664
XXXVIII
Gwizd przenikliwy.
Tupot, potrącanie ludzi, rzeczy, woń jakiegoś więdnącego w rękach kobiety
bukietu zmieszana z zapachem gryzącym węgla. Koło wagonów idą Porzycki, Tuśka i
Pita. Idą w milczeniu, jakby korowód skazańców. Tuśka niesie prześliczny bukiet,
Pita ogromne pudło cukierków.
Na pozór są to ludzie spokojni, weseli, którym nic w życiu nie brakuje. Panie
odjeżdżają, grzeczny znajomy odprowadza je na dworzec...
Słowem - wszystko w porządku.
Porzycki bardzo się troszczy, aby panie wygodnie jechały. Sam wybrał wreszcie
oddzielny mały przedział, porozumiał się z konduktorem.
- Tu będzie paniom doskonale!...
Teraz układa ich drobnostki, ociera własną chustką pył, rozwiązuje cukierki.
Czyni to wszystko gorączkowo. Nie patrzy na Tuśkę, która blednie coraz więcej i
słowa wymówić nie może.
Już wszystko ułożone, już nie ma co robić, czym się zająć. Trzeba wreszcie
spojrzeć sobie w oczy i stanąć wobec prawdy całej i brutalnej.
Pita usiadła w kąciku. Od rana oczy jej śledzą matkę. Co jednak to dziecko
myśli, zgadnąć trudno. Tylko i ona jest jakby bledsza, jakby ten ogólny smutek i
na nią cień swój rzucił.
- Jeszcze pięć minut!...
Tuśka nie odpowiada nic. Usiadła i widać, jak się męczy, jak strasznie pracuje
nad sobą, aby pozostać choć na pozór spokojną. Dwie krople krwi spływają jej z
wargi, którą zębami przycięła.
Porzycki stoi w przedziale prawie na progu i nagle przychodzi mu jedna myśl do
głowy.
- Czy to rzecz uczciwa, którą spełnia w tej chwili - uczciwa względem tej
kobiety, która dyszy rozpaczą i kona w każdej minucie...
Ta niepewność jest tak silna, że Porzycki już stoi na krawędzi, już niemal chce
wyciągnąć rękę do Tuśki i zawołać:
- Chodź! biorę cię z sobą.
Lecz oto - sygnał do odjazdu.
- Proszę wysiadać! - woła konduktor z przedziału pierwszej klasy.
- Do widzenia...
Porzycki rękę Tuśki ujął. Czuje, że jest martwa. Widzi te oczy błękitne,
śliczne, tyle razy całowane, wpatrzone w niego z tak bezmiernym bólem, iż sam
pod ich spojrzeniem słabnie,
Chce czymś pocieszyć tę rozpacz, ukoić, utulić, lecz - czym? czym?
......
Wzrok jego pada na Pitę i spotyka znów parę błękitnych oczu, wpatrzonych w
niego, lecz z jakimś lękiem i grozą.
I z niewytłumaczonym dla siebie porywem chwyta Pitę wpół i rzuca ją niejako na
piersi Tuśki.
- Zostańcie tak!... - mówi zdławionym głosem i wyskakuje z wagonu.
.....
Pociąg rusza.
Pita przytulona do matki nie odrywa się od niej tak, jakby to uczyniła dawniej.
Przeciwnie.
Cicho, łagodnie, kierowana czarownym instynktem, garnie się ku niej, ku tej
zbiedzonej, która jest tak w tej chwili nędzna, iż u dziecka opieki szuka.
Twarz Tuśki pochyla się ku główce Pity i ustami przywiera do złotych włosów.
I cicho, powoli zaczynają z błękitnych oczu matki padać duże, gorące łzy i
płynąć wzdłuż czoła dziecka po jego bladej twarzyczce. A pociąg w dal pędzi,
rwąc w strzępy słabą nić, brylantami tkaną nić...
Jak kwiaty otwierają się dwa serca kobiece i kwitną dla siebie, dla innych...
Jedno własnym bólem, drugie - przeczuciem tego bólu.
Tuśka... Pita...
KONIEC KSIĄŻKI
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Sezonowa miłość Sezon32Sezonowa miłość Sezon35Sezonowa miłość Sezon33Sezonowa miłość Sezon34Sezonowa miłość Sezon30Sezonowa miłość Sezon36Sezonowa miłość Sezon3Sezonowa miłość Sezon3Sezonowa miłość Sezon37Sezonowa miłość Sezon31Sezonowa miłość Sezon25Sezonowa miłość Sezon22Sezonowa miłość Sezon4Sezonowa miłość Sezon9Sezonowa miłość Sezon11Sezonowa miłość Sezon1Sezonowa miłość Sezon18Sezonowa miłość Sezon28więcej podobnych podstron