1
Sandomierz, sierpień - grudzień 2006 r.
Paweł i Inga
Sandomierz
igolun@wp.pl
Drodzy Bracia!
List ten kierujemy do wszystkich braci, których kochamy i darzymy przyjaźnią, do tych, do których ten
list możemy wysłać. Adresujemy go do członków naszej rodziny w ‘prawdzie’, do braci w naszym zborze w
Sandomierzu oraz do znanych nam braci w innych zborach w Polsce. Pragniemy podzielić się w tym liście
istotnymi spostrzeżeniami. Mają one związek z naszą wspólną nadzieją na życie wieczne. Z uwagi na
ograniczoną pojemność takiego opracowania zamieszczamy w nim tyle, ile jest to możliwe. List ten jest
owocem wielu lat przemyśleń i przeżyć oraz kilku miesięcy intensywnej pracy. Kierujemy go do Was teraz –
z uwagi na zaistniałe ważne okoliczności. Sądzimy, iż zapoznanie się z nim, nie zajmie Wam więcej niż dwa,
trzy wieczory. Mocno wierzymy, że dla niektórych stanie się przyczynkiem do jeszcze większego zbliżenia
z prawdziwym Bogiem, Jehową i jego Synem, Jezusem Chrystusem.
Każdy z nas - piszących i czytających słowa tego listu, w różnych momentach życia spotkał się
z głoszoną Dobrą Nowiną – poprzez słowo mówione lub drukowane – i pod wpływem tego Słowa uświadomił
sobie, że znalazł ‘prawdę’ i postanowił służyć Bogu. W pierwszym etapie zostaliśmy uwolnieni od wielu
błędnych nauk tak, aby na właściwym fundamencie budować chrześcijańska dojrzałość.
Z docenianiem i wdzięcznością dla naszego Boga Jehowy i jego Syna, Jezusa Chrystusa wracamy
myślą do chwil, gdy po raz pierwszy uświadomiliśmy sobie, że dusza jest śmiertelna, że nie ma piekła i że
śmierć to stan niebytu; że Bóg nie jest Trójcą i że posiada wspaniałe imię brzmiące w języku polskim Jehowa,
a Jezus jest podległym mu stworzeniem. Z radością dowiadywaliśmy się, iż Bóg nie porzucił swojego
wieczystego zamierzenia; że Jezus Chrystus oddał swoje życie na okup za wszystkich, aby każdemu z nas
umożliwić zrealizowanie pierwszego i podstawowego pragnienia każdego człowieka – życia wiecznego.
Otuchy dodawały nam wszystkim odkrywane prawdy o zmartwychwstaniu i Królestwie Bożym. W tej chwili
warto wyrazić uznanie i szacunek dla wszystkich osób, które odnalazły te wspaniałe prawdy w Piśmie Świętym
i rozgłosiły je na cały świat, a także dla wszystkich, którzy się wysilali, aby każdego z nas, z osobna,
z tymi prawdami zapoznawać, w wielu przypadkach takimi osobami byli rodzice.
Celem chrześcijanina, po przejściu etapu niemowlęctwa duchowego powinna być, jak wspomnieliśmy,
duchowa dojrzałość, która rodzi się na skutek ciągłego odżywiania się pokarmem stałym - głębokim sprawami
Bożymi - poprzez studium Biblii. Dobrze jest w tej sprawie odznaczać się zarówno w pierwszej dziecięcej, jak
i później w dorosłej fazie chrześcijańskiego życia, usposobieniem, które postawiono nam za wzór,
a mianowicie ‘szlachetnym usposobieniem’, które zgodnie ze słowami apostoła Pawła przejawia się
w ‘gotowości umysłu’ i ‘starannym badaniu Pisma każdego dnia, czy tak się rzeczy mają’ (Dz 17:11). Jest to
bardzo ważne i każdy z nas zdaje sobie z tego sprawę. Ale w związku z tym, pojawia się pytanie – czy istotnie
mam takie usposobienie, które wyraża się w zwyczaju codziennego, głębokiego i wnikliwego studium
Słowa Bożego? Każdy z nas powinien sam sobie, przed Bogiem, który przygląda się ‘w ukryciu’ odpowiedzieć
na to pytanie (Mt 6:4, 18). Jest jeszcze jedna kwestia, nastawienie Berejczyków – ‘czy tak się rzeczy mają’.
Można rzec, iż doza krytycyzmu w stosunku do słów Pawła i Sylasa głoszących Słowo Boże była jak
najbardziej na miejscu; krytycyzmu, któremu przyświecał cel – jeszcze dokładniejsze poznanie Boga.
I w związku z tym wyłania się kolejne pytanie – czy i Ty rzeczywiście sprawdzasz ‘czy tak się rzeczy mają’?
Jak odpowiesz Bogu na to pytanie, gdy cię zapyta? Oczywiście zakres osobistych badań jest sprawą własnej
decyzji.
I tak doszliśmy do kluczowego momentu tego listu, a mianowicie pytania, w jakim celu go piszemy?
Znowu musimy wrócić do przykładu Berejczyków. Oboje dokładaliśmy starań, aby odznaczać się takim
usposobieniem. Dążyliśmy do uczynienia naszym zwyczajem codzienne badanie Biblii, czyniliśmy to
z myślą, aby jeszcze bardziej zbliżyć się do Boga Jehowy i jego Syna, Jezusa Chrystusa. Osiągnięcie tej
bliskości jest szczególnie ważne teraz, w przededniu wydarzeń, które przyjdą na wszystkich mieszkańców
ziemi. Do czego badania te nas zaprowadziły? Chcielibyśmy wam teraz o tym opowiedzieć – opowiedzieć
o tym, co zaobserwowaliśmy oraz przedstawić wnioski, do których w związku z tą analizą doszliśmy.
2
Przeprowadzone badania zrodziły kilka niezwykle ważnych pytań i zaskakujących wniosków. Uważamy,
iż naszym chrześcijańskim obowiązkiem jest podzielić się z wami naszymi przemyśleniami. Szczerze mówiąc
pytania te w którymś momencie staną przed każdym chrześcijaninem lub zostaną mu postawione. Bez
odpowiedzi na nie, nie będzie mógł dalej uczciwie służyć Bogu.
Uprzejmie prosimy rozważyć ten list i ocenić zawarte w nim myśli i wnioski stosując niniejsze zasady
biblijne:
„Gdy ktoś odpowiada w jakiejś sprawie, zanim jej wysłucha, jest to jego głupota i upokorzenie.” (Prz 18:13)
"Czyż nasze prawo osądza człowieka, jeśli go najpierw nie wysłucha i się nie dowie, co on czyni?" (Jn 7:51)
„Upewniajcie się o wszystkim; mocno trzymajcie się tego, co szlachetne.” (1 Tes 5:21)
„Umiłowani, nie każdej natchnionej wypowiedzi wierzcie, lecz sprawdzajcie natchnione wypowiedzi, czy
pochodzą od Boga, ponieważ wyszło na świat wielu fałszywych proroków.” (1 Jn 4:1)
Pierwsze zagadnienie, które chcielibyśmy omówić dotyczy krwi. Rok temu, w okresie zimowym,
w ramach zebrań Naszej Służby Królestwa przypominaliśmy sobie o mogących nadejść próbach wiary
w szpitalu. Było tak w związku z opublikowaniem nowych oświadczeń dla służby zdrowia. Analizowaliśmy
punkt zatytułowany „Czy twoje dziecko potrafi podjąć dojrzałą decyzję?” Artykuł ten był dla nas pobudką, aby
powtórnie przypomnieć sobie myśli z chrześcijańskich publikacji na temat Bożego poglądu na krew.
Zagadnienia w nich przedstawione omawialiśmy z myślą o wzmocnieniu naszej wiary tak, aby być
przygotowanym na ewentualną próbę wiary w szpitalu. Były to m.in.: „Pytania czytelników” ze Strażnicy z 15
sierpnia 1989 r. (nr 16); „Jak krew może ocalić życie” ze Strażnicy z 15 czerwca 1991 r. (nr 12); „Pytania
czytelników” ze Strażnicy z 15 czerwca 2004 r. (nr 12); „Jak krew może ocalić twoje życie?”; „Prowadzenie
rozmów na podstawie pism”. Oto, jaki pojawił się problem w związku z tą analizą.
W Strażnicy z 15 sierpnia 1989 r. w „Pytaniach czytelników” omówiono kwestię stosowania
u Świadków Jehowy autotransfuzji. Wyrażono tam pogląd, iż ta metoda jest NIE do przyjęcia. Podstawowym
argumentem przeciw autotransfuzji jest tu zakaz z Prawa Mojżeszowego zawarty w księgach Kapłańskiej
17:13,14 oraz Powtórzonego Prawa 12:22-24, mówiący o tym, iż krew zabitego zwierzęcia należało „wylać na
ziemię jak wodę”. Argument ten jest poprzedzony odwołaniem się do Dziejów Apostolskich 15:28,29,
w których czytamy m.in., aby „powstrzymywać się od (...) krwi”, oraz jednoczesnym podkreśleniem
podstawowej prawdy, że chrześcijanie nie podlegają Prawu Mojżeszowemu.
W związku z powyższym zauważyliśmy kilka rzeczy. Po pierwsze, Prawo Mojżeszowe mówiło
o wylewaniu krwi zwierząt pozbawianych życia (zarzynanych), zaś w przypadku stosowania krwi
autologicznej przez pacjenta, mamy sytuację, w której dana osoba nie utraciła swego życia, nadal żyje.
W związku z tym, czy do tej sytuacji można odnosić przykazanie wylania krwi, jeśli pacjent ciągle żyje? Jak
pogodzić argument przedstawiony w artykule z tym faktem? Jak zwrócić życie, które nie ustało?
Po drugie, artykuł sugeruje jeszcze jedno znaczenie przykazania, co do wylania krwi,
a mianowicie, że jeśli tylko krew znajdzie się na zewnątrz organizmu – to bez względu, czy dalej on żyje czy
nie – to nie można jej już ponownie do niego wprowadzić. Czy rzeczywiście w przedmiotowym przykazaniu
chodzi o to, że krew znalazła się na zewnątrz organizmu, czy też raczej, że ustało w nim życie?
Po trzecie, w omówieniu metody odciągania krwi z pola operacyjnego pacjenta i ponownym
wprowadzaniu jej do organizmu znajduje się niekonsekwencja - otóż jej stosowanie pozostawia się wyłącznie
sumieniu chrześcijanina, ponieważ, jak się twierdzi, nie ma pewności, co do tego czy taka krew opuściła
organizm. W związku z tym pojawia się co najmniej jedno pytanie – jak powtórnie wprowadzić do organizmu
krew, która „chyba” go nie opuściła?
Po czwarte, jak przyznano w artykule, chrześcijanie nie podlegają Prawu Mojżeszowemu. Jednocześnie
daje się w nim zauważyć wyjątkowo duży nacisk, aby jednak kierować się wytycznymi tego Prawa, co do
wylania krwi. Spotykany argument, że chodzi tu po prostu o zasadę (a nie przykazanie), która kryje się w tym
zapisie Prawa, również nie jest trafny, ponieważ artykuł nie powołuje się na zasadę: zwróć Bogu życie (por. Łk
23:46), ale na konkretną czynność, do której byli zobowiązani tylko śydzi: wylej krew na ziemię i przysyp ją
3
ziemią. W tym momencie rodzi się zasadnicze pytanie - czy podjęcie decyzji chrześcijanina o zastosowaniu
krwi autologicznej, nie powinno być także pozostawione wyłącznie sumieniu danej osoby?
Tak poczynione spostrzeżenia wzbudziły nasze wątpliwości. Tradycyjne argumenty straciły swą moc.
Zauważone i wymienione niekonsekwencje spowodowały, że problematyką krwi zajęliśmy się w szerszym
zakresie. Dlaczego nie przyjmujemy krwi? Jakie są główne powody ku temu? Wymieńmy trzy zasadnicze
fragmenty Pisma Świętego mówiące o krwi, na których opieramy Nasze przekonanie:
„Wszelkie poruszające się zwierzę, które żyje, może służyć wam za pokarm. Tak jak zieloną roślinność daję
wam to wszystko. Tylko mięsa z jego duszą – jego krwią – nie wolno wam jeść.” (Rodzaju 9:3,4)
„I nie wolno wam jeść żadnej krwi – czy to z ptaka, czy z czworonożnego zwierzęcia,
w żadnym z miejsc, gdzie mieszkacie. Każda dusza, która spożywa jakąkolwiek krew, dusza ta zostanie
zgładzona spośród swego ludu.” (Kapłańska 7:26,27)
„Albowiem duch święty i my sam uznaliśmy za słuszne nie nakładać na was dodatkowego brzemienia, z
wyjątkiem następujących rzeczy koniecznych: macie powstrzymywać się od tego, co ofiarowano bożkom,
i od krwi, i od tego, co uduszone, i od rozpusty. Jeśli będziecie się tego starannie wystrzegać, dobrze się wam
powiedzie. Bądźcie zdrowi.” (Dz 15:28,29)
Obecne zrozumienie przytoczonych fragmentów Biblii sprowadza się, jak zauważyliśmy, do pięciu
zasadniczych myśli powtarzających się publikacjach: po pierwsze wg Rodzaju 9:3,4 zakaz spożywania krwi
odnosi się zarówno do krwi zwierzęcej jak i do ludzkiej, dotyczy wszystkich ludzi i jest wieczny; po drugie,
w Kapłańskiej 7:26,27 mamy potwierdzenie, że chodzi o krew zwierzęcą i ludzką; po trzecie, Dz 15:28,29 są
kolejnym potwierdzeniem, że chodzi także o krew ludzką i że dalej to obowiązuje wszystkich chrześcijan;
po czwarte, skoro zakaz co do krwi wyrażono najpierw za czasów patriarchów, później w Prawie
Mojżeszowym i następnie chrześcijanom, to znaczy, że jest to jeden niezmienny zakaz; i po piąte, zakaz ten,
obejmuje także konieczność wystrzegania się innych sposobów podtrzymywania życia za pomocą krwi,
np. przez transfuzję.
Uważamy za stosowne przyjrzeć się fragmentowi z Rodzaju 9:3,4. Czy jest tu mowa także o krwi
ludzkiej? Czy prawo to nadal obowiązuje? Co mówią na ten temat wymienione wcześniej wydawnictwa?
W broszurze „Jak krew może ocalić twoje życie?” w rozdziale „Krew – niezbędna do życia”, na s. 3,
przy wymienianiu najwcześniejszych wzmianek o krwi, wspominano o zakazie z Rodzaju 9:3,4. Wspomniano
tam także o morderstwie i powołano się na księgę Rodzaju 9:3-6, i nagle, w jednym zdaniu, bez uzasadnienia,
wprowadzono myśl o krwi ludzkiej. Można przypuszczać, że wg autorów broszury takim uzasadnieniem, ma
być kontekst – Rodzaju 9:5,6, w którym traktuje się o morderstwie i karze za nie. Takie posunięcie
wywołuje wrażenie, iż przymierze z Noem, faktycznie odnosi się również do spożywania krwi ludzkiej.
Czy rzeczywiście? Fakt, iż prawo to mówi o stosunku Boga do morderstwa i o późniejszych konsekwencjach
takiego czynu, wcale nie upoważnia nas do wnioskowania, że ten Jego stosunek do zabójstwa i pozwolenie na
spożywanie mięsa zabitych zwierząt, ale po uprzednim wylaniu krwi, dotyczy również krwi ludzkiej - miałoby
to sens tylko w przypadku dopuszczenia kanibalizmu. Uważamy, jeśli chce się wykazać, że jest jakiś nakaz
powstrzymywania od krwi ludzkiej, to trzeba szukać głębiej i dalej.
W kontekście pytania - czy prawo to nadal obowiązuje, daje się zauważyć, iż w omawianym
fragmencie broszury pominięto jego trzeci człon - wiersz 9:7, tj. nakaz co do płodności i napełniania ziemi
potomstwem. Dlaczego o nim nie wspomniano? Jaki ma on związek z ważnością prawa co do krwi?
Otóż, stojąc na stanowisku, że dwa pierwsze przykazania (szczególnie pierwsze) są nadal aktualne,
należałoby logicznie przyjąć, że trzecie jest również obowiązujące, gdyż stanowią one jedną całość (podobna
zasad obowiązuje w odniesieniu do Prawa Mojżeszowego – było to jedno prawo stanowiące jedną całość, por.
Gal 5:3). Jakie jest stanowisko Towarzystwa Strażnica w kwestii wydawania potomstwa? – przeczytaj i
rozważ artykuł „Dlaczego nie mają dzieci?” ze Strażnicy z 1 sierpnia 2000 r. (nr 15). W jakim duchu
przemawia ten artykuł? Zachęca do posiadania potomstwa czy sugeruje coś przeciwnego? A jaki stosunek do
zapobiegania ciąży ma Towarzystwo Strażnica? W tym świetle, wniosek byłby jeden, przykazanie co do
rozradzania się, nie obowiązuje. Potwierdzałby to także 1 List do Koryntian 7:1,2,7,8, werset 2 wręcz mówi, że
chrześcijanin powinien mieć małżonka, ale z uwagi na niebezpieczeństwo rozpusty a nie z obowiązku
4
wydawania potomstwa (por. także Mt 19:12). Czy w związku z tym, możemy upierać się, że prawo co do krwi
z księgi Rodzaju 9:3,4, na pewno dalej obowiązuje? Weźmy jeszcze pod uwagę stosunek do małżeństwa i
wydawania potomstwa upowszechniany przez prezesa J. Rutherford’a w latach 40-tych w książce
„Dzieci”. Publikacja to opowiadała o parze narzeczonych, którzy postanawiają nie pobierać się i nie wydawać
potomstwa, aż do Armagedonu.
Podsumujmy, jeśli twierdzimy, że zakaz co do krwi obowiązuje to, dlaczego jednocześnie twierdzimy,
że nakaz co do wydawania potomstwa nie obowiązuje? I odwrotnie, jeśli uważamy, że nie jesteśmy pod
nakazem co do wydawania potomstwa to, dlaczego twierdzimy, że nie możemy spożywać krwi? (nad
pytaniem, czy nakaz apostołów z Dz 15:28,29 potwierdza ciągłość prawa co do krwi danego Noemu
zastanowimy się nieco dalej).
Przejdźmy teraz do kwestii krwi w Prawie Mojżeszowym. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że
mówiło ono jednoznacznie: „nie wolno wam jeść żadnej krwi”. Zakaz ten odnosił się do Izraelitów, prozelitów,
jak również do pogan mieszkających pośród nich (Kpł 3:17, 17:10-12, 19:26, Pwt 12:16). Jakiej krwi Prawo
zabraniało spożywać? W książce „Prowadzenie rozmów na podstawie Pism” w rozdziale „Krew” na str. 140
znajduje się, podobnie zadane pytanie: „Czy zakaz biblijny dotyczy także krwi ludzkiej?” oraz od razu udzielona
odpowiedź: „Oczywiście, i pierwsi chrześcijanie tak właśnie rozumieli.” Głównym tego dowódem ma być
argument (po przedstawieniu wypowiedzi Tertuliana), mówiący o tym, iż sformułowanie z Kapłańskiej 17:10
„jakakolwiek krew” mieści w sobie również myśl o krwi ludzkiej. Sprawdźmy to.
Wyrażenie „jakakolwiek krew” pada w księdze Kapłańskiej 17:10 w kontekście polowań na zwierzęta,
ich zarzynania, ale przede wszystkim w bezpośrednim kontekście wersetu 11, który mówi: „Bo dusza ciała jest
we krwi, a ja dałem ją na ołtarz, abyście dokonywali przebłagania za swe dusze, gdyż to krew dokonuje
przebłagania dzięki duszy, która w niej jest”. O czyjej krwi tu mowa? Czyją krwią dokonywano przebłagania
na ołtarzu? Ludzką czy zwierzęcą? Wróćmy do Kapłańskiej 7:26,27: „I nie wolno wam jeść żadnej krwi – czy
to z ptaka, czy z czworonożnego zwierzęcia, w żadnym z miejsc, gdzie mieszkacie. Każda dusza, która spożywa
jakąkolwiek krew, dusza ta zostanie zgładzona spośród swego ludu.” Określenia ‘żadna’, ‘jakakolwiek’ odnosi
się po prostu do różnych gatunków zwierząt. Prawo nie zabraniało spożywania krwi ludzkiej jako pokarmu,
podobnie jak i ludzkiego mięsa, ponieważ taki zakaz był i jest zawarty w prawie naturalnym, nie zależnym
od Prawa Mojżeszowego.
W strażnicy z 15 czerwca 1991 r. we wspomnianym artykule „Jak krew może ocalić życie” dotyczącym
nakazu powstrzymywania się od krwi, w akapicie 7, na s. 9 przytoczono pewien argument na rzecz
powyższego nakazu. Podaje się w nim, że w związku z tym, że Jezus Chrystus zostawił nam wzór
do naśladowania, to w zakres kroczenia jego śladami wchodzi powstrzymywanie się od krwi, jako że on sam –
jako doskonały Izraelita poddany Prawu Mojżeszowemu, nigdy tego prawa w odniesieniu do krwi nie złamał.
Podobną myśl znajdujemy w broszurze „Jak krew może ocalić twoje życie?”, w akapicie 2, na s. 5 (idąc tym
tokiem rozumowania powinniśmy głosić, że należy przestrzegać sabatu ponieważ Jezus, jako podległy Prawu
go przestrzegał). Czy nie natrafiamy w tym przykładzie na pewien błąd rozumowania? Czy naśladownictwo
Jezusa oznacza dokładne przestrzeganie litery wymogów Prawa, od których on swoją śmiercią nas uwolnił?
Czy też, raczej naśladowanie go oznacza kierowanie się zasadami i duchem, które legły u podstaw tego Prawa,
tj. miłością do Boga i bliźniego? Jak pogodzić taką zachętę, co do trzymania się pewnych elementów Prawa,
z całokształtem nauki apostolskiej na ten temat wyrażonej np. w Liście do Rzymian 10:4, że „Chrystus jest
końcem Prawa”, czy w Liście do Galatów 3:25, iż „Nie podlegamy już wychowawcy”?
Mówi się, że krew jest symbolem życia, że reprezentuje życie jako takie i w związku
z tym, Bóg zarezerwował ją wyłącznie w celach przebłagania. Wielu braci chcąc uszanować ten symbol życia
oddało swoje życie w szpitalach. W związku z tym rodzi się pytanie, dlaczego symbol życia jest ważniejszy
od życia, które reprezentuje?
Czy rzeczywiście każda ludzka krew symbolizuje życie? Czy też, może tylko krew zwierząt była
pierwotnie takim symbolem, aż do czasu, kiedy złożono ‘raz na zawsze’ doskonałą ofiarę
z ciała i krwi Jezusa Chrystusa? A kiedy już ta ofiara została złożona, jeden z ‘cieni rzeczy przyszłych’ -
rezerwacja krwi zwierząt wyłącznie do celów ofiarnych, wskazująca na ‘większą krew’ Chrystusa spełniła
swoje zadanie? Nie zauważamy analogii pomiędzy przelaną krwią Jezusa, a krwią pozostałych ludzi - takiej
analogii, jaka była pomiędzy jego krwią, a krwią zwierząt ofiarnych w Prawie Mojżeszowym.
5
Wreszcie, jeśli zakaz co do krwi ludzkiej nie jest wprost wyrażony w Prawie, to może kierując się
prawem naturalnym powinniśmy dojść do wniosku, że nie powinno się jeść krwi ludzkiej, jako że wystrzegamy
się kanibalizmu. Na pewno tak, ale z jednym zastrzeżeniem - krew ludzką stosuje się jako transfuzję, czyli
przeszczep (a nie jako pokarm), podobnie jak to ma miejsce w przypadku innych narządów (np. serca),
a których transplantacje nie są kanibalizmem, co do których decyzję pozostawiono już sumieniu
poszczególnych chrześcijan.
Przejdźmy teraz do kluczowego dla chrześcijan fragmentu z Dz 15:28,29. Czy obowiązuje on nadal
i to wszystkich ludzi? W trakcie jego lektury od razu można zauważyć, że wymieniono tylko cztery zakazy jako
odpowiedź na zarzut, iż chrześcijanie pochodzenia pogańskiego powinni przestrzegać całego Prawa
Mojżeszowego (Dz 15:1,5). I czy to nie dziwne, że zestawiono ze sobą trzy rzeczy związane z jedzeniem
i rozpustę – trochę jakby do reszty nie pasowała? Dlaczego? Co wreszcie oznacza w tym kontekście
wypowiedź, że Mojżesz „miał w jednym mieście po drugim tych, którzy go głoszą”? Uważamy, że warto
zbadać te kwestie.
Apostołowie nie ulegli naciskom i nie nakazali przestrzegania całego Prawa, ale tylko czterech
przykazań. Dlaczego tylko czterech? W liście wymieniono po kolei: rzeczy ofiarowane bożkom, krew, rzeczy
uduszone i rozpustę. Ta kolejność, przy uwzględnieniu faktu, że chodzi o Prawo Mojżeszowe, przywodzi nam
na myśl księgę Kapłańską rozdz. 17 i 18. Jest tu mowa o prawach obowiązujących śydów, ale również ludzi z
narodów mieszkających pośród nich (nie-Prozelitów). Zakazy te są wymienione w takiej samej kolejności jak
w liście apostołów. Widać stąd wyraźnie, że apostołowie i starsi kierowali się tymi fragmentami Prawa pisząc
swoje słowa. Co chcieli przez to powiedzieć?
Jest jasne, że na głosy domagające się obrzezania i zachowywania Prawa Mojżeszowego przez nowo
nawróconych chrześcijan z narodów, nie odpowiedziano kategorycznie: „czemuż to chcecie wracać do słabych
i nędznych żywiołów, którym ponownie, jak dawniej chcecie służyć?”(Gal 4:9, BW). Raczej apostołom i
starszym zależało na tym, aby braci pochodzenia żydowskiego o słabym zrozumieniu i sumieniu,
przyzwyczajonych do przestrzegania Prawa nie zgorszyć, dlatego też - jak wiele na to wskazuje - z myślą o
zachowaniu pokoju i jedności w zborach, gdzie ten problem wówczas się wyłonił (np. w zborach w Antiochii,
Syrii i Cylicji) lub gdzie mógł się wyłonić, znaleźli wyjście pośrednie, a mianowicie zachęcili chrześcijan z
narodów do zastosowania się do fragmentów Prawa odnoszących się także do nie-Izraelitów, ale tylko w
jednym określonym celu – z myślą o sumieniu braci żydowskich (por. List do Rzymian 14 rozdz.). Poprzez
takie rozsądne podejście dali wszystkim zainteresowanym możliwość osiągnięcia chrześcijańskiej dojrzałości.
Z jednej strony nie wywołali fałszywego wrażenia, że należy nadal przestrzegać całego Prawa, z drugiej strony
uspokoili słabe sumienia współchrześcijan pochodzenia żydowskiego. Wydaje się, że ich postanowienia miały
moc obowiązującą do czasu spełnienia właśnie tego celu. Dla braci z pogan takie rozstrzygnięcie również było
zrozumiałe, ponieważ, jak wskazują na to słowa z Dz 15:21, wielokrotnie wcześniej mogli usłyszeć o
wymogach Prawa odnoszących się do nich (ludzi z narodów), a czytanych publicznie w synagogach – właśnie
z księgi Kapłańskiej rozdz. 17 i 18.
A co z rozpustą? W świetle powyższego jest zrozumiałe, dlaczego w liście znalazła się wzmianka
o rozpuście, ponieważ była wymieniona we wszelkich swoich postaciach w księdze Kapłańskiej razem
z pozostałymi omawianymi wymogami, skierowanymi również do nie-Izraelitów. Rozpusta, np. w formie
prostytucji świątynnej, była wówczas szeroko znana ludom pogańskim. Naśladowcy Jezusa, do których był
skierowany list apostolski, wywodzący się z pogan wiedzieli w czym rzecz. Oczywiście, chrześcijanie
wystrzegają się rozpusty ze wszelkimi jej odmianami, ale nie dlatego, że tak nakazywało Prawo Mojżeszowe,
ale dlatego, że wynika z zasady, na której oparto to Prawo oraz z celu uświęcenia jaki Nam postawiono
(np. 1 Kor 6:15-20).
Co jeszcze dodatkowo mogłoby wskazywać na przypuszczenie, że przedmiotowy list już nie
obowiązuje? Również apostoł Paweł w 1 Liście do Koryntian, w rozdz. 8 omawia sprawę rzeczy ofiarowanych
bożkom, w wersecie 10 wprost sugeruje, że chrześcijanin, który je w zgodzie ze swoim sumieniem pokarmy
ofiarowane bałwanom, źle postępuje tylko w sytuacji, jeśli może dać przez to powód do zgorszenia bratu,
któremu sumienie tego zabrania i który nie zrozumiał prawdy omawianej przez apostoła w wersetach 6:12,13
i w Liście do Rzymian 14:14.
W broszurze „Jak krew może ocalić twoje życie?” w podtytule „Krew a prawdziwi chrześcijanie” na
s. 5, jako jeden z dowodów na to, że nakaz co do krwi, wyrażony w Rodzaju 9:4 nadal obowiązuje, podano,
6
iż Jakub, jeden z uczestników narady w Jerozolimie, „powołał się na pisma, w których były nakazy dane Noemu
oraz narodowi izraelskiemu”. Takie postawienie sprawy prowadzi każdego, niezorientowanego do wniosku, że
apostołowie rozstrzygnęli dylemat właśnie powołując się na Rodzaju 9:4. Otóż, w księdze Dziejów
Apostolskich zupełnie nigdzie, a już w rozdz. 15 na pewno, nie spotykamy powoływania się na prawo dane
Noemu (przeczytaj całe Dzieje Apostolskie lub co najmniej rozdz. 15). Prawdą natomiast jest, że powołano się
na prawa dane narodowi izraelskiemu (jak to już wykazano), ale to stawia sprawę w zupełnie innym świetle.
Dlaczego, wobec tego stosuje się tak mylny argument w tak ważnej sprawie? Czyżby było ich tak mało, że
trudno jest udowodnić ciągłość prawa z Rodzaju 9:4? Dlaczego publikacje twierdzą, że postanowienie
apostołów i starszych jest kontynuacją tego prawa, jeśli oni w ogóle się do niego nie odwoływali? Dlaczego
apostołowie i starsi nie powołali się na to prawo?
W „Pytaniach czytelników” w Strażnicy nr 12/2004 r. omówiono kwestię frakcji krwi.
W artykule słusznie zauważono, że wyjątkowo szybki rozwój zawansowanych technik medycznych
przetwarzania krwi i wykorzystywania jej frakcji w leczeniu stawia często chrześcijan wobec wielu trudnych
pytań, np. na jaką metodę leczenia się zgodzić i jakie lekarstwo przyjąć? Wychodząc naprzeciw takim
potrzebom przypomniano stosunek Świadków Jehowy do krwi pełnej i jej podstawowych części: krwinek
białych, czerwonych, płytkowych i osocza, wskazując jednocześnie, że kwestia przyjmowania jeszcze
mniejszych części krwi, tj. frakcji jest już sprawą sumienia. W związku z tym pojawia się zasadnicze pytanie,
które dobrze ilustruje analogiczny przykład: chrześcijanie zgodnie z zasadą z Listu do Efezjan 4:28 nie kradną,
dlatego w obecnym świecie są wystawieni na liczne próby - samochodu nikt z Nas nie ukradnie, ale czy
kradzież z niego kilku małych śrubek to już kwestia tylko sumienia?
Gwoli komentarza do tego tematu, jeśli miarą naszego sumienia jest procentowy udział danej części
krwi w niej samej, to jak wybrnąć z poniższej sprzeczności. Nie przyjmujemy osocza jako jednego
z czterech głównych składników krwi, osocze zaś składa się w ok. 93% z wody i z 7% frakcji (albuminy,
globuliny, fibrynogen, czynniki krzepnięcia i inne), a te możemy przyjmować zależnie od indywidualnej
decyzji. Czyli, z jednej strony, gdy wymienione frakcje są połączone z wodą, to nie możemy ich przyjmować,
a z drugiej strony, gdy są już bez wody i oddzielone od siebie, to możemy je przyjmować?
Jest jeszcze co najmniej jeden problem, nie do końca wyjaśniony. W książce „Czego naprawdę uczy
Biblia?” w rozdz. 13 pt. „Boży pogląd na życie” na s. 130-131, znajdujemy porównanie transfuzji do dożylnego
przyjmowania alkoholu (podobny znajduje się w książce „Prowadzenie rozmów(...)” na str. 141. I jest to
właściwie jedyne porównanie, którym próbuje się udowodnić poprzez unaocznienie, że zakaz przyjmowania
krwi obejmuje również jej transfuzje. Wydaje się jednak, że nie uwzględniono tu faktu, że przedmiotem tematu
nie jest krew zwierzęca, a krew ludzka, a ta przecież nie jest z natury pokarmem, w przeciwieństwie do
alkoholu, który jest pokarmem (alkohol jest formą cukru i nie rozpada się w tej postaci na mniejsze części,
dlatego może być podawany bezpośrednio do krwi). Transfuzja krwi to przeszczep obcej tkanki, nie zaś
karmienie dożylne, podobnie jak przeszczep serca to nie jego spożywanie. Nauka i medycyna potwierdza, że
transfuzja krwi to transplantacja tkanki łącznej a nie podanie substancji odżywczej. Czy w związku z tym
stosowne jest używanie takich porównań? Inny przykład pomaga zauważyć nieadekwatność przykładu
o alkoholu: załóżmy, że lekarz zakazał ci jedzenia mięsa – czy to oznacza, że nie możesz również zgodzić się
na przeszczep nerki? Albo jeszcze inny: lubisz jeść zupę ogórkową, czy podasz sobie ją dożylnie?
Podsumowując – jak wcześniej przypomnieliśmy, w Biblii mamy trzy miejsca, w których występują
wzmianki o zakazie spożywania krwi: prawo dane Noemu (Rodzaju 9:3-7), Prawo Mojżeszowe (np. Kapłańska
17:10-14) i rozstrzygnięcie apostołów (Dz 15:28,29). Prawo dane Noemu mówi wyłącznie o zakazie
spożywania krwi zwierzęcej i jak wskazuje na to jego trzeci element „bądźcie płodni” prawdopodobnie nie
obowiązuje. Prawo Mojżeszowe dotyczyło wyłącznie Izraelitów, a jego część, także pogan mieszkających
pomiędzy nimi. Prawo to, jako zbiór sztywnych przepisów, nie obowiązuje - uwolnił nas od niego Chrystus.
A co do postanowienia apostołów, to dotyczyło ono tylko wąskiej grupy chrześcijan w określonym czasie
i miejscu, i raczej z niego nie wynika, że prawo dane Noemu odnośnie krwi zwierząt jest nadal obowiązujące
(kontekst tego postanowienia: rzeczy ofiarowane bałwanom, czyli pokarmy, głównie mięso i to, co uduszone –
zwierzęta, jest oczywisty, chodzi o krew jako pokarm). Jeśli jest inaczej i jeśli to my popełniamy jakiś błąd
w naszych rozważaniach - niech ktoś to udowodni. Czy zakaz, od którego często zależy nasze życie w dobie
współczesnej medycyny, nie byłby przez Boga jednoznacznie wyrażony? Dlaczego należy do niego dochodzić
niejako ‘od tyłu’?
7
Przez wiele lat byliśmy przekonani, że również w kilku innych religiach na świecie,
tj. w judaizmie i islamie, gdzie obowiązuje zakaz spożywania krwi zwierzęcej, nie używa się krwi ludzkiej.
Jakież było nasze zaskoczenie, gdy dowiedzieliśmy się, że religie te, jednak nie rozumieją tego zakazu w ten
sposób. Dlaczego?
Chcielibyśmy zwrócić uwagę na jeszcze jedno zagadnienie. W książce „Świadkowie Jehowy głosiciele
Królestwa Bożego” na s. 183 czytamy:, „Gdy transfuzje zaczęły się upowszechniać, Strażnica z 1 lipca 1945
r. szczegółowo objaśniła chrześcijański pogląd na świętość krwi.” Można powiedzieć, że dopiero od tej pory
Towarzystwo Strażnica zaczęło upowszechniać krytyczny stosunek do transfuzji krwi, zaś dopiero w 1961 r.
wprowadziło wykluczanie osób, które zdecydowały się na nią. W związku z powyższym rodzi się
pytanie: jak sprawa wyglądała do roku 1945? Niech zilustruje to urywek z czasopisma Nowy Dzień nr
3 z 1936 r. (ówczesne Przebudźcie się!): „Transfuzja krwi jest dzisiaj już w codziennym użyciu (...). Wielu
ludzi mogłoby czuć pewną instynktowną odrazę do takiej operacji (...). Ale kiedy się nad tym zastanowimy,
dojdziemy do wniosku, że jest to wynalazek mogący oddać ludzkości wielkie usługi. Krew jednego zmarłego
może ratować życie kilkunastu umierającym. Ten jedynie wzgląd powinien już przekonać wszystkich do tego
rodzaju operacji, która w istocie swojej nie ma nic zdrożnego.” Ten punkt widzenia autoryzował, aż do 1945 r.
„niewolnik wierny i roztropny”. A teraz pytanie podstawowe – jak to było możliwe, że Chrystus jako głowa
zboru akceptował takie nauki i przez długi czas nie dawał nowego „światła”? Pytanie to nabiera szczególnej
wymowy, kiedy uświadomimy sobie, iż obecnie, wg aktualnych nauk „niewolnika”, nie jest możliwe zbawienie
człowieka o takich przekonaniach co do transfuzji.
Co jest powodem, dla którego tak szczegółowo omawiamy zagadnienie krwi? W chwili obecnej jest to
jedna z najważniejszych i najbardziej charakterystycznych nauk „niewolnika wiernego i roztropnego”. Wiąże
się ona z wręcz nieprawdopodobną odpowiedzialnością, zarówno ze strony „niewolnika” jak
i poszczególnych braci. „Niewolnik” w założeniu chce być wierny prawdzie i w sposób zgodny z prawdą chce
objaśniać zasady biblijne. W sytuacji, w której myliłby się w kwestii krwi – bierze na siebie przeogromną winę
krwi, tj. odpowiada przed Bogiem za niepotrzebną śmierć co najmniej kilku tysięcy braci, którzy w dobrej
wierze odmówili transfuzji krwi. Odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponosiliby również pojedynczy
chrześcijanie bezkrytycznie ufający „niewolnikowi”. Jak by na to nie patrzeć, sytuacja „niewolnika” byłaby
wtedy bardzo trudna – jeśli chciałby porzucić naukę o krwi, czym przyznałby się przed wszystkimi do swojego
błędu, prawdopodobnie spowodowałby przez to rozpad naszego ogólnoświatowego braterstwa; jeśli chciałby
przy niej pozostać, wówczas znalazłby się rękach Boga żywego, a z nim wszyscy którzy mu ufają.
Zatoczyliśmy pewne koło – rozpoczęte szczerym pragnieniem wzmocnienia wiary na wypadek próby
wiary w szpitalu, a zakończone prawie nieoczekiwanymi odkryciami. Prawie nieoczekiwanymi, ponieważ
przez wiele lat temat zakazu transfuzji, co prawda nie wywoływał u nas świadomego protestu, ale powodował
delikatne podświadome „mrowienie”. Wówczas nie wiedzieliśmy, dlaczego tak się dzieje, dzisiaj natomiast
wiemy. Podsumowując - nasze przekonanie, co do poprawności wykładni wypowiedzi Pisma Świętego
na temat krwi - iż dotyczy to także krwi ludzkiej i jej transfuzji - nie wzmocniło się. Stwierdzamy, że ’tak się
rzeczy’ nie mają. Do jakich wniosków wy, bracia, doszliście? Uważamy, że w związku z wyżej
przedstawionymi nieścisłościami co do nauki o krwi oraz w związku z własną odpowiedzialnością przed
Bogiem, nie możemy dłużej pozostawać bezkrytyczni w stosunku do Towarzystwa Strażnica.
Z tematem krwi i życia teraźniejszego łączy się temat życia wiecznego. Prawie wszyscy mamy nadzieję
na życie w raju na ziemi. Czujemy się członkami „wielkiej rzeszy”. Naszą nadzieję wzmacniamy przez
studiowanie Biblii. Także w odniesieniu do tej nadziei upewniliśmy się ‘czy tak się rzeczy mają’. W trakcie
wnikliwego studium wyłoniła się spora niespodzianka. Otóż w księdze Objawienia natknęliśmy się na często
do tej pory przeoczany werset 19:1, a nim na sformułowanie „ogromna rzesza w niebie”. W odniesieniu do
tego tekstu naturalną koleją rzeczy zrodziły się nam poniższe pytania: o jaką tu ‘rzeszę’ chodzi? Dlaczego
znajduje się ona w niebie? Czy ma ona jakiś związek z „wielką rzeszą” z wersetu 7:9? Jak zauważyliśmy,
ogółem w księdze Objawienia występują cztery wersety, w których użyto słowa „rzesza”, są to: 7:9, 17:15,
19:1 i 6:
„Potem ujrzałem, a oto wielka rzesza, której żaden człowiek nie zdołał policzyć, ze wszystkich narodów
i plemion, i ludów, i języków, stojąca przed tronem i przed Barankiem, ubrana w białe długie szaty: a w rękach
ich gałęzie palmowe. ” (7:9)
8
„I mówi do mnie: „Wody, które ujrzałeś, gdzie siedzi nierządnica, oznaczają ludy i rzesze,
i narody, i języki.”” (7:15)
„Potem usłyszałem jakby donośny głos ogromnej rzeszy w niebie. Powiedzieli: ”Wysławiajcie Jah!
Wybawienie i chwała, i moc należą do Boga naszego,” (19:1)
„I usłyszałem jakby głos ogromnej rzeszy i jakby odgłos wielu wód, i jakby odgłos potężnych gromów.
Powiedzieli: ”Wysławiajcie Jah, ponieważ Jehowa, nasz Bóg, Wszechmocny, zaczął królować.” (19:6)
W powyższym zestawieniu widać, że raz mamy do czynienia z określeniem „wielka rzesza”, raz
z określeniem „rzesze” i dwukrotnie z określeniem „ogromna rzesza”. W przypadku wersetu 7:15
i wyrażenia „rzesze” kontekst wskazuje, że nie posiada ono związku z pozostałymi wersetami, natomiast, czyż
podobieństwo określeń „wielka rzesza” i „ogromna rzesza” nie jest uderzające? Jak te sformułowania są
przetłumaczone w angielskiej, wzorcowej wersji Przekładu Nowego Świata? Jakie słowa znajdujemy
w oryginale?
Porównaliśmy przekłady Pisma Świętego w języku polskim i angielskim. W języku angielskim
w edycji z 1984 r. użyto słów „great crowd”, czyli „wielka rzesza”. Takie sformułowanie jest konsekwentnie
używane w tym przekładzie (wersety 7:9, 17:15, 19:1,6), w przeciwieństwie do polskiego przekładu, gdzie
przemiennie używa się określeń „wielka rzesza” i „ogromna rzesza”, a przecież Komitet Przekładu Nowego
Świata postawił sobie za cel tłumaczenie jednego słowa oryginału zawsze tam, gdzie to możliwe - jednym
odpowiednikiem. Czy nie było możliwe zastosowanie tej zasady tutaj, skoro było to możliwe w wersji
angielskiej? Skąd ta zmiana w polskim wydaniu? Czy nie wygląda to trochę tak, jakby komuś zależało
na ukryciu wymowy oryginału?
W związku z tym, że posiadamy „The Kingdom Interlinear Translation of the Greek Scriptures”
(Międzywierszowy Przekład Królestwa Pism Greckich) wydany przez Towarzystwo Strażnica, dodatkowo
sprawdziliśmy omawiane słowa w oryginale. We wszystkich wersetach występujących w księdze Objawienia
mówiących o „wielkiej rzeszy”, w języku greckim występuje zawsze jedno i to samo określenie:
οχλοζ
πολυζ
(czytaj: ochlos polys), czyli „wielka rzesza”. Czy to znaczy, że wielka rzesza z 19:1,6 jest tożsama z „wielką
rzeszą” z 7:9? „Wielka rzesza” w wersetach 19:1,6 znajduje się w niebie. Gdzie znajduje się „wielka rzesza”
z 7:9,15? – oficjalnie zrozumienie mówi, że na ziemi. Niemniej, w związku z uwzględnieniem
języka oryginału, wyłania się nieco zaskakujący problem: czyżby „wielka rzesza” z Obj 7:9 znajdowała się
w niebie?
W obliczu naszej nadziei – wyjścia żywo z Armagedonu i życia wiecznego w raju na ziemi, powyższe
pytania mogą wydawać się nie stosowne. Niemniej nasza nadzieja opiera się przecież na Piśmie Świętym,
w związku z tym, musi ona tam być mocno zakotwiczona, bez żadnej „pięty achillesowej”.
W publikacjach Towarzystwa Strażnica można znaleźć próbę wytłumaczenia tej kwestii. W książce
„Prowadzenie rozmów (...)” na s. 204 w podtytule „Czy członkowie „wielkiej rzeszy” wspomnianej
w Objawieniu 7:9,10 też idą do nieba?” w 3 akapicie czytamy m.in.: „Wspomniana w Objawieniu 19:1,6
„wielka rzesza w niebie” to nie to samo, co „wielka rzesza” z Objawienia 7:9. O tych, którzy są w niebie, nie
powiedziano, że są „ze wszystkich narodów” albo, że przypisują swe zbawienie Barankowi, chodzi o aniołów.
Wyrażenie ”wielka rzesza” ma w Biblii różne znaczenia (Marka 5:24, 6:34, 12:37).”
Rzuca się w oczy, że książka „Prowadzenie rozmów (...)” wydana po raz pierwszy w j. polskim
w 1991 r. zarówno w wersecie 19:1,6, jak i 7:9, używa sformułowania „wielka rzesza”, natomiast polskie
wydanie Pisma świętego w Przekładzie Nowego Świata z 1997 r., jak zauważyliśmy wcześniej, używa określeń
„wielka” i „ogromna”. Po drugie mamy tu wreszcie wyjaśnienie o kogo chodzi w Objawieniu 19:1,6 –
o aniołów oraz myśl, że w Biblii wyrażenie ”wielka rzesza” ma różna znaczenia. Podano nawet trzy wersety
z Ewangelii Marka, aby to twierdzenie udowodnić (Mk 5:24, 6:34, 12:37).
W języku oryginału w wersetach, na które powołuje się książka „Prowadzenie rozmów (...)” występuje
określenie identyczne, jak w Obj 19:1,6 i 7:9:
οχλοζ
πολυζ
(ochlos polys), czyli „wielka rzesza”.
Przedmiotowe wersety traktują o ludziach - wielkich rzeszach ludzi przysłuchujących się Jezusowi.
A zatem, wniosek, że sformułowanie „wielka rzesza” ma w Biblii różne znaczenia, a wersety z Obj
19:1,6 odnoszą się do aniołów, naszym zdaniem jest niesłuszny. Nie wykazano w książce w żaden sposób,
9
że „wielka rzesza” z Obj 19:1,6 to aniołowie. Nie udowodniono tego również w żadnej innej publikacji.
Dlatego pytamy - czy takie postawienie sprawy przed czytelnikiem jest uczciwe? Niech każdy oceni to sam.
Oprócz myśli z Obj 19:1, że „wielka rzesza ” jest w niebie, pojawiają się jeszcze co najmniej dwa
spostrzeżenia. Otóż, po pierwsze, w wersetach 7:9 w odniesieniu do „wielkiej rzeszy” napotykamy informację,
iż „stoi przed tronem” Boga. Werset 4:2 na wstępie Objawienia informuje: „oto w niebie był ustawiony tron”.
W oryginale greckie wyrażenie
ενωπιον
τοµ
θρονου
(czytaj: enopion tu thronu) znaczy dosłownie „w obliczu
tronu”. Książka „Prowadzenie rozmów (...)” na s. 204 sugeruje, że to nie znaczy, iż stoją w niebie, ale na ziemi,
po prostu w „obliczu” Boga i podaje dla porównania kilka wersetów (m.in. Ps 11:4 oraz Mt 25:31-33, Łk
1:74,75, Dzieje 10:33). Podobną myśl spotykamy w publikacji „Wspaniały finał Objawienia bliski” w rozdz.
„Nieprzeliczona wielka rzesza” na s. 123, gdzie podano następujące wersety: Rz 14:22, Gal 1:20, 1 Tm 5:21,
2 Tm 2:14. Niemniej jest pewna różnica, ale dająca dużo do myślenia – w księdze Objawienia czytamy
o „obliczu tronu” Boga, natomiast w wymienionych powyżej wersetach o „obliczu Boga” - już bez słowa
„tron”. Jeśli chodzi o Mt 25:31-33 to werset ten nie ma bezpośredniego związku ze sprawą, ponieważ jest
w nim mowa o tronie Chrystusa w kontekście przypowieści (przenośni). Czyż nie nasuwa się wniosek, że
istotnie, cały świat jest w obliczu Boga, ale w obliczu Jego tronu są tylko ci, którzy są w niebie?
Po drugie, w argumentacji przedstawionej w książkach „Prowadzenie rozmów (...)” i „Wspaniały finał
Objawienia bliski” napotykamy kolejny problem, którego nie wzięto pod uwagę, a mianowicie, w samej
księdze Objawienia sformułowanie „w obliczu tronu” lub „przed tronem” występuje jeszcze co najmniej 9 razy
(1:4, 4:5,6,10, 7:11, 8:3, 9:13, 11:16, 14:3) i zawsze, i tylko, odnosi się do osób i rzeczy znajdujących się
wyłącznie w niebie, tj. do siedmiu duchów, morza szklanego, aniołów, 24 starszych, ołtarza i 144 000.
W świetle tego, na jakiej podstawie mielibyśmy sądzić, że z „wielką rzeszą” z 7:9 jest inaczej?
Zechciejmy zająć się teraz kluczowym zagadnieniem, które, jak uważamy, w aspekcie wizji
niebiańskiej świątyni ostatecznie pomoże nam rozstrzygnąć kwestię – gdzie znajduje się „wielka rzesza” –
w niebie czy na ziemi? Niech wstępem do naszych rozważań w tej materii, będzie przypomnienie,
najprostszymi słowami, podstawowych wiadomości o świątyni Jerozolimskiej.
Na dwa główne elementy świątyni składały się wydzielone sanktuarium i zewnętrzny ogólnodostępny
dziedziniec (w czasach Jezusa zwany Dziedzińcem Pogan). Wygrodzone sanktuarium tworzyły m.in.:
wewnętrzny dziedziniec i budynek obejmujący miejsca święte oraz najświętsze. W odniesieniu do całej
świątyni lub jej zewnętrznego dziedzińca Biblia używa greckiego słowa
ιερου
(czytaj: hieron), w odniesieniu
do oddzielonego sanktuarium tylko greckiego słowa
ναου
(czytaj: naos). Nigdzie w Biblii nie znajdujemy
przypadku zamiennego użycia tych dwóch pojęć.
Zwróćmy uwagę, jak w kwestii znaczenia słów hieron i naos wypowiada się Strażnica. W numerze
z 15 sierpnia 1960 r. na s. 493 znajdujemy następującą definicję: „(...). W oryginalnym języku bardzo wyraźnie
ukazano, że pisarze biblijni rozróżniali dwa używane wtedy słowa ‘hieron’ i ‘naos’. ‘Hieron’ odnosi się do
całego placu świątynnego, podczas gdy ‘naos’ miał zastosowanie do samej struktury świątyni, będącej
następczynią przybytku z pustyni. Dlatego Jan powiedział, że Jezus natknął się na cały ten handel w ‘hieron’.”
W Strażnicy nr 5 z 1981 r., na str. 3 określenia te przedefiniowano, czytamy tam: „Greckie słowo
‘naos’ odnosi się często do wnętrza przybytku, przedstawiającego samo niebo, ale określa także cały kompleks
zabudowań świątynnych (naos); całą świątynię (naos) zburzoną z wyroku Bożego; zewnętrzny dziedziniec
(naos), gdzie Judasz porzucił 30 srebrników”. W książce „Wspaniały finał Objawienia bliski” na str. 124,
w akapicie 14 podobnie zaznaczono, że naos „często odnosi się w szerszym znaczeniu do całej budowli
wzniesionej w celu oddawania czci Jehowie”.
Czy w ciągu 21 lat, jakie upłynęły pomiędzy wydaniami cytowanych Strażnic i 28 lat od
opublikowania cytowanej książki znaczenie greckiego słowa oryginału Biblii zmieniło swoje znaczenie?
Dlaczego Strażnica zmieniła definicje greckich słów?
W Strażnicy z 1 maja 2002 r. na s. 30-31 w „Pytaniach czytelników” delikatnie powrócono do definicji
przedstawionej w 1960 r.: „(...), greckie słowo ‘hieron’, tłumaczone na „świątynię” i używane
w odniesieniu do Dziedzińca Pogan, „odnosi się bardziej do całego kompleksu niż do samego budynku
ś
wiątyni” (...). Natomiast w opisie wielkiej rzeszy z wizji Jana „świątynia” jest tłumaczeniem precyzyjnego
10
określenia ‘naos’. W kontekście świątyni jerozolimskiej na ogół odnosi się ono do Miejsca Najświętszego,
do samego budynku świątyni lub do całego obiektu. Czasami tłumaczy się je na sanktuarium.(...).”
Prawie dobrze, ale nie do końca. To wyjaśnienie rodzi kolejne pytania: czy słowo naos odnosi się na
ogół czy zawsze do wymienionych części świątyni? Czy odniesienie słowa naos do całego obiektu nie przeczy
pierwszemu zdaniu, że to hieron oznacza cały kompleks świątyni? W każdym bądź razie przyznano tu,
że: „w opisie wielkiej rzeszy z wizji Jana „świątynia” jest tłumaczeniem precyzyjnego określenia ‘naos’”.
Biblijne dowody, że naos nie odnosi się do całego kompleksu świątynnego omówiliśmy w dalszej kolejności.
W podsumowaniu - dla unaocznienia - co byśmy powiedzieli o autorach słownika, dajmy na to
j. niemieckiego, którzy w pierwszej jego edycji wyrażenie „guten Tag” tłumaczyliby jako „dzień dobry”,
w drugiej jako „do widzenia”, a w trzeciej edycji przedstawili definicję słowa „guten Tag” jako generalnie
znaczącego „dzień dobry”, ale czasem także znaczącego „do widzenia”?
W
wersecie
7:15
powiedziano
o
„wielkiej
rzeszy”,
że
pełni
świętą
służbę
w „świątyni”, a w wersecie 14:17 czytamy: „I jeszcze inny anioł wyłonił się z sanktuarium świątyni, które jest
w niebie (...)”. W Międzywierszowym Przekładzie Królestwa Pism Greckich znajdujemy w oryginale, w obu
przypadkach, greckie słowo naos. Dosłownie jest tłumaczone tam, zawsze jako: „divine habitation”, czyli
„boskie mieszkanie” lub „boskie miejsce zamieszkania”. Skoro, w dosłownym tłumaczeniu, zawsze
konsekwentnie w stosunku do naos stosuje się „boskie mieszkanie”, to nie ma żadnego powodu, aby
w Przekładzie Nowego Świata w jednym miejscu słowo to oddawać jako świątynia, a w drugim jako
sanktuarium świątyni, jest to po prostu mylące i nie oddaje uczciwie myśli oryginału, tak jakby w wersecie
7:15 miałoby chodzić o inną świątynię lub jakieś podrzędne w niej miejsce. Czyż wniosek z zestawienia tych
dwóch wersetów nie nasuwa się sam - „wielka rzesza” pełni służbę w niebiańskim sanktuarium przed samym
Jehową, czyli w niebie!
Wróćmy jeszcze do książki „Wspaniały finał Objawienia bliski”, na s. 124 przyznano, że „wielka
rzesza” służy Bogu w jego świątyni, ale jak zaraz zaznaczono, że nie chodzi tu o wewnętrzne sanktuarium, ale
o ziemski dziedziniec świątyni. Stwierdzono, że greckie słowo naos, często ma szersze znaczenie. Jako dowód
tego twierdzenia wskazano następujące wersety, gdzie w oryginale występuje to słowo: Mat. 26:61, 27:5,39,40,
Marka 15:29, Jana 2:19-21.
W związku z powyższym rodzi się pytanie: czy przedstawione wersety stanowią dowód, że słowo naos
(posiadające wąskie znaczenie i oznaczające sanktuarium lub „boskie miejsce zamieszkania”) ma mimo
wszystko jeszcze jedno - szersze znaczenie i odnosi się również do zewnętrznego dziedzińca świątyni?
Przytoczone wcześniej cytaty z samej Strażnicy wykluczają takie założenie. Ponadto, skoro w Objawieniu naos
jest zawsze wiernie tłumaczony na „boskie mieszkanie”, to dlaczego naos w Ewangeliach miałby się odnosić
do czegoś innego niż sanktuarium, które przecież symbolizowało Boże mieszkanie? Ewangelia Mateusza 27:5
mówi o Judaszu, który po zdradzeniu Jezusa, dręczony poczuciem winy wrzucił 30 srebrników do świątyni.
Gdzie Judasz rzucił te pieniądze? Na ogólnodostępny dziedziniec czy do sanktuarium - jak mówi wiersz 27:6 -
do „świętego skarbca”, skąd kapłani zaraz je usunęli? Gdzie znajdował się skarbiec? Na otwartym publicznym
dziedzińcu czy też przeciwnie, wewnątrz trudnodostępnego sanktuarium?
Poza tym,
przecież za pozwoleniem
kapłanów kwitł na dziedzińcu handel i obecność pieniędzy w takim miejscu nikogo nie dziwiła. Pozostałe
wersety z Ewangelii Mateusza, Marka i Jana mówią o zapowiedzi Jezusa, że po jej zburzeniu, w 3 dni ją
odbuduje. Użycie w takim kontekście przez Jezusa słowa naos każe nam je kojarzyć z jego podstawowym
znaczeniem, z sanktuarium – miejscem świętym i najświętszym, ponieważ w tej zapowiedzi mówił
o zmartwychwstaniu ‘świątyni swego ciała’, Pamiętajmy również, że Jezus mówiąc o świątyni w szerszym
znaczeniu zawsze używał słowa hieron, np. Mt 24:1,2, Mk 13:1-3, Łk. 21:5,6 oraz Mt 21:12, Mk 11:15, Łk
19:45 oraz Jn 2:14,15 poprzedzające wypowiedź z 2:19-21 tej księgi.
Jeśli „wielka rzesza”, jak wspomniano na cytowanej s. 124 książki „Wspaniały finał Objawienia bliski”
pełni swoją służbę na ziemskim dziedzińcu świątyni, to jak w tym świetle rozumieć słowa z Obj 11:2, „Ale co
do dziedzińca, który jest na zewnątrz sanktuarium świątyni (naos w oryginale), wyrzuć go precz i nie
mierz, bo został dany narodom, (...).” Czy „wielka rzesza” znajduje się na tym dziedzińcu razem
z poganami? Strażnica z 1 lutego 1998 r. zauważyła tę niekonsekwencję i wprowadziła poprawkę w artykule
„Drugie owce a Nowe przymierze”. Na s. 21 znajdujemy ramkę, a w niej czytamy: „Wielka rzesza (...) oddaje
cześć Bogu na ziemskim dziedzińcu wielkiej duchowej świątyni Jehowy (...). Nie ma podstaw sądzić, że
znajduje się na odrębnym Dziedzińcu Pogan.(...). W świątyni Salomona istniał dziedziniec zewnętrzny, (...).
Stanowi to proroczy pierwowzór ziemskiego dziedzińca świątyni duchowej, gdzie zgodnie z wizją Jana świętą
11
służbę pełni wielka rzesza.” Zgodnie z powyższym „wielka rzesza” nie pełni już swojej służby na ziemskim
odpowiedniku Dziedzińca Pogan, ale na odpowiedniku zewnętrznego dziedzińca świątyni Salomona. Problem
jednak w tym, że ten dziedziniec był na zewnątrz naos, czyli na zewnątrz sanktuarium, a nie wewnątrz, gdzie
Jan ujrzał „wielką rzeszę” (Obj. 7:15).
Podsumujmy, jak zauważyliśmy, położenie „wielkiej rzeszy” można zlokalizować za pomocą trzech
„kluczy” występujących w Objawieniu. Pierwszy mówi o niej wprost: „wielka rzesza w niebie” (19:1). Drugi
dotyczy sformułowania „przed tronem” (7:9). Objawienie stosuje to określenie konsekwentnie tylko do
podmiotów znajdujących się niebie. Trzeci klucz – sanktuarium (gr. naos), gdzie „wielka rzesza” pełni służbę
ostatecznie wskazuje, że znajduje się ona w niebie. Jak by na to nie patrzeć i z której strony by nie podchodzić,
w końcu zawsze dojdziemy do prawdy mówiącej, iż „wielka rzesza” znajduje się niebie. Ponownie odwołując
się do zasady Berejczyków ‘czy tak się rzeczy mają’ stwierdzamy, że w odniesieniu do wpajanej nam przez lata
nauki o „wielkiej rzeszy” jakoby znajdowała się na ziemi - tak się rzeczy nie mają!
Temat „wielkiej rzeszy” wiąże się bezpośrednio z zagadnieniem „drugich owiec”. Nauka ta utożsamia
obie grupy ze sobą i przypisuje im nadzieję ziemską. Posiada ona swoje źródło w Ewangelii Jana 10:16, gdzie
Jezus Chrystus wypowiada znamienne słowa: „A mam i drugie owce, które nie są z tej owczarni: te również
muszę przyprowadzić, i będą słuchać mego głosu, i będzie jedna trzoda, jeden pasterz”.
Omówienie oficjalnego stanowiska Towarzystwa Strażnica w kwestii tożsamości „wielkiej rzeszy”
i „drugich owiec”, możemy znaleźć w Strażnicy z 1 lutego 1995 r. w artykule „Skąd przybywa wielka rzesza
prawdziwych czcicieli Boga?” oraz w Strażnicy nr 16/1984 r. w artykułach „Właściwy pasterz i „ta
owczarnia”” oraz „Nowa zagroda dla „drugich owiec””. Zechciejmy przypomnieć sobie te artykuły
(zachęcamy do ich przeczytania).
Obiektywna lektura tych artykułów - szczególnie odnosi się to do Strażnicy nr 16/1984 r., pozwala
zauważyć, że wywody w nich przedstawione są niesłychanie skomplikowane. Argumenty „wskakują”
w poszczególnych akapitach znikąd. Uderza rozbieżność pomiędzy prostotą przypowieści Jezusa z Ewangelii
Jana 10 rozdz., a zawiłością omawianych artykułów. Skąd ta różnica? Dlaczego są one tak skomplikowane?
Objaśnienia zawarte w artykule „Właściwy pasterz i „ta owczarnia”” spróbowaliśmy uporządkować
i sprowadzić do podstawowych myśli. Przedstawiają się one następująco: „owczarnia” to postanowienia
przymierza Prawa dotyczące narodu izraelskiego, czyli w skrócie „owczarnia” Izraela, Jan Chrzciciel
to „odźwierny”, „pasterz” to Jezus Chrystus, „obcy” to fałszywi Mesjasze.
Kolejne myśli artykułu to: Jehowa Bóg zastępuje „owczarnię” Izraela „czymś innym”; Jezus jest
drzwiami „wspomnianej zagrody dla owiec, która jest owczarnią Pasterza Najwyższego, Jehowy Boga” – czyli
„owczarnia” to „zagroda” (sformułowanie „wspomniana zagroda” wskazuje na to, że już nadmieniono o niej
wcześniej w przypowieści Jezusa lub w artykule – pytanie gdzie? – nie możemy odnaleźć tego miejsca,
natomiast pytanie po akapicie 15 sugeruje, że chodzi tu już o inną „owczarnię” niż wcześniej nadmienioną - jak
to możliwe?).
Następne twierdzenia artykułu: Jezus nie był „drzwiami” do „owczarni” cielesnego Izraela; Jezus
wprowadza „owce” na specjalne „pastwisko” i „odtąd (...) najwidoczniej zaczął już mówić o nowej
owczarni”(czyli pastwisko to owczarnia?); „Jezus miał być drzwiami w trwałej zagrodzie, która zastąpiła
poprzednią owczarnię” oraz, że powstała ona poprzez przelaną krew Jezusa w dniu wylania ducha świętego.
Akapit 20 artykułu cytuje w powyższym kontekście werset 10:16 odnosząc określenie „tej owczarni”
do kolejnej, drugiej „owczarni” – zakładając, że to Jezus właśnie miał na myśli.
Zgodnie z artykułem „Nowa zagroda dla „drugich owiec” Chrystus posiada jeszcze jedną „owczarnię”
(zagrodę), w której znajdują się „drugie owce”, które razem z pierwszymi „owcami” tworzą „jedną trzodę”, co
oznacza, że nie posiadają one nadziei niebiańskiej, ale ziemską. W artykule tym, ponadto, przedstawiono
historię pojawienia się w XX wieku tej grupy ludzi, zwanych w latach 30-tych „Jonadabami” oraz różnymi
sposobami argumentuje się, że takie zrozumienie pojęcia „drugie owce” „nie z tej owczarni” jest jedynie
poprawne, a główną przesłanką dla tej argumentacji jest założenie z poprzedzającego artykułu, że
w przypowieści Jezusa jest mowa o co najmniej dwóch „owczarniach” – cielesnej żydowskiej i duchowej
pomazańców.
12
Wreszcie trzeci artykuł ze Strażnicy z 1 lutego 1995 r. próbuje przypomnieć główne aspekty nauki
o dwóch klasach chrześcijan, m.in. omawia znaczenie „owczarni”, podobnie jak czyniły to wcześniejsze
artykuły, ale z jedną szczególną różnicą – czy zauważyliście ją podczas jego lektury? Czy nie wywołała ona
waszego niepokoju? (nieco dalej ją omawiamy).
W związku z powyższymi artykułami pojawia się pytanie, czy słuszne jest założenie, że Jezus
faktycznie mówił o dwóch, a nawet o trzech „owczarniach”? (Myśl o trzeciej „owczarni” może być
zaskakująca, ale zwróćmy uwagę na książkę „Największy ze wszystkich ludzi”, rozdz. 80 „Owczarnie
i Pasterz” - w jednym z akapitów pojęcie trzeciej „owczarni” pojawia się wprost). Takie namnożenie
„owczarni” wywołuje zamieszanie, jednoczesne opuszczenie wątków „pastwiska” i wyprowadzenia na nie
„owiec”, budzi podejrzenie, że artykuły te, być może, próbują udowodnić coś, czego nie ma w przypowieści
Jezusa? Czy podejrzenie to jest uzasadnione? Sprawdźmy.
W Strażnicy z 1 lutego 1995 r. w akapicie 3, czytamy, że Jezus „wspomniał o owcach, które zastał
w symbolicznej owczarni (...). W ustępie tym nie wyjaśniono, czym jest ta symboliczna owczarnia. Przypis do
akapitu odsyła raczej do wyżej omówionej Strażnicy nr 16/1984 r. gdzie można znaleźć, jak powiedziano
„szczegółowe i aktualne objaśnienia dotyczące owczarni”. Kolejne wzmianki o owczarni znajdujemy
w akapicie 4 i 5, gdzie czytamy m.in., że uczniowie „podążając za Jezusem, (...) udowodnili, że znajdują się we
wspomnianej przez niego owczarni”, że w poczet grona tej symbolicznej „owczarni” z przypowieści Jezusa
wchodzi 144 000 śydów i ludzi z narodów oraz, że chodzi tu o duchowego Izraela Bożego.
Z powyższego wynika, że „owczarnia”, o której czytamy w Jana 10:1 to nowo utworzona „owczarnia”,
czyli Izrael Boży, do której Jezus kieruje swoich uczniów. Jednakże, w związku z takim wytłumaczeniem
znaczenia pojęcia „owczarnia” powstaje pytanie – jeśli Jezus rzeczywiście kieruje swoich uczniów do
nowoutworzonej „owczarni”, to dlaczego w Jana 10:4 powiedziano coś przeciwnego, a mianowicie,
że wypuszcza on swoich uczniów?
Zwróćmy teraz uwagę na podtytuł „Czy „drugie owce” to chrześcijanie pochodzenia pogańskiego?”.
Akapit 7 i 8 próbuje odeprzeć myśli o tym, że „drugie owce” to „chrześcijanie pochodzenia pogańskiego (...)”
i że w „(...) owczarni znajdują się śydzi, którzy podlegali przymierzu Prawa” dwoma argumentami -
po pierwsze twierdzi, że jest to niemożliwe, ponieważ Jezus jako śyd sam był objęty przymierzem Prawa,
i po drugie, – że takie postawienie sprawy „pomija ważny aspekt zamierzenia Bożego” ”by cała ziemia została
zaludniona i przekształcona w raj”. Czy faktycznie przynależność Jezusa do narodu żydowskiego nie pozwala
utożsamić „owczarni” z cielesnym Izraelem? Nie widzimy żadnej zależności pomiędzy tymi dwiema myślami.
Czy twierdzenie, że obie te grupy, żydowska i pogańska, idą do nieba przekreśla zamierzenie Boże, co do życia
wiecznego na ziemi? Również tutaj nie zauważamy związku – sądzimy raczej, iż wiele wskazuje na to, że
przed chrześcijanami, bez względu na ich przynależność narodową, postawiono tylko jedną nadzieję -
niebiańską – w nagrodę za to, że w niesprzyjających okolicznościach rozpoznają głos „pasterza”, natomiast
zgodnie z Ps 22:28-30 (i wieloma podobnymi wersetami, o czym dalej w liście) to dla całej pozostałej
ludzkości, otwiera się perspektywa życia wiecznego na ziemi, pod władzą Królestwa Bożego, tworzonego
przez tych chrześcijan powołanych do nieba, wespół z Chrystusem.
Czy Strażnica nr 16/1984 r. zawierająca, jak podkreślono w przypisie „szczegółowe i aktualne
objaśnienia dotyczące owczarni” popiera rozumienie pojęcia „owczarni” przedstawione w Strażnicy
z 1 lutego 1995 r.? Zechciejmy to sprawdzić. W artykule „Właściwy pasterz i „ta owczarnia””
w akapicie 5 na s. 8 i 9 znajdujemy, po wywodzie przedstawionym w akapicie 4, następujący wniosek „Czy to
znaczy, że „owczarnia” wspomniana w Ewangelii według Jana, rozdział 10, werset 1, wyobraża
postanowienia wynikające z Przymierza Prawa? Otóż tak!”(patrz cały następny akapit „Nowa owczarnia pod
opieką właściwego pasterza”). Co za zaskakujące odkrycie!
Jak to jest możliwe, że Strażnica (z 1 lutego 1995 r.) twierdząca jedno, odsyła do drugiej Strażnicy (nr
16/1984 r.), jako zawierającej „szczegółowe i aktualne objaśnienia dotyczące owczarni”, która twierdzi coś
całkiem przeciwnego?!
Podkreślmy to raz jeszcze. Strażnica z 1 lutego 1995 r. twierdzi, że „owczarnia”, o której wspomniał
Jezus, to nie cielesny Izrael, ale zbór 144 000, czyli „Izrael Boży” i że potwierdzeniem tego, że naród izraelski
nie mógł stanowić „owczarni” z przypowieści Jezusa jest fakt, że Jezus był członkiem narodu izraelskiego.
Natomiast Strażnica nr 16/1984 r. twierdzi, że „owczarnia” to właśnie Izrael pod przymierzem Prawa i popiera
13
to argumentem, że przecież Jezus był członkiem tego narodu! Co za niesłychana sprzeczność! Jak redaktorzy
Strażnicy mogli coś takiego przeoczyć?
Wróćmy wreszcie do książki „Największy ze wszystkich ludzi”. Zastanówmy się jak we wspomnianym
rozdz. 80 tej pozycji, w komentarzu na temat przypowieści Jezusa zbudowane są akapity. Najpierw omówiono
tę przypowieść. W omówieniu tym, jak i w cytowanych Strażnicach praktycznie w ogóle pominięto
zasadniczy wątek „pastwiska” i stwierdzono, że Jezus to „drzwi” do „nowej owczarni” – o czymś takim on
jednak nie mówił. Następnie przytoczono Łk 12:32 i stwierdzono, że mała trzódka ‘wchodzi do tej owczarni’,
chociaż w przypowieści wyraźnie widzimy, że ‘owce wchodzą na pastwisko’. Potem przytoczono Jana 10:16
i powiedziano, że drugie owce nie są ‘z tej owczarni’ i wprowadzono pojęcie ‘trzeciej owczarni’ (o którym
wspomnieliśmy wcześniej), by wreszcie przejść do myśli że ‘dwie owczarnie’ to ‘dwie różne zagrody’
o różnym przeznaczeniu. Czy ma to coś wspólnego z przypowieścią Jezusa?
Zatrzymajmy się chwilę – ponownie rodzi się nieodparta refleksja, że w wymienionych artykułach
dzieje się coś bardzo dziwnego. Dlaczego zawarte tam wyjaśnienia są tak złożone i nie czytelne? Co za
gimnastyka i męczarnia intelektualna. Ponownie pytamy: czy aby przypadkiem nie próbuje się udowodnić
czegoś, czego nie ma w Biblii? Naprawdę, trzeba się wyjątkowo wysilić, aby pojąć tę wykładnię. Co mówi
przypowieść Jezusa, a co wynika z komentarza Strażnic i książki „Największy ze wszystkich ludzi”?
Aby upewnić się co do tej nauki, szczególnie w związku z zauważonymi różnicami pomiędzy księgą
Objawienia, a obowiązującym zrozumieniem „wielkiej rzeszy”, czuliśmy się zobowiązani zbadać bezpośrednio
Ewangelię Jana w zakresie kontekstu, w którym padła powyższa wypowiedź Jezusa. Wątek związany
z pojęciem „drugich owiec” bierze swój początek począwszy od 1 wersetu 10 rozdz. tej Ewangelii. Istotne jest
również zapoznanie się z końcówką rozdz. 9, szczególnie wersetami 39-41, ponieważ pozwalają ustalić, do
kogo Jezus skierował swoje słowa, a skierował je do faryzeuszy oburzonych wcześniejszym jego cudem
uzdrowienia człowieka ślepego od urodzenia. Zapraszamy wszystkich czytelników tego listu do przypomnienia
sobie 10 rozdz. Ewangelii Jana, samodzielnego zastanowienia się nad jego treścią oraz rozważenia w swoim
sumieniu, z modlitwą, jego rzeczywistego znaczenia (wersety 10:1-18 postanowiliśmy poniżej przytoczyć
w całości ze względu na ich wagę). Ponadto, jak zwykle postawiliśmy kilka pytań, na które każdy powinien,
jak sądzimy, spróbować sobie odpowiedzieć – my wszakże na nie sobie odpowiedzieliśmy.
W wersecie 10:1-6 czytamy: „Zaprawdę, zaprawdę wam mówię: Kto nie wchodzi do owczarni
drzwiami lecz się wspina w jakimś innym miejscu, ten jest złodziejem i grabieżcą. Ale kto wchodzi drzwiami,
jest pasterzem owiec. Temu odźwierny otwiera i owce słuchają jego głosu, a on woła swoje owce po imieniu
i je wyprowadza. Kiedy już wszystkie swoje wypuści, idzie przed nimi, a owce podążają za nim, ponieważ znają
jego głos. Za obcym na pewno nie będą podążać, lecz będą od niego uciekać, ponieważ nie znają głosu obcych.
Jezus opowiedział im owo porównanie, ale oni nie wiedzieli, co znaczy to, o czym do nich mówi.”
O jakiej „owczarni” Jezus mówi? Kto jest „pasterzem” a kto „złodziejem”? Które „owce” należą do
„pasterza” a które nie, kim one są i ile ich jest? Skąd i dlaczego „pasterz” wyprowadza, wypuszcza swoje
„owce”? Kim są „obcy”?
W wersetach 10:7-15 czytamy: „Jezus zaś znowu rzekł: „Zaprawdę, zaprawdę wam mówię: Ja jestem
drzwiami dla owiec. Wszyscy, którzy przyszli zamiast mnie, to złodzieje i grabieżcy, lecz owce ich nie słuchały.
Ja jestem drzwiami; kto wejdzie przeze mnie, ten będzie wybawiony i wejdzie oraz wyjdzie i znajdzie
pastwisko. Złodziej nie przychodzi w innym celu, jak tylko po to, żeby kraść, zabijać i niszczyć. Ja przyszedłem,
by miały życie i by miały je w obfitości. Ja jestem wspaniałym pasterzem; wspaniały pasterz daje swą duszę za
owce. Najemnik, który nie jest pasterzem i do którego owce nie należą jako jego własność, widzi zbliżającego
się wilka, porzuca owce i ucieka – a wilk porywa je i rozprasza – ponieważ jest najemnikiem i nie troszczy się
o owce. Ja jestem wspaniałym pasterzem i znam moje owce, a moje owce znają mnie, tak jak Ojciec zna mnie,
a ja znam Ojca; i daję swą duszę za owce.”
W tym fragmencie Jezus sam podaje klucz do zrozumienia swojej przypowieści. Dzięki niemu
zauważyliśmy kilka rzeczy. „Pasterz” to oczywiście Jezus Chrystus. „Złodzieje i grabieżcy” to fałszywi
Mesjasze. „Owczarnia” to, jak widać, nikt inny tylko cielesny Izrael. Wszyscy śydzi to owce w „owczarni”.
Ale czy wszyscy śydzi to owce pasterza? Owce pasterza to tylko mała garstka Hebrajczyków posłuszna
głosowi pasterza. Nie wszystkie owce są posłuszne jego głosowi – tylko te, które znają ten głos. Pasterz zabiera
swoje owce i je wyprowadza z „owczarni” na zewnątrz. Kiedy wszystkie swoje wyprowadzi
14
z „owczarni” poprzez drzwi, czyli samego siebie, wtedy pójdzie przed nimi, a one podążą za nim, a nie za
obcymi pasterzami (owce w owczarni stoją, nie mogą niegdzie się udać – pasterz nie chodzi z nimi w kółko
wewnątrz owczarni). Co oznaczają słowa, „kto wejdzie przeze mnie, ten będzie wybawiony i wejdzie oraz
wyjdzie i znajdzie pastwisko.”? Mamy tu serię słów: „wejdzie – wybawiony – wejdzie”, „wyjdzie i znajdzie
pastwisko”. Czy Jezus nie zaprzecza sam sobie? Albo się wchodzi albo wychodzi, a Jezus mówi wejdzie
i wyjdzie. Ta część jego wypowiedzi jest szczególna. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy owcą wewnątrz owczarni
i od środka widzimy drzwi – jeśli owca wychodzi na zewnątrz wówczas stosuje się do niej słowo „wyjdzie”.
A jak widzi tę sytuację pasterz, który patrzy na owczarnię od strony pastwiska – otóż z jego punktu widzenia
owca „wejdzie” na pastwisko. Czyli, można wobec tego powiedzieć, (10:9): kto „wejdzie (na pastwisko), ten
będzie wybawiony”, bo „wejdzie (poprzez mnie - Mesjasza) oraz wyjdzie (z owczarni izraelskiej) i znajdzie
pastwisko (chrześcijańskie).
Przejdźmy teraz do zagadnienia „pastwiska”. Jezus w przypowieści kieruje stopniowo naszą uwagę od
„owczarni” do „pastwiska”. To „pastwisko” i wyprowadzenie „owiec” na „pastwisko” z „owczarni” jest
głównym motywem jego opowieści (nie zaś domniemane druga i trzecia „owczarnia”). Pastwisko jest celem
jego pasterskiej misji, ponieważ jest tożsame ze zbawieniem jego „owiec”. „Pastwisko” jest głównym tematem
jego nauczania i celem, który stawia swoim owcom. Pasterz nie mówi, że zakłada nową „owczarnię”, ale że
wyprowadza lub wypuszcza owce na pastwisko, a one je znajdują. Czym jest to pastwisko? „Pastwisko” jest
przeciwstawione „owczarni”. Owczarnia w potocznym i słownikowym rozumieniu to pomieszczenie,
budynek lub ośrodek hodowli owiec (patrz „Mały słownik języka polskiego”). W zakresie pojęcia
owczarnia może również mieścić się zagroda. W czasach biblijnych, jak dowodzą tego najnowsze odkrycia
archeologiczne (za TV Discovery), funkcję inwentarską pełniły również partery domów w Izraelu. W każdym
bądź razie, owczarnia to obiekt zamknięty o ograniczonej przestrzeni dla zwierząt. Aby zwierze właściwie
odżywić konieczne było jego wyprowadzenie na łąkę. I dokładnie to Jezus czyni ze swoimi „owcami” -
wyprowadza je. „Owczarnia” jednak pozostaje, a w niej owce, które nie należały do Jezusa. Już więcej nie
interesuje się on „tą owczarnią” (Jezus na mocy swojej śmierci rozwiązuje przymierze Ojca z „owczarnią”
Izraela cielesnego). Od teraz interesuje go „pastwisko”, które nie posiada sztucznych wygrodzeń - granic
(powołuje do istnienia Izraela duchowego w nowej przestrzeni wolności chrześcijańskiej bez sztywnych
ogrodzeń na wzór „owczarni” żydowskiej). „Pastwisko” jest synonimem wolności, jest również pełne pokarmu
niedostępnego dla owiec pozostających w owczarni tj. nauk Jezusa i pokarmu w postaci jego ciała i krwi,
dlatego Jezus mówi, że owce będą miały życie w obfitości – życie wieczne. Wokół wolnej przestrzeni
pastwiska koncentruje się wiele zagrożeń, np. złodzieje czy dzikie zwierzęta. Pomimo tego, pasterz nie buduje
wokół niego żadnych zasieków. Owce są bezpieczne dopóki pozostają przy nim. Prawdziwego pasterza
możemy rozpoznać po tym, że daje swoje życie za owce. Bez względu na to, co się dzieje, nigdy nie zostawi
swoich owiec – taki jest Jezus! Fałszywi Mesjasze, przeciwnie, przychodzą w konkretnym celu, by kraść
owce pasterza, by je zabijać i by niszczyć stado, a najemnicy – fałszywi pasterze – przychodzą z myślą o
zrobieniu interesu na pasieniu owiec, a w razie niebezpieczeństwa nie mają nic im do zaoferowania – uciekają,
a drapieżnik, Diabeł, je rozprasza. Złodzieje i grabieżcy są przedstawieni jako z gruntu źli - kierujący się
najniższymi instynktami, mordercy. Najemnicy są natomiast przedstawieni jako tchórze.
W końcu Jezus mówi, w 10:16: „A mam i drugie owce, które nie są z tej owczarni: te również muszę
przyprowadzić, i będą słuchać mego głosu, i będzie jedna trzoda, jeden pasterz”. Kim są „drugie owce”? Czym
jest „ta owczarnia”? Co to znaczy jedna trzoda? Teraz sprawa jest zupełnie prosta. „Drugie owce” to po prostu
poganie – ludzie z narodów, którzy nie pochodzą „z tej owczarni”, czyli z Izraela – narodu wybranego. Innymi
słowy Jezus powiedział: „Mam jeszcze inne owce (ludzi z narodów) – nie z tej owczarni (Izraela) -
przyprowadzę je tu, do siebie, na pastwisko, i razem połączę je wszystkie (śydów i pogan) w jedną
trzodę”.
W świetle powyższego doszliśmy do zaskakującej konkluzji: nie ma już ani „pierwszych” ani „drugich
owiec” - Jezus już je przyprowadził, nie ma już żadnej „owczarni” –– jest po prostu jedno „pastwisko”
z jednym „wspaniałym pasterzem” i jedną „trzodą” - stadem, grupą „owiec”.
I jeszcze jedno – jak naprawdę o oryginale brzmi oryginalne sformułowanie Jezusa z Jana 10:16?
Przeważnie znamy je jako „drugie owce”. Okazuje się, że języku greckim (patrz Międzywierszowy Przekład
Królestwa Pism Greckich) sformułowanie „drugie owce” brzmi dosłownie άλλα πρόβατα (czytaj: alla probata)
i oznacza inne owce. Skąd ta różnica? Dlaczego w przekładzie, który powinien być wolny od prywatnych
poglądów napotykamy tłumaczenie, które tak zmienia jego sens? Czyżby oryginalne sformułowanie „inne
owce” nie pasowało do założonej doktryny?
15
Nasz wniosek jest następujący - w świetle bezpośredniego przeanalizowania w Biblii wypowiedzi
Jezusa na temat „owczarni” i „drugich owiec”, artykuły wyjaśniające stanowisko „niewolnika wiernego
i roztropnego” wydają się, co najmniej jakimś fatalnym nieporozumieniem a nauka w nich zawarta - błędna.
Przejdźmy teraz do zagadnienia dwóch klas chrześcijan w pozostałej chrześcijańskiej części Biblii. Czy
podział naśladowców Chrystusa na „dwie zagrody” o dwóch nadziejach - niebiańskiej i ziemskiej, posiada
potwierdzenie w listach apostolskich zawartych w Chrześcijańskich Pismach Greckich? W sumie zbadaliśmy
pod tym kątem wszystkie 21 listów oraz księgę Objawienia. Rzucają się w oczy przede wszystkim
sformułowania tego rodzaju:
„A nasze obywatelstwo jest w niebiosach, skąd także skwapliwie oczekujemy wybawcy, Pana Jezusa
Chrystusa.” (Flp 3:20)
„ze względu na nadzieję zachowaną dla was w niebiosach.” (Kol 1:5)
„Błogosławiony nich będzie Bóg (...), gdyż dał (...) nam (...) nowe zrodzenie do żywej nadziei, do dziedzictwa
niezniszczalnego, i nieskalanego, i niewiędnącego. Jest ono w niebiosach zachowane dla was (...)” (1 Pt 1:35)
W odniesieniu do życia na ziemi odnajdujemy następujące wypowiedzi:
„Albowiem stworzenie ze skwapliwym oczekiwaniem wypatruje objawienia synów Bożych. Gdyż stworzenie nie
zostało poddane daremności nie z własnej woli, lecz przez tego, który je poddał, na podstawie nadziei, że
również samo stworzenie zostanie uwolnione z niewoli skażenia i dostąpi chwalebnej wolności dzieci Bożych.”
(Rzm 8:19,20 )
Bóg „sam w sobie powziął zamierzenie w związku z zarządzaniem przy pełnej granicy wyznaczonych czasów,
mianowicie aby znowu zebrać w Chrystusie – to, co w niebiosach, i to co na ziemi.”
„Są jednak nowe niebiosa i nowa ziemia których oczekujemy zgodnie z jego obietnicą i w nich ma mieszkać
prawość.” (2 Pt 3:13)
„I ujrzałem nowe niebo i nową ziemię, bo poprzednie niebo i poprzednia ziemia przeminęły (...). Wtedy
usłyszałem donośny głos od tronu, mówiący: „Oto namiot Boga jest z ludźmi i On będzie przebywać z nimi,
a oni będą jego ludami. I będzie z nimi sam Bóg. I otrze z ich oczu wszelką łzę, i śmierci już nie będzie ani
ż
ałości, ani krzyku, ani bólu już nie będzie. To co poprzednie przeminęło.” (Obj. 21:1)
Istotna jest różnica w sposobie mówienia o życiu w niebie – jako o czymś aktualnym i dostępnym
specjalnie dla naśladowców Jezusa, natomiast wersety traktujące o życiu wiecznym na ziemi mówią o tym,
jako o czymś raczej dalekim i wiążą je ze stworzeniem, czyli z całą ludzkością, nie wiążą go natomiast
z chrześcijanami. Zacytowane powyżej wersety dopiero zastosowane w kontekście komentarzy zawartych
w publikacjach Towarzystwa Strażnica sprawiają wrażenie jakoby dla chrześcijan przygotowana była
dodatkowa nadzieja życia wiecznego na ziemi, ale wersety te, mówią to, tylko w takim zastosowaniu – czytane
w kontekście Biblii, wcale nie posiadają takiej wymowy (aby się o tym przekonać osobiście należy dwukrotnie
przeczytać Pisma Greckie – raz z nastawieniem, że są dwie nadzieje dla chrześcijan, raz
z nastawieniem, że jedna – czyż wnioski po lekturze tej części Biblii w obu przypadkach nie przedstawiają się
jak powyżej?).
W odniesieniu do tekstów, które traktują o nadziei niebiańskiej przywykliśmy uznawać, że tyczą się
one wyłącznie 144 000 „pomazańców”, a czytając je, niejako tylko podglądamy list (Biblię) adresowany przede
wszystkim do nich. Zgodnie z książką „Prowadzenie rozmów (...)” (s. 202) powinniśmy do siebie raczej
odnosić zacytowane wersety mówiące o życiu na ziemi oraz kilka innych: Mt 5:5, Mt 6:9,10, Mt 25:31-33, Jana
10:16 i Obj. 7:9,10, jako te, które mówią o nadziei ziemskiej niby dla chrześcijan.
We wcześniejszej części listu zwróciliśmy już uwagę, że Obj 7:9,10, Jana 10:16 i Mt 25:31-33 nie są
w tej sprawie argumentami, a umieszczanie ich w kontekście nadziei na życie na ziemi jest nadużyciem. Jeśli
chodzi o Mt. 5:5 to warto przeczytać ich otoczenie, tj. wersety 5:1-12 - wyraźnie widać, że myśl
o odziedziczeniu ziemi osadzona jest pomiędzy innymi wskazującymi na nadzieję niebiańską np. werset
3,8,9,10,12. W Strażnicy z 1 października 1997 r. (nr 19) w artykule „Lojalnie obstawanie przy natchnionym
16
Słowie Bożym” na s. 19 i 20 werset z Mt 5:5 zastosowano jako argument przeciwko tym teologom, którzy
wysyłają wszystkich do nieba. Natomiast Strażnica z 1 kwietnia 2003 r. (nr 7) w artykule „Przejawiajmy
wszelką łagodność wobec wszystkich ludzi” na str. 25 (akapit 20) odnosi Mt 5:5 przede wszystkim do
namaszczonych braci Chrystusa, którzy dzięki łagodności „zapewniają sobie szczęście i przywilej panowania
nad ziemską dziedziną Królestwa”. Dopiero jako drugą myśl podano, że „drugie owce” przejawiające
łagodność oczekują życia w raju na ziemi (porównaj: Strażnica z 1 sierpnia 2006 r., artykuł „Jak w niebie, tak i
na ziemi”). Czy należy z tego rozumieć, że Mt 5:5 odnosi się jednocześnie do władzy „pomazańców” nad
ziemią i życia „drugich owiec” na ziemi? Czy w tym ujęciu, nie znaczyłoby to, że werset ten jest względny i
że można nim udowodnić każde twierdzenie? Czy tym samym nie przyznano tego przed czym broni się
Strażnica z 1 kwietnia 2003 r., a mianowicie, że chodzi tu przede wszystkim o tych, którzy staną się
współdziedzicami razem z Chrystusem?
Jeśli w Chrześcijańskich Pismach Greckich istnieje jakikolwiek podział, to jest to podział na tych,
„którzy są w zgodzie z ciałem” i tych, „którzy są w zgodzie z duchem” (Rz 8:5) oraz podział na chrześcijan
pochodzenia żydowskiego i chrześcijan pochodzenia pogańskiego. W Gal 3:28 czytamy: „Nie ma śyda ani
Greka, nie ma niewolnika ani wolnego, nie ma mężczyzny ani kobiety; wy wszyscy bowiem jesteście jedną
osobą w jedności z Chrystusem Jezusem.” Czy tekst ten nie przywodzi teraz na myśl słów Jezusa, że „będzie
jedna trzoda i jeden pasterz” (por.: Jn 11:49-52, Rz 1:16, Kr 1:24, Ef 2:11-18)?
W liście do Efezjan 4:4 czytamy: „Jedno jest ciało i jeden duch, tak jak zostaliście powołani w jednej
nadziei, do której was powołano; jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest; jeden Bóg i Ojciec (...) ”, a w liście
do Rzymian napisano: „(...) nadzieja, którą widać, nie jest nadzieją” (Rz 8:24,25).
Istotne jest również zwrócenie uwagi na określenie „jeden chrzest”. Książka „Zjednoczeni
w oddawaniu czci jedynemu prawdziwemu Bogu” niechcący uczciwie przedstawiała podgląd Towarzystwa na
chrzest. Po dokładnym przyjrzeniu się rozdz. „Znaczenie twego chrztu” można było zauważyć, iż nauczała ona
o dwóch rodzajach chrztu przewidzianych dla klasy niebiańskiej i klasy ziemskiej. Podtytuł „Chrzest
w śmierci” ze s. 97, 98 wyraźnie oznajmia, że chrzest chrześcijan, którzy mają panować z Chrystusem w niebie
oznacza chrzest w jego śmierć, natomiast analiza dalszej części wspomnianego rozdziału pozwala dostrzec
myśl, że chrzest obowiązujący dzisiaj nie oznacza dla „drugich owiec” zanurzenia w śmierć Jezusa, ale oddanie
się Bogu. Akapit 10 chcąc zniwelować wrażenie jakoby istniały dwa chrzty argumentuje, że znaczenie chrztu
jako oddanie się Bogu, to jest to znaczenie, o którym nauczał Jezus i dlatego jest tylko „jeden chrzest”.
Oczywiście ten pozornie słuszny wniosek stoi w sprzeczności z wcześniejszymi twierdzeniami omawianego
rozdziału. Co ciekawe książka „Oddawaj część jedynemu prawdziwemu Bogu”, która zastąpiła wcześniej
wspomnianą, w rozdz. „Znaczenie twego chrztu” od samego początku prowadzi argumentację, próbując
udowodnić istnienie tylko „jednego chrztu”, nie wspominając w ogóle o chrzcie „pomazańców”. Wprowadza
za to nowy sens chrztu „drugich owiec”, który ma przypominać śmierć w stosunku do poprzedniego życia
i powstanie do życia zgodnego z wolą Bogu. Ten nowy sens chrztu jest zgodny z sensem chrztu „pomazańców”
ale jednocześnie daje się zauważyć brak poparcia nowej myśli jakimkolwiek wersetem. Nie jest i nie może to
być poparte jakimkolwiek wersetem, ponieważ Biblia mówi faktycznie tylko o „jednym chrzcie” osób, które
zostają powołane do życia w niebie. Ktoś może argumentować, że różnice pomiędzy książkami wynikają z
coraz „jaśniejszego światła” i lepszego zrozumienia, ale w tym omawianym przypadku czym byłoby to
lepsze zrozumienie i z jakich wersetów miałoby wynikać?
Wszyscy Świadkowie Jehowy zwracają się do Boga, i mówią o nim – „Ojcze”, również „drugie owce”,
które, jak tradycyjnie uważamy, nie zostały zrodzone z ducha świętego. Czynimy tak chcąc być posłusznym
słowom Jezusa z Ewangelii Mateusza 6:9. Apostoł Paweł w listach do Rzymian 8:15 i Galatów 4:6 wyjaśnił,
dzięki czemu jest możliwe zwracanie się do Boga w ten sposób – otóż jest to możliwe dzięki otrzymaniu ducha
usynowienia, czyli dzięki duchowemu zrodzeniu na syna Bożego. W związku z tym rodzą się pytania: na jakiej
podstawie „drugie owce” zwracają się do Boga - Ojcze? Czy można uznawać Boga za swego Ojca nie będąc
jego dzieckiem? Jak wydawać owoce ducha, jeśli Nas duch nie prowadzi? (Gal 5:18, 22, 23) Jak być
człowiekiem duchowym, jeśli „duch nie mieszka w nas”? (Rz 8:1-17)?
W końcu, czy może ktoś wskazać na jakąkolwiek wypowiedź w listach apostolskich, że jest podział na
dwie „owczarnie” z chrześcijanami i że są dwie różne obietnice zbawienia i dwie różne nadzieje dla tych,
którzy wierzą w Jezusa Chrystusa? Niech zakończeniem tego ciągu rozważań będą poniższe słowa:
„Doprawdy, wszyscy jesteście synami Bożymi przez wiarę w Chrystusa Jezusa.” (Gal 3:26)
17
„Jednakże wszystkim tym, którzy go przyjęli dał prawo stać się dziećmi Bożymi, ponieważ wierzyli w jego imię
i narodzili się nie z krwi ani z woli ciała ani z woli człowieka, lecz z Boga.” (Jn 1:12,13)
Popatrzmy teraz na: Mt 24: 21, 22, 31, 40 i 41 w kontekście tradycyjnego założenia, że osoby
wychodzące z „wielkiego ucisku”, to ci, którzy mają żywo wejść na rajską ziemię i na niej pozostać:, „bo
potem będzie wielki ucisk, jakiego nie było od początku świata aż dotąd i już nigdy więcej nie będzie.
Doprawdy, gdyby owe dni nie zostały skrócone, nie byłoby wybawione żadne ciało, ale ze względu na
wybranych owe dni zostaną skrócone.(...). I pośle on swoich aniołów z potężnym głosem trąby i zbiorą jego
wybranych od czterech wiatrów, od jednego krańca niebios do ich drugiego krańca.(...). Wtedy dwaj będą
w polu: jeden będzie wzięty a drugi pozostawiony; dwie będą mleć w żarnach: jedna będzie wzięta, a druga
pozostawiona.”.
Dlaczego w tym opisie brakuje informacji o ludziach, którzy mają również przetrwać „wielki ucisk”
i pozostać na ziemi? Dlaczego jest tu mowa tylko o wybranych w taki sposób jakby byli jedynymi
wychodzącymi z „wielkiego ucisku”? Dlaczego o „wielkiej rzeszy” powiedziano, że wychodzi z „wielkiego
ucisku”, a nie powiedziano tego o 144 000 – czyżby w ten sposób wprost Objawienie utożsamiało „wielką
rzeszę” z wybranymi z Mt 24:22, 31? Czy wybrani, którzy mają być wzięci do nieba to zarówno 144 000 jak
i „wielka rzesza”? Czy odpowiedzią na pytanie, dlaczego nie ma w opisie „wielkiego ucisku” wzmianki o tych,
którzy mają pozostać na ziemi, jest aktualne wytłumaczenie przypowieści o „owcach i kozłach” (Strażnica z 15
października 1995 r.)? Jeśli tak, to dlaczego Jezus mówi, że „będą zebrane przed nim wszystkie narody”?
Dlaczego swoje „drugie owce” będzie sądził razem z narodami? – skoro, w Jana 5:24 powiedział o swoich
uczniach: „Zaprawdę, zaprawdę wam mówię: kto słyszy moje słowo i wierzy temu, który mnie posłał, ten ma
ż
ycie wieczne i nie idzie na sąd, lecz przeszedł ze śmierci do życia”?
Czy w tym kontekście nie należy zapytać czy możliwość życia wiecznego na ziemi nie dotyczy całej
ludzkości? Może nie tylko każdy zmarły, ale również każdy żyjący człowiek w chwili powrotu Jezusa, ma
potencjalną możliwość przeżycia zakończenia systemu rzeczy i zbawienia za panowania Królestwa Bożego?
Spójrzmy na to inaczej - „narody”, o których mowa w Ewangelii Mateusza 24:7, 14 to „wszystkie plemiona
ziemi”, które, gdy ujrzą znak Syna Człowieczego, „będą się uderzać lamentując” (okażą skruchę?) i dopiero
wtedy Chrystus, „zasiądzie na swoim chwalebnym tronie i będą zebrane przed nim wszystkie narody (nie
„drugie owce”)” i będzie je rozdzielał, razem ze swoim rządem – Izraelitami i z innymi wziętymi z narodów
do nieba (Mt 24:30, 25:31,32, por. Dz. 17:31). Byłoby to zgodne z 1 Tymoteusza 2:4, 5 gdzie czytamy, że wolą
Boga „jest by ludzie wszelkiego pokroju (w oryginale wg Międzywierszowego Przekładu Królestwa
Chrześcijańskich Pism Greckich - „wszyscy ludzie”) zostali wybawieni i doszli do dokładnego poznania
prawdy” oraz innymi tekstami, gdzie w oryginale jest mowa o zbawieniu wszystkich ludzi, np.: Jn 12:32, Rz
5:18, 11:32, Tyt 1:2. Czy byłoby to sprawiedliwe ze strony Boga jednych nieprawych i zaślepionych przez
Diabła zgładzić (2 Kor 4:4), a drugim nieprawym (którzy żyli przed dniem Pańskim) zmartwychwstałym po
uwięzieniu Diabła dać wspaniałe warunki poznania prawdy (Obj. 20:2)? Czy nie znaczyłoby to, że Diabeł ma
większą moc od Boga i że jego kłamstwo jest silniejsze od prawdy Bożej? – to pytanie powstałe na skutek nauk
Strażnicy już wiele lat temu, nie daje nam do dziś spokoju. Ale wydaje się, że znaleźliśmy na nie odpowiedź.
Czy Towarzystwo Strażnica pomału i niezauważalnie zaczynać zmierzać także w kierunku
nakreślonym powyżej? Czy „Pytania czytelników” ze Strażnicy z 15 lipca 2005 r. (nr 14) omawiając kwestię
zmartwychwstania Salomona nie sugerują wstępnie właśnie czegoś takiego? W każdym bądź razie stoi to
w sprzeczności ze spotykanymi twierdzeniem jakoby każdy sługa Boży, który znał prawdę, a w niej nie
wytrwał, nie zmartwychwstanie.
Książka „Prowadzenie rozmów (...)” za wszelka cenę, na s. 406, 407, próbuje wykazać, że Bóg wcale
nie wybawi całego rodzaju ludzkiego. Analizują podane tu argumenty przecieramy ze zdumienia oczy –
2 Piotra 3:9, jak wynika z kontekstu tego wersetu, wcale nie odnosi się do całej ludzkości, tylko do chrześcijan
wewnątrz zboru! Hebrajczyków 10:26-29 również, wcale nie dotyczy zmarłej części ludzkości, tylko członków
zboru chrześcijańskiego; i wreszcie jak można za każdym razem, bez względu na kontekst gr. słowo „wszyscy”
tłumaczyć na „wszelkiego pokroju”, jeśli, jest to tylko dodatkowe znaczenie tego słowa? Czy w ten sposób nie
zaciemnia się wymowy Słowa Bożego? Dlaczego przekład Pisma Świętego dostosowuje się do nauki, która
jutro może być przez „niewolnika” zmieniona?
18
Istotną rzeczą jest również fakt, iż Jezus mówiąc o zakończeniu systemu rzeczy i „wielkim ucisku” nie
wspomina o Armagedonie. W ogóle nie zauważamy, aby w jego nauczaniu w Ewangeliach, oraz
w przedstawionym znaku zakończenia systemu rzeczy pojawiała się myśl o zagładzie miliardów ludzi z ręki
Boga! Oficjalne stanowisko Towarzystwa Strażnica w tej kwestii mówi, że Armagedon będzie ostatnią fazą
„wielkiego ucisku”. Natomiast zbadanie słów Jezusa z Mt 24:21,22 pozwala zauważyć, że „wielki ucisk” nie
może pochodzić od Boga, ponieważ To on ingeruje w jego przebieg skracając go (trudno wyobrazić sobie, że
Bóg najpierw wywołuje „wielki ucisk”, a potem go skraca – wówczas zaprzeczałby samem sobie). Można
wręcz powiedzieć, że naszemu Ojcu zależy na tym, aby choć ktokolwiek przetrwał „wielki ucisk”. Ciekawe jest
również, że Jezus po różnych napomnieniach związanych z jego powrotem i zgromadzeniem jego „oblubieńcy”
(Mt 24:29 do 25:20) od razu przechodzi do opisu sądu (Mt 25:31,32) znowu nie wspominając o Armagedonie!
Porównanie jego obecności do czasów przed potopem również nie dowodzi, jakoby wszyscy mieli zginąć –
chodzi tu raczej o analogię postaw ludzi, które przed potopem doprowadziły ich do śmierci, a obecnie
powodują, że żadna z osób o takiej postawie nie będzie „wzięta” do nieba, ale raczej będzie po prostu
„pozostawiona” żywa na ziemi (Mt 24:37-42).
Ciekawy jest również pod tym względem 2 List Piotra 3:10 – przedstawiono nim różnicę pomiędzy
„niebiosami” a „ziemią”. Wydaje się, iż „niebiosa” najpierw przemijają w dniu Jehowy, natomiast „ziemia”
pozostaje znacznie dłużej jako „odkryta” (co oznacza obnażenie ludzkości przed wzrokiem Boga i sądem Jego
Syna, jest to zgodne z Rz 2:16). W tym świetle łatwiej zrozumieć cały fragment 2 Pt 3:5-13, a szczególnie
werset 7, który słowami, że „teraźniejsze niebiosa i ziemia są odłożone dla ognia, oraz zachowane na dzień
sądu i zagłady ludzi bezbożnych” może sugerować związek z wydarzeniami, które nastąpią dopiero po 1000
letnim panowaniu Jezusa, tj. z Obj. 20:4, 9, 21:1 (występują tam kolejno pojęcia: sąd, ogień, nowe niebiosa
i nowa ziemia). W związku z tym nasuwa się kilka pytań do przemyślenia – czy apostoł Piotr mówi o zagładzie
bezbożnych ludzi teraz, czy dopiero po 1000-letnim Królestwie? Czy apostoł każe nam rozumieć „dzień
Jehowy” jako wydarzenia z Mt 24:30, czy raczej utożsamia go za pomocą wersetu 8 z Chrystusowym
Millenium? Nie chcemy być w tej kwestii dogmatyczni, ale pytania nasuwają się same.
Spójrzmy przy tej okazji na jeszcze kilka innych tekstów z Biblii odnoszących się do losów ludzkości,
która jest oddalona od Boga. Przez całe Objawienie przewija się wątek „narodów”, które zgodnie z wykładnią
Towarzystwa mają zostać bezpowrotnie zniszczone w Armagedonie. Co oznacza sformułowanie „narody”
(poganie)? Poszukajmy biblijnej definicji tego pojęcia. Kilka akapitów wcześniej zasugerowaliśmy, że
„narody” to „wszystkie plemiona ziemi” z Mt 24:30. Przebadanie Biblii pod kątem wyrażenia „narody” każe
zwrócić uwagę na wersety, w których ono występuje, są to w Pismach Greckich m.in.: Łk 12:30, 21;24, Dz
17:26, 1 Kor 10:20, Ef 4:17, 1 Tes 4:5 (ogółem w Przekładzie Nowego Świata słowo „narody” występuje w ok.
31 wersetach w Pismach Greckich i w ok. 154 wersetach w Pismach Hebrajskich). Już z tych kilku wskazanych
tekstów płynie oczywisty wniosek potwierdzający założenie, że „narody” to ogół ludzkości oddalonej od Boga
(za czasów starego przymierza i w I n.e. słowo „narody” potocznie odnoszono do narodów egzystujących poza
narodem wybranym). Czy poniżej zacytowane wersety rzeczywiście potwierdzają, iż w Armagedonie nastąpi
eksterminacja całej ludzkości (narodów) znajdującej się poza „arką” Świadków Jehowy, czy też wskazują one
na coś przeciwnego? Niech każdy sam to oceni i spróbuje odpowiedzieć na pytania, które pojawiają się w
związku z tymi wersetami:
"Ale co do dziedzińca, który jest na zewnątrz sanktuarium świątyni, wyrzuć go precz i nie mierz, bo został dany
narodom, (...)." (Obj 11:2)
"Któż by się ciebie rzeczywiście nie bał, Jehowo, i nie wychwalał twego imienia, skoro ty sam jesteś lojalny? Bo
wszystkie narody przyjdą i przed twoim obliczem oddadzą ci cześć, ponieważ zostały ujawnione twe prawe
postanowienia." (Obj 15:4)
"A z jego ust wychodzi ostry, długi miecz, aby mógł nim uderzyć narody, i będzie je pasł rózgą żelazną (...)"
(Obj 19:15)
"I ujrzałem bestię oraz królów ziemi i ich wojska zgromadzone, aby stoczyć wojnę z siedzącym na koniu i z
jego wojskiem." Obj 19:19
"i wyjdzie, by wprowadzić w błąd narody na czterech narożnikach ziemi, Goga i Magoga, aby je zgromadzić na
wojnę (...)." (Obj 20:8)
19
"I narody będą chodzić dzięki jego światłu, a królowie ziemi będą do niego wnosić swą chwałę. (...). I wniosą
do niego chwałę i szacunek narodów." (Obj 21:24)
Jeśli faktycznie nieposłuszna Dobrej Nowinie ludzkość ma zostać zniszczona w Armagedonie, to
w jaki sposób wszystkie narody przyjdą i oddadzą część Bogu? Czyż Obj 15:4 nie jest zapowiedzią
powszechnego nawrócenia się ludzkości pod panowaniem Królestwa Bożego? Czy teraz, kiedy już wiemy, że
„wielka rzesza” nie stoi na zewnętrznym dziedzińcu świątyni (faktycznie symbolizującym ziemię), wypowiedź
z Obj 11:2 o tym dziedzińcu jako danym narodom, nie wskazuje wyraźnie, że cała ludzkość wejdzie w końcu w
stan umożliwiający zbawienie? Czy określenia „uderzanie narodów” i ich „pasienie” z Obj 19:15 faktycznie
wskazuje na ich zniszczenie, czy też raczej na konsekwencje i stanowczość Chrystusa Króla w sprawowaniu
władzy w Królestwie Bożym? (por. Ps 2) Czy „ostry, długi miecz” to nie przypadkiem Słowo Boże? (por. Ef
6:17 oraz Obj 1:16, 2:12, 2:16). Dlaczego w Obj 19:19 wśród przystępujących do Armagedonu nie wymieniono
„narodów”? W jaki sposób zgodnie z Obj 20:8 „narody” mogą dotrwać aż do końca Millenium skoro mają
zostać zniszczone na samym jego początku? W końcu czy Obj 21:24 to nie wspaniała wizja zbawionych na
ziemi narodów?
W kontekście powyższych rozważań zasadny wydaje się także powrót do proroctwa z Izajasza 2:2-4
i ponowne jego rozważenie: „I stanie się pod koniec dni, że góra domu Jehowy będzie utwierdzona ponad
szczytem gór i wyniesiona ponad wzgórza; i popłyną ku niej wszystkie narody.
I wiele ludów pójdzie i powie:
"Przyjdźcie i wstąpmy na górę Jehowy, do domu Boga Jakubowego; a on będzie nas pouczał o swoich drogach
i będziemy chodzić jego ścieżkami". Z Syjonu bowiem wyjdzie prawo, a słowo Jehowy z Jerozolimy. I wyda
wyrok wśród narodów oraz uporządkuje sprawy wielu ludów. I przekują swe miecze na lemiesze, a swe
włócznie na noże ogrodnicze. Naród nie podniesie miecza przeciw narodowi ani się już nie będą uczyć
wojowania.”
Czy faktycznie to proroctwo spełnia się dzisiaj na Świadkach Jehowy? Czy wielokrotnie powtarzające
się określenie „narody” nie wskazuje na mający nastąpić trwały, powszechny, ogólnoświatowy, pokojowy ruch
całej ludzkości, która wkrótce znajdzie się pod władzą Jezusa Chrystusa? Czy powtarzające się sformułowanie
„góra Jehowy” nie oznacza Królestwa Bożego? W tej chwili jedynym źródłem Słowa Bożego jest Biblia. Czy
wyrażenia „z Syjonu bowiem wyjdzie prawo”, „słowo Jehowy z Jerozolimy” nie odnosi się raczej do
przyszłości, kiedy to Królestwo Boże wydawać będzie odpowiednie prawa i ustawy dla całej ludzkości, których
teraz nie znamy? I wreszcie, jeśli proroctwo to spełnia się dzisiaj, w jaki sposób Jezus może „wydawać wyrok
wśród narodów” skoro wg słusznie skorygowanego zrozumienia sąd jego należy ciągle do przyszłości (patrz
wspomniana wcześniej Strażnica z 15 października 1995 r.).
Wróćmy teraz do tematu nadziei zachowanej dla naśladowców Chrystusa. Apostoł Paweł napisał, że
usłyszeli ją dzięki „opowiadaniu prawdy tej dobrej nowiny”, która stała u nich obecna, wydaje owoc i wzrasta
na całym świecie (Kol 1:5,6). Czy przypadkiem nie zmieniliśmy treści dobrej nowiny – gdzieś około roku
1935? Jaki fragment Pisma Świętego pozwalał podjąć decyzję, że do tego roku trwa zgromadzanie chrześcijan
o nadziei niebiańskiej, a od tego roku zgromadzanie chrześcijan o nadziei ziemskiej? Czy splot wydarzeń
w latach 20-tych i 30-tych związanych ze zmianą wykładni co do roku 1925 pozwalał na takie arbitralne
decyzje? Wydaje się wręcz, że cała struktura argumentów „niewolnika” w tej materii, stoi na Biblii niejako
okrakiem, stanowi swego rodzaju „wirusa” podpiętego do Biblii za pomocą publikacji, którym jakże często
dajemy wiarę jeszcze przed zbadaniem Słowa Bożego. Wystarczy chwila szczerych i autentycznych badań, aby
to wszystko zauważyć!
W trakcie studium Biblii zauważyliśmy bezpośredni związek zbawienia z nowym przymierzem.
W liście do Hebrajczyków czytamy: „Dlatego też, jest on (Jezus) pośrednikiem nowego przymierza, żeby
powołani mogli otrzymać obietnicę wiecznotrwałego dziedzictwa (...)” (Heb 9:15, por. Heb 10:29). Wydaje się,
że do póki trwa ten system rzeczy nie ma innego sposobu na zbawienie niż udział w „nowym przymierzu”.
Musimy zapytać - w jakiej pozycji przed Bogiem stawia się osoba, która nie korzysta z tych dobrodziejstw?
W jakich okolicznościach narodziła się nauka o „drugich owcach” i „wielkiej rzeszy” w obecnej
postaci? Dokładnie to omówiono w Strażnicy z 1 lutego 1995 r. (nr 3) i w książce „Wspaniały finał Objawienia
bliski” w rozdz. „Nieprzeliczona wielka rzesza”. Czytamy tam na s. 120 (akapit 3), że na początku XX w.
wyłoniła się grupa osób, które nie pragnęły pójść do nieba, i że miało to związek z wykładem rozgłaszanym
w latach 1918-1922 pt. ”Świat się kończy – miliony obecnie żyjących nigdy nie umrą”. W roku 1920 wydano
książkę o podobnym tytule: „Miliony obecnie żyjących nigdy nie umrą”. W sumie zapowiedź tę gorliwie
20
rozgłaszano aż do roku 1925. Co takiego było w niej niezwykłego? Jaki impuls spowodował, że pojawili się
ludzie pragnący żyć wiecznie w raju na ziemi? Dlaczego zapowiedź ta była upowszechniana tylko do 1925 r.?
Oto, co książka „Świadkowie Jehowy – głosiciele Królestwa Bożego” mówi na ten temat. Na s. 78
w podtytule „Niespełnione nadzieje zdarzały się nie tylko za naszych dni” znajdujemy wzmiankę o tym, iż
książka „Miliony obecnie żyjących nigdy nie umrą” zapowiadała zmartwychwstanie wiernych mężów
starożytności, m.in. Abrahama, Izaaka i Jakuba oraz wypłacenia nagrody niebiańskiej w roku 1925. Na s. 163
dodatkowo czytamy, że głoszono wtedy, iż okres restytucji (odtworzenie wszechrzeczy, czyli raju na ziemi)
jest bardzo bliski (tj., że nastąpi właśnie w 1925 r.) i że cała ludzkość wówczas żyjąca będzie miała sposobność
dożyć tego momentu (stąd niecodzienne hasło: „Miliony obecnie żyjących nigdy nie umrą”) oraz być pouczaną
o wymaganiach Jehowy (patrz również str. 425). Podobne myśli znajdujemy na str. 632 tejże książki.
Sama zaś książka „Miliony obecnie żyjących nigdy nie umrą” tak sumuje wywody w niej
przedstawione: „Opierając się tedy na argumentach powyżej wyłuszczonych, że stary porządek rzeczy, stary
ś
wiat, skończył się, a zatem przemija, i że nowy ład nastaje, oraz że rok 1925-ty zaznacza się
zmartwychwstaniem wiernych i zasłużonych mężów starożytności i początkiem odbudowy, słusznem będzie
mniemać, że miliony ludzi z żyjących teraz na świecie będą jeszcze znajdować się na świecie w roku 1925-tym.
A wtenczas, opierając się na obietnicach wymienionych w Słowie Bożym, musimy przejść do stanowczego
i niezaprzeczalnego wniosku, że miliony z żyjących teraz (przed 1925 r. ) na świecie ludzi nigdy nie umrą.”
A zatem przyczyną zrodzenia się w wielu sercach i umysłach nadziei na szybkie dostąpienie wiecznego
życia na odrodzonej ziemi, w bardzo bliskiej perspektywie – maksymalnie 7 lat licząc od 1918 r. - była nauka -
której autorem był Joseph Rutherford - nauka o zakończeniu systemu rzeczy i objęciu władzy przez Królestwo
Boże w 1925 r. Czy któraś z jego zapowiedzi spełniła się? Rok 1925 minął, patriarchowie nie zmartwychwstali,
pomazańcy nie dostąpili nagrody niebiańskiej, a ludzkość pod władzą Królestwa Bożego nie weszła w okres
odbudowy raju na ziemi – było to fałszywe proroctwo! Efektem tak głoszonych przekonań – „stanowczych
i niezaprzeczalnych”, co jednocześnie oznacza, że obowiązywały wszystkich ówczesnych sług Bożych, nie zaś
niektórych, jak to sugeruje książka „Świadkowie Jehowy głosiciele Królestwa Bożego” – było powstanie dużej
grupy chrześcijan, której tak atrakcyjna wizja przyszłości bardzo spasowała. Wkrótce potem naukę o roku 1925
porzucono. Niemniej pozostała rozbudzona nadzieja u wielu szczerych osób na życie wieczne na ziemi. I to był
problem. Z jednej strony wierzono, że liczbę członków „oblubienicy” Chrystusa stanowi tylko 144 000
jednostek, a z drugiej strony ówczesne zrozumienie zagadnienia wybawienia pozostałych ludzi było
następujące: „Skoro zaś królestwo Mesjasza zostanie ustanowione, Jezus i jego kościół w chwale stanowiący
wielkiego Mesjasza (tylko 144 000), będą udzielać błogosławieństw ludziom” (str. 60 książki „Miliony obecnie
ż
yjących nigdy nie umrą”) – „ludzie” to „Reszta z ludzkości (oprócz chrześcijan)”, która „nie słyszała o...
(planie Bożym). Usłyszy jednak, gdy czas przyjdzie po zaprowadzeniu Królestwa (w 1925 r.)” (tamże str. 65).
Był to problem, aż do roku 1935, kiedy to oficjalnie zaprezentowano aktualną naukę o „wielkiej rzeszy” i tym
samym przyznano, że są dwie klasy chrześcijan i dwie nadzieje.
Do dziś mamy ślad z tamtego okresu, a mianowicie przekonanie, że skoro rząd Boży składa się tylko ze
144 000 osób idących do nieba, to musi być druga grupa chrześcijan, która żywo przejdzie przez Armagedon
i dostąpi życia wiecznego w raju na ziemi. Możemy wręcz powiedzieć, że nauka o tej szczególnej grupie
chrześcijan, to podstawa współczesnej religii Świadków Jehowy. Czy J. Rutherford nie postawił się ponad
Bogiem zamykając nadzieję niebiańską i otwierając nadzieję ziemską? (por. Obj 3:7) A czy my - bezkrytycznie
nie powielamy jego błędu? Czy „mieszkań w niebie” rzeczywiście jest tylko 144 000? Czyż nie jest słuszny
wniosek, że dopiero Jezus Chrystus po „wielkim ucisku”, kiedy skompletuje swoją „oblubienicę” zwróci
uwagę na sprawy ludzkości? Paradoksalnie, tak właśnie wierzyli Badacze Pisma Świętego (nawet sam Ch.
Russel) oraz J. Rutherford, co najmniej do 1925 r., a być może nawet aż do wspomnianego 1935 r.
Tak a propos – wracając do pytania czy 144 000 to rzeczywiście 144 000? Często argumentujemy
w następujący sposób: skoro na „Syjonie” stoi jeden „Baranek” to 144 000 należy rozumieć dosłownie,
jednocześnie jednak twierdzimy, że 12 plemion Izraela po 12 000 z Obj 7:4-8 należy rozumieć już jako
przenośnię – jak to pogodzić? A jak miałby być przedstawiony jeden Jezus Chrystus – np. za pomocą siedmiu
„Baranków”? (por. Obj 4:5) Zaś z drugiej strony, jeśli 144 000 należy brać dosłownie, to i dosłownie należy
brać plemiona Izraela, a to już dla Towarzystwa Strażnica problem. Zastanawia również, co oznaczają słowa
z Obj 7:9 w odniesieniu do „wielkiej rzeszy, której żaden człowiek nie zdołał jej policzyć” – czyżby i te słowa
świadczyły o tym, że znajduje się ona w niebie – poza zasięgiem ludzkich statystyk?
21
Nauka o drugich „owcach” i „wielkiej rzeszy” rodzi pewne konsekwencje w odniesieniu do osoby
Jezusa Chrystusa. Gdy obserwujemy nasze życie oraz życie naszych współbraci, wspólne wypowiedzi
i wspólną nadzieję, cisną się usta pytania w rodzaju: co się stało z Synem Bożym - Jezusem Chrystusem w
Naszym życiu? Jaką On odgrywa rolę? Czy jest dla Nas naprawdę Panem, czy tylko dostarczycielem okupu?
Jaką mamy z Nim więź? A jeśli twierdzimy, że jest dla Nas Panem – to jak faktycznie pojmujemy to
określenie? Odpowiedzi na te rodzące się pytania nie napawają optymizmem. A przecież w całokształcie Pism
Greckich Mesjasz jest przez Boga bardzo wywyższony – on istotnie jest Panem chrześcijan. Nie raz
w zakłopotanie wprowadzają nas takie sformułowania: „Dlatego też Bóg wyniósł go na wyższe stanowisko
i życzliwie dał mu imię, które przewyższa wszelki inne imię, żeby w imię Jezusa zgięło się wszelkie kolano tych
w niebie, i tych na ziemi i tych pod ziemią i żeby wszelki język otwarcie uznał, że Jezus Chrystus jest Panem ku
chwale Boga Ojca.” (Flp 2:9-11, przy uwzględnieniu 1 Kor 15:27) czy też „(...) właśnie w nim (Chrystusie)
mieszka cieleśnie cała pełnia boskości” (Kol 2:9, z uwzględnieniem Kol 1:19) Jako społeczność braci nie
cieszymy się takimi wypowiedziami, raczej je wstydliwie ukrywamy, nie rozumiemy ich. Dlaczego nie
organizujemy zgromadzeń ani nie wydajemy Strażnic i innych publikacji, które by z siłą, radością
i odpowiednią częstotliwością oznajmiały prawdy o Jezusie Chrystusie jako naszym Panu, tak jak są one
oznajmione w Piśmie Świętym? Czy „drugie owce” nie rozumują raczej w ten sposób: „Jezus Chrystus jest
pośrednikiem tylko dla 144 000 „pomazańców”, tylko im należy się przywilej więzi z nim i tylko oni mają
prawo reprezentować go na ziemi i tylko oni posiadają wyłączność na objaśnianie jego słów”. Czy takim
podejściem nie odcinamy się od Chrystusa? Czy niejako nie stawiamy się przed sztucznym wyborem – albo
Chrystus, albo życie wieczne na ziemi?
Nauka o Jezusie, jako pośredniku tylko pomiędzy 144 000 a Bogiem, jest przedstawiona m.in.
w Strażnicy z 15 lutego 1990 r. w „Pytaniach czytelników”. Artykuł ten podkreśla myśl, iż termin „pośrednik”
użyty w 1 Tm 2:5,6 ma przede wszystkim znaczenie prawne, a zatem odnosi się wyłącznie do Jezusa jako
pośrednika „nowego przymierza”, zawartego pomiędzy 144 000 a Jehową Bogiem. Czy przeanalizowanie
1 Tm 2:5,6 bezpośrednio w Biblii z uwzględnieniem 1 i 2 rozdz. prowadzi do wniosku, że istotnie ‘tak rzecz się
ma’? Rozdział pierwszy mówi m.in. o grzesznikach, w tym o wcześniejszym postępowaniu ap. Pawła oraz
o tym, że Chrystus Jezus przyszedł na świat wybawić tych grzeszników (1:8-15). Lektura 2 rozdz. 1 Listu do
Tymoteusza każe zwrócić uwagę na werset 4 w którym wyrażono się, iż wolą Boga jest „by ludzie wszelkiego
pokroju (dosłownie: wszyscy) zostali wybawieni i doszli do dokładnego poznania prawdy.”. Werset 5 mówi, że
Jezus jest „pośrednikiem pomiędzy Bogiem a ludźmi”, natomiast werset 6 - że dał on „odpowiedni okup za
wszystkich”. Co w związku z tym daje się zauważyć?
Popatrzmy na to jeszcze raz, jeśli werset 4 mówi o wybawieniu wszystkich ludzi, to werset 5 dodaje, że
Bożym sposobem na to jest Jezus – pośrednik między Bogiem a ludźmi, a skoro chwilkę wcześniej w wersecie
4 powiedziano, że chodzi o wszystkich ludzi to i tu w wersecie 5 w domyśle chodzi o wszystkich ludzi, tym
bardziej, że werset 6 mówi, iż okup Jezus złożył za wszystkich (w domyśle: ludzi). I odwrotnie, jeśli
w wersecie 5 Jezus nie jest pośrednikiem pomiędzy Bogiem a ludźmi (w domyśle: wszystkimi) to myśl
z wersetu 6 nie ma sensu – bo znaczyłoby to, że Jezus złożył okup za wszystkich, ale nie ludzi.
Wersety 2:1,2 w żaden sposób nie wykluczają powszechnego pośrednictwa Jezusa - po prostu jest
rzeczą stosowną modlić się za wszystkich ludzi, w tym za wszystkich zajmujących wysokie stanowiska abyśmy
mogli wieść pobożne życie, a być może i osoby, za którymi się wstawiamy również zostaną wybawione.
A zatem, czy Jezus jest pośrednikiem „nowego przymierza” tylko pomiędzy uprzywilejowaną grupą
ludzi a Bogiem, czy też jest pośrednikiem pomiędzy Bogiem a wszystkimi ludźmi w kwestii wybawienia
(w omawianym fragmencie listu do Tymoteusza nie znajdujemy wzmianki o „nowym przymierzu”)? Jak Jezus
może zbawić osoby, które wg nauki „niewolnika” nie podlegają Chrystusowemu pośrednictwu? Na jakiej
podstawie „niewolnik” rozłącza pojęcie pośrednictwa Jezusa od poniżej zacytowanych jego wypowiedzi?
Przecież apostoł Paweł pisał list do Tymoteusza po wpływem nauki Zbawiciela i w zgodzie z jego nauką!
Zachęcamy każdego do rozważenia poniższych wypowiedzi Jezusa:
„Ja jestem prawdą i drogą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca, chyba że przeze mnie.” (Jana 14:6)
„Ja jestem drzwiami; kto wejdzie przeze mnie, ten będzie wybawiony (...)” (Jana 10:9)
22
Jeśli Chrystus, jest pośrednikiem tylko dla 144 000, to czy pozostali chrześcijanie i ludzie nie muszą
mieć pośrednika do Boga? Czy ktoś może zastąpić tego Bożego pośrednika? Zwróćmy uwagę na poniższy
cytat:
„Dla utrzymania więzi ze „Zbawicielem naszym, Bogiem”, ta „wielka rzesza” musi dbać o
pozostawanie w jedności z ostatkiem duchowych Izraelitów. Dlaczego? Ponieważ ów Izrael duchowy jest
„narodem świętym.” (s. 15,16 ze Strażnicy nr 17 z 1980 r.)
W cytowanej powyżej Strażnicy (artykuł „Korzystaj z usług „jedynego pośrednika między Bogiem
a ludźmi””) możemy zauważyć trzy elementy: Bóg – ostatek – „wielka rzesza”. Więź z Bogiem jest tu
pokazana jako warunek jedności z ostatkiem. Nie masz jedności z ostatkiem – nie możesz mieć więzi
z Jehową! Co to znaczy jedność z ostatkiem? Czy mamy rozumieć, że ostatek duchowych Izraelitów jest czymś
w rodzaju pośrednika pomiędzy „wielką rzeszą” a Bogiem? Światło na tą kwestię rzucają poniższe komentarze:
Strażnica z 1 grudnia 1990 r.: „Mamy też sposobność miłować braci sprawujących przewodnictwo (...)
w ogólnoświatowej organizacji Jehowy. W zakres tego wchodzi zachowywanie lojalności wobec „niewolnika
wiernego i rozumnego.” (s. 19)
Strażnica z 1 czerwca 1997 r.: „Skoro dawnych proroków natchnionych przez Boga, a zwłaszcza Syna
Bożego, darzymy wielkim szacunkiem, to czyż nie powinniśmy podobnie odnosić się do człowieczego
narzędzia, którym obecnie Jehowa posługuje się do objawiania informacji zawartych w Biblii (...)” (str. 10)
A zatem rodzą się pytania - za kogo uznają się i czego wymagają od innych osoby kryjące się za tego
typu opiniami? Czy „niewolnik wierny i roztropny” stawia się niejako na równi z Chrystusem? Czy Jehowa ma
w obecnych czasach jakiegoś dodatkowego objawiciela swoich prawd? Co to znaczy lojalność względem
„niewolnika wiernego i roztropnego”? Czy jedne „owce” mają być lojalne względem innych „owiec”? Czy
jedne „owce” zastępują innym „owcom” „pasterza”? Wreszcie, jak określenie „narzędzie do objawiania
informacji zawartych w Biblii” ma się do zapowiedzi Jezusa z Ewangelii Jana 14:26 mówiącej, iż to duch Boży
„nauczy nas wszystkiego i przywiedzie nam na pamięć wszystko” co Syn Boży przekazał?
Jeśli Jezus jest pośrednikiem dla wszystkich chrześcijan a wszyscy chrześcijanie podlegają „nowemu
przymierzu” i mają prawo stać się jego braćmi oraz synami Bożymi, to czyż nie popełniamy straszliwego
grzechu powstrzymując się od spożywania chleba i wina podczas pamiątki jego śmierci i czy nie spełniają się
wtedy na nas jego słowa: „Zaprawdę, zaprawdę wam mówię: jeżeli nie jecie ciała Syna Człowieczego i nie
pijecie jego krwi, nie macie życia w sobie.” (Jana 6:53)?
Przejdźmy teraz do kolejnego problemu, który wynikł podczas studium Pisma Świętego. Natknęliśmy
się Ewangelii Łukasza 21:8 na następujący tekst: „Rzekł (Jezus): „Baczcie, żebyście nie zostali wprowadzeni w
błąd, bo wielu przyjdzie, powołując się na moje imię i mówiąc: ‘Ja nim jestem’ oraz ‘Stosowny czas się
przybliżył’. Nie idźcie za nimi.” Ewangelie Mateusza 24:5 i Marka 13:6 dodają jeszcze: „i w błąd wprowadzą
wielu”.
Rzeczą niezwykle interesującą jest fakt, iż zapowiedź ta została wymieniona jako pierwszy znak dni
ostatnich. Z drugiej strony obiektywne spojrzenie na działalność kościołów i ruchów chrześcijańskich w
okresie poprzedzającym wybuch pierwszej wojny światowej oraz w ciągu całego XX wieku prowadzi do
zaskakującego wniosku, że to... Towarzystwa Strażnica było i jest wielkim „matematykiem”, obliczającym
różne daty i głoszącym, że stosowny czas się przybliżył. Dla nowych Świadków Jehowy obraz naszego
wyznania, który kryje się starszej literaturze może być szokujący. W 1989 r., gdy działalność Świadków
Jehowy została w Polsce prawnie zarejestrowana, odbyły się zgromadzenia międzynarodowe pod hasłem
„Prawdziwa Pobożność”, z ich okazji, z przedstawicielami Towarzystwa Strażnica przeprowadzono szereg
wywiadów. W jednym z nich (w ówczesnym „Przeglądzie Tygodniowym” lub „Polityce”) opublikowano
wywiad z rzecznikiem Towarzystwa Strażnica w Polsce, który na pytanie czy Świadkowie Jehowy ogłaszali
daty „końca świata” - odpowiedział, że Świadkowie Jehowy nigdy nie ogłaszali dat „końca świata”.
Zapewnienie to przyjęliśmy sobie do serca. Jakież był nasze zaskoczenie, gdy kilka lat później, od samych
braci dowiedzieliśmy się o zamieszaniu związanym z rokiem 1975, włącznie z tym, że dochodziło w naszym
kraju nawet do wykluczeń osób, które nie chciały głosić, iż w 1975 nastąpi Armagedon! Oto co na temat
chronologii i różnych dat odkryliśmy w literaturze Towarzystwa Strażnica, zwróćmy uwagę na najistotniejsze
przykłady:
23
Rok 1799 – rozpoczęcie się dni ostatnich. Np. w książce "Harfa Boża", s. 242, (wyd. pol. z 1929 r.)
czytamy "Te fizyczne fakta nie mogą być powątpiewane i wystarczą, aby przekonać człowieka myślącego, że od
r. 1799 żyjemy w 'czasie końca'."
Rok 1874 – rozpoczęcie się niewidzialnej obecności Jezusa Chrystusa, W 4 tomie „Wykładów Pisma
Świętego”, s. 767, wyd. pol. z 1925 r. czytamy: „Nasz Pan, postanowiony Król, jest już obecnym od
Października R. P. 1874, według świadectwa proroków, dla tych, co mają uszy ku słuchaniu."
Rok 1914 – na rok ten, wbrew temu, co sobie obecnie wyobrażamy - przewidywano oprócz
zakończenia „czasów pogan” całkowicie inny obrót sprawy. Zwróćmy uwagę na jak najbardziej miarodajny
fragment z II tomu wykładów Pisma Świętego Charlesa Russella, pt. „Nadszedł czas” (wyd. pol. z 1995 r.):
„W tym rozdziale prezentujemy biblijne dowody potwierdzające, że zupełne zakończenie Czasów
Pogan, to znaczy zupełne zakończenie okresu ich panowania, będzie miało miejsce w roku 1914 i że ujrzymy
wtedy rozpad władzy niedoskonałych ludzi. Zauważmy też, że jeżeli jest to fakt uzasadniony Pismem Świętym,
to udowodni on, co następuje:
Po pierwsze, że w tym czasie Królestwo Boże, o które nasz Pan nauczył nas modlić się „przyjdź
królestwo twoje”, zacznie obejmować władzę i wkrótce zostanie zaprowadzone na ziemi, na ruinach
dzisiejszych instytucji.
Po drugie, że Ten, który ma prawo wziąć władzę, będzie wtedy obecny jako nowy Władca ziemi;
co więcej, fakt ten udowodni też, że będzie On obecny dużo wcześniej, ponieważ obalenie rządów pogańskich
jest bezpośrednim skutkiem rozbicia ich na części jako naczynie zduńskie (Ps. 2:9; Obj. 2:27) i ustanowienia
w ich miejsce Jego własnego, sprawiedliwego rządu.
Po trzecie, że na jakiś czas przed końcem odrzucenia ostatni członek uznawanego przez Boga Kościoła
Chrystusowego, królewskiego kapłaństwa, Ciała Chrystusowego, zostanie uwielbiony wraz z Głową, ponieważ
wszyscy członkowie mają królować wraz z Chrystusem, współdziedzicząc z Nim Królestwo, a nie może to być
ustanowione bez pełnej liczby członków.
Po czwarte, że począwszy od tego czasu Jeruzalem nie będzie deptane przez pogan, lecz podniesie się
z prochu Boskiej niełaski do wielkiego zaszczytu, ponieważ Czasy Pogan zostaną wypełnione, czyli zakończone.
Po piąte, że w tym czasie lub nawet wcześniej zaślepienie Izraela zacznie ustępować, ponieważ ich
„zatwardzenie z części” miało trwać, „póki by nie weszła zupełność pogan” (Rzym. 11:25); innymi słowy –
dopóki nie zostanie spomiędzy pogan wybrana pełna liczba tych, którzy mają być członkami Ciała, czyli
Oblubienicy Chrystusowej.
Po szóste, że wielki „czas uciśnienia, jakiego nie było, jako narody poczęły być” dojdzie do punktu
kulminacyjnego, którym będzie ogólnoświatowe panowanie anarchii; potem ludzie uspokoją się i dowiedzą, że
Jahwe jest Bogiem i będzie wywyższony między narodami (Ps. 46:10). Warunki opisane w symbolicznym języku
jako szalejące fale morza, rozpływająca się ziemia, upadające góry i płonące niebo ustaną, a umęczona
uciskiem ludzkość uzna „nowe niebiosa i nową ziemię” i ich pokojowe błogosławieństwa. Jednak Pomazaniec
Pański oraz Jego prawowita i sprawiedliwa władza zostaną wcześniej – podczas wielkiego ucisku – uznane
przez grono dzieci Bożych, przez klasę oznaczoną na Planie Wieków literami m i t (zobacz także Tom I, strony
235-239), potem, już przy zakończeniu ucisku – przez cielesny Izrael, a wreszcie przez cały rodzaj ludzki.
Po siódme, że przed tą datą Królestwo Boże, ustanowione w mocy, będzie już na ziemi oraz uderzy
i skruszy pogański posąg (Dan. 2:34), a także doszczętnie zniszczy moc tych królów. Jego własna siła i władza
zostanie ustanowiona równie szybko, jak szybko jego wpływy i czynniki kruszyły i roznosiły potęgi cywilne
i duchowe – żelazo i glinę.”
A zatem rok 1914 miał przynieść objęcie władzy nad światem przez Królestwo Boże, potwierdzenie
trwającej od 1874 r. niewidzialnej obecności Jezusa Chrystusa, zabranie „ciała Chrystusowego” do nieba,
„odbudowanie” literalnego miasta Jerozolima, rozpoczęcie nawrócenia się narodu śydowskiego i całej
ludzkości, ustanowienie „nowych niebios i nowej ziemi”, zakończenie „wielkiego ucisku” oraz zniszczenia
systemów politycznych świata.
Rok 1925 – wniebowstąpienie oblubienicy Chrystusa, zmartwychwstanie patriarchów i rozpoczęcie
panowania Królestwa Bożego. Np. w książce „Miliony obecnie żyjących nigdy nie umrą” (s. 59) czytamy:
„Proste obliczenie tych lat miłościwych wykazuje nam następujący fakt: Siedemdziesiąt lat miłościwych po
pięćdziesiąt lat każde uczyni 3500 lat. Ten okres zacząwszy się od 1575 roku przed Rokiem pańskim 1-ym
z konieczności przywiodły nas do jesieni 1925-go roku, o którym to czasie symbol się kończy a jego wielki
24
antysymbol się zaczyna. Czegóż mamy się tedy spodziewać? W symbolu musiało być kompletne przywrócenie,
a zatem wielki antysymbol musi zaznaczyć się początkiem przywrócenia wszechrzeczy.”
Rok 1975 – zakończenie pełnego okresu 6000 lat od stworzenia człowieka i rozpoczęcie 1000-letniego
Królestwa Chrystusa. Np. w książce „śycie wieczne w wolności synów Bożych” (s. 20, 21, wyd. pol.) czytamy:
„Według tej godnej zaufania chronologii biblijnej 6000 lat od stworzenia człowieka skończy się w roku 1975,
a siódme tysiąclecie dziejów ludzkich rozpocznie się jesienią 1975 roku n.e. (...) Nie jest to zwykły przypadek
ani zbieg okoliczności, ale miłościwe zamierzenie Jehowy Boga, żeby królowanie Jezusa Chrystusa, „Pana
sabatu”, pokrywało się z siódmym tysiącleciem istnienia człowieka.”
Ogółem natknęliśmy się w literaturze Towarzystwa, na, co najmniej 12 różnych dat, tj.: 1799 r., 1874
r., 1878 r., 1910 r., 1914 r., 1915 r., 1918 r., 1919 r., 1931 r., 1932 r., 1941 r., 1975 r. Głównym motywem tych
dat zawsze było zakończenie systemu rzeczy, szybkie wypłacenie niebiańskiej nagrody i rozpoczęcie panowania
Królestwa Bożego po bitwie Armagedonu. Pomimo zmian prezesów Towarzystwa Strażnica i innych osób
z grona kierowniczego, ciągła skłonność do wykonywania obliczeń i tworzenia chronologii pozostawała.
W ogóle duch służenia Bogu z myślą o konkretnej dacie towarzyszył Badaczom Pisma Świętego od samego
początku, wręcz wydaje się, że cała religia XIX-wiecznych Badaczy Pisma Świętego była zbudowana
na założeniu, że chronologia to klucz do zbawienia. Jak to się ma do wypowiedzi Jezusa z Dz 1:7,:
„Nie wasza to rzecz poznać czasy lub pory, które Ojciec objął swoją mocą orzekania?” ;
czy też do ducha jego znamiennych słów z Mt 24:36:
„O dniu owym i godzinie nie wie nikt – ani aniołowie niebios, ani Syn, tylko sam Ojciec.”
Jezus w obu wypadkach sprawę ucinał krótko: „Nie wasza to rzecz” i „nie wie nikt”! W sumie
podobnych napomnień Jezusa znajdujemy w Ewangeliach całe krocie, np.: Mt 24:42,44, 25:13, Mk 13:33, Łuk
21:34-36 czy całe przypowieści podkreślające potrzebę czuwania np. Mt 24: 32,33,43,45-51, 25:1-30. Ciekawe
jak się czuł Charles Russell, który przecież dobrze znał wszystkie te napomnienia Jezusa, przypisując
chronologii „czasów pogan” i konkretnej dacie – 1914 roku takie znaczenie? I podobnie - jak pozostali prezesi
Towarzystwa Straznica, „ojcowie” kolejnych niespełnionych terminów, godzili ostrzeżenia Jezusa ze swoimi
naukami?
W kontekście zdecydowanej odmowy udzielenia odpowiedzi na pytanie uczniów o datę przywrócenia
Królestwa zastanawiający jest fakt, że Jezus wcześniej bardzo chętnie udzielił odpowiedzi na inne pytanie
uczniów: „Kiedy to nastąpi (zniszczenie świątyni) i co będzie znakiem twojej obecności i zakończenia systemu
rzeczy?”(Mt 24:3). Czy dostrzegamy, co chciał przez to powiedzieć? Mamy rozpoznać jego powrót po znaku
a nie datach! W podobnym duchu wyraził się apostoł Paweł w 1 Tes 5:1 - ‘nie ma potrzeby zajmować się
czasami i porami związanymi z powrotem Jezusa’ (patrz kontekst 4:13-18)! Dlaczego „niewolnik wierny
i rozumny” nie był i nie jest temu posłuszny? Kto go zwolnił z przestrzegania tego przykazania?
Przecież słowa
z Dz 1:7 „nie wasza to rzecz poznać czasy lub pory” zostały wypowiedziane przez Jezusa po
zmartwychwstaniu przed wniebowstąpieniem, na podobnej zasadzie jak jego znamienna wypowiedź z Mt
28:19,20, tj. jako ogólne przykazanie dla zboru chrześcijańskiego jako całości. Co ciekawe w 1991 r.
wysłaliśmy do Ciała kierowniczego list z zapytaniem: jak pogodzić fakt, że Świadkowie Jehowy jako
uczniowie Jezusa obliczyli i znają czas przywrócenia Królestwa Bożego, czyli rok 1914, z jego napomnieniem,
że nie należy to ich kompetencji? Do dzisiaj, na tak postawione pytanie, nie nadeszła odpowiedź. Wreszcie jak
to się to ma do słów apostoła Pawła: „A jeśli chodzi, bracia, o obecność naszego Pana, Jezusa Chrystusa, oraz
zgromadzanie nas do niego, prosimy was, żebyście nie dali się szybko wytrącić ze swego sposobu
rozumowania ani poruszyć czy to przez jakąś natchnioną wypowiedź, czy przez ustną wiadomość, czy przez list
rzekomo od nas, jakoby już nastał dzień Jehowy.” (2 Tes 2:1,2). Czy publikowane w poszczególnych latach
nowe daty rozpoczęcia bezpośredniego panowania Królestwa Bożego nie były wytrącającymi z prawidłowego,
zgodnego z radami Jezusa sposobu myślenia, poruszającymi listami?
Jezus odpowiedział apostołom „nie wasza to rzecz poznać czasy lub pory” na ich pytanie dotyczące
właśnie przywrócenia Królestwa Bożego. Co prawda nie rozumieli wówczas prawdziwego charakteru jego
Królestwa, ale fakt pozostaje faktem, Jezus powiedział dokładnie to co powiedział. Wydaje się, że te jego
słowa z Dz 1:7 są bardzo nie wygodne dla Towarzystwa Strażnica. Z drugiej strony zbadanie w oryginale
określenia „czasy” (podobne występuje w Łk 21:8) gr. καιρούς, czytaj kairous, dosłownie oznaczającego
25
„wyznaczone czasy” powinno uspokoić wszystkich niecierpliwych – Bóg dokładnie wie, kiedy Jego Królestwo
będzie przywrócone.
Szczególny niepokój, już od kilkunastu lat, wywołuje u nas sposób wyliczenia roku 1914 jako daty
zakończenia „czasów pogan”. Pierwszy problem polega na prawdopodobnym nie uwzględnieniu
w obliczeniach różnic pomiędzy kalendarzami - biblijnym, w ramach, którego proroctwo podano,
a kalendarzem gregoriańskim, w oparciu, o który dokonano obliczeń. Jak wiemy rok w kalendarzu biblijnym
liczył 360 dni a w kalendarzu gregoriańskim liczy średnio 365,24 dnia. A zatem, jeśli wyjdziemy od roku 607
p.n.e., jako daty zburzenia Jerozolimy, to wg kalendarza biblijnego dotrzemy do roku 1878 natomiast wg
kalendarza gregoriańskiego dotrzemy do roku 1914. To tak jak byśmy chcieli odmierzyć tę samą ilość cukru,
raz za pomocą 5 większych łyżek, raz za pomocą 5 mniejszych łyżek. Jak wyjaśnić tą sprzeczność? Co
ciekawe, sprawy związane z różnicami pomiędzy kalendarzami, w aspekcie chronologii biblijnej, nie są
obiektem rozważań literatury Towarzystwa Strażnica. Z jakiej przyczyny nie porusza się tego ważnego
zagadnienia i nie próbuje wyjaśniać podobnych uwag?
Druga sprawa dotyczy związku pomiędzy wypowiedzią z Łk 21:24 brzmiącą: „wyznaczone czasy
narodów” a wypowiedzią z Dn 4:25 brzmiącą jako „siedem czasów”. Nie znajdujemy argumentu, który
w sposób wystarczająco przekonywujący ukazałby taki związek. Sądzimy, że jest on tylko domniemany.
Przypuszczenie to zbyt mało, aby uznać, że nauczka dana pogańskiemu władcy jest wzorem proroczym
przerwy w panowaniu Bożym. Ponadto lektura Ewangelii Łukasza rozdz. 21 nie sugeruje w żaden sposób
jakoby określenie „Jerozolima” z w. 24 należałoby odnosić do czegokolwiek innego poza tym literalnym
miastem. Kontekst wypowiedzi Jezusa jest decydujący, w wersetach 20-24 mówi on o zagładzie literalnego
narodu i literalnego miasta. Wniosek ze Strażnicy z 15 lutego, s. 12, akapit 16, o tym, iż w tym momencie
Jerozolima wyobrażała Królestwo Boże wydaje się niezbyt przekonywujący. Z drugiej strony, jeśli faktycznie
tak jest, i jeśli chronologia biblijna jest słuszna, to jak pogodzić z nią wypowiedź Jezusa z cytowanego już
tekstu z Dz 1:7? Ktoś może zapytać - dlaczego nie mielibyśmy zajmować się chronologią powrotu Jezusa,
skoro zapisano w Biblii odpowiednie proroctwo? A może to proroctwo, po prostu, nie ma drugiego spełnienia
i należy raczej do tej części księgi Daniela, w której prorok przekazuje nauki, a nie proroctwa? Tym bardziej,
że proroctwo to nie jest poprzedzone
określeniem czasu, od którego należy je liczyć, w przeciwieństwie, np. do
proroctwa o 70 tygodniach (Dn 9:25).
Po trzecie nie ma dowodów, które by potwierdzały, że Jerozolima faktycznie została zburzona w 607 r.
p.n.e., jak to oznajmia wspominana powyżej Strażnica na s. 11 w akapicie 14 „W roku 607 p.n.e. Jeruzalem
zostało zburzone przez Babilończyków”, oraz, że od tego roku należy liczyć „czasy pogan” (rok 607 przyjęto
jako sumę 537 roku i 70 lat jako długość domniemanego okresu niewoli Izraelitów w Babilonie). Nie ma
takiego dowodu, ani ze strony archeologii, ani ze strony Biblii.
Czy faktycznie z księgi Jeremiasza 25:10-12 wynika, że Juda miałaby być spustoszona przez 70 lat.
Czy też może, dotyczyło to raczej ościennych narodów? Istotna jest w tym świetle wypowiedź z Jeremiasza
29:10: „Tak bowiem rzekł Jehowa: ‘Gdy się dopełni siedemdziesiąt lat w Babilonie, zwrócę na was uwagę i
potwierdzę wobec was swoje dobre słowo, sprowadzając was z powrotem na to miejsce’. W oryginale
występuje nie przyimek „w” ale „dla”, co oznacza, że okres 70 lat odnosił się do podbojów Babilonu, a nie do
niewoli Hebrajczyków. Ciekawe, że księga Daniela 9:1,2, przeczy założeniu jakoby Jerozolima została od razu
zburzona i wyludniona – jest tam mowa o „spustoszeniach” w liczbie mnogiej, co wskazuje na fakt, iż jej
niszczenie mogło odbywać się stopniowo, w różnych fazach, podczas kilku najazdów armii Nabuchodonozora.
Czy autorzy książki „Czego naprawdę uczy Biblia” w dodatku pt. „Rok 1914 – szczególna data w świetle
proroctw Biblijnych” przyznają się do tego, przemilczając ten szczegół (pada tam nawet zdanie, że
Babilończycy po prostu w tym roku podbili Jerozolimę)? Jeśli tak, to powinni wykazać, iż mimo wszystko
początek „czasów pogan” można nadal odnosić do 607 r. p.n.e.
W związku z nauką o „czasach pogan” nasunęła się nam jeszcze jedna wątpliwość. Otóż, zgodnie
z tym, czego uczą książki „Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi” na s. 139, oraz „Czego naprawdę uczy
Biblia?” na s. 216, oficjalna wykładania Ezechiela 21:26,27 jest następująca - ostatnim królem zasiadającym
„na tronie Jehowy” był Sedekiasz a następnym, który miał ponownie otrzymać to prawo, po 2520 latach, miał
być Jezus Chrystus. Wątpliwość dotyczy pozostałych królów, którzy sprawowali władzę w Judei, pomiędzy
rokiem 537 p.n.e. a 70 r. n.e., w szczególności dotyczy to żydowskich królów w okresie odzyskania
niepodległości, czyli w okresie Państwa Machabeuszy na przełomie II i I w. p.n.e. – na czyim tronie zasiadali
ci władcy?
26
Wydaje się, iż rok 1914 posiada taką siłę w systemie wierzeń Świadków Jehowy i to pomimo pomyłek
dlatego, że właśnie wtedy, kiedy wyczekiwano spełnienia się przewidywań Ch. Russella wybuchła I wojna
światowa. Co prawda nie spodziewano się jej, ale w związku z tym, że nie wypełniły się zapowiedzi Russella,
stała się w naturalny sposób punktem wyjścia dla nauk upowszechnianych później przez J. Rutherforda. Co
ciekawe Charles Russell i związani z nim Badacze Pisma Świętego nie byli autorami chronologii „czasów
pogan” – przejęli ją w 1876 r. od Adwentysty N.H. Barbour’a, który z kolei przejął ją od innego Adwentysty
Williama Millera. Natomiast pierwszą osobą, która, około 1823 r., zapoczątkowała obliczanie okresu 2520 lat
był John A. Brown. Książka „Świadkowie Jehowy głosiciele królestwa Bożego” próbuje przedstawić to
niezdrowe zainteresowanie chronologią i kolejne błędne oczekiwania jako coś, czym nie należy się zbytnio
przejmować. Sugeruje wręcz, że te pomyłki przyczyniły się do odsiewu nieszczerych osób – jest to jakieś
piramidalne odwrócenie zasady biblijnej. Uważne przeanalizowanie Ewangelii pozwala zauważyć, że Jezus
faktycznie dokonywał odsiewu, ale poprzez głoszenie prawdziwej nauki, która później spełniła się co do joty!
Poza tym pisarze cytowanej książki wybielając wcześniejsze błędy kierownictwa Strażnicy, zapomnieli chyba
uwzględnić w ich ocenie zasadę, którą od początku kierowali się chrześcijanie z I w.: „Albowiem usilna
zachęta, której udzielamy, nie wynika z błędu czy z nieczystości ani nie ma w niej podstępu” (1 Tes 2:3).
Oddzielnego omówienia wymaga nauka o „pokoleniu”. W 1995 r. na kongresie „Rozradowani chwalcy
Boga” ogłoszono wydanie nowej książki do prowadzenia domowych studiów biblijnych pt. „Wiedza, która
prowadzi do życia wiecznego”. W trakcie jej lektury, zwróciliśmy uwagę na fakt, że w nowej książce nie ma
wzmianki o nauce o „pokoleniu”. Wkrótce potem do zborów trafiła Strażnica z 11 Listopada 1995 r. (nr 21)
w której zmieniono dotychczasowe zrozumienie pojęcia „pokolenie”. Jednocześnie od numeru listopadowego
„Przebudźcie się!” uległa zmianie treść stopki redakcyjnej – usunięto zapowiedź, że „zanim przeminie
pokolenie osób pamiętających wydarzenia z roku 1914, nastanie nowy świat, w którym zapanuje pokój i
bezpieczeństwo.”
I niby wszystko w porządku, powrót jednak do wspomnianej Strażnicy nie pozwala przejść obojętnie
obok akapitu 6 na s. 17 gdzie m.in. czytamy: „Niektórzy słudzy Jehowy tak usilnie pragną ujrzeć koniec złego
systemu, że czasami spekulują, kiedy wybuchnie „wielki ucisk”, a nawet próbują to ustalić na podstawie
długości pokolenia, które pamięta rok 1914. Jeżeli jednak chcemy ‘posiąść mądre serce’ to ‘liczmy nasze dni’,
radośnie wychwalając Jehowę, zamiast snuć domysły, ile lat trwa jakieś pokolenie (Psalm 90:12)” (późniejsze
zmiękczenie tonu pierwszej części wypowiedzi zawarte w sprostowaniu z NSK nr 1/1996 r. niewiele tu
zmienia, bo zdanie drugie pozostaje bez zmian). Czy tym samym nie przerzucono ciężaru odpowiedzialności za
konsekwencje nauki o „pokoleniu”, na zwykłych braci? A kto jest autorem tej nauki i takich spekulacji?
Zobaczmy, w jakim duchu wypowiadała się książka „Będziesz mógł żyć wiecznie (...)” na str. 154, akapit 8:
„Które pokolenie (Jezus) miał na myśli? Pokolenie, które już żyło w roku 1914. śyjący jeszcze członkowie tego
pokolenia są już bardzo starzy. A przecież przynajmniej niektórzy z nich mają jeszcze żyć, gdy ten zły system się
skończy. Możemy być pewni, że wkrótce nastąpi w Armagedonie koniec wszelkiego zła i wszelkich złych ludzi.”
Komentarzowi towarzyszy wymowna ilustracja. Podobnie w książce „Prawda, która prowadzi do życia
wiecznego” na str. 112 w akapicie 3 zauważamy: „To pokolenie jest już dość podeszłe w latach. (...). To znaczy,
ż
e ten koniec jest już bardzo bliski! (Psalm 90:10) Dlatego powinieneś bezzwłocznie coś przedsięwziąć, jeśli
nie chcesz być usunięty razem z tym złym systemem.” W komentarzu w cytowanej „Strażnicy” Psalm 90, wiersz
12 podaje się jako argument przeciwko zwyczajowi wysnuwaniu domysłów - ile lat trwa jakieś pokolenie
i ustalaniu na tej podstawie ewentualnej przybliżonej daty wybuchu „wielkiego ucisku”, natomiast w książce
„Prawda, która prowadzi do życia wiecznego” wręcz odwrotnie, właśnie na podstawie Psalmu 90, wiersza 10
zachęca się w domyśle, do życia świadomością, że koniec jest tuż, tuż, a to z uwagi na fakt, że życie pokolenia
trwa tylko lat siedemdziesiąt, lat osiemdziesiąt. I kto tu spekuluje? Dlaczego karci się braci za to, że
postępowali zgodnie z zachętami „niewolnika”? Czy Ciało kierownicze zauważyło swój błąd i wspomnianym
sprostowaniem z NSK chciało go naprawić? Dlaczego zmiana nauki o „pokoleniu” pojawiła się akurat w
listopadzie 1995 r. (jak wiemy przygotowanie numeru Strażnicy trwa ok. pół roku, a książki ok. roku)? Jaki
związek z tym, ma fakt, że właśnie w 1994 r. minęła domniemana granica czasu dla tego systemu rzeczy, tj.
osiemdziesiąt lat od roku 1914? Czy tym samym „niewolnik wierny i rozumny” nie przyznał się, iż to głównie
on spekulował i na podstawie długości życia pokolenia wypatrywał końca przed rokiem 1994?
Wracając jeszcze raz do słów Jezusa z Ewangelii Łukasza 21:8 - nie sposób odeprzeć się wrażeniu,
że charakterystyka „wielu”, którzy mają mówić: „stosowny czas się przybliżył” jak ulał pasuje do Towarzystwa
Strażnica i organizacji Świadków Jehowy!
27
Następnym zagadnieniem, na które chcielibyśmy zwrócić uwagę w tym liście, jest sprawa powrotu
Jezusa i nadejścia Królestwa Bożego. Nauka ta posiada bezpośredni związek z datą roku 1914, jako kluczową
dla zrozumienia tego zagadnienia. Oficjalna wykładnia Towarzystwa Strażnica mówi m.in., iż w związku
z tym, że w 1914 roku upłynęły „wyznaczone czasy narodów” Jezus Chrystus wstąpił na tron stając się Królem
obejmując jednocześnie władzę w niebiańskim Królestwie Bożym, narodzonym także w tym roku. Wówczas
to, Jezus w symbolicznym sensie powrócił, tj. niewidzialnie (po prostu tylko specjalnie zwrócił swoją uwagę na
ziemię) rozpoczynając swoją wieloletnią obecność. Dysponując taką władzą zrzucił z nieba Diabła. Zrzucenie
go z nieba spowodowało na ziemi rozpoczęcie się „dni ostatnich”, podczas których Król Jezus Chrystus
najpierw wybiera „niewolnika wiernego i rozumnego”, a następnie kończy kompletować swój rząd - wskrzesza
swoich wybranych. Ponad to prowadzi kampanię głoszenia o Królestwie Bożym poprzez swoich ziemskich
przedstawicieli pozostających jeszcze przy życiu – poprzez tzw. „ostatek pomazańców” oraz poprzez
przyłączającą się do niego „wielką rzeszę”. Dni ostatnie zakończą się zagładą wszystkich nieposłusznych
orędziu Bożemu ludzi i wojną Armagedonu, po której Królestwo Boże przejmie władzę nad ziemią. Nauka ta
jest przedstawiona m.in. w książkach: „Będziesz mógł żyć wiecznie (...)” (w rozdz. 17 pt.: „Po czym można
rozpoznać powrót Chrystusa?”) oraz „Czego naprawdę uczy Biblia?” (m.in. w rozdz. pt. „Czym jest Królestwo
Boże?”).
W związku z kilkoma aspektami tej wykładni zauważyliśmy pewne szczegóły, które uważamy za
stosowne, aby także poruszyć w tym liście. Tym bardziej, że część z nich nurtuje nas od kilkunastu lat.
Po pierwsze, zwróćmy uwagę na cytat ze s. 84 książki „Czego naprawdę uczy Biblia?”: „Skoro Jezus
uczył swych naśladowców modlić się: „Niech przyjdzie twoje Królestwo”, było oczywiste, że w tamtym czasie
wydarzenie to jeszcze nie nastąpiło. (...). A zatem na nadejście Królestwa Bożego trzeba było poczekać. Kiedy
miał się zakończyć ten okres wyczekiwania? W XIX stuleciu szczerzy badacze Biblii obliczyli, że nastąpi to
w roku 1914. (...)”. W odniesieniu do twierdzenia przedstawionego w tym urywku nasunęły się nam
następujące pytania: skoro Królestwo Boże już nadeszło, to dlaczego nadal modlimy się o jego nadejście? Czy
w takiej wykładni nie ma jakiejś wewnętrznej sprzeczności? Jak można prosić nadal o coś, co już się stało
(Świadkowie Jehowy jak świat szeroki i długi cały czas modlą się „przyjdź Królestwo twoje”, mało tego,
modlitwy tej używają jako argumentu potwierdzającego, że Królestwo wkrótce przejmie władzę na ziemi – a tu
ciach, akapit z najnowszej książki wszystko odwraca do góry nogami)? A może jest odwrotnie – może wzór
modlitwy jest nadal aktualny, ponieważ nadejście (narodzenie) Królestwa jest ciągle sprawą przyszłości
(cytowany fragment w połączeniu z dodatkiem „Rok 1914 – szczególna data w świetle proroctw biblijnych” ze
s. 215 stawiają znak równości pomiędzy pojęciami ‘przyjście’ a ‘narodzenie’ Królestwa)? Komentarz mówi
(jak się domyślamy - mając na myśli Ch. Russell’a), iż badacze Biblii obliczyli w XIX w. nadejście Królestwa
Bożego na 1914 r. – jak to się ma do treści „Wykładów Pisma Świętego” Ch. Russella, które mówią coś zgoła
innego, a mianowicie oznajmiają, iż nadejście Królestwa Bożego w 1914 r. oznacza jego rzeczywistą
interwencję na ziemi, nie zaś rozpoczęcie okresu niewidzialnego panowania tego Królestwa? (poza tym
nadejście Królestwa miało zakończyć „dni ostatnie” trwające od 1799 r. oraz potwierdzić trwającą od 1874 r.
obecność Jezusa, nie zaś rozpocząć oba te okresy, przyjście Królestwa wg Badaczy Pisma Świętego było
tożsame z „wielkim uciskiem”).
W związku ze słusznymi wyjaśnieniami książki „Będziesz mógł żyć wiecznie (...)” ze s. 142-145 co do
natury zmartwychwstania Jezusa i charakteru jego późniejszego ukazywania się uczniom, zauważamy
jednocześnie umiejętne ominięcie wątku możliwości materializowania się Jezusa podczas jego powrotu. Takie
postawienie sprawy jest co najmniej dziwne, bo skoro Jezus ma taką umiejętność (podobnie jak inni aniołowie,
por. Łuk 22:43) to, dlaczego nie miałby jej wykorzystać podczas swojego drugiego przyjścia? Czy
w rozważaniach celowo ominięto tę myśl, ponieważ nie istnieje żaden argument, który pozwalałby ją obalić?
Czy tym samym nie przyznano, że byłby to poważny kontrargument przeciwko niewidzialnej obecności
Jezusa?
Po trzecie, jak zauważyliśmy, obowiązująca wykładnia części wypowiedzi Pisma Świętego mówiących
o powtórnym przyjściu Jezusa odnosi je do roku 1914, a część do końca systemu rzeczy. Przykładem są
wersety z Dz 1:6-11 i Obj 1:7, które odnoszone są do roku 1914. Porównanie tych tekstów ze sobą oraz
z wersetami paralelnymi (równoległymi) w treści, wywołuje istotną przeszkodę dla twierdzenia, że istotnie
obecność Jezusa trwa i jest niewidzialna. W Dz 1:6-11 czytamy: „(…) gdy oni się przyglądali, (Jezus) został
uniesiony w górę i obłok zabrał go im z oczu. Kiedy się wpatrywali w niebo, gdy odchodził, oto też stanęli
obok nich dwaj mężowie w białych szatach i rzekli: „Mężowie galilejscy, dlaczego stoicie wpatrzeni w niebo?
Ten Jezus, który został od was wzięty do nieba, przyjdzie w taki sam sposób, w jaki go widzieliście idącego do
28
nieba””. Oficjalne wyjaśnienie tego wersetu sugeruje, że aniołom mówiącym „w ten sam sposób” chodziło
o to, że Jezus wróci tak jak odszedł tj. cicho, spokojnie i bez rozgłosu, a nie widzialnie. Jednakże zestawienie
Dz 1:10,11 z Obj 1:7 ”Oto przychodzi z obłokami a ujrzy go wszelkie oko (dosłownie: każde oko) oraz ci,
którzy go przebili; i wszystkie plemiona ziemi będą z jego powodu uderzać się ze smutku. Tak: Amen.” może
prowadzić do innego wniosku. Zwróćmy uwagę na podobne określenia występujące w obu wersetach:
w Dz 1:6-11 „uniesiony”, „odchodził”, „wzięty” i „przyjdzie” oraz „przychodzi” z Obj 1:7; „obłok” i „z oczu”
z Dz 1:9 oraz „obłoki” i „wszelkie oko” z Obj 1:7. Opis z Dz 1:6-11 jest sprawozdaniem mówiącym ewidentnie
o zjawisku widzialnym, natomiast Obj 1:7 oficjalnie traktuje się jako przenośnię, chociaż wyraźnie widać, że
oba wersety posługują się identycznymi pojęciami i werset z Objawienia zapowiada wydarzenia podobne
(przyjście Jezusa z nieba) do tych opisanych w Dziejach Apostolskich (odejście Jezusa do nieba) stosując ten
sam język. W związku z tym wyłaniają się pytania: dlaczego nie należałoby wyrażenia „wszelkie oko”
rozumieć tak, jak się go czyta, skoro wyrażenie „z oczu” z Dz 1:9 rozumiemy dosłownie. I podobnie –
dlaczego wyrażenie „przychodzi z obłokami” z Obj 1:7 nie należy rozumieć dosłownie, skoro „uniesiony
w górę” oraz „obłok zabrał go im z oczu” z Dz 1:9 należy rozumieć tylko dosłownie? (w jednym i drugim
przypadku może chodzić o obłok nadnaturalny tj. chwałę szekiny, por. Mt 16:27 – 17:9). Czy w świetle
powyższego zapowiedź „przyjdzie w ten sam sposób” nie odnosiłaby się do widzialnego charakteru przyjścia
Jezusa analogicznie do jego widzialnego odejścia? Różnica raczej dotyczyła by tego, kto byłby świadkiem tych
wydarzeń - podczas odejścia Syna Bożego byli to uprzywilejowani uczniowie, a podczas jego powrotu byliby
to jego uczniowie łącznie z całym światem. Werset z Obj 1:7 jest tożsamy z Mt 24:30 gdzie m.in. czytamy:
„(…) wszystkie plemiona ziemi będą się uderzać, lamentując, i ujrzą Syna Człowieczego przychodzącego na
obłokach nieba (…)”, który to tekst, zgodnie z objaśnieniami Towarzystwa, odnosi się do zakończenia systemu
rzeczy. Dodatkowo można zapytać: jeśli sformułowanie „wszelkie oko” z Obj 1:7 należy pojmować tylko jako
przenośnię, to jak „wszystkie plemiona ziemi” mogą zdać sobie sprawę, że Chrystus jest niewidzialnie obecny
i zaczną się uderzać z tego powodu? W tym świetle stałoby się zrozumiałe określenie „ci, którzy go przebili” -
mogłoby tu chodzić po prostu o ludzkość jako taką, a szczególnie o naród izraelski, który bezpośrednio
odpowiada za „przebicie” Jezusa. Wracając do słów aniołów z Dz 1:11, przychodzi nam na myśl zasada,
iż każda sprawa powinna mieć zapewnione wiarygodne świadectwo (Prawo Mojżeszowe mówiło, że „każda
sprawa ma być oparta na zeznaniu dwóch lub trzech świadków”) – czy aniołowie ci, nie są właśnie świadkami
postawionymi przez Boga i świadczącymi w sprawie powtórnego, ale widzialnego przyjścia Jezusa? Czy słowa
tych świadków podlegają interpretacji, czy należy je rozumieć tak jak zostały wypowiedziane? W Dz 3:21
czytamy o Chrystusie, „którego niebo musi w sobie zatrzymać aż do czasów przywrócenia wszystkiego”. Co
apostoł Piotr miał na myśli wypowiadając powyższe słowa? Czy to tylko znów przenośnia, czy też jakaś ważna
prawda pomijana przez „niewolnika”, ponieważ nie sposób dopasować jej do oficjalnej nauki? Tak więc
wydaje się, że odnoszenie części wersetów mówiących o powtórnym przyjściu Jezusa do roku 1914, a innej ich
części, również mówiącej o jego powtórnym przyjściu do okresu po zakończeniu „dni ostatnich” jest
podstawowym błędem wykładni „niewolnika”.
Po czwarte, znajdujemy w Biblii, co najmniej kilkanaście wersetów mówiących o objawieniu się
z nieba Pana Jezusa a także o objawieniu się nagrody jego uczniów. Są to m.in. wspomniany powyżej Łuk
17:30 oraz Rz 2:5, 8:18,19, 1 Kor 1:7, 2 Tes 1:7, 10, 1 Pt 1:5, 7, 13, 4:13, 5:1. Greckie słowo άποκάλυψις
(czytaj: apokalipsis) występujące w tych wypowiedziach dosłownie znaczy „odsłonięcie” albo „odkrycie”
(patrz książka „Wspaniały finał objawienia bliski” s. 6). List do Galatów 3:23-25 pokazuje jak apostoł Paweł
rozumiał to słowo. Werset z Łuk 17:30 wskazuje, iż wydarzenia w nich opisane nastąpią bezpośrednio przy
końcu systemu rzeczy. Po uwzględnieniu tych dwóch faktów, czyż nie nasuwa się wniosek, że powrót Jezusa
po prostu będzie widzialny – objawi się całemu światu, czyli „odsłoni” lub „odkryje” swą niewidzialną, od jego
zmartwychwstania, naturę np. materializując się? Czy nie stanie się to, o czym wprost mówią wydarzenia z Mt
16:27 – 17:9 (por. Mk 9:1-9, Łuk 9:27-36)? Zwróćmy uwagę na ewolucję poglądów Strażnicy w tej materii.
Jeszcze w Strażnicy z 1 maja 1993 r. w artykule „Wyzwolenie podczas objawienia się Jezusa Chrystusa” na s.
22 w akapitach 5 i 6 z wielkim naciskiem podkreślono, że przyjście Jezusa opisane w Mt. 24:29,30 oznacza
jego „niewidzialne nadejście celem wykonania wyroku”. Natomiast począwszy od Strażnicy z 15 lutego 1994 r.
(artykuły „Co będzie znakiem twej obecności?” oraz „Powiedz nam kiedy to nastąpi?” s. 20, akapit 21) poprzez
Strażnicę z 1 kwietnia 1997 r. (s. 15, akapit 8) aż do Strażnicy z 1 maja 1999 r. (s 12, akapit 18) spotykamy w
odniesieniu do Mt 24:29,30 myśli całkowicie odmienne typu: „w nadprzyrodzony sposób (Jezus) objawi swą
władzę królewską”, „pojawią się nadprzyrodzone zjawiska” czy też „wystąpią pewne zjawiska niebieskie”. W
związku z powyższym faktycznie wydaje się, że w nauce o trwającej niewidzialnej obecności Jezusa jest jakaś
niespójność. Jeśli Jezus przyszedł w 1914 r. i od tej pory jest niewidzialnie obecny, to jak w tym kontekście
rozumieć rozważaną powyżej jego wypowiedź z Mt 24:29,30 – iż przyjdzie i będzie widziany na obłokach
nieba? Czy po swojej obecności mimo wszystko przyjdzie kolejny raz widzialnie na obłokach nieba -
29
czy to zdaje się sugerować Strażnica począwszy od numeru z 15 lutego 1994 r.? Jak jest możliwe bycie
obecnym przed swoim przyjściem? Ewentualnie czy to znaczyłoby, że Jezus przychodzi trzykrotnie – w roku
29 n.e., w 1914 i w „dniu i o godzinie" której się nie spodziewamy, a nawet czterokrotnie – nie zapominajmy o
nauce o wejściu Chrystusa do Świątyni w 1918 r.?
Po piąte, jak pogodzić twierdzenie, iż Jezus otrzymał władzę królewską w 1914 r. z jego wypowiedzią
z Mt 28:18: „Dano mi wszelką władzę (dosłownie wszelki autorytet, urząd) na niebie i na ziemi” (por. Ef 1:20-
22)? W jaki sposób Bóg mógłby obdarzyć Jezusa władzą w zakresie Królestwa dużo później, skoro
zmartwychwzbudzając go, dał mu już wszelką władzę? Czy i także w tej nauce Towarzystwa jest jakaś
wewnętrzna sprzeczność? (por. 1 Tym 6:20b). Czy Psalm 110:1 (por. Ps 2:6) „Wypowiedź Jehowy do mego
Pana: ‘Siądź po mojej prawicy, aż położę twych nieprzyjaciół jako podnóżek dla twoich stóp’” w połączeniu
z wypowiedzią Jezusa z końca I w. n.e. z Obj 3:21 „Zwyciężającemu dam zasiąść ze mną na moim tronie, jak
i ja zwyciężyłem i zasiadłem z moim Ojcem na jego tronie” nie wskazuje wyraźnie, że został on Królem
w momencie zmartwychwstania (lub wniebowstąpienia) w 33 r. n.e.? Co ciekawe Obj 1:5 od dawna nazywa
Jezusa „Władcą królów ziemi” a 1 Tym 6:15 „Królem królujących” (jeśli ten werset odnosi się do Jezusa).
W związku z tym, iż wyjaśnienie „niewolnika”, co do zmartwychwstania pomazańców z 2 Tes 4:15-17
i 1 Kor 15:51, 52, zawarte m.in. w Strażnicy z 15 stycznia 1993 r. (nr 2), w artykule „Porwani na spotkanie
Pana – w jaki sposób?” rozciąga to wydarzenie na cały okres obecności Jezusa, wyłania się pewien problem
z zastosowaniem sformułowania „w mgnieniu oka”. Otóż wyjaśnienie to mówi, że sformułowanie to odnosi się
tylko do umierających „pomazańców”, którzy od 1914 r. są wskrzeszani od razu, bez zwłoki. Kiedy jednak
sięgniemy raz jeszcze do tekstu z 1 Kor 15:51, 52: „Oto wam mówię świętą tajemnicę: Nie wszyscy zapadniemy
w sen śmierci, ale wszyscy będziemy przemienieni, w jednym momencie, w mgnieniu oka, podczas ostatniej
trąby. Bo trąba zabrzmi i umarli zostaną wskrzeszeni jako nie podlegający skażeniu, a my (którzy żywo
doczekamy porwania) będziemy przemienieni” wyraźnym się staje odmienny scenariusz. Określenia
„w jednym momencie”, „w mgnieniu oka” rzeczywiście dotyczą ułamka czasu, ale w odniesieniu do wszystkich
mających trafić do nieba – zmarłych i żyjących. Zgodnie z 1 Tes 4:15 chrześcijanie w Tesalonice byli
przekonani, iż najpierw oni żywo będą wzięci do nieba, przed zmarłymi współbraćmi, apostoł Paweł natomiast
im wyjaśnia, iż stanie się to w taki sposób, iż będą zabrani do nieba razem (4:17). W świetle powyższego
wydaje się, iż w dobie obecnej „niewolnik wierny i roztropny” popełnia podobny błąd jak Tesaloniczanie,
a mianowicie daje pierwszeństwo w udziale w nagrodzie niebiańskiej tym razem zmarłym chrześcijanom,
żywych pozostawiając na inną późniejszą chwilę.
Jak szczerze przyznaje książka „Świadkowie Jehowy głosiciele Królestwa” na s. 46 Ch. Russel nie był
autorem nauki o niewidzialnej obecności Jezusa Chrystusa. Przed nim przekonanie takie wyrażali już Isaac
Newton, a także część XIX wiecznych Adwentystów z N. H Barbour’em na czele. Co wpłynęło na Ch.
Russella, iż także on przyjął tę naukę? Wpłynął na niego dostępny wówczas, wydany w 1864 r. przekład
międzywierszowy Emphatic Diaglott, w którym greckie słowo paruzja przetłumaczono jako „obecność”, nie
zaś jako „przyjście”, co czyniono i dalej się czyni, w innych przekładach Pisma Świętego. Prawdą jest, że
słowo to znaczy także „obecność” jako przeciwieństwo „nieobecności”. Ale jest jeszcze jeden szczegół
związany z jego znaczeniem, który sprawę powtórnego przyjścia Jezusa może postawić w zupełnie innym
świetle. Otóż, zgodnie z m.in. niejednokrotnie cytowanym w publikacjach Towarzystwa „Teologicznym
słownikiem Nowego Testamentu” G. Kittel’a i G. Fridrich’a słowo paruzja używano także, już od III w. p.n.e.,
na oznaczenie uroczystego „przybycia” lub „przyjścia”, względnie doniosłej wizyty władcy, monarchy lub
urzędnika (por. Strażnica z 1 maja 1993 r. s. 11, akapit 4). Jeśli w badaniach Biblii w zakresie zagadnienia
powrotu Jezusa zastosujemy takie znaczenie słowa paruzja wówczas cała doktryna Towarzystw Strażnica
legnie w gruzach.
„Niewolnik” próbując biblijnie uzasadnić swoje twierdzenie, iż Jezus miał być niewidzialnie obecny,
posługuje się dwoma tekstami - Ewangelią Łukasza 17:20 oraz Ewangelią Jana 14:19. Pierwszy fragment
mówi: „Królestwo Boże nie przychodzi w sposób rzucający się oczy”. Gdyby poprzestać tylko na tej
wypowiedzi Jezusa, faktycznie można by odnieść wrażenie, że Królestwo nadejdzie niewidzialnie, ale inna
jego wypowiedź z Mt 13:31-33 (por. Łuk. 13:18-21) zdaje się wyjaśniać, co miał na myśli wypowiadając słowa
z Łk 17:20. Natomiast słowa z Jn 14:19 „Jeszcze trochę, a świat mnie więcej nie zobaczy, ale wy mnie
zobaczycie (...)” wbrew pozorom, mogą w ogóle nie mieć żadnego związku z powrotem Jezusa, świadczy
o tym kontekst jego wypowiedzi. Apostoł Juda zdziwiony słowami Jezusa zapytał „Panie, co się stało, że
zamierzasz się wyraźnie pokazać nam, a nie światu?” (14:22). Jezus m.in. odpowiedział: „Jeżeli ktoś mnie
miłuje, to będzie zachowywał moje słowo, a mój Ojciec będzie go miłował i przyjdziemy do niego i będziemy u
30
niego przebywać.” (14:23). Wyraźnie widać, że Jezus mówiąc, iż świat go więcej nie zobaczy, użył języka
symbolicznego w odniesieniu do braku więzi pomiędzy światem, a nim i jego Ojcem.
I wreszcie, jak w kontekście założenia, że w 1914 roku wypełniła się zapowiedź powtórnego przybycia
Jezusa oraz, że od tego momentu trwa jego obecność, wyjaśnić treść 1 Kor 11:26 „Bo ilekroć jecie ten chleb
i pijecie ten kielich, obwieszczacie śmierć Pana, aż on przybędzie.”. Nie wiemy czy zgodzicie się bracia
z naszym wnioskiem, ale wyjaśnienie chyba może być dwojakie: albo Jezus przyszedł faktycznie w 1914 r.
i w związku z tym bezprawnie nadal obchodzimy Pamiątkę jego śmierci, ponieważ obwieszczanie miało trwać
tylko do momentu jego przyjścia, albo, jeśli nadal słusznie obchodzimy Pamiątkę jego śmierci to znaczy, że nie
powrócił w 1914 r. W każdym bądź razie, w świetle słów z 1 Kor 11:26 nie może być tak, że Jezus przyszedł,
a Pamiątkę obchodzi się nadal. Uważamy, że nad tą sprzecznością nie można przejść do porządku.
Wróćmy raz jeszcze do problemu z punktu trzeciego niniejszych rozważań. Jak widzimy określenie
„przyjście” Jezusa występujące w Ewangeliach i Listach apostołów, odnoszone jest w publikacjach raz do
rozpoczęcia się jego obecności, raz do zakończenia jego obecności. Co uprawnia do tak zmiennego stosowania
tego słowa? Charakterystycznym przykładem tej żonglerki są przypowieści o „niewolniku wiernym
i roztropnym”, „dziesięciu dziewicach” i o „talentach” z Mt 24:45 – 25:28 (uważane zresztą nie wiadomo na
jakiej podstawie za proroctwa).
Zgodnie z książką „Największy ze wszystkich ludzi”, rozdz. 111, przypowieści te spełniły się w 1914 r.
Ich kontekst tworzą poprzedzające wypowiedzi odnoszące się wyłącznie do końca systemu rzeczy (Mt 24:29-
44) oraz następująca po nim przypowieść o „owcach i kozłach” (Mt 25:31-46), przez wiele lat wyjaśniana
jakoby jej spełnianie się rozciągało się na całe dni ostatnie, ale zgodnie z ostatnią zmianą z 1995 r. (Strażnica z
15 października 1995 r. artykuły: „Jaką pozycję zajmiesz przed tronem sędziowskim?” oraz „Jak przyszłość
czeka owce i kozy?”) mająca się spełnić dopiero w przyszłości podczas zakończenia systemu rzeczy.
Uwzględnienie wnikliwie przeanalizowanego kontekstu nakazuje ponownie zapytać – co pozwala stosować
trzy wymienione przypowieści do 1914 r.? Czy fakt, iż zmieniono zrozumienie przypowieści o „owcach i
kozłach” nie dowodzi, że powinno się to stać także z tymi trzema pozostałymi przypowieściami?
Co ciekawe przypowieść o „niewolniku wiernym i roztropnym” zapadła nam wszystkim w świadomość
zgodnie z jej wersją z Ewangelii Mateusza. Jednakże występuje ona jeszcze w jednej wersji, w Ewangelii
Łukasza 12:42-48. Czytamy tam, o co najmniej trzech „niewolnikach” i to znowu w kontekście „przybycia
Syna Człowieczego o godzinie, której się nie domyślamy” (w. 40). Pierwszy i drugi „niewolnik” pokrywają się
z odpowiadającymi im z Ewangelii Mateusza, natomiast trzeci jest doprawdy wyjątkowy – nie zrozumiał woli
pana, a uderzeń mimo to otrzymał niewiele, w przeciwieństwie do drugiego, który wolę pana zrozumiał.
Przypowieść w wersji z Ewangelii Mateusza jest podstawą dla osób bezpośrednio związanych z Towarzystwem
Strażnica do określania się mianem „niewolnika wiernego i roztropnego”. Mianem „złego niewolnika”
określane się zaś kościoły chrześcijaństwa. Kim natomiast jest ten trzeci niewolnik? Czy nie oznacza to, że
nagrodzony może być chrześcijanin lub kościół chrześcijański, który nie rozumie do końca wszystkich prawd
biblijnych? Czy faktycznie Pan Jezus ustanowił swojego niewolnika w 1914 r. (ściśle w 1919 r.)? Czy
określenie „całe mienie” oznacza tylko sprawy i trzodę Pana podczas jego powrotu?
Jednocześnie chcemy wyrazić swoje zdziwienie, wręcz zażenowanie, poglądem Towarzystwa
wyrażonym np. w Strażnicy z 15 stycznia 2001 r., s. 30, zgodnie z którym „całym mieniem” Pana są obiekty
biura głównego (budynki, drukarnie, maszyny drukarskie itp.) w Stanach Zjednoczonych oraz 110 biur
oddziałów na całym świecie! Pogląd ten jest tym bardziej zadziwiający kiedy uwzględnimy dwie rzeczy - myśl
przewodnią powoływanego artykułu podkreślającą świecki i przedmiotowy charakter wszystkich korporacji
(Towarzystw) oraz wyraźnej podmiotowości „mienia” z przypowieści Jezusa. Do tej pory byliśmy przekonani,
że całe „mienie” Jezusa to, jak wyraziliśmy się wcześniej, sprawy i trzoda Pana w dniach ostatnich. Pogląd
jakoby „mieniem” Chrystusa były zasoby materialne Towarzystwa Strażnica jest doprawdy dziwaczny.
Sumując, warto zapytać: może jednak określenie „całe mienie” odnosi się do całego dziedzictwa Jezusa
Chrystusa, co oznaczałoby, że „niewolnik” nagrodzony będzie dopiero podczas końca systemu rzeczy?
Czy zgodnie z 1 Listem do Koryntian 4:1,2,
gdzie czytamy: „Niechże człowiek ocenia nas jako
podwładnych Chrystusa oraz szafarzy świętych tajemnic Bożych. A w tym wypadku od szafarzy oczekuje się,
ż
eby taki okazał się wierny” (por. 1 Piotra 4:10) nie należałoby rozumieć, iż pytanie Jezusa „Kto jest
rzeczywiście niewolnikiem wiernym i roztropnym, którego pan ustanowił nad członkami czeladzi swoje?”
odnosi się do każdego chrześcijanina z osobna, jako indywidualnej osoby?
31
Jest jeszcze jedna sprawa związana z wyborem „niewolnika wiernego i roztropnego”, która wywołuje
nasze zdumienie. Otóż, jak wiadomo, przez długie lata z „niewolnikiem wiernym i roztropnym” kojarzono
osobę Charles’a Russell’a. Książka „Świadkowie Jehowy głosiciele Królestw Bożego” z poczuciem pewnego
zawstydzenia i niechętnie, aczkolwiek przyznaje na s. 143, iż od ok. 1891 r. za „niewolnika wiernego
i roztropnego” uważano Russella’a, twierdzi nawet, iż działo się tak ok. 30 lat, aż do roku 1927, kiedy to
w Strażnicy z 15 lutego tego roku powrócono do poglądu wyrażonego w Strażnicy z października i listopada
1881 r. utożsamiającego „niewolnika” z całym Ciałem Chrystusa. W chwili obecnej, wierzymy jako wyznanie,
iż Pan powrócił w 1914 r. i wówczas to znalazł klasę „niewolnika wiernego i roztropnego” zajętą wtedy
dostarczaniem pokarmu duchowego, oraz że w nagrodę ustanowił ją „nad całym swoim mieniem”. Po
skonfrontowaniu powyższych faktów historycznych i oficjalnej nauki o „niewolniku” (która jest właściwie
podstawową nauką Towarzystwa dającą jej legitymację - jak wierzy - reprezentowania Pana) zauważamy
w nich nieprawdopodobną sprzeczność. Sprzeczność tę ukazuje poniższe zapytanie: jak Pan Jezus mógł
ustanowić ok. roku 1914, jako swojego „wiernego i roztropnego niewolnika”, grupę osób związanych
z Towarzystwem Strażnica, grupę osób, która wówczas głosiła, że Pan już przyszedł w 1874 r. i że już ma
swojego „niewolnika” w osobie jednego człowieka Charles’a Russell’a?
W kontekście braków i sprzeczności w wykładni Towarzystwa Strażnica w sprawie nauki o trwającej
obecności Jezusa, przy uwzględnieniu zastrzeżeń co do nauki o „czasach pogan” i roku 1914 oraz
przeanalizowaniu wszystkich wypowiedzi Biblii na temat powrotu Jezusa, w szczególności jego przykładu
o drzewie figowym (Mt 24:32,33), a także w aspekcie podwójnego znaczenia słowa paruzja dochodzimy
do wniosku, że jego przyjście będzie miało charakter widzialny i jest ciągle przed nami. W związku z tym,
zauważamy także, iż dopiero tak czytane wszystkie fragmenty Pisma Świętego traktujące o tej sprawie,
zaczynają idealnie współgrać ze sobą, odsłaniając przepiękny charakter wydarzeń, które wkrótce przyjdą
na całą zamieszkaną ziemię.
Do tej pory, rozpatrując zagadnienia związane z powrotem Jezusa Chrystusa, poruszaliśmy się
w obszarze pojęć zrozumiałych dla wszystkich, a ukutych przez „niewolnika”. Analizując i zestawiając ze sobą
proroctwo Jezusa o zakończeniu systemu rzeczy zawarte w Ewangeliach synoptycznych Mateusza (24 i 25
rozdz.), Marka (13 rozdz.) i Łukasza (17 i 21 rozdz. ) oraz inne wypowiedzi na ten temat zawarte w pismach
apostołów, nie sposób nie wspomnieć o jeszcze jednym szczególe.
Każda osoba, która zostaje Świadkiem Jehowy i potem poszczególni Świadkowie Jehowy poznają to
wielkie proroctwo Jezusa i patrzą na nie przez pryzmat wykładni publikacji Towarzystwa. Szczególnie mocno
podkreślone jest w literaturze założenie, wg którego większość z tego, co wypowiedział Jezus spełniło się po
raz pierwszy w I w. n.e. podczas końca systemu żydowskiego, a drugi raz spełnia się w pełnym zakresie
obecnie, począwszy od 1914 r. Dotyczy to tak tzw. złożonego znaku, na który składają się: wojny, głód,
trzęsienia ziemi, choroby, głoszenie Ewangelii, a także m.in. przemoc i nieetyczna postawa ludzkości (2 Tym
3:1-4). Okresy te przywykliśmy nazywać „dniami ostatnimi” przed „wielkim uciskiem”. Powtórne, obiektywne
sięgnięcie do tekstu Ewangelii, bez uprzednich założeń pozwala, spostrzec coś innego.
Po pierwsze, zwraca uwagę sposób sformułowania pytania z Mt 24:3 zadanego przez uczniów
Jezusowi. Uczniowie najpierw pytają: „kiedy to nastąpi” (tj. zniszczenie świątyni i Jerozolimy), a następnie
„co będzie znakiem twej obecności oraz zakończenia systemu rzeczy?”. W Mk 13:4 i Łuk 21:7 pytanie to jest
sformułowane prawie identycznie. We wszystkich trzech przypadkach uderza nie tyle fakt, że dotyczy ono
dwóch spraw ale, że uczniowie użyli w pytaniu słowa ‘znak’ w l. pojedynczej, tak jakby miało się ono odnosić
do jednego wydarzenia. Jak wspomnieliśmy Towarzystwo tłumaczy, że „wielki ucisk” miał być poprzedzony
wieloma wydarzeniami, z których pierwszym jest I wojna światowa. Czy stosowane ostatnio w literaturze
określenie „złożony znak” ma za zadanie wybrnąć z tej kłopotliwej sprzeczności? Oczywiście, uczniowie nie
użyli sformułowania „złożony znak” albo słowa „znaki”. Wydaje się wielce prawdopodobne, iż pytali o jedno
wydarzenie.
Po drugie, kiedy czyta się odpowiedź Jezusa zawartą w Mt 24:4-8 i 8-14, (patrz również Mk 13:5-9 i 9-
14, Łuk 21:8-12 i 12-19) nie sposób odeprzeć się wrażeniu, iż pierwszym wydarzeniem (o czym
wspomnieliśmy przy okazji omawiania zagadnienia chronologii) miało być pojawienie się „wielu”
prowadzących działalność religijną i występujących w imieniu Chrystusa (wr. 4 i 5), nie zaś wybuch wojen czy
wojny (w sumie w Ewangelii Mateusza Jezus trzykrotnie mówi o „wielu” – wersety 4,5, 11, 23, 24, do faktu
tego nawiązujemy raz jeszcze pod koniec listu). Wojny pojawiają się w jego wypowiedzi dopiero na trzecim
miejscu (wr. 7). Jak to się ma do nauki o I wojnie światowej jako pierwszym znaku „dni ostatnich”? Nie sposób
32
oprzeć się także wrażeniu, iż Jezus wymieniając te charakterystyczne wydarzenia nie podawał ich jako znaku
czy znaków, ale jako ostrzeżenie, że to wszystko musi się stać i mieć miejsce przed pojawieniem się znaku jego
powrotu. Nie sposób odeprzeć także myśli, szczególnie uwzględniwszy z Łuk 21:12 „ale przed tym
wszystkim”, że fragmenty z Mt 24:8-22, Mk 13: 9-20 i Łuk 21:12-24 odnosiły się wyłącznie do tematu
zniszczenia świątyni i Jerozolimy, i nie posiadają powtórnego zastosowania.
Ostatnia obserwacja ponownie dotyczy słowa „znak”. Napotykamy je znowu w wr. 29/30 w Ewangelii
Mateusza. Zgodnie z tym wierszem „znak Syna Człowieczego” pojawi się dopiero po wszystkich wydarzeniach
opisywanych przed tymi wersetami. Czy to oznacza, że dopiero tutaj mamy bezpośrednie odniesienie się Jezusa
do pytania apostołów? Porównanie tego fragmentu z wersetami równoległymi z Mk 13:24,25 i Łuk 21:25,26
prowadzi do wniosku, że znakiem, o który pytali uczniowie, są zjawiska atmosferyczne lub kosmiczne (np.
zapowiadające ogólnoświatową katastrofę), nie zaś wydarzenia wcześniej wymienione przez Jezusa. Zwróćmy
uwagę na fragment z Łuk 21:25,26 „Będą też znaki na słońcu i księżycu, i gwiazdach, a na ziemi udręczenie
narodów nie znających wyjścia wskutek ryku morza i jego wzburzenia, podczas gdy ludzie będą mdleć ze
strachu i w oczekiwaniu rzeczy przychodzących na zamieszkaną ziemią, bo moce niebios zostaną
wstrząśnięte”. Co mogą oznaczać te słowa? (posiadamy pewną hipotezę na ten temat i chętnie się ją podzielimy
ale już w oddzielnych rozważaniach). Jezus dopiero po zapowiedzeniu pojawienia się jego znaku, oznajmia, że
przyjdzie (po wypełnieniu się tego znaku) i to w taki sposób, iż ujrzy go cała ludzkość.
Chcieliśmy teraz zasygnalizować dwa problemy związane z imieniem własnym Boga. Po pierwsze
zauważamy, iż większość tekstów Pisma Świętego, gdzie jest mowa o imieniu, publikacje odnoszą do imienia
własnego Boga, jednakże zbadanie kontekstu pozwala dostrzec, że jest inaczej. Charakterystycznym
przykładem jest stosowanie zdania ze wzorcowej modlitwy Jezusa „niech będzie uświęcone imię twoje” z Mt.
6:9, czy też jego wypowiedzi z Jn 17:26 „I dałem im poznać twoje imię, i dam je poznać (…)” jako argumentu
na rzecz częstego i szerokiego używania imienia własnego Boga Jehowa. Takie zastosowanie tych wersetów
znajdujemy w broszurze „Imię, które pozostanie na zawsze”. Bliższe przyjrzenie się tym wypowiedziom
Jezusa, czy innym podobnym, zmusza do zadania pytania, dlaczego przy tych okazjach Jezus nie użył imienia
swego Ojca? Aż się prosi, aby się tam znalazło. Zagadka ta da się rozwiązać, jeśli weźmiemy pod uwagę inne
fragmenty Pism, gdzie występują podobne sformułowania. Zechciejmy zwrócić uwagę na kilka przykładów:
„Będę oznajmiał twe imię swoim braciom, wpośród zboru będę cię wysławiał” (Ps 22:22)
„Dzięki tobie porazimy twych wrogów, w imię twoje podepczemy tych, którzy przeciw nam powstają” (Ps 44:5)
„Sławię cię, Jehowo, Boże mój, całym swym sercem, chcę też wychwalać twe imię po czas niezmierzony” (Ps
86:12)
W zacytowanych wierszach zastosowano tak zwaną tautologię, czyli podkreślenie prawdy poprzez
powtórzenie myśli podobnymi, ale innymi w formie określeniami. W wszystkich trzech wypadkach ‘imię’ jest
odpowiednikiem sformułowań „cię” lub „tobie”. Wnioskujemy z tego, że słowo „imię” odnosi się do osoby
Boga, nie zaś do jego imienia własnego. Pozwala to również zrozumieć, co miał na myśli Jezus używając
podobnych sformułowań.
Krótko mówiąc, wydaje się, że w większości przypadków pod pojęciem „imię” kryje się Bóg jako
osoba, jego pozycja i znaczenie, sens taki jest zgodny ze sposobem używania słowa „imię” w dawnej kulturze
żydowskiej, a dobrze ilustrującym tę praktykę przykładem jest wcześniej już cytowany tekst z Flp 2:9-11
„Dlatego też Bóg wyniósł go na wyższe stanowisko i życzliwie dał mu imię, które przewyższa wszelkie inne
imię, żeby w imię Jezusa zgięło się wszelkie kolano tych w niebie i tych na ziemi, i tych pod ziemią, i żeby
wszelki język otwarcie uznał, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga, Ojca”. Oczywiście nie chodzi tu
o samo imię własne Jezus, bo Jezusów było wówczas wielu, a i dzisiaj w krajach łacińskich spotykamy to imię
(por. Kol 4:11). Po prostu chodzi tu o nowe stanowisko Jezusa, jego rolę i znaczenie jego osoby. Można więc, z
dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że Jezus wypowiadając słowa „niech będzie uświęcone imię twoje”
miał na myśli „bądź, Ty Boże, uświęcony”, i podobnie w przypadku Jn 17:26, mógł mieć na myśli „Dałem
Ciebie poznać, i jeszcze dam Ciebie poznać”.
Co ciekawe w Chrześcijańskich Pismach Greckich praktycznie nie występuje kombinacja określeń
(którą stosujemy nawet w niniejszym liście): nasz Bóg, Jehowa i jego Syn, Jezus Chrystus; spotykamy raczej
następujący zestaw: Bóg, nasz Ojciec, i nasz Pan, Jezus Chrystus (por. Flp 1:2, Kol 1:3, 1 Tes 1:1, itp.).
33
Oczywiście nie chcemy przez to powiedzieć, że w ogóle nie istnieją wiersze, które faktycznie traktują o imieniu
własnym Boga jako takim, ale jest ich znacznie mniej i nie kładą takiego nacisku na obnoszenie się z tym
imieniem, jaki kładzie Towarzystwo Strażnica, chociaż trzeba oddać Towarzystwu sprawiedliwość,
że faktycznie przyczynia się do większej znajomości tego imienia w świecie, a Przekład Nowego Świata ma tę
niezaprzeczalną dla nas zaletę, iż przywraca to imię na jego należne miejsce, łącznie z Pismami Greckimi,
gdzie, jak wskazują na to pewne poszlaki, było ono w pierwotnych oryginałach.
Ogólnie rzecz biorąc Pisma Greckie zapraszają, aby zwracać się do Jehowy raczej jako do Ojca, nie zaś
per ty. Nasuwa się tu analogia z młodym mężczyzną, który wychował się bez ojca, ale w końcu w dorosłym
życiu postanowił go odszukać. Jakież jest jego zaskoczenie i zaskoczenie odszukanego ojca, kiedy się okazuje,
że jest nim, powiedzmy, pan Tadeusz, którego zna z imienia z zakładu pracy, gdzie razem od wielu lat pracują.
Od tej pory zaczyna się do niego zwracać – ojcze, tato. Wątek taki występuje często w wielu filmach. Czy
Jezus podkreślając znaczenie pojęcia Ojciec nie sugeruje czegoś podobnego (pojecie Bóg Ojciec
występuje w Pismach Hebrajskich, ale nie posiada tam jeszcze takiego znaczenia jak w Pismach Greckich)?
Bóg oczywiście nie zrzeka się swego imienia, Jehowa (Jahwe), posiadł je na wieczność (Wj 3:15), ale chcąc w
pełni przyciągnąć do siebie ludzkość pozbawioną synostwa oznajmia wszystkim, że może dla każdego stać się
Ojcem, a więc kimś bardzo bliskim człowiekowi, a wtedy w naturalnym wrodzonym odruchu, jako jego dzieci,
zaczynamy zwracać się do niego i mówić o nim, Ojcze, nie zaś po imieniu, chociaż mamy prawo je znać, tak
jak to się dzieje z naszymi ziemskimi rodzicami. Choć znamy ich imiona własne, mówimy do nich z szacunku:
tato, mamo, nie zaś per ty.
I po drugie, zauważamy, że wielu Świadków Jehowy łapie się na traktowaniu imienia Bożego jak
czegoś niezależnego od Osoby, która je nosi, tak jakby było ono bytem niezależnym od Tego który je posiada.
Niektórzy wręcz traktują je jako amulet chroniący przed złem albo jako zaklęcie. Czy nie jest to forma
ukrytego, bardzo subtelnego i niewidzialnego bałwochwalstwa? Księga Wyjścia 20:7 mówi „Nie wolno ci
używać imienia Jehowy, twego Boga, w sposób niegodny (…)” To trzecie przykazanie dekalogu, jako część
Prawa Mojżeszowego Jezus usunął swoją śmiercią, ale zasada, która się w nim kryje jest wieczna. Czy ją
dostrzegamy? A więc przywilej poznania własnego imienia Bożego nie upoważnia nas do szastania nim na
prawo i na lewo.
Poza tym, wątpliwości budzi twierdzenie, że istnieje uzasadniona potrzeba posiadania dodatkowej
nazwy, narzuconej przez J. Rutherford’a ruchowi Badaczy Pisma Świętego. Istotnie, Biblia w wielu miejscach
odnosi do sług Bożych określenie „świadkowie” (por. 1 Kor. 15:15a). Słudzy Boga, łącznie z Jezusem, są
w pewnej płaszczyźnie Jego świadkami - świadkami Jehowy. Ale czy fakt, iż wiele osób obecnie podaje się za
chrześcijan rzeczywiście powoduje, że istnieje potrzeba przyjęcia dodatkowej nazwy? Czy nie jest to
poprawianie Boga? Przecież nazwa „chrześcijanie” pojawiła się dzięki opatrzności Bożej! (Dz. 11:26). Nazwa
„chrześcijanin” pochodząca z greki, znaczy „pomazańcowy” lub „należący do pomazańca”, czyli będący
własnością Chrystusa – pomazańca Bożego, pomazaniec to w j. greckim chrystos (z tego punktu widzenia
„drugie owce” nie mogą być chrześcijanami, mogą być nimi tylko ci, których Bóg dał Jezusowi). A może
Joseph Rutherford po prostu potrzebował dobrego logo dla tworzonej przez siebie religii? Logo z imieniem
Bożym w nazwie – czyż mógłby wymyślić ktoś coś lepszego?
Następne zagadnienie dotyczy chrześcijańskich zebrań i specyficznego problemu z nimi związanego.
W ciągu lat należeliśmy w sumie do kilku zborów. W każdym zborze - a każdy, z uwagi na jego przekrój
społeczny jest inny - po wysłuchaniu programu zebrania i jego zakończeniu, doznawaliśmy pewnego uczucia,
które przyprawiało nas o niepokój, a często o rozdrażnienie. Uczucie to potęgowało się po większych
zgromadzeniach, a także dokuczało nam po każdym wyruszeniu do służby. Przez wiele lat nie mogliśmy
zdefiniować tego uczucia. W tej chwili możemy powiedzieć, że były to w istocie dwa, występujące
jednoczesne, przeciwstawne uczucia – uczucie silnego podniecenia i uczucie silnego przygnębienia
połączonego nieraz z poczuciem winy – bardzo dziwne zjawisko. Nasuwa się pytanie, dlaczego tak się dzieje?
Z założenia chrześcijańskie zebrania nie powinny budzić takich sprzecznych uczuć i przyprawiać
człowieka o wewnętrzne rozdrażnienie. Zebrania mają bezpośredni związek z nawykiem dokładnego
studiowania Słowa Bożego. Jak rozumiemy, mają być impulsem do zachowywania tego cennego zwyczaju.
W naszym przypadku jest odwrotnie, po zebraniach, bez względu na werbalne zachęty, tracimy ochotę na
studium, po studium zaś tracimy ochotę na uczestniczenie w zebraniach, tak aby nie czuć się ponownie
rozdrażnienia. Czy oto chodziło Bogu, gdy ustanawiał zebrania? Sądzimy, że nie.
34
Równolegle zdaliśmy sobie sprawę z tego, że po lekturze Biblii nie doznajemy takich uczuć, wręcz
przeciwnie, doznajemy jedynie uczucia spokoju i pełnego zadowolenia i to, pomimo, iż jest ona ‘mieczem
obosiecznym’. Czy to oznacza, że z naszymi zebraniami jest coś nie tak? Tego rodzaju pytania mogą być dla
niektórych zaskakujące. Jest pewien dział psychologii, który zajmuje się związkami i uzależnieniami pomiędzy
ludźmi. Dzięki niemu możemy się dowiedzieć, że rodzice, którzy mieli niewłaściwe wzorce we własnym
dzieciństwie sami w stosunku do własnych dzieci często stają się „toksyczni” - zapełniają serca i umysły
potomstwa „toksynami”: podwójnymi komunikatami i wywołują u nich poczucie winy i niskiej samooceny.
Zauważamy duże podobieństwo programu naszych zebrań do taktyki „toksycznego rodzica”. Na
zebraniach obok jawnych informacji występują ukryte sygnały. Częstokroć po wysłuchaniu wykładu pojawiają
się z jednej strony, w naszych umysłach pozytywne informacje, z drugiej zaś, ku zaskoczeniu - poczucie winy.
Dlaczego? Analiza przedstawianych zachęt ujawnia, iż często przekazuje się właśnie podwójne komunikaty:
jawne, zgodne z Biblią i ukryte, wywołujące poczucie winy. Przyczyną tego są stojące za słowem mówionym
i drukowanym Towarzystwa, niewidoczne konstrukcje myślowe doprowadzające do zakodowania
w podświadomości pewnych informacji. Krótko mówiąc wydaje się nam, iż jesteśmy na zebraniach
programowani, odpowiednio do celów i potrzeb Towarzystwa Strażnica – czy temu m.in. służy system
akapitów i pytań do nich oraz zasada wypowiadania się na zebraniach wyłącznie zgodnie z ich treścią?
Dlaczego Świadkowie Jehowy są pozbawieni samodzielności w tym obszarze? Czy jest to oznaką jedności
zboru czy raczej organizacyjnego konformizmu? Zilustrujemy to poniżej przykładem.
Jak to jest zwyczajem nadzorców podróżujących, w drugiej części niedzielnego zabrania przedstawiają
ostatnie zachęty i uwagi. Co usłyszeliśmy podczas ostatniej wizyty we wrześniu 2006 r.? Otóż postawiono
następujące kwestie: jak zapatrywać się na wyjazd do pracy za granicę; na studniówkę; na zaproszenie na ślub
siostry z nie-Świadkiem Jehowy? Co zrobić, gdy mijamy wykluczonego na ulicy? Itp. Następnie usłyszeliśmy,
że w związku z tym, że Jehowa dał nam zasady a nie kodeks to niektóre sprawy możemy rozstrzygać sami,
zgodnie z własnym sumieniem. Potem usłyszeliśmy, że powinniśmy ćwiczyć nasze „władze poznawcze”
i czytać Biblię – aby jak „jasna lampa oświetlała naszą drogę”, zaś zaraz potem, powiedziano (w domyśle), że
to „oświetlanie” odbywa się przez „stałe studiowanie naszych chrześcijańskich publikacji” i powrócono do
pytań zadanych na wstępie, aby na wszystkie odpowiedzieć negatywnie na podstawie urywków ze „Strażnicy”,
lub „Przebudźcie się!”. I znowu niby wszystko w porządku, ale po zastanowieniu zwracają uwagę w tej
argumentacji dwie sprawy. Po pierwsze, co w rzeczywistości jest „naszą lampą” - Słowo Boże czy słowo
człowieka? I po drugie, czy tylko niektóre kwestie możemy rozstrzygać za pomocą naszego sumienia,
a pozostałe tylko za pomocą publikacji Strażnicy? Krótko mówiąc porady człowieka przedstawiono w taki
sposób jakby były Słowem Bożym! A co są warte Strażnice np. z lat 30-tych? A co jest warta Biblia z przed
2000 lat? Jakim prawem, w ten ukryty sposób, stawia się znak równości między publikacjami Towarzystwa,
a Pismem Świętym? Wreszcie, jakim prawem decyduje się za innych w sprawach, w których Biblia milczy lub
pozostawia sprawę rzeczywiście sumieniu poszczególnych jednostek? W jakimż innym duchu wypowiada się
apostoł Paweł, mówiąc: „I już nie dajcie się kształtować na wzór tego systemu rzeczy, ale się przemieniajcie
przez przeobrażanie swego umysłu, abyście sami doświadczyli, co jest dobrą i miłą, i doskonałą wolą Bożą”
(Rz 12:2). To osobiste sumienie każdego człowieka, pod wpływem głosu „pasterza” ma rozeznawać, co jest
dobre a co złe, i nikt nie ma prawa ingerować ze swoimi poglądami w cudze sumienie. Psychologia określa
takie działania jako psychomanipulację.
W odniesieniu do studium Strażnicy nasuwa się nam refleksja, że już od wielu lat, co tydzień
analizujemy jedną i tę samą Strażnicę. Zmieniają się tytuły artykułów do studium, ale zestaw podstawowych
wersetów, jak by ich było w Biblii tylko kilka, powtarzające się myśli i końcowe konkluzje prawie zawsze są te
same: za mało czynisz; musisz więcej się starać; Bóg oczekuje, że się jeszcze bardziej wysilisz; stawiaj sobie
nowe większe cele; nie zajmuj się sprawami niezwiązanymi ze służeniem Bogu; zrezygnuj, z czego się tylko da
w twoim życiu, byle by więcej czynić; uważaj, jesteś cały czas zagrożony ze wszystkich stron; w każdej chwili
możesz upaść; cały czas grzech cię czai i jak nie będziesz strzegł swego serca to cię dopadnie; czy jesteś
pokorny i przyjmujesz wszystkie rady „niewolnika” czy też duma ci na to nie pozwala?, Diabeł jest potężny
i wykorzysta każdy twój brak uwagi i koncentracji, każdy twój błąd; wszystko, co masz zawdzięczasz
organizacji, doceniaj to; jak nie będziesz się wysilał to możesz zginąć, wahanie nie świadczy o tobie dobrze,
a zagłada coraz bardziej się zbliża, czy wyraźnie to dostrzegasz? Ktoś by mógł powiedzieć w tym miejscu,
że jesteśmy złośliwi i odznaczamy się duchem narzekania, ale czy ktoś w kontaktach z nami tak nas odebrał?
My autentycznie to czujemy, już od wielu lat, i to prawie po każdym artykule Strażnicy do studium zborowego.
35
Martwi nas także brak możliwości podzielenia się własnymi przemyśleniami na zebraniach w szerszym
aspekcie. Program zebrań jest po porostu tak skonstruowany, iż nie jest to możliwe. Co do sposobu
przekazywania „pokarmu duchowego” spróbuj bracie, siostro wyrazić na zebraniu swoje wątpliwości – można
się wówczas narazić na zarzut formułowania na oficjalnym zebraniu prywatnej wykładni. Tylko jak to się ma
do zachęt, aby studiować Słowo Boże i do wniosków, które z niego wynikają, co do tego „czy tak się rzeczy
mają”? O zasadności naszych wątpliwości, co do zebrań, niech świadczy obserwowany duch na zebraniach
(pomiędzy modlitwami początkową i końcową) i duch po zakończeniu zebrania. W pierwszym przypadku jest
to duch przytępiony, ospały, niemrawy. W drugich przypadku mamy do czynienia z duchem ożywionym,
radosnym, otwartym. Prawdopodobnie przyczyną tego stanu rzeczy jest rutyna i formalizm części oficjalnej
zebrań, wynikające z przyjętych przez Towarzystwo mechanizmów, w oparciu o które funkcjonują zebrania.
Czytając bezpośrednio Pismo Święte zauważamy, że ten stan rzeczy jest daleki od przedstawionego w Biblii
charakteru spotkań Jezusa ze swoimi uczniami czy zebrań chrześcijan po roku 33 n.e.
Teraz chcielibyśmy przejść do omówienia ostatniego zagadnienia, którego zamieszczenie w niniejszym
opracowaniu uważamy za istotne dla przedstawienia pełnego obrazu spraw, które nas nurtują. Tym
zagadnieniem wzbudzającym nasz szczery niepokój jest nauka o „organizacji”. Przypomnijmy, że wg
aktualnych wyjaśnień Towarzystwa w rzeczywistości istnieją dwie „organizacje”: Boża i diabelska.
„Organizacja” Boża składa się z części niewidzialnej (tej w niebie) i widzialnej (czyli ziemskiej), która znowuż
składa się z klasy pomazańców (czyli zboru, ciała Chrystusa) oraz z klasy „drugich owiec”. Pieczę na sprawami
Pana wg tej nauki sprawuje Ciało kierownicze wywodzące się z klasy „pomazańców”. Jednocześnie
w wykonywaniu dzieła Ciało to posługuje się narzędziami prawnymi w postaci Pensylwańskiego Towarzystwa
Biblijnego i Traktatowego Strażnica kierowanym przez zarząd i prezesa i innymi korporacjami zależnymi.
Przez wiele lat nie rozdzielano Towarzystwa i zboru oraz zarządu i Ciała kierowniczego jako takich, raczej
utożsamiano je ze sobą. W praktyce zborowej Towarzystwo Strażnica, a w szczególności Ciało kierownicze,
dalej są traktowane jako „organizacja” sama w sobie, której poszczególni Świadkowie Jehowy dają prawo
do decydowania o własnych przekonaniach i sposobie postępowania poddając się jej nadzorowi i władzy.
Jak zauważyliście, w naszym liście używamy zamiennie pojęć: Towarzystwo Strażnica oraz „niewolnik
wierny i roztropny”. Nie przeczymy potrzebie istnienia towarzystwa czy fundacji, które wzięłoby na siebie
potrzebę drukowania i rozprowadzania Pisma Świętego oraz publikacji, które upowszechniałyby oświatę
biblijną, jest to jak najbardziej pożyteczne i wskazane (co ciekawe, nie zauważamy kampanii
rozpowszechniania Pisma Świętego organizowanych przez Towarzystwo; złym zwyczajem się stało, zbyt
rzadkie proponowanie Biblii podczas głoszenia). Problem jednak polega na tym, że jesteśmy zmuszani do
przyjmowania publikacji Towarzystwa, w taki sposób, jakby były nieomylne, z tą myślą, że zbawienie zależy
od bezwarunkowego i bezkrytycznego przyjęcia ich treści. W sytuacji, jeśli wszystkim chrześcijanom
przynależy zrodzenie z ducha i nadzieja niebiańska, to wszyscy są równi i nikt nikomu nie może narzucać
swojego zdania, i jeszcze twierdzić, że jak go nie przyjmie to zginie. Sumienie Jehowa dał każdemu
człowiekowi! Dlaczego w imię posłuszeństwa „niewolnikowi” mamy zagłuszać swe sumienia?
Słowo organizacja nie występuje w Biblii. Jest to pierwszy i podstawowy powód, który nigdy nie
pozwalał nam przejść do porządku nad tą nauką. Jak ważny jest to fakt, niech świadczy argument z akapitu pt.
„Czy Bóg to Jezus albo Trójca” z książki „Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi”, s. 39, gdzie używa się
go przeciwko nauce o trójcy. Nie raz słyszeliśmy zachęty typu: „Ciągnij swego brata do organizacji!” albo
„ciągnij swego szwagra do organizacji!” Pytamy: ciągnij, ale do kogo? To brzmi tak, jakby zapisywać kogoś
do partii politycznej! Gdzie w Biblii są takie sformułowania? Czy w tym bezkrytycznym podziwie względem
„organizacji” nie popełniamy jakiegoś bałwochwalstwa? Czy nie przysłoniła nam ona Boga i Chrystusa?
Co ciekawe autorem nauki o „organizacji” jest znowu J. Rutherford. Sam pierwotnie, podobnie jak Ch. Russell
wypowiadał się przeciwko funkcjonowaniu chrześcijańskiego zboru jako organizacji, jednakże wkrótce potem
zmienił zdanie i począł głosić, że Bóg ma swoją jedyną „organizację”.
Co do nauki o „organizacji” zastanawiający jest zwrot, jaki nastąpił w tej mierze w książce „Czego
naprawdę uczy Biblia?”. Wśród jej 19 rozdziałów nie znajdziemy poświęconego wyłącznie zagadnieniu
„organizacji” Bożej. Mało tego, motyw „organizacji” praktycznie w ogóle nie pojawia się w książce, raczej
w zastępstwie słowa „organizacja” stosuje się wyrażenie „religia”. W książce znajdujemy myśl zgoła
zaskakującą, zwarzywszy na pytanie stawiane kandydatom do chrztu: „Czy przyłączasz się do organizacji Bożej
kierowanej jego (Bożym) duchem” (tak a propos gdzie w Biblii jest wzór do zadawania takiego pytania przed
chrztem?). Myśl tą znajdziemy na s. 183 „Musimy przy tym pamiętać, że nie oddaliśmy się jakiejś pracy,
sprawie, organizacji czy innym ludziom, lecz samemu Jehowie.” Faktem jest, że pytanie do chrztu nie dotyczy
36
oddania się „organizacji”, niemniej z takim postawieniem sprawy spotykamy się pierwszy raz. Zastanawiamy
się z czego ono wynika? Czy Towarzystwo samo dostrzegło, że nauka o „organizacji” nie ma biblijnego
uzasadnienia i nie potrafi przyznać się do błędu i w ten sposób zaczyna nas przyzwyczajać, iż pojęcie
„organizacja” nie będzie już tak eksponowane? Czy też świadome kontrowersyjności tej nauki nie chce
odstraszyć osób zainteresowanych?
Generalnie rzecz biorąc mamy wrażenie, że bardziej jesteśmy „organizacją” „sędziego” J. Rutherforda,
niż zborem Chrystusa (por. 1 Kor 1:12, 13). Oświadczamy, że nie istnieją żadne biblijne przesłanki
pozwalające twierdzić jakoby Bóg posiadał „organizację”! Nawet nie istnieją wersety, do których w związku
z tą nauką można by się odnieść. Biblia porównuje zbór do wielu rzeczy, nawet to organizmu ludzkiego, który
jest wysoce zorganizowany – ale nigdy do organizacji. Biblia milczy również na temat domniemanej
„organizacji niebiańskiej”, a grupę upadłych aniołów i Diabła porównuje do królestwa (por. Mt. 12:26), zaś
ogół ludzi oddalonych od Boga nazywa światem. Organizacja to pojęcie typowo ludzkie i związane z ludzkimi
celami, zasadami zarządzania, hierarchią oraz wywieraniem nacisku na podwładnych. Można np. zgodzić się
z tym, że firma wydawnicza funkcjonuje na zasadach organizacji – posiada np. zarząd z prezesem na czele oraz
radę nadzorczą, a także pracowników różnych szczebli. I niech sobie takie wydawnictwo funkcjonuje jak chce.
Bóg zaś nie wywiera na ludzi presji, nie zmusza ich w ten sposób do coraz większego wysiłku. Bóg działa na
ludzkie serca poprzez swego ducha. Zaleca nam swoją miłość i oczekuje, że zareagujemy miłością. Określanie
Bożych metod działania jako organizacyjnych to spłycanie prawdy Bożej i obrażanie Boga jako
superbiznesmena! Zgodnie z Biblią zbór Boży to rodzina braci - nie zaś organizacja, rodzina osób połączonych
niewidzialnymi indywidualnymi więziami ze sobą nawzajem i Chrystusem oraz poddana mu jako jedynej
głowie. Biblia nic nie mówi na temat jakiegoś dodatkowego tworu pomiędzy chrześcijanami a Jezusem.
Ja (Paweł) swego czasu pracowałem w jednej z większych firm handlowych Europy, która posiada sieć
kilku tysięcy dużych sklepów na jej całym obszarze. Kiedy rozpocząłem w niej pracę
i zapoznałem się z jej strukturą, zdumiało mnie i uderzyło nieprawdopodobne podobieństwo do organizacji
Świadków Jehowy! Doszedłem nawet, w którymś momencie, do wniosku, że tę firmę musieli założyć bracia.
W omawianej firmie handlowej mamy prezesa, zarząd (coś w rodzaju Ciała kierowniczego), oddziały
i prezesów oddziałów firmy w danym kraju (czyli biura oddziału i ich nadzorców), kierowników ds. sprzedaży,
którzy nadzorują grupy sklepów (zupełnie jak nadzorcy obwodów), kierowników sklepów (starszych zborów)
i wreszcie sklepy, które są czymś w rodzaju zborów. Na pracowników sklepów i ich kierowników wywiera się
ciągle nacisk, aby zwiększać sprzedaż (podobnie jest w naszych zborach: co raz więcej powinniśmy głosić,
rozpowszechniać publikacji itp.). Sklepy muszą ciągle przesyłać dane o sprzedaży, aby centrala miała wszystko
pod kontrolą (podobnie u nas – zbory i poszczególni głosiciele muszą przesyłać sprawozdania aby
Towarzystwo i jego przedstawiciele mieli w nie wgląd na bieżąco). W biurach firmy na ścianach wiszą tabele
z jak najbardziej etycznymi przykazaniami dla pracowników, co do przestrzegania, których są zobowiązani.
Firma organizuje spotkania i wysyła listy, aby mobilizować swoich pracowników do zwiększania wysiłków
(skąd my to znamy?) Pracownicy za swoją lojalność względem firmy i stanowczą postawę wobec konkurencji
są nagradzani wysokimi pensjami, darzą wręcz firmę nabożną czcią, słowo firma w ich ustach brzmi niczym
„Bóg”, bezgranicznie poświęcają jej swoje rodziny i czas. Zupełnie jak w organizacji Świadków Jehowy –
jesteś lojalny „organizacji”, trzymasz się z daleka od innych religii, coraz ciężej pracujesz na swoje zbawienie,
poświęcasz coraz więcej czasu na sprawy „organizacji” – otrzymasz wynagrodzenie, będziesz zbawiony!
Dostrzegamy wyraźnie, że Towarzystwo przedstawia zbawienie jest jako coś, na co trzeba ciężko zapracować –
zasłużyć i co w każdej chwili możemy utracić (por. Rz 3:24, 6:23, Ef 2:8,9). Omówiona struktura firmy,
w której pracowałem, jest charakterystyczna praktycznie dla wszystkich innych światowych przedsiębiorstw.
Pytamy: czy nasza religia, nasz ogólnoświatowy zbór, to kapitalistyczna firma akcyjna? Dlaczego nasze
wyznanie posiada identyczną strukturę jak światowe koncerny?
Przyszliśmy do Jezusa i do zboru zachęceni jego słowami: „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy się
mozolicie i jesteście obciążeni, a ja was pokrzepię. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie,
bo jestem łagodnie usposobiony i uniżony w sercu, a znajdziecie pokrzepienie dla dusz waszych. Albowiem
moje jarzmo jest miłe, a moje brzemię lekkie.” (Mt 11:28-30) Teraz, po mimo wielu lat karmienia nas tymi
pięknymi słowami, dostrzegamy, że tak naprawdę przyszliśmy do ludzkiej instytucji i nałożono na nas
wszystkich ciężary ponad miarę (por. Mt 23:4) zachęcając nas jednocześnie słowami z Mt 24:13! Nie ma
chyba na świecie drugiej takiej religii, której członkowie byli by tak obciążeni! Czy tego na pewno chcieli
Jehowa i Jezus?
37
Chcieliśmy jeszcze wspomnieć o kilku istotnych problemach, które gdy przyglądnąć się „organizacji”
widać jak na dłoni.
Jak biblijnie uzasadnić potrzebę organizowania aż pięciu zebrań tygodniowo? Jaki jest
biblijny wzór studium Strażnicy, Naszej Służby Królestwa, Szkoły Teokratycznej i zebrania książki? Jaka jest
biblijna podstawa do prowadzenia zebrań na zasadzie odczytywania akapitów i dawania odpowiedzi wyłącznie
w zgodzie z ich treścią? Jakie fragmenty Biblii stanowią podstawę do organizowania zborów w obwody,
obwodów w okręgi? Jaka jest biblijna podstawa do uzależniania zborów od zewnętrznego nadzoru krajowych
komitetów oddziałów oraz nadzorów obwodów? Co upoważnia „organizację” do osądzania grzeszników przez
wyodrębnione komitety sądownicze na zamkniętych posiedzeniach? Biblijny przykład wyłączenia ze
społeczności chrześcijanina, który porzucił Bożą drogę życia znajdujemy w 1 Kor 5:1,2. Z fragmentu tego
wynika raczej, iż to zbór jako całość miał osądzić grzesznika, nie zaś kilku starszych tego zboru.
Jaka jest biblijna podstawa do utrzymywania hierarchii pomiędzy członkami zboru, starszymi,
nadzorcami podróżującymi, nadzorcami okręgów, komitetami oddziałów, a Ciałem kierowniczym? Na nic się
zdadzą protesty, że Świadkowie Jehowy nie są zorganizowani na zasadzie hierarchii. Wg Słownika Wyrazów
Obcych (wyd. PWN z 1980 r.), hierarchia to ustopniowanie stanowisk lub władz, albo kolejność rzeczy wg ich
ważności. I dokładnie wg tej zasady zorganizowane są struktury religii Świadków Jehowy. Spróbujcie
szeregowi bracia albo starsi skontrolować działania nadzorcy podróżującego, wejść na spotkanie komitetu
kraju lub wykluczyć członka Ciała kierowniczego. Kto ma nad wami władzę, czyich wizyt boicie się co pół
roku? Skąd ten strach? W Biblii wprost widać, że zbory to niezależne lokalne społeczności wolnych ludzi
wierzących w Jezusa Chrystusa. Nie widać również jakiegoś wyjątkowego związku pomiędzy rolą apostołów w
I w. n.e. a rolą Ciała kierowniczego i jego przedstawicieli w organizacji Świadków Jehowy.
Powinniście bracia wiedzieć o jeszcze jednej rzeczy związanej z naszą „organizacją”. Będzie to dla was
naprawdę nieprawdopodobna wiadomość. Otóż Towarzystwo Strażnica w roku 1992 przystąpiło jako
organizacja pozarządowa do Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ)! Brzmi to niewiarygodnie, wręcz jak
jakiś głupi żart, zważywszy na biblijne rozumienie roli ONZ przez Towarzystwo, ale niestety to prawda.
Sprawę tę ujawnił w 2001 r. brytyjski magazyn The Guardian. Wkrótce potem w październiku roku 2001
Towarzystwo Strażnica złożyło wniosek o wycofanie się z ONZ. Po co w ogóle Towarzystwo przystępowało
do ONZ? Jak to świadczy o neutralności i prawdomówności naszej „organizacji”? Ale wpadka!!! Dla
wszystkich niedowiarków – posiadamy w domu imienne potwierdzenie tego faktu, dostarczone nam przez
Ośrodek informacji ONZ w Polsce a także dostęp do amerykańskich dokumentów traktujących o tej
niecodziennej sprawie.
Inne spostrzeżenie związane z funkcjonowaniem „organizacji” ma związek ze wspominanym już
szlachetnym przykładem Berejczyków. Zauważyliśmy pewien głęboko niepokojący mechanizm. Otóż, kiedy
w służbie rozmawiamy z ludźmi to zachęcamy ich, przykładem Berejczyków, do uważnego i wnikliwego
przebadania, ale ich własnych wierzeń, czy są zgodne ze Słowem Bożym. Celowi temu służą m.in. różne
publikacje Towarzystwa, np. broszury: „Co się dzieje z człowiekiem po śmierci”, „Czy wierzyć w Trójcę” czy
„Duchy zmarłych”. Osoby takie po przekonaniu się dzięki takim pomocom, iż istotnie tkwiły w błędzie,
nabierają zaufania do nas i wydawnictw, które rozpowszechniamy, a następnie, kiedy już zostaną Świadkami
Jehowy w pełni przyjmują i podtrzymują wyjaśnienia „niewolnika wiernego i roztropnego”. I tu zaczyna się
niewidzialny problem. Przykład szlachetnych Berejczyków dotyczył przecież przeciwnej sytuacji, szlachetność
ich polegała na tym, że sprawdzali w Biblii nie to, w co sami wierzyli, ale czy to, co im było głoszone przez
chrześcijan jest z nią zgodne. Apostoł Paweł nie pochwalił ich za badanie własnych wierzeń, ale, jak już to
wskazaliśmy na wstępie listu, za krytyczne podejście do jego własnych słów! Jak to w ogóle możliwe,
że w kaznodziejskiej praktyce tak opacznie odwracamy zasadę Berejczyków? Prawdopodobnie klucz do tego
mechanizmu jest ukryty w publikacjach Towarzystwa. To właśnie one wywołują takie wrażenie, iż należy
krytycznie podchodzić do własnych przekonań a nie do głoszonych przez te publikacje nauk. Jaki wypływa z
tej obserwacji wniosek? Otóż apostołowie i chrześcijanie w I w. n.e. nie mieli nic do ukrycia, oni głosili
prawdę, Towarzystwo Strażnica zaś chcąc ukryć swoje błędy przerzuca środek ciężkości na słuchaczy
neutralizując tym samym te wspaniałą biblijną zasadę osiągając jednocześnie dzięki temu wśród Świadków
Jehowy pełne bezkrytyczne oddanie dla swojej władzy. Zważmy na fakt, że chrześcijańscy nauczyciele w I w.
n.e. nigdy nie zmieniali wykładni nauk Pisma Świętego i nie musieli posuwać się do takich psychologicznych
trików aby ukryć swoją niekompetencję.
Drugie podobne spostrzeżenie dotyczy zasady wyrażonej w 1 Liście do Koryntian 4:6 „Nie wychodźcie
poza to co napisano”. Napomnienie to w swojej prostocie jest doskonałe – nie bierzmy złego przykładu
z Koryntian, którzy ulegali światowej filozofii (3:18-20) i próbowali do Słowa Bożego dokładać ludzkie
38
mądrości lub, co gorsza, stawiać je ponad Biblię. Natomiast praktyka, którą prawie na co dzień słyszymy
w „organizacji” jest następująca: „nie bierz złego przykładu z Koryntian i ‘nie wychodź poza to co napisano’
w… Strażnicy, jeśli czegoś nie rozumiesz albo z czymś się nie zgadzasz cierpliwie i pokornie czekaj na
dodatkowe wyjaśnienia, być może „niewolnik” zechce coś kiedyś na dany temat opublikować, w każdym bądź
razie nie waż się podważać wyjaśnień publikowanych w Strażnicy czy innych wydawnictwach!”. No i jak to ma
się do zasady z 1 Kor 4:6? Od kiedy to Strażnica jest Słowem Bożym? Czy Towarzystwo samo przypadkiem
nie wyszło swoim „pokarmem na czas słuszny” poza to, co napisano i teraz, nie chcącą ujawnić prawdziwej
natury swoich nauk (czytaj ludzkich nauk) zakazuje innym pod groźbą utraty zbawienia używać zdolności
krytycznego myślenia w odniesieniu do tych nauk? Znowu doskonały przykład neutralizacji zasad
biblijnych w imię trwałości „organizacji”.
A teraz trzecie, ostatnie spostrzeżenie z tej serii. Jak wszyscy widzimy Towarzystwo Strażnica
konsekwentnie unika stosowania w odniesieniu do swoich wyjaśnień Pisma Świętego określenia ‘interpretacja’.
Dlaczego? Co złego jest w tym słowie? Otóż jesteśmy przekonywani, że pojęcie interpretacja jest nie właściwe,
ponieważ kojarzy się z rozpowszechnioną w tym świecie postawą odznaczającą się dowolnością
i subiektywizmem oraz indywidualizmem w rozumieniu przekazu. A zatem jeśli interpretowalibyśmy Biblię, to
znaczy, że tłumaczylibyśmy ją po swojemu a nie zgodnie z nią samą. Czy istotnie tak jest? Wg Słownika
Wyrazów Obcych (wydanie PWN z 1980 r.) interpretacja (łac. interpretatio) oznacza tłumaczenie, wyjaśnianie
i komentowanie. A takich określeń znajdziemy w wydawnictwach Towarzystwa bez liku. I o co tu chodzi?
Faktycznie słowo interpretacja może się źle kojarzyć (nawet wielu z Nas nauczyło się używać sprytnego
kontrargumentu w rozmowach z oponentami – na stwierdzenie, że Biblię można interpretować różnie,
odpowiadamy, że stosowne byłoby jej interpretowanie ale tylko w celu odnalezienia w niej tego, co chciał nam
przekazać Bóg a nie tego co nam się wydaje – oczywiście taki kontrargument jest jak najbardziej słuszny,
ale w praktyce naszego wyznania sprowadza się to do przyjęcia interpretacji „niewolnika”). W praktyce to
właśnie czyni Towarzystwo Strażnica – interpretuje Biblię, i często bardzo opacznie, stąd zmiany tak zwanego
„światła”. Krótko mówiąc odcięcie się przez Towarzystwo od słowa interpretacja w badaniach Biblii, to taka
zasłona dymna mająca ten sam cel, jak daje się zauważyć w przypadku neutralizacji zasad z Dz 17:11 i 1 Kor
4:6, tj. ukryć swoje kłamstwa.
O potrzebie, a właściwie braku potrzeby istnienia „organizacji”, takiej jak My ją oficjalnie pojmujemy,
która umożliwiałby osiągnięcie jedności z Bogiem, apostoł Jan w pierwszym swoim liście napisał: „My zaś
wiemy, że Syn Boży przyszedł i obdarzył nas zdolnością umysłu, żebyśmy mogli poznać prawdziwego (Boga).
I jesteśmy w jedności z tym prawdziwym poprzez jego Syna, Jezusa Chrystusa. (...).” (1 Jana 5:20,21).
W świetle tego wersetu nie widzimy potrzeby istnienia „organizacji” jako narzędzia wyposażającego nas
w zdolnością umysłową niezbędną do poznania Boga. Określanie zboru jako „organizacji”, czy też mówienie
o Bożej „niewidzialnej i widzialnej organizacji” to typowo ludzka nauka, nigdzie nie wyrażona w Biblii, wręcz
przeciwnie, sprytnie i niewidzialnie do niej podpięta.
Przez wiele lat byliśmy przekonani, że całe grono żyjących jeszcze pomazańców ma prawo
do wspólnego przygotowywania „pokarmu na czas słuszny”, że przesyła swoje przemyślenia do biura
głównego i wspólnie z Ciałem kierowniczym stojącym na straży jedności nauk, udziela tego pokarmu całej
„czeladzi” i przyłączającej się do niej „wielkiej rzeszy”. Okazuje się jednak, że publikacje są przygotowywane
w całkowitej tajemnicy, przez wąską grupę osób z biura głównego, w tym, już od kilkudziesięciu lat, przez
osoby nie będące częścią „niewolnika”. Ciało kierownicza zaś, zbiera się na zamkniętych spotkaniach, by
poprzez głosowanie zatwierdzić nową naukę większością 2/3 głosów lub, gdy nie osiągnie w głosowaniu takiej
większości ją odrzucić! Co ma to wspólnego ze wzorem z Dz 15:25, gdzie czytamy: „doszliśmy do pełnej
jednomyślności”. Przyjęta nauka nawet, jeśli została skrytykowana przez 1/3 składu Ciała kierowniczego trafia
do drukarni a stamtąd do nas, którzy bezwarunkowo musimy ją przyjąć – pod rygorem wykluczenia lub nie
uzyskania zbawienia! Tylko, co z członkami Ciała kierowniczego głosującymi przeciw - czy będą oni
zbawieni? Jak czują się ci bracia, gdy drukarnie opuszczają wyjaśnienia niezgodne z ich przekonaniami?
Wydaje się, iż zasada głosowania przez Ciało kierownicze przy ustanawianiu nowego zrozumienia
danego zagadnienia biblijnego jest źle rozumianym przeniesieniem woli Ch. Russella, co do funkcjonowania
redakcji czasopisma Strażnica po jego śmierci, a wyrażonej w jego testamencie, gdzie czytamy min.:
”Wszystkie artykuły, jakie mają wychodzić w Zion's Watch Tower (Strażnica), powinny mieć uznanie
przynajmniej trzech z komitetu składającego się z pięciu. śądam także, aby, jeżeli jest artykuł uznany przez
trzech a pozostały jeden lub dwóch członków komitetu nie zgadzali się na poglądy w nich zamieszczone, takie
artykuły powinny być zostawione do dalszej rozwagi, modlitwy i dyskusji na przeciągu czasu trzech miesięcy,
39
zanim mogłyby być publikowane i aby tak dalece jak to możebne jedność wiary i związka pokoju mogła być
zachowana w zarządzie redakcyjnym tego pisma.”, na Ciało kierujące zborem Chrystusa na ziemi, tak jakby
wola człowieka była ponad wolą Boga – bo gdzie szukać wzoru takiej metody w Biblii?
Jakim sposobem Jezus – Głowa zboru, dawał swemu „niewolnikowi”, co trochę inne światło, np. w
sprawie zrozumienia tożsamości „władz zwierzchnich” z Rz 13:1, który oznaczał najpierw, aż do lat 20-tych
XX w. „rządy świeckie” (Wykłady Pisma Świętego tom. I, s. 313, wyd. pol. z 1919 r.). W roku 1929 naukę tę
zmieniono, odtąd był to Jehowa Bóg i Jezus Chrystus (Strażnica z 1 i 15 czerwca 1929 r.), następnie w roku
1963 powrócono do zrozumienia sprzed 1929 r., władze zwierzchnie z powrotem stały się rządami świeckimi
(Strażnica nr 16, 17, 18 z 1963 r.). Dokładnie jak zmieniało się zrozumienie tej kwestii można prześledzić w
książce „Świadkowie Jehowy głosiciele Królestwa Bożego” na s. 147, 191 i 198. Drugi charakterystyczny
przykład tej zmienności, to zagadnienie - czy mieszkańcy starożytnej Sodomy będą zmartwychwzbudzeni?
Wyjaśnienie tej kwestii zmieniano co najmniej 4-krotnie.
Jak teraz wygląda argument o coraz jaśniejszym świetle? Przeczytajcie bracia cały 4 rozdział księgi
Przypowieści – o czym tak naprawdę jest mowa w wersecie 4:18? Czy nie chodzi tu raczej o moralny wzrost w
życiu indywidualnego człowieka a nie jakiegoś zbiorowiska? Jakim sposobem Jezus mógł tolerować w swoim
zborze, aż przez 80 lat błędną naukę o „pokoleniu”? Czy Jehowa i Jezus faktycznie zmieniają prawdę i swoje
zdanie ? Czy jest to rzeczywiście możliwe w kontekście wypowiedzi z Listów do
Jakuba 1:17 i Hebrajczyków
13:8, gdzie czytamy: „Każdy dobry dar i każdy doskonały podarunek pochodzi z góry, bo zstępuje od Ojca
ś
wiateł niebiańskich, a u niego nie ma zmienności obracania się cienia.” oraz „Jezus Chrystus ten sam
wczoraj i dzisiaj, i na wieki”?
Powiemy więcej, nauka o coraz „jaśniejszym świetle” w konfrontacji z Listem Judy 3 i 5, gdzie
znajdujemy dwie niezwykle interesujące myśli: „wiara raz na zawsze przekazana świętym” oraz „(wy)
wszystko raz na zawsze wiecie” wali się i chwieje w posadach. W świetle tych słów - jaki jest powód zmian
wykładni Pisma Świętego stosowany przez Strażnicę? Jak można dochodzić do coraz lepszego zrozumienia
prawd biblijnych, popełniając przy tym po drodze tyle błędów, skoro chrześcijanie od samego początku raz na
zawsze wszystko wiedzą?
Zresztą publikacje Towarzystwa Strażnica obarczone są szczególną cechą – zmiennością. Nie ma
chyba nauki, która odkąd istnieje Towarzystwo, nie zostałaby zmieniona. Oczywiście, rzeczą ludzką jest
błądzić. Każdy ma prawo do błędu. Każdy ma też obowiązek przyznać się do błędu, przeprosić za niego
i naprawić szkody powstałe w wyniku tego błędu, ma również prawo po spełnieniu wcześniejszych kroków
oczekiwać wybaczenia. „Niewolnik” twierdzi, że nie jest natchniony przez Boga, ale zarazem nazywa siebie
jedynym „objawicielem” prawd Bożych w obecnych czasach i w imieniu jedności żąda bezwzględnego
posłuszeństwa i zakazuje wszelkiej krytyki, zmuszając do czekania, aż sam zechce cokolwiek opublikować w
danej kwestii. Takie ustawienie sprawy posiada, co najmniej jedną poważną wadę, wyjaśnijmy ją na
przykładzie. Jak wspomnieliśmy „niewolnik” przez długi czas propagował pogląd, że w 1975 r. upłynie 6000
lat od stworzenia Adama i dlatego należy spodziewać się wtedy rozpoczęcia bezpośredniego panowania 1000-
letniego Królestwa Chrystusa. Oczywiście był to ewidentny błąd, zapowiedzi się nie spełniły. Ale co z
osobami, które, w skrajnych wypadkach były wykluczane za inne zrozumienie tej kwestii? A co z osobami,
które sprzedały swoje domy lub porzuciły szkoły chcąc przyjąć zachęty „niewolnika” i bez reszty zaangażować
się w ostrzeganie ludzi przed nadciągającym Armagedonem? Czy ktoś ich wszystkich przeprosił, czy
Towarzystwo Strażnica opublikowało jakiekolwiek przeprosiny? Mamy wrażenie, że „niewolnik” stosuje
raczej zasadę spychania odpowiedzialności za swoje błędy na zwykłych braci (patrz wspomniana Strażnica z
11 Listopada 1995 r.). Po prostu zachowuje się jak „toksyczny rodzic”!
Innym przykładem niebiblijnego stanowiska „niewolnika wiernego i rozumnego” jest sprawa wyższego
wykształcenia (to już piszemy zupełnie od siebie). Jak wiecie, bardzo wielu braci, jeśli nie większość,
z naszych sandomierskich zborów ukończyła studia wyższe lub jest w trakcie studiowania. W wielu wypadkach
są to osoby dorosłe, które, gdy był na to odpowiedni czas w młodości, nie mogły zdobywać wykształcenia,
ponieważ nacisk „organizacji” w tym względzie był ogromny. Z naszych obserwacji wynika, że gdzieś od
początku lat 90-tych Towarzystwo wreszcie odpuściło i zliberalizowało swoje podejście do wyższego
wykształcenia, pozostawiając to indywidualnej ocenie sumienia każdego chrześcijanina. Nawet na
zgromadzeniach dało się odczuć innego ducha pod tym względem, czasem nawet delikatnie w wywiadzie
kogoś pochwalono, że podnosi swoje kwalifikacje zawodowe i zdobywa dodatkowe wykształcenie. Taka też
była jedna z przyczyn boomu kształcenia się. Jako, że sami studiowaliśmy odczuliśmy lekką ulgę. Jakież jest
40
nasze zdziwienie, kiedy znowu w Strażnicy, na zebraniach i zgromadzeniach słyszymy przytyki do braci
decydujących się na zdobycie wykształcenia uniwersyteckiego. Przykładem takiego ducha niech będzie artykuł
z NSK z października 2006 r., „Co dla ciebie jest najważniejsze?” czy też artykuł „Rodzice – jaką przyszłość
chcecie zapewnić swym dzieciom?” ze Strażnicy z 1 października 2005 r. Jak się czuliście po studium tych
artykułów?
Analizując literaturę Towarzystwa dochodzimy również do wniosku, że stosuje ono kontrolę
informacji. W szczególności odnosi się to do publikacji mówiących o historii powstania Towarzystwa oraz do
kulisów działania „organizacji”. Gdy czytamy sprawozdania z okresu lat 1916-1942, kiedy prezesem
Towarzystwa Strażnica był J. Rutherford, odnosimy wrażenie, że coś próbuje się ukryć. Teksty na ten temat,
zawarte np. w książce „Świadkowie Jehowy głosiciele Królestwa Bożego” wydają się być nieobiektywne i za
wszelką cenę nie chcą podać powodu rozpadu ruchu Badaczy Pisma Świętego mającego miejsce po śmierci Ch.
Russell’a (por. Dz 5:34-39) i roli, jaką w tym rozpadzie odegrał J. Rutherford.
Coś podobnego zauważamy w odniesieniu do historii „domu Książąt” - Bet-Sarim. Ramkę
z komentarzem na ten temat znajdziemy we wspomnianej książce na s. 76. W jej wstępie poinformowano
o chorobie prezesa Rutherford’a oraz o jego zwyczaju wyjazdów z Nowego Jorku do San Diego w Kalifornii,
gdzie regularnie poddawał się leczeniu. Ramka podaje następnie, że ok. 1929-1930 r. (10 lat po chorobie
prezesa) akurat w San Diego wzniesiono dom (willę), gdzie Rutherford, aż do swojej śmierci w 1942 r. miał
zwyczaj spędzać zimy i pracować. Wg pierwszego akapitu „wzniesiono go z funduszy zebranych specjalnie na
ten cel”. Czy mamy przez to rozumieć, że skromni bracia zebrali się i zafundowali swojemu prezesowi w
słonecznej i atrakcyjnej Kalifornii odjazdową chatkę? (na zdjęciu widać, że dom jest okazały i jak na potrzeby
„skromnej” pracy „skromnego” prezesa wystawiony chyba trochę na wyrost, do tej pory takie praktyki
kojarzyliśmy głównie z „towarzyszami” z kierownictwa PZPR w Polsce). Jaki jest związek wyjazdów
Rutherford’a do San Diego na leczenie, z późniejszą lokalizacją przedmiotowego domu właśnie w tym
mieście? W drugim akapicie ramki powołano się na książkę „Zbawienie” (napisaną zresztą przez Rutherford’a)
cytując jej fragment, z którego wynika, że wybudowano ten dom „by dać namacalny dowód, że żyją dziś na
ziemi ludzie, którzy bezgranicznie wierzą w Boga i Chrystusa”. Odkąd budowanie willi w nadmorskich
miejscowościach jest dowodem wiary w Boga? W końcowej części ramki znajdujemy dwukrotną wzmiankę
o związku „domu książąt” ze wspominaną wcześniej w naszym liście nauką o zapowiadanym na rok 1925
zmartwychwstaniem wiernych mężów starożytności takich jak Abraham, Józef czy Dawid. O co tu chodzi?
Wydaje się słuszny wniosek, iż oficjalnie i tylko oficjalnie, Towarzystwo pod przewodnictwem J. Rutherford’a
wystawiło dom, aby zapewnić tym patriarchom, po ich zmartwychwstaniu, miejsce zamieszkania. Stąd nazwa
z hebrajskiego Bet-Sarim czyli „dom książąt”. Pytanie zasadnicze: skoro patriarchowie ci żyli na terenie
obecnego Izraela położonego w Azji, to jakim sposobem mieliby zmartwychwstać wiele tysięcy kilometrów
dalej, na drugiej półkuli, akurat w San Diego w Kaliforni? Czy z powyższego nie wynika, że „niewolnik”
w chwili obecnej nie jest w stanie przyznać się do oficjalnych i nieoficjalnych przyczyn budowy tej rezydencji?
Omówienie historii „domu książąt” to przykład wyjątkowo bezładnego montażu argumentów, które mają
zmylić czytelników. Czy Towarzystwo Strażnica naprawdę sądzi, że nikt nie połapie się w tym krętactwie i nie
odkryje prawdziwych motywów i okoliczności wybudowania zimowej siedziby Rutherford’a? Przecież widać
jak na dłoni, że prezes użył środków Towarzystwa i pod pozorem nauki biblijnej wystawił sobie, dla swoich
prywatnych celów, wspaniały dom, w którym mieszkał aż do śmierci. No cóż, teraz rozumiemy skąd takie
pokrętne wyjaśnienia, po prostu prawda brzmiałaby zbyt okrutnie.
Innym przykładem kontroli informacji jest sprawa piątego prezesa Towarzystwa Strażnica Miltona
Henschel’a. Został on prezesem po śmierci Fridericka Franz’a, która nastąpiła w grudniu 1992 r. Począwszy od
Strażnicy z 15 marca 1993 r. aż do Strażnicy z 15 grudnia 1999 r. wszystkie wydania tej publikacji były
podpisywane nazwiskiem M. Henschel’a i od tego momentu, w stopce redakcyjnej nie znajdujemy już
informacji o prezesie. W Strażnicy z 15 stycznia 2001 r. na s. 31 znalazło się ogłoszenie specjalne. Oto cytat
z tego ogłoszenia: „niedawno pewni członkowie Ciała Kierowniczego Świadków Jehowy dobrowolnie
zrezygnowali z funkcji członków zarządu i prezydiów wszystkich korporacji”. W Strażnica z 15 sierpnia 2003
r. znajdujemy wzmiankę o śmierci Miltona Henschel’a i krótki jego życiorys. Co ciekawe w ogóle nie
wspominano w nim, że był prezesem Towarzystwa Strażnica. Dlaczego? W przypadku wszystkich czterech
jego poprzedników nie był to temat wstydliwy, literatura wręcz szczyciła się swoimi prezesami. Co się kryje za
tą zasłoną ciszy związaną z końcówką prezesury M. Henschel’a? Co Towarzystwo ukrywa? I pytanie
najważniejsze: kto jest obecnym prezesem Towarzystwa Strażnica? Ktoś może zapytać, jakie to wszystko ma
znaczenie? I będzie miał rację, bo w obliczu przekonania, iż służymy Bogu nie człowiekowi, podkreślanie roli
41
prezesów nie jest najważniejsze. Ale na tym przykładzie, chcieliśmy pokazać, że Towarzystwo ma zwyczaj
ukrywać, przed swoimi współwyznawcami, pewne niewygodne fakty.
Tym samym zbliżamy się do końca naszego listu. Staraliśmy się, jak przyjaciele - zgodnie z zasadą:
„Lepsza jest jawna nagana, niż nieszczera miłość.” (Prz 27:5), nie jak wrogowie, przedstawić część spraw,
które nas nurtują. Nie sposób dokładnie przedstawić wszystko, ale uznaliśmy, że te kilka kwestii, jest
tak ważnych, iż naszym obowiązkiem jest o tym powiedzieć. W odniesieniu do nauk omówionych w liście,
nie chcemy ukrywać naszych wniosków. Mówiąc językiem apostoła Pawła, oświadczamy: „rzeczy tak się
nie mają”!
Obraz, który staramy się nakreślić w niniejszym liście, nie byłby pełny, gdybyśmy nie wspomnieli
o naukach, które są zgodne ze Słowem Bożym. Istotnie, jesteśmy świadomi faktu, że Towarzystwo Strażnica
otworzyło nam oczy na wiele spraw. Od samego początku naszego pobytu w zborze przebadaliśmy Biblię pod
kątem innych nauk. Potwierdzamy z całym przekonaniem, że tylko Bóg Ojciec, który objawił się w Pismach
Hebrajskich pod swoim imieniem הּוּהּיִ (brzmiącym w j. polskim „Jehowa”) jest jedynym prawdziwym Bogiem,
Jezus jest zaś jego umiłowanym stworzeniem; nie zapomniał także o swoim pierwotnym zamierzeniu – aby,
ludzie żyli na ziemi wiecznie, w tym celu przedsięwziął plan ratunkowy – oddał na okup za nas swego
pierworodnego Syna i ustanowił go swym pełnomocnikiem w sprawie skompletowania w obecnym złym
świecie sprawiedliwego rządu – Królestwa Niebios, aby w przyszłym systemie rzeczy za sprawą tego
Królestwa w ciągu 1000 lat zbawić ludzkość. Dusza jest faktycznie śmiertelna, śmierć to stan nieistnienia,
powrócić z niego można wyłącznie poprzez zmartwychwstanie. Doceniamy również podkreślanie prawdy, że
wszystko, co istnieje zawdzięczamy Stwórcy a nie ślepemu przypadkowi czy ewolucji, doceniamy również
publikowane argumenty na rzecz natchnienia Biblii i zachęty do jej czytania i poznawania. Wiele korzyści
odnosimy także z normalnych artykułów w Przebudźcie się! i Strażnicy mówiących o przeróżnej tematyce,
a których przygotowanie kosztuje dużo wysiłku i pracy.
Faktem jest również to, że Towarzystwo Strażnica nie odkryło samo tych prawd w Biblii. Jak przyznaje
książka „Świadkowie Jehowy głosiciele Królestwa Bożego” Ch. Russell w większości przejął je od innych
wyznań i ruchów działających w XIX w. na fali przebudzenia. Zresztą często sama Strażnica opisuje różne
reformatorskie ruchy religijne i badaczy Biblii w różnych okresach, którym zawdzięczamy odkrycie wielu
podstawowych prawd. Ale niestety „niewolnik wierny i roztropny”, co do omówionych w naszym liście nauk
oraz kilku innych zachowuje się jak matka, która karmi swoją rodzinę dobrym posiłkiem z codzienną dawką
arszeniku (por. Gal 5:9)! Pytamy, czy w odniesieniu do nauki o „wielkiej rzeszy” i „drugich owcach” - robi to
samemu będąc w błąd wprowadzonym czy świadomie z podstępu (1 Tes 2:3)?
W bardzo wielu punktach oficjalne nauki Świadków Jehowy, są jak najbardziej sprzeczne z Biblią.
Pragniemy być wyznaniem, które szuka tylko prawdy Bożej, a w rzeczywistości trzymamy się w dużym
stopniu nauk ludzkich, nawet wypracowaliśmy system, który prawie idealnie to ukrywa. Nasza religia jest
obciążona jakimś fatalnym błędem. Pojawił się on gdzieś po śmierci Ch. Russell’a, na początku prezesury
J. Rutherford’a i trwa, od przeszło 90 lat, do dziś. Nawet sobie chyba nie wyobrażamy, jak wpływa nadal
na nas po swojej śmierci J. Rutherford? Błąd dotyczy przede wszystkim Ewangelii, którą głosimy. Dlatego nie
dziwi zapowiedź Jezusa, że w istocie miały być głoszone dwie ewangelie – Mt 24:4, 5, 23-26. Wystarczy
przemyśleć list do Efezjan 3:4-6 czy 2 Tesaloniczan 2:14, aby uzmysłowić sobie, na czym polega prawdziwa
Dobra Nowina - a na pewno nie polega na głoszeniu ludziom, że wkrótce czeka ich zagłada. Wydaje się,
że J. Rutherford obrócił niejako prawdę biblijną o 180
0
– zamykając ciągle otwartą drogę do Królestwa
Niebios, a otwierając jeszcze zamkniętą drogę do życia wiecznego na ziemi. Pamiętajcie bracia również,
iż pomimo zapewnień, Ewangelia Towarzystwa nie jest głoszona po całym świecie, nie dociera ona do przeszło
30% mieszkańców naszego globu – głoszeniem nie są objęte Chiny i arabskie państwa ortodoksyjnego islamu,
w sumie ponad 2 mld ludzi.
W naszym liście podkreślaliśmy rolę prezesa J. Rutherforda w ukształtowaniu naszej religii. W istocie
rzeczy wszystkie najważniejsze doktryny Świadków Jehowy powstały za jego kadencji. Co ważne, nie było
wówczas żadnego Ciała kierowniczego, o nowych naukach decydował on sam indywidualnie, małego tego, on
sam je tworzył. Tak więc jesteśmy zbudowani na jego fundamencie, jesteśmy jego wyznaniem!
Zdajemy sobie sprawę, że większość nowych członków Ciała kierowniczego nie ponosi
odpowiedzialności jako autorzy niebiblijnych doktryn, ale prawdopodobnie wkrótce staną się
współodpowiedzialni za ich krzewienie i podtrzymywanie. Wiemy, że wielu braci na całym świecie stawia
42
podobne pytania i albo sami odchodzą nie otrzymując uczciwych wyjaśnień, albo są wykluczani próbując na
własną rękę dojść do sedna sprawy. Wierzymy, że każdy Świadek Jehowy jest w stanie przełamać „klamry”
nałożone mu na umysł przez „organizację” i zdać sobie sprawę ze swego położenia. Czy to uczyni, to już
zależy wyłącznie od niego.
Praktyki i nauki Towarzystwa Strażnica i jej kierownictwa nie są gorsze od uczynków i doktryn innych
kościołów, ale czy nie zasługują na co najmniej konstruktywną i obiektywną krytykę? Co pozwala twierdzić
Towarzystwu Strażnica, jakoby było poza wszelką krytyką? Na czym buduje swoją nietykalność? Przede
wszystkim, dlaczego zabrania krytyki szeregowym Świadkom Jehowy? Czy faktycznie taka krytyka byłaby
objawem ducha narzekania? Czy odpowiedzialność „organizacji” nie jest tym większa im głośniej krzyczy, że
jest jedynozbawczą „organizacją”, jedyną prawdziwą religią i im bardziej w tych praktykach posługuje się
Pismem Świętym?
To My, Świadkowie Jehowy, głosimy, że jedyna możliwa w tej chwili nadzieja dla prawdziwych
chwalców Boga to nadzieja na życie wieczne na ziemi a nie w niebie z Mesjaszem, to my umieszczamy
miliony „drugich owiec” w sztucznej „owczarni” a „wielką rzeszę” na ziemi – to jest błąd, o którym Jezus
mówił w Łk. 21:8. To my wprowadzamy „w błąd wielu” i poniesiemy za to sromotną karę. Głosisz bracie
Ewangelię? – zastanów się, co mówisz, i z Biblią w ręku zbadaj każdą sylabę, zanim ją wypowiesz przy
ludziach. Zastanów się, co mówi samo Słowo Boże i odrzuć wszelkie narzucone ci ludzkie interpretacje.
Zresztą, oficjalnie zachęcamy do tego innych, tylko, dlaczego sami tego nie czynimy? Co stoi na przeszkodzie?
Pamiętaj bracie o przykładzie Berejczyków i ostrzeżeniu z Listu do Galatów 1:6-9! Oby Bóg miał nas w swojej
opiece!
Nie zdajemy sobie chyba również sprawy z tego, jak bardzo Towarzystwo Strażnica kontroluje nasze
życie. Prawie każdy aspekt życia Świadka Jehowy jest przedmiotem zakazów, nakazów, rad i pouczeń
ludzkich, a stawianych na równi z Boskimi, począwszy od spraw podstawowych – jak się ubierać, jakie fryzury
nosić, poprzez sprawy intymne, zakres wykształcenia i aktywności w innych płaszczyznach życia, wreszcie
po nadzieję nam należną i sposób dostąpienia zbawienia. Towarzystwo reglamentuje praktycznie wszystko,
zabrało nam „pastwisko” wolności, gdzie Chrystus w imieniu Boga jest naszym „głosem” i powołało do życia
„owczarnię” i na wzór „starego przymierza”, zamknęło nas w niej „zasiekami” przeróżnych nowych praw –
między innymi mamy tu na myśli niehumanitarny zakaz transfuzji krwi, choćby własnej, i to wszystko w trosce
o nasze zbawienie – abyśmy nie pobłądzili, tak jakby te kilkanaście osób w Brooklynie miało jakąś ponad
ludzką mądrość do osobistej dyspozycji. W wielu sytuacjach naraża nas na utratę życia lub zdrowia i, jak
wszystko na to wskazuje, odebrało nam również drogę do zbawienia, możliwego nadal do osiągnięcia, odebrało
nam także Chrystusa i postawiło się na jego miejscu. Wszyscy chrześcijanie są wolni i sobie równi – wszyscy,
ilu tylko Jehowa zechce nas powołać, mamy pełne prawo do „nowego przymierza” i do tego, aby Jezus był
naszym pośrednikiem.
Skoro już raz wspomnieliśmy o partii politycznej, to zwróćmy uwagę na przykład właśnie z naszego
polskiego podwórka politycznego: wkrótce po zeszłorocznych wyborach parlamentarnych, kiedy prawicowa
partia PiS wygrała wybory, pewien komentator, gdy zastanawiał się nad porażką lewicowego SLD i kwestią –
dlaczego lewicowy elektorat zagłosował na skrajnie prawicową partię zauważył: „PiS obszedł SLD z lewa”!
Czy nie to samo stało się z religią Świadków Jehowy – czy Diabeł, gdzieś na początku wieku, w latach 20-tych
i 30-tych nie „obszedł” nas górą – tam gdzie najmniej się tego spodziewaliśmy!? Zwróćmy uwagę na poniższe
ostrzeżenie:
„Lękam się jednak, że jak wąż swą przebiegłością obałamucił Ewę, tak wasze umysły mogą w jakiś sposób
zostać skażone oraz odwiedzione od szczerości i nieskalanej czystości, które się należą Chrystusowi.” (2 Kor
11:3, por. 1 Tes 3:5)
Prawo Mojżeszowe zawiera opis, dzięki któremu w czasach starożytnych, możliwe było utożsamienie
fałszywego proroka i przedsięwzięcie odpowiednich kroków. W księdze Powtórzonego Prawa 18:20-22
czytamy: „Jednakże prorok ośmielający się mówić w moim imieniu słowo, którego mu nie nakazałem mówić,
(...), ów prorok umrze. A jeśli powiesz w swym sercu: „Skąd będziemy wiedzieć, którego słowa nie mówił
Jehowa?”, to gdy prorok mówi w imieniu Jehowy i słowo to się nie sprawdzi ani nie spełni, to jest to słowo,
którego nie mówił Jehowa. Prorok mówił je z zuchwalstwa. Nie wolno ci się go ulęknąć.” Sądzimy, że zasada,
na której oparty jest powyższy werset bynajmniej nic nie straciła ze swojej aktualności. Ktokolwiek decyduje
się mówić w imieniu prawdziwego Boga, musi wziąć pod uwagę odpowiedzialność, która się z tym wiąże.
43
W księdze Objawienia 19:20 przedstawiono sugestywny opis końca – całkowitą zagładę bez szansy
zmartwychwstania – takiego „fałszywego proroka”. Do beznadziejnego końca doprowadziła go właśnie
zuchwałość. Wiele wskazuje na to, że „fałszywy prorok” z Obj 19:20, dokonujący znaki, to nie Stany
Zjednoczone – bo niby czemu, twór polityczny miałby pełnić rolę o charakterze religijnym? Prorokowanie jest
działalnością stricte religijną. I dlatego uważamy, że tej postaci należy szukać w obszarze religii. Jeśli
uwzględnimy odmienność naszej ewangelii od wzoru biblijnego, niespełnione przepowiednie, co do dat końca,
nie jedną błędną naukę Towarzystwa stanowiącą zrąb naszego wyznania oraz fakt, iż rzeczywiście Świadkowie
Jehowy przodują w głoszeniu po prawie całym świecie, to wniosek, co do tożsamości „fałszywego proroka”
nasuwa się sam i jest przerażający!!! Tym fałszywym prorokiem mogą być także Świadkowie Jehowy.
Co ciekawe sformułowanie „fałszywy prorok” zawiera w sobie jeszcze jedną myśl - jest co prawda
złym prorokiem, ale jednak prorokiem prawdziwego Boga. Nazywanie siebie od imienia prawdziwego Boga
i przekonywanie, że się go reprezentuje, nie koniecznie musi być dowodem posiadania Bożego uznania.
Zgodnie z Obj. 16:13,14 „fałszywy prorok” dokonuje pewnych „znaków”. Podobnie mieli się
zachowywać, tj. czynić „wielkie znaki” i „dziwy” fałszywi prorocy zapowiedziani przez Jezusa w Mt 24:24. Co
to może oznaczać? Może to oznaczać czynienie znaku głoszenia ewangelii - w tym wypadku fałszywej
ewangelii, czyli, innymi słowy, może to być „zgromadzanie na Armagedon” (por. 16:14b). Może to oznaczać
doświadczanie prześladowań i męczeństwa. Może to oznaczać czynienie znaku miłości i jedności. Może to
wreszcie oznaczać czynienie znaku neutralności politycznej i społecznej.
Tak. Uważamy, że Towarzystwo Strażnica czyni znaki o których Jezus mówił w Mt 24:24. Jak to
czyni? Raz po raz, wywołuje prześladowania Świadków Jehowy, np. swoimi zupełnie nieprzemyślanymi
decyzjami albo, co gorsza świadomie. Chce sprawić wrażenie, że Świadkowie Jehowy odpowiadają wzorowi
prześladowanych pierwszych chrześcijan. Prześladowania wywoływane były i są wywoływane, co najmniej
dwiema drogami – jawnie, poprzez interwencje Towarzystwa i próby wywarcia nacisku na czynniki polityczne
oraz niejawnie, poprzez formowanie swoimi zaleceniami, jako pochodzącymi od Boga, sztywnej i pozornie
bezkompromisowej postawy braci w sprawach, w których mogliby kierować się swoim sumieniem.
W odniesieniu do wywierania wpływu przez Towarzystwa Strażnica na władzę polityczną miarodajna
będzie wypowiedź William’a Schnell’a, długoletniego współpracownika prezesa J. Rutherforda, który opisuje
forsowane do początku lat 40-tych, (podobnie dzieje się także dziś - zastanów się nad antagonizującą kampanią
Wiadomości Królestwa nr 37) przez bruklińską Centralę metody głoszenia:
„Jak już wspomniałem, w lecie 1938 dostałem skierowanie do Atlantic City z poleceniem wywołania
tam rozruchów, które by zwróciły na nas uwagę opinii publicznej. Była to wówczas jedna z normalnych metod
naszej "pracy". W tym wypadku taktyka nasza polegała na wykorzystaniu dla propagandy słynnego Nadbrzeża,
uczęszczanego w letnim sezonie przez miliony ludzi. Zdarzyło się, że w tym właśnie czasie burmistrz miasta
wydał pozwolenie Armii Zbawienia na urządzanie zbiórki pieniężnej właśnie na Nadbrzeżu. Wykorzystując to,
ś
wiadkowie rozpoczęli tam swoje kazania bez żadnego pytania o pozwolenie. Ostrzegano nas, aby zaprzestać,
a gdy to nie skutkowało, zatrzymano kilku świadków w areszcie. Wtedy dopiero zwróciliśmy się o pozwolenie,
lecz burmistrz odmówił, tłumacząc, że Armia Zbawienia jest znana na całym świecie jako instytucja
charytatywna i żaden z gości Atlantic City nie poczuje się urażony ani dotknięty wystąpieniami ich członków na
Nadbrzeżu. Niestety, nie można było tego powiedzieć o świadkach Jehowy, którzy już od pięciu lat powodują
liczne zamieszki w całym okręgu New Jersey. Ich obecne pojawienie się na Nadbrzeżu mogło powodować
tarcia i niezadowolenie gości miasta.
Przystąpiliśmy do akcji. Zmobilizowano oddziały świadków z Filadelfii i Trenton, które miały być użyte
do akcji masowej. Akcja ta miała polegać na całodziennych demonstracjach w Atlantic City ze specjalnym
zebraniem końcowym na placyku Nadbrzeża, jako punktem kulminacyjnym akcji, wbrew wyraźnemu zakazowi
burmistrza. Wydrukowano ulotki z podaniem dokładnego czasu i miejsca zebrania oraz z podaniem jego
przyczyny. Mnie właśnie wyznaczono na kozła ofiarnego, tj. miałem wygłosić przemówienie na tym zebraniu
końcowym. (...).
Dokładnie o siódmej wieczorem w wyznaczoną niedzielę wstąpiłem na mównicę, ustawioną na
Nadbrzeżu zgodnie z ogłoszeniem i rozpocząłem przemawiać. Zebrał się olbrzymi tłum około 25 tysięcy ludzi,
z których tylko nieliczni byli w stanie mnie słyszeć. Zaledwie wypowiedziałem jakieś dziesięć słów, gdy dwóch
gentelmenów wezwało mnie, abym zszedł, gdyż jestem aresztowany. Wezwałem do działania przygotowanych
na to głosicieli. Ich zadaniem było przejść przez cały tłum i rozdać przygotowane zawczasu ulotki o przyczynie
44
mego aresztowania. Zadanie swoje wypełnili doskonale. Około siedemnastu z nich zostało za to aresztowanych,
w tym kobiety i młodociani.
Zanim przybyła więźniarka, staliśmy się publicznym widowiskiem, a na tym właśnie najbardziej nam
zależało. Była to bowiem najlepsza reklama. Jako chrześcijanin byłem przepełniony uczuciem wstydu w ten
niedzielny wieczór. Aresztowano mnie przecież za pogwałcenie praw miasta, w którym byłem gościem. Przez
cały czas byłem świadomy tego, że nie cierpię, bynajmniej, za głoszenie Ewangelii, jak utrzymywaliśmy
w ulotkach.
Przewieziono mnie do więzienia, pobrano odciski palców. Zjawiło się dwóch reporterów miejscowych
dzienników, z którymi pozwolono mi rozmawiać. Powiedziałem im, że jestem przedstawicielem Towarzystwa
Strażnicy z Nowego Jorku, skąd przybyłem, aby przeciwstawić się zarządzeniom tutejszego burmistrza White´a.
Ponieważ właśnie w tym czasie burmistrz żył w kiepskich stosunkach z prasą, więc cała sprawa ukazała się
w dziennikach na pierwszej stronie pod olbrzymimi nagłówkami, zwracając na nas uwagę opinii.
Pozostawiony własnym myślom w celi więziennej, nie mogłem w ogóle zasnąć. (...) Oto jestem ja,
chrześcijanin we własnym przekonaniu, ukarany jak najgorszego typu agitator za wystąpienia przeciwko
ludziom, którzy mi niczego nie zrobili, przeciwko którym nie miałem żadnych zarzutów. Było to postępowanie
zupełnie niepodobne do mojego Mistrza, o którym prorocy powiedzieli, że "On nigdy nie podniósł głosu na
ulicach ". Formalnie przybyłem tutaj, aby wygłosić kazanie na Nadbrzeżu. Ale ja dobrze wiedziałem, że nie
kazanie było celem, lecz to właśnie, co nastąpiło po tym. Spowodowałem aresztowanie siedemnastu osób,
w tym kobiet i dzieci. Obecnie wcale nie czułem się dumny ze swoich osiągnięć. Po prostu wstydziłem się
i byłem najnędzniejszym stworzeniem na świecie.
(...) Nie przyjechałem głosić Ewangelię, lecz doprowadzić do zamieszek na polecenie moich
teokratycznych panów.”(cytat pochodzi z książki: „Trzydzieści lat w niewoli Strażnicy”).
Niech każdy sam, we własnym sumieniu, oceni wymyślane przez J. Rutherford’a i jego
współpracowników metody „głoszenia dobrej nowiny” i prawdziwy charakter konsekwencji, jakie to rodziło
i nadal rodzi. Uważamy, że świadectwo brata Schnell’a jest w tym względzie wystarczające.
Drugi przykład, jak decyzje Towarzystwa Strażnica, przyczyniają się do traktowania jej samej, oraz
poszczególnych Świadków Jehowy, pochodzi z naszego kraju. Jak wiemy, bracia w Polsce (a także w innych
byłych krajach komunistycznych) doświadczali niemiłosiernych prześladowań ze strony władz
komunistycznych. Przyczyną tego, z jednej strony, była struktura i doktryna Towarzystwa w zakresie „pokarmu
na czas słuszny” oraz jeden z aspektów nauki o „organizacji” tj. podporządkowanie oddziałów Centrali
głównej, a z drugiej strony, fakt, iż siedziba główna Towarzystwa była w Stanach Zjednoczonych, czyli
wówczas u głównego wroga PRL-u, ale nie tylko - duża część świata posiadała wtedy i nadal posiada
negatywny stosunek do USA, jako do kraju, który próbuje narzucać innym, swój model demokracji.
Świadkowie Jehowy byli i są przekonani, że „pokarm duchowy” może być przygotowywany tylko w siedzibie
Centrali Towarzystwa, oraz, że biuro oddziału musi współpracować z amerykańska Centralą, i właśnie na
skutek tego Świadkowie Jehowy byli w Polsce podejrzewani o szpiegostwo na rzecz Stanów Zjednoczonych.
W „Roczniku Świadków Jehowy 1994” na s. 222 czytamy: ”Dnia 21 kwietnia 1950 roku w nocy
kilkudziesięcioosobowa grupa funkcjonariuszy UB wtargnęła przez okno do Biura Oddziału w Łodzi.
Postawiono zarzut, że pracownicy Betel są szpiegami na rzecz USA i „usiłują zmienić przemocą ustrój Polski
Ludowej””. W związku z tym rodzą się pytania: czy naprawdę polscy „pomazańcy” nie mogli przygotowywać
takiego „pokarmu” w Polsce (np. brat Kwiatosz), podobnie jak apostołowie, którzy pisali listy z różnych miejsc
ówczesnego świata? Nic nie wskazuje na to, aby najpierw musiały one być „cenzurowane” przez pozostałych
„apostołów i starszych” w Jerozolimie. Czy Towarzystwo Strażnica musiało mieć koniecznie siedzibę główną
w Stanach Zjednoczonych? Czy z uwagi na zaangażowanie polityczne USA na całym świecie, nie powinna ona
była być przeniesiona do jakiegoś neutralnego kraju np. do Szwajcarii lub do Szwecji?
W odniesieniu do drugiego sposobu wywoływania prześladowań Świadków Jehowy przez
Towarzystwo Strażnica - prześladowań jako reakcji czynników rządzących na jej teokratyczne wytyczne
kierowane do braci - najbardziej wyrazisty jest przykład prześladowań, które miały miejsce w latach 1964-
1993, w Malawi w Afryce. Szczegółowy opis barbarzyńskiej martyrologii zawarto w publikacji „Rocznik
Ś
wiadków Jehowy 1999”. Przez całą tę wstrząsającą relację, przewijają się wzmianki o pewnej legitymacji
partyjnej, której odmowa przyjęcia stała się bezpośrednią przyczyna prześladowania Świadków Jehowy w tym
kraju. Komentarz rocznika wskazuje, iż Świadkowie Jehowy zostali wciągnięci w „wojnę religijną” na skutek
zachowywania neutralności (s. 171). Władze kraju wymagały od każdego obywatela wykupienia legitymacji
rządzącej Partii Kongresu Malawi jako wyrazu „docenia (premierowi Bandzie) za wkład w rozwój Malawi” (s.
176). Na tej samej stronie czytamy dalej: „Pewnego razu kilku funkcjonariuszy partyjnych poprosiło Malcolma
45
Vigo (członka komitetu Biura Oddziału), by odwiedził brata ze zboru Jumbe, aresztowanego za odmowę
wykupienia legitymacji (...) Od samego początku wiedział, że chodzi im o potwierdzenie, iż Towarzystwo
Strażnica wyraźnie zabroniło swym członkom kupowania legitymacji partyjnych. Brat podkreślił jednak, że
Towarzystwo nikomu nie mówi, co ma robić, i w tej sprawie każdy musi sam podjąć decyzję.” Na podstawie
tych kilku przedstawionych wątków, można dojść do przekonania, jakoby poszczególni bracia, sami, w zgodzie
ze swoim sumieniem, podejmowali decyzję odmowną w kwestii przyjęcia legitymacji partyjnej a Towarzystwo
Strażnica nie zajmowało w tej sprawie stanowiska. Czy istotnie tak było? Oto, co m.in. czytamy w relacji
jednego z członków Ciała kierowniczego:
„Malawi była wówczas jednopartyjnym państwem, rządzonym przez Partię Kongresową Malawi z jej
przywódcą Dr A. Kamuzu Banda, „dożywotnim Prezesem” państwa. Świadkowie Jehowy, którzy wcześniej o to
pytali, zostali poinformowani przez oddział Towarzystwa, że przyjęcie takiej legitymacji partyjnej byłoby
naruszeniem ich chrześcijańskiej neutralności, kompromisem, a w konsekwencji aktem niewierności względem
Boga. Stanowisko oddziału zostało potwierdzone przez międzynarodową centralę (...). Przeważająca
większość Świadków z Malawi mocno trzymała się tego stanowiska, choć koszt, jaki musieli za to zapłacić, był
ogromny. (...).
Mam jednak poważne wątpliwości, co do stanowiska zajętego przez oddział, a zaakceptowanego przez
międzynarodową centralę w Brooklynie. Istnieje kilka przyczyn tych wątpliwości. (...). Czy nabycie legitymacji
partyjnej było, więc naruszeniem chrześcijańskiej neutralności, złamaniem wierności względem Boga?
Nie mogę powiedzieć, że mój pogląd na tę sprawę był wówczas w pełni skrystalizowany. Również dziś
nie jestem w tej sprawie całkowicie pewny. Ale (...) myśli, które przyszły mi wtedy do głowy, kazały mi się
zastanowić, na ile solidną postawę przyjęła Organizacja (w końcu byłem członkiem jej Ciała Kierowniczego)
dla uzasadnienia nieugiętego stanowiska, potępiającego nabycie takiej legitymacji jako naruszenie wierności
względem Boga. (...).
Jestem w stanie zrozumieć, dlaczego człowiek postępujący zgodnie z sumieniem pragnie odizolować się
od walki politycznej, od zażartej konkurencji, która zwykle charakteryzuje politykę partii. Jednakże tym, co
skłania mnie do poważnego zastanowienia się nad sytuacją w Malawi był i jest fakt, że kraj ten jest państwem
jednopartyjnym. Partia Kongresowa Malawi jest partią rządzącą, działalność zaś innych partii jest zakazana.
W ten sposób partia rządząca jest de facto odpowiednikiem samego rządu, stanowi „władzę zwierzchnią”.
Jeśli człowiek może być obywatelem – a zatem członkiem narodowej społeczności politycznej – nie łamiąc tym
samym wierności Bogu, jakie mamy podstawy, aby twierdzić, że poddanie się wymogowi rządu (wyrażanemu
przez głowę państwa), aby każdy nabył legitymację rządzącej partii, stanowi naruszenie takiej wierności Bogu?
Zastanawiałem się wówczas, i czynię to nadal, na czym polega i jak wielka jest ta różnica? Najbardziej jednak
zastanawiam się nad tym, czy gdyby w podobnej sytuacji znaleźli się mężowie z czasów biblijnych (Abraham,
Daniel, Jezus, Jego apostołowie, pierwsi chrześcijanie), czy patrzyliby na sprawę uległości wobec takich
wymagań rządu w taki sposób, jak patrzy Organizacja? Prawdą jest, że w Malawi nie wprowadzono żadnego
oficjalnego prawa stanowiącego o nabyciu legitymacji partyjnych, lecz czy taki szczegół techniczny zostałby
potraktowany przez Jezusa Chrystusa jako sprawa zasadnicza w obliczu stwierdzeń władz mających zasięg
ogólnonarodowy? Jak patrzyliby na to chrześcijanie pierwszego wieku w świetle napomnienia apostolskiego:
„Oddajcie każdemu to, co mu się należy: komu podatek – podatek, komu cło – cło, komu uległość – uległość,
komu cześć – cześć”?””.
Podobnie jak w przypadku cytatu z książki William’a Schnell’a, także i tu, ocenę postępowania
Towarzystwa Strażnica i wiarygodności publikowanych dzisiaj wyjaśnień, w świetle wyznań Raymond’a
Franz’a, długoletniego członka Ciała kierowniczego, pozostawiamy wam, drodzy bracia (cytat pochodzi z jego
książki „Kryzys sumienia”).
Chcielibyśmy się jeszcze odnieść, kilkoma słowami, do znaku miłości braterskiej, którą tak chełpi się
Towarzystwo Strażnica. Istotnie, jest ona widoczna na kongresach i generalnie na zebraniach w zborach - to
znaczy tam gdzie ją najłatwiej i najwygodniej przejawiać; jest także widoczna w przyjaźniach niektórych braci
z niektórymi braćmi. Mamy jednakże, co do niej pewną wątpliwość. Wątpliwość ta powstała w wyniku
obserwacji, które, chcąc nie chcąc, dokonaliśmy przez te kilkanaście lat naszego pobytu w ‘prawdzie’ –
niestety nie obserwujemy miłości w sytuacjach, gdy jest ona najbardziej potrzebna, w sytuacjach, w których
można wykazać się chrześcijańską ofiarnością i współczuciem a mianowicie, gdy trzeba komuś pomóc, komuś
kto sam z powodu swojej starości, choroby, czy w szczególności problemów emocjonalnych lub psychicznych
nie potrafi wystarczająco zadbać o siebie. Niestety jako wyznanie nie koncentrujemy się na tym aspekcie
przykładu Chrystusa i jako wyznanie nie wiele mamy do zaoferowania takim osobom. Przykre to, ale
prawdziwe. Wielu z Was pewnie to odczuwa i może to potwierdzić.
46
Wierzymy, iż każdy z was zastosował się do zasad biblijnych wspomnianych na wstępie, przeczytał
cały list, głęboko zastanowił się nad jego treścią i bez uprzedzeń ocenił jego treść – tj. zgodnie ze swoim
wewnętrznym głosem a nie z „organizacyjnymi” wytycznymi. Nie oczekujemy, że wszyscy zgodzicie się
z myślami w nim przedstawionymi. Podejrzewamy, że dla części braci sprawy w nim poruszone dalej
pozostaną „zakryte”. Niektórzy, być może, posuną się nawet do prób oczerniania nas. Jednakże, zgodnie
z duchem Pisma Świętego, osąd danej sprawy można wydać jedynie po pełnym, uczciwym i obiektywnym
zbadaniu wszystkich okoliczności. I tej jednej rzeczy od was oczekujemy – przeanalizowania myśli
przedstawionych w liście i zastanowienia się nad własnym życiem i zbawieniem oraz wiarygodnością
Towarzystwa Strażnica.
Niniejszym oświadczamy, że w związku z tym, iż odkryliśmy prawdziwy charakter „organizacji”
Strażnicy, żaden „niewolnik wierny i roztropny”, żadne Ciało kierownicze i żaden komitet sądowniczy ani
żaden starszy, nie ma nad nami żadnej władzy. Nikt nie ma prawa nas osądzać i wykluczać. Oświadczamy
przed Bogiem i Jezusem Chrystusem, nie dopuszczamy się żadnego czynu, za który Słowo Boże pozwala
pozbawić społeczności i nie wyrzekamy się Syna Bożego, wręcz odwrotnie nasza więź staje się z nim coraz
mocniejsza (1 Kor 5:8-13, 1 Jn 2:22-25).
W szczególności oświadczamy, że nigdy nie dzieliliśmy się naszymi indywidualnymi wnioskami
i wątpliwościami, co do wykładni nauk biblijnych Towarzystwa Strażnica i nigdy nie podważaliśmy jego
pozycji. W prywatnych rozmowach z braćmi nigdy nie krytykowaliśmy oficjalnej linii „niewolnika wiernego
i roztropnego”, nie upowszechnialiśmy, aż dotąd, naszych prywatnych poglądów i przekonań. Jednakże dłużej
nie możemy pozostawać bezczynni. Przez lata cierpliwie czekając na lepsze wyjaśnienia, zauważamy raczej
coraz większe brnięcie oficjalnego „światła” w ślepy zaułek. Na Towarzystwie spełniają się słowa z Mt 15:14!
Zastrzegamy sobie prawo do samodzielnego decydowania o naszych wierzeniach. Wszelkie publikacje
traktujemy jako podległe Słowu Bożemu. Oświadczamy, iż nie przyjmujemy żadnych wizyt i telefonów,
w których próbowano by nas korygować czy karcić za nasze zrozumienie przedstawionych spraw, zgodne
z głosem naszego chrześcijańskiego sumienia. Jednocześnie zapewniamy was bracia, że od nikogo, od żadnej
indywidualnej osoby w żadnym zborze, nie doznaliśmy żadnej krzywdy i niczym nie zostaliśmy zgorszeni –
problem leży dużo wyżej – w fałszywych naukach naszego wyznania! Przede wszystkim dotyczy to takich
zagadnień jak: zakaz przyjmowania krwi, „wielka rzesza”, „drugie owce”, „niewidzialna obecność Jezusa”,
„dni ostatnie”, chronologia biblijna, „niewolnik wierny i roztropny”, „organizacja” i struktura zboru.
Dostrzegamy, że jako zbór w Sandomierzu dalecy jesteście od dogmatyzmu i ślepego
podporządkowania „organizacji”, jednocześnie jesteście pełni życzliwości i miłości. Ten brak zaangażowania
się w bezgraniczne popieranie pomysłów Towarzystwa i ciągłego trendu, aby dawać „organizacji” co raz
więcej, doprowadzał i doprowadza wszystkich nadzorców podróżujących do białej gorączki. To dawanie przez
nich do zrozumienia jak bardzo odstajemy jako zbór od oficjalnych statystyk i jaką jesteśmy, tu w
Sandomierzu, kulą u nogi „organizacji” świadczy o was bardzo dobrze – po prostu nie pozwalacie włazić sobie
z butami w życie, i tak trzymać!
Dajemy wam wszystkim osobiście świadectwo, że jesteście ludźmi przyzwoitymi i macie właściwe
pobudki, niemniej jesteście wprowadzeni w błąd. Co najciekawsze, jak zauważyliśmy, wielu z was
w prywatnych rozmowach, nie prowokowanych przez nas, daje wyraz podobnym wątpliwościom, jak te
wyrażone w niniejszym liście. Pozostajemy ludźmi otwartymi i przyjmiemy każdą polemikę z naszymi
poglądami, ale tylko na zasadach równouprawnienia i tylko w formie pisemnej – listownej czy elektronicznej.
Wręcz rzucamy niniejszym wyzwanie, każdemu, kto się czuje obrońcą „jedynej słusznej interpretacji
Strażnicy” – niech ktoś udowodni, że sprawy przedłożone w liście „tak się mają”. Wręcz oczekujemy, że
znajdzie się, choć jedna osoba, która będzie próbowała bronić nauk „niewolnika wiernego i roztropnego”.
Wiedzcie, że czujemy się oszukani. Decyzja o naszym odłączeniu się (od Towarzystwa Strażnica) na
pewno będzie dla wszystkich smutnym zaskoczeniem, ale zapewniamy was, że jest podjęta z głębokim
namysłem, zbyt wiele kosztowało nas zostanie Świadkami Jehowy by teraz pochopnie odchodzić. Uważamy,
że nasza decyzja jest głęboko umotywowana i rzetelnie przedstawiona tak, aby nikt nie był zdany na domysły
i nie musiał rozsiewać plotek. Poza tym nadal uważamy was wszystkich za naszych przyjaciół i zastrzegamy
sobie prawo do kontynuowania naszych znajomości, kontaktowania się z wami, oraz do pozdrawiania was
w przypadkowych sytuacjach w miejscach publicznych.
47
Zdajemy sobie sprawę, że w tej sytuacji, tak czy inaczej, starsi zboru i nadzorca podróżujący, kierując
się źle pojmowaną lojalnością do Boga, będą poza naszymi plecami próbowali nas osądzić i wykluczyć – za to,
że chcemy służyć Jehowie zgodnie z naszym sumieniem, w związku z tym wyręczamy ich w tym i niniejszym
ogłaszamy nasze odłączenie się od „organizacji” Towarzystwa Strażnica, gdyż nie chcemy mieć z nią udziału
w jej grzechach. Równolegle oświadczamy, że jeśli w jakikolwiek sposób zostaniemy zniesławieni na zebraniu,
zgromadzeniu czy w prywatnych rozmowach i jeśli takowe zniesławienie dotrze do naszych uszu, a niestety
Sandomierz jest małym miastem, a język, co tu ukrywać, krnąbrnym narządem, nie powstrzymamy się przed
walką o nasze dobre imię, w szczególności dotyczy to określania nas jako osób chorych psychicznie,
odstępców, czy ludzi prowadzących się niemoralnie.
Nadal zamierzamy służyć naszemu Bogu Ojcu i jego Synowi, Jezusowi Chrystusowi – zgodnie z ich
wolą, i zgodnie z ich Słowem. Na pytanie apostołów „dokąd pójdziemy?”, odpowiadamy odpowiedzią
apostołów: „Panie (...) Ty masz wypowiedzi życia wiecznego”. Tylko Jezus Chrystus posiada właściwości
niezbędne do zbawienia, nie przekazał ich żadnej „organizacji” ani żadnemu kościołowi, dlatego nigdzie nie
musimy iść, bo już jesteśmy w Ojcu poprzez Jego Syna - jedynego pośrednika. Formalna i fizyczna
przynależność do jakiejkolwiek denominacji nie jest uzasadniona biblijnie. Liczy się jedynie duchowe
członkostwo w duchowym „ciele” Pana.
Odtąd naszym mottem stają się słowa z 2 Kor 4:2: „ (...) wyrzekliśmy się rzeczy skrytych, których
należy się wstydzić, i nie postępujemy przebiegle ani nie fałszujemy Słowa Bożego, lecz przez ujawnienie
prawdy polecamy siebie przed obliczem Boga sumieniu każdego człowieka.”
Wasi bracia, Paweł i Inga
Ps. Praktycznie wszystkie cytaty pochodzą z Przekładu Nowego Świata. Pisownię skrótów również przyjęliśmy
za tym przekładem. Zaimki pisane dużą literą, np. „My”, odnoszą się do wyznania Świadków Jehowy jako
całości. Większość książek i Strażnic, które cytujemy w niniejszym liście, są w naszym posiadaniu czy to w
postaci drukowanej czy elektronicznej. Adres elektroniczny do korespondencji znajduje się w nagłówku listu.