background image

Donna Clayton 

 

Jezioro utkane z mgieł 

background image

WSTĘ

 

Conner  Thunder  obudził  się  gwałtownie.  Usiadł  na  łóżku  zlany  potem,  czując,  że  serce 

wali  mu  jak  oszalałe.  Oddychał  z  trudem.  Ogarnęło  go  przerażenie.  Choć  był  silnym 

mężczyzną, nie potrafił zapanować nad tym uczuciem. Dopiero po dłuższej chwili udało mu 

się wyrwać z nocnego koszmaru.  

Podrapał  się  po  brodzie  i  przeczesał  palcami  włosy.  Gdy  serce  wróciło  do  normalnego 

rytmu, znów mógł myśleć racjonalnie. Tłumaczył sobie, że co prawda sen był przerażający, 

ale przecież to tylko nocne zwidy. Wziął głęboki oddech.  

Odrzucił  koc  i  wstał  z  łóżka.  Przeszedł  do  kąta,  który  służył  mu  za  kuchnię,  i  nabrał  w 

dłonie  trochę  wody.  Spryskał  twarz  i  kark,  a  następnie  wytarł  się  włochatym  ręcznikiem. 

Potem  sięgnął  po  dżinsy  i  sweter,  na  bose  stopy  wsunął  stare  mokasyny.  Musiał  jak 

najszybciej wyjść. Miał uczucie, że ściany go przytłaczają.  

Ciemność  i  chłód  natychmiast  wyostrzyły  jego  zmysły.  Pospiesznie  zanurzył  się  w  las, 

ż

eby  pozbyć  się  wspomnienia  prześladujących  go  upiornych  snów.  Domyślał  się,  co  mogło 

wywoływać  koszmary  –  wypadek,  który  spowodował,  że  młody  człowiek  został  na  resztę 

ż

ycia sparaliżowany. Ten wypadek nigdy nie powinien się zdarzyć.  

Szedł wąską ścieżką, a sosnowe igły drapały go po policzkach. Szum wody spływającej 

po  skałach  podpowiadał,  że  jezioro  jest  bardzo  blisko.  Co  prawda  jeszcze  nie  można  było 

dostrzec gładkiej powierzchni Smoke Lake, ale w powietrzu wyraźnie czuło się wilgoć.  

Dzisiejsze  nocne  koszmary  były  takie  same  jak  te,  które  zatruwały  mu  dzieciństwo. 

Wywoływały lęk i bezradność. Już nie pamiętał, ile miał lat, gdy przestały go dręczyć. Teraz 

wróciły.  Wiedział,  że dopóki nie uda mu się odczytać ich znaczenia, czekają go noce pełne 

udręki. Przetarł dłonią zmęczone oczy.  

Członkowie plemienia Kolheeków przywiązywali do snów dużą wagę, a on od tylu lat nie 

odwiedzał rezerwatu Smoke Valley. Był zbyt zajęty. Najpierw studiował w Bostonie, potem 

zajął  się  biznesem.  Zaczął  nawet  odnosić  sukcesy  w  swojej  branży.  Niedawno  usłyszał  we 

ś

nie  szept.  Jakiś  głos  wzywał  go  do  powrotu  do  domu,  do  rezerwatu  w  Smoke  Valley.  Tu, 

wśród  własnego  plemienia,  było  jego  miejsce  i  tylko  tu  mógł  zrozumieć  niesamowite, 

niepokojące senne wizje.  

Nagle zatrzymał się i lekko przechylił głowę. Nasłuchiwał. Do jego uszu dotarło coś, co 

nie  było  zwykłym  odgłosem  nocy.  Po  chwili  znów  to  usłyszał i  zmarszczył  brwi.  Próbował 

rozpoznać  dźwięk,  który  niósł  się  wśród  mgły.  Choć  wydawało  się  to  niemożliwe, 

najwyraźniej  słyszał  czyjś  płacz.  A  właściwie  przejmujący  kobiecy  szloch.  Przyspieszył 

kroku, starając się jak najciszej stawiać na ścieżce nogi obute w miękkie mokasyny.  

Im  bliżej jeziora, tym mgła stawała się gęstsza, ale mimo to w bladym świetle księżyca 

zauważył  młodą  kobietę.  Podszedł  bliżej.  Długie,  proste,  jasne  włosy  spadały  jej  na  plecy. 

Widocznie  wyczuła  jego  obecność,  bo  niespodziewanie  podniosła  głowę.  Jej  oczy  lśniły  od 

łez. Conner, kierując się odruchem, podszedł jeszcze bliżej i wyciągnął dłoń. Nieznajoma bez 

chwili  wahania  podała  mu  rękę.  Nie  mógł  zrozumieć,  dlaczego  zadrżał,  czując  jej  dotyk. 

background image

Odruchowo  wyciągnął  drugą  rękę  i  pogłaskał  nieznajomą  po  policzku.  Patrzył  na  piękną 

twarz  pełną  udręki  i  smutku.  Nieoczekiwanie  ogarnęło  go  takie  współczucie,  jakby  to  jego 

samego dotknęło nieszczęście. Myślał tylko o tym, jak mógłby ją pocieszyć.  

– Nie płacz – poprosił cicho i ponownie pogłaskał ją delikatnie po policzku. – Wszystko 

będzie dobrze – zapewnił.  

Rozluźniła napięte mięśnie i oparła głowę na jego piersi. Jej włosy pachniały słońcem i 

polnymi kwiatami. Z trudem opanował chęć, żeby przytulić ją mocniej.  

– Cokolwiek się stało, na pewno wszystko dobrze się skończy – szepnął, choć wcale nie 

mógł  być  tego  pewien.  Nie  znał  jej i nie miał pojęcia, z jakiego powodu płakała. Po prostu 

chciał jej pomóc.  

Nie  zdawał  sobie  sprawy,  jak  długo  stali  przytuleni.  Wreszcie  poczuł,  że  nieznajoma 

uspokoiła  się.  Przestała  płakać  i  natychmiast  odsunęła  się  od  niego.  Nie  odzywając  się, 

przyglądała  mu  się  uważnie.  Jej  oczy  miały  niezwykły,  intrygujący  kolor  –  niespotykany 

odcień niebieskiego, coś pomiędzy kobaltowym i indygo. Delikatna szyja kusiła, by obsypać 

ją  pocałunkami.  Conner  wyobraził  sobie,  że  nieznajoma  stoi  przed  nim  bez  ubrania,  okryta 

tylko długimi włosami. Poczuł, że robi mu się gorąco. Spojrzał jej w oczy i domyślił się, że z 

nią dzieje się to samo. Pragnął jej, a ona pragnęła go równie mocno.  

Pochylił się i dotknął wargami jej ust. Poczuł językiem ich smak. Rozchyliła je tylko na 

tyle, żeby delikatnie chwycić zębami jego dolną wargę.  

Nagle  odsunęła  się,  odpychając  go  opuszkami  palców.  Jakby  dopiero  teraz  zdała  sobie 

sprawę, że znalazła się w ramionach obcego mężczyzny.  

– Zaczekaj – powiedział Conner, ale dziewczyna cofnęła się o krok, a on opuścił ręce w 

bezradnym geście, jakby zagubiony. – Posłuchaj...  

Nagle zdał sobie sprawę, że nie potrafi jej wyjaśnić tego, co się stało, bo sam nie był w 

stanie tego zrozumieć. Nim się odwróciła, spojrzała na niego jeszcze raz.  

– Nie odchodź! – zawołał.  

Ona jednak ruszyła biegiem w stronę drzew i po chwili znikła wśród gęstej mgły.  

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

 

Mattie Russell objęła dłońmi kubek z gorącą herbatą. Nadal nie mogła uwierzyć, że tak 

się  zachowała.  Wciąż  myślała  o  wczorajszym  spotkaniu  z  przystojnym  Indianinem.  Przed 

oczami ciągle miała scenę, kiedy odwróciła się i uciekła.  

Jak  to  się  stało,  że  dopuściła,  aby  zupełnie  obcy  człowiek  pocieszał  ją  właśnie  w  taki 

sposób?  Nie  mogła uwierzyć,  że  pozwoliła  mu  się  pocałować.  Czy w ogóle zastanowiła się 

nad  tym,  co  robi?  Byłam  za  bardzo  pogrążona  we  własnych  zmartwieniach,  żeby  logicznie 

myśleć, tłumaczyła sobie.  

Prowadzenie  pensjonatu  zapewniało  jej  wprawdzie  przyzwoite  dochody,  ale  też 

wypełniało  czas  tak,  że  często  czuła  się  samotna  i  zagubiona.  Czasami  nie  wytrzymywała 

napięcia  i  przestawała  panować  nad  sobą.  I  właśnie  taka  chwila  słabości  zdarzyła  się  jej 

poprzedniego wieczoru. A wtedy nadszedł ten Indianin.  

Mattie  upiła  łyk  herbaty.  Tak,  to  rzeczywiście  tak  było.  Na  dodatek  nieznajomy  był 

bardzo  przystojnym  mężczyzną.  Zjawił  się  zupełnie  nieoczekiwanie,  jak  jakiś  książę  z 

mrocznego i tajemniczego świata fantazji.  

Nie  mogła  zapomnieć  pocałunku  i  fali  gorąca,  która  ogarnęła  jej  ciało,  gdy  nieznajomy 

się  odezwał.  Nawet  teraz  wspomnienie  jego  głosu  wywoływało  dreszcze.  Ten  mężczyzna 

miał  w  sobie  coś  przyciągającego  jak  magnes.  Zastanawiała  się,  kim  był  i  co  robił  w 

opuszczonym zakątku rezerwatu Smoke Valley.  

Widywała go w okolicy pensjonatu już wcześniej. Była zupełnie pewna, że z nikim go nie 

myliła.  Rozmawiała  nawet  z  Nathanem  Thunderem,  szeryfem  Smoke  Valley.  Powiadomiła 

go,  że w okolicy starej chaty myśliwskiej kręci się ktoś obcy. Nathan prosił, by niczego się 

nie obawiała i obiecał zbadać sprawę. Od tamtej pory nie myślała o nieznajomym. To nawet 

nie  było  zbyt  trudne,  bo  miała  poważne kłopoty w związku z wizytą pewnego „specjalnego 

gościa”.  Szczęśliwie  ten  problem  należał  już  do  przeszłości.  Teraz  Mattie  znów  mogła 

spokojnie  usiąść  przy  oknie,  patrzeć  przed  siebie  i  marzyć  o  ponownym  spotkaniu  z 

tajemniczym księciem.  

Niewielka  działka,  na  której  znajdował  się  pensjonat,  sąsiadowała  z terenem rezerwatu. 

Aby  znaleźć  się  nad  jeziorem,  wystarczył  krótki  spacer.  Mattie  lubiła  tam  chodzić  i 

obserwować  spokojne  wody  Smoke  Lake.  Od  lat  nic  tu  się  nie  zmieniało.  Znała  to  miejsce 

doskonale  i  czuła  się  jak  u  siebie.  Razem  z  siostrą  Susan  spędziła  tu  dzieciństwo.  W  lecie 

dziewczęta  pływały  w  jeziorze,  a  w  zimie  ślizgały  się  na  jego  zamarzniętej  tafli.  Rzadko 

spotykały tutejszych Indian, zwłaszcza że główna część rezerwatu znajdowała się w pobliżu 

przeciwnego, dość odległego brzegu długiego jeziora.  

Mattie wiedziała jednak, że w pobliżu pensjonatu stoi stara chata myśliwska. Miała chyba 

dziewięć lat, gdy wraz z Susan po raz pierwszy natknęły się na nią w czasie jednej ze swoich 

wypraw. Niewielka chata nie wyróżniała się niczym szczególnym, ale dziewczynki i tak nie 

odważyły  się  wejść  do  środka.  Gdyby  ojciec  dowiedział  się,  że  zapuściły  się  na  teren 

rezerwatu, zakazałby im opuszczania domu co najmniej przez tydzień. A za wejście do cudzej 

background image

chaty kara byłaby jeszcze bardziej surowa.  

Czyżby  bajkowy  książę  tam  zamieszkał?  –  pomyślała  Mattie.  Dlaczego  jednak  miałby 

izolować  się  od  innych  Kolheeków  z  rezerwatu?  Indianie  zazwyczaj  trzymają  się  razem. 

Najlepiej  czują  się  we  wspólnocie.  Wyglądało  na  to,  że  nieznajomy  przybysz  był 

samotnikiem. Im dłużej Mattie rozmyślała o tym, tym bardziej wzrastała jej ciekawość. Nim 

dotarło do niej, co robi, wyszła na zewnątrz i ruszyła w kierunku lasu.  

Zawsze  uważała,  że  górzysta  okolica  otaczająca  jezioro  jest  najpiękniejszym  i 

najspokojniejszym  miejscem  na  świecie.  Majestatyczne  wiązy,  dęby  i  klony  nad 

niebieskozieloną  wodą  Smoke  Lake  zdawały  się  żyć  własnym  życiem.  W  dzieciństwie  nie 

potrafiła być posłuszna poleceniu ojca, zakazującego córkom wchodzenia na teren rezerwatu. 

Gdy dorosła, też nie umiała się powstrzymać. Przedzieranie się wąskimi ścieżkami przez las 

stanowiło  zbyt  wielką  pokusę,  chód  Mattie  zdawała  sobie  sprawę,  że  powinna  szanować 

prawa  własności.  Te  tereny  należały  przecież  do  Kolheeków.  Westchnęła,  ale  nie  była  w 

stanie zmusić się do powrotu z cienistego lasu.  

Jednak jej dzisiejsza wędrówka przez las nie wynikała ze szlachetnej miłości do natury. 

Mattie  chciała  się  dowiedzieć,  kim  był  tajemniczy  przybysz,  który  swoimi  pocałunkami 

zmiękczyłby  serce  każdej  kobiety.  Bez  namysłu  skierowała  się  ku  brzegowi  jeziora,  w 

okolicę, gdzie wczoraj go spotkała.  

W  koronach  drzew  śpiewały  ptaki,  a  słońce  przedzierało  się  przez  liście,  malując  złote 

plamy  na  leśnym  poszyciu.  Mattie  słyszała  szum  niewielkiego  strumyka,  który  spływał  do 

jeziora,  tworząc  miniaturowe  wodospady.  Minęła  kępy  krzewów  rosnących  na  grząskim 

podłożu. Wiedziała, że już wkrótce cierniste krzaki stracą liście i bez przeszkód będzie można 

podziwiać szeroką panoramę jeziora.  

Wreszcie dotarła do brzegu i rozejrzała się wokół. Jak zwykle westchnęła z zachwytu. W 

tym miejscu liście tworzyły obramowanie, zza którego rozciągał się wspaniały widok. Nagle 

kątem oka spostrzegła w wodzie jakiś ruch. Natychmiast cofnęła się za krzewy. Kilkadziesiąt 

metrów  dalej  ujrzała  płynącego  człowieka.  Mimo  że  nie  widziała  jego  twarzy,  szybko 

zorientowała się, kto jest. Jej książę. Poruszał rytmicznie rękami, jakby nie sprawiało mu to 

większego  wysiłku,  rozpryskując  wokół  krople  wody,  a  jego  mokre  plecy  połyskiwały  w 

słońcu.  

Na pewno przemarzł do szpiku kości, pomyślała. Co prawda dzień był wyjątkowo ciepły 

jak  na  październik  w  Nowej  Anglii,  ale  noce  już  od  dawna  były  zimne.  Woda  w  jeziorze 

musiała  być  lodowata.  Mattie  patrzyła  na  swego  księcia  z  bijącym  sercem.  Widziała,  jak 

oddala się od brzegu. Uśmiechnęła się do siebie. Właściwie powinna się wstydzie. Przecież 

go podglądała! Dotychczas nigdy tak się nie zachowywała.  

Roześmiała się głośno i szybko zasłoniła usta, starając się opanować. Przypomniała sobie 

wczorajszy pocałunek i znów zrobiło się jej gorąco.  

–  Spokojnie,  Mattie  –  szepnęła  do  siebie  i  wreszcie  zdołała  powstrzymać  chichot. 

Tymczasem mężczyzna zawrócił, dopłynął na płyciznę, wstał i ruszył w stronę brzegu. Miał 

mięśnie  atlety,  miedziany  odcień  skóry,  a  mokre,  czarne  włosy  spadały  aż  na  kark.  Nagle 

oczy  Mattie  stały  się  okrągłe  jak  spodki.  Dopiero  teraz  zauważyła,  że  nieznajomy  był... 

background image

całkiem nagi. Nogi ugięły się pod nią. Odwróć się natychmiast! – nakazała sobie w myślach. 

Odejdź stąd i pozwól mu czuć się swobodnie.  

W  domu  czekało  na  nią  mnóstwo  roboty.  Jak  zwykle  zresztą.  Wynajmowała  pokoje  i 

przygotowywała śniadania dla swoich gości. Powtarzała sobie, że powinna już wrócić i zająć 

się codziennymi obowiązkami, jednak nie ruszyła się z miejsca. Nie mogła oderwać oczu od 

wspaniale  umięśnionego  ciała.  Przyszła  jej  do  głowy  niesforna  myśl,  że  takie  kształty 

powinno się wystawiać w muzeum, ale w takim, gdzie można by było dotykać eksponatów. 

Znów  uśmiechnęła  się  do  siebie.  Przesunęła  się  o  krok  i  natychmiast  zamarła  z  bijącym 

sercem. Zauważyła, że nieznajomy uniósł głowę i uważnie rozglądał się po okolicy. Czyżby 

ją usłyszał? A może po prostu wyczuł obecność intruza? 

Na  szczęście  krzewy  wciąż  jeszcze  miały  dość  gęste  liście,  więc  na  pewno  jej  nie 

dostrzegł. W końcu odetchnęła z ulgą, widząc, jak znów zanurza się w jeziorze.  

– Mattie Russel – szepnęła do siebie. – Nie powinnaś tu stać. Wstydź się. Zachowujesz 

się okropnie – strofowała się ze złością. Ale na niewiele się to zdało. Zamiast odwrócić się i 

odejść,  odsunęła  gałąź,  żeby  mieć  lepszą  widoczność.  Ta  niecodzienna  sytuacja  po  prostu 

obudziła w niej pożądanie. I Mattie doskonale zdawała sobie z tego sprawę.  

Jesteś  wstrętna,  skarciła  się  w  myślach.  Zwykła  podglądaczka.  Co  prawda  facet  pływa 

nago  w miejscu, gdzie każdy może go zobaczyć, ale to w końcu prywatny teren. Należy do 

Kolheeków iw ogóle nie powinno cię tu być.  

Zacisnęła usta. Zgodnie z prawem popełniła wykroczenie i na dodatek wcale się tym nie 

przejmowała. Sytuacja wydawała się jej niezwykle zabawna i Mattie nie zamierzała skromnie 

spuszczać oczu ani wracać do domu. Przestań się zadręczać i pozwól sobie na trochę radości, 

pomyślała w końcu.  

Tymczasem mężczyzna zanurkował i Mattie z zapartym tchem czekała na moment, kiedy 

znów się wynurzy. Wydawało jej się, że trwa to w nieskończoność. W pewnej chwili zaczęła 

się nawet niepokoić. Nikt nie byłby w stanie wytrzymać tak długo bez powietrza. Pomyślała, 

ż

e  mógł  się  natknąć  na  jakieś  zatopione  drzewo,  uderzył  w  nie  głową  i  leży  teraz 

nieprzytomny na piaszczystym dnie. Poczekała jeszcze chwilę, niepokojąc się coraz bardziej. 

Wreszcie  nie  wytrzymała,  wyszła  zza  krzaków  i  podeszła  do  wody.  Uważnie  obserwowała 

powierzchnię, ale nigdzie nie dostrzegła fal ani pęcherzyków powietrza.  

Czując,  jak  ogarnia  ją  panika,  zastanawiała  się  nerwowo,  czy  powinna  wskoczyć  do 

jeziora,  czy  raczej  pobiec  do  domu,  by  zadzwonić  po  pomoc.  Wtedy  usłyszała  za  sobą 

dyskretne chrząknięcie. Odwróciła się błyskawicznie.  

Patrzył  na  nią  czarnymi  oczami,  dokładnie  tak  jak  poprzednim  razem.  Na  chwilę 

wstrzymała  oddech.  Pojawił  się  tak  nagle,  że  nie  mogła  zebrać  myśli.  Poczuła  wielką  ulgę. 

Nie spotkało go żadne nieszczęście. Jeszcze raz obrzuciła uważnym spojrzeniem jego mokrą 

sylwetkę. Nie, nic mu sienie stało. Była zadowolona, ale jednocześnie trochę rozczarowana, 

bo nieznajomy miał już na sobie wilgotne szorty.  

Mattie nie potrafiła opanować gorączkowego natłoku myśli. Przecież nieznajomy mógł ją 

zauważyć,  gdy  podglądała  go  zza  krzaków  jak  jakiś  zboczeniec.  Może  jednak  nie  zdawał 

sobie  z  tego  sprawy?  Może  po  prostu...  Niemożliwe.  Żartobliwy  uśmiech,  z  jakim  na  nią 

background image

spoglądał, świadczył, że dobrze wiedział, co tu się święci. Przyłapał ją na gorącym uczynku. 

Zdecydowała, że w tej sytuacji najlepszą obroną będzie atak.  

– Śmiertelnie mnie przestraszyłeś – oświadczyła z wyrzutem, opierając zaciśnięte dłonie 

na biodrach. – Myślałam, że już nie żyjesz, gdy tak długo nie wypływałeś.  

Uniósł wysoko brwi. Mattie z satysfakcją zauważyła, że udało się jej go zaskoczyć. Nie 

na długo jednak, bo znów się uśmiechnął.  

–  Jak  widzisz,  jakimś  cudem  zdołałem  przeżyć  –  powiedział  rozbawionym  tonem  i 

spojrzał na nią prowokująco.  

I  jesteś  w  całkiem  niezłym  stanie,  pomyślała.  Zagryzła  górną  wargę,  żeby  się  nie 

roześmiać.  Naprawdę  powinna  się  strasznie  wstydzić.  Jednak  z  jakiegoś  powodu  niczego 

takiego nie czuła, przeciwnie, cały czas walczyła ze sobą, żeby zachować powagę. Zupełnie 

jakby siedziało w niej psotne dziecko.  

– Tak – przyznała. – Widzę, że jesteś zdrów i niczego ci nie brakuje.  

Najwyraźniej  potraktował  jej  słowa  jako  komplement,  bo  znów  odpowiedział 

zniewalającym uśmiechem. Taki uśmiech mógłby podbić serce każdej kobiety.  

–  Zdaje  się,  że  winna  ci  jestem  przeprosiny  –  przyznała  po  chwili.  –  Chociaż,  prawdę 

mówiąc,  nie  powinieneś  pływać  jak  cię pan  Bóg  stworzył  w  takim  miejscu.  Przecież  każdy 

może tu przyjść i cię zobaczyć.  

– Każdy? – spytał i znów wysoko uniósł brwi.  

–  Cóż,  słusznie  –  przyznała,  przypominając  sobie,  że  bezprawnie  wtargnęła  na  cudzy 

teren. – W miejscu, gdzie ja mogłabym cię zobaczyć – dodała.  

Roześmiał się.  

– Szczerze powiedziane – stwierdził z aprobatą.  

– Jestem Mattie Russell – przedstawiła się i wyciągnęła rękę, a gdy ujął jej dłoń, poczuła 

dreszcz  jak  przy  poprzednim  spotkaniu.  –  Mieszkam  niedaleko  stąd.  Wynajmuję  pokoje  – 

wyjaśniła.  

Starała się mówić spokojnie, żeby nie zauważył, jak bardzo jest przejęta.  

– Pensjonat „Indiańska Ścieżka”? – spytał.  

Zrobiła zaskoczoną minę.  

– Słyszałeś o tym miejscu? 

– Dorastałem w rezerwacie. Odkąd pamiętam, w tym domu zawsze można było wynająć 

pokój i dostać śniadanie.  

Skinęła głową.  

–  Od  lat  należał  do  mojej  rodziny.  Rodzice  kupili  go  zaraz  po  ślubie.  Siostra  i  ja 

urodziłyśmy się właśnie tutaj.  

– Rodzice nadal zajmują się prowadzeniem pensjonatu? 

–  Nie,  są  już  na  emeryturze  i  przenieśli  się  na  Florydę  –  powiedziała,  starając  się 

zachować spokój i nie myśleć o pogrzebie, który nagle zmienił losy całej rodziny.  

–  Teraz  prowadzisz  pensjonat  razem  z  siostrą?  Choć  w  jego  pytaniu  nie  było  nic 

szczególnego, Mattie najpierw zacisnęła usta, potem wzięła głęboki oddech i dopiero wtedy 

odpowiedziała: 

background image

– Nie, siostra zmarła pięć lat temu.  

– Och, bardzo mi przykro – powiedział i spojrzał na nią ze współczuciem.  

Mattie  obawiała  się  dalszych  pytań  na  temat  Susan.  Nie  potrafiła  mówić  o  niej  bez 

poczucia winy i bez łez w oczach. Zdecydowała więc, że najlepszym wyjściem będzie szybka 

zmiana tematu.  

– To jak się nazywasz? 

– Przepraszam, rzeczywiście jeszcze się nie przedstawiłem – powiedział zawstydzony. – 

Jestem Conner Thunder.  

Oczywiście,  znała  rodzinę  Thunderów,  Greya,  Nathana  oraz  dziadka  Josepha.  Także  o 

Connerze słyszała już wcześniej, ale nie mogła sobie przypomnieć z jakiego powodu. Nagle 

olśniło  ją.  Naturalnie,  pisano  o  nim  w  miejscowej  gazecie,  gdy  przygotowywano  plany 

budowy  centrum  tradycji  plemienia  Kolheeków.  Krytykowano  go  wtedy,  bo  odmówił 

przyjazdu  z  Bostonu  i  angażowania  się  w  budowę  ośrodka.  Po  raz  drugi  Conner  Thunder 

powrócił  ponownie  na  łamy  lokalnej  prasy  przed  kilkoma  miesiącami,  kiedy  to  ukazała  się 

wzmianka o tragicznym wypadku, jaki wydarzył się na jednym z placów budowy, gdzie była 

zatrudniona  jego  firma.  Conner  musiał  z  tego  powodu  stawić  się  w  sądzie.  Redakcja 

pozwoliła  sobie  przy  tym  na  uwagę,  że  los  zemścił  się  na  nim  za  dawną  odmowę.  Mattie 

czytała  o  tym  z  niesmakiem,  bo  sprawę  przedstawiono  bardzo  jednostronnie.  Oskarżano 

Connera,  nie  dając  mu  szans  na  obronę.  Z  drugiej  strony  nie  mogła  wtedy  zrozumieć, 

dlaczego Conner nie chciał pomóc ludziom ze swojego plemienia.  

Uśmiechnęła się do swojego rozmówcy, choć jej twarz wciąż pozostawała pochmurna.  

Conner  uważał,  że  zna  się  na  ludziach.  To  była  umiejętność  niezbędna  w  jego  pracy. 

Liczne kontakty, negocjacje, pertraktacje. Potrafił wyczuć nastrój, nastawienie, interpretować 

mimikę twarzy, sposób poruszania się. Obserwując dziś Mattie Russell, odgadywał, że targają 

nią różnorodne emocje.  

Z  przyjemnością  patrzył,  jak  jej  gładka  skóra  pokryła  się  rumieńcem,  gdy 

niespodziewanie zjawił się za jej plecami. Niebieskie oczy spoglądały prowokująco, mimo że 

starała  się  udawać  zupełną  obojętność.  Stwarzała  aurę  zalotności,  która  natychmiast  mu  się 

udzieliła.  Tryskała  energią  i  radością  życia.  Po  pierwszej  chwili  zakłopotania  szybko 

odzyskała  pewność  siebie.  Zdążyła  nawet  opowiedzieć  co  nieco  na  temat  rodziny  i  domu. 

Jednak teraz wyczuwał, że coś ją niepokoi.  

Od  wczorajszego  spotkania  nad  jeziorem  myślał  o  niej  nieustannie.  Jej  płacz  niemal 

złamał mu serce. Za wszelką cenę chciał się dowiedzieć, co doprowadziło ją do takiego stanu. 

Wczoraj nie zadawał żadnych pytań. Kiedy wyciągnął do niej rękę, naprawdę chciał ją tylko 

pocieszyć. Wyczuł, że bardzo  potrzebowała wypłakać się na czyjejś piersi. Jednak rozsądek 

szybko go opuścił i nagle zaczął ją całować.  

Pocałunek podziałał na niego jak wstrząs. Wszystko się skomplikowało. Od wczoraj nie 

przestawał  o  niej  myśleć.  Pojawiła  się  nawet  w  jego  snach,  wypierając  koszmary.  Ale  ta 

zmiana nie przyniosła mu wewnętrznego spokoju.  

Nurtowało go wiele pytań. Na kilka z nich otrzymał już odpowiedź. Wiedział, kim była i 

gdzie  mieszkała.  Przekonał  się,  że  wczoraj,  mimo  gęstej  mgły,  oczy  go  nie  zawiodły. 

background image

Wyglądała tak wspaniale, jak ją zapamiętał: niewysoka, delikatna, ponętna.  

– Nie widziałam cię nigdy w miasteczku – zauważyła cicho.  

Znów  odniósł  wrażenie,  że  nurtuje  ją  jakaś  niespokojna  myśl.  Wydawało  mu  się,  że od 

chwili, gdy usłyszała jego nazwisko, atmosfera między nimi stała się napięta, i to go dziwiło.  

– Jakiś czas temu wyjechałem z rodzinnych stron – wyjaśnił i rozejrzał się wokół. – Tak 

naprawdę  aż  do  dziś  nie  zdawałem  sobie  sprawy,  jak  bardzo  tęsknię  za  tą  okolicą  i  za 

jeziorem. Od lat tu nie przyjeżdżałem – przyznał.  

Mattie uniosła dłoń i wsunęła kosmyk włosów za ucho. Przechyliła lekko głowę i znów 

spojrzała badawczo na Connera.  

– Dziadek pewnie bardzo się ucieszył, gdy cię zobaczył – powiedziała.  

Zauważył  jej  życzliwy  uśmiech  i  pomyślał,  że  Mattie  Russell  ma  w  sobie  dużo  uroku. 

Nawet głaz nie pozostałby obojętny na jej wdzięk.  

– Znasz mojego dziadka? – spytał.  

Skinęła głową.  

– Miałam okazję go poznać.  

– Cóż, jeszcze się z nim nie widziałem – przyznał niechętnie.  

– A to dlaczego? – spytała zaskoczona.  

– On chyba nawet nie wie, że tu jestem. Tak mi się wydaje.  

Spojrzała na niego zdziwiona.  

– Mc nie rozumiem.  

Wziął  głęboki  oddech,  żeby  zyskać  na  czasie.  Zastanawiał  się,  ile  powinien  jej  teraz 

powiedzieć.  

– Właściwie, prawdę mówiąc, ostatnio raczej unikam ludzi – zaczął niepewnym tonem. – 

Muszę przemyśleć pewne sprawy – dodał i zwilżył usta językiem – a to miejsce idealnie się 

do tego nadaje.  

Jej  mina  świadczyła  o  tym,  że  również  doceniała  niezwykły  spokój  sielskich  okolic 

Nowej  Anglii,  a  jego  zdawkowa  odpowiedź  pobudziła  jej  ciekawość.  Ale  Conner 

najwyraźniej postanowił wstrzymać się na razie z dalszymi wyjaśnieniami.  

– Masz rację. To najlepszy sposób, by w spokoju poszukać rozwiązania trudnych spraw – 

przyznała.  

Zupełnie  go  tym  zaskoczyła.  Odetchnął  z  ulgą.  Najwyraźniej  wyczuła  jego  niechęć  do 

zwierzeń i w ten sposób dawała do zrozumienia, że świetnie to rozumie. Bystra kobieta.  

– Nie mogę na długo wyjeżdżać z Bostonu – powiedział. – Prowadzę firmę.  

W jej oczach pojawił się błysk zainteresowania.  

– Zajmuję się budownictwem. Lubię pracę fizyczną. Zaczynałem jako zwykły stolarz.  

Nie  bardzo  rozumiał,  jak  to  się  stało,  ale  niespodziewanie  zaczął  opowiadać  swój 

ż

yciorys. Mattie Russell potrafiła zachęcić go do tego bez słów.  

–  Potem  budowałem  domy  mieszkalne,  w  końcu  zająłem  się  większymi 

przedsięwzięciami: biurowce, centra handlowe.  

Oczy  jej  zabłysły,  jakby  nagle  wpadł  jej  do  głowy  jakiś  wspaniały  pomysł.  Conner 

przerwał na chwilę.  

background image

– Czy powiedziałem coś śmiesznego? – spytał, widząc jej rozbawioną minę.  

– Nie, nie. – Pokręciła gwałtownie głową. – Tylko coś sobie pomyślałam.  

Nie spytał, o co chodzi, ale przechylił lekko głowę, nie kryjąc zainteresowania.  

– A zatem potrafisz zrobić różne rzeczy – podsumowała jego wypowiedź.  

Nie prosiła go wprost o pomoc. Starała się nie narzucać i czekała na jakąś zachętę z jego 

strony. Uśmiechnął się szeroko.  

– Zdaje się, że potrzebny ci stolarz.  

– Tak! – przyznała bez wahania. Wyraźnie ucieszyło ją, że to powiedział. – Obok domu 

mam garaż, a właściwie starą wozownię – tłumaczyła. – Chciałabym ją odnowić, zrobić z niej 

apartament dla nowożeńców. Taki wiejski domek na miodowy miesiąc. Nowożeńcy mogliby 

czuć  się  tam  swobodnie.  Świetnie  by  było,  gdybyś  mógł  przyjść  i  obejrzeć  budynek. 

Powiedziałbyś  mi,  czy  warto  go  remontować.  Może  dałbyś  mi  trochę  wskazówek.  Opinia 

fachowca bardzo by mi się przydała.  

W  pierwszej chwili Conner o mało nie podskoczył z radości. Miał wreszcie pretekst do 

kolejnego spotkania z piękną Mattie. Z drugiej strony rozsądek przypominał mu, że zostawił 

w  Bostonie  pracę,  normalne  życie  i  przyjechał  tu  przede  wszystkim  dlatego,  bo  chciał  w 

spokoju  zastanowić  się  nad  własnymi  problemami.  Próbował  znaleźć  sposób  na  uwolnienie 

się od koszmarnego wspomnienia, które prześladowały go we śnie. Jak na razie bez rezultatu. 

Tymczasem  powoli  zaczynała  mu  dokuczać  samotność.  Czuł  się  znużony  i  rozdrażniony. 

Bywały takie chwile, jak poprzedniej nocy, gdy nagle budził się i ruszał do lasu. Czyżby za 

bardzo skupił się na sobie? Teraz Mattie prosiła go, żeby obejrzał starą wozownię. Wreszcie 

mógłby zająć się czymś pożytecznym. Nie było żadnego powodu, żeby jej odmówić.  

Przez chwilę nie odzywał się. Mattie cofnęła się o krok.  

– Przepraszam – powiedziała i uniosła dłonie. – Zdaje się, że przesadziłam. Przyjechałeś 

tu nie po to, żeby szukać towarzystwa, a ja narzucam ci się ze swoimi sprawami.  

–  Nie,  Mattie  –  przerwał  łagodnie.  –  Nie  narzucasz  się.  Po  prostu  prosisz  o  radę. 

Naprawdę nie ma w tym nic złego.  

Spojrzała na niego z wdzięcznością.  

– Masz czas w sobotę wieczorem? – spytała po chwili. – Nikt nie zapowiadał przyjazdu w 

czasie  tego  weekendu.  Mógłbyś  wszystko  obejrzeć.  Potem  zjemy  obiad.  Chętnie  przygotuję 

dla ciebie coś specjalnego. Chciałabym jakoś odpokutować za... moje przewinienia.  

Domyślił się, o co jej chodziło. Trochę się wstydziła, że podglądała go, gdy pływał.  

– Bez przesady – powiedział. – Ja nie uznałbym tego za grzech.  

Zaczerwieniła się po cebulki włosów.  

– Ale moja mama właśnie tak by to nazwała – stwierdziła, a Conner roześmiał się głośno. 

– A zatem przychodzisz na obiad w sobotę? – upewniła się.  

Spojrzał na jej piękną twarz i zrozumiał, że nie może odmówić.  

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 

 

Mattie  po  raz  kolejny  podniosła  kolorową  poduszkę,  potrząsnęła  nią  mocno  i  rzuciła  w 

róg kanapy. Była z siebie niezadowolona. Przecież nie powinna tak się przejmować. Jednak 

po chwili znów sięgnęła po poduszkę, by ją strzepnąć i ułożyć inaczej.  

Nie  mogła  zrozumieć  swojego  zachowania.  Pensjonat  istniał  od  lat  i  przewinęły  się  tu 

setki  ludzi.  Nauczyła  się  zachęcać  do  rozmowy  najbardziej  nieśmiałe  osoby.  W  ciągu  kilku 

minut  umiała  rozśmieszyć  największych  ponuraków.  Właśnie  rozbawianie  ludzi  było  jej 

mocną  stroną.  Potrafiła  oderwać  ich  myśli  od  codziennych  zmartwień  i  kłopotów.  Dzięki 

temu chętnie wracali i polecali to miejsce znajomym.  

Perspektywa  obiadu  w  towarzystwie  jednej  osoby  nie  powinna  jej  tak poruszyć. Jednak 

„książę  z  bajki”  nie  był  zwykłym  gościem.  Zdała  sobie  z  tego  sprawę  już  wtedy,  gdy 

zobaczyła  go  po  raz  pierwszy.  Conner  Thunder  był  uderzająco  przystojnym  mężczyzną. 

Bardzo  ją  intrygował.  Zafascynował  ją  od  początku  znajomości  i  to  w  takim  stopniu,  że 

znalazła się w jego ramionach już w czasie pierwszego, przypadkowego spotkania.  

Prowadzenie  pensjonatu  stanowiło  doskonałą  okazję  do  obserwowania  łudzi.  Mattie 

widziała  nieudane  związki  i  nieszczęśliwe  małżeństwa.  Potrafiła  dostrzec  chyba  większość 

męskich wad. Na szczęście nie była tak naiwna, by sądzić, że wszyscy mężczyźni są tyranami 

i  cierpią  na  nadmiar  agresji.  Jednak  doświadczenie  nauczyło  ją,  by  podchodzić  do  nich  z 

rezerwą i utrzymywać dystans. Tymczasem człowiek, którego spotkała w nocy, miał w sobie 

coś,  co  uśpiło  jej  czujność.  Pocałowała  go,  nim  poznała  jego  imię.  Tak,  nie  miała 

wątpliwości, była nim bardzo zainteresowana.  

Z  drugiej  strony  z  Connerem  wiązało  się  także  coś,  co  działało  na  nią  odpychająco. 

Choćby  wydawał  się  jej  nie wiadomo  jak  atrakcyjny,  musiała przyznać, że jego przyjazd w 

rodzinne strony wyglądał trochę podejrzanie. Dlaczego zdecydował się wrócić do miejsca, w 

którym spędził dzieciństwo, jeżeli trzymał się z dala od rodziny i dawnych znajomych? 

To  zachowanie  wilka-samotnika  musiało  mieć  jakąś  przyczynę.  Mattie  postanowiła,  że 

dopóki nie odkryje całej prawdy, nie będzie się bardziej angażować.  

Naraz  rozległ  się  dźwięk  mosiężnej  kołatki  u  drzwi.  Mattie  natychmiast  zapomniała  o 

wszelkich  skrupułach  i  zastrzeżeniach,  które  jeszcze  przed  chwilą  nie  dawały  jej  spokoju. 

Czując radosne podniecenie radości, otworzyła.  

Najpierw  zobaczyła  czarujący  uśmiech,  a  następnie  barwny  bukiet  polnych  kwiatów. 

Przyjęła je z niekłamanym zachwytem.  

– Och, dziękuję bardzo – powiedziała i zaprosiła gościa do środka, cofając się nieco, by 

zrobić przejście.  

Conner rozejrzał się dokoła.  

– Masz piękny dom – stwierdził z aprobatą.  

Mattie odpowiedziała uśmiechem.  

–  Dziękuję.  Wygląda  tak,  jak  urządzili  go  moi  rodzice.  To  oni  zdobyli  te  wspaniałe 

antyki, a ja nie widziałam powodu, żeby się ich pozbywać. Co dwa lata maluję ściany, czasem 

background image

potrzebna  jest  jakaś  drobna  naprawa,  ale  poza  tym  nic  tu  się  nie  zmieniło  od  czasów,  gdy 

byłam jeszcze dzieckiem. Masz ochotę się rozejrzeć? 

– Oczywiście – przytaknął z zainteresowaniem. Zaczęli od pokoju wypoczynkowego we 

frontowej  części  budynku.  Było  to  miejsce,  gdzie  schodzili  się  mieszkańcy  pensjonatu  na 

pogawędki  i  popołudniową  herbatę.  Następnie  przeszli  do  jadalni.  Stał  tu  wiekowy  stół  i 

krzesła  z  klonowego  drewna.  Widać  było,  że  mebli  używano  od  dziesiątków  lat.  Ponadto 

pokój ozdabiał oryginalny kominek zbudowany z ręcznie ciosanych bloków skalnych.  

Gdy  weszli  do  kuchni,  Mattie  zatrzymała  się,  by  napełnić  wodą  zabytkowy  wazon. 

Umieściła w nim kwiaty i postawiła na okrągłym stole, nakrytym już do posiłku.  

Potem zaprowadziła Connera do największego pokoju. Zwykle goście słuchali tu muzyki 

po  powrocie  z  kolacji  w  mieście,  spotykali  się  z  innymi  mieszkańcami  lub  odpoczywali  – 

przy  kieliszku  wina,  rozkoszując  się  wspaniałym  widokiem  na  dolinę  rozciągającą  się  za 

oknami i oszklonymi drzwiami. Teraz w solidnym kominku płonęły szczapy drewna. Na jego 

kamiennym obramowaniu oraz na stoliku do kawy Mattie umieściła kilka zapalonych świec.  

– Ten dom naprawdę jest piękny – powtórzył Conner.  

– Przywodzi mi na myśl mnóstwo miłych wspomnień – powiedziała z uśmiechem.  

Conner  zauważył  kulę  z  dmuchanego  szkła.  Był  to ciężki  przycisk na biurko. Podszedł, 

wziął ją do ręki i delikatnie pogładził.  

– To z rezerwatu – powiedział, stawiając ją z powrotem na stole. – Takie rzeczy potrafi 

robić Córy Snow-Rabbit.  

–  Tak  –  przyznała  Mattie.  –  Bardzo  mi  się  podobają  oryginalne  wyroby  artystów  i 

rzemieślników  ze  Smoke  Yalley.  Pewnie  nie  wiesz,  że  teraz  jest  tu  już  nie  tylko  galeria 

Cory’ego. Kilku Kolheeków maluje świetne obrazy. Pojawił się nawet dobry złotnik.  

Conner spojrzał przez okno w kierunku doliny.  

– Rzeczywiście, nie wiedziałem o tym.  

– W ostatnich latach zaczęli wracać do rezerwatu ci, którzy kiedyś tu się urodzili, a potem 

wyjechali. To miejsce bardzo się rozrosło. Kolheekowie zbudowali nowy ośrodek tradycji, a 

nawet szkołę podstawową.  

Mattie natychmiast zauważyła, że dla Connera to niewygodny temat. Poczuła się winna, 

choć specjalnie zaczęła rozmowę o rezerwacie, żeby sprowokować go do zwierzeń. Chciała 

wiedzieć,  dlaczego  wyjechał,  poznać  powody,  dla  których  tak  długo  nie  wracał  w  rodzinne 

strony.  

– Goś mi się obiło o uszy na temat tego ośrodka – przyznał w końcu.  

Sytuacja stała się niezręczna i Mattie zdawała sobie sprawę, że to jej wina.  

– Cóż, teraz wróciłeś – powiedziała szybko. – Sam możesz wszystko zobaczyć: artystów i 

ich pracownie, ośrodek, szkołę... – wymieniała niemal jednym tchem, chcąc zatuszować gafę.  

Spojrzeli na siebie w tym samym momencie.  

– Jasne, trochę pozwiedzam – zapewnił Conner życzliwym tonem, choć nadal wydawało 

się, że rozmowa na temat rezerwatu działa na niego przygnębiająco. Sytuacja stała się na tyle 

napięta, że Mattie spuściła wzrok. – Czy to ten budynek, o którym mówiłaś? – spytał nagle, 

podchodząc do oszklonych drzwi.  

background image

Skinęła głową.  

– Tak, to właśnie stara wozownia.  

– Chodźmy obejrzeć ją z bliska – zaproponował.  

Wyszli  na  taras  i  zeszli  po  schodach.  Mattie  trzymała  się  nieco  z  boku.  Zauważyła,  że 

Conner, mimo silnej budowy, poruszał się lekko i zwinnie. Zatrzymał się przed wozownią i 

dokładnie jej się przyjrzał.  

–  Pięknie  i  solidnie  zbudowane  –  stwierdził  i  obszedł  budynek  dookoła.  –  Mocne 

fundamenty. Natomiast okna i drzwi są do wymiany – dodał.  

Gdy weszli do środka, zagwizdał z podziwu.  

– Już dawno nie widziałem podłogi z takich szerokich dębowych desek – przyznał.  

– Chyba nie będzie trzeba ich niczym pokrywać? – spytała Mattie. – Miałam nadzieję, że 

wystarczy je wycyklinować i czymś zabezpieczyć.  

–  Słusznie.  Też  nie wyobrażam sobie innego rozwiązania. Przykrycie ich  wykładziną to 

byłby prawdziwy grzech.  

Swoją opinią sprawił Mattie radość, bo okazało się, że mają podobny gust.  

Następnie zaplanowali, w którym miejscu powinna zostać dobudowana łazienka. Conner 

tłumaczył,  jak  powinno  się  zaizolować  podłogę,  by  ochronić  ją  przed  wilgocią.  Na  koniec 

doszedł  do  wniosku,  że  przydałby  się  jeszcze  kominek,  by  wnętrze  stało  się  bardziej 

przytulne.  

– Wystarczy kilka tygodni pracy – oświadczył – i tak, jak sobie wymarzyłaś, to miejsce 

zamieni się w małe, wygodne gniazdko dla nowożeńców.  

Prawdę  mówiąc,  Mattie  nie  była  całkiem  szczera,  kiedy  mówiła,  na  co  chciałaby 

przeznaczyć starą wozownię. W jej pensjonacie często zatrzymywały się osoby z problemami 

ż

yciowymi  lub  rozpadające  się  małżeństwa.  Wpadła  więc  na  pomysł,  że  takie  miejsce,  w 

którym  panuje  intymna,  zaciszna  atmosfera,  pomogłoby  im  jakoś się  pozbierać,  przemyśleć 

wszystko  i  znaleźć  wyjście  z  trudnych  życiowych  sytuacji.  Tymczasem  ucieszyła  się,  że 

Conner uznał renowację budynku za jak najbardziej realną.  

Od pierwszej chwili, gdy znaleźli się w starej wozowni, Mattie czuła na sobie spojrzenia 

Connera. Sama też nie mogła się powstrzymać, żeby od czasu do czasu nie patrzeć mu prosto 

w oczy.  

– Czy ktoś ci już powiedział, jak cudownie pachniesz? – spytał przyciszonym głosem. – 

Zupełnie  jak  kwiaty  rozgrzane  słońcem  –  dodał  i  popatrzył  speszony,  jakby  zawstydził  się 

własnych słów.  

Pomyślała  zaskoczona,  że  jego  nieśmiałość  bardzo  ją  pociąga.  Na  dodatek  komplement 

bardzo  przypadł  jej  do  serca,  choć  opuściła  ją  pewność  siebie  i  zupełnie  nie  wiedziała,  co 

odpowiedzieć. Zdobyła się tylko na wdzięczny uśmiech, po czym zapadła chwila kłopotliwej 

ciszy.  

–  Chyba  już  czas  na  posiłek  –  odezwała  się  w  końcu  Mattie.  –  Pomyślałam,  że 

moglibyśmy potem usiąść na tarasie. Szkoda byłoby przegapić zachód słońca.  

Spojrzała na Connera, ale z jego miny w żaden sposób nie dało się teraz wywnioskować, 

co kłębi się w jego głowie.  

background image

– Tak, oczywiście – zgodził się skwapliwie.  

Ruszyli w stronę domu po sprężystym, zadbanym trawniku. Weszli do kuchni. Obszerne 

pomieszczenie  było  ulubionym  miejscem  Mattie.  Szybko  i  sprawnie  zajęła  się 

przyrządzaniem  steków.  Soczyste,  marynowane  mięso  czekało  pokrojone  w  cienkie  plastry. 

Następnie  ułożyła  na  parującym  ryżu  przyprawionym  szafranem  pocięte  w  drobną  kostkę 

warzywa. Tymczasem Conner zajął się winem. Otworzył butelkę i napełnił kieliszki.  

Gdy  zaczęli  jeść,  początkowe  napięcie  dawno  już  minęło.  W  serdecznej  atmosferze 

wspominali okres dzieciństwa.  

– Wychowywał mnie dziadek Joseph – powiedział Conner.  

Mattie  znała  starego  szamana.  Gościła  go  nawet  wielokrotnie  w  swoim  domu.  Jednak 

była dyskretna i nie opowiadała na lewo i prawo o swoich kontaktach i znajomościach. Tym 

bardziej  w  rozmowach  z  obcymi.  A  chociaż  Conner  Thunder  bardzo  ją  interesował,  nadal 

uważała go za obcego.  

–  Mnie  i  moich  kuzynów  nauczył  pływać  i  nurkować.  Pokazał  nam  także,  jak  tropić 

zwierzynę  i  zapoznał  z  tajnikami  polowania.  Zawsze  udawało  mu  się  sprowokować  nas  do 

współzawodnictwa – mówił z pogodnym uśmiechem. – Dzięki temu żaden z nas nie zadawał 

zbędnych  pytań,  no  i  za  żadne  skarby  nie  przyznałby  się  do  strachu.  Kolheekowie  od 

niepamiętnych  czasów  uważają,  że  młodych  należy  uczyć  rywalizacji.  Teraz  to  taka 

plemienna tradycja.  

Mattie pokręciła głową.  

– Aż wierzyć się nie chce, że przy ciągłej rywalizacji żadnemu z was nie przydarzyło się 

nic złego – zauważyła ze zdziwieniem.  

–  Dziadek  zawsze  w  porę  nas  powstrzymywał,  nim  zdążyliśmy  zrobić  coś  naprawdę 

głupiego  –  przyznał  i  roześmiał  się  głośno.  –  Oczywiście,  pomysły  mieliśmy  najdziksze  – 

dodał  i  zamyślił  się  na  chwilę.  –  Ktoś  mógłby  uznać,  że  metody  wychowawcze  mojego 

dziadka wywołają w nas wzajemną niechęć. A skądże! Wprost przeciwnie. Byliśmy ze sobą 

zżyci,  bardziej  jak  bracia  niż  kuzyni.  Szanowaliśmy  się  wzajemnie  i  w  młodości  byliśmy 

nierozłączni.  –  Znów się roześmiał. – Mogliśmy walczyć między sobą jak wilki, ale jeśli w 

drogę  wkroczył  nam.  ktoś  obcy,  natychmiast  wspólnie  stawaliśmy  przeciw  takiemu 

nieszczęśnikowi.  

Ten temat wyraźnie zainteresował Mattie.  

– Jeśli dobrze zrozumiałam, wychowywałeś się z kuzynami pod jednym dachem? 

– To prawda – przyznał.  

Wydawała się tym faktem bardzo zaskoczona.  

– Wszyscy trzej synowie mojego dziadka już nie żyli. Stracił też dwie synowe – ciągnął 

Conner. – Było nas sześcioro: pięciu wnuków i jedna wnuczka. Joseph zajmował się naszym 

wychowaniem.  Z  czasem  rodzina  stawała  się  coraz  mniejsza.  Jedni  umarli,  inni  opuścili 

rezerwat. Jedynej wnuczki dziadek nie widział już od lat. Moja ciotka Holly wyjechała z nią z 

rezerwatu. Nigdy więcej się tu nie pojawiły.  

–  Czyli  wszyscy  synowie  Josepha  zmarli,  nim  zdążyli  wychować  własne  dzieci  – 

podsumowała Mattie przyciszonym głosem i zamyśliła się. Już dawno zauważyła, że szaman 

background image

Kolheeków  robił  wrażenie  samotnego,  ciężko  doświadczonego  człowieka.  Nic  dziwnego. 

Teraz zrozumiała, że życie nie szczędziło mu smutku i cierpienia.  

„Rodzice nie powinni przeżyć swoich dzieci”, mawiała jej matka; Mattie niemal słyszała 

jej głos. To zdanie wypowiedziała nad grobem Susan. Teraz okazało się, że Joseph Thunder i 

jej rodzice mieli podobne przeżycia.  

Pogrzeb  własnego  dziecka.  Pomyślała  ze  smutkiem,  że  jest  w  tym  coś  przeciwnego 

naturze. Wyobraziła sobie cierpienia Josepha, gdy kolejno tracił synów i synowe.  

– Moja matka zmarła, gdy byłem jeszcze dzieckiem – powiedział Conner. – Zupełnie jej 

nie pamiętam. Ojca zabił pijany kierowca, gdy miałem sześć lat. Zderzenie czołowe. Nie miał 

ż

adnych szans.  

–  Bardzo  ci  współczuję,  Conner  –  szepnęła  Mattie  i  dotknęła  jego  ramienia.  Kontakt  z 

jego skórą spowodował, że wstrząsnął nią dreszcz. Powoli cofnęła dłoń, starając się, żeby nie 

zwrócił uwagi na jej reakcję.  

Także  w  jego  spojrzeniu  było  coś,  co  powodowało  szybsze  bicie  serca  i  rumieniec  na 

twarzy.  Musiała  przyznać,  że  Conner  był  najprzystojniejszym  mężczyzną,  jakiego 

kiedykolwiek spotkała. Reagowała na jego obecność niezależnie od swojej woli. Coś takiego 

jeszcze nigdy jej się nie zdarzyło.  

Słuchała z zainteresowaniem opowieści o serdecznych związkach z dziadkiem i kuzynami 

i  jedna  rzecz  nie  dawała  jej  spokoju.  Jeśli  rzeczywiście  był  z  nimi  tak  bardzo  zżyty,  jak 

udawało  mu  się  znieść  tak  długie  rozstanie?  Cóż,  zapewne  miał  ku  temu  niezwykle  ważne 

powody. Oddałaby wiele, żeby je poznać.  

– Mówiłaś, że twoi rodzice przeszli na emeryturę – Conner nieoczekiwanie zmienił temat.  

Matti domyśliła się, że teraz przyszła jej kolej na zwierzenia. Opowiedziała więc o tym, 

jak  matka  i  ojciec  przenieśli  się  do  Belle  Glade  na  Florydzie,  tuż  nad  słynnym  jeziorem 

Okeechobee.  

– Doskonale dają sobie radę – stwierdziła. – Nawet kilka razy odwiedzili myszkę Miki – 

dodała ze śmiechem i opowiedziała o swoim wakacyjnym pobycie na Florydzie i wizycie w 

Disneylandzie. – Szkoda, że mnie wtedy nie widziałeś. Zachowywałam się jak małe dziecko – 

przyznała.  

Znów na chwilę zapadła cisza, ale tym razem przerwa w rozmowie nie była już krępująca. 

Conner uniósł swój kieliszek i wypił ostatni łyk wina.  

– Twoja siostra zmarła bardzo młodo – zaczął nieoczekiwanie.  

Mattie  poczuła,  że  jedzenie  rośnie  jej  w  ustach.  Zmarszczyła  brwi.  Próbowała 

natychmiast wziąć się w garść, ale dobrze wiedziała, że nie potrafi rozmawiać na ten temat.  

– Tak, to prawda – przyznała i było to wszystko, na co mogła się zdobyć.  

Odłożyła sztućce i wstała od stołu.  

–  Za  chwilę  słońce  zacznie  zachodzić..  –  oznajmiła  pogodnym  tonem,  choć  sama 

zauważyła, że radość w jej głosie nie zabrzmiała zbyt szczerze. – Nie możemy tego przegapić. 

Tam  na  kuchennym  blacie,  w  kubełku  z  lodem,  chłodzi  się  butelka  deserowego  wina  – 

powiedziała,  wskazując  ręką.  –  Weź  ją.  Czyste  kieliszki  są  w  szafce.  Ja  wezmę  tacę  z 

owocami i serami. Wyjdziemy na taras.  

background image

Za  wszelką  cenę  chciała  uniknąć  rozmowy  na  temat  Susan,  ale  jej  niepokój  stał  się 

wyczuwalny. I Conner to zauważył. Ujął jej ręce w przegubach i spojrzał prosto w oczy.  

–  Przepraszam  –  powiedział  poważnym  tonem.  –  Nigdy  celowo  nie  zacząłbym  tematu, 

który sprawia ci taką przykrość.  

Skąd  mógł  wiedzieć,  że  każdego  dnia  Mattie  budziła  się  z  poczuciem  winy  za  śmierć 

siostry?  Nie  zdołała  jej  pomóc.  Gdzieś  głęboko  w  podświadomości  zawsze  dręczyły  ją 

wyrzuty sumienia. Starała się je uciszyć, dyskretnie pomagając kobietom, które znalazły się w 

takiej samej sytuacji jak Susan. Bezskutecznie. Wciąż nie mogła sobie darować tego jednego 

razu, kiedy nie zdołała nic zrobić.  

Conner uwolnił jej dłonie z uścisku. Spojrzała mu w oczy.  

–  Nadal  zbyt  trudno  mi  o  tym  mówić  –  przyznała.  Skinął  głową  i  odwrócił  się,  żeby 

zrobić to, o co prosiła.  

Na tle purpurowego nieba pokazały się wąskie, rozciągnięte chmury. Na ich postrzępione 

brzegi słońce rzucało złotą poświatę. Mattie przyniosła tacę z serami i owocami. Postawiła ją 

na szklanym stoliku.  

Tymczasem  Conner  stał  jak  zaczarowany,  patrząc  na  dolinę.  Mattie  podeszła  do  niego. 

Oparła ręce na szerokiej balustradzie tarasu.  

– Wspaniały widok, prawda? – spytała.  

Odpowiedział skinieniem głowy.  

–  Myślę,  że  to  właśnie  przyciąga  twoich  gości.  Dla  tego  widoku  przyjeżdżają  potem 

kolejny raz – stwierdził cicho i odwrócił się w jej stronę.  

– To jest niemal tak piękne jak ty – dodał po krótkiej chwili.  

Jego  słowa  zaskoczyły  ją.  Na  moment  straciła  oddech.  Podał  jej  kieliszek  wina. 

Odruchowo wyciągnęła dłoń.  

– Oczywiście – mówił, napełniając swój kieliszek – prawda może wyglądać nieco inaczej. 

Niewykluczone,  że  gości  przyciągają  przede  wszystkim  twoje  wspaniałe  posiłki.  Muszę 

przyznać, że obiad był świetny – zapewnił.  

Nie  mogła  zrozumieć,  dlaczego  komplementy  i  pochwały  z  jego  ust  sprawiają  jej  taką 

przyjemność. Reagowała na nie silniej niż zwykle i od czasu do czasu czerwieniła się lekko. 

To niecodzienne zachowanie dziwiło ją i niepokoiło.  

Conner postawił butelkę z winem na balustradzie.  

– Za nowych przyjaciół – powiedział, unosząc kieliszek.  

Mattie  upiła  łyk.  Zdała  sobie  sprawę,  że  podświadomie  rejestruje  wszystko,  co  się 

dookoła dzieje: smak wina, chłodny jesienny wiatr, kolor nieba, a jednocześnie, że nie jest w 

stanie świadomie skupić się na żadnym temacie. Mężczyzna stojący o krok od niej zupełnie ją 

rozpraszał.  

– Mattie.  

Właściwie to, co Conner miał teraz do powiedzenia, przestało mieć znaczenie. Czuła, że 

jej obecność też nie jest mu obojętna i że za chwilę znów ją pocałuje. Czekała na tę chwilę od 

tamtej nocy, od chwili gdy zrobił to po raz pierwszy.  

Teraz wyciągnął dłoń i delikatnie dotknął palcami jej podbródka. Przysunął się tak blisko, 

background image

ż

e czuła na skórze jego oddech. Potem pocałował ją zdecydowanie i namiętnie. Poczuła jego 

męski zapach. Przymknęła oczy, jakby chciała czuć więcej i mocniej. Po omacku wyciągnęła 

rękę  i  wplotła  palce  w  jego  długie  włosy.  Rozchyliła  usta,  czując,  że  za  chwilę  straci 

równowagę, jeśli któreś z nich choć na moment zwolni uścisk.  

Jego gorące ciało i przyspieszony rytm serca obudziły uśpione pragnienie. Wiedziała, że 

on  też  jej  pragnie.  Przesunęła  delikatnie  palcami  po  jego  twarzy.  Usłyszała  jęk,  ale  nie 

wiedziała, czy wydobył się z jej ust, czy z jego. Ale jakie to miało znaczenie? W tej chwili nie 

chciała się nad tym zastanawiać.  

Conner  przesunął  dłoń  niżej  i  delikatnie  pogładził  jej  pierś.  Jęknęła,  nie  zdając  sobie  z 

tego sprawy. I nagle cofnął się. Chwila nieprzytomnego zauroczenia minęła. Przestał patrzeć 

na nią z niepohamowanym pożądaniem. Był wyraźnie zmieszany i ku jej zaskoczeniu spojrzał 

na nią ze skruchą.  

– Wybacz, Mattie. Pozwoliłem sobie na zbyt wiele. Bardzo cię przepraszam – powiedział 

cicho i odsunął się. Odruchowo poprawił kruczoczarne włosy.  

Mattie poczuła się rozczarowana. A więc uznał ten pocałunek za pomyłkę? Zrobiło się jej 

przykro.  

–  Nie  wiem,  co  we  mnie  wstąpiło  –  mówił  dalej.  –  Jestem  przemęczony,  nie  mogłem 

zasnąć  dzisiejszej  nocy.  Na  dodatek  wino  i  ta  atmosfera  –  dodał,  spoglądając  na  wspaniałe 

niebo,  oświetlone  ostatnimi  promieniami  słońca  znikającego za horyzontem. – Zdaje się, że 

uległem urokowi chwili.  

Mattie  pomyślała,  że  przez  moment  oboje  dali  ponieść  się  uczuciom,  ale  w 

przeciwieństwie do Gonnera nie uważała, że powinna za to przepraszać.  

–  Zaparzę  kawę  –  zaproponowała,  usiłując  zachować  spokój.  Starała  się  nie  traktować 

jego  przeprosin  jako  przykrego  zakończenia  czegoś,  co  sprawiło  jej  przyjemność.  –  Na 

zewnątrz robi się już chłodno – powiedziała. – Powinniśmy wejść do środka.  

Sięgnęła po tacę z deserem, którego Conner nawet nie tknął, i weszła do środka.  

– Usiądź i rozgość się. Zaraz wrócę z kawą.  

Nastawiła ekspres i czekając, aż kawa się zaparzy, podparła dłonią brodę i zamyśliła się. 

Jeszcze nigdy żaden człowiek nie podziałał na nią tak jak Conner Thunder. Zupełnie zawrócił 

jej w głowie. Znali się zaledwie kilka dni, a Mattie już zaczęło się wydawać, że życie nagle 

stało się bardziej radosne.  

Spotkali się nagle w środku nocy, byli sobie zupełnie obcy, a jednak przy nim znikła jej 

niepewność  i  obawa,  którą  zwykle  odczuwała  wobec  mężczyzn.  Od  początku  okazał  jej 

serdeczność  i  życzliwość,  choć  nie  znał  nawet  jej  imienia.  A  w  dodatku  nie  żądał  nic  w 

zamian.  

Przed  chwilą  poczuła  się  rozczarowana, bo  przeprosił ją za pocałunek. Nie chciała tych 

przeprosin.  Jej  nie  było  przykro.  Wręcz  przeciwnie.  Zresztą  nie  miała  teraz  zamiaru 

analizować swoich uczuć.  

Zaskoczyło  ją,  że  natychmiast  wziął  na  siebie  odpowiedzialność  za  chwilowy  wybuch 

emocji.  Miało  to  dla  niej  duże  znaczenie.  Starała  się  pomagać  kobietom,  które  padły  ofiarą 

przemocy  w  domu,  w  związku  z  czym  często  musiała  kontaktować  się  z  mężczyznami 

background image

mającymi  w  zwyczaju  krytykowanie  wszystkich  wokół  i  obwinianie  innych  za  własne 

niepowodzenia  życiowe.  Przed  chwilą  uległa  emocjom  tak  samo  jak  Conner,  a  jednak  on 

natychmiast  uznał,  że  to  wyłącznie  jego  wina.  To  bardzo  dobrze  świadczyło  o  jego 

charakterze.  Mattie  uśmiechnęła  się  pod  nosem,  bo  uświadomiła  sobie,  że  stara  się 

wynajdywać same najlepsze cechy Connera.  

Aromatyczny  zapach  przypomniał  jej  o  parzonej  kawie.  Szybko  sięgnęła  do  szafki  po 

filiżanki, talerzyki i łyżeczki. Nalała kawę i postawiła parające filiżanki na tacy, potem wzięła 

cukiernicę i dzbanuszek ze śmietanką.  

Chwyciła tacę i ruszyła do pokoju zdecydowanym krokiem. Postanowiła dowiedzieć się, 

dlaczego  Conner  uznał,  że  powinien  ją  przeprosić.  Weszła  i...  napięcie  natychmiast  ją 

opuściło. Zorientowała się, że nie uda się jej przeprowadzić dochodzenia w tej sprawie.  

Conner zasnął.  

Cicho ustawiła tacę na stoliku, wsypała cukier do jednej z filiżanek i zamieszała. Potem 

usiadła na krześle obok kanapy. Wspaniały facet śpi tuż obok na twojej kanapie, pomyślała, 

uśmiechając  się  do  siebie.  Wypiła  łyk  kawy  i  spojrzała  na  niego.  Był  wysoki,  silnie 

zbudowany,  szeroki  w  ramionach.  Wąskie,  długie  palce  splótł  na  płaskim  brzuchu.  Mattie, 

wynajmując od lat pokoje, wiedziała z doświadczenia, że ludzie często miewają trudności z 

zasypianiem  w  nowym  miejscu.  Czyżby  w  jej  towarzystwie  Connera  opuszczało  napięcie? 

Dziewczyno, nie wyobrażaj sobie za wiele, przywołała się w myślach do porządku. Przecież 

mówił, że jest zmęczony, bo ostatniej nocy nie mógł zasnąć.  

W każdym razie musiała przyznać, że obecność Connera bardzo jej odpowiadała. Nawet 

jeśli tylko spał na jej kanapie. Co prawda byłoby lepiej, gdyby spał w jej łóżku. Właściwie, 

niezupełnie spał. Uśmiechnęła się, wyobrażając sobie różne grzeszne możliwości, jakie taka 

sytuacja  mogłaby  stworzyć.  Pomyślała,  że  to  niewątpliwie  uleczyłoby  ją  z  poczucia 

beznadziejnej samotności.  

Jednak uśmiech szybko znikł z jej twarzy. Miała powody, żeby prowadzić samotne życie. 

Przede  wszystkim  pomagała  pokrzywdzonym  kobietom,  więc  musiała  za  wszelką  cenę 

utrzymać w tajemnicy, że udziela im schronienia. One desperacko potrzebowały jej wsparcia, 

a  ona  już  dawno  postanowiła,  że  dla  takich  osób  gotowa  jest  wiele  poświęcić.  Na  przykład 

ż

ycie osobiste.  

Natychmiast pojawiły się też inne wątpliwości. Co prawda przyjemnie było bawić się w 

romantyczne  pocałunki  i  tęskne  spojrzenia,  ale  nie  mogła  zapominać  o  twardej 

rzeczywistości.  Przede  wszystkim  nie  znała  tego  człowieka.  Na  pewno  był  bardzo 

pociągający,  zjedli  razem  obiad,  opowiedzieli  sobie  historie  z  dzieciństwa,  a  jednak  mimo 

wszystko  pozostał  obcy.  Na  dodatek  z  niewiadomego  powodu  zaszył  się  w  lesie  na  terenie 

rezerwatu. Ta sprawa od początku nie dawała jej spokoju. Nie mogła udawać, że nie zauważa 

nic dziwnego w takim zachowaniu.  

Postanowiła sobie, że dopóki nie dowie się czegoś więcej na temat Connera i nie odkryje, 

dlaczego zamieszkał w leśnej głuszy, nie wolno jej ujawnić, że udziela schronienia kobietom, 

które uciekły z domu. Kilka lat trwało, nim udało się jej zebrać grupkę zaufanych przyjaciół i 

specjalistów,  gotowych  nieść  pomoc  kobietom,  którym  ani  sądy,  ani  policja,  ani  opieka 

background image

społeczna nie zdołały zapewnić bezpieczeństwa. Z Josephem Thunderem Mattie rozmawiała 

wielokrotnie.  Starała  się  zorientować,  czy  może  liczyć  na  jego  zaangażowanie.  W  końcu 

przekonała się, że stary szaman jest osobą, na której można polegać nawet w najtrudniejszej 

sytuacji. Podobnym człowiekiem okazał się również doktor Grey Thunder.  

Ponownie  spojrzała  na  śpiącego  Connera.  Była  zupełnie  zaskoczona,  gdy  przyznał,  że 

jeszcze nie odwiedził dziadka. Nawet nie dał znać, że zjawił się w rezerwacie. Czyżby między 

Connerem i jego rodziną doszło do jakiegoś konfliktu? Zmarszczyła brwi. Oczywiście, miała 

już  dość  samotnego  życia.  Musiała  jednak  kierować  się  zdrowym  rozsądkiem.  Jeśli  nie  ze 

względu na siebie, to dla dobra tych kobiet, które chroniła.  

Odstawiła  filiżankę  na  stolik.  Nagle  kawa  przestała  jej  smakować.  Przypomniała  sobie 

słowa  Connera.  Wyjechał  przed  laty  ze  Smoke  Valley  i  od  tego  czasu  nigdy  tu  nie 

przyjeżdżał.  Teraz  wzbudziło  to  w  niej  nieufność.  Czyżby  zerwał  również  z  honorowymi 

zasadami  postępowania,  którymi  kierowali  się  Kolheekowie?  Ogarniały  ją  coraz  większe 

wątpliwości.  Zaczęła  się  wstydzić,  że  jeszcze  przed  chwilą  gotowa  była  odrzucić  wszelkie 

zastrzeżenia wobec Connera, żeby tylko znaleźć się w jego ramionach.  

Oczywiście,  nie  mogła  wykluczyć,  że  na  wszystkie  zarzuty  i  pytania  pod  adresem 

mężczyzny  śpiącego  na  jej  kanapie  istnieją  proste  i  jasne  –  wyjaśnienia,  ale  ona  nie  miała 

wyjścia.  Wniosek  nasuwał  się  sam  –  dopóki  nie  przekona  się,  że  może  mu  zaufać,  musi 

trzymać się od niego na dystans. Nie powinna tak od razu obdarzać zaufaniem kogoś obcego, 

nawet jeśli byłby to najprzystojniejszy mężczyzna na świecie.  

Jeszcze raz pomyślała o tych wszystkich kobietach, którym los nie szczędził nieszczęść i 

problemów. Zdecydowała, że raczej spędzi życie w samotności, niż sprowadzi na nie kolejne 

zagrożenie.  Doszła  do  tego  smutnego  wniosku,  w  chwili  gdy  Conner  zaczął  przejmująco 

jęczeć przez sen.  

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 

 

Dlaczego nie widział wyraźnie? Nie mógł rozpoznać kształtów, które poruszały się przed 

nim.  Mgła  była  bardzo  gęsta.  Niczego  nie  mógł  być  pewien.  Powietrze  przypominało  lepką 

zawiesinę.  Jak  jakaś  kleista  substancja  zatykało  oczy  i  uszy.  A  do  tego  ten  nieznośny  żar. 

Parzy.  Nie  zniesie  tego  ani  chwili  dłużej.  Tylko  skąd  ten  żar?  Czy  bije  od  tych  dziwnych, 

ogromnych kształtów, czy wydobywa się z wnętrza ziemi, gdzie skały roztapiają się, tworząc 

rzeki lawy? 

Czuł  się  przerażony,  mały  i  bezradny.  Zasłonił  się  przed  żarem  i  gniewem.  Miał 

przeczucie,  że  za  chwilę  stanie  się  coś  strasznego,  a on nie będzie mógł nic na to poradzić. 

Skulił  się  najmocniej,  jak  potrafił.  Nagle  lodowate  szpony  chwyciły  go  za  rękę.  Conner 

szeroko otworzył oczy. Oddychał szybko i chrapliwie, a serce waliło mu jak młotem.  

Sen. Koszmarny sen. Znów go dopadł. Oczy powoli zaczęły znów widzieć ostro. Za rękę 

nie szarpały go szpony. To Mattie delikatnie trzymała go palcami za przedramię. Próbowała 

go  obudzić.  Pomyślał,  że  pewnie  mówił  przez  sen,  a  może  nawet  rzucał  się  na  wszystkie 

strony. Jej niebieskie oczy patrzyły na niego z niepokojem.  

– Wszystko w porządku? – spytała zmartwionym głosem.  

–  Tak,  oczywiście  –  zapewnił.  –  Nie  miałem  tego  snu  od...  –  przerwał  nagle.  Niewiele 

brakowało, żeby przyznał, że koszmar nie prześladował go od tamtej nocy, kiedy pocałowali 

się pierwszy raz. Wtedy zaczęły się miłe sny na jej temat.  

Odetchnął  głęboko,  żeby  szybciej  oprzytomnieć.  Usiłował  pozbyć  się  przerażenia, 

wywołanego przez senne koszmary. Usiadł na kanapie.  

–  Zaraz  wszystko  będzie  dobrze  –  powtórzył.  Przetarł  dłońmi  twarz.  –  Wystarczy  się 

obudzić i powoli przejdzie.  

Mattie usiadła obok.  

– Chcesz o tym porozmawiać? – spytała. – Mam na myśli twoje koszmary.  

Wzruszył ramionami.  

–  To  z  powodu  tamtego  wypadku.  Jestem  pewien.  Wtedy  wróciły  sny,  które 

prześladowały mnie wiele lat temu. Jeszcze w dzieciństwie.  

Mattie zmarszczyła brwi.  

–  Jakiś  czas  temu  czytałam  w  gazecie,  że  coś  wydarzyło  się  na  budowie,  za  którą 

odpowiadałeś. Zdaje się, że jeden z robotników został ranny.  

– Sparaliżowany – wyjaśnił. – Jednemu z moich ludzi podnośnik zmiażdżył nogi – mówił 

z napięciem w głosie. – Toby był jeszcze młody i głupi. Kiedy w piątek wrócił po przerwie na 

lunch,  poczułem  od  niego  alkohol.  Od  razu  przy  wszystkich  powiedziałem  mu,  co  o  tym 

myślę. Kazałem mu iść do domu i przespać się. Jednak mnie nie posłuchał. Prawdę mówiąc, 

zlekceważył  moje  polecenie.  Gdy  tylko  odwróciłem  się  do  niego  plecami,  wrócił  do  pracy. 

Wsiadł do podnośnika, cofnął, ale źle ocenił odległość i maszyna stoczyła się z nasypu.  

Mattie spojrzała ze współczuciem.  

–  Zaskarżył  firmę  do  sądu  o  odszkodowanie  –  mówił  dalej  Conner.  –  Wprawdzie 

background image

zostaliśmy  oczyszczeni z zarzutu jakichkolwiek  zaniedbań, ale... – pokręcił głową – to było 

straszne przeżycie.  

– Wyobrażam sobie – odezwała się Mattie.  

Conner pochylił się i oparł łokcie na kolanach.  

– Właśnie wtedy wróciły te sny. Prześladowały mnie całymi miesiącami.  

Wreszcie  zdobył  się  na  zwierzenia.  Dotychczas  nie  miał  do  nikogo  tyle  zaufania,  żeby 

przyznać  się  do  dręczącego  go  niepokoju.  Czuł  się  winny,  że  człowiek,  którego  zatrudnił, 

spędzi resztę życia na wózku inwalidzkim.  

–  Mówiłeś,  że  takie  sny  męczyły  cię  już  w  dzieciństwie  –  zaczęła,  poprawiając  się  na 

kanapie. – Czy możesz mi powiedzieć, co ci się śni? 

Westchnął.  

– Pewnie nie uwierzysz, ale tak naprawdę nie widzę dokładnie tego, co się dzieje. Jakaś 

mgła  zasłania  mi  widok.  Jednak  domyślam  się,  że  są  przede  mną...  –  przerwał,  szukając 

odpowiedniego słowa – dwa duże kształty. Jeden bardzo ożywiony. Rozzłoszczony, wściekły 

jak  rozjuszony  niedźwiedź.  Drugi  kształt  też  jest  zły,  ale  nie  porusza  się.  Właściwie  jest 

nieruchomy jak ogromny dąb. Nieporównanie większy niż ja. Przerażający.  

Conner wzruszył ramionami.  

– Dlaczego miałbym bać się dębu? To nie ma sensu. Ale kiedy to śnię, czuję, że za chwilę 

stanie się coś strasznego. Coś, co zmieni moje życie na zawsze. Mam ochotę krzyczeć. Chcę, 

ż

eby  zamglone  kształty  przestały  ze  sobą  walczyć.  Jednak  nie  mogę  nic  zrobić,  bo  jestem 

sparaliżowany ze strachu – powiedział i spojrzał jej w oczy.  

Patrzyła na niego ze współczuciem.  

– Rozmawiałeś z kimkolwiek na ten temat? – spytała cicho.  

–  Nie  –  przyznał,  starając  się  uśmiechnąć.  –  Mówiłem  już,  że  byłem  wtedy  jeszcze 

dzieckiem.  Wydawało  mi  się,  że  jeśli  się  do  tego  przyznam,  uznają  mnie  za  słabego.  Dla 

moich kuzynów byłaby to świetna zabawa. Mogliby wyśmiewać się ze mnie do woli. Nie. Nie 

mogłem nikomu powiedzieć. W każdym razie – ciągnął dalej – koszmary znikły. Nawet nie 

pamiętam kiedy. Po prostu przestały mi się śnić. Wreszcie miałem spokój.  

– Dopóki nie zdarzył się wypadek – wtrąciła Mattie. 

Conner lekko skinął głową.  

– Byłem przekonany – powiedział – że gdy tylko skończy się sprawa w sądzie, przestanę 

ż

yć  w  takim  napięciu  i  wtedy  skończą  się  koszmary.  Jednak  nic  takiego  się  nie  stało.  – 

Zamilkł na chwilę. – Dlatego zdecydowałem się przyjechać do rezerwatu. Chciałem odpocząć 

i odzyskać spokój.  

Przede  wszystkim  chciał  otrzymać  odpowiedzi  na  dręczące  go  pytania.  Zgodnie  z 

wierzeniem Kolheeków sny są wiadomościami płynącymi prosto z duszy. Jednak w tej chwili 

Conner nie miał najmniejszego zamiaru grzebać głęboko w swojej podświadomości. Zerknął 

na piękną twarz Matti Russell i zauważył jej współczujące spojrzenie. Przełknął ślinę. Jeszcze 

przed chwilą uważał, że może jej zaufać i zwierzyć się ze swoich problemów. Teraz poczuł 

się  bezbronny.  Miał  nadzieję,  że  dziewczyna  nie  zacznie  analizować  każdego  jego  słowa  i 

zachowania.  

background image

Ale pomyślał też, że wcale nie jest taki pewny, czy rzeczywiście tego nie chce. Przecież 

przyjechał  do  rezerwatu,  by  znaleźć  wreszcie  przyczynę  koszmarów.  Wątpił  tylko,  czy  jest 

już na to gotowy.  

Zdecydowanym ruchem wstał z kanapy.  

–  Posłuchaj,  Mattie.  Powinienem  już  iść.  Nie  jestem  dziś  dla  ciebie  odpowiednim 

towarzystwem. Najlepszy dowód, że zasnąłem. Bardzo przepraszam.  

– Nic nie szkodzi. Naprawdę – zapewniła.  

Trochę się zdziwił, że nie próbowała go zatrzymywać i namawiać do zmiany decyzji.  

– Powinieneś wrócić do domu i odpocząć – powiedziała, odprowadzając go do drzwi. – 

Posłuchaj, Conner.  

Odwrócił się i spojrzał na nią.  

– Jeśli chciałbyś porozmawiać – powiedziała serdecznym tonem – to wiesz, gdzie mnie 

znaleźć.  

 

Kilka  godzin  później  Mattie  siedziała  na  tarasie  zawinięta  w  obszerny,  gruby  wełniany 

sweter.  Podziwiała  krajobraz  oświetlony  blaskiem  księżyca  oraz  chmury  rzucające ruchome 

cienie na dolinę i porośnięte lasem stoki gór.  

Poznała już podstawowe fakty. Conner wrócił do rezerwatu w Smoke Valley, żeby dojść 

do siebie po wypadku, o którym czytała w gazecie. Chciał się pozbierać po sprawie sądowej, 

pozbyć  się  poczucia  winy  za  to,  co  stało  się  z  tamtym  młodym  człowiekiem.  Wprawdzie 

nazywał  przyjazd  tutaj  wypoczynkiem,  ale  w  rzeczywistości  musiał  zmierzyć  się  z 

dręczącymi go problemami i uporać się z nimi.  

Mattie  podejrzewała,  że  za  jego  przyjazdem  kryje  się  coś  więcej.  Prześladujące  go 

koszmary  zaczęły  się  jeszcze  w  dzieciństwie.  Bardzo  mu  współczuła  i  zastanawiała  się,  co 

mogło  nim  tak  bardzo  wstrząsnąć,  że  od  tylu  lat  nie  umiał  się  uwolnić  od  przerażających 

snów. Czyżby chodziło o śmierć matki? Chyba nie. Z tego, co mówił, wynikało, że zmarła tak 

młodo, że zupełnie jej nie pamiętał. Może śmierć ojca? Dla sześcioletniego dziecka wstrząs 

spowodowany stratą obojga rodziców musiał być ogromny. W takiej sytuacji nocne koszmary 

nie powinny w ogóle dziwić. Lęk, złość i poczucie bezsilności to normalne reakcje.  

Zastanawiała się, co mogły oznaczać niewyraźne  kształty. Gigantyczne i przytłaczające, 

jak je określał. Mattie nie była psychologiem ani lekarzem, jednak zdawała sobie sprawę, że 

Conner cierpiał także z powodu tragedii na budowie. Na pewno nieustannie myślał o młodym 

człowieku przykutym do wózka inwalidzkiego. Być może teraz w czasie nocnych koszmarów 

wydaje mu się, że sam jest dotknięty paraliżem.  

Mattie  uniosła  stopy  i  oparła  je  na  krawędzi  krzesła,  kładąc  głowę  na  kolanach. 

Najbardziej  dziwiło  ją  to,  że  Conner  po  przyjeździe  do  Smoke  Valley  ani  razu  nie 

kontaktował  się  z  dziadkiem.  Bardzo  możliwe,  że  unikał  Josepha  bez  specjalnego  powodu, 

choć  uważała  to  za  mało  prawdopodobne.  Jej  zdaniem  wszystkie  te  sprawy  musiały  się  ze 

sobą jakoś łączyć.  

Nagle rozległ się dzwonek telefonu. Mattie wstała i pospiesznie podeszła do aparatu. Głos 

w  słuchawce  spowodował,  że  przestała  zaprzątać  sobie  głowę  problemami  Connera.  Teraz 

background image

musiała działać szybko i zdecydowanie. Kolejna kobieta potrzebowała jej pomocy.  

– Zaraz będę gotowa – zapewniła i energicznie odłożyła słuchawkę.  

 

Nazajutrz wczesnym rankiem Mattie otworzyła tylne drzwi. Wpuściła do środka kobietę i 

dziecko.  Chłopiec  wyglądał  na  dziesięć  lat.  Drżał  ze  zmęczenia.  Koniecznie  chciał  spać  w 

jednym  pokoju  z  mamą,  więc  Mattie  szybko  przygotowała  mu  posłanie  na  kanapie.  Zasnął 

niemal natychmiast.  

Kobieta  miała  na  imię  Brenda.  Kiedy  zaczęła  mówić,  Mattie  zauważyła,  że  brakuje  jej 

trzonowego  zęba.  Brenda  wyjaśniła,  że  straciła  go,  gdy  mąż  pobił  ją  tydzień  temu.  Dziś  w 

nocy podbił jej oczy i złamał nos, rozciął czoło i zmusił do szukania ratunku poza domem.  

– On mnie zabije. Na pewno mnie zabije – powtarzała, trzęsąc się z przerażenia. Mattie 

już nieraz widziała taki obezwładniający łęk u innych kobiet, które tu trafiały.  

– Uspokój się, nikomu nic się nie stanie – powiedziała stanowczo. – Dobrze zrobiłaś, że 

uciekłaś i zabrałaś dziecko. Teraz już nie musisz się bać. Pomogę ci.  

W oczach Brendy nadal widać było paniczny strach.  

– Tak, wzięłam ze sobą Scotty’ego. On mi tego nie daruje. Zabije mnie, jeśli tylko mnie 

znajdzie.  

Z dalszej opowieści Brendy Mattie dowiedziała się, że „on” jest bokserem, który próbuje 

przejść  na  zawodowstwo. Występuje  pod  pseudonimem  Tommie  Boy.  Jego trener uznał, że 

ma  dość  talentu,  by  szukać  szczęścia  wśród  profesjonalistów.  Jednak  w  ciągu  ostatniego 

półtora  roku  Tommie  Boy  przegrał  wszystkie  walki  w  zawodowej  lidze.  Brenda  oznajmiła 

Mattie, że w tej sytuacji trudno się dziwić, że był trochę zdenerwowany.  

– Kocham go – szepnęła, a łzy spływały po jej bladych policzkach. – Ale już dłużej nie 

mogę tego znosić. Boję się, że któregoś dnia tak samo skrzywdzi Scotty’ego.  

– Nigdy nie bije syna? – Mattie czuła się w obowiązku zadać to pytanie.  

Brenda  odwróciła  wzrok,  jakby  czuła  się  winna.  Kiedy  wreszcie  uniosła  głowę,  w  jej 

oczach malowała się rozpacz.  

–  Bardzo  rzadko.  Ale  nie  bije  go  tak  mocno  jak  mnie  –  wyznała.  –  Jednak  bywa  coraz 

gorzej.  Wiem,  że  Tommie  nie  jest  zły,  ale  jak  się  zezłości,  może  mnie  zabić.  Kto  wtedy 

zaopiekuje się Scottym? 

Mattie ogarnęła złość, gdy usłyszała, jak Brenda usprawiedliwia swojego męża. Mogła się 

jedynie  domyślać,  że  biedna  kobieta  już  go  nie  kocha,  a  to,  co  czuła,  należało  uznać  za 

psychiczne  uzależnienie,  rodzaj  choroby,  podobnie  jak  chorobą  było  stosowanie  przemocy 

fizycznej przez Tommiego.  

Mattie rozumiała to wszystko i współczuła Brendzie. Ta kobieta nie miała szacunku dla 

samej  siebie.  Matie  gotowa  była  zrobić  wszystko,  żeby  biedaczka  odzyskała  równowagę 

psychiczną i doceniła własną wartość. Natomiast wobec jej męża czuła wyłącznie pogardę.  

Gdy rozmawiała z Brendą, słońce zdążyło już oświetlić Green Mountain. Mattie słuchała 

podobnych  historii  wielokrotnie  i  wielokrotnie  zdarzało  się,  że  z  jakichś  powodów  policja, 

opieka społeczna i inne upoważnione służby niewiele mogły lub chciały zrobić, by w takiej 

sytuacji pomóc nieszczęsnym kobietom.  

background image

Ofiary przemocy pochodziły z różnych środowisk, ale jedno je łączyło – najczęściej nie 

miały  rodziny,  w  której  mogłyby  znaleźć  wsparcie.  Niejednokrotnie  wyrastały  w  domach, 

gdzie przemoc była traktowana jako normalne zachowanie. Brenda nie znała innego życia.  

Mattie  zacisnęła  pięści,  gdy  Brenda  opowiedziała  jej,  co  usłyszała  kiedyś  od  pewnego 

sędziego. Prawnik poradził jej, by nie wnosiła oficjalnej skargi na męża, bo Tommie Boy był 

jego  zdaniem  szansą  dla  miasteczka.  Gdyby  zdobył  sławę  jako  bokser,  wszyscy  by  na  tym 

zyskali.  Miasteczko  stałoby  się  bardziej  znane.  A  Brenda  powinna  się  wstydzić,  że  próbuje 

temu  przeszkodzić.  Sędzia  dodał  jeszcze,  że  w  ten  sposób  udowodniłaby,  że  jest 

nieodpowiednią matką i pozbawiono by ją opieki nad dzieckiem.  

–  Oczywiście  wycofałam  skargę  –  przyznała.  –  Gdy  tylko  sprawa  przycichła,  Tommie 

pobił mnie i wybił mi ząb. Według niego należała mi się kara. Wiem, że zachowałam się jak 

tchórz. W końcu jednak zebrałam się na odwagę i powiedziałam, że muszę mieć wstawiony 

ząb.  Tommie  odpowiedział,  że  jak  dla  niego  wyglądam  dobrze  i  że  potrzebna  mi pamiątka, 

bym na drugi raz nie wzywała policji.  

Drżała, mówiąc o tym. Nie była w stanie zapomnieć doznanych upokorzeń.  

–  Wiesz,  Mattie,  ja  nigdy  nie  wzywałam  policji.  To  sąsiedzi  dzwonili  –  tłumaczyła  ze 

łzami w oczach.  

Rozległo się ciche stukanie do frontowych drzwi. Brenda zesztywniała z przerażenia.  

– Boże, przyszedł po mnie – szepnęła.  

Była gotowa do natychmiastowej ucieczki.  

–  Wszystko  w  porządku  –  powiedziała  Mattie,  starając  sieją  uspokoić.  –  To  lekarz. 

Zapomniałaś?  Kiedy  szłam  zaparzyć  kawę,  powiedziałam,  że  wezwałam  doktora  Thundera. 

Jemu możesz zaufać. Nawet nie zapyta o twoje nazwisko i nikomu nie powie, że cię widział.  

Mattie  często  spotykała  się  z  takim  zachowaniem.  Lęk  powodował,  że  do  ludzi  nie 

docierały najprostsze informacje. Wiedziała, że jest to przejściowe. Brenda potrzebowała po 

prostu trochę czasu, by się pozbierać, oraz miejsca, w którym czułaby się bezpiecznie.  

– Jesteś pewna, że to nie Tommie? – dopytywała się niespokojnie.  

–  Brenda,  twój  mąż  nie  ma  pojęcia,  gdzie  jesteś  –  Mattie  starała  się  mówić  jak 

najłagodniejszym tonem. Uniosła się z krzesła. – Poczekaj tutaj, a ja pójdę otworzyć. Zgoda? 

Grey Thunder miał piękne zielone oczy. Długie czarne włosy jak zwykle splótł w luźny 

warkocz  spadający  na  plecy.  Mattie  poznała  go  przed  rokiem.  Powrócił  wtedy  do  Smoke 

Valley,  żeby  leczyć  mieszkańców  rezerwatu.  Zatrudnił  u  siebie  niejaką  Lori  Young,  którą 

była  w  ciąży  i  próbowała  ukryć  się  przed  byłym  mężem,  agresywnym  człowiekiem,  który 

chciał  ją  dopaść.  Żeby  zagwarantować  dziewczynie  bezpieczeństwo,  Grey  wziął  z  nią  ślub. 

Potem  rzeczywiście  zakochali  się  w  sobie  i  tworzyli  teraz  doskonałą  parę.  Mattie  nawet  do 

głowy  nie  przyszło,  gdy  poznawała  ich  ze  sobą,  że  tak  się  to  skończy.  Jednak  teraz  była 

dumna z roli swatki.  

– Dziękuję, że przyszedłeś – powiedziała i wprowadziła doktora do holu.  

– Gdzie ona jest? – spytał Grey.  

–  W  pokoju.  Tylko  pamiętaj,  musisz  rozmawiać  z  nią  bardzo  łagodnie.  Postaraj  się  nie 

wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Ona jest naprawdę śmiertelnie przerażona.  

background image

Grey  skinął  głową  ze  zrozumieniem.  Odstawił  pokaźną  czarną  torbę  i  założył  biały 

fartuch.  To  zawsze  pomagało  w  nawiązaniu  pierwszego  kontaktu  i  dodawało  pewności 

poszkodowanym.  

– Jak ma na imię? – spytał, dopinając guziki.  

– Brenda.  

Już  dawno  ustalili,  że  posługują  się  tylko  imionami,  i  dla  bezpieczeństwa  ściśle  tego 

przestrzegali.  

Skinął głową i podniósł torbę.  

– Chodźmy.  

Gdy  Mattie  weszła  do  pokoju,  Brenda patrzyła wzrokiem zaszczutego zwierzątka, które 

znalazło się w pułapce bez wyjścia.  

– To doktor Grey Thunder.  

Grey stanął w drzwiach.  

– Witaj, Brendo – powiedział łagodnym tonem.  

Kobieta spojrzała na niego, potem na Mattie. Widać było, że nie ma ochoty na rozmowę z 

nikim obcym, a już na pewno z żadnym mężczyzną.  

–  Doktor  nie  zna  twojego  nazwiska  i  nikomu  nie  powie,  że  tu  jesteś.  Przyszedł,  by  ci 

pomóc – przypomniała Mattie.  

Brenda nadal patrzyła z niepokojem. Grey nie ruszył się z miejsca, a Mattie wiedziała, że 

lekarz nie wejdzie do pokoju, dopóki Brenda w jakiś sposób nie wyrazi zgody. Traktowanie 

pokrzywdzonych z troską i szacunkiem dodawało ofiarom siły i pewności siebie.  

–  Nie  chcę,  żeby  oglądano  mnie  w  takim  stanie  –  powiedziała  wreszcie  Brenda  i 

odwróciła się tyłem.  

– Brenda, masz rozcięte czoło – przypomniała Mattie. – Nos chyba jest złamany. A Grey 

może. ci pomóc. Chyba nie chcesz przez resztę życia chodzić z paskudną szramą na twarzy i 

krzywym nosem.  

Kobieta wzruszyła ramionami.  

– Jakie to ma znaczenie? 

– Och, daj spokój – zaczęła Mattie i przysunęła krzesło. – Teraz może ci się tak wydawać, 

ale za jakiś czas inaczej na to spojrzysz.  

Grey nadal stał w drzwiach. W końcu Brenda skinęła głową. Lekarz podszedł bliżej.  

– Oczyściłam ranę i założyłam opatrunek – wyjaśniła Mattie.  

–  Bardzo  dobrze  –  pochwalił  ją  Grey.  Delikatnie  zdjął  opatrunek.  –  Nie  wygląda  źle. 

Nałożę  odrobinę  środka  dezynfekującego.  Mam  przy  sobie  taśmę  chirurgiczną.  Skleję  ranę. 

Powinna zostać mniejsza blizna niż po szyciu.  

Mattie  zauważyła,  że  Brenda  zaczyna  się  niecierpliwić.  Na  szczęście  lekarz  pracował 

szybko i sprawnie.  

– Jeśli chodzi o nos, to przez chwilę będzie bardzo bolało – uprzedził.  

Kobieta zacisnęła zęby. Ból nie był dla niej niczym nowym.  

Gdy wreszcie nos zniknął pod opatrunkiem, Brenda zaczęła szlochać.  

–  Już  mam  dość  –  powiedziała  błagalnym  tonem.  –  Nie  chcę,  żeby  mnie  ktokolwiek 

background image

oglądał. Mattie, niech on już sobie pójdzie.  

Tymczasem Grey zaczaj pakować swoje rzeczy.  

– Wrócę, gdy nabierzesz sił – powiedział. – Teraz przede wszystkim musisz odpocząć.  

Mattie zostawiła Brendę ze śpiącym dzieckiem i odprowadziła Greya do drzwi.  

–  Mam  tu  dla  niej  łagodny  środek  uspokajający  –  powiedział  i  podał  Mattie  małe 

opakowanie.  –  Po  tym  łatwiej  jej  będzie  zasnąć.  Zostawiam  tylko  trzy  tabletki.  Ty 

zdecydujesz, kiedy je podać.  

– Dziękuję za wszystko – powiedziała Mattie.  

Grey zatrzymał się przy drzwiach ze smutnym uśmiechem i szepnął: 

– Za każdym razem nie mieści mi się w głowie, że coś takiego znów się zdarzyło. Mattie 

Russell,  dobry  z  ciebie  człowiek  –  powiedział  z  westchnieniem.  –  Lori  serdecznie  cię 

pozdrawia.  

Mattie przyjaznym gestem położyła rękę na ramieniu Greya.  

–  Jak  ona  się  czuje?  –  spytała.  Wiedziała,  że  Lori  spodziewa  się  dziecka.  Maleństwo 

miało przyjść na świat około Nowego Roku.  

– Dobrze. Dziecko rośnie z dnia na dzień. Niestety brzuch też, a to Lori zupełnie się nie 

podoba – wyjaśnił i roześmiał się.  

Po chwili zamyślił się i zmarszczył brwi. 

– Mattie, chciałbym cię o coś spytać, jeśli można.  

– Oczywiście.  

Najwyraźniej było mu trochę niezręcznie. Starał się dobrać odpowiednie słowa.  

– Nathan mówił mi, że spotkałaś naszego kuzyna Connera. Podobno zamieszkał w starym 

domku myśliwskim. Czy tak? 

– Tak, rozmawiałam o tym z Nathanem.  

– Zwykle staram się do nikogo nie wtrącać, ale Conner zaczyna mnie niepokoić. Widzisz, 

on  jest  w  rezerwacie  od  tygodni,  ale  nie  pojawił  się  w  miasteczku.  Do  tej  pory  nie 

skontaktował się z nikim z rodziny.  

Teraz Mattie poczuła się niezręcznie. Wiedziała, że z jakichś powodów Conner starał się 

izolować  od  rodziny.  Pomyślała  jednak,  że  dopóki  nie  zrozumie  jego  zachowania,  nie, 

powinna z nikim rozmawiać na ten temat.  

–  Możesz  jeszcze  kiedyś  się  z  nim  zobaczysz?  –  dodał  Grey.  –  Wiesz,  chciałbym 

wiedzieć, czy z nim wszystko w porządku.  

Najwyraźniej niepokoił go los kuzyna. Mattie nie miała serca trzymać go w niepewności, 

zwłaszcza że tyle razy służył jej bezinteresowną pomocą.  

– Spotkałam się z nim – przyznała w końcu. – Szczerze mówiąc, wczoraj był u mnie na 

obiedzie.  

Grey odetchnął z ulgą.  

–  Świetnie  –  powiedział  z  uśmiechem.  –  Cieszę  się,  że  przestał  zachowywać  się  jak 

pustelnik.  

Mattie poklepała go po ręce.  

– Naprawdę nic złego się z nim nie dzieje – zapewniła i zaczerwieniła się.  

background image

–  Słuchaj.  –  poprosił  Grey.  –  Jeśli  będziesz  miała  okazję,  przekonaj  go,  żeby  nas 

odwiedził, dobrze? Wszyscy chcemy się z nim spotkać.  

– Zgoda. Myślę, że dla niego też byłoby to wskazane – powiedziała.  

Grey uniósł dłoń na pożegnanie i wyszedł.  

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 

 

Mattie usłyszała delikatne pukanie do drzwi sypialni. Natychmiast się rozbudziła. Brenda 

i Scotty mieszkali w jej domu już od trzech dni i nigdy jeszcze tu nie zaglądali. Schodzili na 

dół niemal wyłącznie na posiłki.  

Tak zachowywała się większość” kobiet, które korzystały z jej pomocy. Zwykle czuły się 

uzależnione od swoich prześladowców i musiało minąć sporo czasu, nim wreszcie docierało 

do  ich  świadomości,  że  doskonale  sobie  poradzą  bez  swoich  krzywdzicieli.  Jednak  jeszcze 

nigdy nie udało się tego osiągnąć bez pomocy i fachowych porad.  

Mattie wyskoczyła z łóżka. Wciągnęła dżinsy i sweter.  

–  Wejdź,  Brenda  –  zawołała.  Domyślała  się,  że  coś  musiało  się  stać,  jeśli  kobieta 

zdecydowała się obudzić ją tak wcześnie.  

– Z tyłu za domem kręci się jakiś mężczyzna – tłumaczyła przerażona Brenda.  

Mattie wciągnęła tenisówki, nie zawracając sobie głowy zawiązywaniem sznurowadeł.  

– Znasz go? – spytała, zastanawiając się jednocześnie, ile czasu potrzebuje policja, żeby 

tu dojechać, oczywiście jeśli okaże się to konieczne.  

Kobieta pokręciła przecząco głową.  

– Kręci się przy tamtym starym budynku – wyjaśniła cicho.  

Conner, pomyślała Mattie. Nie widziała go od tamtego dnia, kiedy był u niej na obiedzie. 

Później w nocy zjawiła się Brenda.  

– Wiem, kto to jest – wyjaśniła. – Nie ma powodu do obaw.  

Jednak widać było, że Brenda nie wierzy.  

– A jeśli... – zaczęła.  

– Już dobrze. Pójdę zapytać, co go tu sprowadza – uspokoiła ją Mattie.  

– Możesz mu powiedzieć, żeby sobie poszedł? 

– Najpierw dowiem się, dlaczego przyszedł – powiedziała i poklepała przerażoną kobietę 

po ramieniu.  

– Możesz tymczasem przygotować Scotty’emu śniadanie. Ja zaraz wrócę.  

– Tylko nikomu nie mów, że tu jesteśmy. Tommie na pewno nas szuka.  

– Pamiętam o tym – zapewniła i zdobyła się na uśmiech.  

– Zostaniemy na górze, dopóki nie odejdzie – powiedziała Brenda niepewnym tonem.  

Strach  i  niepokój  Brendy  przypomniały Mattie chwilę, gdy jej siostra Susan przybiegła, 

błagając  o  pomoc.  Jednak  potem  zrobiła  największy  błąd.  Wybaczyła  mężowi  i  wróciła  do 

niego. Uwierzyła w obietnicę, że tym razem wszystko się odmieni. W swoim krótkim życiu 

słyszała wiele takich obietnic.  

Mattie  poczuła  zapach  kawy,  nim  weszła  do  kuchni.  Nie  mogła  się  oprzeć  i  napełniła 

kubek,  chociaż  nie  potrzebowała  kofeiny.  Perspektywa  rozmowy  z  Connerem już odpędziła 

resztki snu. Z kubkiem gorącego napoju przeszła przez trawnik. Drzwi wozowni były szeroko 

otwarte,  więc  weszła  do środka. Conner klęczał na podłodze. Pochylony nad kartką papieru 

zapisywał coś, zapewne wyniki pomiarów.  

background image

– Dzień dobry – zawołała z daleka.  

Uniósł głowę i uśmiechnął się, a Mattie od razu straciła pewność siebie.  

–  Miałam  zamiar  przynieść  ci  kawę  –  powiedziała  –  ale  nie  wiedziałam,  czy  pijesz  z 

mlekiem i z cukrem.  

Położył ołówek obok metalowej taśmy i kartki, wstał i podszedł do niej.  

– Cóż za wspaniały zapach – powiedział. – Mogę się napić z twojego kubka? 

– Oczywiście.  

Objął  jej  dłonie  trzymające  kubek,  pochylił  się  i  upił  kilka  łyków.  Spojrzała  na  jego 

wilgotne usta i natychmiast przypomniała sobie pocałunki. Wzięła głęboki oddech.  

– Co tu robisz? – spytała, siląc się na spokój.  

– Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza. Spisuję materiały potrzebne do remontu.  

–  Ale...  –  zawahała  się.  –  Przecież  ja  poprosiłam  cię  jedynie...  Nie  oczekiwałam,  że 

będziesz tu coś robił.  

–  Wiem.  –  Zdecydowanie  skinął  głową,  a  długie  włosy  opadły  mu  na  ramiona.  –  Ale 

kiedy  pomyślałem  o  tym,  co  cię  tu  czeka:  naprawa  podłogi,  dobudowanie  ściany,  wymiana 

okien  i  drzwi,  do  tego  łazienka,  wyliczał  po  kolei.  –  Chętnie  wszystkiego  dopilnuję. 

Chwilowo niczego nie wynajmujesz, więc jest najlepszy moment, żeby...  

–  To  prawda  –  przyznała.  Właściwie  nie  było  to  kłamstwo.  Brenda  i  Scotty  nie 

wynajmowali pokoju. – Może jednak... – zaczęła.  

Conner nie zamierzał słuchać jej protestów. Odruchowo przeczesał włosy palcami.  

–  Potrzebujemy  elektryka  i  hydraulika.  Inspektor  budowlany  będzie  mógł  przyjść  na 

ostateczny odbiór może już nawet za trzy tygodnie, najpóźniej za miesiąc.  

– Sama nie wiem.  

Dla  niej  na  pewno  nie  był  to  najlepszy  moment.  Musiała  zająć  się  Brendą  i  Scottym. 

Należało załatwić matce stałą pracę i mieszkanie, a dla dziecka miejsce w szkole. Powinni jak 

najszybciej stanąć na własnych nogach. Ale teraz Conner patrzył jej w oczy i nie potrafiła mu 

odmówić.  

– Mattie, muszę się tym zająć – powiedział. – Siedzę w lesie, w tej starej chacie już kilka 

tygodni  i  zaczynam  wariować.  Dokucza  mi  samotność.  Mówiłem  ci,  że  chcę  przemyśleć 

pewne  sprawy,  ale  potrzebuję  jeszcze  czasu,  nim  dojdę  do  jakichś  wniosków.  Muszę  jakoś 

spożytkować energię.  

–  Cóż,  myślę,  że  to  dobry  pomysł  –  stwierdziła  Mattie,  nawet  przez  chwilę  nie 

zastanawiając się nad tym, jak bardzo komplikuje sobie życie.  

 

Niedługo  potem  siedziała  obok  niego  w  półciężarówce.  Jechali  do  Mountview, 

sąsiedniego miasteczka, gdzie był najbliższy tartak. Przedtem, na koniec rozmowy ustalili, że 

ona pójdzie się przebrać, a on wróci do swojej chaty, gdzie zaparkował samochód.  

Brenda,  jak  obiecała,  starała  się  pozostać  niezauważona.  Mattie  zajrzała  do  obszernej 

sypialni na górze. Scotty oglądał kreskówki w telewizji, a jego matka siedziała zamyślona w 

fotelu.  

– Jadę do miasta – powiedziała Mattie.  

background image

Kobieta tylko skinęła głową.  

– Potrzebujesz czegoś? 

Brenda westchnęła i przecząco pokręciła głową.  

Mattie uśmiechnęła się do Scotty’ego. Od dnia, gdy zjawili się w jej domu, chłopiec nie 

odstępował matki na krok. Nic dziwnego. Życie bardzo go doświadczyło. Widział już sceny, 

których żadne dziecko nie powinno oglądać. Jego rówieśnicy grali teraz w piłkę lub jeździli z 

kolegami na rowerach, a on nieustannie pilnował, by matce nie stało się nic złego.  

Mattie  zdawała  sobie  sprawę,  że  Scotty  powinien  znów  chodzić  do  szkoły.  Będzie 

musiała  przekonać  o  tym  Brendę  jak  najszybciej.  Niewątpliwie  oboje  potrzebowali  jeszcze 

kilku dni, żeby dojść do siebie, ale powrót do normalnego życia byłby najlepszy dla dziecka. 

Mattie postanowiła poruszyć tę sprawę następnego dnia. Teraz miała co innego na głowie.  

Spojrzała  na  Connera.  Siedział  wyprostowany  za  kierownicą  i  patrzył  na  drogę. 

Wiedziała,  że  to  tylko  pozorny  spokój.  Co  prawda  w  odróżnieniu  od  Brendy  nikt  mu  nie 

zagrażał, ale cierpiał równie mocno.  

Przejechała dłonią po wygodnym, skórzanym fotelu.  

– Ładna ciężarówka – zauważyła.  

– Jedna z ośmiu.  

Spojrzała z niedowierzaniem.  

– Masz ich więcej?  

Roześmiał się.  

–  Używamy  ich  w  firmie  do  przewozu  pracowników  na  plac  budowy.  W  ten  sposób 

tracimy mniej czasu. A i ludzie są zadowoleni. Muszę przyznać, że dobrze pracują i można im 

zaufać. Przez ostatnie miesiące firma działała właściwie bez mojego udziału. Od dnia, kiedy 

dostałem wezwanie do sądu, zaczął się prawdziwy koszmar. Ciągłe spotkania z prawnikami, 

przygotowywanie  dowodów,  przesiadywanie  w  sądzie  –  mówił  z  ironią  w  głosie.  – 

Tymczasem moi pracownicy świetnie dawali sobie radę. Prace posuwały się planowo. Nawet 

zdobyli nowe zamówienia.  

– Jesteś z mmi w kontakcie? 

–  Jasne  –  powiedział  i  znów  się  roześmiał.  –  Co  prawda  mieszkam  teraz  na  strasznym 

odludziu, ale nadal mam telefon komórkowy.  

Przez chwilę milczeli.  

– Jak się ostatnio czujesz? – spytała wreszcie Mattie.  

Conner natychmiast domyślił się, że chodzi jej o nocne koszmary.  

–  Złe  sny  zdecydowanie  rzadziej  mnie  prześladują  –  odparł.  –  Zmieniły  się  –  dodał  po 

chwili.  

– Zmieniły się? – powtórzyła pytająco i z zaciekawienia wyprostowała się na fotelu.  

Conner potwierdził skinieniem głowy.  

– Mówiłem ci o parzącym upale, gniewnych głosach i strachu – przerwał i zwilżył usta 

językiem. – Cóż, teraz wszystko jest jasno oświetlone, a ja czuję się tak, jakbym znajdował 

się  poza  tym,  co  się  dzieje.  Już  nie  jestem  w  środku,  nie  biorę  w  tym  udziału.  Stałem  się 

raczej widzem.  

background image

Ciekawe,  skąd  się  wzięła  ta  zmiana,  zastanawiała  się  Mattie.  Było  jasne,  że  Conner 

zadawał sobie to samo pytanie.  

– Już nie budzę się przerażony – dodał.  

– Czyli zmieniło się na lepsze – podsumowała zadowolona.  

Potwierdził skinieniem głowy.  

– Jednak nadal nie zbliżyłem się do wyjaśnienia, co to wszystko znaczy.  

Mattie przypomniała sobie słowa doktora Greya Thundera: „Jeśli będziesz miała okazję, 

przekonaj go, żeby nas odwiedził, dobrze? Wszyscy chcemy się z nim spotkać”.  

Zdawała  sobie  sprawę,  że  jeśli  wspomni  o  doktorze,  rozmowa  może  potoczyć  się  w 

niewłaściwym  kierunku,  a  przynajmniej  na  razie  nie  chciała  nic  mówić  na  temat  Brendy  i 

Scotty’ego. Zaczęła zatem inaczej.  

– Conner, myślę, że powinieneś spotkać się z dziadkiem, bo wtedy.  

– Nie – zaprotestował natychmiast. – To mi w niczym nie pomoże.  

– Dlaczego tak sądzisz? – spytała i mówiła dalej, nie czekając na odpowiedź. – Dlaczego 

jeszcze tego nie zrobiłeś? Jesteś tu już od tygodni. Pokłóciliście się? Może stało się coś złego? 

–  Nic  się  nie  stało  –  powiedział  takim  tonem,  że  na  chwilę  straciła  ochotę  do  dalszej 

rozmowy.  

Zapadła dłuższa cisza. W końcu Conner westchnął.  

– Mattie, możesz mi wierzyć. Nie doszło między nami do sprzeczki.  

–  W  takim  razie,  dlaczego  jeszcze  go  nie  odwiedziłeś?  –  pytała  dalej.  –  Właściwie 

dlaczego od lat nie przyjeżdżałeś do rezerwatu? 

Zatrzymał się na światłach na skraju miasta i spojrzał na nią.  

– Naprawdę nie wiem – przyznał lekko zmieszany.  

–  Spotkaj  się  z  nim  –  powiedziała  łagodnym  tonem.  –  Wychował  cię.  Na  pewno  cię 

kocha. Może wyjaśni ci jakieś wydarzenia z przeszłości. Poza tym on jest przecież szamanem. 

Nie zapominaj o tym. To bardzo mądry człowiek.  

Trochę  się  przestraszyła,  że  może  powiedziała  za  dużo.  Miała  nadzieję,  że  Conner  nie 

zapyta,  skąd  tak  dobrze  zna  Josepha.  On  jednak  był  zbyt  zajęty  własnymi  problemami,  by 

zwrócić uwagę na taki szczegół.  

Wyjrzał przez okno.  

– Naprawdę nie wiem – powtórzył pod nosem.  

– Mogę pójść z tobą – zaproponowała.  

Conner spojrzał na nią zaskoczony. Najwyraźniej zastanawiał się, dlaczego tak jej na tym 

zależy.  

– Mówię poważnie – zapewniła, nim zdążył znaleźć jakąś wymówkę. – Z przyjemnością 

z tobą pojadę. Wpadnij po mnie jutro rano. Pojedziemy do rezerwatu drogą wzdłuż jeziora.  

Conner  patrzył  na  nią  bez  słowa.  Samochód  za  nimi  zaczął  trąbić,  bo  już  od  dłuższej 

chwili mieli zielone światło. Conner nacisnął pedał gazu. Milcząc, wjechali do Mountview.  

– Conner. – Nie wytrzymała w końcu Mattie. – Pojedziesz czy nie? 

Powoli skinął głową.  

– Jeśli wybierzesz się ze mną, to tak.  

background image

Mattie  wysiadła  przed  ratuszem.  Wypełniła  wniosek  o  zezwolenie  na  przebudowę 

budynku.  Zajęło  jej  to  dwadzieścia  minut.  Urzędnik  zapewnił,  że  rozpatrzą  sprawę  w  ciągu 

tygodnia.  Potem  przeszła  kilka  domów  dalej,  gdzie  za  sklepem  z  narzędziami  mieścił  się 

skład drewna. Właśnie tam umówiła się z Connerem.  

Zza  chmur  wyszło  słońce  i  od  razu  zrobiło  się  weselej.  Mattie  odwróciła  twarz,  żeby 

nacieszyć się ciepłymi promieniami. Kończył się październik i takich chwil mogło już nie być 

zbyt  wiele  przed  zimą.  Co  prawda  lubiła  jazdę  na  nartach  i  szare  wieczory  z  książką  przy 

rozpalonym kominku, ale pozostałe pory roku uważała za bardziej atrakcyjne.  

Minęła kino, radośnie uśmiechając się do przechodniów. Cieszyła się, że Conner zgodził 

się spotkać z dziadkiem. Stary szaman na pewno będzie szczęśliwy. Zamyślona, nie zwróciła 

uwagi na nastolatka, który przyklejał ogłoszenie na szybie apteki. Jednak po chwili zauważyła 

zdjęcie Brendy na najbliższej latarni. „Nagroda za informację o tej kobiecie!” – przeczytała.  

Zaschło  jej  w  ustach.  Rozejrzała  się  i  dyskretnie  zerwała  zdjęcie.  Odwróciła  się.  Dwa 

domy  dalej  ten  sam  nastolatek  przyklejał  kolejne  zdjęcie  do  skrzynki  pocztowej.  Szybko 

podeszła do niego.  

– Możemy chwilę pogadać? – spytała.  

Wyglądał  na  trzynaście  lat.  Niemal  równocześnie  wzruszył  ramionami  i  skinął  głową. 

Leniwie odwrócił się do niej.  

– O co tu chodzi? – spytała, pokazując zdjęcie zerwane z latarni.  

Odpowiedział kolejnym wzruszeniem ramion.  

–  Nie  wiem.  Zaginęła  jakaś  kobieta.  Facet  obiecał  mi  pięćdziesiąt  dolarów  i  swój 

autograf,  jeśli  rozlepię  to  po  całym  mieście.  Powiedział,  że  będzie  sławny  i  jego  autograf 

będzie wart majątek.  

Tommie Boy, pomyślała Mattie od razu.  

Chłopiec zmarszczył nos.  

– Nie potrzebuję autografu – stwierdził. – Ale facet przypomina atletę, więc nie wypadało 

odmówić – tłumaczył z uśmiechem. – A forsa przyda się na nową deskorolkę.  

– Czyli zapowiada się niezła zabawa – powiedziała Mattie. – Dużo dostałeś tych plakatów 

ze zdjęciem? 

– Nie, chyba z piętnaście.  

Mattie zastanawiała się przez chwilę.  

– Mogłabym ci pomóc? 

– Dziękuję pani, ale zostały mi już tylko trzy.  

–  Ja  się  nimi  zajmę  –  zaproponowała.  –  A  ty  będziesz  mógł  pędzić  już  do  sklepu  po 

deskę.  

– Super, dzięki! – zawołał chłopak, wcisnął jej plakaty do ręki i pobiegł wzdłuż ulicy.  

Trzy  dostała  od  chłopca,  jeden  już  zerwała  z  latarni,  została  apteka  i  skrzynka.  To 

oznaczało,  że  musiała  wytropić  jeszcze  dziewięć  plakatów.  Ruszyła  wzdłuż  ulicy.  Zerwała 

plakat z okna wystawy sklepu z narzędziami. Starała się robić to jakby od niechcenia. Nikt nie 

powinien jej zauważyć. Tommie Boy na pewno znów zjawi się w miasteczku w ciągu kilku 

dni. Pomyślała, że dla Brendy i Scotty’ęgo byłoby bezpieczniej, gdyby wyjechali do innego 

background image

stanu.  

Minęła  trzy  ulice,  zanim  udało  jej  się  znaleźć  wszystkie  plakaty  ze  zdjęciem  Brendy. 

Zmęczona usiadła na ławce i zaczęła drzeć je na kawałki. Papiery wyrzuciła do kosza. Wzięła 

głęboki  oddech,  starając  się  zapanować  nad  obrazami,  które  kłębiły  się  przed  jej  oczami: 

przerażone  spojrzenie  Scotty’ego,  gdy  zjawił  się  w  jej  domu,  Brenda  z  pokaleczoną  i 

poobijaną  twarzą,  zapłakana  twarz  Susan,  jej  głos,  gdy  pytała  Mattie,  dlaczego  mąż,  który 

miał  ją  kochać,  tak  bardzo  ją  skrzywdził.  Mattie  zamknęła  oczy  i  wróciła  myślami  do 

wydarzeń sprzed pięciu lat.  

Nad świeżo wykopanym grobem stała trumna. Lakier i metalowe uchwyty połyskiwały w 

promieniach słońca. Na to wspomnienie Mattie ogarnęła rozpacz. Pomyślała, że teraz właśnie 

ona  odpowiada  za  to,  żeby  Brendy  nie  spotkał  los  Susan.  Nie  powinna  dopuścić,  by  obcy 

ludzie  kręcili  się  koło  domu,  w  czasie  gdy  ukrywa  się  tam  Brenda  ze  Scotty’m.  Hydraulik, 

elektryk, inspektor budowlany i nie wiadomo kto jeszcze.  

Chyba  straciłam  rozum,  pomyślała.  Ktoś  mógłby  ich  zauważyć  i  wspomnieć  coś  na  ten 

temat  w  miasteczku.  Jakiś  plakat  ze  zdjęciem  i  informacją  o  nagrodzie  mógł  nadal  wisieć 

gdzieś  na  latarni.  Pieniądze  zawsze  były  przekonującym  argumentem.  A  co  z  Connerem?  – 

pomyślała. Przecież dziś rano doszła do wniosku, że on też potrzebuje zrozumienia i pomocy. 

Musiał mieć jakieś zajęcie.  

– Mattie Russell, pozwoliłaś, żeby zamiast głowy myślało twoje  ciało – powiedziała do 

siebie z wyrzutem.  

Conner Thunder na pewno potrafił samodzielnie uporać się ze swoimi problemami. Nie 

potrzebował  pomocy,  a  już  na  pewno  nie  w  takim  stopniu  jak  Brenda  i  Scotty.  Miał  w 

rezerwacie kochającą rodzinę. Wystarczyłoby, żeby się z nią skontaktował. A Brenda mogła 

liczyć  tylko  na  Mattie.  No  i  jemu  nikt  nie  zagrażał,  podczas  gdy  życie  Brendy  zależało  od 

humoru rozwścieczonego boksera. Tym bardziej teraz, kiedy odważyła się uciec od niego.  

Mattie  westchnęła  smutno.  Wciąż  sobie  powtarzała,  że  ma  istotne  powody,  by  żyć  w 

samotności.  Musiała  zapewnić  bezpieczeństwo  kobietom,  które  szukały  u  niej  schronienia. 

Jak mogła o tym zapomnieć. Jednak po chwili zdobyła się na szczerość wobec samej siebie. 

Wszystko z powodu Connera.  

Od chwili gdy go poznała, intrygował ją i pociągał. Świadomość, że on również jest nią 

zainteresowany, sprawiała jej prawdziwą przyjemność. Jednak Conner nie powinien kręcić się 

koło  domu,  gdy  w  środku  ukrywała  się  Brenda.  Przynajmniej  nie  wtedy,  gdy  Tommie  Boy 

obiecywał nagrodę za informację o niej. Mattie zdawała sobie sprawę, że Brenda i Scotty byli 

ważniejsi  od  jej  osobistych  spraw.  Nie  miała  innego  wyjścia.  Podjęła  decyzję  i  od  razu 

poczuła się lepiej.  

Musiała  teraz  wyjaśnić  Connerowi,  że  zmuszona  była  zmienić plany. Tylko jak znaleźć 

sensowne  wytłumaczenie?  Mogłaby  powiedzieć  prawdę.  Wyjawić,  że  ukrywa  matkę  z 

dzieckiem.  „Tylko  nikomu  nie  mów,  że  tu  jesteśmy”,  zadźwięczało  jej  w  uszach.  Brenda 

prosiła  ją  o  to  z  oczami  pełnymi  przerażenia.  Mattie  obiecała  dyskrecję  i  zamierzała 

dotrzymać  słowa.  Zdobycie  zaufania  tej  kobiety  kosztowało  ją  wiele  trudu.  Nie  mogła  jej 

teraz zawieść.  

background image

Wprawdzie nie miała najmniejszych wątpliwości, że Connerowi można zaufać, ale skoro 

obiecała, musiała milczeć. Przynajmniej na razie. Może później uda się jej przekonać Brendę, 

ż

e  Conner  jest  człowiekiem,  który  potrafi  zachować  absolutną  dyskrecję.  Teraz  z  całą 

pewnością nie powinien zajmować się remontem starej wozowni. Miała nadzieję, że uda się 

jej wymyślić jakąś sensowną wymówkę.  

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY 

 

–  Czy  w  końcu  powiesz  mi,  co  się stało? – spytał Conner. Mówił łagodnym tonem, ale 

Mattie podskoczyła zaskoczona.  

–  Co  się  stało...  –  zaczęła  i  zdała  sobie  sprawę,  że  zaczyna  powtarzać  jak  jakaś  głupia 

papuga. Przybrała poważną minę, jakby doskonale wiedziała, o co chodzi. W rzeczywistości 

przez  całą  drogę  do  domu  siedziała  głęboko  zamyślona.  Gdy  dojechali,  Conner  wyładował 

pięciolitrowe  pojemniki  z  farbą.  Dwa  zaniósł  do  wozowni.  Mattie  wzięła  dwa  pozostałe  i 

poszła za nim. W środku odwrócił się do niej.  

– Słuchaj, Mattie. Widzę, że coś musiało się stać po tym, gdy wysiadłaś przed ratuszem i 

zanim spotkaliśmy się przed sklepem. Nie odzywasz się, jakby coś cię gryzło. Miałaś jakieś 

kłopoty z zezwoleniem? 

Oczywiście! To była doskonała wymówka. Dlaczego nie pomyślała o tym wcześniej? 

–  Zezwolenie  mogą  wydać  dopiero  w  przyszłym  tygodniu  –  powiedziała.  –  Musimy 

odłożyć wszelkie prace do tego czasu.  

–  I  tym  się  tak  przejęłaś?  Może  nie  będę  mógł  spisać  umowy  z  hydraulikiem  czy  z 

elektrykiem, dopóki nie podam im numeru zezwolenia, ale to jeszcze nie znaczy, że nie mogę 

tu przyjść i...  

–  Naprawdę  wolałabym  poczekać.  Wszystko  powinno  być  robione  oficjalnie  i  legalnie. 

Zresztą tak powiedział urzędnik.  

– Tak, ale...  

– Chcę zaczekać – powtórzyła twardo.  

Conner spojrzał zaskoczony jej obcesowym tonem.  

– Mam tysiące rzeczy do zrobienia – zaczęła nerwowo tłumaczyć, widząc jego spojrzenie. 

–  Jeśli  odłożymy  remont  do  przyszłego  tygodnia,  to...  będę  mogła  ci  pomóc  –  starała  się 

mówić  z  przekonaniem.  –  Wiesz,  chciałabym  przy  okazji  nauczyć  się  czegoś  od  ciebie,  na 

przykład o stolarstwie, malowaniu, waleniu młotkiem i... no i w ogóle.  

Dokładała  wszelkich  starań,  by  nie  wyjść  na  kompletną  idiotkę.  Przecież  kilka  godzin 

wcześniej zgodziła się na jego pomoc, a teraz wykręcała się, jak mogła. Zależało jej jednak, 

by go nie obrazić. A jednocześnie miała ochotę kopnąć się w kostkę za to, co robi. Przecież 

przyrzekła  sobie,  że  będzie  wiodła  samotne  życie  i  pomagała  innym,  tymczasem  w 

towarzystwie Connera wszystkie dotychczasowe plany natychmiast ulegały unieważnieniu.  

Conner  zupełnie  nie  wiedział,  co  myśleć  o  tej  nagłej  zmianie  decyzji.  Wyglądał  na 

zupełnie zagubionego. Mattie zauważyła jego minę i niewiele brakowało, by wyznała prawdę.  

– Dobrze, Mattie – powiedział w końcu. – Zrobimy tak, jak chcesz.  

Z tylnej kieszeni wyciągnął wizytówkę.  

– Tu jest numer mojej komórki. Zadzwoń, gdy zdecydujesz się na rozpoczęcie prac.  

Przeszli po trawniku do ciężarówki.  

– Mam nadzieję, że nie jesteś zły z powodu zwłoki? – spytała.  

Otworzył drzwiczki samochodu.  

background image

– Nie, nie jestem, chociaż powinnaś wiedzieć, że po złożeniu wniosku możesz spokojnie 

rozpoczynać  remont.  Z  tego  powodu  na  pewno  nie  zjawią  się  tu  uzbrojeni  po  zęby  agenci 

federalni, żeby cię aresztować.  

–  Rozumiem  i  postaram  się  znaleźć  czas  jak  najszybciej  –  zapewniła.  –  Zadzwonię  do 

ciebie.  

Conner skinął głową. Widać było, że zgodził się tylko dlatego, bo nie dała mu możliwości 

wyboru.  „Włączył  silnik  i  zaczął  cofać  samochód.  Odjechał  kilka  metrów,  gdy  Mattie 

zawołała go i podbiegła do auta.  

– Mieliśmy jutro pojechać do Josepha – przypomniała mu.  

Zawahał się na moment.  

– Odpowiada ci dziesiąta? – spytał.  

– Świetnie. Będę gotowa.  

 

Czarne  oczy  szamana  dosłownie  zabłysły  na  widok  Connera.  Mattie  przekonała  się,  że 

dzisiejsza wyprawa była warta zachodu.  

– Conner! 

– Witaj, dziadku.  

Mężczyźni objęli się serdecznie, a twarz Josepha zmarszczyła się ze wzruszenia jeszcze 

bardziej.  Zwilgotniałymi  oczami  spojrzał  na  Mattie  stojącą  za  Connerem.  Jednak  chwila 

męskiej  słabości  nie  trwała  długo.  Conner  wyprostował  plecy.  Położył  dłonie  na  ramionach 

dziadka  i  odsunął  się.  Mattie  zauważyła,  że  starał  się  unikać  patrzenia  mu  w  oczy. 

Opowiedział  Josephowi,  jak  poznał  Mattie  nad  brzegiem  Smoke  Lake.  Nie  miał pojęcia, że 

ona i dziadek znają się od dawna. Kiedy po raz pierwszy zwróciła się do starego szamana o 

poradę i pomoc dla kobiet, którymi się opiekowała, przyrzekł nie rozmawiać na ten temat z 

nikim  więcej.  Wielokrotnie  miała  okazję  przekonać  się,  że  zawsze  dotrzymywał  słowa. 

Wiedziała, że nie wspomni o tym także Connerowi, dopóki nie będzie miał jej pozwolenia.  

Poprzedniego dnia, gdy Conner odjeżdżał ciężarówką, Mattie postanowiła porozmawiać z 

Brendą. Chciała, żeby kobieta zgodziła się na wtajemniczenie Connera. Zależało jej, by móc 

szczerze wyjaśnić mu, dlaczego obcy ludzie nie byli teraz mile widziani w pobliżu jej domu.  

Jednak gdy wróciła do środka, zastała Scotty’ego kręcącego się bezradnie wokół Brendy 

szlochającej z bezsilnej złości. Jak się okazało, zadzwoniła do banku i dowiedziała się, że mąż 

zlikwidował ich, obydwa rachunki oszczędnościowe. Została bez grosza.  

Wcześniej  Mattie  próbowała  ją  namówić,  by  przynajmniej  skorzystała  z  bankomatu  i 

wzięła  trochę  pieniędzy  na  niezbędne  wydatki.  Jednak  Brenda  nie  była  w  stanie  wykonać 

ż

adnego ruchu. Leżała skulona i płakała. To wszystko, na co było ją stać. Mattie zastanawiała 

się wtedy, czy należy ją zmuszać do podjęcia jakiegoś działania. Może powinna powiedzieć, 

by wzięła się w garść, choćby ze względu na Scotty’ego. W końcu jednak zrezygnowała. Na 

to było chyba jeszcze za wcześnie.  

Mattie wiedziała już z doświadczenia, że niektóre kobiety, gdy wreszcie uwolniły się od 

swojego  prześladowcy,  bardzo  długo  nie  mogły  się  pozbierać.  Inne  reagowały  złością  i 

agresją. Z kolei jeszcze inne – podobnie jak Brenda – były tak ciężko poranione, że zatracały 

background image

całkowicie poczucie własnej godności. Nie można było zmuszać ich do niczego, nawet jeśli 

byłoby  to  dla  ich  dobra.  Wymagały  przede  wszystkim  łagodności  i  serdeczności. 

Potrzebowały też czasu, by zaplanować samodzielne życie w przyszłości.  

Brenda spędziła dzień w takim napięciu, że Mattie nie brała nawet pod uwagę możliwości 

rozpoczęcia  rozmowy  na  temat  wtajemniczania  Connera.  Zajęła  się  przekonywaniem 

nieszczęsnej kobiety, że ona i jej syn mają teraz szansę na normalne życie, wolne od strachu i 

przemocy. W końcu Brenda uspokoiła się. Usiadły razem w kuchni i zaplanowały najbliższe 

dni.  Przede  wszystkim  musiały  pojechać  do  sądu,  by  jak  najszybciej  uzyskać  od  sędziego 

zakaz zbliżania się Tommiego do rodziny. Mattie uznała, że zgoda Brendy na podjęcie tego 

kroku to pierwszy wielki sukces.  

– Może macie ochotę napić się czegoś? – usłyszała nagle.  

Słowa szamana przywróciły ją do rzeczywistości.  

–  Ja  dziękuję  –  odpowiedziała.  –  Prawdę  mówiąc,  chętnie  poszłabym  na  spacer.  Kilka 

domów  stąd  jest  stragan  z  warzywami.  Przejdę  się  tam  i  może  coś  kupię  –  powiedziała  i 

spojrzała na Connera. – Mam nadzieję, że to ci nie przeszkadza? Będziesz mógł swobodnie 

porozmawiać z dziadkiem o... wszystkim.  

Zdawała  sobie  sprawę,  że  Conner  ma  silny  charakter  i  jej  słowa  nie  zmuszą  go  do 

niczego. On jednak spojrzał na nią porozumiewawczo i odprowadził do drzwi.  

– Dobrze – powiedział. – Na pewno porozmawiam o wszystkim.  

Uśmiechnęli się do siebie.  

– Daleko nie pójdę – obiecała.  

– Mattie to niezwykła kobieta – usłyszała jeszcze głos Josepha.  

– Zgadzam się – przyznał Conner.  

Uśmiechnęła się do siebie z radości, choć powinno być jej obojętne, co Conner myśli na 

jej temat. A jednak nie było.  

Przeszła  w  dół  ulicy  i  zatrzymała  się  przed  straganem.  Zamieniła  kilka  słów  z  kobietą 

siedzącą  pod  płóciennym  daszkiem.  Przez  ramię  miała  przerzuconą  chustę,  w  której  spało 

małe  dziecko.  Mattie  poprosiła  o  dwa  zielone  kabaczki  i  pół  kilograma  świeżo  zerwanej 

fasoli.  

Dyskretnie przyglądała się kobiecie, która bezwiednie dotykała chusty, głaskała dziecko, 

a  czasem  delikatnie  klepała  je  po  plecach.  Czy  ja  też  kiedyś  będę  tak  pieściła  własne 

maleństwo?  –  pomyślała  Mattie.  Już  nie  pamiętała,  kiedy  ostatni  raz  nachodziły  ją  takie 

myśli. W dzieciństwie z wielkim przejęciem zajmowała się lalkami. Bawiła się w mamę jak 

miliony  innych  małych  dziewczynek.  Jednak  w  miarę  upływu  lat  instynkt  macierzyński 

powoli  zaczął  w  niej  wygasać.  Chodziła  do  szkoły  i  jednocześnie  starała  się  pomagać 

starzejącym  się  rodzicom  w  prowadzeniu  pensjonatu.  Spodziewała  się,  że  kiedyś  trzeba 

będzie  prowadzić  go  bez  ich  pomocy,  więc  usiłowała  nauczyć  się  wszystkiego,  co  w 

przyszłości  mogłoby  się  przydać.  Potem  była  świadkiem  życiowej  klęski  swojej  siostry. 

Susan uparła się, że uda się jej zmienić agresywnego męża w księcia z bajki, jakim wydawał 

się  przed  ślubem.  Mattie  wraz  z  rodzicami  starała  się  przemówić  siostrze  do  rozsądku. 

Próbowali ją przekonać, że dla własnego dobra powinna rozstać się z mężem na zawsze. Ale 

background image

Susan nie zamierzała ich słuchać.  

W pewnym momencie Mattie poczuła żal do siostry. Z powodu jej decyzji ucierpiała cała 

rodzina. Jednak gdy siostra straciła życie, Mattie wpadła we wściekłość. Nie sądziła, że jest 

zdolna  do  tak  silnych  reakcji.  Kierowana  złością  zajęła  się  studiowaniem  przypadków 

psychicznego  i  fizycznego  znęcania się nad członkami rodziny. Dużo czytała na ten temat i 

zdobyła  sporą  wiedzę.  Dzięki  temu  potrafiła  pomóc  własnym  rodzicom  przetrwać 

najtrudniejsze  chwile  i  wrócić  do  normalnego  życia.  Wiele  zrozumiała  i  przemyślała.  W 

końcu podjęła decyzję, że poświęci się pomocy maltretowanym kobietom. Wtedy uważała, że 

wiąże  się  to  z  rezygnacją  z  własnego  życia,  z  małżeństwa,  z  posiadania  dzieci.  Albo 

zajmowanie  się  problemami  innych,  albo  własnymi.  I  nagle  dziś,  po  raz  pierwszy  zaczęła 

ż

ałować tamtej decyzji.  

Poczuła  na  sobie  czyjeś  spojrzenie.  Odwróciła  się.  Od  strony,  gdzie  stał  dom  Josepha, 

nadchodził Conner. Mattie szybko zapłaciła za zakupy i życząc sprzedawczyni miłego dnia, 

ruszyła na spotkanie.  

– Nie poświęciłeś mu zbyt dużo czasu – zauważyła.  

Conner tylko wzruszył ramionami.  

– Słuchaj – zaczęła tonem wymówki – nie widziałeś dziadka od lat. Powinieneś spędzić z 

nim cały dzień, do późnego wieczora.  

– Nie mógłbym. Przecież cały czas myślałbym tylko o tym, że zmuszam cię, byś na mnie 

czekała.  

Mattie aż otworzyła usta ze zdumienia.  

– Chyba nie chcesz mi wmówić, że to przeze mnie?  

Conner roześmiał się.  

–  Zbyt  łatwo  się  denerwujesz.  Najpierw  wysłuchaj  mnie  do  końca.  Dziadek  miał  kilka 

pilnych spraw do załatwienia. Umówiliśmy się na następne spotkanie. Zadowolona? 

Uśmiechnęła  się  i  skinęła  głową,  po  czym  ruszyli  w  dół  ulicy  w  kierunku  ciężarówki 

Connera.  

– Wspomniałeś mu o snach? – spytała.  

–  Tak  –  odparł  –  ale  nic  z  tego  nie  wynikło.  Dziadek  nie  powiedział  na  ten  temat  ani 

słowa.  

Odpowiedź  Connera  zaskoczyła  Mattie.  Stary  szaman  miał  ogromną  wiedzę  i  bogate 

doświadczenie.  Rozumiał  problemy  innych  i  zawsze  służył  pomocą.  Potrafił  doradzić 

każdemu, kto się do niego zwrócił. W przeszłości Mattie niejednokrotnie była świadkiem, jak 

ś

wietnie  mu  się  udawało  docierać  do  kobiet,  które  przygarniała  pod  swój  dach.  Dzięki  tym 

rozmowom  nieszczęsne  ofiary  przemocy  potrafiły  jasno  spojrzeć  na  dotychczasowe  życie. 

Joseph  często  powtarzał,  że  jeśli  rozumiesz  swoją  przeszłość,  łatwiej  ci  będzie  zaplanować 

przyszłość.  

– Ale dał mi to – powiedział Conner i uniósł jakąś papierową torebkę. – Tu są zioła, po 

których zasypia się głęboko, a sny są wyjątkowo wyraziste. Dziadek uważa, że może dzięki 

temu wreszcie coś zrozumiem.  

Zatrzymali się przed ciężarówką.  

background image

– Cieszysz się, że w końcu go odwiedziłeś? – spytała z wahaniem.  

Conner otworzył jej drzwi kabiny. Zanim wskoczyła do środka, ujął ją za przedramię.  

–  Cieszę  się  przede  wszystkim  dlatego,  że  jesteś  dziś  ze  mną  –  powiedział  ochrypłym 

głosem,  który  i  tym  razem  wywołał  w  niej  dreszcz.  Zorientowała  się  szybko,  że  próbował 

zmienić  temat,  by  uniknąć  rozmowy  o  dziadku.  Jednak  gdy  tylko  spojrzała  mu  w  oczy, 

natychmiast  przestała  o  tym  myśleć.  Końcami  palców  delikatnie  dotknął  jej  policzka. 

Pomyślała, że serdeczne gesty między nimi nie powinny mieć miejsca, jeśli nadal zależy jej 

na samotnym życiu. Jednocześnie zapragnęła, żeby ją pocałował. Natychmiast.  

Musnął  wargami  jej  usta,  jakby  potrafił  czytać  w  myślach.  Przytulił  ją  mocno,  a  potem 

cofnął się o krok. Dotknął palcem jej warg.  

– Cokolwiek się stanie w przyszłości – szepnął – uważam, że miałem wielkie szczęście, 

bo poznałem ciebie.  

Patrzyli na siebie przez chwilę, a potem Conner odsunął się, by Mattie mogła wsiąść do 

samochodu.  Trzasnęły  drzwi  i  Mattie  oprzytomniała.  Natychmiast  przypomniała  sobie,  jak 

zaplanowała własne życie.  

 

Siekiera wbiła się w kawał drewna z głośnym hukiem, ale nie rozcięła go na pół. Conner 

uderzył  ponownie  i obydwa kawałki upadły na ziemię. Odłożył siekierę, dorzucił  polana do 

sporego stosu i sięgnął po kolejny kawałek pnia.  

Chata  myśliwska  służyła  wszystkim  członkom  plemienia.  Można  było  korzystać  z  niej 

dowolnie długo, jednak zgodnie z tradycją Kolheeków należało zostawić to miejsce w takim 

stanie,  w  jakim  się  je  zastało.  Poranne  jesienne  chłody  zmusiły  Connera  do  korzystania  z 

pieca.  Musiał  zatem  uzupełnić  zapas  drewna,  który  zużył  w  ciągu  kilku  ostatnich  tygodni. 

Teraz wyszło słońce i zrobiło się ciepło. Conner zdjął koszulę i otarł pot z czoła. Ponownie 

chwycił  siekierę.  Nagle  usłyszał  szelest.  Ktoś  przedzierał  się  przez  krzewy.  Odwrócił  się. 

Promień słońca oświetlił jasne włosy Mattie. Conner uśmiechnął się zaskoczony. Od chwili, 

gdy się poznali, był nią bardzo zainteresowany i powoli nabierał przekonania, że ona czuje to 

samo.  Jednak  nie  mógł  zrozumieć,  dlaczego  jednego  dnia  zaczynała  z  nim  flirtować,  a 

następnego za wszelką cenę usiłowała trzymać się na dystans..  

– Cześć! – zawołała.  

Uniósł dłoń na powitanie, po czym odruchowo sięgnął po koszulę i włożył ją.  

–  Wyszłam  się  przejść  –  wyjaśniła,  zatrzymując  się  w  pewnej  odległości  od  niego.  – 

Usłyszałam, że ktoś rąbie drewno. Podeszłam sprawdzić – powiedziała, odwracając wzrok.  

Conner pomyślał, że zachowywała się tak, jakby jednocześnie szukała jego towarzystwa i 

nie chciała być w pobliżu.  

– A ja właśnie uzupełniam zapas drewna – odezwał się po chwili.  

Skinęła głową i zagryzła wargę. Natychmiast przypomniał sobie smak jej pocałunków.  

–  I...  co  u  ciebie?  –  spytała,  bawiąc  się  długim  źdźbłem  trawy,  zerwanym  gdzieś  po 

drodze.  

Nie  mogłem  się  doczekać,  kiedy  wreszcie  znów  cię  zobaczę,  pomyślał.  Jednak  nie 

zamierzał głośno o tym mówić.  

background image

– Nie mam dziś najlepszego humoru – przyznał. Nie mógł zrozumieć, jak to się działo, że 

za każdym razem, gdy się spotykali, Mattie udawało się zmusić go do zwierzeń.  

Dziewczyna  podeszła  bliżej,  jakby  zachęcając  go  do  mówienia.  Westchnął 

zrezygnowany. Żałował, że znów dał się podejść.  

–  Zastanawiałem  się,  dlaczego  Wielki  Duch  jednych  obdarza  szczęściem,  a  innych 

cierpieniem.  

Zrobiła wielkie oczy. Domyślił się, że musi mówić jaśniej.  

– Dlaczego Bóg jednego człowieka przykuwa do wózka na całe życie, a drugi może być 

ciągłe zdrowy i silny, tak jak ja? 

Zrozumiała, co go gnębiło. Podeszła tak blisko, że poczuł jej świeży zapach.  

–  To  nic  nowego.  Ludzie  od  tysięcy  lat  szukają  odpowiedzi  na  pytanie,  dlaczego  dla 

jednych los jest łaskawy, a inni muszą cierpieć. Myślę, że nie da się zrozumieć wszystkiego – 

powiedziała.  

Oczywiście, miała rację, ale to nie poprawiło mu humoru.  

– Conner, z tego, co mówiłeś o wypadku, wynika, że nie masz powodu czuć się winny. 

Nie możesz się winić za nieodpowiedzialne zachowanie innych ludzi.  

Znów  miała  rację.  Zwilżył  językiem  wargi  i  nie  odzywał  się.  Mattie  uniosła  dłoń  i 

położyła na jego śniadym przedramieniu.  

– Sąd oczyścił cię z zarzutów. Sam mi to powiedziałeś. Nie masz powodu, by nadal się 

zamartwiać.  Niczemu  nie  byłeś  winny.  Daj  już  sobie  wreszcie  spokój  i  przestań  o  tym 

rozmyślać.  

Zdawał sobie sprawę, że Mattie chciała tylko go pocieszyć, a jednak działała na niego jak 

magnes.  Kiedy  była  w  pobliżu,  natychmiast  poddawał  się  jej  wpływowi.  Wziął  głęboki 

oddech.  

–  Nie  rozumiem,  jak  to  się  dzieje,  ale  za  każdym  razem,  gdy  przebywamy  razem,  nie 

jestem w stanie logicznie myśleć.  

Mattie patrzyła na niego niebieskimi oczami i nie odzywała się.  

– Cóż, wydaje mi się – mówił dalej – że między nami... coś zaczyna się dziać. Jesteśmy 

oboje coraz bardziej zaangażowani. Jednak zauważyłem, że z jakiegoś powodu starasz się do 

tego nie dopuścić.  

Bardzo chciał wiedzieć, dlaczego tak postępowała i zdecydował, że już czas porozmawiać 

na ten temat bez owijania w bawełnę. Ostatnio dużo o tym myślał.  

–  Ja  też  chciałbym  tego  uniknąć  –  przyznał  nagle,  a  Mattie  wytrzeszczyła  oczy  ze 

zdumienia. Spodziewała się usłyszeć zupełnie coś innego. – Przez całe życie unikałem stałych 

związków – mówił. – Nie zrozum mnie źle. Oczywiście, spotykałem się z kobietami.  

Z  wieloma  kobietami.  Jednak  gdy  tylko  znajomość  stawała  się  poważna,  uciekałem  z 

podkulonym ogonem.  

Z twarzy Mattie zniknął wyraz zaskoczenia. Słuchała z rosnącym zainteresowaniem.  

–  Naprawdę  nie  wiem,  dlaczego  tak  siedziało.  –  Wzruszył  ramionami,  zdając  sobie 

sprawę,  że  jest  z  nią  zaskakująco  szczery.  –  Może  dlatego,  że  w  moim  życiu  wszystkie 

poważne uczucia kończyły się cierpieniem, Przecież mama zmarła, gdy byłem zupełnie mały. 

background image

Ojciec  już  nigdy  potem  nie  doszedł  do  siebie.  Umarł,  gdy  miałem  sześć  lat.  Potem  umarła 

także  moja  ciotka  i  dwaj  wujowie.  O  drugiej  ciotce  już  ci  opowiadałem.  Wyjechała  z 

rezerwatu,  zabierając  córkę.  Od  tego  czasu  nikt  już  nie  słyszał  ani  o  ciotce  Holly,  ani  o 

Alissie. Dziewczyna powinna mieć teraz niewiele ponad dwadzieścia lat.  

Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo zmienił mu się głos, gdy mówił o przeszłości.  

– Twoja ciotka nagle wyszła z domu i znikła? – zaczęła Matie.  

– Zostawiła w rezerwacie dwóch synów – przerwał jej Conner. – Nigdy nie zadała sobie 

trudu,  żeby  skontaktować  się  z  kimkolwiek.  Rodzina  zupełnie  się  rozpadła.  Chyba  można 

powiedzieć, że cały ród Thunderów prześladują nieszczęścia i cierpienie.  

Zamilkł na chwilę.  

– Chciałem ci tylko wyjaśnić – dodał – że swoje już wycierpiałem. Nie chciałbym wiązać 

się z kimś tak mocno, by znów znosić ból, gdybym tego kogoś utracił.  

Mattie  cały  czas  słuchała  uważnie.  Teraz  spojrzała  na  Connera,  bezwiednie  próbując 

rozerwać źdźbło trawy.  

– Conner, rozumiem, że los nie szczędził twojej rodzinie ciężkich przeżyć – przerwała i 

wzięła głęboki oddech.  

–  Ale  wszystkich  nas  spotykają  jakieś  nieszczęścia,  wcześniej  czy  później.  Mnie  także. 

Nie  znam  nikogo,  kto  w  jakiś  sposób  nie  zetknął  się  ze  śmiercią:  Jednak  to  nie  przekreśla 

twojego dzisiejszego życia. Masz prawo kogoś pokochać i być szczęśliwym człowiekiem.  

Conner  zauważył,  że  mówiła  z  takim  przejęciem,  jakby  chciała  przekonać  samą  siebie. 

Uśmiechnął się lekko.  

–  Jednak  coś  cię  powstrzymało  przed  ułożeniem  sobie  życia  właśnie  w  taki  sposób  – 

zauważył.  

Mattie roześmiała się głośno.  

–  Wierzę  w  prawdziwą  miłość  –  zapewniła  –  ale  mówiliśmy  o tobie. Właśnie chciałam 

spytać, czy skorzystałeś z ziół, które dał ci dziadek? 

– Nie – przyznał niechętnie i potarł dłonią skronie.  

– Prawdę mówiąc, trochę się...  

–  Boisz?  –  podpowiedziała.  –  Nie  dziwię  się.  Większość  ludzi  boi  się  prawdy  o  sobie. 

Jednak jeśli chcesz zrozumieć, co cię dręczy, musisz zdobyć się na odwagę.  

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

 

Conner  szedł  leśną  ścieżką  targany  niepokojem.  Nie  zwracał  uwagi  ani  na  bogactwo 

jesiennych  kolorów,  ani  na  śpiew  ptaków.  Myślał  tylko  o  tym,  by  jak  najszybciej  znaleźć 

Mattie.  Wreszcie  dotarł  do  pensjonatu,  przeskoczył  kilka  schodów  i  zapukał  do  drzwi.  Nie 

otworzyła  natychmiast,  więc  nerwowo  zastukał  jeszcze  głośniej.  W  jednym  z  okien  ktoś 

odsunął dyskretnie zasłonę. Po chwili otworzyły się drzwi.  

– Conner? 

Mattie  była  najwyraźniej  zaskoczona.  Zupełnie  nie  zwrócił  uwagi,  że  na  jego  widok 

odetchnęła z ulgą, jakby obawiała się wizyty kogoś innego.  

– Wiesz, która godzina? – spytała.  

–  Wiem,  jest  bardzo  wcześnie  –  przyznał  bezceremonialnie.  Nie  zamierzał  jednak 

przepraszać.  Był  niezwykle  roztargniony,  choć  zdołał  spostrzec,  że  Mattie  miała  na  sobie 

białą  koszulę  nocną.  –  Muszę  z  tobą  natychmiast  porozmawiać  –  oświadczył,  dając  do 

zrozumienia, że nie miałby nic przeciw temu, by wpuściła go do środka.  

Ale Mattie najwyraźniej nie zamierzała tego zrobić.  

– Chodźmy się przejść – zaproponowała, zamykając za sobą drzwi. – Wyjątkowo piękny 

poranek – dodała.  

Musiał  przyznać,  że  w  kłopotliwych  sytuacjach  potrafiła  zachować  spokój.  Teraz 

pierwsza zeszła po schodach. Uniosła twarz do słońca i odruchowo uśmiechnęła się. Spojrzał 

na jej złote włosy i zdał sobie sprawę, że już sam jej widok działał na niego kojąco.  

– Conner? – zawołała ponaglająco.  

Zamrugał, uświadamiając sobie, że wciąż stoi przy drzwiach. Dogonił ją pospiesznie.  

– To nie jest sen – zaczął wyjaśniać. – To pamięć, podświadomość... jakieś wspomnienia.  

Spojrzała z uwagą.  

– Wiesz już, co cię prześladuje?  

Skrzywił się i westchnął.  

– Nie. To, co mi się śni, nadal nie jest zupełnie wyraźne, ale...  

– Skorzystałeś z ziół od Josepha? – spytała.  

Conner skinął głową.  

– Tak, ale nie są zbyt mocne. Dobrze się po nich śpi, to wszystko.  

– Więc skąd wiesz, że twoje sny to wspomnienia? 

– Cóż, teraz patrzę jakby z innego miejsca – machnął ręką, usiłując znaleźć odpowiednie 

słowa. – Stoję z boku i patrzę na to, co się dzieje, jakby przez błyszczącą sieć.  

Zdał sobie sprawę, że jego wyjaśnienia brzmią dość głupio. Zamilkł, jakby się zawstydził. 

Spojrzał na Mattie.  

– Zioła pomogły o tyle, że chociaż nie rozpoznaję postaci, mogę rozróżnić głosy. Jeden 

należy do ojca, drugi na pewno do Josepha.  

Dopiero teraz przyjrzał się dokładniej strojowi Mattie i zauważył, że jej koszula wcale nie 

była  gładka.  Miała  na  sobie  wzór  z  drobnych  kwiatków.  Zwilżył  wargi  językiem.  Tkanina 

background image

podkreślała piersi Mattie. Usiłował patrzeć w inną stronę. Bezskutecznie.  

–  Dobrze,  rozpoznałeś  te  głosy  i  co  myślisz?  Czy  ta  scena  ma  związek  z  jakimś 

wydarzeniem z twojego dzieciństwa? 

Skinął głową bez słowa.  

– Słuchaj, Conner, jeśli Joseph występuje w twoim śnie, to przecież musiał uczestniczyć 

w tym wydarzeniu. Pójdź z nim porozmawiać. Zapytaj. Na pewno będzie mógł ci wyjaśnić.  

– Nie, już się z nim nie spotkam – powiedział i zachmurzył się. – Nigdy więcej.  

Mattie  zatrzymała  się  gwałtownie.  Spojrzała  z  niedowierzaniem.  Odruchowo  zacisnęła 

dłoń w pięść i oparła ją na biodrze.  

– Tak? A dlaczegóż to? 

Spodziewał  się  raczej,  że  będzie  próbowała  go  zrozumieć,  a  tymczasem  zareagowała 

absolutnym zdumieniem, jakby uznała, że zupełnie zwariował. Poczuł narastającą złość.  

– Przecież ci tłumaczę – zaczął. – Pamiętam ich głosy. Doszło do strasznej kłótni między 

ojcem i dziadkiem. Część tego, co mówili, ciągle odbija się echem w mojej głowie. – Conner 

rozejrzał  się  wokół.  –  Joseph  krzyczał  do  ojca,  żeby  natychmiast  opuścił  Smoke  Valley  i 

nigdy  nie  wracał  –  mówił  dalej,  po  czym  spojrzał  na  Mattie  z  udręczoną  miną.  –  Pozbawił 

mnie ojca, rozumiesz? Za kogo on się uważa? Ludźmi nie można manipulować w ten sposób. 

Gdyby nie on, mógłbym być z ojcem jeszcze przez kilka miesięcy, aż do dnia, kiedy zginął. 

Mattie, tak się nie postępuje! 

–  Chwileczkę!  –  zawołała  z  irytacją.  –  Przecież  nadal  nie  wiesz,  co  naprawdę  się 

wydarzyło. Sam mówisz, że rozumiesz tylko fragment rozmowy. Analizujesz zdanie wyrwane 

z kontekstu i od razu dorabiasz do niego całą teorię. Nie mogę pozwolić, żebyś formułował 

bezsensowne oskarżenia pod adresem człowieka tak życzliwego ludziom jak Joseph Thunder.  

–  Życzliwego?  –  spytał.  Nie  wierzył  własnym  uszom.  –  Dlaczego  go  bronisz?  Nie 

słyszałaś, co ci opowiedziałem? 

–  Słyszałam  każde  słowo  –  zapewniła,  krzyżując  ręce  na  piersi.  –  Ale  ty  chyba  nie 

słyszysz  tego,  co  ja  mówię.  Zbyt  jesteś  zajęty  wymyślaniem  historyjek  na  temat  własnych 

snów. Lepiej byś zrobił, gdybyś porozmawiał z jedynym człowiekiem, który może ci pomóc – 

roześmiała się nerwowo. – Wiesz, Conner, nie wierzę, że w ogóle interesuje cię prawda.  

Conner  z  trudem  panował  nad  sobą.  Nie  dość,  że  był zły na dziadka, to jeszcze Mattie, 

stając w obronie Josepha, dolewała oliwy do ognia.  

– Powiem ci, jak wygląda prawda – stwierdził. – Od lat mam żal do Josepha. Dlatego nie 

wracałem  do  rezerwatu.  Z  tego  powodu  szukałem  różnych  wymówek,  by  niczego  tu  nie 

budować.  Podświadomie  unikałem  kontaktu  z  nim.  Gdzieś  w  głębi  duszy  miałem  do  niego 

pretensję,  że  właśnie  z  jego  powodu  ojciec  opuścił  Smoke  Valley,  ale  nigdy  nie  widziałem 

tego w tak oczywisty sposób jak teraz.  

Mattie zaczepnie uniosła głowę.  

– Conner, nic nie jest oczywiste. Powinieneś przestać oskarżać Josepha i ukrywać prawdę 

przed samym sobą. Musisz poznać wszystkie szczegóły. Znam Josepha na tyle, by wiedzieć, 

ż

e nie skrzywdziłby nawet muchy, a co dopiero ukochanego wnuka.  

Conner  spoglądał  na  nią  przez  dłuższą  chwilę.  Mówiła  z  ogromną  pewnością  w  głosie. 

background image

Powinno go to zastanowić. Jednak był zbyt rozzłoszczony, żeby logicznie myśleć.  

–  Wprost  nie  mogę  uwierzyć,  że  właśnie  ty  to  mówisz  –  stwierdził  w  końcu.  – 

Przyszedłem tu po pomoc i po radę.  

–  Staram  się  cię  zrozumieć  –  przerwała.  –  Chcę  ci  pomóc,  ale  jak  mam  to  zrobić,  jeśli 

jesteś  tak  uparty  i  sam  nie  zamierzasz  sobie  pomóc  –  dodała  spokojnym,  przyciszonym 

głosem.  

Przez  chwilę  spoglądali  na  siebie  bez  słowa.  W  końcu  Conner  najwyraźniej  uznał,  że 

odmówiła mu pomocy, bo odwrócił się na pięcie i odszedł.  

 

Po  tygodniu  Mattie  otrzymała  zezwolenie  na  przebudowę  starej  wozowni.  Duża  szara 

koperta leżała na stoliku w holu. Mattie nawet nie próbowała jej otwierać. Wiedziała, że teraz 

powinna  wynająć  fachowców,  ale  wciąż  poświęcała  zbyt  dużo  czasu  Brendzie,  by  móc  się 

tym zająć. Wysłuchiwała zwierzeń, a przede wszystkim starała się przekazać nieszczęśliwej 

kobiecie  mnóstwo  użytecznych  informacji.  Brenda  nigdy  dotychczas  nie  korzystała  z 

książeczki  czekowej  i  nie  zakładała  własnego  konta  w  banku.  Nie  wiedziała  też,  jak 

przygotować się do pierwszej poważnej rozmowy o pracy.  

Mattie spojrzała na stolik. Obok dużej koperty leżała mniejsza. Wyjęła z niej zaproszenie. 

Lori  i  doktor  Grey  urządzali  przyjęcie.  Ich  ślub  odbył  się  w  pośpiechu  i  w  dość  nerwowej 

atmosferze,  więc  teraz  próbowali  nadrobić  towarzyskie  zaległości.  Mattie  wahała  się,  czy 

powinna  pójść.  Mimo  wszystko  Brenda  i  Scotty  byli  ważniejsi  niż  miły  wieczór  z 

przyjaciółmi.  

Mattie  mogła  pochwalić  się  już  pewnymi  sukcesami.  Brenda  rzeczywiście  bardzo  się 

starała.  Nabrała  optymizmu  i  przestała  obawiać  się  przyszłości.  Mattie  zachęciła  ją,  by 

zapisała się na jakiś kurs, który mógłby okazać się przydatny w poszukiwaniu pracy. Brenda 

zgodziła  się  też  na  wizytę  u  adwokata  w  sprawie  rozwodu.  Ale  to  wszystko  zostało 

przekreślone z powodu jednego telefonu, który Brenda wykonała tego ranka.  

–  Wydawało  mi  się,  że  dogadałyśmy  się  w  tej  sprawie  –  mówiła  Mattie.  –  Miałaś  nie 

kontaktować się z nikim, dopóki wszystkie twoje sprawy nie zostaną załatwione.  

– Tak, ale czułam się taka samotna – usprawiedliwiała się Brenada.  

–  Domyślam  się  –  powiedziała  Mattie  i uśmiechnęła  się  ze  zrozumieniem.  – Ale chyba 

nie muszę ci przypominać, że powinnaś zachować dyskrecję. Życzyłaś sobie, żebym nikomu 

nawet słowem nie pisnęła o twoim pobycie u mnie, a sama...  

– Sheila nikomu nie powie, że do niej dzwoniłam. No i nie zdradziłam jej, gdzie jestem.  

–  Dobre  i  to  –  stwierdziła  Mattie  i  uścisnęła  jej  rękę.  –  Lepiej,  że  zadzwoniłaś  do 

przyjaciółki niż do męża.  

– O to nie musisz się martwić – zapewniła Brenda. – Tommie i ja już nie mamy ze sobą 

nic wspólnego. Nie chcę być jego workiem treningowym.  

Powiedziała to z ogromnym przekonaniem i Mattie z ulgą pomyślała, że ta kobieta jest na 

najlepszej drodze, by szybko ułożyć sobie normalne życie.  

– Po rozmowie z Sheilą – odezwała się nagle Brenda – znów zaczęłam się bać. Tommie 

poszedł do niej. Okropnie ją przestraszył. Podobno urządził koszmarną awanturę. Groził jej. 

background image

Była pewna, że zaraz ją uderzy.  

Przerwała i bezwiednie dotknęła gojącej się rany na skroni.  

–  Odgrażał  się,  że  gdy  tylko  mnie  spotka,  spuści  mi  porządne  lanie.  Podobno  mówi  to 

każdemu,  kto  chce  słuchać  –  tłumaczyła  z  lękiem  w  głosie.  –  To  prawda,  Mattie.  Zabiłby 

mnie,  gdyby  wiedział,  że  ujdzie  mu  to  na  sucho.  Z  pomocą  tego  trenera,  który  zrobiłby 

wszystko dla pieniędzy, mogłoby mu się to udać. Tak sobie marzę – powiedziała, patrząc w 

przestrzeń – żeby wziąć Scotty’ego i uciec jak najdalej.  

Mattie  spojrzała  na  jej  podbite  oczy,  na  opatrunek  na  nosie  i  gojącą  się  ranę  na  skroni. 

Biedna kobieta, przeszła prawdziwe piekło.  

–  W każdej  chwili możesz to zrobić – powiedziała cicho do Brendy. – Pomogę ci, jeśli 

naprawdę tego chcesz. Ty i Scotty możecie zmienić nazwisko i zacząć nowe życie w nowym 

miejscu.  Znam  ludzi daleko  stąd,  którzy  nie  odmówią  pomocy.  Już  tak  robiłam. Wiele razy 

pomagałam kobietom, które zdecydowały, że nie ma innego wyjścia.  

Brenda uniosła brwi i słuchała z rosnącym zainteresowaniem.  

–  Jednak  muszę  cię  ostrzec  –  mówiła  dalej  Mattie.  –  Takie  życie  jest  bardzo  trudne. 

Nigdy już nie będziesz mogła wrócić do dawnego domu. Nie będziesz mogła kontaktować się 

z  rodziną  ani  z  przyjaciółmi.  Musisz  zostawić  wszystko  i  wszystkich.  Naprawdę  będzie  ci 

ciężko – podkreśliła.  

– Ciężej niż dotychczas? – spytała Brenda głosem pełnym emocji. – Nie wiem, czy to w 

ogóle możliwe. Tommie bił mnie za każdym razem, gdy coś mu się nie podobało. Miałam już 

złamaną rękę, palce i szczękę. Nie pamiętam nawet, ile razy zamykaliśmy się ze Scottym w 

ciemnym schowku, żeby rozwścieczony Tommie nas nie zauważył. Chcę zacząć od nowa. Ja 

i mój syn zasługujemy na taką szansę.  

To  była  prawda,  ale  Mattie  zdawała  sobie  sprawę,  że  takich  decyzji  nie  powinno  się 

podejmować w nerwowym pośpiechu.  

– Przemyśl to jeszcze – poprosiła i poklepała Brendę po ramieniu.  

– Mattie, nie muszę więcej myśleć. Nic innego nie robię od dłuższego czasu – stwierdziła 

stanowczo. – Pomóż mi wyjechać z Vermontu, i w ogóle z Nowej Anglii. Chcę tego. Pojadę 

dokądkolwiek.  Kalifornia,  Alaska,  Timbuktu.  Wszystko  jedno.  Tylko  żebyśmy  ze  Scottym 

byli bezpieczni.  

Mattie milczała przez dłuższą chwilę. Wreszcie skinęła głową.  

– Mogę wam załatwić wyjazd w ciągu kilku dni.  

Brenda rozluźniła mięśnie. Opuściło ją napięcie. Po raz pierwszy, od chwili gdy zjawiła 

się  w  tym  domu,  uwierzyła,  że  jest  jakaś  nadzieja  na  przyszłość.  Mattie  pomyślała,  że  to 

najprzyjemniejsza  część  jej  pracy.  Wszystkie  kobiety,  które  szukały  schronienia  pod  jej 

dachem,  miały  poczucie,  że  przegrały  swoje  życie,  ale  dzięki  niej  odzyskiwały  optymizm  i 

próbowały zacząć od nowa.  

Brenda wyciągnęła rękę i dotknęła lekko rękawa Mattie, chcąc zwrócić jej uwagę.  

–  Ten  twój  facet  przestał  tu  przychodzić  –  zaczęła.  –  Pewnie  za  nim  tęsknisz,  prawda? 

Wszystko przeze mnie. Nie chciałam, żeby ktokolwiek dowiedział się o mnie i Scotty’m.  

Mattie  odpowiedziała  nieco  wymuszonym  uśmiechem.  Nie  spodziewała  się,  że  Brenda 

background image

zacznie  rozmawiać  na  temat  Connera  i  nie  miała  ochoty  poruszać  tego  tematu.  Było  jej 

przykro,  że  Conner  pochopnie  wyciągnął  niewłaściwe  wnioski  z  jej  zachowania.  Myślała  o 

tym  już  wielokrotnie.  Powiedziała  mu  prawdę.  Była  gotowa  mu  pomóc.  Jednak  nie  była  w 

stanie nic zrobić, jeśli on uparcie odmawiał rozmowy z dziadkiem. Joseph był jedyną żyjącą 

osobą, która znała prawdę o tragicznych wydarzeniach sprzed lat, a Conner zapowiedział, że 

już nigdy się z nim nie spotka. Zupełnie tego nie rozumiała.  

Wzięła głęboki oddech i spojrzała na Brendę.  

– Nie tęsknię za nikim – zapewniła.  

–  Szkoda  –  stwierdziła  Brenda.  –  Obserwowałam  was  z  okna  tamtego  ranka,  gdy 

poszliście na spacer. Ten facet dosłownie pożera cię oczami.  

– Och, przestań – powiedziała Mattie, wstając. – Nie mogę tęsknić za czymś, czego nie 

było.  

Zauważyła, że Brenda patrzy na nią z niedowierzaniem. Nagle znów ogarnęło ją poczucie 

osamotnienia. Wyszła z pokoju pod byle pretekstem.  

 

Mattie  przejrzała  zawartość  półek  w  niewielkim  sklepie  kosmetycznym  w  rezerwacie 

Smoke  Valley.  Wzięła  butelkę  szamponu,  odżywkę  do  włosów,  tubkę  pasty  do  zębów, 

bezzapachowy dezodorant i kostkę mydła w podróżnej mydelniczce. Zwykle robiła zakupy w 

dużym  sklepie  w  Mountview,  jednak  tym  razem  zajrzała  tu  przy  okazji  wizyty  u  Josepha 

Thundera. Przyjechała poprosić, żeby poświęcił trochę czasu na rozmowę z Brendą, zanim ta 

zdąży wyjechać.  

W  pewnej  chwili  zadzwonił  dzwonek  przymocowany  do  drzwi  sklepiku.  Mattie 

odruchowo  uniosła  wzrok.  W  wejściu  stał  Conner  patrzył  na  nią.  Mattie  była  równie 

zaskoczona, ale za wszelką cenę starała się niczego nie dać po sobie poznać. Zastanawiała się, 

jak powinna się zachować. Mogła go pozdrowić, jakby nigdy nic się nie stało, lub udać, że go 

nie  dostrzega.  Gdy  widzieli  się  ostatnim  razem,  był  na  nią  strasznie  rozzłoszczony.  Chciał, 

ż

eby pomogła mu rozwiązać jego problemy, a ona odesłała go do Josepha. Nie wiedziała, jak 

teraz zareaguje na jej widok, więc postanowiła zaczekać.  

Minęło kilka sekund pełnych napięcia. Nagle Mattie zdała sobie sprawę, że jeśli Conner 

bez słowa wyjdzie ze sklepu, ona wpadnie w rozpacz.  

Trzasnęły drzwi. Conner wszedł do środka i skierował się prosto do Mattie, nie odrywając 

od  niej  wzroku.  Kamień  spadł  jej  z  serca.  Podszedł  tak  blisko,  że  poczuła  od  niego  zapach 

sosnowego lasu.  

– Cześć – powiedział bez śladu uśmiechu na twarzy.  

Mattie pomyślała, że prawdopodobnie czuł się teraz równie niepewnie jak ona.  

– Muszę przyznać, że jestem zdziwiona. Co robisz w rezerwacie? – spytała. – Wydawało 

mi się, że starasz się unikać tego miejsca.  

Uśmiechnął się lekko.  

– Starałem się, ale chciałem też odwiedzić kuzyna. Ożenił się, więc postanowiłem wpaść 

z wizytą i poznać jego żonę.  

– Lori – domyśliła się natychmiast. – Byłam druhną na jej ślubie z doktorem Greyem – 

background image

dodała  z  uśmiechem.  Zrobił  nieco  strapioną  minę.  Pomyślała,  że  chyba  za  dużo  mówi. 

Natychmiast postanowiła trzymać język za zębami.  

Znów zamilkli na chwilę. Wreszcie Conner wskazał głową jej koszyk z zakupami.  

– Wyjeżdżasz gdzieś? 

Odruchowo spojrzała na zawartość koszyka i pokręciła przecząco głową.  

– Nie – odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Nigdzie nie jadę.  

Najwyraźniej  spodziewał  się  dalszych  wyjaśnień,  ale  Mattie  uparcie  milczała.  Opuścił 

wzrok.  

–  Słuchaj,  Mattie  –  zaczął  po  chwili  i  znów  spojrzał  jej  w  oczy.  –  Przepraszam,  że  tak 

ostro  z  tobą  rozmawiałem  ostatnim  razem.  Mam  swoje  problemy.  To  nie  dotyczy  ciebie, 

uwierz mi. Nie powinienem cię dodatkowo nimi obciążać.  

Niespodziewane przeprosiny ujęły ją za serce.  

– Conner, wiem, że sam musisz rozwiązać własne problemy. Przepraszam, że wsadzałam 

nos  w  nie  swoje  sprawy.  Nie  powinnam  wyrywać  się  z  dobrymi  radami.  Zaczęłam  cię 

ponaglać, bo chciałam...  

Chciałam,  byś  wiedział,  że  mi  zależy,  że  nie  jesteś  mi  obojętny,  miała  już  na  końcu 

języka. Na szczęście zdołała się powstrzymać. Jeśli nie chciała zmienić wszystkiego w swoim 

ż

yciu, powinna nauczyć się milczeć.  

– Cóż, uważałam, że musisz znaleźć odpowiedzi na dręczące cię pytania.  

Mówiąc to, zdała sobie sprawę, jak ważną osobą w jej życiu stał się Conner. Chciała, by 

był szczęśliwy, żeby pozbył się koszmarów, żeby między nimi...  

– Czy nadal jesteś na mnie zła? – spytał cicho. 

 Mattie pokręciła głową.  

– Nie.  

– To dobrze – stwierdził z ulgą.  

Znów na chwilę zapadła cisza. Mattie spojrzała Connerowi w oczy.  

– Idziesz dziś do Greya i Lori? – spytał.  

– Jeszcze nie wiem.  

Uśmiechnął się, a Mattie dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo jej tego brakowało.  

–  Zdaje  się,  że  byłaś  jej  druhną  –  zauważył.  –  Nie  wierzę,  byś  mogła  opuścić  takie 

spotkanie.  

Uśmiechnęła się w odpowiedzi.  

– Mógłbym cię podwieźć – nie ustępował.  

Znów pokręciła przecząco głową.  

– Dziękuję, ale jeszcze się nie zdecydowałam.  

– Czekałem na obiecany telefon od ciebie – powiedział po chwili.  

– Nie sądziłam, że nadal masz ochotę pomóc mi w remoncie.  

– Oczywiście, że tak. Pozwolenie już przysłali? 

– Tak, ale potrzebuję jeszcze kilku dni. Potem możemy zaczynać.  

Spojrzał na nią badawczo, jakby szukał w jej słowach jakiegoś ukrytego znaczenia.  

– Nie rozumiem, dlaczego teraz ciągle próbujesz mnie zbyć.  

background image

Miała  wielką  ochotę  opowiedzieć  mu  wszystko,  ale  decyzja  Brendy  o  rozpoczęciu 

nowego życia pod przybranym nazwiskiem wymagała całkowitej dyskrecji. Mattie nie mogła 

nikogo wtajemniczyć. Brenda zaufała jej, więc musiała milczeć jak grób. Nawet Joseph nie 

wiedział zbyt wiele, choć Mattie miała do niego całkowite zaufanie.  

W końcu zdecydowała, że wtajemniczy Connera dopiero wtedy, gdy Brenda i Scotty będą 

już w drodze do nowego domu.  

–  Conner,  mam  twój  numer  telefonu  –  powiedziała  z  westchnieniem.  –  Zadzwonię  na 

pewno – obiecała przekonana, że to najlepsze wyjście.  

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

 

Conner  zastukał  po  raz  drugi  do  frontowych  drzwi.  Mattie  nie  otworzyła,  więc  obszedł 

budynek dookoła, żeby sprawdzić kuchenne wejście. Był bardzo przejęty. Poranna rozmowa 

w  sklepie  zakończyła  się  dość  obiecująco.  Sprawa  remontu  nareszcie  zaczęła  wyglądać 

realnie.  Tymczasem  przyszły  mu  do  głowy  świeże  pomysły.  Naszkicował  nawet  dwa 

rozwiązania – pierwsze nie wymagało rozbudowy budynku, zaś w drugim przypadku należało 

zrobić niewielką przybudówkę.  

Właśnie  ten  drugi  pomysł  tak  bardzo  go  ożywił.  Dodanie  przybudówki  pozwoliłoby 

stworzyć  niewielką  kuchnię  i  pokój  dzienny.  Jeśli  Mattie  marzyła  o  spokojnym  domku  dla 

nowożeńców, zyskałaby komfortowy apartament, zupełnie niezależny od głównego budynku. 

Conner uśmiechnął się do siebie z przekonaniem, że Mattie będzie zachwycona.  

Pamiętał, ze planowała rozpocząć prace dopiero za kilka dni, i nie zamierzał zabierać jej 

dziś  zbyt  dużo  czasu.  Chciał  tylko  pokazać  szkice  i  ruszyć  w  swoją  stronę.  Podszedł  do 

garażu. Był zamknięty. Nie mógł nawet sprawdzić, czy Mattie gdzieś wyjechała. Nie widział 

jej nigdzie w pobliżu. Może poszła nad jezioro, pomyślał i w tej samej chwili zauważył kątem 

oka,  że  w  jednym  z  okien  na  piętrze  poruszyła  się  zasłona.  Czyżby  Mattie  miała  jakichś 

gości?  Możliwe,  że  właśnie  z  tego  powodu  nie  chciała  zaczynać  remontu  natychmiast.  Nie 

mógł zrozumieć, dlaczego nie powiedziała mu o tym wprost. Przecież to zupełnie oczywiste, 

ż

e w takiej sytuacji trzeba odłożyć sprawę na później, kiedy goście wyjadą.  

W czasie dzisiejszej rozmowy w sklepie nie podała jasnego powodu przesunięcia terminu 

prac  remontowych.  Conner  nie  mógł  sobie  przypomnieć,  czy  w  ogóle  podała  jakikolwiek 

powód.  Spojrzał  ponownie  w  górę,  ale  cień  w  oknie  na  piętrze  już  zniknął.  To  wszystko 

wyglądało bardzo tajemniczo.  

–  Oj,  Conner  – mruknął do siebie. – Za dużo czasu spędzasz w samotności. Przestajesz 

odróżniać rzeczywistość od wyobrażeń.  

Usłyszał odgłos kół wjeżdżających na żwir. Odwrócił głowę. Mattie nadjeżdżała swoim 

małym samochodem. Zatrzymała się tuż obok niego i wysiadła z zaniepokojoną miną.  

– Conner, co cię tu sprowadza? – spytała pospiesznie.  

Jej ton powinien zniechęcić go do rozmowy, ale Conner był zbyt zaaferowany planami, 

by zwracać uwagę na takie drobiazgi.  

– Coś ci przywiozłem – powiedział, wyciągając arkusze papieru.  

Jednocześnie zerknął na tylne siedzenia samochodu.  

– Na pewno nigdzie nie wyjeżdżasz? – upewnił się, wskazując dwie nowiutkie walizki.  

–  Po  prostu  zrobiłam  drobne  zakupy  –  odpowiedziała,  nie  odrywając  wzroku  od 

rysunków.  

Zauważył jeszcze elegancko zapakowane pudełko.  

– Jednak idziesz na przyjęcie? – spytał.  

Chociaż usiłował nie pokazywać tego po sobie, było mu przykro, że dziś rano odmówiła 

pójścia w jego towarzystwie.  

background image

– Ciągle jeszcze nie wiem, czy będę mogła – stwierdziła obojętnie. – Postaram się wpaść 

na chwilę, ale na pewno nie zostanę długo.  

Uniosła głowę.  

–  Conner,  to  jest  świetne.  Dziękuję.  Bardzo  mi  się  podoba  ta  wersja  z  przybudówką. 

Doskonały pomysł. Marzyłam właśnie o czymś takim.  

Conner uśmiechnął się z zadowoleniem.  

– Byłem pewien, że ci się spodoba.  

Spojrzeli sobie w oczy. Conner zorientował się natychmiast, że Mattie coś trapi.  

– Co się dzieje, Mattie? Jakiś problem?  

Wyciągnął  rękę,  żeby  ją  objąć,  ale  odchyliła  się  lekko  i  wyciągnęła  dłoń  z  rysunkami, 

jakby  chciała  osłonić  się  przed  jego  dotykiem.  Zaskoczony  taką  reakcją  opuścił  rękę  i 

zmarszczył brwi.  

–  Mówiłaś  w  sklepie,  że  nie  gniewasz  się  na  mnie.  Ale  jak  widzę,  nadal  masz do mnie 

jakiś żal.  

– Nie, Coriner. Naprawdę. Tu nie chodzi o ciebie.  

– W takim razie o co? – spytał.  

Widział, że przez chwilę była bliska, by powiedzieć coś więcej, jednak w ostatniej chwili 

powstrzymała się. Opuściła głowę.  

–  Niedługo  wszystko  będzie  załatwione.  Już  naprawdę  niewiele  brakuje  –  odparła  z 

westchnieniem i spojrzała w stronę domu.  

To  chyba  byłby  najlepszy  moment,  aby  wreszcie  wszystko  wyjaśnić  Connerowi  i  na 

koniec  szczerze  powiedzieć,  że  chętnie  spędziłaby  wieczór  u  Greya  i  Lori  w  jego 

towarzystwie. Jednak nie mogła odłożyć wyjazdu Brendy i Scotty’ego. Spojrzała w kierunku 

domu. Czuła, że Brenda ich obserwuje. Biedaczka, ciągle bała się, że ktoś mógłby zdradzić jej 

bezpieczną  kryjówkę.  Mattie  przyrzekła  nie  pisnąć  ani  słowa  na  jej  temat  przynajmniej  do 

północy.  Wtedy  matka  i  dziecko  powinni  siedzieć  już  w  autokarze  jadącym  do  Nowego 

Meksyku.  

– Co masz na myśli? – spytał Conner.  

–  Chodzi  mi  o  to,  że  już  jutro  możemy  zaczynać  pracę  w  starej  wozowni.  Wszystko 

gotowe, ale teraz... – spojrzała znacząco na zegarek – mam umówione spotkanie dosłownie za 

dziesięć minut.  

Na razie nie mogła wyjaśnić, że Joseph miał przyjść na rozmowę z Brendą.  

Conner  spojrzał  na  nią  bez  słowa.  Zupełnie  nie  wiedział,  co  o  tym  myśleć.  W  końcu 

skinął głową.  

– Jeśli nie zobaczymy się dziś u Greyów, zjawię się tu jutro wczesnym rankiem.  

Mattie  była  naprawdę  zła,  że  nie  może  mu  niczego  wyjaśnić,  ale  uważała,  że  nie  ma 

innego wyjścia.  

 

Scotty ustawił trzy talerze na stole i poszedł do szuflady po sztućce. Był smutny i wcale 

nie  próbował  tego  ukrywać.  Mattie  stała  przy  kuchence.  Duszona  wołowina  pachniała 

smakowicie. W pokoju Brenda rozmawiała z Josephem.  

background image

– Już nigdy się nie . zobaczymy? – spytał chłopiec i skrzywił się.  

– Kochanie, nie zamierzam cię okłamywać. Pewnie już nie będzie okazji do spotkania.  

Scotty zrobił zmartwioną minę, ale nadal rozkładał serwetki i nakrycia.  

– Dlaczego mój tata jest taki niedobry? Dlaczego bije mamę? Nienawidzę go i nie chcę 

więcej znać.  

Mattie przykryła brytfannę ciężką pokrywą i spojrzała na chłopca.  

– Koniecznie musimy wyjechać? – spytał.  

Skinęła głową.  

– Twoja mama uważa, że to najlepsze rozwiązanie. Przynajmniej będziecie bezpieczni.  

Teraz z kolei Scotty skinął głową. Mattie pomyślała ze współczuciem, że w jego krótkim 

ż

yciu zdążyły wydarzyć się sprawy, o których dzieci nie powinny nawet wiedzieć.  

– Lubię cię – powiedział nagle – i podoba mi się twój dom.  

Mattie uznała to za podziękowanie. Poklepała go po ramieniu.  

–  Scotty,  chyba  wiesz,  że  też  cię  lubię,  a  tam,  dokąd  jedziesz,  jest  równie  ładnie. 

Przekonasz się. A tamtejsi ludzie są także chętni do pomocy. Ty i mama dacie sobie świetnie 

radę – dodała z uśmiechem. Uniosła wzrok. W drzwiach do pokoju stał Joseph Thunder.  

–  Może  pójdziesz  umyć  ręce  przed  jedzeniem?  –  poprosiła  Scotty’ego.  –  I  powiedz 

mamie, że zaraz podam kolację.  

Chłopiec wybiegł z kuchni.  

– Dziękuję, że przyszedłeś – zwróciła się do Josepha. – Jak myślisz, czy Brenda poradzi 

sobie sama? 

–  Nie  martw  się  –  stary  szaman  odezwał  się  przyciszonym  głosem.  –  Wszystko  będzie 

dobrze. Ma dziecko i to ją mobilizuje do działania.  

Mattie  zauważyła  już  wcześniej,  że  w  sprawach  dotyczących  Scotty’ego  Brenda  była 

gotowa walczyć jak lwica.  

Joseph podszedł bliżej.  

– Wydaje mi się, że jest jeszcze jedna osoba, o której powinniśmy porozmawiać. Mam na 

myśli ciebie.  

Zaskoczona Mattie uniosła wzrok.  

– Mnie? 

Joseph roześmiał się cicho i uspokajającym gestem ujął jej dłoń.  

– Zauważyłem, że ciągle czymś się martwisz.  

Mattie pokiwała głową.  

– Strasznie się martwiłam o Brendę i.. .  

– Nie – przerwał Joseph, – Mówię o tym, że niepokoisz się z powodu mojego wnuka.  

Była zbyt zaskoczona, by próbować to ukryć. Stary Indianin potrafił wyciągać wnioski z 

pozornie  drobnych,  nic  nieznaczących  zachowań.  Niemal  czytał  w  myślach.  Mattie  nie 

powinna  się  temu  dziwić,  w  końcu  szamanem  Kolheeków  zawsze  zostawał  ktoś 

nieprzeciętny. Joseph Thunder miał wrodzone zdolności, które wyróżniały go spośród innych 

członków  plemienia.  Dla  Mattie  był  uosobieniem  mądrości  przekazywanej  z  pokolenia  na 

pokolenie od setek lat.  

background image

Spojrzał jej głęboko w oczy.  

–  Byłoby  najlepiej,  gdyby  Conner  obwiniał  o  przeszłość  właśnie  mnie  –  powiedział 

dobitnie.  

Mattie westchnęła z dezaprobatą.  

–  Przecież  nie  zrobiłeś  tego,  o  co  cię  oskarża.  Powinieneś  z  nim  porozmawiać, 

wytłumaczyć.  

– Moje dziecko – zaczął Joseph przyciszonym głosem. – Conner nie jest jeszcze gotów, 

by  poznać  prawdę.  I  może  nigdy  nie  będzie.  Żeby  zobaczyć  prawdę,  nie  wystarczy  szeroko 

otworzyć oczy. Czasem trzeba otworzyć serce.  

–  Joseph  –  szepnęła  Mattie.  –  Jesteś  dobrym  człowiekiem.  Wiem, że  kochasz  Connera. 

Zauważyłam  twoje  spojrzenie,  gdy  do  ciebie  przyszliśmy.  –  Zawahała  się  przez  chwilę.  – 

Jaka jest prawda? Odebrałeś Connera jego ojcu? 

Stary szaman spojrzał na nią ze smutkiem. 

–  Tak  –  przyznał.  –  Ale  wyłącznie  dla  dobra  mojego  wnuka.  Mój  najstarszy  syn  Joe 

bardzo  kochał  swoją  żonę.  Niestety,  zmarła  bardzo  młodo,  gdy  Conner  był  jeszcze  małym 

dzieckiem. Joe nie mógł się pogodzić z jej śmiercią i zaczął szukać pocieszenia w alkoholu – 

mówił szaman, nie spuszczając wzroku. – Starałem się pomóc synowi wszelkimi sposobami. 

Próbowałem  dotrzeć  do  niego  dobrym  słowem.  Kilkakrotnie  zmusiłem  go  do  kuracji 

odwykowej. Jednak to na nic się nie zdało. Joe chciał jak najszybciej połączyć się z Dee na 

tamtym  świecie.  Do  dziś  jestem  przekonany,  że  właśnie  o  to  mu  chodziło.  Wówczas 

najbardziej  obawiałem  się,  że  może  zrobić  krzywdę  Connerowi,  bo  miał  zwyczaj  jeździć 

samochodem po pijanemu. Zabierał wtedy dziecko ze sobą.  

Przerwał na chwilę.  

– Poświęciłem syna, żeby ratować wnuka – powiedział w końcu.  

Mattie spojrzała ze współczuciem.  

– On musi się dowiedzieć – powiedziała ochrypłym głosem. – Ma do ciebie ogromny żal, 

a przecież niesłusznie. Powinien poznać prawdę.  

– Najważniejsze, żeby był szczęśliwy. Jeśli ma do mnie pretensje, to znaczy, że pamięta o 

ojcu tylko to, co dobre. Gdy go wspomina, nadal może go kochać i podziwiać.  

Mattie  poczuła,  że  łzy  napływają  jej  do  oczu.  Kolejny  raz  przekonała  się,  jak  bardzo 

ż

yczliwym człowiekiem był Joseph i jak bardzo kochał wnuka.  

–  Nie  my  decydujemy  o losie  innych.  Możemy  tylko  starać  się im pomóc. To tak jak z 

Brendą.  Ty  nie  podjęłaś  za  nią  trudnej  decyzji  o  nowym  życiu  w  nowym  miejscu,  jednak 

próbujesz jej pomóc najlepiej, jak potrafisz.  

Mattie pokiwała głową.  

 

Conner  zjawił  się  na  przyjęciu  w  nie  najlepszym  nastroju.  Ostatnio  Mattie  bardzo  się 

zmieniła. Nie dawało mu to spokoju. Gdy się poznali, była czymś załamana. Potem odzyskała 

dobry  nastrój  i  traktowała  go  bardzo  przyjaźnie.  Dobrze  się  czuli  w  swoim  towarzystwie. 

Nagle coś się stało i znów stała się inna. Czuł, że ukrywa przed nim jakąś tajemnicę.  

Co prawda dał jej do zrozumienia, że chociaż jest nią zainteresowany, przede wszystkim 

background image

zależy mu na wyjaśnieniu wydarzeń z przeszłości, które wciąż prześladują go w koszmarnych 

snach,  jednak  nie  sądził,  że  to  właśnie  z  tego  powodu  zaczęła  traktować  go  inaczej  niż 

dawniej.  

Różnili się zasadniczo w ocenie Josepha. Fakt. Ale nie było w tym nic nadzwyczajnego. 

Każdy  ma  prawo  do  swojego  zdania.  Tym  bardziej  że  nie  mogła  przecież  wiedzieć,  jak 

bardzo dokuczała mu samotność, gdy zabrakło ojca.  

Usłyszał  jej  głos  przy  drzwiach  wejściowych  i  podszedł  bliżej.  Właśnie  witała  się 

kuzynem Greyem, a potem objęła ciężarną Lori. To serdeczne powitanie zaskoczyło Connera. 

Wszyscy czworo wyglądali na bardzo zaprzyjaźnionych. Bardzo dziwne, pomyślał. Mattie nie 

wspomniała nawet słowem, że tak świetnie zna jego rodzinę.  

Grey pomógł jej zdjąć płaszcz. Chociaż Conner nie zwracał szczególnej uwagi na modne 

stroje,  musiał  przyznać,  że  wyglądała  świetnie  w  czerwonym  swetrze,  obcisłym  topie  i 

czarnej  spódnicy  odsłaniającej  długie,  zgrabne  nogi.  Natychmiast  go  zauważyła  i  ruszyła  w 

jego kierunku, witając się po drodze ze znajomymi. Uśmiechała się, choć napięte rysy twarzy 

ś

wiadczyły,  że  coś  ją  gnębi.  Conner  zauważył  to  i  natychmiast  poczuł  ochotę,  by  zrobić 

cokolwiek, co pozwoliłoby jej odzyskać spokój. Przyszedł mu na myśl namiętny pocałunek. 

Tak, to na pewno zajęłoby jej myśli chociaż na chwilę. Uśmiechnął się.  

– Czy tu jest tak gorąco, czy tylko ja tak się czuję? – spytała, podchodząc do niego.  

– Myślę, że to ty jesteś gorąca – zapewnił z przekonaniem.  

Zaczerwieniła się, co tylko podkreśliło jej urodę. Rozpięła sweter i przerzuciła go przez 

poręcz krzesła. Conner nie mógł oderwać wzroku od jej zgrabnej figury.  

– Może kieliszek wina? – zaproponował. – Woda mineralna, a może piwo? 

– Poproszę wodę. Nie mogę dziś pić alkoholu, bo będę jeszcze prowadzić samochód.  

– Gdybyś zgodziła się przyjechać ze mną, mogłabyś teraz wypić całą beczkę – zauważył.  

Roześmiała się w odpowiedzi.  

Conner  podszedł  do  barku  i  napełnił  dwie  szklanki.  Zauważył,  że  do  Mattie  zbliżył  się 

jego  kuzyn  Nathan  ze  swoją  narzeczoną.  Rudowłosa  Gwen  była  nauczycielką.  Ku 

zaskoczeniu  Connera,  przywitali  się  jak  starzy  znajomi.  Rozmawiali  przez  chwilę,  po  czym 

wyszli  na  patio.  Conner  ruszył  za  nimi  ze  szklankami  w  ręku.  Tamci  prowadzili  ożywioną 

rozmowę.  W  pewnej  chwili Nathan zrobił coś zupełnie zaskakującego: sięgnął do portfela i 

wręczył  Mattie  kilka  banknotów.  Schowała  je  do torebki.  Conner  pomyślał, że dzieje się tu 

coś bardzo dziwnego. Mattie stała się dla niego kompletną zagadką.  

Idąc  przez  pokój,  zaczepił  biodrem  o  krzesło,  na  którym  Mattie  zostawiła  sweter. 

Odstawił  szklanki  i  podniósł  go.  Ciągle  zastanawiał  się  nad  jej  zachowaniem  w  ciągu 

ostatnich  tygodni.  Usiłował  sobie  przypomnieć,  kiedy  nastąpiła  zmiana  jej  nastawienia  do 

niego. O ile pamiętał, stało się to następnego dnia po wieczornym spotkaniu, kiedy zaprosiła 

go na obiad. Uświadomił sobie, że od tego czasu ani razu nie wpuściła go do domu. Nawet 

tamtego ranka, gdy zjawił się niespodziewanie, zaproponowała spacer, chociaż była w nocnej 

koszuli.  Potem  uparła  się,  żeby  odłożyć  remont  do  czasu  uzyskania  oficjalnej  zgody,  choć 

wszyscy  zwykle  przystępowali  do  prac  zaraz  po  złożeniu  wniosku.  Dziwiło  go  też,  że  tak 

dobrze  znała  jego  rodzinę.  Przyjaźniła  się  z  żoną  Greya  i  z  narzeczoną  Nathana,  a  jednak 

background image

nigdy  nie  pisnęła  słowa  na  ten  temat.  Kiedy  powiedział,  że  Joseph  rozdzielił  go  z  ojcem, 

natychmiast bardzo przejęta stanęła w obronie dziadka. Musiała go dobrze znać, jeśli gotowa 

była bronić go tak zawzięcie.  

Przypomniał  sobie  dzisiejsze  spotkanie,  gdy  przyjechał  do  niej  z  planami  rozbudowy. 

Nan się zjawiła, stał jakiś czas przed domem i nagle poczuł na karku czyjeś spojrzenie. Ktoś 

był  w  domu.  Na  pewno  nie  przypadkowy  turysta,  zwiedzający  Nową  Anglię.  Ta  osoba 

musiała się tam ukrywać przed nim lub jeszcze przed kimś innym. Był o tym przekonany.  

Już kilkakrotnie pytał Mattie, co ją dręczy, ale nie doczekał się odpowiedzi. Zdumiała go 

też  sprawa  pieniędzy.  Nathan  wręczył  je  Mattie  z  bardzo  poważną  miną.  Wyglądało  to  na 

tajemniczą  transakcję.  Conner  potarł  dłonią  brodę.  Miał  wrażenie,  jakby  leżały  przed  nim 

elementy układanki, z których nie potrafił ułożyć niczego sensownego.  

Złożył sweter Mattie i położył go na krześle. Dzięki temu nie rzucał się w oczy. Pomyślał, 

ż

e może wszyscy o nim zapomną. Mógł się przydać jako pretekst do spotkania i wyjaśnienia 

paru spraw.  

Conner wziął szklanki i ruszył na patio. Przez następne pół godziny rozmawiał i żartował, 

słuchał Nathana, który zaśmiewając się, cytował powiedzonka swojej sześcioletniej córeczki. 

Potem  Conner  głośno  zachwycał  się  prezentami,  jakie  dostała  Lori,  choć  uprzedzała  gości, 

ż

eby niczego nie przynosili. Kilkakrotnie zauważył, jak Mattie spoglądała na zegarek.  

– Wydaje mi się, że się spieszysz – stwierdził, gdy na chwilę zostali sami.  

– Tak – przyznała. – Powinnam uprzedzić o tym gospodarzy. Wypada ich przeprosić.  

Odstawiła szklankę i chciała wstać, ale Conner zdążył ją powstrzymać.  

–  Zaczekaj,  Mattie  –  powiedział,  dotykając  dłonią  jej  przedramienia.  –  Mówiłem  ci,  że 

nie chcę się angażować w żaden związek, dopóki nie wyjaśnię wydarzeń z dzieciństwa, które 

dręczą mnie do dziś. Myślę jednak, że doszedłem już do pewnych wniosków. 

–  Conner,  chwileczkę  –  przerwała.  –  Muszę  ci  przypomnieć,  że  doszliśmy  do  zupełnie 

różnych wniosków.  

Conner  już  był  gotów  zacząć  rozmowę  o  ich  ewentualnej  wspólnej  przyszłości,  ale 

wyglądało na to, że Mattie woli udowadniać swoje racje.  

–  Jeśli  naprawdę  uważasz,  że  twój  dziadek  jest  tak  strasznym  człowiekiem  –  mówiła, 

starannie  dobierając  słowa  –  to  dlaczego  nadal  siedzisz  w  Smoke  Valley?  Dlaczego  nie 

powiedziałeś mu, co o nim myślisz i nie wróciłeś do Bostonu? 

Nie czekając na odpowiedź, dodała: 

– Myślę, że wcale nie jesteś przekonany o swojej racji. Spojrzała na niego ze smutkiem i 

popatrzyła nerwowo na zegarek.  

– Naprawdę muszę już iść – powiedziała, wstając.  

– Pójdę pożegnać się z Lori i z Greyem. Jeśli odprowadzisz mnie do samochodu, powiem 

ci coś, co pozwoli ci lepiej mnie zrozumieć.  

Conner ruszył za nią. Mattie weszła do kuchni, gdzie zastała gospodarzy. Pocałowała Lori 

i  Greya.  Przeprosiła,  że  musi  wyjść  tak  wcześnie.  Conner  pomyślał,  że  zwykle  w  takiej 

sytuacji gospodarze namawiają gościa, by został dłużej. Jednak tym razem nic takiego się nie 

stało. Wszyscy zachowywali się tak, jakby łączyła ich jakaś tajemnica.  

background image

Conner  domyślał  się,  że  tej nocy stanie się coś niezwykle ważnego, bo Mattie  umówiła 

się z nim na rozpoczęcie remontu następnego dnia.  

Gdy pomagał dziewczynie włożyć płaszcz, pomyślał o czerwonym swetrze zostawionym 

w pokoju. Powinien przypomnieć jej o tym przed wyjściem. Jednak milczał. Ten sweter mógł 

się okazać doskonałym pretekstem, żeby niespodziewanie odwiedzić Mattie i sprawdzić, w co 

się wplątała.  

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY 

 

Mattie  szła  do  samochodu  z  poczuciem  winy.  Conner  kroczył  tuż  obok,  tak  blisko,  że 

czuła  leśny  zapach  jego  wody  kolońskiej.  Wstydziła  się  swojego  zachowania.  Zatajając 

prawdę,  okłamywała  go.  Jutro  mu  wszystko  opowiesz,  pocieszała  się  w  myślach.  Wtedy 

Brenda i Scotty będą już bezpieczni w drodze do Albuquerque. Wreszcie nie będziesz musiała 

milczeć.  

Tymczasem  mogła  powierzyć  mu  inną  tajemnicę.  Sekret  swojego  życia.  Spojrzała  na 

niebo  pełne  migających  gwiazd,  jakby  szukała  dodatkowej  siły.  Chciała  zachować  zimną 

krew, uniknąć zbędnych emocji. Tego wieczora nie mogła rozczulać się nad sobą.  

–  Gdy  się  spotkaliśmy  pierwszy  raz  –  zaczęła  powoli  –  zapytałeś  mnie  o  moją  siostrę. 

Zdaje  się,  że  niezbyt  zręcznie  zmieniłam  wtedy  temat.  –  Westchnęła  głęboko.  –  Trudno  mi 

mówić o Susan. To, co się z nią stało, wstrząsnęło mną i wszystkimi, którzy ją znali.  

Conner wyciągnął rękę i dotknął jej ramienia.  

– Jeśli sprawia ci to przykrość – powiedział – nie musimy o tym rozmawiać.  

– Chcę, żebyś lepiej zrozumiał, co jest dla mnie ważne i dlaczego ułożyłam sobie życie w 

taki sposób – oświadczyła stanowczo i spojrzała na niego. Ciemnozielony sweter podkreślał 

jego  szeroką  klatkę  piersiową.  Miała  ochotę  podejść  bliżej  i  oprzeć  o  nią  głowę,  jak  wtedy 

nad jeziorem, gdy spotkali się po raz pierwszy.  

–  Susan  była  ode  mnie  starsza  o  pięć  lat.  Opiekowała  się  mną,  gdy  byłyśmy  jeszcze 

dziećmi  –  mówiła  Mattie.  Odruchowo  uśmiechnęła  się  na  wspomnienie  cudownego 

dzieciństwa w górach Vermontu. – Rodzice byli zajęci budową, a potem prowadzeniem tego 

pensjonatu.  Ja  i  Susan  mogłyśmy  swobodnie  buszować  po  okolicy.  Wszystko  się  zmieniło, 

gdy wyjechała do szkoły w Bostonie. Gdy przyjeżdżała w odwiedziny, nie miała już ochoty 

na włóczęgę w okolicach jeziora. Opowiadała o szkole, prywatkach i chłopcach.  

Mattie  splotła  ręce  na  piersi.  Teraz  musiała  powiedzieć  o  człowieku,  który  wzbudzał  w 

niej nienawiść, chociaż zawsze starała się zwalczyć w sobie to uczucie.  

– Jim był kapitanem drużyny piłkarskiej – mówiła dalej. – Dobrze się uczył, był bystry i 

dowcipny. Susan zakochała się w nim nieprzytomnie. Jego rodzina mieszkała na północy, w 

Burlington.  Ojciec  prowadził  dochodowy  interes:  urządzał  wycieczki  dla  wędkarzy  wzdłuż 

brzegów  jeziora  Champlain  i  dalej  aż  do  Kanady.  Po  ślubie Susan zamieszkała  z  mężem  w 

Burlington. Jim pracował razem z ojcem. – Wzięła głęboki oddech. – Kiedy Susan pierwszy 

raz zjawiła się u nas ze śladami pobicia... – przerwała. Odżyły straszne wspomnienia i przez 

chwilę  nie  była  w  stanie  mówić.  Na  moment  zakryła  usta  dłonią,  jakby  wybuch  płaczu 

wydawał  się  nieunikniony.  Jednak  w  końcu  zapanowała  nad  emocjami.  –  Jim  strasznie  ją 

pobił – powiedziała cicho. – Na całym ciele miała sińce, a w wielu miejscach rozciętą skórę. 

Potem przyznała się nam, że to nie był pierwszy raz.  

Mattie mocniej ścisnęła splecione ręce. Miała ten obraz przed oczami: zapłakana Susan, 

przerażone  twarze  rodziców.  Pamiętała,  że  czuła  się  zupełnie  bezradna.  Nie  wiedziała,  jak 

pomóc siostrze.  

background image

–  Byłam  zdumiona  i  zdruzgotana,  gdy  Susan  wróciła  do  niego.  Wybaczyła  temu 

bydlakowi i pojechała do Burlington. Powtarzało się to wielokrotnie.  

Nieświadomie zagryzła mocno dolną wargę.  

–  On  ją  zabił  –  dodała  z  furią.  –  Jim  zamordował  Susan.  Pchnął  ją,  a  ona  upadając, 

uderzyła o coś głową. Nie potrafiliśmy zapobiec tej tragedii – dodała cicho.  

Conner spojrzał na nią ze współczuciem i wyciągnął ręce. Przycisnął ją mocno do siebie.  

– Już dobrze, Mattie – powiedział uspokajającym tonem.  

Oparła policzek na jego ramieniu i zamknęła oczy.  

– To musiał być dla was prawdziwy koszmar – dodał cicho.  

Mattie skinęła głową.  

– Mama i tata nie potrafili mieszkać tu nadal – mówiła dalej. – Zdecydowali się przejść 

na emeryturę i wyjechać na Florydę. Pensjonat zostawili mnie. Sami jakoś sobie tam radzą w 

nowym  miejscu.  Usiłują  zapomnieć, chociaż wszyscy dobrze wiemy, że to się im nigdy nie 

uda.  

–  Kochanie  –  zaczął  Conner,  głaszcząc  ją  po  policzku  i  patrząc  w  oczy.  –  Nie  można 

zapomnieć o czymś takim.  

–  Tak  bardzo  bym  chciała  wymazać  to  z  pamięci.  Moja  siostra  cierpiała,  groziło  jej 

niebezpieczeństwo, a ja nie potrafiłam jej pomóc. Ta myśl mnie wciąż prześladuje.  

Spojrzała  mu  w  oczy.  Zwierzyła  mu  się  i  przynajmniej  na  chwilę  zrobiło się jej lżej na 

sercu.  

–  Wtedy  w  nocy,  gdy  spotkaliśmy  się  pierwszy  raz  –  mówiła  –  była  właśnie  rocznica 

ś

mierci  Susan  i  znów  naszły  mnie  koszmarne  wspomnienia,  przytłaczające mnie,  ale  dzięki 

tobie  łatwiej  mi  było  je  przezwyciężyć.  Jestem  ci  za  to  wdzięczna  –  dodała  z  lekkim 

uśmiechem.  

– Cieszę się, że mogłem się na coś przydać – powiedział Conner. – A co z nim? Mówię o 

mężu Susan.  

– Jim jest w więzieniu. Powinien tam spędzić resztę życia. Rzadko się zdarza tak wysoki 

wyrok  za  przestępstwo  wobec  rodziny,  ale  mieliśmy  szczęście.  Nie  wywinął  się 

sprawiedliwości.  

Conner  jeszcze  raz  delikatnie  pogładził  ją  po  policzku,  jakby  czuł,  że  za  chwilę  będą 

musieli się rozstać.  

–  Naprawdę  powinnam  już  jechać  –  powiedziała  Mattie.  –  Dziękuję,  że  mnie 

wysłuchałeś. Chciałam, żebyś zrozumiał.  

– Co miałem zrozumieć? – spytał zakłopotany.  

–  Mnie  –  wyjaśniła  krótko  i  skinęła  głową.  Nie  mogła  powiedzieć  nic  więcej.  Jutro 

opowiem mu wszystko, powtarzała w myślach.  

– Wreszcie do mnie dotarło – niemal wykrzyknął Conner. Uśmiechnął się i cofnął o krok. 

–  Chyba  próbujesz  mi  wytłumaczyć,  dlaczego  jesteś  samotna.  No  właśnie,  dlaczego  nie 

założyłaś rodziny? 

Jego  wnioski  były  słuszne  tylko  częściowo.  Mattie  czuła  się  winna,  że  nie  powiedziała 

mu nic na temat swojej działalności, choć swoją opowieść o Susan traktowała jako wstęp do 

background image

tego, co chciała mu opowiedzieć następnego dnia.  

– Posłuchaj, Mattie – zaczął Conner. – Chyba nie chcesz mnie przekonać, że z powodu 

nieszczęścia, jakie spotkało twoją siostrę, postanowiłaś żyć w samotności? – mówił powoli, 

starając się uważnie dobierać słowa.  

–  To  tak,  jakbyś  sama  skazała  się  na  więzienie.  Zrezygnowałaś  z  normalnego  życia? 

Chyba nie sądzisz, że zasłużyłaś na karę jak twój szwagier? 

Z  oczu  Mattie  popłynęły  łzy.  Nie  spodziewała  się,  że  Conner  tak  zinterpretuje  jej 

zwierzenia.  Dotychczas była  przekonana,  że  nie  wolno  jej angażować się w żaden związek, 

bo  niesienie  pomocy  pokrzywdzonym  kobietom  wymagało  poświęcenia  i  całkowitej 

dyskrecji.  Tymczasem  Conner  patrzył  na  to  zupełnie  inaczej.  Pewnie  uważał,  że  nie  była 

całkiem normalna.  

Oparła się o samochód.  

–  Nie  jestem  idiotką  –  oświadczyła  dobitnie.  – Nie uważam, że każdy mężczyzna tylko 

czeka, by znęcać się nad kobietą – mówiła ze złością.  

Conner cofnął się o krok.  

– Spokojnie, Mattie. Nic nie mówiłem na temat twojej inteligencji – zaczął. – Przecież, 

Odwróciła się i otworzyła drzwi samochodu.  

–  Nie  zawsze  żyłam  jak  zakonnica  –  powiedziała,  zajmując  miejsce  za  kierownicą.  – 

Chodziłam  na  randki.  Spotykałam  się  z  wieloma  chłopakami.  Jednak  są  sprawy  ważniejsze 

niż... niż mężczyźni.  

 

Mattie zastanawiała się, jak to się stało, że zaczęła się kłócić z Connerem. Po prostu nie 

mogła  w  to  uwierzyć.  Zła  na  siebie  wjechała  na  podjazd  przed  domem.  Cóż,  zaskoczył  ją 

zupełnie swoimi poglądami.  

Zawsze  uważała,  że  jej  samotne  poświęcenie  było  czymś  szlachetnym.  W  ten  sposób 

mogła  pomagać  potrzebującym  kobietom,  nie  wzbudzając  podejrzeń.  Samotność  wydawała 

się jej do tego absolutnie niezbędna. Przynajmniej tak przekonywała samą siebie, tymczasem 

Conner  najwyraźniej  miał  zupełnie  inne  zdanie.  Gdy  powiedział,  co  myśli  na  ten  temat, 

poczuła  się  obrażona.  Teraz  jednak  wyłączyła  silnik  i  siedząc  za  kierownicą,  zaczęła  się 

zastanawiać,  czy  nie  miał  racji.  Czyżby  sama,  nie  zdając  sobie  z  tego  sprawy,  dobrowolnie 

wymierzyła sobie karę za niepopełnienie przestępstwa? Czy w jej życiu nie ma już miejsca na 

prawdziwe uczucie? 

Nieświadomie dotknęła ust, przypominając sobie pocałunki Connera. Za każdym razem, 

gdy się spotykali, czuła, że jakaś niewidzialna siła popycha ją do niego. Wzajemna sympatia 

zmieniała  się  stopniowo  w  prawdziwe  uczucie.  Mattie  zdawała  sobie  z  tego  sprawę. 

Dotychczas  udawało  jej  się  z  tym  walczyć,  ale  teraz  straciła  pewność,  czy  powinna 

przeciwstawiać się temu, co naprawdę czuje.  

Wzięła  torebkę  z  sąsiedniego  siedzenia,  wysiadła  z  samochodu  i  ruszyła  w  kierunku 

domu.  Od  pięciu  lat  pomagała  potrzebującym  kobietom,  a  teraz  jedno  zdanie  Connera 

sprawiło,  że  zaczęła  wątpić,  czy  właściwie  ułożyła  sobie  życie.  Przypomniała  sobie,  jak  na 

przyjęciu  u  Lori  i  Greya  usiłował  ją  przekonać,  że  zrozumiał  wreszcie  przyczynę  nocnych 

background image

koszmarów. Jednak do niej taka argumentacja nie przemawiała. Nie mogła się z nią zgodzić. 

Miała  ochotę  wyjawić  mu  całą  prawdę.  Niechby się wreszcie dowiedział, że  Joseph nie był 

jego  wrogiem  i  prawdopodobnie  ocalił  mu  życie.  Ale  nie  mogła.  Joseph  jasno  dał  jej  do 

zrozumienia, że Conner może nigdy nie pogodzić się z faktami. Lepiej będzie, jeśli zachowa 

dobre  wspomnienia  o  ojcu.  Mattie  doskonale  to  rozumiała.  Nie  miała  prawa  zmuszać 

kogokolwiek do zaakceptowania prawdy.  

Otworzyła drzwi.  

– Brenda? – zawołała od progu.  

Zbliżała się pora wyjazdu. Teraz nie było czasu na roztrząsanie osobistych spraw. Wyjazd 

Brendy i jej dziecka był najważniejszym zadaniem na najbliższe godziny.  

Brenda  zeszła  ze  schodów.  Sprawiała  wrażenie  osoby  zdecydowanej  i  pewnej  siebie. 

Bardzo  się  zmieniła  od  czasu,  gdy  zjawiła  się  w  pensjonacie,  drżąc  z  przerażenia.  Stary 

szaman  miął  rację.  Macierzyński  instynkt  dodał  jej  siły  do  działania.  Dla  dobra  dziecka 

gotowa była przenosić góry.  

– Jesteście już spakowani? – spytała Mattie. – Niedługo trzeba wyjeżdżać.  

Kobieta skinęła głową.  

– Scotty ogląda telewizję. Zaparzyłam kawę. Pomyślałam, że zdążymy jeszcze spokojnie 

usiąść i wypić po filiżance – powiedziała. – Mattie, jest kilka spraw, o których chciałabym z 

tobą porozmawiać przed wyjazdem – dodała nieśmiało.  

Usiadły w kuchni nad parującymi filiżankami i Brenda mówiła dalej: 

–  Nie  wiem,  co  bym  zrobiła,  gdybyś  nam  nie  pomogła.  Przyjęłaś  nas  pod  swój  dach, 

pozwoliłaś zamieszkać w swoim domu, karmiłaś nas, kupiłaś nam ubrania. Pomyślałaś nawet 

o  walizkach  na  wyjazd  –  dodała  ze  łzami  w  oczach.  –  Rozmawiałaś  ze  mną  godzinami, 

tłumaczyłaś,  przekonywałaś.  Dzięki  tobie  zrozumiałam,  że  są  jeszcze  na  świecie  ludzie 

gotowi do pomocy, którzy chcą, żebym ja też była szczęśliwa – mówiła drżącym głosem. – 

Nigdy jeszcze nie spotkałam kogoś takiego jak ty.  

Mattie  pochyliła  się  nad  stołem  i  wyciągnęła  rękę,  ale  w  tej  samej  chwili  za  oknem 

pojawił się jakiś cień. Brenda krzyknęła przeraźliwie, a filiżanka wypadła jej z dłoni. Gienka 

porcelana rozprysła się na podłodze.  

Mattie błyskawicznie zaczęła obmyślać plan ucieczki. Rozwścieczony Tommie Boy mógł 

być groźny dla całej trójki. Zerwała się z miejsca, żeby zasłonić Brendę. Spojrzała w stronę 

drzwi i zobaczyła... Connera, wlepiającego w nią zdumiony wzrok.  

– Co tu się dzieje? – spytał, marszcząc brwi. Jednym spojrzeniem ogarnął całą sytuację: 

przerażone  twarze,  żółte  sińce  na  twarzy  Brendy,  stłuczona  filiżanka,  Mattie  gotowa  do 

obrony.  

Wydawało się, że czas zatrzymał się na chwilę. Mattie oddychała ciężko. Gdy w końcu 

dotarło do niej, że nic im nie grozi, poczuła ulgę, ale to uczucie szybko zamieniło się w złość.  

– Conner, co ty tu robisz? – spytała ostro. – Nie możesz tak po prostu wpadać jak bomba.  

– Zapukałem, a drzwi były otwarte.  

Jak mogłam być taka głupia, pomyślała Mattie. Otwarte drzwi? 

Tymczasem Conner podał jej sweter.  

background image

– Zostawiłaś u Lori – powiedział i spojrzał na nią uważnie.  

– Nie słyszałam, żebyś podjeżdżał ciężarówką – rzuciła oskarżycielskim tonem i prawie 

natychmiast pomyślała, że po raz kolejny ma do niego pretensję bez specjalnego powodu. Nie 

mogła zrozumieć, co w nią nagle wstąpiło.  

– Przyszedłem ze swojej chaty ścieżką przez las. Noc jest wyjątkowo jasna – wyjaśnił.  – 

Czy  dowiem  się,  co  tu  się  dzieje?  –  spytał,  spoglądając  na  przemian  to  na  Brendę,  to  na 

Mattie.  

–  Nie  –  odpowiedziała  krótko  i  stanowczo  Mattie.  Nadal  była  rozgniewana,  choć 

próbowała sobie tłumaczyć, że Conner przyszedł tylko oddać jej sweter i wcale nie chciał jej 

przestraszyć, ale to na niewiele się zdało. – Niczego się ode mnie nie dowiesz. To po prostu 

nie twoja sprawa.  

Zapadła nieprzyjemna cisza. Po chwili niespodziewanie odezwała się Brenda.  

– Mattie mi pomaga – wyjaśniła rzeczowo. – Mój mąż... nie traktował mnie dobrze. Dziś 

wsiadam do autobusu i wyjeżdżam. Mattie kupiła mi bilet.  

Conner przyglądał się Mattie bez słowa. Po chwili odwrócił się na pięcie i wyszedł.  

–  Mattie  –  zaczęła  Brenda.  –  On  się  rozzłościł.  Powinnaś  za  nim  pójść  i  wszystko 

wyjaśnić. – Wskazała za okno. – Spójrz, idzie tam. Zaraz zniknie w lesie.  

– Brenda, nie biega się za mężczyznami tylko dlatego, że się złoszczą – odparła Mattie z 

irytacją.  –  Z  tego  biorą  się  tylko  kolejne  kłopoty.  Rozmawiałyśmy  o  tym  wielokrotnie,  od 

pierwszego dnia, kiedy się tu zjawiłaś.  

Brenda wyprostowała się na krześle.  

– Tak, jeśli chodzi o mojego męża, na pewno masz rację – przyznała. – Ale nie zapominaj 

o jednym – to nie jest Tommie Boy. Obie o tym wiemy. Po prostu przyszedł, bo chciał być 

pomocny, a ty wypłoszyłaś go z domu z mojego powodu.  

Mattie przełknęła ślinę. Powoli zaczynała się uspokajać.  

–  Chciałam  mu  wszystko  powiedzieć  jutro,  gdy  już  wyjedziecie  –  powiedziała, 

spoglądając przez okno.  

– Lepiej się pospiesz – ponaglała ją Brenda. – On naprawdę zasługuje na wyjaśnienia.  

Obie kobiety nie zdawały sobie sprawy, że z okna na piętrze odejście Connera obserwuje 

jeszcze jedna osoba – mały, przerażony chłopiec.  

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

 

Conner  dopiero  teraz  zrozumiał,  że  popełnił  wielki  błąd.  Nie  powinien  bez  zaproszenia 

wchodzić  do  domu  Mattie  ani  wtrącać  się  do  jej  spraw.  Idąc  powoli  w  stronę  starej  chaty, 

ominął  wielki  konar,  który  wystawał  nad  ścieżką.  Chociaż  czuł,  że  Mattie  coś  ukrywa, 

powinien  mieć  do  niej  zaufanie.  Taka  uczciwa  i  prostolinijna  dziewczyna  nie  mogła  mieć 

przecież żadnych wstydliwych tajemnic.  

Jednak  nie  umiał  się  powstrzymać.  Gdy  zorientował  się,  że  coś  przed  nim  ukrywa, 

zaczęło  go  wręcz  skręcać  z  ciekawości.  Nurtowało  go  to  do  tego  stopnia,  że  zrobił  coś,  do 

czego normalnie nigdy by się nie posunął. Schował jej sweter, by mieć pretekst do odwiedzin. 

Z  takiego  postępowania  nie  mogło  wyniknąć  nic  dobrego.  Powinien  się  wstydzić.  Obie 

kobiety były śmiertelnie przerażone, gdy zjawił się bez uprzedzenia.  

A  zatem  Mattie  zajmuje  się  pomaganiem  ofiarom  domowej  przemocy.  Nigdy  nie 

przyszłoby  mu  to  do  głowy.  Ale  z  drugiej  strony  nie  było  w  tym  nic  dziwnego  po  tym 

wszystkim,  co  spotkało  jej  rodzinę.  Wyobrażał  sobie,  co  musiała  czuć  Mattie,  gdy  Susan 

została zamordowana.  

Kiedy zobaczył tę pobitą kobietę, zrozumiał, że znalazł brakujący fragment łamigłówki. 

W  końcu  dotarło  do  niego,  kim  naprawdę  była  Mattie  Russell.  Westchnął,  wchodząc  na 

najszerszy odcinek ścieżki. Z tego miejsca widać było błyszczącą powierzchnię jeziora.  

Tak,  powinien  czuć  się  winny.  Nieproszony  wtrącił  się  w  osobiste  sprawy  Mattie. 

Dlaczego  w  takim  razie  czuł  się  dotknięty  i  zraniony?  Cóż,  Mattie  potraktowała  go  zbyt 

surowo i nie okazała mu nawet odrobiny zaufania. Odebrał to jak policzek.  

Nagle  zatrzymał  się.  Instynkt  podpowiedział  mu,  że  nie  jest  sam.  Usłyszał  delikatny 

odgłos zbliżających się kroków.  

–  Conner?  –  niepewnie  spytał  znajomy  głos,  a  światło  księżyca  błysnęło  na  złotych 

włosach.  

– Tu jestem – zawołał.  

Mattie podeszła bliżej.  

–  Chciałabym  cię  przeprosić  –  powiedziała  cicho.  –  Zamierzałam  opowiedzieć  ci  o 

wszystkim,  ale  Brenda  prosiła,  bym  z  nikim  nie  rozmawiała  na  jej  temat.  Była  zbyt 

przerażona całą  sytuacją – tłumaczyła nerwowo Mattie. – Przyrzekłam jej, że będę milczeć. 

Widzisz, jej mąż jest gwałtownym człowiekiem. Kiedy zjawiła się u mnie, nikomu nie ufała. 

Nawet  mnie.  Mąż  na  nią  poluje.  Rozwiesił  w  Mountview  plakaty  z  jej  zdjęciem.  To 

niebezpieczny człowiek. Widziałeś jej twarz? Musiałam spełnić jej życzenie. Powinna komuś 

zaufać. Bardzo mi na tym zależało. W przeciwnym razie mogłaby uznać, że powrót do męża-

tyrana  stanowi  najlepsze  rozwiązanie.  –  Mattie  zniżyła  głos  do  szeptu.  –  Niesteyty,  wiele 

maltretowanych kobiet tak robi.  

Zmarszczyła czoło.  

– Conner, spróbuj zrozumieć. Musiałam dochować tajemnicy.  

Rozumiał doskonale, jednak urażona duma znów dała znać o sobie.  

background image

–  Widziałem, że rozmawiałaś z Greyem i Lori, a potem z Nathanem i Gwen – mówił z 

wyrzutem.  –  Wygląda  na  to,  że  byłem  jedyną  osobą,  przed  którą  utrzymywałaś  to  w 

tajemnicy. Zastanawiająca jest również twoja zażyłość z moim dziadkiem. Czy on też wie o 

wszystkim? 

– Tak – przyznała.  

To podziałało na niego tak, jakby wbiła mu paznokcie w skórę. Roześmiał się złośliwie.  

– Mattie, i to ma być tajemnica? Wynajdujesz najdziwniejsze powody, żebym nie zbliżał 

się do ciebie i do twojego domu, a tymczasem wszyscy wiedzą, o co chodzi. Oczywiście poza 

mną.  

– Nie wszyscy, Conner.  

Spojrzał z niedowierzaniem.  

– Przecież słyszałem. Grey i Lori bez słowa komentarza przyjęli twoje oświadczenie, że 

musisz wyjść z przyjęcia. Nathan dał ci jakieś pieniądze. Gwen stała obok, więc też musiała 

być wtajemniczona. Chyba nie zaprzeczysz, że mój kuzyn wspiera twoje działania? 

– Nie, nie mogę temu zaprzeczyć.  

Powinien  być  zadowolony. Wreszcie  powiedział  wprost,  co  myśli.  Zdawał sobie jednak 

sprawę, że Mattie kierowała się szlachetnymi pobudkami i nie powinien mieć do niej żalu.  

–  To  prawda.  Twoja  rodzina  wie,  czym  się  zajmuję  –  przyznała.  –  Nathan  sam 

zaofiarował się z pomocą, gdyby zaszła taka potrzeba. A Lori i Gwen... Cóż, kiedyś zjawiły 

się  w  moim  pensjonacie,  prosząc  o  pomoc.  Przyjechały  do  Vermontu,  uciekając  przed 

przemocą.  Lori  była  bita  przez  męża,  a  Gwen  naraziła  się  ojczymowi.  Znęcał  się  nad  jej 

bratem i gdy stanęła w jego obronie, sama znalazła się w tarapatach.  

Mattie uniosła głowę.  

– Oczywiście, wiedzą o tym, co robię. Są moimi dobrymi przyjaciółmi, pomagają mi, jak 

potrafią i nie zadają pytań. I nigdy z nikim niewtajemniczonym nie rozmawiają na ten temat. 

Ostatnio  Grey  opatrywał  rany  Brendy,  a  Joseph  przyszedł  z  nią  porozmawiać.  Pomógł  jak 

najlepszy psycholog. Tylko oni dwaj wiedzą, że ta kobieta przebywa w moim domu. Teraz ty 

też już wiesz – dodała cicho. Westchnęła i podeszła bliżej.  

–  Pewnie  mi  nie  uwierzysz  –  mówiła  –  ale  chciałam  ci  o  wszystkim  powiedzieć  jutro 

rano, gdy Brenda będzie już w drodze.  

Nagle usłyszeli trzask łamanej gałązka. Oboje odwrócili się w stronę, z której przyszli. Na 

ś

cieżce stał mały chłopiec.  

– Scotty? Co ty tu robisz po ciemku? – spytała zaskoczona Mattie. – Kochanie, czy mama 

wie, że tu jesteś? Powiedziałeś jej? 

Chłopiec pokręcił głową.  

–  Będzie  zła,  gdy  zauważy,  że  wyszedłem  z  domu,  ale  martwiłem  się  o  ciebie,  Mattie. 

Możesz już wracać? 

Patrzył zmartwiony  na  dziewczynę,  a  Connerowi  rzucił  pełne  lęku  spojrzenie, jakby się 

obawiał, że mężczyzna uderzy go.  

– Chyba nie chcesz, żebyśmy spóźnili się na autobus – ponaglał Scotty. – Musimy zaraz 

jechać do miasta.  

background image

Conner dopiero teraz zrozumiał wszystko do końca.  

–  Zabieracie  dziecko  jego  ojcu!  –  zawołał  takim  tonem,  jakby  oskarżał  Mattie  o 

morderstwo.  Według  niego  to,  co  Mattie  i  Brenda  zamierzały  zrobić,  było  ciężkim 

przestępstwem.  

– Mattie, chcę stąd iść – nalegał Scotty.  

Conner  zbyt  był  pochłonięty  własnymi  emocjami,  żeby  zwrócić  uwagę  na  prośby 

przerażonego dziecka. Nie odrywał oczu od twarzy Mattie.  

– Czy ty wiesz, co robisz? Czy zdajesz sobie sprawę, jak to jest dorastać bez ojca? Mattie, 

chłopiec go potrzebuje. Nie rozumiesz? 

Conner  starał  się  pomóc  Scotty’emu.  Z  własnego  doświadczenia  wiedział,  jakie  będzie 

jego życie bez ojca. On sam nigdy nie zapomniał, jak bardzo cierpiał w dzieciństwie.  

– Nie mogę pozwolić, żebyś to zrobiła – powiedział. – Nie mam zamiaru uczestniczyć w 

czymś takim.  

–  Conner!  –  zawołała  z  determinacją.  –  Zabieram  Brendę  i  Scotty’ego  na  dworzec 

autobusowy – oświadczyła stanowczo. – I nic mnie nie powstrzyma. Jeśli byłby jakikolwiek 

inny sposób, żeby im pomóc, już dawno bym z niego skorzystała.  

Scotty stanął obok Mattie.  

– Chodźmy już, Mattie, proszę.  

Conner  zauważył  wreszcie,  że chłopiec  drży  z  przerażenia.  Kucnął  przed  nim i spojrzał 

mu w oczy.  

– Nie rozumiesz, co tu się dzieje, Scotty. Podaj mi swoje nazwisko. Chcę ci pomóc.  

– Conner, to ty niczego nie rozumiesz. Ten chłopiec widział i przeżył już za dużo zła – 

odezwała  się  rozzłoszczona  Mattie.  –  On  naprawdę  nie  marzy  o  tym,  żebyś  odsyłał  go  do 

ojca. Nie zdajesz sobie sprawy, co to za człowiek. Wiem, że chcesz jak najlepiej, ale Scotty 

nie potrzebuje twojej pomocy.  

Conner podniósł się i spojrzał na nią.  

–  Dobrze,  że  w  końcu  dowiedziałem  się,  jaka  jesteś  naprawdę  –  zaczął.  Na  szczęście 

zdołał  się  powstrzymać  przed  ostrzejszymi  słowami.  Od  dzieciństwa  wpajano  mu,  że 

mężczyzna nie powinien ujawniać wrogowi, co naprawdę o nim myśli. W tej chwili traktował 

Mattie właśnie jak wroga.  

A  Mattie  poczuła  nagle,  że  opuszcza  ją  złość.  Przełknęła  ślinę,  odetchnęła  głęboko  i 

odezwała się spokojnie: 

–  Conner,  proszę,  posłuchaj  mnie  przez  chwilę.  Spróbuj  zrozumieć,  że  niektórzy 

mężczyźni  nie  zasługują,  by  być  ojcami  –  powiedziała,  po  czym  wzięła  chłopca  za  rękę  i 

ruszyła ciemną ścieżką przez las w stronę domu.  

 

Conner  uderzył  w  pień  siekierą  i  jednym  ciosem  ściął  niewielkie  drzewo.  Potem 

poobcinał gałęzie i rzucił je na szczyt sterty drewna. Nigdy dotąd nie zdawał sobie sprawy, że 

można tak szybko zmieniać spojrzenie na pewne sprawy. Dopiero ostatniej nocy zdarzyło mu 

się  coś  takiego.  Gdy  wydawało  mu  się,  że  dochodzi  wreszcie  do  jakichś  wniosków,  nagle 

nieoczekiwanie okazało się, że zupełnie nie miał racji.  

background image

Pewne  było  tylko  jedno:  zakochał  się  w  Mattie.  Co  do  tego  nie  miał  najmniejszych 

wątpliwości. I nie przewidywał, by w tej kwestii mógł kiedykolwiek zmienić zdanie. Mattie 

była  ładna,  atrakcyjna  i  bardzo  mu  się  podobała,  ale  przede  wszystkim  była  wspaniałym 

człowiekiem. Podziwiał ją za to, co robiła. Szanował za odwagę i poświęcenie.  

Popełnił wiele niewybaczalnych błędów właśnie z powodu emocji. Najpierw nieproszony 

wtrącił się do jej osobistych spraw, potem obraził się, gdy dała mu do zrozumienia, że sobie 

tego nie życzy. No i wreszcie, gdy dogoniła go na leśnej ścieżce, by go przeprosić i wszystko 

wytłumaczyć, oskarżył ją, że robi przed nim tajemnicę ze spraw, które znają wszyscy wokół. 

Na dodatek nie był przekonany, czy rzeczywiście postąpiła słusznie, pomagając odseparować 

Scotty’ego od ojca.  

Przypomniał  sobie  jej  słowa:  „Niektórzy  mężczyźni  nie  zasługują,  żeby  być  ojcami”. 

Może  zbyt  pochopnie  próbował  wtrącić  się  do  tej  sprawy?  Ostatecznie  nie  znał  wszystkich 

faktów.  Przecież  Mattie  to  rozsądna  kobieta.  Nie  próbowałaby  rozdzielać  rodziny  bez 

powodu. Przez krótką chwilę wydawało mu się, że odnajduje w tej sytuacji coś znajomego, 

jakieś analogie do mglistych wspomnień z własnego dzieciństwa.  

Podniósł kilkanaście kawałków drewna i przeniósł w pobliże paleniska. Czekały już tam 

zebrane duże kamienie, które miał zamiar ogrzać. Wcześniej z długich gałęzi zbudował niskie 

rusztowanie  i  obłożył  je  korą.  Była  to  najprostsza  sauna,  którą  można  było  przygotować  w 

tych warunkach. Wciąż analizował ostatnie wydarzenia. Przypomniał sobie przerażoną minę 

Scotty’ego. Nie spodziewał się, że chłopiec będzie drżał właśnie z jego powodu. Najlepiej by 

było, gdyby wtedy w ogóle się nie odzywał. Wspomnienie zalęknionych oczu dziecka znów 

przywołało  mgliste  obrazy  z  dzieciństwa.  „Niektórzy  mężczyźni  nie  zasługują,  żeby  być 

ojcami” – . ostatnie słowa Mattie ciągle brzmiały mu w uszach. Zaczął się zastanawiać, czy 

nie  chciała  mu  w  ten  sposób  dać  czegoś  do  zrozumienia.  Uważała,  że  Scotty  będzie 

szczęśliwszy z dala od ojca. Czyżby jednocześnie chciała powiedzieć, że ojciec Connera nie 

był dużo lepszy? Ta myśl wyprowadziła go z równowagi.  

Chwycił  grubą,  rozwidloną  gałąź  i  przeciągnął  kolejno  rozgrzane  kamienie  do 

zaimprowizowanej sauny. Wszedł do środka i zasłonił wejście koszulą. Wodą z wiadra polał 

kamienie.  Para  wypełniła  niewielką  przestrzeń.  Usiadł  wygodnie  i  zamknął  oczy.  Teraz 

wreszcie  nadszedł  odpowiedni  moment,  żeby  przemyśleć  dręczące  problemy  z  dzieciństwa. 

Pogrążył  się  we  wspomnieniach,  zapominając  o  rzeczywistości.  Wrócił  koszmar  od  dawna 

wywołujący  bezsenność.  Rozzłoszczony  niedźwiedź  i  mocarny  dąb,  światło  i  mgła.  Jednak 

tym  razem  Connerowi  wydawało  się,  że  wszystko  widzi  wyraźniej.  Mgła  zaczęła  się 

rozwiewać.  

Ostatni  raz  śnił  o  tym,  gdy  zdrzemnął  się  w  domu  Mattie.  Dziwne,  ale  od  tego  czasu 

wspomnienie  koszmarnych  sennych  obrazów  nie  wywoływało  w  nim  przerażenia.  Nie 

wiedział, czy mogło to mieć jakikolwiek związek z Mattie, ale i tak był jej wdzięczny.  

Zdał  sobie  teraz  sprawę,  że  chłopiec  ze  snu to  właśnie  on.  Stał  oparty  o  pień  sosny  tuż 

obok  sauny  dziadka.  Słuchał  rozmowy  toczącej  się  w  środku,  nie  zwracając  uwagi  na  parę 

osiadającą mu na twarzy. Teraz najchętniej wymazałby te wspomnienia z pamięci. Obawiał 

się  ich.  Jednak  musiał  poznać  prawdę,  a  podobnie  jak  każdy  Kolheek  miał  od  dzieciństwa 

background image

wpojoną  zasadę,  że  prawda  nie  może  skrzywdzić.  Zdecydował,  że  nie  będzie  przed  nią 

uciekał.  

W  saunie,  w  kłębach  pary  wewnątrz  sauny  siedzieli  ojciec  i  dziadek.  Wyobrażenie 

niedźwiedzia,  które  tak  długo  go  prześladowało,  musiało  odnosić  się  do  ojca.  Mówił 

podniesionym głosem, był zły i... pijany.  

–  Nie  możesz  zabrać  mi  Connera  –  wrzeszczał.  –  To  mój  syn!  Jesteś  głupcem,  jeśli 

myślisz, że ukradniesz mi dziecko.  

Joseph Thunder pozostał nieugięty jak dąb.  

– Opuścisz Smoke Valley – powiedział do syna. – Nie wrócisz, dopóki nie przestaniesz 

pić. Do tego czasu Conner zostanie ze mną. Jeśli nie posłuchasz, zwołam radę starszych.  

Postanowienia rady starszych plemienia były równie ważne jak wyrok sądu. Conner jak 

wtedy poczuł ból i ogarnęło go poczucie winy. To on poszedł do dziadka. Skarżył się, że boi 

się jeździć samochodem w towarzystwie ojca. Opowiadał o tym, jak pojazd pędzi od jednej 

strony  drogi  do  drugiej.  Dziadek  przytulił  go.  Powiedział,  żeby  już  się  nie  martwił,  bo 

wszystkim się zajmie.  

Dotrzymał  słowa.  Zakazał  synowi  wstępu  do  rezerwatu,  a  sam  zaopiekował  się 

Connerem.  Wychował  go  jak  syna.  I  co  dostał  ode  mnie  w  zamian?  –  pomyślał  Conner. 

Doniosłem na ojca, mając sześć lat. Bardzo wygodnie było zapomnieć o tym fakcie. Ojciec 

musiał  opuścić  rezerwat,  a  on  w  samotności  tęsknił  za  człowiekiem,  którego  zdradził.  To 

poczucie winy spowodowało, że jako dziecko wymazał prawdę z pamięci. Teraz to zrozumiał.  

Jego ojciec zajmował się dostarczaniem do rezerwatu różnych towarów. Przemierzał duże 

odległości na terenie Nowej Anglii. Często zabierał ze sobą Connera. Właśnie z powodu tych 

wyjazdów  chłopiec  poskarżył  się  dziadkowi.  Joe  Thunder  musiał  opuścić  rezerwat,  a  trzy 

miesiące później już nie żył. Conner poczuł łzy napływające do oczu. Przypomniał sobie, że 

jego ojca nie zabił pijany kierowca. To ojciec był pijany i spowodował wypadek.  

Conner zawsze chciał wierzyć, że miał wspaniałego ojca. W jego wspomnieniach prawdę 

zastąpiły marzenia. Okłamywał sam siebie i podsycał w sobie niechęć do człowieka, który w 

niczym  nie  zawinił.  Dziadek  kochał  go.  Dzięki  niemu  nie  siedział  w  samochodzie  obok 

pijanego ojca, gdy doszło do wypadku.  

Nie  mógł  nic  zrobić,  żeby  przywrócić  ojcu  życie,  ale  mógł  wyjaśnić  z  Josephem 

wszystkie  dawne  sprawy.  Nie  zamierzał  tego  odkładać.  Wreszcie  kamień  spadł  mu  z  serca. 

Zniknęły koszmarne obrazy. Conner odzyskał spokój. Pomyślał o Mattie. Wyobraził sobie jej 

szafirowe oczy i długie włosy rozwiane na wietrze. Przypomniał sobie, że to właśnie ona na 

różne  sposoby  wspierała  go  w  poszukiwaniu  prawdy.  Zależało  jej,  by  wreszcie  zrozumiał, 

dlaczego  prześladują  go  nocne  koszmary.  Nagle  wszystko  się  uporządkowało.  Conner 

uśmiechnął się do siebie. Pozbył się także wszelkich wątpliwości w sprawie, która teraz stała 

się najważniejsza. Bez Mattie nie wyobrażał sobie przyszłości.  

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

 

Conner  zaparkował  ciężarówkę  przed  domem  dziadka.  Słońce  dopiero  zaczynało 

oświetlać szczyty gór, a w dolinach zalegała jeszcze poranna mgła. Conner przeszedł na tył 

budynku  i  zapukał.  Cicho  otworzył  drzwi.  Zastał  Josepha  tam,  gdzie  przewidywał.  Dziadek 

siedział przy kuchennym stole, grzejąc dłonie o gorący kubek z kawą. Lata mijają, a pewne 

sprawy nigdy się nie zmienią, pomyślał Conner i uśmiechnął się.  

– Witaj, dziadku – powiedział.  

– Conner? Wejdź i rozgość się – odpowiedział Joseph, a oczy rozbłysły mu z radości. – 

To wspaniała niespodzianka. Chodź, napij się kawy.  

Conner usiadł przy stole naprzeciwko dziadka.  

– Przyszedłem, bo muszę ci coś wyjaśnić.  

– Conner, nic nie musisz mówić – odparł Joseph.  

Wyciągnął dłoń i dotknął ręki wnuka.  

–  Proszę  –  nalegał  Conner.  –  Pozwól  mi  powiedzieć,  co  mi  leży  na  sercu.  Od  dawna 

pewne sprawy nie dawały mi spokoju.  

Na chwilę spuścił oczy, jednak zaraz podniósł wzrok.  

Szacunek wobec starszych wymagał patrzenia prosto w oczy w czasie rozmowy.  

– Nie byłem takim wnukiem, na jakiego zasługujesz.  

Joseph oparł ręce o krawędź stołu.  

–  Zawsze  byłem  z  ciebie  dumny.  Wyjechałeś  i  doskonale  dałeś  sobie  radę  w  wielkim 

mieście. Odniosłeś sukces i jesteś szczęśliwy. Właśnie tego dla ciebie pragnąłem.  

–  Dziadku,  właśnie  o  to  chodzi,  że  nie  byłem  szczęśliwy  –  przyznał  Conner  z  ciężkim 

westchnieniem. – Jak może być szczęśliwy człowiek, który nie próbuje być odpowiedzialny 

za własne życie? Jeśli za swoje błędy obwinia innych? 

Joseph zamierzał chyba coś powiedzieć, ale Conner nie dał mu dojść do głosu.  

– Miałem do ciebie pretensję o to, że zabrałeś mi ojca.  

– Conner, wtedy byłeś jeszcze dzieckiem.  

–  Ale  już  od  dawna  jestem  dorosły.  Powinienem  patrzeć  na  pewne  sprawy  inaczej  niż 

dziecko. Jak mężczyzna.  

Przerwał na chwilę, po czym dodał: 

–  Teraz  już  znam  prawdę.  To  ja  przyszedłem  do  ciebie  szukać  pomocy.  Bałem  się 

nierozważnego zachowania ojca. Wiem, że kazałeś ojcu opuścić rezerwat dla mojego dobra. 

Zrobiłeś to, bo mnie kochałeś.  

Joseph spojrzał na niego ze smutkiem.  

–  Conner,  twój  ojciec  miał  dobre  serce.  Po  prostu  nie  mógł  dojść  do  siebie  po  śmierci 

twojej matki. Szukał ukojenia w alkoholu i to go zabiło.  

–  Gdybyś  nie  zmusił  ojca,  żeby  zostawił  mnie  z  tobą,  pewnie  tamtej  nocy  jechałbym 

razem z nim? 

Starzec  smutno  pokiwał głową  w  odpowiedzi.  Przez  chwilę  obaj  milczeli,  wspominając 

background image

przeszłość.  

– Początkowo nieustannie czułem się winny – odezwał się w końcu Conner. – Z mojego 

powodu kazałeś mu odejść. W pewnej chwili wina stała się nie do zniesienia. Fakty przestały 

się  liczyć.  Wymyśliłem  inną  rzeczywistość  i...  uwierzyłem,  że  ty  byłeś  za  wszystko 

odpowiedzialny. Czy będziesz umiał mi wybaczyć? – spytał niepewnie.  

– Nie muszę ci niczego wybaczać. Kocham cię i zrobiłbym dla ciebie wszystko.  

–  Ja  też  cię  kocham  i  jestem  ci  wdzięczny  –  powiedział  Conner  i  położył  dłoń  na  ręce 

dziadka.  

–  Zrobiłem,  co  tylko  możliwe,  by  pomóc twojemu ojcu – odezwał się Joseph po chwili 

milczenia.  –  Starałem  się  też  wytłumaczyć  mu,  że  nie  powinien  przekreślać  swojego  życia 

tylko dlatego, że nie był w stanie uratować życia innej osoby.  

– To właśnie starałem się wytłumaczyć niedawno Mattie – wtrącił Conner.  

Joseph uśmiechnął się.  

– Ta dziewczyna jest twoim przeznaczeniem – stwierdził.  

Zaskoczony Conner pochylił się do przodu.  

– Mówisz tak, jakbyś był tego pewien. Skąd możesz wiedzieć? 

– Zaczęliście sobie wzajemnie pomagać, zanim zdążyliście się dobrze poznać – zauważył 

Joseph. – Będziecie zgodną parą.  

Conner potarł dłonią podbródek i skrzywił się.  

–  Nie  wiem,  czy  przyznałaby  ci  rację  –  powiedział  i  pokręcił  głową.  –  Ostatniego 

wieczora skrytykowałem wszystko – jej sposób życia, pracę, poświęcenie, nawet jej zdrowy 

rozsądek.  Obawiam  się,  że  moje  bezpardonowe  słowa  zniszczyły  szansę  na  wspólną 

przyszłość.  

–  Bzdury  pleciesz  –  roześmiał  się  Joseph.  –  Oczywiście,  ludzie  zachowują  się  czasem 

niemądrze,  ale  potrafią  sobie  to  wzajemnie  wybaczyć.  Najlepiej  będzie,  jeśli  pójdziesz  i 

powiesz, co do niej czujesz.  

 

Mattie spoglądała na spokojną taflę jeziora. Miała nadzieję, że urok tego zakątka uciszy w 

niej  wszystkie  emocje.  Rozpierała  ją  duma,  bo  Brenda  i  Scotty  byli  już  bezpieczni  daleko 

stąd. Mattie skontaktowała się z pewną kobietą w Albuquerque, która obiecała im dach nad 

głową do czasu, gdy Brenda znajdzie pracę i stanie na własnych nogach.  

Po powrocie z dworca autobusowego Mattie znów poczuła się samotna w pustym domu. 

Nie mogła zasnąć, a wczesnym rankiem zerwała się z łóżka i okryta kocem wyszła na taras. 

Zwykle wspaniałe kolory budzącego się dnia napełniały ją optymizmem, jednak dziś tak się 

nie stało. Wróciła więc do pokoju, ubrała się szybko i poszła na spacer wzdłuż jeziora.  

Poprzedniego wieczora usłyszała od Connera sporo niemiłych słów. Jak się okazało, miał 

na  jej  temat  niezbyt  pochlebne  zdanie.  Bardzo  ją  to  zabolało,  choć  na  pewno  na  jego 

zachowanie  wpłynęła  również  obecność  Scotty’ego.  Z  udręczonego  wyrazu  jego  twarzy 

domyśliła się, że powróciły wspomnienia z dzieciństwa. A ona odwróciła się wtedy i odeszła, 

zostawiając go samego. Teraz żałowała.  

Pocieszało ją tylko, że w tamtej chwili dwie osoby oczekiwały od niej pomocy. Conner i 

background image

tak  był  zbyt  wzburzony,  by  cokolwiek  do  niego  dotarło.  Teraz  przypominała  sobie  jego 

serdeczne  gesty,  pocałunki,  spojrzenia.  Od  pierwszej  chwili  okazywał  jej  troskę  i 

zainteresowanie.  Potrafił  ją  rozśmieszyć  i  zawsze  był  gotów  do  pomocy.  Dopiero  przy  nim 

zaczynała czuć, że naprawdę żyje.  

Dzięki niemu zrozumiała, że poświęcając się dla innych, zapomniała o własnym życiu. W 

pierwszej chwili nie chciała się z tym zgodzić, jednak w końcu doszła do wniosku, że Conner 

mógł mieć rację. Ale to i tak nic nie zmieniło. Zdecydowała się na takie życie przed pięcioma 

laty i tak zostanie, nawet jeśli oznaczało to samotność. Trudno, sama wybrałaś, pomyślała i 

łzy popłynęły jej po policzkach.  

– Mattie? – usłyszała za plecami głos Connera.  

Starła palcami łzy i spojrzała w jego kierunku.  

– Wszędzie cię szukam – powiedział i podszedł bliżej.  

– Conner – zaczęła i odwróciła głowę, żeby nie zauważył łez. – Nie mam ochoty na żadne 

sprzeczki.  

– Jesteś smutna – stwierdził.  

Usiadł obok, nim zdążyła zaprotestować, i objął jej dłonie.  

– Jak tamta kobieta i dziecko? Wszystko w porządku? Nic im się nie stało? 

Mattie spojrzała mu w oczy. Nie drwił i nie żartował. Posprzeczał się z nią, zwątpił w jej 

zdrowy  rozsądek,  a  jednocześnie  nadal  przejmował  się  losem  Brendy  i  jej  syna.  W  tym 

momencie zdała sobie sprawę, że go kocha. Nie znała nikogo takiego jak on. Intrygował ją, 

fascynował i pociągał.  

–  Czy  kiedykolwiek  zdarzyło  ci  się,  że  pragnąłeś  czegoś  do  bólu,  a  jednocześnie 

wiedziałeś, że to niemożliwe? – spytała nagle.  

Conner długo się nie odzywał. Uważnie patrzył jej w oczy. Mattie poczuła się nieswojo. 

Miała nadzieję, że nie uznał jej za wariatkę.  

– O co naprawdę chodzi, Mattie? – Spytał w końcu. – Dlaczego jesteś taka smutna? 

Z twojego powodu, miała ochotę powiedzieć, ale w tej chwili jeszcze nie potrafiła się na 

to zdobyć. Coraz trudniej znosiła samotne życie i równie trudno było jej przyznać się do tego.  

– Nie martw się o Brendę i Scotty’ego – powiedziała, zamiast odpowiedzieć na pytanie. – 

U nich wszystko w porządku – zapewniła z westchnieniem i spojrzała na gładką taflę jeziora. 

–  Po  prostu  jestem  trochę  przygnębiona.  Czasem  mi  się  to  zdarza.  Zwłaszcza,  gdy  tak  jak 

teraz w pensjonacie nie ma żadnych gości.  

–  Biedactwo  –  powiedział Conner ze zrozumieniem. – Wkładasz tyle serca i wysiłku w 

pomaganie innym. A kto ma pomagać tobie? 

Cofnęła dłonie.  

– Nie gniewaj się na mnie – szepnął. – Nie chciałem sprawić ci przykrości. Po prostu nie 

zgadzam się z tobą. Każdy czasem potrzebuje pomocy. Mnie na pewno była potrzebna.  

Spojrzała zaskoczona.  

–  Mattie,  to  właśnie  ty  pomogłaś  mi  dojść  do  prawdy  –  mówił  dalej.  –  Dziś  rano 

rozmawiałem  z  dziadkiem.  Wybaczył  mi.  Myślę,  że  teraz  rozumiemy  się  lepiej  niż 

kiedykolwiek przedtem. Jestem ci za to bardzo wdzięczny.  

background image

Nie wiedziała, co powiedzieć.  

– Tylko tobie udało się mnie przekonać, bym szukał prawdy. Jak widzisz, skorzystałem z 

twojej  pomocy  –  dodał  z  uśmiechem  i  znów  objął  jej  dłonie.  –  Pozwól,  żebym  teraz  ja  ci 

pomógł. Chcę cię wyrwać z samotności.  

Poczuła  bezsensowny  lęk.  Miała  ochotę  uciec.  Próbowała  wyrwać  dłonie,  ale  nie 

wypuścił ich z uścisku.  

– Conner, wiesz, że to niemożliwe.  

–  Nie  musisz  poświęcać  własnego  szczęścia,  żeby  pomagać  innym  –  oświadczył. 

Nieoczekiwanie poczuła złość.  

– Naprawdę nic nie rozumiesz? Zawsze będę pomagać ludziom. Nigdy nie przestanę. Jak 

możesz żądać tego ode mnie? 

– Mattie, przecież nie powiedziałem nic takiego. Albo mnie nie słuchasz, albo wyraziłem 

się nie dość jasno. Kochanie, chcę być z tobą i chcę ci pomagać. Naprawdę wierzę, że nic nie 

dzieje się  bez  powodu. Dlatego los sprawił, że się spotkaliśmy. Tak musiało być. Po prostu 

przeznaczenie. Najpierw ty mi pomogłaś, a teraz moja kolej.  

– Los i przeznaczenie? Brzmi bardzo tajemniczo.  

Uśmiechnął się szeroko.  

– Cóż, życie składa się z tajemnic. Nie musimy wszystkiego rozumieć. Sama mówiłaś coś 

podobnego. Jeśli los daje nam prezent, najlepiej go przyjąć i nie zastanawiać się. Powiedzmy, 

ż

e ty jesteś prezentem dla mnie, a ja dla ciebie. To jak? Przyjmujemy takie podarki? – spytał, 

patrząc jej w oczy z nadzieją.  

Mattie nie dowierzała własnym uszom. Conner proponował jej wspólną przyszłość.  

– Ale... – zawahała się. – Prowadzę pensjonat w Vermoncie, a ty masz firmę w Bostonie. 

Jak...  

Roześmiał się, uniósł jej dłonie i pocałował.  

–  Kochanie,  to  są  drobiazgi.  Wszystko  da  się  załatwić.  Chętnie  zacznę  od  początku. 

Najważniejsze, żeby być razem.  

– Wiesz, Conner, wydaje mi się, jakbym była w tobie zakochana przez całe życie.  

Spojrzał jej głęboko w oczy i delikatnie dotknął palcami jej policzka.  

– Ja też zawsze cię kochałem – powiedział i namiętnie pocałował jej usta.  

background image

EPILOG 

 

Mattie  z  niepokojem  spojrzała  na  twarze  Gwen  i  Lori.  Czekała  niecierpliwie  na  opinię 

przyjaciółek.  

–  Wyglądasz  pięknie  –  zawyrokowała  Lori,  wzdychając.  Ze  wzruszenia  miała  łzy  w 

oczach.  Mattie  uśmiechnęła  się  do  niej.  Lori  była  w  zaawansowanej  ciąży  i  hormony 

wyraźnie wpływały na jej nastrój.  

– Naprawdę pięknie – przytaknęła Gwen. – Ten strój jest po prostu wspaniały.  

Conner  zaproponował  Mattie,  by  włożyła  ślubny  strój  jego  matki.  Zgodziła  się 

natychmiast. Teraz, w dniu ich ślubu, stała przed przyjaciółkami w sukni uszytej z delikatnej 

skóry  łani,  ozdobionej  polerowanymi  muszelkami,  przepasanej  szarfą  obszytą  długimi 

frędzelkami. Suknia falowała przy każdym kroku, odsłaniając białe, skórzane mokasyny.  

Fryzjer  w  rezerwacie  ułożył  włosy  Mattie  zgodnie  z  tradycją  Kolheeków.  Dwa  grube 

warkocze ozdobione drobnymi perłami spływały na ramiona dziewczyny.  

– Nie za dużo tych ozdób? – spytała Mattie.  

–  Wyglądasz  jak  prawdziwa  indiańska księżniczka – zapewniła Gwen. – Conner będzie 

zachwycony.  

Lori pociągnęła nosem i sięgnęła po chusteczkę.  

– Ślub w Wigilię – szepnęła. – Czy może być coś bardziej romantycznego? 

– Przestań beczeć – zażądała Mattie – bo zaraz i ja rozpłaczę się jak dziecko.  

– Nawet nie próbuj – ostro zaprotestowała Gwen i pogroziła jej palcem. – Popsujesz cały 

makijaż.  

Rozległo się pukanie do drzwi. Grey wsadził głowę do środka.  

– Już czas – poinformował.  

Zauważył łzy na twarzy żony, więc podszedł do niej, objął ją czule i pocałował.  

– Kochanie, wszystko w porządku? 

– Tak, nic mi nie jest – chlipnęła Lori. – Po prostu cieszę się z ich szczęścia.  

Rozległ się uroczysty dźwięk bębnów. Grey zerknął znacząco na przejęte przyjaciółki.  

– Czas się pokazać. Wszyscy członkowie plemienia czekają – przypomniał.  

– Grey, nie ponaglaj mnie! – zawołała Mattie. – I tak cała się trzęsę.  

Gdy  Conner  i  Mattie  zwrócili  się  do  Josepha  z  prośbą,  by  udzielił  im  ślubu  zgodnie  z 

tradycją  Kolheeków,  stary  szaman  spytał,  czy  chcieliby  zaprosić  na  uroczystość  wszystkich 

członków  plemienia.  Wtedy  Mattie  była  zachwycona,  ale  teraz  na  myśl,  że  z  jej  powodu 

zebrał się cały tłum, poczuła drżenie nóg. Przeszła przez hol budynku, w którym mieściło się 

centrum  kultury  Kolheeków.  Na  końcu  czekali  jej  rodzice.  Uśmiechnęła  się  szeroko  na  ich 

widok. Przywitali się serdecznie.  

– Gotowa? – spytał ojciec.  

Skinęła  głową,  zbyt  rozemocjonowana,  by  coś  powiedzieć.  Matka,  wyraźnie  przejęta  i 

wzruszona, też nie mogła wydobyć z siebie słowa. Wręczyła córce kolorowy bukiet polnych 

kwiatów.  Mattie  ruszyła  naprzód  w  otoczeniu  rodziców.  Uniosła  wysoko  głowę.  Tłum 

background image

zaszemrał,  po  czym  ucichł.  Słychać  było  tylko  donośny  głos  bębnów.  Joseph  wystąpił  do 

przodu. Jego głowę ozdabiał wspaniały pióropusz misternie wykonany z orlich piór.  

Mattie  zobaczyła  Connera.  Wydawało  jej  się,  że  serce  bije  jej  głośniej  niż  bębny.  Nie 

mogła uwierzyć, że za chwilę zostanie panią Thunder. Conner wyglądał wspaniale. Skórzany, 

jasnobrązowy strój bez rękawów podkreślał muskularne ramiona. Długie włosy, przewiązane 

kolorową opaską wokół głowy, luźno spadały na ramiona.  

Jego czarne oczy spoglądały na pannę młodą z czułością i pożądaniem. A ona nie mogła 

opanować radosnego uśmiechu szczęścia. Szła na spotkanie miłości swojego życia.  

Późnym  wieczorem  leżeli  nadzy  w  ciemnościach,  rozjaśnionych  jedynie  nastrojowym 

ś

wiatłem świec. Byli zmęczeni i szczęśliwi. Conner uniósł się na łokciu. Pocałował czubek jej 

nosa. Powoli dotykał końcami palców jej policzka, szyi, piersi.  

–  Bardzo  jesteś  nieszczęśliwa,  że  nie  pojechaliśmy  na  miesiąc  miodowy  do  jakiegoś 

egzotycznego zakątka? – spytał. – Na Bermudy albo do Cancun? 

Pokręciła przecząco głową.  

– Nie ma piękniejszego miejsca w zimie niż Nowa Anglia – zapewniła z przekonaniem.  

– Ale tu jest zimno – zauważył.  

Mattie zachichotała w odpowiedzi.  

– To dobry pretekst, żeby nie wychodzić spod kołdry.  

– Ach, więc o to chodzi – domyślił się Conner.  

Uśmiechnął się szeroko i pocałował ją.  

– Conner, naprawdę myślisz, że jesteśmy dla siebie stworzeni? – spytała nagle, tuląc się 

do niego.  

– Jestem pewien – oświadczył i mocno ją przytulił.