broniącej się jaźni, a miejsce krótkiego konfliktu zajmuje teraz choroba o
nieskończonym trwaniu. W objawie możemy zauważyć oprócz zniekształcenia pewien ślad
podobieństw z wypartą myślą, zapośredniczonego w jakikolwiek sposób; podczas leczenia
psychoanalitycznego można wykryć także drogi, na których dokonywało się powstanie tworu
zastępczego, a do uleczenia konieczne jest, by objaw tymi samymi drogami doprowadzić
do przeistoczenia w wypartą myśl. Kiedy stłumione wyobrażenie wprowadzimy na powrót
do świadomości chorego, co może się stać tylko po pokonaniu dużych oporów, wówczas z
powstałym w ten sposób psychicznym konfliktem, przed którym chory uciekał, pod
kierunkiem lekarza radzi sobie o wiele korzystniej aniżeli przez stłumienie. Istnieje kilka
sposobów takiego rozstrzygnięcia, które może zakończyć konflikt i neurozę, czasem takie
sposoby tworzą kombinacje. Albo przekonuje się chorego, że niesłusznie odrzucił życzenie
chorobotwórcze i skłania się go do zaakceptowania życzenia częściowo lub w całości,
albo też skierowuje się to życzenie na jakiś wyższy, wobec tego dopuszczalny cel, co
nazywamy uwzniośleniem (Sublimierung). W innym jeszcze przypadku uznajemy
wprawdzie, że życzenie to zostało słusznie odrzucone, lecz zastępujemy automatyczny i przez
to niedostateczny mechanizm stłumienia potępieniem, dokonanym za pomocą najwyższych
duchowych funkcji człowieka i osiągamy przez to świadome opanowanie życzenia.
Proszę mi wybaczyć, jeżeli nie udało mi się przejrzyście przedstawić zasady
postępowania, zwanego już teraz psychoanalizą, lecz trudność ta wynika nie tylko z nowości
przedmiotu. O rodzaju życzeń niezgodnych ze świadomością danej osoby, które wyłaniają się
z nieświadomości mimo stłumienia, a także o tym, jakie podmiotowe lub konstytucjonalne
warunki są potrzebne, by stłumienie się nie powiodło i powstał twór zastępczy lub objaw
chorobowy — o tym poinformują nas późniejsze uwagi.
Wykład III
Zagadnienia: Odgadywanie z myśli chorego. Zasadnicza reguła techniczna. Doświadczenie
skojarzeniowe. Interpretacja marzeń sennych. Jawna i utajona treść marzenia sennego.
Marzenie senne jako spełnione życzenie. Przeróbka snu. Uchylenia, czynności objawowe i
przypadkowe. O zarzutach przeciw psychoanalizie.
Panie i Panowie! Nie zawsze łatwo powiedzieć prawdę, zwłaszcza jeżeli jest się
zmuszonym wypowiedzieć się krótko. Dlatego też czuję się zobowiązany do sprostowania
pewnej niedokładności mojego ostatniego wykładu. Powiedziałem, że zrezygnowawszy z
hipnozy, nalegałem na moich pacjentów, by powiedzieli mi, co przychodzi im na myśl w
związku z omawianym tematem, że przecież widzą wszystko, co rzekomo zostało
zapomniane i że wyłaniająca się myśl (Einfall) z pewnością będzie to zawierała,
powiedziałem wówczas, że istotnie najbliższy pomysł chorego przynosił właściwą rzecz,
która była owym zapomnianym dalszym ciągiem wspomnienia. W takim uogólnieniu nie jest
to jednak zgodne z rzeczywistością; przedstawiłem to tak tylko dla skrócenia. W
rzeczywistości tylko kilka razy tak się zdarzyło, że przez zwyczajne naleganie z mojej strony
udało się wydobyć z zapomnienia właściwy szczegół. Przy dłuższym stosowaniu metody
nalegania nasuwały się myśli, które nie mogły być właściwe, bo nie łączyły się z
poprzednimi, chorzy zresztą sami je odrzucili. Naleganie tu nie pomagało, tak że niemal już
żałowałem, że porzuciłem hipnozę.
W tym czasie bezradności poszedłem za przekonaniem, jakie zawsze żywiłem,
którego naukowe uzasadnienie wiele lat później przedstawił mój przyjaciel, C. G. Jung z
Zurichu oraz jego szkoła. Czasem jednak korzystnie jest mieć takie uprzednie założenia.
Zawsze byłem przekonany, że zdarzenia psychiczne są ściśle uwarunkowane, i nie mogłem
uwierzyć, że jakaś myśl chorego, wypowiedziana w stanie skupionej uwagi, była zupełnie
CW4_Freud
Strona 10 z 24
dowolna i bez związku z poszukiwanym przez nas zapomnianym wyobrażeniem, że nie była z
nim identyczna, wynikało jasno z przypuszczonej przeze mnie sytuacji psychologicznej. W
chorym ścierały się dwie siły; z jednej strony świadome dążenie do uświadomienia sobie
nieświadomego “zapomnianego”, z drugiej zaś znany już nam opór przeciw temu
uświadomieniu wypartego wyobrażenia lub też jego pochodnych. Jeżeli ten opór równał się
zeru lub był bardzo mały, chory uświadamiał sobie “zapomniane” bez żadnego
zniekształcenia; należało wobec tego przypuścić, że zniekształcenie poszukiwanego będzie
tym większe, im większy jest opór przed jego uświadomieniem. Myśl chorego, która weszła
w miejsce poszukiwanego wyobrażenia, powstała więc w ten sam sposób co objaw; była ona
nowym, sztucznym, przejściowym tworem zastępczym dla stłumionego wyobrażenia, i tym
bardziej do niego niepodobnym, im większemu zniekształceniu uległa pod wpływem oporu.
Już przez to, że była objawem, musiała mieć związek z poszukiwanym wyobrażeniem i przy
niezbyt silnym oporze musiało dać się odgadnąć z nasuwającej się pacjentowi myśli owo
ukryte i poszukiwane przez nas: wyobrażenie. Myśl ta była niejako aluzją do stłumionego
pierwiastka, przedstawieniem go w sposób pośredni, przy pomocy napomknień.
W normalnym życiu psychicznym także spotykamy analogiczne sytuacje, które
prowadzą do podobnych rezultatów. Tego rodzaju sytuacja powstaje w dowcipie. Zagadnienia
techniki psychoanalitycznej zmusiły mnie do zajmowania się techniką dowcipu. Wyjaśnię to
Państwu na przykładzie angielskiego dowcipu. Otóż dwu niezbyt skrupulatnym kupcom
udało się przez ciąg bardzo ryzykownych interesów zdobyć duży majątek, po czym za
wszelką cenę starali się dostać do tak zwanego dobrego towarzystwa. Robili to w różny
sposób, między innymi tak, że każdy z nich kazał się sportretować przez najsłynniejszego,
zarazem najdroższego malarza, którego obrazy zawsze były towarzyską sensacją. Pokazano te
drogie obrazy na urządzonym w tym celu dużym zebraniu. Obaj gospodarze sami
zaprowadzili najwybitniejszego znawcę i krytyka do salonu, gdzie na ścianie w pewnej
odległości od siebie wisiały te portrety, by z jego ust usłyszeć słowa podziwu. Ten przez długi
czas przyglądał się płótnom, wreszcie pokiwał głową, jakby mu czegoś brakowało, i zapytał
tylko, wskazując na wolne miejsce między obrazami: “And where is the Saviour?” (a gdzie
jest Zbawiciel?) Widzę, to śmiejecie się Państwo z tego dobrego dowcipu, którego technikę
postaramy się teraz zrozumieć. Wiemy, że krytyk chciał powiedzieć: jesteście parą łotrów, jak
ci, między którymi ukrzyżowano Zbawiciela. Nie wypowiada tego jednak, natomiast mówi
coś, co wydaje nam się z początku niestosowne i nie należące do rzeczy, co jednak w
następnej chwili rozumiemy jako aluzję do zamierzonej obelgi i zastąpienie jej. Nie
oczekujmy, że w dowcipie zachodzą te same stosunki, które przypuszczamy w genezie
nasuwających się myśli (Einfälle) naszych chorych, ale musimy zaakcentować tożsamość
motywów w konstrukcji tych myśli i dowcipu. Dlaczego nasz krytyk nie wypowiada wprost
wobec obu łotrów tego, co chciałby im powiedzieć? Ponieważ mimo chęci wypowiedzenia
tego bez ogródek, ma mocne motywy, by tego nie robić. Nie jest bowiem bezpiecznie obrażać
ludzi, u których jest się w gościnie, którzy mają do dyspozycji silne pięści licznej służby,
łatwo więc można podzielić los wichrzyciela podanego przeze mnie za przykład w
poprzednim wykładzie. Z tego właśnie powodu krytyk nie wypowiada wprost zamierzonej
obelgi, lecz robi to w zmienionej formie jako “aluzję z pominięciem”. Takie samo
uwarunkowanie sprawia moim zdaniem to, że pacjent w miejsce poszukiwanego przez nas
zapomnianego pierwiastka wytwarza mniej lub bardziej zmienioną myśl zastępczą.
(Ersatzeinfall).
Bardzo przydatnie jest, za szkołą zuryską (Bleuler, Jung i inni), nazwać grupę
związanych ze sobą i zabarwionych wzruszeniem pierwiastków wyobrażeniowych zespołem
(kompleksem). Widzimy więc, że jeżeli w poszukiwaniu wypartego zespołu pacjenta
weźmiemy za punkt wyjścia ostatni szczegół, który zdołał sobie jeszcze przypomnieć, mamy
wielkie szansę odkryć kompleks, jeśli tylko chory dostarczy nam dostatecznej ilości swych
CW4_Freud
Strona 11 z 24
swobodnych skojarzeń. Pozwalamy więc mówić choremu, co mu się żywnie podoba i
trzymamy się założenia, że nie może mu przyjść na myśl nic innego jak tylko to, co pośrednio
pochodzi od poszukiwanego zespołu. Gdyby ten sposób do odnalezienia stłumionych
wyobrażeń miał się wydawać zbyt uciążliwy, nie zapominajmy, że jest to jedyny możliwy
sposób.
Przy zastosowaniu tej techniki napotykamy jeszcze na takie przeszkody, że pacjent
często milknie, zacina się i twierdzi, że nie ma nic innego do powiedzenia oraz że nic nie
przychodzi mu na myśl. Gdyby istotnie tak się rzecz miała i to twierdzenie było słuszne,
wówczas nasze postępowanie byłoby znowu niedostateczne. Subtelniejsza obserwacja
wykazuje jednak, że tego rodzaju zastój właściwie nigdy nie ma miejsca i jest tylko pozorny;
pozór ten powstaje w ten sposób, że chory pod wpływem oporu, przybierającego szaty
krytycznego wartościowania nasuwającej się myśli, myśl taką zataja lub usuwa. Możemy się
uchronić przed takim zachowaniem pacjenta, zapowiadając mu je i żądając od niego, by
zupełnie nie zważał na taką krytykę. Polecamy mu, by zaniechał całkowicie tego krytycznego
doboru i wypowiadał wszystko, co mu przyjdzie na myśl, choćby uważał, że jest to
nieprawdziwe, nie należące do rzeczy, bezsensowne, a przede wszystkim wtedy, gdyby dana
myśl wydała mu się wyraźnie niemiła. Dzięki przestrzeganiu tego zlecenia przez pacjenta
zapewniamy sobie materiał, który prowadzi nas na trop stłumionego zespołu.
Zdobyty w ten sposób materiał myślowy, który chory z lekceważeniem odrzuca, gdy
jest pod wpływem swoich oporów a nie pod wpływem lekarza, przedstawia niejako dla
psychoanalityka rudę, z której, dzięki sztuce interpretacji, wydobywa szlachetny kruszec.
Jeżeli zaś chcemy szybko i pobieżnie zapoznać się ze stłumionymi zespołami chorego, bez
względu na ich wkład oraz wzajemne związki, badamy za pomocą doświadczenia
skojarzeniowego, które Jung i jego uczniowie udoskonalili. Takie postępowanie daje
analitykowi tyle, co analiza jakościowa chemikowi; jest ono wprawdzie zbędne przy leczeniu
neuroz, jest jednak niezbędne, gdy chodzi o przedmiotowe wykazanie zespołów oraz o
badanie chorób umysłowych, które z wielkim powodzeniem prowadzi szkoła zuryska.
Badanie myśli nasuwających się pacjentowi, przy zachowaniu powyższej głównej
zasady psychoanalitycznej, nie jest jednak jedynym środkiem technicznym
umożliwiającym nam dostęp do nieświadomości. Dążymy do tego samego celu jeszcze
dwiema innymi drogami, mianowicie poprzez interpretację marzeń sennych pacjenta
oraz przez wykorzystanie jego uchyleń i tzw. czynności przypadkowych.
Wyznaję, że długi czas wahałem się, czy nie należałoby raczej zamiast zwięzłego
streszczenia całej dziedziny psychoanalizy obszernie omówić interpretację marzeń sennych.
Jedynie drugorzędne względy odwiodły mnie od tego pierwotnego zamiaru. Wydawało mi się
niemal gorszące wystąpienie w tym kraju, uznającym głównie praktyczne cele, jako
interpretator snów, zanim mógłbym wskazać, jak doniosłe znaczenie może mieć ta
przestarzała i wyszydzana sztuka. W rzeczywistości interpretacja snów jest zasadniczym
sposobem poznania nieświadomości, najpewniejszą podstawą psychoanalizy, a zarazem
tą dziedziną, w której każdy pracownik zdobywa swe przekonanie i wyszkolenie. Kiedy
pytają mnie, jak można zostać psychoanalitykiem, odpowiadam: przez stosowanie własnych
marzeń sennych, bądź też poprzestaję na najpłytszych zarzutach przeciw niej. Jeżeli jednak
Szanowni Słuchacze zdołają zgodzić się na przedstawione im tutaj rozwiązanie problemu
marzenia sennego, rezultaty psychoanalizy nie będą przedstawiały dla nich żadnych
trudności. Przede wszystkim pamiętajmy o tym, że marzenia senne z jednej strony są
zewnętrznie bardzo podobne do wytworów chorób umysłowych, z drugiej doskonale się
godzą z pełnią naszego zdrowia na jawie. Rzeczywiście nie jest niedorzecznym twierdzeniem,
że kto odnosi się ze zdziwieniem do tych “normalnych” złudzeń, obłąkanych idei i zmian
charakterologicznych, zamiast ze zrozumieniem, nie może też całkowicie inaczej niż laik
pojmować także nienormalne wytwory chorobliwych stanów psychicznych. Możemy więc z
CW4_Freud
Strona 12 z 24
całym spokojem zaliczyć do laików prawie wszystkich dzisiejszych psychiatrów. Teraz
zechciejcie Państwo towarzyszyć mi w pobieżnym przeglądzie problemów dotyczących
marzeń sennych.
Zwykliśmy po obudzeniu się traktować sny tak lekceważąco, jak pacjent te myśli,
których domaga się od niego lekarz. Odrzucamy je ponadto, z reguły zapominając o nich
szybko i zupełnie. To nasze lekceważenie tłumaczy się obcością nawet tych marzeń, które nie
są pogmatwane i bezsensowne, a także wyraźną niedorzecznością i bezsensownością innych;
odrzucenie ich natomiast tłumaczy się tym, że w niektórych marzeniach zupełnie jawnie
występują dążenia bezwstydne i niemoralne. Jak wiadomo, starożytność nie podzielała tego
lekceważenia dla marzeń sennych, a i dzisiaj jeszcze niższe warstwy naszego społeczeństwa
przypisują im znaczną wartość; podobnie jak dawniej, ludzie spodziewają się po nich
objawienia przyszłości.
Wyznaję, że nie odczuwam potrzeby mistycznych założeń w celu wypełnienia luk
naszej obecnej wiedzy i dlatego nigdy nie mogłem znaleźć czegoś, co mogłoby potwierdzić
proroczą istotę marzeń sennych. Można natomiast powiedzieć wiele innych rzeczy o
marzeniach sennych, które są niemniej dziwne. Przede wszystkim nie wszystkie sny są dla
śniącego z istoty obce, niezrozumiałe i pogmatwane. Jeżeli weźmiemy pod uwagę marzenia
bardzo małych dzieci, od półtora roku począwszy, odkrywamy, że są one całkiem proste i
łatwe do wytłumaczenia. Małe dziecko śni zawsze, że spełniają mu się życzenia, które
obudzono w nim poprzedniego dnia i ich nie zaspokojono. Aby odkryć tak proste
rozwiązanie, nie potrzebujemy żadnej sztuki interpretacji; w zupełności wystarczy nam
poznać przeżycia dziecka z poprzedniego dnia. Niewątpliwie najbardziej zadowalającym
rozwiązaniem problemu byłoby, gdyby marzenia senne dorosłych były takie same jak
dziecięce, czyli byłyby spełnieniem życzeń z poprzedniego dnia. Tak rzeczywiście jest;
trudności, jakie napotyka takie rozwiązanie, dadzą się stopniowo usunąć dzięki dokładnej
analizie marzeń sennych.
Przede wszystkim więc pierwszy, najważniejszy zarzut: marzenia senne
dorosłych mają zazwyczaj niezrozumiałą treść, w której nie widać żadnego śladu
spełnionego życzenia. Odpowiedź na to jest taka — te marzenia senne uległy
zniekształceniu; odpowiadające im zdarzenie psychiczne ujawniłoby się w słowach
zupełnie inaczej. Musimy odróżnić jawną treść marzenia, które sobie niewyraźnie
przypominamy rano i z trudem wyrażamy w słowach, jakby przypadkowych, od treści
utajonej, co do której należy założyć, że znajduje się w nieświadomości. Zniekształcenie
marzenia jest tym samym mechanizmem, który poznaliśmy przy badaniach
powstawania objawów histerycznych; wskazuje ono, że przy powstawaniu marzenia
sennego siły psychiczne ścierają się ze sobą tak, jak przy tworzeniu się objawu. Jawna
treść snu jest zniekształconym tworem zastępczym zastępującym nieświadome
myśli — a znieksztalcenie jest dziełem odpychających sił naszej jaźni, oporów, które na
jawie zabraniają stłumionym życzeniom nieświadomości wstępu do świadomości, zaś
podczas snu, pomimo zmniejszonej czujności, posiadają jeszcze tyle siły, by
przynajmniej zmusić je do zamaskowania. Śniący przez to tak samo nie zna później
znaczenia swych marzeń sennych, jak histeryk nie zna związku i znaczenia swoich
objawów. O tym, że rzeczywiście istnieje ukryta treść marzenia i że pomiędzy nią a
treścią jawną istotnie zachodzi powyższy stosunek, przekonuje nas analiza marzeń
sennych, której technika jest taka sama jak metoda psychoanalizy. Nie troszczymy się
wcale o pozorny związek pierwiastków w jawnej treści i doszukujemy się według metody
psychoanalitycznej myśli, które w swobodnym kojarzeniu nasuwają się w odniesieniu do
każdego pierwiastka sennego. Na podstawie tak otrzymanego materiału odgadujemy
utajoną treść marzenia, podobnie jak u chorego wyparty zespół, z myśli odnoszących się
do jego objawów i wspomnień. A z odnalezionej w ten sposób utajonej treści marzenia
CW4_Freud
Strona 13 z 24
widać, jak słuszne było zestawienie marzeń sennych dorosłych z marzeniami dzieci. To
bowiem, co jako właściwy sens marzenia wchodzi teraz w miejsce jawnej treści, zawsze jest
jasno zrozumiałe, nawiązuje do wrażeń poprzedniego dnia i okazuje się spełnieniem nie
zaspokojnego życzenia. Jawną treść, którą znamy z przypomnienia przy obudzeniu się,
możemy określić jako zamaskowane spełnienie stłumionego życzenia.
Dzięki pewnej pracy syntetycznej możemy teraz wejrzeć w mechanizm, który
doprowadził do przekształcenia ukrytej, nieświadomej treści w jawną treść marzenia;
mechanizm, ten nazywamy “przeróbką marzenia”. Zasługuje on na nasze duże
zainteresowanie, bo najlepiej możemy się przezeń przekonać, jak nieprzewidziane zdarzenia
psychiczne mogą zachodzić w nieświadomości, a raczej pomiędzy dwoma oddzielnymi
układami psychicznymi, czyli świadomością i nieświadomością. Spośród tych nowo
poznanych zdarzeń psychicznych na pierwszy plan wysuwają się stłoczenie i przesunięcie
nacisku psychicznego. Przeróbka marzenia to szczególny przykład wzajemnego
oddziaływania na siebie rozmaitych grup psychicznych, czyli przykład efektu
rozszczepienia psychicznego i wydaje się być identyczna z tym zniekształcającym
mechanizmem, który przy nieudanym stłumieniu przekształca stłumiony zespół w objawy.
Przy analizie marzeń sennych — a najbardziej przekonują nas nasze własne — ze
zdziwieniem dowiadujemy się, jak nieprzewidywalnie duży wpływ na rozwój człowieka
wywierają wrażenia i przeżycia z pierwszych lat dzieciństwa. W marzeniu sennym
dziecko w człowieku kontynuuje niejako swoje istnienie, z zachowaniem wszystkich swoich
cech i życzeń, nawet takich, które stały się bezużyteczne w późniejszym życiu. Wyraźnie się
przy tym przekonujemy, że tak zwany normalny człowiek powstaje z zupełnie odmiennie
skonstruowanego psychicznie dziecka poprzez pewne procesy rozwojowe, stłumienia,
uwznioślenia; twory reakcji; człowiek ten niesie żmudnie zdobytą kulturę, poniekąd po części
będąc jej ofiarą. Zwracam ponadto uwagę na to, że przy analizie marzeń sennych odkryliśmy,
iż nieświadomość posługuje się, zwłaszcza dla wyrażenia zespołów seksualnych, pewną
symboliką, która w części jest indywidualnie zmienna, w części zaś typowa; wydaje się ona
identyczna z symboliką, jakiej doszukujemy się w podaniach i baśniach. Nie jest wykluczone,
że i te utwory ludowe wyjaśnią się dzięki wglądowi w istotę marzeń sennych. Także to, że
bywają marzenia powiązane z lękiem, nie sprzeciwia się wcale naszemu pojmowaniu
marzenia sennego jako spełnienia życzenia. Pomijając już bowiem to, że także te sny lękowe
należałoby najpierw zinterpretować, zanim wyda się o nich sąd, należy nadmienić, że lęk ten
nie pozostaje w tak prostym stosunku do treści snu, jak mógłby sobie wyobrażać ktoś nie
znający i nie uwzględniający warunków lęku nerwowego. Lęk także jest reakcją naszej
jaźni w celu odparcia stłumionych, bardzo spotęgowanych życzeń i dlatego też łatwo
zrozumieć, że wystąpi on w marzeniu sennym, jeśli tylko te życzenia zbyt jaskrawo się w
nim wybiją.
Widzimy więc, że badanie marzeń sennych byłoby usprawiedliwione choćby tylko
tym, że dostarcza nam wyjaśnień odnośnie rzeczy, których poza tym trudno dociec. Nam
nasunęło się ono w związku z psychoanalitycznym leczeniem neurotyków. W myśl tego, co
wyżej wywodziłem, łatwo chyba zrozumieć, w jaki sposób interpretacje marzeń sennych — o
ile nie jest ona zbyt utrudniona przez opory chorego — prowadzi nas do poznania ukrytych i
stłumionych życzeń, a także do zasilanych przez nie zespołów objawów pacjenta. Przechodzę
wobec tego obecnie do trzeciej grupy zjawisk psychicznych, które również stanowią
techniczny środek psychoanalizy. Grupę tę stanowią małe pomyłki, u normalnych jak i
nerwowych ludzi, do których zazwyczaj nie przywiązuje się żadnej wagi, jak np.
zapominanie szczegółów, które powinni znać, zazwyczaj im znanych (np. czasowe
zapominanie imion), przejęzyczenia, które tak często się nam zdarzają, oraz w pisaniu i
czytaniu, w postrzeganiu przedmiotów, gubienie i tłuczenie przedmiotów
itd. — wszystko to są pomyłki, dla których nie doszukujemy się zazwyczaj przyczyn
CW4_Freud
Strona 14 z 24
psychologicznych i traktujemy z całym spokojem jako wydarzenia przypadkowe, jako
wynik roztargnienia, nieuwagi i tym podobnych warunków. Należą tu ponadto ruchy i
gesty, które ludzie wykonują, nie zwracając na nie żadnej uwagi, nie przypisując im
jakiegokolwiek znaczenia psychicznego, jak np. bawienie się przedmiotami, nucenie
melodii, ruchy przy własnym ciele czy ubieraniu itp. Te drobiazgi, jak też czynności
objawowe i przypakowe, nie są tak bez znaczenia, jak skłonni jesteśmy przypuszczać.
Zdecydowanie mają one znaczenie, które łatwo wyprowadzić z sytuacji, w jakiej się zdarzają,
po czym okazuje się, że są one wyrazem pobudek i zamiarów, które chcemy odsunąć, ukryć
przed świadomością, bądź też, że są to pochodne tych samych stłumionych życzeń i
zespołów, które, jak już wiemy, mogą tworzyć objawy i marzenia senne. Uchylenia te
zasługują więc na to, by oceniać je jako objawy, a badanie ich, podobnie jak analiza marzeń
sennych, może odsłonić nam ukryte strony naszej psychiki. Poprzez nie człowiek zdradza
zazwyczaj swoje najgłębsze tajemnice. To, że mogą zdarzać się tak łatwo i często i to nawet
u zdrowych, których stłumienie nieświadomych prądów na ogół się udaje — zawdzięczają
swoje błahości i niepozorności. Posiadają one jednak dużą wartość teoretyczną, gdyż
dowodzą, że także przy zupełnym zdrowiu zachodzą stłumienia oraz twory zastępcze.
Łatwo można wywnioskować z tego, że psychoanalityk jest szczególnie mocno
przekonany o uwarunkowaniu życia psychicznego. Dla niego nic nie jest dobre, dowolne
czy przypadkowe. Spodziewa się on dostatecznego umotywowania nawet tam, gdzie
zazwyczaj tego nie żądamy, ba, jest on nawet przygotowany na to, że jeden i ten sam
wytwór psychiczny może być kilkakrotnie umotywowany, podczas gdy wrodzona nam
rzekomo potrzeba przyczynowości zadowala się zazwyczaj tylko jedną przyczyną psychiczną.
Jeżeli weźmiemy pod uwagę środki, jakimi rozporządzamy w celu odsłonięcia tego,
co w życiu psychicznym ukryte, zapomniane i stłumione, czyli badanie myśli pacjentów przy
swobodnym kojarzeniu, ich marzeń sennych oraz ich uchyleń i czynności objawowych, a
ponadto dodamy do tego wykorzystanie innych zjawisk występujących podczas leczenia
psychoanalitycznego, którym poświęcę niżej kilka uwag, jako tak zwanemu “przeniesieniu”,
dochodzimy do wniosku, że nasza technika jest już na tyle zasobna, by móc podołać
postawionemu przed nią zadaniu, które polega na wprowadzeniu do świadomości
chorobotwórczego materiału psychicznego i usunięciu cierpień powstałych przez utworzenie
objawów zastępczych. Niewątpliwie szczególnym powabem i zaletą tej pracy jest to, że przy
naszych zabiegach leczniczych wzbogaca się i pogłębia znajomość życia psychicznego
zdrowego i chorego człowieka.
Nie wiem, czy odnieśliście Państwo wrażenie, że technika, której zasoby
przejrzeliśmy tutaj, jest szczególnie trudna; sądzę, że jest zupełnie przystosowana do zadania,
któremu ma sprostać. Jedno jest pewne — należy tę technikę opanować podobnie jak
histologiczną czy chirurgiczną. Zdziwicie się może, Szanowni Słuchacze, jeżeli powiem, że
słyszeliśmy w Europie mnóstwo sądów o psychoanalizie od osób, które nic o tej technice nie
wiedzą i nie stosują jej, a od nas później jakby celem wykpienia żądają, abyśmy im dowiedli
trafności naszych wyników. Między naszymi przeciwnikami są ludzie, którym poza tym nie
jest obcy naukowy sposób myślenia, którzy nie odrzuciliby np. rezultatu badania
mikroskopowego dlatego, że nie można go stwierdzić gołym okiem na preparacie
anatomicznym, którzy nie uczyniliby tego tak długo, póki sami nie zbadaliby stanu rzeczy
przy pomocy mikroskopu. Kiedy jednak chodzi o uznanie psychoanalizy, warunki istotnie są
mniej sprzyjające. Psychoanaliza dąży bowiem do świadomego uznania tego, co jest
stłumione w naszym życiu psychicznym, a każdy przecież, który ją ocenia, jest
człowiekiem, który ma tego rodzaju stłumienia, może nawet z trudem tylko je podtrzymuje.
Musi więc ona wywoływać taki sam opór jak u chorego, a nic łatwiejszego od tego, że opór
ten przybiera intelektualne szaty i posługuje się argumentami podobnymi do tych, które u
naszych chorych rozpoznajemy za pomocą metody psychoanalitycznej. Podobnie jak u
CW4_Freud
Strona 15 z 24
naszych chorych, możemy i u przeciwników zauważyć jaskrawy i obniżający zdolność
sądzenia wpływ afektu. Zarozumiałość naszej świadomości, która np. odrzuca marzenia senne
z takim lekceważeniem, należy do najsilniejszych mechanizmów ochronnych przed
przedarciem się nieświadomych kompleksów i dlatego też tak trudno jest przekonać ludzi o
rzeczywistym istnieniu nieświadomości i zapoznać ich z czymś nowym, co sprzeciwia się ich
świadomej wiedzy.
Wykład IV
Zagadnienia: Seksualizm w etiologii neuroz. Płciowość u dzieci. Autoerotyzm i wybór
przedmiotu. Ostateczne ukształtowanie się życia płciowego. Związek między neurozą a
zboczeniem. Jądro neurozy.
Panie i Panowie! Pragnęlibyście zapewne dowiedzieć się teraz, czego dowiedzieliśmy
się przy pomocy wyżej opisanych środków technicznych o kompleksach chorobotwórczych i
stłumionych życzeniach neurotyków. Przede wszystkim więc — psychoanalityczne badanie z
zadziwiającą wprost regularnością wyprowadza objawy chorobowe pacjentów z wrażeń z ich
życia miłosnego, wykazuje nam, że pragnienia chorobotwórcze są w swojej istocie
składnikami popędu płciowego, i zmusza nas do przypuszczenia, że zaburzenia w życiu
erotycznym mają największe znaczenie wśród czynników prowadzących do choroby, i to
u obu płci. Wiem, że te stwierdzenia rzadko znajdują wiarę. Nawet tacy badacze, którzy
chętnie podzielają moje psychologiczne poglądy, skłonni są do przypuszczenia, że
przeceniam znaczenie czynnika płciowego w etiologii neuroz i zwracają się do mnie z
pytaniem, dlaczego inne bodźce psychiczne nie miałyby również być powodem opisanych
wyżej zjawisk stłumienia i objawów zastępczych. Odpowiadam na to, że nie wiem, dlaczego
nie miałyby być, ale doświadczenie pokazuje, że nie mają one takiego znaczenia, co najwyżej
wspomagają działalność czynników płciowych, nie mogą ich jednak nigdy zastąpić. Ten stan
rzeczy nie jest moim teoretycznym postulatem; jeszcze w studiach nad histerią,
opublikowanych wspólnie z doktorem Breuerem w 1895 roku, nie zajmowałem takiego
stanowiska; musiałem je zająć dopiero wtedy, kiedy na podstawie liczniejszych doświadczeń
lepiej wniknąłem w przedmiot. Moi Panowie! Znajduje się tu między Wami kilku moich
najbliższych przyjaciół i zwolenników, którzy razem ze mną odbyli podróż do Worcester.
Proszę ich zapytać, a dowiecie się, że wszyscy oni odnosili się z niedowierzaniem do mojego
twierdzenia o istotnym znaczeniu czynników płciowych, póki własne psychoanalityczne
dociekania nie zmusiły ich stanąć na tym samym stanowisku co ja. Zachowanie się pacjentów
nie ułatwia nam jednak przekonania się o słuszności tego twierdzenia. Zamiast dostarczyć
nam wiadomości o swym życiu seksualnym, starają się wszelkimi siłami zataić je przed nami.
Ludzie w ogóle nie są szczerzy, jeżeli chodzi o sprawy natury płciowej. Nie opisują
swobodnie swojej płciowości, lecz przykrywają ją grubą warstwą kłamstwa. Mają zresztą w
części rację, bo w naszej kulturze nie ma sprzyjających warunków dla rozładowania
seksualnego; nikt z nas właściwie nie może swobodnie odsłonić swej erotyki przed innymi.
Dopiero kiedy nasi pacjenci zorientują się, że mogą sobie pofolgować podczas leczenia,
zrzucają z siebie tę kłamliwą powłokę i wówczas dopiero można wyrobić sobie sąd co do tej
spornej kwestii. Niestety także lekarze nie różnią się od innych ludzi, jeżeli chodzi o ich
osobisty stosunek do problemu życia płciowego i wielu z nich żywi poglądy zabarwione
pruderią i lubieżnością, które cechują stosunek ludzi kulturalnych do kwestii płciowości.
Teraz omówmy jednak nasze dalsze wyniki. W innych przypadkach badanie
psychoanalityczne naprowadza nas co prawda nie na seksualne, lecz zwyczajne urazowe
przeżycia. Ta różnica traci jednak znaczenie wskutek innej okoliczności. Analiza, która ma
doprowadzić do gruntownego wyjaśnienia i ostatecznego wyzdrowienia, nie poprzestaje
CW4_Freud
Strona 16 z 24
w żadnym przypadku na przeżyciach z okresu zachorowania, lecz we wszystkich
przypadkach zmierza aż do czasu dojrzewania i wczesnego dzieciństwa chorego, by tam
dopiero natknąć się na wrażenia i zajścia, które miały znaczenie dla późniejszego
zachorowania. Dopiero przeżycia dzieciństwa tłumaczą nam wrażliwość na późniejsze
urazy i tylko odkrycie i uświadomienie tych niemal regularnie zatraconych śladów
pamięciowych daje możliwość usunięcia objawów chorobowych. Dochodzimy tutaj do
tego samego efektu jak przy badaniu marzeń sennych, odkrywamy mianowicie, że nie
zaspokojone, stłumione pragnienia dzieciństwa są czynnikiem, który umożliwił
powstanie objawów, tak że bez nich oddziaływanie na późniejsze urazy przebiegłoby
normalnie. Te olbrzymie pragnienia dzieciństwa możemy natomiast ogólnie określić jako
seksualne. Teraz dopiero pewien jestem zdziwienia Szanownych Słuchaczy. Zapytacie
Państwo — czyż istnieje seksualizm dziecięcy? Czy wiek dziecięcy nie jest okresem życia,
który odznacza się właśnie brakiem popędu płciowego? Nie, moi Panowie. Z pewnością rzecz
nie przedstawia się tak, że dopiero w okresie dojrzewania popęd płciowy wciela się w dzieci,
podobnie jak w ewangelii diabeł w świnię. Dziecko od samego początku ma swoje dążenia
i zachowania seksualne, przynosi je ze sobą na świat, a wskutek doniosłego, pełnego
etapów rozwoju tworzy się z nich tzw. normalna płciowość dorosłego. Nie jest nawet trudno
dostrzec przejawy tego płciowego zachowania się dzieci; przeciwnie, potrzeba nawet sztuki,
by je przeoczyć czy opacznie tłumaczyć.
Przychylny los sprawił, że mogę powołać się na świadka z grona tego audytorium. Tu
oto mam pracę doktora Sanforda Bella, wydrukowaną w 1902 r. w “American Journal of
Psychology”. Jej autor jest wykładowcą Clark University, tego samego instytutu, w którego
murach znajdujemy się teraz. W pracy zatytułowanej “A preliminary study of the emotion of
love between the sexes”, która ukazała się trzy lata wcześniej niż moje “Trzy rozprawy o
teorii seksualności”, autor mówi tak samo, jak właśnie powiedziałem: “Uczucie miłości
płciowej [...] nie pojawia się po raz pierwszy w okresie dojrzewania, jak dotąd sądzono”.
Pracował on, jak mówimy w Europie, w amerykańskim stylu, i zebrał w ciągu piętnastu lat
więcej niż 2500 potwierdzonych obserwacji, w tym 800 własnych. O objawach tego
zakochania się mówi:
“Badając bez uprzedzeń te przejawy setek dziecięcych par, nie można uniknąć
przypisania ich seksualizmowi. Najbardziej dociekliwy badacz zostanie przekonany, jeżeli do
tych spostrzeżeń doda się wyznania tych, którzy jako dzieci doświadczyli tego w znacznym
stopniu i których wspomnienia z dzieciństwa są względnie odległe”.
Jeszcze bardziej jednak zdziwią się ci wśród obecnych, którzy nie chcieli wierzyć w
seksualność dziecięcą, jeżeli zaznaczę, że wśród tak wcześnie zakochanych dzieci niemała
ilość była w nader wczesnym wieku, trzech i pięciu lat.
Nie zdziwiłbym się, gdybyście Państwo uwierzyli raczej tym spostrzeżeniom swojego
rodaka niż moim. Mnie samemu udało się niedawno uzyskać z analizy pięcioletniego, lękowo
chorego chłopca, którą to analizę przeprowadził według wszelkich zasad sztuki jego własny
ojciec, całkiem dokładny obraz cielesnych przejawów i psychicznych efektów popędu z
wczesnego okresu seksualizmu u dzieci. Niechaj wolno mi będzie też przypomnieć, że mój
przyjaciel, doktor C. G. Jung, niewiele godzin wcześniej w tej samej sali omówił swe
spostrzeżenia u jeszcze młodszej dziewczynki, która z tego samego powodu co mój pacjent
przyjścia na świat drugiego dziecka — zdradziła takie same zmysłowe pobudzenia,
pragnienia i kompleksy. Nie tracę więc nadziei, że pogodzicie się Państwo z tak obcym Wam
zrazu wyobrażeniem o seksualności dzieci i przytaczam jeszcze jako wymowny przykład
psychiatrę z Zurychu, E. Bleulera, który jeszcze niewiele lat temu twierdził, że nie ma
zrozumienia dla moich teorii seksualnych, a jednak od tego czasu zdołał stwierdzić przez swe
własne spostrzeżenia płciowość dzieci w całej rozciągłości.
CW4_Freud
Strona 17 z 24
Łatwo zrozumieć, że większość ludzi, lekarze i inni, nie chce nic wiedzieć o życiu
płciowym dziecka. Pod wpływem wychowania skierowanego na kulturę, zapomnieli oni o
własnej dziecięcej płciowości i nie chcą, by przypominano im o tym, co stłumili. Doszliby do
odmiennego przekonania, gdyby badania nad tym tematem rozpoczęli od analizy siebie, czyli
od przejrzenia i wyjaśnienia swych wspomnień dziecięcych. Pozbądźcie się więc Państwo
wątpliwości i razem ze mną zabierzcie się do oceny płciowości dziecięcej, począwszy od lat
najwcześniejszych. Popęd płciowy dziecka jest bardzo złożony. Można go rozłożyć na
wiele składników, pochodzących z rozmaitych źródeł. Przede wszystkim jest on jeszcze
niezależny od funkcji rozrodczej, której później się poddaje. Służy on do uzyskania
rozmaitych rodzajów rozkoszy, którą na podstawie związku i analogii uważamy za rozkosz
seksualną. Najważniejszym źródłem rozkoszy płciowej u dziecka jest odpowiednie
drażnienie pewnych szczególnie wrażliwych okolic ciała, oprócz narządów płciowych
także ust, odbytu, ujścia cewki moczowej, skóry itp. Ze względu na to, że w tej pierwszej
fazie życia płciowego dziecko pociąga rozkosz z własnego ciała, z pominięciem innego
przedmiotu, nazywamy ten okres, podobnie jak Havelock Ellis, autoerotyzmem, zaś te
tak doniosłe dla uzyskania rozkoszy płciowej okolice ciała strefami erogennymi.
Cmokanie malutkich dzieci jest dobrym przykładem takiego autoerotycznego
zaspokojenia za pośrednictwem strefy erogennej. Pierwszy naukowiec, badający to
zjawisko, doktor Linder, określił je jako rozkosz płciową i wyczerpująco opisał przejście od
niego do innych, wyższych stopni zaspokojenia seksualnego. Innym sposobem osiągania
rozkoszy płciowej w tym okresie jest onanistyczne drażnienie narządów płciowych,
które ma tak olbrzymie znaczenie dla późniejszego życia i którego wiele osób nigdy się
całkowicie nie wyzbywa. Oprócz tych i innych czynności autoerotycznych przejawiają
się u dziecka już bardzo wcześnie te składniki popędu płciowego (libido), które za
przedmiot mają inną osobę. Popędy te występują parami, w antytezie, jako czynne i
bierne. Jako najbardziej reprezentacyjne dla tej grupy wymienię tu rozkosz odczuwaną
z zadawania bólu (sadyzm) i jej bierne przeciwieństwo (masochizm), dalej czynny popęd
do oglądania i bierny do pokazywania narządów płciowych. Podczas gdy z czynnej
odmiany tego ostatniego popędu wywodzi się żądza wiedzy, z biernej tworzy się pociąg
do artystycznych i aktorskich popisów. Inne czynności płciowe dziecka są już uzależnione
od wyboru przedmiotu, przy czym chodzi już głównie o drugą osobę, której znaczenie dla
dziecka bierze się zrazu z jego popędu samozachowawczego. Płeć nie ma jednak jeszcze w
tym okresie decydującego znaczenia, możemy więc każdemu dziecku, bez żadnej jego
krzywdy, przypisać także homoseksualne dążenia.
To tak bogate, lecz rozszczepione życie seksualne dziecka, w którym każdy składnik
popędu niezależnie od drugiego dąży do uzyskania rozkoszy, podlega zatem ujęciu i
zorganizowaniu w dwóch głównych kierunkach, tak że z zakończeniem dojrzewania
ostateczny charakter płciowy osoby jest już całkowicie ukształtowany. Z jednej strony owe
luźne popędy podporządkowują się hegemonii narządów płciowych, przez co całe życie
płciowe oddaje się na usługi funkcji rozrodczej, odtąd zaspokajanie tych popędów służy
niejako tylko przygotowaniu i ułatwieniu właściwego aktu seksualnego. Z drugiej zaś strony
wybór przedmiotu wypiera autoerotyzm, tak że odtąd w życiu miłosnym wszystkie składniki
popędu płciowego zaspokajane są przez kochaną osobę. Nie wszystkie jednak pierwotne
składniki popędu płciowego biorą udział w ostatecznym ukształtowaniu życia płciowego.
jeszcze przed okresem dojrzewania odbywa się bardzo energiczne tłumienie pewnych
popędów, a zarazem powstają siły psychiczne takie jak wstyd, wstręt, moralność, które
podtrzymują te stłumienia. Kiedy później, w okresie dojrzewania napływa fala
pożądania seksualnego, napotyka te psychiczne opory, jakby groble, które dla jej
odpływu wytyczają tzw. normalne koryto i uniemożliwiają odezwanie się stłumionych
popędów. Najgruntowniejszemu stłumieniu ulegają szczególnie dążenia koprofilne, tj.
CW4_Freud
Strona 18 z 24
pobudzenia płciowe związane z ekstrementami, ponadto przywiązania do osób,
pochodzące z czasów prymitywnego wyboru przedmiotów.
Panowie! Patologia ogólna twierdzi, że każdy proces rozwojowy zawiera w sobie
zarazem zarodki usposobienia patologicznego, o ile mianowicie ten rozwój zostanie
pohamowany, opóźniony lub przebiega niezupełnie. Temu samemu prawu podlega też rozwój
czynności seksualnych. Nie przebiega on u wszystkich osób bez kłopotów, a wówczas
pojawiają się albo nienormalości, albo też w drodze uwstecznienia, tak zwanej regresji,
skłonności do późniejszych zachorowań. Może się także zdarzyć, że nie wszystkie składniki
podporządkowują się hegemonii narządów płciowych, taki niezależnie pozostały popęd
rozwija się później w perwersję (zboczenie), która normalny cel seksualny zastępuje swoim
własnym. Zdarza się bardzo często, że autoerotyzm nie zostaje doszczętnie stłumiony, czego
dowodzą najróżniejsze wtórne zaburzenia. Podobnie też może utrzymać się traktowanie osób
obu płci na równi, z czego w wieku dojrzałym wynika skłonność do homoseksualizmu, która
może się spotęgować do wyłącznego homoseksualizmu. Przytoczone tu zaburzenia są
bezpośrednim zahamowaniem rozwoju funkcji seksualnej; należą tu dewiacje seksualne oraz
dość często spotykane ogólne dziecięctwo (infantilismus) życia płciowego.
Skłonność do neuroz wyprowadza się natomiast w inny sposób z uszkodzenia
rozwoju płciowego. Neurozy tak się mają do zboczeń, jak negatyw do pozytywu;
odkrywamy, że te same czynniki popędowe są w nich aktywne, co w zboczeniach, ale ich
działalność prowadząca do powstania zespołów i objawów pochodzi z nieświadomości.
Doznały więc wprawdzie stłumienia, mimo to jednak utrzymały się w pełni w
nieświadomości. Psychoanaliza poucza nas, że zbyt silne przejawy tych popędów w bardzo
wczesnym wieku prowadzą do częściowego przytwierdzenia (Fixierung), które w układzie
funkcji seksualnej stanowi niejako nadwyrężone miejsce. Jeżeli normalne działanie funkcji
seksualnej napotyka w wieku dojrzałym na przeszkody, wówczas w tym właśnie miejscu
może to rozwojowe stłumienie zostać udaremnione, a wtedy może odżyć to dziecięce
przytwierdzenie.
Spotka mnie może teraz zarzut, że to wszystko nie jest seksualizmem i że stosowałem
ten w zakresie o wiele szerszym, niż zazwyczaj się go pojmuje. Przyznaję to. Należałoby
jednak zapytać, czy nie pojmuje się go zbyt wąsko, ograniczając tylko do dziedziny
rozrodczej. Zatracamy wówczas zrozumienie zboczeń, związek między zboczeniem, neurozą
i normalnym życiem płciowym, i nie potrafimy dokładnie ocenić, co właściwie znaczą te
psychiczne i fizyczne zaczątki życia erotycznego u dzieci, które wszak tak łatwo obserwować.
Jakiekolwiek mielibyście jednak Państwo zająć stanowisko co do użycia tego wyrazu, proszę
pamiętać, że psychoanalityk pojmuje seksualizm w tym pełnym znaczeniu, do którego
dochodzi przez uwzględnienie dziecięcej płciowości. Powróćmy jednak jeszcze do rozwoju
płciowości u dziecka. Musimy wiele uzupełnić, ponieważ dotychczas zwracałem uwagę
bardziej na psychiczne przejawy życia płciowego. Pierwotny wybór przedmiotu pada przede
wszystkim na osoby pielęgnujące dziecko; jest więc motywowany przez popęd
samozachowawczy; wkrótce jednak przenosi się na rodziców. Bezpośrednia obserwacja
dzieci oraz późniejsze analityczne badanie dorosłych wskazują zgodnie, że stosunek dzieci do
rodziców nie jest wolny od zabarwienia płciowego. Dziecko czyni oboje rodziców, a
szczególnie jedno z nich, przedmiotem swych życzeń erotycznych. Zazwyczaj dają mu do
tego pobudki rodzice, których czułość ma bardzo wyraźne cechy czynności płciowych, co
prawda pohamowanych w ostatecznych celach. Ojciec z reguły wyróżnia córkę, matka
syna; dziecko reaguje na to w ten sposób, że syn pragnie zająć miejsce ojca, córka zaś
miejsce matki. Uczucia, które wskutek tego wyłaniają się w stosunkach między rodzicami a
dziećmi, a także między rodzeństwem, posiadają tak dodatnie, czyli czułe, jak ujemne, to
znaczy wrogie, zabarwienie. Wytworzony w ten sposób zespół skazany jest wprawdzie na
prędkie stłumienie, jednak także z nieświadomości wywiera jeszcze ogromne i trwałe
CW4_Freud
Strona 19 z 24
działanie. Należy przypuścić, że stanowi on wraz ze swoimi rozgałęzieniami jądro
(Kernkomplex) każdej neurozy; spotykamy go ponadto i w innych dziedzinach życia
psychicznego, gdzie wywiera nie mniejszy wpływ. Podanie o królu Edypie, który zabija
swego ojca i poślubia matkę, jest takim mało zmienionym przejawem dziecięcego życzenia,
który w wieku dojrzalszym przycicha wobec ciążącego na nim piętna kazirodztwa. “Hamlet”
Shakespeare'a również wysnuty jest z zespołu kazirodczego, choć co prawda bardziej
osłoniętego.
W tym czasie, kiedy dziecko znajduje się jeszcze pod panowaniem tego nie
stłumionego zespołu, duża część jego intelektu idzie na usługi płciowości. Zaczyna ono
dociekać, skąd biorą się dzieci i przy pomocy nasuwających mu się oznak odgaduje z
rzeczywistości znacznie więcej niż przypuszczają dorośli. Zazwyczaj to zainteresowanie
odzywa się w nim po przyjściu na świat następnego dziecka, w którym dopatruje się zrazu
tylko współzawodnika, zagrażającego mu materialnie. Pod wpływem odzywających się w
nim składników popędowych tworzy ono cały zespół “dziecięcych teorii seksualnych”. Tak
np. przypisuje obu płciom takie same męskie narządy płciowe, sądzi, że dzieci poczynają się
przez jedzenie a rodzą przez odbytnicę, wyobraża sobie stosunek płciowy jako akt wrogi,
trochę jak pokonanie w walce. Jednak niegotowość jego własnego układu seksualnego oraz
luka w wiadomościach spowodowana głównie nieznajomością żeńskich narządów płciowych
“zniewalają” dziecko do zaniechania tych dociekań, nie przynoszących rezultatów. Ale sam
fakt tego dociekania i wynikające z niego poszczególne teorie mają istotne znaczenie dla
ukształtowania charakteru dziecka oraz dla treści jego późniejszej choroby nerwowej. Jest
rzeczą nieuniknioną i najzupełniej normalną, że dziecko czyni swoich rodziców
przedmiotem swojej pierwszej miłości. Jego żądza nie powinna jednak zostać
przytwierdzona do tych pierwszych przedmiotów, lecz powinna je wziąć później tylko za
wzór i spłynąć do nich w czasie ostatecznego wyboru przedmiotu na obce osoby. Wyzwolenie
się (Ablösung) dziecka od rodziców jest więc nieuniknionym zadaniem, jeśli społeczna
sprawność młodej osoby nie ma być zagrożona. W czasie, kiedy przez stłumienie dokonuje
się wybór między składnikami seksualizmu, i później, kiedy zmniejsza się wpływ rodziców,
przez który głównie dokonywało się to stłumienie, przypadają wychowaniu wielkie zadania,
które spełnia się teraz nie zawsze niestety w rozumny i nienaganny sposób.
Proszę nie sądzić, że przez te wywody o życiu płciowym i psychoseksualnym dziecka
zanadto odbiegliśmy od psychoanalizy i od naszego tematu — leczenia zboczeń nerwowych.
Leczenie psychoanalityczne jest przecież prowadzonym dalej wychowaniem w celu usunięcia
pozostałości wieku dziecięcego.
Wykład V
Zagadnienia: Regresja. Życie w fantazji. Neuroza i sztuka. Przeniesienie. O zarzutach
przeciw stosowaniu psychoanalizy.
Panie i Panowie! Wskutek odkrycia płciowości dziecięcej oraz wyprowadzenia
objawów neurotycznych ze składników popędu płciowego wyłoniło się kilka zupełnie dla nas
nieoczekiwanych poglądów na istotę i dążenia chorób neurotycznych. Widzimy, że ludzie
zapadają na chorobę, jeżeli wskutek zewnętrznych przeszkód lub też wewnętrznego
braku przystosowania nie mogą zaspokoić swoich potrzeb erotycznych w rzeczywistości.
Widzimy, że uciekają się do choroby, by z jej pomocą znaleźć zastępcze zaspokojenie w
miejsce uniemożliwionego. Widzimy dalej, że objawy chorobowe zawierają część lub też
całe życie seksualne danej osoby, i uważamy, że to odsunięcie go od rzeczywistości jest
głównym dążeniem, ale też i główną szkodliwością choroby. Domyślamy się więc, że opór
naszych chorych przed przywróceniem ich do zdrowia nie jest prosty, ale ma wiele powodów.
CW4_Freud
Strona 20 z 24
Nie dość, że jaźń chorego broni się przed porzuceniem stłumień, za pomocą których
wyodrębniła się przecież z pierwotnego założenia, ale też popędy płciowe niechętnie
rezygnują ze swojego zastępczego zaspokojenia, dopóki nie jest pewne, czy rzeczywistość
dostarczy im coś lepszego.
Ucieczka od rzeczywistości nie dającej zadowolenia do tego, co wskutek biologicznej
szkodliwości nazywamy chorobą, co jednak dla chorego łączy się zawsze z bezpośrednią
rozkoszą, dobywa się w drodze rozwoju wstecznego (regresji), to jest powrotu do
wcześniejszych faz życia płciowego, którym nie brakło zaspokojenia. Regresja ta jest
podwójna: w czasie, bo żądza, potrzeby erotyczne, powracają do wcześniejszych stopni
rozwoju, i w formie, bo wyraża się pierwotnymi i prymitywnymi środkami psychicznymi.
Oba rodzaje regresji sięgają jednak aż do dzieciństwa i zbiegają się, by przywrócić dziecięcy
stan życia płciowego.
Im głębiej wnikamy w patogenezę choroby nerwowej, tym bardziej ujawni się nam
związek między neurozami a innymi najcenniejszymi nawet wytworami duszy ludzkiej. Każe
to nam pamiętać o tym, że my, ludzie, na skutek wysokich wymogów naszej kultury oraz
wewnętrznych stłumień ogólnie odkrywamy, że rzeczywistość nie jest zadowalająca;
dlatego też wiedziemy życie fantazji, a wytwarzając w niej spełnione pragnienia,
wyrównujemy w ten sposób braki rzeczywistości. Te fantazje zawierają w sobie wiele
istotnych, konstytucjonalnych pierwiastków danej osobowości, a także wiele jej
stłumionych uczuć, które zaginęły dla rzeczywistości. Tego, komu przez pracę udaje się
zamienić w rzeczywistość pragnienia swojej fantazji, uważamy za człowieka
energicznego i mającego powodzenie. Tam, gdzie się to nie udaje, wskutek oporu świata
zewnętrznego i niedomagań osoby, zachodzi odwrócenie się od rzeczywistości; osoba
cofa się do bardziej zadowalającego świata swojej fantazji, której zawartość w razie
choroby przekształca w objawy chorobowe. W pewnych pomyślnych warunkach ktoś może
znaleźć jeszcze inną drogę od tych fantazji do rzeczywistości, zostać jej obcym na zawsze
przez regresję do dzieciństwa. Jeżeli osoba poróżniona z rzeczywistością ma talent
artystyczny, będący dla nas jeszcze zagadką psychologiczną, może ona wówczas
przekształcić swoje fantazje nie w objawy, lecz w dzieła sztuki, uniknąć w ten sposób
neurozy i na tej drodze przywrócić swój stosunek do rzeczywistości. Tam jednak, gdzie przy
zbuntowaniu się przeciw rzeczywistości brak tego cennego daru lub jest on niewystarczający,
tam staje się rzeczą nieuniknioną, że żądza, idąc śladem fantazji, dochodzi drogą regresji
do ożywienia dziecięcych pragnień a więc do neurozy. Neuroza zastępuje w naszych
czasach klasztory, do których wycofywali się wszyscy ci, których życie rozczarowało, lub
też ci, którzy wobec życia czuli się słabi. Proszę pozwolić, bym zaznaczył w tym miejscu
główny rezultat naszych psychoanalitycznych badań nad neurotykami, to mianowicie, że
neurozy nie mają swoistej treści psychicznej, której nie moglibyśmy odnaleźć także u ludzi
zdrowych, lecz, jak się wyraził C. G. Jung, chorują oni wskutek tych samych kompleksów, z
którymi także i my, zdrowi, walczymy. Zależy od względów natury ilościowej, od
wzajemnego stosunku spierających się sił, czy walka ta zakończy się zdrowiem, neurozą,
bądź też, jak np. u artysty, doprowadzi do rezultatów przechodzących zwykłą miarę.
Panie i Panowie! Nie podzieliłem się jeszcze z Wami najważniejszym spostrzeżeniem,
które potwierdza nasze przypuszczenia co do seksualnych pobudek w neurozie. Za każdym
razem, kiedy leczymy chorego nerwowo przy pomocy psychoanalizy, występuje u niego
zadziwiające zjawisko, tzw. przeniesienie (Übertragung), które polega na tym, że odnosi się
on do lekarza z nadmiarem serdecznych uczuć, często zmieszanych z wrogością. Nie znajdują
one żadnego uzasadnienia w rzeczywistym stosunku tych dwóch ludzi, tak że sądząc po
szczegółach, w jakich się przejawiają, musimy je wyprowadzić z owych dawnych i popadłych
w nieświadomość pragnień chorego. Tę więc część swoich uczuć, których nie może sobie
przypomnieć, chory przeżywa na nowo w swoim stosunku do lekarza i dopiero przez to
CW4_Freud
Strona 21 z 24
ponownie przeżywanie w “przeniesieniu” przekonuje się o istnieniu i nasileniu tych
nieświadomych pobudek psychicznych. Podobnie jak w procesie chemicznym w wysokiej
temperaturze osad przechodzi w roztwór, tak objaw, który jest osadem dawniejszych przeżyć
miłosnych (w najszerszym ich znaczeniu), także może w wysokiej temperaturze przeniesienia
zniknąć i zmienić się w inne twory psychiczne. Lekarz w tej reakcji, według doskonałego
porównania S. Ferenczi, pełni rolę katalitycznego fermentu, który porywa ku sobie
oswobodzone przez ten proces wzruszenia. Badanie przeniesienia daje nam klucz do
zrozumienia sugestii hipnotycznej, którą posługiwaliśmy się zrazu jako środkiem
technicznym do badania nieświadomości u naszych chorych. Hipnoza okazała się wówczas
pomocniczym środkiem leczniczym, zarazem jednak także przeszkodą do naukowego
poznania stanu rzeczy, bo usuwała wprawdzie opory psychiczne z pewnego terenu, lecz tylko
po to by nagromadzić je na jego granicach jako nieprzebyty wał ochronny. Proszę zresztą nie
sądzić, że zjawisko przeniesienia, którego niestety nie mogę tu obszerniej omówić, powstaje
wskutek leczenia psychoanalitycznego. Przeniesienie występuje samoistnie we wszystkich
stosunkach i tym silniej oddziałuje, im mniej hamuje się jego istnienie. Psychoanaliza więc
nie wytwarza go, lecz osłania je tylko przed świadomością i włada nim, by zdarzenia
psychiczne skierować ku pożądanemu celowi. Nie mogę jednak porzucić tematu
przeniesienia, nim nie zaznaczę, że zjawisko to stanowi nie tylko o przekonaniu chorego, lecz
także lekarza. Wiem, że dopiero doświadczenia nad przeniesieniem przekonały moich
zwolenników o słuszności mych twierdzeń o patogenezie neuroz, i bardzo dobrze rozumiem,
że nie można urobić sobie pewnego sądu, póki samemu nie stosowało się psychoanalizy,
zatem nie obserwowało się skutków przeniesienia.
Panie i Panowie! Sądzę, że ze strony intelektu zachodzą dwie ważne przeszkody dla
uznania psychoanalitycznych poglądów. Po pierwsze, nie przywykliśmy liczyć się ze ścisłym
uwarunkowaniem, które w życiu psychicznym każdego panuje bez żadnego wyjątku, po
drugie, nieznane są właściwości jakie nieświadome zdarzenia psychiczne odróżniają od
znanych nam świadomych. Jeden z najbardziej rozpowszechnionych oporów przed
psychoanalizą — tak u chorych, jak zdrowych — pochodzi właśnie z tego drugiego czynnika.
I tak, ludzie obawiają się, że psychoanaliza może przynieść szkodę, lękają się wprowadzić do
świadomości chorego jego stłumione poglądy seksualne, tak, jakby związane było z tym
niebezpieczeństwo, że mogłyby one pogwałcić jego wyższe dążenia etyczne i pozbawić go
jego kulturowych zdobyczy. Widzą, że chory ma rany w swym życiu psychicznym, nie śmią
jednak ich dotknąć, by nie spotęgować jego cierpień. Trzymajmy się tego porównania.
Niewątpliwie oględniej jest nie dotykać bolących miejsc, jeżeli nic innego się tym nie sprawi,
jak tylko ból. Wiadomo jednak, że chirurg nie może nie badać i nie dotykać ogniska choroby,
skoro zamierza wykonać zabieg, który ma zapewnić trwałe uleczenie. Nikt nie myśli go winić
za nieuniknione dolegliwości badania lub operacji, jeżeli tylko osiąga ona swój cel i chory,
choćby przez czasowe pogorszenie swego stanu, dochodzi do ostatecznej poprawy. Podobnie
rzecz się ma z psychoanalizą, rości ona sobie te sama prawa; pomnożenie dolegliwości
chorego podczas leczenia jest przy dobrej technice nierównie mniejsze, niż czyni to chirurg, i
nie wchodzi w ogóle w grę wobec doniosłości zasadniczego cierpienia. Obawa zniszczenia
kulturowego charakteru przez oswobodzone popędy jest natomiast zupełnie
nieuzasadniona. Nie uwzględnia ona bowiem tego, co wykazały nasze doświadczenia, z
wszelką pewnością, a mianowicie, że psychiczna i fizyczna potęga pragnienia — skoro
nie udało się go stłumić jest o wiele większa, jeżeli jest ono nieświadome, niż wtedy,
kiedy jest nam świadome, tak że przez uświadomienie może ono tylko stracić na swym
nasileniu. Niemożliwe jest wywieranie jakiegokolwiek wpływu na życzenie nieświadome,
tak że jest ono zupełnie niezależne od dążeń przeciwnych; świadome życzenie może
natomiast zostać pohamowane przez wszystkie inne świadome, sprzeczne z tym pragnieniem
CW4_Freud
Strona 22 z 24
dążenia. Tak więc psychoanaliza, wchodząc w miejsce bezcelowego stłumienia, służy właśnie
najwyższym i najcenniejszym dążeniom kulturowym.
Jakie są właściwie losy tych oswobodzonych przez psychoanalizę, nieświadomych
pragnień i za pomocą jakich środków możemy je uczynić nieszkodliwymi dla danej osoby?
Takich sposobów mamy więcej. Najczęstszy jest ten rezultat, że już podczas analizy
poprawna czynność psychiczna prądów dodatnich prowadzi do pochłonięcia tych sprzecznych
z nimi oswobodzonych popędów. Stłumienie zostaje zastąpione przez potępienie, dokonane
przy pomocy znakomitych środków. Jest to możliwe dlatego, że w największej części mamy
usunąć ze swej jaźni tylko pozostałości z o wiele wcześniejszego okresu jej rozwoju.
Wówczas osoba zdobyła się tylko na stłumienie nieużytecznego popędu dlatego, że sama
wówczas była jeszcze niezupełnie zorganizowana i wątła; teraz, będąc już dojrzałą i
silną potrafiła już nad tym wrogiem nienagannie zapanować. Drugim wynikiem
psychoanalizy jest to, że po odsłonięciu nieświadomych popędów można zrobić z nich
dobry użytek, jak właściwie powinno mieć to miejsce przy prawidłowym rozwoju.
Doszczętne wytępiene dziecięcych pragnień nie jest bowiem wcale idealnym celem rozwoju.
Neurotyk poprzez swe stłumienia postradał wiele źródeł psychicznej energii, których
dopływy byłyby bardzo cenne dla rozwoju jego charakteru oraz sprawności życiowej.
Znany nam jest o wiele korzystniejszy proces rozwojowy, tzw. uwznioślenie (Sublimierung),
przez który energia pragnień dziecięcych nie zostaje odcięta, lecz zużytkowana, a to w ten
sposób, że tym poszczególnym dążeniom, w miejsce nieużytecznego, wytycza się cel wyższy,
ewentualnie nieseksualny. A właśnie składniki popędu płciowego odznaczają się szczególną
podatnością na uwznioślenie, do zamiany swojego seksualnego celu na bardziej oddalony od
pierwotnego i posiadający większą wartość społeczną. Uzyskanej stąd energii zawdzięczamy
prawdopodobnie nasze najwyższe kulturowe zdobycze.
Wcześnie dokonane stłumienie uniemożliwia uwznioślenie stłumionego popędu; po
zniesieniu stłumienia otwiera się przed nami droga do uwznioślenia.
Nie zapomnijmy wziąć pod uwagę trzeciej jeszcze możliwości wyniku psychoanalizy.
Pewna część stłumionych pożądań erotycznych ma prawo do bezpośredniego zaspokojenia i
powinna je znaleźć w życiu. Nasze wymogi kulturowe czynią dla przeważającej większości
ludzi życie zbyt ciężkim. Popierają one przez to odwrócenie się od rzeczywistości i powstanie
neuroz, nie zyskując przez ten nadmiar stłumienia seksualnego żadnych korzyści dla kultury.
Nie wolno nam tak bardzo się wywyższać, byśmy zupełnie nie dbali o pierwotną, zwierzęcą
stronę naszej natury, a zarazem nie wolno nam zapominać, że nie można osobistego szczęścia
wykreślić z zadań naszej kultury. Plastyczność składników popędu seksualnego,
przejawiająca się w ich podatności na uwznioślenie, stanowi wprawdzie wielką pokusę, by
przez coraz dalej postępujące uwznioślenie ich uzyskiwać coraz wyższe wartości kulturowe.
Podobnie jednak jak w naszych maszynach liczmy na to, że tylko pewna część wytworzonego
ciepła przeistoczy się w pożyteczną pracę mechaniczną, tak samo nie powinniśmy dążyć do
odwrócenia popędu płciowego, w całym jego zakresie, od jego swoistych celów. To nie może
się udać, a zbyt daleko posunięte ograniczanie seksualizmu jest niejako gospodarką
rabunkową, pociągającą za sobą nieobliczalne szkody.
Nie wiem, czy przestroga, którą mam zamiar zakończyć, nie będzie mi poczytana za
zarozumiałość. Ośmielam się tylko pośrednio wyrazić swoje przekonanie i opowiem w tym
celu starą anegdotę. W literaturze niemieckiej znane jest miasteczko Schilda, o którego
mieszkańcach opowiadają najrozmaitsze kawały. I tak, podanie mówi, że mieszkańcy Schildy
mieli konia, którego sprawność bardzo ich zadowalała i któremu tylko to mieli do zarzucenia,
że zjada zbyt wiele drogiego owsa. Postanowili więc w oględny sposób oduczyć go tego
zwyczaju. W tym celu zmniejszali codziennie jego porcję o kilka ździebeł, by przyzwyczaić
go do zupełnej wstrzemięźliwości. Przez jakiś czas szło doskonale, koń poprzestawał już
tylko na jednym źdźble dziennie; następnego dnia miał już nareszcie pracować zupełnie bez
CW4_Freud
Strona 23 z 24
owsa. Jednak rankiem tego dnia to podstępne zwierzę znaleziono bez życia. A obywatele
Schildy zachodzili w głowę, dlaczego ta śmierć nastąpiła. My jesteśmy skłonni do
przypuszczenia, że koń zagłodził się na śmierć.
Dziękuję Państwu za zaproszenie mnie i za uwagę, jaką darzyliście moje wywody.
CW4_Freud
Strona 24 z 24