0
Barbara McMahon
Niania i szejk
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Melissa Fox odłożyła ołówek, potarła oczy, a potem
przeciągnęła się, czego już od dawna domagały się napięte mięśnie,
zmęczone długim pozostawaniem w jednej pozycji. Tłumaczenie
dokumentów biznesowych nie należało do najbardziej stymulujących
aktywności.
Rozejrzała się po zatłoczonym biurze słynnej londyńskiej
restauracji „Bella Lucia". Księgowi pracowali w oddzielnym
pomieszczeniu, znacznie spokojniejszym i cichszym niż to. Szef
oczywiście dysponował własnym gabinetem. Ona zaś miała najgorsze
miejsce z możliwych, gdyż wstawiono dla niej dodatkowe biurko tuż
obok recepcjonistki, która odbierała bodaj milion telefonów dziennie.
Mimo tych niedogodności Melissa nie mogła narzekać,
ponieważ odeszła z jednej pracy, z kolei drugiej jeszcze nie zaczęła,
więc cieszyła się, że udało jej się gdzieś zaczepić podczas tej przerwy.
Nowy mąż mamy załatwił to tymczasowe zajęcie, a w połowie lutego
Melissa miała lecieć do Stanów, gdzie w Bostonie czekali na nią
McDonaldowie.
Spędziła pięć lat w wielkim luksusowym hotelu nad Jeziorem
Genewskim jako profesjonalna opiekunka do dzieci, a ponieważ
sprawiało jej to ogromną przyjemność, wspominała ten okres jako
najlepszy w życiu. Niestety zakończył go zupełnie nieoczekiwany
konflikt z Paulem. Po zerwaniu z nim i odejściu z pracy postanowiła
przyjąć propozycję amerykańskiej rodziny, która bawiła latem w
RS
2
Szwajcarii. McDonaldom miało urodzić się w lutym trzecie dziecko,
zaś ich dotychczasowa opiekunka w styczniu wychodziła za mąż i
przeprowadzała się.
Znowu spojrzała na tłumaczony dokument, wyjątkowo długi.
Już prawie skończyła, jeszcze tylko parę akapitów. Oczywiście
wolałaby siedzieć w Szwajcarii, zajmując się dziećmi, ale trudno.
Kiedy mama uprosiła swojego męża, Roberta Valentine'a, żeby dał
Melissie jakąś tymczasową pracę, jego najstarszy syn, Max, zgodził
się zatrudnić ją w biurze luksusowej restauracji „Bella Lucia".
Najpierw odbierała telefony i wypełniała mniej ważne papiery, ale
gdy okazało się, że biegle włada francuskim, natychmiast
przydzielono jej tłumaczenie biznesowej korespondencji od szejka
Surima Al-Thani z Qu'Arim, arabskiego państwa nad Zatoką Perską.
Max i szejk od jakiegoś czasu prowadzili rozmowy na temat
możliwości otwarcia restauracji „Bella Lucia" w Qu'Arim. Sam szejk
pisał po angielsku, lecz cała dokumentacja dostarczana przez biuro
architektoniczne oraz firmę budowlaną była po francusku.
Mając wgląd w całość korespondencji, Melissa wiele
dowiedziała się o biznesie Maksa i o jego planowanym rozwoju. To
byłaby pierwsza restauracja „Bella Lucia" za granicą i gdyby
prosperowała dobrze, Max zamierzał założyć następne w innych
krajach. Z kolei szejk budował luksusowy kurort nad morzem, który
miał być najpiękniejszym miejscem w całym regionie.
Melissa żałowała, że ona sama nigdy tam nie pojedzie. W
Londynie padało, Szwajcaria leżała pod śniegiem. Jak cudownie
byłoby pojechać w styczniu do kurortu na południu, wylegiwać się na
RS
3
plaży, chodzić po malowniczych targach i kupować egzotyczne
wyroby po śmiesznie niskich cenach... Nic z tego, ona najwyraźniej
była skazana na zimny klimat. McDonaldowie mieszkali w
Massachusetts, tam też leżał śnieg. No trudno.
- Masz chwilę? - spytał Max, który właśnie podszedł do jej
biurka.
- Oczywiście.
Wciąż nie przywykła do faktu, że to jej nowy przyrodni brat, ale
bardzo go lubiła.
- W takim razie pozwól na moment do mojego biura.
W gabinecie Melissa usiadła na jednym z krzeseł dla gości, Max
zajął miejsce w fotelu za biurkiem i przez chwilę przyglądał jej się w
milczeniu, a na jego ustach błąkał się lekki uśmiech.
- W niedzielę lecę do Qu'Arim na spotkanie z Surimem.
Rozpoczęto już budowę, chcę ją zobaczyć, zanim podpiszę końcowy
dokument. Ponieważ dzięki twoim tłumaczeniom udało się wiele
spraw załatwić szybko i sprawnie, to... - na chwilę zawiesił głos -
może chciałabyś lecieć ze mną?
- Do Qu'Arim? Ależ jak najbardziej!
- Jedziemy na tydzień, wracamy w przyszły weekend. Będziemy
mieszkać u Surima. - Uśmiechnął się. - W jego domu dałoby się
ugościć batalion wojska.
- Byłeś już u niego?
- Kilka razy. On z kolei gości u mnie, kiedy przyjeżdża do
Londynu. Studiowaliśmy razem w Eton, z tym że on wyjechał na
ostatnim roku.
RS
4
- Czemu? - spytała, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej o szejku,
którego miała poznać.
- Ponieważ jego ojciec zginął i Surim musiał przejąć rządy.
- W wieku szesnastu czy siedemnastu lat? Jak ktoś tak młody
może rządzić krajem?
- Miał bardzo dobrych doradców. - Wstał, sygnalizując w ten
sposób koniec rozmowy. - Koniecznie zabierz coś eleganckiego, jak
znam Surima, pójdziemy na co najmniej jedno przyjęcie. Wyjeżdżamy
w niedzielę rano.
Podniosła się również, nie kryjąc podekscytowania. Miała
ochotę zatańczyć z radości.
- Wielkie dzięki za tę propozycję, Max.
- Wiesz, potrzebuję cię tam do pomocy, w razie czego będę miał
na miejscu tłumacza. Oczywiście jest wielu tłumaczy francuskiego,
ale ty znasz całą sprawę od podszewki.
Melissa wróciła do swojego biurka, a szeroki uśmiech jeszcze
długo nie znikał z jej twarzy. Pojedzie do Qu'Arim! Uwielbiała
podróżować i poznawać nowe miejsca. Udało jej się zobaczyć już
sporą część Europy, ale jeszcze nigdy nie była na Bliskim Wschodzie,
egzotycznym, kuszącym i tajemniczym, jakże odmiennym od zimnej i
deszczowej Anglii.
Kiedy wyszła z pracy zapadł już zmrok i oczywiście ciągle
padało. Zastanawiała się, czy jednak nie wziąć taksówki. Miała
parasol, ale perspektywa marszu w zimnym deszczu pośród kałuż nie
była szczególnie pociągająca. Z drugiej strony rozgrzewała ją sama
RS
5
myśl o czekających na nią słonecznych plażach, więc ostatecznie
wybrała metro.
Ku swemu rozczarowaniu w domu nie zastała nikogo, widać
mama i Robert wyszli gdzieś razem. Oczywiście Melissa cieszyła się,
że mama wreszcie kogoś znalazła - od śmierci taty upłynęło wiele lat -
ale czasami czuła się trochę odstawiona na boczny tor.
Gdyby sprawy potoczyły się inaczej, prawdopodobnie ona sama
też właśnie pławiłaby się w szczęściu u boku świeżo poślubionego
męża. Bardzo się pomyliła co do Paula, w rezultacie czego nie
zamierzała już nigdy kierować się instynktem. Teraz będzie
mądrzejsza.
Pobiegła na górę, żeby usiąść przy komputerze i wyszukać w
internecie wszystkie dostępne informacje o Qu'Arim.
W niedzielę rano Melissa i Max polecieli do Rzymu, skąd mieli
bezpośredni lot do Qu'Arim. Wylądowali na miejscu późnym
popołudniem, a Melissa wystawiła twarz do słońca, gdy tylko
wysiedli z samolotu. Mmm, jak ciepło! Wiał lekki wiatr, przynosząc
skądś słodki zapach kwiatów.
- Och, już mi się tutaj podoba! - zawołała z zachwytem, kiedy
szli po płycie lotniska w stronę hali przylotów.
- Mówiłaś coś? - spytał z roztargnieniem Max, który przez całą
drogę pracował i jak zwykle myślał o sprawach zawodowych.
- Że ładnie tutaj - odparła rzeczowym tonem, starając się
dostosować do jego nastroju.
W rzeczywistości nie posiadała się z podekscytowania. Gdy
krążyli przed lądowaniem, patrzyła w dół na lazurowe wody Zatoki
RS
6
Perskiej i miała cichą nadzieję, że trafi jej się jakieś wolne
popołudnie.
W hali przylotów podszedł do nich wysoki mężczyzna o
kruczoczarnych włosach i niemal czarnych oczach. Na widok
uśmiechu, jakim powitał Maksa, serce Melissy na moment zamarło.
Do tej pory uważała swojego przyrodniego brata za przystojnego, ale
ten mężczyzna bił go pod tym względem na głowę! W eleganckim
ciemnoszarym garniturze i pąsowym krawacie wyglądał jak
biznesmen z Europy. W ogóle wiele osób na lotnisku było ubranych
na sposób zachodni, ledwie paru ludzi nosiło tradycyjne arabskie
stroje. Melissa poczuła się nieco rozczarowana, ponieważ pragnęła
zobaczyć coś egzotycznego, a nie kolejną wersję tego, co już
doskonale znała.
Zauważyła nieopodal dwóch mężczyzn bacznie lustrujących
otoczenie, odgadła, że to ochrona szejka. Max przedstawił sobie ich
oboje, a wtedy Surim Al-Thani lekko skinął głową i uniósł dłoń
Melissy do ust. Poczuła ciepło jego warg na swojej skórze, a
intensywne spojrzenie czarnych oczu niemal ją zahipnotyzowało.
Serce zabiło jej mocniej, zrobiło jej się gorąco.
- Witamy w Qu'Arim - rzekł głębokim, miłym głosem. Mówił po
angielsku niemal bez śladu obcego akcentu. - Mam nadzieję, że mój
kraj spodoba się pani. Gdyby w trakcie pobytu potrzebowała pani
czegoś, proszę tylko powiedzieć.
W odpowiedzi ledwie zdobyła się na krótkie:
- Dziękuję.
RS
7
Czuła, że trochę zawrócił jej w głowie. Mogłaby słuchać
brzmienia tego głosu przez cały dzień. Patrzeć w przepastne oczy o
przenikliwym spojrzeniu. Wzięła się jednak w garść i przypomniała
sobie, w jakim celu tu przyjechała. Zadurzenie się w przyjacielu
Maksa nie leżało w jej planach.
Ruszyli w stronę wyjścia. Przyjaciele pogrążyli się w rozmowie,
zaś Melissa z zainteresowaniem obserwowała otoczenie. Kiedy zajęli
miejsca w luksusowej limuzynie, od razu zaczęła wyglądać przez
okno, bo inaczej nie wytrzymałaby i ciągle gapiłaby się na Surima.
I tak zerkała na niego od czasu do czasu podczas drogi, gdyż
siedział naprzeciwko niej. Był nieco niższy od Maksa, lecz i tak miał
ponad metr osiemdziesiąt, przewyższając Melissę o głowę. Jego gęste
ciemne włosy lśniły, a Melissa zastanawiała się, czy rzeczywiście są
tak miękkie w dotyku, jak się wydają.
Kiedy zauważył, że mu się przyglądała, zmieszała się, ponieważ
jej zachowanie mogło uchodzić za niekulturalne. Mimo to jeszcze
przez chwilę nie odwracała wzroku, patrząc mu prosto w oczy, lecz
potem przerwała kontakt wzrokowy i czym prędzej wyjrzała przez
okno. Skup się na widokach, a nie na przystojnym szejku, przykazała
sobie.
Z całą pewnością to nie jego pozycja i bogactwo wywarły na
niej wrażenie, przecież podczas pięciu lat pracy w luksusowym hotelu
ciągle spotykała zamożnych ludzi. Nie, nie miało znaczenia, że to
szejk, władca kraju. Po prostu był bardzo seksowny. Zaczęła się
zastanawiać, jak często będzie go widywać podczas tego pobytu i
szybko doszła do wniosku, że im rzadziej, tym lepiej.
RS
8
Jechali szeroką aleją obsadzoną kolorowymi kwiatami. Może to
ich zapach docierał aż do lotniska, lecz nie mogła się o tym
przekonać, gdyż okna były zamknięte, w limuzynie działała
klimatyzacja. Melissa nie słuchała konwersacji, ale w pewnym
momencie zorientowała się, że zapadła cisza.
Odwróciła głowę od okna i zauważyła wyczekujące spojrzenia
obu mężczyzn.
- Przepraszam, czy coś przeoczyłam?
- Właśnie powiedziałem Surimowi, że przywiozłem cię z
powodu twojej biegłości we francuskim - wyjaśnił Max.
- To drugi co do popularności język w Qu'Arim, chociaż
angielski powoli zaczyna go doganiać - rzekł Surim po francusku.
- Tam, gdzie poprzednio pracowałam, francuski był w
powszechnym użyciu, więc opanowałam go dobrze. To ja
tłumaczyłam dokumenty, które przesyłał pan Maksowi.
Skinął głową, zaś Melissa zadała sobie pytanie, po co właściwie
Max zabrał ją ze sobą, skoro szejk doskonale władał francuskim.
Może nie chciał obarczać przyjaciela rolą tłumacza? A może ten
wyjazd był po prostu formą nagrody dla niej?
Tymczasem Surim kontynuował rozmowę, przechodząc z
powrotem na angielski.
- Mam nadzieję, że spodoba ci się lokalizacja, jaką wybrałem dla
restauracji „Bella Lucia". Znajduje się nad samą wodą, otoczona
palmami. Możemy tam zajrzeć po drodze, jeśli chcecie.
Max przystał na to z ochotą, Melissa również nie miała nic
przeciw temu. „Nad samą wodą" - to brzmiało bardzo obiecująco! I
RS
9
rzeczywiście, miejsce okazało się przepiękne. Samą budowę dopiero
rozpoczęto, wylano cement, z którego wystawały różne rury i pręty.
- Teren budowy nie jest bezpieczny, więc pani nie pójdzie z
nami - nakazał szejk.
W każdych innych okolicznościach Melissa zirytowałaby się
takim traktowaniem jej z góry, lecz była zbyt zachwycona okolicą,
żeby zwracać uwagę na podobne drobiazgi, zresztą wolała udać się
nad wodę niż omijać jakieś pręty zbrojeniowe.
Kierowca limuzyny oparł się o maskę i czekał. Dwaj
ochroniarze, którzy byli na lotnisku i którzy jechali w ślad za nimi
drugim samochodem, rozdzielili się - jeden został przy wozie, a drugi
podążył za szejkiem i jego gościem. Widać traktowali swoje
obowiązki bardzo poważnie, chociaż dookoła nie było żywej duszy.
Pantofle Melissy nie nadawały się do chodzenia po piasku, więc
zrzuciła je. Wiedziała, że potem będzie miała rajstopy całe w piasku,
lecz chwilowo nie zamierzała się tym przejmować. Sypki, prawie
biały piasek był miękki i ciepły, lecz szło się po nim nieco trudno,
dopiero przy samej linii przy-boju robił się równiejszy i twardszy.
Przed Melissą rozciągały się niebieskie wody zatoki, powietrze
przesycała charakterystyczna woń morza. Najchętniej poszłaby od
razu popływać, ale na razie mogła o tym tylko pomarzyć.
Ku jej zdziwieniu plaża okazała się kompletnie pusta.
Spodziewała się ujrzeć turystów, rodziny z dziećmi - tymczasem
nikogo. Rozglądając się dookoła, zauważyła, że mężczyźni idą w
stronę samochodów, ona więc również wróciła.
RS
10
- Dobrze się pani bawi? - zagadnął Surim, gdy otrzepywała
stopy z piasku i wkładała pantofle.
Wydało jej się, że słyszy w jego głosie nutkę rozbawienia.
- Tu jest cudownie. Ale nie rozumiem, czemu plaża świeci
pustkami, w taki dzień powinny tu odpoczywać setki ludzi.
- Mam nadzieję, że pojawią się, gdy tylko kurort będzie gotowy.
Na razie jednak jest to teren budowy, więc ze względów
bezpieczeństwa kazałem zamknąć plażę.
- Rozumiem.
Stłumiła westchnienie. Cała ta wspaniała plaża - zamknięta. No
to już po pływaniu.
Wsiedli do limuzyny i niedługo potem skręcili w długą aleję,
ocienioną szpalerem palm. Melissa z zaciekawieniem wyglądała
rezydencji szejka, podświadomie spodziewając się, że będzie mieszkał
w czymś przeniesionym żywcem z baśni Szecherezady. Może w
luksusowym, bogato zdobionym namiocie... Ujrzała rozległą
dwupiętrową budowlę o śnieżnobiałych ścianach odbijających światło
słońca. Narożniki i gzymsy obramowano terakotą, każde okno otaczał
geometryczny ornament, fronton zdobiły wielobarwne mozaiki.
Szeroka weranda, oferując odpoczynek w cieniu, obiegała cały
olbrzymi budynek dookoła.
- Jak tu pięknie - rzekła z całym przekonaniem Melissa, patrząc
na kołyszące się na wietrze palmy, na obsadzone kwiatami gazony, na
fontannę stojącą w centrum kolistego podjazdu. W opadających
kropelkach migotały dziesiątki tęcz. Westchnęła. Musiało być
cudownie mieszkać w takim miejscu. - Czy znajdujemy się blisko
RS
11
morza? - spytała, ponieważ w powietrzu unosił się charakterystyczny
zapach.
- Tak. Na tyłach domu jest ścieżka, która prowadzi na prywatną
plażę. To niedaleko. Może pani skorzystać, jeśli podczas pobytu tutaj
będzie pani miała ochotę popływać.
Odpowiedziała mu uśmiechem.
- Bardzo chętnie skorzystam. Zwłaszcza że przyleciałam z
Londynu, gdzie jest zimno i pada.
Czy dołączyłby do niej, gdyby poszła popływać? Czym prędzej
odwróciła wzrok, żeby nie wyczytał zaproszenia w jej oczach.
Weszli do domu przez masywne drzwi z drzewa akacji, bogato
rzeźbione, wypolerowane do połysku. W środku panował przyjemny
chłód, osiągnięty naturalnymi środkami, nie zaś dzięki klimatyzacji.
Okna były otwarte na przestrzał, powietrze swobodnie krążyło pod
wysokimi sufitami.
- Pewnie jest pani zmęczona po podróży - zauważył Surim. -
Gospodyni zaraz zaprowadzi panią do pokoju. Kolacja będzie podana
o ósmej.
- Dziękuję.
Pytająco zerknęła na Maksa, ponieważ nie wiedziała, czy nie
będzie jej potrzebował do tłumaczenia jakichś tekstów. Z drugiej
strony od jakiegoś czasu nie widział się ze starym przyjacielem, więc
pewnie będą chcieli sobie swobodnie pogadać.
- Świetnie, niech Melissa idzie, a my zdążymy przed kolacją
omówić jeszcze kilka rzeczy. Naniosłem zmiany na plan, konkretnie
chodzi o kuchnię... - zaczął Max.
RS
12
Czyli wcale nie zamierzali ucinać sobie przyjacielskiej
pogawędki. Czy ich naprawdę interesowała tylko praca?
O jedenastej w nocy wślizgnęła się pod lekką kołdrę, mocno już
zmęczona. Wykwintną kolację zjedli tylko we troje w ogromnej
jadalni, która z łatwością pomieściłaby i pięćdziesiąt osób. Melissa
zdecydowanie wolałaby lekki posiłek na werandzie, najlepiej w
towarzystwie jeszcze jednego czy dwóch gości. I wolałaby rozmawiać
na temat tego kraju i dowiedzieć się o nim czegoś więcej, tymczasem
mężczyzn wydawał się interesować wyłącznie nowy kurort i nowa
restauracja.
Nie zapowiadało się, żeby kolejne posiłki miały wyglądać
inaczej, szejk przywiązywał wielką wagę do etykiety, więc o jadaniu
przy stoliku na werandzie raczej nie było mowy. Może dobrze, że
przyjechali tylko na tydzień, Melissa zwariowałaby chyba, gdyby
musiała przestrzegać sztywnego protokołu dzień w dzień.
Po kolacji przeprosiła swoich towarzyszy i przez godzinę
spacerowała po pełnym malowniczych zakątków ogrodzie,
rozkoszując się zapachem kwiatów i łagodnym ciepłym wiatrem,
ciesząc się, że jest z dala od zimnego Londynu.
Ułożyła się wygodnie, zamknęła oczy, powtórzyła sobie w
myślach, że o siódmej ma zejść na śniadanie, potem jadą z Maksem
do biura Surima, gdzie spotkają się z dyrektorem budowy, a potem...
Co to było? Usiadła gwałtownie, ponieważ coś usłyszała, jakby
krzyk.
Nie, nie zdawało jej się, bo rozległ się następny. Po nim płacz.
Płacz dziecka. I to taki, że serce się krajało.
RS
13
Nie wiedziała nic o tym, by szejk miał żonę, z całą jednak
pewnością w budynku znajdowało się jakieś nieszczęśliwe dziecko.
Wstała, narzuciła na siebie szlafrok, wypadła na korytarz, tam
usłyszała płacz wyraźniej. Dobiegał z drugiego piętra, więc
pospieszyła ku schodom, szybko znalazła się na górze, gdzie ujrzała
otwarte drzwi pokoju, w którym paliło się światło. Zamarła na progu.
Pierwszy raz zobaczyła Surima bez marynarki; miał podwinięte
rękawy koszuli. Stał, wziąwszy się pod boki i mierzył groźnym
spojrzeniem trójkę dzieci skulonych na kanapie. Najstarsza
dziewczynka mogła mieć siedem lub osiem lat, do niej tuliło się
niespełna dwuletnie dziecko, obok cztero- lub pięcioletni chłopczyk
płakał rozpaczliwie. Po przeciwnej stronie pokoju jakaś starsza
kobieta załamywała ręce. Melissa bez namysłu wpadła do środka.
- Co się tutaj dzieje? - Wyminęła Surima, usiadła na brzegu
kanapy, posadziła sobie chłopczyka na kolanach, objęła, odgarnęła mu
włosy z czoła. - Co ci się stało, mój mały? - spytała czułym,
uspokajającym tonem, nie przejmując się, że dziecko nie zna
angielskiego. Liczył się ton i gesty, słowa były drugorzędne.
Dziewczynka spojrzała na nią ze zdumieniem, a potem rzuciła
lękliwe spojrzenie na szejka. Melissa obróciła się ku niemu.
- Te dzieci już dawno powinny leżeć w łóżkach - oświadczyła
zdecydowanym tonem profesjonalnej niani.
- Właśnie to samo im mówiłem - odparł, nie kryjąc frustracji. -
Opiekunka w ogóle sobie z nimi nie radzi. Hamidowi przyśniło się coś
złego, obudził się z krzykiem, obudził pozostałą dwójkę, a teraz żadne
RS
14
nie chce wracać do łóżka. Jak dalej będą się tak zachowywać, odeślę
ich stąd.
- To najbardziej okrutna rzecz, jaką ojciec mógł powiedzieć! -
odparła z wyrzutem, nie przestając tulić płaczącego chłopczyka.
- Nie jestem ich ojcem.
Chłopiec powoli uspokoił się i oparł główkę na ramieniu
Melissy. Spojrzała na pozostałą dwójkę, wyraźnie zalęknioną i
wszystko się w niej zagotowało.
- W takim razie czyje to dzieci i czemu zostawiono je z panem?
Opuścił ręce i postąpił krok do przodu, w jego oczach widniał
gniew.
- To moje prywatne sprawy, nic pani do tego. Pani jest tutaj
tylko gościem i to wyłącznie na prośbę Maksa.
- Nie obchodzą mnie pańskie prywatne sprawy, za to bardzo
obchodzą mnie dzieci i ich dobro. Jeśli nie potrafi zapewnić im pan
należytej opieki i źle je pan traktuje, złożę na pana oficjalną skargę!
Za późno ugryzła się w język. Jak mogła palnąć podobną
głupotę? Rozmawiała z władcą tego kraju. Niby komu miałaby złożyć
skargę?
Surim zmrużył oczy, przez chwilę wściekły jak rzadko, a potem
nagle dotarło do niego, co powiedziała, i rozbawienie wzięło górę.
Jego gniew ostygł. Przez chwilę miał ochotę powiedzieć jej, że proszę
bardzo, niech składa, i spytać, komu, ale odpuścił, patrząc na dzieci.
Bały się go, chociaż nie był potworem i nigdy nie podniósłby ręki na
żadne z nich. Zupełnie nie znał się na dzieciach, wynajął do nich
RS
15
opiekunkę, lecz Annis nie dawała sobie z nimi rady. Pewnie najlepsza
okaże się dla nich szkoła z internatem.
Przeniósł spojrzenie na Melissę. Drobna kobieta, a przecież
sprawiała wrażenie, jakby dla dobra tych maluchów była gotowa
walczyć z nim do upadłego, chociaż nawet nie wiedziała, kim są.
- To dzieci mojej kuzynki, Nadia, Hamid i Alaja. Od niedawna
mieszkają u mnie i jeszcze nie potrafimy się dogadać.
Proszę nie składać na mnie skargi władzom - dodał, by humorem
rozładować sytuację.
- Chyba byłoby lepiej, gdyby one wróciły do domu - podsunęła
Melissa.
- Niestety, to niemożliwe, ich rodzice zginęli w wypadku
samochodowym. Zostałem ich opiekunem.
Patrzył, jak Melissa wygodniej sadza sobie Hamida na kolanach;
chłopiec w końcu już swoje ważył. Udało jej się go uspokoić, za co
Surim był wdzięczny. Nocne koszmary, krzyki i płacz powtarzały się
regularnie, Annis nie potrafiła temu zaradzić i dopiero ta tłumaczka,
która przyjechała z Maksem, nieoczekiwanie okazała się bardzo
przydatna w tej sytuacji.
Kiedy Max spytał, czy może zabrać ze sobą asystentkę, głównie
po to, żeby przez tydzień wypoczęła w pięknym miejscu, Surim
założył, że tych dwoje coś łączy. W ciągu spędzonych wspólnie kilku
godzin nie zauważył żadnych oznak romansu, co nie oznaczało wcale,
że ta nieduża jasnowłosa Angielka była wolna, przecież w Londynie
mógł ktoś czekać na jej powrót.
RS
16
- Nie zechciałaby pani pomóc w położeniu dzieci spać? -
zaproponował, w duchu ucinając dalsze spekulacje na temat
prywatnego życia Melissy.
- Tak, to dobry pomysł. - Odwróciła się do dzieci i wskazała na
siebie palcem. - Melissa. Chodźmy spać, dobrze? Poczytam wam
bajkę.
- Nasz pokój jest po drugiej stronie korytarza - odparła najstarsza
z rodzeństwa. - Hamid nie będzie tutaj słyszał bajki, jak będziesz
czytać u nas.
- Bajka, ja chcę bajkę! - zawołała najmłodsza.
Zaskoczona Melissa spojrzała na Surima pytającym wzrokiem.
- One mówią po angielsku.
- Ich rodzice mieszkali w Anglii, tam się urodziły.
- Ja też jestem z Anglii - powiedziała dzieciom. - Dzisiaj
przyleciałam, tam jest zimno i pada deszcz, pewnie niedługo spadnie
też śnieg. Tutaj jest o wiele przyjemniej, daję wam słowo. A teraz
pójdziemy razem do pokoju Alai i Nadii, dzisiaj Hamid będzie spał u
was, położę was do łóżeczka i poczytam wam bajkę.
Surim przyglądał się, jak Melissa bez większego problemu
zagarnia całą gromadkę, która posłusznie wychodzi z pokoju. Chwilę
potem z sypialni po przeciwnej stronie korytarza zaczął dobiegać
spokojny cichy głos.
- Bardzo mi przykro, że dzieci zakłóciły spokój Waszej
Wysokości - odezwała się po arabsku Annis. - Chłopiec miał zły sen,
siostry przybiegły, gdy zaczął krzyczeć.
RS
17
Westchnął. Podobna sytuacja przydarzyła się już po raz piąty
czy szósty i nic nie wskazywało na to, żeby to miał być koniec.
- Porozmawiamy o tym rano.
Opiekunka oddaliła się pospiesznie, zaś Surim pomyślał, że
chociaż miała znakomite rekomendacje, to do kompletu mogłaby
jeszcze mieć trochę charakteru. Tymczasem panna Fox na brak
charakteru nie mogła narzekać. Chciała złożyć na niego skargę, dobre
sobie. Najważniejsze jednak było to, że chyba potrafiła rzucać urok na
dzieci, bo z miejsca zrobiły to, co im powiedziała.
A może nie tylko na dzieci?
Przeszedł przez korytarz i zajrzał przez uchylone drzwi.
Cała trójka leżała w jednym łóżku, Nadia już spała, Hamidowi
zaczynały opadać powieki. Surim poczekał, aż Melissa uśpi ich
wszystkich, poprawi kołdrę, zgasi lampę i wyjdzie, cichutko
zamykając drzwi.
Jego widok zaskoczył ją, nie spodziewała się, że on będzie
czekał na korytarzu.
- Dziękuję za pomoc - rzekł dość sztywno, zakłopotany faktem,
że gość musiał przejąć na siebie część jego obowiązków.
- Przepraszam za to, co wcześniej powiedziałam, to było
niestosowne - odparła równie oficjalnym tonem, patrząc gdzieś w
przestrzeń nad lewym uchem Surima.
Nie wątpił, że przeprosiła z czystej grzeczności, zaś w
rzeczywistości najchętniej rozerwałaby go na strzępy, bo był nie dość
dobrym opiekunem trójki sierot.
RS
18
- Mam nadzieję, że sytuacja się nie powtórzy i dzieci nie będą
pani więcej przeszkadzać podczas pobytu u mnie.
Obrzuciła go pełnym irytacji spojrzeniem.
- Dzieci nigdy mi nie przeszkadzają - oświadczyła i poszła do
siebie.
Dzieci jej nie przeszkadzały? Szczęściara. Co więcej, pewnie nie
miała z nimi kłopotów - w odróżnieniu od niego, który nie umiał do
nich trafić. W jego odczuciu dzieci powinny robić to, co im się każe i
tyle, a tymczasem wcale nie miały na to ochoty, o czym przekonał się
niejednokrotnie w ciągu ostatnich trzech tygodni.
Znowu poczuł dojmujący żal z powodu śmierci kuzynki. Mara i
jej mąż byli przecież tacy młodzi! Zginęli, zostawiając trójkę małych
dzieci, którymi odtąd miał się opiekować, a przecież on zupełnie nie
znał się na dzieciach. Skoro nie radziła sobie z nimi również
wykwalifikowana opiekunka, pozostawało tylko jedno wyjście. Od
rana jego sekretarka będzie szukać szkół z internatem. Na pewno
istnieją takie, gdzie przyjmują również dwulatki.
RS
19
ROZDZIAŁ DRUGI
Melissa włożyła granatową garsonkę i pantofle na płaskim
obcasie, skoro po spotkaniu w biurze Surima mieli z Maksem chodzić
po terenie budowy, omawiając z jej kierownikiem wszystkie
szczegóły. O ile w ogóle Surim dopuści Melissę do udziału w
jakichkolwiek rozmowach. Westchnęła. Musi bardziej pilnować
języka, nie powinna była bez namysłu wyskakiwać z pogróżkami. A
jeśli pan domu wspomni przyjacielowi o tym incydencie?
Kiedy zeszła do jadalni, Max siedział na swoim miejscu i czytał
angielską gazetę, a Surima nie było, co Melissa powitała
westchnieniem ulgi.
- Dzień dobry. Mam nadzieję, że się nie spóźniłam.
- Nie, nie spóźniłaś się. Surim już wyszedł, spotkamy się u niego
w biurze. Śniadanie masz tam na bufecie.
Bufet niemal uginał się od jedzenia, którego było stanowczo za
dużo na dwie osoby. Może reszta czekała na dzieci? Melissa miała
nadzieję, że cała trójka spokojnie przespała noc.
-I jakie są twoje pierwsze wrażenia z Qu'Arim? - zagadnął Max,
odkładając gazetę.
- Widać, że kraj ma silne związki z kulturą zachodnią i że dobrze
prosperuje. Nie tylko w centrum stolicy, ale i na przedmieściach domy
są wyższe i nowocześniejsze, niż się spodziewałam. - Uśmiechnęła
się. - A najbardziej podoba mi się to, że wszędzie jest pełno kwiatów.
RS
20
- W ciągu tych kilkunastu lat Surim zrobił bardzo dużo dla
ekonomii kraju, teraz zamierza ożywić turystykę, żeby w Qu'Arim
zostawiali pieniądze najbogatsi Europejczycy i Amerykanie, dlatego
buduje ten superluksusowy kurort.
- I dlatego chce w nim mieć restaurację „Bella Lucia"?
- Oczywiście. Każdy Anglik rozpoznaje naszą markę. Ponieważ
„Bella Lucia" oznacza najwyższy standard, podziała na zamożnych
gości jak magnes.
Skinęła głową, a potem zerknęła ku drzwiom i nadstawiła uszu.
Cisza. Czyżby dzieci ciągle jeszcze spały? Chętnie spędziłaby z nimi
trochę czasu. Nawet nie miała pojęcia, jak bardzo brakowało jej
towarzystwa dzieci, odkąd rzuciła pracę w Szwajcarii.
- Kiedy skończysz śniadanie, będziemy mogli iść - rzekł Max,
odkładając na stół płócienną serwetkę.
Melissa dopiła ostatni łyk kawy.
- Skończyłam.
Kiedy jechali limuzyną przez miasto, Melissa zaczęła odczuwać
podekscytowanie na myśl o ponownym zobaczeniu Surima.
Poprzedniego dnia nie zwracał na nią większej uwagi, wieczorem zaś
zachowała się wobec niego naprawdę niegrzecznie, jednak nadal ją
fascynował, przy czym nie chodziło tylko o jego wygląd. Rozmowa z
nim stanowiła prawdziwe wyzwanie, był inteligentniejszy niż
większość mężczyzn, których znała, emanowała z niego ogromna
pewność siebie, chwilami granicząca z arogancją, ale akurat w jego
przypadku ta pewność siebie była jak najbardziej uzasadniona. Co
RS
21
prawda zupełnie nie umiał postępować z dziećmi, ale wielu mężczyzn
nie potrafiło i w tym względzie zdawało się na swoje żony.
- Max, wiedziałeś, że u Surima mieszka trójka dzieci?
- Pierwsze słyszę. On nie jest żonaty, chociaż podobno zaczął
szukać sobie żony.
- Może ze względu na te dzieci? - podsunęła.
- Jakie dzieci?
- Ich rodzice niedawno zginęli. Urodziły się w Anglii i mówią po
angielsku.
Spojrzał na nią ze zdumieniem.
- Skąd to wszystko wiesz?
- Nie słyszałeś wczoraj w nocy, jak jedno z nich głośno płakało?
- Nic nie słyszałem. - Zamyślił się. - Jakoś nie potrafię sobie
wyobrazić Surima zajmującego się dziećmi. Rządzącego krajem, tak.
Podróżującego po Europie i składającego oficjalne wizyty, tak.
Otoczonego pięknymi damami, tak. Ale z dziećmi? Zdecydowanie
nie.
- Rzeczywiście w ogóle się na nich nie zna. Wczoraj nie okazał
płaczącemu dziecku ani trochę sympatii!
Z jednej strony wciąż była oburzona na szejka za jego nie-
czułość, ale z drugiej spróbowała spojrzeć na sytuację jego oczami.
Uczono go rządzić krajem, a nie zajmować się dziećmi, więc gdy
nagle został opiekunem trójki maluchów, zapewne nie wiedział, co z
tym począć.
Limuzyna zatrzymała się przed szklanym wieżowcem. Wjechali
windą na najwyższe piętro, a gdy wysiedli, Melissa rozejrzała się z
RS
22
zainteresowaniem. Biuro było eleganckie, na ścianach wisiały stare
obrazy. W pokoju konferencyjnym, do którego ich zaprowadzono,
jedna ściana była cała przeszklona, oferując spektakularny widok na
zatokę. Melissa chętnie stanęłaby przy panoramicznym oknie,
podziwiając scenerię, jednak w gabinecie znajdował się już Surim
oraz trzech mężczyzn, więc z miejsca przystąpiono do interesów.
Dokonano szybkiej prezentacji - przedsiębiorca budowlany, jego
asystent oraz kierownik budowy. Mężczyźni mówili po francusku,
więc Melissa służyła jako tłumacz dla Maksa. Zauważyła, że Surim
potrafi się w stu procentach skoncentrować na omawianej sprawie i
zastanowiła się, czy potrafi w taki sam sposób koncentrować się na
ludziach. Na dziecku na przykład. Albo na kobiecie.
Wyobraziła sobie to drugie - jak Surim patrzy jej w oczy, jak
uważnie słucha, jak skupia na niej całą uwagę. Każda kobieta czułaby
się wtedy niczym królowa. Oczywiście Melissa nigdy tego nie
doświadczy, ponieważ po porażce z Paulem nabrała dystansu do
spraw damsko-męskich, ponadto nie mogła flirtować z przyjacielem
swojego szefa i przyrodniego brata zarazem, gdyż byłoby to
nadużyciem zaufania Maksa. Znalazłby się w niezręcznej sytuacji,
gdyby ona zaczęła narzucać się Surimowi.
Kiedy po zakończeniu rozmów mieli jechać na teren budowy,
Surim zaprosił Melissę do swojego prywatnego samochodu, który sam
prowadził. Pozostali wsiedli do limuzyny.
- Chciałem z panią porozmawiać na osobności - wyjaśnił, gdy
już włączyli się do ruchu.
- O czym?
RS
23
Starała się, by zabrzmiało to rzeczowo, ale jej wyobraźnia
natychmiast zaczęła pracować. Czy on weźmie ją za rękę? Czy powie,
jak bardzo się cieszy z powodu jej przyjazdu? Spyta, czy nie
spędziłaby z nim trochę czasu sam na sam? Może chciałaby zobaczyć
jedno specjalne miejsce, które tylko on zna?
- Chciałem podziękować za to, że wczoraj uspokoiła pani
Hamida. Często nawiedzają go po nocach koszmary.
Poczuła się jak przekłuty balonik, a potem zrobiło jej się głupio.
Jak mogła sobie wyobrażać podobne rzeczy? Musiała zacząć bardziej
nad sobą panować, nie powinna poddawać się emocjom.
- To całkiem zrozumiałe, zważywszy, że niedawno stracił
rodziców.
- Pewnie tak. Mam nadzieję, że dzisiaj nie będzie już pani
przeszkadzał swoim płaczem.
- Płacz dziecka nigdy mi nie przeszkadza, tylko budzi moje
współczucie. Ogromnie mi żal tych dzieci z powodu tragedii, jaką
przeżyły. Na szczęście mają krewnego, który je przygarnął.
- Matka mojej kuzynki nie czuje się dobrze i nie jest w stanie
zająć się nimi, więc zabrałem je do siebie. Ale nie zostaną u mnie
długo, moja sekretarka szuka dla nich szkoły z internatem.
- Co takiego?! Są na to za małe!
Jak dobrze, że nie robiła sobie żadnych nadziei co do tego
człowieka, bo i tak w tym momencie rozwiałyby się.
- Mnie wysłano do takiej szkoły w wieku dziewięciu lat.
Znajdziemy dla nich najlepszą szkołę w Anglii, na pewno chętnie
wrócą do kraju, gdzie się urodziły i wychowywały.
RS
24
- Ależ Nadia to maleństwo, Hamid nie ma jeszcze pięciu lat i
nawet Alaja jest jeszcze za młoda, żeby ją wysyłać do internatu.
Surimie, niech się pan zastanowi! Te dzieci właśnie przeżyły
prawdziwą tragedię, straciły rodziców, straciły dom, a teraz pan chce
je odesłać między obcych ludzi, do jakiejś szkoły. O ile w ogóle
znajdzie się taka, która przyjmie całą trojkę.
- Z tym nie będzie problemu.
Aż się w niej zagotowało, gdy usłyszała to aroganckie
stwierdzenie. Bogaci ludzie uważali, że za pieniądze wszystko można
mieć, a przecież nie dało się za nie kupić rodziny, miłości i
przywiązania. I nie można było się za nie pozbyć moralnej
odpowiedzialności - na przykład za opiekę nad osieroconymi dziećmi
najbliższej krewnej.
- Dla pana pewnie to żaden problem, ale proszę pomyśleć o nich.
Dla nich to będzie kolejny dramat.
- Te dzieci sprawiają same kłopoty. W ciągu dnia biegają po
domu, hałasując i niszcząc różne rzeczy, niania nie jest w stanie nad
nimi zapanować. W nocy Hamid ma koszmary, krzyczy i budzi
wszystkich. Większa dyscyplina dobrze im zrobi, to nie podlega
dyskusji. Zresztą nie pytałem pani o zdanie, tylko poinformowałem o
moich planach.
Dojechali na miejsce budowy; tym razem było tam pełno
robotników. Nie zwracając na nic uwagi, Melissa chwyciła szejka za
ramię, nie dając mu wysiąść z samochodu. Spojrzał na nią z
zaskoczeniem. Sama była zdumiona swoją odwagą.
RS
25
- Musi istnieć jakieś inne wyjście. Proszę, niech pan to jeszcze
przemyśli. To są dzieci, potrzebują miłości i wsparcia, potrzebują
wiedzieć, że są chciane, że stanowią część rodziny. Jest pan ich
wujkiem i ich opiekunem. Niech pan spędza z nimi trochę więcej
czasu albo znajdzie jakichś innych członków rodziny, którzy mogliby
się nimi zająć. Niech pan ich nie odsyła do szkoły daleko stąd.
- Wiem, co jest dla nich dobre - uciął, uwolnił rękę i wysiadł.
- Nie wydaje mi się - mruknęła i wysiadła również, zanim zdążył
obejść samochód i otworzyć jej drzwi. Nie dbała o jego szarmanckie
gesty, jej opinia o Surimie zmieniła się diametralnie.
Jak mógł zrobić coś podobnego tym dzieciom? Serce krajało jej
się na myśl, że zostaną tak bezdusznie odstawione do szkoły z
internatem.
A gdyby zdołała jakoś wpłynąć na Surima i spowodować, żeby
zmienił zdanie?
Wrócili do domu późnym popołudniem, do kolacji zostały
jeszcze dwie godziny. Melissa przebrała się w wygodniejsze ubranie i
poszła na piętro. Przecież nikt jej nie zakazał odwiedzać dzieci,
prawda?
Znalazła je siedzące przed telewizorem i oglądające jakiś
program po arabsku. Czyżby nie miały ochoty bawić się na słońcu?
- Cześć - powiedziała, wchodząc do pokoju. Dzieci wstały z
dywanu i podbiegły do niej.
- Wróciłaś! - zdziwiła się Alaja. - Myślałam, że nigdy więcej nie
przyjdziesz.
Nadia wyciągnęła ramionka, więc Melissa wzięła ją na ręce.
RS
26
- Co robicie w domu w taki piękny dzień? Podobno tu jest
ścieżka, która prowadzi na plażę. - Uśmiechnęła się do Annis, która
siedziała na kanapie, zajęta jakąś szydełkową robótką. -Czy mogę
zabrać dzieci na spacer? - spytała po francusku. Uzyskawszy zgodę
opiekunki, oznajmiła dzieciom:
- Pójdziemy na plażę, ale pod warunkiem, że będziecie się
grzecznie zachowywać.
Gdy tylko wyszli, Melissa natychmiast zapomniała, że była
zmęczona. Nadia i Hamid dreptali obok niej, trzymając ją za ręce,
Alaja rozgadała się.
- Ani razu nie byliśmy na plaży, wychodzimy tylko do ogrodu.
Annis nie lubi dużo chodzić, jest stara. Strasznie długo tu jesteśmy i
jeszcze nie widzieliśmy morza. Nasi rodzice zginęli, wiesz? Strasznie
tęsknię za mamusią. Czy woda będzie zimna?
- Zaraz się o tym przekonamy.
Melissa znalazła furtkę w ogrodzeniu i już po pięciu minutach
znaleźli się na pustej plaży. Dzieciaki z piskiem popędziły do wody.
- Zaczekajcie, nie wchodźcie beze mnie! - krzyknęła Melissa,
zrzuciła buty i pobiegła za nimi, szczęśliwa i roześmiana.
Jak dobrze było biegać z dziećmi po plaży zamiast siedzieć w
jakimś nudnym biurze! Zaczęli we czworo brodzić w ciepłej wodzie,
Melissa od razu zamoczyła nogawki spodni, ale nie dbała o to.
- Chcę popływać - powiedział Hamid, chlapiąc wodą na siostry.
- Hej, nie chlap tak mocno - zmitygowała go Melissa. -
Popływamy innego dnia. Dzisiaj urządzimy wyścigi wzdłuż brzegu i
zobaczymy, kto jest najszybszy.
RS
27
Wiedziała, że musi dać im zajęcie, żeby rozpierająca je energia
znalazła ujście. Kiedy się zmęczą, nie będą rozrabiać w domu i
spokojnie prześpią całą noc.
- Ja! - zawołała Nadia.
- Nie, bo ja! - odparł Hamid.
I pobiegli, rozchlapując wodę i śmiejąc się głośno. Kiedy już się
nabiegali, Melissa zaproponowała, żeby zbudowali zamek z piasku, a
wtedy Alaja posmutniała.
- Mama i tata zbudowali piękny zamek z piasku, jak
pojechaliśmy latem na wakacje do Kornwalii.
- Na pewno będzie im miło patrzeć, jak my teraz zbudujemy
zamek tutaj. - Nie bardzo wiedziała, co powinno się mówić dzieciom
przeżywającym żałobę, ale czuła, że nie wolno ucinać smutnych
tematów i że opowiadanie o rodzicach dobrze im zrobi. - Możesz nam
powiedzieć, jak się buduje taki piękny zamek. Pomagałaś im?
Alaja skinęła głową.
- Tęsknię za nimi.
I rozpłakała się, a na ten widok pozostała dwójka przybiegła
natychmiast. Melissa przytuliła dziewczynkę.
- Wiem, że za nimi tęsknisz. Całe życie będziesz tęsknić. Mój
tatuś umarł, gdy miałam pięć lat i dalej mi go brakuje. Ale z czasem to
będzie coraz mniej bolało, obiecuję. I będziesz się cieszyć, że ich
pamiętasz.
Ona sama nie pamiętała swojego taty, wiedziała też, że Hamid i
Nadia również nie zapamiętają rodziców. Tylko Alaja była
wystarczająco duża, żeby mieć podobne wspomnienia.
RS
28
- Ja też tęsknię za mamą. - Hamid pociągnął nosem.
Melissa usiadła na piasku, posadziła sobie Nadię na kolanach i
objęła ramionami pozostałych dwoje. Najchętniej tuliłaby ich do
siebie tak długo, aż przestaliby cierpieć.
- Wjechała w nich ciężarówka - wyjaśniła Alaja. - Hamulce się
zepsuły, tak powiedział policjant. Dlaczego to się musiało stać?
- Nie wiem, kochanie. Nikt tego nie wie. Ale tutaj będzie wam
dobrze.
- Nie. Tu nikt nie znał naszych rodziców, nikt o nich nie mówi.
Jakby ich nigdy nie było.
- Wasz wujek ich znał. Poproście, żeby o nich opowiedział. Na
pewno zna wiele ciekawych historii.
- Surim nas tu nie chce - stwierdziła z goryczą Alaja.
- Jest waszą rodziną i waszym opiekunem. On po prostu nie jest
przyzwyczajony do dzieci. Zżyje się z wami, tylko musimy mu w tym
pomóc.
- Surim chce się żenić - zdradził Hamid. - Czy ona będzie naszą
nową mamusią?
- Nie, nie chcemy innej mamusi - zdecydowała twardo Alaja.
- Myślę, że powinniście mówić „wujek Surim", jest od was dużo
starszy. A jego żona będzie waszą ciocią. Znacie ją?
- Nie, bo on dopiero jej szuka. Musi mieć żonę, żeby mieć
synów, żeby rządzili krajem, jak umrze - wyjaśniła Alaja.
- Ale nie umrze szybko, prawda? - upewnił się Hamid, patrząc
na siostrę.
- Nie, najpierw musi się ożenić i mieć syna.
RS
29
- Skąd o tym wszystkim wiecie? - zdziwiła się Melissa.
- Czasem go szpiegujemy - przyznała szeptem Alaja, odwracając
wzrok.
- Podsłuchujemy pod drzwiami i uciekamy - dodał Hamid.
Melissa omal nie wybuchnęła śmiechem, chociaż wiedziała, że
przede wszystkim powinna powiedzieć, że nieładnie podsłuchiwać.
- Czyli wujek Surim chce mieć dzieci. To świetnie, będziecie
mieli się z kim bawić.
Czy to dlatego chciał odesłać tę trójkę, że planował mieć własne
dzieci? Melissa miała nadzieję, że jego żona będzie mądrą i dobrą
kobietą, która wybije mu z głowy ten pomysł.
Przypomniała sobie nagłe rozmowę z Paulem, jego zimne i
bezlitosne słowa wypowiedziane wtedy w romantycznej restauracji,
do której się wybrali. Nie, nie chce mieć dzieci i w ogóle uważa, że
upodobanie Melissy do bawienia się z nimi świadczy o jej
niedojrzałości. Kobieta, z którą się ożeni, musi mieć poważniejsze
zainteresowania. Jego zdaniem praca niani była mało prestiżowa,
właściwie uwłaczająca.
Jak mogła się aż tak pomylić co do niego?
Otrząsnęła się z bolesnych wspomnień, uśmiechnęła się do
dzieci.
- Wiecie, co? Zbudujmy ten zamek, bo niedługo kolacja i trzeba
będzie wracać.
Surim szedł ścieżką w stronę plaży. Annis poinformowała go, że
dzieci nie wróciły do domu na kolację i spytała, czy źle zrobiła,
pozwalając Angielce zabrać je na spacer. Z trudem ukrył irytację. To
RS
30
matka Mary poleciła tę opiekunkę, ale zdaniem Surima Annis mimo
znakomitych referencji kiepsko wywiązywała się ze swoich
obowiązków.
Usłyszał śmiechy i wesołe okrzyki. Zatrzymał się na skraju
plaży i na poły ukryty za wysokimi trawami obserwował, jak cała
czwórka buduje zamek z piasku. Po raz pierwszy widział Nadię bez
kciuka w buzi. Hamid aż turlał się ze śmiechu, zaś Alaja biegała w tę i
z powrotem, przynosząc coraz więcej mokrego piasku. Nie poznawał
ich.
A najtrudniej było rozpoznać pannę Melisse Fox, która w tym
momencie wyglądała jak jedno z dzieci. Znikła profesjonalna
tłumaczka w garsonce, zamiast niej pojawiła się beztroska kobieta z
rozwianymi włosami, w mokrych i zapiaszczonych spodniach, o
rozradowanej twarzy. Surima uderzyła jej uroda. Nagle zapragnął
ujrzeć ją we wspaniałej sukni, ozdobioną najpiękniejszymi perłami, z
jakich słynęło Qu'Arim.
A potem poczuł ukłucie zazdrości. Nie pamiętał, kiedy on
równie beztrosko spędzał czas, kiedy śmiał się w tak swobodny
sposób jak ta czwórka.
Hamid przestał się tarzać, usiadł na piasku i wtedy zauważył
szejka. Momentalnie cała radość znikła z jego twarzy. Powiedział coś,
pozostali spojrzeli w tę samą stronę, Nadia wsadziła kciuk do buzi,
Alaja przestała się uśmiechać i przysunęła się bliżej do Melissy.
Czyżby oni się go bali? Ale czemu? Bardzo lubił ich matkę. Gdy
byli mali, bawili się razem, a kiedy wyjechał do Anglii i wracał do
kraju tylko na wakacje, zawsze ją odwiedzał. I nigdy nie przyszło mu
RS
31
do głowy, że Mara umrze tak młodo, a on zostanie opiekunem jej
dzieci.
Melissa wstała, otrzepała spodnie z piasku i powiedziała coś do
dzieci, które posłusznie poszły opłukać ręce w wodzie i zabrać buty, a
potem ruszyły za Melissą niczym kurczątka za kurą. Surim wciąż nie
mógł nadziwić się zmianie nastroju, jaką spowodował sam jego
widok. Tylko panna Fox nadal wyglądała na szczęśliwą, dzieci były
spłoszone i poważne.
- Annis się martwi, ponieważ nie wróciliście na kolację -
powiedział, gdy podeszli bliżej.
- Bardzo przepraszam, nie wzięłam zegarka, a czas leci szybko,
kiedy człowiek się dobrze bawi.
Popatrzył na dzieci, a potem na plażę.
- Jaki ładny zamek z piasku - powiedział nieco sztywno.
- Pewnie ty i ich mama w dzieciństwie budowaliście podobne.
Zaskoczyła go. On sam wolał przy dzieciach nie wspominać o
ich rodzicach, bo to pewnie był dla nich przykry temat.
- To prawda? - spytała niepewnie Alaja.
- Tak - odparł po chwili wahania. - A gdy byliśmy więksi,
urządzaliśmy wyścigi pływackie. I jeździliśmy razem na nartach
wodnych. Kiedy przyjeżdżałem tu na wakacje, wasza mama i ja
spędzaliśmy dużo czasu razem - dodał, przypominając sobie tamte
dawne czasy, gdy mógł robić to, co jego rówieśnicy. A potem nagle
wszystko się zmieniło, musiał prawie w jednej chwili dorosnąć.
- A po wakacjach gdzie byłeś? - zaciekawił się Hamid.
- Chodziłem do szkoły w Anglii. Czyli tam, skąd wy jesteście.
RS
32
- Tęsknię za domem - rzekł smutno Hamid.
- Już niedługo tutaj poczujecie się jak w domu - zapewniła
Melissa i spojrzała na Surima. - Prawda?
W odpowiedzi uniósł brew.
Pachniała słońcem i wiatrem, jej włosy lśniły, jej oczy
wydawały się jeszcze bardziej zielone, jej policzki zaróżowiły się
lekko, pewnie od słońca. Gustował w kobietach wyższych od niej i
nieco starszych niż ona, a mimo to przez moment...
Przypomniał sobie, jak na powitanie ucałował jej dłoń, czego
nigdy nie robił. W tamtym jednak momencie ten gest wydał mu się
czymś naturalnym.
- Pójdę z dziećmi na górę i pomogę Annis przebrać je w coś
czystego - powiedziała, gdy weszli do rezydencji.
- Za pół godziny zostanie podana nasza kolacja - przypomniał.
- W takim razie muszę się pospieszyć - stwierdziła i czym
prędzej pobiegła z dziećmi po schodach, nawet nie oglądając się na
pana domu.
Przez chwilę czuł zazdrość. Wolałby, żeby preferowała jego
towarzystwo, tymczasem jej większą przyjemność sprawiały dzieci.
Do tej pory nie przydarzyło mu się nic podobnego, nie narzekał na
brak zainteresowania ze strony kobiet. Musiał jednak przyznać, że
żadna z nich nie wydawała mu się równie pociągająca jak ta.
Od jakiegoś czasu naciskano na niego, by się ożenił, ponieważ
brak dziedzica mógł zagrozić stabilności kraju. Dlatego też Surim
zaczął oceniać kobiety pod jednym kątem - czy byłby w stanie spędzić
z daną osobą kolejnych kilkadziesiąt lat?
RS
33
Jak dotąd nie znalazł nikogo takiego.
Melissa zajęła miejsce za stołem dosłownie sekundę przed
przyjściem Surima i Maksa. Nie zdążyła co prawda wysuszyć
włosów, ale przynajmniej szejk nie musiał z jej powodu czekać z
kolacją.
Przyjaciele jak zwykle rozmawiali o interesach, zaś Melissa
zastanawiała się, o czym Surim rozmawia z kobietami, wśród których
szuka sobie żony. Czy o ważnych dla siebie sprawach, czy tylko
romansuje z nimi? I czy wspomniał którejś z nich o tej trójce dzieci?
A gdyby to ona miała z nim randkę? Och, od razu poruszyłabym
ten temat, podpowiedziałabym mu parę rzeczy, pomyślała, a potem
potrząsnęła głową. Już widziała, jak by jej posłuchał...
- Jest pani bardzo milcząca dziś wieczorem - zagadnął ją Surim.
- Pewnie się pani zmęczyła dzisiejszym dniem?
- Ależ skąd. Z dużym zainteresowaniem obejrzałam budowę, to
będzie naprawdę wyjątkowe miejsce.
- Pewnie, że będzie - wtrącił Max. - Surim nigdy nie robi
niczego połowicznie.
Szejk uśmiechnął się.
- Zmieniając temat... Chciałbym w trakcie waszego pobytu
wydać niewielkie przyjęcie dla moich tutejszych przyjaciół i
znajomych. Większość z nich mówi po angielsku.
- Bardzo chętnie poznam twoich przyjaciół - rzekł Max.
- A pani, Melisso? Sprawiłoby to pani przyjemność?
- O, tak. Dziękuję za zaproszenie.
RS
34
Zastanowiła się, czy na przyjęciu znajdzie się może któraś z
kandydatek na żonę szejka - i była to dla niej bardzo nieprzyjemna
myśl.
Po kolacji Surim zaproponował, by przeszli do galonu. W holu
Melissa usłyszała jakiś szelest, zerknęła w tamtą stronę i ujrzała
Hamida obserwującego ich zza balustrady schodów. Max i Surim
niczego nie zauważyli, ponieważ jak zwykle niezmordowanie
kontynuowali rozmowę na tematy biznesowe. Melissa zatrzymała się
w drzwiach salonu.
- Jeśli pozwolicie, pójdę na górę. Na pewno chcecie swobodnie
porozmawiać, w końcu tyle czasu się nie widzieliście. Do zobaczenia
rano.
Surim popatrzył na nią, po czym skinął głową.
- Jak pani sobie życzy. Dobranoc.
Kiedy przyjaciele znikli w salonie, szybko wbiegła na schody i
ujrzała Hamida i Alaję uciekających korytarzem.
- Hej, wy dwoje, zaczekajcie! - zawołała ściszonym głosem.
Przystanęli i obejrzeli się z niepokojem, zawstydzeni.
- Chyba mówiłam wam dzisiaj, że to nieładnie tak szpiegować? -
spytała surowo.
- Ale my chcieliśmy się z tobą zobaczyć - wyjaśniła Alaja.
- Wiecie, który pokój jest mój? -Tak.
- To na drugi raz czekajcie pod nim albo zostawcie mi kartkę.
Żadnego więcej szpiegowania, bo szpiegować nie wolno. Zgoda?
Z powagą skinęli głowami.
RS
35
- No dobrze. To teraz powiedzcie, czemu chcieliście się ze mną
zobaczyć.
- Poczytasz nam dzisiaj? Annis umie czytać tylko po francusku,
nic nie rozumiemy - pożalił się Hamid.
- Albo po arabsku, i też nic nie rozumiemy - dodała Alaja.
- Będziecie musieli nauczyć się po arabsku, skoro tu zostajecie -
stwierdziła Melissa, idąc z nimi na drugie piętro. - Bardzo chętnie
wam poczytam. Czy Nadia już śpi?
- Tak. Ale ja nie chcę tu zostawać, tu wszystko jest inaczej niż w
domu.
- Z czasem przyzwyczaisz się i wtedy dwa kraje będą twoim
domem, Anglia i Qu'Arim. Masz przyjaciółki w Anglii?
- Tak. Sally i Martę.
- To napisz do nich. One na pewno nigdy nie były w Qu'Arim. I
nie wiedzą, że twój wujek jest prawdziwym szejkiem i że mieszkasz w
takim wspaniałym domu.
Na buzi Alai odmalował się niekłamany entuzjazm.
- Myślisz, że mi odpiszą?
- Na pewno. Rano poproszę Annis, żeby dała ci coś do pisania, a
potem poprosimy wujka o wysłanie listu.
- Zrobię to z przyjemnością - odezwał się za jej plecami Surim.
RS
36
ROZDZIAŁ TRZECI
Melissa odwróciła się, zaskoczona.
- Myślałam, że pan i Max zamierzaliście porozmawiać.
- Max musiał zadzwonić do Londynu, zanim tam będzie środek
nocy. Usłyszałem głosy i przyszedłem zobaczyć, kto rozmawia. -
Spojrzał na Alaję. - Chętnie wyślę twój list.
- Dziękuję... wujku - odparła nieśmiało, przysuwając się do
Melissy.
- Miałaś nam poczytać - przypomniał zniecierpliwiony Hamid. -
No chodź.
- Pani rzeczywiście umie postępować z dziećmi - zauważył
Surim. - Ale niech pani nie pozwala im wchodzić sobie na głowę.
- Na litość boską, one wcale nie wchodzą nikomu na głowę,
tylko potrzebują trochę uwagi ze strony dorosłych -ofuknęła go. - To
pan powinien czytać im na dobranoc, Annis nie umie czytać po
angielsku. I niech się pan tak nie marszczy - dodała, gdy ściągnął
brwi. - One się tego boją.
Kiedy popatrzył na nią ze zdumieniem, Melissa zmitygowała się.
Na co ona sobie pozwalała? W końcu rozmawiała z szejkiem, a nie z
jakimś kretynem! W dodatku robiła mu uwagi w jego własnym domu.
- Przepraszam, chciałam tylko powiedzieć, że powinien pan
częściej się do nich uśmiechać.
Surim nachylił się do Hamida.
- Chcesz, żebym ci poczytał?
RS
37
Teraz to Melissa się zdumiała, ponieważ nawet nie
przypuszczała, że potrafił mówić tak łagodnym tonem.
- A możecie poczytać nam oboje? - spytał Hamid po chwili
namysłu.
Surim z uśmiechem skinął głową, wyprostował się i spojrzał na
Melissę, a ona oniemiała na widok tego uśmiechu, który odmienił jego
twarz. Szejk wydawał się młodszy i jeszcze bardziej atrakcyjny niż
przedtem. Samym uśmiechem mógł bez trudu zdobyć każdą kobietę.
- Chodźmy więc - powiedział.
Odesłał Annis, która chciała im pomóc. Kiedy we dwoje otulali
dzieci kołdrami, Melissa pomyślała, że sytuacja zrobiła się dziwnie
intymna, gdyż wyglądało to tak, jakby byli rodzicami tej trójki.
Popatrzyła, jak Surim poklepuje Hamida po ramieniu - pewnie
pierwszy raz w życiu.
- Śpij dobrze i nie budź się w nocy.
Melissa ukryła uśmiech, bo zabrzmiało to prawie jak rozkaz.
Surim starał się, ale musiał się jeszcze sporo nauczyć. Wybrała dwie
książeczki i jedną podała panu domu.
- Kto zaczyna?
- Damy mają pierwszeństwo. Zresztą jeśli pani lektura je uśpi, ja
już nie będę musiał czytać.
Zaśmiała się.
- Bardzo sprytnie.
Jego strategia okazała się słuszna, ponieważ dzieci zasnęły przed
końcem pierwszej bajki.
- Jutro pan zaczyna - powiedziała Melissa, gdy wyszli z sypialni.
RS
38
- Kiedy ja nie potrafię włożyć w to tyle entuzjazmu, ile pani
wkłada. I nie umiem użyczać różnych głosów różnym postaciom. Pani
naprawdę ma talent do zajmowania się dziećmi.
- Cóż, to moja praca.
Przystanął u szczytu schodów.
- Nie rozumiem.
- Jestem profesjonalną opiekunką.
- A nie tłumaczką?
- Nie. Ja tylko tymczasowo pomagam Maksowi w „Bella Lucii",
ponieważ skończyłam jedną pracę przed świętami, a drugą zaczynam
w lutym. Pracowałam jako opiekunka do dzieci w hotelu w
Szwajcarii, teraz przyjęłam propozycję od amerykańskiej rodziny z
Bostonu.
Surim ruszył w dół po schodach.
- Może w takim razie przed swoim wyjazdem powinna mi pani
udzielić kilku rad w kwestii postępowania z dziećmi.
Idąc obok niego, pomyślała, że miałaby mu do zaoferowania
znacznie więcej niż kilka dobrych rad i gdyby tylko chciał...
- Chętnie - odparła w końcu.
Zatrzymali się przed drzwiami jej sypialni. Kiedy chciała
otworzyć drzwi, Surim przytrzymał ją za ramię i odwrócił twarzą ku
sobie.
- Dziękuję za pomoc. Odkąd pani przyjechała, dzieci wydają się
szczęśliwsze.
I - ku jej najwyższemu zdumieniu - nachylił się i pocałował ją.
Dotyk jego warg był lekki i krótki, zaraz potem Surim odsunął się.
RS
39
- Nie mów Maksowi, że wykorzystałem jego przyrodnią siostrę.
Urwałby mi głowę.
Odwrócił się i odszedł, zaś Melissa patrzyła za nim w
oszołomieniu, niepewna, czy to zdarzyło się naprawdę. Jednak na
wargach ciągle czuła ciepło warg Surima, kręciło jej się w głowie, a
serce waliło w piersi jak szalone, więc nie mogła sobie tego pocałunku
tylko wyobrazić.
Weszła do sypialni jak w transie.
Wracał do salonu, zadając sobie pytanie, co go naszło. Spotykał
się w życiu z różnymi kobietami, z reguły pięknymi, światowymi,
których towarzystwo sprawiało mu przyjemność i z którymi można
było prowadzić błyskotliwą konwersację. Jednak nigdy nie pocałował
żadnej po tak krótkim okresie znajomości. Melissa aż się prosiła, żeby
ją całować, miał na to ochotę, odkąd zobaczył ją roześmianą na plaży.
W niczym nie przypominała kobiet, z którymi się umawiał. Jego
doradcy dostaliby zawału, gdyby dowiedzieli się, kto zwrócił jego
uwagę. Z drugiej strony jeden pocałunek w ramach podziękowania za
pomoc nie mógł zagrozić bezpieczeństwu kraju.
Ale czy naprawdę pocałował ją tylko z wdzięczności? Dotąd nie
miał takiego zwyczaju.
Kiedy zobaczył, jak szła na górę z dziećmi, zapragnął do nich
dołączyć, ponieważ miał wrażenie, że przy niej mógłby rozkwitnąć
tak, jak rozkwitały te dzieci. Przy niej potrafiłby na godzinę czy dwie
przestać myśleć tylko o swoich obowiązkach, umiałby przy niej
odpocząć, zregenerować siły, być sobą. Odzyskać siebie.
RS
40
Tymczasem musiał szukać kobiety z dobrego domu, która
zostałaby jego żoną i dałaby mu synów. Ludzie z Zachodu wierzyli w
coś takiego jak miłość, lecz Surim nie miał złudzeń co do jej istnienia.
Nie miłość była mu potrzebna, tylko odpowiednia kobieta, z którą
mógłby dzielić życie.
Oczywiście znalazłoby się wiele chętnych, zwabionych
bogactwem i władzą Surima. Ciekawe, na Melissie jego pozycja i
zamożność najwyraźniej nie robiły żadnego wrażenia, traktowała go
jak równego sobie i potrafiła go ofuknąć jak nikt. Musiał jednak
trzymać się od niej z dala, zarówno ze względu na lojalność wobec
Maksa, jak i na fakt, że ta zielonooka Angielka za kilka dni wracała
do kraju.
Kiedy ona wyjedzie, Surim znowu podejmie poszukiwania żony.
We wtorek rano znowu tylko Melissa i Max zasiedli do
śniadania w jadalni.
- Widzę, że Surim ma zwyczaj wstawać bardzo wcześnie -
zauważyła, głównie po to, żeby mieć pretekst do wypowiedzenia jego
imienia.
- Ma dużo pracy, również ze względu na nasz przyjazd,
ponieważ stara się dopiąć wszystko na ostatni guzik. Aha,
wyjeżdżamy w piątek rano, w czwartek wieczorem Surim zaprasza
nas na przyjęcie. A dzisiaj chcę ponownie udać się na budowę,
porozmawiać z wykonawcą i wyjaśnić mu, na czym polega
wyjątkowość restauracji „Bella Lucia". On musi zrozumieć, że „Bella
Lucia" to coś więcej niż tylko architektura i wystrój, inaczej nie da się
tu stworzyć tej atmosfery, o którą mi chodzi.
RS
41
O drugiej po południu Max dał Melissie wolne na resztę dnia,
wróciła więc do domu i za zgodą Annis zabrała dzieci na plażę.
Chciała bardzo, żeby w którymś momencie dołączył do nich Surim,
gdyż z pewnością przekonałby się do swoich podopiecznych, gdyby
tylko dłużej z nimi przebywał. Szejk jednak nie pojawił się ani na
plaży, ani na kolacji. Wieczorem Melissa spacerowała samotnie po
wspaniałych ogrodach rezydencji, nie mogąc się nadziwić, że w
styczniu jest tu tak wiele kwitnących, upojnie pachnących kwiatów.
Taki dom to było prawdziwe marzenie... Ale jego właściciel chyba
rzadko w nim przebywał i nawet nie miał czasu się nim cieszyć.
Środa przebiegła podobnie jak wtorek. Melissa żałowała, że
Surim w ogóle się z nimi nie widuje, ale z drugiej strony nie mogła
oczekiwać, że szejk będzie ich - a zwłaszcza ją -zabawiał. W końcu
przyjechała tu do pracy, a nie z wizytą.
Czwartkowe przyjęcie miało się odbyć w sali balowej. Ponieważ
Melissa miała limuzynę do swojej dyspozycji, pojechała na zakupy,
gdyż w niedzielę podczas jazdy z lotniska zauważyła przy jednej z
głównych ulic kilka dobrych sklepów. Co prawda zabrała ze sobą
suknię wieczorową, ale pomyślała, że może uda jej się znaleźć coś
lepszego. I rzeczywiście, trafiła na długą suknię z ciemnoniebieskiego
jedwabiu, która pasowała tak idealnie, jakby została specjalnie dla niej
uszyta.
Kiedy skończyła się szykować do wyjścia na przyjęcie, ktoś
zapukał do drzwi. Alaja, Hamid i Nadia uśmiechnęli się na jej widok.
- Och, jak pięknie wyglądasz! Mamusia też się tak ładnie
ubierała, kiedy szła na przyjęcie - rzekła Alaja, smutniejąc na chwilę. -
RS
42
Annis pozwoliła nam przyjść cię zobaczyć, zanim pójdziemy spać.
Szkoda, że dzisiaj nam nie poczytasz.
- Kochanie, ja także bardzo tego żałuję, ale nie mogę zawieść
waszego wujka, który wydaje przyjęcie. Ale przecież ty możesz
poczytać rodzeństwu. Potem to będzie dla nich piękne wspomnienie.
- A zobaczymy cię jutro przed wyjazdem?
- Przyjdę się pożegnać - obiecała Melissa, która już czuła smutek
z powodu rozstania z nimi. - Musicie do mnie pisać, żebym wiedziała,
co się u was dzieje. I wasz wujek musi wam robić zdjęcia, żebym
widziała, jak szybko rośniecie.
- Nie chcę, żebyś jechała - oświadczył Hamid.
- Wiem. Ale napiszę do was z Anglii, a potem z Ameryki.
Chłopiec tylko wzruszył ramionami.
- Coś nie tak? - spytał Surim, który właśnie nadszedł
korytarzem.
- Nie, skądże. Dzieci po prostu przyszły zobaczyć mnie przed
przyjęciem - wyjaśniła Melissa, podniosła wzrok i oniemiała.
Wspaniale prezentował się w smokingu, wydawał się jeszcze
bardziej męski i pociągający. Serce zabiło jej mocniej, kiedy ich
spojrzenia spotkały się,
- Ty też ładnie wyglądasz, wujku - odezwała się nieśmiało Alaja.
Melissa nie była pewna, czy będzie umiał zareagować w
odpowiedni sposób
- Dziękuję, Alajo. Miło jest usłyszeć komplement od uroczej
młodej damy.
Melissa miała ochotę bić mu brawo.
RS
43
- Ładnie powiedziane. A teraz, moi drodzy, do łóżek. Rano
przyjdę do was.
Każde z nich uściskało ją mocno, potem cała trójka obeszła
szerokim łukiem szejka i popędziła na górę.
- Onieśmielasz je - zauważyła, gdy szli ku schodom. Lada
moment mieli zjawić się pierwsi goście.
- Nie znam się na dzieciach.
- Spędzaj z nimi trochę czasu. Pokaż im, że są dla ciebie ważne.
Przecież jesteś ich najbliższą rodziną, prawda?
- Ich babka też mieszka w Qu’Arim, ale źle się czuje i nie może
się nimi zajmować.
- Często ją widują?
- Nie, nie widziały jej od pogrzebu.
Zatrzymał się u szczytu schodów, ujął dłoń Melissy i ucałował
delikatnie.
- Pięknie wyglądasz.
- Dziękuję. I dziękuję za wydanie przyjęcia, z wielką
przyjemnością poznam twoich przyjaciół z QuArim. Twój kraj mnie
fascynuje.
- Zaniedbałem cię podczas tej wizyty, wybacz. Praktycznie nic
nie zobaczyłaś i nic nie zwiedziłaś. Powinienem był o tym pomyśleć.
- Nie przyjechałam tu w celach turystycznych, przyjechałam
pomagać Maksowi - mówiąc to, zastanawiała się, czy Surim jest
świadom tego, że wciąż trzyma ją za rękę. - Może jeszcze kiedyś
odwiedzę Qu'Arim, wtedy zobaczę więcej.
- Może.
RS
44
Puścił jej dłoń i zeszli na parter. Całe szczęście, że jutro
wyjeżdżamy, pomyślała. Już zaczęła durzyć się w Surimie, więc
dłuższy pobyt mógłby zakończyć się złamanym sercem, na co
oczywiście nie miała najmniejszej ochoty.
Zaczęli zjawiać się pierwsi goście. Szejk witał każdego, zaś
Melissa stała w głębi sali, obserwując przychodzących. Wkrótce
podszedł do niej mężczyzna koło siedemdziesiątki, o gęstych siwych
włosach i ciemnej, miedzianej skórze.
- Jego Wysokość powiedział mi, że przyjechała pani z Anglii i
polecił, żebym dziś wieczorem był do pani usług. - Skłonił się lekko. -
Jestem Asid ibn Tarvor. Przez wiele lat mieszkałem w pani kraju.
Szczególnie piękna jest tam Kraina Jezior.
- Ja również bardzo ją lubię. Ale pański kraj wydaje mi się
jeszcze piękniejszy.
Asid zaprowadził ją do najbliższej grupki osób, dokonał
prezentacji, po kilku minutach rozmowy zabrał Melissę dalej,
przedstawił kolejnym gościom, aż wreszcie miała wrażenie, że
poznała wszystkich. Naraz zauważyła, jak Surim wprowadza na salę
olśniewającą brunetkę w złocistej sukni, która doskonale uwydatniała
atuty jej wyjątkowo ponętnej figury.
- Deallah - wyjaśnił Asid, gdy spostrzegł zainteresowanie
Melissy. - Nie sądzi pani, że to prawdziwa piękność? Czas najwyższy,
żeby Jego Wysokość się ożenił...
Czy ten komentarz miał oznaczać, że ta Deallah jest Surimowi w
jakiś sposób przyrzeczona? Melissa poczuła się okropnie na myśl, że
mógł już mieć wybraną przyszłą żonę, a przy tym całować się z nią. Z
RS
45
drugiej strony ta kobieta była oszałamiająca i doskonale do niego
pasowała, tworzyli razem wyjątkową parę.
- Widzę, że chyba słusznie zrobiłem, wybierając Asida -
zauważył Surim, zatrzymując się przed nimi.
- Jak najbardziej. Dziękuję za przysłanie mi tak miłego
towarzysza.
Z grzecznym uśmiechem spojrzała na jego towarzyszkę, a wtedy
Surim przedstawił je sobie.
- Panie pozwolą... Deallah bin Attuila. A to panna Melissa Fox z
Anglii, która służy nieocenioną pomocą w pracach nad powstaniem
nowego kurortu.
Wydęte usta Deallah oraz niezadowolony błysk w jej oczach nie
wróżyły wielkiej przyjaźni z jej strony. Szybko cofnęła dłoń, którą
podała Melissie, znowu wzięła Surima pod ramię.
- Widzę, że szejk docenia pani pracę. Surimie, chodźmy,
chciałam porozmawiać z ambasadorem.
Gdy tamci dwoje się oddalili, Asid podsumował:
- Piękna kobieta. Będzie dobrą żoną i da mu wielu synów.
- Mężczyźni zawsze chcą mieć syna... - rzekła z wyrzutem
Melissa.
Obserwowała oddalającą się parę, czując ukłucie zazdrości.
Oczywiście nie mogła równać się z Deallah, ale to ją Surim pocałował
w rękę! I to jej powiedział, że jest piękna!
Dziewczyno, chyba upadłaś na głowę, zganiła się w myślach.
Nie ma sensu marzyć o czymś, co i tak nigdy nie mogłoby się ziścić.
RS
46
- Panno Fox, Jego Wysokość powinien mieć syna, żeby
zapewnić ciągłość rządów. Co byśmy zrobili, gdyby zmarł
bezpotomnie?
- Wybrali nowego władcę - odparła bez namysłu, na co ujrzała
wyraz szoku na jego twarzy. - Przepraszam, to zachodni sposób
myślenia. Oczywiście życzę szejkowi, by żył jak najdłużej i miał tuzin
synów.
- Aż tylu to może lepiej nie - odparł z humorem Asid.
Roześmiała się.
- Proszę mi opowiedzieć o swoim ulubionym miejscu w Krainie
Jezior.
- Z przyjemnością. A może wyjdziemy przejść się po ogrodach?
Tam będzie chłodniej i ciszej niż tutaj.
Chętnie przystała na tę propozycję i wyszli na przechadzkę,
rozmawiając najpierw o pięknych miejscach w Anglii, a potem
o słynnych farmach pereł w Qu'Arim, których Melissa niestety nie
widziała i o tym, że już następnego dnia musiała wracać do kraju.
Nagle z najwyższego piętra rezydencji dobiegł krzyk.
- Hamid - odgadła natychmiast. - Asidzie, zechce mi pan
wybaczyć, muszę iść. Dziękuję za dotrzymywanie mi towarzystwa,
dzięki panu spędziłam bardzo miły wieczór. Ale teraz ktoś mnie pilnie
potrzebuje.
Nie czekając na odpowiedź, pomknęła z powrotem do domu,
wbiegła po schodach na drugie piętro i wpadła do sypialni Hamida,
gdzie Annis stała nad łóżeczkiem chłopca i próbowała go obudzić,
mówiąc coś po arabsku. Mały ponownie krzyknął przeraźliwie i
RS
47
zaczął płakać przez sen. Zza pleców Melissy wychyliła się główka
Alai.
- Obudził mnie - poskarżyła się dziewczynka.
Melissa łagodnie odsunęła Annis, wzięła Hamida na ręce i
przytuliła go do siebie.
- Już dobrze, kochanie, już dobrze. Obudź się. To tylko zły sen,
nic więcej. Obudź się, Hamidzie, jestem przy tobie - mówiła łagodnie.
Chłopiec ucichł.
- Mamusia? - spytał z niedowierzaniem.
- Nie, kochanie. To ja, Melissa. Jesteś w domu wujka Surima,
pamiętasz?
- Ja chcę do mamy! - Znowu zaczął płakać.
- Ćśśś... Jesteś bezpieczny. Zobacz, jest tu twoja siostra i ja
jestem. Już dobrze.
- Co się tutaj dzieje? - spytał Surim, który pojawił się w progu.
Annis wyrzuciła z siebie potok arabskich słów, którym
towarzysząca Surimowi Deallah przysłuchiwała się z błyskiem w oku.
- Dość - uciął pan domu, mówiąc po angielsku.
- Im szybciej odeślesz ich do szkoły z internatem, tym lepiej -
powiedziała Deallah. Też po angielsku.
Melissę zmroziło. Hamid przestał płakać i spojrzał na wujka ze
zgrozą. Alaja odwróciła się.
- Odsyłasz nas?!
Melissa chętnie wymierzyłaby Deallah siarczysty policzek za tę
bezmyślną, okrutną uwagę. Proszącym wzrokiem popatrzyła na
Surima. Nie mógł oddać tych dzieci pod opiekę jakimś obcym
RS
48
ludziom. Co gorsza, rodzeństwo zostałoby wtedy rozdzielone, a to już
byłby dla nich ostateczny cios.
- Surimie... - zaczęła bezradnie, nie wiedząc, co powiedzieć i jak
go błagać.
- Powiedziałem: dosyć! - Odwrócił się do Deallah i przeszedł na
arabski: - Zdradziłem ci to w zaufaniu. To tak traktujesz poufne
informacje? - spytał gniewnie, tracąc złudzenia co do niej. Zawiodła
go, ponadto uciekła się do manipulacji, ponieważ nie było możliwe,
by podobna uwaga mogła jej się wymknąć przypadkiem, zwłaszcza w
rodzimym języku tych dzieci. - Wracaj na przyjęcie i nie mów
nikomu, co tutaj zaszło. Czy przynajmniej w tej kwestii mogę na
ciebie liczyć?
- Tak, Surimie. Wybacz. Nie chciałam nic złego - odparła
potulnie i wyszła.
Pan domu spojrzał na Annis, a jego frustracja wzrosła. Ta
kobieta zupełnie sobie nie radziła. Z drugiej strony częściowo
rozumiał, czemu babka dzieci nalegała na zatrudnienie właśnie jej - to
ona była przed laty nianią Mary. Różnica polegała na tym, że wtedy
Annis była o dwadzieścia lat młodsza, miała pod opieką tylko jedno
dziecko, w dodatku porozumiewała się z nim bez trudu po arabsku.
Angielski Annis pozostawiał wiele do życzenia, a kiedy się czymś
przejęła lub zdenerwowała, angielskie słowa natychmiast wylatywały
jej z głowy.
- Możesz odejść. Ja i panna Fox poradzimy sobie. Kiedy
opiekunka wyszła, odwrócił się do pozostałej trójki, która patrzyła na
RS
49
niego takim wzrokiem, jakby mieli przed sobą zupełnie obcego
człowieka.
- Proszę, obiecaj im, że zostaną tutaj - odezwała się Melissa po
francusku. - Dopiero co straciły jeden dom, nie mogą tak szybko
stracić drugiego. W dodatku nie znajdziesz takiej szkoły z internatem,
która przyjmie całą trójkę. Jeśli ich rozdzielisz, będzie to dla nich
prawie taki sam cios jak śmierć rodziców. Potrzebują siebie
nawzajem.
- W takim razie co miałbym zrobić według ciebie? - odparł w
tym samym języku.
- Znaleźć im drugą opiekunkę, mówiącą dobrze po angielsku,
żeby w tym przejściowym okresie pomogła im zaadaptować się tutaj.
- Dobrze. Pozwolę im tutaj zostać, jeśli ty zostaniesz do pomocy.
- Co?!
Dzieci spojrzały na nią z niepokojem. Melissa wiedziała, że nie
powinna przy nich podnosić głosu, ale propozycja Surima była nie do
przyjęcia.
- Nie mogę tu zostać, przecież wiesz, że czeka na mnie inna
praca. Za kilka tygodni lecę do Stanów.
- Zostań - powtórzył. - Jeśli naprawdę zależy ci na dobru tych
dzieci, zostań i pomóż im w tym okresie przejściowym. Nie musisz
cały czas zajmować się nimi sama, zatrzymamy Annis.
Próbowała zastanowić się na spokojnie. Była połowa stycznia,
praca w Bostonie zaczynała się dopiero za miesiąc. Tyle chyba
wystarczy, żeby przeprowadzić dzieci przez najtrudniejszy okres, w
RS
50
tym czasie Surim zdąży znaleźć dla nich mówiącą po angielsku
nianię.
- Melisso, czy będziemy odesłani do internatu? - spytała ze
strachem Alaja.
- Nie - odparła zdecydowanie. Trudno, może Max zrozumie, że
to jest ważniejsze. Spojrzała na Surima. - Zostaję.
RS
51
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Kiedy położysz dzieci spać, przyjdź do mojego gabinetu.
Przedyskutujemy warunki twojej pracy, a potem wrócimy na przyjęcie
- rzekł oficjalnym tonem, lekko skinął głową i wyszedł.
Alaja zarzuciła jej ręce na szyję.
- Och, dzięki! Jak cudownie, że zostaniesz z nami!
- Będziesz naszą nową mamusią? - spytał Hamid.
- Nie, kochanie. Ja tu pobędę tylko jakiś czas - wyjaśniła,
wiedząc, że wróci do Anglii za dwa lub najdalej trzy tygodnie, bo
przecież musi przygotować się do przeprowadzki do Bostonu. - A
teraz damy ci ciepłego mleka z cynamonem, będziesz po nim spał bez
żadnych koszmarów.
- Nie chcę spać. Jak śpię, to wjeżdża na mnie wielka ciężarówka.
- Zobaczysz, Hamidzie, tym razem będziesz smacznie spał do
samego rana.
Pół godziny później zeszła na parter i przystanęła w głównym
holu. Po lewej przyjęcie trwało w najlepsze, słyszała gwar głosów i
muzykę kwartetu smyczkowego. Rozejrzała się, nie mając pojęcia,
gdzie może znajdować się gabinet pana domu, nigdy tam nie była. W
ogóle dość słabo znała rozkład rezydencji.
Zauważyła uchylone drzwi w połowie korytarza po prawej,
padało zza nich światło. Ruszyła w tamtym kierunku.
- Chwileczkę! - rozległ się za jej plecami głos Deallah. -Dokąd
pani idzie? Tamta część domu jest prywatna.
RS
52
- Szukam Jego Wysokości, kazał mi przyjść do swojego
gabinetu.
- W jakim celu?
Melissa aż uniosła brwi ze zdziwienia.
- Wie pani, to prywatna sprawa.
- Prywatna? Wydawało mi się, że dopiero go pani poznała.
- Pani wybaczy, muszę iść. - Melissa próbowała grzecznie
uwolnić się od towarzystwa tej irytującej kobiety.
- Chodzi o dzieci? Im szybciej je odeśle, tym lepiej. Ma zbyt
wiele obowiązków, żeby jeszcze obarczać go opieką nad sierotami. -
Deallah nieświadomie trafiła Melissę w czuły punkt.
- Właśnie dlatego, że zostały sierotami, potrzebują jego opieki -
rzekła cicho, lecz dobitnie. - Jest ich wujkiem i powinien się nimi
zajmować, szczególnie teraz, gdy przeżywają żałobę.
Deallah machnęła ręką.
- Dobra szkoła potrafi zdziałać cuda.
- Skąd to przekonanie? Czy panią odesłano jako małe dziecko do
internatu?
- Niestety, nie. Ale wiele dzieci trafia do znakomitych szkół i
tylko na tym korzystają. Sama planuję wysłać moje dzieci do Francji,
tam zdobędą bardzo dobre wykształcenie, nabędą ogłady i staną się
światowymi ludźmi.
- Małe dzieci nie potrzebują być światowcami. A teraz
przepraszam, muszę znaleźć Surima.
- Surima? Mówi mu pani po imieniu? - W głosie Deallah
brzmiało niezadowolenie. - Dobrze, skoro pani go szuka, zaprowadzę
RS
53
panią do jego gabinetu - zdecydowała i ruszyła w stronę uchylonych
drzwi.
Melissa poszła za nią, zastanawiając się, jaką grę prowadzi ta
kobieta. I jakie życie miałyby jej dzieci urodzone w związku z
Surimem. Bez wątpienia byłyby bardzo urodziwe, ale czy kochane?
- Surimie, goście pytają o ciebie - oświadczyła Deallah, stając w
progu. - Gdy tylko skończysz, dołącz do nas.
Wstał zza biurka i podszedł do nich z nieprzeniknionym
wyrazem twarzy.
- Nie zaniedbałbym moich gości dla jakiejś błahej sprawy.
Melisso, wejdź, proszę. Deallah, musimy cię przeprosić. - Zamknął
drzwi za Melissą i wskazał wygodne foteliki stojące pod oknem. Gdy
usiadła, zajął miejsce obok. - Porozmawiam z Maksem, jeśli chcesz.
- Nie, dziękuję, sama mu powiem. Tutaj także mogę robić dla
niego tłumaczenia i przesyłać je e-mailem. Nie chcę tak nagle
pozbawiać go tłumacza, więc mam nadzieję, że się zgodzisz, żebym
kontynuowała pracę dla niego, gdyby dalej mnie potrzebował.
Skinął głową.
- Za miesiąc zaczynam pracę w Bostonie, więc za trzy tygodnie
muszę stąd wyjechać.
- Zrezygnuj z tamtej pracy - zażądał.
Aż zamrugała oczami ze zdziwienia.
- Nie mogę, już się umówiłam z McDonaldami. Te trzy tygodnie
powinny wystarczyć, żeby dzieci Mary zdołały się tutaj zaadaptować.
Odchylił się na oparcie, złożył dłonie w wieżyczka oparł brodę
na wyprostowanych palcach.
RS
54
- A jeśli nie wystarczą?
- Z łatwością znajdziesz kogoś na moje miejsce. Kto nie
chciałby tutaj pracować? Jestem pewna, że kobiety będą walczyć o tę
pracę.
- Ty jakoś o nią nie walczysz, przeciwnie.
- Ponieważ na mnie czeka już inna posada. - Pomyślała, że to
dobry moment, żeby coś utargować. - Aha, zostanę tutaj pod kilkoma
warunkami.
- Jakie to warunki?
- Po pierwsze, bardziej zaangażujesz się w zajmowanie się
dziećmi - oświadczyła, wiedząc, że za podobną brawurę może zostać
natychmiast wyproszona z tego domu. W końcu rozmawiała z
szejkiem.
Wyglądał na zaskoczonego jej żądaniem.
- Ja już i tak prowadzę bardzo pracowite życie.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Ale jesteś panem tego życia, więc
wygospodaruj w nim trochę czasu dla swoich dzieci.
-To nie są...
Uciszyła go, unosząc dłoń, a potem pomyślała, że to będzie cud,
jeśli ta rozmowa zakończy się pokojowo. Trudno, dla dobra tej trójki
była gotowa na wszystko.
- Nie są twoimi dziećmi w biologicznym sensie, ale stając się ich
opiekunem, wszedłeś w rolę ich rodzica. To ty będziesz miał
największy wpływ na ich dalsze życie, dlatego jest tak ważne,
żebyście się wzajemnie jak najlepiej poznali.
- Jak? One się mnie boją.
RS
55
- Ponieważ z nimi nie rozmawiasz i nie znają cię. Są
nieszczęśliwe, przestraszone, straciły grunt pod nogami. No i
dowiedziały się, że chcesz je stąd odesłać. To wcale nie pomogło.
- Nie ja to powiedziałem.
Tylko machnęła ręką.
- Po drugie, trzeba coś zrobić w sprawie Annis, zanim dzieciaki
ją znielubią. Myślę, że ona nie bardzo sobie radzi, ponieważ sama jest
wytrącona z równowagi po śmierci Mary, którą wychowała. Moim
zdaniem mogłoby pomóc, gdyby Annis uczyła je arabskiego, a one ją
angielskiego. Tylko musiałbyś poprzeć ten pomysł, żeby chciały to
robić.
- Załatwione. Coś jeszcze?
- Tak, jeszcze jedna rzecz. Raz albo dwa razy w tygodniu dzieci
powinny jadać kolację razem z tobą w jadalni, nauczą się w ten
sposób dobrych manier, ponadto będziesz mógł im opowiadać o
rodzinie, o tradycji, o kraju. To wszystko jest bardzo ważne dla ich
rozwoju,
- Dla rozwoju dwulatki również? - spytał z ironią.
- Nadia może zacząć brać udział w takich kolacjach za jakieś
dwa lata, ale Hamid i Alaja są już wystarczająco duzi.
Skinął głową.
- Będziesz jadała z nami - zarządził. - Mogłabyś też od Annis
nauczyć się trochę po arabsku.
- Nie zostanę tutaj tak długo, żebym zdążyła go opanować, ale
pomysł jest dobry, będę się uczyć razem z dziećmi, to im pomoże. To
RS
56
już wszystkie moje warunki. Czy dostanę taki sam strój jak reszta
służby?
Popatrzył na nią ze zdziwieniem.
- Ty nie należysz do służby, jesteś nadal moim gościem. Mam
nadzieję, że znajdziesz czas na zwiedzanie i odpoczynek. Nie chcę,
żebyś pracowała, ja tylko proszę o udzielenie pomocy przy dzieciach.
Nie spodziewała się takiej odpowiedzi, sądziła, że będzie jakąś
podrzędną nianią, tymczasem zachowywała status gościa. To zupełnie
zmieniało postać rzeczy, gdyż gościa traktuje się inaczej... Pomyślała
o tamtym pocałunku.
- Myślałam, że mam być pracownikiem.
- Ależ nie. Dlatego zapraszam, żebyś towarzyszyła mi podczas
posiłków, kiedy będę jadał w domu i opowiadała mi o tym, jakie
postępy robią dzieci. - Wstał. - A teraz muszę wracać do moich gości.
Wrócili na przyjęcie. Dellah stała przy samych drzwiach,
rozmawiając z przyjaciółmi i co chwilę zerkając w stronę korytarza.
Melissa ledwie zwróciła na nią uwagę, zajęta szukaniem Maksa.
- O co chodzi? - spytał, kiedy znalazła go i poprosiła o chwilę
rozmowy.
- Szejk zażyczył sobie, żebym została tu trochę dłużej i pomogła
dzieciom zaadaptować się do nowych warunków. Ale nadal mogę
robić dla ciebie tłumaczenia, będę ci je przesyłać faksem albo e-
mailem od razu z oryginalną dokumentacją.
Zmarszczył brwi.
- Dasz sobie radę ze wszystkim? Skoro masz zajmować się
dziećmi, to jak zdołasz robić jeszcze tłumaczenia?
RS
57
- Nie jestem pełnoetatową nianią, ja tylko pomagam. Zostaję tu
na prawach gościa, Surim chce, żebym miała też czas na zwiedzanie i
odpoczynek. Na pewno znajdę czas również na tłumaczenia, zresztą
teraz i tak będzie ich mniej, bo prawie wszystko jest już ustalone.
Ponieważ czuła się trochę wytrącona z równowagi tą nagłą
zmianą sytuacji i potrzebowała to wszystko przemyśleć, nie miała
ochoty pozostawać dłużej na przyjęciu. Odszukała Asida, ponownie
podziękowała mu za miły wieczór, pożegnała się z nim i wróciła do
swojego pokoju.
Ostatnie jej myśli przed zaśnięciem dotyczyły Surima.
Rano pobiegła na piętro do pokoju, który przeznaczono na
jadalnię dla dzieci. Stół już nakryto, lecz jeszcze nie przyniesiono
jedzenia. Pierwsza zauważyła ją Nadia i popędziła ku niej.
- Powiedziałaś w nocy, że zostajesz. Naprawdę zostajesz? -
upewnił się Hamid.
- Na trochę. W lutym muszę jechać do Ameryki.
- Ale my chcemy, żebyś została na zawsze - odparł z przejęciem.
Czułym gestem potargała mu włosy.
- I tak zostanę całkiem długo, A na razie zjem z wami śniadanie.
Do pokoju weszła Annis, którą widok Melissy wyraźnie
zaskoczył.
- Przyszła się pani pożegnać?
- Przyszłam zjeść z dziećmi śniadanie.
- Zaraz poślę do kuchni po więcej jedzenia - obiecała coraz
bardziej zdumiona opiekunka. - Mam nadzieję, że nie spóźni się pani
na samolot.
RS
58
Czyżby Annis jeszcze o niczym nie wiedziała? W takim razie
Melissa musiała jej przekazać wiadomości w taktowny sposób, by jej
nie obrazić.
- Jego Wysokość nie zdążył z panią porozmawiać. Zażyczył
sobie, żebym została tu przez parę tygodni i pomogła dzieciom
przywyknąć do nowych warunków. Mam nadzieję, że pani i ja
zdołamy wspólnymi siłami ułatwić im ten trudny okres, jaki teraz
przechodzą. Trochę potrwa, zanim poczują się tu jak w domu.
Annis wyszła, gdy tylko przyniesiono jedzenie, nie usiadła
razem z nimi do stołu. Melissa miała nadzieję, że kobieta nie poczuła
się urażona, i postanowiła mocniej zaangażować ją nie tylko w czysto
fizyczną opiekę nad dziećmi, ale także w ich rozwój. Namówi ją na
uczenie dzieci arabskiego, będą też musiały zastanowić się, jak pomóc
dzieciom w przerwanej nauce. Nadię należało uczyć nazw kolorów i
kształtów, Hamid powinien ćwiczyć pisanie, Alaja powinna czytać po
angielsku.
Tak, było wiele rzeczy do zaplanowania.
O czwartej młodsze dzieci obudziły się z popołudniowej
drzemki, a w nagrodę za grzeczne zachowanie przez cały dzień i za
cierpliwość, kiedy ona i Annis długo omawiały sytuację i układały
plany, Melissa zabrała całą trójkę na plażę. Gdy wychodzili, zbliżył
się do nich jeden ze służących, przynosząc na małej srebrnej tacy list
w kremowej kopercie.
- Do pani, panno Fox.
Melissa sięgnęła po list i otworzyła go, czując się przez moment
jak pani tego domu.
RS
59
Max jest już w drodze do Anglii. Mam dzisiaj dużo pracy i nie
zdołam wrócić na kolację. Surim.
Poczuła się mocno rozczarowana, dowiadując się, że nie
zobaczy go tego dnia. Z westchnieniem złożyła list i wsunęła go do
kieszeni.
Kiedy wieczorem położyła dzieci spać, poszła jeszcze na spacer
po ogrodzie. Tak, to był dobry dzień. Annis okazała prawdziwe
zadowolenie, gdy zrozumiała, że celem dłuższego pobytu Melissy jest
pomaganie jej i dzieciom, miło zaskoczyła ją też informacja, że ona
sama ma ich wszystkich uczyć arabskiego.
- Czy one tego chcą? - spytała ze zdziwieniem.
- Przecież Qu'Arim jest odtąd ich domem, prawda? Muszą znać
język, a kto będzie lepszym nauczycielem od pani, która wychowała
również ich mamę? One chętnie posłuchają o niej, więc może ich pani
uczyć arabskiego, opowiadając o Marze, gdy była małą dziewczynką.
- Nie, my nigdy o niej nie mówimy - zaprotestowała Annis.
- Ale dlaczego?
- Żeby nie przypominać dzieciom o smutnych rzeczach.
- Kiedy właśnie cne potrzebują rozmawiać o rodzicach, żeby o
nich nie zapomnieć i żeby wiedzieć, że inni też o nich pamiętają i
wspominają ich bardzo ciepło - przekonywała Melissa. - Chciałabym
zabrać je do ich babci, ona pewnie ma zdjęcia swojej córki jako
dziewczynki. Powinny je zobaczyć.
Annis zawahała się.
- Pani Tante Tazil ma ich dużo, ja też mam trochę. Mara była
wyjątkowym dzieckiem.
RS
60
- W takim razie trzeba podzielić się z nimi tymi wspomnieniami.
Tak więc w ciągu jednego dnia udało jej się zarazić Annis
swoimi pomysłami, teraz jeszcze tylko Surim powinien zacząć
spędzać więcej czasu z dziećmi. A gdy to zrobi, ani się obejrzy, jak
zacznie za nimi przepadać, bo dzieciaki były cudowne. Wyjątkowe
jak ich mama.
- Widzę, że znalazłaś moje ulubione miejsce. - Surim wyłonił się
z cienia.
Uśmiechnęła się, zaskoczona jego obecnością.
- Uwielbiam twój ogród. Zresztą znasz Anglików i naszego fioła
na punkcie kwiatów i ogrodów. Ten jest przepiękny.
- Cóż, nie mogę przypisywać sobie zasługi, mam tu znakomitych
ogrodników - odparł, siadając obok niej na ławce. - Zapachy i kolory
kwiatów to uczta dla zmysłów.
Serce zabiło jej szybciej. Albo uodporni się na urok Surima, albo
znajdzie się w poważnych kłopotach.
- Raj - dopowiedziała.
- Zgadza się. - Milczał przez długą chwilę. - Mam jeszcze jeden.
- Ale co?
- Raj. To mała oaza na pustyni, dzika, odcięta od świata. Lubię
tam czasem jeździć, wracać do korzeni, przecież my byliśmy
nomadami, nazywaliśmy pustynię swoim domem.
- To musi być wspaniałe miejsce.
- Dla niektórych tak. Inni uważają je za surowe i nieprzyjazne.
Westchnęła.
RS
61
- Bardzo chciałabym zobaczyć pustynię. Stolica Qu'Arim
przypomina stolice europejskie, więc czuję się prawie jak w
Londynie, tylko napisy są inne. Ale pustynia... To byłoby zupełnie
nowe doświadczenie.
Uśmiechnął się, zaś Melissa czym prędzej odwróciła wzrok,
żeby nie zrobić czegoś głupiego, czego potem musiałaby żałować.
- Może uda nam się tam pojechać przed twoim wyjazdem.
- Byłoby mi bardzo miło - rzekła uprzejmie, starannie ukrywając
rozpierającą ją radość. - Zawsze tak długo pracujesz? - spytała,
zauważając zmęczenie na jego twarzy. I kilka srebrnych nitek na
skroniach, chociaż był jeszcze za młody, żeby zacząć siwieć.
- Musiałem wziąć udział w oficjalnej kolacji. Sprawy, które
trzeba było omówić, dałoby się załatwić znacznie sprawniej i szybciej,
ale protokół na to nie pozwala, nasze tradycyjne obyczaje bywają
bardzo nużące.
- Jesteś władcą, więc możesz zmienić protokół - oświadczyła
beztrosko.
- Jak dzieci? - spytał, zmieniając temat. - Nie wykończyły cię?
- Po jednym dniu? Skądże. Zadbałam o to, żeby znaleźć
bezpieczne ujście dla ich energii. Położyłam je spać jakiś czas temu,
właśnie miałam do nich zajrzeć. Może poszlibyśmy razem?
W bawialni zastali Annis, która robiła na szydełku. Wstała na
widok szejka, lecz gestem kazał jej usiąść z powrotem.
- Z dziećmi wszystko w porządku? - spytał po arabsku.
RS
62
- Tak, Wasza Wysokość. Tyle się dzisiaj nabiegały, że powinny
spać aż do rana. - Zerknęła na Melissę. - Panienka chce, żebym uczyła
je po naszemu.
- Popieram ten pomysł. Nie wiem, czy zostaną tu przez całe
życie, ale powinny znać język tego kraju i jego obyczaje. Dobrze
zrobisz, ucząc ich języka.
- Ona też chce się uczyć.
- Czy to ci przeszkadza?
- Nie. Długo zostanie?
- Mam nadzieję, że na tyle długo, żeby dzieci zdążyły się tu
zadomowić. W lutym zaczyna inną pracę. Jak ją oceniasz? Jest
pomocna?
- Tak, Wasza Wysokość. Łatwiej sobie z nimi poradzić, gdy ona
tu jest. Czy nie mogłaby zostać dłużej?
- Trochę za wcześnie o tym mówić, ale ja też mam nadzieję, że
zostanie.
Tymczasem Melissa przeszła przez korytarz, zajrzała do pokoju
Hamida i troskliwie otuliła chłopczyka przykryciem. Poruszył się.
- Mamusia? - spytał półprzytomnie.
- Nie, kochanie, mamusia jest w niebie. To ja, Melissa. Śpij
dobrze, jesteś bezpieczny. Tutaj zawsze będziesz bezpieczny.
Kiedy odwróciła się, ujrzała w progu Surima.
- Boi się i dlatego miewa koszmary - wyjaśniła szeptem. - Śni
mu się, że wjeżdża na niego ciężarówka. Z czasem pewnie mu to
przejdzie, ale to musi trochę potrwać.
RS
63
- Czyli możemy spodziewać się dzisiaj w nocy kolejnych
krzyków.
- Może nie tyle spodziewać się ich, co nie dziwić się, jeśli
Hamid znów nas wszystkich obudzi. Ale postaram się dostarczyć
dzieciom w ciągu dnia tyle zajęć, żeby w nocy spokojnie spały. Czy
spędzisz z nimi jutro trochę czasu?
Spojrzał przez uchylone drzwi na Hamida. O czym dorosły
mężczyzna mógł rozmawiać z takim małym chłopczykiem?
- Mam o dziesiątej ważne spotkanie.
- W sobotę? W takim razie zjedz z nimi śniadanie.
Skinął głową.
- Ale ty też będziesz.
- Oczywiście. A skoro nie masz czasu jutro, to może znalazłbyś
go w niedzielę? Mógłbyś pójść z nami na plażę.
Pomyślał o wszystkich rzeczach, które planował zrobić w
niedzielę, a potem zrezygnował z nich i wyraził zgodę, za co został
nagrodzony promiennym uśmiechem. Jej radość była szczera, Melissa
chyba nie potrafiła ukrywać swoich uczuć ani niczego udawać - w
odróżnieniu od kobiet, które znał. Chyba rzeczywiście musiał
poświęcić czas na poznanie jej lepiej, bo wtedy uda mu się odgadnąć,
co powinien zrobić, żeby została.
RS
64
ROZDZIAŁ PIĄTY
Punktualnie o ósmej rano Melissa weszła do jadalni dla dzieci,
gdzie od razu musiała wziąć na ręce domagającą się tego Nadię.
- Ale jesteśmy głodni! - przyznała Alaja. - Możemy już siadać
do stołu?
Melissa popatrzyła na cztery nakrycia i zawołała Annis, która
mieszkała w sąsiednim pokoju.
- Dzień dobry - rzekła opiekunka, wchodząc do pokoju. - Czy
coś się stało?
- Nie, ale potrzebne jest jeszcze jedno nakrycie. Czy musimy
posłać po nie do kuchni?
- Nie, tam w kredensie są dodatkowe nakrycia. Ale czemu pani
pyta? Ja wezmę tacę z jedzeniem do siebie, pani zje z dziećmi.
- Dzisiaj przyjdzie też Jego Wysokość. - Melissa postawiła
Nadię na ziemi i podeszła do kredensu.
- Kto? - zdziwił się Hamid.
- Wujek Surim.
Usłyszała za plecami jakieś szepty, a kiedy odwróciła się,
trzymając dodatkowy talerz i sztućce, ujrzała buntownicze miny
dzieci.
- Wcale go tu nie chcemy - oznajmiła Alaja.
- On nas nie lubi, to my jego też - dodał Hamid.
- Nonsens. - Melissa dołożyła piąte nakrycie. - Po prostu musicie
się lepiej poznać.
RS
65
- On chce nas odesłać - rzekła oskarżycielsko Alaja.
- Czy możemy mieszkać u ciebie? - spytał Hamid.
- Kochanie, ja nie mam własnego domu. Dajcie wujkowi szansę,
dobrze? On was jeszcze zaskoczy, zobaczycie.
Szejk zjawił się parę chwil później, oficjalnie przywitał się z
każdym z dzieci, a potem pytająco spojrzał na Melissę, która nie
wiedziała, czy ma się śmiać, czy załamywać ręce. Co zrobić, żeby on
wreszcie chociaż trochę się rozluźnił?
- Dzień dobry. Bardzo się cieszymy, że przyszedłeś do nas.
- Wcale nie - mruknął pod nosem Hamid.
- Możemy zaczynać śniadanie? - spytał Surim. - Mam spotkanie
o dziesiątej, nie mogę się spóźnić.
Zajęli miejsca przy stole, Melissa nalała dzieciom mleka i
nałożyła im jedzenie na talerze. Zastanawiała się, czy Surim czeka na
obsłużenie, czy może sam naleje sobie kawy z dzbanka, który stał
obok niego. Ku jej uldze zrobił to drugie.
- Jakie macie plany na dzisiaj? - mówiąc to, patrzył na Melissę.
Szkoda, że pyta mnie, a nie ich, pomyślała.
- Dzieci, co dzisiaj robimy? - spytała. Cisza.
- Nadia?
- Idziemy na plażę - odparła cicho dziewczynka.
- Właśnie. Hamid, co najbardziej lubisz robić na plaży? -
kontynuowała Melissa, starając się wciągnąć ich do rozmowy.
- Pływać - bąknął, wbijając wzrok w talerz.
Spojrzała na Surima, ale on wcale nie pomagał, jadł w
milczeniu.
RS
66
- Alaja, napisałaś już listy do przyjaciółek? Jeśli tak, może wujek
wyśle je w drodze do pracy?
- A dlaczego on pracuje w sobotę?
- Czemu sama go o to nie spytasz?
Dziewczynka zawahała się, a potem spojrzała na Surima.
- Czemu pracujesz w sobotę? Mój tatuś tak nie robił. W soboty i
niedziele był z nami i mamusią. Jak ktoś pracuje w sklepie albo coś
takiego, to pracuje w weekend, inni nie muszą.
- Mam dzisiaj ważne spotkanie, czasem nie da się czegoś
przełożyć. Będą jeszcze inne soboty, uda nam się spędzić niektóre
razem. A co byś miała ochotę robić, gdybym nie szedł do pracy?
Wzruszyła ramionami.
- Nic specjalnego. Najfajniej jest iść na plażę. Jest styczeń, w
Anglii moje przyjaciółki marzną, a my chodzimy na plażę. Ale mi
wszyscy będą zazdrościć!
- A ja chcę wracać do domu - powiedział buntowniczo Hamid.
- Teraz to jest twój dom - odparł Surim.
- Nie, nie jest. A ty myślisz, jak nas odesłać. - Chłopiec
popatrzył na niego oskarżycielskim wzrokiem.
- Ja chcę do domu! - zawołała Nadia i gwałtownie odepchnęła
od siebie talerz.
Talerz uderzył w szklankę, szklanka przewróciła się i struga
mleka chlusnęła prosto na eleganckie spodnie szejka.
Na moment wszyscy zamarli. Dzieci patrzyły ze zgrozą na
wujka, potem przerażona Nadia zaczęła płakać.
- Ja nie chciałam!
RS
67
Melissa szybko podała Surimowi płócienną serwetkę i wzięła
Nadię na ręce.
- Już nie płacz, kochanie. Wiemy, że nie chciałaś, że to było
przypadkiem.
Zerknęła na Surima. Zaraz się okaże, jaki naprawdę jest jego
stosunek do dzieci. Jeśli rozgniewa się na dwulatkę za zwykłą
niezręczność...
Nie rozgniewał się.
Wstał, osuszając spodnie serwetką.
- Wygląda na to, że muszę się przebrać, zanim pojadę na
spotkanie. - Z tymi słowami wyszedł.
- Wujek jest zły i teraz to już na pewno nas stąd wyrzuci -
zawyrokował Hamid. - A jak nas rozdzielą? Co wtedy?
- Wujek wcale nie chce was wyrzucić, bo gdyby chciał, to nie
prosiłby mnie o zostanie tutaj z wami. A teraz dokończcie śniadanie,
bo nie będziecie mieć siły, żeby się bawić na plaży.
Kiedy skończyli, oddała dzieci pod opiekę Annis, a sama zbiegła
na dół, mając nadzieję, że Surim jeszcze nie wyszedł z domu. Znalazła
go w gabinecie, wkładał do teczki jakieś dokumenty.
- Masz chwilę?
- Ale tylko chwilę. Zaraz wychodzę.
- Wiem. Chciałam przeprosić za Nadię.
- Czy naprawdę jestem potworem, który nie rozumie, że
dwuletnie dziecko może coś niechcący przewrócić?
- Nie powiedziałam tego. Po prostu nie masz zbyt dużego
doświadczenia z dziećmi.
RS
68
Zamknął teczkę.
- Może z tymi wspólnymi posiłkami poczekajmy, aż dzieci będą
większe.
- Nie można z tym czekać, bo one teraz potrzebują czuć się
częścią rodziny, a rodzina jada razem. Dzisiaj był pierwszy raz, czuły
się niepewnie. Kiedy zżyją się z tobą, będzie to wyglądać zupełnie
inaczej.
- One mnie nie lubią - rzekł. - Słyszałem, jak to mówiły.
Przez moment zastanawiała się, czy te słowa mogły go zranić.
- Dzieci czasem wygadują podobne rzeczy i nie należy nigdy
brać sobie tego do serca, bo za chwilę będą twierdzić co innego.
- One cię nie znają i stąd wynikają problemy. Przypomnij sobie,
jak sam byłeś mały. Chciałeś rozmawiać z dorosłymi i robić to, co
oni, ale nie wiedziałeś jak i czasem byłeś na nich zły.
- Nie pamiętam, co było, kiedy miałem dwa lata.
- No to użyj wyobraźni!
- Muszę już iść. Dbam o te dzieci najlepiej, jak potrafię, mają tu
wszystko, czego potrzebują.
- Nie. One potrzebują być kochane, potrzebują, żeby ktoś się
interesował tym, co robią, co myślą, czego się nauczyły.
- Ty jesteś od tego.
- Ale ja niedługo wyjadę! Zrozum, to musi być ktoś z rodziny.
Powiedziała to z taką pasją, że Surim zastanowił się, czy
podobną pasję potrafiłaby żywić w odniesieniu do mężczyzny. Z
żarem walczyła o dobro dzieci, które dopiero poznała -czy z równym
żarem odpowiadałaby na pieszczoty?
RS
69
Spróbował odegnać od siebie te myśli. Nie pierwszy raz
wyobrażał sobie Melissę w łóżku. Może źle zrobił, prosząc ją o
pozostanie.
Żeby nie myśleć o niej, spróbował sobie wyobrazić, jak to jest
mieć dwa albo cztery lata i stracić rodziców. On sam został sierotą w
wieku łat siedemnastu, ale już znacznie wcześniej był sam, bo
wysłano go do Anglii jako dziewięciolatka. Ogromnie tęsknił za
domem i rodzicami, ale nigdy się z tym nie zdradził, nauczył się
udawać, że nikogo nie potrzebuje.
- Nie wiem, co zrobić, żeby czuły się tutaj chciane.
- Na początek spędzaj z nimi trochę więcej czasu - poradziła. -
Czy po spotkaniu nie mógłbyś przyłączyć się do nas na plaży?
Pójdziemy tam po czwartej, po ich popołudniowej drzemce.
Co prawda miał inne plany na popołudnie, ale w końcu to były
dzieci Mary...
- Jeśli mi się uda, przyjdę do was.
Będzie musiał zadzwonić do Deallah i odwołać wspólną kolację.
I chyba nawet nie pożałuje tego. Deallah liczyła na ślub, on sam też to
rozważał, lecz ostatnio poważnie zawiodła jego zaufanie, więc zaczął
mieć wątpliwości co do niej, a decyzji o małżeństwie nie należało
podejmować pochopnie. „Śpiesz się powoli" - jak mawiał jeden z jego
nauczycieli.
- Aha, jeszcze jedno. Czy moglibyśmy zabrać dzieci do ich
babki? Moim zdaniem to mogłoby im pomóc w zadomowieniu się w
Qu'Arim. Pamiętam, że ona nie czuje się dobrze, ale krótka wizyta
wnuków chyba nie powinna jej zaszkodzić?
RS
70
- Dobrze, moja sekretarka zadzwoni do niej i umówi nas.
- Wspaniale. Mam nadzieję, że zdążę podszkolić je w dobrych
manierach i że ich babcia nie poda im mleka - rzekła żartobliwym
tonem.
Naraz zapragnął ją znowu pocałować, odwrócił więc wzrok,
żeby go nie kusiło.
- Czy ona mówi po angielsku?
- Tak, całkiem nieźle. A teraz przepraszam, ale muszę już iść.
Skinęła głową i wyszła na korytarz, a Surim podążył za ą,
myśląc, że to pierwsza kobieta, która nie próbuje z nim flirtować. Czy
właśnie dlatego go pociągała? Może po prostu był tak zepsuty ciągłym
powodzeniem u kobiet, że postępująca zupełnie inaczej Melissa
zaintrygowała go?
Podczas jazdy samochodem przemyślał swoje plany na kilka
następnych dni. Gdyby poprzesuwał niektóre terminy, część
obowiązków scedował, dałoby mu to trochę wolne-go czasu i
pozwoliło zabrać Melissę na zwiedzanie. Mógłby ten sposób
odwdzięczyć się jej za pomoc.
Niedługo po czwartej przyszedł na plażę. Alaja baraszkowała w
wodzie, Hamid budował wielki zamek z piasku, Melissa i Nadia
robiły z mokrego piasku jakieś małe cegiełki. Melissa zobaczyła go
pierwsza, a na widok niekłamanej radości na jej twarzy w duszy
Surima coś się poruszyło.
Powiedziała coś do Nadii, a wtedy dziewczynka podeszła do
niego i wyciągnęła ramionka.
- Cześć, wujku.
RS
71
Wziął ją na ręce. Ależ ona była leciutka! Pierwszy raz w życiu
podniósł dziecko, nie wiedział, że one tak mało ważą. Tylko o czym
rozmawiać z dwulatką?
- Dobrze się bawisz?
- Tak! Robimy ciasteczka. Chcesz jedno?
Przypomniał sobie, że Melissa kazała mu odwoływać się do
wyobraźni.
- Bardzo chętnie spróbuję, na pewno są pyszne.
- Tylko udawaj, nie wkładaj do buzi - podpowiedziała.
- Dobrze. - Podszedł do Hamida i popatrzył na jego dzieło. -
Dobra robota - pochwalił szczerze.
Chłopiec uśmiechnął się i chociaż unikał jego spojrzenia, Surim
odgadł, że te słowa uznania sprawiły mu dużą przyjemność.
- Alaja, nie odpływaj tak daleko! - zawołała Melissa.
Dziewczynka posłusznie zawróciła w stronę brzegu.
- Pływa równie dobrze jak jej matka - rzekł Surim,
przypominając sobie wyścigi pływackie, jakie urządzali z Marą.
- Koniecznie chce wypływać na głębszą wodę, ale nie mogę jej
pozwolić, nie dam rady upilnować całej trójki. I nie wiem, czy
zdążyłabym do niej dopłynąć, gdyby coś jej się stało.
- Popływam z nią i będę jej pilnował. Ja i Mara urządzaliśmy
sobie wyścigi aż do tamtej boi.
Popatrzyła na Nadię siedzącą z zadowoleniem na rękach wujka.
- Widzę, że się pogodziliście.
- Nie musieliśmy się godzić, przecież nic się nie stało.
- Zalała ci garnitur.
RS
72
- Wyczyści się. Zresztą mam inne.
- Chcesz, żebym ją wzięła? - Melissa wyciągnęła ręce, ale
dziewczynka chwyciła wujka za szyję.
- Wujek ma zjeść ciastko! Obiecał mi.
Kiedy Surim i Nadia bawili się w udawane jedzenie babeczek z
piasku, Alaja dotarła do brzegu.
- Melisso, popływaj ze mną! - zawołała.
- Idź z nią popływać, to dobry moment - zaproponowała Melissa
Surimowi. - I opowiedz jej, jak robiliście sobie zawody z jej mamą.
Skinął głową, wstał, ściągnął koszulę i szorty, zostając tylko w
kąpielówkach, a Melissa aż wstrzymała oddech na widok brązowego,
umięśnionego ciała. Zmusiła się do tego, żeby odwrócić wzrok, wbiła
palce w piasek, nabrała go pełne garście, zacisnęła w dłoniach,
mocno, mocno. Inaczej nie wytrzymałaby i powiodła opuszkami po
torsie Surima, napawając się ciepłem jego skóry, twardością mięśni.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak. - Podniosła się. - Pójdę spytać Hamida, czy też nie
chciałby z wami popływać.
Przez resztę popołudnia pilnowała, żeby zachować bezpieczny
dystans i jak najrzadziej spoglądać na Surima. Byłaby kompletną
idiotką, gdyby zdradziła się przed nim, jakie robił na niej wrażenie.
Tymczasem dzieci powoli oswajały się z wujkiem, a po wyścigu
pływackim Alaja zaczęła się swobodnie śmiać w jego obecności.
Kiedy wracali do domu, powiedział, że jest wieczorem
umówiony i przeprosił, że nie może zjeść z nimi kolacji, co Melissa
przyjęła z ulgą, gdyż dzieci były zbyt zmęczone, żeby poprawnie
RS
73
zachowywać się przy stole, zaś ona sama czuła, że przebywanie w
towarzystwie przystojnego szejka nie jest dla niej bezpieczne. Zresztą
i tak nie miała u niego szans, nie powinna szukać mężczyzny poza
swoją sferą, bo to musiało źle się skończyć, o czym powinien był ją
przekonać związek z Paulem Hemrichem. Była tak zakochana w tym
młodym niemieckim bankierze, że w ogóle nie myślała o tym, że
sięga ponad stan. A trzeba myśleć o takich rzeczach.
Wieczór spędziła, pisząc listy do swoich szwajcarskich
przyjaciół i starając się więcej nie myśleć ani o Paulu, ani o Surimie.
Pierwsze się udało, drugie niespecjalnie, w listach bardzo dużo o nim
napisała - o tym, jak budował kurort, jak ona pomagała mu przy
sfinalizowaniu umowy w sprawie nowej restauracji „Bella Lucia", jak
nieoczekiwanie został opiekunem trójki dzieci, jakie miał z nimi
kłopoty i jak poprosił ją o pozostanie jeszcze przez parę tygodni w
Qu'Arim.
Starała się przy tym nie myśleć, z kim mógł być umówiony w
sobotni wieczór. Zapewne z Deallah. Kto wie, czy właśnie jej się nie
oświadczał?
Skończywszy pisać, wyszła na korytarz, zamierzając znaleźć
kuchnię i zrobić sobie herbaty. Ledwie zeszła na parter, natychmiast
zmaterializował się obok niej jeden ze służących.
- Czy mogę w czymś pomóc? - spytał po francusku.
- Chciałabym prosić o herbatę.
- Już przynoszę. Zechce pani zaczekać w salonie.
RS
74
Przeszła więc do salonu, pełnego bogato rzeźbionych
drewnianych mebli i przepysznych materiałów w bajecznych
odcieniach szmaragdu, turkusu i miedzianych brązów.
Na ścianach wisiały wielkie obrazy przedstawiające morskie
wybrzeże, na innych namalowano krajobraz pustynny. Jej uwagę
przyciągnęła oszklona gablota, w której znajdowały się perły. Leżały
na połyskliwym jedwabiu, idealnie okrągłe, mieniące się odcieniami -
śnieżnobiałe, kremowe, a jedna ciemnoszara.
- Piękne, prawda? - odezwał się od progu Surim. Odwróciła się,
zaskoczona.
- Cudowne. Bardzo chętnie obejrzałabym którąś ze słynnych
farm pereł. I poławiaczy.
- Wizytę w farmie uda się zorganizować, gorzej będzie z
poławiaczami, ponieważ perły zbiera się latem, a nie zimą. Myślałem,
że już śpisz.
- Zeszłam na dół, bo chciałam sobie zrobić herbaty, ale jeden z
twoich służących obiecał mi ją tutaj przynieść. Nie zamierzałam robić
nikomu kłopotu.
- Dbanie o gości to nie kłopot, to przyjemność. W dodatku im
milszy będzie dla ciebie pobyt tutaj, tym chętniej zostaniesz dłużej.
Uśmiechnęła się z żalem.
- Wcale nie chce mi się wracać do zimna i śniegu, ale skoro
przyjęłam propozycję McDonaldów, nie mogę ich teraz zawieść, liczą
na mnie. Zresztą i tak nie mogłabym gościć tu w nieskończoność, to
byłoby nadużywanie twojej uprzejmości.
- Dla mnie byłaby to sama przyjemność.
RS
75
Przyszedł służący, na tacy niósł dzbanek i dwie filiżanki.
Postawił je na stoliku przed kanapą, skłonił się i zostawił ich samych.
- Wystarczy dla dwojga? - spytał Surim.
- Sądzę, że tak. Nalać ci?
- Tak, dziękuję.
Usiadła na kanapie, zaś Surim na krześle naprzeciwko niej.
Nalała herbaty, podała mu filiżankę. Ich palce zetknęły się na
moment.
- Na jutro będę miał dla ciebie dokumenty do tłumaczenia,
właśnie skończyłem spotkanie z przedsiębiorcą budowlanym.
- Myślałam... - urwała.
-Co myślałaś?
- Że to wieczorne spotkanie miało charakter... osobisty.
- Czyli że byłem umówiony z kobietą?
Skinęła głową.
- Nie, chodziło o sprawy zawodowe. Gdyby to było spotkanie
towarzyskie, zaprosiłbym również ciebie. Jesteś gościem w moim
domu, nie mógłbym cię pominąć.
Popatrzyła na niego ze zdumieniem.
- O ile się nie mylę, szukasz kandydatki na żonę. Jak mogłabym
wziąć udział w kolacji, na którą umówiłbyś się z jakąś kobietą?
- Podobna kolacja nie jest tak prywatną sprawą, jak myślisz. W
Qu'Arim traktuje się małżeństwo inaczej niż w Anglii, tutaj to jest
głównie związek dwóch rodzin.
- Czyli małżeństwa są aranżowane?
RS
76
- Przeważnie. Bogate i wpływowe rodziny łączą się z innymi
bogatymi rodzinami. Szuka się też takich rodzin, które w jakiś sposób
okażą się pomocne w prowadzeniu interesów.
- A co z miłością?
- W dobranym małżeństwie pojawia się z biegiem czasu.
- Czyli nikt nie żeni się z miłości? Jak było z Marą?
- Ona i jej mąż znali się od dziecka i pokochali się, a ponieważ
ich związek był korzystny dla obu rodów, rodzice ustalili wielkość
posagu i warunki zawarcia małżeństwa.
- Czy to znaczy, że zamierzasz ożenić się z rozsądku, a nie z
miłości?
Dla niej podobne podejście było chłodną kalkulacją. Nie
wyobrażała sobie, jak mogłaby wyjść za mężczyznę, w którym nie
byłaby namiętnie zakochana.
- Miłość to zachodni koncept. Nie potrzebuję miłości, tylko
odpowiedniej żony.
- To smutne, co mówisz. Przecież w takim związku nie zaznasz
szczęścia.
- Poszukam kogoś o podobnych zainteresowaniach, to
wystarczy. A szczęście dadzą nam dzieci.
- Masz już troje i jakoś nie wygląda na to, żeby ich obecność
stanowiła dla ciebie źródło radości - skomentowała cierpko.
- Nie wiem, jak z nimi postępować, tobie to przychodzi łatwo,
ale mnie nie. Zresztą to nie są moje dzieci.
RS
77
- Ale są twoją rodziną. Zamierzasz się ożenić i mieć własne
dzieci, więc potraktuj to jako dobrą praktykę. Kiedyś też byłeś
dzieckiem, przypomnij sobie, jak rodzice zajmowali się tobą.
Milczał przez chwilę.
- Miałem guwernera, a potem wysłano mnie do Anglii.
- Ale musiałeś spędzać też czas z rodzicami. Przypomnij sobie te
specjalne chwile, weekendy, wakacje, urodziny...
Potrząsnął głową.
- Ojciec nie miał czasu na życie prywatne, w Qu'Arim ścierały
się różne frakcje i próbowały sięgnąć po władzę, to był bardzo trudny
okres dla kraju. Matka ciągle chorowała, nie mogła się mną
zajmować.
Zaskoczona Melissa pomyślała, że w takim razie on
rzeczywiście może nie mieć pojęcia, co oznacza życie rodzinne i jak
wiele wsparcia mogą rodzice udzielić dzieciom. Ona sama miała wiele
dobrych wspomnień, mama nie pozwoliła, żeby śmierć taty pozbawiła
Melissę szczęśliwego dzieciństwa.
- Ale spędzałeś czas z Marą, to była twoja rodzina.
- To prawda. I ze względu na pamięć Mary staram się robić dla
jej dzieci tyle, ile mogę.
Melissa odstawiła pustą filiżankę na tacę i podniosła się.
- Dziękuję za dotrzymanie mi towarzystwa.
- Odprowadzę cię.
Odprowadził ją do pokoju, zatrzymali się pod drzwiami.
- Przykro mi, że nie potrafię być tak dobrym opiekunem dla
dzieci, jak byś sobie tego życzyła.
RS
78
- Ależ potrafisz. Musisz tylko chcieć. Zobaczysz, niedługo nie
będziesz pamiętał, jak wyglądało twoje życie, zanim one się pojawiły.
- To stwierdzenie można rozumieć na różne sposoby.
Roześmiała się.
- Daj nam znać, kiedy będziemy mogli zjeść razem z tobą
kolację. I postaraj się spędzać z nimi tyle czasu, ile się da, to im
bardzo pomoże.
Nachylił się nieco, a wtedy wstrzymała oddech. Czyżby
zamierzał ją pocałować?
- Dobranoc, Melisso. I pocałował ją.
Przez moment stała bez ruchu, a potem przysunęła się bliżej.
Kiedy ją objął, otoczyła go ramionami i z rozkoszą przytuliła się do
Surima. Jeszcze nigdy nie czuła się taka kobieca. I tak pełna mocy.
Delikatnie dotknął językiem jej warg, rozchyliła je więc,
pozwalając mu pogłębić pocałunek. Zapomniała o całym świecie, o
tym, co powinna, a czego nie powinna, liczył się tylko ten moment i
ten mężczyzna, wszystko inne przestało istnieć.
Chwilę później Surim odsunął się i odszedł, nie oglądając się za
siebie.
Melissa stała i patrzyła za nim jeszcze długo po tym, gdy
zamknął za sobą drzwi swojej sypialni.
RS
79
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Następnego dnia zrobiła tłumaczenia dla Maksa, gdy Hamid i
Nadia spali po obiedzie, a Alaja czytała nową książkę. Później wysłała
całą dokumentację do Londynu i zabrała dzieci do ogrodu, bo chociaż
uwielbiali plażę, chciała zapewnić im jak najwięcej różnorodnych
zajęć i zabaw. Kolację zjedli w jadalni dla dzieci na drugim piętrze.
Ledwie skończyli, zjawił się jeden ze służących i powiedział coś po
arabsku do Annis, a potem zwrócił się do Melissy:
- Jest telefon do pani.
Zeszła więc z nim na dół, zastanawiając się, czy Max ma jakieś
pytania odnośnie tłumaczeń.
- Słucham.
- Kochanie, to ja, mama.
- Mamo, czemu dzwonisz? Przecież rozmawiałyśmy rano. Coś
się stało?
- U nas wszystko w porządku, nie martw się. Ale mam dla ciebie
przykrą wiadomość. McDonaldowie zrezygnowali, prześlą ci jakąś
kwotę w ramach zadośćuczynienia i mają nadzieję, że nie będziesz
czuła żalu. Ich dotychczasowa niania chce zostać, bo z jej
małżeńskich planów nic nie wyszło, oczywiście nie pytałam o
szczegóły. Tylko co ty teraz zrobisz?
Melissa aż usiadła z wrażenia. Tak liczyła na tę pracę!
Przypomniała jej się prośba Surima, żeby zrezygnowała z
Bostonu i została w Qu'Arim. Ale nie powiedział, na jak długo i w
RS
80
jakim charakterze. Na razie była gościem, gdyby została jednym z
pracowników, straciłaby swój dotychczasowy status i sytuacja
uległaby diametralnej zmianie. W dodatku Melissa nie wyobrażała
sobie, jak mogłaby dalej mieszkać u Surima, nie angażując się
emocjonalnie coraz bardziej. Zwłaszcza że w którymś momencie
zamieszkałaby razem z nimi jego żona.
Tak więc nie mogła zostać na długo. Ale gdyby została jeszcze
na trochę?
- Być może przedłużę mój pobyt w Qu'Arim. Miałabym tu coś w
rodzaju pracy, ale muszę to jeszcze przemyśleć.
Przez następnych kilka dni żadne z nich nie widziało Surima,
chociaż Melissa wiedziała od Annis, że szejk raz pytał, jak dzieci się
czują i czy wszystko w porządku. Na szczęście sprawy układały się
dobrze, Hamida przestały dręczyć nocne koszmary, Nadia oduczyła
się ssać kciuk, Alaja uśmiechała się coraz częściej. Dwójka starszych
dzieci uczyła się już pierwszych słów po arabsku, Melissa uczyła się
razem z nimi.
W czwartek po śniadaniu została wezwana go gabinetu pana
domu.
- Szybka jesteś - zauważył, gdy stawiła się u niego ledwie parę
minut później.
- Właśnie skończyliśmy śniadanie, więc przyszłam od razu.
Mogłeś do nas dołączyć - dodała.
- Może następnym razem. Dzisiaj po południu zamierzam zabrać
dzieci do ich babki Tante Tazil. Chcę, żebyś nam towarzyszyła.
- Wspaniale, dzieci bardzo się ucieszą.
RS
81
Bezwiednie spojrzała na jego usta. Nie widziała go od tamtego
wieczoru, kiedy ją pocałował. Miała ogromną ochotę spytać, co robił
od tego czasu. I czemu ją wtedy pocałował.
- Miejmy nadzieję, że jej również ta wizyta sprawi przyjemność.
Jest pogrążona w żałobie, widok wnuków może odświeżyć bolesne
wspomnienia. Cóż, zobaczymy. - Odchylił się na oparcie, ułożył palce
w wieżyczkę. - Podobno miałaś telefon z domu parę dni temu.
- Tak, od mamy. Mówi, że przyjadą z Robertem na otwarcie
kurortu i restauracji „Bella Lucia". Już nie może się tego doczekać.
- Z wielką przyjemnością poznam twoją matkę. Czy mówiła coś
jeszcze?
- Na przykład co? - spytała ostrożnie.
Pewnie już wiedział od Maksa, że McDonaldowie wycofali się z
umowy.
- Na przykład coś, co skłoniłoby cię do przemyślenia mojej
propozycji i zostania tutaj.
- A tym czymś miałaby być informacja o odwołaniu innej
propozycji?
- Tak. Dziwi mnie, że sama mi o tym nie wspomniałaś.
- Ponieważ cały czas zastanawiam się, czy...
- Zapłacę ci znacznie więcej niż oni.
- Nie potrzebuję - ucięła poirytowana. Bogaci uważają, że
pieniądze rozwiążą każdy problem.
- Czy w takim razie chcesz postawić nowe warunki?
- Nie spełniłeś nawet tych poprzednich. Miałeś spędzać z
dziećmi więcej czasu.
RS
82
- Podjąłem kroki, żeby wygospodarować trochę wolnego czasu,
ale pewnych rzeczy nie da się przeprowadzić od razu. Jednak możemy
zjeść dzisiaj razem kolację. - W jego oczach pojawił się błysk
rozbawienia. - W ten sposób zyskam u was punkty.
Zmarszczyła brwi.
- Tylko to nie jest gra.
- Wiem. Czy możemy wyjść o pierwszej?
- O pierwszej zawsze kładę Nadię i Hamida spać. Możemy iść z
wizytą najwcześniej o trzeciej.
- Dobrze, w takim razie umawiamy się na trzecią. Aha,
chciałbym wtedy otrzymać twoją odpowiedź.
- A jaki właściwie miałby być zakres moich obowiązków?
- Taki sam jak teraz.
-I za to chcesz mi płacić? Moim zdaniem nie warto. Raczej
wrócę do domu. Ale nie od razu, trochę tu jeszcze zostanę.
- Ja w każdym razie podtrzymuję moją propozycję - odparł i
sięgnął po dokumenty, które przeglądał, zanim weszła.
O trzeciej dzieci były umyte, uczesane i ubrane w najładniejsze
ubranka. Kiedy schodzili na dół, Hamid paplał jak najęty, a Alaja aż
podskakiwała z radości. Znaleźli się na parterze akurat w momencie,
gdy Surim wychodził z gabinetu. W eleganckim garniturze i
nieskazitelnie białej koszuli prezentował się wspaniale, więc Melissa
czym prędzej odwróciła od niego wzrok.
- Naprawdę jedziemy do babci? - dopytywała podekscytowana
Alaja. - Nie widziałam jej od pogrzebu, była cała na czarno i strasznie
RS
83
płakała. Ja też płakałam, bo tęskniłam za mamusią i tatusiem. Ale
dzisiaj będzie wesoło, prawda? - spytała z nagłym niepokojem.
- Babcia bardzo się ucieszy na wasz widok - odparła łagodnie
Melissa. - Nie myślcie o tym, że wtedy była smutna.
- Ale ona nie umrze? - upewnił się Hamid.
- Skądże. A teraz powtórzcie, co do niej powiecie.
- Dzień dobry, babciu! - wyrecytowali zgodnym chórem po
arabsku.
- Znakomicie - pochwalił Surim i spojrzał na Melissę. -A ty co
powiesz?
- Bardzo miło mi panią poznać - rzekła po arabsku.
- Jestem pod wrażeniem.
- To zasługa Annis - odparła, ukrywając, jak wielką przyjemność
sprawił jej komplement Surima.
Droga zajęła im zaledwie dziesięć minut. Tante Tazil mieszkała
w pięknym dużym domu otoczonym ogrodem. Wprowadzono ich do
salonu, gdzie w fotelu siedziała wiekowa dama, znacznie starsza, niż
Melissa się spodziewała.
Nieco speszone dzieci trzymały się blisko Melissy, gdy szejk ją
przedstawiał. Wygłosiła wyuczoną frazę, a wtedy dama odparła coś
po arabsku, czego Melissa już nie zrozumiała. Surim wtrącił kilka
słów, dama skinęła głową i przeszła na francuski.
- Dziękuję za pomoc udzieloną moim wnukom. Obecnie nie
jestem w stanie się nimi zająć.
- Dla mnie to sama przyjemność zajmować się nimi, są
cudowne.
RS
84
Delikatnie popchnęła dzieci do przodu i szepnęła coś za ich
plecami.
- Dzień dobry, babciu! - powiedzieli jednocześnie.
- Moje skarby! - wyszeptała Tante Tazil po angielsku, rozpłakała
się ze wzruszenia i wyciągnęła ramiona, a dzieci rzuciły się jej w
objęcia. - Tak się cieszę, że was widzę.
Uściskawszy wnuki, wyprostowała się i otarła oczy chusteczką.
- Zaraz dostaniecie ciasteczka. - Spojrzała na Melissę. - Pani
zapewne chętnie napije się herbaty?
- Tante, jeśli pozwolisz, pokażę Melissie twój ogród -wtrącił
Surim. - Wiesz, że Anglicy uwielbiają ogrody.
- Mój ogród trochę zarósł, obawiam się - odparła ze smutkiem, a
potem znów spojrzała na dzieci. - Ale to dobry pomysł. Idźcie się
przejść. Dzieci, powiedzcie mi, co robiłyście, odkąd przyjechałyście
tutaj?
Surim z Melissą wyszli do ogrodu.
- Moja ciotka sama zajmuje się ogrodem, nie trzyma ogrodnika -
powiedział. - Czy ty też lubisz uprawiać ogród?
- Nie. Moja mama to uwielbia, ale ja nieszczególnie.
- A co najchętniej robisz w wolnym czasie?
- W Szwajcarii jeździłam na nartach. Lubię też dużo czytać,
zwłaszcza o nowych miejscach, o krajach, których jeszcze nie
widziałam. A potem podróżować do tych miejsc i zwiedzać,
zwiedzać... Objechałam prawie całą Europę, myślałam, że teraz
poznam Amerykę.
RS
85
- Ale plany uległy zmianie.
Skinęła głową.
- Podoba ci się w Qu'Arim? - pytał dalej.
- Tak, ale to nie znaczy, że chcę dla ciebie pracować - odparła
bez zastanowienia.
- O? - zdziwił się.
- Po prostu wolę być gościem - wyjaśniła z zakłopotaniem.
Niedługo potem wrócili do salonu, gdzie Tante Tazil rozmawiała z
dziećmi.
- Musicie już jechać?
- Tak, ale złożymy ci wizytę w następnym tygodniu, jeśli tylko
chcesz - obiecał Surim. -I zawsze jesteś mile widziana w moim domu,
wiesz o tym.
- Przyjedźcie za tydzień. I może ja też wybiorę się do was, gdy
poczuję się lepiej. - Spojrzała na Melissę. - Chciałam porozmawiać z
Jego Wysokością na osobności. Czy mogłaby pani zabrać dzieci na
chwilę do ogrodu?
Gdy zostali sami, spojrzała bystro na siostrzeńca, który domyślał
się, jaki temat zostanie poruszony.
- Musisz pospieszyć się z ożenkiem, Surimie. Wszyscy zadają
sobie pytanie, kogo wybierzesz. Znam odpowiednią młodą kobietę,
przyjaźniła się z Marą.
Surim bezwiednie wyjrzał przez okno. Ujrzał, jak Melissa
wesoło rozmawia z Alają, trzymając Nadię na rękach i nagle
wyobraził ją sobie trzymającą ich wspólne dziecko. Tylko jak w kraju
zareagowano by na tak niestosowny związek?
RS
86
- Surimie, czy ty mnie słuchasz? - spytała ciotka, też spojrzała za
okno i zmarszczyła brwi. - Mam nadzieję, że dzieci nie przywiążą się
zanadto do tej Angielki. Kobieta, o której mówię, studiowała w
Paryżu, jest znakomicie wykształcona, w sam raz dla ciebie. Nazywa
się Jasine bin Szora. W tym tygodniu zaproszę ciebie i ją na kolację.
- Będzie mi bardzo miło ją poznać.
Wracając do domu, myślał o tym, że naciski w sprawie ożenku
zaczynają mu coraz bardziej doskwierać, najpierw zaczęli na to
nalegać doradcy, teraz dołączyła rodzina. Miał trzydzieści kilka lat i
rzeczywiście dla dobra kraju powinien pomyśleć o potomku, jednak
nie miał ochoty w pośpiechu wybierać sobie żony.
Popatrzył na Melissę, która z zaciekawieniem słuchała, co
opowiadał Hamid. Uśmiechała się, oczy jej błyszczały. Piękna
kobieta, stwierdził w duchu któryś już raz.
- Wujku, babcia jest chyba bardzo stara, prawda? - zagadnęła
Alaja, która siedziała obok niego w limuzynie.
- Nie aż tak bardzo, tylko się taka wydaje z powodu żałoby. Ale
dzięki wam odzyska siły, jestem tego pewien.
- Wujku, a czy możesz coś zrobić, żeby Melissa została na
zawsze?
- Nie mogę jej do tego zmusić. Ale postaram się nakłonić ją,
żeby została tak długo, aż dorośniecie.
- Och, bardzo bym tego chciała!
Ja też, pomyślał. Znowu spojrzał na Melissę i zapragnął, żeby
uśmiechała się do niego tak samo swobodnie i chętnie jak do dzieci.
RS
87
Kiedy wrócili do domu, poprosił ją o chwilę rozmowy w cztery
oczy, dzieci więc pobiegły na górę, a oni przeszli do salonu.
- Chciałbym coś ustalić w sprawie twojego pobytu tutaj.
- Na pewno nie mogę zostać długo - odparła.
- Powiedz mi, w czym problem, ja zaś postaram się temu
zaradzić.
Milczała. Jej wzrok błądził po całym pokoju, starannie omijając
Surima.
- Przecież lubisz dzieci - zauważył.
- Bardzo.
- Czy to więc moja osoba stanowi jakąś przeszkodę? Zawahała
się.
- Potrafię sobie z tym poradzić.
Ach, czyli jednak trafił w sedno, nie wiedział jednak, co mogło
jej w nim przeszkadzać.
- Mażesz powiedzieć konkretniej, w czym rzecz?
- Jak powiedziałam, nie jest to nic poważnego. Po prostu muszę
się zastanowić, czy dobrze zrobię, zostając. Zapewne niedługo
będziesz się żenił, a twoja żona chyba będzie miała coś do
powiedzenia w sprawie opieki nad dziećmi? Zwłaszcza waszymi. Ona
może sobie nie życzyć mojej obecności w tym domu.
- Nie zamierzam się żenić w najbliższym czasie. Skoro nie jesteś
pewna, czy chcesz zostać na stałe, umówmy się na pół roku. Każda ze
stron może odstąpić od umowy przed upływem sześciu miesięcy.
Niezależnie od tego, kiedy zdecydujesz się wyjechać, otrzymasz
RS
88
sześciomiesięczne wynagrodzenie, żebyś bez pośpiechu mogła szukać
nowej pracy.
- To aż nazbyt hojna oferta - zaprotestowała.
- Ale właśnie taką chcę ci złożyć.
- Pozwól, że się nad tym zastanowię. - Wstała z kanapy i
podeszła do drzwi. - Nie zrozum mnie źle. Doceniam twoją
propozycję, jednak nie wiem, czy powinnam ją przyjąć.
Wyszła, mówiąc sobie, że nigdy nie zdradzi się przed Surimem i
nie pozwoli mu odgadnąć powodu tego wahania.
Wieczorem zjedli kolację razem w reprezentacyjnej jadalni.
Nadia była jeszcze za mała, żeby brać w tym udział, więc tylko Hamid
i Alaja zeszli z Melissą na dół.
- Czy naprawdę musimy to robić? - spytała Alaja. - Przy wujku
trzeba strasznie uważać i bardzo grzecznie się zachowywać, a my
byśmy chcieli zjeść i potem się pobawić.
- Pobawicie się jutro. Pamiętacie, czego was uczyłam?
- Tak. Mamy siedzieć spokojnie i odzywać się wtedy, kiedy ktoś
nas spyta.
- I używać serwetek! - dodał Hamid.
Na szczęście kolacja przebiegła w znacznie lepszej atmosferze
niż wspólne śniadanie kilka dni wcześniej. Surim dzielnie
podtrzymywał rozmowę, która dotyczyła głównie wizyty u Tante
Tazil, a dzieci zachowywały się naprawdę ładnie. Melissa odetchnęła
z ulgą, gdy obeszło się bez żadnej katastrofy, która mogłaby zagrozić
wzajemnym stosunkom. Wreszcie szejk pozwolił dzieciom iść do
siebie na górę.
RS
89
- Zostań - rzekł do Melissy, gdy chciała je odprowadzić. - Znają
drogę. Dzisiaj Annis położy je spać.
Hamid podszedł uściskać Melissę.
- Przyjdziesz poczytać mi bajkę?
- Nie wiem, czy zdążę przyjść, zanim zaśniesz. Ale gdybym nie
zdążyła, jutro przeczytam ci dwie, obiecuję.
- Ja też tak chcę - upomniała się Alaja.
- Umowa stoi. A teraz pożegnajcie się z wujkiem i biegnijcie na
górę.
Zawahali się. Surim odsunął się z krzesłem od stołu i przywołał
ich gestem. Dopiero wtedy przestali się zastanawiać, podeszli,
uściskali go i wybiegli.
- I co? Zdałem egzamin?
- To nie był egzamin, tylko rodzinna kolacja - odparła ze
śmiechem. - Moim zdaniem wyszło nieźle.
- To dziwne, ale całkiem miło spędziłem czas.
- Czemu się dziwisz? Przecież to są wspaniałe dzieciaki.
- W mojej rodzinie nie ma zwyczaju jadania razem z dziećmi.
Muszą najpierw dorosnąć, żeby zasiąść do stołu z innymi.
- A co to za zwyczaj? I kto go w ogóle wymyślił? - wypaliła bez
zastanowienia. - Och, wybacz, oczywiście zwyczaje są ważne, ale
czasem warto je zmieniać. Przyjemnie jest, gdy cała rodzina robi coś
razem. Zresztą jak inaczej można zżyć się ze sobą?
Podniósł się.
- Przejdźmy na kawę do salonu, dobrze? - zaproponował.
Zaprowadził ją do niedużego salonu w prywatnej części rezydencji.
RS
90
Otwarte drzwi prowadziły do ogrodu, w którym jak co wieczór
zapalono dziesiątki małych latarenek. Melissa zajęła miejsce na sofie,
tymczasem Surim przystanął przy drzwiach do ogrodu.
- Szkoła z internatem nie przysposabia do rodzinnego życia. W
dodatku wy, Anglicy, macie inne podejście do wielu spraw. Chcę
przez to powiedzieć, że masz wyraźną koncepcję, jak powinno
wyglądać życie rodzinne, tymczasem mnie ta koncepcja jest obca. Nie
znam jej.
- I nie jesteś pewien, czy chciałbyś dla tych dzieci tego samego
co ja?
- Na pewno zgadzamy się co do tego, że powinny się tutaj
zadomowić i czuć się bezpiecznie. Wiem, że Mara i Anwar poświęcali
im dużo czasu, mieli zachodnie podejście. Zresztą kochali Anglię.
- W takim razie podpowiem ci, co robi się w angielskich
rodzinach. Jada się razem posiłki, wieczory spędza się wspólnie,
rodzice bawią się z dziećmi, również tymi najmłodszymi, nie odsyłają
ich do pokoju dziecinnego, praktycznie broniąc im dostępu do reszty
domu.
Rozejrzał się dookoła.
- Muszę więc pomyśleć, jak uczynić rezydencję dziecioodporną -
rzekł nieco żartobliwie.
- Niekoniecznie całą. Dzieci muszą też mieć wytyczone granice,
to jest dla nich dobre.
- Akurat pod tym względem nie zamierzam zakreślać im granic.
Wolno im chodzić wszędzie, bo wiem, co to znaczy nie mieć takiej
swobody. Pamiętam, jak w wieku siedemnastu lat wróciłem do tego
RS
91
domu i po raz pierwszy mogłem swobodnie się po nim poruszać, bo
stałem się jego właścicielem. Niektóre pokoje i pomieszczenia
zobaczyłem dopiero wtedy, wcześniej nie miałem do nich dostępu.
Melissa nie wiedziała, czemu nagle stał się taki skłonny do
zwierzeń. Niestety, przerwano im.
- Wasza Wysokość, telefon - zaanonsował służący, zjawiając się
w drzwiach.
- Jestem zajęty.
- Nie przeszkadzałbym Waszej Wysokości, lecz dzwoni pani
Tante ibn Horock, Wasza Wysokość zawsze odbiera jej telefony.
Surim podszedł, wziął od służącego przenośny telefon i wyszedł
na korytarz, żeby porozmawiać. Tymczasem inny służący przyniósł na
tacy dzbanek z kawą i dwie filiżanki z cieniuteńkiej porcelany.
Melissa nalała im obojgu kawy i czekała na Surima.
- Jak ona się czuje? - zagadnęła, gdy wrócił do pokoju. - Mam
nadzieję, że wizyta wnuków nie zmęczyła jej zbytnio.
- Przeciwnie, bardzo jej pomogła. Tante dzwoniła z
zaproszeniem na kolację, zamierza poznać mnie z przyjaciółką Mary,
podobno idealną kandydatką na moją żonę.
- To miło z jej strony - stwierdziła uprzejmie Melissa i upiła łyk
kawy.
Jak by to było zostać żoną Surima i mieszkać z nim i dziećmi w
tym cudownym domu nad Zatoką Perską? Czym prędzej odegnała od
siebie te myśli. Surim jej nie kochał, zaś ona nie wyobrażała sobie
małżeństwa bez miłości. Kiedyś wydawało jej się, że kocha Paula,
lecz to było raczej zadurzenie. Czuła się wtedy jak Kopciuszek, na
RS
92
którego zwrócił uwagę książę, lecz w końcu okazało się, że książę i
Kopciuszek mają odmienne zapatrywania na wiele rzeczy. Na
przykład Melissa przywiązywała wielką wagę do wierności i
lojalności, co Paul uważał za staroświeckie, tymczasem on cenił tylko
to, co nowoczesne. I modne. A wierność nie była w modzie.
- Stałaś się dziwnie milcząca - odezwał się Surim.
- Myślałam o małżeństwie, o tym, jak różne mamy do niego
podejście.
- U was na Zachodzie ludzie pobierają się z miłości. Tylko
potem jest wiele rozwodów, a ci, którzy zostają ze sobą, też nie
zawsze są w tych związkach szczęśliwi.
- To prawda. Ale istnieją także tacy, dla których miłość i
małżeństwo są ze sobą nierozerwalnie związane. Moi rodzice
ogromnie się kochali, po śmierci taty mama przez dwadzieścia lat była
wdową, aż ostatniej wiosny wyszła za ojca Maksa. Są w sobie
zakochani bez pamięci. Bardzo się cieszę, że mama nie wyszła za mąż
z wyrachowania, na przykład tylko po to, żeby nie być sama.
- Uważasz małżeństwo z rozsądku za przejaw wyrachowania?
- Gorzej, uważam je za przejaw braku rozsądku. A co, jeśli w
ogóle nie będziecie do siebie pasować? Jeśli nawet nie będziecie w
stanie wzajemnie się znosić? Jak wytrwacie ze sobą przez czterdzieści
czy pięćdziesiąt lat? - Naraz uświadomiła sobie, co mówi i do kogo. -
Oczywiście to nie moja sprawa - dodała szybko.
Uśmiechnął się.
- Wiesz, masz bardzo interesującą cechę. Odnoszę wrażenie, że
nie traktujesz mnie inaczej niż swoich przyjaciół w Europie.
RS
93
- Ale nas raczej trudno nazwać przyjaciółmi - odparła z
zakłopotaniem.
- Ale moglibyśmy nimi zostać - podsunął.
- Jestem tutaj ze względu na dzieci - ucięła zdecydowanie.
Wolała nie myśleć o zaprzyjaźnieniu się z Surimem i nie podsycać
marzeń, które nie miały szans się ziścić. Lepiej było trzymać się na
dystans, przypominając sobie o przepaści między nimi. Surim
znajdował się na samym szczycie drabiny społecznej, miała z nim
jeszcze mniej wspólnego niż z Paulem.
A jednak jej uczucie do niego z dnia na dzień stawało się coraz
silniejsze.
Tylko dokąd mogło ją to zaprowadzić?
RS
94
ROZDZIAŁ SIÓDMY
W ciągu kolejnego tygodnia ustalił się w miarę regularny
rozkład dnia. Przedpołudniami Annis uczyła ich arabskiego, potem
oni doszkalali ją w angielskim, wczesnym popołudniem młodsze
dzieci spały, zaś Alaja czytała książki. Później Melissa bawiła się z
dziećmi na plaży lub w ogrodzie. Dwa razy padało, poświęcili te
popołudnia na dokładne poznanie rezydencji.
Jeśli Surim wieczorem był w domu, zapraszał ich, żeby zjedli z
nim kolację w jadalni na dole, to zaproszenie dotyczyło nawet
maleńkiej Nadii. Potem, gdy dzieci wracały na górę, nalegał, by
Melissa została z nim w salonie i nieodmiennie wypytywał o postępy
dzieci, ale zawsze potem rozmowa szybko zbaczała na zupełnie inne
tematy - dyskutowali o bieżących wydarzeniach, o budowie kurortu, o
swoich ulubionych książkach. Były to ożywione dyskusje, Melissa
bardzo je lubiła, czuła się po nich naładowana energią.
Ale nie pocałował jej już więcej. Powinna być z tego
zadowolona, lecz tęskniła za jego dotykiem, ponieważ w objęciach
żadnego innego mężczyzny nie czuła się równie cudownie i bała się,
że już nigdy nie doświadczy podobnego uczucia.
Kiedy wracał do domu bardzo późno, niepokoiła się, że rano
Surim powie dzieciom, by spodziewały się nowej mamusi.
Oczywiście Melissa powinna właśnie tego chcieć ze względu na
dobro tej trójki, która potrzebowała pełnej rodziny.
RS
95
Ale skoro jeszcze się nie zaręczył, to co by komu szkodziło,
gdyby skradł jej pocałunek lub dwa?
W czwartek wieczorem ku zaskoczeniu Melissy Surim po
kolacji poszedł z nimi na górę do pokoju dziecinnego i usiadł w
fotelu.
- Jutro pójdziemy na zakupy - oświadczył. - Widzę, że Hamid
szybko wyrasta z ubrań. Wizyta u fryzjera też by mu dobrze zrobiła.
Tak zaplanowałem dzień, żebyśmy mogli iść przed południem i
wrócić akurat w porze, gdy dzieci powinny się przespać.
Melissa doceniła, że pamiętał o tej popołudniowej drzemce.
- Wspólne zakupy to wspaniały pomysł. Czy pojedziemy na
bazar?
- Możemy - odparł z lekkim wahaniem. - Myślałem raczej o
którymś z centrów handlowych przy Amir Street, ale skoro chcesz...
- Czy ktoś może cię rozpoznać?
- Wątpię. Po pierwsze, ostatni raz chodziłem po bazarach jako
nastolatek, po drugie nikt nie będzie się spodziewał, że kręcę się po
suku, szukając spodni dla dziecka po okazyjnej cenie.
Odpowiedziała mu uśmiechem, a wtedy znów uderzyła go jej
uroda. Najpiękniejsze były zielone oczy Melissy, czasem przejrzyste
jak szkło, czasem tajemnicze jak głęboki strumień pełen wodnych
roślin.
Alaja podeszła do niego i ufnie usiadła mu na kolanach.
- Opowiedz znowu o mamie - poprosiła.
- Dobrze. Dzisiaj opowiem, jak miała osiem lat i spadła ze
schodów.
RS
96
Trochę ubarwił swoją relację, żeby Mara wyszła na bardzo
dzielną dziewczynkę. Co jakiś czas zerkał w kierunku Melissy i w
duchu porównywał ją z innymi kobietami, które znał. Parę dni
wcześniej spotkał u Tante Tazil przyjaciółkę Mary Jasine. W
pierwszej chwili wydawała się idealną kandydatką na żonę głowy
państwa. Olśniewająco piękna, wspaniale wykształcona, biegle
władająca kilkoma językami, potrafiąca prowadzić konwersację na
każdy możliwy temat.
Tyle tylko, że na żaden z tych tematów nie miała własnych
przemyśleń. Albo powtarzała opinie swojego ojca, albo czekała, co
powie Surim i wtedy przytakiwała, co spowodowało, że szybko zaczął
się nudzić w jej obecności. Nie, nie wyobrażał sobie spędzenia
kilkudziesięciu lat w towarzystwie podobnej osoby. Oczywiście dalej
zamierzał żenić się z rozsądku, ponieważ kraj tego potrzebował, ale
rzeczywiście dla niego samego byłoby lepiej, gdyby on i jego żona
mieli o czym rozmawiać.
Skończył opowiadać o tym, jak Mara spadła ze schodów i
złamała nogę w kostce, przy czym udało mu się zrobić z kuzynki
niemal bohaterkę. Uściskał dzieci na dobranoc i kazał im iść spać.
- Annis już stoi w drzwiach i czeka, żeby was położyć do łóżek
Melisso, jeśli masz chwilę czasu, zejdź ze mną do gabinetu.
Zamierzał omówić z nią plan następnego dnia oraz złożyć pewną
propozycję, której z pewnością się nie spodziewała.
- Jutro muszę wyjść bardzo rano - rzekł, gdy znaleźli się w
gabinecie. - O dziesiątej przyślę tu limuzynę, pojedziecie na bazar.
RS
97
- Tylko nie zostawiaj nas samych, pamiętaj! Ja nie mogę tam nic
kupić, bo gdy się odezwę, zdradzę się, że jestem turystką i od razu
usłyszę kilka razy wyższą cenę. To ty musisz się targować. Dzieciaki
będą zachwycone bazarem, zobaczysz.
Uśmiechnął się na myśl o tym, że ma się targować - on, który
posiadał majątek.
- Dzieciaki czy ty?
- Dobrze, przyznaję, ja. Odkąd przyjechałam, strasznie chciałam
iść na prawdziwy suk. Jak dobrze się składa, że będę miała przy sobie
takiego przewodnika jak ty.
- Moje usługi nie są tanie, będziesz musiała się odwdzięczyć.
- O?
Na widok jej promiennego uśmiechu sam również się
uśmiechnął.
- Otrzymałem zaproszenie na sobotnie przyjęcie w konsulacie
brytyjskim. Przysłano nowego konsula, więc zostanie wydane
przyjęcie powitalne. Pomyślałem, że może chciałabyś pójść ze mną.
Oczy Melissy aż rozszerzyły się z zaskoczenia.
- Jeśli protokół na to zezwala, to bardzo chętnie. Ale chwileczkę.
Czy nie powinieneś raczej zabrać jakiejś kandydatki na żonę?
Ostatnio spędzasz więcej wieczorów w domu, więc chyba trochę
zaniedbałeś kwestię szukania odpowiedniej kobiety. Może lepiej
poproś kogoś innego.
- Sam decyduję, z kim idę i dokąd - uciął. Jak mogła traktować
go, jakby nie wiedział, co robi?
RS
98
- Tak jest, Wasza Wysokość. - Wykonała głęboki dyg, czym ku
jego własnemu zdumieniu zdołała go rozbawić. -Co Wasza Wysokość
każe mi powiedzieć konsulowi?
- Że jesteś zachwycona pobytem w Qu'Arim i że najchętniej
nigdy byś stąd nie wyjeżdżała.
Ku jego zaskoczeniu zawahała się i spoważniała na moment.
Potem uśmiechnęła się ponownie.
- Dobrze, tak zrobię. Na szczęście po jutrzejszej wyprawie na
suk będę mogła coś powiedzieć o Qu'Arim, ponieważ wreszcie
zobaczę kawałek twojego kraju. Od przyjazdu widziałam tylko teren
budowy i parę razy przejechałam przez stolicę.
- Zaniedbałem cię. Zrobię sobie dzień wolny, może dwa i
zabiorę cię na pustynię. Masz ochotę ją zobaczyć?
- Ogromną. Kiedy?
- W niedzielę. Zostawimy dzieci pod opieką Annis i polecimy w
takie jedno specjalne miejsce.
- Do twojej ukrytej oazy na pustyni?
Skinął głową.
- To wspaniale - ucieszyła się Melissa.
Surim nie był pewien, czy mądrze robi, ponieważ wiedział, że
jeśli zabierze ją do oazy, odtąd to miejsce będzie mu się kojarzyło
właśnie z nią. Z drugiej strony pragnął pokazać Melissie swój
ulubiony zakątek, o którym prawie nikt nie wiedział. Czuł, że ona
pokocha ten fragment pustyni równie mocno jak on.
A im więcej rzeczy spodoba jej się w Qu'Arim, tym większa
szansa, że zostanie. Oczywiście dla dobra dzieci.
RS
99
- W sobotę pokażę ci farmę pereł, a wieczorem pójdziemy na
przyjęcie. Dzieci spędzą cały dzień z Annis.
-Ale...
- Żadnych „ale". To już postanowione.
Limuzyna przyjechała po nich punktualnie o dziesiątej.
Ponieważ Hamid oczywiście chciał natychmiast dowiedzieć się
wszystkiego na temat tego wozu, Melissa posadziła go obok
mówiącego po angielsku szofera, bezpiecznie przypięła pasami, a
sama usiadła z tyłu w towarzystwie obu dziewczynek. Czuły się
prawie jak królowe.
- Tu nawet jest telewizor - zauważyła Alaja i włączyła go, ale po
kilku chwilach wyłączyła z rozczarowaniem. - Brak mi naszej
telewizji. Tu wszystko jest po arabsku.
- Daj spokój, są ciekawsze rzeczy niż telewizja. Lepiej jest robić
coś samemu, niż oglądać innych. Pamiętasz, jak masz się zachowywać
na suku?
- Tak. Nie pokazywać, że coś mi się podoba. Niczego nie
dotykać. A jeśli coś kupimy, uśmiechnąć się i powiedzieć „dziękuję".
Mama uczyła nas tak samo. - Alaja poszperała w swojej malutkiej
torebce i wyjęła fotografię. - To ostatnie zdjęcie rodziców.
Melissa popatrzyła na parę atrakcyjnych młodych ludzi o
smagłej cerze, wyraźnie szczęśliwych, uśmiechających się do
obiektywu. Cała trójka dzieci była do nich uderzająco podobna. Serce
Melissy ścisnęło się boleśnie. Ona sama wcześnie straciła ojca, ale nie
wyobrażała sobie życia bez mamy, której miłość dawała jej siłę przez
całe dzieciństwo i lata dorastania. Kiedy zjawił się Robert Valentine,
RS
100
Melissa poczuła się tak, jakby mama oddaliła się od niej. Oczywiście
nadal kochała córkę, ale ta nie stanowiła już jedynego jasnego punktu
w jej życiu.
Mamie udało się znaleźć prawdziwą miłość dwa razy, lecz kto
mógł przewidzieć, czy Melissa też założy rodzinę i będzie szczęśliwa?
Tak bardzo chciałaby mieć dzieci!
Limuzyna zatrzymała się i do środka wsiadł Surim, a wtedy
Melissie serce zabiło szybciej. Ulegając pokusie, zerknęła na niego.
Podchwycił jej spojrzenie, chciała odwrócić wzrok, lecz nie mogła.
- Cieszysz się, że zobaczysz prawdziwy arabski bazar?
- Bardzo. Czy sprzedają tam również perły?
- Tak, ale z tym zakupem wstrzymaj się do wizyty na farmie,
tam będzie najtaniej.
Zatrzymali się na skraju bazaru, a gdy wysiedli, Melissa
zauważyła, jak nieopodal parkuje czarny samochód, z którego
wynurzają się dwaj znajomi mężczyźni w ciemnych garniturach.
- Twoi przyjaciele nie odstępują cię na krok, jak widzę.
- Mają zadbać, żeby nie przydarzył się żaden incydent. Bazar
jest wielki, a dzieci małe.
- Czy tu może im coś grozić? - zaniepokoiła się.
- Tylko to, że się zgubią. Poziom przestępczości w Qu'Arim
należy do najniższych na świecie. Chodź, jesteście tu bezpieczni.
RS
101
ROZDZIAŁ ÓSMY
Arabski bazar był dokładnie taki, jak Melissa go sobie
wyobrażała. Zatłoczony, gwarny, malowniczy, bajecznie kolorowy,
oferujący wszystko, co tylko można sobie wyobrazić - od stert
pachnących przypraw po świeżo złowione ryby, od złotej biżuterii po
misternie tkane dywany, od rzeźb z egzotycznego drewna po zabawki
dla dzieci. Oczywiście to ostatnie wzbudziło największe
zainteresowanie Hamida i Nadii, którzy na dłuższy czas utknęli przy
straganie z zabawkami.
- Może kupię każdemu z nich po jednej? - odezwał się Surim za
plecami Melissy.
Odwróciła się i praktycznie wpadła na niego, ponieważ z
powodu ścisku stał tuż za nią. Spojrzała mu w oczy i na moment
wszystko znikło - na całym świecie byli tylko oni dwoje. Z trudem
odwróciła wzrok.
- Na pewno bardzo by się ucieszyli.
Ponieważ powiedziała to bardzo cicho, musiał nachylić się, żeby
ją usłyszeć, a wtedy poczuła zapach jego wody kolońskiej. Zrobiło jej
się gorąco i zapragnęła, żeby Surim odsunął się dalej. Albo przysunął
się jeszcze bliżej.
- Nadia nie może oderwać się od tej układanki, a Hamidowi
chyba najbardziej podobają się drewniane ciężarówki. Mógłby się
nimi bawić również na plaży.
Ledwie wiedziała, co mówi, oszołomiona jego bliskością.
RS
102
- A co dla Alai?
- Widziałam, jak oglądała się za pięknymi materiałami na
jednym ze straganów.
- Oni tu na miejscu biorą miarę z klienta i szyją ubranie na
zamówienie.
- Może więc zamówimy dla niej sukienkę.
- A ty? Co dla ciebie?
- Ja przede wszystkim wspaniale się bawię. Ale chyba sprawię
sobie jedną czy dwie gotowe sukienki, ponieważ ciągle jeszcze nie
przyszła paczka z moimi rzeczami, którą wysłała mama. A w sobotę
może kupię perły na przyjęcie.
- Sznur pereł będzie się znakomicie nadawał na taką okazję.
- Och, nie stać mnie na sznur pereł, myślałam raczej o
kolczykach.
Surim zmrużył oczy, lecz nic nie powiedział. Kupił dzieciom
zabawki, potem materiał dla Alai, dla której zamówił uszycie
sukienki, później poszli do straganów z gotową odzieżą. Melissa
wybrała ubranka dla dziewczynek, Surim zaś dla Hamida.
Już opuszczali stragan, gdy Melissa dostrzegła przepiękny
zielony jedwab.
- Zaczekajcie chwilę, dobrze?
Nie czekając na odpowiedź Surima, odwróciła się do
sprzedawcy i wskazała na materiał. W mig została zmierzona i ku
swemu najwyższemu zdumieniu otrzymała obietnicę, że suknia będzie
gotowa w sobotę wczesnym popołudniem i zostanie dostarczona pod
wskazany adres.
RS
103
- Pójdziesz w niej na przyjęcie w konsulacie? Będzie ci bardzo
do twarzy w tej zieleni - rzekł Surim, gdy dołączyła do pozostałych.
- Spodobał mi się ten materiał, nie mogłam się oprzeć. -Zerknęła
na zegarek. Nie do wiary, już po dwunastej! Jak ten czas zleciał!
- Może chodźmy coś zjeść? - zaproponował Surim, nachylając
się do jej ucha.
Melissa poczuła jego ciepły oddech na policzku.
- Dobry pomysł, zjedzmy coś lekkiego - odparła, walcząc z
pokusą, by przysunąć się bliżej. Wystarczyłoby wtedy nieco odwrócić
głowę, by musnąć jego usta wargami. Z trudem wzięła się w garść. -
A co z fryzjerem? Trzeba ostrzyc Hamida.
- Widziałem po drodze odpowiedni zakład.
Wziął ją za rękę - oczywiście zapewne po to, by nie zgubili się w
tłoku, lecz i tak przebiegł ją elektryzujący dreszcz. Ruszyli przez
gęstniejący tłum, starając się nie gubić z oczu Hamida i Alai. Nadię
Melissa trzymała cały czas za rączkę. W pewnym momencie Surim
puścił jej dłoń.
- Lepiej będzie, gdy wezmę Nadię na barana, a ty trzymaj za
ręce pozostałych dwoje.
Posadzona na ramionach wujka dziewczynka zaczęła rozglądać
się z wielkim zapałem, nareszcie widząc coś więcej niż tylko czyjeś
nogi. Z kolei Melissa cieszyła się, że Surim z własnej inicjatywy
wpadł na taki pomysł. Wyraźnie on i dzieci czynili postępy w
zażyłości.
Kiedy pojechali do fryzjera i Hamid zrozumiał, że wyłącznie on
ma zostać ostrzyżony, nastąpił prawdziwy bunt.
RS
104
- Ja nie pójdę! - wrzasnął, zatrzymał się przed drzwiami i za nic
nie chciał przestąpić progu.
Melissa nachyliła się, by ich twarze znalazły się na jednym
poziomie.
- Musisz obciąć włosy. Popatrz, wszyscy panowie noszą krótkie,
tylko ty masz takie długie. Niedługo będziesz wyglądał jak
dziewczynka. Chcesz wyglądać jak dziewczynka?
Surim nie czekał na odpowiedź Hamida, tylko złapał go i
podniósł wysoko, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Nie robi się scen w miejscach publicznych. Zrozumiano? - W
jego głosie nie było gniewu, a jedynie stanowczość.
Hamid powoli skinął głową. Surim postawił go na ziemi, wziął
za rękę i weszli razem do fryzjera. Wiedząc, że nie jest im dłużej
potrzebna, Melissa wróciła do limuzyny, gdzie czekały dziewczynki
pod opieką szofera. Siedziały na podłodze i bawiły się nową
układanką Nadii.
- Czy Hamid długo tam będzie? - spytała Alaja.
- Nie. Jak wróci, pojedziemy na lunch, a potem do domu.
Podobało ci się na bazarze?
- Aha. U nas w domu nie ma takich bazarów. I fajnie, że wujek
poszedł z nami.
- Tak, ja też się z tego cieszę.
Obserwowała drzwi salonu fryzjerskiego, czekając na powrót
Surima i Hamida. Tak, to wspaniałe, że spędził z nimi część dnia. A
następny dzień zamierzał spędzić cały z nią. Już nie mogła się
doczekać.
RS
105
W sobotę pogoda była piękna. Melissa ubrała się jak najładniej,
skoro miała spędzić dzień w towarzystwie Surima.
To miał być jedyny taki dzień, więc zamierzała nacieszyć się
każdą chwilą. Oczywiście nie obiecywała sobie zbyt wiele, powtarzała
w duchu, że szejk po prostu jest wspaniałym gospodarzem, który dba
o swoich gości, przypominała też sobie o różnicach między nimi.
Ciekawe, że niektóre z tych różnic wypadały na korzyść
Melissy. Właściwie nie powinna użalać się nad jednym z najbardziej
wpływowych i majętnych ludzi w rejonie Zatoki Perskiej, a przecież
nie mogła nie myśleć ze współczuciem o jego dzieciństwie i młodości,
o wszystkim, czego został pozbawiony. Praktycznie nie miał żadnych
miłych wspomnień związanych z rodziną, wszystkie przyjemne
chwile w jego życiu dotyczyły pobytu w Eton. Pielęgnował nawiązane
tam przyjaźnie, zaś Melissa odnosiła wrażenie, że bliższych mu było
tych kilku mężczyzn mieszkających w Anglii niż ktokolwiek w
Qu'Arim.
Ponadto współczuła mu z tego powodu, że musiał wybrać sobie
żonę ze względu na dobro kraju i na konieczność posiadania potomka,
a nie dlatego, że sam tego pragnął.
Opuścili rezydencję o wpół do dziesiątej, lecz nie jechali
limuzyną, tylko prywatnym samochodem Surima, tak samo jak
tamtego pierwszego dnia, gdy składali wizytę na budowie.
- I jak idzie budowa kurortu? - zagadnęła, gdy włączyli się do
ruchu.
- Całkiem sprawnie, chociaż oczywiście pojawiają się problemy,
na szczęście jak dotąd nie przydarzyło się nic poważnego. Cały czas
RS
106
muszę jednak przekonywać różnych ludzi co do sensu stworzenia
podobnego miejsca i do konieczności przyciągnięcia bogatych
turystów. Niektórzy wciąż nie rozumieją, jak bardzo nasz kraj na tym
skorzysta. Ale mimo tych trudności wszystko idzie zgodnie z planem.
- A kiedy kurort zostanie otwarty?
- Na jesieni. Na wszelki wypadek doliczyliśmy trochę czasu na
zapas, więc mam nadzieję, że nawet gdyby nastąpiło jakieś
opóźnienie, nie będzie trzeba przesuwać daty otwarcia. Zresztą nie
wyobrażam sobie tego, część miejsc jest już zarezerwowana.
- Jak tego dokonałeś, że goście rezerwują miejsca w kurorcie,
który jeszcze nie istnieje?
- Zamówiłem namalowanie obrazów przedstawiających kurort
na podstawie rysunków architekta i do broszury informacyjnej, którą
rozesłaliśmy do agencji turystycznych na całym świecie, dołączyliśmy
właśnie te obrazy.
Skręcił w drogę szybkiego ruchu, która biegła wzdłuż wybrzeża.
Morze ciągnęło się aż po horyzont.
- Jak pięknie! - zawołała Melissa. - To wprost niewiarygodne, że
w lutym może być tak ciepło. W Londynie właśnie złapał porządny
mróz, mama mi mówiła.
- Może po powrocie z farmy zdążymy jeszcze pójść na plażę i
trochę popływać. Przyjęcie zaczyna się o dwudziestej.
- Bardzo chętnie pójdę popływać. Ciągle jeszcze nie
przywykłam do myśli, że w twoim kraju można pływać w morzu
przez cały rok.
RS
107
Surim po raz kolejny zadał sobie pytanie, czy Melissie podoba
się jego kraj. Chciałby też wiedzieć, czy podoba jej się jego dom. I on
sam.
Tego ostatniego nie był pewien, ponieważ ona nigdy z nim nie
flirtowała. Chociaż odpowiedziała na jego pocałunek, nigdy nie
przekraczała granic, nie próbowała niczego inicjować ani nie
zachęcała Surima w żaden sposób. Do tej pory sądził - czyżby
zarozumiale? - że podoba się wszystkim kobietom.
Omal nie wybuchnął śmiechem. Przecież nie tyle on sam się
podobał, co jego pieniądze i prestiż! Na jednej Melissie nie robiły one
wrażenia, tylko ona nie próbowała urządzić się w życiu wygodnie
dzięki bogatemu mężczyźnie.
Przyjechali na farmę pereł znajdującą się w posiadaniu rodziny
de Loache, która przybyła do Qu'Arim z Francji ponad sto lat
wcześniej. Surim znał obecnego właściciela, więc korzystając z tej
znajomości, poprosił Claude'a de Loache'a, by zechciał osobiście
służyć im za przewodnika - nie tylko Melissie, ale również jemu
samemu, ponieważ zamierzał uczynić z wycieczki na farmę pereł
jedną z atrakcji dla gości nowego kurortu. Dlatego pragnął dokładnie
wiedzieć, jak wyglądałaby taka atrakcja.
Claude czekał na nich przed długim i niskim budynkiem.
Opowiedział im bardzo dużo o produkcji pereł, a zafascynowana
tematem Melissa zadała mu jeszcze wiele dodatkowych pytań. Była
zachwycona, gdy w pewnym momencie gospodarz zaproponował
wspólne wypłynięcie łodzią w morze, by mogli zobaczyć, jak zbiór
pereł wygląda w rzeczywistości.
RS
108
- Ja bardzo chętnie, ale oczywiście wszystko zależy od Surima.
Claude uniósł brew i spojrzał na szejka.
- Życzenia Jego Wysokości są dla nas święte.
Surim popatrzył na niego wymownie. Znali się od wielu lat,
Claude nie musiał zwracać się do niego w tak ceremonialny sposób.
- Nie spodziewałem się, że to zaproponujesz. Ja również chętnie
skorzystam.
Kiedy płynęli na miejsce, Claude tłumaczył, że ławice ostryg
znajdują się na specjalnych płaskich konstrukcjach z metalu, a te
konstrukcje w razie potrzeby można podnosić za pomocą dźwigów.
Co jakiś czas wyciągano je z wody, by sprawdzić, czy nic złego się
nie dzieje, szczególnie po silnych sztormach, które mogły poważnie
uszkodzić hodowlę.
Claude kazał obsłudze łodzi wyciągnąć jedną z konstrukcji, więc
niedługo potem Melissa mogła oglądać, jak spod powierzchni
wynurza się coś w rodzaju metalowej siatki rozpiętej na ramie. Z
dziesiątków ostryg lała się strumieniami woda. Claude sięgnął po
jedną muszlę, otworzył, ostrożnie odsunął na bok miękkie ciało
ostrygi, a wtedy w słońcu zalśniła mała perełka.
- Jeszcze za wcześnie na zbiory, ale jak widać wszystko jest na
dobrej drodze - wyjaśnił.
- A ile czasu upłynie, zanim ta perła dojrzeje do zbiorów? -
zainteresowała się Melissa, gdy Claude odłożył ostrygę na siatkę i dał
znać, że można całą konstrukcję z powrotem opuścić do wody.
- Mniej więcej dwa lata. Mamy tu różne sekcje, w jednych
znajdują się nowe ostrygi, w innych takie, które są tu już rok lub dwa
RS
109
lata, a w innych ostrygi gotowe do zbiorów w przyszłym roku.
Wyhodowanie naprawdę pięknej perły wymaga czasu.
Właśnie wtedy Surim zaproponował Claude'owi organizowanie
podobnych rejsów z przewodnikiem dla gości nowego kurortu.
- Jestem przekonany, że wielu z nich byłoby równie
zafascynowanych tematem jak Melissa.
Roześmiała się.
- Aż tak bardzo wszystko po mnie widać? Jestem naprawdę
zachwycona wycieczką i wdzięczna za informacje, jakich zechciał pan
udzielić, panie de Loache. Surim wspominał, że będzie można także
obejrzeć tutaj perły już wyłowione i przygotowane do sprzedaży.
- Tak, w naszym salonie wystawowym oferujemy gotową
biżuterię oraz pojedyncze perły, gdyby ktoś chciał sam zlecić
jubilerowi wykonanie jakiejś rzeczy.
Kiedy wysiadali z łodzi, Surim podał Melissie rękę, by pomóc
jej wyjść na pomost, a potem najwyraźniej zapomniał puścić, więc szli
tak żwirową ścieżką wzdłuż długiego budynku. Surim i Claude
rozmawiali o organizowaniu podobnych wycieczek dla gości kurortu,
zaś Melissa skupiła się na dotyku Surima, na cieple jego silnej dłoni.
Salon wystawowy okazał się eleganckim pomieszczeniem,
wyłożonym grubą, przyjemnie miękką wykładziną. W licznych
gablotkach ze smakiem poukładano naszyjniki, bransoletki, kolczyki,
pierścionki, broszki oraz rozmaite przedmioty zdobione perłami. Na
stoliczkach stały tace pełne pereł luzem, posortowanych według
wielkości i odcienia.
RS
110
- Niewiarygodne - stwierdziła Melissa, która z wrażenia aż
przystanęła w progu.
Dopiero wtedy Surim puścił jej dłoń, położył jej rękę na karku i
leciutko pchnął do przodu.
- Idź, obejrzyj sobie wszystko, ja tymczasem porozmawiam z
Claude'em. Nie musisz się spieszyć.
Przy jednym ze stolików siedziała kobieta, która sortowała partię
pereł. Kiedy podchwyciła zaciekawiony wzrok Melissy, uśmiechnęła
się i powiedziała coś.
- Nie znam arabskiego. Czy może mówi pani po francusku? -
spytała Melissa w tym języku.
Gdy okazało się, że kobieta całkiem biegle włada francuskim,
Melissa skorzystała z okazji i teraz ją zaczęła wypytywać o różne
rzeczy, dzięki czemu dowiedziała się, jak sortuje się perły, po jakich
cechach odróżnia się szczególnie cenne okazy, poznała też kilka
starych legend związanych z perłami. Minęło sporo czasu, nim
zorientowała się, że Claude już sobie poszedł, zaś Surim opiera się o
ścianę i przysłuchuje ich rozmowie.
- Och, chyba się tu zasiedziałam - zreflektowała się.
- Wcale nie. Z przyjemnością słucham, o czym mówicie, dzięki
temu zorientowałem się, co będzie ciekawe dla turystów. Ja wiem
bardzo dużo o hodowli pereł, więc nie mam już takiego świeżego
spojrzenia. Spodobało ci się tutaj coś?
- Tu wszystko jest prześliczne.
RS
111
Przeszła się wzdłuż gablotek, podziwiając biżuterię, a Surim ani
razu nie dojrzał na jej twarzy wyrazu pożądania czy chciwości. Nie
pragnęła tych pereł dla siebie, po prostu cieszyła się ich urodą.
- Już obejrzałam, możemy iść.
- Nic nie kupujesz?
- Nie dzisiaj.
- To może ja ci coś kupię? - zaproponował, myśląc o tym, jak
pięknie prezentowałyby się perły na jej delikatnej skórze.
- Dziękuję, ale nie - odparła sztywno.
- To będzie pamiątka dzisiejszego dnia.
- Nie uważam tego za dobry pomysł.
Skierowała się ku drzwiom, lecz Surim chwycił ją za ramię.
- Mogę sobie na to pozwolić. Przyjmij to jako prezent ode mnie.
- Nie chcę, żebyś kupował mi biżuterię, zresztą gdzie ja
miałabym nosić perły?
- Na przykład mogłabyś je włożyć na dzisiejsze przyjęcie. Pod
palcami czuł gładkość jej skóry, więc zaczął myśleć o ciele Melissy, a
wtedy puścił ją, obawiając się, że kompletnie straci wątek rozmowy.
- Wystarczy mi naszyjnik, który przywiozłam ze sobą, pasuje do
mojej nowej sukienki.
- Cóż, w takim razie możemy już jechać.
Podszedł jeszcze do kobiety przy stole i zamienił z nią kilka
słów po arabsku. Tamta zerknęła na Melissę, potem na Surima i
uśmiechnęła się.
- Co jej powiedziałeś?
RS
112
- Podziękowałem za pomoc. Chcesz zobaczyć następną farmę? -
spytał, gdy wsiedli do samochodu.
- Dziękuję, ale nie dzisiaj. Ta była fantastyczna. Muszę sobie
poukładać w głowie wszystko, czego się dowiedziałam. Perły są takie
piękne!
- Są jeszcze piękniejsze, gdy nosi je zachwycająca kobieta -
odparł, skręcając z powrotem na trasę szybkiego ruchu.
- Od dawna znasz pana de Loache'a? Rozmawiacie jak dobrzy
przyjaciele, chociaż on jest o wiele starszy od ciebie.
- Znamy się od lat. Gdy obejmowałem rządy, Claude był jednym
z łudzi, którzy zaoferowali mi daleko idącą pomoc, spłacę więc teraz
dług wdzięczności, ponieważ dzięki turystom z nowego kurortu
sprzedaż pereł na jego farmie wzrośnie kilkakrotnie.
- Opowiedz mi o tym pierwszym okresie twoich rządów. To
musiało być prawdziwe wyzwanie dla siedemnastolatka, gdy stał się
odpowiedzialny za cały kraj. Rozumiem, że musiałeś rzucić szkołę?
- Masz mnie za nieuka?
- Przy twojej wiedzy to raczej niemożliwe.
- Nie, nie rzuciłem szkoły.
- Jak więc zdołałeś połączyć to wszystko?
- Początkowo krajem rządzili ministrowie i doradcy mojego
ojca, wybrał naprawdę mądrych ludzi na te stanowiska, niektórzy
pozostają na nich do dzisiaj. Ja skupiłem się wtedy na nauce, zrobiłem
studia według indywidualnego programu, ułożonego specjalnie dla
mnie przez jeden z najlepszych uniwersytetów.
- Miałeś jakiś kontakt z innymi studentami?
RS
113
- Nie, bo nie ma się na to czasu, gdy trzeba jednocześnie
zdobywać wiedzę, jak wypracowywać kompromis pomiędzy
zwaśnionymi frakcjami politycznymi i jak poprawić sytuację
ekonomiczną kraju dzięki zwiększonemu eksportowi ropy.
- Musiałeś czuć się bardzo osamotniony - zauważyła cicho.
- Takie życie.
RS
114
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Zawiózł Melissę do restauracji, w której czasami jadał,
położonej nad wodą, a raczej dosłownie na wodzie, gdyż była
zakotwiczona niedaleko od brzegu i można było dostać się do niej
jedynie łodzią. Czuł, że jego towarzyszce spodoba się to nastrojowe
miejsce ze znakomitą kuchnią, ponieważ wiedział, że Melissa
uwielbia zapachy, kolory, smaki, dotyk różnych rzeczy. Parokrotnie
widział, jak w jego ogrodzie nie tylko wąchała kwiaty i cieszyła oczy
ich barwami, ale także czasem zrywała pojedynczy kwiat i z
upodobaniem przesuwała sobie jego płatkami po policzku. Również
dzieci Mary uczyła dostrzegać bogactwo i urodę świata. Ona po
prostu kochała życie.
- Czy znowu gdzieś płyniemy? - spytała z podekscytowaniem,
gdy wysiedli z samochodu i ruszyli w stronę łodzi.
- Tak, do tamtej restauracji. - Wskazał.
Na twarzy Melissy od razu pojawił się zachwycony uśmiech.
- Fantastyczne miejsce - oświadczyła z całym przekonaniem
jakiś czas później, gdy już siedzieli przy stoliku przy otwartym oknie.
- Miałem nadzieję, że ci się spodoba.
- To jest naprawdę wspaniały dzień i bardzo ci za niego
dziękuję. Cieszę się, że zobaczyłam kawałek twojego kraju, ogromnie
mi się podoba. Jestem ci wdzięczna za poświęcony mi czas.
- Służenie ci za przewodnika to sama przyjemność.
RS
115
- Mam tylko wyrzuty sumienia, że odciągam cię przez to od
szukania żony. Sobota to dobry dzień na randkę.
- Sprawy idą w dobrym kierunku, więc nie musisz się martwić.
Parę razy widział się z Jasine i chociaż czasem go nudziła,
nadawała się na jego żonę najlepiej ze wszystkich. Teraz musiał
jeszcze poznać ją z dziećmi i zobaczyć, jak wzajemnie na siebie
reagują. Jeśli obie strony okażą się nastawione do siebie w miarę
pozytywnie, być może w ciągu miesiąca złoży oficjalne oświadczyny.
Ale nie było pośpiechu.
Ten dzień miał tylko dla siebie i Melissy, mógł patrzeć na
otoczenie przez pryzmat jej ciekawości i zachwytu i było to
wyjątkowo przyjemne doświadczenie. Odnosił wrażenie, że razem z
nią widzi Qu'Arim po raz pierwszy.
- Opowiedz mi o Eton. Podobało ci się w Anglii?
- Na początku nie, ale udało mi się znaleźć coś, dzięki czemu
zdołałem ją polubić.
- A tym czymś była przyjaźń z Maksem i innymi? Skinął głową.
- Tęskniłeś za Qu'Arim?
Znowu skinął głową, nie mając ochoty wdawać się w długie
opowieści. Tak, tęsknił, i to bardzo. W Anglii było zimno i
deszczowo, nie znosił tego. Brakowało mu widoku palm, brakowało
mu ciepłego morza, w którym można pływać przez cały rok.
Kelner przyniósł im zamówione dania. Melissa spróbowała
swojej ryby i wpadła w zachwyt.
- Mmm, cudowna! Tak delikatna, że aż rozpływa się w ustach.
- Miło mi słyszeć, że jesteś zadowolona.
RS
116
Wybuchnęła śmiechem.
- Och, czy ty zawsze musisz być taki oficjalny? Nawet przy
dzieciach jesteś sztywny i nie potrafisz się z nimi bawić. Rozluźnij się
trochę, przypomnij sobie, jak to jest być dzieckiem. Na pewno nieźle
dokazywałeś, przyznaj się. Słyszałam, że Max był w Eton kimś w
rodzaju rozrabiaki. Czy dobrze zgaduję, że nie pozostawałeś w tyle za
przyjacielem?
Surim nie chciał wspominać krótkiej młodości, zakończonej
katastrofą samolotu, w której zginęli rodzice.
- Mam się rozluźnić? Tutaj? - Rozejrzał się dookoła. - To nie jest
odpowiednie miejsce, żeby pozwalać sobie na frywolne zachowanie.
Na Melissę podziałało to jak kubeł zimnej wody.
- Oczywiście, Wasza Wysokość. Władca może być człowiekiem
tylko wtedy, gdy nikt nie widzi.
Przestała się odzywać i jadła w milczeniu, często wyglądała
przez okno, starannie omijając wzrokiem Surima. Kiedy o coś pytał,
odpowiadała grzecznie, lecz krótko. Cała jej spontaniczność znikła.
A więc miał ją za frywolną? Trudno. Nic nie potrafiła poradzić
na to, że uwielbiała się śmiać i cieszyć życiem, że wszystko ją
ciekawiło i że zawsze chętnie dowiadywała się czegoś nowego,
poznawała nowych ludzi i miejsca. Tak więc, chociaż marzyła o tym,
by wzbudzić uczucie Surima, nie potrafiłaby prowadzić takiego życia
jak on, ponieważ nie cierpiała etykiety, sztywnego protokołu i
sztucznych zasad, które funkcjonowały tylko dlatego, że tak
nakazywała tradycja.
- O czym myślisz? - zagadnął, gdy skończyli jeść.
RS
117
Zakłopotała się, bo niezależnie od tego, że zepsuł nastrój tego
cudownego dnia, powinna była podtrzymywać konwersację.
- Wspomniałeś, że po powrocie moglibyśmy iść popływać. Nie
udało mi się to do tej pory, gdyż na plaży zawsze muszę pilnować
dzieciaków.
- Dzisiaj ci się uda - obiecał. - Wśliźniemy się do domu
cichutko, przebierzemy się i wymkniemy, zanim ktokolwiek zauważy
naszą obecność.
Melissa z miejsca ożywiła się. To brzmiało obiecująco!
- Naprawdę dałoby się to zrobić?
- Tak. Znam ukryte wejście do domu.
- Ukryte wejście! - powtórzyła z podekscytowaniem. - Gdzie
ono jest?
- Nie powiem ci, musisz mi zaufać.
- Ufam ci - rzekła, znów czując się radosna, beztroska i po uszy
zakochana.
Zakochana w mężczyźnie, który ponad wszystko przedkładał
obowiązek. Czy ona zawsze musiała zakochiwać się w kimś
nieodpowiednim?
Surim zaparkował w dużym wolno stojącym garażu na tyłach
rezydencji i położył palec na ustach, gdy wysiedli.
- A teraz cicho - szepnął.
Melissa z trudem stłumiła chichot. Nigdy wcześniej nie widziała
Surima w podobnym nastroju, wyglądał jak skory do psoty, szalenie
jej się to podobało.
RS
118
Wziął ją za rękę, zaprowadził do wyjścia z garażu, ostrożnie
wyjrzał zza węgła, by upewnić się, czy są sami. Potem pobiegli przez
trawnik, dopadli ściany domu, przekradli się wzdłuż niej do wysokich
krzewów, wśliznęli się za nie i tam Melissa ujrzała małe drzwiczki.
- To naprawdę jest tajemnicze wejście!
- Nie aż takie tajemnicze, czasem służba z niego korzysta.
- Nie mów mi o tym, chcę, żeby dla mnie pozostało tajemnicze.
Dokąd prowadzi?
- Na korytarz między pokojami służby a głównym holem. A
teraz musimy być naprawdę cicho. Mam nadzieję, że nie wpadniemy
na myszkujące dzieciaki, które znowu kogoś śledzą.
- Wiesz o tym?
- Oczywiście.
Ostrożnie weszli do środka, kręty korytarz wydał się Melissie
dość ciemny, lecz Surim poprowadził ją bez wahania w stronę frontu
domu i po chwili znaleźli się w oficjalnym salonie, dostając się do
niego tylnymi drzwiami. Surim ostrożnie uchylił drzwi do holu,
rozejrzał się, a potem szepnął do Melissy:
- Teraz najtrudniejsza część zadania. Niepostrzeżenie biegniemy
do swoich pokoi, przebieramy się i spotykamy w tym samym miejscu
za dziesięć minut. Dasz radę?
- Tak jest, sir! Jeśli tylko nie wpadnę na zmasowane siły
dziecięce.
- No to biegiem!
Popędzili na górę, Melissa wpadła do swojego pokoju i dopiero
wtedy zaczęła się śmiać. Dawno nie bawiła się równie dobrze. Szybko
RS
119
włożyła kostium, narzuciła coś na wierzch, wskoczyła w sandałki,
chwyciła ręcznik. Naraz usłyszała tupot, jakby po schodach gnało
stado słoni. Dzieci! Na szczęście biegły do siebie na górę, widocznie
Annis zabrała je na spacer i właśnie wrócili.
Melissa odczekała, aż hałas ucichł, ostrożnie uchyliła drzwi
swojej sypialni, zlustrowała korytarz. Nikogo. Bezszelestnie zbiegła
na parter i schowała się w salonie, gdzie po chwili dołączył do niej
Surim. Oczy mu się śmiały.
Och, jak ona się cieszyła, że kazał jej zrobić sobie wolne. To był
najlepszy wolny dzień w jej życiu!
Wymknęli się tą samą drogą, a potem jeszcze przez kilka chwil
kluczyli po ogrodzie i dotarli do furtki okrężną ścieżką, żeby zmylić
pogoń.
- Czuję się jak szpieg z jakiejś powieści! - zawołała ze
śmiechem, gdy dotarli na plażę. - Powinna tu czekać na nas łódź
podwodna, żebyśmy mogli uciec. Zobacz, tam przy boi widać jej
peryskop!
-I dokąd ona nas zabierze? - spytał, gdy szli po gorącym piasku.
- Dobre pytanie. Nie wyobrażam sobie, że gdzieś na świecie
mogłoby istnieć piękniejsze miejsce. Lepiej zostańmy tutaj.
Zrzuciła okrycie i pobiegła do wody.
- Chcesz się pościgać? - spytał Surim, który bez trudu dotrzymał
jej kroku.
- Nie, wyścigi zostawiam tobie i Alai, ja po prostu chcę się
nacieszyć samym pływaniem.
RS
120
Bez pośpiechu popłynęła w stronę boi, cały czas mając obok
siebie Surima. Gdy dopłynęli do celu, Melissa położyła się na wznak,
zaś Surim zanurkował, a gdy z powrotem wynurzył się na
powierzchnię, trzymał w dłoni śliczną muszlę o różowym wnętrzu i
białych brzegach. Podał ją Melissie.
- Co prawda nie jest to perła, ale to również dar morza - rzekł z
powagą.
- Jest bardzo piękna, dziękuję.
Wiedziała, że zachowa ją na zawsze. Ta muszla była cenniejsza
od najwspanialszych pereł, ponieważ dostała ją od Surima.
Popływali jeszcze trochę na głębokiej wodzie, potem Melissa się
zmęczyła i zawróciła do brzegu, gdzie wygodnie wyciągnęła się na
ręczniku, podczas gdy Surim pływał dalej. Leżała, napawając się
ciepłem słońca. I ciszą.
- Poparzysz się, jeśli będziesz dłużej tak leżeć bez przykrycia -
usłyszała nagle.
Zerknęła spod zmrużonych powiek. Czyżby przysnęła? Nawet
nie zauważyła, kiedy Surim wrócił i położył się obok niej. Przesunął
palcami po jej ramieniu.
- Już ci się skóra zaróżowiła.
- To przekleństwo mojego życia - mruknęła, usiadła i sięgnęła
po koszulę, starając się nic po sobie nie pokazać, chociaż dotyk
Surima zrobił na niej piorunujące wrażenie.
- Masz delikatną, piękną skórę. Uważaj na nią, szkoda byłoby
uszkodzić taki skarb.
RS
121
Zamknęła oczy, napawając się brzmieniem jego głosu, a potem
pomyślała, że przecież należą do różnych światów, więc nie może
sobie pozwolić na to, by zauroczenie zawładnęło nią całkowicie. On
niedługo się ożeni, ona wróci do Anglii.
- Pójdę już - oświadczyła, zbierając swoje rzeczy. - Muszę wziąć
długą ciepłą kąpiel i przygotować się do wyjścia.
Oczywiście było to mało przekonujące wyjaśnienie, bo kto
potrzebował aż czterech godzin, żeby wyszykować się na przyjęcie?
Surim wstał, wyciągnął dłoń, by pomóc Melissie i podniósł ją
tak łatwo, jakby nic nie ważyła. Ujrzała przed sobą jego szeroki
brązowy tors i z całej siły zapragnęła powieść po nim dłońmi. Uniosła
wzrok, ich spojrzenia spotkały się, a wtedy poczuła się tak, jakby jej
dotknął, chociaż dzieliło ich trzydzieści centymetrów.
Prawie zatonęła w tych czarnych oczach i kryjących się w nich
tajemnicach. Usta Surima aż się prosiły o pocałunek. Jej oddech stał
się przyspieszony i nierówny.
Musiała uciec, zanim zrobi coś głupiego, coś, po czym on z
pewnością byłby zmuszony wypowiedzieć jej gościnę.
- Dziękuję za przemiły dzień - powiedziała i oddaliła się szybko.
Na szczęście tym razem Surim jej nie towarzyszył.
Stał na plaży i patrzył za oddalającą się Melissą. Pragnął za nią
pobiec, ale nawet nie drgnął. Była gościem w jego domu, w dodatku
należała do rodziny jego bliskiego przyjaciela, więc nie miał prawa
wyciągać po nią ręki, ponieważ to byłoby nadużyciem zaufania
zarówno Melissy, jak i Maksa.
RS
122
Chciał ją znowu pocałować, lecz obawiał się, że pocałunek by
mu nie wystarczył, dlatego musiał trzymać emocje na wodzy i
poskromić pożądanie, które odczuwał, ilekroć o niej pomyślał.
Pragnął ją całować, aż zaczęłaby jęczeć z rozkoszy, pragnął ją pieścić,
dotykać jej wszędzie, kochać się z nią całą noc aż do rana.
Zaklął, odwrócił się, wskoczył do wody i popłynął daleko za
boję, żeby się zmęczyć i ostudzić pożądanie. Wieczorem zgodnie z
obietnicą zabierze Melissę na przyjęcie, ale od następnego dnia będzie
trzymał się na dystans. A potem znajdzie sobie żonę.
Ta ostatnia myśl jeszcze nigdy nie wydała mu się równie
przygnębiająca.
Przed wyjściem na przyjęcie Surim udał się na górę do pokoju
dziecinnego. Pierwszy raz zaglądał tam z własnej inicjatywy, żeby
sprawdzić, czy u nich wszystko w porządku.
Alaja i Hamid grali w jakąś grę planszową, Nadia przysypiała na
fotelu, tuląc do siebie mięciutki kocyk.
- Wasza Wysokość! - Annis poderwała się z miejsca na jego
widok.
- Usiądź, proszę. Przyszedłem zobaczyć się z dziećmi. Nie
sprawiały dzisiaj kłopotów?
- Nie, chociaż tęskniły za panną Melissą.
- Wujku, ona ze mną ciągle wygrywa! - poskarżył się Hamid.
- Oj, nie ciągle, przecież poprzednim razem ty wygrałeś -
pocieszyła go Alaja i spojrzała na Surma. - Mnie jest łatwiej wygrać,
bo jestem starsza. Prawda, wujku?
RS
123
- Zapewne. Ale nie ma znaczenia, kto wygrywa i ile razy, liczy
się tylko to, czy dobrze się bawicie razem.
- Święte słowa - odezwała się od progu Melissa.
Surim odwrócił się i oniemiał. Lejąca się suknia z zielonego
jedwabiu podkreślała figurę, uwydatniała kolor oczu i doskonale
pasowała do jasnej karnacji.
- Melisso, jaka ty jesteś śliczna! - zachwyciła się Alaja. Hamid
dla odmiany wyglądał na zmartwionego.
- Wychodzisz gdzieś? Myślałem, że pobawisz się z nami
wieczorem. Tęskniliśmy za tobą cały dzień.
- Ja też za wami tęskniłam. Obiecuję, że wynagrodzę wam to i
jeszcze się nabawimy. A dzisiaj musimy iść z wujkiem Surimem na
przyjęcie do konsulatu brytyjskiego.
Nadia wygramoliła się spod kocyka i wyciągnęła ramionka do
Surima.
- Jestem zmęczona... - poskarżyła się, gdy wziął ją na ręce.
- A bawiłaś się dzisiaj dużo?
- Oj, dużo!
- W takim razie masz prawo być zmęczona. Może chcesz iść już
spać?
-Aha.
Spojrzał na Annis, która podeszła i zabrała dziecko.
- Zaraz ją położę, chociaż to jeszcze nie jej pora. Nie wiem, czy
nie zaszkodziło jej słońce dziś w ogrodzie.
Melissa podeszła i dotknęła policzka dziewczynki.
RS
124
- Rzeczywiście, ma trochę zbyt ciepłą skórę. Długo przebywała
na słońcu?
Annis pokręciła głową. Pożegnali się z dziećmi i wyszli na
korytarz.
- Nie spodziewałam się zastać cię w ich pokoju. To była miła
niespodzianka - przyznała Melissa.
Gdy zeszli na parter, Surim zatrzymał się.
- Zanim wyjdziemy, mam coś dla ciebie. - Wyjął z kieszeni
sznur pereł, a Melissa na ten widok ściągnęła brwi.
- Och, Surimie, przecież cię prosiłam, żebyś mi ich nie kupował!
- Zrób mi przyjemność i przyjmij je, jak byś przyjęła prezent od
Alai czy Hamida. Będą ci przypominać o Qu'Arim.
- Nie mogę.
- Możesz. - Otoczył perłami jej szyję, zapiął je. - Idealnie pasują
do tej sukni. Wyglądasz przepięknie.
Przesunęła palcami po perłach.
- Jakie chłodne!
- Zaraz się rozgrzeją od twojej skóry.
- W takim razie zdejmij mi mój naszyjnik, nie chcę nosić obu. I
dziękuję. Naprawdę bardzo dziękuję. - Odwróciła się plecami, by
mógł rozpiąć drugi naszyjnik, a potem podeszła do najbliższego lustra
i przejrzała się.
Surim pogratulował sobie w duchu, gdy ujrzał, jak na jej twarzy
pojawia się promienny uśmiech.
W konsulacie jarzyły się wszystkie światła i grała muzyka, było
pełno gości. Oczywiście Surim i Melissa jako osoba towarzysząca
RS
125
przywitali się z nowym konsulem poza kolejnością. George
Farmingham okazał się ujmującym dżentelmenem, który ucieszył się
z przyjścia Melissy i zapowiedział, że w trakcie wieczoru poprosi ją o
poświęcenie mu trochę czasu, gdyż chciałby wymienić z rodaczką
wrażenia z Qu'Arim.
- Rozumiem, że będziesz wychwalać mój kraj pod niebiosa? -
szepnął jej do ucha Surim, gdy ruszyli w głąb sali balowej.
- A jak myślisz? - odparła z uśmiechem.
- Wasza Wysokość? - odezwał się z boku cichy, łagodny głos.
Melissa ujrzała filigranową młodą kobietę w mieniącej się
szmaragdowo-turkusowej sukni. W kruczoczarnych włosach lśniły
powplatane perły. Była prześliczna i miała czarujący, jakby nieco
nieśmiały uśmiech.
- Jasine, nie wiedziałem, że cię tu zobaczę - rzekł Surim po
angielsku, gdyż niepisane zasady grzeczności nakazywały osobom
znającym język mówić w danym konsulacie językiem tego właśnie
kraju.
- Ojciec otrzymał zaproszenie, a ponieważ mama nie czuje się
najlepiej, ja mu towarzyszę - wyjaśniła i przeniosła wzrok na Melissę,
cały czas uśmiechając się życzliwie i przyjaźnie. - Nie miałam chyba
jeszcze okazji pani poznać.
- Jasine, to panna Melissa Fox z Anglii. Melisso, to Jasine bin
Szora, przyjaciółka Mary.
- Bardzo mi miło poznać przyjaciółkę Mary - rzekła Melissa,
czując, jak robi jej się ciężko na sercu. A więc miała przed sobą jedną
RS
126
z kandydatek na żonę Surima. Ta dziewczyna nie tylko była
prześliczna, ale też wydawała się naprawdę miła.
Jasine posmutniała.
- Kilka razy jeździłam do niej do Anglii. Ogromnie mi jej
brakuje.
- Ponieważ Melissa zajmuje się jej dziećmi, przyjedź kiedyś do
nas, żeby je odwiedzić.
- Z największą przyjemnością. Nie widziałam Nadii, odkąd była
niemowlęciem. Czy podobnie jak jej siostra zapowiada się na
prawdziwą piękność?
- O, tak - odparł z całym przekonaniem Surim.
- Nie rozmawialiśmy zbyt wiele o dzieciach. Jak sobie radzisz z
tym, że nagle zostałeś opiekunem aż trojga?
- Dzięki pomocy Melissy zaczynam powoli poznawać je lepiej,
ale ciągle jeszcze dzieci są dla mnie wielką zagadką.
Roześmiała się.
- Podejrzewam, że według ciebie dziećmi powinny zajmować się
kobiety. A jednak mój ojciec miał duży udział w wychowaniu mnie i
moich braci, pewnie dlatego moja rodzina jest mocno zżyta.
Melissa przysłuchiwała się rozmowie, próbując wywnioskować,
jak mają się sprawy między tym dwojgiem. O dzieciach nie
rozmawiali zbyt wiele... A o czym rozmawiali? Czy widywali się
często? Czy to z powodu tej dziewczyny Surim wrócił do domu
bardzo późno jakiś tydzień wcześniej? I czy jej też zdradził, że ojciec
się nim nie zajmował i stąd była ta ostatnia uwaga Jasine? Naraz
zrozumiała, że nie musiała być jedyną kobietą, której się zwierzał.
RS
127
Wykazała się naiwnością, łudząc się, że Surima łączy z nią jakaś
szczególna więź.
- Przybywam porwać pannę Fox - rozległ się głos konsula. -
Oczywiście za pozwoleniem jego Wysokości.
- Przyprowadziłem tutaj Melissę właśnie w tym celu, żeby
spotkała rodaków i nie czuła się w Qu'Arim osamotniona - wyjaśnił
szejk.
- Wyśmienicie! W takim razie, moja droga, chodźmy poszukać
pozostałych Anglików.
Oddaliła się więc w towarzystwie tego miłego starszego pana,
jednocześnie czując bolesne ukłucie, gdy musiała zostawić Surima
samego z Jasine. Z drugiej strony lepiej, żeby stopniowo przywykała
do tych ukłuć, bo sprawa zapowiadała się poważnie. Wszystko
przemawiało za tą dziewczyną, łącznie z jej zainteresowaniem
dziećmi.
Wkrótce poznała kilkanaście osób z Anglii, które na stałe
mieszkały w Qu'Arim. Jedna para zaprosiła ją do siebie, gdy tylko
Melissa będzie miała kolejny wolny dzień. Ktoś rzucił pomysł, by co
miesiąc urządzać spotkania rodaków. George Farmingham był tym
wyraźnie ucieszony.
- Przepraszam, lecz muszę pozbawić państwa towarzystwa
panny Fox - rzekł Surim, zjawiając się nagle przy niej. - Proszę
wybaczyć, to pilna sprawa.
- O co chodzi? - spytała, gdy odeszli kilka kroków od
rozmawiającej grupy.
RS
128
- Annis przysłała wiadomość przez służącego. Nadia jest bardzo
chora.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Chora? Co się dzieje? - spytała, pospiesznie idąc za nim do
wyjścia.
Surim odpowiedział dopiero wówczas, gdy wsiedli do
samochodu i ruszyli.
- Wymiotuje, ma biegunkę i wysoką gorączkę.
- Och, biedactwo!
Melissa bała się, że Nadia może się bardzo szybko odwodnić.
Martwiła się też, czy to nie jest coś zakaźnego i czy pozostała dwójka
również nie zacznie chorować. W duchu poganiała samochód.
Dotarli do rezydencji w rekordowym tempie. Wyskoczyła z
wozu i popędziła na górę, podciągając suknię, by biec jak najprędzej.
Gdy wpadła do pokoju dziecinnego, ujrzała Annis z Nadią na rękach.
Dziewczynka wyglądała na rozpaloną i niespokojną, na widok
Melissy żałośnie zawołała ją po imieniu.
- Już jestem, kochanie. - Porwała małą w objęcia, dotknęła
policzkiem czoła. - Och, Surimie, ona ma bardzo wysoką gorączkę!
Trzeba jechać do szpitala.
- Idziemy - zdecydował i objął Melissę ramieniem, by ją
asekurować, w końcu niosła dziecko, a była w długiej sukni i na
obcasach.
RS
129
- Zaczekaj, weźmy kocyk, pewnie będzie chciała mieć przy
sobie coś swojego.
Annis czym prędzej otuliła Nadię jej ukochanym kocykiem.
Wyszli na korytarz.
- Daj mi ją, przecież nie zejdziesz tak po schodach - zauważył
Surim, lecz gdy Melissa chciała podać mu dziecko, Nadia wczepiła się
w nią z płaczem.
- Dobrze, kochanie, zostaniesz u mnie - rzekła uspokajającym
tonem Melissa.
- Tylko nie spadnij - poprosił Surim i pomógł jej zejść na parter,
podtrzymując ją przez cały czas.
- Zapalenie opon mózgowych? - powtórzyła wstrząśnięta
Melissa. - Ale jak to możliwe? Gdzie mogłaby się zarazić?
- Zabierałaś gdzieś dzieci?
- Tylko w czwartek, kiedy chodziliśmy po bazarze i poszliśmy
do restauracji na lunch. Och, Surimie, ona jest za malutka, żeby tak
ciężko chorować!
Wziął ją za rękę i uścisnął lekko, nie przerywając rozmowy z
lekarzem. Okazało się, że dziewczynka trafiła na oddział intensywnej
opieki, jej stan był poważny.
- Chcę iść do niej - rzekła w pewnej chwili Melissa, która nic nie
rozumiała z tej szybkiej wymiany zdań po arabsku.
Po chwili dalszej rozmowy doktor w końcu skinął głową.
- Możemy do niej pójść, leży w izolatce i ma przydzieloną
własną pielęgniarkę - wyjaśnił Surim. - Najpierw jednak koniecznie
RS
130
musimy się zaszczepić, zresztą wszyscy w domu również, zaraz ktoś
tam pojedzie zrobić zastrzyki dzieciom i służbie.
Dwadzieścia minut później weszli do izolatki, gdzie przy
łóżeczku czuwała pielęgniarka. Podłączona do kroplówki Nadia miała
na wpół otwarte oczy, na widok Melissy zakwiliła i próbowała
wyciągnąć rączki. Surim pilnował, żeby rurka od kroplówki się nie
poplątała i żeby nic nie zaczepiło o wbity w rączkę wenflon, gdy
Melissa otulała dziewczynkę kocykiem i siadała z nią na krześle.
Zaczęła ją kołysać, a mała uspokajała się stopniowo.
- Przydałby się tutaj bujany fotel - zauważyła Melissa, nie
przestając huśtać Nadii na rękach.
- Załatwię to - obiecał Surim.
- Co mówią lekarze? Jest szansa na wyzdrowienie, prawda? -
spytała po francusku.
Wiedziała, że zapalenie opon mózgowych może stanowić dla
dziecka śmiertelne zagrożenie, dlatego na wszelki wypadek wolała,
żeby Nadia nie rozumiała, o czym mówili, bo jeśli Surim usłyszał
wyrok z ust lekarzy...
- Dopiero za kilka godzin będą mogli powiedzieć coś bardziej
wiążącego. - Przysunął sobie drugie krzesło, usiadł, delikatnie dotknął
policzka przysypiającej Nadii. - Ależ ona jest maleńka i krucha!
Kiedy szaleje po domu, jest wulkanem energii, a teraz...
Czuł, że gdyby coś się stało tej kruszynce, nie byłby już tym
samym człowiekiem co poprzednio. Nawet nie wiedział, kiedy zdążył
pokochać dzieci Mary. Chciał zrobić wszystko, co w jego mocy, a
przecież w tej sprawie nie mógł zrobić nic, chociaż był władcą całego
RS
131
kraju. Lekarze podawali dziecku leki i kazali czekać, tymczasem on
pragnął usłyszeć zapewnienie, że dziecko wyzdrowieje, nic mu nie
będzie i że z czasem wyrośnie na piękną i dzielną kobietę jak jej
mama. Ale nikt nie mógł mu dać podobnej gwarancji.
- Nie wiem, jak rodzice to znoszą - wyrwało mu się.
- Słucham? - Melissa odwróciła się ku niemu. Jej piękna twarz
była ściągnięta z niepokoju, w oczach widniała udręka.
- Nie wiem, jak radzą sobie z chorobą dzieci. Czuję się
kompletnie bezradny.
- Ja też. Pierwszy raz w życiu stykam się z ciężką chorobą
dziecka. - Zagryzła wargi, spojrzała na Nadię. - Ma ledwie dwa latka,
a tyle już przeszła... Oby okazała się silna i wyszła z tego.
- Wyjdzie. Musi!
Melissa uśmiechnęła się blado, sięgnęła po jego dłoń, uścisnęła
- Mam nadzieję, że Bóg to słyszał.
Godziny mijały powoli. W którymś momencie Surimowi udało
się przekonać Melissę, żeby na trochę odłożyła dziecko do łóżeczka i
dała odpocząć rękom. Potem zadzwonił do domu i polecił służbie
przywieźć im ubrania na zmianę oraz bujany fotel. Porozmawiał też z
Annis i przykazał jej traktować pozostałą dwójkę jak najłagodniej,
ponieważ chciał im zaoszczędzić wszelkich dodatkowych stresów.
Melissa z niewyspania czuła piasek pod powiekami, ale
obawiała się zdrzemnąć choćby na moment, gdyż Nadia w każdej
chwili mogła jej potrzebować. Bała się, że lekarstwo nie zadziała albo
że pozostaną jakieś nieodwracalne skutki choroby. Dziesiątki razy
RS
132
zadawała sobie pytanie, jak mogła w ogóle iść na przyjęcie, gdy
dziecko miało ciepłą główkę?
Po raz kolejny nachyliła się nad łóżeczkiem.
- Jest jakaś poprawa? - spytał Surim, wracając do pokoju.
Potrząsnęła głową.
- Lekarz mnie uprzedzał, że poprawa nie następuje tak szybko,
ale mimo to miałem nadzieję...
- Surimie, a jeśli ona nie wyzdrowieje? - wyszeptała z
przerażeniem.
Objął ją, starając się dodać jej sił samą swoją obecnością.
- Wyzdrowieje. Nie pozwalam, żeby było inaczej - oświadczył
stanowczo.
Zaskoczona, parsknęła śmiechem, wyobrażając sobie, jak on
rozkazuje chorobie wynosić się precz, ale zaraz potem rozpłakała się.
Surim objął ją mocniej, a ona z ulgą przytuliła się do niego. Nie
wyobrażała sobie, że miałaby odbyć to nocne czuwanie zupełnie
sama.
- Ona jest jeszcze taka malutka...
- Wyzdrowieje, zobaczysz - zapewnił ponownie. - Musimy w to
wierzyć.
Skinęła głową, otarła łzy i podniosła na niego wzrok. Surim starł
Melissie z policzka jeszcze jedną nieposłuszną łzę. A potem
pocałował ją.
Coś w niej pękło pod wpływem tego pocałunku. Zarzuciła
Surimowi ręce na szyję i pocałowała go, przelewając w to całe swoje
uczucie. Kochała tego mężczyznę. Wiedziała, że nie czeka ich
RS
133
wspólna przyszłość, ale miała go przy sobie przez tę noc, przez tę
straszną noc szarpiącego nerwy czuwania.
Ku jej rozżaleniu Surim przerwał pocałunek i odsunął się, ale
chwilę potem do pokoju weszła pielęgniarka, więc Melissa domyśliła
się, że usłyszał kroki na korytarzu. Całe szczęście, inaczej mogłyby
powstać plotki, a nie chciałaby tego, zwłaszcza że ze strony Surima
był to tylko gest pocieszenia.
Kiedy pielęgniarka sprawdziła wszystko i wyszła, Surim stanął
za Melissą i zaczął łagodnie rozcierać jej obolałe ramiona i plecy.
- Dobrze, że jesteś tu ze mną... Tak bardzo bym chciał, żeby
Nadia się obudziła i znów dokazywała jak zawsze.
- Ja też.
Stali tak długo, przyglądając się śpiącemu dziecku.
Nadia bardzo powoli reagowała na leki, przez cały następny
dzień była pod ścisłą obserwacją. Melissa prawie nie wychodziła z
izolatki, albo trzymała dziecko na kolanach, albo obserwowała, jak
Nadia śpi. Surim wyszedł ze szpitala dopiero po południu i wrócił po
kilku godzinach.
- Teraz ja przy niej posiedzę. Idź się przynajmniej
przespacerować wokół szpitala i odetchnąć świeżym powietrzem, nie
chcę, żebyś mi padła ze zmęczenia, bo co wtedy zrobimy? Aha, i
musisz chociaż na chwilę wrócić do domu, dzieci się martwią nie
tylko o Nadię, ale i o ciebie, trzeba je uspokoić.
- O mnie? Dlaczego?
- Ponieważ po śmierci rodziców każda taka przedłużająca się
nieobecność każe im myśleć o najgorszym. Kiedy Nadia zaśnie
RS
134
wieczorem, pojedziemy do domu na godzinę czy dwie, inaczej Hamid
znowu zacznie mieć koszmary po nocach.
- Wolałabym jej nie zostawiać...
- Jeśli przewrócisz się ze zmęczenia, to tym bardziej jej nie
pomożesz. Zresztą tamci dwoje też cię potrzebują.
Dzieci czekały na nich, siedząc na schodach, rzuciły się ku
Melissie, ledwie przestąpiła próg.
- Myślałem, że poszłaś sobie na zawsze - poskarżył się Hamid,
prawie dusząc ją w uścisku.
- Nie, kochanie, nigdzie nie poszłam, siedzę w szpitalu przy
Nadii.
- Czy ona umrze? - spytała Alaja.
- Nie! - Melissa nawet nie chciała o tym myśleć.
- A czy możemy ją zobaczyć?
- Na to jeszcze za wcześnie. Zobaczycie ją, jak wyzdrowieje i
wróci.
- Do szpitala idzie się umrzeć. Mama i tata też byli w szpitalu i
umarli - rzekł ponuro Hamid.
- Kochanie, ludzie idą do szpitala, żeby wyzdrowieć i wielu
osobom szpital pomaga.
Zabrali dzieci do salonu, posadzili je między sobą na kanapie i
spędzili tak dwie godziny, rozmawiając z nimi i dodając im otuchy.
Potem wyszli, żeby pojechać do szpitala.
- Nie wiem, czy udało nam się ich przekonać, chyba nie
przestaną się zamartwiać, dopóki nie zobaczą Nadii zdrowej - rzekła z
troską.
RS
135
- Miejmy nadzieję, że to nie potrwa długo - odparł i uścisnął jej
dłoń.
Oczywiście dotykał jej tylko po to, żeby ją pocieszyć, z tego
samego powodu pocałował ją w szpitalu. A ona odpowiedziała tak,
jakby to był prawdziwy pocałunek, ponieważ kochała Surima.
Tymczasem on nawet tego nie podejrzewał i na chłodno planował
małżeństwo z rozsądku z jakąś odpowiednią kobietą. Nie, po tym
pocałunku, który wyzwolił w niej coś, czego dotąd nie znała, Melissa
nie czuła się na siłach, by zostawać w rezydencji po ślubie Surima.
Nie zniosłaby tego.
Nie wyobrażała sobie też, jak miałaby pomagać w
wychowywaniu dzieci Surima i jego żony. Sama chciałaby urodzić
mu dzieci. Synka, który odziedziczyłby po tacie te cudowne czarne
oczy. Córeczkę, która podbiłaby jego serce równie łatwo i szybko jak
Nadia.
Ale Surimowi urodzi dzieci inna, zaś Melissa za nic nie chciała
być tego świadkiem.
Tylko jak miała zostawić tę trójkę, którą zdążyła tak gorąco
pokochać? Jak?!
- Jesteśmy na miejscu - odezwał się.
Otworzyła oczy i zobaczyła, że stoją pod szpitalem.
- Na pewno chcesz tu siedzieć? Może odwiozę cię do domu,
żebyś trochę odpoczęła?
- Nie, ona nie może się obudzić i zobaczyć samych obcych
twarzy.
- Ja przy niej będę, zostanę na całą noc.
RS
136
- Naprawdę?
- Tak. Nadia jest jak moja córka. I martwię się o nią tak samo jak
ty. Ale martwię się również o ciebie. - Położył jej dłoń na policzku. -
Wyglądasz na wyczerpaną.
Serce zabiło jej mocniej, wstąpiła w nie nadzieja. Nie mówi się
w taki sposób do osoby, która jest mówiącemu obojętna...
- I tak też się czuję. Mogłabym spać przez cały tydzień. Ale
muszę przy niej być, po prostu muszę.
Przez długą chwilę patrzył Melissie w oczy, a potem nachylił się
i przesunął wargami po jej ustach.
- W takim razie chodźmy zobaczyć, co z naszą małą. Koło wpół
do jedenastej Nadia obudziła się, a chociaż mocno marudziła i wciąż
miała wysoką gorączkę, napiła się trochę soku, co ucieszyło
pielęgniarkę, która wezwała lekarza, ten zaś wykonał jakieś testy i
stwierdził, że rokowania wydają się pomyślne.
Koło jedenastej rozległo się ciche pukanie do drzwi i do izolatki
weszła Jasine, ubrana elegancko jak na przyjęcie. Podbiegła do szejka.
- Och, Surimie, właśnie się dowiedziałam! Co za wiadomość!
Akurat byłam na kolacji u znajomych, przyjechałam prosto od nich. -
Spojrzała na Nadię, którą Melissa nieznużenie kołysała na rękach. -
Jak ona się czuje?
- Ciągle jest bardzo chora. Nie powinnaś tu wchodzić, to
choroba zakaźna - ostrzegł i czym prędzej wyprowadził Jasine na
korytarz.
RS
137
Melissa dalej kołysała Nadię, myśląc o tym, że Jasine -w
odróżnieniu od Deallah - będzie dobrą matką. Potem zastanawiała się,
czemu Surim nie wraca. Czyżby odwiózł tamtą do domu?
Po jakimś czasie Nadia zasnęła, wtedy Melissa położyła ją z
powrotem do łóżeczka, a sama zaczęła krążyć po pokoju, by
rozprostować zesztywniałe od długiego siedzenia mięśnie. W końcu
podeszła do okna, wyjrzała. Ciemno, ani żywego ducha. Nic
dziwnego, był środek nocy. Ze zmęczenia nie zauważyła nawet, kiedy
Surim wszedł do pokoju.
- Melisso? - Stanął przy niej i zaczął masować jej ramiona, kark,
wsunął ręce w jej włosy. - Dość tego, musisz wreszcie odpocząć.
Z wdzięcznością poddawała się temu masażowi, mając ochotę
mruczeć jak kot. Mmm, jak dobrze... Odchyliła głowę i spojrzała
Surimowi w oczy - w te drogie ciemne oczy, które już tak dobrze
znała. Patrzyli na siebie w milczeniu przez dłuższą chwilę.
- Chciałbym cię znowu pocałować.
Najzupełniej bezwiednie uśmiechnęła się z rozmarzeniem.
- Niczego więcej nie pragnę - odparła, gdyż była straszliwie
znużona i nie miała siły walczyć z tym, co czuła.
Już i tak zdecydowała, że wyjedzie, więc ten jeden pocałunek
więcej nie mógł w niczym zaszkodzić.
I nie zaszkodził, przeciwnie, wydawał się pomagać. Surim
całował ją czule i delikatnie, a potem z narastającą pasją,
przygarniając ją mocno do siebie i żądając równie płomiennej
odpowiedzi. Była jak zaczarowana, była w ciągu tych chwil naprawdę
szczęśliwa. Pragnęła więcej, znacznie więcej, lecz musiała poprzestać
RS
138
na tym, więc w którymś momencie z największym ociąganiem
odsunęła się od Surima, wiedząc, że do końca życia będzie
pielęgnować wspomnienie tych cudownych pocałunków. Miała
jednak dość rozsądku, by wiedzieć, kiedy się wycofać.
Surim oparł się czołem o jej czoło, jego oczy wydawały się
ciemniejsze niż kiedykolwiek, niebezpieczne.
- Nie chcę przestawać - rzekł cicho.
Uśmiechnęła się ze smutkiem.
- Ja też nie.
- Czemu więc to robisz?
Wysunęła się z jego objęć i podeszła do łóżeczka.
- Szukasz żony, a to, co się dzieje między nami, odciąga cię od
tego celu.
- Jeszcze nie jestem żonaty.
- Ale będziesz. A ja nie mogę zostać, muszę wracać do Anglii.
- Zostań ze mną i wychowuj moje dzieci.
Miała zostać w jego domu przez następnych kilkanaście lat,
patrzeć na niego i Jasine, patrzeć na ich dzieci i cały czas myśleć o
tym, że chciałaby go dla siebie? Nie, za nic!
- Dzieci odżyły przy tobie, dzięki tobie uczą się arabskiego,
nawet mnie zaakceptowały. Nie możesz wyjechać - nalegał.
Melissa czuła się rozdarta. Sądząc po szczerości w jego głosie,
naprawdę pragnął, by została. Ale to byłoby zbyt trudne!
Powoli pokręciła głową.
Surim milczał przez długą chwilę, wreszcie rzekł spokojnym,
rzeczowym tonem:
RS
139
- W takim razie musisz zostać moją żoną, Melisso. To ciebie
wybieram.
RS
140
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Melissa patrzyła na niego w oszołomieniu. Chciał się z nią
ożenić?
W jej sercu wezbrała radość, ale w następnej chwili przyszło
otrzeźwienie. Nie powiedział, że ją kocha, po prostu potrzebował jej i
uznał, że to ona jest tą odpowiednią kobietą, ponieważ znakomicie
umie zajmować się dziećmi.
- Nie mogę za ciebie wyjść.
- To jest najrozsądniejsze rozwiązanie - przekonywał. -Dzieci cię
uwielbiają. Jeśli je opuścisz, przeżyją kolejną stratę, a dość ich już
miały. Ponadto podoba ci się w Qu'Arim. A do tego wszystkiego
całkiem dobrze się nawzajem rozumiemy.
- Och, to rzeczywiście świetne powody, żeby wziąć ślub i
spędzić razem resztę życia! Przykro mi, Surimie, ale moja odpowiedź
brzmi: „nie". Najlepiej będzie, jeśli wyjadę, gdy tylko Nadia
wyzdrowieje.
- Nie zgadzam się na twój wyjazd, chcę, żebyś została.
- Nie utrudniaj - poprosiła, ponieważ naprawdę nie mogła wyjść
za ukochanego mężczyznę, jeśli ten jej nie kochał.
- Czemu nie miałabyś zostać moją żoną? Czy to byłoby dla
ciebie aż takie trudne?
- Zrozum, nie pasujemy do siebie. Wszystko nas dzieli,
pochodzenie, pozycja...
Ujął ją mocno za ramiona.
RS
141
- Podobnie jak ty wychowywałem się w Anglii. Podobnie jak ty
mam pracę, owszem, w moim przypadku oznacza ona rządzenie
całym krajem, ale tak samo jak ty muszę pracować i mam swoje
obowiązki. Ja potrzebuję potomka, a ty z pewnością chciałabyś mieć
własne dzieci, może nawet całą gromadkę. Nie widzisz, że wszystko
znakomicie pasuje?
Spojrzała mu prosto w oczy.
- Ale ty nie wierzysz w miłość.
- Och, dyskutowaliśmy już na ten temat, myślałem, że został
wyczerpany. W moim kraju małżeństwa trwają znacznie dłużej niż w
Europie, rozwodów jest mało. W miarę upływu lat między
małżonkami pojawia się prawdziwe przywiązanie. Naprawdę będzie
nam dobrze razem, zobaczysz.
Wyobraziła sobie wspólne chodzenie na sztywne przyjęcia.
Potem siebie zajmującą się dziećmi i Surima, który prawie nigdy nie
miałby czasu dla rodziny. Wracałby późno, rozmawiał z nią o
niewielu sprawach, ważne rzeczy zatrzymując dla siebie. Nie, to było
stanowczo za mało, żeby powiedziała „tak". Surim musiałby
zaofiarować jej znacznie więcej.
- Przywiązanie mi nie wystarczy - oświadczyła. - Chcę być
kochana, chcę być dla tej drugiej osoby najważniejsza. Nie chcę być
tylko matką dzieci, chcę być pełnoprawną partnerką, najlepszym
przyjacielem, upragnioną kochanką. Nic mniej mnie nie zadowoli. -
Odwróciła wzrok, ponieważ bała się, że jeśli dłużej będzie patrzeć w
te ciemne oczy, jej determinacja osłabnie. - Oczywiście doceniam
twoją propozycję. Nawet nie wiesz, ile ona dla mnie znaczy.
RS
142
- Ale ostateczna odpowiedź brzmi: „nie"? - upewnił się cicho.
Skinęła głową.
Pocałował ją lekko w policzek i odsunął się.
- Wrócę do domu, żeby sprawdzić, co z pozostałą dwójką. -
Ruszył ku drzwiom. - Gdyby coś się działo z Nadią, natychmiast mnie
powiadom.
Poczekała, aż wyszedł, i dopiero wtedy rozpłakała się.
Odrzuciła oświadczyny mężczyzny, którego kochała! Czy
naprawdę była kompletną idiotką?
Jak on miał okazać uczucie, skoro jemu nikt go nigdy nie
okazał? Może należało zaryzykować, dać mu szansę i w ten sposób
mu pomóc? Kto wie, czy nie przyniosłoby im to szczęścia?
Ale równie dobrze mogłoby przynieść tylko cierpienie.
Surim jechał przez miasto, czując dziwne odrętwienie i nic nie
rozumiejąc. Jak to możliwe, że mu odmówiła? Przecież czasem, gdy
byli sami, dostrzegał u niej przebłyski żywszych emocji. On sam
bardzo lubił jej towarzystwo, najchętniej spędzałby z nią każdy dzień
od rana do wieczora. Bardzo lubił z nią rozmawiać, nigdy się tym nie
nużył. Potrafiła go rozbawić i spowodować, że odżywał. A kiedy się
całowali...
Minął drogę prowadzącą do rezydencji i jechał dalej - aż do
restauracji na wodzie, gdzie dwa dni wcześniej jedli lunch z Melissą.
Wydawało się, jakby od tamtego dnia upłynęła cała wieczność,
ponieważ nagła choroba Nadii wszystko zmieniła, w tym hierarchię
ważności wielu rzeczy.
RS
143
Zatrzymał się na pustym parkingu, zgasił światła samochodu i
siedział tak, wpatrując się w ciemność. Melissa uwielbiała dzieci
Mary, a mimo to zamierzała wyjechać - czyli nie zależało jej na nim
ani trochę.
On jej chciał, a ona jego nie.
Oto historia jego życia w wielkim skrócie. Drogie mu osoby z
reguły nie dbały o niego, nie potrzebowały go, powinien był już się do
tego przyzwyczaić. Ale myślał, że z nią będzie inaczej...
Przesiedział tak resztę nocy. Zaczynało świtać, gdy ponownie
uruchomił silnik. Wrócił do domu, wziął prysznic, przebrał się i był
gotów do działania, wiedząc, że jeśli nie przedsięweźmie
zdecydowanych kroków, Melissa naprawdę wyjedzie. Wybrał
znajomy numer.
- Cześć, Max, tu Surim.
- Wiesz, która godzina? Tu jest środek nocy - odezwał się
zaspany głos.
- Wybacz, zapomniałem o różnicy czasu, ale muszę z tobą pilnie
porozmawiać.
- Co się stało? Coś nie tak z restauracją? Tylko nie mów, że się
spaliła albo że będzie jakieś ogromne opóźnienie.
- Nie, z restauracją wszystko w porządku, chodzi o Melissę.
- Stało się jej coś złego?
- Nie, na szczęście nie. Potrzebuję twojej rady.
- W jakiej sprawie?
Surim wolałby nie zdradzać, co zaszło, lecz nie miał wyjścia.
- Poprosiłem Melissę o rękę. Odmówiła.
RS
144
Przez długą chwilę w słuchawce panowała cisza.
- Poprosiłeś ją o rękę? - odezwał się Max, gdy odzyskał głos. -
Czemu?
- Ponieważ to bardzo dobry układ. Dzieci ją uwielbiają.
Przekonała je do mnie, a mnie do nich, nie wyobrażam już sobie, że
mogłoby ich tutaj nie być. Zrobiła tu tyle dobrego, nie może
wyjechać.
Czekał na reakcję przyjaciela, wstrzymując oddech. Gdyby Max
zaczął się śmiać albo rzucił jakąś kpiącą uwagę, Surim wsiadłby w
najbliższy samolot do Londynu, żeby najzwyczajniej w świecie dać
przyjacielowi w zęby.
Ale Max milczał.
- To wszystko? - spytał wreszcie.
- Byłaby idealną żoną dla mnie.
- Surim, mówimy o kobiecie! A co ona będzie z tego miała?
- Jak to? Zostanie żoną głowy kraju. Czy to nie dosyć?
- Jeśli zależy jej na prestiżu i majątku, to tak, ale akurat Melissa
wyżej sobie ceni emocje, o ile mi wiadomo. Porozmawiajmy więc o
emocjach. Co czujesz do Melissy? Tylko szczerze.
- Pragnę jej.
- Nie dziwię się, bo jest na czym oko zawiesić. A coś więcej?
- Co więcej?
- Podobno mężczyźni są kiepscy w wyrażaniu uczuć, moje
siostry zawsze to powtarzają. Ale spróbujmy. Nie masz wrażenia, że
w twoich oświadczynach czegoś brakuje? Na przykład napomknięcia
o czymś takim jak miłość?
RS
145
- Miłość to wielki mit Zachodu. W naszej kulturze aranżuje się
małżeństwa, które potem funkcjonują znacznie lepiej niż u was.
Odsetek rozwodów jest bardzo niski.
- Może jej to powiedz?
- Powiedziałem.
Dopiero wtedy Max wybuchnął śmiechem.
- Surim, jesteś jedyny w swoim rodzaju! Szkoda, że mnie przy
tym nie było.
- Ale ja nadal tego nie rozumiem. Muszę się ożenić, żeby mieć
potomka, więc czemu nie miałbym się ożenić z kobietą, której
pragnę?
- No to powiedz jej, że jej pragniesz.
- Zrobiłem to, ale i tak odmówiła. Max, ty lepiej będziesz
wiedział, jak postąpić z Europejką. Jak mam ją przekonać, żeby za
mnie wyszła?
- Dobrze, pomogę ci. Wymień powody, dla których powinniście
być razem.
Surim bez trudu wymienił całą długą listę racjonalnych
powodów.
- W porządku. A teraz mi powiedz, jak by to wyglądało, gdyby
jednak wyjechała.
- Nie mogę.
- Dlaczego?
- Bo nie wyobrażam sobie życia bez niej.
Następnego ranka Nadia zjadła całe śniadanie i chciała się
bawić. Gorączka spadła.
RS
146
- Teraz proces zdrowienia powinien przebiegać równie szybko,
jak szybko nastąpiło pogorszenie, w przypadku małych dzieci często
właśnie tak to wygląda - orzekł lekarz prowadzący. - Prawdopodobnie
już jutro będzie można zabrać ją do domu.
- Słyszałaś, kruszynko? - Melissa nie posiadała się z radości. -
Jutro wracamy do domu!
Nagle urwała, ponieważ uprzytomniła sobie, że zaraz po
powrocie do rezydencji przyjdzie jej lecieć do Anglii, ponieważ nie
mogła dłużej mieszkać u Surima po odrzuceniu jego oświadczyn.
Tylko kto zajmie się wtedy dziećmi? Annis sama nie da rady.
Na razie najważniejsza była zdecydowana poprawa stanu Nadii.
Melissa poprosiła pielęgniarkę, by ta zadzwoniła do rezydencji i
przekazała pomyślne wieści. Mijały godziny. Po południu stało się
jasne, że Surim nie przyjdzie do szpitala, więc Melissa uznała, że
trzeba zadzwonić ponownie, przy czym tym razem zrobiła to
osobiście.
- Jego Wysokość pojechał gdzieś z dziećmi na cały dzień -
wyjaśniła Annis. - Bardzo się wszyscy ucieszyliśmy, gdy nadeszła ta
dobra wiadomość ze szpitala.
Surim zajął się dziećmi? No proszę! Zaskoczona Melissa
poprosiła jeszcze o przysłanie kilku ulubionych książeczek i zabawek
Nadii, ponieważ potrzebowała ją czymś zająć, a potem rozłączyła się.
Wieczorem, gdy Nadia zasnęła, Melissa dosłownie leciała z nóg.
Pielęgniarka zdołała w końcu namówić ją na powrót do rezydencji i
porządne wyspanie się, bo przecież następnego dnia dziewczynkę
wypisywano ze szpitala.
RS
147
- Jak pani zapewni jej jutro opiekę w domu, skoro już teraz jest
pani nieprzytomna?
Ten argument przeważył i Melissa zadzwoniła po limuzynę.
Zasnęła na tylnym siedzeniu, ledwie odchyliła głowę na oparcie. Gdy
przyjechała do domu, w holu nikt na nią nie czekał, co sprawiło jej
pewien zawód. Weszła na górę i zajrzała do pokoi Alai i Hamida. Ku
jej zdumieniu spali smacznie, chociaż była dopiero dziewiąta.
Poszła do siebie, umyła się szybko i wyczerpana padła na łóżko.
Tęskniła za Surimem. Nie widziała go przez cały dzień i ledwo mogła
to znieść, więc jak zamierzała przeżyć bez niego całe następne
tygodnie, miesiące i lata?
Rano pobiegła do jadalni dziecinnej, gdzie zastała przy
śniadaniu nie tylko Alaję i Hamida, ale także Surima. Na sam jego
widok przepełniła ją radość, lecz zaraz potem przyszło też
zakłopotanie. Jak trudno było przebywać z nim po odrzuceniu jego
oświadczyn!
- Wiem od Annis, że przekazano ci wczoraj wiadomość o stanie
Nadii - rzekła, gdy przywitała się z dziećmi.
- Tak, rozmawiałem już z lekarzem prowadzącym, jesteśmy
umówieni na dziewiątą na odebranie jej ze szpitala. Ale zanim tam
pojedziemy, chciałbym zamienić z tobą dwa słowa. U mnie w
gabinecie, po śniadaniu.
Zastanawiała się, o czym zamierzał rozmawiać. Może już kupił
dla niej bilet powrotny do Londynu, skoro postanowiła wracać od razu
po wyzdrowieniu Nadii? A może chciał ponownie namawiać ją na
RS
148
pozostanie? A może...? Przez całe śniadanie siedziała jak na
szpilkach, zadając sobie podobne pytania.
Zeszli na dół, Surim w ogóle się nie odzywał. W milczeniu
zamknął za nimi drzwi gabinetu, a potem również bez słowa chwycił
Melissę w objęcia i obsypał ją gorącymi pocałunkami.
Przylgnęła do Surima, zapominając o wszystkim. Wsunęła mu
palce we włosy i całowała go bez opamiętania. Och, jak ona za nim
tęskniła ostatniej nocy! Jak bardzo pragnęła go zobaczyć!
- Dziękuję ci za twoje poświęcenie, Melisso - rzekł jakiś czas
później, opierając się czołem o jej czoło. - Za wszystko, co zrobiłaś
dla Nadii. Zatrudniłem profesjonalną pielęgniarkę, przez kilka dni
będzie tutaj mieszkać i zajmować się Nadią.
- Nie było takiej potrzeby, ja i Annis dałybyśmy sobie radę.
- Nie, ty musisz wreszcie trochę odpocząć. Przywieziemy Nadię,
odczekamy ten dzień, a jutro, przed twoim wyjazdem, chciałbym ci
coś pokazać. Wadi Serene. Tę oazę, o której ci mówiłem.
Serce w niej zamarło. A więc mieli się rozstać i ta wizyta w
oazie była z jego strony gestem pożegnalnym.
Nadia szybko dochodziła do siebie, powrót do domu i obecność
rodzeństwa wyraźnie dobrze jej zrobiły. Wieczorem Surim czytał jej
bajki na dobranoc, a gdy zasnęła, siedział jeszcze przez jakiś czas przy
łóżeczku, przypatrując się jej i czując, jak jego serce przepełnia
miłość. Melissa postąpiła bardzo mądrze, praktycznie zmuszając jego
i dzieci, żeby lepiej się wzajemnie poznali. Teraz już nie wyobrażał
sobie życia bez nich.
I bez niej. A właśnie to mu groziło, jeśli nie zdoła jej przekonać.
RS
149
Polecieli prywatną awionetką, pilotowaną zresztą przez Surima.
Przez całą podróż Melissa niestrudzenie chłonęła malownicze widoki.
Wylądowali w małym miasteczku, za lotnisko służył pas ubitej ziemi,
a za halę przylotów i odlotów niewielki budyneczek.
- To było fantastyczne - oświadczyła, wychodząc z awionetki. -
Zobaczyłam cały szmat Qu'Arim za jednym zamachem!
- Ale z odległości. Chodź, tamten dżip jest mój.
- Trzymasz go tutaj na stałe?
- Nie, zadzwoniłem, żeby nam go podstawiono. Powinny być w
nim zapasy świeżego jedzenia na dwa dni.
Do oazy dojechali prawie o zachodzie słońca. Pod kępą palm
stał wielki podłużny namiot, nieopodal bulgotało źródełko. Dookoła,
jak okiem sięgnąć, rozciągała się pustynia, panowała cisza i idealny
spokój. Byli zupełnie sami.
- Tu jest cudownie - rzekła cicho Melissa.
Ponieważ poły namiotu były zapraszająco rozchylone, weszła
tam z zaciekawieniem i aż oniemiała z wrażenia. Na ziemi rozpostarto
grube i miękkie perskie dywany. Na stole czekał gotowy posiłek,
świeże owoce piętrzyły się w misach. W głębi stała sofa zarzucona
mnóstwem poduszek, przed nią znajdował się niski stoliczek.
Zwieszające się spod dachu wzorzyste kobierce oddzielały część
jadalną od sypialnej. Wszędzie paliły się mosiężne lampki, chociaż
promienie słońca jeszcze wpadały przez uchylone poły namiotu.
Oszołomiona Melissa odwróciła się do Surima z zachwyconym
uśmiechem.
RS
150
- Jeszcze nie widziałam czegoś tak pięknego. Dziękuję, że mnie
tu przywiozłeś. Nigdy nie zapomnę tego miejsca.
Zajrzał jej głęboko w oczy.
- Mam nadzieję, że jeszcze tu wrócisz, i to nie raz. Nigdy nie
przywiozłem tu nikogo innego. To dla mnie wyjątkowe miejsce, nie
spodziewałem się, że je kiedyś komuś pokażę. Ale tobie pragnąłem je
pokazać. Melisso, wyjdź za mnie. Dzielmy nasze dnie i noce.
Zestarzejmy się razem.
- Surimie... - jęknęła.
Czemu ją dręczył? Jak długo będzie w stanie mu odmawiać?
- Po rozważeniu sytuacji doszedłem do wniosku, że moje
oświadczyny w szpitalu nie zostały dostatecznie przemyślane. Za to
teraz mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że cię kocham.
To była ostatnia rzecz, jaką spodziewała się usłyszeć.
- Co takiego? To niemożliwe!
W jego oczach pojawiło się rozbawienie.
- Czemu?
- Bo ty nie wierzysz w miłość.
- Nie wierzyłem - skorygował. - Ale udowodniono mi, że to
wszystko, co odczuwam w związku z tobą, to właśnie jest miłość.
- Udowodniono ci? To znaczy, kto ci udowodnił?
- Max.
- Rozmawiałeś o mnie z Maksem?
Zamiast odpowiedzieć, pocałował ją - najpierw czule i
delikatnie, a potem z prawdziwym żarem. Minęło trochę czasu, zanim
RS
151
Melissa mogła znowu coś powiedzieć. Spojrzała wtedy na niego z
ukosa.
- A więc wydaje ci się, że mnie kochasz?
-Bo tak jest.
- Od kiedy?
- Chyba od tego wieczoru, kiedy stawiałaś mi warunki twojego
pozostania w Qu'Arim.
- Ale to było zaledwie w pierwszym tygodniu mojego pobytu.
- Spodobałaś mi się od samego początku. Potem zaczęłaś mnie
fascynować. A na koniec rzuciłaś na mnie czar i przepadłem.
- Nie wiem, co powiedzieć.
- To ja ci podpowiem. „Tak, Surimie, wyjdę za ciebie".
- Chodzi o dzieci, prawda?
- Nie, chodzi o mnie i o ciebie. Dzieci dorosną i wyprowadzą
się. Chcę, żebyś została przy mnie aż do końca życia. Kocham cię.
Powiedz, że i ty mnie kochasz.
Wciąż nie mogła w to uwierzyć, ale wreszcie żar i szczerość
brzmiące w jego słowach, przekonały ją, a wtedy serce omal nie pękło
jej z radości.
- Och, Surimie, jeśli rzeczywiście mnie kochasz, jestem gotowa
poślubić cię w tej sekundzie! Szaleję za tobą!
W odpowiedzi z błyskiem w oku porwał ją w objęcia i
pocałował ponownie.
- Wiedziałem, że w małżeństwie z czasem rodzi się
przywiązanie, ale nigdy nie spodziewałem się, że przed ślubem będę
coś odczuwał. I to aż tak mocno.
RS
152
- Surimie, czy naprawdę jesteś pewien? Kocham cię od dawna,
lecz musiałam to ukrywać, ponieważ zamierzałeś poślubić jakąś
odpowiednią kobietę, którą zaaprobują twoi ministrowie i doradcy.
- Ja twierdzę, że jesteś najbardziej odpowiednia ze wszystkich i
niech mi się ktoś sprzeciwi!
Melissa roześmiała się. Nie słyszała o nikim, kto miałby odwagę
sprzeciwiać się szejkowi. No, ona często miewała własne zdanie, ale
akurat w tej kwestii nie zamierzała się z nim sprzeczać.
Surim odetchnął głęboko i przytulił ją mocniej.
- Pragnę cię. Pragnę mieć cię co noc w swoim łóżku. Tylko ty i
ja i nic między nami. Pragnę kochać się z tobą aż do późnej starości.
Pragnę, żebyśmy jadali razem, wychowywali dzieci i nawet żebyś
ganiła mnie za to, że za mało się nimi zajmuję. Chcę, żebyśmy dużo
rozmawiali, żebyś nosiła perły ode mnie, żebyś śmiała się ze mną i
patrzyła na mnie z taką miłością, z jaką patrzysz na dzieci. Nigdy nie
sądziłem, że kiedykolwiek będzie mi na kimś aż tak zależeć. Kiedy
Max kazał mi wyobrazić sobie życie bez ciebie, nie potrafiłem. Stałaś
się częścią mnie i nie umiałbym się z tobą rozstać. Obiecuję zawsze
cię kochać i być ci wiernym. Zrobię wszystko, co w mojej mocy,
żebyś była ze mną szczęśliwa.
-Och, Surimie... - wyszeptała, przejęta do głębi. Ten mężczyzna,
który sam nie otrzymał miłości i ciepła, obiecywał jej
najcudowniejsze rzeczy pod słońcem. - Myślałam, że chodzi ci o
dzieci.
- Dzieci też chcę mieć. Ale tylko z tobą. Córeczkę, która
odziedziczy po mamie cudowne zielone oczy. I synka, który pewnego
RS
153
dnia przejmie po mnie rządy. Albo, jeśli będzie wolał, zostanie
lekarzem.
- O czym ty mówisz?
- Kiedyś ci wyjaśnię - odparł z uśmiechem. - Ale dzieci dorosną
i odejdą, a my zostaniemy razem. Nie wyobrażam sobie życia bez
ciebie. Tylko jak mam ci to udowodnić? W jej oczach wezbrały łzy
szczęścia.
- Nie musisz nic udowadniać, wierzę ci.
- A co myślisz o perspektywie wspólnego życia? - spytał,
delikatnie ocierając jej z policzka powoli toczącą się łzę.
- Że też tego chcę. Pod warunkiem, że będziesz zawsze mnie
kochał.
Pocałował ją.
- Będę cię kochał dłużej niż zawsze.
RS