background image

Władysław Siemaszko, Ewa Siemaszko, „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów 
ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945”

 

 

 
 

„Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 
1939-1945”  autorstwa  Władysława  i  Ewy  Siemaszków  (ojciec  i  córka)  to  olbrzymia, 
dwutomowa,  licząca  w  sumie  prawie  1500  stron  praca  dokumentująca  zbrodnie 
popełnione  przez  Ukraińców  wobec  Polaków  w  latach  1939-1945.  Powiat  po  powiecie, 
gmina  po  gminie,  wieś  po  wsi  -  zostały  tu  bardzo  dokładnie  opisane  wszystkie 
miejscowości,  w  których  Ukraińcy  zabijali  i  męczyli  Polaków.  Autorzy  wykonali 
benedyktyńską  pracę,  docierając  do  olbrzymiej  ilości  świadków  tych  wydarzeń  i 
zbierając  ich  świadectwa.  Jest  to  właściwie  czarna  księga  ukraińskich  zbrodni 
począwszy od pierwszych dni II wojny światowej aż do jej końca.  

 

 

Zachowanie  Ukraińców  wobec  Polaków  w  tym  okresie  pełne  było  wyrafinowanego, 
niczym  nie  uzasadnionego  okrucieństwa.  Korzystali  oni  ze  starych,  wypróbowanych 
przez  ich  dziadów  i  pradziadów  metod  zabijania.  Podobne  akty  terroru  popełniane 
przez kozacką dzicz opisano już w XVII wieku, w okresie powstania Chmielnickiego w 
XVII wieku, a także w czasie tzw. koliszczyzny, czyli kozackiej rebelii w wieku XVIII. 
Można  tu  więc  wyliczyć  takie  metody  jak:  rąbanie  ofiar  siekierami,  przerzynanie 
żywcem  piłą,  wydłubywanie  oczu,  obcinanie  uszu  i  języków,  rozpruwanie  brzuchów 
ciężarnym  kobietom  i  wyciąganie  płodów,  rozpruwanie  brzuchów  mężczyznom  i 
wyciąganie  jelit,  nabijanie  niemowląt  na sztachety  w płocie, wrzucanie  ludzi  do  studni 
itp.  W  czasie  Wigilii  w  Łucku  Ukraińcy  weszli  do  domu  na  przedmieściu,  pozabijali 
ludzi,  a  kawałki  ich  ciał  położyli  na  przygotowane  wcześniej  talerze.  Było  to  dla  nich 
bardzo  zabawne.  Takich  barbarzyńskich  czynów  nie  dokonywali  ani  Niemcy,  ani 
Sowieci!

 

 

Autorzy przedstawiają ludobójstwo Polaków na Wołyniu jako zbrodnię, którą popełnili 
UKRAIŃCY,  a  nie  –  jak  to  się  zwykle  pisze  w  opracowaniach  historycznych  – 
członkowie  rozmaitych  organizacji  wojskowych.  Zdaniem  Siemaszków,  jest  to 
ludobójstwo  dokonane  przez  Ukraińców,  a  nie  np.  UPA,  banderowców,  nacjonalistów 
ukraińskich  czy  jak  ich  tam  zwać…  Bo  w  mordach  i  podpalaniu  polskich  wsi 
uczestniczyli zwykli ludzie, nie żadni tam wojskowi, ale przeciętni, normalni ukraińscy 
chłopi, a także ich żony i dzieci. Często bywało tak, że na akcję pacyfikacji polskiej wsi 
w  mroźną  noc  (napadano  zwykle  wtedy,  kiedy  wszyscy  byli  w  domach,  chodziło  o 
element  zaskoczenia)  jechali  po  prostu  sąsiedzi:  ukraińscy  mężczyźni  zajmowali  się 

background image

mordowaniem  Polaków,  ukraińskie  kobiety  rabowały  w  tym  czasie  ich  dobytek,  a 
ukraińskie  dzieci  podpalały  domy.  Do  tego  wszystkiego  namawiali  ich  wcześniej 
ukraińscy  duchowni,  którzy  przez  akcją  mordowania  sąsiadów  święcili  narzędzia 
zbrodni,  czyli  noże,  kosy,  siekiery,  grabie  i  piły.  Autorzy  są  jednak  sprawiedliwi  i 
odnotowują także przypadki, kiedy Ukraińcy pomogli Polakom. Bo i takie sytuacje się 
zdarzały.  

 

 

Największą  zaletą  tej  książki  jest  to,  że  nie  jest  pisana  na  podstawie  dokumentów 
wyciągniętych  z  archiwów,  ale  na  bazie  zeznań  żyjących  świadków  tych  okropnych 
wydarzeń,  jakie  miały  miejsce  na  Wołyniu.  Praca  opatrzona  jest  obszernym  indeksem 
rzeczowym, a także mapkami, z których wynika, jaki układ terytorialny miały zbrodnie 
Ukraińców. Objęły one właściwie cały Wołyń. Polaków mordowano głównie na wsiach, 
choć  zdarzały  się  także  napaści  na  domy  w  miastach  stojące  gdzieś  na  uboczu  lub  na 
peryferiach. 

 

 

Według  bardzo  ostrożnych  szacunków  w  okresie  1939-1945  Ukraińcy  zamordowali 
około 60-80 tysięcy Polaków. Dokładna liczba pomordowanych jest trudna do ustalenia 
z wielu powodów, m. in. dlatego, że nie zawsze było komu policzyć te trupy, albowiem po 
zbrodni nie został już nikt żywy. Niektóre źródła podają, że mogło to być w sumie nawet 
200 tysięcy Polaków. W każdym razie była to ogromna liczba ludzi, którzy stracili życie 
na  Wołyniu.  Dochodzi  do  tego  wielka  ilość  dzieci,  które  straciły  rodziców,  a  same 
uratowały  się,  lub  ktoś  je  uratował  z  masakry.  Dzieci  te  do  końca  życia  także  były  (a 
niektóre  jeszcze  są)  ofiarami  tego  ludobójstwa.  Doliczyć  do  tego  należy  wielką  ilość 
Polaków, którzy wprawdzie uszli z życiem, ale stracili na Wołyniu dorobek całego życia, 
a  także  swoją  ojczyznę,  w  której  ich  przodkowie  mieszkali  od  czasów  Bolesława 
Chrobrego.  

 

 

Mimo niezaprzeczalnych dowodów, ludobójstwo na Wołyniu jest wciąż przemilczane. Z 
różnych  względów  nie  mówiono  o  nim  w  okresie  PRL-u,  nie  mówi  się  także  po  1989 
roku.  Przyczyną  tego  zamiatania  pod  dywan  takiej  zbrodni  jest  –  moim  zdaniem  - 
niewłaściwie pojęta strategia dyplomatyczna przyjęta przez kolejne rządy Polski wobec 
Ukrainy. A przecież Ukraińcy nigdy nie przeprosili za tę zbrodnię, nie ukorzyli się, tak 
jak to zrobili Niemcy po drugiej wojnie światowej. Dla Ukraińców tamci zbrodniarze są 
bohaterami,  stawiają  im  pomniki  i  nazywają  ulice  imionami  tych,  którzy  wtedy 
mordowali Polaków.  

 

 

Jeszcze  kamyczek  osobisty…  W  mojej  miejscowości  mieszkają  potomkowie  Polaków, 
którzy  musieli  uciekać  z  Wołynia.  Nie  tak  dawno  rozmawiałam  z  panią,  której 
dziadkowie  zostali  zamordowani  przez  Ukraińców  we  wsi  Nieświcz  koło  Łucka. 
Zanotowałam jej opowieść. Oto ona: 

 

 

„Nasza rodzina mieszkała na Wołyniu, pomiędzy miastami Łuck i Równe. Przed wojną 
dziadek  był  zarządcą  w  dużym  majątku  ziemskim.  W  czasie  wojny  Ukraincy  zabili 
dziadka,  a  potem  babcię,  to  jest  matkę  mojej  matki.  Zabili,  a  później  wrzucili  ją  do 
studni. A moją mamusię uratowała Ukrainka Wierka. 

 

 

To było tak…

 

 

Pod koniec wojny większość Polaków uciekała z wiosek do Łucka przed banderowcami. 
Babcia  z  dziećmi  też  miała  uciekać.  Póki  co,  chowali  się  po  domach  przed 
banderowcami,  nie  rozpalali  ognia,  by  dym  z  komina  nie  zdradził,  że  ktoś  tam  jest  w 
środku żywy.

 

 

background image

Pewnego razu babcia z inną kobietą zostawiły dzieci i poszły do takiego domu na skraju 
wsi,  by  tam  ukradkiem  zrobić  pranie,  bo  już  nie  miały  żadnych  czystych  rzeczy. 
Rozpaliły  w  piecu,  banderowcy  dostrzegli  dym,  wpadli  tam,  zarezali  obie  kobiety,  a 
trupy  wrzucili  do  studni.  Dzieci  siedziały  same,  bały  się  okropnie  i  były  głodne. 
Uratowała je znajoma matki, Ukrainka Wierka. Jej mąż też poszedł do  banderowców, 
bo inaczej całą ich rodzinę by zabili. Ale jej się zrobiło żal tych głodnych dzieci, co tam 
były schowane. Poszła tam i dała im jeść. W nocy przyśniła się jej Matka Boska, która 
kazała się jej nimi zaopiekować. No to następnego dnia też poszła dać im jeść. Kolejnej 
nocy  znowu  ukazała  się  Wierce  Matka  Boska  i  mówiła,  by  zabrała  dzieci  z  tamtego 
pustego domu. No to  Wierka wzięła je do siebie, w tajemnicy przed swoimi.  Jakby się 
Ukraińcy dowiedzieli, że ona chowa polskie dzieci, to by ją na pewno zabili. I dobrze, że 
je zabrała, bo następnego dnia w ten dom uderzyła bomba i tam tylko wielka dziura w 
ziemi została. Jakby tam ktoś był, to by nie przeżył.

 

 

I  tak  moja  mamusia  cudem  uratowała  się  od  śmierci.  Do  końca  życia  modliła  się  do 
Matki Boskiej, dziękowała jej za ocalenie. Wierka z Ukrainy dwa razy przyjeżdżała do 
nas,  do  Polski.  Mamusia  była  jej  bardzo  wdzięczna.  A  my  nigdy  tam  nie  byliśmy,  na 
tym Wołyniu.”

 

 

Dowiedziałam się, że dziadek mojej rozmówczyni nazywał się Marian Paszkowski, przed 
wojną  skończył  studia  rolnicze,  pracował  jako  zarządca  majątku  (folwarku?),  że  jak 
przyszli Niemcy to nie opuścił swojej wsi. Kiedy Ukraińcy zaczęli zabijać Polaków, to nie 
chciał uciekać, bo sądził, że jemu nic nie zrobią, bo to przecież znani od lat sąsiedzi. Ale 
mimo to, Ukraińcy przyszli, wyprowadzili jego i jeszcze paru innych mężczyzn niby to 
do  urzędu  gminy  i  po  drodze  zabili  (zarezali?,  zastrzelili?).  Dzisiaj  w  tej  wsi  jest 
pamiątkowy  obelisk  z  nazwiskami  tych  zabitych,  ufundowany  przez  potomków 
Polaków.

 

 

Tragedia  rodziny  Paszkowskich  z  Nieświcza  także  została  opisana  w  książce  Ewy  i 
Władysława Siemaszków.

 

 

Siemaszko  Ewa,  Siemaszko  Władysław,  „Ludobójstwo  dokonane  przez  nacjonalistów 
ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945”, wyd. von Borowiecky, Warszawa 
2008

 

 

Autor

Maria Orzeszkowa 

 

 

OUN-UPA. Formacje zbrojne

 

Władysław i Ewa Siemaszko 

(fragment książki pt. "Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich 

na ludności polskiej Wołynia 1939-1945") 

Nacjonalistyczne formacje zbrojne Maksyma Borowcia "Tarasa Bulby" 

Zalążki swej podziemnej zbrojnej formacji Maksym Boroweć "Taras Bulba" zaczął 
organizować  podczas  okupacji  sowieckiej,  od  jesieni  1940  r.  na  terenie  powiatu 
kostopolskiego  i  sarneńskiego.  W  chwili  wybuchu  wojny  sowiecko-niemieckiej  w 
1941 r. jego bojówki ujawniły się jako tzw. Sicz Poleska (Poliśka Sicz). Atakowały 
wówczas  w  okolicach  Sarn  i  Olewska  uciekających  żołnierzy  i  funkcjonariuszy 
sowieckich  oraz  ewakuujące  się  sowieckie  rodziny,  co  było  powodem 
zaakceptowania "Siczy" przez Niemców. Niemcy uznali "Poleską Sicz" za formację 
policyjną,  a  nie  za  zalążek  ukraińskiej  armii,  jak  projektował  Bulba.  Na  uwagę 
zasługuje fakt, że "Sicz" była nie tylko antysowiecka, ale także antypolska, o czym 
świadczy  np.  demonstracja  siczowców  na  czele  z  Bulbą  na  początku  niemieckiej 
okupacji w Rokitnie (zob. Rokitno, gm. Kisorycze, pow. Sarny). 16 listopada 1941 
r.  Niemcy  cofnęli  uznanie  dla  "Poleskiej  Siczy".  Część  siczowców  złożyła  broń, 
pozostali rozeszli się do domów, zabierając broń ze sobą. Bulba, w obawie przed 

background image

aresztowaniem przez Niemców, wraz z kilkunastoma współpracownikami ukrył się, 
mianował  się  głównym  ukraińskim  atamanem  i  rozpoczął  działalność  podziemną, 
organizując  na  nowo  zbrojne  formacje.  W  utworzonym  przez  niego  sztabie 
większość stanowili byli oficerowie UNR, a doradcami byli tam także melnykowcy. 

Koncepcja  i  styl  działania  Bulby  były  odmienne  od  reprezentowanych  przez 
Ugrupowanie  Bandery,  do  którego  odnosił  się  negatywnie.  Bulba  nie  ogłosił 
powstania  państwa  ukraińskiego  i  nie  tworzył,  jak  OUN  Bandery,  podziemnej 
administracji  cywilnej.  Po  rozwiązaniu  "Poleskiej  Siczy"  przystąpił  natomiast  do 
tworzenia ukraińskiej partyzantki, w przyszłości mającej być podstawą ukraińskich 
sił  zbrojnych.  Zorganizowanym  przez  siebie  oddziałom  nadał  nazwę  Ukraińskiej 
Powstańczej Armii (Ukrajinśka Powstańcza / Powstanśka Armija). 

Struktura UPA Bulby, inna niż UPA banderowskiej, przedstawiała się następująco. 
Istniało  pięć  tzw.  Latających  Brygad,  w  obrębie  których  działały  tzw.  sotnie 
(liczące  po  co  najmniej  100  ludzi).  Sotnie  były  podzielone  na  małe,  ruchliwe, 
operacyjne grupy, liczące po 5-10 osób. Obszar działania obejmował stosunkowo 
niewielki obszar Wołynia i Polesia Wołyńskiego, tj. powiat sarneński, kostopolski i 
północną  część  powiatu  rówieńskiego.  W  sierpniu  1943  r.  banderowcy  siłą 
podporządkowali  sobie  bojówki  Bulby.  Dla  resztek  swoich  zwolenników  Bulba 
przyjął  nazwę  Ukrajinśka  Nacjonalno-Rewolucijna  Armija  (OUNR),  która  to 
formacja nie odegrała już żadnej roli. 

Obecność  bojówek  bulbowskich  na  wymienionym  wyżej  obszarze  była  ludności 
polskiej  powszechnie  znana,  a  jej  działalność  odczuwano  jako  zbrodniczą. 
Pierwszy  masowy  mord,  rzeź  Parośli  w  gm.  Antonówka  powiatu  sarneńskiego  9 
lutego 1943 r., był dziełem bojówek bulbowskich. W raportach, sprawozdaniach i 
meldunkach Okręgu AK Wołyń powtarza się twierdzenie, że eksterminację ludności 
polskiej na terenie powiatu sarneńskiego i kostopolskiego rozpoczęli i dokonywali 
bulbowcy. Działali oni samodzielnie do sierpnia 1943 r. Jednakże w tym czasie i na 
tym  terenie  działała  równolegle  OUN  Bandery,  a  więc  w  północno-wschodniej 
części  Wołynia  ludobójcze  akcje  wobec  ludności  polskiej  były  dokonywane 
jednocześnie przez dwa nacjonalistyczne ugrupowania,  lecz nie ma dokumentacji 
pozwalającej stwierdzić, które z nich było bardziej aktywne. 

OUN i UPA Stepana Bandery 

OUN  Bandery  była  najliczniejszą  i  najsilniejszą  organizacją  nacjonalistyczną  na 
Wołyniu.  Szeroko  rozwinięta  siatka  organizacyjna  (tzw.  sitka)  obejmowała  cały 
teren  Wołynia  i  wszystkie  ukraińskie  grupy  społeczne,  posługiwała  się  przy  tym 
rzeszą  informatorów.  Podczas  okupacji  niemieckiej  ukraińscy  nacjonaliści  z 
ugrupowania  OUN  Bandery  byli  usadowieni  w  niemieckiej  administracji  i  policji 
ukraińskiej  pod  nadzorem  niemieckim,  co  wykorzystywali do  swoich  celów,  m.in. 
do terroru skierowanego wobec ludności polskiej oraz do wzmacniania organizacji. 
Struktura  organizacyjna  OUN  Bandery  (sitka)  była  oparta  na  jednoosobowym 
kierownictwie i zasadzie hierarchiczności. 

Na  czele  organizacji  stał  urzędujący  prowidnyk  (przewodniczący)  OUN-R,  którym 
od  rozłamu  OUN  w  1940  r.  do  lipca  1941  r.  był  Stepan  Bandera,  a  następnie 
Mykoła  Łebed  ("Maksym  Ruban").  Prowidnyk  kierował  kilkuosobowym 
kierownictwem  prowodem),  do  którego  należeli  podlegający  mu  m.  in. 
przewodniczący terytorialnych kierownictw. 

Obszar wpływów OUN Bandery został podzielony na kraje, nazywane też ziemiami 
z  określeniem  ich  geograficznego  położenia,  które  miały  swoje  kierownictwa  i 
prwidnyków. 

W  skład  krajowego  kierownictwa  (prowodu)  wchodzili:  przewodniczący  krajowy 
(prowidnyk),  zastępca  krajowego  prowidnyka,  referenci:  wojskowy,  gospodarczy, 
organizacyjny,  polityczny,  propagandy,  służby  bezpieczeństwa  i  innych  służb 
specjalnych. 

background image

Krajowym  kierownictwom  podlegały  kierownictwa  terenowe,  których  skład  był 
podobny.  Struktury  organizacyjne  były  tak  pomyślane,  żeby  zapewnić  sobie 
podporządkowanie  ludności  ukraińskiej  prowidnykom  terenowym,  w  czym 
organizacja  pomagała  sobie  stosując  obok  agitacji  terror.  Toteż  organizacja  ta  z 
łatwością mobilizowała do swoich zadań chłopstwo. 

Organem  kontroli  banderowców,  wszechwładnym  i  bezwzględnym,  była  Służba 
Bezpieczeństwa  (Służba  Bezpeky)  OUN,  której  komórki  znajdowały  się  na 
wszystkich szczeblach struktury OUN i UPA. Była to tajna policja OUN Bandery, o 
bardzo  szerokich  politycznych  kompetencjach  represyjnych.  SB  tropiła  i 
likwidowała  w  szeregach  organizacji  wszystkich  podejrzanych  ideologicznie  czy 
politycznie, mających jakiekolwiek wątpliwości i w ogóle uznanych za niepewnych, 
a  także  brała  udział  w  rzeziach  ludności  polskiej.  SB  również  terroryzowała 
ukraińską  ludność,  posługując  się  tymi  samymi  metodami,  co  wobec  członków 
OUN  i  UPA.  Jej  działalność  była  analogiczna  do  gestapo,  SS  i  NKWD. 
Zwierzchnikiem Służby Bezpieczeństwa w latach 1941-1944 r. był Mykoła Łebed, 
który  w  "rządzie"  proklamowanego  przez  OUN  Bandery  30  czerwca  1941  r. 
państwa  ukraińskiego  otrzymał  resort  bezpieczeństwa  i  który  od  1941  r.,  po 
aresztowaniu  Bandery  przez  Niemców,  był  równocześnie  przewodniczącym  OUN. 
W  latach  1942-1944  referentem  SB  na  Wołyniu  był  Wasyl  Makar  "Bezridnyj", 
"Siromaneć". 

Wołyń  (wraz  z  częścią  południowego  Polesia,  tj.  południowymi  rejonami  obwodu 
brzeskiego  i  poleskiego)  w  strukturze  organizacyjnej  OUN  Bandery  -  jako  kraj  - 
wchodził w skład tzw. Północno-Zachodnich Ziem Ukraińskich. Teren województwa 
był podzielony na dwa obwody  - wołyński i rówieński, które dokładnie pokrywały 
się  z  sowieckim  podziałem  administracyjnym  z  lat  1939-1941.  W  obwodzie 
wołyńskim znajdowało się 5 nadrejonów, które odpowiadały powiatom: Horochów, 
Kowel, Luboml, Łuck,  Włodzimierz Wołyński. Do obwodu rówieńskiego należało 6 
nadrejonów,  tj.  pozostałych  powiatów:  Dubno,  Kostopol,  Krzemieniec,  Równe, 
Sarny, Zdołbunów. 

W  obrębie  nadrejonów  znajdowały  się  rejony  (gminy),  dzielone  na  podrejony,  w 
których tworzone były kuszcze (nazwa tej jednostki nieprzetłumaczalna; kuszcz po 
ukraińsku oznacza krzak), obejmujące 4-7 wsi, a te z kolei dzieliły się na stanice 
(stanycie), liczące 1-2 wsie. 

Na  każdym  szczeblu  stał  przewodniczący,  kierownik  (prowidnyk)  -  krajowy, 
obwodowy, nadrejonowy, rejonowy. Kuszczami kierowali kuszczowi, a stanicami - 
stanyczni (sołtysi). W ramach całej organizacji, na różnych jej szczeblach, istniały 
bojówki  OUN,  których  dowódcy  zwani  byli  komendantami  (odpowiednio: 
obwodowi, okręgowi, nadrejonowi, rejonowi, staniczni). 

OUN dysponowała jeszcze siłami rezerwowymi w postaci paramilitarnej organizacji 
zwanej  Samooboronnymi  Kuszczowymi  Widdiłami  (SKW).  Były  to  grupy  chłopów 
żyjących  i  pracujących  w  swoich  gospodarstwach  we  wsiach  znajdujących  się  na 
terenie  ouenowskiej  jednostki  organizacyjnej  zwanej  kuszczem  i  mobilizowanych 
do konkretnych akcji. A więc było to coś w rodzaju pospolitego ruszenia, które w 
razie  potrzeby  wspomagało  OUN  lub  UPA.  SKW  było  kierowane  przez  OUN  za 
pośrednictwem  kuszczowych  i  stanycznych.  Nazwa  samooboronni,  która  oznacza 
"samoobronne"  (oddziały)  nie  miała  nic  wspólnego  z  samoobroną,  bowiem  owe 
oddziały  (widdily),  napadały  samodzielnie  lub  wraz  z  UPA  na  bezbronne  polskie 
osiedla.  Uzbrojenie  członków  SKW  stanowiła  nieliczna  broń,  a  głównie  narzędzia 
gospodarskie,  jak  np.  siekiery,  widły,  kosy,  noże,  topory,  młoty,  drągi  (stąd  też 
nazwa sokyrnyky, czyli siekiernicy), którymi nie można było walczyć z Niemcami i 
Sowietami  (sowieckimi  oddziałami  partyzanckimi),  a  jedynie  masakrować 
bezbronnych  Polaków.  Owo  pospolite  ruszenie,  do  którego  przyłączali  się  też 
zmuszeni przez OUN i UPA lub dobrowolnie niezrzeszeni Ukraińcy, miało znaczną 
przewagę nad mordowanymi Polakami. Członkowie SKW pełnili ponadto dzienną i 

background image

nocną służbę patrolową w swoich wsiach, w trakcie której wyłapywali i mordowali 
przemieszczających się Polaków. 

OUN  Bandery,  obwołując  siebie  jedyną  reprezentacją  narodu  ukraińskiego, 
uważała  swą  organizację  za  polityczne  podziemne  organa  administracji  (władzę 
cywilną), a utworzonej dla swoich celów i podporządkowanej jej formacji zbrojnej 
nadała  nazwę  Ukraińskiej  Powstańczej  Armii  (UPA),  używaną  wcześniej  przez 
oddziały Maksyma Borowcia "Bulby". 

Głównymi  organizatorami  UPA  Bandery  na  Wołyniu  byli:  Mykoła  Łebed  "Maksym 
Ruban",  Wasyl  Sydor  "Szelest",  Dmytro  Klaczkiwśkyj  "Kłym  Sawur",  Roman 
Szuchewycz "Taras Czuprynka" i Rostysław Wołoszyn "Horbenko", "Pawłenko". 

Pierwszy oddział powstał przy końcu 1942 r. ze scalenia bojówek OUN Bandery, po 
przeprowadzeniu  przez  Romana  Szuchewycza  i  Wasyla  Sydora  inspekcji  na 
Wołyniu  i  Polesiu.  Jego  dowódcą  był  Hryć  Perehiniak  (Perehijniak)  "Korobka", 
"Dowbeszka". W propagandzie banderowskiej oddział ten nazywany jest "pierwszą 
sotnią UPA", z pominięciem faktu, że istniały już sotnie UPA Bulby. W ślad za tą 
sotnią powstawały następne - w Sarneńskiem, w rejonie Stepań-Kołki (na północy 
powiatu  kostopolskiego  i  łuckiego),  w  pustomyckich  lasach  (w  okolicy  Pustomyt, 
gm. Tuczyn, pow. Równe), w Krzemienieckiem i innych rejonach. Trzon oddziałów 
stanowili  miejscowi,  jednakże  elementem  inspirującym  i  szczególnie  aktywnie 
uczestniczącym  w  organizacji  oddziałów  byli  nacjonaliści  przybyli  w  tym  celu  z 
Małopolski  Wschodniej  (ich  liczbę  ocenia  się  na  około  1000  ludzi).  Ważnym 
momentem  dla  rozwoju  tej  ludobójczej  formacji  było  na  Wołyniu  "przejście  do 
lasu"  w  marcu  i  kwietniu  1943  r.  policji  ukraińskiej  na  służbie  niemieckiej,  na 
rozkaz głównego prowodu OUN. Istniejące bojówki zostały zasilone kilku tysiącami 
przeszkolonych  i  uzbrojonych  ludzi,  zaprawionych  wcześniej  w  masowej 
eksterminacji  wołyńskich  Żydów  i  uczestniczących  czynnie  w  prześladowaniach 
Polaków, a więc w potencjał, który był wzorem i nadawał zbrodniczy ton. 

Sztandarową  piosenką  policji  ukraińskiej  od  chwili  jej  powstania  w  1941  r.,  a 
później  UPA  było:  "Smert',  smert',  lacham  smert',  smert'  moskowśko-żydiwśkij 
komuni"  ("Śmierć,  śmierć,  Polakom  śmierć,  śmierć  moskiewsko-żydowskiej 
komunie"). Jest to jedno ze świadectw długo przygotowywanego przez OUN planu 
likwidacji Polaków. 

Na  szczycie  struktury  organizacyjnej  UPA  znajdowała  się  Komenda  Główna. 
Podlegały  jej  komendy  UPA  działające  na  terenie  trzech  organizacyjnych 
obszarów,  zwanych  krajami.  UPA  Bandery  działająca  na  Wołyniu  była 
podporządkowana  zgrupowaniu  terytorialnemu  zwanemu  UPA-Północ  (UPA-
Piwnicz),  któremu  podlegało  także  część  Polesia,  północno-zachodnie  Podole  i 
część Kijowszczyzny. W obrębie UPA-Północ obszar Wołynia był podzielony na trzy 
tzw.  okręgi  wojskowe  (Wijśkowi  Okruhy  /WO/),  posiadające  swoje  komendy  i 
sztaby: 

WO  "Turiw"  -  obejmujący  powiaty  Horochów,  Kowel,  Luboml,  Łuck, 

Włodzimierz  Wół.;  na  jego  terenie  wyodrębnione  były  nadrejony:  łucki 
"Chortycia", włodzimierski "Step", kowelski "Kodak"; 

WO "Zahrawa"  - z powiatami: Kostopol, Sarny, północną  częścią powiatu 

rówieńskiego,  podzielonymi  na  nadrejony:  sarneński  "Lisowa  Piśnia"  i 
kostopolski "Dołyna"; 

WO  "Bohun"  (w  pewnym  okresie  pod  nazwą  WO  "Enej"  od  pseudonimu 

komendanta)  -  obejmujący  powiaty  Dubno,  Krzemieniec,  Zdołbunów  i 
południową  część  powiatu  rówieńskiego,  które  były  podzielone  na 
nadrejony: korecki "2/2", "Kolino"; rówieński "3/3", "Ozero"; zdołbunowski 
"4/4", "Łuh"; dubieński "6/6", "Dub"; krzemieniecki "7/7". 

W  skład  WO  "Turiw"  i  WO  "Zahrawa",  oprócz  Wołynia  wchodziły  także  tereny 
Polesia,  nie  wymieniane  tu  szczegółowo.  W  sierpniu  1944  r.  z  połączenia  WO 
"Turiw" i WO "Zahrawa" powstał WO "Zawychost". 

background image

Podczas "oczyszczania" Wołynia z ludności polskiej kierownictwo UPA najwyższego 
szczebla  przedstawiało  się  następująco:  do  listopada  1943  r.  dowódcą  całej  UPA 
był  Dmytro  Klaczkiwśkyj  "Kłym  Sawur",  a  po  nim  Roman  Szuchewycz  "Taras 
Czuprynka"; dowódcami poszczególnych okręgów wojskowych byli: WO "Turiw"  - 
Jurij  Stelmaszczuk  "Rudyj",  WO  "Zahrawa"  -  Iwan  Łytwynczuk  "Dubowyj",  WO 
"Bohun" - Petro Olijnyk "Enej". 

Podstawową jednostką UPA była sotnią (odpowiednik kompanii w polskim wojsku). 
Sotnią dzieliła się na 3-4 czoty (plutony), a czota na 3-4 rój i (rij - po polsku rój - 
to  drużyna).  W  roju,  który  dzielił  się  na  2  lanki  (sekcje),  było  7-12  "wojaków". 
Kilka  sotni  tworzyło  kuriń  (batalion),  a  2  kurenie  (lub  więcej)  stanowiło  zahin 
(zagon,  pułk).  Ponadto  w  powszechnym  użyciu  były  nazwy  oddział  i  pododdział, 
których stosunek organizacyjny do takich jednostek jak kuriń, sotnia, czota, rij  - 
nie jest dla nas jasny. Poszczególne jednostki UPA miały swoje nazwy, przeważnie 
wywodzące  się  od  pseudonimów  ich  dowódców  (np.  kuriń  "Hołubenki",  sotnia 
"Zalizniaka", zahon "Eneja"). 

Jednostki  UPA  były  ściśle  powiązane  z  terenową  siecią  OUN,  jej  podlegały,  a 
wszelkie posunięcia były uzgadniane z prowidnykiem OUN. 

W  UPA  używano  podwójnego  systemu  stopni:  analogicznego  do  stosowanego  w 
wojsku oraz funkcyjnego, wynikającego z kierowania poszczególnymi jednostkami. 
W  systemie  wzorowanym  na  wojskowym  były  następujące  stopnie:  szeregowi  - 
strileć  (strzelec),  starszyj  strileć  (starszy  strzelec);  podoficerowie  -  wistun 
(kapral),  starszyj  wistun  (starszy  kapral),  bulawnyj  (sierżant),  starszyj  bulawnyj 
(starszy  sierżant);  oficerowie  -  chorunżyj  (chorąży),  porucznyk  (porucznik), 
sotnyk (kapitan), major (major), połkownyk (pułkownik), heneral (generał). Rangi 
stosowane  w  funkcyjnym  systemie  to:  rojowyj  (spolszczona  nazwa  rojowy), 
czotowyj (czotowy), bunczużnyj (szef kompanii lub batalionu), sotennyj (sotenny, 
dowódca kompanii), kurinnyj (kurinny, dowódca batalionu), komandyr zakonu lub 
hrupy, komendant oddziału lub pododdziału. Rangi funkcyjnego systemu określały 
dowódców jednostek, nie były związane ze stopniami na wzór wojskowy, toteż w 
razie potrzeby każdy bojowyk (bojownik), nawet bez wyszkolenia czy właściwego 
stopnia, mógł dowodzić akcją, stojąc na czele jakiejś jednostki. 

Na początku 1943 r. liczebność UPA Bandery była określana na 10-15 tysięcy ludzi 
i  w  przeciągu  1943  r.  rosła  w  wyniku  prowadzonych  mobilizacji  oraz 
podporządkowania sobie w sierpniu 1943 r. UPA Bulby i oddziałów Melnyka. Przy 
końcu  1943  r.  -  po  częściowej  demobilizacji  i  wraz  z  różnymi  terenowymi 
zbrojnymi  oddziałami  podziemia  nacjonalistycznego  -  stan  UPA  był  oceniany  na 
15-20 tyś. ludzi, w tym grupy "Turiw" na l stycznia 1944 r. 3048 osób. 

Pierwsze  napady  na  Polaków  dokonywane  przez  nacjonalistów  z  OUN  Bandery 
miały  miejsce  w  1941  r.,  tuż  po  wybuchu  wojny  niemiecko-sowieckiej,  podczas 
okupacji  niemieckiej.  Ich  wykonawcami  byli  m.  in.  członkowie  tzw.  grup 
marszowych  (pochodnych)  OUN,  tj.  grup  nacjonalistów,  przybyłych  wraz  z  armią 
niemiecką z ziem polskich okupowanych przez Niemców od 1939 r. oraz z Rzeszy. 
Oprócz  nich  mordowali  miejscowi,  prawdopodobnie  zachęceni  rozkolportowanymi 
wówczas  odpowiedniej  treści  materiałami  propagandowymi  (zob.  Dok.  76). 
Początek  generalnej  rozprawy  z  Polakami  miał  miejsce  w  1942  r.,  ale  wówczas 
były to napady na pojedyncze osoby i rodziny, dokonywane także tam, gdzie nie 
działali nacjonaliści Bulby. Przejście policjantów ukraińskich ze służby niemieckiej 
do  UPA  Bandery  (marzec-kwiecień  1943  r.)  rozpoczęło  zorganizowaną  na  wielką 
skalę  akcję  systematycznego  ludobójczego  "oczyszczania  ukraińskich  ziem"  z 
ludności  polskiej  (zajmanciw)  w  imię  hasła  rozpropagowanego  nie  tylko  wśród 
działaczy  nacjonalistycznych,  ale  wśród  szerokich  warstw  ukraińskiego 
społeczeństwa:  Ukraina  tylko  dla  Ukraińców,  Ukraina  czysta  jak  szklanka  wody. 
Koncepcja  Ukrainy  tylko  dla  Ukraińców  oznaczała  pozbycie  się  wszystkich innych 
narodowości  (zajmanciw)  i  była  realizowana  etapami.  W  pierwszym  etapie, 
zorganizowanym  przez  Niemców  i  przez  nich  przeprowadzanym,  z  poważnym 

background image

udziałem nacjonalistów ukraińskich (policjantów ukraińskich i cywili), zlikwidowani 
zostali  Żydzi.  W  drugim  etapie  nacjonaliści,  już  na  własną  rękę,  dokonali 
eksterminacji  Polaków.  Etap  ten  zapowiadała  uchwała  III  Konferencji  OUN 
Bandery  w  lutym  1943  r.,  w  której  postanowiono  zlikwidować  wszystkich 
"zajmańców"  oraz  ogłoszono,  że  OUN  stoi  na  stanowisku  "tworzenia  państw 
narodowych wszystkich narodów na ich etnicznych terytoriach". W trzecim etapie, 
do  którego  nie  doszło  z  powodu  zajęcia  ziem  II  Rzeczpospolitej  przez  Związek 
Sowiecki, nastąpiłoby usuwanie Czechów, Rosjan i wszelkich innych narodowości. 

Obie  formacje  zbrojne  Bulby  i  Bandery  -  nazywające  siebie  armiami  -  z  punktu 
widzenia  wojskowego  i  prawno-międzynarodowego  nimi  nie  były,  ponieważ  nie 
stanowiły  sił  zbrojnych  państwa  lub  ich  części.  W  czasie  działania  UPA  państwa 
ukraińskiego  nie  było,  a  kilkudniowy  "rząd"  Jarosława  Stećki  w  1941  r.  nie  był 
uznany na arenie międzynarodowej. Jeśli chodzi o UPA Bandery, to należałoby ją 
potraktować  jako  uzbrojone  bojówki  politycznej  partii,  czyli  OUN,  która  nie  była 
demokratycznie wybranym przedstawicielstwem społeczeństwa ukraińskiego, lecz 
organizacją  terrorystyczną,  posługującą  się  terrorem  i  zbrodnią  w  celu 
podporządkowania sobie tego społeczeństwa. Biorąc pod uwagę działalność owych 
bojówek,  które  koncentrowały  się  na  mordowaniu  bezbronnej  cywilnej  ludności 
polskiej  (nie  tylko  zresztą  na  Wołyniu,  ale  również  na  innych  obszarach 
okupowanej  Rzeczypospolitej,  zamieszkałych  przez  Polaków  i  Ukraińców)  z 
zamiarem  unicestwienia  jak  największej  liczby  ludzi,  z  użyciem  podstępów, 
prowadzone  bezwzględnie  i  okrutnie,  przy  zastosowaniu  tortur,  a  nie  na  walce  z 
uzbrojonymi  wojskami  niemieckimi  lub  partyzantką  sowiecką  -  to  działalność  ta 
nie  odpowiada  normom  postępowania  stawianym  wojskom.  Warto  przy  tym 
zauważyć,  że  owe  bojówki  nazywające  siebie  armią,  nie  miały  własnego 
jednolitego  umundurowania,  używały  mundurów  obcych  armii  (niemieckich, 
sowieckich)  lub  polskich  i  podszywały  się  pod  inne  formacje  zbrojne,  a  więc  nie 
stosowały zewnętrznych form właściwych wojsku, a ich członkowie jako obywatele 
państwa  polskiego  dokonywali  zbrodni  ludobójstwa  na  współobywatelach. 
Kwalifikowanie  UPA  jako  sił  powstańczych  skierowanych  przeciwko  państwu 
polskiemu należy również uznać z prawnego punktu widzenia za błędne, ponieważ 
podczas  wojny  bojówki  nacjonalistyczne  nie  występowały  przeciwko  polskim 
władzom,  lecz  przeciwko  polskiej  ludności.  W  tym  czasie  Polska  była  krajem 
okupowanym,  a  istniejące  w  konspiracji  podziemne  władze  cywilne  ani  nie 
organizowały,  ani  nie  kontrolowały  społecznego  życia  Ukraińców.  W  chwili 
wystąpienia  OUN-UPA  z  ludobójczą  akcją  wobec  ludności  polskiej  na  Wołyniu  i 
jeszcze  co  najmniej  przez  pół  roku  na  większości  obszaru  Wołynia,  nie  było  sił 
zbrojnych  państwa  polskiego,  przeciwko  którym  mogłyby  wystąpić  jakiekolwiek 
siły powstańcze. Oddziały partyzanckie AK zorganizowały się dopiero wtedy, kiedy 
nacjonaliści  ukraińscy  mieli  na  swym  koncie,  jak  szacujemy,  dwie  trzecie  swych 
ofiar. 

OUN i formacje zbrojne Andrija Melnyka 

OUN  Melnyka  była  znacząco  mniej  liczna  i  uważana  za  bardziej  umiarkowaną  w 
formach  działania  niż  OUN  Bandery.  Jej  działacze  byli  podobnie  jak  banderowcy 
rozmieszczeni w niemieckiej administracji terenowej oraz w policji ukraińskiej. 

Struktura  organizacyjna  OUN  Melnyka  była  podobna  do  banderowskiej.  Ziemie 
Wołynia  należały  do  Inspektoratu  II  OUN-M.  Organizacja  ta  była  najbardziej 
rozwinięta  w  powiatach  krzemienieckim  i  włodzimierskim.  Jej  bojówki  zbrojne 
zaczęto  formować  w  marcu  1943  r.,  a  na  naradzie  aktywu  w  maju  1943  r.  w 
Ławrze  Poczajowskiej  uchwalono  powołanie  "Wojskowych  Oddziałów"  (Wijśkowi 
Widdity)  OUN  Melnyka.  Utworzono  tzw.  bazy,  tj.  jedną  w  postaci  dwóch  sotni  w 
powiecie  krzemienieckim,  drugą  w  powiecie  włodzimierskim  -  jedna  sotnia,  i 
trzecią  o  charakterze  rajdowym.  Żywot  melnykowskich  formacji  zbrojnych  był 
krótki, bowiem po nieudanych próbach przeciągnięcia melnykowców do szeregów 
OUN  Bandery,  oddziały  Melnyka  zostały  rozbite  przez  banderowców  pod 

background image

dowództwem  Iwana Kłymyszyna "Kruka" i Petra Olijnyka "Eneja" w lipcu 1943 r. 
Kadrę  dowódczą  melnykowców  banderowcy  zamknęli  w  obozie  o  zaostrzonym 
rygorze i większość, tj. tych, którzy odmówili podporządkowania się OUN Bandery, 
po  pewnym  czasie  rozstrzelali.  Pozostali  działacze  poukrywali  się,  a  siatka 
organizacyjna  porwała  się.  Jesienią  1943  r.  melnykowcy  zaczęli  odtwarzać 
organizację i w tym czasie doszli do porozumienia z Niemcami, tworząc u ich boku 
Wołyński  Legion,  przemianowany  później  na  Ukraiński  Legion  Samoobrony. 
Formacja ta miała stanowić przeciwwagę wobec banderowskiej UPA. 

W  publikacjach  melnykowskich  działaczy  można  znaleźć  krytyczne  uwagi  o 
zbrodniczych  napadach  na  Polaków,  tymczasem  również  ta  formacja  mordowała 
Polaków  przynajmniej  do  lipca  1943  r.  W  powiecie  krzemienieckim  melnykowcy 
dokonali  np.  wspólnie  z  banderowcami  napadu  na  Kąty  (gm.  Szumsk)  w  maju 
1943  r.,  zaś  samodzielnie  w  początkach  lipca  1943  r.  na  Wiśniowiec.  Nie  ulega 
wątpliwości, że w powiecie włodzimierskim melnykowcy najpierw dokonali szeregu 
zabójstw  Polaków  i  Żydów  jako  policjanci  ukraińscy,  a  później  brali  udział  w 
lipcowej  rzezi  (w  niektórych  relacjach  są  wymieniani  z  nazwiska  jako  sprawcy 
zbrodni).  Ukraiński  Legion  Samoobrony  ma  na  sumieniu  mordy  Polaków  w 
okolicach Uściluga i poza Wołyniem. 

Materiały pochodzą z książki Władysława i Ewy Siemaszków 

pt. "Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej 

Wołynia 1939-1945"

 

Obrona ludności polskiej na Wołyniu

 

Władysław i Ewa Siemaszko 

Wokół  polskiej  obrony  na  Wołyniu  przeciwko  nacjonalistom  ukraińskim  krąży 
szereg  błędnych  pojęć  i  ocen,  wynikających  przede  wszystkim  z  braku  analizy 
całości wydarzeń na Wołyniu i położenia ludności polskiej. Najczęściej spotyka się: 
1)  wyolbrzymianie  zjawiska  polskiej  samoobrony;  2)  traktowanie  jej  jako  siły 
równoważnej napastnikom i niszczącej przeciwnika w stopniu proporcjonalnym do 
zadanych  uprzednio  strat  stronie  polskiej;  3)  przypisywanie  jej  szeroko 
zakrojonych akcji odwetowych. 

Tymczasem  ludność  polska  Wołynia,  i  to  głównie  wiejska,  weszła  w  rok  1943  r. 
nieprzygotowana do przeciwstawienia się ludobójstwu. Istniejąca od 1942 r. wśród 
wąskiego  grona  Polaków  konspiracja  ZWZ  była  nastawiona  na  przygotowywanie 
ludności  do  walki  z  Niemcami,  a  nie  z  Ukraińcami.  Nie  dostrzegano  wówczas 
jeszcze,  że  najpoważniejszym  i  najbliższym  zagrożeniem  dla  Polaków  są 
nacjonaliści  ukraińscy.  Zresztą  działalność  konspiracyjna,  pozostając  pod 
nieustanną  obserwacją  Ukraińców,  którzy  składali  donosy  policji  ukraińskiej  lub 
Niemcom,  była  związana  ze  szczególnym  narażaniem  wolności  i  życia,  miała 
bardzo  ograniczony  zasięg  i  była  słaba.  Ludzi  o  doświadczeniu  wojskowym  i 
przywódczym,  którzy  byliby  zdolni  pokierować  ludnością  polską  w  ówczesnych 
okolicznościach  było  zbyt  mało,  ponieważ  większość  wybitniejszych  lokalnych 
postaci została wyeliminowana przez Sowietów w latach 1939-1941. Trzy  wielkie 
deportacje w głąb Związku Sowieckiego, aresztowania kończące się albo wywózką 
do  łagru  albo  rozstrzelaniem  dotyczyły  najbardziej  aktywnych  członków 
społeczności  polskiej,  o  doświadczeniu  organizacyjnym  i  w  przypadku  osadników 
wojskowych  -  z  przygotowaniem  wojskowym.  Właśnie  tych  ludzi  brakowało  na 
Wołyniu, gdy zaszła potrzeba organizowania samoobrony przeciwko Ukraińcom. 

Istotnym  problemem  był  również  brak  broni  i  amunicji,  której  ludność  polska  w 
latach  1939-1942  nie  gromadziła  w  obawie  przed  utratą  życia  i  represjami  w 
przypadku  najmniejszego  podejrzenia  w  tym  zakresie.  Tylko  jednostki  posiadały 
głęboko  ukryte  pojedyncze  sztuki  broni  palnej,  z  minimalną ilością  amunicji.  Zaś 
możliwości  zdobycia  broni  i  amunicji  były  niewielkie.  Toteż  dochodziło  do  takich 
sytuacji,  że  w  1943  r.  w  niektórych  polskich  miejscowościach  warty,  które  miały 

background image

ostrzec  o  napadzie,  posługiwały  się  atrapami  karabinów  wykonanymi  przez 
miejscowych stolarzy. Miały one wprowadzić w błąd, że osiedle będzie się bronić, i 
odstraszyć  napastników.  Elementem  utrudniającym  zorganizowanie  samoobrony 
była  też  postawa  wiejskiej  starszyzny,  która  z  jednej  strony  nie  doceniała 
zagrożenia,  a  z  drugiej  strony  uważała,  że  pojawienie  się  jakiejkolwiek  grupy 
obronnej rozdrażni Ukraińców i pogorszy sytuację Polaków (np. Budy Ossowskie, 
gm.  Turzysk  w  pow.  Kowel).  W  związku  z  tym  w  niektórych  miejscowościach 
czysto  polskich,  gdzie  można  byłoby  zorganizować  samoobronę,  do  tego  nie 
doszło  (np.  cytowana  już  wyżej  wieś  Budy  Ossowskie).  Dodatkowo  dość 
rozpowszechnione było przekonanie, mimo oczywistych symptomów nadchodzącej 
zagłady,  że  Ukraińcy  nie  mają  powodów  do  mordowania  Polaków,  bo  jako 
współmieszkańcy  tej  ziemi  nie  uczynili  oni  nic,  czym  mogliby  Ukraińcom  w 
czymkolwiek zaszkodzić. 

Na 

Wołyniu 

występowały 

dwie 

formy 

polskiej 

obrony:  

-  samoobrona,  czyli  grupy,  oddziały,  placówki,  ośrodki  i  bazy  samoobrony,  
- oddziały partyzanckie. 

Samoobrona  była  to  zorganizowana  i  uzbrojona  w  broń  palną  grupa,  kierowana 
przez  jedną  osobę  lub  przez  komitet  samoobrony  (jak  np.  w  Hucie  Stepańskiej, 
gm. Stepań, pow. Kostopol). 

Wszelkie  inne  sposoby  ochrony  życia,  w  których  nie  używano  siły  w  obronie 
własnej  nie  były  samoobroną  w  ścisłym  słowa  tego  znaczeniu.  Było  to: 
gromadzenie się wielu rodzin na noce w jednym gospodarstwie (lub kilku), szkole, 
domu  ludowym,  budynku  stacyjnym  itp.  obiekcie,  strzeżonym  przez  mężczyzn, 
którzy  w  razie  niebezpieczeństwa  napadu  mieli  ułatwić  szybką  ucieczkę;  warty  i 
patrole  alarmujące  o  zbliżaniu  się  podejrzanych  osób  czy  grup,  ale  nie 
podejmujące  w  przypadku  napadu  walki;  przygotowywanie  kryjówek,  schronów  i 
korzystanie  z  nich  w  razie  napadu;  instalowanie  w  różnych  punktach  osiedla 
"alarmów",  tj.  różnych  metalowych  przedmiotów,  które  w  razie  zagrożenia 
uderzano,  a  wydawane  głośne  dźwięki  dawały  sygnał  do  ucieczki.  Te  sposoby 
ochrony  życia  z  założenia  nie  przewidywały  czynnego  przeciwstawienia  się 
napastnikom, a jedynie uniknięcie napadu; nie przeciwdziałały napadom, a tylko w 
jakimś stopniu zmniejszały liczbę śmiertelnych ofiar. Również nie należy za1iczać 
do  samoobrony  przypadków  desperackiej  obrony  przez  zaskoczonych  napadem 
przy użyciu będących pod ręką narzędzi czy innych przedmiotów - bez względu na 
to, czy bronili się pojedynczy ludzie czy grupa, i z jakim skutkiem. W tym miejscu 
zwracamy  więc  uwagę  na  spotykaną  w  różnych  publikacjach  nieprawidłową 
kwalifikację obrony w kościele w Kisielinie (zob. w gm. Kisielim pow. Horochów) - 
jako samoobrony, i w konsekwencji tworzenie po kilkudziesięciu latach od napadu 
na  kościół  nie  istniejącej  tam  placówki,  gdy  w  rzeczywistości  w  kisielińskim 
kościele garstka przybyłych tam na mszę św. bezbronnych ludzi, oblężonych przez 
uzbrojone  w  broń  palną  bojówki,  broniła  się  w sposób  całkowicie improwizowany 
cegłami i innymi znalezionymi ciężkimi przedmiotami. 

Pewne  nieporozumienia  powstają  też  z  błędnego  traktowania  jako  samoobrony 
konspiracyjnych grup ZWZ-AK, których sieć tworzona była od 1942 r. Działalność 
grup  konspiracyjnych,  skierowana  na  przygotowywanie  powstania  przeciwko 
Niemcom,  polegała  głównie  na:  zbieraniu  informacji  o  przeciwniku  i  nastrojach 
społeczeństwa,  kolportażu  podziemnej  prasy,  wpływaniu  na  nastroje  społeczne, 
gromadzeniu  broni,  typowaniu  ludzi  do  przyszłej  akcji  zbrojnej.  I  chociaż  wielu 
członków  konspiracji  ZWZ-AK  znalazło  się  w  samoobronach,  inspirowało  je, 
organizowało  i  było  dowódcami,  to  nie  można  stawiać  znaku  równości  pomiędzy 
komórką  konspiracyjną  i  samoobroną.  Dla  przykładu,  w  powiecie  włodzimierskim 
w gminach Chotiaczów i Grzybowica, istniała konspiracja ZWZ-AK, a nie było tam 
ani jednej placówki samoobrony. 

Placówki i ośrodki (bazy) samoobrony, oddziały partyzanckie 

background image

Placówkami  samoobrony  były  polskie  osiedla, w  których  bezpieczeństwa  Polaków 
strzegły  grupy  (oddziały)  samoobrony.  Natomiast  ośrodkiem  (lub  bazą) 
samoobrony  były  zespoły  polskich  osiedli  (wsi  i  kolonii)  związanych  ze  sobą 
wspólnym  systemem  obronnym,  wzajemnie  się  wspierających  i  podejmujących 
wspólne akcje (np. Przebraże /gm. Trościaniec, pow. Łuck/, Huta Stepańska /gm. 
Stepań, pow. Kostopol/ - z okolicznymi osiedlami). 

Placówki  samoobrony  zaczęły  powstawać  samorzutnie  w  początkach  1943  r.  w 
części  polskich  wsi  i  kolonii  lub  osiedli  z  przytłaczającą  częścią  Polaków.  W 
miejscowościach  mieszanych,  z  przewagą  ludności  ukraińskiej  w  stosunku  do 
polskiej, a takich miejscowości była większość, samoobron nie było i nie miały one 
szans istnienia. Tak więc rozproszenie ludności polskiej wśród ludności ukraińskiej 
uniemożliwiało  organizowanie  samoobron,  a  żyjąca  wśród  Ukraińców  polska 
ludność była całkowicie bezbronna. Samoobrony istniały na terenach wiejskich i w 
małych miasteczkach. Natomiast w miastach, gdzie stały załogi niemieckie, a więc 
było  bezpieczniej,  były  rzadkością  (Dubno,  Ostróg,  Rokitno,  Włodzimierz  Woł.), 
organizowano je głównie na przedmieściach, na które napadały bojówki UPA. 

Jednym  z  najważniejszych  warunków  powstania  placówek  samoobrony  była 
obecność  w  danym  środowisku  jednostki  lub  jednostek  przywódczych  oraz 
akceptacja  przedsięwzięcia  przez  całą  społeczność.  Tymczasem  prawie  dwuletni 
sowiecki reżim okupacyjny (1939-1941) dość skutecznie społeczeństwo polskie na 
Wołyniu  "odgłowił",  o  czym  była  już  mowa  wyżej.  Istotnym  dla  tworzenia 
samoobrony  były  też  warunki  terenowe,  jak  istnienie  budynków  murowanych,  w 
których  skupiała  się  ludność  i  urządzane  były  stanowiska  obronne,  zwartość 
zabudowy osiedla, ukształtowanie terenu sprzyjające obronie. Brak odpowiednich 
warunków  terenowych,  obok  braku  przywódców  i  biernej  postawy  ogółu 
mieszkańców, były np. przyczyną nie powstania wspólnej samoobrony w skupisku 
dużych  polskich  osiedli  w  północnej  części  pow.  włodzimierskiego,  tj.  w: 
Stanisławowie,  Sokołówce,  Jasienówce,  Świętocinie,  Głęboczycy,  Soroczynie, 
kolonii  Grabina,  czego  konsekwencją  było  wymordowanie  mieszkańców  tych 
miejscowości. 

W  większości  placówek  grupa  samoobrony  liczyła  kilku  czy  kilkunastu  mężczyzn, 
którzy  nocami  pełnili  warty  i  patrolowali  teren  wsi  czy  kolonii.  Nie  wszyscy 
posiadali  broń  palną.  Ich  rola  obronna  sprowadzała  się  głównie  do  wszczęcia 
alarmu, który podrywał mieszkańców do ucieczki oraz ostrzeliwania napastników, 
dzięki  czemu  ludność  miała  więcej  czasu  na  ucieczkę  i  było  mniej  ofiar.  Rzadkie 
były przypadki, ażeby tego typu samoobrony, posiadające od jednej do kilku sztuk 
byle jakiej broni palnej, były w stanie czasowo odeprzeć napad i nie dopuścić do 
ofiar.  Istotną  sprawą  był  tu  właśnie  brak  broni  i  amunicji,  o  które  wcześniej  nie 
zabiegano  ze  strachu  przed  represjami  okupanta.  Starania  o  broń  wszczynano 
dopiero wtedy, gdy okazało się, że w każdej chwili można stracić życie, lecz małe 
możliwości  jej  zdobycia  nie  zaspokajały  zapotrzebowania.  Te  małe  placówki 
samoobrony  nie  były  w  stanie  przetrwać  samodzielnie  ulegały  rozbiciu  podczas 
napadu  UPA;  ewakuowały  się  wraz  z  ludnością  do  większych  miejscowości i  albo 
przyłączały się do miejscowej samoobrony, jeśli tam była, albo rozwiązywały się, 
gdy np. przybywały do miast. 

Pierwsze grupy samoobrony powstały w powiecie łuckim w styczniu 1943 r. Była 
to  wspólna  samoobrona  kolonii  Zalesie  i  Zaułek  w  gm.  Silno,  zorganizowana 
prawdopodobnie  pod  wrażeniem  wymordowania  przez  policjantów  ukraińskich 
(pod  dowództwem  Niemca)  w  listopadzie  1942  r.  niedalekiej  kolonii  Obórki  (gm. 
Kołki)  oraz  morderstw  w  okolicy  pojedynczych  osób  i  rodzin.  Samoobrona  ta  nie 
była  w  stanie  przeciwstawić  się  UPA,  trwała  niecałe  trzy  miesiące,  pod  koniec 
marca  obie  kolonie  i  kilka  sąsiednich  przestało  istnieć,  a  ocalała  ludność 
ewakuowała się do Huty Stepańskiej (gm. Stepań, pow. Kostopol) i sąsiadujących 
z nią kolonii. 

background image

Wymordowanie kolonii Parośla I (gm. Antonówka, pow. Sarny) oraz gromadzenie 
się  na  północy  Wołynia  i  Polesiu  Wołyńskim  nacjonalistycznych  bojówek 
ukraińskich  spowodowało  dalsze  powstawanie  placówek  samoobrony  w  powiecie 
sarneńskim  i  kostopolskim.  W  lutym  1943  r.  w  powiecie  kostopolskim  istniało  9 
samodzielnych  placówek  samoobrony  i  2  ośrodki  samoobrony  (Huta  Stepańska  i 
Wyrka  /gm.  Stepań,  pow.  Kostopol/,  w  skład  których  wchodziło  27  placówek,  w 
powiecie sarneńskim - 7 placówek samodzielnych, a w powiecie łuckim 3 placówki. 

Nasilanie  się  napadów  ukraińskich  w  następnych  miesiącach  wywołało 
zawiązywanie  się  kolejnych  placówek  samoobrony  także  w  innych  powiatach: 
dubieńskim,  rówieńskim,  zdołbunowskim,  krzemienieckim.  Część  z  nich  była 
niszczona  przez  UPA,  część  sama  rozwiązywała  się,  powstawały  też  nowe.  Czas 
trwania  placówek  był  różny  od  jednego  miesiąca  do  prawie  roku.  Najwięcej 
samodzielnych placówek samoobrony istniało w maju 1943 r.  - 56, w miesiącach 
następnych  liczba  ich  stopniowo  spadała  -  w  grudniu  1943  r.  było  14.  Większe 
szanse  obrony  miały  ośrodki  (bazy)  samoobrony,  w  których  współpracowało  ze 
sobą  od  kilku  do  kilkunastu  placówek.  Ogółem  w  1943  r.  zaistniało  15  ośrodków 
(baz), a w ich skład wchodziło łącznie 95 placówek. W styczniu 1944 r. działało 13 
ośrodków  (baz)  i  były  one  kolejno  w  następnych  miesiącach  likwidowane  po 
zajęciu  terenu  przez  Armię  Czerwoną.  W  związku  z  zatrzymaniem  się  frontu 
sowiecko - niemieckiego w okolicach Kowla, najdłużej działał ośrodek samoobrony 
Jagodzin - Rymacze w powiecie lubomelskim, bo aż do lipca 1944 r. Maksymalna 
liczba  istniejących  jednocześnie  placówek  samoobrony  samodzielnych  i 
wchodzących  w  skład  ośrodków  (baz)  wynosiła  128  i  wystąpiła  w  lipcu  1943  r. 
Liczba  ta  w  zestawieniu  z  blisko  3400  miejscowościami,  w  których  żyli  Polacy  i 
liczbą zamordowanych 50-60 tysięcy osób uświadamia skromne rozmiary polskiej 
samoobrony.  Gdyby  samoobrona  na  Wołyniu  była  bardziej  rozwinięta,  a  także 
gdyby  była  w  stanie  nie  tylko  przeciwstawiać  się  napadom  OUN-UPA,  ale  także 
prowadzić walki ofensywne i dokonywać akcji odwetowych - nie byłoby na Wołyniu 
tylu ofiar. 

Na  Wołyniu  w  1943  r.  istniały  następujące  ośrodki  (bazy)  samoobrony,  które 
odegrały 

istotną 

rolę 

obronie 

ludności 

polskiej:  

-  w  powiecie  dubieńskim: Pańska  Dolina (gm.  Młynów)  -  mimo,  że  nie  była 
powiązana  z  innymi  placówkami  samoobrony,  dawała  schronienie  uciekinierom  i 
osłaniała  przyległe  kolonie,  pełniła  więc  funkcję  ośrodka  samoobrony;  
-  w  powiecie  horochowskim: Zaturce z  koloniami:  Jungówka,  Korytyska,  Lipnik, 
Jiańków, Serniczki (wszystkie w gm. Kisielin) o konspiracyjnym kryptonimie Baza 
Oporu 

"Skała";  

-  w  powiecie  kostopolskim: Huta  Stara (gm.  Ludwipol)  z  koloniami:  Antolin, 
Bereżniaki,  Bronisławka,  Głuszków,  Huta  Bystrzycka,  Jakubówka  Mała,  Lewacze, 
Marulczyn, Moczulanka, Mokre, Nowiny, Peresieki, Rudnia Stryj, Zawołocze, i wsią 
Rudnia  Potasznia  (wszystkie  w  gm.  Ludwipol);Huta  Stepańska-Wyrka (gm. 
Stepań) z: koloniami w gm. Stepań - Borek, Ostrówki, Perespa, Siedlisko, Temne 
Stepańskie,  Temne  Rządowe,  koloniami  w  gm.  Stydyń  -  Kamionka  Nowa, 
Kamionka  Mara,  wsią  Omelanka  (gm.  Stydyń),  przyległymi  koloniami  z  powiatu 
Sarny:  Hały  i  Użanie  (gm.  Antonówka),  Brzezina,  Soszniki,  Tur,  Wyrobki  (gm. 
Rafałówka);  
- w powiecie kowelskim: Zasmyki (gm. Lubitów) z: koloniami Janówka i Radomle 
w  gm.  Lubitów,  kolonią  Lublatyn  (gm.  Turzysk),  wsią  Kupiczów  (gm.  Kupiczów), 
zwane  "Rzeczpospolitą  Zasmycką";Dąbrowa (  Stara  i  Nowa)  z  koloniami 
Bożydarówka 

Dementjanówka 

(wszystkie 

gm. 

Hołoby);  

-  w  powiecie  krzemienieckim: Dederkały (gm.  Dederkały)  i Rybcza (gm. 
Katerburg)  -  placówki  działające  samodzielnie  z  powodu  nie  istnienia  w  okolicy 
innych  samoobron,  lecz  pełniące  funkcje  ośrodków  z  racji  gromadzenia  wielu 
uciekinierów;  
-  w  powiecie  lubomelskim: Jagodzin-Rymacze z  wsiami:  Kupracze,  Terebejki 
wszystkie 

gm. 

Bereżce);  

background image

- w powiecie łuckim: Przebraże (gm. Trościaniec) z koloniami: w gm. Trościaniec 
-  Chołopiny,  Jaźwiny,  Mosty,  Wydranka,  Zagajnik  i  koloniami  w  gm.  Kiwerce 
Hermanówka, Komarówka, Rafałówka; Antonówka Szepelska (gm.  Kniahinie) z 
koloniami: 

Aleksandrówka 

(gm. 

Kniahininek) 

Ludwiszyn 

(gm. 

Torczyn); Rożyszcze z  koloniami:  Aleksandrówka,  Bejnarówka,  Elżbietym 
Francuzy,  Helenówka,  Katerynówka,  Kopaczówka,  Krzemieniec,  Michalin, 
Olganówka  Nowa  i  Stara,  Perespa,  Retówka,  Sitarówka,  Słobodarka, 
Walerianówka,  Wasylówka,  Wełnianka  wszystkie  w  gm.  Rożyszcze);  
-  w  powiecie  sarneńskim: Antonówka i  kolonie:  Parośla  II,  Perespa,  Sunia, 
Terebunia, 

Wydymer 

(wszystkie 

gm. 

Antonówka);  

-  w  powiecie  włodzimierskim:  "Rzeczpospolita  Bielińska",  czyli Bielin-
Spaszczyzna
 z  koloniami:  Aleksandrówka,  Kalinówka,  Marianówka  Bielińska, 
Radowicze,  Sewerynówka,  Smolarze,  Stasim  Wodzinów,  Wodzinek  (wszystkie  w 
gm.  Werba),  osadą  Grabina  (gm.  Werba),  koloniami  w  gm.  Korytnica  - 
Edwardpole,  Sieliski,  Worczyn; Andresówka z  koloniami:  Antonówka-Borek, 
Helenówka  Werbska,  Stefanówka  (wszystkie  w  gm.  Werba)  oraz  przedmieściem 
Włodzimierza 

Woł. 

Białozowszczyzna;  

-  w  powiecie  zdołbunowskim: Witoldówka (gm.  Chorów)  i Ostróg  nad 
Horyniem
, o roli zbliżonej do ośrodków w powiecie krzemienieckim. 

Ośrodki  samoobrony  dysponowały  większymi  siłami  obronnymi  niż  pojedyncze 
samodzielne  placówki  samoobrony  -  co  najmniej  kilkudziesięcioosobowymi 
grupami  (oddziałami)  samoobrony,  niektóre  czasowo  lub  niemal  od  początku 
istnienia były związane z oddziałami partyzanckimi AK. Gromadziły uciekinierów z 
okolicy, ewakuowały zagrożoną ludność, udzielały pomocy napadniętym osiedlom 
oraz  organizowały  zaopatrzenie  w  żywność  dla  zgromadzonej  w  bazie  ludności. 
Niektóre - oprócz odpierania napadów - dokonywały profilaktycznych wypadów na 
zgrupowania  upowskie,  których  celem  było  odsunięcie  zagrożenia  i 
uniemożliwienie  UPA  napaści.  Do  najsilniejszych  ośrodków  samoobrony  należały: 
Pańska Dolina, Huta Stara, Zasmyki, Przebraże, Rożyszcze, Antonówka Szepelska, 
Bielm-Spaszczyzna,  Jagodzin-Rymacze.  Maksymalny  obszar,  na  którym  ośrodki 
samoobrony  były  w  stanie  zapewnij  ludności  względne  bezpieczeństwo,  tj. 
zminimalizować  skutki  napadów  UPA,  podejmować  akcje  obronne,  zdobywać 
żywność, ograniczał się do obszaru jednej gminy. 

Większość samoobron poniosła klęskę podczas napadu - nie była w stanie obronić 
ludności, a istnienie niektórych trwało zaledwie około miesiąca. Do wkroczenia na 
Wołyń  w  1944  r.  Armii  Czerwonej  (a  ściśle  do  zajęcia  przez  nią  terenu  działania 
samoobrony) 

przetrwały 

następujące 

samoobrony:  

-  spośród  ośrodków  (baz):  Pańska  Dolina,  Zaturce,  Huta  Stara,  Zasmyki, 
Dąbrowa,  Dederkały,  Rybcza,  Jagodzin-Rymacze,  Przebraże,  Rożyszcze, 
Antonówka 

Szepelska, 

Bielm-Spaszczyzna, 

Witoldówka, 

Ostróg;  

-  spośród  samodzielnych  placówek  samoobrony:  Młynów,  Kurdybań  Warkowicki, 
Lubomirka, Klewań, Rokitno, Budki Snowidowickie, Osty. 

Uniknięcie zagłady przez wymienione samodzielne placówki samoobrony, zaliczane 
przez  ocalałych  świadków  do  niemalże  cudów,  można  wyjaśnić  następująco:  w 
Młynowie,  Rokitnie,  Klewaniu  stacjonowały  załogi  niemieckie,  których  obecność 
powstrzymywała  UPA  od  napadu,  a  próżnia  przyfrontowa  trwała  krótko.  Wokół 
Lubomirki  operowały  dwa  małe  polskie  oddziałki  partyzanckie,  w  Ostach  także 
usadowił  się  polski  oddziałek  partyzancki,  Budki  Snowidowickie  były  położone 
blisko  linii  kolejowej  chronionej  przez  Niemców,  a  dodatkowo  koło  tej  wsi  stale 
działały  grupy  partyzantów  sowieckich.  Również  utrzymanie  się  ośrodka  Zaturce 
należy  przypisywać  obecności  tam  załogi  niemieckiej.  Niewyjaśnione  pozostało 
jedynie ocalenie Kurdybanu Warkowickiego. 

Całkowitą klęskę natomiast poniósł duży ośrodek samoobrony w powiecie Kostopol 
ochraniający  skupisko  polskich  osiedli  z  gm.  Stepań  i  Stydyń  wokół  dwóch  wsi 
Huta  Stepańska  i  Wyrka.  Po  dramatycznej  walce  w  oblężeniu  z  przeważającymi 

background image

siłami  UPA  w  dniach  16-18  lipca  1943  r.  zgromadzona  w  Hucie  Stepańskiej 
ludność  polska  wraz  z  samoobroną  ewakuowała  się  do  gmin  Antonówka  i 
Rafałówka  w  powiecie  Sarny,  poniósłszy  wcześniej  i  w  drodze  ogromne  straty. 
Niedługo  potem,  30  lipca  1943  r.,  w  tej  okolicy  UPA  rozbiła  następny  ośrodek 
samoobrony - Antonówkę w gminie Antonówka powiatu Sarny, gdzie obok siebie 
było sześć placówek samoobrony. 

Omawiając  polską  samoobronę,  na  którą  w  trakcie  badania  zbrodni  na  Polakach 
specjalnie  kierowaliśmy  uwagę,  musimy  też  wskazać  na  upowszechniane 
informacje  nieprawdziwe,  a  nawet  wręcz  nieprawdopodobne.  Do  takich  należy 
najczęściej bezkrytyczne powtarzanie autora za autorem liczby uchodźców, którzy 
schronili się w ośrodkach samoobrony Przebraże i Huta Stepańska  - odpowiednio 
25-28  tysięcy  i  15-18  tysięcy  -  co  oznaczałoby,  że  w  Przebrażu  znajdowała  się 
połowa  ludności  polskiej  powiatu  łuckiego,  a  w  Hucie  Stepańskiej  jedna  trzecia 
ludności  polskiej  powiatu  kostopolskiego  (nie  było  to  możliwe,  biorąc  pod  uwagę 
warunki terenowe, możliwości zakwaterowania nawet tymczasowego, zaopatrzenia 
w wodę itd.), gdy tymczasem w ośrodkach tych przebywała ludność tylko z bliskiej 
okolicy  (w  szczytowych  momentach  10,5  tysiąca  w  Przebrażu  i  kilku  przyległych 
koloniach  łącznie  oraz  nieco  ponad  3000  w  Hucie).  Dalej  mamy  do  czynienia  z 
umieszczaniem  samoobron  tam,  gdzie  ich  nie  było  (np.  Żytoń,  Chobułtowa, 
Kisielim Kałusów, Iwanicze, Poryck), z czego następnie wynika nieistniejąca liczba 
samoobron, tj. około 300 według Adama Peretiatkowicza. 

Słabość polskiej obrony lub jej zupełny brak dostrzegały polskie czynniki rządowe 
na  emigracji,  opierając  się  na  materiałach  otrzymywanych  z  kraju.  Oceniając 
sytuację polskiej ludności na Wołyniu w pierwszym półroczu 1943 r. Ministerstwo 
Spraw  Wewnętrznych  emigracyjnego  rządu  w  Londynie  stwierdzało:  "Bezbronna 
ludność  polska  jest  w  fatalnym  położeniu,  grożącym  jej  zupełną  zagładą  i 
zmuszona jest ratować się masową ucieczką do miast. Doradzają to zresztą także 
miejscowe  władze  niemieckie.  -  Niewątpliwie  wypadki  te  nie  byłyby  tak  groźne, 
gdyby istniały w terenie polskie oddziały zbrojne, na co bezskutecznie niemal od 
pół roku przy każdej sposobności i w każdym sprawozdaniu zwracamy uwagę". 

Dopiero  w  drugiej  połowie  1943  roku,  w  końcu  lipca  i  w  sierpniu,  a  w  powiecie 
lubomelskim  we  wrześniu,  Armia  Krajowa  Okręg  Wołyń  zorganizowała  oddziały 
partyzanckie, które choć z założenia były przeznaczone do walki z Niemcami, to w 
sytuacji masowych mordów musiały bronić ludności przed UPA. Do ich organizacji 
przystąpiono dopiero wtedy, gdy przez cały Wołyń, z wyjątkiem jednego powiatu, 
lubomelskiego,  przetoczyło  się  ludobójstwo,  pochłaniając  19  672  ofiary  oraz 
niesprecyzowaną  ich  liczbę  (+?),  i  gdy  11  lipca  i  w  dniach  następnych  rzezie 
wołyńskie osiągnęły apogeum. 

Przetrwanie  do  1944  r.  większości  z  kilkunastu  ośrodków  samoobrony  było 
możliwe  dzięki  związaniu  ich,  choćby  przez  krótki  okres  czasu  z  oddziałami 
partyzanckimi. 

tak:  

-  Pańska  Dolina (pow  Dubno)  była  wspierana  kolejno  przez  3  oddziały 
partyzanckie  od  sierpnia  1943  r.  do  lutego  1944  r.  -  najpierw  przez  oddział  AK 
chor. Kornela Lewandowskiego "Spalonego", potem oddział partyzancki AK "Łuna" 
por.  Zygmunta  Kulczyckiego  "Olgierda"  i  w  końcu  oddział  AK  por.  Franciszka 
Pukackiego 

"Gzymsa",  

Huta  Stara (pow.  Kostopol)  była  szczególnie  "nasycona"  oddziałami 
partyzanckimi:  od  15  sierpnia  do  8  grudnia  1943  r.  stacjonował  tam  oddział 
partyzancki  AK  por.  Władysława  Kochańskiego  "Bomby",  a  oprócz  niego,  od 
wiosny  1943  r.  do  końca  okupacji  niemieckiej  przebywały  na  terenie  ośrodka 
sowieckie oddziały partyzanckie (zob. Huta Stara, gm. Ludwipol, pow. Kostopol),  
-  w Zasmykach i  okolicy  (pow.  Kowel)  od  lipca  1943  r.  nieustannie  operowały 
oddziały  AK  (tworzone  i  przybyłe  z  innych  stron  w  różnym  czasie):  por. 
Władysława  Czermińskiego  "Jastrzębia",  por.  Stanislawa  Kądzielawy  "Kani",  por. 
Michała  Fijałki  "Sokoła",  pchor.  Tadeusza  Korony  "Grońskiego",  Stanisława 

background image

Stachurskiego  "Jagody"  -  przeorganizowane  w  styczniu  1944  r.  w  Zgrupowanie 
"Gromada" 

27 

Wołyńskiej 

Dywizji 

AK,  

Dąbrowa (pow.  Kowel)  od  sierpnia  1943  r.  opierała  się  na  oddziale 
partyzanckim  sierż.  Stanisława  Kurzydłowskiego  "Jurka",  który  w  1944  r.  został 
włączony 

do 

Zgrupowania 

"Gromada" 

27 

Wołyńskiej 

Dywizji 

AK,  

Jagodzin-Rymacze (pow.  Luboml)  od  września  1943  r.  były  osłaniane  przez 
oddział  AK  por.  Kazimierza  Filipowicza  "Korda",  dodatkowe  znaczenie 
psychologiczne miało stacjonowanie w niedalekiej Bindudze (zob. w gm. Bereżce, 
pow.  Luboml)  oddziału  partyzackiego  AK  ppor.  Stanisława  Witamborskiego 
"Małego",  zabezpieczającego  przeprawy  przez  Bug  i  będącego  w  związku 
operacyjnym 

oddziałem 

"Korda",  

Antonówka  Szepelska (pow.  Luck)  około  miesiąca  (lipiec-sierpień)  w  1943  r. 
była  ochraniana  przez  oddział  AK  zorganizowany  w  ośrodku  przez  ppor.  Jana 
Rerutkę  "Drzazgę",  później  prawdopodobnie  ratowała  ją  pomoc  AK  z  Lucka, 
dogodne  położenie  przy  szosie  Włodzimierz-Luck,  którą  w  obie  strony  stale 
poruszali 

się 

Niemcy 

oraz 

bliskość 

Łucka,  

Przebraże (pow. Luck) od sierpnia do listopada 1943 r. wspomagał oddział AK 
ppor. Jana Rerutki "Drzazgi" oraz w styczniu 1944 r. oddział AK "Bomby"; latem i 
jesienią  1943  r.  w  okolicy  Przebraża  przebywał  ponadto  oddział  sowieckiej 
partyzantki  płka  Nikołaja  Prokopiuka,  który  udzielił  ośrodkowi  pomocy  podczas 
napadu 

UPA 

31 

sierpnia 

1943 

r.,  

Rożyszcze (pow.  Luck)  od  stycznia  do  marca  1944  r.  było  ochraniane  przez 
powstały  tam  wtedy  niewielki  oddział  AK  Jana  Garczyńskiego  "Lamy",  
Bielin-Spaszczyzna (pow.  Włodzimierz  Woł.)  korzystały  z  ochrony  oddziału 
ppor. Władysława Cieślińskiego "Piotrusia" od sierpnia 1943 r. do kwietnia 1944 r., 
przy  czym  od  stycznia  1944  r.  oddział  funkcjonował  w  ramach  Zgrupowania 
"Osnowa" 

27 

Wołyńskiej 

Dywizji 

AK,  

Witoldówka   i   Ostróg   n.  Horyniem (pow.  Zdołbunów)  od  lipca  1943  r.  do 
stycznia  1944  r.  z  przerwami  był  wspomagany  przez  oddział  AK  Wacława 
Wiarkowskiego "Paluszka" i oddział por. Franciszka Pukackiego "Gzymsa". 

Poza  wymienionymi  oddziałami  partyzanckimi  AK  współdziałającymi  z  ośrodkami 
(bazami)  samoobrony  należy  jeszcze  wymienić  małe  jednostki  partyzanckie  (30-
40-osobowe), które w drugiej połowie 1943 r. do stycznia 1944 r. chroniły ludność 
polską  kilku  małych  osiedli,  tj.  w  okolicy  Lubomirki  oddział  partyzancki  AK 
Ryszarda  Walczaka  "Ryszarda"  i  oddział  partyzancki  sierż.  Włodzimierza 
Kopijkowskiego  oraz  koło  kolonii  Osty  (gm.  Niemowicze,  pow.  Sarny)  oddział, 
którego  dowódca  nie  jest  znany.  Trzeba  zauważyć,  że  na  terenie  powiatu 
horochowskiego  i  krzemienieckiego  nie  działał  żaden  oddział  partyzancki  AK. 
Dlatego  też  przetrwanie  do  1944  r.  dwóch  ośrodków  samoobrony  w 
Krzemienieckiem, Rybczy i Dederkał, uważane przez ocalonych za cud, zawdzięcza 
się odwadze, sile ducha i mądrej taktyce przywódców tych samoobron. 

We  wszystkich  oddziałach  partyzanckich  AK  do  początku  1944  r.  służyło 
maksymalnie  1500  ludzi.  Tymczasem  w  OUN-UPA  w  końcu  1943  r.  według 
najniższych  ocen  znajdowało  się  około  20  tys.  ludzi  na  całym  terytorium  jej 
działania,  a  więc  także  poza  Wołyniem,  z  czego  na  Wołyniu,  głównym  rejonie 
działania w 1943 r., mogło być około 15 tys. ludzi, znacznie lepiej uzbrojonych niż 
oddziały  polskie  i  czynnie  wspieranych  przez  niemal  całą  społeczność  ukraińską, 
liczebnie przewyższającą polską sześciokrotnie. 

Rozmiary  prowadzonych  przez  oddziały  partyzanckie  i  samoobrony  walk 
obronnych  oraz  walk  uprzedzających  napady  i  oczyszczających  z  UPA  okolice 
zgrupowań  Polaków  wypędzonych  ze  swych  siedzib,  a  także  walk 
przygotowujących bazę operacyjną do walk z Niemcami 27 Wołyńskiej Dywizji AK, 
najlepiej uzmysławia liczba poległych obrońców w tych walkach. Według naszych 
ustaleń  w  latach  1943-1944  w  walkach  z  OUN-UPA  zginęło  262  Polaków  i 
niesprecyzowana liczba (+?), w tym 186 znanych z nazwiska (Tab. 18). Liczba ta, 
nawet  biorąc  pod  uwagę,  że  jest  niższa  od  rzeczywistej,  w  zestawieniu  z  liczbą 

background image

kilkudziesięciu  tysięcy  zamordowanych  bezbronnych  mężczyzn,  kobiet,  dzieci  i 
starców,  najlepiej  uwidacznia,  że  walki  te  były  marginesem  prowadzonego 
bezwzględnie i okrutnie ludobójstwa. Straty przeciwnika, tj. UPA, w tych samych 
walkach,  w  których  zginęli  ujęci  w  podanej  wyżej  liczbie  Polacy,  wynoszą  311 
Ukraińców oraz niesprecyzowana ich liczba (+?) (Tab. 18). 

Tymczasem  fakty  istnienia  samoobron  i  oddziałów  partyzanckich  są 
wykorzystywane  przez  ukraińskich  historyków  i  publicystów  do  kłamliwego 
twierdzenia, że UPA powstała po to, by bronić ukraińskiej ludności, przeciw której 
Polacy najpierw się uzbroili, a następnie ją mordowali i palili ukraińskie wsie. Ten 
niezdarny  fałsz  jest  oparty  na  absurdalnej  konstrukcji,  według  której  polska 
mniejszość,  w  dodatku  poprzednio  zdziesiątkowana  przez  represje  sowieckie,  w 
których  pomagali  miejscowi  Ukraińcy,  znajdująca  się  pod  okupacją  niemiecką, 
traktowana przez okupanta jako wróg numer jeden, miałaby likwidować większość 
ukraińską,  mającą  oparcie  w  silnie  uzbrojonej  policji  ukraińskiej  na  służbie 
niemieckiej. 

Komentarza  wymaga  sprawa  udziału  w  tworzeniu  samoobron  konspiracyjnych 
struktur  cywilnych  (Wołyńskiej  Delegatury  Rządu)  i  wojskowych  (Okręgu  AK 
Wołyń).  Niewątpliwie  było  w  nią  zaangażowanych  wielu  członków  tych  struktur, 
zwłaszcza  w  drugiej  połowie  1943  r.,  jednakże  analiza  poznanego  przez  nas 
materiału źródłowego wskazuje, że większość samoobron powstała spontanicznie, 
bez jakiejkolwiek zewnętrznej inspiracji i pomocy - jako odpowiedź na zagrożenie 
napadami nacjonalistów ukraińskich. Przedstawiany w sprawozdaniach Delegatury 
i  Okręgu  AK  Wołyń  wpływ  cywilnych  i  wojskowych  władz  na  funkcjonowanie 
samoobron w pierwszych miesiącach 1943 r. wydaje się przesadzony. Przykładem 
tego jest brak w pierwszym półroczu 1943 r. placówek samoobrony w powiatach 
włodzimierskim,  horochowskim  i  kowelskim  oraz  brak  placówek  w  powiecie 
lubomelskim aż do rzezi 30 sierpnia 1943 r. (istniejące tam konspiracyjne komórki 
nie  były  przygotowane  do  napadu  UPA  i  nie  były  w  stanie  podjąć  żadnej  akcji). 
Możliwości  wołyńskiej  konspiracji  były  ograniczone,  a  słabość  ich  niezawiniona, 
wynikająca z sytuacji, w jakiej Wołyń znalazł się podczas wojny. 

Projekty  dotyczące  oddziałów  partyzanckich,  które  powinny  były  być  utworzone 
zaraz po pierwszych ludobójczych akcjach ukraińskich, nie znajdowały - tam gdzie 
w  ogóle  się  pojawiły  -  zrozumienia  wśród  ludności  polskiej.  Wołyń  nie  został 
wsparty  oddziałami  partyzanckimi  i  bronią  z  zewnątrz,  choć  takie  postulaty 
zgłaszało do podziemnych władz Biuro Wschodnie Delegatury Rządu zanim doszło 
do  masowych  rzezi,  a  także  i  później.  Dopiero  w  drugim  półroczu,  w  obliczu 
całkowitej zagłady, podziemie przejęło inicjatywę i spotkało się z wolą współpracy 
ludności  polskiej,  udzielając  wsparcia  organizacyjnego  ośrodkom  (bazom) 
samoobrony, grupującym kilka-kilkanaście placówek samoobrony. Wówczas mogło 
też powstać więcej oddziałów partyzanckich niż się w końcu zorganizowało, lecz na 
przeszkodzie stał brak broni i amunicji. 

Mniejszość  polska  nie  była  w  stanie  przeciwstawić  się  skutecznie  większości 
ukraińskiej (która w zakresie zwalczania Polaków nie tylko działała samodzielnie, 
ale i współpracowała z okupantem) bez pomocy zewnętrznej, a tej w zasadzie nie 
było.  W  1943  r.  wsparcie  Wołynia  ze  strony  Komendy  Głównej  AK  polegało 
wyłącznie  na  oddelegowaniu  kilkunastoosobowej  grupy  oficerów,  z  których  część 
objęła  dowództwo  oddziałów  partyzanckich,  a  pozostali  zasilili  Komendę  Okręgu 
AK  Wołyń  i  Inspektorat  Rejonowy  Łuck.  Zapowiadane  przybycie  oddziałów 
partyzanckich  z  Lubelszczyzny  nie  miało  miejsca.  Nie  było  też  żadnej  pomocy  w 
broni i amunicji, bo w tym zakresie prawdopodobnie był brak generalny. Dopiero 
w  1944  r.  27  Wołyńska  Dywizja  AK  otrzymała  tylko  jeden  zrzut  broni,  a  jeśli 
chodzi o pomoc w ludziach, to w marcu 1944 r. przybyła z Warszawy 57-osobowa 
grupa  złożona  z  ochotników,  zwana  "kompanią  warszawską".  Wołyń  był  podczas 
ludobójczych akcji ukraińskich osamotniony. 

Odwety 

background image

Przed  omówieniem  tej  formy  reakcji  niektórych  Polaków  na  ludobójcze  akcje 
nacjonalistów ukraińskich, należy wyjaśnić, że w ówczesnej ekstremalnej sytuacji, 
w jakiej znalazła się ludność polska, nie były odwetami akcje grup samoobrony i 
oddziałów  partyzanckich,  które  albo  uprzedzały  spodziewany  atak  UPA,  albo 
eliminowały  z  bliskiej  okolicy  bojówki  UPA,  które  napadały  na  polskie  osiedla  i 
placówki samoobrony, a więc były to akcje odsuwające śmiertelne zagrożenie. Nie 
były także  odwetami działania 27 Wołyńskiej Dywizji AK w 1944 r., w których  w 
związku  z  akcją  "Burza"  oczyszczano  teren  z  bojówek  UPA,  w  celu  poszerzenia 
bazy operacyjnej do walki z Niemcami. 

Trzeba  też  mocno  podkreślić,  że  dowódca  Okręgu  AK  Wołyń  płk.  Kazimierz 
Bąbiński  "Luboń",  przewidując  odruchy  zemsty,  w  pierwszych  tygodniach 
masowych  wystąpień  antypolskich  ze  strony  Ukraińców,  tj.  22  kwietnia  1943  r., 
wydał  rozkaz  skierowany  do  powstających  samoobron  następującej  treści: 
"Zakazuję  stosowania  metod,  jakich  stosują  ukraińskie  rezuny.  Nie  będziemy  w 
odwecie  palili  ukraińskich  zagród  lub  zabijali  ukraińskich  kobiet  i  dzieci. 
Samoobrona  ma  bronić  się  przed  napastnikami  lub  atakować  napastników, 
pozostawiając  ludność  i  jej  dobytek  w  spokoju"  (zob.  Dok.  61).  Rozkaz  ten  był 
aktualny do końca obecności na Wołyniu samoobron i oddziałów partyzanckich. 16 
stycznia  1944  r.  płk  Bąbiński  "Luboń"  w  rozkazie  do  dowódców  oddziałów 
partyzanckich  napisał: "Zalecam  prowadzenie  walki  z  grupami  ukraińskimi  z  całą 
bezwzględnością  i  surowymi  rygorami,  a  szczególnie  w  akcjach  odwetowych  za 
rzezie  całych  polskich  rodzin.  Dla  morderców  kobiet  i  dzieci  nie  ma  litości  i 
pobłażania. Walki tej nie chcieliśmy, pragnąc żyć w sąsiedzkiej zgodzie z ludnością 
ukraińską  Wołynia.  Stało  się  inaczej,  nie  my  winni  tej  krwi.  Wykorzystanie 
zaskoczenia  i  niespodziewany  napad,  szybki  i  sprawny  odskok  po  walce  -  oto 
rękojmia  powodzenia.  Nie  odwzajemniajmy  się  w  walce  mordami  kobiet  i  dzieci 
ukraińskich.  Najbardziej  kategorycznie  powtarzam  ,ulecenia  i  rozkazy  dawane 
ustnie  na  odprawach  inspektorom  i  dowódcom  oddziałów  partyzanckich,  aby  nie 
dopuszczali  w  walce  lub  po  jej  zakończeniu  do  czynienia  krzywdy  kobiecie  i 
dziecku  ukraińskiemu.  Z  całą  surowością  będę  pociągał  do  odpowiedzialności 
dowódców  i  żołnierzy,  którzy  by  posunęli  się  do  takich  niegodnych  czynów 
Wydając  te  rygory  walki  -  kieruję  się  nie  tylko  względami  humanitarnymi,  lecz 
najwyższym  dobrem  utrzymania  morale  naszych  oddziałów,  naszego  żołnierza. 
Wysokie  cechy  żołnierskie  łatwo  jest  utracić  w  trudnych  okolicznościach 
partyzantki.  Oczekuję  od  dowódców  zrozumienia  tej  intencji  i  właściwego 
wywarcia swego wpływu. Duszpasterstwo proszę o wpływanie w tym kierunku na 
żołnierzy. Wierzę, że nie uszczupli to zapału do walki i dążenia do bezwzględnego 
niszczenia  wroga,  a  nas  i  nasze  dobre  imię  ochroni  na  przyszłość  od  hańby 
zarzutów,  że  prowadziliśmy  walkę  również  z  kobietami  i  dziećmi".  W  chwili 
wydawania tego rozkazu formowała się 27 Wołyńska Dywizja AK. 

W  ówczesnej  sytuacji  zdarzały  się  dwa  rodzaje  odwetów:  1)  akcje  skierowane 
przeciwko upowcom, a więc mordercom, zorganizowane przez oddział partyzancki 
lub  oddział  samoobrony,  których  celem  było  zniszczenie  "gniazda"  upowskiego, 
wcześniej  atakującego  Polaków,  albo  odwety  pojedynczych  osób,  którym 
zamordowano rodzinę i które w związku z tym samodzielnie wymierzały upowcom 
sprawiedliwość; 2) odwet skierowany wobec osób bezbronnych, tj. głównie kobiet 
i  dzieci,  z  moralnego  punktu  widzenia  nie  do  przyjęcia,  chociaż  ukraińscy 
mordercy nie mieli w tym zakresie najmniejszych skrupułów 

Dowódcy  samoobron  i  oddziałów  partyzanckich  nie  tolerowali  indywidualnych 
odwetów. Gdy w okolicy Peresieki (gm. Kupiczów, pow. Kowel) jeden z członków 
oddziału  partyzanckiego  zastrzelił  samowolnie  wytropionych  przez  siebie  3 
upowców (ale nie zastrzelił gospodyni, u której się oni zatrzymali),  por. Zbigniew 
Twardy  "Trzask"  prowadził  dochodzenie  z  zamiarem  wymierzenia  swemu 
podwładnemu najwyższej kary. W powiecie lubomelskim, gdy po sierpniowej rzezi 
1943  r.  jeden  z  członków  samoobrony  spalił  ukraiński  dom,  omal  że  nie  został 
rozstrzelany  przez  konspirację  AK.  Tamże  podczas  akcji  odwetowych 

background image

prowadzonych przez oddział partyzancki por. Filipowicza "Korda" na upowskie wsie 
ukraińskie,  był  zakaz  atakowania  kobiet,  dzieci  i  starców.  Akcje  te  wymierzone 
były  tylko  przeciwko  członkom  UPA.  Podobnie  działo  się  w  okolicach  Przebraża, 
gdzie  wszelkie  ofensywne  akcje  samoobrony  były  również  skierowane  wyłącznie 
przeciwko  upowcom.  Możemy  wskazać  dziesiątki  przykładów,  gdy  Polacy  mieli 
okazje  i  możliwości  do  zastosowania  ślepego  odwetu,  a  tego  nie  czynili.  Np. 
samoobrona  z  Rożyszcz  mogła  wymordować  ukraińskie  rodziny  w  Klepaczowie 
(gm.  Kiwerce,  pow.  Łuck)  w  odwecie  za  wymordowanie  rodzin  polskich  i  polsko-
ukraińskich,  a  nic  tym  rodzinom  się  nie  stało;  nie  zostały  wymordowane  4 
ukraińskie rodziny w Aleksandrówce (gm. Czaruków, pow. Łuck) po zamordowaniu 
tamże 6 Polaków; nie zostało zamordowanych kilku starych Ukraińców, którzy na 
polecenie  oddziału  samoobrony  przywieźli  do  Przebraża  z  którejś  z  okolicznych 
kolonii  zwłoki  pomordowanych  Polaków.  Dowódcy  i  duchowieństwo  robiło 
wszystko, ażeby nie dopuścić do zdziczenia i utraty godności. 

Niemniej,  odwety  miały  miejsce.  Wszak  trudno  sobie  wyobrazić,  żeby  wszyscy 
straszliwie  poszkodowani,  mający  dobrą  okazję,  mieli  wystarczająco  siły,  by 
powstrzymać  się  od  zemsty.  Trzeba  powiedzieć,  wyjaśniając  bliżej:  odwetów 
dokonywali  desperaci,  którzy  nie  mogąc  się  pogodzić  z  okrutną  śmiercią 
najbliższych  osób,  samotnie  wybierali  się  na  ukraińskie  wsie  dokonywać  zemsty, 
świadomie w ten sposób szukali śmierci i znajdowali ją. Miały też miejsce odwety 
członków  samoobrony  czy  oddziałów  partyzanckich  poza  wiedzą  dowódców,  np. 
podczas  patrolowania  terenu.  Jednakże  wedle  naszego  rozeznania  we  wszystkich 
odwetach  ginęli  przede  wszystkim  upowcy,  osoby  nie  związane  z  UPA  ofiarami 
bywały  rzadko,  najczęściej  ginęły  przy  okazji  rozgramiania  siedliska  UPA.  Z  tego 
właśnie  powodu  bardzo  wielu  świadków  wyraża  w  relacjach  oburzenie 
oskarżeniami  strony  ukraińskiej  (a  także  niektórych  polskich  historyków  i 
publicystów) o odwety, znajdującymi się w różnych publikacjach. Świadkowie ci z 
odwetami  wobec  ukraińskiej  ludności  cywilnej  nie  zetknęli  się,  a  to  wskazuje  na 
marginalność tego zjawiska. 

W  trakcie  badań  nad  ludobójstwem  ludności  polskiej,  równolegle  staraliśmy  się 
ustalić  te  wydarzenia,  które  miały  charakter  akcji  odwetowych  -  w  określonych 
miejscach, dokonane przez konkretnych sprawców oraz wyniki tych akcji w liczbie 
zabitych.  Są  one  uwzględnione  w  opisach  wydarzeń  w  poszczególnych 
miejscowościach,  a  wynikające  z  tego  liczbowe  ujęcie  problemu  przedstawia  się 
następująco:  w  latach  1943-1944  odwety  miały  miejsce  w  44  oraz 
niesprecyzowanej liczbie (+?) jednostek administracyjnych, a zginęło w nich 113 
osób  oraz  nie  sprecyzowana  liczba  (+?)  (Tab.  18)  Ofiarami  byli  w  większości 
upowcy,  tj.  uczestnicy  napadów  na  Polaków.  Liczby  te  wynikają  z  konkretnych 
przypadków,  a  nie  z  dowolnego  szacunku,  bo  taki  może  prowadzić  do 
absurdalnych  wyników.  Józef  Turowski  podał,  że  w  związku  z  antypolską 
działalnością  UPA  "zginęło  też  bez  mała  2  tys.  cywilnej  ludności  ukraińskiej",  w 
domyśle  z  rąk  polskich,  nie  wyjaśniając  podstaw  owego  szacunku,  ani  nie 
wskazując  na  źródło  tej  informacji.  Zakładając,  że  ustalenia  nasze  są  znacznie 
niższe od rzeczywistych rozmiarów odwetów i np. liczbę ofiar podwyższymy nawet 
kilkakrotnie,  czy  też  przyjmiemy  liczbę  podaną  przez  Turowskiego,  to  skala  tego 
zdecydowanie negatywnego zjawiska nie jest wielka. Ale nie o wielkość zjawiska w 
zasadzie  tu  chodzi,  którą  zawsze  ktoś  będzie  kwestionować.  Gdy  do  Polaków  na 
Wołyniu  kierowane  były  przez  ich  dowódców  zakazy  dokonywania  odwetów,  do 
Ukraińców  ich  dowódcy  kierowali  rozkazy  niszczenia  wszystkich  Polaków  z 
korzeniami.  Czymś  zupełnie  innym  są  sprowokowane  ludobójstwem  sporadyczne 
odwety,  a  czymś  innym  zbrodnie  ludobójstwa  -  znaku  równości  i  stawiania  na 
jednej płaszczyźnie być tu nie może. 

Materiały pochodzą z książki Władysława i Ewy Siemaszków 

pt. "Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej 

Wołynia 1939-1945"

 

background image