Immanuel Wallerstein
USA kontra Ameryka Łacińska
Wallerstein: USA kontra Ameryka Łacińska
[2005-12-30 13:26:06]
Surowa odprawa, która spotkała dyplomację Busha podczas Szczytu Ameryk w Mar del Playa w Argentynie (4-5 listopada 2005), stanowiła w pewnym sensie kulminację prawie dwóch wieków skomplikowanych stosunków Stanów Zjednoczonych z pozostałymi częściami kontynentów amerykańskich. Ma ona swoją historię, która z pewnością jednak tu się nie kończy. Należy oczekiwać dalszego pogorszenia pozycji USA.
Stany Zjednoczone już na początku 1823 roku, po ogłoszeniu Doktryny Monroe'a, uznały obie Ameryki za obszar, na którym znajdują się ich prywatne zasoby. Wcześniej z radością witały wybijanie się na niepodległość kolejnych kolonii hiszpańskich i ostrzegały Europejczyków, żeby trzymali się z dala od spraw panamerykańskich. Oczywiście „łaska” ta nie dotyczyła Haiti, państwa rządzonego nie przez białych osadników, ale przez czarnoskórych byłych niewolników i wolnych „kolorowych”. Stany Zjednoczone uznały Haiti dopiero w 1862 roku (po tym, jak secesja ich „niewolniczych” stanów oznaczała ustanie wewnętrznej presji na rząd). Oczywiście USA nie miały całkowicie wolnej ręki, jeśli chodzi o działania w Ameryce Łacińskiej. Wielka Brytania pozostawała najpotężniejszym aktorem gospodarczym (i politycznym) przez cały wiek dziewiętnasty.
Jednak Stany Zjednoczone stopniowo zaczęły zdobywać przewagę w Meksyku (po kolejnych zabiegach militarnych), na Karaibach (głównie w wyniku wojny hiszpańsko-amerykańskiej) i wreszcie również w Ameryce Południowej. Na początku dwudziestego wieku USA czuły się już na tyle swobodnie w tym regionie, że doprowadziły do odłączenia Panamy od Kolumbii (w celu budowy Kanału Panamskiego) i mogły wysyłać misje wojskowe do poszczególnych, rzekomo suwerennych, krajów Ameryki Środkowej i Karaibów, po to, aby zaprowadzać tam porządek (i bronić interesów własnych korporacji).
Polityka „grubego kija”, jawny imperializm amerykański, stanowiła jedyny program tego kraju aż do 1933 roku, gdy Franklin Roosevelt ogłosił gotowość do jej zastąpienia przez ideę „stosunków dobrosąsiedzkich”, która miała zostać zaaplikowana między innymi w relacjach z Kubą, Meksykiem i Portoryko. Jednak nie oznacza to, że „gruby kij” został w późniejszym okresie całkowicie porzucony, o czym świadczą inwazja na Kubę w Zatoce Świń za Kennedy'ego, wysłanie marines do Republiki Dominikańskiej przez Johnsona, inwazja na Grenadę w okresie rządów Reagana czy inwazja na Panamę przeprowadzona przez George'a H. W. Busha). Nie należy też zapominać o otwartym wsparciu Stanów Zjednoczonych dla wielu przewrotów wojskowych (przede wszystkim w Gwatemali, Brazylii, Chile oraz — nieudanym — w Wenezueli w 2002 roku). Jednak na przemian z „kijem” stosowana była miękka dyplomacja i to właśnie taką taktykę chciał przyjąć George W. Bush, z całym swoim pokracznym wdziękiem, w Mar del Playa.
Ale nie udało się. Dlaczego? Co prawda pod wieloma względami polityka Busha w Ameryce Łacińskiej nie stanowi żadnej nowości, a jest raczej kontynuacją linii jego poprzedników, jednak awantura w Iraku znacznie odbiła się na skuteczności wszelkich innych jego przedsięwzięć. Próba przeforsowania — z miernym skutkiem — „machistowskiego” programu zastraszania Bliskiego Wschodu doprowadziła do gwałtownego spadku zaufania do Stanów Zjednoczonych ze strony światowej opinii publicznej dokładnie w momencie, gdy zacieśniono kontrolę nad jego narzędziami władzy (militarnymi, finansowymi i politycznymi). Kulminacja dwóch stuleci dominacji USA w Ameryce Łacińskiej to obraz kolosa na glinianych nogach. Wystarczy rzucić okiem na serię ciosów wymierzonych Stanom Zjednoczonym i ich prestiżowi w okresie poprzedzającym i towarzyszącym obradom w Mar del Playa.
Prezydent Argentyny, Nestor Kirchner dokonał otwarcia szczytu przemówieniem wskazującym na „ewidentną i niewybaczalną” winę Stanów Zjednoczonych za politykę, skutkiem której jest nędza i tragedia socjalna Ameryki Łacińskiej. Odniósł się szczególnie do konsensusu waszyngtońskiego i programów dostosowań strukturalnych MFW. Nawet jeśli sformułowania tego typu często pojawiają się w języku polityki w Ameryce Łacińskiej, to prawdopodobnie teraz po raz pierwszy w historii zostały one wypowiedziane publicznie w obecności prezydenta USA przez gospodarza spotkania na szczeblu międzynarodowym. Czy Bush opuścił obrady? Nie, powstrzymał się od komentarzy i jedynie pogratulował Kirchnerowi postępów w odbudowie gospodarki argentyńskiej.
W tym samym czasie Hugo Chavez, prezydent Wenezueli, który stał się nemezis dla USA, przemawiał do licznie zgromadzonego tłumu, wytykając Stanom Zjednoczonym perfidne działania. Przyłączyło się do niego między innymi argentyńskie (i ogólnie — latynoamerykańskie) guru piłki nożnej, Diego Maradona, który korzystając z okazji oznajmił: „Fidel (Castro) to bóg, Bush to morderca”. Gwiazdy piłkarskie nie zawsze są wybitnymi analitykami polityki, jednak mają oni wielki wpływ na opinię publiczną.
Reakcja USA na wypowiedzi Kichenera i Chaveza była łagodna, ponieważ Stany Zjednoczone skupiły się na jednym celu, którego realizację miały nadzieję zapewnić sobie dzięki szczytowi — usiłowaniu, którymś z kolei, powołania Strefy Wolnego Handlu Obu Ameryk (Free Trade Area of the Americas, w skrócie FTAA). Jednak napotkały tu na twardy opór: cztery państwa wchodzące w skład Mercosur — Brazylia, Argentyna, Urugwaj i Paragwaj — oraz Wenezuela powiedziały „nie”. Meksykański prezydent Fox starał się zjednać inne kraje, jednak bez Brazylii, Argentyny i Wenezueli FTAA, jak to ujął Chavez, jest „martwa i pogrzebana przez nas w tym miejscu”. Jednocześnie państwa te wzmacniają swoje więzy ekonomiczne z Europą i Chinami, z ujmą dla USA.
Bush forsował dwie kwestie w Ameryce Łacińskiej — FTAA, która przestała istnieć, oraz izolowanie Kuby. Mimo że Kuby jeszcze nie zaproszono na spotkanie (w przeciwnym wypadku nie przybyłby na nie Bush), zaledwie kilka dni później Zgromadzenie Ogólne ONZ powtórnie głosowało, z pozytywnym skutkiem (182-4, z 1 głosem wstrzymującym się i przy nieobecności 4 państw — najwyższy wynik w historii), nad apelem do USA, aby cofnęły blokadę Kuby. Jedyne, co Stanom Zjednoczonym udało się zdobyć w Ameryce Łacińskiej tym razem, były dwa głosy na „nie” ze strony Hondurasu i Nikaragui.
I na koniec, chociaż jednym z publicznych adwokatów USA w Mar del Playa w sprawie FTAA był Meksyk, kraj ten kilka dni przed spotkaniem ratyfikował traktat o Międzynarodowym Trybunale Karnym i wyraźnie odmówił podpisania tak zwanego dwustronnego porozumienia o nie-kapitulacji, które Stany Zjednoczone chcą, z każdym sygnatariuszem z osobna, zawrzeć dla dobra swoich żołnierzy.
Doktryna Monroe'a umarła, ale żałobników jest niewielu.
Immanuel Wallerstein
tłumaczenie: Mariusz Turowski
Tekst ukazał się w "Recyklingu Idei".
IMMANUEL WALLERSTEIN - socjolog, historyk, ekonomista. W latach 1994-98 przewodniczący Międzynarodowego Towarzystwa Socjologicznego. Wykładał m.in. na uniwersytetach Columbia i Yale, jest członkiem Maison des Sciences Humanes w Paryżu. Jest autorem słynnego 3-tomowego dzieła The Modern World-System. Po polsku ukazała się jego książka Koniec świata jaki znamy (Scholar, Warszawa 2004), recenzowana na łamach Recyklingu Idei nr 2/2004.