JACKIE MERRITT
Ostatnia
* •
szansa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Christy Allen cała się trzęsła. Odczuwała wewnętrzne
napięcie, a poza tym było jej po prostu zimno, gdyż
w drodze z biura Morrison Logging Company do
szpitala całkiem przemokła. Mżyło, niebo przygnębiało
szarością, a temperatura nie przekraczała dziesięciu
stopni. Po telefonie od matki Christy rzuciła wszystko
i jak nieprzytomna pobiegła do samochodu, nie
zabierając nawet żakietu.
Miała na sobie tylko bawełnianą bluzkę w czerwono-
-białą kratę i dżinsy. O wiele za mało, by ogrzać jej
ogarnięte lękiem serce. Strach swój skrywała jednak
starannie i doskonale panowała nad emocjami.
- Mamo, Joe z tego wyjdzie. Musimy w to wierzyć
- pocieszała siedzącą obok matkę, trzymając ją za rękę.
- Christy, modlę się, żeby tak było. - Z oczu
Laury popłynęły łzy.
Do małej poczekalni wszedł doktor Martin. Za
chowywał się jak zwykle, ale pomimo to Christy
wyczuła, że niepokoi się o swego pacjenta. Joe doznał
poważnych obrażeń, więc ich zaufany lekarz nie mógł
niczego upiększać ani ukrywać.
- Dzień dobry, Christy. Cieszę się, że jesteś.
- Dzień dobry, doktorze.
Doktor Martin usiadł obok Laury i ujął jej dłoń.
- Lauro, zabieramy Joego na operację. Stwier
dziliśmy wewnętrzny krwotok i musimy zlokalizować
jego źródło.
Christy zdawała sobie sprawę, ile wysiłku kosztowało
jej matkę zachowanie spokoju. Hart ducha nie należał
6 OSTATNIA SZANSA
do zalet charakteru Laury Morrison. Była kobietą
z natury nieśmiałą, cichą, łagodną, całkowicie zado
woloną ze swej roli gospodyni domowej i żony Dużego
Joego Morrisona.
Laura i Christy wiedziały już, że miał złamaną
prawą nogę, rękę i trzy żebra, dlatego ostatnia
informacja sprawiła, że Laurze znowu łzy napłynęły
do oczu. Uwolniła ręce, aby zakryć twarz.
Christy napotkała pełne troski spojrzenie doktora,
ale nie chciała zadawać mu pytań przy matce. Joe był
w dobrych rękach. Zrobiono dla niego wszystko, co
w ludzkiej mocy, ona zaś musiała myśleć o Laurze
i pomóc jej przetrwać ten trudny okres.
- Proszę nas o wszystkim informować - powiedziała
cicho.
- Ależ oczywiście. Przyjdę zaraz po operacji.
- Dziękuję, doktorze.
Kiedy znów zostały same, Christy objęła matkę.
- Mamo, bądź dobrej myśli - odezwała się łagodnie.
- Joe będzie zdrowy. Powtarzaj to sobie.
Laura zaszlochała gwałtownie i opuściła ręce.
- Potrzebna mi nowa chusteczka - powiedziała
przez łzy, a kiedy Christy podała jej swoją, dodała:
- Niepokoiło mnie to wchodzenie na dach, ale dziura
nad kuchnią była coraz większa i przecież sama go
znasz. On po prostu musi zawsze sam wszystko
naprawiać.
Christy uważała, że Joe powinien był wziąć kogoś
do reperacji dachu. Dawno przekroczył sześćdziesiątkę
i nie był już tak zręczny jak kiedyś. Pośliznął się na
mokrym dachu i runął w dół.
Przebiegła w myślach wydarzenia poranka. Sobotnie
przedpołudnia spędzała zwykle w biurze, natomiast
Joe udawał się na miejsce wyrębu. Ale tego ranka
postanowił naprawić dach.
Joe Morrison był ojczymem Christy. Kochała go
OSTATNIA SZANSA
7
równie mocno, jak wspomnienie ojca, który umarł,
kiedy miała dziewięć lat. Laura zaczęła pracować
jako kelnerka w Mabel's Cafe i tam spotkała Joego.
Christy miała czternaście lat, gdy matka i Joe pobrali
się. Mimo całej swej szorstkości Joe okazywał pasier
bicy wyłącznie dobroć i miłość.
Ód pięciu lat Christy pracowała u niego, prowadząc
biuro i księgowość. Po studiach mieszkała przez jakiś
czas w Seattle, ale w okresie wakacji dowiedziała się,
że parę miesięcy wcześniej wyjechała sekretarka
i księgowa Joego. W rachunkach przedsiębiorstwa
panował okropny bałagan, więc Christy zdecydowała
się wrócić do Oregonu.
Nigdy nie żałowała swej decyzji. To Joe opłacał jej
studia i przez te wszystkie lata był dla niej bardzo
szczodry. Zabrała się do pracy i szybko przywróciła
porządek w dokumentach. Wiedziała, że Joe był
z niej zadowolony.
Jednak jej praca miała czysto urzędniczy charakter
i siedząc z matką w szpitalnej poczekalni, Christy
w pewnym momencie uświadomiła sobie niepewną
przyszłość przedsiębiorstwa. Jeśli, w najlepszym razie,
Joego czeka długa rekonwalescencja, kto poprowadzi
firmę? Kto zajmie się pracownikami? Kto nimi
pokieruje?
Oto następny powód do niepokoju, następne
zmartwienie, z którym musiała poradzić sobie sama.
Laura niezbyt przejmowała się interesami i nie miała
o nich bladego pojęcia.
- Mamo, może napiłabyś się kawy?
- Kawy? - Laura wydawała się zbyt oszołomiona,
by podjąć nawet tak prostą decyzję, więc Christy
zrobiła to za nią.
- Wpadnę do baru na dole i za parę minut będę tu
z kawą - powiedziała wstając i całując matkę w policzek.
Kiedy zmierzała do wyjścia, dobiegł ją odgłos
8
OSTATNIA SZANSA
zbliżających się kroków. Ciężkich kroków. Zanim
dotarła do drzwi, pojawił się w nich mężczyzna.
Vincent Bonnell! Co on tu robił? Cóż za przedziwny
zbieg okoliczności przywiódł tutaj największego
konkurenta Joego, i to właśnie w takiej chwili?
- Dzień dobry - powiedział, mierząc ją wzrokiem.
Christy nigdy dotąd z nim nie rozmawiała, ale widziała
go wiele razy. W Rock Falls nie można było skutecznie
kogoś unikać, lecz Vincent Bonnell i Joe Morrison
nie utrzymywali ze sobą żadnych stosunków, gdyż
prowadzili dwa największe w okolicy przedsiębiorstwa
wyrębu lasu i obaj ubiegali się o zlecenia drzewne,
których miejscowy tartak wyjątkowo skąpił.
Ich ludzie to osobny temat. Pracownicy Bonnella
i Morrisona bardzo często bili się w lokalnych barach,
ponoć w imię lojalności wobec swoich szefów. Ta
wojna irytowała Christy, ale próbowała ją ignorować.
Bezpośrednie spotkanie z Vincentem Bonnellem
wprawiło ją w duże zakłopotanie. Zdawał się należeć
do tego rodzaju mężczyzn, jakich bezwzględnie unikała.
Wystarczyło jej jedno doświadczenie z takim nazbyt
pewnym siebie, zadufanym w swej męskości typem.
Ów bolesny epizod miał miejsce, zanim wróciła do
Rock Falls. Postanowiła wówczas wybrać samotność
i nie wiązać się już z nikim, komu nie mogłaby ufać.
A Vincent Bonnell wyglądał na takiego człowieka.
Zresztą nie tylko jego pewność siebie nakazywała
Christy zachować ostrożność. W tym zaskakującym
spotkaniu coś ją zastanowiło - co, u diabła, Vincent
Bonnell tu robi?
Nie mogła oderwać od niego oczu. Był młodszy niż
Joe, raczej w jej wieku. Wysoki, przystojny, o wyrazis
tych rysach twarzy i przenikliwych szarych oczach,
z czupryną Clemnych, prawie czarnych włosów. Vince,
jak go niekiedy nazywano, był drwalem w drugim
pokoleniu. Jego ojciec założył Bonnell Logging
OSTATNIA SZANSA 9
Company prawie w tym samym czasie, gdy Joe
otworzył swoje przedsiębiorstwo.
Ponieważ Christy nie odpowiedziała na powitanie,
Vince przeniósł wzrok na Laurę.
- Dzień dobry, pani Morrison.
A to dopiero! Przyszedł tu z powodu Joego!
Oszołomiona Christy usunęła się z przejścia. Minął
ją, pozostawiając smugę zapachu, mieszaninę przyjem
nej woni deszczu, wilgotnego ubrania i męskiego
ciała. Zupełnie zdezorientowana patrzyła, jak rozsiadł
się w fotelu obok matki.
- Właśnie się dowiedziałem, że Joe miał wypadek.
Co z nim?
- Operują go - wyszeptała Laura.
- To ty jesteś jego córką? - zapytał odwracając się
do Christy.
- Pasierbicą - odpowiedziała. Nie pojmowała, o co
chodzi. Odkąd to Bonnell troszczył się o Morrisona?
A jednak jego oczy były pełne współczucia. Za
chowywał się doprawdy bardzo zagadkowo.
- Pani Morrison, jestem pewien, że wszystko będzie
dobrze - powiedział głaszcząc dłoń Laury. Wstał
i zwrócił się do Christy: - Czy możesz mi poświęcić
parę minut?
- Ależ... chyba tak.
- Porozmawiajmy na korytarzu - zaproponował.
Przez chwilę patrzył na Laurę, po czym ruszył
w kierunku drzwi. Wyszedł z poczekalni, a za nim
Christy. Szli w milczeniu.
Christy nie mogła za nim nadążyć. Sięgała mu
ledwie do ramienia, choć nosiła buty na pięciocenty-
metrowych obcasach. Był bardzo wysoki, szeroki
w ramionach; miał chyba z metr dziewięćdziesiąt
wzrostu. Christy spostrzegła, że obwód jego uda
odpowiada mniej więcej obwodowi jej talii.
Vincent zatrzymał się i spojrzał na nią z góry.
10 OSTATNIA SZANSA
Widział ją wiele razy, ale nigdy z bliska. Właśnie
uświadomił sobie, jaka jest mała. Jakie ma oczy
- szare czy zielone? Uznał, że szarozielone, po czym
jego uwagę przyciągnął połyskliwy gąszcz długich,
kasztanowych włosów.
- Co jest z Joem? Twoja matka nie jest w stanie
rozmawiać, ale ty wydajesz się być dość spokojna.
- Spokojna? - zdziwiła się Christy. - Panie Bonnell,
w tej sytuacji raczej trudno zachować spokój, ale
gdybym się rozkleiła, nie byłabym oparClem dla matki.
- Bardzo rozsądnie. Czy Joe jest poważnie ranny?
Christy odkaszlnęła. Rozmowa z Bonnellem przy
bierała zaskakujący obrót.
- Ma kilka złamań, ale myślę, że doktora Martina
bardziej niepokoi wewnętrzny krwotok. Dlatego go
operują.
- Słyszałem, że spadł z dachu.
- Tak.
Vince odwrócił wzrok, ze wzburzeniem potrząsając
głową.
- Po cóż, u diabła, będąc w tym wieku właził na
dach w taką pogodę?
Christy zesztywniała. Była tego samego zdania, ale
Vincent Bonnell po prostu nie miał prawa krytykować
Joego.
- Panie Bonnell, właściwie dlaczego mnie pan o to
pyta?
- Mów do mnie Vince. A w moim pytaniu nie ma
niczego złego, Christy - zwrócił się do niej po imieniu.
Znał ją ze słyszenia, ale nie była w jego typie. Lubił
kobiety długonogie i bezpośrednie, a Christy Allen
była drobna, prawdopodobnie zamknięta w sobie
i o wiele za poważna. W dodatku wcale mu się nie
podobała. Rysy twarzy miała raczej ostre i takiż głos.
Mignęła mu czasem w restauracji, na poczcie, w skle
pie.
r
OSTATNIA SZANSA
11
- Szłam właśnie po kawę dla mamy i naprawdę
muszę już wracać. Dziękuję za pamięć - powiedziała,
unosząc głowę, gdyż poczuła się skrępowana bez-
ceremonialnością Bonnella.
Odeszła, ale nie minęła sekunda, gdy Vince znalazł
się obok niej.
- A co będzie z firmą Joego? - zapytał.
Christy stanęła jak wryta. Czyż można ją winić, że
ciekawość Bonnella wydała jej się podejrzana? Dobrze
wiedział, że Joe nie wywiąże się z umowy z tartakiem,
jeśli nie dotrzyma terminu. I Vincent Bonnell mógłby
przejąć ów kontrakt!
- O co panu chodzi? - spytała wyzywająco i poczuła
ucisk w żołądku.
- Słuchaj, wiem, jak pracuje Joe, bo sam to robię
- powiedział po chwili wahania. - Głowę dam, że
więcej niż połowę sprzętu Joe wziął na kredyt. Naprawy
i utrzymanie maszyn to studnia bez dna. Płace i koszty
ubezpieczenia ciągle rosną. Joe miliony dolarów
unieruchomił w sprzęcie, a w banku pewnie nie ma
nawet dwudziestu tysięcy. Nie ma płacy bez pracy
i jeśli nie dostarczycie drewna do tartaku, nie będziecie
mogli wywiązać się ze zobowiązań finansowych Joego.
Joe mógłby stracić wszystko - podsumował.
Zaparło jej dech w piersiach. Bonnell tak trafnie
opisał obawy, które sama miała, że przez moment
zaniemówiła. Nie mogła kwestionować jego argumen
tów. Jednak rozmawiać z Bonnellem o interesach
Joego Christy po prostu nie miała ochoty.
- Zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji - powiedziała
w końcu spokojnie. - Ale nie wpadam w panikę
i naprawdę to nie jest pańska sprawa, panie Bonnell.
A teraz - do widzenia.
Odeszła, lecz nogi się pod nią uginały. Nie zdołała
ochłonąć, gdy Bonnell znów ją dopadł.
- Joe sam kieruje załogą, co oznacza, że teraz nie
12 OSTATNIA SZANSA
macie kierownika. Tak postępował mój ojciec. Pewnie
uważał, że nikt inny nie miał dość rozumu, by
nadzorować robotę. Joe jest ulepiony z tej samej
gliny, uparty jak stary muł. Christy, bez szefa jesteście
załatwieni. I te kreatury, które Joe wziął do roboty...
- Są nie gorsze niż „kreatury", które u pana pracują!
- zawołała, odwracając się nagle. - Joe ma paru
dobrych ludzi, Stubb Brannigan, Clem Molinski, Len...
- Stubb jest pijakiem. Clem ma swoje lata. Len ma
ptasi móżdżek.
- Coś wymyślę - powiedziała gniewnie. - Rozmowa
skończona, panie Bonnell!
Vince ściągnął brwi. i patrzył, jak odchodziła.
Rzeczywiście ją zdenerwował, a przecież chciał tylko
pomóc. Wiedział, że długo pracowała u Joego, ale nie
był pewien, czy zdaje sobie sprawę, w jakim kłopocie
mogli się znaleźć przez ten wypadek. Potarł w zamyś
leniu szczękę. Może jej nie doceniał, może rozumiała
więcej, niż sądził. Robiła wrażenie bystrej i inteligentnej,
nawet trochę ciętej. Może stary Joe był cholernym
szczęściarzem, mając ją u siebie.
W pewnym sensie zaskoczyła go. To znaczy jej
uroda. W ciągu tych kilku minut wysokie, wydatne
kości policzkowe i spiczasta bródka Christy wydały
mu się pełne wdzięku. Miała naprawdę wspaniałe
włosy i niezgłębione, zielone oczy. A jak uroczo
kołysze tyłeczkiem! Śmieszne, że też nigdy przedtem
nie zauważył, jak wspaniale się porusza.
Znużona Christy otworzyła frontowe drzwi swego
domku o dziesiątej wieczorem. Muffin, podpalany
terierek, powitał ją głośno szczekając i skacząc.
- Chyba jesteś głodny? - zapytała, pochylając się
i drapiąc go za uszami. - Chodź, Muffin. Wyna
grodzimy ci spóźnienie i znajdziemy coś specjalnego
- dodała, prostując się.
OSTATMA SZANSA 13
Po długim i wyczerpującym dniu miło było wrócić
do domu, choć zamknięcie się we własnych czterech
kątach nie mogło niczego rozwiązać. Stan Joego był
poważny.
- Ze względu na wiek zostawimy go przez kilka
dni na obserwacji na oddziale intensywnej terapii.
Jego organizm doznał poważnego szoku - oświadczył
doktor Martin, ale zaraz dodał, że Joe z tego wyjdzie.
Laura była zmęczona, więc dała się zawieźć do
domu, ale na pożegnanie poprosiła córkę, by z samego
rana przywiozła ją z powrotem. Christy wiedziała, że
niewiele brakowało, by jej matka zamieszkała w szpi
talu.
Na niej samej spoczywała teraz odpowiedzialność
za interesy Joego, więc nie mogła spędzać każdej
chwili przy jego łóżku. Odwiozła matkę i zatrzymała
się na krótko w biurze, żeby wyłączyć komputer.
Wróci jutro rano, skończy pracę i dopiero potem
pojedzie do szpitala.
Nie obawiała się już, że Joe się nie wyliże. Był
silnym mężczyzną, o żelaznej woli, co dawało pewność,
że wyzdrowieje, jeśli nie zdarzy się coś nieprzewidzia
nego. Natomiast nie chciała go martwić sprawami
przedsiębiorstwa. Nie chciała też, by wracał do zdrowia
ze świadomością, iż wszystko poszło na marne
z powodu wypadku. Sama musiała dopilnować, aby
nie zdarzyło się najgorsze. Dlatego przez cały dzień
czuła ucisk w żołądku.
Christy nakarmiła Muffina, zrobiła sobie filiżankę
herbaty, zaniosła ją do łazienki i odkręciła kurki
w wannie. Kiedy wanna wypełniała się wodą, umyła
twarz i przejrzała się w lustrze nad umywalką.
W drobnej twarzy dominowały bardzo duże oczy.
Nikt nie uznałby jej za klasyczną piękność, choć
niektórzy mężczyźni uważali, że jest atrakcyjna. Na
nieszczęście jej jedyny wielki romans pozostawił nie
14 OSTATNIA SZANSA
zagojone rany i odtąd z wyboru pędziła samotne,
spokojne życie.
Christy nie zrezygnowała z miłości, lecz nie spotkała
mężczyzny dostatecznie solidnego, inteligentnego
i mającego cel w życiu. Mężczyźni, którzy wydawali
się zbyt pewni siebie, wzbudzali jej nieufność. Bonnell
w jakiś sposób pasował do tej kategorii. Christy
zastanawiała się, jak można by szybko i trafnie
ocenić mężczyznę.
Prawdę mówiąc, myślała o wizycie Vincenta Bon-
nella przez cały dzień z kilku powodów. Dlaczego
troszczył się o Joego? Dotąd zawsze się unikali. Czy
Bonnell sądzi, że zdoła odebrać Joemu korzystny
kontrakt?
Niezależnie od tego, kto by tego spróbował, taka
możliwość wydała się Christy odrażająca i trudna do
zaakceptowania. A jednak nie mogła znaleźć innej
przyczyny zainteresowania Bonnella Joem. Podejrzenia
nie opuściły jej, nawet kiedy zadumała się nad dziwnym
wrażeniem, jakie na niej wywarł ten mężczyzna. Nie był
w jej typie, ściślej - w jej ulubionym typie. Ale jakaż
kobieta nie zauważyłaby jego wspaniałej postury. On
też na nią patrzył, nie próbując ukryć zainteresowania.
Jak wypadła? Christy widziała w lustrze, jak zwęziły
się jej oczy. Uświadomiła sobie, o czym myśli.
Skrzywiła się ze złości i odwróciła od lustra.
Położyła się z przekonaniem, że nie będzie mogła
zasnąć, ale straciła świadomość, gdy tylko jej głowa
opadła na poduszkę. Następnego ranka o siódmej
obudziło ją bębnienie deszczu o dach.
- Witaj, stary - powiedziała do terierka, który stał
przy łóżku i machał przyciętym ogonem. Muffin
natychmiast wskoczył na posłanie, gotowy do zwykłych
porannych igraszek.
- Nie dzisiaj - ziewnęła i zepchnęła go na podłogę.
Po wczorajszych wydarzeniach deszcz jeszcze bardziej
OSTATNIA SZANSA 15
ją przygnębił. Christy tęskniła za odrobiną słońca.
Tak czy owak, szare niebo wydawało się podkreślać
ponurą sytuację jej, Joego i matki.
Zasmucona wstała, zadzwoniła do szpitala, gdzie
dowiedziała się, że wszystko jest w porządku, a potem
do matki.
- Jak spałaś, mamo?
- Lepiej, niż myślałam.
- Nic dziwnego. Wczorajszy dzień był taki wyczer
pujący. Będę w szpitalu koło południa. Możemy zjeść
razem lunch.
- Świetnie, skarbie. Będę czekała.
Kiedy Christy ubierała się i jadła śniadanie, za
stanawiała się, czy porozmawiać z matką o interesach.
Postanowiła tego nie robić. Laura miała teraz dość
zmartwień.
Rock Falls tonęło w deszczu. Christy jechała powoli,
omijając największe kałuże. W niedzielny ranek ruch
był niewielki i bez kłopotów dotarła do południowego
krańca miasta, gdzie znajdowało się biuro Morrison
Logging Company.
Otworzyła drzwi frontowe, weszła do budynku
i zatrzęsła się z zimna. Włączyła ogrzewanie i nastawiła
kawę. Potem usiadła przy biurku i utkwiła wzrok
w ekranie komputera. Ciężko się napracowała, żeby
oprogramować proces wyrębu. Teraz każdą fazę można
było wywołać, naciskając kilka klawiszy. Ale cóż po
sprawnym rejestrze bez dochodów? Bała się, była
chora ze strachu. Nadszedł czas, by stawić czoło
faktowi, że Joe nie wejdzie do biura ani dzisiaj, ani
jutro. Ani przez najbliższe tygodnie, może nawet
miesiące. Zadzwonił telefon. Przestraszona Christy
podniosła słuchawkę.
- Halo?
- Christy? Tu Clem. Co to za historia z Joem?
- Jest w szpitalu, Clem - odparła. Opowiedziała
16 OSTATNIA SZANSA
mu o wypadku, podając szczegóły, i cierpliwie wy
słuchała wszystkich komentarzy Cierna.
- Christy, kto będzie kierował robotą? - nastąpiło
pytanie, na które nie znała jeszcze odpowiedzi.
- Właśnie... zastanawiałam się nad tym, Clem
- odpowiedziała odkasłując.
- Czy mamy przyjść jutro do pracy?
- Ależ tak! Proszę, powiedz wszystkim, żeby się
rano zjawili. Coś wymyślę, Clem.
- No chyba. Chociaż, sam nie wiem. Ktoś musi
popychać tę robotę.
- Clem, czy myślisz, że mógłbyś to robić? - spytała
cicho.
- Ja? - odpowiedział pytaniem, po czym zapadło
milczenie. - No dobrze, chyba mogę spróbować
- wymamrotał w końcu.
- Och, dziękuję, Clem. Zbierz jutro wszystkich,
powiedz im o wypadku i...
- Christy, zrobię jutro, co będę mógł, ale musisz
znaleźć kogoś innego - przerwał jej Clem.
Christy rozumiała obawy starzejącego się człowieka.
Jego zwykłe zajęcie to ładowanie pni na ciężarówki
za pomocą ogromnego dźwigu. Clem nie miał ochoty
brać na siebie odpowiedzialności za innych.
- W porządku, Clem. Porozmawiamy jutro rano
- powiedziała stłumionym głosem.
- Czy można odwiedzić Joego?
- Dzisiaj wpuszczają tylko rodzinę.
Wolno odłożyła słuchawkę. Clem nie chciał tej
pracy i nie mogła go za to winić. Tyle spraw należało
zgrać. Trudne zadanie. Na pewno ktoś z szesnastu
ludzi z załogi Joego mógł pokierować całym procesem.
Christy przejrzała listę pracowników, sprawdzając
w komputerze ich dane. Od razu wyeliminowała
połowę z nich, gdyż nie mieli doświadczenia. Kiedy
zabrała się do kilku ostatnich, stało się jasne, że
OSTATNIA SZANSA 17
Joego mógł zastąpić jedynie Stubb Brannigan. Był
w odpowiednim wieku i miał doświadczenie, ale -jak
to wytknął Bonnell - Stubb za dużo pił.
Czy Joe powierzyłby-mu kierownictwo? Boże, czy
mogła wybierać?
Siedziała zatopiona w myślach, kiedy nagle ot
worzyły się drzwi wejściowe. Spojrzała przestraszona.
- Dzień dobry - zawołał Bonnell niskim, donośnym
głosem.
Christy wstała powoli. O ile wiedziała, nigdy dotąd
noga Bonnella nie stanęła w tym biurze.
- Dzień dobry. - Zdołała odpowiedzieć dość
normalnie, mimo że natychmiast opadły ją podejrzenia.
Vince znów taksował ją wzrokiem. Miała na sobie
pulower i spodnie. Biały kołnierzyk bluzki w szerokim
rozcięciu swetra. Gęste, lśniące włosy okalające twarz.
Dyskretny makijaż. Ubrana starannie, prosto i w dob
rym guście. Może Christy Allen rzeczywiście była
ładna?
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam - rzucił
podchodząc do biurka.
Wczoraj był w starym ubraniu roboczym, a dzisiaj
nosił obcisłe dżinsy, białą koszulę i czarną skórzaną
kurtkę. Miał niezwykłe oczy, zauważyła Christy,
głęboko osadzone i Clemnoszare. Inteligentne. To
spostrzeżenie w jakiś sposób ją podnieciło, co uznała
za rzecz zupełnie absurdalną. Nie zamierzała zajmować
się tym mężczyzną.
- Właśnie kończyłam wczorajszą pracę - powie
działa, mijając się nieco z prawdą.
Vince przemierzał biuro, czując na sobie jej wzrok.
Stanął przy oknie, przed stołem uginającym się pod
ciężarem okazałych roślin.
- Miły akcent - rzekł półgłosem i wyszczerzył zęby
w uśmiechu. - Założę się, że to twój pomysł.
Patrzyła nic nie mówiąc, więc podszedł do jej biurka.
18 OSTATNIA SZANSA
- Rozmawiałem rano z pielęgniarką. Wydaje się,
że Joe wraca do siebie.
- Tak - odchrząknęła. - Panie Bonnell, ja naprawdę
mam mnóstwo pracy.
- Więcej, niż myślisz - powiedział, mrużąc oczy.
- Jestem świadoma sytuacji - odparła dotknięta.
- A czy jesteś świadoma, jak z niej wybrnąć?
O czym on mówił? Jeśli przyszedł tu z propozycją
przejęcia kontraktu Joego, to źle trafił.
- Czyżbym czuł świeżą kawę?
- Co? Ach, rzeczywiście.
- Czy mógłbym się napić? - zapytał uśmiechając
się. Miał mocne, białe zęby i jego szeroki uśmiech
zrobił na niej wrażenie. Zdziwiła się. Dlaczego
reagowała na mężczyznę, z którym nie chciała mieć
nic wspólnego?
Przypomniała sobie, co o nim słyszała. Na przykład
przezwisko - Byk. Dlaczego go tak nazywano?
Wrodzone dobre maniery nakazały Christy poczęs
tować go kawą. Szybko napełniła dwa kubki i wróciła
do biurka, podając jeden nieproszonemu gościowi.
Po chwili dotarło do niej, że nie zamierzał wypić
kawy jednym haustem i wyjść. Christy opadła na
swój fotel. Bonnell wyszczerzył zęby w uśmiechu
i również usiadł.
- A teraz utnijmy sobie pogawędkę - powiedział
takim tonem, jakby byli starymi przyjaciółmi.
- Nie wiem, o czym pan i ja mielibyśmy rozmawiać
- zawołała z rozdrażnieniem.
- Otóż mamy sobie sporo do powiedzenia. Wiem
już, co musisz zrobić, żeby utrzymać interes w czasie
choroby Joego, i myślę, że powinnaś mnie wysłuchać.
ROZDZIAŁ DRUGI
Christy poczuła, jak zdumienie przygważdża ją do
fotela.
- Ty to wymyśliłeś? A czy ktoś cię prosił, żebyś się
tym zajmował? - Odstawiła swój kubek tak gwałtow
nie, że kawa chlusnęła na papiery.
Vince pociągnął łyk z kubka i odstawił go.
- Podejrzewasz, że coś knuję? - zapytał, a potem
pochylił się do przodu i uśmiechnął od ucha do ucha.
- Dlaczego jesteś taka podejrzliwa, skarbie?
Oburzona jego poufałością, wyprostowała się rap
townie i posłała mu wściekłe spojrzenie. Jak śmiał
przypuszczać, że mogła zaakceptować coś takiego?
Ależ był zadufany w sobie!
- Jeżeli chcesz dalej rozmawiać, to nie mów do
mnie „skarbie"! - zawołała.
- Prrr, mała damo! - odpowiedział, unosząc obie
ręce. - Przestań się pieklić. Nie chciałem cię rozgniewać.
Christy ciężko westchnęła i poczuła, jak jej złość
opada. Był nieznośny i niezmiernie pociągający. Gdyby
miała choć trochę rozsądku, pokazałaby panu Bon-
nellowi drzwi. A jeśli rzeczywiście miał jakieś roz
wiązanie? Ostatecznie w jej położeniu nie można było
ryzykować przeoczenia żadnej ewentualności.
- Proszę mówić dalej - powiedziała, ukrywając
zniecierpliwienie. Vince Bonnell oddziaływał na nią
w przedziwny sposób, ale sam fakt, że na nią
oddziaływał, był najbardziej irytującym aspektem całej
tej niepokojącej sytuacji.
- Jasne. Nie przyszedłem, żeby cię denerwować.
20 OSTATNIA SZANSA
Myślałem o tobie, o Joem i o waszej sytuacji. Według
mnie jest tylko jedno logiczne rozwiązanie. Ty.
- Ja? - zapytała bezbarwnie. - Nie rozumiem.
- Mam wrażenie, że znasz firmę na wylot i wiem,
że nie macie ani jednego pracownika nada
jącego się do kierowania jej pracą. Więc kto może
zastąpić Joego?
- Chyba nie uważasz, że pójdę do lasu!
- Nie bądź taka zgorszona. Kobiety też zajmują
się wyrębem.
- Raczej nieliczne.
- Słuchaj, przecież nie mówię, że masz się złapać
za piłę albo obsługiwać maszyny. Ale mogłabyś
wszystkim kierować. To właśnie robi Joe, a u mnie
nadzorca.
Christy wpatrywała się w niego, jakby mu nagle
wyrosła druga głowa.
- Nie mogę uwierzyć. Jeśli to jest to twoje genialne
rozwiązanie...
- Kpij sobie, jeśli chcesz, ale to jest genialne
rozwiązanie. - Vince zmarszczył brwi i wstał. - Poży
czyłbym wam swojego człowieka, ale go potrzebuję.
Poza tym oboje wiemy, że nie zdałoby to egzaminu.
- Rzeczywiście - odparła cierpko Christy i również
wstała. - Nie zapominajmy o tej idiotycznej wojnie
między naszymi pracownikami. Całe miasto jest
podzielone! Albo popierasz Bonnella, albo Morrisona,
a ci dwaj nigdy nie powinni się spotkać!
- Myślę, że lekko przesadzasz - odparł łagodnie
Vince. - Współzawodnictwo nie jest niczym złym.
Drwale ciężko pracują i jeśli od czasu do czasu trochę
upuszczą pary, próbując się w zawodach...
- O, chwileczkę. Trudno nazywać walkę na pięści
„próbowaniem się" w zawodach!
Przyglądając się jej badawczo, Vince dopił kawę.
- Dlaczego zaczęliśmy o tym mówić? Wiesz, co
OSTATNIA SZANSA
21
myślę? Ty również bierzesz udział w tej wojnie, jak
wszyscy. Nie podoba ci się mój pomysł, bo pochodzi
od Bonnella.
- To absurd. Tak samo jak twój pomysł. Po pierw
sze, ci nieokrzesani, uparci drwale nie będą słuchali
kobiety. Wszyscy jesteście tacy sami, gdy w grę wchodzi
męska ambicja!
Vincent poczuł się urażony. Koniec z pomaganiem
tej zwariowanej damulce. Bystra? Inteligentna? Ha!
Serdeczną radę uznała za afront! Nie potrzebował ani
jej, ani jej cholernych problemów!
- I dlatego że wszyscy jesteśmy tacy obrzydliwi,
z nikim się tu nie spotykasz?
- Bez osobistych wycieczek, Bonnell! - zawołała.
- Nie będziemy tu roztrząsać mojego prywatnego życia.
- Ani mojego, damo. To ty zaczęłaś! - odparł,
odwrócił się i ruszył do drzwi. Zatrzymał się z ręką
na klamce. - Jesteś nieprzejednana i to cię ogranicza.
Kiedy ochłoniesz, zastanów się nad moim pomysłem.
Bez kierownika ci ludzie spartaczą całą robotę - rzucił
gniewnie.
- Dlaczego ci na tym zależy? - krzyknęła, kiedy
drzwi zatrzasnęły się za nim. Ciężko opadła na fotel,
potem zerwała się na równe nogi i podbiegła do
okna. Zobaczyła zabłoconą furgonetkę odjeżdżającą
spod jej biura.
- Ty draniu! - mamrotała patrząc, jak wóz znika
za rogiem.
Ciągle padało i była tak zmęczona, że chciało się
jej wyć. Była też przestraszona, zmartwiona i pełna
złości. Z tego wszystkiego w końcu rozbolał ją brzuch.
- O Boże - jęknęła, siadając znów do komputera.
Ta awantura wydała jej się wprost niewiarygodna.
Nawet nie pamiętała, kiedy ostatni raz podniosła na
kogoś głos.
Christy nerwowo przesunęła palcami po włosach,
22 OSTATNIA SZANSA
odgarniając je do tyłu. Serce waliło jej mocno. Musiała
przyznać, że bez względu na motywy Bonnella,
zachowała się jak ostatnia jędza. Przestała nad sobą
panować i choć miała mnóstwo powodów, żeby
wystrzegać się Vincenta Bonnella, uniosła się zupełnie
bez sensu.
Zbliżało się południe, więc Christy drżącymi rękami
wyłączyła komputer i ekspres do kawy, a potem
zamknęła biuro.
Laura uśmiechnęła się, kiedy Christy weszła do
pokoju Joego.
- Obudził się na kilka minut - opowiadała córce.
- Wyzdrowieje, po prostu wiem, że tak będzie.
- Oczywiście, że wyzdrowieje, mamo - odpowie
działa, patrząc na Joego, całego w bandażach i gipsie.
Zostawiły pielęgniarce wiadomość, że będą w barze,
i ruszyły przez szpitalne korytarze.
- Myślałam o wczorajszej wizycie Vincenta Bon
nella. Nie sądzisz, że to bardzo ładnie z jego strony?
Nie wiedziałam, że on i Joe się przyjaźnią - powiedziała
Laura.
Christy gwałtownie wciągnęła powietrze. Nie chciała
rozmawiać o Bonnellu, ani nawet o nim myśleć. Po
pierwsze, czuła się głęboko upokorzona tą głupią
sprzeczką. Po drugie, nie ufała mu. W rzeczy samej
lista powodów, dla których powinna unikać tego
człowieka, rozrastała się w zawrotnym tempie.
- Mamo, oni nie są przyjaciółmi.
- Dlaczegóż więc przychodziłby i pytał o Joego?
Christy nie mogła się zmusić do roztrząsania z matką
niepokojących domysłów. Za pozorną wspaniałomyśl
nością Bonnella mógł się kryć zwykły egoizm.
- Clem Molinski zadzwonił dziś rano do biura.
Usłyszał o wypadku i pytał, czy może odwiedzić
Joego - rozmyślnie zmieniła temat.
OSTATNIA SZANSA
23
- Joe chętnie zobaczy ich wszystkich, kiedy będzie
mógł.
W barze wybrały dania, zapłaciły i znalazły stolik.
- Christy, czy poradzisz sobie ze wszystkim w czasie
nieobecności Joego? - spytała Laura, zaskakując tym
córkę.
Christy przenosiła talerze z tacy na stół, a jej
zdrowy rozsądek toczył walkę z pragnieniem całkowitej
uczciwości. Ale czy w tej sytuacji mogła zmartwić
matkę? Gdyby Laura zdała sobie sprawę ze skali
problemu, prawdopodobnie załamałaby się.
- Mamo, poradzę sobie. Proszę, nie kłopocz się
o przedsiębiorstwo. Masz teraz dość zmartwień.
- Christy, jesteś taką mądrą kobietą. Jestem z ciebie
dumna. I Joe też, sama wiesz. On nie może się ciebie
nachwalić - powiedziała Laura ze swoim przemiłym
uśmiechem i sięgnęła przez stół, by pogłaskać dłoń
córki.
- Wiem - powiedziała cicho Christy. Nie mogła
pozbyć się myśli o pomyśle Vincenta Bonnella. To
przecież śmieszne. Jakim cudem zdołałaby pokierować
robotnikami? Przecież to szesnastu drabów! Zawracanie
głowy.
Jedząc lunch Christy postanowiła porozmawiać ze
Stubbem Branniganem. Skoro Clem właściwie od
mówił, to Stubb pozostał jedynym kandydatem.
Powiedziała matce, że musi nakarmić Muffina
i wymknęła się ze szpitala. Pojechała prosto do Stubba.
Brannigan był kawalerem, zatem gdy Christy nie
znalazła przed domem jego niebieskiej furgonetki, od
razu zawróciła i pojechała w kierunku głównej ulicy
miasteczka.
W końcu spostrzegła samochód Stubba zapar
kowany w pobliżu Way Inn, knajpy o podejrzanej
reputacji.
Znalazła miejsce na parkingu i zmusiła się do
24 OSTATNIA SZANSA
przekroczenia progu gospody. Woń piwa i dym
z papierosów o mało nie zwaliły jej z nóg. Muzyka
dudniąca z niewidocznych głośników, głosy i śmiech
niemal ją ogłuszyły. W okolicy było kilka przyjemnych
barów, ale Way Inn stanowczo do nich nie należał.
Stojąc w drzwiach Christy przyglądała się tłumowi
byle jak odzianych, krzepkich mężczyzn. Kiedy
zobaczyła Vincenta Bonnella, przepychającego się
przez grupę ludzi, była oszołomiona. Czy w ten
sposób spędzał swoje niedzielne popołudnia? Dlaczego
los znowu doprowadził do ich spotkania? Nie była
przygotowana na to, że zobaczy Vinee'a tak szybko
po tej awanturze w biurze.
- Zupełnie się nie spodziewałem, że cię tu zobaczę
- powiedział chłodno. Wstąpił porozmawiać tylko
z paroma swoimi ludźmi i wejście Christy Allen było
dlań niespodzianką stulecia.
Ten mężczyzna irytował ją. Cholera, on na nią
działał! Nie znajdowała żadnego innego wytłumaczenia
zmiany swojego zachowania w jego obecności.
- Mogłabym powiedzieć to samo - odparowała,
przenosząc spojrzenie z Vincenta na tłum. Przynajmniej
nie wydawał się oczekiwać przeprosin!
- Szukam Stubba. Czy jest tutaj?
- Jeśli nawet jest, ja go nie widziałem.
- Jego samochód stoi na zewnątrz.
- Sądzę, że mógł odjechać czyimś autem - od
powiedział Vince wzruszając ramionami. - Właśnie
wychodziłem:
Przez dłuższą chwilę patrzył na Christy, zastana
wiając się, czym, do diabła, tak go pociągała. Dobrze
pamiętał, jak potraktowała go w biurze, ale mimo to
czuł bezsensowną potrzebę troszczenia się o nią. Way
Inn nie było miejscem dla niej. Wziął ją za rękę.
- Chodź, odprowadzę cię do samochodu.
Jego obcesowość nie zostawiała miejsca na dyskusję.
OSTATNIA SZANSA 25
Pozwoliła mu wyprowadzić się na zewnątrz. Padał
deszcz. Strząsnęła jego wielką dłoń i skoczyła do
samochodu. Zanim zdążyła zamknąć za sobą drzwi,
Vince uchwycił je i pochylił się, żeby zajrzeć do
środka.
- Rozumiem, że masz zamiar dać tę robotę Stub-
bowi?
- Nie mam wyboru - rzuciła mu wyzywające
spojrzenie. - Zupełnie wbrew temu, co sugerowałeś.
Vince popatrzył na nią w zamyśleniu. Może miała
rację. Prawdopodobnie świetnie radziła sobie z licz
bami, ale kierowanie ludźmi to zupełnie inna sprawa.
Może nie pasowała do tego zespołu. Drwale za
chowywali się czasami dość ordynarnie, chociaż
w stosunku do przyzwoitych kobiet przeważnie byli
uprzejmi i pełni szacunku.
Nie miał żadnej wątpliwości, że Christy Allen była
przyzwoitą kobietą. Na pewno była też atrakcyjna.
Różniła się od dziewcząt, które zwykle budziły jego
zachwyt, ale jednak go pociągała. Co robiła po pracy,
dla przyjemności? Musiała mieć przyjaciół. Kim byli?
- Zrobisz, co zechcesz - powiedział w końcu.
- Jestem pewien, że wkrótce odkryjesz, o co w tym
wszystkim chodzi. Ale pamiętaj o czymś, dobrze?
Jeśli wpadniesz w tarapaty, nie wahaj się zadzwonić.
Mój numer jest w książce - dodał i odszedł, zostawiając
Christy patrzącą za nim szeroko otwartymi ze zdzi
wienia oczami.
Był zaskakującym mężczyzną i naprawdę nie
wiedziała, co o nim myśleć. W jednej minucie ogarniała
ją nieufność, a w następnej była przekonana o jego
szczerości.
No, dobrze. Jeden Bóg wiedział, gdzie szukać
Stubba. Z wysiłkiem skoncentrowała się na myśleniu
o nim. Sądziła, że Stubb pokaże się jutro w pracy,
więc może pojechałaby rano na teren wyrębu, żeby
26 OSTATNIA SZANSA
go złapać. To dobry pomysł. Mogłaby wtedy poroz-
mawiać ze wszystkimi i opowiedzieć o wypadku Joego.
Uruchomiła samochód i pojechała do domu nakar
mić Muffina, a potem wróciła do szpitala i spędziła
wieczór z matką.
Pierwszą rzeczą, jaką zauważyła po przebudzeniu
następnego ranka, była cisza. Przestało padać. Wy
skoczyła z łóżka, podeszła do okna i rozsunęła zasłony.
Słońce!
W znacznie lepszym nastroju Christy zaczęła przygo
towywać się do pracowitego dnia. Miała tuzin spraw do
załatwienia w biurze, ale postanowiła zatrzymać się tam
tylko na krótko i zaraz pojechać na teren wyrębu.
Głównym jej zadaniem była rozmowa ze Stubbem.
Znowu poczuła ból brzucha i uznała, że to z napie-
cia. Wczorajszej nocy też jej dokuczał i nie spała zbyt
dobrze. Wiedziała, iż nie pozbędzie się go, dopóki nie
załatwi czegoś konkretnego z ekipą drwali.
Na miejsce wyrębu jechało się ponad godzinę.
Zanim wyruszyła, przesiadła się do terenowego
samochodu Joego z napędem na cztery koła. Po kilku
deszczowych dniach górskie drogi były błotniste, a nie
chciała ryzykować utknięcia na trasie.
Dojechała do ostatniego zakrętu, z którego wjeż
dżało się w półkilometrowy odcinek drogi, wiodącej
wprost do poręby. Christy zatrzymała samochód
i uważnie obejrzała drogę. Pełna kolein i szlamowatego
błota, wyglądała złowieszczo. Ale widać było, że
niedawno ktoś tędy jechał, a więc brygada zdołała
dotrzeć rano do pracy.
Wahała się, czy ruszać dalej. Perspektywa rozmowy
z załogą nie budziła w niej entuzjazmu. Pod wieloma
względami była samotnikiem. Nie poszukiwała tłumów
ani nie potrzebowała innych ludzi, żeby przyjemnie
spędzić czas. Nie umiała wygłaszać przemówień i taka
OSTATNIA SZANSA
27
konieczność budziła jej przerażenie. Ale trzeba było to
zrobić, a nie było nikogo, kto mógłby ją zastąpić.
Wciągnęła głęboko powietrze, przycisnęła nogą pedał
gazu i pojechała dalej. Dojeżdżała już prawie do celu,
gdy pokonując ostry, pnący się w górę zakręt,
zobaczyła leżące w poprzek drogi drzewa. Jak garść
upuszczonych ogromnych zapałek pnie leżały skrzy
żowane jedne na drugich i zupełnie blokowały przejazd.
Serce podskoczyło jej do gardła. Odruchowo
zahamowała. Samochodem zarzuciło na bok. Christy
zwolniła trochę hamulec, odzyskała kontrolę nad
autem, potem hamowała z większą ostrożnością.
Serce jej waliło jak młotem, gdyż niewiele brakowało
do zderzenia, ale też dlatego, że równie niepokojąca
była scena, którą zobaczyła zza szyby samochodu.
Mężczyźni gramolili się po pniach w jej kierunku,
a na brzegu, po lewej stronie drogi stał pokiereszowany
wrak ciężarówki.
Ktoś nagle otworzył drzwi jej samochodu.
- Czy nic ci nie jest? - zapytał Clem z troską
w głosie.
- Wszystko w porządku. Kto prowadził wóz? Czy
został ranny?
Jeden z mężczyzn wystąpił do przodu.
- Ja jestem kierowcą, Christy. Ta zakichana droga
jest śliska jak szkło.
Nie zauważyła, aby Moe Griffin miał na sobie
choćby ślady zadrapań. Odetchnęła z ulgą.
- Najwyraźniej ten wypadek zdarzył się przed
chwilą.
- Jakieś dwadzieścia, trzydzieści minut temu - od
powiedział Moe. - Paru ludzi poszło na górę,
przyprowadzą spychacz, żeby zepchnąć drzewa z drogi.
Christy wspięła się na pień, żeby lepiej obejrzeć
ciężarówkę.
- Co z nią? Mocno uszkodzona?
28 OSTATNIA SZANSA
- Zapala, już próbowałem, ale przez kilka dni nie
będzie się nadawała do użytku - powiedział ponuro
Moe. - Podwozie jest diabelnie pokrzywione.
Firma Morrison Logging Company posiadała pięć
wielkich ciężarówek. Jeśli któraś musiała iść do
naprawy na dłużej, powodowało to duże straty
z powodu zaległości w transporcie drewna.
Moe był przybity. Samochód był przydzielony jemu
i gdy nie był na chodzie, Moe niewiele mógł zarobić.
Szkoda, że Moe nie nadawał się na kierownika,
pomyślała Christy. Był dobrym, godnym zaufania
kierowcą, ale jedynie to potrafił robić. Spojrzała
wokół z troską. Sytuacja na drodze wydawała się
raczej beznadziejna.
- Ile wozów wyjechało od rana? - zapytała.
Spostrzegła, jak niektórzy z nich wymienili spojrzenia.
- To był pierwszy transport, Christy - przemówił
wreszcie Clem. - Dzisiaj wszystko idzie fatalnie.
Zauważyła, że w grupie mężczyzn, na których
patrzyła, nie było Stubba.
- Gdzie jest Stubb?
- Nie pokazał się - potrząsnął głową Clem. - Właś
nie o tym rozmawialiśmy. Nikt go nie widział od
soboty.
- Ale jego wóz stał przy Way Inn wczoraj po
południu - powiedziała Christy.
- Tam właśnie był w sobotę wieczorem - od
powiedział jeden z mężczyzn. - Kiedy wychodziłem,
on jeszcze tam siedział.
- No, to dziwne - powiedziała Christy zatroskanym
głosem. - To chyba niepodobne do Stubba, prawda?
Według moich codziennych zestawień Stubb rzadko
opuszcza pracę.
- Zawsze jakoś docierał, nawet jak miał potwornego
kaca - odpowiedział któryś ze śmiechem.
- Hmm - mruknęła Christy. Może stary samochód
OSTATNIA SZANSA
29
Stubba się zepsuł i zostawił go na ulicy w sobotę
wieczorem. Może jednak był wczoraj w domu. Ale
jeśli tak, to dlaczego nie przyjechał do pracy z kimś
innym? Zachorował?
Postanowiła wstąpić do niego po powrocie do
miasta.
- Jak długo potrwa oczyszczenie drogi?
Wszyscy mężczyźni nosili hełmy. Clem zdjął swój
i podrapał się po łysiejącej czaszce.
- Pewnie parę godzin.
Dopóki droga nie będzie odblokowana, żadna inna
ciężarówka nie będzie mogła przejechać, co oznaczało,
że tego dnia pojedzie niewiele transportów drewna.
Dobrze będzie, jeśli w ogóle uda się wysłać choć
jeden. Klęski tego rodzaju nie były niczym nowym
w tym interesie, ale Christy zaczynała mieć bardziej
sprecyzowany obraz codziennych zajęć Joego. On
wiedziałby dokładnie, co teraz zrobić. Swym tubalnym
głosem zacząłby wydawać grad poleceń: „Clem, zrobisz
to. Len, zrobisz tamto".
- Na pewno wszyscy wiecie już o wypadku Joego
- zaczęła, starając się zachować spokój.
Nastąpił nagły przypływ życzliwych i współczujących
komentarzy.
- Doktor Martin jest dobrej myśli, ale jego powrót
do zdrowia nie nastąpi z dnia na dzień. Mam zamiar
kierować tą firmą w czasie nieobecności Joego, ale
potrzebuję waszej pomocy. - Christy zaczerpnęła
powietrza i zaryzykowała. - Clem zgodził się pełnić
obowiązki brygadzisty, dopóki nie znajdę kogoś
innego - powiedziała, modląc się, aby Clem ją
poparł.
- Ale nikogo od Bonnella! - ktoś krzyknął.
Christy szeroko otworzyła oczy.
- Kto to powiedział?
- Ja - odezwał się przysadzisty mężczyzna z bujną,
30
OSTATNIA SZANSA
czarną brodą i wystąpił naprzód. - Nie będę pracował
z żadnym człowiekiem Bonnella - powiedział wojow
niczo. - I niektórzy z tych ludzi tutaj myślą tak samo.
Christy poczuła irytację i zniecierpliwienie. Niechęć
do publicznych przemówień spowodowała teraz u niej
nagły przypływ adrenaliny.
- Przede wszystkim, nie widzę żadnego pracownika
Bonnella w podskokach zgłaszającego się do roboty.
Po drugie... - Powstrzymała się od pomstowania na
tę głupią wojnę. Nie mogła przecież zmienić tego
utrwalonego przez lata nastawienia przez wyrażanie
dezaprobaty, szczególnie że miała silne podejrzenie,
iż ci mężczyźni znajdowali przyjemność w tej waśni.
Christy musiała przyznać, że nikt nigdy nie odniósł
prawdziwych obrażeń z tego powodu. Po prostu jej
wydawało się to beznadziejnie głupie.
Clem stał bezczynnie ze skrzywioną miną, wyraźnie
niezadowolony, że uczyniła go brygadzistą. Och, Boże,
dodaj mi sił, cicho modliła się Christy. Niewiele tu
zwojowała. Najważniejszą sprawą było nadal znale
zienie Stubba i rozmowa z nim. Pijak czy nie, ale inni
mężczyźni go poważali.
- Clem, proszę, chodź ze mną do samochodu
- powiedziała. Czuła się bardzo skrępowana występując
przed tyloma mężczyznami i nie miała siły udawać, że
jest inaczej. - Proszę, odblokujcie drogę tak szybko,
jak to możliwe - poprosiła uprzejmie, potem po
wtórzyła coś, co powiedział Vince Bonnell: - Nie ma
pracy, nie ma zapłaty. Spróbujmy wszyscy o tym
pamiętać.
Clem szedł za nią do auta, powłócząc nogami.
- Przepraszam, że postawiłam cię w takiej sytuacji,
Clem. Ale zanim pomówię ze Stubbem, nie mam
nikogo innego. - Stary człowiek wyglądał na okropnie
nieszczęśliwego. - Po prostu spróbuj tak pokierować,
żeby wszyscy pracowali, Clem. To wszystko.
OSTATNIA SZANSA
31
Wsiadła do furgonetki i zawróciła, gorzko prze
klinając wszystkie wypadki na całym świecie.
Kiedy Christy otworzyła drzwi do biura, właśnie
dzwonił telefon. Podbiegła, do biurka.
- Morrison Logging Company.
- Christy? Czy jest tam przypadkiem Joe?
Rozpoznała głos Rusty'ego Parnella, szefa jed
nego z tartaków z Rennard Lumber Company. Jej
serce zamarło. Najwidoczniej wiadomość o wypadku
Joego jeszcze nie dotarła do Rusty'ego, co było jej
winą. Powinna była natychmiast do niego zadzwo
nić.
- Rusty, Joe jest w szpitalu. Miał poważny wypadek.
- Jak poważny?
Christy odchrząknęła.
- Będzie unieruchomiony przez jakiś... miesiąc.
- Wiedziała, że to będzie dłużej, ale wolała go nie
straszyć.
- Miesiąc! Kto go zastępuje?
- Pracuję nad tym - niepewnie odpowiedziała
Christy.
- Zadzwoniłem, bo dziś nie było żadnej dostawy
od Morrisona. Teraz wiem, dlaczego. Do diabła, to
ładny bigos.
- Rusty, sprawy nie idą dziś jak należy, ale wszystko
wróci do normy. Jutro będą dostawy, obiecuję.
Głos Rusty'ego złagodniał trochę.
- Powiedz, co się stało z Joem?
Ten człowiek nie był zupełnie bez serca. To była
jego praca - dopilnować, aby ściśle dotrzymywano
warunków kontraktów drzewnych Rennarda. Był
sumiennym pracownikiem. Christy wiedziała, że Rusty
mógł zerwać kontrakt z Joem i zawrzeć go z Bonnellem
bez najmniejszych skrupułów. Ale na płaszczyźnie
prywatnej Rusty lubił Joego. I Joe lubił Rusty'ego.
- Przepraszam, że nie zadzwoniłam w czasie week-
32 OSTATNIA SZANSA
endu, Rusty. Wypadek zdarzył się w sobotę rano.
- Christy podała szczegóły.
- No to jesteście w niezłych tarapatach - westchnął
Rusty. - Informuj mnie dokładnie, Christy. Wiesz,
jaka jest moja sytuacja. Nie mogę zmienić polityki
przedsiębiorstwa, nawet dla Joego.
- Rozumiem to.
Christy odłożyła słuchawkę. Opuściła głowę na
biurko i zapłakała. Sytuacja po prostu stawała się
coraz gorsza. Jak miała trzymać to wszystko w garści?
Była księgową, nie specjalistką od wyrębu. Przypo
mniała sobie o zachęcie Vincenta Bonnella, żeby
dzwonić, jeśli wpadnie na mieliznę, ale wyszłaby na
idiotkę, wypłakując się na jego piersi. Poza tym wcale
mu nie ufała.
Siąkając nosem uniosła głowę i sięgnęła do torebki
po chusteczkę. Wytarła nos. Długo pukała do drzwi
Stubba, ale na próżno. Albo nie było go w domu,
albo nie był w stanie podejść do drzwi. Zastanawiała
się, jak mogłaby sprawdzić, co się z nim dzieje, ale
jedyne, co przyszło jej do głowy, to telefon na policję.
Nie miała jednak najmniejszej ochoty zwracać się
do policji. Stubb należał do ludzi, którzy często
wchodzili w konflikt z prawem, gdyby więc prosiła
o pomoc szeryfa, nie zyskałaby popularności.
Telefon znów zadzwonił, ktoś pytał o Joego. W ciągu
następnej pół godziny Christy odebrała jeszcze dwa .
takie telefony. Włączyła komputer i próbowała
pracować, ale w głowie miała kompletny mętlik.
W końcu wstała i zaczęła przechadzać się po biurze.
Zawędrowała do gabinetu Joego, uporządkowała
rzeczy na jego biurku.
Joe miał tu kilka oprawionych fotografii, jedną
Laury i Christy w wieku podlotka. Christy wzięła
swoją i zaczęła się jej przyglądać. Wspomnienia
wycisnęły jej łzy z oczu. Biedny Joe. Zawsze był taki
OSTATNIA SZANSA 33
dobry dla niej i jej matki. Laura kochała go całym
sercem. Ona, Christy, też go kochała. Nie mogła się
poddawać. Nadchodzące dni na pewno będą najtrud
niejsze. Ludzie muszą przywyknąć do nieobecności
Joego, i ona też.
Kiedy telefon znowu zadzwonił, Christy była
przekonana, że to po prostu następny ciekawski, więc
zaskoczyło ją, gdy usłyszała głos telefonistki.
- Czy połączyć panią z panem Stubbem Bran-
niganem?
- Tak! Tak, oczywiście. Stubb? Gdzie jesteś?
- Jestem w Missouli, w Montanie, Christy. - Usły
szała niewyraźny śmiech. - Nie wiem, jak to się stało,
ale obudziłem się w kontenerze jakiejś ciężarówki.
- W kontenerze? Mój Boże, jak mogłaś się dostać
do kontenera nie wiedząc o tym?
- No, byłem zupełnie pijany w sobotę w nocy
i pamiętam jak przez mgłę, że paczka ludzi Bonnella
kręciła się w pobliżu. Nie wiem na pewno, ale myślę,
że mieli z tym coś wspólnego. W każdym razie nie
mam w ogóle pieniędzy. Czy mogłabyś przesłać mi
trochę forsy na bilet?
ROZDZIAŁ TRZECI
Christy jeszcze nigdy w życiu nie przeżyła takiego
ataku furii. Z wściekłości znowu rozbolał ją żołądek.
Łatwo mogła sobie wyobrazić, co przydarzyło się
Stubbowi. Bonnell i jego niegodziwi ludzie wiedzieli,
że Stubb to jedyny pracownik Morrisona, który
mógłby przynajmniej spróbować pokierować robotami.
Nie zaplanowana wycieczka Stubba była obrzydliwym
podstępem. Bonnell chciał mieć kontrakt Joego i cała
ta udawana szczerość była niczym innym, jak tylko
próbą uśpienia jej czujności.
- Zajmę się tym natychmiast, Stubb.
- Po prostu wyślij je do Western Union w Mis-
soula. Będę tu czekał. I, Christy, dzięki. Nie zapomnę
ci tego.
- Wracaj szybko, Stubb.
Przemknęło jej przez myśl, że Stubb nie wie
o wypadku Joego, ale była tak rozwścieczona, że
postanowiła wyjaśnić mu wszystko osobiście, gdy już
wróci do Rock Falls. To wydawało się jej naturalne
i logiczne. Odłożyła słuchawkę, po czym wróciła do
swego biurka po czeki przedsiębiorstwa i torebkę.
Wybiegła z biura. Lał deszcz. Christy najszybciej jak
mogła dobiegła do furgonetki Joego.
Zatrzymała się na krótko w banku i wzięła trochę
gotówki, po czym pojechała do przedstawicielstwa
Western Union. Tam załatwiła przesłanie pieniędzy.
Po chwili znowu znalazła się w samochodzie.
Prowadząc, mocno zaciskała szczęki. Te kapuściane
głowy od Bonnella posunęły się tym razem o wiele za
OSTATNIA SZANSA
35
daleko. Christy zaparkowała przed biurem Bonnell
Logging Company i ruszyła do głównego wejścia.
Myrna Cartwright, którą Christy spotykała w koś
ciele, pozdrowiła ją z nie ukrywanym zdziwieniem.
- Ależ... dzień dobry, Christy...
- Dzień dobry, Myrna. Czy jest pan Bonnell?
Wiedziała, że był. Jego samochód stał zaparkowany
pod budynkiem. Myrna wstała od biurka.
- Powiem mu, że chcesz się z nim zobaczyć.
Słyszałam o Joem. Bardzo mi przykro.
- Dziękuję.
Czekając, Christy z furią rozglądała się po biurze
Bonnella. Chciała zrobić coś, co zburzyłoby spokój
tego mężczyzny. Czyż nie byłby wściekły, gdyby
roztrzaskała tę szpetną lampę? Albo tamtą ohydną
zieloną popielnicę?
To właśnie chciała zrobić - wstrząsnąć nim. Albo
nawet - uderzyć go. Zadowolony z siebie, prawiący
słodkie słówka, kłamliwy łobuz!
- Proszę, Christy.- Myrna wróciła do swego biurka,
a Vince pojawił się w otwartych drzwiach. Christy
nagle uświadomiła sobie, że choć najbardziej usatys
fakcjonowałoby ją zrobienie mu dzikiej awantury, tu
i teraz, to jednak lepiej będzie poprowadzić tę małą
pogawędkę na osobności.
- Muszę z tobą porozmawiać - powiedziała lodo
watym tonem.
Myrna uniosła brwi.
- Czy chciałbyś, żebym wyszła, Vince?
Vince spojrzał na Christy spod zmrużonych powiek.
Jeśli go wzrok nie mylił, była na krawędzi wybuchu.
- Nie, przejedziemy się.
Podszedł do wyjścia i otworzył drzwi. Christy minęła
go i wyszła na dwór, od razu kierując się do auta Joego.
- Pojedźmy moim samochodem! - zawołał Vince.
Zmieniła kierunek i podeszła do furgonetki Vince'a.
36
OSTATNIA SZANSA
Ten otworzył drzwi po stronie pasażera i czekał, aż
Christy wsiądzie, po czym zamknął za nią drzwiczki.
Okrążył samochód i zajął miejsce za kierownicą.
Christy utkwiła wzrok w przestrzeni przed sobą.
Gotowała się ze złości. Może nie on spowodował
wszystkie kłopoty, ale numerem ze Stubbem z pew
nością jej nie pomógł.
- Znowu pada - skomentował, tak jakby Christy
sama nie mogła tego zobaczyć. Uruchomił samochód.
Nie odpowiedziała.
Vince rzucił jej pytające spojrzenie, wzruszył ra
mionami i wyprowadził auto z parkingu na ulicę.
- Dokąd chciałabyś jechać?
- Po prostu zjedź na pobocze. To nie zajmie wiele
czasu. - Christy odwróciła się na siedzeniu.
Vince rzucił okiem na najbliższy parking. Były tam
puste miejsca, ale znajdowali się w pobliżu centrum
miasta. Nie mógł odgadnąć, dlaczego Christy była
taka wściekła i zawzięta, ale przeczuwał, że niebawem
się dowie.
- Słuchaj, wiem, że masz teraz sporo kłopotów, ale...
- Pan, panie Byku, jest największym hultajem,
jakiego w życiu spotkałam!
- Co? - spytał ze zdziwieniem, po czym głośno się
roześmiał. - O, widzę że znasz moje stare przezwisko!
- Nie masz się z czego śmiać! Nigdy nie spotkałam
nikogo równie podstępnego, zwodniczego i złośliwego.
- Hej, hej, czy cię zbytnio nie ponosi? - Uśmiech
Vince'a przygasł. Zgodnie z jej życzeniem zjechał na
pobocze. Zostawił włączony silnik, ponieważ było
chłodno, a grzejnik właśnie zaczynał działać. - A teraz
powiedz, o co chodzi? - zapytał, odwracając się do
Christy.
- Tak jakbyś nie wiedział - zadrwiła. - Przez cały
czas, kiedy mówiłam o Stubbie, ty wiedziałeś! Ty
nędzna kreaturo! Ty... ty śmierdzielu!
OSTATNIA SZANSA
37
- Spokojnie! - powiedział chwytając ją za ramiona.
Każdy człowiek doprowadzony do takiej wściekłości,
ucieka się do wulgarności, a wyzwiska rzucane przez
Christy były naprawdę śmieszne. Vince nie miał jednak
wątpliwości, że jest naprawdę wściekła. Cholera, była
przy tym bardzo pociągająca!
Prawdopodobnie potrzebowała odrobiny miłości.
O ile wiedział, nie miała chłopaka, odkąd sprowadziła
się znów do Rock Falls. Jeśli cokolwiek mogło uczynić
kobietę złą jak osa, to brak miłości. Postanowił
zgłosić się na ochotnika do pomocy i zabrał się do
tego bez chwili zwłoki. Przyciągnął ją do siebie bez
żadnego ostrzeżenia.. Christy straciła oddech ze
zdziwienia, ale nie starczyło jej czasu na protest.
Vince pocałował ją w usta.
- Hmmmf! - zapiszczała, ale jej protest został
stłumiony ustami Bonnella. A pocałunek był namiętny
i zaborczy... trwał i trwał. Wiła się i skręcała, ale
równie dobrze mogłaby zaoszczędzić siły na coś innego.
W trakcie pocałunku gorączkowo wymyślała strasz
liwe sposoby zemsty. Postanowiła posunąć się nawet
do użycia określeń dosadniejszych niż kreatura czy
śmierdziel.
W tym momencie uświadomiła sobie, że przez
głowę przechodzą jej też inne myśli, zdradzieckie
i szalone. Jego ciało musiało być z żelaza, ale było to
żelazo ciepłe i pełne wigoru. Był tak męski, tak
oszałamiająco męski. Pachniał świeżym powietrzem
i jakimś jeszcze ledwo uchwytnym aromatem.
O, dobry Boże, czy kiedykolwiek przedtem była
naprawdę całowana? Tak jak teraz? Przez dużego,
silnego mężczyznę o ramionach ze stali i ustach jak
gorący atłas?
Vince poczuł, że Christy zaczęła odpowiadać na
pocałunek i tętno zaczęło mu bić w gwałtownym
tempie. Jego usta zmiękły, złagodniały. W pewnym
38 OSTATNIA SZANSA
momencie zrobił to, na co miał ochotę od sobotniego
spotkania w szpitalu - zanurzył dłoń w jej wspaniałych,
gęstych włosach. Były wilgotne, jedwabiste i przyjemne
w dotyku.
- Christy - ochryple wyszeptał prosto w jej usta.
- Och, maleńka, nie przypuszczałem...
Oderwała się od niego. Nim zdołała coś powiedzieć,
musiała wziąć głęboki oddech.
- Ty... ty... jak śmiesz! - wysyczała po chwili.
Vince dostrzegł, że podniosła rękę. Paznokciami
celowała mu w twarz. Zdążył chwycić jej obie dłonie.
- Zaczekaj minutę. Skarbie, oddałaś mi pocałunek!
- Do diabła, nie! Puść mnie.
Patrzyli sobie uważnie w oczy, zwężone i Clemno
zielone z furii oczy Christy i nie ukrywające pożądania
oczy Vince'a. I on oddychał z trudem. Ten pocałunek
bardzo go podniecił. Christy była wyjątkową kobietą,
ale Vince podejrzewał, że prędzej umarłaby, niż
przyznała, że jego pocałunek sprawił jej przyjemność.
- W porządku, w porządku. Uspokój się. Praw
dopodobnie zachowałem się głupio, ale to był odruch.
- Nie mogę uwierzyć w twój tupet! Tak się składa,
że nie znoszę, gdy mnie ktoś maltretuje.
- Nie maltretowałem cię! - krzyknął z oburzeniem.
- Jeśli puszczę twoje ręce, czy uspokoisz się i powiesz,
co, do diabła, sprawiło, że jesteś tak nieprzytomnie
wściekła?
Wciąż patrzyli sobie w oczy, czekając, kto pierwszy
odwróci wzrok. Christy nagle straciła wolę walki.
Poczuła, że zbiera się jej na płacz. Nigdy jeszcze nie
musiała radzić sobie z tyloma problemami naraz
i miała wrażenie, że nie jest w stanie im podołać.
Gdziekolwiek się obróciła, napotykała następną
przeszkodę. Z jej oczu zaczęły spływać łzy. Kolejne
krople ściekały po policzkach.
- O, niech to diabli! - wymamrotał Vince i uwolnił
OSTATNIA SZANSA 39
jej ręce. Zamiast tego przytulił ją do siebie. - Co się
stało? Wiem, że teraz wszystko wygląda czarno, ale
mówiłem, że chętnie ci pomogę. Dlaczego jesteś na
mnie taka zła?
Christy pozwoliła sobie tylko na chwilę słabości.
Zostało jej jeszcze trochę godności, a wypłakiwanie
się na szerokiej piersi Bonnella było zbyt upokarza
jące.
- Nie baw się ze mną - powiedziała posępnie.
- Już cię przeprosiłem za ten pocałunek - powiedział
i uniósł jej brodę.
- Nie mówię o tym! - Znowu rozgniewana, Christy
wyprostowała się na fotelu. - Chodzi o Stubba.
- Och, tak, wspominałaś o Stubbie. Co z nim?
- Tak jakbyś nie wiedział! Jest w Missouli, w Mon-
tanie!
- W Missouli! A dlaczego miałbym wiedzieć, że
tam jest?
- Pojechał do Missouli ciężarówką! Twoi ludzie
wsadzili go do kontenera w sobotę w nocy, kiedy był
kompletnie zalany!
Minęła sekunda, zanim Vince w pełni zrozumiał tę
historię. Zaczął się śmiać i nie mógł przestać. To była
najśmieszniejsza rzecz, jaką usłyszał od bardzo dawna.
Wyobrażał sobie Stubba budzącego się w kontenerze
z głową jak balon i dumającego, gdzie, do diabła, się
znalazł, a potem dowiadującego się, że jest w ciężarów
ce w Missouli, w Montanie.
Vince ryczał ze śmiechu, podczas gdy Christy
gotowała się ze złości. Zatapiała w nim krwiożercze
spojrzenia, a on nie mógł się opanować.
- Naturalnie cieszę się, że tak dobrze się bawisz
- powiedziała w końcu zirytowana.
Vince wytarł łzy z oczu. Od lat nie śmiał się
tak serdecznie. Zaczął odzyskiwać panowanie nad
sobą.
40 OSTATNIA SZANSA
- Nigdy w życiu nie słyszałem czegoś równie
śmiesznego.
- Cieszę się, że jestem taka zabawna.
- Jesteś zabawna, skarbie, ale wcale nie tak śmieszna
jak Stubb.
Nie była to najlepsza rzecz, jaką mógł powiedzieć.
Vincent zdał sobie z tego sprawę, kiedy Christy nagle
chwyciła za klamkę drzwi.
- Sekundę! Dokąd się wybierasz? - zawołał, łapiąc
ją za rękę.
- Mam dość tej idiotycznej rozmowy! - krzyknęła.
- Puść mnie, ty...!
- Nie bądź głupia. Stąd do mojego biura jest spory
kawałek i leje jak z cebra. Odwiozę cię. Siadaj.
Christy rzeczywiście nie miała wielkiej ochoty
przemoknąć do suchej nitki, ale gdyby nie zaprzestał
tego irytującego śmiechu i głupich uwag, wróciłaby
na piechotę.
Vince przyjrzał się jej uważnie. Jedna rzecz nie
ulegała wątpliwości: jeśli chciał ją zdobyć, to zabrał
się do tego w niewłaściwy sposób. Ale sam pomysł też
nie wydawał się najlepszy. Vince wcale nie potrzebował
towarzystwa tej dziewczyny. W Rock Falls nie
brakowało łatwych kobiet i Vince nigdy nie był
samotny, jeśli sam tego nie chciał.
Ale Christy była inna. Zupełnie inna. Inteligentna
i fascynująca. Wywoływała w nim uczucia, o które
nigdy się dotychczas nie podejrzewał. Jakąś chłopięcą
czułość. A przecież dawno już przestał być chłopcem.
Teraz jego życie składało się z ciężkiej pracy,
nieustannych kłopotów i rzadkich odchyleń od usta
lonego rytmu. Lubił swoją pracę, ze wszystkimi
okresowymi wzlotami i upadkami. Przyzwyczaił się
do ciągłych zmian wywołanych coraz to nowymi
przepisami albo zmianami polityki gospodarczej, albo
wreszcie odkryClem jakiegoś ekologa, iż w tym akurat
OSTATNIA SZANSA
41
lesie żyje jakiś gatunek zwierząt zagrożonych wygi
nięClem.
Cóż, wszyscy pracujący w przemyśle drzewnym
przeżywali takie same kłopoty. Codzienna walka
z pogodą, sprzętem i biurokracją wymagała dużej
odporności. Nic dziwnego, że niektórzy, na przykład
Stubb, szukali odprężenia w kieliszku.
Vince nigdy jeszcze nie widział powodu, żeby się
przed kimkolwiek tłumaczyć ze swego życia. Z trudem
skończył szkołę średnią, ale znał się na swym fachu
jak mało kto. Wiedział, że jest twardzielem, ale nie
miał zamiaru się tym chwalić ani też wyrzucać sobie
tego.
Ale ta wątła kobieta, ta drobna istota z niesamo
witymi zielonymi oczami i większą ilością włosów, niż
to się komukolwiek należało, sprawiła, że odkrył
w sobie słaby punkt, którego się nigdy nie spodziewał.
Czy dlatego próbował jej pomóc? Początkowo myślał
o Joem, ale później skupił całą uwagę na niej.
- Christy, jest mi przykro.
- I słusznie - odpowiedziała Christy z wahaniem.
- Myślałam, że chciałeś mnie odwieźć.
- Tak. Zrobię to. Tylko muszę ci wytłumaczyć, że
zwykle nie rzucam się tak na kobiety, których prawie
nie znam. Albo które mnie prawie nie znają - dodał
nieprzekonująco.
Christy odwróciła się do niego ze złością.
- Mówię o tym, co twoi ludzie zrobili ze Stubbem,
nie o twych końskich zalotach, które oczywiście były
zupełnie nie na miejscu. Mam dużo ważniejszych
spraw na głowie.
To była prawda. Może potem na nowo przeżyje
swą dziwną i zatrważającą reakcję na jego pocałunek.
To doprawdy zasługiwało na zbadanie, tak uważała,
ale nie teraz. Teraz niemal chorowała ze zmartwienia
z powodu zdarzeń, z którymi nie umiała sobie poradzić.
42
OSTATNIA SZANSA
Vince zobaczył strapienie na jej twarzy, a w oczach
dostrzegł wzburzenie i niepokój. Powiedział jej, żeby
w razie potrzeby zwróciła się do niego o pomoc,
a kiedy to zrobiła, zachował się jak idiota. Oczywiście,
przyszła wściekła jak osa, ale dlaczegóż nie miałaby
być wściekła? To nie ludzie Morrisona wepchnęli
starego Stubba do ciężarówki jadącej do Montany.
Vince znów musiał zacisnąć zęby, aby powstrzymać
się od ponownego wybuchu śmiechu. To było śmieszne
zdarzenie, choć zapewne bardzo zmartwiło Christy.
- Słuchaj, porozmawiam z moimi ludźmi, dobrze?
- Co to da? Prawdopodobnie będą pękać ze śmiechu
tak jak ty - odpowiedziała ze zniechęceniem. Odchyliła
głowę do tyłu.
- Wiem jedno, Christy. Nie zrobiono tego, żeby
komuś wyrządzić krzywdę. To był żart. Do diabła,
Stubb jest największym żartownisiem w mieście.
- Naprawdę? - spytała unosząc głowę.
- On należy do... no, myślę, że nazwałabyś to
bandą pijaków. To oni wymyślają wszystkie te numery.
Kiedyś Stubb i Sonny Paulson wywieźli Maca Rogersa
dziesięć kilometrów za miasto, ukradli mu spodnie
i musiał wracać w kalesonach.
- Wspaniale! - Christy ozięble cedziła słowa. - No,
najwyraźniej te zachwycające historie jakoś nie dotarły
do moich uszu. Na nieszczęście konsekwencje tej
zabawy ponoszę ja. Przykro mi, że cię niepokoiłam.
Widzę teraz, że nie jesteś w stanie kontrolować swoich
ludzi, podobnie jak ja pracowników Morrisona.
- Swój zespół możesz kontrolować tylko w czasie
godzin pracy, Christy. Ich czas wolny należy do nich.
Zresztą, większość drwali w okolicy to solidni obywa
tele, mający żony i dzieci.
- Pewnie dlatego knajpy takie jak Way Inn nie
narzekają na brak klientów - zripostowała.
- Nie bądź taka zgorzkniała, Christy.
OSTATNIA SZANSA
43
- Nie jestem zgorzkniała, ale mam za dużo kłopotów
na głowie.
- Wiem. Czy myślałaś o tym, co ci sugerowałem?
- To nie wchodzi w grę - odparła z irytacją. - Nie
pojmuję, dlaczego myślisz, że mogłabym kierować
wyrębem?
- Ponieważ znasz to przedsiębiorstwo.
- Och, z pewnością. Wybrałam się dziś rano na
miejsce wyrębu i o mało nie dostałam zawału z powodu
wywróconej ciężarówki i drogi zawalonej pniami!
Doprawdy, jestem ekspertem!
- Co się stało?
Christy opowiedziała mu wszystko, zastanawiając
się, dlaczego to robi. Może musi z kimś porozmawiać,
powiedziała sobie. Ale Vincent był jedyną osobą
w Rock Falls, z którą nie powinna była rozmawiać.
- No tak, to dosyć kosztowny wypadek. Ale czy
zastanowiłaś się przez chwilę, że gdybyś tam była, to
może uniknęlibyście wypadku?
- Jakim cudem moja obecność miałaby coś zmienić?
- Wiem tylko, że niewątpliwie okręt płynie rów
niej z dobrym kapitanem przy sterze. Pomyśl o tym.
- Vince sięgnął do przekładni biegów. - Nawiasem
mówiąc, możesz mnie niepokoić, kiedykolwiek ze
chcesz.
Posłała mu zdumione spojrzenie, na które Vince
odpowiedział z uśmiechem.
- Przepraszałaś przecież, że mnie niepokoiłaś.
Proszę, żebyś robiła to, ilekroć zechcesz.
Dlaczego w obecności Bonnella niemal wierzyła
w to, co mówił, a potem, kiedy zostawała sama,
widziała w nim tylko zręcznego krętacza? Czy po
trafiłby prawić jej serdeczności, a za plecami coś
knuć? Ciekawe, w jakim stopniu Joe ufał Bonnellowi?
Gdyby tylko mogła porozmawiać z Joem...
To jednak było niemożliwe. Joe jeszcze długo nie
44
OSTATNIA SZANSA
będzie dostatecznie przytomny, żeby prowadzić sen
sowne rozmowy o czymkolwiek.
Po kilku minutach dojechali do biura. Vince
zaparkował samochód. Miał ochotę zaprosić Christy
na kolację, ale nie wiedział, jak to zrobić. Christy
była wykształconą kobietą, damą, a on zwykłym
drwalem. Różnice między nimi nagle wydały mu się
tak ogromne, że nie wiedział, jak się zachować.
Nigdy dotąd mu się to nie przydarzyło. Nerwowo
zakasłał.
- Zastanawiałem się nad czymś. A gdybyśmy... tak
czy inaczej, przecież coś musisz jeść. A może zjed
libyśmy razem kolację?
Ależ on proponował jej randkę! Christy utkwiła
w nim wzrok, usiłując odgadnąć wyraz jego oczu.
Jakżeż zdumiewające były to oczy, przypominające
Clemnoszary aksamit. Po tym pocałunku jakakolwiek
próba nawiązania bliższego kontaktu byłaby idiotyz
mem. Na dokładkę dalej mu nie ufała. Poza tym
wspólna kolacja byłaby szalenie krępująca. O czym
mieliby rozmawiać? O Stubbie? O tym, że wypadek
Joego stworzył Bonnellowi świetną pozycję w Rennard
Lumber Company?
Albo może miałaby opowiedzieć mu, że kiedyś
znała mężczyznę bardzo do niego podobnego, zuch
wałego i przystojnego, który złamał jej serce?
Oczywiście, pomysł był absurdalny. Nie miała
najmniejszego zamiaru opowiadać Bonnellowi o swoim
życiu osobistym, chociaż właśnie o tym pomyślała
pierwszego dnia, kiedy pojawił się w szpitalu.
Na szczęście, Christy nie musiała szukać wymówki,
naprawdę nie miała czasu.
- Jem obiad z matką w szpitalu. Mam pracę
w biurze, której nie mogę odkładać, a kiedy skończę,
muszę odwiedzić Joego.
Vince spodziewał się odmowy, ale to nie złagodziło
OSTATNIA SZANSA 45
rozczarowania. Naprawdę nie przywykł, by mu
odmawiano.
- Może innym razem - wymamrotał, trochę za
kłopotany. Miał nadzieję, że Christy się zgodzi.
- Muszę już iść - powiedziała sięgając do klamki.
Nie wiedziała, czy powinna podziękować za spot
kanie. Nie osiągnęła niczego, tylko go szczerze
rozbawiła.
Vince był intrygującym mężczyzną i najlepiej byłoby
trzymać się z daleka od niego. Christy postanowiła,
że w przyszłości zastanowi się dwa razy, zanim znów
się z nim spotka.
- Do widzenia - rzuciła mu na pożegnanie i wy
skoczyła z auta. Vince również wysiadł. Stał w deszczu,
odprowadzając ją wzrokiem. Potem patrzył, jak
odjeżdża, czując w sercu dziwną pustkę.
Co, do diabła, z nim się działo? Czyżby zakochał
się w Christy Allen? Marszcząc czoło Vincent poszedł
w kierunku biura.
Laura powitała córkę promiennym uśmiechem.
- Obudził się dziś kilka razy.
- Och, mamo, tak się cieszę - powiedziała Christy
i uścisnęła matkę.
- Doktor Martin powiedział, że zamierza przenieść
Joego na normalny oddział jutro rano - szepnęła
Laura. Siedząc w pokoju Joego nie mogły normalnie
rozmawiać.
- Fantastycznie - odpowiedziała Christy. To była
dobra wiadomość. Joe zrobił pierwszy krok na długiej
drodze do zdrowia. - Fantastycznie.
- Laura?
Podeszły do łóżka.
- Jestem, kochanie - powiedziała Laura półgłosem.
Ujęła jego lewą dłoń, wolną od bandaży. - Christy
też tu jest.
46 OSTATNIA SZANSA
- Witaj, Joe. Jak się czujesz?
- Tak, jakby przywaliło mnie drzewo - odrzekł,
z trudem koncentrując spojrzenie na pasierbicy.
Christy uśmiechnęła się. Ten żart oznaczał, że stan
Joego się poprawia.
- Miałeś wyjątkowego pecha.
Joe na kilka sekund przymknął oczy, potem znowu
na nią spojrzał.
- Jak idą sprawy, Christy?
- Wszystko idzie świetnie - skłamała. - Nie chcę,
żebyś się czymkolwiek martwił, słyszysz?
- Dobra z ciebie dziewczyna - wyszeptał Joe i zasnął.
Po chwili Christy i Laura na palcach wycofały się
na korytarz.
- On jest podłączony do... do urządzenia, które
stale dostarcza jakiś środek uśmierzający ból. W każ
dym razie Joe jest dość mocno odurzony - powiedziała
Laura z westchnieniem.
- Jest pod bardzo dobrą opieką - przypomniała jej
Christy. - Mamo, na pewno masz dosyć tego szpital
nego jedzenia. Chodźmy do Mabel's Cafe na coś
przyzwoitego.
- Dobrze - zgodziła się Laura. - Powiem pielęg
niarce, dokąd idziemy.
Podczas kolacji Laura opowiadała ze szczegółami
o wszystkich wydarzeniach dnia. Christy słuchała,
wtrącając czasem krótki komentarz, ale myślami ciągle
wracała do własnych spraw.
Nie mogła zapomnieć pocałunku Vince'a. Teraz
nie mogła zrozumieć, jakim cudem nie poddała się
wtedy swym uczuciom. Stanowczo zbytnio ulegała
emocjom. Święte oburzenie z powodu przygody Stubba
zupełnie wytrąciło ją z równowagi. Na dokładkę
Vince ją zaskoczył. Minie dużo czasu, nim wymaże
z pamięci to zdarzenie. Kilka chwil w ramionach
Vince'a wstrząsnęło nią głęboko.
OSTATNIA SZANSA
47
Christy odłożyła widelec, nie była w stanie przełknąć
ani kęsa. Upiła trochę wody ze szklanki, jednym
uchem słuchając Laury. Dręczył ją błąd, jaki popełniła
po rozmowie ze Stubbem. Wysłała mu dość pieniędzy
na bilet samolotowy, więc nawet wliczając drogę
autobusem z Portland do Rock Falls, Stubb powinien
być z powrotem nie później niż dziś wieczorem.
Ale przecież nie mogła mieć pewności. Nie ustalili
terminu jego powrotu ani, co gorsza, nie powiedziała
mu o wypadku Joego i o tym, jak bardzo jest jej
potrzebny przy wyrębie. A co się stanie, jeśli będzie
zwlekał z powrotem? Miał teraz trochę pieniędzy,
mógł więc zacząć zwiedzać knajpy w Missouli. Jaka
szkoda, że nie opisała mu sytuacji przez telefon.
Ładny z niej przedsiębiorca!
To jasne, że jeszcze musiała się wiele nauczyć, aby
dobrze prowadzić interes.
Tego wieczoru powinna załatwić kilka spraw. Przede
wszystkim czekała ją rozmowa z Clemem. Nie miała
innego wyjścia, do powrotu Stubba musiała zdać się
na Cierna.
Podrzuciła Laurę do szpitala i pojechała do domu.
Przestało padać, ale całe niebo pokrywały ciężkie,
ponure chmury. Zapadał zmierzch.
Ciężko wzdychając Christy nakarmiła i napoiła
psa, potem podeszła do telefonu. Postanowiła najpierw
zadzwonić do Stubba, a potem do Clema. Może
Stubb jest już w domu? Miałaby przynajmniej dobrą
wiadomość dla Clema. Sięgając po słuchawkę modliła
się, by okazało się, że Stubb już wrócił.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Stubb nie odbierał telefonu, co gorsza, Clem też
nie odpowiadał. Co robił Joe, kiedy musiał poroz
mawiać z którymś ze swoich ludzi i nie mógł się od
razu połączyć? Joe wyruszał na poszukiwania. Nic go
nie mogło zrazić, a już na pewno nie Clemna i desz
czowa noc.
Podchodząc do okna w salonie, Christy skrzyżowała
ramiona i zapatrzyła się przed siebie. Po raz pierwszy
od powrotu do Rock Falls żałowała, że prowadzi tak
samotnicze życie. Naprawdę bliski przyjaciel byłby
teraz podporą. Oczywiście nie brakowało jej znajo
mych, ale nie znała nikogo, do kogo mogłaby się
zwrócić ze swoimi kłopotami.
Sama do tego doprowadziła. Lata spędzone poza
Rock Falls spowodowały zerwanie kontaktu z kump
lami ze szkoły. Kiedy wróciła, dowiedziała się, że
najbliżsi koledzy dawno stąd wyjechali. Odtąd niemal
nie udzielała się towarzysko, a nie zyskuje się przyjaciół
w mieście wielkości Rock Falls, kiedy unika się spotkań.
Porywające uniesienie, a potem rozdzierający serce
koniec jedynej miłości w jej życiu miał na nią niebywały
wpływ. Aż dotychczas nie myślała, że w jej spokojnym
życiu czegokolwiek brakuje, ale dziś w nocy dręczyły
ją wątpliwości. A zatem... kogo jej brakowało?
Przyjaciela, któremu mogłaby zaufać? Czy też męż
czyzny, który całował, nie pytając o pozwolenie?
Christy ściągnęła brwi. Zareagowała tak mocno na
pocałunek Bonnella wyłącznie dlatego, że od dawna
nie całował jej żaden mężczyzna. To wszystko.
OSTATNIA SZANSA 49
Christy odeszła od okna i znowu zadzwoniła do
Stubba. Przerwała połączenie po pięciu dzwonkach
i wykręciła numer Cierna. Znowu odczekała pięć
dzwonków, po czym z irytacją rzuciła słuchawkę na
widełki. Bezwarunkowo musi rozmówić się z Gemem
dziś w nocy.
Jeśli Clem nie zgodzi się pokierować brygadą, to
ona będzie musiała rano udać się do lasu i próbować
coś z tym zrobić. Nie mogła siedzieć bezczynnie
i patrzeć, jak Joe traci najlepszy kontrakt. Jeśli otwarcie
przedstawi ludziom sytuację, to może zechcą się
przyłożyć do pracy.
Ale to też nie jest najlepsze posunięcie. Christy
wiedziała, że Joe nigdy nie dyskutował spraw przed
siębiorstwa z pracownikami. Zniechęcona wzięła kurtkę
i torebkę i wyszła z domu.
Pół godziny później Christy wypatrzyła czerwone
kombi Cierna na parkingu High-Ridge Cafe. Z ulgą
westchnęła, zjechała z drogi i zaparkowała, jak mogła
najbliżej budynku. I tak nim weszła do środka, miała
już mokre włosy. Clem siedział przy barku, spokojnie
czytając gazetę i popijając kawę. Ponieważ czas obiadu
dawno minął, kawiarnia była prawie pusta. Kiedy
Christy podeszła, Clem podniósł wzrok.
- Dzień dobry - powiedział niepewnie
Christy pomyślała, że prawdopodobnie czekają ją
trudności. Przybierając miły uśmiech, usiadła na
wolnym krześle.
- Miałam nadzieję, że skontaktujesz się ze mną po
pracy.
- Wstąpiłem do biura, ale nie było cię tam.
Uczynił tylko jedną próbę, żeby ją złapać, ale
kobieta w jej sytuacji nie może pozwolić sobie na
strofowanie ludzi, od których dobrej woli dużo
zależy.
50 OSTATNIA SZANSA
- Christy, czy podać ci menu? - zawołała kelnerka
zza kontuaru.
- Nie, Molly, dziękuję.
Christy zwróciła się do Cierna niezwykle uprzejmym
tonem.
- Myślę, że nie zdajesz sobie sprawy, jaki jesteś
teraz ważny dla funkcjonowania przedsiębiorstwa,
Clem.
- Nigdy nie chciałem być ważny - odburknął.
Najwyraźniej nie miał ochoty na tę rozmowę.
- Czy dzisiejsza praca w charakterze brygadzisty
była aż tak okropna?
- Nie jestem stworzony do tego, żeby kierować
innymi ludźmi - odparł. Złożył gazetę i rzucił jej
gniewne spojrzenie. - Nigdy nie byłem i nigdy nie
będę. Od prawie pięćdziesięciu lat wykonuję swoją
pracę i za to mi płacą.
- Ale dziś chyba nie wykonywałeś swojej pracy,
Clem. Załadowaliście przecież tylko jedną ciężarówkę,
która nie zdołała zjechać z góry. Więc co robiłeś
przez cały dzień? Co robili inni?
- Drwale pracowali.
- Ale drzewa leżące w lesie nie napełnią kasy
firmy. Clem, nikt z nas nie dostanie ani centa, jeśli te
pnie nie dotrą do tartaku.
- Drwalom musisz zapłacić bez względu na wszys
tko.
- Chodzi mi o to - powiedziała nieco agresywnie
- że bez dostaw nie będzie pieniędzy na zapłacenie
komukolwiek. Clem, pracowałeś przy wyrębie przez
całe życie i jesteś u Joego od lat. Wiesz dokładnie, jak
on kieruje pracą. Czy to jest rzeczywiście takie trudne?
- Pochyliła się do przodu. - Zapłacę ci więcej.
Clem odwrócił głowę. Kiedy znów na nią spojrzał,
z jego twarzy znikł uparty grymas.
- Christy, nie chodzi o pieniądze. Niektórzy z nas
OSTATNIA SZANSA
51
są z natury przywódcami, niektórzy nie. W zespole
nie ma ani jednego człowieka, który nie byłby diabelnie
dobrym pracownikiem, ale bez Joego wszyscy jesteśmy
jak... jak orkiestra bez tego faceta, który wymachuje
pałeczką. Rozumiesz, co próbuję ci powiedzieć?
Nie powiedział niczego, o czym by już nie wiedziała.
- Czy miałaś wiadomości od Stubba? - zapytał
Clem. - Stubb mógłby pokierować pracą prawie tak
dobrze jak Joe.
- Ciągle go szukam - odpowiedziała Christy,
postanawiając zatrzymać dla siebie wiadomość o przy
godzie Stubba. Sprawa szybko by się rozniosła, a wtedy
Bóg jeden wie, w jaki sposób zespół Morrisona
zemściłby się na ludziach Bonnella. - Clem, czy
twoim zdaniem będą jutro dostawy?
- Powinny być.
Jego wymijająca odpowiedź ostatecznie przygnębiła
Christy,
- W porządku, Clem, nie będę cię już zadręczać.
Po prostu zrób jutro, co możesz, dobrze? - Wstała.
- Dobranoc, Clem - powiedziała cicho i wyszła
z kawiarni. Na zewnątrz wciągnęła w płuca haust
wilgotnego, świeżego powietrza. Właściwie mogłaby
podjąć to wyzwanie. Pod kierownictwem Cierna praca
będzie szła tak, jakby w ogóle nie było brygadzisty.
Christy znowu minęła dom Stubba. W żadnym
z okien nie świeciło się światło, najwyraźniej nikogo
nie było w domu. Stubb z pewnością był gdzieś
w Montanie, prawdopodobnie bawiąc się w najlepsze
za pieniądze, które mu wysłała na powrót. Ze złości
uderzyła ręką w kierownicę i zaklęła pod nosem, choć
na ogół nie używała mocnych słów.
Zamiast pojechać do domu, udała się do biura.
Zapaliła wszystkie światła, zdjęła kurtkę i usiadła
przy biurku. Zaczęła zastanawiać się, jakie miała
właściwie możliwości wyboru.
52 OSTATNIA SZANSA
Christy otworzyła notatnik i napisała „Po pierwsze".
Jednak nie przychodził jej do głowy żaden rewelacyjny
pomysł. Miała tak ograniczone możliwości działania,
że nie musiała ich wypisywać. Mogła skontaktować
się ze Stanowym Biurem Pośrednictwa Pracy i powie
dzieć im, że na gwałt potrzebuje kierownika robót.
Mogła jeszcze próbować namawiać Cierna, co wyda
wało się raczej stratą czasu. Mogła też...
Nie, nie mogła poważnie rozważać sugestii Bonnella!
Podniecenie nie pozwoliło jej wysiedzieć za biurkiem.
Rzuciła pióro i wstała. Przechadzała się tam i z po
wrotem po biurze. Nie mogła wyobrazić sobie siebie
w roli kierownika ekipy drwali. Każdy z nich był od
niej dwa razy większy i żaden nie wahał się używać
niecenzuralnych wyrażeń, gdy miał inne zdanie od
swego rozmówcy.
Boże, co ona ma zrobić? Tak naprawdę, to nie chce
podjąć się kierowania wyrębem nie dlatego, że boi się
drwali, lecz dlatego iż obawia się porażki. Zaczęła się
modlić za Joego, za matkę i za powodzenie przed
siębiorstwa.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Kto tam? - zawołała.
- Vince Bonnell. Co ty tu robisz o tej porze?
Wszystko w porządku?
- Och, to ty - wymamrotała Christy. Wpuściła go
do środka. - Wszystko w porządku. Po co przyszedłeś?
- Przejeżdżałem akurat i zobaczyłem światła w ok
nach. - Vince wszedł do środka i rozejrzał się uważnie
wokół.
Przez chwilę stał odwrócony plecami do Christy,
która z przyjemnością patrzyła na jego szerokie bary
i Clemną, gęstą czuprynę. Musiała przyznać, że Vincent
jest wyjątkowo atrakcyjnym mężczyzną.
Odwrócił się i spojrzał na nią sceptycznie.
- Pracujesz do tej pory?
OSTATNIA SZANSA 53
Christy już chciała mu odpowiedzieć, że nie pracuje,
tylko martwi się, ale w porę ugryzła się w język.
- Tak - zapewniła go zdecydowanym tonem. - Nie
nadążam ze wszystkim w- ciągu dnia - dodała. Miała
wrażenie, że nie udało się jej go przekonać.
Vince zerknął na wyłączony komputer.
- Właśnie miałam wychodzić - wyjaśniła Christy.
Nie znosiła kłamstw właśnie dlatego, że nigdy nie
kończyło się na jednym.
- Christy, przejeżdżałem tędy jakieś pół godziny
temu i w biurze było Clemno.
Christy zaczerwieniła się jak uczniak. Do tego
prowadzą kłamstwa. Ale przecież ten typ nie miał
prawa jej wypytywać!
- Czy patrolujesz tę okolicę z jakiegoś określonego
powodu? - spytała ostro.
- Nie patroluję okolicy, skarbie - odpowiedział
z bezczelnym uśmiechem, tak jakby uznał jej niechętne
pytanie za żart. - Ty zaś wcale nie pracowałaś.
- Uśmiech znikł z jego ust. - Siedziałaś tutaj
i zamartwiałaś się, prawda?
- A któż to uczynił cię mym opiekunem, Bonnell?
- wykrzyknęła Christy unosząc do góry ramiona.
- A może zdecydowałeś się wziąć pod opiekę całą
rodzinę Morrisonów?
- Czy wolałabyś, abym pilnował własnych spraw?
- zapytał po dłuższej chwili.
Rozbroił ją tym pytaniem. Znalazła się w rozpacz
liwej sytuacji, a Vince Bonnell był jedynym człowiekiem
w Rock Falls, który przejawiał jakiekolwiek zaintere
sowanie jej losem. Niezależnie od tego, czym się
kierował, Christy była mu wdzięczna za wsparcie.
Niewiele brakowało, a poddałaby się kobiecej słabości
i poszukała ulgi w płaczu.
Vince dostrzegł, że Christy zaczyna się rozklejać,
ale w dalszym ciągu usiłuje trzymać fason.
54
OSTATNIA SZANSA
- Słuchaj - powiedział spokojnie. - Naprawdę
chcę ci pomóc. Powiedz mi, jak wygląda sytuacja. Co
ze Stubbem?
Christy przełknęła ślinę i potrząsnęła głową.
- Jeszcze nie wrócił. Popełniłam błąd. Gdy za
dzwonił z Montany, zapomniałam mu powiedzieć
o wypadku Joego. On nie wie, że jego powrót ma dla
mnie ogromne znaczenie.
- Przypuszczam, że nie masz pojęcia, gdzie go szukać.
- To prawda.
- No cóż, w końcu pewnie się pojawi.
- Tak, jestem tego pewna.
Christy była bardzo wdzięczna, że Vince darował
sobie wszelkie złośliwe uwagi na temat jej niezręczności.
- Czy twoi ludzie odblokowali już dojazd do
wyrębu? - spytał, siadając na rogu biurka.
- Myślę, że tak. Parę minut temu rozmawiałam
z Clemem... - nagle przerwała. Gniewnym ruchem
odgarnęła włosy z twarzy. Zdała sobie sprawę, że nie
wyjaśniła nawet tej najważniejszej sprawy. Boże, o iłuż
sprawach musiał pamiętać Joe!
Christy opadła na krzesło. Wydawała się przybita.
Vince patrzył na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Nie dam sobie z tym rady - powiedziała ponuro.
- Jestem księgową, nie brygadzistą. Prowadzenie
przedsiębiorstwa to nie tylko ścinanie drzew i transport
pni do tartaku. Samo pilnowanie załogi przekracza
moje możliwości.
- Zazwyczaj nie jest tak źle - pocieszył ją Vince.
- Joe ci sam o tym opowie.
- Pamiętam, ile razy musiał szukać a to jednego,
a to drugiego - odparła.
- Oczywiście, to się zdarza. Czasem trzeba kogoś
znaleźć do roboty po godzinach. Ale na ogół ludzie
przychodzą do pracy rano, robią swoje i idą do
domu.
OSTATNIA SZANSA 55
- Teraz to „robią swoje" nie całkiem wychodzi
- przyznała ze smutkiem Christy. - Jak powiedział mi
dzisiaj Clem, bez Joego robota się nie układa.
- I tak będzie dalej, dopóki ktoś nimi nie pokieruje.
Co z Clemem? To stary wyga. Może on mógłby...
- przerwał, widząc grymas niechęci na jej twarzy.
- Wypróbowałaś go już, tak?
Christy wstała z krzesła i zaczęła chodzić po pokoju.
Pomyślała, że zbyt wiele mu powiedziała. Wyjawiała
swoje słabości jedynemu człowiekowi w mieście, który
mógł je wykorzystać.
- Coś wymyślę - zapewniła go przez zaciśnięte zęby.
Vince dostrzegł nagłą zmianę jej nastroju. Przez
minutę lub dwie rozmawiali ze sobą otwarcie, teraz
Christy znowu węszyła niebezpieczeństwo. Śledził
spojrzeniem, jak nerwowo przechodziła z kąta w kąt.
Widok jej zgrabnej sylwetki sprawiał mu przyjemność.
Świetnie pamiętał pocałunek w samochodzie. Miała
takie ciepłe i słodkie wargi.
Odchrząknął.
- Christy, a może jutro poszedłbym z tobą do lasu?
- Wykluczone! - zaprotestowała energicznie. - Któ
ryś z nich już wspomniał o takiej możliwości. Jak
tylko się wtrącisz, większość z nich od razu pójdzie
do domu.
- Wcale nie mam zamiaru się wtrącać, świetnie
o tym wiesz.
- Tak pomyślą ludzie Joego.
- A ty? Co ty o tym myślisz?
Ku zdumieniu Christy, Vince usiłował uczynić z tego
sprawę osobistą. Mówił jedwabistym głosem, który
o wiele lepiej pasował do sypialni niż do biura.
Uniosła do góry głowę. Jeśli zamierzał ją znowu
pocałować, to spotka się z ostrą odprawą.
- Sama nie wiem, co mam myśleć. Od kiedy stałeś
się przyjacielem Joego?
56 OSTATNIA SZANSA
- A może nie robię tego dla niego? - spytał
z uśmiechem. - Może dla ciebie?
- Dla mnie! Jeszcze niedawno nie mówiłeś mi
nawet dzień dobry - parsknęła Christy.
Vince wzruszył ramionami. Wydawał się rozbawiony.
- Nikt z nas nie jest doskonały pod każdym
względem.
- Czy chcesz w ten sposób powiedzieć, że jesteś
doskonały pod wieloma innymi względami? - spytała.
- Boże, co z ciebie za pyszałek!
Vince wstał, wyprostował się i spojrzał jej w oczy.
- Nie mam talentu do przeprosin, ale naprawdę
żałuję, że cię wcześniej nie zauważyłem. Jak to się
stało? Może to dlatego, że różnimy się wiekiem?
Jestem chyba od ciebie starszy o jakieś sześć lat
- przerwał na chwilę i skrzyżował ramiona. - O ile
wiem, nigdy nie wyszłaś za mąż, prawda?
- To żaden sekret - odrzekła i zwilżyła językiem
wargi. Vince zdołał sprawić, że rozmawiali o sprawach
osobistych. Dała się w to wciągnąć.
- Wróciłaś do Rock Falls jakieś pięć lat temu.
- Zdaje się, że przeprowadziłeś wywiad.
- Nadmiar informacji jeszcze nikomu nie zaszkodził.
Christy miała co do tego pewne wątpliwości.
Nie życzyła sobie, żeby Vince chodził po okolicy
i zadawał ludziom pytania na jej temat. Niektórzy
mogliby pomyśleć, że coś ich łączy, a dla niej
najważniejsza była lojalność wobec Joego. I to
niezależnie od pięknych oczu Vince'a i jego szerokich
ramion.
Spróbowała przypomnieć sobie plotki na temat
jego życia prywatnego. Słyszała o związkach z kilkoma
kobietami, ale z pewnością i on nigdy nie założył
rodziny.
Christy nagle oprzytomniała. Co ją właściwie obcho
dzi jego życie uczuciowe? Czemu w ogóle o tym myśli?
OSTATNIA SZANSA 57
- Wolałabym, abyś nie zdobywał informacji na
mój temat od znajomych - powiedziała chłodno.
- Gdy ten kryzys przeminie, chcę móc patrzeć Joemu
prosto w oczy bez poczucia winy, zwłaszcza z twojego
powodu.
- Och, zatem ja wpędzam cię w poczucie winy?
- Dobrze wiesz, dlaczego mogę się tak czuć - od
rzekła oschle.
- Czy chodzi ci o konkurencję między naszymi
przedsiębiorstwami? - zapytał prowokująco. Z tonu
tego pytania nietrudno było odgadnąć, że naprawdę
myślał o pocałunku w samochodzie.
Vince lubił napięcie, jakie powstało między nimi.
Z każdą chwilą coraz bardziej lubił Christy Allen.
- Mam pomysł - powiedział nagle.
- Nie mam co do tego wątpliwości - odpaliła
Christy i wyraźnie się zaczerwieniła.
Vincent roześmiał się swobodnie, ale Christy
pożałowała tego żartu.
- Kochanie, mam parę pomysłów, ale tym razem
myślałem o twojej sytuacji. Może w sobotę wybierzemy
się razem do lasu? Nie będzie nikogo z załogi, mógłbym
poradzić ci, co robić dalej.
Ta oferta zaskoczyła Christy. Zamrugała nerwowo
powiekami. Zastanawiała się, czemu Bonnell chciał tracić
czas, by jej pomagać. Powróciła dawna podejrzliwość.
- Czemu tak bardzo zależy ci, aby Joe nie zbank
rutował? - spytała wprost.
Vincent tylko wzruszył ramionami, tak jakby to
pytanie nie zasługiwało na poważną odpowiedź.
- No więc jak? Nikt się nie dowie o naszej wycieczce
- powiedział z ironicznym uśmiechem. - To będzie
nasz sekret.
W jego głosie znowu pojawił się zmysłowy ton.
Wspólny sekret, nawet tak trywialny, zmieniłby ich
stosunki. Jeśli Christy obawiała się wszelkich osobistych
58 OSTATNIA SZANSA
kontaktów z Bonnellem, to takie wspólne sekrety
były czystą głupotą.
- Nie sądzę, aby to był dobry pomysł - oświadczyła
surowo i sięgnęła po kurtkę i torebkę.
- A czy masz lepszy?
Nawet gdyby miała szczegółowy plan działania, to
czy powinna go wyjawić człowiekowi, który mógł
skorzystać na upadku firmy Joego?
A jednak nie sprawił na Christy wrażenia cwaniaka.
Wydawał się twardym, przyzwyczajonym do ciężkiej
pracy mężczyzną, który nie wdawał się w żadne
kombinacje.
Christy nie ośmieliła się zaufać swej powierzchownej
ocenie, sprawa była zbyt poważna. Dla Joego firma
była najważniejszą rzeczą na świecie. Rzeczą Christy
było przetrwanie kryzysu. Teraz nie miała już wątp
liwości, że rozmawiała z Bonnellem zbyt otwarcie.
Pora z tym skończyć.
- Mój lepszy pomysł polega na tym, aby utrzymać
tę firmę na powierzchni bez twojej pomocy - odparła,
zakładając jednocześnie kurtkę. - Joe nie byłby
zachwycony, gdybym mu powiedziała, że polegam na
tobie. Nie zamierzam niczego robić za jego plecami...
- Do diabła, Christy, nie bądź głupia! - krzyknął
Vincent. Spojrzała na niego zupełnie zaskoczona
wybuchem. - Czemu ludzie tak bardzo boją się
zaufać drugiemu? Nie zamierzam przejmować kon
traktu Joego, jak mam cię o tym przekonać? Joe
znalazł się w parszywej sytuacji, ale gdyby nie strzegł
tak zazdrośnie swojej pozycji kierownika, to dzisiaj
nie miałabyś takich kłopotów. Gdybym ja miał
wypadek, mój brygadzista bez trudu dalej kierowałby
pracą. Joe zachowuje się dokładnie tak, jak mój
ojciec. On też nie mógł uwierzyć, że ktoś mógłby go
zastąpić. To bardzo niebezpieczne przekonanie. Nie
ma ludzi niezastąpionych. Będziesz musiała przekonać
OSTATNIA SZANSA
59
o tym Joego. Jedno musisz od razu przyjąć do
wiadomości. Nie poprowadzisz interesu dokładnie
tak, jak on. Przestań myśleć o tym, co powiedziałby
Joe. Gdy ktoś chce ci pomóc, to korzystaj z oferty
i nie pytaj Joego ani jego ludzi, czy to im w smak.
Christy poczuła się jak dziecko, które zasłużyło na
burę. Bonnell miał rację. Przełknęła nerwowo ślinę. Nie
miała już nic do powiedzenia. Przypadło jej w udziale
prowadzenie firmy Joego do czasu jego powrotu. Zamiast
skupić się na tym zadaniu, pozwoliła, aby stara wojna
między przedsiębiorstwami wpłynęła na jej decyzje.
- W sobotę? - spytała cicho.
- Chyba że do tego czasu wróci Stubb. Szczerze
mówiąc, nie jestem przekonany, że on podoła zadaniu.
Być może, jeśli się do tego przyłoży. Tego się nie
dowiesz, dopóki nie wróci.
Christy wzięła torebkę i skierowała się do drzwi.
- Robi się późno.
- Racja - zgodził się Vincent spoglądając na zegarek.
- Pora iść do łóżka - dodał, patrząc na nią tak wymownie,
że Christy spłonęła. Najwyraźniej Vincent nie chciał
pozwolić, aby zapomniała o jego seksualnej atrakcyjności.
Intrygowało ją, że w jego towarzystwie tak łatwo się
rumieni. Od kiedy to zdziecinniała do tego stopnia, że na
najmniejszą próbę flirtu reaguje wypiekami?
Christy westchnęła i przypomniała sobie, że nie
zgasiła światła. Podeszła do kontaktu. Vincent wyłączył
lampkę na biurku. Zrobiło się zupełnie Clemno. Oboje
po omacku ruszyli w stronę drzwi. Gdy Christy
przekręcała klucz w zamku, czuła tuż za swymi
plecami obecność Vince'a.
Odwróciła się w jego stronę. Odległe latarnie uliczne
rzucały dziwaczne cienie. Deszcz przestał padać, ale
na jezdni pełno było kałuż. Bonnell patrzył na nią
z góry. Christy poczuła się jeszcze mniejsza, niż była.
- Nie wiesz, jak mnie traktować, prawda? - zapytał
60 OSTATNIA SZANSA
cicho, głaszcząc jednocześnie jej policzki stwardniałymi
palcami.
- Rzeczywiście, nie wiem - odpowiedziała. Miała
ochotę cofnąć się, ale jakaś wewnętrzna siła nie
pozwoliła jej na żaden ruch.
Vincent pragnął wziąć ją w ramiona i całować do
utraty tchu. Zamiast tego stał spokojnie i cieszył się,
czując pod palcami jedwabistą skórę jej policzków.
- Zaufaj mi - poprosił stłumionym głosem. - Wierz
mi, że nigdy świadomie nie zrobię niczego, co mogłoby
zaszkodzić tobie lub Joemu.
- Ja... postaram się.
- Świetnie, to dobry początek - ucieszył się Vincent.
Opuścił dłoń, wziął ją pod rękę i pomógł zejść
z werandy. - Gdy Stubb wróci, daj mi znać. Zresztą
będę w kontakcie, tak na wszelki wypadek.
Oszołomiona Christy pozwoliła mu, aby dosłownie
posadził ją za kierownicą furgonetki Joego.
Jadąc do domu przez cały czas widziała w lusterku
światła samochodu Bonnella. Najwyraźniej postanowił
dopilnować, by bezpiecznie dojechała do domu. Czuła,
jak wszystko się w niej gotuje. I to tylko dlatego, że
Vincent pogłaskał ją po policzku!
Wzięła głęboki oddech. Wypadek Joego spowodował
nieoczekiwane skutki uboczne. Przedtem nigdy nie
przyszłoby jej do głowy, że mogłaby się zaprzyjaźnić
z Vincentem Bonnellem. Co więcej, Vincent nie
zamierzał poprzestać na przyjaźni. Wiedziała, że nie
jest uderzającą pięknością i że nie brakuje jej rozsądku.
Vincent do tej pory zdecydowanie unikał takich kobiet.
Nie pozwolę się wykorzystać, postanowiła Christy
ze łzami w oczach. Ufać mu? Jakim cudem? W jego
zachowaniu było tyle niewiadomych, że nie mogła
zapominać o ostrożności.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Następnego dnia o trzeciej po południu ponownie
zadzwonił Rusty Parnell.
- Christy, dzisiaj dostaliśmy od was cztery trans
porty.
Christy skrzywiła się z irytacji. Tylko cztery dostawy!
W ciągu normalnego dnia pracy zazwyczaj wysyłali
tuzin, a czasami dochodzili nawet do piętnastu.
- Jutro będzie więcej, Rusty.
- Mam nadzieję. Jak się ma Joe?
- Przenieśli go z oddziału intensywnej terapii na
zwykłą salę. Byłam u niego, ale wciąż jest pod
działaniem środków antybólowych.
- Kto kieruje u ciebie wyrębem?
Christy musiała odkaszlnąć.
- Na razie Clem Molinski. Znasz go chyba, prawda?
- Tak, znam go. Dziwi mnie, że się tego podjął.
- To tylko chwilowo. Stubb Brannigan... wyjechał
i nic nie wie o całej sytuacji. Oczekuję go lada
moment. Myślę, że on mógłby zastąpić Joego.
- Hm... Stubb? Może. On trochę popija, chyba
wiesz o tym.
- Nigdy w pracy, Rusty. Słuchaj, a może ty słyszałeś
o jakimś dobrym, bezrobotnym brygadziście?
Rusty zachichotał.
- Dobrzy brygadziści nie bywają bezrobotni, Chris
ty. Oczywiście, rozejrzę się. Jeśli znajdę kogoś, to
dam ci znać.
- Dziękuję. Dzwoniłam do Biura Pracy, ale oni też
nie mają nikogo odpowiedniego.
62
OSTATNIA SZANSA
- Bardzo mi przykro. Dzwonię, żeby ci powiedzieć,
że nie chciałbym dodawać ci kłopotów, ale my nie
możemy pracować, gdy dostawy drewna nie wystar
czają na cały dzień.
- Wiem, Rusty.
Tak naprawdę, to Christy cieszyła się, że Clemowi
udało się wysłać chociaż cztery ciężarówki. Rzeczywiś
cie miała nadzieję, że jutro będzie lepiej. Trudno zmusić
zespół pozbawiony rzetelnego nadzoru do efektywnego
wysiłku, choć chłopcy wykazywali dobrą wolę.
- No cóż, informuj mnie o wszystkich wydarzeniach
- zakończył rozmowę Rusty. W rzeczywistości Christy
świetnie wiedziała, że niezależnie od jej woli Rusty
zawsze będzie dokładnie poinformowany o postępie prac.
Odłożyła słuchawkę na widełki i odgarnęła włosy
z czoła. Usiadła i spojrzała na migoczący ekran komputera.
Musiała jeszcze wpisać do ewidencji kilka czeków.
Przez cały dzień Christy zgrzytała zębami ze złości
na Stubba. Gdzie on się podziewał? Jak śmiał prosić
o pieniądze, jeśli nie zamierzał od razu wracać? Joe
wybiłby mu z głowy takie postępowanie. Christy nie
miała wątpliwości, że Stubb pojawi się w pracy przed
końcem tygodnia. A co będzie, jeśli tego nie zrobi?
Christy nie mogła opanować też obaw przed
sobotnią wyprawą do lasu. Kilka godzin we dwoje
w samochodzie Vince'a? A może w jej? Zresztą, co za
różnica. I tak będą niebezpiecznie blisko siebie. Gdy
dojadą, będą tam zupełnie sami, o dobre kilkanaście
kilometrów od najbliższej osady. Skoro odważył się
pocałować ją w mieście, w miejscu publicznym, to co
może mu przyjść do głowy, gdy zostaną sami?
Christy zmusiła się, żeby wrócić do pracy. Położyła
ręce na klawiaturze i zaczęła wprowadzać dane do
komputera. Nagle ktoś otworzył drzwi bez pukania.
Po sekundzie zorientowała się, że to Clem. Wstała
i spojrzała na niego przyjaźnie.
OSTATNIA SZANSA 63
- Dziękuję, że wstąpiłeś, Clem. Napijesz się kawy?
- Nie, wpadłem tylko na chwilę. Dzisiaj załadowaliś
my cztery ciężarówki. Myślałem, że chciałabyś to
wiedzieć.
Stary miał na sobie brudne ubranie robocze.
Najwyraźniej przyszedł prosto z pracy.
- Wiem już, Rusty dzwonił. Ale bardzo się cieszę,
że przyszedłeś mi o tym powiedzieć.
- Chłopcy martwią się, co się stało ze Stubbem.
Wiesz coś o nim?
Christy usiadła za biurkiem. Nie miała wyjścia,
musiała powiedzieć prawdę, choć wolałaby nie dolewać
oliwy do ognia. Gdyby sama nie znała prawdy, to
z pewnością już dawno zawiadomiłaby policję.
- Jest w Missouli, w Montanie - powiedziała
spokojnie.
- W Montanie! Po jakiego grzyba on tam pojechał?
Christy odkaszlnęła.
- To raczej skomplikowana historia. Sądzę, że
powinien wkrótce wrócić.
- Rozmawiałaś z nim? - spytał Clem. Patrzył na
nią spod opuszczonych powiek.
- Zadzwonił do mnie. Posłałam mu pieniądze
przekazem telegraficznym, żeby mógł wrócić do domu.
Clem patrzył na nią zaintrygowany, co w końcu
było całkiem naturalne. Christy wiedziała, że ta
wiadomość spowoduje kłopoty.
- Musiał ci chyba wytłumaczyć, czemu tak nagle
wyjechał do Montany, nikomu nic nie mówiąc - rzekł
Clem.
Westchnęła ciężko. Stanowczo wolałaby ukryć się
gdzieś i wrócić do firmy wraz z Joem.
- Owszem, powiedział mi - przyznała. Kłamstwo
nie przyniosłoby jej żadnej korzyści. Gdy Stubb
wreszcie wróci, z pewnością i tak wszystkim będzie
opowiadał o swoich przygodach.
64 OSTATNIA SZANSA
- Czy zamierzasz mi powiedzieć, czy to ma być
sekret? - spytał cierpko Clem.
Christy beznamiętnym tonem opowiedziała całą
historię. Starannie unikała jakiejkolwiek sugestii, że
,zawinili tu ludzie Bonnella. Clem nie dał się zwieść.
- No, dla każdego jest jasne, kto go musiał wsadzić
do tego kontenera, nie?
Christy pokręciła głową. Jeśli pozwoliłaby sobie na
wybuch gniewu, na zawsze pokłóciłaby się z tym
upartym staruchem. Gdzie podziała się jej zwykła
cierpliwość?
- Do jutra - rzucił Clem, wstał i skierował się do
drzwi.
- Ty cholerny staruchu - szepnęła do siebie Christy.
Wychodząc, Clem trzasnął drzwiami. Nie miała
wątpliwości, że zamierzał pójść do Way Inn i wszcząć
jakąś burdę. Mogła tylko czekać, jaką formę odwetu
wybiorą jej ludzie, i modlić się, żeby wybuch wojny
nie uniemożliwił pracy.
Gdy Christy odwiedziła Joego w szpitalu, wydawał
się nie w pełni przytomny, ale mimo to powitał ją
słabym uśmiechem. Laura siedziała u wezgłowia.
- Cześć, kochanie - powitała córkę.
- Cześć, mamo - odpowiedziała Christy i podeszła
do łóżka. - Cześć, Joe. Lepiej się czujesz?
- W ogóle się nie czuję - odpowiedział Joe z wysiłkiem.
- No cóż, to chyba nic dziwnego - odrzekła
z uśmiechem.
- Co w firmie? - zapytał, mrugając powiekami.
- Wszystko w porządku - skłamała Christy z miną
pokerzysty. - Rozmawiałam z Rustym Parnellem.
Jest zadowolony z dostaw. Pytał o ciebie.
- Skoro Rusty jest zadowolony - Joe przerwał
i odetchnął głęboko - to rzeczywiście wszystko musi
być w porządku.
OSTATNIA SZANSA 65
Laura uśmiechnęła się do córki z wdzięcznością.
Oboje liczyli na nią, mieli nadzieję, że da sobie radę.
Jeśli ich zawiedzie, nigdy sobie tego nie daruje. Ale
z tymi wszystkimi kłopotami potrzebowała cudu, aby
przetrwać.
Po minucie Joe zapadł w głęboki sen. Zaczął chrapać.
Laura wstała z krzesła.
- Śpi niemal bez przerwy, biedaczek.
- Może zjemy obiad, mamo?
- Wolałabym się przejść. Muszę rozprostować nogi
- odpowiedziała Laura. - Może pójdziemy do Mabel?
- Znakomicie. Siedziałam za biurkiem przez cały
dzień.
Clemne chmury zakrywały całe niebo, ale przynaj
mniej nie padało. Wyszły ze szpitala i udały się do
restauracji.
- Pan Bonnell znowu się tutaj pojawił - powiedziała
nieoczekiwanie Laura.
Christy potknęła się o leżącą na chodniku gałąź.
- Czy rozmawiał z Joem? - spytała. Zdumiewała
ją bezczelność Vincenta.
- Joe spał. Nie wiedziałam, że pan Bonnell jest
takim czarującym człowiekiem. Rozmawialiśmy przez
chwilę i naprawdę sprawiło mi to przyjemność.
- To rzeczywiście czaruś - powiedziała oschle
Christy.
- Czy jego wizyty cię denerwują? Muszę przyznać,
że dla mnie są niespodzianką. Gdy wyszedł, przypo
mniałam sobie pewne incydenty i komentarze Joego.
Jestem pewna, że dotychczas nie byli przyjaciółmi.
- Rzeczywiście, nie byli. Nie wiem, mamo, dlaczego
Bonnell odgrywa teraz rolę dobrego samarytanina...
- Och, Christy, więc to tylko pozory?
Christy wiedziała, że przesadziła. Na jej opinię
o Bonnellu wpłynęły sprawy ściśle osobiste. Być może
to jego wina, w końcu to on skłonił ją do pocałunku
66 OSTATNIA SZANSA
i wciąż jej o tym przypominał. Jednak nikt nie kazał
jej pozytywnie reagować na jego awanse. Jak mówi
stare przysłowie, można konia doprowadzić do
wodopoju, ale nie można zmusić go do picia.
- Nie, mówię głupstwa. Proszę, zapomnij, co
powiedziałam.
- Wszystkim zainteresowanym byłoby lepiej, gdyby
Joe i Bonnell rzeczywiście byli przyjaciółmi, nie sądzisz?
Przecież obaj prowadzą podobne firmy. Z pewnością
łatwo zrozumieliby swoje kłopoty.
- Masz rację, mamo. Jesteśmy już u celu. Mara
nadzieję, że zjemy coś dobrego.
Wieczorem, koło dziewiątej, gdy Christy miała zamiar
kłaść się do łóżka, ktoś zastukał do drzwi. Pies wyskoczył
z sypialni głośno ujadając. Pośliznął się na zakręcie, po
czym wpadł do holu. Christy włożyła szlafrok i podeszła
do drzwi. Przeczucie mówiło jej, kto to może być.
Miała rację. Gdy wyjrzała przez wizjer, dostrzegła
Vincenta Bonnella.
- Cicho, Muffin - skarciła pieska i uchyliła drzwi.
- Widziałem zapalone światła - zaczął Vincent.
- Lubisz wypatrywać, kto jeszcze nie zgasił światła, co?
- Mogę wejść?
- Po co? - spytała przez szparę w drzwiach. Nie
miała ochoty pokazywać mu się w koszuli nocnej
i szlafroku.
- Chciałem sprawdzić, co u ciebie słychać.
Vincent najwyraźniej zamierzał „sprawdzać" ją
codziennie. Christy nie wiedziała, czy śmiać się, czy
złościć.
- Mam przecież telefon - zauważyła.
- Oczywiście, ale akurat przejeżdżałem...
- Jakim cudem tak zajęty człowiek jak ty ma czas,
aby jeździć po mieście i sprawdzać, u kogo palą się
światła?
OSTATNIA SZANSA 67
- Bardzo jesteś podejrzliwa - powiedział ze śmie
chem. - Czy Stubb odezwał się znowu?
- O ile wiem, jeszcze nie wrócił, natomiast Clem
pytał mnie dzisiaj o niego. Musiałam powiedzieć mu
o nieoczekiwanej wycieczce Stubba.
- Oho! Obawiam się, że moi ludzie powinni teraz
strzec się odwetu ludzi Morrisona.
- Ta wojna doprowadza mnie do pasji!
- Dlaczego? Po prostu chłopcy dobrze się bawią.
- Twoja koncepcja zabawy jest krańcowo różna
od mojej.
- No a jaka jest twoja? - -spytał z ironicznym
uśmiechem.
Muffin w końcu przecisnął się między nogami swej
pani i wydostał na dwór. Vince dostrzegł terierka.
- O, a to co? Wydawało mi się, że słyszałem
szczekanie psa. - Przykucnął i wyciągnął do niego
rękę. - Powąchaj mnie, mały. Zaprzyjaźnimy się.
Zdrajca Muffin polizał wyciągniętą do niego dłoń.
- Bierz go, Muffin - zakomenderowała Christy.
Vince roześmiał się.
- Czy według ciebie Muffin to pies obronny?
Ten człowiek był niemożliwy. Stanowczo zbyt łatwo
było go rozśmieszyć. Bawiło go każde głupstwo, jakie
powiedziała. Gotowa była podwoić Muffinowi dzienną
rację biszkoptów, gdyby tylko rzeczywiście ugryzł
Bonnella.
- Bardzo cię śmieszę, prawda? Nigdy nie spotkałam
nikogo innego, kto śmiałby się ze wszystkiego, co
powiem.
Vince wstał i oparł się o futrynę.
- Zgadnij, co ci na to odpowiem? W niczyim
towarzystwie nie czułem się tak dobrze jak w twoim.
Dlatego się często śmieję.
- Czujesz się dobrze w moim towarzystwie? - po
wiedziała z powątpiewaniem Christy. Poczuła dreszcze.
68
OSTATNIA SZANSA
W ułamku sekundy wyraz twarzy Vince'a gwałtownie
się zmienił, nabrał zmysłowego charakteru.
- Mogę sprawić, że i tobie będzie dobrze - powie
dział cicho. - Wpuść mnie do środka, Christy.
Nerwowymi ruchami przyciągnęła poły szlafroka.
Czuła, że trzęsą się jej ręce.
- To raczej prostacka propozycja - stwierdziła.
- Proszę, idź sobie.
Spróbowała zamknąć drzwi, ale nagle Muffin znowu
wyskoczył za próg. A Vince zostawił otwartą furtkę!
- Widzisz, co zrobiłeś! - krzyknęła, widząc, że
terier wybiegł prosto na ulicę. Boso i w szlafroku
Christy rzuciła się w pogoń. - Muffin, wracaj! Muffin!
Vince dotrzymywał jej kroku.
- On się chce bawić!
- Ale ja nie mam na to ochoty! Czemu zostawiłeś
otwartą furtkę? Muffin! Chodź tutaj!
Christy usiłowała przywabić pieska. Pod stopami
czuła chłodny i wilgotny asfalt.
- Och, nie! On biegnie do parku!
Muffin bez trudu znalazł drogę, którą zazwyczaj
chodził na spacery. Przystawał na chwilę pod każdym
drzewem, ale nie pozwalał się schwytać.
Vince chichotał, obserwując psie figle. Terier świetnie
się bawił, szczekał i podskakiwał wesoło. Miał
znakomite wyczucie odległości. Pozwalał Christy
zbliżyć się, tak jakby zachęcał ją do zabawy, po czym
w ostatniej chwili odskakiwał na bezpieczną odległość.
Christy z wściekłością obserwowała rozbawienie
Vince'a. Pogoń za Muffinem w szlafroku i na bosaka
nie wydawała się jej niczym zabawnym. Vince chwycił
ją za łokieć. Zatrzymali się.
- Tak go nigdy nie złapiesz. Muffin jest przekonany,
że to zabawa. Poczekaj chwilę, obejdę park i zajdę go
z drugiej strony.
- Dobrze - odpowiedziała. Nie mogła się zdecydo-
OSTATNIA SZANSA 69
wać, na kogo była bardziej zła, na Muffina czy na
Bonnella.
- Idź powoli - polecił Vince. - Postaraj się go
przekonać, że wcale ci nie zależy na tym, żeby go
złapać.
- Widzę, że jesteś ekspertem od psów - zauważyła
zgryźliwie. Mimo to uznała, że Vincent ma rację.
Zwolniła. Muffin od razu wyczuł, że zabawa zmieniła
charakter. Stanął i patrzył na nią badawczo, prze
krzywiając łepek raz w jedną, raz w drugą stronę.
Vince zatoczył szerokie koło i teraz ostrożnie zbliżał
się do Muffina od tyłu. Christy również podeszła parę
kroków bliżej. Muffin zorientował się, co się dzieje.
Obejrzał się. Postawił uszy i szczeknął. Christy, która
zdołała podejść na odległość jednego metra, rzuciła się
do przodu usiłując go złapać. Muffin w ostatniej chwili
uniknął niewoli. Christy straciła równowagę i przejecha
ła się brzuchem po mokrej trawie.
Usiadła na trawniku i głośno jęknęła. Szlafrok
nadawał się już do wyżęcia, było jej zimno w nogi.
Muffin siedział o sześć metrów od niej i patrzył na
nią z zainteresowaniem, a Vince krztusił się ze śmiechu.
Christy nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać.
Na szczęście jej organizm podjął za nią decyzję.
Zachichotała, po czym wybuchnęła gromkim śmie
chem. Teraz już wszystko wydawało się jej zabawne:
Muffin, Vince i przede wszystkim ona sama. Śmiała
się do rozpuku. W całym parku było ich słychać. Na
dokładkę Muffin podszedł i polizał ją w nos. Christy
chwyciła go w ramiona i dalej się śmiała.
Vince podszedł do niej z wyciągniętą ręką.
- Wstawaj, jesteś cała mokra. Musimy iść do domu.
Christy pozwoliła, aby pomógł jej wstać, ale Vince
poderwał ją z ziemi i wziął na ręce.
- Mogę iść sama! - zaprotestowała.
- Oczywiście, że możesz - odrzekł, idąc w kierunku
70 OSTATNIA SZANSA
ulicy. - Z pewnością możesz zrobić wszystko, co
tylko przyjdzie ci do głowy. Mam rację? - Uśmiechnął
się do niej.
- Żartujesz sobie ze mnie - odpowiedziała, ale
zarzuciła ramiona na jego szyję. To tylko po to, żeby
nie upaść, wytłumaczyła sobie w duchu.
- Powinnaś częściej się śmiać, wspaniale ci to idzie.
- Ostatnio nic nie wydaje mi się śmieszne. Po
prostu dostałam ataku histerii. Gdzie jest Muffin?
- spytała, rozglądając się wokół. - O, jesteś. - Terierek
szedł za nimi niczym niewinne jagnię. - Ty nieznośny
psie - strofowała go Christy.
- Czy ja też jestem nieznośny?
Spojrzała na niego. Ich twarze dzieliła odległość
najwyżej pięciu centymetrów. Vince niósł ją bez
najmniejszego trudu, zupełnie tak, jak ona nosiła
czasem Muffina. Czuła siłę jego mięśni.
- Wydaje mi się, że bardzo się starasz - powiedziała
oskarżycielskim tonem.
- Czasami nieznośny znaczy to samo, co miły.
- Vince spojrzał jej w oczy i z jego twarzy zniknął
uśmiech. - Ty jesteś bardzo miła. Kobieca, jędrna
i ciepła.
- I cała mokra - przypomniała mu szeptem.
- Pewnie nigdy nie spierzesz plam ze szlafroka.
- Pewnie nie - odpowiedziała.
Vincent przytulił ją mocniej.
- Boję się ciebie - szepnęła Christy. Dziękowałaby
Bogu, gdyby jej uczucia były tak proste. Ze zwykłym
strachem potrafiłaby sobie poradzić.
- Wiem - odpowiedział. Weszli na jej podwórko.
- Zamknę furtkę - zaoferował się.
Fakt, że Vince znał jej uczucia, był równie niepo
kojący i intymny, jak jego objęcia.
- Możesz już postawić mnie na ziemi - powiedziała.
- W domu.
OSTATNIA SZANSA 71
Weszli do środka przez otwarte szeroko drzwi. Vince
upewnił się, że Muffin nie został na zewnątrz. Pchnię
Clem barku zatrzasnął drzwi. W oświetlonym korytarzu
oboje zobaczyli, jak mokry i brudny był szlafrok
Christy, ale Vince skoncentrował uwagę na jej oczach.
- Nie chcę żadnych zalotów - powiedziała, starając
się mówić normalnym głosem. Nie wypadło to
szczególnie przekonująco. Nic nie mogła poradzić na
to, że jej serce biło w przyśpieszonym tempie.
- Nie używaj takich określeń. Nie bój się.
- Łatwo ci mówić - odpowiedziała. Spróbowała
się zaśmiać, ale nic jej z tego nie wyszło.
Vince pochylił się nad nią. Z bliska zobaczył
rozchylone wargi i koniuszek języka. W jej oczach
dostrzegł rezygnację, tak jakby poddawała się wyda
rzeniom, których nie była w stanie kontrolować.
Vince rozumiał jej niechęć do słowa zaloty, ale to nie
tłumiło jego zapału.
Zetknęli się otwartymi ustami. Vince wsunął język
między jej rozchylone wargi. Christy zacisnęła ramiona
na jego karku. Całowali się coraz mocniej, coraz
głębiej, bardziej namiętnie. Vince puścił jej nogi, ale
w dalszym ciągu trzymał ją w powietrzu.
Teraz wyraźnie czuł kształty jej ciała. Poprzez
koszulę wyczuwał jędrność niewielkich piersi. Całował
ją raz po raz, pieszcząc językiem wargi i język.
Christy oddawała mu pocałunki. Vince rozsunął poły
szlafroka, podciągnął krótką koszulę nocną i przytulił
twarz do jej brzucha.
Wreszcie dobrnął do celu - miękkich, przesyconych
kobiecą wilgocią włosów pomiędzy jej udami.
- Nie, czekaj - sapnęła Christy.
- Kochanie... skarbie... - szeptał ochrypłym głosem.
Płonął z pożądania.
- Vince, nie! - krzyknęła. Nie była przygotwana
na tak intymne i namiętne pieszczoty.
72
OSTATNIA SZANSA
Głośno oddychając Vince uniósł głowę i postawił
Christy na podłodze. Musiała się chwycić jego koszuli,
aby nie upaść.
- Christy - szepnął. Patrzył na nią zamglonymi
oczami.
Usiłowała się cofnąć, ale Vince trzymał ją za
ramiona.
- Ja nie zachowuję się w taki sposób - powiedziała
stanowczo.
Vince poczuł się dotknięty. Christy tak wymówiła
słowo „zachowuję", jakby robił coś niestosownego.
- Nie? A jak? Wolisz chłodne pocałunki w Clemno
ściach? To normalne życie, kochanie, normalne uczucia
między dorosłymi ludźmi. Może jeszcze do tego nie
dorosłaś.
- Być może - odrzekła drżącym głosem. Puściła
jego koszulę i poprawiła szlafrok. - Myślę, że lepiej
będzie, jeśli już sobie pójdziesz.
Vince obserwował ją, starał się odczytać jej myśli.
- Może pośpieszyłem się nieco, normalnie nie jestem
taki gwałtowny, Christy. Tylko ty masz na mnie taki
wpływ.
- Nie jestem przyzwyczajona do... - zaczęła.
Dziwne, ale jego przeprosiny wcale jej nie uspo
koiły.
- Do mężczyzn mojego pokroju? - przerwał jej
Vince.
- Nie wiem, jakim jesteś mężczyzną, nie mogę
odpowiedzieć na to pytanie - odrzekła. Wydawała się
zakłopotana.
Vince uniósł ręce i przytrzymał jej głowę.
- Przypatrz mi się - powiedział.
Christy spojrzała na niego wyzywająco. Vince ciężko
oddychał. W ciągu kilku sekund przebył drogę od
wybuchu namiętności do całkowitej rezygnacji. Prawda,
oboje byli dorośli, ale przecież nie mógł jej do niczego
OSTATNIA SZANSA 73
zmusić. W tym momencie dalsze próby przyniosłyby
efekt przeciwny do zamierzonego.
- Znasz mnie już - powiedział spokojnie. - Jestem
taki, jakim mnie widzisz i widziałaś w ciągu paru
ostatnich dni. Być może nie spodziewałaś się tego, co
wydarzyło się między nami przed chwilą, ale nie
sądzę, żebym miał się czego wstydzić. Nauczyłem się
jednego - że muszę z tobą postępować delikatniej.
Ale nie zamierzam udawać, że pragnę cię mniej, niż
to jest w istocie. I to się kiedyś stanie, Christy.
Któregoś dnia nie powiesz już „nie". - Uśmiechnął
się do niej. Christy przypomniała sobie, jak śmiali się
w parku. - Teraz powiem ci dobranoc.
Przyciągnął ją do siebie i pocałował w czoło.
- Zadzwonię do ciebie jutro albo wpadnę do biura.
Christy zamknęła za nim drzwi. Ledwo trzymała
się na nogach. Potykając się co krok poszła do
sypialni. Zrzuciła z siebie mokry szlafrok i koszulę,
po czym nałożyła czystą piżamę.
Położyła się do łóżka. Jej serce w dalszym ciągu
biło o wiele szybciej niż zazwyczaj. Nikt przedtem
nie całował jej tak jak Vince. Nikt nie uznał jej
pocałunków za pozwolenie na tak intymne piesz
czoty.
Teraz, w samotności, mogła pomyśleć o swych
wrażeniach, gdy Bonnell wsunął swe wielkie dłonie
pod jej koszulę. Co "stałoby się, gdyby go nie
powstrzymała? Gdyby rozchyliła nogi i pozwoliła mu
na wszystko? Poczuła jednocześnie dreszcze i płomienie
namiętności.
Wtuliła twarz w poduszkę i załkała. Któregoś dnia
nie powiesz już „nie". Vince miał rację. Kiedyś się
zgodzi.
Ale co będzie dalej?
ROZDZIAŁ SZÓSTY
W piątek wieczorem Christy wiedziała już, że ma
poważne problemy do rozwiązania. Clem groził
wypowiedzeniem, jeśli nie znajdzie innego brygadzisty.
Dostawy drewna do tartaku nadchodziły nieregularnie
i niezbyt często. Rusty dzwonił do niej dwa razy, za
każdym razem długo narzekając. Sarkali również
kierowcy ciężarówek, których zarobki spadły.
Cała ekipa wydawała się rozpadać. Jakby tego
było mało, Christy skrzyczała Cierna. To był błąd, ale
gdy stary zapowiedział, że odwiedzi Joego w szpitalu
i powie mu, jak stoją sprawy, Christy straciła
panowanie nad sobą.
- No już, idź do niego! - krzyknęła, przeszywając
go wzrokiem. - Z pewnością ucieszy się z twojej
wizyty. Ale jeśli piśniesz choć słowo o tym, że nie ma
Stubba i że robota źle idzie, to gorzko tego pożałujesz!
Clem cofnął się o trzy kroki.
- No dobra, nie musisz tak się wściekać.
- Jestem wściekła. Możesz to wszystkim powtórzyć.
Nie życzę sobie, aby ktokolwiek niepokoił Joego złymi
wiadomościami. Mówię serio. On myśli, że wszystko jest
w porządku. Złe wiadomości nie pomogą mu wyzdrowieć,
zwłaszcza że nic nie może zrobić, aby zmienić sytuację.
Clem poszedł sobie mrucząc coś pod nosem.
W piątek po południu przekonała się, że żadne
niepokojące wieści nie dotarły do szpitala. Joe
z każdym dniem czuł się lepiej, ale nie męczył jej
szczegółowymi pytaniami. Christy uznała, że całkowicie
jej zaufał. Musiała znaleźć jakieś rozwiązanie.
OSTATNIA SZANSA 75
To znaczyło, że nie mogła uniknąć wyprawy do
lasu z Vince'em. Może on jej wyjaśni, jak zorganizować
pracę. Stubb, niech go diabli, wciąż jeszcze nie raczył
powrócić. Christy przygotowała na jego powitanie
długą przemowę.
Vince zadzwonił do biura w piątek po południu.
- Co powiesz na propozycję, żebyśmy poszli gdzieś
razem na kolację? - spytał.
Wystarczył dźwięk jego głosu, aby Christy poczuła
się nieco dziwnie, ale wolała nie zwracać na to uwagi.
Joe i Vince nie byli przyjaciółmi. Nie mogła ignorować
faktu, że od chwili gdy Joe odzyskał przytomność,
Vince nie pojawił się ponownie w szpitalu. To dobitnie
dowodziło, że świetnie wiedział, iż Joe nie zaakcep
towałby jego wtrącania się w sprawy firmy Morrisona.
W tej sytuacji Christy nie mogła ogłosić wszem
i wobec swej nielojalności. Kolacja z Bonnellem
w restauracji byłaby ogromnym nietaktem.
- Świetnie wiesz, że to wykluczone.
- Myślałem, że ta wojna cię denerwuje.
- To prawda, ale niezależnie od tego, czy nam się
to podoba, jesteśmy po przeciwnych stronach bary
kady.
- Czy chcesz powiedzieć, że nigdy nie pokażesz się
ze mną publicznie?
- Vince, nie nalegaj.
- Ty mi wciąż nie ufasz, czy o to chodzi?
Boże, gdyby tylko mogła mu zaufać! Nie śmiała
jednak zapomnieć, jak niewiele brakowało, aby Rusty
zerwał kontrakt i przekazał zamówienia firmie Bon-
nella. W pewnym momencie Christy wyciągnęła
z szuflady kontrakt i uważnie przejrzała wszystkie
artykuły. Nie mogła mieć wątpliwości, kto tu dyktował
warunki. Liczne zastrzeżenia chroniły interesy zama
wiającego, natomiast prawa Joego wyglądały nad
wyraz skromnie.
76 OSTATNIA SZANSA
Poza powikłaniami uczuciowymi, o których Christy
wolała nawet nie myśleć, wszystko było zupełnie
jasne. Sprawa sprowadzała się do kwestii lojalności,
a Christy nie miała wątpliwości, że obowiązuje ją
lojalność wyłącznie wobec Joego. Właśnie dlatego
czuła się jak krętacz. Korzystanie z rad Vince'a
i jednoczesne składanie przysięgi lojalności Joemu
miało w sobie coś ze schizofrenii.
- Ufam, że jutro dobrze mi doradzisz - westchnęła
zrezygnowana.
- A co powiedziałabyś na to, gdybym wziął kilka
kotletów, butelkę wina i przyszedł do ciebie na kolację?
Masz ruszt?
- Tak, mam ruszt - odparła niezręcznie. - Ale ja
codziennie jadam kolację z mamą.
- Mama nie obrazi się, jeśli raz się nie spotkacie,
a ja nie widziałem cię od wtorku.
- Nie, dzisiaj naprawdę nie mam czasu.
- Trudno. Wobec tego jutro. Tylko się nie wy
kręcaj. Po powrocie z lasu zjemy razem kolację.
U mnie.
- U ciebie?
- Czy wiesz, gdzie mieszkam?
Christy wiedziała, ale nie chciała się do tego
przyznać.
- Wydaje mi się, że gdzieś za miastem.
- To nie ma znaczenia. I tak ja będę prowadził.
O której mam po ciebie przyjechać?
- Będzie lepiej, jeśli spotkamy się w neutralnym
miejscu.
- Żeby nie dostrzegł mnie żaden z sąsiadów? Co
powiedzieli na temat wtorkowych gonitw po parku
w szlafroku?
- Żaden z nich nie komentował tego wydarzenia.
- Jeśli myślisz, że uda ci się zwieść kogokolwiek
w tym miasteczku, Christy, to jesteś bardzo naiwna
OSTATNIA SZANSA
77
- powiedział szeptem prosto w jej ucho. - Równie
dobrze mogę podjechać pod twoje drzwi frontowe.
Z pewnością ktoś nas jutro zauważy.
- I to cię nie martwi?
- W najmniejszym stopniu. Z twojego towarzystwa
mogę być tylko dumny, zawsze i wszędzie.
Nigdy przedtem Christy nie przeżywała tylu rów
nie sprzecznych uczuć. Ta schizofrenia zaczynała ją
męczyć. Jak mogła lubić mężczyznę, któremu nie
mogła zaufać? Jak mogła go pragnąć? A przecież
jeszcze niedawno myślała, że odpowiada jej życie
w samotności i kontakty ze światem za pomocą
telewizji.
Teraz, dzięki Vince'owi, przekonała się, jak jałowe
i niepełne było jej dotychczasowe życie. Vince wywierał
na nią magiczny wpływ. Oczywiście, wyłącznie w sferze
erotycznej. Ale co mogła z tym fantem zrobić w obecnej
sytuacji?
- Pochlebiasz mi - odpowiedziała wreszcie. - Mimo
to wolałabym spotkać się z tobą nie przed moim
domem. Może przy zjeździe z autostrady?
- Dobrze, jak wolisz. O której? - Vince westchnął
z rezygnacją.
- O ósmej?
- Dobrze. Do zobaczenia.
W sobotę rano na niebie widać było tylko nieliczne
chmurki, a promienie słońca szybko rozpraszały
poranną mgłę. Christy z radością pomyślała, że
zapowiada się piękny dzień. Poprzysięgła sobie, że
nie podda się żadnym zmysłowym podnietom i za
chowa spokój i rozsądek. Założyła dżinsy, bluzkę
z krótkimi rękawami i flanelową koszulę.
Wyszczotkowała włosy i zebrała je w gruby warkocz.
Niemal całkowicie zrezygnowała z makijażu, umalo
wała tylko usta.
78 OSTATNIA SZANSA
Wrzuciła do torby notes i długopis, pożegnała się
z Muffinem i wsiadła do samochodu. Od wyznaczo
nego miejsca dzieliło ją dwadzieścia minut jazdy.
Włączyła radio. Wolała słuchać muzyki niż oddawać
się rozmyślaniom na temat Vince'a.
Gdy dojechała do zjazdu z autostrady, Vince już
na nią czekał. Christy zjechała na pobocze i zapar
kowała pod ogromnym dębem. Podszedł do niej
z niedbałym uśmiechem na ustach.
- Cześć - powitał ją. - Będziemy mieli dzisiaj
sporo słońca.
- Też mi się tak wydaje - odpowiedziała, gramoląc
się z furgonetki Joego.
Obecność Vince'a wystarczała, aby Christy czuła
przypływ energii i fizycznego podniecenia. Ze swoim
wzrostem i potężną budową, w dżinsach, butach
i flanelowej koszuli, Vince wyglądał jak postać z reklam
sprzętu turystycznego.
- Co zrobiłaś z włosami? - spytał unosząc do góry
jej podbródek. - A, to tylko warkocz. Przez chwilę
myślałem, że obcięłaś włosy.
Christy zdziwiła się, słysząc w jego głosie ulgę. Czy
rzeczywiście miało to dla niego takie znaczenie?
- Jedźmy twoim wozem - powiedziała, cofając
się o krok. - Oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko
temu.
- Jak wolisz.
Przez cały czas Vince patrzył na nią swymi sza
rymi oczami. Przyglądał się jej. W jego wzroku
nie było widać jawnej pożądliwości, nie zatrzy
mywał spojrzenia na kobiecych atrybutach jej fi
gury. A mimo to z oczu Bonnella promieniowało
podniecenie. Podniecenie i sympatia. Również męski
podziw. Vince wydawał się niezwykle radosny, naj
wyraźniej wspólna wycieczka wprawiła go w wy
śmienity humor.
OSTATNIA SZANSA
79
Czuła przyśpieszone i nierówne uderzenia pulsu.
Nie mogła tego zignorować, ale mogła spróbować
zachować rozsądek.
Christy nagle odwróciła się w stronę swojego
samochodu.
- Wezmę tylko torebkę - rzuciła mu przez ramię.
Po raz kolejny ogarnęły ją wątpliwości, czy zrobi
ła dobrze godząc się na tę wyprawę. Może Clem
mógł ją równie dobrze wprowadzić w tajniki or
ganizacji wyrębu? Teraz jednak było już za późno
na takie rozważania.
Wsiedli oboje do wozu Vince'a i ruszyli w góry.
- Żadnych wieści od Stubba? - spytał mimochodem
Vince.
- Żadnych.
Vince zachichotał. Christy spojrzała na niego
zaciekawiona.
- Co w tym śmiesznego?
- Myślałem o przygodzie, jaką miał w czwartek
Sonny Brogan.
- To jeden z twoich robotników, prawda? - spy
tała. Domyślała się już, co się stało. Vince kiwnął
potakująco głową. - Czy to nasi ludzie wzięli odwet
za Stubba?
Vince spojrzał na nią, uśmiechając się od ucha do
ucha.
- Najwyraźniej nic o tym jeszcze nie wiesz, prawda?
- Prawda.
- Nie denerwuj się tak, Christy. To niemal równie
zabawne, jak wysłanie Stubba do Montany w kon
tenerze.
- Nie mogę uwierzyć, że dorośli ludzie mogą się
tak zachowywać - odparła przez zaciśnięte usta. - Co
się stało?
- Jak wiesz, panie z parafialnego towarzystwa
dobroczynności zbierają się w świetlicy w każdy
80 OSTATNIA SZANSA
czwartek wieczorem. Ostatnim razem miały nieocze
kiwanego gościa.
- Sonny'ego?
- To było tak. Sonny wypił nieco za dużo piwka
i zasnął na krześle. Paru ludzi od was postanowiło
skorzystać z okazji i zanieść go do kościoła. Tam
ściągnęli mu spodnie i w samych majtkach wepchnęli
do świetlicy.
- A to dopiero dowcip - parsknęła Christy.
- To jeszcze nie najzabawniejsza część całej historii.
Panie wyrzuciły go za drzwi, grzmocąc, czym popadnie.
Przeważnie torebkami - wyjaśnił, śmiejąc się wesoło.
- Na dokładkę Sonny miał na sobie czerwone majtki
w czarne kropki.
Christy bez trudu wyobraziła sobie tę scenę, ale
nie chciała śmiać się z takich idiotyzmów. A jed
nak... Widok łysego i grubego Sonny'ego w majt
kach w kropki, uciekającego przed damami z toreb
kami w dłoniach, mógł rozśmieszyć każdego. Chris
ty z największym trudem zachowywała powagę.
Śmiech stanowiłby pochwałę dla takich numerów,
a Christy miała ich stanowczo dość. Nie powinna
też śmiać się z nich w obecności Bonnella. Wy
trzymała kilka sekund, po czym jednak głośno się
roześmiała.
Vince zaczął wymieniać nazwiska pań, które wzięły
udział w starciu.
- Och, nie, pani Carew! - wykrzyknęła Christy,
niemal krztusząc się ze śmiechu. Nie mogła sobie
wyobrazić, jak ta arcypoważna dama goniła za Sonnym
wymachując torebką.
- I żona pastora.
- Nie, nie wierzę.
- Wczoraj w pracy Sonny mocno się rumienił.
Christy uspokoiła się wreszcie.
- To wszystko głupstwa. Ale - przerwała i zerknęła
OSTATNIA SZANSA 81
na Vince'a - przynajmniej następnego dnia Sonny
pojawił się w pracy. Kto wie, gdzie podziewa się Stubb?
Vince rzucił jej szybkie spojrzenie. Kręta droga
wymagała od kierowcy pełnej koncentracji uwagi.
Christy bardzo surowo osądzała przypadek Stubba,
a Vince wcale nie był przekonany, że to rzeczywiście
sprawka jego ludzi.
- Żaden z moich pracowników nie pochwalił się
tym numerem.
- No, ale przecież to ich dzieło!
- Być może. Nawet ja tak początkowo myślałem,
ale teraz mam wątpliwości. Sprawcy takich figli zawsze
chwalą się swymi wyczynami. Na przykład wszyscy
dobrze wiedzą, kto wepchnął rozebranego Sonny'ego
do świetlicy. Natomiast o Stubbie nikt nic nie wie,
poza tym, że trafił do...
- Vince, przecież on nie wszedł sam do kontenera!
- Z pewnością nie chcę kłócić się z tobą na ten
temat - oświadczył Vince. - Ale radzę ci, abyś
pomyślała o tym spokojnie. Wydaje mi się dziwne, że
autor tego pomysłu pozostaje w ukryciu.
- Co za prostackie poczucie humoru!
- Czy tylko dlatego, że różni się od twego? Przecież
śmiałaś się z przygody Sonny'ego.
- Któregoś dnia wskutek tych żartów komuś stanie
się krzywda. Czy to będzie takie wesołe?
- Oczywiście, że nie. Ale oni naprawdę bardzo
ciężko pracują. Co jest złego w tym, że robią coś, co
pozwala im się odprężyć?
Christy obróciła się w fotelu i spojrzała na niego.
- Co jest w tym złego? A co powiesz na to, że
zostałam bez brygadzisty? Nie jechalibyśmy teraz do
lasu, gdyby nie jeden z tych głupich dowcipów.
- Christy, jeśli myślisz, że ta wycieczka sprawia mi
przykrość, to muszę cię wyprowadzić z błędu - od
powiedział z leniwym uśmiechem. - Wypadek Joego
OSTATNIA SZANSA
to wielkie nieszczęście dla niego i dla twojej matki.
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Dzięki temu poznałem ciebie.
Dlaczego, na Boga, muszę się czerwienić? - pomyś
lała Christy ze złością. Ten człowiek potrafi pokierować
rozmową wedle swoich życzeń. Ciekawe, co jeszcze
umie? Z pewnością byłby dobry w łóżku. Wprawny
i ochoczy. Czasami nietrudno się tego domyślić. To
kwestia kobiecego instynktu. Ten mężczyzna naj
wyraźniej miał na nią ochotę i potrafił sprawić, żeby
i ona go pragnęła.
Vince patrzył przed siebie, tak że Christy mogła
obserwować jego profil. Rysy twarzy Vince'a wydawały
się jej nadzwyczaj zmysłowe.
Vince wyczuł jej badawcze spojrzenie. Uśmiechnął
się pod nosem. Powoli zaczynał ją rozumieć. Bała się
mu zaufać, ale powoli przestawała wiedzieć, dlaczego.
Niepokoił ją niewątpliwie pociąg seksualny, jaki do
niego czuła. Bała się własnych reakcji.
Jego myśli nabrały bardzo wyraźnych kształtów.
Vince miał ochotę kochać się z nią, rozebrać ją
i kochać.
Christy wciąż mu się przyglądała.
- No i co widzisz? - zapytał, prowokując ją do
szczerej odpowiedzi.
- Przystojny z ciebie mężczyzna - odrzekła, zwilżając
wargi językiem.
- A więc studiowałaś moją urodę? Nie sądzę, żeby
to była prawda, Christy. Masz kłopoty ze zro
zumieniem własnych uczuć i to cię niepokoi.
Dojeżdżali już do celu. Vince zjechał na bok,
zaparkował i wyłączył silnik. Obrócił się twarzą do
niej. Christy przełknęła nerwowo ślinę. Vince przysunął
się bliżej.
- Vince, nie przyjechałam tutaj po to, żeby...
- Czy wiesz, jaka jesteś ładna? - przerwał, jedno-
OSTATNIA SZANSA 83
cześnie ujmując dłonią jej podbródek. Christy zmar
szczyła brwi. Wiedziała, że jest interesująca i może na
siebie zwrócić uwagę, zwłaszcza jeśli zadba o strój
i makijaż. Ale z pewnością nie była ładna.
- Czy możesz uczciwie .stwierdzić, że żałujesz, iż
okoliczności zbliżyły nas do siebie? - spytał, wpatrując
się w jej twarz. - Ja nie żałuję. - Pochylił się nad nią.
- Pozwól mi się pocałować, kochanie.
Pozwolić...? Christy spojrzała mu w oczy. Czy rze
czywiście zrezygnowałby z pocałunku, gdyby powie
działa teraz: nie? Czy to byłoby takie proste?
Męsko-damskie układy nigdy nie bywają proste.
W przeszłości Christy zawsze kierowała się rozsądkiem,
ale teraz pragnęła dotyku mężczyzny. Oczywiście, nie
mógł to być byle jaki mężczyzna. Z pewnością mógł
to być Vince. Budził ją do życia i to w sposób,
o którym już niemal zapomniała. Teraz czekał na
jakiś sygnał. Christy czuła na twarzy jego oddech.
Szumiało jej w uszach.
Rozchyliła wargi. Vince poczuł gwałtowne uderzenia
serca. Spoglądał na nią jeszcze przez chwilę, po czym
powoli dotknął ustami jej warg. Christy głęboko
westchnęła, w nogach i ramionach czuła dziwną
słabość. Zignorowała wszelkie ostrzeżenia rozsądku.
Teraz nastała pora na odrobinę szaleństwa.
Otworzyła szeroko usta, zapraszając go do wzmoc
nienia pocałunku. Vince dotknął językiem jej pod
niebienia. Teraz o ich zachowaniu decydowała nie
wola, lecz instynkt. Pragnęli zbliżenia. Christy zarzuciła
ramiona na szyję Vince'a, a ten mocno ją przytulał.
Poprzez koszulę wyraźnie wyczuwał jej piersi. Oboje
jęczeli z rozkoszy.
Vince obrócił się w fotelu i wziął ją na kolana. Polizał
jej wargi. Christy oddała mu pocałunek. Z radości
i uniesienia Vince niemal zapomniał o postanowieniu,
że będzie traktować ją delikatnie.
84 OSTATNIA SZANSA
Christy była oszołomiona. Wiedziała, że postępuje
głupio. Siedząc na kolanach Vince*a, oddając mu
namiętne, głębokie pocałunki i radując się twardym
dotknięClem jego ciała niewątpliwie prowokowała
ciąg dalszy. Boże, co ona wyprawia!
- Dość tego, musimy przestać - szepnęła drżącym
głosem, ale w dalszym ciągu wodziła wargami po jego
ustach.
Vince wsunął obie ręce pod jej bluzkę. Wyczuł
kawałek nagiego ciała nad brzegiem spodni. Przesunął
wyżej dłonie.
- Dlaczego? - spytał, patrząc w jej piękne oczy,
obramowane długimi rzęsami. - Czemu mielibyśmy
przerywać? - spytał ponownie, nie słysząc żadnej
odpowiedzi.
- Bo... - Christy oderwała usta od jego twarzy.
- Proszę...
Dłonie Vince'a przesuwające się po jej ciele nie
ułatwiały odzyskania równowagi.
- Jesteśmy oboje wolni i pełnoletni - przypomniał
Vince.
- Tak, ale są jeszcze inne sprawy - szepnęła.
Dłonie Vince'a dotarły do piersi Christy. Zsunął
stanik i zaczął pieścić stwardniałe sutki.
- Jedźmy do mnie, Christy - szepnął z naciskiem.
- Możemy tu przyjechać po południu. Płonę z pożą-
dania.
Christy zamknęła oczy, ale to niewiele pomogło.
Chciała tego samego co on - rozebrać się i pójść
z nim do łóżka. Dotykać i pieścić jego ciało i zapomnieć
o wszystkich nakazach rozsądku.
Jeśli jednak teraz wróciliby do domu, to nie
przyjechaliby tu znowu. Nie dzisiaj. To byłaby nie
tylko prywatna głupota, w ten sposób ryzykowałaby
przyszłością firmy Joego. I to na dokładkę po to,
żeby kochać się z jego głównym konkurentem!
OSTATNIA SZANSA 85
Christy wzięła głęboki oddech, wyprostowała się
i odsunęła dłonie Vince'a. Vince nie pozwolił jej
wstać z kolan. Spojrzał na nią przenikliwie.
- Nigdy nie pragnąłem żadnej kobiety tak mocno,
jak ciebie.
Nie mogła pozwolić sobie na słuchanie tego, choć
Vince wydawał się wierzyć we własne słowa. Christy
poprawiła stanik i bluzkę. Zerknęła na niego spod
oka.
- Wolałabym o tym nie rozmawiać.
- Czy sądzisz, że nasze pragnienia znikną tylko
dlatego, że nie będziemy o nich mówić?
- Dla ciebie to takie proste, prawda?
- A na czym polegają komplikacje?
- Nie udawaj, że nie wiesz, o co chodzi.
- Mam nadzieję, że nie o tę cholerną wojnę -jęknął
Vince i potrząsnął głową. Pozwolił jej wstać z kolan
i usiąść w fotelu, ale sam siedział pośrodku i w dalszym
ciągu dzieliła ich niewielka odległość.
- Nie, nie chodzi mi o „cholerną wojnę" - od
rzekła spokojnie. Z radością przekonała się, że
mogła mówić spokojnie i pewnie. - Chodzi mi
o to, że Joe jest w szpitalu i nie może ruszyć
ani ręką, ani nogą. Budował tę firmę przez całe
życie i teraz ja jestem za nią odpowiedzialna. Ty
jesteś jego konkurentem, a ja potrzebuję twojej
pomocy. Chodzi mi o lojalność. No i jeszcze nie
wiem, czy pragnę głębokich związków... z jakim
kolwiek mężczyzną.
- Chciałaś powiedzieć co innego - zauważył Vince
gwałtownie unosząc głowę.
- Co takiego?
- Powiedziałaś „jakimkolwiek mężczyzną", a chcia
łaś powiedzieć „z tobą".
Ta rozmowa prowadziła donikąd.
- Nie wiem, co chciałam powiedzieć. Jeśli masz
86 OSTATNIA SZANSA
jeszcze ochotę mi pomóc, to weźmy się do roboty.
Jeśli nie, to wracajmy do miasta.
Vince przez chwilę patrzył jej w oczy, ale nie
zamierzał jej do niczego zmuszać.
- Doskonale. No to ruszamy.
- Dokąd? - spytała podejrzliwie Christy, patrząc.
jak Vince sadowi się za kierownicą.
- Najpierw do lasu, kochanie - odpowiedział
z uśmiechem. - A potem? Kto to wie?
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Vince spacerował po porębie i rozglądał się uważnie
lookoła. Przyjrzał się leżącym na ziemi pniom, po
czym zwrócił wzrok w stronę Christy.
- Dobre drzewo - zauważył. - Chodźmy dalej.
- Dokąd?
- Widzisz te kable? Prowadzą do miejsca, gdzie
obecnie trwa wyrąb.
- Och, oczywiście.
Christy wiedziała, że co jakiś czas wszystkie
maszyny przestawiano na nowe miejsce. Od wypadku
Joego wciąż jeszcze nie wywieziono wszystkich ścię
tych drzew z tej poręby. Nie świadczyło to dobrze
o pracy brygady.
Poranna mgła już niemal całkiem zniknęła, tylko
pośród gęstych zarośli pozostały jeszcze jej ślady.
Wiązki promieni słonecznych przenikały między
gałęziami, oświetlając poszycie lasu. Panowała ideal
na cisza. Christy szła za Vince'em, który co parę
kroków przystawał, aby przypatrzeć się wysokim
świerkom.
- Wspaniałe drzewa - powiedział ponownie, jakby
do siebie. - Macie umowę na ścięcie ilu akrów?
- spytał wprost.
Christy uznała to pytanie za wścibskie. Co to miało
wspólnego z kierowaniem pracą brygady? Nie chciała
jednak zaczynać od kłótni.
- W tym sezonie na osiemdziesiąt.
- A na ile sezonów podpisaliście kontrakt?
Christy odkaszlnęła, co niewątpliwie zabrzmiało
88 OSTATNIA SZANSA
jak oznaka niechęci do rozmowy na ten temat. Vince
spojrzał na nią zwężonymi oczyma.
- Joe dostał długoterminowy kontrakt, prawda?
- Tak - przyznała Christy po chwili milczenia.
Jeśli Joe nie dotrzyma warunków umowy, to cały ten
kontrakt nie będzie więcej wart niż papier, na którym
został spisany. Vince wiedział to równie dobrze jak
ona. Właśnie dlatego Christy nie mogła całkowicie
mu zaufać.
- W moim rejonie nie ma tak wspaniałych drzew
- powiedział z namysłem, znowu rozglądając się
dookoła. - No, dobra, zaczynajmy.
- Doskonale -' odpowiedziała szybko, ciesząc się,
że Vince zmienił temat.
- Cała operacja zaczyna się od ścięcia drzewa
- zaczął, wskazując ręką na kilka zwalonych świerków.
- Tyle wiem. Nie mam pojęcia, jak poradzić sobie
z robotnikami. Co zrobić, żeby praca szła gładko?
- Ludzie z reguły wiedzą, co do nich należy.
- Dobrze, dlaczego zatem tego nie robią?
- W tym wypadku głównie dlatego, że Joe bez
przerwy prowadził ich za ręce. On podejmował
wszystkie decyzje, a w tej robocie trzeba co chwila
o czymś decydować. Na przykład, gdy ktoś nie
przyjedzie do pracy, to ustalony rytm idzie w diabły.
Nieobecność Stubba prawdopodobnie ma poważny .
wpływ na tempo pracy.
Spacerowali powoli po lesie, pochylając się co
chwila, aby uniknąć gałęzi i pajęczyn.
- Musisz porozmawiać z ludźmi i zorientować się,
co który potrafi. Musisz nauczyć się przesuwać ludzi
z jednej pracy do drugiej, tak żeby łatać dziury, gdy
ktoś zachoruje.
- Naprawdę myślisz, że mogę pokierować ludźmi
tak jak Joe?
- Tak, na pewno - odpowiedział, patrząc jej w oczy.
OSTATNIA SZANSA 89
- A co będzie, jeśli odmówią posłuszeństwa? - spyta
ła, z fascynacją wpatrując się w jego błyszczące tęczów
ki.
- Dlaczego mieliby cię nie słuchać? Prawdopodobnie
będą ze skóry wyłazić, żeby zadowolić taką piękną
szefową.
- Jakoś nie zrobiłam większego wrażenia na Ciernie
- zauważyła oschle.
- On już pewnie niedowidzi - odpowiedział z uśmie
chem. - Nawiasem mówiąc, ja widzę świetnie. - Zbliżył
się do niej. - Christy...
- Nie, Vince - cofnęła się o krok. - Lepiej zajmijmy
się tym, po co tu przyjechaliśmy.
- Może tym właśnie się zajmuję. - Vince patrzył
na nią wzrokiem pełnym pożądania i namiętności.
- Nie patrz na mnie w ten sposób - szepnęła.
- W jaki?
- Prawdziwy dżentelmen nie wyciąga kobiety do
lasu, aby ją uwodzić - powiedziała żartobliwie.
- Czy lubisz prawdziwych dżentelmenów?
- Staram się nie obdzielać ludzi etykietami, Vince.
- Odwróciła się w stronę poręby. - Co jeszcze
powinnam wiedzieć? O pracy, rzecz jasna - dodała
pośpiesznie, bojąc się, że Vince ochoczo udzieli jej
lekcji na temat sztuki miłości.
- Jest parę ważnych spraw. Na przykład konser
wacja sprzętu.
- Joe zawsze pedantycznie prowadził rejestr napraw.
- Bardzo dobrze. Ty też to rób.
Doszli do skraju lasu. Christy przysiadła na
zwalonym drzewie. Ta wyprawa nie rozwiała jej obaw.
Przecież nie nauczyła się jeszcze niczego, o czym
przedtem nie wiedziała. Jak można kogoś nauczyć
sztuki kierowania ludźmi? To przychodzi wraz z do
świadczeniem i praktyką.
- Nie denerwuj się, Christy - spróbował ją uspokoić.
90 OSTATNIA SZANSA
Nie mogła zaprzeczyć. Rzeczywiście targał nią
niepokój.
- Naprawdę nie masz czego się bać. Zadzwoń
jutro do Cierna i powiedz mu, że w poniedziałek ty
przejmujesz kierownictwo. Niech zawiadomi pozos
tałych, tak aby nikt nie był zdziwiony, gdy pojawisz
się w lesie. Poświęć parę minut i pogadaj z każdym
z nich oddzielnie. Dowiedz się, co robią dobrze i co
lubią robić. Nie bój się wydawać rozkazów, musisz
być stanowcza i pewna siebie.
- Na tym polega problem - odrzekła, spuściwszy
głowę. - Gdybym pracowała z komputerem, to
byłabym pewna swego.
- Boisz się mężczyzn, prawda?
- Jestem pewna, że masz trudności ze zrozumieniem
tego - odpowiedziała, marszcząc czoło.
- Mogę ci zaoferować tylko parę słów zachęty,
odwagę musisz znaleźć w sobie. Pamiętaj, że ci wszyscy
ludzie świetnie rozumieją sytuację i zależy im na
pracy. Gdyby im nie zależało, już dawno znaleźliby
sobie inne, lżejsze zajęcie. W szczególności kierowcy.
Zastanów się nad tym. Gdy dostawy maleją, kierowcy
zarabiają grosze. Gdyby wiedzieli, dokąd pójść, już
by ich tu nie było. Oni też są zagubieni i mają
nadzieję, że ktoś wreszcie weźmie wszystko w garść.
Oczywiście, kierują się również lojalnością wobec
Joego, ale to nie może trwać długo, mają przecież na
utrzymaniu rodziny.
Słowa Vince'a odniosły zamierzony skutek. Po raz
pierwszy w życiu Christy poczuła, że zaczyna rozumieć
sytuację swoich pracowników. „Zagubienie" to właś
ciwe słowo, aby opisać sytuację jej i wszystkich
robotników.
- Dziękuję ci - powiedziała do Vince'a. Z przyjem
nością zobaczyła, że odsłonił zęby w uśmiechu.
Vince obserwował ją od dłuższej chwili. Miała
OSTATNIA SZANSA 91
takie piękne oczy. Teraz poClemniały od dręczących
ją zmartwień, ale to nie ujmowało im uroku. Christy
działała na jego wyobraźnię jak żadna inna kobieta.
Mógł się w niej zakochać, i to mocno. Po sekundzie
wahania pomyślał, że chyba już się to stało.
Jedna sprawa nie budziła żadnych wątpliwości. Na
pewno pragnął się z nią kochać. Zapragnął jej już
przy pierwszym spotkaniu i każde następne tylko
powiększało to pragnienie.
Vince pochylił się, chwycił ją za ramiona i uniósł
z pnia.
- Vince... - zaprotestowała, ale nie dokończyła
zdania. Głos zamarł jej w gardle.
- Stój tutaj - postawił ją na pieńku. - Teraz
jesteśmy na tym samym poziomie.
Rzeczywiście, ich twarze znalazły się na tej samej
wysokości. Vince obejmował ją w pasie. Christy
poczuła się niezręcznie patrząc mu prosto w oczy
z tak niewielkiej odległości.
Nie miała wątpliwości, że teraz pragnął jej, Christy
Allen. Gdyby mogła uwierzyć, że chodziło mu tylko
i wyłącznie o nią, że ta sprawa nie miała nic wspólnego
z losami firmy Joego i szansą na przejęcie jego
kontraktu...
Christy cicho westchnęła. W tym momencie wszystko
zależało tylko i wyłącznie od niej. To ją dręczyły
pytania i wątpliwości, Vince wiedział, czego chce.
Gdy tak stała na pieńku twarzą w twarz z mężczyzną,
czuła narastające podniecenie.
- Chwyć mnie za szyję - nakazał cichym głosem
Vince i sam położył jej dłonie na swoim karku.
Christy nie mogła oderwać wzroku od jego płonących
oczu, a gdy poczuła pod palcami twarde mięśnie
ramion, nagle zaczęła szybko dyszeć.
To nie były dziecinne zabawy, lecz prawdziwe
namiętności dorosłych. Vince powoli wodził dłońmi
92 OSTATNIA SZANSA
po jej plecach, od ramion do bioder i z powrotem.
Christy przez chwilę zastanawiała się, czy powinna na
to pozwolić, ale rychło przestała o tym myśleć.
Dobiegała już trzydziestki, a jeszcze nigdy nie
przeżyła tak silnego pragnienia zbliżenia z mężczyzną.
Kiedyś sądziła, że pokochała pewnego człowieka, ale
tamte uczucia w niczym nie przypominały tego, co
przeżywała teraz. Tłumaczyła sobie, że to nie jest
prawdziwa miłość. Jeśli nie miłość, to co? Pożądanie?
Namiętność? Zatrzęsła się.
- Zimno ci? - spytał Vince i przyciągnął ją do
siebie. - Poczekaj, ogrzeję cię.
Christy złożyła głowę na jego ramieniu, twarzą
w stronę jego szyi.
- Wcale nie jest mi zimno - szepnęła. Vince nieustan
nie wodził dłońmi po jej ciele, rozcierał plecy i masował
biodra. Oboje słyszeli gwałtowne bicie serca, ale nie
mogli się zorientować, czyje serce wali głośniej.
Vince wodził opuszkami palców wzdłuż jej kręgo
słupa. Ciałem Christy wstrząsnął podniecający dreszcz.
Niemal bezwiednie musnęła wargami jego szyję.
Szumiało jej w głowie, z trudem utrzymywała się na
nogach. Gdyby Vince jej nie podtrzymał, z pewnością
osunęłaby się na trawę.
Zdumiewające, że choć Christy czuła nerwową
ekscytację, zupełnie nie miała siły się ruszyć.
- Vince - szepnęła - musimy coś zrobić. Jedźmy
do miasta... gdziekolwiek..
- O tym właśnie myślę - odpowiedział cichym,
niskim głosem. Chwycił w dłonie jej głowę i uniósł.
Patrzył na nią z napięClem. - Czy ty rozumiesz, co
dzieje się między nami?
- A ty? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Zmarszczyła brwi. Czekała na uczciwą odpowiedź.
Vince przez chwilę jeszcze patrzył jej w oczy, po
czym powoli, rozważnie pochylił głowę i pocałował ją
OSTATNIA SZANSA 93
w usta. Mocno, namiętnie. Zmusił ją do otwarcia ust.
Pożerał ją. Ten pocałunek stanowił deklarację zamia
rów. Christy nagle poczuła niepokój. Byli zupełnie
sami, a Vince wyraźnie dał do zrozumienia, że chce
ją posiąść.
Czyż jednak nie byłoby to zgodne z logiką wydarzeń?
Czy i ona nie pragnęła tego samego?
Poruszyła ustami oddając pocałunek, dotknęła
językiem jego warg. Przywarła do niego. Stykali się
piersiami i udami. Vince objął ją jeszcze mocniej,
przyciągnął do siebie. Jeden pocałunek przechodził
w drugi, oddzielały je od siebie tylko krótkie przerwy
na zaczerpnięcie oddechu. Christy osłabła... nie miała
siły do walki z mężczyzną, który konsekwentnie dążył
do oczywistego celu. Drżące ręce Vince'a szukały jej
nagiego ciała. Podciągnął do góry skraj koszuli i wsunął
dłonie pod bluzkę.
- Masz na sobie strasznie dużo łachów - szepnął.
- Rano była mgła... wyglądało, że się rozpogodzi.
- Czy teraz jest ci ciepło?
- Tak... i to bardzo - szepnęła zdyszana.
- To zdejmijmy jedną z tych koszul.
Vince błyskawicznie ściągnął z niej koszulę, po
czym zaczął rozpinać guziki bluzki. Christy zwilżyła
językiem wargi. Przyglądała się, jak jego palce walczyły
z guziczkami.
- Może nie jest mi aż tak ciepło.. - szepnęła
pośpiesznie. Nie chciała pozostać całkowicie naga.
- Bluzka zostanie. Chcę cię zobaczyć.
- Och - westchnęła, usiłując przypomnieć sobie,
który stanik włożyła dzisiaj.
W rzeczywistości to nie miało najmniejszego zna
czenia. Vince nie zwrócił w ogóle uwagi na jej bieliznę.
Rozpiął stanik tak szybko, że Christy równie dobrze
mogła była być bez biustonosza. Przyglądał się jej
nagim piersiom pełen zachwytu i pożądania.
94 OSTATNIA SZANSA
- Jesteś piękna - szepnął ochryple.
Naprawdę? Czując na ciele palące spojrzenie Vince'a,
Christy gotowa była w to uwierzyć. Teraz rozpierała
ją duma z tego, że była kobietą. Vince nie kłamał i nie
udawał! Naprawdę tak myślał!
Nakrył dłońmi jej piersi, pieszcząc je namiętnie.
Christy odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy.
Rozkoszowała się jego pieszczotami. Po chwili poczuła
na piersi jego wargi i język. Delikatnie całował i ssał
sutki. Nie był wcale agresywny i gruboskórny, wręcz
przeciwnie - subtelny i czuły. Nie miała się czego
obawiać, w każdym razie nie z tego powodu, że
znalazła się z nim w lesie sama. Jeśli już miała się
czegoś lękać, to tylko samej siebie. Nigdy dotąd nie
pozwoliła, aby powodowały nią zmysły. Teraz poddała
się im całkowicie.
Z jej gardła wydobywały się ciche jęki.
- Christy, najdroższa - szepnął. Czuł bolesne
podniecenie. Brakowało odpowiedniego miejsca, aby
się kochać tak, jak on tego pragnął, a Vince właściwie
przekroczył już punkt, od którego nie było odwrotu.
Nie powinien był zaczynać tutaj, w lesie. Doceniał
teraz znaczenie właściwej taktyki. Trzeba było po
czekać, aż wrócą do domu. A jednak oboje wydawali
się już gotowi. Vince podejrzewał, że nie będzie łatwo
ponownie doprowadzić Christy do stanu dzikiej
namiętności.
Myślał o niej z wyjątkową czułością. Czułością
i pożądaniem. Taka kombinacja uczuć prowadzi
szybko do miłości. Czy był już w niej zakochany?
Tak, to właśnie się stało.
- Christy - szepnął ponownie. Uniósł głowę i przy
cisnął wargi do jej szyi.
- Hmmm?
- Chodźmy do mnie.
Poczucie rzeczywistości przedarło się do jej świado-
OSTATNIA SZANSA 95
mości. Vince prosił już o to przedtem. Czy miała na
to dość odwagi? Tak, zrób to, idź z nim - słyszała
podszepty zmysłów.
Co powiedzą ludzie, jeśli plotka rozejdzie się w całym
Rock Falls? Laura nie miałaby nic przeciwko związ
kowi córki z jakimś porządnym mężczyzną. Co jednak
powiedziałby na to Joe? Czy potępiłby jej romans
z konkurentem?
Christy spojrzała na Vince'a i dotknęła wskazującym
palcem jego policzka. Nie krępowało ją to, że stała
przed nim półnaga, ale przestraszyła się czegoś w jego
oczach. Vince chciał, aby nic nie miało dla niej
znaczenia oprócz tego, że byli razem. Niestety, musiała
brać pod uwagę zewnętrzne okoliczności, które
wpływały na ich związek.
Westchnęła ciężko. Vince zrozumiał, że jej nastrój
uległ gwałtownej zmianie. Obawiał się, że to właśnie
może się zdarzyć, jeśli tylko pozwoli jej na chwilę
zastanowienia. Christy była tak przygnieciona wszys
tkimi kłopotami, że zdołała zapomnieć o nich tylko
na kilka cudownych minut.
Teraz przypomniała sobie o wszystkim, myślała
znowu o lojalności i odpowiedzialności, o tym, kim
jest ona i kim okazał się być on. Uśmiechnęła się do
niego przepraszająco, zeskoczyła z pnia i odwrócona
tyłem zaczęła poprawiać ubranie.
Vince zaklął w duchu, a w jego oczach pojawił się
wyraz zniechęcenia. Odszedł na bok, potrzebował
paru minut, aby się uspokoić. Co do jednego Christy
na pewno miała rację - znaleźli się w zwariowanej
sytuacji. Wypadek Joego, nowe obowiązki, jakie spadły
na Christy, idiotyczna wojna między ich firmami.
Vince oczywiście wiedział, że Christy podejrzewała go
o zakusy na kontrakt Joego.
Gdyby tylko mógł zrobić coś, żeby jej rzeczywiście
pomóc, a nie tylko prawić kazania. W głębi duszy nie
96 OSTATNIA SZANSA
miał wątpliwości, że Christy poradziłaby sobie z kie
rowaniem brygadą, wystarczyło do tego trochę dobrej
woli i zapału. Największym problemem Christy był
brak pewności siebie.
Niestety, z wściekłością musiał przyznać, że nie
miał dużej swobody ruchu. Ludzie Joego nie zechcieliby
pracować pod jego kierownictwem, podobnie jak
jego pracownicy nie słuchaliby Joego. Dotychczas ich
kawały i bijatyki uważał z nieszkodliwą zabawę, teraz
po raz pierwszy zaczęło go to denerwować. W tej
chwili wszystko go irytowało.
Wrócili do zagadnień wyrębu lasu. Choć rozmawiali
z pewnym trudem i napięClem, Vince objaśnił jej
szczegółowo przeznaczenie wszystkich maszyn. Christy
uważnie słuchała jego wyjaśnień, notując sobie waż
niejsze informacje. Wiedziała już coś niecoś o bul
dożerach, blokach i dźwigu, teraz te wiadomości
zaczęły układać się w pewną całość.
- Musisz ustalić dzienną normę - poinstruował ją
Vince. - Z pewnością wiesz, ile drzew ścinaliście
przed wypadkiem Joego. Powinnaś nalegać na powrót
do tej normy. Musisz pilnować nadgorliwych drwali.
Płacisz im od ilości ściętego drzewa. Jeśli pozostawisz
ich bez nadzoru, to rychło może się okazać, że masz
mnóstwo ściętych drzew w lesie, małe dostawy do
tartaku i duże sumy do wypłaty.
Christy pokiwała głową. Pamiętała, że Joe miewał
takie kłopoty. W rzeczywistości, nic, co powiedział
Vince, nie było dla niej zupełną nowością. W ciągu
kilku lat bezwiednie przyswoiła sobie mnóstwo wiado
mości na temat pracy w lesie. Po prostu nie zdawała
sobie sprawy z tego, ile naprawdę wiedziała. To wcale
nie znaczy, że marnowali czas. Christy zrozumiała, że
jej największym problemem był nie brak umiejętności,
lecz pewności siebie w kontaktach z ludźmi. To już coś.
OSTATNIA SZANSA
97
Gdy już omówili wszystkie sprawy, skierowali się
w stronę samochodu.
- Bardzo ci dziękuję za cenną lekcję - powiedziała
Christy ze szczerym przekonaniem w głosie.
- Nie ma za co - odpowiedział, otwierając drzwiczki
wozu. Zerknął na zegarek. Dopiero za kwadrans
pierwsza. Niestety, jeszcze mnóstwo czasu do wieczora.
Vince miał nadzieję, że zjedzą razem kolację u niego
w domu.
Jechali powoli do miejsca, gdzie Christy zostawiła
swoją furgonetkę.
- Czy masz jakieś plany na popołudnie? - spytał
wreszcie.
- Muszę wstąpić do szpitala i odwiedzić Joego.
Oprócz tego, skoro następny tydzień mam spędzić
w lesie, to muszę dzisiaj uporządkować dokumenty.
Wypełnianie obowiązków brygadzisty i księgowej
z pewnością będzie oznaczało długi dzień pracy,
pomyślała niechętnie. Cóż, gotowa była zapłacić tę
cenę, byle tylko wszystko poszło gładko. Porażka
pociągnęłaby za sobą zbyt poważne konsekwencje.
Cóż robiłby Joe bez swojej firmy? To nie była kwestia
wyłącznie pieniędzy. Joe nie potrafiłby żyć bez swojego
przedsiębiorstwa. Nie oglądał telewizji, nie czytał
książek, nie uznawał rozrywek. Od sześćdziesięciu lat
życie wypełniała mu praca w lesie.
- Dziś widzę różne sprawy w nowym świetle
- wymamrotała Christy. Miała wrażenie, że dopiero
teraz zaczęła rozumieć mieszkańców Rock Falls.
- Przepraszam, co powiedziałaś? - spytał Vince.
Wciąż myślał o wspólnej kolacji.
Christy spojrzała na niego.
- Wyrosłam w Rock Falls, ale dopiero teraz
zaczynam rozumieć to miasteczko.
- Długo cię tu nie było.
- Sześć lat.
98 OSTATNIA SZANSA
- Czy w twoim życiu pojawił się kiedyś ktoś bardzo
ważny? - spytał zerkając na nią z ukosa.
Czy rzeczywiście musieli rozmawiać o przeszłości?
Christy nie żywiła już żadnych wątpliwości co do
szczerości jego pragnień. Sama również płonęła.
Wystarczyło, że na niego spojrzała i od razu czuła
przyśpieszone bicie serca. Ten osiłek, który mógłby
iść w zapasy z niedźwiedziem, zachowywał się w stosun
ku do niej z niezwykłą subtelnością i czułością. Christy
wiedziała, że to, co czuje do Vince'a, to nie tylko
fizyczne pożądanie.
- Był taki jeden - odpowiedziała spokojnie. - Mieliś
my się pobrać. Wycofał się w ostatniej chwili.
Vince rzucił jej szybkie spojrzenie. Pomyślał, że to
pewnie z tego powodu przez tyle lat żyła w samotności.
Poczuł ostre ukłucie zazdrości.
- Ten człowiek... co się z nim stało?
Christy patrzyła na niego nieruchomym wzrokiem.
Czy rzeczywiście powinno go to obchodzić? Dlaczego
chciał znać historię jej życia? Taka ciekawość wydawała
się sprzeczna z jego pewnością siebie.
- Vince - powiedziała cicho - to skończyło się już
wiele lat temu.
Nagle przyszło jej do głowy, że skoro Vince pragnął
znać szczegóły, to mogła z tego skorzystać. Może to
skłoni go do przemyślenia pewnych spraw.
- To nie był uczciwy człowiek. Wolałam nie zwracać
uwagi na niepokojące oznaki i później tego gorzko
żałowałam. Wtedy postanowiłam, że nigdy nie zwiążę
się z mężczyzną, któremu nie mogę całkowicie zaufać.
Vince wciągnął gwałtownie powietrze w płuca. Nie
miał wątpliwości, dlaczego Christy powiedziała te
słowa. Teraz o wiele lepiej rozumiał jej niechęć i obawy.
- Jesteś skomplikowaną kobietą.
- Czy bardziej skomplikowaną niż inni? Wszyscy
jesteśmy tacy, jakie mieliśmy doświadczenia.
OSTATNIA SZANSA 99
Vince odkaszlnął.
- To dlatego wróciłaś do Rock Falls?
- Nie, miałam zupełnie niezłą pracę w Seattle, ale
podczas wakacji w domu zorientowałam się, że Joemu
brakowało kogoś do prowadzenia biura. Panował
tam straszny bałagan, Joe nigdy nie mógł znaleźć
potrzebnych dokumentów. Zaproponowałam, że wrócę
i zajmę się księgowością. - Christy przerwała i ciężko
westchnęła. - Joe to wyjątkowy człowiek, Vince.
- Każdy jest wyjątkowy na swój sposób - od
powiedział z uśmiechem. - Wspomniałaś, że teraz
widzisz różne sprawy w innym świetle.
- Tak. Niepotrzebnie trzymałam się na uboczu,
nie brałam udziału w lokalnych imprezach. Znam
wielu ludzi, ale z nikim nie jestem zaprzyjaźniona.
- Dlaczego?
- Nie wiem - odparła szczerze. Musiała to jeszcze
przemyśleć. - Po prostu wycofałam się z życia.
Vince podejrzewał, że Christy powoli zaczynała
wychodzić ze swojej skorupy. Na pewno nie należało
jej poganiać. Lepiej, żeby posuwała się krok po
kroku. Może za bardzo ją prowokował, ale sam czuł
nacisk okoliczności. Nie mógł przecież udawać, że
była mu obojętna.
Dojechali na miejsce. Vince zaparkował na poboczu.
- Zjemy razem kolację, Christy? - spytał.
Christy spojrzała na niego. Na twarzy Vince'a nie
pozostał nawet ślad uśmiechu, ani na ustach, ani
w oczach. A przecież zwykle uśmiech przychodził mu
tak łatwo! Poczuła wzruszenie, ale teraz kierował nią
jedynie zdrowy rozsądek.
- Nie mogę cię odwiedzić, Vince - powiedziała
spokojnie. - Może kiedyś, ale nie dziś wieczór.
Nie chciała zamykać drzwi, a tylko nieco je
przymknąć. Vince nie mógł nawet udawać, że nie
rozumie jej obaw. Uśmiechnął się do niej. Napięcie
1 0 0 OSTATNIA SZANSA
rninęło. Wiedział, że Christy nie chce go zwodzić. Nie
wstydziła się namiętności, ale nie pozwalała, aby
kierowały jej postępowaniem. Zwłaszcza że miała na
głowie ważniejsze sprawy. Dla niego najważniejsze
było zdobycie jej zaufania. To wymagało czasu.
Christy spróbowała odpowiedzieć uśmiechem na
jego uśmiech. Drżały jej wargi.
- Dziękuję ci za pomoc - powiedziała, sięgając do
klamki.
- Zawsze do usług. Zadzwonię do ciebie.
- Dobrze.
Vince patrzył, jak wsiada do samochodu i odjeżdża.
Mimo wszystko to był udany dzień. Miał wrażenie,
że między nim a Christy powstał solidny związek.
Powoli pozbywała się podejrzeń. Reszta to tylko
kwestia czasu.
Po prostu musiał zdobyć się na cierpliwość. Skrzywił
się ironicznie. Cierpliwość nigdy nie była jego zaletą.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Christy spędziła sobotnie popołudnie dokładnie
tak, jak zapowiedziała. Wpierw odwiedziła Joego,
następnie przez kilka ładnych godzin pracowała
w biurze. Co chwila dzwoniła do Clenia; dopiero
koło piątej udało się jej go złapać.
- W poniedziałek rano będę na wyrębie - poinfor
mowała go krótko. - Dopóki Stubb nie wróci, ja
będę kierowała pracą. Czy mógłbyś przekazać tę
wiadomość pozostałym?
Cierna zamurowało na dłuższą chwilę.
- No dobra, myślę, że wszystko będzie w porządku
- odpowiedział wreszcie. - Nigdy nie pracowałem
pod kierunkiem kobiety.
- Jestem pewna, że łatwo się porozumiemy. Czy
przekażesz tę wiadomość pozostałym?
- Myślisz, że dasz sobie radę?
- Tak, jestem tego pewna - odrzekła, nie zdradzając
się ze swymi wątpliwościami. Niewiele miała do
stracenia. Z pewnością nie będzie gorsza od Cierna,
a może okazać się o wiele lepsza.
- No dobra, zadzwonię do chłopaków. Do zoba
czenia w poniedziałek.
- Dziękuję, Clem. Do poniedziałku
Christy położyła słuchawkę na widełki. Machina
ruszyła. Wkrótce wszyscy członkowie brygady dowie
dzą się, że ona przejmuje kierownictwo. Mimo
zapewnień Vince'a, iż „będą wyłazić ze skóry", Christy
nie spodziewała się, że współpraca od razu ułoży się
1 0 2 OSTATNIA SZANSA
bez żadnych zgrzytów. Miała tylko nadzieję, że żaden
z drwali nie zechce rzucić pracy.
Wróciła do komputera. Chciała zrobić w biurze
idealny porządek, tak aby w poniedziałek móc się
skupić wyłącznie na nowych obowiązkach. Uprzedziła
matkę, że nie zje z nią kolacji. Miała przed sobą cały
wieczór.
O wpół do dziesiątej przetarła zmęczone oczy,
wyłączyła komputer i opuściła biuro. Po drodze do
domu kupiła coś do jedzenia. Po przyjeździe nakarmiła
Muffina, zjadła parę kanapek i wypiła szklankę mleka,
po czym wzięła prysznic i położyła się do łóżka. Nie
miała wątpliwości, że natychmiast zaśnie. Padała z nóg.
Mimo to długo przewracała się z boku na bok.
Przez całe popołudnie pamiętała o Bonnellu, ale
praca nie pozwalała jej myśleć o nim. Teraz mogła
spokojnie rozważyć dzisiejsze wydarzenia.
Zastanawiała się również, o co naprawdę chodziło
Bonnellowi. Nigdy się nie ożenił, ale to niewiele
znaczyło. Może celowo unikał poważnego związku,
może po prostu nie spotkał jeszcze właściwej kobiety.
Czy zresztą jakiekolwiek zdroworozsądkowe roz
ważania mogły powstrzymać ją od pójścia z nim do
łóżka?
Czuła gwałtowne pulsowanie krwi. Niewiele bra
kowało, a zdecydowałaby się na telefon. Usiłując
wytłumaczyć sobie własną słabość, gorączkowo przy-
pominała sobie wszystkie zalety Vince'a. Pewność
siebie, która ją początkowo denerwowała, była w istocie
zaletą. Był człowiekiem dobrym i szczodrym... miał
wspaniałe poczucie humoru... Ale nazywał się Vince
Bonnell, a ona była pasierbicą Joego Morrisona.
Koło północy Christy wreszcie zasnęła, ale na jej
powiekach pozostały ślady łez.
W niedzielę rano poszła do kościoła, następnie
OSTATNIA SZANSA 103
złożyła wizytę w szpitalu, po czym udała się do biura.
Tuż przed czwartą udało się jej doprowadzić do
idealnego porządku wszystkie księgi. Z prawdziwą
satysfakcją wyłączyła komputer, wstała i przeciągnęła
się leniwie.
Przed przyjśClem do biura wpadła na chwilę do
domu, żeby zmienić niedzielną suknię na coś mniej
krępującego. Wybrała lekką bawełnianą spódnicę,
bluzkę i sandały.
Rozejrzała się dookoła. Przed kolejną wizytą
w szpitalu i kolacją z matką czekało ją jeszcze jedno
zadanie. Chciała trochę posprzątać.
Szybko uporała się z wycieraniem kurzu, po czym
wyciągnęła z szafki przedpotopowy odkurzacz. Głośny
warkot motoru zagłuszał wszelkie inne odgłosy. Christy
szybko odkurzyła podłogę i wymiotła śmieci spod
biurka.
Gdy uniosła głowę, o mało nie krzyknęła ze strachu.
W drzwiach, oparty o framugę, stał Vince. Skrzyżował
ramiona na piersi.
- Jak długo tak tu stoisz?
- Kilka minut.
Miała wrażenie, że Vince przybył tutaj w określonym
celu. Instynkt podpowiadał jej, czego mogła się po
nim spodziewać. Zwilżyła zaschnięte wargi.
- Próbuję doprowadzić wszystko do ładu - powie
działa drżącym głosem. - Chciałabym mieć jutro
wolną głowę.
- Nie lubisz nie skończonych spraw.
- Nie.
- Postanowiłem, że lepiej będzie jeśli przyjdę, a nie
zadzwonię.
- Widzę właśnie.
- Czy masz coś przeciw temu?
Oddychała z wysiłkiem, a jej serce gwałtownie
załomotało. Vince bacznie ją obserwował. Zwrócił
104 OSTATNIA SZANSA
uwagę na jej gołe nogi. Christy nie mogła oderwać
wzroku od jego silnych ramion, potężnych ud i kryjącej
się pod obcisłymi spodniami męskości. Nawet gdyby
ta idiotyczna wojna była kwestią życia i śmierci, i tak
pragnęłaby Vince'a Bonnella. Świetnie pamiętała
męczarnie, jakie przeżyła w nocy.
- Nie, nie mam - odpowiedziała stłumionym
głosem.
- Pracowałaś wczoraj do późna.
- Tak - odrzekła i zajęła się zwijaniem sznura od
odkurzacza.
- Przejeżdżałem i niewiele brakowało, żebym wstą
pił. Dzisiaj też miałem zamiar tylko przejechać koło
twego biura, ale nie mogłem się powstrzymać...
Christy odstawiła odkurzacz do szafki.
- Teraz nareszcie jest tu porządek.
- Właśnie widzę.
Vince nie myślał bynajmniej o biurze. Christy
zdecydowała, że jeśli jej podejrzenia okażą się słuszne,
to nie będzie go powstrzymywać. Jej zdolność do
stawiania oporu zmalała do zera. Pieszczoty w lesie
i okropna noc zupełnie wyczerpały jej siły. Przesunęła
językiem po wargach.
Vince zatrzasnął drzwi i przekręcił klucz w zamku.
- Teraz nikt nam nie przeszkodzi - wyjaśnił cicho.
Christy rozejrzała się dookoła. Niewielka sofa
z pewnością załamałaby się pod jego ciężarem. Nie
miała wątpliwości, do czego zmierza. Christy wiedziała
już, że tym razem się zgodzi. Zastanawiało ją tylko,
jak się to odbędzie.
Spojrzała na okna. Vince to zauważył i niespiesznie
zaciągnął zasłony. Oboje czuli w powietrzu rosnące
napięcie. Vince miał nadzieję, że tym razem Christy
mu nie odmówi. Ostatnia noc była dla niego równie
przykra, jak dla niej.
Czuł, że Christy nie będzie protestować. Odpowie-
OSTATNIA SZANSA 105
dzialność i lojalność przestały być jedynymi ważnymi
czynnikami wpływającymi na jej decyzje. Doświadczyła
już własnej zmysłowości i przekonała się, że jej życie
nie było tak zadowalające, jak dotychczas myślała.
Vince wziął głęboki oddech i odwrócił się w jej
stronę. Christy stała nieruchomo przy biurku. Czekała
na niego! Ta piękna, seksowna kobieta czekała na
niego!
Vince poczuł, jak jego puls raptownie przyśpieszył.
Opanował podniecenie i powoli podszedł do niej.
W sandałkach na płaskim obcasie Christy była tak
mała, że Vince w porównaniu z nią czuł się olbrzymem.
Zazwyczaj wolał wysokie kobiety, ale ta mała istotka
stopniowo nabrała dla niego większego znaczenia niż
jakakolwiek inna kobieta. Czołem sięgała zaledwie
do górnej kieszeni jego koszuli. Żeby spojrzeć mu
w twarz, Christy musiała odchylić głowę do tyłu.
Vince wsunął palce w jej włosy.
- Lubię, gdy tak się czeszesz.
- To moja normalna fryzura.
- Wtedy w szpitalu, gdy spotkaliśmy się po raz
pierwszy, od razu chciałem cię pogłaskać po głowie.
- Jesteś taki ogromny, Vince - obrzuciła spojrzeniem
jego twarz i bary.
- Boisz się mnie?
- Nie - odpowiedziała z nikłym uśmiechem.
- To dobrze - powiedział, po czym objął ją w talii
i uniósł do góry. Christy zarzuciła mu ramiona na
szyję i splotła dłonie na karku. Ich usta zetknęły się
w krótkim, przelotnym pocałunku. Spojrzeli sobie
w oczy.
- Tym razem nie będziesz mnie powstrzymywać,
dobrze? - szepnął Vince.
- Nie mogę.
- Och, kochanie - wyszeptał, przyciągając ją do
siebie i mocno obejmując ramionami, tak jakby już
106 OSTATNIA SZANSA
nigdy nie zamierzał jej puścić. Pocałował ją mocno
i namiętnie.
Christy westchnęła i od razu poddała się szybko
narastającej fali podniecenia. Chciała mu dać wszystko,
o co prosiły jego usta i ramiona. Nawet nie usiłowała
stawiać oporu.
Z pasją oddawała mu pocałunki. Otworzyła usta
i dotknęła językiem jego warg. Po chwili nawzajem
badali się językami.
Z gardła Vince'a dobył się pomruk rozkoszy. Christy ;
również cicho jęczała. Poddali się pierwotnemu pożąda
niu. Wszystko oprócz tego straciło dla nich znaczenie.
Christy uniosła nogi i zaplotła je wokół jego bioder.
- Doskonale - szepnął i znowu namiętnie ją
pocałował.
Vince posadził ją na biurku i pochylił się nad nią.
Christy czuła, jak powoli opada do tyłu. Vince nie
śpieszył się. Choć oboje gotowali się z podniecenia,
pocałunki trwały jeszcze długo. Wreszcie Christy
położyła się na własnym biurku. Ten mebel nigdy już
nie miał być dla niej całkiem zwyczajnym sprzętem.
Jednym ruchem ręki Vince zrzucił z biurka jakieś
długopisy, ołówki, niewielki kalendarz. Christy wy
buchnęła śmiechem. Czuła niewytłumaczalną radość.
Vince uniósł głowę. Na jej twarzy dostrzegł wyraz
podniecenia. Uśmiechnął się samymi kącikami ust.
Być może dzieliło ich bardzo wiele, choć Vince wcale
nie był o tym przekonany, ale w kwestiach uczuciowych
nie mogli być sobie bliżsi. Świadomość tego wprawiła
go w upojenie.
Christy zahaczyła obcasami o krawędź biurka,
unosząc do góry rozchylone kolana. Vince stal między
jej udami.
- Chyba się w tobie zakochałem - szepnął.
- To wydaje się możliwe, nieprawdaż? - odparła
z uwodzicielskim uśmiechem.
OSTATNIA SZANSA 107
- Bardzo możliwe - powiedział, patrząc na nią
z podziwem. Pochylił się i pogłaskał jej jedwabiste
włosy. Następnie wyprostował się i zaczął rozpinać
guziki swojej koszuli.
Christy uważnie śledziła jego ruchy. Na brązowej,
opalonej piersi zobaczyła Clemne, poskręcane włosy.
Jego brzuch był płaski i twardy. Vince był wspaniałym
okazem mężczyzny.
Zwinął koszulę i podłożył jej pod głowę, po czym
sięgnął do guzików jej bluzki. Uśmiechnął się widząc,
że założyła stanik ze sprzączką z przodu. Rozpiął go.
Uśmiech zniknął z jego twarzy, zastąpił go wyraz
uwielbienia. Jego pierś falowała, oddychał nierówno.
Pomacał palcami napięte i twarde sutki. Christy
zacisnęła mocniej uda. Vince pochylił się i wziął
w usta nabrzmiały sutek. Christy z cichym jękiem
chwyciła go za czuprynę. Ssał jej pierś i drażnił ją
językiem. Prawą dłonią przejechał w dół jej ciała, aż
dotarł do krawędzi majtek.
- Poczekaj - szepnęła i zmusiła go, aby się cofnął.
Vince nie miał wyjścia. W zupełnej ciszy słychać
było tylko ich spieszne oddechy. Cofnął się, złączył jej
nogi i ściągnął majtki. Christy oczekiwała, że Vince
zajmie poprzednią pozycję i rozchyliła nogi, lecz on
miał inne plany.
Przyglądał się jej w najbardziej intymny sposób.
Robił to bez najmniejszego skrępowania, z wyraźnym
erotycznym zainteresowaniem na twarzy. Christy
zadrżała i spróbowała zacisnąć uda.
- Nie, pozwól mi patrzeć - zaprotestował i przy
trzymał jej nogi.
Christy oddychała ciężko i z wysiłkiem. Miłość
oznacza różne rzeczy dla różnych ludzi, ale nikt
jeszcze nie postępował z nią w ten sposób. Nikt nie
przyglądał się jej z takim płomiennym zainteresowa
niem i zmysłową przyjemnością.
108 OSTATNIA SZANSA
Drgnęła, czując jego dotknięcie, ale nie mogła
zdobyć się na słowo protestu. Vince wodził dłońmi
po wewnętrznej stronie jej ud. Christy nigdy w oczach
mężczyzny nie widziała takiej pasji i namiętności.
Czuła, jak jej serce uderza o żebra.
- Vince...
Pochylił się nisko i przywarł ustami do jej uda, ale
wcale nie zamierzał na tym poprzestać. Przesunął usta
do góry. Christy poczuła szok. Chyba nie zamierzał...?
A jednak. Christy prawie omdlała z rozkoszy,
czując intymne dotknięcie jego warg i języka. Czytała
o tym w powieściach, ale dotychczas nie doświadczyła
jeszcze takiej miłości.
- Vince -jęknęła. Zupełnie zapomniała o wszelkich
nakazach rozsądku. Jakim cudem Vince wiedział tak
dużo o kobietach? Skąd wiedział, gdzie ją pieścić
i całować? Christy poczuła na czole gęste krople
potu, a przecież nigdy się nie pociła.
Kręciła głową na boki, a ciche jęki powoli zmieniały
się w coraz głośniejsze krzyki rozkoszy. Christy
przestała myśleć, kierowały nią już tylko zmysły.
Niewiele brakowało, żeby osiągnęła spełnienie.
Vince wyprostował się nagle i rozpiął pasek od
spodni. Patrzył na nią poClemniałymi z namiętności
oczyma. Ściągnął spodnie i slipy.
Christy nie mogła oderwać od niego wzroku. Krew
napłynęła jej do głowy, rozchyliła nabrzmiałe usta.
Leżała na biurku zupełnie obnażona, tylko spódnica
plątała się jej wokół bioder. Spalało ją pożądanie.
Stojąc do niej przodem, Vince zadbał o środki bez
pieczeństwa. Christy jak zahipnotyzowana przyglądała
się tej prostej czynności.
Po chwili Vince znowu wsunął się między jej uda,
pochylił i pocałował ją w usta. Christy płakała, a Vince
całował ją i szeptał o swej miłości. Nagle poczuła, że
wszedł w nią i głośno jęknęła.
OSTATNIA SZANSA 109
Vince poruszał się w niej powoli. Opierał się łokciami
o blat, tak aby nie przygnieść jej swym ciężarem.
- Otwórz oczy - poprosił. - Patrz na mnie.
Posłuchała, ale łzy przesłaniały jej widok. Czuła
w środku palący dotyk jego męskości. Zbliżała się już
do szczytu. Nie spodziewała się tak wiele. Pragnęli
siebie nawzajem, ale Christy nie doceniła siły jego
namiętności. Vince przyśpieszył, atakował ją coraz
mocniej.
- Nie myśl, po prostu poddaj się swym pragnieniom
- nakazał.
Oboje zbliżali się do końca, ale Vince koniecznie
pragnął, aby Christy pierwsza doznała rozkoszy speł
nienia. Pot spływał mu z czoła. Christy głośno krzyknęła
i Vince poczuł na plecach jej paznokcie. W tym momencie
przestał kontrolować swoje ciało. Poruszał się z coraz
to większą gwałtownością. Poczuł jej konwulsyjne ruchy,
usłyszał spazmatyczny krzyk i sam doświadczył szczytowej
rozkoszy. Napięcie zniknęło. Oboje zamarli.
Vince usiłował nie przygnieść jej swym ciałem, ale
zupełnie osłabł. Przez chwilę próbował złapać oddech.
Christy leżała pod nim. Łkała. Uniósł głowę i spojrzał
na nią. W oczach Christy dostrzegł łzy.
- Dlaczego płaczesz?
- Ja... nie wiem. To było...
- Tak, wiem - uśmiechnął się czule. - Oboje
wiedzieliśmy, że tak będzie, prawda?
Pokiwała głową.
- Jesteś wspaniała - powiedział, raz jeszcze ob
rzucając ją wzrokiem. - Wspaniała. Mam nadzieję, że
nie zrobiłem ci krzywdy?
Pokręciła głową. Wciąż szumiało jej w uszach, nie
mogła zebrać myśli. To przeżycie było dla niej zbyt
intensywne.
Lekko i delikatnie pocałował ją w usta.
- Gdzie jest łazienka? - spytał z uśmiechem.
1 1 0 OSTATNIA SZANSA
- Tam - wskazała, z ogromnym trudem unosząc
niemal bezwładną rękę.
Vince wstał, podciągnął spodnie i poszedł do łazienki.
Zamknął za sobą drzwi.
Christy przez chwilę leżała nieruchomo na biurku,
po czym z trudem usiadła. Bolały ją plecy i nogi.
'Kilka minut temu wszystko było w porządku, ale
teraz wiedziała, że jeszcze przez kilka dni będzie czuła
skutki uprawiania miłości na twardym blacie.
Zapięła stanik, bluzkę i wygładziła spódnicę,
następnie ześliznęła się z biurka na podłogę i znalazła
majtki. W tym momencie Vince wyszedł z łazienki.
Christy szybko schowała majtki do kieszeni spódnicy.
Vince również doprowadził do ładu swoje dżinsy.
Teraz, zamiast włożyć koszulę, podszedł do niej i wziął
ją w ramiona. Westchnęła i przytuliła się do niego.
Poczuła na policzku delikatne łaskotanie.
- Zjemy razem kolację? - spytał, usiłując nadać
temu pytaniu żartobliwe brzmienie.
Christy poczuła, że znowu coś się w niej gotuje.
Jakim cudem mogła reagować na jakiekolwiek sek
sualne aluzje po tym, co właśnie przeżyła?
Vince uśmiechnął się do siebie. Nie miał już
wątpliwości, że zakochał się w niej po uszy.
- Chodź do mnie albo zaproś mnie do siebie
- zaproponował, wtulając twarz w jej włosy.
- Obiecałam mamie...
- Możesz zadzwonić do szpitala i jakoś się wykręcić.
- Tak, ale...
- Czy teraz żałujesz? - spytał, unosząc jej twarz.
Czy żałowała? Może tylko przestraszyła się, że
uczucie satysfakcji, jeszcze przed chwilą tak zupełne,
teraz zaczęło szybko ustępować. Znowu reagowała
na dotknięcie muskularnych ramion Vince'a, na
widok jego podniecenia. To wszystko działo się zbyt
szybko.
OSTATNIA SZANSA 1 1 1
Vince przesunął dłonią wzdłuż jej ciała, poczynając
od piersi i kończąc na pośladkach.
- Nie powinnaś niczego żałować - szepnął.
Poczuła, jak podciąga do góry spódnicę i sięga
ręką do jej ciała. Znowu zaczęła ciężko dyszeć. Vince
pieścił dłonią jej zaokrąglone biodra i pośladki.
To było magiczne dotknięcie. Christy świetnie
wiedziała, do czego doprowadziłaby wspólna kolacja.
- Moglibyśmy kochać się w łóżku - wyszeptał.
- Chcę zobaczyć twoje włosy rozrzucone na poduszce.
Christy, to co przeżywamy, to nie jest żadna przelotna
przygoda. Myślę, że to rozumiesz.
- Chyba tak - odrzekła patrząc mu w oczy.
- Ale teraz znowu się czymś martwisz. Mam
nadzieję, że to nie z mojej winy.
- Również z twojego powodu. - Odsunęła się od
niego. - Nigdy nie przeżyłam niczego takiego - przy
znała szczerze. - Gdyby nie pozostałe sprawy, to
zrobiłabym wszystko, czego pragniesz.
- I bardzo byłabyś z tego zadowolona, jestem
pewien - powiedział z diabelskim błyskiem w oczach.
- Nie wątpię - odparła spokojnie. - Ale nie żyjemy
na bezludnej wyspie. Mam jeszcze mnóstwo innych
spraw, o których muszę myśleć.
- Czy sądzisz, że teraz zostawię cię tutaj samą?
Wykluczone. - Wrócił do niej i chwycił ją za ramiona.
- Jesteśmy już parą, Christy. Może to zabrzmieć
przesadnie, ale jesteś moją kobietą, a ja twoim
mężczyzną. Tak to czuję.
Christy zwilżyła wargi językiem.
- Czy mówisz o... wierności? - spytała przełykając
ślinę.
- Mówię, że powinniśmy być razem, poznać się
lepiej i przekonać, czy jesteśmy dla siebie stworzeni.
- I kochać się - dodała szeptem, poruszona jego
pragnieniem trwałości.
1 1 2 OSTATNIA SZANSA
- Tak, i to często. Poczynając od dzisiejszego
wieczoru.
- Wydaje mi się, że już zaczęliśmy - odparła
ironicznie.
Vince odpowiedział dumnym, zaborczym uśmie
chem. Christy zrozumiała, że cokolwiek jeszcze się
zdarzy, Vince nie będzie żałował tego, co przeżył.
Mimo to nie mogła od razu poświęcić mu całej
swej uwagi. Miała przecież jeszcze inne sprawy na
głowie.
- Vince, potrzebuję trochę czasu - powiedziała,
biorąc przedtem głęboki oddech.
- Czasu?
- Tak - potwierdziła, głaszcząc go po policzkach.
- Daj mi parę tygodni. Kilka tygodni powinno
wystarczyć, aby opanować wszystkie sprawy przed
siębiorstwa.
- Kilka tygodni - powtórzył Vince matowym
głosem. Nie miał ochoty żyć bez niej przez kilka
następnych tygodni. Nie po tym, czego dzisiaj doznali.
Miał raczej nadzieję na kilka wspólnych nocy,
spędzonych na przeżywaniu rozkoszy. Spojrzał na
nią i dostrzegł na jej twarzy wyraz determinacji.
- Mówisz poważnie?
- Nie powinnam myśleć tylko o sobie. - Zaczęła
chodzić od ściany do ściany. - Nie mogę pozwolić,
żeby firma zupełnie się rozpadła. Zapewne tego nie
rozumiesz, ale Joe jest dla mnie jak ojciec. Kocha
mamę i zawsze dobrze mnie traktował.
Vince, ja wiem, że to coś ważnego... - Zatrzymała
się na środku pokoju i spojrzała mu w twarz. - Chcę
powiedzieć, że nie zamierzam umniejszać tego, co
między nami się dzieje...
- Między nami? - spytał cicho. Teraz wiedział, że
Christy prosiła o zwłokę z uwagi na sprawy przed
siębiorstwa. Nie mógł myśleć tylko o sobie, choć nie
OSTATNIA SZANSA 1 1 3
miał wątpliwości, że potrafiłby wymusić na niej jakieś
zobowiązanie. - Dobrze. Rozumiem, o co ci chodzi
- zapewnił ją z uśmiechem.
- Naprawdę? Dziękuję ci, Vince.
- Jakoś to przeżyjemy, prawda? - powiedział, po
czym objął ją i delikatnie pocałował w usta.
Dzwonek telefonu przerwał im pocałunek.
- Przepraszam - wymamrotała Christy i podbiegła
do telefonu. - Morrison Logging Company - rzuciła
do słuchawki.
- Christy? Kochanie, wciąż jeszcze pracujesz?
- Och, mamo. Przepraszam za spóźnienie. Będę
w szpitalu za... - przerwała na chwilę. Musiała jeszcze
wziąć prysznic. - Za jakieś czterdzieści minut.
Vince odprowadził ją do samochodu.
- Przez cały czas mój wóz stał przed biurem, Christy.
- Chyba już nie przejmuję się tak bardzo plotkami
- odrzekła po kilku sekundach namysłu.
- Wspaniale. - Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Masz dwa tygodnie, Christy, ale ani dnia dłużej.
- Jeśli do tego czasu nie rozwiążę wszystkich
problemów, to nigdy sobie z nimi nie poradzę.
- Poradzisz sobie.
- Chciałabym mieć twoją pewność.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
- Joe chyba czuje się lepiej - powiedziała Christy
przeglądając menu u Mabel.
- Tak, też odniosłam takie wrażenie - odparła
Laura.
Christy zupełnie nie miała apetytu. W końcu
zdecydowała się na indyka na zimno i odłożyła kartę.
- Wydaje mi się, że on niezbyt interesuje się
przedsiębiorstwem, mamo. Czy ty też to zauważyłaś?
- Sądzę, że on myśli tylko o tym, kiedy wreszcie
będzie mógł wrócić do domu - odpowiedziała Laura
z wyrozumiałym uśmiechem.
- Czy doktor Martin wyznaczył jakiś termin?
- Za jakieś dwa tygodnie, o ile nie będzie żadnych
komplikacji.
Dwa tygodnie stały się dla niej kamieniem milowym
już z dwóch względów. Dobrze, że przez najbliższe
dwa tygodnie Vince obiecał trzymać się z daleka.
Boże, powinnam była poczekać, westchnęła Christy.
Zwłoka w nawiązaniu stosunków seksualnych jeszcze
nigdy nie zniszczyła poważnego związku, a taki
pośpiech nie leżał w jej charakterze. Jak zwykle, gdy
Vince'a nie było w pobliżu, Christy widziała wszystko
w odmiennym świetle. Tak lekko powiedziała mu, że
nie przejmuje się już plotkami, a to bynajmniej nie
była prawda. Plotki mogły jej zaszkodzić. Właściwie
nie jej, lecz Joemu. Z pewnością nie przyjąłby spokojnie
wiadomości, że jego pasierbica romansuje z Vince'em
Bonnellem.
Christy znowu westchnęła. Z ulgą pomyślała, że
OSTATNIA SZANSA 1 1 5
ma przed sobą dwa tygodnie spokoju. Oczywiście,
o ile Vince dotrzyma słowa.
- Muszę ci coś powiedzieć, mamo - zaczęła ostroż
nie.
- Słucham cię, córeczko.
Christy spojrzała matce w oczy. Dotychczas ani
słowem nie zasugerowała, że w firmie nie wszystko
szło tak, jak powinno. Teraz musiała uprzedzić matkę,
że całe dnie będzie spędzać w lesie.
- Postanowiłam, że przejmę obowiązki Joego
- powiedziała spokojnie.
- Nie rozumiem. - Matka spojrzała na nią ze
zdziwieniem.
- Mam kłopoty z organizacją wyrębu. Clem Molin-
ski spróbował pokierować pracą, ale to mu nie szło.
Nie mam nikogo innego.
- I ty chcesz spróbować? Christy, to nie jest zajęcie
dla kobiety! - Zgodnie z oczekiwaniami, matka
zupełnie osłupiała.
- Nie mam wyboru, mamo.
- Czy chociaż wiesz, jak pokierować pracą? - Laura
nie była jeszcze przekonana.
- Myślę, że tak. Naprawdę, nie masz czym się
martwić, mamo. Powiedziałam ci o tym tylko dlatego,
żebyś mnie nie szukała rano w biurze. Mam nadzieję
po południu zająć się księgowością.
- To okropne. Co powie Joe, jak się o tym dowie?
Niewiele brakowało, żeby Laura wybuchnęła pła
czem.
- Nic mu nie mów - nakazała stanowczo Christy.
- Musisz mi obiecać, że nic nie powiesz. Po co Joe
ma to wiedzieć?
Laura westchnęła żałośnie, ale zgodziła się z córką.
- Tak, masz rację, to do niczego nie prowadzi. Po
co miałby się martwić?
1 1 6 OSTATNIA SZANSA
Kilka minut po tym, jak Christy zgasiła lampkę,
ulicą powoli przejechał jakiś samochód i oświetlił
reflektorami okna sypialni. Christy od razu pomyślała
o Bonnellu. Odprężyła się dopiero, gdy samochód
przejechał.
Dzisiejsza namiętna przygoda zupełnie wytrąciła ją
z równowagi. Czy już się w nim zakochała?
Czy rzeczywiście oboje byli zakochani? Vince
wspomniał o miłości, a zatem musiał się nad tym
zastanawiać. Dla Christy miłość związana była z trwa
łością. Gdy mężczyzna i kobieta zakochują się w sobie,
powinni się pobrać, mieć dzieci i żyć razem. Kiedyś
w przeszłości myślała, że znalazła już odpowiedniego
mężczyznę. Christy nie miała najmniejszej ochoty na
ponowne przeżywanie cierpień uczuciowego zawodu.
Dlaczego zawsze ciągnęło ją do mężczyzn, którzy
mogli ją zranić?
Spróbowała sobie wyobrazić życie z Vince'em.
Kiedyś wszystko wróci do normy. Joe wyzdrowieje
i zajmie się przedsiębiorstwem, a ona będzie tylko
księgową. Ale czy kiedykolwiek uda się jej pogodzić
Joego z Vince'em?
Westchnęła. Czuła się zupełnie bezradna. Przewróciła
się na drugi bok, zacisnęła powieki i starała się
zasnąć. Jutro musi wstać o czwartej rano.
Poniedziałek rozpoczął się od głośnego terkotu
budzika. Christy zerwała się z łóżka i poszła do
łazienki wziąć prysznic. W pół godziny zdążyła ubrać
się, zjeść śniadanie i nakarmić psa. Musiała zdążyć na
szóstą do lasu.
Z trudem opanowywała nerwy. Udało się jej wyjść
z domu za dziesięć piąta. Było zimno i pochmurno.
Wrzuciła do samochodu torbę z rzeczami, kask
i pelerynę i usiadła za kierownicą.
Po drodze zastanawiała się nad nieobecnością
OSTATNIA SZANSA 117
Stubba. Była na niego wściekła, ale ciekawiło ją
również, co on właściwie robi. Teraz ona miała
prawo decyzji i zamierzała zwolnić go, gdy tylko się
pokaże. Jak potraktowałby Joe taką niesolidność?
Niestety, ona również popełniła błąd - nie powiedziała
mu o trudnej sytuacji firmy. Skąd mogła przypuszczać,
że nie powróci natychmiast do domu?
Człowiek uczy się przez całe życie, pomyślała
gorzko. Po trzydziestu minutach dotarła do miejsca,
gdzie robotnicy parkowali swoje samochody. No cóż,
pora zaczynać, westchnęła Christy i wysiadła z wozu.
Christy dotarła do biura dopiero późno po południu.
Była zmoknięta, zmęczona i miała ochotę płakać.
Tego dnia udało się im wysłać do tartaku osiem
ciężarówek. To był najlepszy dzień od wypadku Joego.
Jednak odkrycie własnych talentów do kierowania
ludźmi nie dało jej takiej satysfakcji, jakiej mogła
oczekiwać.
Zgodnie z przewidywaniami Vince'a, robotnicy pilnie
wypełniali jej polecenia. Nikt nie miał nic przeciwko
temu, by ona pełniła funkcję brygadzisty.
Christy porozmawiała oddzielnie ze wszystkimi
pracownikami. Teraz wiedziała, jakie zadania może
przydzielić każdemu z nich. Clem odważył się udzielić
jej ostrzeżenia.
- Słyszałem, że chodzisz teraz z Vincentem Bon-
nellem - powiedział stary.
Christy niemal straciła głos.
- Przepraszam?
- Lepiej uważaj. Ten Bonnell to niezły cwaniak
- mruknął, rozglądając się dookoła. Zatrzymał wzrok
na pięknym świerku. - Bonnell wiele by dał, żeby
dobrać się do tych drzew.
Z tej rozmowy wynikały dwa wnioski. Po pierwsze,
na próżno usiłowała zachować dyskrecję. Po drugie,
118 OSTATNIA SZANSA
nawet Clem wiedział, że Vince chętnie przejąłby
kontrakt Joego.
Dotrwała jakoś do końca pracy, choć miała ochotę
schować się w mysią dziurę.
Sięgnęła ręką po słuchawkę, po czym wykręciła
numer tartaku. Poprosiła Rusty'ego Parnella.
- Do diabła, Christy, przez cały dzień próbowałem
się do ciebie dodzwonić - powitał ją Rusty.
- Pracowałam w lesie. Dostałeś dzisiaj osiem
ciężarówek - przerwała mu bez ceremonii. Nie miała
ochoty wysłuchiwać jego tyrad.
- To bardzo dobrze, ale i tak muszę porozmawiać
z Joem. Czy czuje się na tyle dobrze, aby z nim
rozmawiać?
- O czym chcesz z nim mówić?
- O interesach.
- O interesach możesz rozmawiać ze mną, Rusty.
Nie chcę, żebyś zawracał głowę Joemu. Teraz ja
prowadzę jego sprawy.
- Rozumiem, ale mimo to chcę mówić z Joem.
- To będziesz musiał poczekać.
- Nie mogę czekać.
- To rozmawiaj ze mną - powiedziała podniesionym
tonem. - Nie próbuj nawet nachodzić go w szpitalu.
Jeśli to zrobisz, urządzę ci takie piekło, że długo je
będziesz wspominał.
Rusty zamilkł. Christy przygryzła wargi, zastana
wiając się, czy nie przesadziła.
- Dobrze, mogę rozmawiać z tobą - odezwał się
wreszcie spokojniej niż poprzednio. - Chodzi o kon
trakt Joego. Znalazłem kogoś, kto gotów jest go
zastąpić. Oczywiście tylko chwilowo, musisz to
zrozumieć. Gdy Joe wyzdrowieje i będzie mógł wrócić
do pracy....
- Chwileczkę! - przerwała mu gwałtownie. - Nikt
nie przejmie umowy Joego! Dzisiaj dostałeś osiem
OSTATNIA SZANSA 1 1 9
ciężarówek, to już coś. Jutro będzie jeszcze więcej
i wszystko wróci do normy.
- Przykro mi, Christy, ale ja muszę dopilnować,
żeby ten tartak miał zapewnione ciągłe dostawy.
- Masz na placu dość drewna, żeby pracować
przez cały rok bez żadnych nowych dostaw!
- Nie zamierzam na ten temat dyskutować z ko
bietą.
- Nie wyjeżdżaj mi tu z tym, że jestem kobietą.
Dzisiaj w lesie przekonałam się, że drzewa i ma
szyny nie widzą różnicy między kobietą i męż
czyzną.
- Bardzo zabawne.
- Ja nie żartuję. To bardzo poważna sprawa.
Wiadomość o tym na pewno nie pomoże Joemu.
- Bardzo mi przykro, ale mam związane ręce.
Rozmawiałem z Bonnellem...
Christy poczuła się, jakby ktoś zdzielił ją pięścią
w żołądek.
- Z kim?
- Z Vince'em Bonnellem. Może was zastąpić...
Christy przestała słuchać. Vince! Clem miał rację.
Ona miała rację. Okazało się teraz, że chodziło mu
tylko o kontrakt Joego. Wiedziała o tym, a pozwoliła
mu się oczarować i postępowała sprzecznie ze wska
zaniami zdrowego rozsądku.
- Czy masz już podpisaną umowę z Bonnellem?
- spytała, gdy Rusty na chwilę przerwał.
- Powiedział, że podpisze umowę, jeśli Joe się na
to zgodzi.
- Joe się nie zgodzi! - krzyknęła. - I ja też nie!
- Nie ty o tym zdecydujesz, moja pani. Ja wcale
nie jestem taki pewien, czy Joe rzeczywiście będzie
protestował.
Christy zazgrzytała zębami. Gniew tylko pogarszał
całą sytuację. Musiała się uspokoić.
120
OSTATNIA SZANSA
- Słuchaj, Rusty. Joe nie może teraz decydować
o takich sprawach. Jeśli będę musiała, to postaram
się, żeby lekarz zabronił mu przyjmować gości.
- Christy, nie możesz trzymać wszystkiego w za
wieszeniu!
- Nie zamierzam. Będziemy teraz regularnie do
starczać drewno do tartaku. Wypełnimy warunki
kontraktu i niech Bonnell nie wtyka nosa w nie swoje
sprawy. Powiedz mi tylko, Rusty, czy to on zgłosił tę
propozycję?
- Nie, ja do niego zadzwoniłem. On się zgodził.
Sądzę, że ty również powinnaś się nad tym poważnie
zastanowić. Od wypadku Joego dostaliśmy zaledwie
trzydzieści procent ustalonych dostaw.
- Daj mi jeszcze dwa tygodnie, Rusty. Wszystko
wróci do normy - poprosiła, czując, że robi jej się słabo.
- Christy...
Rusty wydawał się zniecierpliwiony i zmęczony
kłótnią.
- Rusty, proszę tylko o dwa tygodnie. Jeśli nie uda
mi się przywrócić regularnych dostaw, to możesz
oddać ten kontrakt komu ci się spodoba.
- Dobrze! Ale tylko dwa tygodnie, Christy!
Rusty rzucił słuchawkę na widełki. Christy wiedziała,
że doprowadziła go do furii, a wygrała tylko dwa
tygodnie. Jednak nie to najbardziej ją bolało. Z wściek
łością myślała o udziale Bonnella w tej całej historii.
Jak mógł kochać się z nią i udawać miłość, po czym
za jej plecami umawiać się z Rustym?
Zdobył jej zaufanie pięknymi słówkami o miłości.
Jaka była naiwna! Prawdziwa gęś. Christy przypo
mniała sobie swe rozważania na temat małżeństwa
z Vince'em i niemal zazgrzytała zębami ze złości.
Tego było już za wiele. Ukryła twarz w dłoniach
i zapłakała.
Po kilku minutach uspokoiła się, ale w jej sercu
OSTATNIA SZANSA 121
pozostał ból i gorycz. Vince ją nabierał, ale ona
rzeczywiście go pokochała.
O siódmej wieczorem Christy opuściła szpital. Laura
postanowiła posiedzieć u męża jeszcze trochę, bo Joe
miał ciężki dzień i wymagał opieki. Następnego dnia
Christy miała również wstać o czwartej rano.
Szła do samochodu z wzrokiem wbitym w ziemię.
Była bliska depresji. Nikt jeszcze nie zranił jej tak
dotkliwie jak Vince. W porównaniu z tym jej poprzedni
zawód miłosny wydawał się słodką idyllą. Dała się
potwornie wykorzystać.
- Christy?
Niemal otworzyła usta ze zdumienia. Vince stał
oparty o jej własny samochód i najwyraźniej na nią
czekał. Przez chwilę Christy zastanawiała się, czy
powiedzieć mu, co o nim myśli, ale nie miała ochoty
na publiczną scenę.
- Czego chcesz? - spytała zimno.
- Dzwoniłem do domu i do biura, a później
domyśliłem się, że pewnie tutaj cię znajdę. Czy możemy
porozmawiać?
Czy na jego twarzy pojawiło się poczucie winy, czy
też było to tylko cwaniactwo?
Christy pokręciła głową i wsiadła do samochodu.
- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać.
- Tego się obawiałem - powiedział z ponurą miną.
- Rozmawiałaś z Rustym?
- Idź do diabła - odpowiedziała lodowatym tonem
i odjechała nawet na niego nie patrząc.
Jadąc, trzęsła się za kierownicą. Mdliło ją.
Jakoś dojechała do domu. Wysiadła i z trzaskiem
zamknęła samochód. W tym momencie usłyszała pisk
hamulców. Spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła
Bonnella.
- Słuchaj! - krzyknął z gniewem. - Może i masz
122
OSTATNIA SZANSA
powód do złości, ale mogłabyś przynajmniej mnie
wysłuchać! Potem mnie osądzisz!
- Wynoś się stąd! Na pewno mam prawo wyrzucić
każdego typa, który bez mojej zgody postawi stopę
na moim podwórzu.
- Jesteś śmieszna!
Stali przed domem i głośno wrzeszczeli. Christy
poczuła się upokorzona całą sytuacją. Odwróciła się
i szybko wbiegła do domu, mając zamiar zostawić go
samego na ulicy. Jednak Vince zdążył wejść, nim
zatrzasnęła za sobą drzwi.
- Wynoś się! - wrzasnęła rozwścieczona Christy.
- Wynoś się, albo wezwę policję!
- Do diabła, uspokój się wreszcie! - krzyknął
Vince. Miał ogromną ochotę mocno nią potrząsnąć.
- Nie mam zamiaru! Wynoś się z mojego domu!
- Zupełnie brak ci rozsądku - powiedział spokojniej.
- Zapewne jestem również śmieszna. A może także
głupia, Bonnell? I łatwa? Czy wczoraj bardzo się ze
mnie śmiałeś?
- Nie, wcale się z ciebie nie śmiałem - odparł
blednąc. - A ty?
- Co, ja? A to dopiero śmieszne! - spróbowała
się zaśmiać, ale nic jej z tego nie wyszło. - Idź
sobie! Zniknij z mojego życia. Kto cię prosił, abyś
wtrącał się w sprawy Joego? - Christy mówiła
z coraz większym przekonaniem. - Dobrze to za
planowałeś, prawda?! Ty szczurze! Może myślisz, że
nie pamiętam, jak bardzo spodobały ci się drzewa
na naszym terenie? Boże, Christy, wasze drzewa są
o wiele lepsze od moich - usiłowała naśladować
jego głos.
- Tak nie mówiłem i nie to miałem na myśli.
- Owszem, cały czas o tym myślałeś. Rusty powie
dział, że to on zadzwonił do ciebie, ale wcale mu nie
wierzę. Sądzę, że to ty zadzwoniłeś do niego. Ty
OSTATNIA SZANSA 123
zaproponowałeś, żeby przekazał ci kontrakt Joego,
dopóki ten biedaczek nie wyzdrowieje - przez chwilę
mówiła z pozorną słodyczą. - Przyznaj się, Bonnell!
Wiesz przecież, że gdy raz dobierzesz się do tych
terenów, to Rusty ci ich już nigdy nie odbierze.
Vince stał oparty o drzwi i słuchał jej gniewnego
przemówienia. Muffin na chwilę zajrzał zobaczyć, co
się dzieje, po czym natychmiast wrócił do pokoju.
Vince miał ochotę pogratulować mu rozsądku.
- Czy już skończyłaś? - zapytał z kamiennym
spokojem.
- Nie! Nigdy nie skończę!
- Wobec tego przerwę ci na chwilę. Czy za
stanawiałaś się, dlaczego tak szybko, wręcz ochoczo,
miotasz na mnie najgorsze oskarżenia?
- Nie próbuj się usprawiedliwiać, analizując moje
motywy - odparła z oburzeniem.
- Może warto je zanalizować - powiedział, stukając
palcem w swą pierś. - Ja wiem, co się zdarzyło
naprawdę, ty tylko się domyślasz. To nieco dziwne,
że wolisz wykrzykiwać oskarżenia i obelgi, a nie
chcesz poznać prawdy.
- Wcale tego nie robię!
- Nie? A kto kazał mi iść do diabła? Wspomniałaś
o tym, co zrobiliśmy wczoraj, a to może doprowa
dzić do wielu interesujących wniosków. Czy tak się
tego przestraszyłaś? Może wolałabyś o tym zapo
mnieć?
- Może wolałabym - zadrwiła. Przestała krzyczeć
i straciła nieco pewności siebie, choć bynajmniej nie
uwierzyła w jego niewinność.
Jednak Vince dotknął wrażliwego miejsca. Co
gorsza, chyba jeszcze nigdy nie wyglądał równie dobrze
jak w tej chwili.
- Nie mam ochoty o tym mówić - powiedziała,
wstrząśnięta zdradziecką reakcją własnego ciała.
124 OSTATNIA SZANSA
Spojrzała na niego, po czym uniosła dumnie głowę
i weszła do salonu. Vince stanął w drzwiach.
- Wcale nie zadzwoniłem do Rusty'ego. To on
zadzwonił, żeby spytać, czy mógłbym przejąć wasz
kontrakt na okres choroby Joego. Powiedziałem mu...
- Przestań! - krzyknęła Christy zakrywając dłońmi
uszy. - I tak mnie nie przekonasz, że źle cię osądziłam.
- Przerwała i opuściła ręce. - Proszę, idź sobie.
Jestem zmęczona, a jutro muszę wstać o czwartej.
- Teraz przynajmniej nie krzyczysz - powiedział
podchodząc do niej.
- Wyjdź - szepnęła walcząc ze łzami.
Vince patrzył na nią wzrokiem pełnym uczucia.
Uniósł palcem jej podbródek i spojrzał w oczy.
- Czemu jakiś mężczyzna miałby chcieć tak nieroz
sądnej kobiety? - zapytał siebie samego.
- Czemu jakaś kobieta miałaby chcieć takiego
oszusta? - odparła Christy, ale nie mówiła z wielkim
przekonaniem.
- Może nie miałem racji, może nie jesteśmy dla
siebie stworzeni. Bez zaufania niemożliwy jest żaden
związek.
- Próbowałam ci zaufać.
- Czyżby?
- Dobrze wiesz, że tak było - odparła, odpychając
jego rękę.
Vince zrezygnował. Christy dostrzegła to na jego
twarzy. Nagle życie wydało się jej zupełnie puste
i jałowe.
- W porządku, kochanie - odrzekł z westchnieniem.
Vince wyglądał, jakby zbierał się już do wyjścia.
Christy miała wrażenie, że serce jej pęka. Nawet jeśli
dożyje setki, nigdy nie zdoła o nim zapomnieć.
- Czy powiemy sobie zatem do widzenia?
- Co?
- To.
OSTATNIA SZANSA 125
Mimo ogromnego wzrostu Vince poruszał się szybko
niczym drapieżnik. Nim Christy zrozumiała, co się
dzieje, już była w jego ramionach. Nawet nie próbowała
stawiać oporu.
Vince po prostu przytulił ją do siebie.
- Pocałuj mnie na do widzenia, Christy.
- Nie wygłupiaj się! To nie żaden melodramat.
- Mam wrażenie, że to właśnie coś w tym stylu.
- Nie waż się tak mnie traktować! - krzyknęła
z wściekłością.
- Och, Boże - wymamrotał Vince. - Chyba tylko
w ten sposób można cię uciszyć.
Chwyciwszy lewą ręką jej głowę, Vince pocałował
ją w usta. Nie był to delikatny pocałunek. Christy
czuła, jak niemal rozgniata jej wargi i dotyka językiem
jej języka.
Po krótkiej chwili nagle wypuścił ją z objęć i podszedł
do drzwi. Słyszała odgłos jego ciężkich kroków
w korytarzu, po czym rozległ się trzask drzwi i zapadła
śmiertelna cisza.
Muffin podbiegł do niej i otarł się o nogi. Christy
usiadła na podłodze, przytuliła go do siebie i pozwoliła,
aby zlizał łzy z jej policzków.
- Och, Muffin, wszystko jest takie okropne!
\
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Vince rzadko napotykał w życiu problemy, których
nie potrafiłby rozwiązać. Często rozwiązanie wymagało
pracy, pieniędzy i cierpliwości, ale nigdy nie wątpił,
że da sobie radę. Tym razem długo nie mógł zrozumieć
Christy.
Doznał olśnienia w sobotę przed południem,
w trakcie golenia. Rozwiązanie było oczywiste:
Joe!
Po raz pierwszy od feralnego poniedziałku Vince
poczuł iskierkę nadziei. Dlaczego, do diabła, nie
pomyślał o tym wcześniej?
Oczywiście, zdobycie przyjaźni Joego Morrisona
nieuchronnie związane było z pewnymi trudnościami,
ale teraz Vince był przekonany, że to dla niego
ostatnia szansa na przekonanie Christy. Nie chciał
z niej zrezygnować. Pragnął Christy!
Dotychczas nie wykazywał zamiłowania do życia
domowego i rodzinnego. Ostatnio często nawiedzały
go myśli o założeniu rodzinny. Oczywiście Christy
odgrywała w tych wizjach główną rolę.
Vince dokończył toaletę, założył czyste ubranie
i pobiegł do samochodu. Pojechał do szpitala.
Już miał otworzyć drzwi do pokoju Joego Morri
sona, gdy dostrzegł na drzwiach wywieszkę „Żadnych
odwiedzin". Czyżby Joe poczuł się gorzej? Co, u diabła,
się stało?
Poszedł do najbliższego pokoju pielęgniarek. Na
szczęście znał siostrę dyżurną.
- Leslie, co z Joem Morrisonem?
OSTATNIA SZANSA 127
- O, cześć, Vince. Ma się zupełnie dobrze. Czemu
pytasz?
- A ta wywieszka na drzwiach?
- A tak, to Christy - powiedziała Leslie. - Znasz
ją? Życzy sobie, aby nikt go nie odwiedzał.
- Czy powiedziała, dlaczego?
- Mnie nie, ale przecież nie ze mną to załatwiała.
- Nie rozumiem tego - parsknął ze zniecierp
liwieniem Vince. - Jesteś pewna, że Joe dobrze się czuje?
- Rekonwalescencja jeszcze potrwa długo, ale
z pewnością miewa się z każdym dniem lepiej.
- Dzięki, Leslie.
Idąc długim korytarzem Vince starał się znaleźć
logiczne wytłumaczenie tej zagadki. W żaden sposób
nie mógł zrozumieć, dlaczego nagle nie chciała, aby
ktokolwiek odwiedził Joego. Vince wstąpił do szpitalnej
kawiarni i popijając kawę rozmyślał nad rozwiązaniem
tego problemu.
Nagle zrozumiał, o co tu chodzi! Po prostu Joe nie
ma pojęcia, co dzieje się z jego firmą! Niech to diabli!
To przecież nie może trwać w nieskończoność.
Vince rozmawiał z Rustym i wiedział o ustalonym
z Christy terminie na wywiązanie się ze wszystkich
zobowiązań firmy. Jego również prosiła o dwutygod
niową zwłokę. Czy ona myśli, że za dwa tygodnie
zdarzy się jakiś cud?
Jeden tydzień już minął. Rusty przyznał, że dostawy
wzrastały, ale sceptycznie oceniał pracę Christy jako
brygadzistki.
- Jestem prawie pewien, że nic z tego nie będzie
- stwierdził otwarcie. - Czy w takim wypadku ty
przejmiesz chwilowo kontrakt Joego, Vince?
- Nie wiem jeszcze, Rusty. Już ci powiedziałem, że
z pewnych względów sprawa ta wymaga wielkiej
delikatności.
- Człowieku, przecież wyświadczasz mu uprzejmość.
128 OSTATNIA SZANSA
- Zobaczymy, jak potoczą się sprawy, dobrze?
Vince przełknął dwa łyki kawy.
Również ze względu na Christy Vince chciał wyjawić
wszystko Joemu. Oczywiście, wiedział, że Christy
dostanie ataku furii na wieść, że zdradził jej sekret,
ale przecież nie miał nic do stracenia. Jeśli nic się nie
zmieni, nigdy nie będą sobie bliżsi niż wszyscy inni
mieszkańcy Rock Falls.
Lepiej się przyznaj, Bonnell. Jesteś w niej zakochany.
Bolało go, że Christy nie potrafiła przełamać swych
uprzedzeń. Pewnie przez całe życie słyszała, że jak
świat światem nie był Morrison Bonnellowi bratem.
Stara waśń przestała go śmieszyć.
Takie dumania nie doprowadzą do niczego, skarcił
się Vince. Jeśli chcesz rozmawiać z Joem, to na co
czekasz?
Vince wyszedł z kawiarni. Bez trudu odnalazł
powrotną drogę do pokoju Joego. Zapukał w tabliczkę
zakazującą wizyt i nie czekając na odpowiedź otworzył
drzwi.
U wezgłowia siedziała Laura Morrison. Vince
powitał ją uśmiechem i kiwnięClem głowy, po czym
zwrócił się do Joego.
- Czy mogę wejść na kilka minut? Myślę, że
najwyższa pora, żebyśmy się poznali i chwilę poroz
mawiali.
Christy miała wyrzuty sumienia z powodu Muffina.
W ciągu ostatnich paru tygodni bardzo go zaniedbała.
Wzięła go na smycz i poszli razem do parku.
Pospacerowali trochę po alejkach, po czym Christy
usiadła na ławce w cieniu rozłożystego dębu. Muffin,
wciąż na smyczy, biegał w kółko i przyglądał się
dzieciom szalejącym na placu zabaw.
Takie dni nie trafiają się zbyt często w Oregonie.
Bezchmurne niebo, upał. Jednak Christy nie miała
OST ATNIA SZANS A 129
sił, żeby cieszyć się z pięknej pogody. Ostatni tydzień
był chyba najcięższy w jej życiu. Przede wszystkim,
przekonała się, że wcale jej nie odpowiada pełnienie
obowiązków Joego. Nie dlatego, że bała się od
powiedzialności, po prostu robotnicy działali jej na
nerwy. Po kilku dniach zaczęła dostrzegać w ich
oczach rozbawienie i lekceważenie. Znosili ją, ale to
wszystko. No, przesadziła trochę. Ludzie przykładali
się do roboty i dostawy wyraźnie wzrosły.
Nie nadawała się na brygadzistkę. Dawniej żadnego
z drwali dobrze nie znała. Teraz zaczęli się spoufalać.
Christy dowiedziała się, że przezywali ją „Fistaszek",
zapewne z uwagi na niski wzrost.
Nie potrafiła oswoić się z tą sytuacją, z dziwną
mieszaniną szacunku i poufałości. Robotnicy słuchali
jej poleceń, wykonywali je, po czym śmiali się z niej,
gdy sądzili, że ona tego nie słyszy.
Christy właściwie już straciła nadzieję na powrót
Stubba, ale myśl, że jeszcze przez pięć czy sześć
tygodni będzie musiała codziennie jeździć do lasu,
wydawała się jej nieznośna. Nie chodziło tylko
o wyczerpanie psychiczne. Nie przywykła do spędzania
całego dnia na nogach.
Jednak najbardziej męczyło ją to, że nie potrafiła
przestać myśleć o Bonnellu.
Jak mogła dać się złapać w taką pułapkę? Przecież
obiecywała sobie, że nigdy nie będzie zadawać się
z egoistycznymi oszustami. Vince nie różnił się niczym
od...
Nie, to nieprawda. Mimo gniewu i wściekłości
Christy nie mogła uwierzyć, że Vince był podobny do
człowieka, który kiedyś ją wykorzystał. Nie mogła go
też winić za to, że się kochali. Chciała tego przecież.
Muffin zaskomlał, stanął na tylnych łapkach
i pomachał ogonkiem. Christy spojrzała na niego
i podniosła wzrok, chcąc sprawdzić, co wywołało
130
OSTATNIA SZANSA
takie podniecenie. W poprzek trawnika szedł Vince
i zbliżał się do niej. Christy zesztywniała, ale jedno
cześnie poczuła nerwowe podniecenie. Niezależnie od
tego, jakim człowiekiem był Bonnell, udało mu się
zająć centralne miejsce w jej życiu. Minie dużo czasu,
nim zdoła o nim zapomnieć.
Vince zatrzymał się o dwa metry od ławki, pochylił
się i pogłaskał MufTina, po czym spojrzał na nią.
- Cześć.
Christy zerknęła na niego spod oka. Nie wiedziała,
co powiedzieć. Vince wydawał się mocno zakłopotany.
- Cześć.
- Czy mogę usiąść?
- Proszę bardzo - machnęła nonszalancko ręką,
tak jakby nie miało to dla niej najmniejszego znaczenia.
- Jak się miewasz? - spytał patrząc jej w twarz.
- O, doskonale - odparła. Zapadła niezręczne cisza.
Vince nie spuszczał z niej oczu. Już miała powiedzieć
mu, by przestał się na nią gapić, ale w tym momencie
Vince odwrócił wzrok.
- Muszę ci coś powiedzieć - zaczął spokojnym
tonem.
Teraz ona obrzuciła go uważnym spojrzeniem.
Zastanawiała się, o co mogło mu chodzić. Vince
w końcu spojrzał na nią ponownie. Christy miała na
sobie lekką bawełnianą sukienkę bez rękawów.
Wspaniałe brązowe włosy luźno spadały na odsłonięty
kark i ramiona.
Vince poczuł dławienie w gardle. Pomyśleć, że
kiedyś nie wydawała mu się ładna! Oczywiście, nie
wyglądała jak gwiazda filmowa, ale któż pragnąłby
żenić się z gwiazdą? Vince wiedział, że jeśli kiedyś się
ożeni, to z kobietą taką jak ona. W przeszłości
spotykał się z dziewczynami, które unikały odpowie
dzialności jak zarazy i myślały wyłącznie o zabawie.
Vince nie wiedział jeszcze, czy uda mu się połączyć
OSTATNIA SZANSA 131
swe życie z żyClem Christy. Nie miał natomiast wątpli
wości, że to, co chciał jej teraz powiedzieć, wywoła
zdecydowaną reakcję. Trudno, musi przez to przebrnąć.
- Przez ostatnią godzinę rozmawiałem z Joem
i z twoją matką.
- Co robiłeś?! - spytała z niedowierzaniem. Przestała
nagle dostrzegać drzewa i bawiące się dzieci.
- Odbyliśmy długą rozmowę.
Christy z trudem zachowywała spokój.
- Czy nie widziałeś tabliczki na drzwiach?
- Zignorowałem ją.
Christy miała wrażenie, że jej starania poszły na
marne. Nigdy nie przypuszczała, że właśnie on może
wyciąć taki numer.
- Zatem wszedłeś, mimo że widziałeś tę tabliczkę.
Jak myślisz, po co została powieszona? - W głosie
Christy zabrzmiała nutka histerii.
- To chyba nie ma teraz znaczenia, nie sądzisz?
Christy nie miała zamiaru go słuchać. Wstała z ławki
i przyciągnęła do siebie Muffina. Vince także wstał.
- Ucieczka niczego nie zmieni - powiedział spokoj
nie.
- Wracam do domu, nigdzie nie uciekam - odrzekła,
rzucając mu ponure spojrzenie. Ruszyła w kierunku
ulicy.
- Porozmawiaj ze mną, Christy.
Vince oczekiwał awantury, co byłoby przykre, ale
możliwe do przeżycia. Jednak Christy po prostu
odmawiała przyjęcia do wiadomości tego, co miał do
powiedzenia. Nie zatrzymała się nawet na chwilę.
Vince szedł obok niej.
- Muszę zacząć od początku, od tego, co zdarzyło
się, zanim ty przyszłaś na świat.
- Nie interesuje mnie to.
Jak mogła mówić tak obojętnym głosem, jakby
byli sobie zupełnie obcy?
132 OSTATNIA SZANSA
- Spytałaś mnie kiedyś, od czego zaczęła się ta
wojna klanów. Pamiętasz?
Christy nagle zatrzymała się i wyrzuciła z siebie
potok słów.
- Jak mogłeś to zrobić? Co powiedziałeś Joemu?
Jeśli to opóźni jego rekonwalescencję, to zapewniam
cię, że...
- Christy, pozwól mi zacząć od początku. Joe ma
się znakomicie. Rozmawialiśmy o różnych sprawach.
- Powiedziałeś mu o wszystkim, prawda? - spytała
oskarżycielskim tonem.
- Nie powinnaś była odcinać go od informacji
- powiedział cicho. - To jego firma i miał prawo
wiedzieć, co się w niej dzieje.
- Nie ty będziesz o tym decydować!
- A czy ty masz takie prawo?
- Ja tylko chciałam go chronić. W takim stanie nie
mógł zajmować się przedsiębiorstwem.
Nagle opuściły ją wszystkie siły. Od tygodni
zmuszała się do zachowywania pozorów spokoju
i pewności siebie, pokonywała coraz to nowe kłopoty.
Teraz nagle zabrakło jej sił. Znowu była sobą - słabą,
delikatną kobietą.
Nim Vince dostrzegł w jej oczach łzy bezradności,
Christy zdążyła odwrócić się do niego plecami. Mimo
to Vince zorientował się, że Christy straciła zapał do
walki.
- Christy?
Christy opuściła ramiona i pochyliła głowę. Wy
glądała na pokonaną. Vince poczuł przypływ tkliwych
uczuć.
Dogonił ją, gdy dochodziła już do furtki.
- Porozmawiamy, niezależnie od tego, czy chcesz,
czy nie - powiedział stanowczo i chwycił klamkę, tak
aby nie mogła wejść do środka. - Możemy rozmawiać
nawet tutaj.
OSTATNIA SZANSA 133
Dostrzegł w jej oczach łzy i omal nie poddał się
wzruszeniu. Nie mógł jednak sobie na to pozwolić.
- Wybieraj, Christy. Tutaj, czy gdzie indziej?
W jej oczach znowu pojawiły się ostre błyski.
- Co za bezczelność!
- Jeśli myślisz, że mnie obrażasz, to się mylisz.
- Nienawidzę cię!
- To nieprawda. Po prostu jesteś wściekła i starasz
się mnie dotknąć. Wcale mnie nie nienawidzisz.
- Jesteś niesamowitym egocentrykiem!
- Być może, ale jestem również uczciwy i nigdy nie
próbowałem przejąć kontraktu Joego.
- Och, czyżby? - spytała sarkastycznie.
- Czy chcesz rozmawiać tutaj? - spytał, rozglądając
się dookoła. - Doskonale. Odwiedziłem Joego, bo
chciałem wyjaśnić parę spraw...
- Przestań! Dobrze wiesz, że nie mam ochoty na
żadne awantury przed domem.
- Zatem to musi być awantura? Proszę tylko
o piętnastominutową rozmowę.
- Otwórz furtkę - nakazała wzburzonym głosem.
- Możesz wejść i wygłosić swoją mowę, a potem masz
zniknąć, żebym cię więcej już nie musiała oglądać.
Zgrzytając zębami Vince otworzył furtkę i odsunął
się, puszczając przodem Christy i Muffina. Akurat
w tym momencie zadzwonił telefon. Christy rzuciła
Vince'owi jadowite spojrzenie i pobiegła do domu.
Najbliższy telefon znajdował się w salonie.
- Halo! - powiedziała, starając się ignorować
Vince'a, który również wszedł do salonu.
- Christy? Boże, jak trudno cię złapać! Joego
również. Dzwoniłem do domu i do biura. Co, u licha,
się z wami dzieje?
- To ty, Stubb?
- No a kto? Co słychać?
- Czy mogę spytać, gdzie ty jesteś i co robiłeś
134 OSTATNIA SZANSA
przez ostatnie dwa tygodnie? - spytała, z trudem
powstrzymując się od krzyku.
- Oczywiście, że możesz. Dzwonię właśnie po to,
żeby ci powiedzieć. Jestem u siostry w Coeur d'Alene,
w Idaho. Pomyślałem, że skoro już jestem w tych
stronach, to mogę do niej zajrzeć. Dlaczego biuro jest
ciągle zamknięte?
- Nie jest zamknięte, po prostu rzadko tam bywam.
- Chorujesz czy co?
Christy zauważyła, że Vincent usiadł na sofie,
ale nie wydawał się zbyt szczęśliwy. Siedział na
samym brzegu, pochylając się do przodu i opierając
łokcie na kolanach. Christy odwróciła się do niego
plecami.
- Nie, jestem zdrowa, ale Joe jest w szpitalu.
- Jezu, naprawdę? Co się stało? Miał atak serca?
- Nie, miał wypadek i będzie jeszcze leżał przez
kilka tygodni. Stubb, posłałam ci pieniądze na drogę.
Liczyłam, że zastąpisz Joego.
- Jezu, Christy, bardzo mi przykro. Wracam
natychmiast. Dlaczego od razu nie powiedziałaś, że
mnie potrzebujesz?
Na to pytanie Christy nie mogła mu odpowiedzieć.
- Wracaj szybko, Stubb - odparła znużonym
głosem. - Czy mogę liczyć, że w poniedziałek przy
jdziesz do pracy?
- Oczywiście, przylecę najbliższym samolotem.
Nawiasem mówiąc, ja też mam dla ciebie nowinę.
Skończyłem z piClem. Dziwne, prawda? Ciekawe, co
powie cała banda na wiadomość, że Stubb nie pije
nawet piwka?
Christy była tak zdumiona, że musiała usiąść.
- Nie wiem, co powie cała banda, ale ja się bardzo
cieszę.
- To wspaniale. Musimy się spotkać, jak tylko
wrócę. Właściwie dotychczas się nie znamy, Christy.
OSTATNIA SZANSA 135
Pożegnali się i Christy odwiesiła słuchawkę. Vince
spojrzał na nią wyczekująco.
- Stubb wraca? - spytał spokojnie.
- Tak. Podobno przestał pić.
- Dobrze mu to zrobi.
Christy powoli uświadomiła sobie, że w ciągu kilku
minut jej sytuacja uległa radykalnej zmianie. Dzięki
bezczelności Bonnella nie musiała już dłużej ukrywać
rzeczywistości przed Joem. Gdy wróci Stubb, będzie
już miała normalnego brygadzistę.
- Słucham cię - powiedziała zimno. - Żądałeś,
żebym cię wysłuchała.
- Nie traktuj mnie z góry, Christy. Od samego
początku błędnie mnie osądziłaś i mam już dość
twoich oskarżeń. Nie chciałaś mi ufać, oparłaś swoje
podejrzenia i nieuzasadnione, negatywne oceny na
plotkach biorących się z tych starych waśni. - Oczy
Vince'a poClemniały. - Zupełnie nie mogliśmy się
porozumieć w żadnej sprawie, z wyjątkiem seksu.
- To zdarzyło się tylko raz - szybko zwróciła mu uwagę.
- Och, jeszcze się zdarzy.
- Podobno chciałeś ze mną rozmawiać - powiedziała
nerwowo. Nie mogła spokojnie znieść spojrzenia jego
szarych oczu, w których kryło się tyle uczuć.
- Jakoś nigdy nie udaje się nam zrealizować planów
- przyznał Vince. - Zamiast wdawać się w długie
wywody, powiem tylko, że Joe i ja omówiliśmy nasze
nieporozumienia i pogodziliśmy się ze sobą. To
wszystko zaczęło się od kłótni między nim i moim
ojcem prawie trzydzieści lat temu. Teraz obaj mamy
nadzieję, że również i nasi ludzie zawrą pokój.
- Chcesz powiedzieć, że teraz jesteście już przyjació
łmi? - spytała sceptycznym tonem.
- Nigdy nie było prawdziwych powodów, żebyśmy
się gniewali.
- A zatem po tylu latach życia w jednym mieście
136 OSTATNIA SZANSA
i unikania wszelkich kontaktów, teraz będziecie
kumplami? - spytała z nie ukrywaną złośliwością.
- Trudno mi w to uwierzyć.
- To dlatego że nie chcesz uwierzyć.
- W każdym razie rozmawiałeś z Joem nie tylko
o tym!
Christy patrzyła na niego z wyraźną niechęcią.
- Powiedziałem mu o trudnościach, jakie musiałaś
pokonać, o zniknięciu Stubba, o awanturach z Rustym.
- A czy wspomniałeś o tym, że chcesz sprzątnąć
mu sprzed nosa kontrakt? Czy o tym akurat zapo
mniałeś?
- Niczego nie zapomniałem. Wyjaśniłem Joemu,
że Rusty proponował, bym przejął wasz kontrakt na
czas jego choroby. To miało być chwilowe rozwiązanie
tej trudnej sytuacji.
- No cóż - odparła Christy, walcząc ze łzami.
- Wydaje mi się, że postanowiłeś pokazać mi, gdzie
jest moje miejsce. Oto wielki, mocny mężczyzna
wkracza do akcji i rozwiązuje problemy, z którymi
nie radziła sobie ta głupia, nieprzydatna do niczego
Christy.
- Nikt oprócz ciebie tak nie myśli, do cholery!
- wybuchnął Vince. - Zyskałaś szacunek wszystkich.
Po prostu zdejmij z oczu klapki i rozejrzyj się dookoła.
Przez kilka sekund Christy szybko mrugała powie
kami, na darmo usiłując powstrzymać łzy.
- Nie zyskałam niczyjego szacunku! Ludzie Joego
śmieją się ze mnie, Rusty myśli, że jestem idiotką, Joe
prawdopodobnie nigdy już mi nie będzie ufał, a ty...
Christy zerwała się z fotela i wybiegła z pokoju.
Vince wstał i westchnął z rezygnacją. Usłyszał
trzaśniecie drzwi. Wyszedł z salonu na korytarz. Po
krótkim wahaniu udał się na poszukiwania. Postanowił,
że nie opuści tego domu, dopóki Christy wszystkiego
nie zrozumie.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Vince zajrzał do dwóch pokojów, po czym natknął
się na zamknięte drzwi. Poruszył klamką, badając siłę
zamka. Przycisnął ramię do drzwi i mocno nacisnął.
Drzwi ustąpiły. Christy leżała na łóżku, z twarzą
ukrytą w poduszce.
- Idź sobie - powiedziała stłumionym głosem.
Vince mimo to wszedł do środka i usiadł na łóżku
obok niej. Pogłaskał ją po głowie. Christy odsunęła
się o kilkanaście centymetrów.
Vince podrapał się po głowie, rozważając sytuację.
W końcu niewiele miał do stracenia. Położył się obok
niej.
Teraz dopiero rozejrzał się wokół. Żółte tapety,
koronkowe firanki, liczne kosmetyki na komodzie,
stół, kilka półek z książkami. Pościel pachniała
perfumami.
Vince uśmiechnął się pod nosem. Nie mieścił się na
jej łóżku. Przez chwilę myślał, czy nie zrzucić butów,
ale wolał nie posuwać się za daleko.
- Kiedy miałem jedenaście lat - zaczął spokojnym
tonem - pokłóciłem się z moim najlepszym przyjacie
lem. Kłóciliśmy się i bili co najmniej raz na tydzień,
tak że jedna sprzeczka więcej nie powinna była mieć
żadnego znaczenia. Ale tym razem podeszli do nas
jacyś dwaj chłopcy. Wtedy wydawali nam się niemal
dorośli, ale nie mieli więcej niż szesnaście, siedemnaście
lat. Początkowo tylko patrzyli i świetnie się bawili,
ale później postanowili dać nam lekcję. To zaczęło
wyglądać już dość paskudnie, gdy z piskiem opon
138 OSTATNIA SZANSA
zatrzymał się obok nas jakiś samochód i wysiadł
z niego naprawdę dorosły facet. Wrzasnął: „Co się tu
dzieje, do diabła! Jeśli chcecie się bić, to znajdźcie
sobie kogoś w waszym wieku!" Złapał jednego za
kołnierz i oderwał od nas. - Vince przerwał i cicho
zachichotał.
- Potem dał każdemu z nich kopniaka w tyłek,
krzyknął: „Macie, to na drogę!" Obaj uciekli. Później,
gdy wracaliśmy do domu, Jimmy powiedział mi, że ten
facet to Joe Morrison. Oczywiście, nie miałem szans go
poznać, ponieważ on i mój ojciec starannie się unikali.
Christy wstała z łóżka, wyjęła z szuflady kilka
chusteczek higienicznych i wytarła nos. Jej oczy były
zapuchnięte od płaczu, ale Christy nie dbała już,
w jakim stanie widzi ją Bonnell. Czuła się okropnie
i tak też wyglądała.
- Zatem Joe nie wiedział, kogo ocalił od pobicia?
- spytała, zainteresowana jego opowieścią. Dziwne,
ale fakt, iż Vince leżał wyciągnięty wygodnie na łóżku
nie budził jej zdziwienia, chociaż w tym łóżku nigdy
jeszcze nie leżał żaden mężczyzna.
- Jestem pewien, że nie - odparł patrząc na nią
spokojnym wzrokiem. - Wątpię, by w ogóle pamiętał
ten incydent.
- Nie przypomniałeś mu o tym dzisiaj?
- Mieliśmy ważniejsze sprawy na głowie.
- O co poszło między twoim ojcem a Joem?
- spytała, opierając się o komodę.
- Jakaś kłótnia na temat pierwszeństwa przejazdu.
Naprawdę nie pamiętam wszystkich szczegółów.
W każdym razie to był przykład dla robotników.
- Zatem ta wojna zaczęła się od głupiej kłótni.
- Chyba tak.
- Czemu nie powiedziałeś mi o tym wcześniej?
- A czy to by coś zmieniło? - spytał, siadając na
łóżku.
OSTATNIA SZANSA 139
- Zapewne nie - odpowiedziała szczerze.
Christy zaczęła nerwowo spacerować po pokoju.
- Nigdy nie wspomniałeś o swojej matce.
- Odeszła, gdy miałem dziewięć lat. Wyszła po
wtórnie za mąż, mieszka w pobliżu San Francisco.
Ojciec zmarł jedenaście lat później i wtedy ja przejąłem
firmę.
- Widujesz ją?
- Rzadko. Nie jesteśmy sobie bliscy.
- To źle.
- Zgoda, ale ona nie ma ochoty na częste spotkania.
Przygryzła dolną wargę i spojrzała na niego spod
oka, lecz po sekundzie odwróciła wzrok, jakby zabrakło
jej odwagi, aby spojrzeć mu w oczy.
- Usiądź koło mnie - poprosił Vince.
- Po co? - szepnęła.
- Żebym mógł cię przytulić.
- Vince... - Zacisnęła powieki.
- Czujesz się bardzo nieszczęśliwa, a naprawdę nie
ma powodu. Joe ma się coraz lepiej. Stubb wraca do
domu i... - dokończył z uśmiechem - masz mnie, jeśli
tylko chcesz.
- Czuję się zagubiona. Powinnam odwiedzić Joego.
- Z nim jest wszystko w porządku.
- Z pewnością bardzo go rozczarowałam - powie
działa wyglądając przez okno.
- Ależ skąd, jest z ciebie dumny - zapewnił ją
Vince. Wstał z łóżka i podszedł do niej. Christy czuła
jego obecność tuż za swoimi plecami. Biło od niego
ciepło i witalność. Skurczyła się w sobie jeszcze mocniej.
- Miałaś bardzo ciężkie zadanie i jakoś poradziłaś
sobie.
- Wcale nie poradziłam sobie. Próbowałam... ale
tak naprawdę to wszystko szło nie tak, jak powinno.
- Tylko ty tak myślisz, Christy - przekonywał ją
dalej. - Utrzymałaś w ruchu przedsiębiorstwo. Załoga
140 OSTATNIA SZANSA
się nie rozproszyła, Joe ma dalej swój kontrakt,
a teraz, gdy wróci Stubb, będziesz miała brygadzistę
i wszystko wróci do normy.
- Wcale nie wiadomo, czy Stubb potrafi kierować
pracą. Sam to mówiłeś;
- Tak, pamiętam, ale nie powinienem go tak szybko
oceniać. Szybkie sądy są niebezpieczne.
- To pod moim adresem.
- Mówię o tobie i o sobie, i wszystkich innych,
gotowych przyjmować jakieś założenia bez żadnych
rzeczowych danych. Niepokoiła mnie jego skłonność
do picia.
Christy usiłowała zebrać myśli. Zdawała sobie
sprawę, że męczący ją niepokój wynikał w znacznej
mierze z nagłej zmiany, jaka nastąpiła w jej życiu.
Koniec z sekretami. Mogła w każdej chwili pójść do
szpitala i otwarcie porozmawiać z Joem o interesach.
Dotychczas chciała zastąpić go we wszystkim, uwolnić
od wszelkich zmartwień.
Zapomniała o śmiałości Vince'a. Nie przyszło jej
do głowy, że Vince może wybrać ten moment, aby
zakończyć starą kłótnię. Czuła się zdradzona. Vince
manipulował nią i ignorował jej życzenia.
- Zrobiłeś to za moimi plecami. Zlekceważyłeś
moje plany i uczucia.
- Wiedziałem, że tak to oceniasz, Christy, ale ty
nie chciałaś ze mną rozmawiać. Czy miałem po
prostu odejść? Ja tak nie potrafię.
- Nie, ty uważasz, że masz prawo wtrącać się
w życie innych ludzi.
- Spójrz na mnie, Christy - chwycił ją za ramiona
i obrócił tak, aby stała twarzą w jego stronę. - Gdy
dowiedziałem się o wypadku, coś skłoniło mnie do
odwiedzenia szpitala. Może dlatego, że pamiętałem,
jak Joe ocalił mnie i Jimmiego przed tymi dwoma
typami. Naprawdę nie pamiętam, o czym wtedy
OSTATNIA SZANSA 141
myślałem. Z całą pewnością zdawałem sobie sprawę,
że jeśli Joe jest ciężko ranny, to jego przedsiębiorstwo
będzie w opałach. Spotkałem ciebie i wydałaś mi się
taka rozsądna. Pamiętam, że pomyślałem, jakim
szczęściarzem jest Joe mając kogoś takiego jak ty do
pomocy. Od razu wiedziałem, że będziesz chciała
dalej prowadzić firmę. Nie spodziewałem się natomiast,
że aż tak przypadniesz mi do serca. To była ogromna
niespodzianka. Od początku mnie odpychałaś. Od
razu zdecydowałaś, że nie można mi ufać. Później
zorientowałem się, że chcę ci pomóc wcale nie ze
względu na Joego. Chodziło mi o ciebie.
Christy spojrzała na niego szeroko otwartymi
oczami.
- Poszedłeś do Joego z mojego powodu?
- Zrobiłem to dla ciebie i dla siebie. Inaczej nigdy nie
ruszylibyśmy z miejsca. Wiem, że jesteś bardzo przywią
zana do matki i do Joego. Robiłaś wszystko, co mogłaś,
aby nikt nie dowiedział się o naszym związku.
- Nic nie pomogło, ludzie już gadają.
- Właśnie. Dlatego chciałem, żeby wszystko zostało
wyjaśnione. Chcę paradować z tobą po mieście i nie
przejmować się tym, co ludzie mówią. Chcę spędzać
z tobą więcej czasu i nie martwić się, że ktoś może
o tym powiedzieć Joemu.
- Czy... powiedziałeś o nas mamie i Joemu?
- Powiedziałem im, że jestem tobą zainteresowany.
Christy patrzyła mu badawczo w oczy. Znała już
ich wyraz, ale teraz pojawiło się w nich więcej ciepła
i sympatii. Chyba mówił prawdę, chyba rzeczywiście
mu na niej zależało!
- Powiedziałem ci, czego pragnę. Teraz twoja kolej.
Christy czuła się tak upokorzona, że nie mogła
wykrztusić ani słowa. Jak mogła tak oślepnąć, tak
uparcie trzymać się swojego ograniczonego punktu
widzenia?
142 OSTATNIA SZANSA
- Nie wiem, co powiedzieć - szepnęła niepewnym
głosem.
W mieszkaniu panowała przejmująca cisza. Byli
zupełnie sami, jeśli nie liczyć Muffina.
- Wobec tego nie będziemy teraz rozmawiać
- powiedział cicho, przesuwając dłonie wzdłuż jej
ramion. Zerknął na ramiączka sukni. Jak zawsze, tak
i teraz Christy działała na jego zmysły i wyobraźnię.
Był zupełnie bezsilny wobec jej kobiecości. Podniósł
jej dłonie do swych ust i spojrzał w oczy. Christy
nagle zrozumiała, do czego zmierzał.
- Nie uciekaj - szepnął. - Pozwól, żeby ta ściana
runęła. Niech zniknie.
Jeśli teraz zgodzi się z nim kochać, jej los będzie
przypieczętowany. Czy naprawdę chciała przebaczyć,
zapomnieć i zaakceptować wszystko, co on zrobił?
Jakaś część jej osobowości buntowała się przeciw
takiej kapitulacji. Ale ten bunt nie docierał do miejsca
w systemie nerwowym, w którym rodziły się jej
reakcje. Dotknięcie Vincenta wstrząsnęło jej ciałem,
poczuła, jak ogarnia ją gorąca fala podniecenia.
Vince pogłaskał ją po włosach i opuszkami palców
pogładził jej policzek. Pochylił się i pocałował ją
w szyję. Wargami czuł przyśpieszone pulsowanie tętnic.
Chciał czuć ją przy sobie tak jak wtedy, gdy kochali
się na biurku, chciał, aby ona pragnęła go tak mocno,
jak on jej.
Christy spojrzała w jego pochmurne oczy i bez
trudu odczytała w nich pożądanie. Wystarczyłoby,
żeby powiedziała: nie i płomienie w jego oczach
zgasłyby. Ale bez Vincenta Bonnella wszystko w jej
życiu wydawało się jałowe i pozbawione znaczenia.
Przekonała się o tym w ciągu ostatniego tygodnia.
Christy przyjrzała się jego twarzy. Widziała teraz
wszystkie zmarszczki i lekko zaznaczone bruzdy po
obu stronach ust. Uśmiechnął się do niej i Christy
OSTATNIA SZANSA
143
niemal już zrezygnowała z wszelkich prób oporu.
Przytuliła policzek do jego piersi. Słyszała mocne
uderzenia serca. Vince otoczył ją silnymi ramionami
i wtulił twarz w jej włosy.
- Christy, najdroższa, najgorsze jest już za nami.
Uwierz w to. Wierz mi. Przestań się zamęczać.
Christy zwilżyła językiem wargi.
- Może najpierw muszę uwierzyć w siebie - szepnęła.
- Co? Powtórz, nie słyszałem, co powiedziałaś.
Objęła go w pasie.
- Nieważne - odrzekła, stając na palcach i przytula
jąc się do niego jeszcze mocniej. Vince nie potrzebował
zachęty. Ustami szukał jej warg. Całował ją mocno
i namiętnie. Po całym dniu obaw, napięć i rozczarowań
teraz Christy poddawała się słodkiemu pożądaniu.
Pogrążyła się w pocałunku. Rozchyliła wargi na
powitanie jego języka. Kolejne fale podniecenia
sprawiły, iż oddawała mu pocałunki z narastającą
namiętnością.
Vince ujął w dłonie jej twarz i obsypał pocałunkami.
- Christy... - szepnął w uniesieniu. Jego głos brzmiał
chrapliwie.
- Kochanie... wiesz, że cię kocham? Wiesz, że dla
mnie to nie zabawa?
Nie chciała teraz o tym myśleć. Może później.
Najpierw musiała przetrawić wydarzenia tego dnia,
porozmawiać z Joem, wysłuchać jego opinii o Bonnellu.
Sama wierzyła już, że zgrzeszyła nadmierną pode
jrzliwością, ale coś w jej duszy jeszcze nie pozwalało
na całkowite poddanie się Bonnellowi.
- Christy? Czy słyszałaś, co powiedziałem? Kocham
cię.
Odsunął ją od siebie, tak aby móc spojrzeć jej
w twarz.
- Słyszałam - odparła, nie patrząc mu w oczy.
Vince przeraził się. Kochał ją, ale wcale nie był
144 OSTATNIA SZANSA
pewien, czy Christy odwzajemnia jego uczucia. Nie
miał wątpliwości, że pragnęła go fizycznie. Boże,
dlaczego nie przewidział, że uczucia Christy mogą
być ograniczone do erotyzmu?
Znowu przyciągnął ją do siebie. Zamknął oczy.
Oddychał głośno i nierówno. Nie miał wątpliwości,
że potrafił skłonić ją, by go kochała. Pieścił dłońmi
jej plecy. Wiedział, że teraz już żadna kobieta nie
wyda mu się tak piękna.
W jego zachowaniu nie pozostał nawet ślad koguciej
pewności siebie. Przytulał ją do siebie, tak jakby
ściskał w rękach klejnot. Uniósł jej podbródek i całował
ją tak delikatnie, jakby muskał jej wargi płatkami
róży. Starał się przekazać Christy całą miłość, która
wypełniała jego serce.
Christy westchnęła i rozchyliła wargi. Pomyślała,
że pewnie uraziła go swą niechęcią do rozmowy na
temat miłości.
- Pocałuj mnie naprawdę - szepnęła, głęboko
wstrząśnięta intensywnością własnych uczuć.
Vince czuł wręcz bolesne pożądanie. Ta kobieta
była dla niego tajemnicą. Ostrożna i skromna,
a jednocześnie dojrzała i zmysłowa. Jego czuły
pocałunek stał się gwałtowny i namiętny. Palcami
przeczesywał jej włosy, a językiem badał wnętrze
ust.
Po chwili zsunął na bok ramiączka jej sukienki.
Wciąż ją całował, pocałunki następowały jeden po
drugim, bez przerwy, coraz bardziej gorące. Pochylił
się nad nią, a Christy wspięła się na palce.
Zaczęła rozpinać guziki jego koszuli, a Vince na
próżno męczył się z jej sukienką.
- Tak - wyszeptała i po prostu sama ściągnęła
suknię. Pożerał ją wzrokiem. Miała na sobie tylko
niewielkie, bladoróżowe majteczki. Nie spuszczając
z niej wzroku, szybko zdjął koszulę. Christy podeszła
OSTATNIA SZANSA 145
do łóżka i ściągnęła narzutę. Usiadła na kołdrze
i patrzyła, jak Vince się rozbiera.
Oparł się o komodę i zdjął buty. Christy jak
zauroczona wpatrywała. się w jego wspaniały tors.
Gdy Vince rozpiął pasek od spodni, Christy poczuła,
że traci oddech. Ogarnęło ją takie podniecenie, jak
wtedy w biurze, lecz teraz czuła się o wiele odważniej-
sza. Wiedziała już, czego może się po nim spodziewać.
Wiedziała, jak wspaniale wygląda nago, była pewna,
że zadba o bezpieczeństwo i zatroszczy się, żeby ona
pierwsza doznała rozkoszy.
Jej piersi i nabrzmiałe sutki poruszały się w górę
i w dół przy każdym oddechu. Gdy Vince sięgnął do
suwaka spodni, oblizała nerwowo wargi i odgarnęła
włosy z twarzy.
Vincent dostrzegł te oznaki zniecierpliwienia. Wi
dział, że była już gotowa na jego przyjęcie. W całym
ciele czuł napięcie, a mięśnie ramion i barków
stwardniały nie mniej niż jego męskość. Odwlekał ten
moment, mając nadzieję, że oczekiwanie skłoni Christy
do wyjawienia uczuć. Dzieliły ich tylko trzy kroki.
Zbliżył się do niej i zaczął rozpinać suwak. Christy
śledziła jego ruchy z prawdziwą fascynacją.
- Ty to zrób - powiedział nagle i stanął tuż przed
nią.
- Ja? - spytała zaskoczona.
- Chcesz to zrobić? - spytał, wsuwając palce za
gumkę jej majtek. - Musisz powiedzieć mi, czego
chcesz, Christy.
Wcale nie była przestraszona, tylko zaskoczona.
Myślała już, że wie, jak Vince będzie ją kochał,
i myliła się głęboko.
- Chcę - przyznała zduszonym głosem.
Przesunął dłonie do góry i nakrył nimi jej obie
piersi. Całował i pieścił nabrzmiałe sutki i jędrne ciało.
Christy czuła, że uginają się pod nią nogi. Znowu
146 OSTATNIA SZANSA
oblizała wargi i sięgnęła ręką do suwaka. Dłonią
wyczuwała jego gorącą i stwardniałą męskość. Domyś
liła się, że Vince ją drażni i prowokuje. Zawsze
zmuszał ją do przekraczania granic tego, co dotychczas
było dla niej normalne.
Nagle poczuła ochotę, żeby naruszyć nieco jego
pewność siebie. Nie miał prawa zawsze nią manipu
lować. Nieustannie wykorzystywał swą przewagę, żeby
postawić na swoim. Dla własnego zdrowia psychicz
nego musiała choć raz odpłacić mu pięknym za
nadobne. To była znakomita okazja, aby utwierdzić
swoje prawa, pokazać mu, że nie zamierza rezygnować
z kontrolowania własnego życia.
- Ach... - szepnęła, nakrywając otwartą dłonią
jego rozpięty rozporek. - I co my tu mamy?
Pod wpływem tego dotknięcia jego całe ciało
zadrżało. Wciągnął powietrze w płuca. Christy pieś
ciła go najpierw przez materiał spodni, a później
dotarła do nagiego ciała. Językiem musnęła jego
pierś.
Vince zamknął powieki i całkowicie oddał się
przeżywaniu rozkoszy. Tego właśnie pragnął: chciał,
żeby Christy nie bała się uzewnętrzniać swoich uczuć.
Jeśli mogła się na to zdobyć w łóżku, będzie to
potrafiła zawsze i wszędzie.
Jej pocałunki i pieszczoty przypominały muśnięcia
piórkiem. To było niewiarygodne i wspaniałe, ale
Vince obawiał się, że nie wytrwa już długo. Otoczył
ją ramionami i przyciągnął do siebie tak blisko, że
musiała przerwać pieszczoty. Dotknięcie jej sutek
paliło mu skórę.
Chyba w całej sypialni słychać było uderzenia jego
serca. Nie poszli jeszcze do łóżka, a już niewiele
brakowało, by...
Musiał się uspokoić albo wszystko skończyłoby
się, nim jeszcze na dobre zaczęli. Christy okazała się
OSTATNIA SZANSA
147
prawdziwą lisicą i kokietką. Na całym ciele czuł
pieszczoty jej niewielkich dłoni i gorące pocałunki.
- Musisz powiedzieć mi, czego chcesz, Vince
- usłyszał, jak Christy powtarza jego słowa.
Wiedział, że trwa między nimi walka o dominację,
ale nie spodziewał się, że Christy przypomni mu
o tym w łóżku.
- Przypuśćmy, że ci pokażę - szepnął ochrypłym
głosem. Christy, wciąż grając rolę kusicielki, zsunęła
majteczki. Oboje jednocześnie rzucili się na łóżko.
- Pokaż mi - zachęcała, leżąc na wznak i wyciągając
do niego ramiona. Gdy Vincent chwycił ją w objęcia,
nie pamiętał już o czułości i delikatności. - Pokaż mi,
Vince - powtórzyła ciszej.
Vince zamknął oczy. Ciężko oddychając, modlił się
w duszy, aby wystarczyło mu sił i wytrwałości. Christy
doprowadziła go do szczytu, po czym sprowadziła na
ziemię. Teraz pragnęła miłości, a nie po prostu dowodu
pożądania. Skoro tak chciała, to tak być musiało.
Pieścił jej ciało powolnymi ruchami. Ssał jej wargi,
językiem pieścił wnętrze ust. Całował piersi i sutki, aż
z gardła Christy wydobył się cichy jęk. Chwyciła jego
dłoń i wsunęła ją między swe uda. Gdy poczuła jego
dotknięcie, krzyknęła z rozkoszy.
Przestali walczyć o dominację. Oboje równie mocno
pragnęli miłości. Vince nie mógł już dłużej zwlekać.
Wszedł w nią. Czuł ciepło i wilgoć jej ciała i jęczał
z rozkoszy.
- Kocham cię - szeptał patrząc w jej zamglone
oczy. - Kocham cię.
- Ja też cię kocham - usłyszał upragnioną od
powiedź.
Zapomnieli o wszystkim. Całkowicie poddali się
wszechogarniającej namiętności.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Christy zwlekała z odpowiedzią na oświadczyny
Vince'a. Przez całą niedzielę dręczyły ją wątpliwości.
Kochała Vince'a i on również ją kochał. Coś jednak
w tym wszystkim wydawało się jej być nie w porządku.
Jej wewnętrzne opory sprawiały, że niezbyt ochoczo
towarzyszyła Vince'owi w układaniu planów na
przyszłość.
To oczywiście nie uszło jego uwagi. W przeciwień
stwie do niego Christy nie potrafiła całkowicie
zapomnieć o burzliwej historii ich związku. Nie umiała
udawać, że stare kłótnie nic jej nie obchodzą.
Po południu, po wyjściu ze szpitala Christy wsiadła
do swego samochodu i pojechała za miasto. Po
stanowiła wybrać się do swego ulubionego miejsca,
do Knotts Bay. Musiała jakoś uporządkować myśli.
Po drodze nie udało się jej znaleźć odpowiedzi na
dręczące pytanie, które zadawała sobie w coraz to
nowym sformułowaniu: dlaczego, skoro kochała
Vincenta, bała się go poślubić?
W Knotts Bay zdjęła buty i boso spacerowała po
plaży, pozwalając, by fale omywały jej nogi. Wokół
latały mewy. Christy szła przed siebie, aż osiągnęła
spokój, jaki zawsze ogarniał ją nad brzegiem oceanu.
W godzinę później, wyraźnie uspokojona i od-
prężona, wróciła do samochodu i pojechała do Rock
Falls.
Vince mieszkał na Norris Road, jakieś dwa kilometry
na północ od rogatek. Christy znała jego adres i bez
trudu odnalazła właściwy dom. Zaparkowała przed
OSTATNIA SZANSA 149
bramą. Vince musiał usłyszeć, że ktoś przyjechał, bo
właśnie wyszedł zza węgła, niosąc w ręku młotek
i kawałek drewna.
Zgasiła silnik i wysiadła z samochodu. Vincent
podszedł do niej, na jego twarzy malował się wyraz
ogromnego napięcia. Widocznie nie spodziewał się
dobrych wieści.
- Cześć - powitała go.
- Cześć - odpowiedział i pocałował ją w usta.
Christy od razu poczuła w całym ciele znajome
podniecenie.
- Czy coś się stało? - spytał Vince.
- Myślę, że wystarczy krótka rozmowa, aby wyjaś
nić ten problem.
Vincent wyraźnie się zaniepokoił.
- Doskonale, ja też chciałem z tobą porozmawiać.
Wejdź, proszę.
Tylnymi drzwiami weszli do kuchni. Po drodze
Vincent zostawił w warsztacie młotek i deskę. W kuchni
panował porządek, wszystko było na swoim miejscu,
ale wnętrze wydawało się bardzo surowe i chłodne.
Najwyraźniej Vincent ograniczał się do rzeczy koniecz
nych. Kobieta miałaby tu pole do popisu. Czy
rzeczywiście ona będzie tą kobietą?
- Napijesz się czegoś? Może być mrożona herbata,
cola, piwo, kawa.
- Mrożona herbata.
Vince wyjął z lodówki pojemnik z lodem i dzbanek
z herbatą. Nalewając herbatę do szklanek zerkał na
nią niepewnie.
- Byłaś w szpitalu?
- Tak, rano odwiedziłam Joego. Był tam również
Stubb. Wydaje się, że rzeczywiście chce skończyć z piClem.
- To by mu nie zaszkodziło - odparł z uśmiechem.
- Tobie również, prawda? Mogłabyś przestać jeździć
do lasu.
150 OSTATNIA SZANSA
- Mam nadzieję - odrzekła, błotąc szklanką z her
batą.
- Usiądźmy w salonie.
- Doskonale.
Christy usiadła na sofie, Vincent w ogromnym,
skórzanym fotelu. Oboje przez chwilę popijali w mil
czeniu herbatę i uśmiechali się do siebie.
- Po wizycie w szpitalu pojechałam do Knotts
Bay. To mnie zawsze uspokaja.
- Co cię tak zdenerwowało, że musiałaś tam
pojechać, kochanie? - spytał z wahaniem.
- Musiałam się zastanowić, Vince.
- Myślałaś o nas.
- Tak.
- Czy ty nie chcesz wyjść za mnie, Christy? - spytał
patrząc na nią ze smutkiem.
Christy wbiła spojrzenie w trzymaną w ręku
szklankę.
- Wczoraj, przez ciebie, wszystko tak nagle się
zmieniło. Przedtem poświęcałam całą uwagę przed
siębiorstwu, a teraz wszystko zniknęło.
- Zniknęło? - spytał marszcząc brwi. - Nie rozu
miem cię, Christy. Co zniknęło?
- To właśnie musiałam zrozumieć. Nagle pojawiła
się taka ogromna dziura... - Zaśmiała się z wysiłkiem.
- Proszę, mów dalej.
- Czułam się... jakby wyłączona z sieci. Zajmowałam
się tyloma sprawami. Zgoda, nie radziłam sobie z nimi,
ale...
- Nieprawda, świetnie sobie poradziłaś.
- Robiłam, co mogłam. Naprawdę wierzyłam, że
Joe nie powinien się martwić. To było dla mnie
najważniejsze - chronić go przed złymi wieściami.
Vincent wpatrywał się w nią badawczo i zastanawiał
nad każdym jej słowem. Starał się odgadnąć, o co jej
w istocie chodzi. Powoli zaczynał rozumieć. Dla
OSTATNIA SZANSA 151
Joego wzięła na siebie obowiązki strażniczki i opie
kunki, choć wiele ją to kosztowało. Vincent usunął
szlachetną motywację i pozostała jej już tylko ciężka
praca.
- Teraz rozumiem, co wczoraj zniszczyłem - po
wiedział spokojnie. - Christy, odwiedziłem Joego
tylko po to, aby skończyć z tą idiotyczną wojną.
Chciałem przedtem z tobą porozmawiać.
- Pamiętam, że próbowałeś - odpowiedziała ze
słabym uśmiechem. - Nie byłam chętna do współpracy.
- Zapewne powinienem był bardziej nalegać - po
wiedział, wstał z fotela i podszedł do niej. - Co zatem
chcesz teraz zrobić, najdroższa?
- Poczekać - odrzekła patrząc mu prosto w oczy.
- Poczekać - powtórzył cicho. - Poczekać z czym?
- Z małżeństwem. Chcę poczekać, aż Joe wyjdzie
ze szpitala i aż...
- Aż nabierzesz do mnie większego przekonania?
- A czy ty masz do mnie pełne zaufanie?
- Jestem pewien, że cię kocham. Czy nie chodzi tu
przede wszystkim o miłość? Czego się obawiasz?
- Obawiam się ciebie, Vince - odpowiedziała cicho.
Vincent spojrzał na nią zupełnie zaskoczony. - Jesteś
taki porywczy. Ja wolę wpierw rozważać wszystko
z różnych punktów widzenia. Gdy masz jakiś pomysł,
od razu próbujesz go zrealizować. Przykładem jest
wczorajsza rozmowa z Joem. Czy chociaż przez chwilę
zastanawiałeś się, jak ja mogę na to zareagować?
Vincent pogłaskał ją po głowie, odgarnął włosy
z jej twarzy.
- Wiedziałem, że będziesz wściekła, ale zdecydo
wałem się porozmawiać z Joem, bo bez jego przyjaźni
nie miałem żadnych szans na zdobycie ciebie. Być
może była to porywcza decyzja, ale dzięki temu
siedzimy tutaj razem i rozmawiamy o małżeństwie.
Trudno mi zatem żałować, że to zrobiłem.
152 OSTATNIA SZANSA
- Chcesz powiedzieć, że zrobiłbyś to jeszcze raz?
- Bez wahania.
- O to właśnie mi chodzi, Vince - powiedziała,
znowu przyglądając się szklance. - Bardzo się różnimy.
Ja nie potrafię wtrącać się w sprawy innych, ty robisz
to bez wahania.
- Czy rzeczywiście uważasz, że to jest przeszkoda
nie do przezwyciężenia? Że nie możemy być szczęś
liwym małżeństwem? - spytał, ujmując jej dłoń.
- Musisz to przemyśleć, Christy. Jestem, jaki jestem,
tak jak ty jesteś, jaka jesteś. Gdybym miał szesnaście
lat, mógłbym próbować się zmienić, ale w wieku
trzydziestu sześciu lat to już chyba niemożliwe.
Czy naprawdę chciała, aby się zmienił? Christy
zmarszczyła brwi.
- Christy, czy ty mi ufasz? Czy wierzysz, że nigdy
nie chciałem przejąć waszego kontraktu, że wszystko,
co robiłem, robiłem dla Joego i dla ciebie? Nie mogę
jednak tego udowodnić. Musisz zdecydować się, czy
mi wierzysz, czy masz wątpliwości.
Christy nic nie odpowiedziała, tak jakby zastana
wiała się nad jego słowami.
- Chcesz wiedzieć, czego ja obawiałem się najbar
dziej, gdy zorientowałem się, że mi na tobie zależy?
Jesteś wykształcona, inteligentna. Tak bardzo przewyż
szasz prostego drwala, że bałem się, że nie zwrócisz
na mnie najmniejszej uwagi.
- Chyba nie mówisz tego poważnie - powiedziała,
patrząc na niego ze zdziwieniem. Wzruszenie wycisnęło
jej łzy z oczu. Byłaby śmieszna, gdyby dalej wynaj
dowała powody, uniemożliwiające jej związek z tym
ciepłym, szczerym i delikatnym człowiekiem.
- Ufam ci - powiedziała przez łzy.
- Chodź do mnie. - Vincent posadził ją na kolanach
i przytulił do piersi. - Kochanie, nie chcę się wtrącać
w twoje sprawy, ale jeśli będziesz miała jakieś kłopoty,
OSTATNIASZANSA 153
to nie zawaham się przed interwencją. Taką już mam
naturę.
Christy ukryła twarz w zagłębieniu między jego
karkiem i ramieniem.
- Kocham cię - powiedziała łkając. - I ufam ci.
Naprawdę. Przepraszam, że byłam taką... - urwała
nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa.
- Taką jędzą?
Christy nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
Przypomniała sobie, jak wiele razy usiłował jej pomóc
i napotykał na mur podejrzliwości. To musiało
doprowadzać go do szaleństwa. Skoro to wytrzymał,
musi rzeczywiście ją kochać.
- Czy zatem w dalszym ciągu chcesz czekać
z małżeństwem? - spytał, głaszcząc jej włosy.
- Chciałabym tylko, żeby Joe był na weselu
- odparła, wycierając rękawem łzy.
- Ja także. Poczekamy, aż wyzdrowieje. A tym
czasem... - Uniósł rękę i począł rozpinać guziki jej
bluzki. W jego oczach Christy znowu dostrzegła
pożądanie.
Uśmiechnęła się i zaczęła rozpinać jego koszulę.
EPILOG
Wesele odbyło się w hali sportowej. W całym
miasteczku nie było innej sali, mogącej pomieścić
wszystkich zaproszonych gości. Do tańca przygrywał
miejscowy zespół, specjalizujący się w muzyce country.
Stoły uginały się pod ciężarem jedzenia i dla wszystkich
wystarczyło piwa.
W jasnoniebieskim smokingu Vincent wyglądał tak
elegancko, że Christy nie mogła oderwać od niego
wzroku. Sama miała na sobie wspaniałą białą suknię
z jedwabiu i koronek. Ceremonia ślubna wypadła
dostojnie i okazale. Laura i Joe promienieli z dumy.
Goście jedli, pili i tańczyli.
Jednak ludzie Bonnella siedzieli w jednym końcu
hali, a ludzie Morrisona w drugim. Christy usiłowała
nie zwracać na to uwagi, ale ten podział ją denerwował.
W pewnej chwili podszedł do niej Vince, objął
ramieniem i pocałował w usta.
- Ślicznie wyglądasz w tej sukni, kochanie - szep
nął. - Dlaczego bardzo chciałbym ją z ciebie ściąg
nąć?
- Prawdopodobnie z tego samego powodu ja
wyobrażam sobie ciebie bez smokinga - odparła ze
śmiechem.
- A może moglibyśmy wymknąć się na parę minut?
Na górze jest kilka wolnych pokoi.
- Cierpliwości, kochanie - odpowiedziała. Zespół
zaczął nowy utwór. - Vince..
- Tak?
- Pewnie również zauważyłeś, co tu się dzieje?
OSTATNIA SZANSA
155
- Tak, zauważyłem. Nie martw się tym, skarbie.
Wszyscy dobrze się bawią.
Christy nie mogła przestać o tym myśleć. Skoro
Joe i Vince stali się przyjaciółmi, czemu ich pracownicy
nie chcieli zapomnieć o starej waśni? Bała się, że
w każdej chwili może wybuchnąć awantura.
Stubb plątał się wokół ludzi Morrisona z butelką
coca-coli w ręce. Niech go Bóg błogosławi, pomyślała
Christy. Na pewno nie było mu lekko, ale chyba
wygrał już wojnę z nałogiem. Od powrotu z Montany
nie wypił ani łyka. Może dzięki temu znakomicie
wywiązywał się z obowiązków brygadzisty, nawet
Rusty Parnell był zadowolony, a to nie zdarzało się
często. Joe wprawdzie wrócił do pracy, ale Stubb
pozostał brygadzistą.
Christy jeszcze nigdy nie była taka szczęśliwa.
Kochała Vince'a, Joe wyzdrowiał, przedsiębiorstwo
działało jak szwajcarski-zegarek. Pozostała tylko
niewidzialna linia dzieląca halę.
- Czy pani ze mnązatańczy, pani Bonnell? - zaprosił
ją Vince.
- Z przyjemnością - odrzekła.
Vincent zaprowadził ją na parkiet. Zakołysali się
w rytm powolnej ballady. W pewnym momencie
Christy aż jęknęła ze zdziwienia.
- Boże, Vince, patrz, co się dzieje.
- Co takiego? - spytał, odwracając głowę. Od razu
dostrzegł, że Stubb wkroczył na wrogie terytorium.
- Och, co się dzieje?
Wszyscy na sali wstrzymali oddech, czekając, co
będzie dalej.
- Do diabła! - zaklął pod nosem Vince.
- Prosi Myrnę Cartwright, twoją sekretarkę, do
tańca! Zgodziła się! - relacjonowała wydarzenia
podniecona Christy. - Vince, Myrna przyjęła za
proszenie!
156 OSTATNIA SZANSA
To był sygnał. Nastąpił cud. Ludzie z obu stron
sali zaczęli ze sobą rozmawiać, ściskali sobie ręce
i prosili się do tańca. Christy niemal rozpłakała się ze
wzruszenia. Przygryzła dolną wargę, usiłując po
wstrzymać jej drżenie.
- Koniec wojny, kochanie - szepnął Vince zduszo
nym głosem. On również poddał się wzruszeniu.
Zaśmiała się nerwowo, ale po chwili odprężyła się
i wybuchnęła głośnym, wesołym śmiechem. Vince
porwał ją w ramiona i zawirował, aż zakręciło się im
w głowach.
Cały świat wydał się im tak piękny, jak jeszcze
nigdy przedtem!