzo jesteś przywiązany do swojego mieszkania? – spytała niewinnie, gdy
wnieśli walizki – Czy ja wiem? Dlaczego pytasz?
– Bo... mógłbyś... przenieść się do mnie.
– Może i mógłbym.
– Ja mam w posagu dom w mieście, ty chatę w górach.
– Licytacja, kto da więcej?
– Skądże. Nie bardzo mam ochotę mieszkać w kamienicy, wolę dom. Ale jeśli ma na
tym ucierpieć twoja męska duma, przeniosę się do klitki.
– Moja duma nie ucierpi, jeśli czasowo tu zamieszkam. Niedługo i tak się
przeprowadzimy.
– Gdzie? Po co?
– Do większego domu. Ze względu na dzieci. Chcę mieć co najmniej pół drużyny
futbolowej.
– Ojej, aż tyle? To lepiej zajmijmy się tym od razu – powiedziała, patrząc na niego
uwodzicielsko.
W pięknej białej sukni Angelica wyglądała jak wymarzona panna młoda. – Dzisiaj
wprost olśniewasz urodą – powiedziała Charity.
– Dziękuję. Najważniejszej żeby Jake też tak myślał. Wsłuchała się w szmer głosów i
dźwięki muzyki, dobiegające zza drzwi. Niebawem stanie przed ołtarzem i oboje z Jakiem
przysięgną sobie dozgonną miłość i wierność. Spełniało się jej największe marzenie, więc nie
posiadała się ze szczęścia.
– Jesteś gotowa? – szepnęła Charity. – Tak.
W tym momencie otworzyły się drzwi i weszli obaj bracia. Angelica spojrzała na
Kyle’a i oczy jej zalśniły wrogo.
– A ty tu po co? – syknęła.
– Chcę ż Rafe’em poprowadzić cię do ołtarza – odparł Kyle niepewnym głosem. –
Musimy zastąpić ci ojca.
Poczuła łzy, napływające do oczu.
– Siostrzyczko, przecież ja cię kocham. Naprawdę – dodał wzruszony, całując ją
serdecznie. – I cieszę się, że wszystko dobrze się kończy, mimo mojego niefortunnego
wtrącania.
Ucałowała obu braci, połykając łzy.
– Przestań chlipać – rzekł Rafe z udaną srogością. – Goście gotowi pomyśleć, że cię
zmuszamy do tego małżeństwa albo że czegoś żałujesz.
– Taka jestem szczęśliwa – szepnęła. – Chcę, żeby cały świat cieszył się razem ze
mną.
– Ja się cieszę – zapewnił Kyle. – Ciekaw jestem, czy mój przyszły szwagier jeździ
konno.
– Skąd mam wiedzieć? W mieście to niepotrzebne.
– Za to u mnie się przyda. Chyba przyjedziecie?
– Może, ale my też mamy swoją chatę w górach.
– Rozumiem. No, idziemy.
Ujęła obu braci pod ramię. Ufnie szła ku wspólnej przyszłości z Jakiem. Od dziś
będzie żoną porucznika Morgana – wspaniałego mężczyzny i świetnego policjanta.