Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu
niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą
kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym,
magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź
towarowymi ich właścicieli.
Autor oraz Wydawnictwo HELION dołożyli wszelkich starań, by zawarte
w tej książce informacje były kompletne i rzetelne. Nie biorą jednak żadnej
odpowiedzialności ani za ich wykorzystanie, ani za związane z tym ewentualne naruszenie
praw patentowych lub autorskich. Autor oraz Wydawnictwo HELION nie ponoszą również
żadnej odpowiedzialności za ewentualne szkody wynikłe z wykorzystania informacji
zawartych w książce.
Projekt okładki: Jan Paluch
Materiały graficzne na okładce zostały wykorzystane za zgodą Shutterstock.
Wydawnictwo HELION
ul. Kościuszki 1c, 44-100 GLIWICE
tel. 32 231 22 19, 32 230 98 63
e-mail: editio@editio.pl
WWW: http://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)
Drogi Czytelniku!
Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres
http://editio.pl/user/opinie?limezb
Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.
ISBN: 978-83-246-6434-4
Copyright © Helion 2013
Printed in Poland.
L
IMERYKI ZBRODNI
19
Byo jak w kinie. Ona pakaa, kierowca autokaru trbi, pasae-
rowie miali si, wygldajc przez okna, a jemu byo troch gu-
pio, a troch smutno. Obieca, e przyjedzie do Polski za kilka
dni. Do Polski, któr widzia — do tej pory — tylko raz.
Kiedy autokar odjecha, obraz Urszuli z zaczerwienionymi od
paczu oczami towarzyszy mu jeszcze przez dugie godziny.
Wiedzia, e ta kobieta bdzie (ju jest) kim wanym w jego
yciu. Teraz jednak naleao odda hod przeszoci. Przypadaa
pita rocznica. Zamówi taksówk i kaza zawie si na cmentarz.
Sta nad ich grobem przeszo pó godziny. Dawno zapomnia, jak
trzeba si modli, ale jego usta poruszay si bezgonie, powta-
rzajc jakie, zapewne nieskadne, formuy. Z nagrobkowych
portretów patrzyy na niego dwie pary oczu. Ciemne, lekko sko-
ne, dwudziestoparoletniej dziewczyny o arabskiej, orientalnej
urodzie i o ton janiejsze, rozemiane oczy niespena czterolet-
niego chopca. Dugo wpatrywa si w te dwie pary oczu. Sta
nad grobem, chwiejc si lekko, z rkami wcinitymi gboko
w kieszenie.
Jeszcze raz powtórzy cicho swoj mantr. Jakby za co prze-
prasza, ale czy mona przeprasza zmarych? Zacisn pici
i tak szybko, jak tylko pozwala rozmoky grunt, skierowa si
w kierunku wyjcia z cmentarza.
*
Zenon Piotrowski drzema na kanapie w swoim brugijskim
mieszkaniu przy Wittemolenstraat 66. Z radia pyny optymi-
styczne dwiki Taców wgierskich Brahmsa. Kompozytor mu-
sia mie dobry humor, kiedy tworzy to dzieo, zainspirowany
folklorem Panonii.
20
L
IMERYKI ZBRODNI
Piotrowski mieszka tu ju od prawie szedziesiciu lat. Zy
si z tym miastem, nie wyobraa sobie powrotu do Polski.
Wikszo czasu spdza w domu, czytajc ksiki po francu-
sku. Dwie ulubione pozycje, do których najczciej wraca, to
Germinal
Emila Zoli i monografia (zbiorowego autorstwa) od-
dziaów Witte Brigade — belgijskiego ruchu oporu podczas hi-
tlerowskiej okupacji. Nigdy nie nauczy si flamandzkiego, mimo
e wikszo brugijczyków posugiwaa si tym jeszcze ywym,
ale z wolna wypieranym przez francuski, jzykiem.
Coraz rzadziej mia okazj mówi po polsku, emigranci — w wy-
niku dziaania nieuchronnego czynnika biologicznego — padali
kadego sezonu jak muchy. W tej czci kraju tradycje przywie-
zione przez dziadów nie byy kontynuowane. Sam take nie
wiedzia, czy jest jeszcze Polakiem. Dopad go syndrom smutnej
staroci, spdzanej w dobrobycie, ale jakby obok prawdziwego
ycia. Mae przyjemnoci, do których zalicza codzienn kaw
w zaprzyjanionym lokalu, prowadzonym przez wnuczk jed-
nego z ostatnich polskich emigrantów, oraz cosobotni parti
szachów z ssiadem z naprzeciwka, siwiutkim jak gobek belgij-
skim kolejarzem emerytem, byy najciekawszymi momentami
monotonnej do bólu egzystencji osiemdziesiciolatka.
Strach, który przeladowa go przez wiele lat, zmieni si z cza-
sem w obojtno. Niekiedy tylko apa si na tym, e patrzc
w okno albo przechodzc przez ciemny pokój, wypatrywa co-
raz sabszymi oczyma wyimaginowanego napastnika, zodzieja,
kogo, kto przyszed tu, aby… Kontury okazyway si kontra-
stujc z janiejsz cian framug drzwi, pozostawionym na
oparciu krzesa swetrem lub przesunitym na czas odwiedzin
kolejarza fotelem.
L
IMERYKI ZBRODNI
21
By ju w wieku, w którym rozliczenia ostateczne s czym natu-
ralnym. Wiedzia, e mier moe przyj podczas podlewania
stojcych na parapecie kwiatów w doniczkach, w kpieli, przed
telewizorem, we nie. Nie zastanawia si jednak, j a k t o
w t e d y b d z i e. Odrzuca w mylach skrajne emocje,
koncentrujc si na codziennoci.
Najbardziej lubi dni, kiedy przynoszono mu rent. Dawne roz-
lege znajomoci i ukady sprawiy, e jej wysoko opiewaa na
ponad dwa tysice euro. Bya to kwota przekraczajca o ponad
poow potrzeby samotnego starego czowieka. Bez trudu móg
wic odkada co miesic do wysok sum pienidzy. Ju dawno
zdecydowa, e po jego mierci pokana kwota zasili jedn
z organizacji charytatywnych zajmujcych si ochron zagroo-
nych gatunków zwierzt. Oczekiwa wic z radoci na listono-
sza, który — poza rent — przynosi dobre sowo. Dzi by
wanie taki dzie.
Na dwik dzwonka Piotrowski wsta wolno, woy buty i pod-
szed do drzwi.
— Kto tam? — zapyta po flamandzku, w tym jzyku zna kil-
kanacie sów. Listonosz by brugijczykiem od pokole i Pio-
trowski uwaa, e w ten sposób robi mu przyjemno.
— Poczta, mam dla pana rent — odpowiedzia miy gos.
Piotrowski otworzy machinalnie drzwi i wtedy, cokolwiek za
póno, zda sobie spraw, e przecie nie by to gos listonosza
Aarne van der Leeuwa. Zosta mocno pchnity w gb miesz-
kania. Przewróci si i straci przytomno. Drzwi zamkny si
cicho, a po chwili radio zaczo gra znacznie goniej. Ungarische
Tänze
nr 10 E-dur Johannesa Brahmsa to niezwykle dynamiczny
utwór, nioscy ze sob fal optymizmu.