Wersal się skończył Tygodnik Faktycznie, nr. 22 / 2016
Fidel Castro Ruz
― pożegnanie bohatera
W
tej nierównej walce znów Dawid (Kuba) wygrał, a Goliat (USA) przegrał. Fidel powiedział
kiedyś, że umrze spokojnie, kiedy Stany Zjednoczone będą przeklęte. I stało się - wielki
rewolucjonista zamknął oczy, gdy na czele USA stanął szaleniec Trump. Trudno chyba
o gorszą klątwę...
Człowiek, którego CIA próbowała setki razy zgładzić, jest jedną z najpopularniejszych postaci
współczesnego świata, podczas gdy mocarstwo, z którym całe życie walczył, jest powszechnie na
świecie znienawidzone. Noam Chomsky tak pisał o Kubie Fidela Castro: „
Kuba ma 57 tysięcy
lekarzy na 11 milionów ludzi. Dla porównania Republika Południowej Afryki ma 25 tysięcy na 40
milionów
. Od początku programu wysyłania lekarzy za granicę (Algieria 1963) Kuba wysłała do
najbiedniejszych krajów Trzeciego Świata 51 820 lekarzy, dentystów, pielęgniarek i innych
specjalistów opieki zdrowotnej. W zdecydowanej większości przypadków pomoc ta jest darmowa.
W1985 r. w krajach Trzeciego Świata pracowało 16 tysięcy kubańskich lekarzy, czyli dwukrotnie
więcej niż z USA w ramach Peace Corps i AID. Do 1988 r.
Kuba wysłała za granicę więcej
specjalistów opieki medycznej niż jakikolwiek inny kraj i więcej niż Światowa Organizacja Zdrowia
.
W większości przypadków opieka zdrowotna świadczona przez kubańskich lekarzy jest bezpłatna,
a sami lekarze żyją w warunkach, których lekarze z krajów zachodnich z reguły nie akceptują”.
Kiedy więc słyszę, ze Donald Trump uczyni wszystko, by
„wyzwolić”
naród kubański, obawiam
się, że spróbuje
„uwolnić”
Kubańczyków od darmowej opieki medycznej na wysokim poziomie,
znakomitego systemu edukacyjnego, który sprawia, że dzieci kubańskich emigrantów w USA są
przenoszone dwie, trzy klasy wyżej, od bezpieczeństwa socjalnego i poczucia równości, które czyni
społeczeństwo kubańskie tak wyjątkowym.
Już raz Kuba i panujący tam system oparty na równości były narażone na upadek. Kiedy zniknął
blok wschodni i ZSRR, w kraju objętym kilkudziesięcioletnią blokadą gospodarczą i pozbawionym
już wsparcia ze Wschodu zaczęło się niedożywienie i wielki kryzys. Zdarzyło się nawet, że w starej
Hawanie wybuchły zamieszki z powodu braków w zaopatrzeniu w żywność. I wtedy Fidel,
człowiek w podeszłym już wieku, wszedł między rzucający kamieniami tłum i przemówił.
Raz jeszcze jego odwaga, szczerość i miłość do rodaków zwyciężyła nad desperacją i brakiem
wiary. Mieszkańcy Hawany uznali, że dla tego, co już osiągnęli,
warto zacisnąć zęby i trwać
.
Bo w państwach sąsiednich - Haiti i Dominikanie - oraz w Meksyku i pozostałych krajach Ameryki
Łacińskiej życie jest piekłem, a nędza i wykluczenie społeczne regułą - tak jak widok bosych,
głodnych dzieci na ulicach.
Fidel Castro Ruz jest nie tylko symbolem postępu społecznego i sprawiedliwości,
podmiotowości ludzi, którzy nie muszą czapkować bogaczom i właścicielom. Fidel to symbol
kubańskiej dumy narodowej, patriotyzmu. Symbolem kubańskiej rewolucji jest flaga kubańska.
Pod tą flagą Kubańczycy stawiali bohatersko opór największemu na świecie imperialiście
i agresorowi - Stanom Zjednoczonym.
Teraz jednak czeka Kubę nowe wyzwanie. Kiedy nie ma już człowieka, który ich spajał,
kiedy wszystko zmierza do gospodarczego odblokowania wyspy, przyszedł czas wyboru
własnej drogi. Bo nie będzie już Kuba oblężoną twierdzą, w której musiały panować warunki
właściwe dla walczącej o wolność armii. Czy głosując w wolnych wyborach, ludzie zagłosują za
staniem się jeszcze jednym półkolonialnym krajem Trzeciego Świata? Czy dołączą do
wolnorynkowego wyścigu szczurów, w którym większość przegrywa, a tylko garstka
sprzedawczyków wysługujących się obcym opływa w dostatki? Czy zechcą za „wolność”
proponowaną przez Trumpa zapłacić cenę bosych dzieci, prostytucji dziecięcej, narkomanii,
bezdomności i bezrobocia - tak powszechnych w Hondurasie, Salwadorze i innych krajach Ameryki
Środkowej? Mam nadzieję, że nie. Wierzę, że duża część spuścizny castrowskiej rewolucji przetrwa.
Moje przekonanie opieram na znajomości Kubańczyków, którzy mają sto razy bardziej rozwinięte
więzi społeczne niż współcześni Polacy. Kiedy z moim kolegą, mieszkającym w Polsce
Kubańczykiem, wspominaliśmy Fidela, opowiedział mi o staruszce, która konając w polskim
szpitalu, wzywała pomocy, a inni chorzy, żeby tego nie słyszeć, po prostu podgłośnili telewizor.
Na Kubie nikt nie umiera sam obok obojętnych rodaków.
I tak też umarł Fidel Castro - otoczony miłością Kubańczyków.
■
Piotr Ikonowicz