Fiebag Tajne oredzie fatimskie

background image

Świat nie jest absurdalny. Nie jest tak, że umysł nie potrafi go zrozumieć. Przeciwnie:

może umysł ludzki już zrozumiał świat, ale jeszcze o tym nie wie...

L. Pauwels i J. Bergier, Aufbruch ins dritte Jahrtausend

Dzieje rodzaju ludzkiego są ciągłą walką pomiędzy ciemnością a światłem. Dlatego

kłótnie o korzyści poznania nie mają sensu: człowiek chce poznawać. Jeśli przestanie,
nie będzie już człowiekiem.

Fridtjof Nansen

Fatima nie powiedziała światu swego ostatniego słowa Od pierwszego dnia rozwija

się religijna żarliwość; cud staje się większy, tajemnica objawia...

Kardynał Cerejeira

Cuda nie zdarzają się w sprzeczności z naturą, lecz w sprzeczności z tym, co nam

jest w naturze znane.

Św. Augustyn

Kto wie, co drzemie za kulisami dziejów?
Fryderyk Schiller, Don Carlos

Przedmowa

W czerwcu 1985 roku byłem w Fatimie. W miesiącach letnich zajmowałem się

sprawami zawodowymi w Hiszpanii, rękopis niniejszej książki był już w zasadzie
ukończony, ja zaś odczułem wewnętrzną potrzebę pojechania do Portugalii, zobaczenia
tego kraju, tej miejscowości i stanięcia choć raz dokładnie w miejscu, gdzie prawie
siedemdziesiąt lat temu wszystko się wydarzyło.

Co stało się w 1917 roku w Fatimie? Chodzi mi o to, co stało się naprawdę? Zgodnie z

wersją tradycyjną, oficjalnie uznaną i reprezentowaną przez Kościół katolicki, w Fatimie
objawiła się Matka Boska, tak jak wcześniej objawiała się w Lourdes i w wielu innych
miejscach Ziemi. Krytycy, którzy z reguły tylko bardzo powierzchownie zajmowali się
niezwykle skomplikowaną i wielowarstwową tematyką objawień maryjnych (lub
przynajmniej twierdzą, że się nią zajmowali), tłumaczą je halucynacjami, zbiorową
psychozą oraz jakimiś duchowo-umysłowymi procesami w ludzkim mózgu, nie odnosząc
ich jednak do zdarzeń z otaczającej nas rzeczywistości. Zasadniczo nie podzielam tych
opinii. Jak to często bywa, także i tu niezbędna jest wielostronna obserwacja i analiza.
Być może, niektóre przypadki (jak z Carabandal) da się wyjaśnić w ten sposób, wiele
jednak ma zdecydowanie inną wymowę.

1

background image

Jeżeli jednak objawienia maryjne są rzeczywistymi i nie urojonymi wytworami fantazji

dzieci w okresie dojrzewania lub jeszcze młodszych, to jaka tajemnica kryje się za tym?
Czy jest to rzeczywiście Maria, matka Jezusa, która od stuleci „objawia się" na całym
świecie, głosi na ogół mało konkretne przepowiednie o końcu świata i znika? Już przed
stuleciami takie zjawisko ostrzegało przed rychłym końcem świata – „kielich wkrótce się
przepełni", a przed 25 laty oznajmiło – „kielich się przepełnił", ale jak dotąd koniec świata
nie nastąpił. Dlaczego w większości przypadków Maria kieruje swoje orędzie do mało
wykształconych dzieci, które rzadko są w stanie zrozumieć, co dzieje się wokół nich i z
nimi? Dlaczego porozumiewanie się „widzących" ze zjawiskiem jest często tak
nieefektywne, że dla wyjaśnienia im sensu i treści posłania konieczna jest większa liczba
objawień. Czy nie byłoby rozsądniej przekazać je rządzącym tym światem, zamiast
wybierać drogę okrężną?

W dyskusjach o objawieniach często wysuwa się argument, który na pierwszy rzut oka

wydaje się logiczny: jakie jest „naturalne" wyjaśnienie dla licznych cudownych uzdrowień
w Lourdes czy Fatimie, jeżeli Matka Boska tam się nie objawiła? Jak sądzę, należy sobie
wyjaśnić, że w istocie mamy tu do czynienia z dwiema zupełnie różnymi sprawami. Z
jednej strony jest to pojawianie się postaci kobiecej, której zamiarem z reguły jest
przekazanie określonego posłania (chyba że postać jest niema). Uleczenie chorych
nigdy nie jest jej zasadniczym celem. Przeciwnie, nie ma ani jednego znanego
przypadku, aby zjawa – na przykład – pochyliła się nad chorym i go leczyła.

Cudowne uleczenia to zupełnie inna sprawa. Zdarzają się spontanicznie podczas

samych objawień (ale tylko podczas ich serii) lub po objawieniach, tzn. w bezpośrednim
sąsiedztwie miejsca objawienia. Nie ma jednak żadnego dowodu, ba, nawet
poważniejszej poszlaki, że istnieje związek przyczynowy między nimi a postacią Marii.
Nie wiemy, jak właściwie dochodzi do tak zwanego cudownego uleczenia. Mocna
postawa oczekiwania i intensywna nadzieja na cud spowodowały z pewnością większość
uzdrowień. W psychologii fenomen ten znany jest jako self-fullfilling prophecy
(samospełniająca się przepowiednia). Inne uzdrowienia mogą być też wywołane przez
nie zbadane dotąd zjawiska, które może wytłumaczyć parapsychologia. Może istnieje
coś takiego jak „pole mentalne", wywoływane przez ogół wiernych w miejscu pielgrzymki
tym, że są oni przekonani o cudach w danym miejscu. Być może takie pola powodujące
uzdrowienia istnieją.

W sprawie cudownych uzdrowień jedno nie powinno nas zmylić. Wszystkie

wykazywane na odpowiednich listach uzdrowienia dotyczą takich chorób, jak: gruźlica,
ślepota, zapalenie opon mózgowych, zapalenie opłucnej, paraliż itd. Nie było ani jednego
przypadku odrośnięcia amputowanej nogi czy też odzyskania mowy i słuchu przez
głuchoniemego od urodzenia. Skąd ta selekcja? Gdyby rzeczywiście chodziło o „cuda" w
klasycznym rozumieniu, podobny wybór nie byłby zrozumiały. A więc cuda zdarzają się
tylko w określonych, wyznaczonych ramach, tzn. w chorobach, których uleczenie może
być wytłumaczone wspomnianymi przyczynami: wiarą i oczekiwaniem. Weźmy do ręki
Nowy Testament i przeczytajmy z Ewangelii św. Marka. Jezus nie mówi tam „pomogłem
ci" lub „Bóg cię uzdrowił", ale: „Córko, wiara twoja uzdrowiła cię" (Mar. 5, 34) i „Idź, wiara

2

background image

twoja uzdrowiła cię" (Mar. 10, 52). Najdobitniej podkreśla Jezus moc wiary w Ewangelii
św. Mateusza: „Wtedy przystąpili uczniowie do Jezusa na osobności i powiedzieli:
Dlaczego my nie mogliśmy go wypędzić? A On im mówi: Dla niedowiarstwa waszego. Bo
zaprawdę powiadam wam, gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, to
powiedzielibyście tej górze: Przenieś się stąd tam, a przeniesie się, i nic niemożliwego
dla was nie będzie. Ale ten rodzaj nie wychodzi inaczej, jak tylko przez modlitwę i post"
(Mat. 17, 19-21).

W zasadzie jest to właśnie zjawisko, o którym wcześniej pisałem. Cudowne uleczenia

nie są powodowane działaniem Boga, Jezusa czy Marii, ale tylko i wyłącznie wiarą w te
działania. Spostrzeżenie to uważam za bardzo ważne i godne podkreślenia, bo pomoże
nam w obiektywnej ocenie i w lepszym zrozumieniu wydarzeń zachodzących przed i po
objawieniu maryjnym.

Jeżeli więc to nie Maria objawiła się w Fatimie, Lourdes i w innych miejscach, to w

takim razie kto lub co? W książce tej spróbowałem przedstawić całkowicie nową
odpowiedź na to pytanie, w tak szczegółowej i obszernej formie. O ile wiem, istnieją
nieliczne krótkie artykuły i wzmianki we francuskich i angielskich publikacjach (np. B.
Vallée The Invisible College), zajmujących się jednak tym tematem tylko na marginesie.
Przyznaję, że proponowane przeze mnie wyjaśnienia problemu nie tłumaczą wszystkich
fenomenów i nie odpowiadają na wszystkie pytania. Ale wierzę, że jeśli pójdziemy tym
tropem, to otrzymamy niezwykły instrument, który pewnego dnia może okazać się
pomocny w poznaniu pełnej prawdy. I właśnie to wydaje mi się potrzebniejsze dzisiaj niż
kiedykolwiek.

Johannes Fiebag

Wurzburg, czerwiec 1986

Wstęp

„Kto chce się rozwijać, musi wpierw nauczyć się wątpić, gdyż wątpliwość ducha
prowadzi do odkrycia prawdy."

Arystoteles


Znane są najróżniejsze przepowiednie końca świata. Od biblijnego Objawienia św.

Jana, przez Nostradamusa, aż do licznych proroctw religijnych, pseudoreligijnych lub
wypowiedzi spekulujących na sensacjach proroków, wizjonerów i szarlatanów,
przedstawiających różne domniemane czy urojone apokalipsy. Dziś dochodzą do tego
naukowo upiększone czy umotywowane politycznie histerie czasu zagłady, widzące
Czarnego Piotrusia odpowiedzialnego za całe zło w technice, wmawiające pozostałej
części ludzkości nieuchronność globalnej śmierci i nie widzące alternatywy ani dla
straszliwego szybkiego końca, ani dla strachu bez końca.

3

background image

W historii ludzkości przepowiadano już wiele końców świata. Po raz pierwszy,

przynajmniej w europejskim kręgu kulturowym, miała to być noc sylwestrowa 999-1000.
Ledwie możemy dziś zrozumieć, co się wtedy stało. A może po prostu powstał ruch „No-
Future". Od wielu lat panował głód i bezrobocie, w ciężkie zimy brakowało drewna na
opał, a najpotrzebniejsze produkty spożywcze wciąż drożały. Ale nikomu nie chciało się
nawet kiwnąć palcem, bo i po co? Czyż w Biblii nie napisano wyraźnie o walce Michała
Archanioła z szatanem: „I pochwycił smoka, węża starodawnego, którym jest diabel i
szatan, i związał go na tysiąc lat. I wrzucił go do otchłani i zamknął ją, i położył nad nim
pieczęć, aby już nie zwodził narodów, aż się dopełni owych tysiąc lat. Potem musi być
wypuszczony na krótki czas" (Obj. 20, 2-3). To miało nastąpić. Nikomu chyba poważnie
nie przeszkadzało, że Jezus sam powiedział: „Ale o tym dniu i godzinie nikt nie wie: ani
aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec" (Mar. 13, 32). Kolumny umartwiających się
pokutników rozbiegły się po Europie, szerząc smutek i przygnębienie (obok dżumy i
cholery). Nieliczni, którzy nie dali się zwariować agonią, obejmującą cały świat zachodni,
i starali się zachować rozsądek, nie byli z pewnością dość silni czy zdolni do walki z tymi
bredniami. Pozostało im jedno: przeczekać.

I nadszedł rok 1000 i nic się nie zdarzyło! Rankiem 1 stycznia 1000 roku słońce jak

zawsze wzeszło na wschodzie, nie otworzyły się bramy piekieł, nie zagrzmiały z nieba
apokaliptyczne trąby i nie zostali wskrzeszeni umarli. Życie toczyło się dalej, tak jak
dotychczas.

Wciąż powtarzały się podobne, nie tak jednak radykalne zapowiedzi zagłady świata.

Nie jest od nich wolne i nasze stulecie. Ponowne pojawienie się na niebie komety
Halleya w 1910 roku przeraziło pół świata. A kiedy dwaj brytyjscy badacze zapowiedzieli
na 1982 rok tzw. „efekt Jowisza", rzadką w Układzie Słonecznym konstelację, gdy
większość planet ustawi się jakby w szeregu, to nawet nasi „oświeceni" współcześni
uwierzyli w zbliżające się trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów, przesunięcia biegunów i
wielkie katastrofy klimatyczne.

Następną „podejrzaną" datą był rok 1988, kolejną – jakże inaczej – będzie przełom

stulecia. Jednak i po 1 stycznia 2000 roku słońce będzie dalej wschodzić, nie zobaczymy
apokaliptycznych jeźdźców wymachujących trąbami, a groby się nie otworzą.

Mimo przeciwnych twierdzeń określonych kręgów uważam, że zarówno globalna

katastrofa środowiska, jak i trzecia wojna światowa są nieprawdopodobne. Oczywiście,
nie możemy tych niebezpieczeństw bagatelizować czy ignorować, ale historia pokazała,
że w ciągu dziejów człowiek stale potwierdzał swoją umiejętność rozpoznawania
kryzysów, stawiania czoła niebezpieczeństwom i pokonywania przeszkód.

Jeśli jednak zechcemy widzieć wszystko w czarnych barwach, to wcześniej czy

później staniemy się ofiarą własnego pesymizmu: po co się męczyć, jeśli za kilka lat i tak
będzie po wszystkim? Jest to dokładnie takie samo zachowanie, jak zachowanie
wyśmiewanych przez nas ludzi z 999 roku. Tylko, że leżenie z założonymi rękami
miałoby w dzisiejszych czasach bardziej katastrofalne następstwa niż przed tysiącem lat.

4

background image

Ale co mamy myśleć o tych wszystkich proroctwach sprzed wielu, wielu lat,

zapowiadających koniec świata? Jak to jest właściwie z przepowiednią przekazaną przed
siedemdziesięciu laty trójce dzieci w Portugalii przez postać, która „jednak musiała to
wiedzieć", przez Matkę Boską?

Od początku lat sześćdziesiątych znana jest, choć tylko we fragmentach, wersja

słynnej „trzeciej części orędzia", którą przekazano dzieciom z Fatimy w 1917 roku
(wrócimy jeszcze do okoliczności tego posłania i jego zwiastowania). W proroctwie tym,
przez wielu uważanym za autentyczne, powiedziano dosłownie:

„Na całą ludzkość przyjdzie wielka kara, jeszcze nie dziś i nie jutro, ale w drugiej

połowie dwudziestego wieku... Nigdzie nie ma porządku. Nawet na najwyższych
szczeblach władzy panuje szatan i decyduje o wszystkim. Zdoła wniknąć nawet na
najwyższe urzędy kościelne. Będzie umiał opętać umysły wielkich naukowców, którzy
wynajdą broń zdolną w kilka minut zniszczyć połowę ludzkości! Opanuje przywódców
narodów, a oni zlecą jej produkcję na wielką skalę. Jeśli ludzkość temu się nie sprzeciwi,
nie będę mogła powstrzymać ręki sprawiedliwości mego Syna, Jezusa Chrystusa.
Spójrzcie, Bóg ukarze wtedy ludzi surowiej i dotkliwiej, niż ukarał ich kiedyś potopem. Ale
także dla Kościoła nadejdzie czas najcięższej próby. Kościół pogrąży się w mroku, a
świat wielce się przerazi, wielka wojna rozpęta się w drugiej połowie dwudziestego
wieku. Ogień i dym spadną wówczas z nieba, woda z oceanów wyparuje, piana z sykiem
uderzy w niebo i przewróci się wszystko, co stoi. Miliony, wiele milionów ludzi zginie z
godziny na godzinę, a ci, którzy przeżyją, będą zazdrościć umarłym. Wszędzie, gdzie
spojrzeć, będą cierpienia, nędza na całej ziemi i zagłada we wszystkich krajach.
Spójrzcie, ten czas jest coraz bliżej, nieszczęście staje się coraz większe, nie ma
żadnego ratunku, dobrzy umrą razem ze złymi, wielcy z małymi, książęta Kościoła z
wiernymi, władcy tego świata ze swymi ludami, wszędzie zapanuje śmierć, przez
błądzących ludzi wychwalana jako triumf i przez pachołków szatana, który będzie
jedynym władcą na ziemi. Będzie to czas, którego nie oczekuje żaden król i cesarz,
żaden kardynał i biskup. Nadejdzie jednak zgodnie z wolą Boga Ojca, by ukarać tych,
którzy muszą zostać ukarani. Ale później ci, którzy wszystko przetrwają i pozostaną przy
życiu, wezwą Boga i jego wspaniałość, i znowu będą służyć Bogu jak kiedyś, gdy świat
nie był jeszcze tak zepsuty. Wzywam wszystkich prawdziwych następców mego Syna,
Jezusa Chrystusa, wszystkich prawdziwych chrześcijan i apostołów ostatniego czasu!
Zbliża się czas i koniec, jeżeli ludzie się nie nawrócą i to nawrócenie nie nadejdzie z góry
od rządzących światem i rządzących Kościołem. Lecz biada, biada, jeśli to nawrócenie
nie nastąpi i wszystko pozostanie tak, jak jest, stanie się wtedy jeszcze o wiele gorzej!
Idź, moje dziecko, i ogłoś to! Będę stać u twego boku służąc ci pomocą".

Na pierwszy rzut oka brzmi to dość zagadkowo i strasznie. Jeśli te słowa istotnie

pochodzą od jakiejś „boskiej instancji", mielibyśmy wiele powodów do strachu, gdyż
oskarżane przez tę postać stosunki na ziemi od tej pory niewiele się poprawiły, lecz
raczej przeciwnie: pogorszyły. Innymi słowy, katastrofy, ostateczna apokalipsa i Sąd
Ostateczny zdarzałyby się zapewne co dzień wokół nas i należałoby się tylko dziwić, że
nie zdarzyły się już dawno.

5

background image

Ale czy słowa te są naprawdę słowami Matki Boskiej? Czy rzeczywiście przekazała je

pastereczce Lucii dos Santos? Możemy też poczekać do końca naszego stulecia i
sprawdzić, czy zdarzenia opisane w proroctwie nastąpią.

Wydaje mi się jednak, że i w inny sposób można stwierdzić, czy ten tekst o końcu

świata pochodzi ze źródeł niebiańskich czy też wątpliwych, ziemskich. Nie unikniemy
przy tym pytania, czy proroctwo znane jako „trzecia część orędzia" z Fatimy ma w ogóle
cokolwiek wspólnego z wydarzeniami 1917 roku lub czy autentyczna „trzecia tajemnica"
nie zawierała całkiem innego posłania, którego treść była tak niezwykła i przerażająca,
że wpływowe kręgi Watykanu wolały utrzymać je na zawsze w tajemnicy?

Czyż nie budzi to państwa wątpliwości? Proszę wybrać się z nami v tę niecodzienną,

ale – jak sądzę – fascynującą odkrywczą podróż. Podróż ta doprowadzi nas do granic
współczesnej wiedzy, spotkamy się z licznymi, niezwykłymi sprawami, na końcu jednak
tej naszej „podróży" wszystkie elementy mozaiki ułożymy w wielki, wielowymiarowy
obraz.

Niech państwo dadzą zrobić sobie niespodziankę...

1. Objawienia

Bogowie będą rozmawiać z nami oko w oko dopiero, gdy my sami będziemy mieli
twarz.

C. S. Lervis, teolog, Oxford

Fatima, dzieci i ich czasy

Gdy człowiek – jako pielgrzym, turysta czy zwyczajny ciekawski – przybywa dziś z Vila

Nova de Ourem w środkowej Portugalii, z Leirii czy Batalhi, nie najgorszą drogą
prowadzącą przez płaskowyż Sierra de Aire, przez częściowo zalesione góry i wyżyny,
może sobie wyrobić pojęcie o czasach, w których rejon ten stał się znany na świecie. Być
może ubóstwo mieszkańców tej części świata trochę się w ostatnich latach zmniejszyło,
ale nigdy nie była to kraina bogata i pewnie nigdy taka nie będzie, chociaż po drogach
jeździ więcej samochodów z turystami niż kiedykolwiek.

Przyjeżdżając do Fatimy człowiek odnosi wrażenie, że przeniósł się do innego świata.

Tu wszystko zmieniło się od pamiętnego 13 października 1917 roku, który odmienił nie
tylko tę wioskę. Fatima jest dzisiaj największą maryjną świętością świata. I tak, jak w
Lourdes we Francji i w innych „cudownych" miejscach, mieszają się tu wartości sakralne
z rozbuchanymi przejawami życia świeckiego: hotelami, gospodami, barami,
najróżniejszymi sklepami, kioskami z pamiątkami, a także „pierwszym i jedynym w
Portugalii muzeum figur woskowych". Wszystko to powstało przez parę dziesięcioleci
zaledwie, a dziś sprzyja rozwojowi turystyki dla pielgrzymów, nie pozostawiając wiele
miejsca szukającym ciszy i skupienia.

6

background image

Ale centrum Fatimy to miejsce, w którym wtedy, przed blisko siedemdziesięciu laty,

zdarzył się cud. Tu na Cova da Iria wznosi się dziś wielka bazylika, liczne budowle
administracji kościelnej, siedziba Błękitnej Armii Matki Boskiej Fatimskiej, szpital i nowo
urządzone, duże centrum obsługi pielgrzymów. Wszystko to otacza ogromny plac, na
który, szczególnie w rocznicę wydarzeń, schodzą się tłumy pielgrzymów. Codziennie
celebruje się tu msze i odprawia nabożeństwa, tu odbywają się nocne procesje, tu
przybyło dwóch papieży (Paweł VI i Jan Paweł II oraz – jeszcze jako kardynał Wenecji –
późniejszy papież Jan XXIII), aby modlić się i zwracać do wiernych na całym świecie.

W 1917 roku Fatima była nieistotną wiejską gminą, liczącą niespełna 2500

mieszkańców. Obejmowała około czterdziestu wiosek, mających z reguły nie więcej niż
po dziesięć niskich, jednopiętrowych domów, rozrzuconych wokół miasteczka targowego
Fatima. Ludzie żyli zwyczajnie i skromnie. Nie znali nic poza codzienną pracą na ubogiej
roli. Uprawiali pszenicę, kukurydzę, a gdzieniegdzie winorośl. Mieszkali w domach
równie biednych jak oni sami.

Rok 1917 był rokiem wojny, w którą została wmieszana, podobnie jak inne kraje

Europy, także Portugalia, od 1910 roku republika o niestabilnych stosunkach
politycznych. Ludność wiejska szukała w wierze ochrony i ucieczki, gdyż Kościół stanowił
od dawna potężną opokę narodu portugalskiego. Tutaj, daleko od wielkich miast i
Lizbony, nic nie stracił ze swego znaczenia. Ludzie byli wierzący, pomocy szukali „na
łonie Matki Kościoła".

W Aljustrel, małej osadzie, złożonej z kilku domów, oddalonej tylko o kilka minut drogi

od Fatimy, mieszkały wtedy dwie spokrewnione ze sobą rodziny: jedną tworzyli Manuel-
Pedro Marto i jego żona Olimpia de Jezus, drugą Antonio dos Santos i jego żona Maria-
Rosa. Oba małżeństwa miały liczne potomstwo, co nie było w tych czasach i w tym
regionie niczym niezwykłym. Dwoje najmłodszych spośród jedenaściorga dzieci
Manuela-Pedro Marto to Francisco, urodzony 11 czerwca 1908 roku i Jacinta, która
przyszła na świat 10 marca 1910 roku. Antonio i Maria-Rosa dos Santos mieli pięcioro
dzieci, najmłodsza córeczka urodziła się 22 marca 1907 roku i otrzymała imię Lucia.

Troje dzieci, o których nikt nie przypuszczał, że staną się znane na całym świecie,

rosło tak, jak tysiące innych w tym kraju. Nie miały możliwości chodzenia do szkoły. Całą
wiedzę potrzebną w przyszłości, musieli im przekazać rodzice. Maria-Rosa, matka Lucii,
przejęła ten obowiązek w stosunku do dzieci swoich i brata. Uczyła je historii i starych
zwyczajów, a w szczególności wiary katolickiej. Nauka religijnej tradycji i kanonów wiary
była dla niej niezwykle ważna, dlatego nie może dziwić, że Lucia mając zaledwie sześć i
pół roku mogła przystąpić do pierwszej komunii. Zdaniem wielu autorów piszących o
Fatimie trójka dzieci była szczególnie pilna w modlitwie: „Dzieci, wychowane w surowej
wierze, umiały się modlić i z wielką pilnością uczyły się katechizmu. Lucia już w wieku
siedmiu lat przystąpiła do pierwszej komunii" [1] oraz „Cała trójka była pobożna i
niewinna. Żadne nie umiało pisać ani czytać. Jedynie Lucia przystąpiła do pierwszej
komunii" [2]. Jak dalece charakterystyki te są zgodne z prawdą, czy po prostu
odzwierciedlają tworzący się mit, pozostanie nie rozstrzygnięte. Wydaje się jednak mimo

7

background image

wszystko, że dzieci w latach owych decydujących wydarzeń rzeczywiście były pobożne i
wierzące, tak jak wychowali je rodzice.

Religijne wyobrażenia małych dzieci i innych mieszkańców Fatimy były zgodne z

naiwnym, dziecięcym pojmowaniem wiary. Nie mówię tego lekceważąco, słowa te
obrazują po prostu, o co chodzi. Dla ludzi tamtych czasów nie istniały „krytyczne"
dyskusje nad tym, co przejęli od rodziców i dziadków i przekazali własnym dzieciom. Dla
nich Jezus, apostołowie i aniołowie naprawdę panowali nad chmurami, brodaty i
dobroduszny Bóg Ojciec rządził z nieba siłami przyrody, a szczególnie szanowana i
uwielbiana była Maria, Matka Boska, patronka kraju. Pod ziemią, w głębokich
zakamarkach piekła szatan uprawiał swój niecny proceder i należało się strzec, aby mu
nie ulec. Rozstrzygającymi kryteriami życia doczesnego były niebiańska hierarchia i
porządek, to wszystko, co Kościół głosił od stuleci, a czego katechizm uczył od
niepamiętnych czasów. I tylko z tego punktu widzenia, gdy uświadomimy sobie religijne
tło tego zjawiska, zrozumiemy, co naprawdę stało się w Fatimie i dlaczego przebiegło
właśnie tak.

Objawienia „anioła"

Właściwa historia Fatimy rozpoczyna się wiosną 1916 roku. W pobliżu wsi u stóp

wzgórza Cabeço dziewięcioletnia wówczas Lucia, ośmioletni Francisco i jego
sześcioletnia siostra Jacinta pasali stado owiec, należących obu rodzin z Aljustrel.
Dokładnej daty nie da się odtworzyć („Dokładnej daty nie mogę podać, ponieważ wtedy
nie znałam ani lat, ani miesięcy, ani nawet dni tygodnia" – Lucia dos Santos w 1942
roku), przypuszczalnie było to w maju lub na początku czerwca [3].

Przed południem zaczął padać deszcz, przy czym autorzy nie są zgodni co do

intensywności opadów. U Barthasa znajdujemy taki oto opis: „deszcz bardzo drobny
deszcz, rodzaj mżawki" [4], gdy Castelbranco każe spaść „ulewie" [5]. W każdym razie
trójka dzieci znajduje schronienie w niewielkiej grocie otoczonej drzewami i krzakami. Tu
w południe spożywają przyniesiony chleb, odmawiają różaniec i w końcu ponownie
wychodzą na zewnątrz.

W tym momencie dzieje się coś dziwnego: chociaż niebo znów lśni błękitem, dzieci

przeraża silny podmuch wiatru. Spoglądając ku równinie widzą „silne światło i jakby
ludzką sylwetkę odznaczającą się w powietrzu i zbliżającą do nich. Była biała, bielsza niż
śnieg. Wyglądała jak posąg z kryształu, przez który przeświecały promienie słońca" [4].

Dzieci stoją jak osłupiałe. Ale im bardziej zbliża się do nich dziwna postać, tym

wyraźniej widzą mniej więcej czternasto- albo piętnastoletniego chłopca „o
nadprzyrodzonej urodzie" [4]. Podszedłszy do nich, świetlista zjawa mówi: „Nie lękajcie
się. Jestem Aniołem Pokoju. Módlcie się ze mną".

Postać klęka, dotyka czołem ziemi i powtarza trzykrotnie: „Boże mój, wierzę, wielbię,

ufam i kocham Cię! Proszę Cię o wybaczenie dla tych, którzy nie wierzą, nie wielbią, nie
ufają i nie kochają Cię!"

Dzieci są tak przejęte, że bez wahania idą za przykładem świetlistej postaci. Anioł

zwraca się do nich jeszcze raz: „Tak macie się modlić! Najświętsze Serca Jezusa i Marii

8

background image

wzruszą się waszą modlitwą". Następnie postać znika. Lucia: „Nadprzyrodzone uczucie,
które nas ogarnęło, było tak silne, że przez dłuższy czas trwaliśmy w pełnym
zapomnieniu w tej samej pozycji, w której opuścił nas anioł i ciągle powtarzaliśmy tę
samą modlitwę. Czuliśmy obecność Boga tak blisko i gorąco, że nawet nie odważyliśmy
się mówić ze sobą. Jeszcze następnego dnia nasze dusze kąpały się w tym uczuciu,
które dopiero bardzo powoli zanikało" [4].

Około dwu miesięcy później, a więc zapewne w końcu lipca lub na początku sierpnia,

dzieci bawiły się w pobliżu studni w ogrodzie rodziców Lucii. Było koło południa, gdy
ponownie ukazała się tajemnicza świetlista postać: „Co robicie? – zapytał »anioł«. –
Módlcie się, dużo się módlcie! Święte Serca Jezusa i Marii w swej łaskawości planują dla
was coś szczególnego... Ofiarujcie Panu nieustanne modły i wyrzeczenia".

Tym razem Lucia, najstarsza z trójki, odważa się odezwać. Zadaje pytanie świetlistej

postaci: „Jak mamy składać ofiary?"

„Wszystko może być ofiarą. Złóżcie ją Bogu jako pokutę za grzechy, które go

obrażają, i błagajcie go stale o nawrócenie grzeszników. Spróbujcie w ten sposób
sprowadzić pokój dla waszej ojczyzny". Postać przerwała na chwilę, po czym ciągnęła:
„Jestem jej Aniołem Stróżem, Aniołem Portugalii. Przede wszystkim przyjmijcie z pokorą
cierpienia, jakie Pan na was ześle" [4].

Słowa te wywarły na dzieciach wielkie wrażenie. Lucia powiedziała później: „Od tej

chwili poświęciliśmy Panu wszystko, tak jak nam kazał. Ale wtedy nie szukaliśmy
umartwień ani innych form pokutnych, tylko leżąc na ziemi całymi godzinami
powtarzaliśmy modlitwę, której nauczył nas anioł" [2].

Znów mijają dwa miesiące. Dzieci są w grocie Cabeço, gdy nagle spowija je jaskrawe

światło, „nieziemski blask" [4]. Po raz trzeci objawia im się „anioł". W rękach trzyma
kielich, nad którym unosi się hostia. Z opłatka spływają czerwone „krople krwi". Postać
wypuszcza kielich, który wraz z hostią zawisa w powietrzu, „anioł" klęka przed dziećmi i
prosi, aby trzykrotnie powtórzyły następującą modlitwę: „Przenajświętsza Trójco, wielbię
Ciebie z głębi duszy i ofiaruję Ci drogocenne Ciało, Krew, Duszę i Boskość naszego
Pana, Jezusa Chrystusa, obecnego we wszystkich tabernakulach na całym świecie, jako
zadośćuczynienie za wszystkie zniewagi, które obrażały jego samego; poprzez
nieskończone zasługi Najświętszego Serca i wstawiennictwo Niepokalanego Serca Marii
błagam o nawrócenie nieszczęsnych grzeszników".

Po trzykrotnym odmówieniu modlitwy przez dzieci postać się podnosi. Następnie

przekazuje kielich Jacincie i Francisco, a hostię Lucii, i mówi: „Weźcie Ciało i Krew
Chrystusa, tak strasznie znieważane przez niewdzięcznych ludzi".

Postać znów schyla się ku ziemi i rozpoczyna modlitwę. Dzieci czynią to samo. Modlą

się nieustannie godzinami, jeszcze długo po zniknięciu postaci. Dopiero pod wieczór
budzą się jakby z głębokiego snu. Wracają do domu zamyślone, pod wrażeniem „boskiej
mocy", która zwróciła się do nich, i z wzajemnym przyrzeczeniem, aby nikomu nic nie
mówić o wydarzeniach z Cabeço.

Pierwsze objawienie postaci kobiecej

9

background image

Około dwóch kilometrów od Aljustrel i okrągłe trzy kilometry od Fatimy zieleni się Cova

da Iria, Kotlina św. Irii, zagłębienie terenu (obecnie zabudowane i wybrukowane), dokąd
trójka pastuszków pognała swoje stado w niedzielę 13 maja 1917 roku. Wcześniej dzieci
były na mszy świętej w odległym o ponad dwa kilometry Boleiros. Teraz, w porze obiadu,
wyprowadziły zwierzęta, zjadły przyniesiony chleb i bawiły się w rzemieślników, budując
okrągły mur z kamieni.

Są pogrążone w zabawie, gdy przeraża je niespodziewany błysk: „Nagle dzieci

oślepia potężne światło, które same nazywają »błyskawicą« (relampagno), ponieważ
brakuje im innego określenia" [4].

Rozglądają się. Ale niebo jest bezchmurne. Słońce świeci, stojąc W zenicie

bladoniebieskiego, wiosennego nieba. Mimo to dzieci postanawiają wracać, aby nie
zaskoczył ich majowy deszcz. Zbiegają z niewielkiego pagórka, ale w połowie drogi, w
pobliżu małego dębu ostrolistnego, ponownie spowija je światło. Przestraszone patrzą po
sobie i w jeszcze większym pośpiechu dalej pędzą owce.

Nagle otacza je promieniująca jasność, która pochodzi gdzieś z okolicy dębu: „Przed

sobą, w środku potężnego blasku ujrzały unoszącą się nad drzewkiem przepiękną
kobietę, promieniującą jaśniej niż słońce" [4].

Dzieci są przerażone. Chcą uciekać. Ale postać zwraca się do nich: „Nie obawiajcie

się, nie wyrządzę wam krzywdy". „Przepiękna pani" czy „panienka", jak nazywają ją
dzieci, nie jest wiele starsza od nich. Według autorów książek o Fatimie musiała robić
wrażenie dziewczyny piętnasto- lub najwyżej osiemnastoletniej. Miała suknię białą jak
śnieg, obramowaną przy szyi złotą tasiemką i długą aż do stóp. Welon, okrywający głowę
i plecy sięgał też do ledwo widocznych stóp, muskających listowie dębu. W złożonych
dłoniach trzymała różaniec.

Przez kilka minut dzieci były jak sparaliżowane. Zastygłe w całkowitej ekstazie, nie

potrafią pojąć, co się dzieje. Lucia budzi się z odrętwienia jako pierwsza i pyta: „Skąd
przybywasz, Pani?"

„Przybywam z nieba", odpowiada kobieta. „Z nieba! I co chcesz tu robić, Pani?"
Na to postać prosi dzieci, aby każdego trzynastego dnia nadchodzących miesięcy

przychodziły ponownie w to miejsce: „W październiku powiem wam, kim jestem i czego
od was oczekuję".

W trakcie rozmowy dochodzi do interesującego zdarzenia. Francisco nie potrafi

widocznie dostrzec w jasnym zjawisku świetlnym postaci kobiecej (podczas tej i
następnych rozmów tylko Lucia jest w stanie rozmawiać ze zjawą). Zdziwiony zwraca się
do starszej kuzynki: „Nikogo nie widzę. Rzuć w nią kamieniem, wtedy na pewno będziesz
wiedzieć, czy ktoś tam jest".

Lucia, widząca postać bardzo wyraźnie, zwraca się zdziwiona do młodej kobiety: „Jak

to się dzieje, że Francisco cię nie widzi?" „Powiedz mu – odpowiada kobieta – żeby
odmówił różaniec, to też mnie zobaczy."

10

background image

Chłopiec zaczyna odmawiać różaniec, tak jak od niego zażądano. I nagle też widzi

„piękną panią". Ale jej nie słyszy ani nie może z nią mówić.

Teraz kobieta wraca do swojej prośby: „Czy chcecie oddać się Bogu, znieść każdą

ofiarę i przyjąć każde cierpienie, które na was ześlę, jako wynagrodzenie za grzechy,
które obrażają Jego Boski Majestat, i dla nawrócenia grzeszników oraz jako
zadośćuczynienie za przewinienia i wszystkie inne zniewagi, które wyrządzono
Niepokalanemu Sercu Marii?"

„Tak!", wołają dzieci, zjawa zaś kontynuuje: „Wkrótce będziecie musiały wiele

przecierpieć. Ale łaska boska da wam siłę, której potrzebujecie".

W tym momencie rozkłada ręce, a „tajemnicze światło" [5] kieruje się ku dzieciom jak

„wiązka promieni" [4] i przechodzi przez nie. Dzieci padają na ziemię i jak pod
wewnętrznym przymusem zaczynają odmawiać modlitwę „anioła" (Przenajświętsza
Trójco, wielbię Ciebie...),
ciągle ją powtarzając. W końcu postać oddala się, powoli
przesuwając się w linii prostej ku wschodowi, "jak w jakiejś sztuce" (Lucia, 1942 rok), aż
znika w słońcu. Cała rozmowa trwała może dziesięć minut, ale dzieci jeszcze długo
potem są poruszone i zaskoczone, szukają „nadal na wschodzie śladu światła" postaci
[4].

Nie będziemy tu mówić o tym, co się działo w okresie między objawieniami, bo nie jest

to istotne dla zrozumienia właściwych zdarzeń. To, że na początku nikt dzieciom nie
wierzył, że zarzucano im kłamstwo, że poddano je długim przesłuchaniom władz
kościelnych i świeckich, ze względu na charakter wydarzeń nie może nikogo dziwić. Kto
chciałby głębiej zająć się tymi „interwałami", powinien przestudiować obszerną literaturę
poświęconą Fatimie.

Drugie objawienie i pierwsi świadkowie

Trzynastego następnego miesiąca dzieci znów idą w to samo miejsce w Cova da Iria,

gdzie „pani" objawiła im się po raz pierwszy. Tym razem nie są same: około
sześćdziesięciu ciekawskich idzie za nimi.

I rzeczywiście, w trakcie odmawiania różańca przez dzieci błyskawica z jasnego nieba

znów spowija okolicę jaskrawym światłem. Obie dziewczynki i Francisco podrywają się i
biegną do małego dębu. Jeden spośród sześćdziesięciu świadków (jego nazwiska nie
wymienia ani Barthas, ani Castelbranco, ani inny autor) opowiada o tym, co widział i
słyszał: „Słyszałem, co Lucia mówiła do zjawy, ale nic nie widziałem ani nie słyszałem
odpowiedzi. Zauważyłem wszakże coś osobliwego: był czerwiec, drzewo wypuściło
pełno młodych, długich pędów i gdy Lucia oznajmiła, że Pani oddala się w kierunku
wschodnim, wszystkie gałązki skłoniły się w tym samym kierunku, jak gdyby oddalając
się Pani otarła się o gałęzie".

Zjawisko poruszającego się drzewa opisano przy późniejszych objawieniach. Postać,

widziana tylko przez trójkę dzieci, nakazuje, aby dziewczynki i chłopiec nauczyli się
czytać i pisać, i daje pierwszą przepowiednię dotyczącą przyszłości dzieci: „Jacintę i
Francisca wkrótce zabiorę do siebie. Ty [Lucia] musisz dłużej pozostać tu na dole. Jezus
potrzebuje twoich usług, żebym była bardziej znana i kochana".

11

background image

I wtedy zachodzi to samo zjawisko, które dzieci opisywały podczas pierwszego

spotkania z postacią kobiecą. Lucia (w publikacji z 1942 roku): „Przy tych słowach
Błogosławiona Dziewica rozłożyła dłonie i po raz drugi spłynęło przenikające nas światło.
W świetle tym poczuliśmy się jak pogrążeni w Bogu. Wydawało się, że Francisco i
Jacinta stoją na unoszącej się ku niebu wiązce promieni, ja stałam w wiązce spływającej
na ziemię" [6].

Trójka dzieci widzi jeszcze coś. Wydaje się, że przed prawą dłonią kobiety unosi się

krwawiące, oplecione cierniami serce. Lucia (1942 rok): „Poznaliśmy, że było to
Niepokalane Serce Marii, zasmucone niezliczonymi grzechami świata i domagające się
pojednania i zadośćuczynienia".

Potem świetlista postać się oddala, znikając w końcu w jaskrawej tarczy słonecznej.

Sześćdziesięcioosobowa grupa widzów nie może się zdecydować na opuszczenie
miejsca tego osobliwego wydarzenia. Nikt nie zauważył kobiety, widzianej przez dzieci,
ale wszyscy odczuli, że z pewnością zdarzyło się tu „coś", czego nie można wytłumaczyć
„oszustwem" czy „kłamstwami" dzieci. Wielu wraca do Fatimy modląc się i szybko
rozpowszechniając opowieści o cudownym zdarzeniu w Cova da Iria.

Trzecie objawienie i „wizja piekła"

13 lipca 1917 roku tłum ciekawskich i wiernych, pragnących współuczestniczyć w

oczekiwanym wydarzeniu, liczył już cztery do pięciu tysięcy osób. Wielu przybyło do
Fatimy z bliska i z daleka dzień wcześniej. Nocowano u znajomych czy u rodziny lub po
prostu na polach, na świeżym powietrzu. Teraz, w porze obiadowej, wszyscy zebrali się
w Cova da Iria. Tu, wokół małego dębu, chłopi ustawili prosty, drewniany krzyż i
kamienny mur.

W kilka minut po przybyciu dzieci błyskawica znów przeszywa bezchmurne niebo i po

raz trzeci pojawia się przed nimi postać w aureoli. I znów Lucia zwraca się do kobiety:
„Czego życzysz sobie ode mnie, pani?"

Świetlista postać mówi, żeby dzieci przyszły tu trzynastego następnego miesiąca i

żeby dalej co dzień odmawiały różaniec na cześć ukochanej Matki Boskiej Różańcowej
dla uzyskania pokoju dla świata i zakończenia wojny, gdyż tylko ona może pomóc.

Lucii zlecono spytać o imię kobiety. Ta odpowiada: „Przychodźcie tu dalej co miesiąc.

W październiku powiem, kim jestem i czego sobie życzę, a żeby wszyscy uwierzyli,
uczynię cud, który wszyscy zobaczą".

W ten sposób po raz pierwszy zapowiedziała wielkie wydarzenie, które miało uczynić

z Fatimy jedno z najważniejszych miejsc objawień naszej ery. I jeszcze raz nakazała
dzieciom: „Ofiarujcie się za grzeszników i powtarzajcie często, szczególnie gdy złożycie
ofiarę: »Panie Jezu, to z miłości do Ciebie, za nawrócenie grzeszników i za zniewagi
popełniane przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi«".

Następnie „pani" przekazuje dzieciom trzy tajemnice, które na razie mają zachować

dla siebie. Dopiero w 1943 roku opublikowano pierwsze dwie, a tak zwana trzecia

12

background image

tajemnica fatimska oficjalnie do dziś pozostaje w zamknięciu (w dalszej części książki
jeszcze się nią zajmiemy).

Lucia tak o tym pisała: „Wypowiadając ostatnie słowa, Maria ponownie rozłożyła ręce

tak, jak podczas dwóch wcześniejszych objawień. Spływająca wiązka światła zdawała
się przenikać ziemię i ujrzeliśmy wielkie morze ognia, znajdujące się jakby w jej głębi".
Przerażone dzieci widzą „szatana" i „biedne dusze" pokutujące w morzu płomieni jak
węgle, rozżarzone do czerwoności. „Dusze" krzyczą z bólu i rozpaczy. Lucia: „Diabły
wyróżniały się tym, że miały straszliwe i ohydne postacie szkaradnych i nieznanych
zwierząt, ale były przezroczyste i czarne. Wizja trwała tylko chwilę, a my musimy
dziękować naszej dobrej, niebiańskiej Matce, że wcześniej przyrzekła doprowadzić nas
do nieba. Wierzę, że w przeciwnym razie umarlibyśmy z przerażenia i grozy".

„Pani" zwraca się ponownie do dzieci: „Widziałyście piekło, dokąd idą dusze biednych

grzeszników. Aby je zbawić, Pan chce zaprowadzić na całym świecie nabożeństwo do
mego Niepokalanego Serca. Jeśli świat uczyni to, co wam powiem, wiele dusz zostanie
uratowanych i nastanie pokój".

Zgodnie z zapiskami Lucii, opublikowanymi przez Kościół w 1942 roku, w tym miejscu

świetlista postać przekazała proroctwo o drugiej wojnie światowej: „Jeśli jednak nie
zaprzestanie się obrażać Boga, to w czasie pontyfikatu papieża Piusa XI wybuchnie
nowa i gorsza wojna. Gdy zobaczycie noc rozjaśnioną przez nieznane światło, będziecie
wiedzieć, że to znak dany wam przez Boga, że będzie karać świat za zbrodnie wojną,
głodem, prześladowaniem Kościoła i Ojca świętego".

I znów nikt z licznych świadków nie widział zjawy. Barthas pisał jednak: „Ale wszyscy

po raz pierwszy widzieli małą, białą, przyjazną chmurkę, która spowijała dzieci i unosiła
się nad miejscem objawienia. Wszyscy zauważyli też znaczny spadek temperatury i
zmniejszenie natężenia światła słonecznego. Oba te zjawiska ustały z uderzeniem
pioruna, gdy »pani« się oddalała".

Czwarte objawienie niezwykłego dnia

Między trzecim a czwartym objawieniem, które miało się zdarzyć 13 sierpnia, dzieci

były narażone na dość silne represje. W terminie wyznaczonym przez świetlistą postać
zatrzymano je i uwięziono w domu starosty okręgu Vila Nova de Ourem, Artura d'Oliveira
Santos. Piętnaście do dwudziestu tysięcy pielgrzymów i ciekawskich przybyło tego dnia
do Fatimy. Na wieść o wydarzeniach w stolicy okręgu, tak bardzo się wzburzyli, że chcieli
razem udać się do Vila Nova de Ourem uwolnić dzieci. Jednak wtedy wydarzyło się
nieoczekiwanie coś, na co tłum zapewne już nie liczył. Castelbranco pisał: „Dokładnie o
tej samej porze co wcześniejsze objawienia, odgłos gromu skierował uwagę tłumu na
dąb, z którego hałas ten zdawał się wydobywać. Następnie błysnęło, co tradycyjnie
zapowiadało dzieciom nadejście pani. Słońce straciło blask, a powietrze nabrało
cudownego zabarwienia". 1 znów ludzie ujrzeli małą, białą chmurkę unoszącą się nad
dębem, która uniosła się potem i zniknęła.

Cztery dni później, po uwolnieniu z aresztu w Vila Nova de Ourem, w niedzielę 19

sierpnia, Lucia, Francisco i jego brat Joao pędzą stada obu rodzin w dolinę Os Valinhos

13

background image

między Aljustrel a wzgórzami Ca beęo. Nagle koło czwartej po południu powietrze
nabiera tego dziwnego zabarwienia, do którego przywykli podczas objawień w Cova da
Iria. Zdziwieni, rozglądają się. I rzeczywiście: nagle jaskrawa błyskawica spowija okolicę
niebiańską powodzią światła. Lucia woła Joao, aby szybko sprowadził Jacintę. Chłopiec
biegnie. Gdy wraca z siostrą, następna błyskawica przecina niebo. I znów nad małym
dębem jest Zjawa, i znów Lucia pyta: „Czego sobie życzysz, pani?"

„Chcę, żebyście nadal przychodziły do Cova da Iria każdego trzynastego aż do

października i abyście nadal odmawiały różaniec".

Lucia, pomna przeżyć w Vila Nova de Ourem, ponownie prosi postać, aby uczyniła

wielki cud: „Dobrze – odpowiada kobieta – w październiku uczynię cud, żeby wszyscy
uwierzyli w moje objawienie. Gdyby was nie zatrzymano, cud byłby jeszcze
wspanialszy!" [5].

Czwarte objawienie trwało też około dziesięciu minut. Zaraz potem Lucia zerwała

gałązkę z dębu i zabrała ją do domu. „Kiedy matka małej Lucii z niewiarą dotknęła
gałązki, wraz ze wszystkimi obecnymi poczuła wspaniały, niezwykły zapach" [2].

Piąte objawienie i niezwykły „deszcz kwiatów"

Wydarzenia, które rozegrały się 13 września, wydawały się wskazywać na cud,

zapowiadany na październik. Do Fatimy przybyło tego dnia blisko 30 000 ludzi.
Większość z nich to pobożni pielgrzymi, którzy w oczekiwaniu nadchodzących wydarzeń,
modląc się, błagali niebo o litość. Przybycie kosztowało dzieci wiele wysiłku. Z trudem
udało im się dotrzeć na miejsce objawienia. Wciąż je zatrzymywano i przekazywano im
własne prośby. Wysłannik wikariusza generalnego z Lizbony, dr M. Nunes Formigao, tak
opisał swoje wrażenia: „Podczas podróży do Fatimy wzruszyłem się bardzo. Więcej niż
raz miałem łzy w oczach, widząc wiarę i pobożność tysięcy ludzi. Ulice i drogi były
czarne od ludzi" [6].

Dokładnie o dwunastej słońce znów zaczyna tracić blask, powietrze zabarwia się na

żółto. „Nagle na bezchmurnym niebie ukazała się świecąca kula, która wolno i
majestatycznie zbliżyła się ze wschodu i obniżyła nad dębem. Po około dziesięciu
minutach [zwykły czas trwania objawienia] ponownie się uniosła się i zniknęła w świetle
słońca" [2].

Ale nie był to jedyny cud, jaki ujrzało 30 000 pielgrzymów: „Biała chmura okryła dąb i

troje dzieci. W tym samym czasie z nieba spadł deszcz białych kwiatów, znikających na
pewnej wysokości, nie doleciawszy do ziemi".

Dzieci oczywiście nic nie widziały, były bowiem pogrążone w rozmowie ze świetlistą

postacią, która jak zwykle objawiła im się nad dębem: „W październiku – zapowiedziała
tym razem – zjawią się również pobłogosławić świat: Zbawiciel, Matka Boska Bolesna,
Matka Boska Karmelitańska i święty Józef z Dzieciątkiem Jezus". I dodała: „Bóg jest
zadowolony z waszych ofiar, ale nie chce, żebyście spały przewiązane sznurem
pokutnym, noście go tylko w dzień. W październiku uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli"
[2].

14

background image

Tak więc ludzie czekali jeszcze jeden miesiąc, aż do pamiętnego 13 października

1917 roku, którego to dnia niebiańskie moce miały dać światu znak.

Szóste objawienie i „cud słońca"

13 października 1917 roku było zimno i padał jesienny deszcz. Mimo to już

poprzedniego dnia przybył do Fatimy niezliczony tłum pielgrzymów i ciekawskich, gdyż
zapowiedź „wielkiego cudu" była znana w całej Portugalii i poza jej granicami. Większość
ludzi nocowała na wolnym powietrzu, aby zapewnić sobie dobre miejsce podczas
oczekiwanego widowiska.

Po przybyciu do Cova da Iria trójki dzieci-wizjonerów w towarzystwie rodziców (po

początkowych wątpliwościach stali bez zastrzeżeń po ich stronie) trzeba było znów
torować im drogę przez tłum. Przypuszczalnie zgromadziło się tam około
siedemdziesięciu tysięcy ludzi, a według niektórych szacunków nawet sto tysięcy.

I znowu dokładnie w południe trójkę dzieci modlących się w pobliżu dębu (z którego

pozostał tylko goły pień, gdyż wszystko inne zabrali łowcy pamiątek) spowiła znana biała
chmurka, która następnie uniosła się na pięć, sześć metrów. Dzieciom ponownie objawiła
się postać kobieca, niewidoczna dla otoczenia, a Lucia zadała pytanie: „Czego żądasz
ode mnie, pani?"

Kobieta odparła: „Chcę ci powiedzieć, że należy wybudować tu kaplicę ku mojej czci i

że jestem Matką Boską Różańcową. Nadal odmawiajcie codziennie różaniec. Trzeba,
aby ludzie się poprawili i prosili o wybaczenie swych grzechów". Po krótkiej przerwie
ciągnęła: „Każcie ludziom zaprzestać obrażania Pana Boga, bo już i tak dosyć Go
obrażano" [2].

Następnie rozłożyła ręce i wskazała na słońce. Lucia zawołała do tłumu: „Patrzcie na

słońce!" W tym momencie rozpoczęło się widowisko, na które zapewne nikt w Cova da
Iria nie liczył i którego nigdy nie zapomni. Mżawka nagle ustała, a chmury się rozstąpiły.
„Słońce pojawiło się w zenicie jak srebrzyście błyszcząca tarcza. Z szaloną szybkością
zaczęło się kręcić wokół własnej osi niby płomieniste koło. Jednocześnie mieniło się
wszystkimi barwami tęczy wyrzucając na wszystkie strony języki ognia" [2]. Cała okolica,
drzewa, kamienie, niebo i ludzie spowici byli fioletowym, zielonym, czerwonym, żółtym i
niebieskim światłem. Potem słońce zatrzymało się na moment. „Po chwili znowu
rozpoczęło swój fantastyczny ruch i powtórzyła się bajkowa gra świateł i kolorów,
fajerwerk tak wspaniały, że trudno wyobrazić sobie coś piękniejszego. Po kilku minutach
słońce znów zatrzymało się w tańcu, jakby chcąc dać widzom chwilę wytchnienia.
Następnie po raz trzeci rozpoczęło swój czarowny fajerwerk, jeszcze różnorodniejszy i
barwniejszy niż dotychczas, jak gdyby chciało dać wszystkim obecnym sposobność
spokojnego oswojenia się z tym zjawiskiem" [1].

Ale nie był to koniec tego przerażającego a zarazem fascynującego wydarzenia. Teraz

bowiem słońce jakby oderwało się od firmamentu i poruszając się ogromnymi zygzakami,
spadało na ziemię. Dr Almeida Garret z Coimbry opisał to tak: „Słońce krążyło z tą samą
szybkością. Jednocześnie oderwało się od sklepienia niebieskiego i krwawoczerwone

15

background image

zbliżało ku ziemi. Wydawało się, że ognistym, potwornym impetem zmiażdży wszystko"
[6].

Siedemdziesięciotysięczny tłum pada na kolana. Ludzie krzyczą, płaczą, wołają,

modlą się: „Cud, cud!", „Wierzę w Boga!", „Boże, zmiłuj się!".

„Słońce nagle przestaje spadać z zawrotną szybkością i wraca na miejsce, poruszając

się takimi samymi zygzakami jak przy spadaniu, i znowu świeci na jasnym niebie
dawnym blaskiem. Ludzki tłum powstaje i śpiewa wspólnie: »Wierzę w Boga«" [4].

Ludzie stwierdzają ze zdziwieniem, że ich ubrania są prawie suche. a ziemia nie tak

błotnista jak przedtem. Wydarzenie, nazwane w sprawozdaniach „cudem słońca" trwało
w sumie dziesięć minut. Widzieli je nie tylko ludzie zgromadzeni w Cova da Iria, widać je
było nawet z odległości 40 km.

Podczas cudu dzieci ujrzały jeszcze coś. Lucia: „Gdy Maria unosiła się ku słońcu i

znikała w oddali, śledziliśmy ją wzrokiem. I oto nagle zobaczyliśmy obok słońca Świętą
Rodzinę: po prawej Marię w białej sukni i niebieskim płaszczu, po lewej świętego Józefa
z Dzieciątkiem na ramieniu. Dzieciątko było małe, miało około roku". Lucia, Jacinta i
Francisco widzieli też, jak święty Józef z Dzieciątkiem błogosławił świat. Potem obraz
zniknął. Dopiero wtedy trójka dzieci zauważa „cud słońca". Od tej chwili Fatima szybko
awansuje do najważniejszych miejsc pielgrzymek maryjnych świata katolickiego.
Każdego trzynastego dnia każdego miesiąca przybywają tu tysiące pielgrzymów.
Wkrótce powstaje pierwsza kaplica, później wielka bazylika.

Niedługo po tych wydarzeniach Francisco i Jacinta umierają na tak zwaną hiszpańską

grypę. Pierwszy Francisco – 4 kwietnia 1919 roku, po nim – 20 lutego 1920 roku Jacinta,
u której wystąpiło też zapalenie opłucnej. Oboje byli przekonani, że cierpienia te wzięli na
siebie jako pokutę, aby mogli pójść do nieba. Jedynie Lucia nie zachorowała. Wkrótce
wstępuje do Kolegium Sióstr św. Doroty, a 25 marca 1948 przechodzi do zakonu
karmelitanek bosych w Coimbrze, gdzie w sędziwym wieku żyje do dziś pod imieniem
„siostry Lucii od Niepokalanego Serca Maryi".

Śledztwo

O badaniu wydarzeń przez Kościół katolicki trafnie napisali Wegener i Lichy: „To, co

stało się w Fatimie, dotyczy Kościoła. Nie mógł uniknąć odpowiedzialności i musiał
starannie zbadać sprawę, sprawdzić prawdziwość wydarzeń i zająć stanowisko.
Śledztwo prowadziły wszystkie instancje kościelne" [6].

Pierwszym, który je prowadził z ramienia Kościoła, był fatimski proboszcz, Ferreira.

Jeszcze w czasie objawień był jednym z najkrytyczniej nastawionych sceptyków i nie brał
udziału w żadnym objawieniu. Pierwsze przesłuchanie dzieci-wizjonerów przeprowadził
w czternaście dni po pierwszym objawieniu, a potem kolejne w nieregularnych odstępach
czasu. W końcu poprosił swego przełożonego, administratora Vidala z Lizbony, o
zwolnienie go z tego zadania, ale polecono mu kontynuować śledztwo. W rezultacie
sporządził osiemnastostronicowy raport, datowany 6 kwietnia 1919 roku, czyli już po
śmierci Francisca. Wkrótce opuścił Fatimę i nigdy tam nie wrócił.

16

background image

W 1921 roku kotlinę Cova da Iria zakupił biskup diecezji Leiria, Jose Alves Correia da

Silva, który 3 maja 1922 roku powołał komisję, składającą się z siedmiu członków
(profesorów teologii, kapłanów świeckich i zakonnych) do zbadania wydarzeń z 1917
roku. Wyniki prac komisji opierają się głównie na relacjach trojga dzieci (z których w tym
czasie żyła tylko Lucia) i licznych, częściowo wielokrotnie przesłuchiwanych, naocznych
świadków wydarzeń. Śledztwo trwało w sumie blisko osiem lat. 8 kwietnia 1929 roku
biskupowi przekazano raport komisji. Po zapoznaniu się ze wszystkimi dokumentami
Jose Alves Correia da Silva wypowiedział się w końcu: „Ośmiu lat trzeba było; abym
przeszedł od wątpliwości do pewności. Fatima jest jednym z najostrzejszych cierni
mojego biskupiego urzędu" [6]. A w liście pasterskim do swojej diecezji oznajmił: „Wiele
razy przesłuchiwaliśmy jedyne jeszcze żyjące dziecko z trójki pastuszków. Opis i
odpowiedzi dziewczynki są proste i szczere. Nie odkryliśmy w nich nic sprzecznego z
wiarą i obyczajem".

Raport ten opublikowano 13 października 1930 roku, dokładnie trzynaście lat po

ostatnim objawieniu. Według niego: „l. uznaje się za wiarygodne wizje, które miały dzieci
w Kotlinie św. Irii, w probostwie Fatima w tej diecezji, każdego trzynastego dnia od maja
do października 1917 roku; 2. zezwala się oficjalnie na kult Matki Boskiej Fatimskiej" [6].
A w innym miejscu napisano: „Wyrok Kościoła nie wymaga, aby wszyscy koniecznie mieli
wierzyć w objawienia. Wyjaśnia tylko, że nie ma w nich nic sprzecznego z dogmatami
wiary i obyczajów i że istnieją wystarczające dowody ludzkiej wiarygodności.
Niestosowne byłoby mianowicie odrzucenie wyroku Kościoła jako niekrytycznego,
ponieważ wcześniej zostało przeprowadzono wnikliwe śledztwo".

W ten sposób objawienia fatimskie zostały usankcjonowane przez Kościół. Kult Matki

Boskiej Fatimskiej z 1917 roku rozprzestrzenił się szybko na całą Portugalię i inne kraje
chrześcijańskie. Naturalnej wielkości figurę Matki Boskiej Fatimskiej noszono w czasie
procesji w wielu krajach Europy, Afryki, Azji i Ameryki, w wielu kościołach stoją dziś
Madonny Fatimskie, poświęcono jej wiele kościołów na całym świecie i założono
„Błękitną Armię Matki Boskiej Fatimskiej", w wielu krajach bardzo liczną, której zadaniem
jest szerzenie orędzia fatimskiego.

Mimo to głosy krytyki odzywały się i odzywają nadal nawet w łonie Kościoła

katolickiego. Mało kto z owych krytyków neguje wydarzenia same w sobie, chodzi raczej
o pytanie, co się naprawdę wydarzyło w Fatimie? Bernardus formułuje je szczególnie
ostro: „Co objawiło się w Fatimie? Z pewnością nie Maria, święta i czysta Matka naszego
Pana i Zbawiciela; najprawdopodobniej był to własny duch trójki pastuszków, do tego
później doszły halucynacje dzisiejszej mniszki Lucii". Bernardus widzi tu bardziej rękę
szatana niż moce niebieskie: „Czy był to zły duch? Tego nie wiemy. Ale myśl ta jest
jednak możliwa, gdyż objawieniom udało się zwabić Kościół katolicki na ścieżkę obcą
Ewangelii" [7].

Nad przekazaną przez dzieci wizją piekła zastanawiał się też Dhanis. Istotnie

uderzające jest to, że obrazy, widziane przez dzieci, dokładnie odpowiadały ich
wyobrażeniom o tym, co widziały (zresztą to samo dotyczy też objawień maryjnych i
obrazów Świętej Rodziny). Dhanis pisał, że wizja piekła może być rozumiana tylko

17

background image

symbolicznie, „jeśli obraz piekła, pokazany dzieciom przez Panią, w swojej straszliwej
powadze można potraktować jako rzeczywistość, to nie można go oceniać jako realnego
faktu. Możliwe, że powstał on na podstawie widzianych przez Lucię średniowiecznych
obrazów męki potępionych, które już wtedy ukształtowały w niej takie właśnie
wyobrażenia piekła. Ale diabły jako potępieńcy są bezcielesnymi istotami i nie mogą
objawiać się ani jako »budzące strach zwierzęta«, ani jako »przejrzyste i czarne«".

Cóż więc naprawdę zdarzyło się w Fatimie w 1917 roku? Jedno jest pewne. Mamy

wyraźnie do czynienia z dwiema formami występowania jednego zjawiska. Z jednej
strony ze zjawiskami fizycznymi (do nich zaliczają się ruchy gałęzi dębu, spadek
temperatury powietrza, zmniejszenie natężenia światła słonecznego, pojawienie się
„chmur" i „chmurek", widok ślizgającej się w powietrzu „kuli świetlnej", spadanie
dziwnych, rozpuszczających się białych „kwiatów" a przede wszystkim „cud słońca"),
obserwowanymi przez bardzo wielu świadków. Z drugiej strony z obrazami widzianymi
tylko przez dzieci, jak postacie, wizja piekła i na koniec Święta Rodzina.

Dziś, prawie siedemdziesiąt lat po wydarzeniach w Fatimie, musimy sobie ponownie

zadać pytanie, co się wtedy zdarzyło. To, że coś się zdarzyło, nie budzi żadnych
wątpliwości. Przemawia za tym nie tylko szczerość dzieci, które przez tak długi czas na
pewno nie upierałyby się przy jakiejś wymyślonej historii, ale także świadectwo wielu
obecnych, wiernych czy sceptyków, którzy pod przysięgą jednakowo wypowiadali się o
wydarzeniach w Cova da Iria. Zarzucenie im wszystkim pomyłki, fałszerstwa czy
kłamstwa świadczyłoby o ogromnej ignorancji.

Kto więc lub co objawiło się w Fatimie? „Święta Panienka"? „Zły duch"? Było to

wydarzenie „niebiańskie" czy „diabelskie"? Czy też odegrało tu rolę pewne zjawisko,
które zaczynamy powoli rozumieć dopiero dziś, po latach, bo dopiero teraz jesteśmy w
stanie porównać je z innymi, podobnymi przypadkami.

Nie możemy się powstrzymać od zadania tego pytania, bo wydaje się, że wydarzenia

w Fatimie są w istocie tylko jednym aspektem daleko obszerniejszego fenomenu, który
może pojawiać się w różnych formach, w różnych miejscach i w różnych czasach. W
Fatimie 1917 roku wystąpił w formie objawienia maryjnego. Dziś znamy go pod całkiem
inną nazwą. To Nieznane Obiekty Latające.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest to myśl niegodna zdarzeń z 1917 roku. Że to

bluźnierstwo. Zapewniam jednak, że nic takiego nie jest moim zamiarem. W tej książce
chodzi tylko o porównanie i wskazanie punktów wspólnych między Fatimą a innymi
zdarzeniami na całym świecie, które mają wiele wspólnego. Podobieństwa te, jak jeszcze
zobaczymy, są niekiedy tak uderzające, że wnioski narzucają się same.

Mimo to chcemy zachować krytyczny dystans w naszej analizie. Popadanie z jednej

skrajności w drugą nie ma sensu. Nie ma też żadnych czysto fizycznych dowodów.
Dysponujemy tylko relacjami świadków. Nie „pojmano" i nie dokonano analizy postaci
kobiecej objawiającej się w Fatimie, tak jak nie udało się dotychczas „złapać" żadnego
UFO, rozłożyć na części, a potem zbudować samemu od nowa. Tak więc zostają nam
tylko zeznania ludzi twierdzących, że byli obecni przy takim zdarzeniu. W Fatimie było

18

background image

ich w końcu około siedemdziesięciu tysięcy, a na całym świecie (dotyczy to UFO)
znacznie więcej. Czy ludzie ci byli i są wariatami? Czy wszyscy mają halucynacje? Czy
cierpią na potrzebę bycia kimś za wszelką cenę? Na chorobę psychiczną? Czy są to
zwykli blagierzy, którzy chcieliby zobaczyć swoje nazwiska w prasie czy usłyszeć przez
radio? Zapewne istnieją takie przypadki i nie byłoby uczciwe ich negowanie. Zapewne
większość (może nawet około 90%) spotkań z UFO można tłumaczyć błędną
interpretacją, nieporozumieniami, świadomymi oszustwami itd. Ale pozostaje reszta,
której nie możemy wyjaśnić w sposób naturalny, nawet gdyby określone kręgi chciały
nieprzerwanie wmawiać to opinii publicznej.

Uczciwość cytowanych przeze mnie świadków UFO nie ulega wątpliwości. Zarzucanie

im świadomego kłamstwa byłoby nie tylko nienaukowe, ale i świadomie obraźliwe. Wielu
świadków boi się publicznego ujawniania, nie chcąc mieć nic wspólnego z całym tym
hałasem, który niekiedy wokół nich powstaje. Większość wycofuje się w rozgoryczeniu,
gdy ich sprawozdania, często po długim wahaniu zawierzone policji, określonym
władzom czy grupom badawczym, niespodziewanie ukazują się w gazetach. Wielu z nich
nie chce mówić o swoich przeżyciach w radiu czy telewizji, bojąc się narażenia na
śmieszność czy też obwołania przez znajomych i przyjaciół kłamcami. Nie są to objawy
potrzeby imponowania czy choroby umysłowej. Nie, świadkowie UFO są takimi samymi
ludźmi jak wszyscy inni, ludźmi ze wszystkich warstw społecznych, wszystkich zawodów,
ze wszystkich krajów, którzy wspólnie i często przerażająco zgodnie opowiadają o
zjawisku godnym poważnego potraktowania i zbadania. Książką tą chcemy się do tego
przyczynić

2. Spotkania z UFO

Powinniśmy zapewne wybaczyć tym, którzy nie wiedzą, naszym obowiązkiem
jednak jest uczynić wszystko, żeby wiedzieli.

R. Popper, 1932

Spotkania pierwszego i drugiego stopnia z UFO

W ostatnich dwudziestu latach astronomowie i astrofizycy wytropili tak wiele dziwnych

obiektów w odległych regionach Wszechświata, że dzisiaj w ogóle nie możemy ocenić,
jak dalece odkrycia te zmieniają i będą zmieniać nasz obraz świata: czarne dziury i białe
karły, kosmiczne promieniowanie tła, galaktyki Seyferta, pulsary i kwazary oraz Kosmos
o strukturze wyraźnie podobnej do struktury komórek. Astronomia posługująca się falami
radiowymi, promieniowaniem rentgenowskim, badająca Kosmos w ultrafiolecie i
podczerwieni, stworzyła nam zupełnie nowe możliwości obserwacji Wszechświata. W
końcu to podróże kosmiczne pozwoliły nam szczegółowo sfotografować i dokonać
pomiarów prawie wszystkich planet i księżyców Układu Słonecznego.

A mimo to stale pojawia się na naszym niebie fenomen, który prawie nigdy nie dał się

całkowicie sprawdzić, zanalizować czy poddać badaniu uwieńczonemu sukcesem. Są to

19

background image

Nieznane Obiekty Latające. Nie będziemy tu dotykać „historii" tego zjawiska, którą
przedstawiono gdzie indziej [8]. Ale od blisko czterdziestu lat prawie codziennie w
różnych punktach naszej planety obserwuje się UFO. Mówi się o świecących kulach,
które płyną w powietrzu, zatrzymują się nagle, a potem wykonują ruchy absurdalne i
niezgodne z mechaniką lotu, o metalicznie połyskujących tarczach, dyskach, ogromnych
cylindrach, formacjach latających „spodków". Przede wszystkim jednak istnieją relacje o
obiektach, które wylądowały, o istotach podobnych do człowieka, i – co chyba
najciekawsze i najosobliwsze – o uprowadzeniach i bezpośrednich kontaktach z
załogami UFO.

Czym są UFO? Skąd przybywają? Czego chcą ich załogi? Uczciwie musimy

przyznać, że na żadne z tych pytań nie możemy dać zadowalającej odpowiedzi.
Najczęstsze przypuszczenie ogranicza się do stwierdzenia, że są to pozaziemskie statki
kosmiczne, wysłańcy odległych cywilizacji. Pokrótce się tym zajmiemy.

Głównym argumentem przeciw hipotezie ETI (Extraterrestrial Intelligences, czyli

inteligencje pozaziemskie) są bez wątpienia ogromne odległości międzygwiezdne.
Odległość od Ziemi do Księżyca, najbliższego nam ciała niebieskiego, wynosi około 380
000 km, to trochę więcej niż światło przebyłoby w sekundę. Statki Apollo potrzebowały
prawie trzech dni na przebycie tego dystansu.

Ponieważ możemy założyć, że w Układzie Słonecznym nie ma żadnych innych

rozwiniętych i inteligentnych cywilizacji, pozostaje tylko możliwość międzygwiezdnego
pochodzenia tak zwanych UFO. Najbliżej Ziemi znajduje się gwiazda Alfa Centauri i
możemy liczyć, że ma ona układ planetarny. Alfa Centauri jest jednak oddalona od nas 0
4,3 lata świetlne! Przy zastosowaniu dzisiejszej techniki rakietowej podróż tam trwałaby
dziesięć lub sto tysięcy lat, bez wątpienia o wiele za długo, aby poważnie rozważać
możliwość wysyłania tam załogowych czy nawet bezzałogowych statków kosmicznych.

Ale rozpatruje się już możliwość skrócenia czasu podróży do 60 lat, co dla

bezzałogowej sondy kosmicznej byłoby z pewnością do przyjęcia (projekt Dedal). Za
pomocą statków kosmicznych Dedal o napędzie termojądrowym roboty mogłyby
docierać na najbliższe nam gwiazdy w stosunkowo krótkim czasie, nawet gdyby to było
niemożliwe dla lotów załogowych [9J.

Studium projektowe Dedal, sporządzone przez British Interplanetary Society świadczy

jednak o tym, że loty, przynajmniej do hipotetycznych układów planetarnych najbliższych
nam gwiazd, nie muszą pozostać utopią, nawet jeśli dziesięć lat temu powszechnie tak
sądzono. Od tamtych czasów obliczono możliwości kolonizacji galaktycznej, znacznie
wykraczające poza studia nad Dedalem. Posłużono się modelami tak zwanych
pokoleniowych statków kosmicznych czy arek gwiezdnych. Są to wielkie kompleksy
kosmiczne, będące dla bardzo wielu ludzi (nawet dla kilku tysięcy) „latającym
domostwem". I mimo stosunkowo niewielkiej prędkości we Wszechświecie mogłyby w
ciągu zaledwie pięciu milionów lat skolonizować całą Galaktykę. Pięć milionów lat w
astronomicznym wymiarze to naprawdę niewiele.

20

background image

Jeśli więc inni istnieją – a większość wspomnianych naukowców tak zakłada – to

przynajmniej jedna z licznych cywilizacji Galaktyki rozpoczęła zapewne kiedyś
kolonizację innych układów gwiezdnych i nieuchronnie dotarła w obręb naszej Drogi
Mlecznej. Jeśli tak, to dlaczego nic nie widzimy? Problem ten, nazwany od nazwiska
słynnego fizyka Enrico Fermiego „paradoksem Fermiego", nie da się rozwiązać tak
długo, jak długo nie zdecydujemy się na włączenie obserwowanych od wieków zjawisk
do kręgu tych zagadnień. Zarówno paleoastronautyka, zajmująca się szukaniem
osobliwych śladów w historii, jak i badania nad UFO mogą nam tu znacznie pomóc lub
przynajmniej dostarczyć istotnych poszlak. Nie jest do końca zrozumiałe, dlaczego
dziedziny te nie cieszą się powszechnym a przede wszystkim naukowym
zainteresowaniem.

Nie znaczy to jednak, że nikt się nimi nie zajmuje. Przeciwnie, jednym z najbardziej

wyspecjalizowanych badaczy w dziedzinie poszukiwań SETI (Search for Extraterrestial
Intelligences,
czyli poszukiwania pozaziemskich inteligencji) jest bostoński astronom
prof. Michael Papagiannis. Zastanawiał się on nad częstotliwością pojawiania się UFO.
W rzeczy samej jest mało prawdopodobne, żeby pozaziemskie pojazdy kosmiczne
regularnie przebywały ogromne odległości międzygwiezdne w celu składania nam
krótkich wizyt. Dlatego Papagiannis zaproponował, aby rozpocząć poszukiwania stałej
bazy, istniejącej zapewne gdzieś w Układzie Słonecznym. Dotychczas nie odkryliśmy nic
takiego, ale przeszukiwanie Układu Słonecznego jest jeszcze w powijakach. Nie mamy
co liczyć, że już po dwudziestu pięciu latach trafimy przypadkiem na jedną lub więcej
takich stacji.

Ale gdzie możemy się ich spodziewać? Zakładając istnienie wielkich gwiezdnych arek,

które dziś (!) wydają się najbardziej prawdopodobnym środkiem pokonywania przestrzeni
międzygwiezdnych, to takie statki kolonizacyjne powinny „zacumować" w obszarze
Układu Słonecznego, spełniającym określone warunki: dopływ energii, łatwy dostęp do
surowców i wody. W naszym systemie planetarnym warunki takie istnieją w skupisku
planetoid...

Planetoidy krążą wokół Słońca w obszarze między orbitami naszych zewnętrznych

sąsiadów, Marsa i Jowisza. Jest to wiele tysięcy małych Planetek albo asteroid, czyli ciał
przypominających gwiazdy. Przypuszczalnie jest to materiał pozostały z czasów
powstawania Układu Słonecznego, z którego nie powstała planeta. Ale właśnie tu można
się spodziewać znacznych zasobów surowcowych, przede wszystkim metali. Dzięki
niewielkim rozmiarom tych ciał (na ogół o średnicy kilku, niektóre nawet kilkuset
kilometrów) eksploatacja metali byłaby bardzo prosta.

Dla pozaziemskich kolonii kosmicznych byłoby to wręcz idealne miejsce do

zakotwiczenia. Prócz surowców miałyby tu do dyspozycji energię słoneczną. Wodę
można by łatwo sprowadzić z czap polarnych Marsa lub lodowych księżyców Jowisza.
Papagiannis wierzy, że takie pozaziemskie społeczeństwa musiały już dawno osiągnąć
statyczne stadium istnienia, bo proces kolonizacji odbył się przypuszczalnie przed
milionami czy nawet miliardami lat. Stąd ich przemiany były zapewne bardzo rzadkie, a
czas, subiektywnie patrząc, upływał znacznie wolniej niż w naszym zagonionym świecie.

21

background image

Papagiannis: „Ziemia była dla nich zapewne bardzo nieciekawym nośnikiem
prymitywnego życia, wartym zachowania jedynie ze względu na studia ewolucyjne czy
jako zoo. Ale w ostatnim stuleciu nastąpiły rewolucyjne zmiany. Łączność radiowa,
samoloty, bomby atomowe, satelity, wyprawy na inne planety – działań tych nie mogą nie
zauważyć" [10]. Innymi słowy. przynajmniej od czasu, gdy poznaliśmy energię jądrową i
dzięki temu, przynajmniej teoretycznie, jesteśmy w stanie zagrozić im atakiem
nuklearnym, nie mogą nas dłużej ignorować. Papagiannis: „Dlatego można sobie
wyobrazić, że wobec tej nagłej eksplozji technologicznej zachowują jeszcze rezerwę i
próbują rozstrzygnąć, czy reprezentujemy jakiś rodzaj choroby kosmicznej, którą należy
zniszczyć, zanim się rozprzestrzeni, czy może jesteśmy młokosami rokującymi jakieś
nadzieje, którym powinno się pomóc w przystąpieniu do już istniejącego społeczeństwa
galaktycznego. Myślę, że nasze teraźniejsze postępowanie powinno dać sposobność do
uświadomienia sobie obu tych konsekwencji" [10].

Amerykański fizyk, dr Robert Freitas, przedstawił w 1983 roku międzynarodowy plan

poszukiwania śladów inteligencji pozaziemskiej w Układzie Słonecznym. Projekt ten,
nazwany SETA (Search for Extraterrestrial Artifacts, czyli poszukiwanie artefaktów
pozaziemskich), powinien rozpocząć się na przykład od planetoid lub od punktów
Lagrange'a w układzie Ziemia-Księżyc lub Ziemia-Słońce. Tu znosi się wzajemnie
grawitacja tych ciał niebieskich i tu mogą stacjonować stacje bezzałogowe, które od
stuleci lub dłużej obserwują wszystkie wydarzenia na Ziemi i przekazują je
przedstawicielom obcych cywilizacji, niezależnie, czy znajdują się oni obecnie w Układzie
Słonecznym w międzygwiezdnych arkach kolonizacyjnych, czy na którejś z odległych
gwiazd stałych. W marcu 1986 roku europejska sonda kosmiczna Giotto przeleciała po
raz pierwszy przez ogon komety Halleya i przekazała na Ziemię zdjęcia jądra komety.
Tymczasem planuje się wysłanie następnej sondy, Giotto II, która ma się dopasować do
kursu komety i towarzyszyć jej przez jakiś czas. Podobne pojazdy kosmiczne mogłyby na
przykład zbliżyć się do punktu Lagrange'a i sprawdzić, czy nie kryją się tam sondy
pozaziemskich cywilizacji. Na lata dziewięćdziesiąte planuje się wyprawę ku
planetoidom. Czekamy z niecierpliwością na rezultaty tego przedsięwzięcia.

Jeśli chodzi o poszukiwania cywilizacji pozaziemskich, nadal jesteśmy na początku.

Nie wiemy, czy UFO mają z nimi jakiś związek. Istnieją przecież inne hipotezy: UFO to
pojazdy z przyszłości, pojazdy z innych wymiarów czy wszechświatów równoległych.
Może to być materialna projekcja jakiejś wyższej inteligencji z Universum lub z innego
poziomu istnienia. Może są to także projekcje zbiorowej podświadomości ludzkości. Tak
naprawdę nic jeszcze nie wiadomo. Brakuje danych empirycznych, faktów, dowodów.
Już od lat pięćdziesiątych kompetentni przedstawiciele rządów różnych krajów
lekceważyli i wyśmiewali UFO albo w tajemnicy pracowali nad rozwiązaniem tego
problemu. W obu przypadkach oszukiwano nas, opinię publiczną i obiektywną naukę.
Rozpowszechniając błędne informacje uniemożliwiono znalezienie zadowalającego
rozwiązania.

Ufologię pozostawiono do dziś inicjatywie poszczególnych naukowców i

nienaukowców. Szczególnie wśród tych ostatnich jest, niestety, pełno różnych grup,

22

background image

grupek, a także samotnych „badaczy", którzy w swoich „badaniach" niezbyt przejmują się
stroną naukową i z badania UFO chcieliby zrobić nie wiadomo co. Znaczącą rolę grają
dla nich aspekty religijne i pseudoreligijne. Chcieliby nam obwieścić, że UFO to wysłańcy
Boga, pojazdy aniołów czy innych duchowo wysoko rozwiniętych cywilizacji
pozaziemskich, chcących uratować ludzi (czy paru „wybrańców") przed zbliżającym się
końcem świata – Sąd Ostateczny jako kosmiczna przygoda! Z drugiej strony są tacy,
którzy uważają to wszystko za dzieło mocy piekielnych: „Jesteśmy zdania, że szatan i
jego demony mają związek z tymi niezwykłymi fenomenami. Wierzymy także, że ich
działalność ma wiele wspólnego z nadchodzącym końcem świata. Z biblijnego punktu
widzenia zwiększona aktywność szatana wcale nas nie dziwi" [11]. A więc zalecają:
„wierzący chrześcijanie nie muszą się bać, gdy w toku badań zajmiemy się działalnością
demonów, ale warto trzymać swą fantazję w ryzach" [11].

Jest to rada, której można tylko przyklasnąć (i której przestrzegać Powinni także

cytowani autorzy), bo właśnie w dziedzinie UFO, podobnie jak w paleoastronautyce i
parapsychologii, publikuje się niekiedy tak wierutne brednie, że krytyczny czytelnik czy
obserwator może tylko z politowaniem pokiwać głową. Potrzeba nam obiektywnego
podejścia bez uprzedzeń i bez pseudoreligijnych zapatrywań na to całkiem realne
zjawisko.

Jednym z najpoważniejszych i z pewnością najbardziej znanych w świecie badaczy

UFO był chicagowski astronom, prof. J. Allen Hynek. Niegdyś zatrudniony w
realizowanym przez siły powietrzne USA Project Bluebook, który miał wyjaśnić naturę
zjawiska UFO, porzucił po kilku latach tę pracę z powodu uprawianego tam kupczenia
tajemnicami oraz polityki dezinformowania opinii publicznej. Do swojej nagłej śmierci w
kwietniu 1986 roku kierował instytutem Center for UFO-Studies w Evanston, Illinois. Jako
pierwszy sklasyfikował przed paru laty spotkania z UFO. Jego klasyfikacja jest
akceptowana do dziś. Zgodnie z nią obserwacje nieznanych obiektów latających można
podzielić na trzy kategorie:


1) spotkania pierwszego stopnia: obserwacja UFO, który nie pozostawia śladów ani

nie widać załogi (najczęstszy przypadek);

2) spotkania drugiego stopnia: obserwowane UFO pozostawia fizyczne ślady, np.

ślady lądowania, ślady promieniowania, ślady na roślinach, zwierzętach i ludziach (na
przykład oparzenia);

3) spotkania trzeciego stopnia: obserwacja UFO i jego załogi, nawiązanie przez

załogę kontaktu z obserwatorem czy obserwatorami, ewentualne uprowadzenie do
obiektu, badanie i późniejsze uwolnienie obserwatora.


Spotkania pierwszego stopnia, jak nadmieniliśmy, są z pewnością najczęstsze ze

wszystkich obserwacji UFO i tu właśnie powstaje najwięcej błędnych interpretacji. Na
ogół widzi się tylko jakieś „jasne światło w oddali" lub jakiś „kosmiczny przedmiot" między
chmurami, etc. Ale i w tej kategorii są informacje godne zaufania, obserwacje ludzi,

23

background image

którzy doskonale znają się na zjawiskach zachodzących na niebie i są w stanie
rozstrzygnąć, czy jest to coś całkowicie „naturalnego", czy też coś niewytłumaczalnego.
Są to astronomowie, astronauci, piloci, kontrolerzy radarów, meteorolodzy. Jako
klasyczny przykład wymieniany jest tu prof. Clyde Tombaugh, astronom, który w 1930
roku odkrył planetę Pluton. 20 sierpnia 1949 roku Tombaugh obserwował wraz z żoną i
teściową geometryczną formację prostokątnych, żółtozielonych obiektów, przelatujących
powoli z północnego zachodu na południowy wschód nad Las Cruces w Meksyku.
Tombaugh: „Wątpię, czy to zjawisko było jakimś ziemskim odbiciem... Byłem tak nie
przygotowany na tego rodzaju osobliwą obserwację, że skamieniałem ze zdziwienia"
[12). Tombaugh pracował wtedy w doświadczalnej stacji rakietowej White Sand.
Następnie dodaje, że „nie mamy [tzn. Amerykanie – J. Fiebag) nic, co można by z tym
nawet porównać" [13J.

Wzorcowe spotkanie pierwszego stopnia opisał Hynek. Przypadek ten przeanalizowali

i odłożyli ad acta jako „niezidentyfikowany" pracownicy Project Bluebook. Głównym
świadkiem był dyrektor szkoły, a także kilka towarzyszących mu osób. Jechali oni dwoma
samochodami. „Zupełnie niespodziewanie zauważyłem za skałą jakieś światło i
pomyślałem, że to jeden z tych starych samolotów zboczył z kursu i awaryjnie ląduje na
polu. To pierwsze przyszło mi na myśl. I wtedy zza skały wyłonił się ten niezwykły obiekt.
Kształtem przypominał trochę stalowy hełm z czasów drugiej wojny światowej" [14].
Dyrektor szkoły mimowolnie zahamował i zatrzymał samochód. „Nie mogłem zrozumieć,
dlaczego samolot miałby schodzić tu do lądowania. A ten ogromny, oceniam, że
dziewięćdziesięciometrowy obiekt wyłonił się zza skały i prawie w zupełnej ciszy
zatrzymał się nade mną na ułamek sekundy, jak przedmiot, który zmienia swój kierunek.
Potem odleciał ku lotnisku" [14]. Najbardziej zdziwiła go jasność obiektu: „Dach
samochodu wydawał się przepuszczać światło. Było niewiarygodnie jasno, strasznie
jasno, powtarzałem sobie. Spojrzałem na dłonie: wyglądały jak na zdjęciu
rentgenowskim" [14].

W dziejach spotkań z UFO wielokrotnie dochodziło do ścigania niezidentyfikowanych

obiektów przez pilotów z różnych krajów. Pierwszy taki przypadek zdarzył się 7 stycznia
1954 roku nad Kentucky, gdy amerykański pilot Thomas Mantell zginął, próbując
schwytać UFO [8]. Podobna historia, choć szczęśliwie zakończona dla pilota, wydarzyła
się w Chile. 16 grudnia 1979 roku nad północnochilijskim miastem Calama ujrzano
„ogromną ognistą kulę". Generał Benjamin Opazo Brull rozkazał czterem myśliwcom z
bazy sił powietrznych w Cerro Moreno wystartować do pościgu i zidentyfikowania
obiektu. Według danych radarowej kontroli lotów samoloty znajdowały się najpierw na
pułapie 5000 m. Ale UFO umknęło im, lecąc pionowo w górę. Obiekt stale utrzymywał
odległość około 1500-1700 metrów od ścigających. Nagle ruszył wprost na samolot
kapitana Luisa Lira Bustosa, który zrobił unik, przechodząc błyskawicznie w lot nurkowy.
Komandor Javir Pratt Corona kontynuował pościg. Zbliżywszy się do obiektu, ujrzał, że
jest to „ogromny trójkąt ze światłami na rogach". Inny pilot, Jose Fernandes Martin, był
wyraźnie zszokowany, bo nie mógł sobie wyobrazić, „żeby normalny obiekt lataJący w
kształcie ogromnego trójkąta mógł unosić się bez ruchu w powietrzu" [8]. Po kilku
minutach nieznany obiekt ponownie wzniósł się pionowo i oddalił na dwadzieścia

24

background image

kilometrów od ścigających go myśliwców, a w końcu zniknął „w tajemniczy sposób", jak
wyraził się Pratt Corona.

Co ciekawe, w trakcie pościgu udało się zrobić zdjęcia nieznanego obiektu, a jedno z

nich zostało opublikowane. Widać na nim światła na rogach ogromnego trójkąta. 30
grudnia 1978 udało się, też z pokładu samolotu, sfilmować nad Nową Zelandią jakiś
obiekt. W związku z tym fizyk, dr Bruce Maccaabee, przeprowadził szczegółowe
dochodzenie, przeanalizował film i rozmawiał ze świadkami. Po zakończeniu tych badań,
w których uczestniczyli też jego koledzy i specjaliści-filmowcy, ustalił, że nie jest to
fałszerstwo, lecz że było to „prawdziwe UFO".

Setki świadków z amerykańskich stanów Kansas i Missouri widziały 17 listopada 1980

roku ogromny obiekt latający, który przez ponad cztery godziny krążył po niebie. Także i
ten obiekt opisano jako trójkąt wielkości boiska do piłki nożnej. Miał jedno światło białe i
dwa czerwone „jakby reflektory". Roger Benett, jeden z licznych świadków, słyszał „ciche
brzęczenie" w momencie przelotu obiektu nad nim. „Na krótko przed zniknięciem obiektu
w chmurach wypuścił on jednocześnie około sześciu mniejszych obiektów". Inni
świadkowie, jak Rick Hull i Buddy Hannafort, dojrzeli okna „jakby kabiny".

23 grudnia 1981 roku dwaj policjanci w amerykańskim stanie Kentucky widzieli całą

flotyllę nieznanych obiektów latających. Frank Chinn i John Cooper śledzili za pomocą
lornetki „eskadrę sześciu obiektów" lecących jeden za drugim. „UFO lśniły, jakby były
zrobione z jakiegoś niezwykle świecącego materiału". Chinn porównał ten połysk do
połysku oszlifowanego diamentu: „Różnica polegała na tym, że na każdej płaszczyźnie
zewnętrznej umieszczony był jasny reflektor, świecący jaskrawym, białym światłem. A
pośrodku obiektu obracały się trzy błyszczące światła w kolorze zielonym, czerwonym i
żółtym". Cooper zaś uzupełnia: „Nie ma na to żadnego logicznego wyjaśnienia.
Widziałem wystarczająco dużo samolotów i helikopterów, by wiedzieć, że nie były to
obiekty latające, jakimi dysponujemy".

Trzech innych policjantów, Karl Sicinski i jego dwaj koledzy, widziało 25 listopada 1980

roku nad miastem Will County w stanie Kentucky obiekt poruszający się na wysokości
około 500 metrów. Zgodnie z ich zeznaniami leciał on początkowo na południe, potem
skierował się na wschód, a zaraz potem na północ. W końcu zatrzymał się, zwrócony w
kierunku południowo-wschodnim. Sicinski: „Był potwornie duży i bardzo jasny. Miał
kształt leżącej łzy, a otaczała go białoróżowa łuna".

Dzięki meldunkowi, który Sicinski przekazał drogą radiową do na posterunek, załogi

dwóch innych patroli też zauważyły obiekt. Zbliżyły się do niego z dwóch różnych stron.
Najbliżej obiektu był zapewne Sam Cucci: „Włączyłem szperacz, ale UFO zawrócił i
nagle zniknął, tak jakby ktoś zgasił światło".

Takie nagłe znikanie obiektów – podobnie jak nagłe pojawianie się – jest ich typową i

często obserwowaną cechą. Zjawisko to jest sprzeczne ze znanymi nam prawami fizyki i
świadczy o tym, że mamy tu Zapewne do czynienia z demonstracją jakiejś zupełnie nam
nie znanej technologii.

25

background image

Innym, ciągle opisywanym zjawiskiem jest wysyłanie różnych rodzajów

promieniowania, przede wszystkim światła widzialnego. W nocy z 29 na 30 listopada
1983 na niebie nad Ras-al-Kheima (Zjednoczone Emiraty Arabskie) zaobserwowano
obiekt, z którego w kierunku Ziemi wybiegały silne, pomarańczowe promienie. Naoczni
świadkowie opowiadali, że obiekt latający był widoczny przez dwie godziny i „wysyłał po
dwa promienie świetlne w niezmiennej kolejności. Za każdym razem światło było silne
przez minutę, potem znowu słabe i znów silne itd.". Podczas emisji światła obiekt się nie
poruszał. Według rządowej gazety syryjskiej „Teshreen" zjawisko to obserwowało
kilkaset osób.

Nad ranem 30 stycznia 1985 roku załoga i wielu pasażerów radzieckiego samolotu

pasażerskiego TU 134A widziało na nocnym niebie „wielką, błyszczącą gwiazdę".
Według moskiewskiej gazety związkowej „Trud" i niemieckiej agencji prasowej DPA
obiekt został dostrzeżony przez załogę o godzinie 4.10. Samolot odbywał lot Tbilisi-
Rostów-Tallin na wysokości około 10 000 metrów.

Według kapitana obiekt początkowo unosił się jakieś 30-40 km nad ziemią wysyłając

wąski promień światła w jej stronę. Promień ten nad powierzchnią ziemi rozszerzał się,
tworząc stożek. W tym „zdumiewająco jasnym świetle" załoga widziała domy i ulice.

Pilot Igor Czerkaszyn zeznał do protokołu, że wiązka światła skierowała się nagle na

samolot. Kabinę pilotów zalało jaskrawe światło. Załoga widziała biały punkt świetlny
otoczony kolorowymi pierścieniami, który zamienił się „niespodziewanie w zieloną
chmurę". Zaraz potem obiekt błyskawicznie skierował się w stronę samolotu, przecinając
jego kurs. Załodze wydawało się teraz, że wygląda jak „chmura w kształcie samolotu".
„Chmura" eskortowała ich aż nad Estonię. Potem zniknęła.

Relacje członków załogi i niektórych pasażerów potwierdzone zostały zarówno przez

pilotów maszyny lecącej z przeciwka, jak i przez kontrolę naziemną, która na ekranach
radarów widziała dziwne „plamy" koło samolotu.

Takie obserwacje UFO, wiążące się z emisją światła prowadzą nas, według

klasyfikacji Hynka, do tak zwanych spotkań drugiego stopnia, czyli obserwacji
nieznanych obiektów latających pozostawiających ślady, choćby były to ślady na ziemi
(np. ślady lądowania) lub w formie szkód, powstałych w wyniku najrozmaitszego
promieniowania. Taki właśnie spektakularny przypadek zdarzył się przed paru laty w
Związku Radzieckim.

20 września 1977 roku mieszkańcy Petrozawodska, stolicy Karelskiej Autonomicznej

Republiki Radzieckiej, widzieli około czwartej nad ranem na niebie coś
przypominającego wielką, świecącą meduzę, która zalała całe miasto morzem światła.
Niebo nad miastem było bezchmurne, jasność obiektu wielokrotnie przyćmiła jasność
gwiazd. UFO unosiło się nad domami przez około 12 minut i w końcu oddaliło w kierunku
jeziora Onega.

O wydarzeniu „Prawda" doniosła 23 września 1978 roku, z prawie rocznym

opóźnieniem: „Nad Petrozawodskiem unosiła się »gwiazda«, świecąca intensywnym
blaskiem i przypominająca świecące koło z kłosów. Z kształtu była podobna do meduzy.

26

background image

Zbliżała się powoli do Petrozawodska, zalewając przy tym miasto intensywnym światłem.
Były to tysiące wiązek świetlnych, sprawiających wrażenie ulewnego deszczu. Po jakimś
czasie promieniowanie ustało, świetlna meduza ograniczyła swoją jasność i oddaliła się
w stronę jeziora Onega. Na horyzoncie widać było szare chmury i gdy zjawisko w nie
weszło, powstało w nich kilka półkoli i małe koła w kolorze czerwonaworóżowym.
Zjawisko trwało dziesięć do dwunastu minut".

Mikołaj Miłow, korespondent agencji TASS, wkrótce przybył na miejsce zdarzenia i

miał sposobność zasięgnięcia dokładnych informacji. Pokazywano mu podziurawione
brukowce i szyby w oknach. Jego zdaniem w Petrozawodsku musiały się rozegrać
burzliwe sceny. Wiele osób uwierzyło w amerykański atak atomowy i było na krawędzi
załamania nerwowego. Miłow tak pisał o swoich rozmówcach, naocznych świadkach:
„Wyglądało, jakby nagle zachorowali. Sprawiali wrażenie rozstrojonych nerwowo".

Jako pierwsi spostrzegli tego ranka osobliwe zjawisko policjanci z Helsinek, stolicy

Finlandii. Zgodnie z ich raportem widzieli je pomiędzy godziną 3.06 a 3.10. Określili je
jako „kulę ze światła", przesuwającą się powoli na wschód, w stronę Związku
Radzieckiego. Około czwartej rano zjawisko dotarło do Petrozawodska nad jeziorem
Onega. Jurij Gromow, dyrektor stacji meteorologicznej w Petrozawodsku, przyrównał
promienie świetlne „do małych złotych strzał". Powiedział też: „Nagle jakiś mały obiekt
oddzielił się od zjawiska świetlnego i poleciał ku ziemi. W tym czasie główny obiekt
stopniowo przybrał formę eliptycznego pierścienia, w środku bladoczerwonego, po
bokach białego. Skierował się na ławicę chmur nad jeziorem Onega, wypalił w nich
czerwoną dziurę i zniknął w niej". Fizyk i oceanograf Władimir Ażaża opisał swoje
obserwacje w następujący sposób: „Obiekt leciał nisko nad portem, następnie zatrzymał
się nad stojącym na kotwicy statkiem długości 142 m. Porównanie ze statkiem pozwoliło
stwierdzić, że średnica UFO wynosiła 104 metry. Gdy UFO oddalało się w stronę jeziora
Onega, wielu kierowców ruszyło za nim".

Potem przez długi czas obiekt unosił się bez ruchu nad jeziorem. Ażaża: „Po chwili

jakiś mały obiekt oddzielił się od obiektu głównego. Leciał prosto w dół i zniknął pod
powierzchnią wody. W tym samym momencie obiekt główny ruszył i z wielką szybkością
zniknął w ławicy chmur". Konsekwencje, jakie według niego należy wyciągnąć z
zachowania obiektu, są nieuniknione. „Moim zdaniem nad Petrozawodskiem widziano
albo UFO, wysłannika wyższej inteligencji z załogą i pasażerami, albo pole siłowe
wywołane przez UFO".

Innym naocznym świadkiem był lekarz W. I. Mienkowoj, którego o tak wczesnej porze

wezwano do pacjenta: „Nagle zobaczyliśmy tę osobliwą gwiazdę. Miała wiele, wiele
promieni i całkowicie zakrywała niebo. W końcu płomienista kula ruszyła w stronę
gwiazdozbioru Wielkiej Niedźwiedzicy, zmniejszając intensywność promieniowania.
Światło tego obiektu było początkowo tak jasne i przezroczyste, że bolały mnie oczy.
Zjawisko trwało piętnaście minut".

Co ciekawe, w 1980 roku obserwowano we Francji bardzo podobne obiekty, które

jednak nie wysyłały zagadkowych promieni świetlnych. Łącznie trzy obiekty latające
pojawiły się nad paryskim przedmieściem Creteil. Opisano je jako „wielkie twory w

27

background image

kształcie gwiazd, porównywalne trochę z jasnożółto połyskującymi jeżami". Inny obiekt
wysyłał promienie czerwone, żółte i zielone. Początkowo poruszał się powoli, a potem
nagle się zatrzymał i błyskawicznie obrócił wokół własnej osi.

Wydarzenia nad Petrozawodskiem przebiegły względnie spokojnie (pomijając

podziurawione brukowce i powybijane szyby okien) w porównaniu z innymi, które miały
miejsce w Indiach 17 marca 1979 roku. UFO spowodowało tam prawdziwą katastrofę,
która kosztowała życie 28 ludzi. Początkowo mówiono oficjalnie, że tornado spustoszyło
jedno z przedmieść New Delhi. Ale badania, przeprowadzone przez fizyka, prof.
Swdesha Kumara Trikha z uniwersytetu w New Delhi, świadczą o czymś zupełnie innym.
Jego zdaniem zniszczenie domów, połamanie masztów telegraficznych i drzew, zranienie
i zabicie wielu ludzi są następstwem lotu koszącego jakiegoś UFO i jego radioaktywnych
spalin. Liczni świadkowie, wśród nich na przykład prof. dr Shatrughan Skhula (też z
uniwersytetu w New Delhi), obserwowali pomarańczowy, świecący obiekt w kształcie kuli,
który przemieszczał się nad miejscowością zygzakowatym kursem zmieniając wysokość.
Trikha wykonał badania, które wykazały, że radioaktywność w miejscu katastrofy wzrosła
o 55%. Ten radioaktywny ślad odkryto wzdłuż najbardziej zniszczonego, wąskiego
dwumilowego pasa. Na podstawie swoich badań Swdesh Trikha odrzuca wszystkie
wyjaśnienia przyrodnicze: „Moim zdaniem zostało to spowodowane przez nisko lecące
UFO, napędzane energią jądrową". Bezpośrednio po katastrofie rząd zamknął ten obszar
i zabronił dziennikarzom fotografowania zwłok i zniszczonych domów. Zresztą zwłoki
natychmiast spalono.

Nie zawsze podobne zdarzenia muszą kosztować życie ludzkie. Podany przykład jest

wyjątkiem i należy go traktować jako osobliwość. Jednak dosyć często poszczególni
świadkowie ulegają poparzeniom. W końcu czerwca 1980 roku „Dziennik Argentyński",
ukazujący się w Buenos Aires, doniósł o spotkaniu z UFO pewnego robotnika rolnego z
prowincji Santa Fe. Angel German Moressi z Arequito szedł do pracy na swoim polu, gdy
zauważył, że jest śledzony przez jakiś jaskrawo świecący obiekt latający. Obiekt ten
zbliżał się do niego, ale Moressi nie był zdolny do ucieczki. Bijący z obiektu żar stał się w
końcu tak silny, że Moressi stracił przytomność i upadł na ziemię.

Gdy doszedł do siebie, stwierdził, że ma rozległe oparzeliny na ramionach i udał się

do szpitala w Arequito. 26 czerwca lekarze ze szpitala wydali komunikat w jego sprawie.
Moressi miał oparzenia w pięciu miejscach na prawym przedramieniu i w okolicy
lędźwiowej. Oparzeliny liczyły po trzy centymetry średnicy, miały kolor ochry i
występowały na nich pęcherzyki. Po tygodniowym leczeniu nie uległy żadnej zmianie, a
Moressi jeszcze długo później uskarżał się na ciągłe bóle głowy.

Oparzenia podobne do silnych oparzeń słonecznych były następstwem obserwacji

UFO, prowadzonej przez elektryka, Jerry'ego McAllistera z Anderson w Południowej
Karolinie, w nocy na 11 września 1980 roku. O 4.20 wyrwał go ze snu dziwny warkot,
przypominający „furkotanie kręcących się śmigieł". Wyjrzał przez okno i zobaczył spowitą
jasnym światłem tarczę, o średnicy około dwudziestu metrów, wysoką na dwa piętra,
mającą w środku rząd okien. Tarcza unosiła się tuż nad czubkami jodłowego zagajnika.
Światło tarczy zalało całą okolicę, w pokoju było jasno jak w dzień. McAllister: „Zrobiona

28

background image

była z ciemnoszarego metalu. Obracała się zgodnie z ruchem wskazówek zegara".
Oprócz McAllistera obiekt widziało także czterech policjantów w dwóch samochodach
patrolowych. Mike Burtom zastępca szeryfa z Andersom „Obserwowałem UFO przez
półtorej godziny, zanim w końcu zniknęło na północnym wschodzie. Nie ma dla tego
żadnego ziemskiego wyjaśnienia".

Później ustalono, że McAllister doznał oparzeń twarzy. Przez cztery dni cierpiał na

silne bóle głowy i ciągłe dzwonienie w uszach. W miejscu pojawienia się UFO policja
stwierdziła skrajne zwiększenie radioaktywności.

Publikacje odrzucające istnienie UFO często stosują argument, że nigdy dotychczas

nie udało się odnaleźć i zanalizować żadnych materialnych elementów UFO. To prawda,
że przypuszczalnie do dziś żaden nieznany obiekt latający nie wpadł w ręce żadnego
rządu na ziemi. (Świadomie używam tu słowa „przypuszczalnie", bo relacje o przypadku
z Roswell z lat pięćdziesiątych nie są wcale wyssane z palca. Rozbite UFO znaleziono
tam podobno na pustyni w Arizonie [1 S].) Z drugiej strony wydaje się jednak, że istnieją
przynajmniej pojedyncze elementy, wyrzucone lub zgubione przez UFO. Zostały one
odnalezione, a nawet poddane analizie. Jeden z takich przypadków zdarzył się w
Brazylii. Pewnego letniego wieczoru w 1983 roku małżeństwo Freitas widziało, że około
dwudziestu metrów nad ich domem w Macae unosił się owalny obiekt, promieniujący
błękitnym światłem. Po mniej więcej godzinie cały dom spowiła niebieskawa mgła.
Słychać było dźwięki przypominające wybuchy ogni sztucznych. Następnie obiekt
przesunął się nad sąsiedni dom i dwójka świadków ujrzała, jak pozornie płonące części
spadają do ich i do sąsiedniego ogrodu. Gasły natychmiast po zetknięciu z ziemią.

Policja zaalarmowana przez małżeństwo oddała elementy do analizy. Rzecznik

prasowy policji Milton Belgas oświadczył: „Przeprowadzono wiele badań. Materiał ten
jest nam zupełnie nie znany. Jeżeli jest pochodzenia ziemskiego, to nie został dotąd
odkryty". Części badano w Instytucie Kryminologii w Rio de Janeiro. Według rzecznika
policji były to trzy cylindryczne przedmioty długości kilku centymetrów. Podczas upadku
wypaliły dwie dziury w trawie ogrodów i jedną w dachu sąsiedniego domu.

Podobne wypadki były już znane wcześniej. Z pewnością świadczą najdobitniej, że

UFO, niezależnie od ich pochodzenia, to obiekty materialne, nie zaś złudzenia optyczne,
halucynacje, niejasne wytwory wyobraźni czy inne bzdury tego rodzaju. Potwierdzają to
także relacje ze spotkań trzeciego stopnia, jakie zdarzały się na całej kuli ziemskiej,
relacje ludzi, którzy spotkali się z załogami nieznanych obiektów latających.

Spotkania z UFO trzeciego stopnia

Szczególnie w latach pięćdziesiątych stał się głośny osobliwy „gatunek" obserwatorów

UFO: tak zwani „kontaktowcy". Twierdzili oni – zwłaszcza George Adamsky, Fry,
Villanueva i inni – że utrzymują stały kontakt z Wenusjanami, Marsjanami, z
„kosmicznymi ludźmi" z Jowisza, Saturna, Urana i Plutona i że są zapraszani na Księżyc
(po jego drugiej stronie znajdowały się rzekomo lasy i morza) i na inne planety, itd. My
jednak wiemy, od czasu misji amerykańskich i radzieckich sond kosmicznych, że ani na
Marsie, ani na Wenus, ani na innych planetach nie ma inteligentnego życia (nie można

29

background image

całkowicie wykluczyć ewentualności istnienia prymitywnych organizmów na Marsie lub
Tytanie, księżycu Saturna). W ten sposób fantastyczne opisy kontaktowców okazały się
zupełnie bezpodstawne.

Ale czy dlatego wszystkie relacje o spotkaniach z załogami UFO należałoby między

bajki włożyć? Na pewno nie. W ostatnich latach znanych jest kilka przypadków, które
wytrzymują wszelkie badania i których nie można zwyczajnie pominąć. Coś takiego
zdarzyło się w pobliżu wsi Pietuszki pod Moskwą. Aleksander Norin, strażnik i pracownik
leśny, podczas obchodu lasu w pobliżu radzieckiej stolicy zauważył nagle jakiś
pomarańczowoczerwony obiekt, stojący na leśnej polanie, a obok dwie poruszające się
istoty. Miały około jednego metra wzrostu, szerokie bary i sprawiały wrażenie
muskularnych. Całe ich ciała i głowy zakrywały ściśle przylegające czarne ubrania. Tam,
gdzie Norin spodziewał się ujrzeć oczy, okrycie miało szparę. Język, którym się
posługiwali, przypominał pracownikowi leśnictwa świergot ptaków. Gdy dwójka
zauważyła mężczyznę, zawróciła do swojego pojazdu, który zaraz się wzniósł i zniknął w
jaskrawej błyskawicy.

Inny przypadek, który początkowo wyglądał na całkiem zwykłe spotkanie drugiego

stopnia, doprowadzi nas do jeszcze innego wariantu bezpośrednich kontaktów ludzi i
załóg UFO. Ukazujący się w Lantanie w USA „Weekly World News" pisał 4 listopada
1980 roku: „Pewien mężczyzna, jego żona, dzieci i siostra zostali sterroryzowani przez
UFO po przejęciu kontroli nad ich samochodem. Osłupiała rodzina nijak nie może
doliczyć się godziny z życia. Ten niewiarygodny przypadek wywarł ogromne wrażenie na
Johnie Mannie i jego rodzinie. Do dziś dręczą ich ciągłe zmory senne, związane z tym
niewyjaśnionym spotkaniem. John opowiada, że jadąc około północy w okolicy Stanford-
in-the-Vale w Anglii, siedział wraz z siostrą Frances Farrow na przednim siedzeniu
samochodu, a żona Gloria oraz dzieci, Natasza i Tania, z tyłu. Nagle, jak opowiada, na
niebie ukazało się promieniujące, białe światło. Zaczął żartować z żoną na temat UFO.
Następnie jakiś czarny obiekt zasłonił Księżyc i dał się słyszeć głośny dźwięk. John
zatrzymał samochód i wysiadł sprawdzić, co się dzieje. Dokładnie nad sobą ujrzał
ogromne UFO. Wskoczył z powrotem do wozu i ruszył. Zauważył jednak, że coś przejęło
kontrolę nad pojazdem. Wieziono ich dziwną drogą przez tajemniczą okolicę, aż w końcu
przybyli do domu. Spojrzawszy na zegarek, stwierdzili, że przejazd krótkiego odcinka
drogi trwał w niewytłumaczalny sposób o godzinę dłużej niż powinien".

Tylko na pierwszy rzut oka wydaje się, że było to spotkanie drugiego stopnia. W

rzeczywistości relacja ta zawiera opis pewnego symptomu, który w znamienny sposób
wskazuje na szczególny wariant spotkań z UFO: na time-lapsing, czyli wzięcie do UFO.

Pierwsza relacja z uprowadzenia pochodzi z 1961 roku. Właśnie wtedy, 19 września,

podczas nocnej jazdy odludną wiejską drogą w Kanadzie małżeństwo Hillów zostało
zatrzymane przez UFO. Małe istoty podobne do ludzi zabrały ich do obiektu i poddały
bolesnym chwilami badaniom. Po dwóch godzinach zostali wypuszczeni, ale nie mogli
sobie przypomnieć, co działo się przez te dwie godziny. Oboje pamiętali tylko lądujący,
promieniście jasny obiekt i fakt, że zginęło im sto dwadzieścia minut z życia. Dopiero po
latach, gdy Barney Hill zaczął cierpieć na wrzody żołądka, które powstały w wyniku

30

background image

doznanych przeżyć, oboje zdecydowali się udać do lekarza. Ten skierował ich do
psychiatry doświadczonego w stosowaniu hipnozy. Dopiero tu, podczas regresji
hipnotycznych, polegających na powrocie w przeszłość pod wpływem hipnozy, udało się
złamać blokadę mentalną i przywrócić doznane przeżycia świadomości obojga
małżonków.

Przypadek Hillów to z pewnością jedno z najbardziej znanych zdarzeń tego typu [8],

zrezygnuję więc ze szczegółowego opisu. Ale nie jest to jedyny taki przypadek! Dzięki
jego opublikowaniu zgłaszają się, zwłaszcza ostatnio, na całym świecie ludzie, którym
kiedyś przydarzyło się coś szczególnego, którym „brakuje czasu", niekiedy wielu godzin, i
którzy przez całe lata cierpią z tego powodu. I co zastanawiające, przeprowadzane przez
specjalistów hipnotyzerów regresje wykazują niemal identyczny przebieg wypadków:
uprowadzenie do UFO, badanie na jego pokładzie i późniejsze uwolnienie, połączone z
założeniem mentalnej blokady na wspomnienia o zdarzeniu.

Jeden z najnowszych takich przypadków opisano w czasopiśmie „Esotera" z sierpnia

1983 roku. Trzy Angielki: Viv Hayward (27 lat), Valerie Walters (26 lat) i Rosemary
Hawkins (27 lat) po poddaniu się hipnozie, przeprowadzanej przez różnych lekarzy
oddzielnie dla każdej z nich zgodnie oświadczyły, że zostały porwane do UFO. Kobiety te
znajdowały się około 2.30 rano na drodze AS na zachód od Birmingham, gdy zauważyły
nad sobą jakiś obiekt latający, świecący białoczerwonym światłem. Viv Hayward, która
prowadziła samochód, nacisnęła pedał gazu, ale silnik zgasł. Od tej chwili kobietom
brakuje dwudziestu minut. Dopiero pod wpływem hipnozy przypomniały sobie i zgodnie
opisały, że zostały zabrane do obiektu i zbadane przez małe istoty o wzroście około 1,20
m.

Podobną przygodę przeżył 28 czerwca 1980 roku dwudziestojednoletni brazylijski

strażnik Antonio Ferreira. Podczas obchodu dużej budowy o trzeciej w nocy zobaczył z
odległości około siedemdziesięciu metrów jakiś „dziwny przedmiot", który powoli osiadał
na ziemi. Ferreira podszedł do obiektu i ujrzał dwie małe, mniej więcej metrowe postacie,
które wysiadły z pojazdu. Jedna z nich skierowała na niego „skrzynkę", z której wystrzelił
czerwony promień i sparaliżował Ferreirę.. „Istoty te miały na sobie coś w rodzaju
obcisłych, błyszczących dresów sportowych, które pokrywały ich ciała razem z głowami.
Na dresach umieszczony był mały symbol – krzyż w okręgu". Jakaś niewidoczna siła
uniosła Ferreirę i umieściła w pojeździe. Także tu wszystko było spowite czerwonawym
światłem, oświetlającym metalicznie lśniące wyposażenie wnętrza. Z pewnością ten mały
obiekt był swego rodzaju pojazdem dostawczym, bo po pewnym czasie Ferreirę
przeprowadzono do innego, większego obiektu. Czekało tu na niego dziesięć do
dwunastu małych istot. Jak wspomina Ferreira, miały wielkie oczy i nieproporcjonalnie
duże głowy. Posługiwały się językiem, którego nie rozumiał. W jednym z pomieszczeń,
do którego go zaprowadzono, musiał usiąść i poddać się bolesnym badaniom. Dopiero
około 53°,czyli w dwie i pół godziny po pierwszym kontakcie z załogą UFO,
pozostawiono go w pobliżu budowy. Na skórze miał ślady po licznych nakłuciach i
dziwne, czarne punkty, których pochodzenia nie mogli ustalić badający go lekarze.
Inspektor policji, Jose Zanvello, któremu zlecono śledztwo w tej sprawie, odkrył w

31

background image

miejscu wskazanym przez strażnika jako miejsce lądowania kolisty odcisk o wypalonych
krawędziach. Okoliczne druty kolczaste wykazywały niezwykły stopień namagnesowania.
Inny strażnik widział tej nocy w pobliżu budowy, dokładnie o 2.30 , "jakby kulę ognistą".

Aż do połowy lat siedemdziesiątych znano jedynie takie przypadki utraty ciągłości

czasu, w których ludzi (jak małżeństwo Hillów) zatrzymywano gdzieś na odludnej drodze,
uprowadzano i wypuszczano. Ale powyższe zdarzenie stanowi zupełnie inny wariant,
który jest równie fascynujący, co przerażający. Ludzi zabiera się po prostu z mieszkań,
domów i miejsc pracy podczas wykonywania codziennych prac czy podczas snu. Taki
właśnie typowy i dokładnie przebadany przypadek opisują Raymund Fowler [16] i Scott
D. Rogo [17].

Wszystko zaczęło się 25 stycznia 1967 roku w domu pani Betty Andreasson w

amerykańskim stanie Massachusetts, w którym mieszkała wspólnie z dziećmi i teściem
(mąż zginął w wypadku samochodowym). Pierwszy zobaczył obcych teść. Byli mali i
przypominali mu „księżycowych ludzików" oraz „maski na święto Halloween". Stali przed
domem pod oknem. Gdy wszedł do bawialni, żeby powiedzieć o tym synowej, zarówno
on, jak i pozostali, zostali nagle sparaliżowani. Nie mogli się poruszyć. Po przyjściu do
siebie stwierdzili utratę pewnego czasu. W ciągu następnych miesięcy Betty Andreasson
i jej najstarsza córka zaczęły sobie stopniowo przypominać różne sprawy związane z tym
styczniowym wieczorem. W końcu w 1977 roku poddały się hipnozie. Przypomniały sobie
wtedy obcych – małe, szaroskóre istoty z dużymi głowami bez włosów. Mimo to
emanował z nich „pokój". Telepatycznie zaczęli oddziaływać na panią Andreasson. Jej
pierwszą reakcją było spytanie przybyszów, czy nie mogłaby im zaproponować czegoś
do jedzenia.

Następnym wspomnieniem było zabranie jej pod eskortą do obiektu latającego, który

wylądował w pobliżu domu. Tu poddano ją bardzo dokładnemu badaniu fizycznemu i
najwyraźniej także psychicznemu. Podczas badania leżała na płaskim stole, a nad sobą
widziała bardzo jaskrawą lampę, wręcz zalewającą ją światłem. W trakcie badania do
pępka wprowadzono jej długą, srebrzystą igłę (coś podobnego znane jest z innych
przypadków, choćby Betty Hill) i podobny instrument do nosa. Następnie musiała przeżyć
jakieś wizjonerskie sceny. W końcu ją wypuszczono, nakazując hipnotycznie, aby o
wszystkim zapomniała. Ale na tym spotkania pani Andreasson z UFO wcale się nie
skończyły. Kilka lat później znów stała się obiektem zainteresowania obcych, ale o tym
opowiemy w następnym rozdziale.

W swojej książce [18] Budd Hopkins przedstawia wiele takich i podobnych

przypadków. Interesującym przykładem wydaje się przeżycie Howarda Richa. Pewnego
wieczoru latem 1979 roku odwiedził swą matkę w Toms River w stanie New Jersey, a
potem około jedenastej wieczór oglądał jeszcze jakiś film w telewizji. Niespodziewanie
cały pokój zalała fala niebieskiego światła. Rich odniósł wrażenie, że światło nie płynie
zza okien, ale promieniuje gdzieś ze środka pomieszczenia. „Wszystko trwało około
trzech do czterech sekund i gdy się zakończyło, miałem porządnego stracha. Coś
okropnie mnie przestraszyło".

32

background image

Rich przypomina sobie, że poszedł do sypialni, wziął naładowany pistolet i wyszedł

przed dom. Nie zauważył nic podejrzanego, postanowił więc pójść spać. Ale dopiero po
kilku godzinach uspokoił się na tyle, aby na krótko zasnąć. Nic mu się nie śniło.

Początkowo Rich oceniał czas trwania swego wyjścia na dwór tylko na kilka minut. Ale

uporczywe wypytywanie go przez Hopkinsa wykazało, że po powrocie do bawialni w
telewizji nadawano już inny film. Było więc możliwe, że upłynęło więcej czasu, niż sądził
Rich.

Przeprowadzona przez psychologa, panią dr. A. Chmar, regresja hipnotyczna dała

zaskakujące wyniki. Pierwszym niezwykłym zjawiskiem zauważonym przez Richa było
niebieskie światło, które na kilka sekund rozjaśniło pokój. Zdarzenie to, mimo że było
nieszkodliwe, bardzo go przestraszyło: „Myślę, że wyrażenie »przeczucie pełne obaw«
pasuje tu najlepiej. Może uroiłem to sobie, ale w jakiś sposób wszystko wokół mnie stało
się nagle ciemne i bardzo ciche". Potem wziął pistolet i wyszedł przed drzwi.
„Rozejrzałem się, czując na zewnątrz jakieś niebezpieczeństwo. Czułem je całym ciałem,
było wszechobecne. Byłem przekonany, że na zewnątrz coś się na mnie czai."

I wtedy za drzewami pobliskiego lasku ujrzał jasne światło. „Upuszczam pistolet.

Wiem, że go po prostu upuszczam. Prawie nie mogę się ruszać i w jakiś sposób czuję,
że ktoś tam jest... Patrzą na mnie..."

Rich widzi ciemne postacie idące w jego stronę. W dalszym ciągu nie może się

ruszyć. Potem poczuł, że leci w stronę jasnego światła, eskortowany przez ciemne istoty.
„Ci ludzie chcą, żebym razem z nimi wszedł do tej ciemnej, okrągłej chmury, z której
płynie światło. To nie może być prawda, to tylko sen... To tylko..."

Ale to nie tylko sen. Rich jest wprowadzony do obiektu. Próbuje coś powiedzieć do

postaci, ale one nie rozumieją go albo nie chcą rozumieć. Musi położyć się na stole,
uczucie strachu i niepewności znika. „Czuję się bardzo dobrze. Teraz wszystko jest w
porządku, ci ludzie to przyjaciele." Rich opisuje, że istoty były raczej małe (około jednego
metra wzrostu), o długich ramionach i zimnej skórze.

Także na nim przeprowadza się badania. Po obudzeniu się nazajutrz odkrywa w łóżku

wiele małych plamek krwi. Od tej nocy cierpi na trudne do wyjaśnienia bóle żołądka. Bolą
go też ramiona i gardło. We wszystkich tych miejscach wprowadzono do jego ciała długie
igły lub sondy. Możliwe, że pobrano próbki tkanek.

Relacje z podobnych wydarzeń są ostatnio coraz częstsze. I jeszcze coś uderza w

związku z nimi. Wielu z porwanych już we wczesnym dzieciństwie lub w młodości
przeżyło spotkanie trzeciego stopnia i wydaje się, że drugie zdarzenie jest czymś w
rodzaju „badania kontrolnego". Dopiero dzięki zastosowaniu regresji hipnotycznej
poznano związki przyczynowe między nie wyjaśnionym zdarzeniem z dzieciństwa a
późniejszym spotkaniem z UFO.

Hopkins stwierdza [18], że dzieci porywano najczęściej podczas zabaw na dworze.

„Opisy zdarzeń kończyły się prawie zawsze tak samo. Dzieci nagle spostrzegały przed
sobą kilka dziwnych istot w obcisłych, srebrzystych ubraniach. Po chwili istoty znikały tak

33

background image

samo szybko, jak się pojawiały. W ilu przypadkach wystąpiła przerwa w czasie, z której
nikt sobie nie zdawał sprawy? Ale przede wszystkim, do czego dzieci były potrzebne?"

Interesujące pytanie, na które dotąd nie znaleziono zadowalającej odpowiedzi. Z wielu

takich przypadków wynika, że pod wpływem hipnozy świadkowie przypominają sobie, jak
podczas drugiego kontaktu wydobyto im z nosa lub innej części ciała jakiś przedmiot, coś
jakby sondę. Z pewnością umieszczono go tam przed laty. Być może istoty te traktują
nas w taki sam sposób, jak my niektóre dzikie zwierzęta, którym zakłada się
automatyczne nadajniki w celu kontroli ich zwyczajów. Może tak, może nie...

Ale być może posuniemy się do przodu, gdy pod tym właśnie kątem jeszcze raz

zbadamy wydarzenie sprzed siedemdziesięciu lat. Wtedy właśnie trójka małych dzieci
nawiązała kontakt z dziwnymi istotami, które zaskoczyły je podczas zabawy. Także wtedy
widziano świetliste chmury i jasne światła. Także wtedy ponad siedemdziesiąt tysięcy
przerażonych ludzi obserwowało poruszającą się, wirującą tarczę. W 1917 roku wzięto tę
tarczę za słońce, które, jak się zdawało, opuściło swoje miejsce na niebie. „Chmurę"
wzięto za symbol nieba, a istoty za anioła i Matkę Boską. A dzisiaj?

Dzisiaj dysponujemy relacjami o incydentach, jakie zdarzały się na całym świecie.

Niektóre z nich wykazują ogromne podobieństwo do zdarzeń w Fatimie. Uwzględniając
ten punkt widzenia, można chyba powiedzieć, że nadszedł czas, aby ponownie
zastanowić się nad wydarzeniami z 1917 roku?

3. Porównanie

Każda wysoko rozwinięta technologia niczym nie różni się od magii.

Artlrur C. Clarke

Kulty cargo

Gdy w XVI wieku Hiszpanie wylądowali na wybrzeżu Meksyku i bez wysiłku podbili

potężne państwo Azteków, pomogła im pewna okoliczność, na którą zapewne prawie nie
liczyli: Indianie widzieli w nich bogów czy półbogów, wysłanników Quetzalcoatla, który
niegdyś odleciał do swojej gwiezdnej ojczyzny. Konie, na których jeździli, zbroje
błyszczące srebrem, nieznane rodzaje broni i ogromne „domy", na których przybyli zza
oceanu – wszystko to było dla tubylców tak obce i przytłaczające, że siłą rzeczy musieli
dojść do wniosku, że są to istoty boskie, bogowie lub przynajmniej ich wysłannicy.

Mamy tu do czynienia z pewnym, wciąż powtarzającym się w dziejach zjawiskiem

(także w naszych czasach!), polegającym na kontakcie kultury rozwiniętej ze stosunkowo
nie rozwiniętą. To dziwne zachowanie jako pierwszy zauważył Krzysztof Kolumb. „Witali
nas, jakbyśmy przybyli z nieba" – napisał w dzienniku pokładowym po zejściu na ląd na
jednej z Wysp Bahama. Sir Francis Drake spotykał się z tym samym w latach 1577-1580,
gdy dobijał do zachodnich wybrzeży dzisiejszych Stanów Zjednoczonych. „Indianie
podchodzili tylko w dużych gromadach, uzbrojeni w strzały i łuki. Nie byli jednak
nastawieni wojowniczo, ich zachwyt budziły raczej liczne nowe i nieznane przedmioty i

34

background image

nie myśleli o walce, ale czcili nas jak istoty nieziemskie... Próbowaliśmy im wytłumaczyć,
że nie jesteśmy bogami, ale zwykłymi śmiertelnikami, którzy muszą jeść i pić, aby
przeżyć. Nie udało nam się wszakże odwieść ich od tych przesądów..." [19].

Kapitan James Cook został na Tahiti uznany za powracającego boga Rongo, który

kiedyś opuścił wyspę na „statku z chmur". Odkrywca Walter Raleigh spotkał się z w
Wirginii triumfalnym przyjęciem. Cabral, portugalski zdobywca Brazylii, został przyjęty
podobnie. Francuski kapitan Jean Ribault kazał w 1565 roku ustawić na Florydzie
kolumnę z herbem państwa. Po niewielu latach kolumna ta stała się centralnym obiektem
kultu tubylców. Ozdobili ją girlandami i składali pod nią ofiary.

Ale podobne wydarzenia mają miejsce także dziś. W latach dwudziestych naszego

stulecia przyrodnik Frank Hurley stwierdził ze zdumieniem, że mieszkańcy Nowej Gwinei
oddają cześć boską nie tylko jemu, ale także jego wodnopłatowi. Co wieczór na dziobie
jego maszyny składali w ofierze świnię. Gdy inni biali w 1943 roku po raz pierwszy dostali
się w góry Nowej Gwinei, zauważyli ze zdumieniem, że tamtejsi tubylcy mieli długie
„anteny" z kijów bambusowych, „druty" z włókien roślinnych, „izolatory" z liści bambusa i
„mikrofony" z drewna. Później okazało się, że ich zwiadowcy obserwowali amerykańskich
żołnierzy z pewnej odległej bazy sił powietrznych i w ten sposób chcieli wywołać
„niebiańskie ptaki", aby im też przyniosły prezenty. Tubylcy urządzili prawdziwe widmowe
lądowisko, na którym ich starszyzna z utęsknieniem czekała co wieczór na przybycie
„białych bogów".

Najbardziej kuriozalny przypadek takiego osobliwego zachowania wydarzył się na

małej wyspie Tanna na południowym Pacyfiku. Do dziś otacza się tam czcią boga
zwanego John Frum. Wyspiarze noszą tatuaże z literami USA i uważają Amerykę za
ziemię obiecaną, skąd John Frum kiedyś powróci i obficie ich wynagrodzi.

Już wiadomo, że John Frum był zapewne amerykańskim żołnierzem, który

prawdopodobnie przez krótki czas przebywał na wyspie w latach dwudziestych.
Opowiadał wyspiarzom o swojej ojczyźnie, o zwyczajach i zdobyczach cywilizacji, co
wieczór pokazywał im proste triki techniczne. Leczył najprostszymi metodami, ale dla
tubylców graniczyło to z cudem. Potem wrócił do domu. Na wyspie zaś w kilka
dziesięcioleci awansował na boga całej wyspiarskiej kultury. Jak relikwie przechowuje się
kilka monet, dwa banknoty, hełm i fotografię Johna Fruma. Ówczesny wódz plemienia,
któremu później John Frum ukazał się we śnie, jest obecnie czczony jako wielki prorok.
W małym kościółku w głównej wsi obok obrazu Jezusa znajduje się też fotografia
amerykańskich astronautów na Księżycu, którym oczywiście składa się kwiaty w ofierze.
Przedstawiciele plemienia siedzą wciąż na plaży, czekając na powrót Johna Fruma, który
pewnego dnia przybędzie z Ameryki przez morze i poprowadzi ich do raju.

Ulrich Dopatka [20] i Erich von Däniken [21] opisali szereg tak zwanych kultów cargo.

Słowo cargo pochodzi z angielskiego i znaczy tyle, co towar. Określa się nim religijne
formy zachowania ludzi prymitywnych, którzy przedmioty cywilizacji technicznej otaczają
boskim kultem.

35

background image

W 1926 roku miało miejsce w Nowej Gwinei symptomatyczne zdarzenie. Wiele lat

później tak wspominał je jeden z tubylców: „Byłem jeszcze dzieckiem. Ojciec zabrał mnie
na polowanie i wtedy zobaczyliśmy pierwszego białego człowieka. Śmiertelnie się
przestraszyłem i zacząłem płakać. Skąd się tu wziął? Z nieba czy z rzeki? Byliśmy
zupełnie zdezorientowani". Inny tubylec powiedział: „W naszej wsi rozniosła się wieść, że
przyszły do nas błyskawice. Uważaliśmy tych białych za błyskawice z nieba. Niektórzy
mówili, że to nasi przodkowie, którzy powrócili z krainy zmarłych". Gdy trochę później w
tej samej okolicy wylądował pierwszy samolot, zapanował zupełny chaos. Pewna stara
kobieta opowiadała, jak podczas lądowania „wielkiego ptaka" wszyscy rzucili się na
ziemię i ukryli twarze. Następnie uciekli i pochowali się. Niektórzy obejmowali się,
krzycząc ze strachu. „Wpadliśmy w panikę, bo nie wiedzieliśmy, co się dzieje".

Z czasem tubylcy przestali się tak bać, ale mieli dziwny szacunek do białych i ich

urządzeń technicznych. Badaczom niepostrzeżenie udało się przemycić do tubylczych
chat magnetofony i nagrać rozmowy. W ten sposób dowiedziano się, że wyspiarze
oddawali wielką cześć „potężnemu ptakowi", który przyniósł im liczne prezenty.

Urządzeniom technicznym nadaje się w takim przypadku nazwy przejęte z własnego

prymitywnego języka. Są to porównania do rzeczy znanych. Pierwszy samolot, który
wylądował na Papui, został nazwany „diabłem, który zleciał na dół". Parowóz stał się dla
Indian „ognistym rumakiem", a druty telegrafu „śpiewającymi drutami". Do dziś Apacze
określają części samochodowe pojęciami z anatomii człowieka: „oczy" to reflektory,
„jelita" to silnik i tak dalej. Obcy przybysze szybko zostają bogami: mieszkańcy Wysp
Banksa wzięli białych za „boga Quata i jego braci, którzy wyszli z łodzi", a na Nowej
Gwinei biali stali się bogiem Manseren Koreri itd.

Podobne przykłady moglibyśmy w zasadzie mnożyć bez końca. Pokazują one typowe

zachowania człowieka, spotykającego się z całkowicie dominującą, niezrozumiałą kulturą
i technologią. Najtrafniej scharakteryzował je Arthur C. Clarke: „Każda wysoko rozwinięta
technologia niczym nie różni się od magii". Wszystkie zdobycze naszych czasów byłyby
dla ludzi z minionych stuleci „cudami", sprawami „nadprzyrodzonymi" i magią.
Najzwyklejsza żarówka, najprostsza lodówka, radio i telewizor, nie mówiąc o
fotokomórce otwierającej drzwi, o różnych pojazdach, samolotach itd. – wszystko to
musiałoby sprawiać magiczne, całkowicie niepojęte i niewyobrażalne wrażenie,
szczególnie wtedy, gdy kontakt trwał stosunkowo krótko, a ludzie ci nie mieli możliwości
żadnego zrozumienia tego, co zobaczyli. Ale nie powinniśmy mieć z tego powodu
uczucia wyższości. Tak samo, jak ludzie XII wieku nie rozumieliby naszych zdobyczy
techniki, tak i my nie bylibyśmy w stanie pojąć technologii XXV lub XXX wieku.
Oczywiście zakładając ciągły rozwój w tej dziedzinie. Także dla nas istniejący wtedy stan
rzeczy musiałby się wydać niewytłumaczalny, magiczny, a może nawet w jakimś stopniu
„boski". Ale oddawanie się „teoretyzowaniu" nie jest konieczne. Ludzie współcześni, gdy
zostaną skonfrontowani ze znacznie wyprzedzającą ich technologią, istotnie reagują w
taki właśnie sposób. Choć może się to wydawać dziwne, ale spotkania z UFO,
przynajmniej w pierwszej fazie tego niespodziewanego, przytłaczającego zdarzenia, są
przez wielu obserwatorów interpretowane religijnie. Przykładem takiego zachowania jest

36

background image

następujący przypadek. 29 grudnia 1980 roku pięćdziesięciosiedmioletnia Vicky
Landrum, jej wnuk Colby i przyjaciółka Betty Cash jechali wieczorem samotną drogą w
pobliżu Dayton w stanie Teksas. Nagle zauważyli nad sobą jaskrawo świecący obiekt,
który unosił się na wysokości około 30 metrów, początkowo nad wierzchołkami drzew, a
następnie przed nimi nad jezdnią. W trakcie regresji hipnotycznej nie dowiedziano się o
niczym, co świadczyłoby o spotkanie trzeciego stopnia, ale Vicky Landrum opisała obiekt
tak samo, jak jej wnuk i przyjaciółka: miał kształt diamentu. „Jest większy od wieży
ciśnień. Wydaje z siebie jakieś gwizdy, przeciągłe pip... pip... pip". Od obiektu bucha
gorąco. Betty Cash wyskoczyła z samochodu krzycząc: „Spalimy się, moje oczy, moje
oczy, spali mi oczy!" Vicky Landrum udało się wciągnąć ją z powrotem. Potem obiekt
zniknął. Po godzinie u całej trójki wystąpiły objawy typowe dla oparzeń i skażeń
radioaktywnych: pęcherze na ciele, biegunka, utrata całych kosmyków włosów, guzy na
skórze, obrzęk twarzy.

Dla nas interesująca jest pierwsza reakcja Vicky Landrum, którą opisał Warren Stacy.

„Pierwszą reakcją tej głęboko religijnej kobiety było przekonanie, że była świadkiem
powrotu Jezusa Chrystusa. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć tę ziejącą płomieniami
wizję, która rozegrała się przed jej oczami? »Nie bój się – powtarzała wciąż do wnuka. –
To Jezus przyszedł do nas z nieba... nic nam nie zrobi«" [22].

Oto właśnie takie zjawisko. Pomylenie przytłaczającej technologii Z wyobrażeniami

natury religijnej. Dopiero gdy okaże się, że nie jest to wcale mistyczne objawienie Boga,
zdarzenie to traktuje się jako coś rzeczywistego. Przypisuje się je wtedy jakiejś
odmiennej, ale także niezrozumiałej technice.

Jest to jeden z przypadków natychmiastowej interpretacji religijnej przeżyć

związanych z UFO. Innym wariantem jest mistyfikacja późniejsza. Przykładem może tu
być przypadek Betty Andreasson (por. rozdział 2, Spotkania z UFO), która jest dziś
zdania, że ci, którzy ją uprowadzili, byli wysłańcami Boga. Podobnie zachowuje się
Morsa Stafford, która razem ze swymi przyjaciółkami Luise Smith i Elaine Thomas
została uprowadzona do UFO 6 stycznia 1976 roku. Na drodze między Stanford a Liberty
w stanie Kentucky zobaczyły one nad sobą gigantyczny pojazd wielkości boiska
piłkarskiego, zakończony białym wierzchołkiem w kształcie kopuły. Poniżej ujrzały rząd
różnokolorowych świateł. Nagle straciły kontrolę nad samochodem, który jechał dalej
jakby sam z prędkością 150 km na godzinę. W pewnej chwili oczy zaczęły im łzawić, a
głowy przeszył nieznośny, kłujący ból. Potem w pamięci brak im półtorej godziny.
Podczas regresji hipnotycznej ustalono, że w tym czasie zostały wzięte na pokład
obiektu. „Obcy mieli 1,20-1,35 m wzrostu. Na głowie nosili coś podobnego do kapturów.
Ciała mieli okryte". Tak pod hipnozą opisała ich Luise Smith. I w innych szczegółach
istoty te przypominały postaci spotykane przez większość osób, stykających się z UFO:
„Widać było tylko ich straszne, bardzo ciemne oczy i ręce podobne do rozpostartego
skrzydła ptaka. Były szare. Jeszcze dziś widzę przed sobą te oczy – były takie duże i
pomagały".

Także w tym przypadku przeprowadzono znane nam już, częściowo bardzo bolesne

badania. Kobiety położono na stole, oblano ciepłym, śliskim płynem, pod którego

37

background image

wpływem odniosły wrażenie, że się duszą. Gdy zastygł, brutalnie ściągnięto go jak
plaster. Badanym wykręcano ręce i nogi, z pewnością w celu sprawdzenia wytrzymałości
ludzkich członków na obciążenie. Każdej z nich wbito coś w kark i rzeczywiście
wszystkie trzy miały w tym miejscu małą ranę.

Dzisiaj Morsa Stafford jest przekonana, że w rzeczywistości miała do czynienia z

istotami niebiańskimi, z aniołami. Wobec opisanych powyżej tortur taka opinia jest dla
mnie wręcz absurdalna. W kilka tygodni później Morsa Stafford przeżyła drugie
spotkanie, które ma związek z pierwszym i które przebiegło zupełnie inaczej. Leżała w
domu na tapczanie słuchając radia, gdy usłyszała głos dochodzący jakby z niej samej i
rozkazujący jej się obrócić. Zobaczyła stojącego za nią jednego z obcych. Był spowity
promienistym blaskiem. Tym razem miał rudozłote włosy i brodę. Istota nakazała jej
spojrzeć sobie w oczy. Morsa Stafford: „Do dziś bardzo dobrze pamiętam, jak
próbowałam podejść do telefonu, ale jakaś siła nie dawała mi tego zrobić. Nie sądzę,
żebym się baka przybysza. Już nie wiem, czy w ogóle wtedy myślałam". Istota nie
spuszczała z niej oczu i zanim zniknęła, powiedziała: „Buree, duch jest jeszcze głodny".

Co ciekawe istota miała na sobie coś w rodzaju błyszczącej peleryny i wyglądała „jak

z czasów biblijnych". Właśnie dlatego Morsa Stattford doszła do wniosku, że ma przed
sobą anioła: „Miał lśniące ubranie przypominające togę. Wyglądało, jakby świeciło na
nim słońce. Ubranie było z materiału lśniącego bardziej niż wszystkie materiały, jakie
znamy. Jego włosy, a także wszystko na nim, płonęło" [25].

Gdybyśmy założyli, że chodziło tu rzeczywiście o wysłańców Boga, aniołów lub inne

niebiańskie postacie, to trudno pojąć, dlaczego mieliby oni na zlecenie
wszechwiedzącego przecież Boga przeprowadzać na swoich ofiarach tak bolesne
badania, dlaczego mieliby latać przez atmosferę ku Ziemi w pojazdach jakiejś cywilizacji
zdecydowanie materialnej i dysponującej wysoko rozwiniętą techniką i dlaczego mieliby
przekazywać swoim przerażonym partnerom tak niezrozumiałe zdania, jak „Burce, duch
jest jeszcze głodny".

Nie, z pewnością chodzi tu o coś zupełnie innego. Istotne wydają się tu dwie sprawy.

Pierwsza to fakt, że nawet w naszym stechnicyzowanym świecie kontakty z UFO mogą
być przez ludzi głęboko wierzących interpretowane religijnie. Druga to wniosek
nasuwający się na podstawie opisanego przypadku, że załogi UFO, szczególnie przy
spotkaniach trzeciego stopnia, chcą całkiem świadomie przekonać uprowadzonych przez
siebie ludzi o religijnym charakterze zdarzenia. Trudno powiedzieć, dlaczego tak jest.
Może jest to próba pomocy porwanym w zrozumieniu tego, co byłoby dla nich trudne do
zrozumienia. Możliwe jest jednak również, że pod religijną maską celowo ukrywane są
prawdziwe zamiary i właściwe pochodzenie przybyszów.

Ale ten obraz nie powinien nas skierować na fałszywy trop. Religijna interpretacja

przeżyć jest z pewnością wyjątkiem. Mimo wszystko uważam za istotne ukazanie tego
ważnego aspektu, bo mógł odegrać decydującą rolę w innym przypadku: w Fatimie w
1917 roku.

Napój i jedzenie

38

background image

Objawienia fatimskie umożliwiają nam porównanie zaobserwowanych tam zjawisk ze

współczesnymi nam zdarzeniami. Za zajście, inicjujące dalsze wydarzenia, możemy
przyjąć objawienie „anioła". Istotną rolę gra tu też komunia święta, którą dzieci przyjęły
podczas trzeciego a zarazem ostatniego spotkania z „aniołem".

Przyjrzyjmy się jeszcze raz środowisku, w którym wzrastała Lucia, Jacinta i Francisco.

Od małego wychowywane religijnie, codziennie odmawiały różaniec, nim jeszcze nastały
wydarzenia 1916 roku. Należały do surowej wspólnoty katolickiej, a anioły, diabły, Matka
Boska i cała niebiańska hierarchia były dla nich tak samo oczywiste i niewątpliwe, jak
owce, które wypasały, i kamienie, po których biegały na pastwisku.

Postacią „anioła", którego dzieci widziały łącznie trzy razy, zajmiemy się jeszcze

dokładniej. Podczas trzeciego spotkania u stóp wzgórza Cabeço wizja trzymała w
dłoniach kielich i hostię. Z hostii do kielicha kapały „krople krwi". Potem „anioł" ukląkł, a
kielich i hostia unosiły się w powietrzu. Również dzieciom kazał uklęknąć i trzy razy
powtórzyć:

„Przenajświętsza Trójco: Ojcze, Synu i Duchu Święty. Wielbię was z głębi duszy i

ofiaruję wam drogocenne Ciało, Krew, Duszę i Boskość naszego Pana, Jezusa
Chrystusa, obecnego we wszystkich tabernakulach na całym świecie, jako
zadośćuczynienie za wszystkie zniewagi, które go obrażały. Przez nieskończone zasługi
Najświętszego Serca i wstawiennictwo Niepokalanego Serca Marii błagam o nawrócenie
nieszczęsnych grzeszników".

Następnie postać podnosi się i przekazuje Lucii hostię, a Jacincie i Francisco kielich

ze słowami: „Weźcie Ciało i Krew Chrystusa, tak strasznie znieważane przez
niewdzięcznych ludzi. Pokutujcie za ich grzechy i pocieszajcie Boga". Ponownie klęka i
zaczyna po raz kolejny: „Przenajświętsza Trójco..." Potem .znika.

Odejście świetlistej postaci nie było dla dzieci końcem tego zdarzenia. Castelbranco

pisał: „Dzieci trwały w swej modlitewnej postawie i nieustannie powtarzały modlitwę,
łącząc ze sobą modlitwy posłyszane podczas pierwszego i ostatniego objawienia.
Niezwykle głęboko skupione, zatapiały się w modlitwie i nie zwracały uwagi na otoczenie.
A gdy godzinami modliły się w grocie, owieczki ich pasły się grzecznie, jakby chronione
niewidzialną ręką" [5].

Lucia tak pisała w 1942 roku o godzinach po przyjęciu komunii świętej: „Zniewoleni

przez otaczającą nas niezwykłą potęgę, we wszystkim naśladowaliśmy anioła. Tak jak on
klękaliśmy na ziemi i powtarzaliśmy modlitwę, którą odmawiał dla nas. Wrażenie
obecności Boga było tak silne, że całkowicie nas wypełniało i prawie unicestwiało". Na
długi czas dzieci jakby zatraciły zmysły. Także później działanie komunii osłabło. Lucia:
„Przez cały dzień zachowywaliśmy się jakby napędzani tą niezwykłą mocą, która
całkowicie zapanowała nad nami. Pokój i radość, które odczuwaliśmy, były wielkie, ale
całkowicie wewnętrzne. Duszę wziął całkowicie w swe władanie Bóg". Spotkanie to
wywołało jeszcze jeden efekt: „Wielka była też cielesna słabość, która nas krępowała.
Francisco krzyczał: »Lubię widzieć anioła, ale najgorsze jest to, że nie jestem już w
stanie nic robić. Nie mogę już biegać, nie wiem, co mi jest«".

39

background image

Obok „wielkiego, fizycznego wycieńczenia" [4], pojawiła się też chyba pewna utrata

ciągłości czasu. Lucia przypomina sobie, że kilka dni po trzecim objawieniu „anioła"
Francisco spytał ją: „Anioł dał ci komunię świętą, ale co potem dał mnie i Jacincie?"
Chłopiec najwyraźniej stracił wtedy pamięć i dopiero po przypomnieniu mu przez siostrę
faktycznego stanu rzeczy, zawołał: „Teraz rozumiem! Czułem, że Bóg był we mnie, ale
nie wiedziałem w jaki sposób" [6].

Na chwilową utratę poczucia czasu wskazuje jeszcze jeden szczegół opisywany w

pracach o Fatimie. Barthas: „Francisco pierwszy przyszedł do siebie i przypomniał sobie
o ziemskiej rzeczywistości. Nadszedł wieczór, trzeba było wracać do domu" [4]. Od
spotkania z „aniołem" minęło już zapewne wiele godzin, z czego dzieci zupełnie nie
zdawały sobie sprawy. Doszły do siebie dopiero, gdy zrobiło się ciemno i chłodno.

Opinia autorów prac o Fatimie na temat tego zjawiska wydaje mi się interesująca. Na

przykład Wegener i Lichy napisali: „Anioł wprowadził dzieci w zupełnie nowy świat.
Zewnętrznie były jak dotąd pastuszkami. Bawiły się, śpiewały, różniąc się niewiele od
innych dzieci" [6]. Ale „tajemnicze światło" nadal świeciło w ich duszach i kazało im
widzieć wszystko innym wzrokiem. W niezatarty sposób świetlista postać „anioła"
wywarła na nich swój wpływ: „Módlcie się, składajcie ofiary – słyszały ciągle w skalnej
grocie Cabeço i w cieniu dębów i oliwek, gdzie spokojnie wypasały owce. Godzinami
klęczały nisko pochylone nad ziemią obok cichej studni w ogrodzie" [6]. Tak długo, aż
„padaliśmy ze zmęczenia", jak napisała Lucia.

Najwyraźniej (także tu autorzy prac o Fatimie są zgodni) wizyty „anioła" i przyjęcie

komunii świętej miały na celu przygotowanie późniejszych objawień Marii: „Wizje
»anioła« nauczyły przyszłych zwiastunów Marii modlenia się z płomienną żarliwością,
modlenia się za tych, którzy tego nie czynią, i pokutowania za tych, którzy nie mają ani
wiary, ani miłości. Tak jak niegdyś objawienia Archanioła Michała rozbudziły miłość
ojczyzny w Joannie d'Arc i rozwinęły w niej cnotę i odwagę, tak wizje te spowodowały, że
wszystkie myśli dzieci zostały skierowane na wielką sprawę Niepokalanego Serca Maryi"
[4].

Uprzytomnijmy sobie jeszcze raz po kolei, jakie efekty wywarło na dzieciach przyjęcie

„komunii":

– były „jakby pozbawione zmysłów";
– były „całkowicie wypełnione obecnością Boga", a nawet „prawie unicestwione";
– opanowała je jakaś „nadnaturalna siła", kierująca ich działaniami;
– „siła" ta nakazywała im stale powtarzać modlitwy i działania; – odczuwały przy tym

jakiś „wewnętrzny spokój";

– godzinami po tym zdarzeniu odczuwały „fizyczne wycieńczenie";
– sugestywnie stale „brzmi w ich uszach." wezwanie do modlitwy i poświęcenia. Dzieci

modliły się tak długo, aż przewracały się ze zmęczenia;

40

background image

– stałe wewnętrzne nastawienie sprawiło, że „wszystkie myśli" zostały nakierowane

wyłącznie na „Niepokalane Serce Maryi", tzn. na przyszłe zdarzenia. Oznaczało w
rzeczywistości ograniczenie świadomości i postrzegania rzeczywistości.


Uwzględniając te wszystkie punkty, nietrudno stwierdzić (przynajmniej temu, kto

podchodzi do tych spraw bez uprzedzeń), co stało się z dziećmi. Działanie komunii
odpowiada niemal we wszystkich szczegółach wrażeniom, obserwowanym po przyjęciu
określonych narkotyków i środków odurzających. Ze względu na częściowe
podobieństwo objawów trudno dziś stwierdzić, który ze środków znanych dzisiejszej
medycynie został zastosowany w Fatimie. Poza tym, jak wiemy, podano je tylko raz,
podczas gdy normalnie do podtrzymania określonych, zmienionych stanów świadomości
konieczne jest regularne podawanie stale zwiększanej dawki. Przypuszczalnie była to
albo kombinacja znanych środków odurzających, albo narkotyk nam nie znany. To
ostatnie wydaje mi się najbliższe prawdy, bo całe zjawisko nie jest z pewnością
pochodzenia ziemskiego.

Ale i znane nam narkotyki mogą wywołać większość opisanych objawów. Na przykład

Wagner w następujący sposób opisuje narkotyk sporządzany z meksykańskich grzybów
teonanacatl czy psylocybin: „W trakcie odurzenia psylocybiną dochodzi do rozkładu
trójwymiarowej, codziennej rzeczywistości. Uczucie obezwładniającej miłości, radości i
religijności panuje nad rozwojem wydarzeń" [23]. W związku z tym Wagner przytacza
eksperyment, który parę lat temu przeprowadzono na Uniwersytecie Harvarda. Podano
wtedy studentom psylocybinę przed piątkowym nabożeństwem. Gdy objawy odurzenia
ustąpiły po około pięciu godzinach, spytano młodych kobiet i mężczyzn o wrażenia.
Wszyscy opowiadali o wizjonerskich przeżyciach, podobnych do przeżyć opisywanych
przez średniowiecznych mistyków. Wagner: „Szczególnie silne było przeżywanie
jedności, tzn. jednostka staje się całością, względność – absolutem, podmiot – obiektem,
ja – tobą, a człowiek – boskością" [23].

Jest to opisane już przez Lucię zjawisko „zupełnego wypełnienia obecnością Boga".

Podobne objawy występują po zażyciu meskaliny, zawierającej pejotl a otrzymywanej z
soku meskalu, kaktusa meksykańskiego. Wagner: „Przebieg odurzenia jest silnie zależny
od ilości przyjętej meskaliny. 0,1 do 0,2 g powoduje zmiany wrażeń zmysłowych i uczucie
błogości... W większości przypadków euforia nabiera uroczystego charakteru" [23].
Uczucie szczęścia odczuwane przez odurzonych jest trudne do opisania. Takie
wyrażenia jak „wiosennie", „swobodnie", „kosmicznie", „harmonijnie" nie wystarczają do
oddania przeżyć. Przy większej dawce (0,3 do 0,6 g) „przeżycia i wizje" są odbierane w
oderwaniu od własnego ja: „Traci się poczucie czasu, wolę i pamięć" [23]. A. Huxley tak
opisał swoje przeżycia po eksperymentalnym zażyciu meskaliny: „W niektórych
przypadkach dochodzi do postrzegania pozazmysłowego, niektórzy ludzie odkrywają
piękno świata, jakiego dotąd nie znali. Wielu innych poznaje wspaniałość, nieskończoną
wartość i nieskończoną pełnię znaczeń samego istnienia oraz danego wydarzenia,
którego nie da się opisać słowami. W ostatniej fazie utraty własnego ja dochodzi do
mrocznego poznania, że Wszechświat jest we wszystkim, a wszystko jest w istocie

41

background image

każdym. Przypuszczalnie istota doczesna nie jest w stanie posunąć się dalej i zrozumieć
wszystkiego, co dzieje się gdzieś we Wszechświecie" [24].

Takie „mistyczne" przeżycia, rzekome doświadczanie Boga pod wpływem środków

odurzających, są z pewnością najbardziej znanymi i dominującymi momentami takich
stanów. Zjawisko to występuje nawet po zażyciu narkotyku uzyskanego z muchomora:
„Odurzony pada jak zabity na ziemię i zapada w głęboki sen. Właśnie sen jest tu
największą atrakcją. Pojawiają się najpiękniejsze, fantastyczne sny" (23]. I w innym
miejscu: „Niektórzy mają też religijne i mitologiczne wizje. Wierzą, że sen pokazał im
przyszłość" [23].

Przy narkotykach uzyskiwanych z roślin rodziny psiankowatych, takich jak

mandragora, bieluń dziędzierzawa, lulek czarny i pokrzyk wilcza jagoda, występują inne
objawy, które jednak w znacznej mierze odpowiadają objawom zaobserwowanym u
dzieci. Kuriozalna wydaje się w tym kontekście relacja pewnego rzymskiego historyka o
toczącej się w w Azji Mniejszej wojnie między wojskami Antoniusza a Partami. W czasie
odwrotu stale pogarszało się zaopatrzenie w żywność i żołnierze musieli jeść zioła i
korzenie, rosnące na skraju drogi. A były wśród nich również bieluń i mandragora, gdyż
opisane przez Rzymian objawy są typowe dla obu tych roślin: „Każdy, kto zjadł trochę,
zapominał o wszystkim i niczego nie poznawał". Gdy zaś jeden z żołnierzy rzucił
kamieniem, „to zaraz setki innych zatrutych ziołami zaczynało go naśladować". W czasie
tej akcji doszło podobno do kilku wypadków śmiertelnych i wielu zranień. Wagner:
„Reakcje przy zatruciach zbiorowych są bardzo typowe. Jeśli ktoś zrobi coś
bezsensownego, zaraz inni go naśladują. Maszerują gęsiego lub tańczą po pokoju..." A w
innym miejscu: „Bezsensowny pęd do naśladownictwa i chwilowa utrata pamięci to
dalsze typowe cechy silnego zatrucia skopolaminą" [23].

Obok skłonności do naśladowania zachowań innych, przejawiającej się u dzieci z

Fatimy w formie ciągłego powtarzania modlitwy, także tu pojawiają się „wizje": „Jeszcze
zanim w pełni wystąpi tłumiące działanie skopolaminy, występują w stanie
półświadomości najrozmaitsze bajeczne halucynacje. Ich intensywność zależy od
dozowania i nastroju" [23]. Wiąże się z tym zmniejszenie aktywności napięcia mięśni i
ruchów perystaltycznych. Skutek: „Osoba poddana eksperymentowi ulega jednocześnie
osłabieniu..." [23]. Także i ten objaw znamy z opowieści trójki dzieci-wizjonerów.

Jeśli zaś chodzi o syntetycznie otrzymany narkotyk LSD-25, Wagner zwraca uwagę

na pewien aspekt, który i moim zdaniem jest chyba istotny dla wydarzeń w Fatimie:
„Narkotyk może wywołać do świadomości tylko to, co w człowieku istnieje w jakiejś
postaci. Bez wątpienia zostaje pobudzona fantazja, wzrasta umiejętność rozumienia
spraw tego świata, ale to niewiele da, jeśli nie uda się »tego, co się ujrzało w stanie
odurzenia, zrealizować w życiu codziennym pracą i siłą woli«" [23]. Dokładnie tak było z
dziećmi-wizjonerami. Z jednej strony były predysponowane do udziału w tych
zdarzeniach, to znaczy ich religijne wychowanie i całe środowisko już wcześniej
przygotowały je na religijne przyjęcie przeżyć powstałych po zażyciu narkotyku. Ale z
drugiej strony to, co zobaczyły, transponowały na świat rzeczywisty, to znaczy także w
stanie świadomości, spełniały nadal polecenia świetlistej postaci.

42

background image

Mimo to wydaje mi się, że pojawił się jeden szczegół, którego nie możemy tłumaczyć

wyłącznie działaniem środka odurzającego. Wprawdzie nie wiemy dokładnie, jaki
narkotyk podano dzieciom, ale przypuszczalnie – wspominaliśmy już o tym – był to jakiś
nie znany nam środek, który łączył w działaniu wiele dotychczas zbadanych narkotyków.
Ponadto wydaje się, że mamy tu też do czynienia ze zjawiskiem, określanym przez
Wagnera w nawiązaniu do środków, uzyskiwanych z psiankowatych, jako „efekt
hipnotyczny" [23], czyli dużą podatnością odurzonego na hipnozę. Wagner: „Ten efekt
hipnotyczny wykorzystywano kiedyś w lecznictwie do czasowego uspokajania
rozszalałych i nie dających się okiełznać chorych psychicznie" [23]. Ale trójka dzieci nie
była ani chora psychicznie, ani nie szalała na wzgórzu Cabeço. Jednak właśnie ten efekt
wyraża i tłumaczy, w jaki sposób w ciągu tak długiego czasu (prawie rok) doszło do tego,
że dzieci nieustannie powtarzały modlitwy i słyszały „sugestywnie brzmiące w uszach"
nakazy „składania ofiar i modlitw".

Prócz tego musimy wziąć pod uwagę, że objawienia „anioła" nie można tłumaczyć

tylko „obrazami wizji", powstałymi w wyniku odurzenia. Już wcześniej dzieci widziały
dwukrotnie świetlistą postać, widziały ją też podczas trzeciego objawienia przed
przyjęciem narkotyku. Najwyraźniej narkotyk, podany przez „anioła" miał jedynie sprawić,
aby dzieci były podatniejsze na wzywające do ustawicznych modłów polecenia,
sugestywne dzięki ich wielokrotnemu, dobitnemu powtarzaniu. Czy potem, po zażyciu,
przekazywano dzieciom dalsze instrukcje, nie można ani potwierdzić, ani wykluczyć.
Bezpośrednio po przyjęciu „komunii" dzieci zapadły w stan, który nie pozwalał im
dostrzegać otaczającego świata i prowadził do czasowej utraty pamięci. Ale fakt, że i one
po ustąpieniu stanu odurzenia dzień za dniem, tygodniami i miesiącami spełniały nakazy
„anioła", pozwala myśleć o możliwości instrukcji posthipnotycznej. Jest to wręcz typowe
dla tego fenomenu.

W ten sposób wracamy do naszego przypuszczenia, że zdarzenia fatimskie były w

istocie spotkaniami z UFO. Gdyby tak było, to większość opisanych tam zjawisk można
by znaleźć w najnowszej historii UFO, a może i w dawnych przekazach. Dotyczy to także
podawania narkotyków. Dysponujemy relacjami z takich zdarzeń. Dwa przypadki spotkań
z UFO wydają mi się tu symptomatyczne i warto je pokrótce przedstawić. 10 maja 1969
roku w pobliżu Pedro Leopoldo w Brazylii żołnierz Jose Antonio da Silva został wzięty na
pokład UFO, a następnie uwolniony w Colatinie (też w Brazylii). Według jego relacji
załoga UFO „pozbawiła go możliwości poruszania się" i wzięła do obiektu. Następnie
„podano mu do wypicia jakiś zielonkawy i gorzki płyn" i „wypytywano o warunki życia na
Ziemi".

Najwyraźniej środek ten był w tym przypadku rodzajem „surowicy prawdy", dzięki

któremu można było szybciej otrzymać wymagane informacje. Inny przypadek opisali
Judith i Alan Gansbergowie. 25 października 1974 roku Carl Higdon polował w lasach
Medicine Bow National Forrest w Wyoming. Dopisało mu szczęście: łoś wyszedł mu na
strzał. Higdon złożył się, wycelował i wypalił. Ale po 15 metrach kula upadła na ziemię,
jakby straciła całą energię. Nie wierząc własnym oczom Higdon podszedł do tego
miejsca, a podniósłszy pocisk zauważył nagle za sobą dwie istoty, które czekały na niego

43

background image

w cieniu zarośli. Gansbergowie: „Przywódca podał mu pudełko z pięcioma kapsułkami i
nakazał połknąć jedną". Higdonowi nie pozostało nic innego, jak to zrobić. Po zażyciu
kapsułki poczuł się „uwolniony", zdawało mu się, że się unosi, i w tym stanie
przeniesiono go do stojącego w pobliżu obiektu. Tam go zbadano, ale obcy powiedzieli
mu po chwili, że „nie jest tym, czego potrzebują" [25].

Mamy tu do czynienia z objawami podobnymi do stanu odurzenia, które oderwały

podobno Higdona od rzeczywistości, z drugiej zaś strony skłoniły obcych do
przeprowadzenia specjalnych badań.

Takie stosowanie określonych narkotyków nie jest więc rzadkością podczas kontaktów

z UFO. Spotykamy się z nim wielokrotnie, także podczas analogicznych kontaktów przed
tysiącami lat. Przede wszystkim Stary Testament zawiera wiele takich relacji. Ponieważ
należy wyjść z założenia, że opisane tam „spotkania z Bogiem" nie były w większości
przypadków niczym innym, jak tylko zdarzeniami nazywanymi obecnie spotkaniami z
UFO [26, 27, 19, 28], to można oczywiście mówić o podawaniu pokarmu „niebiańskiego
pochodzenia" pojedyńczym osobom czy grupom osób.

Tak na przykład napisano, że anioł podał prorokowi Eliaszowi „prażony chleb" i „dzban

z wodą", co umożliwiło mu wędrówkę po pustyni przez czterdzieści dni i nocy. Prorok
Ezechiel podczas pierwszego „spotkania z Bogiem" otrzymał do zjedzenia „zwój księgi",
po czym został zabrany na pokład „chwały Pana" i był w stanie znieść psychicznie
następujący potem lot. W Księdze Ezdrasza, apokryficznym tekście Starego Testamentu,
znajduje się fragment, mówiący o tym, że Ezdrasz i pięciu innych mężczyzn otrzymało
kielich do wypicia: „Otworzyłem wtedy usta i zobaczyłem kielich mi podany, napełniony
jakby wodą, której kolor był niczym ogień. Wziąłem go i wypiłem. Gdy wypiłem, moje
serce przejrzało, moja pierś nabrzmiała mądrością, moja dusza zachowała
wspomnienia".

Wszystkie te przykłady świadczą o tym, że podanie pewnych narkotyków

(każdorazowo dostosowanych do zamierzonych doświadczeń) jest typowe dla schematu
wielu spotkań z UFO, a przyjęcie „komunii świętej", jak w przypadku trójki dzieci z
Fatimy, nie jest niczym niezwykłym. Pasuje nawet doskonale do mozaiki, którą w
ostatnich latach zaczęliśmy układać przy okazji pojawiania się UFO.

Trzeba tu uwzględnić jedno zjawisko. Wydaje się ono nie mieć nic wspólnego z

zażywaniem narkotyków, ale z drugiej strony jest typowe dla określonych spotkań
trzeciego stopnia. Jest to strach przed opowiedzeniem o zdarzeniu innym ludziom. Nie
chodzi tu o proste stwierdzenie: „Oni wcale nam nie uwierzą". W przypadku wielu porwań
do UFO o wiele częściej musiał to być bezpośredni zakaz mówienia o wydarzeniu. Budd
Hopkins pisał o tym: „W końcu należy wymienić trzeci czynnik. Moim zdaniem istnieją
wskazówki, że porywacze danych osób po zakończeniu eksperymentu »instalują« im
silne bariery psychiczne, zapobiegające przekazywaniu przez »ofiary« innym osobom
informacji o ich przeżyciach. Prawie każdy człowiek, którego słuchałem, gdy pod hipnozą
mówił o UFO, rozdrażniony i zdenerwowany wskazywał, że nakazano mu zapomnieć o
wszystkim i nic nie mówić innym ludziom" [18].

44

background image

Wydaje mi się, że właśnie taką barierę hipnotyczną założono trójce dzieci-wizjonerów

już podczas pierwszego objawienia anioła. Lucia: „Czuliśmy obecność Boga tak głęboko
wewnętrznie i tak żywo, że nie ważyliśmy się mówić o objawieniu". W innym miejscu
mówi jeszcze wyraźniej: „Łaska ta poruszyła tak bardzo nasze dusze, że byłoby prawie
niemożliwe powiedzieć o tym choć najmniejsze słowo". Ponieważ działo się tak, o czym
już wspominałem, po pierwszym objawieniu, można założyć, że także tutaj mamy do
czynienia z czasową utratą pamięci. Przypomnijmy sobie, co napisał Hopkins o
uprowadzeniach dzieci do UFO: „W ilu przypadkach nastąpiła przerwa w czasie, z której
nikt sobie nie zdawał sprawy? Ale przede wszystkim, do czego dzieci były potrzebne?"
[18]

Później wrócimy jeszcze do kwestii, jak długo działały narkotyki podane podczas

ostatniego objawienia „anioła". Nie należy zapominać o nie uwzględnionym dotąd,
istotnym fakcie, że dzieciom podano nie to samo. Jacinta i Francisco pili z kielicha, Lucia
otrzymała od „anioła" „hostię". Zarówno napój, jak i chleb, zawierały składniki, które
wywołały te same objawy u całej trójki. Ale musi być jakaś przyczyna, że Lucia dostała
coś innego niż Jacinta i Francisco. Zobaczmy, czy taka przyczyna istniała...

Zjawiska

Poza aniołem i postacią Marii, widzianymi tylko przez trójkę dzieci, nastąpiły też

widzialne i uchwytne zjawiska, potwierdzone przez wielu, niekiedy przez tysiące
świadków. Zaliczamy do nich:

– wirującą „tarczę słoneczną";
– świetlną kulę;
– obłok nad dębem;
– zmiany temperatury i światła;
– zagadkowy deszcze „kwiatów";
– błyskawice, dźwięki przypominające grzmoty oraz inne odgłosy;
– poruszające się drzewko dębu.
Barthas pisał: „Każdy, kto próbował zagłębić się w misterium fatimskie, które otwiera

tak szerokie perspektywy i przedstawia zdarzenie o tak wielostronnym i owocnym
oddziaływaniu, powinien traktować cuda atmosferyczne i sam cud słońca tylko jako
zjawiska towarzyszące i dodatkową dekorację" [4]. Taka opinia może być ważna dla
teologa, takiego jak Barthas, ale w żadnym razie nie dla specjalisty w dziedzinie nauk
przyrodniczych. Przeciwnie – najpierw musi się on poświęcić badaniu zjawisk
„dotykalnych", musi je sprawdzić, w miarę możliwości przeanalizować, dopiero potem
może formułować wnioski. Żadne, nawet tak interesujące „posłannictwo", nie może
przekazać informacji o istocie danego zdarzenia. Świadczą o niej jedynie objawy natury
fizycznej. Zacznijmy więc od opisanych przez Barthasa tak zwanych „cudów
atmosferycznych". Musimy zbadać, co się za nimi kryje i wtedy dopiero będziemy mogli
wyciągnąć wnioski związane z orędziem fatimskim, a nie odwrotnie! Barthas jednak

45

background image

przyznaje: „Chciałbym też podkreślić, że »znaki« nie zostały jeszcze dokładnie i
wystarczająco krytycznie zbadane" [4].

Takie istotnie wrażenie pozostaje po przeczytaniu rozmaitych, wydawanych z

kościelnym przyzwoleniem, książek na temat Fatimy. Ich autorzy ukazują wydarzenia, nie
zadając sobie chyba pytania, o co naprawdę tam chodziło. Specjalnie poruszam tę
sprawę, bo chciałbym zwrócić uwagę, że użyte przeze mnie cytaty dotyczące zdarzeń w
Fatimie pochodzą bez wyjątku z publikacji wydanych z zezwoleniem Kościoła. Uważny
czytelnik bez wątpienia zada sobie w tym czy innym miejscu pytanie, jak to możliwe, że
pewne sądy o powyższych zjawiskach wciąż powracają w kolejnych publikacjach, a nikt
z autorów (ani czytelników!) nie ma najmniejszych choćby podejrzeń, że chodzi o coś
zupełnie innego, niż się powszechnie sądzi. Wnioski są niekiedy tak przekonujące, a
zgodność tak frapująca, że logiczne konsekwencje są zrozumiałe same przez się.
Prześledźmy to jednak w pewnej kolejności.

Podczas piątego objawienia, 13 września 1917 roku, obecny był generalny wikariusz

Leirii, monsignore Jean Quaresma i towarzyszący mu ksiądz. Chcieli przyjrzeć się
zdarzeniom. Relacja Quaresmy zawiera wiele interesujących fragmentów, które
przytaczają: Castelbranco [5], Barthas [4], a w streszczeniach również Wegener i Lichy
[6]. Quaresma na początku nadmienia, że niebo było zupełnie bezchmurne, gdy
spojrzenia ludzi skierowały się nagle na pewien określony punkt na firmamencie: „Patrzę
i ku mojemu ogromnemu zdziwieniu wyraźnie widzę zbliżającą się świecącą kulę, która
ze wschodu na zachód posuwa się powoli i majestatycznie w przestrzeni". Quaresma
wskazuje ją towarzyszowi, który dostrzega świecący obiekt. „Po chwili kula i wysyłane
przez nią światło niespodzianie znikają mi z oczu. Nie widzi ich już też kapłan stojący
obok..."

Podczas objawień maryjnych obiekt był oczywiście niewidoczny. Quaresma: „Po

krótkiej chwili, odpowiadającej czasowi trwania objawienia, ta sama mała dziewczynka
zawołała powtórnie: »Tam! Tam! Teraz znowu się wznosi!« i pokazała palcem w tym
kierunku. Dziecko nie przestawało patrzeć i wskazywać ręką na kulę świetlną aż do jej
zniknięcia w kierunku słońca".

Zrozumiałe, że Quaresma i zaprzyjaźniony kapłan wpadli z tego powodu w szalony

zachwyt. Obaj byli przekonani, że uczestniczyli w cudzie. Quaresma napisał:
„Pastuszkowie mogli w niebiańskiej wizji zobaczyć Matkę Boską, my ujrzeliśmy tylko
»pojazd« – jeśli można tak powiedzieć – który przyniósł Ją z nieba w niegościnne Serra
de Aire..."

Tym samym wikariusz generalny trafił zapewne w dziesiątkę Świecące „kule", które

posuwają się w powietrzu, znikają, znowu się pojawiają i w końcu całkowicie wymykają
spojrzeniom obserwatorów, należą bez wątpienia do najczęstszych obiektów spotkań
pierwszego stopnia. Sprawozdań o ich pojawianiu się jest bardzo wiele. Tymczasem
Barthas czyni nam przysługę i potwierdza istnienie obiektu. Charakteryzuje go tak
jednoznacznie, że nie potrzeba żadnego komentarza: „Zgodnie z innymi sprawozdaniami
świetlna kula była nawet nieco podłużnego kształtu. Szerszą stroną zwrócona była ku
ziemi. Wszyscy, którzy ją widzieli, mieli to samo wrażenie, co wspomniani duchowni, a

46

background image

mianowicie, że było to coś w rodzaju »niebiańskiego samolotu«, który przywiózł Matkę
Boską na spotkanie z pastuszkami i zabrał ją potem z powrotem do raju... Ten »samolot
ze światła« widziano bezpośrednio przed i po objawieniu" [4]. A w innym miejscu: „13
września spośród wspomnianych trzech księży (Gois, Quaresma i da Silva) dwóch
pierwszych podziwiało owal świetlny, nazywany przez lud »samolotem Najświętszej
Pani«..."

Jeszcze raz muszę podkreślić, że są to dosłowne cytaty z publikacji kościelnej z 1955

roku. Ale to nie koniec osobliwości. Podczas piątego objawienia zaobserwowano jeszcze
jedno zadziwiające zjawisko. Van Es pisał o nim: „W tym samym czasie spadło z nieba
coś w rodzaju białych kwiatów, które nie osiągały ziemi, ale znikały na pewnej wysokości"
[2]. Podobnie opisał to zdarzenie Castelbranco: „I – niesłychany cud – z jasnego,
bezchmurnego nieba zaczął padać na obecnych jakby deszcz białych kwiatów, które
znikały, nie dotykając ziemi" [5].

Interesujące, że taki sam „cud" wydarzył się jeszcze później, a mianowicie 13 maja

1918 i 1924 roku, czyli rok, a potem siedem lat po objawieniach w Fatimie. Świadczy to o
tym, że i wówczas można było odnotować podobną aktywność. Barthas napisał o tym:
„Cud ten, którego rozum nie pojmuje, wydarzał się i później przy okazji pielgrzymek,
przede wszystkim 13 maja 1918 i 1924 roku. Za drugim razem obecny był Jego
Ekscelencja Jose Correia da Silva. Najdziwniejsze jest. że »kwiaty« i światło
niebiańskiego pochodzenia widać było na płycie fotograficznej" [4]. To zdjęcie udało się
zrobić panu Antonio Rebelo. O ile wiem, jest to jedyne zdjęcie „deszczu kwiatów".

O „deszczu" z 13 maja 1918 roku tak opowiadała pani da Cruz, świadek zdarzenia:

„Trzynastego maja następnego roku (1918) zauważyłam jakby białe kule, które spadały z
nieba". Innego 13 maja (zapewne 1924 roku) widziała „różane płatki", które, jak się
zdawało, też w wielkiej ilości spadały ze słońca: „Wysoko były duże, ale niżej robiły się
coraz mniejsze i znikały! Mężczyźni podstawiali nawet kapelusze, chcąc je złapać, ale
nic w nich nie było". Wyglądało, jakby jeden z „płatków róży" upadł jej na lewe ramię:
„Próbowałam go wziąć do ręki, ale nic tam nie było!"

Ale, jak zaraz zobaczymy, ten „deszcz kwiatów" czy „deszcz płatków" nie jest wcale

„niesłychanym cudem" czy nawet cudem, „którego rozum nie ogarnia", jak to się
wówczas zdawało wikariuszowi generalnemu Leirii. I to zjawisko jest bardzo dobrze
znane badaczom UFO. Zdumiewające, że znają je pod nazwą „anielskie włosy".

Margaret Sachs opisała je w UFO-Encyclopedia: „Anielskie włosy – biała substancja

podobna do pajęczyny, która niekiedy w znacznych ilościach spada z nieba. Średnica
spadających obiektów waha się od kilku centymetrów do wielu metrów. Prawie w połowie
wszystkich przypadków obserwowano, że wyrzucało je cylindryczne UFO, pod i obok
którego znajdowały się chmuropodobne formacje" [29]. Chociaż „anielskie włosy" mylono
czasem z babim latem, mają one jednak jedną cechę bardzo charakterystyczną: „Można
je odróżnić dzięki temu, że rozpuszczają się w zetknięciu z ziemią". Badania
mikroskopijnych pozostałości substancji stwierdziły obecność boru, krzemu, wapnia i
magnezu. Dalsze badania nie były dotychczas możliwe ze względu na nietrwałość
substancji.

47

background image

Znamy bardzo wiele przypadków pojawiania się „anielskich włosów". I. Hobana i J.

Weverberg [30] przedstawili łącznie 26 różnych zdarzeń z przebadanego przez siebie
okresu między 1949 a 1965 rokiem. Trzy z nich chciałbym tu przytoczyć.

27 października 1954 roku tysiące ludzi mogło obserwować UFO podczas spotkania

piłkarskiego na stadionie we Florencji. Sam mecz trzeba było przerwać na wiele minut.
Po zniknięciu obiektu rozciągnęła się nad miastem jakby olbrzymia „pajęczyna", która
rozpadła się na pojedyńcze płatki i spadła jak deszcz na ziemię. Część płatków opadła
na krótko na dachy, drzewa i ulice miasta, potem płatki zniknęły [31 ].

Dwa inne przypadki pojawienia się „anielskich włosów" można uznać za niemal

klasyczne, a ich podobieństwo do zdarzeń w Fatimie jest bardzo wyraźne.

17 października 1952 roku kilkaset osób widziało nad Oloron we Francji chmurę o

dziwnym kształcie na całkowicie błękitnym niebie. Pod chmurą widziano wyraźnie jakiś
wąski, biały, cylindryczny obiekt, pochylony w dół 0 45 stopni, który poruszał się powoli
na południowy zachód. Z jego tylnej części wydobywał się biały „dym". Przed dużym,
podłużnym obiektem poruszało się około trzydziestu mniejszych, też wyrzucających
„dym". Leciały zygzakami w parach obok siebie. Gdy zbliżyły się za bardzo do siebie,
pojawiały się jaskrawe błyskawice i między nimi przeskakiwała jakby elektryczna iskra.
Po zniknięciu obiektów coś „białego" spadło na ziemię. Była to niezwykle ulotna
substancja, słynne „anielskie włosy" [32].

Już dziesięć dni później coś niemal identycznego zdarzyło się nad Gaillac, także we

Francji. Również tu około stu osób obserwowało duży, cylindryczny obiekt, który powoli
leciał na południowy zachód, wyrzucając z siebie dużą chmurę białego „dymu".
Towarzyszyło mu dziesięć małych tarcz, też lecących parami. Cała ta dziwna formacja
zatrzymała się na dziesięć minut nad miastem i zrzuciła na ziemię dużą ilość „anielskich
włosów". Substancja leżała na domach tylko przez kilka sekund i zaraz się ulotniła.
Bezpośrednio potem ten i inny obiekt latający w kształcie dysku zostały zaobserwowane
przez stację meteorologiczną w Brives-Charensac, 150 km na północny wschód od
Gaillac [32].

Nie wiemy, czym są „anielskie włosy". Może to pozostałości po spalinach z silników

UFO, może produkty uboczne, powstające przy materializacji czy dematerializacji tych
obiektów. Krótki okres dotychczasowych badań tego typu substancji nie pozwala
powiedzieć o tym czegoś dokładniejszego.

Oba przytoczone przypadki są dla nas szczególnie ważne dlatego, że

zaobserwowano tu trzy zjawiska, które wystąpiły także w Fatimie, a mianowicie:

– opady „anielskich włosów",
– pojawianie się białego, podłużnego obiektu (Barthas: „Według innych sprawozdań

kula świetlna miała nawet podłużny kształt i szerszą stroną zwrócona była ku ziemi" [4])
oraz innego, mniejszego ciała latającego„

– pojawianie się białej chmury, wyrzucanej z obiektu.

48

background image

Ta biała chmura jest następnym fenomenem zarejestrowanym w Fatimie, który

obserwowali wszyscy obecni. Barthas pisał o tym m.in.: „Wiejski łuk triumfalny [ustawiony
wokół dębu przez chłopów – przyp. J.F.], wznoszący się nad okaleczonym pniakiem,
znalazł się nagle w cieniu unoszącego się nad ziemią przepięknego obłoku. Obłok ten
powiększył się i uniósł na wysokość pięciu-sześciu metrów. Następnie rozwiał się jak
dym na wietrze. Zaraz potem powstał następny taki twór i znów zniknął w ten sam
sposób. Powtórzyło się to jeszcze po raz trzeci. Wyglądało to nieomal tak, jakby
objawienie, zgodnie ze zwyczajem liturgicznym, zostało uczczone za pomocą
niewidzialnej kadzielnicy. Całe zdarzenie trwało tak samo długo jak objawienie, a
mianowicie 10 do 15 minut" [4].

Wikariusz generalny Leirii, Jean Quaresma, widzi nawet bezpośredni związek między

opadem „anielskich włosów" a obłokiem nad dębem: „Gdy dzieci rozmawiały z
niewidzialną postacią, lud widział biały obłok, okrywający dąb i grupkę pastuszków.
Jednocześnie z nieba spadł deszcz białych kwiatów".

Poza wydłużonym świetlnym cylindrem podczas piątego objawienia pojawiło się wiele

innych obiektów (pojawiały się one prawdopodobnie także podczas wcześniejszych
objawień, ale nie ma na to zeznań świadków, którymi byli zapewne tylko ludzie prości).
Także to przypomina obserwacje nad Oloron i Gaillac, które, o dziwo!, zgadzają się z
wydarzeniami w Fatimie, także pod względem czasu trwania, czyli 10-15 minut. Barthas
cytuje słowa fatimskiego proboszcza: „Chciałbym tu jeszcze powiedzieć, że tego
trzynastego dnia około trzeciej godziny przyszedł do mnie na plebanię przewielebny pan
Antonio de Figueiredo, profesor seminarium w Santarem i objaśnił mi, że widział gwiazdy
znajdujące się nie na orbicie, lecz w niżej położonej strefie nieba. Przyszedł do mnie
tylko dlatego, żeby mi o tym powiedzieć" [4].

Jeżeli założymy, że jakiś obiekt, będący w związku przyczynowym z objawieniem,

znajdował się w pobliżu dębu, być może w „stanie półmaterialnym", a obecność tego
obiektu objawiła się tylko kilka razy wypuszczanym obłokiem, to zrozumiałe stanie się
inne zjawisko: ruchy gałęzi dębu. Obiekt, który promieniuje, wypuszcza chmury i inne,
bliżej nie zidentyfikowane, białe „płatki", przypuszczalnie wytwarza silne pole
elektromagnetyczne, konieczne do powstania i podtrzymania tych zjawisk. Dysponujemy
wieloma podobnymi relacjami, przy czym zjawisko to przejawia się obecnie gaśnięciem
silników samochodowych, odbiorników radiowych, urządzeń elektrycznych itd.

Działanie energii elektostatycznej jest wszystkim doskonale znane. Wystarczy kilka

razy przejechać grzebieniem po włosach, aby zaczęły być one przezeń przyciągane. A
co mówiono o dębie, nad którym znajdował się świecący obiekt oraz obłok? Wegener i
Lichy piszą: „Świadkowie twierdzili, że przez cały czas gałęzie drzewa pochylały się i
poruszały, jakby dźwigały coś, co je wyginało do dołu. Gdy Pani oddalała się na wschód,
gałęzie skierowały się w tę samą stronę. Wyglądało, jakby muskały jej suknię".

Jest to zjawisko znane nam pod nazwą siły elektrostatycznej. Dlaczego drzewo było

potrzebne do jego zamanifestowania, nie wiadomo. Ale zapewne i tu decydujące
znaczenie miały przyczyny natury energetycznej.

49

background image

Za hipotezą taką przemawia również kolejne zjawisko. Barthas wyraża się o nim np.:

„W każdym razie Maria de la Capelina i inni naoczni świadkowie relacjonują, że gdy
Lucia mówiła, było słychać cichy, bardzo delikatny, ale niezrozumiały głos. Porównali go
do brzęczenia pszczoły" [4]. Coś podobnego przedstawiają też relacje z trzeciego
objawienia. Barthas cytuje niejakiego pana Marto, który 13 lipca był tuż obok dębu:
„Wrażenie było tak wielkie, że ludzie wokół zamilkli: A wtedy usłyszałem jakieś
mruczenie, jakby bąk brzęczał w pustym dzbanie. Ale żeby słowa były zrozumiałe... nie,
żadnych słów nie słyszałem!" [4].

Podobne odgłosy, występujące na przykład przy pracy prądnic czy innych urządzeń

elektrycznych, nie są dziś niczym niezwykłym. Ale dla ludzi ówczesnych, którzy
(szczególnie w tym wiejskim regionie) nie znali takich urządzeń, brzmiało to na pewno
jak „brzęczenie pszczoły" czy „bąk w dzbanie". I jeśli mamy być szczerzy, to te
porównania dobrano doskonale.

Za każdym razem z objawieniem wiązał się spadek temperatury i zmniejszenie

intensywności światła. Szczególnie to pierwsze zjawisko zostało dokładnie opisane w
literaturze poświęconej UFO. Przytoczymy tu tylko kilka przykładów. Howard Rich opisał
pod hipnozą swoje odczucia po uprowadzeniu go do obiektu, który wylądował przed
domem jego matki: „Znowu to jasne światło... Wszędzie jest teraz widno jak w dzień, ale
te postacie są ciemne. Zrobiło się też dosyć chłodno" [18]. Podczas spotkania trzeciego
stopnia na wiejskiej drodze koło Umvuma w Afryce Południowej jakiś obiekt pojawił się
nad samochodem dwóch Afrykanerów, których Scott D. Rogo wymienia tylko z imienia,
Peter i Francis. Mocne pola elektromagnetyczne spowodowały zgaśnięcie silnika, ale
samochód jechał dalej, jakby automatycznie kierowany niewidzialną ręką: „Pędziliśmy
krętą drogą, ale zakręty braliśmy naprawdę doskonale, mimo że ja nie kiwnąłem nawet
palcem. Temperatura w wozie bardzo spadła, z około 25 do najwyżej 10 stopni" [17]. 24
września 1974 roku Michael Byatt i Pamela William jechali z Bridgeport do Malden
Newton w Wielkiej Brytanii, gdy nagle silnik ich samochodu zakrztusił się, a światła
reflektorów przygasły. Byatt: „Jednocześnie w samochodzie zrobiło się nieznośnie zimno.
Mieliśmy niesamowite uczucie, że jesteśmy obserwowani. Światła samochodu stały się
wyraźnie słabsze, ale nie zgasły". Oboje widzieli „na niebie jakieś niebieskożółte światło
w kształcie elipsy" [33].

Podobne przypadki można mnożyć w nieskończoność. Cytowany już pan Marto w

następujący sposób opisał zdarzenie w Fatimie: „Widziałem coś w rodzaju małego lekko
popielatego obłoku, unoszącego się nad drzewkiem. Słońce pociemniało, powiał lekki,
świeży wiatr, bardzo przyjemny. Można było zapomnieć, że jest środek upalnego lata"
[4].

I tu nie wiemy dokładnie, jakie zjawisko związane z UFO powoduje takie objawy.

Niemniej jednak można przypuszczać, że obiekty te pobierają energię z otoczenia (w tym
przypadku cieplną i świetlną), a następnie przetwarzają ją w jakiś sposób na inną (np. na
energię napędową). Ale nasze informacje na temat sposobu działania hipotetycznego
napędu UFO nie są jeszcze na tyle wystarczające, aby wysuwać dalej idące wnioski.

50

background image

Podczas objawień wielokrotnie słyszano w pobliżu dębu odgłosy podobne do strzałów

czy grzmotów, które doskonale znamy zarówno ze współczesnej literatury poświęconej
UFO, jak i z „epoki biblijnej". Prawie wszystkim objawieniom „boga" towarzyszy ogień,
burza i podobne zjawiska, a także pioruny i błyskawice. Znamy je też z podobnych
opowieści z całego świata, na przykład ze staroindyjskiej Mahabharaty, w której czytamy:
„Wóz, którym leciał Bhima, świecił jasno jak słońce, a grzmiał niczym piorun. Latający
wóz sypał iskrami jak płomień na nocnym, letnim niebie. Przeleciał jak kometa. Było tak,
jakby świeciły dwa słońca. Wtedy wóz się podniósł i całe niebo zaczęło świecić".

Podczas czwartego objawienia, które z powodu uwięzienia dzieci zdarzyło się

niezgodnie z planem dopiero 19 sierpnia, jedynym świadkiem był Joao, brat Jacinty i
Francisca. Barthas pisze: „Oprócz bezpośrednich uczestników tylko Joao widział ten
spektakl przyrody. Potem usłyszał głośny hałas, który wydał mu się jakby detonacją
bomby czy też rakiety (foguete)" [4]. A o zdarzeniach, jakie miały miejsce podczas
drugiego objawienia, pisze: „W końcu obecni zapewnili, że w chwili oddalania się postaci
od dębu słyszeli odgłos przypominający startującą rakietę" [4]. Komentarze są zbędne...

„Cud słońca"

„»Cud słońca« z 13 października, który opisały ówczesne gazety, był najcudowniejszy

z dotychczasowych zjawisk i na tych, którzy mieli szczęście go zobaczyć, wywarł
największe wrażenie". Tak wyraził się biskup Leirii, Jose Alves Correira da Silva, w liście
pasterskim uznającym kult Matki Boskiej Fatimskiej. Po zapoznaniu się ze wszystkimi
dokumentami można się tylko dołączyć do tej opinii, choć wkrótce wykażemy, że pojęcie
„cud słońca" nie odzwierciedla istoty wydarzeń, bo nie był to ani „cud", ani nie chodziło o
„słońce".

13 października siedemdziesiąt tysięcy ludzi widziało jakiś obiekt, który z uwagi na

stan ówczesnej wiedzy został wzięty za słońce. „Słońce" to poruszało się, „drżało",
obracało się ruchem kolistym, wydawało się, że runie na tłum, wyrzucało kolorowe
promienie świetlne, rozpraszało chmury i suszyło mokre ubrania. Poza dwoma ostatnimi,
nie są to zjawiska typowe dla słońca. Już tylko z astronomicznego punktu widzenia nie
mogło tu chodzić o centralną gwiazdę Układu Słonecznego. Nawet gdybyśmy przyjęli
niewiarygodny wariant, że wtedy Słońce „ruszyło z posad" z powodu niezrozumiałego,
kosmicznego oddziaływania pola siłowego lub Ziemia zmieniła orbitę i była ciskana w
różne strony, to takie zdarzenie zauważono by nie tylko w Fatimie, lecz również na całym
świecie. A gdybyśmy przeanalizowali obserwowane zjawisko z punktu widzenia
astronomii, doszlibyśmy do wniosku, że prowadziłoby ono do katastrofalnych następstw,
które zmieniłyby oblicze Ziemi albo zniszczyłyby nawet wszystkie wyższe formy życia.

Z czystym sumieniem możemy więc założyć, że całość tego zjawiska nie miała nic

wspólnego ze Słońcem. Można wprawdzie oponować, że był to „boski cud", niepojęty dla
ludzkiego rozumu i objawiony tylko tym, którzy byli w Fatimie. Przyjęcie takiego
stanowiska jednak wynika tylko z wygodnictwa, bo przerzuca ciężar dowodów na stronę
tego, co boskie, niepojęte i niedostępne. Ale wyjaśnienie tak proste nie wystarczy komuś
naprawdę zainteresowanemu zdarzeniami w Fatimie.

51

background image

Zajmijmy się teraz obiektem uznanym za słońce, jego pojawieniem się, ruchami i

oddziaływaniem na ludzi. Szybko stwierdzimy, z czym naprawdę mamy tu do czynienia...

Barthas tak pisał o pojawieniu się tego „słońca": „Nagle przestało padać. Rozpłynęły

się ciemne chmury, od rana zakrywające niebo. Słońce pojawiło się w zenicie jak srebrna
tarcza, na którą można skierować wzrok, nie będąc oślepionym. Wokół tej matowej
tarczy widać było świecący wieniec" [4]. Tym samym Barthas sugeruje, że nie było to
wcale słońce, lecz coś, co je przypominało: srebrna tarcza, na którą można patrzeć (na
Słońce nie można) bez konieczności mrużenia oślepionych oczu. Przebywający swego
czasu w pobliżu Fatimy misjonarz Ignazio Lourenco Pereira napisał w liście do
ówczesnego biskupa z Meliapour w Indiach m.in.: „Wciąż patrzę na gwiazdę. Zdaje mi
się blada, bez połysku, podobna do wielkiej kuli śnieżnej, kręcącej się wokół własnej osi"
[4]. Jeszcze dokładniejszy opis podaje dr Jose Proencade Almeida Garret, profesor
uniwersytetu w Coimbrze: „Objawiła mi się jako tarcza o ostro zarysowanych
krawędziach, świecąca jak żywy ogień, ale nie rażąca oczu. Słyszałem jak w Fatimie
słońce to przyrównywano do srebrnej, matowej tarczy. Nie wydaje mi się to trafne. Kolor
miała jaśniejszy, żywszy i bogatszy. Połyskiwała i mieniła się jak perła. W żaden sposób
nie przypominała światła księżyca w jasną noc". Obiekt nie „przypominał słońca
świecącego przez mgłę", nie był też ani zaciemniony, ani nieostry, ani zamglony. „Nie był
okrągły jak księżyc, a jego światło nie miało nastroju i półcieni księżycowego światła.
Zdawało się, że jest to płaska, wypolerowana tarcza, oprawiona w masę perłową...
odznaczała się ostrymi krawędziami" [6].

Te opisy obserwowanej tarczy wystarczą, żeby jednoznacznie zidentyfikować ją nie

jako słońce, lecz jako konkretny, materialny obiekt latający. W tym miejscu przypomnijmy
jeszcze raz jego najbardziej znamienne cechy. Obiekt ten objawił się jako:

– srebrna tarcza lub jako mieniąca się i połyskująca tarcza,
– jest przyrównywany do wirującej „kuli śnieżnej",
– można na niego patrzeć, gdyż nie razi oczu, ale nie można go porównać ze

światłem Księżyca,

– jest płaski i gładki,
– ma ostro zarysowane krawędzie,
– wokół krawędzi widoczny jest świecący wieniec.
Nie ma zapewne opisu, trafniej przekazującego cechy najczęściej spotykanego typu

UFO. Świecące i promieniujące obiekty latające w kształcie dysku są od dziesiątków lat
obserwowane na całym świecie. Opisuje się je w sposób niemal identyczny lub
identyczny. Dlatego w pierwszych latach „odkrywania" UFO nadano im mało zaszczytną
nazwę „latających spodków". Na całym świecie określa się je takimi pojęciami, jak:
„obiekt w kształcie tarczy z pomarańczowoczerwonym wieńcem ognia" (przypadek
Mantella, 7.1.1954 r.), „ogromne koło z żarzącego się metalu" (obserwacja z samolotu
DC-3 nad Atlantykiem, 27.4.1950 r.), „silnie świecące ciała latające" (Norwegia, styczeń
1972), „promieniująco niebieskie, błyszczące latające spodki" (Lizbona, 20.10.1976 r.),

52

background image

„lśniący, biały, okrągły obiekt" (Lizbona, 20.6.1976 r.), „świecący, okrągły przedmiot w
kształcie dysku" (przypadek Extera, 3.9.1965 r.), „płaski, świecący obiekt w kształcie
koła" (obserwacja dokonana z łodzi T. Heyerdahla RA II, początek 1970 roku), „tarcza w
kształcie soczewki o prawie stumetrowej średnicy" (Orge, Łotwa, 1965 r.), „wielki,
promieniujący, okrągły, srebrny obiekt" (Charleston, 2.12.1977 r.) itd. [8]. Porównanie jest
tak uderzające i tak jednoznaczne, że rozwiewa wszelkie wątpliwości co do prawdziwej
tożsamości „słońca" z Fatimy.

Nasze założenie potwierdzają też ruchy tego „słońca". Również tu mamy wiele

odniesień do typowych opisów współczesnych spotkań z UFO. Castelbranco pisał:
„Nagle słońce zaczyna drżeć i chwiać się. Następnie wykonuje kilka szybkich ruchów i w
końcu obraca się z ogromną szybkością wokół własnej osi jak ogniste koło.
Jednocześnie emituje, jak ogromny reflektor, wiązki światła we wszystkich kolorach –
zielone, niebieskie, czerwone, fioletowe i inne, które spowijają wszystko – chmury,
drzewa, skały, poszczególne twarze i cały ogromny tłum – w fantastycznej grze świateł"
[5]. Podobnie brzmi opis Barthasa: „I potem zaczyna nagle drżeć, wykonywać
gwałtowne, powtarzające się ruchy, by w końcu obracać się wokół własnej osi, jak
ogniste koło, wysyłając na wszystkie strony wiązki światła w ciągle zmieniających się
kolorach" [4]. Świadek Ferreira Borges tak opisał to zdarzenie w liście do Barthasa:
„Podniosłem oczy i zobaczyłem poruszające się i jakby tańczące słońce. Widziałem, jak
zajmowało w przestrzeni trzy różne pozycje, jakby chciało zaznaczyć rogi trójkąta. Potem
widziałem, że kręciło się niczym ogniste koło..." [4]. A wspomniany już prof. Gamet pisze:
„Tarcza ta, błyszcząca jak macica perłowa, poruszała się z zawrotną szybkością. Ale nie
był to blask żywej gwiazdy, słońce obracało się rzeczywiście wokół własnej osi
niepowstrzymanie z ogromną szybkością" [6].

Zjawisko wirującego „słońca" zdarzyło się trzykrotnie z jedną krótką przerwą. Barthas:

„Znowu się zatrzymało, aby po chwili po raz trzeci rozpocząć ten fantastyczny fajerwerk,
jeszcze bardziej kolorowy, barwny i promieniujący, z którym nie mogą się równać żadne
ziemskie ognie sztuczne. Wywarło to na tłumie efekt nie do opisania. Siedemdziesiąt
tysięcy ludzi przeżywało ten moment w zachwycie, bez ruchu, ze wstrzymanym
oddechem..." [4].

Ale to „widowisko" [2] czy „bajecznie piękny fajerwerk" [6] nie kończy jeszcze

„wielkiego fatimskiego cudu". Castelbranco pisze: „Prawdziwym punktem kulminacyjnym
cudu, dramatycznym momentem zwrotu dusz ku Bogu w akcie skruchy, był upadek
słońca. W trakcie tych szalonych czarów ognia i kolorów słońce oderwało się od
firmamentu jak jakieś olbrzymie koło, które w wyniku zbyt szybkich ruchów wyskoczyło z
osi i spadało zygzakami na przerażony tłum" [5]. Barthas: „Nagle wszyscy bez wyjątku
odnieśli wrażenie, że słońce oderwało się od sklepienia niebieskiego i, poruszając się
małymi skokami w prawo i w lewo, zaczęło na nich spadać. Jego żar się zwiększał" [4].
Świadek Perreira: „Nagle wydało się, że poruszając się zygzakami spadnie zaraz na
ziemię" [4]. Świadek Borges: „Wtedy zobaczyłem, że obraca się niczym koło ogniste, a
zdawało się, że zbliża się spiralą ku ziemi" [4]. I w końcu prof. Gamet: „Utrzymując
szybkość swych obrotów, zeszło z firmamentu i krwistoczerwone zbliżało się ku ziemi.

53

background image

Zagrażało nam zgnieceniem ciężarem ogromnej, ognistej masy. To były straszne chwile!"
[6].

Nawet dziś, po siedemdziesięciu latach, można doskonale wyobrazić sobie zgrozę,

strach i trwogę ludzi wobec tak niezrozumiałego dla nich zjawiska. To; co się rozegrało
przed ich oczami i nad ich głowami, wywarło na zebranych trwałe wrażenie. I chyba to
było celem całej akcji. Borges: „Co zdarzyło się potem? Już nie wiem... byłem całkiem
oszołomiony tym, co się wokół mnie stało" [4].

Według relacji po chwilowym zatrzymaniu się nad tłumem tarcza wróciła takimi

samymi zygzakami „na swoje miejsce i znów świeciła starym blaskiem na pogodnym
niebie". Ludzie stwierdzili ze zdziwieniem, że żar bijący z obiektu prawie osuszył ich
ubrania i ziemię mokrą od deszczu.

Oba te zjawiska, czyli ruchy obiektu i wytworzona przez niego wysoka temperatura,

która mogła spowodować zniknięcie chmur, są doskonale znane z publikacji
poświęconych UFO. Margaret Sachs przedstawiła w załączniku do swej UFO-
Encyclopedia
opis najczęściej spotykanych manewrów UFO. Wśród nich znajdujemy
znane nam z Fatimy zygzakowate ruchy obiektów, przypominające opadanie zwiędłych
liści, a także spiralne obroty obiektów wokół siebie. Odczuwanie gorąca, szczególnie
przez świadków znajdujących się bardzo blisko lądującego obiektu, jest bardzo częste i
w niektórych przypadkach prowadzi do oparzeń skóry (por. rozdz. 2).

Co ciekawe, zjawisko „tańczącego słońca" widziane było nie tylko przez

siedemdziesiąt tysięcy zebranych w Fatimie, lecz również przez ludzi znajdujących się w
promieniu czterdziestu kilometrów od miejsca zdarzenia. W ten sposób upada często
powtarzany przez krytyków zarzut, że była to psychoza czy zbiorowa sugestia. A
przecież nie tylko wierzący czekali na cud. Wspomniany już ojciec Ferreira, wówczas
jeszcze dziecko, uczeń szkoły oddalonej o 12 km od Fatimy, tak opowiada: „Koło nas stał
niewierzący, który przez całe rano drwił sobie z tych, którzy udali się do Fatimy. Teraz był
jak sparaliżowany. Osłupiały, utkwił oczy w słońcu. Potem widziałem jak drżał od stóp do
głów, aż w końcu padł na brudnej ulicy z uniesionymi rękami na kolana. Słyszałem jak
ciągle powtarzał: »Przenajświętsza Pani! Przenajświętsza Pani!«. Nic innego nie mógł z
siebie wydobyć" [4].

Jak możemy dziś wyjaśnić fenomen fatimski? Nieuchronną odpowiedź dają

przedstawione zdarzenia. Jakiś jasno świecący obiekt, wytwarzający wysoką
temperaturę, będący z pozoru wielkości Słońca i mający kształt tarczy od strony naszej
gwiazdy centralnej, przebija się przez chmury, rozprasza je, trzy razy wielokrotnie wiruje
wokół własnej osi, następnie opada zygzakami ku ziemi, potem wznosi się i znika ku
słońcu. Wszystko to nie ma w sobie nic „cudownego", „mistycznego" czy „boskiego", jak
to się wówczas ludziom zdawało. Nie mogli w tym wszystkim nie uznać wszechmocy
Boga. Nic nie wiedzieli o UFO i o zjawiskach towarzyszących ich pojawianiu się.
Lotnictwo zaczynało się dopiero rozwijać, a o podróżach kosmicznych nikomu się
jeszcze nie śniło.

54

background image

Ale my możemy dokonać porównań, możemy dokonać zestawień i nie powinniśmy

dłużej przypisywać jakiegoś zdarzenia władzy boskiej, która nie miała z nim absolutnie
nic wspólnego. Właśnie „cud słońca", uważany dotąd za niewątpliwy „znak Boga" [4],
jednoznacznie wskazuje na fakt, że było to zjawisko na wskroś rzeczywiste, fizycznie
zrozumiałe i na pewno nie „cudowne". Barthas cytuje Marquesa da Cruz: „Wielu
naukowców, którzy uczestniczyli w tym spektaklu, często przyznaje: »Tak, widziałem! Ale
nie mam na to wyjaśnienia«" [4]. Od tego czasu minęło bardzo wiele lat. Dziś możemy
znaleźć wyjaśnienie. Ale trzeba przyznać, że nie rozwieje ono wszystkich wątpliwości.
Dzięki niemu jednak po raz pierwszy możemy poznać prawdziwe przyczyny, zróżnicować
wydarzenia i ocenić realia fizyczne. Potrzeba nam tylko trochę odwagi, aby zajrzeć za
kulisy i skierować wzrok na to, co znajduje się za linią horyzontu. Ale czy wobec
wydarzeń w Fatimie mamy inny wybór?

Postacie

W poprzednich rozdziałach przekonaliśmy się, że chleb i napój podane dzieciom nie

były komunią świętą. Dowiedzieliśmy się, że najrozmaitsze zjawiska, występujące
podczas sześciu objawień, można wyjaśnić racjonalnie na gruncie fizyki. Na koniec
upewniliśmy się, że „wielki cud słońca" z 13 października 1917 roku byk tylko
obserwowanymi przez siedemdziesiąt tysięcy ludzi manewrami obiektu, który dziś
nazwalibyśmy UFO. Ostatnią istotną kwestią, które nam pozostaje, jest kwestia objawień
anioła, a szczególnie postaci kobiecej, będących centralnym punktem wydarzeń w
Fatimie.

Pierwsze spotkanie anioła z dziećmi odbyło się wiosną 1916 roku, gdy bawiły się one

po deszczu w małej grocie na wzgórzu Cabeço. Castelbranco tak opisał pojawienie się
postaci: „Silny powiew wiatru kazał im podnieść oczy. Zobaczyły w powietrzu biały obłok
w kształcie ludzkiej postaci, która się do nich zbliżała. Wyglądała prawie jak figura ze
śniegu, ale w promieniach słońca wydawało się, że jest przezroczysta jak kryształ" [5].
Barthas opisuje to zdarzenie podobnie, lecz bardziej szczegółowo: „Nad drzewkami
oliwnymi, które zasłaniały przed nimi podnóże zbocza, widzą silne światło i jakby
sylwetkę ludzką, odcinającą się w powietrzu i zbliżającą do nich. Była zupełnie biała,
bielsza niż śnieg. Objawiła się jak posąg z kryształu, przez który przeświecały promienie
słońca. Im bliżej była sylwetka, tym lepiej było widać jej rysy. Były to rysy
czternastoletniego czy piętnastoletniego młodzieńca o nadprzyrodzonej urodzie" [4]. Ale
chyba najtrafniej scharakteryzowała objawienie sama Lucia: „Era da luz – on był ze
światła".

Na pierwszy rzut oka istotnie wydaje się, że wszystko jest czymś „boskim". Z nieba

spływa jakaś świetlista postać, świeci, jest przezroczysta, ma wygląd czternasto- lub
piętnastoletniego chłopca i do tego rozmawia z dziećmi. Cud! Cud?

W rzeczywistości zjawiska takie opisano w literaturze poświęconej UFO. Znane są

tam pod pojęciem projekcji obiektywnej. W charakterystyce anioła mówi się tylko o
sylwetce, tzn. o dwuwymiarowej, płaskiej wizji, widocznej „w białym obłoku". Ale projekcje
(także zwykłe projekcje filmowe) funkcjonują dokładnie według zasady: potrzebny jest
ośrodek, na którym wyświetlimy dany obiekt, oraz projektor, który wyemituje ten obraz.

55

background image

Relacje z Fatimy świadczą o tym, że istniał tam zarówno ośrodek (biały obłok), jak i
medium obrazu („silne światło"). Samego projektora dzieci nie widziały, ale nie można się
temu dziwić, gdyż cała ich uwaga była skierowana na postać przed nimi.

Z pewnością objawienie „anioła" nie było zwykłym filmem wyświetlanym z obiektu nad

oliwkami w ciemność groty Cabeço. Ale to porównanie pomoże nam w lepszym
zrozumieniu wydarzeń. Zdarzyło się tu coś przypominającego film wyświetlany na
ekranie – ale nie to samo! Najdobitniej uzmysławia to fakt, że dzieci mogły rozmawiać z
postacią i że podała im ona za trzecim razem prawdziwe pożywienie. Ale gdy siedzimy
dziś w kinie, oglądając jakiś pasjonujący film, mimo woli bywamy wciągnięci w sam
środek wydarzeń, przenosimy się na miejsce akcji, wraz z bohaterami wędrujemy przez
pustynie i puszcze. Ale w rzeczywistości siedzimy wygodnie w fotelu przed wielkim
ekranem, na którym dzięki grze światła i kolorów wydaje się toczyć prawie rzeczywista
akcja. Iluzja ta dociera do nas w sposób jeszcze bardziej przekonujący, gdy dzięki
prostemu trickowi rozszczepienia światła na kolory widzimy zdarzenia przestrzennie,
trójwymiarowo. Wydaje się wtedy, że samoloty lecą przez salę, wokół świszczą
indiańskie strzały, a konie galopują wprost na nas. Jest to tak podniecająca przygoda, że
nie można jej przedstawić sobie bardziej realistycznie.

O ileż silniejsze wrażenie wywarły na pewno podobne efekty na dzieciach z Fatimy,

które tego wszystkiego nie znały. Wychowywały się w świecie, pozbawionym praktycznie
techniki. Nigdy w życiu nie były w kinie i nigdy o czymś takim nie słyszały. Tak doskonała
projekcja była dla nich zdarzeniem rzeczywistym. Nie mogły nie uwierzyć w to, co
rozgrywało się przed ich oczami.

Jak fizycznie wyjaśnić „projekcje obiektywne"? Punktem wyjścia może być holografia

czy przestrzenne przedstawienie trójwymiarowego obiektu. Metodę tę stworzył już w
latach 1947/1948 prof. dr Dennis Gabor późniejszy laureat nagrody Nobla. Dziś
wystarczy do tego płyta fotograficzna pokryta specjalną emulsją oraz promień lasera,
który za pomocą półzwierciadła zostaje rozszczepiony na wiązkę przedmiotową i wiązkę
odniesienia. Wiązka przedmiotowa kieruje się na fotografowany obiekt, odbija się od
niego i zostaje przejęta przez płytę fotograficzną. Wiązka odniesienia kieruje się
bezpośrednio na płytę fotograficzną. Hologram po oświetleniu wiązką odniesienia
rekonstruuje przedmiot. W ten sposób można wyczarować w przestrzeni trójwymiarowe
przedmioty.

Z czasem metodę tę udoskonalono, co umożliwiło trójwymiarową projekcję ruchomych

zdjęć filmowych. Na przykład na imprezach rozrywkowych występują znani aktorzy, nie
będąc w rzeczywistości obecni. Aczkolwiek jeszcze niedoskonałe, jest to w zasadzie to
samo zjawisko, które kiedyś wystąpiło w Fatimie – bezcielesne „istoty ze światła", które
wydają się unosić nad ziemią i mogą w każdym momencie zniknąć. Naturalnie są
różnice, na przykład „anioł" i „postać Marii" potrafiły mówić z dziećmi, tzn. brały udział w
akcji i reagowały na zachowanie rozmówców.

Jak już wspomnieliśmy, „projekcje obiektywne" opisywano w literaturze poświęconej

UFO. Adolf Schneider tak zdefiniował to zjawisko: „Nie są to projekcje w znaczeniu
psychologicznym czy psychopatologicznym, lecz zjawiska przestrzenne o niekoniecznie

56

background image

materialnym charakterze w znaczeniu mas dających się zważyć lub zmierzyć. W
szczególności trzeba tu poruszyć temat wszystkich zjawisk świetlnych, które powstają
nie tylko dzięki przedmiotowym, dającym się zlokalizować źródłom światła" [34].

Przykładów niespodziewanego pojawiania się obcych jest bez liku. Charakterystyczny

wydaje mi się przypadek Lydii Stealneaker, opisany przez Judith i Alana Gansbergów.
Jego podobieństwo do tego, co stało się w Fatimie, jest uderzające! Pewnego
popołudnia 1954 roku dziewięcioletnia wówczas Lydia Stealneaker wraz z bratem i
siostrą poszła z wizytą do wspólnych przyjaciół. Wracając polną drogą na farmę rodziców
w pobliżu Jacksonville w USA, dzieci szalały, wygłupiały się i bawiły. „Nagle zauważyły
jaskrawą błyskawicę i stanął przed nimi jakiś człowiek. Dzieci pamiętają, jak biegły z
powrotem drogą prowadzącą przez gęsty las, wołając o pomoc i krzycząc ze strachu.
Słońce już zaszło i było ciemno" [25].

Dopiero w 1975 roku, po jeszcze innym dziwnym spotkaniu z UFO, Lydia Stealneaker

zdecydowała się wyjaśnić za pomocą hipnozy to zdarzenie ze swego dzieciństwa.
Przypomniała sobie, że wraz z rodzeństwem została zabrana na pokład UFO. Jakieś
istoty zbadały ją, umieszczając na jej głowie coś w rodzaju „klamer". „Z mojej głowy
zabrano wiedzę, one wiedziały o mnie wszystko". Przypomniała sobie też, że i jej
rodzeństwo poddano eksperymentowi. Potem dzieci wypuszczono. Jej brat zginął w
wypadku samochodowym w 1965 roku, a siostra do dziś odmawia poddania się regresji
hipnotycznej, bo nie chce uczestniczyć w czymś, „w czym uczestniczyła Lydia" [25].

Inne przypadki również świadczą o tym, że załogi UFO nie zawsze muszą pojawiać

się materialnie, lecz że często mamy do czynienia z projekcją obiektywną. Przykładem
może być wspomniany już przeze mnie przypadek Betty Andreasson, którą obce istoty
uprowadziły z mieszkania i badały w obiekcie znajdującym się w pobliżu domu. Scott D.
Rogo: „Pod hipnozą Betty Andreasson zobaczyła ponownie, jak do domu wchodzi grupa
obcych istot, materializujących się po przejściu przez zamknięte drzwi. Wchodziły po
kolei, jak duchy przenikające przez ściany" [17].

Vallée przytacza łącznie 923 przypadki lądowania nieznanych obiektów latających w

latach 1868-1968. Niektóre z nich wyraźnie przypominają zdarzenia w Fatimie:

57

background image

716: „Trzecia postać stała w pobliżu. Uznali ją za złudzenie optyczne. Wszystkie

maszyny i istoty żywe lśniły."

719: „...jakiś świecący człowiek..."

767: „Mieli po dwa metry wzrostu. Ich głowy były ogromne, lśnili i byli
przezroczyści... Wrócili na pokład swojej maszyny; jak niesieni przez światło."

857: „Jakaś sylwetka w świecącym ubraniu, która zmieniła się w bezkształtne
światło i zniknęła..."

862: „Jakiś mały człowiek w błyszcząco-srebrnym ubraniu, głowa tego człowieka
była spowita oparami."

870: „Wykonywał urywane ruchy i podnosił rękami jakąś rurę. Wydawało się, że
całe to zjawisko migocze."

915: „Jakaś dziwaczna istota mająca 2,10 metra wzrostu unosiła się w powietrzu. Z
jej ciała emanowało osobliwe światło, w pobliżu znajdował się nieznany, silnie

świecący obiekt" [35].

2 czerwca 1962 roku w Weronie wydarzył się przypadek nr 537. „Przy oknie było

wyraźnie widać ludzką postać. Miała półprzezroczyste ciało, czaszkę w połowie łysą.
Świadek krzyknął ze strachu, obudził innych i cała trójka zobaczyła, że zjawa kurczy się i
znika. Zupełnie jak obraz telewizyjny po wyłączeniu odbiornika" [35].

Podobnie jak postać „anioła", który trzykrotnie odwiedził dzieci z Fatimy,

charakteryzuje się postać Marii. Na przykład Castelbranco tak o niej pisał: „O dwa kroki
przed sobą zobaczyli nad zielonymi liśćmi dębu »piękną panią«, całą błyszczącą i
świecącą jaśniej niż słońce!" [5]. Josef Wegener i Johannes Lichy opisali twarz kobiecej
postaci bardziej szczegółowo: „Cała promieniowała światłem i była otoczona jasnym
blaskiem, jaśniejszym niż słońce. Gdy później poproszono Lucię o opisanie jej oblicza,
nie potrafiła nic innego powiedzieć niż: »Światło. To było światło, światło, światło!«" [6].

Wydaje się, że opis Barthasa wywiera największe wrażenie: „Nagle jakaś potężna fala

światła oślepia dzieci. Nazywają ją »błyskawicą«, bo nie mają innego określenia. Na
środku zbocza, tuż koło dużego dębu, którego dziś już nie ma, zatrzymała ich druga,
jeszcze jaśniejsza »błyskawica«... Po kilku krokach, mniej więcej w odległości trzech do
czterech metrów od małego dębu, spowiła je jakaś promieniująca, niemal oślepiająca
jasność" [4]. Dzieci biegną dalej, potem odwracają się i patrzą na prawo: „Przed sobą, w
środku ogromnego blasku ujrzały unoszącą się nad drzewkiem przepiękną kobietę,
promieniującą jaśniej niż słońce" [4].

Gdy opis ten porównamy jeszcze raz z naszą hipotezą projekcji obiektywnej, bardzo

szybko zrozumiemy przebieg wydarzeń:

58

background image

– zbudowano pole siłowe, co objawiło się w formie trzech „fal świetlnych" (wydaje się,

że podczas pierwszego objawienia Marii pole to zadziałało dopiero za trzecim razem;
podczas następnych objawień widziano już tylko po jednej błyskawicy);

– pole siłowe ustabilizowało się nad dębem;
– dzięki wyregulowaniu i koncentracji promienia laserowego lub równoważnego

promienia cząsteczkowego powstaje obraz, postać staje się widoczna.

O wiele łatwiej zrozumieć teraz także ruchy gałęzi dębu i „brzęczenie" w jego

najbliższym otoczeniu. A mianowicie było to drugorzędne zjawisko towarzyszące polu
siłowemu, określane przez późniejszych świadków jako „świecący obłok".

Ale pozostaje jeszcze jedno do wyjaśnienia. Chodzi o fakt, że świadkowie objawienia

widzieli wprawdzie główne pole siłowe, nie widzieli jednak postaci Marii. Za rozwiązanie
możemy tylko przyjąć hipotezę, bo nie dysponujemy wystarczającą ilością informacji
szczegółowych. Może pewną rolę odegrała „komunia święta", dziwny narkotyk, podany
dzieciom podczas trzeciego objawienia „anioła". (O tym, czy „anioł" mógł czy nie mógł
być widziany przez innych obserwatorów, nie wiemy. Spotykała się z nim tylko trójka
dzieci.) Być może nie chciano, aby inni zobaczyli postaci Marii. Nie wiemy jednak
dlaczego. Ale gdybyśmy założyli, że podany dzieciom narkotyk lub bezpośrednio potem
przeprowadzona hipnotyczna lub wręcz fizyczna manipulacja spowodowały, że tylko
dzieci widziały postacie, to może posuniemy się o krok dalej. Być może, w trakcie tej
manipulacji rozszerzono możliwości percepcji, bo ludzie widzą tylko w pewnym, bardzo
ograniczonym zakresie fal świetlnych. Światła ultrafioletowego i podczerwonego nie
widzimy, choć są także nośnikiem informacji optycznych dla innych organizmów żywych,
na przykład dla pewnych gatunków owadów. My widzimy w tym świetle dopiero za
pomocą specjalnej aparatury, ale może zaawansowanej medycynie uda się osiągnąć to
w sposób „naturalny", przez podanie określonych środków czy za pomocą operacyjnych
zmian oka. Może w Fatimie wystarczyła już zmiana wrażliwości widzenia, która sprawiła,
że dzieci widziały fale światła o częstotliwości zwiększonej lub zmniejszonej o niewiele
herców, co pozwalało im dostrzec „coś", co dla pozostałych musiało być niewidzialne!

Gdy przypomnimy sobie to, co się zdarzyło, musimy jeszcze raz zwrócić uwagę na

fakt, że Lucia dostała do zjedzenia opłatek, a Jacinta i Francisco jakiś płyn do wypicia.
Jak już wspomniałem, okoliczność ta wymaga wyjaśnienia. Jeżeli założymy, że przyjęte
środki mają związek przyczynowy ze zdolnością dzieci do postrzegania objawienia
maryjnego, to rzeczywiście nasuwa się pewne rozwiązanie. Lucia, która otrzymała coś
innego niż jej dwoje przyjaciół, jako jedyna rozumiała, co mówi postać i rozmawiała z nią!
Jacinta i Francisco tylko ją widzieli. Z pewnością narkotyk, zażyty przez Lucię, zawierał
jakiś inny, dodatkowy składnik aktywny, który umożliwił jej komunikację ze świetistą
postacią (Zobaczymy jeszcze, że miało to przypuszczalnie dodatkowy zamierzony
skutek.)

W pierwszej części tej książki wspomniałem, że Francisco nie widział początkowo

postaci w otaczającym dzieci polu światła. Na pytanie zdziwionej Lucii postać Marii
odpowiedziała: „Powiedz mu, żeby odmawiał różaniec, wtedy też mnie zobaczy".

59

background image

Zaskakujący szczegół, który także doskonale pasuje do powstającego obrazu całości.
Wydaje się, że właśnie różaniec, którego stałe odmawianie sugestywnie nakazywał
dzieciom „anioł", odgrywał rolę „psychicznego katalizatora". Coś podobnego znamy z
hipnozy: na wcześniej określone hasło „ofiara", znajdująca się w stanie posthipnozy, robi
lub mówi coś, nie mając o tym najmniejszego pojęcia i nie znajdując potem żadnego
wytłumaczenia dla swego postępowania. Podobnie mogło być i w tym przypadku. Hasło,
„wszczepione" za pomocą narkotyku i hipnozy uaktywniło wcześniej zgromadzone, ale
nie wykorzystywane informacje. Nagle dzieci uzyskały ponadnormalne możliwości
postrzegania.

Potwierdza to inny fakt. Hildebert Wagner wskazuje, że testowane osoby osiągają

zadziwiające wyniki po zażyciu psylocybiny. W trakcie eksperymentu w gazetowym
tekście zamazano początkowo 43%, a potem nawet 75% górnej połowy. Przetestowano
łącznie siedemnastu studentów. Czterej studenci, znajdujący się pod wpływem
psylocybiny, byli w stanie prawidłowo przeczytać do 95% tekstu. Twierdzili nawet, że
„rzeczywiście" widzieli przed sobą brakujące fragmenty liter. Wagner: „Objawiały im się w
jasnej szarości. Byli przekonani, że nie zostały całkowicie wymazane. Wydaje się, że
psylocybina wzmacnia komplementarną aktywność umysłową lub możliwość
przetwarzanie informacji na znaczenia. Czyż nie nasuwa się tu uderzająca paralela do
wizjonerskich uzdolnień przypisywanych przez tubylców pewnemu grzybowi?" [23].

Dzieciom podano jakiś dziwny narkotyk. W sugestywny sposób przygotowano je na

nadchodzące zdarzenie i mogły już dostrzec to „coś", co dla innych było niewidoczne.
Taki przebieg zdarzeń jest z pewnością bardzo interesujący, ale w żadnym razie
„cudowny".

Za tezą, że dzieci za pomocą narkotyku zostały przygotowane na objawienia,

przemawia jeszcze jeden szczegół. Pokazuje on nam, że najwyraźniej starano się, aby
dzieci nie straciły nabytych zdolności. Wydaje się, że podczas pierwszych trzech spotkań
całą trójkę poddano czemuś w rodzaju „ponownej terapii", podczas której powtórnie
zmobilizowano aktywne składniki narkotyku. Znowu „zalały" one ciało i wywołały takie
samo uczucie szczęścia, jak bezpośrednio po zażyciu. Barthas: „Przy tych słowach
postać rozłożyła dłonie jak ksiądz, gdy mówi Dominus vobiscum. Poprzez ten prosty gest
tajemnicze światło spłynęło na dzieci jak wiązka promieni. Było to bardzo silne i bardzo
przenikliwe światło, które – jak powiedziała Lucia – »docierało do głębin duszy«" [4]. W
tym świetle rozpoznali się w Bogu, „wyraźniej niż w najjaśniejszym zwierciadle". I o tym
samym zjawisku podczas drugiego objawienia: „Dzięki temu gestowi ponownie spłynęło
na dzieci promieniujące światło. Czuły się całkowicie zanurzone w tym boskim świetle,
jak w samym Bogu. Zdawało się im, że Francisco i Jacinta znaleźli się w promieniu
światła dążącym ku niebu, natomiast Lucia w innym, skierowanym ku ziemi" [4].

A więc i tu Lucia poddana jest „terapii specjalnej", co nie powinno nas już dziwić.

Zaktywizowano u niej zapewne inne składniki. Sama akcja nastąpiła za pomocą
promienia energii, który prawdopodobnie pobudził i reaktywował łańcuchy molekularne
składników aktywnych. W ten oto rozsądny i prosty sposób zostaje wyjaśnione
zagadnienie zróżnicowanego przyjmowania narkotyku.

60

background image

Podczas trzeciego objawienia pokazano dzieciom „wizję" piekła. Barthas: „Po

wypowiedzeniu słów »ofiarujcie się« itd. Najświętsza Panienka znów rozłożyła dłonie, tak
jak podczas poprzednich dwóch objawień. Spływające z nich światło zdawało się
przenikać ziemię i zobaczyliśmy wtedy coś w rodzaju ogromnego morza ognia" [4]. Ku
swemu przerażeniu dzieci rozpoznały w tym „piekle" diabły i biedne dusze, które nurzały
się w płomieniach, a były „przezroczyste niczym żarzące się węgle" [4].

Zarówno w przypadku tej wizji, jak i postaci Marii (tak samo jak w przypadku wizji

Świętej Rodziny podczas ostatniego objawienia), chodziło zapewne o ten sam rodzaj
projekcji. I jeszcze coś uderza w tej wizji piekła, coś, o czym już mówiliśmy. Mianowicie
fakt, że piekło to wyglądało dokładnie tak, jak dzieci je sobie wyobrażały. To samo
dotyczy postaci Marii, anioła i Świętej Rodziny. W nawiązaniu do tego zacytujmy P.
Dhanisa: „Być może, ta plastyczna wizja powstała na podstawie średniowiecznych
obrazów mąk potępieńców znanych już Lucii" [36].

Wydaje się, że tak właśnie było. Dzieciom pokazano projekcję takich obrazów, które

rozumiały, które istniały już w ich fantazji i których oczekiwały. Skąd o tym wiedziano?
Gansbergowie tak pisali o Lydii Stealneaker: „Wtedy została zabrana na pokład jakiegoś
pojazdu kosmicznego przez podobne istoty, które umieściły jej na głowie klamrę i »z
mojej głowy została zabrana wiedza – wiedziały o mnie wszystko«" [25]. Fakt czasowej
utraty pamięci podczas trzeciego objawienia anielskiego (możliwe, że było tak i podczas
objawień wcześniejszych) pozwala przypuszczać, że to samo przytrafiło się dzieciom z
Fatimy. Poznano ich wyobrażenia i skopiowano je w formie obiektywnej projekcji. Taka
hipoteza zadowalająco wyjaśnia problem poruszony przez Dhanisa.

Poszczególne objawienia kończą się na opuszczeniu przez obłok miejsca nad dębem

i zniknięciu (dysponujemy relacją z piątego objawienia, mówiącym o „samolocie ze
światła", który też oddalił się na północny wschód). Istnieją też dwie przytoczone przez
Johna de Marchi interesujące wypowiedzi dzieci, które donoszą o szczególe godnym
uwagi. Jak wspomina jej matka, Jacinta tak mówiła o pierwszym objawieniu: „Gdy
wracała do nieba, zdawało się, że drzwi zamykają się tak szybko, że pomyślałam, że
przytną jej nogi" [37]. A według Marii da Capelinha, która też była świadkiem zdarzenia,
Lucia powiedziała jakoby podczas drugiego objawienia: „Teraz już nic nie widzimy.
Wróciła do nieba. Drzwi są zamknięte" [37].

Ta marginalna uwaga o zamykających się drzwiach zawiera możliwość widzenia przez

dzieci obiektu emitującego projekcję. Ale poza tym nie zwracają na niego żadnej
szczególnej uwagi i zaliczają go po prostu do „nieba". Mimo wszystko jest to interesująca
informacja, która dodatkowo świadczy na korzyść naszej tezy o materialnym
pochodzeniu źródła projekcji.

Kończąc, chcemy jeszcze raz przytoczyć za Barthasem słowa świadka Ferreiry

Borgesa, który w prosty i zarazem trafny sposób przekazał swoje wrażenia: „Wypełniony
nabożną radością byłem pewny, że uczestniczyłem w wielkim cudzie i że pomiędzy
dziećmi a istotą z innego świata wydarzyło się coś tajemniczego..." [4].

Choroba

61

background image

Cud słońca zakończył serię objawień. Ale istnieją wskazówki świadczące, że „Królowa

Różańcowa" ukazywała się dzieciom i później. Podczas choroby Francisca i Jacinty, do
której jeszcze wrócimy, zdarzało się to z pewnością wielokrotnie. Barthas cytuje rozmowę
Jacinty z Lucią na wiosnę 1918 roku: „Najświętsza Panienka znowu mnie odwiedziła.
Chce, abym poszła jeszcze do dwóch szpitali, ale nie po to, aby wyzdrowieć, ale żeby
jeszcze więcej cierpieć..." [4]. Takie „odwiedziny" powtarzały się wielokrotnie aż do jej
śmierci 20 lutego 1919 roku. Sama Lucia mówi także o powtarzających się, późniejszych
spotkaniach z „Marią".

Interesujące, że podobne przypadki znamy ze współczesnej literatury poświęconej

UFO. Jako przykład wykorzystamy tu ponownie przypadek Betty Andreasson. W wiele lat
po porwaniu obudziło ją ze snu jakieś brzęczenie. Scott D. Rogo: „Gdy odwróciła się w
stronę dźwięków, zobaczyła »istotę ze światła«, która miała półtora metra wzrostu,
normalne proporcje, ale robiła wrażenie niematerialnej. W całości składała się ze światła.
Zniknęła nad schodami, gdy zauważyła, że pani Andreasson ją zobaczyła" [17]. Również
Mona Stafford, o której już wcześniej pisaliśmy, widziała w wiele miesięcy po swoim
porwaniu jakąś istotę zanurzoną w promieniującym świetle, wyglądającą jak z czasów
biblijnych i wypowiadającą do niej niezrozumiałe zdanie: „Buree, duch jest jeszcze
głodny" [25].

W ten sposób doszliśmy prawie do końca fatimskiej historii. Ale musimy się trochę

zająć jeszcze jednym aspektem – rychłą chorobą i śmiercią Jacinty i Francisco.

Już podczas drugiego objawienia „piękna pani" odparła na pytanie Lucii: „Jacintę i

Francisco wkrótce zabiorę do siebie. Ty musisz dłużej pozostać tu na dole" [3].

Z tego „proroctwa" bez wątpienia wynika, że postać wiedziała o bliskiej śmierci dzieci.

Dotychczas ich chorobę uważano za hiszpankę, która szalała wówczas w Europie, a
więc i w Fatimie, nawet wśród członków obu rodzin. Na nią umarli Jacinta i Francisco.
Chłopiec 2 kwietnia 1918 roku, jego siostra 20 lutego 1919 roku. Dziewczynka
przebywała w wielu szpitalach, nie uzyskano jednak poprawy jej stanu zdrowia.
Odwrotnie: „Stan chorej się pogarszał... Jacinta wróciła do Aljustrel z przetoką wlewym
płucu..." [4]. Jacintę w końcu operowano, ale nie przyniosło to poprawy. Zmarła prawie
dwa lata po pierwszym objawieniu maryjnym.

Gdybyśmy założyli, że świetlista postać z Fatimy byka istotnie Matką Boską, to

pozostanie jednak niezrozumiałe, dlaczego dzieci wybrane do tej ważnej misji zostały
potraktowane przez Boga w tak okrutny sposób i dlaczego ich śmierć była zaplanowana
od samego początku. Przyjmując wszakże naszą hipotezę, że wszystkie te wydarzenia
odbyły się bez boskiego udziału, brało w nim natomiast udział UFO, to śmierć dzieci (z
pewnością planowaną) można przynajmniej próbować wyjaśnić, choć nie udowodnić.

O. Raymondo donosi o UFO, które pojawiło się w 1954 lub 1955 roku na brazylijskim

wybrzeżu Recreio dos Bandierantes w pobliżu Baara da Tijuca. Pewne brazylijskie
małżeństwo wybrało się na wycieczkę na plażę, gdy nagle jakiś duży cień padł na ich
samochód i towarzyszył im przez długi czas. Gdy mężczyzna zatrzymał w końcu
samochód i spojrzał w górę, ujrzał wielki, metalowy talerz, wiszący bez ruchu nad autem.

62

background image

Mężczyzna nie potrafił powiedzieć nic sensownego, zawrócił i popędził z powrotem do
domu. Po kilku dniach zmarł na zupełnie nie znaną, szybko przebiegającą chorobę [38].

Znane jest wiele przypadków, gdy promienie wysyłane przez UFO lub otaczające je

pole promieniowania czy pole siłowe powodowały oparzenia, zranienia, wystąpienie
objawów nieznanych chorób, a niekiedy śmierć świadków. A jak było w Fatimie?

Choroba dzieci jest nazywana przez autorów hiszpanką. Jej epidemia szalała w

Europie w latach 1918-1920. Zachorowało na nią blisko 500 milionów, z których 22
miliony zmarło... Jest to odmiana grypy wywoływanej przez wirusy kropelkowej infekcji
dróg oddechowych. Niszczy ona nabłonek górnych dróg oddechowych pomiędzy nosem
a oskrzelami oraz obniża odporność organizmu. Pierwszymi objawami choroby są
gorączka, dreszcze, ból gardła, bóle kończyn, mięśni i brzucha, wymioty i biegunka.
Następnie występuje zapalenie oskrzelików i nosowych zatok bocznych, zakłócenia
krążenia i zaburzenia układu nerwowego. Trzeba tu przypomnieć, że podczas sześciu
objawień dzieci znajdowały się bezpośrednio w polu siłowym ciała emitującego projekcję.
Nie wiemy, jak takie pole oddziałuje na człowieka, ale może podobnie do promieniowania
radioaktywnego. I rzeczywiście przebieg choroby (szczególnie u Jacinty, u której pojawia
się jeszcze „fistuła" czy „guz") jest podobny w pewien sposób do przebiegu choroby
popromiennej, w której także wystękują wymioty, bóle głowy, biegunka, uszkodzenia
skóry, guzy itd. Ówcześni lekarze nie byli w stanie postawić właściwej diagnozy po prostu
z powodu nieznajomości radioaktywnego promieniowania.

A Lucia? Też stała w polu siłowym. Ale przypomnijmy sobie o „szczególnej roli", jaką

miała odegrać Lucia, najstarsza z trójki. Tylko ona potrafiła rozmawiać z ze zjawą, bo
„anioł" podał jej do zjedzenia coś innego. Jako jedyna przeżyła. Być może wpłynął na to
podany narkotyk. Byłoby to drugie potwierdzenie istnienia różnicy między narkotykami,
jakie otrzymała Lucia, a jakie otrzymali Jacinta i Francisco.

Chciałbym zwrócić uwagę, że jest to tylko przypuszczenie, założenie. Ale doskonale

pasuje do całości obrazu, który stworzyliśmy. A możliwości takiej na pewno nie możemy
całkowicie wykluczyć. Pasuje ona zarówno do hipotezy o różnicy między narkotykami,
jak i do przepowiedni. Dzięki temu wyraźnie widać, że śmierć dwójki dzieci była od
początku zaplanowana i konsekwentnie przeprowadzona. Prawdopodobnie ta dwójka
miała być świadkiem tylko na samym początku, świadkiem samych objawień w celu
uwiarygodnienia relacji Lucii. Dzieciom pozwolono umrzeć, aby zapobiec powstaniu
późniejszych sprzeczności i nieprzyjemnych wypowiedzi. Po prostu nie podano im
środka, który otrzymała najstarsza z trójki i który pozwolił jej przeżyć. Trudno uwierzyć,
że stał za tym Bóg.

Ale dziś możemy zrekonstruować przypuszczalny przebieg wydarzeń w Fatimie.

Celowo wyrażam się tu niezwykle ostrożnie, bo nawet teraz nasza hipoteza nie wyjaśnia
w sposób ścisły wszystkich zdarzeń. Moim jednak zdaniem posiadane dane wystarczą,
aby przynajmniej na tyle uprawdopodobnić poniższe punkty, że dalsze badania w tym
kierunku wydają się wskazane. Zgodnie z nimi „operacja Fatima" miała następujący
przebieg:

63

background image

– dzieci są obserwowane i wybrane (rzeczywiście istnieje sprawozdanie Lucii, zgodnie

z którym już w 1915 roku miała „upiorne objawienia");

– w 1916 roku dzieci trzy razy otrzymały instrukcje za pośrednictwem emitowanej

świetlistej postaci anioła. Podczas tych spotkań są badane. Analizowana jest ich wiedza,
ich wyobrażenia i fantazja. Podczas ostatniego spotkania zostają tak „przekształcone" (w
szczególności psychicznie, ale być może również fizycznie) za pomocą specjalnego
środka, wykazującego wiele cech narkotyku, że właściwy „program objawień" może się
rozpocząć;

– aż do chwili rozpoczęcia się objawień są zmuszane za pośrednictwem

przekazanych w hipnozie sugestywnych rozkazów utrzymywać nieprzerwany kontakt
duchowy z minionymi i nadchodzącymi wydarzeniami. Wymaga się od nich
ustawicznego posłuszeństwa wobec raz przekazanych instrukcji;

– 13 maja 1917 roku rozpoczyna się seria objawień. Za pomocą „projekcji

obiektywnej" przekazywane są dzieciom „orędzia" i dalsze instrukcje. Zjawiska
drugorzędne są widziane przez innych świadków;

– w celu nadania wiarygodności otrzymanym przez dzieci „orędziom" 13 października

1917 roku ma miejsce „cud", w jego trakcie zdawało się, że jakiś obiekt, który dziś
zaliczylibyśmy do UFO, spada z kierunku słońca manewrując, czym zdumiał lub
„nawrócił" zebranych;

– w ciągu niecałych dwóch lat dwójka mniej ważnych świadków umiera na chorobę,

związaną z kontaktem z otaczającym je polem siłowym, obiektami i narkotykami. Przy
życiu pozostaje wyłącznie Lucia, która opowiada o przekazanym jej „orędziu".


Przebieg wydarzeń zgodny z powyższymi punktami i tak zinterpretowany należy,

moim zdaniem, rozszerzyć o jeszcze jedną kwestię. Dlaczego to wszystko się stało? Jaki
sens spektakl ten miał dla załogi UFO? Czy nie można było przeprowadzić tego
wszystkiego bardziej skutecznie w innym miejscu, na przykład nad stolicą któregoś z
ważnych krajów? Nie możemy udzielić zadowalającej odpowiedzi na te pytania. Ale nie
zajęliśmy się jeszcze bliżej innym istotnym aspektem zdarzeń w Fatimie: tak zwanymi
trzema orędziami czy trzema tajemnicami fatimskimi. Może z ich pomocą znajdziemy
rozwiązanie.

4. Orędzie

Gdy kiedyś, najpierw powali, pocznie się nam objawiać hierarchia Universum,
będziemy musieli stanąć twarzą w twarz ze zniechęcającym faktem: jeżeli istnieją
jacyś bogowie, dla których najważniejszą sprawą jest człowiek, to nie mogą to być
bardzo znaczący bogowie.

Arthur Clarke

Dwie pierwsze tajemnice

64

background image

Podczas serii objawień kobieca postać przekazała wiele instrukcji i nakazów, które

obecnie są znane jako „maryjne orędzie fatimskie". W przeważającej części są to
przesłania o treści religijnej, tzn. prośby o pokutę i modlitwę, jak na przykład: „Ofiarujcie
się za grzeszników i powtarzajcie często, szczególnie gdy złożycie ofiarę: Panie Jezu, to
z miłości do Ciebie, za nawrócenie grzeszników i za zniewagi popełniane przeciwko
Niepokalanemu Sercu Marii".

Szczególnie interesująca jest część orędzia określana jako dwie pierwsze tajemnice

fatimskie. Według autorów prac o Fatimie w proroczy sposób zapowiada ona drugą
wojnę światową. Oto jej treść: „Widziałyście piekło, dokąd idą dusze biednych
grzeszników. Aby je ratować, Zbawiciel świata pragnie ustanowić nabożeństwo do
mojego Niepokalanego Serca. Jeśli zostanie spełnione, co wam powiem, zbawi się wiele
dusz i zapanuje pokój. Wojna się skończy (pierwsza wojna światowa – przyp. J.F.], ale
jeśli nie przestaną obrażać Pana, to za pontyfikatu Piusa XI rozpocznie się inna, jeszcze
gorsza wojna.

Gdy pewnej nocy ujrzycie dziwne, nieznane światło, wiedzcie, że będzie to wielki

znak, który daje wam Bóg, iż ukarze świat za zbrodnie: wojną, głodem, prześladowaniem
Kościoła i Ojca Świętego.

Aby temu zapobiec, przyjdę prosić o poświęcenie świata mojemu Niepokalanemu

Sercu oraz o komunię świętą zadośćczyniącą w pierwsze soboty miesiąca. Jeśli moje
żądania zostaną przyjęte, Rosja nawróci się i zapanuje pokój. Jeśli jednak tak się nie
stanie, jej błędy rozprzestrzenią się na świat cały. Wybuchną wojny. Wielu dobrych
będzie prześladowanych, Ojciec Święty będzie bardzo cierpieć, wiele narodów zostanie
zniszczonych... ale w końcu moje Niepokalane Serce zatryumfuje".

Według Barthasa w miejscu, gdzie postawiono wielokropek, miała znajdować się

trzecia, wciąż utajniona część orędzia fatimskiego. Zajmijmy się jednak najpierw
oficjalnie uznanym fragmentem. Jak wiadomo, został on spisany przez Lucię w 1942
roku i rok później opublikowany przez Kościół. Zawiera dwa proroctwa odnoszące się do
przyszłości, przy czym jedno z nich przedstawia pewien charakterystyczny warunek typu
jeśli – to („...jeśli nie przestaną obrażać Pana, to za pontyfikatu Piusa XI rozpocznie się
inna, jeszcze gorsza wojna").

Opublikowanie tego tekstu stanowiło w swoim czasie niemałą sensacj. Wydawało się,

że jest on dalszym potwierdzeniem nadprzyrodzonego pochodzenia wydarzeń
fatimskich. W istocie jednak orędzia tego nie można uznać za proroctwo z bardzo
prostego powodu. Udostępniono je opinii publicznej dopiero po opisywanych przez nie
zdarzeniach. Aby przepowiednia była prawdziwa, musi wyprzedzać przepowiadane
zdarzenie. Później jest możliwe każde (!) „proroctwo". Takie „przepowiednie"
opublikowane po fakcie mogą w pewien sposób oddziaływać na ludzi łatwowiernych albo
prostodusznych, nie mają jednak żadnego historycznego znaczenia.

Załóżmy jednak, że jest to rzeczywiście posłanie boskie. Ale wtedy nie da się wyjaśnić

następującego zdania: „Jeśli nie przestaną obrażać Pana, to za pontyfikatu Piusa XI
rozpocznie się inna, jeszcze gorsza wojna". W ten sposób pokazane są dwie możliwości

65

background image

przyszłego rozwoju. Albo dojdzie do nawrócenia i nie wybuchnie nowa wojna, albo tak
się nie stanie i do wojny dojdzie. Innymi słowy, rzekomo boska zjawa najwyraźniej nic nie
wiedziała o prawdziwym przebiegu przyszłych wydarzeń. Zdanie to przedstawia jedną z
możliwości, nic więcej. Gdyby posłannictwo pochodziło rzeczywiście od
wszystkowiedzącego Boga, znającego przyszłość w każdym szczególe, to wyglądałoby
bez wątpienia zupełnie inaczej i byłoby znacznie konkretniejsze.

Do tego opiera się ono na całkowitym niedocenianiu historycznych przyczyn, które

doprowadziły do wybuchu drugiej wojny światowej. Nie wybuchła ona bowiem wcale z
powodu nawrócenia czy nienawrócenia się komunistyczno-ateistycznej Rosji. Także po
tym „sądzie" nie zmieniły się stosunki panujące w ZSRR. Przeciwnie – dzięki drugiej
wojnie światowej Związkowi Radzieckiemu udało się znacznie rozszerzyć swą władzę na
zachód!

Ale jest coś jeszcze lepszego. W proroctwie jednoznacznie powiedziano, że podczas

pontyfikatu Piusa XI wybuchnie kolejna wojna. Ale Pius XI zmarł 10 lutego 1939 roku, a 2
marca wybrano na papieża kardynała Eugenio Pacellego, byłego nuncjusza
apostolskiego w Niemczech. Nazwał się on Piusem XII. Dopiero 1 września 1939, czyli
pół roku później, wkroczenie Niemiec do Polski rozpoczęło drugą wojnę światową.
Można sobie to tłumaczyć na wszystkie możliwe sposoby, ale proroctwo pięknej Pani jest
obiektywnie fałszywe! „Inna, jeszcze gorsza wojna" rozpoczęła się nie podczas
pontyfikatu Piusa XI, lecz Piusa XII, jego następcy. Boskie proroctwo, boska znajomość
przyszłości? Raczej nie.

Nie zamierzamy tu jednak w żadnym razie pomawiać Lucii o świadome mówienie

nieprawdy i wprowadzenie w błąd światowej opinii ppublicznej. W 1928 roku Lucia
wstąpiła do Kolegium Sióstr św. Doroty, a w 1948 roku przeszła do zakonu karmelitanek
bosych. Od samego początku strona kościelna nakazała jej zachowanie na zewnątrz
całkowitego milczenia o zdarzeniach i orędziu. Barthas: „Lucia przyrzekła milczeć.
Dochowała obietnicy tak dobrze, że nigdy nie powiedziała ani jednego słowa o swoich
wizjach ani o pielgrzymkach do Fatimy. Nawet, gdy mówiono o tym w jej obecności".
Dopiero w 1942 roku pisemnie przekazała orędzie i potem wstąpiła do klasztoru
karmelitanek bosych, gdzie do tej pory żyje w ścisłym odosobnieniu. Nastąpiło to „za
zgodą stolicy apostolskiej, by zapobiec zakłócaniu jej spokoju przez ciekawskich" [4].

Pytanie, jakie automatycznie się nasuwa w tym miejscu, brzmi: dlaczego? Czego się

obawiano? Czy w interesie światowej opinii publicznej i Kościoła nie leży zdobycie
wszystkich danych i informacji o objawieniach fatimskich? Co chce się ukryć, czemu
zapobiec? A może ostatni żyjący świadek z Fatimy powiedziałby o sprawach, które
mogłyby się komuś w Watykanie nie spodobać? Może okazałoby się, że trzy posłania z
Fatimy nie są wcale posłaniami z Fatimy?

„Trzecie orędzie fatimskie"

Barthas tak pisał o trzeciej części posłania: „Kiedy zostanie wyjawiona trzecia część

tajemnicy«? Na to pytanie zgodnie odpowiedzieli mi w 1946 roku Lucia i biskup Leirii: »W
roku 1960«" [4].

66

background image

Zapieczętowane orędzie przekazano swego czasu papieżowi Piusowi XII, który, nie

otwierając go, skierował je dalej do Świętego Oficjum, gdzie miało być przechowywane
do 1960 roku, „bo tak chce Przenajświętsza Panienka" [3]. W 1959 roku, czyli na rok
przed decydującą datą, czasopismo „Posłaniec Fatimski" ponownie zacytowało słowa
Lucii: „Nie mogę wdawać się w dalsze szczegóły, gdyż są one jeszcze tajemnicą, która
zgodnie z wolą Przenajświętszej Panienki może być wyjawiona tylko Ojcu Świętemu i
biskupowi Fatimy. Obaj nie chcą jej poznać, aby nie wywierała na nich żadnego wpływu.
Jest to trzecia część orędzia Matki Boskiej, która ma pozostać tajemnicą aż do roku
1960..." A w innym miejscu: „Wtedy lepiej się to zrozumie, ale gdy zwierzchność tego
chce, można przeczytać to już teraz".

W 1960 roku, w którym zgodnie z wolą postaci kobiecej z Fatimy trzecie orędzie miało

być przekazane opinii publicznej, w Watykanie rządził Jan XXIII. Freire, nawiązując do
listu kardynała Capovilli z 12.6.1977 roku, opowiada, że tekst został otwarty i
przeczytany przez papieża i jego zaufanego: „W rzeczywistości list został przeczytany
kilka dni później. Ponieważ czytanie było utrudnione ze względu na dialektowe
wyrażenia, wezwano do pomocy portugalskiego tłumacza przy Sekretariacie Stanu,
monsignore Paula José Tavaresa. Następnie z jego treścią zapoznali się najwyżsi
dostojnicy Świętego Oficjum i Sekretariatu Stanu, a także kilka innych osób" [39].

Według Valeego zaś były to dramatyczne chwile: „Pewnemu człowiekowi, do którego

mam zaufanie, zdał relację jeden z sekretarzy papieża. W 1960 roku poprosił on
niektórych wyższych dostojników kościelnych, aby wzięli udział w otwarciu tajnego
fragmentu orędzia fatimskiego. Ponieważ odbywało się to uroczyście za zamkniętymi
drzwiami, sekretarz zobaczył kardynałów dopiero, gdy opuszczali papieskie biuro" [39].
Wyglądali na bardzo przerażonych, jak ktoś, „kto dopiero co zobaczył ducha" [39].
Według innych sprawozdań papież zbladł czytając tekst i tylko powiedział: „Nie możemy
ujawnić tajemnicy. Wywołałaby panikę".

Dokument znowu znalazł się pod zamknięciem i do dzisiaj nikt z następców Jana XXIII

(Paweł VI, Jan Paweł I ani Jan Paweł II) nie zmienił tej decyzji, mimo wyraźnego
życzenia „świętej Panienki".

Ma się rozumieć, katolickie, wierzące społeczeństwo nie całkiem pogodziło się z takim

postępowaniem. Gdy minął rok 1960 i nic nie nastąpiło, coraz głośniejsze stały się głosy
domagające się wyjawienia tajemnicy. I wtedy wydarzyło się coś dziwnego. 15
października 1963 roku Louis Emrich, naczelny redaktor katolickiego czasopisma „Neues
Europa", opublikował tak zwaną dyplomatyczną wersję trzeciej tajemnicy. Niedługo
przedtem skontaktował się z nim pewien, nie wymieniany z nazwiska „ojciec z Watykanu"
(rzekomo bez zlecenia Watykanu) i w trakcie wielogodzinnej rozmowy w cztery oczy
wyjawił jej treść. Tekst ten do dziś ani nie został oficjalnie potwierdzony, ani
zdementowany. Powszechnie akceptuje się go jako skróconą wersję trzeciego posłania.

W rzeczy samej cała sprawa jest naprawdę dziwna. Oto w kulminacyjnym momencie

dyskusji, gdy domagano się ujawnienia orędzia fatimskiego, nie wymieniony z nazwiska
„ojciec z Watykanu" kontaktuje się z wydawcą niemieckiego czasopisma i oddaje do
publikacji tekst, który – co najdziwniejsze – dokładnie odpowiada oczekiwaniom, jakie z

67

background image

nim wiązano. Wszystko to sprawia wrażenie potajemnie zainscenizowanej i lansowanej
przez Watykan „akcji uspokajającej", która całkowicie osiąga swój cel po początkowych i
coraz rzadziej powracających falach oburzenia i gniewu. Przedstawiono wersję możliwą
do akceptacji, a zainteresowanie całą sprawą zanikło.

Tekst, opublikowany przez Emricha, został przedstawiony we wstępie do niniejszej

książki. Dla lepszego zrozumienia całości obrazu należy go w tym miejscu jeszcze raz
przytoczyć. Po krótkim wprowadzeniu napisano tam: „Na całą ludzkość przyjdzie wielka
kara, jeszcze nie dziś i nie jutro, ale w drugiej połowie dwudziestego wieku.. Nigdzie nie
ma porządku. Nawet na najwyższych szczeblach władzy panuje szatan i decyduje o
wszystkim. Zdoła wniknąć nawet na najwyższe urzędy kościelne. Będzie umiał opętać
umysły wielkich naukowców, którzy wynajdą broń, zdolną w kilka minut zniszczyć połowę
ludzkości! Opanuje przywódców narodów, a oni zlecą jej produkcję na wielką skalę. Jeśli
ludzkość temu się nie sprzeciwi, nie będę mogła powstrzymać ręki sprawiedliwości mego
Syna, Jezusa Chrystusa. Spójrzcie, Bóg ukarze wtedy ludzi surowiej i dotkliwiej, niż
ukarał ich kiedyś potopem. Ale także dla Kościoła nadejdzie czas najcięższej próby.
Kościół pogrąży się w mroku, a świat wielce się przerazi, wielka wojna rozpęta się w
drugiej połowie dwudziestego wieku. Ogień i dym spadną wówczas z nieba, woda z
oceanów wyparuje, piana z sykiem uderzy w niebo i przewróci się wszystko, co stoi.
Miliony, wiele milionów ludzi zginie z godziny na godzinę, a ci, którzy przeżyją, będą
zazdrościć umarłym. Wszędzie, gdzie spojrzeć, będą cierpienia, nędza na całej ziemi i
zagłada we wszystkich krajach. Spójrzcie, ten czas jest coraz bliżej, nieszczęście staje
się coraz większe, nie ma żadnego ratunku, dobrzy umrą razem ze złymi, wielcy z
małymi, książęta Kościoła z wiernymi, władcy tego świata ze swymi ludami, wszędzie
zapanuje śmierć, przez błądzących ludzi wychwalana jako triumf i przez pachołków
szatana, który będzie jedynym władcą na ziemi. Będzie to czas, którego nie oczekuje
żaden król i cesarz, żaden kardynał i biskup. Nadejdzie jednak zgodnie z wolą Boga
Ojca, by ukarać tych, którzy muszą zostać ukarani. Ale później ci, którzy wszystko
przetrwają i pozostaną przy życiu, wezwą Boga i jego wspaniałość, i znowu będą służyć
Bogu jak kiedyś, gdy świat nie był jeszcze tak zepsuty. Wzywam wszystkich prawdziwych
następców mego Syna, Jezusa Chrystusa, wszystkich prawdziwych chrześcijan i
apostołów ostatniego czasu! Zbliża się czas i koniec, jeżeli ludzie się nie nawrócą i to
nawrócenie nie nadejdzie z góry od rządzących światem i rządzących Kościołem. Lecz
biada, biada, jeśli to nawrócenie nie nastąpi i wszystko pozostanie tak, jak jest, stanie się
wtedy jeszcze o wiele gorzej! Idź, moje dziecko, i ogłoś to! Będę stać u twego boku
służąc ci pomocą".

Tak jak powiedzieliśmy, na taką właśnie treść trzeciej tajemnicy fatimskiej czekano:

proroctwo 0 odległej przyszłości, powiązane z zachęceniem do pokuty i nawrócenia, a
może nawet zapowiedź trzeciej wojny światowej. Ale poznana przez nas jej treść nie
pozwala domyślać się, dlaczego trzymano ją w tajemnicy (zakładając nawet, że jest
niepełna). Proroctwa o końcu świata pojawiają się już od czasów biblijnych. Objawienie
św. Jana ma wiele wspólnego z cytowanymi zdaniami. Od stuleci rozmaici wizjonerzy
przedstawiają nam o wiele straszniejsze obrazy przyszłości. W każdym razie tekst ten

68

background image

ani nie wywoła zblednięcia papieża i kardynałów, ani nie jest wart trzymania go w
zamknięciu przez dziesięciolecia.

I rzeczywiście, fragment rzekomej trzeciej tajemnicy fatimskiej, opublikowany przez

Emricha daje nam pewną wskazówkę, że nie jest to instrukcja, otrzymana przez dzieci.
W rzeczywistości tekst zaczyna się słowami: „Lecz chcesz ode mnie znaku, by każdy
akceptował słowa, które za twoim pośrednictwem oznajmiam ludzkości. Widziałaś cud
słońca, a wraz z tobą wierzący i niewierzący, chłopi, mieszkańcy miast, mędrcy,
dziennikarze, księża, ludzie świeccy, każdy go widział i teraz głosi w moim imieniu. Nie
bój się, moja mała, gdyż jestem Matką Boską, która mówi do ciebie. Proszę cię o
objawienie tego orędzia całemu światu".

Dwa szczegóły czynią ten tekst niewiarygodnym, przynajmniej jako „trzecią

tajemnicę": odwołanie się do „cudu słońca" i samookreślenie się postaci kobiecej jako
Matki Boskiej. Miały one przecież miejsce dopiero podczas ostatniego objawienia w
październiku, trzy tajemnice przekazano natomiast podczas trzeciego objawienia w lipcu!
Jeżeli tekst ten był autentyczną wiadomością przekazaną dzieciom, byłby posłaniem
dodatkowym, późniejszym. Trzecia tajemnica fatimska ma z nim niewiele wspólnego!

Rzeczywiście, istnieją przesłanki, że taka opinia nie jest wcale niesłuszna. Kardynał

Ottaviani, jeden z niewielu ludzi Watykanu, którzy poznali prawdziwą treść orędzia,
podkreślił na konferencji prasowej w 1967 roku: „Mogę tylko stwierdzić, że wszystko to,
co mówi się o tajemnicy fatimskiej, jest pozbawione wszelkich podstaw". 30 września
1984 roku niemiecki tygodnik katolicki „Bildpost" opublikował wywiad z ówczesnym
biskupem diecezji Leiria, Alberto Cosme do Amaralem, który tak wypowiedział się na
konferencji prasowej w Wiedniu: „Trzecia tajemnica fatimska nie ma nic wspólnego ani z
bombami atomowymi i głowicami bojowymi, ani z rakietami Pershing i SS-20, ani z
zagładą świata. Jej treść dotyczy raczej naszej wiary" [40]. Wszystkie próby interpretacji
trzeciej tajemnicy jako „orędzia nieszczęścia" i przepowiedni „atomowego holocaustu"
tylko „odwracają uwagę od prawdziwego znaczenia objawień maryjnych z Fatimy".
Według słów biskupa do Amarala istnieją „jednakże ważne przyczyny", które dotychczas
skłaniały papieży, by go nie ogłaszać. „Pismo pasterki Lucii znajduje się w Watykanie od
1957 roku. Tylko papież i kilka zaufanych osób zna jego treść".

Jeśli więc w trzeciej tajemnicy fatimskiej nie chodzi o nadchodzącą wojnę światową,

jeżeli nie ma tam nic o zagładzie całych ludów i narodów oraz nic o nieszczęściach,
spodziewanych w ciągu następnych czterdziestu lat, to co zawiera ten tekst? Jak brzmi
prawdziwe orędzie fatimskie?

Gdy pójdziemy tropem naszej hipotezy, że objawienia były zdarzeniem związanym z

UFO, to odpowiedź nieomal sama się narzuca. Trzecie orędzie, „trzecia tajemnica"
zawiera informacje o faktycznym przebiegu wydarzeń, o ich rzeczywistych kulisach, o
„operacji Fatima", a może nawet znacznie więcej. Dopiero wtedy można sobie wyobrazić,
że papież i kardynałowie bledną po przeczytaniu tego tekstu, wtedy możemy zrozumieć,
dlaczego dostojnicy kościelni odmawiali jego opublikowania, wtedy wszystkie
dotychczasowe publikacje stracą podstawy, wtedy treść ta będzie dotyczyła istotnie

69

background image

„naszej wiary". Wtedy i tylko wtedy staną się zrozumiałe wszystkie te mylące akcje,
żenujące wymówki oraz izolowanie Lucii od światowej opinii publicznej.

I to jest właśnie wielka tajemnica fatimska, którą wciąż się przed nami ukrywa. Zjawa

powiedziała, że trzecie orędzie należy opublikować w 1960 roku, bo zakładano, że wtedy
ludzkość będzie już dojrzała do zrozumienia tekstu.

Ale ci, którzy posłanie przechowują i w końcu mieli je nam udostępnić, nie spełnili tego

życzenia. W 32 lata po wyznaczonym terminie nie robi się nic, by wyjawić tajemnicę. Czy
papież i Kościół mogliby sobie pozwolić na takie postępowanie, na taki jednoznaczny
sprzeciw wobec woli Boga, gdyby w Fatimie rzeczywiście objawiła się Maria, matka
Jezusa? Z pewnością nie. Sama ta właśnie paradoksalna okoliczność pokazuje,
wyraźniej niż każdy oficjalny dokument czy jakiekolwiek wyjaśnienie, że w Watykanie
doskonale wiedzą, o co naprawdę chodzi.

5. Konsekwencje

Nasza niewiedza i nasze uprzedzenia nie powinny nam przeszkadzać w
przekraczaniu myślą granic naszego świata, naszej historii, a nawet naszej wiary
chrześcijańskiej...

Paul Tillich


Dzięki naszym badaniom i porównaniom znacznie uprawdopodobniły się następujące

punkty:

– objawienia w Fatimie nie były „ingerencją boską" w dzieje ludzkości;
– prawie wszystko wskazuje na to, że w rzeczywistości był to jeden z wariantów

zjawiska zwanego UFO;

– dalsze utrzymywanie w tajemnicy „trzeciego posłania" pozwala przypuszczać, że

prawdziwe kulisy tego zdarzenia znane są najwyższym watykańskim dostojnikom.

Oficjalnie istnieją dwa powody, dla których trzeciego posłania nie opublikowano do

dziś. Gdyby było to proroctwo zapowiadające wojnę, to jego ogłoszenie mogłoby
wywołać panikę. Podczas swojej pielgrzymki do Niemiec papież Jan Paweł II powiedział
w Fuldzie: „Z powodu trudnej treści moi poprzednicy na Stolicy Piotrowej przedstawili
wersję dyplomatyczną [tym samym jednoznacznie potwierdzono, że znany nam tekst
rzeczywiście pochodzi z Watykanu – przyp. J.F.]. Poza tym każdemu chrześcijaninowi
powinno przecież wystarczyć, gdy wie o tym, że jeśli można przeczytać, że oceany
zaleją całe kontynenty, że ludzie umrą z minuty na minutę, i będą to miliony, to wtedy
rzeczywiście nie należy już pragnąć ogłoszenia tej tajemnicy. Wielu chce się jej
dowiedzieć z ciekawości czy chęci sensacji, ale zapominają, że wiedza oznacza też
odpowiedzialność. Módlcie się, módlcie i już nie pytajcie. Zawierzcie Matce Boskiej".

A więc rzekomo jesteśmy jeszcze niegotowi i nie dość odpowiedzialni, aby ogarnąć

„trudną treść" orędzia. Gdyby jednak nie chodziło o przyszłą wojnę światową, jak

70

background image

powiedział papież, ale „tylko" o sprawy wiary, jak niedwuznacznie stwierdzili kardynał
Ottaviani i biskup do Amaral, to trzymanie go w tajemnicy staje się jeszcze bardziej
niepojęte. Można by to zrozumieć dopiero wtedy, gdyby zagrażało fundamentalnym
podstawom wiary lub przynajmiej powodowało powstanie jakichś głębszych rys na tym
fundamencie. Lecz taka polityka Watykanu nie jest niczym nowym. Ponieważ również
przywódcy Kościoła katolickiego należą bez wyjątku do ludzi, którzy strzegą swoich
pozycji i ani myślą łatwo rezygnować z raz ustalonych struktur (też struktur władzy), to
oczywiste staje się stopowanie informacji, która prowadziłaby nie tylko do niepokojów,
lecz również do znacznych zmian. Nowe idee, które mogłyby postawić pod znakiem
zapytania raz ustanowione i przez wieki sprawdzone pojęcia, przebijały się dotychczas
bardzo powoli i wbrew wyraźnej woli dostojników kościelnych. Oto kilka przykładów, które
nam to uzmysłowią.

71

background image

Sprawa Galileusza.

Siedemnastowieczny włoski matematyk i astronom Galileo

Galilei podzielał poglądy Kopernika, że to nie Słońce krąży wokół Ziemi, lecz
Ziemia wokół Słońca. W 1632 roku przedstawił swoje poglądy w dziele
Dialog o

dwóch najważniejszych układach świata: ptolemeuszowym i kopernikowym.

Rzym

ostrzegał go wielokrotnie przed głoszeniem tych tez. W końcu Galileusz stanął

przed trybunałem Inkwizycji. Jako wierzący katolik, stosujący się do poleceń
Kościoła, musiał odwołać swoje poglądy. Gdyby przy nich obstawał, wtrącono by

go do więzienia jako heretyka. Jego słynne słowa „a jednak się kręci" nie są
wprawdzie historycznie udowodnione, ale świadczą o niezłomnej woli tego

człowieka do obrony prawdy. Siłą napędową tego zupełnie zagmatwanego procesu
był papież Urban VIII, który dla pokazania, kto „tu rządzi", zażądał przykładnej

kary. Bez wątpienia Urban VIII mógłby po prostu uznać teorię Kopernika za
heretycką i pozbyć się problemu. Rzymski historyk Giorgio de Santillana pisał o

tym: „Nie uczynił tego, ale za to pozwolił zrobić z procesu jedyne w swoim
rodzaju, nieprzekonujące kuriozum w historii. To hałaśliwe prześladowanie

teologiczne, połączone z dogmatyczną bojaźnią, ta szarpanina i deptanie
człowieka, który ośmielił się wyrazić swoje naukowe poglądy, wszystko to jeszcze

bardziej ośmieszyło władze... Cały ten teatr dokładnie pasuje do ówczesnych,
nadętych, papieskich łuków triumfalnych, wychodzących na kupę gruzu, która

wcześniej była ulicą. Tak samo pasuje do imponujących bram barokowych na
Campagna Romana, które zupełnie niespodziewanie przechodzą ze śpiącej,

otoczonej murami ulicy, w puste pole pełne ostów. Ponadto ma też ów
przekonujący, rzymski pozór celowości, jej samej wszakże nie da się odnaleźć"

[41].

Można by sądzić, że w czasach podróży kosmicznych i fantastycznie od tamtych

czasów rozwijającej się astronomii każdy powinien podzielać poglądy Galileusza.
A jednak nie! Wprawdzie w 1979 roku papież Jan Paweł II zlecił ponowne

dochodzenie (zgodnie z nim Galileusz był „człowiekiem wiary", który „wiele
wycierpiał przez ludzi i urzędy Kościoła"), ale po wieloletnich badaniach

wyznaczona komisja nie zdobyła się na zmianę ówczesnego wyroku, ponieważ
Inkwizycja działała w dobrej wierze. W ten sposób także obecnie, w 1992 roku,

ponad 350 lat po Galileuszu i w ćwierć wieku od początków podróży kosmicznych,
kopernikański system świata nie został uznany przez Kościół...

72

background image

Sprawa Fabriciusa, Galileusza i Scheinera.

Skonstruowanie lunety astronomicznej

w XVII wieku umożliwiło odkrycie plam na Słońcu, ich obserwację i uznanie za
naturalną część centralnej gwiazdy Układu Słonecznego. Trzech ludzi dokonało

tego niemal jednocześnie: David Fabricius, Galileusz i ojciec Christoph Scheiner.
Dziś wiemy, że plamy na Słońcu zjawiskiem cyklicznym. Są to względnie

zimniejsze obszary obszary fotosfery, które mogą osiągać średnicę do 300 000 km
i powstają w wyniku magnetycznych zakłóceń w jądrze Słońca. Oficjalne

stanowisko Kościoła w sprawie tego odkrycia wyraził w 1611 roku biskup Busaus
w piśmie do Scheinera: „Wszystkie pisma Arystotelesa przeczytałem wiele razy od

początku do końca. I zapewniam cię, że nic takiego, o czym mi donosisz, nie
znalazłem. Idź, mój synu, i poprzestań na tym. Zapewniam cię, że plamy, które

widziałeś na Słońcu, to tylko wady twoich szkieł czy oczu".

Według Kościoła Słońce, jako doskonałe dzieło Boga, było „niezwykle

przejrzystym ciałem" i dlatego wszystkie obserwacje „plam" na nim musiały być
albo nieprawdziwe, albo błędnie interpretowane. Ma rację Galileusz: „Ponieważ

Słońce przedstawia się nam po części plamiście i mętnie, dlaczego nie mielibyśmy
powiedzieć, że jest »plamiste« i »mętne«? Nazwy i przymioty muszą odpowiadać

istocie spraw, a nie istota nazwom, gdyż pierwsze są sprawy, a dopiero potem
przychodzą nazwy". Niestety, postulat Galileusza nie jest realizowany do dziś.

Ciągle próbuje się dostosować świat do własnych wyobrażeń, a nie wyobrażenia
do świata rzeczywistego (zresztą dotyczy to wszystkich dziedzin). W odniesieniu

do Fatimy oznacza to, że znane są wszystkie ówczesne zdarzenia i treść trzeciego
posłania, ale nic się nie robi, aby wytłumaczyć prawdziwy stan rzeczy, aby

„nazwy" dostosować do „spraw".

Sprawa Giordana Bruna.

Włoski filozof i dominikanin Bruno (1548-1600) na

podstawie własnych rozważań doszedł do wniosku, że we Wszechświecie istnieje

nieskończenie wiele światów, w tym także wiele zamieszkanych przez inne rodzaje
ludzkości. Reprezentował też światopogląd panteistyczny. Tym razem Inkwizycja

się nie ociągała. W 1600 roku Giordano Bruno został spalony na stosie jako
heretyk.


Te kilka przykładów powinno wystarczyć dla wykazania, że historia jest pełna nieomal

identycznych przypadków. Nowatorskie badania naukowe udowadniają poglądy inne od
faworyzowanych przez Kościół, a więc odrzucane (rzekomo z powodu sprzeczności z
Biblią), a ich reprezentanci są prześladowani i zmuszani do milczenia.

Ale mamy już, Bogu dzięki, rok 1992. Nie ma już Inkwizycji, nikt nie jest sądzony,

skazywany na wygnanie czy tracony, tylko dlatego że reprezentuje poglądy sprzeczne z
doktryną Kościoła. Czy są to jednak zmiany zasadnicze?

73

background image

Przykład Fatimy świadczy tym, że jest, niestety, przeciwnie. Świadomie ukrywa się

informacje, które mogłyby wiele zmienić, buduje się kult wokół zdarzenia, które nie ma
nic wspólnego ani z Marią, ani z Bogiem – a za pomocą pryncypialnych argumentów
oszukuje się miliony wierzących chrześcijan.

Hans Küng napisał kiedyś w związku z dyskusją nad nieomylnością (słowa te możemy

bez wątpienia wykorzystać także w naszym przypadku): „W Kościele, który nie boi się
prawdy, który może bać się tylko nieprawdy, który rości sobie prawo do bycia »filarem i
opoką prawdy«, w takim Kościele szczere i żywotne zainteresowanie musi polegać na
tym, że prawda nie jest »ukrywana«, lecz ciągle na nowo »objawiana«. Stawka jest zbyt
duża, by można było długo utrzymać milczenie" [42].

Pragnę tu zauważyć, że nie chodzi mi o negowanie chrześcijańskich dogmatów czy o

głoszenie światopoglądu ateistycznego. Ale właśnie jako chrześcijaninowi ważna wydaje
mi się świadomość tego, co jest istotne, a co nie. Sam Nowy Testament jednoznacznie
wskazuje, że objawienia fatimskie nie mogą przedstawiać boskiego zdarzenia. W
Ewangelii św. Mateusza czytamy: „A Jezus odpowiadając, rzekł im: Baczcie, żeby was
ktoś nie zwiódł. Albowiem wielu przyjdzie w imieniu moim, mówiąc: Jam jest Chrystus, i
wielu zwiodą. Potem usłyszycie o wojnach i wieści wojenne. Baczcie, abyście się nie
trwożyli, bo musi się to stać, ale to jeszcze nie koniec" (Mat. 24, 4-6). A w innym miejscu
jeszcze wyraźniej: „Gdyby wam wtedy kto powiedział: Oto tu jest Chrystus albo tam, nie
wierzcie. Powstaną bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i czynić będą wielkie
znaki i cuda, aby, o ile można, zwieść i wybranych. Oto przepowiedziałem wam. Gdyby
więc wam powiedzieli: Oto jest na pustyni – nie wychodźcie; oto jest w kryjówce – nie
wierzcie. Gdyż jak błyskawica pojawia się od wschodu i jaśnieje aż na zachód, tak
będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Bo gdzie jest padlina, tam zlatują się sępy"
(Mat. 24, 23-28).

Można wysunąć zarzut, że w Fatimie nie objawił się Jezus, lecz Maria i anioł. Ale jest

to słuszne tylko do pewnego stopnia. Przypomnijmy sobie „wizje" podczas ostatniego
objawienia. Lucia tak o tym pisała: „Widziałam św. Józefa i Dzieciątko Jezus obok Matki
Boskiej, widziałam Zbawiciela, który błogosławił tłum" [3]. Ale sam Jezus Chrystus taką
możliwość całkowicie wykluczył, zatem nie był to wtedy „Zbawiciel", ani „św. Józef",
„Maria" czy „anioł". Jest to całkowicie konsekwentny wniosek, wynikający tylko z tekstów
Pisma Świętego. Quod erat demonstrandum – co było do udowodnienia!

Widzimy więc, że nieboski charakter objawień fatimskich można wykazać w dwojaki

sposób. Pierwszy z nich tworzą nauki przyrodnicze i analityka, drugi sama pierwotna
nauka chrześcijańska. Całkowitą więc rację ma P. S. J. Bernardus, pisząc, że wizjom
udało się „zwabić Kościół katolicki na ścieżkę obcą ewangelii" [7]!

W związku z tym musimy przypomnieć o wszystkich przypadkach objawień

maryjnych, które wciąż zdarzają się od stuleci. Oto niektóre, najbardziej
charakterystyczne:

74

background image

W maju 1664 roku w pobliżu Le Laus (okręg Grenoble, Alpy Francuskie)

siedemnastoletniej pasterce Benoit Rencurel objawił się „starszy mężczyzna w
czerwonej sukni" (por. przypadek Mony Stafford), który podał się za „św.

Maurycego". Kazał jej udać się do pewnej doliny w pobliżu St. Etienne, „gdzie
miała ją spotkać wielka łaska". Nazajutrz objawiła jej się tam „pani z dzieckiem",

która podczas kolejnej wizji podała się za Marię, Matkę Jezusa i nakazała budowę
kościoła.

18 lipca 1830 roku dwudziestoczteroletnia Catherine Labouré, zakonnica

paryskiego klasztoru szarytek, budzi się ze snu o godzinie 233°, gdyż słyszy, że
ktoś wołają ją po imieniu. Obok jej łóżka stoi jakaś mała, dziecięca istota ze

złotymi włosami. Światło emanujące z jej ciała rozświetla pokój. Istota prowadzi
Catherine do kaplicy klasztornej, która także całkowicie spowita jest w jasnym

świetle. Na fotelu przeoryszy czeka tam na nią „Maria", ubrana w białą szatę.
Włosy zakrywa jej niebieski welon. Oznajmia kilka proroctw, dość niejasnych i

dotyczących w zasadzie politycznego życia Paryża w latach 1870 i 1871.

27 listopada 1830 roku postać pojawia się ponownie. Tym razem unosi się nad
ołtarzem w kaplicy: stoi na półkuli, trzymając w ręce złoty globus z krzyżem. Na

każdym palcu ma trzy pierścienie, które wysyłają jasne promienie świetlne.
Catherine Labouré: „Jakiś owalny twór powstał wokół świętej Dziewicy. Zawierał

napis ze złotych liter: »Mario, bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy
wrócili do Ciebie!«. Ten półkolisty napis zaczynał się na wysokości prawej dłoni,

przechodził ponad głową i kończył w lewej dłoni. Złota kula zanikała w blasku
światła, jakby pękała. Postać rozkłada dłonie, lecz jej ramiona uginają się pod

brzemieniem łaski. Potem głos powiedział: »Uczyńcie ten obraz w metalu.
Wszyscy, którzy będą go nosić, doznają łaski«. W tym momencie obraz się obrócił

i zobaczyłam jego drugą stronę..." Potem, wedle słów Catherine Labouré,
objawienie zniknęło „jak zdmuchnięta świeca".

75

background image

19 września 1846 roku dwoje dzieci widzi „Matkę Boską" koło La Salette we

Francji. W ówczesnych zapisach tak relacjonowano to zdarzenie: „19 września
1846 roku jedenastoletni Maximin Geraud i piętnastoletnia Mélanie Calvat jak

zwykle wypasali na zboczu góry La Salette bydło należące do chłopów, u których
służyli. Niebo było bezchmurne, słońce jasno świeciło na południowym zachodzie.

Była zapewne trzecia po południu. Nagle dzieci ujrzały w pobliżu zadziwiającą
jasność, wobec której słońce zdawało się blednąć. W tej jasności poruszało się

duże światło, jeszcze jaśniejsze od jego otoczenia... W środku tego światła
siedziała kobieta w promienistej bieli. Wychodziły od niej świetlne strzały, a nad jej

skronią płonęła korona z róż... Kobieta mówiła: »Nie bójcie się, moje dzieci.
Przybyłam, aby powiedzieć wam o ważnych sprawach...«" [39].

Interesująca jest uwaga Maximina, że „jasność" była „otwarta" i że dzieci widziały
postać w tym „otworze". W zaskakujący sposób przypomina to zarówno „samolot

ze światła", który obserwowano podczas piątego objawienia fatimskiego, jak i
wypowiedź Jacinty, że „drzwi się zamknęły". Ullathorne tak przytacza słowa

Maximina Geraud: „Gdy już zeszliśmy, Melanie zobaczyła jakąś wielką jasność nad
źródłem i powiedziała do mnie: »Maxime, chodź tu i zobacz ten blask«.

Podszedłem do Melanie i wtedy zobaczyliśmy otwartą jasność, a w niej siedzącą
panią". Godna uwagi wydaje mi się też wypowiedź Melanie o zniknięciu kobiety:

„Następnie przeniosła się na miejsce, gdzie wcześniej szukaliśmy naszych krów.
Nie dotykała trawy, lecz poruszała się jakby na czubkach palców. Maximin i ja

poszliśmy za nią... Wtedy ta przepiękna pani uniosła się troszeczkę nad ziemię,
spojrzała na niebo, a potem na ziemię. Potem nie widzieliśmy już więcej jej głowy,

potem ramion, a w końcu stóp. Widzieliśmy już tylko blask, a potem jasność
zniknęła" [43]. Na polecenie papieża Piusa IX dwójka wizjonerów spisała w 1851

roku posłanie otrzymane od postaci świetlnej. Dokument został dostarczony do
Watykanu, sporządzono z niego 12 odpisów, ale później wszystkie rzekomo

zaginęły i dziś są uważane za „zagubione".

76

background image

11 lutego 1852 roku czternastoletnia Bernadetta Soubirous ma pierwsze z

osiemnastu objawień w grocie w pobliżu miejscowości Lourdes w Pirenejach
Francuskich. Zamierzała właśnie przejść w bród małą rzeczkę, zaczęła więc

zdejmować buty i pończochy. Później tak to opisała: „Gdy zaczęłam, usłyszałam
jakiś odgłos. Poszłam więc na łąkę i zobaczyłam, że drzewa wcale się nie

poruszają. Dalej zdejmowałam buty i pończochy, gdy znów usłyszałam ten sam
odgłos. Podniosłam głowę i spojrzałam w górę ku grocie. Zobaczyłam jakąś panią

ubraną na biało i z niebieską szarfą... Przetarłam oczy, bo myślałam, że widzę
ducha" [44J. Rene Laurentin wskazuje też na fakt, że Bernardetta początkowo

widziała w grocie tylko coś „nieokreślonego", „jakby powiewającą chustę czy
worek na mąkę", co potem przeobraziło się w postać pani w bieli. Najdziwniejsze,

że podczas pierwszego objawienia Bernadetta wcale nie była przekonana, że ma
do czynienia z Matką Boską. W swoich opowiadaniach stale używała słowa
aquero,

używanego w lokalnym dialekcie burgundzkim na oznaczenie czegoś lub rzeczy
[45].

17 stycznia 1871 roku siedmioro dzieci widzi „piękną panią" unoszącą się nad

pewnym domem w małej francuskiej wiosce Pontmain i uśmiechającą się do nich.
Jedno z nich, Eugene Barbadett, początkowo zauważyło „brak gwiazd" na

niewielkim skrawku nieba, na którym po chwili pokazała się zjawa. Według dzieci
kobieta znajdowała się wewnątrz trójkąta z „gwiazd". Wzburzeni mieszkańcy wsi

widzieli istotnie „trzy okrągłe gwiazdy", nie byli jednak świadkami wizji. Także tu
interesujący jest przebieg znikania postaci. Richard tak opisał w 1871 roku

przebieg wydarzenia: „Duży, biały welon, który wzniósł się spod jej stóp, okrył ją
aż do pasa i posuwał się coraz wyżej, aż owinął się wokół szyi. Eugene powiedział,

że wyglądało, jakby weszła do worka. Dzieci widziały już tylko jej twarz, pełną
niebiańskiego piękna i uśmiechniętą. Wkrótce twarz pani zniknęła i widać było

tylko koronę, a nad nią gwiazdę. A potem wszystko zniknęło wraz z dużym,
niebieskim owalem i czterema świecami, które do końca jasno świeciły" [46].

77

background image

21 sierpnia 1879 w małej zachodnioirlandzkiej miejscowości Knock (dziś duży

ośrodek kultu religijnego, który odwiedził również papież Jan Paweł II podczas
swojej pielgrzymki do Irlandii) miało miejsce objawienie, które uważam za bardzo

dla nas interesujące. Po południu 21 sierpnia Mary McLoughlin, gospodyni
księdza Cavanagha, widzi na frontowej ścianie kościoła w Knock „cudowną grupę

osobliwych figur lub objawień – jedna była jak Matka Boska, inna jak święty Józef,
a jeszcze inna jak jakiś biskup; zobaczyłam ołtarz". Początkowo Mary McLoughlin

wierzy, że jej ksiądz kupił nową grupę figur i ustawił przy ścianie kościoła. Gdy
zapada zmierzch, jeszcze raz spogląda na kościół. Postacie są tam nadal, jeszcze

wyraźniejsze i jaśniejsze niż przy świetle dziennym (!). Zawołano innych świadków.
Wśród nich była Mary Beirne, która zeznała później do protokołu: „Zaraz wyszłam i

udałam się w to miejsce. Po przybyciu wyraźnie zobaczyłam trzy postacie.
Natychmiast podeszłam, aby ucałować stopy Przenajświętszej Panienki. Ale w

objęciach poczułam tylko mur. Zdziwiłam się bardzo, że nie mogłam wyczuć
postaci, które tak wyraźnie widziałam przed sobą".

Zdarzenie w Knock jest o tyle niezwykłe, że postacie są zupełnie nieruchome. Mary
Beirne: „Te trzy postacie zdawały się być nieruchome, były jak posągi. Znajdowały

się na frontowej ścianie kościoła i unosiły się około dwóch stóp [około 60 cm –
przyp. J.F.] nad ziemią. Przenajświętsza Panienka była w środku, okrywała ją biała

suknia. Jej ręce były tak samo ułożone, jak ręce księdza podczas mszy świętej...
Na głowie miała coś, co przypominało koronę. Jej oczy skierowane były ku niebu".

Warto wymienić jeszcze jedno zjawisko, które tu wystąpiło. Mary Beirne: „W tym
czasie deszcz lał jak z cebra, ale tam, gdzie były figury, nie padało. Obmacałam

rękami ziemię, ale była całkiem sucha. Postaci nie wykonywały żadnych ruchów
ani nie dawały znaku życia..."

Może uda nam się to wyjaśnić, jeśli przypomnimy sobie o możliwości projekcji.
Być może podczas powstawania wizji dochodzi do wzajemnej zależności

pomiędzy cząstkami energii wytwarzającymi postacie a danym medium. Zazwyczaj
tym medium jest powietrze, w przypadku Knock doszły do tego znaczne ilości

wody. Jak już powiedzieliśmy, nie wiemy dokładnie, co mogłoby się zdarzyć
podczas wystąpienia takiego promieniowania czy pola siłowego, lecz

ewentualność parowania wody nie jest wykluczona. Już dawno wielokrotnie
wskazywano na możliwość, że świadkowie padli ofiarą żartu. Myślano przy tym o

projekcji za pomocą tak zwanej laterna magica, która wchodziła wtedy w modę. W
pewien sposób przypominała ona pierwsze projektory filmowe. Pomysł ten jednak

szybko zarzucono, bo świadkowie zasłoniliby na pewno w którymś momencie
promień światła „magicznej latarni" i rzuciliby cień na grupę figur. Ale nic o czymś

takim nie wiadomo.

78

background image

Być może jednak tłumaczenie to wcale nie mija się z prawdą, jeśli „projektor" nie

był zwyczajną „latarnią magiczną" i nie znajdował się na powierzchni ziemi.
Potwierdza to chyba wypowiedź świadka, którą chcielibyśmy tu zacytować:

„Nazywam się Patrick Walsh. Mieszkam w Ballinderrig, oddalonym od Knock o
milę. Dobrze pamiętam ów 21 sierpnia 1879 roku. Noc była bardzo ciemna. Mocno

padało. O dziewiątej wieczór szedłem przez swoje pole. Byłem w odległości około
pół mili od kościoła. Na południowej ścianie szczytowej kaplicy zobaczyłem

bardzo jasne światło. Wyglądało jak wielka złota, świetlista kula. Chyba nigdy
wcześniej nie widziałem takiego światła.
Zajaśniano wysoko w powietrzu i wokół

frontowej ściany kościoła. Było okrągłe. Wcale się nie ruszało. Jego jasność się
nie zmieniała. Następnego dnia dowiadywałem się, czy inni też widzieli tamtej

nocy jakieś światła. Dopiero teraz dowiaduję się o wizjach czy objawieniu, jakie
mieli ludzie" [44].

30 sierpnia 1880 roku. Pod tą datą po raz pierwszy kronika opactwa Llanthony w

Walii opowiada o objawieniach w okolicy klasztoru, które trwają aż do września.
„W poniedziałek wieczorem czterech chłopców bawiło się na polach między

Vespers a Compline. Nadeszła ósma. Było jeszcze jasno, choć już zaczynało
zmierzchać. John Steward, dwunastolatek, czekał właśnie na swoją kolejkę w grze.

Nagle ujrzał jasną, oślepiającą postać, posuwającą się polami ku niemu. Otaczała
ją aureola w kształcie świecącego owalu. Postać wyglądała na kobietę. Nosiła

welon, który zakrywał także jej twarz. Dłonie trzymała wzniesione, jak do
błogosławieństwa. Zbliżała się bardzo powoli... Widzieli, że przepiękna postać

dotyka zarośli. Na chwilę zatrzymała się tam w świetle, a potem prześlizgnęła się
przez krzaki i zniknęła... Objawienie było jak obraz Niepokalanego Poczęcia" [44].

Także i tu podkreślono, że ziemia i zarośla były ciepłe i suche, chociaż trawa na
polu była mokra od rosy. 15 września 1880 roku zdarzyło się coś,

przypominającego chyba fatimski „cud słońca". W klasztornej kronice napisano:
„Wielebny ojciec powiedział wtedy: »Zaśpiewajmy
Ave na chwałę Przenajświętszej

Panienki«. Nim zdążyliśmy zacząć, całe niebo i góry rozbłysły narastającymi
kręgami światła, które wychodziły jedne z drugich. Światło zalało nasze twarze i

pobliskie budynki. W wewnętrznym pierścieniu znajdowała się jakaś
majestatyczna, niebiańska postać w zwiewnej szacie. Postać była ogromna, ale od

początku objawienia wydawało .się, że kurczy się do ludzkich rozmiarów. Postać
stała z boku i spoglądała na krzewy. Ta wizja była najwyraźniejsza, a szczegóły

bardzo ostre. Ale trwało to tylko przez chwilę... Kilka minut później pan E. z
Oxfordu i jeden z chłopców zobaczyli w świetle, koło zamkniętych drzwi, mglistą

postać Najświętszej Panienki z uniesionymi dłońmi. To ostatnia wizja, jaką
zawdzięczamy Łasce Bożej" [44].

79

background image

29 listopada 1932 roku pięcioro dzieci rodziny Degeimbre widzi w Beauraing w

Belgii „Marię w białej sukni i welonie" ze złotą koroną i „złotym sercem". Jedno z
dzieci przyznało, że początkowo było to coś w rodzaju białej chusty, z której

wyłoniła się Matka Boska. Jej twarz „wyglądała, jakby miała w środku żarówkę
elektryczną" [47].

9 października 1949 roku zaczęła się trawająca do 1952 seria objawień nad

zalesionym pagórkiem w pobliżu Heroldsbach koło Bambergu w środkowej
Frankonii. Początkowo wiele dzieci widziało błyszczący napis nad czubkami drzew

(„jakby słońce świeciło przez zieloną butelkę od piwa"), który składał się z się z
liter IHS (monogram Jezusa). Potem była to „biała łuna", a w końcu „jakaś biała

kobieta, która wyglądała jak biała siostra". Podczas późniejszych objawień
widziano Dzieciątko Jezus, Przenajświętszą Trójcę, świętego Józefa i wielu

aniołów. 8 grudnia 1949 roku także tu miał miejsce „cud słońca", który w
zadziwiający sposób przypomina fatimski. Ówczesny proboszcz Heroldsbach,

Gailer, podał później do protokołu: „Słońce zbliżało się do nas. Potężnie przy tym
trzeszczało. Zobaczyłem w nim wieniec z róż, szeroki na 20 centymetrów. Antonie

Saam widziała w słońcu Matkę Boską z Dzieciątkiem. Było nas tam pięciu
duchownych. Będę świadczyć o tym przez całe życie". Innym świadkiem był

teolog, prof. J. B. Walz: „Robiło się coraz jaśniej i jaśniej, coraz jaskrawiej. Słońce
coraz bardziej raziło. Wydawało się, że się powiększa i coraz bardziej do nas

zbliża. Byłem jak oślepiony". Walz odniósł wrażenie, że bierze udział w jakimś
niezwykłym wydarzeniu: „Słońce zaczęło się bardzo szybko kręcić wokół własnej

osi. Jego obroty były tak wyraźne i tak szybkie, że zdawało mi się, jakby jakiś
silnik bardzo szybko i równomiernie obracał tarczą słoneczną. Tarcza słoneczna

nabrała wtedy najwspanialszych kolorów" [48].

14 marca 1950 roku dwunastoletnia Tina Mallia wiele razy widzi postać kobiecą w
pobliżu Casalicchio we Włoszech. 15 kwietnia wielki tłum towarzyszy jej na

miejsce objawienia. Powód: postać zapowiedziała „wielki cud". Rzeczywiście,
chmury się nagle rozchodzą i widać „jaskrawo świecącą gwiazdę", która zaczyna

się obracać, dziko tańczy, w zygzakach zbliża się do ziemi i w końcu znika na
niebie „jak tarcza wirująca wokół własnej osi". Taki sam cud zdarzył się raz jeszcze

następnego dnia [49].

80

background image

30 października 1950 roku i przez trzy następne dni papież Pius XII wielokrotnie

widzi wirujące „słońce". Jako pierwszy informuje o tym legat papieski, kardynał
Federico Tedeschini, przy okazji mszy pontyfikalnej, odprawianej 13 października

1951 roku w Fatimie: „Wydarzyło się to o godzinie czwartej po południu 30 i 31
października oraz 1 listopada ubiegłego, 1950 roku, a potem jeszcze raz osiem dni

później... W ogrodach Watykanu Ojciec Święty spojrzał na słońce i na jego oczach
powtórzył się cud, który widziany był dokładnie przed 33 laty tu w Cova... Pod

opieką Marii mógł wziąć udział w spektaklu odgrywanym przez słońce, które
ruszywszy się z posad wypełnione życiem, przekazało zastępcy chrystusowemu

nieme, ale wymowne posłanie" [4].

1 czerwca 1958 roku Mateusz Laszut, czterdziestodwuletni strażnik leśny z małej
słowackiej miejscowości Turzovka, jak co dzień modli się przed obrazem Matki

Boskiej od lat wiszącym na drzewie na zboczu góry Żiwczak. Nagle widzi, że tuż
obok niego na ziemię spadają „białe róże". Rozgląda się i wszędzie widzi „leżące

róże, a słońce nie znajduje się już na swoim miejscu. W odległości dwunastu
metrów dostrzega postać kobiety, która „wygląda dokładnie tak, jak figura z

Lourdes, przed którą zwykł modlić się w swoim pokoju" (!). Postać podnosi dłoń i
wskazuje na drzewo, przed którym modli się mężczyzna. Widać tam teraz

zmieniającą się wciąż mapę świata. Laszut widzi, jak będzie wyglądał świat, jeśli
ludzie się nie nawrócą, a jak, gdy nastanie pokój. W ciągu trzech godzin pokazano

mu łącznie siedem takich ruchomych obrazów. Na koniec objawienia widzi
pękające niebo i Jezusa wiszącego na krzyżu. Po zniknięciu wizji zauważa leżący

obok siebie różaniec „z jakiegoś nieznanego materiału". Postać kobiety objawiła
się jeszcze sześć razy. Na skutek tego Turzovka przeobraża się w „czeskie

Lourdes". W 1966 roku w obecności grupy pielgrzymów miało dojść do
ponownego objawienia, które nawet udało się sfotografować [50].

Od 18 czerwca 1961 roku aż do 1965 roku cztery dziewczęta w wieku jedenastu i

dwunastu lat miały rzekomo łącznie około 2000 (!) objawień maryjnych. Miejscem
zdarzeń jest Garabandal w hiszpańskiej prowincji Santander. Jak dalece mamy tu

do czynienia z objawieniami w dotychczas poznanej formie, pozostaje nie
rozstrzygnięte. Raczej nieprawdopodobne. Interesujące jest jednak wcześniejsze

objawienie anioła, dokładnie takiego, jak go sobie dzieci wyobrażają. Conchita
Gonzales, jedna z czterech dziewcząt, tak go opisała: „Nosił długą, powłóczystą,

niebieską suknię. Miał piękne, duże i różowe skrzydła. Jego twarz była mała – ani
pociągła, ani też okrągła, a oczy czarne. Wyglądał na jakieś dziewięć lat. Ale choć

wyglądał na dziecko, robił wrażenie bardzo potężnego" [51].

81

background image

Od 2 kwietnia 1968 roku do 1970 roku nad kopułami koptyjskiego kościoła na

przedmieściach Kairu wielokrotnie widziano świetlne wizje postaci kobiecej. Także
tu udało się zrobić wiele zdjęć. Sam Cyryl VI, głowa Kościoła koptyjskiego, tak

opisał pierwsze objawienie: „O 245 rano objawiła się Przenajświętsza Panienka
jako promieniująca i fosforyzują figura. Jej całe ciało świeciło. Ponownie objawiła

się o czwartej rano i pozostała aż do świtu o piątej. Widok był imponujący i pełen
blasku. Zjawa kierowała się na zachód, unosząc niekiedy dłonie do

błogosławieństwa lub składając wielokrotne ukłony. Świetlna aureola otaczała jej
głowę. Wokół postaci widziałem kilka migotliwych istot. Wyglądały jak gwiazdy

zanurzone w ciemnym błękicie..."

20 kwietnia 1969 roku Montichiari, miasteczko w północnych Włoszech, stało się
centrum „niebiańskiej" manifestacji. Już od wiosny 1947 roku objawiała się tam

nieregularnie Maria jako „Rosa Mystica". Za każdym razem widziała ją jednak tylko
pielęgniarka Pierina Gilli (trzynaste i ostatnie dotąd objawienie miało miejsce 3

września 1976 roku). Już podczas pierwszego objawienia świetlista postać
zapowiedziała pielęgniarce, że pewnego dnia uczyni wielki cud. 20 kwietnia po

południu dziewiętnaście osób przybyło z pielgrzymką do Montichiari, a stamtąd do
źródła w Fontanelle, miejsca niektórych objawień. Wśród pielgrzymów znajdował

się Alfons Maria Weigl, autor wielu broszur religijnych, głęboko przekonany o
prawdziwości objawień maryjnych. Napisał, że dzień był bardzo chłodny, a niebo

zasnute chmurami. Około szesnastej chmury nagle się rozeszły i w tym miejscu na
niebie zaczęło się robić ciemno, jakby już zapadła tam noc. W środku coś

migotało, jak gwiazdy, a następnie utworzyło wieniec z dwunastu świecących
punktów. Weigl: „Wtedy w dalszej odległości pojawiła się jakaś blada tarcza, która

powiększała się w oczach i zbliżała prosto do nas. Zmieniła kolor na czerwony o
przepięknych odcieniach i miotała się na boki, jak latarnia w czasie nawałnicy.

Następnie przesunęła się do krawędzi chmur i wydawało się, że runie na ziemię"
[52].


W tym miejscu powinienem chyba zwrócić uwagę na fakt, że – podobnie jak w

cytowanych już książkach o Fatimie – także i te fragmenty pochodzą z książeczki
opatrzonej kościelnym imprimatur biskupa Regensburga, dr. Grabera. Ale ta sprawa jest
o wiele bardziej fantastyczna. Ze strachu i przerażenia dziewiętnastu pielgrzymów pada
na kolana i krzyczy do Boga. Sam Weigl wierzy, że zaczął się Sąd Ostateczny. Przed ich
oczami „blada tarcza" zaczyna obracać się wokół swej osi „jak ogniste koło, początkowo
w prawo, potem w lewo, rzucając przy tym na ziemię wielkie płomienie ognia. Całe niebo
jakby zanurzyło się w czerwonej farbie. Widok był straszny i nie do opisania" [52].

Następnie obiekt popędził z powrotem w ciemny tunel z chmur, nadal kołysząc się na

boki: „Czerwony kolor na niebie już zniknął, chmury stały się białe jak śnieg i widać było
także słońce w promieniującej, pięknej bieli. Wyszło z głębi ciemnego korytarza, ruszyło

82

background image

powoli ku nam drżąc lekko i na kilka chwil zatrzymało się w środku wieńca z gwiazd.
Potem rozdzieliło się na dwie części i widać było tylko świetlny wieniec" [52].

Chmury ponownie zaczęły zmieniać kolor. Zrobiły się żółte, jakby z siarki. „Słońce"

znowu gwałtownie opuściło ciemny tunel, bujając się w lewo i w prawo. „Potem zbliżyło
się aż do krawędzi chmur i wydawało się, że niczym szybko wirujące ogniste koło zwali
się na ziemię, miotając przy tym wielkie i liczne płomienie siarki. Spektakl ten powtórzył
się wiele razy. Następnie ciemna powierzchnia nieba zaczęła się rozjaśniać, gwiazdy
zbladły i chmury się zamknęły. Jeszcze długo widziano na niebie jakąś żółtą plamę" [52].

Plamę tę było widać nawet z odległości 12 kilometrów. Całe wydarzenie trwało około

piętnastu minut. Był to jednak tylko wstęp do jeszcze bardziej spektakularnego
wydarzenia, które miało miejsce 8 grudnia tegoż roku. Przebieg jego jest tak niezwykły,
że należy go tu dokładnie przytoczyć.

Znów został zapowiedziany „wielki cud" i znów wśród 120 świadków znalazł się Alfons

Weigl. Dzień był to bardzo piękny, choć mroźny. Niebo było przejrzyście błękitne, gdy o
143° „słońce" zaczęło się ruszać. Zmieniło barwę: początkowo na czerwoną, potem na
białą. Weigl: „Po obu stronach, z lewej i z prawej, wytrysnęły trzy promienie świetlne.
Środkowy, najmniejszy, dawał rytmiczne, migające znaki jak latarnia morska... W tym
czasie słońce powoli obracało się wokół własnej osi. Zmieniło kolor na żółty i dalej
obracało się bardzo powoli" [52]. Te przenikające się wzajemnie zmiany kolorów – z
czerwonego przez biały w żółty i znów w czerwony – ustały. Potem znowu pojawiły się
trzy promienie świetlne, wysyłające w stronę pielgrzymów migocące znaki – trzy krótkie,
trzy długie i trzy krótkie – jak sygnał SOS, które Weigl, parafrazując tradycyjne Save our
souls,
ratujcie nasze dusze, interpretuje jako „ratujcie wasze dusze". Weigl: „Teraz słońce
stało się bladoczerwone, a w środku pojawił się jakiś mały, niebieski punkt, który wciąż
się powiększał. Bardzo szybko obrócił się jak tarcza. Na lewo i prawo wyrzucił wiele
niebieskich prętów, zakończonych z jednej strony niebieską kulą. Pręty te początkowo
unosiły się w powietrzu i wyraźnie zniżyły z firmamentu. Nagle jakaś niewidoczna dłoń
zebrała je i ustawiła z nich symbole geometryczne, które powoli opadały na ziemię" [52].

Niektóre z prętów spadły tuż obok zgromadzonych. Oceniano, że miały po około

dziesięciu metrów długości. Ułożyły się na ziemi w kształt różańca. „Spojrzałem na pole
pokryte cienką warstwą śniegu i wyraźnie zobaczyłem na nim cienie znaków, które
spadały z nieba. Nie był to więc wytwór wyobraźni" [52]. Słońce znów zaczęło zmieniać
kolor. Weigl: „Pojawił się niebieski punkt, znowu się powiększył i znów wyrzucił niebieskie
pręty, które teraz mierzyły około jednego metra i były wewnątrz jasne, jak neonówki. Na
jednym z końców też miały niebieską kulę" [52]. Pręty ponownie zajmują w powietrzu
określone pozycje i wiszą „ukośnie na niebie". Weigl: „Do tych prętów dodano pręty
poprzeczne, tak że wyglądały jak drabina. Opuściły niebo i powoli spadały na ziemię. Nie
można ich było zliczyć" (52]. „Słońce" po raz kolejny zmieniło kolor, najpierw na żółty,
potem na czerwony: „Niebieski punkt pojawił się znowu, stawał się coraz większy i zaczął
wysyłać liczne strzały i błyskawice, które jednak przed czubkami miały te błękitne kule.
Na pokrytych śniegiem polach i teraz wyraźnie było widać ich cienie. Można było
zobaczyć jak grzęzną w ziemi. Pola zrobiły się zupełnie niebieskie" [52].

83

background image

W ten oto sposób skończył się prawie ten „niebiański spektakl". Ale słońce znów

zaczyna się obracać. Teraz wygląda jak „okrągła tęcza, podobna do szybko
obracającego się koła, rzucającego na ziemię kolorowe wiązki promieni" [52].
Zgromadzonych zalewają wszystkie kolory tęczy. Potem kolory płowieją, „słońce" znów
świeci swoim zwykłym blaskiem, rażąc oczy. Weigl: „Zastanawiające, że wcześniej
można było przez trzy kwadranse bez przerwy patrzeć gołym okiem na słońce.
Zgromadziło się tu około 120 osób i wszyscy widzieli to samo" [52].

Przypadek ten jest – pod względem przebiegu i intensywności – z pewnością jedyny w

swoim rodzaju. Przewyższa nawet „cud słońca" w Fatimie, mimo że widziało go tylko
120, nie zaś 70 000 ludzi. Przypomnijmy jeszcze raz jego najważniejsze elementy:

– w Montichiari/Fontanelle mają miejsce objawienia maryjne. Postać wiele razy

zapowiada wielki cud;

– zdarzenie to znów ma formę „cudu słońca", tzn. „niebiańskiego spektaklu";
– widać „bladą tarczę" (znów myloną ze słońcem), a obok poruszające się gwiazdy i

sztucznie stworzony „tunel z chmur";

– tarcza porusza się, tańczy, obraca, wysyła płomienie ognia;
– zebranym zdaje się, że obiekt świadomie wysyła sensowne sygnały (sygnał SOS);
– obiekt wyrzuca „pręty świetlne", które formują się we wzory geometryczne i grzęzną

w ziemi, tak że pola robią się „całkiem niebieskie".


Czy jest to zdarzenie mistyczne, religijne? Ingerencja boska? Cud Matki Boskiej?

Może warto by przeprowadzić dokładne badanie pól Fontanelle. Nie byłoby specjalnym
zaskoczeniem, gdyby natknięto się tam na coś naprawdę niezwykłego...

84

background image

24 czerwca 1981 roku pięcioro dzieci i młodzieży w wieku od 10 do 17 lat bawi się

na wzniesieniu Crnica w pobliżu małej chorwackiej wioski Medjugorje na
południowy zachód od Mostaru. Koło wpół do siódmej wieczór widzą nagle w

kolumnie ze światła „dziewczynę w wieku około dwudziestu lat, tak ładną jakiej
jeszcze nigdy nie widzieli". Młoda kobieta ma na sobie długą, białą suknię, koronę

z gwiazd, a na ręku trzyma małe dziecko. Zapowiada „orędzie pokuty i pokoju",
przeznaczone tylko dla papieża.

Po tym pierwszym – przypuszczalnie autentycznym – spotkaniu do dziś w
Medjugorje mają miejsce objawienia maryjne, do których śpieszą tysiące

pielgrzymów z całego świata. Jednak po publikacji we „Frankfurter Allgemeine
Zeitung" [53] wydaje się, że seria objawień jest manipulacją jugosłowiańskich

franciszkanów, którzy w ten sposób liczyli na wzmocnienie swojej od dawna
osłabionej pozycji wobec biskupa. Autor artykułu, Johann Georg ReiBmuller, tak o

tym pisał: „»Wizjonerzy«, jak naiwnie nazwano tę grupę dzieci i młodzieży,
opowiadali, że Przenajświętsza Panienka ganiła biskupa Mostaru. Matka Boska

jako sojusznik ukaranych przez papieża franciszkanów w sporze z biskupem to
wymysł jedyny w swoim rodzaju. Wielokrotnie przyłapywano »wizjonerów« na

kłamstwie. Jedna z dziewcząt odpowiedziała na ten zarzut, że Przenajświętsza
Panienka tak jej nakazała. Inna »wizjonerka« ma od niedawna chłopaka i Matka

Boska już się jej więcej nie objawia. Niektóre ze spraw rzekomo przekazanych
młodym ludziom przez Przenajświętszą Panienkę to sprawy trywialne. Matka

Boska miała »wizjonerom« przyrzec, że na zakończenie objawień da jakiś wielki
znak. Czy aby tak uderzająco długi okres objawień nie wynika z tego, że takiego

znaku ciągle nie ma?" I w dalszej części tekstu: „Niewielu podejrzewa, że
wszystko było od samego początku machinacją franciszkanów. Powszechna jest

opinia, że przynajmniej początkowo młodzi ludzie wierzyli, że widzą i słyszą Matkę
Boską. Franciszkanie podzielali tę wiarę, ale jednocześnie przejęli zarządzanie

wydarzeniami i stopniowo stali się panami cudu. Nie da się jednak ustalić, w co
wierzą dzisiaj naprawdę »wizjonerzy« i uczestniczący w tych zdarzeniach

franciszkanie".

Przypadek ten dobitnie pokazuje, niezależnie od tego, czy wersja przedstawiona

we „Frankfurter Allgemeine Zeitung" okaże się prawdziwa, czy nie, że
najprostszymi środkami można wywrzeć głębokie wrażenie na wiernych. Z

pewnością wystarczą wątpliwe „orędzia", „proroctwa" czy „zapowiedzi wielkiego
znaku", aby poruszyć tysiące ludzi. Jeżeli w Medjugorje na początku rzeczywiście

miało miejsce objawienie, to wszystko w inny sposób pasuje do wieloletniej
tradycji: jako połączenie władzy ziemskiej z nieziemską. Takie wykorzystanie

rzekomej „boskości" do czysto świeckich celów znamy już od ze Starego
Testamentu. Medjugorje byłoby tu kolejnym, choć kuriozalnym przykładem. W

każdym razie czasopismo ,,Das Beste aus Readers Digest" z marca 1986 donosi o
zwiększonej radioaktywności w Medjugorje. Świadczy to, że zdarzenia te miały

raczej charakter fizyczny niż religijny [54].

85

background image

W grudniu 1984 roku w lesie niedaleko Wrocławia, na Dolnym Śląsku, objawia się
Matka Boska. Według wypowiedzi świadka Maria była „naturalnej wielkości, włosy

miała zakryte welonem, na ręku trzymała Dzieciątko Jezus. Mówiła do nas przez
półtorej godziny, nagrałem ją nawet na magnetofon". Do zebranych zwróciła się w

języku polskim i niemieckim: „Do 2000 roku wybuchnie wielka wojna, jeśli ludzie
się nie poprawią". Od tamtej pory liczni wierni pielgrzymują do tego najmłodszego

ze wszystkich znanych miejsc objawień.


Podane tu przykłady stanowią tylko niewielką część wszystkich objawień Marii i Boga

z ostatnich stuleci. Ich przebieg jest niemal identyczny. Z reguły to dzieci słyszą dziwne
odgłosy, potem widzą coś świecącego, w czym w końcu rozpoznają postać kobiety,
przekazującej im określone posłania. W niektórych przypadkach dochodzą jeszcze
zjawiska towarzyszące (kwiaty spadające z nieba, „cud słońca" etc). Ich podobieństwa
do wydarzeń w Fatimie nie można nie zauważyć.

Wiele do myślenia dają też badania prowadzone przez francuskiego badacza UFO

Gilberta Cornu, który przeprowadził analizę częstotliwości występowania objawień
maryjnych z jednej strony i spotkań z UFO z drugiej [44]. Analiza objęła lata 1900-1980 i
wykazała zadziwiający wzrost objawień maryjnych w 1947 roku, a więc wówczas, kiedy
obserwacja pilota Kennetha Arnolda stała się pierwszym znanym spotkaniem z UFO.
Zaraz potem donoszono o nich z całego świata. Inny znaczny wzrost nastąpił w 1954
roku we Francji, gdy kraj ten odwiedziły masowo UFO. Przypadek czy coś więcej?

Ciekawe, że od czasów Fatimy Kościół nie uznał żadnych podobnych objawień

maryjnych. W opublikowanym w 1951 roku dekrecie Świętego Oficjum w sprawie
Heroldsbach napisano na przykład: „W środę, 18 lipca 1951 roku na konferencji
najwyższej Kongregacji Świętego Oficjum Ich Eminencje, najdostojniejsi kardynałowie,
których pieczy powierzono sprawy wiary i obyczaju, postanawiają po sprawdzeniu akt i
dokumentów: Jest pewne, że wymienione objawienia nie mają charakteru
nadprzyrodzonego. Dlatego odnośny kult w wyżej wymienionej miejscowości i gdzie
indziej zostaje zabroniony". Księża, którzy sprzeciwiali się temu nakazowi, zostali
zawieszeni w prawach udzielania sakramentów. W dalszej części powiedziano: „W
następny czwartek Jego Świątobliwość, papież Pius XII, podczas audiencji zwyczajnej
udzielonej Jego Eminencji asesorowi Świętego Oficjum zaaprobował, zatwierdził i
nakazał ogłosić przedstawiony sobie dekret".

Nie ma żadnego logicznego powodu, aby uznać objawienia w Fatimie i Lourdes, a

odrzucić jako nieprawdziwe pozostałe (szczególnie te, które obserwowało wielu
świadków i którym towarzyszyły różne zjawiska). Można to zrozumieć dopiero wtedy, gdy
wyjdziemy z założenia, że prawdziwe kulisy są w Watykanie znane. Także w 1951 roku
mogło już tak być (przynajmniej w zasadniczych sprawach). Od 1947 roku na całym
świecie widziano i opisywano nieznane obiekty latające. Były już przypadki, który
wykazywały wyraźne podobieństwo do dotychczas znanych objawień maryjnych.

86

background image

Wyjaśniałoby to odrzucenie przez Piusa XII wydarzeń w Heroldsbach, choć on sam
widział „cud słońca". Z pewnością nie można zarzucić odpowiedzialnym dostojnikom w
Watykanie, że są tak krótkowzroczni, iż od samego początku nie dostrzegli tych
podobieństw.

Z analizy wydarzeń w Fatimie należy moim zdaniem wyciągnąć dwa wnioski:
– zjawisko UFO występuje od tysiącleci w rozmaitych wariantach, jeden z nich ma

charakter religijny;

– wynika stąd, że na nowo należy ocenić objawienia maryjne i boskie.
Nie wiemy, dlaczego objawienia się zdarzają, jaki interes inteligencje stojące za tymi

zjawiskami mają w ingerowaniu w ten czy inny sposób w nasze dzieje. Ale trzeba sobie
uświadomić, że my – właśnie jako chrześcijanie! – nie mamy już dłużej prawa
przypisywać Bogu powszechnie znanych, naturalnych, logicznie powtarzalnych i wcale
nie „cudownych" zdarzeń. Gdyby Bóg ingerował w bieg wydarzeń we Wszechświecie, to
na pewno nie w tak spektakularny sposób, przynoszący tak bardzo niezadawalające
wyniki. (Należy sobie też tu zadać pytanie, czy Bóg w ogóle ingeruje w historię. W
konsekwencji każda taka ingerencja oznaczałaby dodatkową korektę, tym samym
świadczyłaby o błędnym zaplanowaniu uruchomionego już „Programu Kosmos". Ale
błędnie planującego Boga jest sobie jeszcze trudniej wyobrazić niż Boga, zwracającego
na siebie uwagę za pomocą „kul świetlnych" czy „srebrzyście lśniących tarcz".)
Powinniśmy zaprzestać prób dopasowania Boga do „ludzkich" schematów myślowych.
Przykazanie ze Starego Testamentu „Nie będziesz czynił żadnego obrazu ani żadnego
podobieństwa mego" ma tu pełne uzasadnienie.

Z tego wszystkiego wynikają znowu dwie prawidłowości:
– „objawienia" i zjawisko UFO należy dokładnie zanalizować i zbadać jako całość. Nie

chodzi o to, że tak ważne i z pewnością bardzo istotne dla przebiegu historii ludzkości
zagadnienie, zostawia się nielicznym prywatnym badaczom. Wszystkie dane i
informacje, którymi dysponujemy. (zaliczam do nich też posłanie fatimskie), trzeba
opublikować i udostępnić nauce, tę zaś zachęcić do przeprowadzenia wolnych od
uprzedzeń, krytycznych badań, nie przekraczających granic wyznaczonych przez
naukowe instrumentarium. Oczywiście niniejsza książka nie rości sobie praw do takiego
studium, może wszakże byś inspiracją do podjęcia takich badań;

– wierzący chrześcijanin musi być gotowy do sprowadzenia swej wiary do tego, co

najważniejsze (tzn. do nauki Jezusa Chrystusa). Kościół katolicki nie musi już skreślać,
wyjaśniać czy na nowo interpretować tych punktów swej nauki, które dotychczas
uważano za ważne lub przynajmniej oficjalnie aprobowane. Prędzej czy później nie
będzie już można tłumaczyć „boskich" objawień ze Starego Testamentu teologicznymi
wykrętami, nie będzie już można obwiniać proroka Ezechiela, o to, że zwariował, tylko
dlatego, że szczegółowo opisał lądowanie boskiego wozu. Prędzej czy później okaże się
też wyraźniej niż dotychczas, że wszystkie tak zwane objawienia maryjne są czymś
zupełnie innym, niż wielu ludzi obecnie uważa. Dla Kościoła byłoby korzystniejsze, gdyby
ta zmiana w myśleniu wyszła od niego, a nie była pozostawiona laikom.

87

background image


W Fatimie i gdzie indziej inteligencje, kryjące się za zjawiskami UFO, chciały dać

światu znak. Czyż nie najwyższy czas znak ten poznać, właśnie teraz, gdy szykujemy się
do przekroczenia progu trzeciego tysiąclecia? Nie wiemy, jaką drogę inteligencje te chcą
nam wskazać. Ale być może byłoby lepiej poznać przynajmniej kilka metrów tej drogi,
aby już nie szukać na ślepo i po omacku niepewnej, mrocznej przyszłości.

Posłowie

W poniedziałek, 19 maja 1986 roku, cztery samoloty bojowe brazylijskich sił

powietrznych – dwa Mirage i dwa myśliwce F-5 – wystartowały śladem
niezidentyfikowanych obiektów latających. Nad Sao Paulo, Sao dos Campos i Rio de
Janeiro zaobserwowano blisko 20 pulsujących i świecących UFO. Podporucznik Kleber,
pilot F-5, któremu udało się zbliżyć do jednego z obiektów na 20 kilometrów, opisał go
jako „pulsujące światło, czerwone i białe, ale raczej białe. Nie była to gwiazda, nie mógł
to być także jakiś inny samolot. To nie było nic ziemskiego". Pilot drugiego F-5, Marcio
Jordao, opowiadał, że widział „duże światło, które się nie zmieniało, ale wyraźnie
poruszało. Zbliżyłem się na około 40 kilometrów, ale już nie mogłem przyśpieszyć.
Widoczność była wspaniała. Nie było chmur ani żadnego ruchu lotniczego".

Minister lotnictwa wojskowego Brazylii, Otavio Moreira Lima, poinformował na

konferencji prasowej, zorganizowanej trzy dni po zdarzeniu, że jeden z pilotów
zameldował dostrzeżenie „wielobarwnych obiektów": „Trzynaście takich obiektów
podążało za jego maszyną, siedem po jednej, sześć po drugiej stronie samolotu."

Po raz pierwszy UFO pojawiły się na ekranach radarów centrali obrony powietrznej w

Rio de Janeiro. Otavio Lima: „Ponieważ obiekty sprawiły, że ekrany radarów w Sao Paulo
pokrył »śnieg«, i zakłóciły ruch powietrzny, postanowiliśmy wysłać samoloty, aby je
śledziły". Po trzech godzinach obiekty oddaliły się w stronę Atlantyku. Minister: „Nie
mogę podać wytłumaczenia tych zdarzeń, bo żadnego nie mamy".

W dalszym ciągu UFO pojawiają się w przestrzeni powietrznej wielu krajów świata.

Często przemilczane, odrzucane przez oficjalne komisje dochodzeniowe (Raport
Condona) jako zjawisko nieważne z punktu widzenia nauki, niegodne więc dalszego
badania, ośmieszane przez przesadnie gorliwych dziennikarzy i samozwańczych
„bojowników z irracjonalnością", UFO wydają się nie zważać na to dziwaczne
zachowanie naszych współczesnych. Tak jak dawniej zjawiają się to tu, to tam, wykonują
najbardziej niewiarygodne manewry, lądują i startują, aby w chwilę potem zniknąć,
pozostawiając mieszkańcom tej planety nowe pytania i zagadki.

Nie można wyzbyć się wrażenia, że wobec tego zjawiska prowadzi się coś w rodzaju

„polityki dezinformacji", a czynią to nie tylko czynniki rządowe, lecz również same UFO,
czy raczej ci, którzy się nimi posługują. Już niejednokrotnie wskazywałem na ten dziwny i
w wielu przypadkach udokumentowany aspekt [SS]. Sprzeczne wypowiedzi świadków,
różne dane dotyczące miejsca pochodzenia przybyszów (zgodnie z nimi musiałaby do
nas przybyć połowa Galaktyki) i tak dalej – wszystko to utrudnia nawet najgorliwszemu

88

background image

badaczowi zachowanie orientacji. Trudno powiedzieć, dlaczego prowadzi się taką
„politykę", ale być może istotną rolę grają tu jakieś powody związane z koniecznością
kamuflażu i bezpieczeństwem przybyszów.

A teraz dochodzi do tego jeszcze jeden godny uwagi i nie mniej osobliwy aspekt:

oczywistą zbieżność wydarzeń związanych z UFO z jednej strony z objawieniami
maryjnymi z drugiej. Johannes Fiebag wykazał to wyraźnie na przykładzie serii objawień
fatimskich 1917 roku. Wprawdzie hipotezy takie już formułowano, ale dopiero teraz
przeprowadzono obszerną i wszechstronną analizę problemu.

Pozostaje jednak kwestia celowości takich objawień. Przystrojone w religijną otoczkę

wezwania do nawrócenia się i zachowania pokoju są na pewno godne pochwały, ale do
dziś nie przyniosły żadnego rezultatu. Do dziś nie było żadnej większej interwencji i nie
zdarzy się ona zapewne w przyszłości. Jeśli miałoby dojść do zagłady świata, to
najprawdopodobniej sami się o to zatroszczymy. Nie potrzebujemy do tego żadnej
pozaziemskiej ekspedycji karnej.

Ze starszych i nowszych relacji, odnoszących się prawdopodobnie do kontaktów z

inteligencjami pozaziemskimi, wydaje się wyraźnie wynikać, że jest jakiś bardzo ważny
powód ich obecności, obserwacji i badania naszej kultury i cywilizacji. Trudno dziś
powiedzieć, czy tak już będzie i czy w przyszłości zjawiska tego rodzaju rozszerzą się i w
jakim kierunku. W końcu nasz udział w tym wszystkim jest tylko bierny. Powinniśmy się
cieszyć z każdego doniesienia o nowych objawieniach maryjnych (tak samo jak z
każdego nowego przypadku UFO), a ulepszone metody badawcze i po raz pierwszy
przeprowadzone w niniejszej książce porównanie typologii obu tych zjawisk powinny
umożliwić, prędzej czy później, zdobycie absolutnie niezbitych dowodów na związek (lub
też brak związku) tych fenomenów.

Ale obawiam się, że to zależy nie tylko od nas...

Johannes von Buttlar

Zamek Laudenbach, lipiec 1986 roku.

Podziękowania

Podobnie jak inne książki, także i ta jest wynikiem długoletnich poszukiwań i badań.

Wszystkie te wysiłki nie byłyby możliwe bez energicznej pomocy licznych przyjaciół.
Wielu z nich udostępniło mi teksty i zdjęcia, inni dzięki interesującym i żywym dyskusjom
przyczynili się do wypracowania ostatecznego obrazu problemu, a jeszcze inni byli
uprzejmi rękopis przeczytać i przekazać mi uwagi krytyczne. Niektórych z nich chciałbym
tu wymienić. Są to: moi bracia Peter i Mattias, Wolfgang Siebenhaar, Christoph
Opfermann, Ulli Mechler, Brigitte Rein Walter Förster Alexandra i Harry Schmiegowie
Hans-Werner Sachmann, Axel Ertelt, Reinhard Habeck, Peter Krassa, Victor Farkas,
Sissi i Gerd Lossi, Hans-Werner Peiniger i Käthe Zeuschner. Timur Schlender
zainspirował powstanie tego rękopisu. Rainerowi Holbe z Radia Luxemburg wielokrotnie
dziękuję za jego zainteresowanie i pomoc przy opracowywaniu tematu, a Johannesowi
von Buttlarowi za posłowie. Szczególne wyrazy podziękowania należą się Wigbertowi
Grabertowi, bez którego wielorakich wysiłków książka ta by się nie ukazała (albo

89

background image

przynajmniej jeszcze nie ukazała). Podziękowanie należy się też moim rodzicom za ich
pełne miłości zrozumienie, a także „czynnikowi przypadkowemu" (albo temu, co się za
tym kryje), który więcej wniósł do powstania niniejszej książki, niż można by oczekiwać...

Przypisy

1. Michael Ferber, Die Gottesmutter-Erscheinungen in Fatima, Freiburg bez daty

wydania.

2. Marinus Maria van Es, Fatima – Erscheinungen und Botschaft Unserer Lieben

Frau, Jestetten 1979.

3. Lucia dos Santos, Schwester Lucia spricht über Fatima, Fatima 1977.
4. Chanoine Barthas, Fatima-ein Wunder des zwanzigsten Jahrhunderts, Freiburg

1955.

5. J. Castelbranco, Maria erscheint und spricht in Fatima, Konstanz-München-Freiburg

1949.

6. Josef Wegener i Johannes Lichy, Fatima – Geschichte und Botschaft, Steyl 1981.
7. P. S. J. Bernardus, Fatima – Wahrheit oder Täuschung, München 1985
8. Johannes Fiebag, Rätsel der Menschheit, Göttingen-Luxemburg 1982.
9. Johannes i Peter Fiebagowie (opr.), Aus den Tiefen des Alls, Tübingen 1985.
10. Michael D. Papagiannis, The Importance ąf Exploring the Asteroid Belt, (w:) „Acta

Astronautica", vol. 10, nr 10, 1983.

11. J. Weldon i Z. Levitt, UFOs and Okkultismus, Asslar 1980.
12. H. R. Hall, The UFO-Evidence, Washington D.C. 1954.
13. Science Digest" listopad 1981.
14. J. Allen Hynek, UFO – Begegnungen der ersten, zweiten und dritten Art, München

1978.

15. Charles Berlitz i William Moor, Der Roswell-Zwischenfall, Wien-Hamburg 1980.
16. Raymund Fowler, The Andreas.son Affair, New York 1979.
17. Scott D. Rogo, UFO Abductions, New York 1980.
18. Budd Hopkins, Von UFOs entführt, München 1982.
19. Johannes Fiebag i Peter Fiebag, Die Entdeckung des Heiligen Grals, Göttingen-

Luxemburg 1984.

20. Ulrich Dopatka, Cargo-Kulte – Porgestern-Heute-Gestem, Feldbrunnen 1982.
21. Erich von Däniken, Czy się myliłem?, Warszawa 1994.
22. Warren Stacy, Der feurige Diamant, (w:) , Esotera" 3/1982.
23. Hildebert Wagner, Rauschgift-Drogen, Berlin-Heilderberg-New York 1970.

90

background image

24. Aldous Huxley, Die Pforten der Wahrnehmung, München 1982.
25. Judith Gansberg i Alan Gansberg, Die UFO-Beweise, München 1979.
26. Josef Blumrieh, Kosmiczne pojazdy Ezechiela, Łódź 1993.
27. Peter Krassa, Gott kam von den Sternen, Freiburg 1974.
28. Hans Herbert Beier, Kronzeuge Ezechiel, München 1985.
29. Margaret Sachs, The UFO-Encyclopedia, New York 1980.
30. I. Hobana i J. Weverberg, UFOs in Oost en West, Deventer 1971.
31. Peter Kolosimo, Schatten auf den Sternen, München 1966.
32. Michel Aime, The Truth about Flying Saucers, New York 1956.
33. D. Conelly, Case Similarities, (w:) „Skylook" 88:8/1975.
34. Adolf Schneider, Physiologische und psychosomatische Wirkungen der Strahlen

unbekannter Flugobjekte, (w:) „Strahlenwirkungen in der Umgebung von UFOs",
MUFON-CES, Ottobrunn 1977.

35. Jean-Chude Bourret, UFO-Spekulationen und Tatsachen, Zug 1977.
36. P. Dhanis, Bij de Verschijingen en het Geheim van Fatima, Brügge 1945.
37. John de Marchi, The lmmaculate Heart, New York 1952.
38. O. Raymondo, UFO Shades Car, (w:) „MUFON-CES Journal" 105, sierpień 1976.
39. Hellmut Hoffmann, Die Wahrheit über die Botschajt von Fatima, Bietigheim 1984.
40. „Bildpost", 40/30, wrzesień 1984.
41. Willi Ley, Die Himmelskunde, Düsseldorf-Wien 1965.
42. Hans Küng, Zum Geleit, (w:) „Der neue Stand der Unfehlbarkeitsdebatte",

VIV/1975.

43. William Ullathorne, The Holy Mountain of La Salette, Missionaries of Our Lady of

La Selette, 1854 (?).

44. Kevin MeClure, The Evidence for Visions of the Virgin Mary, Wellingborough 1983.
45. Rene Laurentin, Les Apparation de Lourdes, Paris 1966.
46. L'Abbe Richard, The Apparation at Pontmain, New York 1871.
47. Jean Helle, Miracles, New York 1958.
48. Christel Altgott, Heroldsbach, eine mütterliche Mahnung, Rheydt-Odenkirchen

1969.

49. Konrad Algermassen et al., Lexikon der Marienkunde, Regensburg 1957.
50. Franz Grufik, Turzovka-das tschechoslowakische Lourdes, Stein am Rhein,

b.d.wyd.

51. F. Sanchez-Ventura y Pascual, The Apparations of Carabanclal, Detroit 1966.

91

background image

52. Anton Maria Weigl, Maria, Rosa Mystica, Altötting 1976.
53. Reißmüller, Johann Georg, Kann es sein, daß in dem Dorf Medugorje die

Muttergotles den Bischof von Mostar rügt?, (w:) „Frankfurter Allgemeine Zeitung" z 20
lutego 1986.

54. „Das beste aus Readers Digest", marzec 1986.
55. Johannes von Buttlar, Przybywają z odleglych gwiazd, Warszawa 1994, Reisen in

die Ewigkeit, Düsseldorf-Wien 1973, Schneller als das Licht, Düsseldorf-Wien 1972, Das
UFO-Phänomen,
München 1978.

Literatura ogólna:

Adler, Manfred, Zeichen der Zeit, Lautersdorf 1979.
Appel, Petrus, Ultimatum Gottes an die Welt, Lautersdorf 1979.
Beck, H., Lichterscheinungen und Plasmaphänomene in der Umgebung unbekannter

Flugobjekte, (w:), „Strahlenwirkungen in der Umgebung von UFOs", MUFON-CES,
Ottobrunn 1977.

Bender, Hans, Kriegsprophezeiungen, cz.2., (w:) „Zeitschrift für Parapsychologie und

Grenzgebiete der Psychologie", nr 3/4 1981.

Blum, Ralph & Judy, Beyond Earth – Man's Conctact witki UFOs, New York 1974.
Däniken, Erich von, Objawienia, Warszawa 1995.
Ernst, Robert, Lexikon der Marienerscheinungen, Wallhorn 1985.
Fonseca, L. Gonzaga da, Maria spricht zur Welt – in Fatima 1917, Freiburg 1978.
Freitas, Robert A., The Search for F.xtraterrestial Artifacts, (w:) „Journal of the British

Interplanetary Society", tom 36, str. 501-506, 1983.

Fuller, John G., The Interrupted Journey, London 1981.
Hamm, Emma Teresa, Fingriffe – Gourdes und Fatima żm Zeitgeschehen, Leutersdorf

1980.

Hesemann, Michael, Findet der Weltagentur statt?, Göttingen 1984.
Holgersen, Alma, Das Buch von Fatima, Wien-München 1954.
Hynek, J. Allen: UFO-Report, München 1978.
Krassa, Peter, Die „Lichtqualle" über Petrosawodsk, (w:) „Esotera" 2/1979.
Lorenzen, Coral & Jim, Encounters with UFO-Occupants, New York 1976.
Meckelburg, Ernst, Der Überraum, Freiburg 1978.
Mecklenburg, Ernst, Besucher aus der Zukunft, Bern-München 1980.
Rossi, Severo & Oliveria, Ventino de, Fatima, Fatima 1982.
Schneider, Adolf, Besucher aus dem Kosmos, Freiburg 1973.

92

background image

Schneider, Adolf & Malthaner, Hubert, Das Geheimnis der Unbekannten Flugobjekte,

Freiburg 1976.

Smith, Warren, Der jeurige Diamant, (w:) „Esotera" 3/1982.
Stringfield, Leonard, Situation Red – The UFO Siege, New York 1977.

Publikacje prasowe:

„Bildpost" z 30 września 1984.
„Esotera" 1/80, 2/80, 7/80, 12/80, 2/81, 3/81, 6/81, 8/81, 10/81, l2/81, 7/83, 8/83, 2/84
„Weekly World News" z 4 listopada 1980.

93


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Johannes Fiebag Tajne Orędzie Fatimskie
Fiebag Johannes Tajne orędzie fatimskie
Orędzie Fatimskie
Orędzie Fatimskie niebiański znak pokazujący czasy końcowe i przepowiednia apostazji Kościoła
Orędzie Fatimskie i problem fałszywego posłuszeństwa
Orędzie Fatimskie proroctwo na nasze czasy
Orędzie Fatimskie a pontyfikat Jana Pawła II
W wygłoszonej na Krzeptówkach homilii Jan Paweł II wyjaśnił cel fatimskiego orędzia
Pokuta w świetle orędzia Matki Bożej Fatimskiej
Orędzie do młodych 2004, Jan Paweł II
2015.05, Religijne, !Ksiega Prawdy-Oredzia Ostrzezenie, 2015
oredzie na XX swiatowy dzien mlodziezy w kolonii, Dokumenty Textowe, Religia
Rząd niszczy tajne archiwa poświęcone UFO, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
jos5, Akademia Morska Szczecin Nawigacja, uczelnia, AM, AM, nie kasować tego!!!!!, Ściśle tajne, Zoo

więcej podobnych podstron