Donna Clayton Jezioro utkane z mgieł

background image

Donna Clayton

Jezioro utkane z mgieł

background image

WSTĘP

Conner Thunder obudził się gwałtownie. Usiadł na łóżku zlany potem, czując, że serce

wali mu jak oszalałe. Oddychał z trudem. Ogarnęło go przerażenie. Choć był silnym

mężczyzną, nie potrafił zapanować nad tym uczuciem. Dopiero po dłuższej chwili udało mu

się wyrwać z nocnego koszmaru.

Podrapał się po brodzie i przeczesał palcami włosy. Gdy serce wróciło do normalnego

rytmu, znów mógł myśleć racjonalnie. Tłumaczył sobie, że co prawda sen był przerażający,

ale przecież to tylko nocne zwidy. Wziął głęboki oddech.

Odrzucił koc i wstał z łóżka. Przeszedł do kąta, który służył mu za kuchnię, i nabrał w

dłonie trochę wody. Spryskał twarz i kark, a następnie wytarł się włochatym ręcznikiem.

Potem sięgnął po dżinsy i sweter, na bose stopy wsunął stare mokasyny. Musiał jak

najszybciej wyjść. Miał uczucie, że ściany go przytłaczają.

Ciemność i chłód natychmiast wyostrzyły jego zmysły. Pospiesznie zanurzył się w las,

ż

eby pozbyć się wspomnienia prześladujących go upiornych snów. Domyślał się, co mogło

wywoływać koszmary – wypadek, który spowodował, że młody człowiek został na resztę

ż

ycia sparaliżowany. Ten wypadek nigdy nie powinien się zdarzyć.

Szedł wąską ścieżką, a sosnowe igły drapały go po policzkach. Szum wody spływającej

po skałach podpowiadał, że jezioro jest bardzo blisko. Co prawda jeszcze nie można było

dostrzec gładkiej powierzchni Smoke Lake, ale w powietrzu wyraźnie czuło się wilgoć.

Dzisiejsze nocne koszmary były takie same jak te, które zatruwały mu dzieciństwo.

Wywoływały lęk i bezradność. Już nie pamiętał, ile miał lat, gdy przestały go dręczyć. Teraz

wróciły. Wiedział, że dopóki nie uda mu się odczytać ich znaczenia, czekają go noce pełne

udręki. Przetarł dłonią zmęczone oczy.

Członkowie plemienia Kolheeków przywiązywali do snów dużą wagę, a on od tylu lat nie

odwiedzał rezerwatu Smoke Valley. Był zbyt zajęty. Najpierw studiował w Bostonie, potem

zajął się biznesem. Zaczął nawet odnosić sukcesy w swojej branży. Niedawno usłyszał we

ś

nie szept. Jakiś głos wzywał go do powrotu do domu, do rezerwatu w Smoke Valley. Tu,

wśród własnego plemienia, było jego miejsce i tylko tu mógł zrozumieć niesamowite,

niepokojące senne wizje.

Nagle zatrzymał się i lekko przechylił głowę. Nasłuchiwał. Do jego uszu dotarło coś, co

nie było zwykłym odgłosem nocy. Po chwili znów to usłyszał i zmarszczył brwi. Próbował

rozpoznać dźwięk, który niósł się wśród mgły. Choć wydawało się to niemożliwe,

najwyraźniej słyszał czyjś płacz. A właściwie przejmujący kobiecy szloch. Przyspieszył

kroku, starając się jak najciszej stawiać na ścieżce nogi obute w miękkie mokasyny.

Im bliżej jeziora, tym mgła stawała się gęstsza, ale mimo to w bladym świetle księżyca

zauważył młodą kobietę. Podszedł bliżej. Długie, proste, jasne włosy spadały jej na plecy.

Widocznie wyczuła jego obecność, bo niespodziewanie podniosła głowę. Jej oczy lśniły od

łez. Conner, kierując się odruchem, podszedł jeszcze bliżej i wyciągnął dłoń. Nieznajoma bez

chwili wahania podała mu rękę. Nie mógł zrozumieć, dlaczego zadrżał, czując jej dotyk.

background image

Odruchowo wyciągnął drugą rękę i pogłaskał nieznajomą po policzku. Patrzył na piękną

twarz pełną udręki i smutku. Nieoczekiwanie ogarnęło go takie współczucie, jakby to jego

samego dotknęło nieszczęście. Myślał tylko o tym, jak mógłby ją pocieszyć.

– Nie płacz – poprosił cicho i ponownie pogłaskał ją delikatnie po policzku. – Wszystko

będzie dobrze – zapewnił.

Rozluźniła napięte mięśnie i oparła głowę na jego piersi. Jej włosy pachniały słońcem i

polnymi kwiatami. Z trudem opanował chęć, żeby przytulić ją mocniej.

– Cokolwiek się stało, na pewno wszystko dobrze się skończy – szepnął, choć wcale nie

mógł być tego pewien. Nie znał jej i nie miał pojęcia, z jakiego powodu płakała. Po prostu

chciał jej pomóc.

Nie zdawał sobie sprawy, jak długo stali przytuleni. Wreszcie poczuł, że nieznajoma

uspokoiła się. Przestała płakać i natychmiast odsunęła się od niego. Nie odzywając się,

przyglądała mu się uważnie. Jej oczy miały niezwykły, intrygujący kolor – niespotykany

odcień niebieskiego, coś pomiędzy kobaltowym i indygo. Delikatna szyja kusiła, by obsypać

ją pocałunkami. Conner wyobraził sobie, że nieznajoma stoi przed nim bez ubrania, okryta

tylko długimi włosami. Poczuł, że robi mu się gorąco. Spojrzał jej w oczy i domyślił się, że z

nią dzieje się to samo. Pragnął jej, a ona pragnęła go równie mocno.

Pochylił się i dotknął wargami jej ust. Poczuł językiem ich smak. Rozchyliła je tylko na

tyle, żeby delikatnie chwycić zębami jego dolną wargę.

Nagle odsunęła się, odpychając go opuszkami palców. Jakby dopiero teraz zdała sobie

sprawę, że znalazła się w ramionach obcego mężczyzny.

– Zaczekaj – powiedział Conner, ale dziewczyna cofnęła się o krok, a on opuścił ręce w

bezradnym geście, jakby zagubiony. – Posłuchaj...

Nagle zdał sobie sprawę, że nie potrafi jej wyjaśnić tego, co się stało, bo sam nie był w

stanie tego zrozumieć. Nim się odwróciła, spojrzała na niego jeszcze raz.

– Nie odchodź! – zawołał.

Ona jednak ruszyła biegiem w stronę drzew i po chwili znikła wśród gęstej mgły.

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Mattie Russell objęła dłońmi kubek z gorącą herbatą. Nadal nie mogła uwierzyć, że tak

się zachowała. Wciąż myślała o wczorajszym spotkaniu z przystojnym Indianinem. Przed

oczami ciągle miała scenę, kiedy odwróciła się i uciekła.

Jak to się stało, że dopuściła, aby zupełnie obcy człowiek pocieszał ją właśnie w taki

sposób? Nie mogła uwierzyć, że pozwoliła mu się pocałować. Czy w ogóle zastanowiła się

nad tym, co robi? Byłam za bardzo pogrążona we własnych zmartwieniach, żeby logicznie

myśleć, tłumaczyła sobie.

Prowadzenie pensjonatu zapewniało jej wprawdzie przyzwoite dochody, ale też

wypełniało czas tak, że często czuła się samotna i zagubiona. Czasami nie wytrzymywała

napięcia i przestawała panować nad sobą. I właśnie taka chwila słabości zdarzyła się jej

poprzedniego wieczoru. A wtedy nadszedł ten Indianin.

Mattie upiła łyk herbaty. Tak, to rzeczywiście tak było. Na dodatek nieznajomy był

bardzo przystojnym mężczyzną. Zjawił się zupełnie nieoczekiwanie, jak jakiś książę z

mrocznego i tajemniczego świata fantazji.

Nie mogła zapomnieć pocałunku i fali gorąca, która ogarnęła jej ciało, gdy nieznajomy

się odezwał. Nawet teraz wspomnienie jego głosu wywoływało dreszcze. Ten mężczyzna

miał w sobie coś przyciągającego jak magnes. Zastanawiała się, kim był i co robił w

opuszczonym zakątku rezerwatu Smoke Valley.

Widywała go w okolicy pensjonatu już wcześniej. Była zupełnie pewna, że z nikim go nie

myliła. Rozmawiała nawet z Nathanem Thunderem, szeryfem Smoke Valley. Powiadomiła

go, że w okolicy starej chaty myśliwskiej kręci się ktoś obcy. Nathan prosił, by niczego się

nie obawiała i obiecał zbadać sprawę. Od tamtej pory nie myślała o nieznajomym. To nawet

nie było zbyt trudne, bo miała poważne kłopoty w związku z wizytą pewnego „specjalnego

gościa”. Szczęśliwie ten problem należał już do przeszłości. Teraz Mattie znów mogła

spokojnie usiąść przy oknie, patrzeć przed siebie i marzyć o ponownym spotkaniu z

tajemniczym księciem.

Niewielka działka, na której znajdował się pensjonat, sąsiadowała z terenem rezerwatu.

Aby znaleźć się nad jeziorem, wystarczył krótki spacer. Mattie lubiła tam chodzić i

obserwować spokojne wody Smoke Lake. Od lat nic tu się nie zmieniało. Znała to miejsce

doskonale i czuła się jak u siebie. Razem z siostrą Susan spędziła tu dzieciństwo. W lecie

dziewczęta pływały w jeziorze, a w zimie ślizgały się na jego zamarzniętej tafli. Rzadko

spotykały tutejszych Indian, zwłaszcza że główna część rezerwatu znajdowała się w pobliżu

przeciwnego, dość odległego brzegu długiego jeziora.

Mattie wiedziała jednak, że w pobliżu pensjonatu stoi stara chata myśliwska. Miała chyba

dziewięć lat, gdy wraz z Susan po raz pierwszy natknęły się na nią w czasie jednej ze swoich

wypraw. Niewielka chata nie wyróżniała się niczym szczególnym, ale dziewczynki i tak nie

odważyły się wejść do środka. Gdyby ojciec dowiedział się, że zapuściły się na teren

rezerwatu, zakazałby im opuszczania domu co najmniej przez tydzień. A za wejście do cudzej

background image

chaty kara byłaby jeszcze bardziej surowa.

Czyżby bajkowy książę tam zamieszkał? – pomyślała Mattie. Dlaczego jednak miałby

izolować się od innych Kolheeków z rezerwatu? Indianie zazwyczaj trzymają się razem.

Najlepiej czują się we wspólnocie. Wyglądało na to, że nieznajomy przybysz był

samotnikiem. Im dłużej Mattie rozmyślała o tym, tym bardziej wzrastała jej ciekawość. Nim

dotarło do niej, co robi, wyszła na zewnątrz i ruszyła w kierunku lasu.

Zawsze uważała, że górzysta okolica otaczająca jezioro jest najpiękniejszym i

najspokojniejszym miejscem na świecie. Majestatyczne wiązy, dęby i klony nad

niebieskozieloną wodą Smoke Lake zdawały się żyć własnym życiem. W dzieciństwie nie

potrafiła być posłuszna poleceniu ojca, zakazującego córkom wchodzenia na teren rezerwatu.

Gdy dorosła, też nie umiała się powstrzymać. Przedzieranie się wąskimi ścieżkami przez las

stanowiło zbyt wielką pokusę, chód Mattie zdawała sobie sprawę, że powinna szanować

prawa własności. Te tereny należały przecież do Kolheeków. Westchnęła, ale nie była w

stanie zmusić się do powrotu z cienistego lasu.

Jednak jej dzisiejsza wędrówka przez las nie wynikała ze szlachetnej miłości do natury.

Mattie chciała się dowiedzieć, kim był tajemniczy przybysz, który swoimi pocałunkami

zmiękczyłby serce każdej kobiety. Bez namysłu skierowała się ku brzegowi jeziora, w

okolicę, gdzie wczoraj go spotkała.

W koronach drzew śpiewały ptaki, a słońce przedzierało się przez liście, malując złote

plamy na leśnym poszyciu. Mattie słyszała szum niewielkiego strumyka, który spływał do

jeziora, tworząc miniaturowe wodospady. Minęła kępy krzewów rosnących na grząskim

podłożu. Wiedziała, że już wkrótce cierniste krzaki stracą liście i bez przeszkód będzie można

podziwiać szeroką panoramę jeziora.

Wreszcie dotarła do brzegu i rozejrzała się wokół. Jak zwykle westchnęła z zachwytu. W

tym miejscu liście tworzyły obramowanie, zza którego rozciągał się wspaniały widok. Nagle

kątem oka spostrzegła w wodzie jakiś ruch. Natychmiast cofnęła się za krzewy. Kilkadziesiąt

metrów dalej ujrzała płynącego człowieka. Mimo że nie widziała jego twarzy, szybko

zorientowała się, kto jest. Jej książę. Poruszał rytmicznie rękami, jakby nie sprawiało mu to

większego wysiłku, rozpryskując wokół krople wody, a jego mokre plecy połyskiwały w

słońcu.

Na pewno przemarzł do szpiku kości, pomyślała. Co prawda dzień był wyjątkowo ciepły

jak na październik w Nowej Anglii, ale noce już od dawna były zimne. Woda w jeziorze

musiała być lodowata. Mattie patrzyła na swego księcia z bijącym sercem. Widziała, jak

oddala się od brzegu. Uśmiechnęła się do siebie. Właściwie powinna się wstydzie. Przecież

go podglądała! Dotychczas nigdy tak się nie zachowywała.

Roześmiała się głośno i szybko zasłoniła usta, starając się opanować. Przypomniała sobie

wczorajszy pocałunek i znów zrobiło się jej gorąco.

– Spokojnie, Mattie – szepnęła do siebie i wreszcie zdołała powstrzymać chichot.

Tymczasem mężczyzna zawrócił, dopłynął na płyciznę, wstał i ruszył w stronę brzegu. Miał

mięśnie atlety, miedziany odcień skóry, a mokre, czarne włosy spadały aż na kark. Nagle

oczy Mattie stały się okrągłe jak spodki. Dopiero teraz zauważyła, że nieznajomy był...

background image

całkiem nagi. Nogi ugięły się pod nią. Odwróć się natychmiast! – nakazała sobie w myślach.

Odejdź stąd i pozwól mu czuć się swobodnie.

W domu czekało na nią mnóstwo roboty. Jak zwykle zresztą. Wynajmowała pokoje i

przygotowywała śniadania dla swoich gości. Powtarzała sobie, że powinna już wrócić i zająć

się codziennymi obowiązkami, jednak nie ruszyła się z miejsca. Nie mogła oderwać oczu od

wspaniale umięśnionego ciała. Przyszła jej do głowy niesforna myśl, że takie kształty

powinno się wystawiać w muzeum, ale w takim, gdzie można by było dotykać eksponatów.

Znów uśmiechnęła się do siebie. Przesunęła się o krok i natychmiast zamarła z bijącym

sercem. Zauważyła, że nieznajomy uniósł głowę i uważnie rozglądał się po okolicy. Czyżby

ją usłyszał? A może po prostu wyczuł obecność intruza?

Na szczęście krzewy wciąż jeszcze miały dość gęste liście, więc na pewno jej nie

dostrzegł. W końcu odetchnęła z ulgą, widząc, jak znów zanurza się w jeziorze.

– Mattie Russel – szepnęła do siebie. – Nie powinnaś tu stać. Wstydź się. Zachowujesz

się okropnie – strofowała się ze złością. Ale na niewiele się to zdało. Zamiast odwrócić się i

odejść, odsunęła gałąź, żeby mieć lepszą widoczność. Ta niecodzienna sytuacja po prostu

obudziła w niej pożądanie. I Mattie doskonale zdawała sobie z tego sprawę.

Jesteś wstrętna, skarciła się w myślach. Zwykła podglądaczka. Co prawda facet pływa

nago w miejscu, gdzie każdy może go zobaczyć, ale to w końcu prywatny teren. Należy do

Kolheeków iw ogóle nie powinno cię tu być.

Zacisnęła usta. Zgodnie z prawem popełniła wykroczenie i na dodatek wcale się tym nie

przejmowała. Sytuacja wydawała się jej niezwykle zabawna i Mattie nie zamierzała skromnie

spuszczać oczu ani wracać do domu. Przestań się zadręczać i pozwól sobie na trochę radości,

pomyślała w końcu.

Tymczasem mężczyzna zanurkował i Mattie z zapartym tchem czekała na moment, kiedy

znów się wynurzy. Wydawało jej się, że trwa to w nieskończoność. W pewnej chwili zaczęła

się nawet niepokoić. Nikt nie byłby w stanie wytrzymać tak długo bez powietrza. Pomyślała,

ż

e mógł się natknąć na jakieś zatopione drzewo, uderzył w nie głową i leży teraz

nieprzytomny na piaszczystym dnie. Poczekała jeszcze chwilę, niepokojąc się coraz bardziej.

Wreszcie nie wytrzymała, wyszła zza krzaków i podeszła do wody. Uważnie obserwowała

powierzchnię, ale nigdzie nie dostrzegła fal ani pęcherzyków powietrza.

Czując, jak ogarnia ją panika, zastanawiała się nerwowo, czy powinna wskoczyć do

jeziora, czy raczej pobiec do domu, by zadzwonić po pomoc. Wtedy usłyszała za sobą

dyskretne chrząknięcie. Odwróciła się błyskawicznie.

Patrzył na nią czarnymi oczami, dokładnie tak jak poprzednim razem. Na chwilę

wstrzymała oddech. Pojawił się tak nagle, że nie mogła zebrać myśli. Poczuła wielką ulgę.

Nie spotkało go żadne nieszczęście. Jeszcze raz obrzuciła uważnym spojrzeniem jego mokrą

sylwetkę. Nie, nic mu sienie stało. Była zadowolona, ale jednocześnie trochę rozczarowana,

bo nieznajomy miał już na sobie wilgotne szorty.

Mattie nie potrafiła opanować gorączkowego natłoku myśli. Przecież nieznajomy mógł ją

zauważyć, gdy podglądała go zza krzaków jak jakiś zboczeniec. Może jednak nie zdawał

sobie z tego sprawy? Może po prostu... Niemożliwe. Żartobliwy uśmiech, z jakim na nią

background image

spoglądał, świadczył, że dobrze wiedział, co tu się święci. Przyłapał ją na gorącym uczynku.

Zdecydowała, że w tej sytuacji najlepszą obroną będzie atak.

– Śmiertelnie mnie przestraszyłeś – oświadczyła z wyrzutem, opierając zaciśnięte dłonie

na biodrach. – Myślałam, że już nie żyjesz, gdy tak długo nie wypływałeś.

Uniósł wysoko brwi. Mattie z satysfakcją zauważyła, że udało się jej go zaskoczyć. Nie

na długo jednak, bo znów się uśmiechnął.

– Jak widzisz, jakimś cudem zdołałem przeżyć – powiedział rozbawionym tonem i

spojrzał na nią prowokująco.

I jesteś w całkiem niezłym stanie, pomyślała. Zagryzła górną wargę, żeby się nie

roześmiać. Naprawdę powinna się strasznie wstydzić. Jednak z jakiegoś powodu niczego

takiego nie czuła, przeciwnie, cały czas walczyła ze sobą, żeby zachować powagę. Zupełnie

jakby siedziało w niej psotne dziecko.

– Tak – przyznała. – Widzę, że jesteś zdrów i niczego ci nie brakuje.

Najwyraźniej potraktował jej słowa jako komplement, bo znów odpowiedział

zniewalającym uśmiechem. Taki uśmiech mógłby podbić serce każdej kobiety.

– Zdaje się, że winna ci jestem przeprosiny – przyznała po chwili. – Chociaż, prawdę

mówiąc, nie powinieneś pływać jak cię pan Bóg stworzył w takim miejscu. Przecież każdy

może tu przyjść i cię zobaczyć.

– Każdy? – spytał i znów wysoko uniósł brwi.

– Cóż, słusznie – przyznała, przypominając sobie, że bezprawnie wtargnęła na cudzy

teren. – W miejscu, gdzie ja mogłabym cię zobaczyć – dodała.

Roześmiał się.

– Szczerze powiedziane – stwierdził z aprobatą.

– Jestem Mattie Russell – przedstawiła się i wyciągnęła rękę, a gdy ujął jej dłoń, poczuła

dreszcz jak przy poprzednim spotkaniu. – Mieszkam niedaleko stąd. Wynajmuję pokoje –

wyjaśniła.

Starała się mówić spokojnie, żeby nie zauważył, jak bardzo jest przejęta.

– Pensjonat „Indiańska Ścieżka”? – spytał.

Zrobiła zaskoczoną minę.

– Słyszałeś o tym miejscu?

– Dorastałem w rezerwacie. Odkąd pamiętam, w tym domu zawsze można było wynająć

pokój i dostać śniadanie.

Skinęła głową.

– Od lat należał do mojej rodziny. Rodzice kupili go zaraz po ślubie. Siostra i ja

urodziłyśmy się właśnie tutaj.

– Rodzice nadal zajmują się prowadzeniem pensjonatu?

– Nie, są już na emeryturze i przenieśli się na Florydę – powiedziała, starając się

zachować spokój i nie myśleć o pogrzebie, który nagle zmienił losy całej rodziny.

– Teraz prowadzisz pensjonat razem z siostrą? Choć w jego pytaniu nie było nic

szczególnego, Mattie najpierw zacisnęła usta, potem wzięła głęboki oddech i dopiero wtedy

odpowiedziała:

background image

– Nie, siostra zmarła pięć lat temu.

– Och, bardzo mi przykro – powiedział i spojrzał na nią ze współczuciem.

Mattie obawiała się dalszych pytań na temat Susan. Nie potrafiła mówić o niej bez

poczucia winy i bez łez w oczach. Zdecydowała więc, że najlepszym wyjściem będzie szybka

zmiana tematu.

– To jak się nazywasz?

– Przepraszam, rzeczywiście jeszcze się nie przedstawiłem – powiedział zawstydzony. –

Jestem Conner Thunder.

Oczywiście, znała rodzinę Thunderów, Greya, Nathana oraz dziadka Josepha. Także o

Connerze słyszała już wcześniej, ale nie mogła sobie przypomnieć z jakiego powodu. Nagle

olśniło ją. Naturalnie, pisano o nim w miejscowej gazecie, gdy przygotowywano plany

budowy centrum tradycji plemienia Kolheeków. Krytykowano go wtedy, bo odmówił

przyjazdu z Bostonu i angażowania się w budowę ośrodka. Po raz drugi Conner Thunder

powrócił ponownie na łamy lokalnej prasy przed kilkoma miesiącami, kiedy to ukazała się

wzmianka o tragicznym wypadku, jaki wydarzył się na jednym z placów budowy, gdzie była

zatrudniona jego firma. Conner musiał z tego powodu stawić się w sądzie. Redakcja

pozwoliła sobie przy tym na uwagę, że los zemścił się na nim za dawną odmowę. Mattie

czytała o tym z niesmakiem, bo sprawę przedstawiono bardzo jednostronnie. Oskarżano

Connera, nie dając mu szans na obronę. Z drugiej strony nie mogła wtedy zrozumieć,

dlaczego Conner nie chciał pomóc ludziom ze swojego plemienia.

Uśmiechnęła się do swojego rozmówcy, choć jej twarz wciąż pozostawała pochmurna.

Conner uważał, że zna się na ludziach. To była umiejętność niezbędna w jego pracy.

Liczne kontakty, negocjacje, pertraktacje. Potrafił wyczuć nastrój, nastawienie, interpretować

mimikę twarzy, sposób poruszania się. Obserwując dziś Mattie Russell, odgadywał, że targają

nią różnorodne emocje.

Z przyjemnością patrzył, jak jej gładka skóra pokryła się rumieńcem, gdy

niespodziewanie zjawił się za jej plecami. Niebieskie oczy spoglądały prowokująco, mimo że

starała się udawać zupełną obojętność. Stwarzała aurę zalotności, która natychmiast mu się

udzieliła. Tryskała energią i radością życia. Po pierwszej chwili zakłopotania szybko

odzyskała pewność siebie. Zdążyła nawet opowiedzieć co nieco na temat rodziny i domu.

Jednak teraz wyczuwał, że coś ją niepokoi.

Od wczorajszego spotkania nad jeziorem myślał o niej nieustannie. Jej płacz niemal

złamał mu serce. Za wszelką cenę chciał się dowiedzieć, co doprowadziło ją do takiego stanu.

Wczoraj nie zadawał żadnych pytań. Kiedy wyciągnął do niej rękę, naprawdę chciał ją tylko

pocieszyć. Wyczuł, że bardzo potrzebowała wypłakać się na czyjejś piersi. Jednak rozsądek

szybko go opuścił i nagle zaczął ją całować.

Pocałunek podziałał na niego jak wstrząs. Wszystko się skomplikowało. Od wczoraj nie

przestawał o niej myśleć. Pojawiła się nawet w jego snach, wypierając koszmary. Ale ta

zmiana nie przyniosła mu wewnętrznego spokoju.

Nurtowało go wiele pytań. Na kilka z nich otrzymał już odpowiedź. Wiedział, kim była i

gdzie mieszkała. Przekonał się, że wczoraj, mimo gęstej mgły, oczy go nie zawiodły.

background image

Wyglądała tak wspaniale, jak ją zapamiętał: niewysoka, delikatna, ponętna.

– Nie widziałam cię nigdy w miasteczku – zauważyła cicho.

Znów odniósł wrażenie, że nurtuje ją jakaś niespokojna myśl. Wydawało mu się, że od

chwili, gdy usłyszała jego nazwisko, atmosfera między nimi stała się napięta, i to go dziwiło.

– Jakiś czas temu wyjechałem z rodzinnych stron – wyjaśnił i rozejrzał się wokół. – Tak

naprawdę aż do dziś nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo tęsknię za tą okolicą i za

jeziorem. Od lat tu nie przyjeżdżałem – przyznał.

Mattie uniosła dłoń i wsunęła kosmyk włosów za ucho. Przechyliła lekko głowę i znów

spojrzała badawczo na Connera.

– Dziadek pewnie bardzo się ucieszył, gdy cię zobaczył – powiedziała.

Zauważył jej życzliwy uśmiech i pomyślał, że Mattie Russell ma w sobie dużo uroku.

Nawet głaz nie pozostałby obojętny na jej wdzięk.

– Znasz mojego dziadka? – spytał.

Skinęła głową.

– Miałam okazję go poznać.

– Cóż, jeszcze się z nim nie widziałem – przyznał niechętnie.

– A to dlaczego? – spytała zaskoczona.

– On chyba nawet nie wie, że tu jestem. Tak mi się wydaje.

Spojrzała na niego zdziwiona.

– Mc nie rozumiem.

Wziął głęboki oddech, żeby zyskać na czasie. Zastanawiał się, ile powinien jej teraz

powiedzieć.

– Właściwie, prawdę mówiąc, ostatnio raczej unikam ludzi – zaczął niepewnym tonem. –

Muszę przemyśleć pewne sprawy – dodał i zwilżył usta językiem – a to miejsce idealnie się

do tego nadaje.

Jej mina świadczyła o tym, że również doceniała niezwykły spokój sielskich okolic

Nowej Anglii, a jego zdawkowa odpowiedź pobudziła jej ciekawość. Ale Conner

najwyraźniej postanowił wstrzymać się na razie z dalszymi wyjaśnieniami.

– Masz rację. To najlepszy sposób, by w spokoju poszukać rozwiązania trudnych spraw –

przyznała.

Zupełnie go tym zaskoczyła. Odetchnął z ulgą. Najwyraźniej wyczuła jego niechęć do

zwierzeń i w ten sposób dawała do zrozumienia, że świetnie to rozumie. Bystra kobieta.

– Nie mogę na długo wyjeżdżać z Bostonu – powiedział. – Prowadzę firmę.

W jej oczach pojawił się błysk zainteresowania.

– Zajmuję się budownictwem. Lubię pracę fizyczną. Zaczynałem jako zwykły stolarz.

Nie bardzo rozumiał, jak to się stało, ale niespodziewanie zaczął opowiadać swój

ż

yciorys. Mattie Russell potrafiła zachęcić go do tego bez słów.

– Potem budowałem domy mieszkalne, w końcu zająłem się większymi

przedsięwzięciami: biurowce, centra handlowe.

Oczy jej zabłysły, jakby nagle wpadł jej do głowy jakiś wspaniały pomysł. Conner

przerwał na chwilę.

background image

– Czy powiedziałem coś śmiesznego? – spytał, widząc jej rozbawioną minę.

– Nie, nie. – Pokręciła gwałtownie głową. – Tylko coś sobie pomyślałam.

Nie spytał, o co chodzi, ale przechylił lekko głowę, nie kryjąc zainteresowania.

– A zatem potrafisz zrobić różne rzeczy – podsumowała jego wypowiedź.

Nie prosiła go wprost o pomoc. Starała się nie narzucać i czekała na jakąś zachętę z jego

strony. Uśmiechnął się szeroko.

– Zdaje się, że potrzebny ci stolarz.

– Tak! – przyznała bez wahania. Wyraźnie ucieszyło ją, że to powiedział. – Obok domu

mam garaż, a właściwie starą wozownię – tłumaczyła. – Chciałabym ją odnowić, zrobić z niej

apartament dla nowożeńców. Taki wiejski domek na miodowy miesiąc. Nowożeńcy mogliby

czuć się tam swobodnie. Świetnie by było, gdybyś mógł przyjść i obejrzeć budynek.

Powiedziałbyś mi, czy warto go remontować. Może dałbyś mi trochę wskazówek. Opinia

fachowca bardzo by mi się przydała.

W pierwszej chwili Conner o mało nie podskoczył z radości. Miał wreszcie pretekst do

kolejnego spotkania z piękną Mattie. Z drugiej strony rozsądek przypominał mu, że zostawił

w Bostonie pracę, normalne życie i przyjechał tu przede wszystkim dlatego, bo chciał w

spokoju zastanowić się nad własnymi problemami. Próbował znaleźć sposób na uwolnienie

się od koszmarnego wspomnienia, które prześladowały go we śnie. Jak na razie bez rezultatu.

Tymczasem powoli zaczynała mu dokuczać samotność. Czuł się znużony i rozdrażniony.

Bywały takie chwile, jak poprzedniej nocy, gdy nagle budził się i ruszał do lasu. Czyżby za

bardzo skupił się na sobie? Teraz Mattie prosiła go, żeby obejrzał starą wozownię. Wreszcie

mógłby zająć się czymś pożytecznym. Nie było żadnego powodu, żeby jej odmówić.

Przez chwilę nie odzywał się. Mattie cofnęła się o krok.

– Przepraszam – powiedziała i uniosła dłonie. – Zdaje się, że przesadziłam. Przyjechałeś

tu nie po to, żeby szukać towarzystwa, a ja narzucam ci się ze swoimi sprawami.

– Nie, Mattie – przerwał łagodnie. – Nie narzucasz się. Po prostu prosisz o radę.

Naprawdę nie ma w tym nic złego.

Spojrzała na niego z wdzięcznością.

– Masz czas w sobotę wieczorem? – spytała po chwili. – Nikt nie zapowiadał przyjazdu w

czasie tego weekendu. Mógłbyś wszystko obejrzeć. Potem zjemy obiad. Chętnie przygotuję

dla ciebie coś specjalnego. Chciałabym jakoś odpokutować za... moje przewinienia.

Domyślił się, o co jej chodziło. Trochę się wstydziła, że podglądała go, gdy pływał.

– Bez przesady – powiedział. – Ja nie uznałbym tego za grzech.

Zaczerwieniła się po cebulki włosów.

– Ale moja mama właśnie tak by to nazwała – stwierdziła, a Conner roześmiał się głośno.

– A zatem przychodzisz na obiad w sobotę? – upewniła się.

Spojrzał na jej piękną twarz i zrozumiał, że nie może odmówić.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Mattie po raz kolejny podniosła kolorową poduszkę, potrząsnęła nią mocno i rzuciła w

róg kanapy. Była z siebie niezadowolona. Przecież nie powinna tak się przejmować. Jednak

po chwili znów sięgnęła po poduszkę, by ją strzepnąć i ułożyć inaczej.

Nie mogła zrozumieć swojego zachowania. Pensjonat istniał od lat i przewinęły się tu

setki ludzi. Nauczyła się zachęcać do rozmowy najbardziej nieśmiałe osoby. W ciągu kilku

minut umiała rozśmieszyć największych ponuraków. Właśnie rozbawianie ludzi było jej

mocną stroną. Potrafiła oderwać ich myśli od codziennych zmartwień i kłopotów. Dzięki

temu chętnie wracali i polecali to miejsce znajomym.

Perspektywa obiadu w towarzystwie jednej osoby nie powinna jej tak poruszyć. Jednak

„książę z bajki” nie był zwykłym gościem. Zdała sobie z tego sprawę już wtedy, gdy

zobaczyła go po raz pierwszy. Conner Thunder był uderzająco przystojnym mężczyzną.

Bardzo ją intrygował. Zafascynował ją od początku znajomości i to w takim stopniu, że

znalazła się w jego ramionach już w czasie pierwszego, przypadkowego spotkania.

Prowadzenie pensjonatu stanowiło doskonałą okazję do obserwowania łudzi. Mattie

widziała nieudane związki i nieszczęśliwe małżeństwa. Potrafiła dostrzec chyba większość

męskich wad. Na szczęście nie była tak naiwna, by sądzić, że wszyscy mężczyźni są tyranami

i cierpią na nadmiar agresji. Jednak doświadczenie nauczyło ją, by podchodzić do nich z

rezerwą i utrzymywać dystans. Tymczasem człowiek, którego spotkała w nocy, miał w sobie

coś, co uśpiło jej czujność. Pocałowała go, nim poznała jego imię. Tak, nie miała

wątpliwości, była nim bardzo zainteresowana.

Z drugiej strony z Connerem wiązało się także coś, co działało na nią odpychająco.

Choćby wydawał się jej nie wiadomo jak atrakcyjny, musiała przyznać, że jego przyjazd w

rodzinne strony wyglądał trochę podejrzanie. Dlaczego zdecydował się wrócić do miejsca, w

którym spędził dzieciństwo, jeżeli trzymał się z dala od rodziny i dawnych znajomych?

To zachowanie wilka-samotnika musiało mieć jakąś przyczynę. Mattie postanowiła, że

dopóki nie odkryje całej prawdy, nie będzie się bardziej angażować.

Naraz rozległ się dźwięk mosiężnej kołatki u drzwi. Mattie natychmiast zapomniała o

wszelkich skrupułach i zastrzeżeniach, które jeszcze przed chwilą nie dawały jej spokoju.

Czując radosne podniecenie radości, otworzyła.

Najpierw zobaczyła czarujący uśmiech, a następnie barwny bukiet polnych kwiatów.

Przyjęła je z niekłamanym zachwytem.

– Och, dziękuję bardzo – powiedziała i zaprosiła gościa do środka, cofając się nieco, by

zrobić przejście.

Conner rozejrzał się dokoła.

– Masz piękny dom – stwierdził z aprobatą.

Mattie odpowiedziała uśmiechem.

– Dziękuję. Wygląda tak, jak urządzili go moi rodzice. To oni zdobyli te wspaniałe

antyki, a ja nie widziałam powodu, żeby się ich pozbywać. Co dwa lata maluję ściany, czasem

background image

potrzebna jest jakaś drobna naprawa, ale poza tym nic tu się nie zmieniło od czasów, gdy

byłam jeszcze dzieckiem. Masz ochotę się rozejrzeć?

– Oczywiście – przytaknął z zainteresowaniem. Zaczęli od pokoju wypoczynkowego we

frontowej części budynku. Było to miejsce, gdzie schodzili się mieszkańcy pensjonatu na

pogawędki i popołudniową herbatę. Następnie przeszli do jadalni. Stał tu wiekowy stół i

krzesła z klonowego drewna. Widać było, że mebli używano od dziesiątków lat. Ponadto

pokój ozdabiał oryginalny kominek zbudowany z ręcznie ciosanych bloków skalnych.

Gdy weszli do kuchni, Mattie zatrzymała się, by napełnić wodą zabytkowy wazon.

Umieściła w nim kwiaty i postawiła na okrągłym stole, nakrytym już do posiłku.

Potem zaprowadziła Connera do największego pokoju. Zwykle goście słuchali tu muzyki

po powrocie z kolacji w mieście, spotykali się z innymi mieszkańcami lub odpoczywali –

przy kieliszku wina, rozkoszując się wspaniałym widokiem na dolinę rozciągającą się za

oknami i oszklonymi drzwiami. Teraz w solidnym kominku płonęły szczapy drewna. Na jego

kamiennym obramowaniu oraz na stoliku do kawy Mattie umieściła kilka zapalonych świec.

– Ten dom naprawdę jest piękny – powtórzył Conner.

– Przywodzi mi na myśl mnóstwo miłych wspomnień – powiedziała z uśmiechem.

Conner zauważył kulę z dmuchanego szkła. Był to ciężki przycisk na biurko. Podszedł,

wziął ją do ręki i delikatnie pogładził.

– To z rezerwatu – powiedział, stawiając ją z powrotem na stole. – Takie rzeczy potrafi

robić Córy Snow-Rabbit.

– Tak – przyznała Mattie. – Bardzo mi się podobają oryginalne wyroby artystów i

rzemieślników ze Smoke Yalley. Pewnie nie wiesz, że teraz jest tu już nie tylko galeria

Cory’ego. Kilku Kolheeków maluje świetne obrazy. Pojawił się nawet dobry złotnik.

Conner spojrzał przez okno w kierunku doliny.

– Rzeczywiście, nie wiedziałem o tym.

– W ostatnich latach zaczęli wracać do rezerwatu ci, którzy kiedyś tu się urodzili, a potem

wyjechali. To miejsce bardzo się rozrosło. Kolheekowie zbudowali nowy ośrodek tradycji, a

nawet szkołę podstawową.

Mattie natychmiast zauważyła, że dla Connera to niewygodny temat. Poczuła się winna,

choć specjalnie zaczęła rozmowę o rezerwacie, żeby sprowokować go do zwierzeń. Chciała

wiedzieć, dlaczego wyjechał, poznać powody, dla których tak długo nie wracał w rodzinne

strony.

– Goś mi się obiło o uszy na temat tego ośrodka – przyznał w końcu.

Sytuacja stała się niezręczna i Mattie zdawała sobie sprawę, że to jej wina.

– Cóż, teraz wróciłeś – powiedziała szybko. – Sam możesz wszystko zobaczyć: artystów i

ich pracownie, ośrodek, szkołę... – wymieniała niemal jednym tchem, chcąc zatuszować gafę.

Spojrzeli na siebie w tym samym momencie.

– Jasne, trochę pozwiedzam – zapewnił Conner życzliwym tonem, choć nadal wydawało

się, że rozmowa na temat rezerwatu działa na niego przygnębiająco. Sytuacja stała się na tyle

napięta, że Mattie spuściła wzrok. – Czy to ten budynek, o którym mówiłaś? – spytał nagle,

podchodząc do oszklonych drzwi.

background image

Skinęła głową.

– Tak, to właśnie stara wozownia.

– Chodźmy obejrzeć ją z bliska – zaproponował.

Wyszli na taras i zeszli po schodach. Mattie trzymała się nieco z boku. Zauważyła, że

Conner, mimo silnej budowy, poruszał się lekko i zwinnie. Zatrzymał się przed wozownią i

dokładnie jej się przyjrzał.

– Pięknie i solidnie zbudowane – stwierdził i obszedł budynek dookoła. – Mocne

fundamenty. Natomiast okna i drzwi są do wymiany – dodał.

Gdy weszli do środka, zagwizdał z podziwu.

– Już dawno nie widziałem podłogi z takich szerokich dębowych desek – przyznał.

– Chyba nie będzie trzeba ich niczym pokrywać? – spytała Mattie. – Miałam nadzieję, że

wystarczy je wycyklinować i czymś zabezpieczyć.

– Słusznie. Też nie wyobrażam sobie innego rozwiązania. Przykrycie ich wykładziną to

byłby prawdziwy grzech.

Swoją opinią sprawił Mattie radość, bo okazało się, że mają podobny gust.

Następnie zaplanowali, w którym miejscu powinna zostać dobudowana łazienka. Conner

tłumaczył, jak powinno się zaizolować podłogę, by ochronić ją przed wilgocią. Na koniec

doszedł do wniosku, że przydałby się jeszcze kominek, by wnętrze stało się bardziej

przytulne.

– Wystarczy kilka tygodni pracy – oświadczył – i tak, jak sobie wymarzyłaś, to miejsce

zamieni się w małe, wygodne gniazdko dla nowożeńców.

Prawdę mówiąc, Mattie nie była całkiem szczera, kiedy mówiła, na co chciałaby

przeznaczyć starą wozownię. W jej pensjonacie często zatrzymywały się osoby z problemami

ż

yciowymi lub rozpadające się małżeństwa. Wpadła więc na pomysł, że takie miejsce, w

którym panuje intymna, zaciszna atmosfera, pomogłoby im jakoś się pozbierać, przemyśleć

wszystko i znaleźć wyjście z trudnych życiowych sytuacji. Tymczasem ucieszyła się, że

Conner uznał renowację budynku za jak najbardziej realną.

Od pierwszej chwili, gdy znaleźli się w starej wozowni, Mattie czuła na sobie spojrzenia

Connera. Sama też nie mogła się powstrzymać, żeby od czasu do czasu nie patrzeć mu prosto

w oczy.

– Czy ktoś ci już powiedział, jak cudownie pachniesz? – spytał przyciszonym głosem. –

Zupełnie jak kwiaty rozgrzane słońcem – dodał i popatrzył speszony, jakby zawstydził się

własnych słów.

Pomyślała zaskoczona, że jego nieśmiałość bardzo ją pociąga. Na dodatek komplement

bardzo przypadł jej do serca, choć opuściła ją pewność siebie i zupełnie nie wiedziała, co

odpowiedzieć. Zdobyła się tylko na wdzięczny uśmiech, po czym zapadła chwila kłopotliwej

ciszy.

– Chyba już czas na posiłek – odezwała się w końcu Mattie. – Pomyślałam, że

moglibyśmy potem usiąść na tarasie. Szkoda byłoby przegapić zachód słońca.

Spojrzała na Connera, ale z jego miny w żaden sposób nie dało się teraz wywnioskować,

co kłębi się w jego głowie.

background image

– Tak, oczywiście – zgodził się skwapliwie.

Ruszyli w stronę domu po sprężystym, zadbanym trawniku. Weszli do kuchni. Obszerne

pomieszczenie było ulubionym miejscem Mattie. Szybko i sprawnie zajęła się

przyrządzaniem steków. Soczyste, marynowane mięso czekało pokrojone w cienkie plastry.

Następnie ułożyła na parującym ryżu przyprawionym szafranem pocięte w drobną kostkę

warzywa. Tymczasem Conner zajął się winem. Otworzył butelkę i napełnił kieliszki.

Gdy zaczęli jeść, początkowe napięcie dawno już minęło. W serdecznej atmosferze

wspominali okres dzieciństwa.

– Wychowywał mnie dziadek Joseph – powiedział Conner.

Mattie znała starego szamana. Gościła go nawet wielokrotnie w swoim domu. Jednak

była dyskretna i nie opowiadała na lewo i prawo o swoich kontaktach i znajomościach. Tym

bardziej w rozmowach z obcymi. A chociaż Conner Thunder bardzo ją interesował, nadal

uważała go za obcego.

– Mnie i moich kuzynów nauczył pływać i nurkować. Pokazał nam także, jak tropić

zwierzynę i zapoznał z tajnikami polowania. Zawsze udawało mu się sprowokować nas do

współzawodnictwa – mówił z pogodnym uśmiechem. – Dzięki temu żaden z nas nie zadawał

zbędnych pytań, no i za żadne skarby nie przyznałby się do strachu. Kolheekowie od

niepamiętnych czasów uważają, że młodych należy uczyć rywalizacji. Teraz to taka

plemienna tradycja.

Mattie pokręciła głową.

– Aż wierzyć się nie chce, że przy ciągłej rywalizacji żadnemu z was nie przydarzyło się

nic złego – zauważyła ze zdziwieniem.

– Dziadek zawsze w porę nas powstrzymywał, nim zdążyliśmy zrobić coś naprawdę

głupiego – przyznał i roześmiał się głośno. – Oczywiście, pomysły mieliśmy najdziksze –

dodał i zamyślił się na chwilę. – Ktoś mógłby uznać, że metody wychowawcze mojego

dziadka wywołają w nas wzajemną niechęć. A skądże! Wprost przeciwnie. Byliśmy ze sobą

zżyci, bardziej jak bracia niż kuzyni. Szanowaliśmy się wzajemnie i w młodości byliśmy

nierozłączni. – Znów się roześmiał. – Mogliśmy walczyć między sobą jak wilki, ale jeśli w

drogę wkroczył nam. ktoś obcy, natychmiast wspólnie stawaliśmy przeciw takiemu

nieszczęśnikowi.

Ten temat wyraźnie zainteresował Mattie.

– Jeśli dobrze zrozumiałam, wychowywałeś się z kuzynami pod jednym dachem?

– To prawda – przyznał.

Wydawała się tym faktem bardzo zaskoczona.

– Wszyscy trzej synowie mojego dziadka już nie żyli. Stracił też dwie synowe – ciągnął

Conner. – Było nas sześcioro: pięciu wnuków i jedna wnuczka. Joseph zajmował się naszym

wychowaniem. Z czasem rodzina stawała się coraz mniejsza. Jedni umarli, inni opuścili

rezerwat. Jedynej wnuczki dziadek nie widział już od lat. Moja ciotka Holly wyjechała z nią z

rezerwatu. Nigdy więcej się tu nie pojawiły.

– Czyli wszyscy synowie Josepha zmarli, nim zdążyli wychować własne dzieci –

podsumowała Mattie przyciszonym głosem i zamyśliła się. Już dawno zauważyła, że szaman

background image

Kolheeków robił wrażenie samotnego, ciężko doświadczonego człowieka. Nic dziwnego.

Teraz zrozumiała, że życie nie szczędziło mu smutku i cierpienia.

„Rodzice nie powinni przeżyć swoich dzieci”, mawiała jej matka; Mattie niemal słyszała

jej głos. To zdanie wypowiedziała nad grobem Susan. Teraz okazało się, że Joseph Thunder i

jej rodzice mieli podobne przeżycia.

Pogrzeb własnego dziecka. Pomyślała ze smutkiem, że jest w tym coś przeciwnego

naturze. Wyobraziła sobie cierpienia Josepha, gdy kolejno tracił synów i synowe.

– Moja matka zmarła, gdy byłem jeszcze dzieckiem – powiedział Conner. – Zupełnie jej

nie pamiętam. Ojca zabił pijany kierowca, gdy miałem sześć lat. Zderzenie czołowe. Nie miał

ż

adnych szans.

– Bardzo ci współczuję, Conner – szepnęła Mattie i dotknęła jego ramienia. Kontakt z

jego skórą spowodował, że wstrząsnął nią dreszcz. Powoli cofnęła dłoń, starając się, żeby nie

zwrócił uwagi na jej reakcję.

Także w jego spojrzeniu było coś, co powodowało szybsze bicie serca i rumieniec na

twarzy. Musiała przyznać, że Conner był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego

kiedykolwiek spotkała. Reagowała na jego obecność niezależnie od swojej woli. Coś takiego

jeszcze nigdy jej się nie zdarzyło.

Słuchała z zainteresowaniem opowieści o serdecznych związkach z dziadkiem i kuzynami

i jedna rzecz nie dawała jej spokoju. Jeśli rzeczywiście był z nimi tak bardzo zżyty, jak

udawało mu się znieść tak długie rozstanie? Cóż, zapewne miał ku temu niezwykle ważne

powody. Oddałaby wiele, żeby je poznać.

– Mówiłaś, że twoi rodzice przeszli na emeryturę – Conner nieoczekiwanie zmienił temat.

Matti domyśliła się, że teraz przyszła jej kolej na zwierzenia. Opowiedziała więc o tym,

jak matka i ojciec przenieśli się do Belle Glade na Florydzie, tuż nad słynnym jeziorem

Okeechobee.

– Doskonale dają sobie radę – stwierdziła. – Nawet kilka razy odwiedzili myszkę Miki –

dodała ze śmiechem i opowiedziała o swoim wakacyjnym pobycie na Florydzie i wizycie w

Disneylandzie. – Szkoda, że mnie wtedy nie widziałeś. Zachowywałam się jak małe dziecko –

przyznała.

Znów na chwilę zapadła cisza, ale tym razem przerwa w rozmowie nie była już krępująca.

Conner uniósł swój kieliszek i wypił ostatni łyk wina.

– Twoja siostra zmarła bardzo młodo – zaczął nieoczekiwanie.

Mattie poczuła, że jedzenie rośnie jej w ustach. Zmarszczyła brwi. Próbowała

natychmiast wziąć się w garść, ale dobrze wiedziała, że nie potrafi rozmawiać na ten temat.

– Tak, to prawda – przyznała i było to wszystko, na co mogła się zdobyć.

Odłożyła sztućce i wstała od stołu.

– Za chwilę słońce zacznie zachodzić.. – oznajmiła pogodnym tonem, choć sama

zauważyła, że radość w jej głosie nie zabrzmiała zbyt szczerze. – Nie możemy tego przegapić.

Tam na kuchennym blacie, w kubełku z lodem, chłodzi się butelka deserowego wina –

powiedziała, wskazując ręką. – Weź ją. Czyste kieliszki są w szafce. Ja wezmę tacę z

owocami i serami. Wyjdziemy na taras.

background image

Za wszelką cenę chciała uniknąć rozmowy na temat Susan, ale jej niepokój stał się

wyczuwalny. I Conner to zauważył. Ujął jej ręce w przegubach i spojrzał prosto w oczy.

– Przepraszam – powiedział poważnym tonem. – Nigdy celowo nie zacząłbym tematu,

który sprawia ci taką przykrość.

Skąd mógł wiedzieć, że każdego dnia Mattie budziła się z poczuciem winy za śmierć

siostry? Nie zdołała jej pomóc. Gdzieś głęboko w podświadomości zawsze dręczyły ją

wyrzuty sumienia. Starała się je uciszyć, dyskretnie pomagając kobietom, które znalazły się w

takiej samej sytuacji jak Susan. Bezskutecznie. Wciąż nie mogła sobie darować tego jednego

razu, kiedy nie zdołała nic zrobić.

Conner uwolnił jej dłonie z uścisku. Spojrzała mu w oczy.

– Nadal zbyt trudno mi o tym mówić – przyznała. Skinął głową i odwrócił się, żeby

zrobić to, o co prosiła.

Na tle purpurowego nieba pokazały się wąskie, rozciągnięte chmury. Na ich postrzępione

brzegi słońce rzucało złotą poświatę. Mattie przyniosła tacę z serami i owocami. Postawiła ją

na szklanym stoliku.

Tymczasem Conner stał jak zaczarowany, patrząc na dolinę. Mattie podeszła do niego.

Oparła ręce na szerokiej balustradzie tarasu.

– Wspaniały widok, prawda? – spytała.

Odpowiedział skinieniem głowy.

– Myślę, że to właśnie przyciąga twoich gości. Dla tego widoku przyjeżdżają potem

kolejny raz – stwierdził cicho i odwrócił się w jej stronę.

– To jest niemal tak piękne jak ty – dodał po krótkiej chwili.

Jego słowa zaskoczyły ją. Na moment straciła oddech. Podał jej kieliszek wina.

Odruchowo wyciągnęła dłoń.

– Oczywiście – mówił, napełniając swój kieliszek – prawda może wyglądać nieco inaczej.

Niewykluczone, że gości przyciągają przede wszystkim twoje wspaniałe posiłki. Muszę

przyznać, że obiad był świetny – zapewnił.

Nie mogła zrozumieć, dlaczego komplementy i pochwały z jego ust sprawiają jej taką

przyjemność. Reagowała na nie silniej niż zwykle i od czasu do czasu czerwieniła się lekko.

To niecodzienne zachowanie dziwiło ją i niepokoiło.

Conner postawił butelkę z winem na balustradzie.

– Za nowych przyjaciół – powiedział, unosząc kieliszek.

Mattie upiła łyk. Zdała sobie sprawę, że podświadomie rejestruje wszystko, co się

dookoła dzieje: smak wina, chłodny jesienny wiatr, kolor nieba, a jednocześnie, że nie jest w

stanie świadomie skupić się na żadnym temacie. Mężczyzna stojący o krok od niej zupełnie ją

rozpraszał.

– Mattie.

Właściwie to, co Conner miał teraz do powiedzenia, przestało mieć znaczenie. Czuła, że

jej obecność też nie jest mu obojętna i że za chwilę znów ją pocałuje. Czekała na tę chwilę od

tamtej nocy, od chwili gdy zrobił to po raz pierwszy.

Teraz wyciągnął dłoń i delikatnie dotknął palcami jej podbródka. Przysunął się tak blisko,

background image

ż

e czuła na skórze jego oddech. Potem pocałował ją zdecydowanie i namiętnie. Poczuła jego

męski zapach. Przymknęła oczy, jakby chciała czuć więcej i mocniej. Po omacku wyciągnęła

rękę i wplotła palce w jego długie włosy. Rozchyliła usta, czując, że za chwilę straci

równowagę, jeśli któreś z nich choć na moment zwolni uścisk.

Jego gorące ciało i przyspieszony rytm serca obudziły uśpione pragnienie. Wiedziała, że

on też jej pragnie. Przesunęła delikatnie palcami po jego twarzy. Usłyszała jęk, ale nie

wiedziała, czy wydobył się z jej ust, czy z jego. Ale jakie to miało znaczenie? W tej chwili nie

chciała się nad tym zastanawiać.

Conner przesunął dłoń niżej i delikatnie pogładził jej pierś. Jęknęła, nie zdając sobie z

tego sprawy. I nagle cofnął się. Chwila nieprzytomnego zauroczenia minęła. Przestał patrzeć

na nią z niepohamowanym pożądaniem. Był wyraźnie zmieszany i ku jej zaskoczeniu spojrzał

na nią ze skruchą.

– Wybacz, Mattie. Pozwoliłem sobie na zbyt wiele. Bardzo cię przepraszam – powiedział

cicho i odsunął się. Odruchowo poprawił kruczoczarne włosy.

Mattie poczuła się rozczarowana. A więc uznał ten pocałunek za pomyłkę? Zrobiło się jej

przykro.

– Nie wiem, co we mnie wstąpiło – mówił dalej. – Jestem przemęczony, nie mogłem

zasnąć dzisiejszej nocy. Na dodatek wino i ta atmosfera – dodał, spoglądając na wspaniałe

niebo, oświetlone ostatnimi promieniami słońca znikającego za horyzontem. – Zdaje się, że

uległem urokowi chwili.

Mattie pomyślała, że przez moment oboje dali ponieść się uczuciom, ale w

przeciwieństwie do Gonnera nie uważała, że powinna za to przepraszać.

– Zaparzę kawę – zaproponowała, usiłując zachować spokój. Starała się nie traktować

jego przeprosin jako przykrego zakończenia czegoś, co sprawiło jej przyjemność. – Na

zewnątrz robi się już chłodno – powiedziała. – Powinniśmy wejść do środka.

Sięgnęła po tacę z deserem, którego Conner nawet nie tknął, i weszła do środka.

– Usiądź i rozgość się. Zaraz wrócę z kawą.

Nastawiła ekspres i czekając, aż kawa się zaparzy, podparła dłonią brodę i zamyśliła się.

Jeszcze nigdy żaden człowiek nie podziałał na nią tak jak Conner Thunder. Zupełnie zawrócił

jej w głowie. Znali się zaledwie kilka dni, a Mattie już zaczęło się wydawać, że życie nagle

stało się bardziej radosne.

Spotkali się nagle w środku nocy, byli sobie zupełnie obcy, a jednak przy nim znikła jej

niepewność i obawa, którą zwykle odczuwała wobec mężczyzn. Od początku okazał jej

serdeczność i życzliwość, choć nie znał nawet jej imienia. A w dodatku nie żądał nic w

zamian.

Przed chwilą poczuła się rozczarowana, bo przeprosił ją za pocałunek. Nie chciała tych

przeprosin. Jej nie było przykro. Wręcz przeciwnie. Zresztą nie miała teraz zamiaru

analizować swoich uczuć.

Zaskoczyło ją, że natychmiast wziął na siebie odpowiedzialność za chwilowy wybuch

emocji. Miało to dla niej duże znaczenie. Starała się pomagać kobietom, które padły ofiarą

przemocy w domu, w związku z czym często musiała kontaktować się z mężczyznami

background image

mającymi w zwyczaju krytykowanie wszystkich wokół i obwinianie innych za własne

niepowodzenia życiowe. Przed chwilą uległa emocjom tak samo jak Conner, a jednak on

natychmiast uznał, że to wyłącznie jego wina. To bardzo dobrze świadczyło o jego

charakterze. Mattie uśmiechnęła się pod nosem, bo uświadomiła sobie, że stara się

wynajdywać same najlepsze cechy Connera.

Aromatyczny zapach przypomniał jej o parzonej kawie. Szybko sięgnęła do szafki po

filiżanki, talerzyki i łyżeczki. Nalała kawę i postawiła parające filiżanki na tacy, potem wzięła

cukiernicę i dzbanuszek ze śmietanką.

Chwyciła tacę i ruszyła do pokoju zdecydowanym krokiem. Postanowiła dowiedzieć się,

dlaczego Conner uznał, że powinien ją przeprosić. Weszła i... napięcie natychmiast ją

opuściło. Zorientowała się, że nie uda się jej przeprowadzić dochodzenia w tej sprawie.

Conner zasnął.

Cicho ustawiła tacę na stoliku, wsypała cukier do jednej z filiżanek i zamieszała. Potem

usiadła na krześle obok kanapy. Wspaniały facet śpi tuż obok na twojej kanapie, pomyślała,

uśmiechając się do siebie. Wypiła łyk kawy i spojrzała na niego. Był wysoki, silnie

zbudowany, szeroki w ramionach. Wąskie, długie palce splótł na płaskim brzuchu. Mattie,

wynajmując od lat pokoje, wiedziała z doświadczenia, że ludzie często miewają trudności z

zasypianiem w nowym miejscu. Czyżby w jej towarzystwie Connera opuszczało napięcie?

Dziewczyno, nie wyobrażaj sobie za wiele, przywołała się w myślach do porządku. Przecież

mówił, że jest zmęczony, bo ostatniej nocy nie mógł zasnąć.

W każdym razie musiała przyznać, że obecność Connera bardzo jej odpowiadała. Nawet

jeśli tylko spał na jej kanapie. Co prawda byłoby lepiej, gdyby spał w jej łóżku. Właściwie,

niezupełnie spał. Uśmiechnęła się, wyobrażając sobie różne grzeszne możliwości, jakie taka

sytuacja mogłaby stworzyć. Pomyślała, że to niewątpliwie uleczyłoby ją z poczucia

beznadziejnej samotności.

Jednak uśmiech szybko znikł z jej twarzy. Miała powody, żeby prowadzić samotne życie.

Przede wszystkim pomagała pokrzywdzonym kobietom, więc musiała za wszelką cenę

utrzymać w tajemnicy, że udziela im schronienia. One desperacko potrzebowały jej wsparcia,

a ona już dawno postanowiła, że dla takich osób gotowa jest wiele poświęcić. Na przykład

ż

ycie osobiste.

Natychmiast pojawiły się też inne wątpliwości. Co prawda przyjemnie było bawić się w

romantyczne pocałunki i tęskne spojrzenia, ale nie mogła zapominać o twardej

rzeczywistości. Przede wszystkim nie znała tego człowieka. Na pewno był bardzo

pociągający, zjedli razem obiad, opowiedzieli sobie historie z dzieciństwa, a jednak mimo

wszystko pozostał obcy. Na dodatek z niewiadomego powodu zaszył się w lesie na terenie

rezerwatu. Ta sprawa od początku nie dawała jej spokoju. Nie mogła udawać, że nie zauważa

nic dziwnego w takim zachowaniu.

Postanowiła sobie, że dopóki nie dowie się czegoś więcej na temat Connera i nie odkryje,

dlaczego zamieszkał w leśnej głuszy, nie wolno jej ujawnić, że udziela schronienia kobietom,

które uciekły z domu. Kilka lat trwało, nim udało się jej zebrać grupkę zaufanych przyjaciół i

specjalistów, gotowych nieść pomoc kobietom, którym ani sądy, ani policja, ani opieka

background image

społeczna nie zdołały zapewnić bezpieczeństwa. Z Josephem Thunderem Mattie rozmawiała

wielokrotnie. Starała się zorientować, czy może liczyć na jego zaangażowanie. W końcu

przekonała się, że stary szaman jest osobą, na której można polegać nawet w najtrudniejszej

sytuacji. Podobnym człowiekiem okazał się również doktor Grey Thunder.

Ponownie spojrzała na śpiącego Connera. Była zupełnie zaskoczona, gdy przyznał, że

jeszcze nie odwiedził dziadka. Nawet nie dał znać, że zjawił się w rezerwacie. Czyżby między

Connerem i jego rodziną doszło do jakiegoś konfliktu? Zmarszczyła brwi. Oczywiście, miała

już dość samotnego życia. Musiała jednak kierować się zdrowym rozsądkiem. Jeśli nie ze

względu na siebie, to dla dobra tych kobiet, które chroniła.

Odstawiła filiżankę na stolik. Nagle kawa przestała jej smakować. Przypomniała sobie

słowa Connera. Wyjechał przed laty ze Smoke Valley i od tego czasu nigdy tu nie

przyjeżdżał. Teraz wzbudziło to w niej nieufność. Czyżby zerwał również z honorowymi

zasadami postępowania, którymi kierowali się Kolheekowie? Ogarniały ją coraz większe

wątpliwości. Zaczęła się wstydzić, że jeszcze przed chwilą gotowa była odrzucić wszelkie

zastrzeżenia wobec Connera, żeby tylko znaleźć się w jego ramionach.

Oczywiście, nie mogła wykluczyć, że na wszystkie zarzuty i pytania pod adresem

mężczyzny śpiącego na jej kanapie istnieją proste i jasne – wyjaśnienia, ale ona nie miała

wyjścia. Wniosek nasuwał się sam – dopóki nie przekona się, że może mu zaufać, musi

trzymać się od niego na dystans. Nie powinna tak od razu obdarzać zaufaniem kogoś obcego,

nawet jeśli byłby to najprzystojniejszy mężczyzna na świecie.

Jeszcze raz pomyślała o tych wszystkich kobietach, którym los nie szczędził nieszczęść i

problemów. Zdecydowała, że raczej spędzi życie w samotności, niż sprowadzi na nie kolejne

zagrożenie. Doszła do tego smutnego wniosku, w chwili gdy Conner zaczął przejmująco

jęczeć przez sen.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Dlaczego nie widział wyraźnie? Nie mógł rozpoznać kształtów, które poruszały się przed

nim. Mgła była bardzo gęsta. Niczego nie mógł być pewien. Powietrze przypominało lepką

zawiesinę. Jak jakaś kleista substancja zatykało oczy i uszy. A do tego ten nieznośny żar.

Parzy. Nie zniesie tego ani chwili dłużej. Tylko skąd ten żar? Czy bije od tych dziwnych,

ogromnych kształtów, czy wydobywa się z wnętrza ziemi, gdzie skały roztapiają się, tworząc

rzeki lawy?

Czuł się przerażony, mały i bezradny. Zasłonił się przed żarem i gniewem. Miał

przeczucie, że za chwilę stanie się coś strasznego, a on nie będzie mógł nic na to poradzić.

Skulił się najmocniej, jak potrafił. Nagle lodowate szpony chwyciły go za rękę. Conner

szeroko otworzył oczy. Oddychał szybko i chrapliwie, a serce waliło mu jak młotem.

Sen. Koszmarny sen. Znów go dopadł. Oczy powoli zaczęły znów widzieć ostro. Za rękę

nie szarpały go szpony. To Mattie delikatnie trzymała go palcami za przedramię. Próbowała

go obudzić. Pomyślał, że pewnie mówił przez sen, a może nawet rzucał się na wszystkie

strony. Jej niebieskie oczy patrzyły na niego z niepokojem.

– Wszystko w porządku? – spytała zmartwionym głosem.

– Tak, oczywiście – zapewnił. – Nie miałem tego snu od... – przerwał nagle. Niewiele

brakowało, żeby przyznał, że koszmar nie prześladował go od tamtej nocy, kiedy pocałowali

się pierwszy raz. Wtedy zaczęły się miłe sny na jej temat.

Odetchnął głęboko, żeby szybciej oprzytomnieć. Usiłował pozbyć się przerażenia,

wywołanego przez senne koszmary. Usiadł na kanapie.

– Zaraz wszystko będzie dobrze – powtórzył. Przetarł dłońmi twarz. – Wystarczy się

obudzić i powoli przejdzie.

Mattie usiadła obok.

– Chcesz o tym porozmawiać? – spytała. – Mam na myśli twoje koszmary.

Wzruszył ramionami.

– To z powodu tamtego wypadku. Jestem pewien. Wtedy wróciły sny, które

prześladowały mnie wiele lat temu. Jeszcze w dzieciństwie.

Mattie zmarszczyła brwi.

– Jakiś czas temu czytałam w gazecie, że coś wydarzyło się na budowie, za którą

odpowiadałeś. Zdaje się, że jeden z robotników został ranny.

– Sparaliżowany – wyjaśnił. – Jednemu z moich ludzi podnośnik zmiażdżył nogi – mówił

z napięciem w głosie. – Toby był jeszcze młody i głupi. Kiedy w piątek wrócił po przerwie na

lunch, poczułem od niego alkohol. Od razu przy wszystkich powiedziałem mu, co o tym

myślę. Kazałem mu iść do domu i przespać się. Jednak mnie nie posłuchał. Prawdę mówiąc,

zlekceważył moje polecenie. Gdy tylko odwróciłem się do niego plecami, wrócił do pracy.

Wsiadł do podnośnika, cofnął, ale źle ocenił odległość i maszyna stoczyła się z nasypu.

Mattie spojrzała ze współczuciem.

– Zaskarżył firmę do sądu o odszkodowanie – mówił dalej Conner. – Wprawdzie

background image

zostaliśmy oczyszczeni z zarzutu jakichkolwiek zaniedbań, ale... – pokręcił głową – to było

straszne przeżycie.

– Wyobrażam sobie – odezwała się Mattie.

Conner pochylił się i oparł łokcie na kolanach.

– Właśnie wtedy wróciły te sny. Prześladowały mnie całymi miesiącami.

Wreszcie zdobył się na zwierzenia. Dotychczas nie miał do nikogo tyle zaufania, żeby

przyznać się do dręczącego go niepokoju. Czuł się winny, że człowiek, którego zatrudnił,

spędzi resztę życia na wózku inwalidzkim.

– Mówiłeś, że takie sny męczyły cię już w dzieciństwie – zaczęła, poprawiając się na

kanapie. – Czy możesz mi powiedzieć, co ci się śni?

Westchnął.

– Pewnie nie uwierzysz, ale tak naprawdę nie widzę dokładnie tego, co się dzieje. Jakaś

mgła zasłania mi widok. Jednak domyślam się, że są przede mną... – przerwał, szukając

odpowiedniego słowa – dwa duże kształty. Jeden bardzo ożywiony. Rozzłoszczony, wściekły

jak rozjuszony niedźwiedź. Drugi kształt też jest zły, ale nie porusza się. Właściwie jest

nieruchomy jak ogromny dąb. Nieporównanie większy niż ja. Przerażający.

Conner wzruszył ramionami.

– Dlaczego miałbym bać się dębu? To nie ma sensu. Ale kiedy to śnię, czuję, że za chwilę

stanie się coś strasznego. Coś, co zmieni moje życie na zawsze. Mam ochotę krzyczeć. Chcę,

ż

eby zamglone kształty przestały ze sobą walczyć. Jednak nie mogę nic zrobić, bo jestem

sparaliżowany ze strachu – powiedział i spojrzał jej w oczy.

Patrzyła na niego ze współczuciem.

– Rozmawiałeś z kimkolwiek na ten temat? – spytała cicho.

– Nie – przyznał, starając się uśmiechnąć. – Mówiłem już, że byłem wtedy jeszcze

dzieckiem. Wydawało mi się, że jeśli się do tego przyznam, uznają mnie za słabego. Dla

moich kuzynów byłaby to świetna zabawa. Mogliby wyśmiewać się ze mnie do woli. Nie. Nie

mogłem nikomu powiedzieć. W każdym razie – ciągnął dalej – koszmary znikły. Nawet nie

pamiętam kiedy. Po prostu przestały mi się śnić. Wreszcie miałem spokój.

– Dopóki nie zdarzył się wypadek – wtrąciła Mattie.

Conner lekko skinął głową.

– Byłem przekonany – powiedział – że gdy tylko skończy się sprawa w sądzie, przestanę

ż

yć w takim napięciu i wtedy skończą się koszmary. Jednak nic takiego się nie stało. –

Zamilkł na chwilę. – Dlatego zdecydowałem się przyjechać do rezerwatu. Chciałem odpocząć

i odzyskać spokój.

Przede wszystkim chciał otrzymać odpowiedzi na dręczące go pytania. Zgodnie z

wierzeniem Kolheeków sny są wiadomościami płynącymi prosto z duszy. Jednak w tej chwili

Conner nie miał najmniejszego zamiaru grzebać głęboko w swojej podświadomości. Zerknął

na piękną twarz Matti Russell i zauważył jej współczujące spojrzenie. Przełknął ślinę. Jeszcze

przed chwilą uważał, że może jej zaufać i zwierzyć się ze swoich problemów. Teraz poczuł

się bezbronny. Miał nadzieję, że dziewczyna nie zacznie analizować każdego jego słowa i

zachowania.

background image

Ale pomyślał też, że wcale nie jest taki pewny, czy rzeczywiście tego nie chce. Przecież

przyjechał do rezerwatu, by znaleźć wreszcie przyczynę koszmarów. Wątpił tylko, czy jest

już na to gotowy.

Zdecydowanym ruchem wstał z kanapy.

– Posłuchaj, Mattie. Powinienem już iść. Nie jestem dziś dla ciebie odpowiednim

towarzystwem. Najlepszy dowód, że zasnąłem. Bardzo przepraszam.

– Nic nie szkodzi. Naprawdę – zapewniła.

Trochę się zdziwił, że nie próbowała go zatrzymywać i namawiać do zmiany decyzji.

– Powinieneś wrócić do domu i odpocząć – powiedziała, odprowadzając go do drzwi. –

Posłuchaj, Conner.

Odwrócił się i spojrzał na nią.

– Jeśli chciałbyś porozmawiać – powiedziała serdecznym tonem – to wiesz, gdzie mnie

znaleźć.

Kilka godzin później Mattie siedziała na tarasie zawinięta w obszerny, gruby wełniany

sweter. Podziwiała krajobraz oświetlony blaskiem księżyca oraz chmury rzucające ruchome

cienie na dolinę i porośnięte lasem stoki gór.

Poznała już podstawowe fakty. Conner wrócił do rezerwatu w Smoke Valley, żeby dojść

do siebie po wypadku, o którym czytała w gazecie. Chciał się pozbierać po sprawie sądowej,

pozbyć się poczucia winy za to, co stało się z tamtym młodym człowiekiem. Wprawdzie

nazywał przyjazd tutaj wypoczynkiem, ale w rzeczywistości musiał zmierzyć się z

dręczącymi go problemami i uporać się z nimi.

Mattie podejrzewała, że za jego przyjazdem kryje się coś więcej. Prześladujące go

koszmary zaczęły się jeszcze w dzieciństwie. Bardzo mu współczuła i zastanawiała się, co

mogło nim tak bardzo wstrząsnąć, że od tylu lat nie umiał się uwolnić od przerażających

snów. Czyżby chodziło o śmierć matki? Chyba nie. Z tego, co mówił, wynikało, że zmarła tak

młodo, że zupełnie jej nie pamiętał. Może śmierć ojca? Dla sześcioletniego dziecka wstrząs

spowodowany stratą obojga rodziców musiał być ogromny. W takiej sytuacji nocne koszmary

nie powinny w ogóle dziwić. Lęk, złość i poczucie bezsilności to normalne reakcje.

Zastanawiała się, co mogły oznaczać niewyraźne kształty. Gigantyczne i przytłaczające,

jak je określał. Mattie nie była psychologiem ani lekarzem, jednak zdawała sobie sprawę, że

Conner cierpiał także z powodu tragedii na budowie. Na pewno nieustannie myślał o młodym

człowieku przykutym do wózka inwalidzkiego. Być może teraz w czasie nocnych koszmarów

wydaje mu się, że sam jest dotknięty paraliżem.

Mattie uniosła stopy i oparła je na krawędzi krzesła, kładąc głowę na kolanach.

Najbardziej dziwiło ją to, że Conner po przyjeździe do Smoke Valley ani razu nie

kontaktował się z dziadkiem. Bardzo możliwe, że unikał Josepha bez specjalnego powodu,

choć uważała to za mało prawdopodobne. Jej zdaniem wszystkie te sprawy musiały się ze

sobą jakoś łączyć.

Nagle rozległ się dzwonek telefonu. Mattie wstała i pospiesznie podeszła do aparatu. Głos

w słuchawce spowodował, że przestała zaprzątać sobie głowę problemami Connera. Teraz

background image

musiała działać szybko i zdecydowanie. Kolejna kobieta potrzebowała jej pomocy.

– Zaraz będę gotowa – zapewniła i energicznie odłożyła słuchawkę.

Nazajutrz wczesnym rankiem Mattie otworzyła tylne drzwi. Wpuściła do środka kobietę i

dziecko. Chłopiec wyglądał na dziesięć lat. Drżał ze zmęczenia. Koniecznie chciał spać w

jednym pokoju z mamą, więc Mattie szybko przygotowała mu posłanie na kanapie. Zasnął

niemal natychmiast.

Kobieta miała na imię Brenda. Kiedy zaczęła mówić, Mattie zauważyła, że brakuje jej

trzonowego zęba. Brenda wyjaśniła, że straciła go, gdy mąż pobił ją tydzień temu. Dziś w

nocy podbił jej oczy i złamał nos, rozciął czoło i zmusił do szukania ratunku poza domem.

– On mnie zabije. Na pewno mnie zabije – powtarzała, trzęsąc się z przerażenia. Mattie

już nieraz widziała taki obezwładniający łęk u innych kobiet, które tu trafiały.

– Uspokój się, nikomu nic się nie stanie – powiedziała stanowczo. – Dobrze zrobiłaś, że

uciekłaś i zabrałaś dziecko. Teraz już nie musisz się bać. Pomogę ci.

W oczach Brendy nadal widać było paniczny strach.

– Tak, wzięłam ze sobą Scotty’ego. On mi tego nie daruje. Zabije mnie, jeśli tylko mnie

znajdzie.

Z dalszej opowieści Brendy Mattie dowiedziała się, że „on” jest bokserem, który próbuje

przejść na zawodowstwo. Występuje pod pseudonimem Tommie Boy. Jego trener uznał, że

ma dość talentu, by szukać szczęścia wśród profesjonalistów. Jednak w ciągu ostatniego

półtora roku Tommie Boy przegrał wszystkie walki w zawodowej lidze. Brenda oznajmiła

Mattie, że w tej sytuacji trudno się dziwić, że był trochę zdenerwowany.

– Kocham go – szepnęła, a łzy spływały po jej bladych policzkach. – Ale już dłużej nie

mogę tego znosić. Boję się, że któregoś dnia tak samo skrzywdzi Scotty’ego.

– Nigdy nie bije syna? – Mattie czuła się w obowiązku zadać to pytanie.

Brenda odwróciła wzrok, jakby czuła się winna. Kiedy wreszcie uniosła głowę, w jej

oczach malowała się rozpacz.

– Bardzo rzadko. Ale nie bije go tak mocno jak mnie – wyznała. – Jednak bywa coraz

gorzej. Wiem, że Tommie nie jest zły, ale jak się zezłości, może mnie zabić. Kto wtedy

zaopiekuje się Scottym?

Mattie ogarnęła złość, gdy usłyszała, jak Brenda usprawiedliwia swojego męża. Mogła się

jedynie domyślać, że biedna kobieta już go nie kocha, a to, co czuła, należało uznać za

psychiczne uzależnienie, rodzaj choroby, podobnie jak chorobą było stosowanie przemocy

fizycznej przez Tommiego.

Mattie rozumiała to wszystko i współczuła Brendzie. Ta kobieta nie miała szacunku dla

samej siebie. Matie gotowa była zrobić wszystko, żeby biedaczka odzyskała równowagę

psychiczną i doceniła własną wartość. Natomiast wobec jej męża czuła wyłącznie pogardę.

Gdy rozmawiała z Brendą, słońce zdążyło już oświetlić Green Mountain. Mattie słuchała

podobnych historii wielokrotnie i wielokrotnie zdarzało się, że z jakichś powodów policja,

opieka społeczna i inne upoważnione służby niewiele mogły lub chciały zrobić, by w takiej

sytuacji pomóc nieszczęsnym kobietom.

background image

Ofiary przemocy pochodziły z różnych środowisk, ale jedno je łączyło – najczęściej nie

miały rodziny, w której mogłyby znaleźć wsparcie. Niejednokrotnie wyrastały w domach,

gdzie przemoc była traktowana jako normalne zachowanie. Brenda nie znała innego życia.

Mattie zacisnęła pięści, gdy Brenda opowiedziała jej, co usłyszała kiedyś od pewnego

sędziego. Prawnik poradził jej, by nie wnosiła oficjalnej skargi na męża, bo Tommie Boy był

jego zdaniem szansą dla miasteczka. Gdyby zdobył sławę jako bokser, wszyscy by na tym

zyskali. Miasteczko stałoby się bardziej znane. A Brenda powinna się wstydzić, że próbuje

temu przeszkodzić. Sędzia dodał jeszcze, że w ten sposób udowodniłaby, że jest

nieodpowiednią matką i pozbawiono by ją opieki nad dzieckiem.

– Oczywiście wycofałam skargę – przyznała. – Gdy tylko sprawa przycichła, Tommie

pobił mnie i wybił mi ząb. Według niego należała mi się kara. Wiem, że zachowałam się jak

tchórz. W końcu jednak zebrałam się na odwagę i powiedziałam, że muszę mieć wstawiony

ząb. Tommie odpowiedział, że jak dla niego wyglądam dobrze i że potrzebna mi pamiątka,

bym na drugi raz nie wzywała policji.

Drżała, mówiąc o tym. Nie była w stanie zapomnieć doznanych upokorzeń.

– Wiesz, Mattie, ja nigdy nie wzywałam policji. To sąsiedzi dzwonili – tłumaczyła ze

łzami w oczach.

Rozległo się ciche stukanie do frontowych drzwi. Brenda zesztywniała z przerażenia.

– Boże, przyszedł po mnie – szepnęła.

Była gotowa do natychmiastowej ucieczki.

– Wszystko w porządku – powiedziała Mattie, starając sieją uspokoić. – To lekarz.

Zapomniałaś? Kiedy szłam zaparzyć kawę, powiedziałam, że wezwałam doktora Thundera.

Jemu możesz zaufać. Nawet nie zapyta o twoje nazwisko i nikomu nie powie, że cię widział.

Mattie często spotykała się z takim zachowaniem. Lęk powodował, że do ludzi nie

docierały najprostsze informacje. Wiedziała, że jest to przejściowe. Brenda potrzebowała po

prostu trochę czasu, by się pozbierać, oraz miejsca, w którym czułaby się bezpiecznie.

– Jesteś pewna, że to nie Tommie? – dopytywała się niespokojnie.

– Brenda, twój mąż nie ma pojęcia, gdzie jesteś – Mattie starała się mówić jak

najłagodniejszym tonem. Uniosła się z krzesła. – Poczekaj tutaj, a ja pójdę otworzyć. Zgoda?

Grey Thunder miał piękne zielone oczy. Długie czarne włosy jak zwykle splótł w luźny

warkocz spadający na plecy. Mattie poznała go przed rokiem. Powrócił wtedy do Smoke

Valley, żeby leczyć mieszkańców rezerwatu. Zatrudnił u siebie niejaką Lori Young, którą

była w ciąży i próbowała ukryć się przed byłym mężem, agresywnym człowiekiem, który

chciał ją dopaść. Żeby zagwarantować dziewczynie bezpieczeństwo, Grey wziął z nią ślub.

Potem rzeczywiście zakochali się w sobie i tworzyli teraz doskonałą parę. Mattie nawet do

głowy nie przyszło, gdy poznawała ich ze sobą, że tak się to skończy. Jednak teraz była

dumna z roli swatki.

– Dziękuję, że przyszedłeś – powiedziała i wprowadziła doktora do holu.

– Gdzie ona jest? – spytał Grey.

– W pokoju. Tylko pamiętaj, musisz rozmawiać z nią bardzo łagodnie. Postaraj się nie

wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Ona jest naprawdę śmiertelnie przerażona.

background image

Grey skinął głową ze zrozumieniem. Odstawił pokaźną czarną torbę i założył biały

fartuch. To zawsze pomagało w nawiązaniu pierwszego kontaktu i dodawało pewności

poszkodowanym.

– Jak ma na imię? – spytał, dopinając guziki.

– Brenda.

Już dawno ustalili, że posługują się tylko imionami, i dla bezpieczeństwa ściśle tego

przestrzegali.

Skinął głową i podniósł torbę.

– Chodźmy.

Gdy Mattie weszła do pokoju, Brenda patrzyła wzrokiem zaszczutego zwierzątka, które

znalazło się w pułapce bez wyjścia.

– To doktor Grey Thunder.

Grey stanął w drzwiach.

– Witaj, Brendo – powiedział łagodnym tonem.

Kobieta spojrzała na niego, potem na Mattie. Widać było, że nie ma ochoty na rozmowę z

nikim obcym, a już na pewno z żadnym mężczyzną.

– Doktor nie zna twojego nazwiska i nikomu nie powie, że tu jesteś. Przyszedł, by ci

pomóc – przypomniała Mattie.

Brenda nadal patrzyła z niepokojem. Grey nie ruszył się z miejsca, a Mattie wiedziała, że

lekarz nie wejdzie do pokoju, dopóki Brenda w jakiś sposób nie wyrazi zgody. Traktowanie

pokrzywdzonych z troską i szacunkiem dodawało ofiarom siły i pewności siebie.

– Nie chcę, żeby oglądano mnie w takim stanie – powiedziała wreszcie Brenda i

odwróciła się tyłem.

– Brenda, masz rozcięte czoło – przypomniała Mattie. – Nos chyba jest złamany. A Grey

może. ci pomóc. Chyba nie chcesz przez resztę życia chodzić z paskudną szramą na twarzy i

krzywym nosem.

Kobieta wzruszyła ramionami.

– Jakie to ma znaczenie?

– Och, daj spokój – zaczęła Mattie i przysunęła krzesło. – Teraz może ci się tak wydawać,

ale za jakiś czas inaczej na to spojrzysz.

Grey nadal stał w drzwiach. W końcu Brenda skinęła głową. Lekarz podszedł bliżej.

– Oczyściłam ranę i założyłam opatrunek – wyjaśniła Mattie.

Bardzo dobrze – pochwalił ją Grey. Delikatnie zdjął opatrunek. – Nie wygląda źle.

Nałożę odrobinę środka dezynfekującego. Mam przy sobie taśmę chirurgiczną. Skleję ranę.

Powinna zostać mniejsza blizna niż po szyciu.

Mattie zauważyła, że Brenda zaczyna się niecierpliwić. Na szczęście lekarz pracował

szybko i sprawnie.

– Jeśli chodzi o nos, to przez chwilę będzie bardzo bolało – uprzedził.

Kobieta zacisnęła zęby. Ból nie był dla niej niczym nowym.

Gdy wreszcie nos zniknął pod opatrunkiem, Brenda zaczęła szlochać.

– Już mam dość – powiedziała błagalnym tonem. – Nie chcę, żeby mnie ktokolwiek

background image

oglądał. Mattie, niech on już sobie pójdzie.

Tymczasem Grey zaczaj pakować swoje rzeczy.

– Wrócę, gdy nabierzesz sił – powiedział. – Teraz przede wszystkim musisz odpocząć.

Mattie zostawiła Brendę ze śpiącym dzieckiem i odprowadziła Greya do drzwi.

– Mam tu dla niej łagodny środek uspokajający – powiedział i podał Mattie małe

opakowanie. – Po tym łatwiej jej będzie zasnąć. Zostawiam tylko trzy tabletki. Ty

zdecydujesz, kiedy je podać.

– Dziękuję za wszystko – powiedziała Mattie.

Grey zatrzymał się przy drzwiach ze smutnym uśmiechem i szepnął:

– Za każdym razem nie mieści mi się w głowie, że coś takiego znów się zdarzyło. Mattie

Russell, dobry z ciebie człowiek – powiedział z westchnieniem. – Lori serdecznie cię

pozdrawia.

Mattie przyjaznym gestem położyła rękę na ramieniu Greya.

– Jak ona się czuje? – spytała. Wiedziała, że Lori spodziewa się dziecka. Maleństwo

miało przyjść na świat około Nowego Roku.

– Dobrze. Dziecko rośnie z dnia na dzień. Niestety brzuch też, a to Lori zupełnie się nie

podoba – wyjaśnił i roześmiał się.

Po chwili zamyślił się i zmarszczył brwi.

– Mattie, chciałbym cię o coś spytać, jeśli można.

– Oczywiście.

Najwyraźniej było mu trochę niezręcznie. Starał się dobrać odpowiednie słowa.

– Nathan mówił mi, że spotkałaś naszego kuzyna Connera. Podobno zamieszkał w starym

domku myśliwskim. Czy tak?

– Tak, rozmawiałam o tym z Nathanem.

– Zwykle staram się do nikogo nie wtrącać, ale Conner zaczyna mnie niepokoić. Widzisz,

on jest w rezerwacie od tygodni, ale nie pojawił się w miasteczku. Do tej pory nie

skontaktował się z nikim z rodziny.

Teraz Mattie poczuła się niezręcznie. Wiedziała, że z jakichś powodów Conner starał się

izolować od rodziny. Pomyślała jednak, że dopóki nie zrozumie jego zachowania, nie,

powinna z nikim rozmawiać na ten temat.

– Możesz jeszcze kiedyś się z nim zobaczysz? – dodał Grey. – Wiesz, chciałbym

wiedzieć, czy z nim wszystko w porządku.

Najwyraźniej niepokoił go los kuzyna. Mattie nie miała serca trzymać go w niepewności,

zwłaszcza że tyle razy służył jej bezinteresowną pomocą.

– Spotkałam się z nim – przyznała w końcu. – Szczerze mówiąc, wczoraj był u mnie na

obiedzie.

Grey odetchnął z ulgą.

– Świetnie – powiedział z uśmiechem. – Cieszę się, że przestał zachowywać się jak

pustelnik.

Mattie poklepała go po ręce.

– Naprawdę nic złego się z nim nie dzieje – zapewniła i zaczerwieniła się.

background image

– Słuchaj. – poprosił Grey. – Jeśli będziesz miała okazję, przekonaj go, żeby nas

odwiedził, dobrze? Wszyscy chcemy się z nim spotkać.

– Zgoda. Myślę, że dla niego też byłoby to wskazane – powiedziała.

Grey uniósł dłoń na pożegnanie i wyszedł.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Mattie usłyszała delikatne pukanie do drzwi sypialni. Natychmiast się rozbudziła. Brenda

i Scotty mieszkali w jej domu już od trzech dni i nigdy jeszcze tu nie zaglądali. Schodzili na

dół niemal wyłącznie na posiłki.

Tak zachowywała się większość” kobiet, które korzystały z jej pomocy. Zwykle czuły się

uzależnione od swoich prześladowców i musiało minąć sporo czasu, nim wreszcie docierało

do ich świadomości, że doskonale sobie poradzą bez swoich krzywdzicieli. Jednak jeszcze

nigdy nie udało się tego osiągnąć bez pomocy i fachowych porad.

Mattie wyskoczyła z łóżka. Wciągnęła dżinsy i sweter.

– Wejdź, Brenda – zawołała. Domyślała się, że coś musiało się stać, jeśli kobieta

zdecydowała się obudzić ją tak wcześnie.

– Z tyłu za domem kręci się jakiś mężczyzna – tłumaczyła przerażona Brenda.

Mattie wciągnęła tenisówki, nie zawracając sobie głowy zawiązywaniem sznurowadeł.

– Znasz go? – spytała, zastanawiając się jednocześnie, ile czasu potrzebuje policja, żeby

tu dojechać, oczywiście jeśli okaże się to konieczne.

Kobieta pokręciła przecząco głową.

– Kręci się przy tamtym starym budynku – wyjaśniła cicho.

Conner, pomyślała Mattie. Nie widziała go od tamtego dnia, kiedy był u niej na obiedzie.

Później w nocy zjawiła się Brenda.

– Wiem, kto to jest – wyjaśniła. – Nie ma powodu do obaw.

Jednak widać było, że Brenda nie wierzy.

– A jeśli... – zaczęła.

– Już dobrze. Pójdę zapytać, co go tu sprowadza – uspokoiła ją Mattie.

– Możesz mu powiedzieć, żeby sobie poszedł?

– Najpierw dowiem się, dlaczego przyszedł – powiedziała i poklepała przerażoną kobietę

po ramieniu.

– Możesz tymczasem przygotować Scotty’emu śniadanie. Ja zaraz wrócę.

– Tylko nikomu nie mów, że tu jesteśmy. Tommie na pewno nas szuka.

– Pamiętam o tym – zapewniła i zdobyła się na uśmiech.

– Zostaniemy na górze, dopóki nie odejdzie – powiedziała Brenda niepewnym tonem.

Strach i niepokój Brendy przypomniały Mattie chwilę, gdy jej siostra Susan przybiegła,

błagając o pomoc. Jednak potem zrobiła największy błąd. Wybaczyła mężowi i wróciła do

niego. Uwierzyła w obietnicę, że tym razem wszystko się odmieni. W swoim krótkim życiu

słyszała wiele takich obietnic.

Mattie poczuła zapach kawy, nim weszła do kuchni. Nie mogła się oprzeć i napełniła

kubek, chociaż nie potrzebowała kofeiny. Perspektywa rozmowy z Connerem już odpędziła

resztki snu. Z kubkiem gorącego napoju przeszła przez trawnik. Drzwi wozowni były szeroko

otwarte, więc weszła do środka. Conner klęczał na podłodze. Pochylony nad kartką papieru

zapisywał coś, zapewne wyniki pomiarów.

background image

– Dzień dobry – zawołała z daleka.

Uniósł głowę i uśmiechnął się, a Mattie od razu straciła pewność siebie.

– Miałam zamiar przynieść ci kawę – powiedziała – ale nie wiedziałam, czy pijesz z

mlekiem i z cukrem.

Położył ołówek obok metalowej taśmy i kartki, wstał i podszedł do niej.

– Cóż za wspaniały zapach – powiedział. – Mogę się napić z twojego kubka?

– Oczywiście.

Objął jej dłonie trzymające kubek, pochylił się i upił kilka łyków. Spojrzała na jego

wilgotne usta i natychmiast przypomniała sobie pocałunki. Wzięła głęboki oddech.

– Co tu robisz? – spytała, siląc się na spokój.

– Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza. Spisuję materiały potrzebne do remontu.

– Ale... – zawahała się. – Przecież ja poprosiłam cię jedynie... Nie oczekiwałam, że

będziesz tu coś robił.

– Wiem. – Zdecydowanie skinął głową, a długie włosy opadły mu na ramiona. – Ale

kiedy pomyślałem o tym, co cię tu czeka: naprawa podłogi, dobudowanie ściany, wymiana

okien i drzwi, do tego łazienka, wyliczał po kolei. – Chętnie wszystkiego dopilnuję.

Chwilowo niczego nie wynajmujesz, więc jest najlepszy moment, żeby...

– To prawda – przyznała. Właściwie nie było to kłamstwo. Brenda i Scotty nie

wynajmowali pokoju. – Może jednak... – zaczęła.

Conner nie zamierzał słuchać jej protestów. Odruchowo przeczesał włosy palcami.

– Potrzebujemy elektryka i hydraulika. Inspektor budowlany będzie mógł przyjść na

ostateczny odbiór może już nawet za trzy tygodnie, najpóźniej za miesiąc.

– Sama nie wiem.

Dla niej na pewno nie był to najlepszy moment. Musiała zająć się Brendą i Scottym.

Należało załatwić matce stałą pracę i mieszkanie, a dla dziecka miejsce w szkole. Powinni jak

najszybciej stanąć na własnych nogach. Ale teraz Conner patrzył jej w oczy i nie potrafiła mu

odmówić.

– Mattie, muszę się tym zająć – powiedział. – Siedzę w lesie, w tej starej chacie już kilka

tygodni i zaczynam wariować. Dokucza mi samotność. Mówiłem ci, że chcę przemyśleć

pewne sprawy, ale potrzebuję jeszcze czasu, nim dojdę do jakichś wniosków. Muszę jakoś

spożytkować energię.

– Cóż, myślę, że to dobry pomysł – stwierdziła Mattie, nawet przez chwilę nie

zastanawiając się nad tym, jak bardzo komplikuje sobie życie.

Niedługo potem siedziała obok niego w półciężarówce. Jechali do Mountview,

sąsiedniego miasteczka, gdzie był najbliższy tartak. Przedtem, na koniec rozmowy ustalili, że

ona pójdzie się przebrać, a on wróci do swojej chaty, gdzie zaparkował samochód.

Brenda, jak obiecała, starała się pozostać niezauważona. Mattie zajrzała do obszernej

sypialni na górze. Scotty oglądał kreskówki w telewizji, a jego matka siedziała zamyślona w

fotelu.

– Jadę do miasta – powiedziała Mattie.

background image

Kobieta tylko skinęła głową.

– Potrzebujesz czegoś?

Brenda westchnęła i przecząco pokręciła głową.

Mattie uśmiechnęła się do Scotty’ego. Od dnia, gdy zjawili się w jej domu, chłopiec nie

odstępował matki na krok. Nic dziwnego. Życie bardzo go doświadczyło. Widział już sceny,

których żadne dziecko nie powinno oglądać. Jego rówieśnicy grali teraz w piłkę lub jeździli z

kolegami na rowerach, a on nieustannie pilnował, by matce nie stało się nic złego.

Mattie zdawała sobie sprawę, że Scotty powinien znów chodzić do szkoły. Będzie

musiała przekonać o tym Brendę jak najszybciej. Niewątpliwie oboje potrzebowali jeszcze

kilku dni, żeby dojść do siebie, ale powrót do normalnego życia byłby najlepszy dla dziecka.

Mattie postanowiła poruszyć tę sprawę następnego dnia. Teraz miała co innego na głowie.

Spojrzała na Connera. Siedział wyprostowany za kierownicą i patrzył na drogę.

Wiedziała, że to tylko pozorny spokój. Co prawda w odróżnieniu od Brendy nikt mu nie

zagrażał, ale cierpiał równie mocno.

Przejechała dłonią po wygodnym, skórzanym fotelu.

– Ładna ciężarówka – zauważyła.

– Jedna z ośmiu.

Spojrzała z niedowierzaniem.

– Masz ich więcej?

Roześmiał się.

– Używamy ich w firmie do przewozu pracowników na plac budowy. W ten sposób

tracimy mniej czasu. A i ludzie są zadowoleni. Muszę przyznać, że dobrze pracują i można im

zaufać. Przez ostatnie miesiące firma działała właściwie bez mojego udziału. Od dnia, kiedy

dostałem wezwanie do sądu, zaczął się prawdziwy koszmar. Ciągłe spotkania z prawnikami,

przygotowywanie dowodów, przesiadywanie w sądzie – mówił z ironią w głosie. –

Tymczasem moi pracownicy świetnie dawali sobie radę. Prace posuwały się planowo. Nawet

zdobyli nowe zamówienia.

– Jesteś z mmi w kontakcie?

– Jasne – powiedział i znów się roześmiał. – Co prawda mieszkam teraz na strasznym

odludziu, ale nadal mam telefon komórkowy.

Przez chwilę milczeli.

– Jak się ostatnio czujesz? – spytała wreszcie Mattie.

Conner natychmiast domyślił się, że chodzi jej o nocne koszmary.

– Złe sny zdecydowanie rzadziej mnie prześladują – odparł. – Zmieniły się – dodał po

chwili.

– Zmieniły się? – powtórzyła pytająco i z zaciekawienia wyprostowała się na fotelu.

Conner potwierdził skinieniem głowy.

– Mówiłem ci o parzącym upale, gniewnych głosach i strachu – przerwał i zwilżył usta

językiem. – Cóż, teraz wszystko jest jasno oświetlone, a ja czuję się tak, jakbym znajdował

się poza tym, co się dzieje. Już nie jestem w środku, nie biorę w tym udziału. Stałem się

raczej widzem.

background image

Ciekawe, skąd się wzięła ta zmiana, zastanawiała się Mattie. Było jasne, że Conner

zadawał sobie to samo pytanie.

– Już nie budzę się przerażony – dodał.

– Czyli zmieniło się na lepsze – podsumowała zadowolona.

Potwierdził skinieniem głowy.

– Jednak nadal nie zbliżyłem się do wyjaśnienia, co to wszystko znaczy.

Mattie przypomniała sobie słowa doktora Greya Thundera: „Jeśli będziesz miała okazję,

przekonaj go, żeby nas odwiedził, dobrze? Wszyscy chcemy się z nim spotkać”.

Zdawała sobie sprawę, że jeśli wspomni o doktorze, rozmowa może potoczyć się w

niewłaściwym kierunku, a przynajmniej na razie nie chciała nic mówić na temat Brendy i

Scotty’ego. Zaczęła zatem inaczej.

– Conner, myślę, że powinieneś spotkać się z dziadkiem, bo wtedy.

– Nie – zaprotestował natychmiast. – To mi w niczym nie pomoże.

– Dlaczego tak sądzisz? – spytała i mówiła dalej, nie czekając na odpowiedź. – Dlaczego

jeszcze tego nie zrobiłeś? Jesteś tu już od tygodni. Pokłóciliście się? Może stało się coś złego?

– Nic się nie stało – powiedział takim tonem, że na chwilę straciła ochotę do dalszej

rozmowy.

Zapadła dłuższa cisza. W końcu Conner westchnął.

– Mattie, możesz mi wierzyć. Nie doszło między nami do sprzeczki.

– W takim razie, dlaczego jeszcze go nie odwiedziłeś? – pytała dalej. – Właściwie

dlaczego od lat nie przyjeżdżałeś do rezerwatu?

Zatrzymał się na światłach na skraju miasta i spojrzał na nią.

– Naprawdę nie wiem – przyznał lekko zmieszany.

– Spotkaj się z nim – powiedziała łagodnym tonem. – Wychował cię. Na pewno cię

kocha. Może wyjaśni ci jakieś wydarzenia z przeszłości. Poza tym on jest przecież szamanem.

Nie zapominaj o tym. To bardzo mądry człowiek.

Trochę się przestraszyła, że może powiedziała za dużo. Miała nadzieję, że Conner nie

zapyta, skąd tak dobrze zna Josepha. On jednak był zbyt zajęty własnymi problemami, by

zwrócić uwagę na taki szczegół.

Wyjrzał przez okno.

– Naprawdę nie wiem – powtórzył pod nosem.

– Mogę pójść z tobą – zaproponowała.

Conner spojrzał na nią zaskoczony. Najwyraźniej zastanawiał się, dlaczego tak jej na tym

zależy.

– Mówię poważnie – zapewniła, nim zdążył znaleźć jakąś wymówkę. – Z przyjemnością

z tobą pojadę. Wpadnij po mnie jutro rano. Pojedziemy do rezerwatu drogą wzdłuż jeziora.

Conner patrzył na nią bez słowa. Samochód za nimi zaczął trąbić, bo już od dłuższej

chwili mieli zielone światło. Conner nacisnął pedał gazu. Milcząc, wjechali do Mountview.

– Conner. – Nie wytrzymała w końcu Mattie. – Pojedziesz czy nie?

Powoli skinął głową.

– Jeśli wybierzesz się ze mną, to tak.

background image

Mattie wysiadła przed ratuszem. Wypełniła wniosek o zezwolenie na przebudowę

budynku. Zajęło jej to dwadzieścia minut. Urzędnik zapewnił, że rozpatrzą sprawę w ciągu

tygodnia. Potem przeszła kilka domów dalej, gdzie za sklepem z narzędziami mieścił się

skład drewna. Właśnie tam umówiła się z Connerem.

Zza chmur wyszło słońce i od razu zrobiło się weselej. Mattie odwróciła twarz, żeby

nacieszyć się ciepłymi promieniami. Kończył się październik i takich chwil mogło już nie być

zbyt wiele przed zimą. Co prawda lubiła jazdę na nartach i szare wieczory z książką przy

rozpalonym kominku, ale pozostałe pory roku uważała za bardziej atrakcyjne.

Minęła kino, radośnie uśmiechając się do przechodniów. Cieszyła się, że Conner zgodził

się spotkać z dziadkiem. Stary szaman na pewno będzie szczęśliwy. Zamyślona, nie zwróciła

uwagi na nastolatka, który przyklejał ogłoszenie na szybie apteki. Jednak po chwili zauważyła

zdjęcie Brendy na najbliższej latarni. „Nagroda za informację o tej kobiecie!” – przeczytała.

Zaschło jej w ustach. Rozejrzała się i dyskretnie zerwała zdjęcie. Odwróciła się. Dwa

domy dalej ten sam nastolatek przyklejał kolejne zdjęcie do skrzynki pocztowej. Szybko

podeszła do niego.

– Możemy chwilę pogadać? – spytała.

Wyglądał na trzynaście lat. Niemal równocześnie wzruszył ramionami i skinął głową.

Leniwie odwrócił się do niej.

– O co tu chodzi? – spytała, pokazując zdjęcie zerwane z latarni.

Odpowiedział kolejnym wzruszeniem ramion.

– Nie wiem. Zaginęła jakaś kobieta. Facet obiecał mi pięćdziesiąt dolarów i swój

autograf, jeśli rozlepię to po całym mieście. Powiedział, że będzie sławny i jego autograf

będzie wart majątek.

Tommie Boy, pomyślała Mattie od razu.

Chłopiec zmarszczył nos.

– Nie potrzebuję autografu – stwierdził. – Ale facet przypomina atletę, więc nie wypadało

odmówić – tłumaczył z uśmiechem. – A forsa przyda się na nową deskorolkę.

– Czyli zapowiada się niezła zabawa – powiedziała Mattie. – Dużo dostałeś tych plakatów

ze zdjęciem?

– Nie, chyba z piętnaście.

Mattie zastanawiała się przez chwilę.

– Mogłabym ci pomóc?

– Dziękuję pani, ale zostały mi już tylko trzy.

– Ja się nimi zajmę – zaproponowała. – A ty będziesz mógł pędzić już do sklepu po

deskę.

– Super, dzięki! – zawołał chłopak, wcisnął jej plakaty do ręki i pobiegł wzdłuż ulicy.

Trzy dostała od chłopca, jeden już zerwała z latarni, została apteka i skrzynka. To

oznaczało, że musiała wytropić jeszcze dziewięć plakatów. Ruszyła wzdłuż ulicy. Zerwała

plakat z okna wystawy sklepu z narzędziami. Starała się robić to jakby od niechcenia. Nikt nie

powinien jej zauważyć. Tommie Boy na pewno znów zjawi się w miasteczku w ciągu kilku

dni. Pomyślała, że dla Brendy i Scotty’ęgo byłoby bezpieczniej, gdyby wyjechali do innego

background image

stanu.

Minęła trzy ulice, zanim udało jej się znaleźć wszystkie plakaty ze zdjęciem Brendy.

Zmęczona usiadła na ławce i zaczęła drzeć je na kawałki. Papiery wyrzuciła do kosza. Wzięła

głęboki oddech, starając się zapanować nad obrazami, które kłębiły się przed jej oczami:

przerażone spojrzenie Scotty’ego, gdy zjawił się w jej domu, Brenda z pokaleczoną i

poobijaną twarzą, zapłakana twarz Susan, jej głos, gdy pytała Mattie, dlaczego mąż, który

miał ją kochać, tak bardzo ją skrzywdził. Mattie zamknęła oczy i wróciła myślami do

wydarzeń sprzed pięciu lat.

Nad świeżo wykopanym grobem stała trumna. Lakier i metalowe uchwyty połyskiwały w

promieniach słońca. Na to wspomnienie Mattie ogarnęła rozpacz. Pomyślała, że teraz właśnie

ona odpowiada za to, żeby Brendy nie spotkał los Susan. Nie powinna dopuścić, by obcy

ludzie kręcili się koło domu, w czasie gdy ukrywa się tam Brenda ze Scotty’m. Hydraulik,

elektryk, inspektor budowlany i nie wiadomo kto jeszcze.

Chyba straciłam rozum, pomyślała. Ktoś mógłby ich zauważyć i wspomnieć coś na ten

temat w miasteczku. Jakiś plakat ze zdjęciem i informacją o nagrodzie mógł nadal wisieć

gdzieś na latarni. Pieniądze zawsze były przekonującym argumentem. A co z Connerem? –

pomyślała. Przecież dziś rano doszła do wniosku, że on też potrzebuje zrozumienia i pomocy.

Musiał mieć jakieś zajęcie.

– Mattie Russell, pozwoliłaś, żeby zamiast głowy myślało twoje ciało – powiedziała do

siebie z wyrzutem.

Conner Thunder na pewno potrafił samodzielnie uporać się ze swoimi problemami. Nie

potrzebował pomocy, a już na pewno nie w takim stopniu jak Brenda i Scotty. Miał w

rezerwacie kochającą rodzinę. Wystarczyłoby, żeby się z nią skontaktował. A Brenda mogła

liczyć tylko na Mattie. No i jemu nikt nie zagrażał, podczas gdy życie Brendy zależało od

humoru rozwścieczonego boksera. Tym bardziej teraz, kiedy odważyła się uciec od niego.

Mattie westchnęła smutno. Wciąż sobie powtarzała, że ma istotne powody, by żyć w

samotności. Musiała zapewnić bezpieczeństwo kobietom, które szukały u niej schronienia.

Jak mogła o tym zapomnieć. Jednak po chwili zdobyła się na szczerość wobec samej siebie.

Wszystko z powodu Connera.

Od chwili gdy go poznała, intrygował ją i pociągał. Świadomość, że on również jest nią

zainteresowany, sprawiała jej prawdziwą przyjemność. Jednak Conner nie powinien kręcić się

koło domu, gdy w środku ukrywała się Brenda. Przynajmniej nie wtedy, gdy Tommie Boy

obiecywał nagrodę za informację o niej. Mattie zdawała sobie sprawę, że Brenda i Scotty byli

ważniejsi od jej osobistych spraw. Nie miała innego wyjścia. Podjęła decyzję i od razu

poczuła się lepiej.

Musiała teraz wyjaśnić Connerowi, że zmuszona była zmienić plany. Tylko jak znaleźć

sensowne wytłumaczenie? Mogłaby powiedzieć prawdę. Wyjawić, że ukrywa matkę z

dzieckiem. „Tylko nikomu nie mów, że tu jesteśmy”, zadźwięczało jej w uszach. Brenda

prosiła ją o to z oczami pełnymi przerażenia. Mattie obiecała dyskrecję i zamierzała

dotrzymać słowa. Zdobycie zaufania tej kobiety kosztowało ją wiele trudu. Nie mogła jej

teraz zawieść.

background image

Wprawdzie nie miała najmniejszych wątpliwości, że Connerowi można zaufać, ale skoro

obiecała, musiała milczeć. Przynajmniej na razie. Może później uda się jej przekonać Brendę,

ż

e Conner jest człowiekiem, który potrafi zachować absolutną dyskrecję. Teraz z całą

pewnością nie powinien zajmować się remontem starej wozowni. Miała nadzieję, że uda się

jej wymyślić jakąś sensowną wymówkę.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

– Czy w końcu powiesz mi, co się stało? – spytał Conner. Mówił łagodnym tonem, ale

Mattie podskoczyła zaskoczona.

– Co się stało... – zaczęła i zdała sobie sprawę, że zaczyna powtarzać jak jakaś głupia

papuga. Przybrała poważną minę, jakby doskonale wiedziała, o co chodzi. W rzeczywistości

przez całą drogę do domu siedziała głęboko zamyślona. Gdy dojechali, Conner wyładował

pięciolitrowe pojemniki z farbą. Dwa zaniósł do wozowni. Mattie wzięła dwa pozostałe i

poszła za nim. W środku odwrócił się do niej.

– Słuchaj, Mattie. Widzę, że coś musiało się stać po tym, gdy wysiadłaś przed ratuszem i

zanim spotkaliśmy się przed sklepem. Nie odzywasz się, jakby coś cię gryzło. Miałaś jakieś

kłopoty z zezwoleniem?

Oczywiście! To była doskonała wymówka. Dlaczego nie pomyślała o tym wcześniej?

– Zezwolenie mogą wydać dopiero w przyszłym tygodniu – powiedziała. – Musimy

odłożyć wszelkie prace do tego czasu.

– I tym się tak przejęłaś? Może nie będę mógł spisać umowy z hydraulikiem czy z

elektrykiem, dopóki nie podam im numeru zezwolenia, ale to jeszcze nie znaczy, że nie mogę

tu przyjść i...

– Naprawdę wolałabym poczekać. Wszystko powinno być robione oficjalnie i legalnie.

Zresztą tak powiedział urzędnik.

– Tak, ale...

– Chcę zaczekać – powtórzyła twardo.

Conner spojrzał zaskoczony jej obcesowym tonem.

– Mam tysiące rzeczy do zrobienia – zaczęła nerwowo tłumaczyć, widząc jego spojrzenie.

– Jeśli odłożymy remont do przyszłego tygodnia, to... będę mogła ci pomóc – starała się

mówić z przekonaniem. – Wiesz, chciałabym przy okazji nauczyć się czegoś od ciebie, na

przykład o stolarstwie, malowaniu, waleniu młotkiem i... no i w ogóle.

Dokładała wszelkich starań, by nie wyjść na kompletną idiotkę. Przecież kilka godzin

wcześniej zgodziła się na jego pomoc, a teraz wykręcała się, jak mogła. Zależało jej jednak,

by go nie obrazić. A jednocześnie miała ochotę kopnąć się w kostkę za to, co robi. Przecież

przyrzekła sobie, że będzie wiodła samotne życie i pomagała innym, tymczasem w

towarzystwie Connera wszystkie dotychczasowe plany natychmiast ulegały unieważnieniu.

Conner zupełnie nie wiedział, co myśleć o tej nagłej zmianie decyzji. Wyglądał na

zupełnie zagubionego. Mattie zauważyła jego minę i niewiele brakowało, by wyznała prawdę.

– Dobrze, Mattie – powiedział w końcu. – Zrobimy tak, jak chcesz.

Z tylnej kieszeni wyciągnął wizytówkę.

– Tu jest numer mojej komórki. Zadzwoń, gdy zdecydujesz się na rozpoczęcie prac.

Przeszli po trawniku do ciężarówki.

– Mam nadzieję, że nie jesteś zły z powodu zwłoki? – spytała.

Otworzył drzwiczki samochodu.

background image

– Nie, nie jestem, chociaż powinnaś wiedzieć, że po złożeniu wniosku możesz spokojnie

rozpoczynać remont. Z tego powodu na pewno nie zjawią się tu uzbrojeni po zęby agenci

federalni, żeby cię aresztować.

– Rozumiem i postaram się znaleźć czas jak najszybciej – zapewniła. – Zadzwonię do

ciebie.

Conner skinął głową. Widać było, że zgodził się tylko dlatego, bo nie dała mu możliwości

wyboru. „Włączył silnik i zaczął cofać samochód. Odjechał kilka metrów, gdy Mattie

zawołała go i podbiegła do auta.

– Mieliśmy jutro pojechać do Josepha – przypomniała mu.

Zawahał się na moment.

– Odpowiada ci dziesiąta? – spytał.

– Świetnie. Będę gotowa.

Czarne oczy szamana dosłownie zabłysły na widok Connera. Mattie przekonała się, że

dzisiejsza wyprawa była warta zachodu.

– Conner!

– Witaj, dziadku.

Mężczyźni objęli się serdecznie, a twarz Josepha zmarszczyła się ze wzruszenia jeszcze

bardziej. Zwilgotniałymi oczami spojrzał na Mattie stojącą za Connerem. Jednak chwila

męskiej słabości nie trwała długo. Conner wyprostował plecy. Położył dłonie na ramionach

dziadka i odsunął się. Mattie zauważyła, że starał się unikać patrzenia mu w oczy.

Opowiedział Josephowi, jak poznał Mattie nad brzegiem Smoke Lake. Nie miał pojęcia, że

ona i dziadek znają się od dawna. Kiedy po raz pierwszy zwróciła się do starego szamana o

poradę i pomoc dla kobiet, którymi się opiekowała, przyrzekł nie rozmawiać na ten temat z

nikim więcej. Wielokrotnie miała okazję przekonać się, że zawsze dotrzymywał słowa.

Wiedziała, że nie wspomni o tym także Connerowi, dopóki nie będzie miał jej pozwolenia.

Poprzedniego dnia, gdy Conner odjeżdżał ciężarówką, Mattie postanowiła porozmawiać z

Brendą. Chciała, żeby kobieta zgodziła się na wtajemniczenie Connera. Zależało jej, by móc

szczerze wyjaśnić mu, dlaczego obcy ludzie nie byli teraz mile widziani w pobliżu jej domu.

Jednak gdy wróciła do środka, zastała Scotty’ego kręcącego się bezradnie wokół Brendy

szlochającej z bezsilnej złości. Jak się okazało, zadzwoniła do banku i dowiedziała się, że mąż

zlikwidował ich, obydwa rachunki oszczędnościowe. Została bez grosza.

Wcześniej Mattie próbowała ją namówić, by przynajmniej skorzystała z bankomatu i

wzięła trochę pieniędzy na niezbędne wydatki. Jednak Brenda nie była w stanie wykonać

ż

adnego ruchu. Leżała skulona i płakała. To wszystko, na co było ją stać. Mattie zastanawiała

się wtedy, czy należy ją zmuszać do podjęcia jakiegoś działania. Może powinna powiedzieć,

by wzięła się w garść, choćby ze względu na Scotty’ego. W końcu jednak zrezygnowała. Na

to było chyba jeszcze za wcześnie.

Mattie wiedziała już z doświadczenia, że niektóre kobiety, gdy wreszcie uwolniły się od

swojego prześladowcy, bardzo długo nie mogły się pozbierać. Inne reagowały złością i

agresją. Z kolei jeszcze inne – podobnie jak Brenda – były tak ciężko poranione, że zatracały

background image

całkowicie poczucie własnej godności. Nie można było zmuszać ich do niczego, nawet jeśli

byłoby to dla ich dobra. Wymagały przede wszystkim łagodności i serdeczności.

Potrzebowały też czasu, by zaplanować samodzielne życie w przyszłości.

Brenda spędziła dzień w takim napięciu, że Mattie nie brała nawet pod uwagę możliwości

rozpoczęcia rozmowy na temat wtajemniczania Connera. Zajęła się przekonywaniem

nieszczęsnej kobiety, że ona i jej syn mają teraz szansę na normalne życie, wolne od strachu i

przemocy. W końcu Brenda uspokoiła się. Usiadły razem w kuchni i zaplanowały najbliższe

dni. Przede wszystkim musiały pojechać do sądu, by jak najszybciej uzyskać od sędziego

zakaz zbliżania się Tommiego do rodziny. Mattie uznała, że zgoda Brendy na podjęcie tego

kroku to pierwszy wielki sukces.

– Może macie ochotę napić się czegoś? – usłyszała nagle.

Słowa szamana przywróciły ją do rzeczywistości.

– Ja dziękuję – odpowiedziała. – Prawdę mówiąc, chętnie poszłabym na spacer. Kilka

domów stąd jest stragan z warzywami. Przejdę się tam i może coś kupię – powiedziała i

spojrzała na Connera. – Mam nadzieję, że to ci nie przeszkadza? Będziesz mógł swobodnie

porozmawiać z dziadkiem o... wszystkim.

Zdawała sobie sprawę, że Conner ma silny charakter i jej słowa nie zmuszą go do

niczego. On jednak spojrzał na nią porozumiewawczo i odprowadził do drzwi.

– Dobrze – powiedział. – Na pewno porozmawiam o wszystkim.

Uśmiechnęli się do siebie.

– Daleko nie pójdę – obiecała.

– Mattie to niezwykła kobieta – usłyszała jeszcze głos Josepha.

– Zgadzam się – przyznał Conner.

Uśmiechnęła się do siebie z radości, choć powinno być jej obojętne, co Conner myśli na

jej temat. A jednak nie było.

Przeszła w dół ulicy i zatrzymała się przed straganem. Zamieniła kilka słów z kobietą

siedzącą pod płóciennym daszkiem. Przez ramię miała przerzuconą chustę, w której spało

małe dziecko. Mattie poprosiła o dwa zielone kabaczki i pół kilograma świeżo zerwanej

fasoli.

Dyskretnie przyglądała się kobiecie, która bezwiednie dotykała chusty, głaskała dziecko,

a czasem delikatnie klepała je po plecach. Czy ja też kiedyś będę tak pieściła własne

maleństwo? – pomyślała Mattie. Już nie pamiętała, kiedy ostatni raz nachodziły ją takie

myśli. W dzieciństwie z wielkim przejęciem zajmowała się lalkami. Bawiła się w mamę jak

miliony innych małych dziewczynek. Jednak w miarę upływu lat instynkt macierzyński

powoli zaczął w niej wygasać. Chodziła do szkoły i jednocześnie starała się pomagać

starzejącym się rodzicom w prowadzeniu pensjonatu. Spodziewała się, że kiedyś trzeba

będzie prowadzić go bez ich pomocy, więc usiłowała nauczyć się wszystkiego, co w

przyszłości mogłoby się przydać. Potem była świadkiem życiowej klęski swojej siostry.

Susan uparła się, że uda się jej zmienić agresywnego męża w księcia z bajki, jakim wydawał

się przed ślubem. Mattie wraz z rodzicami starała się przemówić siostrze do rozsądku.

Próbowali ją przekonać, że dla własnego dobra powinna rozstać się z mężem na zawsze. Ale

background image

Susan nie zamierzała ich słuchać.

W pewnym momencie Mattie poczuła żal do siostry. Z powodu jej decyzji ucierpiała cała

rodzina. Jednak gdy siostra straciła życie, Mattie wpadła we wściekłość. Nie sądziła, że jest

zdolna do tak silnych reakcji. Kierowana złością zajęła się studiowaniem przypadków

psychicznego i fizycznego znęcania się nad członkami rodziny. Dużo czytała na ten temat i

zdobyła sporą wiedzę. Dzięki temu potrafiła pomóc własnym rodzicom przetrwać

najtrudniejsze chwile i wrócić do normalnego życia. Wiele zrozumiała i przemyślała. W

końcu podjęła decyzję, że poświęci się pomocy maltretowanym kobietom. Wtedy uważała, że

wiąże się to z rezygnacją z własnego życia, z małżeństwa, z posiadania dzieci. Albo

zajmowanie się problemami innych, albo własnymi. I nagle dziś, po raz pierwszy zaczęła

ż

ałować tamtej decyzji.

Poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciła się. Od strony, gdzie stał dom Josepha,

nadchodził Conner. Mattie szybko zapłaciła za zakupy i życząc sprzedawczyni miłego dnia,

ruszyła na spotkanie.

– Nie poświęciłeś mu zbyt dużo czasu – zauważyła.

Conner tylko wzruszył ramionami.

– Słuchaj – zaczęła tonem wymówki – nie widziałeś dziadka od lat. Powinieneś spędzić z

nim cały dzień, do późnego wieczora.

– Nie mógłbym. Przecież cały czas myślałbym tylko o tym, że zmuszam cię, byś na mnie

czekała.

Mattie aż otworzyła usta ze zdumienia.

– Chyba nie chcesz mi wmówić, że to przeze mnie?

Conner roześmiał się.

– Zbyt łatwo się denerwujesz. Najpierw wysłuchaj mnie do końca. Dziadek miał kilka

pilnych spraw do załatwienia. Umówiliśmy się na następne spotkanie. Zadowolona?

Uśmiechnęła się i skinęła głową, po czym ruszyli w dół ulicy w kierunku ciężarówki

Connera.

– Wspomniałeś mu o snach? – spytała.

– Tak – odparł – ale nic z tego nie wynikło. Dziadek nie powiedział na ten temat ani

słowa.

Odpowiedź Connera zaskoczyła Mattie. Stary szaman miał ogromną wiedzę i bogate

doświadczenie. Rozumiał problemy innych i zawsze służył pomocą. Potrafił doradzić

każdemu, kto się do niego zwrócił. W przeszłości Mattie niejednokrotnie była świadkiem, jak

ś

wietnie mu się udawało docierać do kobiet, które przygarniała pod swój dach. Dzięki tym

rozmowom nieszczęsne ofiary przemocy potrafiły jasno spojrzeć na dotychczasowe życie.

Joseph często powtarzał, że jeśli rozumiesz swoją przeszłość, łatwiej ci będzie zaplanować

przyszłość.

– Ale dał mi to – powiedział Conner i uniósł jakąś papierową torebkę. – Tu są zioła, po

których zasypia się głęboko, a sny są wyjątkowo wyraziste. Dziadek uważa, że może dzięki

temu wreszcie coś zrozumiem.

Zatrzymali się przed ciężarówką.

background image

– Cieszysz się, że w końcu go odwiedziłeś? – spytała z wahaniem.

Conner otworzył jej drzwi kabiny. Zanim wskoczyła do środka, ujął ją za przedramię.

– Cieszę się przede wszystkim dlatego, że jesteś dziś ze mną – powiedział ochrypłym

głosem, który i tym razem wywołał w niej dreszcz. Zorientowała się szybko, że próbował

zmienić temat, by uniknąć rozmowy o dziadku. Jednak gdy tylko spojrzała mu w oczy,

natychmiast przestała o tym myśleć. Końcami palców delikatnie dotknął jej policzka.

Pomyślała, że serdeczne gesty między nimi nie powinny mieć miejsca, jeśli nadal zależy jej

na samotnym życiu. Jednocześnie zapragnęła, żeby ją pocałował. Natychmiast.

Musnął wargami jej usta, jakby potrafił czytać w myślach. Przytulił ją mocno, a potem

cofnął się o krok. Dotknął palcem jej warg.

– Cokolwiek się stanie w przyszłości – szepnął – uważam, że miałem wielkie szczęście,

bo poznałem ciebie.

Patrzyli na siebie przez chwilę, a potem Conner odsunął się, by Mattie mogła wsiąść do

samochodu. Trzasnęły drzwi i Mattie oprzytomniała. Natychmiast przypomniała sobie, jak

zaplanowała własne życie.

Siekiera wbiła się w kawał drewna z głośnym hukiem, ale nie rozcięła go na pół. Conner

uderzył ponownie i obydwa kawałki upadły na ziemię. Odłożył siekierę, dorzucił polana do

sporego stosu i sięgnął po kolejny kawałek pnia.

Chata myśliwska służyła wszystkim członkom plemienia. Można było korzystać z niej

dowolnie długo, jednak zgodnie z tradycją Kolheeków należało zostawić to miejsce w takim

stanie, w jakim się je zastało. Poranne jesienne chłody zmusiły Connera do korzystania z

pieca. Musiał zatem uzupełnić zapas drewna, który zużył w ciągu kilku ostatnich tygodni.

Teraz wyszło słońce i zrobiło się ciepło. Conner zdjął koszulę i otarł pot z czoła. Ponownie

chwycił siekierę. Nagle usłyszał szelest. Ktoś przedzierał się przez krzewy. Odwrócił się.

Promień słońca oświetlił jasne włosy Mattie. Conner uśmiechnął się zaskoczony. Od chwili,

gdy się poznali, był nią bardzo zainteresowany i powoli nabierał przekonania, że ona czuje to

samo. Jednak nie mógł zrozumieć, dlaczego jednego dnia zaczynała z nim flirtować, a

następnego za wszelką cenę usiłowała trzymać się na dystans..

– Cześć! – zawołała.

Uniósł dłoń na powitanie, po czym odruchowo sięgnął po koszulę i włożył ją.

– Wyszłam się przejść – wyjaśniła, zatrzymując się w pewnej odległości od niego. –

Usłyszałam, że ktoś rąbie drewno. Podeszłam sprawdzić – powiedziała, odwracając wzrok.

Conner pomyślał, że zachowywała się tak, jakby jednocześnie szukała jego towarzystwa i

nie chciała być w pobliżu.

– A ja właśnie uzupełniam zapas drewna – odezwał się po chwili.

Skinęła głową i zagryzła wargę. Natychmiast przypomniał sobie smak jej pocałunków.

– I... co u ciebie? – spytała, bawiąc się długim źdźbłem trawy, zerwanym gdzieś po

drodze.

Nie mogłem się doczekać, kiedy wreszcie znów cię zobaczę, pomyślał. Jednak nie

zamierzał głośno o tym mówić.

background image

– Nie mam dziś najlepszego humoru – przyznał. Nie mógł zrozumieć, jak to się działo, że

za każdym razem, gdy się spotykali, Mattie udawało się zmusić go do zwierzeń.

Dziewczyna podeszła bliżej, jakby zachęcając go do mówienia. Westchnął

zrezygnowany. Żałował, że znów dał się podejść.

– Zastanawiałem się, dlaczego Wielki Duch jednych obdarza szczęściem, a innych

cierpieniem.

Zrobiła wielkie oczy. Domyślił się, że musi mówić jaśniej.

– Dlaczego Bóg jednego człowieka przykuwa do wózka na całe życie, a drugi może być

ciągłe zdrowy i silny, tak jak ja?

Zrozumiała, co go gnębiło. Podeszła tak blisko, że poczuł jej świeży zapach.

– To nic nowego. Ludzie od tysięcy lat szukają odpowiedzi na pytanie, dlaczego dla

jednych los jest łaskawy, a inni muszą cierpieć. Myślę, że nie da się zrozumieć wszystkiego –

powiedziała.

Oczywiście, miała rację, ale to nie poprawiło mu humoru.

– Conner, z tego, co mówiłeś o wypadku, wynika, że nie masz powodu czuć się winny.

Nie możesz się winić za nieodpowiedzialne zachowanie innych ludzi.

Znów miała rację. Zwilżył językiem wargi i nie odzywał się. Mattie uniosła dłoń i

położyła na jego śniadym przedramieniu.

– Sąd oczyścił cię z zarzutów. Sam mi to powiedziałeś. Nie masz powodu, by nadal się

zamartwiać. Niczemu nie byłeś winny. Daj już sobie wreszcie spokój i przestań o tym

rozmyślać.

Zdawał sobie sprawę, że Mattie chciała tylko go pocieszyć, a jednak działała na niego jak

magnes. Kiedy była w pobliżu, natychmiast poddawał się jej wpływowi. Wziął głęboki

oddech.

– Nie rozumiem, jak to się dzieje, ale za każdym razem, gdy przebywamy razem, nie

jestem w stanie logicznie myśleć.

Mattie patrzyła na niego niebieskimi oczami i nie odzywała się.

– Cóż, wydaje mi się – mówił dalej – że między nami... coś zaczyna się dziać. Jesteśmy

oboje coraz bardziej zaangażowani. Jednak zauważyłem, że z jakiegoś powodu starasz się do

tego nie dopuścić.

Bardzo chciał wiedzieć, dlaczego tak postępowała i zdecydował, że już czas porozmawiać

na ten temat bez owijania w bawełnę. Ostatnio dużo o tym myślał.

– Ja też chciałbym tego uniknąć – przyznał nagle, a Mattie wytrzeszczyła oczy ze

zdumienia. Spodziewała się usłyszeć zupełnie coś innego. – Przez całe życie unikałem stałych

związków – mówił. – Nie zrozum mnie źle. Oczywiście, spotykałem się z kobietami.

Z wieloma kobietami. Jednak gdy tylko znajomość stawała się poważna, uciekałem z

podkulonym ogonem.

Z twarzy Mattie zniknął wyraz zaskoczenia. Słuchała z rosnącym zainteresowaniem.

– Naprawdę nie wiem, dlaczego tak siedziało. – Wzruszył ramionami, zdając sobie

sprawę, że jest z nią zaskakująco szczery. – Może dlatego, że w moim życiu wszystkie

poważne uczucia kończyły się cierpieniem, Przecież mama zmarła, gdy byłem zupełnie mały.

background image

Ojciec już nigdy potem nie doszedł do siebie. Umarł, gdy miałem sześć lat. Potem umarła

także moja ciotka i dwaj wujowie. O drugiej ciotce już ci opowiadałem. Wyjechała z

rezerwatu, zabierając córkę. Od tego czasu nikt już nie słyszał ani o ciotce Holly, ani o

Alissie. Dziewczyna powinna mieć teraz niewiele ponad dwadzieścia lat.

Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo zmienił mu się głos, gdy mówił o przeszłości.

– Twoja ciotka nagle wyszła z domu i znikła? – zaczęła Matie.

– Zostawiła w rezerwacie dwóch synów – przerwał jej Conner. – Nigdy nie zadała sobie

trudu, żeby skontaktować się z kimkolwiek. Rodzina zupełnie się rozpadła. Chyba można

powiedzieć, że cały ród Thunderów prześladują nieszczęścia i cierpienie.

Zamilkł na chwilę.

– Chciałem ci tylko wyjaśnić – dodał – że swoje już wycierpiałem. Nie chciałbym wiązać

się z kimś tak mocno, by znów znosić ból, gdybym tego kogoś utracił.

Mattie cały czas słuchała uważnie. Teraz spojrzała na Connera, bezwiednie próbując

rozerwać źdźbło trawy.

– Conner, rozumiem, że los nie szczędził twojej rodzinie ciężkich przeżyć – przerwała i

wzięła głęboki oddech.

– Ale wszystkich nas spotykają jakieś nieszczęścia, wcześniej czy później. Mnie także.

Nie znam nikogo, kto w jakiś sposób nie zetknął się ze śmiercią: Jednak to nie przekreśla

twojego dzisiejszego życia. Masz prawo kogoś pokochać i być szczęśliwym człowiekiem.

Conner zauważył, że mówiła z takim przejęciem, jakby chciała przekonać samą siebie.

Uśmiechnął się lekko.

– Jednak coś cię powstrzymało przed ułożeniem sobie życia właśnie w taki sposób –

zauważył.

Mattie roześmiała się głośno.

– Wierzę w prawdziwą miłość – zapewniła – ale mówiliśmy o tobie. Właśnie chciałam

spytać, czy skorzystałeś z ziół, które dał ci dziadek?

– Nie – przyznał niechętnie i potarł dłonią skronie.

– Prawdę mówiąc, trochę się...

– Boisz? – podpowiedziała. – Nie dziwię się. Większość ludzi boi się prawdy o sobie.

Jednak jeśli chcesz zrozumieć, co cię dręczy, musisz zdobyć się na odwagę.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Conner szedł leśną ścieżką targany niepokojem. Nie zwracał uwagi ani na bogactwo

jesiennych kolorów, ani na śpiew ptaków. Myślał tylko o tym, by jak najszybciej znaleźć

Mattie. Wreszcie dotarł do pensjonatu, przeskoczył kilka schodów i zapukał do drzwi. Nie

otworzyła natychmiast, więc nerwowo zastukał jeszcze głośniej. W jednym z okien ktoś

odsunął dyskretnie zasłonę. Po chwili otworzyły się drzwi.

– Conner?

Mattie była najwyraźniej zaskoczona. Zupełnie nie zwrócił uwagi, że na jego widok

odetchnęła z ulgą, jakby obawiała się wizyty kogoś innego.

– Wiesz, która godzina? – spytała.

– Wiem, jest bardzo wcześnie – przyznał bezceremonialnie. Nie zamierzał jednak

przepraszać. Był niezwykle roztargniony, choć zdołał spostrzec, że Mattie miała na sobie

białą koszulę nocną. – Muszę z tobą natychmiast porozmawiać – oświadczył, dając do

zrozumienia, że nie miałby nic przeciw temu, by wpuściła go do środka.

Ale Mattie najwyraźniej nie zamierzała tego zrobić.

– Chodźmy się przejść – zaproponowała, zamykając za sobą drzwi. – Wyjątkowo piękny

poranek – dodała.

Musiał przyznać, że w kłopotliwych sytuacjach potrafiła zachować spokój. Teraz

pierwsza zeszła po schodach. Uniosła twarz do słońca i odruchowo uśmiechnęła się. Spojrzał

na jej złote włosy i zdał sobie sprawę, że już sam jej widok działał na niego kojąco.

– Conner? – zawołała ponaglająco.

Zamrugał, uświadamiając sobie, że wciąż stoi przy drzwiach. Dogonił ją pospiesznie.

– To nie jest sen – zaczął wyjaśniać. – To pamięć, podświadomość... jakieś wspomnienia.

Spojrzała z uwagą.

Wiesz już, co cię prześladuje?

Skrzywił się i westchnął.

– Nie. To, co mi się śni, nadal nie jest zupełnie wyraźne, ale...

– Skorzystałeś z ziół od Josepha? – spytała.

Conner skinął głową.

– Tak, ale nie są zbyt mocne. Dobrze się po nich śpi, to wszystko.

– Więc skąd wiesz, że twoje sny to wspomnienia?

– Cóż, teraz patrzę jakby z innego miejsca – machnął ręką, usiłując znaleźć odpowiednie

słowa. – Stoję z boku i patrzę na to, co się dzieje, jakby przez błyszczącą sieć.

Zdał sobie sprawę, że jego wyjaśnienia brzmią dość głupio. Zamilkł, jakby się zawstydził.

Spojrzał na Mattie.

– Zioła pomogły o tyle, że chociaż nie rozpoznaję postaci, mogę rozróżnić głosy. Jeden

należy do ojca, drugi na pewno do Josepha.

Dopiero teraz przyjrzał się dokładniej strojowi Mattie i zauważył, że jej koszula wcale nie

była gładka. Miała na sobie wzór z drobnych kwiatków. Zwilżył wargi językiem. Tkanina

background image

podkreślała piersi Mattie. Usiłował patrzeć w inną stronę. Bezskutecznie.

– Dobrze, rozpoznałeś te głosy i co myślisz? Czy ta scena ma związek z jakimś

wydarzeniem z twojego dzieciństwa?

Skinął głową bez słowa.

– Słuchaj, Conner, jeśli Joseph występuje w twoim śnie, to przecież musiał uczestniczyć

w tym wydarzeniu. Pójdź z nim porozmawiać. Zapytaj. Na pewno będzie mógł ci wyjaśnić.

– Nie, już się z nim nie spotkam – powiedział i zachmurzył się. – Nigdy więcej.

Mattie zatrzymała się gwałtownie. Spojrzała z niedowierzaniem. Odruchowo zacisnęła

dłoń w pięść i oparła ją na biodrze.

– Tak? A dlaczegóż to?

Spodziewał się raczej, że będzie próbowała go zrozumieć, a tymczasem zareagowała

absolutnym zdumieniem, jakby uznała, że zupełnie zwariował. Poczuł narastającą złość.

– Przecież ci tłumaczę – zaczął. – Pamiętam ich głosy. Doszło do strasznej kłótni między

ojcem i dziadkiem. Część tego, co mówili, ciągle odbija się echem w mojej głowie. – Conner

rozejrzał się wokół. – Joseph krzyczał do ojca, żeby natychmiast opuścił Smoke Valley i

nigdy nie wracał – mówił dalej, po czym spojrzał na Mattie z udręczoną miną. – Pozbawił

mnie ojca, rozumiesz? Za kogo on się uważa? Ludźmi nie można manipulować w ten sposób.

Gdyby nie on, mógłbym być z ojcem jeszcze przez kilka miesięcy, aż do dnia, kiedy zginął.

Mattie, tak się nie postępuje!

– Chwileczkę! – zawołała z irytacją. – Przecież nadal nie wiesz, co naprawdę się

wydarzyło. Sam mówisz, że rozumiesz tylko fragment rozmowy. Analizujesz zdanie wyrwane

z kontekstu i od razu dorabiasz do niego całą teorię. Nie mogę pozwolić, żebyś formułował

bezsensowne oskarżenia pod adresem człowieka tak życzliwego ludziom jak Joseph Thunder.

– Życzliwego? – spytał. Nie wierzył własnym uszom. – Dlaczego go bronisz? Nie

słyszałaś, co ci opowiedziałem?

– Słyszałam każde słowo – zapewniła, krzyżując ręce na piersi. – Ale ty chyba nie

słyszysz tego, co ja mówię. Zbyt jesteś zajęty wymyślaniem historyjek na temat własnych

snów. Lepiej byś zrobił, gdybyś porozmawiał z jedynym człowiekiem, który może ci pomóc –

roześmiała się nerwowo. – Wiesz, Conner, nie wierzę, że w ogóle interesuje cię prawda.

Conner z trudem panował nad sobą. Nie dość, że był zły na dziadka, to jeszcze Mattie,

stając w obronie Josepha, dolewała oliwy do ognia.

– Powiem ci, jak wygląda prawda – stwierdził. – Od lat mam żal do Josepha. Dlatego nie

wracałem do rezerwatu. Z tego powodu szukałem różnych wymówek, by niczego tu nie

budować. Podświadomie unikałem kontaktu z nim. Gdzieś w głębi duszy miałem do niego

pretensję, że właśnie z jego powodu ojciec opuścił Smoke Valley, ale nigdy nie widziałem

tego w tak oczywisty sposób jak teraz.

Mattie zaczepnie uniosła głowę.

– Conner, nic nie jest oczywiste. Powinieneś przestać oskarżać Josepha i ukrywać prawdę

przed samym sobą. Musisz poznać wszystkie szczegóły. Znam Josepha na tyle, by wiedzieć,

ż

e nie skrzywdziłby nawet muchy, a co dopiero ukochanego wnuka.

Conner spoglądał na nią przez dłuższą chwilę. Mówiła z ogromną pewnością w głosie.

background image

Powinno go to zastanowić. Jednak był zbyt rozzłoszczony, żeby logicznie myśleć.

– Wprost nie mogę uwierzyć, że właśnie ty to mówisz – stwierdził w końcu. –

Przyszedłem tu po pomoc i po radę.

– Staram się cię zrozumieć – przerwała. – Chcę ci pomóc, ale jak mam to zrobić, jeśli

jesteś tak uparty i sam nie zamierzasz sobie pomóc – dodała spokojnym, przyciszonym

głosem.

Przez chwilę spoglądali na siebie bez słowa. W końcu Conner najwyraźniej uznał, że

odmówiła mu pomocy, bo odwrócił się na pięcie i odszedł.

Po tygodniu Mattie otrzymała zezwolenie na przebudowę starej wozowni. Duża szara

koperta leżała na stoliku w holu. Mattie nawet nie próbowała jej otwierać. Wiedziała, że teraz

powinna wynająć fachowców, ale wciąż poświęcała zbyt dużo czasu Brendzie, by móc się

tym zająć. Wysłuchiwała zwierzeń, a przede wszystkim starała się przekazać nieszczęśliwej

kobiecie mnóstwo użytecznych informacji. Brenda nigdy dotychczas nie korzystała z

książeczki czekowej i nie zakładała własnego konta w banku. Nie wiedziała też, jak

przygotować się do pierwszej poważnej rozmowy o pracy.

Mattie spojrzała na stolik. Obok dużej koperty leżała mniejsza. Wyjęła z niej zaproszenie.

Lori i doktor Grey urządzali przyjęcie. Ich ślub odbył się w pośpiechu i w dość nerwowej

atmosferze, więc teraz próbowali nadrobić towarzyskie zaległości. Mattie wahała się, czy

powinna pójść. Mimo wszystko Brenda i Scotty byli ważniejsi niż miły wieczór z

przyjaciółmi.

Mattie mogła pochwalić się już pewnymi sukcesami. Brenda rzeczywiście bardzo się

starała. Nabrała optymizmu i przestała obawiać się przyszłości. Mattie zachęciła ją, by

zapisała się na jakiś kurs, który mógłby okazać się przydatny w poszukiwaniu pracy. Brenda

zgodziła się też na wizytę u adwokata w sprawie rozwodu. Ale to wszystko zostało

przekreślone z powodu jednego telefonu, który Brenda wykonała tego ranka.

– Wydawało mi się, że dogadałyśmy się w tej sprawie – mówiła Mattie. – Miałaś nie

kontaktować się z nikim, dopóki wszystkie twoje sprawy nie zostaną załatwione.

– Tak, ale czułam się taka samotna – usprawiedliwiała się Brenada.

– Domyślam się – powiedziała Mattie i uśmiechnęła się ze zrozumieniem. – Ale chyba

nie muszę ci przypominać, że powinnaś zachować dyskrecję. Życzyłaś sobie, żebym nikomu

nawet słowem nie pisnęła o twoim pobycie u mnie, a sama...

– Sheila nikomu nie powie, że do niej dzwoniłam. No i nie zdradziłam jej, gdzie jestem.

– Dobre i to – stwierdziła Mattie i uścisnęła jej rękę. – Lepiej, że zadzwoniłaś do

przyjaciółki niż do męża.

– O to nie musisz się martwić – zapewniła Brenda. – Tommie i ja już nie mamy ze sobą

nic wspólnego. Nie chcę być jego workiem treningowym.

Powiedziała to z ogromnym przekonaniem i Mattie z ulgą pomyślała, że ta kobieta jest na

najlepszej drodze, by szybko ułożyć sobie normalne życie.

– Po rozmowie z Sheilą – odezwała się nagle Brenda – znów zaczęłam się bać. Tommie

poszedł do niej. Okropnie ją przestraszył. Podobno urządził koszmarną awanturę. Groził jej.

background image

Była pewna, że zaraz ją uderzy.

Przerwała i bezwiednie dotknęła gojącej się rany na skroni.

– Odgrażał się, że gdy tylko mnie spotka, spuści mi porządne lanie. Podobno mówi to

każdemu, kto chce słuchać – tłumaczyła z lękiem w głosie. – To prawda, Mattie. Zabiłby

mnie, gdyby wiedział, że ujdzie mu to na sucho. Z pomocą tego trenera, który zrobiłby

wszystko dla pieniędzy, mogłoby mu się to udać. Tak sobie marzę – powiedziała, patrząc w

przestrzeń – żeby wziąć Scotty’ego i uciec jak najdalej.

Mattie spojrzała na jej podbite oczy, na opatrunek na nosie i gojącą się ranę na skroni.

Biedna kobieta, przeszła prawdziwe piekło.

– W każdej chwili możesz to zrobić – powiedziała cicho do Brendy. – Pomogę ci, jeśli

naprawdę tego chcesz. Ty i Scotty możecie zmienić nazwisko i zacząć nowe życie w nowym

miejscu. Znam ludzi daleko stąd, którzy nie odmówią pomocy. Już tak robiłam. Wiele razy

pomagałam kobietom, które zdecydowały, że nie ma innego wyjścia.

Brenda uniosła brwi i słuchała z rosnącym zainteresowaniem.

– Jednak muszę cię ostrzec – mówiła dalej Mattie. – Takie życie jest bardzo trudne.

Nigdy już nie będziesz mogła wrócić do dawnego domu. Nie będziesz mogła kontaktować się

z rodziną ani z przyjaciółmi. Musisz zostawić wszystko i wszystkich. Naprawdę będzie ci

ciężko – podkreśliła.

– Ciężej niż dotychczas? – spytała Brenda głosem pełnym emocji. – Nie wiem, czy to w

ogóle możliwe. Tommie bił mnie za każdym razem, gdy coś mu się nie podobało. Miałam już

złamaną rękę, palce i szczękę. Nie pamiętam nawet, ile razy zamykaliśmy się ze Scottym w

ciemnym schowku, żeby rozwścieczony Tommie nas nie zauważył. Chcę zacząć od nowa. Ja

i mój syn zasługujemy na taką szansę.

To była prawda, ale Mattie zdawała sobie sprawę, że takich decyzji nie powinno się

podejmować w nerwowym pośpiechu.

– Przemyśl to jeszcze – poprosiła i poklepała Brendę po ramieniu.

– Mattie, nie muszę więcej myśleć. Nic innego nie robię od dłuższego czasu – stwierdziła

stanowczo. – Pomóż mi wyjechać z Vermontu, i w ogóle z Nowej Anglii. Chcę tego. Pojadę

dokądkolwiek. Kalifornia, Alaska, Timbuktu. Wszystko jedno. Tylko żebyśmy ze Scottym

byli bezpieczni.

Mattie milczała przez dłuższą chwilę. Wreszcie skinęła głową.

– Mogę wam załatwić wyjazd w ciągu kilku dni.

Brenda rozluźniła mięśnie. Opuściło ją napięcie. Po raz pierwszy, od chwili gdy zjawiła

się w tym domu, uwierzyła, że jest jakaś nadzieja na przyszłość. Mattie pomyślała, że to

najprzyjemniejsza część jej pracy. Wszystkie kobiety, które szukały schronienia pod jej

dachem, miały poczucie, że przegrały swoje życie, ale dzięki niej odzyskiwały optymizm i

próbowały zacząć od nowa.

Brenda wyciągnęła rękę i dotknęła lekko rękawa Mattie, chcąc zwrócić jej uwagę.

– Ten twój facet przestał tu przychodzić – zaczęła. – Pewnie za nim tęsknisz, prawda?

Wszystko przeze mnie. Nie chciałam, żeby ktokolwiek dowiedział się o mnie i Scotty’m.

Mattie odpowiedziała nieco wymuszonym uśmiechem. Nie spodziewała się, że Brenda

background image

zacznie rozmawiać na temat Connera i nie miała ochoty poruszać tego tematu. Było jej

przykro, że Conner pochopnie wyciągnął niewłaściwe wnioski z jej zachowania. Myślała o

tym już wielokrotnie. Powiedziała mu prawdę. Była gotowa mu pomóc. Jednak nie była w

stanie nic zrobić, jeśli on uparcie odmawiał rozmowy z dziadkiem. Joseph był jedyną żyjącą

osobą, która znała prawdę o tragicznych wydarzeniach sprzed lat, a Conner zapowiedział, że

już nigdy się z nim nie spotka. Zupełnie tego nie rozumiała.

Wzięła głęboki oddech i spojrzała na Brendę.

– Nie tęsknię za nikim – zapewniła.

– Szkoda – stwierdziła Brenda. – Obserwowałam was z okna tamtego ranka, gdy

poszliście na spacer. Ten facet dosłownie pożera cię oczami.

– Och, przestań – powiedziała Mattie, wstając. – Nie mogę tęsknić za czymś, czego nie

było.

Zauważyła, że Brenda patrzy na nią z niedowierzaniem. Nagle znów ogarnęło ją poczucie

osamotnienia. Wyszła z pokoju pod byle pretekstem.

Mattie przejrzała zawartość półek w niewielkim sklepie kosmetycznym w rezerwacie

Smoke Valley. Wzięła butelkę szamponu, odżywkę do włosów, tubkę pasty do zębów,

bezzapachowy dezodorant i kostkę mydła w podróżnej mydelniczce. Zwykle robiła zakupy w

dużym sklepie w Mountview, jednak tym razem zajrzała tu przy okazji wizyty u Josepha

Thundera. Przyjechała poprosić, żeby poświęcił trochę czasu na rozmowę z Brendą, zanim ta

zdąży wyjechać.

W pewnej chwili zadzwonił dzwonek przymocowany do drzwi sklepiku. Mattie

odruchowo uniosła wzrok. W wejściu stał Conner patrzył na nią. Mattie była równie

zaskoczona, ale za wszelką cenę starała się niczego nie dać po sobie poznać. Zastanawiała się,

jak powinna się zachować. Mogła go pozdrowić, jakby nigdy nic się nie stało, lub udać, że go

nie dostrzega. Gdy widzieli się ostatnim razem, był na nią strasznie rozzłoszczony. Chciał,

ż

eby pomogła mu rozwiązać jego problemy, a ona odesłała go do Josepha. Nie wiedziała, jak

teraz zareaguje na jej widok, więc postanowiła zaczekać.

Minęło kilka sekund pełnych napięcia. Nagle Mattie zdała sobie sprawę, że jeśli Conner

bez słowa wyjdzie ze sklepu, ona wpadnie w rozpacz.

Trzasnęły drzwi. Conner wszedł do środka i skierował się prosto do Mattie, nie odrywając

od niej wzroku. Kamień spadł jej z serca. Podszedł tak blisko, że poczuła od niego zapach

sosnowego lasu.

– Cześć – powiedział bez śladu uśmiechu na twarzy.

Mattie pomyślała, że prawdopodobnie czuł się teraz równie niepewnie jak ona.

– Muszę przyznać, że jestem zdziwiona. Co robisz w rezerwacie? – spytała. – Wydawało

mi się, że starasz się unikać tego miejsca.

Uśmiechnął się lekko.

– Starałem się, ale chciałem też odwiedzić kuzyna. Ożenił się, więc postanowiłem wpaść

z wizytą i poznać jego żonę.

– Lori – domyśliła się natychmiast. – Byłam druhną na jej ślubie z doktorem Greyem –

background image

dodała z uśmiechem. Zrobił nieco strapioną minę. Pomyślała, że chyba za dużo mówi.

Natychmiast postanowiła trzymać język za zębami.

Znów zamilkli na chwilę. Wreszcie Conner wskazał głową jej koszyk z zakupami.

– Wyjeżdżasz gdzieś?

Odruchowo spojrzała na zawartość koszyka i pokręciła przecząco głową.

– Nie – odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Nigdzie nie jadę.

Najwyraźniej spodziewał się dalszych wyjaśnień, ale Mattie uparcie milczała. Opuścił

wzrok.

– Słuchaj, Mattie – zaczął po chwili i znów spojrzał jej w oczy. – Przepraszam, że tak

ostro z tobą rozmawiałem ostatnim razem. Mam swoje problemy. To nie dotyczy ciebie,

uwierz mi. Nie powinienem cię dodatkowo nimi obciążać.

Niespodziewane przeprosiny ujęły ją za serce.

– Conner, wiem, że sam musisz rozwiązać własne problemy. Przepraszam, że wsadzałam

nos w nie swoje sprawy. Nie powinnam wyrywać się z dobrymi radami. Zaczęłam cię

ponaglać, bo chciałam...

Chciałam, byś wiedział, że mi zależy, że nie jesteś mi obojętny, miała już na końcu

języka. Na szczęście zdołała się powstrzymać. Jeśli nie chciała zmienić wszystkiego w swoim

ż

yciu, powinna nauczyć się milczeć.

– Cóż, uważałam, że musisz znaleźć odpowiedzi na dręczące cię pytania.

Mówiąc to, zdała sobie sprawę, jak ważną osobą w jej życiu stał się Conner. Chciała, by

był szczęśliwy, żeby pozbył się koszmarów, żeby między nimi...

– Czy nadal jesteś na mnie zła? – spytał cicho.

Mattie pokręciła głową.

– Nie.

– To dobrze – stwierdził z ulgą.

Znów na chwilę zapadła cisza. Mattie spojrzała Connerowi w oczy.

– Idziesz dziś do Greya i Lori? – spytał.

– Jeszcze nie wiem.

Uśmiechnął się, a Mattie dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo jej tego brakowało.

– Zdaje się, że byłaś jej druhną – zauważył. – Nie wierzę, byś mogła opuścić takie

spotkanie.

Uśmiechnęła się w odpowiedzi.

– Mógłbym cię podwieźć – nie ustępował.

Znów pokręciła przecząco głową.

– Dziękuję, ale jeszcze się nie zdecydowałam.

– Czekałem na obiecany telefon od ciebie – powiedział po chwili.

– Nie sądziłam, że nadal masz ochotę pomóc mi w remoncie.

– Oczywiście, że tak. Pozwolenie już przysłali?

– Tak, ale potrzebuję jeszcze kilku dni. Potem możemy zaczynać.

Spojrzał na nią badawczo, jakby szukał w jej słowach jakiegoś ukrytego znaczenia.

– Nie rozumiem, dlaczego teraz ciągle próbujesz mnie zbyć.

background image

Miała wielką ochotę opowiedzieć mu wszystko, ale decyzja Brendy o rozpoczęciu

nowego życia pod przybranym nazwiskiem wymagała całkowitej dyskrecji. Mattie nie mogła

nikogo wtajemniczyć. Brenda zaufała jej, więc musiała milczeć jak grób. Nawet Joseph nie

wiedział zbyt wiele, choć Mattie miała do niego całkowite zaufanie.

W końcu zdecydowała, że wtajemniczy Connera dopiero wtedy, gdy Brenda i Scotty będą

już w drodze do nowego domu.

– Conner, mam twój numer telefonu – powiedziała z westchnieniem. – Zadzwonię na

pewno – obiecała przekonana, że to najlepsze wyjście.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Conner zastukał po raz drugi do frontowych drzwi. Mattie nie otworzyła, więc obszedł

budynek dookoła, żeby sprawdzić kuchenne wejście. Był bardzo przejęty. Poranna rozmowa

w sklepie zakończyła się dość obiecująco. Sprawa remontu nareszcie zaczęła wyglądać

realnie. Tymczasem przyszły mu do głowy świeże pomysły. Naszkicował nawet dwa

rozwiązania – pierwsze nie wymagało rozbudowy budynku, zaś w drugim przypadku należało

zrobić niewielką przybudówkę.

Właśnie ten drugi pomysł tak bardzo go ożywił. Dodanie przybudówki pozwoliłoby

stworzyć niewielką kuchnię i pokój dzienny. Jeśli Mattie marzyła o spokojnym domku dla

nowożeńców, zyskałaby komfortowy apartament, zupełnie niezależny od głównego budynku.

Conner uśmiechnął się do siebie z przekonaniem, że Mattie będzie zachwycona.

Pamiętał, ze planowała rozpocząć prace dopiero za kilka dni, i nie zamierzał zabierać jej

dziś zbyt dużo czasu. Chciał tylko pokazać szkice i ruszyć w swoją stronę. Podszedł do

garażu. Był zamknięty. Nie mógł nawet sprawdzić, czy Mattie gdzieś wyjechała. Nie widział

jej nigdzie w pobliżu. Może poszła nad jezioro, pomyślał i w tej samej chwili zauważył kątem

oka, że w jednym z okien na piętrze poruszyła się zasłona. Czyżby Mattie miała jakichś

gości? Możliwe, że właśnie z tego powodu nie chciała zaczynać remontu natychmiast. Nie

mógł zrozumieć, dlaczego nie powiedziała mu o tym wprost. Przecież to zupełnie oczywiste,

ż

e w takiej sytuacji trzeba odłożyć sprawę na później, kiedy goście wyjadą.

W czasie dzisiejszej rozmowy w sklepie nie podała jasnego powodu przesunięcia terminu

prac remontowych. Conner nie mógł sobie przypomnieć, czy w ogóle podała jakikolwiek

powód. Spojrzał ponownie w górę, ale cień w oknie na piętrze już zniknął. To wszystko

wyglądało bardzo tajemniczo.

– Oj, Conner – mruknął do siebie. – Za dużo czasu spędzasz w samotności. Przestajesz

odróżniać rzeczywistość od wyobrażeń.

Usłyszał odgłos kół wjeżdżających na żwir. Odwrócił głowę. Mattie nadjeżdżała swoim

małym samochodem. Zatrzymała się tuż obok niego i wysiadła z zaniepokojoną miną.

– Conner, co cię tu sprowadza? – spytała pospiesznie.

Jej ton powinien zniechęcić go do rozmowy, ale Conner był zbyt zaaferowany planami,

by zwracać uwagę na takie drobiazgi.

– Coś ci przywiozłem – powiedział, wyciągając arkusze papieru.

Jednocześnie zerknął na tylne siedzenia samochodu.

– Na pewno nigdzie nie wyjeżdżasz? – upewnił się, wskazując dwie nowiutkie walizki.

– Po prostu zrobiłam drobne zakupy – odpowiedziała, nie odrywając wzroku od

rysunków.

Zauważył jeszcze elegancko zapakowane pudełko.

– Jednak idziesz na przyjęcie? – spytał.

Chociaż usiłował nie pokazywać tego po sobie, było mu przykro, że dziś rano odmówiła

pójścia w jego towarzystwie.

background image

– Ciągle jeszcze nie wiem, czy będę mogła – stwierdziła obojętnie. – Postaram się wpaść

na chwilę, ale na pewno nie zostanę długo.

Uniosła głowę.

– Conner, to jest świetne. Dziękuję. Bardzo mi się podoba ta wersja z przybudówką.

Doskonały pomysł. Marzyłam właśnie o czymś takim.

Conner uśmiechnął się z zadowoleniem.

– Byłem pewien, że ci się spodoba.

Spojrzeli sobie w oczy. Conner zorientował się natychmiast, że Mattie coś trapi.

– Co się dzieje, Mattie? Jakiś problem?

Wyciągnął rękę, żeby ją objąć, ale odchyliła się lekko i wyciągnęła dłoń z rysunkami,

jakby chciała osłonić się przed jego dotykiem. Zaskoczony taką reakcją opuścił rękę i

zmarszczył brwi.

– Mówiłaś w sklepie, że nie gniewasz się na mnie. Ale jak widzę, nadal masz do mnie

jakiś żal.

– Nie, Coriner. Naprawdę. Tu nie chodzi o ciebie.

– W takim razie o co? – spytał.

Widział, że przez chwilę była bliska, by powiedzieć coś więcej, jednak w ostatniej chwili

powstrzymała się. Opuściła głowę.

– Niedługo wszystko będzie załatwione. Już naprawdę niewiele brakuje – odparła z

westchnieniem i spojrzała w stronę domu.

To chyba byłby najlepszy moment, aby wreszcie wszystko wyjaśnić Connerowi i na

koniec szczerze powiedzieć, że chętnie spędziłaby wieczór u Greya i Lori w jego

towarzystwie. Jednak nie mogła odłożyć wyjazdu Brendy i Scotty’ego. Spojrzała w kierunku

domu. Czuła, że Brenda ich obserwuje. Biedaczka, ciągle bała się, że ktoś mógłby zdradzić jej

bezpieczną kryjówkę. Mattie przyrzekła nie pisnąć ani słowa na jej temat przynajmniej do

północy. Wtedy matka i dziecko powinni siedzieć już w autokarze jadącym do Nowego

Meksyku.

– Co masz na myśli? – spytał Conner.

– Chodzi mi o to, że już jutro możemy zaczynać pracę w starej wozowni. Wszystko

gotowe, ale teraz... – spojrzała znacząco na zegarek – mam umówione spotkanie dosłownie za

dziesięć minut.

Na razie nie mogła wyjaśnić, że Joseph miał przyjść na rozmowę z Brendą.

Conner spojrzał na nią bez słowa. Zupełnie nie wiedział, co o tym myśleć. W końcu

skinął głową.

– Jeśli nie zobaczymy się dziś u Greyów, zjawię się tu jutro wczesnym rankiem.

Mattie była naprawdę zła, że nie może mu niczego wyjaśnić, ale uważała, że nie ma

innego wyjścia.

Scotty ustawił trzy talerze na stole i poszedł do szuflady po sztućce. Był smutny i wcale

nie próbował tego ukrywać. Mattie stała przy kuchence. Duszona wołowina pachniała

smakowicie. W pokoju Brenda rozmawiała z Josephem.

background image

– Już nigdy się nie . zobaczymy? – spytał chłopiec i skrzywił się.

– Kochanie, nie zamierzam cię okłamywać. Pewnie już nie będzie okazji do spotkania.

Scotty zrobił zmartwioną minę, ale nadal rozkładał serwetki i nakrycia.

– Dlaczego mój tata jest taki niedobry? Dlaczego bije mamę? Nienawidzę go i nie chcę

więcej znać.

Mattie przykryła brytfannę ciężką pokrywą i spojrzała na chłopca.

– Koniecznie musimy wyjechać? – spytał.

Skinęła głową.

– Twoja mama uważa, że to najlepsze rozwiązanie. Przynajmniej będziecie bezpieczni.

Teraz z kolei Scotty skinął głową. Mattie pomyślała ze współczuciem, że w jego krótkim

ż

yciu zdążyły wydarzyć się sprawy, o których dzieci nie powinny nawet wiedzieć.

– Lubię cię – powiedział nagle – i podoba mi się twój dom.

Mattie uznała to za podziękowanie. Poklepała go po ramieniu.

– Scotty, chyba wiesz, że też cię lubię, a tam, dokąd jedziesz, jest równie ładnie.

Przekonasz się. A tamtejsi ludzie są także chętni do pomocy. Ty i mama dacie sobie świetnie

radę – dodała z uśmiechem. Uniosła wzrok. W drzwiach do pokoju stał Joseph Thunder.

– Może pójdziesz umyć ręce przed jedzeniem? – poprosiła Scotty’ego. – I powiedz

mamie, że zaraz podam kolację.

Chłopiec wybiegł z kuchni.

– Dziękuję, że przyszedłeś – zwróciła się do Josepha. – Jak myślisz, czy Brenda poradzi

sobie sama?

– Nie martw się – stary szaman odezwał się przyciszonym głosem. – Wszystko będzie

dobrze. Ma dziecko i to ją mobilizuje do działania.

Mattie zauważyła już wcześniej, że w sprawach dotyczących Scotty’ego Brenda była

gotowa walczyć jak lwica.

Joseph podszedł bliżej.

– Wydaje mi się, że jest jeszcze jedna osoba, o której powinniśmy porozmawiać. Mam na

myśli ciebie.

Zaskoczona Mattie uniosła wzrok.

– Mnie?

Joseph roześmiał się cicho i uspokajającym gestem ujął jej dłoń.

– Zauważyłem, że ciągle czymś się martwisz.

Mattie pokiwała głową.

– Strasznie się martwiłam o Brendę i.. .

– Nie – przerwał Joseph, – Mówię o tym, że niepokoisz się z powodu mojego wnuka.

Była zbyt zaskoczona, by próbować to ukryć. Stary Indianin potrafił wyciągać wnioski z

pozornie drobnych, nic nieznaczących zachowań. Niemal czytał w myślach. Mattie nie

powinna się temu dziwić, w końcu szamanem Kolheeków zawsze zostawał ktoś

nieprzeciętny. Joseph Thunder miał wrodzone zdolności, które wyróżniały go spośród innych

członków plemienia. Dla Mattie był uosobieniem mądrości przekazywanej z pokolenia na

pokolenie od setek lat.

background image

Spojrzał jej głęboko w oczy.

– Byłoby najlepiej, gdyby Conner obwiniał o przeszłość właśnie mnie – powiedział

dobitnie.

Mattie westchnęła z dezaprobatą.

– Przecież nie zrobiłeś tego, o co cię oskarża. Powinieneś z nim porozmawiać,

wytłumaczyć.

– Moje dziecko – zaczął Joseph przyciszonym głosem. – Conner nie jest jeszcze gotów,

by poznać prawdę. I może nigdy nie będzie. Żeby zobaczyć prawdę, nie wystarczy szeroko

otworzyć oczy. Czasem trzeba otworzyć serce.

– Joseph – szepnęła Mattie. – Jesteś dobrym człowiekiem. Wiem, że kochasz Connera.

Zauważyłam twoje spojrzenie, gdy do ciebie przyszliśmy. – Zawahała się przez chwilę. –

Jaka jest prawda? Odebrałeś Connera jego ojcu?

Stary szaman spojrzał na nią ze smutkiem.

– Tak – przyznał. – Ale wyłącznie dla dobra mojego wnuka. Mój najstarszy syn Joe

bardzo kochał swoją żonę. Niestety, zmarła bardzo młodo, gdy Conner był jeszcze małym

dzieckiem. Joe nie mógł się pogodzić z jej śmiercią i zaczął szukać pocieszenia w alkoholu –

mówił szaman, nie spuszczając wzroku. – Starałem się pomóc synowi wszelkimi sposobami.

Próbowałem dotrzeć do niego dobrym słowem. Kilkakrotnie zmusiłem go do kuracji

odwykowej. Jednak to na nic się nie zdało. Joe chciał jak najszybciej połączyć się z Dee na

tamtym świecie. Do dziś jestem przekonany, że właśnie o to mu chodziło. Wówczas

najbardziej obawiałem się, że może zrobić krzywdę Connerowi, bo miał zwyczaj jeździć

samochodem po pijanemu. Zabierał wtedy dziecko ze sobą.

Przerwał na chwilę.

– Poświęciłem syna, żeby ratować wnuka – powiedział w końcu.

Mattie spojrzała ze współczuciem.

– On musi się dowiedzieć – powiedziała ochrypłym głosem. – Ma do ciebie ogromny żal,

a przecież niesłusznie. Powinien poznać prawdę.

– Najważniejsze, żeby był szczęśliwy. Jeśli ma do mnie pretensje, to znaczy, że pamięta o

ojcu tylko to, co dobre. Gdy go wspomina, nadal może go kochać i podziwiać.

Mattie poczuła, że łzy napływają jej do oczu. Kolejny raz przekonała się, jak bardzo

ż

yczliwym człowiekiem był Joseph i jak bardzo kochał wnuka.

– Nie my decydujemy o losie innych. Możemy tylko starać się im pomóc. To tak jak z

Brendą. Ty nie podjęłaś za nią trudnej decyzji o nowym życiu w nowym miejscu, jednak

próbujesz jej pomóc najlepiej, jak potrafisz.

Mattie pokiwała głową.

Conner zjawił się na przyjęciu w nie najlepszym nastroju. Ostatnio Mattie bardzo się

zmieniła. Nie dawało mu to spokoju. Gdy się poznali, była czymś załamana. Potem odzyskała

dobry nastrój i traktowała go bardzo przyjaźnie. Dobrze się czuli w swoim towarzystwie.

Nagle coś się stało i znów stała się inna. Czuł, że ukrywa przed nim jakąś tajemnicę.

Co prawda dał jej do zrozumienia, że chociaż jest nią zainteresowany, przede wszystkim

background image

zależy mu na wyjaśnieniu wydarzeń z przeszłości, które wciąż prześladują go w koszmarnych

snach, jednak nie sądził, że to właśnie z tego powodu zaczęła traktować go inaczej niż

dawniej.

Różnili się zasadniczo w ocenie Josepha. Fakt. Ale nie było w tym nic nadzwyczajnego.

Każdy ma prawo do swojego zdania. Tym bardziej że nie mogła przecież wiedzieć, jak

bardzo dokuczała mu samotność, gdy zabrakło ojca.

Usłyszał jej głos przy drzwiach wejściowych i podszedł bliżej. Właśnie witała się

kuzynem Greyem, a potem objęła ciężarną Lori. To serdeczne powitanie zaskoczyło Connera.

Wszyscy czworo wyglądali na bardzo zaprzyjaźnionych. Bardzo dziwne, pomyślał. Mattie nie

wspomniała nawet słowem, że tak świetnie zna jego rodzinę.

Grey pomógł jej zdjąć płaszcz. Chociaż Conner nie zwracał szczególnej uwagi na modne

stroje, musiał przyznać, że wyglądała świetnie w czerwonym swetrze, obcisłym topie i

czarnej spódnicy odsłaniającej długie, zgrabne nogi. Natychmiast go zauważyła i ruszyła w

jego kierunku, witając się po drodze ze znajomymi. Uśmiechała się, choć napięte rysy twarzy

ś

wiadczyły, że coś ją gnębi. Conner zauważył to i natychmiast poczuł ochotę, by zrobić

cokolwiek, co pozwoliłoby jej odzyskać spokój. Przyszedł mu na myśl namiętny pocałunek.

Tak, to na pewno zajęłoby jej myśli chociaż na chwilę. Uśmiechnął się.

– Czy tu jest tak gorąco, czy tylko ja tak się czuję? – spytała, podchodząc do niego.

– Myślę, że to ty jesteś gorąca – zapewnił z przekonaniem.

Zaczerwieniła się, co tylko podkreśliło jej urodę. Rozpięła sweter i przerzuciła go przez

poręcz krzesła. Conner nie mógł oderwać wzroku od jej zgrabnej figury.

– Może kieliszek wina? – zaproponował. – Woda mineralna, a może piwo?

– Poproszę wodę. Nie mogę dziś pić alkoholu, bo będę jeszcze prowadzić samochód.

– Gdybyś zgodziła się przyjechać ze mną, mogłabyś teraz wypić całą beczkę – zauważył.

Roześmiała się w odpowiedzi.

Conner podszedł do barku i napełnił dwie szklanki. Zauważył, że do Mattie zbliżył się

jego kuzyn Nathan ze swoją narzeczoną. Rudowłosa Gwen była nauczycielką. Ku

zaskoczeniu Connera, przywitali się jak starzy znajomi. Rozmawiali przez chwilę, po czym

wyszli na patio. Conner ruszył za nimi ze szklankami w ręku. Tamci prowadzili ożywioną

rozmowę. W pewnej chwili Nathan zrobił coś zupełnie zaskakującego: sięgnął do portfela i

wręczył Mattie kilka banknotów. Schowała je do torebki. Conner pomyślał, że dzieje się tu

coś bardzo dziwnego. Mattie stała się dla niego kompletną zagadką.

Idąc przez pokój, zaczepił biodrem o krzesło, na którym Mattie zostawiła sweter.

Odstawił szklanki i podniósł go. Ciągle zastanawiał się nad jej zachowaniem w ciągu

ostatnich tygodni. Usiłował sobie przypomnieć, kiedy nastąpiła zmiana jej nastawienia do

niego. O ile pamiętał, stało się to następnego dnia po wieczornym spotkaniu, kiedy zaprosiła

go na obiad. Uświadomił sobie, że od tego czasu ani razu nie wpuściła go do domu. Nawet

tamtego ranka, gdy zjawił się niespodziewanie, zaproponowała spacer, chociaż była w nocnej

koszuli. Potem uparła się, żeby odłożyć remont do czasu uzyskania oficjalnej zgody, choć

wszyscy zwykle przystępowali do prac zaraz po złożeniu wniosku. Dziwiło go też, że tak

dobrze znała jego rodzinę. Przyjaźniła się z żoną Greya i z narzeczoną Nathana, a jednak

background image

nigdy nie pisnęła słowa na ten temat. Kiedy powiedział, że Joseph rozdzielił go z ojcem,

natychmiast bardzo przejęta stanęła w obronie dziadka. Musiała go dobrze znać, jeśli gotowa

była bronić go tak zawzięcie.

Przypomniał sobie dzisiejsze spotkanie, gdy przyjechał do niej z planami rozbudowy.

Nan się zjawiła, stał jakiś czas przed domem i nagle poczuł na karku czyjeś spojrzenie. Ktoś

był w domu. Na pewno nie przypadkowy turysta, zwiedzający Nową Anglię. Ta osoba

musiała się tam ukrywać przed nim lub jeszcze przed kimś innym. Był o tym przekonany.

Już kilkakrotnie pytał Mattie, co ją dręczy, ale nie doczekał się odpowiedzi. Zdumiała go

też sprawa pieniędzy. Nathan wręczył je Mattie z bardzo poważną miną. Wyglądało to na

tajemniczą transakcję. Conner potarł dłonią brodę. Miał wrażenie, jakby leżały przed nim

elementy układanki, z których nie potrafił ułożyć niczego sensownego.

Złożył sweter Mattie i położył go na krześle. Dzięki temu nie rzucał się w oczy. Pomyślał,

ż

e może wszyscy o nim zapomną. Mógł się przydać jako pretekst do spotkania i wyjaśnienia

paru spraw.

Conner wziął szklanki i ruszył na patio. Przez następne pół godziny rozmawiał i żartował,

słuchał Nathana, który zaśmiewając się, cytował powiedzonka swojej sześcioletniej córeczki.

Potem Conner głośno zachwycał się prezentami, jakie dostała Lori, choć uprzedzała gości,

ż

eby niczego nie przynosili. Kilkakrotnie zauważył, jak Mattie spoglądała na zegarek.

– Wydaje mi się, że się spieszysz – stwierdził, gdy na chwilę zostali sami.

– Tak – przyznała. – Powinnam uprzedzić o tym gospodarzy. Wypada ich przeprosić.

Odstawiła szklankę i chciała wstać, ale Conner zdążył ją powstrzymać.

– Zaczekaj, Mattie – powiedział, dotykając dłonią jej przedramienia. – Mówiłem ci, że

nie chcę się angażować w żaden związek, dopóki nie wyjaśnię wydarzeń z dzieciństwa, które

dręczą mnie do dziś. Myślę jednak, że doszedłem już do pewnych wniosków.

– Conner, chwileczkę – przerwała. – Muszę ci przypomnieć, że doszliśmy do zupełnie

różnych wniosków.

Conner już był gotów zacząć rozmowę o ich ewentualnej wspólnej przyszłości, ale

wyglądało na to, że Mattie woli udowadniać swoje racje.

– Jeśli naprawdę uważasz, że twój dziadek jest tak strasznym człowiekiem – mówiła,

starannie dobierając słowa – to dlaczego nadal siedzisz w Smoke Valley? Dlaczego nie

powiedziałeś mu, co o nim myślisz i nie wróciłeś do Bostonu?

Nie czekając na odpowiedź, dodała:

– Myślę, że wcale nie jesteś przekonany o swojej racji. Spojrzała na niego ze smutkiem i

popatrzyła nerwowo na zegarek.

– Naprawdę muszę już iść – powiedziała, wstając.

– Pójdę pożegnać się z Lori i z Greyem. Jeśli odprowadzisz mnie do samochodu, powiem

ci coś, co pozwoli ci lepiej mnie zrozumieć.

Conner ruszył za nią. Mattie weszła do kuchni, gdzie zastała gospodarzy. Pocałowała Lori

i Greya. Przeprosiła, że musi wyjść tak wcześnie. Conner pomyślał, że zwykle w takiej

sytuacji gospodarze namawiają gościa, by został dłużej. Jednak tym razem nic takiego się nie

stało. Wszyscy zachowywali się tak, jakby łączyła ich jakaś tajemnica.

background image

Conner domyślał się, że tej nocy stanie się coś niezwykle ważnego, bo Mattie umówiła

się z nim na rozpoczęcie remontu następnego dnia.

Gdy pomagał dziewczynie włożyć płaszcz, pomyślał o czerwonym swetrze zostawionym

w pokoju. Powinien przypomnieć jej o tym przed wyjściem. Jednak milczał. Ten sweter mógł

się okazać doskonałym pretekstem, żeby niespodziewanie odwiedzić Mattie i sprawdzić, w co

się wplątała.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Mattie szła do samochodu z poczuciem winy. Conner kroczył tuż obok, tak blisko, że

czuła leśny zapach jego wody kolońskiej. Wstydziła się swojego zachowania. Zatajając

prawdę, okłamywała go. Jutro mu wszystko opowiesz, pocieszała się w myślach. Wtedy

Brenda i Scotty będą już bezpieczni w drodze do Albuquerque. Wreszcie nie będziesz musiała

milczeć.

Tymczasem mogła powierzyć mu inną tajemnicę. Sekret swojego życia. Spojrzała na

niebo pełne migających gwiazd, jakby szukała dodatkowej siły. Chciała zachować zimną

krew, uniknąć zbędnych emocji. Tego wieczora nie mogła rozczulać się nad sobą.

– Gdy się spotkaliśmy pierwszy raz – zaczęła powoli – zapytałeś mnie o moją siostrę.

Zdaje się, że niezbyt zręcznie zmieniłam wtedy temat. – Westchnęła głęboko. – Trudno mi

mówić o Susan. To, co się z nią stało, wstrząsnęło mną i wszystkimi, którzy ją znali.

Conner wyciągnął rękę i dotknął jej ramienia.

– Jeśli sprawia ci to przykrość – powiedział – nie musimy o tym rozmawiać.

– Chcę, żebyś lepiej zrozumiał, co jest dla mnie ważne i dlaczego ułożyłam sobie życie w

taki sposób – oświadczyła stanowczo i spojrzała na niego. Ciemnozielony sweter podkreślał

jego szeroką klatkę piersiową. Miała ochotę podejść bliżej i oprzeć o nią głowę, jak wtedy

nad jeziorem, gdy spotkali się po raz pierwszy.

– Susan była ode mnie starsza o pięć lat. Opiekowała się mną, gdy byłyśmy jeszcze

dziećmi – mówiła Mattie. Odruchowo uśmiechnęła się na wspomnienie cudownego

dzieciństwa w górach Vermontu. – Rodzice byli zajęci budową, a potem prowadzeniem tego

pensjonatu. Ja i Susan mogłyśmy swobodnie buszować po okolicy. Wszystko się zmieniło,

gdy wyjechała do szkoły w Bostonie. Gdy przyjeżdżała w odwiedziny, nie miała już ochoty

na włóczęgę w okolicach jeziora. Opowiadała o szkole, prywatkach i chłopcach.

Mattie splotła ręce na piersi. Teraz musiała powiedzieć o człowieku, który wzbudzał w

niej nienawiść, chociaż zawsze starała się zwalczyć w sobie to uczucie.

– Jim był kapitanem drużyny piłkarskiej – mówiła dalej. – Dobrze się uczył, był bystry i

dowcipny. Susan zakochała się w nim nieprzytomnie. Jego rodzina mieszkała na północy, w

Burlington. Ojciec prowadził dochodowy interes: urządzał wycieczki dla wędkarzy wzdłuż

brzegów jeziora Champlain i dalej aż do Kanady. Po ślubie Susan zamieszkała z mężem w

Burlington. Jim pracował razem z ojcem. – Wzięła głęboki oddech. – Kiedy Susan pierwszy

raz zjawiła się u nas ze śladami pobicia... – przerwała. Odżyły straszne wspomnienia i przez

chwilę nie była w stanie mówić. Na moment zakryła usta dłonią, jakby wybuch płaczu

wydawał się nieunikniony. Jednak w końcu zapanowała nad emocjami. – Jim strasznie ją

pobił – powiedziała cicho. – Na całym ciele miała sińce, a w wielu miejscach rozciętą skórę.

Potem przyznała się nam, że to nie był pierwszy raz.

Mattie mocniej ścisnęła splecione ręce. Miała ten obraz przed oczami: zapłakana Susan,

przerażone twarze rodziców. Pamiętała, że czuła się zupełnie bezradna. Nie wiedziała, jak

pomóc siostrze.

background image

– Byłam zdumiona i zdruzgotana, gdy Susan wróciła do niego. Wybaczyła temu

bydlakowi i pojechała do Burlington. Powtarzało się to wielokrotnie.

Nieświadomie zagryzła mocno dolną wargę.

– On ją zabił – dodała z furią. – Jim zamordował Susan. Pchnął ją, a ona upadając,

uderzyła o coś głową. Nie potrafiliśmy zapobiec tej tragedii – dodała cicho.

Conner spojrzał na nią ze współczuciem i wyciągnął ręce. Przycisnął ją mocno do siebie.

– Już dobrze, Mattie – powiedział uspokajającym tonem.

Oparła policzek na jego ramieniu i zamknęła oczy.

– To musiał być dla was prawdziwy koszmar – dodał cicho.

Mattie skinęła głową.

– Mama i tata nie potrafili mieszkać tu nadal – mówiła dalej. – Zdecydowali się przejść

na emeryturę i wyjechać na Florydę. Pensjonat zostawili mnie. Sami jakoś sobie tam radzą w

nowym miejscu. Usiłują zapomnieć, chociaż wszyscy dobrze wiemy, że to się im nigdy nie

uda.

– Kochanie – zaczął Conner, głaszcząc ją po policzku i patrząc w oczy. – Nie można

zapomnieć o czymś takim.

– Tak bardzo bym chciała wymazać to z pamięci. Moja siostra cierpiała, groziło jej

niebezpieczeństwo, a ja nie potrafiłam jej pomóc. Ta myśl mnie wciąż prześladuje.

Spojrzała mu w oczy. Zwierzyła mu się i przynajmniej na chwilę zrobiło się jej lżej na

sercu.

– Wtedy w nocy, gdy spotkaliśmy się pierwszy raz – mówiła – była właśnie rocznica

ś

mierci Susan i znów naszły mnie koszmarne wspomnienia, przytłaczające mnie, ale dzięki

tobie łatwiej mi było je przezwyciężyć. Jestem ci za to wdzięczna – dodała z lekkim

uśmiechem.

– Cieszę się, że mogłem się na coś przydać – powiedział Conner. – A co z nim? Mówię o

mężu Susan.

– Jim jest w więzieniu. Powinien tam spędzić resztę życia. Rzadko się zdarza tak wysoki

wyrok za przestępstwo wobec rodziny, ale mieliśmy szczęście. Nie wywinął się

sprawiedliwości.

Conner jeszcze raz delikatnie pogładził ją po policzku, jakby czuł, że za chwilę będą

musieli się rozstać.

– Naprawdę powinnam już jechać – powiedziała Mattie. – Dziękuję, że mnie

wysłuchałeś. Chciałam, żebyś zrozumiał.

– Co miałem zrozumieć? – spytał zakłopotany.

– Mnie – wyjaśniła krótko i skinęła głową. Nie mogła powiedzieć nic więcej. Jutro

opowiem mu wszystko, powtarzała w myślach.

– Wreszcie do mnie dotarło – niemal wykrzyknął Conner. Uśmiechnął się i cofnął o krok.

– Chyba próbujesz mi wytłumaczyć, dlaczego jesteś samotna. No właśnie, dlaczego nie

założyłaś rodziny?

Jego wnioski były słuszne tylko częściowo. Mattie czuła się winna, że nie powiedziała

mu nic na temat swojej działalności, choć swoją opowieść o Susan traktowała jako wstęp do

background image

tego, co chciała mu opowiedzieć następnego dnia.

– Posłuchaj, Mattie – zaczął Conner. – Chyba nie chcesz mnie przekonać, że z powodu

nieszczęścia, jakie spotkało twoją siostrę, postanowiłaś żyć w samotności? – mówił powoli,

starając się uważnie dobierać słowa.

– To tak, jakbyś sama skazała się na więzienie. Zrezygnowałaś z normalnego życia?

Chyba nie sądzisz, że zasłużyłaś na karę jak twój szwagier?

Z oczu Mattie popłynęły łzy. Nie spodziewała się, że Conner tak zinterpretuje jej

zwierzenia. Dotychczas była przekonana, że nie wolno jej angażować się w żaden związek,

bo niesienie pomocy pokrzywdzonym kobietom wymagało poświęcenia i całkowitej

dyskrecji. Tymczasem Conner patrzył na to zupełnie inaczej. Pewnie uważał, że nie była

całkiem normalna.

Oparła się o samochód.

– Nie jestem idiotką – oświadczyła dobitnie. – Nie uważam, że każdy mężczyzna tylko

czeka, by znęcać się nad kobietą – mówiła ze złością.

Conner cofnął się o krok.

– Spokojnie, Mattie. Nic nie mówiłem na temat twojej inteligencji – zaczął. – Przecież,

Odwróciła się i otworzyła drzwi samochodu.

– Nie zawsze żyłam jak zakonnica – powiedziała, zajmując miejsce za kierownicą. –

Chodziłam na randki. Spotykałam się z wieloma chłopakami. Jednak są sprawy ważniejsze

niż... niż mężczyźni.

Mattie zastanawiała się, jak to się stało, że zaczęła się kłócić z Connerem. Po prostu nie

mogła w to uwierzyć. Zła na siebie wjechała na podjazd przed domem. Cóż, zaskoczył ją

zupełnie swoimi poglądami.

Zawsze uważała, że jej samotne poświęcenie było czymś szlachetnym. W ten sposób

mogła pomagać potrzebującym kobietom, nie wzbudzając podejrzeń. Samotność wydawała

się jej do tego absolutnie niezbędna. Przynajmniej tak przekonywała samą siebie, tymczasem

Conner najwyraźniej miał zupełnie inne zdanie. Gdy powiedział, co myśli na ten temat,

poczuła się obrażona. Teraz jednak wyłączyła silnik i siedząc za kierownicą, zaczęła się

zastanawiać, czy nie miał racji. Czyżby sama, nie zdając sobie z tego sprawy, dobrowolnie

wymierzyła sobie karę za niepopełnienie przestępstwa? Czy w jej życiu nie ma już miejsca na

prawdziwe uczucie?

Nieświadomie dotknęła ust, przypominając sobie pocałunki Connera. Za każdym razem,

gdy się spotykali, czuła, że jakaś niewidzialna siła popycha ją do niego. Wzajemna sympatia

zmieniała się stopniowo w prawdziwe uczucie. Mattie zdawała sobie z tego sprawę.

Dotychczas udawało jej się z tym walczyć, ale teraz straciła pewność, czy powinna

przeciwstawiać się temu, co naprawdę czuje.

Wzięła torebkę z sąsiedniego siedzenia, wysiadła z samochodu i ruszyła w kierunku

domu. Od pięciu lat pomagała potrzebującym kobietom, a teraz jedno zdanie Connera

sprawiło, że zaczęła wątpić, czy właściwie ułożyła sobie życie. Przypomniała sobie, jak na

przyjęciu u Lori i Greya usiłował ją przekonać, że zrozumiał wreszcie przyczynę nocnych

background image

koszmarów. Jednak do niej taka argumentacja nie przemawiała. Nie mogła się z nią zgodzić.

Miała ochotę wyjawić mu całą prawdę. Niechby się wreszcie dowiedział, że Joseph nie był

jego wrogiem i prawdopodobnie ocalił mu życie. Ale nie mogła. Joseph jasno dał jej do

zrozumienia, że Conner może nigdy nie pogodzić się z faktami. Lepiej będzie, jeśli zachowa

dobre wspomnienia o ojcu. Mattie doskonale to rozumiała. Nie miała prawa zmuszać

kogokolwiek do zaakceptowania prawdy.

Otworzyła drzwi.

– Brenda? – zawołała od progu.

Zbliżała się pora wyjazdu. Teraz nie było czasu na roztrząsanie osobistych spraw. Wyjazd

Brendy i jej dziecka był najważniejszym zadaniem na najbliższe godziny.

Brenda zeszła ze schodów. Sprawiała wrażenie osoby zdecydowanej i pewnej siebie.

Bardzo się zmieniła od czasu, gdy zjawiła się w pensjonacie, drżąc z przerażenia. Stary

szaman miął rację. Macierzyński instynkt dodał jej siły do działania. Dla dobra dziecka

gotowa była przenosić góry.

– Jesteście już spakowani? – spytała Mattie. – Niedługo trzeba wyjeżdżać.

Kobieta skinęła głową.

– Scotty ogląda telewizję. Zaparzyłam kawę. Pomyślałam, że zdążymy jeszcze spokojnie

usiąść i wypić po filiżance – powiedziała. – Mattie, jest kilka spraw, o których chciałabym z

tobą porozmawiać przed wyjazdem – dodała nieśmiało.

Usiadły w kuchni nad parującymi filiżankami i Brenda mówiła dalej:

– Nie wiem, co bym zrobiła, gdybyś nam nie pomogła. Przyjęłaś nas pod swój dach,

pozwoliłaś zamieszkać w swoim domu, karmiłaś nas, kupiłaś nam ubrania. Pomyślałaś nawet

o walizkach na wyjazd – dodała ze łzami w oczach. – Rozmawiałaś ze mną godzinami,

tłumaczyłaś, przekonywałaś. Dzięki tobie zrozumiałam, że są jeszcze na świecie ludzie

gotowi do pomocy, którzy chcą, żebym ja też była szczęśliwa – mówiła drżącym głosem. –

Nigdy jeszcze nie spotkałam kogoś takiego jak ty.

Mattie pochyliła się nad stołem i wyciągnęła rękę, ale w tej samej chwili za oknem

pojawił się jakiś cień. Brenda krzyknęła przeraźliwie, a filiżanka wypadła jej z dłoni. Gienka

porcelana rozprysła się na podłodze.

Mattie błyskawicznie zaczęła obmyślać plan ucieczki. Rozwścieczony Tommie Boy mógł

być groźny dla całej trójki. Zerwała się z miejsca, żeby zasłonić Brendę. Spojrzała w stronę

drzwi i zobaczyła... Connera, wlepiającego w nią zdumiony wzrok.

– Co tu się dzieje? – spytał, marszcząc brwi. Jednym spojrzeniem ogarnął całą sytuację:

przerażone twarze, żółte sińce na twarzy Brendy, stłuczona filiżanka, Mattie gotowa do

obrony.

Wydawało się, że czas zatrzymał się na chwilę. Mattie oddychała ciężko. Gdy w końcu

dotarło do niej, że nic im nie grozi, poczuła ulgę, ale to uczucie szybko zamieniło się w złość.

– Conner, co ty tu robisz? – spytała ostro. – Nie możesz tak po prostu wpadać jak bomba.

– Zapukałem, a drzwi były otwarte.

Jak mogłam być taka głupia, pomyślała Mattie. Otwarte drzwi?

Tymczasem Conner podał jej sweter.

background image

– Zostawiłaś u Lori – powiedział i spojrzał na nią uważnie.

– Nie słyszałam, żebyś podjeżdżał ciężarówką – rzuciła oskarżycielskim tonem i prawie

natychmiast pomyślała, że po raz kolejny ma do niego pretensję bez specjalnego powodu. Nie

mogła zrozumieć, co w nią nagle wstąpiło.

– Przyszedłem ze swojej chaty ścieżką przez las. Noc jest wyjątkowo jasna – wyjaśnił. –

Czy dowiem się, co tu się dzieje? – spytał, spoglądając na przemian to na Brendę, to na

Mattie.

– Nie – odpowiedziała krótko i stanowczo Mattie. Nadal była rozgniewana, choć

próbowała sobie tłumaczyć, że Conner przyszedł tylko oddać jej sweter i wcale nie chciał jej

przestraszyć, ale to na niewiele się zdało. – Niczego się ode mnie nie dowiesz. To po prostu

nie twoja sprawa.

Zapadła nieprzyjemna cisza. Po chwili niespodziewanie odezwała się Brenda.

– Mattie mi pomaga – wyjaśniła rzeczowo. – Mój mąż... nie traktował mnie dobrze. Dziś

wsiadam do autobusu i wyjeżdżam. Mattie kupiła mi bilet.

Conner przyglądał się Mattie bez słowa. Po chwili odwrócił się na pięcie i wyszedł.

– Mattie – zaczęła Brenda. – On się rozzłościł. Powinnaś za nim pójść i wszystko

wyjaśnić. – Wskazała za okno. – Spójrz, idzie tam. Zaraz zniknie w lesie.

– Brenda, nie biega się za mężczyznami tylko dlatego, że się złoszczą – odparła Mattie z

irytacją. – Z tego biorą się tylko kolejne kłopoty. Rozmawiałyśmy o tym wielokrotnie, od

pierwszego dnia, kiedy się tu zjawiłaś.

Brenda wyprostowała się na krześle.

– Tak, jeśli chodzi o mojego męża, na pewno masz rację – przyznała. – Ale nie zapominaj

o jednym – to nie jest Tommie Boy. Obie o tym wiemy. Po prostu przyszedł, bo chciał być

pomocny, a ty wypłoszyłaś go z domu z mojego powodu.

Mattie przełknęła ślinę. Powoli zaczynała się uspokajać.

– Chciałam mu wszystko powiedzieć jutro, gdy już wyjedziecie – powiedziała,

spoglądając przez okno.

– Lepiej się pospiesz – ponaglała ją Brenda. – On naprawdę zasługuje na wyjaśnienia.

Obie kobiety nie zdawały sobie sprawy, że z okna na piętrze odejście Connera obserwuje

jeszcze jedna osoba – mały, przerażony chłopiec.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Conner dopiero teraz zrozumiał, że popełnił wielki błąd. Nie powinien bez zaproszenia

wchodzić do domu Mattie ani wtrącać się do jej spraw. Idąc powoli w stronę starej chaty,

ominął wielki konar, który wystawał nad ścieżką. Chociaż czuł, że Mattie coś ukrywa,

powinien mieć do niej zaufanie. Taka uczciwa i prostolinijna dziewczyna nie mogła mieć

przecież żadnych wstydliwych tajemnic.

Jednak nie umiał się powstrzymać. Gdy zorientował się, że coś przed nim ukrywa,

zaczęło go wręcz skręcać z ciekawości. Nurtowało go to do tego stopnia, że zrobił coś, do

czego normalnie nigdy by się nie posunął. Schował jej sweter, by mieć pretekst do odwiedzin.

Z takiego postępowania nie mogło wyniknąć nic dobrego. Powinien się wstydzić. Obie

kobiety były śmiertelnie przerażone, gdy zjawił się bez uprzedzenia.

A zatem Mattie zajmuje się pomaganiem ofiarom domowej przemocy. Nigdy nie

przyszłoby mu to do głowy. Ale z drugiej strony nie było w tym nic dziwnego po tym

wszystkim, co spotkało jej rodzinę. Wyobrażał sobie, co musiała czuć Mattie, gdy Susan

została zamordowana.

Kiedy zobaczył tę pobitą kobietę, zrozumiał, że znalazł brakujący fragment łamigłówki.

W końcu dotarło do niego, kim naprawdę była Mattie Russell. Westchnął, wchodząc na

najszerszy odcinek ścieżki. Z tego miejsca widać było błyszczącą powierzchnię jeziora.

Tak, powinien czuć się winny. Nieproszony wtrącił się w osobiste sprawy Mattie.

Dlaczego w takim razie czuł się dotknięty i zraniony? Cóż, Mattie potraktowała go zbyt

surowo i nie okazała mu nawet odrobiny zaufania. Odebrał to jak policzek.

Nagle zatrzymał się. Instynkt podpowiedział mu, że nie jest sam. Usłyszał delikatny

odgłos zbliżających się kroków.

– Conner? – niepewnie spytał znajomy głos, a światło księżyca błysnęło na złotych

włosach.

– Tu jestem – zawołał.

Mattie podeszła bliżej.

– Chciałabym cię przeprosić – powiedziała cicho. – Zamierzałam opowiedzieć ci o

wszystkim, ale Brenda prosiła, bym z nikim nie rozmawiała na jej temat. Była zbyt

przerażona całą sytuacją – tłumaczyła nerwowo Mattie. – Przyrzekłam jej, że będę milczeć.

Widzisz, jej mąż jest gwałtownym człowiekiem. Kiedy zjawiła się u mnie, nikomu nie ufała.

Nawet mnie. Mąż na nią poluje. Rozwiesił w Mountview plakaty z jej zdjęciem. To

niebezpieczny człowiek. Widziałeś jej twarz? Musiałam spełnić jej życzenie. Powinna komuś

zaufać. Bardzo mi na tym zależało. W przeciwnym razie mogłaby uznać, że powrót do męża-

tyrana stanowi najlepsze rozwiązanie. – Mattie zniżyła głos do szeptu. – Niesteyty, wiele

maltretowanych kobiet tak robi.

Zmarszczyła czoło.

– Conner, spróbuj zrozumieć. Musiałam dochować tajemnicy.

Rozumiał doskonale, jednak urażona duma znów dała znać o sobie.

background image

– Widziałem, że rozmawiałaś z Greyem i Lori, a potem z Nathanem i Gwen – mówił z

wyrzutem. – Wygląda na to, że byłem jedyną osobą, przed którą utrzymywałaś to w

tajemnicy. Zastanawiająca jest również twoja zażyłość z moim dziadkiem. Czy on też wie o

wszystkim?

– Tak – przyznała.

To podziałało na niego tak, jakby wbiła mu paznokcie w skórę. Roześmiał się złośliwie.

– Mattie, i to ma być tajemnica? Wynajdujesz najdziwniejsze powody, żebym nie zbliżał

się do ciebie i do twojego domu, a tymczasem wszyscy wiedzą, o co chodzi. Oczywiście poza

mną.

– Nie wszyscy, Conner.

Spojrzał z niedowierzaniem.

– Przecież słyszałem. Grey i Lori bez słowa komentarza przyjęli twoje oświadczenie, że

musisz wyjść z przyjęcia. Nathan dał ci jakieś pieniądze. Gwen stała obok, więc też musiała

być wtajemniczona. Chyba nie zaprzeczysz, że mój kuzyn wspiera twoje działania?

– Nie, nie mogę temu zaprzeczyć.

Powinien być zadowolony. Wreszcie powiedział wprost, co myśli. Zdawał sobie jednak

sprawę, że Mattie kierowała się szlachetnymi pobudkami i nie powinien mieć do niej żalu.

– To prawda. Twoja rodzina wie, czym się zajmuję – przyznała. – Nathan sam

zaofiarował się z pomocą, gdyby zaszła taka potrzeba. A Lori i Gwen... Cóż, kiedyś zjawiły

się w moim pensjonacie, prosząc o pomoc. Przyjechały do Vermontu, uciekając przed

przemocą. Lori była bita przez męża, a Gwen naraziła się ojczymowi. Znęcał się nad jej

bratem i gdy stanęła w jego obronie, sama znalazła się w tarapatach.

Mattie uniosła głowę.

– Oczywiście, wiedzą o tym, co robię. Są moimi dobrymi przyjaciółmi, pomagają mi, jak

potrafią i nie zadają pytań. I nigdy z nikim niewtajemniczonym nie rozmawiają na ten temat.

Ostatnio Grey opatrywał rany Brendy, a Joseph przyszedł z nią porozmawiać. Pomógł jak

najlepszy psycholog. Tylko oni dwaj wiedzą, że ta kobieta przebywa w moim domu. Teraz ty

też już wiesz – dodała cicho. Westchnęła i podeszła bliżej.

– Pewnie mi nie uwierzysz – mówiła – ale chciałam ci o wszystkim powiedzieć jutro

rano, gdy Brenda będzie już w drodze.

Nagle usłyszeli trzask łamanej gałązka. Oboje odwrócili się w stronę, z której przyszli. Na

ś

cieżce stał mały chłopiec.

– Scotty? Co ty tu robisz po ciemku? – spytała zaskoczona Mattie. – Kochanie, czy mama

wie, że tu jesteś? Powiedziałeś jej?

Chłopiec pokręcił głową.

– Będzie zła, gdy zauważy, że wyszedłem z domu, ale martwiłem się o ciebie, Mattie.

Możesz już wracać?

Patrzył zmartwiony na dziewczynę, a Connerowi rzucił pełne lęku spojrzenie, jakby się

obawiał, że mężczyzna uderzy go.

– Chyba nie chcesz, żebyśmy spóźnili się na autobus – ponaglał Scotty. – Musimy zaraz

jechać do miasta.

background image

Conner dopiero teraz zrozumiał wszystko do końca.

– Zabieracie dziecko jego ojcu! – zawołał takim tonem, jakby oskarżał Mattie o

morderstwo. Według niego to, co Mattie i Brenda zamierzały zrobić, było ciężkim

przestępstwem.

– Mattie, chcę stąd iść – nalegał Scotty.

Conner zbyt był pochłonięty własnymi emocjami, żeby zwrócić uwagę na prośby

przerażonego dziecka. Nie odrywał oczu od twarzy Mattie.

– Czy ty wiesz, co robisz? Czy zdajesz sobie sprawę, jak to jest dorastać bez ojca? Mattie,

chłopiec go potrzebuje. Nie rozumiesz?

Conner starał się pomóc Scotty’emu. Z własnego doświadczenia wiedział, jakie będzie

jego życie bez ojca. On sam nigdy nie zapomniał, jak bardzo cierpiał w dzieciństwie.

– Nie mogę pozwolić, żebyś to zrobiła – powiedział. – Nie mam zamiaru uczestniczyć w

czymś takim.

– Conner! – zawołała z determinacją. – Zabieram Brendę i Scotty’ego na dworzec

autobusowy – oświadczyła stanowczo. – I nic mnie nie powstrzyma. Jeśli byłby jakikolwiek

inny sposób, żeby im pomóc, już dawno bym z niego skorzystała.

Scotty stanął obok Mattie.

– Chodźmy już, Mattie, proszę.

Conner zauważył wreszcie, że chłopiec drży z przerażenia. Kucnął przed nim i spojrzał

mu w oczy.

– Nie rozumiesz, co tu się dzieje, Scotty. Podaj mi swoje nazwisko. Chcę ci pomóc.

– Conner, to ty niczego nie rozumiesz. Ten chłopiec widział i przeżył już za dużo zła –

odezwała się rozzłoszczona Mattie. – On naprawdę nie marzy o tym, żebyś odsyłał go do

ojca. Nie zdajesz sobie sprawy, co to za człowiek. Wiem, że chcesz jak najlepiej, ale Scotty

nie potrzebuje twojej pomocy.

Conner podniósł się i spojrzał na nią.

– Dobrze, że w końcu dowiedziałem się, jaka jesteś naprawdę – zaczął. Na szczęście

zdołał się powstrzymać przed ostrzejszymi słowami. Od dzieciństwa wpajano mu, że

mężczyzna nie powinien ujawniać wrogowi, co naprawdę o nim myśli. W tej chwili traktował

Mattie właśnie jak wroga.

A Mattie poczuła nagle, że opuszcza ją złość. Przełknęła ślinę, odetchnęła głęboko i

odezwała się spokojnie:

– Conner, proszę, posłuchaj mnie przez chwilę. Spróbuj zrozumieć, że niektórzy

mężczyźni nie zasługują, by być ojcami – powiedziała, po czym wzięła chłopca za rękę i

ruszyła ciemną ścieżką przez las w stronę domu.

Conner uderzył w pień siekierą i jednym ciosem ściął niewielkie drzewo. Potem

poobcinał gałęzie i rzucił je na szczyt sterty drewna. Nigdy dotąd nie zdawał sobie sprawy, że

można tak szybko zmieniać spojrzenie na pewne sprawy. Dopiero ostatniej nocy zdarzyło mu

się coś takiego. Gdy wydawało mu się, że dochodzi wreszcie do jakichś wniosków, nagle

nieoczekiwanie okazało się, że zupełnie nie miał racji.

background image

Pewne było tylko jedno: zakochał się w Mattie. Co do tego nie miał najmniejszych

wątpliwości. I nie przewidywał, by w tej kwestii mógł kiedykolwiek zmienić zdanie. Mattie

była ładna, atrakcyjna i bardzo mu się podobała, ale przede wszystkim była wspaniałym

człowiekiem. Podziwiał ją za to, co robiła. Szanował za odwagę i poświęcenie.

Popełnił wiele niewybaczalnych błędów właśnie z powodu emocji. Najpierw nieproszony

wtrącił się do jej osobistych spraw, potem obraził się, gdy dała mu do zrozumienia, że sobie

tego nie życzy. No i wreszcie, gdy dogoniła go na leśnej ścieżce, by go przeprosić i wszystko

wytłumaczyć, oskarżył ją, że robi przed nim tajemnicę ze spraw, które znają wszyscy wokół.

Na dodatek nie był przekonany, czy rzeczywiście postąpiła słusznie, pomagając odseparować

Scotty’ego od ojca.

Przypomniał sobie jej słowa: „Niektórzy mężczyźni nie zasługują, żeby być ojcami”.

Może zbyt pochopnie próbował wtrącić się do tej sprawy? Ostatecznie nie znał wszystkich

faktów. Przecież Mattie to rozsądna kobieta. Nie próbowałaby rozdzielać rodziny bez

powodu. Przez krótką chwilę wydawało mu się, że odnajduje w tej sytuacji coś znajomego,

jakieś analogie do mglistych wspomnień z własnego dzieciństwa.

Podniósł kilkanaście kawałków drewna i przeniósł w pobliże paleniska. Czekały już tam

zebrane duże kamienie, które miał zamiar ogrzać. Wcześniej z długich gałęzi zbudował niskie

rusztowanie i obłożył je korą. Była to najprostsza sauna, którą można było przygotować w

tych warunkach. Wciąż analizował ostatnie wydarzenia. Przypomniał sobie przerażoną minę

Scotty’ego. Nie spodziewał się, że chłopiec będzie drżał właśnie z jego powodu. Najlepiej by

było, gdyby wtedy w ogóle się nie odzywał. Wspomnienie zalęknionych oczu dziecka znów

przywołało mgliste obrazy z dzieciństwa. „Niektórzy mężczyźni nie zasługują, żeby być

ojcami” – . ostatnie słowa Mattie ciągle brzmiały mu w uszach. Zaczął się zastanawiać, czy

nie chciała mu w ten sposób dać czegoś do zrozumienia. Uważała, że Scotty będzie

szczęśliwszy z dala od ojca. Czyżby jednocześnie chciała powiedzieć, że ojciec Connera nie

był dużo lepszy? Ta myśl wyprowadziła go z równowagi.

Chwycił grubą, rozwidloną gałąź i przeciągnął kolejno rozgrzane kamienie do

zaimprowizowanej sauny. Wszedł do środka i zasłonił wejście koszulą. Wodą z wiadra polał

kamienie. Para wypełniła niewielką przestrzeń. Usiadł wygodnie i zamknął oczy. Teraz

wreszcie nadszedł odpowiedni moment, żeby przemyśleć dręczące problemy z dzieciństwa.

Pogrążył się we wspomnieniach, zapominając o rzeczywistości. Wrócił koszmar od dawna

wywołujący bezsenność. Rozzłoszczony niedźwiedź i mocarny dąb, światło i mgła. Jednak

tym razem Connerowi wydawało się, że wszystko widzi wyraźniej. Mgła zaczęła się

rozwiewać.

Ostatni raz śnił o tym, gdy zdrzemnął się w domu Mattie. Dziwne, ale od tego czasu

wspomnienie koszmarnych sennych obrazów nie wywoływało w nim przerażenia. Nie

wiedział, czy mogło to mieć jakikolwiek związek z Mattie, ale i tak był jej wdzięczny.

Zdał sobie teraz sprawę, że chłopiec ze snu to właśnie on. Stał oparty o pień sosny tuż

obok sauny dziadka. Słuchał rozmowy toczącej się w środku, nie zwracając uwagi na parę

osiadającą mu na twarzy. Teraz najchętniej wymazałby te wspomnienia z pamięci. Obawiał

się ich. Jednak musiał poznać prawdę, a podobnie jak każdy Kolheek miał od dzieciństwa

background image

wpojoną zasadę, że prawda nie może skrzywdzić. Zdecydował, że nie będzie przed nią

uciekał.

W saunie, w kłębach pary wewnątrz sauny siedzieli ojciec i dziadek. Wyobrażenie

niedźwiedzia, które tak długo go prześladowało, musiało odnosić się do ojca. Mówił

podniesionym głosem, był zły i... pijany.

– Nie możesz zabrać mi Connera – wrzeszczał. – To mój syn! Jesteś głupcem, jeśli

myślisz, że ukradniesz mi dziecko.

Joseph Thunder pozostał nieugięty jak dąb.

– Opuścisz Smoke Valley – powiedział do syna. – Nie wrócisz, dopóki nie przestaniesz

pić. Do tego czasu Conner zostanie ze mną. Jeśli nie posłuchasz, zwołam radę starszych.

Postanowienia rady starszych plemienia były równie ważne jak wyrok sądu. Conner jak

wtedy poczuł ból i ogarnęło go poczucie winy. To on poszedł do dziadka. Skarżył się, że boi

się jeździć samochodem w towarzystwie ojca. Opowiadał o tym, jak pojazd pędzi od jednej

strony drogi do drugiej. Dziadek przytulił go. Powiedział, żeby już się nie martwił, bo

wszystkim się zajmie.

Dotrzymał słowa. Zakazał synowi wstępu do rezerwatu, a sam zaopiekował się

Connerem. Wychował go jak syna. I co dostał ode mnie w zamian? – pomyślał Conner.

Doniosłem na ojca, mając sześć lat. Bardzo wygodnie było zapomnieć o tym fakcie. Ojciec

musiał opuścić rezerwat, a on w samotności tęsknił za człowiekiem, którego zdradził. To

poczucie winy spowodowało, że jako dziecko wymazał prawdę z pamięci. Teraz to zrozumiał.

Jego ojciec zajmował się dostarczaniem do rezerwatu różnych towarów. Przemierzał duże

odległości na terenie Nowej Anglii. Często zabierał ze sobą Connera. Właśnie z powodu tych

wyjazdów chłopiec poskarżył się dziadkowi. Joe Thunder musiał opuścić rezerwat, a trzy

miesiące później już nie żył. Conner poczuł łzy napływające do oczu. Przypomniał sobie, że

jego ojca nie zabił pijany kierowca. To ojciec był pijany i spowodował wypadek.

Conner zawsze chciał wierzyć, że miał wspaniałego ojca. W jego wspomnieniach prawdę

zastąpiły marzenia. Okłamywał sam siebie i podsycał w sobie niechęć do człowieka, który w

niczym nie zawinił. Dziadek kochał go. Dzięki niemu nie siedział w samochodzie obok

pijanego ojca, gdy doszło do wypadku.

Nie mógł nic zrobić, żeby przywrócić ojcu życie, ale mógł wyjaśnić z Josephem

wszystkie dawne sprawy. Nie zamierzał tego odkładać. Wreszcie kamień spadł mu z serca.

Zniknęły koszmarne obrazy. Conner odzyskał spokój. Pomyślał o Mattie. Wyobraził sobie jej

szafirowe oczy i długie włosy rozwiane na wietrze. Przypomniał sobie, że to właśnie ona na

różne sposoby wspierała go w poszukiwaniu prawdy. Zależało jej, by wreszcie zrozumiał,

dlaczego prześladują go nocne koszmary. Nagle wszystko się uporządkowało. Conner

uśmiechnął się do siebie. Pozbył się także wszelkich wątpliwości w sprawie, która teraz stała

się najważniejsza. Bez Mattie nie wyobrażał sobie przyszłości.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Conner zaparkował ciężarówkę przed domem dziadka. Słońce dopiero zaczynało

oświetlać szczyty gór, a w dolinach zalegała jeszcze poranna mgła. Conner przeszedł na tył

budynku i zapukał. Cicho otworzył drzwi. Zastał Josepha tam, gdzie przewidywał. Dziadek

siedział przy kuchennym stole, grzejąc dłonie o gorący kubek z kawą. Lata mijają, a pewne

sprawy nigdy się nie zmienią, pomyślał Conner i uśmiechnął się.

– Witaj, dziadku – powiedział.

– Conner? Wejdź i rozgość się – odpowiedział Joseph, a oczy rozbłysły mu z radości. –

To wspaniała niespodzianka. Chodź, napij się kawy.

Conner usiadł przy stole naprzeciwko dziadka.

– Przyszedłem, bo muszę ci coś wyjaśnić.

– Conner, nic nie musisz mówić – odparł Joseph.

Wyciągnął dłoń i dotknął ręki wnuka.

– Proszę – nalegał Conner. – Pozwól mi powiedzieć, co mi leży na sercu. Od dawna

pewne sprawy nie dawały mi spokoju.

Na chwilę spuścił oczy, jednak zaraz podniósł wzrok.

Szacunek wobec starszych wymagał patrzenia prosto w oczy w czasie rozmowy.

– Nie byłem takim wnukiem, na jakiego zasługujesz.

Joseph oparł ręce o krawędź stołu.

– Zawsze byłem z ciebie dumny. Wyjechałeś i doskonale dałeś sobie radę w wielkim

mieście. Odniosłeś sukces i jesteś szczęśliwy. Właśnie tego dla ciebie pragnąłem.

– Dziadku, właśnie o to chodzi, że nie byłem szczęśliwy – przyznał Conner z ciężkim

westchnieniem. – Jak może być szczęśliwy człowiek, który nie próbuje być odpowiedzialny

za własne życie? Jeśli za swoje błędy obwinia innych?

Joseph zamierzał chyba coś powiedzieć, ale Conner nie dał mu dojść do głosu.

– Miałem do ciebie pretensję o to, że zabrałeś mi ojca.

– Conner, wtedy byłeś jeszcze dzieckiem.

– Ale już od dawna jestem dorosły. Powinienem patrzeć na pewne sprawy inaczej niż

dziecko. Jak mężczyzna.

Przerwał na chwilę, po czym dodał:

– Teraz już znam prawdę. To ja przyszedłem do ciebie szukać pomocy. Bałem się

nierozważnego zachowania ojca. Wiem, że kazałeś ojcu opuścić rezerwat dla mojego dobra.

Zrobiłeś to, bo mnie kochałeś.

Joseph spojrzał na niego ze smutkiem.

– Conner, twój ojciec miał dobre serce. Po prostu nie mógł dojść do siebie po śmierci

twojej matki. Szukał ukojenia w alkoholu i to go zabiło.

– Gdybyś nie zmusił ojca, żeby zostawił mnie z tobą, pewnie tamtej nocy jechałbym

razem z nim?

Starzec smutno pokiwał głową w odpowiedzi. Przez chwilę obaj milczeli, wspominając

background image

przeszłość.

– Początkowo nieustannie czułem się winny – odezwał się w końcu Conner. – Z mojego

powodu kazałeś mu odejść. W pewnej chwili wina stała się nie do zniesienia. Fakty przestały

się liczyć. Wymyśliłem inną rzeczywistość i... uwierzyłem, że ty byłeś za wszystko

odpowiedzialny. Czy będziesz umiał mi wybaczyć? – spytał niepewnie.

– Nie muszę ci niczego wybaczać. Kocham cię i zrobiłbym dla ciebie wszystko.

– Ja też cię kocham i jestem ci wdzięczny – powiedział Conner i położył dłoń na ręce

dziadka.

– Zrobiłem, co tylko możliwe, by pomóc twojemu ojcu – odezwał się Joseph po chwili

milczenia. – Starałem się też wytłumaczyć mu, że nie powinien przekreślać swojego życia

tylko dlatego, że nie był w stanie uratować życia innej osoby.

– To właśnie starałem się wytłumaczyć niedawno Mattie – wtrącił Conner.

Joseph uśmiechnął się.

– Ta dziewczyna jest twoim przeznaczeniem – stwierdził.

Zaskoczony Conner pochylił się do przodu.

– Mówisz tak, jakbyś był tego pewien. Skąd możesz wiedzieć?

– Zaczęliście sobie wzajemnie pomagać, zanim zdążyliście się dobrze poznać – zauważył

Joseph. – Będziecie zgodną parą.

Conner potarł dłonią podbródek i skrzywił się.

– Nie wiem, czy przyznałaby ci rację – powiedział i pokręcił głową. – Ostatniego

wieczora skrytykowałem wszystko – jej sposób życia, pracę, poświęcenie, nawet jej zdrowy

rozsądek. Obawiam się, że moje bezpardonowe słowa zniszczyły szansę na wspólną

przyszłość.

– Bzdury pleciesz – roześmiał się Joseph. – Oczywiście, ludzie zachowują się czasem

niemądrze, ale potrafią sobie to wzajemnie wybaczyć. Najlepiej będzie, jeśli pójdziesz i

powiesz, co do niej czujesz.

Mattie spoglądała na spokojną taflę jeziora. Miała nadzieję, że urok tego zakątka uciszy w

niej wszystkie emocje. Rozpierała ją duma, bo Brenda i Scotty byli już bezpieczni daleko

stąd. Mattie skontaktowała się z pewną kobietą w Albuquerque, która obiecała im dach nad

głową do czasu, gdy Brenda znajdzie pracę i stanie na własnych nogach.

Po powrocie z dworca autobusowego Mattie znów poczuła się samotna w pustym domu.

Nie mogła zasnąć, a wczesnym rankiem zerwała się z łóżka i okryta kocem wyszła na taras.

Zwykle wspaniałe kolory budzącego się dnia napełniały ją optymizmem, jednak dziś tak się

nie stało. Wróciła więc do pokoju, ubrała się szybko i poszła na spacer wzdłuż jeziora.

Poprzedniego wieczora usłyszała od Connera sporo niemiłych słów. Jak się okazało, miał

na jej temat niezbyt pochlebne zdanie. Bardzo ją to zabolało, choć na pewno na jego

zachowanie wpłynęła również obecność Scotty’ego. Z udręczonego wyrazu jego twarzy

domyśliła się, że powróciły wspomnienia z dzieciństwa. A ona odwróciła się wtedy i odeszła,

zostawiając go samego. Teraz żałowała.

Pocieszało ją tylko, że w tamtej chwili dwie osoby oczekiwały od niej pomocy. Conner i

background image

tak był zbyt wzburzony, by cokolwiek do niego dotarło. Teraz przypominała sobie jego

serdeczne gesty, pocałunki, spojrzenia. Od pierwszej chwili okazywał jej troskę i

zainteresowanie. Potrafił ją rozśmieszyć i zawsze był gotów do pomocy. Dopiero przy nim

zaczynała czuć, że naprawdę żyje.

Dzięki niemu zrozumiała, że poświęcając się dla innych, zapomniała o własnym życiu. W

pierwszej chwili nie chciała się z tym zgodzić, jednak w końcu doszła do wniosku, że Conner

mógł mieć rację. Ale to i tak nic nie zmieniło. Zdecydowała się na takie życie przed pięcioma

laty i tak zostanie, nawet jeśli oznaczało to samotność. Trudno, sama wybrałaś, pomyślała i

łzy popłynęły jej po policzkach.

– Mattie? – usłyszała za plecami głos Connera.

Starła palcami łzy i spojrzała w jego kierunku.

– Wszędzie cię szukam – powiedział i podszedł bliżej.

– Conner – zaczęła i odwróciła głowę, żeby nie zauważył łez. – Nie mam ochoty na żadne

sprzeczki.

– Jesteś smutna – stwierdził.

Usiadł obok, nim zdążyła zaprotestować, i objął jej dłonie.

– Jak tamta kobieta i dziecko? Wszystko w porządku? Nic im się nie stało?

Mattie spojrzała mu w oczy. Nie drwił i nie żartował. Posprzeczał się z nią, zwątpił w jej

zdrowy rozsądek, a jednocześnie nadal przejmował się losem Brendy i jej syna. W tym

momencie zdała sobie sprawę, że go kocha. Nie znała nikogo takiego jak on. Intrygował ją,

fascynował i pociągał.

– Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się, że pragnąłeś czegoś do bólu, a jednocześnie

wiedziałeś, że to niemożliwe? – spytała nagle.

Conner długo się nie odzywał. Uważnie patrzył jej w oczy. Mattie poczuła się nieswojo.

Miała nadzieję, że nie uznał jej za wariatkę.

– O co naprawdę chodzi, Mattie? – Spytał w końcu. – Dlaczego jesteś taka smutna?

Z twojego powodu, miała ochotę powiedzieć, ale w tej chwili jeszcze nie potrafiła się na

to zdobyć. Coraz trudniej znosiła samotne życie i równie trudno było jej przyznać się do tego.

– Nie martw się o Brendę i Scotty’ego – powiedziała, zamiast odpowiedzieć na pytanie. –

U nich wszystko w porządku – zapewniła z westchnieniem i spojrzała na gładką taflę jeziora.

– Po prostu jestem trochę przygnębiona. Czasem mi się to zdarza. Zwłaszcza, gdy tak jak

teraz w pensjonacie nie ma żadnych gości.

– Biedactwo – powiedział Conner ze zrozumieniem. – Wkładasz tyle serca i wysiłku w

pomaganie innym. A kto ma pomagać tobie?

Cofnęła dłonie.

– Nie gniewaj się na mnie – szepnął. – Nie chciałem sprawić ci przykrości. Po prostu nie

zgadzam się z tobą. Każdy czasem potrzebuje pomocy. Mnie na pewno była potrzebna.

Spojrzała zaskoczona.

– Mattie, to właśnie ty pomogłaś mi dojść do prawdy – mówił dalej. – Dziś rano

rozmawiałem z dziadkiem. Wybaczył mi. Myślę, że teraz rozumiemy się lepiej niż

kiedykolwiek przedtem. Jestem ci za to bardzo wdzięczny.

background image

Nie wiedziała, co powiedzieć.

– Tylko tobie udało się mnie przekonać, bym szukał prawdy. Jak widzisz, skorzystałem z

twojej pomocy – dodał z uśmiechem i znów objął jej dłonie. – Pozwól, żebym teraz ja ci

pomógł. Chcę cię wyrwać z samotności.

Poczuła bezsensowny lęk. Miała ochotę uciec. Próbowała wyrwać dłonie, ale nie

wypuścił ich z uścisku.

– Conner, wiesz, że to niemożliwe.

– Nie musisz poświęcać własnego szczęścia, żeby pomagać innym – oświadczył.

Nieoczekiwanie poczuła złość.

– Naprawdę nic nie rozumiesz? Zawsze będę pomagać ludziom. Nigdy nie przestanę. Jak

możesz żądać tego ode mnie?

– Mattie, przecież nie powiedziałem nic takiego. Albo mnie nie słuchasz, albo wyraziłem

się nie dość jasno. Kochanie, chcę być z tobą i chcę ci pomagać. Naprawdę wierzę, że nic nie

dzieje się bez powodu. Dlatego los sprawił, że się spotkaliśmy. Tak musiało być. Po prostu

przeznaczenie. Najpierw ty mi pomogłaś, a teraz moja kolej.

– Los i przeznaczenie? Brzmi bardzo tajemniczo.

Uśmiechnął się szeroko.

– Cóż, życie składa się z tajemnic. Nie musimy wszystkiego rozumieć. Sama mówiłaś coś

podobnego. Jeśli los daje nam prezent, najlepiej go przyjąć i nie zastanawiać się. Powiedzmy,

ż

e ty jesteś prezentem dla mnie, a ja dla ciebie. To jak? Przyjmujemy takie podarki? – spytał,

patrząc jej w oczy z nadzieją.

Mattie nie dowierzała własnym uszom. Conner proponował jej wspólną przyszłość.

– Ale... – zawahała się. – Prowadzę pensjonat w Vermoncie, a ty masz firmę w Bostonie.

Jak...

Roześmiał się, uniósł jej dłonie i pocałował.

– Kochanie, to są drobiazgi. Wszystko da się załatwić. Chętnie zacznę od początku.

Najważniejsze, żeby być razem.

– Wiesz, Conner, wydaje mi się, jakbym była w tobie zakochana przez całe życie.

Spojrzał jej głęboko w oczy i delikatnie dotknął palcami jej policzka.

– Ja też zawsze cię kochałem – powiedział i namiętnie pocałował jej usta.

background image

EPILOG

Mattie z niepokojem spojrzała na twarze Gwen i Lori. Czekała niecierpliwie na opinię

przyjaciółek.

– Wyglądasz pięknie – zawyrokowała Lori, wzdychając. Ze wzruszenia miała łzy w

oczach. Mattie uśmiechnęła się do niej. Lori była w zaawansowanej ciąży i hormony

wyraźnie wpływały na jej nastrój.

– Naprawdę pięknie – przytaknęła Gwen. – Ten strój jest po prostu wspaniały.

Conner zaproponował Mattie, by włożyła ślubny strój jego matki. Zgodziła się

natychmiast. Teraz, w dniu ich ślubu, stała przed przyjaciółkami w sukni uszytej z delikatnej

skóry łani, ozdobionej polerowanymi muszelkami, przepasanej szarfą obszytą długimi

frędzelkami. Suknia falowała przy każdym kroku, odsłaniając białe, skórzane mokasyny.

Fryzjer w rezerwacie ułożył włosy Mattie zgodnie z tradycją Kolheeków. Dwa grube

warkocze ozdobione drobnymi perłami spływały na ramiona dziewczyny.

– Nie za dużo tych ozdób? – spytała Mattie.

– Wyglądasz jak prawdziwa indiańska księżniczka – zapewniła Gwen. – Conner będzie

zachwycony.

Lori pociągnęła nosem i sięgnęła po chusteczkę.

– Ślub w Wigilię – szepnęła. – Czy może być coś bardziej romantycznego?

– Przestań beczeć – zażądała Mattie – bo zaraz i ja rozpłaczę się jak dziecko.

– Nawet nie próbuj – ostro zaprotestowała Gwen i pogroziła jej palcem. – Popsujesz cały

makijaż.

Rozległo się pukanie do drzwi. Grey wsadził głowę do środka.

– Już czas – poinformował.

Zauważył łzy na twarzy żony, więc podszedł do niej, objął ją czule i pocałował.

– Kochanie, wszystko w porządku?

– Tak, nic mi nie jest – chlipnęła Lori. – Po prostu cieszę się z ich szczęścia.

Rozległ się uroczysty dźwięk bębnów. Grey zerknął znacząco na przejęte przyjaciółki.

– Czas się pokazać. Wszyscy członkowie plemienia czekają – przypomniał.

– Grey, nie ponaglaj mnie! – zawołała Mattie. – I tak cała się trzęsę.

Gdy Conner i Mattie zwrócili się do Josepha z prośbą, by udzielił im ślubu zgodnie z

tradycją Kolheeków, stary szaman spytał, czy chcieliby zaprosić na uroczystość wszystkich

członków plemienia. Wtedy Mattie była zachwycona, ale teraz na myśl, że z jej powodu

zebrał się cały tłum, poczuła drżenie nóg. Przeszła przez hol budynku, w którym mieściło się

centrum kultury Kolheeków. Na końcu czekali jej rodzice. Uśmiechnęła się szeroko na ich

widok. Przywitali się serdecznie.

– Gotowa? – spytał ojciec.

Skinęła głową, zbyt rozemocjonowana, by coś powiedzieć. Matka, wyraźnie przejęta i

wzruszona, też nie mogła wydobyć z siebie słowa. Wręczyła córce kolorowy bukiet polnych

kwiatów. Mattie ruszyła naprzód w otoczeniu rodziców. Uniosła wysoko głowę. Tłum

background image

zaszemrał, po czym ucichł. Słychać było tylko donośny głos bębnów. Joseph wystąpił do

przodu. Jego głowę ozdabiał wspaniały pióropusz misternie wykonany z orlich piór.

Mattie zobaczyła Connera. Wydawało jej się, że serce bije jej głośniej niż bębny. Nie

mogła uwierzyć, że za chwilę zostanie panią Thunder. Conner wyglądał wspaniale. Skórzany,

jasnobrązowy strój bez rękawów podkreślał muskularne ramiona. Długie włosy, przewiązane

kolorową opaską wokół głowy, luźno spadały na ramiona.

Jego czarne oczy spoglądały na pannę młodą z czułością i pożądaniem. A ona nie mogła

opanować radosnego uśmiechu szczęścia. Szła na spotkanie miłości swojego życia.

Późnym wieczorem leżeli nadzy w ciemnościach, rozjaśnionych jedynie nastrojowym

ś

wiatłem świec. Byli zmęczeni i szczęśliwi. Conner uniósł się na łokciu. Pocałował czubek jej

nosa. Powoli dotykał końcami palców jej policzka, szyi, piersi.

– Bardzo jesteś nieszczęśliwa, że nie pojechaliśmy na miesiąc miodowy do jakiegoś

egzotycznego zakątka? – spytał. – Na Bermudy albo do Cancun?

Pokręciła przecząco głową.

– Nie ma piękniejszego miejsca w zimie niż Nowa Anglia – zapewniła z przekonaniem.

– Ale tu jest zimno – zauważył.

Mattie zachichotała w odpowiedzi.

– To dobry pretekst, żeby nie wychodzić spod kołdry.

– Ach, więc o to chodzi – domyślił się Conner.

Uśmiechnął się szeroko i pocałował ją.

– Conner, naprawdę myślisz, że jesteśmy dla siebie stworzeni? – spytała nagle, tuląc się

do niego.

– Jestem pewien – oświadczył i mocno ją przytulił.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Clayton Donna Jezioro utkane z mgiel 03
200 Clayton Donna Jezioro utkane z mgiel
01 Donna Clayton Tajemnica niani
Donna Clayton Nanny in the Nick of Time
725 Harlequin Romans Clayton Donna Miasteczko Smoke Valley 01 Idealny plan
Clayton Donna Tajemnica niani
Clayton, Donna Nicht so stuermisch Hannah
871 Clayton Donna Tajemnica niani
Clayton Donna Szamanka
Clayton Donna Matka chrzestna
Clayton Donna Tajemnica niani
05 GEOLOGIA jezior iatr morza
Warunki tlenowe w jeziorach binowo glinna szmaragdowe
Rzeki i jeziora, GeoGraFia
jeziora polodowcowe w górach Polski, antropogeniczne zmiany rzeźby

więcej podobnych podstron