FIDEL CASTRO DEMASKUJE MIĘDZYNARODOWY TERRORYZM
ORGANIZOWANY W STANACH ZJEDNOCZONYCH (IV)
I UJAWNIA TAJNĄ MISJĘ KOLUMBIJSKIEGO PISARZA
GABRIELA GARCII MARQUEZA W WASZYNGTONIE
Słowa Fidela Castro Ruz
wygłoszone na Trybunie Antyimperialistycznej im. José Martí 20 maja 2005 roku
Drodzy rodacy!
To, co zaraz wam przeczytam, opracowano na podstawie licznych dokumentów
archiwalnych. Miałem na to bardzo mało czasu i polegałem na współpracy kilku
towarzyszy, ponieważ obiecałem, że to będzie gotowe na dziś o godzinie 6 po
południu. Postanowiłem nadać temu tytuł
"INNA POSTAWA"
12 kwietnia 1997 roku: Wybucha bomba w dyskotece "Aché" hotelu Meliá Cohíba.
Była to pierwsza akcja z serii zamachów terrorystycznych na hotele,
przeprowadzonych przez siatkę zmontowaną w Ameryce Środkowej przez Luisa
Posadę Carrilesa i finansowana przez Narodową Fundację Kubańsko-Amerykańską.
30 kwietnia 1997 roku: Siły wyspecjalizowane Ministerstwa Spraw Wewnętrznych
zdołały rozbroić ładunek wybuchowy, odkryty na piętnastym piętrze hotelu Meliá
Cohíba.
12 lipca 1997 roku: Prawie jednocześnie następują dwie eksplozje w hotelach Capri i
Nacional. Cztery osoby odniosły rany.
4 sierpnia 1997 roku: Eksplozja terrorystyczna w hotelu Meliá Cohíba.
11 sierpnia 1997 roku: Rada Dyrektorów Narodowej Fundacji Kubańsko-
Amerykańskiej publikuje triumfalistyczne i cyniczne przesłanie, przedstawiając
wybuchy bomb w hotelach dosłownie jako "incydenty rebelii wewnętrznej, które w
ostatnich tygodniach zdarzają się na całej wyspie" i oświadczając, że "Narodowa
Fundacja Kubańsko-Amerykańska (...) bez ogródek i bez wahania popiera" takie
czyny.
4 września 1997 roku: Eksplozje w hotelach Copacabana, Chateau i Tritón oraz w La
Bodeguita del Medio. W pierwszym z wymienionych hoteli ginie młody turysta włoski
Fabio di Celmo.
Poczynając od aktów terrorystycznych popełnionych od 17 października 1992, za
okres do 30 kwietnia 1997 roku sporządzono listę trzynastu groźnych aktów tego
rodzaju, wymierzonych zwłaszcza przeciwko instalacjom turystycznym i prawie w
całości finansowanych przez Narodową Fundację Kubańsko-Amerykańską, oraz
opracowano sprawozdanie i za pośrednictwem wybitnej osobistości politycznej, która
1
na początku maja złożyła prywatną wizytę na Kubie, przekazano je prezydentowi
Stanów Zjednoczonych.
Liczne noty o tych faktach wysłano również do rządu Stanów Zjednoczonych za
pośrednictwem Sekcji Interesów Stanów Zjednoczonych (SINA) w Hawanie.
1 października 1997 roku: O 11 wieczorem do Ministerstwa Spraw Zagranicznych
dzwoni Michael Kozak, kierownik SINA, aby przekazać informację pochodzącego z
trzeciego kraju, z której wynika, że w ciągu najbliższych 24 godzin, w dniach 1 lub 2
października, może dojść do kolejnego zamachu bombowego w instalacji turystycznej
na terenie Hawany; nie może potwierdzić tej informacji, ale chce, abyśmy ją znali.
2 października 1997 roku: W godzinach porannych kierownik SINA został wezwany
do MSZ, aby sprecyzował szczegóły poprzedniej informacji i aby oficjalnie
podziękować mu za wiadomość.
5 października 1997 roku: Kierownika SINA wezwano do MSZ, aby odczytać mu
następujące przesłanie i przekazać jego kopię:
"W związku z informacją o możliwym zamachu bombowym w instalacji turystycznej
w Hawanie w dniach 1 i 2 października, pragniemy stwierdzić, że choć nie doszło do
żadnej eksplozji, udało się potwierdzić, że ta informacja była bardzo ścisła, a jej cechy
charakterystyczne były podobne do poprzednich planów.
"Uważając, że może to interesować władze północnoamerykańskie i być dla nich
użyteczne, pragniemy poinformować, że źródło, które ją udostępniło, okazało się
prawdomówne. Postąpiono z maksymalna dyskrecją, o jaką nas poproszono.
Wyrażamy podziękowanie."
Kierownik SINA odpowiedział, że przekazana mu informacja jest użyteczna; że
uzyskali ją, ale nie można było jej potwierdzić, gdyż chodziło o pogłoskę; że teraz
mogą mieć większe zaufanie do źródła; że w następną niedzielę pojedzie do
Waszyngtonu i zabierze ze sobą tę informację, którą uważa za pozytywną; że jeśli
więcej uzyskają z tego źródła, będą wiedzieli, jak postąpić; że w dochodzeniach
prowadzonych w Stanach Zjednoczonych nie znaleziono nic więcej, ale prowadzą je
nadal w Ameryce Środkowej, przede wszystkim po artykule opublikowanym w
"Miami Herald". Powiedział, że każda informacja, którą będzie posiadała Kuba i
będzie mogła zostać przekazana Stanom Zjednoczonym, była bardzo użyteczna, i
zakończył wskazując, że "to dobra rzecz".
7 marca 1998 roku: Kierownik SINA poprosił o przyjęcie go w trybie pilnym w MSZ,
ponieważ chce przekazać wrażliwą informację. Powiedział, że ma informację z
nieokreślonego źródła w wysokim stopniu godnego zaufania, że między 7 a 8 marca
grupa emigrantów kubańskich planuje przeprowadzenie zamachu bombowego na
Kubie. Nie zna miejsca, godziny i konkretnego celu, ale według źródła materiały
wybuchowe są już na Kubie.
2
9 marca 1998 roku: Ministerstwo Spraw Zagranicznych przyjęło kierownika SINA i
odczytało mu następującą notę:
"W związku z informację przekazaną ustnie w zeszłą sobotę 7 marca o planach
zamachów terrorystycznych organizowanych przez emigrantów kubańskich, do
których to zamachów może dojść w dniach 7 i 8 bm., i o tym, że materiały
wybuchowe są już na Kubie, pragniemy zakomunikować co następuje:
"1. Że jeszcze raz okazuje się, iż źródła informacji władz Stanów Zjednoczonych o tej
działalności są absolutnie wiarygodne.
"2. Że w zeszłą środę, 4 marca, w godzinach wieczornych aresztowano dwie osoby
przybyłe z zagranicy i znaleziono u nich materiały wybuchowe i środki, za pomocą
których, w zamian za obietnicę zapłaty określonej sumy pieniędzy w gotówce za
każdą bombę, zamierzały dokonać czterech aktów terrorystycznych, podobnych do
dokonanych poprzednio, zorganizowanych w ten sam sposób, w tych samych celach i
przy zastosowaniu takich samych metod.
"3. Władze kubańskie starają się zebrać możliwie jak najwięcej dodatkowych
informacji.
"4. Te zbrodnicze czyny są niezwykle poważne i godzą nie tylko w Kubę i w Stany
Zjednoczone, ale również w inne kraje regionu. Mamy obowiązek uniemożliwić ich
bezkarne popełnianie. Nie będzie to trudne, jeśli Stany Zjednoczone i Kuba, za
pośrednictwem odpowiednich organów, skoordynują walkę z takimi działaniami. Tak
postąpiono, z absolutną powagą i dyskrecją, w określonych przypadkach przemytu
narkotyków.
"5. Dotąd nie poinformowaliśmy publicznie o tych wydarzeniach, ponieważ w toku są
pewne zabiegi i śledztwa, ale nie będzie możliwe nie podać ich w odpowiedniej chwili
do wiadomości publicznej.
"6. Szczerze dziękujemy za dostarczoną informację."
Po zakończeniu lektury, natychmiastowa reakcja kierownika SINA polegała na
złożeniu podziękowań i gratulacji władzom kubańskim za skuteczność. Dodał, że jeśli
mamy więcej informacji lub tropów, po których można by pójść, aby określić, kto
popiera lub kontroluje tę działalność, byłoby bardzo pożyteczne, gdybyśmy je
przekazali, ponieważ rząd północnoamerykański już podjął stanowczą decyzję o
ściganiu tych, którzy są odpowiedzialni za te czyny, i o zastosowaniu wobec nich
prawa. Kładł nacisk na to, że jeszcze nie mają informacji o tym, kto sprawuje
dowództwo nad sprawcami tych czynów, że są różne osoby z przeszłością, ale nie
wszystkie mieszkają lub pracują w Miami czy tam bywają, a nawet nie bywają w
Stanach Zjednoczonych; że niektóre przebywają w innych krajach, co utrudnia
działania przeciwko nim; że rząd Stanów Zjednoczonych uważa, iż takie czyny
3
nikomu nie przynoszą korzyści. Urzędnik SINA, który mu towarzyszył, dodał, że dla
nich okazało się bardzo interesujące to, co w telewizji powiedział pułkownik Rabeiro,
wspominając, że mamy nagrania rozmów telefonicznych Salwadorczyka z Ameryką
Środkową, że ta informacja byłaby bardzo użyteczna, ponieważ ułatwiłaby lokalizację
tych, którzy kontrolują tę działalność. Dodali, że po wojnie w Ameryce Środkowej, w
tamtejszych krajach pozostało wiele skrajnie prawicowych osób, które angażują się w
działalność przestępczą; wysoko ocenili to, że mogą potwierdzić, iż ich źródło jest
godne zaufania i zrozumieli wagę współpracy w tej dziedzinie. Na koniec ponownie
położyli nacisk na pożytek płynący z dzielenia się każdą informacją.
18 kwietnia 1998 roku: W związku z pozytywnymi wymianami informacji i poglądów,
o których wyżej była mowa, i wiedząc, że wkrótce do Stanów Zjednoczonych pojedzie
pisarz Gabriel García Márquez i że przy tej okazji spotka się z Williamem Clintonem,
podobnie jak wiele innych osób na świecie czytelnikiem i sympatykiem jego książek,
z którym autor miał wcześniej kontakty, postanowiłem przekazać prezydentowi
Stanów Zjednoczonych posłanie, które osobiście zredagowałem.
W posłaniu krótko i syntetycznie podjąłem siedem wątków. Ograniczę się do
włączenia do tego sprawozdania pierwszego, najbardziej bezpośrednio związanego z
groźnymi wydarzeniami, które mają dziś miejsce: aktami terrorystycznymi
organizowanymi i finansowanymi ze Stanów Zjednoczonych przeciwko narodowi
Kuby.
Było zatytułowane następująco:
"SYNTEZA SŁÓW WYPOWIEDZIANYCH DO GABRIELA GARCII
MARQUEZA, KTÓRE MOŻE ON POUFNIE PRZEKAZAĆ PREZYDENTOWI
CLINTONOWI.
"Punkt 1" (dosłownie i bez żadnych skreśleń):
"Ważna sprawa. Podtrzymuje się plany działalności terrorystycznej przeciwko Kubie,
opłacane przez Narodową Fundację Kubańsko-Amerykańską, z wykorzystaniem
najemników środkowoamerykańskich. Przed wizytą papieża i po tej wizycie, w
naszych ośrodkach turystycznych przeprowadzono już dwie nowe próby zamachów
bombowych. W pierwszym przypadku, odpowiedzialne za nie osoby zdołały zbiec,
powracając drogą lotniczą do Ameryki Środkowej bez zrealizowania swoich zamiarów
i porzucając środki techniczne i materiały wybuchowe, które przejęto. W przypadku
drugiej próby, aresztowano trzech najemników, u których znaleziono materiały
wybuchowe i inne środki. Są narodowości gwatemalskiej. Za każdą z czterech bomb,
które miały wybuchnąć, otrzymaliby 1500 dolarów.
"W obu przypadkach zostały zwerbowane i wyposażone przez agentów siatki
stworzonej przez Narodową Fundację Kubańsko-Amerykańską. Obecnie planują - i
podejmują w tym kierunku kroki - spowodowanie wybuchów bomb w samolotach
kubańskich linii lotniczych lub samolotach innego kraju, latających na Kubę i
4
przewożących turystów z krajów latynoamerykańskich i do nich. Metoda jest
podobna: polega na umieszczeniu w ukrytym miejscu samolotu niewielkiego
urządzenia, potężnego materiału wybuchowego, detonatora kontrolowanego przez
zegar cyfrowy, który można zaprogramować nawet z wyprzedzeniem 99 godzin, i
opuszczeniu samolotu w miejscu przeznaczenia. Eksplozja nastąpiłaby na ziemi lub w
późniejszym locie. Prawdziwie diaboliczne procedury: łatwe do zmontowania
mechanizmy, prawie niemożliwe do wykrycia komponenty, minimalne szkolenie w
zakresie posługiwania się nimi, niemal totalna bezkarność. Bardzo niebezpieczne dla
linii lotniczych, instalacji turystycznych lub jakichkolwiek innych. Narzędzia, które
można użyć do popełniania bardzo poważnych zbrodni i przestępstw. Jeśli takie
możliwości rozpowszechnią się i staną się znane, mogą spowodować epidemię, jak to
w przeszłości stało się z porwaniami samolotów. W tym kierunku zaczynają podążać
inne grupy ekstremistyczne pochodzenia kubańskiego mające swoje siedziby w
Stanach Zjednoczonych.
"Agencje policyjne i wywiadowcze Stanów Zjednoczonych posiadają wiarygodne i
wystarczające informacje o głównych osobach odpowiedzialnych. Jeśli rzeczywiście
tego pragną, mogą na czas doprowadzić do fiaska tej nowej formy terroryzmu. Nie
można jej zahamować, jeśli Stany Zjednoczone nie spełnią elementarnego obowiązku i
nie będą jej zwalczać. Nie można zrzucić odpowiedzialności za walkę z nią na barki
samej Kuby - bardzo szybko ofiarą takich aktów mógłby paść jakikolwiek kraj na
świecie."
7 maja 1998 roku: Spotkanie Gabo w Białym Domu.
RAPORT GABRIELA GARCII MARQUEZA NA TEMAT MISJI, O KTÓRĄ GO
POPROSZONO, POLEGAJĄCEJ NA DOSTARCZENIU POSŁANIA
PREZYDENTOWI CLINTONOWI
Dosłowna kopia, w której nie opuszczono ani słowa:
"Pod koniec marca, gdy potwierdziłem Uniwersytetowi Princeton, że od 25 kwietnia
zrobię tam warsztaty literackie, poprosiłem przez telefon Billa Richardsona, aby
załatwił mi prywatną wizytę u prezydenta Clintona, aby opowiedzieć mu o sytuacji
kolumbijskiej. Richarson poprosił mnie, abym zadzwonił do niego na tydzień przed
wyjazdem, gdyż wtedy udzieli mi odpowiedzi. W kilka dni później pojechałem do
Hawany w poszukiwaniu pewnych danych, których mi brakowało do artykułu
prasowego o wizycie papieża na Kubie, i rozmawiając z Fidelem Castro wspomniałem
o możliwości swojego spotkania z prezydentem Clintonem. Stąd wziął się pomysł
wysłania przez Fidela poufnego posłania o złowieszczym planie terrorystycznym,
który właśnie odkryła Kuba i który mógł ugodzić nie tylko w oba kraje, ale również w
wiele innych. On sam postanowił, że nie będzie to jego osobisty list, aby nie
zobowiązywać Clintona do udzielenia odpowiedzi; wolał syntezę na piśmie naszej
rozmowy o spisku i innych sprawach interesujących obie strony. Na marginesie tekstu,
zasugerował mi dwa ustne pytania, które mógłbym zadać Clintonowi, gdyby
okoliczności były sprzyjające.
5
"Tamtej nocy uświadomiłem sobie, że moja podróż do Waszyngtonu doznała pewnego
nieprzewidzianego i ważnego zwrotu i że nie mogę traktować jej jako zwykłej wizyty
osobistej. Tak więc, nie tylko potwierdziłem Richardsonowi datę swojego przyjazdu,
ale zawiadomiłem go przez telefon, że przywożę pilne posłanie dla prezydenta
Clintona. Ze względu na poszanowanie uzgodnionej tajemnicy nie powiedziałem mu
przez telefon, od kogo jest to posłanie - choć musiał on to sobie wyobrazić - ani nie
omieszkałem dać mu odczuć, że zwłoka mogłaby być przyczyną wielkich katastrof i
śmierci niewinnych ludzi. Jego odpowiedź nie nadeszła w ciągu tygodnia, który
spędziłem w Princeton, a to skłoniło mnie do mniemania, że również Biały Dom
ocenia to, iż powód mojej pierwszej prośby uległ zmianie. Doszło nawet do tego, że
zacząłem uważać, iż audiencja nie zostanie mi udzielona.
"Gdy tylko w piątek 1 maja przyjechałem do Waszyngtonu, jeden z asystentów
Richardsona poinformował mnie przez telefon, że prezydent nie będzie mógł mnie
przyjąć, ponieważ aż do środy 6 maja będzie przebywał w Kalifornii, a ja
przewidziałem, że dzień wcześniej wyjadę do Meksyku. W zamian zaproponowano mi
spotkanie z dyrektorem Narodowej Rady Bezpieczeństwa Urzędu Prezydenckiego,
Samem Bergerem, który w imieniu prezydenta może odebrać ode mnie posłanie.
"Miałem chorobliwe podejrzenie, że stawiają mi warunki po to, aby posłanie trafiło do
służb bezpieczeństwa, a nie do rąk prezydenta. Berger był obecny na audiencji, której
Clinton udzielił mi we wrześniu 1997 r. w Gabinecie Owalnym Białego Domu i jego
rzadkie uwagi o sytuacji na Kubie nie były sprzeczne z wypowiedziami prezydenta,
ale również nie mogę powiedzieć, że podzielał je bez zastrzeżeń. Tak więc, nie czułem
się upoważniony, aby na własną rękę i na swoje ryzyko zaakceptować alternatywę
polegającą na tym, że zamiast prezydenta przyjmie mnie Berger, przede wszystkim w
sytuacji, w której chodziło o tak delikatne posłanie, które ponadto nie było moje.
Osobiście uważałem, że mogę przekazać je tylko do rąk Clintona.
"Jedyną rzeczą, która raptem przyszła mi do głowy, było poinformowanie biura
Richardsona, że jeśli zmiana rozmówcy wynika tylko z nieobecności prezydenta,
mogę przedłużyć swój pobyt w Waszyngtonie aż do jego powrotu. Odpowiedziano mi,
że go zawiadomią. Trochę później zastałem w hotelu notatkę telefoniczną ambasadora
Jamesa Dobbinsa, dyrektora do spraw międzyamerykańskich w Narodowej Radzie
Bezpieczeństwa (NSC), ale wydało mi się, że lepiej nie potwierdzać jej otrzymania,
dopóki nie odpowiedziano mi na propozycję, że poczekam na powrót prezydenta.
"Nie spieszyło mi się. Na idyllicznym campusie w Princeton napisałem ponad
dwadzieścia użytecznych stron swoich wspomnień i rytm nie osłabł w bezosobowej
alkowie hotelu w Waszyngtonie, gdzie doszło do tego, że pisałem nawet dziesięć
godzin dziennie. Jednak, choć sam się do tego przed sobą nie przyznawałem,
prawdziwym powodem zamknięcia było pilnowanie posłania, który schowałem do
kasy pancernej. Na lotnisku w Meksyku zgubiłem płaszcz, bo jednocześnie uważałem,
żeby nie zgubić przenośnego komputera, teczki, w której miałem brudnopisy i
dyskietki książki, którą właśnie pisałem, oraz oryginał posłania bez kopii. Sama myśl
o tym, że mogę go stracić, przyprawiała mnie o paniczne dreszcze, nie tyle z powodu
samej utraty, ile łatwości, z jaką zidentyfikowano by jego pochodzenie i
przeznaczenie, toteż poświęciłem się pilnowaniu go, pisząc, jedząc i przyjmując gości
w hotelu, którego kasa pancerna w moich oczach nie zasługiwała na najmniejsze
6
zaufanie, ponieważ nie zamykała się na kombinację, lecz na klucz, który wyglądał tak,
jakby kupiono go na rogu w sklepie żelaznym. Cały czas nosiłem go w kieszeni i po
każdym nieodzownym wyjściu sprawdzałem, czy papier nadal leży na swoim miejscu
i w zapieczętowanej kopercie. Tyle razy go czytałem, że prawie nauczyłem się na
pamięć, aby czuć się pewniej, gdybym w chwili przekazywania miał mówić o którymś
z wątków.
"Poza tym cały czas uważałem za pewne, że rozmowy telefoniczne, które w tych
dniach prowadziłem - podobnie jak rozmowy moich rozmówców - są podsłuchiwane.
Jednak spokój pozwalała mi zachować świadomość, że jestem w nienagannej misji,
która jest pożyteczna zarówno dla Kuby, jak i dla Stanów Zjednoczonych. Innym
moim poważnym problemem było to, że nie miałem z kim rozwiać wątpliwości nie
gwałcąc zasad ostrożności. Przedstawiciel dyplomatyczny Kuby w Waszyngtonie,
Fernando Remírez, oddał się całkowicie do mojej dyspozycji, aby zapewnić, że kanały
łączności z Hawaną będą otwarte. Jednak z Waszyngtonu poufna łączność jest tak
powolna i ryzykowna - szczególnie w takiej wymagającej tyle ostrożności sprawie, jak
ta - że w naszym przypadku problem rozwiązał specjalny emisariusz. Odpowiedzią
była uprzejma prośba, abym poczekał w Waszyngtonie tyle, ile to będzie konieczne i
aby starania przyniosły efekt - tak, jak postanowiłem - oraz polecono, abym był bardzo
ostrożny, tak, aby Sam Berger nie poczuł się zlekceważony, ponieważ nie
zaakceptowałem go jako rozmówcy. Uśmiech na zakończenie posłania nie wymagał
podpisu, aby wiedzieć, kto go przesyła: "Życzymy Ci, abyś dużo napisał".
"Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, w poniedziałek wieczorem były prezydent
[Kolumbii] César Gaviria zorganizował prywatną kolację z Thomasem "Mack"
McLartym, który właśnie zrezygnował ze stanowiska doradcy prezydenta Clintona do
spraw Ameryki Łacińskiej, ale nadal był jego najstarszym i najbliższym przyjacielem.
Poznaliśmy się w zeszłym roku i od tego czasu rodzina Gaviria planowała kolację,
mając dwa cele: chodziło o to, aby porozmawiać z McLartym o nieczytelnej sytuacji w
Kolumbii i sprawić przyjemność jego żonie, która pragnie wyjaśnić ze mną pewne
swoje niepokoje związane z moimi książkami.
"Okazja wydawała się dziełem opatrzności. Gaviria jest wielkim przyjacielem,
inteligentnym, oryginalnym i jak nikt poinformowanym o realiach Ameryki Łacińskiej
oraz bacznym i pojętnym obserwatorem realiów kubańskich. Przyjechałem do niego
godzinę wcześniej i nie mając czasu na skonsultowanie tego z kimś, pozwoliłem sobie
ujawnić mu istotę swojej misji, aby mnie na nowo oświecił.
"Gaviria ukazał mi prawdziwy wymiar problemu i uporządkował jego składniki.
Wytłumaczył, że ostrożność doradców Clintona jest całkiem normalna, ze względu na
ryzyko polityczne i ryzyko w sferze bezpieczeństwa, jakie dla prezydenta Stanów
Zjednoczonych pociąga za sobą otrzymanie tak delikatnej informacji do rąk własnych
i nienormalnym kanałem. Nie musiał mi tego tłumaczyć, gdyż natychmiast
przypomniałem sobie wymowny precedens: na kolacji w Marta's Vineyard, podczas
kryzysu, jaki wybuchł z powodu masowej emigracji 1994 r., prezydent Clinton
pozwolił mi, abym mu o tym opowiedział, a także o innych gorących tematach
kubańskich, ale wcześniej uprzedził, że on nie może powiedzieć ani słowa. Nigdy nie
zapomnę skupienia, z jakim mnie słuchał, i tytanicznych wysiłków, na jakie musiał się
zdobyć, aby nie replikować przy niektórych wybuchowych wątkach.
"Gaviria zwrócił mi również uwagę na to, że Berger to sprawny i poważny urzędnik, z
7
którym należało bardzo się liczyć w stosunkach z prezydentem. Poza tym uświadomił
mi, że sam fakt, iż zlecono mu, aby się mną zajął, to szczególna uprzejmość na
wysokim poziomie, gdyż zwykle takie prywatne prośby, jak moja, krążą latami po
peryferyjnych biurach Białego Domu lub przekazuje się je pomniejszym
funkcjonariuszem CIA lub Departamentu Stanu. W każdym razie Gaviria wydawał się
pewien, że tekst przekazany Bergerowi dotarłby do rąk prezydenta, a to było
najistotniejsze. Na koniec, tak, jak o tym marzyłem, zapowiedział, że po kolacji
zostawi mnie samego z McLartym, aby utorował mi bezpośrednią drogę do
prezydenta.
"Wieczór był miły i owocny; byliśmy tylko my i rodzina Gaviria. McLarty jest
południowcem, tak, jak Clinton, i obaj tak łatwo i natychmiast nawiązują stosunki, jak
ludzie na Karaibach. Od początku na kolacji przełamano lody, przede wszystkim w
związku z polityką Stanów Zjednoczonych wobec Ameryki Łacińskiej, a zwłaszcza w
związku z narkoprzemytem i procesami pokojowymi. "Mack" był tak dobrze
poinformowany, że znał nawet drobne szczegóły audiencji, jakiej we wrześniu
zeszłego roku udzielił mi prezydent Clinton, i podczas której była mowa o zestrzeleniu
dwóch awionetek nad Kubą oraz wspomniano o pomyśle, aby podczas wizyty na
Kubie papież był mediatorem Stanów Zjednoczonych.
"Generalne stanowisko McLarty'ego w sprawie Kolumbii - wydaje się on gotów
pracować po linii tego stanowiska - jest takie, że polityka Stanów Zjednoczonych
wymaga radykalnej zmiany. Powiedział nam, że rząd gotów jest nawiązać kontakt z
każdym prezydentem, który zostanie wybrany, żeby dogłębnie pomóc w osiągnięciu
pokoju. Lecz ani on, ani inni urzędnicy, z którymi później rozmawiałem, nie mają
jasności, n czym te zmiany miałyby polegać. Dialog był tak szczery i płynny, że gdy
Gaviria i jego rodzina zostawili nas samych w jadalni, McLarty i ja wyglądaliśmy na
starych przyjaciół.
"Bez żadnych oporów ujawniłem mu treść posłania dla jego prezydenta i nie ukrywał
swojego zatrwożenia planem terrorystycznym, choć nie znał przerażających
szczegółów. Nie był poinformowany o mojej prośbie o spotkanie z prezydentem, ale
obiecał, że porozmawia z nim o tym, gdy tylko ten wróci z Kalifornii. Ożywiony
łatwością dialogu, ośmieliłem się zaproponować, aby towarzyszył mi w rozmowie z
prezydentem i zasugerowałem, aby odbyła się bez udziału żadnego innego urzędnika -
tak, abyśmy mogli szczerze porozmawiać. Jedyne pytanie, jakie mi w tej sprawie zadał
- nigdy nie dowiedziałem się, dlaczego - dotyczyło tego, czy Richardson zna treść
posłania. Odpowiedziałem, że nie. Wtedy zakończył rozmowę obiecując, że
porozmawia z prezydentem.
"We wtorek wczesną porą poinformowałem Hawanę zwykłym już kanałem o
najważniejszych sprawach, o jakich była mowa przy kolacji, i pozwoliłem sobie zadać
właściwe pytanie: jeśli w końcu prezydent postanowi mnie nie przyjąć i zleci zadanie
McLarty'emu i Bergerowi, któremu z nich dwóch powinienem przekazać posłanie?
Wydaje się, że w odpowiedzi skłaniano się ku McLarty'emu, ale należało uważać,
żeby Berger nie poczuł się zlekceważony.
"Owego dnia jadłem obiad w restauracji Provence z panią McLarty, gdyż nasza
rozmowa o literaturze nie była możliwa podczas kolacji u Gavirii. Jednak pytania,
które miała zanotowane, wkrótce się wyczerpały i pozostało tylko jej zaciekawienie
Kubą. Wyjaśniłem jej wszystko, co mogłem i myślę, że stała się spokojniejsza.
8
Podczas deseru, choć jej o to nie prosiłem, zadzwoniła przy do męża, a ten
powiadomił mnie, że jeszcze nie widział prezydenta, ale ma nadzieję, że w ciągu dnia
przekaże mi jakąś wiadomość.
"Rzeczywiście, przez drugą jeden z jego asystentów poinformował mnie za
pośrednictwem gabinetu Cesara Gavirii, że spotkanie odbędzie się następnego dnia w
Białym Domu, z McLartym i trzema wysokimi urzędnikami Narodowej Rady
Bezpieczeństwa. Pomyślałem, że jeśli jednym z nich byłby Sam Berger, wymieniono
by jego nazwisko, i teraz moje odczucie było przeciwne: zaalarmowało mnie to, że ma
go nie być. Do jakiego stopnia przyczyną była moja nieuwaga w jakiejś
podsłuchiwanej rozmowie telefonicznej? Teraz to już nie było ważne: ponieważ
McLarty załatwił sprawę z prezydentem, musiał on już wiedzieć o posłaniu. Tak więc,
moja decyzja, żeby dłużej nie czekać, była natychmiastowa i nie przekonsultowana:
pójdę na spotkanie, aby oddać posłanie McLarty'emu. Byłem tego tak pewien, że
zarezerwowałem miejsce w samolocie lecącym bezpośrednio do Meksyku następnego
dnia o wpół do szóstej po południu. Byłem tym zajęty, gdy otrzymałem z Hawany
odpowiedź na swoje ostatnie pytanie; zawierała ona najbardziej angażujące mnie
upoważnienie, jakiego kiedykolwiek mi udzielono: "Mamy zaufanie do twojego
talentu".
"Spotkanie było o 11:15 w środę 6 maja w gabinetach McLarty'ego w Białym Domu.
Przyjęło mnie trzech zapowiedzianych urzędników Narodowej Rady Bezpieczeństwa
(NSC): Richard Clarke, główny dyrektor do spraw wielostronnych i doradca
prezydenta we wszystkich sprawach polityki międzynarodowej, a zwłaszcza w
sprawach walki z terroryzmem i narkotykami; James Dobbins, główny dyrektor NSC
do spraw międzyamerykańskich w randze ambasadora i doradca prezydenta w
sprawach Ameryki Łacńskiej i Karaibów, oraz Jeff Delaurentis, dyrektor do spraw
międzyamerykańskich w NSC i doradca wyspecjalizowany w sprawach Kuby. W
żadnej chwili nie powstała koniunktura sprzyjająca zadaniu pytania, dlaczego nie ma
Bergera. Trzej urzędnicy byli uprzejmi i zachowywali się z wielką poprawnością
zawodową.
"Nie miałem ze sobą notatek osobistych, ale znałem posłanie na wylot i w notesie
elektronicznym zanotowałem jedyną rzecz, której bałem się zapomnieć: dwa pytania
poza tekstem. "Mack" kończył naradę w innym gabinecie. Gdy na niego czekaliśmy,
Dobbins przedstawił mi raczej pesymistyczną panoramę sytuacji w Kolumbii. Miał
takie same dane, jak McLarty podczas poniedziałkowej kolacji, ale posługiwał się
nimi z większą znajomością rzeczy. W poprzednim roku powiedziałem Clintonowi, że
polityka antynarkotykowa Stanów Zjednoczonych jest czynnikiem fatalnie
pogłębiającym historyczną przemoc w Kolumbii. Dlatego zwróciło moją uwagę to, że
wydawało się, iż ta grupa NSC - nie odnosząc się, oczywiście, do moich słów -
zgadzała się, że trzeba ją zmienić. Bardzo uważali, aby nie wygłaszać sądów o rządzie
ani o obecnych kandydatach, ale nie pozostawili wątpliwości co do tego, że sytuacja
wydaje im się katastrofalna, a przyszłość niepewna. Nie ucieszyły mnie zamiary
skorygowania ich polityki, ponieważ kilku obserwatorów naszej polityki w
Waszyngtonie komentowało alarmująco: "Teraz, gdy naprawdę chcą pomóc, są
bardziej niebezpieczni niż kiedykolwiek - powiedział mi jeden z nich - ponieważ chcą
się wtrącać do wszystkiego."
"McLarty w skrojonym na miarę garniturze i z dobrymi manierami wszedł w
9
pośpiechu właściwym komuś, kto przerwał załatwianie jakiejś sprawy o kapitalnym
znaczeniu, aby nami się zająć. Jednak narzucił na spotkaniu odprężoną atmosferę,
która była pożyteczna, i dobry humor. Od kolacji podobało mi się, że mówi zawsze
patrząc w oczy. Tak też było na tym spotkaniu. Po gorącym uścisku usiadł
naprzeciwko mnie, położył dłonie na kolanach i rozpoczął rozmowę tak dobrze
wypowiedzianym frazesem, że zabrzmiało to jak prawda: "Jesteśmy do pańskiej
dyspozycji".
"Chciałem od razu wyjaśnić, że będę mówił we własnym imieniu, nie mając do tego
żadnego tytułu ani mandatu poza kondycją pisarza, zwłaszcza, że chodzi o tak
wyboisty i ryzykowny przypadek, jak Kuba, toteż zacząłem od wyjaśnienia, które nie
wydawało mi się zbędne, mając na uwadze ukryte magnetofony: "To nie jest oficjalna
wizyta".
"Wszyscy zaaprobowali moje słowa skinieniem głów i zaskoczyła mnie ich
niespodziewana powaga. Wtedy prostym językiem, w stylu domowej narracji,
opowiedziałem, kiedy, jak i dlaczego odbyłem rozmowę z Fidelem Castro, z której
wynikły nieformalne notatki, jakie powinienem przekazać prezydentowi Clintonowi.
Podałem je McLarty'emu w zaklejonej kopercie i poprosiłem, aby je przeczytał i mógł
skomentować. Było to tłumaczenie na angielski siedmiu ponumerowanych wątków na
sześciu kartkach zapisanych z podwójnym odstępem: spisek terrorystyczny, względne
zadowolenie z zapowiedzianych 20 marca kroków, które zmierzają do wznowienia
lotów ze Stanów Zjednoczonych na Kubę, podróż Richardsona do Hawany w styczniu
1998 roku, uargumentowane odrzucenie pomocy humanitarnej przez Kubę, uznanie
dla korzystnego sprawozdania Pentagonu o sytuacji wojskowej Kuby" - to było
sprawozdanie, w którym stwierdzano, że Kuba nie stanowi żadnego zagrożenia dla
bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, ja to dodaję - "aprobata dla rozwiązania
kryzysu irackiego i wdzięczność za komentarze, jakie Clinton zrobił na temat Kuby
wobec Mandeli i Kofi Annana."
Tu, jak widać, wylicza pozostałe punkty.
"McLarty nie przeczytał tego na głos, jak tego się spodziewałem i jak niewątpliwie
uczyniłby, gdyby zawczasu znał tekst. Przeczytał tylko dla siebie, jak się wydaje,
metodą szybkiej lektury, którą modną uczynił prezydent Kennedy, ale zmiany emocji
odbijały się na jego twarzy jak odblaski na wodzie. Czytałem to tyle razy, że prawie
mogłem wywnioskować, któremu punktowi dokumentu odpowiadała każda zmiana
nastroju.
"Pierwszy punkt, o spisku terrorystycznym, wyrwał z niego pomruk: "To straszne."
Później pohamował krzywy uśmiech i nie przerywając lektury zawołał: "Mamy
wspólnych wrogów." Myślę, że powiedział to w związku z punktem czwartym, w
którym opisuje się konspirację grupy senatorów usiłujących sabotować uchwalenie
projektów Torresa-Rangela i Dodda i dziękuje się Clintonowi za wysiłki na rzecz jego
ratowania.
"Po zakończeniu lektury przekazał papier Dobbinowi, a ten Clarke'owi, którzy czytali
go, podczas gdy "Mack" wychwalał osobowość Mortimera Zuckermana, właściciela
czasopisma "US News and World Report", który w lutym odwiedził Hawanę.
Skomentował wzmiankę, którą właśnie przeczytał, w punkcie szóstym dokumentu, ale
nie odpowiedział na zawarte w niej implicite pytanie, czy Zuckerman poinformował
Clintona o dwóch dwunastogodzinnych rozmowach, jakie odbył z Fidelem Castro.
1 0
"Punktem, który po lekturze zajął prawie cały użyteczny czas, był plan terrorystyczny,
gdyż na wszystkich zrobił on wrażenie. Opowiedziałem im, że po zapoznaniu się z
nim leciałem do Meksyku i z duszą na ramieniu, bo musiałem opanować lęk, że
wybuchnie bomba. Chwila wydała mi się odpowiednia do zadania pierwszego
osobistego pytania, które zasugerował mi Fidel: czy nie byłoby możliwe nawiązanie
przez FBI kontaktu z jego kubańskim odpowiednikiem w celu podjęcia wspólnej walki
z terroryzmem? Zanim zareagowali, dodałem coś z własnego zbioru: "Jestem pewien,
że odpowiedź władz kubańskich byłaby pozytywna i szybka."
"Zaskoczyła mnie natychmiastowość i energia reakcji całej czwórki. Clarke, który
wydawał się najbliższy tym sprawom, powiedział, że to bardzo dobry pomysł, ale
ostrzegł mnie, że FBI nie zajmuje się sprawami, o których pisze się w gazetach,
dopóki objęte są dochodzeniem. Czy Kubańczycy byliby gotowi zachować sprawę w
tajemnicy? Pragnąc jak najszybciej zadać drugie pytanie, odpowiedziałem, aby
spowodować odprężenie:
"Kubańczycy niczego tak nie lubią, jak dochowania tajemnicy."
"Z powodu braku odpowiedniego powodu do zadania drugiego pytania, postanowiłem
przedstawić je jako moje twierdzenie: współpraca w dziedzinie bezpieczeństwa
mogłaby stworzyć klimat sprzyjający ponownemu zezwoleniu na podróże Północnych
Amerykanów na Kubę. Wybieg się nie udał, ponieważ Dobbinowi się pomieszało i
powiedział, że to zostanie rozwiązane, gdy wdroży się posunięcia zapowiedziane 20
marca.
"Po wyjaśnieniu pomyłki, mówiłem o presji, jaką poddaje mnie wielu Północnych
Amerykanów z różnych środowisk, którzy zwracają się do mnie z prośbami, abym
pomógł im nawiązać na Kubie kontakty handlowe czy rozrywkowe. Wśród nich
wymieniłem Donalda Nowhouse'a, wydawcę różnych publikacji periodycznych i
prezesa Associated Press (AP), który zaprosił mnie na wspaniałą kolację w swojej
wiejskiej willi w New Jersey, gdy skończyłem warsztaty na Uniwersytecie Princeton.
Jego obecnym marzeniem jest pojechać na Kubę, aby bezpośrednio z Fidelem omówić
sprawę zainstalowania w Hawanie stałego biura AP, podobnego do tego, które ma tam
CNN.
"Nie mogę tego powiedzieć z całą pewnością, ale wydaje mi się, że w ożywionej
rozmowie w Białym Domu było jasne, iż nie mają, nie znają albo nie chcą ujawnić
żadnego zamiaru wznowienia w najbliższym czasie podróży Północnych Amerykanów
na Kubę. Muszę natomiast podkreślić, że ani przez chwilę nie było mowy o reformach
demokratycznych ani o wolnych wyborach, ani o prawach człowieka, ani o żadnym z
batożków politycznych, którymi Północni Amerykanie usiłują uwarunkować
jakikolwiek projekt współpracy z Kubą. Przeciwnie, moje najwyraźniejsze wrażenie z
tej podróży to pewność, że pojednanie zaczyna wyklarowywać się w zbiorowej
podświadomości jako coś nieodwracalnego.
"Clarke przywołał nas do porządku, gdy rozmowa zaczęła dryfować i wyjaśnił mi - co
być może było posłaniem - że poczynią na bieżąco pierwsze kroki zmierzające do
wypracowania przez Kubę i Stany Zjednoczone wspólnego planu walki z
terroryzmem. Dobbins, kończąc długie zapiski, które robił w swoim notesie,
oświadczył, że skomunikują się ze swoją ambasadą na Kubie, aby uruchomić projekt.
Zrobiłem ironiczny komentarz na temat rangi, którą nadaje Biuru Interesów w
Hawanie, na co Dobbins replikował w dobrym humorze: "To, co tam mamy, to nie
1 1
ambasada, ale to jest dużo większe niż ambasada." Nie bez pewnej przewrotności
wszyscy zaśmiali się porozumiewawczo. Nie dyskutowano innych punktów, bo
prawdę mówiąc nie o to chodziło, ale ufam, że zanalizowali je później w swoim
gronie.
"Spotkanie, uwzględniając spóźnienie "Macka", trwało pięćdziesiąt minut. "Mack"
zakończył je rytualnym frazesem: "Wiem, że przed powrotem do Meksyku ma pan
napięty program, a my też mamy przed sobą wiele rzeczy do zrobienia". Następnie z
jego ust padła krótka i zwięzła wypowiedź, która wydawała się formalną odpowiedzią
na nasze zabiegi. Nierozważna byłaby próba przytoczenia jej dosłownie, ale sens i ton
jego słów wyrażał wdzięczność za posłanie wielkiej wagi, godne jak największej
uwagi jego rządu, posłanie, którym zajmą się w trybie pilnym. Jakby na pomyślne
zakończenie, patrząc mi w oczy, ukoronował mnie osobistym laurem: "Pańska misja
rzeczywiście była misją najwyższej wagi i bardzo dobrze pan się z niej wywiązał". Ani
nieśmiałość, której mam w nadmiarze, ani skromność, którą nie grzeszę, nie pozwalają
mi pominąć tego zdania wypowiedzianego ku efemerycznej chwale mikrofonów
ukrytych w wazonach.
"Wyszedłem z Białego Domu mając wyraźnie wrażenie, że wysiłek i niepewność
minionych dni były warte świeczki. Wydawało mi się, że to, iż nie przekazałem
posłania prezydentowi do rąk własnych, zrekompensowało coś, co było bardziej
nieformalną i operatywną naradą, a na jej dobre wyniki nie trzeba będzie czekać.
Ponadto, wiedząc o pokrewieństwie Clintona i "Macka" i ich przyjaźni od szkoły
podstawowej, byłem pewien, że prędzej czy później, w atmosferze jakiejś poobiedniej
pogawędki, dokument dotrze do rąk prezydenta. Po spotkaniu eleganckim gestem
zaznaczył również swoją obecność urząd prezydencki: gdy wychodziłem z gabinetu,
portier wręczył mi kopertę ze zdjęciami z mojej poprzedniej wizyty, zrobione sześć
miesięcy wcześniej w Gabinecie Owalnym, toteż w drodze do hotelu jedyna rzeczą,
która mnie frustrowała, było to, że dotychczas nie odkryłem cudu kwitnących czereśni
tej wspaniałej wiosny i się nim nie nacieszyłem.
"Zaledwie miałem czas spakować walizkę i złapać samolot, który miał odlecieć o
piątej po południu. Ten, którym czternaście dni wcześniej przyleciałem z Meksyku,
musiał powrócić do swojej bazy z uszkodzoną turbiną i na lotnisku czekaliśmy cztery
godziny, aż w końcu znaleziono inny nadający się do użytku samolot. Ten, którym
wracałem do Meksyku po spotkaniu w Białym Domu, spóźnił się w Waszyngtonie
półtorej godziny, podczas gdy z pasażerami na pokładzie naprawiano radar. Przed
lądowaniem w Meksyku pięć godzin później, z powodu pasa, który nie był zdatny do
użytku. Odkąd zacząłem latać pięćdziesiąt dwa lata temu, nigdy nic takiego mi się nie
przydarzyło. Nie mogło być jednak inaczej w przypadku pokojowej przygody, która w
moich wspomnieniach zajmie uprzywilejowane miejsce. 13 maja 1998 roku.
Tu kończy się historyczne sprawozdanie.
9 maja 1998 roku: W MSZ przyjęto pełniącego obowiązki kierownika SINA, Johna
Boardmana. Celem jego wizyty było przekazanie posłania, o którym otrzymał on
instrukcje 8 maja wieczorem; miał przekazać go Alarconowi i MSZ - niewątpliwie
tego samego dnia dotarło posłanie lub miało skutki, których spodziewał się Gabo. P.o.
kierownika powiedział, że jakąś drogą, której on nie zna, rząd Kuby zawiadomił rząd
jego kraju, iż nasze władze żywią uzasadniony niepokój, iż organizacje mające swoje
siedziby w Stanach Zjednoczonych mają zamiar przeprowadzić przeciwko Kubie
1 2
akcje terrorystyczne, zwłaszcza w sferze turystyki, a szczególnie akcje przeciwko
samolotom pasażerskim z turystami podróżującymi na Kubę i z Kuby.
Przekazana tą drogą odpowiedź rządu Stanów Zjednoczonych była następująca:
"? Rząd Stanów Zjednoczonych nie ma informacji o powiązaniach istniejących między
obywatelami Stanów Zjednoczonych a aktami terrorystycznymi, które popełniono w
hotelach. Prasa opublikowała spekulacje, ale rząd Stanów Zjednoczonych nie ma w tej
sprawie poważnych informacji.
"? Rząd Stanów Zjednoczonych przedstawił liczne noty dyplomatyczne wskazujące na
gotowość do zanalizowania jakiejkolwiek informacji czy fizycznego dowodu
posiadanych przez rząd Kuby i uzasadniających takie informacje.
"? Rząd Stanów Zjednoczonych pragnie potwierdzić, że jest to poważna oferta. Jest
przygotowany do przyjęcia każdej informacji i skorzystałby z jakiejś okazji, przy
której jego eksperci mogliby zbadać jakikolwiek dowód fizyczny, który w tej sprawie
może posiadać rząd Kuby.
"? Rząd Stanów Zjednoczonych wyraża swoje zaniepokojenie tymi akcjami
terrorystycznymi i jest gotów działać na podstawie tych informacji, aby wymusić
przestrzeganie prawa i zwalczać międzynarodowy terroryzm.
"? Rząd Stanów Zjednoczonych prosi rząd Kuby o podzielenie się z innymi rządami
odpowiednimi informacjami, które mogą mieć związek z niebezpieczeństwem
popełnienia aktów terrorystycznych podczas przelotów z ich terytoriów na Kubę."
11 maja 1998 roku: Remírez informuje, że został wezwany przez Departament Stanu
na spotkanie z Johnem Hamiltonem, który oświadczył mu co następuje:
"1) Celem spotkania jest potwierdzenie stanowiska przedstawionego w zeszłą sobotę
przez SINA, polegającego na udzieleniu odpowiedzi na nasze zaniepokojenie
działalnością terrorystyczną przeciwko Kubie przy wykorzystaniu, w celu
usprawnienia, "double track diplomacy" (dyplomacji dwutorowej).
"2) Podobnie jak przy poprzednich okazjach, przyjęli z powagą nasze zaniepokojenie
aktami terrorystycznymi przeciwko instalacjom turystycznym i samolotom.
"3) Zgodnie z przeprowadzonymi weryfikacjami, nie ma elementów wskazujących na
istnienie planów, które miałyby być realizowane z terytorium Stanów Zjednoczonych.
"4) W przeszłości, wobec naszych twierdzeń, że osoby lub organizacje w Stanach
Zjednoczonych mogą być zamieszane w akty terrorystyczne przeciwko Kubie,
poproszono nas o dowody, które mogłyby być interesujące dla dochodzenia w tej
sprawie.
"5) W tej chwili chcą podkreślić powagę oferty Stanów Zjednoczonych polegającej na
zbadaniu każdego dowodu, który możemy mieć, i podjęciu odpowiednich działań. Nie
jest to próba przerzucenia piłki na nasze boisko ani formalność.
"6) Poważnie chcą razem zbadać każdy dowód, który możemy mieć, i prześledzić
sprawę aż do jej wyjaśnienia. Ze swojej strony dziękujemy za tę ofertę zapewniając, że
przekażemy ją naszym władzom i pytamy, czy oferta obejmuje współpracę obu krajów
w ewentualnym procesie dochodzeniowym, na co Hamilton odpowiada, że zakłada, iż
tak jest. Powtórzył, że oferta jest poważna - nie jest to zwykła odpowiedź
dyplomatyczna - dodając, że ze względu na swoją wagę to jest jedyny cel tego
spotkania."
12 maja 1998 roku: MSZ wezwał p.o. kierownika SINA i wręczył mu następującą
odpowiedź na prośbę przekazaną w minioną sobotę 9 maja w imieniu rządu Stanów
1 3
Zjednoczonych.
Proszę pamiętać, że spotkanie Gabo w Białym Domu odbyło się 8 maja. Nasza
odpowiedź brzmiała:
"Nasze informacje są bardzo pewne, ale uzyskujemy je drogami, które są bardzo
wrażliwe na rozpowszechnianie źródeł. Nie możemy pracować tak, jak proponujecie.
Zadowala nas to, że wiemy, iż jesteście czujni i zwracacie uwagę na problem."
P.o. kierownika SINA zaakceptował szybką odpowiedź i za nią podziękował oraz
wyraził gotowość przekazania każdej informacji, którą uznamy za właściwą bez
narażania źródła. Towarzysząca mu osoba, którą przedstawiono jako urzędnika SINA
odpowiedzialnego za sprawy związane z przestrzeganiem prawa i sprawy
bezpieczeństwa, zabrała głos, aby potwierdzić, że na wszelkie możliwe sposoby będą
śledzić z bliska tę sprawę, za pośrednictwem wszystkich swoich agencji i w kontakcie
z różnymi grupami. Zweryfikują również ze służbami innych krajów. Powiedział, że
uważają, iż "w tej sytuacji, jakiekolwiek zagrożenie tego rodzaju jest
niedopuszczalne".
20 maja 1998 roku: Alarcón dostaje z Waszyngtonu od Hamiltona telefon, w którym
Hamilton wyjaśnia, że dzwoni do niego osobiście ze względu na wagę sprawy i że
pragnie powiedzieć mu co następuje:
"? O zagrożeniu samolotów latających na Kubę aktami terrorystycznymi: bardzo
poważnie biorą pod uwagę informację, którą przekazała im Kuba, i podejmą środki
bezpieczeństwa na samolotach wylatujących ze Stanów Zjednoczonych.
"? Do prowadzenia innych działań potrzebowaliby zanalizować dowody, jakie
posiadamy na Kubie. Są gotowi wysłać ekspertów północnoamerykańskich na Kubę,
aby zanalizować je razem z nami.
"? Na podstawie elementów, które otrzymali od nas, nie mogą ostrzec innych krajów, z
których również wylatują samoloty na Kubę. W razie gdybyśmy wystąpili z takim
ostrzeżeniem, możemy poinformować te kraje, że Stany Zjednoczone byłyby gotowe
szybko rozpatrzyć prośby o pomoc techniczną, aby zapobiec incydentom."
3 czerwca 1998 roku: Kierownik SINA, Michael Kozak, spotkał się z Alarconem.
Poinformował go o przygotowaniach do wysłania na Kubę delegacji FBI i przekazał
mu pod rozwagę strony kubańskiej tekst, który Północni Amerykanie zamierzali
puścić w obieg wśród kompanii lotniczych. Tekst ten miał następujące brzmienie:
"Otrzymaliśmy niepotwierdzoną informację o spisku polegającym na umieszczeniu
urządzeń wybuchowych na pokładzie samolotów pasażerskich operujących między
Kubą a krajami latynoamerykańskimi. Osoby zamieszane w spisek planują
pozostawienie na pokładzie samolotu małego urządzenia wybuchowego z zamiarem,
aby urządzenie wybuchło podczas przedłużenia usługi. Zgodnie z posiadanymi
informacjami, urządzenie wybuchowe jest małych rozmiarów, zawiera bezpiecznik i
chronometr cyfrowy, który można zaprogramować 99 godzin wcześniej. Nie
zidentyfikowano konkretnego celu, miejsca i przedziału czasowego.
"Nie możemy nie brać pod uwagę możliwości, że zagrożenie może obejmować
operacje przewozów międzynarodowych prowadzone ze Stanów Zjednoczonych. Rząd
Stanów Zjednoczonych nadal szuka dodatkowych informacji, aby wyjaśnić i
potwierdzić lub zdementować to zagrożenie.
4 czerwca 1998 roku: Instruuje się Alarcona, aby odpowiedział, że delegacja może
przyjechać poczynając od 15 b.m.
1 4
5 czerwca 1998 roku: Alarcón wręcza kierownikowi SINA odpowiedź kubańską, którą
też osobiście zredagowałem - śledziłem problem, rzecz logiczna, elementarna, od
chwili, gdy wysłaliśmy posłanie - na propozycję informacji-okólnika, przedłożonej
przez Północnych Amerykanów. Oto jej dosłowne brzmienie:
"Nie prosiliśmy o żadne ostrzeżenie dla kompanii lotniczych. To nie jest sposób
stawiania czoła temu problemowi, gdyż dla jego rozwiązania można i trzeba podjąć
inne kroki." Rzeczywiście, podjęliśmy wiele kroków pilnując samoloty, przede
wszystkim w ciągu wielu tygodni tak stawialiśmy sprawę, aż wreszcie, oczywiście,
ciosy, które otrzymali wraz z dokonanymi tu aresztowaniami, odkryciem wszystkich
ich planów, zeznaniami wszystkich aresztowanych, pozwoliły poznać wszystko
szczegółowo, ujawnić, pokrzyżować ich plany. To Kuba pokrzyżowała te plany. Więc
mówiliśmy im, dlatego muszę to wyjaśnić: To nie jest sposób stawiania czoła temu
problemowi, gdyż dla jego rozwiązania można i trzeba podjąć inne kroki. "Nikt nie
mógłby zagwarantować dyskrecji. W tym przypadku niedyskrecja mogłaby nawet
utrudnić śledztwo i przeszkodzić podjęciu skuteczniejszych środków."
"Ponadto jej rozpowszechnienie mogłoby wywołać panikę" i rzeczywiście wywołało
panikę, "wyrządzając poważne szkody gospodarce Kuby, a więc to właśnie, do czego
dążą terroryści. Poza tym szkody poniosłyby linie lotnicze.
"Z tych powodów nie zgadzamy się, aby przekazano ostrzeżenie i poważnie się temu
sprzeciwiamy. Wraz z grupą ekspertów możemy zanalizować odpowiedniejsze kroki."
Ponieważ oni rzeczywiście okazali delikatność, jeśli tak można się wyrazić, lub
elementarną kurtuazję, konsultując z nami notę, którą mieli puścić w obieg,
przedstawiliśmy im swój punkt widzenia.
Na spotkaniu kierownik SINA powiedział, że może chodzić o pomyłkę z
początkowym posłaniem (bo oni myśleli, że prosi się ich, żeby ostrzegli) lub o to, że
może istnieć jakiś prawny obowiązek ostrzeżenia przez władze linii lotniczych i
zabezpieczenia się przed ewentualnymi skargami. Powiedział, że przekaże stanowisko
kubańskie do Waszyngtona i że nie wydadzą ostrzeżenia.
6 czerwca 1998 roku: Nowe spotkanie Alarcona z kierownikiem SINA. Ten ostatni
wręcza posłanie północnoamerykańskie w odpowiedzi na dokument przekazany
poprzedniego dnia; wcześniej przeczytał ją Alarconowi przez telefon; stwierdzano w
niej:
"1. Projekt zawiadomienia, przekazany już stronie kubańskiej, nazywa się
"informacją-okólnikiem". Zgodnie z prawami i regulacjami Stanów Zjednoczonych
dotyczącymi lotnictwa, ilekroć rząd Stanów Zjednoczonych ma jakąkolwiek
wiarygodną informację dotyczącą możliwego zagrożenia dla samolotu, wymagane jest
dostarczenie informacji-okolników biurom bezpieczeństwa wewnętrznego."
Wyjaśniają, że są prawa, że są regulacje, które zobowiązują do informowania. Dobrze,
w rzeczywistości można było przedyskutować, jak to zrobić, a nie ze wszystkimi
danymi, które zawarliśmy w posłaniu.
"2. Co roku Federalna Administracja Lotnictwa wydaje około 15-20 informacji-
okólników. To nie są dokumenty publiczne."
Jasne, nie są publiczne, ale jeśli puszcza się w obieg dziesiątki i setki dokumentów,
wszędzie wywołuje się alarm, nie sposób przeprowadzić poważnego śledztwa, a to jest
ważne - przeprowadzenie śledztwa, znalezienie dowodów, ustalenie i schwytanie
sprawców. Ale niech będzie, mam obowiązek poinformować, że argumentowano;
1 5
możliwe, nie znam tych wszystkich regulacji, czuli się zobowiązani przez prawo do
poinformowania.
"3. Zgodnie z naszym prawem i regulacjami, jesteśmy zobowiązani postępować
natychmiast zawiadamiając linie lotnicze, które latają bezpośrednio między Stanami
Zjednoczonymi lub przez kraje trzecie oraz zawiadomić rządy krajów trzecich. W tej
sprawie nie mamy alternatywy" - napisali - "w tej mierze, w jakiej uważamy, że
informacja jest wiarygodna."
Tak, informacja była jak najbardziej wiarygodna; mieliśmy wszystkie elementy
pozwalające ją sporządzić, jak tego dowiodły odpowiedzi, których im udzieliliśmy i
które z całą pewnością wskazywały, że dane, które do nas dotarły, są pewne, że w
niektórych przypadkach schwytano sprawców, a w innych zbiegli.
"4. Ze względu na naturę tej informacji i nasz obowiązek współpracy z innymi krajami
w celu zapobiegania atakom na lotnictwo, w dalszym ciągu uważamy, że jest ważne,
aby jedni z nas - wy lub my - zawiadomili linie lotnicze latające z innych miejsc i
właściwe rządy. Gdyby dla strony kubańskiej było możliwe wcześniejsze spotkanie
ekspertów - na początku przyszłego tygodnia (na przykład we wtorek lub w środę),
proponowalibyśmy zawiadomienie linii lotniczych i rządów po tym, jak będziemy
mieli okazję ocenić informację ze stroną kubańską. Jeśli takie wcześniejsze spotkanie
nie może się odbyć, przystąpimy do zawiadamiania. Wszelkie dodatkowe kroki można
by ustalić na spotkaniu ekspertów 15 czerwca."
Doprawdy, ta nota jest z 6 czerwca. Takiego spotkania, jak przewidziane na 15, się nie
improwizuje, nie przygotowuje się w ciągu dwóch dni, jego przygotowanie wymagało
minimum pięciu czy sześciu dni, więc nie można było go przyspieszyć - przesunąć na
7; w rzeczywistości odbyło się 15, co było ustaloną datą.
"5. Uznajemy punkty wskazane przez władze kubańskie, w których się postuluje,
abyśmy starali się uniknąć szkodzenia śledztwu w sprawie wrogich działań przeciwko
liniom lotniczym i gospodarce kubańskiej. Robimy maksimum w stosunku do tych
punktów, w ramach ograniczonej dyskrecji, jakiej udzielają nasze prawa i regulacje, i
priorytetu, jaki przyznajemy zapobieganiu atakom na samoloty pasażerskie. Ponownie
stwierdzamy, że te okólniki informacyjne są względnie rutynowe i że zgodnie z
naszym doświadczeniem, nawet gdy stają się publiczne, normalnie nie wywierają
znaczącego lub trwałego wpływu na transport lotniczy pasażerów czy ładunków."
W rzeczywistości muszę powiedzieć, że oni odpowiadali na każdą kwestię, którą
stawialiśmy. Moim zdaniem, przeprowadzali wymianę poglądów nie w złej, lecz w
dobrej wierze. Staraliśmy się pogłębić i widzieliśmy upór, z jakim twierdzili, że do
tego zmuszają ich określone instrumenty prawne.
Tego samego dnia, Alarcón wręczył kierownikowi SINA nową odpowiedź
Ministerstwa Spraw Zagranicznych, zredagowaną następująco:
"Nie zgadzamy się. Prawdopodobnie opublikowanie tej informacji zaszkodzi pracom
śledczym oraz zachęci do realizacji planów terrorystów wymierzonych w gospodarkę
kubańską.
"Ignorujemy i nie możemy zrozumieć istnienia zobowiązań o charakterze prawnym,
które nie tylko nie sprzyjają wysiłkom zmierzającym do uniknięcia ofiar w ludziach i
szkód materialnych, ale mogą im zaszkodzić.
"Rozpowszechnienie szczegółów procedur, które mogą być wykorzystane do takich
aktów, stanowi bezsporny błąd, który może sprzyjać realizacji planów realnych lub
1 6
potencjalnych grup terrorystycznych" - nie chcieliśmy, aby je publikowali, ponieważ
przekazywali dane techniczne o sposobie przygotowania tych zamachów. "Szanujemy
kryteria władz północnoamerykańskich, ale nie zgadzamy się co do formy, w jakiej
powinno się przeciwdziałać takiej działalności, którą powinno się analizować na
podstawie informacji, jaką się dysponuje, z konieczną ostrożnością i głębią."
Teraz to bardzo jasne. Jest bezsporne, że obawiali się, iż dojdzie do wydarzenia, do
sabotażu tego typu, a oni, mając informację, nie zawiadomili linii lotniczej, chociaż to
absolutnie do niczego by się nie zdało; linie lotnicze nie są w stanie, nie dysponują
środkami ani antecedensami, ani informacjami pozwalającymi uniknąć takiego aktu
terrorystycznego.
Kierownik SINA wskazał, że rozmawiał z panem Dobbinsem, odpowiedzialnym za
Amerykę Łacińską w Narodowej Radzie Bezpieczeństwa, który poprosił o przekazanie
następujących dodatkowych komentarzy:
"? Że mieli obowiązek ostrzec przedsiębiorstwa, które latają ze Stanów
Zjednoczonych, ze względu na prawa północnoamerykańskie, i przedsiębiorstwa,
które z innych krajów latają na Kubę, jako konsekwencja porozumień
międzynarodowych. Ich decyzja o przekazaniu tego ostrzeżenia wskazywała, że biorą
na serio naszą informację i uważają ją za wiarygodną."
I demonstrowali to tym ogromnym niepokojem, który skłaniał ich do
natychmiastowego puszczenia informacji w obieg.
"? W sprawie akapitu 4 dokumentu, Dobbins nalegał, abyśmy pod żadnym pozorem
nie interpretowali tego jako elementu presji. Chodzi o to, że o ile mają obowiązek
natychmiastowego informowania linii latających ze Stanów Zjednoczonych,
obowiązek w stosunku do linii latających z innych krajów, choć też istnieje, nie
przekłada się na taką samą presję, ale nie mogą zatrzymać jej przez cały tydzień.
Teoretycznie rzecz biorąc, spotkanie mogłoby skłonić ich do wniosku, że zagrożenie
nie jest tak bezpośrednie, ale ponieważ wychodzą z założenia, że do naszej informacji
należy odnosić się z powagą i uważać ją za wiarygodną, więc nie mogą czekać tyle
czasu nie wywiązując się ze swojego obowiązku.
Nie mam, naprawdę, wątpliwości co do tego, że oni postępowali w dobrej wierze; byli
poważni, muszę to przyznać, to słuszne.
8 czerwca 1998 roku: Federalna Agencja Lotnictwa wydaje informację-okólnik. Tę, o
której wspomnieliśmy. Czyli prawie tego samego dnia, dwa dni później.
15 czerwca 1998 roku: Do Hawany przyjeżdża delegacja FBI, aby nawiązać kontakt z
władzami kubańskimi.
16-17 czerwca 1998 roku: W Hawanie odbywa się kilka spotkań ekspertów
kubańskich z północnoamerykańskimi oficerami FBI na temat planów zamachów
terrorystycznych. Północnoamerykańskiej delegacji FBI przekazuje się obfitą
informację dokumentalną i zeznania. Przekazane materiały obejmują 64 teczki, w
których wnoszono nowe elementy dochodzeniowe dotyczące 31 akcji i planów
terrorystycznych wymierzonych w nasz kraj w latach 1990-1998. Z większością tych
akcji była powiązana Narodowa Fundacja Kubańsko-Amerykańska, która ponadto
zorganizowała i sfinansowała najbardziej niebezpieczne spośród nich, a w
szczególności te, które przeprowadziła struktura terrorystyczna kierowana przez Luisa
Posadę Carrilesa w Ameryce Środkowej. Dodano do tego szczegółowe wykazy i
fotografie uzbrojenia, materiałów wybuchowych i środków przejętych w każdym
1 7
przypadku. Ponadto przekazano 51 teczek z informacją o pieniądzach dostarczanych
przez Narodową Fundację Kubańsko-Amerykańską różnym grupom terrorystycznym
na akcje przeciwko Kubie; dołączono również nagrania 14 rozmów telefonicznych
Luisa Posady Carrilesa, w których przekazywał informacje na temat akcji
terrorystycznych przeciwko Kubie, takie dane pozwalające zlokalizować Posadę
Carrilesa, jak adresy jego mieszkań, miejsca, do których uczęszczał, cechy
charakterystyczne samochodów i tablice rejestracyjne w Salwadorze, Hondurasie,
Kostaryce, Republice Dominikańskiej, Gwatemali i Panamie. Przekazano również
zapisy 8 rozmów telefonicznych terrorystów uwięzionych na Kubie - rozmów, które
ujawniają ich powiązania z Posadą Carrilesem.
Oficerowie FBI otrzymali również 60 teczek z kartami 40 terrorystów pochodzenia
kubańskiego, w większości zamieszkałych w Miami, w tym dane pozwalające ich
zlokalizować. Ponadto zabrali ze sobą trzy próbki substancji wybuchowych po 2
gramy każda, bomby, które rozbrojono, zanim 30 kwietnia 1997 roku wybuchły w
hotelu Meliá Cohíba i 19 października 1997 roku w mikrobusie turystycznym,
podobnie jak urządzenie wybuchowe zatrzymane 4 marca 1998 roku u dwóch
terrorystów gwatemalskich.
Poza tym przekazano 5 kaset video i 8 kaset audio z deklaracjami terrorystów
środkowoamerykańskich aresztowanych za podkładanie bomb w hotelach, w których
to deklaracjach opowiadają o swoich powiązaniach z kubańskimi organizacjami
terrorystycznymi, które operują ze Stanów Zjednoczonych, a zwłaszcza z Luisem
Posadą Carrillesem.
Strona północnoamerykańska uznała wartość uzyskanych informacji i w najkrótszym
czasie ma dać odpowiedź na podstawie analizy tych materiałów.
Dziwne - mijają prawie trzy miesiące bez obiecanej poważnej odpowiedzi.
Otrzymujemy tylko trochę informacji bez znaczenia.
12 września - proszę zwrócić uwagę, nie minęły trzy miesiące - aresztowano pięciu
towarzyszy, dziś Bohaterów Republiki Kuby (Oklaski), którzy posłani do Miami,
stanowili główne źródło informacji o działalności terrorystycznej wymierzonej w nasz
kraj. Nigdzie nie aresztowano żadnego terrorysty, aresztowano - towarzyszy, którzy
dostarczyli informacji, chociaż, oczywiście, nie było żadnego elementu, który
pozwalałby zidentyfikować źródła - ale mogli docenić, że informacje były poważne i
wiarygodne i że nasze doniesienia są bardzo dobrze uzasadnione; były ścisłe;
oczywiście, nie jedyne, ale należały do fundamentalnych.
Jeden z nich miał zadanie śledzić, ni mniej, ni więcej, tylko działalność samego
Orlando Boscha - tego, którego tam ułaskawiono, choć popełnił monstrualne zbrodnie.
Co naprawdę się stało? Kierownictwo mafii w Miami zdało sobie sprawę z kontaktów
i wymiany not między władzami Kuby i Stanów Zjednoczonych w związku z
brutalnymi aktami terroru, które bezkarnie popełniano przeciwko naszemu krajowi, i
poruszyło wszystkie siły i wpływy - o których wiadomo, że są liczne - aby za wszelką
cenę uniemożliwić jakikolwiek postęp na tym gruncie.
Kto był jedną z głównych osób odpowiedzialnych za zerwanie kontaktów? Szef FBI w
Miami, Héctor Pesquera. Ten urzędnik zajmował takie samo stanowisko na Portoryko,
co zbiegło się z aresztowaniem bojówki zorganizowanej bezpośrednio przez grupę
paramilitarną Narodowej Fundacji Kubańsko-Amerykańskiej, schwytanej przez straż
wybrzeża w pobliżu owej wyspy, gdzie ją aresztowano zajmując jacht i broń. Wszyscy
1 8
wiedzą, jaki był cel tej bojówki na wyspie Margaricie, podczas międzynarodowego
spotkania, na które zostałem zaproszony i pojechałem.
Pesquera, który był członkiem mafii, odegrał kluczową rolę w osiągnięciu totalnej
bezkarności grupy terrorystycznej.
Wiadomo, że na najwyższych szczeblach FBI istniał opór wobec pomysłu zerwania
wymiany informacji z Kubą, ale nacisk i wpływ polityczny przywódców mafii były
silniejsze. Były nawet silniejsze niż prezydent Stanów Zjednoczonych i Narodowa
Rada Bezpieczeństwa - to oczywiste.
Niewątpliwie FBI deptało już kubańskiej grupie terrorystycznej po piętach na
podstawie informacji o planach wysadzenia w powietrze samolotów pasażerskich na
ziemi albo w locie, przekazanych przeze mnie prezydentowi Stanów Zjednoczonych.
Takie potworne czyny mogli przypłacić życiem zarówno obywatele kubańscy, jak i
północnoamerykańscy, z których wielu latało tymi samolotami na Kubę.
Pesquera, szef FBI w Miami, skupił wszystkie swoje siły na identyfikacji, ściganiu i
osądzeniu Kubańczyków. Wiadomo, jak ci patrioci kubańscy zostali brutalnie
potraktowani.
Zgodnie z tym, co 15 września 1998 roku opublikowano w "El Nuevo Herald",
pierwszymi osobami, które Pesquera poinformował o aresztowaniu naszych Pięciu
Bohaterów, byli członkowie Kongresu Ileana Ros-Lehtinen i Lincoln Díaz-Balart.
Sam Pesquera poczynił w pewnym programie radiowym Miami wyznania pozwalające
potwierdzić, że przyjechał z Portoryko z nastawieniem na podjęcie za wszelką cenę
działań przeciwko grupie Kubańczyków, którzy przeniknęli do organizacji
terrorystycznych Miami:
"Przyjechałem tu w maju tego samego - 1998 - roku. Zapoznano mnie z tym, co jest.
Zaczęliśmy więc kłaść nacisk na to śledztwo. Już nie należało zajmować się sprawami
wywiadowczymi. Kierunek musiał się zmienić, a więc należało zabrać się za
dochodzenie kryminalne."
Już podjął decyzję i miał rozkazy i mówi, że nie należało kontynuować poszukiwania
działalności wywiadowczej, lecz prowadzić dochodzenie o charakterze kryminalnym
przeciwko kubańskim patriotom.
Linia, po której szedł nasz kraj, była zupełnie odmienna. W wywiadzie udzielonym
dziennikarce Lucii Newman z CNN, w Oporto w Portugalii, siedzibie Szczytu
Iberoamerykańskiego, 19 października 1998 roku, powiedziałem dosłownie - jeszcze
nie popełniono potworności prawnych, które później poznaliśmy. To było 19
października, miesiąc i kilka dni po tym, jak aresztowano pierwszych towarzyszy:
"Jesteśmy gotowi współpracować w walce z działalnością terrorystyczną, która może
uderzyć w Kubę lub może uderzyć w Stany Zjednoczone.
"Stany Zjednoczone ponoszą potencjalne ryzyko z powodu setek organizacji
ekstremistycznych, z których wiele jest uzbrojonych w samych Stanach
Zjednoczonych i niektóre z procedur stosowanych przeciwko Kubie mogą tam
zastosować, ponieważ niektóre z nich są rozwinięte, wyszukane" - mam na myśli
metody, procedury, techniki. "Powiedzieliśmy władzom Stanów Zjednoczonych,
zawiadomiliśmy je, zakomunikowaliśmy im doświadczenia, metody terrorystyczne,
które stosuje się przeciwko naszemu krajowi, co jest wkładem, który może pomóc im
bronić się, ponieważ uważam, że są krajem bardzo narażonym na tego rodzaju ataki."
Dla narodu północnoamerykańskiego najbardziej dramatyczne jest to, że podczas gdy
1 9
Pesquera i jego siły poświęcały się zajadłemu pościgowi, aresztowaniu i
skandalicznemu osądzeniu Kubańczyków, co najmniej 14 spośród 19 uczestników
ataków z 11 września na Wieże Bliźniacze w Nowym Jorku i inne cele mieszkało i
szkoliło się właśnie w rejonie, za który odpowiadał Pesquera, i pod samym jego
nosem.
Zaledwie minęły trzy lata od aresztowania naszych oddanych i dzielnych towarzyszy -
którzy zebranymi przez siebie informacjami, przekazanymi przez Kubę do dyspozycji
narodu Stanów Zjednoczonych, być może uratowali życie licznych obywateli tego
kraju - gdy tysiące niewinnych Północnych Amerykanów straciły życie owego
fatalnego dnia 2001 roku. Innymi słowy, w rzeczywistości jeszcze nie upłynęły trzy
lata od aresztowania, a tysiące Północnych Amerykanów zginęły tam, w Nowym
Jorku, padając ofiarą zamachu, w którym ogromna większość aktorów wyszkoliła się
na Florydzie.
Jak mogą to stwierdzić nasi rodacy i jak może to stwierdzić międzynarodowa opinia
publiczna, żaden z odtajnionych przez nas dokumentów nie zawiera ani jednego
skreślenia.
Zanim skończę, pragnę stwierdzić, że skonsultowałem się z autorem raportu,
Gabrielem Garcíą Marquezem, w sprawie jego publikacji. Wczoraj wysłałem do niego,
do Europy, list, w którym przekazałem mu co następuje:
"Koniecznie muszę mówić o sprawie posłania, które posłałem przez Ciebie o
działalności terrorystycznej przeciwko naszemu krajowi. W żaden sposób nie szkodzi
to adresatowi i tym bardziej nie zaszkodzi Twojej chwale literackiej.
"Zasadniczo chodzi o tekst, który wysłałem, i o cudowny raport, który mi przekazałeś,
a który jest napisany w Twoim niepowtarzalnym stylu. To jak gdyby moje
wspomnienia i uważam, że Twoje byłyby niepełne, gdyby nie zawierały tego posłania.'
To wszystko, co opowiedziałem, wyjaśnia, dlaczego, zaczynając swoje wystąpienie,
powiedziałem o "Innej postawie".
Niech żyje przyjaźń między narodami Kuby i Stanów Zjednoczonych! (Okrzyki:
"Niech żyje!")
Ojczyzna albo Śmierć!
Zwyciężymy!
Ostatnia aktualizacja ( poniedziałek, 14 styczeń 2008 )
20