Harrison Harry Stalowy Szczur prezydentem BLACK

background image

H

ARRY

H

ARRISON

S

TALOWY

S

ZCZUR PREZYDENTEM

Tytuł oryginału: THE STAINLESS STEEL RAT FOR PRESIDENT

Copyright 1982 by Harry Harrison Ali rights reserved

For the Polish edition Copyright 1994 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.

background image

SPIS TRE ´SCI

SPIS TRE ´SCI

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

2

Rozdział 1

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

5

Rozdział 2

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 14

Rozdział 3

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 25

Rozdział 4

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 41

Rozdział 5

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 50

Rozdział 6

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 65

Rozdział 7

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 73

2

background image

Rozdział 8

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 85

Rozdział 9

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 95

Rozdział 10

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 107

Rozdział 11

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 118

Rozdział 12

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 133

Rozdział 13

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 147

Rozdział 14

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 162

Rozdział 15

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 172

Rozdział 16

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 180

Rozdział 17

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 192

Rozdział 18

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 204

Rozdział 19

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 212

Rozdział 20

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 221

Rozdział 21

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 233

Rozdział 22

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 244

Rozdział 23

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 253

3

background image

Rozdział 24

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 266

Rozdział 25

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 275

Rozdział 26

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 283

Rozdział 27

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 296

Rozdział 28

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 306

Rozdział 29

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 318

Rozdział 30

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 327

Rozdział 31

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 336

POSŁOWIE

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 349

JESZCZE JEDNO POSŁOWIE

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 355

background image

Rozdział 1

— Mo˙ze wzniosłaby´s jaki´s toast? — spytałem patrz ˛

ac uwa˙znie kelnerowi na r˛ece.

Nic nie poradz˛e, ˙ze nie mam zaufania do kelnerów w trakcie rozlewania trunków,

niezale˙znie od tego czy, jak ten tu, serwuj ˛

a szampana, czy spirytus. Ku ich rado´sci,

a mojemu utrapieniu, im wychodzi zwykle sze´s´c setek z półlitrówki, ja za´s potem za to

płac˛e.

— Naturalnie — odparła Angelina unosz ˛

ac kielich. — Za mojego m˛e˙za, Jima di

Griz, któremu ponownie udało si˛e ocali´c ´swiat.

5

background image

Przyznaj˛e, ˙ze mnie wzruszyła, szczególnie przy słowie „ponownie”. Jako osob˛e

z natury skromn ˛

a i nie´smiał ˛

a zawsze wzruszały mnie wyrazy uznania kierowane cał-

kiem obiektywnie pod adresem moich uzdolnie´n. Zwłaszcza gdy wygłaszał je kto´s tak

czaruj ˛

acy i bezwzgl˛edny zarazem, jak moja Angelina, z której opini ˛

a nie licz ˛

a si˛e je-

dynie durnie i samobójcy. Fakt, ˙ze brała udział (i to nader aktywnie) w misji ratowania

galaktyki przed obcymi powodował, ˙ze tym wi˛eksz ˛

a wag˛e przywi ˛

azywałem do jej zda-

nia

1

.

— Jeste´s zbyt uprzejma — wymamrotałem — ale prawda zawsze wychodzi na jaw.

Tak w ogóle, to patrz ˛

ac na spraw˛e z pewnej perspektywy, była to całkiem miła awantura.

Stukn˛eli´smy si˛e szkłem i wychylili´smy jego zawarto´s´c. Zerkaj ˛

ac ponad ramieniem

Angeliny, podziwiałem pomara´nczowe sło´nce Blodgett, zachodz ˛

ace za purpurowy ho-

ryzont i odbijaj ˛

ace si˛e karminowo od płyn ˛

acego za drzwiami restauracji kanału. Ponadto

rejestrowałem par˛e typków siedz ˛

acych przy drzwiach i od dobrego kwadransa wgapia-

1

Patrz „Stalowy Szczur i pi ˛

ata kolumna” (przyp. tłum.)

6

background image

j ˛

acych si˛e nachalnie w nasz stolik. Poj˛ecia nie miałem, kim byli, ale nie w ˛

atpiłem, ˙ze

pod prawymi pachami targali w przepoconych kaburach całkiem pot˛e˙zne gnaty.

Nie miało to zreszt ˛

a ˙zadnego wpływu na sytuacj˛e. Nie po to zaprosiłem własn ˛

a ˙zon˛e

na kolacj˛e, by jakie´s platfusowate goryle psuły mi wieczór. Lokal był całkiem przyjem-

ny, szampan wr˛ecz doskonały, a pieczony mamut wprost wyborny. Zapadł zmierzch,

miejscowy kwartet zacz ˛

ał przygrywa´c z cicha, a kawa i koniak doskonale wpływały

na trawienie. Angelina poprawiła makija˙z i przegl ˛

adaj ˛

ac si˛e w małym lusterku spytała

spokojnie:

— Wiesz, ˙ze przy wej´sciu siedzi para oprychów, którzy zjawili si˛e zaraz po nas

i przez cały czas si˛e na nas gapi ˛

a?

Westchn ˛

ałem sm˛etnie i wyci ˛

agn ˛

ałem etui na cygara.

— Wolałem ci o nich nie wspomina´c; mogłaby´s straci´c apetyt.

— Nonsens! Dodali tylko troch˛e smaczku posiłkowi.

— To si˛e nazywa „˙zona doskonała” — u´smiechn ˛

ałem si˛e zapalaj ˛

ac cygaro. — Ta

planeta wieje nud ˛

a. Jakiekolwiek wydarzenia mog ˛

a tylko poprawi´c sytuacj˛e.

7

background image

— Ciesz˛e si˛e, ˙ze masz dobry humor — odparła, zamykaj ˛

ac puderniczk˛e — bo id ˛

a

do nas. Od czego zaczynamy? To tylko wieczorowa torebka, wi˛ec nie mam zbyt du˙zych

zapasów amunicji. Wiesz, granaty dymne, bomby hukowe i inne takie duperelki. . .

— I to wszystko? — zdumiałem si˛e szczerze.

— Przecie˙z mówi˛e, ˙ze same duperele, o masz: szminka typu pistolet jednostrzałowy.

Zasi˛eg ledwie pi˛e´cdziesi ˛

at jardów. I inne takie. . .

— A ju˙z my´slałem, ze co´s ci si˛e stało i faktycznie masz tylko granaty! — odetchn ˛

a-

łem. — T ˛

a park ˛

a sam si˛e zajm˛e, troch˛e ruchu dobrze mi zrobi po ob˙zarstwie.

— Czwóreczka, mój drogi — poprawiła mnie z u´smiechem. — Masz za plecami

jeszcze park˛e kole˙zków tych tam. . .

— ˙

Zaden problem.

Byli ju˙z blisko, ja za´s poczułem ulg˛e. Tak t˛epe mordy mogli mie´c jedynie przed-

stawiciele kilku profesji, na przykład zakonnicy, ale równie zaawansowane płaskosto-

pie i ci˛e˙zki chód miewali jedynie gliniarze. Kryminali´sci w liczbie czterech mogliby

sprawi´c pewne kłopoty, lokalni stró˙ze prawa w równej sile potrafili dostarczy´c jedynie

rozrywki. Kroki ucichły i najbardziej nad˛ety z gromadki stan ˛

ał przede mn ˛

a, wyci ˛

agn ˛

8

background image

w pocie czoła zapewne ryt ˛

a w złocie odznak˛e, ozdobion ˛

a dla wi˛ekszego efektu kilkoma

szlachetnymi kamieniami, i podetkn ˛

ał mi j ˛

a pod nos.

— Jestem kapitan Kretin z policji Blodgett, a ty, jak s ˛

adz˛e, jeste´s osobnikiem ope-

ruj ˛

acym pod ksyw ˛

a Stalowy Szczur. . .

Ksywa! Jakbym był pospolitym rzezimieszkiem! A˙z mn ˛

a zatrz˛esło z oburzenia. Po-

za tym, cho´c nie lubi˛e nadmiernie sformalizowanych postaci ˙zycia społecznego, to na-

chalnie u˙zywaj ˛

acy drugiej osoby gliniarz nigdy nie zdobywał mojej sympatii. Bez słowa

skruszyłem mu pod nosem cygaro, w którym ukryta była fiolka z gazem nasennym. Za-

nim run ˛

ał na stół, zabrałem mu jeszcze odznak˛e. Ostatecznie to on sam usiłował mi j ˛

a

nachalnie podarowa´c. I to przy ´swiadkach.

Dopełniwszy powinno´sci dobrego samarytanina i uło˙zywszy kapitana (mógł si˛e

przecie˙z pokaleczy´c przy upadku, biedaczek), zerwałem si˛e i z półobrotu r ˛

abn ˛

ałem jego

kole˙zk˛e palcem wskazuj ˛

acym pod ucho. Znajduj ˛

acy si˛e w tym miejscu splot nerwowy

wykazuje si˛e du˙z ˛

a wra˙zliwo´sci ˛

a na urazy. Słabe nawet uderzenie powoduje u ka˙zdego

normalnie zbudowanego człowieka natychmiastow ˛

a utrat˛e przytomno´sci. Gliniarz nie

9

background image

odbiegał od normy i szybko spocz ˛

ał na swym przeło˙zonym. Tego ju˙z nasz stolik nie

wytrzymał: z brz˛ekiem i trzaskiem run ˛

ał na posadzk˛e.

— Dwadzie´scia dwa! — krzykn ˛

ałem ruszaj ˛

ac galopem ku kuchni. Policja policj ˛

a,

ale co b˛edzie, jak rusz ˛

a kelnerzy!

Z drzwi prowadz ˛

acych do kuchni wyłoniło si˛e dwóch mundurowych, nast˛epni dwaj

zakwitli w głównym wyj´sciu. Ocalała dwójka naszych go´sci niemal rzuciła si˛e im na

szyj˛e.

— Zdrada! — wrzasn ˛

ałem, uruchamiaj ˛

ac wmontowanego w klamr˛e pasa krzykacza.

Miłe to i niegro´zne urz ˛

adzenie emituje ultrad´zwi˛eki wywołuj ˛

ace uczucie strachu

w najbli˙zszym otoczeniu, tote˙z mojemu krzykowi zawtórowało kilka autentycznych

wrzasków przera˙zenia i w lokalu rozp˛etało si˛e pandemonium. O nic innego mi nie cho-

dziło. Jako cel numer dwa wybrałem kotar˛e osłaniaj ˛

ac ˛

a drzwi przeciwpo˙zarowe.

I znów czterech mundurowych. To ju˙z stawało si˛e nudne. Czy musieli na mój wie-

czór autorski przychodzi´c od razu pełn ˛

a obsad ˛

a komisariatu?

Wskoczyłem na długi stół bankietowy i pognałem ku panoramicznemu oknu, wymi-

jaj ˛

ac zastaw˛e stołow ˛

a ze zr˛eczno´sci ˛

a, o któr ˛

a si˛e nawet nie podejrzewałem. Wtórowały

10

background image

mi coraz intensywniejsze wrzaski spanikowanych go´sci. Zatrzymałem si˛e plecami do

okna i rozejrzałem po sali. Ładna akcja! Co najmniej pół tuzina stró˙zów prawa bloko-

wało wszystkie drzwi, drugie tyle usiłowało si˛e do mnie zbli˙zy´c.

— Ju˙z lepsi od was próbowali złapa´c Jima di Griz! — rykn ˛

ałem. — Lepsza ´smier´c

ni˙z niewola!

To ostatnie dodałem po sekundzie namysłu. Od czasu do czasu miewam po˙załowa-

nia godn ˛

a skłonno´s´c do efektownych wej´s´c i wyj´s´c. Posłałem jeszcze Angelinie całusa.

— Oto koniec sagi o Stalowym Szczurze! — dodałem głosem lektora ko´ncz ˛

acego

bajk˛e i skoczyłem do tyłu.

Nim okrzyk zd ˛

a˙zył przebrzmie´c, rozległ si˛e brz˛ek p˛ekaj ˛

acego szkła, a ja wypadłem

w mrok nocy. Jeszcze lec ˛

ac przekr˛eciłem si˛e tak, aby wpa´s´c do kanału ze spleciony-

mi r˛ekami nad głow ˛

a. Zanurkowałem i, nie próbuj ˛

ac wypłyn ˛

a´c, przebyłem dobre dwa-

dzie´scia jardów. Gdy przebiłem wreszcie powierzchni˛e wody, skrywała mnie zbawcza

ciemno´s´c, a wokół panowała cisza.

Było to przyjemne zako´nczenie miłego wieczoru i przyznaj˛e, ˙ze nuciłem sobie pod

nosem płyn ˛

ac wolnym crawlem do brzegu. Cho´c na par˛e chwil udało mi si˛e o˙zywi´c t˛e

11

background image

nudn ˛

a planet˛e i zapewni´c cz˛e´sci mieszka´nców zaj˛ecie na czas dłu˙zszy. Policja b˛edzie

mogła wypisywa´c tak drogie sercu ka˙zdego urz˛edasa s ˛

a˙zniste raporty, dziennikarze cho´c

nie b˛ed ˛

a musieli wymy´sla´c wiadomo´sci na pierwsze strony, a społecze´nstwo zostanie

pora˙zone wstrz ˛

asaj ˛

acymi relacjami ze specjalnej akcji sił policyjnych. Na dobr ˛

a spraw˛e

wychodziłem na dobroczy´nc˛e tego zadupia, a nie na przest˛epc˛e. Niestety, sprawiedli-

wo´s´c jest czym´s unikatowym na tym padole i liczy´c mogłem jedynie na zrozumienie

najbli˙zszych.

„Dwadzie´scia dwa” oznaczało numer kryjówki. Na wszelki wypadek mieli´smy ich

na Blodgett kilkana´scie. Ta akurat była parterowym domkiem w pewnej podejrzanej, jak

na t˛e planet˛e, dzielnicy, w której moje przemoczone ubranie nie powinno budzi´c sensa-

cji, na wszelki wypadek jednak u˙zyłem tajnego wej´scia mieszcz ˛

acego si˛e w publicznej

toalecie. W samym domu mój szlak od szafy (gdzie było wej´scie) do łazienki (gdzie

był prysznic) znaczyły porozrzucane sztuki garderoby. Gor ˛

aca woda szybko wróciła mi

ch˛e´c do ˙zycia.

12

background image

Gdy Angelina weszła normalnymi drzwiami, mokre ubranie suszyło si˛e w suszarce,

a ja odziany w suche rzeczy popijałem lecznicz ˛

a siedemdziesi˛eciokonn ˛

a antygrypin˛e

i zastanawiałem si˛e, czyby nie zapali´c cygara.

— Efektowne wyj´scie — powiedziała od progu.

— Miałem nadziej˛e, ˙ze ci si˛e spodoba — przyznałem skromnie. — Zapomniała´s

zamkn ˛

a´c za sob ˛

a drzwi.

— Nie zapomniałam, kochanie — odparła, a na progu stan˛eła znana mi ju˙z dru˙zyna

z tutejszego komisariatu.

— I ty, Brutusie? — wrzasn ˛

ałem zrywaj ˛

ac si˛e na nogi.

— Zaraz ci wszystko wyja´sni˛e — odparła podchodz ˛

ac.

— Zdrada! Pogadamy o tym w odpowiednim czasie! — odwrzasn ˛

ałem, rzucaj ˛

ac si˛e

ku drzwiom awaryjnym ukrytym w boazerii.

Zanim tam dotarłem, moja droga ˙zona podstawiła mi nog˛e i run ˛

ałem jak długi na

dywan, a na mnie zwaliło si˛e czterech mundurowych. Na pocz ˛

atek. Nast˛epni majaczyli

ju˙z w sieni.

background image

Rozdział 2

Jestem dobry w walce wr˛ecz, ale nie a˙z tak. Przeciwko sobie miałem nie tylko liczb˛e,

ale i wag˛e przeciwników. Zanim udało mi si˛e znokautowa´c pierwszy kwartet, obsiedli

mnie ju˙z nast˛epni. Jeden złapał za kostk˛e, inny wczepił we włosy, i tak dalej, i tak dalej.

Krótko mówi ˛

ac, padłem niczym chrz ˛

aszcz pod natarciem mrówek. Ledwie udało mi si˛e

uwolni´c dło´n i rzuci´c Angelinie zdobyczn ˛

a odznak˛e.

— Masz — rykn ˛

ałem. — Zasłu˙zyła´s na ni ˛

a! Ale nie na pami ˛

atk˛e! To nagroda za

zdrad˛e, za gorliw ˛

a współprac˛e z policj ˛

a!

14

background image

— Urocze — stwierdziła łapi ˛

ac j ˛

a w locie i podchodz ˛

ac bli˙zej. — A to twoja nagroda

za brak zaufania do własnej ˙zony.

Z tymi słowami r ˛

abn˛eła mnie w szcz˛ek˛e, a kopyto w r˛eku miała zawsze.

— Pu´s´ccie go — usłyszałem z oddali poprzez szum odległych galaktyk i poczułem,

˙ze faktycznie mnie puszczaj ˛

a. Prosto na ziemi˛e.

Gdy po dłu˙zszej chwili znów zacz ˛

ałem rozró˙znia´c szczegóły otoczenia, dostrze-

głem, jak Angelina wr˛ecza złot ˛

a blach˛e znajomemu pyszałkowi w garniturze.

— To jest kapitan Kretin, który dzi´s wieczorem próbował z tob ˛

a porozmawia´c —

poinformowała mnie lodowatym tonem. — Gotów jeste´s posłucha´c go w ko´ncu?

Wymamrotałem co´s ogólnie niezrozumiałego i czołganiem przez pełzanie dotarłem

do najbli˙zszego krzesła. Wdrapałem si˛e na nie i trzymaj ˛

ac si˛e za szcz˛ek˛e doszedłem do

wniosku, ˙ze posiadanie ˙zony nie zawsze jest miłym do´swiadczeniem.

— Jak ju˙z wyja´sniłem pa´nskiej mał˙zonce, mister di Griz, chcieliby´smy jedynie pro-

si´c pana o pomoc w ´sledztwie — odezwał si˛e, znacznie uprzejmiej ni˙z za pierwszym

razem, kapitan o d´zwi˛ecznym nazwisku. — Znale´zli´smy zamordowanego człowie. . .

— To nie ja! Nie było mnie w tym czasie w mie´scie! ˙

Z ˛

adam adwokata. . .

15

background image

— Kochanie! Posłuchaj tego miłego policjanta — przerwała mi z naciskiem An-

gelina, a sposób, w jaki powiedziała „kochanie” skutecznie przyprawił o parali˙z moje

struny głosowe. Z do´swiadczenia wiedziałem, ˙ze sprowokowana, Angelina zdolna jest

do wszystkiego. Teraz wła´snie wygl ˛

adała na sprowokowan ˛

a.

— Nie zrozumiał mnie pan. — Kretin skorzystał z chwili ciszy. — Nikt pana nie

oskar˙za o morderstwo, chcieli´smy jedynie prosi´c o pomoc w rozwi ˛

azaniu owej zagadki.

To pierwsze zabójstwo, jakie mamy na Blodgett od stu trzynastu lat i, ˙ze tak powiem,

brak nam do´swiadczenia w tak powa˙znych sprawach.

Rozumowanie było logicznie spójne i trudno mu było co´s zarzuci´c. Kretin wyj ˛

z kieszeni notes i ci ˛

agn ˛

ał monotonnym głosem.

— Dzi´s, około trzynastej, otrzymali´smy meldunek o zamieszaniu w dzielnicy Zay-

town, niedaleko od domu, który pa´nstwo wynajmujecie. Zgodnie z zeznaniami ´swiad-

ków, z miejsca przest˛epstwa zbiegło trzech m˛e˙zczyzn, a policja odnalazła pchni˛et ˛

a kil-

kakrotnie no˙zem ofiar˛e, która zmarła nie odzyskuj ˛

ac przytomno´sci. M˛e˙zczyzna nie miał

portfela ani ˙zadnego identyfikatora, mordercy za´s opró˙znili mu dokładnie kieszenie.

16

background image

Jednak˙ze w trakcie sekcji znaleziono w jego ustach ten oto kawałek papieru. — Podał

mi nosz ˛

ac ˛

a ´slady zmi˛ecia kartk˛e, na której ko´slawo wypisano:

ZDALOFY ˙

ZD ˙

ZÓR

— Orłem w ortografii to on nie był — mrukn ˛

ałem, nadal otumaniony po „nagrodzie”

Angeliny.

— Genialna spostrzegawczo´s´c — warkn˛eła zagl ˛

adaj ˛

ac mi przez rami˛e.

— Przyj˛eli´smy robocz ˛

a teori˛e, ˙ze ofiara próbowała si˛e z panem skontaktowa´c i po-

łkn˛eła, albo raczej próbowała połkn ˛

a´c, ow ˛

a kartk˛e, by ukry´c jej istnienie przed atakuj ˛

a-

cymi — ci ˛

agn ˛

ał oficer nie zra˙zony nasz ˛

a uprzejmo´sci ˛

a. — Oto jego zdj˛ecie. Chcieliby-

´smy ustali´c w pierwszej kolejno´sci to˙zsamo´s´c zabitego.

Podał mi kolorowy kartonik. Całym wysiłkiem woli zogniskowałem spojrzenie na

udanym nawet hologramie. Wszystko na nic. Nie znałem faceta.

— To ciekawa historia — stwierdziłem uprzejmie — ale pierwszy raz widz˛e go na

oczy.

17

background image

Nie bardzo chcieli mi wierzy´c, nie mieli jednak wyboru. Przekonani najwyra´zniej, i˙z

ł˙z˛e w ˙zywe oczy, zadali jeszcze cał ˛

a seri˛e bezsensownych pyta´n (otrzymuj ˛

ac w zamian

kilka równie bezsensownych odpowiedzi) i wyszli, wynosz ˛

ac ze sob ˛

a trzech kumpli,

którzy nie odzyskali jeszcze przytomno´sci. Ja za´s skierowałem si˛e do barku, by przy-

rz ˛

adzi´c jaki´s rozs ˛

adny napitek.

Nale˙zał mi si˛e. Gdy odwróciłem si˛e ze szklaneczkami w dłoniach, o cal od ´zrenicy

mojego lewego oka dostrzegłem koniec ostrza do´s´c długiego i nieprzyjemnie wygl ˛

ada-

j ˛

acego kuchennego no˙za.

— Przejd´zmy do rzeczy — oznajmiła z u´smiechem (nadal lodowatym) Angelina. —

Co miałe´s dokładnie na my´sli nazywaj ˛

ac moje post˛epowanie zdrad ˛

a?

— Kochanie! — sapn ˛

ałem daj ˛

ac krok w tył i opieraj ˛

ac si˛e o kontuar.

Nó˙z przesun ˛

ał si˛e płynnie, nadal pozostaj ˛

ac jednak w bezpo´srednim s ˛

asiedztwie

mojego oka. ´Sciekaj ˛

ace po plecach krople zimnego potu dodały mi elokwencji.

— Gdy zjawiła´s si˛e z policj ˛

a, pomy´slałem, ˙ze zmuszono ci˛e do współpracy. Nazwa-

łem ci˛e zdrajczyni ˛

a, by´s miała alibi. Znasz mnie przecie˙z. Czy s ˛

adzisz, ˙ze naprawd˛e

18

background image

tak uwa˙zam? ˙

Ze zrobiłem to w innym celu, ni˙z ochronienie ciebie na wypadek mojego

aresztowania?

— Och, Jim! — Nó˙z (na szcz˛e´scie) wypadł jej z dłoni i obj˛eła mnie, ja za´s zostałem

zmuszony do rozpaczliwej ˙zonglerki szkłem, by nie zmarnowa´c drinków na jej plecach.

— No, tak ju˙z lepiej — wysapałem, z trudem łapi ˛

ac powietrze po długim i gor ˛

acym

pocałunku. — Drobne nieporozumienie. Chod´z, napijemy si˛e i zastanowimy, o co tu

biega.

— Powiedziałe´s im prawd˛e? Rzeczywi´scie nie widziałe´s nigdy tego go´scia?

— Wiem, ˙ze po raz pierwszy złamałem własn ˛

a zasad˛e, ale faktycznie powiedziałem

im prawd˛e, co i tak w niczym im nie pomogło. Nigdy dot ˛

ad nie widziałem jegomo´scia.

— Wobec tego trzeba si˛e dowiedzie´c, kto to jest, a raczej kim był — oznajmiła,

wyci ˛

agaj ˛

ac hologram zza oparcia kanapy. — Zabrałam go Kretinowi, gdy si˛e ˙zegnał.

To sprawa Korpusu, a nie lokalnej policji. Zaraz skontaktuj˛e si˛e z tutejszym agentem.

Naturalnie miała racj˛e, sprawa bez dwóch zda´n musiała si˛ega´c poza Blodgett. Pro-

wincjonalna nuda jak nic sprzyja rozwojowi biurokracji i to tej najgorszej, nader upo-

rz ˛

adkowanej. Skoro tutejsza policja nie potrafiła zidentyfikowa´c ofiary, nale˙zało zwró-

19

background image

ci´c si˛e do legendarnego i nadrz˛ednego wobec policji wszystkich planet organu, znanego

jako Korpus Specjalny. Ja za´s byłem najwa˙zniejszym członkiem tej organizacji.

— Potrzebujemy wi˛ecej danych ni˙z tylko to — stwierdziłem, oddaj ˛

ac jej holo-

gram. — Umów si˛e tu z agentem, a ja wróc˛e za godzin˛e ze wszystkim, co znajd˛e.

Kostnica miejska mie´sciła si˛e niedaleko (co mówiło wiele o reputacji dzielnicy)

i była naturalnie tak licho zabezpieczona, ˙ze niemal nie zwalniaj ˛

ac kroku otworzyłem

wytrychem tylne drzwi i wszedłem do ´srodka. Obdukcja nic nie dała, spodziewałem si˛e

tego zreszt ˛

a. To był naprawd˛e dobry hologram. W kilkana´scie sekund pobrałem prób-

ki skóry, włosów i brudu spod paznokci. Potem odszukałem odzie˙z denata i zebrałem

drobiny pyłu z podeszew butów. Odło˙zyłem wszystko na miejsce i wyszedłem t ˛

a sam ˛

a

drog ˛

a, nie wzbudzaj ˛

ac niczyjego zainteresowania. Do domu wróciłem przez frontowe

drzwi w chwili, gdy agent Korpusu wchodził przez szaf˛e.

— Ładna dzi´s pogoda, mister di Griz — powitał mnie, zamykaj ˛

ac drzwi mebla.

— Na Blodgett zawsze jest ładnie, dlatego mam do´s´c tego miejsca. Kiedy idzie

nast˛epna przesyłka do sztabu?

— Za kilka godzin. Normalna cotygodniowa poczta, sam j ˛

a zawo˙z˛e.

20

background image

— Doskonale. Przy okazji we´zmiesz ten pojemnik z próbkami i przeka˙zesz go

chłopcom w laboratorium. Tu masz zdj˛ecie zgasłego.

Chc˛e wiedzie´c, kto to był, sk ˛

ad pochodził i tak dalej. Cokolwiek znajd ˛

a. No i jeszcze

wszystko o miejscu jego pochodzenia, ale to ju˙z nie z laboratorium. Facet mnie szukał,

ja za´s go nie znam i bardzo mnie ciekawi, kogo i dlaczego nagle tak zainteresowałem.

*

*

*

Odpowied´z przyszła w rekordowym tempie. Ju˙z po trzech minutach gong przy

drzwiach naszego oficjalnego mieszkania oznajmił go´scia, którym był wierny Charlie.

Wpu´sciłem go i si˛egn ˛

ałem po zabezpieczony hermetycznie pojemnik. Ku memu zdu-

mieniu, kurier cofn ˛

ał si˛e, przygryzaj ˛

ac nerwowo doln ˛

a warg˛e. Warkn ˛

ałem ostrzegawczo

i biedak omal nie zemdlał.

— Dostałem rozkazy, mister di Griz. . . — wyj ˛

akał pospiesznie. — Osobi´scie od

samego Inskippa. . .

— I có˙z ta stara pierdoła kazała ci przekaza´c?

21

background image

— ˙

Ze sfałszował pan czeki i pobrał z tajnego konta Korpusu siedemdziesi ˛

at pi˛e´c

tysi˛ecy kredytów, które najpierw musi pan zwróci´c! I ˙ze bez tego nie udzieli ˙zadnych

informacji nie rokuj ˛

acemu szans na reedukacj˛e łobuzowi, który. . .

— Jak powiedziałe´s? — spytałem robi ˛

ac krok do przodu.

— To nie ja! — pisn ˛

ał rozpaczliwie, odskakuj ˛

ac. — To Inskipp! Ja tylko cytuj˛e jego

słowa, tak jak mi kazał!

— Posła´ncy przynosz ˛

acy złe wie´sci maj ˛

a do mnie pecha — oznajmiłem mu chłod-

no, ale zanim mogłem wprowadzi´c słowa w czyn, pojawiła si˛e nagle pomi˛edzy nami

Angelina.

— Tu jest czek na pieni ˛

adze, które po˙zyczyli´smy z konta, co było zreszt ˛

a spowo-

dowane pomyłk ˛

a w naliczeniu wysoko´sci naszych poborów — powiedziała spokojnie,

podaj ˛

ac mu czek. — Teraz wszystko w porz ˛

adku?

— Jasne! Sam czasem tak robi˛e — przyznał pospiesznie Charlie i czym pr˛edzej dał

jej pojemnik. — Gdyby pani była uprzejma odda´c to m˛e˙zowi, to ja ju˙z pójd˛e. Mam

jeszcze sporo zaj˛e´c. Do zobaczenia.

22

background image

Czym pr˛edzej wycofał si˛e ocieraj ˛

ac r˛ekawem pot z czoła, a ja odebrałem pojemnik

od Angeliny, ignoruj ˛

ac jej w´sciekłe spojrzenia. Przyło˙zyłem kciuk do zamka i pojemnik

otworzył si˛e ukazuj ˛

ac ekranik, z którego w´sciekle spojrzała na mnie znana g˛eba. Gdyby

Angelina nie przechwyciła baga˙zu, niechybnie r ˛

abn ˛

ałby o podłog˛e. Dzi˛eki przytomno-

´sci jej umysłu cało´s´c rychło wyl ˛

adowała na stole i Inskipp mógł wreszcie zabra´c głos.

Wykrzywiał si˛e przy tym szkaradnie i potrz ˛

asał jakim´s ´swistkiem.

— Do cholery, przesta´n kra´s´c fors˛e organizacji, di Griz! Dajesz zły przykład in-

nym. Oddałe´s ostatni ˛

a kwot˛e, wi˛ec masz okazj˛e mnie posłucha´c, ale zapami˛etaj sobie

na przyszło´s´c, ˙ze gdyby nie nasze zainteresowanie Paraiso-Aqui, to fig˛e by´s dostał, a nie

informacje!

— Czym? — spytałem zapominaj ˛

ac, ˙ze to nagranie.

— Teraz jak ci˛e znam zadałe´s pewnie głupie pytanie w stylu „czym” albo „co to

jest” — u´smiechn˛eło si˛e szeroko zło´sliwe oblicze Inskippa. — Wi˛ec ci powiem: to

ojczysta planeta go´scia, który tak ci˛e interesuje. Co wi˛ecej: chc˛e, ˙zeby´s tam poleciał

i dokładnie sobie t˛e ojczyzn˛e obejrzał, a potem natychmiast si˛e u mnie zameldował. Jak

23

background image

przeczytasz dokumenty w pojemniku, to od razu zrozumiesz, dlaczego nas ta planeta

interesuje.

Ekranik pociemniał i zjechał w dół, a zamek w dnie pojemnika zazgrzytał i odsko-

czył. Naszym oczom ukazała si˛e wypchana koperta.

— Ciekawe — mrukn ˛

ałem przegl ˛

adaj ˛

ac jej zawarto´s´c. — Coraz ciekawsze. . .

— A to dlaczego? — zainteresowała si˛e Angelina.

— Bo nie do´s´c, ˙ze nie znam człowieka, który zgin ˛

ał próbuj ˛

ac si˛e ze mn ˛

a skontakto-

wa´c, to w dodatku nic nie wiem o ´swiecie, z którego pochodzi.

— Có˙z. . . wypadałoby zmieni´c ten stan rzeczy, prawda?

— Te˙z racja. Wyj ˛

atkowo zamierzam dokładnie wypełni´c instrukcj˛e Inskippa. Tym

razem interesuje nas dokładnie to samo, czyli informacje o tej tajemniczej planecie.

U´smiechn˛eli´smy si˛e do siebie doskonale wiedz ˛

ac, ˙ze nuda i lenistwo dobiegły ko´n-

ca. Zaczynało si˛e co´s nadzwyczaj ciekawego, cho´c ˙zadne z nas nie wiedziało dokładnie,

co wła´sciwie nas czeka.

background image

Rozdział 3

Prospekt reklamowy był ci˛e˙zki i ciepły w dotyku, a napis na okładce ´swiecił pełnym

samozadowolenia blaskiem.

— Przyb ˛

ad´z do słonecznej doskonało´sci wakacyjnego ´swiata Paraiso-Aqui — prze-

czytałem na głos.

— Paraiso-Aqui zostało zasiedlone w trakcie pierwszego etapu galaktycznej eks-

pansji i dopiero niedawno odkryto je ponownie. Godne uwagi z powodu hołdowania

najbardziej skorumpowanej formie rz ˛

adów w znanej galaktyce — zacytowała Angeli-

na, przegl ˛

adaj ˛

ac cie´nsz ˛

a ni˙z folder i oprawn ˛

a w czer´n ksi ˛

a˙zeczk˛e.

25

background image

— Łagodnie okre´slaj ˛

ac mamy tu do czynienia z niejak ˛

a rozbie˙zno´sci ˛

a zda´n —

stwierdziłem, zacieraj ˛

ac r˛ece.

— Bulionu, sir? — spytał robot-steward, kłaniaj ˛

ac si˛e w pas.

— To si˛e nie nadaje nawet do k ˛

apieli, ty cybernetyczny palancie. Ale mo˙zesz poda´c

alteria´nski Panther Sweat on the rocks. Albo lepiej dwa. . .

— Jeden — poprawiła mnie Angelina. — Dla mnie bulion.

— Tak jest, madam. Doskonały wybór. Jestem zaszczycony — zagulgotał ten kretyn

anodowy ´slini ˛

ac si˛e i rado´sci i zacieraj ˛

ac łapki.

Na moje nieszcz˛e´scie oddalił si˛e zbyt szybko, abym mógł go kopn ˛

a´c. Nienawidzi-

łem go gor ˛

aco i serdecznie, podobnie jak bandy rozszczebiotanych turystów zebranych

w hallu i całego kapi ˛

acego od bezgu´scia i obłudy statku pasa˙zerskiego obsługuj ˛

acego

Luksusow ˛

a Tur˛e po Rajskiej Planecie. Bo tak si˛e nazywała ta krety´nska wycieczka. Tu-

ry´sci nie do´s´c ˙ze byli rozszczebiotani i głupi, to jeszcze wystrojeni jak diabeł na Zielone

´Swi ˛atki; od krótkiego nawet spojrzenia bolały nie tylko oczy, ale i z˛eby.

— Kochanie, jeste´smy ubrani dokładnie w ten sam sposób — zwróciła mi uwag˛e

Angelina; najwidoczniej cholera tak mnie poniosła, ˙ze powiedziałem gło´sno, co my´sl˛e.

26

background image

Owszem, miała racj˛e: ubrany byłem w jasnozielon ˛

a koszul˛e z krótkimi r˛ekawami,

ozdobion ˛

a wielkimi purpurowo˙zółtymi kwiatkami oraz fioletowe szorty w takie˙z same

kwiatki, tyle ˙ze pomara´nczowoczarne. Angelina miała na sobie komplecik z gatunku

„szał daltonisty”, cho´c przyzna´c nale˙zało, ˙ze upiorny strój wygl ˛

adał na niej znacznie

lepiej ni˙z na mnie. Na dobitk˛e włosy mieli´smy zrobione według najnowszej wakacyjnej

mody, czyli złote loczki z zielonymi ko´ncówkami. Czułbym si˛e jak sko´nczony kretyn,

gdyby nie jeden drobiazg: wszyscy tutejsi tury´sci odziani byli równie obrzydliwie. Prze-

branie było doskonałe, ale ile ono mnie kosztowało! Widok mojego odbicia w lustrze

przyprawiał mnie o niestrawno´s´c. Otworzyłem folder na chybił trafił, by zaj ˛

a´c czym´s

buntuj ˛

ace si˛e poczucie dobrego smaku. Ujrzałem, jak barwna fotografia złotej pla˙zy na-

gle o˙zyła. Fale ze słyszalnym pluskiem uderzały łagodnie o brzeg, a powietrze wypełnił

rze´ski aromat morza.

— Szcz˛e´sliwi mieszka´ncy sp˛edzaj ˛

a rado´snie i beztrosko czas na zabawach w´sród

dojrzałych owoców i łagodnych ryb. — Co za idiota to pisał?!

27

background image

— Mieszka´ncy ˙zyj ˛

a w warunkach przypominaj ˛

acych niewolnictwo, a ˙zebractwo

i epidemie s ˛

a na porz ˛

adku dziennym — dodała cicho Angelina konsultuj ˛

ac si˛e z czarn ˛

a

ksi ˛

a˙zeczk ˛

a. — Rz ˛

adz ˛

acy od lat dyktator sprawuje władz˛e absolutn ˛

a.

— Trzydzie´sci minut do l ˛

adowania! — oznajmiły szeptem gło´sniki, wywołuj ˛

ac na-

głe o˙zywienie pyskatych ponad miar˛e pasa˙zerów.

Z du˙z ˛

a satysfakcj ˛

a posłałem broszur˛e do atomowego spopielacza, gdzie ku mojej

satysfakcji zmieniła si˛e w dym, a Angelina zrobiła to samo, cho´c bez podobnej rado´sci,

z raportem Korpusu, gdy˙z nim była wła´snie owa czarna ksi ˛

a˙zeczka. Powodowała ni ˛

a

konieczno´s´c: gdyby znaleziono ow ˛

a publikacj˛e w naszych baga˙zach, nie mieliby´smy

okazji obejrze´c ani cala kwadratowego planety.

— Có˙z, sami zobaczymy jak to wygl ˛

ada — mrukn ˛

ałem, odbieraj ˛

ac od robota drinki.

— O´swiadczani ci, ˙ze poza wszystkim, nadal jeste´smy na wakacjach, i b˛edziesz si˛e

dobrze bawił. B˛edziesz si˛e bawił jak cholera, cho´cbym miała zmusi´c ci˛e do tego tortu-

rami — u´smiechn˛eła si˛e słodko Angelina. — Traktuj to jako drugi miesi ˛

ac miodowy. . .

zaraz, nie drugi tylko pierwszy! Nigdy nie mieli´smy uczciwego miesi ˛

aca miodowego!

28

background image

— Nie za pó´zno troch˛e? Jakkolwiek by nie było, bli´zniaki maj ˛

a prawie dwudziestk˛e

na karkach. . .

— Czy chcesz przez to powiedzie´c, ˙ze jestem ju˙z stara, brzydka i zrz˛edliwa? —

spytała z uraz ˛

a w głosie.

Z wra˙zenia upu´sciłem drinka, który wypalił solidn ˛

a dziur˛e w dywanie, i padłem na

kolana. Autentycznie zrobiło mi si˛e jej ˙zal, tym bardziej ˙ze wcale nie my´slałem tak, jak

sugerowała.

— ´Swiatło mego ˙zycia! Jeste´s coraz pi˛ekniejsza i nie pieprz, prosz˛e, bez sensu! —

zawołałem, zyskuj ˛

ac aplauz najbli˙zej zebranych i pełen zadowolenia u´smiech Angeliny.

— Tak ju˙z lepiej. I pami˛etaj: małe wakacje od przest˛epstwa przydadz ˛

a si˛e nam oboj-

gu!

*

*

*

Wyl ˛

adowali´smy. Przez otwart ˛

a ´sluz˛e napłyn˛eło do wn˛etrza statku ciepłe powietrze

nios ˛

ace tony słodkiej muzyki. Powiesiłem na szyi kamer˛e, nało˙zyłem okulary prze-

ciwsłoneczne, uj ˛

ałem dło´n Angeliny i doł ˛

aczyłem do przepełnionego szcz˛e´sliwo´sci ˛

a

29

background image

zbiegowiska. Angelin˛e zaraziła ich wesoło´s´c, mnie nie, ale mruczałem co´s pod nosem

i szczerzyłem z˛eby, ˙zeby nie rzuca´c si˛e w oczy. Łypałem natomiast podejrzliwie wo-

kół, a to, co widziałem coraz mniej mi si˛e podobało. Wszystko zgadzało si˛e co do joty

z broszur ˛

a reklamow ˛

a, a takie rzeczy po prostu na ´swiecie nie istniej ˛

a.

Port kosmiczny usytuowany był na brzegu morza, dzi˛eki czemu powietrze było

orze´zwiaj ˛

ace i ciepłe równocze´snie. Sło´nce ´swieciło niczym na hologramie reklamo-

wym, a zgrabne dziewcz˛eta z gołymi biustami witały turystów wie´ncami kwiatów i bu-

teleczkami jakiego´s złocistego alkoholu. Butelk˛e schowałem, kwiatki pow ˛

achałem i sta-

rałem si˛e nie wybałusza´c oczu na panienki. Z do´swiadczenia wiedziałem, jak dalece si˛e-

ga zazdro´s´c Angeliny. Cało´s´c była tak sprawnie zorganizowana, ˙ze w ci ˛

agu kilku minut

poproszono nas do odprawy paszportowej. Urz˛ednik był równie ´sniady i u´smiechni˛ety

co panienki, ale w odró˙znieniu od nich miał na sobie koszul˛e, pewnie by podkre´sli´c

wag˛e swojego stanowiska.

— Bonvenu al Paraiso-Aqui — powitał nas wyci ˛

agaj ˛

ac r˛ek˛e po dokumenty. — Viaj-

pasportaj, mipetas.

30

background image

— A wi˛ec znacie tu esperanto — ucieszyłem si˛e podaj ˛

ac mu galaktyczn ˛

a kart˛e to˙z-

samo´sci. Fałszyw ˛

a naturalnie.

— Nie wszyscy — odparł wrzucaj ˛

ac j ˛

a do maszyny. — Naszym j˛ezykiem jest pi˛ekny

espanol, ale wszyscy, z którymi si˛e zetkniecie, b˛ed ˛

a znali esperanto.

Gadaj ˛

ac tak, patrzył na ekranik ko´ncówki komputera, który oczywi´scie nie wy´swie-

tlił mu nic wi˛ecej ni˙z spreparowane kłamstwa tycz ˛

ace mojej osoby. Oddał mi kart˛e

i wskazał na obwieszon ˛

a gadgetami kamer˛e na mojej szyi.

— To faktycznie tak dobry sprz˛et?

— Powinien by´c, bo kosztował mnie wi˛ecej kredytów, ni˙z widzisz w ci ˛

agu roku.

Mog˛e si˛e o to zało˙zy´c, he, he.

— H˛e, h˛e — zarechotał nieszczerze. — Mog˛e j ˛

a obejrze´c?

— Po co?

— Mamy do´s´c ´scisłe przepisy odno´snie sprz˛etu fotograficznego.

— A czemu? — zagrałem durnia. — Macie co´s do ukrycia?

31

background image

Teraz u´smiech stał si˛e w stu procentach sztuczny, palce dziwnie mu zadygotały, ale

nie wypadł z roli. Wobec czego te˙z si˛e szeroko u´smiechn ˛

ałem i podałem mu kamer˛e ze

słowami.

— Tylko ostro˙znie, bo to delikatne urz ˛

adzenie. Złapał j ˛

a i tylna ´scianka urz ˛

adzenia

odskoczyła. Sam j ˛

a oblu´zniłem. Z wn˛etrza wypadła szpula filmu, daj ˛

ac mi jednocze´snie

idealny pretekst, by odebra´c cacko urz˛edasowi.

— No i co´s pan zrobił najlepszego? — j˛ekn ˛

ałem. — A mówiłem, ˙zeby´s uwa˙zał,

niezdaro! Cały film ze statku diabli wzi˛eli.

Ignoruj ˛

ac przeprosiny zebrałem film i z godno´sci ˛

a (oraz z ˙zon ˛

a) min ˛

ałem go, zmie-

rzaj ˛

ac ku wyj´sciu. Zgodnie z planem. Film pow˛edrował do kosza, a my na zewn ˛

atrz.

Baga˙z, jak i nasze osoby, był całkowicie czysty. Wszystko co potrzebne, ukryłem w ka-

merze, która mogła nie tylko filmowa´c, ale równie˙z robi´c cał ˛

a mas˛e nielegalnych na tej

planecie rzeczy. Dzionek zacz ˛

ał si˛e nie´zle.

— Bo˙ze, spójrz na to! — pisn˛eła Angelina doł ˛

aczaj ˛

ac do chóru radosnych zawodze´n

w stylu:

— Czy s ˛

a niebezpieczne? albo

32

background image

— Co to jest?

Ledwie udało nam si˛e wydosta´c.

— Panie i panowie, poprosz˛e o uwag˛e — rozległ si˛e głos wbitego w liberi˛e prze-

wodnika. — Nazywam si˛e Jorge i jestem waszym przedstawicielem turystycznym. Je´sli

macie jakie´s pytania, to prosz˛e zwraca´c si˛e z nimi do mnie. Teraz odpowiem na pytanie,

które, jak wiem, wszyscy sobie zadajecie: te miłe i łagodne zwierz˛eta zaprz˛e˙zone do

wozów zwane s ˛

a w naszym j˛ezyku caballos. Ich historia zagin˛eła w pomroce dziejów,

ale wierzy si˛e, ˙ze przybyły one wraz z pierwszymi kolonistami z legendarnej planety

zwanej Ziemi ˛

a lub Brudem i b˛ed ˛

acej kolebk ˛

a ludzko´sci. S ˛

a naszymi przyjaciółmi, bez

protestu ci ˛

agn ˛

acymi wozy i pozwalaj ˛

acymi si˛e dosiada´c. Teraz zawioz ˛

a nas do hotelu.

Caballos i drewniane wozy były najniewygodniejszym ´srodkiem transportu, z jakim

miałem pecha zetkn ˛

a´c si˛e w ˙zyciu. Poza tym nie były to ˙zadne caballos tylko normalne

konie, jakich na Ziemi biegało pełno i która była faktycznym, a nie mitycznym domem

rodu ludzkiego, o czym naocznie i namacalnie miałem okazj˛e si˛e przekona´c podczas

33

background image

tyle nagłej, co niespodziewanej podró˙zy za pomoc ˛

a timehelixu

2

. Naturalnie wiadomo´sci

owe pozostawiłem dla siebie, a towarzystwo, pomimo niewygód, bawiło si˛e ´swietnie,

cho´c niewybrednie i wrzaskliwie. Zaczynałem czu´c si˛e jak pi ˛

ate koło u wozu.

Próbuj ˛

ac dostosowa´c si˛e do od´swi˛etnego nastroju przypomniałem sobie butelecz-

k˛e bursztynowego płynu otrzyman ˛

a przy powitaniu i postanowiłem zaryzykowa´c, cho´c

przewidywałem, ˙ze mo˙ze mie´c to tragiczne skutki. Mam umow˛e z ˙zoł ˛

adkiem, ˙ze on si˛e

dobrze sprawuje, a ja nie przeprowadzam na nim eksperymentów. Próba picia lokalne-

go specjału, najpewniej opartego na zgniłych owocach i starych skarpetkach, mogła by´c

uznana wył ˛

acznie za eksperyment. Z determinacj ˛

a odkorkowałem flaszk˛e i wysuszyłem

j ˛

a jednym, solidnym łykiem. Prawie mi głos odebrało.

— Hej! — zawołałem do Jorge siedz ˛

acego na jednym z cugantów, co było jesz-

cze gorsz ˛

a form ˛

a jazdy ni˙z ta, której ja do´swiadczałem. — Co to jest? Płynne sło´nce?

Doskonały alkohol.

2

Patrz „Stalowy Szczur ocala ´swiat” (przyp. tłum.)

34

background image

— Miło mi, ˙ze smakuje. Wyrabiane jest ze sfermentowanego soku cana, a nazywa

si˛e ron.

— ´Swietny wynalazek! Ma tylko jedn ˛

a wad˛e: podawany jest w zbyt małych opako-

waniach.

— To zale˙zy jak si˛e trafi — roze´smiał si˛e i z juków przy siodle wyci ˛

agn ˛

ał butelczyn˛e

rozs ˛

adniejszych rozmiarów.

— Jak ja ci si˛e odwdzi˛ecz˛e? — spytałem retorycznie, wyłuskuj ˛

ac mu j ˛

a z gar´sci.

— Bez trudu: dopisana do rachunku — zachichotał Jorge i pogalopował na czoło

kolumny.

— Chyba nie zamierzasz si˛e sku´c o tak wczesnej porze? — upewniła si˛e Angelina,

gdy z westchnieniem opu´sciłem na wpół opró˙znion ˛

a butelk˛e.

— Sk ˛

ad˙ze znowu! Po prostu dostosowuj˛e si˛e do wakacyjnego nastroju. Przył ˛

aczysz

si˛e?

— Pó´zniej, chwilowo podziwiam widoki.

Faktycznie było co podziwia´c — droga biegła serpentynami przez nadmorskie pola,

za którymi pobłyskiwały pla˙ze i woda. Sielanka jak cholera! Tylko gdzie tubylcy? Poza

35

background image

Jorge i wo´znicami nie było wokół nikogo. Faktycznie wszyscy, których spotkamy b˛ed ˛

a

znali esperanto!

— Hej! Spójrzcie tu! — wrzasn ˛

ał nagle jeden z turystów, gdy pokonali´smy kolejny

zakr˛et. — Czy oni nie wygl ˛

adaj ˛

a wspaniale?

Grupa kobiet i m˛e˙zczyzn długimi no˙zami ´scinała na polu przy drodze wysokie zielo-

ne ro´sliny. Jak dla mnie, to nie było w nich nic wspaniałego, i to pomimo skierowanych

w nasz ˛

a stron˛e u´smiechów. Wygl ˛

adali na zm˛eczonych, wyczerpanych i sk ˛

apanych we

własnym pocie. Z lekkim u´smiechem uniosłem kamer˛e nastawion ˛

a na pojedyncze zdj˛e-

cie i nacisn ˛

ałem migawk˛e.

Słysz ˛

ac jej trzask nasz wo´znica odwrócił si˛e na ko´zle, wi˛ec te˙z go sfotografowa-

łem. Przez sekund˛e wygl ˛

adał, jakby miał ochot˛e mnie zdzieli´c batem, ale opanował si˛e

i wyszczerzył z˛eby w oficjalnym u´smiechu.

— Prosz˛e oszcz˛edza´c film na nasze pi˛ekne ogrody i zabytki — poradził.

— Mam du˙zo filmów — zapewniłem go rado´snie. — A co? Nie wolno fotografowa´c

ludzi pracuj ˛

acych w polu?

— Oczywi´scie, ˙ze wolno, ale to nieciekawe.

36

background image

— Te˙z my´sl˛e, ˙ze im si˛e to nie podoba. Wygl ˛

adali na zm˛eczonych. Ile godzin dzien-

nie pracuj ˛

a?

— Poj˛ecia nie mam — odparł zmieszany.

— A ile zarabiaj ˛

a?

To pytanie zadałem ju˙z jego plecom, gdy˙z nagle skupił si˛e na powo˙zeniu. Pu´sciłem

oko do Angeliny, która w odpowiedzi skin˛eła mi głow ˛

a.

— My´sl˛e, ˙ze teraz spróbuj˛e, jak smakuje ron — stwierdziła.

*

*

*

Hotel był faktycznie luksusowy, a pokoje wygodne. W ka˙zdym czekał baga˙z (bez

dwóch zda´n dokładnie przeszukany), wi˛ec zostawiłem Angelin˛e, by go rozpakowała.

Wi˛ekszo´s´c wycieczki stanowili m˛escy szowini´sci, wobec czego nie nale˙zało si˛e wyró˙z-

nia´c.

— Jak sko´nczysz, to zejd´z na dół, słonko — rzuciłem, zamykaj ˛

ac szybko drzwi, by

nie dosta´c kapciem. Angelina nie pasowała do roli kury domowej i łatwo mogła wypa´s´c

z ram konwenansu.

37

background image

Zajrzałem do baru, zatrzymałem si˛e przy basenie, gdzie opalało si˛e kilka atrakcyj-

nych nudystek i w ostatniej chwili przypomniałem sobie, ˙ze jestem ˙zonaty. Ju˙z miałem

ochot˛e zrobi´c im kilka artystycznych zdj˛e´c, jednak w por˛e u´swiadomiłem sobie, jakiej

klasy awantura by wybuchła, gdyby Angelina kiedykolwiek znalazła te zdj˛ecia.

W ko´ncu trafiłem do hotelowego sklepu z pami ˛

atkami i tu mnie trafiło. By´c mo˙ze nie

jestem wybitnym koneserem dzieł sztuki, ale tandeta i bezgu´scie zawsze doprowadzały

mnie do szału. Tu było tego a˙z w nadmiarze: stateczki z pozlepianych krzywo muszli,

wyrzezane w drewnie opałowym jelenie na rykowisku, krzy˙zyki z „akrobat ˛

a” ze sracz-

kowatego plastiku czy czapki i koszulki z inspiruj ˛

acymi napisami w stylu: POCAŁUJ

MNIE, UCZUCIOWY DURE ´

N! TAK TRZYMA ´

C! WIEM, ˙

ZE NA MNIE PATRZYSZ.

I inne takie.

Z trudem opanowałem dreszcze i przeszedłem do kartek pocztowych i przewodni-

ków. Te miały chocia˙z naturalne kolory. Przegl ˛

adałem wła´snie przewodniki, gdy mi˛ekki

głos szepn ˛

ał mi do ucha:

— Mog˛e w czym´s pomóc?

Szerokie usta, du˙ze migdałowe oczy, pełna figura o złocistej karnacji. . .

38

background image

— Oczywi´scie, ˙ze mo˙zesz! — ucieszyłem si˛e i otrze´zwiałem. Nie z Angelina na tej

samej planecie!

— Chciałbym. . . przewodnik.

— Mamy wiele doskonałych przewodników. Jaki´s konkretny?

— Tak, histori˛e Paraiso-Aqui. Tylko nie jakie´s propagandowe bzdury dla turystów,

ale co´s prawdziwego. Macie tu co´s takiego?

Przewierciła mnie powłóczystym i stalowym jednocze´snie spojrzeniem, po czym

odwróciła si˛e w stron˛e regału, by po kilku sekundach powróci´c z grub ˛

a ksi ˛

a˙zk ˛

a w r˛eku.

— S ˛

adz˛e, ˙ze tu znajdzie pan to, czego pan szuka — powiedziała i powoli odeszła.

Z trudem oderwałem wzrok od jej kusz ˛

aco faluj ˛

acych bioder i skoncentrowałem

go na trzymanej w r˛eku ksi ˛

a˙zce. Miała tytuł „Socjalna i Ekonomiczna Historia Paraiso-

-Aqui”. ´Slicznie. Przewertowałem j ˛

a i natychmiast znalazłem wsuni˛et ˛

a pomi˛edzy strony

karteczk˛e z wydrukowanym na czerwono tekstem:

UWAGA! NIE DAJ SI ˛

E ZŁAPA ´

C Z T ˛

A KSI ˛

A ˙

ZK ˛

A!

39

background image

Nagły cie´n padł na kartk˛e tote˙z zamkn ˛

ałem ksi ˛

a˙zk˛e i spojrzałem w gór˛e. Jaki´s osiłek

sterczał obok, u´smiechaj ˛

ac si˛e fałszywie.

— Chciałbym t˛e ksi ˛

a˙zk˛e — oznajmił, wyci ˛

agaj ˛

ac łapsko.

— A po co panu moja ksi ˛

a˙zka? — zdumiałem si˛e, najuczciwiej jak potrafiłem.

Był standardowym przykładem tajniaka. Nic, tylko wymalowa´c mu na czole GLINA

i umie´sci´c w podr˛eczniku. Jak galaktyka długa i szeroka, te typki były zawsze takie

same.

— To nie twoja sprawa — najwyra´zniej sko´nczył mu si˛e zapas dobrego wychowania

albo był tylko na pierwszej lekcji z tego przedmiotu. — Dawaj!

— Nie! — cofn ˛

ałem si˛e udaj ˛

ac strach. Z zimnym u´smieszkiem satysfakcji si˛egn ˛

ał,

by mi j ˛

a odebra´c.

Nareszcie zacz˛eły si˛e moje wakacje!

background image

Rozdział 4

Pozwoliłem, ˙zeby złapał ksi ˛

a˙zk˛e obur ˛

acz, zanim chwyciłem go za nos i solidnie po-

ci ˛

agn ˛

ałem. Z czystego sadyzmu, przyznaje. Rykn ˛

ał w´sciekle, odsłaniaj ˛

ac marzenie ka˙z-

dego pocz ˛

atkuj ˛

acego dentysty: klient na wiele lat. Po czym niespodziewanie zamkn ˛

g˛eb˛e. . . oraz oczy i zwalił si˛e ci˛e˙zko na ziemi˛e. Wielokrotnie dowiedzion ˛

a prawd ˛

a jest,

i˙z celny cios w splot słoneczny, zadany nie pi˛e´sci ˛

a, ale palcem, powoduje natychmia-

stow ˛

a utrat˛e przytomno´sci. Odwróciłem si˛e na pi˛ecie i stwierdziłem, ˙ze ´swiadkiem me-

go drobnego sukcesu był jeden z tubylców w hotelowej liberii. Stał teraz przede mn ˛

a

z otwart ˛

a z podziwu g˛eb ˛

a i wytrzeszczonymi oczami.

41

background image

— Musiał by´c bardzo zm˛eczony, ˙ze tak nagle zasn ˛

ał — powiedziałem. — Ta planeta

faktycznie sprzyja odpoczynkowi. Chciałbym kupi´c t˛e ksi ˛

a˙zk˛e.

Facet spojrzał na okładk˛e i odzyskał głos.

— Przykro mi, ale to ksi ˛

a˙zka nie z tego sklepu. Tym razem mnie zatkało.

— Sam widziałem, jak sprzedawczyni wyjmowała j ˛

a z półki — zaprotestowałem.

— Tu nie ma sprzedawczyni ani innego sprzedawcy, ni˙z ja. . .

Dopiero wtedy dotarła do mnie prawda: zostałem wystawiony i ledwie ta ´spi ˛

aca kró-

lewna z podłogi si˛e ocknie, stró˙ze prawa i porz ˛

adku, jak si˛e to eufemistycznie nazywa,

wsi ˛

ad ˛

a mi z wrzaskiem na ogon. Miłe z ich strony. Wakacyjny ´swiatek zaczynał mnie

ju˙z nudzi´c!

*

*

*

Angelina wła´snie wkładała kostium k ˛

apielowy, gdy wszedłem do pokoju, tote˙z

pierwsz ˛

a rzecz ˛

a jak ˛

a zrobiłem, było wzi˛ecie jej w obj˛ecia i solidne obcałowanie.

— Musimy cz˛e´sciej je´zdzi´c na wakacje, skoro tak na ciebie działaj ˛

a — stwierdziła,

gdy przerwali´smy dla złapania tchu. — Co to za ksi ˛

a˙zka?

42

background image

— Drobiazg, znalazłem w hotelowym sklepie. Chod´zmy na pla˙z˛e sprawdzi´c, jak

twój kostium pasuje do tutejszego piasku — jednocze´snie mrugn ˛

ałem znacz ˛

aco, wska-

zuj ˛

ac dyskretnie palcem na ucho.

— Cudownie — skin˛eła głow ˛

a na znak zrozumienia. — Poczekaj, tylko poszukam

sandałów.

W milczeniu wyszli´smy i dopiero wtedy, gdy odeszli´smy spory kawałek od jakiego-

kolwiek budynku, spytała:

— Sk ˛

ad wiesz, ˙ze pokój jest na podsłuchu?

— Nie wiem, ale wolałem tego nie sprawdza´c maj ˛

ac t˛e ciekawostk˛e — odparłem

pokazuj ˛

ac tytuł ksi ˛

a˙zki i znalezion ˛

a w niej kartk˛e z ostrze˙zeniem. Po jej drugiej stronie

drobnym, odr˛ecznym pismem napisano:

Ludno´s´c tej planety rozpaczliwie potrzebuje twej pomocy. Błagamy, pomó˙z nam.

Je´sli si˛e zgodzisz nam pomóc, b ˛

ad´z sam na pla˙zy o północy.

Podpisu nie było. Rozmoczyłem papier w wodzie, ugniotłem ze´n kulk˛e zmieszan ˛

a

z piaskiem i cisn ˛

ałem daleko w fale.

— Zastanawiam si˛e, kto to napisał — mrukn˛eła Angelina.

43

background image

— Wła´snie. Zrobiłem durnia z urz˛edasa w porcie, fotografowałem chłopów w polu,

zadawałem kłopotliwe pytania, tak ˙ze trudno było nie zwróci´c na mnie uwagi. Skon-

taktowano si˛e wi˛ec ze mn ˛

a, pytanie tylko kto. Z równym powodzeniem mog ˛

a to by´c

zdesperowani mieszka´ncy, chc ˛

acy, by galaktyka dowiedziała si˛e o ich losie, jak i tutej-

sza bezpieka, chc ˛

aca mnie wrobi´c i mie´c spokój. Pytanie zreszt ˛

a jest czysto akademic-

kie, bo i tak trzeba pój´s´c na spotkanie, by to stwierdzi´c. Cho´c z tym mog ˛

a by´c pewne

kłopoty.

— A to dlaczego?

— Bo tajniak ze sklepu zacznie mnie szuka´c ledwie odzyska przytomno´s´c, co na-

st ˛

api niebawem. Nie wiem, kto napisał to zaproszenie, ale tego, ˙ze gliniarz próbował mi

je odebra´c, to jestem pewien.

— Wobec tego problem jest rozwi ˛

azany: gdy policja przyjdzie po ciebie, uciekniesz

i przegonisz ich po całym mie´scie. To jedna z twoich ukochanych rozrywek. A ja pójd˛e

na spotkanie.

— To mo˙ze by´c niebezpieczne. . .

44

background image

— Jak miło — u´smiechn˛eła si˛e promiennie ujmuj ˛

ac mnie za rami˛e. — Martwisz si˛e

o mnie!

— Nie, martwi˛e si˛e, ˙ze zabijesz tych, którzy b˛ed ˛

a próbowali ci˛e złapa´c, je´sli to

zasadzka, zanim dowiesz si˛e, kim oni s ˛

a i o co chodzi.

— Bydl˛e! — uchwyt zmienił si˛e w stalowy u´scisk, ale błyskawicznie zel˙zał. — Tak

naprawd˛e to chyba masz racj˛e. Spróbuj˛e nad sob ˛

a panowa´c.

— A wi˛ec ustalone — stwierdziłem, masuj ˛

ac obolałe rami˛e. — Wracamy do pokoju

i ka˙zemy poda´c jaki´s uczciwy posiłek. Nie lubi˛e lata´c po mie´scie o pustym brzuchu.

Pierwsz ˛

a rzecz ˛

a, jak ˛

a zobaczyli´smy po wej´sciu do pokoju, był facet chrapi ˛

acy na

podłodze z r˛ek ˛

a nadal wyci ˛

agni˛et ˛

a w stron˛e mojej kamery, która niewinnie le˙zała sobie

na fotelu.

— Coraz gorsza słu˙zba w tych hotelach — stwierdziłem oburzony. — Nie do´s´c, ˙ze

włazi bez pozwolenia, to jeszcze chce kra´s´c. Dobrze, ˙ze aparat jest zabezpieczony przed

takimi typkami.

— Glina — oznajmiła Angelina przeszukawszy kieszenie ´spi ˛

acego. — Odznaka,

spluwa, pałka, kajdanki, nó˙z i granaty ogłuszaj ˛

ace. Wredny typek.

45

background image

— Te˙z racja. Niezbyt przypomina aniołka pilnuj ˛

acego raju. Lepiej we´z kamer˛e ze

sob ˛

a, nigdy nic nie wiadomo. Teraz czas na posiłek, bo znowu właduj ˛

a si˛e jacy´s natr˛eci.

Obsługa była faktycznie błyskawiczna: w ci ˛

agu pi˛eciu minut przybył kelner z wóz-

kiem uginaj ˛

acym si˛e od rozmaitych przysmaków. Niestety, tu˙z za nim wlazło dwóch

mundurowych policjantów.

— Won! — oznajmiła im władczo Angelina zast˛epuj ˛

ac drog˛e. — Nikt was nie za-

praszał.

Kelner usiłował znikn ˛

a´c pod wykładzin ˛

a, a ja błyskawicznie zrobiłem sobie kilka

kanapek. Zapowiadało si˛e, ˙ze dosłownie b˛ed˛e jadł w biegu.

— Odsu´n si˛e, kobieto — warkn ˛

ał pierwszy policjant i byłoby dla niego lepiej, gdyby

na tym poprzestał.

Poło˙zył jednak mi˛esist ˛

a łap˛e na ramieniu Angeliny, chc ˛

ac słowa wprowadzi´c

w czyn. Zdołał wyda´c jeden zduszony pisk, który zagłuszył trzask p˛ekaj ˛

acych ko´sci,

i zwalił si˛e nieprzytomny na podłog˛e. Drugi si˛egn ˛

ał po bro´n, ale zanim dotkn ˛

ał kolby,

doł ˛

aczył do kumpla, tyle ˙ze bez odgłosu łamanych gnatów. Kelner odzyskał zdolno´sci

46

background image

motoryczne i rzucił si˛e do ucieczki, a u´smiechni˛eta rado´snie Angelina zamkn˛eła za nim

drzwi. Owin ˛

ałem kanapki serwetk ˛

a i doło˙zyłem do cało´sci butelk˛e rumu.

— Czas na mnie — oznajmiłem, pochylaj ˛

ac si˛e nad policjantami i daj ˛

ac ka˙zdemu

zastrzyk w kark. — Przez co najmniej dwadzie´scia cztery godziny b˛ed ˛

a nieprzytomni,

wi˛ec nie zdołaj ˛

a ci˛e zidentyfikowa´c jako napastnika.

Pocałowałem j ˛

a gor ˛

aco, ale przerwało mi nachalne walenie do drzwi.

— Lepiej oddal˛e si˛e dyskretnie — uznałem, wychodz ˛

ac na balkon.

Byli´smy na dwudziestym pi˛etrze, a gładka ´sciana pozbawiona była ozdóbek, których

mo˙zna byłoby u˙zy´c jako stopni. Zupełnie jakby bez tego nie dało si˛e zej´s´c!

— Potrzymaj to chwil˛e, kochanie. — Podałem jej paczk˛e z lunchem, przerzuciłem

ciało przez barierk˛e i rozhu´stałem si˛e lekko, po czym pu´sciłem barierk˛e i wyl ˛

adowałem

mi˛ekko na balkonie pi˛etro ni˙zej.

Angelina zrzuciła mi posiłek, posłała całusa i znikn˛eła w naszym pokoju. Sprawy

rozwijały si˛e w naprawd˛e miłym tempie.

Pokój, do którego nale˙zał balkon, ´swiecił pustk ˛

a, co było miłe, ale nie niespodzie-

wane: o tej porze wszyscy tury´sci powinni by´c na pla˙zy albo w sklepach z pami ˛

atkami.

47

background image

Korzystaj ˛

ac z tego zjadłem co miałem, popiłem rumem i wła´snie zaczynałem cało´s´c

trawi´c, gdy w zamku zazgrzytał klucz. Niech˛etnie odstawiłem nie dopit ˛

a butelk˛e i roz-

płaszczyłem si˛e na ´scianie za drzwiami.

Do ´srodka weszło dwóch ˙zołnierzy z broni ˛

a gotow ˛

a do strzału. Poczekałem, czy nie

ma ich wi˛ecej i wyszedłem zza drzwi, gdy stali plecami do mnie.

— Szukacie kogo´s? — spytałem uprzejmie. Odwrócili si˛e unosz ˛

ac bro´n, wobec cze-

go wstrzymałem oddech i posłałem im pod nogi granat z gazem usypiaj ˛

acym. Po czym

spokojnie wróciłem za drzwi, by nie dosta´c czym´s w łeb, gdy walili si˛e na podłog˛e, tak

byli obwieszeni broni ˛

a i rynsztunkiem. Jeden z nich był mniej wi˛ecej mojej budowy, co

nasun˛eło mi pomysł, jak urozmaici´c po´scig. Jedyne, co miałem mu do zarzucenia to ty-

le, ˙ze raczej stronił od k ˛

apieli i mydła, bo kwestia dziurawej bielizny była ju˙z wył ˛

acznie

jego zmartwieniem. Zostawiłem mu j ˛

a.

Oszcz˛edzano tu na osobistym wyposa˙zeniu armii, ale nie na uzbrojeniu: mikrora-

dio, jonowy automat z pełnym ładunkiem i bezodrzutowy pistolet kalibru 50 z trzema

zapasowymi magazynkami. Umie´sciłem to wszystko we wła´sciwych miejscach i gotów

48

background image

byłem wyst˛epowa´c jako materiał propagandowy skłaniaj ˛

acy do zaci ˛

agu do tutejszej ar-

mii.

Morale mi wzrosło, gdy gratuluj ˛

ac sobie w duchu pomysłu, przejrzałem si˛e w lustrze

i otworzyłem drzwi na korytarz.

Niecelna seria rozłupała framug˛e o cale od mojej głowy, a wokół uszu zacz˛eły mi

gwizda´c zupełnie zmarnowane pociski.

background image

Rozdział 5

Błyskawicznie zatrzasn ˛

ałem drzwi, rzucaj ˛

ac si˛e jednocze´snie w bok, co było roz-

s ˛

adnym posuni˛eciem. Tam gdzie stałem przed sekund ˛

a, pojawiła si˛e w drzwiach cała

seria dziur po kulach.

— To im nie przysporzy dobrej sławy u turystów — mrukn ˛

ałem do siebie, pełzn ˛

ac

w stron˛e balkonu.

Tym razem byłem ostro˙zniejszy. Najpierw wysun ˛

ałem na zewn ˛

atrz zawieszony na

lufie spluwy hełm, co zostało powitane kanonad ˛

a z s ˛

asiedniego balkonu. Podziurawiony

hełm wyładował u moich stóp. Co za nerwowe towarzystwo!

50

background image

Fakt faktem, ˙ze sam byłem sobie winny. Nie nale˙zało robi´c przerwy na lunch tak

szybko i tak blisko. Płaciłem za niedocenienie przeciwnika. Rzadko si˛e to zdarza, ale

có˙z, nikt nie jest nieomylny i jego szcz˛e´scie, je´sli zda sobie z tego spraw˛e na czas.

Zbyt pewny siebie przest˛epca błyskawicznie staje si˛e byłym przest˛epc ˛

a. Albo w ˛

acha

kwiatki od spodu, albo przechodzi na pa´nstwowy wikt i opierunek. Teraz przyszła kolej

na my´slenie!

Przeciwnik trzymał oba wyj´scia, a czas biegł nieubłaganie; wobec czego nale˙zało

zrobi´c trzecie wyj´scie. Pognałem skulony do łazienki akurat w chwili, w której drzwi

frontowe dziurawiła kolejna kanonada i wlazłem pod prysznic. Wybrałem prysznic,

gdy˙z o tej porze było to najmniej prawdopodobne miejsce, gdzie mógł przebywa´c jaki´s

turysta. Je´sli ju˙z musz˛e zabi´c kogo´s, kto usiłuje mnie zabi´c, mówi si˛e trudno, ale po

co próbowa´c zrobi´c kuku niewinnemu przechodniowi? Wyj ˛

ałem z kieszeni debonder

i wypaliłem w podłodze pier´scie´n obejmuj ˛

acy brodzik, w którym stałem.

Debonder molekularny cz˛estokro´c nazywany jest dezintegratorem, co jest bł˛edem

merytorycznym. Jego działanie bowiem nie niszczy ˙zadnej materii, a tylko wi ˛

azania

mi˛edzycz ˛

asteczkowe trzymaj ˛

ace w kupie atomy tej˙ze materii. Gdy te wi ˛

azania znikaj ˛

a,

51

background image

atomy przestaj ˛

a si˛e trzyma´c owej kupy i osi ˛

aga si˛e efekt, o który człowiekowi chodziło.

Proste, nie?

Brodzik, wraz z fragmentem podłogi, zachował si˛e zgodnie z powy˙zsz ˛

a zasad ˛

a, czyli

przestał trzyma´c si˛e kupy (to znaczy reszty podłogi) i run ˛

ał w dół wn˛eki, na prysznic

łazienki pi˛etro ni˙zej. Opadaj ˛

ac wraz z nim słyszałem, jak w uprzednio zajmowanym

przez nas obu (brodzik i mnie) lokalu p˛ekaj ˛

a przestrzelone drzwi.

Łazienka zgodnie z przewidywaniami była pusta, ale to w niczym nie zmieniało

faktu, ˙ze najrozs ˛

adniejsz ˛

a rzecz ˛

a jak ˛

a mogłem uczyni´c, było pozostanie w ruchu. Tak

te˙z wła´snie zrobiłem. Wpadłem do pokoju, w którym przera˙zona turystka z tego samego

statku usiłowała dr˙z ˛

acymi palcami wybra´c jaki´s numer na klawiaturze telefonu: pewno

recepcji. Na mój widok wrzasn˛eła i upu´sciła telefon.

— Cana, caballero. Espanol, von! — rykn ˛

ałem gro´znie, wyczerpuj ˛

ac tym samym

zasób znanych mi słów tutejszego j˛ezyka.

Pisn˛eła i zemdlała. ´Slicznie!

Ostro˙znie uchyliłem drzwi. Korytarz był pusty.

52

background image

Teraz przyszedł czas szybko´sci, a nie ostro˙zno´sci: galopem ruszyłem do schodów

słu˙zbowych mijaj ˛

ac po drodze gromadk˛e ogłupiałych turystów. Zawsze zaraz po przy-

je´zdzie zapoznaj˛e si˛e z rozkładem budynku, w którym mieszkam i jego okolicy, co ju˙z

niejednokrotnie uratowało mi je´sli nie ˙zycie, to na pewno zdrowie i wolno´s´c. Drzwi

prowadz ˛

ace na owe schody były na swoim miejscu i ju˙z miałem je otworzy´c, gdy usły-

szałem cichn ˛

acy z wolna łomot podkutych butów. Uchyliłem drzwi i zobaczyłem plecy

ostatniego z ˙zołnierzy biegn ˛

acych w dół. Doskonale!

Czym pr˛edzej doł ˛

aczyłem do nich słuchaj ˛

ac wrzaskliwych ponagle´n sier˙zanta. Na

dole wmieszałem si˛e w grup˛e dekowników, biegn ˛

ac ˛

a ´swi´nskim truchtem na samym

ko´ncu, a potem to ju˙z była łatwizna; tyle tam było mundurów wokół hotelu, ˙ze wy-

mkni˛ecie si˛e z ogólnego zamieszania i znikni˛ecie mi˛edzy budynkami nie nastr˛eczało

˙zadnych trudno´sci.

*

*

*

Pogwizduj ˛

ac rado´snie upchn ˛

ałem mundur i bro´n w pojemniku na ´smieci przy kuchni

jednego z hoteli i stałem si˛e ponownie zwykłym turyst ˛

a, których tabuny pał˛etały si˛e

53

background image

wokół z wytrzeszczonymi oczyma, obserwuj ˛

ac całe zamieszanie i pytaj ˛

ac si˛e nawzajem

z coraz wi˛eksz ˛

a histeri ˛

a, co wła´sciwie si˛e dzieje.

Przewodnicy i obsługa hoteli próbowali ich uspokoi´c, ale z do´s´c miernym skutkiem.

Trzymałem si˛e z dala od tubylców, niezale˙znie jak niewinnie by wygl ˛

adali, a po kilku

minutach ruszyłem ku pla˙zy. To, ˙ze poszedłem dalej ni˙z inni, było moj ˛

a spraw ˛

a i nie

zwróciło niczyjej uwagi. Na przeciwległym brzegu niewielkiej zatoki panował spokój.

Wywołane przeze mnie zamieszanie tutaj nie dotarło. Nie widziałem nawet dachu swo-

jego hotelu.

Poczułem si˛e lekko zm˛eczony, wi˛ec wspi ˛

ałem si˛e na granicz ˛

ace z d˙zungl ˛

a wydmy

i oparłem o pie´n solidnie wygl ˛

adaj ˛

acego drzewa, w którego cieniu przesiedziałem do

zmroku. Potem uło˙zyłem si˛e wygodnie na trawie i zasn ˛

ałem snem sprawiedliwego. Cie-

kawostk ˛

a tutejszej fauny był brak rozmaitych lataj ˛

acych i pełzaj ˛

acych natr˛etów wypo-

sa˙zonych w z˛eby jadowe, zatem mogłem odpoczywa´c spokojnie.

54

background image

*

*

*

Mo˙ze był to skutek zm˛eczenia, a mo˙ze rumu, tak czy tak, obudziłem si˛e dopiero

wtedy, gdy sło´nce stało ju˙z wysoko. Przeci ˛

agn ˛

ałem si˛e, ziewn ˛

ałem i usłyszałem pełne

protestów burczenie w brzucha. Najwy˙zszy czas wraca´c. Najpierw jednak dokładnie

zakopałem całe nielegalne wyposa˙zenie pod pniem drzewa, które oznaczyłem na przy-

szło´s´c. Nie ogolony, ale czysty jak łza wróciłem do hotelu zachowuj ˛

ac maksymalne

´srodki ostro˙zno´sci: ostatni ˛

a rzecz ˛

a, jakiej pragn ˛

ałem, to zosta´c podziurawionym przez

jakiego´s nadgorliwego rekruta. Jedynym sposobem na opuszczenie tej planety w jed-

nym kawałku było poddanie si˛e władzom, ale zamierzałem to zrobi´c na moich warun-

kach.

Idealnie do tego celu nadawała si˛e hotelowa restauracja, do której zbli˙zyłem si˛e pod

osłon ˛

a krzewów, by nie wpa´s´c w oko mundurowemu policjantowi w˛esz ˛

acemu przed

wej´sciem. Do ´srodka wlazłem przez okno i czym pr˛edzej doł ˛

aczyłem do kilku tury-

stów pałaszuj ˛

acych z zapałem ´sniadanie. Nało˙zyłem sobie solidn ˛

a porcj˛e, nalałem soku

55

background image

i kawy i zaj ˛

ałem si˛e po˙zytecznym zaj˛eciem zapełniania brzucha. Zanim kelner mnie

zauwa˙zył i prysn ˛

ał, prawie sko´nczyłem.

— O co wczoraj było to całe zamieszanie? — spytałem siedz ˛

ac ˛

a obok starsz ˛

a par˛e

pochłaniaj ˛

ac ˛

a jajecznic˛e z takim zapałem, jakby wła´snie zdechła ostatnia kura.

— Nie powiedzieli nam — odparł m˛e˙zczyzna nie zmniejszaj ˛

ac tempa ˙zucia. —

Powiedziałem im, ˙ze nie płaciłem za ogl ˛

adanie strzelanin. Powiedziałem, ˙ze maj ˛

a odda´c

pieni ˛

adze i powiedziałem, ˙ze odlatujemy najbli˙zszym statkiem.

Zanim zdołałem odpowiedzie´c, przy drzwiach si˛e zakotłowało. Pół tuzina policjan-

tów próbowało jednocze´snie dosta´c si˛e przez nie do ´srodka. Po chwili przegrupowali

jednak szeregi i otoczyli mój stolik z broni ˛

a gotow ˛

a do strzału.

— Strzelamy, je´sli si˛e poruszysz! — wrzasn ˛

ał jeden.

— Kelner! — wrzasn ˛

ałem jeszcze gło´sniej. — Kierownika albo szefa tego hotelu!

Piorunem! — I spokojnie zabrałem si˛e za kaw˛e.

— Pójdziesz z nami — oznajmił najbezczelniejszy.

— Dlaczego? — spytałem spokojnie, zdaj ˛

ac sobie spraw˛e, ˙ze obserwuje mnie niezła

widownia zło˙zona z turystów i pracowników hotelu.

56

background image

Dwóch mundurowych złapało mnie za ramiona. Całym wysiłkiem woli nie stawia-

łem im czynnego oporu. Do restauracji weszła kolejna grupa m˛e˙zczyzn. Z ulg ˛

a rozpo-

znałem jednego z nich.

— Jorge! — rykn ˛

ałem. — Co to wszystko znaczy? Kim s ˛

a ci dziwnie ubrani ludzie?

— Policja — odparł wyra´znie nieszcz˛e´sliwy. — Chc ˛

a z panem porozmawia´c.

— Prosz˛e bardzo. Mog ˛

a ze mn ˛

a rozmawia´c tutaj. Jestem turyst ˛

a i mam swoje prawa!

Zrobiła si˛e niezła pyskówka w espanol i spory szum w´sród turystów, a wszystko

zgodnie z planem.

— Przykro mi, ale nic nie mog˛e zrobi´c. Chc ˛

a, ˙zeby pan z nimi poszedł. — Jorge

wygl ˛

adał coraz bardziej nieszcz˛e´sliwie.

— Porwanie! — zawyłem. — Biedny turysta porwany przez fałszyw ˛

a policj˛e! Za-

wiadomcie natychmiast rz ˛

ad, pras˛e i mojego konsula. Zapłacicie za to! Zaskar˙z˛e t˛e za-

sran ˛

a planet˛e o takie odszkodowanie, ˙ze z torbami pójdziecie! A nast˛epnych turystów

zobaczycie w marzeniach!

57

background image

Zgodny pomruk w´sród turystów tak dalece zdetonował policjantów, ˙ze gdyby nie

pojawienie si˛e na scenie oficera, pu´sciliby mnie wolno. Oficer miał kwadratow ˛

a szcz˛e-

k˛e, stalowy wzrok i natychmiast wzi ˛

ał towarzystwo w karby.

— Prosz˛e si˛e nie niepokoi´c, nie jest pan aresztowany. Pu´sci´c go, durnie! — Trzy-

maj ˛

acy mnie odskoczyli jak oparzeni, a oficer kontynuował z u´smiechem, adresuj ˛

ac

przemow˛e bardziej do reszty zgromadzonych ni˙z do mnie. — Wczoraj miał miejsce

pewien wypadek i ci ludzie s ˛

adz ˛

a, ˙ze był pan jego ´swiadkiem. . .

— Nic nie widziałem! Nikogo nie znam! A tak w ogóle to kim pan jest?

— Nazywam si˛e Oliveira i jestem kapitanem tutejszej policji. Miło mi słysze´c, ˙ze

pan nic nie widział. Czy w takim razie uda si˛e pan ze mn ˛

a, by mi o tym opowiedzie´c?

Wypadek ten poci ˛

agn ˛

ał za sob ˛

a pewne, by´c mo˙ze niewinne ofiary, których status nale˙zy

wyja´sni´c i w tym wła´snie celu potrzebujemy pa´nskiej pomocy. Chyba jej pan nam nie

odmówi?

U´smiech miał tak ujmuj ˛

acy, a logik˛e tak nieodpart ˛

a, ˙ze gdybym si˛e dalej upierał,

wyszedłbym na wrednego chama maj ˛

acego wszelk ˛

a sprawiedliwo´s´c za nic. Wobec tego

zacz ˛

ałem by´c równie miły jak on.

58

background image

— Miło mi słysze´c kogo´s rozs ˛

adnego. Oczywi´scie, ˙ze z ch˛eci ˛

a wam pomog˛e, ale

gdzie wła´sciwie mamy si˛e uda´c? Musz˛e zostawi´c ˙zonie wiadomo´s´c.

Przez sekund˛e pod u´smiechem kapitana błysn˛eła w´sciekło´s´c.

— Do głównej kwatery policji. . .

— Doskonale. Hej, ty! — wskazałem na najbli˙zszego kelnera. — Jak st ˛

ad wyjd˛e,

id´z zaraz do mojej ˙zony do pokoju dwa tysi ˛

ace dziesi˛e´c i powiedz jej, ˙ze poszedłem

z miłym kapitanem Oliveir ˛

a do jego głównej kwatery pomóc w ´sledztwie i ˙ze wróc˛e na

lunch. Mo˙ze ci dobrzy policjanci powiedz ˛

a mi, co si˛e tu wczoraj stało. Jak wróc˛e na

lunch, to wam powiem, czego si˛e dowiedziałem. Chod´zmy, kapitanie!

Przemowa była do kelnera, ale mówiłem tak gło´sno, ˙ze słycha´c mnie było przy

drzwiach. Nast˛epnie ruszyłem tak szybko, ˙ze policja ledwie za mn ˛

a nad ˛

a˙zyła. Zrobiłem

co mogłem, reszta nale˙zała do nich. Nie ulegało w ˛

atpliwo´sci, ˙ze je´sli zdarzy mi si˛e jaki´s

nieszcz˛e´sliwy wypadek, kilkunastu naocznych ´swiadków b˛edzie doskonale wiedziało

z czyjej winy.

A˙z do samochodu towarzyszyły mi ponure spojrzenia i stłumione przekle´nstwa. Po-

tem rozległ si˛e pisk opon i wycie syren. Gnali´smy do miasta poło˙zonego po drugiej

59

background image

stronie portu kosmicznego. Oliveira nie jechał z nami, jego wóz ruszył jako pierwszy

i błyskawicznie znikn ˛

ał mi z oczu. Bez w ˛

atpienia, by przygotowa´c komitet powitalny.

Wprawiło mnie to w doskonały humor. Nie wiedzie´c natomiast dlaczego, jego objawy

wywołały szok u eskorty: patrzyli na mnie jak na wariata. Mo˙ze zreszt ˛

a nim byłem, bo

kto normalny parałby si˛e tym zaj˛eciem co ja. . . Przy tej okazji wykonałem seri˛e ´cwicze´n

oddechowokoncentruj ˛

acych, tak ˙ze gdy wje˙zd˙zali´smy przez pancern ˛

a bram˛e na ponury

dziedziniec, bytem ju˙z gotów.

Dalej była rutyna tak nu˙z ˛

aca, ˙ze szkoda słów. Zostałem rozebrany, prze´swietlony

i obejrzany przez dentyst˛e o oddechu chorobliwie ´smierdz ˛

acym czosnkiem. Moje ubra-

nie znikn˛eło, poddawane zapewne podobnym testom. Oboje byli´smy czy´sci. Cokolwiek

za´s miałem przy sobie, nie poddawało si˛e ich badaniu (na przykład prawdziwy skład

moich z˛ebów pod szkliwem). Ostatecznie otrzymałem bawełnian ˛

a koszul˛e nocn ˛

a i par˛e

łapci przypominaj ˛

acych mi szpital, po czym eskorta gliniarzy doprowadziła mnie przed

oblicze kapitana Oliveiry, który tym razem nie musiał udawa´c uprzejmo´sci.

— Kto´s ty? — warkn ˛

ał lodowatym tonem.

— Turyst ˛

a napadni˛etym przez twoich zbi. . .

60

background image

— Cargata! — rykn ˛

ał.

Zapami˛etałem sobie to słówko, bo lokalne przekle´nstwa zawsze mnie interesowały.

— Byłe´s obserwowany, gdy rozmawiałe´s z poszukiwan ˛

a kryminalistk ˛

a, która prze-

kazała ci jak ˛

a´s wiadomo´s´c, a nast˛epnie zaatakowałe´s oficera wypełniaj ˛

acego obowi ˛

azki,

to jest próbuj ˛

acego dowiedzie´c si˛e, jaka była tre´s´c tej wiadomo´sci. Gdy inni policjan-

ci przybyli do twego pokoju w hotelu, by przesłucha´c ci˛e w tej sprawie, równie˙z ich

zaatakowałe´s. To spokojny ´swiat i nie lubimy tu przemocy, cho´c potrafimy sobie z ni ˛

a

poradzi´c. Sprowadzono wi˛ecej ludzi, by udaremni´c ci dalsze akty gwałtu, ale niezbyt

si˛e to udało. W ko´ncu jednak ci˛e złapali´smy i teraz powiesz mi, kim faktycznie jeste´s

i co tu robisz. Oraz co za wiadomo´s´c przekazali ci tutejsi kryminali´sci.

— Fig˛e — odparłem równie lodowatym co on tonem, cho´c znacznie spokojniej. —

Przybyłem na t˛e zapyział ˛

a planet˛e na wakacje. Zostałem kilkakrotnie zaatakowany

i broniłem si˛e, a poniewa˙z przez wiele lat słu˙zyłem w Galactic Space Marin˛e Corps,

wiem, jak to si˛e robi. W przeciwie´nstwie do tych durni, którzy próbowali mnie uszko-

dzi´c. Nie mam poj˛ecia, dlaczego twoi pomagierzy mnie zaatakowali i nie obchodzi mnie

to, istotne jest, ˙ze próbowali mnie zabi´c i musiałem si˛e broni´c. Potem poczekałem, a˙z

61

background image

si˛e tu uspokoi i poddałem si˛e. Teraz ˙z ˛

adam wypuszczenia mnie st ˛

ad, i to wszystko, co

miałem ci do powiedzenia.

Słu˙zba w Galactic Space Marine Corps była uwzgl˛edniona w moim ˙zyciorysie, za-

pisanym w identyfikatorze na wypadek podobnej jak ta konieczno´sci.

— Gówno! — rykn ˛

ał Oliveira wal ˛

ac pi˛e´sci ˛

a w stół i trac ˛

ac cierpliwo´s´c. — Albo

powiesz mi prawd˛e dobrowolnie, albo wydusz˛e j ˛

a z ciebie. . .

— Jeste´s idiot ˛

a! — przerwałem mu spokojnie. — Wszyscy tury´sci w tej chwili ju˙z

wiedz ˛

a, gdzie jestem. Plotka roznosi si˛e błyskawicznie. Dotknij mnie palcem, a diabli

wezm ˛

a wasz przemysł turystyczny i to na naprawd˛e długie lata. Teraz gotów jestem zło-

˙zy´c oficjalne o´swiadczenie, którego nie zamierzam powtarza´c, wi˛ec wł ˛

acz nagrywanie,

je´sli tego dot ˛

ad nie zrobiłe´s, i ka˙z przynie´s´c wykrywacz kłamstw. . .

— Krzesło, na którym siedzisz, to detektor kłamstw. Gadaj!

Dobrze, ˙ze o tym wcze´sniej nie wiedziałem, cho´c przy dobrym treningu mo˙zna to

urz ˛

adzenie oszuka´c praktycznie w ka˙zdych okoliczno´sciach.

— Doskonale. Wi˛ec notuj: Otrzymałem w sklepie ksi ˛

a˙zk˛e od osoby, której nigdy

przedtem nie widziałem na oczy i nie zobaczyłem tak˙ze ponownie, wi˛ec nie byłem

62

background image

w stanie otrzyma´c od niej ˙zadnych interesuj ˛

acych ci˛e informacji. Poj˛ecia nie mam, dla-

czego ta osoba si˛e ze mn ˛

a skontaktowała ani te˙z kim ona jest. Koniec o´swiadczenia.

Teraz oddajcie mi ubranie i dostarczcie samochód, bo st ˛

ad wychodz˛e, i to zaraz!

Wstałem i przez chwil˛e w pokoju panowała cisza. Trzeba mu to przyzna´c, ˙ze umiał

nad sob ˛

a panowa´c. Wyrazu twarzy nie zmienił ani na jot˛e, ale widziałem, jak pulsuje mu

˙zyła na skroni. Diabli go brali, ale nie był durniem i wiedział, ˙ze ma tylko dwa wyj´scia:

zabi´c mnie albo wypu´sci´c. Na to pierwsze miał ochot˛e, to drugie dyktował rozs ˛

adek

i instynkt samozachowawczy. Gdyby mnie zabił, b˛ed ˛

aca tu podstawowym przemysłem

turystyka znacznie by na tym ucierpiała. Co za tym idzie, zmniejszyłby si˛e dopływ

kredytów. A za to ju˙z zwierzchnicy na pewno by go nie pogłaskali. Nie dałby głowy,

ale stołek na pewno.

— Uwolni˛e ci˛e, wrócisz do hotelu, spakujesz si˛e i pozwolisz si˛e spokojnie zawie´z´c

wraz z ˙zon ˛

a do portu, gdzie wsi ˛

adziesz na najbli˙zszy odlatuj ˛

acy statek — odezwał si˛e

niespiesznie, ale wierzyłem ka˙zdemu jego słowu. — I nigdy tu nie wrócisz, bo je´sli

wrócisz, to zabij˛e ci˛e przy pierwszym spotkaniu. A spotkaliby´smy si˛e na pewno: masz

63

background image

na to moje słowo. Jeste´s w co´s wpl ˛

atany, nie wiem w co i dzi´s nie chc˛e tego wiedzie´c.

Rozumiesz mnie?

— Doskonale. Zreszt ˛

a pragn˛e, chyba bardziej ni˙z ty, opu´sci´c to zadupie.

Byłem jednak˙ze uprzejmy nie doda´c, ˙ze jeszcze bardziej chc˛e tu wróci´c. Strasznie

nie lubi˛e mie´c długów. Oliveira i ja mieli´smy si˛e jeszcze spotka´c.

background image

Rozdział 6

Pierwsza okazja do spokojnej rozmowy z Angelin ˛

a nadarzyła si˛e dopiero po starcie

statku, gdy przestali kr˛eci´c si˛e w koło gliniarze. Wcze´sniej, gdy zostałem przywieziony

do hotelu, cały czas patrzyli nam na r˛ece i ledwie sko´nczyli´smy pakowanie, odstawi-

li nas do portu. Specjalnie dla nas wstrzymano o ponad godzin˛e odlot liniowca pasa-

˙zerskiego. Ledwo znale´zli´smy si˛e w pró˙zni, nalałem sobie solidn ˛

a dawk˛e uspokajacza

i wyj˛etym z kamery urz ˛

adzeniem objechałem ´sciany kabiny. Nie było „pluskiew,” ani

optycznych, ani głosowych.

— Czysto — poinformowałem Angelin˛e. — Spotkanie o pomocy udało si˛e?

65

background image

— Powiedziałe´s mi, ˙ze jaki´s tubylec si˛e z tob ˛

a skontaktował — odparła serdecz-

nym tonem o temperaturze zbli˙zonej do czterech stopni Kelvina. — Zapomniałe´s tylko

doda´c, ˙ze ten tubylec był wcale ładniutk ˛

a panienk ˛

a.

— Mo˙ze i był; widziałem j ˛

a zaledwie par˛ena´scie sekund!

— I bardzo dobrze! Ju˙z ja co´s mog˛e powiedzie´c o twoim chorobliwym libido. Tknij

j ˛

a palcem, a ci go obetn˛e.

— Zgoda, nie dotkn˛e jej palcem. Teraz opowiedz mi, co si˛e działo.

— Poszłam pla˙z ˛

a. Czekała na mnie ukryta na skraju d˙zungli, zawołała i zapytała,

czy czytałam notatk˛e. Powtórzyłam jej tre´s´c kartki i powiedziałam, ˙ze nie mogłe´s si˛e

zjawi´c. Ma na imi˛e Flavia i jest członkiem, jak sama przyznała, do´s´c słabego ruchu

wolno´sciowego. Tak naprawd˛e to nie s ˛

a w stanie nawet skutecznie protestowa´c, gdy˙z

policja infiltruje ich równie szybko, jak si˛e organizuj ˛

a. Trafiaj ˛

a do wi˛ezie´n albo zostaj ˛

a

zabici. Jedyn ˛

a ich nadziej ˛

a jest danie zna´c reszcie wszech´swiata, jak tu si˛e maj ˛

a sprawy.

— Reszta wszech´swiata raczej o tym wie i nie bardzo j ˛

a to obchodzi.

— Chyba zapomniałam jej o tym powiedzie´c. Nie miałam serca: była taka zadowo-

lona, ˙ze udało jej si˛e znale´z´c kogo´s, kto podejmie si˛e tego zadania. Wiadomo´s´c miała

66

background image

pi˛e´c stron i wywarło na niej spore wra˙zenie, gdy zapami˛etałam cało´s´c po jednorazowym

przeczytaniu.

— Po ciemku?

— Zamknij si˛e. Była napisana fosforyzuj ˛

acym atramentem i raczej przygn˛ebiaj ˛

aca.

Jednym z powodów, dla których inne rz ˛

ady nie przejmuj ˛

a si˛e sytuacj ˛

a na tej planecie,

jest fakt, ˙ze na pierwszy rzut oka wszystko wygl ˛

ada na pełn ˛

a demokracj˛e. Co cztery lata

maj ˛

a miejsce wybory prezydenta, które od pocz ˛

atku do ko´nca s ˛

a sfałszowane. Dzi˛eki

temu prezydentem jest od lat generał Julio Zapilote. Obecnie zreszt ˛

a po raz czterdziesty

pierwszy. . .

— Cholera, facet musi mie´c z dwie´scie lat!

— Owszem. Nieustaj ˛

aca kuracja geriatryczna. Ma poparcie wojska i policji, które

utrzymuj ˛

a ludno´s´c w spokoju. Typowy układ spolaryzowanej władzy w r˛ekach niewiel-

kiej grupki, a reszta jest praktycznie na poziomie niewolników. Po´srodku tkwi niewielka

grupa arystokracji, i to ju˙z wszystko.

— To si˛e musi zmieni´c! — stwierdziłem wstaj ˛

ac i rozpoczynaj ˛

ac wyt˛e˙zony proces

my´slowy.

67

background image

— Zgadzam si˛e, ale to nie b˛edzie łatwe.

— Dla kogo´s, kto uratował wszech´swiat. . .

— I to dwa razy.

— . . . nie ma rzeczy niemo˙zliwych. Zamierzam tam wróci´c i. . .

— Zamierzamy. Chłopcy i ja te˙z potrzebujemy wakacji.

— Zamierzamy wobec tego. Czy Flavia podała jakie´s powody, dla których skontak-

towali si˛e wła´snie ze mn ˛

a?

— Przewodnik Jorge opowiedział im o twoim zachowaniu i o zainteresowaniu za-

sadami ˙zycia w tym społecze´nstwie.

— ´Slicznie. Wobec tego kontaktem, jakby co, b˛edzie Jorge. Teraz rozumiem, dla-

czego ten nieboszczyk chciał do mnie dotrze´c, i ˙zeby było ´smieszniej, zamierzam im

pomóc. A w dodatku mam do wyrównania rachunek z niejakim kapitanem Oliveir ˛

a. To

ten, który mnie aresztował.

— Torturował ci˛e — Angelina spowa˙zniała. — Zabij˛e go je´sli tak! I to powoli!

— To dopiero troskliwa ˙zona. Dot ˛

ad mnie nie torturował, ale nim sam si˛e zajm˛e. Ty

mo˙zesz skoncentrowa´c si˛e na uwolnieniu reszty planety.

68

background image

— Rozs ˛

adny pomysł. Masz jakie´s konkretniejsze propozycje?

— Jeszcze nie, ale to mnie nigdy dot ˛

ad nie powstrzymało, jak pami˛etasz. Wrócimy

z dobrym wyposa˙zeniem i jestem pewien, ˙ze co´s wymy´sl˛e.

— Mo˙ze by tak mała inwazja? Wiem, gdzie mo˙zna znale´z´c niezłych najemników. —

O˙zywiła si˛e.

— Wolałbym co´s bardziej subtelnego. Pomysł chodzi mi ju˙z po głowie, ale musi

jeszcze dojrze´c.

Bli´zniacy byli naturalnie zachwyceni. James dowodził ochron ˛

a ekspedycji zoolo-

gicznej maj ˛

acej zebra´c co jadowitsze okazy fauny i flory na kr ˛

a˙z ˛

acej wokół upiornej

gwiazdy zwanej Hernia, pokrytej bagnami i wieczn ˛

a mgł ˛

a planecie Venida. Bolivar dla

odmiany studiował program wi˛eziennictwa chc ˛

ac wprowadzi´c do´n jakie´s uzupełnienia.

W tym celu siedział w uznanym za odporne na ucieczki wi˛ezieniu na Heliorze, z któ-

rego prysn ˛

ał, ledwie dostał moj ˛

a wiadomo´s´c. Przybył tu˙z za Jamesem, który przekazał

ekspedycj˛e zast˛epcy i pognał do domu na łeb na szyj˛e.

69

background image

Poniewa˙z obaj byli zawsze ˙zartymi osobnikami, wolałem poczeka´c, a˙z skonsumuj ˛

a

dziewi˛eciodaniowy obiad przygotowany przez Angelin˛e, zanim zaprosiłem rodzin˛e do

gabinetu na narad˛e wojenn ˛

a.

— Chyba si˛e troch˛e zmieniłe´s — zauwa˙zył na mój widok James.

— Plastelina i klocki, braciszku — mrukn ˛

ał Bolivar ironicznie. — Poza tym, ˙ze

tata dorobił si˛e ´sniadej cery, czarnych włosów, nowej szcz˛eki i policzków to reszta, nie

licz ˛

ac w ˛

asów i barwy oczu, jest ta sama co dawniej.

— I w dodatku zna nowy j˛ezyk — odezwałem si˛e w doskonałym espanol.

— Brzmi ładnie — ocenił James. — Troch˛e jak esperanto.

— Rano czeka was migrena, bo te˙z si˛e go nauczycie. Kilkugodzinna sesja z memo-

grafem zupełnie tu wystarczy.

— A potem co? — spytał Bolivar. — Dzi˛eki, mamo. To ostatnie spowodowane było

pojawieniem si˛e Angeliny z tac ˛

a zastawion ˛

a kielichami z winem.

— A potem lecimy na Paraiso-Aqui, gdzie robi ˛

a ten zacny trunek — odparłem uno-

sz ˛

ac kielich. — Na ludzki j˛ezyk przekładaj ˛

ac, nazwa znaczy Raj Tutaj i spróbujemy

dostosowa´c warunki, jakie tam panuj ˛

a, do tej˙ze nazwy.

70

background image

— Jak? — spytała, nie po raz pierwszy zreszt ˛

a, Angelina.

— Wymy´sl˛e co´s na miejscu. Tymczasem obmy´sliłem, jak tam wróci´c z fasonem.

Spójrzcie no na to cacko. . . — Nacisn ˛

ałem guzik, odsłaniaj ˛

ac s ˛

asiaduj ˛

acy z gabinetem

warsztat, w którym stał solidnych rozmiarów, nieco sfatygowany turystyczny samochód.

— Cacko jak cacko — mrukn ˛

ał zawiedziony Bolivar. — Prawd˛e mówi ˛

ac, nie wy-

gl ˛

ada specjalnie.

— Dzi˛eki za uznanie: to wła´snie chciałem osi ˛

agn ˛

a´c. Otó˙z, moi drodzy, jest to do-

kładny duplikat pojazdu, który sfotografowałem na Paraiso-Aqui. Jak mówi˛e dokładny,

to mam na my´sli wierno´s´c a˙z do najdrobniejszych detali. . .

— Nie wspominaj ˛

ac o kilku innowacjach, o jakich budowniczym oryginału nawet

si˛e nie ´sniło — wtr ˛

acił James.

— Wła´snie dlatego radz˛e nie naciska´c i nie przekr˛eca´c niczego, dopóki nie wyja-

´sni˛e, co do czego słu˙zy. Oryginalne pojazdy na Paraiso-Aqui nap˛edzane s ˛

a czym´s, co

oficjalnie nosi nazw˛e silnika spalinowego i jest mechanizmem zarówno niewiarygodnie

skomplikowanym, jak i nieefektywnym. A na dodatek potwornie ´smierdz ˛

acym. Do-

br ˛

a trzcin˛e cukrow ˛

a marnuj ˛

a tam uzyskuj ˛

ac alkohol metylowy, zamiast spo˙zytkowa´c na

71

background image

produkcj˛e czego´s rozs ˛

adnego, na przykład rumu. Alkohol ten jest materiałem p˛ednym

owych silników. Poza poruszaniem pojazdu daje jeszcze truj ˛

acy gaz i kł˛eby pary: całko-

wity bezsens. Wobec tego ten tu nap˛edzany jest niewielkim silnikiem atomowym, a dla

zachowania pozorów ma generator pary. Przy okazji zasila tak˙ze wbudowane w lampy

lasery, radar i kilka innych drobiazgów.

— Pi˛eknie — ucieszyła si˛e Angelina. — I co dalej?

— Za dwa dni b˛edziecie mieli moj ˛

a obecn ˛

a karnacj˛e i kolor włosów, nie wspomina-

j ˛

ac o doskonałym miejscowym akcencie. Wyposa˙zona w najnowsze ekrany i urz ˛

adzenia

wykrywaj ˛

ace radiolokacj˛e jednostka Korpusu przerzuci nas i auto na powierzchni˛e Pa-

raiso-Aqui, gdzie zostaniemy samotni, bezbronni. . .

— Jak cholera! — nie wytrzymał Bolivar.

— Cicho! . . . i zdani na łask˛e tubylców o tysi ˛

ace lat ´swietlnych od najbli˙zszej przy-

jaznej nam bazy. Na planecie j˛ecz ˛

acej pod butem dyktatora. Naprawd˛e czuj˛e niepo-

wstrzymany ˙zal. . .

— Masz na my´sli dyktatora? — upewniła si˛e Angelina.

— A kogo niby? — zdziwiłem si˛e szczerze. — Proponuj˛e toast za pocz ˛

atek nowego

˙zycia dla Paraiso-Aqui!

background image

Rozdział 7

Przyznaj˛e, ˙ze nawet ja, zaprawiony w długich samotnych eskapadach, poczułem

si˛e dziwnie, gdy kr ˛

a˙zownik Korpusu bezgło´snie uleciał w noc. Siedzie´c we własnym

domu z kieliszkiem w dłoni i opowiada´c, jakim si˛e to jest sprytnym czy odwa˙znym,

to jedno, a zupełnie czym innym jest znale´z´c si˛e wraz z najbli˙zszymi na powierzchni

wrogiego ´swiata i by´c zdanym tylko na własne siły. Ten ´swiat nie wiedział wprawdzie

dot ˛

ad o naszym przybyciu, ale. . .

— No, tato. . . — zacz ˛

ał Bolivar.

— . . . zaczynamy zabaw˛e! — doko´nczył James, jak to mieli we zwyczaju.

73

background image

Parskn˛eli ´smiechem, a ja otrz ˛

asn ˛

ałem si˛e z przygn˛ebienia.

— Macie całkowit ˛

a racj˛e! — przytakn ˛

ałem. — Zaczynamy!

James otworzył tylne drzwi limuzyny wpuszczaj ˛

ac do wn˛etrza Angelin˛e, a Boli-

var w uniformie szofera wspi ˛

ał si˛e na przednie siedzenie i wł ˛

aczył silnik. Noc była

bezchmurna i wystarczaj ˛

aco jasna, by widzie´c najbli˙zsz ˛

a okolic˛e. Doł ˛

aczyłem do An-

geliny wewn ˛

atrz pojazdu, a James dosiadł si˛e do brata. Ubrany był w biały garnitur

i czarny krawat przypominaj ˛

acy sznurowadło, co według tutejszej mody było typowym

ubiorem młodszego urz˛ednika, podczas gdy Angelina i ja dorównywali´smy strojami

najdostojniejszej arystokracji, jak ˛

a udało mi si˛e znale´z´c na zdj˛eciach zamieszczonych

w przewodnikach. Bolivar nało˙zył ciemne okulary, wrzucił bieg i pomkn˛eli´smy w noc.

Naturalnie okulary były czułe na ultrafiolet, a lampy miały zamontowane oprócz

normalnych ˙zarówek (obecnie wył ˛

aczonych) równie˙z takie, które ´swiec ˛

a w tym, nie-

widzialnym gołym okiem, widmie. Przyznaj˛e, ˙ze mimo owej wiedzy i wiary w cuda

techniki, szybka jazda po mrocznej okolicy wywoływała do´s´c mieszane uczucia.

74

background image

— Zgodnie z przewidywaniami podło˙ze jest twarde jak skała — odezwał si˛e Boli-

var. — Nie zostawiamy ˙zadnych ´sladów. A oto przed nami i droga, pusta w obie strony.

Trzymajcie si˛e: musz˛e przejecha´c przez rów.

Trzymanie si˛e było faktycznie wskazane, jako ˙ze zarzuciło nami pot˛e˙znie, ale droga

okazała si˛e równa i szeroka. Nabrali´smy pr˛edko´sci, nadal zreszt ˛

a nie zapalaj ˛

ac widzial-

nych reflektorów.

— Za nast˛epnym zakr˛etem wł ˛

acz ´swiatła — poleciłem. — Najwy˙zszy czas sta´c si˛e

uczciwymi obywatelami tej planety.

— Na jak długo? — spytał podejrzliwie.

— Do wybrze˙za. Je´sli dotrzemy tam wcze´snie, to troch˛e odpoczniemy, bo nie chc˛e

wje˙zd˙za´c do miasta przed ´switem. Przy ´sniadaniu zastanowimy si˛e, co dalej.

Przez wi˛ekszo´s´c nocy mieli´smy drog˛e tylko dla siebie. Z rzadka tylko co´s jechało

z przeciwka i zawsze były to pojedyncze pojazdy. ˙

Zadnych ´sladów alarmu czy wojsko-

wego konwoju. Otworzyłem wyj˛etego z lodówki szampana i opró˙znili´smy go z Ange-

lin ˛

a przy d´zwi˛ekach muzyki z epoki. Mo˙ze podró˙z nie była przesadnie luksusowa, ale

przebiegała w warunkach zno´snego komfortu.

75

background image

*

*

*

O ´swicie dotarli´smy do wybrze˙za i skr˛ecili´smy na drog˛e prowadz ˛

ac ˛

a do kurortu.

Tutejsze chłopstwo nale˙zało do rannych ptaszków, gdy˙z ledwie zrobiło si˛e jasno, ka-

walkady wie´sniaków płci obojga udawały si˛e ju˙z na pola. Widz ˛

ac nas, schodzili na po-

bocze i kłaniali si˛e lub salutowali, co zgodnie z tutejszym obyczajem całkowicie ignoro-

wali´smy. Słoneczko zaczynało mile przygrzewa´c, gdy Angelin ˛

a zauwa˙zyła restauracj˛e

stwarzaj ˛

ac ˛

a nadziej˛e na otrzymanie ´sniadania.

— Stajemy — zarz ˛

adziła. — Wła´snie nakrywaj ˛

a stoły na ´swie˙zym powietrzu.

— Bolivar, zaparkujcie wóz w cieniu i na wszelki wypadek miejcie na´n oko. No

i si ˛

ad´zcie przy innym stoliku — poleciłem.

Nie ma to jak by´c bogatym tam, gdzie wszyscy pozostali s ˛

a biedni. Ledwie wysie-

dli´smy, sam wła´sciciel pognał na powitanie.

— Witam serdecznie wasz ˛

a wysoko´s´c wraz z Don ˛

a — zgi ˛

ał si˛e w ukłonie. — Oto

doskonały stolik dla pa´nstwa. Czekam na rozkazy.

76

background image

— Ognia! — warkn ˛

ałem wyjmuj ˛

ac cienkie cygaro i trzej kelnerzy prawie si˛e pobili

o zaszczyt, by mi je podpali´c.

Gdy jednemu si˛e to udało, opadłem zadowolony na krzesło, przesuwaj ˛

ac kapelusz

na tył głowy.

— To si˛e nazywa ˙zycie — mrukn ˛

ałem rozmarzony.

— Urodzony wyzyskiwacz! — parskn˛eła półgłosem Angelin ˛

a. — Mamy tych ludzi

uwolni´c z wyzysku, a nie zwi˛eksza´c ten wyzysk! Pami˛etasz?

— Trudno zapomnie´c! Co nie znaczy, ˙ze mamy si˛e zamartwia´c i nie korzysta´c z ist-

niej ˛

acego wyzysku, zanim z nim nie sko´nczymy. No, najwy˙zszy czas! — dodałem,

bior ˛

ac z r ˛

ak kelnera menu.

*

*

*

Z pełnym brzuchem rozkoszowałem si˛e przy kawie kolejnym cygarem i rozgl ˛

ada-

łem spokojnie po okolicy. Nagle pstrykn ˛

ałem na Jamesa, który zbli˙zył si˛e natychmiast

z wła´sciwym wyrazem twarzy uni˙zonego zaniepokojenia.

77

background image

— Przyjrzyj si˛e facetowi w zielonej koszuli rozmawiaj ˛

acemu z trzema grubymi tu-

rystami za twoimi plecami — poleciłem cicho, gdy zgi ˛

ał si˛e w ukłonie. — Mamy szcz˛e-

´scie, bo to Jorge. Id´z za nim i dowiedz si˛e, gdzie mieszka.

— Jasne, tato. Znikam.

Odwrócił si˛e na pi˛ecie, gdy Angelina dodała równie cichym co ja głosem:

— Najdro˙zszy, je´sli teraz ty si˛e nieco odwrócisz w prawo, to zauwa˙zysz, ˙ze zbli˙zaj ˛

a

si˛e kłopoty.

Spojrzałem i przyznałem jej racj˛e: dwóch smutasów ubranych po cywilnemu, ale na

mil˛e ´smierdz ˛

acych policj ˛

a, rozmawiało z młodym mał˙ze´nstwem siedz ˛

acym przy pierw-

szym stoliku od prawej. Para pokazywała jakie´s dokumenty, które tamci ogl ˛

adali na

wszystkie strony, najwidoczniej paszporty czy co´s w tym gu´scie. Stanowiło to interesu-

j ˛

acy problem, gdy˙z my nie mieli´smy ˙zadnych dowodów to˙zsamo´sci, a to z tego oczy-

wistego wzgl˛edu, ˙ze nie miałem okazji obejrze´c, jak takowe tutaj wygl ˛

adaj ˛

a. Z powodu

braku oryginału zrobienie własnych było niemo˙zliwe.

— Angelino, kochanie, brawo za spostrzegawczo´s´c — skin ˛

ałem na kelnera. — We´z

Bolivara i wsiadajcie do wozu. Zapłac˛e i wsi ˛

ad˛e, gdy podjedziecie do kraw˛e˙znika.

78

background image

Kelner był szybki, ale gliny te˙z. Zignorowali nast˛epne dwa stoliki zaj˛ete przez tu-

rystów (co było wida´c na pierwszy rzut oka) i podeszli do mnie akurat w chwili, gdy

kładłem na stół gotówk˛e stanowi ˛

ac ˛

a równowarto´s´c rachunku wraz z sutym napiwkiem.

— Czy ma pan, wasza wysoko´s´c, dowód to˙zsamo´sci? — spytał ni˙zszy i bardziej

oble´sny.

Spojrzałem na´n chłodno i wynio´sle i poczekałem, a˙z si˛e spoci, zanim si˛e odezwa-

łem.

— Oczywi´scie, ˙ze mam! — oznajmiłem i odwróciłem si˛e na pi˛ecie.

Do kraw˛e˙znika zbli˙zyli´smy si˛e równocze´snie: ja i wóz. Gdyby facet nie był tak

natr˛etny, mogłoby si˛e uda´c. . . Niestety, zaraz usłyszałem:

— A byłby pan tak uprzejmy, by nam je pokaza´c, ekscelencjo?

Wóz był blisko, ale nie a˙z tak blisko. . . Odwróciłem si˛e wi˛ec spokojnie i spojrzałem

na pytaj ˛

acego z odraz ˛

a.

— Nazwisko? — warkn ˛

ałem.

— Viladelmas Pujol, eminencjo. . .

79

background image

— Wi˛ec posłuchajcie no, Pujol, uwa˙znie, bo nie b˛ed˛e powtarzał: Nie rozmawiam na

ulicy z policjantami i niczego im nie pokazuj˛e w miejscach publicznych. Won!

Odwrócił si˛e jak niepyszny, ale jego partner był albo bardziej uparty, albo głupszy:

— Z przyjemno´sci ˛

a b˛edziemy ekscelencji towarzyszy´c do komisariatu policji, który

z prawdziw ˛

a rado´sci ˛

a powita pana w naszym mie´scie — o´swiadczył spokojnie.

Scenka trwała ju˙z zbyt długo i lada chwila mogli´smy zacz ˛

a´c zwraca´c uwag˛e. Trzeba

było działa´c szybko. Wóz był zbyt charakterystyczny i zbyt potrzebny, by ryzykowa´c

ucieczk˛e, a wi˛ec nale˙zało wymy´sli´c co´s innego. Co te˙z zrobiłem w ci ˛

agu mniej wi˛ecej

dwóch sekund.

— To faktycznie miła propozycja — przyznałem, na co obaj u´smiechn˛eli si˛e

z ulg ˛

a. — Jako ˙ze faktycznie jestem tu pierwszy raz, słabo znam miasto. Wobec tego

b˛edziecie mi towarzyszy´c i wska˙zecie drog˛e kierowcy.

— Dzi˛ekujemy, eminencjo!

Wsiedli w ukłonach i u´smiechach, przepraszaj ˛

ac co drugie słowo. Gdybym wyci ˛

a-

gn ˛

ał dło´n, pewnie rzuciliby si˛e j ˛

a ucałowa´c. Bolivar zwolnił dwa rozkładane siedziska,

które natychmiast zaj˛eli, i ruszył.

80

background image

— Wska˙zcie drog˛e kierowcy — poleciłem i zwróciłem si˛e do Angeliny: — Ci dwaj

policjanci wska˙z ˛

a nam drog˛e do komisarza, który pragnie nas powita´c.

— Urocze — odparła unosz ˛

ac lekko brew.

— Najpierw prosto, potem na trzecim skrzy˙zowaniu w prawo — powiedział Pujol.

— A wi˛ec jak to napisał wielki poeta: Kiam me kalkulos al tui, vi endormigos vian

malbonulon kaj mi enctormigos mian

— stwierdziłem z u´smiechem.

Co, jak wiadomo ka˙zdemu pocz ˛

atkuj ˛

acemu nawet studentowi esperanto, znaczy po

prostu: Jak powiem „Trzy”, ty u´spisz swojego oprycha, a ja swojego.

— Nie jestem zbyt mocny w poezji, ekscelencjo — przyznał Pujol.

— Nigdy nie jest za pó´zno na nauk˛e. Opanowanie rytmu i rymu jest równie łatwe

jak liczenie do trzech. . . — odparłem lekcewa˙z ˛

aco i nagłym chwytem złapałem go za

gardło.

Malowniczo wytrzeszczył oczy, rzucił si˛e z dwa razy i zemdlał. Angelina, która

organicznie nie trawiła policji, była bardziej dramatyczna: kopn˛eła swojego typa w kro-

cze, a gdy zwin ˛

ał si˛e z bólu, trzasn˛eła go jeszcze w kark kantem dłoni.

81

background image

— Ładne — przyznał Bolivar obserwuj ˛

ac cało´s´c we wstecznym lusterku. — Nikt

na zewn ˛

atrz nie zwrócił na to uwagi. No i wła´snie min˛eli´smy trzeci ˛

a krzy˙zówk˛e.

— Doskonale. Jed´z do wybrze˙za, a my si˛e zastanowimy, co z nimi zrobi´c.

— Zar˙zn ˛

a´c, obci ˛

a˙zy´c kamieniami i wrzuci´c do morza — zaproponowała rado´snie

u´smiechni˛eta Angelina.

— Nie da si˛e — mrukn ˛

ałem smutno. — Znikniecie dwóch tajniaków wywołałoby

tu mał ˛

a awantur˛e i postawiło na nogi okolic˛e. Poza tym jeste´s zreformowan ˛

a eksmor-

derczyni ˛

a, która. . .

— To si˛e nie odnosi do policji!

— Te˙z ludzie, jak głosi prawo, wobec czego si˛e odnosi. Trzeba im b˛edzie da´c po

zastrzyku z amnezjalu, co jak wiesz, załatwia pami˛e´c do dwudziestu godzin przed za-

strzykiem.

— Strychnina jest skuteczniejsza.

— Niestety.

— Przed nami boczna droga prowadz ˛

aca w las — oznajmił Bolivar przerywaj ˛

ac

nam dyskusj˛e o szczegółach technicznych.

82

background image

— ´Slicznie. Wjed´z w ni ˛

a, a ja si˛e zajm˛e zastrzykami. Wzi ˛

ałem apteczk˛e, nastawiłem

autostrzykawk˛e na ˙z ˛

adan ˛

a kombinacj˛e i dałem obu stró˙zom prawa po zastrzyku. Gdy

sko´nczyłem, byli´smy ju˙z w d˙zungli, tote˙z wraz z Bolivarem uło˙zyli´smy obu smacznie

´spi ˛

acych w najbli˙zszych krzakach i odjechali´smy kieruj ˛

ac si˛e z powrotem ku miastu.

Przy restauracji oczekiwał na nas James.

— Turystyka i krajoznawstwo? — spytał wsiadaj ˛

ac.

— Czyny społecznie u˙zyteczne — odparłem. — Poło˙zyli´smy spa´c paru gliniarzy.

Co z Jorge?

— Najpierw polazł do baru, gdzie wypił piwo dziel ˛

ac si˛e z kumplami wra˙zeniami

z całonocnej imprezy, jak ˛

a wyprawili tury´sci, a teraz smacznie ´spi we własnym łó˙zku.

— Mam nadziej˛e, ˙ze wiesz, gdzie ono si˛e znajduje?

— Te˙z pytanie. Jak ci˛e znam, tato, to masz ochot˛e przeszkodzi´c mu w zasłu˙zonym

wypoczynku. Zgadłem? Poka˙z˛e drog˛e.

Do mieszkania wszedłem sam. Zamek nie stawiał oporu wytrychowi, bo i nie miał

prawa. Był tak prosty, ˙ze a˙z nudny. Przetuptałem na palcach przez pogr ˛

a˙zony w mroku

pokój i okazało si˛e, ˙ze Jorge ´spi czujniej od kota. Gdy bytem w połowie drogi, nagle

83

background image

rozbłysły lampy, a gospodarz stan ˛

ał w drzwiach sypialni z całkiem sporych rozmiarów

pistoletem w dłoni. Gnat wygl ˛

adał rzeczowo i był wymierzony w moj ˛

a skromn ˛

a osob˛e.

— Pomódl si˛e, szpiclu — polecił Jorge. — Bo zamierzam ci˛e zabi´c!

background image

Rozdział 8

— Tylko spokojnie, Jorge! Jestem przyjacielem. . .

— Który zakrada si˛e po nocy jak złodziej?

— W biały dzie´n to raz. A w ten sposób, bo nie chce zosta´c zauwa˙zonym, to dwa.

Jestem po waszej stronie: po twojej i po Flavii. . .

To ostatnie słowo prawie mnie zabiło.

— Co wiesz o Flavii? — wrzasn ˛

ał bowiem gospodarz, kurczowo zaciskaj ˛

ac dło´n na

kolbie.

85

background image

Wobec czego dodałem nieco dramatyzmu do sytuacji: rymn ˛

ałem na kolana i rozpo-

starłem r˛ece w błagalnym ge´scie.

— Posłuchaj mnie, o waleczny! Przybyłem z innej planety po otrzymaniu waszej

wiadomo´sci. Tej przekazanej ˙zonie turysty w nocy na pla˙zy.

— Sk ˛

ad o tym wiesz? — spytał podejrzliwie, ale za to opuszczaj ˛

ac bro´n.

Widz ˛

ac to wstałem, bo zacz˛eło mi by´c niewygodnie. Otrzepałem spodnie i usiadłem

na najbli˙zszym, nadaj ˛

acym si˛e do tego celu, sprz˛ecie.

— Bo ja jestem tym wła´snie turyst ˛

a, mój drogi. Troch˛e ucharakteryzowanym, ale

tym samym.

— Nie wierz˛e! Mo˙zesz by´c szpiclem.

— Pewnie, ˙ze mog˛e. ´Swi˛etym Mikołajem te˙z mog˛e by´c. Ale nie jestem i mog˛e

to udowodni´c: wiem o rzeczach, o których nikt inny nie mo˙ze wiedzie´c. Na przykład

o tym, ˙ze z Flavi ˛

a na pla˙zy spotkała si˛e moja ˙zona, która zapami˛etała po jednorazowym

przeczytaniu pi˛eciostronicow ˛

a wiadomo´s´c, jak ˛

a ta jej dała. Zacytowała mi j ˛

a pó´zniej

i te˙z j ˛

a zapami˛etałem, co ci zaraz udowodni˛e, słuchaj. . . — i wyrecytowałem mu całe

pi˛e´c stron.

86

background image

W trakcie tego wyst˛epu wokalnego bro´n coraz bardziej si˛e obni˙zała, a gdy sko´nczy-

łem, została odło˙zona.

— Wierz˛e ci, bo sam to napisałem, a poza mn ˛

a tylko Flavia widziała j ˛

a spo´sród

mieszkaj ˛

acych tu ludzi — oznajmił podbiegaj ˛

ac do mnie z błyskiem w oku i zanim si˛e

zorientowałem, porwał mnie w ramiona i ucałował w oba policzki.

Zdecydowanie powinien był si˛e ogoli´c!

— Tego. . . miło mi. . . — mrukn ˛

ałem uwalniaj ˛

ac si˛e z u´scisku. — Zawsze gotów do

pomocy.

— Nadal trudno mi w to uwierzy´c, nigdy dot ˛

ad nie udało si˛e nam zdoby´c pomocy

z zewn ˛

atrz. Kilka miesi˛ecy temu zdołali´smy przemyci´c członka naszej grupy na linio-

wiec pasa˙zerski, ale nie mamy od niego znaku ˙zycia. . .

— Niewysoki, ´sniady, ze złamanym nosem? — przerwałem mu.

— Wła´snie! Ale sk ˛

ad. . . ?

— Z przykro´sci ˛

a musz˛e ci˛e poinformowa´c, ˙ze on nie ˙zyje. Bez w ˛

atpienia zreszt ˛

a

został zamordowany przez agentów waszej policji.

87

background image

— Biedny Hector! Był taki odwa˙zny i pewny, ˙ze uda mu si˛e skontaktowa´c z legen-

darnym Szczurem ze Stali, który mógłby nam pomóc. . . — głos Jorge umilkł niczym

zepsuty magnetofon, a on sam wybałuszył oczy w sposób naprawd˛e malowniczy.

Przyjrzałem si˛e własnym butom, strzepn ˛

ałem pyłek z klapy i poczekałem spokojnie,

a˙z odzyska głos.

— Ty nie. . . — wychrypiał w ko´ncu. — Ty to nie. . .

— Na wasze szcz˛e´scie to ja — przerwałem mu. — Jestem znany pod wieloma

pseudonimami o wspólnym znaczeniu: De rat van voesturij staal, die Edelstahlratte,

El Escuriudizo, The Stainless Steel Rat, a nawet un criminale al nichelcromo, czyli Sta-

lowy Szczur. Do usług. Teraz b ˛

ad´z uprzejmy opowiedzie´c mi dokładnie, jaka jest wasza

sytuacja i co planujecie.

— Mówi ˛

ac krótko i prawd˛e, to planów nie mamy, a nasza sytuacja jest opłakana:

tajna policja jest tu po prostu zbyt skuteczna. Ka˙zda organizacja antyprezydencka zosta-

je spenetrowana i zniszczona ju˙z w fazie tworzenia. Nasza jest całkiem ´swie˙za, a i tak

Flavia musi si˛e ukrywa´c, bo policja ju˙z wie o jej udziale. Poniewa˙z mam do czynienia

z turystami, wymy´slili´smy, ˙ze mo˙zemy spróbowa´c poszuka´c pomocy poza nasz ˛

a plane-

88

background image

t ˛

a i praktycznie tylko na tym si˛e skupili´smy. Wstyd mi przyzna´c, ale to wszystko, na co

dot ˛

ad nas było sta´c.

— Doskonałe nowiny, bo daj ˛

a mi woln ˛

a r˛ek˛e. Teraz b˛edzie seria pyta´n: czy s ˛

a tu

inni podzielaj ˛

acy wasze przekonania?

— Wszyscy chłopi czy robotnicy zabiliby Zapilote i jego gliniarzy zwanych Ulti-

mados, gdyby mogli. Władza znajduje si˛e w r˛ekach bogatych i klasy ´sredniej, którzy

w miar˛e wspomagaj ˛

a re˙zim, ale te˙z bez przesady. Naturalnie wielu spo´sród starej ary-

stokracji go nie cierpi, gdy˙z sporo stracili, gdy doszedł on do władzy, ale nie s ˛

a w ˙zaden

sposób zorganizowani.

Co´s mi zacz˛eło ´swita´c.

— Opowiedz mi o tej starej arystokraci.

— Niewiele jest do opowiadania: sam wywodz˛e si˛e z jej szeregów, cho´c nie mam

imponuj ˛

acego tytułu czy znaczenia.

Tylko dlatego zreszt ˛

a obdarzono mnie wystarczaj ˛

ac ˛

a doz ˛

a zaufania, by zezwoli´c

na kontakty z cudzoziemcami. Mieli´smy tu spokojn ˛

a monarchi˛e, dopóki ta ´swinia nie

pojawiła si˛e na scenie. Zgadza si˛e, ze była niezbyt efektywna i nie spełniała najlepiej

89

background image

swoich zada´n, ale ludzie mieli co je´s´c; nie było tortur czy morderstw politycznych. Była

natomiast wystarczaj ˛

aca porcja niezadowolenia w´sród ludu, tak ˙ze gdy Zapilote zacz ˛

szermowa´c hasłami wolno´sci i równo´sci, ludzie za nim poszli, nie zdaj ˛

ac sobie sprawy,

˙ze były to tylko frazesy, których nie zamierzał ani przez chwil˛e traktowa´c powa˙znie.

Tym niemniej ruch na rzecz demokracji uzyskał takie rozmiary, ˙ze nawet cz˛e´s´c arysto-

kracji zacz˛eła uwa˙za´c go za niezły pomysł i w pierwszych wolnych wyborach Zapilote

został prezydentem. Zanim nadszedł czas kolejnych, miał po swojej stronie wszystkich

skorumpowanych generałów i utworzon ˛

a przez siebie słu˙zb˛e bezpiecze´nstwa. Dzi˛eki

pomocy armii i Ultimados wybory zostały sfałszowane, podobnie jak i wszystkie kolej-

ne, maj ˛

ace miejsce regularnie co cztery lata. Cho´c zbli˙za si˛e termin nast˛epnych, i tak

niczego to nie zmieni: Zapilote jest praktycznie do˙zywotnim prezydentem.

´Switanie nabrało cech realnego pomysłu, tote˙z u´smiechn ˛ałem si˛e szeroko.

— Wcale nie jest — o´swiadczyłem wesoło. — Ta planeta b˛edzie miała wybory,

jakich nie do´swiadczyła w całej swej historii.

— Co masz na my´sli?

90

background image

— Poszukamy kogo´s ze starej herbowej szlachty, komu mo˙zna zaufa´c i kto jest

w miar˛e uczciwy, i wystawimy go jako kandydata na prezydenta w kolejnych wyborach.

— Ale˙z one b˛ed ˛

a sfałszowane!

— A co by´s chciał? Tylko ˙ze tym razem przeze mnie. Te tutejsze cwaniaczki od

lewych wyborów przekonaj ˛

a si˛e na własnej skórze, jak robi si˛e naprawd˛e uczciwie sfał-

szowane wybory. Wygramy bez problemów.

— Naprawd˛e?

— Mog˛e si˛e zało˙zy´c! Ale wpierw musisz znale´z´c nam porz ˛

adnego kandydata.

— Musz˛e pomy´sle´c — odparł, tr ˛

ac w zamy´sleniu nie ogolony podbródek.

— A nie ułatwiłoby ci procesu my´slenia lekkie oliwienie? — spytałem uprzej-

mie. — Powiedzmy jakim´s rozs ˛

adnym gatunkiem rumu?

— Oczywi´scie! Mam tu porz ˛

adny, wyle˙zakowany ron, zbyt dobry dla turystów. Je´sli

pozwolisz, to skosztujemy.

Pozwoliłem i faktycznie był doskonały.

— Najlepsi ze szlachty ˙zyj ˛

a z dala od miast — wyja´snił Jorge, gdy ron zacz ˛

ał dzia-

ła´c i szare komórki zabrały si˛e do roboty. — W gł˛ebi kontynentu s ˛

a wielkie posiadło-

91

background image

´sci nastawione na produkcj˛e kawy, zbo˙za i orzechów. Chłopi nie s ˛

a tam zbyt uciskani,

a szlachta nie straciła na uczciwo´sci. Jak długo trzymaj ˛

a si˛e wszyscy z dala od polityki

i dostarczaj ˛

a ˙zywno´s´c do miast, Zapilote zostawia ich w spokoju.

— Masz tam znajomych?

— To sami moi znajomi, a wła´sciwie rodzina, bo wszyscy szlachetnie urodzeni s ˛

a

w jakim´s stopniu spokrewnieni — wyja´snił ku memu lekkiemu osłupieniu.

— Znajdzie si˛e tam kto´s odpowiedni?

— Jeden na pewno: Gonzales de Torres, markiz de la Rosa. Jest uczciwy, rozs ˛

adny,

odwa˙zny i jak wszyscy diabli nienawidzi Zapilote.

— Musi by´c z niego miły kompan. Jak dawno go znasz?

— Jest moim stryjecznym kuzynem ze strony ciotki mojej matki. Spotykamy si˛e na

pogrzebach, weselach i innych ´swi˛etach rodzinnych. Ale wiele o nim wiem, bo w´sród

arystokracji nie ma tajemnic.

— Wydaje mi si˛e, ˙ze to mo˙ze by´c wła´sciwa osoba — oceniłem. — Jak mo˙zemy si˛e

z nim skontaktowa´c?

— Potrzebujemy samochodu. . .

92

background image

— Ju˙z mamy. Jedziesz z nami?

— Nie mog˛e zostawi´c turystów bez sensownego usprawiedliwienia, bo od razu stał-

bym si˛e podejrzany. Ale Flavia mo˙ze was poprowadzi´c. Dam jej wiadomo´s´c dla kuzyna,

a ona b˛edzie znacznie bezpieczniejsza w´sród swoich, ni˙z tu w mie´scie.

Wys ˛

aczyłem reszt˛e zawarto´sci kielicha i niech˛etnie postawiłem go na stole.

— Wobec tego wszystko ustalone. Jad˛e teraz na przeja˙zd˙zk˛e po okolicy z piknikiem

i sjest ˛

a. Po zapadni˛eciu zmroku zawracamy i zabieramy Flavi˛e, tylko musisz mi poda´c

sk ˛

ad i o której.

— Zlokalizowanie jej b˛edzie wymagało troch˛e czasu, a jeszcze dzi´s mam wycieczk˛e

do oprowadzenia. Ale je´sli przyjdziesz tu o pomocy, b˛ed˛e czekał przed bram ˛

a i zapro-

wadz˛e ci˛e do niej.

— Zgoda — odparłem wstaj ˛

ac i pokazuj ˛

ac na pokryt ˛

a kurzem butelk˛e rumu. —

Wiesz, ˙ze raz otwarte, wieloletnie trunki szybko wietrzej ˛

a? Lepiej byłoby si˛e ni ˛

a za-

opiekowa´c, zanim zacznie si˛e ten godny ubolewania proces. . .

93

background image

— Naturalnie. We´z j ˛

a, błagam — wcisn ˛

ał mi flaszk˛e, przed czym si˛e zreszt ˛

a nie-

specjalnie broniłem, i dodał: — Mam ich wi˛ecej, jak si˛e dzi´s spotkamy, wezm˛e ze sob ˛

a

kilka co godniejszych.

— Ta planeta ma zalety, o których nie wspominaj ˛

a turystyczne foldery — uzna-

łem. — Stary ron i nieuczciwe wybory. To˙z to faktycznie raj!

background image

Rozdział 9

— Brzmi fajnie — ocenili entuzjastycznie, jak na wrodzon ˛

a pow´sci ˛

agliwo´s´c do po-

chwał, bli´zniacy.

— Brzmiałoby fajniej, gdyby ta cała Flavia z nami nie jechała — mrukn˛eła Angeli-

na.

Upiłem nieco rumu i machn ˛

ałem lekcewa˙z ˛

aco r˛ek ˛

a.

— Moja droga ˙zono, dni mych miłosnych podbojów nale˙z ˛

a do przeszło´sci, nawet

je´sli istniały wył ˛

acznie w twoim podejrzliwym umy´sle. Flavia nic mnie nie obchodzi.

Zapewniam ci˛e o tym uroczy´scie i przy ´swiadkach.

95

background image

Angelina uniosła brwi, albo z niedowierzaniem, albo z uznaniem, wolałem nie do-

cieka´c. Okolica była cicha i miła i miałem nieodpart ˛

a ochot˛e rozkoszowa´c si˛e ni ˛

a do

upojenia. Byłem bowiem pewien, ˙ze w najbli˙zszej przyszło´sci nie b˛edzie ani cicho,

ani miło. Siedzieli´smy na le´snej polanie, na wzgórzu wychodz ˛

acym nad morze i z peł-

nym zadowoleniem trawili´smy obfity posiłek. Krajobraz troch˛e szpeciły nie uprz ˛

atni˛ete

jeszcze naczynia, ale obni˙zaj ˛

acy si˛e poziom płynu w omszałej butelce, jak i sło´nce na

horyzoncie, dobitnie oznajmiały, ˙ze zbli˙za si˛e koniec lenistwa. James pochrapywał na

trawie, Bolivar grzebał w samochodzie, a ja le˙załem z głow ˛

a na kolanach Angeliny

i byłem w pełni zadowolony z ˙zyda, co zdarza si˛e człowiekowi naprawd˛e rzadko.

— To si˛e nazywa ˙zycie — westchn ˛

ałem. — Mo˙ze powinienem wycofa´c si˛e na zasłu-

˙zon ˛

a emerytur˛e na jak ˛

a´s podobn ˛

a do tej, spokojn ˛

a planet˛e, gdzie mogliby´smy do˙zywa´c

spokojnej staro´sci w promieniach. . .

— Nonsens — przerwała mi rzeczowym tonem Angelina. — W mniej ni˙z dwadzie-

´scia cztery godziny nuda przywiodłaby ci˛e do skrajnej desperacji. Jedynym powodem,

dla którego podoba ci si˛e spokój, jest ´swiadomo´s´c tego, ˙ze za kilka godzin zaczniesz

96

background image

działa´c. Naturalnie nie wspominaj ˛

ac o tym drobiazgu, ˙ze jeste´s na wpół zalany tym

tutejszym rumem, który chlejesz od rana.

— Obra˙zasz mnie! Jestem trze´zwy jak nowo narodzone dzieci˛e pary abstynentów.

Mog˛e ci wyrecytowa´c liczb˛e pi do dwudziestego miejsca po przecinku!

— To powiedz: stół z powyłamywanymi nogami.

— Stół bez nóg.

— Pi˛eknie! — Niespodziewanie wstała i moja głowa łupn˛eła o ziemi˛e. — Czas

rusza´c! James, zanie´s ojca do samochodu, bo w ˛

atpi˛e, ˙zeby był w stanie dotrze´c tam

o własnych siłach.

James mrugn ˛

ał do mnie porozumiewawczo, wi˛ec mu odmrugn ˛

ałem i przetoczyłem

si˛e na brzuch. Pi˛e´cdziesi ˛

at pompek szybko przywróciło mi jasno´s´c umysłu, czego zresz-

t ˛

a błyskawicznie po˙załowałem, bo lekki kac zacz ˛

ał mi przy tej okazji rozsadza´c czaszk˛e.

Ron, chocia˙z łagodny w smaku, swoj ˛

a moc jednak posiadał. Wyrzuciłem pust ˛

a butelk˛e,

daj ˛

ac sobie uroczy´scie słowo, ˙ze wi˛ecej nie tkn˛e tego trunku. Do jutra, ma si˛e rozumie´c.

97

background image

W ci ˛

agu kilku chwil byli´smy gotowi do drogi. James pozbierał ´smieci, Angelina

poskładała naczynia do pojemnika pełni ˛

acego jednocze´snie rol˛e ultrad´zwi˛ekowej myjki

i ruszyli´smy z powrotem.

Z drogi niewiele pami˛etam, poniewa˙z udało mi si˛e przespa´c j ˛

a prawie w cało´sci,

cho´c był to sen pokrzepiaj ˛

acy a nie wywołany przepiciem, jak sugerowała Angelina.

Obudziła mnie zreszt ˛

a z wrodzon ˛

a delikatno´sci ˛

a, ale na czas: jej łokie´c wbił si˛e w moje

˙zebra, gdy podjechali´smy pod blok, w którym mieszkał Jorge. On sam czekał w cieniu

przy drzwiach, a na nasz widok podbiegł i błyskawicznie wskoczył do ´srodka.

— Jedziemy! Szybko! — polecił. — Tragedia: Ultimados złapali Flavi˛e!

— Kiedy? — spytałem.

— Kilka minut temu. Dostałem telefon wychodz ˛

ac. Zaatakowali farm˛e, na której si˛e

ukrywała i zabrali j ˛

a ze sob ˛

a.

— Daleko do tej farmy? — zainteresowałem si˛e.

— Nie bardzo. Z pół godziny jazdy.

— Wobec tego mo˙zemy ich przechwyci´c, zanim dotr ˛

a do miasta.

98

background image

— Faktycznie! — ucieszył si˛e. — W takim razie skr˛ecamy tu w lewo. Do farmy

prowadzi tylko jedna przejezdna droga. Ale musz˛e was ostrzec: oni s ˛

a uzbrojeni i nie-

bezpieczni.

Równocze´snie rykn˛eli´smy ´smiechem, wywołuj ˛

ac jego pełne osłupienia spojrzenie.

Bolivar uspokoił si˛e pierwszy i docisn ˛

ał gaz do dechy.

Dotarcie do drogi prowadz ˛

acej na nizin˛e, na której le˙zała farma, zaj˛eło nam pi˛e´c

minut. Zatrzymali´smy si˛e na ostatnim wzniesieniu, a ja przestudiowałem okolic˛e do-

pracowuj ˛

ac szczegóły planu.

— James, wyjmij ze skrytki pistolety igłowe i debonder — poleciłem. — Bolivar,

cofnij samochód za zakr˛et, by go nie było wida´c. Angelino, kochanie, b˛edziesz przyn˛et ˛

a

w naszej pułapce.

— To si˛e nazywa troskliwy m ˛

a˙z!

Wskazałem promieniem latarki spore drzewo zwieszaj ˛

ace si˛e cz˛e´sciowo nad drog ˛

a.

— Zetniemy je tak, by legło w poprzek — wyja´sniłem, nastawiaj ˛

ac ucha. — I to

szybko, bo słysz˛e silnik zbli˙zaj ˛

acego si˛e samochodu.

99

background image

Gdy zajmowali´smy pozycje w krzakach po obu stronach drogi, wida´c ju˙z było ´swia-

tła nadje˙zd˙zaj ˛

acego pojazdu. Wóz min ˛

ał ostatni zakr˛et i jego reflektory o´swietliły ko-

ron˛e przegradzaj ˛

acego drog˛e drzewa. Pisn˛eły hamulce i przez sekund˛e bałem si˛e, ˙ze

Angelina b˛edzie musiała ucieka´c, by nie zosta´c przejechan ˛

a, ale na szcz˛e´scie ´zle oce-

niłem odległo´s´c. Samochód zatrzymał si˛e przed pozornie przygniecion ˛

a przez gał˛ezie

Angelina, która słabo pomachała pasa˙zerom.

I to w zasadzie było wszystko. Kierowca wysiadł i padł trafiony igł ˛

a ze ´srodkiem

nasennym, a inne stalowe drobiny załatwiły przez uchylone okna pozostałych urz˛edo-

wych pasa˙zerów. Podszedłem, maj ˛

ac w prawej r˛ece bro´n, a w lewej latark˛e, i zlustrowa-

łem wn˛etrze pełne chrapi ˛

acych drabów, jak i ˙zywy dowód celno´sci naszych strzałów:

oszołomion ˛

a, ale jak najbardziej przytomn ˛

a Flavi˛e, siedz ˛

ac ˛

a mi˛edzy nimi.

— Witamy na wolno´sci — powiedziałem pomagaj ˛

ac jej wysi ˛

a´s´c.

Angelina wysun˛eła si˛e spomi˛edzy gał˛ezi otrzepuj ˛

ac sukni˛e z ziemi, ale zanim zd ˛

a-

˙zyła co´s powiedzie´c, moje miejsce zaj ˛

ał nami˛etnie całuj ˛

acy uratowan ˛

a Jorge. Wygl ˛

adał

na pasjonata tego zaj˛ecia.

100

background image

— Nie licz ˛

ac tego, ˙ze prawie mnie przejechali, to wszystko poszło zgodnie z pla-

nem — podsumowała Angelina. — Teraz wystarczy wsadzi´c kierowc˛e z powrotem i do-

ł ˛

aczy´c do niego kilka granatów termitowych.

Westchn ˛

ałem i pocałowałem j ˛

a a la Jorge, co zaszkodzi´c nie mogło, najwy˙zej po-

móc.

— ˙

Zeby si˛e tu zaraz zrobił zlot gwia´zdzisty wszystkich tajniaków z okolicy? Nie,

kochanie, dostan ˛

a dawk˛e pozwalaj ˛

ac ˛

a im przespa´c najbli˙zsze czterdzie´sci osiem godzin,

a potem ich zeznania i tak b˛ed ˛

a bez znaczenia. James i Bolivar, umie´s´ccie ich gdzie´s

w lesie, mo˙ze by´c w pokrzywach. Je´sli chcecie, mo˙zecie przeprowadzi´c konfiskat˛e ich

mienia. Jorge, mógłby´s na chwil˛e przerwa´c to bez w ˛

atpienia pasjonuj ˛

ace zaj˛ecie i da´c

dziewczynie odpocz ˛

a´c? ´Slicznie. Umiesz prowadzi´c samochód?

— Oczywi´scie! Czy˙zby´s uwa˙zał, ˙ze jestem chłopem?

— Sk ˛

ad˙ze! Przepraszam. Mo˙zesz umie´sci´c ten samochód w miejscu, gdzie przez

najbli˙zsze dwa dni nikt by na niego nie zwrócił uwagi?

— Pewno. Jest tu niedaleko ładne wzgórze ze stromym stokiem opadaj ˛

acym do

morza. Nikt nie powinien znale´z´c samochodu, bo woda jest tam do´s´c gł˛eboka.

101

background image

— W takim razie do roboty. Pocałuj Flavi˛e i znikaj. Gdy machali´smy mu na po˙ze-

gnanie, zauwa˙zyłem, ˙ze

Flavia ma na wpół zapuchni˛ete oko i kilka skalecze´n na twarzy.

— Pójd˛e po apteczk˛e — zaofiarowała si˛e Angelina. — Gdybym wiedziała wcze-

´sniej, ˙ze te łajzy ci˛e pobiły, to sko´nczyłoby si˛e na granatach zapalaj ˛

acych!

— Nie wiem, jak wam podzi˛ekowa´c — odezwała si˛e z uczuciem Flavia. — Nie tylko

za to, ˙ze mnie uratowali´scie, ale tak˙ze za to, co planujecie zrobi´c. Jorge opowiedział mi

wszystko. Mo˙zecie tego dokona´c?

— Faktem jest, ˙ze mój m ˛

a˙z potrafi prawie wszystko — przyznała Angelina nakłada-

j ˛

ac na skaleczenia krem odka˙zaj ˛

acy. — Z pewnymi wyj ˛

atkami naturalnie, przynajmniej

jak długo jestem w pobli˙zu.

— Sko´nczone, tato — oznajmił Bolivar wychodz ˛

ac z lasu z nar˛eczem ubra´n.

— Widzieli´smy, co z ni ˛

a zrobili, wi˛ec pomy´sleli´smy, ˙ze przechadzka na golasa do

miasta dobrze im zrobi — dodał James obładowany butami.

— Faktycznie miłe z waszej strony. Flavia, to moi synowie: James i Bolivar.

Obaj entuzjastycznie u´scisn˛eli podan ˛

a im dło´n, a Angelina dodała:

102

background image

— Jak ich znam, to jest to miło´s´c od pierwszego uk ˛

aszenia. Proponuj˛e ˙zeby´smy si˛e

udali w dalsz ˛

a drog˛e.

Udali´smy si˛e. Prosto do głównej autostrady, zgodnie z instrukcjami Flavii.

— Kiedy znajdziemy si˛e w gł˛ebi kontynentu, b˛edziemy bezpieczni, gdy˙z Ultimados

rzadko si˛e tam zapuszczaj ˛

a, a i to wył ˛

acznie w konwojach. Tylko przebycie Bariery

b˛edzie sporym problemem — wyja´sniła.

— Co to takiego? — spytałem.

— Mur przecinaj ˛

acy cały kontynent i niemo˙zliwy do przebycia w miejscach innych

ni˙z przej´scia, przy których zbudowane s ˛

a wartownie. Mur jest gruby, zwie´nczony wielo-

ma pasmami drutu kolczastego pod napi˛eciem. Z obu stron rozci ˛

agaj ˛

a si˛e pola minowe

i masa rozmaitego rodzaju detektorów.

— Brzmi zach˛ecaj ˛

aco — oceniła Angelina. — Jim, otwórz szampana, to doskonały

´srodek na uspokojenie, a potem zajmij si˛e wymy´sleniem jakiego´s sensownego planu.

*

*

*

— Opowiedz mi, jak wygl ˛

adaj ˛

a wartownie i przej´scia — poprosiłem Flavi˛e.

103

background image

Obie z Angelina zaatakowały szampana z du˙z ˛

a doz ˛

a entuzjazmu; w przeciwie´nstwie

do mnie, jak na jeden dzie´n wypiłem wystarczaj ˛

ac ˛

a ilo´s´c procentów.

— To małe forty zbudowane na drogach. Nie mo˙zna ich omin ˛

a´c. W ka˙zdym sta-

cjonuje liczny i dobrze uzbrojony garnizon, przepuszczaj ˛

acy jedynie osoby posiadaj ˛

ace

wła´sciwe dokumenty. No i naturalnie po dokładnej rewizji. Nigdy nie uda si˛e nam tam-

t˛edy przejecha´c.

— Nigdy — wtr ˛

aciła Angelina — jest słowem nie istniej ˛

acym w słowniku u˙zywa-

nym przez nasz ˛

a rodzin˛e. Jak my´slisz, J im: mur czy wartownia?

— Wartownia oczywi´scie. Łatwiej poradzi´c sobie z lud´zmi, ni˙z wysadza´c gór˛e be-

tonu, zasieków i min. Ile mamy do najbli˙zszej wartowni?

— Sto trzydzie´sci mil — odparła Flavia odczytuj ˛

ac drogowskaz o´swietlony przez

reflektory wozu.

— Słyszałe´s, James?

— Słyszałem.

104

background image

— Zaprogramuj radar tak, by zacz ˛

ał działa´c jakie´s trzydzie´sci mil od celu. To po-

winno nam da´c wystarczaj ˛

aco dobry obraz. Staniemy o siedem mil przed wartowni ˛

a

i dokonamy ostatnich przygotowa´n — zarz ˛

adziłem.

S ˛

adz ˛

ac po wyrazie twarzy, Flavia była przekonana, ˙ze ma do czynienia z szale´ncami.

Para bogatych turystów w starym samochodzie planuj ˛

aca rozprawi´c si˛e ze ´smietank ˛

a

armii. Có˙z. . . sk ˛

ad miała wiedzie´c, ˙ze tak tury´sci, jak i samochód kryj ˛

a w sobie mas˛e

niespodzianek.

*

*

*

— Jest — oznajmił James, gdy pokonali´smy szczyt kolejnego wzniesienia. — Na-

wet nie potrzeba radaru.

Miał racj˛e, przed nami rozci ˛

agała si˛e jasno o´swietlona Bariera, a z boku widniała

rz˛esi´scie o´swietlona, imponuj ˛

aca zaiste wartownia. K ˛

atem oka dostrzegłem, ˙ze Flavia

dr˙zy, i u´smiechn ˛

ałem si˛e, dodaj ˛

ac jej odwagi.

— Teraz po kolei — wyci ˛

agn ˛

ałem spod siedzenia szuflad˛e i kolejno wszystk ˛

a jej

zawarto´s´c. — Filtry przeciwgazowe do nosa. Angelina, wytłumacz Flavii, jak je nało-

105

background image

˙zy´c. Bolivar, zamknij dach, James, przygotuj miotacze. Nie ma sensu ryzykowa´c bez

potrzeby.

Z cichym szumem pancerny dach znalazł si˛e na miejscu, podobnie jak kuloodporne

szyby, zmieniaj ˛

ac sportowy wóz w pancerk˛e.

— James, zamkni˛ecie okien na mój rozkaz to twoje zadanie; teraz opu´s´c cz˛e´sciowo

szyby, bo przy tej pogodzie szczelnie zamkni˛ety samochód ma prawo wzbudzi´c podej-

rzenia. Przeł ˛

acz na mnie sterowanie działka laserowego i przygotuj działo bezodrzutowe

na wypadek, gdyby brama okazała si˛e bardziej wytrzymała, ni˙z my´sl˛e.

Z oparcia mojego fotela wysun˛eła si˛e skrzynka zdalnego sterowania i ekran celow-

nika działka laserowego. Nastawiłem je na chwilowo niewidoczn ˛

a bram˛e i sprawdziłem

odczyt odległo´sci.

— W porz ˛

adku — stwierdziłem zadowolony. — Jakie´s pytania?

— Kiedy co´s zjemy? — to był James.

— Jak b˛edziemy po drugiej stronie. Inne pytania, by´c mo˙ze powa˙zniejszej natury?

— Jedzenie to powa˙zny temat — zauwa˙zył Bolivar.

— Te˙z racja, ale s ˛

a chwilowo wa˙zniejsze. Nie ma pyta´n? No to w drog˛e.

Bolivar wrzucił bieg i ruszyli´smy w dół zbocza do ataku.

background image

Rozdział 10

Naturalnie był to raczej powolny atak, im dłu˙zej bowiem udawało nam si˛e ukry´c

prawdziwe zamiary, tym wi˛eksze były nasze szans˛e na szybki sukces. Tak wi˛ec, ma-

jestatycznie toczyli´smy si˛e do bitwy, a ja zabrałem si˛e za otwieranie kolejnej butelki

szampana, która tym razem stawiła bierny opór. Nadal mocowałem si˛e z korkiem, gdy

stan˛eli´smy na jaskrawo o´swietlonym placu przed stalow ˛

a bram ˛

a.

— Otwiera´c! — wrzasn ˛

ałem wychylaj ˛

ac si˛e przez okno i ignoruj ˛

ac rozmaitego kali-

bru lufy spogl ˛

adaj ˛

ace na nas ze strzelnic w murze. — Co wy, dwupierdki osła i ko´nskie

podogonia, sobie my´slicie? Jakim prawem zmuszacie szlachetnie urodzonych do cze-

107

background image

kania pod zamkni˛et ˛

a bram ˛

a? Szofer, klakson! Niech si˛e ta banda leniwych półgłówków

w ko´ncu obudzi!

Klakson zawył, a wła´sciwie nie klakson tylko nagranie polowych organów, które-

go u˙zywali´smy zamiast klaksonu. Umarłego mogło to na nogi postawi´c, no i w ko´ncu

brania otworzyła si˛e powoli. Zignorowałem fakt, ˙ze zamkn˛eła si˛e, ledwie przez ni ˛

a prze-

jechali´smy, a przed nami widniała druga, zamkni˛eta na głucho, i zaj ˛

ałem si˛e korkiem.

Wystrzelił z ładnym hukiem, tote˙z wszyscy zaj˛eli´smy si˛e napełnianiem pustych kie-

lichów. Wybiegaj ˛

acych z odwachu ˙zołnierzy zignorowali´smy. K ˛

atem oka dostrzegłem

Angelin˛e szturcha´ncem dodaj ˛

ac ˛

a Flavii odwagi, gdy do okna od mojej strony przez tłum

wybałuszaj ˛

acych oczy ˙zołnierzy przepchn ˛

ał si˛e oficer.

— Dokumenty! — warkn ˛

ał obcesowo.

— Wi˛ecej kultury, kmiocie, gdy si˛e zwracasz do szlachetnie urodzonych — zmro-

ziłem go gestykuluj ˛

ac kielichem i rozlewaj ˛

ac w koło jego zawarto´s´c. — Otwórz bram˛e

i znikaj.

— Dokumenty, poprosz˛e — odezwał si˛e ju˙z znacznie grzeczniej i nagle wybałuszył

oczy dostrzegłszy Flavi˛e.

108

background image

Zanim zd ˛

a˙zył wrzasn ˛

a´c (najwidoczniej była od dawna poszukiwana i jej rysopis

zd ˛

a˙zył dotrze´c tak˙ze do armii), cisn ˛

ałem mu w otwarte usta szampana wraz z kielichem.

— Okna! — rozkazałem. — Gaz!

Szyby zatrzasn˛eły si˛e z cichym szcz˛ekiem, a z umieszczonych w karoserii dysz try-

sn˛eły strugi gazu usypiaj ˛

acego. Oficer zwalił si˛e na ziemi˛e natychmiast, a w ´slad za

nim kolejno osuwali si˛e podwładni. Przestałem podziwia´c widoki i zaj ˛

ałem si˛e umiesz-

czonym pod mask ˛

a laserem. Spomi˛edzy ozdobnej osłony chłodnicy wystrzeliła igła ru-

binowego ´swiatła, która w´sród całkowitej ciszy trafiła w stalowe wrota. Te zadymiły

z wolna i niech˛etnie zacz˛eły si˛e topi´c, ale tylko w miejscu, gdzie dotykał ich promie´n.

— Kiepsko raczej — zauwa˙zyła Angelina.

— S ˛

a za grube — wyja´sniłem. — James, bierz si˛e do roboty! Wal w zwie´nczenie. . .

Długa maska wozu rozsun˛eła si˛e na boki ukazuj ˛

ac szar ˛

a luf˛e bezodrzutowego działa

kaliber sto pi˛e´c milimetrów. Hukn˛eło ogłuszaj ˛

aco nawet w izolowanym wn˛etrzu wozu,

gdy˙z d´zwi˛ek odbił si˛e od ´scian wartowni i przeciwpancerne pociski jeden po drugim

łupn˛eły w stal bramy. Miałem wra˙zenie, ˙ze siedz˛e pod czasz ˛

a gigantycznego dzwonu,

w który regularnie wali stalowym pr˛etem jaki´s maniak. Na szcz˛e´scie wrota nie wy-

109

background image

trzymały i przy akompaniamencie łoskotu i sypi ˛

acego si˛e gruzu run˛eły z trzaskiem na

zewn ˛

atrz.

Odskoczyłem odruchowo, gdy w szyb˛e tu˙z przy twarzy trafiła seria z karabinu ma-

szynowego. Pociski z pistoletów maszynowych tłukły o burty i dach, gdy˙z nowi ˙zoł-

nierze strzelaj ˛

ac z biodra wypadali z ró˙znych wej´s´c do budynków, które nas otaczały.

I walili si˛e na ziemi˛e, ledwie weszli w stref˛e działania gazu.

— Wynosimy si˛e! — wrzasn ˛

ałem, ledwie słysz ˛

ac własny głos w tym hałasie. —

Czekaj!

Jeden z nowo przybyłych dotarł a˙z do samochodu, gdzie opadł na zamykaj ˛

ac ˛

a si˛e

mask˛e, by po niej spłyn ˛

a´c przed koła. Niestety, w trakcie tej gimnastyki jego dło´n z bro-

ni ˛

a zaklinowała obie nie domkni˛ete połowy. Diabli wiedzieli, co mogłoby si˛e sta´c, gdy-

by´smy tak pojechali. Mo˙ze nic (poza naturalnie przejechaniem delikwenta), a mo˙ze wie-

le. Wolałem nie ryzykowa´c. Wyskoczyłem na zewn ˛

atrz odruchowo — kto´s musiał —

i potykaj ˛

ac si˛e o ´spi ˛

acych podbiegłem do przodu wozu. Gwałtownym szarpni˛eciem

uwolniłem dło´n i kolb˛e blokuj ˛

ac ˛

a mask˛e, która zamkn˛eła si˛e z trzaskiem, i odci ˛

agn ˛

ałem

110

background image

ofiar˛e na bok. Skoro i tak ju˙z musiałem wyj´s´c, to mogłem przy okazji uratowa´c go od

´smierci, która ani nam, ani nikomu nie była na nic potrzebna.

Gdy wskakiwałem do wn˛etrza ruszaj ˛

acego samochodu, dostrzegłem kolejnego wy-

biegaj ˛

acego z odwachu — ten był cwa´nszy i nało˙zył mask˛e przeciwgazow ˛

a. Uniósł bro´n

i co´s mnie kopn˛eło w rami˛e okr˛ecaj ˛

ac równocze´snie wokół. Poczułem, ˙ze padam i po-

tem obrazy nieco mi si˛e zamgliły i przemieszały. Próbowałem wsta´c, ale mi si˛e to nie

udało.

Le˙załem tu˙z przy drzwiach stoj ˛

acego wozu, a nade mn ˛

a stał James z broni ˛

a w r˛eku.

Wystrzelił dwukrotnie, złapał mnie wpół i prawie wrzucił do ´srodka. Chciałem zoba-

czy´c, co si˛e dzieje, ale moje oczy czemu´s nie chciały si˛e otworzy´c. . . na zewn ˛

atrz co´s

łupn˛eło, wóz zatrz ˛

asł si˛e na jakich´s wybojach, a potem kto´s zgasił ´swiatło.

*

*

*

Pierwsz ˛

a rzecz ˛

a jak ˛

a dostrzegłem otwieraj ˛

ac oczy, była twarz Angeliny, co zawsze

było miłym widokiem, ale teraz szczególnie mnie ucieszyło. Chciałem co´s powiedzie´c,

jednak chwycił mnie w´sciekły kaszel. Podała mi szklank˛e z wod ˛

a, któr ˛

a duszkiem

111

background image

opró˙zniłem, i odsun˛eła si˛e. Stwierdziłem z niejakim zdumieniem, ˙ze spogl ˛

adam w bł˛e-

kitne niebo. Woda miała zbawienny wpływ na moje struny głosowe: odchrz ˛

akn ˛

ałem

i spytałem:

— Mog˛e si˛e dowiedzie´c, jak poszło?

— Doskonale, je´sli nie liczy´c twojego zwariowanego bohaterstwa — odparła

z u´smiechem bior ˛

ac moj ˛

a dło´n. — Opór ustał, gdy gaz dotarł do budynków. Kilku zdoła-

ło nało˙zy´c maski, ale nie stanowili wi˛ekszego zagro˙zenia. Dobrze, ˙ze wóz jest pancerny:

ma kilka naprawd˛e imponuj ˛

acych wgniece´n i szram. Przez bram˛e przejechali´smy bez

kłopotów, potem skr˛ecili´smy w boczn ˛

a drog˛e. Wysadzili´smy most na wypadek pogo-

ni i skierowali´smy si˛e ku wzgórzom. Znale´zli´smy to miłe jeziorko i zrobili´smy postój.

Wóz i namioty s ˛

a ukryte pod drzewami. Nie licz ˛

ac twojego ramienia z czyst ˛

a ran ˛

a po-

strzałow ˛

a w bicepsie i tricepsie, to jeste´smy cali i zdrowi.

— Nic nie czuj˛e.

— I prawidłowo: jeste´s nafaszerowany narkotykami. Poniewa˙z zacz ˛

ałem si˛e ubiera´c,

pomogła mi usi ˛

a´s´c i zmieniła poło˙zenie poduszek, o które si˛e opierałem.

112

background image

Le˙załem na jednym z rozło˙zonych rz˛edem ´spiworów, na których spali chłopcy i Fla-

via. Dawało to wprost nieprzyzwoicie sielankow ˛

a scen˛e uzupełnian ˛

a łagodnym szumem

wiatru. Z miejsca, w którym le˙załem, miałem doskonały widok na poro´sni˛ety traw ˛

a stok

wzgórza ci ˛

agn ˛

acy si˛e ku kolejnym wzniesieniom i majacz ˛

acym w oddali górom.

— Czy ty w ogóle spała´s? — spytałem podejrzliwie.

— Kto´s musiał sta´c na warcie.

— Teraz to moje zadanie. Odpocznij.

Zacz˛eła protestowa´c, ale i tak w ko´ncu stan˛eło na moim. Pocałowała mnie, uzupeł-

niła zapas wody na podr˛ecznym stoliku i zawin˛eła si˛e w ´spiwór.

Znieczulenie miało efekty pod jednym wzgl˛edem dziwnie przypominaj ˛

ace kaca, pi´c

mi si˛e chciało jak diabli, tote˙z wody nie wystarczyło na długo. Poniewa˙z perspektywa

le˙zenia o suchym pysku nie odpowiadała mi, a nie chciałem przerywa´c nikomu zasłu-

˙zonego snu, pozbierałem si˛e wi˛ec do pionu. Z pocz ˛

atku nieco mi si˛e w głowie kr˛eciło,

ale uczucie to szybko min˛eło i całkiem ju˙z pewnie poszedłem do samochodu. Gdy mija-

łem Bolivara, spojrzał na mnie zaalarmowany, wi˛ec przyło˙zyłem palec do ust i chłopak

natychmiast usn ˛

ał z powrotem.

113

background image

Wóz miał wł ˛

aczony radar i alarm, co znaczyło, ˙ze je´sli co´s cokolwiek wi˛ekszego

od kota znajdzie si˛e bli˙zej ni˙z sto jardów, to wszyscy si˛e o tym dowiemy. Zrobiło mi

si˛e ra´zniej na duszy: chłopaki dawali sobie doskonale rad˛e, co było mił ˛

a wró˙zb ˛

a na

przyszło´s´c.

W lodówce chłodził si˛e por˛eczny pojemnik z wod ˛

a i podr˛eczny zapas butelek pi-

wa, co szczególnie mi si˛e spodobało. Otworzyłem jedn ˛

a i wychyliłem duszkiem, po

czym natychmiast uj ˛

ałem za szyjk˛e słysz ˛

ac na zewn ˛

atrz kroki. Przezorno´s´c okazała si˛e

zb˛edna: to była Flavia.

— Jeste´s jedynym człowiekiem, który mógł nas tu doprowadzi´c — powiedziała

z uczuciem. — Dzi˛ekuj˛e ci z całego serca.

— Drobiazg i rutyna. No i nie zapominaj, ˙ze miałem wysoce fachow ˛

a pomoc.

— Musz˛e przyzna´c, ˙ze gdy Jorge mi wszystko powiedział, pomy´slałam, ˙ze to sza-

le´nstwo. Nie wierzyłam, ˙ze zdołacie wygra´c wybory. Teraz przepraszam za w ˛

atpliwo´sci.

Wierz˛e, ˙ze zrobisz to, co obiecujesz i chc˛e, by tak si˛e stało. A wiesz dlaczego?

— Przepraszam, ale moje szare komórki nadal si˛e szukaj ˛

a, nie jestem chwilowo

zdolny do dalszych łamigłówek.

114

background image

Podeszła, zatrzymuj ˛

ac si˛e w odległo´sci ramienia i wreszcie mogłem w pełni oceni´c

jej urod˛e: oczy, w których gł˛ebinie mo˙zna było si˛e utopi´c, pełne, zmysłowe wargi. . .

westchn ˛

ałem, wypiłem reszt˛e z drugiej butelki i na wszelki wypadek siadłem na błot-

niku, by by´c nieco dalej od tych oczu. W mojej sytuacji nagłe wzruszenia mog ˛

a by´c

zgubne w skutkach. . .

— Dlatego, ˙ze wierz˛e gł˛eboko, ˙ze jeste´s człowiekiem o nieposzlakowanym hono-

rze — wyja´sniła powa˙znie i z zapałem.

Całe szcz˛e´scie, ˙ze wcze´sniej zd ˛

a˙zyłem usi ˛

a´s´c!

— Osobi´scie uwa˙zam, ˙ze jestem przest˛epc ˛

a, cho´c dzi˛eki za miłe słowo — odpar-

łem. — Poza tym policje co´s z tysi ˛

aca planet zgodziłyby si˛e ze mn ˛

a, nie z tob ˛

a.

— Nie rozumiem tego, ale wierz˛e w ciebie. Powiedz mi, dlaczego odci ˛

agn ˛

ałe´s tego

˙zołnierza nara˙zaj ˛

ac własne ˙zycie?

— I tak ryzykowałem, wi˛ec przy okazji uratowałem go od ´smierci pod kołami.

— Dlaczego ˙zycie jednego człowieka jest takie wa˙zne?

— Bo co mo˙ze by´c wa˙zniejszego? To wszystko, co ka˙zdy z nas ma najcenniejsze-

go, niczym nie poprzedzone i nic po nim nie ma, niewa˙zne, co twierdziłby jaki´s klecha

115

background image

oboj˛etnie jakiego wyznania. To co widzisz, to masz, tak wygl ˛

ada naga prawda. Pry-

watnie nigdy nikogo nie nawracałem i nie ˙zycz˛e sobie, by kto´s to próbował robi´c ze

mn ˛

a. Mówi ˛

ac po prostu, jestem realist ˛

a i przyznaj˛e, ˙ze nie ma ˙zadnych dowodów tak

na istnienie, jak i na nieistnienie Boga. Niech ka˙zdy wybiera zatem według własnego

uznania. Osobi´scie s ˛

adz˛e, ˙ze nie tylko tam w górze nikogo nie ma, ale w ogóle nie ma

˙zadnej góry. Wszystko co mam, to tylko jedno ˙zycie, z którego zamierzam wycisn ˛

a´c ile

si˛e da. Dlatego te˙z uwa˙zam, ˙ze najgorszym, co mo˙zna zrobi´c innej osobie, to pozbawi´c

go tej jedynej mo˙zliwo´sci istnienia. Dopuszczalne jest to tylko w obronie własnej lub

najbli˙zszych, je´sli nie ma innej mo˙zliwo´sci, by prze˙zy´c. Tylko zadufani w sobie głupi

politycy lub wykonuj ˛

acy ich rozkazy t˛epi wojskowi zabijaj ˛

a ludzi dla ich własnego do-

bra. Nie wspominaj ˛

ac naturalnie o fanatykach religijnych robi ˛

acych to, by tych˙ze ludzi

zbawi´c. Ale ich miejsce jest w zakładzie dla obł ˛

akanych, tak ˙ze mo˙zna ich pomin ˛

a´c. Na

szcz˛e´scie ich wpływy s ˛

a coraz mniejsze i na coraz mniejszej liczbie planet. ˙

Zyj i pozwól

˙zy´c innym to najm ˛

adrzejsze motto, jakie w ˙zyciu słyszałem.

— Dobrze powiedziane, tato — ocenił Bolivar staj ˛

ac za dziewczyn ˛

a. — Mo˙ze by´s

si˛e tak poło˙zył? Przejm˛e wart˛e, je´sli si˛e zgodzisz.

116

background image

— Wydaje mi si˛e, ˙ze to nie taki zły pomysł.

Skin ˛

ał głow ˛

a, ale patrz ˛

ac na ni ˛

a nie na mnie. Spogl ˛

adała zreszt ˛

a na niego równie

intensywnie, tote˙z czułem, ˙ze w tym przypadku troje to ju˙z tłok.

— No to miłej warty. Flavio, je´sli nie jeste´s ´spi ˛

aca, to mo˙ze dotrzymasz mu towa-

rzystwa? Jestem pewien, ˙ze ma mas˛e pyta´n dotycz ˛

acych tej planety. . . i nie tylko.

Zgodzili si˛e prawie entuzjastycznie, tote˙z poszedłem sobie kiwaj ˛

ac głow ˛

a i czuj ˛

ac

si˛e mo˙ze nie tyle stary, ile zu˙zyty.

Pewnie znieczulenie przestawało działa´c. Albo był to wpływ teologicznego wykła-

du: gadanie o pierdołach, i to oczywistych, zawsze mnie denerwowało.

— Uszy do góry — mrukn ˛

ałem, układaj ˛

ac si˛e w ´spiworze. — Jakkolwiek by było,

jeste´s zbawc ˛

a tej planety i gówniarze b˛ed ˛

a musieli uczy´c si˛e o tobie w szkołach!

Co musiało by´c trafn ˛

a form ˛

a zemsty na losie, gdy˙z zasn ˛

ałem z lekkim u´smiechem

na ustach.

background image

Rozdział 11

Pó´znym popołudniem oddział był na nogach i kategorycznie ˙z ˛

adał je´s´c. Rami˛e te˙z

si˛e obudziło i stwierdziło, ˙ze najwy˙zsza pora da´c o sobie zna´c, co mi si˛e przestało po-

doba´c. Maj ˛

ac do wyboru ´srodek znieczulaj ˛

acy i jasny umysł, z konieczno´sci wybrałem

to drugie — trzeba było przygotowa´c plany na rozmaite okazje, wobec czego mówi

si˛e trudno. Zjadłem jajka na bekonie (jajka były sproszkowane, bekon liofilizowany)

spłukuj ˛

ac to rozpuszczaln ˛

a kaw ˛

a i daj ˛

ac sobie uroczyste słowo honoru, ˙ze nast˛epnym

razem, przygotowuj ˛

ac jaka´s wypraw˛e, wi˛ecej uwagi b˛ed˛e po´swi˛ecał zapasom spo˙zyw-

118

background image

czym. Koniec mycia naczy´n i moich procesów decyzyjnych zbiegł si˛e w czasie, wobec

czego zacz ˛

ałem si˛e rz ˛

adzi´c.

— Bolivar, do roboty! — poleciłem, wi˛ec oderwał si˛e od Flavii, acz uczynił to

z pewn ˛

a niech˛eci ˛

a. — B ˛

ad´z tak miły i przynie´s tu skrzynk˛e oznaczon ˛

a „Top Secret”;

znajduje si˛e w baga˙zniku.

— Brawo! Najwy˙zszy czas, ˙zeby´smy si˛e dowiedzieli, co w niej jest.

Wszyscy zebrali si˛e wokół, gdy postawił obok mnie ci˛e˙zki szary pojemnik.

— Co za młodzie˙z! — stwierdziłem z dezaprobat ˛

a przygl ˛

adaj ˛

ac si˛e rysom przy

zamku. — Za grosz cierpliwo´sci.

— To James — oburzył si˛e. — Ja próbowałem rozci ˛

a´c wzdłu˙z szwu.

— Co te˙z ci si˛e nie udało — stwierdziłem z zadowoleniem. — Poniewa˙z nie tylko

zawarto´s´c, ale i opakowanie s ˛

a jednymi z ostatnich osi ˛

agni˛e´c profesora Coypu, którego

wszyscy znacie. Wystarczy tu przyło˙zy´c kciuk i wybra´c wła´sciw ˛

a kombinacj˛e. Ten, na

kogo jest zaprogramowany zamek, nie ma jak wida´c ˙zadnych problemów z dotarciem

do wn˛etrza. . .

119

background image

Góra pojemnika odsun˛eła si˛e i wszyscy ciekawie zajrzeli do ´srodka. Wyj ˛

ałem czar-

n ˛

a skrzynk˛e zaopatrzon ˛

a w por˛eczny uchwyt. Miała w górnej ´sciance dziur˛e, a w jednej

z bocznych ´scianek przeł ˛

acznik i gniazdo, z którego wychodziły dwa przewody zako´n-

czone krokodylkami.

— Nie robi specjalnego wra˙zenia — krytycznie oceniła Angelina.

— Wszystko zale˙zy od punktu widzenia, moja droga. Mo˙ze nie wygl ˛

ada atrakcyj-

nie, ale ma za to doskonałe zastosowanie. To przetwarzacz molekularny i to działaj ˛

acy

w obie strony. Jak zobaczycie, co potrafi, to wam szcz˛eki poopadaj ˛

a — wyj ˛

ałem z po-

jemnika pudełko, a z niego niewielki przedmiot i podałem go Jamesowi. — Jako ˙ze

masz najwi˛ekszego w tej rodzinie ´swira na punkcie broni, zechciej mi łaskawie powie-

dzie´c, co to takiego.

Obejrzał dokładnie owo co´s i oddał mi ze słowami:

— Bardzo dokładny model ci˛e˙zkiego mo´zdzierza rakietowego. Kaliber sto pi˛e´cdzie-

si ˛

at milimetrów, standardowe wyposa˙zenie wojsk. . .

— Wystarczy, nie prosiłem o detale techniczne — odezwałem si˛e pospiesznie. —

Tyle ˙ze pomyliłe´s si˛e w jednym drobiazgu: to nie jest model. To normalny mo´zdzierz,

120

background image

z którego zabrano dziewi˛e´cdziesi ˛

at dziewi˛e´c procent molekuł. Je´sli je uzupełnimy, to

wróci do normalnych rozmiarów, całkowicie zdatny do natychmiastowego u˙zytku. Owo

zabieranie i uzupełnianie molekuł to wła´snie to, czym zajmuje si˛e przetwarzacz mole-

kularny.

— Jeste´s pewien, ˙ze nie chcesz odpocz ˛

a´c? — spytała nagle Angelina. — Takie rany

mog ˛

a wywoła´c gor ˛

aczk˛e. . .

— Zamilcz, niedowiarku! — zganiłem j ˛

a. — Patrz i podziwiaj!

Postawiłem urz ˛

adzenie na ziemi, przypi ˛

ałem krokodylki do mo´zdzierza, który usta-

wiłem w pewnej odległo´sci i wyci ˛

agn ˛

ałem teleskopowy lejek znajduj ˛

acy si˛e wokół

otworu w pokrywie przetwarzacza.

— Teraz brak jedynie surowca. Chłopcy, b ˛

ad´zcie uprzejmi poznosi´c tu kamienie

i inne odpadki i wsypa´c do tego lejka. Gotowe? Pi˛eknie, no to zaczynamy.

Przestawiłem przeł ˛

acznik i urz ˛

adzenie niezbyt gło´sno zawyło. Poza tym nic. Scep-

tycyzm i ironia unosiły si˛e w powietrzu.

— Cierpliwo´sci! Potrzeba troch˛e czasu, ˙zeby rozebra´c molekuły na cz˛e´sci składowe,

nie? Oho, jedziemy z koksem!

121

background image

Przypominało to ogl ˛

adanie pompowania balonu, cho´c tym razem wypełniaczem by-

ło nie powietrze, lecz stal: w miar˛e wzrostu ilo´sci jej molekuł mo´zdzierz rósł niczym

na dro˙zd˙zach. W ci ˛

agu niespełna minuty miał normalne gabaryty. Rozległ si˛e brz˛eczyk

i zawodzenie umilkło.

— Macie jeszcze jakie´s w ˛

atpliwo´sci? — spytałem uprzejmie stukaj ˛

ac jednocze´snie

w luf˛e.

Zagrała jak dzwon czystym d´zwi˛ekiem stali.

— Wspaniałe, tato — przyznał pełen podziwu Bolivar łapi ˛

ac za przyrz ˛

ady celowni-

cze. — To znaczy, ˙ze mo˙zemy ze sob ˛

a zabra´c praktycznie wszystko zmniejszaj ˛

ac mas˛e

tego wszystkiego. Na ten przykład. . .

— Jak ci˛e znam, to masz w tym pudełku cał ˛

a mas˛e ciekawych rzeczy — przerwał

bratu James wyj ˛

atkowo wyprzedzaj ˛

acy go o wi˛ekszy ni˙z zwykle kawałek drogi my´slo-

wej.

— Mam, a jednej z nich wła´snie u˙zyjemy. Najpierw jednak trzeba zmniejszy´c mo´z-

dzierz.

122

background image

Przestawiłem przeł ˛

acznik w przeciwne poło˙zenie, i ze szczeliny w boku posypał si˛e

stalowy pył, czemu towarzyszyło kurczenie si˛e mo´zdzierza. Gdy wrócił do rozmiarów

sprzed pokazu, wył ˛

aczyłem urz ˛

adzenie i schowałem zabawk˛e. Wyj ˛

ałem za to skompli-

kowanie wygl ˛

adaj ˛

ace co´s o kształcie zbli˙zonym do prostopadło´scianu.

— Regenerator tkanki organicznej wraz z autodiagnost ˛

a, typ stosowany w wielkich

szpitalach. Wystarczy dwadzie´scia cztery godziny w tym cudzie techniki i moje rami˛e

b˛edzie jak nowe. Chyba wszyscy powinni´smy by´c w jak najlepszej kondycji fizycznej,

zanim zaczniemy kampani˛e wyborcz ˛

a, prawda?

Tym razem za budulec posłu˙zyły najpierw stalowe resztki, potem okoliczne kamie-

nie. Gdy regenerator przybrał wła´sciwe rozmiary, podł ˛

aczyłem go do mikrostosu. An-

gelina zdj˛eła mi opatrunek (rami˛e wygl ˛

adało zdecydowanie obrzydliwie) i poło˙zyłem

si˛e w łó˙zku stanowi ˛

acym integraln ˛

a cz˛e´s´c regeneratora, który cicho pomrukuj ˛

ac zabrał

si˛e do roboty.

123

background image

*

*

*

Prawie z przykro´sci ˛

a opuszczałem przytulne łó˙zko. Rami˛e i ducha miałem zupeł-

nie jak nowe. Pogoda była doskonała, powietrze czyste, a wokół panowała atmosfe-

ra zupełnej sielanki: Angelina tkała z monomolekularnej nici kamizelk˛e kuloodporn ˛

a,

a bli´zniacy zalecali si˛e do Flavii, która rozkwitała w oczach pod wpływem ich kom-

plementów. Poczułem si˛e zb˛ednym dodatkiem do tego obrazka i postanowiłem czym

pr˛edzej ten stan zmieni´c. Angelina zorientowała si˛e, ˙ze to koniec wakacji, gdy zabrałem

si˛e za oliwienie broni.

— Młodzie˙zy, czas si˛e pakowa´c — oznajmiła. — Wyje˙zd˙zamy!

*

*

*

Potem była to wył ˛

acznie kwestia szybkiej i ci ˛

agłej jazdy. Ojciec Flavii był inspek-

torem rolnym i dzieci´nstwo sp˛edziła podró˙zuj ˛

ac z nim po kraju, który dzi˛eki temu do-

skonale znała. Prowadziła nas nie u˙zywanymi górskimi drogami, co pozwalało omija´c

miasteczka, a nawet pojedyncze farmy. Gdy w ko´ncu wyjechali´smy na płaskowy˙z, cel

mieli´smy praktycznie w zasi˛egu wzroku.

124

background image

— Oto posiadło´s´c markiza de la Rosa — obwie´sciła Flavia.

— Gdzie? — spytałem niezbyt rozs ˛

adnie, rozgl ˛

adaj ˛

ac si˛e po polach, lasach i ł ˛

akach

rozci ˛

agaj ˛

acych si˛e od horyzontu po horyzont.

— Wsz˛edzie. Jest wła´scicielem setek tysi˛ecy hektarów. Szlachta czy arystokracja,

jak niektórzy wol ˛

a ich nazywa´c, s ˛

a tu typowymi feudałami, co było głównym powo-

dem, dzi˛eki któremu Zapilote zdobył władz˛e. Cz˛e´s´c z nich to banda sadystów i durni,

cz˛e´s´c nie. Markiz jest jednym z najłagodniej traktuj ˛

acych swoich poddanych i jednym

z najbardziej inteligentnych. Dlatego bardzo istotne jest pozyskanie go dla naszej spra-

wy.

— To mamy ju˙z załatwione — uspokoiłem j ˛

a. — Namówiłbym do wojska nawet

paralityka z wtórnym infantylizmem, gdybym był werbownikiem. Bolivar, zatrzymaj

no si˛e chłopcze, zanim miniemy ten portal.

Drog˛e przecinał imponuj ˛

acych rozmiarów kamienny, wolno stoj ˛

acy łuk. To znaczy

nie było ˙zadnego płotu czy wła´sciwej bramy. Na zwie´nczeniu wyryty miał jaki´s po-

twornie skomplikowany herb, w którym roiło si˛e od gryfów, lwów, koron i całej masy

innych heraldycznych symboli.

125

background image

Si˛egn ˛

ałem do lodówki i wyci ˛

agn ˛

ałem pojemnik na lód. Miał podwójne dno, w któ-

rym skrzyło si˛e od lodu i diamentów.

— Dla ciebie, mój skarbie — powiedziałem wsuwaj ˛

ac Angelinie na palec pier´scie´n

z czterystukaratowym diamentem.

Westchn˛eła uroczo, po czym mow˛e jej odebrało, gdy otrzymała stosowny do kom-

pletu naszyjnik.

— Zawsze mówiłem, ˙ze dobre kamienie wymagaj ˛

a odpowiedniej oprawy jak te˙z

okazji — dodałem.

— S ˛

a wspaniałe.

— Podobnie jak ty. Jeszcze par˛e drobiazgów dla mojej skromnej osoby i jeste´smy

gotowi.

Wło˙zyłem sygnet z rubinem wielko´sci goł˛ebiego jaja, pasuj ˛

acy do wysadzanej rubi-

nami broszki do kapelusza i dostałem oklaski z przedniego siedzenia. Flavia wpatrywała

si˛e w nas w totalnym osłupieniu. Miałem nadziej˛e, ˙ze na markizie wywrze to podobne

wra˙zenie.

126

background image

— Naprzód, na spotkanie przeznaczenia! — poleciłem i przejechali´smy przez ka-

mienny portal.

Droga była równa i dobrze utrzymana; prowadziła najpierw przez zielone ł ˛

aki, po-

tem przez coraz kunsztowniejsze ogrody, by w ko´ncu dotrze´c przez park z fontannami

prosto na podjazd przed dworem, zamkiem, czy Bóg raczy wiedzie´c czym. Domostwo

było tyle˙z obszerne co trudne do sklasyfikowania, gdy˙z wyrastały ze´n w ró˙znych dziw-

nych miejscach wie˙zyczki, okienka, balustrady i cała masa innych architektonicznych

ozdobników. Przez najbli˙zsze drzwi wej´sciowe wyszła dostojnie osobisto´s´c tak wystro-

jona, ˙ze a˙z oczy bolały.

— Markiz? — spytałem nieco ol´sniony bogactwem stroju.

— Jego lokaj — odparła Flavia. — Podaj mu nazwisko i tytuł, je´sli jeste´s szlachetnie

urodzonym.

Czy byłem urodzonym szlachetnie czy normalnie, diabli wiedzieli, ale tytuł miałem,

a jak˙ze, i to nie jeden, a z tuzin. Wszystko dzi˛eki płodnej wyobra´zni. James otworzył

drzwi, wi˛ec dostojnie wysiadłem i ruszyłem na spotkanie wystrojonego lokaja. Spotka-

li´smy si˛e w połowie schodów.

127

background image

— Zakładam, ˙ze jest to rezydencja jego ekscelencji Gonzalesa de Torres, markiza

de la Rosa?

— To jest rezydencja. . .

— To miło, ˙ze nie pomyliłem adresu — przerwałem mu, zanim zacz ˛

ał wyliczan-

k˛e. — W takim razie b ˛

ad´z uprzejmy poinformowa´c swojego pana, ˙ze przybył ksi ˛

a˙z˛e di

Griz z rodzin ˛

a.

— Według ˙zyczenia ja´snie pana. Prosz˛e za mn ˛

a. Wprowadził nas do przestronnego

hallu i szepn ˛

ał co´s nieco mniej wystrojonemu fagasowi, który pognał gdzie´s bocznym

korytarzem. Przeszli´smy po dywanach, w których ton˛eły stopy, do pary solidnych drzwi,

które lokaj otworzył uroczystym gestem, oznajmiaj ˛

ac dono´snym głosem moje przyby-

cie. Wszedłem z wysoko podniesion ˛

a głow ˛

a.

Markiz wyszedł mi na spotkanie z wyci ˛

agni˛et ˛

a prawic ˛

a. Był przystojnym m˛e˙zczy-

zn ˛

a o szlachetnej twarzy i skroniach pokrytych siwizn ˛

a. Wysportowany krok ´swiadczył

o dobrej kondycji fizycznej. U´scisn ˛

ałem jego dło´n z lekkim ukłonem.

— Witam, mo´sci ksi ˛

a˙z˛e — odezwał si˛e z nut ˛

a szczero´sci w głosie.

128

background image

— Jim, je´sli byłby pan tak łaskaw. Na mojej planecie nie jeste´smy zwolennikami

formalizmu.

— Naturalnie, to bardzo ułatwia ˙zycie. A wi˛ec nie pochodzisz z tego ´swiata. W ta-

kim razie gratuluj˛e opanowania naszego j˛ezyka: jest doskonałe. Nic te˙z dziwnego, ˙ze

twój tytuł wydał mi si˛e niezbyt znajomy.

— Twój natomiast jest szeroko znany w cywilizowanej galaktyce. Nie wpadłbym

zreszt ˛

a tak bez zapowiedzi, gdyby nie zach˛ecił mnie do tego jeden z twoich krewnych,

który tak˙ze dal mi list polecaj ˛

acy — podałem mu list napisany przez Jorge, który osta-

tecznie przypiecz˛etował to, ˙ze stali´smy si˛e mile widzianymi go´s´cmi.

Nast ˛

apiły ogólne przedstawiania, pojawiła si˛e markiza, której bi˙zuteria nie robiła

ani w połowie takiego wra˙zenia jak ta noszona przez Angelin˛e, co przyznaj˛e, sprawiło

mi spor ˛

a satysfakcj˛e.

Kiedy zostali´smy sami, de Torres (bo nalegał, by tak go nazywa´c) i ja siedli´smy przy

sporej flaszce doskonałego rumu i przeszli´smy do rzeczy. To znaczy ja przeszedłem.

— S ˛

adz˛e, ˙ze wiesz, i˙z twój krewny, to znaczy Jorge, działa w ruchu oporu? —

spytałem.

129

background image

— Teraz ju˙z wiem, co zreszt ˛

a sprawia mi du˙z ˛

a satysfakcj˛e. Ka˙zdy, kto wyst˛epuje

przeciw tej kupie gówna, temu dwupierdkowi mamuta, synowi osła i. . . — kontynuował

w tym tonie dłu˙zsz ˛

a chwil˛e, a ja zapami˛etywałem co bardziej malownicze epitety.

— Jak słysz˛e, darzysz obecnego prezydenta, hm. . . gor ˛

acym i serdecznym uczu-

ciem, ˙ze tak to okre´sl˛e — wtr ˛

aciłem, gdy zrobił przerw˛e dla przepłukania gardła.

Tym razem wypowied´z była równie d´zwi˛eczna i z przyjemno´sci ˛

a stwierdziłem, ˙ze

gospodarz nie powtórzył si˛e ani razu.

— To co mówisz, musi by´c prawd ˛

a, jako ˙ze pokrywa si˛e z wie´sciami, jakie dotar-

ły na Solysomba, czyli moj ˛

a rodzinn ˛

a planet˛e, odległ ˛

a o wiele lat ´swietlnych. Co nas

szczególnie zirytowało to fakt, ˙ze ów Zapilote popełnia swoje zbrodnie w imi˛e demokra-

cji, a jest to system, który bardzo szanujemy. Spokojnie, wiem, co mówi˛e. Wypij troch˛e

rumu, to doskonale działa na ci´snienie. Widzisz, gdy u nas j ˛

a wprowadzano, wielu ˙zywi-

ło spore obawy, jako ˙ze co monarchia to monarchia, natomiast w praktyce okazało si˛e,

˙ze jest to wcale rozs ˛

adny ustrój, który wszystkim wychodzi na dobre. Zwłaszcza je´sli

wybory wygrywaj ˛

a odpowiednio urodzeni i wykształceni ludzie. A wygrywaj ˛

a. Mar-

130

background image

kiz uniósł brwi, ale staranne wychowanie nie pozwoliło mu inaczej poda´c moich słów

w w ˛

atpliwo´s´c.

— Je´sli si˛e nad tym zastanowisz, przyznasz, ˙ze to ma sens i jest prawdopodobne.

To, ˙ze arystokracja rz ˛

adziła przed walnymi wyborami, wcale nie musi oznacza´c, ˙ze nie

mo˙ze rz ˛

adzi´c po ich wygraniu. Demokracja oznacza w tym przypadku, ˙ze ludzie prawi

i z charakterem maj ˛

a wi˛eksz ˛

a szans˛e wygrania ni˙z złodzieje i durnie. Naturalnie je´sli

wybory s ˛

a uczciwe. Samo urodzenie zreszt ˛

a nie ´swiadczy o niczym: nie wiem jak ty,

ale u nas jest sporo szlachty, których nie dopu´sciłbym do pasania ´swi´n, bo to byłoby

zbyt odpowiedzialne dla nich zaj˛ecie.

— Mamy ten sam problem — przyznał de Torres. — Jest wielu dobrze urodzo-

nych, których nie do´s´c, ˙ze nie wpu´sciłbym do tego domu, to nawet nie b˛ed˛e profanował

powietrza wymawianiem ich nazwisk.

— A wi˛ec jeste´smy tego samego zdania! — uniosłem kielich, czego efektem był

miły toast.

Jeszcze milsze było natychmiastowe uzupełnienie zawarto´sci kielichów.

131

background image

— Dlatego te˙z zgłosiłem si˛e, by słu˙zy´c swym do´swiadczeniem politycznym tobie

i twoim rodakom. W nast˛epnych wyborach na prezydenta b˛edzie dwóch kandydatów,

a ja u˙zyj˛e wszelkich znanych mi ´srodków, by wybory były uczciwe i by wygrał lepszy.

— Naprawd˛e mo˙zesz to zrobi´c?

— Słowo honoru.

— A wi˛ec jeste´s zbawc ˛

a Paraiso-Aqui.

— Nie ja. To zadanie dla nowego prezydenta — sprostowałem łagodnie.

— A któ˙z ma nim zosta´c?

— Przecie˙z to oczywiste: ty.

Zatkało go. Gdy w ko´ncu si˛e odezwał, głos miał pełen ˙zalu.

— Nie mo˙ze to by´c. Przykro mi, ale nie mog˛e by´c prezydentem. Musisz znale´z´c

innego kandydata.

background image

Rozdział 12

Akurat poci ˛

agn ˛

ałem solidny łyk rumu, gdy to powiedział, tak ˙ze miał mas˛e szcz˛e-

´scia, ˙ze go nie oplułem. Zakrztusiłem si˛e za to pot˛e˙znie i min˛eła dłu˙zsza chwila, zanim

przestałem kaszle´c i łzy przestały mi lecie´c ciurkiem.

— Nic nie rozumiem — wychrypiałem w ko´ncu.

— Nie b˛ed˛e kandydował i to z prostego powodu: dlatego, ˙ze zostan˛e wybrany, a nie

nadaj˛e si˛e na to stanowisko. Nie mam ˙zadnego do´swiadczenia w rz ˛

adzeniu planet ˛

a i nie

wiedziałbym nawet, od czego zacz ˛

a´c. Nie mog˛e zostawi´c mojej posiadło´sci, gdy˙z ˙zycie

całe po´swi˛eciłem na jej rozwój, a nie znam osoby, która mogłaby godnie kontynuowa´c

133

background image

to dzieło. Poza tym jest kto´s, kto znacznie bardziej nadaje si˛e na to stanowisko, cho´cby

z powodu posiadanych kwalifikacji. Przyznaj˛e, ˙ze okazja sko´nczenia z tyrani ˛

a Zapilote

i obj˛ecia prezydentury jest kusz ˛

aca, ale musz˛e ust ˛

api´c lepszemu od siebie.

Skromni´s, cholera!

— A kto jest tym wzorem cnót?

— Ty, mój drogi przyjacielu! Teraz mnie mow˛e odj˛eło.

O tym nie pomy´slałem, a propozycja była kusz ˛

aca. . . ale były i przeszkody.

— Nie jestem obywatelem tej planety — zaprotestowałem.

— A to jaka´s ró˙znica? — zdziwił si˛e markiz.

— Zwykle du˙za, ale. . . — zamilkłem, bo nagle mnie ol´sniło: w umy´sle rozbłysł mi

gotowy, zapi˛ety na ostatni guzik pomysł, który moja pod´swiadomo´s´c musiała przygo-

towywa´c od dłu˙zszego czasu.

— Zanim ci odpowiem, mog˛e najpierw zada´c par˛e pyta´n? — odezwałem si˛e po

chwili.

— Oczywi´scie.

134

background image

— Czy masz bliskiego krewnego, ale wstydliwego z natury, który uwielbia przesia-

dywa´c w domu i ogranicza do minimum kontakty ze ´swiatem zewn˛etrznym?

— Podziwu godne! — zdumiał si˛e de Torres. — Wła´snie opisałe´s mego siostrze´n-

ca, Hectora Harapo, to znaczy, naturalnie, Sir Hectora, Kawalera Orderu Pszczoły, to

niezbyt wielka kapituła, ale zawsze. Jego posiadło´s´c graniczy z moj ˛

a, a ostatni raz wi-

działem go z dziesi˛e´c lat temu. Poza nami˛etn ˛

a lektur ˛

a naukowych dzieł z dziedziny sa-

downictwa niewiele go interesuje. Prawd˛e mówi ˛

ac, gdyby nie moja pomoc, ju˙z dawno

by go zlicytowano.

— Brzmi zach˛ecaj ˛

aco. H˛e ma lat?

— Jest mniej wi˛ecej w twoim wieku i podobnej budowy, cho´c ma rozło˙zyst ˛

a czarn ˛

a

brod˛e.

— Broda to ˙zaden problem. Jeszcze jedno: czy zgodzisz si˛e by´c wiceprezydentem,

je´sli Sir Hector b˛edzie kandydował? Nie ukrywam, ˙ze twój autorytet bardzo by pomógł

w kampanii.

— Na to mog˛e si˛e spokojnie zgodzi´c. Ale musz˛e ci˛e ostrzec, Hector jest dobrym

człowiekiem, ale na prezydenta całkowicie si˛e nie nadaje.

135

background image

— Kwestia dyskusyjna: historia zna nie takie przypadki.

Prezydentami zostawali ju˙z niedouczeni elektrycy albo zatwardziali oszu´sci, ale nie

o to chodzi. Je´sli si˛e zgodzisz, to musimy w imi˛e wy˙zszych racji popełni´c co´s, co nie-

którzy mog ˛

a uzna´c za przest˛epstwo, a co powiniene´s sam oceni´c. Uwa˙zam, ˙ze nale˙zy

podstawi´c w miejsce Sir Hectora kandydata szlachetnie urodzonego i z du˙zym do´swiad-

czeniem w dziedzinie polityki, zdeterminowanego. . . — przerwałem, bo zacz ˛

ał si˛e co-

raz szerzej u´smiecha´c.

— Ciebie! — doko´nczył.

— Wła´snie.

— Idealne! Nie przychodzi mi na my´sl nikt, kto by si˛e lepiej do tego nadawał.

— Doskonale. Ale nale˙zy by´c przygotowanym na kłopoty. Zanim oficjalnie wyst ˛

a-

pimy, musimy uzgodni´c stanowiska i lini˛e polityczn ˛

a partii. Mo˙zesz nie polubi´c cz˛e´sci

reform, które trzeba b˛edzie przeprowadzi´c, je´sli chcemy wygra´c.

— Nonsens. — Markiz machn ˛

ał lekcewa˙z ˛

aco r˛ek ˛

a. — Ludzie honoru i odpowied-

niego urodzenia nie b˛ed ˛

a si˛e sprzeczali o błahostki. Nie b˛edzie ˙zadnych nieporozumie´n.

136

background image

— W ˛

atpi˛e, aby to było a˙z tak proste. We´zmy cho´cby jeden przykład: co by´s zrobił,

gdybym chciał podzieli´c wielkie maj ˛

atki ziemskie i da´c ziemi˛e chłopom?

— Zastrzeliłbym ci˛e od r˛eki — wyja´snił spokojnie.

— A widzisz. Co prawda niczego takiego nie zamierzam, ale jako przykład po-

działało doskonale. — Nie była to prawda, zdawałem sobie jednak spraw˛e, ˙ze reformy

maj ˛

atkowe b˛ed ˛

a procesem ˙zmudnym i w okresie wyborów lepiej ich w ogóle nie poru-

sza´c. — Natomiast, co nale˙zy zrobi´c, by uzyska´c popularno´s´c, to obieca´c z dwie, trzy

reformy mniejszego kalibru. Wiem, ˙ze w teorii mo˙ze to by´c niemiłe, ale czasami trzeba

si˛e po´swi˛eci´c dla dobra sprawy.

— Jak na przykład? — spytał podejrzliwie de Torres, maj ˛

ac ´swie˙zo w pami˛eci po-

mysł reformy rolnej.

— Na przykład powszechne równouprawnienie: jeden człowiek to jeden głos i to

wł ˛

acznie z kobietami. . .

— Kobiety nie mog ˛

a mie´c takich samych praw, jak m˛e˙zczy´zni!

— A powiesz to mojej ˙zonie?

137

background image

— Nie — przyznał, tr ˛

ac szcz˛ek˛e. — Swojej te˙z nie. To niebezpieczne i rewolucyjne

pomysły, ale s ˛

adz˛e, ˙ze musimy je zrealizowa´c.

— Je´sli my tego nie zrobimy, to uczyni to Zapilote. Poza tym musimy zrezygno-

wa´c z tortur i tajnej policji, wprowadzi´c poszanowanie praw jednostki, publiczn ˛

a słu˙zb˛e

zdrowia, darmowe mleko dla niemowl ˛

at, prawo usuwania ci ˛

a˙zy i rozwody.

— Chyba masz racj˛e — zgodził si˛e markiz. — Wszyscy moi ludzie maj ˛

a to, o czym

mówisz, i jako´s nie zrobiła si˛e z tego rewolucja, wobec czego mo˙zna je da´c reszcie

mieszka´nców tej planety. Widz˛e, ˙ze cały ten polityczny interes mo˙ze by´c bardzo skom-

plikowany.

— Jak cholera — przyznałem. — A wi˛ec do roboty nad platform ˛

a wyborcz ˛

a.

— Musimy mie´c parti˛e na platformie?

— Tak si˛e mówi: platforma to wykaz tego, co chcemy zrobi´c po doj´sciu do władzy.

Partia za´s jest organizacj ˛

a polityczn ˛

a, któr ˛

a musimy stworzy´c, by zosta´c wybranymi.

— Brzmi rozs ˛

adnie. A jak si˛e ta partia b˛edzie nazywa´c?

— Powinna si˛e nazywa´c Partia Szlachecko- Chłopsko- Robotnicza — mo˙ze nie

brzmi to najładniej, ale ma odpowiedni ˛

a tre´s´c.

138

background image

Był to pocz ˛

atek godnego zapami˛etania wieczoru. Przy nast˛epnej omszałej butelce

stworzyli´smy szczegółowe plany. Markiz nie był durniem i miał doskonałe kontakty jak

i rozeznanie w tym, co si˛e dzieje na całej praktycznie planecie. Poło˙zyli´smy si˛e nad

ranem z poczuciem dobrze spełnionego obowi ˛

azku.

Przy ´sniadaniu, podanym do łó˙zka, a raczej królewskiego ło˙za, opowiedziałem An-

gelinie o naszych osi ˛

agni˛eciach. Zanim wstałem, okazało si˛e, ˙ze de Torres jest zdecy-

dowanie bardziej rannym ptaszkiem ni˙z ja i ˙ze poczynił ju˙z pierwsze przygotowania.

Wysłał mianowicie swego zarz ˛

adc˛e do posiadło´sci Sir Hectora i tym samym samocho-

dem przywiózł zaspanego i ogłupiałego krewniaka wraz z bibliotek ˛

a. Umieszczono go

w wygodnych pokojach w skrzydle budowli, gdzie z zadowoleniem pogr ˛

a˙zył si˛e w dal-

szych naukowych badaniach. Tak ˛

a energi˛e nale˙zało podziwia´c — wychodziło, ˙ze de

Torres b˛edzie spor ˛

a pomoc ˛

a w czasie kampanii wyborczej. Obejrzałem sobie Sir Hec-

tora, stwierdziłem, ˙ze broda nie przedstawia ˙zadnego problemu: mo˙zna j ˛

a podrobi´c na

podstawie zwykłej fotografii. W ko´ncu doszedłem do wniosku, ˙ze Sir Hector powinien

by´c mi wdzi˛eczny za to, co b˛ed˛e robił w jego imieniu.

I wtedy si˛e zacz˛eło.

139

background image

Zastanawiałem si˛e wła´snie powa˙znie, czy nie nadszedł czas na porannego drinka,

gdy markiz z trzaskiem wypadł ze swego gabinetu.

— Co´s si˛e zacz˛eło — oznajmił dono´snie. — Wła´snie odbieraj ˛

a nadzwyczajn ˛

a wia-

domo´s´c. Chod´z ze mn ˛

a.

Pognałem za nim do windy, gdzie miał miejsce mój pierwszy kontakt z zabytkami

epoki hydraulicznej, które zreszt ˛

a szybko nauczyłem si˛e docenia´c. D´zwigowy zasun ˛

za nami kut ˛

a w br ˛

azie krat˛e i zamkn ˛

ał zawór.

„Zawór” musiałem powiedzie´c gło´sno, gdy˙z de Torres u´smiechn ˛

ał si˛e dumnie akurat

w chwili, gdy ozdobna winda zatrz˛esła si˛e i nadzwyczaj równomiernie ruszyła w gór˛e.

— Widz˛e, ˙ze jeste´s pod wra˙zeniem i nie dziwi˛e si˛e — stwierdził z dum ˛

a markiz. —

W mie´scie nie ma nic porz ˛

adnie zbudowanego, tylko ta cała elektronika i małe motorki,

ale my na wsi wiemy, jak nale˙zy porz ˛

adnie budowa´c. Puszcza dostarcza paliwa, a tur-

bina parowa energii pompuj ˛

acej wod˛e. Systemy hydrauliczne s ˛

a niezniszczalne, mój

drogi. Najlepszy dowód to to, jak płynnie unosimy si˛e na doku wprawiaj ˛

acym w ruch

t˛e wind˛e.

140

background image

— Cud! — uznałem i to z całkowitym przekonaniem. Cylinder musiał by´c gł˛eboko

wmurowany w fundamenty, a trzon miał co najmniej sto jardów. Nale˙zało mie´c nadziej˛e,

˙ze tutejsza metalurgia stoi na wysokim poziomie. Z dusz ˛

a na ramieniu obserwowałem

wod˛e kapi ˛

ac ˛

a z zaworów i z autentyczn ˛

a ulg ˛

a przyj ˛

ałem przystanek ko´ncowy. Czym

pr˛edzej te˙z wysiadłem, cho´c wła´sciwsze byłoby okre´slenie „wyskoczyłem”. Ryzyko

ryzykiem, ale to ju˙z było czystej postaci kuszeniem losu.

Czekało mnie wi˛ecej niespodzianek mechanicznych rodem ze złotego wieku pa-

ry. Ł ˛

aczno´s´c, na ten przykład, nie była utrzymywana za pomoc ˛

a radia czy telefonu.

Aby pozna´c tre´s´c wiadomo´sci, o której mowa, nale˙zało wpierw wspi ˛

a´c si˛e po kr˛etych

schodach na potwornie wysok ˛

a wie˙z˛e, góruj ˛

ac ˛

a nad reszt ˛

a budynku, gdzie wewn ˛

atrz

pomieszczenia znajduj ˛

acego si˛e na najwy˙zszej jej kondygnacji uwijało si˛e w´sród syku

pary i łoskotu metalu pół tuzina m˛e˙zczyzn. Z podłogi wychodziły grube rury doprowa-

dzaj ˛

ace energi˛e do czarnego silnika stoj ˛

acego na ´srodku pokoju — rzecz była masywna

i zaopatrzona w mnogo´s´c kół z˛ebatych, przekładni i d´zwigni. Chwilowo pozostawa-

ła w bezruchu, a uwaga obecnych skupiona była na m˛e˙zczy´znie stoj ˛

acym przy oknie

z pot˛e˙zn ˛

a lunet ˛

a przy oku i wykrzykuj ˛

acym cyfry.

141

background image

— Siedem. . . dwa. . . dziewi˛e´c. . . cztery. . . nie wiem. . . koniec linii. Wysła´c, ˙zeby

powtórzyli ostatni ˛

a lini˛e.

Operator zabrał si˛e za d´zwignie; urz ˛

adzenie j˛ekn˛eło, sykn˛eło i z łomotem ruszyło.

L´sni ˛

ace tłoki zacz˛eły si˛e przesuwa´c w gór˛e i w dół, a ponad dachem drgn˛eły ramiona

semafora, do których prowadziły.

— Widz˛e, ˙ze nasz telegraf semaforowy wywarł na tobie du˙ze wra˙zenie — zauwa˙zył

dumnie de Torres.

— Du˙ze to troch˛e za mało powiedziane — przyznałem. — Jestem wr˛ecz wstrz ˛

a-

´sni˛ety. Sk ˛

ad jest ta wiadomo´s´c?

— Z wybrze˙za. Przekazywana jest od stacji do stacji, a poniewa˙z jest to prywatna

sie´c ł ˛

aczno´sci, ka˙zdy szlachetnie urodzony ma stacj˛e semaforow ˛

a w zamku. Jeste´smy

w stałej ł ˛

aczno´sci ze sob ˛

a i naturalnie u˙zywamy szyfrów. Ta wiadomo´s´c rozpoczynała

si˛e sygnałem najwy˙zszej wagi, wi˛ec przyprowadziłem ci˛e ze sob ˛

a: czuj˛e w ko´sciach, ˙ze

ma to zwi ˛

azek z naszymi sprawami. Aha, jest.

Ostatnia linijka została powtórzona i odczytana, a wiadomo´s´c składaj ˛

aca si˛e z kilku-

nastu grup cyfr wr˛eczona markizowi, który poprowadził mnie do niewielkiego pomiesz-

142

background image

czenia wbudowanego w jedn ˛

a ze ´scian. Prowadziły do´n grube stalowe drzwi, a powie-

trza i odrobiny ´swiatła dostarczała w ˛

aska strzelnica w murze. De Torres poło˙zył wiado-

mo´s´c na stole, wyj ˛

ał z kieszeni klucz deszyfruj ˛

acy, ustawił kombinacj˛e i zaproponował:

— Szybciej pójdzie, jak b˛edziesz pisał.

Bez słowa wzi ˛

ałem si˛e do roboty, wpisuj ˛

ac litera po literze co mi powiedział. Gdy

sko´nczył, pochylił si˛e nad moim ramieniem i odczytał półgłosem:

TAJNA ZMIANA PRAW WYBORCZYCH. KANDYDAT NA PRE-

ZYDENTA MUSI SI ˛

E OSOBI ´SCIE ZAREJESTROWA ´

C DO SZÓSTEJ

DZI ´S W PRIMOROSO.

JORGE

— A wi˛ec zacz˛eły si˛e kłopoty — stwierdziłem. — Zapilote musiał wyczu´c pismo

nosem i próbuje ukr˛eci´c łeb całej sprawie, zanim si˛e oficjalnie zacz˛eła. Co to jest to

Primoroso?

143

background image

— Stolica i twierdza Zapilote. Cwaniak! Je´sli spróbujemy si˛e zarejestrowa´c, zosta-

niemy aresztowani, a je´sli nie zarejestrujemy si˛e, to wygra automatycznie jako jedyny

legalny kandydat. Nie mamy szans.

— Nigdy nie mów nigdy. Mo˙zemy jako´s dotrze´c do Primoroso na czas?

— Bez problemów: mój helikopter mo˙ze tam by´c w mniej ni˙z trzy godziny.

— Ilu ludzi mo˙ze zabra´c?

— Pi˛eciu wł ˛

acznie z pilotem.

— Wobec tego czterech: nas dwóch, Bolivar i James. Wystarczy — zdecydowałem.

— Ale twoi synowie s ˛

a tacy młodzi. Mam tu niezłych specjalistów. . .

— Młodzi wiekiem, ale s ˛

adz˛e, ˙ze do´swiadczeniem bij ˛

a na głow˛e twoich weteranów.

Zreszt ˛

a sam zobaczysz. Zajmij si˛e przygotowaniem maszyny, a ja ´sci ˛

agn˛e chłopaków.

*

*

*

Grzebałem wła´snie w baga˙zniku, gdy Angelina postukała mnie delikatnie w rami˛e.

— Nie zamierzasz mnie przypadkiem tu zostawi´c? — spytała słodko.

144

background image

— Zamierzam — odparłem nie odwracaj ˛

ac si˛e — i zostawi˛e, bo kto´s musi ubez-

piecza´c nasze tyły i przygotowa´c obron˛e bazy. Trzeba przygotowa´c si˛e na obl˛e˙zenie, bo

diabli wiedz ˛

a, jak si˛e sprawy potocz ˛

a. Poj˛ecia nie mam, co konkretnie da si˛e zrobi´c. Nie

znam zamku i okolic, ale znam ciebie i wiem, ˙ze mog˛e na tobie polega´c.

Wynurzyłem si˛e z nar˛eczem sprz˛etu i napotkałem jej podejrzliwe spojrzenie.

— Nie wymy´sliłe´s tego czasem na poczekaniu? — spytała jeszcze słodziej.

— Sk ˛

ad˙ze! — ˙zywo zaprzeczyłem zastanawiaj ˛

ac si˛e, sk ˛

ad u niej nagle taka przeni-

kliwo´s´c. — Tylko nie zd ˛

a˙zyłem ci wcze´sniej powiedzie´c; wypadki potoczyły si˛e zbyt

szybko. Teraz za´s potrzebuj˛e twojej pomocy przy makija˙zu: musz˛e mie´c odpowiedni ˛

a

brod˛e i to ju˙z.

Zmarszczyła brwi, ale po chwili skin˛eła głow ˛

a na znak zgody.

— Niech b˛edzie. Tylko lepiej nie ł˙zyj, bo ci˛e zabij˛e. Je´sli co´s ci si˛e stanie, te˙z ci˛e

zabij˛e — dodała z typowo ˙ze´nsk ˛

a logik ˛

a, ale chwilowo wolałem nie zwraca´c jej na to

uwagi.

145

background image

*

*

*

Pół godziny pó´zniej pocałowałem j ˛

a na do widzenia poprzez g˛esty zarost fałszywej

brody, staraj ˛

ac si˛e za wszelk ˛

a cen˛e nie okaza´c ˙zywiołowej rado´sci. Wreszcie co´s si˛e

działo!

Pierwsza runda nieuczciwej (obustronnie) kampanii wyborczej bliska była pocz ˛

at-

ku.

background image

Rozdział 13

Wyszli´smy razem: bli´zniacy w prostych, szarych liberiach, które doskonale podkre-

´slały bogactwo ubiorów markiza i mojego. Złoto, ustrojone piórami kapelusze, powiew-

ne peleryny, wysokie buty i koronki. . . Słowem wszystko, czego chamstwo oczekuje

po arystokracie. I doskonała bro´n na urz˛edasów, ˙ze nie wspomn˛e o idealnych wr˛ecz

mo˙zliwo´sciach ukrycia ró˙znych pomocnych rzeczy. Byłem, praktycznie rzecz bior ˛

ac,

chodz ˛

ac ˛

a zbrojowni ˛

a, podobnie jak bli´zniacy.

147

background image

Helikopter był nowy i doskonale utrzymany, z ulg ˛

a stwierdziłem, ˙ze nie pochodzi

z epoki pary. De Torres, cho´c dumny ze starej techniki, nie wstydził si˛e u˙zywa´c elektro-

niki i silniczków, gdy było to bardziej stosowne.

Wystartowali´smy i natychmiast wzi˛eli´smy kurs na wschodnie wybrze˙ze. Markiz,

snuj ˛

acy tymczasem plany na najbli˙zsz ˛

a przyszło´s´c, wpadał w coraz wi˛ekszy pesymizm.

— Je´sli wyl ˛

adujemy w heliporcie, to zaraz zaczn ˛

a si˛e problemy uniemo˙zliwiaj ˛

ace

nam wej´scie na teren miasta, a trzeba ci wiedzie´c, ˙ze jest ono otoczone solidnym murem.

Rejestracja odbywa si˛e w presidio le˙z ˛

acym w samym ´srodku miasta, co dodatkowo

utrudnia spraw˛e.

— Co to jest to całe presidio?

— Stary fort i tradycyjna siedziba królów Paraiso-Aqui, obecnie okupowana przez

uzurpatora, który zrobił z niej swój dom, gabinet i prywatn ˛

a kaplic˛e.

— Mo˙zna tam wyl ˛

adowa´c?

— To zakazane, cho´c helikopter Zapilote cały czas ładuje na placu Wolno´sci le˙z ˛

a-

cym przed wej´sciem do presidio.

148

background image

— Jak on mo˙ze, to my te˙z — zdecydowałem. — Jedyne co mog ˛

a nam zrobi´c, to

próbowa´c wlepi´c mandat za złe parkowanie.

— Najgorsze co mog ˛

a nam zrobi´c, to zastrzeli´c bez skrupułów czy pyta´n! — spro-

stował de Torres.

— Uszy do góry! Nie jeste´smy tak całkiem bezbronni — wskazałem na walizeczk˛e,

któr ˛

a troskliwie trzymałem na kolanach. — Tu s ˛

a nie tylko dokumenty.

— Ale i argumenty — dodał Bolivar z u´smiechem.

— Jemy przed czy po? — spytał rzeczowo James.

— Zaraz — wyja´sniłem, rozdaj ˛

ac kanapki zorganizowane w zamkowej kuchni. —

Znam wasze mo˙zliwo´sci w tym wzgl˛edzie. Tylko nie rzuca´c serwetek gdzie popadnie.

— Tak. — Markiz miał dzi´s wolniejszy ni˙z zwykle tok my´slowy. — Wyl ˛

adujemy

na placu, tego si˛e nie spodziewaj ˛

a.

— A nas jako nas si˛e spodziewaj ˛

a? — spytałem podejrzliwie.

— Je´sli jeszcze nie, to b˛ed ˛

a si˛e wkrótce spodziewa´c. Pojawimy si˛e na radarze na

długo przed dotarciem do miasta.

149

background image

— W takim razie po co im ułatwia´c ˙zycie? Gdyby´smy wyl ˛

adowali w heliporcie, to

jak by´smy dotarli do presidio?

— Poleciłbym przez radio, by oczekiwał na nas samochód z szoferem.

— Wi˛ec zrób to, i to zaraz. Wóz pojedzie do heliportu, a wraz z nim komitet powi-

tamy. Pilot wystartuje z placu ledwie wysi ˛

adziemy i te˙z tam poleci, by na nas poczeka´c.

Powinien ju˙z tam by´c spokój, bo wojsko ´sci ˛

agn ˛

a do miasta, gdzie my b˛edziemy. Wtedy

ka˙zesz kierowcy podjecha´c pod presidio i przywie´z´c nas na lotnisko — wyja´sniłem.

— Doskonały plan — ucieszył si˛e markiz łapi ˛

ac mikrofon. — Zaraz go wcielimy

w ˙zycie.

Potem mo˙zna było tylko czeka´c, wi˛ec zdrzemn ˛

ałem si˛e, bo ostatnia noc nie była dla

mnie zbyt długa, a nie potrzebowałem wró˙zki, by wiedzie´c, ˙ze dzie´n b˛edzie m˛ecz ˛

acy.

*

*

*

— Za minut˛e l ˛

adujemy, tato — obudził mnie James. — Pomy´slałem sobie, ˙ze wo-

lałby´s wiedzie´c.

150

background image

— I miałe´s racj˛e — odparłem, tłumi ˛

ac ziewni˛ecie. Przelatywali´smy nad przedmie-

´sciami sporego miasta, kieruj ˛

ac si˛e ku białemu kwadratowi heliportu, za którym wida´c

było stary mur obronny okalaj ˛

acy ´sródmie´scie. Prowadziły do´n nowoczesne autostrady,

ale bramy były na swoim miejscu. Wsz˛edzie było cicho i spokojnie. Za spokojnie. . .

— Pełna moc! — rozkazał de Torres i silnik rykn ˛

ał ogłuszaj ˛

aco.

Przelecieli´smy nad murem i dachami, po czym poło˙zyli´smy si˛e w gwałtownym skr˛e-

cie wokół pot˛e˙znej i ponurej fortecy zajmuj ˛

acej sam ´srodek miasta. Nieliczni przechod-

nie na placu Wolno´sci prysn˛eli w panice na boki widz ˛

ac spadaj ˛

ac ˛

a niczym kamie´n ma-

szyn˛e. W ostatniej chwili pilot zwolnił, tak ˙ze wyl ˛

adowali´smy z niewielkim podsko-

kiem. Moi chłopcy wyskoczyli natychmiast, pomogli nam wysi ˛

a´s´c i zatrzasn˛eli za nami

drzwi. Maszyna poderwała si˛e błyskawicznie i odleciała, zanim do tubylców dotarło, co

si˛e wła´sciwie stało.

A my pod wodz ˛

a markiza ruszyli´smy ˙zwawo ku wej´sciu do presidio.

Pierwsz ˛

a przeszkod˛e ledwie zauwa˙zyli´smy: był to młody oficerek obwieszony jak

choinka medalami, który próbował nas zatrzyma´c w samej bramie.

— L ˛

adowanie na placu jest niezgodne z prawem — zapiszczał. — Czy chcecie. . .

151

background image

— Chce, ˙zeby´s przestał mi zagradza´c drog˛e, gówniarzu! — warkn ˛

ał de Torres to-

nem, w którym słycha´c było pogard˛e ˙zywion ˛

a wobec urz˛edników przez całe pokolenia

jego przodków.

Oficerek pobladł, zatrz ˛

asł si˛e i praktycznie wtulił w ´scian˛e. Przemaszerowali´smy

obok nie zaszczycaj ˛

ac go spojrzeniem i skierowali´smy si˛e ku schodom prowadz ˛

acym

do cz˛e´sci budynku zamienionej na urz˛edy. Siedz ˛

acy przy nich referent poderwał si˛e na

nasz widok na równe nogi.

— Gdzie odbywa si˛e rejestracja kandydatów do wyborów prezydenckich? — spytał

markiz.

— Nie wiem, ekscelencjo — wykrztusił urz˛ednik.

— To si˛e dowiedz! — Nie znosz ˛

acym sprzeciwu gestem de Torres wr˛eczył mu słu-

chawk˛e telefonu.

Go´s´c nie miał wyboru, a motywowany wyrazem twarzy markiza uzyskał t˛e infor-

macj˛e ju˙z za drug ˛

a prób ˛

a.

— Na trzecim pi˛etrze ekscelencjo. Tu jest winda. . .

152

background image

— A tu schody — przerwałem mu. — Wypadki chodz ˛

a po ludziach, a to lina si˛e

urwie, a to pr ˛

adu zabraknie. . .

— Wszystko mo˙ze si˛e zdarzy´c — zgodził si˛e markiz i ruszył ku schodom.

*

*

*

Zanim zjawiła si˛e opozycja, udało nam si˛e nie do´s´c ˙ze dosta´c do wła´sciwego po-

koju, to jeszcze pobra´c odpowiednie formularze. Wła´snie drapałem po jednym z nich

t˛epym piórem, usiłuj ˛

ac zmusi´c je do kolaboracji (to znaczy pisania), gdy z trzaskiem

otworzyły si˛e drzwi wpuszczaj ˛

ac tłum obwiesiów w czarnych uniformach, czarnych

czapkach i lustrzanych okularach. Łobuzy grzebały nerwowo przy kaburach i ani przez

moment nie w ˛

atpiłem, ˙ze mam wreszcie okazj˛e pozna´c niesławnej pami˛eci Ultimados,

czyli prywatny pluton egzekucyjny dyktatora. Zanim powyci ˛

agali spluwy, zrobiło si˛e

lekkie zamieszanie i do przodu przepchn ˛

ał si˛e brzuchaty oficerek w galowym uniformie.

Poznaczona zmarszczkami twarz była purpurowa z w´sciekło´sci, a po˙zółkłe od nikotyny

palce nerwowo ´sciskały kolb˛e inkrustowanego pistoletu.

— Przesta´ncie, do diabła, si˛e wygłupia´c, i to zaraz! — warkn ˛

ał.

153

background image

Markiz odwrócił si˛e powoli.

— A kim ty jeste´s? — spytał ze znudzeniem i wy˙zszo´sci ˛

a najdobitniej ´swiadcz ˛

acymi

o jego wysokim urodzeniu.

— Doskonale wiesz, kim jestem, de Torres! — zapiał Zapilote. — Co tu robi ten

brodaty przygłup?

— Ten d˙zentelmen jest moim siostrze´ncem. To Sir Hector Harapo, Kawaler Orde-

ru Pszczoły. Wła´snie wypełnia niezb˛edne formularze, by kandydowa´c w najbli˙zszych

wyborach na fotel prezydencki tej republiki. A czy istniej ˛

a jakiekolwiek powody, dla

którym miałby tego nie czyni´c?

Generał-prezydent Julio Zapilote nie przez przypadek rz ˛

adził t ˛

a planet ˛

a ju˙z od tylu

lat. Zapanował nad sob ˛

a błyskawicznie i zamkn ˛

ał z trzaskiem g˛eb˛e nie wypowiadaj ˛

ac

ni słowa. Rumieniec gniewu ust ˛

apił blado´sci, co znaczyło zapewne, ˙ze dyktator zacz ˛

my´sle´c.

— Całe mnóstwo — oparł ju˙z spokojny. — Rejestracja zaczyna si˛e dopiero jutro,

wi˛ec niech mo˙ze wróci tu we wła´sciwym czasie.

154

background image

— Doprawdy? — W u´smiechu de Torresa było tyle ciepła, co w wiecznej zmarzli-

nie. — Powiniene´s bardziej zwa˙za´c na postanowienia Kongresu, bo jeszcze zdetronizuj ˛

a

ci˛e zaocznie. Dzi´s rano ustalili, ˙ze rejestracja nie tylko zaczyna si˛e dzisiaj, ale i dzisiaj

si˛e ko´nczy. Chcesz zobaczy´c kopi˛e zarz ˛

adzenia?

De Torres si˛egał ju˙z do kieszeni, co było blefem, ale udanym. Zapilote potrz ˛

asn ˛

gwałtownie głow ˛

a.

— Kto w ˛

atpiłby w słowa człowieka o twojej pozycji? Ale Sir Hector nie mo˙ze zare-

jestrowa´c si˛e bez ´swiadectwa urodzenia, wyników bada´n lekarskich, za´swiadcze´n o do-

chodach. . .

— Mam tu wszystko — odparłem z u´smiechem, podtykaj ˛

ac mu pod nos walizeczk˛e.

Niemal widziałem, jak obracaj ˛

a mu si˛e w głowie małe z˛ebate kółeczka. Najwa˙zniej-

sze jednak, ˙ze dobrze wiedziałem, co planuje. Skoro pierwotny plan uniemo˙zliwienia

kandydowania nie wypalił, pozostała mu tylko jedna mo˙zliwo´s´c, jego ulubiona prze-

moc. S ˛

adz ˛

ac z wyrazu kaprawych oczu, wła´snie j ˛

a rozwa˙zał. Gdyby udało mu si˛e za-

strzeli´c nas obu bez publiczno´sci, nie wahałby si˛e ani sekundy. Przybyli´smy jednak

w obecno´sci zbyt widu ´swiadków, markiz za´s był postaci ˛

a znan ˛

a i jego usuni˛ecie nie

155

background image

przeszłoby bez echa. W pa´nstwie policyjnym bez ´sladu znikaj ˛

a tylko szarzy obywatele.

W ci˛e˙zkiej ciszy Zapilote machn ˛

ał ostatecznie r˛ek ˛

a.

— Ko´ncz te gryzmoły — polecił mi łaskawie i zwrócił si˛e do de Torresa. — A co

robisz w tym wszystkim, drogi Gonzalesie? Prowadzisz siostrze´nca za r ˛

aczk˛e?

Markiz nie zareagował na obelg˛e, jak ˛

a było przej´scie na „ty”.

— Samodzielno´s´c to jego dewiza, Julio. Przybyłem, gdy˙z kandyduj˛e na wiceprezy-

denta. Gdy zgodnie z prawem zostaniemy wybrani, wówczas dopilnujemy, aby´s wyła-

dował razem ze swoimi zbirami gdzie nale˙zy.

— Nie mówi si˛e do mnie w ten sposób! — Spokój znikn ˛

ał, a Zapilote złapał si˛e za

kabur˛e.

— Ja mówi˛e. Jestem tu, by doprowadzi´c do twego ko´nca. — Markiz był równie

w´sciekły, a znaj ˛

ac ju˙z nieco obu, wiedziałem, ˙ze ˙zaden nie ust ˛

api.

W powietrzu zapachniało ´swie˙zym trupem w ilo´sciach bitewnych.

— Nie pomógłby mi pan z t ˛

a rubryk ˛

a? — spytałem, wpychaj ˛

ac si˛e pomi˛edzy obu

i podtykaj ˛

ac prezydentowi formularz. — Jest pan wysokim urz˛ednikiem, i chyba. . .

— Z drogi, durniu! — wrzasn ˛

ał, usiłuj ˛

ac zepchn ˛

a´c mnie na bok. Nie dałem si˛e.

156

background image

Ostatecznie papiery wyleciały w powietrze, a Zapilote spróbował zdzieli´c mnie

w pysk. To znaczy, on chciał to zrobi´c, a nie tylko spróbowa´c, ale mu nie wyszło.

Uchyliłem si˛e bez specjalnego trudu. Popatrzyłem jeszcze na niego niczym wcielenie

skrzywdzonej niewinno´sci, wzruszyłem ramionami i wzi ˛

ałem si˛e za zbieranie papierów.

— Skoro pan nie wie, to poszukam kogo´s lepiej zorientowanego.

Było to zachowanie tak nonsensowne, ˙ze rozładowało atmosfer˛e. De Torres był zbyt

inteligentny, by nie skorzysta´c z okazji i nie zrozumie´c, po co to zrobiłem. Czym pr˛edzej

pochylił si˛e, pomagaj ˛

ac mi zbiera´c kartki, potem podszedł ze mn ˛

a do stołu.

— Dzi˛eki, Jim — powiedział cicho. — Uratowałe´s mnie. . . Pozwól, Sir Hectorze,

˙ze pomog˛e ci przej´s´c t˛e urz˛edow ˛

a gehenn˛e.

Zapilote nawet teraz nie mógł nas zastrzeli´c, przeszkod ˛

a byli mu James i Bolivar,

którzy tylko czekali na okazj˛e. Ku ich ˙zalowi nie próbował. Zamiast strzałów rozległy

si˛e stłumione rozkazy i tupot butów. Konfrontacja dobiegła ko´nca i gospodarze wynie´sli

si˛e z hukiem za drzwi.

— Miałe´s racj˛e — powiedział de Torres. — Polityka to co´s fascynuj ˛

acego. Dalej,

ko´nczmy z t ˛

a makulatur ˛

a i ruszajmy do domu.

157

background image

Nikt nam ju˙z nie przeszkadzał, tote˙z wypełnianie tasiemcowych formularzy, cho-

cia˙z nudne, poszło szybko. Dopilnowali´smy, ˙zeby je oficjalnie opiecz˛etowano, przyj˛eto

i wpisano, na wszelki wypadek za˙z ˛

adali´smy jeszcze kopii i z oczami wkoło głowy wy-

cofali´smy si˛e z budynku. Pierwszy krok został zrobiony.

— To dopiero pocz ˛

atek — pocieszał si˛e markiz. — Teraz mamy ´smiertelnego wroga,

który zrobi wszystko, by nas wyko´nczy´c.

— I to wkrótce — przytakn ˛

ałem. — Nie b˛edzie miał ju˙z drugiej, równie dogodnej

okazji.

— Nie odwa˙zy si˛e!

— Ale˙z odwa˙zy, mo˙zesz mi wierzy´c. Nie jeste´smy w twoich wło´sciach, a w mie´scie

łatwo o wypadek. W´sciekły tłum, maniakalny morderca zastrzelony przy próbie uciecz-

ki. . . Potem, rzecz jasna, pogrzeb na koszt pa´nstwa i wzruszaj ˛

aca mowa Zapilote nad

naszymi trumnami. Cało´s´c b˛edzie z pewno´sci ˛

a wygl ˛

adała nader autentycznie.

— To co powinni´smy zrobi´c? — zapytał de Torres.

158

background image

— Dokładnie to, co planowali´smy, czyli wróci´c jak najszybciej na l ˛

adowisko —

wyja´sniłem, nie dodaj ˛

ac, ˙ze najwła´sciwiej byłoby skasowa´c wóz, który miał po nas

przyjecha´c.

Przed wyj´sciem czekała na nas luksusowa limuzyna. Kierowca w uniformie skłonił

si˛e i otworzył drzwi, ale uprzejmo´s´c niczego jeszcze nie przes ˛

adzała.

— Bolivar — poleciłem półgłosem. — Daj temu dobremu człowiekowi wynagro-

dzenie za fatyg˛e i ka˙z mu odej´s´c. Ty poprowadzisz.

Gdy Bolivar za pomoc ˛

a wykluczaj ˛

acego sprzeciw chwytu odprowadzał ogłupione-

go szofera, James wzi ˛

ał detektor i zaj ˛

ał si˛e sprawdzaniem pojazdu. Urz ˛

adzenie było

zmy´slne i wykrywało ka˙zdy rodzaj materiału wybuchowego. Podwozie było czyste, ale

pod mask ˛

a tkwił plastikowy pojemnik, który moja pociecha błyskawicznie rozbroiła.

— Pro´scizna — ocenił z niesmakiem. — Podł ˛

aczony do pedału hamulca, nijak nie

zamaskowany ani nie zabezpieczony. ˙

Zadnej pułapki.

— Spieszyli si˛e — przypomniałem mu łagodnie. — Nast˛epnym razem bied ˛

a mieli

wi˛ecej czasu. Ruszajmy.

159

background image

— No, no — ucieszył si˛e Bolivar, siadaj ˛

ac za kierownic ˛

a. — Nadal jedziemy do

heliportu?

— A jest inny sposób, by wydosta´c si˛e z miasta? — spytałem markiza, ale ten po-

trz ˛

asn ˛

ał przecz ˛

aco głow ˛

a. — Drogi wyjazdowe zablokuj ˛

a bez problemów, a na pomoc

tubylców nie ma co liczy´c. Pozostaje tylko l ˛

adowisko.

*

*

*

Drog˛e przebyli´smy z fasonem. Markiz pełnił rol˛e pilota, wykrzykuj ˛

ac wskazówki,

a Bolivar gnał przep˛edzaj ˛

ac spod kół pieszych i szw˛edaj ˛

acy si˛e gdzieniegdzie drób.

Opony piszczały, syrena wyła, i do bramy dotarli´smy w tempie i´scie ekspresowym,

bij ˛

ac wszelkie lokalne rekordy. Tam czekali jednak na nas wartownicy i opuszczony

szlaban.

— Nie ma czasu na pogaw˛edki — warkn ˛

ałem. — Bolivar, zwolnij, jakby´s chciał

stan ˛

a´c, a my zajmiemy si˛e granatami. Gdy wybuchn ˛

a, gaz do dechy!

160

background image

Wóz posłusznie zwolnił, granaty eksplodowały niegło´sno, ale skutecznie, szlaban

za´s p˛ekł z hukiem. Z piskiem opon wzi˛eli´smy zakr˛et i wpadli´smy na drog˛e dojazdow ˛

a

do l ˛

adowiska. Helikopter wida´c było jak na dłoni.

Płon ˛

ał akurat jak pochodnia, a z przestrzelonych drzwi zwisał martwy pilot.

background image

Rozdział 14

— Nie powinien był tego robi´c! — w´sciekał si˛e de Torres. — Nie powinien zabija´c

niewinnego człowieka.

Podzielałem jego uczucia, ale nie miałem czasu na w´sciekło´s´c. Do´s´c skomplikowa-

no nam plany. Znikn˛eła najprostsza droga ucieczki i szybko trzeba było znale´z´c inn ˛

a.

— Nie zatrzymuj si˛e! — poleciłem Bolivarowi. Niepotrzebnie, jak si˛e okazało, gdy˙z

zza mini˛etego przed chwil ˛

a w˛egła wypadła za nami ci˛e˙zarówka pełna mundurowych.

Pozostałe helikoptery na l ˛

adowisku były ciche i puste. Zanim zd ˛

a˙zyliby´smy uruchomi´c

którykolwiek z nich, ci z tyłu zamieniliby nas w sitka.

162

background image

— Co jest za heliportem?

— Domy, fabryka, po prostu przedmie´scia. Potem jest autostrada na pomoc, ale

pewnie ju˙z zablokowana.

— Mo˙ze tak, mo˙ze nie. Na razie jedziemy prosto — zdecydowałem z nieszczer ˛

a

pewno´sci ˛

a.

Z jednej pułapki pchali´smy si˛e w drug ˛

a. Pl ˛

atanina nieznanych ulic i uliczek była

doskonałym miejscem na niespodziewany atak. My´slałem wła´snie o tym, gdy jaki´s głos

zadudnił w koło.

— Nie ma ucieczki!

Było to jak gniew bo˙zy, szczególnie ˙ze uliczki były puste. Bolivar skr˛ecił w pierwsz ˛

a

przecznic˛e, ale przed zagadkowym głosem rzeczywi´scie nie było ucieczki.

— Nie unikniecie. Zatrzymajcie si˛e natychmiast, albo was ostrzelamy!

Tkni˛ety nagłym przeczuciem wychyliłem si˛e przez okno i spojrzałem w gór˛e. Nad

nami unosił si˛e dwumiejscowy grawilot policyjny, maszynka lekka i zwrotna niczym

wa˙zka. Z pokładu spogl ˛

adała na mnie jaka´s obrzydliwie du˙za armata, tote˙z czym pr˛e-

163

background image

dzej cofn ˛

ałem głow˛e. Akurat na czas, by powstrzyma´c de Torresa wydobywaj ˛

acego

spomi˛edzy fałdów odzienia pistolet maszynowy.

— Pu´s´c mnie! Zastrzel˛e ich i b˛edzie spokój! — upierał si˛e markiz.

— Ju˙z pr˛edzej oni nas rozsmaruj ˛

a na asfalcie, mój drogi! Poza tym mamy lepszy

pomysł. Zatrzymaj si˛e, Bolivar!

W ko´ncu udało mi si˛e odebra´c markizowi zabawk˛e. Po ´smierci pilota szlachcic stał

si˛e dziwnie krwio˙zerczy.

— Zjed´z na pobocze i zatrzymaj si˛e. Musimy wszyscy wysi ˛

a´s´c i unie´s´c r˛ece do góry.

Gdyby chcieli strzela´c, to ju˙z by to zrobili, maj ˛

a zatem chyba inne plany. . .

— Chcesz podda´c si˛e bez walki! — zdenerwował si˛e markiz.

— Nikt nie mówi o poddaniu si˛e. Potrzebny mi ten grawilot, ale nie uszkodzony,

zatem lepiej b˛edzie nie strzela´c. Teraz do roboty. Pami˛etajmy, ˙ze nadal mamy na karku

pogo´n.

Grawilot unosił si˛e tu˙z nad naszymi głowami. Wysiedli´smy zatem, tamci za´s nadal

mierzyli do nas ze swojej pukawki. Starałem im si˛e zanadto nie przygl ˛

ada´c i miałem

nadziej˛e, ˙ze plan si˛e uda. W przeciwnym razie. . .

164

background image

— Odsun ˛

a´c si˛e od samochodu — polecił wzmocniony przez megafon głos.

Dopiero wtedy maszyna powoli opadła na ziemi˛e. Pilot miał na sobie zielony mun-

dur policji, ten od działka za´s był na czarno: Ultimados.

— B ˛

ad´zcie nadal spokojni, a was nie zastrzel˛e. Macie zgin ˛

a´c w wypadku helikop-

tera, a do tego nie trzeba dziur po kulach, prawda? Tylko nie s ˛

ad´zcie, ˙ze zawaham si˛e

w razie potrzeby! Tym razem wam si˛e nie uda. . .

— Tego ju˙z za wiele! Moje serce. . . — j˛ekn ˛

ał przekonywaj ˛

aco James łapi ˛

ac si˛e za

gors i osuwaj ˛

ac na ziemi˛e.

— Dostał ataku! — zacz ˛

ał desperowa´c Bolivar. — Trzeba mu poda´c lekarstwo!

I pochylił si˛e nad le˙z ˛

acym.

— Odsun ˛

a´c si˛e! Nie dotykaj go! — wrzasn ˛

ał Ultimado. I wszystko poszłoby gład-

ko, gdyby markiz nie postanowił zosta´c bohaterem. Korzystaj ˛

ac z tego, i˙z Ultimado

przestał zwraca´c na nas dwóch uwag˛e, z w´sciekłym rykiem rzucił si˛e na bezpiecznika.

Miał jednak zbyt daleko. Dwie rzeczy wydarzyły si˛e równocze´snie: po pierwsze działko

wypaliło, po drugie Bolivar odskoczył na bok, umo˙zliwiaj ˛

ac strzał Jamesowi. Pistolet

igłowy wypluł pociski, załatwiaj ˛

ac przez otwarte drzwi pilota, zanim ten zd ˛

a˙zył wystar-

165

background image

towa´c. Markiz jednak le˙zał na ziemi. Zabrakło dokładnie sekund, a obyłoby si˛e bez strat

z naszej strony.

De Torres oberwał odłamkiem. Podbiegłem do´n i sztyletem rozci ˛

ałem zakrwawio-

ne ubranie. Jeden kawałek stali przedziurawił mu nog˛e, inny trafił w brzuch. Cholera!

Jedyne, co mogłem zrobi´c, to zdezynfekowa´c skaleczenia, poda´c znieczulenie i zało-

˙zy´c prowizoryczne opatrunki. Ran˛e wylotow ˛

a z boku po prostu zatkałem, nie bardzo

wiedz ˛

ac, co dalej. Tu potrzebna była chyba operacja. . .

— Bolivar, umiesz to pilotowa´c?

— Umiem pilotowa´c wszystko, co lata, tato.

— Miło słysze´c. Pilota i tego drugiego prosz˛e won. James, złap markiza delikatnie

za nogi. Wpakujmy go do ´srodka.

— I do szpitala?

— ˙

Zeby go dobili? Ju˙z Ultimados znaj ˛

a sposoby, by pacjent wyszedł nogami do

przodu. Prze˙zy´c mo˙ze jedynie w zamku. No i w automedzie. Ta maszynka uniesie trzy

osoby.

— Ale tato. . .

166

background image

— Przy czterech silnik si˛e sfajczy. Uwa˙zajcie na niego, i w drog˛e. O mnie si˛e nie

bójcie, bywałem ju˙z w gorszych tarapatach. Naprzód!

To były dobre chłopaki. Odlecieli. Ja natomiast pakowałem obu ´spi ˛

acych do samo-

chodu, gdy napatoczył si˛e jaki´s przechodzie´n. Widok dodał mu skrzydeł i prysn ˛

ał bły-

skawicznie. To i dobrze, nie potrzebowałem ´swiadków podczas zmiany odzie˙zy, szcze-

gólnie ˙ze z tyłu dochodziło ju˙z całkiem wyra´zne wycie syren po´scigu.

Czym pr˛edzej siadłem za kierownic ˛

a i zamarłem. Powinienem uprzednio wzi ˛

a´c

u Bolivara przyspieszony kurs obsługi tego cude´nka techniki. Nie podzielałem na co

dzie´n jego entuzjazmu do zabytków. Kilkadziesi ˛

at błyszcz ˛

acych przeł ˛

aczników, d´zwi-

gienek i zegarów wprawiło mnie w osłupienie, a ja przecie˙z nie miałem czasu si˛e dzi-

wi´c! Złapałem najwi˛eksz ˛

a wajch˛e i poci ˛

agn ˛

ałem. . .

Rykn˛eło, grzmotn˛eło i wóz otoczyły kł˛eby dymu i pary, wobec czego natychmiast

cofn ˛

ałem wajch˛e. Wychodziło na to, ˙ze w ramach troski o stan techniczny pojazdu,

byłem uprzejmy przedmucha´c rur˛e wydechow ˛

a gor ˛

ac ˛

a par ˛

a. Do eksperymentu numer

dwa zabierałem si˛e ju˙z ostro˙zniej. Po oczyszczeniu przedniej szyby, wł ˛

aczeniu ´swiateł,

udało mi nawet ruszy´c. Od razu do przodu!

167

background image

Skr˛eciłem w pierwsz ˛

a przecznic˛e, potem w kolejn ˛

a. Droga biegła pod gór˛e, syre-

ny umilkły w oddali, zwolniłem zatem, by nie sta´c si˛e ´zródłem niezdrowej sensacji.

Nie wiedziałem, gdzie wła´sciwie mam jecha´c. Przed powietrznym po´scigiem i tak nie

miałem szansy umkn ˛

a´c, a lada chwila nale˙zało spodziewa´c si˛e nast˛epnych grawilotów.

Nast˛epny zakr˛et ukazał mi spory dom z podjazdem, z którego wła´snie wycofywał si˛e

tyłem jaki´s samochód. Nacisn ˛

ałem czym pr˛edzej na hamulec i skr˛eciłem gwałtownie,

wje˙zd˙zaj ˛

ac przez trawnik do ´swie˙zo opuszczonego gara˙zu. Drugie hamowanie zacz ˛

a-

łem nieco zbyt pó´zno, zatrzymałem si˛e bowiem dopiero na ´scianie. Dostałem przy tej

okazji kierownic ˛

a w czoło, a gdy wysiadłem, nogi były jak z gumy. Prawdziwym pro-

blemem mógł jednak sta´c si˛e wła´sciciel gara˙zu, który wyrósł wła´snie przed bram ˛

a. Tak

nie miałem ochoty na pogaw˛edki. . .

— Zidiociałe´s pan? Co to za głupie dowcipy?

— Urggle — warkn ˛

ałem niezbyt artykułowanie i trzasn ˛

ałem si˛e na odlew, by umie-

´sci´c własn ˛

a szcz˛ek˛e w przewidzianej anatomicznie pozycji. Udało si˛e.

— Idiota! — wrzasn ˛

ał tamten i zamachn ˛

ał si˛e, jakby chciał kontynuowa´c kuracj˛e.

168

background image

Mo˙ze naprawd˛e zamierzał mi pomóc, nie chciałem jednak nadu˙zywa´c jego uprzej-

mo´sci. Uchyliłem si˛e i r ˛

abn ˛

ałem go krótkim prostym w ˙zoł ˛

adek. J˛ekn ˛

ał jak nale˙zy, a gdy

zło˙zył si˛e wpół, poprawiłem ciosem w kark. Potem złapałem za opuszczaj ˛

ac ˛

a drzwi waj-

ch˛e. Akurat w por˛e, bo w chwili, gdy drzwi opadały skrzypi ˛

ac zawiasami, dostrzegłem

dwa policyjne patrolowce przemykaj ˛

ace na pełnym gazie ulic ˛

a. Drzwi zamkn˛eły si˛e.

Nasłuchiwałem, czy zahamuj ˛

a, ale nie. Syreny ucichły, po´scig odjechał.

Po raz pierwszy od potwornie długiego czasu pozwoliłem sobie na chwil˛e relak-

su. Spojrzałem na zegarek. Zadziwiaj ˛

ace, od momentu wej´scia do presidio nie min˛eły

jeszcze dwie godziny. Teraz nale˙zało przede wszystkim sprawdzi´c, czy poobijany nieco

gospodarz był sam w domu. Okno w drzwiach pozwalało stwierdzi´c, ˙ze wyprowadzo-

ny niedawno z gara˙zu samochód stoi tam, gdzie został zaparkowany. Ten ostatni zacz ˛

zreszt ˛

a zdradza´c oznaki przytomno´sci, tote˙z zaaplikowałem mu igł˛e ze ´srodkiem nasen-

nym.

Po pierwsze musiałem zmieni´c to˙zsamo´s´c i pozby´c si˛e dotychczasowego stroju, bo

´slepy tajniak by mnie poznał, i to w ciemn ˛

a noc. Mundur byłby niezły, ale te˙z miał

swoje minusy, natomiast biały garnitur i taki˙z szerokoskrzydły kapelusz doskonale mi

169

background image

pasowały. Musiałem jedynie wytrz ˛

asn ˛

a´c z nich dotychczasowego wła´sciciela. Uczyni-

łem to bez skrupułów. Kto pod ´swiatłymi rz ˛

adami Zapilote mógł pozwoli´c sobie na wóz

i domek, nie był zapewne wzorem cnót wszelakich. Poza tym osobnik ten miał na sobie

koronkowe majtki wyszywane w złote serduszka.

Kolejn ˛

a spraw ˛

a była broda. Na szcz˛e´scie miałem ze sob ˛

a rozpuszczalnik, co urato-

wało mnie przed utrat ˛

a sporego kawałka skóry. By nie ułatwia´c zbytnio pracy policji,

spakowałem rekwizyt w foliow ˛

a torb˛e. Garnitur pasował nie´zle, buty, o dziwo, tak˙ze.

W okolicy nadal panował spokój. Uło˙zyłem gospodarza na tylnym siedzeniu u˙zywaj ˛

ac

Ultimado jako podnó˙zka i wyszedłem. Sło´nce wci ˛

a˙z przygrzewało, chocia˙z miało si˛e

ju˙z ku zachodowi, samochód czekał przy kraw˛e˙zniku. Ulic ˛

a przemkn ˛

ał wóz policyj-

ny (ju˙z bez wyj ˛

acej syreny), widocznie wracał z nieudanego po´scigu. Przejechał, nie

zatrzymuj ˛

ac si˛e. Bo i po co? Szukali brodatego arystokraty w l´sni ˛

acej limuzynie. Wsia-

dłem. Silnik był na chodzie, a liczba przyrz ˛

adów znacznie ograniczona. W ci ˛

agu minuty

zdołałem skłoni´c automobil do jazdy, i to nie uruchamiaj ˛

ac nawet wycieraczek.

Cel przeja˙zd˙zki był oczywisty: z powrotem do miasta. Do tej chwili zdołano za-

blokowa´c najpewniej wszystkie drogi wylotowe, a w takim przypadku walka z tutejsz ˛

a

170

background image

kontrol ˛

a dokumentów nie miała najmniejszego sensu. Byłem podobnej budowy, co wła-

´sciciel pojazdu, ale na jego papiery nie miałem co liczy´c. Miasto było obecnie najbez-

pieczniejszym miejscem sprzyjaj ˛

acym na dodatek poczynieniu planów na dalsz ˛

a przy-

szło´s´c.

Metod ˛

a prób i bł˛edów wł ˛

aczyłem muzyk˛e i pogwizduj ˛

ac do wtóru rozkoszowałem

si˛e brzmieniem orkiestry wojskowej zło˙zonej chyba wył ˛

acznie z tr ˛

ab i b˛ebnów.

background image

Rozdział 15

Zdrowy rozs ˛

adek podpowiadał, ˙ze czas mojego przebywania na wolno´sci skróci si˛e

znacznie, je´sli nie uruchomi˛e mych szarych komórek. Odkrycie znikni˛ecia policyjnego

grawilotu i naszej limuzyny musiało nast ˛

api´c lada chwila, a to oznaczało nowy zapał

organów porz ˛

adkowych do poszukiwa´n. Zaczn ˛

a przetrz ˛

asa´c domy, wypytywa´c ludzi,

a kiedy znajd ˛

a nasz wóz, szybko ustal ˛

a, czym si˛e obecnie poruszam i jak jestem ubrany.

Na szcz˛e´scie nikt nie kontrolował pojazdów zmierzaj ˛

acych do centrum. Dojechałem

spokojnie i skr˛eciłem, byle dalej od presidio. Szybko znalazłem si˛e w uroczej dzielnicy

172

background image

małych sklepików i skrytych w cieniu drzew restauracji z ogródkami ci ˛

agn ˛

acymi si˛e a˙z

do chodników.

Prawie równocze´snie z widokiem pierwszej kafejki dotarło do mnie, ˙ze jestem głod-

ny. Nic nie jadłem od ´sniadania, a ´sniadanie było zdarzeniem prehistorycznym. Nale˙zało

zmieni´c ten stan, a w tym celu musiałem uciec si˛e do oszustwa.

Drzewa znikn˛eły, uliczki zrobiły si˛e znacznie w˛e˙zsze, a pod ´scianami domów wy-

roili si˛e osobnicy w podniszczonych przyodziewkach. O to chodziło. Skr˛eciłem za naj-

bli˙zszy róg i wył ˛

aczyłem silnik. S ˛

asiedztwo było wprost idealne, ale istniała zawsze

szansa, ˙ze trafi˛e na pocz ˛

atkuj ˛

acego złodzieja, zostawiłem zatem otwarte okno i kluczy-

ki w stacyjce. Prawdopodobie´nstwo, ˙zeby wóz stał jeszcze po półgodzinie, bliskie było

zera. Pogwizduj ˛

ac rado´snie ruszyłem ra´znym krokiem w stron˛e, z której przyjechałem.

Robiło si˛e ju˙z szarawo i nad kafejkami i sklepami pojawiły si˛e dyskretne neony.

Przyzna´c musz˛e, ˙ze Paraiso-Aqui ma kuchni˛e godn ˛

a uznania. Chłodne wino, którym

popijałem cało´s´c, samo w sobie warte było szacunku. Obiad przypominał co´s w rodzaju

poematu. Najpierw zupa z albondaces, czyli małymi kotlecikami, potem empanadas —

pasztet z drobiu i aracamde, to jest sałatka. Tak wygl ˛

adał pocz ˛

atek. Restauracja zwa-

173

background image

ła si˛e „Pod Pieczonym Prosiakiem”, i zanim sko´nczyłem posiłek, czułem si˛e nieco jak

ów prosiak (ale przed pieczeniem). Jako´s´c i obfito´s´c wy˙zywienia spowodowały, ˙ze stra-

ciłem chwilowo zainteresowanie planami na przyszło´s´c. Przytomno´s´c umysłu wróciła

mi dopiero przy zestawie kawa- koniak- cygaro, tote˙z z westchnieniem zabrałem si˛e za

my´slenie, uprzednio ˙z ˛

adaj ˛

ac rachunku.

Zało˙zy´c nale˙zało, ˙ze limuzyna pełna ´spi ˛

acych królewiczów została ju˙z odnalezio-

na, a mój rysopis przekazany komu tylko si˛e dało. Na szcz˛e´scie prawie połowa m˛eskiej

populacji w polu widzenia ubrana była podobnie jak ja. Poza tym szukano go´scia z czar-

n ˛

a brod ˛

a. Ładnie, szans˛e policji malały, ale jeszcze nie nikły. Zapłaciłem, daj ˛

ac spory

napiwek i w asy´scie kłaniaj ˛

acych si˛e nami˛etnie kelnerów opu´sciłem lokal.

Tubylcy mieli zwyczaj za˙zywa´c sjesty w południe, najwi˛eksz ˛

a za´s aktywno´s´c wyka-

zywali dopiero po zmroku, dzi˛eki czemu sklepy były nadal otwarte. Mogłem spokojnie

zaj ˛

a´c si˛e garderob ˛

a. Robiłem to wolno i stopniowo. Tu kapelusz, tam marynarka, ów-

dzie buty. Gdy w ko´ncu wyszedłem z łazienki w jednym barów, byłem ju˙z kim innym.

Stare ubranie znikn˛eło w ciemnej uliczce, mnie za´s pozostało tylko znale´z´c sposób prze-

mieszczenia si˛e w bezpieczniejsze okolice. Tylko!?

174

background image

— Wygl ˛

adasz na samotnego — rozległ si˛e niski, zmysłowy głos i obok mnie wy-

kwitła przedstawicielka najstarszego zawodu wszech´swiata.

To była dobra okazja, by zahaczy´c si˛e gdzie´s na cał ˛

a noc bez konieczno´sci poda-

wania personaliów w hotelu, niemniej. . . Pokr˛eciłem głow ˛

a i przedstawicielka zmieniła

obiekt zainteresowa´n. Owszem, była niebrzydka, ale pomysł nie był jednak najlepszy.

Po pierwsze, wi˛ekszo´s´c tutejszych kurewek musiała by´c na usługach policji (alfonsowie

za´s wszyscy), inaczej nie mogłyby, przy takim typie rz ˛

adów, w ogóle wykonywa´c swo-

jego zawodu. Po drugie natomiast, gdyby Angelina dowiedziała si˛e, jak sp˛edziłem noc,

to za panienk˛e złamanego grosza bym nie dał. Za siebie samego te˙z. Ostatni ˛

a rzecz ˛

a,

której potrzebowałem, były przypadkowe zwłoki i w´sciekła ˙zona. Nale˙zało wymy´sli´c

co´s innego.

Rozwi ˛

azanie zostało mi podane na srebrnej tacy. Siedz ˛

acy przy s ˛

asiednim stoliku

dwaj m˛e˙zczy´zni rozmawiali na tyle gło´sno, ˙ze trudno było ich nie słysze´c.

— . . . i nie pokazał si˛e?

— Wła´snie. Pewnie, cholera, co´s mu wypadło.

— A nam si˛e spieprzyła partyjka. Poker we dwóch to do dupy gra!

175

background image

Odwróciłem si˛e z u´smiechem i stukn ˛

ałem bli˙zszego w rami˛e.

— Przepraszam, ˙ze podsłuchuj˛e, ale jestem tu obcy, a uwielbiam karty. Nie idzie mi

mo˙ze a˙z tak dobrze, ale poker, jak pan to poniek ˛

ad okre´slił, to gra dla grona przyjaciół,

prawda?

Zagadni˛ety odwrócił si˛e powoli i z u´smiechem, jaki widziałem kiedy´s u zwierzaka

zwanego krokodylem na widok obiadu w pewnym ogrodzie zoologicznym.

— Wspaniale! Sami jeste´smy tu przejazdem i te˙z marzymy o partyjce tej, jak pan to

trafnie uj ˛

ał, przyjacielskiej gry. Mo˙ze przył ˛

aczy si˛e pan?

Byli szulerami. Równie dobrze mogliby mie´c to wypisane na czołach. Liczyli na ła-

tw ˛

a ofiar˛e do oskubania. Zapowiadało si˛e ciekawie! Naturalnie, ostatni ˛

a rzecz ˛

a, której

pragn˛eli, był kontakt z policj ˛

a. Zapowiadało si˛e poł ˛

aczenie przyjemnego z po˙zytecz-

nym.

Tak zatem, niczym jagni˛e wiedzione na rze´z, pozwoliłem najpierw zaprowadzi´c si˛e

do taksówki, potem do ich pokoju hotelowego, w którym rol˛e gospodyni pełniła wcale

atrakcyjna niewiasta.

176

background image

— Prosz˛e usi ˛

a´s´c i napi´c si˛e czego´s — zaproponował ni˙zszy z oszustów. — Proponu-

j˛e, by´smy mówili sobie po imieniu, jak to mi˛edzy przyjaciółmi. Ja jestem Adolfo, a ten

tu nazywa si˛e Santos. Moja przyjaciółka to Renata.

— Jaime — przedstawiłem si˛e.

— Doskonale. Mo˙ze troch˛e rumu, zanim zaczniemy?

— Chorych pytaj ˛

a, zdrowym nalewaj ˛

a — odparłem sentencjonalnie.

Bawiłem si˛e doskonale. Renata przyrz ˛

adzała drinki, Adolfo wyj ˛

ał z szafki kilka

talii kart i ˙zetony, ja rozgl ˛

adałem si˛e dyskretnie wokół. Santos sprawiał wra˙zenie sil-

nego i powolnego. Pierwsze nie było z pewno´sci ˛

a złudzeniem, drugie owszem. Adolfo

niezbyt umiej˛etnie tasował karty, pochwaliłem go zatem. S ˛

adz ˛

ac po drobnych, ale za-

uwa˙zalnych dla zawodowca drobiazgach, był chyba naprawd˛e dobrym oszustem.

Zacz˛eli´smy od losowania, kto pierwszy rozdaje. Mój król okazał si˛e najstarszy.

Ustalili´smy, ˙ze gramy w normalnego pokera, Santos przeło˙zył i przedstawienie ruszyło.

Z przyjemno´sci ˛

a obserwowałem, jak fachowo mnie pod prowadzaj ˛

a. Reneta pilno-

wała, by moja szklanka nie była pusta, poza tym siedziała przy oknie słuchaj ˛

ac cicho

graj ˛

acego radia. Z pocz ˛

atku gra przebiegała łagodnie, je´sli nie liczy´c tego, ˙ze rozdaj ˛

a-

177

background image

cy Adolfo pilnował, bym dostawał nieco wy˙zsze karty i, póki co, mógł uzna´c siebie za

wygrywaj ˛

acego.

— Przykro mi, ale chyba macie pecha — stwierdziłem, zgarniaj ˛

ac kolejn ˛

a pul˛e i do-

stosowuj ˛

ac swe zachowanie do roli potencjalnej ofiary.

— Taki los — zgodził si˛e Adolfo, tasuj ˛

ac karty.

— Co s ˛

adzicie o wyborach? — spytałem, bior ˛

ac swoje karty (dziesi ˛

atki i szóstki).

— A co mamy s ˛

adzi´c? — zdziwił si˛e Adolfo. — Chcesz wymieni´c?

— Jedn ˛

a. Nie wiem, wi˛ec pytam. Słyszałem, ˙ze kto´s niezale˙zny startuje przeciwko

Zapilote. — Dostałem trzeci ˛

a dziesi ˛

atk˛e, wi˛ec podniosłem stawk˛e.

Adolfo zrobił to samo, Santos poło˙zył karty, a Renata przyniosła mi nowego drinka.

— Bzdura! — powiedział Adolfo. — Ka˙zdy, kto spróbuje czego´s tak głupiego, jak

otwarty sprzeciw wobec Starego S˛epa, sko´nczy jako ofiara napadu. Co masz?

— Fula.

— Ja te˙z, na waletach. Najwy˙zszy czas, by si˛e odegra´c. Karta zacz˛eła mu i´s´c, co było

zreszt ˛

a do przewidzenia, dzi˛eki czemu do´s´c szybko pozbyłem si˛e zarówno wygranej, jak

i gotówki z portfela.

178

background image

— To by było na tyle — oznajmiłem, odkładaj ˛

ac karty. — Chyba ˙ze si˛egn˛e do

rezerwy na podró˙z.

— To zale˙zy tylko od ciebie — odparł Adolfo. — To przyjacielska gra, powinni´smy

da´c ci szans˛e rewan˙zu.

— Masz racj˛e. Chyba mam ochot˛e si˛e odegra´c. — Podszedłem do walizeczki, któr ˛

a

poło˙zyłem wcze´sniej na widocznym miejscu pod oknem. Otworzyłem j ˛

a i ju˙z zamierza-

łem si˛egn ˛

a´c do ´srodka, gdy nagle usłyszałem za plecami twardy i wrogi głos Santosa:

— B ˛

ad´z łaskaw nie rusza´c si˛e, Jaime. Nie wyjmuj niczego z dyplomatki!

Obejrzałem si˛e powoli i stwierdziłem, ˙ze celuje we mnie z całkiem sporego pistole-

tu. Podobnie zreszt ˛

a jak Adolfo, który dysponował jednak nieco mniejsz ˛

a armat ˛

a. W ra-

mach równouprawnienia, Renata te˙z popisywała si˛e jak ˛

a´s pukawk ˛

a. U´smiechn ˛

ałem si˛e

niewinnie i powoli podniosłem r˛ece.

— Mo˙ze powiecie mi, o co chodzi?

Jedyn ˛

a odpowiedzi ˛

a był szcz˛ek zamka, gdy Santos przeładował bro´n wprowadzaj ˛

ac

nabój do lufy. Hałas odbił si˛e echem od ´scian w cichym nagle pokoju.

background image

Rozdział 16

— To si˛e nazywa przyjacielska gra — mrukn ˛

ałem.

— A to jest przyjacielsko nastawiony podró˙zny, który marzy jedynie o rozegraniu

małej partyjki pokera — odparł Adolfo.

— O czym ty gadasz? — zdziwiłem si˛e.

— O tym, ˙ze pod stolikiem, przy którym stoisz, zamontowali´smy przeno´sny

fluoroskop. Czy mo˙zesz nam powiedzie´c, po co nosisz w dyplomatce a˙z trzy spluwy?

Jedyne, co przychodzi nam do głowy, to stwierdzenie, ˙ze jeste´s policyjnym szpiclem.

Roze´smiałem si˛e serdecznie, ale umilkłem widz ˛

ac, ˙ze Adolfo przeładowuje bro´n.

180

background image

— No?

— Przesta´n si˛e wydurnia´c — zdenerwowałem si˛e. — Dobra, jak chcesz, to si˛e do-

wiesz. Jestem szulerem i chciałem was oskuba´c.

— Co? Jak? — Wygłupiony Adolfo potrz ˛

asn ˛

ał głow ˛

a. Bez dwóch zda´n było to ostat-

nie wytłumaczenie, jakiego si˛e spodziewał.

— Nie wierzysz mi? To posłuchaj. Oznaczyłe´s paznokciem wszystkie figury w obu

taliach. Pozwoliłem ci si˛e oskuba´c, by si˛egn ˛

a´c do rezerw i podwoi´c stawk˛e, i w ostatnim

rozdaniu zostawi´c was z płótnem w kieszeni. Bro´n jest zabezpieczeniem, bym mógł

wyj´s´c st ˛

ad cały, zdrowy i z fors ˛

a przy sobie.

— Kłamiesz. — Adolfo usiłował zachowa´c pewno´s´c siebie. — Nikt nie wykr˛eci mi

takiego numeru.

— Tak? No to z przyjemno´sci ˛

a udowodni˛e, ˙ze jednak. Tasowałe´s t˛e tali˛e przed chwi-

l ˛

a, tak? Wobec tego podejd˛e do stołu i rozdam. Obiecuj˛e, ˙ze nie wykonam ˙zadnego

gwałtownego ruchu, wy za´s nie ´sciskajcie nazbyt mocno broni.

181

background image

Jak powiedziałem, tak i zrobiłem. Wolno zbli˙zyłem si˛e do stołu, odsun ˛

ałem krzesło

i siadłem. Rozdałem karty, a wszystko pod ich bacznym spojrzeniem. Po czym wyci ˛

a-

gn ˛

ałem si˛e wygodnie, zało˙zyłem dłonie za głow ˛

a i wskazałem brod ˛

a karty.

— No, Adolfo, zobacz, stary, jakie karty los mi wyznaczył.

Opu´scił bro´n i si˛egn ˛

ał, odwrócił karty licami do góry. Cztery asy i joker.

— Pi˛e´c asów z zasady wygrywa w pokerze — wyja´sniłem z u´smiechem, gdy wszy-

scy troje pochylili si˛e odruchowo nad obrazkami.

Pierwsza dostała igł˛e Renata, drugi Santos. Zawsze uwa˙załem, ˙ze najlepsz ˛

a polis ˛

a

ubezpieczeniow ˛

a jest noszenie na karku minipistolecika. Adolfo odskoczył zdumiony

nagłym osuni˛eciem si˛e kompanów i spróbował unie´s´c bro´n. Zamarł, widz ˛

ac luf˛e pisto-

letu ju˙z wymierzon ˛

a mi˛edzy jego oczy.

— Lepiej nie — ostrzegłem. — Odłó˙z gnata, a wszystko b˛edzie w porz ˛

adku. Nimi

si˛e nie przejmuj, ´spi ˛

a tylko.

Kln ˛

ac pod nosem, rzucił pistolet na podłog˛e. Natychmiast skierowałem kopniakami

wszystkie trzy armaty pod łó˙zko i z westchnieniem ulgi poci ˛

agn ˛

ałem solidny łyk rumu.

182

background image

— Zawsze prze´swietlacie go´sci? — spytałem uprzejmie. Skin ˛

ał głow ˛

a. Nadal nie

mógł wyj´s´c ze zdumienia.

Schowałem bro´n, co przywróciło mu zdolno´s´c mowy szybciej, ni˙z jakiekolwiek wy-

ja´snienia.

— Je´sli tylko mo˙zemy. Renata robi to, gdy zaczniemy gra´c i daje nam zna´c, czy

znalazła co´s ciekawego.

— Nie´zle, nic nie zauwa˙zyłem. Słuchaj, jak ich obudz˛e, obiecujesz, ˙ze nie b˛edzie

˙zadnych szale´nczych czynów? Mo˙zecie zreszt ˛

a zatrzyma´c wygran ˛

a jako, powiedzmy,

dowód mojej dobrej woli.

— Naprawd˛e? To kim ty jeste´s? Policja. . . Postanowiłem zaryzykowa´c szczero´s´c.

W granicach rozs ˛

adku, ma si˛e rozumie´c.

— Pryncypia ci si˛e pomieszały. Głównym powodem, dla którego skorzystałem

z okazji, był fakt, ˙ze wszyscy gliniarze w tym mie´scie ganiaj ˛

a w tej chwili za mn ˛

a

jak naj˛eci. Uznałem, ˙ze tu mnie nie znajd ˛

a.

— To o tobie mówili w radiu! — pisn ˛

ał, odskakuj ˛

ac nagle. — Zabiłe´s czterdzie´sci

dwie osoby. . .

183

background image

— W radiu mogło co´s by´c, ale ˙ze czterdzie´sci dwie to bujda. Pracuj˛e dla konkurencji

wyborczej, która próbuje wykopa´c pana prezydenta z urz˛edu.

— Serio! — rozpromienił si˛e niespodziewanie. — Je´sli naprawd˛e chcesz to zrobi´c,

to jestem po twojej stronie. Upa´nstwowili cały hazard i sztuk˛e oszustwa i teraz uczciwy

szuler nie ma jak zarabia´c na ˙zycie.

— To jedna z najlepszych motywacji, o jakich kiedykolwiek słyszałem — u´smiech-

n ˛

ałem si˛e i wyci ˛

agn ˛

ałem dło´n. — Wła´snie wst ˛

apiłe´s do partii, w imieniu której mog˛e ci

zagwarantowa´c, ˙ze przy wygranych wyborach na czele sekcji do spraw hazardu zostanie

obsadzony najgłupszy glina tej planety.

U´scisn˛eli´smy sobie r˛ece. Wygrzebałem z torby pneumatyczn ˛

a strzykawk˛e i wydo-

stawszy spod łó˙zka wszystkie pistolety, dałem ´spi ˛

acym po dawce ´srodka na przebudze-

nie. Pistolety usun ˛

ałem jedynie na wszelki wypadek.

— Za jakie´s pi˛e´c minut b˛ed ˛

a przytomni — poinformowałem mojego nowego towa-

rzysza broni.

— Mam pytanie. Owszem, ustawiłem t˛e talie dla siebie. Jak zdołałe´s rozda´c sobie

takie karty?

184

background image

— Dzi˛eki temu, ˙ze zrobiłem co´s, czego si˛e nie spodziewałe´s — odparłem, staraj ˛

ac

si˛e, by mój głos nie nabrzmiewał zanadto dum ˛

a. — Obejrzyj cał ˛

a tali˛e.

Zrobił to dokładnie.

— Jeden. . . drugi. . . joker. . . — rykn ˛

ał ´smiechem. — Dałe´s sobie karty przechwy-

cone z innej talii, któr ˛

a dzi´s grali´smy?

— Dokładnie. Ty byłe´s tak zaj˛ety układaniem, ˙ze nie miałe´s prawa tego zauwa˙zy´c.

— Jeste´s naprawd˛e dobry — przyznał. — Siadaj ˛

ac miałe´s puste race. . . krzesło. . .

wtedy musiałe´s je wyj ˛

a´c, a potem wsun ˛

a´c pod spód i rozda´c sobie. . .

Pokazałem mu jeszcze par˛e chwytów, które nie dotarły do tej planety, w zamian za

zgrabny numer z odwracaniem uwagi, a˙z w ko´ncu Santos doszedł do siebie. Chrz ˛

akn ˛

ał,

przesun ˛

ał j˛ezykiem po wargach, otworzył oczy i z rykiem usiłował na mnie skoczy´c.

Adolfo zgrabnie podstawił mu nog˛e.

— To przyjaciel. Sied´z spokojnie na dupie, to wszystko ci wyja´sni˛e.

Jako ˙ze to Adolfo był tu przywódc ˛

a, wyja´snienia zostały przyj˛ete bez słowa sprze-

ciwu i bez głupich pyta´n. By przypiecz˛etowa´c przyja´z´n, dałem ka˙zdemu z obecnych po

paczce obanderolowanych banknotów.

185

background image

— ˙

Zeby było legalnie, jeste´scie oficjalnymi pracownikami partii i gwarantuj˛e, ˙ze

pozostaniecie nimi do ko´nca. Nowy prezydent b˛edzie miał ten miły zwyczaj, ˙ze zrobi,

o co go poprosz ˛

a. — Zupełnym przypadkiem ani o jot˛e nie mijałem si˛e z prawd ˛

a. —

Pierwsze, w czym mo˙zecie pomóc, to skontaktowanie si˛e z moimi lud´zmi. Obrabiali´scie

kiedy´s turystów w Puerto Azul?

— Bo˙ze bro´n! — j˛ekn ˛

ał Adolfo. — To˙z to samobójstwo! Jedyne ´zródło dochodów

tej planety, to wła´snie tury´sci. Gdyby´smy spróbowali cho´cby zbli˙zy´c si˛e do nich, Ulti-

mados załatwiliby nas nie do poznania. Całe Puerto Azul a˙z si˛e od nich roi! Mo˙zemy

zajmowa´c si˛e jedynie tubylcami, i to te˙z nie za cz˛esto, opłacaj ˛

ac si˛e policji. To policja

chroni nas przed Ultimados.

— Jednak jako zwykły obywatel mo˙zesz pojecha´c do Puerto Azul?

— Ka˙zde z nas mo˙ze. Papiery mamy w porz ˛

adku.

— To pi˛eknie. Mam tam pewien kontakt, który przeka˙ze wiadomo´s´c markizowi de

la Rosa, a to oznacza nadej´scie pomocy.

— Znasz go? — spytała Renata przytłumionym głosem. Najwyra´zniej posiadanie

kumpli w´sród arystokracji robiło tu wra˙zenie nawet na szulerach.

186

background image

— Pewnie, ˙ze znam. Razem jedli´smy ´sniadanie. Musz˛e tylko si˛e zastanowi´c, jak ma

brzmie´c ta wiadomo´s´c. . .

Ruszyłem na spacer po pokoju, co przewa˙znie pomaga w my´sleniu. Owszem, zaraz

te˙z nasun˛eło mi si˛e kilka dalszych pyta´n. Czy markiz ˙zyje, co z chłopakami, jaka jest

sytuacja ogólna. . . Najlepiej byłoby osobi´scie skontaktowa´c si˛e z siedzib ˛

a markiza, ale

jak unikn ˛

a´c przy tym podsłuchu i przechwycenia wiadomo´sci. . . Jak zwykle, zadanie

wła´sciwego pytania ułatwiło ˙zycie. . .

— Adolfo — spytałem, obracaj ˛

ac si˛e na pi˛ecie — słyszałe´s kiedy´s o systemie ł ˛

acz-

no´sci semaforowej, u˙zywanym przez arystokracj˛e?

— A kto nie słyszał? Ramiona semaforów machaj ˛

a na ka˙zdym ich dachu. Ci ludzie

pozostali w ´sredniowieczu! Czemu nie u˙zywaj ˛

a telefonów. . . ?

— Bo telefon mo˙ze by´c na podsłuchu. Ale nie o to chodzi. Co to znaczy, ˙ze na

ka˙zdym ich dachu? To nie wszystkie ich pałace s ˛

a po drugiej stronie muru?

— Sk ˛

ad˙ze. Najbli˙zszy b˛edzie z dziesi˛e´c minut spacerkiem st ˛

ad.

— A jak si˛e tam dosta´c?

187

background image

— Wystarczy da´c si˛e wylegitymowa´c policjantom strzeg ˛

acym wej´scia. To po to,

˙zeby ludzie nie pchali si˛e tam jak do stodoły — wyja´snił z ironicznym u´smiechem. —

Zawsze tak było.

— Wobec tego ja nie mam szans, ale wiadomo´s´c mo˙zna przekaza´c. — Spojrzałem

na Renat˛e. — Papiery masz w porz ˛

adku?

— Chyba tak. Do´s´c za nie zapłacili´smy policji.

— Zatem mo˙zesz wej´s´c do pałacu. Opiszcie mi jeszcze wej´scie, to mo˙ze wymy´sl˛e

sposób dla siebie. — Dałem jej jeszcze plik banknotów (i tak nie były moje, tylko

markiza, nie musiałem oszcz˛edza´c). — To na wydatki.

*

*

*

Jak ka˙zdy dobry plan, i ten był prosty i na dodatek, gotów jeszcze przed ´switem.

Bezsenne noce zacz˛eły mi wchodzi´c w nawyk. Adolfo układał jakiego´s pasjansa, Santos

chrapał na kanapie, a nieobecno´s´c Renaty sugerowała, ˙ze poszła do sypialni.

— Adolfo, o której otwieraj ˛

a tu sklepy?

— Za jakie´s dwie godziny.

188

background image

— Wobec tego czas na ´sniadanie i wyja´snienia. Ogło´s pobudk˛e, a ja zadzwoni˛e po

pokojówk˛e.

*

*

*

Mocna, czarna kawa zako´nczyła posiłek, przywracaj ˛

ac mi jednocze´snie zdolno´s´c

jasnego my´slenia. Przeszukawszy kieszenie, przypomniałem sobie, ˙ze odruchowo pod-

w˛edziłem w zamku de Torresa troch˛e jego papieru listowego i kopert z herbem. Nie

my´slałem wtedy o niczym szczególnym, teraz przydało si˛e idealnie. Wiadomo´s´c od

szlachetnie urodzonego do innego szlachetnie urodzonego zawsze lepiej wygl ˛

ada, je-

´sli towarzyszy jej herb i inne tam takie. Podrobiłem podpis markiza, co spotkało si˛e

z pełnym szacunku pomrukiem. Zakleiłem kopert˛e i podałem Renacie.

— Wiesz, co robi´c? — upewniłem si˛e.

— Naturalnie. Zrobi˛e zakupy, wezm˛e taksówk˛e i powiem, ˙ze dostarczam zamó-

wienie dla ksi˛ecia. Policjanci wpuszcz ˛

a mnie bez problemów, oddam list i wyjd˛e jak

weszłam. Reszta nale˙zy do ciebie.

189

background image

— Pi˛eknie. Podkre´sl jeszcze potrzeb˛e po´spiechu i zgrania wszystkiego w czasie, bo

inaczej sytuacja mo˙ze sta´c si˛e nieco kłopotliwa dla wszystkich.

*

*

*

Czekaj ˛

ac na wybicie godziny zero, martwiłem si˛e głównie jednym: czy mo˙zna za-

ufa´c przekupionemu szulerowi? Je´sli tak, to moi wspólnicy powinni znale´z´c si˛e ju˙z

na stanowiskach. Pogłaskałem przyklejon ˛

a na nowo brod˛e i przyjrzałem si˛e celowi

z ogródka kafejki po przeciwnej stronie ulicy. Od muru otaczaj ˛

acego Castle Penoso

dzieliło mnie nie wi˛ecej ni˙z dwie´scie jardów, a z chodnika do ˙zelaznej bramy pro-

wadziły cztery stopnie, przy których stało dwóch mundurowych. Renata pojawiła si˛e

o wyznaczonej porze ze stert ˛

a gustownie zapakowanych pudeł. Wymieniła par˛e zda´n

z policjantami i znikn˛eła wewn ˛

atrz. Wyszła po chwili i odeszła nie zatrzymuj ˛

ac si˛e, co

było znakiem, ˙ze wiadomo´s´c została przekazana. Spojrzałem na zegarek — zbli˙zał si˛e

finał. Zostawiłem na stoliku nale˙zno´s´c wraz napiwkiem i skierowałem si˛e do bramy.

Znudzeni gliniarze przygl ˛

adali si˛e przechodniom, konkretnie pewnej nader zgrabnej

senioricie. Poza tym nic. Schyliłem si˛e, by zawi ˛

aza´c sznurowadło. Je´sli zbyt długo b˛ed˛e

190

background image

si˛e tu kr˛ecił, zwróc˛e w ko´ncu czyj ˛

a´s uwag˛e. Wreszcie ponad normalny zgiełk uliczny

wybił si˛e w´sciekły ryk silnika szybko nadje˙zd˙zaj ˛

acego samochodu. Byłem ju˙z prawie

przy bramie, gdy dał si˛e słysze´c pisk hamulców i wóz r ˛

abn ˛

ał w stoj ˛

ac ˛

a po przeciwnej

stronie ulicy latarni˛e. Z okna po stronie kierowcy wysun˛eła si˛e bezwładna r˛eka. . .

Obaj gliniarze co tchu ruszyli do miejsca wypadku, a ja ku drzwiom.

Dopadłem ich w dwu susach i naparłem ramieniem.

Były zamkni˛ete.

background image

Rozdział 17

Poczułem nagły przypływ paniki i adrenaliny, dzi˛eki czemu wszelkie zm˛eczenie

przeszło mi jak r˛ek ˛

a odj ˛

ał. Ponownie naparłem na drzwi, spogl ˛

adaj ˛

ac jednocze´snie

przez rami˛e. Wej´scie pozostało zamkni˛ete, za to policjanci dobiegli do samochodu,

w który nagle wst ˛

apiło ˙zycie. Bezwładne rami˛e znikn˛eło, wóz cofn ˛

ał si˛e ze zgrzytem

i jak rakieta skoczył do przodu tu˙z przed nosami w´sciekłych stró˙zów prawa.

Jeden, wida´c bardziej rozgarni˛ety, zapisał numery rejestracyjne pojazdu, co i tak nie

miało mu nic da´c. Wóz był kradziony. Za chwil˛e zawróc ˛

a na posterunek i wtedy. . .

192

background image

Zdesperowany pchn ˛

ałem ˙zelazne odrzwia po raz ostatni. Rozmy´slałem ju˙z nad pla-

nem zast˛epczym, gdy wej´scie zostało otwarte, ja za´s wyładowałem jak długi na wyfro-

terowanej posadzce. Brama zamkn˛eła si˛e za mn ˛

a z łoskotem.

— Witaj w Castle Penoso, Sir Hectorze — usłyszałem nad sob ˛

a jaki´s starczy głos.

Czym pr˛edzej pozbierałem si˛e z podłogi i spojrzałem na stoj ˛

acego obok w pozie

pełnej szacunku osobnika. Zasuszony staruszek o siwych włosach i poszarzałej skórze,

w szarej szacie. U´scisn ˛

ałem ostro˙znie trz˛es ˛

ac ˛

a si˛e dło´n, zginaj ˛

ac równocze´snie grzbiet

w ukłonie. Próbowałem przypomnie´c sobie, jak, do cholery, nale˙zy zwraca´c si˛e do ksi˛e-

cia. Umysł jednak definitywnie odmówił współpracy i pozostała mi jedynie improwiza-

cja.

— Naprawd˛e trudno mi wyrazi´c m ˛

a wdzi˛eczno´s´c, mo´sci ksi ˛

a˙z˛e. Gdyby nie pa´nskie

po´swi˛ecenie, czekałaby mnie ´smier´c z r˛eki oprychów Zapilote.

— Nie ma o czym mówi´c — ˙zachn ˛

ał si˛e. — Zapraszam na lampk˛e koniaku. Prosz˛e

mi wszystko opowiedzie´c. Otrzymałem jedynie krótk ˛

a wiadomo´s´c od markiza. Prosił,

bym pana wpu´scił, co zrobiłem, naturalnie. Dopisał jeszcze, ˙ze Sir Hector mi wszystko

wyja´sni.

193

background image

Uczyniłem to, pokrzepiaj ˛

ac si˛e doskonałym koniakiem. Oczywi´scie, relacja była

nieco uproszczona, ale w ogólnych zarysach prawdziwa. Ksi ˛

a˙z˛e raczył wybałusza´c oczy

w trakcie, trz ˛

a´s´c si˛e i wzdycha´c, a˙z w ko´ncu zaniepokoiłem si˛e o staruszka nie na ˙zarty.

Dotrwał jednak do ko´nca, a przy finale równie˙z si˛egn ˛

ał po koniak.

— Oburzaj ˛

ace! — sapn ˛

ał. — Trzeba wreszcie sko´nczy´c z tym samozwa´nczym ty-

ranem. A jak si˛e miewa mój czcigodny kuzyn ze strony matki siostry szwagra dziadka

mojej ˙zony?

Teraz ja wytrzeszczyłem oczy, a˙z dotarło do mnie, ˙ze gospodarz miał na my´sli mar-

kiza. Jego słodk ˛

a tajemnic ˛

a było, jak unikał pogubienia si˛e w tych wszystkich koliga-

cjach rodzinnych.

— Poj˛ecia nie mam! — przyznałem uczciwie. — To zreszt ˛

a jeden z powodów, dla

których prosz˛e o pomoc. Ł ˛

aczno´s´c semaforowa działa?

— Oczywi´scie. Zaraz wezw˛e ł ˛

aczno´sciowca. Poci ˛

agn ˛

ał za sznur przy ´scianie i wy-

dał odpowiednie polecenie lokajowi, a ja zaj ˛

ałem si˛e skondensowaniem maksymalnej

ilo´sci informacji w minimalnej obj˛eto´sci tekstu. Wyszło mi, co nast˛epuje:

194

background image

JESTEM W CASTLE PENOSO. CO Z MARKIZEM I RESZT ˛

A?

HECTOR

Ksi ˛

a˙z˛e wr˛eczył kartk˛e operatorowi, którego wymiotło z komnaty. Tym razem nie

było w˛edrówek do wie˙zy ni wind. Razem z nikn ˛

acym z butelki koniakiem czekali´smy

na odpowied´z.

Wydarłem kartk˛e operatorowi z r˛eki ledwie pojawił si˛e w drzwiach. Zupełnie za-

pomniałem o kodowaniu. Zanim ksi ˛

a˙z˛e odszyfrował wiadomo´s´c, mało mnie krew nie

zalała, ale pop˛edzanie staruszka tylko pogorszyłoby spraw˛e. Trzymałem nerwy na wo-

dzy, a˙z w ko´ncu gospodarz był gotów.

MARKIZ WRACA DO ZROWIA. CHŁOPCY OK. CZEKAM NA

ROZKAZY.

LADY HARAPO

Ul˙zyło mi. Wszyscy dotarli do zamku, a poniewa˙z profilaktycznie zainstalowałem

w jednej z komnat automed, markiz miał szans˛e na długie ˙zycie. Podpis za´s ´swiadczył,

195

background image

˙ze podczas mojej nieobecno´sci rz ˛

ady przej˛eła Angelina, czyli ˙ze zamek gotów był na

odparcie ewentualnego szturmu. Nalałem sobie kolejn ˛

a lampk˛e koniaku.

— Zaiste dobre to wie´sci — stwierdził z zadowoleniem ksi ˛

a˙z˛e. — Co teraz poczy-

namy?

— Podwajamy ostro˙zno´s´c. To, ˙ze udało si˛e uj´s´c wszystkim z jaskini lwa, ´swiadczy

raczej o olbrzymim szcz˛e´sciu, ni˙z rozumie. Wi˛ecej nie mo˙zna na to liczy´c. Cała kam-

pania wyborcza musi zosta´c zaplanowana krok po korku niczym operacja wojskowa. Ja

czy markiz, musimy by´c chronieni przy ka˙zdym publicznym wyst ˛

apieniu jak klejnoty

koronne.

— Tak, klejnoty. . . Co za chamstwo! Pami˛etam jak wczoraj ten dzie´n, gdy Zapilote

obj ˛

ał urz ˛

ad prezydenta — wzruszył si˛e gospodarz, a mnie zatkało.

Zapilote doszedł do władzy sto siedemdziesi ˛

at lat temu, ale widocznie nie był jedy-

nym u˙zytkownikiem leków antygeriatrycznych w okolicy.

— Wierzyli´smy mu wtedy jak durnie — ci ˛

agn ˛

ał ksi ˛

a˙z˛e. — Ja byłem Stra˙znikiem

Korony, ale demokracja zniosła ten tytuł, a piecz˛e nad klejnotami przej ˛

ał Zapilote. Nikt

ich odt ˛

ad nie ogl ˛

adał. . .

196

background image

Przestałem go słucha´c. Teraz powinienem wydosta´c si˛e z tego zawszonego mia-

sta i wróci´c do zamku zapewniaj ˛

acego jakie takie bezpiecze´nstwo. Tylko jak? Byłem

zm˛eczony, wstawiony i nie miałem ochoty na twórcze my´slenie. Tym razem z pomoc ˛

a

przyszedł szcz˛e´sliwy traf, gdy˙z inaczej nazwa´c tego nie mo˙zna. Rozległo si˛e natarczy-

we pukanie do drzwi. Po chwili powtórzyło si˛e, jeszcze gło´sniej, jako ˙ze zatopieni we

własnych my´slach nie zwrócili´smy pocz ˛

atkowo na nie uwagi.

— Czegó˙z? — warkn ˛

ał gospodarz, przywołany do rzeczywisto´sci. — Wej´s´c!

Drzwi uchyliły si˛e, wpuszczaj ˛

ac kamerdynera, który s ˛

adz ˛

ac z wygl ˛

adu, mógłby by´c

ojcem ksi˛ecia, a na pewno rówie´snikiem.

— Nie chciałbym przeszkadza´c, wasza wysoko´s´c — oznajmił słabym tenorkiem

słu˙z ˛

acy — ale dzi´s jest czwartek.

— A czy istnieje jaki´s konkretny powód, dla którego informujesz mnie, jaki dzi´s

mamy dzie´n tygodnia? — zdumiał si˛e ksi ˛

a˙z˛e.

— Tak, wasza wysoko´s´c. Kazał mi pan przypomina´c sobie o ich przyj´sciu zawsze

na pół godziny przed faktem.

197

background image

— Merdi! — ze´zlił si˛e mo´sci ksi ˛

a˙z˛e ukazuj ˛

ac w grymasie nie´zle dopasowan ˛

a sztucz-

n ˛

a szcz˛ek˛e. — I oni zaraz tu b˛ed ˛

a?

— Oni? — potrz ˛

asn ˛

ałem głow ˛

a czuj ˛

ac, ˙ze co´s mi chyba umkn˛eło.

— Z polecenia rz ˛

adu mam udost˛epnia´c co czwartek mój zamek tym brudasom z in-

nych planet. I to bez odliczenia od podatku! Miast tego cen˛e biletów doliczaj ˛

a mi do

dochodów! Naturalnie nie spotkam si˛e z t ˛

a hołot ˛

a i dlatego. . .

— Przepraszam, ale do´s´c wolno dzi´s my´sl˛e — przerwałem mu brutalnie. — Jak

rozumiem, to wkrótce w zamku znajdzie si˛e wycieczka turystów?

— Niestety! Co za czasy!

— Ci˛e˙zkie. Ilu ich b˛edzie?

— Tylu, ilu mie´sci si˛e w autokarze z Puerto Azul. Czterdziestu, pi˛e´cdziesi˛eciu —

wyja´snił kamerdyner.

— Chamstwo i prostactwo — dodał ksi ˛

a˙z˛e.

— Jak rozumiem, podejmowane s ˛

a zawsze ´srodki ostro˙zno´sci, by nie wynie´sli po-

łowy pałacu?

— Towarzyszy im zawsze wyszkolona grupa słu˙z ˛

acych — odparł kamerdyner.

198

background image

— Pi˛eknie. — Zatarłem r˛ece. — Czy wasza wysoko´s´c b˛edzie miał co´s przeciwko

temu, bym skorzystał z pomocy słu˙zby przy dyskretnym opuszczeniu zamku?

— Sk ˛

ad˙ze. Wszystko dla przyszłego prezydenta Paraiso-Aqui. — Gospodarz po-

zbierał si˛e na równe nogi i z szacunkiem skłonił si˛e przede mn ˛

a gł˛eboko.

Kamerdyner zrobił natychmiast to samo. Ja si˛e odkłoniłem.

— Jest st ˛

ad jakie´s tajne wyj´scie? — spytałem, przechodz ˛

ac w ko´ncu do rzeczy.

— Z ka˙zdego zamku jest tajne wyj´scie! — oznajmił ksi ˛

a˙z˛e lekko zaskoczony mo-

j ˛

a ignorancj ˛

a. — Nasze ko´nczy si˛e w budynku po drugiej stronie ulicy. Wykonane za

Trzeciego Ksi˛ecia Pensoso, który pasjami chadzał do mieszcz ˛

acego si˛e tam wówczas

burdelu.

Mówi ˛

ac to, u´smiechn ˛

ał si˛e lekko, mo˙ze przypomniał sobie, jak wygl ˛

adaj ˛

a panien-

ki. . .

— Dobrze. Zatem sprawa jest prosta, potrzebuj˛e liberii słu˙z ˛

acego. Wybior˛e sobie

odpowiedniego turyst˛e, i jako on wyjd˛e potem z reszt ˛

a wycieczki. Obecno´s´c turystów

to najlepsza gwarancja bezpiecze´nstwa na tej planecie.

— A pa´nskie rzeczy. . . — zacz ˛

ał ksi ˛

a˙z˛e.

199

background image

— Do wyrzucenia. Wezm˛e ubranie turysty.

— Broda?

— Zaraz zgol˛e.

Do ksi˛ecia dotarło w ko´ncu, na czym polega plan i roze´smiał si˛e serdecznie.

— Wcale sprytnie pomy´slane. A jako dziecko był pan tak głupi, ˙ze szkoda mówi´c.

Tajemnego przej´scia u˙zyjemy naturalnie, by pozby´c si˛e ciała turysty.

— ˙

Zadne takie! — zaprotestowałem. — ˙

Zadnych trupów, bo przewróc ˛

a okolic˛e do

góry nogami! Wyda si˛e, ˙ze tu byłem. Prosz˛e nie zapomina´c, ˙ze tury´sci znajduj ˛

a si˛e

pod szczególn ˛

a ochron ˛

a dyktatury, jako jedyne ´zródło kredytów. Załatwimy to inaczej.

Dam mu ´srodek, po którym przestanie pami˛eta´c zdarzenia ostatnich dwudziestu czte-

rech godzin, spoimy go winem. Gdy go potem znajd ˛

a, pomy´sl ˛

a, ˙ze zalał si˛e jak ´swinia

i zapomniał o bo˙zym ´swiecie. Policja odwiezie go do hotelu i tyle.

— Wolałbym zabi´c którego´s — upierał si˛e ksi ˛

a˙z˛e.

— Znajdziemy sobie jakiego´s po wyborach — obiecałem krwio˙zerczemu gospoda-

rzowi. — Teraz potrzebuj˛e liberii. I gdzie jest łazienka?

200

background image

Po kolejnym odklejeniu broda zacz˛eła wygl ˛

ada´c na cokolwiek zmasakrowan ˛

a, ale

zabrałem j ˛

a ze sob ˛

a. Zanim wbiłem si˛e w liberi˛e, tury´sci weszli ju˙z do pałacu wypeł-

niaj ˛

ac go harmidrem godnym stada skretyniałych niemowl ˛

at.

Słu˙zba została poinformowana o innowacji i nikt nawet okiem nie mrugn ˛

ał, gdy

doł ˛

aczyłem do obstawy. Bez słowa pilnowali błyskaj ˛

acej fleszami wycieczki, ubranej

zreszt ˛

a w straszn ˛

a pstrokacizn˛e.

— . . . tuebonegon eksemplon de la petroj de la ekshumentepoko depasitocjarcen-

to. . . — mówił przewodnik wskazuj ˛

ac na potworne bohomazy wisz ˛

ace krzywo na ´scia-

nach.

Tury´sci wgapiali si˛e w nie z podziwem, ja popatrywałem na nich (bez podziwu).

Wi˛ekszo´s´c go´sci tworzyła pary, a nawet liczniejsze zgromadzenia, i ci automatycznie

odpadali. Było kilka samotnych kobiet, ale niezale˙znie od nikłych mo˙zliwo´sci, nie mia-

łem ochoty na zmian˛e płci. Wreszcie, w ogonie tłumku, dostrzegłem ofiar˛e: samotnego

chłopa prawie mojego wzrostu, w purpurowych szortach, złotej koszuli. Zm˛eczony był

jak sama ´smier´c, na szyi dyndał mu aparat fotograficzny, a zwisaj ˛

ac ˛

a z ramienia torb˛e

201

background image

zdobił napis: BYŁEM W PUERTO AZULI JEDYNE, CO TAM ZNALAZŁEM, TO TA

GÓWNIANA TORBA! Idealny!

Podszedłem do´n, gdy wycieczka podziwiała kolejny landszaft (takie łab ˛

adki nie wy-

st˛epuj ˛

a w przyrodzie, nawet jako mutanty) i delikatnie stukn ˛

ałem w rami˛e. Obrócił si˛e

błyskawicznie z wyrazem czystego obrzydzenia na twarzy. Za pó´zno, i tak był mój.

— Prosz˛e nie mówi´c nic pozostałym, ale w prezencie od ksi˛ecia czeka na pana

butelka. Przypada tylko jedna na wycieczk˛e, dzi´s wypadło na pana. Prosz˛e za mn ˛

a.

Poszedł. Naturalnie, ˙ze poszedł, i to skrupulatnie maskuj ˛

ac si˛e przed pozostałymi.

— Tutaj, sir — oznajmiłem, wskazuj ˛

ac drzwi gabinetu, w którym kamerdyner ocze-

kiwał z flaszk ˛

a i kieliszkiem na srebrnej tacy.

Facet pisn ˛

ał rado´snie i wyci ˛

agn ˛

ał łap˛e po szkło, ułatwiaj ˛

ac mi tylko zadanie. Da-

łem mu zastrzyk w przedrami˛e i zanim zd ˛

a˙zył osun ˛

a´c si˛e na dywan, zamkn ˛

ałem drzwi.

Ksi ˛

a˙z˛e przygl ˛

adał si˛e temu z satysfakcj ˛

a, ale byłby mi wi˛eksz ˛

a przeszkod ˛

a, ni˙z pomoc ˛

a

przy zamianie, tote˙z sam zabrałem si˛e za rozdziewanie ´spi ˛

acego.

202

background image

*

*

*

Zmieszałem si˛e z wycieczk ˛

a, gdy ta wsiadała ju˙z do autokaru, tote˙z nikt nie zwrócił

na mnie uwagi. Znudzony policjant przeliczył obecnych, postawił ptaszka w notatniku

i dał znak kierowcy. Drzwi si˛e zamkn˛eły, klimatyzacja i nagło´snienie ruszyły i potoczy-

li´smy si˛e ku drodze wyjazdowej z miasta.

Nagle siedz ˛

aca obok mnie niewiasta spojrzała podejrzliwie i o´swiadczyła:

— Nigdy dot ˛

ad pana nie widziałam!

background image

Rozdział 18

Lodowata stonoga przegalopowała mi po plecach. Czy˙zbym został zdemaskowany

przez spostrzegawczego babsztyla? Nie mogłem u´spi´c jej dyskretnie, zacz ˛

ałem wi˛ec

improwizowa´c.

— Có˙z, ja te˙z dot ˛

ad pani nie spotkałem.

— To si˛e nazywa przypadek! — ucieszyła si˛e niespodziewanie i zrozumiałem, ˙ze

według niej to miał by´c podryw. — Mam na imi˛e Joyella i pochodz˛e z planety Phigeu-

nadon II. . .

Zdanie zako´nczyła cisza, z której nie omieszkałem skorzysta´c.

204

background image

— Có˙z za zrz ˛

adzenie losu. Ja jestem Wuuble i pochodz˛e z Blodgett.

— A gdzie tu zrz ˛

adzenie losu?

— Obie planety le˙z ˛

a w tej samej galaktyce.

Dowcip był płaski, ale spotkał si˛e z perlistym piskiem rado´sci i wiedziałem ju˙z, ˙ze

oto znalazłem mimowolnego sprzymierze´nca. Joyella miała dwa problemy: brak urody

i samotno´s´c. Wystarczyło troch˛e zrozumienia i przez reszt˛e dnia mogłem spokojnie słu-

cha´c historii jej ˙zycia, opisów rodzinnej planety i pracy w automatycznej oczyszczalni

´scieków.

Pó´znym popołudniem dotarli´smy do Puerto Azul, a jako ˙ze od opuszczenia domu

ksi˛ecia znalazłem si˛e na przymusowym odwyku, to ignoruj ˛

ac rozanielony wyraz twarzy

mojej towarzyszki, w pierwszym rz˛edzie udałem si˛e do baru. Wraz z torb ˛

a znikn ˛

ałem

potem w tłumie. Musiałem dotrze´c do Jorge, którego zadaniem było wydosta´c mnie

z miasta.

205

background image

*

*

*

Gdy doszedłem do jego domu, odniosłem wra˙zenie, ˙ze Jorge sam ma kłopoty. Przede

wszystkim, przy kraw˛e˙zniku parkowała podejrzana czarna limuzyna, której kierowca

nosił ciemne okulary. W bloku mieszkało jeszcze wielu innych ludzi, ale co´s mi mówiło,

˙ze to nie oni interesuj ˛

a si˛e Ultimados. Nauczyłem si˛e nie lekcewa˙zy´c intuicji, tote˙z wraz

z planem miasta wyj ˛

ałem zaraz kapsułk˛e z gazem i podszedłem do samochodu.

— Przepraszani, ale szukam tego tu i chyba si˛e zgubiłem. Podobno daj ˛

a tam dobrze

pi´c. . . — zagaiłem przez uchylon ˛

a szyb˛e.

— No pardos me, Esperanto. . .

— Nie rozumiem. Spójrz no tu i powiedz mi. . . — Podsun ˛

ałem mu plan pod nos

i rozdusiłem kapsułk˛e.

Ledwie osun ˛

ał si˛e na kierownic˛e, dałem mu zastrzyk i oparłem jego łeb o zagłówek.

Wygl ˛

adał do´s´c naturalnie. Maj ˛

ac zabezpieczone tyły, wszedłem do bramy w chwili, gdy

Ultimados wyprowadzali z niej nieco zmi˛etoszonego Jorge.

— Ten facet wygl ˛

ada na chorego — stwierdziłem, staj ˛

ac im na drodze.

206

background image

— Spadaj, durniu! — warkn ˛

ał wi˛ekszy z bezpieczników, wyci ˛

agaj ˛

ac ku mnie łap˛e.

— Napadasz na bezbronnego turyst˛e! — wrzasn ˛

ałem, wal ˛

ac go kantem dłoni pod

ucho i odskakuj ˛

ac, by miał gdzie pa´s´c.

Drugi spróbował wyj ˛

a´c bro´n, ale Jorge uczepił si˛e jego ramienia. Pozostało mi tylko

przyło˙zy´c oprychowi w kark.

— Ciesz˛e si˛e, ˙ze ci˛e widz˛e — powitał mnie Jorge, staraj ˛

ac si˛e utrzyma´c na nogach.

Ostro˙znie wyj ˛

ał z opuchni˛etych ust ułamany z ˛

ab, przyjrzał mu si˛e ponuro i wyrzucił.

Na pociech˛e pocz˛estował jednego z le˙z ˛

acych solidnym kopem.

— Nie kopie si˛e le˙z ˛

acego, bo mo˙ze wsta´c i odda´c — upomniałem go, daj ˛

ac równo-

cze´snie obu Ultimados po zastrzyku. — Zmywamy si˛e st ˛

ad, ale nie na piechot˛e.

— Dok ˛

ad?

— Miałem nadziej˛e, ˙ze ty mi to powiesz. Wtaszczyli´smy obu ´spi ˛

acych na tylne

siedzenie.

— Te˙z tam wsiadaj — powiedziałem, spychaj ˛

ac kierowc˛e na podłog˛e. — A zatem

gdzie jedziemy?

207

background image

Z tyłu dobiegało mnie jedynie melodyjne chrapanie na trzy głosy. Ledwo Jorge

usiadł, zaraz chyba stracił przytomno´s´c. Musieli go nie´zle wymaglowa´c. Niemniej znów

byłem zdany tylko na siebie. Skierowałem wóz na szos˛e. Do´s´c miałem odgrywania sa-

motnego bohatera. Po choler˛e sprowadziłem tu rodzin˛e?

*

*

*

Zapadał wczesny zmierzch, gdy zatrzymałem si˛e w jakim´s zagajniku, wywaliłem

trzech tajniaków na trawk˛e, powi ˛

azałem ich własn ˛

a odzie˙z ˛

a i schowałem w krzakach,

bodaj˙ze je˙zynach poprzerastanych pokrzywami. Jorge zacz ˛

ał poj˛ekiwa´c, zaaplikowałem

mu zatem znieczulenie i stymulatory. Efekt był natychmiastowy, powtórzyłem wi˛ec za-

bieg na sobie.

— Lepiej ci? — spytałem, gdy zacz ˛

ał si˛e przeci ˛

aga´c.

— Owszem. Przede wszystkim musz˛e ci podzi˛ekowa´c.

— Najlepszy sposób to informacja, gdzie powinni´smy teraz pojecha´c.

— A gdzie jeste´smy?

— Autostrada, jakie´s pi˛etna´scie mil na południe od Puerto Azul.

208

background image

— Umiesz pilotowa´c helikopter?

— Helikopter te˙z. A co, pl ˛

acze si˛e tu jaki´s?

— Niedaleko jest niewielkie prywatne lotnisko. Pilnowane, naturalnie, ale. . .

Przerwał, słysz ˛

ac moje lekcewa˙z ˛

ace parskni˛ecie. Zm˛eczenie znikn˛eło. Pomkn˛eli-

´smy w stron˛e lotniska. Nareszcie jaka´s szansa na dotarcie do domu!

*

*

*

Jorge narzucał mi si˛e wr˛ecz z pomoc ˛

a, ale kazałem mu zosta´c w wozie. Nie lubi˛e, jak

amatorzy pl ˛

acz ˛

a mi si˛e w trakcie pracy pod nogami. Odł ˛

aczenie alarmu i sforsowanie

płotu z drutu kolczastego nie było wi˛ekszym problemem, a załatwienie wartowników

trwało ciut dłu˙zej tylko dlatego, ˙ze bezwstydnie łazili po całym terenie, zamiast grzecz-

nie siedzie´c na wartowni. Po dziesi˛eciu minutach podszedłem spacerowym krokiem do

bramy i otwarłem j ˛

a szeroko.

— Z tob ˛

a wszystko wydaje si˛e takie proste — odezwał si˛e z podziwem Jorge.

— Ka˙zdy ma jakie´s uzdolnienia — przyznałem. — Ja na przykład, zupełnie nie

nadaj˛e si˛e na przewodnika. O, ten tu wygl ˛

ada na wyczynowy model. Bierzemy?

209

background image

*

*

*

Zanim jeszcze Jorge zapi ˛

ał pasy, wł ˛

aczyłem spinakiem motory. Na jednym z ekra-

nów pojawiła si˛e komputerowa mapa.

— Tu jest Primoroso — wskazał Jorge. — Tu Bonie. Ma najsłabsz ˛

a obron˛e prze-

ciwlotnicz ˛

a. A posiadło´s´c markiza jest w tym kierunku. Jasne?

— Jasne. Gotów?

Skin ˛

ał głow ˛

a i wystartowali´smy.

Lot był nudny, radar nic nie pokazywał, nikt nas nie wołał przez radio. Gdyby nie kil-

ka ´swiateł w dole, nigdy nie zauwa˙zyłbym, ˙ze przelecieli´smy nad Barier ˛

a. Najwyra´zniej

Zapilote nie brał pod uwag˛e porwania przez którego´s ze swoich poddanych urz ˛

adzenia

lataj ˛

acego. Có˙z, podobno człowiek uczy si˛e na bł˛edach.

Gdy znale´zli´smy si˛e nad Castle de la Rosa, odpowiedziałem na wezwanie z zamku

i wyl ˛

adowałem na rz˛esi´scie o´swietlonym placu, gdzie czekały ju˙z trzy najwa˙zniejsze

dla mnie osoby.

210

background image

Pomachałem chłopakom i wzi ˛

ałem Angelin˛e w ramiona z takim entuzjazmem, ˙ze

obaj zacz˛eli nam bi´c brawo.

— Tego mi brakowało — szepn˛eła Angelina po dłu˙zszej chwili. — Nic ci nie zrobili,

kochanie? Bo je´sli, to tutejsze słu˙zby pogrzebowe zapomn ˛

a, co to jest martwy sezon.

— Oni nic, ale ja im sporo. Poza tym zdobyłem nowych sprzymierze´nców, nie oszu-

kiwałem w karty. Wła´sciwie nie miałem chwili spokoju. Co tutaj?

— Tak naprawd˛e, to nic. Markiz doszedł ju˙z prawie do siebie, my za´s przygotowa-

li´smy twierdz˛e do obrony i opracowali´smy dokładne plany kampanii. . .

— Wojennej?

— Wyborczej. B˛edzie to najnieuczciwsza kampania, zako´nczona najdokładniej-

szym sfałszowaniem wyników w historii demokracji.

Jorge stał i słuchał tego ze szcz˛ek ˛

a opadł ˛

a do ziemi.

background image

Rozdział 19

Ranek był wspaniały, widok z balkonu przedni, a ´sniadanie, którego szcz ˛

atki (po-

za kaw ˛

a) sprz ˛

atała wła´snie słu˙zba, wprost wy´smienite. Jak zwykle, sielank˛e przerwała

Angelina.

— Podczas twojej nieobecno´sci przejrzałam bibliotek˛e markiza — oznajmiła, od-

kładaj ˛

ac serwetk˛e. — Jeden z jego przodków miał oryginalne hobby: kolekcjonował

uniwersytety. Zebrał ich prawie tysi ˛

ac.

„Oryginalne” było łagodnym okre´sleniem, hobby nale˙zało nazwa´c raczej ekscen-

trycznym. Cho´c z drugiej strony, ka˙zdy mo˙ze wydawa´c własne pieni ˛

adze, jak mu si˛e

212

background image

podoba, byle nie szkodził innym. Zbieranie uniwersytetów było kosztowne, ale poza

tym nieszkodliwe. Wydatki powodowała zreszt ˛

a nie cena uniwersytetu, bo ka˙zdy mie-

´scił si˛e na obszernym dysku, nie dro˙zszym ni˙z butelka dobrego wina, ale konieczno´s´c

podró˙zowania po całej zamieszkanej galaktyce i poszukiwania po co odleglejszych pla-

netach takich zabytków jak banki pami˛eci dawno nie istniej ˛

acych uczelni.

— Sprawdziłam sobie t˛e bibliotek˛e pod k ˛

atem danych na temat fałszowania wybo-

rów i politycznych brudów — wyja´sniła Angelina. — I chocia˙z było tam sporo pozycji,

wi˛ekszo´s´c stanowiły lamenty, ˙ze takie wydarzenia maj ˛

a miejsce i rozwa˙zania, jak im

zapobiega´c. Dla nas bezu˙zyteczne.

— Szkoda.

— W jednym przypadku dopisało mi wszak˙ze szcz˛e´scie. Dysk był tak stary i znisz-

czony, ˙ze nazwy uczelni nie dało si˛e odczyta´c, ale nie byłabym zdziwiona, gdyby po-

chodził jeszcze z Ziemi. Biblioteka uczelniana pozostała jednak nietkni˛eta, w niej zna-

lazłam co´s, co ´smiało mo˙zemy nazwa´c przewodnikiem po naszej kampanii wyborczej.

Oto wydruk.

Podała mi plik kartek, le˙z ˛

acy dot ˛

ad przy jej fotelu.

213

background image

— Jak wygra´c wybory — przeczytałem na pierwszej. — Podtytuł, Albo jak głoso-

wa´c z cmentarza. Autorstwa niejakiego Seamensa O’Neila. Co ten podtytuł oznacza, na

lito´s´c bosk ˛

a?

— Poczytaj dalej, to si˛e dowiesz. Doskonały sposób, dla nas idealny. Wszystkie

nazwiska z nagrobków na listach wyborczych!

Wzruszyłem ramionami i zabrałem si˛e za lektur˛e.

*

*

*

Odło˙zyłem dzieło Seamensa O’Neila. Przepełniała mnie prawdziwa rado´s´c.

— Ten facet to geniusz-przyznałem. — Ty zreszt ˛

a te˙z, ˙ze go znalazła´s. Po prostu nie

mo˙zemy przegra´c.

— I nie przegramy. W ci ˛

agu tygodnia rozpoczniemy kampani˛e wyborcz ˛

a i je´sli nie

wydarzy si˛e nic zupełnie nieprzewidzianego, to wybory wygramy. A naszym najwi˛ek-

szym sprzymierze´ncem jest generał- prezydent Zapilote osobi´scie.

— Przepraszam, ale nie rozumiem.

214

background image

— Poniewa˙z jego kampania opiera si˛e na odtwarzanych co cztery lata przemówie-

niach i artykułach pojawiaj ˛

acych si˛e z t ˛

a sam ˛

a cz˛estotliwo´sci ˛

a w gazetach. Kontroluje

wszystkie ´srodki przekazu i elektroniczne urny wyborcze, dzi˛eki czemu niezale˙znie od

faktycznego przebiegu wyborów otrzymuje zawsze dziewi˛e´cdziesi ˛

at procent głosów.

Cała ta heca nie jest ani dla niego, ani dla jego ekipy niczym szczególnym, a jedynie

rutynowym, powtarzaj ˛

acym si˛e etapem, który zawsze prowadzi do tego samego.

— I to nam ma pomóc?

— Oczywi´scie — u´smiechn˛eła si˛e wyrozumiale, niczym do przedszkolaka. — Pod-

ł ˛

aczymy si˛e do głównego nadajnika, wydrukujemy własn ˛

a gazet˛e i przeprogramujemy

centrum zliczania głosów tak, by podało wła´sciwe wyniki.

Z tego typu logik ˛

a nie da si˛e dyskutowa´c. Przyznałem zatem Angelinie racj˛e, dopi-

łem kaw˛e i wróciłem do sypialni, by znów sta´c si˛e brodatym. Ko´ncz ˛

ac makija˙z, prze-

gl ˛

adałem powtórnie dzieło O’Neila. Bez dwóch zda´n, był to wizjoner. Gdyby ˙zył w mo-

ich czasach, zostałby wybrany na Prezydenta Galaktyki (wymy´slaj ˛

ac, w razie potrzeby,

uprzednio takie stanowisko). Dot ˛

ad opierałem si˛e w podobnych sprawach na Wykształ-

ceniu ksi˛ecia, Mac O’Velly’ego, ale w porównaniu z t ˛

a tu prac ˛

a, była to bajeczka dla

215

background image

grzecznych dzieci i uczciwych polityków. Oba te poj˛ecia opisuj ˛

a typy abstrakcyjne, nie

wyst˛epuj ˛

ace w przyrodzie. Sko´nczywszy przygotowania, zwołałem w salonie narad˛e

wojenn ˛

a.

*

*

*

Zjawili si˛e wszyscy i tylko de Torres sprawiał wra˙zenie przygn˛ebionego.

— Spotkanie to jest pierwszym oficjalnym plenum naszej partii — oznajmiłem uro-

czy´scie. — I jako takie musi zacz ˛

a´c si˛e od podj˛ecia pewnych decyzji kadrowych. Bo-

livar, zostajesz sekretarzem partii, zabierz si˛e zatem za sprawozdawczo´s´c, czyli reje-

strowanie przebiegu spotkania. James, ty b˛edziesz przewodnicz ˛

acym spotka´n, a co to

znaczy, zaraz ci wyja´sni˛e. Angelina obejmuje funkcj˛e managera kampanii wyborczej,

co obejmuje równie˙z starania o głosy tutejszych kobiet. Tyle na pocz ˛

atek.

— Nie całkiem — sprzeciwił si˛e de Torres. — Mamy jeszcze jedno wolne stanowi-

sko, wraz z kandydatem zreszt ˛

a.

— Naturalnie. Jeste´s kandydatem na wiceprezydenta, i je´sli co´s jeszcze przeoczy-

łem, to prosz˛e mnie poprawi´c.

216

background image

Markiz klasn ˛

ał w dłonie i do salonu wszedł jaki´s m˛e˙zczyzna. Nie robi ˛

acy zresz-

t ˛

a zbytniego wra˙zenia. Skłonił si˛e lekko w nasz ˛

a stron˛e i znieruchomiał o jakie´s pi˛e´c

kroków od stołu.

— To Edwin Rodriguez — przedstawił go de Torres. — Od tej chwili osobista

ochrona przyszłego prezydenta. B˛edzie ci towarzyszył dosłownie wsz˛edzie i dbał o ca-

ło´s´c twojej skóry. Nie mo˙zna dopu´sci´c do powtórki zdarze´n.

Obejrzałem jegomo´scia od stóp do głów i z trudem powstrzymałem chichot.

— Serdeczne dzi˛eki, doceniam intencje, ale jak dot ˛

ad sam najlepiej dbam o siebie.

Poza tym obawiam si˛e, ˙ze ten młodzian mo˙ze zosta´c. . .

— Rodriguez — rzucił markiz. — Napastnik w oknie. W uszach zadzwoniło mi od

huku i dopiero w chwili dotarło do mnie, ˙ze le˙z˛e pod stołem, a Rodriguez kl˛eczy mi na

plecach. Okna nie było, pozostała tylko dziura w murze, z której wolno sypał si˛e tynk.

Rodriguez za´s spokojnie wciskał do pistoletu maszynowego nowy magazynek.

— Koniec ataku — oznajmił gospodarz.

Mój nowy ochroniarz pomógł mi wsta´c, dzi˛eki czemu nie dałem mu w ucho, a tylko

godnie zaj ˛

ałem miejsce w fotelu, z którego przed chwil ˛

a mnie zrzucił.

217

background image

— To była skromna demonstracja jego umiej˛etno´sci — u´smiechn ˛

ał si˛e markiz. —

Rodriguez jest szefem mojej ochrony od chwili, w której został zwyci˛ezc ˛

a ogólnoplane-

tarnych zawodów w sztukach walki. Jest równie˙z doskonałym strzelcem i umie szkoli´c

młodzie˙z.

— Sporo zalet — mrukn ˛

ałem. — Jak tylko zaczniemy kampani˛e, b˛edzie miał r˛ece

pełne roboty. Wracaj ˛

ac za´s do kampanii, to musimy zaskoczy´c Zapilote i nie da´c mu

chwili na złapanie oddechu. Zaczynamy od mityngu wyborczego.

— A co to takiego? — zainteresował si˛e markiz.

— Doskonała impreza towarzyska. Kandydaci obiecuj ˛

a wyborcom złote góry, wy-

borcy pij ˛

a i ob˙zeraj ˛

a si˛e na koszt kandydatów, wszyscy dostaj ˛

a po znaczku partii, całuje

si˛e dzieci. Ogólna fraternizacja i odrodzenie moralne. Nikt nie traktuje tego powa˙z-

nie, ale wszyscy to lubi ˛

a. Panuje atmosfera mszy, burdelu i przekupstwa. Naplujemy na

obecny re˙zim i dopilnujemy, aby było o tym gło´sno.

— To samobójstwo. — Markiz nie podzielał entuzjazmu. — Spróbuj ˛

a zamachu,

a mo˙ze nawet zbombarduj ˛

a całe zbiegowisko. Zapilote gotów jest u˙zy´c nawet taktycznej

broni atomowej, aby mie´c spokój.

218

background image

— Wierz˛e ci — u´smiechn ˛

ałem si˛e szeroko. — To dlatego wła´snie spotkanie wybor-

cze odb˛edzie si˛e nie w ˙zadnym du˙zym mie´scie, ale w Puerto Azul.

— A to dlaczego? — zdumiał si˛e de Torres.

— Bo pełno tam turystów — wyja´sniła Angelina. — A im nie mo˙ze spa´s´c włos

z głowy. Tego ju˙z Zapilote dopilnuje. Doskonały wybór, mój drogi.

U´smiechn ˛

ałem si˛e, mile połechtany.

— A jak si˛e tam dostaniemy, nie daj ˛

ac si˛e zabi´c po drodze? — zainteresował si˛e

James.

— Nad tym wła´snie trzeba si˛e zastanowi´c. Mo˙zemy tam dolecie´c lub dojecha´c, le-

piej chyba b˛edzie dolecie´c, za Barier ˛

a drogi s ˛

a bowiem pod pełn ˛

a kontrol ˛

a wroga. Lot-

nictwo za´s ma słabe, ledwie kilka my´sliwców, a to dlatego, ˙ze lotnictwo nigdy nie było

mu potrzebne. I tak jest posiadaczem prawie wszystkiego, co tu lata.

— Zatem lecimy, jutro zastanowimy si˛e czym. Teraz lokalizacja. . .

— Jeszcze nie jeste´s politykiem, a ju˙z bredzisz — przerwała mi Angelina.

— Przepraszam, miałem na my´sli miejsce spotkania. . .

219

background image

— Tam jest du˙zy stadion. Co niedziela odbywaj ˛

a si˛e na nim walki byków — wyja-

´snił markiz.

— Walki byków? — spytałem podejrzliwie.

— Całkiem miła rozrywka. Zmutowane byki uprawiaj ˛

a boks, naturalnie w nieco

zmodyfikowanej postaci, ale. . .

— Zaiste musi to by´c miłe i kształc ˛

ace. Wobec tego mamy stadion, co do ostatniej

chwili musi pozosta´c tajemnic ˛

a. Jakie´s dalsze propozycje?

— Zle´c spraw˛e Jorge — zasugerowała Angelina. — Był tam przewodnikiem, to i ma

kontakty. Wynajmiemy stadion pod szyldem jakiego´s zespołu ludowego.

— Doskonale. Zrób rezerwacj˛e w którym´s z hoteli dla turystów i zajmij si˛e rozdaw-

nictwem biletów. Jeszcze co´s? Wobec tego ogłaszam rozpocz˛ecie kampanii wyborczej,

ko´ncz ˛

ac niniejszym dzisiejsze spotkanie. I proponuj˛e przenie´s´c si˛e do ogrodu na drinka.

— Na szampana — poprawił mnie markiz. — Za udane wybory i koniec dyktatury.

background image

Rozdział 20

Odlecieli´smy o ´swicie czterema helikopterami i samolotem transportowym z apro-

wizacj ˛

a. Słoneczko ´swieciło, dzie´n był spokojny, przynajmniej do chwili, gdy min˛eli-

´smy Barier˛e. Wówczas na radarach pojawiły si˛e dwa impulsy.

— S ˛

a na kursie przechwycenia — poinformował Bolivar obsługuj ˛

acy aparatur˛e

wczesnego ostrzegania.

James zawiadywał obron ˛

a przeciwlotnicz ˛

a, a ja radiem, z którego natychmiast sko-

rzystałem.

221

background image

— Tu lot markiza de la Rosa. Wzywam dwie maszyny na kursie kolizyjnym. Prosz˛e

o identyfikacj˛e!

Odpowiedziała mi cisza.

— Rozwalmy ich, nim wystrzel ˛

a rakiety! — zaproponował markiz.

— Oni musz ˛

a zacz ˛

a´c — potrz ˛

asn ˛

ałem głow ˛

a. — Wszystko jest filmowane i chc˛e

mie´c argument, ˙ze działali´smy we własnej obronie.

— To b˛edzie pi˛ekny napis na naszych nagrobkach. Weszli w nasz zasi˛eg.

— Odpalili rakiety — zameldował James. — Strzelam antypociski. Na godzinie

drugiej oczekiwane fajerwerki.

We wskazanej cz˛e´sci nieba wykwitły dwie pomara´nczowe kule otoczone białym

dymem.

— Zawracaj ˛

a do kolejnego ataku — stwierdził Bolivar. — Ponownie w zasi˛egu.

— Ognia! — warkn ˛

ał de Torres.

James musn ˛

ał przycisk i po parunastu sekundach niebo z prawej rozja´sniły dwie

znacznie wi˛eksze, cho´c odleglejsze eksplozje.

222

background image

— Tak ko´ncz ˛

a ci, którzy próbuj ˛

a usun ˛

a´c nowego prezydenta — o´swiadczyła z sa-

tysfakcj ˛

a Angelina.

— Ci w ka˙zdym razie nie spróbuj ˛

a ju˙z po raz drugi — dodał zadowolony markiz.

— Cholera, miało by´c bez rozlewu krwi. . . — Finał zdarzenia wcale mnie nie cie-

szył.

— Gdy ju˙z wygramy, to owszem — odparł de Torres. — To wła´snie jest głównym

celem naszego działania. Powstrzymanie niepotrzebnych mordów.

Innych problemów podczas lotu nie napotkali´smy.

*

*

*

Okr ˛

a˙zyli´smy lotnisko w Puerto Azul. Po pierwsze dlatego, ˙ze taki manewr zawsze

ładnie wygl ˛

ada z ziemi, po drugie, by zamontowana w jednym z helikopterów aparatura

mogła wszystko dokładnie sprawdzi´c. Wyszło na to, ˙ze nie ma ˙zadnych niespodzianek,

zatem wyl ˛

adowali´smy. Na skraju pola oczekiwała kawalkada ró˙zowych limuzyn (kolor

ten był zwykle zarezerwowany dla pojazdów turystów).

223

background image

Wytoczyli´smy z transportowca nasz wóz kandydacki, czyli najbardziej reprezenta-

cyjn ˛

a limuzyn˛e z gara˙zu markiza po niejakich przeróbkach. Zdobiły j ˛

a napisy: HARA-

PO PREZYDENTEM! na jednej, i HARAPO TO WŁA ´SNIE TEN! na drugiej burcie.

Reszta przeróbek była niejawna. W ramach udaremniania przyszłych zamachów tylne

siedzenia osłoni˛ete zostały niewidocznym polem siłowym zdolnym powstrzyma´c pro-

mie´n lasera. Z gło´sników rykn˛eło marszem i karawana ruszyła w stron˛e hotelu.

Po pierwszym utworze militarnym przeł ˛

aczyłem aparatur˛e na tekst wyborczy. Mo˙ze

nie było to udane dzieło poetyckie, ale mieszało z błotem konkurencj˛e, a tego nie słysza-

no tu od prawie dwóch wieków. Z miejsca wygrywałem uwag˛e słuchaczy. Przypadkowe

rymy były premi ˛

a dla odbiorców.

*

*

*

Ludzie zwrócili na nas uwag˛e, ledwo wjechali´smy w przedmie´scia — ciche, wystra-

szone postacie obserwuj ˛

ace nerwowo nasz przejazd. Jedynie dzieciarnia si˛e nie kryła,

co zreszt ˛

a naturalne; rozdawali´smy im paczki cukierków i szarfy oraz chor ˛

agiewki z na-

224

background image

pisem HARAPO PREZYDENTEM! Paczki nie były du˙ze, ale dzieciarnia za to sprytna.

Ledwo zjadł który´s swoj ˛

a, zaraz wracał po nast˛epn ˛

a.

Gdy skr˛ecili´smy na główny plac, pojawiły si˛e zapowiedzi kłopotów: drog˛e blokował

znany ju˙z nam typ ciemnego samochodu i banda osobników w ciemnych okularach.

Zatrzymali´smy si˛e grzecznie, a u´smiechni˛ety Bolivar podszedł do pos˛epnego

oficera.

— Harapo prezydentem — powitał mundurowego i przypi ˛

ał mu znaczek naszej par-

tii. Tamten zerwał go zaraz i rzucił na ziemi˛e.

— Zawraca´c, sk ˛

ad przyjechali´scie! Nie mo˙zecie dalej jecha´c!

— A mo˙zna wiedzie´c, czemu? — spytał uprzejmie Bolivar, nadal wciskaj ˛

ac znaczki

policjantom broni ˛

acym si˛e niczym diabły przed ´swi˛econ ˛

a wod ˛

a.

Angelina te˙z wysiadła i zaj˛eła si˛e rozdawaniem cukierków i chor ˛

agiewek, co mło-

dociana widownia przyj˛eła wcale rado´snie.

— Nie macie zezwolenia na parad˛e! — warkn ˛

ał oficer.

— A kto tu urz ˛

adza parad˛e? To˙z to tylko przejazd kilku samochodów.

225

background image

— Jak mówi˛e, ˙ze to parada, to to jest parada! Macie dziesi˛e´c sekund, by zawróci´c,

albo. . .

— Albo co?

— Albo zaczynamy strzela´c!

Ledwie przebrzmiały te słowa, okolica opustoszała. Trzeba przyzna´c, ˙ze tubylcy

mieli nie´zle rozwini˛ety instynkt samozachowawczy. Zapewne jedyny w miar˛e pozy-

tywny efekt długoletnich rz ˛

adów Zapilote. Angelina straciła klientów, zacz˛eła zatem

rozdawa´c cukierki policjantom, protestuj ˛

acym pocz ˛

atkowo przeciwko do˙zywianiu.

— Zaczniecie do nas strzela´c? — powtórzył Bolivar, ustawiaj ˛

ac si˛e profilem (profil

miał przystojniejszy, a cała scena była filmowana). — B˛edziecie strzela´c do bezbron-

nych obywateli, których przysi˛egali´scie broni´c wst˛epuj ˛

ac do słu˙zby?

— Wasz czas min ˛

ał. Cel. . . — warkn ˛

ał oficer. Bolivar odskoczył, odsłaniaj ˛

ac czarny

wóz, z którego uniosła si˛e pojedyncza lufa. Zaraz zreszt ˛

a opadła, gdy jej wła´sciciel

usn ˛

ał, podobnie jak pozostali funkcjonariusze. Oprócz cukierków, Angelina rozdzielała

równie˙z kapsułki z gazem usypiaj ˛

acym.

— . . . pal! — rykn ˛

ał oficer.

226

background image

Poniewa˙z nic si˛e nie stało, obrócił si˛e i zakl ˛

ał. Spróbował wyrwa´c bro´n z kabury, ale

igła z narkotykiem trafiła go w policzek. Doł ˛

aczył do podwładnych.

Równocze´snie rozległy si˛e przytłumione chichoty i na ulicy ponownie pojawiły si˛e

dzieciaki. Wrzeszczały, by odrobi´c stracony czas pozyskiwania cukierków. Teraz by-

ło z nimi równie˙z troch˛e dorosłych. ´Smiali si˛e, gdy przystroili´smy ´spi ˛

acych w nasze

znaczki i flagi.

Reszta poszła gładko. Ochotnicy odsun˛eli samochód, a my ruszyli´smy dalej. Oprócz

dotychczasowych dóbr rozdawali´smy teraz równie˙z zielone sze´sciok ˛

aty waluty wybor-

czej, która wieczorem miała by´c wymienna na stadionie na wino i kanapki. Wreszcie

zaczynało to przypomina´c normaln ˛

a kampanie wyborcz ˛

a. I byłoby takie, gdyby nie Za-

pilote.

Im bli˙zej byli´smy centrum, tym wi˛eksze tłumy nas witały. Plotka rozchodziła si˛e

błyskawicznie. S ˛

aczyli´smy sobie z markizem wino i machali´smy zach˛ecaj ˛

aco w rytm

ogłuszaj ˛

acej muzyki, a nieszcz˛e´sliwy Rodriguez maszerował obok dostojnie tocz ˛

acej

si˛e limuzyny. Nieszcz˛e´sliwy dlatego, i˙z zmusiłem go do zostawienia w samochodzie

rozpylacza niepokoj ˛

acych rozmiarów.

227

background image

Była to m˛eska decyzja, gdy˙z tu˙z przed tym, jak kula trafiła w pole siłowe, mój

ochroniarz si˛egn ˛

ał nerwowo pod pust ˛

a pach˛e i przykl˛ekn ˛

ał w pozycji strzeleckiej. Przy-

znaj˛e, ˙ze widok wykwitaj ˛

acych mi przed oczami nieruchomych pocisków (pole było

tak zaprogramowane, by spowalnia´c pociski, a nie niszczy´c) był nieco deprymuj ˛

acy,

ale potrzebowałem ˙zywego zamachowca, a nie podziurawionego trupa. Przed wyjaz-

dem sprawdziłem poziom wyszkolenia Rodrigueza i przekonałem si˛e, ˙ze po jego akcji

mo˙zna było ju˙z tylko posprz ˛

ata´c.

— Jest w oknie na drugim pi˛etrze! — oznajmił Rodriguez, wskazuj ˛

ac otwór, w któ-

rym dostrzegłem ´slad ruchu.

— To go łap — poleciłem.

Zanim sko´nczyłem, ju˙z go nie było. Kazałem zatrzyma´c kawalkad˛e i wyj ˛

ałem ciepłe

jeszcze pociski z uchwytu pola.

— Masz wszystko? — spytałem jad ˛

acego za nami Jamesa, który zawzi˛ecie

filmował.

— Idealnie! — miaukn˛eła upakowana dyskretnie w moim uchu słuchawka; komplet

z umocowanym na krtani mikrofonem.

228

background image

— Nie przestawaj kr˛eci´c. Jak znam ˙zycie, to Rodriguez zaraz go nam dostarczy. Nie

mówiłem?

W drzwiach stylowej kamieniczki pojawił si˛e mój ochroniarz wlok ˛

acy jedn ˛

a r˛ek ˛

a

za kołnierz nieprzytomnego faceta. W drugiej dłoni trzymał karabin snajperski z ce-

lownikiem. Tłum zafalował, usiłuj ˛

ac dojrze´c, co wła´sciwie si˛e dzieje, tote˙z wł ˛

aczyłem

nagło´snienie. Ostatni ˛

a rzecz ˛

a, której potrzebowałem, była próba samos ˛

adu.

— Panie i panowie! Szanowni wyborcy z Puerto Azul! Z prawdziw ˛

a przyjemno´sci ˛

a

zawitałem do waszego miasta i mam nadziej˛e, ze b˛ed ˛

a miał okazj˛e spotka´c si˛e z wami

dzi´s wieczorem na stadionie, gdzie ch˛etnie z ka˙zdym porozmawiam. B˛edzie te˙z mo˙zna

zje´s´c i wypi´c za moje zdrowie. Wst˛ep jest bezpłatny, a setka szcz˛e´sciarzy wróci do domu

z nagrodami, gdy˙z wszystkie darmowe bilety wezm ˛

a udział w losowaniu. Nagrod ˛

a s ˛

a

tarcze i lotki, i to nie byle jakie tarcze! Na ka˙zdej widnieje pewna niezbyt przystojna,

no, b ˛

ad´zmy uczciwi, łotrowska g˛eba. Tak jest, b˛edziecie mogli celowa´c do podobizny

starego tyrana Zapilote!

To przykuło uwag˛e całej widowni. Paru spojrzało co prawda w niebo, jakby ocze-

kiwali zaraz gromu, który powinien porazi´c mnie za takie blu´znierstwo, ale grom nie

229

background image

uderzył, natomiast Rodriguez dotarł bezpiecznie do samochodu, dezaktywował na mo-

ment pole i rzucił mi pod nogi niedoszłego zabójc ˛

a wraz z jego narz˛edziem. Bez słowa

wskazał na nieco połamane, ale nadal rozpoznawalne czarne okulary zdobi ˛

ace dziwnie

spłaszczony nos nieprzytomnego.

— Mo˙zecie s ˛

adzi´c, ˙ze nieuprzejmie jest l˙zy´c nieobecnego — kontynuowałem —

ale prawd˛e mówi ˛

ac, jestem w´sciekły i zaraz wam powiem dlaczego. Przybyłem tu na

pokojowe spotkanie z wyborcami, a jak zostałem przywitany? Przez wynaj˛etego mor-

derc˛e, który próbował mnie zastrzeli´c! Tu, w dłoni, ´sciskam kule, które były dla mnie

przeznaczone, pod nogami mam jego bro´n. I powiem wam co´s jeszcze: cho´c strzelał do

mnie z wn˛etrza tego oto budynku, ma na nosie ciemne okulary. . .

Tłum rykn ˛

ał i drgn ˛

ał, a ja czym pr˛edzej dałem znak, by kawalkada ruszyła.

— Spokojnie! — rykn ˛

ałem. Posłuchali za pierwszym razem. — Rozumiem, co czu-

jecie, ale walczymy nie tylko z jednym człowiekiem, a z całym systemem. Walczymy

o sprawiedliwo´s´c i demokracj˛e. Dopilnuj˛e, ˙zeby ten tutaj zamachowiec stan ˛

ał przed

s ˛

adem i został uczciwie skazany. Zobaczymy, jak przestrzega si˛e prawa w waszym mie-

´scie!

230

background image

*

*

*

Ledwie udało nam si˛e wymkn ˛

a´c z prawdziwej nagonki, jak ˛

a urz ˛

adzili na nas dzien-

nikarze, i skry´c si˛e w Gran Pacajero Hotel, który został wybrany na nasz ˛

a siedzib˛e ze

wzgl˛edu na podziemny gara˙z. Budynek został oczywi´scie dokładnie sprawdzony, za-

nim wysiedli´smy. Tymczasem przeszukałem kieszenie niedoszłego zamachowca i ku

mojemu zdumieniu stwierdziłem, ˙ze facet miał przy sobie dokumenty.

— Tu pisze, ˙ze jest on członkiem Federalnego Komitetu do spraw Zdrowia. Co to

takiego, do cholery? — spytałem, nieco wygłupiony.

— To oficjalna nazwa Ultimados — wyja´snił markiz. — W praktyce oznacza legal-

nych zabójców.

— Legalnych to mo˙ze, ale zabójcy z nich jak z bo˙zej łaski! — oceniłem.

Jakby na przekór moim słowom, obiekt naszego zainteresowania o˙zył i rzucił si˛e na

mnie z wydobytym z r˛ekawa no˙zem. Wykopałem mu narz˛edzie z r˛eki, a jego samego

pocz˛estowałem kopniakiem w szcz˛ek˛e. Uspokoił si˛e i wrócił do poprzedniego stanu.

Przerzuciłem go sobie przez rami˛e.

231

background image

— We´z bro´n. Idziemy na konferencj˛e prasow ˛

a. Chc ˛

a sensacji, to b˛ed ˛

a j ˛

a mieli.

Nasze wej´scie na zarezerwowan ˛

a sal˛e, która pełna ju˙z była dziennikarzy, zrobiło

odpowiednie wra˙zenie. Flesze migały co chwila, a warkot kamer słycha´c było a˙z na

mównicy.

Mo˙ze niedelikatnie, za to z miłym dla ucha łupni˛eciem, pozbyłem si˛e ładunku u stóp

podium i uniosłem do góry zł ˛

aczone dłonie, prosz ˛

ac o cisz˛e.

— Wiecie, co to jest? — spytałem, pokazuj ˛

ac im na otwartej dłoni kilka poci-

sków. — Kule, które ten tu wystrzelił do mnie kilka minut temu z broni, któr ˛

a trzyma

obecnie markiz de la Rosa. Mam te˙z dokumenty tego osobnika, prosz˛e si˛e im przyjrze´c.

Czy nie wydaj ˛

a si˛e dziwnie znajome? To Ultimado na usługach Zapilote. Czy kto´s ma

jeszcze jakie´s w ˛

atpliwo´sci, dlaczego w tych wyborach powinien głosowa´c na mnie?!

Je´sli tak, to słucham!

No i zacz˛eło si˛e! Konferencja prasowa jak w normalnym ´swiecie. ˙

Załowałem tylko,

˙ze nie zobacz˛e miny Zapilote, gdy dowie si˛e o całym tym pasztecie.

background image

Rozdział 21

— Ani wzmianki — oznajmiła Angelina. — Ani słowa w gazetach, radiu, nigdzie.

— Czego zreszt ˛

a si˛e spodziewali´smy — stwierdziłem, wytrzepuj ˛

ac resztki obiadu

z brody. — Teraz mamy pewno´s´c i spróbujemy zrobi´c co si˛e da, aby jutrzejsze wiado-

mo´sci były nieco bardziej interesuj ˛

ace. Ale to potem. Jak festyn?

— Stadion od godziny p˛eka w szwach i ko´ncz ˛

a si˛e ju˙z kanapki. Ekrany i gło´sniki

przekazuj ˛

a atmosfer˛e tym, którzy nie dopchali si˛e do wej´scia.

— Tury´sci?

— Cała masa, i wygl ˛

ada na to, ˙ze doskonale si˛e bawi ˛

a.

233

background image

— Gdyby ich tu nie było, mieliby´smy zabaw˛e innego rodzaju. Zapilote zaczyna za-

pewne dopiero rozumie´c, co si˛e dzieje, w miar˛e otrzymywania meldunków, ale w ˛

atpi˛e,

by zdecydował si˛e na co´s powa˙zniejszego w obecno´sci turystów. Mo˙ze potem. . .

— B˛edziesz musiał bardzo uwa˙za´c.

— Po pierwsze, to sam mam taki zamiar, po drugie, nie tylko ja, ale my wszyscy.

Doł ˛

aczymy do imprezy?

Doł ˛

aczyli´smy. Z zachowaniem wszelkich mo˙zliwych ´srodków ostro˙zno´sci. Z par-

kingu wyjechali´smy dopiero po sygnale obserwatora siedz ˛

acego na ostatnim pi˛etrze ho-

telu i wpasowali´smy si˛e w luk˛e pomi˛edzy dwoma autokarami wycieczkowymi. Z auto-

strady skr˛ecili´smy w konwoju ró˙zowych limuzyn cz˛e´sciowo wyładowanych turystami.

Byli najlepszym z mo˙zliwych parawanów.

Przed wej´sciem na stadion pojawił si˛e nowy element: przezroczysty namiot z tu-

zinem pozbawionych złudze´n typków w ciemnych okularach. Wokół kł˛ebił si˛e pełen

entuzjazmu tłum obrzucaj ˛

acy ich wyzwiskami, pustymi butelkami i nie dojedzonymi

kanapkami.

234

background image

— Byłby´s uprzejmy wyja´sni´c mi to zjawisko? — spytałem Jamesa, gdy wyszedł

nam na powitanie.

— Pocz ˛

atkowo mieli´smy dzi˛eki nim pusty stadion. Ustawili si˛e przed wej´sciem i ro-

bili zdj˛ecie ka˙zdemu pod, chodz ˛

acemu. Przekonali´smy ich z Bolivarem, ˙zeby oddali

nam aparaty i poszli odpocz ˛

a´c do namiotu. Obejrzeli´smy filmy. ˙

Zadne zjecie im nie

wyszło! Patałachy!

— Chwilowo jestem uosobieniem spokoju, zatem o przekonywaniu tych typków

opowiesz mi wieczorem. Były jeszcze jakie´s problemy?

— Sk ˛

ad˙ze. Pora ju˙z na wielkie wej´scie. Jeste´s gotów, tato. . . tego, chciałem powie-

dzie´c, Sir Harapo?

— Pewnie, ˙ze jestem. A ty, de Torres?

— Naturalnie! To spotkanie przejdzie do historii! Naprzód!

Poszli´smy zatem korytarzem w´sród wiwatuj ˛

acego tłumu, ´sciskaj ˛

ac po drodze wyci ˛

a-

gaj ˛

ace si˛e ku nam dłonie, u´smiechaj ˛

ac si˛e do obiektywów i przesyłaj ˛

ac całusy dzieciom

(ale tylko tym bardzo małym, Angelina szła obok i nie chciałem ryzykowa´c sceny).

235

background image

Po schodkach wspi˛eli´smy si˛e na platform˛e. Rozległy si˛e fanfary i tłum ucichł z wolna.

Pierwszy wyst ˛

apił markiz.

— Jak wszyscy wiecie, jestem markizem de la Rosa i kandyduj˛e na stanowisko

wiceprezydenta tej planety. Na prezydenta kandyduje mój krewny, Sir Hector Harapo,

Kawaler Orderu Pszczoły, zapalony botanik i naukowiec, który opu´scił z tej okazji za-

cisze swego laboratorium. Tak zatem, bez dalszej zwłoki, pozwólcie, ˙ze przedstawi˛e

nast˛epnego prezydenta Paraiso-Aqui, Sir Hectora!

Rozległy si˛e wrzaski i piski, a ja pomachałem, a˙z mnie ramiona rozbolały, po czym

dałem sygnał do kolejnego zad˛ecia w fanfary i równocze´snie nacisn ˛

ałem ukryty w pod-

łodze przeł ˛

acznik uruchamiaj ˛

acy nadajnik. Przez stadion przetoczyła si˛e krótka fala ul-

trad´zwi˛eków i zgromadzenie natychmiast umilkło. W niejednym oku błyszczała łza, co

u´swiadomiło mi, ˙ze nast˛epnym razem trzeba b˛edzie nastawi´c generatory na mniejsze

nat˛e˙zenie, bo w przeciwnym razie widownia mi si˛e rozryczy.

— Wyborcy obojga płci i go´scie z innych ´swiatów. Mam dla was wspaniał ˛

a wiado-

mo´s´c. . . — Przeł ˛

aczyłem długo´s´c fali na pobudzanie i zgromadzeni zacz˛eli si˛e u´smie-

cha´c jeszcze przed ogłoszeniem nowin. — Za kilka tygodni b˛edziemy mieli wybory,

236

background image

czyli szans˛e, aby´scie zmienili dotychczasowego prezydenta na nowego, to jest na mnie.

Zapyta´c mo˙zecie, dlaczego macie na mnie głosowa´c, i b˛edzie to pytanie ze wszech miar

uzasadnione. Powód jest jednak oczywisty: nie jestem Juliem Zapilote!

Ten entuzjazm nie wymagał stymulacji. Zanim umilkł, zd ˛

a˙zyłem pods ˛

aczy´c drinka

ze stoj ˛

acej na mównicy literatki.

— Głosujcie na mnie, a sko´nczy si˛e korupcja! Głosujcie na mnie, a Ultimados zosta-

n ˛

a instruktorami nauki pływania na farmie rekinów! Głosujcie na mnie, a zobaczycie,

co potrafi uczciwy rz ˛

ad! Obiecuj˛e wam zwolnienie z podatków, sze´s´c tygodni płatnych

wakacji co roku, trzydzie´sci godzin pracy tygodniowo, przej´scie na emerytur˛e w wieku

pi˛e´cdziesi˛eciu lat dla ka˙zdego z członków naszej partii. Kr ˛

a˙z ˛

acy w´sród was ochotnicy

rozdaj ˛

a formularze deklaracji przyst ˛

apienia. Poza tym, co niedziela, darmowa walka by-

ków obstawiana przez legalnych bukmacherów, a dodatkowo. . . — ci ˛

ag dalszy uton ˛

w ogłuszaj ˛

acym aplauzie, z którym ultrad´zwi˛eki nie miały nic wspólnego.

Gdyby teraz przeprowadzi´c głosowanie, nawet jeden głos nie padłby na mego prze-

ciwnika. Nie przestawałem macha´c, od´swie˙zaj ˛

ac jednocze´snie gardło.

237

background image

— Nie obiecałe´s przypadkiem paru rzeczy, o których wcze´sniej nie było mowy? —

spytała cicho, acz dziecinnie, Angelina.

— Obiecałem. Ka˙zdy obiecuje i nikt w to nie wierzy. Przede wszystkim nie wierz ˛

a

ci, którzy to wypowiadaj ˛

a. To taka tradycja, a poza tym wszystkim poprawia humor.

— To akurat ci si˛e udało.

— I o to chodziło. Jeszcze par˛e słów, i zmywamy si˛e. Czeka nas pracowita noc.

*

*

*

Festyn wyborczy dobiegł wreszcie ko´nca i udało nam si˛e przebi´c przez rozentuzja-

zmowany tłum w jednym kawałku i odjecha´c. Podró˙z do hotelu przebiegła spokojnie,

ale ledwie weszli´smy do apartamentu, sko´nczyły si˛e ˙zarty.

— Jeste´scie gotowi? — spytałem, odklejaj ˛

ac brod˛e.

— Jeste´smy! — odparli bli´zniacy zgodnym chórem.

— No to meldujcie — poleciłem, bior ˛

ac si˛e do przebierania.

— Główne informacje podawane s ˛

a w biuletynie Ministerstwa Informacji, dostar-

czanym codziennie do wszystkich mediów. — Bolivar sprawdził co´s w notatkach. —

238

background image

Lokalni cenzorzy pilnuj ˛

a, by wszystko było zgodne z wytycznymi. Wiadomo´sci s ˛

a na-

grywane przed emisj ˛

a w Centrum Nadawczym, sk ˛

ad transmituje si˛e je do satelitów,

a stamt ˛

ad do odbiorników lub sieci kablowych.

— Ile jest tych satelitów?

— Osiemna´scie, wszystkie na orbitach stacjonarnych tak dobranych, by pokrywały

cał ˛

a powierzchni˛e planety.

— Tu ich mam — ucieszyłem si˛e, zapinaj ˛

ac buty. — Na razie trzeba zapomnie´c

o gazetach. Zbyt trudno byłoby podmieni´c nakłady wszystkich dzienników, zreszt ˛

a ra-

dio, a zwłaszcza telewizja, s ˛

a tu popularniejsze. Potrzebne b˛ed ˛

a plany Centrum i sche-

mat sieci nadajników.

Bolivar bez słowa wr˛eczył mi to pierwsze, James to drugie. Zatchn˛eło mnie ze wzru-

szenia. To si˛e nazywa dobre dzieci!

— Przejrzeli´smy je. — Bolivar wskazał palcem miejsce na planie, z pozoru niczym

si˛e nie wyró˙zniaj ˛

ace. — Mamy tu co´s odpowiedniego.

Pochyliłem si˛e, ´sledz ˛

ac szczegóły, które referował James.

239

background image

— To nadajnik mikrofalowy emituj ˛

acy sygnał do satelitów, a to s ˛

a poł ˛

aczenia z wyj-

´sciem ze studia telewizyjnego, tu z radiowego. Oba przechodz ˛

a przez to zł ˛

acze, do

którego czystym przypadkiem mo˙zna łatwo dotrze´c przez te oto drzwi, umieszczone

w piwnicy.

— Tutaj! — wskazałem i wszyscy u´smiechn˛eli´smy si˛e z satysfakcj ˛

a. — B˛edzie nam

potrzebny obwód precyzyjny, łatwy do podł ˛

aczenia i trudny do wykrycia, umo˙zliwia-

j ˛

acy nam wielokrotn ˛

a ingerencj˛e w nadawany program. Nie wiecie, gdzie mo˙zna tu

znale´z´c takie cacko?

Obaj bli´zniacy wyj˛eli co´s z kieszeni.

— Jestem z was dumny!

Urz ˛

adzenia były niewielkie, swobodnie mie´sciły si˛e w dłoni, ze ´swiatłowodowymi

wyj´sciami. Na drugim z nich widniał przeł ˛

acznik.

— Zasilane bateriami atomowymi — wyja´snił Bolivar. — Wystarcz ˛

a na lata. Ten

przewód nale˙zy podł ˛

aczy´c do wyj´scia antenowego, te do obwodów wewn˛etrznych. Gdy

nadamy odpowiedni sygnał, nast ˛

api automatyczne odci˛ecie ich audycji i wł ˛

aczenie na-

240

background image

szej. Do chwili, a˙z kto´s im o tym nie powie, rzecz jest nie do wykrycia. B˛ed ˛

a pewni, ˙ze

nadaj ˛

a, to co chc ˛

a.

— To wystarczy, ale tylko na jeden raz. Gdy tylko przekonaj ˛

a si˛e, jaki numer im wy-

ci˛eli´smy, przewróc ˛

a Centrum do góry nogami, by tylko to znale´z´c, i b˛edziemy musieli

powtórzy´c operacj˛e, a to ju˙z oka˙ze si˛e trudniejsze.

Nie przerywaj ˛

ac mi, James wyj ˛

ał z kieszeni kolejne urz ˛

adzenie, tym razem z mnó-

stwem lampek i przycisków. Na oko było ze dwa razy wi˛eksze od poprzedniego.

— Te˙z o tym pomy´sleli´smy — przyznał skromnie. — Skonstruowali´smy ten oto

drobiazg. Ma dwa zadania: robi´c wra˙zenie i eksplodowa´c, jak kto´s go ruszy. Wewn ˛

atrz

znajduje si˛e masa elektroniki i ładunek termiczny. Jak cało´s´c si˛e stopi, nikt nie dojdzie,

co to wła´sciwie było. Umie´sci si˛e go w troch˛e łatwiejszym do znalezienia miejscu. Gdy

rozwieje si˛e dym, przestan ˛

a szuka´c nast˛epnych.

— Miło, ˙ze my´slicie perspektywicznie. A teraz do roboty. Szkoda tak ładnie rozpo-

cz˛etego wieczoru.

— Tato, mo˙zemy to zało˙zy´c sami z Bolivarem. Musisz pewnie by´c zm˛eczony. . .

241

background image

— I jestem, bycie politykiem to ci˛e˙zki kawałek chleba. Chyba nie zamierzacie po-

zbawi´c mnie odrobiny rozrywki?

— Gdybym to ja decydowała, to ˙zadnej rozrywki by nie było — odezwała si˛e po raz

pierwszy od chwili powrotu Angelina. — Ale znam ci˛e zbyt dobrze i nie b˛ed˛e strz˛epiła

sobie gardła nadaremnie. Wielka mi przyjemno´s´c w ła˙zeniu po kanałach, czy co tam

planujecie. ˙

Ze te˙z mi si˛e trafiła taka rodzinka! Tylko nie my´slcie, ˙ze b˛ed˛e czekała na

was z kolacj ˛

a!

Pocałowałem j ˛

a, dzi˛ekuj ˛

ac za zrozumienie i wyszli´smy tylnymi schodami.

Normalny (czyli nie ró˙zowy) samochód zawiózł nas na miejsce. Zaparkowali´smy

o przecznic˛e od Centrum, reszt˛e drogi pokonuj ˛

ac piechot ˛

a. Zreszt ˛

a i tak nikt nas nie ´sle-

dził, a instalacja alarmowa budynku była zaledwie poprawna. Wył ˛

aczyli´smy j ˛

a bez pro-

blemów i weszli´smy przez okno w piwnicy. Pozostało jedynie odszukanie drogi i wła-

´sciwego kabla oraz zało˙zenie niespodzianek. O tej porze Centrum było puste, audycja

nocna szła z przygotowanych wcze´sniej dysków i nikt ciekawski, nawet stra˙znik, nie

pl ˛

atał si˛e po korytarzach, a jednego dy˙zurnego technika łatwo było omin ˛

a´c.

242

background image

— Doskonale — mrukn ˛

ałem, otrzepuj ˛

ac r˛ece i podziwiaj ˛

ac nasze r˛ekodzieło. —

Teraz wracamy napi´c si˛e czego´s od´swie˙zaj ˛

acego i zobaczy´c, jak idzie realizacja naszego

programu.

Wyszli´smy t ˛

a sam ˛

a drog ˛

a i wrócili´smy do samochodu.

Otworzyłem drzwi i znieruchomiałem.

Kto´s był w ´srodku. Kto´s obrzydliwie znajomy. Siedział na przednim fotelu i mierzył

do mnie z czarno oksydowanej armaty.

— A wi˛ec teraz nazywasz si˛e Sir Hector Harapo i nie jeste´s turyst ˛

a — odezwał si˛e

porucznik Oliveira. — Ostrzegałem ci˛e, aby´s nie wracał. Teraz pretensje mo˙zesz mie´c

ju˙z tylko do siebie samego.

background image

Rozdział 22

Ledwie sko´nczył mówi´c, ulic˛e zalało jasne ´swiatło. Bez w ˛

atpliwo´sci wpadli´smy

w pułapk˛e, i to dobr ˛

a. Na dachach okolicznych domów zamontowano reflektory. Wylot

ulicy zablokowały wozy policyjne, a z bram kamienic wysypali si˛e uzbrojeni munduro-

wi. Pozostało jedynie si˛e podda´c.

— Nie strzela´c! — wrzasn ˛

ałem. — Poddajemy si˛e! Słyszycie? To rozkaz: douchan

gounoula!

Miałem nadziej˛e, ˙ze moje pociechy pami˛etaj ˛

a jeszcze ów obrzydliwy j˛ezyk obcych,

i na szcz˛e´scie nie pomyliłem si˛e. Cho´c wszyscy zgodnie unie´sli´smy r˛ece, nadal mogli-

244

background image

´smy poprzez skrzy˙zowanie nadgarstków uruchamia´c wyrzutnie granatów. To wła´snie

poleciłem zrobi´c. Ostatnim widokiem, jaki zarejestrowałem, były sylwetki bli´zniaków

znikaj ˛

ace w tumanach g˛estego dymu spowijaj ˛

acego z wolna całe otoczenie.

Na dalsz ˛

a obserwacj˛e nie miałem czasu. Ledwie zd ˛

a˙zyłem uskoczy´c przed poci-

skiem z pistoletu Oliveiry. Kula gwizdn˛eła mi koło ucha, ale zanim strzelił ponownie,

wrzuciłem do wn˛etrza wozu granat gazowy. Porucznik przestał chwilowo by´c niebez-

pieczny.

W ˛

atpi˛e, czy od momentu otwarcia drzwi samochodu min˛eło wi˛ecej ni˙z dziesi˛e´c se-

kund, ale sytuacja zmieniła si˛e diametralnie. Ulic˛e wypełniały kł˛eby dymu i gło´sne

wrzaski oficerów i ˙zołnierzy, ryk silników i przenikliwe gwizdki sier˙zantów.

— Jeszcze dymu i gazu! — rykn ˛

ałem w tym samym j˛ezyku, co przedtem. — Ja

zajm˛e si˛e dywersj ˛

a, wy pryskajcie do hotelu!

Miałem zamiar skupi´c na sobie ogóln ˛

a uwag˛e i umo˙zliwi´c chłopakom spokojny

odwrót. Odsun ˛

ałem bezwładnego oficera i w par˛e chwil zapaliłem silnik i wrzuciłem

bieg. Wykr˛eciłem nast˛epnie o sto osiemdziesi ˛

at stopni i nadusiłem na gaz. Wystrzeli-

łem z chmury dymu wprost w o´slepiaj ˛

acy blask reflektorów rozp˛edzaj ˛

ac na wszystkie

245

background image

strony z pluton ˙zołnierzy. W nast˛epnej sekundzie r ˛

abn ˛

ałem czołowo w transporter opan-

cerzony, którego wcze´sniej dzi˛eki nim nie zauwa˙zyłem.

Łupn ˛

ałem czołem w przedni ˛

a szyb˛e (wytrzymała) i krwawi ˛

ac z nosa opadłem na

fotel. Umysł funkcjonował na zwolnionych obrotach i po chwili dopiero dotarło do

mnie, ˙ze zwi˛ekszenie ilo´sci dymu i gazu nie było złym pomysłem. Zaj ˛

ałem si˛e wpro-

wadzaniem pomysłu w ˙zycie, gdy drzwi pancerki otworzyły si˛e go´scinnie. Odruchowo

posłałem tam dwa granaty gazowe.

Robiłem to wszystko nie oddychaj ˛

ac, krwotok bowiem wypłukał mi z nosa filtry

i łatwo mogłem doł ˛

aczy´c do u´spionych funkcjonariuszy. W przeciwie´nstwie do nich,

szybko stałbym si˛e martwy, co nie było mił ˛

a perspektyw ˛

a. Zaczynałem si˛e ju˙z dusi´c,

wygramoliłem si˛e zatem na czworakach z wozu i wstaj ˛

ac r ˛

abn ˛

ałem mocno ju˙z nadwe-

r˛e˙zonym łbem w co´s twardego. Jakim´s cudem nie j˛ekn ˛

ałem przy tym, a szybkie obma-

canie obiektu pozwoliło rozpozna´c otwarte drzwi pancerki. Kln ˛

ac w duchu wcisn ˛

ałem

si˛e do ´srodka, odsuwaj ˛

ac bezceremonialnie jakiego´s jegomo´scia ´spi ˛

acego bezczelnie

przy samym wej´sciu. Wewn ˛

atrz było takich wi˛ecej.

246

background image

Coraz bardziej brakowało mi powietrza. Hukn ˛

ałem jeszcze w co´s metalowego i do-

piero po chwili zorientowałem si˛e, ˙ze to dół siedzenia dowódcy. W pojazdach tego typu

powinien on pełni´c równocze´snie rol˛e kierowcy — miał najlepsz ˛

a widoczno´s´c z całej

załogi. Wibracja stalowego pudła ´swiadczyła o tym, ˙ze silnik wci ˛

a˙z chodzi, trzeba było

jeszcze znale´z´c urz ˛

adzenia do sterowania tym złomem. . .

Wspi ˛

ałem si˛e na gór˛e, wyczułem jak ˛

a´s d´zwigni˛e i poci ˛

agn ˛

ałem. Wóz ruszył, a po

odgłosach sadz ˛

ac, zmienił przy tym mój wehikuł w stert˛e blachy. Co znaczyło, ˙ze wra-

cam na scen˛e wydarze´n. A ja musiałem zacz ˛

a´c oddycha´c!

Przerzuciłem wajch˛e i udało mi si˛e zmusi´c pojazd do zmiany kierunku. Po paru se-

kundach w koło zaja´sniały reflektory. Wysun ˛

ałem głow˛e przez otwarty właz i zaczerp-

n ˛

ałem powietrza.

Nic si˛e nie stało. To znaczy, owszem, przestałem si˛e dusi´c. Powietrze wydało mi si˛e

słodkie i cudowne, nie zasn ˛

ałem wszak˙ze. Wokół panował błogosławiony chaos, ludzie

i pojazdy p˛edzili w ró˙znych kierunkach, wrzeszcz ˛

ac, kln ˛

ac i tr ˛

abi ˛

ac!

Powoli wydostałem si˛e z najwi˛ekszego kł˛ebowiska i pomy´slałem, ˙ze dobrze b˛e-

dzie pomóc troch˛e chłopakom wywołuj ˛

ac jeszcze odrobin˛e zamieszania. Zatrzymałem

247

background image

transporter i przyjrzałem si˛e dokładnie ró˙znym zegarom, lampkom i ekranom ja´sniej ˛

a-

cym pod moim nosem. Jeden z przeł ˛

aczników podpisany był „Wie˙zyczka artyleryjska”,

co wygl ˛

adało optymistycznie. Ustawiłem stopie´n uniesienia pary sprz˛e˙zonych działek

szybkostrzelnych i nacisn ˛

ałem spust.

Ryk wypełnił wn˛etrze, sypn ˛

ał si˛e grad łusek, a cały pojazd a˙z si˛e zatrz ˛

asł. Na ze-

wn ˛

atrz wszystko, co ˙zyło, na gwałt szukało ukrycia. Czas było zmyka´c. Nie przerywa-

j ˛

ac ognia, ruszyłem dalej na wstecznym biegu. Okazało si˛e, ˙ze silnik ma całkiem spor ˛

a

moc; tylny ekran pokazywał szybko zbli˙zaj ˛

acy si˛e wylot ulicy. Sterowanie do tyłu nie

jest proste, zatem transporter poruszał si˛e zygzakiem, na którym normalny w ˛

a˙z przetr ˛

a-

ciłby sobie kr˛egosłup.

Działka umilkły, widocznie sko´nczyła si˛e amunicja. Min ˛

ałem skrzy˙zowanie, wyha-

mowałem zatem i przerzuciłem wajch˛e na jazd˛e do przodu. Zanim zd ˛

a˙zyłem ruszy´c,

przed mask ˛

a pokazały si˛e trzy transportery identyczne z moim. Kierowca pierwszego

był całkowicie zaskoczony i przede wszystkim próbował nie dopu´sci´c do czołowego

zderzenia. Jego manewry zdezorientowały dwóch pozostałych. Z u´smiechem patrzyłem

na ich nieskoordynowane ruchy. Zanim oprzytomnieli, objechałem ich z lewej. Przez ca-

248

background image

ły czas jednak nie przestawałem my´sle´c o Jamesie i Bolivarze. W zasadzie powinienem

by´c spokojny, zrobiłem co mogłem, aby im pomóc, obaj za´s byli na tyle do´swiadczeni,

aby znikn ˛

a´c st ˛

ad bez kłopotu. Pod´swiadomo´s´c ojca powtarzała jednak swoje, i z trudem

opanowywałem desperacj˛e, bo ostatecznie to ja zawiodłem ich w pułapk˛e!

*

*

*

Kilka przecznic od hotelu zostawiłem w nie o´swietlonym zaułku transporter i bocz-

nymi uliczkami przedostałem si˛e do kuchennego wyj´scia. Teoretycznie zamkni˛etego,

ale szcz˛e´scie nadal mi sprzyjało. Ani w słu˙zbowej windzie, ani na korytarzach nikt na

mnie nie czekał.

Drzwi apartamentu odtworzyła mi Angelina.

— Wygl ˛

adasz na zu˙zytego. Ranny?

— Tylko poobijany. No i. . . — Rzadko mi si˛e to zdarza, ale naprawd˛e nie wiedzia-

łem, co powiedzie´c. Wyr˛eczył mnie wyraz mojej twarzy.

— Co z chłopcami?

249

background image

— Nie wiem. Powinni by´c w porz ˛

adku. Rozdzielili´smy si˛e. Mo˙ze mnie wpu´scisz,

to wszystko opowiem.

*

*

*

Zrelacjonowałem jej dokładnie cał ˛

a akcj˛e przepłukuj ˛

ac gardło solidn ˛

a porcj ˛

a rumu.

Siedziała bez ruchu i w milczeniu. Dopiero gdy sko´nczyłem, podniosła głow˛e.

— Sumienie ci˛e gryzie? Parujesz poczuciem winy.

— A jak ma by´c? Sam ich w to wci ˛

agn ˛

ałem. . .

— Zamknij si˛e! — za˙z ˛

adała i pocałowała mnie w policzek. — Wszyscy jeste´smy

doro´sli i potrafimy dba´c o siebie, oni te˙z. Nikogo w nic nie wci ˛

agn ˛

ałe´s, a jeszcze pomo-

głe´s im uciec. Zrobiłe´s, co mo˙zna, teraz pozostaje tylko czeka´c opatruj ˛

ac twój nos, ale

to pó´zniej, póki nie wypijesz jeszcze nieco rumu. . .

*

*

*

Krzywiłem si˛e troch˛e przy opatrywaniu mojego organu powonienia, by nie sprawi´c

Angelinie przykro´sci. W milczeniu, próbuj ˛

ac bezskutecznie nie spogl ˛

ada´c co chwila

250

background image

na zegar, opró˙zniłem własne naczynie. Angelina doł ˛

aczyła bez słowa do opró˙zniania

butelki. Dolewałem wła´snie, gdy zadzwonił telefon. Angelina była szybsza. Podniosła

słuchawk˛e i przeł ˛

aczyła rozmow˛e na aparat konferencyjny.

— Tu James — rozległo si˛e w gło´sniku i oboje odetchn˛eli´smy z ulg ˛

a. — Zamieniłem

si˛e mundurem z poborowym i jest OK. Tylko wolałbym si˛e w tym stroju nie pokazywa´c

w hotelu. . .

— Zaraz po ciebie wyjd˛e — oznajmiła Angelina. — Gdzie Bolivar?

Brak natychmiastowej odpowiedzi przywrócił napi˛ecie.

— Chyba go złapali. Widziałem gliniarzy w maskach przeciwgazowych palcuj ˛

acych

si˛e do jednego z transporterów i odje˙zd˙zaj ˛

acych, jakby si˛e paliło. Byłem za daleko. Nie

odezwał si˛e. . . ?

— Powiedziałabym ci przecie˙z.

— Cholera. . . Powinienem był. . .

— Zrobiłe´s, co trzeba. Teraz wracaj tutaj. . . Razem poczekamy na dalsze informa-

cje. ˙

Ze go złapali, to jedno, ale nic mu nie zrobi ˛

a. Słuchaj. . . — wdała si˛e w uzgadnianie

251

background image

detali, jak zwykle opanowana, ja jednak widziałem jej oczy. Naprawd˛e, wewn ˛

atrz, była

roztrz˛esiona.

Podobnie zreszt ˛

a jak i ja.

background image

Rozdział 23

Zdecydowanym ruchem zakorkowałem i odstawiłem butelk˛e. ˙

Zarty si˛e sko´nczyły,

a najbli˙zsza przyszło´s´c nale˙zała do trze´zwych. Szklank˛e jednak opró˙zniłem, jako ˙ze

zagryzałem ron słonecznikiem, a olej unosi si˛e zwykle ku górze. . . Angelina pojechała

po Jamesa, ja za´s dy˙zurowałem przy telefonie, rozmy´slaj ˛

ac o ostatnich wydarzeniach.

Zanim wrócili, doszedłem nawet do pewnych niemiłych wniosków.

— Je´sli to jest spo˙zywcze, to skorzystam. — James dopadł do wina. Dziwne, je´sli

wzi ˛

a´c pod uwag˛e, ˙ze obaj traktowali alkohol równie niech˛etnie jak Angelina.

— Wiem, jak zagwarantowa´c bezpieczny powrót Bolivarowi — oznajmiłem.

253

background image

— Ja te˙z — stwierdziła Angelina. — Nale˙zy opanowa´c tutejsze wi˛ezienie, wystrze-

la´c opozycj˛e i po prostu go uwolni´c.

— I najpewniej samemu sko´nczy´c w ciupie. Nie, moja droga, kto´s po tamtej stronie

s ˛

adzi najpewniej, ˙ze tak wła´snie uczynimy. Dzi´s w nocy wpadli´smy w pułapk˛e wył ˛

acz-

nie przez własn ˛

a pych˛e. Dot ˛

ad byli´smy zawsze o dwa kroki przed nimi i nabrali´smy

przekonania, ˙ze tak b˛edzie zawsze. Niestety, ˙zarty si˛e sko´nczyły, zacz˛eły si˛e schody.

Teraz musimy przechytrzy´c tego go´scia, który tak si˛e stara i zrobi´c co´s, czego naprawd˛e

si˛e nie spodziewa.

— Czyli? — spytała podejrzliwie.

— Wzi ˛

a´c je´nca, którego na pewno wymieni ˛

a na Bolivara. Tak na marginesie, to

mocno w ˛

atpi˛e, by trzymali go w tutejszym wi˛ezieniu.

— Kto niby ma by´c zakładnikiem?

— Zapilote. To jedyny stuprocentowy zakładnik na tej planecie.

James był tak zaskoczony, ˙ze przestał je´s´c, a to oznaczało, ˙ze naprawd˛e go zadziwi-

łem. Angelina była bardziej opanowana.

254

background image

— Byłby´s uprzejmy wyja´sni´c, jakie to paranoiczne rozumowanie doprowadziło ci˛e

do tego wniosku?

— Z rado´sci ˛

a. Kto´s u nich my´sli i to wcale rozs ˛

adnie. S ˛

adz˛e, ˙ze mózgiem sprawy

jest Oliveira, ale pewien nie jestem. Nie to zreszt ˛

a jest najwa˙zniejsze. Dla uproszczenia

załó˙zmy, ˙ze to on. Zdołał przeanalizowa´c nasze działania i wyci ˛

agn ˛

a´c wła´sciwe wnio-

ski: je´sli chcemy wygra´c, musimy dotrze´c do wyborców. Je´sli tak, to musimy zapewni´c

sobie dost˛ep do kontrolowanych w pełni przez re˙zim ´srodków przekazu. Nie wiedział,

co dokładnie zrobimy, ale przewidział, gdzie si˛e pojawimy. Zastawił wi˛ec tam pułap-

k˛e. Kolejnym jego zało˙zeniem b˛edzie, ˙ze spróbujemy odbi´c wi˛e´znia. Dlatego te˙z mo˙zna

spokojnie przyj ˛

a´c, ˙ze Bolivara nie ma w tutejszym wi˛ezieniu, a sam budynek i przyległe

do´n ulice b˛ed ˛

a po prostu jedn ˛

a wielk ˛

a łapk ˛

a na myszy, od której najlepiej jest trzyma´c

si˛e z daleka. Nale˙zy zatem zmieni´c zasady gry i wzi ˛

a´c Zapilote jako zakładnika. Bez

dwóch zda´n wymieni ˛

a go za Bolivara i wszystko wróci do stanu wyj´sciowego. A my

b˛edziemy mogli spokojnie planowa´c nast˛epne ruchy według nowych zasad.

— ´Slicznie to wygl ˛

ada. A pomy´slałe´s mo˙ze, jak dosta´c generała- prezydenta w nasze

łapki?

255

background image

— Pomy´slałem. Teraz id˛e spa´c, aby by´c w formie, a rano, po pewnych przygotowa-

niach, zło˙z˛e wizyt˛e lokalnemu dyktatorowi, czyli ogólnie szanowanemu prezydentowi.

— Zwariowałe´s! — oceniła, mierz ˛

ac do mnie z pistoletu. — Ten cios w głow˛e mu-

siał co´s ci poprzestawia´c. Id´z spa´c, a my opracujemy jaki´s mo˙ze mniej efektowny, ale

i nie tak samobójczy plan.

— Zastrzelisz mnie, by uratowa´c mi ˙zycie? Musz˛e przyzna´c, ˙ze mimo długoletniej

znajomo´sci, podstawy twej logiki nadal pozostaj ˛

a dla mnie zagadk ˛

a. Odłó˙z pukawk˛e

i zacznij my´sle´c. By´c mo˙ze nadal uwa˙zasz mnie za durnia, ale chyba nic w moim po-

st˛epowaniu nie wskazuje i nie wskazywało na skłonno´sci samobójcze. To, o czym ci

powiedziałem, to wbrew pozorom starannie opracowana akcja. Obaj mo˙zemy potem

spokojnie tu wróci´c. Brakuje mi jeszcze paru szczegółów i zgadzam si˛e, ˙ze porz ˛

adny

sen mo˙ze tu pomóc.

*

*

*

Pomógł. Rano obudziłem si˛e z kompletnym planem. Musiał si˛e uda´c. Dobry humor

towarzyszył mi podczas ´sniadania i lotu do Primoroso, znikn ˛

ał dopiero w trakcie prze-

256

background image

mierzania placu Wolno´sci i podchodzenia do presidio. Tyle ˙ze było ju˙z za pó´zno, by

wymy´sli´c cokolwiek nowego lub si˛e wycofa´c.

— Przepustka! — warkn ˛

ał wartownik.

— Nie potrzebuj˛e przepustki, ty półgłówku. Przyszedłem na oficjaln ˛

a pro´sb˛e puł-

kownika Oliveiry, by spotka´c si˛e z generałem- prezydentem.

— Przepraszam, sir, ale pułkownik nie zostawił ˙zadnych dyspozycji, gdy przybył

od. . .

— Jest w presidio? Doskonale! Poł ˛

acz mnie z nim, je´sli ci ˙zycie miłe!

Palec wartownika tak dygotał, ˙ze ledwie udało mu si˛e trafi´c na wła´sciwe cyfry.

W ko´ncu Oliveira pokazał si˛e na ekranie, ale zanim stra˙znik zdołała si˛e zameldowa´c,

odepchn ˛

ałem go i przej ˛

ałem rozmow˛e.

— Oliveira — warkn ˛

ałem. — Jestem przy głównym wej´sciu. Mam ci przysła´c za-

proszenie? A mo˙ze trzeba ogłosi´c ci to przez radio, ˙zeby´s ruszył dup˛e?

Szkoda, ˙ze nie miałem aparatu fotograficznego. Jego mina warta była ka˙zde pie-

ni ˛

adze! Musiał oczekiwa´c ró˙znych wiadomo´sci, ale z cał ˛

a pewno´sci ˛

a nie takiej. Gdy

w ko´ncu przestał mu grozi´c wylew i przedwczesny zgon, wychrypiał:

257

background image

— Aresztowa´c. . .

Przerwałem poł ˛

aczenie i usiadłem na stołku wartownika.

— Widziałe´s, chłopcze, jakie na nim zrobiłem wra˙zenie? — spytałem, zapalaj ˛

ac

cygaro.

O chamstwie Oliveiry wiedziałem ju˙z wcze´sniej, ale nie s ˛

adziłem, ˙ze nie da mi spo-

kojnie wypali´c. Zjawił si˛e na dole z całym plutonem zbirów, zanim zdołałem zaci ˛

agn ˛

a´c

si˛e chocia˙z ze dwa razy.

— Zeszłej nocy uj˛eli´scie jednego z moich ludzi — powitałem go, dmuchaj ˛

ac mu

dymem prosto w nos. — Przybyłem tu, by spowodowa´c jego uwolnienie.

Jak ka˙zdy cham, tak i on zareagował typowo, czyli jeszcze wi˛ekszym chamstwem.

Odmówiłem mu satysfakcji, nie stawiaj ˛

ac oporu i pozwoliłem si˛e zanie´s´c do podziemi,

gdzie mnie kolejno rozebrano, przeszukano, prze´swietlono i przeszukano ponownie.

Oliveira obecny był przy wszystkich etapach i wygl ˛

adał na coraz bardziej zdespero-

wanego. Wiedział, ˙ze w moim szale´nstwie jest metoda, ale nie pojmował jaka. Byłem

czysty jak łza, nic nie miałem w ubraniu, niczego nie ukryłem na sobie ni w sobie. Kazał

powtórzy´c wszystko raz jeszcze, ale otrzymał ten sam wynik, czyli zero.

258

background image

Dopiero wtedy dano mi papierowe ubranie wi˛e´znia i tekturowe łapcie oraz skuto r˛e-

ce i nogi solidnymi ła´ncuchami. Nast˛epnie zaci ˛

agni˛eto do pokoju przesłucha´n i ci´sni˛eto

na przykr˛econe do betonowej podłogi krzesło.

— Kim jeste´s? — spytał Oliveira sprawdzaj ˛

ac, na ile elastyczna jest jedna z pał

spoczywaj ˛

acych na długim stole.

— Jestem generał James di Griz z Paramilitarnej Organizacji Politycznych Iden-

tyfikacji. Mo˙zesz si˛e do mnie zwraca´c „sir”.

Trzasn ˛

ał mnie na odlew po łydkach, co powinno zabole´c jak cholera. Nie poczułem

nic. Prze´swietlenie nie mogło wykaza´c, ˙ze a˙z po czubki włosów nafaszerowany by-

łem neocuin ˛

a, najsilniejszym specyfikiem przeciwbólowym znanym człowiekowi. Gdy

sko´nczy si˛e jej działanie, b˛ed˛e naprawd˛e biedny, teraz jednak nie poczułbym nawet am-

putacji na ˙zywca.

— Bez głupich dowcipów. Kim jeste´s?

— Ju˙z ci powiedziałem. POPI ma za zadanie pomaga´c zacofanym planetom w do-

chodzeniu do demokracji poprzez popieranie uczciwych polityków, jak ten wasz Ha-

259

background image

rapo. Ponadto mamy dopilnowa´c, aby kryminali´sci typu waszego obecnego prezydenta

trafiali tam, gdzie ich miejsce.

Chyba go zdenerwowałem, bo zacz ˛

ał mnie okłada´c na o´slep. Uchylałem si˛e tylko

od ciosów w głow˛e, cały czas u´smiechaj ˛

ac si˛e z satysfakcj ˛

a.

— Bicie kogo´s sprawia ci przyjemno´s´c? — spytałem łagodnie po dłu˙zszej chwili. —

To mo˙zna uleczy´c.

Zamierzył si˛e ponownie, ale odrzucił pałk˛e. Co to za frajda, je´sli ofiara ignoruje

wszelkie wysiłki?

— No, widz˛e, ˙ze mo˙zemy zacz ˛

a´c wreszcie rozmow˛e — pochwaliłem jego post˛epo-

wanie. — Powiedziałem ci ju˙z, ˙ze udzielamy pomocy Harapo. Ostatniej nocy udało ci

si˛e złapa´c jednego z moich ludzi. Chc˛e, aby´s go wypu´scił. Natychmiast.

— Szalony? Mamy i jego, i ciebie. Pr˛edzej zdechniesz. . .

— Grozisz mi? Jeste´s głupszy, ni˙z przewiduje norma. Wobec tego czas porozmawia´c

z kim´s innym. Je´sli nie m ˛

adrzejszym, to w ka˙zdym razie maj ˛

acym tu nieco wi˛ecej do

powiedzenia. Zawiadom Zapilote, ˙ze id˛e do niego.

— Najpierw ci˛e zabij˛e! — złapał kolejn ˛

a, wi˛eksz ˛

a pał˛e.

260

background image

— Gdyby przypadkiem udała ci si˛e ta sztuka, to Zapilote urwie ci łeb przy samej

dupie. Moja organizacja b˛edzie działa´c tak samo, tyle ˙ze teraz ju˙z całkiem bezwzgl˛ed-

nie. Oprócz stanowiska, prezydent straci wówczas najpewniej i ˙zycie. Chcesz osobi´scie

przekaza´c mu t˛e radosn ˛

a wiadomo´s´c? To b˛ed ˛

a twoje ostatnie słowa. . .

Wida´c było, ˙ze targaj ˛

a nim sprzeczne uczucia. Po chwili opu´scił narz˛edzie perswazji

i zwiesił głow˛e.

— Widz˛e, ˙ze zaczynamy my´sle´c. Teraz udamy si˛e do twojego szefa i przedyskutu-

jemy mo˙zliwo´sci kompromisowego rozwi ˛

azania sprawy.

— Jakiej sprawy?

— Szczegóły poznasz, o ile nie wyrzuci ci˛e na zbity pysk z pokoju. Teraz poł ˛

acz si˛e

z nim.

Jego zmieszanie osi ˛

agn˛eło szczyt, moja rado´s´c mo˙ze jeszcze nie, ale była blisko.

Dojrzał w ko´ncu i wybiegł z pokoju, ja za´s pozostałem, podziwiaj ˛

ac siniaki, które wła-

´snie zaczynały si˛e pojawia´c. Wolałem nie my´sle´c, jak b˛ed ˛

a si˛e czuł za par˛e godzin.

Wyszło mi, ˙ze jak po czułym i intymnym spotkaniu z pospieszn ˛

a lokomotyw ˛

a. Poprzy-

si ˛

agłem sobie, ˙ze Oliveir˛e spotka w najbli˙zszym czasie co´s naprawd˛e przykrego.

261

background image

Rozmy´slania przerwał mi powrót pułkownika, tym razem z towarzystwem. Zosta-

łem postawiony na nogi, wojsko sformowało wokół mnie solidny czworobok, po czym

ruszyli´smy w w˛edrówk˛e po schodach, korytarzach i salach tak l´sni ˛

acych, a˙z oczy bola-

ły. Zatrzymali´smy si˛e przed rze´zbionymi drzwiami, miniatur ˛

a bramy wła´sciwie, po obu

stronach której pr˛e˙zyli si˛e wartownicy. Odrzwia uchyliły si˛e od wewn ˛

atrz i wkroczyli-

´smy do wn˛etrza. Obstawa dokładnie zasłaniała mi widok i musiałem wygl ˛

ada´c im zza

ramion, by stwierdzi´c, ˙ze znalazłem si˛e w obecno´sci Zapilote, który siedział za pot˛e˙z-

nym biurkiem niczym ˙zaba na krze´sle.

— Opowiedz mi o nim — rozkazał Oliveirze.

Je´sli rozpoznał we mnie ogolonego Harapo, to nie dał tego nijak pozna´c po sobie.

— Mówi, ˙ze jest generałem Jamesem di Grizem i twierdzi, ˙ze reprezentuje organi-

zacj˛e zwan ˛

a POPI. . .

— Zastrzel˛e ci˛e za płytkie kawały. . .

— To prawda, wasza ekscelencjo!

Z przyjemno´sci ˛

a obserwowałem, jak Oliveira poci si˛e ze strachu.

262

background image

— W tym, co mówi, musi by´c sporo prawdy, bo z cał ˛

a pewno´sci ˛

a jest spoza plane-

ty. Pierwszy raz pojawił si˛e tu kilka miesi˛ecy temu jako turysta. Nawi ˛

azywał kontakty

z organizacj ˛

a terrorystyczn ˛

a w Puerto Azul. Został deportowany, zanim zdołał spowo-

dowa´c jakie´s kłopoty. Powrócił nielegalnie i jest wysoko w organizacji Harapo, która

przysparza nam. . . hm, pewnych problemów.

— Powiesz˛e tego Harapo na jego własnych flakach!

— Tak jest! Wszystkich zdrajców za flaki! — o˙zywił si˛e Oliveira. — Ja. . .

— Zamknij si˛e, albo zadyndasz pierwszy! — warkn ˛

ał Zapilote i Oliveira z trzaskiem

zawarł jadaczk˛e.

Cał ˛

a uwag˛e prezydent skupił teraz na mnie.

— A zatem pracujesz dla Harapo. . . Zanim ci˛e zabij˛e, to powiedz mi jeszcze, po co

tu przybyłe´s?

— ˙

Zeby ci zaproponowa´c ugod˛e.

— Nie układam si˛e ze zdrajcami. Zabra´c go i rozstrzela´c! Aha, pora na improwiza-

cj˛e.

263

background image

— Sta´c! — rykn ˛

ałem. — Mo˙ze tak zacz ˛

ałby´s my´sle´c, Zapilote? Wiem, ˙ze to trudne,

szczególnie dla nieprzyzwyczajonych, ale spróbuj! Jak ci si˛e wydaje, po choler˛e przy-

szedłem tu sam i bez broni? Po to, ˙zeby twój totumfacki miał okazj˛e sprawdzi´c na mnie

swoje nowe pałki? Mo˙ze jednak w innym celu? To jest gest dobrej woli, a na pocz ˛

atek

mog˛e ci powiedzie´c, ˙ze w twoim otoczeniu jest zdrajca, i to bardzo blisko ciebie!

— Kto! — Bez w ˛

atpienia zdobyłem jego uwag˛e. Zerwał si˛e na nogi i pochylił nad

biurkiem.

— Mo˙ze jeszcze mam publicznie wywrzeszcze´c jego nazwisko?

— Gadaj! Kto? — Prezydent zaczynał z wolna toczy´c pian˛e z pyska.

— Zgoda, je´sli chcesz przy ´swiadkach. . . — Ugi ˛

ałem nogi i spr˛e˙zyłem si˛e do sko-

ku. — . . . to ci powiem, kto z twoich zaufanych chce ci˛e zabi´c. To. . .

Ci ˛

agu dalszego nie było, gdy˙z od słów przeszedłem do czynów i skoczyłem. Naj-

pierw oberwali stra˙znicy, gdy˙z mimo skutych r ˛

ak i nóg, nadal byłem nieco lepszy w wal-

ce wr˛ecz ni˙z oni. Potem dostało si˛e biurku, na ko´ncu generałowi. Z tym, ˙ze nie do ko´n-

ca. Zdołałem mu tylko rozora´c policzek paznokciem, nim reszta obstawy dopadła mnie

i powaliła.

264

background image

I tym razem nie broniłem si˛e, a tylko osłaniałem głow˛e i krocze. Jedno, bo cenne,

drugie, bo delikatne. Od linczu uratował mnie Oliveira, który widocznie nie miał za-

miaru pozbawia´c si˛e przyjemno´sci osobistego rozprawienia si˛e z moj ˛

a osob ˛

a. Paru nie

uszkodzonych wojaków trzymało mnie krzepko w pozycji pionowej, a Oliveira wymie-

rzył mi bro´n mi˛edzy oczy.

— Gadaj, kto chce zabi´c prezydenta?

— Ja. Tylko nie, ˙ze chc˛e, ale wła´sciwie ju˙z to zrobiłem. Widzisz szram˛e na jego

policzku? Krwawi?

Zapilote otarł dłoni ˛

a policzek i z przera˙zeniem spojrzał na splamione krwi ˛

a palce.

— Przeszukali´scie mnie. — Odzyskałem nieco pewno´sci siebie i mówiłem coraz

mniej chrapliwie. — Durnie! Poza maszynkami trzeba było jeszcze u˙zy´c głowy, ale do

kogo ja to mówi˛e. . . Widzisz te spiłowane na ostro paznokcie? S ˛

a pokryte wirusem,

który na tej planecie jest nieznany. Przy całkowitym braku odporno´sci powoduje ´smier´c

w przeci ˛

agu czterech godzin. Jeste´s chodz ˛

acym nieboszczykiem, staruchu. Słyszysz?

Jeste´s martwy!

background image

Rozdział 24

Jak sobie łatwo wyobrazi´c, wywołało to na obecnych odpowiednie wra˙zenie. Szcze-

gólnie za´s na podrapanym prezydencie, którego skóra przybrała rychło ziemisty kolo-

rek. Zatoczył si˛e z j˛ekiem sugeruj ˛

acym, ˙ze po ponad dwóch wiekach egzystencji ˙zycie

definitywnie mu si˛e znudziło i wła´snie zamierza nas po˙zegna´c. Ale nie, to było złudze-

nie. Najwyra´zniej wpadł w nałóg istnienia. Nale˙zało przej ˛

a´c inicjatyw˛e.

— Jeste´s ju˙z trupem, Zapilote. Chyba ˙ze dostaniesz w por˛e antidotum. Bo ono ist-

nieje, masz na to moje słowo. A teraz we´zcie st ˛

ad tego idiot˛e z pistoletem.

266

background image

Zapilote zerwał si˛e jak na spr˛e˙zynce, złapał Oliveir˛e za ucho i odci ˛

agn ˛

ał, byle dalej.

Pułkownik zawył dziko, upu´scił bro´n (na szcz˛e´scie nie wypaliła) i złapał si˛e za nade-

rwan ˛

a cz˛e´s´c ciała. Zapilote stan ˛

ał za´s przede mn ˛

a, ale z uwagi na fakt, ˙ze był wzrostu

siedz ˛

acego psa, musiał zdrowo zadziera´c głow˛e, by spojrze´c mi w oczy. Nie poprawiło

mu to humoru.

— Na kolana go! — warkn ˛

ał, a ˙zołnierze kopniakami zmusili mnie do opadni˛ecia

na kl˛eczki.

Nadal nie mógł wprawdzie patrze´c na mnie z góry, ale zawsze był to post˛ep.

— Co z antidotum? — wycharczał.

Z g˛eby zaleciało mu całym polem czosnku, którego nie znosz˛e, tote˙z odruchowo

usiłowałem si˛e cofn ˛

a´c. Pozostało jednak opanowa´c odruchy.

— Je´sli w ci ˛

agu trzech godzin dostaniesz zastrzyk, b˛edziesz ˙zył — odparłem. —

Z wolna pojawiaj ˛

a si˛e pierwsze objawy, jak gor ˛

aczka, która b˛edzie narasta´c, a˙z mózg ci

si˛e od niej zagotuje. Zaczn ˛

a ci dr˛etwie´c palce, stopniowo parali˙z obejmie całe ciało. . .

267

background image

Zawył przenikliwie starczym falsetem i starł dr˙z ˛

ac ˛

a dłoni ˛

a spływaj ˛

acy po twarzy

pot. Wrzasn ˛

ał ponownie i zatoczył si˛e. Zanim zd ˛

a˙zył pa´s´c jak długi, paru ˙zołnierzy

złapało go pod ramiona i uło˙zyło na fotelu.

— Ka˙z mnie uwolni´c. Niech zdejm ˛

a mi ła´ncuchy — rozkazałem. — I niech odejd ˛

a

wszyscy, poza t ˛

a kreatur ˛

a, Oliveir ˛

a Bezuchym, który jeszcze nam si˛e przyda. Dalej.

Zapilote dr˙z ˛

acym głosem potwierdził moje polecenia. Ła´ncuchy opadły na podłog˛e,

a ja na krzesło, gdzie uło˙zyłem si˛e jak najwygodniej. Oliveira wci ˛

a˙z przyciskał dło´n do

ucha.

— Teraz słuchaj uwa˙znie, bo nie b˛ed ˛

a powtarzał — zwróciłem si˛e do ofiary edu-

kacji wojskowej. — We´zmiesz ten oto telefon i polecisz uwolni´c złapanego wczoraj

w nocy wi˛e´znia. Ma by´c ˙zywy i zdrowy, czyli bez obijania mu gnatów na do widze-

nia. Dostarcz ˛

a go apartamentu zajmowanego przez pana Harapo w Gran Pacajero Hotel

w Puerto Azul. Ma otrzyma´c numer telefonu i odezwa´c si˛e, gdy b˛edzie ju˙z na miejscu.

Je´sli zostan˛e przekonany, ˙ze nie próbujecie ˙zadnych oszustw, to powrócimy do sprawy

antidotum. Im dłu˙zej b˛edziesz zwlekał. . .

— Do roboty! — przerwał mi Zapilote.

268

background image

Oliveira rzucił si˛e do telefonu, a prezydent zacz ˛

ał na nowo mnie maglowa´c.

— Gdzie jest odtrutka? Gor˛e!

— Jeszcze par˛e godzin, tak od razu nie umrzesz, cho´c przyznaj˛e, ˙ze przebieg tej

choroby nie nale˙zy do miłych. Odtrutka jest w mie´scie, a zostanie dostarczona po moim

uprzednim telefonie. Jak chyba rozumiesz, polecenie to nie zostanie wydane, dopóki

nie znajd˛e si˛e bezpiecznie z dala od ciebie i twoich zbirów.

— Kto´s ty?

— Twoje przeznaczenie, staruszku. Twój wyrok. Ale do´s´c tego. Oliveira ju˙z sko´n-

czył, zatem ka˙z przynie´s´c moje rzeczy, aby´smy potem nie tracili czasu na głupstwa.

Ostatecznie tobie powinno zale˙ze´c na tym najbardziej.

— A jak ˛

a mam pewno´s´c, ˙ze dotrzymasz słowa? ˙

Ze antidotum w ogóle istnieje?

— ˙

Zadnej. Ale nie masz wyboru, prawda? Rób lepiej, co ka˙z˛e.

*

*

*

Cała operacja trwała ł ˛

acznie dwie godziny, w trakcie których Zapilote prawie zapadł

w ´spi ˛

aczk˛e, a to za spraw ˛

a rosn ˛

acej gor ˛

aczki. Dwaj lekarze przyboczni robili, co mogli,

269

background image

by j ˛

a zahamowa´c, ale niewiele zdołali zdziała´c. Prezydent tracił z wolna czucie w r˛ekach

i nogach, a˙z w ko´ncu odezwał si˛e stoj ˛

acy na biurku telefon.

— Di Griz — przedstawiłem si˛e, podnosz ˛

ac słuchawk˛e.

— Nic ci nie jest? — rozległ si˛e głos Angeliny.

— Nie. Jak Bolivar?

— Jest tu i wła´snie je posiłek regeneracyjny. Mo˙zesz ko´nczy´c.

— Z przyjemno´sci ˛

a.

Odło˙zyłem słuchawk˛e i skierowałem si˛e ku drzwiom, nie zaszczycaj ˛

ac chorego na-

wet spojrzeniem. Zgodnie z instrukcj ˛

a, przez pl ˛

atanin˛e korytarzy i schodów odprowa-

dził mnie tylko jeden ˙zołnierz, a na placu Wolno´sci czekał ju˙z samochód z pracuj ˛

acym

silnikiem. Zaraz pomkn ˛

ałem na sygnale do heliportu, gdzie wolno mielił ju˙z wirnikiem

powietrze mój osobisty ci˛e˙zki helikopter szturmowy z Jamesem w fotelu pilota. Bez

zb˛ednych powita´n wystartował, ledwie zapiałem pasy.

— Udało si˛e, tato! — krzykn ˛

ał, gdy byli´smy ju˙z w powietrzu.

— Udało. Podaj im przez radio adres lekarza i le´c do domu. To był m˛ecz ˛

acy dzie´n.

270

background image

Wzmiankowanemu lekarzowi zło˙zyłem wizyt˛e jeszcze rano, w drodze do presidio,

i przekonałem go, by za godziw ˛

a opłat ˛

a zrezygnował tego dnia z wszelkich innych prac.

Dałem mu strzykawk˛e i przykazałem, by czekał na telefon z wezwaniem. Miał poda´c

zawarto´s´c strzykawki osobie, do której zostanie zawieziony. Pomy´slałem, ˙ze najpewniej

przyjm ˛

a go w pałacu z pomp ˛

a i parad ˛

a.

*

*

*

W połowie drogi do Castle de la Rosa poł ˛

aczyli´smy si˛e z reszt ˛

a naszej armady po-

wietrznej, która wystartowała zaraz po zako´nczeniu mojej rozmowy z Angelin ˛

a. Ni-

komu jako´s nie było spieszno pozosta´c w bliskim s ˛

asiedztwie słabuj ˛

acego przej´sciowo

prezydenta. Pierwszym obiektem, który dostrzegłem na l ˛

adowisku po przyziemieniu,

był Bolivar. Nieco posiniaczony i obanda˙zowany tu i ówdzie, ale poza tym w porz ˛

adku.

— To ´slady po nocnej przepychance — u´smiechn ˛

ał si˛e do mnie. — Ty wygl ˛

adasz

jeszcze gorzej.

— I tak te˙z b˛ed˛e si˛e czuł za chwil˛e, je´sli natychmiast nie znajd˛e si˛e w łó˙zku. I prosz˛e

o solidn ˛

a porcj˛e czego´s przeciwbólowego.

271

background image

— Zaraz dostaniesz, mam akurat spory zapas — powiedział i dał mi zastrzyk. —

Mama wszystko mi opowiedziała. . . Nie wiem, jak ci dzi˛ekowa´c. . .

— To nie dzi˛ekuj. Na moim miejscu zrobiłby´s to samo. Zaprowad´z mnie teraz do

wygodnego fotela, przyrz ˛

ad´z jakiego´s leciutkiego drinka, to opowiem ci, jak było w ja-

skini lwa. . .

*

*

*

— Nie obejmuj mnie! — zd ˛

a˙zyłem wrzasn ˛

a´c widz ˛

ac nadbiegaj ˛

ac ˛

a u rozpostartymi

ramionami Angelin˛e. — Mam chyba złamane trzy ˙zebra i wol˛e, aby najpierw zaj ˛

ał si˛e

tym automed. A to dopiero za chwil˛e.

Markiz był nast˛epny w kolejce, ale James zdołał powstrzyma´c go przed r˛ekoczyna-

mi.

— Proponuj˛e przenie´s´c imprez˛e do ´srodka — zasugerowałem stanowczo. Zanim

pójd˛e le˙ze´c, mog˛e jeszcze chwil˛e posiedzie´c.

— Szampana! — polecił de Torres. — I to najlepszego! O dzisiejszym dniu b˛ed ˛

a

kiedy´s w szkołach wykłada´c. . .

272

background image

Perspektywa była miła, chocia˙z zapewne nie dla przyszłych pokole´n. Zastanowiłem

si˛e przy okazji, na jak długo starczy wła´sciwie markizowi szampana, ale musiał mie´c

najwyra´zniej pojemne piwnice.

Fotele były wygodne, kielichy pełne, a szampan zaiste doskonały, tote˙z historia mo-

jego pobytu w presidio była zapewne nieco bardziej atrakcyjna, ni˙z sam pobyt. Zreszt ˛

a,

takie rzeczy odbiera si˛e subiektywnie. . .

— . . . a potem po prostu wyszedłem, wsiadłem do czekaj ˛

acego samochodu i spotka-

li´smy si˛e z Jamesem na lotnisku. To wszystko.

— To si˛e nazywa odwaga! — pochwalił mnie de Torres. — ˙

Zeby samemu wej´s´c do

siedziby morderców. . .

— Zrobiłby´s to samo dla swojego syna, prawda? — przerwałem mu.

— Oczywi´scie, ale to nie o mnie mowa, tylko o tobie. No i jeszcze ta trucizna na

paznokciach. To˙z to szalenie niebezpieczne!

Spojrzał na nas jak na stukni˛etych, wszyscy bowiem parskn˛eli´smy ´smiechem.

Pierwsza opanowała si˛e Angelina.

273

background image

— Przepraszam, zapomnieli´smy ci o tym powiedzie´c. Nie z ciebie si˛e ´smiejemy, ale

z Zapilote. Tylko głupiec chodziłby po mie´scie maj ˛

ac takie ´swi´nstwo za paznokciami.

Poza tym nie ma, nie było i nie b˛edzie ˙zadnej zarazy. Jim zaaplikował prezydentowi

mieszanin˛e ró˙znych prochów, z których jeden powodował gor ˛

aczk˛e, inny dr˛etwienie

ko´nczyn. Przestały działa´c po blisko czterech godzinach, czyli akurat po zastrzyku, któ-

ry składał si˛e ze zwykłego roztworu soli fizjologicznych. Rozumiesz teraz? To był blef!

Nie do´s´c, ˙ze mój m ˛

a˙z jest bohaterem, ale jeszcze i wspaniałym aktorem!

Opu´sciłem skromnie głow˛e. Ale, niestety, Angelina miała racj˛e. To był zreszt ˛

a dłu-

gi i m˛ecz ˛

acy dzie´n, tote˙z niejakie podbudowanie mojego ego było jak najbardziej na

miejscu.

background image

Rozdział 25

W miar˛e jak ust˛epowało działanie blokad przeciwbólowych, wieczór stawał si˛e co-

raz mniej interesuj ˛

acy. Badanie potwierdziło złamanie trzech ˙zeber. Zastrzyki z szpiku

i stymulantów gwarantowały szybkie gojenie, ale dopiero solidna porcja rumu poło˙zyła

mnie spa´c.

*

*

*

Obudziłem si˛e pó´zno, a Angelina pojawiła si˛e dopiero wtedy, gdy bytem przy trze-

cim kubku kawy.

275

background image

— Jak si˛e dzi´s czujemy? — spytała rado´snie.

— Nie wiem, jak wy, ale ja mam wra˙zenie, ˙ze ko´n mnie skopał.

— Biedactwo. — Pocałowała mnie w czoło. — Chłopcy przygotowali niespodzian-

k˛e, która powinna poprawi´c ci humor.

W tym˙ze momencie drzwi stan˛eły otworem i James wtaszczył do ´srodka telewizor.

Zaraz za nim pojawił si˛e Bolivar ze stolikiem.

— Nie lubi˛e tej skrzynki — wykrzywiłem si˛e z obrzydzeniem. — A szczególnie

durnowatych programów przed´sniadaniowych, w sam raz dla półidiotów i całych kre-

tynów.

— No, no, tylko si˛e nie denerwuj — uspokoiła mnie Angelina. — Po pierwsze,

mamy ju˙z wczesne popołudnie, tutaj to pora obiadowa. A podczas obiadu zwykło si˛e na

tej planecie ogl ˛

ada´c obszerne wydanie wiadomo´sci.

— Nie jadłem jeszcze obiadu i nie mam co trawi´c. Nie cierpi˛e wiadomo´sci telewi-

zyjnych!

— Słysz˛e słu˙zb˛e nadje˙zd˙zaj ˛

ac ˛

a ju˙z z dziewi˛eciodaniowym ´sniadaniem — oznajmił

Bolivar, daj ˛

ac jednocze´snie wolny wjazd obficie zastawionym stolikom na kółkach. —

276

background image

A to nie b˛ed ˛

a normalne wiadomo´sci. Oliveira po swojemu spartolił robot˛e i po wybuchu

pułapki nie szukał ju˙z dalej. Przeka´zniki s ˛

a na miejscu i wszystko gra. Zało˙z˛e si˛e, ˙ze ten

serwis ci si˛e spodoba.

— To zmienia posta´c rzeczy — ucieszyłem si˛e, bior ˛

ac si˛e do jedzenia. — I cofam

wszystko, co powiedziałem o wiadomo´sciach. Bywaj ˛

a wr˛ecz porywaj ˛

ace. Angelino,

kochanie, usi ˛

ad´z obok mnie.

Program, który przewidziano przed wiadomo´sciami, był tak durnowaty, ˙ze o mało co

par˛e da´n nie wyl ˛

adowało na ekranie. Była to jaka´s ´spiewogra reklamuj ˛

aca zalety tutej-

szej religii, pełna przy tym hipokryzji, nudna i nie˙zyciowa. Potem pojawiły si˛e jeszcze

głupsze i bardziej obrzydliwe zarazem reklamówki jakich´s proszków, past, kosmety-

ków i wszelakiego innego ´smiecia. Nawet najgorsze reklamy kiedy´s si˛e jednak ko´ncz ˛

a

i ostatecznie fanfary oznajmiły pocz ˛

atek dziennika. Na ekranie zakwitła niebrzydka na-

wet spikerka i zacz˛eło si˛e.

— Dobry wieczór panie i panowie, zaczynamy codzienny serwis wiadomo´sci po-

południowych. Ze stolicy donosz ˛

a: pan prezydent czuje si˛e dzi´s znacznie lepiej i wraca

do sił po wczorajszym zatruciu pokarmowym. Kochany panie prezydencie, wszyscy tu

277

background image

obecni ˙zycz ˛

a panu jak najszybszego powrotu do zdrowia. . . — W tym momencie James

przycisn ˛

ał co´s w nadajniku i ekran poszarzał od zakłóce´n.

Po chwili pokazałem si˛e na nim ja (z brod ˛

a) oraz markiz, a kobiecy głos (inny od

poprzedniego) kontynuował:

— Nie ma co dłu˙zej rozwodzi´c si˛e nad urojonymi czy rzeczywistymi chorobami

wiekowego starca, który dawno ju˙z powinien ust ˛

api´c miejsca lepszym od siebie. Przed-

stawiamy pa´nstwu młodzie´nca, który powinien zosta´c nowym prezydentem. Oto Sir

Hector Harapo wraz z przyszłym wiceprezydentem, markizem de la Rosa. Obaj ci d˙zen-

telmeni odbyli wła´snie pierwsze spotkanie wyborcze w Puerto Azul. Zako´nczyło si˛e ono

całkowitym sukcesem, i to pomimo prób ze strony skorumpowanej policji pragn ˛

acej za-

kłóci´c jego przebieg. Pierwszym z całego szeregu tych usiłowa´n było. . .

Głos Angeliny komentował film nakr˛econy podczas zamachu, a ja promieniałem

zadowoleniem.

Oczywi´scie cała audycja stawiała naszych adwersarzy w jak najgorszym ´swietle,

my za´s wychodzili´smy na postacie zgoła anielskie. Nawet jednak najgorsza amatorsz-

czyzna w naszym wykonaniu miała gwarantowane sto procent ogl ˛

adalno´sci. Była to

278

background image

pierwsza od niepami˛etnych czasów jawna krytyka dyktatora i armii. Gdy transmisja si˛e

sko´nczyła, zacz ˛

ałem bi´c brawo.

— Doskonała robota — pochwaliłem. — Tylko szkoda, ˙ze nie widzieli´smy g˛eby

Zapilote, gdy obiad stawał mu ko´sci ˛

a w gardle. W ten sposób mamy ju˙z za sob ˛

a okres

wst˛epny, a przed nami jeszcze trzy miesi ˛

ace do wyborów. Musimy odpowiednio je wy-

korzysta´c.

— Nie daj ˛

ac si˛e przy tym zabi´c — uzupełniła Angelina.

— W rzeczy samej. Aby dotrze´c do wyborców, musimy zapewni´c sobie stały dost˛ep

do mediów. Tym razem Centrum zostanie zapewne przeszukane naprawd˛e dokładnie

i nasz ˛

a instalacj˛e szlag trafi. Kolejne podł ˛

aczenie jest mało mo˙zliwe, chyba ˙ze przy

wsparciu wojsk pancernych i ci˛e˙zkiej artylerii. Absurd. S ˛

a inne propozycje?

— Przecie˙z to oczywiste — u´smiechn˛eła si˛e Angelina — trzeba zało˙zy´c przerywacz

w miejscu, które jest naprawd˛e trudno osi ˛

agalne.

— A jakie to miejsce? Mo˙ze to wczorajsze, ale słabo kojarz˛e.

— Mama ma racj˛e! — ucieszył si˛e James (jego wczoraj nikt nie bił). — Trzeba

zało˙zy´c maszynki na satelitach telekomunikacyjnych!

279

background image

Cholera! Sam powinienem na to wpa´s´c. Przez chwil˛e ogarn˛eło mnie zniech˛ecenie.

— Przegl ˛

adami i konserwacj ˛

a zajmuje si˛e firma Radio- difundir SA. Jej siedziba

mie´sci si˛e w porcie kosmicznym koło Puerto Azul. Naprawiaj ˛

a te˙z rz ˛

adowe satelity

meteorologiczne. S ˛

a mał ˛

a firm ˛

a; tak mał ˛

a, ˙ze posiadaj ˛

a zaledwie jeden zabytkowy prom

przerobiony z holownika orbitalnego i dostosowany do pracy z satelitami.

U´smiechn˛eli´smy si˛e naprawd˛e szeroko, ale zaraz przyszło mi do głowy pewne py-

tanie.

— Chcesz powiedzie´c, ˙ze na tej planecie jest tylko jeden statek zdolny do lotów

poza atmosfer ˛

a?

— Dokładnie tak. Ochrzcili go „Populacho”, i je´sli po fakcie wył ˛

aczymy go na

dłu˙zszy czas z u˙zytku, to minie ładnych kilka miesi˛ecy, nim zdołaj ˛

a go naprawi´c lub

kupi´c i sprowadzi´c tu nast˛epny.

— A zatem wiemy ju˙z, co robi´c. Potrzebny b˛edzie system przeka´zników do zamon-

towania na ka˙zdym satelicie. System musi reagowa´c na zakodowany sygnał i musi te˙z

by´c samowystarczalny. W ten sposób b˛edziemy dociera´c do ka˙zdego odbiornika na tej

280

background image

planecie niezale˙znie od pory dnia i nocy. „Populacho” natomiast nie ma prawa wznie´s´c

si˛e ani na cal, przynajmniej a˙z do dnia wyborów. Dobrze my´sl˛e?

— Owszem — odparła Angelina. — Mam jednak co´s do dodania. Walczymy o de-

mokracj˛e, zatem dobrze byłoby zacz ˛

ał post˛epowa´c zgodnie z jej zasadami. Na przy-

szło´s´c nie powinni´smy wtr ˛

aca´c si˛e w ich wiadomo´sci. Nale˙zy nadawa´c albo przed, albo

po nich, a wybór pozostawi´c widowni. Mo˙zliwo´s´c wyboru to jedna z podstawowych

zasad demokracji, prawda?

— A czy to m ˛

adrze? — spytałem pełen w ˛

atpliwo´sci. — Ci ludzie nie s ˛

a przyzwy-

czajeni do wybierania. . .

— Cokolwiek powiesz, drogi m˛e˙zu, to wskazane. Wiem, ˙ze twoje osobiste przeko-

nania oscyluj ˛

a gdzie´s pomi˛edzy faszyzmem i anarchi ˛

a. Z tych dwóch skrajno´sci wol˛e

ju˙z anarchi˛e, ale gdyby da´c mi wybór, opowiem si˛e za demokracj ˛

a. Czy kto ma jeszcze

inne zdanie?

Nikt nie miał.

— W takim razie, proponuj˛e wzi ˛

a´c si˛e za szczegółowe planowanie tego przest˛ep-

stwa maj ˛

acego posłu˙zy´c wolno´sci wyboru i demokracji.

281

background image

— I kto jest teraz anarchizuj ˛

acym faszyst ˛

a czy na odwrót? — spytałem zło´sliwie.

— Na pewno nie my. To, co powiedziałam, dyktowane jest czystym pragmatyzmem,

a rezultaty powinny by´c zbawienne dla wszystkich. No, prawie wszystkich, ale miesz-

ka´ncy planety ogólnie na tym nie strac ˛

a.

— To powiedz to wła´scicielom „Populacho”. Najlepiej w chwili, gdy stan ˛

a na kra-

w˛edzi krateru wybitego przez ich prom.

— S ˛

a ubezpieczeni. — Nie pozwalała zbi´c si˛e z tropu. — Sam zawsze twierdzisz,

˙ze na porz ˛

adnym przest˛epstwie nigdy nikt nie traci, je´sli nie liczy´c takich harpagonów,

jak urz ˛

ad skarbowy czy firmy ubezpieczeniowe.

To prawda. Uwa˙załem tak od chwili wkroczenia na szlak Stalowego Szczura.

— W takim razie zgadzamy si˛e, by obecni tu kryształowo czy´sci demokraci i zde-

klarowani zwolennicy praworz ˛

adno´sci zabrali si˛e za planowanie zniszczenia promu ko-

smicznego — zako´nczyła z u´smiechem Angelina.

background image

Rozdział 26

— I co? — spytałem, wychylaj ˛

ac si˛e przez okno samochodu.

— Zamykaj ˛

a luk transportowy — zameldował Bolivar, który siedział na dachu z lor-

netk ˛

a. — Wła´snie jeden z załogi odł ˛

acza kable zasilaj ˛

ace, przeszli na własne generatory.

Obsługa naziemna odchodzi. . .

— Doskonale. Zła´z i wsiadaj. Zaczynamy!

Na pełnym gazie wypadli´smy z mrocznego hangaru na o´swietlon ˛

a płyt˛e lotniska.

Angelina siedziała obok mnie, dzi˛eki czemu mogłem spokojnie j ˛

a podziwia´c.

283

background image

— W stroju piel˛egniarki wygl ˛

adasz tak seksownie, ˙ze brakuje ci tylko białego pej-

cza.

— Naprawd˛e ci si˛e podobam? — spytała powa˙znie, ignoruj ˛

ac sadomasochistyczn ˛

a

aluzj˛e. — Spódniczka nie jest za krótka?

— Jest odpowiednio krótka — powiedziałem, poklepuj ˛

ac j ˛

a pieszczotliwie po nodze

odzianej w biał ˛

a po´nczoch˛e. — Załoga nie b˛edzie mogła oczu od ciebie oderwa´c. Jeste´s

najbardziej odci ˛

agaj ˛

acym od pracy zjawiskiem na tej planecie.

— Ty te˙z wygl ˛

adasz niczego. W tym mundurze z medalami i podkr˛econym w ˛

a-

sem. . .

Podkr˛eciłem jeszcze bardziej w ˛

asa i zabrz˛eczałem orderami.

— Tutaj szanuje si˛e takich. Im wi˛ecej autorytetu przypniesz sobie do piersi, tym

wi˛ekszy budzisz respekt. Uwaga, jeste´smy. Rozpoczyna si˛e operacja „Medico”.

Ambulans zahamował z piskiem przy schodni. Równym, spr˛e˙zystym krokiem, po-

prawiaj ˛

ac pikelhaub˛e, ruszyłem ku stopniom. Za mn ˛

a Angelina, a dalej obaj chłopcy

w białych uniformach. D´zwigali tajemnicz ˛

a, biało pomalowan ˛

a skrzyni˛e.

284

background image

Stoj ˛

acy przy ´sluzie kosmonauta gapił si˛e na nas z otwart ˛

a g˛eb ˛

a. Dopiero w ostatniej

chwili przypomniał sobie, po co go tam ustawiono i zagrodził nam drog˛e.

— Na pokład nie mo˙zna — wyj ˛

akał. — Za kilka minut start!

Obejrzałem go uwa˙znie od stóp do głów w sposób rezerwowany zwykle dla karacza-

nów i stonóg. Gdy na jego obliczu pojawiły si˛e pierwsze oznaki paniki, wyci ˛

agn ˛

ałem

z kieszeni zwój i rozwin ˛

ałem mu go przed nosem. Dokument opatrzony był mnóstwem

piecz˛eci, a tekst dla wi˛ekszego efektu, wydrukowany został w kolorach czarnym i czer-

wonym.

— Widzisz? — spytałem ponuro. — To nakaz kwarantanny wydany przez Rad˛e

Zdrowia. Teraz prowad´z do kapitana.

Poprowadził. Dziwne, gdyby odmówił. Ledwie skr˛ecili´smy w pierwszy załom ko-

rytarza, James i Bolivar odstawili pudło i zaj˛eli si˛e zamykaniem ´sluzy.

*

*

*

W sterowni powitał nas nieco wygłupiony i solidnie poirytowany kapitan.

— Co tu si˛e dzieje? Prosz˛e natychmiast opu´sci´c. . .

285

background image

— Pan jest kapitan Diego de Avila — przerwałem. -

Tu jest nakaz wydany przez Rad˛e Zdrowia. Zanim pan wystartuje, załoga musi zo-

sta´c przebadana.

— Co oni znowu wymy´slili? — j˛ekn ˛

ał. — Ja mam terminy! Musz˛e wystartowa´c

najpó´zniej za pół godziny. . .

— Wystartuje pan, mog˛e to obieca´c. Obu nam na tym zale˙zy. Staramy si˛e powstrzy-

ma´c wybuch epidemii choroby przywleczonej z innej planety. Perrytonitis. . .

— Nigdy o niej nie słyszałem.

— No widzi pan, taka jest rzadka. Pierwszymi objawami s ˛

a gor ˛

aczka, ´slinotok

i szczekanie jak pies. Mamy podstawy przypuszcza´c, ˙ze przynajmniej jeden z człon-

ków pa´nskiej załogi jest ju˙z zara˙zony.

— Który?

— Ten — wskazałem na faceta, który nas przyprowadził. — Siostro, prosz˛e spraw-

dzi´c jego gardło!

286

background image

Jegomo´s´c pisn ˛

ał i próbował zwia´c, ale James i Bolivar byli na miejscu i złapali go

wprawnie pod ramiona. Angelina zatkała mu nos i drewnian ˛

a ły˙zeczk ˛

a przydusiła j˛ezyk

w raptownie otwartych ustach.

— Ma silnie zaczerwienione gardło — stwierdziła po chwili.

— Nie jestem chory! — zaprotestował pryskaj ˛

ac w koło ´slin ˛

a. — Nic mi nie. . . —

i szczekn ˛

ał dwukrotnie.

— A nie mówiłem? — mrukn ˛

ałem. — Zaraz zacznie si˛e łasi´c i słu˙zy´c. Łapa´c go,

trzeba mu da´c zastrzyk!

Chocia˙z warczał i wył, bli´zniacy zdołali go unieruchomi´c. Dostał zastrzyk, po któ-

rym zasn ˛

ał. Zabieg ten neutralizował równocze´snie działanie narkotyku, którym nas ˛

a-

czone było drewienko Angeliny.

— Dopadli´smy go na czas — stwierdziłem, chowaj ˛

ac strzykawk˛e. — A teraz, kapi-

tanie, prosz˛e zwoła´c reszt˛e załogi. Jak si˛e pan pospieszysz, to wystartujecie na czas.

Pospieszył si˛e. My te˙z. Po kwadransie wi˛ekszo´s´c załogi le˙zała nieprzytomna. Zupeł-

nym przypadkiem epidemia omin˛eła szkieletow ˛

a obsług˛e maszynowni i dy˙zurn ˛

a wach-

287

background image

t˛e. Spojrzałem z aprobat ˛

a na nasz niewielki oddział, wyj ˛

ałem z kieszeni argument strze-

lecki i skierowałem go na kapitana.

— To jest porwanie — wyja´sniłem mu. — Niech ˙zyje rewolucja!

— Oszalałe´s pan? Co pan wyprawiasz?

— Szalony nie jestem, ale bywam okrutny. Reprezentujemy Parti˛e Rewolucyjn ˛

a

Czarnego Pi ˛

atku, Frakcja Popołudnie. Zabijamy ch˛etnie jednych, by uwolni´c innych.

Niczego si˛e nie boimy. Albo zgodzicie si˛e pokierowa´c tym statkiem, albo zaczniemy

was przekonywa´c. Po kolei.

— Wariat! Prawdziwy wariat! — j˛ekn ˛

ał. — Dzwoni˛e po policj˛e. . .

Do słuchawki nie dotarł. Złapałem go za ramiona i obróciłem twarz ˛

a do le˙z ˛

acych

postaci.

— Zabi´c pierwszego! — poleciłem.

— Egalite at Liberie! — wrzasn ˛

ał Bolivar, wyci ˛

agaj ˛

ac z zanadrza rze´znicki nó˙z

imponuj ˛

acej długo´sci.

288

background image

Dopadł najbli˙zej le˙z ˛

acego, przykl˛ekn ˛

ał mu na piersiach i jednym wprawnym ruchem

poder˙zn ˛

ał mu gardło. Rozległ si˛e zduszony charkot, a na ´scian˛e trysn˛eły dwie fontanny

krwi. Piekielnie realistyczne.

— Wyrzu´c trupa — rozkazałem jeszcze i spojrzałem na kapitana.

Nawet na mnie ta krew wytaczana ze zbiorniczka o cielistej barwie, który Bolivar

przykleił do szyi delikwenta przed egzekucj ˛

a, zrobiła wra˙zenie. Na kapitanie tym bar-

dziej.

*

*

*

Wi˛ecej kłopotów ju˙z nie było. Kapitan i jego załoga współpracowali z nami, je´sli

nie z ochot ˛

a, to co najmniej sprawnie. Nie wzbudzaj ˛

ac ˙zadnych podejrze´n na dole wy-

startowali´smy w przewidzianym terminie. Gdy zbli˙zyli´smy si˛e do pierwszego satelity,

chłopcy wyci ˛

agn˛eli z białej skrzyni pierwszy z przerywaczy przeka´zników, a ja od-

szukałam na planach miejsce, gdzie najlepiej to cude´nko przymocowa´c. Kable miały

ró˙znokolorowe koszulki i nie przewidywali´smy problemów.

— No to do kombinezonów — oznajmiłem.

289

background image

— Lepiej nich to zrobi który´s z chłopców — zaproponowała Angelina. — Twoje

˙zebra nie doszły jeszcze całkowicie do siebie.

— S ˛

a wystarczaj ˛

aco zaleczone. Nie martw si˛e, zbrzydnie nam to zaj˛ecie, nim oble-

cimy wszystkie satelity. Pierwszego na wszelki wypadek wolałbym załatwi´c sam.

— Rozumiem, zale˙zy ci na sławie, a poza tym masz ochot˛e na mały spacer w prze-

strzeni.

— Otó˙z to. Bez odrobiny zabawy ˙zycie byłoby takie nudne.

*

*

*

Zabawnie to było tylko za pierwszym razem. Bł˛ekitny glob Paraiso-Aqui przesu-

wał si˛e pode mn ˛

a niczym wyra´zny globus. Popodziwiałem go przez chwil˛e, potem

skierowałem si˛e ku satelicie o szeroko rozpostartych skrzydłach baterii słonecznych.

Odnalezienie wła´sciwego miejsca i odsłoni˛ecie wła´sciwej klapki zaj˛eło ledwie chwil˛e.

Wpasowałem cylinder, a kilka ruchów lutownic ˛

a zespoliło go z obwodami satelity.

— Gotów do próby — zameldowałem przez radio.

290

background image

— Próba — odpowiedziały słuchawki i nic si˛e nie stało, jako ˙ze trudno jest zobaczy´c

pr ˛

ad płyn ˛

acy w instalacjach elektronicznych. — Działa. Przerywa co trzeba i co trzeba

dodaje.

Wróciłem na pokład.

Monta˙z przerywaczy nie był spraw ˛

a ani trudn ˛

a, ani czasochłonn ˛

a, zmienianie orbit

natomiast trwało całe wieki. W efekcie sp˛edzili´smy w górze a˙z cztery dni, pod koniec

których wszyscy byli zm˛eczeni i nieco podenerwowani.

— Masz worki pod oczami — zauwa˙zyła Angelina podaj ˛

ac mi butelk˛e rumu. — Co

zreszt ˛

a pi˛eknie harmonizuje z przekrwionymi oczami.

— Prawie ju˙z sko´nczyli´smy, odpoczniemy po powrocie. — Dopiero co jedli´smy

i łyczek rumu nie powinien zostawi´c trwalszych ´sladów. Czułem si˛e wyczerpany, gdy˙z

dodatkowo musieli´smy jeszcze przez cały czas pilnowa´c załogi. Bli´zniaki wygl ˛

adały

podobnie jak ja, i jedynie Angelina wydawała si˛e nie zm˛eczona.

— Ciekawe, jak tam kampania wyborcza? — zainteresowała si˛e niespodziewanie.

291

background image

— Na razie nijak, poza tym, ˙ze markiz trzyma fort i codziennie ogłasza komunikaty

prasowe, o czym chyba zreszt ˛

a nikt nie wie. Jak wrócimy i podł ˛

aczymy si˛e do satelitów,

to wszystko szybko si˛e zmieni.

— Denerwuje mnie tak długi brak kontaktu z rzeczywisto´sci ˛

a. — Nalała sobie odro-

bin˛e.

— To jedyna szansa. Gdyby siły zła dowiedziały si˛e, co tu robimy, Zapilote spróbo-

wałby zestrzeli´c wahadłowiec. Na razie, jak długo zgłaszamy si˛e podczas rutynowych

seansów ł ˛

aczno´sci, nikt niczego nie podejrzewa. Czym tu si˛e martwi´c? Do wyborów

został jeszcze miesi ˛

ac, a to spokojnie wystarczy, by uzyska´c dziewi˛e´cdziesi ˛

at dziewi˛e´c

procent głosów.

— Tak, tak. To chyba ze zm˛eczenia zaczynam tak gdera´c. Gdy odpoczn˛e, to wszyst-

ko wróci do normy. — Spojrzała na mnie podejrzliwie. — Tylko si˛e nie ´smiej, bo ci

łapy połami˛e! Mam przeczucie, ˙ze dzieje si˛e co´s złego.

Przyjrzała mi si˛e jeszcze uwa˙zniej, czy przypadkiem nie zdradzam skłonno´sci do

chichotania czy czegokolwiek w tym rodzaju, ale bytem jak skała. Potrz ˛

asn ˛

ałem głow ˛

a

i uniosłem szklank˛e rumu.

292

background image

— Ty te˙z si˛e nie ´smiej — powiedziałem — ale i ja odczuwam niewytłumaczalny

niepokój. Mo˙ze to przez brak kontaktu. Chocia˙z z drugiej strony nie wyobra˙zam sobie,

co mogłoby pój´s´c nie tak.

— Dowiemy si˛e za kilka godzin — odparła. — A teraz zamie´n Jamesa na mostku,

niech przyjdzie tu co´s zje´s´c.

Zanim zd ˛

a˙zyłem wyj´s´c, w drzwiach pojawił si˛e Bolivar. Jeszcze w skafandrze, z heł-

mem pod pach ˛

a.

— Zrobione! — oznajmił. — Ostatni zało˙zony ju˙z i sprawdzony. Szykuj brod˛e, tato,

bo niedługo wyst ˛

apisz przed cał ˛

a planet ˛

a.

— Miło mi słysze´c. Wracamy!

*

*

*

Kapitan, który wci ˛

a˙z miał nas za band˛e ˙zadnych krwi morderców, nie ukrywał ulgi,

gdy kazałem mu wej´s´c na orbit˛e powrotn ˛

a. Chocia˙z pocz˛estowany gazem usypiaj ˛

acym

wygl ˛

adał, jakby ˙zegnał si˛e z ˙zyciem. Ale nie, poło˙zyłem go tylko spa´c na czas l ˛

adowa-

293

background image

nia. Wysłałem zakodowan ˛

a wiadomo´s´c i teraz ju˙z do mnie tylko nale˙zało przeprowa-

dzenie bardzo trudnego zapewne l ˛

adowania.

— Trudne l ˛

adowania to dla mnie mi˛eta — mrukn ˛

ałem, wprowadzaj ˛

ac nowe koor-

dynaty do komputera.

Przelecieli´smy Uni˛e terminatora. Planet˛e okrywała cienka powłoka chmur. Byli´smy

coraz ni˙zej, ale nigdzie nie wida´c było portu kosmicznego.

— Mam nadziej˛e, ˙ze wykopali tymczasem stosown ˛

a dziur˛e — powiedziała Angelina

wygl ˛

adaj ˛

ac z zainteresowaniem przez iluminator.

— Z pewno´sci ˛

a. Na de Torresie mo˙zna polega´c. Miałem racj˛e. Na samym ´srodku

ł ˛

aki w pobli˙zu zamku widniała mroczna dziura w ziemi, do której prowadził nas sy-

gnał radiolatarni. Wył ˛

aczyłem go na dwie´scie jardów przed celem, t˛e cz˛e´s´c l ˛

adowania

wolałem przeprowadzi´c osobi´scie. Pohukuj ˛

ac silnikami wahadłowca przygl ˛

adałem si˛e

ekranowi radaru i wysoko´sciomierzowi, a˙z statek wpasował si˛e w wykop. Dotkn˛eli´smy

mi˛ekko gruntu i wył ˛

aczyłem moc.

294

background image

— Gotowe — oznajmiłem. — Gdy ustawi ˛

a ´sciany stodoły, to prom zniknie z ludz-

kich oczu, jakby nigdy nie istniał. Przynajmniej do wyborów. Załoga za´s straci wolno´s´c,

ale przyda im si˛e taki luksusowy urlop.

Przeszli´smy do ´sluzy, która wpu´sciła słoneczny blask. D´zwig dostawiał ju˙z trap,

przy którym czekał markiz. Przypominaj ˛

acy chmur˛e gradow ˛

a.

— Tragedia — o´swiadczył. — Straszna sprawa. Koniec z nami.

Wymienili´smy z Angelin ˛

a porozumiewawcze spojrzenia. Przeczucie?

— Co si˛e stało? — spytałem.

— Nie miałem z wami kontaktu. Cała robota na nic.

— A mógłby´s jeszcze powiedzie´c czemu? — wydusiłem z siebie uprzejmym tonem

przez zaci´sni˛ete z˛eby.

— Wybory. Zapilote wprowadził stan wyj ˛

atkowy i przyspieszył wybory. To ju˙z jutro

rano. Nie zd ˛

a˙zymy niczego zrobi´c. Znów go wybior ˛

a.

background image

Rozdział 27

Kiedy wstrzymuje si˛e oddech, czas dziwnie si˛e dłu˙zy. Ale gdy usiłuje si˛e wygra´c

wybory, wówczas gna jak ten zaj ˛

ac. A nam został ledwie jeden dzie´n.

Trudno jest przyzna´c si˛e do pora˙zki komu´s, kto nigdy jej nie do´swiadczył. Zaraz,

jakiej pora˙zki?

— To si˛e nie uda! — o´swiadczyłem. — Tym razem ten polityczny bankrut si˛e prze-

liczył.

Obecni przyj˛eli deklaracj˛e z niejakim zdziwieniem. Tylko Bolivar zdobył si˛e na

nie´smiałe, ale nader istotne pytanie:

296

background image

— Ale jak zamierzasz go powstrzyma´c? Jak? Nie miałem poj˛ecia.

— Jutro si˛e dowiecie. Lepsi od niego usiłowali ju˙z mnie wy´slizga´c, i jak dot ˛

ad,

nikomu si˛e nie udało.

Odwróciłem si˛e i odszedłem, zanim zd ˛

a˙zyli zasypa´c mnie kłopotliwymi pytaniami.

Co zrobi´c? To pytanie kr ˛

a˙zyło po moich płatach czołowych, zagl ˛

adało do płatu poty-

licznego, raz nawet zbł ˛

adziło do mó˙zd˙zku. Ale odpowiedzi z tego nie było.

Wróciłem do apartamentu, wzi ˛

ałem k ˛

apiel, ogoliłem si˛e, umyłem z˛eby, zjadłem

uczciwe ´sniadanie popite wiaderkiem kawy, w ko´ncu si˛egn ˛

ałem po omszał ˛

a butelk˛e

rumu. Wci ˛

a˙z miałem przed oczami problem, co zrobi´c z tym pasztetem? I wci ˛

a˙z nic nie

przychodziło mi do głowy.

— Có˙z — mrukn ˛

ałem sam do siebie, siadaj ˛

ac na balkonie i podziwiaj ˛

ac widok. —

Przegrałem wybory.

Doj´scie do tego buduj ˛

acego wniosku przyniosło mi ulg˛e i jakby pozbawiło umysł

blokady. Ostatecznie przegranie bitwy nie oznacza przegranej wojny, nale˙zy si˛e tylko

zebra´c, przegrupowa´c i wróci´c z lepszym planem kolejnego starcia. Pierwsz ˛

a potycz-

k˛e musiałem spisa´c na straty, niemo˙zliwe bowiem było w ci ˛

agu jednego dnia zmieni´c

297

background image

program komputera zliczaj ˛

acego. Tak naprawd˛e, tylko to było istotne. Niewa˙zne, ile

naprawd˛e padnie głosów na Harapo, wyniki i tak zostan ˛

a sfałszowane zgodnie z ˙zycze-

niem Zapilote.

Ledwie to sobie u´swiadomiłem, projekt pomysłu wysun ˛

ał si˛e nie´smiało z mroków

umysłu, nie chciał jako´s jednak da´c si˛e skusi´c, by przele´z´c do ´swiadomo´sci. Przespace-

rowałem si˛e tam i z powrotem, potarłem czoło, popiłem rumu i wykonałem cały szereg

dalszych czynno´sci maj ˛

acych pomaga´c w my´sleniu. Która´s z metod musiała by´c sku-

teczna, bo nagle mnie ol´sniło. Wyci ˛

ałem hołubca i złapałem za wideofon.

Trwało chwil˛e, nim na ekranie pojawił si˛e podskakuj ˛

acy rytmicznie na tle nieba de

Torres.

— Co si˛e stało? — spytał poprzez rytmiczny tupot. Wówczas dopiero dotarło do

mnie, ˙ze wideofon umieszczony ma na ł˛eku siodła.

— Małe pytanko. Ta planeta ma w teorii ustrój demokratyczny?

— W teorii. Mamy obiecuj ˛

ac ˛

a wszystko konstytucj˛e i inne takie. Mottem tej planety

powinno by´c: „Wszystkie chwyty dozwolone”. Ka˙zdego mo˙zna przekupi´c, wszystko

nielegalne mo˙zna zalegalizowa´c. Ale na papierze faktycznie jeste´smy demokracj ˛

a. . .

298

background image

— Wła´snie ten papier mnie teraz interesuje. Gdzie mo˙zna znale´z´c t˛e konstytucje?

— W bibliotece naturalnie. Jest w banku pami˛eci i w ksi˛edze, która tkwi na stela˙zu

pomi˛edzy oknami. A po co ona?

— Wkrótce si˛e dowiesz. Dzi˛eki.

*

*

*

Ostro˙znie pomkn ˛

ałem do biblioteki. Ostro˙znie, bo na pobliskim tarasie piła akurat

kaw˛e reszta mojej rodziny, a było jeszcze zdecydowanie za wcze´snie na tłumaczenie

czegokolwiek.

Konstytucja była tam, gdzie mnie markiz skierował. Otworzyłem opasły tom i j˛ek-

n ˛

ałem. Składała si˛e z ponad trzech tysi˛ecy stron drobnego druku. Pozostało uciec si˛e do

pomocy techniki.

Siadłem do komputera i załadowałem mu konstytucj˛e do pami˛eci operacyjnej. Po-

tem napisałem prosty program poszukuj ˛

acy, zrobiłem sobie drinka i poczekałem, a˙z

maszynka oddzieli ziarno od plew.

299

background image

Nie było to łatwe i nie nast ˛

apiło szybko. Konstytucja, nie do´s´c ˙ze napisana jak typo-

wy akt prawny, wyj ˛

atkowo pokr˛etnym j˛ezykiem, to okazała si˛e jeszcze zlepkiem kilku

innych dokumentów, których fragmenty posłu˙zyły prezydentowi za ´sci ˛

agi. Roiło si˛e tam

od powtórze´n i nonsensów, co było zjawiskiem dobrym i złym jednocze´snie. Złym, bo

komputer dostawał czkawki, dobrym za´s, jako ˙ze sprzyjało mojemu planowi. Gdzie´s tu

musiał by´c jaki´s przydatny dla mnie haczyk.

Zapadł wieczór, zanim trafiłem na potrzebny mi drobiazg. Drug ˛

a poprawk˛e do przy-

pisu odnosz ˛

acego si˛e do podpunktu. Przeczytałem j ˛

a i poczułem miłe ciepło. Przeczy-

tałem powtórnie, tym razem smakuj ˛

ac ka˙zdy wyraz.

— Eureka! — wrzasn ˛

ałem, nie mog ˛

ac dłu˙zej opanowa´c rado´sci. — Eureka! — po-

wtórzyłem i wł ˛

aczyłem wokoder komputera, by pokrzyczał „Eureka!” razem ze mn ˛

a.

W ró˙znych tonacjach i na ró˙zne melodie. Po chwili w bibliotece rozległ si˛e cały chór

„Eurek!” zwabiaj ˛

ac Angelin˛e, która spojrzała na mnie krytycznie od drzwi.

— Tak sobie my´slałam, ˙ze masz co´s wspólnego z tym domem wariatów. Niech

zgadn˛e. Rozwi ˛

azałe´s nasze przej´sciowe trudno´sci?

300

background image

— To był wielki problem, kochanie! — powiedziałem, bior ˛

ac j ˛

a za r˛ece i ruszaj ˛

ac

w tany po pokoju. — Wielki problem, który a˙z do tej chwili wydawał si˛e nierozwi ˛

azy-

walny. Ale nie mów jeszcze nic nikomu, mam słabo´s´c do efektownych finałów. Rzecz

jest tak prosta, ˙ze gdyby tylko przeciwnik si˛e dowiedział, z łatwo´sci ˛

a pokrzy˙zowałby

nam plany. Ale nie dowie si˛e, lepiej b˛edzie zatem milcze´c. Dzisiejszy program b˛edzie

tak pomy´slany, ˙ze Zapilote jeszcze sam doło˙zy r˛eki do własnej kl˛eski. Chod´zmy do

studia!

W gł˛ebi serca nie jestem sadyst ˛

a, nie lubi˛e zatem przerywa´c ludziom ogl ˛

adania tele-

wizji. Musiałem jednak gdzie´s wpakowa´c moj ˛

a audycj˛e, wybrałem wi˛ec program, który

z nie znanych mi powodów powtarzano tu do znudzenia: odra˙zaj ˛

acy, tasiemcowy se-

rial opisuj ˛

acy dzieje rodziny składaj ˛

acej si˛e ze zboczonych sadystów, którzy prowadzili

przytułek dla umysłowo chorych, gdzie mo˙zna było zostawi´c trzepni˛etych krewnych

wyje˙zd˙zaj ˛

ac na wakacje. Nazywało to si˛e Czy˙z miło´s´c nie jest pot˛eg ˛

a i było ogl ˛

ada-

ne podobno przez sto osiem procent dorosłej widowni. Niektórzy musieli widocznie

wgapia´c si˛e w te krety´nstwa dwukrotnie.

301

background image

Nagranie było gotowe na czas. Chłopcy sprawdzili instalacje satelitarne. Zamierza-

li´smy wysła´c sygnał z talerzowej anteny na dachu pałacu, najpierw do stacjonarnego

satelity bezpo´srednio nad nami, sk ˛

ad miał pow˛edrowa´c do wszystkich innych, by osta-

tecznie trafi´c do odbiorników na dole. Dzi´s czekały telewidzów inne zupełnie atrakcje.

— Jeszcze trzy minuty — powiedział James, ładuj ˛

ac kaset˛e do odtwarzacza. — Nie

boisz si˛e, ˙ze stracisz publiczno´s´c, tato? Mog ˛

a wył ˛

aczy´c telewizory, gdy zamiast filmu

pojawi ˛

a si˛e wiadomo´sci.

— Wykluczone. Wrosn ˛

a w krzesła. Patrz tylko i słuchaj.

*

*

*

Jak cała planeta długa i szeroka, scenka z naszego salonu powtarzała si˛e we wszyst-

kich domach. Głowa rodziny w fotelu przed odbiornikiem, matka robi ˛

aca z boku na

drutach lub wypełniaj ˛

aca formularze podatkowe. Dzieci u ich stóp, słu˙zba za plecami.

´Swiat wstrzymał oddech w oczekiwaniu na pocz ˛atek serialu.

Ju˙z.

302

background image

Gdy tylko akcja rozwin˛eła si˛e, czyli rozkwitła sadyzmem, ekran zamrugał i pojawiła

si˛e na nim Angelina z mikrofonem. Była w normalnym wdzianku tutejszych spikerek,

w tle za´s miała udan ˛

a podróbk˛e ichniego studia.

— Mam dla pa´nstwa straszne wiadomo´sci — powiedziała przera˙zonym głosem. —

Doszło do zabójstwa. Niestety, nie chodzi o tego odra˙zaj ˛

acego draba Zapilote, na co

wi˛ekszo´s´c z was zapewne przez chwil˛e liczyła. Kandydat na prezydenta, Sir Hector

Harapo, powie wam zaraz, co si˛e stało. Po tej wiadomo´sci wznowimy nadawanie nor-

malnego programu. Sir Harapo. . . — Pojawiła si˛e moja brodata twarz i pi˛e´s´c uniesiona

i gotowa do uderzenia w stół.

— Czy wiecie, ˙ze miał miejsce zamach? — zacz ˛

ałem. — Zamach na wasze prawo

dokonywania wolnego wyboru, prawo samodzielnego zdecydowania, który z kandyda-

tów na urz ˛

ad prezydenta bardziej nadaje si˛e do sprawowania tej zaszczytnej funkcji.

Teraz odebrano wam to prawo. I kto to zrobił? Ta glizda Zapilote! Dot ˛

ad unikatem ob-

rzucania błotem przeciwnika, uwa˙zaj ˛

ac, ˙ze nie powinno czyni´c si˛e tego publicznie, ale

to był bł ˛

ad! Powiem wam, co ten zapchlony szczur dot ˛

ad uczynił. Najpierw usiłował

uniemo˙zliwi´c mi kandydowanie, zmieniaj ˛

ac po cichu termin rejestracji, ale przeciw-

303

background image

działałem temu. Potem próbował mnie zabi´c w trakcie pierwszego spotkania przedwy-

borczego w Puerto Azul, ale i ta próba mu si˛e nie powiodła. Trudno zreszt ˛

a spodziewa´c

si˛e czego´s bardziej finezyjnego ze strony osobnika o ilorazie inteligencji pierwotnia-

ka typu pantofelek. Ostatecznie przyspieszył termin wyborów, bym nie miał okazji do

dalszych spotka´n, by zatka´c mi usta, nim opowiem o wszystkich jego zbrodniach i oszu-

stwach, nim naprawd˛e poznacie mnie! Ale to mu si˛e nie uda!

Przerwałem dla nabrania oddechu, a z ta´smy rozbrzmiała gło´sna owacja. Ucichła,

gdy podniosłem r˛ek˛e.

— Jutro wy, czcigodni wyborcy, b˛edziecie mieli szans˛e! We´zcie udział w wyborach

i głosujcie na Harapo i de Torresa, wówczas bowiem oddacie głosy za wolno´sci ˛

a, a Za-

pilote zapluje si˛e ze zło´sci niczym parszywa ropucha! On nie mo˙ze wygra´c tych wybo-

rów! Razem ode´slemy go tam, gdzie jego miejsce, czyli na ´smietnik historii! Dzi˛ekuj˛e

pa´nstwu!

Program zako´nczyły d´zwi˛eki marsza i widok powiewaj ˛

acych chor ˛

agwi.

— Ty chyba nie lubisz tego pana, tato — skomentował Bolivar.

304

background image

— Je´sli chciałe´s go wkurzy´c, to chyba ci si˛e udało — dodał James. — Jak dobrze

pójdzie, to nie dostaniesz ani głosu.

Bez słowa podszedłem do wisz ˛

acego na manekinie uniformu oficera-lekarza, odpi ˛

a-

łem najzdobniejszy medal i przypasałem go Jamesowi do koszuli.

— Nagroda za spostrzegawczo´s´c — oznajmiłem. — Trafiłe´s w dziesi ˛

atk˛e.

— Serdeczne dzi˛eki, nie zdejm˛e go nawet w k ˛

apieli. Ale mo˙ze zechciałby´s powie-

dzie´c, jak zamierzasz zamieni´c druzgoc ˛

ac ˛

a kl˛esk˛e w zwyci˛estwo?

— Obawiam si˛e, ˙ze jeszcze przez jaki´s czas pozostanie to moj ˛

a słodk ˛

a tajemnic ˛

a.

Moj ˛

a i twojej matki. Na razie nie wolno mi pisn ˛

a´c ani słówka, bo nawet te mury mog ˛

a

jednak mie´c uszy. Powiem wam jutro, ledwie wrócimy z głosowania. Je´sli kto´s sam

domy´sli si˛e do tego czasu, o co chodzi, to zasłu˙zy na nast˛epny medal.

background image

Rozdział 28

Dzie´n wyborów zacz ˛

ał si˛e mocnym akcentem.

Eksplozja, która wywaliła szyby w wielu oknach zamku, wyrwała mnie z gł˛ebo-

kiego snu. Półprzytomny stan ˛

ałem przy łó˙zku w pozycji obronnej i gotów do walki

rozejrzałem si˛e w poszukiwaniu przeciwnika.

— Nie jest ci przypadkiem troch˛e zimno? — spytała po chwili Angelina, ledwo

wygl ˛

adaj ˛

ac spod koca.

— Jest. — Czym pr˛edzej dałem nura pod przykrycie. W tej˙ze chwili zadzwonił

telefon.

306

background image

— To musiała by´c du˙za sztuka — oznajmił Bolivar, gdy podniosłem słuchawk˛e. —

Ekran jest tak nastawiony, by przechwytywa´c wszystko trzy mile od zamku. Najpew-

niej wystrzelili j ˛

a z samolotu, który te˙z dorwali´smy, ale był za daleko, aby´s dosłyszał

eksplozj˛e.

— Dzi˛eki za informacj˛e — mrukn ˛

ałem z niesmakiem, wstaj ˛

ac ponownie i si˛egaj ˛

ac

po szlafrok.

— Chyba nie oczekiwałe´s, ˙ze po wczorajszym to prezydent ka˙ze posła´c ci kwia-

ty? — zdziwiła si˛e Angelina.

— Nie sadziłem, ˙ze wy´sle maszyn˛e z pilotem. Do´s´c mam zabijania. — Spojrzałem

za okno, gdzie wstawał ´swit równie szary, jak ja sam. — Nowy prezydent z tym sko´nczy,

tak to widz˛e. Teraz zamów jakie´s ´sniadanie. Czeka nas pracowity dzie´n.

*

*

*

Dzie´n spełnił jej oczekiwania. Po ´sniadaniu i przylepieniu brody wyszli´smy na ł ˛

ak˛e

za pałacem. Zamiast zwykle zasiedlaj ˛

acych j ˛

a krów i koni, wyrosło tam miasteczko

namiotów. Sam markiz dogl ˛

adał ich rozstawiania.

307

background image

— Dzie´n dobry — powitał nas rado´snie. — Namioty s ˛

a gotowe, tak jak chciałe´s,

cho´c nikt nie rozumie, po co nam festyn. Oblewamy przegran ˛

a? A mo˙ze s ˛

adzisz, ˙ze

wygramy?

— Wszystko w swoim czasie, kochany markizie. Wybacz, ale na razie nie puszcz˛e

pary z ust. Powiedz tylko ludziom, ˙ze nie musz ˛

a montowa´c podłóg.

— Namioty maj ˛

a sta´c puste?

— Otó˙z to.

Pozostawiłem go stoj ˛

acego z nieco głupim wyrazem twarzy. W miar˛e upływu dnia,

coraz cz˛e´sciej spotykałem si˛e zreszt ˛

a z bardzo podobnymi minami. Chocia˙z wszyscy

byli tu zbyt dobrze wychowani, by mi to powiedzie´c, po paru godzinach wi˛ekszo´s´c

zamkowej słu˙zby musiała nabra´c przekonania, ˙ze dostałem fioła. Zwariował Szczur, ot

co! Póki co tłumiłem tylko chichot i robiłem swoje.

*

*

*

Najwa˙zniejszy był oczywi´scie osobisty udział w głosowaniu. Lokal wyborczy dla

okolicy mie´scił si˛e w niewielkim miasteczku Tortosa, ledwie par˛e mil od maj ˛

atku mar-

308

background image

kiza. Pojechali´smy tam w konwoju l´sni ˛

acych limuzyn obwieszonych flagami i transpa-

rentami o takiej porze, by przyby´c akurat na otwarcie lokalu. Na rynku pojawili´smy si˛e

w chwili, gdy ratuszowy zegar wydzwaniał pełn ˛

a godzin˛e. Na miejscu zastali´smy ju˙z

wcale dług ˛

a kolejk˛e oczekuj ˛

acych.

— Niezły pocz ˛

atek — ocenił markiz.

— Tylko nie wiadomo, dzi˛eki komu — powiedziałem, wskazuj ˛

ac na grup˛e zwolen-

ników Zapilote kr˛ec ˛

ac ˛

a si˛e obok wej´scia. Wymachiwali flagami jego partii w kolorach

zgniłej zieleni i bagnistego br ˛

azu. Ka˙zdemu, kto si˛e nawin ˛

ał, przypinali znaczek tej˙ze

partii, zwanej Radosny Myszołów.

— Wchodzimy na scen˛e — oznajmiłem, daj ˛

ac znak do wysiadania. Mój pies ła´n-

cuchowy, Rodriguez, dreptał mi, jak zwykle, po pi˛etach, obok kroczyli James i Bolivar.

˙

Zaden nie miał broni palnej, ale nie zmieniało to w niczym faktu, ˙ze byli piekielnie

niebezpieczni. W pewnym oddaleniu szła Angelina z kamer ˛

a i mikrofonem. — To jest

to — mrukn ˛

ałem. — Kamera, ´swiatła, zaczynamy.

309

background image

Równym krokiem przemierzyli´smy rynek staj ˛

ac nos w nos z burmistrzem i szefem

policji. Obaj byli lud´zmi Zapilote, aktualnie do´s´c mocno zdenerwowanymi i wygłupio-

nymi.

— Widz˛e, ˙ze łamie si˛e tu prawo — przywitałem ich tonem oskar˙zyciela, staj ˛

ac rów-

nocze´snie profilem do kamery. — Konstytucja zabrania agitacji wyborczej w odległo´sci

mniejszej, ni˙z dwie´scie jardów od lokalu. Prosz˛e natychmiast odsun ˛

a´c tych ludzi!

— Ja tu jestem burmistrzem i nikt mi nie b˛edzie rozkazywał! — pisn ˛

ał urz˛edas. —

Szefie, niech no pan si˛e tym zajmie!

Policjant był na tyle głupi, ˙ze si˛egn ˛

ał po bro´n. Rodriguez post ˛

apił dwa szybkie kroki,

co´s gwizdn˛eło, łupn˛eło i klapn˛eło i okazało si˛e, ˙ze gliniarz le˙zy sobie na ziemi jak gdyby

nigdy nic. Zwolennicy Zapilote zbili si˛e w ciasn ˛

a gromadk˛e, a my ruszyli´smy w ich

kierunku. Nie wytrzymali nerwowo, i gdy zostało nam ze dwadzie´scia jardów, prysn˛eli

niczym spłoszone kuropatwy.

— Panie burmistrzu, prosz˛e wreszcie otworzy´c lokal wyborczy. Min˛eła ju˙z dziewi ˛

a-

ta. Czas sko´nczy´c z t ˛

a fars ˛

a — poleciłem.

310

background image

Ledwie znikn ˛

ał w ratuszu, czekaj ˛

acy rado´snie zaj˛eli si˛e wyrzucaniem znaczków par-

tii Zapilote. Moi ludzie starannie odmierzyli dwie´scie jardów od wej´scia i zacz˛eli rozda-

wa´c nasze znaczki przedstawiaj ˛

ace białego teriera trzymaj ˛

acego w pysku upolowanego

szczura. Zupełnym przypadkiem pysk szczura przypominał do złudzenia facjat˛e obec-

nego prezydenta, wida´c taka ju˙z jego uroda. Wszyscy chcieli mie´c taki znaczek, nawet

ci stoj ˛

acy ju˙z blisko wej´scia, zrobiło si˛e zatem małe zamieszanie.

— A teraz — zwróciłem si˛e do wyborców — zaczynamy głosowanie.

W´sród okrzyków „Harapo prezydentem”, zostali´smy z markizem przepuszczeni,

by´smy mogli odda´c głosy jako pierwsi.

Odszukałem moje nazwisko na spisie wyborców, podpisałem si˛e w wła´sciwym

miejscu i czuj ˛

ac na sobie wzrok wszystkich obecnych, wszedłem do budki, w której

mie´sciła si˛e elektroniczna urna. Zasun ˛

ałem kotar˛e i si˛egn ˛

ałem po d´zwigni˛e podpisan ˛

a

HARAPO. Poniewa˙z było tylko dwóch kandydatów, były te˙z tylko dwie d´zwignie. Po-

ci ˛

agn ˛

ałem, co´s zawarczało i zapalił si˛e napis GŁOS ZAREJESTROWANY. Zasłonka

odsun˛eła si˛e automatycznie, wobec czego wyszedłem, ust˛epuj ˛

ac miejsca markizowi.

311

background image

— Jak to urz ˛

adzenie działa? — spytałem urz˛ednika pikluj ˛

acego list wyborców. Spoj-

rzał w bok udaj ˛

ac, ˙ze mnie nie dostrzega, ale nie dałem mu szansy. W ko´ncu musiał mnie

zauwa˙zy´c.

— To sama elektronika — powiedział wreszcie. — Pa´nski głos zostaje zapisany

w banku pami˛eci tej maszyny. Gdy głosowanie si˛e sko´nczy, centralny komputer poł ˛

a-

czy si˛e z t ˛

a i ze wszystkimi innym takimi maszynami, odczyta ich zapisy i wprowadzi

je do centralnego banku pami˛eci. Gdy zbierze ju˙z wszystkie głosy, obliczy je i poda

ostateczne wyniki.

— A sk ˛

ad wiadomo, ˙ze centralny komputer nie oszuka? Kto´s mógłby zaprogramo-

wa´c go na wygran ˛

a której´s ze stron.

— To niemo˙zliwe! — powiedział z gł˛ebokim przekonaniem. — To byłoby bezpra-

wie. Wygra ten, kto dostanie najwi˛ecej głosów.

— Ten kto´s wła´snie stoi przed tob ˛

a! — Wyszczerzyłem si˛e i potrz ˛

asn ˛

ałem jego dło-

ni ˛

a. — Mamy historyczny dzie´n. Ko´nczymy z geriatryczn ˛

a pijawk ˛

a, która od pokole´n

wysysa krew z mieszka´nców tej planety. Zwyci˛estwo jest nasze!

312

background image

˙

Zegnany przez wywołan ˛

a ow ˛

a metafor ˛

a ˙zywiołow ˛

a rado´sci ˛

a tłumu, wyszli´smy

z markizem z budynku, zapakowali´smy si˛e do samochodów i wrócili´smy do zamku.

— I tyle na razie. Do szóstej, kiedy zamkn ˛

a lokale, siedzimy jak myszy pod miotł ˛

a.

Mam nadziej˛e, ˙ze szef kuchni przygotował co´s smakowitego.

— ˙

Zadnej agitacji? — upewnił si˛e podejrzliwie Bolivar.

— ˙

Zadnego zagrzewania wiernych wyborców? — dorzucił James. — Je´sli tu zosta-

niemy, wy´swiadczymy Zapilote przysług˛e.

— Naprawd˛e? — spytałem, u´smiechaj ˛

ac si˛e tajemniczo. — Mam wra˙zenie, ˙ze na

obiad jest ryba, a ryba dobra jest z białym winem.

*

*

*

Posiłek był zaiste wspaniały i przyzna´c si˛e musz˛e nawet do drzemki, jako ˙ze zali-

czyłem po drodze kilka lampek likieru. Polityka potraf! wym˛eczy´c człowieka. Sło´nce

zwisało ju˙z nisko nad horyzontem, gdy otworzyłem wreszcie oczy. Na tle czerwonej

tarczy rysowała si˛e pełna gracji sylwetka Angeliny.

— Ale widok! — powiedziałem. — Która godzina?

313

background image

— Czas wstawa´c. Powiedziałam chłopcom wszystko. Uradowali si˛e niebotycznie

i wyruszyli z konwojem, by zd ˛

a˙zy´c na czas. Wła´snie dochodzi szósta. Zamykaj ˛

a lokale.

— Wspaniale — stwierdziłem, przeci ˛

agaj ˛

ac si˛e błogo. — Chod´zmy posłucha´c

oficjalnego komunikatu.

Siły ciemno´sci nie marnowały czasu. Wła´snie podawano wst˛epne wyniki. Markiz

słuchał ich tuptaj ˛

ac nerwowo po pokoju i wygra˙zaj ˛

ac ekranowi pi˛e´sci ˛

a.

— Przewiduj ˛

a mia˙zd˙z ˛

ace zwyci˛estwo. Ten kryminalista sterroryzował elektorat. Ba-

li si˛e głosowa´c przeciwko niemu.

— To o wiele bardziej prozaiczne, markizie. Cała ta elektronika to tylko mydle-

nie oczu. Kto niby kontroluje centralny komputer? Wynik b˛edzie taki, jakiego Zapilote

sobie ˙zyczy. Dlatego nie tracili´smy czasu na dalsze wyjazdy w teren.

— Wobec tego przegrali´smy!

— Istnieje powa˙zna szansa, ˙ze wygrali´smy. Wszystko zale˙zy od tego, jak dalece

w´sciekł si˛e wczoraj prezydent. O, s ˛

a wiadomo´sci, na które czekamy!

314

background image

Na ekranie ukazał si˛e gogusiowaty wazeliniarz wymachuj ˛

acy do kamery plikiem

wydruków komputerowych. Ze wszystkich sił starał si˛e wygl ˛

ada´c na rozentuzjazmowa-

nego.

— To cudowne, absolutnie cudowne! Nasz drogi prezydent ponownie wygrał przy

całkowitym poparciu społecze´nstwa. Pomimo wysiłków awanturniczych i wywroto-

wych elementów pragn ˛

acych zbruka´c perfidnymi metodami jego obraz w oczach uko-

chanego przeze´n społecze´nstwa. . . Ale, prosz˛e pa´nstwa, oto otrzymałem wła´snie ko´n-

cowe rezultaty, na które wszyscy czekali´smy!

— Mów do mnie jeszcze — mrukn ˛

ałem raz i drugi. Zwierz˛e telewizyjne u´smiech-

n˛eło si˛e szeroko, spojrzało na kart˛e, potem w kamer˛e.

— Wyniki pochodz ˛

a z miasta Tortosa w Regionie Centralnym, gdzie znajduje si˛e

siedziba tego indywiduum, de Torresa, który nazywa siebie markizem de la Rosa. Został

zreszt ˛

a wniesiony przeciw niemu zarzut podszywania si˛e pod szlachetnie urodzonego,

niemniej chwilowo kandydował on na wiceprezydenta u boku recydywisty znanego jako

Hector Harapo, który w swojej głupocie uroił sobie, ˙ze haniebnymi czynami zdob˛edzie

serca wyborców i zostanie prezydentem. ˙

Zyjemy jednak w demokratycznym pa´nstwie.

315

background image

Panie i panowie, oto kraj, gdzie z pucybuta sta´c si˛e mo˙zna milionerem! Ale ci dwaj nie

s ˛

a wcale uczciwymi pucybutami, wierzcie mi. Mog˛e tego łatwo dowie´s´c, fakty bowiem

nie kłami ˛

a! Znów zamachał papierzyskami.

— No dalej, kretynie — warkn ˛

ałem, i chyba mnie usłyszał.

— Ale nie przedłu˙zajmy tej pełnej napi˛ecia chwili. W Tortosie, gdzie głosowali

ci wykoleje´ncy, w miejscu, gdzie wraz ze swymi łotrami grozili uczciwym wyborcom

chc ˛

ac zmusi´c ich do posłusze´nstwa, na terenie, który te łotry uwa˙zały za swój własny,

rezultaty okazały si˛e inne od ich oczekiwa´n. Oto one. . . generał-prezydent Zapilote. . .

pi˛e´c tysi˛ecy trzysta dwana´scie głosów, podczas gdy na zdrajców, Harapo i de Torresa,

padły. . .

Zawiesił głos, a˙z w ko´ncu wrzasn ˛

ał:

— . . . dwa głosy! Głosowali sami na siebie. Nikt inny ich nie poparł! Oto prawdzi-

wa lojalno´s´c. Wyniki wci ˛

a˙z spływaj ˛

a, ale nie ulega najmniejszej w ˛

atpliwo´sci, ˙ze nasz

kochany prezydent został wybrany ponownie przez aklamacj˛e. . .

316

background image

— Skurwiel! — krzykn ˛

ał markiz, celnym kopem posyłaj ˛

ac telewizor do k ˛

ata, gdzie

aparat dotarł pod postaci ˛

a cz˛e´sci zamiennych. — Sami widzieli´smy, jak ludzie głoso-

wali! To wszystko kłamstwa!

— Oczywi´scie — odparłem. — Nie mogło by´c inaczej. Wł ˛

aczyłem mikronadajnik,

który miałem na r˛ece.

— Wszystko gotowe — odezwał si˛e głos Bolivara.

— To zaczynajcie. Wyniki s ˛

a lepsze, ni˙z s ˛

adzili´smy. Markiz zmia˙zd˙zył obcasem

kilka zbyt du˙zych jeszcze, jak na jego gust, kawałków telewizora i spojrzał na mnie,

jakbym nagle zacz ˛

ał kuka´c zamiast zegara.

— Niedługo nasze or˛edzie pójdzie w ´swiat. Niech tylko konwój wróci. . .

— Konwój?

— Niech wyja´sni˛e. Zasłu˙zyłe´s sobie, by usłysze´c to przed innymi. Zapilote zrobił

dokładnie to, czego chcieli´smy. Opanowany ˙z ˛

adz ˛

a zemsty, sam podarował nam zwyci˛e-

stwo!

background image

Rozdział 29

Rzeczywi´scie wypadało doinformowa´c markiza chwil˛e wcze´sniej, ni˙z cał ˛

a reszt˛e

´swiata. Czym pr˛edzej wyrwałem go ze stuporu (kopał bezmy´slnie coraz drobniejsze

szcz ˛

atki odbiornika) i wr˛eczyłem mu wydruk odpowiedniego fragmentu konstytucji.

— Oto odpowied´z na wszystkie nasze pytania i obawy — powiedziałem. — Czytaj.

Przeczytał. Powoli i uwa˙znie, słowo po słowie. U´smiechał si˛e przy tym coraz sze-

rzej, a˙z w ko´ncu wybuchn ˛

ał serdecznym rechotem, odrzucił papier i wzi ˛

ał si˛e do nied´z-

wiadkowania.

318

background image

— Jeste´s geniuszem! Zaprawd˛e, powiadam, jeste´s geniuszem! — Nie zaprzeczałem

przez grzeczno´s´c, niemniej wyzwoli´c z jego obj˛e´c udało mi si˛e dopiero wtedy, gdy

wycałował mnie w oba policzki. W ramach niektórych kultur istniej ˛

a zwyczaje, których

nigdy nie zrozumiem! Od dalszych karesów uwolnił mnie głos Angeliny.

— Konwój jest ju˙z na terenie posiadło´sci, wewn ˛

atrz strefy bronionej. Za kilka minut

ta´smy b˛ed ˛

a na miejscu.

— Wspaniale! Zaraz wło˙zymy mundury, by na sam koniec dobi´c przeciwnika!

Zebrali´smy si˛e wszyscy w bibliotece przed nowym telewizorem. Maszyneria gotowa

była do transmisji, a wył ˛

acznik trzymałem w dłoni. Naprzeciwko siebie miałem kamer˛e,

obok opasły markizowy egzemplarz konstytucji. Palec spoczywał w pełnej gotowo´sci na

odpowiednim paragrafie. Przez ekran przewijały si˛e sceny entuzjazmu, w który wpadli

zwolennicy Zapilote. Istna orgia rado´sci z powodu utrzymania si˛e przy korycie i wszela-

kiego samozadowolenia. Głos wyciszyli´smy, bo samo ogl ˛

adanie takiej pornografii było

niemal ponad ludzk ˛

a wytrzymało´s´c.

— Mo˙zesz wej´s´c, kiedy tylko zechcesz — poinformowała mnie Angelina.

319

background image

— I dobrze, bo do´s´c mam tej szmiry. Czekam tylko, a˙z Wielki ´Scierwojad osobi´scie

pojawi si˛e na wizji. O wła´snie, czy kto´s mo˙ze zrobi´c gło´sniej?

Spiker zwijał si˛e, jakby dostał orgazmu na sam widok prezydenta, pot lał si˛e z niego

strumieniami.

— Tak, prosz˛e pa´nstwa, to naprawd˛e si˛e dzieje. . . Uniesienie si˛ega kulminacji. . .

Oto ten ´swi˛ety m ˛

a˙z, który ju˙z tyle razy po´swi˛ecał si˛e dla racji stanu, raz jeszcze staje na

czele naszej nawy. . . Idzie. . . Tłum szaleje, kobiety mdlej ˛

a, m˛e˙zczy´zni płacz ˛

a. Podnosi

dło´n i zaraz zapada cisza. Słycha´c tylko zdyszane oddechy jego popleczników i odgło-

sy upadku ciał, bo kobiety wci ˛

a˙z mdlej ˛

a. . . Panie i panowie, mieszka´ncy Paraiso-Aqui,

z prawdziw ˛

a i nieustaj ˛

ac ˛

a przyjemno´sci ˛

a zapowiadam przemówienie generała- prezy-

denta, Julio Zapilote!

Na ekranie pojawiła si˛e bardziej ni˙z zwykle obrzydliwa, powi˛ekszona bowiem do

monstrualnych rozmiarów, g˛eba dyktatora. Mlasn ˛

ał i dobył z siebie o´slinione słowa.

— Tego wła´snie si˛e po was spodziewałem, moi drodzy wyborcy. Wybory si˛e sko´n-

czyły, a wy wypełnili´scie swój obywatelski obowi ˛

azek i głosowali´scie w jedynie słuszny

sposób. Słyszeli´scie, jaki koniec spotkał tego kryminalist˛e, Hectora Harapo. . .

320

background image

Nacisn ˛

ałem wył ˛

acznik i w jednej chwili moje oblicze zast ˛

apiło mord˛e prezydenta.

— Koniec? Ty wypierdku mamuta! Walka dopiero si˛e zacz˛eła! Czy sadzisz, ˙ze mo-

˙zesz oszukiwa´c wyborców mi˛edl ˛

ac ich głosy w tej twojej maszynce do głosowania i wy-

ci ˛

agaj ˛

ac stamt ˛

ad jedynie spreparowane łgarstwa? Mylisz si˛e. Nadszedł czas rozlicze´n.

Sam si˛e zdradziłe´s! Sam si˛e pogr ˛

a˙zyłe´s, a to za spraw ˛

a zachłanno´sci. ´Swiat pozna teraz

twoje oszustwa. Zapraszani do małego miasta, do Tortosy. Oto, jak widzicie na zegarze

ratusza, wła´snie zamkni˛eto lokal wyborczy. . .

Mój głos został łagodnie wyciszony, a rol˛e komentatora przej ˛

ał James.

— Lokal został zamkni˛ety, a mieszka´ncy Tortosy zbieraj ˛

a si˛e, by pozna´c wyniki.

Z jakiego´s powodu burmistrz i szef miejscowej policji usiłowali kilka minut temu wy-

mkn ˛

a´c si˛e niepostrze˙zenie z miasta. Mo˙ze zreszt ˛

a s ˛

a zwolennikami Zapilote. Szef policji

jest jeszcze nieprzytomny, ale burmistrz a˙z pali si˛e do rozmowy z nami.

Burmistrz wygl ˛

adał jak kupka nieszcz˛e´scia, ale obecno´s´c Rodrigueza nie dawała mu

˙zadnych szans.

— Prosz˛e powiedzie´c nam, panie burmistrzu, czy wybory przebiegały zgodnie z pra-

wem i czy wszystkie głosy zostały zapisane w maszynie?

321

background image

— Oczywi´scie, wszystko było wedle prawa. — Spojrzał niespokojnie na plac, który

z wolna zapełniał si˛e lud´zmi.

— Czy jako burmistrz miasta Tortosa zechce pan nam powiedzie´c, czy gromadz ˛

acy

si˛e tu obywatele s ˛

a mieszka´ncami tego miasta?

— Tak, zapewne wi˛ekszo´s´c z nich. . . Nie jestem pewien. . .

— Nie jest pan pewien? A jak długo jest pan tu burmistrzem?

— Dwadzie´scia dwa lata.

— No to chyba powinien ich pan poznawa´c.

— Nie znam wszystkich. . .

— Nie zna pan? Czy mo˙ze mi pan wskaza´c kogokolwiek obcego?

— Nikogo takiego nie widz˛e.

— Ale my musimy by´c pewni. O, widz˛e, ˙ze szef policji ju˙z do nas doł ˛

aczył. Na

pewno nam pomo˙ze. Prosz˛e nam powiedzie´c, panie komendancie, jak długo mieszka

pan w Tortosie?

— No. . . od urodzenia. . . — odparł gliniarz mocno niech˛etnie.

— To dobrze. Czy widzi pan w tym zgromadzeniu kogo´s obcego?

322

background image

Jeszcze bardziej niech˛etnie rozejrzał si˛e wokół i powiedział, ˙ze nie widzi.

— To bardzo dobrze — stwierdził James. — Wła´snie ogłaszane s ˛

a wyniki. Zaraz

wł ˛

aczymy gło´sniki, by wszyscy mogli usłysze´c komunikat.

Burmistrz i komendant dziwnie si˛e skurczyli. Gdy zapowiedziano informacje o wy-

nikach wyborów w Tortosie, drgn˛eli, jakby chcieli prysn ˛

a´c, ale Rodriguez przypomniał

im o swoim istnieniu i zamarli w bezruchu. Za ich plecami wyborcy dawali upust swo-

jemu oburzeniu.

— Słyszycie to? — spytał James. — Czy˙zby co´s było nie tak? Tylko dwa głosy na

Hectora Harapo, a wszystkie pozostałe na Zapilote. Lepiej b˛edzie, jak to sprawdzimy. —

Dobrzy ludzie z Tortosy — jego wzmocniony przez megafony głos przetoczył si˛e nad

tłumem. — Mówi do was przedstawiciel Sir Hectora Harapo, który skłonny jest s ˛

adzi´c,

˙ze ta ´swinia u władzy zignorowała wasze głosy i ˙ze całe to elektroniczne cudo do głoso-

wania było spreparowane na jego korzy´s´c. Przekonajmy si˛e, jak było naprawd˛e. Prosz˛e,

by ka˙zdy, kto głosował na Sir Hectora Harapo, zechciał podnie´s´c r˛ek˛e. Dzi˛ekuj˛e.

Nad rynkiem zapadła cisza, a potem powoli, najpierw z wahaniem, potem z dum ˛

a,

uniosły si˛e r˛ece. Las rak.

323

background image

— Dobrze. Dzi˛ekuj˛e. Prosz˛e opu´sci´c r˛ece. A teraz poprosz˛e o podniesienie r ˛

ak zwo-

lenników Zapilote.

Wszystkie dłonie znikn˛eły. Oprócz dwóch, które nale˙zały do burmistrza i szefa po-

licji.

— Oto jak wygl ˛

ada prawda na temat głosowania w Tortosie — stwierdził trium-

fuj ˛

acym tonem James. — Wszyscy, oprócz tych dwóch wyrzutków, zostali oszukani

w trakcie tych wyborów. Mamy dowód, ˙ze głosy Tortosy zostały sfałszowane. Tutaj

wygrał kto inny.

Dałem znak i przeł ˛

aczyłem transmisj˛e na salon. Ci˛e˙zkim gestem wskazałem na le-

˙z ˛

ace obok tomiszcze.

— Popełniono przest˛epstwo. Przest˛epstwo przewidziane w artykule dziewi˛e´cset

trzecim ´swi˛etej konstytucji naszej planety. Znaczenie spisanej na tej stronie klauzu-

li numer siedemdziesi ˛

at dziewi˛e´c jest jasne, bole´snie jasne i oczywiste. Pozwólcie, ˙ze

przeczytam wam ten przepis.

Uniosłem do oczu kopi˛e wspomnianego przepisu i mo˙zliwie jak najbardziej stento-

rowym głosem zacz ˛

ałem:

324

background image

— W zwi ˛

azku ze specyfik ˛

a elektronicznego głosowania oraz potrzeb ˛

a zagwaranto-

wania jak najdokładniejszego zliczania głosów niewidocznych od chwili umieszczenia

ich w pami˛eci maszyny wyborczej, postanawia si˛e, co nast˛epuje: Zgodnie z paragra-

fem dziewi˛etnastym, artykuł czterdziesty ustawy o wyborach, zagwarantowana musi

by´c jak najdokładniejsza kontrola, a jako dodatkow ˛

a gwarancj˛e prawidłowo´sci głoso-

wania ustala si˛e, i˙z je´sli ponad wszelk ˛

a w ˛

atpliwo´s´c ustalone zostanie, i˙z podczas głoso-

wania na prezydenta, zawiodła chocia˙z jedna maszyna do głosowania lub ˙ze zmienio-

ne zostały za jej spraw ˛

a wyniki wyborów, wszystkie oddane podczas tych˙ze wyborów

głosy uznaje si˛e za niewa˙zne i niebyłe. Tym samym dane wybory uznaje si˛e za nie-

wa˙zne i niebyłe. Konieczne jest wówczas rozpisanie w ci ˛

agu dwóch tygodni od daty

ujawnienia nieprawidłowo´sci nowych niejawnych wyborów z u˙zyciem tradycyjnej me-

tody oddawania i zliczania papierowych głosów wrzucanych do urn. Zwyci˛ezca tych

drugich wyborów zostanie wówczas uznany za prezydenta i jego powinno´sci ˛

a b˛edzie

przeprowadzi´c szczegółowe ´sledztwo i ustali´c przyczyny nieprawidłowego funkcjono-

wania maszyn wyborczych jak i usun ˛

a´c te nieprawidłowo´sci przed wykorzystaniem ich

w jakichkolwiek nast˛epnych wyborach.

325

background image

Odło˙zyłem powoli wydruk na ksi˛eg˛e i odwróciłem si˛e do kamery.

— Niniejszym uznaj˛e dzisiejsze wybory za niewa˙zne i niebyłe. W ci ˛

agu dwóch

tygodni od teraz b˛ed ˛

a miały miejsce nowe wybory. A wówczas, niech wygrywa lepszy.

background image

Rozdział 30

— Ci˛ecie — poleciła Angelina i obecni dali upust rado´sci. — Dopi ˛

ałe´s swego. —

Ucałowała mnie. — Jak i zaopiekowałe´s si˛e wyborcami z Tortosy.

— Dla swego jak i dla ich dobra. Wła´snie rozkładaj ˛

a ´spiwory w namiotach obok

zamku. Mo˙ze nie b˛edzie im tu najwygodniej przez najbli˙zsze dwa tygodnie, ale z pew-

no´sci ˛

a b˛ed ˛

a za to bezpieczni. Na dodatek zapłaci im si˛e za te przymusowe wakacje.

Zdaje si˛e, ˙ze pomysł przypadł im do gustu.

— Zapilote nas zignoruje. — De Torres znów popadał w melancholi˛e. — Nie zwróci

uwagi na twoje ˙z ˛

adanie powtórzenia wyborów. Po jego stronie jest siła.

327

background image

— Nie odwa˙zy si˛e — wyja´sniłem. — Pełny zapis tej audycji jest wła´snie transmito-

wany na planety, z których pochodzi wi˛ekszo´s´c przyje˙zd˙zaj ˛

acych tu turystów. Mo˙zesz

by´c pewien, ˙ze s ˛

a one nawał bardziej ni˙z zainteresowane wynikami naszych wyborów.

A bez turystów i ich kredytów gospodarka Paraiso-Aqui runie w ci ˛

agu tygodnia.

— Zatem wygrali´smy! — Markiz był dzi´s skłonny do raptownej zmiany nastroju.

— Jeszcze nie. Musimy wygra´c batali˛e o urny wyborcze, ale tym razem b˛edziemy

gotowi. Na ka˙zdy jego pomysł, ja mam ju˙z gotowe trzy. Walka b˛edzie obejmowała

ka˙zdy etap wyborów, ale teraz mamy równe szans˛e.

*

*

*

To były bardzo pracowite dwa tygodnie. Urz˛edowo zatwierdzone urny zostały wy-

konane i zapiecz˛etowane przy zachowaniu wszystkich ´srodków ostro˙zno´sci, co nie mia-

ło wpływu na fakt, ˙ze bez wi˛ekszego trudu r ˛

abn˛eli´smy z ich magazynów próbki produk-

tu i wykonali´smy własne skrzynki. Podobnie rzecz si˛e miała z kartami do głosowania,

których wydrukowali´smy dokładnie tyle samo, ile mennica pa´nstwowa. Nie miałem po-

328

background image

j˛ecia, do jakich granic posunie si˛e Zapilote, wobec czego wolałem zabezpieczy´c si˛e ze

wszystkich stron.

Jorge porzucił turystyk˛e i zaj ˛

ał si˛e rekrutacj ˛

a ochotników do tajnych komitetów wy-

borczych we wszystkich obwodach. Wyposa˙zał ich od razu w ´srodki ł ˛

aczno´sci. Drukar-

nie na całej planecie wypuszczały stosy moich broszur, dopilnowali´smy te˙z, aby w radiu

ukazywały si˛e co wieczór nasze serwisy informacyjne. Pierwszy był zawsze kłamliwy

dziennik rz ˛

adowy, zaraz potem szedł nasz, odkr˛ecaj ˛

acy łgarstwa i przedstawiaj ˛

acy zwy-

kłe aktualno´sci bez politycznego komentarza, co i tak wystarczało, tutaj bowiem sama

rzetelna informacja była czym´s nowym. Technicy Zapilote robili, co mogli, by zakłóci´c

nasze transmisje, ale wzi˛eli´smy t˛e mo˙zliwo´s´c pod uwag˛e i konstrukcja przeka´zników

udaremniała ich wysiłki. Gdyby wybory miały by´c naprawd˛e uczciwe, to Zapilote nie

miałby ˙zadnych szans.

329

background image

*

*

*

Pewnym dowodem był fakt, ˙ze na trzy dni przed wyborami do granic strefy ochron-

nej podjechała rz ˛

adowa limuzyna z jednym pasa˙zerem, kierowc ˛

a i gorylem. Zatrzymała

si˛e na wezwanie stra˙zy, która natychmiast poinformowała mnie o zdarzeniu.

— Przepraszam, Sir Hector, ale chc ˛

a rozmawia´c osobi´scie z panem.

— Jak detektory?

— Tylko krótka bro´n. ˙

Zadnych bomb, ˙zadnego promieniowania.

— Kto jest pasa˙zerem?

— Trudno powiedzie´c, sir. Ciemne szyby.

— Wpu´s´ccie ich. Nie s ˛

adz˛e, ˙zeby miały z tego wynikn ˛

a´c jakie´s kłopoty.

Nie wynikły. Wóz został zatrzymany w´sród drzew, z dala od zamku i pod czujny-

mi oczami Rodrigueza i Bolivara. Kierowca i goryl zostali grzecznie wyprowadzeni

i rozbrojeni. Dopiero wtedy do nich podszedłem. Niewielkie, osobiste pole ochronne

dodawało mi animuszu.

— Mo˙zna wysi ˛

a´s´c — powiedziałem.

330

background image

Drzwi uchyliły si˛e powoli i z wn˛etrza wyjrzała głowa Zapilote. Po kilku chwilach

cały prezydent wygramol ˛

a si˛e na słoneczko.

— Czemu mam zawdzi˛ecza´c t˛e niespodziewan ˛

a przyjemno´s´c? — zapytałem.

— Nie gadaj głupstw, Harapo. Przyjechałem w interesach — odwrócił si˛e i si˛egn ˛

po co´s do wn˛etrza samochodu.

Gdy si˛e odwrócił, spojrzał wprost w wylot lufy mojego pistoletu.

— Odłó˙z to, cymbale! — warkn ˛

ał nerwowo. — Nie b˛ed˛e przecie˙z próbował zabi´c

ci˛e osobi´scie. — Wcisn ˛

ał jaki´s guzik na trzymanym w r˛eku pudełku. — To generator

białego szumu. Zagłusza wszelkie urz ˛

adzenia podsłuchowe i podgl ˛

ady. Nie zale˙zy mi

na jakichkolwiek ´sladach mojej wizyty.

— To mi odpowiada. — Schowałem bro´n do kabury. — Czego chcesz?

— Dogada´c si˛e. Jeste´s pierwszym człowiekiem, który od stu siedemdziesi˛eciu lat

sprawił mi powa˙zne kłopoty. Doceniam to. Rz ˛

adzenie zaczynało ju˙z stawa´c si˛e nudne.

— W ˛

atpi˛e, by podzielali ten pogl ˛

ad wszyscy ci, których kazałe´s zatłuc na ´smier´c.

331

background image

— Tylko bez tego liberalnego pierdolenia. Nie jeste´smy na masowce. Jest nas tylko

dwóch i nie ma sensu mydli´c sobie oczu. Ten tłum obchodzi ci˛e przecie˙z tyle samo, co

mnie. . .

— A to sk ˛

ad przyszło ci do głowy? — Rozmowa stawała si˛e interesuj ˛

aca.

— Bo jeste´s politykiem, a jedno, na czym naprawd˛e zale˙zy politykowi, to zosta´c

wybranym, najpierw raz, potem znów i dalej w niesko´nczono´s´c. Postawiłe´s mi si˛e, je-

ste´s kim´s i masz pewno´s´c, ˙ze nikt o tobie nie zapomni. Pi˛eknie. Czas jednak sko´nczy´c

zabaw˛e i wzi ˛

a´c si˛e za interesy. Prawda jest taka, ˙ze nie b˛ed˛e ˙zył wiecznie. . .

— Cholera! A to radosna niespodzianka! Zignorował moj ˛

a rado´s´c.

— Leki nie działaj ˛

a ju˙z na mnie tak, jak kiedy´s, i wkrótce b˛ed˛e musiał odej´s´c. Na-

le˙zy pomy´sle´c o nast˛epcy, a ty idealnie si˛e do tego nadajesz. Co ty na to?

Rozkaszlał si˛e niespodziewanie i si˛egn ˛

ał do kieszeni po tabletki. To była wspania-

ła propozycja, według niego, oczywi´scie. Facet stworzył tu sprawny aparat policyjne-

go ucisku, daj ˛

acy mu całkowit ˛

a władz˛e nad planet ˛

a, a teraz oferował mi to wszystko

w spadku i to w nieokre´slonej bli˙zej, ale na pewno niedalekiej przyszło´sci. Zakładaj ˛

ac

naturalnie, ˙ze do˙zyłbym owej przyszło´sci.

332

background image

— A czego chcesz w zamian?

— Nie strugaj idioty. Przegrasz wybory i pozostaniesz liderem politycznej opozy-

cji. Wszyscy b˛ed ˛

a przekonani, ˙ze jeste´s najfajniejszym zjawiskiem, jakie zaistniało na

´swiecie od chwili, gdy wymy´slono pierdolenie. Wra˙zliwe, liberalne duszyczki zaczn ˛

a

garn ˛

a´c si˛e do ciebie drzwiami i oknami. Zorganizujesz ich w parti˛e i zadbasz, aby nie

sprawiali kłopotu. Je´sli trafi si˛e jaki´s wywrotowiec, to dasz nam zna´c i zajmiemy si˛e

go´sciem od r˛eki. Taki układ mo˙ze przetrwa´c i tysi ˛

ac kt, a na pewno dłu˙zej, ni˙z ty czy ja.

To co, zgoda?

— Nie. Widz˛e zreszt ˛

a, ˙ze ewentualne wyja´snienie ci, dlaczego, to byłby ci˛e˙zki ka-

wałek chleba. Wiesz, ja skłonny jestem wierzy´c w sens demokracji. . .

— Cha, cha!

— Równo´s´c wobec prawa. . .

— I co jeszcze?

— Wolno´s´c prasy i przekona´n, konieczno´s´c dowiedzenia winy, kontrol˛e nad syste-

mem podatkowym. . .

— Pokr˛eciło ci˛e? O czym ty, u diabła, mówisz?

333

background image

— Uprzedzałem ci˛e, ˙ze najpewniej nie zrozumiesz. Mówi ˛

ac twoim j˛ezykiem, nie in-

teresuj ˛

a mnie obietnice na przyszło´s´c. Chc˛e władzy. Od razu, i całej. I załatwi˛e ka˙zdego,

kto stanie mi na drodze. Jasne?

Zapilote westchn ˛

ał i poci ˛

agn ˛

ał nosem.

— Jestem ju˙z stary i łatwo si˛e wzruszam. Sam byłem taki w twoim wieku. Słuchaj,

Harapo. Potrzebuj˛e ci˛e po mojej stronie. Przył ˛

acz si˛e, a nie po˙załujesz!

— Najpierw ci˛e zabij˛e!

— Sam bym tak powiedział! — Zapilote wsiadł powoli do samochodu. Nim za-

mkn ˛

ał drzwi, spojrzał na mnie raz jeszcze. — Ze zrozumiałych powodów nie mog˛e

˙zyczy´c ci szcz˛e´scia, ale to spotkanie przyniosło mi ulg˛e. Wiem, ˙ze kto´s podobny do

mnie b˛edzie kontynuował moje dzieło.

Zamkn ˛

ał drzwi, a ja dałem znak Bolivarowi, by przyprowadził jego obstaw˛e. Wsie-

dli i odjechali.

— O co mu chodziło? — spytał Bolivar.

— Chciał podarowa´c mi ten ´swiat. Na razie partnerstwo, potem przej˛ecie spadku.

— I co? Zgodziłe´s si˛e?

334

background image

— Mój drogi, jestem przest˛epc ˛

a, ale nie zbrodniarzem. Wszystko ma swoje grani-

ce. Tacy jak on musz ˛

a znikn ˛

a´c z tego wszech´swiata. Mog˛e kogo´s pozbawi´c maj ˛

atku,

ale nigdy ˙zycia czy wolno´sci. Tak prawd˛e mówi ˛

ac, to nigdy nie okradłem nikogo kon-

kretnego. Zawsze były to albo korporacje, albo jakie´s inne molochy opite cudz ˛

a krwi ˛

a

i gromadz ˛

ace niepotrzebne. . .

— Znam to na pami˛e´c! — j˛ekn ˛

ał.

— I bardzo dobrze. Wracamy do zamku. Musz˛e umy´c łapy i wypi´c co´s mocniejsze-

go, bo czuj˛e si˛e, jakby mnie robactwo oblazło.

background image

Rozdział 31

W dniu wyborów wstałem ledwie zacz˛eło ´swita´c. Stoj ˛

ac w otwartym oknie miałem

okazj˛e podziwia´c wschód tutejszego sło´nca.

— ´

Cwir, ´cwir — odezwała si˛e Angelina, otwieraj ˛

ac jedno oko, by z dyzgustem

spojrze´c na budzik. — Witamy rannego ptaszka.

— Nie czas si˛e wylegiwa´c! Dzi´s piszemy histori˛e, a konkretnie to ja j ˛

a tworz˛e!

— Wiesz, gdzie ja mam histori˛e o tej porze? — Naci ˛

agn˛eła koce na głow˛e. — Spa-

daj.

336

background image

Pod´spiewuj ˛

ac sobie rado´snie zbiegłem po schodach. Markiz spo˙zywał akurat ´snia-

danie na patio, zatem z ochot ˛

a do niego doł ˛

aczyłem.

— Mamy dzi´s historyczny dzie´n — stwierdził.

— Wła´snie powiedziałem co´s podobnego. — Wychylili´smy kaw ˛

a toast za zwyci˛e-

stwo. Nie trwało długo, a James i Bolivar doł ˛

aczyli do nas. Jeszcze przed otwarciem

lokali wyborczych byli´smy w kontakcie z naszymi grupami terenowymi.

Nie min˛eły trzy minuty, a ju˙z otrzymali´smy z tuzin wezwa´n o pomoc. Gdzie´s pobito

naszych obserwatorów, dwóch innych zastrzelono, odkryto cztery fałszywe listy wybor-

cze. Robili´smy co w naszej mocy, ale sił mieli´smy niewiele, teren za´s spory. Ju˙z wcze-

´sniej zdecydowali´smy si˛e spisa´c na straty wie´s, koncentruj ˛

ac si˛e na du˙zych miastach,

gdzie nasz ˛

a najpot˛e˙zniejsz ˛

a broni ˛

a byli przybysze spoza planety. Kilka najwi˛ekszych

agencji informacyjnych przysłało przedstawicieli, ostatecznie poprzednie, sfałszowane

wybory przyczyniły temu ´swiatu sławy. Brak czasu uniemo˙zliwił im przybycie w wi˛ek-

szej liczbie. Wi˛ekszo´s´c akredytowanych dziennikarzy stanowili zatem wolni strzelcy,

ł ˛

acznie czterdziestu trzech.

337

background image

— Działa — oznajmił Bolivar, ko´ncz ˛

ac rozmow˛e radiow ˛

a. — To był dziesi ˛

aty okr˛eg

w Primoroso. Złapali´smy ich, jak napychali urn˛e fałszywymi głosami. Jeden z dzien-

nikarzy ma to wszystko na ta´smie, b˛edzie odwołanie. Mamy szcz˛e´scie, ˙ze jest takie

zainteresowanie.

— Szcz˛e´scie, mój synu, nie jest nigdy spraw ˛

a przypadku — poinformowałem go,

skromnie spuszczaj ˛

ac oczy. — Jest ich tu czterdziestu trzech, bo tylko do tylu zdołałem

dotrze´c w dwa tygodnie. Zapłacili´smy za ich przylot i pobyt, s ˛

a tu na wakacjach, co

zrobi ˛

a przy okazji, to ju˙z ich dodatkowy dochód.

— Powinienem sam na to wpa´s´c — mrukn ˛

ał. — Je´sli mo˙zna co´s załatwi´c na lewo,

to musisz zna´c ten sposób.

Klepn ˛

ałem go w rami˛e i odwróciłem si˛e, wzruszony. Takie pochwały cenniejsze s ˛

a

od pereł.

*

*

*

W południe zrobiło si˛e naprawd˛e gor ˛

aco. Bronili´smy si˛e, ledwo trzymaj ˛

ac gard˛e.

W niektórych miastach przegrali´smy, gdy˙z zwolennicy Zapilote po prostu zamkn˛eli lo-

338

background image

kale wyborcze i pod gro´zb ˛

a u˙zycia broni palnej, podmienili urny na własne. Musieli-

´smy na to pozwoli´c, gdy˙z inaczej groziło nam zbytnie rozproszenie sił i utrata wielkich

aglomeracji, gdzie jednak wygrywali´smy. Istniała szansa, by wybory miały jednak co´s

wspólnego z uczciwo´sci ˛

a, a ich wynik z wol ˛

a głosuj ˛

acych.

W miar˛e napływania raportów markiz robił si˛e coraz bardziej przygn˛ebiony. Wyła-

mywał palce, kl ˛

ał pod nosem albo i na głos, a w ko´ncu nie wytrzymał.

— Tak dłu˙zej nie mo˙zna! Nie wykazujemy ˙zadnej inicjatywy! Nasi ludzie siedz ˛

a

i gapi ˛

a si˛e niewinnie, a potem jest ju˙z za pó´zno. Działa´c zaczynamy dopiero po wy-

kazaniu, ˙ze popełniono przest˛epstwo, a ten sposób nigdy nie wygramy! Musieliby´smy

złapa´c ka˙zd ˛

a uciekaj ˛

ac ˛

a z lew ˛

a urn ˛

a ekip˛e, czy przeszkodzi´c ka˙zdej bojówce napada-

j ˛

acej na lokal, a cz˛esto nie wiemy nawet, ˙ze to si˛e dzieje. Trzeba uderza´c, i to mocno!

Dlaczego nasi nie strzelaj ˛

ac do tych łotrów?

— Mój drogi, gdyby´smy u˙zywali ich metod, to z demokratycznych wyborów zrobi-

łaby si˛e rychło zwykła wojna domowa.

— Ta cała demokracja coraz mniej mi si˛e podoba. Masa roboty i ˙zadnych wyników.

Pro´sciej ju˙z jest rozkazywa´c chłopom, od razu wiedz ˛

a, co maj ˛

a zrobi´c. Wiemy, ˙ze b˛e-

339

background image

dziesz lepszym prezydentem, ni˙z ten kawałek gówna, Zapilote. No to czemu nie zrobisz

si˛e po prostu prezydentem, i po krzyku?

Westchn ˛

ałem gł˛eboko. Gonzales de Torres, markiz de la Rosa, miał pogl ˛

ady oso-

bliwie zbie˙zne z moimi, ale on nie był zdolny zrozumie´c zasad działania demokracji.

Pozostało mi liczy´c na jego dobre wychowanie i osobisty kodeks moralny.

— Pó´zniej ci to wszystko wyja´sni˛e. Póki co musimy zabra´c si˛e do podł ˛

aczenia au-

tomatycznego poprawiacza głosów.

— Czego?

— Maszyny, która w wybranych okr˛egach poda takie wyniki, jakich sobie za˙zyczy-

my.

— Mo˙zecie to zrobi´c? To po co ta cała zabawa, po co ci zabici i ranni, po choler˛e

tak si˛e napracowali´smy?

— Bo musimy stworzy´c przynajmniej pozory uczciwych wyborów. Jak zaczniemy

od jawnego oszustwa, to sko´nczymy jak Zapilote, a tak ˛

a ograniczon ˛

a machlojk˛e damy

rad˛e ukry´c przed wyborcami. Mieszka´ncy tego ´swiata uciesz ˛

a si˛e, ˙ze demokracja działa,

a jak raz to chwyc ˛

a, to ju˙z zostanie. Gonitwy za łobuzami umo˙zliwiły nam wy´sledzenie

340

background image

wi˛ekszo´sci fałszywych urn, ale sami nie mieszamy si˛e ani do urn, ani do samych kart

głosowania.

— No to przegramy.

— Nie. Wr˛ecz przeciwnie. Nie b˛edziemy fałszowali urn, a jedynie informacje na

temat ich zawarto´sci.

— Zgubiłem si˛e — przyznał de Torres, nalewaj ˛

ac sobie rumu. — Pono´c ten specyfik

pomaga w my´sleniu.

— Te˙z poprosz˛e. Tak naprawd˛e, jest to ´smiesznie proste. Urz ˛

adzenia ju˙z s ˛

a lub nie-

długo b˛ed ˛

a podł ˛

aczone do linii prowadz ˛

acych z lokali do siedzib komisji okr˛egowych.

Pokazałem mu niewielkie pudełko, z którego zwieszały si˛e ró˙znokolorowe kabelki.

Markiz przyjrzał mu si˛e sceptycznie, ale powstrzymał si˛e od komentarzy.

— To cude´nko zaawansowanej technologii pozwala monitorowa´c rozmowy konkret-

nych abonentów. Gdy głosy zostan ˛

a zliczone, komisja przeka˙ze wideofonicznie wyniki.

Przechwycimy rozmow˛e i wprowadzimy dane do twojego wielkiego komputera. Ten

stworzy obraz i głos spikera, zamieni go w bity i prze´sle, gdzie trzeba. My za´s zadba-

my, by powiedział, co trzeba. To potrwa ledwie chwilk˛e.

341

background image

— Ile dokładnie. Je´sli kto´s si˛e w tym połapie. . .

— Niecałe cztery milisekundy, czyli cztery tysi˛eczne sekundy. Masz dobry kompu-

ter.

— Zrobimy tak ze wszystkimi głosami?

— Nie, to byłoby niemoralne. To, co robimy, jest nielegalne, ale moralnie w po-

rz ˛

adku. Pewnego dnia wyja´sni˛e ci bli˙zej, na czym opieram mój system warto´sci. Nalej

jeszcze troch˛e rumu, dzi˛ekuj˛e. Wracamy do pracy.

*

*

*

Wyniki miały zosta´c ogłoszone w budynku opery w Primoroso, wielkiej sali, zapro-

jektowanej kiedy´s wła´snie w tym celu. Co cztery lata wypełniała si˛e co wy˙zej notowa-

nymi poplecznikami Zapilote. W tym roku było inaczej — na podwy˙zszeniu miast jed-

nego, stan˛eło dwóch kandydatów, publiczno´s´c za´s wcale nie była pewna ko´nca przed-

stawienia. Zapracowani, odkładali´smy wyjazd do ostatniej chwili, a˙z w ko´ncu Angelina

z markizem zmusili nas do zaj˛ecia miejsc w czekaj ˛

acym helikopterze.

342

background image

— Nie przesadziłe´s troch˛e z tymi ozdóbkami? — spytała Angelina wskazuj ˛

ac na

mój złotem i medalami kapi ˛

acy mundur.

— Sk ˛

ad˙ze znowu. Ludzie chc ˛

a widowiska i b˛ed ˛

a je mieli. Prezydent powinien wy-

gl ˛

ada´c jak prezydent. Ruszamy!

*

*

*

Do miasta polecieli´smy w towarzystwie licznej i ci˛e˙zkozbrojnej eskorty. Podobnie

wyposa˙zona grupa czekała na nas na lotnisku. Zapilote mógłby jeszcze zasłabn ˛

a´c z ra-

do´sci na wie´s´c o udanym zamachu, a nie chciałem do tego stopnia nara˙za´c jego zdrowia.

Wn˛etrze opery miało by´c bezpieczne, gdy˙z wniesienie broni do gmachu było zabronio-

ne i niemo˙zliwe. Zapilote miał własne powody, by o to zadba´c.

Na podwy˙zszeniu zjawił si˛e przed nami. Na moje radosne powitanie zareagował

przekle´nstwem i spluni˛eciem.

— Nie jest w najlepszym humorze — mrukn ˛

ał de Torres. — Mam nadziej˛e, ˙ze ma

po temu powody.

343

background image

Impreza rozwijała si˛e, szampan płyn ˛

a) strumieniami, oczy obecnych nie odrywały

si˛e od wielkiego ekranu, z którego miały pa´s´c wyniki. Chwilowo było zero do zera, jak

przed ka˙zdym normalnym meczem.

Nagle rozległ si˛e dzwon i sala umilkła. Przewodnicz ˛

acy najwy˙zszej komisji zlicza-

j ˛

acej podszedł do mikrofonu.

— Lokale wyborcze zostały ju˙z zamkni˛ete i trwa zliczanie głosów — oznajmił. —

Czekamy na pierwsze wyniki. Wzywam Cucarache. Jeste´scie gotowi, Cucaracha?

Ekran o˙zył, ukazuj ˛

ac powi˛ekszone popiersie urz˛ednika.

— Oto wyniki z Cucarachy. Na Zapilote szesna´scie głosów, na Sir Harapo dziewi˛e´c-

set osiemdziesi ˛

at pi˛e´c. Niech ˙zyje Harapo!

Ledwie to krzykn ˛

ał, rozejrzał si˛e boja´zliwie i znikn ˛

ał. Markiz pochylił si˛e do mnie.

— Nigdy bym si˛e nie domy´slił, ˙ze to komputer, a nie przewodnicz ˛

acy — powiedział,

osłaniaj ˛

ac usta dłoni ˛

a.

— Lepiej, to był prawdziwy człowiek. I uczciwie obliczone głosy uczciwych wybo-

rów. Miejmy nadziej˛e, ˙ze dalej b˛edzie podobnie.

344

background image

Ale nie było, rzecz jasna. Bojówki Zapilote znały swój fach, zatem głosy układa-

ły si˛e cz˛esto w podobnej proporcji, jak za pierwszym razem, tylko na odwrót. Ogólnie

jednak szli´smy łeb w łeb. Liczba zliczonych głosów rosła, napi˛ecie tak˙ze. Wsz˛edzie

tam, gdzie zdołali´smy zapobiec oszustwom, Teriery po˙zarły Myszołowy. Jednak prze-

ciwnik był dobry, za dobry. Chwilami my prowadzili´smy o krótki pysk, chwilami oni

szli przodem o włos.

— To naprawd˛e podniecaj ˛

ace. Bardziej ni˙z walka byków — stwierdził de Torres. —

Wzmaga jednak pragnienie. Mam w piersiówce dziewi˛e´cdziesi˛ecioletni ron. Masz wa´s´c

ochot˛e spróbowa´c?

Nie dałem si˛e prosi´c i szybko skosztowałem, czy dobry. Markiz te˙z. Zostały ju˙z

tylko cztery okr˛egi wyborcze.

— Czy to nasze? — spytał szeptem de Torres.

— Nie wiem — j˛ekn ˛

ałem. — Zgubiłem si˛e! Najpierw prowadził Zapilote, potem ja,

przed ostatnim raportem przebijał mnie jednak siedemdziesi˛ecioma pi˛ecioma głosami.

— Powiniene´s nauczy´c si˛e liczy´c — sykn˛eła Angelina. — Albo od r˛eki odstrzeli´c

tego łajz˛e. . .

345

background image

— To demokracja, kotku. Jeden człowiek, jeden głos, sama znasz teori˛e, a wyniki

nieznane s ˛

a do ko´nca. . .

— Oto ju˙z sal Panie i panowie, otrzymuj˛e wła´snie ostatni raport, ten jeden, jedyny,

najostatniejszy!

Na ekranie pojawiło si˛e nowe oblicze: ponury, w ˛

asaty facet z okr˛egu Mie´n.

— Mam przyjemno´s´c przekaza´c pa´nstwu ostatnie wyniki z uzdrowiska zwanego So-

lysombra, istnego ogrodu, ozdoby naszego południowego wybrze˙za. . . — Publiczno´s´c

j˛ekn˛eła, a ja zacisn ˛

ałem z˛eby. — . . . oto ostanie wyniki. . . chwil˛e, gdzie´s tu miałem

kartk˛e. . .

— Pod mur z nim! — wrzasn ˛

ał Zapilote, a markiz po raz pierwszy i ostatni raczył

zgodzi´c si˛e z dyktatorem.

— O, znalazłem. Dla naszego ukochanego prezydenta głosów osiemset dziewi˛etna-

´scie. . .

— Jeste´smy w tyle o osiemset dziewi˛e´cdziesi ˛

at cztery głosy — stwierdziła Angeli-

na. — Jeszcze zd ˛

a˙zymy go otru´c. . .

346

background image

— . . . a na tego drugiego kandydata, jak mu tam, o, Harapo, zdarzyło si˛e niestety,

˙ze wy˙zebrał nieco głosów. . . — Spojrzał na kartk˛e, wokoło, i co´s musiało do niego

dotrze´c, bo spocił si˛e nagle jak mysz. — . . . osiemset dziewi˛e´cdziesi ˛

at sze´s´c głosów.

Tłum oszalał. Zapilote wygra˙zał mi pi˛e´sci ˛

a, a Angelina usiłowała uszkodzi´c mi b˛e-

benek w uchu.

— Wygrałe´s! — wrzeszczała. — Czterema głosami! Obaj wygrali´scie!

— Sprawiedliwo´s´c zwyci˛e˙za!

Wstałem i pomachałem do publiczno´sci, potem ucałowałem Angelin˛e, u´scisn ˛

ałem

markiza, zagrałem na nosie w´sciekaj ˛

acemu si˛e malowniczo Zapilote i podszedłem do

mikrofonu. Musiałem odczeka´c jeszcze minut˛e z uniesionymi r˛ekami, nim towarzystwo

nieco si˛e uspokoiło. Kamery patrzyły tylko na mnie, a uszy sporej cz˛e´sci galaktyki

oczekiwały niecierpliwie moich słów. W ko´ncu mogłem przemówi´c.

— Dzi˛ekuj˛e, przyjaciele, dzi˛ekuj˛e. Jestem skromnym człowiekiem. . . — w tym mo-

mencie Angelina zacz˛eła klaska´c gło´sno, co dało pocz ˛

atek nowej owacji. Przytakiwa-

łem, u´smiechałem si˛e i czekałem cierpliwie, a˙z oddadz ˛

a mi głos.

347

background image

— Jak powiedziałem, jestem człowiekiem skromnym, ale wola ludu zdecydowała

o moim przeznaczeniu, które podejm˛e. Obiecuj˛e wam. . .

Nie jestem pewien, czy słyszałem sam wystrzał, ale impet trafiaj ˛

acej kuli rzucił mnie

do tyłu. Głowa opadła mi na pier´s, z której tryskała czerwona krew. . .

Upadłem i zemdlałem. . .

background image

POSŁOWIE

Mo˙zliwe, ˙ze s ˛

a i takie zak ˛

atki naszej planety, odległe i zapomniane, w których nie

jestem znany. Przedstawiam si˛e zatem, ja, Ricardo Gonzales de Torres y Alvarez, mar-

kiz de la Rosa. Historycy spisuj ˛

acy dzieje naszej planety poprosili mnie, bym własnymi

słowami opisał tamten pami˛etny, czarny dzie´n. Chocia˙z nie władam najlepiej piórem,

uwa˙załem bowiem zawsze pisarstwo za zaj˛ecie niegodne dorosłego m˛e˙zczyzny, zgo-

dziłem si˛e jednak. M˛e˙zczy´zni rodu de Torres nigdy nie uchylali si˛e od ci ˛

a˙z ˛

acych na

nich obowi ˛

azków, niezale˙znie od ich natury. Zaczynam zatem od miejsca, kiedy cała ta

historia si˛e rozpocz˛eła.

349

background image

Siedziałem tu˙z za plecami tego wspaniałego człowieka, wzoru cnót, naukowca i ko-

chaj ˛

acego ojca. ˙

Zadna pochwała jego osoby nie b˛edzie przesadzona. Ale to tylko dy-

gresja. Siedziałem obok, gdy przemawiał do publiczno´sci, do całego ´swiata, całej ga-

laktyki, i był to moment naszej najwi˛ekszej rado´sci. W wolnych, uczciwych i demo-

kratycznych wyborach pokonali´smy wła´snie to zero moralne, Zapilote. Hector został

prezydentem, a mnie wybrano na wiceprezydenta. ´Swiat stawał si˛e lepszy.

Wtedy padł strzał. Wymierzono go spod sufitu, z jednego z małych okien u˙zywanych

zapewne przez techników opery. Ujrzałem, jak ukochany przeze mnie człowiek zadr˙zał,

gdy trafiła we´n kula, potem upadł. W jednej chwili byłem przy nim. ˙

Zył jeszcze, ale

z wolna zamierało ´swiatło jego oczu. Schyliłem si˛e i uj ˛

ałem jego dło´n. Ledwie poczułem

jego słaby odzew, gdy poruszył palcami.

— Przyjacielu. . . — powiedział i zakaszlał, a usta jego zabarwiły si˛e czerwieni ˛

a

krwi. — Mój drogi przyjacielu. . . Odchodz˛e. Twoim b˛edzie. . . podj ˛

a´c. . . nasze dzie-

ło. . . B ˛

ad´z silny. Obiecaj mi. . . ˙ze zbudujesz ´swiat, o który obaj walczyli´smy. . .

350

background image

— Przysi˛egam, przysi˛egam — powiedziałem głosem dr˙z ˛

acym z ˙zalu. Zamkn ˛

ał oczy,

ale musiał usłysze´c mnie jeszcze, bo witaj ˛

aca ju˙z ´smier´c dło´n drgn˛eła jeszcze, jakby

w podzi˛ece, po czym opadła bezwładnie.

Potem jego kochaj ˛

aca ˙zona przybiegła, odepchn˛eła mnie i podniosła go z sił ˛

a, o jak ˛

a

nigdy bym jej nie podejrzewał.

— To niemo˙zliwe! — krzykn˛eła, a moje serce bolało wraz z ni ˛

a. — On nie mo˙ze

umrze´c! Doktora! Pogotowie! Trzeba go ratowa´c!

Wynie´sli go, a ja ich nie powstrzymywałem. Lada chwila i tak miała pozna´c praw-

d˛e. Zrozpaczony opadłem na fotel, a wówczas ujrzałem, ˙ze dłonie moje zabarwione s ˛

a

czerwieni ˛

a krwi tego szlachetnego człowieka. Wyj ˛

ałem chustk˛e i przycisn ˛

ałem j ˛

a do

czerwonych kropel, by wsi ˛

akły w materi˛e, potem zło˙zyłem chustk˛e zachowuj ˛

ac j ˛

a na

wieczn ˛

a rzeczy pami ˛

atk˛e.

Teraz chustka owa le˙zy przede mn ˛

a, pod hermetycznym kloszem wypełnionym ga-

zem oboj˛etnym, który zachowa tkanin˛e w cało´sci przez wieczno´s´c. Pojemnik stoi obok

skrzynki z klejnotami koronnymi, które odnaleziono w prywatnych apartamentach Za-

pilote, gdzie ta kreatura wykorzystywała je do jakich´s własnych, niegodnych praktyk.

351

background image

Reszt˛e ju˙z znacie. Tysi ˛

ace spo´sród was uczestniczyły w pogrzebie. Nie zapomnieli-

´smy o nim. Jego prosty grób odwiedzany jest codziennie przez rzesze obywateli.

Podobnie nie jest dla was tajemnic ˛

a los jego wrogów, o nich bowiem pisano potem

najcz˛e´sciej. O tym, jak tłum zerwał si˛e z miejsc i zawołał „ ´Smier´c despocie” i ju˙z zamie-

rzał rzuci´c si˛e na Zapilote, by rozedrze´c go na sztuki. O tym, jak tyran błagał o lito´s´c,

jak zl ˛

akł si˛e, gdy przyszło spojrze´c ´smierci w oczy.

Wówczas zdarzyło si˛e, ˙ze wróciła szlachetna ˙zona Harapo i stan˛eła pomi˛edzy tłu-

mem a pogardy godnym, roztrz˛esionym strz˛epkiem człowieka, którym stał si˛e Zapilote,

i uniosła dło´n, a tłum ucichł, gdy do´n przemówiła.

— Słuchajcie mnie mieszka´ncy Paraiso-Aqui, słuchajcie. Mój drogi m ˛

a˙z nie ˙zyje.

Ale nie odrzucajcie tego, za co umarł. Nawet teraz nie zapominajcie, ˙ze istnieje prawo.

Ukarzcie Zapilote za jego zbrodnie, ale nie zabijajcie go. Mój m ˛

a˙z pogardzał morder-

stwem, a zatem nie popełniajcie go w jego imieniu. Dzi˛ekuj˛e wam.

Nie wstydz˛e si˛e przyzna´c, ˙ze miałem wówczas łzy w oczach. Niczyje oczy nie po-

zostały suche w całej sali. Nawet Zapilote łkał poruszony, ˙ze nie zabij ˛

a go od ra˙z ˛

a.

352

background image

Wdowa po Sir Harapo opu´sciła Paraiso-Aqui zaraz nast˛epnego dnia. Zbyt wiele

przypominało jej tu m˛e˙za. Widziałem, jak wchodziła do statku kosmicznego. Obróciła

si˛e raz, pomachała nam, i znikn˛eła we wn˛etrzu. Za ni ˛

a poszli dwaj młodzi ludzie, James

i Bolivar. Pozostawili tu wszystko, zabieraj ˛

ac tylko kilka sztuk baga˙zu. ´Sluza zatrzasn˛e-

ła si˛e i wi˛ecej ich ju˙z nie widziałem.

Reszta znajduje si˛e w ka˙zdym podr˛eczniku historii. Chocia˙z nie pragn ˛

ałem wcale

obejmowa´c urz˛edu prezydenta, nie mogłem odmówi´c pro´sbie umieraj ˛

acego. Po´swi˛eci-

łem wam całe swoje siły, a wi˛ekszo´s´c z was uznała, ˙ze dobrze wam słu˙zyłem. To daje

satysfakcj˛e. Wyrzutki, które gn˛ebiły ten ´swiat, s ˛

a ju˙z daleko. Os ˛

adzono ich podczas

jawnego procesu i uznano za winnych. Nasza pro´sba do Mi˛edzygwiezdnej Ligi Spra-

wiedliwo´sci spotkała si˛e z pozytywn ˛

a odpowiedzi ˛

a i, jak wszyscy wiecie, zostali oni

przewiezieni na planet˛e wi˛ezienn ˛

a zwan ˛

a Calabozo. Pozbyli´smy si˛e wszystkich sko-

rumpowanych s˛edziów i policjantów. Wszystkich Ultimados, którzy przez dwa stulecia

byli postrachem tego ´swiata. Doznali´smy oczyszczenia. Wszyscy skazani ˙zyj ˛

a nadal,

ale musz ˛

a teraz walczy´c o swe przetrwanie, Na Calabozo nie ma stra˙zników, jedynie

353

background image

kilka robotów, klimat planety jest surowy, a przyroda dzika. S ˛

a panami własnego losu,

nie mog ˛

a uciec. Z cał ˛

a pewno´sci zasłu˙zyli sobie na takie traktowanie.

Tutaj ko´nczy si˛e moja opowie´s´c. Jako prezydent byłem człowiekiem znacznie

lepszym, ni˙z kiedykolwiek dot ˛

ad. Ten ´swiat stał si˛e lepszym. Jemu jeste´smy winni

wdzi˛eczno´s´c. Na zawsze pozostanie w naszej pami˛eci. Dzi˛ekuj˛e ci, drogi przyjacielu,

i ˙zegnaj.

background image

JESZCZE JEDNO POSŁOWIE

Jak to mówi ˛

a, trudno jest zabi´c Stalowego Szczura, ale i on si˛e czasem m˛eczy. Poj˛e-

cia nie miałem, jakie to pami ˛

atki zabrała Angelina z pałacu de Torresa i skarbca Zapilo-

te, ale nie ulegało w ˛

atpliwo´sci, ˙ze jeszcze troch˛e, a torby wyrw ˛

a mi ramiona ze stawów.

Wdrapałem si˛e w ko´ncu po trapie w ´slad za ni ˛

a i bli´zniakami, wtaczaj ˛

ac si˛e w zaciszne

wn˛etrze wielkiego pasa˙zerskiego liniowca. Poczekałem jeszcze na szcz˛ek drzwi ´sluzy,

by upu´sci´c wreszcie baga˙ze i wyprostowa´c grzbiet.

— James i Bolivar — j˛ekn ˛

ałem. — Czy kto´s z was mógłby pomóc staremu ojcu

i zatarga´c te cholerne toboły do kabiny?

355

background image

Przeci ˛

agn ˛

ałem si˛e przy wtórze gło´snego chrz˛estu ko´sci. Co za ulga. Nagle dostrze-

głem dwóch pasa˙zerów dziwnie kwapi ˛

acych si˛e w moj ˛

a stron˛e. Złapałem torby, omal

wyrywaj ˛

ac je Bolivarowi.

— Nie, młody panie. Dopóki stary Jim ˙zyje, nie b˛edziesz nosił ci˛e˙zarów na tym

statku. T˛edy, prosz˛e pani, poka˙z˛e wam wasze kabiny.

Potuptałem z rodzin ˛

a za plecami. Gdy drzwi kabiny zamkn˛eły si˛e za nami, cisn ˛

ałem

przekl˛ete ci˛e˙zary gdzie popadło i j˛ekn ˛

ałem.

— Biedaku. — Angelina podprowadziła moj ˛

a chrz˛eszcz ˛

ac ˛

a osob˛e do fotela. — Od-

pocznij, a ja poszukam czego´s na wzmocnienie.

Z ulg ˛

a odkleiłem siwe w ˛

asy i takie˙z brwi, zrzuciłem siw ˛

a peruk˛e, ona za´s zaj˛eła si˛e

waliz ˛

a. Wieko odskoczyło, ukazuj ˛

ac rz˛edy ciemnych butelek starannie zabezpieczonych

przed wszelkim nieszcz˛e´sciem. Podała mi z dum ˛

a pierwsz ˛

a z nich.

— Stuletni ron. Mały prezencik z Paraiso-Aqui, który chyba poprawi ci humor. Na-

lej˛e ci kapk˛e, trzeba sprawdzi´c, jak zniósł transport.

— ´Swiatło mego ˙zycia! — Naprawd˛e si˛e ucieszyłem. — Jeste´s dla mnie za dobra. —

Nalała. Niebo w g˛ebie.

356

background image

— Czasami te˙z tak my´sl˛e. Ale cho´c tyle mogłam dla ciebie zrobi´c po pogrzebie.

— Ładnie wyszło, prawda? To był dobry strzał, James. Trafi´c tak prosto w ´srodek

worka z krwi ˛

a. Wolałbym tylko, ˙zeby´s na przyszło´s´c u˙zył słabszego ładunku miotaj ˛

a-

cego. Mimo kamizelki kuloodpornej czuj˛e si˛e, jakby mnie ko´n kopn ˛

ał.

— Przykro mi, ale to było dwie´scie dziewi˛e´c jardów. Potrzebna mi była płaska tra-

jektoria lotu pocisku, inaczej mógłbym spudłowa´c. Swoj ˛

a drog ˛

a, to medale wspaniale

wskazuj ˛

a cel.

— Sko´nczyło si˛e dobrze, a to najwa˙zniejsze — stwierdziłem, delektuj ˛

ac si˛e złoci-

stym płynem. — Nie miałe´s kłopotów ze znikni˛eciem?

Pyta´n miałem sporo, a dopiero teraz pojawiła si˛e pierwsza od chwili zamachu oka-

zja, by porozmawia´c spokojnie.

— ˙

Zadnych. Bolivar pognał schodami, wi˛ec doł ˛

aczyłem do niego zostawiaj ˛

ac bro´n

przy okienku, i razem poprowadzili´smy po´scig za zamachowcem. ˙

Zeby było ´smieszniej,

w pewnej chwili doł ˛

aczył do nas twój dobry znajomy, pułkownik Oliveira. Udało nam

si˛e wmanewrowa´c go w spokojny i cichy zaułek. . .

— Kochany pułkownik! Przekazali´scie mu moje pozdrowienia?

357

background image

— Owszem. Roboty na wi˛eziennej planecie maj ˛

a zdj ˛

a´c mu gips dopiero za miesi ˛

ac.

— Coraz lepiej. Ogl ˛

adałem wiadomo´sci i przyznaj˛e, ˙ze pogrzeb robił wra˙zenie. Po-

twornie realistyczny. Prawie przekonali mnie, ˙ze kto´s le˙zy w trumnie.

— Bo i le˙zał — odezwała si˛e nagle powa˙zna Angelina. — Wiadomo´sci były złe

i dobre. Złe, bo jednym z zastrzelonych podczas wyborów był nasz najlepszy człowiek

w Primoroso. Adolfo, szuler, który pomógł odnale´z´c wiele fałszywych urn. Ultimados

go załatwili. Trafił do tego samego szpitala, co ty, zmarł kilka minut pó´zniej. Nie udało

si˛e odnale´z´c jego przyjaciół, a zatem skorzystali´smy ze sposobno´sci.

— Biedny Adolfo. Nie grał zbyt dobrze w karty. Niech spoczywa w pokoju. —

Wypiłem w milczeniu toast za jego pami˛e´c. — A te dobre wiadomo´sci?

Obaj chłopcy nagle posmutnieli, za to Angelina poweselała.

— Jorge i Flavia wreszcie si˛e pobrali. Od lat byli zar˛eczeni, ale przysi˛egli sobie, ˙ze

pobior ˛

a si˛e dopiero w wolnym ´swiecie.

— Jakie to romantyczne. Przykro mi, chłopaki, ale galaktyka pełna jest panienek.

A co z prawdziwym Sir Hectorem?

358

background image

— Wszystko zgodnie z twoimi instrukcjami — wyja´snił Bolivar. — Nafaszerowa-

li´smy go kosztownymi antygeriatrykami Zapilote, zgolili´smy mu brod˛e i zrobili´smy

lifting twarzy. Wygl ˛

ada teraz o trzydzie´sci lat młodziej i mógłby by´c własnym synem.

Wrócił ju˙z do laboratorium, by „podj ˛

a´c prac˛e ojca tam, gdzie on j ˛

a przerwał”. Wci ˛

a˙z

niezbyt rozumie, co wła´sciwie si˛e stało, ale rodzina dobrze si˛e o niego troszczy.

— To była naprawd˛e udana operacja. Wszystkie w ˛

atki zamkni˛ete, ´zli chłopcy wyl ˛

a-

dowali w pierdlu, dobry markiz na scenie, a pokój i dobrobyt zapanuj ˛

a teraz w Paraiso-

-Aqui. Miły, niewielki epizod w walce z niesprawiedliwo´sci ˛

a i nud ˛

a.

— Dobra okazja do toastu — stwierdziła Angelina, otwieraj ˛

ac szampana. — Jeszcze

jeden kieliszek i idziemy spa´c.

— Jak to si˛e zmiesza z rumem. . . — powiedziałem, przyjmuj ˛

ac szkło.

Unie´sli´smy kielichy i wypili´smy do dna.

Miło było pozostawa´c ˙zywym w tak miłym wszech´swiecie, szczególnie z rodzink ˛

a,

jak moja. W tym momencie szampan uderzył mi do głowy. Najpierw si˛e tam zako-

tłowało, potem zaburczało nieco ni˙zej i w ko´ncu eksplodowało. Angelina miała racj˛e,

nale˙zało i´s´c spa´c.

Naturalnie dopiero po osuszeniu butelki.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Harrison Harry 7 Stalowy Szczur prezydentem
Harrison Harry Stalowy szczur BLACK
Harrison Harry Stalowy Szczur wstępuje do cyrku
Harrison Harry 2 Stalowy Szczur
Harrison Harry Stalowy szczur 11 Zlote lata Stalowego Szczura
Harrison Harry Stalowy szczur 08 Stalowy szczur ocala swiat
Harrison Harry Stalowy Szczur 09 Zlote Lata Stalowego Szczura
Harrison Harry Stalowy szczur 03 Stalowy szczur ocala swiat
Harrison Harry Stalowy Szczur 10 Stalowy Szczur Idzie Do Piekla
Harrison Harry Stalowy Szczur 01 Narodziny Stalowego Szczura
Harrison Harry Stalowy Szczur 6 Stalowy Szczur Ocala Swiat
Harrison Harry Stalowy Szczur 06 Narodziny Stalowego Szczura
Harrison Harry Stalowy Szczur 6 Stalowy Szczur Ocala Swiat
Harrison Harry Stalowy Szczur 05 Stalowy Szczur Ocala Swiat
Harrison Harry Stalowy Szczur 10 Stalowy Szczur Idzie Do Piekla
Harrison Harry Stalowy Szczur 10 Stalowy Szczur śpiewa bluesa
Harrison Harry Stalowy szczur 09 Zlote Lata Stalowego Szczura
Harrison Harry Stalowy szczur 06 Stalowy szczur

więcej podobnych podstron