John Lennon i Yoko Ono (fot. East
News)
Więcej niż miłość
Jak twierdzą świadkowie, związek Lennona i Ono to było coś więcej niż miłość,
a mianowicie - uzależnienie.
"Odchodzę, chcę rozwodu z The Beatles, wszystko skończone!" – taka była w skrócie enuncjacja Johna Lennona
podczas pospiesznie zwołanego zebrania z pozostałymi członkami zespołu jesienią 1969 roku. Co gorsza, na
innym zebraniu w tym samym czasie Lennon oświadczył zdumionym kolegom wprost, że jest Jezusem
Chrystusem.
Dla wszystkich uczestników tych zebrań było oczywiste, że jedna z najpiękniejszych kart w dziejach muzyki rozrywkowej
została zapisana do końca. Tylko wymagania na nowo wynegocjowanego kontraktu z EMI, bardzo intratnego, powstrzymały
całą czwórkę od postawienia finalnej kropki. Tego ostatecznego aktu dokonał – ku wściekłości Lennona – Paul McCartney w
kwietniu 1970 roku, łamiąc zawartą kilka miesięcy wcześniej ze swym partnerem umowę o milczeniu. Swojej furii Lennon
wkrótce później dał ujście w utworze "How Do You Sleep?" z albumu "Imagine", który do dziś pozostaje jednym z najbardziej
jadowitych osobistych ataków personalnych w historii rocka.
Lennon i Yoko - zobacz zdjęcia!
Donos na The Beatles
Na początku stycznia 1971 roku, w słynnym dwuczęściowym wywiadzie dla magazynu "Rolling Stone", Lennon nie pozostawił
suchej nitki na swym dawnym zespole, opisując z detalami – siebie nie szczędząc – jakie to zdeprawowane dranie ukrywały się
pod narzuconą przez menadżera Briana Epsteina fasadą sympatycznych, dowcipnych "chłopców z sąsiedztwa".
Prawdziwi The Beatles – jego zdaniem - to byli The Beatles z czasów chałtur w Hamburgu, gdzie – wmiksowani w tłum
prostytutek i podchmielonych klientów "klubów" – przeszli swój rock'n'rollowy chrzest bojowy. No i z czasów obskurnej piwnicy
The Cavern w Liverpoolu, kiedy istniał ścisły związek między fascynacją muzyką Elvisa Presleya, Carla Perkinsa, Chucka
Berry'ego czy Little Richarda a rytualnymi wojnami między gangami Teddy Boys z odwiecznie zwaśnionych dzielnic portowego
miasta.
Popularniejsi niż Jezus?
Narastająca frustracja Lennona rozwojem kariery The Beatles, którzy mieli być ostrym, zbuntowanym, rock'n'rollowym
zespołem w tradycji lat 50., a stali się pieszczochami grającymi pop dla nastolatek, sprawiła, że od czasów powstawania
pomnikowego, definiującego epokę Swinging London albumu "Sergeant Pepper's Lonely Hearts Club Band", praktycznie
kontrolę nad zespołem przejął Paul McCartney. Nie dlatego, żeby aż tak bardzo tego pragnął, ale dlatego, że jego partner
coraz bardziej wycofywał się z muzycznej aktywności i pogrążał w letargu wywołanym najpierw – jak sam przyznał – przez co
najmniej tysiąc podróży z LSD w tle, a potem w stuporze spowodowanym przez uzależnienie od heroiny i nadużywanie
alkoholu.
Człowiek legenda!
Strona 1 z 2
Więcej niż miłość - Artykuły - Wywiady i Artykuły - Muzyka w Onet.pl
2010-12-09
http://muzyka.onet.pl/10174,1632529,wywiady.html
Koniec drogi
Nie było tajemnicą, że przynajmniej od 1968 roku, po wydaniu tzw. Białego Albumu, zawierającego historię muzyki rockowej i
popularnej w ampułce, The Beatles zmierzali do katastrofy. Aby ratować zespół, w głowie McCartneya narodził się pomysł
powrotu do źródeł i wskrzeszenia dawnego ducha pod szyldem "Get Back" (ostatecznie: "Let It Be"), ale okazał się on porażką.
Nawet błyskotliwość nagranej później płyty "Abbey Road" i sporo świetnych na niej muzycznych momentów nie potrafiły
całkowicie przykryć faktu, że The Beatles nie byli w stanie sprostać wymaganiom nowej epoki rockowych wirtuozów i solistów
spod znaku Cream, The Who, The Jimi Hendrix Experience czy Led Zeppelin.
Strona 2 z 2
Więcej niż miłość - Artykuły - Wywiady i Artykuły - Muzyka w Onet.pl
2010-12-09
http://muzyka.onet.pl/10174,1632529,wywiady.html