044 Wojny Łowców Nagród II, Spisek Xizora (Jeter K W) 4 lata po Era Rebelii

background image

4

SPISEK XIZORA

background image

5

Dla Andrew Slaca, Mary Mayther Slac i Gary’ego Slaca

background image

6

background image

7

R O Z D Z I A £



DZIŒ…

R

ÓWNOLEGLE

DO

WYDARZEÑ

P

OWROTU

J

EDI

Strach to po¿yteczna rzecz.

By³a to jedna z najwa¿niejszych nauk, jakie móg³ poznaæ ³ow-

ca nagród. A Bossk uczy³ siê tego w³aœnie teraz.

Przez okno kokpitu „Wœciek³ego Psa” widzia³ wybuchy, które

rozdar³y na ogniste strzêpy poczernia³ej durastali tamten statek –

„Niewolnika I” Boby Fetta. Jednoczeœnie og³uszy³ go wybuch sze-

rokopasmowych zak³óceñ statycznych, dochodz¹cych z komlinka

jak elektromagnetyczny jêk œmierci. Przenikliwy, wielooktawowy

dŸwiêk wylewa³ siê z g³oœników „Wœciek³ego Psa” przez dobrych

kilka minut, dopóki ognista apokalipsa nie poch³onê³a ostatniego

obwodu na pok³adzie statku Fetta.

Wreszcie, gdy ju¿ móg³ s³yszeæ w³asne myœli, Bossk spojrza³

w pust¹ przestrzeñ, tam, gdzie jeszcze przed chwil¹ znajdowa³ siê

„Niewolnik I”. Na tle zimnego, rozgwie¿d¿onego nieba tylko kilka

strzêpów roz¿arzonego do bia³oœci metalu powoli przygasa³o w st³u-

mion¹ czerwieñ, oddaj¹c ¿ar pró¿ni.

On nie ¿yje, pomyœla³ Bossk z dzik¹ satysfakcj¹. Nareszcie.

Wszystkie atomy, które sk³ada³y siê na cia³o œwiêtej pamiêci Boby

Fetta, tak¿e dryfowa³y teraz w przestrzeni, nareszcie nieszkodli-

we. Zanim przeniós³ siê na w³asny statek, Bossk zdo³a³ na pok³a-

dzie „Niewolnika I” zainstalowaæ tyle detonatorów termicznych,

¿eby z wszystkiego, co tam ¿y³o, pozosta³y wy³¹cznie popio³y i pa-

skudne wspomnienia.

A wiêc jeœli wci¹¿ odczuwa³ lêk, jeœli ¿o³¹dek wci¹¿ œciska³

mu siê na wspomnienie mrocznej, przes³oniêtej wizjerem twarzy

background image

8

Boby Fetta, musia³a to byæ ca³kowicie irracjonalna reakcja. On nie

¿yje, nie ma go…

Ciszê panuj¹c¹ w kokpicie „Psa” zak³óci³o ledwie s³yszalne pik-

niêcie pochodz¹ce z panelu kontrolnego. Bossk spojrza³ w dó³ i stwier-

dzi³, ¿e teletransponder wychwyci³ w najbli¿szym s¹siedztwie obec-

noœæ drugiego statku. Jeœli wierzyæ koordynatom, jakie pojawi³y siê

na ekranie, musia³ on siedzieæ na karku „Wœciek³ego Psa”.

W dodatku by³ to statek znany jako „Niewolnik I”. Profil ID

pasowa³ idealnie.

To niemo¿liwe, pomyœla³ oszo³omiony Bossk. Serce na krót-

k¹ chwilê zamar³o mu w piersi, po czym niepewnie podjê³o pracê.

Przed eksplozj¹ odczyta³ ten sam profil ID z drugiej strony swoje-

go statku i obróci³ „Wœciek³ego Psa” akurat na czas, aby ekran

wype³ni³a ogromna kula eksplozji.

Nagle zda³ sobie sprawê, ¿e nie widzia³ samego „Niewolni-

ka I”. A to znaczy, ¿e…

Bossk us³ysza³ inny dŸwiêk, jeszcze cichszy, dochodz¹cy z in-

nego miejsca statku. Ktoœ jeszcze tam by³. Czujne zmys³y Trando-

szanina zarejestrowa³y moleku³y innego stworzenia, kr¹¿¹ce po

zamkniêtym obiegu wentylacji statku. Bossk wiedzia³, do kogo

nale¿¹.

On tu jest. Krew w ¿y³ach Bosska zamieni³a siê w lód. Boba

Fett…

Bossk czu³, ¿e jakimœ cudem wyprowadzono go w pole. Eks-

plozja nie poch³onê³a ani „Niewolnika I”, ani jego pasa¿erów. Nie

mia³ pojêcia, jak siê to Fettowi uda³o, ale siê uda³o. A og³uszaj¹cy

wrzask elektroniczny, który wype³ni³ kokpit, wystarczy³, aby ukryæ

wtargniêcie Boby Fetta na pok³ad „Wœciek³ego Psa”. Ha³as trwa³

doœæ d³ugo, aby Fett zd¹¿y³ wedrzeæ siê do w³azu i uszczelniæ go

za sob¹.

Z g³oœnika na sklepieniu kokpitu odezwa³ siê nagle g³os, który

nie nale¿a³ ani do Bosska, ani do Boby Fetta.

– Dwadzieœcia sekund do detonacji – oznajmi³ ch³odny, po-

zbawiony emocji g³os autonomicznej bomby. Tylko najwiêksze

modele mia³y takie obwody ostrzegawcze.

Strach rozpuœci³ lód w ¿y³ach Bosska, który wyskoczy³ z fo-

tela pilota i zanurkowa³ w korytarz za swoimi plecami.

W pomieszczeniu ze sprzêtem awaryjnym „Wœciek³ego Psa”

rzuci³ siê na zawartoœæ jednej z szafek, rozdzieraj¹c j¹ uzbrojony-

mi w pazury ³apami. „Pies” ju¿ nied³ugo pozostanie statkiem; za

background image

9

kilka sekund – odliczanie trwa – zmieni siê w roz¿arzone stalowe

odpadki, otoczone mg³¹ szybko rozpraszaj¹cych siê gazów atmos-

ferycznych, dok³adnie tak samo jak to, co omy³kowo wzi¹³ za

statek Boby Fetta. Bossk nie przejmowa³ siê teraz tym, ¿e za chwilê

jego statek nie bêdzie w stanie naprawiæ w³asnych systemów pod-

trzymywania ¿ycia. Gadopodobny Trandoszanin upchn¹³ kilka naj-

potrzebniejszych rzeczy w samouszczelniaj¹cy siê otwór zniszczo-

nej, czêsto u¿ywanej torby ciœnieniowej. Za chwilê systemy nie

bêd¹ mia³y ju¿ ¿adnego ¿ycia do podtrzymywania, bo z kapitana

statku pozostanie kilka strzêpków zakrwawionej tkanki i koœci, szyb-

ko stygn¹cych w zimnej pró¿ni. Ju¿ mnie tu nie ma, pomyœla³ Bossk,

zarzucaj¹c na ramiê pasek torby, i rzuci³ siê w kierunku w³azu.

– Piêtnaœcie sekund do detonacji – poinformowa³ Bosska spo-

kojny, przyjazny g³os dochodz¹cy z centralnego korytarza „Psa”.

Trandoszanin rzuci³ siê w kierunku kapsu³y awaryjnej. Wiedzia³,

¿e Boba Fett w³¹czy³ autonomiczne obwody g³osowe bomby tylko

po to, ¿eby mu dokuczyæ.

– Czternaœcie… – nie ma lepszego sposobu motywacji my-

œl¹cego stworzenia ni¿ taki bezcielesny g³os oznajmiaj¹cy zbli¿aj¹-

c¹ siê zag³adê. – Trzynaœcie… czy wzi¹³eœ pod uwagê mo¿liwoœæ

ewakuacji?

– Zamknij siꠖ warkn¹³ Bossk. Nie by³o sensu przemawiaæ

do termicznych materia³ów wybuchowych i obwodów zap³ono-

wych, ale jakoœ nie potrafi³ siê powstrzymaæ. Pod œmiertelnym

lêkiem, który przyspieszy³ bicie jego serca, kry³a siê mordercza

wœciek³oœæ. Ka¿de jego spotkanie z Bob¹ Fettem koñczy³o siê tak

samo. Czy¿by nie mo¿na by³o tego unikn¹æ? Ten œmierdz¹cy, zdra-

dziecki ³otr…

Strzêpy i od³amki po poprzedniej eksplozji bombardowa³y ze-

wnêtrzn¹ pancern¹ pow³okê „Psa” jak rój maleñkich meteorytów.

Gdyby w tym wszechœwiecie panowa³a jakakolwiek sprawiedliwoœæ,

Boba Fett ju¿ by teraz nie ¿y³. Ma³o tego, by³by rozbity na atomy.

Furia i panika wype³niaj¹ce serce Bosska ust¹pi³y miejsca zdumie-

niu. W biegu torba ciœnieniowa rytmicznie uderza³a o jego pokryte

³usk¹ plecy. Dlaczego ten Boba Fett ci¹gle wraca? Czy naprawdê

nie mo¿na go zabiæ tak, ¿eby raz na zawsze pozosta³ martwy?

– Dwanaœcie…

To nieuczciwe. Nie mia³ nawet okazji wyci¹gn¹æ siê w fotelu

pilota ani doznaæ ciep³ego poczucia satysfakcji, s³odkiego spokoju,

jak zwykle, gdy wreszcie unieszkodliwi wroga. A Boba Fett zawsze

background image

10

by³ jego g³ównym przeciwnikiem. Bossk straci³ ju¿ rachubê wszyst-

kich upokorzeñ, jakich od niego dozna³. Bywa³o przecie¿, ¿e dzia-

³a³ razem z Fettem, a i tak zawsze to on okazywa³ siê stron¹ prze-

gran¹. Kiedy wpatrywa³ siê w w¹ski wizjer he³mu Fetta, wyczuwa³

grymas triumfu na twarzy ukrytej pod mandaloriañsk¹ zbroj¹. Przy

jednej z takich okazji, gdy pracowa³ z Bob¹ Fettem, mia³ go zabiæ

jeden z tajnych agentów Bosska. To, ¿e mu siê nie uda³o, stanowi-

³o kolejny dowód na to, jak okrutnym i bezdusznym miejscem jest

wszechœwiat. Jak dawno, dawno temu powiada³ stary Cradossk,

jego ojciec, zanim Bossk go zamordowa³: „Nikt nigdy nie pomaga

w³asnemu zabójcy, nawet jeœli powinien…”.

– Jedenaœcie – oznajmi³a bomba.

Nie ma czasu na u¿alanie siê nad sob¹. Bossk wyrzuci³ z g³o-

wy wszelkie myœli poza instynktem samozachowawczym. Serce

zaczê³o mu szybciej biæ na widok w³azu do kapsu³y ratunkowej,

który znajdowa³ siê dok³adnie przed nim. Bossk jedn¹ rêk¹ popra-

wi³ na plecach torbê ciœnieniow¹, drug¹ zaœ desperacko wyci¹gn¹³

w kierunku kontrolek wejœciowych z boku w³azu, który wci¹¿ jesz-

cze znajdowa³ siê o kilka metrów od niego. W tej czêœci „Wœcie-

k³ego Psa” nie by³o ¿adnego poprzecznego korytarza, z którego

Boba Fett móg³by wyskoczyæ i trafiæ go strza³em z blastera. Wci¹¿

jeszcze mia³ szansê, ¿eby wyjœæ z tego ca³o.

– Dziesiêæ…

Czubek pazura Bosska uderzy³ w wielki czerwony przycisk,

w który celowa³. W³az kapsu³y otworzy³ siê z przenikliwym sy-

kiem, ods³aniaj¹c sferyczn¹, ciasn¹ kabinê. Przez ca³y czas bêdzie

musia³ siedzieæ niczym posk³adany, z kolanami przy twarzy. To

lepsze ni¿ œmieræ, szybko przypomnia³ sobie Bossk. Wrzuci³ torbê

do œrodka i sam wgramoli³ siê do kapsu³y.

– Dzie… – Syk zamykaj¹cego siê w³azu uci¹³ bezlitoœnie po-

godny g³os bomby.

Bossk siêgn¹³ obok torby i wcisn¹³ przycisk wystrzelenia kap-

su³y. Mocno wcisn¹³ siê w krzywiznê hermetycznie zamkniêtej

skorupy. Ciasnota tego miejsca podsunê³a mu poni¿aj¹ce wspo-

mnienie innego dnia, kiedy równie¿ ucieka³ przed Bob¹ Fettem

w kapsule awaryjnej. Nie potrafi³ siê go pozbyæ.

Na zewn¹trz kapsu³y s³ysza³ st³umione brzêki i zgrzyty, gdy

maszyneria „Psa” ustawia³a kapsu³ê w pozycji do wystrzelenia.

– No, szybciej… – zachrypia³ Bossk. Urz¹dzenia przecho-

dzi³y przez kolejne etapy programu z denerwuj¹cym spokojem.

background image

11

Wreszcie ciche klikanie przesz³o w wizg i skrobanie. Kapsu³a za-

dygota³a, jakby nie mia³a zamiaru opuszczaæ „Wœciek³ego Psa”.

Bossk nigdy przedtem nie korzysta³ z tej kapsu³y; kiedyœ nawet

chcia³ j¹ wystrzeliæ jako niepotrzebny balast. Jego trandoszañska

natura zawsze sk³ania³a siê raczej ku temu, aby pozostaæ na polu

walki i biæ siê, ni¿ uciekaæ. Jednak wprowadzenie do równania

Boby Fetta sprawia³o, ¿e wynik okazywa³ siê nagle zupe³nie inny.

Ta kapsu³a mia³a przynajmniej iluminator. Przez maleñki otwór,

wielkoœci zaledwie d³oni, Bossk zobaczy³ rozgwie¿d¿one niebo.

Widocznie œluza „Wœciek³ego Psa” otworzy³a siê wreszcie. Uzy-

ska³ pewnoœæ, gdy wgniot³o go gwa³townie w klapê w³azu. To po-

tê¿ny odrzut wypchn¹³ kapsu³ê w przestrzeñ, daleko od statku.

Gwiazdy zawirowa³y w okienku, gdy kapsu³a przechyli³a siê na

bok. Bossk owin¹³ ramiona wokó³ torby i zacisn¹³ k³y, usi³uj¹c opano-

waæ md³oœci spowodowane ruchem pojazdu i tward¹ kul¹ strachu,

jak¹ wci¹¿ czu³ w ¿o³¹dku. Zacisn¹³ powieki, zastanawiaj¹c siê, do ilu

zd¹¿y³a odliczyæ bomba. Nie wiedzia³, czy ju¿ jest bezpieczny. Zale-

¿a³o to od tego, jak¹ iloœæ materia³ów wybuchowych Boba Fett zdo³a³

wnieœæ na pok³ad „Wœciek³ego Psa” i z jak¹ prêdkoœci¹ kapsu³a prze-

mierza³a teraz przestrzeñ. Eksplozja bomby wci¹¿ jeszcze mog³a zmyæ

kapsu³ê jak planetarny przyp³yw, tyle ¿e nie wody morskiej, a ognia.

Szpony Bosska zacisnê³y siê w piêœci. Wyobra¿a³ sobie siebie, ugoto-

wanego w kapsule niczym jajko pieczone w ognisku.

Zaraz, zaraz… przysz³a mu do g³owy inna myœl. Boba Fett mia³

doœæ instynktu samozachowawczego, by uciec z pok³adu „Wœcie-

k³ego Psa”, jak tylko ustawi³ mechanizm zegarowy bomby. A zatem

jego statek „Niewolnik I”, ten prawdziwy „Niewolnik I”, a nie atra-

pa, która emitowa³a ten sam profil ID, wci¹¿ jeszcze musi byæ w po-

bli¿u. W pobli¿u i w zasiêgu potê¿nej eksplozji. Bossk odetchn¹³

l¿ej i rozluŸni³ ramiona trzymaj¹ce torbê ciœnieniow¹. To proste ob-

liczenie odrobinê z³agodzi³o nieco strach, jaki œciska³ mu wnêtrzno-

œci. Nie uruchomi³by bomby, która zabi³aby tak¿e i jego, pomyœla³.

W ciasnocie kapsu³y ratunkowej nagle odezwa³ siê g³os:

– Piêæ…

Bossk momentalnie otworzy³ oczy. Znów przycisn¹³ torbê do

siebie, strzelaj¹c oczami na prawo i lewo.

– Cztery – odezwa³ siê znajomy, spokojny g³os bomby.

Paradoksalnie strach sprawi³, ¿e g³os, który zabrzmia³ teraz

w g³owie Bosska, by³ równie spokojny. To jest tutaj, pomyœla³.

Boba Fett umieœci³ bombê wewn¹trz kapsu³y ratunkowej.

background image

12

– Trzy…

Trandoszanin poczu³ przyp³yw adrenaliny. Odrzuci³ od siebie

torbê, która wcisnê³a siê we wklês³¹ œciankê kuli. Pazurami dar³

wnêtrze kapsu³y, usi³uj¹c znaleŸæ urz¹dzenie wybuchowe. Taki

drobiazg, nie wiêkszy od piêœci, wystarczy, ¿eby zmieniæ jego i ota-

czaj¹cy go metal w luŸne atomy. Ona musi tu byæ, myœla³ nerwo-

wo. Musi gdzieœ tu byæ…

Wyrywa³ garœciami obwody z niewielkiego panelu kontrolne-

go kapsu³y, nie zwa¿aj¹c na gor¹ce iskry k¹saj¹ce go po twarzy.

Przewód powietrza, wyrwany z gniazda, sycza³ i wi³ siê przed

nosem Bosska jak zdychaj¹cy w¹¿. Pêkate cylindry i wygiêty pa-

nel modu³owy urz¹dzeñ pomocniczych kapsu³y wali³y go po ra-

mionach i piersi, gdy kln¹c, wyszarpywa³ ze œcian wszystko, na

czym zdo³a³ po³o¿yæ szpony.

– Dwa…

Spokojny g³os dochodzi³ z niewielkiego b³êkitnego szeœcianu,

który Bossk trzyma³ w d³oniach. Ju¿ wiedzia³, ¿e to bomba. By³a

przytwierdzona do kratki p³uczki powietrznej kawa³kiem najzwy-

klejszego kleju, który jeszcze nie zd¹¿y³ wyschn¹æ. Bossk rozgl¹-

da³ siê gor¹czkowo, którêdy wyrzuciæ j¹ z kapsu³y.

Nie by³o takiej mo¿liwoœci.

– Jeden…

Przestrzeñ wewn¹trz kapsu³y by³a tak ograniczona, ¿e Bossk

nie móg³ nawet wyprostowaæ ramion na ca³¹ d³ugoœæ. Przekroczy³

le¿¹ce wokó³ szcz¹tki, odwróci³ wzrok – choæ to i tak nie mia³o

znaczenia – i wcisn¹³ bombê w drug¹ œcianê kapsu³y, ko³o maleñ-

kiego okienka.

I nic siê nie sta³o.

Wci¹¿ ¿y³. Powoli spojrza³ na niebieski szeœcianik, który wci¹¿

przyciska³ do wklês³ej œciany kapsu³y. Urz¹dzenie milcza³o, jakby

zabrak³o mu s³ów. Zacisn¹³ je w garœci i podniós³ do oczu, ¿eby

mu siê dok³adniej przyjrzeæ.

Jeden z naro¿ników szeœcianu pêk³. Bossk ostro¿nie wsun¹³

koniec szpona w szparê i odchyli³ go.

W œrodku nie by³o nic, a przynajmniej nic, co mog³oby wygl¹-

daæ na ³adunek. Zajrza³ uwa¿niej do pustego wnêtrza. Jedyn¹ za-

wartoœæ szeœcianu stanowi³ zminiaturyzowany g³oœnik i kilka pro-

gramowanych obwodów g³osowych.

Bossk z odraz¹ odrzuci³ niebiesk¹ kostkê. To wcale nie by³a

bomba. Nie s³ysza³ te¿ eksplozji z zewn¹trz, a wiêc prawdopodobnie

background image

13

nie by³o ³adunku równie¿ na pok³adzie „Wœciek³ego Psa”. Gdyby

nie da³ siê ponieœæ panice i nie opuœci³ „Psa”, gdyby stan¹³ twarz¹

w twarz z Bob¹ Fettem, móg³by raz na zawsze za³atwiæ porachun-

ki ze swoim wrogiem… no i nie straciæ statku. Bossk zastanawia³

siê, gdzie teraz jest. Jego ³okcie ociera³y siê o œciany ciasnej kabi-

ny, która sta³a siê jeszcze mniej wygodna z powodu wiruj¹cych po

niej resztek obwodów i czêœci. Przynajmniej wygl¹da³o na to, ¿e nie

uszkodzi³ niczego wa¿nego. Wci¹¿ mia³ powietrze do oddychania,

a obwody nawigacyjne kapsu³y wydawa³y siê nie uszkodzone. Same

nastawi³y siê na Tatooine, najbli¿sz¹ zamieszkan¹ planetê; jej znajo-

my obraz wype³ni³ ju¿ iluminator. Wkrótce kapsu³a pogr¹¿y siê w at-

mosferze i wyl¹duje na powierzchni planety. Prawdopodobnie gdzieœ

na pustkowiu, ponuro pomyœla³ Bossk. Zdaje siê, ¿e takie ju¿ jego

szczêœcie. Z drugiej strony, Tatooine sk³ada³a siê g³ównie z pustko-

wi, a zatem szansa na cokolwiek innego by³a niewielka.

Gdy tak wierci³ siê wewn¹trz kapsu³y, Bossk poczu³ nagle, ¿e

zawartoœæ torby wpija mu siê w bok. Przynajmniej uda³o mu siê

wynieœæ parê rzeczy z „Wœciek³ego Psa”. Cennych rzeczy. Pocie-

sza³ go fakt, ¿e strach nie zd³awi³ w nim innych instynktów. Natu-

ralna trandoszañska chciwoœæ pozosta³a nienaruszona. A czy uda

mu siê skorzystaæ z tego, co uratowa³ – có¿, to siê zobaczy.

Podniós³ niebiesk¹ kostkê, tê fa³szyw¹ bombê, która teraz

wreszcie milcza³a. Teraz, kiedy tak przygl¹da³ siê niewielkiemu

przedmiotowi, spoczywaj¹cemu w zag³êbieniu szponiastej d³oni,

czu³, ¿e zaczynaj¹ nim targaæ zupe³nie odmienne uczucia. Odwiecz-

ny gniew, który odczuwa³ zawsze, kiedy myœla³ o Bobie Fetcie,

od¿ywa³ w mrocznej g³êbi jego serca.

Co innego wyp³oszyæ Bosska z w³asnego statku: strategiczna

ruletka, godna mistrza, za którego uwa¿a³ Fetta ca³y wszechœwiat;

ale w³o¿yæ ten gadaj¹cy gad¿et do kapsu³y ratunkowej tylko po to,

¿eby doprowadziæ uciekaj¹cego do sza³u…

To ju¿ czysty sadyzm.

Bossk zgniót³ pusty niebieski szeœcian i odrzuci³ go za siebie.

Otoczy³ kolana ³uskowatymi ramionami i opar³ na nich podbródek.

W miarê jak obraz Tatooine w iluminatorze nabiera³ ostroœci, my-

œli Bosska stawa³y siê coraz mroczniejsze i bardziej mordercze.

Nastêpnym razem, œlubowa³ w duchu. Bo bêdzie nastêpny raz…

I wprowadzi³ kolejn¹ pozycjê na d³ug¹ listê upokorzeñ, na-

znaczonych imieniem Boby Fetta. Od dawna ho³ubi³ tê listê w ser-

cu.

background image

14

R O Z D Z I A £

– Pozwoli³eœ mu odejœæ.

Neelah odwróci³a siê od iluminatora kokpitu „Niewolnika I”.

Po drugiej stronie szyby kapsu³a ratunkowa, unosz¹ca ³owcê na-

gród Bosska, skurczy³a siê ju¿ do œwietlnego punktu zagubionego

poœród gwiazd, a potem znik³a za krzywizn¹ planety, na któr¹ le-

cia³a.

– Stwierdzasz fakt oczywisty – odpar³ Boba Fett. Okryte rê-

kawicami d³onie porusza³y siê po uk³adach kontrolnych przed fo-

telem pilota.

– Có¿, ja te¿ nie rozumiem – odezwa³ siê Dengar, który sta³

w progu kokpitu. Twarz lœni³a mu jeszcze potem od niedawnego

wysi³ku. Trzeba by³o przenieœæ mnóstwo towaru ze statku do wy-

strzelonego modu³u towarowego, i to w wielkim poœpiechu. – Ten

bydlak próbowa³ nas zabiæ.

– Nie nas – poprawi³ Fett. – Mnie. Wed³ug wszelkiego praw-

dopodobieñstwa Bossk nawet nie wiedzia³, ¿e jesteœcie na pok³a-

dzie.

Neelah nie czu³a siê przez to ani trochê lepiej. Wydarzenia

zaczê³y nastêpowaæ po sobie bardzo szybko – za szybko, jak na

jej gust – jeszcze zanim statek Boby Fetta podniós³ siê z Morza

Wydm na Tatooine. Szybki, funkcjonalny „Niewolnik I” sp³yn¹³

z nocnego nieba niczym powiêkszony symbol potencjalnej zag³a-

dy, w sam¹ porê, aby zgnieœæ pod rozpalon¹ dysz¹ rakietow¹ jed-

nego z dwóch ludzi, którzy j¹ trzymali. Dengar i Fett wyskoczyli,

siej¹c zniszczenie strza³ami z miotaczy. Boba Fett podczas strzela-

niny ani na chwilê nie straci³ zimnej krwi. Dla niego to ¿aden pro-

background image

15

blem, mruknê³a do siebie Neelah. To w³aœnie on przes³a³ sygna³ do

„Niewolnika I”, kr¹¿¹cego na orbicie nad ich g³owami. A zatem

wiedzia³, co siê œwiêci. Po prostu nie uzna³ za stosowne poinfor-

mowaæ o tym swoich partnerów.

O ile wci¹¿ jeszcze nimi jesteœmy, pomyœla³a Neelah. Z ra-

mionami skrzy¿owanymi na piersi po kolei przygl¹da³a siê obu

³owcom nagród. Dengara nietrudno by³o rozszyfrowa栖 pewnie

zdo³a³aby nawet zawrzeæ z nim jak¹œ umowê, a on prawdopodob-

nie by jej przestrzega³. Zw³aszcza gdyby widzia³ mo¿liwoœæ wyci¹-

gniêcia z tego zysków. Wiedzia³a nawet, po co mu s¹ potrzebne

pieni¹dze: Dengar opowiada³ jej o swojej narzeczonej, kobiecie

imieniem Manaroo, i o swoich marzeniach, ¿eby uzbieraæ mnó-

stwo forsy i raz na zawsze po¿egnaæ siê z fachem ³owcy nagród.

M¹dry facet, zdecydowa³a. A przynajmniej na tyle m¹dry, ¿eby

wiedzieæ, ¿e towarzystwo kogoœ takiego jak Boba Fett to niebez-

pieczna sprawa. Z tego, czego siê do tej pory dowiedzia³a, wynika-

³o, ¿e wspó³pracownicy Fetta ¿yli prawie tak samo krótko jak jego

wrogowie.

Za to Fett – o ile mog³a to stwierdzi栖 równie dobrze móg³

byæ nieœmiertelny. Prze¿y³ ju¿ upadek w czeluœæ gardzieli tej bestii

Sarlaka, czyhaj¹cej na dnie Wielkiej Jamy Karkun. Neelah znala-

z³a go z cia³em prawie dos³ownie rozpuszczonym przez wydzieliny

trawienne Sarlaka; dla ka¿dego innego oznacza³oby to œmieræ. Boba

jednak prze¿y³, a ca³e zdarzenie zahartowa³o go jeszcze i uczyni³o

bardziej przera¿aj¹cym.

Takie ju¿ moje szczêœcie, zdecydowa³a Neelah. Zachowa³a nie-

przenikniony wyraz twarzy, obserwuj¹c, jak Fett manewruje stat-

kiem. Jej los znalaz³ siê nagle w rêkach jednej z najtwardszych istot

we wszechœwiecie, której nie zatrzymaj¹ ani groŸby, ani przemoc…

ani cielesna pokusa. W pewnym sensie lepiej by³o jej nawet w pa³a-

cu Jabby, gdzie by³a jedn¹ z tancerek jego trupy. Tam przynajmniej

wiedzia³a, ¿e uroda i wdziêk, a tak¿e zami³owanie Jabby do tych

w³aœnie cech, pozwoli jej prze¿yæ. Przez jakiœ czas, dopóki Jabbie

nie znudzi siê jej ciemnooka uroda albo dopóki nie przyjdzie mu do

g³owy, ¿eby rzuciæ j¹ na po¿arcie swojemu ulubionemu rankorowi,

tak jak uczyni³ to z t¹ biedn¹ twi’leck¹ dziewczyn¹ Ool¹. Przy-

mknê³a oczy, z trudem opanowuj¹c dr¿enie na wspomnienie po-

twornych krzyków dziewczyny, pomruków i powarkiwañ rankora

oraz ohydnej radoœci Jabby na widok sceny, jaka rozegra³a siê w za-

s³anej koœæmi czeluœci u stóp jego tronu. Kimkolwiek byli ci, którzy

background image

16

go wreszcie pokonali – Dengar powiedzia³ jej, jak siê nazywali: Luke

Skywalker i ksiê¿niczka Leia Organa, co zreszt¹ niewiele jej mówi-

³o – wykonali kawa³ dobrej roboty, uwalniaj¹c wszechœwiat od tego

ohydnego, olbrzymiego œlimaka. Neelah nie oœmieli³a siê nawet przy-

puszczaæ, ¿e tamci wróc¹ równie¿ jej przesz³oœæ – mroczne, pogr¹-

¿one w cieniach wspomnienia tego, kim by³a i co siê z ni¹ dzia³o,

zanim wyl¹dowa³a w pa³acu Jabby.

Trudno by³o tego oczekiwaæ równie¿ od Boby Fetta. Profesja

³owcy nagród mia³a tylko jeden cel: dostarczaæ drogocenne jed-

nostki towaru najhojniejszemu oferentowi. Czy towar ten mia³ na-

dzieje, lêki i myœli, czy te¿ wszystko to zosta³o usuniête przez do-

g³êbne skasowanie pamiêci – to nie mia³o wiêkszego znaczenia.

Skoro Boba Fett utrzymywa³ Neelah przy ¿yciu – w koñcu wy-

rwa³ j¹ z pierwszej linii ognia i zabra³ na pok³ad „Niewolnika I” tu¿

przed odlotem – mog³a przypuszczaæ, ¿e zrobi³ to z myœl¹ o swo-

im zadaniu, a nie z troski o jej ¿ycie. W³aœnie tego muszê siê do-

wiedzieæ, przypomnia³a sobie Neelah. Co on bêdzie z tego mia³.

Od odpowiedzi na to pytanie zale¿a³o bowiem nie tylko jej prze-

trwanie. Mia³a nadziejê, ¿e bêdzie to równie¿ klucz do rozwik³ania

wszystkich innych tajemnic, ³¹cznie z jej prawdziwym imieniem.

Przerwano jej nieweso³e rozmyœlania.

– Wci¹¿ jeszcze nie powiedzia³eœ nam, dlaczego pozwoli³eœ

zwiaæ tej kreaturze Bosskowi – zauwa¿y³ Dengar.

Boba Fett spojrza³ przez ramiê na ³owcê nagród, stoj¹cego

w progu kokpitu.

– Znasz jego nazwisko?

– Rozpozna³em profil ID, odczytany, kiedy do niego podcho-

dziliœmy. Wed³ug moich ostatnich informacji „Wœciek³y Pies” wci¹¿

jest statkiem Bosska.

– Poprawka – wtr¹ci³ Boba Fett. – By³ statkiem Bosska.

– Masz zamiar go rozwaliæ? – Dengar skrzywi³ siê i lekko

potrz¹sn¹³ g³ow¹. – Nie wiem, czy to taki dobry pomys³. Mia³em

w przesz³oœci okazjê zetkn¹æ siê z Bosskiem. Potrafi byæ paskud-

ny, jeœli siê postara.

– To siê rozumie samo przez siê. – Neelah zosta³a na pok³adzie

„Niewolnika I”, obserwuj¹c, jak Dengar obs³uguje kontrolki luków

transferowych pomiêdzy obu statkami. W wizjerze zdalnej kamery

luku pochwyci³a przelotny obraz Bosska, uciekaj¹cego przed zjaw¹

swojego dawno pogrzebanego wroga, który nagle zmaterializowa³

siê na pok³adzie „Psa”. Dozna³a nawet pewnej satysfakcji na widok

background image

17

paniki potê¿nego Trandoszanina. Jednoczeœnie rozpozna³a ³uskowa-

t¹, pe³n¹ k³ów gêbê widywan¹ w czasach, kiedy przebywa³a w pa³a-

cu Jabby. Bossk by³ tylko jednym z wielu nêdzników i wykonaw-

ców przynosz¹cej zysk przemocy, którzy przychodzili i odchodzili

ze s³u¿by zabitego Hutta. Za ka¿dym razem, kiedy natyka³a siê na

niego, wnêtrznoœci œciska³ jej lodowaty strach – gadzi wzrok, jaki

kierowa³ na ni¹ i inne tancerki, mówi³ o ¿¹dzach, których spe³nienie

pozostawia³o rozbryzgi krwi i po³amane koœci.

– Mia³em wiêcej doœwiadczeñ z Bosskiem ni¿ ty. – G³os Boby

Fetta pozostawa³ spokojny i niewzruszony. – Znamy siê od bar-

dzo dawna. Wierz mi, nie bojê siê jego zemsty.

– Dobrze ci mówi栖 burkn¹³ Dengar. – Mo¿e ty sobie z nim

poradzisz. Ja tam dr¿ê na myœl, co siê stanie, jeœli to mnie siê

dobierze do skóry. Ten goœæ raczej nie s³ynie z pob³a¿liwoœci i wspa-

nia³omyœlnoœci. Kiedy siê budzi rano, od razu ma apetyt na odgry-

zanie g³ów.

– Potrafiê siê nim zaj¹æ. Ju¿ to kiedyœ robi³em. – W g³osie Boby

Fetta zabrzmia³a nuta rozbawienia. – Dopóki bêdziesz siê mnie trzy-

ma³ i dopóki przetrwa nasza wspó³praca, któr¹ uzgodniliœmy, tak

d³ugo nie masz czym siê przejmowaæ. Zgadzasz siê ze mn¹?

Wyraz twarzy Dengara mówi³ Neelah, ¿e kres zmartwieñ ³ow-

cy nagród wci¹¿ jest bardzo odleg³y. Musia³a jednak przyznaæ, ¿e

s³owa Boby Fetta brzmia³y bardzo realnie i nie mia³y w sobie nic

z przechwa³ek. Wyprzedza³ Bosska o ca³¹ d³ugoœæ, nawet wtedy,

gdy wszyscy wreszcie wspiêli siê do wnêtrza „Niewolnika I” i za-

trzasnêli za sob¹ w³az.

– Ten statek zaraz wybuchnie – oznajmi³ Fett. – Ktoœ za³ado-

wa³ nam na pok³ad potê¿n¹ porcjê materia³ów wybuchowych.

– Co? – Dengar wytrzeszczy³ oczy na drugiego ³owcê na-

gród. – Sk¹d o tym wiesz?

Boba Fett postuka³ siê w he³m i wyjaœni³:

– Mam tu system alarmowy pod³¹czony do uk³adów zabez-

pieczaj¹cych, które wpi¹³em w sieæ obwodow¹ statku. Nikt nie

wejdzie ani nie wyjdzie z „Niewolnika I” bez mojej wiedzy, nawet

jeœli pozostaje w trybie automatycznego czuwania. Komputer do-

kona³ ju¿ analizy i odczytu widma moleku³ w powietrzu. Gdzieœ

tutaj jest kupa paskudnych, ale skutecznych materia³ów wybucho-

wych, które ktoœ pod³¹czy³ do zdalnego zapalnika.

Znalezienie ³adunku nie zajê³o im du¿o czasu. Obwody czuj-

nikowe „Niewolnika I” dokona³y ju¿ pierwszego, pobie¿nego

2 – Spisek Xizora

background image

18

przeszukania ca³ego statku, zawê¿aj¹c mo¿liwe miejsce z³o¿enia

obcej masy gdzieœ za g³ówn¹ konstrukcj¹ wspornikow¹. Boba Fett

szybko zlokalizowa³ bombê, wydoby³ j¹ i za³adowa³ do modu³u

towarowego. Neelah trzyma³a nad g³ow¹ latarkê, kieruj¹c jej œwia-

t³o na przestrzeñ pomiêdzy durastalowym o¿ebrowaniem pow³oki,

kiedy Boba Fett i Dengar obluzowywali ³adunek. Potem wywlekli

go na œrodek pod³ogi.

Przed pozbyciem siê modu³u Boba Fett wprowadzi³ do jego

uk³adów zasilaj¹cych niewielki aparacik, który przyniós³ ze sob¹

z kokpitu.

– Co to? – zapyta³a, wskazuj¹c na urz¹dzenie.

– Nadajnik nak³adki ID – odpar³ Boba Fett. Zamkn¹³ luk mo-

du³u towarowego i wyprostowa³ siê. – Zaprogramowany kodem

identyfikacyjnym „Niewolnika I”. Wy³¹cznie na krótkie zasiêgi,

bez poziomów trwa³ego kodowania, które pozwoli³yby mu przejœæ

przez prawdziw¹ kontrolê ID. Wystarczy jednak chyba, ¿eby zmyliæ

naszego nieproszonego goœcia, który zostawi³ tu tê paczuszkê, i to

dok³adnie na tak d³ugo, jak bêdzie trzeba.

Reszta by³a prosta. Zaledwie wystrzelili modu³ towarowy z po-

k³adu „Niewolnika I”, jego obwody nawigacyjne skierowa³y go

w stronê drugiego statku. Boba Fett wy³¹czy³ silniki w³asnego po-

jazdu i cofn¹³ go, by utrzymaæ dok³adnie w cieniu modu³u towaro-

wego, który wci¹¿ zd¹¿a³ do celu. Kiedy Bossk wcisn¹³ zapalnik,

eksplozja pozwoli³a Bobie Fettowi w³¹czyæ silniki na pe³n¹ moc

i zrównaæ siê ze „Wœciek³ym Psem”. Dosta³ siê do jego wnêtrza

i przygotowa³ w³asny zestaw niespodzianek, zanim drugi ³owca na-

gród zorientowa³ siê, co jest grane.

Ca³a ta b³yskawiczna strategia by³a dla Neelah doœæ oczywi-

sta. Ale to by³o wtedy, a nie teraz.

– Wci¹¿ nie rozumiem – rzek³a g³oœno – dlaczego nie zabi³eœ

Bosska, czy jak on siê tam nazywa, zamiast tylko go postraszyæ.

– To proste. – Boba Fett nawet siê nie obejrza³, nie przery-

waj¹c korygowania wspó³rzêdnych po³o¿enia „Niewolnika I”. –

W tej chwili ca³y wszechœwiat uwa¿a, ¿e nie ¿yjê. A przynajmniej

ta jego czêœæ, któr¹ obchodzi los ³owców nagród.

– Fakt – wtr¹ci³ Dengar. – Kiedy przyjecha³em do Mos Eisley,

ca³e miasto a¿ siê trzês³o od plotek, jak to wpad³eœ w gêbê Sarlaka.

– Przypuszcza³em, ¿e w³aœnie tak bêdzie. – Fett wprowadzi³

jeszcze kilka liczb. – Nieraz korzystnie jest przez jakiœ czas pozo-

staæ martwym. A przynajmniej ¿eby inni myœleli, ¿e tak jest.

background image

19

– Wiêc dlaczego wypuœci³eœ Bosska? On wie, ¿e ¿yjesz! –

Neelah nie wierzy³a w³asnym uszom. – Czy to nie przewraca ca³ej

tej szarady do góry nogami? Jak tylko ten typek dotrze do Mos

Eisley, rozpaple ca³¹ historiê ka¿demu, kto zechce go s³uchaæ.

– Nie, nie zrobi tego – Boba Fett pokrêci³ he³mem. – Nie zna-

cie Trandoszan tak dobrze jak ja. To bardzo egoistyczny gatunek,

w tej dziedzinie przewy¿szaj¹ ich tylko Huttowie. Oni jednak s¹

znacznie sprytniejsi od Trandoszan. Bossk jest przynajmniej na

tyle inteligentny, ¿e widzi, jakie korzyœci p³yn¹ dla niego z po-

wszechnego przekonania o mojej œmierci. Teraz, kiedy wypad³em

z gry, wielu bêdzie go uwa¿aæ za najlepszego ³owcê nagród w tym

biznesie. Zaczn¹ nap³ywaæ zlecenia odszukania i zabezpieczenia

towaru, a jego pycha na tym skorzysta. Dla niego zawsze by³a to

g³ówna motywacja. Jeœli kredyty nie wpadn¹ do mojej kieszeni, co

mnie to obchodzi?

Oczywiœcie, pomyœla³a Neelah. Postanowi³a jednak trzymaæ

buziê na k³ódkê, przynajmniej tym razem.

– Dla Bosska to sprawa ambicji – ci¹gn¹³ Fett. – Lubi byæ roz-

pieszczany i chwalony, a jego wrogoœæ w stosunku do mnie wynika

przede wszystkim z przekonania, ¿e jakimœ cudem pozbawi³em go

przywództwa Gildii £owców Nagród. Tego mi nie wybaczy. Ale

choæby mnie nienawidzi³ do szpiku koœci, na pewno nie zacznie

rozpowiadaæ na prawo i lewo, ¿e wci¹¿ ¿yjê. Zrobi³by z siebie g³up-

ca. Kiedy ju¿ dotrze do Mos Eisley, i tak bêdzie siê musia³ nieŸle

napociæ, ¿eby wyjaœniæ bywalcom kantyny, dlaczego straci³ „Wœcie-

k³ego Psa”, którego mia³ od bardzo dawna. Na pewno nie wyzna

nikomu, ¿e zosta³ z niego wyp³oszony jak biituiañski zaj¹c b³otny.

– Rozumiem. – Dengar powoli skin¹³ g³ow¹, prze¿uwaj¹c to

w myœli. Opar³ siê ramieniem o framugê wejœcia do kokpitu. – A za-

tem nic nie tracisz, wypuszczaj¹c Bosska na wolnoœæ. Co jednak

zyskujesz? Czy warto pozostawiaæ przy ¿yciu takiego wroga, ¿eby

wci¹¿ mieæ go na karku?

– To proste: zyskujê bardzo przekonuj¹cy dowód mojej œmier-

ci. We wszechœwiecie mo¿e byæ jeszcze kilka izolowanych sekto-

rów, które nic nie wiedz¹ o tym nieszczêœliwym wydarzeniu, i na

pewno s¹ istoty, które z przyjemnoœci¹ dowiedzia³yby siê czegoœ

wiêcej na ten temat. A ja muszê teraz za³atwiæ parê spraw, co

mog³oby niechc¹cy zapocz¹tkowaæ plotki, jakobym wci¹¿ jeszcze

¿y³. Lepiej, ¿ebyœmy mieli w rezerwie Bosska. Mos Eisley to tygiel

plotkarzy, gdzie przewijaj¹ siê wszystkie szumowiny zamieszkanych

background image

20

œwiatów. Na pewno chêtnie pos³uchaj¹ jego opowieœci o tym, jak

bardzo jestem martwy.

Mimo woli Neelah by³a pod wra¿eniem. Myœli o wszystkim,

przyzna³a niechêtnie. Nic dziwnego, ¿e wydar³ sobie pazurami drogê

na szczyt s³awy jako ³owca nagród. Stos krwawych trupów, jaki

po sobie pozostawi³, tak¿e musi byæ imponuj¹cy.

– Zapomnia³em o jednym – zafrasowa³ siê Dengar. – Pewien

drobiazg mo¿e zrujnowaæ ca³y ten piêkny plan. Wszyscy w galak-

tyce wiedz¹, ¿e „Niewolnik I” jest statkiem Boby Fetta. Skoro

tylko zauwa¿¹ go mieszkañcy innych systemów, zaczn¹ podejrze-

waæ albo nawet nabior¹ pewnoœci, ¿e wci¹¿ ¿yjesz. I wci¹¿ pozo-

stajesz w kursie.

– Cieszê siê, ¿e mój partner nie jest g³upcem. – G³os Boby

Fetta by³ wolny od sarkazmu.

– No wiêc co z tym zrobisz? – zapyta³a Neelah dziwnie pew-

na, ¿e ³owca nagród ma ju¿ gotow¹ odpowiedŸ na to pytanie.

– To te¿ nic trudnego. – Boba Fett oderwa³ od sterów okryt¹

rêkawic¹ d³oñ i zatoczy³ ni¹ pó³kole. – Dengar ma absolutn¹ racjê,

uwa¿aj¹c, ¿e ten statek zdradza mnie i mój plan… ale tylko wtedy,

kiedy znajdujê siê na jego pok³adzie. Opuszczony „Niewolnik I”

to ca³kiem inna historia. Jeœli zostanie znaleziony pusty i dryfuj¹-

cy, wtedy nawet najbardziej inteligentne istoty dojd¹ do jedynego

logicznego wniosku, ¿e naprawdê nie ¿yjê. Statek potwierdzi tylko

to, co ju¿ wczeœniej s³yszeli. „Niewolnik I” jest dla mnie tak cen-

ny, ¿e nie wypuœci³bym go z garœci, gdybym nie by³ trupem. A przy-

najmniej tak uwa¿a wiêkszoœæ ¿ywych istot.

Neelah skinê³a g³ow¹: dla niej mia³o to sens.

– Jednak bêdziesz potrzebowa³ statku – zauwa¿y³a. – St¹d do

miejsca, gdzie chcesz siê znaleŸæ, raczej nie dojdziesz na piechotê.

– No to œwietnie siê sk³ada, ¿e mamy do dyspozycji drugi sta-

tek. – Fett spokojnie wskaza³ na przedni iluminator kokpitu, gdzie,

zawieszony w przestrzeni poœród gwiazd, unosi³ siê „Wœciek³y Pies”. –

Oczywiœcie nie dorównuje wyposa¿eniem i mo¿liwoœciami moje-

mu… – ¿aden statek nie jest w stanie mu dorównaæ… ale wystar-

czy. Bossk nie by³ w koñcu takim z³ym ³owc¹ nagród, ¿eby nie

zebraæ przyzwoitej kwoty na przyzwoity system. – Fett lekko wzru-

szy³ ramionami. – Po paru niewielkich przeróbkach œwietnie siê nada

do naszych celów. Po prze³amaniu starego profilu ID i zast¹pieniu

go nowym nikt nawet nie pozna, ¿e to statek Bosska. Nikomu nie

przyjdzie do g³owy, ¿e podczas gdy w³aœciciel „Psa” przebywa na

background image

21

Tatooine, jego statek znajduje siê o wiele lat œwietlnych stamt¹d.

Dziêki temu uzyskamy potrzebn¹ nam anonimowoœæ.

– To chyba wyjaœnia, dlaczego po prostu nie wysadzi³eœ go

w powietrze razem z za³og¹ na pok³adzie. – Jednak nie wyjaœnia³o

reszty zagadek, które wci¹¿ jeszcze nurtowa³y Neelah. – Ale po co

tyle tajemnic?

– No w³aœnie – popar³ j¹ Dengar. – Twoja reputacja jest prze-

cie¿ twoim najwiêkszym atutem. Wiele istot wiedz¹c, ¿e jesteœ

w coœ zamieszany, po prostu odwraca siê na piêcie i ucieka. Jeœli

z tego zrezygnujesz… jeœli zrezygnujesz ze swojej to¿samoœci, bê-

dziesz musia³ zaczynaæ od zera i za ka¿dym razem zdobywaæ

wszystko w pocie czo³a.

Boba Fett okrêci³ siê razem z fotelem pilota, odwracaj¹c siê

od sterów. Obrzuci³ ka¿de z nich po kolei spojrzeniem zza mrocz-

nego, w¹skiego wizjera.

– Powinniœcie uwa¿aæ siê za niezwykle uprzywilejowanych –

rzek³ powoli. – Nie mam zwyczaju t³umaczyæ siê byle komu z mo-

ich metod. Teraz jednak mam partnera i to wymaga z mojej strony

pewnych ustêpstw. A co do ciebie – wskaza³ na Neelah i pokiwa³

g³ow¹ w g³êbokiej zadumie – nie przeszkadza mi, jeœli s³uchasz

moich rozmów z Dengarem. Ale nie miej z³udzeñ. Ocali³em ciê

i zabra³em ze sob¹ nie bez powodu.

Neelah wytrzyma³a jego spojrzenie, czuj¹c, jak wzbiera w niej

coraz wiêkszy gniew.

– To znaczy?

– Sama siê wkrótce dowiesz. Na razie jednak jesteœ mi po-

trzebna. To ci musi wystarczyæ.

Pewnie, pomyœla³a. Do momentu, a¿ przestanê ci byæ potrzeb-

na. A co wtedy?

Ten moment móg³ nadejœæ w ka¿dej chwili. Neelah zdecydo-

wa³a ju¿, ¿e bêdzie na niego przygotowana. Boba Fett mo¿e sobie

byæ najgroŸniejszym ³owc¹ nagród w ca³ej galaktyce, niezale¿nie od

tego, czy uznano go za nieboszczyka, czy te¿ wszyscy wiedzieli, ¿e

¿yje, ale jeœli mu siê zdaje, ¿e ona bêdzie tak po prostu czekaæ, a¿

zrobi z ni¹ to, co uzna za stosowne dla swoich planów…

…to siê grubo myli. Twarz Neelah wygl¹da³a jak maska bez

wyrazu, podobnie jak twarz jej rozmówcy. Jeszcze nie wiedzia³a,

jak¹ to niespodziankê przygotuje dla Boby Fetta, ale jej mózg pra-

cowa³ ju¿ pe³n¹ par¹.

– A co do koniecznoœci zachowania tajemnicy…

background image

22

Przez chwilê s¹dzi³a, ¿e w jakiœ sposób zajrza³ do jej umys³u

i wyczyta³ to, co chcia³a ukryæ. A potem nagle stwierdzi³a, ¿e udziela³

po prostu odpowiedzi na zadane wczeœniej przez Dengara pytanie.

– Pewne sprawy lepiej za³atwiaæ w ciemnoœci – doda³ Boba

Fett niskim, ponurym g³osem i odwróci³ siê z powrotem do uk³a-

dów kontrolnych kokpitu. Milcz¹cy obraz „Wœciek³ego Psa”

w przednim iluminatorze zbli¿a³ siê powoli. – Zbyt wielu pragnê³o

mojej œmierci. Niektórzy wychodzili z siebie, ¿eby spe³niæ to pra-

gnienie.

To prawda. W pamiêci Neelah wci¹¿ ¿y³y wspomnienia Mo-

rza Wydm na Tatooine, wstrz¹sanego wybuchami nalotów bom-

bowych. Pamiêta³a furiê nieznanych si³ – nieznanych jej – które

próbowa³y zniszczyæ Bobê Fetta za wszelk¹ cenê. Si³y te wci¹¿

jeszcze czai³y siê poœród gwiazd.

– Zobaczymy, jak im siê to spodoba… – g³os Boby Fetta zni¿y³

siê do mrocznego, groŸnego szeptu. – Kiedy martwi powracaj¹…

background image

23

R O Z D Z I A £

!

Nowiny przechodzi³y z jednej strony galaktyki na drug¹, z zimnej

pustki przestrzeni ponad najdalszymi, najbardziej opuszczonymi pla-

netami znanymi istotom rozumnym a¿ do jednego z najwspanialszych

oœrodków w³adzy i bogactwa Imperium. A tam, gdzie by³y w³adza

i bogactwo, nieuchronnie czai³y siê intrygi, konspiracja i oszustwa.

– ¯yjemy we wszechœwiecie k³amstw – powiedzia³ Pan Kuat.

Jedn¹ d³oni¹ g³adzi³ jedwabiste futro spoczywaj¹cego na jego pier-

si felinksa. Zwierz¹tko przymknê³o oczy w b³ogiej nieœwiadomo-

œci. S³owa pana nie mia³y dla niego ¿adnego znaczenia. Szczêœliwe

stworzenie, pomyœla³ Kuat. – Wdychamy k³amstwa i wydychamy

zdradê, jakby stanowi³y nieod³¹czn¹ czêœæ atmosfery.

– Sir? – Fenald, szef ochrony Kuata, sta³ obok, w pobli¿u

ogromnych ekranów widokowych prywatnej sali audiencyjnej.

Widaæ by³o przez nie doki budowlane i zaplecze projektowe Za-

k³adów Stoczniowych Kuat, rozci¹gaj¹ce siê daleko w kierunku

nieskoñczonej spirali gwiazd. Ca³e pokolenia rodu Kuat najpierw

tworzy³y, a nastêpnie przekszta³ca³y korporacjê w przemys³owego

giganta. Na obrze¿ach Zak³adów Stoczniowych Kuat frachtowce

sk³ada³y surowce œci¹gniête z innych systemów gwiezdnych. Su-

rowce te nastêpnie przekuwano w statki i broñ dla imperialnej flo-

ty. Wielopoziomowy dysk budynku korporacji obraca³ siê powoli

wokó³ w³asnej osi, odmierzaj¹c czas kr¹¿owników i niszczycieli

nastroszonych lufami, z których nikt jeszcze nie strzela³. Wzmoc-

nione blachy przyspawane by³y do konstrukcji noœnych, a rucho-

me palniki laserowe dawa³y wiêcej œwiat³a ni¿ w¹t³e s³oñce po-

œrodku orbity by³ej planety.

background image

24

Kuat zauwa¿y³ reakcjê szefa ochrony. Swoj¹ uwagê wypowie-

dzia³ po d³ugim, pe³nym melancholii milczeniu. ¯aden wy¿ej posta-

wiony pracownik Zak³adów Stoczniowych Kuat, nawet z najciaœniej-

szego krêgu zaufanych – i dobrze op³acanych – wspólników, nigdy

nie odwa¿y³ siê przerwaæ jego g³êbokiej medytacji. Nieraz jednak po-

maga³o, gdy ktoœ zaczyna³ myœleæ na g³os. Oczywiœcie, w obecnoœci

zaufanych s³uchaczy. Instynktowna lojalnoœæ szefa ochrony wzmac-

niana by³a solidnym wynagrodzeniem. Nic, co zosta³o powiedziane,

nie wyjdzie poza œciany tego sanktuarium, troskliwie oczyszczonego

z wszelkich ukrytych urz¹dzeñ pods³uchowych.

– Ta odrobina geniuszu, któr¹ posiadam – odezwa³ siê wresz-

cie Kuat – pochodzi od mojego ojca i wszystkich wczeœniejszych

przodków.

Fenald uœmiechn¹³ siê blado. S³ysza³ ju¿ takie s³owa.

– Pan in¿ynier jest zbyt skromny.

– To lepsze ni¿ nadmiar pychy. – Wiedzia³, ¿e wszechogar-

niaj¹ca pycha bêdzie tym, co zgubi jego wrogów. By³ taki falleeñ-

ski ksi¹¿ê o ambicjach niemal dorównuj¹cych Imperatorowi Pal-

patine’owi, którego ognista œcie¿ka poœród gwiazd zakoñczy³a siê

œmierteln¹ katastrof¹. – Ale jak ju¿ mówi³em, ten odziedziczony

geniusz dotyczy czegoœ wiêcej ni¿ projektowania i produkcji stat-

ków wojennych. – Gdybym mia³ robiæ tylko to, myœla³ Kuat, ¿ycie

by³oby pasmem rozkoszy. Ale dla mnie, tak samo jak dla mojego

potomstwa, ¿ycie nie jest takie proste.

– Sir?

– Nawet w czasach starej Republiki musieliœmy liczyæ siê z in-

trygami politycznymi. – Kuat podrapa³ felinksa za spiczastymi uszka-

mi i powiód³ wzrokiem po pó³kolu ekranów. – I z konkurencyjnymi

firmami projektowymi, które chcia³yby zaj¹æ pozycjê Zak³adów

Stoczniowych Kuat, najwa¿niejszego producenta sprzêtu wojsko-

wego w galaktyce. Zawsze tak by³o – powoli skin¹³ g³ow¹. – Ale

teraz, pod rz¹dami Imperatora Palpatine’a, stawki, o jakie gra siê

w tych skomplikowanych, nie koñcz¹cych siê rozgrywkach, sta³y

siê œmiertelnie powa¿ne. Ka¿dy nasz ruch na szachownicy obejmu-

j¹cej wszystkie zamieszkane œwiaty mo¿e byæ fatalny w skutkach…

nie tylko dla jednego cz³owieka, ale nawet dla najpotê¿niejszych

korporacji. Niewiele mnie obchodzi mój w³asny los, ale kiedy po-

myœlê, ¿e Imperator móg³by zagarn¹æ Zak³ady Stoczniowe Kuat tak

samo, jak zagarn¹³ tyle innych œwiatów i istot w galaktyce… – za-

milk³ na chwilê, by powtórzyæ w duchu swoje bolesne œlubowanie.

background image

25

To siê nigdy nie zdarzy, obiecywa³ sobie Kuat. Ju¿ raczej wo-

la³bym ujrzeæ Zak³ady Stoczniowe Kuat, moj¹ spuœciznê i pracê

ca³ych pokoleñ Kuatów, zniszczone i zrujnowane, ni¿ pozwoliæ,

aby wpad³y w ³apy Imperium. – Obejrza³ siê na szefa ochrony.

– I to te¿ nie jest pusta obietnica – dokoñczy³.

– Jestem tego w pe³ni œwiadom, panie in¿ynierze. – Fenald

sk³oni³ g³owê na znak zgody. – Sam nadzorowa³em niezbêdne czyn-

noœci i zapewniam, ¿e wszystkiego dopilnowa³em. Jeœli kiedyœ

przyjdzie taki czas… nie bêdzie ju¿ Zak³adów Stoczniowych Kuat,

które Imperator móg³by zagarn¹æ.

S³owa Fenalda nios³y pewn¹ smêtn¹ pociechê. Co mo¿na zbu-

dowaæ, mo¿na równie¿ zrównaæ z ziemi¹, pomyœla³ Kuat. Te

same zdolnoœci, które wk³ada³ w budowê statków wojennych Im-

perium, wykorzysta³ do zniszczenia doków, w których te statki

budowano. I tu Kuat dozna³ wizji: nie zobaczy³ wprawdzie serii

zaprogramowanych, wysokotermicznych eksplozji, które zmie-

ni¹ Zak³ady Stoczniowe Kuat w dymi¹ce ruiny, ale to, co bêdzie

póŸniej, gdy poskrêcane durastalowe resztki ogromnych dŸwi-

gów i suwnic wystygn¹ do temperatury zb³¹kanych atomów w ota-

czaj¹cej je pró¿ni. Systemy podtrzymywania ¿ycia stoczni, chro-

ni¹ce j¹ przed pró¿ni¹ i twardym promieniowaniem reaktorów

zasilaj¹cych, równie¿ legn¹ w gruzach. Poœród zgliszczy nie pozo-

stanie ani jedno ¿ywe stworzenie. Ogarnie ich wœciek³a apokalipsa.

Pracownicy i s³u¿ba Zak³adów Stoczniowych Kuat i ich w³aœcicie-

le, wszyscy umr¹ przy swoich stanowiskach pracy, a¿ po ostatnie-

go operatora tokarki karuzelowej. Z samego Kuata zostanie tylko

zwêglony zew³ok, spoczywaj¹cy przed rozdart¹ szachownic¹ ekra-

nów, które jeszcze niedawno ukazywa³y ca³e jego królestwo. To

bêdzie pomnik, mauzoleum dla niego i jego przodków, którzy rów-

nie¿ nosili nazwisko Kuat. ¯yj¹cy obserwatorzy z innych œwiatów

spojrz¹ w gwiaŸdziste niebo i zobacz¹ cieñ katastrofy przes³ania-

j¹cy niebo, kreœl¹cy na horyzoncie mroczny hieroglif. Ten sym-

bol minionej chwa³y nie bêdzie wymaga³ t³umaczenia na obce

jêzyki.

– Dziêkujê ci za wiern¹ s³u¿bꠖ powiedzia³ Pan Kuat. – Wiele

to dla mnie znaczy.

– Cieszê siê, ¿e to uspokaja pana in¿yniera. – Szef ochrony

Zak³adów Stoczniowych Kuat sta³ z rêkami za³o¿onymi do ty³u.

W jego oczach lœni³ blask szczerej wiary, odziedziczony po przod-

kach tak samo jak tytu³. – Czas wprowadzenia w ¿ycie naszych

background image

26

planów nigdy nie nadejdzie, wierzê w to szczerze. Nasi wrogowie

na pró¿no spiskuj¹, Zak³ady Stoczniowe Kuat i tak przetrwaj¹.

– Doceniam tak¿e twoj¹ wiarê. – Kuat sam chcia³by mieæ tak¹

pewnoœæ. Imperator i jego nie koñcz¹ce siê machinacje stanowi³y

tylko czêœæ k³opotów. Rebelia skomplikowa³a wszystko; by³o tak,

jakby szachownica z dwuwymiarowej przekszta³ci³a siê w trójwy-

miarow¹. Zak³ady Stoczniowe Kuat nie podlega³y nikomu z wyj¹t-

kiem samych siebie, nie mia³y te¿ innych idea³ów ni¿ w³asne prze-

trwanie i niezale¿noœæ. By³y jak pañstwo w pañstwie. Czy to

pañstwo, które otacza³o korporacjê, mia³o byæ star¹ Republik¹,

czy Imperium, które j¹ pokona³o, czy wizj¹ uniwersalnej wolno-

œci, któr¹ Rebelianci pragnêli powo³aæ do ¿ycia, dla Kuata by³o

ca³kowicie obojêtne. Czy zapanuje Imperator Palpatine, czy Leia

Organa i Luke Skywalker, przywódcy si³, które symbolizowali –

Kuat pragn¹³ tylko mieæ pewnoœæ, ¿e Zak³ady Stoczniowe pozo-

stan¹ ze zwyciêzc¹ w przyjaznych, a co najmniej neutralnych sto-

sunkach. Ktokolwiek zwyciê¿y, bêdzie potrzebowa³ kr¹¿owników

i niszczycieli oraz wszelkiego innego przera¿aj¹cego sprzêtu, nie-

zbêdnego do prowadzenia wojen miêdzyplanetarnych.

– Rebelia… – rozmyœla³ na g³os Kuat. – Nawet jeœli Rebe-

lianci potrafi¹ stworzyæ now¹ Republikê, rz¹dz¹c¹ siê sprawiedli-

woœci¹ i harmoni¹ wszystkich myœl¹cych istot galaktyki, lepsz¹

nawet ni¿ poprzednia, pewne aspekty natury ludzkiej i nieludzkiej

nie ulegn¹ zmianie.

– Tak przemawia m¹droœæ, panie in¿ynierze.

Omawia³ ju¿ kiedyœ te sprawy z szefem ochrony. Zach³an-

noœæ antagonistów i coraz to nowe nieporozumienia bêd¹ wyma-

ga³y zaanga¿owania si³ porz¹dkowych. A to oznacza potrzebê bro-

ni oraz mo¿liwoœci jej dostarczania na wielkie odleg³oœci. Os³awiona

Gwiazda Œmierci nie by³a projektem Zak³adów Stoczniowych Ku-

ata – zabroni³ swojej organizacji startowaæ w przetargach choæby

na jej podsystemy, co by³o ca³kowicie zrozumia³e.

– Nie tylko m¹droœæ, ale i spryt – odpar³ Kuat. Powtarza³ so-

bie w myœli jedn¹ z nauk, które przekaza³ mu ojciec: „Si³a i terror

dokonaj¹ tego, czego nigdy nie dokona rozs¹dek i zrozumienie”.

Rodzina Kuat prowadzi³a ten interes od bardzo dawna, nie-

zmiennie dostarczaj¹c instrumenty dla si³y i terroru. Niechêæ do

anga¿owania siê w jakikolwiek aspekt budowy Gwiazdy Œmierci

nie mia³a nic wspólnego z moralnoœci¹, lecz pochodzi³a z czystego

wyrachowania. Bogactwo i si³a Zak³adów Stoczniowych Kuat mia³y

background image

27

Ÿród³o w budowie statków wojennych, a Gwiazda Œmierci – gdy-

by spe³ni³a nadzieje imperialnych admira³ów – mog³aby spowodo-

waæ koniec popytu na tak kosztowne i przynosz¹ce zyski zabaw-

ki. Tylko g³upiec kala w³asne gniazdo, tylko samobójca pomaga je

zniszczyæ. Kuat dowiedzia³ siê o zniszczeniu Gwiazdy Œmierci w Bi-

twie o Yavin z ulg¹, zabarwion¹ pewn¹ doz¹ mœciwoœci. Skoro

Imperium rozpoczê³o budowê drugiej, jeszcze wiêkszej Gwiazdy

Œmierci, nale¿a³o wnioskowaæ, ¿e admira³owie niczego siê nie na-

uczyli. Szybkoœæ nie by³a a¿ tak wa¿na w porównaniu ze zwrotno-

œci¹. Mo¿liwoœci hiperprzestrzenne Gwiazdy Œmierci nie wystar-

czy³y, aby przewa¿yæ szalê zwyciêstwa w walce; wystarczy³a

przewaga liczebna przeciwnika. Wyprodukowanie Gwiazdy Œmier-

ci, tak potê¿nej i niezniszczalnej, by zrekompensowaæ brak mo¿li-

woœci manewru, by³o po prostu niemo¿liwe.

Szef ochrony pozwoli³ sobie na lekki, pe³en zrozumienia uœmie-

szek.

– Spryt zwyciê¿a tam, gdzie m¹droœæ jest bezsilna, panie in-

¿ynierze.

– W³aœnie. – Ta zasada, stara jak œwiat, powstrzymywa³a go

przed zaproponowaniem us³ug Zak³adów Stoczniowych Kuat Rebe-

liantom. Prawdziwy spryt wymaga³ zimnej krwi, zimniejszej ni¿ krew

p³yn¹ca w ¿y³ach wszystkich gadzich gatunków w ca³ej galaktyce.

Kuat zauwa¿y³ tê cechê u Imperatora, ale co z Rebeliantami? Przej-

rza³ wszystkie raporty, sk³adane przez siatkê szpiegowsk¹ Zak³adów

Stoczniowych Kuat: kompendium szczegó³ów, faktów, plotek, mi-

tów, s³owem wszystkiego, co mo¿na by³o wygrzebaæ na temat przy-

wódców Rebelii, zw³aszcza zaœ Luke’a Skywalkera, który sta³ siê

obsesj¹ zarówno Imperatora, jak i jego g³ównego adiutanta Lorda

Vadera. Kuat dowie siê jeszcze, jaka jest ich prawdziwa natura.

Ca³y ten idealizm go przera¿a³. W³aœnie przez to zginê³a stara Repu-

blika, a Palpatine doszed³ do w³adzy. A teraz opowiadaj¹, ¿e Luke

Skywalker zosta³ rycerzem Jedi. Czy mo¿e byæ coœ g³upszego? Przod-

kowie Kuata napatrzyli siê do syta, jak honor i poœwiêcenie, wiara

w rzeczy wiêksze ni¿ to, co mog¹ zagarn¹æ d³onie œmiertelnika, gin¹

stopniowo wraz ze wzrostem potêgi Imperatora. Zag³ada, która po-

ch³onê³a ca³e s³oñca, pogr¹¿aj¹c œwiat w cieniu. Tajemnicza Moc,

obiekt wierzeñ Jedi, zdawa³a siê bezsilna wobec istot takich jak Va-

der, który zrobi³ z niej mroczny orê¿, zdolny po¿reæ jego duszê

pomimo ca³ej si³y, z jak¹ dzier¿y³ losy galaktyki. Lepiej ufaæ ma-

szynom, pomyœla³ Kuat, i si³om, które mo¿na zobaczyæ, poczuæ

background image

28

i zmierzyæ. Ta prosta metoda pozwoli³a przetrwaæ Zak³adom Stocz-

niowym Kuat. Przynajmniej dotychczas…

– A jednak… – mrukn¹³ Kuat. – A jednak uwierzy³bym, gdy-

bym móg³.

– Panie in¿ynierze?

Uœwiadomi³ sobie, ¿e Fenald zagl¹da mu w twarz, usi³uj¹c roz-

szyfrowaæ ledwie s³yszalne s³owa.

– Nie zwracaj na mnie uwagi.

Felinks poruszy³ siê w ko³ysce ramion Kuata, mru¿¹c lœni¹ce

zielone œlepia. Jego zwyk³ym marzeniom o ciep³ym k¹tku i pe³-

nym brzuszku na razie nic nie zagra¿a³o. Dla ma³ego stworzonka

by³ to ca³y œwiat. Jemu jest ³atwiej, pomyœla³ Kuat. Gdyby sam

mia³ siê kierowaæ tylko w³asnymi pragnieniami, nadziejami i lêka-

mi, ³atwiej by³oby podejmowaæ w³aœciwe decyzje. Ciê¿ar prowa-

dzenia Zak³adów Stoczniowych Kuat, spoczywaj¹cy na jego bar-

kach, w³asny los, który tak¿e musia³ dŸwigaæ, odpowiedzialnoœæ

za ¿ycie tak wielu istot, zale¿ne wy³¹cznie od jego posuniêæ w tej

grze, od sojuszy, jakie zawiera³ z niesprawdzonymi sprzymierzeñ-

cami, od œmiercionoœnej nienawiœci wrogów, których ukryta si³a

obejmowa³a swoim zasiêgiem ca³¹ galaktykê…

Uœpiony felinks poruszy³ siê w jego ramionach, jakby wyczu-

waj¹c problemy gnêbi¹ce jego pana. Pog³adzi³ ³ebek zwierzêcia,

uspokajaj¹c je, by na nowo pogr¹¿y³o siê w beztroskiej drzemce.

Zaopiekujê siê tob¹, obiecywa³ mu w myœli Kuat. Tak czy

inaczej, wygrana czy przegrana.

Stoj¹cy obok Fenald odwróci³ siê na chwilê; przycisn¹³ palce

do ucha i z uwag¹ s³ucha³ szeptu implantu umieszczonego w ma³-

¿owinie.

– Rozszyfrowano i przeanalizowano raport, panie in¿ynierze –

opuœci³ wreszcie d³oñ. – Zewnêtrzne stanowiska wywiadowcze

otrzyma³y potwierdzenie od swoich Ÿróde³, których wspó³czynnik

niezawodnoœci wynosi ponad dziewiêædziesi¹t procent.

– Doskonale. – Kuat tego siê w³aœnie spodziewa³. Niezmien-

nie powtarza³, ¿e nie interesuj¹ go plotki i bezpodstawne spekula-

cje. Wy³¹cznie ch³odne, rzetelne fakty, dok³adne doniesienia o ru-

chach innych graczy w tej grze, pozwol¹ mu w³aœciwie sformu³owaæ

w³asne strategie i gambity. – Szczegó³y?

– Statek, znany jako „Niewolnik I”, zarejestrowany na na-

zwisko ³owcy nagród Boby Fetta, znaleziono dryfuj¹cy na orbicie

wokó³ planety Tatooine…

background image

29

– Kto go znalaz³? – To by³o wa¿ne. Kuat wiedzia³, ¿e ponad

atmosfer¹ Tatooine zebra³a siê ostatnio wielka flota imperialna,

czekaj¹c prawdopodobnie na akcjê ratunkow¹ ze strony Sojuszu

Rebeliantów. Teraz flota imperialna ju¿ znik³a z sektoru – gdyby

by³o inaczej, nalot bombowy Kuata na Morze Wydm na Tatooine

musia³by zostaæ odwo³any. Mimo wszystko istnia³a mo¿liwoœæ, ¿e

Marynarka Imperialna pozostawi³a za sob¹ kilka statków rozpo-

znawczych.

– „Niewolnik I” zosta³ znaleziony przez rutynowy patrol So-

juszu Rebeliantów. – Pamiêæ szefa ochrony Zak³adów Stocznio-

wych Kuat wspomagana by³a modu³em organizacji danych i pa-

miêci pêtlicowej, sterowanym ledwie widocznymi drgnieniami

miêœni twarzy. – Ju¿ od pewnego czasu Imperium pozostawia kon-

trolê nad tym sektorem Sojuszowi, prawdopodobnie z powodu

niewielkiego znaczenia strategicznego. Mo¿e siê to oczywiœcie

zmieniæ, kiedy dostarczymy Flocie Imperialnej nowe posi³ki.

Analiza sytuacji, jakiej dokona³ Kuat, by³a taka sama. Tatooine

znajdowa³a siê na skraju galaktyki, daleko od wa¿nych i wysoko

rozwiniêtych sektorów tworz¹cych j¹dro Imperium. Gdyby nawet

Palpatine odpuœci³ sobie ca³¹ tê strefê, poniós³by niewielk¹ stratê

militarn¹ i gospodarcz¹, przynajmniej na krótk¹ metê. Pozosta-

wienie jednak sektora w rêkach Sojuszu z pewnoœci¹ da wrogom

Imperatora mo¿liwoœci rozwoju i wygodne zaplecze strategiczne

na ca³¹ resztê kampanii. Wczeœniej czy póŸniej statki i ¿o³nierze

Imperium bêd¹ musieli otoczyæ sektor i przywróciæ kontrolê, Im-

perium nie mog³o tolerowaæ tej szybko rozprzestrzeniaj¹cej siê zgni-

lizny na swoim ciele.

Co wiêcej, Kuat wiedzia³, ¿e nowe narzêdzia przeznaczone

do ewentualnej œmiertelnej ofensywy buduje siê w dokach Zak³a-

dów Stoczniowych. Pozostawa³a jeszcze sama osobowoœæ Palpa-

tine’a, jeœli tak mo¿na by³o nazwaæ charakter zdominowany przez

nieogarniony egoizm i mroczne si³y, którymi w³ada³ Imperator.

W pewnym sensie mo¿na by³o siê nawet spiera栖 i Kuat robi³ to

nieraz podczas nocnych rozmów z szefem ochrony – czy Impera-

tor Palpatine jako taki w ogóle jeszcze istnia³. Kuat s³ysza³ historie

o poœwiêceniu Palpatine’a na rzecz czegoœ, co okreœla³ ciemn¹ stron¹

Mocy. Œcis³ego umys³u Kuata nie interesowa³o, czy naprawdê ist-

nieje tajemnicze pole energetyczne, pulsuj¹ce pod sam¹ tkank¹

wszechœwiata. Jednak jako psycholog samouk, jakim siê sta³ z w³a-

snej woli, i intrygant polityczny, jakim staæ siê musia³, przyk³ada³

background image

30

do tego wielk¹ wagê. Moc mog³a istnieæ wy³¹cznie w umys³ach

Imperatora i kilku innych niezniszczalnych wyznawców starej reli-

gii, takich jak Darth Vader, ale ju¿ samo to czyni³o j¹ doœæ realn¹,

aby przyci¹gn¹æ uwagê Kuata. Spotyka³ siê ju¿ kilkakrotnie twa-

rz¹ w twarz z Imperatorem i Mrocznym Lordem Sithów, repre-

zentuj¹c korporacjê w czasie negocjacji, od których zale¿a³a jej

przysz³oœæ. W ci¹gu ostatniego takiego spotkania odniós³ nieprzy-

jemne wra¿enie, ¿e fizyczne cia³o Imperatora, jego zakapturzona,

wykrzywiona postaæ, sta³o siê tylko pust¹ skorup¹, wy¿art¹ od

œrodka przez Moc, z której Palpatine czerpa³ energiê psychiczn¹.

Malutkie oczka, zatopione g³êboko pod pomarszczonymi powie-

kami, wydawa³y siê Kuatowi otworami maski noszonej przez isto-

tê od dawna pozbawion¹ cz³owieczeñstwa, z której usz³o ju¿ ca³e

¿ycie, ustêpuj¹c miejsca wszechogarniaj¹cej ¿¹dzy i g³odowi w³a-

dzy nad wszystkimi istotami, jakie jeszcze porusza³y siê i oddy-

cha³y z w³asnej woli. Ten twór wci¹¿ jeszcze nazywa³ siê Impera-

torem Palpatine; przemawia³ niezmiennie tym samym z³oœliwym,

drwi¹cym jêzykiem, ale jego s³owa by³y s³owami istoty nie tyle

martwej, co uosabiaj¹cej sam¹ Œmieræ, Moc po¿eraj¹c¹ energiê

¿ycia i czerpi¹c¹ z niej pokarm.

Kuat przypomnia³ sobie swoje wra¿enia z ostatniego spotka-

nia z Imperatorem: poczu³ siê wtedy g³êboko obra¿ony, nie tyle

jako ¿ywa istota, co jako cz³owiek interesu, najwy¿sza inteligencja

jednej z najpotê¿niejszych korporacji w ca³ej galaktyce. Sk¹d we-

Ÿmie klientów? G³ównym problemem by³a wizja przysz³oœci Pal-

patine’a: Imperium, gdzie jedyn¹ licz¹c¹ siê si³¹ bêdzie jego s³owo

i wola. Takie pañstwo nie nadawa³oby siê do niczego pod wzglê-

dem handlowym. Jaki bêdzie cel istnienia i zabiegów Zak³adów

Stoczniowych Kuat lub jakiegokolwiek innego wielkiego produ-

centa galaktycznego? Po co projektowaæ i tworzyæ produkty i do-

starczaæ je na jedn¹ lub na tysi¹c planet, skoro na tych planetach

nie bêdzie nikogo, kto móg³by je kupiæ?

Kuat lepiej ni¿ ktokolwiek inny zdawa³ sobie sprawê z nisz-

czycielskiej si³y statków wojennych, jakie jego firma budowa³a dla

Floty Imperialnej. Jeœli bowiem ambicje Imperatora i jego obsesja

uniwersalnej w³adzy zwyci꿹, jeœli uda mu siê odwróciæ zagro¿e-

nie ze strony Sojuszu Rebeliantów, bêdzie to oznaczaæ zniszczenie

pewnej liczby niegroŸnych, a przy tym nieŸle prosperuj¹cych œwia-

tów; potencjalnych kupców, jeœli nawet nie bezpoœrednio wyro-

bów jego korporacji, to produktów firm, z którymi ju¿ robi³ interesy.

background image

31

Imperator pokaza³ ju¿, ¿e nie zale¿y mu na utrzymaniu galaktycz-

nej bazy odbiorców, gdy usankcjonowa³ u¿ycie przez nieod¿a³o-

wanej pamiêci Gubernatora Tarkina pierwszej Gwiazdy Œmierci

do zniszczenia planety Alderaan.

Kuat wpad³ wtedy w pasjê: mia³ nie zrealizowany kontrakt

z lokalnym rz¹dem Alderaanu na pomocnicz¹ flotê obserwacyjno-

-zwiadowcz¹ i orbitalne stacje celne, a wszystko za niez³¹ sumkê,

która mia³a wp³yn¹æ na konto Zak³adów Stoczniowych Kuat. Jed-

nostki mia³y w³aœnie opuœciæ doki konstrukcyjne stoczni i udaæ siê

na Alderaan w otoczeniu flotylli dostawczej, kiedy Kuat dowie-

dzia³ siê, ¿e port przeznaczenia tych statków zosta³ obrócony

w garstkê zwêglonych od³amków dryfuj¹cych w przestrzeni. Tê

stratê niemal w ca³oœci musia³ odpisaæ od zysków korporacji. Od-

zyska³ tylko niewielk¹ czêœæ, kiedy rozebra³ nie dostarczone statki

i dostosowa³ ich niektóre elementy, aby móc je wmontowaæ w na-

stêpne zamówienie imperialnych kr¹¿owników. Przez jakiœ czas

rozwa¿a³, czyby nie przedstawiæ imperatorowi Palpatine’owi fak-

tury za straty poniesione przez Zak³ady Stoczniowe Kuat, ale osta-

tecznie zdecydowa³ siê nie kusiæ losu. Lepiej pozostawiæ parê bra-

ków w ksiêgach, ni¿ robiæ sobie wroga z najwiêkszego z pozosta³ych

klientów. Nawet teraz, po odejœciu ksiêcia Xizora, na dworze Pal-

patine’a nie by³o zbyt bezpiecznie. Ró¿ne intryganckie grupki nie-

ustannie konfrontowa³y siê ze sob¹ i lepiej by³o nie dawaæ dodat-

kowej broni do rêki wrogom korporacji.

– A wiêc Sojusz Rebeliantów przechwyci³ statek Boby Fetta. –

Kuat powróci³ do teraŸniejszoœci. Powa¿niejsze problemy, które mu-

sia³ jeszcze przemyœleæ, poczekaj¹ trochê na ostateczne rozwi¹za-

nie. – Czy zosta³o potwierdzone, ¿e to naprawdê „Niewolnik I”?

By³o to dobre pytanie. Historia Boby Fetta roi³a siê od sytu-

acji, kiedy ³owca nagród podstawia³ podobny statek na miejsce

swojego, bardzo charakterystycznego pojazdu. Jak na kogoœ, kto

zajmowa³ siê g³ównie czerpaniem korzyœci ze œmierci innych istot,

Fett mia³ wyj¹tkow¹ smyka³kê do pozorowania w³asnego zgonu.

A mo¿e takiego talentu w³aœnie nale¿a³o siê spodziewa栖 Kuat nie

by³ pewien. Dla ³owcy nagród ¿ycie i œmieræ by³y towarem – o ró¿-

nej wartoœci handlowej, zale¿nie od potrzeb rynku. Boba Fett, tak

jak ka¿dy z jego kolegów, równie chêtnie dostarcza³ trupa, jak

¿ywego zak³adnika, jeœli móg³ wyci¹gn¹æ za to tyle samo. Przy

takiej postawie nie mog³o dziwiæ, ¿e nawet w³asna œmieræ stawa³a

siê kwesti¹ strategii i negocjacji.

background image

32

Szef ochrony skin¹³ g³ow¹.

– Nasze Ÿród³a w Sojuszu twierdz¹, ¿e tym razem nie ma

mowy o oszustwie, przynajmniej jeœli chodzi o to¿samoœæ prze-

chwyconego statku. Odczytano numery subkodu na uk³adach re-

gulatora tarcz silników. – Postuka³ siê w skroñ, gdzie by³y ukryte

implanty. – Podano je w wiadomoœci, któr¹ w³aœnie otrzyma³em,

i natychmiast przekaza³em je do sprawdzenia do naszego wydzia³u

rejestracji. S¹ zgodne z oryginalnym paszportem budowy „Nie-

wolnika I”.

– To za³atwia sprawê. – Kuat osobiœcie nadzorowa³ projekt i mon-

ta¿ statku Boby Fetta. Niektóre instalacje, wykonane na zamówienie,

wci¹¿ stawia³y „Niewolnika I” na pozycji najnowoczeœniejszego z jego

wyrobów. Profil ID, sygna³ przekazywany z jednego statku na drugi,

zawiera³ tylko nazwê i dane o przyporz¹dkowaniu i dawa³o siê go

podrobi栖 nie by³o to ³atwe zadanie, ale wykonalne przy pewnym

poziomie determinacji i umiejêtnoœci technicznych. Ani Imperium, ani

¿aden z klientów Zak³adów Stoczniowych Kuat nie wiedzia³, ¿e ka¿-

dy statek opuszczaj¹cy ich doki konstrukcyjne mia³ wbudowan¹ na

sta³e procedurê dostêpu do komputera pok³adowego – w³aœnie w tym

celu. Dla Boby Fetta przeróbka subkodów regulatora „Niewolnika I”

oznacza³aby ryzyko katastrofalnego stopienia siê rdzenia. Nie by³oby

wtedy statku, który mo¿na by niew³aœciwie zidentyfikowaæ. Ergo,

by³ to statek Fetta i ¿aden inny.

– Czy nasze Ÿród³a przekaza³y jeszcze inne informacje na te-

mat statku? Mo¿e coœ o ³adunku?

Przecz¹cy ruch g³owy.

– Nic poza tym, ¿e by³ pusty. Si³y Sojuszu, które znalaz³y

„Niewolnika I”, wci¹¿ jeszcze go badaj¹.

– Niczego nie znajd¹ – odpar³ Kuat.

– Jakim sposobem mo¿e pan byæ tego taki pewny? Boba Fett

by³ wpl¹tany w ró¿ne sprawki, których powodzenie zale¿a³o od

utrzymania tajemnicy. – Szef ochrony za³o¿y³ d³onie za plecami. –

Wydawa³o mi siê oczywiste, ¿e na statku mo¿na bêdzie znaleŸæ

pewne… intryguj¹ce œlady przesz³oœci Fetta.

– O, pewnie s¹ tam, bez dwóch zdañ. – Kuat wzruszy³ ra-

mionami i pog³aska³ zwierz¹tko wtulone w jego ramiona. – I mo¿-

na by je znaleŸæ… gdyby siê wiedzia³o, gdzie ich szukaæ, gdyby siê

mia³o choæby najl¿ejsze pojêcie, czego siê szuka… i odpowiedni¹

motywacjê, ¿eby szukaæ. Ale wœród Rebeliantów nie ma ani jednej

osoby zdolnej do przeprowadzenia takiego œledztwa. Rebelianci

background image

33

weszli w krytyczne stadium walki z Imperium i nie wygl¹da na to,

aby kryzys mia³ siê wkrótce skoñczyæ. Nie bêd¹ traciæ cennego

czasu na przeczesywanie statku martwego ³owcy nagród… a przy-

najmniej uwa¿anego za martwego. Moralnie to dla nich nie do

przyjêcia. – Kuat z politowaniem pokrêci³ g³ow¹. – Flota imperial-

na z ca³ego serca gardzi ³owcami nagród i innymi pó³kryminalista-

mi, ale Rebelianci s¹ pod tym wzglêdem jeszcze gorsi. Jeœli uwa-

¿asz, ¿e jesteœ lepszy, bardziej cnotliwy i uczciwszy od swojego

przeciwnika, ³atwo mo¿esz wpaœæ w pu³apkê samozachwytu. –

Kuat sam nigdy nie mia³ takich problemów: czu³ siê œwietnie na

ka¿dym poziomie moralnoœci, od gwiazd po rynsztoki, jeœli tylko

mia³o to pomóc w przetrwaniu Zak³adów Stoczniowych Kuat. Móg³

handlowaæ z ka¿dym, jak œwiadczy³y jego interesy z Imperatorem

Palpatine’em i jego admira³ami.

– Rebelianci przepatrz¹ z grubsza statek Fetta – doda³ – i bê-

d¹ próbowaæ siê go pozbyæ najszybciej, jak to mo¿liwe.

– Oczywiœcie. – Szef ochrony powoli skin¹³ g³ow¹, przetra-

wiaj¹c w myœli niezwyk³¹ m¹droœæ swego zwierzchnika. – Wyobra-

¿am sobie, ¿e dostan¹ za niego dobr¹ cenê. Bior¹c pod uwagê, jak

kosztowne by³o to cacko od samego pocz¹tku, wartoœæ znaleziska

mo¿e byæ ca³kiem spora. Niejeden ³owca nagród zechcia³by mieæ

go na w³asnoœæ.

– Mo¿liwe – zgodzi³ siê Kuat. Szef ochrony wiedzia³, co mówi.

Kiedy Boba Fett zamówi³ u nich budowê i wyposa¿enie statku,

za¿¹da³ wprowadzenia pewnych dodatkowych, kosztownych szcze-

gó³ów. Ksiêgowi Zak³adów Stoczniowych Kuat za¿¹dali zap³aty

z góry, zanim jeszcze zespawano szkielet konstrukcji statku. Para-

metry projektowe, których za¿¹da³ Fett, wznosi³y naukꠖ i sztu-

kꠖ budowy ma³ych statków na najwy¿szy poziom, o jakim Kuat

do tej pory tylko ledwie marzy³, szkicuj¹c proste koncepcyjne ry-

sunki w wolnych chwilach, zanim jeszcze projekt przyoblek³ siê

w rzeczywiste kszta³ty. ¯¹danie zap³aty z góry mia³o dwa powody,

niezale¿nie od wewnêtrznej potrzeby Kuata, aby zbudowaæ taki

statek. Pierwszy powód to czas i koszty wybudowania prototypu,

przetestowania oraz wykoñczenia pewnych komponentów silnika

i uk³adu sterowniczego statku, od zera do produktu koñcowego.

Uprawiaj¹c tak niebezpieczny zawód, klient móg³ równie dobrze

zgin¹æ, zanim „Niewolnik I” by³by gotów do opuszczenia doków.

Samo to wystarczy³oby jako podstawa do za¿¹dania p³atnoœci przed

rozpoczêciem budowy. Druga przyczyna le¿a³a w samej naturze

3 – Spisek Xizora

background image

34

ukoñczonego statku. Ka¿dy pojazd, zaprojektowany na tak skraj-

ne parametry, móg³ zabiæ pilota w czasie dziewiczego lotu, gdyby

przesterowane silniki wymknê³y siê spod kontroli i rozdar³y dura-

stalow¹ konstrukcjê jak zle¿a³e p³ótno. Lepiej zainkasowaæ zap³a-

tê, zanim klient siê zabije.

Ale tak siê nie sta³o. Kombinacja umiejêtnoœci pilota¿owych

Boby Fetta i geniuszu projektowego Kuata przynios³a „Niewolniko-

wi I” s³awꠖ i trwo¿liwy respekt – w ca³ej galaktyce. Aby osi¹gn¹æ

odpowiedni efekt psychologiczny, statek nie musi byæ wielki i potê¿-

ny jak imperialny kr¹¿ownik bojowy – albo jak Gwiazda Œmierci.

Szef ochrony stan¹³ u boku Kuata i uniós³ brew.

– Uwa¿a³em, ¿e to prawie pewne – mrukn¹³. – A przetarg na

takie cacko pewnie bêdzie za¿arty.

– By³by… gdyby potencjalni kupcy wiedzieli, ¿e statek na

pewno jest w porz¹dku – Kuat pozwoli³ sobie na blady uœmieszek. –

Oczywiœcie, istotom rozumnym czêsto przychodz¹ do g³owy inte-

resuj¹ce pomys³y. Zw³aszcza kiedy idzie o kogoœ takiego jak Boba

Fett… mo¿e nawet jeszcze bardziej teraz, kiedy mówi siê o nim

„nieboszczyk Boba Fett”. £owcy nagród i im podobni maj¹ swoje

g³upie przes¹dy, lêki i podejrzenia… nie wszystkie zreszt¹ bezpod-

stawne. Powszechnie wiadomo, ¿e Boba Fett zamontowa³ w swo-

im statku mnóstwo systemów zabezpieczaj¹cych. Tylko szaleniec

uzna³by, ¿e œmieræ w³aœciciela spowoduje ich wy³¹czenie. Jedn¹

spraw¹ jest kupienie u¿ywanego statku, ale kupno œmiertelnej pu-

³apki to coœ zupe³nie innego.

– W³aœnie. – Szef ochrony skin¹³ g³ow¹. – A gdyby w odpo-

wiednich krêgach nagle pojawi³y siê plotki o nieprzyjemnych nie-

spodziankach, jakie mog¹ spotkaæ nowego w³aœciciela „Niewolni-

ka I”…

– Cena spad³aby w dó³ na ³eb na szyjê. – Felinks w ramio-

nach Kuata zamrucza³, jakby i on by³ zadowolony z takiego obro-

tu sprawy. – A kiedy spada cena, spada równie¿ zainteresowanie

takim towarem… tak dzia³a psychologia wszystkich istot rozum-

nych. Jeœli coœ ich nie interesuje, przestaj¹ siê tym zajmowaæ.

– Co by znaczy³o, ¿e kiedy Rebelianci wreszcie wystawi¹ „Nie-

wolnika I” na sprzeda¿ po pobie¿nym przegl¹dzie – zauwa¿y³ Fe-

nald – wtedy nie tylko bêdzie mo¿na kupiæ statek po bardzo oka-

zyjnej cenie, ale równie¿ w miarê dyskretnie.

– No w³aœnie. – Kuat w dalszym ci¹gu obserwowa³ przygoto-

wania do startu w g³ównym doku konstrukcyjnym. – Niech jeden

background image

35

z naszych kooperantów przyjrzy siê temu… mo¿e jakiœ dostawca

czêœci, ale uwa¿aj, ¿eby nie mia³ wyraŸnego powi¹zania z Zak³a-

dami Stoczniowymi Kuat. Przeka¿ odpowiednie fundusze z moje-

go osobistego konta operacyjnego, ¿eby mogli sfinalizowaæ sprze-

da¿, kiedy to bêdzie mo¿liwe. Niech ich g³ówny negocjator mo¿liwie

jak najszybciej skontaktuje siê z Rebeliantami i sprawdzi, czy przyj-

m¹ ofertê wstêpn¹. W ten sposób statek mo¿e nie pojawiæ siê na-

wet na otwartym rynku i nie bêdziemy musieli siê zajmowaæ inny-

mi zainteresowanymi.

– A kampania plotek na temat niebezpieczeñstw zwi¹zanych

z kupnem statku Boby Fetta?

– Nale¿y je rozpuœciæ natychmiast, aby jak najszybciej dotar-

³y do wszystkich punktów galaktyki. Musi wygl¹daæ na to, ¿e roz-

chodz¹ siê z Tatooine, to znaczy z miejsca, gdzie statek zosta³

znaleziony. Upewnijcie siê, ¿e plotka dotrze do wszystkich sekto-

rów kontrolowanych przez Rebeliantów. Im szybciej nabior¹ pew-

noœci, ¿e „Niewolnik I” to towar pozbawiony wartoœci, tym chêt-

niej zaakceptuj¹ wstêpn¹ umowê kupna-sprzeda¿y. Mamy chyba

kilku agentów na nas³uchu w Mos Eisley?

Szef ochrony potwierdzi³ skinieniem g³owy.

– W³aœnie wprowadziliœmy do portu now¹ zmianê.

– Znakomicie – rzek³ Kuat. – Mog¹ zaczynaæ rozpowszech-

nianie. Niech ludzie do zadañ poufnych w naszym dziale public

relations wymyœl¹ jakieœ podejrzane szczegó³y na temat pok³ado-

wych systemów obronnych „Niewolnika I”… mo¿e na przyk³ad

historyjkê o grupie badawczej Rebeliantów, która wylecia³a w po-

wietrze zaraz po otwarciu g³ównego w³azu. Je¿eli Rebelianci wy-

stawi¹ statek na sprzeda¿, potwierdz¹ w ten sposób podejrzenia.

– A zanim zakoñczy siê kampania plotek, bêd¹ gotowi oddaæ

statek pierwszemu kupcowi, który siê nawinie.

– Nie interesuj¹ mnie szczegó³y transakcji.

Za krzywizn¹ ekranów widokowych dobiega³y koñca przygo-

towania do startu. Kuat obserwowa³ ostatni¹ kontrolê i grupê in-

spektorów, która w³aœnie schodzi³a z kr¹¿ownika, wci¹¿ jeszcze

oplecionego linami i ciœnieniowymi kopu³ami konstrukcyjnymi.

– Jedyne, co mnie interesuje, to nabycie „Niewolnika I” wraz

z zawartoœci¹, i to jak najdyskretniej. Kiedy nasz kooperant uzyska

tytu³ w³asnoœci statku, trzeba bêdzie przewieŸæ go do Zak³adów Stocz-

niowych Kuat w pancernym transporterze towarowym. Nikt poza

s³u¿bami ochrony stoczni nie ma prawa o tym wiedzieæ.

background image

36

– To mo¿e byæ trudne do zorganizowania, panie in¿ynierze. –

Fenald wci¹gn¹³ powietrze przez zaciœniête zêby. – Flota Impe-

rium ustawi³a patrole przechwytuj¹ce kontrabandê na niemal wszyst-

kich szlakach nawigacyjnych st¹d do Tatooine. Kontroluj¹ drobia-

zgowo nawet nasze normalne dostawy materia³ów. Przeprowadzenie

ca³ego transportera z ukryt¹ zawartoœci¹ bêdzie wymaga³o niez³e-

go sprytu.

S³owa szefa ochrony nie zaskoczy³y Kuata. Wiedzia³ ju¿ o opóŸ-

nieniach powsta³ych w dokach konstrukcyjnych z powodu inter-

wencji Floty w planowe dostawy niezbêdnych materia³ów. Zak³a-

dy Stoczniowe Kuat musia³y ju¿ przesun¹æ daty dostaw kilku zleceñ

Imperium. Ale poniewa¿ by³a to wina kilku nadgorliwych admira-

³ów Palpatine’a, Kuat unika³ wszelkich kar umownych – przynaj-

mniej na razie. Nie zmienia³o to jednak istniej¹cej sytuacji, co wska-

zywa³o na to, ¿e te d³ugotrwa³e kontrole cieszy³y siê do pewnego

stopnia aprobat¹ Imperatora. Jeszcze jedna zagrywka psycholo-

giczna – Imperator wiedzia³ doskonale, ¿e Zak³ady Stoczniowe Kuat

nie prowadz¹ ¿adnych interesów z Rebeliantami, ale zlecone rewi-

zje pozwol¹ s¹dziæ podw³adnym Palpatine’a i ka¿demu spoza dwo-

ru na Coruscant, ¿e korporacja jest podejrzana.

Trudno by³o powiedzieæ, co Palpatine zamierza³ w ten sposób

osi¹gn¹æ, zw³aszcza ¿e powodowa³o to opóŸnienia w niezmiernie

potrzebnych uzupe³nieniach w jego flocie. Z ka¿d¹ up³ywaj¹c¹ stan-

dardow¹ dob¹ Rebelia ros³a w liczebnoœæ i si³ê. Czy zniszczenie re-

putacji Zak³adów Stoczniowych Kuat i nadszarpniêcie lojalnoœci ich

w³aœciciela warte by³y takiego poœwiêcenia? Kuat odpowiedzia³ sam

sobie: „Tak, jeœli Palpatine zamierza zniszczyæ lub przej¹æ korpora-

cjê”. Pasowa³o to do znanej ¿¹dzy w³adzy Imperatora. Nie wystar-

czy byæ wiernym sojusznikiem takiego szaleñca: mo¿e wreszcie w re-

alizacji starannie wykalkulowanych planów Imperatora nadszed³ czas,

kiedy najwiêcej satysfakcji sprawia mu niszczenie najbli¿szych so-

bie. Imperator nie potrzebuje sojuszników, lecz niewolników.

Mo¿e powinienem przejœæ do Sojuszu Rebeliantów, myœla³

Kuat. I zabraæ ze sob¹ moje zak³ady. Ta pokusa nachodzi³a go ju¿

wczeœniej. Czy by³a jakaœ alternatywa? Nawet jeœli Zak³ady Stocz-

niowe Kuat pozostan¹ g³ównym wykonawc¹ sprzêtu militarnego

dla Imperium, niezbêdnym dla zaspokojenia ambicji Imperatora,

jaka nagroda czeka Kuata za wiern¹ s³u¿bê?

Prawdopodobnie taka sama jak wszystkich szturmowców i ad-

mira³ów: unicestwienie, wch³oniêcie, zredukowanie do bezwolnego

background image

37

instrumentu Palpatine’a. Œmieræ bez dobrodziejstwa niebytu, ¿y-

cie, w którym ka¿dy atom cia³a staje siê cz¹stk¹ wiêzienia, w jakie

przeistoczy³ siê wszechœwiat.

I tylko jedno powstrzymywa³o Kuata od przekazania Zak³a-

dów Stoczniowych Kuat zaprzysiê¿onym wrogom Imperium. By³o

to podejrzenie, ¿e Imperator Palpatine w³aœnie tego od niego ocze-

kuje. Wszystkie dotychczasowe dzia³ania mog³y byæ pomyœlane

tak, aby popchn¹æ Kuata w ramiona Sojuszu Rebeliantów. Na

dworze Palpatine’a wci¹¿ jeszcze istnia³y si³y, które d¹¿y³y do znisz-

czenia niezale¿noœci Zak³adów Stoczniowych Kuat. Dopóki ¿y³

ksi¹¿ê Xizor, móg³ szeptaæ swoje k³amstwa do ucha Palpatine’a

i ostatecznie go przekonaæ. Gdyby zatem Kuat uczyni³ najmniej-

szy choæby gest w kierunku Rebeliantów, mog³oby to stanowiæ dla

Imperatora wystarczaj¹ce usprawiedliwienie, aby przypuœciæ zma-

sowany atak na Kuat, a w koñcu poddaæ potê¿ne zasoby technicz-

ne i materialne korporacji bezpoœredniej kontroli militarnej. I to

by³by koniec Zak³adów Stoczniowych Kuat. Pokolenia wiedzy in-

¿ynierskiej zgin¹ ostatecznie wraz z Kuatem, zamieniaj¹c siê w parê

pod laserowym promieniem wys³anym przez szturmowca…

– Mo¿esz mieæ racjê.

– W czym, panie in¿ynierze?

– W sprawie dostarczenia „Niewolnika I”, kiedy nasza filia

zdo³a go wykupiæ od Rebeliantów. – Rozwa¿aj¹c niebezpieczne

interesy prowadzone z Imperium, Kuat nie móg³ uciec od bardziej

bezpoœrednich k³opotów. W jego delikatnej i niepewnej sytuacji

nie mo¿e zostaæ przy³apany z tak konkretnym dowodem kontak-

tów z rebeliantami. By³oby to fatalnym b³êdem. Wrogowie Zak³a-

dów Stoczniowych Kuat zrobi¹, co mog¹, aby nadaæ sprawie jak

najgorszy obrót. – Lepiej by³oby poszukaæ jakiejœ dalekiej filii, gdzie

bêdzie mo¿na przechowaæ „Niewolnika I”. Grupa inspekcyjna mo¿e

siê tam udaæ i obejrzeæ statek. Musimy tylko zrobiæ wszystko, aby

nie da³o siê ich zidentyfikowaæ jako pracowników Zak³adów Stocz-

niowych.

Szef ochrony skin¹³ g³ow¹.

– To siê da za³atwiæ, panie in¿ynierze.

– Zajmij siê tym. – Kuat pog³adzi³ felinksa po szyi, czubkami

palców wyczuwaj¹c zadowolone mruczenie zwierzêcia. – Na ra-

zie to wszystko.

W biurach kierownictwa Zak³adów Stoczniowych Kuat nie

stosowano wymyœlnych i s³u¿alczych rytua³ów rodem z dworu

background image

38

Palpatine’a. Fenald obróci³ siê i wymaszerowa³ z pomieszczenia.

Jego kroki rozlega³y siê echem, gdy szed³ po matowej metalowej

pod³odze.

Kuat pozosta³ sam, wygl¹daj¹c przez segmentowe okna. Wy-

powiedzenie na g³os myœli pomog³o je uporz¹dkowaæ; by³o tak,

jakby ogl¹da³ schematy przewijane na wysokiej rozdzielczoœci ekra-

nach systemu CAD. Szef ochrony Zak³adów Stoczniowych Kuat

by³ pozbawiony wyobraŸni, ale dok³adny. Kuat wybra³ go i umie-

œci³ na tym stanowisku z tych w³aœnie powodów oraz niez³omnej

lojalnoœci wobec ¿ywi¹cej go korporacji. Nie trzeba by³o przypo-

minaæ Fenaldowi, jak wa¿ne jest zdobycie statku Boby Fetta –

a w³aœciwie jego odzyskanie, poniewa¿ statek zosta³ wybudowany

tu, w Zak³adach. Nie chodzi³o tu o szczególn¹ wartoœæ samego stat-

ku, ale o to, co wci¹¿ jeszcze móg³ zawieraæ. Niewa¿ne, czy Boba

Fett ¿y³, czy nie. Kuat w g³êbi ducha czu³ siê tak samo jak po

bombardowaniu Morza Wydm na Tatooine. Wtedy mia³ wra¿enie,

¿e Boba Fett zdolny jest umkn¹æ przed ka¿d¹ si³¹, która spowodo-

wa³aby œmieræ mniej doskona³ej istoty. Nawet jeœli to nieprawdo-

podobne zdarzenie nast¹pi³o i Boba Fett istotnie zgin¹³, istnia³o du¿e

prawdopodobieñstwo, ¿e na pok³adzie „Niewolnika I” pozosta³y

dowody niebezpiecznej konspiracji, w któr¹ uwik³a³ siê ³owca na-

gród. Dowody, które prowadzi³y do Zak³adów Stoczniowych Kuat.

To by³o prawdziwe niebezpieczeñstwo, którego nale¿a³o za wszel-

k¹ cenê unikn¹æ.

Jeœli Fett zniszczy³ robota towarowego, ponuro duma³ Kuat,

albo jakoœ siê go pozby³… to mo¿e jesteœmy bezpieczni. Boba Fett

by³ wyj¹tkowo inteligentny i na pewno zdawa³ sobie sprawê z war-

toœci materia³u, jaki znalaz³ siê w jego posiadaniu. Móg³ pozbyæ siê

go, zanim pozostawi³ „Niewolnika I” na orbicie wokó³ Tatooine.

Gdyby jednak ten wielki, niezgrabny robot istnia³ jeszcze, a razem

z nim schowki kryj¹ce urz¹dzenia szpiegowskie i dane, które cze-

ka³y na odszyfrowanie i przeanalizowanie… wówczas Zak³ady

Stoczniowe Kuat znalaz³yby siê w nie lada k³opotach. A wszystko

z powodu holograficznego nagrania napaœci imperialnych sztur-

mowców na samotn¹ farmê wilgoci na Tatooine… i zapachu fero-

monów najpotê¿niejszego przestêpcy galaktyki, przywódcy orga-

nizacji Czarnego S³oñca.

W myœlach Kuata pojawi³a siê twarz ksiêcia Xizora z jego

fioletowymi oczami i zimnym, ironicznym uœmieszkiem. By³ to

nieprzyjaciel, którego Zak³ady Stoczniowe Kuat powinny siê baæ

background image

39

jeszcze bardziej ni¿ Imperatora Palpatine’a. Œmieræ Xizora nie wy-

eliminowa³a niebezpieczeñstw, z którymi musia³a zmierzyæ siê kor-

poracja.

Zadumê Kuata przerwa³ rozb³ysk flary sygna³owej – cienki

strumieñ bia³ego œwiat³a, który wzniós³ siê ponad dokami budow-

lanymi. Oderwa³ na chwilê d³oñ od felinksa i dotkn¹³ miniaturowej

klawiatury na przegubie. Obwody steruj¹ce filtracj¹ przes³ony cza-

sowej ekranów widokowych uaktywni³y siê, wchodz¹c w synchro-

nizacjê z sygna³em krótkiego zasiêgu wysy³anym przez mikromi-

gawki implantowane w rogówki Kuata. Przez u³amek sekundy

ekrany pociemnia³y, po czym znów nabra³y przejrzystoœci, gdy

skoordynowa³y siê oba systemy optyczne.

Poprzez pró¿niê dziel¹c¹ doki i wysokie ekrany biur Kuata nie

móg³ przedrzeæ siê ¿aden dŸwiêk, ale ognista flara wystarczy³aby,

¿eby zbudziæ i przeraziæ uœpionego felinksa. Kuat nie mia³ ochoty,

aby spanikowane zwierzê pazurami wydziera³o sobie drogê do

wolnoœci z jego ramion. Pod podbródkiem wci¹¿ jeszcze mia³ bia-

³aw¹, cienk¹ bliznê z ostatniego razu, kiedy siê to zdarzy³o.

Ostatnia flara sygna³owa, tym razem czerwona, przeciê³a

gwiaŸdziste niebo nad zak³adami. Oznacza³o to, ¿e personel stocz-

ni opuœci³ dok, w którym czeka³ ukoñczony w³aœnie kr¹¿ownik

bojowy Imperium, wci¹¿ jeszcze owiniêty cumami i p³achtami

monta¿owymi. On nie musia³ dawaæ ¿adnego sygna³u – od tej chwili

wszystko toczy³o siê automatycznie. Pojedynczy wtopiony bez-

piecznik katalizowa³ ³atwopalne sk³adniki p³acht; tlen uwiêziony

w fa³dach materia³u w zupe³noœci wystarczy³ na chrzest ogniowy,

oczyszczaj¹cy z wszystkiego, co nie by³o hartowan¹ durastal¹.

W ci¹gu kilku sekund kr¹¿ownik otoczy³ siê chmur¹ p³omieni,

które pali³y siê równo, poniewa¿ wobec braku atmosfery nie istnia³

tu efekt konwekcji. Okrywaj¹ce statek p³achty zmieni³y siê w wiel-

kie, postrzêpione arkusze popio³u, które same rozsypywa³y siê w ni-

coœæ wraz z gasn¹cym ¿arem. Kr¹¿ownik gwiezdny uniós³ siê z do-

ku; doskona³a broñ, oczyszczona i zahartowana przez ogieñ.

Resztki popio³u, wyci¹gniête na zewn¹trz si³¹ znikaj¹cego p³o-

mienia, podryfowa³y wzd³u¿ szyby. Kuat sta³, tul¹c w ramionach

wci¹¿ uœpionego felinksa, a powidok p³omieni pod jego powiekami

powoli zmienia³ barwê.

background image

40

R O Z D Z I A £

"

– Wiesz, jak siê pilotuje coœ takiego?

Boba Fett spojrza³ przez ramiê na drugiego ³owcê nagród, któ-

ry sta³ w przejœciu do kokpitu „Wœciek³ego Psa”.

– S¹ pewne trudnoœci – odpar³ powoli, bez widocznych emo-

cji. – Ale mo¿na je pokonaæ.

Oderwa³ d³onie w rêkawicach od wyraŸnych wg³êbieñ na pul-

picie sterowania.

– Trandoszañskie interfejsy operatora s¹ doœæ prymitywne,

ale konfiguracja statku jest w³aœciwie standardowa. Zapewniam

ciê, ¿e poradzê sobie ze wszystkim, co potrafi³y wielkie pazury

Trandoszan.

Pewnie, pomyœla³ Dengar. Znów opar³ siê o framugê, obser-

wuj¹c, jak Boba Fett dokonuje ostatnich poprawek nawigacyjnych.

Mia³ ju¿ nieraz okazjê zetkn¹æ siê z Trandoszanami, w³¹czaj¹c

w to poprzedniego w³aœciciela tego statku. ¯adne z tych spotkañ

nie nale¿a³o do przyjemnych. Bossk zawsze mia³ reputacjê histe-

ryka, nawet w czasach Gildii £owców G³ów, kiedy prawdopodob-

nie mia³ mniej problemów. WejdŸ mu w drogê, a masz du¿¹ szan-

sê na to, ¿e odkrêci ci g³owê niczym pokrywê kanistra z awaryjnymi

racjami ¿ywnoœciowymi. W³aœnie do tego najlepiej siê te szpony

nadawa³y, a nie do sterowania szybkimi pojazdami gwiezdnymi.

Za to Boba Fett potrafi³ nie tylko dok³adnie wykoñczyæ przeciwni-

ka, ale tak¿e obs³ugiwaæ sprzêt nawet najbardziej skomplikowany,

pocz¹wszy od wszelkiego rodzaju pojazdów miêdzyplanetarnych

po swoj¹ mandaloriañsk¹ zbrojê.

Dengar wycelowa³ palec w uk³ad komunikacyjny kokpitu.

background image

41

– Co siê stanie, jeœli ktoœ rozpozna ten statek i bêdzie chcia³

pogadaæ z Bosskiem? Mo¿emy natkn¹æ siê na jednego z jego sta-

rych kumpli, który rozpozna „Psa”.

– To prawda – przyzna³ Fett. Opuœci³ wzrok na pulpit ste-

rowniczy. – Ale tam, gdzie siê udajemy, nie bêdziemy mieli wielu

okazji, aby natkn¹æ siê na kole¿ków Bosska. On przewa¿nie kur-

sowa³ w tych samych okolicach Galaktyki i tam by³ dobrze znany,

a nawet cieszy³ siê pewnym szacunkiem. I to mu odpowiada³o.

Nigdy nie wykazywa³ wielkiej inicjatywy w rozszerzaniu dzia³al-

noœci na nowe terytoria.

– Skoro tak twierdzisz… – wzruszy³ ramionami Dengar. –

Mam wra¿enie, ¿e to chyba jego strata, nie?

– Mo¿e i tak. – Boba Fett wstuka³ do komputera nawigacyj-

nego kolejny zestaw wspó³rzêdnych. – A mo¿e dlatego Bossk wci¹¿

jeszcze ¿yje. Takie stworzenia jak on powinny siê pilnowaæ.

Tak? A co ze stworzeniami takimi jak my? – pomyœla³ Dengar

i przy³apa³ siê na tym, ¿e wbija wzrok w ty³ he³mu Boby Fetta,

zastanawiaj¹c siê, co siê tam dzieje, jakie plany i ukryte pomys³y

tkwi¹ w g³owie ³owcy. Nie pomog³o, ¿e widzia³ ju¿ Bobê Fetta bez

charakterystycznego mandaloriañskiego he³mu – prawdopodobnie

jeden z niewielu móg³by siê tym pochwaliæ, jeœli nie liczyæ by³ej

tancerki Neelah. Przez ca³y ten czas na Tatooine, kiedy to oboje

skakali wokó³ Boby Fetta, staraj¹c siê utrzymaæ go przy ¿yciu po

jego ucieczce z bebechów Sarlaka, Dengar ani trochê nie zbli¿y³

siê do rozszyfrowania istoty, której ¿ycie uratowa³. Niedobrze, je-

œli wzi¹æ pod uwagê, ¿e w³aœnie w tej chwili jest partnerem tego

najbardziej przera¿aj¹cego ³owcy nagród w ca³ej galaktyce. Boba

Fett sam mu to zaproponowa³, a Dengar skwapliwie przyj¹³ propo-

zycjꠖ mo¿e zbyt skwapliwie, jak siê nad tym dobrze zastanowiæ.

Po co on siê w ogóle na to godzi³? G³ównym powodem uwik³ania

siê w ten uk³ad by³a chyba chêæ szybkiego zarobienia du¿ej forsy.

Sp³aci³by wtedy ci¹¿¹cy na nim od wielu lat pokaŸny d³ug i poœlu-

bi³ swoj¹ ukochan¹ Manaroo – gdyby jeszcze na niego czeka³a

i gdyby uda³o mu siê do niej wróciæ w innej postaci ni¿ spalone

laserem szcz¹tki.

Brak kontaktu z ni¹ by³ dla Dengara istn¹ tortur¹. Ta mi³oœæ

objawi³a mu siê w ca³ej pe³ni dopiero niedawno, tu¿ przed opusz-

czeniem Tatooine na pok³adzie „Niewolnika I”. Dengar skontakto-

wa³ siê wtedy z Manaroo; poleci³ jej zabraæ statek „Karz¹c¹ Rêkê”

i wraz z nim ukryæ siê w bezpiecznym miejscu. Wywi¹za³a siê a¿

background image

42

za dobrze z tego zadania: teraz Dengar nie mia³ pojêcia, w której

czêœci galaktyki Manaroo mo¿e siê znajdowaæ, nie móg³ siê te¿

z ni¹ porozumieæ. Uzgodnili, ¿e dopóki Dengar bêdzie przebywa³

z Bob¹ Fettem, trzeba unikaæ kontaktów Manaroo z nim. Zbyt

wiele istot hodowa³o w duszy szczer¹ nienawiœæ do Boby Fetta,

zbyt wiele mog³o skorzystaæ na jego œmierci. Gdyby ktokolwiek siê

dowiedzia³, ¿e partner Fetta jest zwi¹zany dusz¹, sercem i losem

z istot¹ p³ci ¿eñskiej, móg³by j¹ wykorzystaæ jako s³aby punkt w je-

go zbroi, jako drogê dotarcia do samego Fetta. Manaroo sta³aby siê

celem dla wszystkich szumowin w ca³ej galaktyce, a choæ wystar-

czaj¹co silna i sprytna, by uciekaæ lub walczyæ, nie mog³a opieraæ

siê wiecznie, a Dengar nie by³ w stanie chroniæ jej na odleg³oœæ.

Ta myœl drêczy³a Dengara nieustannie i to ona w³aœnie najpo-

wa¿niej wp³ynê³a na jego decyzjê.

Nawet jednak tak problematyczna ochrona ukochanej drogo

go kosztowa³a. Pewnego dnia bêd¹ znów razem – ale tylko wtedy,

jeœli obojgu uda siê prze¿yæ i jeœli siê odnajd¹.

Za du¿o by³o tych „jeœli”: mno¿y³y siê one w duszy Dengara

w miarê, jak mija³y dni w towarzystwie Boby Fetta. ¯ycie ³owcy

nagród by³o ju¿ przedtem wystarczaj¹co niebezpieczne – dlatego

w³aœnie Dengar chcia³ zmieniæ zajêcie. A teraz, myœla³ ponuro,

przenios³em siê w sam œrodek jeszcze wiêkszego niebezpieczeñ-

stwa. Dotychczas wystarcza³o mu szczêœcia i umiejêtnoœci, by przy-

najmniej utrzymaæ siê przy ¿yciu. Ale te¿ dot¹d nie mia³ do czy-

nienia z tajemniczymi si³ami, które dokona³y zmasowanego nalotu

bombowego wprost na jego g³owê, jak to siê sta³o na Tatooine.

Ktokolwiek to zrobi³, nie mia³ zamiaru go zabiæ; prawdopodobnie

œcigaj¹c Bobê Fetta, nawet nie zauwa¿y³by jego œmierci. I na tym

w³aœnie polega³ problem przebywania w towarzystwie kogoœ takie-

go. Fett mia³ w sobie coœ, co pozwala³o mu prze¿yæ nawet w naj-

bardziej morderczych sytuacjach. Nawet Sarlak nie zdo³a³ go za-

biæ. Tym gorzej dla wszystkich innych, pomyœla³ Dengar. Jeœli nie

siêgasz jego poziomu, to tak, jakbyœ ju¿ by³ martwy.

I po co to wszystko?

– A wiêc – zagadn¹³ znowu, próbuj¹c uzyskaæ jakieœ po¿y-

teczne informacje – jeœli nie lecimy tam, gdzie bywa³ Bossk… to

w³aœciwie dok¹d siê wybieramy?

Boba Fett nawet siê nie obejrza³.

– Wolê, ¿eby ka¿dy wiedzia³ tylko tyle, ile musi. A tego na

razie nie musisz wiedzieæ.

background image

43

Dengara poczu³ lekk¹ urazê.

– Myœla³em, ¿e jesteœmy partnerami.

– Bo jesteœmy. – D³onie Fetta b³¹dzi³y po kontrolkach. – Uwa-

¿am siê za zwi¹zanego umow¹, któr¹ zawarliœmy.

– £adne mi partnerstwo, jeœli to ty podejmujesz wszystkie

decyzje – z trudem wykrztusi³ Dengar. – Zdawa³o mi siê, ¿e mamy

równe prawa. Chyba siê pomyli³em.

Tym razem Boba Fett obróci³ siê razem z fotelem pilota. Zim-

ne, puste spojrzenie w¹skiego wizjera he³mu spoczê³o na Denga-

rze, który poczu³ w gardle o³owian¹ bry³ê.

– Prawdopodobnie nie zrozumieliœmy siê do koñca. – Bez-

barwny g³os Boby Fetta robi³ wiêksze wra¿enie ni¿ wybuch gnie-

wu. – Jeœli jednak nadal chcesz uwa¿aæ, ¿e jakimœ cudem jeste-

œmy sobie równi, z przykroœci¹ muszê ciê wyprowadziæ z b³êdu,

partnerze. Nie ma takiej mo¿liwoœci, to w ogóle nie do pomyœle-

nia. Przynajmniej nie w zawodzie ³owcy nagród.

– C󿅠– strach zmrozi³ wnêtrznoœci Dengara, poch³aniaj¹c

ca³e ciep³o krwi. Czarne spojrzenie Fetta zdawa³o siê wgniataæ go

w pod³o¿e, jakby by³ pluskw¹ pod stop¹ tamtego. – W³aœciwie nie

o to mi chodzi³o…

– Doskonale. Nie chcia³bym uwa¿aæ, ¿e pomyli³em siê w oce-

nie wartoœci mojego partnera. – G³os Boby Fetta wci¹¿ by³ równie

spokojny i równie groŸny. – A znaczymy dla siebie bardzo wiele,

Dengarze, i to nie tylko dlatego, ¿e tam, na Morzu Wydm, znala-

z³eœ mnie i uratowa³eœ mi ¿ycie. Nie zaproponowa³em ci partner-

stwa z czystej wdziêcznoœci. Zapewniam ciê, ¿e takie uczucia s¹

mi obce.

Jak i wszystkie inne, pomyœla³ Dengar. Poczu³, ¿e zaczyna

oblewaæ siê potem. Ju¿ ¿a³owa³, ¿e podj¹³ z ³owc¹ nagród dysku-

sjê na ten temat.

– Mo¿emy byæ dla siebie wzajemnie bardzo u¿yteczni – ci¹-

gn¹³ Boba Fett – i jest to jedyna podstawa partnerstwa, jak¹ znam.

Oczywiœcie, je¿eli uwa¿asz, ¿e w grê wchodzi coœ innego…

Dengar wlepi³ wzrok w wizjer he³mu, jakby zahipnotyzowany

spojrzeniem ukrytych za nim oczu. Umys³ mia³ zupe³nie pusty.

– Mo¿e powinniœmy pomyœleæ o rozwi¹zaniu naszego part-

nerstwa. Czy tego w³aœnie chcesz?

Dengar potrzebowa³ czasu, aby zmusiæ siê do odpowiedzi:

– Nie – potrz¹sn¹³ g³ow¹. – Wcale nie tego chcê…

background image

44

– Moja rada brzmi: zastanów siê, czego w³aœciwie chcesz. –

Fett pochyli³ siê lekko do przodu w fotelu pilota, zbli¿aj¹c he³m do

twarzy Dengara. – Jeœli nie bêdziemy partnerami, nasze stosunki

mog¹ u³o¿yæ siê ca³kiem inaczej…

Bawi siê ze mn¹, pomyœla³ Dengar. Odkrycie, ¿e Boba Fett

jest jednak zdolny do odczuwania emocji, a przynajmniej do okru-

cieñstwa, nie przynios³o mu ulgi. Podniós³ rêce zwrócone d³oñmi

do góry, jakby w geœcie kapitulacji.

– W porz¹dku. Jestem ca³kiem… zadowolony z obecnego sta-

nu rzeczy. Pokierujesz sprawami, jak zechcesz, nie mam nic prze-

ciwko temu.

Fett milcza³ przez chwilê, po czym przytakn¹³ ledwie dostrze-

galnym ruchem he³mu.

– Doskonale – rzek³ cicho. – Teraz ju¿ nie bêdzie nieporozu-

mieñ.

– Oczywiœcie – zgodzi³ siê Dengar. Stwierdzi³, ¿e znowu mo¿e

oddychaæ.

Fett znów odwróci³ fotel pilota w kierunku pulpitu.

– Ja podejmujê decyzje, a ty je wykonujesz.

Dengar spojrza³ na niego zaskoczony.

– A w³aœciwie… co mia³bym robiæ?

– Kiedy przyjdzie czas, bêdziesz mia³ mnóstwo do roboty.

Tymczasem przestañ siê tym zamartwiaæ. Odprê¿ siê.

Jasne, pomyœla³ Dengar. Myœlisz, ¿e tak mo¿na na zawo³anie?

– Ciesz siê spokojem i cisz¹ – doda³ Fett, nie przerywaj¹c

wprowadzania poprawek nawigacyjnych. – Dopóki mo¿esz. Tam,

gdzie lecimy, pewnie jeszcze nieraz za tym zatêsknisz.

– W porz¹dku – Dengar wycofa³ siê z przejœcia. – Ty tu rz¹-

dzisz.

– Mniej wiêcej – odpar³ Boba Fett. – IdŸ na dó³ i powiedz

Neelah, ¿eby siê przypiê³a. Ty te¿ to zrób. Za kilka minut planujê

skok w nadprzestrzeñ.

Dengar wola³ nie pytaæ o cel podró¿y. Koordynaty, które Boba

Fett wstuka³ do komputera nawigacyjnego, wydawa³y siê nie pod-

legaæ ¿adnej dyskusji. Prawdziwe partnerstwo, nie ma co. Dengar

odwróci³ siê i podszed³ do drabinki wiod¹cej do ograniczonej do

niezbêdnego minimum czêœci pasa¿erskiej „Psa”.

Nied³ugo statek wyskoczy w jakimœ odleg³ym sektorze galak-

tyki, tak zapad³ym, ¿e nawet Trandoszanin Bossk nigdy by tam

background image

45

nie zajrza³. Uspokaja³o to Dengara mniej wiêcej w takim samym

stopniu jak rezultat jego partnerstwa z Bob¹ Fettem.

Zacz¹³ schodziæ po drabince, ale jeszcze raz odwróci³ g³owê

i spojrza³ w kierunku kokpitu. Fett poch³oniêty by³ ca³kowicie swoimi

zajêciami i wydawa³o siê, ¿e na dobre zapomnia³ o obecnoœci part-

nera.

Jasne, pomyœla³ Dengar. Gdyby dot¹d mia³ jakiekolwiek w¹t-

pliwoœci co do natury partnerstwa z Bob¹ Fettem, teraz pozby³ siê

ich ca³kowicie. Tak czy owak…

Zacz¹³ schodziæ w dó³. Podeszwy jego butów dŸwiêcza³y ryt-

micznie o metalowe stopnie drabinki.

Neelah nie mog³a uwierzyæ w to, co us³ysza³a. A raczej pod-

s³ucha³a, bo pod³¹czy³a siê do wewnêtrznych systemów komuni-

kacyjnych „Wœciek³ego Psa” przez g³ówny pulpit w czêœci pasa-

¿erskiej statku. Ciasne pomieszczenie urz¹dzone by³o zgodnie

z trandoszañskim gustem: œciany pokryte ciemnymi gobelinami i stos

cienkich mat do spania. Gobeliny by³y przywi¹zane na rogach ta-

siemkami, ¿eby zapobiec ich unoszeniu, gdyby zawiod³a sztuczna

grawitacja statku. Wszystkie przedstawia³y krwawe sceny wiel-

kich bitew, zaczerpniête z trandoszañskiej historii i legend. Nawet

teraz, gdy Neelah d³uba³a przy urz¹dzeniach komunikacyjnych po

to, aby pods³uchaæ rozmowê Dengara z Bob¹ Fettem, dziêkowa³a

losowi, ¿e prawowitego w³aœciciela statku nie ma na pok³adzie.

Zadowolenie jednak minê³o, jak tylko us³ysza³a, o czym by³a

mowa w kokpicie. Przerazi³ j¹ sposób, w jaki Boba Fett potrakto-

wa³ Dengara za to tylko, ¿e zada³ proste pytanie o cel ich podró¿y.

Ten miêczak jest do niczego, pomyœla³a z pogard¹, s³ysz¹c

s³owa Dengara. Gdyby przysz³o co do czego i gdyby musia³a siê

rozstaæ z Bob¹ Fettem – a wszystko wskazywa³o na to, ¿e prêdzej

czy póŸniej tak siê stanie – taki sprzymierzeniec jak Dengar nie na

wiele jej siê przyda. Fett bez wiêkszego trudu by³by w stanie wy-

eliminowaæ ich oboje.

Teraz by³o dla niej zupe³nie jasne, dlaczego Dengar chce ze-

rwaæ z profesj¹ ³owcy nagród. Po prostu nie ma do tego ikry,

westchnê³a, wspó³czuj¹co krêc¹c g³ow¹. Ikry i oczywistego braku

emocji, jakimi móg³ siê pochwaliæ Boba Fett. Ju¿ niech lepiej Den-

gar odwiesi broñ na ko³ek, odrzuci nêdzne resztki ambicji i osi¹dzie

background image

46

na jakiejœ zapad³ej planecie ze swoj¹ ukochan¹ Manaroo, zanim

go zabij¹ albo zanim siê ca³kiem rozsypie ze strachu.

Teraz, kiedy pods³ucha³a rozmowê Dengara i Boby Fetta,

Neelah mia³a ju¿ w³asn¹ teoriê co do dalszego przebiegu spraw.

Muszê wszystko zrobiæ sama, dosz³a do wniosku. Dok¹dkolwiek

leci „Wœciek³y Pies” i cokolwiek ich tam czeka. Musi nawet zadbaæ

o uratowanie ¿ycia w³asnego i Dengara – brak uczuæ w g³osie Boby

Fetta wskazywa³, ¿e ³owcy niezbyt zale¿y na ich prze¿yciu. Dengar

mo¿e da³ siê nabraæ na te bzdury o partnerstwie, ale ona nie. I nie

wyrazi³a na nie zgody. Jeœli o ni¹ chodzi³o, wci¹¿ by³a wolnym strzel-

cem i jedyn¹ skór¹, o jakiej ca³oœæ musia³a dbaæ, by³a jej w³asna.

G³ówny problem polega³ jednak na tym, ¿e nie wiedzia³a, czy-

ja naprawdê jest ta skóra. Nie znam nawet mojego prawdziwego

imienia, myœla³a z gorycz¹. Musi je poznaæ, a tak¿e wszystko, co

siê z nim wi¹¿e: historiê, przyjació³, wrogów; wiedzieæ, kogo mo¿e

poprosiæ o pomoc i otrzymaæ j¹, a kto poder¿n¹³by jej gard³o w se-

kundê, gdyby tylko wiedzia³, ¿e ca³a i zdrowa umknê³a z planety

Tatooine. Mia³a pewne podejrzenia, posk³adane bardziej na pod-

stawie rozumowania ni¿ rzeczywistej informacji. Ktokolwiek ulo-

kowa³ j¹ w pa³acu Jabby, tego nale¿a³o siê strzec. A mo¿e nie jed-

nej istoty, tylko kilku? Mo¿e to ca³y spisek, kombinacja mrocznych

si³, które siê przeciwko niej sprzysiêg³y?

Pewnie mieli swoje powody, aby wyczyœciæ jej pamiêæ, wy-

kasowaæ z mózgu ca³¹ przesz³oœæ, przebraæ za zwyk³¹ tancerkê

i zamkn¹æ w fortecy jednego z najwiêkszych ³ajdaków na wszyst-

kich znanych œwiatach.

Byæ mo¿e Jabba wiedzia³, jaka tajemnica kryje siê za jej obec-

noœci¹ w pa³acu, ale teraz to i tak nie mia³o znaczenia. Jabba nie

¿y³ i wszystkie sekrety, jakie ukrywa³ ten odra¿aj¹cy œlimak, umar³y

wraz z nim.

Z przesz³oœci pozosta³o jej w³aœciwie tylko jedno wspomnie-

nie, które opar³o siê procesowi kasowania pamiêci. Nawet nie wspo-

mnienie, lecz obraz. ¯adnego g³osu, ¿adnych s³ów, ¿adnych, na-

wet najbardziej fragmentarycznych danych. Ten, kto dokona³

kasowania, by³ wyj¹tkowo dok³adny. Byæ mo¿e lepiej by³oby dla

niej, gdyby i ten ostatni strzêp informacji równie¿ zosta³ jej ode-

brany. Obraz, który przechowa³ siê w zniszczonej pamiêci Neelah,

przedstawia³ twarz. A raczej nie twarz. Maskê. Obraz w¹skiego

wizjera he³mu Boby Fetta, ukrywaj¹cego pod twardym, nieludz-

kim spojrzeniem ¿yw¹ twarz…

background image

47

Widzia³a tê zamaskowan¹ twarz w pa³acu Jabby. Ju¿ wtedy

ten widok napawa³ j¹ lêkiem i gniewem. Neelah czu³a, ¿e ³owca

nagród nie tylko pilnuje Hutta, choæ w³aœnie do tego zosta³ wyna-

jêty – Jabba by³ jednym z niewielu stworzeñ w galaktyce, które

mia³y doœæ pieniêdzy, by pozwoliæ sobie na us³ugi Boby Fetta –

lecz równie¿ realizuje jakiœ w³asny plan. Przychodzi³ i wychodzi³

z pa³acu w niewiadomym celu, choæ zawsze mo¿na by³o liczyæ na

to, ¿e bêdzie pod rêk¹ w chwili kryzysu. Tak by³o na przyk³ad

w chwili, gdy ksiê¿niczka Leia Organa, przebrana za ubeskiego

³owcê nagród, ¿¹daj¹c nagrody za doprowadzenie Wookiego, pod-

sunê³a mu pod nos uaktywniony detonator termiczny. Boba Fett

momentalnie uniós³ rusznicê laserow¹ do pozycji strza³u, choæ po-

zostali ochroniarze w tym samym czasie rzucili siê do ucieczki.

Wtedy nikt nie zgin¹³, choæ nie sta³o siê to z powodu zanie-

dbania ze strony Boby Fetta. Jabba wyp³aci³ nagrodê i przebrana

ksiê¿niczka wy³¹czy³a detonator. Gdyby sta³o siê inaczej, z pa³acu

Jabby pozosta³yby wy³¹cznie ruiny i zgliszcza. Neelah by³a jednak

pewna, ¿e Boba Fett prze¿y³by zag³adê. Zawsze uchodzi³ z ¿y-

ciem, niewa¿ne, ile stworzeñ ginê³o wokó³ niego.

Co dziwniejsze, czu³a, ¿e ona tak¿e by nie zginê³a, cokolwiek

by siê sta³o. Niechby ogieñ poch³on¹³ wszystko, pomyœla³a. Ona

wysz³aby ca³o, nietkniêta, wyniesiona w bezpieczne miejsce przez…

Bobê Fetta. Kogó¿ by innego?

Nie w¹tpi³a te¿, ¿e takie w³aœnie by³o znaczenie szczególnego

zainteresowania, jakim obdarza³ j¹ Boba Fett w pa³acu Jabby. Nie

potrzebowa³a wiele czasu, ¿eby zorientowaæ siê, co siê œwiêci. Za

ka¿dym razem, gdy ³owca nagród wraca³ ze swoich tajemniczych

wypraw, zwraca³ os³oniêt¹ he³mem twarz w jej stronê, jakby chcia³

siê upewniæ, ¿e jest bezpieczna, ca³a i zdrowa.

Nie by³o to ³atwe zadanie w tak krwawym miejscu jak ten

pa³ac, gdzie ka¿dy ³otr i nêdznik pochwala³ zami³owanie Jabby do

zadawania cierpienia innym stworzeniom. Jabba nie mierzy³ swo-

jego bogactwa wy³¹cznie liczb¹ kredytów spoczywaj¹cych w mrocz-

nych lochach skarbca, lecz równie¿ miar¹ cierpieñ i œmierci, jakie

zadawa³… i jakimi siê rozkoszowa³, niczym wij¹cymi siê ¿ywymi

k¹skami, które wpycha³ maleñkimi r¹czkami do ogromnej, pozba-

wionej warg paszczy. Podw³adni Jabby przewa¿nie pracowali u nie-

go za niewielkie pieni¹dze – co Huttowi bardzo odpowiada³o – lecz

w zamian mogli bez przeszkód dawaæ upust swoim okrutnym upodo-

baniom.

background image

48

Biedna Oola, jedna z naj³adniejszych tancerek w pa³acu, by³a

zarezerwowana dla Jabby. Symbolem tego by³ cieniutki ³añcuch,

na którym j¹ trzyma³. Nie dla mnie, pomyœla³a Neelah, dotykaj¹c

d³oni¹ twarzy. Pod palcami czu³a zagojon¹ ju¿ bliznê po ranie za-

danej pik¹ jednego z gamorreañskich stra¿ników, gdy próbowa³a

uciec. Nawet gdyby stêpione ¿elazo nie rozora³o jej wówczas skó-

ry na szczêce i policzku, nigdy nie mia³aby tej delikatnej, kruchej

urody co Oola. Przy sadystycznych upodobaniach Jabby do ogl¹-

dania piêkna okrutnie rozszarpywanego na krwawe strzêpy prze-

ciêtna uroda by³a dla Neelah b³ogos³awieñstwem przez ca³y jej

pobyt w pa³acu. Widywa³a piêkniejsze od siebie kobiety rzucane

na ¿er ulubionemu rankorowi Jabby, s³ysza³a ich krzyki dochodz¹-

ce krótko z wnêtrza jamy, podczas gdy rozentuzjazmowane s³ugu-

sy Jabby t³oczy³y siê wokó³ kraty, najwyraŸniej raduj¹c siê wido-

kiem jatki tak samo jak ich pan.

Istnia³a jednak jeszcze inna przyczyna d³ugiego ¿ycia Neelah

w grubych œcianach pa³acu Jabby. Pierwsze przeb³yski podejrzeñ

szybko przerodzi³y siê w ca³kowit¹ pewnoœæ. To on, myœla³a. To

Boba Fett. Znów podnios³a wzrok, spogl¹daj¹c w kierunku kokpitu

„Wœciek³ego Psa”. Z ukrytym pod he³mem ³owc¹ nagród ³¹czy³a j¹

niewidzialna wiêŸ. Ta sama tajemnicza wiêŸ ³¹czy³a ich przedtem

w pa³acu Jabby. Pomiêdzy ni¹, zwyk³¹ tancerk¹, a najgroŸniejszym,

najbardziej szanowanym ³owc¹ nagród w ca³ej galaktyce nigdy nie

pad³o ani jedno s³owo – przynajmniej tak jej podpowiada³a znisz-

czona pamiê栖 a jednak ju¿ wtedy wiedzia³a, ¿e Boba Fett nad

ni¹ czuwa. Wiedzia³a zatem, ¿e nie mo¿e jej siê staæ ¿adna krzyw-

da – a przynajmniej nie ta najgorsza. ¯ycie w pa³acu Jabby pe³ne

by³o licznych i bardzo wymyœlnych przykroœci, które sprawia³y, ¿e

wraz z innymi tancerkami nieraz zastanawia³a siê nad tym, czy

szybkie zwolnienie z pracy via pieczara rankora nie by³oby jednak

najlepszym wyjœciem.

W pewnym momencie jednak Neelah zorientowa³a siê, ¿e ona

nie ma takiego wyboru. Mia³a stra¿nika… lub kogoœ w tym rodza-

ju. Uwa¿na i milcz¹ca obserwacja Boby Fetta nie obejmowa³a

wy³¹cznie jego huttyjskiego pracodawcy.

Co by siê sta³o, gdyby Jabba zechcia³ rzuciæ mnie na po¿arcie

rankorowi? – leniwie zastanawia³a siê Neelah. Dobre pytanie, na-

wet jeœli œmieræ Jabby uczyni³a je retorycznym. Podejrzewa³a, ¿e

odpowiedŸ zale¿a³a od tego, jakie znaczenie mia³a dla ³owcy na-

gród. Czy uwa¿a³ j¹ za tak wa¿n¹, ¿e zdecydowa³by siê dla niej

background image

49

wtr¹ciæ w rozrywki Jabby? Tak wa¿n¹, ¿e w razie potrzeby podniós³-

by laserow¹ rusznicê i wycelowa³ w obwis³¹, szerok¹ gêbê Jabby,

nakazuj¹c mu grobowym g³osem, aby zostawi³ Neelah w spokoju?

Nie by³a tego pewna nawet teraz. Boba Fett rozgrywa³ jak¹œ

skomplikowan¹ grê, w której wartoœæ pionków na planszy zmie-

nia³a siê równie szybko, jak sytuacja strategiczna. W ka¿dym razie

zainteresowanie, jakie jej okazywa³ w pa³acu Jabby, na pewno nie

wynika³o z mi³oœci. Fett zapewni³ – a ona mu uwierzy³a z ca³ego

serca – ¿e ¿ycie innych istot nie ma dla niego najmniejszego zna-

czenia. Nawet jeœli przewozi³ twardy towar, jak okreœlano w fa-

chowym slangu ³owców nagród zak³adników z wyznaczonymi ce-

nami za ich g³owy, prze¿ywali oni tak¹ podró¿ wy³¹cznie dlatego,

¿e ci, którzy wyk³adali kredyty za ich schwytanie, z regu³y wiêcej

p³acili za ¿ywy towar ni¿ za martwy.

A ile ja jestem warta? – to pytanie przeœladowa³o j¹ bez prze-

rwy. Tyle, co ka¿dy towar. Jej wartoœæ dla Boby Fetta, przyczyny,

dla których tak bardzo zale¿a³o mu, aby prze¿y³a w pa³acu Jab-

by – do tej pory jeszcze nie umia³a sobie tego posk³adaæ w jedn¹

ca³oœæ. Gdyby mia³ interes w tym, ¿eby j¹ utrzymaæ przy ¿yciu –

a na pewno mia³ ku temu jakieœ swoje powody – niekoniecznie

musia³y one byæ korzystne równie¿ dla niej.

Pojawi³o siê jeszcze jedno, o wiele bardziej niepokoj¹ce pyta-

nie. Co siê stanie, kiedy te powody przestan¹ istnieæ? – zastana-

wia³a siê Neelah. Kiedy jej ¿ycie przestanie mieæ jak¹kolwiek war-

toœæ dla Boby Fetta, nie nale¿y siê spodziewaæ, ¿e ³owca nagród

zachowa j¹ przy sobie z czystego sentymentu. Dla Jabby by³a wy-

³¹cznie tancerk¹ – nie mia³a w¹tpliwoœci, widz¹c, jak pionowe Ÿre-

nice jego oczu zwê¿aj¹ siê na jej widok z t¹ sam¹ z³oœliw¹, de-

struktywn¹ ¿¹dz¹, jak¹ w jego oœliz³ym sercu wzbudza³y wszystkie

piêkne przedmioty. Boba Fett nie pozbêdzie siê jej dla przyjemno-

œci, jak¹ sprawi³oby mu ogl¹danie cierpienia innej istoty, lecz dla

zimnych, twardych kredytów. Neelah nie uwa¿a³a, ¿eby taki uk³ad

by³ lepszy. Tak czy owak, skoñczê jako zw³oki, stwierdzi³a z gory-

cz¹.

Oczywiœcie, mo¿liwe by³o jeszcze inne wyjœcie. Ma³o praw-

dopodobne, ale lepsze ni¿ tamto. A jej podoba³o siê o wiele bar-

dziej. Ktoœ skoñczy jako nieboszczyk, ale na pewno nie ja… –

pokiwa³a g³ow¹ w zadumie.

Nie musia³a robiæ zbyt wiele. Jeœli kiedyœ przyjdzie moment

ostatecznej konfrontacji, wynajmie tego najlepszego ³owcê nagród

4 – Spisek Xizora

background image

50

w ca³ej galaktyce, tê maszynê do zabijania, której wszyscy siê bali.

Wynajmie go, a potem usunie.

Tylko ¿e to nie bêdzie takie ³atwe.

Dziwna rzecz, ale mimo ma³ych szans powodzenia ju¿ siê na

to cieszy³a.

Bieg myœli Neelah przerwa³ brzêk czyichœ butów na drabince ³¹-

cz¹cej ³adowniê przyw³aszczonego przez nich „Wœciek³ego Psa” z kok-

pitem. Neelah rzuci³a siê zamkn¹æ panel dostêpu do obwodów komuni-

kacyjnych, ale z ulg¹ stwierdzi³a, ¿e to tylko Dengar schodzi w dó³.

– Niez³a robota – rzuci³a. Skrzy¿owa³a ramiona na piersi i ob-

rzuci³a go spojrzeniem. – Bardzo ³adnie. Pozwoli³eœ, ¿eby ciê po-

depta³ i rozsmarowa³ na pod³odze, nie ma co!

Dengar zeskoczy³ z ostatniego stopnia.

– O czym ty mówisz?

– ChodŸ tutaj. – Nie obchodzi³o jej, czy Dengar siê dowie, ¿e

pods³uchiwa³a ich rozmowê w kokpicie. Kciukiem wskaza³a na od-

s³oniête okablowanie i niewielkie urz¹dzenie pods³uchowe, które zna-

laz³a w szafce z czêœciami zamiennymi i w³¹czy³a w obwód. – S³y-

sza³am wszystko, co mówi³eœ. I wszystko, co ci odpowiada³ Boba

Fett. – Neelah powoli pokrêci³a g³ow¹. – Nie powiem, ¿ebym by³a

wstrz¹œniêta do g³êbi. W ka¿dym razie nie tob¹.

Dengar powoli wypuœci³ z p³uc zbyt d³ugo wstrzymywany od-

dech i opad³ ciê¿ko na metalow¹ ³aweczkê pod œcian¹ ³adowni.

– To twardy klient. – Ramiona ³owcy nagród zgarbi³y siê w kla-

sycznej pozycji klêski. – Ten facet móg³by byæ równie dobrze zbu-

dowany z durastali, od skóry po serce. Jeœli je w ogóle ma.

– A czego siê spodziewa³eœ?

Dengar wzruszy³ ramionami.

– Pewnie tego, co dosta³em.

– Ty idioto – mruknê³a Neelah. – To znaczy, co w³aœciwie

chcia³eœ osi¹gn¹æ? Jakie mia³eœ plany, kiedy zaczyna³eœ rozmawiaæ

z Fettem?

– Plany? – twarz Dengara przybra³a nieobecny wyraz. – Te-

raz chyba nawet nie umia³bym ci powiedzieæ.

– Œwietnie. – G³os Neelah a¿ ocieka³ pogard¹. – Prawdopo-

dobnie idziemy na pewn¹ œmieræ, a jedyny sprzymierzeniec, na

którego mog³abym liczyæ, jest kompletnie odmó¿d¿ony.

– Hej – ³owca nagród wyprostowa³ siê gwa³townie. – Myœlisz,

¿e ³atwo coœ wydobyæ z Boby Fetta, to sama spróbuj! Poczekam

tu na ciebie i popatrzê, jak spe³zasz z tej drabinki!

background image

51

– Spokojnie. Przepraszam, w porz¹dku? – Jakby by³o jej ma³o

w³asnych problemów, teraz jeszcze musia³a przejmowaæ siê zra-

nionymi uczuciami tego przewra¿liwionego typa. Przypomnia³a

sobie, ¿e Boba Fett nie mia³ ¿adnych wra¿liwych punktów. Dla-

czego Dengar nie mo¿e byæ taki sam?

– S³uchaj – powiedzia³a. – Musimy siê trzymaæ razem: ty i ja.

– Dlaczego? – Dengar spojrza³ na ni¹ podejrzliwie. – Co ja

z tego bêdê mia³? To znaczy z tego, ¿e bêdê siê ciebie trzyma³. Ju¿

mam jednego partnera, Bobê Fetta. To znacznie wiêcej warte ni¿

stowarzyszanie siê z kimœ takim jak ty.

– Doprawdy? – Z trudem powstrzyma³a gorzki uœmiech roz-

czarowania. – I dlatego by³eœ tam na górze z Bob¹ Fettem? Oma-

wialiœcie wasze plany… jak prawdziwi partnerzy – znów pokrêci-

³a g³ow¹. – Mog³abym to zawrzeæ w jednym zdaniu: s¹ partnerzy

i partnerzy. A ty zdecydowanie nale¿ysz do tych ostatnich.

– Tak? To znaczy do jakich?

– Jednorazowego u¿ytku – odpar³a. – Tak samo zreszt¹ jak

i ja. Tyle tylko, ¿e ja nie mam ¿adnych z³udzeñ. – Zatoczy³a rêk¹

kr¹g, wskazuj¹c rozmaite fragmenty urz¹dzeñ, zwisaj¹ce ze œcian

³adowni statku. – Widzisz to wszystko? Kiedyœ nale¿a³o do kogoœ

innego. Tamten ³owca nagród…

– Bossk. Tak siê nazywa³ – skin¹³ g³ow¹ Dengar. – I masz

racjê: to by³ jego statek.

Wszystkie urz¹dzenia kontrolne i uchwyty mia³y kszta³t od-

powiedni raczej dla stworzenia obdarzonego pazurami ni¿ dla hu-

manoida. Niektóre urz¹dzenia, które Neelah musia³a obejmowa³

obiema d³oñmi, zapewne zginê³yby w jednej ³apie Bosska.

– I popatrz, co mu siê przytrafi³o. – Neelah ruchem g³owy

wskaza³a kokpit na górze. – Zobacz, co z nim zrobi³ Boba Fett.

Jasne, ¿e to by³o ³atwe, przynajmniej dla niego. A ten Bossk…

s³ysza³am o nim, to te¿ by³ twardy klient.

Trandoszañski ³owca pojawi³ siê kilka razy w pa³acu Jabby,

kiedy pracowa³a tam jako tancerka; s³ysza³a, jakie opowieœci o nim

kr¹¿y³y. Wynika³o z nich, ¿e Bossk wprawdzie nie by³ geniuszem,

ale okrucieñstwo i upór zastêpowa³y wszelkie braki pod czaszk¹.

– A Fett i tak zdo³a³ go przekrêciæ w ty³ i w przód, i jeszcze

na lew¹ stronê i wys³aæ do domu na piechotê.

– Masz racjê, to wymaga³o sporo talentu – zgodzi³ siê Den-

gar, opieraj¹c d³oñ o zimn¹ durastalow¹ œcianê za plecami. – „Wœcie-

k³y Pies” by³ dum¹ i radoœci¹ Bosska. I czymœ jeszcze wiêcej: jego

background image

52

broni¹, sposobem na ¿ycie. Nie sprzeda³by tego statku za ¿adne

pieni¹dze.

– Widocznie Boba Fett ma swoje sposoby na ubijanie intere-

sów – unios³a jeden k¹cik warg w pozbawionym weso³oœci uœmie-

chu. – Tym gorzej dla osoby po drugiej stronie. I tym gorzej dla

ciebie.

– Co masz na myœli?

– Daj spokój – odpar³a. – Nie b¹dŸ wiêkszym g³upcem, ni¿

naprawdê musisz. Nie widzisz tego? Ta ma³a konferencja w kokpi-

cie powinna ci uzmys³owiæ, na czym polega twoje partnerstwo z Bob¹

Fettem. Jeœli da³eœ siê nabraæ na ten numer z partnerami, jesteœ jesz-

cze gorszym idiot¹, ni¿ to siê wydaje na pierwszy rzut oka.

Twarz Dengara zachmurzy³a siê groŸnie.

– Mocne s³owa jak na kogoœ, kto nie ma w galaktyce ani jed-

nej przyjaznej duszy.

A to siê jeszcze zobaczy, pomyœla³a Neelah. O ile wiedzia³a,

nawet mimo zrujnowanej pamiêci, mog³a mieæ przyjació³, i to

potê¿nych, którzy zrobi¹ dla niej wszystko… i by³y ich legiony.

Mo¿e w³aœnie w tej chwili jej szukaj¹. Jeœli uwa¿aj¹, ¿e wci¹¿

¿yjê, pomyœla³a. Wszystko zale¿a³o od tego, jakie okolicznoœci

doprowadzi³y j¹ do ugrzêŸniêcia na tak zapad³ej dziurze jak Ta-

tooine.

By³a to myœl, która nieustannie zaprz¹ta³a jej umys³. Teraz nie

mia³a jednak doœæ czasu, ¿eby j¹ rozpamiêtywaæ. Mia³a wa¿niej-

sze sprawy na g³owie.

– Przepraszam, nie jesteœ idiot¹. – Te proste s³owa tr¹ci³y g³ê-

boko ukryt¹ cechê charakteru Neelah, która przetrwa³a nawet ka-

sowanie pamiêci. Nie pasowa³y do niej: to inne istoty mia³y j¹

przepraszaæ, czy mia³y racjê, czy nie. Czu³a, ¿e taka jest w³aœciwa

kolej rzeczy. Jednak teraz sytuacja, w jakiej siê znalaz³a, wymu-

sza³a ca³kiem inne metody dzia³ania.

– Musisz zrozumieæ. – Neelah usiad³a obok Dengara na w¹-

skiej ³aweczce, która z trudem mieœci³a ich oboje. Ramieniem i udem

opiera³a siê o niego, a ciep³o ich cia³ miesza³o siê przez grube, funk-

cjonalne ubrania. – To wa¿ne – doda³a, spuszczaj¹c wzrok, ¿eby

spojrzeæ mu w oczy. – Ty i ja musimy trzymaæ siê razem. Jeœli

chcemy prze¿yæ.

Dengar cofn¹³ siê, mierz¹c j¹ podejrzliwym spojrzeniem.

– Ja prze¿yjꠖ rzek³ po chwili milczenia. – Potrafiê siê sob¹

zaopiekowaæ… do tej pory przynajmniej mi siê to udawa³o.

background image

53

– Teraz to co innego – odrzek³a cicho, ale z naciskiem. – Sytu-

acja jest inna ni¿ wszystko, w co kiedykolwiek by³eœ zamieszany.

– Mo¿e – wzruszy³ ramionami. – Ale jeœli masz obawy, co

siê z tob¹ stanie, to wy³¹cznie twój problem. Mam doœæ w³asnych

na g³owie.

Neelah poczu³a przemo¿n¹ chêæ, ¿eby z³apaæ jakiœ porz¹dny

kawa³ z³omu i mocno przy³o¿yæ w zakuty ³eb temu g³upiemu bru-

talowi. Jej miêœnie naprê¿y³y siê, ale zdo³a³a opanowaæ impuls.

– S³uchaj – powtórzy³a. Pochyli³a siê bli¿ej i po³o¿y³a d³oñ na

kolanie Dengara. – Nie chodzi wcale o twoje prze¿ycie, stawka

jest ca³kiem inna. Jasne? Gdybyœ troszczy³ siê wy³¹cznie o zacho-

wanie w ca³oœci w³asnej skóry, znalaz³byœ ju¿ sposób na to, ¿eby

siê st¹d ewakuowaæ i to tak daleko od Boby Fetta i ode mnie, jak

to tylko mo¿liwe. I by³oby to bardzo m¹dre posuniêcie z twojej

strony.

Dengar w dalszym ci¹gu spogl¹da³ podejrzliwie. Nie cofn¹³ siê

jednak przed jej dotkniêciem. To ju¿ by³ postêp. A przynajmniej

tak siê Neelah wydawa³o.

– Jasne, ¿e m¹dre – zgodzi³ siê Dengar.

– Ale ty d¹¿ysz do czegoœ, prawda? Chcesz u³o¿yæ sobie nowe

¿ycie z Manaroo.

Mia³a mnóstwo czasu na Tatooine, kiedy oboje z Dengarem

czuwali nad nieprzytomnym Bob¹ Fettem, powoli przychodz¹cym

do siebie po ranach, jakie odniós³ w bebechach Sarlaka, by us³y-

szeæ o nadziejach i marzeniach Dengara na przysz³oœæ. Przysz³oœæ,

która mia³a przynieœæ mu ma³¿eñstwo z ukochan¹ Manaroo i po-

rzucenie niebezpiecznego zajêcia ³owcy nagród – jednak pod wa-

runkiem, ¿e uda mu siê zebraæ wystarczaj¹c¹ kwotê, by sp³aciæ

d³ugi i rozpocz¹æ nowe ¿ycie u boku Manaroo. A jedynym sposo-

bem, w jaki móg³ to osi¹gn¹æ, by³o podjêcie najwiêkszego z mo¿li-

wych ryzyka. Musia³ nie tylko pozostaæ na razie ³owc¹ nagród, ale

jeszcze zwi¹zaæ siê z najbardziej przera¿aj¹cym i zdradzieckim

przedstawicielem tej profesji w ca³ej galaktyce. Neelah widzia³a

doskonale pu³apkê, w jakiej znalaz³ siê Dengar. Boba Fett móg³by

rzeczywiœcie staæ siê jego sposobem na porzucenie zawodu ³owcy

nagród i drog¹ w jasn¹, œwietlan¹ przysz³oœæ, jak¹ pragn¹³ zbudo-

waæ dla siebie i Manaroo. Ale Fett móg³ równie¿ byæ pu³apk¹ bez

wyjœcia: sieci¹ spisków i intryg, z której mo¿na uciec tylko po-

przez œmier栖 œmieræ Dengara. Byæ mo¿e wróci do swojej uko-

chanej jako nieboszczyk.

background image

54

– Nie mo¿esz zaufaæ Bobie Fettowi – powiedzia³a Neelah,

przysuwaj¹c twarz do twarzy Dengara. – Jego nic nie obchodzi

szczêœcie twoje i Manaroo.

– Nie oczekujê czegoœ takiego z jego strony – sztywno

i ostro¿nie odpar³ Dengar. – Jest biznesmenem.

– Gdyby tak by³o naprawdê, bylibyœmy bezpieczni. Ale on

jest kimœ wiêcej. – Neelah postuka³a palcem wskazuj¹cym w ko-

lano Dengara. – Partnerstwa z prawdziwymi biznesmenami na ka¿-

dej planecie zawi¹zywane s¹ codziennie, tak siê prowadzi intere-

sy…

– Czy¿by? – Dengar wydawa³ siê rozbawiony jej s³owami. –

Wydajesz siê wiedzieæ o tych sprawach bardzo du¿o jak na kogoœ,

kto nie ma innych wspomnieñ ni¿ praca tancerki w pa³acu Hutta

Jabby.

– Nie trzeba mieæ wspomnieñ – odpar³a – ¿eby wiedzieæ, jak

siê to robi.

W przypadku Dengara nawet nietkniêta pamiêæ niewiele po-

maga³a.

– Musisz tylko byæ sprytny i s³uchaæ. Daj spokój, przyznaj

siê, gdyby Boba Fett by³ zainteresowany posiadaniem partnera, na

pewno zwi¹za³by siê z innym ³owc¹ nagród.

– Na przyk³ad?

– Praktycznie z ka¿dym – wzruszy³a ramionami Neelah. –

Móg³ z³o¿yæ ofertê Bosskowi. Na pewno przeszliby do porz¹dku

dziennego nad dziel¹cymi ich ró¿nicami, gdyby oznacza³o to dla

nich dobry interes. Sam mówi³eœ, ¿e tylko to interesuje Bobê Fet-

ta. A Bossk podobno jest najtwardszym i najokrutniejszym ³owc¹

nagród w galaktyce, oczywiœcie po Bobie Fetcie. Ta dwójka stwo-

rzy³aby niepokonan¹ dru¿ynê. – Oczy Neelah zwêzi³y siê w szpar-

ki, gdy obserwowa³a reakcjê Dengara na swoje s³owa. – Z czego

siê œmiejesz?

– Przepraszam… – wzgardliwy uœmiech pozosta³ na twarzy

Dengara. – Ale taka ignorancja po prostu mnie bawi. Mo¿e dla

ciebie brak pamiêci nie jest ¿adn¹ przeszkod¹, ale dla innych jest.

Istnieje wiele istot rozumnych, zw³aszcza wœród ³owców nagród,

które wiedz¹ wiêcej o ¿yciu osobistym Boby Fetta ni¿ ty.

Neelah poczu³a gwa³town¹ wœciek³oœæ. Nie pierwszy raz prze-

¿ywa³a to uczucie. Mo¿e i by³a inteligentniejsza od Dengara, mo¿e

nawet od Boby Fetta, ale wci¹¿ znajdowa³a siê na straconej pozy-

cji. Muszê domyœlaæ siê rzeczy, które oni ju¿ wiedz¹, zauwa¿y³a

background image

55

nie po raz pierwszy. Galaktyka, która otacza³a ich w tym maleñ-

kim b¹belku skradzionego statku, by³a ogromna. Neelah mia³a

mnóstwo bia³ych plam do wype³nienia informacjami, zanim do-

równa poziomem najwiêkszemu ignorantowi z najbardziej zapa-

d³ej dziury wszechœwiata.

Ukradli mi nie tylko pamiêæ, myœla³a z gorycz¹. Ukradli moj¹

zdolnoœæ… moje mo¿liwoœci przetrwania.

By³ to jeszcze jeden powód, ¿eby przeci¹gn¹æ Dengara na

swoj¹ stronê, przynajmniej na jakiœ czas. Mog³a go wykorzystaæ

zarówno jako sprzymierzeñca, jak i Ÿród³o informacji, dopóki sama

nie bêdzie w stanie odnaleŸæ i dopasowaæ brakuj¹cych czêœci, jak-

by uk³ada³a wewn¹trz czaszki prymitywn¹, dwuwymiarow¹ uk³a-

dankê.

Wiedzia³a, ¿e posz³oby jej ³atwiej – nie trzeba byæ geniuszem,

by na to wpaœæ – gdyby Dengar nie mia³ ju¿ swojej Manaroo. To

bardzo komplikowa³o sprawê, a zw³aszcza wyklucza³o niektóre

rodzaje strategii, jakich Neelah mog³aby u¿yæ, aby przeci¹gn¹æ go

na swoj¹ stronê. To musi byæ prawdziwa mi³oœæ, stwierdzi³a. Prze-

konywa³a siê o tym coraz bardziej – im wiêcej s³ysza³a o planach

Dengara na temat wspólnego ¿ycia z Manaroo, gdy ju¿ uda mu siê

odejœæ z zawodu ³owcy nagród i pozbyæ siê ci¹¿¹cego na nim d³u-

gu. Oczywiste uwielbienie Dengara dla tej kobiety – w koñcu spe-

cjalnie wys³a³ j¹ jak najdalej, aby uchroniæ od niebezpieczeñstwa –

budzi³o w Neelah zazdroœæ i frustracjê.

W pa³acu Jabby znajdowa³a sposoby – musia³a je znajdowa栖

by uczyniæ ¿ycie ³atwiejszym. Sposoby, przy których wykorzysty-

wa³a swoj¹ fizyczn¹ atrakcyjnoœæ. Nie ka¿de mêskie stworzenie

w tej jaskini nieprawoœci reagowa³o na kobiec¹ urodê niepohamo-

wan¹ ¿¹dz¹ zniszczenia jej w mo¿liwie najbardziej krwawy spo-

sób. Niektórzy z podw³adnych Jabby byli niemal ¿a³oœni, gdy gor-

liwie zabiegali o najs³abszy uœmiech Neelah czy którejkolwiek

z tancerek, przekupuj¹c je jadalnymi k¹skami zwêdzonymi w pa-

³acowej kuchni. Jeszcze lepsz¹ ³apówk¹ by³a ochrona przed zaku-

sami co bardziej krwio¿erczych mêtów, zatrudnianych przez nie-

œwiêtej pamiêci Jabbê. Neelah wprawdzie szybko zda³a sobie sprawê

z czujnego spojrzenia Boby Fetta, ale mimo to by³a wdziêczna za

ka¿de dodatkowe zabezpieczenie, jakie uda³o jej siê wycyganiæ od

wielorasowej s³u¿by pa³acowej.

Teraz jednak, kiedy potrzebowa³a tego bardziej ni¿ kiedykol-

wiek, by³a sama. I to w³aœnie j¹ frustrowa³o. Ju¿ siê zorientowa³a,

background image

56

¿e nie ma szans zast¹piæ nieobecnej Manaroo w uczuciach Denga-

ra. O ile to w ogóle mo¿liwe, by³ bardziej zakochany w swojej

narzeczonej teraz, ni¿ kiedy statek Boby Fetta „Niewolnik I” wzniós³

siê z Morza Wydm na Tatooine. I jeszcze bardziej pragn¹³ zorgani-

zowaæ dla nich wspólne ¿ycie w jakimœ zacisznym zak¹tku galak-

tyki, z dala od melin i siedlisk zbrodni, do których by³ przyzwy-

czajony. Manaroo ju¿ odmieni³a jego ¿ycie, tak czy inaczej. Neelah

to widzia³a. Nawet z daleka od pok³adu „Wœciek³ego Psa” stano-

wi³a niepewny element kalkulacji Neelah. A co gorsza, chocia¿

twardo postanowi³ zakoñczyæ dzia³alnoœæ jako ³owca nagród, Den-

gar wci¹¿ jeszcze mia³ w sobie doœæ okrucieñstwa najemnika,

aby wszystko utrudniæ. Jeœli dojdzie do wniosku, ¿e to lepiej dla

niego i Manaroo, pozbêdzie siê mnie w ci¹gu kilku sekund, myœla-

³a Neelah.

A zatem sztuczka polega³a na przekonaniu Dengara, ¿e droga

do przysz³oœci i wymarzonego ¿ycia z ukochan¹ wiedzie wprost

przez plan Neelah. Mia³a ju¿ nawet pomys³, jak zagnieŸdziæ tê ideê

w jego umyœle. A zatem starannie panowa³a nad gniewem, który

tli³ siê w jej sercu niczym iskra rzucona w such¹ hubkê. Przynaj-

mniej na razie.

– I tu mnie masz – powiedzia³a, moduluj¹c odpowiednio g³os. –

Oczywiœcie, s¹ sprawy, w których ty siê orientujesz, a ja nie. Na-

wet przedtem… zanim mi to zrobili – dotknê³a czubkami palców

skroni – na pewno wiedzia³eœ takie rzeczy na temat Boby Fetta,

o jakich ja nigdy nawet nie s³ysza³am. To dlatego, ¿e ¿y³eœ w tym

œwiecie. Jego œwiecie.

– To prawda – Dengar skin¹³ g³ow¹ na znak zgody. – Bar-

dziej to jego œwiat ni¿ czyjkolwiek inny. Boba Fett go takim uczy-

ni³, krok po kroku. Gdyby zechcia³… gdyby to odpowiada³o jego

osobistym planom… móg³by przej¹æ ca³y przemys³ ³owców na-

gród, zamiast zadowalaæ siê zadaniami, które przynios¹ mu naj-

wiêcej kredytów. Ze starej Gildii £owców Nagród pozosta³o jesz-

cze parê niedobitków, ale to nic w porównaniu z jej poprzedni¹

œwietnoœci¹. Zanim j¹ zniszczy³… rozbroi³ niczym tanie urz¹dze-

nie astronawigacyjne… Boba Fett móg³ osobiœcie stan¹æ na czele

Gildii, gdyby chcia³ sobie tym zawracaæ g³owê.

– Mówi³eœ mi coœ na temat Gildii £owców Nagród zaraz po

tym, jak Boba Fett pozby³ siê Bosska – Neelah pogrzeba³a w pa-

miêci i znalaz³a przelotn¹ wzmiankê o Gildii, coœ, czego w³aœciwie

nie warto by³o pamiêtaæ… a przynajmniej do tej pory. – Mówi³eœ…

background image

57

coœ o Bossku. I o Gildii. ¯e niesnaski pomiêdzy Bosskiem a Fet-

tem ci¹gn¹ siê ju¿ od bardzo dawna.

– Pewnie – odpar³ Dengar, opieraj¹c siê o œcianê. Wydawa³

siê rozbawiony jej próbami siêgania po informacje z przesz³oœci. –

Ale to ¿aden sekret. Wszyscy o tym wiedz¹… a przynajmniej ci

wszyscy, którzy interesuj¹ siê ¿yciem ³owców nagród. – Uœmiech-

n¹³ siê szerzej. – Wiesz, nie ka¿dego to obchodzi. £owcy nagród

to nie s¹ najbardziej popularne istoty w galaktyce. A to jeszcze

jeden dobry powód, ¿eby rzuciæ ten fach. Cholernie trudno jest

wykazywaæ dobr¹ wolê, jeœli wszyscy woko³o gor¹co ci ¿ycz¹,

¿eby ca³y twój gatunek upiek³ siê w laserowym ogniu.

Nie musisz mi tego mówiæ, pomyœla³a Neelah. Zadawa³a siê

z ³owcami nagród od niedawna, ale ju¿ mia³a z nimi same problemy.

– A zatem ta sprawa miêdzy Bob¹ Fettem a Bosskiem ma ju¿

swoj¹ historiꠖ Neelah w napiêciu obserwowa³a Dengara, który

siedzia³ obok niej, jakby mog³a wyczytaæ z jego twarzy jakieœ do-

datkowe informacje. – Czy to coœ osobistego?

Dengar rozeœmia³ siê.

– Mo¿na to tak nazwaæ. Mo¿na powiedzieæ o tej dwójce roz-

maite rzeczy i wszystko to bêdzie prawda. A przynajmniej te naj-

gwa³towniejsze sprawy. Bossk ma do Boby Fetta urazê, która wy-

starczy na ca³e parseki, a ostatni numer z wymanewrowaniem go

z w³asnego statku… ca³y ten wstyd… na pewno nie poprawi sytu-

acji. Jeœli Bossk nienawidzi³ Fetta do tej pory, to teraz zionie ogniem,

mo¿esz mi wierzyæ. – Dengar potrz¹sn¹³ g³ow¹ – Teraz widzisz,

jakim twardzielem jest Boba Fett. Gra w bardzo niebezpieczn¹

grê, pozwalaj¹c, by umkn¹³ mu wróg tak twardy i zdeterminowa-

ny jak Bossk. Trzeba naprawdê ufaæ swoim zdolnoœciom, ¿eby siê

choæ trochê nie zdenerwowaæ obecnoœci¹ mordercy, który kr¹¿y

po galaktyce z twoim nazwiskiem na pierwszym miejscu listy spraw

do za³atwienia.

– Có¿, to jego problem, nie nasz. – Neelah zmarszczy³a brwi,

usi³uj¹c powi¹zaæ jeden kusz¹cy fragmencik informacji z drugim.

Niemo¿liwe, brakowa³o jej wci¹¿ jeszcze zbyt wielu elementów.

Elementów, od których mo¿e zale¿eæ jej plan… i w³asne ¿ycie. –

S³uchaj, musisz mi powiedzieæ…

Dengar obejrza³ siê na ni¹ i uniós³ jedn¹ brew.

– Co mianowicie?

– Powiedz mi wszystko. – Neelah nie mog³a powstrzymaæ

b³agalnego tonu. – Wszystko, czego nie wiem.

background image

58

– To mo¿e zaj¹æ trochê czasu.

– No dobrze, w takim razie tylko o Bossku i Bobie Fetcie. –

Desperacko chwyta³a siê wszystkiego, ka¿dej informacji o przesz³o-

œci. Jeœli jej w³asne ¿ycie, wszystko, co siê wydarzy³o przed pa³a-

cem Jabby, by³o dla niej tajemnic¹, mog³a przynajmniej dotrzeæ do

prawdziwych historii tych, którzy j¹ otaczali. Klucz, który otworzy³-

by przed ni¹ wszystkie mroczne sekrety – a przynajmniej niektóre,

ukryte za zimnym, mrocznym spojrzeniem wizjera he³mu Boby Fet-

ta – wart by³by dla niej bardzo wiele. Mo¿e wszystko, myœla³a.

– Niektóre sprawy ju¿ znasz. – Dengar wykona³ niezdecydo-

wany gest, bardziej odnosz¹cy siê do punktu w czasie ni¿ w prze-

strzeni. – Wiesz, z czasów, kiedy byliœmy na Tatooine.

To prawda. Przez te wszystkie bezczynne godziny, kiedy cze-

kali na zmartwychwstanie Boby Fetta, mia³a doœæ czasu, aby wy-

pe³niæ czêœæ bia³ych plam. Przynajmniej tych, które odnosi³y siê

do historii Boby Fetta i Gildii £owców Nagród. Boba Fett wci¹¿

by³ taki sam – jak nieœmiertelny, niezmienny twór – ale Gildia ule-

g³a wielu zmianom. Pozosta³y z niej tylko nêdzne resztki po rozpa-

dzie, który by³ skutkiem skomplikowanych konspiracji i spisków.

Konspiracji, w których centrum sta³ zawsze Boba Fett. Miêdzy

³owcami nagród rozpêta³a siê prawdziwa wojna i nie wszyscy j¹

prze¿yli. A jeœli o którymœ z nich mo¿na by³o powiedzieæ, ¿e tê

wojnê wygra³, by³ nim w³aœnie Boba Fett.

Dengar z upodobaniem snu³ wojenne opowieœci. Wyczuwa³a

w jego g³osie podziw. Podziw dla Boby Fetta, dla bezlitosnej sku-

tecznoœci jego dzia³añ i planów. Skutecznoœci i okrucieñstwa, na ja-

kie Dengar nigdy nie potrafi³by siê zdobyæ. Nic dziwnego, ¿e da³ siê

nabraæ na ten gambit z partnerstwem, myœla³a Neelah. Nawet bliski

œmierci, na pó³ strawiony przez Sarlaka, le¿¹c na nagich ska³ach

Morza Wydm Tatooine, Boba Fett potrafi³ zg³êbiæ prymitywn¹ psy-

chikê swej ofiary. Zg³êbiæ i wykorzystaæ do w³asnych celów.

A to ju¿ by³o dla niej troszkê trudniejsze. Przynajmniej do tej

pory. Wiedzia³a jednak, ¿e cokolwiek Dengar jej powie na temat

Fetta, o jego wczeœniejszych manewrach w wojnie miêdzy ³owca-

mi nagród, ujawni jej równie wiele szczegó³ów na temat samego

siebie. A to jej ca³kiem odpowiada³o. W ten sposób dowiem siê

wiele o nich obu, pomyœla³a. I gdzieœ w tym zamieszaniu znajdzie

coœ, z czego bêdzie mog³a skorzystaæ…

– Masz racjꠖ powiedzia³a na g³os. – Znam czêœæ tych histo-

rii. Dziêki tobie. A co z reszt¹?

background image

59

Dengar przez chwilê przygl¹da³ siê jej w milczeniu, po czym

powoli skin¹³ g³ow¹.

– Dobrze – opar³ siê o œcianê. – S¹dzê, ¿e mamy czas. Choæ

wszystko zale¿y od tego, dok¹d siê wybieramy, prawda?

– Boba Fett nie powiedzia³ tego ani mnie, ani tobie. – Neelah

rozsiad³a siê wygodnie i skrzy¿owa³a ramiona na piersi. – A zatem

równie dobrze mo¿esz zacz¹æ. Zobaczymy, dok¹d dojdziemy.

Na twarzy Dengara pojawi³ siê pó³uœmieszek.

– Mo¿e w³aœnie dojdziemy do najlepszego momentu…

Wszystkie s¹ najlepsze, pomyœla³a Neelah. O ile dostanê to,

czego chcê.

S³ucha³a historii, któr¹ snu³ siedz¹cy obok niej ³owca.

background image

60

R O Z D Z I A £

#

…I WCZORAJ

T

PO

WYDARZENIACH

N

OWEJ

N

ADZIEI

– Nigdy tu nie by³em – powiedzia³ emisariusz Gildii £owców

Nagród. – Choæ, oczywiœcie, opisywano mi to miejsce wiele razy.

– Jak¿e mi pochlebia, ¿e by³em mimowolnym œwiadkiem tej

uwagi. – Kud’ar Mub’at z³o¿y³ wzd³u¿ tu³owia kolejn¹ parê chity-

nowych, poroœniêtych szczecin¹ nóg. – Byæ tematem rozmów

w kuluarach intryg i potêgi galaktyki… co za radoœæ!

Z³o¿one soczewki pajêczarza z rozbawieniem przypatrywa³y

siê, jak emisariusz Gildii usi³uje unikn¹æ kontaktu z w³óknist¹ –

i ¿yw¹ – struktur¹ sieci. G³upie stworzenie, pomyœla³ Kud’ar

Mub’at, bez trudu ukrywaj¹c odczuwan¹ weso³oœæ, by nie pojawi-

³a siê na w¹skiej, trójk¹tnej twarzy. Pajêczarz mia³ nad niemal

wszystkimi innymi rozumnymi istotami Galaktyki nie byle jak¹

przewagê: potrafi³ czytaæ w ich myœlach tak ³atwo, jak prymityw-

ne arkusze danych pisane atramentem na papierze, podczas gdy

jego w³asne emocje i kalkulacje pozostawa³y zakryte mask¹ ta-

jemnicy.

Kud’ar Mub’at podejrzewa³, ¿e w³aœnie dlatego tak lubi³ mieæ

do czynienia z ³owc¹ nagród Bob¹ Fettem. W he³mie madaloriañ-

skiej zbroi, z mask¹ zaopatrzon¹ jedynie w w¹ski wizjer, Fett sta-

nowi³ dla niego nieustaj¹ce wyzwanie do rozszyfrowania i mani-

pulacji. Godny przeciwnik, duma³ pajêczarz. Nawet jeœli jego

przeznaczeniem by³o przegraæ, uwik³aæ siê w wiêksz¹, niewidzial-

n¹, nie do pokonania pajêczynê…

– Musisz mi wybaczyæ, jeœli siê wydajê nieco… zak³opotany.

– Emisariusz nazywa³ siê Gleed Otondon: jego gospodarz nie

potrafi³ okreœliæ, z jakiego niegoœcinnego, nêdznego i zapad³ego

background image

61

œwiata pochodzi³, ale bez w¹tpienia œwiat ten produkowa³ na koñ-

cu ³añcucha pokarmowego potê¿nych i doskonale wyposa¿onych

tubylców. Emisariusz sk³ada³ siê z musku³ów obleczonych w skó-

rzast¹ pow³okê i z naje¿onej rogatymi wyrostkami czaszki z tr¹b-

k¹. Zakoñczone szponami d³onie drga³y mu na kolanach. Ledwo

siê mieœci³ na goœcinnym krzeœle w pobli¿u gniazda-tronu Kud’ara

Mub’ata. Jeszcze raz spojrza³ na gêsto splecione w³ókna wznosz¹-

ce siê nad jego g³ow¹.

– Jest pan pewien, ¿e to miejsce jest szczelne? – zapyta³.

– Mój drogi i drogocenny Gleedzie, porzuæ swe lêki! – Gdy-

by w repertuarze emocjonalnych reakcji pajêczarza znajdowa³ siê

wybuch œmiechu, Kud’ar Mub’at móg³by siê nie powstrzymaæ. –

Wprawdzie lêk ten jest usprawiedliwiony, ale zapewniam ciê, ¿e

ca³kowicie zbêdny.

Obawy goœcia prawie go obra¿a³y, choæ pajêczarz tê akurat

reakcjê zatrzyma³ dla siebie. Da³ znak jednemu ze swoich zawi¹z-

ków, którego rol¹ by³a obs³uga cia³a. Zawi¹zek stanowi³ miniaturo-

w¹ wersjê jego w³asnej pajêczej postaci, ba, wrêcz czêœæ central-

nego systemu nerwowego pajêczarza – podobnie jak ¿ywe w³ókna

i nitki sieci, czêœciowo zmodyfikowani kuzyni, których Kud’ar

Mub’at uprz¹d³ z w³asnego, najg³êbszego wnêtrza.

– Sprawdzê jednak… dla spokoju mojego wielce szanowne-

go goœcia.

Gleed Otondon skuli³ siê, jakby próbuj¹c ukryæ siê we wnê-

trzu swej skorupy, kiedy wezwany zawi¹zek popêdzi³, ci¹gn¹c za

sob¹ bia³awo lœni¹ce w³ókno tkanki po³¹czenia nerwowego. Wsko-

czy³ czujnie na wyci¹gniête odnó¿e Kud’ara Mub’ata.

– S³ucham, s³ucham? – zawi¹zek wydawa³ siê wcieleniem

us³u¿noœci. By³ jednym z ulubionych tworów pajêczarza, choæ jego

manieryczne podskoki zaczyna³y powoli byæ denerwuj¹ce, podob-

nie jak powtarzanie ca³ych s³ów, skutek b³êdu w konstrukcji ob-

wodów g³osowych. – Co mogê dla ciebie-ciebie zrobiæ-zrobiæ? –

Kud’ar Mub’at odnotowa³ sobie w najg³êbszym segmencie kory

mózgowej, aby wyeliminowaæ tê wadê u nastêpcy tego zawi¹zku,

gdy ten zostanie na powrót wch³oniêty. – Coœ-coœ mogê-mogê?

Sklepione œciany centralnej komnaty sieci wydawa³y siê prze-

suwaæ i unosiæ, w miarê jak wszystkie zebrane tu zawi¹zki dorzu-

ca³y ró¿ne poziomy wspólnej œwiadomoœci do dyskusji, jaka siê

toczy³a poœród nich. W³ókna nerwowe sieci przenios³y informacjê,

jak wa¿ne by³y takie spotkania. Gleed Otondon, usadowiony pod

background image

62

gronem zwisaj¹cych w dó³ zawi¹zków, skuli³ siê na sam widok tej

gor¹czkowej, wszechogarniaj¹cej krz¹taniny.

– Proszê o raport statusu. – Kud’ar Mub’at ostentacyjnie wy-

dawa³ polecenia zawi¹zkowi zwisaj¹cemu z jego wyci¹gniêtego

odnó¿a. To by³ spektakl przeznaczony dla oczu goœcia: pajêczarz

nie mia³ zwyczaju okazywaæ grzecznoœci stworzeniom, które sta-

nowi³y czêœæ jego cia³a w takim samym stopniu jak w³asny seg-

mentowy odw³ok. – Bior¹c pod uwagê ciœnienie atmosferyczne

w naszym ukochanym domku… czy wszystko jest jak nale¿y?

Zawi¹zek milcza³ przez kilka sekund, jakby swoim mikrosko-

pijnym systemem nerwowym komunikowa³ siê po kolei z pozosta-

³ymi zawi¹zkami sieci, opiekuj¹cymi siê biostruktur¹ i podtrzyma-

niem homeostazy. Ich bezdŸwiêczna wymiana zdañ wywo³ywa³a

mrowienie we wnêtrzu procesorów dotyku centralnego rdzenia

Kud’ara Mub’ata. Przez moment wyczuwa³ splecion¹ tkankê ze-

wnêtrznej pow³oki sieci, jakby jego miêkkie cia³o rozdê³o siê nagle

do granic postrzegania sensorycznego.

W dryfuj¹cych pomiêdzy zimnymi punkcikami gwiazd grubych

jak liny splotach sieci tkwi³y œwietnie dzia³aj¹ce fragmenty ró¿nych

maszyn i statków. By³y to jedyne elementy, których pajêczarz nie

utka³ osobiœcie, lecz przyswoi³ i wcieli³ do swojego rozpostartego

organizmu, traktuj¹c jako zap³atê za tê czy inn¹ wymyœln¹ intrygê.

Przy³apani na ucieczce d³u¿nicy byli z regu³y usuwani przez jeden

z okr¹g³ych punktów wyjœciowych sieci, ¿eby sobie sami radzili

w pró¿ni najlepiej, jak potrafi¹; w tym momencie Kud’ar Mub’at

traci³ ca³kowicie zainteresowanie ich osobami. Pajêczarz uwa¿a³, ¿e

kolekcjonowanie fragmentów martwych cia³ jako trofeów, jak to

czyni¹ gadopodobni Trandoszanie, jest obrzydliwe i nieprzyzwoite.

– Doœwiadczamy normalnego spadku ciœnienia. – Jeden ze

zwinnych zawi¹zków g³oœnikowych przej¹³ raport od swojego ku-

zyna konserwatora zewnêtrznej sieci, wci¹¿ siedz¹cego na pajê-

czej nodze Kud’ara Mub’ata. G³oœnik siê przynajmniej nie j¹ka³;

zwisa³ za to o kilka zaledwie centymetrów od g³owy Gleeda Oton-

dona. Emisariusz obserwowa³ go z wyraŸn¹ odraz¹. – W czasie

przyjmowania goœci i transferu towarów z przycumowanych stat-

ków generacja ciœnienia atmosferycznego wzros³a o dwa poziomy

w ci¹gu dwóch kolejnych jednostek czasowych, zgodnie z obo-

wi¹zuj¹cym rozkazem dotycz¹cym procedur przerwania obwodu.

Zawi¹zek g³oœnikowy zamilk³ na kilka sekund, zbieraj¹c dal-

sze dane z zewnêtrznych sensorów. By³ w³aœciwie tylko ustami do

background image

63

artykulacji i strunami g³osowymi – nie mia³ doœæ w³asnej pamiêci,

¿eby przechowaæ wiêcej ni¿ kilka zdañ naraz.

– Wewnêtrzne ciœnienie sieci znajduje siê obecnie na pozio-

mie dziewiêædziesiêciu piêciu procent objêtoœci optymalnej, za go-

dzinê osi¹gnie poziom stuprocentowego optimum.

– Widzisz? Widzisz? – Kud’ar Mub’at machn¹³ odnó¿em. Pa-

jêczarz mówi³ szybko, ¿eby goœæ nie zd¹¿y³ siê zastanowiæ i sko-

mentowaæ u¿ycia liczby mnogiej przy s³owie „statki”, które wy-

psnê³o siê g³oœnikowi. Tak siê zawsze koñczy, jeœli nie daje siê

swoim podw³adnym doœæ mózgu do samodzielnego myœlenia, po-

myœla³ Kud’ar Mub’at i g³oœno doda³: – Nie ma siê czym martwiæ.

– Jeœli pan tak twierdzi…. – emisariusz Gildii £owców Na-

gród wydawa³ siê tylko czêœciowo uspokojony.

Prawdziwe troski, jak zwykle, pozosta³y udzia³em Kud’ara

Mub’ata. Samo ¿ycie jest ciê¿arem, duma³ pajêczarz. Kusi³o go,

aby zaprojektowaæ i stworzyæ zawi¹zki sieci maj¹ce tyle kory mó-

zgowej, aby by³y zdolne do niezale¿nego dzia³ania i myœlenia. Zdjê-

³oby to powa¿ny ciê¿ar z mnogich barków pajêczarza. Ale przy

okazji zdjê³oby mi g³owê z karku, upomnia³ sam siebie. Kud’ar Mub’at

otrzyma³ tê sieæ w spadku jako dziedzictwo po œmierci – a w³aœciwie

po zamordowaniu – poprzedniego pajêczarza, który j¹ stworzy³. Mo¿e

nie by³o to ca³kiem w³aœciwe – chocia¿ Kud’ar Mub’at nigdy nie

czu³ siê ani trochê winny – ale jednoczeœnie nie mia³ zamiaru pope³-

niæ tego samego b³êdu, jaki pope³ni³ jego w³asny twórca.

– Ale¿ tak, w³aœnie tak twierdzê. – Kud’ar Mub’at wykona³

coœ w rodzaju wdziêcznego uk³onu na wzór rasy humanoidalnej,

rozstawi³ szeroko dwie z wieloprzegubowych nóg i pochyli³ siê do

przodu, nisko sk³aniaj¹c wielook¹ g³owê. Przeniesienie œrodka ciê¿-

koœci cia³a pajêczarza unios³o na moment z ¿ywego gniazda bia³a-

wy, drgaj¹cy odw³ok. Wklês³y zawi¹zek westchn¹³ i skoncentro-

wa³ swoj¹ minimaln¹ inteligencjê na zadaniu dopompowania

poduszkowatych pêcherzy. – Dokonujê wszelkich starañ, aby moi

wielce szacowni goœcie cieszyli siê wygod¹. Nawet jeœli to nie u³a-

twia prowadzenia interesów, wci¹¿ czujê siê do tego zobowi¹zany,

bo jestem zaszczycony twoj¹ obecnoœci¹.

– Daj spokój. – Zak³opotanie emisariusza przekszta³ci³o siê

w gniew. Gleed Otondon opanowa³ siê wyraŸnie widocznym wy-

si³kiem woli. – Poinformowali mnie o stylu twojej mowy ró¿ni po-

chlebcy – spojrza³ na niego nieufnie zwê¿onymi œlepiami. – Na

mnie to nie dzia³a.

background image

64

Akurat, pomyœla³ Kud’ar Mub’at, starannie kryj¹c satysfak-

cjê. Przecie¿ ju¿ zadzia³a³o! Tak czy owak…

– Jestem pewien – przemówi³ koj¹cym tonem – ¿e nie po-

wiedzia³eœ tego nieprzyjaŸnie. Ale oczywiœcie, jeœli jest inaczej,

mnie to tak¿e nie przeszkadza. Staram siê dostosowywaæ, mam

nadziejê, ¿e to zauwa¿y³eœ. – Pajêczarz usadowi³ siê z powrotem

w miêkkich objêciach zawi¹zku gniazdowego. – Czy mogê ciê po-

prosiæ o niewielk¹, nic nie znacz¹c¹ grzecznoœæ? Jeœli wybaczysz

mi na moment, chcia³bym odbyæ króciutk¹ konferencjê z moimi

maleñkimi poddanymi. Szczegó³y, drobnostki, ale k³opotliwe.

¯adne z licznych oczu Kud’ara Mub’ata nie mia³o powiek, ale

ich jasne, paciorkowate powierzchnie pokry³y siê cieniutk¹ mgie³-

k¹, gdy pajêczarz zmieni³ ogniskow¹. Podwin¹³ odnó¿a, jakby

wycofa³ siê w g³¹b siebie. Jeden z jego najmniejszych tworów,

zawi¹zek optyczny niewiele wiêkszy od kciuka humanoida, wy-

gl¹da³ spoza pl¹taniny w³ókien strukturalnych sieci. Obna¿one w³ók-

no nerwowe, bia³e jak pajêczyna, przekaza³o wyraŸny obraz emi-

sariusza Gildii do kory mózgowej pajêczarza. Gleed Otondon

wydawa³ siê prostacki i zak³opotany, wyraŸnie poirytowany nawet

tak krótkim opóŸnieniem w przystêpowaniu do interesów.

Niech sobie trochê dojrzeje, zdecydowa³ Kud’ar Mub’at. Pe³-

na œwiadomoœæ pajêczarza przenios³a siê ju¿ poprzez po³¹czone

w³ókna nerwowe do dalszej czêœci sieci.

I do innego goœcia.

– Wygl¹dasz inaczej – zauwa¿y³ trandoszañski ³owca nagród. –

Zmieni³eœ siê od ostatniej mojej wizyty w sieci.

– Ach, mój drogi i wielce szacowny Bossku – w³aœciciel i twór-

ca sieci, paj¹kowaty pajêczarz Kud’ar Mub’at, uniós³ jedno odnó-

¿e w geœcie ciê¿ko zapracowanej m¹droœci i ¿alu na miarê galak-

tyczn¹. – Wci¹¿ jesteœ pe³en ¿ycia i wigoru m³odoœci. Czy¿ nie

mam racji? Podczas gdy ja…

Koniuszki maleñkich pazurków na koñcu odnó¿a postuka³y

w chitynowy segment skorupy egzoszkieletu tu¿ pod trójk¹tn¹ twa-

rz¹ pajêczarza, w miejscu, gdzie znajdowa³oby siê jego serce, gdyby

mia³ budowê humanoida lub choæby gada.

– Jestem ju¿ stary i znu¿ony. Tak jak twój ukochany ojciec

Cradossk, niech jego pamiêæ na zawsze pozostanie w skarbcu

gwiazd.

background image

65

– No tak, stary jaszczur ju¿ siê nie zestarzeje. Na pewno. –

W pokrytej ³uskami piersi Bosska rozjarzy³a siê iskra satysfakcji.

Koœci jego ojca, prze¿ute i oczyszczone z miêsa, spoczywa³y

w komnacie trofeów Bosska. Móg³ siê teraz radowaæ i medytowaæ

nad nimi, ilekroæ przysz³a mu na to ochota. Dobrze mu tak, pomy-

œla³ Bossk, zgrzytaj¹c k³ami, jakby smakuj¹c na nowo wspomnie-

nie o swoim przodku. U Trandoszan œmieræ by³a kar¹ nie tylko za

staroœæ i znu¿enie, lecz tak¿e za wchodzenie w drogê kolejnym

pokoleniom… to znaczy Bosskowi. Gdyby jego ojciec Cradossk

nie uczepi³ siê tak kurczowo przywództwa Gildii £owców Nagród,

mo¿e sprawy nie przybra³yby dla niego tak smutnego obrotu. Cho-

cia¿… ponowne przetwarzanie protein i innych sk³adników w³a-

snych przodków by³o czczon¹ od dawna tradycj¹ ich gatunku.

Wstyd by³oby jej nie kontynuowaæ, nawet gdyby Cradossk uprzej-

mie przekaza³ przywództwo Gildii swojemu spadkobiercy Bossko-

wi. – To by³ twardy stary jaszczur – powiedzia³ na g³os Bossk.

Przeci¹gn¹³ jêzykiem po krawêdzi z³amanego k³a. – Pod ka¿dym

wzglêdem…

– G³êboka jest czeluœæ mojej pamiêci – rzek³ pajêczarz – ile-

kroæ wspominam twojego ojca Cradosska. Wiele interesów z nim

prowadzi³em. Zapewniam ciê, ¿e wiele z nich by³o korzystnych,

i to dla obu stron.

– Wierz mi, wiem wszystko na ten temat. – Bossk skrzy¿o-

wa³ ramiona na piersi, tr¹caj¹c ³okciem jeden z pistoletów lasero-

wych w olstrach. – Sam macza³em palce w wielu takich intere-

sach. W tych zyskownych… i tych niezyskownych…

– Có¿ ja mogê powiedzieæ? – dwa z odnó¿y Kud’ara Mub’ata

unios³y siê w doœæ udatnej imitacji wzruszenia ramion. – ¯yjemy

w niebezpiecznej galaktyce. Biedne stworzenia z nas, rozpaczliwie

walcz¹ce o ¿ycie. Nie wszystko zawsze idzie zgodnie z planem,

mam racjê?

To szczera prawda, posêpnie zaduma³ siê Bossk. Ju¿ od daw-

na pielêgnowa³ w duszy pragnienie… nie, wiêcej, najdro¿sze ma-

rzenie… ¿e kiedy przejmie Gildiê £owców Nagród ze s³abn¹cych

szponów ojca, odziedziczy siln¹ i zjednoczon¹ organizacjê, któr¹

bez trudu rozbuduje w pó³legaln¹ si³ê dominuj¹c¹ nad wszystkimi

zamieszkanymi œwiatami. Mog³a byæ wiêksza ni¿ potê¿ny syndy-

kat zbrodni Czarne S³oñce, tym bardziej ¿e Gildia mia³a mo¿li-

woœæ dzia³ania po obu stronach imperialnego prawa. Wielcy w³ad-

cy zbrodni, tacy jak Hutt Jabba, wynajmowali ³owców nagród, ale

5 – Spisek Xizora

background image

66

to samo, za poœrednictwem swoich licznych podw³adnych, robi³

te¿ Imperator Palpatine. W tym sensie ³owcy nagród zawsze dzia-

³ali jako usankcjonowani przestêpcy do tego stopnia, ¿e ich klienci

albo siê tym nie przejmowali, albo przymykali oko na metody,

jakich u¿ywano, aby dostarczyæ towar. Skoro tylko robota zosta³a

zrobiona… – pomyœla³ Bossk. Co za genialny uk³ad… dopóki ist-

nia³.

Trandoszanin zaduma³ siê gorzko. Naprawdê genialny… Bossk

powoli pokiwa³ g³ow¹. Dopóki Boba Fett wszystkiego nie schrza-

ni³. Nie dla siebie – dla ca³ej Gildii £owców Nagród. I co najgor-

sze, dla Bosska.

– Wydajesz siê rozgoryczony – zauwa¿y³ Kud’ar Mub’at,

gnie¿d¿¹c siê naprzeciwko miejsca, gdzie siedzia³ Bossk. – I tak

niefortunnie melancholijny. Jak¿e mnie to zasmuca! Mo¿e lepiej

bêdzie, jeœli przestaniemy rozgrzebywaæ przesz³oœæ i uwolnimy siê

od tych kolczastych wspomnieñ, które kalecz¹ nasze wra¿liwe ³ona.

– £atwo ci powiedzie栖 warkn¹³ Bossk. O ile móg³ siê zo-

rientowaæ, nic nie mog³o siê wbiæ w kulisty brzuch pajêczarza na

tyle mocno, aby upuœciæ mu krwi. A smak w³asnej krwi móg³ pra-

wie poczuæ, jakby wype³nia³a mu pysk. W naturze Kud’ara Mub’ata

le¿a³o wykorzystanie problemów, jakie przytrafi³y siê Gildii £ow-

ców Nagród, dla w³asnych celów, choæ Bossk nie bardzo umia³

sobie wyobraziæ, jakie korzyœci móg³ osi¹gn¹æ pajêczarz. By³ jed-

nak pewien, ¿e tak siê w³aœnie sta³o. Nic dziwnego, ¿e paj¹kowaty

stwór by³ teraz taki uprzejmy: wiod³o mu siê dobrze, tak jak za-

wsze zreszt¹, podczas gdy Bossk i Gildia…

Œciœle mówi¹c, nie by³a to ta sama Gildia £owców Nagród.

Ju¿ nie. Ale to g³ównie robota Boby Fetta, tragiczny rezultat wpusz-

czenia go do Gildii. By³ to najlepszy przyk³ad starczego uwi¹du,

jakiemu uleg³ stary Cradossk, skoro da³ siê z³apaæ na tê sztuczkê.

Bossk od samego pocz¹tku podejrzewa³, ¿e Boba Fett nie ma czy-

stych intencji. Okaza³o siê, ¿e jego podejrzenia by³y s³uszne: wyni-

kiem wst¹pienia Fetta do Gildii £owców Nagród okaza³o siê rozbi-

cie organizacji na dwie czêœci, z których ¿adna nie by³a tak silna

jak oryginalna Gildia, a obie frakcje walczy³y ze sob¹ w najlepsze.

Jedna z nich – Prawdziwa Gildia, jak siê sama nazwa³a – prowa-

dzona by³a przez starszych, którzy nale¿eli do rady rz¹dz¹cej po-

przedni¹ Gildi¹, skupionej wokó³ ojca Bosska, Cradosska. Na dru-

g¹ frakcjê sk³adali siê g³ównie m³odzi cz³onkowie Gildii, którzy

zbyt d³ugo dusili siê pod powolnym i coraz mniej efektywnym przy-

background image

67

wództwem starszych ³owców i teraz skorzystali z zamieszania spo-

wodowanego przez Bobê Fetta jako okazji do dokonania wy³omu

i utworzenia nowej organizacji.

Bossk zwi¹za³ swój los z t¹ drug¹ grup¹, Komitetem Zrefor-

mowanej Gildii. By³ to komitet wy³¹cznie z nazwy: przywództwo

grupowe skoñczy³o siê wraz z przejêciem przez m³odego Trando-

szanina stanowiska szefa. Teraz by³a to skuteczna, jednoosobowa

dyktatura, dok³adne odzwierciedlenie tego, czego Bossk zawsze

oczekiwa³ od pierwotnej Gildii £owców Nagród po œmierci jego

ojca, Cradosska. I stanie siê tak¹, poprzysi¹g³ Bossk. W galaktyce

nie by³o miejsca dla dwóch rywalizuj¹cych organizacji ³owców

nagród: jedn¹ z nich trzeba by³o zniszczyæ. Kiedy ta sprawa zosta-

nie za³atwiona – a Bossk uruchomi³ ju¿ mechanizm zmierzaj¹cy

do osi¹gniêcia tego celu – Komitet przyjmie z powrotem nazwê

Gildii £owców G³ów. Jednej i jedynej…

Zaj¹³ siê ju¿ usuniêciem przeszkód na drodze do kontroli Ko-

mitetu: cia³a niektórych m³odych ³owców nagród pojawi³y siê na-

gle w umyœlnie podejrzanych miejscach, co mia³o ilustrowaæ kon-

sekwencje sprzeciwiania siê jednoosobowemu stylowi w³adzy

Bosska, opartemu na ostatnim ogniwie ³añcucha pokarmowego.

A jeœli kilku – w³aœciwie sporo – obecnych cz³onków Komitetu Zre-

formowanej Gildii zdecydowa³o, ¿e bezpieczniej bêdzie przycze-

piæ siê do dawnej, krzepkiej Prawdziwej Gildii, Bossk nie uzna³

tego za wiêksz¹ stratê dla swojej organizacji. Ani dla jego planów.

Komu oni s¹ potrzebni? Bossk ju¿ dawno zdecydowa³, ¿e lepiej

mieæ przy boku mniejsz¹ liczbê ³owców nagród, pod warunkiem

¿e s¹ to ci najtwardsi i najbardziej ¿¹dni krwi i kredytów.

Na tym w³aœnie polega³ problem starej Gildii £owców Na-

gród, b³¹d, którego Bossk nie zamierza³ powtarzaæ, kiedy ju¿ za-

koñczy kampaniê przejêcia i stanie na czele organizacji, która od

dawna powinna byæ jego prawowitym dziedzictwem. Po prostu

w starej Gildii by³o zbyt wielu ³owców nagród. Sama ich liczeb-

noœæ powodowa³a zmniejszenie jednostkowych zysków, a ca³¹ or-

ganizacjê czyni³a powoln¹ i nieskuteczn¹. Nic dziwnego, ¿e pry-

watny, niezrzeszony ³owca, taki jak Boba Fett, potrafi³ sprz¹tn¹æ

im sprzed nosa ich akcje. A jeszcze mniej dziwi, ¿e kiedy Boba

Fett wyst¹pi³ o cz³onkostwo w Gildii £owców Nagród – i zosta³

przyjêty przez tego starego durnia Cradosska i jego zespó³ dorad-

ców – zdo³a³ w mgnieniu oka rozbiæ organizacjê na drobne frag-

menty. Tamci cz³onkowie Gildii, myœla³ Bossk, nie mieli szans

background image

68

dorównaæ szybkoœci Boby Fetta. Dali siê nabraæ na g³adk¹ mowꠖ

wszystkie te bzdury o planach na œwietlan¹ przysz³oœæ, kiedy bêd¹

razem pracowali – i ponieœli za to karê. Stara Gildia £owców Na-

gród by³a jedynym miejscem, gdzie niektórzy z nich – a mo¿e nawet

wiêkszoœæ – mia³a szansê przetrwania. Bez niej byli trupami.

Wœród tych, którzy przy³¹czyli siê do frakcji Prawdziwej Gil-

dii, znajdowa³o siê kilku, których Bossk nie mia³ zamiaru dopusz-

czaæ do restytuowanej Gildii £owców Nagród. Mia³ wobec nich

inne plany i umieœci³ ich na osobnej liœcie, któr¹ przechowywa³ we

w³asnej g³owie. Zanim wszystko za³atwi, wiele trupów pojawi siê

w odpowiednich miejscach, gdzie znajd¹ je odpowiedni ludzie. Paru

mo¿na bêdzie rzuciæ do nieoœwietlonej sieni kantyny w Mos Eisley,

na tej zapad³ej dziurze – Tatooine. Zw³oki dawnych ³owców na-

gród pos³u¿¹ jako skuteczny komunikat do wszystkich zaintereso-

wanych: to Bossk prowadzi biznes i stoi na jego czele. Wszystkie

stworzenia galaktyki – czy to podw³adni Imperatora Palpatine’a,

czy przestêpcy popieraj¹cy Czarne S³oñce, niezale¿ni ³owcy hut-

tyjscy i cz³onkowie Sojuszu Rebeliantów – jeœli zechc¹ prowadziæ

interesy z Gildi¹ £owców Nagród, bêd¹ musieli gadaæ z Bosskiem

i przyj¹æ jego warunki. A warunki dla wszystkich bez wyj¹tku bêd¹

ciê¿kie – korzystne i wygodne tylko dla Bosska. O tym ju¿ zdecy-

dowa³.

Na razie jednak mia³ na g³owie inne sprawy. Wysi³kiem woli

przerwa³ te bezsensowne, choæ przyjemne marzenia. Bêdê mia³

jeszcze du¿o czasu na takie rzeczy, pomyœla³, po chwalebnym spe³-

nieniu wszystkich moich planów i pomys³ów. W komnacie pamiê-

ci Bosska znajdzie siê mnóstwo nowych koœci – ³¹cznie z koœæmi

jego najwiêkszego rywala, Boby Fetta. A najpiêkniejszym trofeum

bêdzie jego rozwalona czaszka, oprawiona w ten he³m z mandalo-

riañskiej zbroi z czarnym wizjerem. Na razie jednak, jeœli wszyst-

kie te plany maj¹ zaowocowaæ, Bossk musi siê zaj¹æ bie¿¹cymi

sprawami. Niewa¿ne, jak nieprzyjemne s¹ okolicznoœci i jak nie-

mi³e stwory, z którymi musi rozmawiaæ.

Wysoki g³os Kud’ara Mub’ata przeci¹³ marzenia Trandoszanina.

– Proszê, nie czuj siê ¿adn¹ miar¹ zobligowany do poœpie-

chu – rzek³ pajêczarz. – A przynajmniej nie z mojego powodu.

Jako twój pokorny s³uga bêdê czeka³, a¿ uznasz za stosowne dzia-

³aæ.

– Taak, jasne. – Bossk skupi³ spojrzenie pionowych Ÿrenic

na przycupniêtym przed nim arachnoidzie, który zwin¹³ pajêcze

background image

69

odnó¿a pod bladym pêcherzem odw³oku. Zacz¹³ siê zastanawiaæ,

czy istnieje jakiœ sposób, by w³¹czyæ Kud’ara Mub’ata do swoich

planów. Wydr¹¿ony egzoszkielet pajêczarza by³by ozdob¹ jego ko-

lekcji trofeów.

Kud’ar Mub’at obserwowa³… i by³ zadowolony.

Najbardziej zaufany twór pajêczarza, zawi¹zek ksiêgowy imie-

niem Bilans, doskonale sobie radzi³ z trandoszañskim ³owc¹ na-

gród Bosskiem. Bilans zajmowa³ siê teraz wieloma sprawami: za-

kres odpowiedzialnoœci tego zawi¹zku rozszerzy³ siê znacznie

w stosunku do zadañ, do jakich stworzy³ go Kud’ar Mub’at. Pro-

ste prze¿uwanie cyferek i nadzorowanie przyp³ywów i odp³ywów

kredytów w kasie sieci… có¿, Kud’ar Mub’at powinien by³ wie-

dzieæ od pocz¹tku, od kiedy uprz¹d³ tkankê mózgow¹ Bilansa z w³a-

snej tkanki neuronowej, ¿e zawi¹zek ostatecznie bêdzie w³aœnie

taki, a nie inny. Ca³kiem jak ja, pomyœla³ Kud’ar Mub’at z nie-

uchronnym odcieniem rodzicielskiej dumy. Zimny i wyrachowa-

ny, i taki rozkosznie perwersyjny.

Perwersja by³a niezbêdna, jeœli trzeba by³o prowadziæ dwa

razy wiêcej interesów, ni¿ mo¿e ogarn¹æ jedna istota. Nawet stwo-

rzenie tak uniwersalne i wielozadaniowe jak arachnoidalny pajê-

czarz ma swoje ograniczenia. Poza tym istnia³y jeszcze dodatko-

we problemy z dzisiejsz¹ par¹ goœci: gdyby którykolwiek z nich

dowiedzia³ siê, ¿e Kud’ar Mub’at prowadzi równie¿ rozmowy z dru-

gim, pajêczarz mia³by powa¿ne k³opoty. Gleed Otondon reprezen-

towa³ tu interesy Prawdziwej Gildii, lojalistycznej frakcji rozbitej

Gildii £owców Nagród, Bossk zaœ…

Bossk reprezentuje przede wszystkim siebie, pomyœla³ Kud’ar

Mub’at z wewnêtrznym zadowoleniem. Wszystko, co mówi³, by³o

po¿ytecznym fa³szem, zarówno dla Trandoszanina, jak i ka¿dego

stworzenia, które ubija³o z nim interesy. Cz³onkowie Komitetu Zre-

formowanej Gildii mo¿e i dali siê nabraæ, ale nie Kud’ar Mub’at.

Bossk by³ istot¹ bezlitosn¹ i ambitn¹, tak samo jak jego ojciec Cra-

dossk, dopóki sêdziwy wiek nie uczyni³ go powolnym i naiwnym…

i nie zada³ mu œmierci szponami w³asnego potomstwa.

Wykorzystuj¹c przesy³ neuronowy z zawi¹zku optycznego

usadowionego w jednej z mniejszych komór sieci, Kud’ar Mub’at

móg³ podgl¹daæ Bosska… i samego siebie. To ostatnie równie¿

by³o po¿yteczn¹ fikcj¹, choæ Bossk z pewnoœci¹ nie zdawa³ sobie

background image

70

z tego sprawy. Jakiœ czas temu, lata lub mo¿e dekady standardo-

wych jednostek czasowych, pajêczarz zrzuci³ zewnêtrzn¹ skoru-

pê, ale nie pozby³ siê tej pustej repliki w³asnej postaci. Kud’ar

Mub’at uzna³, ¿e opró¿niony egzoszkielet mo¿e mu jeszcze pos³u-

¿yæ do innych celów. Uprz¹d³ nawet nieco tkanki nerwowej i naj-

prostszych w³ókien miêœniowych, co pozwoli³o mu przekszta³ciæ

dawn¹ skorupê w ³atw¹ do sterowania replikê w³asnej osoby. Ma-

skarada by³a skuteczna, poniewa¿ sprytny zawi¹zek ksiêgowy Bi-

lans zdo³a³ dostaæ siê do skorupy i pod³¹czyæ do synaptycznych

punktów receptorowych w³ókien neuronów, udaj¹c w przekonu-

j¹cy sposób swojego stwórcê, oryginalnego Kud’ara Mub’ata. £¹cz-

nie z moim kwiecistym jêzykiem, stwierdzi³ Kud’ar Mub’at. Có¿

za zdolny uczeñ! Wyrachowana natura pajêczarza na moment na-

bra³a ciep³ego blasku uczucia. By³o to zjawisko ca³kowicie mu obce

w normalnych warunkach.

Symulowany Kud’ar Mub’at, skorupa z zawi¹zkiem Bilan-

sem w œrodku, grzecznie przeprosi³ naburmuszonego Trandosza-

nina. W chwilê potem prawdziwy Kud’ar Mub’at poczu³ ³askota-

nie œwiadomoœci zawi¹zku, coœ w rodzaju szarpniêcia ³¹cz¹cego

ich w³ókna neuronowego.

„Dobra robota” – Kud’ar Mub’at skierowa³ swe myœli w stro-

nê zawi¹zku. – „Uda³o ci siê ca³kiem nieŸle oszukaæ tego ³owcê

nagród”.

„Nie zas³u¿y³em na twoj¹ pochwa³ê” – odpowiedzia³ Bilans

z urocz¹ skromnoœci¹. – „To by³o ³atwe. On po prostu chce wie-

rzyæ w to, co s³yszy. Moje s³owa to tylko twoje myœli wypowie-

dziane innymi ustami”.

„Ale odegra³eœ swoj¹ rolê z chwalebn¹ zrêcznoœci¹”. – Kud’ar

Mub’at nigdy nie marnowa³ podobnych pochwa³ na inne zawi¹z-

ki – by³oby to niczym chwalenie jednego ze z³o¿onych oczu w g³o-

wie o kszta³cie odwróconego trójk¹ta albo jednej z wielostawo-

wych nóg czy innej czêœci w³asnego cia³a. W koñcu tym w³aœnie

by³y zawi¹zki: sztucznie stworzonymi przed³u¿eniami istoty same-

go pajêczarza. Traktowanie w ten sposób ma³ego ksiêgowego œwiad-

czy³o dobitnie, jak odmienny od innych zawi¹zków w sieci by³

Bilans i jak bardzo polega³ na nim Kud’ar Mub’at.

W chitynowej klatce piersi Kud’ara Mub’ata wezbra³o kolej-

ne uczucie, tym razem ¿alu. Bêdzie mi go brakowa³o, doszed³ do

wniosku. Tê myœl zawsze bardzo starannie chroni³ przed zawi¹z-

kiem. Kud’ar Mub’at nie mia³ najmniejszego zamiaru pozwoliæ,

background image

71

by Bilans odkry³, jaki planuje dla niego los. Pajêczarz zdecydowa³

ju¿, ¿e dni zawi¹zku ksiêgowego s¹ policzone; niewa¿ne, jak bar-

dzo sta³ siê wa¿ny i potrzebny. Ju¿ sam fakt, ¿e Bilans tak siê

rozwin¹³ i nabra³ takiego znaczenia, staj¹c siê najcenniejszym two-

rem Kud’ara Mub’ata, przypieczêtowa³ jego przeznaczenie. Bi-

lans rozwin¹³ ju¿ wiêksz¹ inteligencjê i niezale¿n¹ wolê ni¿ wszyst-

kie inne zawi¹zki sieci razem wziête – tylko dziêki temu móg³ siê

podj¹æ tak trudnego zadania, jakim by³o udawanie Kud’ara Mub’ata

z wnêtrza pustej skorupy.

W odleg³ych zakamarkach pamiêci Kud’ara Mub’ata, jeszcze

zanim on sam sta³ siê najwiêkszym w galaktyce kombinatorem,

koordynatorem i poœrednikiem miêdzy kryminalnym i pó³krymi-

nalnym elementem z ró¿nych œwiatów, kry³o siê wspomnienie cza-

sów, kiedy nabiera³ równie wielkiego znaczenia dla interesów swo-

jego poprzednika, arachnoidalnego pajêczarza, który stworzy³ go

jako zwyk³y zawi¹zek. Poprzednik ten marnie skoñczy³, pope³nia-

j¹c b³¹d, którego Kud’ar Mub’at poprzysi¹g³ sobie nigdy nie po-

wtórzyæ: pozwoli³ jednemu ze swoich tworów staæ siê niezale¿-

nym i zbyt inteligentnym. Us³ugi takiego zawi¹zku by³y oczywiœcie

bardzo cenne i wygodne, ale niewarte ceny mo¿liwego buntu, re-

belii i morderstwa. Ojcobójstwo jest byæ mo¿e normalnym oby-

czajem u niektórych gatunków, nieuniknionym elementem przej-

œcia od jednego pokolenia do nastêpnego – wed³ug wszelkich danych

tak na przyk³ad dzia³o siê u Trandoszan. Kud’ar Mub’at nie mia³

pojêcia, czy tak samo jest w przypadku pajêczarzy, bo jedynym

innym znanym mu przedstawicielem tego gatunku by³ jego po-

przednik, który go stworzy³ i który zosta³ nastêpnie przez Kud’ara

Mub’ata zamordowany i wch³oniêty.

Akty te wydawa³y siê doœæ naturalne – a przynajmniej ³atwe

i przynosz¹ce satysfakcjꠖ ale wtedy, gdy to Kud’ar Mub’at ich

dokonywa³. Czasami jednak, w czasie mrocznego, milcz¹cego dry-

fowania sieci poœród gwiazd, w krótkich przerwach wolnych od

zaprz¹taj¹cych myœli interesów, pajêczarz pozwala³ sobie na za-

stanowienie, czy nie jest przypadkiem wyj¹tkiem, odstêpstwem

od naturalnego porz¹dku rzeczy. Byæ mo¿e jego poprzednik po

tysi¹cleciach istnienia poczu³ siê nagle zmêczony i stary, wiêc stwo-

rzy³ i przygotowa³ sobie nastêpcê odznaczaj¹cego siê wewnêtrzn¹

gotowoœci¹ do buntu, zabijania, po¿erania i uzurpatorstwa. Mo¿e

nie by³ to bunt, lecz spe³nienie. Myœl ta nie zaprz¹ta³a umys³u

Kud’ara Mub’ata, raczej dawa³a mu iskierkê nadziei, któr¹ ukrywa³

background image

72

g³êboko. Mo¿e Kud’ar Mub’at móg³by zaufaæ malutkiemu zawi¹z-

kowi ksiêgowemu imieniem Bilans, nawet gdyby ten sta³ siê na-

prawdê m¹dry i niezale¿ny… mo¿e nie musia³by niszczyæ tego dro-

gocennego i najwartoœciowszego ze swoich tworów, poch³aniaj¹c

jego materiê i tkaj¹c nowy zawi¹zek ksiêgowy, który i tak nigdy

nie by³by w stanie zast¹piæ kochanego Bilansa.

Kud’ar Mub’at szybko otrz¹sn¹³ siê z tych myœli; nie po raz

pierwszy zreszt¹. Nie mogê na to pozwoliæ, uzna³. Takie myœli nie

by³y zimnymi, wyrachowanymi kombinacjami, dziêki którym osi¹-

gn¹³ swoj¹ obecn¹ pozycjê; realn¹, choæ ukryt¹ si³ê i wp³ywy. Kud’ar

Mub’at wiedzia³, ¿e wszelkie uczucia, nawet te skierowane ku naj-

wierniejszym s³ugom, stanowi¹ pu³apkê. Pu³apkê, w której poru-

szenie sprê¿yny jest równoznaczne z jego œmierci¹.

Lepiej on ni¿ ja, zdecydowa³ Kud’ar Mub’at. Chocia¿ pajê-

czarz by³ po³¹czony w³óknami neuronowymi z ka¿dym ze swoich

zawi¹zków, nie uwa¿a³ ich za czêœci w³asnej istoty. Kud’ar Mub’at

obserwowa³ swój stary egzoszkielet z punktu widzenia dyndaj¹cego

luŸno zawi¹zku optycznego. Drobniutki kszta³t Bilansa, niczym zmi-

niaturyzowana wersja jego w³asnego twórcy, by³ zaledwie widocz-

ny – i to tylko wtedy, jeœli siê wiedzia³o, gdzie patrze栖 przez lœni¹-

ce skupisko fasetkowych oczu skorupy. Jakie to smutne, myœla³

Kud’ar Mub’at. Inteligencja prowadzi do zdrady. Zawsze tak by³o,

zarówno w sieci, jak i w ca³ej otaczaj¹cej j¹ ogromnej galaktyce.

Jednak zamiar unicestwienienia ksiêgowego nale¿y na jakiœ

czas od³o¿yæ. By³o to niezbêdne i bynajmniej nie wynika³o z os³a-

biaj¹cych ducha uczuæ: na tym etapie skomplikowanych planów

dotycz¹cych Boby Fetta i niedobitków dawnej Gildii £owców Na-

gród pomoc ma³ego Bilansa wci¹¿ by³a konieczna. Kud’ar Mub’at

wiedzia³, jak niebezpieczn¹ grê prowadzi. Gdy pionki na planszy

przybieraj¹ postaæ Trandoszanina Bosska, skutki ka¿dego wykry-

tego zdradzieckiego posuniêcia s¹ nieuchronnie œmiertelne i to

w mo¿liwie najbardziej nieprzyjemny sposób. Bossk nie wiedzia³ –

a ju¿ g³owa Kud’ara Mub’ata w tym, ¿eby siê nigdy nie dowie-

dzia³ – i¿ Boba Fett nie jest jedynym ³owc¹ nagród, zamieszanym

w rozbicie starej Gildii. Plan nie pochodzi³ zreszt¹ od Kud’ara

Mub’ata; zosta³ mu narzucony przez szar¹ eminencjê wszystkich

kombinatorów i podwójnych graczy, ksiêcia Xizora.

Falleeñski szlachcic by³ istot¹ ca³kowicie odmienn¹ od naiw-

nego Bosska. Zarówno Falleenowie, jak i Trandoszanie byli istota-

mi gadopodobnymi o jednakowo zimnej krwi. Jednak krew Tran-

background image

73

doszan rozgrzewa³ ich gor¹cy temperament: kiedy mieli do wybo-

ru zapewniony sukces spisku i katastrofaln¹ w skutkach przemoc,

istoty takie jak Bossk niezmiennie opowiada³y siê za t¹ drug¹ mo¿-

liwoœci¹. Ksi¹¿ê Xizor i wszyscy Falleenowie mieli lodowate uspo-

sobienie, którego nic nie by³o w stanie rozgrza栖 emocje kipi¹ce

w innych istotach, czy to ¿¹dza, czy przemoc, dla precyzyjnego

i bezlitosnego umys³u Xizora by³y wy³¹cznie narzêdziami. Dlatego

Kud’ar Mub’at tak bardzo ceni³ sobie prowadzenie z nim intere-

sów. Kiedy Xizor zagoœci³ w sieci, przedstawiaj¹c mu plan znisz-

czenia Gildii £owców Nagród, Kud’ar Mub’at dostrzeg³ w nim nie

tylko wspólnika w biznesie. Xizor by³by równie¿ godnym prze-

ciwnikiem po drugiej stronie planszy. Ten tutaj jednak…

Przez centralny rdzeñ Kud’ara Mub’ata przemknê³a ta myœl

i minê³a d³u¿sza chwila, zanim pajêczarz zorientowa³ siê, ¿e nie

by³a ona owocem jego w³asnego umys³u.

„Ten tutaj jednak jest za ³atwy…” – brzmia³y niewypowie-

dziane s³owa Bilansa.

Zanim Kud’ar Mub’at przyszed³ do siebie po chwili zaskocze-

nia, up³ynê³o trochê czasu. Myœli zawi¹zku ksiêgowego ca³kiem

nieproszone przeniknê³y do jego w³asnych. Nigdy wczeœniej siê to

nie zdarzy³o. W dodatku te myœli stanowi³y odpowiedŸ na wewnêtrz-

ne rozwa¿ania Kud’ara Mub’ata na temat ró¿nic pomiêdzy Tran-

doszanami a Falleenami. A przecie¿ analizuj¹c kontrast pomiêdzy

Bosskiem a ksiêciem Xizorem, nie skierowa³ swoich myœli na szla-

ki neuronowe sieci, w kierunku zawi¹zku ukrytego w porzuconym

egzoszkielecie pajêczarza.

Pods³uchiwa³em sam siebie, pomyœla³ Kud’ar Mub’at i nagle

zacz¹³ siê zastanawiaæ, czy zawi¹zek przechwyci³ i tê myœl.

Kud’ar Mub’at powstrzyma³ siê od myœlenia, wype³niaj¹c swój

umys³ ca³kowit¹ pustk¹. Przez kilka chwil tylko czeka³ i obserwo-

wa³, pozwalaj¹c, aby obraz z zawi¹zku optycznego wype³ni³ chwi-

low¹ pró¿niê w jego œwiadomoœci.

„Co mam teraz zrobiæ?”.

To Bilans przemówi³ znowu, a jego s³owa odbija³y siê w rdze-

niu Kud’ara Mub’ata równie wyraŸnie, jak jego w³asne myœli. £ow-

ca nagród Bossk siedzia³ w komorze sieci, naprzeciw os³aniaj¹cej

zawi¹zek skorupy, nieœwiadom tocz¹cej siê w³aœnie milcz¹cej roz-

mowy.

Od chwili gdy zawi¹zek ksiêgowy, udaj¹cy Kud’ara Mub’ata,

przeprosi³ ³owcê nagród Bosska, minê³o zaledwie parê sekund.

background image

74

Bior¹c jednak pod uwagê niecierpliw¹ naturê Trandoszan, nieroz-

s¹dnie by³oby kazaæ mu czekaæ d³u¿ej. Kud’ar Mub’at odzyska³

doœæ pewnoœci siebie, aby odpowiedzieæ czekaj¹cemu Bilansowi.

„Kontynuuj negocjacje – przekaza³ poprzez nici neuronowe

³¹cz¹ce go z zawi¹zkiem. – NajwyraŸniej zyskaliœmy zaufanie Tran-

doszanina dziêki doskona³oœci twojej maskarady”. Kud’ar Mub’at

przemawia³ umyœlnie pozbawionym emocji i opanowanym tonem,

t³umi¹c wszelkie oznaki niepokoju czy podejrzliwoœci. „Jeœli to dla

ciebie takie ³atwe, tym lepiej”.

OdpowiedŸ zawi¹zku cechowa³ ten sam brak emocji.

„Jak sobie ¿yczysz – pomyœla³ Bilans. – Tak m¹drze mnie

pouczy³eœ”.

Przez nastêpnych kilka sekund Kud’ar Mub’at obserwowa³

komorê sieci przez zawi¹zek optyczny. Przebrany Bilans podj¹³ na

nowo grê pochlebstw wobec Trandoszanina Bosska. Pajêczarz

zachowywa³ w³asne myœli tylko dla siebie, odcinaj¹c siê od w³ó-

kien, które mog³yby przenieœæ je do zawi¹zku ksiêgowego lub ja-

kiegokolwiek innego, który stworzy³. Postanowienie, jakie podj¹³

w sprawie dalszych losów Bilansa, jeszcze siê umocni³o.

Za³atwiê to, kiedy tylko skoñczê swoje interesy z Gildi¹ £owców

Nagród, zapewni³ siê w duchu Kud’ar Mub’at. Definitywnie. Pajê-

czarz pozwoli³, aby jego œwiadomoœæ pop³ynê³a znów w kierunku

wysuniêtych w³ókien neuronowych sieci i skoncentrowa³ siê na w³a-

snym ciele. Znów uœwiadomi³ sobie istnienie otaczaj¹cej go g³ównej

komnaty, gdzie pozostawi³ w oczekiwaniu Gleeda Otondona, emisa-

riusza Prawdziwej Gildii. Lepiej siê ubezpieczyæ, ni¿ potem ¿a³owaæ.

– Najwy¿szy czas – burkn¹³ Gleed Otondon, gdy pajêczarz

podniós³ g³owê i zamruga³ licznymi oczami. – Nie mam nieskoñ-

czonej iloœci standardowych jednostek czasu na zmarnowanie!

– Przepraszam ogromnie. Szalenie mi przykro. – Kud’ar

Mub’at usadowi³ siê wygodnie w przyjaznym, cicho wzdychaj¹-

cym gnieŸdzie. Wykona³ kolejn¹ imitacjê humanoidalnego uk³onu,

pochylaj¹c przed goœciem w¹ski trójk¹t g³owy. – Wierz mi, ¿e je-

stem wiêcej ni¿ zaszczycony twoj¹ obecnoœci¹, panie.

– No to spróbujmy sprawê podsumowaæ. – Kwiecisty jêzyk

pajêczarza wywo³a³ na kanciastym pysku Otondona kwaœn¹ minê. –

Tak naprawdê mamy do za³atwienia tylko jedn¹ podstawow¹ kwe-

stiê. I to ca³kiem prost¹. Jesteœ z nami czy nie?

– S³ucham uprzejmie? – Kud’ar Mub’at roz³o¿y³ szeroko dwa

przednie odnó¿a. – Jakie jest dok³adne znaczenie terminu „z nami”?

background image

75

Nie chcia³bym sugerowaæ, ¿e twoje s³owa nie s¹ dla mnie krysta-

licznie jasne, ale…

– Wypchaj siê. – Gleed Otondon by³ w oczywisty sposób zi-

rytowany. – Wiesz, jaka jest stawka. Z Gildii £owców Nagród

powsta³y dwie frakcje, a ostatecznie pozostanie tylko jedna. Praw-

dziwa Gildia postanowi³a, ¿e zrobi wszystko, aby to ona prze¿y³a.

– Ale¿ oczywiœcie – odpar³ Kud’ar Mub’at z czymœ w rodza-

ju uœmiechu na trójk¹tnej twarzy. – Przetrwanie to taka urocza

cnota. Praktykowa³em j¹ przez ca³y czas mojej egzystencji.

– Wiêc bêdziesz chcia³ j¹ dalej praktykowaæ, za³o¿ê siê. – Gleed

Otondon nachyli³ siê do przodu, a jego twarde spojrzenie odbi³o

siê w fasetkowych oczach pajêczarza. – A najlepszym sposobem

na to jest opowiedzenie siê po naszej stronie. Prawdziwa Gildia nie

bêdzie przyjazna dla tych, którzy nie pomog¹ jej zjednoczyæ z po-

wrotem Gildii £owców Nagród. Ci renegaci z Komitetu Zreformo-

wanej Gildii ju¿ s¹ martwi. I to samo spotka ka¿dego, kto siê z ni-

mi zanadto zaprzyjaŸni. – Otondon przechyli³ g³owê na bok,

przygl¹daj¹c siê uwa¿nie siedz¹cemu naprzeciwko pajêczarzowi. –

W jak bliskich jesteœ stosunkach z Bosskiem i jego band¹?

– Mój drogi Gleedzie – Kud’ar Mub’at wykona³ krótki gest

uniesionymi w górê przednimi odnó¿ami. – Rozumiem teraz w³a-

œciw¹ naturê twojego pytania, ale i tak jestem nim cokolwiek za-

skoczony. Podejrzliwoœæ to dobra cecha, a w waszym fachu z pew-

noœci¹ konieczna, ale nigdy wczeœniej nikt nie podejrzewa³ mnie

o to, ¿e jestem durniem. Doskonale wiem, jak siê maj¹ rzeczy

w tej galaktyce.

– Tak w³aœnie mi siê zdawa³o. – Uœmiech Otondona, odzwier-

ciedlaj¹cy nadziejê braterskiej konspiracji, by³ jeszcze brzydszy. –

Naprawdê nie jesteœ durniem, co?

Ale ty mo¿e jesteœ… – pomyœla³ Kud’ar Mub’at. Wola³ nie

wypowiadaæ tego na g³os.

– Nie osi¹gn¹³em tak podesz³ego wieku i wp³ywowej pozycji,

dokonuj¹c z³ego wyboru przyjació³ i sojuszników. – Pajêczarz po-

stuka³ o siebie pazurkami na koñcu przednich odnó¿y. – A zatem

ty i pozostali z Prawdziwej Gildii… g³êboko ¿a³ujê, ¿e nie mogê

powiedzieæ tego ka¿demu z nich z osobna… mo¿ecie zachowaæ

absolutn¹ pewnoœæ, ¿e pod tym wzglêdem naprawdê jestem „z ni-

mi”, jak siê raczy³eœ wyraziæ. Wiêzy przyjaŸni i niezmierzony po-

dziw, jaki ¿ywiê dla tak szacownych ³owców nagród jak cz³onko-

wie Prawdziwej Gildii, w naturalny sposób wywo³uj¹ u mnie tê

background image

76

reakcjê. Chcia³bym jeszcze skuteczniej rozwiaæ wasze w¹tpliwo-

œci w tej materii. To równie¿ dobry interes, mój drogi Gleedzie. –

Pajêczarz znów z³o¿y³ odnó¿a wokó³ otulonego poduszkami od-

w³oku. – Interes, który chcia³bym kontynuowaæ w przysz³oœci, rów-

nie korzystny dla obu stron, jak by³ do tej pory.

– Nic nie wiem o obu stronach – burkn¹³ emisariusz Praw-

dziwej Gildii. – Zawsze mi siê wydawa³o, ¿e do twoich kufrów

wp³ywa wiêcej kredytów ni¿ do naszych.

– Jak¿e g³êboko mnie ranisz, mówi¹c takie rzeczy! – Kud’ar

Mub’at opad³ ³agodnie w miêkkie objêcia gniazda, by jeszcze pod-

kreœliæ swoj¹ zgrozê. – Mo¿e nadejdzie taki szczêœliwy czas, kiedy

odniesiemy wreszcie nieuchronne zwyciêstwo nad tymi m³okosa-

mi, prawdziwa Gildia £owców Nagród zostanie odtworzona w pe³-

nej chwale, my zaœ bêdziemy mogli wspólnie zasi¹œæ nad naszymi

ksiêgami i dojœæ do finansowego porozumienia. – G³os pajêczarza

stawa³ siê coraz ³agodniejszy. – Jeœli czujesz, ¿e dozna³eœ jakiejœ

ra¿¹cej niesprawiedliwoœci… osobiœcie, ty i ja, mo¿emy na ten

temat porozmawiaæ… prywatnie.

Otondon podrapa³ siê po d³ugim podbródku.

– Masz na myœli ³apówkê?

– Och, có¿ za ordynarne s³owo, nie s¹dzisz? – Kud’ar Mub’at

potrz¹sn¹³ g³ow¹. – Wolê nazwaæ to sposobem, aby uczyniæ nasz¹

przyjaŸñ… tylko pomiêdzy tob¹ a mn¹… jeszcze bardziej satys-

fakcjonuj¹c¹ ni¿ do tej pory. No i oczywiœcie, w imiê tej przyjaŸ-

ni, gdybyœ mia³ wróciæ do swoich braci z Prawdziwej Gildii, któ-

rych interesy tak doskonale reprezentujesz, i zapewniæ ich

o gorliwoœci, z jak¹ chcia³bym podtrzymaæ wspólny interes…

– Jasne, jasne, rozumiem, o co ci chodzi… – Otondon powo-

li skin¹³ g³ow¹. – Ale nie zrobiê niczego podobnego, jeœli to nie-

prawda. Zw³aszcza ten kawa³ek o tym, jak bardzo chcesz pozo-

staæ z Prawdziw¹ Gildi¹ i nie masz nic wspólnego z Bosskiem i t¹

band¹ z Komitetu Zreformowanej Gildii.

– Ale¿, mój drogi Gleedzie, taka jest prawda! – pajêczarz

uniós³ jedno z przednich odnó¿y w dramatycznym geœcie. – Przy-

siêgam. Absolutnie i bezwarunkowo. – Zwin¹³ odnó¿e z powro-

tem, owijaj¹c nim odw³ok. – Nie jest to materia, w której by³bym

zdolny do udawania.

– No, niech to lepiej bêdzie prawda – posêpnie odpar³ Oton-

don. – Nie warto poœwiêcaæ ¿ycia na to, ¿eby powiedzieæ cz³on-

kom Prawdziwej Gildii, ¿e jesteœ z nami, a potem pozwoliæ im

background image

77

dowiedzieæ siê, ¿e zrobi³eœ z nas balona. Nie nale¿ymy do tych

³owców nagród, którzy nagradzaj¹ g³upotê.

Tym gorzej dla ciebie, smêtnie pomyœla³ Kud’ar Mub’at. Goœæ

pajêczarza dobrze odegra³by swoj¹ rolê, gdyby tak by³o naprawdê.

– B¹dŸ pewien, mój najdro¿szy Gleedzie, ¿e powi¹zania po-

miêdzy mn¹ a Prawdziw¹ Gildi¹… i Gildi¹ £owców Nagród, sko-

ro znów przywrócimy j¹ do ¿ycia, cechuje absolutna wy³¹cznoœæ

i wzajemne korzyœci. Masz na to moje s³owo.

– To bardzo dobrze. – Otondon z satysfakcj¹ skin¹³ g³ow¹. –

Wiesz… od pocz¹tku mi siê zdawa³o, ¿e uda nam siê dobiæ intere-

su.

By³a to najprostsza forma negocjacji: mówienie dok³adnie tego,

co ktoœ chcia³ us³yszeæ. Czêœæ Kud’ara Mub’ata prawie pragnê³a,

aby wszystko by³o takie proste. Szczerze mówi¹c, wiêkszoœæ by³a

w³aœnie taka. Dopiero gdy pajêczarz usi³owa³ przechytrzyæ kogoœ

takiego jak ksi¹¿ê Xizor i Boba Fett, gra stawa³a siê zarówno nie-

bezpieczna, jak i interesuj¹ca. I to siê w³aœnie podoba³o tej drugiej

czêœci jego osoby, która sprawia³a, ¿e warto by³o ¿yæ. Pajêczarz

ju¿ doœæ d³ugo przebywa³ w dryfuj¹cej sieci odziedziczonej po za-

mordowanym poprzedniku. Budowa³ skomplikowane powi¹zania

i zawi³e, samonapêdzaj¹ce siê intrygi, zanim jeszcze narodzi³y siê

stworzenia, z którymi dziœ rozmawia³. A kiedy mija tyle czasu,

poszukiwanie godnego przeciwnika staje siê obsesj¹.

Dlatego Kud’ar Mub’at po prostu musia³ zaanga¿owaæ siê w in-

trygê maj¹c¹ na celu zniszczenie Gildii £owców Nagród. Nie tyle

dla zysku, który gromadzi³ siê w skarbcu pajêczarza – choæ i ten

by³ nie do pogardzenia – ale dla przyjemnoœci i dreszczyku gry.

No i z powodu przeciwników. Kud’ar Mub’at nie potrafi³ przej-

rzeæ ksiêcia Xizora, który przyszed³ do sieci z pomys³em intrygi

i ukaza³ j¹ licznym oczom pajêczarza. By³ w stanie przejrzeæ go a¿

do samego Imperatora Palpatine’a, gdzieœ daleko na planecie Co-

ruscant. Poci¹gano za sznurki równie delikatne i misternie skom-

plikowanie powi¹zane, jak jego sieæ, a nie wszystkie z nich znaj-

dowa³y siê w rêkach Xizora. Falleeñski szlachcic uwielbia³

niebezpieczne gry – w koñcu nie wspi¹³by siê na sam szczyt syn-

dykatu zbrodni o nazwie Czarne S³oñce, obejmuj¹cego swoim za-

siêgiem ca³¹ galaktykê, gdyby nie mia³ upodobania do ryzyka i umie-

jêtnoœci uk³adania takich gambitów. Kud’ar Mub’at by³ tak¿e œwiadom,

jak g³êboko nienawidzi³ i nie ufa³ Xizorowi Lord Vader, odziana

w czarne szaty rêka Imperatora. Wystarczy³oby, aby Falleeñczyk

background image

78

wykona³ jeden fa³szywy ruch, a ka¿de podejrzenie, jakie Vader

zasia³ w umyœle Palpatine’a, znalaz³oby swoje potwierdzenie – co

skoñczy³oby siê fatalnie dla Xizora. Kiedy grywasz w takie gry

i o takie stawki, myœla³ Kud’ar Mub’at, nie mo¿esz siê skar¿yæ na

to, co siê z tob¹ stanie, jeœli przegrasz.

W swoim maleñkim sercu, ukrytym pod chitynow¹ skorup¹,

Kud’ar Mub’at wspó³czu³ biednemu, maleñkiemu zawi¹zkowi ksiê-

gowemu, Bilansowi. On nigdy nie bêdzie gra³ na takim poziomie,

nigdy nie rozwinie twardych talentów gracza. Niezdolny do jakie-

gokolwiek buntu wobec swojego stwórcy, tak jak Kud’ar Mub’at

zbuntowa³ siê przeciwko swemu poprzednikowi, nie mia³ najmniej-

szego pojêcia o tym, czym ryzykuje. I mo¿e nigdy siê nie dowie:

gra i samo jego istnienie skoñcz¹ siê, zanim siê obejrzy.

By³y to przyjemne myœli, ale interes nale¿y doprowadziæ do

koñca. Kud’ar Mub’at znów zwróci³ uwagê na siedz¹cego przed

nim emisariusza Prawdziwej Gildii.

– Jestem pewien, ¿e twój czas jest cenny, mój drogi Gleedzie. –

Pajêczarz wysun¹³ dwa odnó¿a przed siebie. – Znacznie bardziej

ni¿ mój, który uwa¿am za dobrze spêdzony, jeœli poœwiêcê go ta-

kim goœciom jak ty. Maj¹c to w pamiêci, czy rozstajemy siê wreszcie

w doskona³ej zgodzie i harmonii? Interesy twoje i innych cz³on-

ków Prawdziwej Gildii s¹ identyczne z moimi, przynajmniej jeœli

chodzi o mnie.

– Mo¿e nie ca³kiem identyczne – odpar³ Gleed Otondon – ale

mog¹ byæ zbli¿one.

– Ach, jak to m¹drze powiedziane. Mam nadziejê, ¿e teraz

ju¿ bez wahania bêdziesz móg³ wróciæ do swoich towarzyszy

z Prawdziwej Gildii i przekazaæ, ¿e ich przyjaciel i wspólnik w in-

teresach, Kud’ar Mub’at, jest, jak to mówisz, „z nimi”.

– Mo¿e – wzruszy³ ramionami Otondon. – Jeszcze lepiej bê-

dzie, jeœli za³atwimy równie¿ tamt¹ drug¹ sprawê. Wiesz, tê spra-

wê z ³apówk¹.

– I znowu to brzydkie s³owo! – Spomiêdzy pierzastych otwo-

rów wydechowych wydoby³o siê ciê¿kie westchnienie. – Ale wiem,

co masz na myœli. W koñcu to ja podnios³em tê kwestiê, choæ

uczyni³em to nieco bardziej delikatnie.

Uœmiech Gleeda Otondona wyra¿a³ czyst¹ chciwoœæ.

– Gdybyœmy siê tym zajêli ju¿ teraz, tak, abym mia³ jakiœ

namacalny dowód… wtedy myœlê, ¿e posz³oby jak po maœle, no

nie?

background image

79

– Och, tak. Ale¿ oczywiœcie. – Czubkiem jednego szpona

Kud’ar Mub’at podrapa³ siê po trójk¹tnej twarzy. ¯¹danie emisa-

riusza, aby przekazaæ kredyty ze skarbca sieci do jego kieszeni,

istotnie sprawia³o pajêczarzowi pewien k³opot. Sprawy finansowe

zwykle za³atwia³ jego zawi¹zek ksiêgowy, Bilans, ale akurat w tej

chwili Bilans by³ zajêty wcielaniem siê w Kud’ara Mub’ata i sie-

dzia³ w starym egzoszkielecie pajêczarza. Trandoszañski ³owca

nagród Bossk nie mia³ pojêcia, ¿e prawdziwy Kud’ar Mub’at w tym

samym czasie prowadzi negocjacje z jednym z jego nieprzyjació³

z Prawdziwej Gildii. Kud’ar Mub’at zaœ nie mia³ najmniejszego

zamiaru koñczyæ tej maskarady. Ryzykowa³, ¿e i Bossk, i Gleed

Otondon wpadn¹ w mordercz¹ wœciek³oœæ i rzuc¹ siê nie na siebie

wzajemnie, ale na Kud’ara Mub’ata.

– W istocie – powiedzia³ pajêczarz po chwili milczenia – je-

stem ogromnie zak³opotany, ale w tej chwili nie mogê spe³niæ two-

jego jak¿e rozs¹dnego ¿¹dania.

– Co? – warkn¹³ Gleed Otondon i zachichota³ drwi¹co. – Chy-

ba ¿artujesz. Wszyscy wiedz¹, ¿e siedzisz na kredytach.

– Przykro mi, ale tak nie jest – Kud’ar Mub’at powoli pokrê-

ci³ g³ow¹. Zawi¹zki zgromadzone wokó³ niego zbli¿y³y siê, niczym

¿a³osne sierotki, szukaj¹ce schronienia przed zimnym wiatrem.

Zwróci³y oczka ku twarzy Otondona. – Nie wszystkie moje przed-

siêwziêcia posz³y tak g³adko jak te, w których moje skromne mo¿-

liwoœci po³¹czy³em z mo¿liwoœciami waszej profesji. Dlatego tak

gor¹co pragnê znowu zadzierzgn¹æ wiêzy wzajemnie korzystnej

wspó³pracy z prawdziwymi spadkobiercami tradycji Gildii £ow-

ców Nagród. W galaktyce jest tak wiele nieuczciwych, pod³ych

istot, a ja jestem tylko pokornym poœrednikiem, pomocnikiem przy

prowadzeniu interesów anga¿uj¹cych ró¿ne strony… i tak ³atwo

mnie odrzeæ z tego, co mi siê s³usznie nale¿y… – pajêczarz czub-

kiem szpona otar³ kilka z paciorkowatych oczu, choæ ³zy by³y w jego

przypadku fizjologiczn¹ niemo¿liwoœci¹. – A ja mam tyle wydat-

ków – koniec szpona powêdrowa³ w kierunku st³oczonych zawi¹z-

ków. – Doprawdy… utrzymanie takiego miejsca to wydatek bar-

dziej medyczny ni¿ inwestycyjny.

– OszczêdŸ sobie – emisariusz Prawdziwej Gildii z odraz¹

spojrza³ na arachnoidalne stworzenie. – Jeœli chcesz siê uskar¿aæ

na biedê, to wybierz sobie kogoœ innego. – Otondon zacz¹³ zapi-

naæ mosiê¿ne haftki okrycia. – Nie chce mi siê tego s³uchaæ. Ale

background image

80

nie zapomnij – wsta³ z miejsca i groŸnie pochyli³ siê nad pajêcza-

rzem – ¿e masz u mnie d³ug.

– D³ug honorowy – zaskrzecza³ Kud’ar Mub’at, cofaj¹c siê

przed groŸnie wyci¹gniêtym palcem Otondona. – Ka¿d¹ standar-

dow¹ jednostkê czasu rozpocznê od przypomnienia sobie tej w³a-

œnie sprawy.

– Noo, ja myœlê. – Otondon wyprostowa³ siê i rozejrza³ do-

ko³a. Jego ramiona prawie dotyka³y sklepionych, w³óknistych œcian

komnaty. – Jak siê st¹d wychodzi? Muszê wracaæ do Gildii. Na

pewno na mnie czekaj¹.

Kud’ar Mub’at wys³a³ jednego z wewnêtrznych zawi¹zków prze-

wodników, by wskaza³ Otondonowi drogê do g³ównego obszaru do-

ków. Po drugiej stronie sieci znajdowa³o siê jeszcze jedno, mniejsze

l¹dowisko. Tam sta³ zacumowany „Wœciek³y Pies”, statek trando-

szañskiego ³owcy nagród Bosska, bezpiecznie ukryty przed wzro-

kiem Gleeda Otondona. Kiedy Bossk skontaktowa³ siê z Kud’arem

Mub’atem, ¿¹daj¹c spotkania, by omówiæ wspólne interesy, pajê-

czarz wmówi³ mu, ¿e powinien to zrobiæ potajemnie – twierdzi³, ¿e

potê¿ne si³y, których istnienie sugerowa³, lecz nazwy nie wymieni³,

obserwuj¹ sieæ oraz przyloty i odloty goœci. To wystarczy³o, aby

przekonaæ Bosska do zastosowania takiej procedury podejœcia i l¹-

dowania, aby nie zorientowa³ siê, ¿e emisariusz Prawdziwej Gildii

przybywa do sieci prawie w tym samym czasie. Gleed Otondon

zosta³ nabrany w ten sam sposób i równie ³atwo.

Nie opuszczaj¹c swojego gniazda w g³ównej komnacie sieci,

Kud’ar Mub’at pod³¹czy³ siê znów do neuronowego wejœcia za-

wi¹zku optycznego, z którego korzysta³ wczeœniej. Natychmiast

ujrza³ podejrzliw¹ minê Trandoszanina Bosska równie wyraŸnie,

jakby by³ razem z nim w tamtej komnacie zamiast przebranego

zawi¹zku ksiêgowego Bilansa.

– Co to? – Bossk obróci³ g³owê, ws³uchuj¹c siê w jakiœ odle-

g³y dŸwiêk.

Kud’ar Mub’at, siedz¹cy po drugiej stronie wyd³u¿onego je-

dwabistego w³ókna neuronowego, ostro¿nie zmieni³ pole widzenia

zawi¹zku optycznego, aby widzieæ równie¿ opuszczony egzoszkielet

pajêczarza.

– S³ucham uprzejmie? – z wnêtrza skorupy przemówi³ g³os

identyczny z g³osem Kud’ara Mub’ata. Zawi¹zek ksiêgowy Bilans

rozpostar³ dwa przednie odnó¿a egzoszkieletu w geœcie zdziwie-

nia. – O czym raczysz mówiæ?

background image

81

– O tym, co s³ysza³em… przed chwil¹. – Nozdrza pokrytego

³uskami pyska Bosska rozszerzy³y siê, jakby w przetworzonym

powietrzu sieci wywêszy³ jakieœ zdradzieckie moleku³y. – Jakby

startowa³ jakiœ statek.

W pró¿ni kosmosu otaczaj¹cej dryfuj¹c¹ sieæ ha³as niewiel-

kich silników startowych statku Gleeda Otondona nie by³by s³y-

szalny, ale zewnêtrzne w³ókna strukturalne sieci przenios³y doœæ

wibracji spowodowanych od³¹czaniem zawi¹zków cumowniczych,

by czu³y s³uch Bosska zdo³a³ je wychwyciæ.

Lekki dreszcz strachu poruszy³ chitynowym cia³em Kud’ara

Mub’ata. Jeœli Bilans, ukryty w wylince pajêczarza, straci refleks,

Bossk bez trudu dojdzie do wniosku – zreszt¹ s³usznego – ¿e sieæ

mia³a jeszcze innego goœcia.

– Tak, rzeczywiœcie tak to brzmia³o, prawda?

Kud’ar Mub’at zacisn¹³ wszystkie odnó¿a wokó³ gniazda.

– Ale to oczywiœcie coœ innego – ci¹gn¹³ dalej Bilans. – No

bo jakim cudem…?

W polu widzenia zawi¹zku optycznego, zwisaj¹cego ze skle-

pienia mniejszej komnaty, Bossk zwróci³ spojrzenie w¹skich, ga-

dzich oczu w kierunku skorupy z ukrytym w niej Bilansem.

– No to powiedz – sykn¹³ – dlaczego to nie mia³by byæ sta-

tek?

– To proste – odpar³ grzecznie zapytany. – Mój drogi Boss-

ku, jedynym powodem, dla którego jakakolwiek istota rozumna

przybywa do mojej nêdznej sieci, jest chêæ prowadzenia interesów

ze mn¹. Jestem ogromnie wdziêczny za te wizyty. Ale widzisz

mnie teraz przed sob¹, prawda? I by³o tak przez ca³y czas, jaki

spêdziliœmy razem, bardzo zreszt¹ dla mnie przyjemny i po¿ytecz-

ny, czy¿ nie? Nie móg³bym raczej prowadziæ powa¿nych dyskusji

o interesach z ¿adn¹ inn¹ istot¹, poniewa¿ przez ca³y czas ofiaro-

wa³em ci moj¹ niepodzieln¹ uwagê. – Jedna para odnó¿y egzo-

szkieletu unios³a siê w parodii ludzkiego wzruszenia ramion. – Wiêc

po co ktoœ mia³by tu przylatywaæ? Doprawdy… nie ³udzê siê, aby

mój dom mia³ inne zalety, które mog³yby przyci¹gaæ tu goœci.

Bossk zmru¿y³ oczy jeszcze bardziej z wyrazem g³êbokiej nie-

ufnoœci. £uski na jego czole zbieg³y siê poœrodku, a mózg pod nimi

usi³owa³ uporaæ siê z tym problemem.

– No wiêc co to by³o?

– To tylko proces usuwania œmieci z mojej sieci. – Skorupa,

sterowana przez Bilansa, powoli pokrêci³a g³ow¹. – Jakie to ¿enuj¹ce,

6 – Spisek Xizora

background image

82

dyskutowaæ w towarzystwie o kanalizacji i podobnych rzeczach!

Niestety, mam te same problemy porz¹dkowe co wszystkie inne

statki, wêdruj¹ce przez otwart¹ przestrzeñ. Pewne produkty odpa-

dowe nale¿y usun¹æ, a dla higieny lepiej jest uczyniæ to odpowied-

nio szybko, aby otaczaj¹ca nas strefa nawigacyjna pozosta³a wol-

na od… nazwijmy to… obrzydliwego towarzystwa. – Trójk¹tna

twarz wylinki, replika twarzy Kud’ara Mub’ata, rozci¹gnê³a siê

w lekkim uœmiechu. – Doprawdy, mój drogi Bossku, nawet statki

Floty Imperialnej Palpatine’a robi¹ dok³adnie to samo.

– Taaak… – przytakn¹³ Bossk powoli. – Chyba masz racjê.

Niezupe³nie, mrukn¹³ do siebie Kud’ar Mub’at. Pajêczarz by³

pe³en podziwu dla historyjki, jak¹ zawi¹zek ksiêgowy w³aœnie uczê-

stowa³ goœcia, ale prawda by³a taka, ¿e sieæ ca³kowicie przerabia³a

tworz¹c¹ j¹ materiê. Kud’ar Mub’at mia³ instynktowny wstrêt do

wypuszczania ze szponów bodaj najmniejszej cz¹steczki, jaka kie-

dykolwiek znalaz³a siê w ¿ywej strukturze sieci. Ale jak d³ugo Tran-

doszanin daje siê nabraæ, prawda nie ma wielkiego znaczenia, przy-

zna³ w duchu.

Gdy Bossk wreszcie opuœci³ sieæ, a „Wœciek³y Pies” zosta³

uwolniony z zawi¹zków cumowniczych w bezpiecznym odstêpie

czasu po starcie poprzedniego goœcia, Kud’ar Mub’at zacz¹³ za-

chwycaæ siê zrêcznoœci¹ i pewnoœci¹ siebie, z jak¹ jego twór roz-

wia³ podejrzenia ³owcy nagród.

– Doskona³a robota – pochwali³, usadowiony bezpiecznie

w swoim pneumatycznym gnieŸdzie. Uniós³ zawi¹zek ksiêgowy,

który przycupn¹³ na zakrzywionym czubku jednego z przednich

odnó¿y. W odleg³ej komnacie opuszczony egzoszkielet znów by³

tylko nieruchom¹ podobizn¹ fizycznego kszta³tu pajêczarza. – Po-

radzi³eœ sobie z tym Trandoszaninem w sposób, który napawa dum¹

twego twórcê.

– To tylko interesy. – Bilans nie okazywa³ zak³opotania kom-

plementem. – Jeœli wykazujê w tym kierunku jakieœ zdolnoœci, to

dlatego ¿e wszystkie interakcje pomiêdzy istotami rozumnymi

mo¿na zredukowaæ do kwestii kredytów, wydatków i debetów. –

Jedno z odnó¿y zawi¹zku ksiêgowego zakreœli³o w powietrzu kszta³t

zera. – Sumuj i dziel.

– Dziel i rz¹dŸ. – Oczywiœcie „rz¹dzenie” by³o w tym wy-

padku nieco przesadzon¹ figur¹ retoryczn¹. Kud’ar Mub’at w zu-

pe³noœci zadowala³ siê wy¿sz¹ od œredniej stop¹ zysku. – To za-

wsze najlepsza rada.

background image

83

Kud’ar Mub’at wypuœci³ zawi¹zek ksiêgowy, który podrepta³

na swoje zwyk³e miejsce spoczynku, ukryte g³êboko w wewnêtrz-

nych korytarzach sieci. Jeœli pajêczarz nie bêdzie ostro¿ny, jego

prymitywne serce mo¿e znowu zmiêkn¹æ dla tej mniejszej repliki

samego siebie. Pomoc zawi¹zku pozwoli³a mu osi¹gn¹æ bardzo

wiele: trandoszañski ³owca g³ów Bossk odszed³ przekonany o tym

samym co jego przeciwnik Gleed Otondon, to znaczy, ¿e Kud’ar

Mub’at i jego perwersyjne intrygi s¹ po stronie jego czêœci starej

Gildii £owców Nagród. Niech sobie w to wierz¹, pomyœla³ pajê-

czarz. Kiedy przekonaj¹ siê, ¿e jest inaczej, bêdzie za póŸno, ¿eby

cokolwiek na to poradziæ. A kto wygra bitwꠖ Prawdziwa Gildia

czy Komitet Zreformowanej Gildii – to doprawdy nie mia³o wiêk-

szego znaczenia. Jak d³ugo zwyciêstwo bêdzie po stronie Kud’ara

Mub’ata…

Pajêczarz podwin¹³ odnó¿a i zacz¹³ medytowaæ, jaki powi-

nien byæ jego nastêpny krok w tej intrydze.

background image

84

R O Z D Z I A £

$

– Oto raport, Wasza Ekscelencjo.

Ksi¹¿ê Xizor, rozparty wygodnie w inteligentnym fotelu w swo-

jej prywatnej kwaterze, wyci¹gn¹³ rêkê, aby wzi¹æ podany us³u¿-

nie przez lokaja pojedynczy arkusz flimsiplastu. Lokaj wsadzi³ srebr-

n¹ tacê pod pachê i wycofa³ siê wœród uk³onów. Falleeñski ksi¹¿ê

zd¹¿y³ zreszt¹ zapomnieæ o jego istnieniu, zanim jeszcze zamknê³y

siê za nim wysokie, bogato rzeŸbione drzwi.

W chwilach takich jak ta Xizor wola³ byæ sam. Nie po to, aby

zachowaæ tajemnicꠖ salê tronow¹ otaczali poddani, którzy z czy-

stego strachu lub lojalnoœci byli równie zaanga¿owani w organiza-

cjê Czarnego S³oñca, jak on sam – lecz po to, by bezsensowne

gadanie nie zak³óca³o toku jego myœli. Istoty pochodz¹ce z innych

planet i odmienne genetycznie s³u¿y³y wy³¹cznie przyjemnoœciom

lub zyskowi. Xizor móg³ sobie pogratulowaæ, ¿e swego czasu uda-

³o mu siê znaleŸæ sposób, aby te dwa cele ze sob¹ po³¹czyæ. Fallee-

ñskie feromony wywiera³y potê¿ny wp³yw na samice prawie wszyst-

kich rozumnych gatunków w galaktyce. Wystarczy³o to

w zupe³noœci, aby zaspokoiæ apetyty Xizora, wiêc rozkoszowa³ siê

bez przeszkód ³atwymi podbojami. Jeœli przy okazji uwiedzenia

wysoko postawionej pani dyplomatki, czy to ze starej Republiki,

czy nowego Sojuszu Rebeliantów, jednoczeœnie uda³o mu siê pchn¹æ

do przodu sprawy Czarnego S³oñca lub w³asne, tym lepiej. Kiedy

jednak uzyska³ wszystko, czego ¿¹da³, ten sam zimny uœmiech

przemyka³ po jego twarzy o ostrych rysach, a g³êboki fiolet ga-

dzich oczu znika³ za drwi¹co przymru¿onymi powiekami, kiedy

jednym gestem po¿egnania dawa³ do zrozumienia, ¿e mi³osne opê-

background image

85

tanie jego partnerki ju¿ go nie interesuje. Falleen najchêtniej prze-

¿ywa³ swoje podboje seksualne we wspomnieniach, niczym tro-

feum umieszczone w labiryncie korytarzy zamkniêtych pod zie-

lonkaw¹ skór¹ czaszki.

Chocia¿ jednak falleeñska psychika ogólnie charakteryzowa³a

siê gadzim ch³odem, mia³a w sobie jednak jeden gor¹cokrwisty

element. Pod tym wzglêdem ten gatunek podobny by³ do Trando-

szan, jeœli pomin¹æ paskudne, ³uskowate cia³o i wielkie zêbiska.

Bo w przeciwieñstwie do Trandoszanina Falleen, tak jak Xizor,

obnosi³ siê z wynios³¹ elegancj¹, podkreœlon¹ jeszcze delikatn¹

struktur¹ kostn¹. Elegancja stanowi³a równie dobry powód legen-

darnych mo¿liwoœci seksualnych, co potê¿ne feromony, emanuj¹-

ce z jedwabistej skóry. Oba gatunki ³¹czy³o tylko jedno: wiecznie

nienasycony g³ód. U Trandoszan g³ód ten koncentrowa³ siê we

wnêtrznoœciach. Ich wiêcej ni¿ skromnie rozwiniête mózgi s³u¿y³y

jedynie zaspokojeniu najbardziej podstawowych funkcji prymityw-

nie miêso¿ernego organizmu. Zwyciê¿yæ wroga to znaczy go zjeœæ.

My, Falleenowie, jesteœmy jednak pod tym wzglêdem trochê sub-

telniejsi, myœla³ Xizor.

Dalsze rozkosze bêd¹ musia³y poczekaæ, bo w tej chwili mia³

coœ innego do roboty. Na powierzchni flimsiplastu w³aœnie zaczê³y

siê wyraŸnie formowaæ s³owa.

Wydzielane feromony, choæ stanowi³y cechê charakterystycz-

n¹ dla ca³ego gatunku, ró¿ni³y siê u ró¿nych Falleenów na tyle, ¿e

mog³y stanowiæ klucz koduj¹cy dla urz¹dzeñ zabezpieczaj¹cych.

Reakcja chemiczna zachodz¹ca we w³óknach flimsiplastu mog³a

zostaæ zainicjowana wy³¹cznie czubkami palców ksiêcia Xizora.

Uniós³ arkusz, ustawiaj¹c go w wygodnej odleg³oœci od oczu.

By³ to raport jednego z jego poruczników organizacji Czarne-

go S³oñca, Kian’thara nazwiskiem Kreet’ah. Vigo Kreet’ah, jeœli

u¿yæ honorowego tytu³u, który zdoby³ w ci¹gu d³ugiej i wiernej

s³u¿by, by³ zawsze lojalny, niekiedy sprytny i czêsto gwa³towny.

Mia³ doskona³e Ÿród³a informacji umiejscowione w ca³ej galakty-

ce. Kian’tharañskie wiêzy rodzinne i feudalne by³y tak skompli-

kowane – proces reprodukcji wymaga³ przekazywania zap³od-

nionych jaj przed narodzeniem przez trzy pokolenia nie

spokrewnionych ze sob¹ klanów – ¿e osoby z zewn¹trz nie mia³y

najmniejszej szansy zorientowania siê we wszystkich poziomach

pokrewieñstwa na ich rodzimej planecie. Jednoczeœnie ca³y gatu-

nek mia³ myl¹co uczciwe twarze, które znacznie u³atwia³y im

background image

86

zdobycie zaufania innych istot rozumnych. Tak te¿ postêpowali

wszyscy krewniacy Kreet’aha na poziomie subalfa, którzy zdo³ali

siê wkrêciæ do ró¿nych instytucji finansowych, obs³uguj¹cych nie

ca³kiem uczciwy galaktyczny biznes. Biznes ten obejmowa³ rów-

nie¿ dzia³alnoœæ arachnoidalnego pajêczarza Kud’ara Mub’ata jako

poœrednika pomiêdzy ³owcami nagród a ich klientami. Agenci Kre-

et’aha sk³adali mu regularne raporty, nie przepuszczaj¹c ¿adnej,

nawet najmniejszej informacji, jaka przewinê³a siê w zasiêgu ich

wielosoczewkowych oczu.

Ksi¹¿ê czeka³ niecierpliwie w³aœnie na ten raport. Za¿¹da³, aby

Ÿród³a Kreet’aha sprawdzi³y i zdoby³y pewn¹ wiadomoœæ. Lubi³

wiedzieæ, czym zajmuj¹ siê inne istoty rozumne, zw³aszcza jeœli

informacje na ten temat zosta³y skradzione wprost sprzed ich no-

sów… o ile je mieli.

Xizor docenia³ zwiêz³oœæ i spójnoœæ tych raportów.

OBIE FRAKCJE GILDII £OWCÓW NAGRÓD POROZUMIA£Y

SIÊ Z KUD’AREM MUB’ATEM. OTONDONA Z PRAWDZIWEJ

GILDII I BOSSKA Z KOMITETU ZREFORMOWANEJ GILDII

WIDZIANO W SIECI.

Jakie¿ to intryguj¹ce, pomyœla³ ksi¹¿ê Xizor. Nowiny wcale

go nie zaskoczy³y. Co wiêcej, potwierdza³y doskona³oœæ jego w³a-

snych planów i umiejêtnoœæ dok³adnego przewidywania, co zrobi¹

w danej chwili inni gracze. Jemu pozosta³o tylko zdecydowaæ, jaki

bêdzie kolejny ruch.

Od chwili zapoznania siê z raportem Vigo Kreet’aha do pe³ne-

go zrozumienia jego znaczenia przez Xizora minê³o zaledwie kilka

sekund. Subtelne feromony wydzielane przez jego cia³o zaczê³y

teraz zupe³nie inaczej dzia³aæ na chemikalia zawarte w arkusiku

flimsi. Ca³y tekst znik³ nagle, poch³oniêty przez p³omienie z¿eraj¹-

ce samozapalaj¹ce siê w³ókna. W jednej chwili raport zmieni³ siê

w kupkê czarnego popio³u w d³oni Xizora. Nie przeszkadza³ mu

pal¹cy ¿ar; traktowa³ to jako kolejn¹ próbê samokontroli. Szkole-

nie wojownika uodporni³o go na o wiele wiêkszy ból. Zanim jesz-

cze p³omienie zgas³y zupe³nie, zmi¹³ resztki p³on¹cej kartki, roz-

cieraj¹c je na proch. Wiadomoœæ, jak¹ zawiera³a, zosta³a teraz

bezpiecznie usuniêta z wszechœwiata.

Prawie usuniêta. Jej treœæ przetrwa³a w pamiêci ksiêcia Xizora

i jego zaufanego porucznika Vigo Kreet’aha. Wiedza stanowi³a si³ê,

zw³aszcza zaœ wiedza o sprawach tajnych. O tajemnicach innych

istot. A kiedy informacja zawiera³a coœ interesuj¹cego lub wa¿nego

background image

87

dla Imperatora Palpatine’a, to mia³a jeszcze wiêksz¹ moc. To wstyd,

aby j¹ pomniejszaæ, dziel¹c siê sekretem z inn¹ osob¹, pomyœla³

Xizor. Tajemnice mia³y w³asn¹ energiê; ka¿da kolejna rozumna

istota w³¹czona do ich krêgu rozmienia³a tê energiê na drobne.

Nawet Vigo Czarnego S³oñca, taki jak Kreet’ah, któremu podobno

interesy organizacji le¿a³y na sercu równie mocno, jak jego w³ad-

cy… no có¿, Xizor bêdzie musia³ podj¹æ w tej materii strategiczn¹

decyzjê. Oczywiœcie, bêdzie to decyzja personalna. Lojalnoœæ Kre-

et’aha by³a w krêgach Czarnego S³oñca przys³owiowa… ale wybi-

jaj¹cy siê talentem m³odzi ¿o³nierze z radoœci¹ przyjêliby tak¹ mo¿-

liwoœæ awansu. Gdyby na szczycie pewnego dnia pojawi³ siê

wakat…

Xizor otrz¹sn¹³ z d³oni resztki popio³u: czarne p³atki, prawie

pozbawione ciê¿aru, spoczê³y ³agodnie na fa³dach jego p³aszcza.

Przez kilka nastêpnych sekund wa¿y³ istnienie Vigo Kreet’aha na

czu³ej wadze swoich myœli – i podj¹³ decyzjê. Kreet’ah bêdzie ¿y³,

przynajmniej jeszcze przez jakiœ czas. Niezachwiana lojalnoœæ pod-

danego zas³uguje w koñcu na jak¹œ nagrodꠖ mo¿na w zamian za

to zapewniæ mu jeszcze trochê ¿ycia i oddechu.

Poza tym Xizor mia³ jeszcze parê innych spraw do rozwa¿e-

nia, zwi¹zanych z tym, czego dowiedzia³ siê z raportu Kreet’aha.

Powieki fioletowych oczu zwêzi³y siê niemal w szparki, gdy obra-

ca³ w myœlach tê informacjê, jakby ogl¹da³ ka¿d¹ po kolei fasetê

piêknego, choæ truj¹cego klejnotu. W jego prywatnym skarbcu,

obok za³adowanych skarbami kufrów Czarnego S³oñca, spoczy-

wa³y pojemniki ze szlachetnych metali, bezpiecznie ukrywaj¹ce

najrzadsze z zielonych diamentów. W galaktyce by³y i inne klejno-

ty, jeszcze rzadsze i jeszcze piêkniejsze – w koñcu diament to tyl-

ko kawa³ek wêgla. Te jednak wystarczy³o potrzymaæ w d³oni nie

d³u¿ej ni¿ przez pó³ minuty, aby otrzymaæ œmierteln¹ dawkê pro-

mieniowania radioaktywnego. I dlatego w³aœnie by³y dla Xizora tak

cenne.

Od czasu do czasu ofiarowywa³ w darze jeden z nich swej

aktualnej kochance, gdy uzna³, ¿e jej rola siê skoñczy³a, ona zaœ

by³a odmiennego zdania. Oczywiœcie, nie wrêcza³ jej tego sam –

maleñkie pude³eczko przesy³a³ przez pos³añca, bez którego mo¿na

siê obyæ, a który by³ równie¿ na tyle us³u¿ny, aby zawiesiæ klejnot

na platynitowym ³añcuszku wokó³ piêknej szyi damy. A potem, w od-

powiednim czasie, pewien zaufany s³uga Czarnego S³oñca, w³amy-

wacz z doœwiadczeniem w pracy z niebezpiecznymi materia³ami,

background image

88

przynosi³ z powrotem diament, który spe³ni³ ju¿ swoje zadanie,

pozostawiaj¹c na miejscu urodziwe zw³oki.

Ksi¹¿ê Xizor pomyœla³ sobie, ¿e niektóre cenne informacje s¹

podobne do tych toksycznych kamieni z jego kolekcji. Ogromnie

po¿¹dane, równie niezaprzeczalnie u¿yteczne, lecz czasem zabój-

cze dla swoich posiadaczy. Truizm na miarê galaktyczn¹ – najlep-

szymi powiernikami tajemnic s¹ trupy.

Falleeñczyk powoli skin¹³ g³ow¹. Jego d³onie spoczywa³y bez-

w³adnie na porêczach inteligentnego fotela. On równie¿ by³ zagro-

¿ony dziêki posiadaniu tak cennej informacji. Imperator Palpatine

zdawa³ siê nieœwiadom faktu, ¿e jeden z jego najbardziej zaufa-

nych popleczników jest jednoczeœnie przywódc¹ najwiêkszej or-

ganizacji przestêpczej w ca³ej galaktyce, choæ Lord Vader wspo-

mina³ o swoich podejrzeniach, i to nieraz. Ale Palpatine na pewno

wie, ponuro pomyœla³ Xizor. Nie móg³ uwierzyæ, aby Imperator,

który wiedzia³ prawie wszystko, co dzia³o siê w galaktyce, nie do-

myœla³ siê czegoœ takiego. Pewnie ma swoje powody, aby tego nie

okazywaæ, myœla³. Imperator Palpatine by³ mistrzem subtelnej stra-

tegii: byæ mo¿e pozostawienie na jakiœ czas wolnej rêki Czarnemu

S³oñcu s³u¿y³o jakiemuœ szczególnemu celowi. Gdyby teraz, w ta-

kich czasach, zdecydowa³ siê na konfrontacjê z organizacj¹ prze-

stêpcz¹ tej miary, znalaz³by siê w najgorszej z mo¿liwych sytuacji

politycznej i militarnej. W wojnie na dwa fronty nawet Imperium,

wraz ze wszystkimi swymi zasobami, mog³oby okazaæ siê za ma³e,

by jednoczeœnie zwalczaæ Czarne S³oñce i Sojusz Rebeliantów. Pal-

patine nie móg³ pozbyæ siê Xizora z dworu, nie móg³ te¿ nie oka-

zaæ mu choæby pozorów zaufania, jeœli nie chcia³ zadrzeæ z Czar-

nym S³oñcem.

Z tego wynika³o, ¿e Palpatine lepiej wyjdzie na tym, jeœli zo-

stawi Xizora w spokoju… przynajmniej na razie. Ale Xizor nie by³

takim g³upcem, aby czuæ siê ca³kowicie bezpiecznie. Wystarczy

jedna ma³a niedyskrecja z jego strony – i ca³a galaktyka dowie siê,

¿e jest przywódc¹ Czarnego S³oñca, a wtedy Imperator bêdzie

musia³ dzia³aæ, niezale¿nie od kosztów. Kontrola Palpatine’a nad

jego dominium nie by³a jeszcze na tyle silna, aby ryzykowaæ udo-

wodnienie, ¿e Imperium hoduje zdrajców na w³asnym ³onie.

On wie, myœla³ Xizor, ale inni nie wiedz¹. To bardzo wa¿ne.

Nie chodzi³o tu o oszukanie Palpatine’a, lecz o utrzymanie w nie-

œwiadomoœci ca³ej galaktyki, i w tym w³aœnie celu nale¿a³o dopil-

nowaæ, aby nie znalaz³y siê ¿adne powi¹zania pomiêdzy Vigo

background image

89

Kreet’ahem i jego siatk¹ szpiegowsk¹ a ostatecznym odbiorc¹ ich

informacji, to znaczy ksiêciem Xizorem.

Gdyby uda³o siê przeœledziæ wêdrówkê informacji od Ÿróde³

Kreet’aha do organizacji Czarnego S³oñca, trudno by³oby nie za-

uwa¿yæ zwi¹zku pomiêdzy ksiêciem Xizorem a Czarnym S³oñ-

cem, nawet bez wyraŸnych dowodów. Sam Imperator byæ mo¿e

zignoruje je, tak jak je ignorowa³ dotychczas. Ale inni – na przy-

k³ad Sojusz Rebeliantów – niekoniecznie. I to w³aœnie mo¿e byæ

przyczyn¹, dla której Imperator Palpatine w koñcu bêdzie musia³

zacz¹æ dzia³aæ ze skutkiem natychmiastowym i œmiertelnym.

Xizor wiedzia³, ¿e do utrzymania wszystkiego w tajemnicy

mo¿e nie wystarczyæ zachowanie anonimowoœci. Ogniwo ³añcu-

cha, które prowadzi do niego, nale¿y zniszczyæ, zamieniæ w parê,

jak pod dzia³aniem promienia lasera. Zdecydowa³ ju¿, ¿e Kreet’ah

bêdzie dla niego bardziej u¿yteczny ¿ywy ni¿ martwy, a zatem

nale¿y wyeliminowaæ inne ogniwo. Mo¿e siê tym zreszt¹ zaj¹æ

sam Kreet’ah: Vigo Czarnego S³oñca mo¿e bez trudu za³atwiæ na-

g³e znikniêcie kilku w³asnych Ÿróde³ informacji. A potem ju¿ tylko

pozostanie sprawa odbudowania przez Kreet’aha jego siatki szpie-

gowskiej w szeregach Sojuszu Rebeliantów i postawienia kilku

dodatkowych barier pomiêdzy nimi a Czarnym S³oñcem. K³opotli-

we, ale nie niemo¿liwe.

Xizor odnotowa³ ju¿ sobie w pamiêci, jakie instrukcje powi-

nien przekazaæ Kreet’ahowi. Nie spodziewa³ siê, aby Kian’thara-

nin mia³ jakieœ obiekcje. W koñcu to tylko standardowa procedura

operacyjna. Standardowa… i znajoma. A nawet doœæ przyjemna,

pomyœla³ Xizor z uœmieszkiem b³¹kaj¹cym siê w k¹ciku ust.

Tylko dlatego ¿a³owa³, ¿e oszczêdzi³ ¿ycia Kreet’aha. Musia³

sobie odmówiæ przyjemnoœci zabicia go.

background image

90

R O Z D Z I A £

%

Przychodzi taka chwila, gdy cel jest ju¿ namierzony, broñ

wycelowana i trzeba tylko przycisn¹æ kciukiem przycisk wyzwala-

cza. Boba Fett mia³ w swojej karierze wiele takich momentów,

wystarczaj¹co du¿o, aby nie odczuwaæ ¿adnej reakcji fizjologicz-

nej, przyspieszonego pulsu, wstrzymania oddechu pod ciemnym

wizjerem he³mu, stru¿ki adrenaliny w ¿y³ach cia³a obleczonego

w mandaloriañsk¹ zbrojê wojenn¹…

Wci¹¿ jednak pozostawa³o uczucie satysfakcji, niemal udu-

chowiony ¿ar w najczulszym miejscu jego osoby. Po to w³aœnie

¿y³, po to, a nie dla kredytów, jakie przynosi³a mu ta ciê¿ka praca.

W kokpicie „Niewolnika I” okryte rêkawicami d³onie Boby

Fetta porusza³y siê szybko po uk³adach nawigacyjnych. Szybkoœæ

statku by³a ju¿ ustawiona na maksimum; ci¹g robionych na za-

mówienie i bardzo kosztownych silników produkcji Mandal Motors

wzrasta³ w kierunku przeci¹¿enia. Konstrukcja noœna „Niewolnika I”

dygota³a od delikatnej wibracji, rozmywaj¹cej kontury mierników

i wskaŸników pod palcami Fetta. W iluminatorze kokpitu, na tle

nieruchomego morza gwiazd, widaæ by³o œlad silników statku, któ-

ry œciga³. Jest dobry, pomyœla³ Fett z uraz¹. Ale nie doœæ dobry.

Œcigany statek, £owca G³ów Z-95 Incom Corporation, dosko-

nale siê nadawa³ do takich w³aœnie pogoni na du¿ej prêdkoœci i do

manewrów unikowych. Ten konkretny model zosta³ wyposa¿ony

w dodatkowe pomieszczenie pasa¿erskie, rozci¹gaj¹ce siê od po-

szerzonego kokpitu wzd³u¿ ca³ego kad³uba. Niezgrabna dobudów-

ka w normalnej atmosferze spowodowa³aby ujemny efekt aerody-

namiczny, ale w pró¿ni nie mia³a wiêkszego wp³ywu na szybkoœæ

background image

91

statku. Boba Fett wiedzia³, kim jest pilot: niezrzeszony sabota¿ysta

³owów nazwiskiem N’dru Suhlak, dzieciak, którego wylano z Bazy

Myœliwców Tierfon, nale¿¹cej do Sojuszu Rebeliantów, bynajmniej

nie z powodu braku umiejêtnoœci pilota¿u, lecz za wyj¹tkowy brak

subordynacji. Doœwiadczenie i przeszkolenie, jakie Suhlak zdoby³,

przebywaj¹c w towarzystwie takich asów przestrzeni jak Jek Po-

rkins i Wes Janson, plus jego w³asne, naturalne zdolnoœci – w ga-

laktyce s¹ cechy, z którymi po prostu trzeba siê urodzi栖 szybko

wynios³y go na szczyty wybranej specjalizacji. A specjalnoœæ by³a

nie³atwa i wymaga³a niema³ej zrêcznoœci. Sabota¿ ³owów polega³

na bezpiecznym przetransportowaniu i odstawieniu twardego to-

waru, po jednym stworzeniu na transport. Suhlak twierdzi³, ¿e jest

w stanie przewieŸæ dowoln¹ istotê rozumn¹, za której g³owê wy-

znaczono nagrodꠖ czyli w ¿argonie ³owców nagród „twardy to-

war” – z punktu A do punktu B, nie daj¹c siê z³apaæ, niezale¿nie

od osoby, która tego towaru po¿¹da³a.

Wielkie gadanie, pomyœla³ Fett, wprowadzaj¹c kolejn¹ mikro-

poprawkê kursu, aby pozostaæ na ogonie Z-95. Ch³opak udowod-

ni³, ¿e ma pilota¿ we krwi, zwiewaj¹c sprzed nosa nawet tym nie-

wielu ³owcom nagród, dla których Boba Fett mia³ bodaj cieñ

szacunku. £owca nagród IG-88, robot, zosta³ za³atwiony tak b³y-

skawicznie, ¿e procesory optyczne wewn¹trz jego durastalowego

³ba nawet nie zd¹¿y³y zarejestrowaæ statku Suhlaka mijaj¹cego przy-

gotowan¹ zasadzkê.

Wiêkszoœæ innych ³owców nagród, zanim jeszcze Gildia roz-

dzieli³a siê na dwie g³ówne frakcje, przyjê³a za generaln¹ zasadê,

¿e statku Suhlaka nie nale¿y goniæ, poniewa¿ jest to strata czasu,

paliwa… i ¿ycia. Nie wszystkie manewry ucieczkowe Suhlaka opie-

ra³y siê wy³¹cznie na szybkoœci.

Boba Fett wprowadzi³ komendê wymuszenia, kieruj¹c ener-

giê wiêkszoœci zbêdnych funkcji „Niewolnika I” do uk³adu ch³o-

dzenia g³ównego silnika napêdowego. Gdyby w klatkach pod kok-

pitem znajdowa³y siê ¿ywe istoty, zginê³yby od uduszenia w ci¹gu

kilku standardowych jednostek czasowych. „Niewolnik I” nie mia³

dziœ jednak ¿adnych pasa¿erów, ani dobrowolnych, ani przymuso-

wych. Statek Fetta czai³ siê w cieniu rzucanym przez zdemonto-

wane i zniszczone myœliwce gwiezdne wisz¹ce ponad toksyczn¹

atmosfer¹ planety Uhltenden: wszystkie systemy napêdowe cze-

ka³y w gotowoœci na znak, ¿e pokaza³ siê Z-95 Suhlaka. A kiedy

siê pojawi, rozpoczn¹ siê ³owy.

background image

92

N’dru Suhlak mia³ albo du¿o szczêœcia, albo sporo rozumu,

skoro do tej pory nie zd¹¿y³ jeszcze wejœæ w drogê Bobie Fettowi.

Przewo¿ony przez niego towar znajdowa³ siê po prostu poni¿ej

progu zainteresowania Fetta. Pozwala³ ch³opakowi szaleæ tak d³u-

go, jak d³ugo nie mia³o to wp³ywu na interesy Fetta, poniewa¿ by³

to doskona³y sposób, aby Suhlak sta³ siê zbyt pewny siebie. Wszelkie

b³êdy w ocenie w³asnych umiejêtnoœci – lub szczêœcia – w przy-

padku konfrontacji z Bob¹ Fettem by³y fatalne w skutkach. W³a-

œnie pope³ni³eœ ten b³¹d, bezg³oœnie szepn¹³ Fett pod adresem stat-

ku Suhlaka pêdz¹cego przez pustkê przed jego dziobem.

Jedn¹ rêkê w rêkawicy trzyma³ w pogotowiu na uk³adzie kon-

trolnym hipernapêdu „Niewolnika I”. Komputer nawigacyjny nie

poda³ jeszcze ¿adnych danych astrogatorowi, ale uk³ady œledzenia

i komputer celowniczy by³y gotowe do startu. Jeœli Suhlak pope³ni

jeszcze jeden b³¹d i wprowadzi Z-95 w nadprzestrzeñ, po powro-

cie w normalny wymiar stwierdzi, ¿e ma na karku „Niewolnika I”.

Nikomu jeszcze nie uda³o siê uciec przez Bob¹ Fettem tak tanim

kosztem. Musi wiedzieæ, ¿e to ja, pomyœla³ Fett, i ¿e siedzê mu na

karku. He³m mandaloriañskiej zbroi sk³oni³ siê lekko, gdy jego w³a-

œciciel zagl¹da³ w iluminator. Skinienie by³o oznak¹ satysfakcji i pod-

niecenia: pogoñ i nieuchronne pojmanie sprawi mu teraz jeszcze

wiêksz¹ przyjemnoœæ.

Z-95 nagle znik³ z pola widzenia.

D³oñ Fetta skoczy³a w stronê prze³¹cznika hipernapêdu, za-

trzymuj¹c siê o u³amek sekundy przed jego w³¹czeniem. Sygna³y

uk³adu œledz¹cego jeszcze siê nie rozjarzy³y czerwieni¹. On wci¹¿

tu jest, pomyœla³ Boba Fett i pochyli³ siê do przodu w fotelu pilota,

wizjerem he³mu niemal dotykaj¹c przedniego iluminatora kokpitu.

Jego ocena umiejêtnoœci Suhlaka podskoczy³a o jeden punkt. Ma-

newr by³ bardzo zgrabny i Boba Fett spotyka³ siê z nim po raz

pierwszy. Gdyby choæ na chwilê da³ siê nabraæ i wykona³ skok

w nadprzestrzeñ, to zanim z powrotem sprowadzi³by „Niewolnika I”

do tego sektora, Suhlak wyprzedzi³by go o odleg³oœæ nie do nadro-

bienia. A jeœli nawet nie dosz³oby do tego – Fett nawet nie myœla³

o takiej mo¿liwoœci, bo nigdy siê to jeszcze nie zdarzy³o – na pew-

no pokonanie takiej przestrzeni wymaga³oby bardzo du¿o czasu

i energii. A to uderzy³oby bezpoœrednio w jego zyski – jedyn¹ rzecz,

na której zale¿a³o Fettowi.

Szybko przesun¹³ wzrokiem po panelu wskaŸników uk³adu

œledzenia i przestawi³ regulacjê przes³ony liniowej z bliskiego na

background image

93

daleki zasiêg – jedyn¹ rzecz, na której zale¿a³o Fettowi. Uk³ady

detekcji ciep³a i promieniowania nie zarejestrowa³y nag³ego wzro-

stu profilu emisji Z-95 Suhlaka. Gdyby wykona³ jakiœ ostry zwrot

od poprzedniego kursu, detektory wy³apa³yby potrzebny w tym

celu dodatkowy ci¹g silnika, nawet gdyby pilot by³ w stanie ukryæ

widzialny rozb³ysk.

Zagadka nag³ego znikniêcia N’dru Suhlaka wraz z twardym

towarem, jaki wióz³ na pok³adzie statku, zaintrygowa³a Bobê Fet-

ta, ale by³o to zainteresowanie zimne i racjonalne. Nie przejmowa³

siꠖ jeszcze – czy uda mu siê rozwi¹zaæ zagadkê na czas, by

dopaœæ uciekaj¹cego sabota¿ystê, czy nie. Jeœli tam jest, a musi

byæ, znajdê go… – uzna³.

Nie wystarczy przelecieæ w pobli¿u miejsca, gdzie ukry³ siê

Z-95. Boba Fett wyci¹gn¹³ rêkê i zd³awi³ ci¹g g³ównego silnika.

Delikatna wibracja konstrukcji „Niewolnika I” usta³a natychmiast.

Statek raptownie zmniejszy³ prêdkoœæ.

I to go uratowa³o.

Boba Fett zobaczy³ nagle, ¿e jedna z gwiazd widocznych w gór-

nej czêœci iluminatora zamigota³a, znik³a na chwilê i zaraz pojawi³a

siê znowu w tym samym miejscu. Bez udzia³u œwiadomoœci, ca³-

kiem odruchowo jego rêka skoczy³a od regulatorów mocy do silni-

ków wstecznego ci¹gu. P³asko rozpostarta d³oñ uderzy³a w regula-

tor, daj¹c ca³¹ wstecz.

W u³amek sekundy póŸniej „Niewolnik I” uderzy³ w niewi-

dzialny obiekt, którego obecnoœæ Fett zaledwie zdo³a³ zauwa¿yæ.

Uderzenie wyrwa³o go z fotela pilota i rzuci³o na ³ukowaty

pulpit sterowniczy kokpitu. Plecami uderzy³ w przejrzyst¹ trans-

paristal iluminatora. Zderzenie by³o tak silne, ¿e ból przeszy³ mu

czaszkê i oœlepi³ na chwilê. Gdyby wci¹¿ mia³ na plecach broñ,

któr¹ nosi³ zawsze poza statkiem, ostre krawêdzie zmia¿d¿y³yby

mu krêgi szyjne, pozostawiaj¹c go sparali¿owanego i bezradnego

wobec wszystkiego, co jeszcze mo¿e siê wydarzyæ.

Ból ust¹pi³ czêœciowo, a zaæmione krwi¹ pole widzenia Fetta

rozjaœni³o siê nieco. Na obrze¿ach œwiadomoœci s³ysza³ wysokie,

zawodz¹ce wycie alarmów kolizyjnych „Niewolnika I”. Pionowa,

skierowana ruf¹ w dó³ pozycja robocza jego statku – wyloty silni-

ków znajdowa³y siê po przeciwnej stronie kad³uba ni¿ zaokr¹glona

kopu³a kokpitu – sprawi³a, ¿e to w³aœnie przedni iluminator przyj¹³

na siebie g³ówny impet zderzenia z niewidzialn¹ przeszkod¹. Nie-

widzialn¹ lub zauwa¿on¹ zbyt póŸno, aby zapobiec kolizji. Boba

background image

94

Fett wci¹¿ pamiêta³ przelotny obraz podejrzanie migocz¹cej i zni-

kaj¹cej na chwilê gwiazdy.

Przynajmniej zd¹¿y³ na czas w³¹czyæ wsteczny ci¹g. Twar-

doœæ transparistali mia³a swoje dok³adnie okreœlone granice; mu-

sia³a mieæ, aby zachowaæ odpowiedni wskaŸnik przezroczystoœci

pozwalaj¹cy na jej stosowanie w budowie iluminatorów. Gdyby

„Niewolnik I” porusza³ siê choæ trochê szybciej, ob³a powierzch-

nia zewnêtrzna kokpitu zosta³aby strzaskana niczym szklane jajo.

Boba Fett znalaz³by siê wówczas w ob³oku krystalicznych od³am-

ków, oddychaj¹c pró¿ni¹.

Sztuczna grawitacja statku wci¹¿ dzia³a³a. Zdo³a³ przeczo³gaæ

siê do fotela pilota, z którego tak brutalnie wyrwa³o go zderzenie,

i usi¹œæ. Alarm wci¹¿ wy³, a¿ dzwoni³o w uszach. Oznacza³o to, ¿e

„Niewolnik I” traci wewnêtrzn¹ atmosferê. Fett obrzuci³ wzrokiem

iluminator nad pulpitem sterowniczym. Transparistal nie mia³a naj-

mniejszej rysy, ale widocznie kolizja by³a doœæ silna, aby poluzo-

waæ fragment po³¹czenia miêdzywarstwowego spajaj¹cego prze-

zroczyst¹ p³ytê z otaczaj¹c¹ j¹ durastal¹ kad³uba.

– Uruchomiæ sekwencjê spawania awaryjnego – powiedzia³.

Procedura ta by³a jedn¹ z nielicznych czynnoœci komputera pok³a-

dowego uruchamianych g³osowo. Fett przewidzia³, ¿e w sytuacji,

kiedy stanie siê ona potrzebna i gdy czas zazwyczaj nagli, mo¿e

nie byæ w stanie dosiêgn¹æ uk³adów kontrolnych. Szybko poda³

wspó³rzêdne konstrukcyjne przeciekaj¹cego odcinka spoiny ilumi-

natora: ka¿dy milimetr „Niewolnika I” by³ precyzyjnie odwzoro-

wany w pamiêci Boby Fetta tak wyraŸnie, jakby patrzy³ na orygi-

nalne rysunki projektowe. – Inicjacja nagrzewania natychmiast –

doda³.

Przez ciemny wizjer w kszta³cie litery T czu³ falê ciep³a ema-

nuj¹c¹ z rozgrzewaj¹cych siê obwodów u³o¿onych w pow³oce ota-

czaj¹cej iluminator. Chwilê póŸniej durastal w okolicy przecieku

nabra³a barwy najpierw czerwonej, a potem roz¿arzonej bieli. Kry-

staliczna struktura metalu na chwilê sta³a siê ci¹gliwa – tyle tylko,

aby uszczelnienie wokó³ transparistali u³o¿y³o siê na nowo. Alarm

kolizyjny umilk³, gdy tylko strata atmosfery ograniczy³a siê do kil-

ku moleku³ naraz z sykiem uciekaj¹cych w przestrzeñ, a potem

usta³a zupe³nie.

Ca³y proces naprawy trwa³ kilka sekund. „Niewolnik I” by³

jak ¿ywy organizm, zaprojektowany z myœl¹ o tym, aby sam siê

uzdrawia³. Boba Fett czu³ proces gojenia we w³asnych zakoñcze-

background image

95

niach nerwowych, jakby ka¿da rana w pow³oce statku by³a ran¹

odniesion¹ przez niego samego. Istnia³a tylko jedna rzecz, która

by³a mu bli¿sza, ba, stanowi³a wrêcz przed³u¿enie jego w³asnego

cia³a: uzbrojenie, które nosi³. Stanowi³o ono tak¹ sam¹ czêœæ jego

organizmu i instrumenty wype³niaj¹ce jego wolê, jak w³asne rêce.

Utrata choæby kilku sekund w poœcigu za N’dru Suhlakiem

i jego ³adunkiem by³a irytuj¹ca. A powód opóŸnienia – banalna

pu³apka – sprawi³a, ¿e twarda jak durastal determinacja Boby Fet-

ta sta³a siê jeszcze twardsza i zimniejsza.

Mechanizm pu³apki rozszyfrowa³ bez trudu. W przestrzeni

przed dziobem „Niewolnika I” unosi³ siê p³at transparistali o zmo-

dyfikowanej masie i w³aœciwoœciach optyczno-filtruj¹cych. Jego

postrzêpione krawêdzie rozci¹ga³y siê dalej ni¿ na szerokoœæ ka-

d³uba. Suhlak musia³ go zwêdziæ z pierœcienia odpadów transpor-

towych kr¹¿¹cych wokó³ orbity Uhltendena. Boba Fett przypo-

mnia³ sobie, ¿e poœród wraków kr¹¿¹cych po orbicie znajdowa³o

siê równie¿ kilka statków dostawczych, których portem przezna-

czenia by³y doki konstrukcyjne Zak³adów Stoczniowych Kuat. Ist-

nia³a szansa, ¿e przewozi³y one wysoko specjalizowane materia³y

do produkcji pow³ok pancernych i ¿e Suhlak skorzysta³ z ich za-

wartoœci, aby wymyœliæ plan ucieczki.

Spolaryzowana optycznie transparistal nie zosta³a opracowa-

na dla celów obserwacyjnych, lecz do powlekania zbrojonych ka-

d³ubów ciê¿kich niszczycieli i kr¹¿owników floty imperialnej oraz

do kamufla¿u taktycznego. Transmitowane przez ni¹ œwiat³o mo-

g³o byæ kierowane poprzez wewnêtrzny system przekaŸników da-

nych optycznych z jednej strony statku na drug¹, skutecznie prze-

nosz¹c je ponad kad³ubem, niewidoczne dla ka¿dego obserwatora

z zewn¹trz. By³a to doœæ prymitywna forma symulowanej niewi-

dzialnoœci, ale o niezwykle wa¿nym znaczeniu strategicznym. Na-

notechniczne przekaŸniki danych optycznych mog³y byæ równie¿

zaprogramowane na odfiltrowanie okreœlonych danych wizualnych,

takich jak obecnoœæ innych statków… lub pêdz¹cego £owcy G³ów

Z-95. Obraz przekazywany przez polaryzowan¹ transparistal przed-

stawia³ odleg³e gwiazdy znajduj¹ce siê po drugiej stronie bariery…

i nic wiêcej. Boba Fett zrozumia³, ¿e w³aœnie w ten sposób N’dru

Suhlak zdo³a³ znikn¹æ mu z pola widzenia, podczas gdy profil ciepl-

ny i radiacyjny ma³ego stateczka wci¹¿ by³ rejestrowany przez sys-

temy œledz¹ce „Niewolnika I”. Doskona³a… no, prawie doskona³a

pu³apka. Przed œmiertelnym uderzeniem w niewidzialn¹ barierê ocali³

background image

96

Bobê Fetta tylko jego b³yskawiczny refleks i równie b³yskawiczna

reakcja silników ci¹gu wstecznego.

Pozosta³a jeszcze tylko drobnostka – nale¿a³o z³apaæ Z-95 Suh-

laka, który wyprzedza³ go teraz jeszcze bardziej ni¿ poprzednio.

Ale czy na pewno? Boba Fett by³ najlepszym spoœród ³owców

nagród nie tylko z powodu znakomitych umiejêtnoœci pos³ugiwa-

nia siê broni¹. Znajomoœæ psychologii stanowi³a nie mniej istotn¹

przyczynê jego s³awy. Fett potrafi³ siê mniej wiêcej domyœliæ, jak

dzia³a umys³ Suhlaka, choæ nigdy nie spotka³ siê z nim twarz¹

w twarz. Spryciarz, pomyœla³, siêgaj¹c do pulpitu sterowniczego.

Ale nie doœæ sprytny, ¿eby chroniæ w³asny ty³ek i wiaæ, póki jesz-

cze czas.

Po kilku szybkich poprawkach wysun¹³ hak cumowniczy „Nie-

wolnika I”. Zaostrzone koñce obcêgowatego wysiêgnika wczepi³y

siê w ogromny p³at polaryzowanej transparistali. Fett pchn¹³ dŸwi-

gniê kontroln¹ jak najdalej w bok, jednoczeœnie rozluŸniaj¹c uchwyt.

W przednim iluminatorze zobaczy³, jak odleg³e gwiazdy zaczynaj¹

migotaæ, po czym znowu staj¹ siê jasne i wyraŸne, gdy postrzêpio-

ny arkusz grubego jak zbrojenie i przejrzystego jak szk³o materia³u

przesun¹³ siê w bok.

Otó¿ i on. Na wprost, dok³adnie przed dziobem „Niewolnika I”,

Boba Fett ujrza³ sylwetkê Z-95 Suhlaka. Znajdowa³ siê znacznie

bli¿ej ni¿ przedtem, kiedy go goni³, a jego potê¿ne silniki trwa³y

w trybie gotowoœci. Suhlak obróci³ statek, kieruj¹c go w stronê

odwrotn¹ do wektora, wzd³u¿ którego porusza³ siê do tej pory.

Teraz mia³ doskona³y widok na zderzenie „Niewolnika I” z barie-

r¹-pu³apk¹, któr¹ ustawi³ na jego trasie. I znakomity punkt obser-

wacyjny, by zobaczyæ œmieræ Fetta wskutek zderzenia. Tyle tylko,

¿e nie wszystko posz³o zgodnie z planem, pomyœla³ Fett.

Suhlak nie mia³ ju¿ dok¹d uciekaæ. Z tej odleg³oœci nie by³

w stanie wymanewrowaæ statku tak, aby obróci³ siê wokó³ osi,

uruchomiæ silników steruj¹cych i ruszyæ pe³n¹ prêdkoœci¹, zanim

„Niewolnik I” go dopadnie…

Boba Fett otwart¹ d³oni¹ uderzy³ w regulator mocy silników

w³asnego statku. Z-95 rós³ w iluminatorze, coraz bli¿szy i bli¿szy,

niczym cel na strzelnicy pod szk³em powiêkszaj¹cym.

Pierwsza kolizja stanowi³a bardzo przyjemny spektakl. N’dru

Suhlak uœmiechn¹³ siê do siebie, wyobra¿aj¹c sobie, jak s³awny

background image

97

³owca nagród kozio³kuje w kokpicie w³asnego statku pochwyco-

nego w niewidzialn¹ pu³apkê.

Druga kolizja by³a wspania³a.

– Widzia³eœ? – Suhlak odwróci³ siê od iluminatora £owcy G³ów

i zaprezentowa³ pe³en satysfakcji uœmiech swojemu jedynemu pa-

sa¿erowi. – To tyle, jeœli chodzi o twojego niepowstrzymanego,

bezlitosnego przeœladowcê Bobê Fetta.

Siedz¹cy obok Twi’lek Ob Fortuna, dawny majordomus

w kwaterze g³ównej Gildii £owców Nagród, nachyli³ siê bli¿ej ku

przezroczystej krzywiŸnie iluminatora. Oczy Twi’leka, jak u wszyst-

kich samców jego rasy, by³y zazwyczaj na wpó³ ukryte pod po-

wiekami, co doskonale pasowa³o do szybkich, ukradkowych spoj-

rzeñ. Teraz jednak by³y wytrzeszczone ze zdumienia.

– Ja… nigdy nie s¹dzi³em, ¿e coœ takiego bêdzie mo¿liwe… –

Jedna z bladych d³oni o d³ugich palcach wysunê³a siê, by zawisn¹æ

o centymetr od wklês³ej powierzchni transparistali. – Znikn¹³… zu-

pe³nie…

Suhlak uœmiechn¹³ siê szerzej, wreszcie wybuchn¹³ chrapli-

wym chichotem:

– Powiedz to jeszcze raz.

Sam równie¿ zwróci³ wzrok w kierunku iluminatora. Sk³êbio-

ny ¿ar eksplozji przygasa³, ale wci¹¿ jeszcze by³ doœæ jasny, by

spowodowaæ automatyczne w³¹czenie ochronnych os³on przeciw-

œwietlnych, pokrywaj¹cych krzywiznê transparistali. Bez tych os³on

zarówno pilot, jak i jego p³atny pasa¿er zostaliby oœlepieni. Ale

warto by by³o, pomyœla³ Suhlak. Prawie warto. Widok resztek,

które niedawno jeszcze by³y statkiem Boby Fetta, „Niewolnikiem I”,

z¿eranych przez nieposkromione p³omienie, i strzaskanych przez

kolizjê silników by³ niemal namacalny, jak fala ¿aru przes¹czaj¹ca

siê z pró¿ni i opromieniaj¹ca uœmiechniêt¹ twarz Suhlaka.

– Jak to zrobi³eœ? – zdumienie zabrzmia³o w g³osie Oba For-

tuny. – Przecie¿ to niemo¿liwe.

– Nie ma rzeczy niemo¿liwych – odpar³ N’dru Suhlak.

Uœmiech na jego twarzy zmieni³ siê w ironiczny grymas. – Chyba

¿e zaczniesz wierzyæ w swoj¹ w³asn¹ mitologiê. A wtedy rzeczy-

wiœcie wszystko staje siê jakby trochê trudniejsze… przynajmniej

jeœli to ja jestem w pobli¿u – skin¹³ g³ow¹ w kierunku iluminato-

ra. – Od pocz¹tku wiedzia³em, czego siê mo¿na spodziewaæ ze

strony Boby Fetta. Ktoœ taki zawsze wyobra¿a sobie, ¿e on jeden

posiada mózg. To znaczy prawdziwy mózg. Wiêc kiedy wpada

7 – Spisek Xizora

background image

98

w pu³apkê, a potem siê z niej wydostaje, wydaje mu siê, ¿e to

jedyny atut, jaki mia³eœ w rêkawie.

– Ale… – Czo³o Oba Fortuny zmarszczy³o siê od trudu my-

œlenia. Ciê¿kie, miêsiste bicze podwójnych ogonów g³owowych

twi’leckiego samca przetoczy³y siê na bok, gdy przechyli³ g³owê. –

Uderzy³ w ten arkusz polaryzowanej transparistali, który mu pod-

sun¹³eœ, ale zd¹¿y³ na czas w³¹czyæ silniki wsteczne, wiêc nie uszko-

dzi³ statku…

– W³aœnie. – Suhlak z uraz¹ potrz¹sn¹³ g³ow¹. Twi’lekowie

mieli talent do rozwalania czaszek i podlizywania siê silniejszym

istotom rozumnym, ale wszystko inne stanowi³o dla nich zbyt du¿y

wysi³ek. – Po prostu tego nie rozumiesz, co? Nie by³ to jedyny

arkusz transparistali o wytrzyma³oœci klasy zbrojeniowej, jaki mu

podsun¹³em. Pos³uchaj… Boba Fett ju¿ nie ¿yje, ale to nie znaczy,

¿e go nie docenia³em. Wiem, ¿e mia³ doœæ inteligencji i refleksu, by

uchroniæ siê przed zderzeniem… przynajmniej za pierwszym ra-

zem. Dlatego ustawi³em drugi arkusz transparistali, ale nie wpro-

wadzi³em ¿adnych danych do odfiltrowania. W ten sposób Fett

zobaczy³ nas tutaj, zawieszonych w przestrzeni, jakbyœmy siedzieli

i czekali, ¿eby nas sobie wzi¹³. Nie wytrzyma³by, ¿eby nie dodaæ

gazu i nie rzuciæ siê w nasz¹ stronê… i tak siê te¿ sta³o. Przy tej

prêdkoœci masa arkusza transparistali wystarczy³a, by zamieniæ jego

statek w kupê z³omu i stopiæ rdzenie silników, powoduj¹c wybuch.

Za³o¿ê siê, ¿e w tej chwili nie pozosta³y nawet dwa atomy s³ynne-

go Boby Fetta, które jeszcze trzyma³yby siê razem.

– To… to bardzo sprytne. – Ob Fortuna spojrza³ na niego

wytrzeszczonymi oczami. – Nigdy nie przysz³oby mi do g³owy nic

tak… ostatecznego.

– Jasne, jasne. – Obleœne pochlebstwa Twi’leka by³y ostatni¹

rzecz¹, o jakiej marzy³ Suhlak. – Pamiêtaj tylko o tym. Wtedy

chêtniej mi zap³acisz.

– Ach, przecie¿ to sama przyjemnoœæ. Nawet jeœli chcia³em

tylko uciec przed Bob¹ Fettem, a nie wyeliminowaæ go ca³kowicie.

– Wa¿ne, ¿e zadzia³a³o – Suhlak wzruszy³ ramionami. – Nie-

raz wystarczy zdaæ siê na prêdkoœæ… a nieraz musisz sam trochê

ruszyæ g³ow¹. Poza tym… usuniêcie kogoœ takiego jak Boba Fett

stanowi dobr¹ reklamê dla kogoœ mojej profesji. Nigdy nie zaszko-

dzi, jeœli wszyscy uwa¿aj¹ ciê za najlepszego. – Ognisty ob³ok po-

œwiaty w iluminatorze prawie zgas³. Po statku Boby Fetta nie zo-

sta³o ani œladu. Eksplozja zmieni³a w parê ka¿dy, nawet najmniejszy

background image

99

od³amek. – Wystarczy – oceni³ Suhlak, siêgaj¹c do uk³adów ste-

rowniczych Z-95. – Wynosimy siê st¹d. Mam jeszcze inne sprawy

do za³atwienia.

W takich chwilach marzy³, aby jego statek by³ przynajmniej

tej wielkoœci, co statek Boby Fetta, i mia³ wydzielone miejsce dla

towaru. Wiêkszoœæ ³owców nagród w ³adowniach swoich statków

instalowa³a specjalne klatki, gdzie towar móg³ byæ przechowany

bezpiecznie i oddzielnie a¿ do samej dostawy. Aby jednak przego-

niæ statek ³owcy nagród, potrzebny by³ pojazd mniejszy i l¿ejszy.

Stara Z-95 nie mia³a tak lekkiej i zwiêz³ej konstrukcji jak X-skrzy-

d³owce – myœliwce gwiezdne T-65, które je wypar³y, dlatego mo¿na

j¹ by³o ³atwo zmodyfikowaæ. Wystarczy³o pozbawiæ statek ciê¿kiego

uzbrojenia i os³on oraz rozszerzyæ pomieszczenia pasa¿erskie –

w koñcu nie wszystkie istoty by³y tak oszczêdnie zbudowane jak

humanoidzi.

Nawet po wygospodarowaniu dodatkowego miejsca w rezul-

tacie okazywa³o siê zawsze, ¿e pasa¿erowie – czy te¿ towar, bo

Suhlak zacz¹³ powoli przyswajaæ sobie slang ³owców nagród – i tak

wci¹¿ przesiadywali w ciasnym kokpicie Z-95. Jak ten Twi’lek,

myœla³ Suhlak. On naprawdê dzia³a mi na nerwy. Znosz¹c te oœli-

z³e, wazeliniarskie odzywki, a do tego szczurzy uœmiech Oba For-

tuny, Suhlak mia³ ogromn¹ ochotê chwyciæ w garœæ podwójne, sfla-

cza³e g³owogony i przylepiæ je taœm¹ ciœnieniow¹ do œciany, ¿eby

choæ przez chwilê nie majta³y mu siê pod nosem za ka¿dym ra-

zem, gdy próbowa³ sterowaæ. No, ale ju¿ nied³ugo bêdê go mia³ na

karku… – pomyœla³.

Suhlak przygotowa³ g³ówny silnik Z-95 i siêgn¹³ do regulato-

rów kompensacji wektora. Gdy tylko £owca G³ów znajdzie siê

bezpiecznie poza sektorem, bêdzie móg³ spokojnie wykonaæ skok

w nadprzestrzeñ.

Podniós³ wzrok na iluminator i d³oñ zamar³a mu nad uk³adami

kontrolnymi, a oddech uwi¹z³ w gardle.

– Co to jest? – Ob Fortuna za jego plecami wyda³ z siebie

przera¿ony pisk. Blada d³oñ Twi’leka unios³a siê obok skroni Suh-

laka, wskazuj¹c w iluminatorze majestatyczn¹ sylwetkê unosz¹c¹

siê tu¿ przed dziobem Z-95.

– To jest… statek Boby Fetta – Suhlak wypowiedzia³ te s³o-

wa jako proste stwierdzenie faktu. Jednak serce podskoczy³o mu

prawie do gard³a, krêgos³up zaœ zdrêtwia³ ze strachu. – On nie

zgin¹³.

background image

100

Dowodem prawdziwoœci jego s³ów by³ lekki obrót, jaki wyko-

na³ „Niewolnik I”, statek, stanowi¹cy bodaj taki sam symbol Boby

Fetta jak jego mandaloriañska zbroja z czarnym wizjerem. Wyda-

wa³o siê, ¿e zawis³ pionowo w przestrzeni, z ob³¹ krzywizn¹ kok-

pitu dok³adnie poœrodku wyd³u¿onego owalu kad³uba, oflankowa-

n¹ dwoma dzia³ami laserowymi. Ich czarne, groŸne otwory

spogl¹da³y wprost na Z-95. Dzia³a by³y zablokowane w celu.

Dwa promienie pulsuj¹cej energii uderzy³y w £owcê G³ów.

Iluminator wype³ni³ siê bia³ym ¿arem ich uderzenia: ma³y stateczek

podskoczy³ od impetu strza³ów. Oœlepiony N’dru Suhlak poczu³,

¿e leci do przodu, wypada z fotela pilota i z rozpêdem l¹duje na

twardym ciele swojego pasa¿era.

– Nie róbcie nic g³upiego – odezwa³ siê z komunikatora za-

montowanego w pulpicie sterowniczym trzeci g³os. G³os Boby Fetta.

Trudno by³oby go nie rozpoznaæ, nawet w w¹skiej wi¹zce trans-

misyjnej z jego statku. – Masz coœ, co jest mi potrzebne. Przysze-

d³em, ¿eby to zabraæ. – Ca³kowity brak emocji sprawia³, ¿e g³os

by³ jeszcze bardziej onieœmielaj¹cy. – Teraz.

Oszo³omiony Suhlak stwierdzi³, ¿e powoli wraca mu zdolnoœæ

widzenia. Opar³ d³oñ o pozbawion¹ miêœni klatkê piersiow¹ Oba

Fortuny i uniós³ siê do pozycji pionowej. Z³apa³ siê fotela pilota

i zmusi³ cia³o, aby powlok³o siê do pulpitu sterowniczego Z-95.

– Co… co masz zamiar zrobiæ? – Twi’lek wydawa³ siê bliski

paniki.

– To, co powiedzia³ ten goœæ. – Suhlak wy³¹czy³ g³ówny sil-

nik. – Nic g³upiego.

Sabota¿ysta wygl¹da³ mniej wiêcej tak, jak sobie to Fett wy-

obra¿a³. Doœæ szczup³y, ciemnow³osy, ubrany w kombinezon Bazy

Myœliwców Tierfon, z którego oderwano wszystkie insygnia. Ostre

rysy twarzy Suhlaka wyra¿a³y chciwoœæ, a w tym momencie rów-

nie¿ brak entuzjazmu.

– Mam tak¹ zasadꠖ oznajmi³ Boba Fett – ¿e nie wtr¹cam

siê do interesów prowadzonych przez inne istoty. Z wyj¹tkiem

sytuacji… – sta³ w otworze rêkawa transferowego, zamiast wci-

skaæ siê do i tak zat³oczonego kokpitu Z-95 Suhlaka – …kiedy to

oni wtr¹caj¹ siê w moje sprawy.

– Nie ¿yczê sobie twojego wyk³adu na temat praktyki w moim

w³asnym fachu – westchn¹³ N’dru Suhlak z ostentacyjnym znu¿eniem.

background image

101

– Nie ¿yczysz te¿ chyba sobie, ¿ebym ciê zabi³. Choæ mia³-

bym na to wielk¹ ochotê. – Boba Fett przed zejœciem ze statku

zabra³ swój zwyk³y arsena³. Nie zaprz¹ta³ sobie g³owy celowaniem

z miotacza czy choæby siêgniêciem po broñ wiêkszej mocy. Wy-

starczy³a sama ich obecnoœæ, milcz¹ca i onieœmielaj¹ca. – Wierz

mi, to by³by wy³¹cznie interes. Nic osobistego.

Ch³opak nawet nie odpowiedzia³. Pas ze standardowymi pi-

stoletami laserowymi Floty Imperialnej zwisa³ z wystaj¹cego k¹-

townika konstrukcji noœnej Z-95. Znajdowa³ siê w zasiêgu rêki,

ale Suhlak sta³ nieruchomo, z ramionami skrzy¿owanymi na piersi,

opuszczon¹ g³ow¹ i wœciek³ym b³yskiem w oku.

Dobrze, pomyœla³ Boba Fett. Ch³opak nie jest ca³kiem g³upi.

– A skoro ju¿ mowa o interesach… – ³owca nagród zwróci³

siê do drugiej istoty rozumnej w kokpicie Z-95. Twi’lek Ob Fortu-

na przylgn¹³ plecami do œciany, unosz¹c d³onie do twarzy w kon-

wulsyjnym b³agalnym geœcie. – Mamy ze sob¹ pewne sprawy do

omówienia.

– Ja… nie wiem, o co ci chodzi – d³onie Oba Fortuny splot³y

siê ze sob¹, niczym œlepe, bezw³ose zwierz¹tka. – Jestem tylko

py³em pod podeszwami twoich butów. Tylko biednym… i w tej

chwili bezrobotnym… s³ug¹ tych, którzy mieli prawdziw¹ si³ê. Ju¿

od chwili, gdy umar³ szanowny pan Cradossk…

– Poprawka. Cradossk nie umar³. Zabi³ go w³asny syn, Bossk,

a potem zaj¹³ siê zw³okami w sposób, w jaki robi¹ to Trandoszanie.

Cia³em Twi’leka wstrz¹sn¹³ dreszcz. Nawet skrzywiony Suh-

lak jakby nieco zblad³ na wspomnienie trandoszañskich praktyk

dynastycznych. W tym momencie ogryzione do bia³oœci koœci Cra-

dosska ze œladami k³ów spoczywaj¹ na honorowym miejscu w kom-

nacie trofeów Bosska.

– C󿅠– na twarzy Oba Fortuny pojawi³o siê coœ w rodzaju

przymilnego uœmiechu. Podniós³ puste d³onie spodem do góry. Ruch

ramion uniós³ zwisaj¹ce w dó³ miêsiste g³owogony. – Nie mo¿esz

mnie winiæ o to, ¿e szukam innego miejsca. Bardzo d³ugo by³em

majordomusem Cradosska. Nie potrafi³bym teraz pracowaæ dla

jego syna, to by³oby dla mnie zbyt przera¿aj¹ce.

– To ca³kiem rozs¹dne t³umaczenie. – N’dru Suhlak równie¿

wzruszy³ ramionami, choæ bez takich emocji. – Mo¿e daj ch³opu

spokój, co?

Spojrzenie spod czarnego wizjera by³o zimne i twarde. Tak

samo na pó³ zapomniane legendy opisywa³y mandaloriañskich

background image

102

wojowników, dawno temu pokonanych przez rycerzy Jedi. Boba

Fett doskonale wiedzia³, jakie wra¿enie wywiera na innych isto-

tach ten mroczny wzrok – równie dobra broñ, jak ta, która zwisa³a

mu z pleców.

– Tobie ju¿ da³em spokój – rzek³ cicho do sabota¿ysty. – Prze-

cie¿ ¿yjesz. Jeszcze.

Suhlak opar³ siê o fotel pilota. Obejrza³ siê na Oba Fortunê

i powoli potrz¹sn¹³ g³ow¹.

– To by³ mój najlepszy skok.

– Ale… – panika przes³ania³a wszelkie inne uczucia w oczach

Twi’leka, wpatrzonych w Bobê Fetta. – Musisz zrozumieæ…

– Bardzo du¿o rozumiem – odpar³ Fett. – Nie w tym problem.

Wiem ju¿, ¿e ¿aden z was nie chce pracowaæ dla Bosska. Nic mnie

nie obchodzi, kto chcia³by pracowaæ dla kogoœ takiego. Interesuje

mnie tylko, dla kogo jeszcze pracowa³eœ, pozostaj¹c w s³u¿bie Cra-

dosska.

Skóra na g³owogonach Oba Fortuny sta³a siê spocona i prze-

zroczysta. Resztki koloru odp³ynê³y mu z twarzy.

– Ale… ale to wariactwo. To k³amstwo! – Skierowa³ despe-

rackie spojrzenie na Suhlaka, jakby spodziewa³ siê znaleŸæ w nim

sojusznika. – By³em ca³kowicie lojalny wzglêdem Cradosska! Przy-

siêgam!

– Lojalny… tak, ale na swój w³asny sposób, jak ka¿dy Twi’lek

zreszt¹. – Boba Fett nie musia³ siê ruszaæ ze swojego miejsca, by

przygwoŸdziæ Oba Fortunê do œciany Z-95. – Mniej wiêcej tyle

by³o tej lojalnoœci, ile mo¿na kupiæ za kredyty. Czyjekolwiek kre-

dyty – skierowa³ spojrzenie wizjera w stronê Suhlaka. – Ile ci za-

p³ac¹ za dostarczenie tego towaru? – U¿y³ terminologii ³owców

nagród, choæ w tym przypadku nie mia³o to sensu, poniewa¿ za

g³owê Oba Fortuny nikt nie wyznaczy³ nagrody.

Suhlak zmierzy³ go zimnym wzrokiem.

– Wystarczaj¹co du¿o.

Tym razem Boba Fett zrobi³ krok w przód. Siêgn¹³ do ma³ej

kieszonki przy pasie i wyj¹³ kilka kredytów. Wcisn¹³ je w d³oñ

Suhlaka.

– Masz – rzek³. – Uwa¿aj towar za dostarczony.

Suhlak przyjrza³ siê kredytom.

– Wydaje siê trochê ma³o – mrukn¹³. – Wiesz, co mam na

myœli?

Up³ynê³o kilka sekund, zanim Boba Fett odpowiedzia³.

background image

103

– Masz nadmiar zimnej krwi – wycedzi³. – To nic z³ego, jeœli

siê wie, w jaki sposób zarabiasz na ¿ycie. Mogê nawet czuæ pe-

wien podziw, ale pozwól, ¿e udzielê ci rady. – Fett wróci³ na swoje

miejsce przy luku transferowym prowadz¹cym do „Niewolnika I”. –

Nie próbuj tego ze mn¹.

– Nie! – przeraŸliwy krzyk przerwa³ Bobie Fettowi w pó³ s³o-

wa. Resztki opanowania Oba Fortuny ulotni³y siê nagle. Z twarz¹

zniekszta³con¹ przez strach rzuci³ siê na drug¹ stronê kokpitu Z-95.

Jego ciê¿kie g³owogony unosi³y siê nad obleczonymi w opoñczê

ramionami. Szponami palców siêgn¹³… nie, nie w stronê gard³a

Boby Fetta, lecz po miotacz przy pasie, zwisaj¹cym w pobli¿u

fotela pilota. Gwa³towny ruch rzuci³ go g³ow¹ na pierœ Suhlaka;

obaj wyl¹dowali na pokrytej metalow¹ krat¹ pod³odze kokpitu.

Suhlak kopniakiem uwolni³ siê od ciê¿aru Oba Fortuny i odpe³z³

jak najdalej, os³aniaj¹c siê uniesionym ramieniem.

Ob Fortuna podniós³ siê na klêczki i zacz¹³ nerwowo majstro-

waæ przy nieznanej broni. D³onie o d³ugich palcach owin¹³ wokó³

rêkojeœci; lufa drga³a konwulsyjnie, celuj¹c we wszystkich kierun-

kach po kolei. Zanim zdo³a³ znaleŸæ spust i wystrzeliæ, od œcian

kokpitu odbi³ siê dziwny, sycz¹cy dŸwiêk. Twi’lek jêkn¹³ z bólu –

jakaœ si³a wyrwa³a mu miotacz z d³oni.

Broñ zwisa³a teraz na pojedynczej, cienkiej lince biegn¹cej od

przegubu Boby Fetta do niewybuchowej rakietki, któr¹ wystrzeli³

³owca. Cofn¹³ wyci¹gniête ramiê, jednoczeœnie wci¹gaj¹c linkê

ukrytym kó³kiem. Miotacz wyprysn¹³ spod nosa spanikowanego

Oba Fortuny równie szybko, jak siê dosta³ w jego posiadanie. Boba

Fett zrêcznie chwyci³ broñ.

– Niezbyt m¹dry gest – zauwa¿y³. Co prawda widz¹c, jak

przera¿ony Twi’lek poci siê i zwija, tego w³aœnie nale¿a³o siê spo-

dziewaæ. Fett wypl¹ta³ miotacz z linki i rzuci³ w kierunku Suhlaka.

Ch³opiec zdo³a³ podnieœæ siê do pozycji siedz¹cej i obiema rêkami

z³apa³ broñ.

– Pilnuj go – poinstruowa³ Boba Fett. Wiedzia³, ¿e Suhlak ma

przynajmniej tyle rozumu, ¿eby siedzieæ cicho i nie prowokowaæ

kolejnego pokazu jego umiejêtnoœci.

Ob Fortuna, skulony w skowycz¹cy k³êbek, przywar³ do naj-

dalszej œciany kokpitu. Jego blada twarz lœni³a od potu, g³owogony

pozostawia³y mokre, oœliz³e, podobne do œlimaczych œlady na przed-

niej czêœci szaty. Jêcza³ i daremnie próbowa³ zwin¹æ siê jeszcze

background image

104

ciaœniej, gdy Boba Fett podszed³ do niego i siêgn¹³ w dó³. Chwyci³

go za ko³nierz szaty i postawi³ na nogi.

– Idziemy – rzek³ i zawróci³ w kierunku luku transferowego,

wlok¹c za sob¹ Fortunê.

– Dok¹d… – d³onie Oba Fortuny przylgnê³y do przedramion

³owcy. – Dok¹d idziemy…?

– To ciê ju¿ doprawdy nie powinno obchodziæ. – Przepchn¹³

Twi’leka przez w³az w kierunku „Niewolnika I”, czekaj¹cego na

drugim koñcu rêkawa. Ob Fortuna potkn¹³ siê, l¹duj¹c na czwora-

kach.

– Zatrzymaj siê.

Boba Fett us³ysza³ to polecenie zza w³asnych pleców. Skiero-

wa³ w tê stronê spojrzenie ciemnego wizjera. Ujrza³ N’dru Suhla-

ka stoj¹cego poœrodku kokpitu Z-95, z miotaczem wycelowanym

w otwór w³azu, a przy okazji wprost w Fetta.

– Co jeszcze? – Boba Fett stan¹³ nieruchomo.

– Nie widzisz? – Suhlak uœmiechn¹³ siê krzywo. – Zawali³eœ.

Teraz zrobisz to, co ja ci ka¿ê.

– Niby dlaczego?

– Poniewa¿… – na twarzy Suhlaka widnia³ zadowolony uœmie-

szek – …jeœli tego nie zrobisz, wywiercê ci dymi¹c¹ dziurê do-

k³adnie poœrodku brzucha.

Boba Fett potrz¹sn¹³ g³ow¹.

– Nie t¹ zabawk¹, ch³opcze. – Wyci¹gn¹³ przed siebie d³oñ

w rêkawicy, na której le¿a³o ogniwo energetyczne, zrêcznie wyjê-

te przed chwil¹ z miotacza. – Jeœli nie zrobi³em z siebie g³upca za

pierwszym razem, nie zrobiê tego i za drugim.

– Pewnie masz racjê. – Suhlak spojrza³ smêtnie na bezu¿y-

teczn¹ broñ i opuœci³ rêkê. Podniós³ wzrok na ³owcê nagród. –

Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie.

– Byle krótkie. Straci³em tu ju¿ za du¿o czasu.

– Jak to zrobi³eœ? – Suhlak wydawa³ siê naprawdê zaintere-

sowany. – To znaczy… dlaczego nie zgin¹³eœ?

– Po prostu – odpar³ Fett. – Wiedzia³em, ¿e bêdzie tam lata³

jeszcze jeden kawa³ek zbrojonej transparistali. Najlepsze pu³apki,

jakie zastawia sprytny gnojek, taki jak ty, zawsze maj¹ dwa zesta-

wy szczêk. Dlatego zanim uderzy³em w transparistal, wykona³em

statkiem zwrot o sto osiemdziesi¹t stopni, aby jego g³ówne silniki

celowa³y dok³adnie w p³ytê. W³¹czy³em je na maksymalny ci¹g,

podrzuci³em wysokotermiczny ³adunek wybuchowy i skoczy³em

background image

105

w nadprzestrzeñ, zanim eksplodowa³. – Pozbawiony emocji g³os

Boby Fetta sprawia³, ¿e wydawa³o siê to ³atwe. – Podczas gdy ty

ogl¹da³eœ to, co zosta³o, mój statek wróci³ do realnej przestrzeni po

drugiej stronie. A potem musia³em ju¿ tylko czekaæ.

– Hmm… – Suhlak, usadowiony w kokpicie w³asnego stat-

ku, z uznaniem skin¹³ g³ow¹. – W takim razie to dlatego chyba

puszczasz mnie wolno. ¯ebym opowiada³ ka¿demu, kogo spotkam,

jaki z ciebie twardziel.

– Mów im, co chcesz. Nie potrzebujê reklamy. Pozwalam ci

odejœæ swoj¹ drog¹ tylko z jednego powodu.

– To znaczy?

Boba Fett wrzuci³ do kokpitu Z-95 ogniwo energetyczne. Ma³y

przedmiot ze szczêkiem potoczy³ siê po pod³odze.

– Jesteœ po prostu najlepszym sabota¿yst¹ ³owów, jakiego

znam, przynajmniej od jakiegoœ czasu. A jeœli jesteœ najlepszy te-

raz… to nie muszê siê martwiæ, ¿e bêdziesz siê wtr¹ca³ do moich

spraw w przysz³oœci.

– Mo¿e – cicho odrzek³ Suhlak. – Nastêpnym razem bêdê jesz-

cze lepszy.

– No to wtedy bêdê siê martwi³.

Boba Fett jednym palcem wcisn¹³ podk³adkê kontroln¹ na rê-

kawie zbroi. W³az transferowy podniós³ siê i zatrzasn¹³, oddzielaj¹c

hermetyczn¹ œluz¹ Z-95. Odwróci³ siê, czekaj¹c, a¿ rêkaw od³¹czy

siê i wsunie z powrotem w niezbyt odleg³y kad³ub „Niewolnika I”.

Twi’lek Ob Fortuna zaoszczêdzi³ mu fatygi. Boba Fett znalaz³

go z kawa³kiem cienkiej linki, która wyrwa³a mu miotacz, zaciœniê-

tym wokó³ szyi i mocno zadzierzgniêtym jego w³asnymi d³oñmi.

Wyraz przera¿enia, który zastyg³ w otwartych oczach martwego

stworzenia, by³ niemym œwiadectwem, ¿e wola³ samobójstwo ni¿

to, co – jak sobie wyobra¿a³ – mog³o go spotkaæ z r¹k porywacza.

Bobie Fettowi to nie przeszkadza³o. By³ to jeden z tych nie-

wielu przypadków w jego praktyce, kiedy ofiara ³owów by³a wiê-

cej warta martwa ni¿ ¿ywa. Wiedzia³ za du¿o, myœla³ Fett. Zw³asz-

cza o tym, co dzia³o siê za kulisami roz³amu w Gildii £owców

Nagród. A jak ka¿dy Twi’lek Ob Fortuna po prostu za du¿o gada³.

Teraz ju¿ nie bêdzie.

Jeœli chodzi o martwego Fortunê, pozosta³a jeszcze tylko jed-

na sprawa do za³atwienia. Inne istoty rozumne, o wiele potê¿niej-

sze, ni¿ kiedykolwiek móg³by siê staæ ten roztrzêsiony, oportuni-

styczny twi’lekiañski majordomus, bêd¹ na pewno zainteresowane

background image

106

milczeniem na temat pewnych spraw. I bêd¹ chcia³y dowodu, ¿e

milczenie to zostanie zachowane. Boba Fett wyj¹³ z kieszeni zbroi

narzêdzia i ukl¹k³ obok wci¹¿ ciep³ego cia³a.

Pozostawi³ sztywniej¹cego trupa Oba Fortuny w rêkawie trans-

ferowym. Po powrocie na pok³ad „Niewolnika I” wrzuci³ do szafki

w magazynku szczelnie zamkniêt¹ torbê, któr¹ mia³ ze sob¹, i wspi¹³

siê po drabince do kokpitu. Usadowiony w fotelu pilota, nacisn¹³

przycisk przedmuchania œluzy powietrznej rêkawa. Szybkie ude-

rzenie sprê¿onego powietrza powinno wystarczyæ, aby wys³aæ zw³oki

w pró¿niê na tyle blisko statku Suhlaka, aby ten móg³ po raz ostatni

dok³adniej przyjrzeæ siê zw³okom – nawet z kokpitu.

Fett znów nacisn¹³ przycisk uruchomienia g³ównego silnika,

kieruj¹c siê poza sektor. Jednoczeœnie wstukiwa³ wspó³rzêdne do

nastêpnego skoku. Mia³ jeszcze parê interesów, które musia³ za³a-

twiæ, zanim skoñczy zadanie.

Zawsze mia³ kilka spraw do za³atwienia.

background image

107

R O Z D Z I A £

&

Pewnego dnia, myœla³ ksi¹¿ê Xizor, pewnego dnia zobaczymy

siê twarz¹ w twarz. Albo tu, albo na Coruscant, w sali tronowej

samego Imperatora, czy w jakimœ smêtnym, odleg³ym k¹cie galak-

tyki… ale ten moment na pewno nadejdzie. Po raz ostatni. A po-

tem ma³a wojna, œmiertelna i osobista, pomiêdzy nim a Darthem

Vaderem, Mrocznym Lordem Sithów, wreszcie dobiegnie koñca.

Tak czy inaczej.

Ruszy³ wysoko sklepionym korytarzem pa³acu. Zmierzch s³oñ-

ca Coruscant rzuca³ pod ostrym k¹tem promienie krwawego œwia-

t³a na bogato inkrustowan¹ pod³ogê pod stopami Xizora. Z ka¿-

dym krokiem pojedynczy, nie spleciony warkocz czarnych jak noc

w³osów, sczesany w ty³ z nagiej czaszki, sp³ywa³ mu na szerokie

ramiona niczym lœni¹ca ¿mija.

Xizor skupi³ myœli, bo zbli¿a³ siê do potê¿nych drzwi sali tro-

nowej Imperatora. Problemy dominium – zarówno Imperium Pal-

patine’a, jak i Czarnego S³oñca Xizora – by³y rozliczne i pilne, tym

bardziej ¿e na scenê wkroczy³ bezwstydny Sojusz Rebeliantów.

A teraz Xizora wezwano na audiencjê przed oblicze najwy¿szej

w³adzy galaktyki –zasuszonego, starego cz³owieka.

Gdyby nie oczy, g³êboko osadzone w posêpnej, pooranej

zmarszczkami twarzy – równie zimne i rozkazuj¹ce, jak fioletowe

oczy Xizora – ktoœ, kto spotka³by go w jakimœ mrocznym zau³ku

stolicy imperialnej na Coruscant, nigdy by nie pomyœla³, ¿e Impe-

rator jest kimœ wiêcej, ni¿ tylko ¿ebrakiem w czarnym p³aszczu.

Lecz raz spojrzawszy w te oczy, tak doszczêtnie pozbawione wszel-

kich wy¿szych uczuæ, Xizor móg³ zrozumieæ, w jaki sposób dawny

background image

108

senator Palpatine dosiad³ i okie³zna³ najpotê¿niejsze z imperiów

zbudowanych na gruzach starej Republiki. Gdyby ambicje Xizora

mia³y jakiekolwiek granice – s³aboœæ lub g³êboko skrywane uczu-

cie – wydar³by je z siebie, bior¹c przyk³ad z Imperatora. Xizor nie

mia³ pojêcia, czy mistyczna, wszechogarniaj¹ca i wi¹¿¹ca wszech-

œwiat Moc, o której mówili Imperator i Darth Vader, by³a prawdzi-

wa – nie potrafi³ wiêc uwierzyæ w ni¹ bardziej ni¿ we w³asn¹ si³ê

i spryt. Ale ciemna strona Mocy by³a si³¹, której istnienie móg³

poœwiadczyæ. Widzia³ j¹ w oczach wyzieraj¹cych spod czarnego

kaptura Imperatora, niczym podwójne studnie grawitacyjne, które

mog¹ poch³on¹æ i zmia¿d¿yæ ducha s³abszej istoty.

Wysokie, rzeŸbione w skomplikowane wzory drzwi rozsunê³y

siê przed Xizorem. Po raz kolejny znalaz³ siê w obecnoœci czarnej

si³y.

– Xizor… – prosty tron Imperatora obróci³ siê, a os³oniête

kapturem spojrzenie i pozbawiony humoru uœmieszek w¹skich warg

zwróci³y siê ku centralnej czêœci zimnej, pustej komnaty. Odwiecz-

na, zdawa³oby siê, postaæ by³a g³êboko wciœniêta w siedzenie, jak-

by ciê¿ar jej myœli i planów przyt³acza³ j¹ do rdzenia planety. –

Znajdujê przy tobie wiêcej radoœci, ni¿ mo¿na znaleŸæ przy tchórz-

liwych poddanych.

Sala tronowa by³a pusta, ale czu³o siê w niej czyj¹œ obecnoœæ.

Nie obracaj¹c g³owy, k¹tem oka Xizor dostrzeg³ mroczne widmo.

Holograficzny obraz Lorda Vadera, niematerialny, lecz przyt³acza-

j¹cy, zajmowa³ miejsce przy jednej ze œcian sali.

Xizor zwróci³ wzrok ku Imperatorowi.

– Czynisz mi zaszczyt swoj¹ pochwa³¹, mój panie.

K¹cik bezkrwistych ust Palpatine’a wykrzywi³ siê w z³oœliwym

uœmieszku.

– Nie chwalê ciê, Xizorze. Tak jak i inni moi s³udzy ani mnie

nie zaskakujesz, ani nie rozczarowujesz. Zawsze spodziewam siê

g³upoty i niekompetencji i stwierdzam, ¿e moje oczekiwania nie s¹

nadaremne.

Z³oœliwy jêzyk Imperatora by³ czymœ normalnym. Xizor ju¿

do niego przywyk³, choæ s³owa wci¹¿ parzy³y jego hard¹ duszê.

Pewnego dnia, starcze… Jego myœli, ukryte g³êboko w zakamar-

kach mózgu pod nag¹ czaszk¹, stanowi³y milcz¹c¹ i starannie ukry-

wan¹ obietnicê. Ani twoja drogocenna Moc, ani twoi s³udzy nie

bêd¹ w stanie ciê ocaliæ, obieca³ sobie.

Na razie jednak nale¿y kontynuowaæ pokaz s³u¿alstwa.

background image

109

– Jeœli ciê zawiod³em, mój panie – Xizor opuœci³ g³owꠖ po-

zwól wyraziæ, jak bardzo tego ¿a³ujê.

Holograficzny obraz Lorda Vadera odezwa³ siê nagle:

– Nie daj siê zwieœæ tej istocie. – Pasma wizyjnych zak³óceñ

przesuwa³y siê wzd³u¿ czarnej postaci, która unios³a jedno holo-

graficzne ramiê, palcem wskazuj¹c na Xizora. – Jego s³owa s¹

wytworne, jak zawsze, ale równie puste, jak jego niedotrzymane

obietnice.

– Odwa¿ne s³owa, Lordzie Vader – Xizor pozwoli³ sobie na

b³ysk wœciek³oœci w oczach. – Zw³aszcza jak na kogoœ, kto ju¿

dawno temu obieca³ Imperatorowi, ¿e Sojusz Rebeliantów zosta-

nie zniszczony. Rebelianci zdaj¹ siê drwiæ sobie z obietnic, jakie

z³o¿y³eœ swojemu panu.

Gdyby Darth Vader znajdowa³ siê teraz fizycznie w sali trono-

wej, s³owa te mog³y kosztowaæ Xizora ¿ycie. Wiedzia³, w jak nie-

bezpieczn¹ grê siê wdaje, widzia³ wyraŸnie reakcjê ciemnej posta-

ci, ciemn¹ szatê wzdymaj¹c¹ siê niczym przes³aniaj¹ca s³oñce

burzowa chmura, spojrzenie zza czarnych soczewek he³mu ra¿¹ce

jak b³yskawica.

– Pozwolê sobie ostrzec ksiêcia… – w s³owach Vadera za-

brzmia³ z³owró¿bny i g³êboki ton. Jego chrapliwy oddech transmi-

towany z mostka „Egzekutora” by³ równie g³oœny. W³aœnie nie-

dawno obj¹³ w posiadanie ten nowy statek flagowy, który zast¹pi³

poprzedni – „Niszczyciel”. GroŸba mrocznych mocy na tle ota-

czaj¹cego go arsena³u wydawa³a siê jeszcze potê¿niejsza. – Twoj¹

niewczesn¹ gwa³townoœæ usprawiedliwiaj¹ czêœciowo m³odoœæ

i brak doœwiadczenia, ale moja cierpliwoœæ zaczyna siê poma³u wy-

czerpywaæ.

Xizor poczu³ ucisk na gardle, jak gdyby niewidzialna d³oñ zaci-

ska³a siê na jego krtani, odcinaj¹c dop³yw krwi i powietrza do mó-

zgu. Nie by³ pewien, czy to sobie wyobra¿a, czy mo¿e g³êboko

ukryta s³aboœæ dopuszcza do przes¹czania siê w jego myœli bezro-

zumnego strachu, czy te¿ moc Vadera mo¿e siêgaæ tak daleko. Nie-

jednokrotnie mia³ ju¿ do czynienia z niezaprzeczaln¹ si³¹ mrocznego

lorda, jego umiejêtnoœci¹ wyciskania na odleg³oœæ ¿ycia z istot, które

Vader uwa¿a³ za gorsze od siebie. Zdenerwowaæ go, nie wype³niæ

jego polecenia lub w jakikolwiek sposób popsuæ mu plany znaczy³o

ryzykowaæ bardzo nieprzyjemn¹ œmieræ przez uduszenie.

Przed oczami Xizora zaczê³y siê pojawiaæ i ³¹czyæ czarne pla-

my, pierwsze oznaki braku tlenu. Niewidzialny uchwyt wydawa³

background image

110

siê teraz niezaprzeczalnie prawdziwy, niczym piêœæ na gardle, uno-

sz¹ca mu w górê podbródek i dŸwigaj¹ca cia³o na palce stóp. Up³yw

czasu, mierzony biciem serca Xizora, spowolni³ siê, a potem za-

trzyma³ zupe³nie.

Zwykle na tym etapie interweniowa³ Imperator, jakby przy-

wo³ywa³ do nogi psa obronnego. Byæ mo¿e tym razem pozwoli,

aby to potrwa³o a¿ do œmiertelnego zakoñczenia.

Poprzez ciemnoœæ wype³niaj¹c¹ umys³ i czaszkê Xizora prze-

bi³a siê jedna myœl: „Nie zosta³em tu wezwany na audiencjê u Im-

peratora, lecz na egzekucjê… Moj¹ w³asn¹ egzekucjꅔ

Ciemnoœæ rozdar³a nagle czerwona fala wœciek³oœci, wznosz¹-

ca siê z g³êbi istoty Xizora. Wœciek³oœci – i ¿¹dzy ¿ycia.

– Cierpliwoœæ… – ksi¹¿ê Xizor z trudem zdo³a³ przecisn¹æ to

s³owo przez obrêcz zaciskaj¹c¹ siê na jego gardle. Wysi³ek spra-

wi³, ¿e zakrêci³o mu siê w g³owie, a otaczaj¹ca go sala tronowa

nagle wyda³a siê zamglona. – Cierpliwoœæ jest cnot¹… za któr¹

nagroda… – By³ bliski ca³kowitej utraty œwiadomoœci. Wiedzia³ jed-

nak, ¿e jeœli siê podda, umrze. – …jest dla Imperium…

– Dobrze powiedziane, Xizorze. – W g³osie Imperatora Pal-

patine’a, ledwie s³yszalnym w czarnej mgle, zabrzmia³a nuta roz-

bawienia. – B¹dŸ pewien, ¿e inne moje s³ugi uwa¿am za jeszcze

bardziej k³opotliwe ni¿ ty sam. Twoje drobne rozrywki nu¿¹ mnie,

Vader. PuϾ go.

Ucisk na gardle Xizora – wyimaginowany lub realny – znik³,

jakby pêk³ sznur szubienicy. Z trudem zdo³a³ utrzymaæ siê na no-

gach, gdy piêœæ podtrzymuj¹ca dot¹d jego ciê¿ar ulotni³a siê nagle.

Ksi¹¿ê utrzyma³ siê jednak w pozycji pionowej samym wysi³kiem

woli, wci¹gaj¹c w p³uca powietrze i odrzucaj¹c ramiona w ty³.

Pozwoli³, by jego twarz zamar³a jak nieruchoma maska, ukry-

waj¹ca falê nienawiœci zarówno do Vadera, jak i Imperatora. Wy-

starczaj¹co irytuj¹ce by³o ju¿ to, ¿e igrali z nim, u¿ywaj¹c intelek-

tualnych zagadek czy tajemniczej Mocy, któr¹ obaj w³adali po

mistrzowsku. Lecz daæ siê tak poni¿yæ Vaderowi, autorowi ekspe-

rymentu z broni¹ biologiczn¹, która kiedyœ zabi³a setki tysiêcy Fal-

leenów na ich w³asnej planecie… a ta jatka objê³a równie¿ w³asn¹

rodzinê Xizora, jego rodziców, wujów i ukochane potomstwo…

Xizorowi wydawa³o siê, ¿e ka¿dy haust filtrowanego powietrza

imperialnej sali tronowej pali mu p³uca niczym opary kwasu.

– Twoja wola, mój panie – przemówi³ znów Vader. Hologra-

ficzny obraz wyprostowa³ siê, krzy¿uj¹c ramiona na piersi. – Choæ

background image

111

odda³bym przys³ugê Imperium, gdybym na zawsze usun¹³ ksiêcia

Xizora z dworu.

– Mo¿liwe, mo¿liwe, Vader – uci¹³ Imperator niedba³ym ge-

stem bezkrwistej d³oni – ale to ja bêdê decydowa³, kiedy to siê

stanie. A do tego czasu nie ¿yczê sobie sprzeczek pomiêdzy moimi

s³ugami. K³ócicie siê ze sob¹, podczas gdy Rebelia rozkwita. –

Poorana zmarszczkami twarz sposêpnia³a. – Czy ja naprawdê

muszê siê wszystkim zajmowaæ osobiœcie?

– Tylko wtedy, kiedy zabraniasz mi walczyæ w twoim imie-

niu, mój panie – Xizor roz³o¿y³ rêce d³oñmi do góry. – Ka¿dy atom

mojej istoty jest na twoje rozkazy.

– Jak¿e mi³o by³oby w to uwierzyæ, Xizorze. Ale nie jestem

a¿ takim g³upcem. – Imperator wykona³ szybki gest, przerywaj¹c

hologramowi Dartha Vadera, zanim ten zd¹¿y³ oznajmiæ swoj¹ apro-

batê. – Ca³kowita lojalnoœæ kogoœ o twojej perwersyjnej naturze

i wygórowanych ambicjach by³aby cudem poza zasiêgiem Mocy.

Nawet bez Mocy twoje serce jest dla mnie ca³kowicie przejrzyste.

Nie jesteœ tak pozbawiony egoizmu, jak chcia³byœ mi wmówiæ,

Xizorze. Jeœli chcesz zobaczyæ, jak Imperium osi¹ga swoj¹ osta-

teczn¹ chwa³ê, jak jego panowanie nad galaktyk¹ staje siê pe³ne

i ca³kowite, twoje pragnienie powodowane jest g³ównie w³asn¹ ¿¹-

dz¹ chwa³y i mocy. Wi¹¿esz swoje ambicje z Imperium, poniewa¿

wiesz, ¿e to najlepszy sposób na ich spe³nienie.

Xizor spogl¹da³ w oczy Imperatora.

– Nie zaprzeczê temu, mój panie, ale czy wierny s³uga nie

powinien zostaæ wynagrodzony za wszystko, co czyni w imieniu

swojego w³adcy?

Imperator odwróci³ tron, s³uchaj¹c s³ów Xizora. Chwilê wy-

gl¹da³ przez wysoko sklepione ekrany widokowe, za którymi wi-

daæ by³o rozpostarte imperialne miasto i rozgwie¿d¿one niebo poza

nim. Potem zwróci³ siê znowu w stronê Xizora i holograficznej

podobizny Vadera.

– O, tak, zostaniesz sowicie wynagrodzony, tego siê nie oba-

wiaj. – Rêce Palpatine’a spoczywa³y na porêczach tronu jak mar-

twe. – Kiedy zmia¿d¿ymy Rebeliê, kiedy unicestwimy tych wszyst-

kich, którzy mi siê sprzeciwiaj¹, ci, którzy mi s³u¿yli, zostan¹

nagrodzeni najwiêksz¹ ze wszystkich nagród: bêd¹ mieli okazjê

dalej s³u¿yæ mnie i Imperium. Do czasu, a¿ z³ami¹ ciê wiek i trudy

tej s³u¿by, a mnie ju¿ na nic siê nie przydasz. Taka jest moja

lojalnoœæ wobec tych, którzy na ni¹ zas³u¿yli.

background image

112

Xizor raz jeszcze sk³oni³ g³owê.

– Niczego wiêcej nie pragnê, mój panie.

– Pragniesz czy nie, to nie ma znaczenia. Nic nie ma znacze-

nia oprócz mojej woli.

Nie podnosz¹c g³owy, Xizor spojrza³ k¹tem oka na obraz ho-

lograficzny Dartha Vadera. Nawet z takiego oddalenia, gdy jego

wróg nie by³ fizycznie obecny w pomieszczeniu, czu³ pogardê i po-

dejrzliwoœæ mrocznego lorda. On wie, pomyœla³ Xizor. Wie, ale nie

potrafi tego udowodniæ. Mo¿e zreszt¹ nie mia³oby to znaczenia,

gdyby Vader zdo³a³ czegoœ dowieœæ. Wszystkie jego oskar¿enia

o zdradê nie by³y nic warte wobec pokrêtnej strategii Imperatora,

który udawa³, ¿e wierzy w oddanie falleeñskiego ksiêcia. S³owa

„Czarne S³oñce” pada³y z ust Vadera przy innych okazjach – przy-

najmniej tak informowali Xizora jego szpiedzy na dworze – a Im-

perator zbywa³ je jednym gestem koœcistej d³oni, jakby nie by³o to

niczym wiêcej ni¿ strzêpkami plotek i k³amstw.

Ale czy Palpatine wie, ¿e ja wiem? – zastanawia³ siê Xizor. Jeœli

Imperator myœla³, ¿e Xizor da siê nabraæ na jego szaradê, to z nich

dwóch on jest wiêkszym g³upcem. Chodzi³o o to, kto kogo pierwszy

przy³apie. Organizacja przestêpcza Czarne S³oñce, kontrolowana

przez ksiêcia Xizora, mia³a w³asne plany rozwoju i dominacji galak-

tyki, jakby stanowi³a cieñ rzucany przez Imperium. Wszêdzie, gdzie

siêgnie Palpatine, siêgnie równie¿ Czarne S³oñce. A Imperator jest

stary i coraz bardziej to widaæ. S³awetna Moc, czymkolwiek jest,

nie zdo³a utrzymywaæ go przy ¿yciu wiecznie. A wtedy Czarne S³oñce

wychynie z ciemnoœci jako samodzielna potêga i obejmie Imperium

jak swoje, jak skarb wyjêty z bezw³adnych palców Palpatine’a.

Jeœli jest coœ, czego naprawdê nauczy³em siê od tego starego,

myœla³ ksi¹¿ê Xizor, to to, ¿e ambicja jest tak nieskoñczona jak

sam wszechœwiat.

By³a to lekcja, która bardzo siê Xizorowi spodoba³a. Potrafi³

wytrzymaæ wiele drobnych, ma³o znacz¹cych poni¿eñ z r¹k Palpati-

ne’a i Vadera, aby ujrzeæ dzieñ, w którym wykorzysta te nauki.

Cierpliwoœæ, umiejêtnoœæ kontrolowania gniewu i ¿¹dzy ze-

msty, by³a jedn¹ z najwiêkszych sztuk walki. I najtrudniejsz¹ do

opanowania: Xizorowi wystarczy³o tylko spojrzeæ na holograficz-

n¹ podobiznê Lorda Vadera, stoj¹c¹ w sali tronowej Imperatora,

by d³onie zaczê³y mu siê zaciskaæ w piêœci.

Pewnego dnia, powiedzia³ sobie ksi¹¿ê. A do tego czasu trze-

ba patrzeæ i czekaæ.

background image

113

– Bêdzie, jak zechcesz, mój panie. – Xizor podniós³ wzrok

i popatrzy³ Imperatorowi prosto w oczy.

– Mo¿e teraz – przemówi³ obraz Dartha Vadera – Imperator

raczy okreœliæ jakoœæ us³ug ksiêcia Xizora. Nie tak dawno temu

Xizor powiedzia³, ¿e ma wielkie plany zniszczenia Gildii £owców

Nagród, a wtedy wszystkie korzyœci pop³yn¹ do Imperium. – Ob-

raz Vadera spojrza³ z pogard¹ na falleeñskiego ksiêcia. – Z pewno-

œci¹ do tej pory plany te przynios³y ju¿ pewne owoce. Czy by³y

one równie niematerialne, jak lojalnoœæ ksiêcia?

– Doskonale, Lordzie Vader – Imperator pokiwa³ g³ow¹ z apro-

bat¹. – Odczytujesz moje pragnienia, to cecha oddanego, cennego

s³ugi. – Wzrok Palpatine’a nabra³ ostroœci, gdy przeniós³ siê na

Xizora. – A ty? Twoja przemowa by³a bardzo… ciekawa. Przed-

stawi³eœ nam plan tak pe³en pychy, ¿e da³em ci swoje pozwolenie,

by wprowadziæ go w ¿ycie. By³bym rozczarowany, gdybym us³y-

sza³, ¿e nie poczyni³eœ ¿adnych postêpów w zniszczeniu organiza-

cji ³owców nagród. A jednak… – oczy Imperatora zwêzi³y siê

w szparki; wygl¹da³y jak ciêcia no¿a w pomarszczonej skórze. –

Otrzymujê bardzo sprzeczne raporty dotycz¹ce efektów twoich

planów. – Zwróci³ siê do drugiej postaci w sali tronowej. – Czy¿

nie tak, Lordzie Vader?

– Dok³adnie tak to wygl¹da, mój panie – w chrapliwym g³o-

sie Vadera zabrzmia³a nuta triumfu. – Wczeœniej ju¿ sugerowa³em

ci, mój panie, byœ nie traci³ swojego cennego czasu i energii na te

daremne, bezsensowne poœcigi. Rebelia musi byæ naszym priory-

tetem: wzrasta w si³ê, podczas gdy ksi¹¿ê Xizor uszczupla nasze

si³y w krucjacie, która nic nam nie da, nawet jeœli zakoñczy siê

zwyciêstwem.

– Opanuj swój gniew, Lordzie. Znalaz³eœ siê niebezpiecznie

blisko kwestionowania mojej m¹droœci, atakuj¹c zalety planu Xi-

zora. Uzna³em, ¿e jest doœæ intryguj¹cy, kiedy po raz pierwszy

nam go przedstawi³, uwa¿am wiêc, ¿e twoje protesty opieraj¹ siê

raczej na gniewie i zazdroœci ni¿ na prawdziwej analizie strate-

gicznej.

Vader nie odpowiedzia³, ale Xizor dostrzeg³, ¿e hologram ze-

sztywnia³ lekko w fa³dach czarnej szaty. Oznacza³o to, ¿e Impera-

tor trafi³ w czu³y punkt.

– Mo¿e ró¿nica pomiêdzy mn¹ a Lordem Vaderem polega na

tym – grzecznie odezwa³ siê Xizor – ¿e ja nie w¹tpiê w bliskie

zwyciêstwo Imperium nad Sojuszem Rebeliantów. Uwa¿am wiêc,

8 – Spisek Xizora

background image

114

¿e warto jest zwróciæ uwagê na zarz¹dzanie Imperium, skoro jego

panowanie ma staæ siê niezaprzeczalnym faktem.

Zauwa¿y³, ¿e te s³owa spodoba³y siê Imperatorowi, bo s³aby

uœmieszek uniós³ jeden k¹cik ust Palpatine’a.

– Widzisz, Vader? – Imperator machn¹³ rêk¹ w kierunku ksiê-

cia Xizora. – Dlatego w³aœnie w³adam Moc¹ lepiej ni¿ ty. Bez pew-

noœci nie mo¿e byæ prawdziwej potêgi. Nie wystarczy próbowaæ

zniszczyæ Rebeliê, trzeba to zrobiæ.

Holograficzny obraz Vadera sta³ nieruchomo, ch³ostany jêzy-

kiem Imperatora.

– Mówisz o ró¿nicach pomiêdzy mn¹ a ksiêciem Xizorem.

Jest jednak jeszcze jedna ró¿nica, któr¹ nale¿y wzi¹æ pod uwagê.

Jest to ró¿nica pomiêdzy dziecinn¹ wiar¹ a rozumnym przygoto-

waniem. Nawet admira³owie floty imperialnej, wierz¹cy wy³¹cznie

w sztuczki techniczne w rodzaju Gwiazdy Œmierci, te¿ wiedz¹, ¿e

musz¹ walczyæ i niszczyæ Rebeliantów, zanim dokona siê zwyciê-

stwo Imperium.

To nie by³ dobry ruch, pomyœla³ Xizor z mieszanin¹ niedowie-

rzania i satysfakcji. Zawsze wiedzia³, ¿e Darth Vader uwa¿a g³ad-

kie komuna³y dyplomacji za coœ niegodnego siebie. Pomimo nie-

zaprzeczalnej lojalnoœci wobec swego pana wci¹¿ jeszcze potrafi³

go rozgniewaæ. A tym razem uda³o mu siê na pewno, bo twarz

Imperatora pociemnia³a z gniewu.

– Nawet dziecko – rzek³ Palpatine niskim, z³owró¿bnym g³o-

sem – powinno wiedzieæ, ¿e szaleñstwem jest sprzeczaæ siê z kimœ

takim jak ja. Uwa¿asz siê za m¹drzejszego, co, Vader? Wci¹¿ na-

rzucasz mi siê ze swoimi niechcianymi radami, chocia¿ ostrzeg³em

ciê przed konsekwencjami.

– Czyniê to, mój panie, nie po to, aby ci siê sprzeciwiæ, lecz…

– Milcz! – To jedno s³owo trzasnê³o w powietrzu sali trono-

wej niczym tn¹cy koniec pejcza. – Wiem lepiej od ciebie, jakie s¹

twoje intencje! – D³onie Imperatora zacisnê³y siê na porêczach tro-

nu. – Twoje myœli s¹ dla mnie jak otwarta ksiêga o s³owach zapi-

sanych tak wielkimi literami, ¿e nawet idiota by je odczyta³. Po-

zwoli³eœ, by twoja nienawiœæ do ksiêcia Xizora zawiod³a ciê na

niebezpieczne tereny, gdzie ¿ycie niepos³usznego s³ugi jest tylko

zabawk¹, któr¹ mogê zmia¿d¿yæ. – Imperator uniós³ szponiaste

d³onie, zaciskaj¹c zakrzywione palce w sztywn¹, koœcist¹ piêœæ. –

Nie jesteœ dla mnie a¿ tak u¿yteczny, abym musia³ tolerowaæ tê

niesubordynacjê.

background image

115

Rozkoszuj¹c siê poni¿eniem swojego wroga, Xizor obserwo-

wa³, jak holograficzny obraz Dartha Vadera stoi niczym czarna

ska³a na brzegu miotanego sztormem morza, w milczeniu znosz¹c

uderzenia fal. Kiedy jednak gniewny strumieñ s³ów Imperatora

umilk³, obraz Vadera przykl¹k³ na jedno kolano, a okryta czarnym

he³mem g³owa pochyli³a siê w geœcie poddania.

– Jak sobie ¿yczysz, mój panie – g³os przekazywany wraz

z obrazem pozbawiony by³ wszelkich uczuæ. – Uczyñ ze swoim

s³ug¹, co zechcesz.

– Wszystko w swoim czasie. – G³os Palpatine’a brzmia³ gniew-

nie, jakby uzna³ przeprosiny Vadera za ledwie zadowalaj¹ce. – Do

tego czasu wci¹¿ jeszcze jesteœ dla mnie coœ niecoœ wart.

Wygra³em, pomyœla³ Xizor. Przynajmniej tê rundê. Nie musia³

nawet nic robiæ, aby sprawy potoczy³y siê tym torem, wystarczy³o

tylko pozwoliæ, aby arogancki Lord Vader sam sobie wykopa³ grób.

Mroczny Lord Sithów by³ tak przyzwyczajony uwa¿aæ inne istoty

rozumne za gorsze od siebie, ¿e najmniejszy nawet opór wytr¹ca³

go z równowagi. To w³aœnie doprowadzi³o go do wypowiedzenia

tak niem¹drych i gwa³townych s³ów pod adresem Imperatora. Jego

jedyn¹ metod¹ dzia³ania jest atak, zauwa¿y³ Xizor. Jeœli wojownik

nie posiada umiejêtnoœci strategicznego wycofania siê i przeczeka-

nia burzy, nie ¿a³uj¹c czasu, nale¿y to uznaæ nie za jego cnotê, lecz

wadê. Jak d³ugo Imperator Palpatine jest o wiele silniejszy od Va-

dera, nietrudno wymanewrowaæ tego ostatniego tak, by pad³ ofiar¹

gniewu swojego pana. A to odwróci jego uwagê ode mnie, myœla³

zadowolony Xizor. Jeœli Vader popad³ w nie³askê, choæby na krót-

ko, by³ to zawsze pewien awans dla jego przeciwników.

By³a tylko jedna rzecz, o której Xizor nigdy nie móg³ zapo-

mnieæ: takie chwilowe wyniesienie zawsze drogo kosztowa³o. Jeœli

przedtem Darth Vader czu³ do niego wrogoœæ, teraz wzros³a ona

wielokrotnie. Xizor by³ œwiadkiem poni¿enia Vadera, widzia³ tego

dumnego ducha mia¿d¿onego pod podeszw¹ buta Imperatora – a to

oznacza³o, ¿e podpisa³ na siebie wyrok œmierci… gdyby Vader mia³

okazjê go wykonaæ. A Xizor wiedzia³ teraz, nawet lepiej ni¿ przed-

tem, ¿e Vader poœwiêci temu zadaniu jeszcze wiêcej si³. Od pe³nego

zaanga¿owania siê w dzie³o zniszczenia Xizora mog³aby go odwieœæ

tylko jedna rzecz: rosn¹ce zagro¿enie dla Imperium ze strony Soju-

szu Rebeliantów. Jeœli Rebeliê uda siê zd³awi栖 a Xizor czu³, ¿e

istniej¹ na to du¿e szanse – wówczas, cokolwiek siê zdarzy, Xizor

bêdzie mia³ do pokonania doprawdy potê¿nego wroga.

background image

116

Ta perspektywa jakoœ go nie niepokoi³a.

Bêdê gotów, myœla³, ogl¹daj¹c siê na klêcz¹c¹ nieruchomo

podobiznê Vadera. Myœl o tej ostatecznej konfrontacji – tak d³ugo

odk³adanej i tak niecierpliwie oczekiwanej – sprawi³a, ¿e krew za-

czê³a mu ¿ywiej kr¹¿yæ w ¿y³ach.

Imperator Palpatine przerwa³ rozmyœlania Xizora:

– Doœæ tych k³ótni! – Wycelowa³ w Xizora koœcisty palec. –

Nie wyobra¿aj sobie, ¿e potrafisz ukryæ przede mn¹ swoje myœli.

Pochlebiasz sobie, jeœli s¹dzisz, ¿e da³em siê nabraæ na twoje wy-

biegi, Xizor… albo jeœli wydaje ci siê, ¿e nie znalaz³em ¿adnych

racji w krytycznej opinii Lorda Vadera o twoich planach i dzia³a-

niach. Obiecywa³eœ rozbicie Gildii £owców Nagród i nieustanny

dop³yw takich s³ug, jakich Imperium najbardziej potrzebuje: spryt-

nych i prê¿nych najemników, którzy zajêliby miejsce têpych nie-

udaczników, jacy mnie obleŸli. – Palpatine pochyli³ siê do przodu

w swoim tronie, wpijaj¹c zimne, œwidruj¹ce spojrzenie w stoj¹c¹

przed nim postaæ. – Przychodz¹ do mnie rozmaite raporty, doty-

cz¹ce postêpów twojego spisku przeciwko Gildii. Ale wynik wy-

daje mi siê cokolwiek… niejasny. Co na to powiesz, ksi¹¿ê?

Xizor sk³oni³ g³owê i znów spojrza³ w te pozornie martwe oczy.

– Wyjaœnienie jest doœæ proste, mój panie. – Roz³o¿y³ rêce. –

Kampania przeciwko Gildii £owców Nagród nie zakoñczy³a siê

jeszcze. Pozosta³o wiele do zrobienia…

– I zawsze tak bêdzie – przemówi³ holograficzny obraz Vade-

ra. – Te plany s¹ skazane na niechlubn¹ klêskê.

Imperator pos³a³ Vaderowi ponure, ostrzegawcze spojrzenie

i znów zwróci³ siê do Xizora.

– Nie przypominam sobie – powiedzia³ – abyœ mówi³ cokol-

wiek o etapach spisku. Kiedy sk³ada³eœ mi propozycjê, sprawa

wygl¹da³a na zupe³nie prost¹. Wystarczy tylko wprowadziæ znane-

go ³owcê nagród Bobê Fetta do Gildii, a ona sama rozwi¹¿e siê

z w³asnej i nieprzymuszonej woli.

– Twoja pamiêæ jest bardzo dok³adna, mój panie – Xizor twier-

dz¹co skin¹³ g³ow¹. – Wyznajê mój b³¹d. Nie przewidzia³em, co

siê potem wydarzy w Gildii £owców Nagród.

– To znaczy…?

Ty ju¿ wiesz, staruchu. Xizor by³ pewien, ¿e Imperator bawi

siê jego kosztem.

– Gildia £owców Nagród nie rozpad³a siê ca³kiem. Rozdzieli-

³a siê na dwie rywalizuj¹ce frakcje, Prawdziw¹ Gildiê i Komitet

background image

117

Zreformowanej Gildii. Ta ostatnia jest pod kontrol¹ ³owcy nagród

Bosska, syna ostatniego przywódcy Gildii, Cradosska.

– Rozumiem. – D³onie Imperatora spoczywa³y nieruchomo

na porêczach tronu. – Raporty, które do mnie dotar³y, donosi³y, ¿e

to Bossk zabi³ Cradosska.

– Tak istotnie by³o, mój panie.

Imperator uœmiechn¹³ siê nieprzyjemnie.

– Wygl¹da na to, ¿e ten ³owca nagród Bossk jest w³aœnie ta-

kim typem, który uwa¿a³eœ za najbardziej odpowiedni do s³u¿by

Imperium. Bezlitosny i ambitny, prawda?

– To cechy wrodzone, mój panie – wywatowane ramiona szaty

Xizora unios³y siê lekko. – Ale ¿eby byæ doskona³ym instrumen-

tem twojej woli, potrzebny jest jeszcze spryt.

– Taki spryt jak twój, bez w¹tpienia.

Xizor odda³ mu uœmiech.

– Nie mogê zaprzeczyæ tak ewidentnej prawdzie.

– Tak samo jak nie mo¿esz zaprzeczyæ, ¿e stara Gildia £ow-

ców Nagród nie rozpad³a siê na pojedynczych osobników, z któ-

rych moglibyœmy wybieraæ najlepiej nadaj¹cych siê do naszych

celów – zauwa¿y³ Imperator. – Pokaza³eœ, ¿e potrafisz przyznaæ

siê do b³êdu, dlaczego zatem nie wyznasz, ¿e twój plan okaza³ siê

klêsk¹? Nie widzê wielkiej ró¿nicy pomiêdzy dwiema gildiami, ja-

kie mamy teraz, a jedn¹, któr¹ mieliœmy wczeœniej. W³aœciwie to

nawet utrudni nasze interesy z tymi istotami.

– Nie jest to ¿adna klêska, mój panie – Xizor pozwoli³, aby

jego g³os zabrzmia³ ¿arliwym uczuciem. – Pojawi³y siê nieprzewi-

dziane trudnoœci, wiêc nale¿y je pokonaæ. – O ma³o nie doda³, ¿e

sam Imperator nie przewidzia³ Rebelii, ale pohamowa³ siê na czas.

Po co doprowadzaæ do wœciek³oœci kogoœ, kto ma w³adzê nad twoim

¿yciem i œmierci¹? – I zamierzam to zrobiæ.

– A wiêc mamy kolejny wielki plan – przemówi³ ze wzgard¹

holograficzny obraz Dartha Vadera. – Wymówki ukrywaj¹ce nie-

powodzenia. Kiedy siê pracuje z tob¹, nie widaæ ich koñca.

– Rozwa¿ raczej w³asne klêski, Lordzie Vader. – Xizor nie

mia³ ju¿ nic do stracenia, móg³ wiêc za³atwiæ mrocznego Lorda

ciêt¹ ripost¹. Z³oœæ Vadera nie mog³a ju¿ byæ wiêksza. – Ja przy-

najmniej mam metody, by zmieniæ chwilow¹ klêskê w trwa³e zwy-

ciêstwo. A ty?

Holograficzny obraz Vadera sta³ z rêkami skrzy¿owanymi na

piersi. Pamiêtaj¹c o krótkiej smyczy – teraz jeszcze krótszej – na

background image

118

jakiej trzyma³ go Imperator, powstrzyma³ siê od odpowiedzi na

prowokacjê.

– Jakie¿ to metody, Xizor?

Ksi¹¿ê obejrza³ siê na Imperatora.

– Bardzo proste, mój panie. Gildia £owców Nagród nie jest

ju¿ tym, czym by³a. Jednym ciosem przepo³owiliœmy j¹ na dwie

zwalczaj¹ce siê frakcje, pa³aj¹ce wzajemn¹ mordercz¹ nienawi-

œci¹. Jeœli ³owcy nagród kiedykolwiek udawali coœ w rodzaju bra-

terstwa, ta fikcja zosta³a rozwiana na zawsze. Teraz nale¿y tylko

zakoñczyæ proces rozbicia. Ka¿dy ³owca nagród musi zwróciæ siê

przeciwko wszystkim innym, niezale¿nie od frakcji, do której ak-

tualnie nale¿y. Nie mog¹ mieæ ¿adnych wspólnych interesów…

tylko wspóln¹ wrogoœæ.

– To mo¿e byæ celem – odpar³ Imperator – ale nie jest meto-

d¹. Nie odpowiedzia³eœ na moje pytanie, a ja zaczynam siê niecier-

pliwiæ. Powiedz mi teraz, jak zamierzasz rozbiæ te dwie frakcje na

pojedyncze sk³adniki.

Xizor bez zmru¿enia oka wytrzyma³ spojrzenie Imperatora.

– Wykorzystam jedyn¹ cechê, jaka rz¹dzi tymi istotami

i przede wszystkim sprawi³a, ¿e postanowi³y one zostaæ ³owcami

nagród. Potê¿na, ogarniaj¹ca ca³¹ galaktykê si³a – Xizor zawaha³

siê na moment, aby osi¹gn¹æ zamierzony dramatyczny efekt – to

chciwoœæ – doda³. – To wszystko za³atwi.

Uœmiech Imperatora sta³ siê jeszcze bardziej nieprzyjemny.

– M¹drze i sprawiedliwie jest obracaæ naturê istoty przeciw-

ko niej samej. Moja w³adza opiera siê g³ównie na takiej taktyce. –

Palpatine pokiwa³ g³ow¹. – Chcê pos³uchaæ szczegó³ów tej opera-

cji, ksi¹¿ê Xizorze.

Wtedy Xizor zrozumia³, ¿e wygra³ kolejn¹ rundê gry. Zanim

jeszcze skoñczy³ wy³uszczaæ swój plan Imperatorowi, by³ pewien

akceptacji. Dostanie pozwolenie na realizacjê kolejnego etapu pla-

nu.

A jak d³ugo Imperator bêdzie uwa¿a³, ¿e te plany s¹ przewi-

dziane wy³¹cznie dla jego korzyœci… no i dla korzyœci Imperium…

tym lepiej. Wkrótce siê przekona, jaka jest prawda, pomyœla³ Xi-

zor. Wtedy jednak bêdzie za póŸno.

– A co ty na to powiesz, Lordzie Vader? – Imperator prze-

niós³ spojrzenie na holograficzn¹ postaæ po drugiej stronie sali tro-

nowej. – Odnoszê wra¿enie, ¿e twoje milczenie nie oznacza entu-

zjazmu dla planu sugerowanego przez ksiêcia Xizora.

background image

119

– Znasz moje myœli, panie. – Podobizna Vadera sta³a sztyw-

na i nieruchoma. – Nie widzê potrzeby, aby powtarzaæ w³asne s³o-

wa. Ale jeœli pragniesz je us³yszeæ, niech i tak bêdzie. Ten plan

ksiêcia Xizora, podobnie jak poprzednia pora¿ka, to strata czasu

i energii. Powinieneœ raczej zwróciæ uwagê na prawdziwe proble-

my Imperium.

– Tego siê spodziewa³em – znu¿onym g³osem odpar³ Palpa-

tine. – Potwierdzi³y siê moje podejrzenia, ¿e zazdroœcisz wszyst-

kim moim s³ugom. – Imperator wyci¹gn¹³ d³oñ w stronê Xizora. –

Zajmij siê realizacj¹ swojego planu w stosunku do niedobitków

Gildii £owców Nagród. Ale zapamiêtaj, Xizorze: klêska nie jest

ju¿ dla ciebie wyjœciem. Mo¿esz tylko odnieœæ sukces… lub zgi-

n¹æ.

Xizor sk³oni³ g³owê.

– Tak, mój panie.

R¹bek ciê¿kiej szaty zatañczy³ wokó³ jego butów, gdy odwró-

ci³ siê od posêpnej, wiekowej postaci na tronie. Ruszy³ w kierunku

wysokich drzwi sali tronowej w³adcy ca³ej galaktyki.

Przez ca³y czas, nawet wówczas, gdy przemierza³ wysoko

sklepione korytarze, czu³ na karku spojrzenie Vadera niczym ko-

niuszek wibroostrza, czekaj¹cy tylko na okazjê, by zadaæ œmiertel-

ne pchniêcie.

background image

120

R O Z D Z I A £

'

DZIŒ

– Opowiadasz tak, jakbyœ tam by³. – W ciasnej kajucie na

pok³adzie „Wœciek³ego Psa” Neelah skrzy¿owa³a d³onie na piersi

i sceptycznie spojrza³a na siedz¹cego obok towarzysza. – Sk¹d mia³-

byœ wiedzieæ tak dok³adnie, co dzieje siê w pa³acu Imperatora Pal-

patine’a?

– S¹ sposoby – odpar³ Dengar. Siedzia³ na metalowej kracie

pod³ogi, plecami oparty o œcianê. – A sk¹d wiesz, ¿e nie by³em

tam z nimi, z Imperatorem, Darthem Vaderem i ksiêciem Xizo-

rem?

– Nie pozwoliliby ci wejœæ. – Neelah opar³a siê o belkê kon-

strukcyjn¹ za plecami. – Tyle przynajmniej wiem na pewno.

By³o mnóstwo innych rzeczy, jakich nie wiedzia³a. Dengar

musia³ jej to wyjaœniæ; inaczej historia, któr¹ jej opowiada³, o spo-

rze pomiêdzy trandoszañskim ³owc¹ nagród Bosskiem a Bob¹ Fet-

tem po prostu nie mia³aby sensu. Kim by³ Imperator Palpatine,

a nawet Darth Vader, istota znana jako Mroczny Lord Sithów –

o tym wszystkim mia³a niejakie pojêcie, zanim jeszcze Dengar za-

cz¹³ opowiadaæ. Neelah dobrze nadstawia³a uszu, póki by³a jedn¹

z tancerek na dworze Jabby Hutta. W takim miejscu, gdzie nie-

zmiennie panowa³a atmosfera gniewu i wzajemnych z³oœliwoœci,

k³êbi³y siê tak¿e niezliczone plotki na temat polityków i w³adców

galaktyki. Wiêkszoœæ istot rozumnych znajduj¹cych siê w pa³acu,

od najnêdzniejszych podkuchennych po najemników najwy¿szej

klasy, szuka³a tylko sposobu, jak tu uszczkn¹æ co nieco z ³añcucha

kredytów i potêgi, który zdawa³ siê ³¹czyæ ze sob¹ gwiazdy ni-

czym niewidzialna sieæ. Lojalnoœæ wobec jednego – jakiegokol-

background image

121

wiek – pracodawcy by³a tylko jeszcze jednym towarem, który

mo¿na by³o kupiæ i sprzedaæ za odpowiedni¹ cenê, podobnie jak

wszelkie inne jednorazowe us³ugi.

A zatem tematem numer jeden rozmowy we wszystkich bara-

kach, korytarzach i piwnicach by³o to, kto aktualnie jest na wierz-

chu, a kto na dnie, komu uda³o siê wkrêciæ bli¿ej centrum dworu

Imperatora, a kto przeszed³ do Sojuszu Rebeliantów, kto by³ na

sprzeda¿ dla najwy¿szego oferenta, a kto zgin¹³. Omawiano wszyst-

kie plany i manewry, które i tak koñczy³y siê promieniem lasera

przez g³owê. Nielojalnoœæ mo¿e i by³a bardziej zyskowna w tym

wszechœwiecie, ale te¿ mia³a swoj¹ cenê.

– Dobrze, dobrze – mrukn¹³ Dengar. – Nie by³o mnie tam.

Ale by³y inne istoty; dwór Imperatora pe³en jest pods³uchiwaczy

i wœcibskich, tak samo jak pa³ac Jabby. – Neelah opowiedzia³a mu,

ile siê dowiedzia³a w tej pozbawionej okien fortecy na Tatooine. –

Jeœli nie s³uchasz, nie prze¿yjesz… tak urz¹dzone s¹ te miejsca.

Nie chodzi nawet o szpiegów, choæ jest ich zawsze wszêdzie pe³-

no. Niektórzy donosz¹ do Rebeliantów, inni do Czarnego S³oñ-

ca… tak jak to le¿y w naturze wszystkich istot rozumnych. Ja te¿

wiedzia³em, jak szeroko nale¿y rozwieszaæ uszy, no wiesz… –

Dengar kciukiem wskaza³ w kierunku pok³adu nawigacyjnego i kok-

pitu. – Mo¿e nie jestem a¿ takim ³owc¹ nagród jak Boba Fett, ale

mam przynajmniej kilka niezbêdnych umiejêtnoœci. I mam swoje

wtyczki na dworze Imperatora i w Czarnym S³oñcu… niektóre

oficjalne, przekazuj¹ce rzeczy, które chc¹, abyœ wiedzia³a, a nie-

które takie, które s³ychaæ tylko w pomieszczeniach dla s³u¿by.

– I ufasz im? – Neelah unios³a brew.

– Nie bardziej ni¿ muszê. – Dengar wzruszy³ ramionami. –

Za niektóre informacje zap³aci³em… hej, to wydatki s³u¿bowe…

i te przynajmniej miewaj¹ jak¹œ dozê prawdopodobieñstwa. Jeœli

ciê zabij¹, poniewa¿ uwierzy³eœ w coœ, co ci powiedzieli, to zwy-

kle nie wrócisz, ¿eby kupiæ wiêcej informacji. A s¹ rzeczy, które

mo¿esz potwierdziæ nie tylko z jednego Ÿród³a… nawet jeœli maj¹

zwi¹zek z kimœ, kto nie ¿yje, na przyk³ad z ksiêciem Xizorem.

Przy prowadzeniu organizacji przestêpczej napotykasz jeden pro-

blem: zawsze znajdzie siê kilka niezbyt uczciwych istot, które dla

ciebie pracuj¹ i wiedz¹ wszystko o twoich interesach. Wiêc kiedy

ju¿ ciê nie ma, chêtnie opowiedz¹ to i owo za parê kredytów. – Na

twarzy Dengara pojawi³ siê pó³uœmieszek. – Jak s¹dzisz, dlaczego

osoby takie jak ja tak chêtnie spêdzaj¹ czas w brudnych dziurach

background image

122

w rodzaju kantyny w Mos Eisley? Nie chodzi o ¿arcie, a ju¿ na

pewno nie o tê koci¹ muzykê, któr¹ tam uprawiaj¹. Nie do takich

miejsc jak to chodzi siê, aby pos³uchaæ informacji. Po prostu i zwy-

czajnie. Miej uszy otwarte, a dowiesz siê mnóstwa ciekawych rze-

czy.

– Skoro tak twierdzisz… – Neelah nie by³a pod specjalnym

wra¿eniem. O ile mog³a stwierdziæ, Dengar by³ zdecydowanie zbyt

ufny. Pewnie to dobrze, myœla³a, ¿e ju¿ rzuca ten interes. Mimo to

wci¹¿ by³a nie wiedzieæ czemu przekonana, ¿e ca³a historia – a przy-

najmniej ta jej czêœæ, któr¹ s³ysza³a do tej pory – jest prawdziwa.

Nagle przysz³a jej do g³owy niespodziewana, niepokoj¹ca myœl:

„A mo¿e ja ju¿ znam czêœæ tej historii”, z dawnych czasów, z ¿y-

cia, które zosta³o jej skradzione, które nale¿a³o do niej, dopóki nie

wyczyszczono jej pamiêci i dopóki nie zosta³a zamkniêta jak nie-

wolnica w pa³acu Jabby Hutta. Gdyby to by³a prawda, to znaczy,

¿e by³a kimœ zupe³nie innym ni¿ tylko zwyk³¹ tancerk¹ i potencjal-

nym ¿arciem dla rankora.

Ale o tym te¿ wiedzia³am, stwierdzi³a nagle. W g³êbi ducha,

tam, gdzie w otaczaj¹cej ciemnoœci ¿arzy³a siê jeszcze nieœmiertel-

na iskierka ognia, by³a ca³kowicie pewna, ¿e jej prawdziwa to¿sa-

moœæ ma ogromne znaczenie, znaczenie wiêksze ni¿ sieæ k³amstw,

która j¹ otacza³a. Wiedzia³a to, zanim jeszcze stwierdzi³a, ¿e Boba

Fett czuwa nad jej bezpieczeñstwem w pa³acu, pilnuj¹c, aby nie

przydarzy³o jej siê nic strasznego… a przynajmniej nic ostateczne-

go. Dziwna, krêta droga sprowadzi³a j¹ do tego miejsca, gdzie cze-

ka³ j¹ inny los… jeœli zdo³a go odnaleŸæ i zatrzymaæ wy³¹cznie dla

siebie. Wszystko, co jej odebrano, ca³a osobowoœæ, któr¹ wykaso-

wano, niczym imiê zapisane na arkuszu flimsiplastu i wrzucone do

ognia, zredukowane do rozsypuj¹cego siê popio³u… albo je odnaj-

dzie, albo zginie, próbuj¹c to zrobiæ. Jakimœ cudem, niewa¿ne ja-

kim, pozwala³o jej to zachowaæ zimn¹ krew wobec ukrytej pod

he³mem postaci w kokpicie „Wœciek³ego Psa”. Boba Fett nie móg³

jej nic zrobiæ poza tym, ¿e j¹ zabije; ale ona ju¿ przecie¿ prze¿y³a

inn¹ œmieræ, dawno temu. Œmieræ, która zabra³a jej to¿samoœæ.

– Mo¿esz mi wierzyæ albo nie – mówi³ Dengar. – To mi nie

przeszkadza. Ale us³yszysz tê sam¹ historiê od mnóstwa istot w ca³ej

galaktyce. Teraz, kiedy wszystko siê skoñczy³o… mówiê o wojnie

miêdzy ³owcami nagród… to ju¿ ¿adna tajemnica. – Dengar znów

wskaza³ brod¹ na znajduj¹cy siê nad ich g³owami kokpit. – Boba

Fett ju¿ siê tym zaj¹³.

background image

123

– Pomóg³ rozprzestrzeniæ te opowieœci… o to ci chodzi? Po

co mia³by to robiæ?

– Wszystko, co mo¿e wzbogaciæ jego reputacjê, uwa¿a za

doskona³y pomys³. Wywin¹³ siê ca³o z tej wojny ³owców nagród,

i to walcz¹c przeciwko paru niez³ym przeciwnikom. – Dengar po-

³o¿y³ d³oñ na piersi. – Zrobi³ na mnie wra¿enie. Coœ w tym jest, ¿e

ró¿ne istoty, ³owcy nagród albo i nie, kiedy staj¹ nos w nos z Bob¹

Fettem, od razu padaj¹ na twarz i udaj¹ trupa. Nie ma sensu umie-

raæ naprawdê. Jeœli poprzedza go taka legenda, to mu oszczêdza

mnóstwo czasu i wysi³ku.

Neelah uzna³a, ¿e to rzeczywiœcie ma sens, choæ wiele pytañ

w dalszym ci¹gu pozostawa³o bez odpowiedzi. Jeœli Boba Fett wi-

dzia³ jak¹œ korzyœæ w budowaniu wokó³ siebie famy niezwyciê¿o-

nego, korzysta³ z otaczaj¹cych go mitów jako broni przeciwko

innym stworzeniom, to gdzie jest kres tego procesu? Wygodne

k³amstwo lub przesada pos³u¿y jego celom równie dobrze, jak praw-

da, a jeœli ju¿ przyjmie siê tak¹ mo¿liwoœæ, to nie mo¿na ufaæ

¿adnej historii o nim. Niczemu, czego nie móg³by udowodniæ w³a-

snymi czynami. I to jest ca³y problem, przyzna³a Neelah. Jeœli Ÿle

odgadniesz, bêdzie ciê to kosztowaæ ¿ycie.

– I co siê wtedy sta³o? – Dziewczyna usiad³a z powrotem

naprzeciwko Dengara. – No, gadaj… przecie¿ historia nie koñczy

siê na tym.

S³ucha³a jego opowieœci przez ca³y ten czas, który „Wœciek³y

Pies” spêdzi³, pod¹¿aj¹c przez przestrzeñ ku niewiadomemu celo-

wi. Straci³a poczucie czasu, nie wiedzia³a, ile minê³o standardo-

wych godzin.

– Nie wiem, czy mam ochotê opowiadaæ ci to wszystko. – Den-

gar pogrzeba³ w czêœci magazynowej „Wœciek³ego Psa” i znalaz³ pu-

sty worek po towarze. Zwin¹³ go w prowizoryczn¹ poduszkê. – Zw³asz-

cza jeœli bêdziesz sceptycznie krêci³a na wszystko nosem. Po co?

Daj sobie spokój, pomyœla³a Neelah. Zrozpaczona podnios³a

oczy do góry. Pewnego dnia, jeœli ta podobno rozumna istota go

do¿yje, spadnie na kark kolejnej kobiecie, swojej przysz³ej ¿once,

Manaroo. Neelah wcale jej nie zazdroœci³a.

– Ju¿ dobrze – z trudem hamowa³a wœciek³oœæ. – Dobrze,

przepraszam. – Mia³a ochotê powiedzieæ mu znacznie wiêcej, i to

tak, ¿eby zabola³o. – Wierzê w ka¿de twoje s³owo.

Na razie, obieca³a sobie. Zanim jednak „Wœciek³y Pies” do-

trze do miejsca, gdzie wióz³ ich Boba Fett, potrzebowa³a bardziej

background image

124

konkretnych informacji. Nie by³a pewna, czy znajdzie to, czego

jej trzeba, w skomplikowanej historii wojny pomiêdzy ³owcami

nagród, ale na razie by³a to jej jedyna poszlaka.

– Mo¿e jednak skoñczysz to, co zacz¹³eœ, i opowiesz, co by³o

dalej?

– Mo¿e póŸniej. – Dengar wyci¹gn¹³ siê na pod³odze, wsa-

dzaj¹c pod g³owê zwiniêty worek. – Jestem wykoñczony – zamkn¹³

oczy. – A poza tym… nie mam ochoty zdzieraæ gard³a opowiada-

niem starych historii niewdziêcznym smarkulom. Zw³aszcza sar-

kastycznym.

Zwê¿onymi w szparki oczami spojrza³a na Dengara, który ju¿

spa³ albo udawa³, ¿e œpi. Szybki kopniak w g³owê albo go obudzi,

albo roz³o¿y na dobre. Ale¿ mnie to korci, pomyœla³a wœciek³a.

Przywo³a³a resztki samokontroli i postanowi³a dzia³aæ inaczej.

Rzuci³a ostatnie mia¿d¿¹ce spojrzenie na œpi¹cego Dengara, po

czym odwróci³a siê i ruszy³a w górê drabinki wiod¹cej do kokpitu.

S³ysza³, jak ktoœ wspina siê po drabince z dolnej czêœci statku.

Nie musia³ odwracaæ siê od uk³adów nawigacyjnych „Wœciek³ego

Psa” – wystarczy³o mu pos³uchaæ odg³osu kroków na szczeblach

drabinki: wskazywa³y, który z pasa¿erów wchodzi na górê. Den-

gar st¹pa³by bardziej ciê¿ko.

– No i gdzie jesteœmy? – tak jak siê tego spodziewa³, g³os, któ-

ry odezwa³ siê za jego plecami, nale¿a³ do kobiety, Neelah. – Wci¹¿

w samym œrodku niczego? A mo¿e ju¿ zbli¿amy siê do tego tajem-

niczego miejsca przeznaczenia, do którego podobno zmierzamy?

W jej g³osie brzmia³a wyraŸna irytacja. Boba Fett odwróci³

wizjer od iluminatora i spojrza³ przez ramiê.

– Jak to dobrze – rzek³ z wystudiowan¹ ³agodnoœci¹ – ¿e w naj-

bli¿szym czasie nie zamierzasz braæ siê za robotê ³owcy nagród. Dla

nas cierpliwoœæ nie jest wy³¹cznie cnot¹, jest koniecznoœci¹. Jeœli siê

pospieszysz, mo¿esz skoñczyæ w ca³ej galaktyce k³opotów.

– Postaram siê o tym pamiêtaæ. – Neelah sta³a w wejœciu do

kokpitu, a w jej ciemnych oczach lœni³ ledwie powstrzymywany

gniew. – Schowam tê zasadê na pami¹tkê razem z innymi darmo-

wymi radami, jakich wszyscy mi udzielaj¹. Skoro to wszystko, co

mogê tu dosta慠– spochmurnia³a jeszcze bardziej – … tu i wszê-

dzie indziej, jeœli o to chodzi.

Kobieta wygl¹da³a na niezadowolon¹, ba, rozjuszon¹. Boba

Fett stwierdzi³, ¿e transportowanie twardego towaru, to znaczy

istot rozumnych, za których g³owy wyznaczono nagrodê, mia³o

background image

125

same pozytywne strony. Tamtych przynajmniej mo¿na wrzuciæ

do klatki, pomyœla³. I nigdy nie by³o kwestii, kto tu rz¹dzi, nie

tylko w wa¿nych sprawach, ale nawet w najdrobniejszych szcze-

gó³ach. Z Neelah sytuacja nie by³a taka oczywista. Prawdopodob-

nie bêdzie potrzebowa³ jej wspó³pracy. Nawet wtedy, kiedy by³a

tylko tancerk¹ w pa³acu Jabby Hutta, zachowa³a pewn¹ dumê i wy-

nios³oœæ, które wynika³y z jej poprzedniej wysokiej pozycji spo-

³ecznej. Zosta³y jej wpojone tak g³êboko, ¿e nawet dok³adne zatar-

cie pamiêci nie zdo³a³o ich usun¹æ. A zatem jeœli teraz siê na niego

obrazi, przeci¹gniêcie jej z powrotem na swoj¹ stronê mo¿e wy-

magaæ sporego wysi³ku. Klatka niestety odpada, uzna³ Fett.

Musia³ przy tym braæ pod uwagê równie¿ inne, nie mniej wa¿-

ne czynniki. Neelah zaczê³a sk³adaæ razem pozostawione jej frag-

menty wspomnieñ. Dengar zrelacjonowa³ mu ju¿, o czym mówi³a

w jaskini na Tatooine. By³y to rzeczy, których znaczenia Dengar

nie podejrzewa³… ale Fett owszem.

Nil Posondum, pomyœla³ Fett. Pamiêta³a to nazwisko. Nie by³

tym wcale zaskoczony. Dawny ksiêgowy, który sta³ siê twardym

towarem w klatce transportowej „Niewolnika I”, by³ kluczem do

wszystkiego, co spotka³o Neelê. Jeœli po³¹czy ten fragment wspo-

mnieñ z enigmatycznym komunikatem, jaki Posondum wydrapa³

w metalowej pod³odze klatki, rozwi¹¿e za jednym zamachem wie-

le tajemnic, dot¹d przed ni¹ ukrytych.

Boba Fett nie by³ na to przygotowany, a przynajmniej jeszcze

nie teraz. Wydrapana wiadomoœæ ju¿ nie istnia³a, poza obrazem prze-

chowywanym w bankach danych komputera pok³adowego „Niewol-

nika I”, które teraz zosta³y przeniesione na „Wœciek³ego Psa”. Ob-

raz i informacja zawarta w tej wiadomoœci by³y bezpiecznie zamkniête

i niedostêpne. I tak mia³o jeszcze przez jakiœ czas pozostaæ.

Tymczasem jednak mia³ przed sob¹ rozeŸlon¹ kobietê.

– Szkoda, ¿e masz ju¿ doœæ dobrych rad – rzek³ Boba Fett. –

W³aœnie mia³em ci udzieliæ jeszcze jednej.

– Taak? – Neelah opar³a siê o framugê i sceptycznie unios³a

brew. – A có¿ to za rada?

– Prosta. Uspokój siê. Mamy do przebycia d³ug¹ drogê, a po

drugiej stronie mo¿e siê zdarzyæ dos³ownie wszystko. Odpocznij,

dopóki jeszcze mo¿esz.

– Och… – Neelah powoli skinê³a g³ow¹, jakby przetrawia³a

to w myœli. – Naprawdê? Tym siê w³aœnie zajmujesz? Mam odpo-

cz¹æ? – wyda³a z siebie krótki, pogardliwy œmieszek. – Jedynym

background image

126

momentem, kiedy widzia³am ciê odpoczywaj¹cego, by³a chwila,

gdy le¿a³eœ nieprzytomny, wyrzygany przez tê bestiê Sarlaka. Jeœli

myœlisz o takim odpoczynku, to niezbyt mi siê to podoba.

Gdyby by³ do tego zdolny, komentarz kobiety pewnie by go

ubawi³.

– To nie by³ odpoczynek, tylko umieranie – odrzek³. I pewnie

skoñczy³oby siê to jego œmierci¹, gdyby pozosta³ tak, le¿¹c na pó³

strawiony w gor¹cych piaskach Morza Wydm Tatooine… gdyby

nie ona i Dengar. Zawdziêczanie czegokolwiek, a co dopiero w³a-

snego ¿ycia, innemu stworzeniu by³o dla niego ca³kowicie nowym

doœwiadczeniem. Jak sp³acaæ takie d³ugi? Wci¹¿ zastanawia³ siê nad

tym problemem. Gdyby nie bra³ tego pod uwagê, na pewno by³by

mniej mi³y dla pasa¿erów na pok³adzie „Wœciek³ego Psa”.

– Mo¿e – w zadumie odpar³a Neelah. – W koñcu nie wiem,

co takie stworzenie jak ty uwa¿a za „odpoczynek”. Mam wra¿e-

nie, ¿e najbardziej odpowiada ci zabijanie innych istot.

– Nie tak bardzo, jak otrzymywanie za to zap³aty.

Neelah zamilk³a na kilka chwil. Boba Fett odwróci³ siê znowu

w stronê pulpitu sterowniczego kokpitu i dokona³ kilku nowych obli-

czeñ nawigacyjnych. Dok³adnie jak przewidywa³, dawny statek Bos-

ska nie by³ ani tak nowoczesny, ani tak dobrze utrzymany jak jego

w³asny „Niewolnik I”. Potrzebowa³ d³u¿szej chwili, ¿eby siê przy-

zwyczaiæ do tego ba³aganu, który zreszt¹ w dalszym ci¹gu go iryto-

wa³. Stwierdzi³, ¿e to nic dziwnego, i¿ Bossk nigdy nie zdo³a³ wspi¹æ

siê na wy¿yny profesji ³owcy nagród: Trandoszanin próbowa³ widocznie

zast¹piæ staranne planowanie i inwestycje w sprzêt bezwzglêdnoœci¹

i brutaln¹ si³¹. To nigdy nie dzia³a, powiedzia³ sobie Boba Fett. Bez-

wzglêdnoœæ i si³a s¹ potrzebne, zgoda, ale nie wystarcz¹.

Kobiecy g³os wdar³ siê w tok jego myœli.

– Mo¿e potrafi³abym odpocz¹æ, gdybym mog³a otworzyæ ci

g³owê.

Boba Fett nawet siê nie obejrza³.

– A co to niby ma znaczyæ?

– To, co s³ysza³eœ. Chcia³abym rozpo³owiæ ten twój he³m,

jakby to by³a skorupka jajka – prawie wyplu³a z siebie te s³owa. –

Szkoda, ¿e nie skorzysta³am z okazji, kiedy le¿a³eœ na ³o¿u œmier-

ci. Mog³am wtedy rozwaliæ ci czaszkê i mo¿e wydobyæ z niej

wszystko, co chcia³abym wiedzieæ. O sobie.

– Mo¿e wcale nie chcia³abyœ tego wiedzieæ. – Fett leciutko

wzruszy³ ramionami. – Mo¿e by ci siê to nie spodoba³o.

background image

127

– Bardzo chêtnie podejmê takie ryzyko. Wolê to, ni¿ pozo-

stawaæ w nieœwiadomoœci – odpar³a.

– Nie martw siê. Wkrótce siê wszystkiego dowiesz.

G³os Neelah sta³ siê nagle z³owró¿bnie spokojny.

– Wola³abym nie czekaæ.

Uda³o jej siê go zaskoczyæ. Boba Fett wyci¹gn¹³ rêkê nad

pulpitem, ¿eby dosiêgn¹æ monitora, umieszczonego niewygodnie

wysoko. Poczu³ lekkie, prawie niezauwa¿alne poci¹gniêcie za pas

z wyposa¿eniem, stanowi¹cy czêœæ jego mandaloriañskiej zbroi

bojowej. Ten sygna³ wystarczy³, aby Fett obróci³ siê b³yskawicznie

wraz z fotelem i spojrza³ na Neelah.

Ale ona ju¿ odskoczy³a z powrotem do w³azu. Podnios³a mio-

tacz, który uda³o jej siê wyci¹gn¹æ z pochwy przy pasie Boby

Fetta. Trzymaj¹c broñ obiema rêkami, skierowa³a lufê dok³adnie

na œrodek czarnego wizjera he³mu Fetta.

– Nie ¿artowa³am – powiedzia³a. Lekki uœmieszek w k¹ciku

ust œwiadczy³ o jej intencjach. – Kiedy mówi³am, ¿e chcia³abym ci

rozwaliæ g³owê. Ciekawe… ile takich strza³ów wytrzyma ta pusz-

ka? Jak ci siê zdaje?

Boba Fett odchyli³ siê w ty³ w fotelu pilota.

– Gratulujꠖ rzek³. Wiêksz¹ czêœæ uzbrojenia schowa³ w bez-

pieczne miejsce, aby rozmaite elementy jego przenoœnego arsena-

³u nie przeszkadza³y mu w ciasnym kokpicie. Niewielki miotacz

by³ jedyn¹ broni¹, jak¹ zatrzyma³ przy sobie. Wskaza³ j¹ gestem.

Broñ nawet nie drgnê³a w uchwycie Neelah.

– Niewiele istot zdo³a³oby wykrêciæ mi taki numer. Wzi¹æ mnie

z zaskoczenia to naprawdê osi¹gniêcie.

– £atwizna – skrzywi³a siê Neelah.

Musia³ przyznaæ, ¿e zabra³a mu broñ z zaskakuj¹c¹ zrêczno-

œci¹. A mo¿e nie a¿ tak zaskakuj¹c¹: z tego, co wiedzia³ o jej

pochodzeniu, o tym, kim by³a, zanim znalaz³a siê w pa³acu Jabby

jako tancerka ze skasowan¹ pamiêci¹, takie umiejêtnoœci nie by³y

w³aœciwie niczym niezwyk³ym. By³a w koñcu kimœ wiêcej ni¿ zwy-

k³e dziecko arystokracji; nie wolno mu o tym zapomnieæ.

– Mo¿e i tak – przyzna³. – Co nie znaczy, ¿e to by³ dobry

pomys³. Mo¿esz byæ dosyæ szybka, ale wierz mi, to nic w porów-

naniu ze mn¹. Zanim przyciœniesz spust tej zabawki, bêdê ju¿ ko³o

ciebie, a moje ramiê przydusi ci gard³o. A potem sprawy mog¹ siê

potoczyæ jeszcze mniej przyjemnie dla ciebie.

background image

128

– Chêtnie zaryzykujꠖ wzruszy³a ramionami. – Co mam do

stracenia? Nie chcesz mi powiedzieæ tego, co ja chcê… co muszê

wiedzieæ. Jeœli jednak oddam jeden dobry strza³, bêdê mia³a tê

satysfakcjê, ¿e nie dostajê odpowiedzi z wa¿nego powodu. Po-

myœl tylko, jako nieboszczyk bêdziesz mia³ œwietn¹ wymówkê.

Boba Fett obliczy³ ju¿ dok³adnie odleg³oœæ pomiêdzy sob¹ a ni¹,

dok³adny k¹t, prêdkoœæ i kierunek ruchów niezbêdnych do odzy-

skania broni. Móg³by to zrobiæ i nawet nie zostaæ draœniêty tym

jednym strza³em, jaki dziewczyna zdo³a oddaæ w ci¹gu tych kilku

mikrosekund. Lepiej jednak, ¿ebym nie musia³ tego robiæ, myœla³.

I tylko z jednego powodu: strza³ na œlepo w ciasnej przestrzeni

kokpitu móg³by wyrz¹dziæ powa¿ne szkody. Nawet teraz „Wœcie-

k³y Pies” nie by³ w takim stanie, w jakim powinien, ale by³a to

zas³uga niechlujstwa poprzedniego w³aœciciela. Gdyby strza³ uszko-

dzi³ tylko konstrukcjê statku – bo nie zdo³a³by przebiæ pow³oki –

Fett móg³by to naprawiæ, ale jeœli trafi w pulpit sterowniczy, prze-

œledzenie i za³atanie nieznanych obwodów mo¿e zaj¹æ du¿o czasu.

A czas by³ akurat luksusem, którego mu teraz brakowa³o. Musia³

zaj¹æ siê swoimi interesami, i to doœæ daleko st¹d.

– Ju¿ kiedyœ by³em bliski œmierci – rzek³ Boba Fett. – Nie

mam wielkiej ochoty powtarzaæ tego doœwiadczenia.

Neelah unios³a miotacz nieco wy¿ej, spogl¹daj¹c wzd³u¿ lufy

na cel.

– W takim razie lepiej zacznij gadaæ.

– Chyba nie… – Boba Fett wykona³ przecz¹cy ruch g³ow¹. –

Nie s¹dzê.

– Co? – kobieta zmarszczy³a brwi. – Co masz na myœli?

– To proste – Boba Fett machn¹³ d³oni¹ w jej stronê. – Masz

tyle samo do stracenia co i ja. Zabij mnie, a nigdy nie dowiesz siê

tego, co chcesz wiedzieæ.

Przechyli³a g³owê na bok i spojrza³a na niego uwa¿niej.

– Mo¿e jeœli nie bêdziesz mi sta³ na drodze, potrafiê wydobyæ

prawdê od kogoœ innego.

– Mo¿e. – Boba Fett znowu wzruszy³ ramionami. – Ale je-

œli siê mylisz… i jeœli tylko ja wiem cokolwiek na temat twojej

prawdziwej to¿samoœci… wtedy za³atwisz jedyn¹ osobê, która

mo¿e ci udzieliæ odpowiedzi. Jesteœ pewna, ¿e chcesz zaryzyko-

waæ?

Przez kilka nastêpnych sekund Neelah zdawa³a siê rozwa¿aæ

tê mo¿liwoœæ. Potem opuœci³a miotacz.

background image

129

– Chyba jednak nie. – Dalej mia³a wœciek³¹ minê. – Zdaje

siê, ¿e wykrêci³eœ siê sianem.

– Jeszcze mi za to podziêkujesz. – Wyci¹gn¹³ rêkê. – Wezmê

to, jeœli pozwolisz.

Neelah potrz¹snê³a g³ow¹.

– Jeszcze mi siê mo¿e przydaæ.

Patrzy³ w œlad za ni¹, gdy z miotaczem u boku schodzi³a po

drabince do ³adowni statku.

Przynajmniej wie, czego chce, pomyœla³. Problem w tym, czy

uda jej siê to zdobyæ.

Odwróci³ fotel pilota z powrotem w stronê pulpitu sterowni-

czego. Mia³ w³asne problemy, z którymi musia³ siê uporaæ.

Kuksaniec w ¿ebra obudzi³ Dengara. Zamruga³ i szybko prze-

szed³ w stan pe³nej œwiadomoœci, choæ nie wolnej od zaskoczenia,

gdy stwierdzi³, ¿e spogl¹da prosto w lufê pistoletu laserowego.

– Czas zacz¹æ gada栖 oznajmi³a Neelah. Wycelowa³a broñ

wprost w jego czo³o. – Chcê us³yszeæ ca³¹ historiê.

9 –

background image

130

R O Z D Z I A £



WCZORAJ

– Musisz przyznaæ, ¿e to przyjemne miejsce na spotkanie –

rzek³ Bossk.

Podoba³o mu siê w³asne poczucie humoru. Z jedn¹ szponiast¹

³ap¹ na rêkojeœci miotacza przygl¹da³ siê, jak Boba Fett wodzi wzro-

kiem po osypuj¹cych siê szczelinach i suchych powierzchniach klifów

dawnego basenu morza. Oceany Gholondreine-Beta zosta³y wyssane

do ostatniej moleku³y s³onej cieczy i przeniesione przez flotê potê¿-

nych imperialnych frachtowców na orbitaln¹ stacjê katalizy wokó³

Coruscant. Czynnikiem motywuj¹cym nie by³a tu ekonomia – prze-

transportowanie takiej iloœci wody statkiem by³o znacznie kosz-

towniejsze ni¿ jej wyprodukowanie – lecz kara. Nadbrze¿ne i we-

wn¹trzl¹dowe pañstwa nie doœæ szybko – przynajmniej zdaniem

Imperatora Palpatine’a – wyzbywa³y siê ostatnich niedobitków,

dochowuj¹cych wiernoœci starej Republice. Teraz, pod ¿arem po-

zbawionego chmur nieba, po wyschniêtych ulicach pustych miast tañ-

czy³ jedynie kurz. S¹siednie planety tego sektora dosta³y cenn¹ lekcjê

pogl¹dow¹, ¿e na polecenia Imperatora nale¿y reagowaæ.

Skorupa jakiegoœ od dawna martwego stworzenia morskiego

zachrzêœci³a pod podeszw¹ buta Boby Fetta. Jego statek, „Niewol-

nik I”, sta³ o kilkaset metrów dalej. Kokpit z transparistali b³ysz-

cza³ w œwietle s³oñca, którego promienie zdo³a³y przenikn¹æ do

œrodka podmorskiego rowu tektonicznego. Pêkniêcie w skorupie

wysuszonej planety by³o tak g³êbokie, ¿e w ci¹gu standardowej

jednostki czasowej zapadnie tu niemal ca³kowita ciemnoœæ. To

Bosskowi nie przeszkadza³o. Interes, jaki mia³ zamiar ubiæ ze swo-

im rywalem Bob¹ Fettem, nie powinien zaj¹æ zbyt wiele czasu.

background image

131

– W porz¹dku. – Boba Fett zakoñczy³ inspekcjê miejsca, jed-

noczeœnie sprawdzaj¹c odczyty na przedramieniu mandaloriañskiej

zbroi bojowej. Œwiate³ka wskaŸników powoli zmienia³y kolor z czer-

wonego na ¿ó³ty, a potem na zielony, gdy wieloczujnikowe syste-

my wczesnego ostrzegania „Niewolnika I” zakoñczy³y przeczesy-

wanie okolicy w poszukiwaniu ukrytych pu³apek i zasadzek. Bossk

pozostawi³ swój statek w powietrzu, w stanie gotowoœci, ale po

drugiej stronie rowu, tak aby pok³adowe uzbrojenie nie wzbudzi³o

podejrzeñ drugiego ³owcy nagród.

– Nie jest tu co prawda tak intymnie, jak mo¿na by s¹dzi栖

rzek³ Fett. D³oni¹ w rêkawicy zatoczy³ kr¹g, wskazuj¹c na otacza-

j¹ce ich klify, których osypuj¹ce siê zbocza górowa³y nad huma-

noidalnymi postaciami w dole. – Odbieram sygna³y rozmaitych or-

ganicznych form ¿ycia.

Bossk zarechota³ krótko i chrapliwie.

– Nie s¹dzê, ¿ebyœmy musieli siê nimi przejmowaæ. – Œci¹-

gn¹³ z ramienia rusznicê laserow¹, opar³ j¹ o biodro i wypali³ na

maksymalnej mocy w zbocze, pod którym stali. Strza³ roztrzaska³

suchy kamieñ, zasypuj¹c dno rowu bia³awym py³em i od³amka-

mi. – SprawdŸ sobie.

Czubkiem buta tr¹ci³ stertê gruzu. Spomiêdzy wyszczerzo-

nych, ostrych jak ig³y k³ów podobnego do stonogi stworzenia roz-

leg³ siê ostry syk. Zwierzê skrêca³o siê i rozkrêca³o do d³ugoœci

prawie metra; jego ¿ó³te oczy lœni³y wœciek³oœci¹, a¿ wreszcie rzu-

ci³o siê gwa³towanie i owinê³o wokó³ kostki Bosska. Zanim zd¹¿y-

³o zatopiæ zêby w jego ³ydce, ³owca zrzuci³ je kolb¹ rusznicy. Dru-

gie uderzenie przepo³owi³o stwora; dwa osobne kawa³ki wi³y siê

w ostatnich konwulsjach, rozlewaj¹c wokó³ zielonkawe osocze.

– Milutkie maleñstwa, nie? Nawet do jedzenia siê nie nadaj¹.

Smakuj¹ jak przerobiony olej przek³adniowy.

Boba Fett nie odpowiedzia³. Zwróci³ spojrzenie czarnego wi-

zjera na powierzchniê klifu. To, co do tej pory zdawa³o siê nieru-

chome i pozbawione ¿ycia, teraz lœni³o i pulsowa³o w monoton-

nym blasku s³oñca wij¹cym siê ruchem, niczym robaki w gnij¹cym

ciele. Strza³ z miotacza obudzi³ k³êbowiska wielonogich stworzeñ,

które wype³za³y z otworów wy¿artych w miêkkim, osypuj¹cym

siê kamieniu. Echo wystrza³u wystarczy³o, aby obudziæ równie¿

stworzenia gnie¿d¿¹ce siê po drugiej stronie rowu. Przez chwilê

zbocza po obu stronach Bosska i Boby Fetta kipia³y rojem wij¹-

cych siê cia³ i g³odnych, ¿ó³tych œlepiów.

background image

132

– Standardowa procedura operacyjna Imperium. – Boba Fett

nie okaza³ najmniejszego œladu zdziwienia, gdy oœwietli³ blaskiem

odbitym od he³mu kolejny k³¹b wij¹cych siê istot. – Zw³aszcza

wtedy, gdy Imperator ma z³y humor. Te istoty nie s¹ czêœci¹ fauny

planety; to wyprodukowana w laboratorium hybryda ithoriañskich

korzeniowców, genetycznie przystosowanych do ¿ycia w warun-

kach zerowej wilgotnoœci.

Martwe stworzenie pozostawi³o na bucie Bosska czarn¹ smu-

gê. Pochyli³ siê i star³ j¹ szponem kciuka.

– Imperium je tutaj sprowadzi³o? – wyprostowa³ siê, mierz¹c

wzrokiem kipi¹cy mu nad g³ow¹ kamieñ. – Co to za specja³?

– To ¿aden specja³ – odpar³ Boba Fett. – Wydzielaj¹ biotok-

syny o okresie rozpadu molekularnego liczonego w setki lat. Po-

ziomy ska¿enia staj¹ siê wreszcie tak wysokie, ¿e one same padaj¹

ofiar¹. Do tego czasu jednak ca³a skorupa planety zostanie prze-

¿arta ich wype³nionymi trucizn¹ kana³ami. Œwiaty otaczaj¹cych

systemów przyjê³y uchodŸców z Gholondreine-Beta, ale ci uchodŸ-

cy nie wróc¹ na rodzinn¹ planetê jeszcze przez wiele tysi¹cleci.

Imperator ju¿ o to zadba³.

Bossk poczu³ lekkie md³oœci, jakby mia³ w ustach kawa³ek

wielonogiego stworzenia. Mam nauczkê, pomyœla³ ponuro. Sama

myœl, ¿e ktoœ umyœlnie wyhodowa³ stworzenie nie nadaj¹ce siê do

spo¿ycia, mocno go zirytowa³a. Filozofia trandoszañska zaleca³a

spo¿ywanie innych ¿ywych istot, z w³asnymi przodkami w³¹cznie.

By³ to punkt honoru i ¿yciowy cel Trandoszan. Czysta mœciwoœæ,

jakiej chêtnie oddawa³ siê Imperator, równie¿ niezbyt Bosskowi

odpowiada³a. W koñcu nawet gady czêœciej oddaj¹ siê gor¹cej,

niszczycielskiej, ale i szlachetnej wœciek³oœci.

– Wci¹¿ chcesz gadaæ o interesach? – Boba Fett by³ wyraŸ-

nie rozbawiony widokiem zniesmaczonego Bosska. – Wygl¹dasz

tak, jakbyœ chcia³ tu zostawiæ zjedzony lunch.

– Nie martw siê mn¹ – warkn¹³ Bossk. – Pos³a³em po ciebie

z pewnego wa¿nego powodu. Mamy szansê zrobiæ na tym sporo

kredytów. Potê¿ny interes.

Nie widzia³ Boby Fetta w jego realnej postaci od czasu, gdy

razem przebywali w g³ównej siedzibie Gildii £owców Nagród. Gil-

dia w³aœnie zaczê³a siê rozpadaæ nied³ugo potem, jak Bossk zabi³

swojego ojca, Cradosska. Od tamtej pory by³ zbyt zajêty zatrzy-

mywaniem w swojej frakcji m³odszych ³owców nagród, ¿eby zwra-

caæ uwagê na to, gdzie siê podziewa Boba Fett. Mimo to nabra³

background image

133

podejrzeñ, gdy Fett znikn¹³ z siedziby starej Gildii dok³adnie tak,

jakby zakoñczy³ zadanie, które polecono mu tam wykonaæ. Od

tego czasu Bossk s³ysza³ tylko plotki.

Szeptane relacje twierdzi³y, ¿e to w³aœnie Boba Fett jest odpo-

wiedzialny – i to œwiadomie – za rozbicie Gildii £owców Nagród.

Bossk nie bardzo móg³ sobie wyobraziæ, po co Boba Fett mia³by to

robiæ. Jeœli to jednak prawda, to wyœwiadczy³ mi przys³ugê, pomy-

œla³ Bossk. W przeciwnym razie jego ojciec, Cradossk, ¿y³by jesz-

cze i wci¹¿ odgrywa³ swój cyrk, on zaœ, Bossk, dalej czeka³by na

swoj¹ szansê.

– O jakich „nas” mówisz? – Boba Fett skrzy¿owa³ ramiona

na piersi. – Ju¿ raz mia³em przyjemnoœæ z tob¹ pracowaæ. To wiê-

cej ni¿ mam w zwyczaju.

Reputacja samotnego wilka, jak¹ cieszy³ siê Boba Fett, by³a

dobrze zas³u¿ona i to dlatego Bossk by³ tak zdumiony, ¿e Fett poja-

wi³ siê na spotkaniu Gildii £owców Nagród, prosz¹c o przyjêcie w jej

szeregi. Potem Boba Fett uda³ siê wraz z Bosskiem i kilku innymi

cz³onkami Gildii – Zuckussem i robotem IG-88 – na wspóln¹ wy-

prawê. Fett przyprowadzi³ nawet jeszcze jedn¹ istotê: ¿ywe, cho-

dz¹ce dzia³o laserowe imieniem D’Harhan. Ten towar by³ naprawdê

twardy – wiêkszoœæ grupy uzna³a siê za szczêœciarzy, uchodz¹c z ¿y-

ciem ze œwiata Pancernych Huttów, zwanego Okr¹glakiem.

Wysz³o tak, ¿e dla D’Harhana by³ to koniec zabawy. Œwiad-

czy³o to dobitnie, ¿e stowarzyszanie siê z Bob¹ Fettem niekoniecz-

nie by³o dobrym pomys³em. Bossk przysi¹g³ sobie, ¿e nigdy ju¿

nie bêdzie tego nawet bra³ pod uwagê. Istnia³y sytuacje, w które

Boba Fett pakowa³ siê chêtnie i z w³asnej woli, poniewa¿ drañ by³

pewien, ¿e wyjdzie z nich ca³o. A jeœli nawet poci¹ga³o to za sob¹

œmieræ wspólnika z dawnych czasów, takiego jak D’Harhan, dla

Boby Fetta by³a to cena, której nie waha³ siê zap³aciæ.

Czas – i chciwoœæ – os³abi³y jednak znacznie decyzjê Bosska.

Za du¿o kredytów, ¿eby je tak zostawiæ, uzna³. Dosta³ jednak na-

uczkê, ¿e nie powinien wybieraæ siê z Bob¹ Fettem na takie wy-

prawy: trzeba zawsze pilnowaæ ty³ów. £atwiej bêdzie siê pilno-

waæ, kiedy zostan¹ tylko we dwóch zamiast w ca³ej grupie.

– Daj spokój – rzek³ Bossk. – Czy nie mo¿emy spróbowaæ

pogadaæ jak przyjaciele? – £uskowate pyski Trandoszan nie by³y przy-

stosowane do ¿adnego rodzaju uœmiechu, a zw³aszcza przymilnego.

background image

134

Bossk by³ równie niezdolny do wyra¿ania jakichkolwiek pozytyw-

nych uczuæ, jak gdyby nosi³ mandaloriañski he³m Boby Fetta. –

Ostatnim razem wysz³o nam ca³kiem nieŸle.

– Wtedy tak nie uwa¿a³eœ – g³os Fetta by³ bezdŸwiêczny i po-

zbawiony emocji. – Z tego, jak siê zachowywa³eœ podczas ca³ej

akcji na Okr¹glaku, móg³bym wnosiæ, ¿e to ostatnia twoja wypra-

wa w grupie.

– Zmieni³em zdanie. – Bossk nie mia³ w zwyczaju namawiaæ

kogokolwiek do czegokolwiek. Wola³ groŸby lub brutalnoœæ… albo

jedno i drugie. Niestety, szanse na to, ¿e z Bob¹ Fettem mo¿na coœ

wskóraæ tymi metodami, w³aœciwie nie istnia³y. – Poza tym… pewne

zadania s¹ po prostu za trudne dla jednego ³owcy.

– Mów za siebie.

Bossk podejrzewa³, ¿e Boba Fett wie, o co mu chodzi. Plotka

o tym akurat twardym towarze roznios³a siê poczt¹ pantoflow¹

poœród ³owców nagród z prêdkoœci¹ blisk¹ nadœwietlnej.

– W porz¹dku – powiedzia³. Postanowi³, ¿e porzuci wszelkie

pozory przyjaznego nastawienia. To po prostu nie dzia³a³o. Powi-

nienem by³ wiedzieæ, pomyœla³ ponuro. Ten facet zawsze mia³ jaja

z durastali. – PrzejdŸmy zatem do interesów. Jestem prawie pe-

wien, ¿e ty i ja mo¿emy daæ sobie radê… jeœli bêdziemy wspó³pra-

cowaæ. Albo mo¿emy iœæ pojedynczo i wróciæ jako trupy.

– Ju¿ ci raz powiedzia³em – Boba Fett nawet nie pofatygowa³

siê wzruszyæ ramionami. – Mów za siebie.

Bossk poczu³, ¿e oczy zwê¿aj¹ mu siê w szparki, a krêgos³up

sztywnieje z gniewu. Z trudem pohamowa³ nieodpart¹ chêæ, aby

rzuciæ siê na tamtego, szponami mierz¹c wprost w gard³o. W³aœci-

wie powstrzyma³o go tylko jedno: wiedzia³, ¿e gdy jeszcze bêdzie

w powietrzu, zarobi dziurê w brzuchu na wylot, wypalon¹ przez

laserow¹ rusznicê Fetta, i ¿e wyl¹duje u jego stóp ju¿ jako nie-

boszczyk.

– To za³atwia sprawê. – Po co sobie w ogóle zawracam tym

g³owê, pomyœla³ Bossk. Ca³e to spotkanie by³o czyst¹ strat¹ czasu.

Boba Fett stosowa³ siê wy³¹cznie do w³asnych zasad. – Ty pójdziesz

swoj¹ drog¹, a ja swoj¹. Zobaczymy, kto zginie pierwszy.

Okrêci³ siê na piêcie i ruszy³ w stronê „Wœciek³ego Psa”. Wy-

schniêty rów tektoniczny powoli zacz¹³ pogr¹¿aæ siê w cieniu, gdy

bladawe s³oñce Gholondreine-Beta przesunê³o siê w kierunku za-

chodu. Na okrytej mrokiem œcianie rowu lœni³y ¿ó³te oczy stono-

gowatych stworzeñ.

background image

135

– Czekaj – odezwa³ siê za jego plecami g³os Boby Fetta.

Bossk obejrza³ siê przez ramiê, zezuj¹c na tamtego.

– Co jest?

– Nie powiedzia³em, ¿e nie pójdê z tob¹ na tê wyprawê. –

Ostry jak brzytwa cieñ pada³ ukoœnie pod stopy Fetta, który sta³

nieruchomo poœród pustych, martwych skorup dawnych miesz-

kañców morskich g³êbin. – Przedstawi³em ci tylko fakty dotycz¹-

ce naszego uk³adu.

Podmuch zimnego wiatru przetoczy³ siê przez ca³y kanion,

przenikaj¹c ³uskowate cia³o Bosska a¿ do samych koœci.

Trandoszanin powolnym skinieniem g³owy odpowiedzia³ Fet-

towi.

– No to lepiej omówmy resztꠖ wskaza³ ruchem g³owy

„Wœciek³ego Psa”. – Równie dobrze mo¿emy pogadaæ na moim

statku.

Boba Fett potrz¹sn¹³ g³ow¹.

– To nie jest dobry pomys³.

– O co chodzi? – Bossk poczu³ siê ura¿ony, ¿e tamten nie

przyj¹³ zaproszenia. – Nie mam zamiaru zastawiaæ na ciebie pu-

³apki. Chcia³em tylko pogadaæ o interesach.

– Przecie¿ ci wierzꠖ Boba Fett ruszy³ ju¿ powoli w stronê

w³asnego statku. – Ale nie do koñca. Poza tym – zatrzyma³ siê

i zwróci³ w stronê Bosska ukryt¹ za wizjerem twarz – chcia³em ci

coœ pokazaæ. Coœ, co mo¿e ciê zaciekawiæ.

W³aœciwie czemu nie? – pomyœla³ Bossk i ruszy³ za Fettem.

Praca z nim uczy³a go ci¹gle nowych przejawów wrogoœci.

Wnêtrze „Niewolnika I” by³o dok³adnie takie, jak zapamiêta³

Bossk z czasów wyprawy na Okr¹glak. Rozejrza³ siê doko³a, z wy-

raŸnym niesmakiem wodz¹c wzrokiem po œcianach i klatkach. Boba

Fett utrzymywa³ swój statek w takim stanie technicznym, ¿e Bossk

uwa¿a³ to za osobist¹ obrazê. Czu³ siê tak, jakby zwiedza³ oddzia³

chirurgiczny na statku szpitalu Floty Imperialnej, gdzie ka¿da po-

wierzchnia odarta by³a do nagiego metalu i wysterylizowana. Bossk

by³ zdania, ¿e wnêtrze statku ³owcy powinno stanowiæ odzwiercie-

dlenie jego charakteru; ¿e ka¿dy aspekt jego osobowoœci przes¹-

cza siê w konstrukcjê a¿ do dysz silników i uk³adów sterowania.

By³ dumny z tego, ¿e spaceruj¹c po pok³adzie „Wœciek³ego Psa”,

czu³ siê jak we wnêtrzu w³asnej czaszki.

Ale bior¹c na rozum, myœla³, uœmiechaj¹c siê w duchu, mo¿e

to jest w³aœnie osobowoœæ Fetta. Tylko biznes – kredyty i towar,

background image

136

i ¿adnych namiêtnoœci, ¿adnych prawdziwych przyjemnoœci czer-

panych z gwa³tu i terroru, jakie stanowi¹ zwykle czêœæ zawodu

³owcy nagród. Co za marnotrawstwo…

– Siadaj – Boba Fett wskaza³ mu ³awkê obok jednej z klatek.

Sam usiad³ naprzeciwko. – Chcesz znaleŸæ tego szturmowca rene-

gata, zgadza siê?

Przynajmniej z takim typem jak Boba Fett, co nie uznaje ni-

czego innego ni¿ biznes, nie marnowa³o siê czasu.

– Zgadza siꠖ odpar³ Bossk. – Taka robota wpada raz w ¿yciu.

By³o to grube niedopowiedzenie. Po og³oszeniu nagrody w ofi-

cjalnym paœmie emitowanym z pa³acu imperialnego na Coruscant

kwota oferowanych kredytów zosta³a uznana za b³¹d w transmisji;

wydawa³o siê, ¿e do rzeczywistej kwoty dodano zbyt du¿o zer. Za

tyle kredytów móg³bym sobie kupiæ ma³¹, nieuprzemys³owion¹ pla-

netê – gdyby Imperium wystawia³o takie planety na sprzeda¿, ma-

rzy³ wtedy Bossk. Obie frakcje starej Gildii £owców Nagród, Zre-

formowany Komitet i te stetrycza³e stworzenia nazywaj¹ce siebie

Prawdziw¹ Gildi¹, natychmiast skontaktowa³y siê z centrum infor-

macyjnym Imperium, prosz¹c o wyjaœnienie, jaka jest prawdziwa

kwota oferowanej nagrody.

I dowiedzia³y siê, ¿e nie by³o b³êdu w transmisji. Suma poda-

na w pierwszym komunikacie by³a prawdziwa.

Efekt, jaki ta informacja wywar³a na ka¿dym po kolei ³owcy

nagród, w ka¿dym zgni³ym zak¹tku wszystkich portów kosmicz-

nych i w kwaterach dowództwa obu frakcji Gildii, by³ elektryzuj¹-

cy. Kiedy trzeba zwróciæ na coœ uwagê istoty myœl¹cej, zach³an-

noœæ potrafi zdzia³aæ cuda. To by³o jak po³o¿enie szponów na

pozbawionym os³on generatorze mocy, i to tym najwiêkszym, zdol-

nym ponieœæ w nadprzestrzeñ nawet imperialny kr¹¿ownik. Bossk

czu³, ¿e ka¿da ³uska na jego ciele jest jak naelektryzowana.

To by wszystko za³atwi³o – taka by³a pierwsza myœl, jaka po-

jawi³a siê w g³owie Bosska. Schwytanie imperialnego szturmowca

renegata, za g³owê którego Imperator Palpatine obieca³ kolosaln¹

nagrodê, w ostateczny sposób dowiod³oby – zarówno w oczach

Bosska, jak i ka¿dej istoty myœl¹cej w galaktyce – kto jest najlep-

szym ³owc¹ nagród. Imperator na pewno nie da³by tylu kredytów

za ³atwe zadanie. Akurat ten szturmowiec nie by³ jednym z rado-

snych g³upków, co to nie zdejmowali palców ze spustu, a zdolni

byli wy³¹cznie do zbiórki w szeregu, nieskomplikowanych aktów

terroru oraz wykonywania rozkazów dowódcy. Trhin Voss’on’t

background image

137

by³ jednym z dowódców na samym szczycie hierarchii szturmow-

ców imperialnych, dowódc¹ si³ uderzeniowych elitarnego batalio-

nu Oddzia³ów Strategicznych. By³ – dopóki nie wzi¹³ na muszkê

miotacza ca³ego personelu imperialnego niszczyciela gwiezdnego

i nie porwa³ statku wraz z grupk¹ wybranych wspólników, zaled-

wie wystarczaj¹c¹, by wype³niaæ funkcje za³ogi.

Z pocz¹tku spekulacje dotycz¹ce motywów, jakie kierowa³y

Voss’on’tem, koncentrowa³y siê g³ównie wokó³ mo¿liwoœci jego

zdrady na rzecz Sojuszu Rebeliantów. Niszczyciel i jego ca³e uzbro-

jenie, bazy danych kodów i starannie zabezpieczana technologia

imperialna – wszystko to mia³oby zostaæ przekazane jako uzupe³-

nienie rosn¹cego arsena³u Sojuszu. Teorii tej jednak szybko zanie-

chano, kiedy okaza³o siê, ¿e niszczyciel zosta³ porzucony w dryfie

w nie zamieszkanym sektorze nawigacyjnym pomiêdzy systema-

mi gwiezdnymi, ze zw³okami wspólników Voss’on’ta na pok³a-

dzie. NajwyraŸniej zostali ofiarami egzekucji wykonanej zgodnie

z wszelkimi zasadami standardowych metod dyscyplinarnych sztur-

mowców imperialnych, to znaczy pojedynczym strza³em z miota-

cza w ty³ czaszki. Niszczyciel zosta³ odarty ze wszystkiego, co

mo¿na by³o up³ynniæ szybko i z zyskiem. Czêœci g³ównych silni-

ków wyposa¿one na poziomie molekularnym w odpowiednie nu-

mery kodowe zaczê³y siê pojawiaæ w ró¿nych nielegalnych transak-

cjach niemal natychmiast, ale wczeœniej przesz³y przez niemo¿liwy

do przeœledzenia ³añcuch paserów i miêdzysystemowych handlarzy

z³omu. Uzyskane za nie kredyty pozwoli³y Voss’on’towi dokonaæ

niemo¿liwego, to znaczy znikn¹æ bez œladu.

– Moim zdaniem – Bossk pochyli³ siê do przodu, jakby chcia³

wstaæ z miejsca w g³ównej ³adowni „Niewolnika I” – Voss’on’t

planowa³ ten ruch ju¿ od d³u¿szego czasu. A kiedy wszystko zo-

sta³o odpowiednio przygotowane, po prostu go wykona³.

– To oczywiste – odpar³ Boba Fett. – Nikt nie ucieka z nisz-

czycielem imperialnym bez przygotowania.

– Nale¿y siê tylko zastanowiæ, dlaczego on to zrobi³. – Bossk

jednym szponem podrapa³ siê po pysku. – Jeœli nawet zarobi³ ja-

kieœ kredyty na tym z³omie ze statku, wszystko musia³ utopiæ

w ucieczce. ¯eby tak znikn¹æ, trzeba op³aciæ kupê istot, a drugie

tyle za³atwiæ albo zleciæ ich usuniêcie. A Voss’on’t musia³ pozbyæ

siê niszczyciela po kursie dziesiêciu decykredytów za kredyt rze-

czywistej wartoœci – nie wygl¹da to na zyskowny interes, który

móg³by go ustawiæ na ca³e ¿ycie.

background image

138

Boba Fett niedbale wzruszy³ ramionami.

– A co nas obchodzi, po co to zrobi³? Mo¿e mia³ ju¿ doœæ

siedzenia pod pantoflem Palpatine’a. Wiele istot w tej galaktyce

tak w³aœnie myœli. Inaczej nie by³oby ¿adnej Rebelii. Liczy siê tyl-

ko to, ¿e jemu siê uda³o… a Imperator zap³aci, ¿eby go dostaæ

z powrotem.

– Tak, ale musisz chyba wleŸæ mu do g³owy, ¿eby go teraz

wyœledziæ. – Bossk pracowa³ nad tym problemem pe³n¹ par¹ swo-

ich sk¹pych mo¿liwoœci intelektualnych. Prawie czu³, jak jego po-

kryte ³usk¹ czo³o marszczy siê z wysi³ku. – To znaczy, ¿e motyw

mo¿e byæ dla niego wa¿nym czynnikiem.

– Mo¿e twoim zdaniem – Fett pozosta³ niewzruszony. – Ale

nie dla mnie. W twardym towarze liczy siê tylko cena, jak¹ chc¹ za

niego zap³aciæ. Wszystkie inne czynniki zawsze pozostaj¹ te same.

Chodzi o wyœledzenie towaru, schwytanie go, przekazanie i zainka-

sowanie nagrody. Jeœli zaczniesz siê zastanawiaæ, co ten towar my-

œli, utrudnisz sobie robotê. – Mroczne spojrzenie wielkiego ³owcy,

a raczej wizjera mandaloriañskiego he³mu, który sta³ siê jego nieod-

³¹czn¹ czêœci¹, pad³o na Bosska. – Dlatego ty jesteœ na jednym po-

ziomie zawodu ³owcy nagród…. a ja na ca³kiem innym.

Bior¹c pod uwagê ³atwopalny temperament Bosska, nawet jego

samego zdziwi³ fakt, ¿e poni¿aj¹ca uwaga Boby Fetta nie wywo³a-

³a gniewnej reakcji. Mo¿e siê czegoœ od niego nauczê, pomyœla³

Bossk. Mo¿e Fett ma racjê; mo¿e to on za du¿o myœli. Ca³e to

ruszanie rozumem tylko przeszkadza mu byæ dobrym ³owc¹ na-

gród. To w³aœnie jest mój problem, myœla³. Mam w sobie zbyt

wiele z intelektualisty.

– A wiêc robimy ten interes? – Bossk opar³ siê o œcianê za

³awk¹. – Inaczej byœ ze mn¹ tak nie rozmawia³, nie? – Bardzo by³

z siebie dumny, ¿e uda³o mu siê tak szybko zorientowaæ. – Ty i ja

stworzymy grupê… partnerstwo… i razem ruszymy za tym sztur-

mowcem. Jak to on siê… Trhin Voss’on’t, zgadza siê? – Bossk

z nadziej¹ spojrza³ na drugiego ³owcê.

Boba Fett skin¹³ g³ow¹.

– Ale to bêdzie pojedyncza akcja. Nie spodziewaj siê niczego

trwalszego. Mam ju¿ doœæ sprzymierzania siê z innymi. Dlatego

nie pêka mi serce, ¿e Gildia £owców Nagród siê rozpad³a.

A to by³ ju¿ kolejny temat do dyskusji. Bossk uzna³ jednak, ¿e

zniszczy œwie¿o zawarty sojusz, jeœli o nim wspomni. Poza tym…

nawet jeœli Boba Fett umyœlnie przyczyni³ siê do rozpadu Gildii,

background image

139

czy to wa¿ne, jakie powody nim kierowa³y? Nie wa¿niejsze ni¿

powody, jakie kierowa³y Voss’on’tem, gdy mordowa³ szturmow-

ców. Ju¿ siê czegoœ nauczy³em, ucieszy³ siê Bossk. Minimalistycz-

na postawa, jak¹ przej¹³ od Boby Fetta, cudownie wszystko uprasz-

cza³a, ograniczaj¹c obawy do absolutnie podstawowych spraw,

takich jak wibroostrze wbite w nie os³oniête cia³o.

– Zaczekaj no chwilꠖ w umyœle Bosska nagle pojawi³o siê

podejrzenie. – Nie lubisz stowarzyszaæ siê z innymi ³owcami na-

gród… sam to dopiero co powiedzia³eœ. – Spojrza³ na Bobê Fetta

nieco uwa¿niej. – Wiêc dlaczego jesteœ teraz ze mn¹? A¿ tak siê

boisz tego gnojka Voss’on’ta?

– Nic z tych rzeczy – odpar³ Boba Fett. – Strach to uczucie,

dla którego mam pewien szacunek, gdy je widzê u innych istot.

Jest bardzo po¿yteczny, bo mo¿na go u¿yæ przeciwko nim. Zak³ó-

ca ich procesy myœlowe, a wtedy ³atwo padaj¹ ofiar¹ paniki, za-

chowuj¹ siê bez³adnie i nielogicznie. A wtedy mo¿esz nimi kiero-

waæ jak byd³em w stadzie. – Fett zni¿y³ nieco g³os, jakby w³aœnie

odczytywa³ inskrypcje na grobie swojej ofiary. Pokiwa³ powoli g³ow¹

i ci¹gn¹³ dalej: – Ale poza tym nie mam osobistej œwiadomoœci ist-

nienia tego uczucia. We mnie go nie ma.

– Nie odpowiedzia³eœ mi na pytanie. – Bossk nie mia³ zamia-

ru daæ siê zwieœæ skomplikowan¹ retoryk¹. – Dlaczego siê zgodzi-

³eœ pracowaæ ze mn¹?

– OdpowiedŸ jest prosta – Fett wyci¹gn¹³ ku niemu obci¹-

gniêty rêkawic¹ palec. – Akurat teraz mogê mieæ z ciebie po¿ytek.

To zadanie jest inne ni¿ wszystkie. Nic podobnego nigdy wcze-

œniej nie pojawi³o siê na rynku. Taki towar potrafi znacznie wiêcej,

ni¿ tylko bawiæ siê w chowanego i uciekaæ. Umie siê równie¿ bro-

niæ. Voss’on’t ma wszystkie umiejêtnoœci wojskowe, które naby³

w szeregach Oddzia³ów Strategicznych. Ma wyszkolenie, doœwiad-

czenie, broñ… i na pewno jej u¿yje. To nie jakiœ wystraszony

ksiêgowy, kryj¹cy siê w zapad³ej dziurze na zapad³ej planecie.

– A wiêc mnie potrzebujesz. – Bossk by³ zachwycony. Boba

Fett, najpotê¿niejszy ³owca nagród w ca³ej galaktyce, sam siê do

tego przyznaje! – Hmm…

– Tego nie powiedzia³em. Powiedzia³em, ¿e jesteœ po¿ytecz-

ny. – Boba Fett skrzy¿owa³ ramiona na napierœniku zbroi. – Mogê

sprowadziæ tego Voss’on’ta ca³kiem sam. To ¿aden problem. Mo-

g³oby mi siê to nawet spodobaæ. Nieczêsto siê zdarza takie wy-

zwanie. Ale ³atwiej mi bêdzie z partnerem. To kwestia strategii:

background image

140

gdziekolwiek ukrywa siê Voss’on’t, z ca³¹ pewnoœci¹ spodziewa

siê, ¿e upomn¹ siê o niego ³owcy nagród. Musi byæ œwiadom, ¿e

Palpatine wyznaczy³ nagrodê za jego g³owê. Spodziewa siê te¿, ¿e

z tej okazji ³owcy nagród bêd¹ tworzyæ spó³ki i sojusze. – Boba

Fett znowu zni¿y³ g³os. – Spodziewa siê tego po wszystkich ³ow-

cach nagród… z wyj¹tkiem jednego. A tym jednym jestem ja.

– I uwa¿asz, ¿e to jedyny sposób, aby wzi¹æ Voss’on’ta z za-

skoczenia?

– Nie – Boba Fett pokrêci³ g³ow¹. – S¹ inne sposoby. Ale ¿a-

den z nich nie sprawi, ¿e do tego stopnia zaniecha ochrony. Trzeba

sprawiæ, aby myœla³, ¿e to on rozgrywa grê, ¿e to on ustala stawki.

To jego s³aby punkt: jest przyzwyczajony do rozkazywania. A w³a-

dza wœród imperialnych szturmowców jest absolutna, no i ³atwo siê

do niej przyzwyczaiæ. Pozostali szturmowcy, którym Voss’on’t wy-

dawa³ rozkazy, gotowi byli w razie potrzeby oddaæ ¿ycie. Taki ro-

dzaj lojalnoœci ma niszczycielski wp³yw na tok myœlenia istoty ro-

zumnej. Powoduje u takiego osobnika wiarê, ¿e ca³y wszechœwiat

jest na jego rozkazy. Kiedy m¹dre istoty mówi¹, ¿e absolutna w³a-

dza ma niszczycielsk¹ moc, maj¹ na myœli nie tylko kwestiê moral-

noœci. Ma ona równie¿ wp³yw na inteligencjê.

– Czekaj no – Bossk zmarszczy³ brwi, próbuj¹c wcisn¹æ s³o-

wa partnera w twarde ramy w³asnego mózgu. – Dopiero mówi³eœ,

¿e nie ma potrzeby zastanawiaæ siê, co siê dzieje w g³owie towaru,

który œcigasz.

– Bo nie ma – odpar³ Boba Fett. – To nie psychologia, tylko

polowanie. To wszystko. Nic mnie nie obchodzi, dlaczego towar

zachowuje siê tak, jak siê zachowuje, ale biorê pod uwagê jego

zachowanie, reakcje i ruchy. Spêdzi³em wiêcej czasu ni¿ ty w miej-

scach takich jak pa³ac imperialny czy siedziba Jabby. Moje us³ugi

s¹ tam cenione i dobrze op³acane. – G³os dochodz¹cy spod ciem-

nego he³mu brzmia³ posêpn¹ pewnoœci¹ siebie. – Widzia³em to samo

u admira³ów floty imperialnej, u Jabby Hutta i Imperatora Palpati-

ne’a. To, co w ich rêkach zaczyna jako narzêdzie, jako broñ, koñ-

czy jako rak tocz¹cy ich mózgi. A wtedy ich poch³ania. I staj¹ siê

³atw¹ zdobycz¹.

Bossk wyprostowa³ siê na ³awce, czujnym okiem zezuj¹c na

Fetta. Mo¿e jemu uczucie strachu by³o obce, ale w g³êbi wnêtrz-

noœci Bosska pojawi³o siê dziwne uczucie niepokoju.

– Mo¿e masz racjꠖ rzek³ Bossk. – Ale nie s¹dzê, aby kto-

kolwiek w najbli¿szym czasie obali³ Imperatora Palpatine’a.

background image

141

– Doprawdy? – g³os Boby Fetta by³ jak zwykle pozbawiony wy-

razu. – Ja bym siê o to nie zak³ada³, ani w jedn¹, ani w drug¹ stronê.

Sojusz Rebeliantów ma w swoich szeregach zbyt wielu niepoprawnych

optymistów, ¿eby stanowiæ jakiekolwiek zagro¿enie dla Palpatine’a.

– W ka¿dym razie… mo¿e w³aœnie dlatego Voss’on’t sta³ siê

renegatem. ¯eby to samo nie przydarzy³o siê jemu.

– Jeœli tak jest naprawdꠖ odpar³ Boba Fett – to znaczy, ¿e

jest sprytniejszy i bardziej niebezpieczny, ni¿ s¹dzi³em.

– Wiêc jaki masz plan? – Ta dziwaczna rozmowa zaczyna³a

dzia³aæ Bosskowi na nerwy. Przez chwilê mia³ wra¿enie, ¿e dura-

stalowe œciany statku Fetta zaciskaj¹ siê wokó³ niego. – To zna-

czy, mówiê o wszystkim innym oprócz utworzenia zespo³u, czego

siê nikt po tobie nie spodziewa.

– To proste, jak wszystkie najlepsze plany. Nie tworzymy

zespo³u.

– Nie chwytam. – Teraz Bossk by³ naprawdê zbity z tropu. –

No to o czym rozmawiamy?

– Rozmawiamy o tym, co chcielibyœmy, ¿eby Voss’on’t so-

bie pomyœla³ na temat naszych planów – odpar³ Boba Fett. – Och,

oczywiœcie, stworzymy zespó³… bo w tym zadaniu jesteœmy wspól-

nikami, to oczywiste… ale ty najpierw musisz mnie zdradziæ. Kie-

dy ju¿ namierzymy Voss’on’ta, kiedy dowiemy siê, gdzie siê ukry-

wa, wtedy wpakujesz mi nó¿ w plecy.

– Chyba ¿artujesz – Bossk wymownie spojrza³ na drugiego

³owcê. – ¯artujesz, co?

– No, nie bierz tego dos³ownie. Chcê tylko, ¿ebyœ skontakto-

wa³ siê po kryjomu z Voss’on’tem. Zaoferujesz mu przejœcie na

jego stronê i pracê dla niego. To stary chwyt poœród kryminali-

stów: najlepszym sposobem prze³amania czyjejœ linii obrony jest

pozwoliæ mu s¹dziæ, ¿e dla niego zdradzasz kogoœ innego.

Bossk potrz¹sn¹³ g³ow¹.

– Widzê w tym planie pewne s³abe strony, i to ju¿ od samego

pocz¹tku. – Spodziewa³ siê czegoœ lepszego; czy¿by na tym koñ-

czy³y siê mo¿liwoœci strategicznego myœlenia Boby Fetta? – Po

pierwsze jak mam go przekonaæ, ¿e w ogóle chcê dla niego praco-

waæ? Ostatnia grupa, która chcia³a dla niego pracowaæ, skoñczy³a

z dziurami w g³owach. By³bym idiot¹, ¿eby w³aziæ w drogê komuœ

z takimi papierami, chyba ¿e mam sk³onnoœci samobójcze.

– Nie mówiê, ¿e masz powiedzieæ Voss’on’towi, ¿e mu ufasz.

Jasne, ¿e mu nie zaufasz. Bo niby dlaczego? – t³umaczy³ dalej

background image

142

Boba Fett cierpliwie i spokojnie. – Bêdzie wiedzia³, ¿e pilnujesz

swojego ty³ka przez ca³y czas wspó³pracy z nim. I tak samo powi-

nien wiedzieæ, ¿e potrafisz o siebie zadbaæ. Jesteœ w koñcu do-

œwiadczonym ³owc¹ nagród i nieraz ju¿ bywa³eœ w niebezpiecz-

nych sytuacjach. Pamiêtaj, ¿e za³oga, która pomog³a mu sprz¹tn¹æ

niszczyciel imperialny, prawdopodobnie mu ufa³a. Dlatego móg³

ich spokojnie za³atwiæ. Zap³acili za g³upotê w³asnym ¿yciem. Dla-

tego ty i Voss’on’t bêdziecie doskonale wiedzieli, czego siê wza-

jemnie po sobie spodziewaæ. Bêdziecie mogli ubiæ interes jak praw-

dziwe istoty biznesu.

– W takim razie pozostaje jeszcze drugi problem – odrzek³

Bossk. – Mogê siê zorientowaæ, czego on ode mnie chce… ¿ebym

tak za³atwi³ sprawê, ¿e ty skoñczysz martwy, a on nie trafi jako

twardy towar do jednej z twoich klatek. – Bossk wskaza³ szponia-

stym kciukiem w kierunku konstrukcji z metalowych prêtów po

drugiej stronie ³adowni. – Voss’on’t nie chce siê znaleŸæ w ³apach

Imperatora. Ale co ja z tego bêdê mia³? Co takiego reprezentuje

sob¹ ten Voss’on’t, ¿e bêdzie mi siê op³aca³o z nim wi¹zaæ? Tak

jak powiedzia³eœ, prawdopodobnie wyda³ ju¿ wiêkszoœæ kredytów

ze sprzeda¿y z³omu, na który porozk³ada³ imperialny niszczyciel.

– Voss’on’towi na pewno zosta³o mnóstwo rzeczy do zaofe-

rowania. Nie s¹ to ¿ywe kredyty, to pewne, lecz jego w³asny ro-

dzaj towaru. Czy ty rzeczywiœcie s¹dzisz, ¿e Imperator Palpatine

chce go z powrotem? I ¿e ta ogromna nagroda, jak¹ za niego wy-

znaczy³, to wynik zranionej dumy albo czegoœ takiego? Imperator

nie anga¿uje siê uczuciowo w zwi¹zki ze swoimi szturmowcami.

Oni s¹ dla niego tylko narzêdziami, a jeœli jedno siê zepsuje, no to

trudno. Jest ich doœæ, ¿eby wype³niæ luki w szeregach. Jeœli Palpa-

tine tak bardzo chce dostaæ w swoje rêce Voss’on’ta, musi byæ po

temu jakaœ inna przyczyna. Voss’on’t mianowicie ukrad³ coœ wiê-

cej ni¿ tylko imperialny gwiezdny niszczyciel. Zwin¹³ równie¿ bazy

danych kodów wszystkich za³óg Oddzia³ów Strategicznych Impe-

rialnych Szturmowców. W³aœnie to jest to, co Imperator tak bar-

dzo chce odzyskaæ.

– Kody? – Bossk spojrza³ na Bobê Fetta z niedowierzaniem…

i z rozczarowaniem. – O to ca³y ten szum? A co jest takiego wa¿-

nego w kodach operacyjnych? Przecie¿ mo¿na je zmieniaæ w³aœci-

wie co chwila, jeœli ju¿ wpadn¹ w niepowo³ane rêce. W ca³ym Im-

perium bez przerwy ³amie siê jakieœ kody zabezpieczeñ. – Bossk

potrz¹sn¹³ g³ow¹. – Imperium musi tylko rozes³aæ do wszystkich

background image

143

jednostek militarnych sygna³ odwo³ania i anulowania kodu, a po-

tem przekazaæ zaszyfrowan¹ i zabezpieczon¹ transmisjê z kodami

zastêpczymi. Mo¿e to i skomplikowana procedura, ale tañsza ni¿

ta nagroda, któr¹ wyznaczy³ za Voss’on’ta Palpatine.

– Zgoda, procedura w³aœnie tak wygl¹da. – Boba Fett lekko

pochyli³ siê do przodu. – Dla wszystkich jednostek wojskowych

Imperium… z wyj¹tkiem grup Oddzia³ów Strategicznych. Jednostki

te, tak samo jak ta, do której nale¿a³ Voss’on’t, nie s¹ w ci¹g³ym

kontakcie z oœrodkami komunikacyjnymi Imperium. Oddzia³y Stra-

tegiczne s¹ g³êboko utajnione… po to zosta³y powo³ane. Kiedy

wyruszaj¹ z misj¹, zw³aszcza w odleg³y sektor galaktyki, mog¹

podró¿owaæ bardzo d³ugo, zanim ponownie skontaktuj¹ siê z ja-

kimkolwiek ogniwem ³añcucha dowodzenia, jaki maj¹ nad sob¹.

S¹ prawie niezale¿nymi jednostkami i dlatego jest ich w Imperium

tak ma³o. Dlatego nie mog¹ odebraæ sygna³u odwo³ania i anulowa-

nia kodów od swoich zwierzchników na tyle szybko, ¿eby to mia³o

jakieœ znaczenie. Musz¹ u¿ywaæ oryginalnych kodów, tych, z któ-

rymi zostali wys³ani… a s¹ to te same kody, które zabra³ ze sob¹

Trhin Voss’on’t. Teraz Imperium próbuje je odzyskaæ, a dla Pal-

patine’a to wystarczy, by ustanowiæ tak¹ nagrodê.

– Teraz rozumiem. – Sytuacja powoli stawa³a siê dla Bosska

coraz jaœniejsza. – Rozebranie niszczyciela na z³om potrzebne by³o

tylko po to, aby Voss’on’t móg³ zdobyæ kredyty na ucieczkê. Praw-

dziwe bogactwo tkwi jednak w bazach danych kodów.

– W³aœnie – potwierdzi³ Boba Fett. – Voss’on’t bêdzie próbo-

wa³ je spieniê¿yæ. Mo¿e albo sprzedaæ je z powrotem Imperium,

albo odszukaæ Sojusz Rebeliantów i sprawdziæ, ile oni mog¹ mu

zap³aciæ. Jest pod siln¹ presj¹ czasu. Im d³u¿ej zwleka z dokona-

niem transakcji, tym mniej te kody s¹ warte. W miarê jak kolejne

Oddzia³y Strategiczne bêd¹ koñczyæ zadania i wracaæ do rodzimej

bazy, mo¿na je bêdzie wyposa¿aæ w nowe kody operacyjne. Na

razie jednak Voss’on’t ma w swoich rêkach doœæ cenny towar.

Jeœli uda mu siê unikn¹æ schwytania, a przy tym zdo³a dobiæ inte-

resu, bêdzie urz¹dzony na ca³e ¿ycie. Za takie kredyty mo¿e sobie

kupiæ ka¿d¹ ochronê, jakiej bêdzie potrzebowa³. Jednak musi jesz-

cze przeprowadziæ sam¹ transakcjê… i prze¿yæ do tego czasu.

Bossk skin¹³ g³ow¹. Czu³ lekkie podniecenie.

– I tu wchodzimy my…

– W³aœnie. Stanowiê dla niego spory problem. W³aœciwie je-

stem jedynym ³owc¹ nagród, którego Voss’on’t naprawdê siê boi…

background image

144

– Czekaj no – z oburzeniem zaprotestowa³ Bossk. – A co ze

mn¹?

– Daj spokój, spójrz prawdzie w oczy. – Boba Fett podniós³

d³oñ w rêkawicy, jakby chcia³ u³agodziæ partnera. – Mam odpo-

wiedni¹ opiniê i wszelkie mo¿liwoœci, ¿eby tê opiniê potwierdziæ.

A ty nie.

Bossk ponuro wymamrota³ pod nosem wi¹zankê trandoszañ-

skich przekleñstw.

– Masz jednak na tyle dobr¹ reputacjꠖ ci¹gn¹³ Boba Fett –

aby mo¿na by³o sobie wyobraziæ, ¿e zechcê z tob¹ pracowaæ.

Mo¿emy ³atwo przekonaæ o tym Voss’on’ta. A kiedy ju¿ w to uwie-

rzy, bêdziemy mieli otwart¹ drogê. Jeœli jesteœ ze mn¹, równie do-

brze mo¿esz mnie wystawiæ do wiatru. Wszyscy imperialni woj-

skowi maj¹ bardzo kiepsk¹ opiniê o ³owcach nagród. Voss’on’t

prze³knie tê historiê momentalnie. Powiesz, ¿e za cz¹stkê jego zy-

sków ze sprzeda¿y kodów mo¿esz sprawiæ, ¿e nie bêdê zdolny

wtr¹caæ siê w jego plany. A on w to uwierzy.

Bossk pokiwa³ g³ow¹ powoli i w zadumie, przetrawiaj¹c szcze-

gó³y planu.

– Jak go przekonam, ¿e bêdê móg³ zrobiæ coœ takiego? ¯e

potrafiê ciê powstrzymaæ przed jego schwytaniem?

– Najprostsza rzecz pod s³oñcem. – Boba Fett roz³o¿y³ okry-

te rêkawicami d³onie. – Zabijesz mnie.

– Co? – Bossk wytrzeszczy³ oczy na siedz¹cego naprzeciw-

ko ³owcê nagród. – Czy to ma byæ ¿art?

– Ja nie ¿artujꠖ odpar³ Boba Fett. – Nawet kiedy nie pracu-

jê. Taki w³aœnie jest plan. Zajmiesz siê problemem numer jeden

Trhina Voss’on’ta. Wyeliminujesz mnie, a przynajmniej on tak bê-

dzie uwa¿a³. Wtedy straci czujnoœæ i ods³oni swoje wra¿liwe punkty.

Taki bezbronny stanie siê ³atwym ³upem.

Bossk instynktownie odsun¹³ siê od okrytej he³mem twarzy,

jakby nagle siê zorientowa³, ¿e stoi tu¿ nad przepaœci¹. Przywar³

plecami do ch³odnej durastalowej œciany. W g³owie kr¹¿y³y mu

mroczne podejrzenia. Co on wie? Zawi³e operacje mózgu we wnê-

trzu mandaloriañskiego he³mu by³y dla Bosska tak samo niezbada-

ne, jakby odbywa³y siê po drugiej stronie tej nagiej planety. A jed-

nak czu³, jak spojrzenie Boby Fetta przenika go na wskroœ, wdziera

siê do wszystkich jego sekretów, jednego po drugim.

Si³¹ woli otrz¹sn¹³ siê z tego uczucia. Stajesz siê paranoikiem,

skarci³ siê. Nie ma sposobu, aby Boba Fett odgad³, jakie s¹ jego

background image

145

w³asne, tajemne plany. On jest zwyk³ym, œmiertelnym stworze-

niem, tak samo jak ty, wmawia³ sobie. Nagle, jakby ktoœ przekrêci³

klucz w ukrytym zamku, Bossk siêgn¹³ do najg³êbszego j¹dra swej

istoty i uwolni³ czysty, typowy trandoszañski gniew. Gdyby jego

ojciec, Cradossk, ¿y³ jeszcze, wstydzi³by siê, widz¹c, jak jego po-

tomek pozwala siê poskromiæ innej ¿ywej istocie, nawet jeœli jest

to os³awiony Boba Fett. Pionowe Ÿrenice oczu Bosska zwêzi³y siê

jeszcze bardziej. Gniew przes¹cza³ siê przez jego ¿y³y, napinaj¹c

potê¿ne miêœnie. Bossk zdecydowa³ nagle, ¿e to niewa¿ne, czy

Boba Fett wie o jego w³asnych planach, jakie zamierza³ zrealizo-

waæ, kiedy ju¿ powiedzie siê wci¹gniêcie Trhina Voss’on’ta w pu-

³apkê. A wtedy bêdzie mia³ dla Fetta parê niespodzianek. Ten py-

sza³ek mo¿e sobie myœleæ, ¿e jest sprytny, ale tym razem Bossk

by³ pewien, ¿e to on bêdzie gór¹.

– Wiêc od czego zaczynamy? – Fala gniewu przynios³a ze sob¹

równie potê¿n¹ falê niecierpliwoœci. Bossk by³ ju¿ zmêczony gada-

niem i chcia³ dzia³aæ. – Jak mam sprzedaæ tê bzdurê Voss’on’towi?

– Po pierwsze – wyjaœni³ Boba Fett – bêdziemy potrzebowali

pewnego konkretnego dowodu, ¿e jesteœ gotów zabiæ swojego part-

nera. Musi to byæ dowód, który sam Voss’on’t uzna za wystarcza-

j¹cy. Inaczej nigdy nie zdobêdziesz jego zaufania. Trzeba za³atwiæ

coœ takiego.

Bossk nie rozumia³, ¿e ktokolwiek móg³by w¹tpiæ w morder-

cze instynkty Trandoszanina. Jego gatunek wielokrotnie demon-

strowa³ swoje gwa³towne upodobania w ca³ej galaktyce. I jestem

z tego dumny, pomyœla³. Zreszt¹ kto by nie by³?

– Co masz na myœli? Chyba ¿e… – k¹cik zêbatego pyska

Bosska uniós³ siê w karykaturze uœmiechu. – …¿e planujesz, ¿e-

bym ciê zabi³ tu i teraz? – Pokiwa³ g³ow¹, jakby mu siê ta myœl

bardzo spodoba³a. – To mog³oby siê udaæ.

– Ju¿ ci mówi³em, ¿e nie ¿artujê. – Zza ciemnego wizjera

he³mu wydobywa³ siê wzrok o sile promienia lasera. – By³bym

wdziêczny, gdybyœ i ty zachowa³ odpowiedni¹ powagê.

– Okay, okay, przepraszam – Bossk uniós³ w górê obie d³o-

nie, jakby chc¹c os³oniæ siê przed ciosem. – No to co robimy?

– Potrzebujemy dowodu… porz¹dnego dowodu, ¿e naprawdê

potrafisz zdradziæ swojego partnera. Musimy zatem mieæ jeszcze jed-

nego partnera tylko w tym celu, aby sta³ siê dla nas tym dowodem.

– Jeszcze jeden partner? – nasro¿y³ siê Bossk. – Nie mam

wielkiej ochoty wprowadzaæ do interesu jeszcze jednej osoby.

10 – Spisek Xizora

background image

146

– Nikogo nie wprowadzamy. Tym siê ju¿ zaj¹³em. – Boba

Fett wsta³ z ³awki. – ChodŸ tutaj. Powiedzia³em, ¿e mam ci coœ do

pokazania. Coœ, co na pewno uznasz za interesuj¹ce.

Bossk poszed³ za nim do szafek po drugiej stronie ³adowni.

W milczeniu przygl¹da³ siê, jak Boba Fett wprowadza sekwencjê

szyfrow¹ na klawiaturze obok kwadratowych drzwiczek szafki.

Zamigota³o czerwone œwiate³ko i drzwiczki otwar³y siê, ods³ania-

j¹c rodzaj szuflady.

– Popatrz sobie na to – Boba Fett uj¹³ róg p³achty okrywaj¹-

cej jakiœ nieregularny, du¿y przedmiot. – To jest dowód, którego

potrzebujemy. – Poci¹gn¹³ za p³achtê i ods³oni³ to, co znajdowa³o

siê pod spodem.

– Co u… – zaskoczony Bossk wytrzeszczy³ oczy na postaæ

le¿¹c¹ w szufladzie twarz¹ do góry. – Przecie¿ to Zuckuss! – Owa-

dzia twarz o ogromnych, wypuk³ych jak gogle oczach i skrêco-

nych rurkach oddechowych by³a mu równie znana, jak jego w³a-

sna. Obejrza³ siê na Fetta. – Co mu siê sta³o?

Nazwisko Zuckussa, wypowiedziane na g³os, nie spowodowa³o

u istoty le¿¹cej w szufladzie ¿adnej widocznej reakcji. Okr¹g³e, szkli-

ste oczy wci¹¿ wpatrywa³y siê w górê, w metalowy sufit ³adowni.

– To proste – odpar³ Fett. – Czêœæ planu, jak wszystko inne.

Potrzebowaliœmy martwego ³owcy nagród, kogoœ, o kim móg³byœ

powiedzieæ Trhinowi Voss’on’towi, ¿e by³ równie¿ cz³onkiem na-

szego zespo³u. Dostarczy³em ci go zatem.

Pozbawiony emocji g³os Boby Fetta zdumia³ Bosska. Ten su-

kinsyn jest naprawdê chodz¹cym biznesem, pomyœla³. Nic dziw-

nego, ¿e znalaz³ siê na samym szczycie profesji.

– Czy on nie ¿yje? – Bossk pokaza³ palcem na nieruchom¹

postaæ. – Naprawdê nie ¿yje?

– SprawdŸ sam.

Bossk pochyli³ siê ni¿ej nad nieruchomym obiektem w szufla-

dzie. Nie ¿a³owa³ Zuckussa – litoœæ by³a kolejnym uczuciem ca³-

kiem obcym Trandoszanom – ale jednoczeœnie odczuwa³ coœ w ro-

dzaju ¿alu, widz¹c go w takim stanie. Pomiêdzy ³owcami nagród

nie marnowa³o siê czasu na przyjaŸñ czy inne czu³ostki, ale Zu-

ckuss stanowi³ czêœæ grupy w akcji na Okr¹glaku. Wtedy sprawy

przybra³y tak parszywy obrót, ¿e Bossk chêtnie by zabi³ Zuckus-

sa… ale tego nie zrobi³. A kiedy pomyœla³ sobie, ¿e Boba Fett

zrobi³ to wy³¹cznie w ramach wyrachowanych przygotowañ, jako

czêœæ planu schwytania szturmowca renegata… nie, to mu ca³-

background image

147

kiem nie pasowa³o. Zabiæ w gniewie to jedno, to nawet szlachetne

i prawe… ale uczyniæ to w sposób tak pozbawiony emocji jak Boba

Fett… Taki czyn to przejaw czystego z³a. Tak, zrozumia³ nagle

Bossk. Rzadko, jeœli w ogóle, zastanawia³ siê nad sprawami mo-

ralnoœci. Tak, w³aœnie o to chodzi. A teraz on te¿ stoi tutaj, on,

wspólnik Boby Fetta. Wnioski, jakie mo¿na by³o z tego wysnuæ,

nie by³y przyjemnym materia³em do rozmyœlañ.

Automatycznie, nie chc¹c zdradzaæ swoich myœli, zacz¹³ spraw-

dzaæ, czy Zuckuss naprawdê jest martwy. Dotkn¹³ szyi le¿¹cego

w miejscu, gdzie naczynia krwionoœne by³y najlepiej widoczne,

ale nie znalaz³ pulsu. W filtrowanych otworach aparatu oddecho-

wego, w miejscu, gdzie zewnêtrzne rurki zapêtla³y siê w kierunku

piersi, nie widaæ by³o ¿adnego œladu oddechu. To ostatnie odkrycie

przekona³o Bosska bardziej ni¿ cokolwiek innego. Kiedy Zuckuss

¿y³ jeszcze, najbardziej irytuj¹c¹ jego cech¹ by³ w³aœnie nieustaj¹-

cy, cichy syk wdechu i wydechu. Ju¿ wiêcej nie bêdê musia³ go

s³uchaæ, pomyœla³ Bossk.

– Rzeczywiœcie nie ¿yje. – Bossk wyprostowa³ siê, koñcz¹c

oglêdziny zw³ok. – Jeœli chcia³eœ pokazaæ Voss’on’towi, ¿e ³owcê

nagród mo¿na zabiæ, to rzeczywiœcie masz na to doskona³y dowód.

Potrzebna jeszcze by³a historyjka, która udowadnia³aby, ¿e to

sam Bossk zabi³ Zuckussa. On sam wola³ chwaliæ siê rzeczywiœcie

pope³nionymi zabójstwami. To nasunê³o mu kolejne pytanie:

– Jak go niby mia³em zabiæ? Wydaje siê ca³kiem w dobrym

stanie… to znaczy, bior¹c pod uwagê okolicznoœci. Zazwyczaj,

kiedy my, Trandoszanie, dobieramy siê komuœ do skóry, to na-

prawdê widaæ.

– Powiesz Voss’on’towi, ¿e go udusi³eœ. – Boba Fett pokaza³

na twarz nieboszczyka. – Przy tych zewnêtrznych rurkach odde-

chowych to ca³kiem ³atwe.

Bossk spojrza³ na Bobê Fetta. Pewnie on tak w³aœnie zrobi³,

pomyœla³. Po prostu: na zimno i skutecznie.

– A dlaczego mia³bym to zrobiæ? Jak¹ opowieœæ do³o¿ysz do

tych zw³ok?

– Tak jak powiedzia³eœ wczeœniej: nie masz ochoty dzieliæ siê

kredytami z wiêksz¹ liczb¹ partnerów ni¿ to absolutnie konieczne.

Puœci³em ju¿ w obieg plotkê, ¿e Zuckuss do nas do³¹czy. Do tej pory

powinna ju¿ dotrzeæ do uszu Voss’on’ta. Kiedy go wyœledzimy, a ty

z nim porozmawiasz, bêdziesz móg³ mu opowiedzieæ ca³¹ resztê.

– To znaczy?

background image

148

– ¯e nie masz ochoty dzieliæ siê kredytami z nikim innym, to

znaczy równie¿ ze mn¹. – Boba Fett znów wystuka³ kod na kla-

wiaturze i szuflada zamknê³a siê, zabieraj¹c ze sob¹ martwe cia³o

Zuckussa. – I w zwi¹zku z tym wykombinowa³eœ sobie, ¿e lepiej

wyjdziesz na tym finansowo, jeœli sprzedasz mnie Voss’on’towi,

zamiast pracowaæ jako mój wspólnik. W koñcu – Fett zwróci³ siê

twarz¹ do Bosska – nie jestem s³awny z uczciwoœci i niezawodno-

œci, raczej z innych rzeczy. Mam racjê?

Bossk przez d³u¿sz¹ chwilê zastanawia³ siê, czy Boba Fett

przypadkiem nie ³amie swojej ¿elaznej zasady, ¿e w interesach nie

¿artuje. Jeœli to mia³ byæ ¿art, wydawa³ siê równie niemi³y, jak

widok martwego cia³a Zuckussa. Ale ugrzêz³em, pomyœla³ Bossk,

spogl¹daj¹c w mroczny wizjer he³mu Boby Fetta. Zacz¹³ siê zasta-

nawiaæ, jak g³êboko.

– Masz… – rzek³ powoli. – Wydaje siê, ¿e masz racjê…

– No to za³atwione. – Boba Fett wprowadzi³ sekwencjê ste-

ruj¹c¹ na klawiaturze rêkawa mandaloriañskiej zbroi. Po drugiej

stronie statku otworzy³ siê w³az niczym wielka Ÿrenica. – Jesteœmy

partnerami.

Na zewn¹trz noc wype³ni³a ju¿ suchy rów tektoniczny na dnie

tego, co kiedyœ by³o obejmuj¹cym pó³ planety oceanem Gholon-

dreine-Beta.

– To co, mamy plan?

– Tak – skin¹³ g³ow¹ Bossk. – Rzeczywiœcie mamy…

Przez ca³¹ drogê do „Wœciek³ego Psa”, czekaj¹cego po dru-

giej stronie rowu, czu³ na sobie ¿ó³te oczy stunogich istot czyhaj¹-

cych w swoich dziurach wywierconych w klifach, które górowa³y

w ciemnoœci jak wie¿e. Bossk wiedzia³, ¿e to tylko igraszka wy-

obraŸni, ale prawie s³ysza³, jak siê z niego œmiej¹.

background image

149

R O Z D Z I A £



To bardzo ³atwe, myœla³ Bossk. Prawie zbyt ³atwe…

Jak gdyby coœ takiego w ogóle by³o mo¿liwe. Trandoszañski

³owca nagród poczu³ przyp³yw bezbrze¿nego zachwytu. Siedzia³

przy rozchwianym stole, przytrzymuj¹c szponami wyszczerbiony

gliniany kubek. Cokolwiek czu³, na pewno nie mia³o to swojego

Ÿród³a w zawartoœci kubka. Kwaœny trunek podczas picia na chwi-

lê znieczuli³ mu jêzyk za k³ami. W tej spelunie drinki by³y mocne

i do tego paskudne.

– Mo¿emy zabraæ go od razu – warkn¹³ pod nosem. – Dla-

czego po prostu nie pójdziemy i tego nie zrobimy?

Siedzia³ przy stole zupe³nie sam. G³os, który odpowiedzia³ na

to pytanie, brzmia³ g³êboko wewn¹trz jego ucha. Trandoszanie nie

mieli zewnêtrznych uszu jak wiêkszoœæ humanoidów. Mikrosko-

pijny implant zosta³ wszczepiony w niewielkim otworze szczeliny

usznej za pomoc¹ czubka ig³y chirurgicznej. Urz¹dzenie to stano-

wi³o jeszcze jeden element przygotowañ do wykonania zadania.

– To nie takie proste – mrukn¹³ g³os Boby Fetta, jednocze-

œnie bliski, bo dochodz¹cy wprost z g³owy Bosska, i daleki. Drugi

³owca nagród znajdowa³ siê teraz w znacznej odleg³oœci od tej za-

szczurzonej nory. Z tego, co wiedzia³, Fett móg³ wci¹¿ jeszcze

przebywaæ na pok³adzie „Niewolnika I”, wysoko ponad atmosfer¹

tego zapad³ego œwiata.

– Czy naprawdê s¹dzisz, ¿e nasz cel nie ma przy sobie ¿ad-

nych œrodków obrony? Wiesz, on nie jest zupe³nym durniem.

Pysk Bosska wykrzywi³ siê w grymasie ponurego zniecierpli-

wienia. Z trudem opanowa³ pokusê, by wydrapaæ sobie szponem

background image

150

z ucha implantowane urz¹dzenie, które w dodatku go swêdzia³o

niczym jakiœ podskórny paso¿yt, który ulokowa³ siê w okolicy sta-

wu szczêkowego. Nie chcia³ uczyniæ nic, co mog³oby go zdradziæ,

chocia¿ ta buda by³a zbyt s³abo oœwietlona nawet jak na podziem-

n¹ jaskiniê. renice Bosska by³y rozszerzone do granic mo¿liwo-

œci, a i tak otaczaj¹ce go postacie wygl¹da³y jak cienie, schylone

nad drinkami przy innych rozchwianych sto³ach. Najostrzejszy

wzrok nie rozró¿ni³by rysów ich twarzy.

Trhina Voss’on’ta Bossk rozpozna³ jednak natychmiast, gdy

tylko zszed³ do knajpy po wyœlizganych kamiennych stopniach.

Imperialny szturmowiec renegat – by³y szturmowiec, przypomnia³

sobie Bossk – znajdowa³ siê dok³adnie tam, gdzie powinien we-

d³ug Ÿróde³ Boby Fetta. Boss musia³ przyznaæ, ¿e jeœli chodzi³o

o wyœledzenie towaru gdziekolwiek w galaktyce, siatka informato-

rów Boby Fetta nie mia³a sobie równych. Nic dziwnego, ¿e za-

wsze udawa³o mu siê wyprzedziæ o ca³¹ d³ugoœæ ka¿dego z cz³on-

ków starej Gildii £owców Nagród i sprz¹tn¹æ im sprzed nosa,

a nastêpnie dostarczyæ gdzie trzeba ³akomy k¹sek, zanim ktokol-

wiek inny w biznesie zdo³a siê po³apaæ, o co chodzi. A kiedy Boba

Fett rzuci³ s³ówko swoim wirtualnym oczom i uszom, stacjonuj¹-

cym na ka¿dej zamieszkanej planecie, ¿e szuka by³ego szturmow-

ca, nie musia³ czekaæ d³u¿ej ni¿ kilka standardowych jednostek

czasu, aby uzyskaæ niezbêdne informacje.

– Co porabia nasz cel?

– Chleje – warkn¹³ Bossk. – A co innego mo¿na robiæ w ta-

kiej dziurze?

Nawet kiedy mówi³ doœæ cicho, miniaturowy laryngofon wy-

chwytywa³ ka¿de s³owo, a jednoczeœnie nie s³ysza³ go ¿aden inny

klient w lokalu. Trandoszañskie twarze by³y z natury ma³o wyrazi-

ste, wiêc ktoœ, kto przygl¹da³by mu siê w tym oœwietleniu, nie

zdo³a³by zauwa¿yæ ruchu warg ³uskowatej mordy. Bossk wola³by

wprawdzie mieæ akustyczny parawan, taki na przyk³ad jak Figrin

D’an i jego zespó³ Modal Nodes w knajpie Mos Eisley na Tatoo-

ine. Tamta kapela wszczyna³a taki jazgot, ¿e bez trudu mo¿na by³o

sprz¹tn¹æ kogoœ z miotacza na samym œrodku sali i pewnie nikt by

nawet nie mrugn¹³. Na tym œwiecie jednak speluny by³y zdecydo-

wanie za ciche, przynajmniej jak dla Bosska.

– Te¿ bym siê schla³ – mrukn¹³ Bossk – gdybym móg³ prze-

³kn¹æ te ich pomyje.

background image

151

Nag³y wybuch flary s³onecznej zabrzêcza³ wewn¹trz g³owy

Bosska niczym rój nimgorrheañskich szablo¿¹d³ych os tak g³oœno,

¿e Trandoszanin nie móg³ powstrzymaæ siê przed przyciœniêciem

piêœci do otworu usznego. To i tak nic nie pomog³o. Bossk skrzy-

wi³ siê tylko i zacisn¹³ k³y, czekaj¹c, a¿ ha³as dochodz¹cy z im-

plantu ucichnie. Dziêki temu jednak wiedzia³ przynajmniej, ¿e Boba

Fett i jego „Niewolnik I” znajduj¹ siê poza planet¹. Ten nieatrak-

cyjny, odleg³y œwiatek – Bossk zapomnia³ nawet, jak siê nazywa –

mia³ bardzo niestabilne s³oñce o pasmach emisji tak szerokich, ¿e

mog³y namieszaæ w ka¿dym typie sprzêtu komunikacyjnego, na-

wet w w¹skopasmowych urz¹dzeniach, na które staæ by³o tylko

Bobê Fetta. Bêd¹ mieli spory problem z koordynacj¹ tej akcji, jeœli

kolejna flara zak³óci im transmisjê w najmniej odpowiednim mo-

mencie.

– …siedŸ cicho – nienaturalnie spokojny g³os Boby Fetta prze-

bi³ siê znowu przez szumy. – Staraj siê nie zwracaæ na siebie uwagi.

– Nic innego nie robiê przez ca³y czas – sykn¹³ Bossk. By³y

to dok³adnie te same instrukcje, które Boba Fett przekaza³ mu,

opowiadaj¹c mu o swoim nowym planie, zanim jeszcze Bossk

wcisn¹³ siê w jednoosobowy, jednokierunkowy l¹downik, odlatu-

j¹c jak najdalej od „Niewolnika I”. L¹downik znajdowa³ siê teraz

na pustkowiu, poza otaczaj¹cymi miasto ha³dami ¿u¿la, które kie-

dyœ by³y koloni¹ górniczo-rafineryjn¹. Bossk nie by³ zaskoczony,

¿e kopalnia zosta³a opuszczona jako bezwartoœciowa. Id¹c, mija³

ogromne, gotowe do spl¹drowania wie¿e wiertnicze, ciê¿ki sprzêt

do g³êbokich wykopów, powywracane ci¹gi przenoœników taœmo-

wych i sterty ¿u¿la. Wreszcie dotar³ do osiedla nêdznych plasto-

idowych budynków, które niejako automatycznie sta³y siê jedyn¹

zamieszkan¹ stref¹ planety. Uderzy³o go, ¿e nawet brud i kamienie

s¹ tu jakby gorszej jakoœci.

– Kiedy ruszamy?

– Nied³ugo – odpar³ Fett. – Wci¹¿ jeszcze trzeba sprawdziæ

parê rzeczy. – G³os odleg³ego ³owcy nagród brzmia³ irytuj¹co spo-

kojnie i logicznie. – Nie mo¿emy sobie pozwoliæ na b³êdy. Musi-

my zrobiæ tylko jedno podejœcie do tego goœcia. Jeœli go sp³oszy-

my, a on rzuci siê do ucieczki przygotowan¹ tras¹… a b¹dŸ pewien,

¿e j¹ ma… nie damy rady znów go wyœledziæ. Stracimy go.

Ta mo¿liwoœæ sprawi³a, ¿e krew kr¹¿¹ca w ¿y³ach Bosska na-

bra³a temperatury znacznie ni¿szej ni¿ normalna. Wszystko w jego

¿yciu zale¿a³o teraz od tego zadania, od tego, czy dobierze siê do

background image

152

Trhina Voss’on’ta i dostarczy renegata Imperatorowi Palpatine’owi.

Cokolwiek stanie siê z Voss’on’tem potem, ju¿ Bosska nie obcho-

dzi³o, ale wyobra¿a³ sobie, ¿e to nie bêdzie ³adny widok. Imperator

nie s³yn¹³ z pob³a¿liwoœci nawet wobec niekompetencji w swoich

szeregach; prawdziwa zdrada z pewnoœci¹ zostanie potraktowana

wiêcej ni¿ surowo. £uski na grzbiecie i ramionach Bosska przebie-

g³o dr¿enie. By³ okrutny z natury i z wychowania, jak wszyscy

Trandoszanie, ale dawno temu z³o¿y³ œlubowanie – by³o to na sa-

mym pocz¹tku jego kariery jako ³owcy nagród – ¿e przenigdy nie

wejdzie w drogê Imperatorowi. To droga, na koñcu której znajdu-

j¹ siê same k³opoty, przypomina³ sobie. Niech ci zarozumiali Re-

belianci zbior¹ ciêgi, na które zreszt¹ rzetelnie zas³u¿yli.

A mnie pozwólcie zgarn¹æ nagrodê za ten towar, myœla³.

Wszystkie jego plany, aby wy³¹czyæ frakcjê Prawdziwej Gildii,

zreformowaæ dawn¹ Gildiê £owców Nagród i stan¹æ na jej cze-

le… wszystko to zale¿a³o od zgarniêcia góry kredytów, jak¹ Pal-

patine gotów by³ zap³aciæ za skórê Trhina Voss’on’ta i za zwrot

kodów, z którymi Voss’on’t uciek³. Z d³ugoletniego doœwiadczenia

Bossk wiedzia³, jak dzia³aj¹ umys³y ³owców nagród. Za tak¹ kupê

kredytów mo¿na zdobyæ lojalnoœæ ka¿dego. Nie ma sensu byæ ³owc¹

nagród, jeœli nie jest siê gotowym sprzedaæ ca³ego siebie temu, kto

najwiêcej zap³aci.

Choæ, oczywiœcie, zawsze znajdowali siê tacy, co p³acili jesz-

cze wiêcej. Bossk poci¹gn¹³ z kubka kolejny ³yk kwaœnej cieczy,

nawet nie czuj¹c jej smaku, tak by³ pogr¹¿ony w nieweso³ych roz-

myœlaniach. Wszystko zale¿y od tego, ile siê ma kredytów. Powoli

pokiwa³ g³ow¹. Nigdy nie ma ich za wiele. Nawet jeœli wzi¹æ pod

uwagê wielkoœæ nagrody, jaka zosta³a na³o¿ona na g³owê Trhina

Voss’on’ta, nie mo¿na by³o zaprzeczyæ, ¿e po³owa tej kwoty to nie

to samo co ca³oœæ. Od samego pocz¹tku uwa¿a³, ¿e to wielki wstyd,

aby Boba Fett – który ani w po³owie tak nie potrzebowa³ tych

kredytów jak Boss – mia³ zgarn¹æ tak znaczn¹ czêœæ ³upu. Zw³asz-

cza zaœ bior¹c pod uwagê, ¿e to on wykonuje ca³¹ robotê, ponosi

ca³e ryzyko, siedz¹c na odleg³oœæ spluniêcia od niebezpiecznego

eksszturmowca, Boby Fetta zaœ nie ma nawet na powierzchni pla-

nety, bo przebywa gdzieœ daleko, poza jej atmosfer¹.

Zawartoœæ kubka rozpali³a w jego wnêtrznoœciach wilgotny

p³omieñ, ale zignorowa³ go. Musia³ sobie wiele przemyœleæ.

Pozwoli³, aby niemi³e myœli k³êbi³y siê w zakamarkach jego

mózgu, a sam nie spuszcza³ czujnego oka z Trhina Voss’on’ta.

background image

153

Cokolwiek mo¿na powiedzieæ o Bobie Fetcie, facet w jednym przy-

najmniej mia³ racjê: by³y szturmowiec musi mieæ pod rêk¹ jakieœ

œrodki obrony. Siedz¹c w miejscu publicznym bez ¿adnej os³ony,

Voss’on’t móg³by byæ pos¹dzony o sk³onnoœci samobójcze. Bossk

mia³ wra¿enie, ¿e pochy³e, niedbale otynkowane œciany i niski,

pociemnia³y od dymu sufit knajpy zamykaj¹ siê wokó³ niego, jak-

by by³a w nich ukryta maszyneria pu³apki na Trandoszanina.

Ciasne, duszne pomieszczenie i stêch³e, przesi¹kniête potem

powietrze zdawa³y siê w najmniejszym stopniu nie przeszkadzaæ

Voss’on’towi. Siedzia³ przy niewielkim stoliku z ³okciami wspartymi

o blat i œciska³ w d³oniach kufel pe³en tej samej truj¹cej mikstury,

której skosztowa³ Bossk. Szpiedzy Boby Fetta donosili, ¿e Voss’on’t

spêdza³ tutaj wiêkszoœæ czasu. Z tego, co móg³ powiedzieæ Bossk,

niekoniecznie chodzi³o mu o to, ¿eby siê upiæ. Voss’on’t starannie

dozowa³ sobie napitek i nic nie wskazywa³o na jego nadu¿ywanie.

A mo¿e po prostu mia³ biochemicznie zmodyfikowan¹ w¹trobê,

która neutralizowa³a u¿ywkê w gêstym, ciê¿kim napoju. Jego twarz

o ostrych, kanciastych rysach, równie twarda i pozbawiona wyra-

zu, jak podobny do maski zamkniêty he³m, który zwyk³ by³ nosiæ

w s³u¿bie Imperatora, pokryta by³a skór¹ pomarszczon¹ jak stary

rzemieñ. Oczy mia³ ca³y czas zmru¿one w ma³e szparki, a spod

siwiej¹cej szczeciny przylegaj¹cej g³adko do czaszki wyziera³y bia-

³awe blizny, z których czêœæ zapewne pochodzi³a jeszcze z czasów

s³u¿by.

Kariera imperialnego szturmowca nie by³a ³atwym procesem;

niewielu mia³o szansê przetrwania brutalnego wbijania do g³owy

militarnych umiejêtnoœci, które stanowi³y niezbêdne wyposa¿enie

œmiercionoœnej bia³ej formacji. Ci, którzy nie wytrzymali do same-

go koñca, których cia³a lub umys³y za³amywa³y siê pod sadystycz-

nym re¿imem sier¿antów, wymywani byli z programu jako trupy.

Wynikiem szkolenia mia³a byæ równie¿ niekwestionowana lojal-

noœæ i pos³uszeñstwo wobec zwierzchników – jakikolwiek sprze-

ciw przy wykonywaniu rozkazów, choæby wi¹za³o siê z nimi œmier-

telne ryzyko, by³ wykorzeniany w zarodku niczym chora tkanka.

Dla kogoœ takiego jak Voss’on’t, kto przeszed³ przez to wszyst-

ko i zaszczytnie s³u¿y³ w jednej z elitarnych jednostek szturmow-

ców, przechowywanie g³êboko w zakamarkach serca resztek w³a-

snej natury, zdolnej do rozwa¿ania nawet zdrady, oznacza³o

wyj¹tkowy hart ducha i determinacjê. Voss’on’t czeka³ mo¿e przez

ca³e lata, nie zdradzaj¹c siê nikomu ze swoimi planami, czyhaj¹c na

background image

154

najlepsz¹ okazjê. A kiedy wreszcie siê pojawi³a, przemieni³ myœl

w czyn bez wahania czy wyrzutów sumienia, u¿ywaj¹c do tego

z takim trudem zdobytych umiejêtnoœci szturmowca. Gdyby mieli

mu umo¿liwiæ swoj¹ œmierci¹ ucieczkê z kodami, stanowi¹cymi

cenê jego bezpieczeñstwa, na pewno ani przez chwilê nie zastana-

wia³by siê nad ich losem.

NieŸle. Bossk z pewnym uznaniem obserwowa³ w¹skook¹ isto-

tê siedz¹c¹ w pó³mroku knajpy po drugiej stronie sali. Trhin Voss’on’t

nie by³ stuprocentowo twardym, morderczym ³otrem, jaki wzbu-

dzi³by jego podziw. Gdyby okolicznoœci by³y nieco inne, zamiast do

Boby Fetta wola³by mo¿e przy³¹czyæ siê do by³ego szturmowca.

Voss’on’t stanowi³by cenny nabytek dla Gildii £owców Nagród,

jeœli tylko Bossk zdo³a³by odbudowaæ tê organizacjê. Uzna³, ¿e to

jeszcze jedna ironia losu, skoro cen¹, jak¹ trzeba zap³aciæ za zmar-

twychwstanie Gildii £owców Nagród, jest ¿ycie Voss’on’ta. Bo

kiedy ju¿ schwytaj¹ renegata, dostarcz¹ na miejsce i zainkasuj¹

nagrodê, zajmie siê nim Imperator Palpatine. A kiedy z nim skoñ-

czy, nie zostanie z biedaka nawet tyle, ¿eby zebraæ do kupy jedno

porz¹dne trofeum. Wiadomo by³o, ¿e Imperator nie ma takiej sa-

mej s³aboœci do pami¹tek jak Trandoszanie.

Boba Fett widaæ przerwa³ po³¹czenie, bo implant uszny w g³o-

wie Bosska zamilk³. Gdziekolwiek by³ teraz ³owca nagród, praw-

dopodobnie zajmowa³ siê dalszymi przygotowaniami do skompli-

kowanego planu pojmania Voss’on’ta. Lepiej, ¿eby tak by³o, ponuro

myœla³ Bossk. W tej zapad³ej dziurze nie by³o a¿ takiego ruchu,

¿eby obecnoœæ Bosska mog³a pozostaæ niezauwa¿ona i bez ko-

mentarza. Zaledwie stan¹³ w progu knajpy, Trhin Voss’on’t spoj-

rza³ na niego podejrzliwie, ale zaraz odwróci³ wzrok, jakby chcia³

siê tylko upewniæ, ¿e nowo przyby³y nie stanowi dla niego ¿adne-

go zagro¿enia. Jeœli jednak Bossk bêdzie siê tu krêci³ za d³ugo

i nikt siê do niego nie przy³¹czy, Voss’on’t mo¿e zmieniæ zdanie.

Jedynym powodem, dla którego ktokolwiek móg³by zechcieæ od-

wiedziæ tak¹ knajpê, by³y szeroko pojête interesy, zazwyczaj na

tyle ciemne i sprzeczne z prawem, ¿e wszelkie dodatkowe oœwie-

tlenie by³oby raczej niepo¿¹dane. W ca³ej galaktyce nie by³o ga-

tunku tak zdeprawowanego i prymitywnego, by odwiedza³ ten lo-

kal z racji jego atmosfery lub jakoœci drinków. Bossk zaczyna³ ju¿

¿a³owaæ, ¿e wypi³ nawet te kilka ³yków paskudnej cieczy.

Uzna³ te¿, ¿e zdradzi³by siê haniebnie, gdyby spêdzi³ zbyt wiele

czasu, wgapiaj¹c siê w Trhina Voss’on’ta. Istoty odwiedzaj¹ce ta-

background image

155

kie miejsca wymaga³y prywatnoœci, nawet jeœli zajmowa³y stolik

na otwartej przestrzeni. Pilnowanie czyichœ interesów zamiast w³a-

snego nosa by³o najlepsz¹ drog¹ do skoñczenia z dziur¹ po laserze

w bebechach. A ktoœ, kto akurat wieje przed samym Imperatorem

Palpatine’em, na pewno jest szczególnie wra¿liwy na ciekawskie

spojrzenia.

Voss’on’t nie siedzia³ nawet przodem do Bosska, ale nale¿a³o

przypuszczaæ, ¿e zachowuje tak¹ czujnoœæ, jakby mia³ drug¹ parê

oczu z ty³u g³owy. W galaktyce by³o wiele gatunków, obdarzonych

trzystuszeœædziesiêciostopniowym k¹tem widzenia, ale humanoid

dla tego samego efektu musia³ osi¹gn¹æ szczególny poziom po-

dejrzliwoœci.

Zaciskaj¹c kubek w szponiastych ³apach, Bossk powiód³ spoj-

rzeniem po innych goœciach knajpy. Wiêkszoœæ z nich zdawa³a siê

nale¿eæ do personelu, jaki pozosta³ na planecie po krótkiej egzy-

stencji kolonii górniczej Imperium. G³upie gnojki, niedbale pomy-

œla³ Bossk. Dostali to, na co sobie zas³u¿yli, jeœli byli tak g³upi lub

mieli takiego pecha, ¿eby anga¿owaæ siê w tak¹ harówkê. Kiedy

kopalnie kolonii zosta³y opuszczone jako nierentowne, pozosta-

wiono ich niczym niepotrzebne maszyny, niewarte nawet kosztów

przewozu w jakiekolwiek inne miejsce. A teraz siedzieli zgarbieni

nad otêpiaj¹cymi umys³ napitkami, zamieniaj¹c resztki wyp³aty na

b³ogie chwile bezmyœlnego zapomnienia. Nawet gdyby którykol-

wiek z nich móg³ sobie pozwoliæ na opuszczenie planety, nie mieli

dok¹d siê udaæ, bo ¿aden œwiat nie potrzebowa³ ich mizernych

umiejêtnoœci. Wiêkszoœæ dawnych górników podda³a siê chirur-

gicznym modyfikacjom tylko po to, by ³atwiej dostaæ siê pod sko-

rupê planety w poszukiwaniu tego, co Imperator akurat wtedy uzna³

za potrzebne. Ich czaszki zosta³y pogrubione masywnymi war-

stwami hormonalnie pobudzonej do wzrostu koœci, tworz¹c coœ

w rodzaju podskórnego kasku zabezpieczaj¹cego, odpowiedniego

do prac górniczych. Powiêkszono je tak, ¿e szerokoœci¹ niemal

dorównywa³y ramionom. Ich twarze zas³ania³y skomplikowane fa³-

dy g¹bczastych rzêsek do filtracji powietrza, które zwisa³y im z pod-

gardli niczym ró¿owobia³y mech – taki sposób imperialna klinika

biomodyfikacji wymyœli³a na krzemicê i inne choroby zanieczysz-

czonych p³uc. Nawet ich d³onie poddano przemianie, zastêpuj¹c

palce zakrzywionymi kawa³kami durastali, które mo¿na by³o za-

czepiæ jedne o drugie, tworz¹c ostre, podobne do ³y¿ek koñczyny,

znacznie wygodniejsze przy wydzieraniu kamieni i luŸnego ¿wiru

background image

156

w chodnikach kopalni. Niestety, poza tym nie nadawa³y siê do ni-

czego innego. Dawni górnicy musieli teraz balansowaæ kubkami

w obu chirurgicznie zmodyfikowanych d³oniach, aby unieœæ je do

ukrytych pod rzêskami ust. Zgarbieni od pracy, patrzyli przed sie-

bie wilgotnymi, têpymi oczami i wygl¹dali jak pewien gatunek ve-

nedilañskich kretów piaskowych. W mrocznych zak¹tkach ich prze-

roœniêtych, monstrualnych czaszek pozosta³o akurat tyle szarych

komórek, by zdawali sobie sprawê z w³asnego upodlenia. Bossk

omiót³ wzrokiem stworzenia, po czym zapomnia³ o nich, jakby nie

by³y dla niego wa¿niejsze od fragmentów wyblak³ych malowide³

na œcianach spelunki. Imperium pozostawia³o za sob¹ ofiary wszê-

dzie, gdziekolwiek siêga³y jego wp³ywy. Mia³ przed sob¹ jedne

z nich.

– Szukasz kogoœ?

W zadumê Bosska wdar³ siê szorstki, bezbarwny g³os. £owca

odwróci³ siê, spojrza³ w górê i stwierdzi³, ¿e patrzy wprost w twarz

Trhina Voss’on’ta.

Dawny szturmowiec imperialny stan¹³ tu¿ obok sto³u, na któ-

rym sta³ drink Bosska. Opar³ rêce na twardej powierzchni blatu

i pochyli³ siê, zbli¿aj¹c twarz do pyska Trandoszanina. Bossk wi-

dzia³ teraz jeszcze dok³adniej stare blizny przeœwiecaj¹ce przez

krótk¹ szczecinê w³osów na czaszce Voss’on’ta.

– S³ysza³eœ mnie, stary? Zada³em ci pytanie.

W pierwszej chwili Bossk chcia³ opuœciæ rêkê do pasa z kabu-

r¹, wyrwaæ z niej pistolet laserowy i przystawiæ jego lufê do nasa-

dy nosa by³ego szturmowca. Jedyne, co go powstrzyma³o, to wra-

¿enie, ¿e chyba nie by³by to najlepszy pomys³. Albo nie poruszy

siê doœæ szybko, a wtedy ocknie siê, patrz¹c w roboczy koniec

broni Voss’on’ta, albo rozwali bardzo cenny towar. W ka¿dym przy-

padku to on bêdzie stratny: straci albo ¿ycie, albo udzia³ w zy-

skach.

– A co ciê to obchodzi? – postara³ siê, aby ¿adne z jego uczuæ

czy myœli nie przes¹czy³y siê do g³osu. By³y szturmowiec zasko-

czy³ Bosska; Voss’on’t zaszed³ go tak zrêcznie i cicho, ¿e ¿aden

szmer nie ostrzeg³ Trandoszanina o jego manewrze. – Zajmij siê

swoimi interesami, a ja siê zajmê swoimi.

Voss’on’t nachyli³ siê jeszcze ni¿ej.

– Moim interesem – rzek³ cicho – jest pozostaæ przy ¿yciu.

I nie chcê, ¿eby mi siê ktokolwiek do tego wtr¹ca³.

– A dlaczego s¹dzisz…?

background image

157

– Zamknij siê. – Voss’on’t od pocz¹tku mia³ gniewny wyraz

twarzy, i to nie uleg³o zmianie – Trzymaj d³onie p³asko na stole,

¿ebym je dobrze widzia³. Robiê siê nerwowy, kiedy stworzenia

maj¹ rêce i broñ poza zasiêgiem mojego wzroku i nie mogê kon-

trolowaæ, co siê dzieje. – Zimne oczy zwêzi³y siê jeszcze bardziej. –

Wierz mi, nie chcia³byœ, ¿ebym siê zdenerwowa³.

Bossk odsun¹³ szpony od glinianego kubka i starannie roz-

p³aszczy³ je na blacie.

– Proszê. Zadowolony?

– Nie ca³kiem. Wci¹¿ chcê wiedzieæ, co tu robisz… – ostatnie

s³owa zabrzmia³y raczej jak warkniêcie – …³owco nagród.

Œwietnie, z uraz¹ pomyœla³ Bossk, na pewno rozszyfrowa³ mnie

w tej samej chwili, kiedy tu wszed³em. Gdy Bossk siedzia³ tu i be³-

ta³ te ohydne pomyje, pewny, ¿e wspaniale wykonuje swoje zada-

nie, nikogo nie uda³o mu siê zmyliæ. A przynajmniej nie cel tego

zadania.

– To coœ nowego – odpar³ Bossk tak uprzejmie, jak tylko

potrafi³. – Oskar¿ano mnie ju¿ o ró¿ne rzeczy i na ró¿nych œwia-

tach, ale po raz pierwszy ktoœ zaliczy³ mnie do ³owców nagród. –

K¹cik ³uskowatego pyska uniós³ siê w parodii uœmiechu. – Jesteœ

pewien, ¿e po prostu nie szukasz zwady?

– Nigdy nie szukam zwady, jestem osob¹ mi³uj¹c¹ pokój. –

Voss’on’t albo nie raczy³, albo nie potrafi³ siê uœmiechn¹æ. – Ja

tylko zabijam ludzi. A zw³aszcza istoty, które wokó³ mnie wêsz¹.

– To dobrze, ¿e siê nie zaliczam do tej kategorii. – Gdzie siê

podziewa Boba Fett? Bossk czu³, jak ³uski na ramionach je¿¹ mu

siê z irytacji. Ca³a ta operacja zaraz wybuchnie Bosskowi w twarz…

mo¿e nawet dos³ownie, jeœli Trhin Voss’on’t siêgnie po swój pisto-

let laserowy… a tamten gdzieœ przepad³. Pewnie jest gdzieœ poza

planet¹, pieni³ siê Bossk. A ja zaraz zostanê zabity przez towar, po

który tu przyjechaliœmy.

– Mo¿esz siê zaraz znaleŸæ w kategorii trupów, jeœli nie spodo-

baj¹ mi siê twoje odpowiedzi. – Voss’on’t odwróci³ pooran¹ bli-

znami g³owê i uwa¿niej przyjrza³ siê Bosskowi. – Wiesz, s¹ istoty,

które uwa¿aj¹, ¿e zrobi³em kilka g³upich rzeczy. A ja mogê siê

nawet z nimi zgodziæ, bo znalezienie siê po niew³aœciwej stronie

Imperatora Palpatine’a nie jest najlepsz¹ recept¹ na d³ugowiecz-

noϾ.

Bossk pokiwa³ g³ow¹.

– Masz wiêksze problemy ni¿ ja.

background image

158

– Teraz ja jestem twoim jedynym problemem. I zapewniam

ciê, ¿e to wystarczy. Poniewa¿ nie zrobi³em akurat tej jednej g³u-

piej rzeczy: nie wpl¹ta³bym siê w sytuacjê, która spowodowa³aby

na³o¿enie na moj¹ g³owê pokaŸnej nagrody, nie przygotowuj¹c so-

bie przedtem niewielkiej osobistej bazy danych na temat istot, któ-

re prawdopodobnie poka¿¹ siê tutaj w poszukiwaniu mojej skrom-

nej osoby.

– Jasne, rozumiem. – Myœli w g³owie Bosska nabra³y nagle

jeszcze bardziej szalonego tempa. Teraz by³by rzeczywiœcie dobry

moment, ¿eby Boba Fett siê pojawi³. – Uwa¿am, ¿e to rzeczywi-

œcie m¹dre posuniêcie.

– W³aœnie… Bossk – by³y szturmowiec prawie splun¹³ jego

imieniem. Nie spuszczaj¹c oka z Trandoszanina, siêgn¹³ za siebie,

chwyci³ krzes³o stoj¹ce przy s¹siednim stole i przyci¹gn¹³ je bli¿ej.

Usiad³ na nim okrakiem i przechyli³ siê przez oparcie. – Jak siê

maj¹ ostatnio sprawy w Gildii £owców Nagród?

Bossk zdo³a³ wzruszyæ ramionami.

– Mog³oby byæ lepiej.

– To twoje imiê, zgad³em?

– Zgad³eœ. – Nie by³o sensu k³amaæ.

– Twój stary rz¹dzi³ kiedyœ Gildi¹ £owców Nagród. – W g³o-

sie Trhina Voss’on’ta pojawi³ siê cieñ sarkazmu. – Ale twoje mo¿-

liwoœci to chyba przekracza, co?

Zimna gadzia krew Bosska rozgrza³a siê o dobrych parê stop-

ni.

– Ty, s³uchaj no… – W tej chwili by³ gotów zapomnieæ

o wszelkich konsekwencjach i siêgn¹æ po broñ. – Mo¿e zostawi-

my politykê Gildii poza tematem naszej rozmowy, co? To nie ma

z tob¹ nic wspólnego.

– Mo¿e ma, a mo¿e nie ma – odpar³ Voss’on’t z lekkim roz-

bawieniem. – Zw³aszcza jeœli ktoœ taki jak ty nabierze nagle ocho-

ty, ¿eby po³o¿yæ ³apê na solidnej nagrodzie. Na przyk³ad takiej,

jak¹ p³aci za mnie Palpatine. Du¿o móg³byœ zdzia³aæ z tak¹ mas¹

kredytów, co?

– No i co z tego? – Bossk z coraz wiêksz¹ podejrzliwoœci¹

zezowa³ na rozmówcê. – Ka¿dy by móg³. Pewnie dlatego Impera-

tor chce wydaæ a¿ tyle. ¯eby daæ istotom motywacjê, sprawiæ, ¿e

zrobi¹ to, co on zechce. W koñcu po to s¹ kredyty.

– Hmm… wierz mi, stary, Imperator ma inne sposoby dawa-

nia istotom „motywacji”. Wiem coœ o tym. W s³u¿bie Imperium

background image

159

by³em tak motywowany wiele razy. A te sposoby nie s¹ tak przy-

jemne jak kredyty w kieszeni.

Bossk wzruszy³ ramionami.

– Tamte inne sposoby nie dzia³aj¹ na ³owców nagród. Nas

motywuj¹ wy³¹cznie kredyty.

– Dla was to lepiej – Voss’on’t skin¹³ g³ow¹. – Zapomnia³em.

Wszyscy jesteœcie hardzi i twardzi, sami nieustraszeni.

– Wystarczaj¹co nieustraszeni.

– Pozwól, ¿e powiem ci coœ jeszcze. Wszystkie kredyty ca³ej

galaktyki nic ci nie pomog¹, je¿eli nie bêdziesz ¿y³ doœæ d³ugo, aby

je wydaæ. – Oczy Voss’on’ta zwêzi³y siê jeszcze bardziej. – A ja ci

to mogê za³atwiæ. Za³atwi³em to ju¿ paru innym przedstawicielom

twojego fachu, którzy zameldowali siê na moim progu.

– Tak te¿ s³ysza³em. – Raporty podw³adnych i cz³onków Ko-

mitetu Zreformowanej Gildii dotar³y do niego, kiedy jeszcze usi³o-

wali z Bob¹ Fettem wyœledziæ kryjówkê Voss’on’ta. Co najmniej

tuzin innych ³owców nagród próbowa³ szczêœcia w schwytaniu Trhi-

na Voss’on’ta na tej zapad³ej planecie. Dotarli tutaj, i na tym koniec.

Bossk podejrzewa³, ¿e ich cia³a zosta³y wrzucone do jednego z opusz-

czonych szybów kopalnianych na skraju powoli popadaj¹cej w ru-

inê kolonii. Trandoszanin zreszt¹ nigdy siê nie martwi³ tym, ¿e któ-

ryœ inny ³owca nagród przypadkiem zgarnie nagrodê na³o¿on¹ na

g³owê Voss’on’ta. ¯aden z nich nie mia³ nawet najmniejszej szansy.

– I co, niczego siê nie nauczy³eœ? – zdziwi³ siê Voss’on’t. –

Powinieneœ by³ uwa¿aæ, co siê przytrafi³o tamtym ³owcom nagród.

Teraz nie wiesz nawet, w co siê wpakowa³eœ. Mam mnóstwo kre-

dytów do wydania. Zarobi³em je, sprzedaj¹c to wszystko, co ukra-

d³em… a nie mia³em nikogo, z kim musia³bym siê dzieliæ.

– Jasne, bo wczeœniej ich za³atwi³eœ.

– Sam zrobi³byœ to samo, gdybyœ by³ na moim miejscu.

– Pewnie – wzruszy³ ramionami Bossk. Pozbywanie siê part-

nerów nale¿a³o do normalnych praktyk w interesach, jeœli tylko

mog³o to ujœæ na sucho. – Kto zrobi³by inaczej?

– Nikt z odrobin¹ rozumu – ponuro odpar³ Voss’on’t. – A ja

mia³em go doœæ, ¿eby czêœæ kredytów wydaæ na zabezpieczenie

siê przed tym, aby jakiœ pierwszej klasy ³owca nagród, taki jak ty,

nie zawlók³ mnie w najbli¿szym czasie z powrotem do pa³acu Im-

peratora.

Uwaga ta wprawi³a Bosska w zadumê. Jeœli wyda³ kredyty

na jakiœ rodzaj instalacji obronnych… a w³aœnie to ju¿ wczeœniej

background image

160

intrygowa³o Bosska… to gdzie one s¹? Albo zosta³y dobrze ukry-

te, albo Voss’on’ta oszukano.

Chêtnie by siê za³o¿y³, ¿e ta ostatnia mo¿liwoœæ odpada. Tam-

ci ³owcy nagród, ci, którzy dotarli tu przed nim, nie le¿eliby teraz

martwi, gdyby obrona Voss’on’ta by³a taka iluzoryczna.

Poza tym… kiedy ktoœ zapewnia ciê, ¿e ma tysi¹c sposobów

na za³atwienie ci drogi na tamten œwiat, zawsze m¹drzej jest przy-

j¹æ, ¿e nie k³amie. Zw³aszcza jeœli zapewnienia pochodz¹ od by³e-

go szturmowca Imperium.

Bossk gwa³townie otrz¹sn¹³ siê z przykrych rozwa¿añ nad

swoj¹ sytuacj¹.

– I co teraz?

– Mi³o by³o z tob¹ pogawêdzi栖 odpowiedzia³ Voss’on’t z ka-

mienn¹ twarz¹. Równie mi³o siê gawêdzi³o z pozosta³ymi ³owcami

nagród, którzy zaczêli siê tu krêciæ. Jesteœcie wszyscy na tyle po-

dobni do moich by³ych wspólników… chodzi g³ównie o robotê,

jak¹ wszyscy odwalamy… ¿e zawsze mamy o czym porozma-

wiaæ. Przynajmniej przez chwilê. Urozmaici³o mi to czas. – Ru-

chem g³owy wskaza³ na kretowatych górników zgarbionych przy

s¹siednich sto³ach, z d³oñmi-³opatami zaciœniêtymi wokó³ drinków. –

Niestety, te brudasy to kiepscy rozmówcy. Wierz mi zatem, zabijê

ciê nie bez pewnego ¿alu. Po prostu potrzebujê zabezpieczenia.

– Wiem, jasne. – Bossk poczu³, ¿e na dobre zaczyna siê de-

nerwowaæ. Czu³, ¿e w bardzo krótkim czasie sprawy mog¹ przy-

braæ kiepski obrót, a Boba Fett wci¹¿ jeszcze nie raczy³ siê poja-

wiæ na scenie. £adne mi partnerstwo, wœcieka³ siê Bossk. Mia³

prawo przypuszczaæ, ¿e Bobê Fetta zawiod³y nerwy – wprawdzie

do tej pory nigdy siê to jeszcze nie zdarzy³o, ale zawsze kiedyœ jest

ten pierwszy raz – i postanowi³ w ogóle nie mieszaæ siê do sprawy

ze szturmowcem. Statek Fetta, „Niewolnik I”, z ³owc¹ na pok³a-

dzie pewnie ju¿ wchodzi³ w nadprzestrzeñ, kieruj¹c siê ku dal-

szym i bezpieczniejszym planetom – i pozostawiaj¹c Bosska sa-

mego na pastwê losu. Typowe, pomyœla³ Bossk. Na nikim nie

mo¿na polegaæ… chyba ¿e jest trupem. Kiedy postawi na nogi

Gildiê £owców Nagród, a sam stanie na jej czele, zajmie siê tym,

¿eby zapewniæ sobie odpowiedni szacunek, na jaki zas³uguje. Ale

przedtem musi niestety odpuœciæ sobie pierwszej klasy twardy to-

war i najwiêksz¹ nagrodê na³o¿on¹ kiedykolwiek na czyj¹œ g³o-

wꠖ tylko po to, ¿eby samemu nie daæ siê zabiæ. A to bêdzie

wymaga³o pewnych starañ. Chyba ¿e…

background image

161

Przyszed³ mu do g³owy pewien pomys³.

– Zanim to zrobisz, mo¿esz mi jeszcze coœ powiedzieæ? – za-

gadn¹³ Voss’on’ta. – Rozpuœci³eœ ju¿ wszystkie kredyty?

– A co ciê to obchodzi?

– Có¿, szczerze mówi¹c, Ÿle mnie os¹dzi³eœ. – Bossk jednym

szponem postuka³ go w pierœ. – Pewnie, wiem, kim jesteœ, i wiem,

jaka cena jest na³o¿ona na twoj¹ g³owê. Wie to w tej chwili pewnie

ka¿dy w ca³ej galaktyce. Ale nie przyby³em tu, ¿eby próbowaæ ciê

z³apaæ. Czy wygl¹dam na kompletnego idiotê?

Voss’on’t spojrza³ na niego podejrzliwie.

– Mów dalej.

– Daj spokój – Bossk roz³o¿y³ szponiaste ³apy. – Spójrzmy

prawdzie oczy. Zawód ³owcy nagród nie jest ju¿ tym, czym by³.

A przynajmniej od czasów roz³amu w starej Gildii. Istoty musz¹

sobie znaleŸæ nowy sposób zarabiania na ¿ycie. Nie jesteœ jedy-

nym mêtem, który chce prze¿yæ. A ja nie jestem a¿ takim g³up-

cem, ¿eby s¹dziæ, ¿e mam szansê na schwytanie i dostarczenie na

miejsce dawnego szturmowca… zw³aszcza tak ustawionego jak

ty. – Taka przemowa by³a dla Bosska czymœ nowym, ale ca³a hi-

storia zaczyna³a przyprawiaæ go o zawrót g³owy. Przedtem zawsze

jakoœ udawa³o mu siê rozwi¹zaæ problem i wykrêciæ siê sianem

z niejasnej sytuacji na standardow¹ trandoszañsk¹ mod³ê: tak¹ por-

cj¹ przemocy, która roz³o¿y na ³opatki tego drugiego. Zdarza³o mu

siê te¿ wczeœniej k³ama栖 nie tak dawno namówi³ przecie¿ Bobê

Fetta na wspólnictwo w tej robocie – ale nigdy dot¹d nie improwi-

zowa³. Nawet jeœli od pocz¹tku by³a to czêœæ planu, wci¹¿ nie by³

ca³kowicie przygotowany. Rzuci³ siê g³ow¹ naprzód, nie ogl¹daj¹c

siê za siebie. Nie mia³ innego wyjœcia.

– No wiêc… pomyœla³em sobie, dlaczego by nie uszczkn¹æ z te-

go k¹ska dla siebie, tylko z drugiej strony? – W³asne s³owa budzi³y

w nim takie same odczucia jak ohydna breja wype³niaj¹ca jego ku-

bek. – Istnieje jeszcze w tej galaktyce kilka sposobów zarobienia

paru kredytów. – Znów po³o¿y³ d³onie na blacie sto³u i pochyli³ siê

ku Voss’on’towi. – Przyznaj sam, coraz wiêcej ³owców nagród bê-

dzie tu przychodziæ po ciebie. Przy cenie, jak¹ wyznaczono za two-

j¹ g³owê, masz to jak w banku. Wystarczy, ¿eby jeden z nich mia³

trochê wiêcej szczêœcia od innych, i ju¿ nie jesteœ eksszturmowcem,

tylko twardym towarem w drodze do Imperatora.

– ¯eby tak siê sta³o, bêd¹ musieli mieæ cholernie du¿o szczê-

œcia.

11 – Spisek Xizora

background image

162

– ¯yjemy w dziwnym wszechœwiecie – odpar³ Bossk. – Wszyst-

ko mo¿e siê zdarzyæ. Kto by pomyœla³, ¿e Sojusz Rebeliantów ma

jak¹kolwiek szansê na rozbicie Gwiazdy Œmierci? Jeden szczêœli-

wy strza³ i ca³a stacja zmieni³a siê w przetopiony z³om.

Bossk widzia³, ¿e jego s³owa wywieraj¹ na Voss’on’cie pewne

wra¿enie. Zw³aszcza ostatni argument by³ doskonale dobrany; mi-

litarny umys³ Voss’on’ta w naturalny sposób sk³ania³ siê ku wierze

w niezniszczalnoœæ takiej sterty broni jak stacja bojowa Gwiazda

Œmierci.

– Bêdziesz zatem potrzebowa³ czegoœ wiêcej ni¿ to, co ju¿

masz – ci¹gn¹³ Bossk. – Jeœli masz zostaæ zdrowy i ca³y, i poza

zasiêgiem Imperatora, oczywiœcie. Tak sobie to wykombinowa-

³em.

Kiedy ju¿ zacz¹³ k³amaæ jak najêty, okaza³o siê, ¿e to ca³kiem

proste. S³owa przychodzi³y mu coraz szybciej i ³atwiej.

– Potrzebujesz ka¿dej pomocy, jaka siê nadarzy… i za jak¹

mo¿esz zap³aciæ. – Bossk wygodnie rozpar³ siê na krzeœle. – I tu-

taj pojawiam siê ja.

– Ty? – Voss’on’t prychn¹³ pogardliwie. –A có¿ ty mo¿esz

dla mnie zrobiæ?

– Mogê ci na przyk³ad powiedzieæ z góry, jaki ruch wykona

ka¿dy z tych ³owców nagród… Spêdzi³em doœæ czasu w starej

Gildii £owców Nagród, ¿eby nauczyæ siê tego i owego. I znam

tych wszystkich ³owców. Wiem, jak dzia³aj¹ ich umys³y. – Bossk

zacz¹³ siê wyraŸnie rozgrzewaæ. – Widzisz, ka¿dy z nich ma swój

indywidualny styl, swój sposób pracy. IG-88 to robot. Ma zimn¹,

logiczn¹, precyzyjn¹ metodê budowania strategii œcigania towaru.

Za to ci, którzy korzystaj¹ raczej z moich metod taktycznych, s¹

bardziej… instynktowni. Rozumiesz? Potrafi¹ wywêszyæ ofiarê.

Zawsze coœ tam zadzia³a, sam rozumiesz. Nie ten ³owca nagród

ciê z³apie, to zrobi to inny. Chyba ¿e… – Bossk pokiwa³ g³ow¹

z w³asn¹ wersj¹ m¹drego uœmiechu na pysku – …chyba ¿e wiesz,

czego siê po nich spodziewaæ.

– Ach, rozumiem. – Voss’on’t spojrza³ na niego z niesma-

kiem. – I to w³aœnie zamierzasz mi sprzedaæ. Swoj¹ znajomoœæ

³owców nagród.

– No w³aœnie. – Teraz, kiedy Bossk mia³ trochê czasu, ¿eby to

sobie przemyœleæ, doszed³ do wniosku, ¿e to wcale nie taki z³y po-

mys³. Mo¿e powinienem siê nad tym zastanowiæ, pomyœla³. W ga-

laktyce ¿y³y istoty rozumne trudni¹ce siê przewo¿eniem twardego

background image

163

towaru z dala od tropi¹cych go ³owców nagród. Sprowadza³o siê to

g³ównie do uciekania i robienia uników przy przewo¿eniu towaru

z jednego punktu do drugiego. Wejœæ do interesu w charakterze an-

ty³owcy nagród, zmobilizowaæ ca³y talent do przemocy i intryg prze-

ciwko innym ³owcom… pomys³ ten bardzo siê Bosskowi spodoba³.

Po pierwsze, doszed³ do wniosku, ¿e poleje siê wystarczaj¹co du¿o

krwi, aby zaspokoiæ jego upodobania – ³owcy nagród z regu³y nie

traktowali uprzejmie innych istot, które usi³owa³y pomieszaæ im szy-

ki. A kredyty, jakie mo¿na bêdzie na tym zarobiæ… to zdecydowa-

nie by³a najatrakcyjniejsza strona tego rozwi¹zania.

– Tak, tego w³aœnie mogê ci dostarczyæ. – Bossk pozwoli³,

aby jego paszcza rozpromieni³a siê uœmiechem. – Za odpowiedni¹

cenê.

– Odpowiedni¹ to znaczy dobr¹, jak s¹dzê.

Bossk wzruszy³ ramionami.

– Jestem tego wart.

– Za³o¿ê siê, ¿e tak jest – odpar³ Voss’on’t. – Ale masz zmys³

do interesów, prawda? Wiesz, jak to jest, kiedy sprawy zaczynaj¹

przybieraæ konkretny obrót. Wszystko mo¿na wynegocjowaæ.

– Có¿… do pewnego momentu.

– W dodatku – ci¹gn¹³ by³y szturmowiec – mam swoj¹ w³a-

sn¹ opiniê na temat twojej wartoœci.

To nie zabrzmia³o dobrze.

– Na przyk³ad?

– Na przyk³ad to – Voss’on’t siêgn¹³ pod kurtkê i wyci¹gn¹³

pistolet laserowy. Jednym szybkim, p³ynnym ruchem przy³o¿y³ go

Bosskowi do czo³a. – Myœlê, ¿e dobiliœmy targu.

Bossk zareagowa³ czysto automatycznie, bez jednej œwiado-

mej myœli. Z d³oñmi rozpostartymi na stole i miotaczem wymie-

rzonym w czaszkê jego mo¿liwoœci by³y w znacznej mierze ogra-

niczone.

Ale nie ca³kowicie. Rzuci³ siê ca³ym ciê¿arem w ty³, przewra-

caj¹c siê wraz z krzes³em. Jednoczeœnie wyprostowa³ nogi, z ca-

³ych si³ uderzaj¹c szponiastymi stopami o spód blatu. Stó³ polecia³

w górê i uderzy³ Voss’on’ta w ramiê trzymaj¹ce broñ, odbijaj¹c je

w bok. W chwili gdy plecy Bosska zetknê³y siê z zaœmiecon¹ pod-

³og¹ speluny, sycz¹cy strumieñ energii przemkn¹³ nad nim i ude-

rzy³ w sufit. Popió³ i kurz obsypa³y Bosska, który szybko przeto-

czy³ siê na czworakach i da³ nura pomiêdzy stoliki st³oczone po

drugiej stronie sali.

background image

164

I tyle masz z tego, ¿e chcia³eœ byæ taki cwany, myœla³ Bossk

nie bez wstrêtu do samego siebie. Nastêpnym razem… Si³¹ rozpê-

du rozniós³ z klekotem krzes³a i sto³y we wszystkich kierunkach.

Nastêpnym razem po prostu wyci¹gnê rêkê i urwê mu g³owê, zde-

cydowa³ Bossk.

Kolejny strumieñ energii z pistoletu laserowego Voss’on’ta prze-

ci¹³ powietrze o milimetry od ³usek Trandoszanina. £owca przeto-

czy³ siê na bok, wyrwa³ z kabury w³asn¹ broñ i odda³ strza³, zanim

jeszcze zd¹¿y³ wycelowaæ. Butelki pozaplanetarnych trunków, usta-

wione rz¹dkami za barem, rozsypa³y siê w mokre od³amki, osypu-

j¹c humanoidalnego barmana, który rozp³aszczy³ siê na pod³odze.

Wiêkszoœæ pozosta³ych klientów, kretowatych by³ych pracowni-

ków kolonii górniczej, zd¹¿y³a siê ju¿ rozpierzchn¹æ na boki. Za-

s³aniali g³owy ³opatowatymi d³oñmi i pospiesznie kuœtykali niezgrab-

nym krokiem ku schodom wiod¹cym na powierzchniê. Niektórzy

kryli siê za powywracanymi sto³ami.

– Posuñ siꠖ Bossk odepchn¹³ ³okciem na bok jednego z gór-

ników. Kolejny strza³ Voss’on’ta, oddany z drugiej strony ogarniê-

tej chaosem, na wpó³ opustosza³ej sali, uderzy³ w pionowo usta-

wiony blat sto³u, za którym klêczeli goœcie.

– Nie bój siê, jemu nie chodzi o ciebie. – Bossk wychyli³ siê

zza blatu i puœci³ z miotacza szybk¹ seriê, tym razem doœæ celn¹,

aby zmusiæ Voss’on’ta do ucieczki w kierunku tylnych drzwi knaj-

py. Wziête w krzy¿owy ogieñ miotaczy Bosska i by³ego szturmowca

sto³y, krzes³a i inne sprzêty wkrótce zmieni³y siê w kupê osmalo-

nego i dymi¹cego œmiecia.

– £owco nagród! – zawo³a³ Voss’on’t, ukryty w cieniu przy

wyjœciu. – Jeœli ci siê zdaje, ¿e w ten sposób wyjdziesz st¹d ¿ywy,

to siê mylisz.

Pierwszy b³¹d pope³ni³em, zjawiaj¹c siê tutaj, z gorycz¹ po-

myœla³ Bossk. Zw³aszcza samotnie. Teraz nie móg³ poj¹æ, jakim

cudem zgodzi³ siê na to, aby siê rozdzielili. Gdyby zaszli Voss’on’ta

z dwóch stron, tak jak to pocz¹tkowo planowali, mieliby szansê

na jego schwytanie. Teraz œmieræ Zuckussa wydawa³a siê niepo-

trzebna; ju¿ wtedy powinna by³a wzbudziæ podejrzenia. Jedy-

nym powodem przyjêcia takiej strategii – stwierdzi³ to nie bez

ironii – mog³o byæ to, ¿e Boba Fett próbuje go wyeliminowaæ,

¿eby samemu i bez przeszkód dobraæ siê Voss’on’towi do skóry.

Przy okazji nie musia³by dzieliæ siê ³upem, a o to mu prawdopo-

dobnie chodzi.

background image

165

– Wiesz co, Voss’on’t? – Bossk przylgn¹³ plecami do os³ony

z przewróconego sto³u, jednym ramieniem oparty o milcz¹cy kszta³t

siedz¹cego obok górnika. G³oœne s³owa odbi³y siê echem od sufitu

knajpy. – Mo¿emy obaj wyjœæ st¹d ¿ywi, jeœli tego naprawdê

chcesz. To bardzo ³atwo za³atwiæ. – £owca nagród trzyma³ pisto-

let skierowany w górê, a¿ rozgrzana lufa prawie dotyka³a jego skro-

ni. – Ale jeœli ja nie wyjdê st¹d ¿ywy, ty tak¿e nie.

– Du¿e s³owa, ³owco nagród – dotar³ do niego drwi¹cy g³os

ukrytego Voss’on’ta. – £atwo poznaæ, ¿e nigdy nie s³u¿y³eœ w si-

³ach imperialnych. Gadanie bez mo¿liwoœci udowodnienia swoich

s³ów podlega karze dyscyplinarnej. Nie wiesz nawet, co ciê czeka,

ch³opie.

– Z tego, co widzꠖ odkrzykn¹³ Bossk – ty masz miotacz i ja

mam miotacz. Jestem tutaj sam, a ty jesteœ tam te¿ samotnie. –

Wyjrza³ zza krawêdzi sto³u, wystrzeli³ w kierunku, z którego do-

chodzi³ g³os tamtego, i szybko siê cofn¹³, zanim Voss’on’t zdo³a³

odpowiedzieæ mu ogniem. – Imperialni szturmowcy czêsto nadra-

biaj¹ liczb¹ braki w umiejêtnoœciach strzeleckich, wiêc powiedzia³-

bym, ¿e to ja mam przewagê.

Dwa szybkie strza³y zwêgli³y krawêdŸ sto³u nad g³ow¹ Bos-

ska, obsypuj¹c gor¹cymi od³amkami jego ramiona.

– O czymœ zapominasz, ³owco nagród. – W g³osie Voss’on’ta

nadal brzmia³a nuta drwiny. – Mo¿e nie wyda³em wszystkich kre-

dytów, ale doœæ, aby za³atwiæ mnóstwo niespodzianek dla kogoœ

takiego jak ty.

– Tak? – Bossk spojrza³ na swój pistolet, aby siê upewniæ, ¿e

ma odpowiedni poziom ³adunku. WskaŸnik pokazywa³ doœæ ener-

gii, aby zdezintegrowaæ ca³¹ konstrukcjê budy, strza³ za strza³em,

jeœli trzeba. – Co na przyk³ad?

– A to.

Bossk poczu³ siê zdezorientowany, bo g³os by³ wprawdzie Trhi-

na Voss’on’ta, ale zdawa³ siê dobiegaæ z du¿o mniejszej odleg³oœci,

jakby eksszturmowiec zdo³a³ podkraœæ siê do niego od ty³u. Od-

wróci³ siê w kierunku bezrobotnego kolonialnego górnika akurat

na czas, aby zobaczyæ, jak jedna z ogromnych, ³opatowatych d³o-

ni zmierza w kierunku jego czaszki.

Miotacz wypad³ Bosskowi z rêki i wiruj¹c, potoczy³ siê po

pod³odze knajpy. Trandoszanin zawadzi³ barkiem o stó³, wywra-

caj¹c go do góry nogami. By³ og³uszony i na wpó³ przytomny;

czu³, ¿e miota siê bezw³adnie poœród sterty po³amanych krzese³,

background image

166

których ostre od³amki wbijaj¹ mu siê w plecy. Widzia³ jak przez

czerwon¹ mg³ê, ale doœæ wyraŸnie, aby dostrzec pochylone nad

sob¹ twarze Voss’on’ta i anonimowego górnika.

– Widzisz? – uœmiechn¹³ siê okrutnie Voss’on’t. Jedn¹ rêk¹

trzyma³ miotacz wycelowany w pierœ Bosska, drug¹ wyj¹³ zminia-

turyzowany komunikator, który zwisa³ na przewodzie poœród po-

marszczonego filtra powietrznego, zakrywaj¹cego twarz górnika.

Oczy, os³oniête ciê¿kimi goglami – dwie okr¹g³e soczewki pod ciê¿-

kim nawisem czo³a podobnej do he³mu czaszki – spogl¹da³y têpo

w przestrzeñ. Voss’on’t pokaza³ podobne urz¹dzenie w drugiej d³o-

ni.

– Wydajê kredyty tam, gdzie przydaj¹ siê najbardziej.

G³os Voss’on’ta przenosi³ siê z mikrofonu na jego gardle, pra-

wie takiego samego jak ten, którego u¿ywa³ Bossk, a wydobywa³

siê z g³oœniczka umocowanego na ogromnej g³owie górnika. – W tej

kolonii nie ma ani jednej istoty, która by nie figurowa³a na mojej

liœcie p³ac. Wszyscy mnie pilnuj¹ i bardzo mi to odpowiada.

Wy³¹czy³ mikrofon i teraz mówi³ ju¿ normalnie.

– S¹ doœæ m¹drzy, aby dla mnie pracowaæ, ale nie na tyle, by

obs³ugiwaæ skomplikowany sprzêt komunikacyjny, dlatego musia-

³em wymyœliæ taki system, który pozwoli³by na transmisjê mojego

g³osu na ¿ywo. W ten sposób mogê osobiœcie wydawaæ im rozka-

zy. A przy okazji robiæ takie dowcipy jak teraz tobie.

Szturmowcy wy¿szych rang s³ynêli ze sk³onnoœci do bezinte-

resownego sadyzmu. Bossk rozumia³ teraz, dlaczego. Podniós³ siê

na ³okciach i ponuro spojrza³ na Voss’on’ta.

– No wiêc co zamierzasz ze mn¹ zrobiæ?

– To samo, co z wszystkimi innymi, którzy tu przylecieli. –

Voss’on’t opuœci³ luŸno d³oñ z miotaczem. – I to samo, co zrobiê

z wszystkimi innymi, którzy s¹dz¹, ¿e wzbogac¹ siê na mojej skó-

rze.

Machn¹³ miotaczem w stronê górnika.

– Podnieœ tego dupka.

Dwie ogromne, ³opatowate d³onie wsunê³y siê pod ramiona

Bosska i postawi³y go na nogi, niezbyt pewne, bo efekt poprzed-

niego uderzenie jeszcze nie ca³kiem min¹³. Bossk jednak zdo³a³

zachowaæ pozycjê stoj¹c¹, nawet kiedy górnik go puœci³ i odst¹pi³

o krok.

Trandoszanin stwierdzi³, ¿e patrzy wprost w uniesion¹ lufê

miotacza.

background image

167

– Dobrze, ³owco nagród. – Na drugim koñcu lufy widzia³

brzydki uœmiech Voss’on’ta. – Nie s¹dŸ, ¿e nie przemyœla³em so-

bie dok³adnie twojej propozycji. Niedawno, gdy z³o¿yli mi tak¹

sam¹ ofertê ostatni dwaj ³owcy nagród, którzy siê tu zab³¹kali. –

Jego kciuk spocz¹³ na przycisku wyzwalacza. – I zdecydowa³em,

¿e ich us³ug te¿ nie potrzebujê.

– Zaczekaj chwilê! – Bossk roz³o¿y³ rêce. Wci¹¿ widzia³ po-

dwójnie. – Mo¿e jednak jakoœ siê dogadamy…

– Moglibyœmy – odpar³ Voss’on’t. – Ale skoro ju¿ nas opusz-

czasz… na zawsze… z kim w³aœciwie mia³bym na ten temat roz-

mawiaæ?

– A mo¿e ze mn¹?

Bossk uzna³, ¿e cios ³opatowatej ³apy górnika musia³ mu coœ

poluzowaæ w g³owie. Ostatnie s³owa nie pochodzi³y ani od niego,

ani od Voss’on’ta.

Rozpozna³ jednak g³os, którym zosta³y wypowiedziane. By³

to g³os Boby Fetta.

Zmru¿y³ oczy i zdo³a³ zogniskowaæ wzrok na tyle, ¿eby zoba-

czyæ, jak Trhin Voss’on’t podnosi do oczu swój laryngofon i ze

zdumieniem wpatruje siê w jego maleñki g³oœnik. G³os Fetta do-

chodzi³ w³aœnie stamt¹d.

– Przecie¿ to niemo¿liwe… – mrukn¹³ Voss’on’t. – To by zna-

czy³o…

– W³aœnie. – To s³owo, zimne i pozbawione emocji, ju¿ nie

pochodzi³o z laryngofonu Voss’on’ta. G³os Boby Fetta, nie wzmoc-

niony, ale realny, zabrzmia³ zza pleców Bosska. Voss’on’t spogl¹-

da³ w tamt¹ stronê wyraŸnie zaskoczony. £opatowata d³oñ górni-

ka odepchnê³a Trandoszanina na bok. Bossk o ma³o siê nie

przewróci³ na pod³ogê knajpy i wtedy zobaczy³, jak druga d³oñ

górnika rozdziela siê na w¹skie, durastalowe palce-szpony niczym

wi¹zka staro¿ytnych szabel. Palce, z których ka¿dy mia³ ponad

pó³ metra d³ugoœci, objê³y przedramiê Voss’on’ta. Pojedynczy strza³

z miotacza uwiêzionego w potê¿nej d³oni rozœwietli³ z³¹cza metalu.

A potem poorana bliznami twarz Voss’on’ta wykrzywi³a siê z bólu,

gdy górnik obróci³ siê, wykrêcaj¹c i prawie wyrywaj¹c mu ramiê

ze stawu. Voss’on’t zwali³ siê na szcz¹tki po³amanych krzese³, po-

rozrzucane po pod³odze.

– Proszꠖ g³os Fetta przemówi³ znowu, gdy durastalowa d³oñ

górnika rozwar³a siê i poda³a Bosskowi zdobyczny miotacz eks-

szturmowca. – Nie pozwól mu uciec.

background image

168

Bossk chwyci³ miotacz i wycelowa³ go w Voss’on’ta, który

le¿a³ u jego stóp. K¹tem oka zobaczy³, jak przebranie górnika

rozpada siê na kawa³ki, ods³aniaj¹c ukrytego w nim Bobê Fetta.

Na pierwszy ogieñ posz³y ³opatowate przystawki, które upad³y

na pod³ogê z podwójnym brzêkiem. W³asne d³onie Boby Fetta,

w charakterystycznych rêkawicach mandaloriañskiej zbroi, od-

piê³y i zrzuci³y z ramion wielk¹, przypominaj¹c¹ garb masê. Te-

raz móg³ siê ju¿ wyprostowaæ, ods³aniaj¹c swój normalny pod-

ró¿ny arsena³. He³m, z czarnym wizjerem w kszta³cie litery T,

ukaza³ siê dopiero wtedy, gdy Fett œci¹gn¹³ z niego podobne do

mchu filtry oddechowe i olbrzymie gogle, które ukrywa³y sku-

tecznie jego prawdziw¹ to¿samoœæ. Kostna masa przeroœniêtego

sklepienia czaszki górnika powêdrowa³a w œlad za reszt¹ prze-

brania. Wydr¹¿one kawa³ki i rurki polecia³y na wszystkie strony,

kiedy boczne anteny he³mu Boby Fetta sprê¿yœcie wyprostowa³y

siê do zwyk³ej pozycji.

– O co tu w ogóle chodzi³o? – Trandoszañska pewnoœæ siebie

zwyciê¿y³a. Bossk, spogl¹daj¹c na swojego partnera po tej opera-

cji, czu³ teraz wiêksz¹ irytacjê ni¿ ulgê. – Myœla³em, ¿e wci¹¿ je-

steœ gdzieœ w górze, nad atmosfer¹, w „Niewolniku I”.

– W³aœnie w to mia³ uwierzyæ nasz towar – odpar³ Boba Fett. –

Wiedzia³em, ¿e bêdzie pods³uchiwa³ nasze transmisje. Wyposa¿y³

siê w sprzêt takiej klasy, ¿e nie by³o najmniejszej szansy, aby za-

szyfrowaæ lub zamaskowaæ ³¹cznoœæ. Zarejestrowa³em wiêc i po-

³¹czy³em sygna³y akustyczne i ró¿ne zak³ócenia i po³¹czy³em z moj¹

transmisj¹. W ten sposób Voss’on’t wierzy³, podobnie jak ty, ¿e

jestem w bezpiecznej odleg³oœci. Naprawdê siedzia³em tu przez

ca³y czas, przebrany za jednego z by³ych górników, których sobie

wynaj¹³.

– Rozumiem – Bossk skin¹³ g³ow¹ na znak aprobaty dla tej

strategii. – Musieliœmy go zmusiæ do tego, ¿eby siê ods³oni³… a nic

lepiej temu nie s³u¿y ni¿ myœl, ¿e przechytrzy³eœ swojego wroga.

Zna³ to ciep³e uczucie, jakie ogarnia³o go po zwyciêstwie nad

inn¹ istot¹ rozumn¹. Jeœli w ogóle mog³o istnieæ prze¿ycie lepsze

od tego, by³o nim wspomnienie œmierci wroga, gdy jego zw³oki

stawa³y siê kolejnym ponurym trofeum w jego komnacie pamiêci.

– I op³aci³eœ innych górników?

– Oczywiœcie. Nie lubiê gapiów, którzy wtr¹caj¹ siê do moich

planów. – Boba Fett lekko wzruszy³ ramionami. – A raz kupiona

lojalnoœæ jest najtañszym towarem z drugiej rêki.

background image

169

– Niez³y plan – Bossk poczu³, jak narasta w nim fala urazy. –

Z wyj¹tkiem jednej drobnej rzeczy… partnerze. By³byœ pozwoli³

mnie zabiæ.

– Ka¿dy plan ma swoje ryzykowne punkty. – W g³osie Boby

Fetta nie by³o s³ychaæ nawet cienia skruchy. – Wiedzia³eœ o tym od

samego pocz¹tku.

– Jasne… ale jak to siê dzieje, ¿e to ja zawsze padam ofiar¹?

– Nie masz siê na co skar¿y栖 odpar³ Fett. Wyj¹³ z kabury

pistolet laserowy i luf¹ wskaza³ na le¿¹cego u ich stóp dawnego

imperialnego szturmowca. – Mamy to, po co przylecieliœmy.

– Tak s¹dzisz? – przemówi³ kolejny g³os.

Bossk spojrza³ szybko na Voss’on’ta. Twarz by³ego szturmow-

ca by³a zalana krwi¹ z rany na czole, zadanej ³opatowat¹ d³oni¹,

która rzuci³a nim o ziemiê. Przez czerwon¹ zas³onê widaæ by³o

jego oczy, wœciek³e, ale… chyba triumfuj¹ce. Zanim Trandosza-

nin czy Boba Fett zd¹¿yli go powstrzymaæ, Voss’on’t rozerwa³

rêkaw kurtki, ods³aniaj¹c niewielki panel kontrolny przymocowa-

ny do przedramienia dwoma rzemykami. Na panelu by³ tylko je-

den przycisk i Voss’on’t z pasj¹ wbi³ w niego palec.

Ca³a knajpa – bar, to, co zosta³o ze sto³ów i krzese³, œciany

i sufit – wszystko rozpad³o siê, jakby by³o zrobione z taniego pla-

stoidu. Bossk poczu³, ¿e leci do ty³u w przepaœæ. Pazurami na pró¿-

no dar³ powietrze w poszukiwaniu czegoœ, czego móg³by siê przy-

trzymaæ w tym nagle rozpadaj¹cym siê œwiecie. Siarkowe œwiat³o

s³oñca planety wla³o siê przez gruzy konstrukcji, która jeszcze przed

chwil¹ otacza³a go szczeln¹ skorup¹.

Mocno uderzy³ plecami o arkusz durastali. Wibracje ogrom-

nej, ciê¿kiej maszynerii by³y tak namacalne jak katastrofa sejsmicz-

na. Przenika³y jego cia³o i wprawia³y koœci w niekontrolowany kle-

kot. Zanim zdo³a³ stwierdziæ, gdzie siê znajduje, blacha przechyli³a

siê pod nim. Z trudem zdo³a³ siê uchwyciæ rzêdu nitów, wbijaj¹c

szpony w spoiny metalu. Trzyma³ siê, choæ po chwili zasypa³a go

kolejna fala szcz¹tków tego, co kiedyœ by³o barem. Ka¿de spojrze-

nie w kierunku horyzontu ods³ania³o kolejne obszary podnó¿a po-

strzêpionych gór. Nagle Bossk zda³ sobie sprawê, ¿e durastal, do

której by³ uczepiony, unosi siê w górê.

W jego czaszce, a raczej w implancie usznym, odezwa³ siê

znajomy g³os.

– Nie próbuj skaka栖 powiedzia³ Boba Fett. – Te paskudz-

twa rozgniot¹ ciê jak owada.

background image

170

Bossk podci¹gn¹³ siê wy¿ej na ukoœnej p³ycie metalu, usi³uj¹c

lepiej zobaczyæ wielkie g¹sienice i wiruj¹cy sto¿ek na dziobie ma-

szyny, naje¿ony durastalowymi zêbami. Ka¿dy metalowy trójk¹t

by³ dwa razy d³u¿szy od niego, a ca³oœæ porusza³a siê z si³¹ zdoln¹

do zmia¿d¿enia „Wœciek³ego Psa” na postrzêpiony z³om.

– Co siê dzieje? – krzykn¹³ Bossk do laryngofonu, usi³uj¹c

przekrzyczeæ og³uszaj¹cy ha³as maszyny. – Co to jest?

– Autonomiczna wiertnica do ska³ – lakonicznie odpar³ Fett. –

Do operacji wydobywczych na du¿ych g³êbokoœciach.

Przez metal, do którego by³ przyciœniêty tors Bosska, prze-

bieg³ lekki wstrz¹s. Trandoszanin z jeszcze wiêksz¹ determinacj¹

przylgn¹³ do spoiny i otaczaj¹cych j¹ œrub, wiedz¹c, ¿e gdyby spad³,

nieuchronnie wpad³by w znajduj¹ce siê o kilka metrów pod nim

masywne, napêdzane przek³adniami ko³a.

– Voss’on’t musia³ j¹ pod³¹czyæ jako kolejny system obron-

ny. Przycisk mia³ wyzwoliæ dzieñ zag³ady, gdyby ktokolwiek zdo-

³a³ mu siê dobraæ do skóry.

– Gdzie jesteœ? – Bossk rozgl¹da³ siê po terenie w dole. Bu-

dynki opuszczonej kolonii górniczej wygl¹da³y jak zaokr¹glone

guzy na nagim, kamienistym gruncie. Widzia³ kilka postaci górni-

ków, którzy biegiem próbowali wydostaæ siê z cienia wznosz¹cej

siê maszyny.

– Mn¹ siê nie martw…

– Nie rozumiem… – Nawet gdyby g³os Boby Fetta przema-

wia³ w samym œrodku jego g³owy, Bossk te¿ nie by³by w stanie go

us³yszeæ poprzez wycie i ryk wiertnicy.

– Uda³o mi siê spaœæ na ziemiꠖ rozleg³ siê znowu g³os Fet-

ta. – Voss’on’t musi gdzieœ tu byæ.

Bossk podniós³ g³owê i wyprê¿y³ siê, aby spojrzeæ poprzez

klekocz¹ce pod nim masywne g¹sienice. Sk³êbiona chmura kurzu

przes³ania³a widok. Boba Fett wci¹¿ pozostawa³ niewidoczny, ale

uda³o mu siê pochwyciæ przeb³ysk innej postaci, któr¹ rozpozna³

nawet z tej wysokoœci.

– Voss’on’t! – krzykn¹³ do laryngofonu. – Widzê go!

Cieñ wiertnicy dawa³ pewien punkt odniesienia kierunku.

– Ucieka na pó³noc! Na pó³noc ode mnie! – Bossk nie mia³

pojêcia, gdzie w tej sk³êbionej chmurze py³u mo¿e byæ Boba

Fett. – W kierunku wzgórz i bramy kolonii! – Na chwilê straci³

z oczu maleñk¹ figurkê, po czym znów j¹ odnalaz³ – Teraz na

zachód…

background image

171

Bossk ujrza³ coœ jeszcze: przeb³ysk czarnego metalu na przed-

³u¿eniu rêki Trhina Voss’on’ta. W jakimœ momencie chaosu, który

nast¹pi³ po wyrwaniu siê maszyny górniczej spod knajpy, by³y

szturmowiec zdo³a³ wygrzebaæ pistolet laserowy.

– Jest uzbrojony…

Straci³ ochotê na informowanie swojego partnera o tym fak-

cie, gdy zobaczy³, jak Voss’on’t przykuca, unosi broñ i oddaje szyb-

k¹, krótk¹ salwê w kierunku k³êbu kurzu.

– Fett? – wrzasn¹³ Bossk w mikrofon. – Jesteœ tam?

Z implantu usznego wewn¹trz g³owy Bosska nie dochodzi³

¿aden dŸwiêk.

No có¿, pomyœla³ Trandoszanin. Chyba jednak nie podzielê

siê z nim nagrod¹…

Potworne, klekocz¹ce i wyj¹ce cielsko wiertnicy, do którego

przylgn¹³ Bossk, unios³o siê nad powierzchniê ziemi tak wysoko,

¿e trudno by³o zobaczyæ dok³adnie, co siê dzieje w dole. Voss’on’t

z o³owianego ¿o³nierzyka zmieni³ siê w owada. Bossk móg³ tylko

dostrzec kierunek ruchu szturmowca, który ruszy³ do przodu z wy-

celowanym miotaczem, czujny i gotowy sprawdziæ, czy ofiara na

pewno nie ¿yje.

I wtedy sta³y siê dwie rzeczy…

Drobna figurka Voss’on’ta pad³a nagle na wznak, gdy z chmu-

ry py³u wystrzeli³ harpun z napêdem i z przywi¹zan¹ lin¹. W u³am-

ku sekundy owin¹³ siê wokó³ Voss’on’ta, przyszpilaj¹c mu ra-

miona do boków. Szturmowiec le¿a³ teraz na plecach, wœciekle

kopi¹c, ¿eby siê podnieœæ. Boba Fett wynurzy³ siê z chmury py³u

obok podstawy wiertnicy z wyrzutni¹ harpunów opart¹ na ramie-

niu. Bossk widzia³ z góry, jak jego partner chwyta linkê w okryt¹

rêkawic¹ d³oñ i ostrym szarpniêciem przewraca Voss’on’ta na twarz,

jednoczeœnie odsuwaj¹c go kawa³ek od le¿¹cego na ziemi miota-

cza.

Wiertnica wreszcie wy³oni³a siê ca³a spod skorupy planety.

Olbrzymia masa maszyny, napêdzana potê¿nymi g¹sienicami wbi-

jaj¹cymi siê w skaliste warstwy gleby, nabra³a takiego rozpêdu, ¿e

na chwilê od³¹czy³a siê od swojego cienia zalegaj¹cego ruiny opusz-

czonej kolonii górniczej, a jej tn¹cy dziób i ko³a napêdowe ciê³y

przez moment wy³¹cznie powietrze.

Stoj¹cy na dole Boba Fett odwróci³ os³oniêty wizjerem wzrok

od ofiary i wzniós³ go w kierunku durastalowej struktury, wisz¹cej

nad jego g³ow¹ niczym ruchomy ³añcuch górski.

background image

172

– Niedobrze – mrukn¹³ do siebie Bossk, przylepiaj¹c siê jesz-

cze mocniej do nitowanego boku maszyny. – Bêdzie bola³o…

Poczu³, jak z prawie pionowej pozycji przechodzi do poziomej,

rozp³aszczony przez grawitacjê i przyciœniêty piersi¹ do metalowej

powierzchni. Wiertnica, wytracaj¹c pêd, przechyli³a siê w powietrzu

dziobem do przodu. Metalowe zêby maszyny, otaczaj¹ce jej sto¿-

kowy pysk, znajdowa³y siê teraz poziomo w stosunku do ziemi,

z g¹sienicami dok³adnie pod spodem. Maszyna by³a mniej wiêcej tej

wielkoœci co niewielki statek bojowy Imperium, ale nie mia³a jego

zdolnoœci utrzymywania siê w powietrzu. Prze¿ute kamienie, szcz¹tki

pod³o¿a, które wiertnica rozdar³a i ponios³a ze sob¹, zaczê³y teraz

odpadaæ od kó³ i os³on i wiruj¹c, spada³y na ocieniony obszar.

Cieñ nagle zacz¹³ siê powiêkszaæ, gdy wiertnica rozpoczê³a

swój spadek niczym metalowy balon stratosferyczny. Rozpada³a

siê, pêdz¹c w kierunku j¹dra planety. A na maszynie, niby mrów-

ka przylepiona do dziecinnej zabawki, Bossk przygotowywa³ siê

na wstrz¹s upadku.

Poczu³ go ka¿d¹ komórk¹, ka¿dym w³óknem swego cia³a. £by

nitów i szczelina w p³ycie maszyny wyrwa³y siê ze szponów Bos-

ska i tylko wystaj¹cy kawa³ek rury wydechowej pomocniczego sil-

nika uratowa³ go przed ca³kowitym odpadniêciem. Jego wyci¹gniête

ramiona i tors p³asko walnê³y o powierzchniê metalu. Uderzenie

pozbawi³o go powietrza w p³ucach, oszo³omi³o i znieczuli³o na huk

i furiê, z jak¹ wiertnica rozsypywa³a siê w z³om, niszcz¹c po dro-

dze wszystko, co siê pod ni¹ znajdowa³o.

Bossk oprzytomnia³ w sekundê potem i otar³ krew z mordy.

Czarny dym bucha³ w niebo z rozbitego i rozdartego boku wiertni-

cy. Skuli³ siê instynktownie, s³ysz¹c st³umione odg³osy eksplozji

z wnêtrza maszyny. Zmia¿d¿one zasilacze zajmowa³y siê p³omie-

niem i wysy³a³y wokó³ podobne do meteorytów iskry, ci¹gn¹ce za

sob¹ smu¿ki bia³ego dymu.

To zaraz wybuchnie, pomyœla³ Bossk. Rusz siê.

Uniós³ siê na poranionych rêkach i zdo³a³ dope³zn¹æ do kra-

wêdzi p³yty, na której le¿a³. Metal by³ œliski od smaru, wrz¹cego

i sycz¹cego od temperatury eksplozji we wnêtrzu maszyny. Bossk

rzuci³ siê w dó³, nie zastanawiaj¹c siê nawet, jaka odleg³oœæ dzieli

go od gruntu.

Okaza³o siê, ¿e nie przekracza kilku metrów. Rozp³aszczony

na plecach Bossk zobaczy³ g¹sienice i ko³a uk³adów napêdowych

wiertnicy, do trzech czwartych wysokoœci zagrzebane w gruzie.

background image

173

LuŸny kurz i ¿wir osypywa³y siê na niego, bo wiertnica le¿a³a na

dnie wielkiego, lejowatego wg³êbienia, w jakie przeistoczy³ siê dawny

teren kopalni. Kilka zrujnowanych budynków zwisa³o niebezpiecznie

na skraju niecki. Puste, stwierdzi³ Bossk. Teren pod koloni¹ górni-

cz¹ by³ wydr¹¿ony, poniewa¿ wybierano kolejne z³o¿a rudy, a wy-

robiska pozosta³y niewype³nione. Gdyby wiertnica spad³a na pe³ny

grunt, wstrz¹s niechybnie by zabi³ Bosska, bo nie istnia³aby ¿adna

mo¿liwoœæ rozproszenia si³y udaru.

£owca g³ów dŸwign¹³ siê na nogi i kuœtykaj¹c, odszed³ od ma-

szyny, jak najdalej od po¿arów i nieustaj¹cych drobnych eksplozji

silników w czêœci rufowej. Ciê¿ar jednostek napêdowych sprawi³,

¿e maszyna osiad³a ukoœnie, a jej sto¿kowy dziób, teraz nierucho-

my, wznosi³ siê w niebo jak palec.

Sta³ spokojnie, czekaj¹c, a¿ puls i oddech wróc¹ do normy.

Otrzepa³ siê z kawa³ków ska³y, które wbi³y siê w ³uski. Ostry odór

pal¹cego siê oleju dra¿ni³ jego rozdête nozdrza. By³ sam w ruinach

kolonii górniczej. Niedobitki mieszkañców pewnie wci¹¿ jeszcze

ucieka³y w okoliczne góry. A pod tak¹ mas¹ durastali spadaj¹c¹

z nieba na pewno nie uchowa³o siê nic ¿ywego…

Coœ poruszy³o siê pod dziobem wiertnicy, w po³owie odleg³o-

œci miêdzy prostok¹tnymi p³ytami g¹sienic. Kamienie i py³ poru-

szy³y siê lekko, spadaj¹c w mroczn¹ przestrzeñ.

Bossk obserwowa³, jak z dziury wy³ania siê rêka w rêkawicy

i wbija siê w kurz. Za ni¹ pojawi³o siê przedramiê okryte strzêpa-

mi rynsztunku bojowego, a dalej ramiê i po³¹czony z nim bark.

Wreszcie pokaza³ siê znajomy he³m, jeszcze bardziej poobijany

i powyginany ni¿ przedtem, i spojrza³ na Bosska popêkanym wi-

zjerem w kszta³cie litery T.

Kawa³ek po kawa³ku, niczym ze œwie¿ej mogi³y, Boba Fett

wygramoli³ siê z dziury pod dymi¹cym wrakiem.

Gdy wysun¹³ siê ju¿ do po³owy, Bossk otrz¹sn¹³ siê z os³upie-

nia na tyle, by schyliæ siê i z³apaæ tamtego za rêkê. Wyci¹gn¹³ go

z otworu i postawi³ na nogi.

– W porz¹dku? – Bossk zajrza³ w czarny wizjer.

Boba Fett nie odpowiedzia³.

– ChodŸ – wskaza³ palcem na wydrapan¹ w ziemi dziurê, z któ-

rej w³aœnie siê wy³oni³. Nad ni¹ zwisa³a ponura masa wiertnicy.

– Voss’on’t… on tam jest. Musimy go wyci¹gn¹æ.

Zadanie okaza³o siê o tyle ³atwiejsze, ¿e by³y szturmowiec by³

nieprzytomny, a przy tym wci¹¿ skrêpowany sznurem, który okrêci³

background image

174

wokó³ niego harpun Boby Fetta. Bossk wycofa³ siê z dziury pod

maszyn¹, ci¹gn¹c za sob¹ Voss’on’ta. Po³o¿y³ go na ziemi o kilka

metrów od wiertnicy.

Fett ukl¹k³ i szybko sprawdzi³, czy ofiara daje znaki ¿ycia, po

czym wsta³.

– Wci¹¿ ¿yje – obejrza³ siê na Bosska. – Wci¹¿ mamy nasz

towar.

Trandoszanin, wykoñczony, przykucn¹³ na piêtach. Boba Fett

zdo³a³ uruchomiæ komunikator i da³ sygna³, aby „Niewolnik I” zszed³

i zabra³ ich na orbitê.

– Nie wiem… – Bossk powoli potrz¹sn¹³ g³ow¹. Nawet od-

dychanie sprawia³o mu ból, by³ prawie pewien, ¿e ma w œrodku

przynajmniej kilka z³amanych koœci. – Chyba ju¿ nie chcê z tob¹

pracowaæ…

background image

175

R O Z D Z I A £



Kiedy nowiny przychodz¹ z daleka, czêsto nabieraj¹ po dro-

dze szczególnej mocy. To tak jak z fal¹ przyp³ywu na powierzchni

oceanicznych planet, która przetacza siê bez przeszkód i dziêki

temu nabiera coraz wiêkszej i wiêkszej si³y, a¿ wreszcie zdolna

jest wyrwaæ ca³y œwiat z osi obrotu – lub zmieœæ jego wygiêt¹

powierzchniê i zmia¿d¿yæ ka¿d¹ istotê, choæby lewiatana, byle by³

mniejszy od niej samej.

Takie ponure medytacje by³y typowe dla falleeñskiej rasy. Ksi¹¿ê

Xizor sta³ przy ma³ym iluminatorze, spogl¹daj¹c w gwiazdy i pustkê,

która je otacza³a. Kciukiem i palcem wskazuj¹cym g³adzi³ ostre zary-

sy podbródka, a myœli wêdrowa³y swoim torem. Przed powrotem do

tego miejsca s³ysza³ ju¿ nowiny; uzna³ je za dope³nienie kolejnego

etapu starannie przygotowanego, skomplikowanego planu. Istotnie,

spodziewa³ siê tych wieœci z minuty na minutê i czeka³ na nie w pry-

watnej kwaterze na statku „Megiera”. Pewne sprawy s¹ tak nieuchronne

jak powolne obroty tej galaktyki, myœla³. Wiele z jego w³asnych dzia-

³añ i planów opiera³o siê na zimnej ocenie kalkulowanego ryzyka;

najniebezpieczniejsze z nich zabarwia³y jego ¿ycie krwistym podnie-

ceniem. Postawiæ wszystko na jedn¹ kartꠖ stara, najstarsza roz-

kosz gracza. Wszystko, nawet ¿ycie, które w takich chwilach sma-

kowa³o mu jeszcze bardziej. To sport zabarwiony ostatecznoœci¹.

I nie mia³o to nic wspólnego z cich¹ satysfakcj¹, jak¹ czu³, gdy sta-

wia³ na pewniaka. A w tym wszechœwiecie nie by³o chyba drugiego

takiego pewniaka jak niejaki Boba Fett, ³owca nagród.

K¹tem oka pochwyci³ jakiœ ruch, a uchem dŸwiêk stukaj¹-

cych o pod³ogê pazurków. To jeden z zawi¹zków Kud’ar Mub’ata,

background image

176

maleñkie, podobne do kraba stworzonko, podpiête lœni¹cym bia³a-

wo neuropo³¹czeniem do ogólnej sieci komunikacyjnej.

– Tak? – Xizor uniós³ brew, przygl¹daj¹c siê pó³niezale¿ne-

mu stworzeniu, które przylgnê³o do œciany na wysokoœci jego oczu. –

O co chodzi?

Pyszczek zawi¹zku, wielkoœci i kszta³tu ludzkich ust, otwo-

rzy³ siê, formu³uj¹c s³owa:

– Wasza obecnoœæ jest wielce po¿¹dana, mój panie. – G³osik

stworzonka by³ skrzekliw¹ parodi¹ g³osu jego pana. – W g³ównej

sali tronowej, w strefie konferencyjnej.

– Doskonale – skin¹³ Xizor g³ow¹ na znak zgody. – Powiedz

Kud’arowi Mub’atowi, ¿e wkrótce siê zjawiê.

Xizor pozwoli³, aby zawi¹zek poszed³ przodem i powiód³ go

przez ciasne zak¹tki i przesmyki wewnêtrznych korytarzy sieci.

Szorstka powierzchnia œcian sk³ada³a siê z w³ókien konstrukcyj-

nych ró¿nej gruboœci, œciœniêtych w jednolit¹ masê. Korytarze by³y

oœwietlone blad¹ fosforescencj¹ innych rodzajów zawi¹zków, za-

wieszonych w niewielkich odleg³oœciach pod pu³apem. By³y to za-

wi¹zki-idioci, kolejne twory ich rodzica-pajêczarza. Nie mia³y wiê-

cej inteligencji, ni¿ potrzeba na to, aby monitorowaæ powoln¹

katalizê i rozk³ad sk³adników produkuj¹cych œwiat³o, a zamkniê-

tych w ich kulistych odw³okach. Ka¿dy z nich by³ wielkoœci d³oni

Xizora. Kiedy ich œwiecenie przygasa³o, instynkt, w który zosta³y

wyposa¿one w chwili stworzenia, kierowa³ je z powrotem do

Kud’ara Mub’ata, aby zosta³y ponownie wch³oniête przez swego

stwórcê. Xizor nie czu³ wobec nich litoœci; on te¿ uwa¿a³, ¿e mniejsze

i ni¿sze stworzenia istniej¹ po to, by s³u¿yæ swoim mistrzom.

Pochyli³ g³owê, aby przejœæ przez jedn¹ z ni¿szych czêœci sieci.

Potê¿ne, mocno umiêœnione ramiona ociera³y siê o szorstkie œciany

po obu stronach korytarza. Na pok³adzie „Megiery” wszystkie przej-

œcia by³y na tyle szerokie, ¿e móg³ poruszaæ siê po nich swobodnie,

a jego prywatna kwatera na statku by³a równie luksusowo wyposa¿o-

na, jak sale audiencyjne w najwiêkszych planetarnych pa³acach. Z tru-

dem siê zmusi³, aby jeszcze raz odwiedziæ unosz¹c¹ siê w przestrzeni

sieæ Kud’ara Mub’ata i jej w¹skie, przyprawiaj¹ce o klaustrofobiê

korytarze. Tylko perspektywa pomyœlnej realizacji pewnych d³ugo

odwlekanych planów i interesów mog³a go przywieœæ w pobli¿e arach-

noidalnego pajêczarza i jego drepcz¹cych, myszkuj¹cych potomków.

– Ach, mój najdro¿szy Xizorze! S³oñce mojej mrocznej i nêdz-

nej egzystencji! – Kud’ar Mub’at siedzia³ rozparty na pneuma-

background image

177

tycznej poduszce zawi¹zku, który s³u¿y³ mu za tron. Kolczaste

odnó¿a pajêczarza unios³y siê i zatañczy³y w zabawnej parodii po-

witalnego gestu. – Jak¿e g³êboko jestem zak³opotany, ¿e musia³em

kazaæ czekaæ waszej wspania³ej eminencji! Proszê, przyjmij moje

pokorne, najpokorniejsze przeprosiny…

– Nie trzeba. – Xizor czu³, ¿e koñczy mu siê cierpliwoœæ.

Kwiecisty jêzyk pajêczarza zawsze go irytowa³, bo podejrzewa³,

¿e ka¿de s³owo padaj¹ce z ust Kud’ara Mub’ata by³o zabarwione

jadowitym sarkazmem. Stan¹³ przed pajêczarzem z ramionami

skrzy¿owanymi na piersi. – Kiedy przyby³em do twojej sieci, us³y-

sza³em, ¿e otrzyma³eœ niezwykle istotne wieœci i ¿e to jest przy-

czyn¹ opóŸnienia naszego spotkania. – Jego ostry jak wibroostrze

wzrok obj¹³ Kud’ara Mub’ata i rozmaite zawi¹zki, skupione wo-

kó³ niego lub przycupniête na jego cz³onkach. – Jeœli nowiny te

by³y dla ciebie takie wa¿ne… zaczynam siê zastanawiaæ, czy nie

maj¹ one ¿adnego wp³ywu na nasze wspólne interesy.

Z³o¿one oczka lœni¹ce w twarzy Kud’ara Mub’ata na moment

odwróci³y siê w zak³opotaniu, jakby próbuj¹c lepiej ukryæ myœli

w gêbi czaszki. Nagle pajêczarz wybuchn¹³ nieprzyjemnym, pi-

skliwym œmiechem.

– Jak to siê sta³o, mój drogi i szacowny ksi¹¿ê, ¿e ty ju¿ wiesz

o nowinach, o których ja zaledwie us³ysza³em? Och, wiem, twoja

wspania³a inteligencja jest takiej natury, ¿e przewy¿sza moj¹ o kil-

kanaœcie poziomów. Mimo to… jakim cudem uda³o ci siê uzyskaæ

te informacje przede mn¹? – Kud’ar Mub’at strz¹sn¹³ z odnó¿a

jeden z mniejszych zawi¹zków i ods³oniêtym w ten sposób koñ-

cem pazura podrapa³ siê po podbródku. – Jak¿e mnie zasmuca, ¿e

muszê ¿ywiæ podejrzenia wobec kogoœ, kto jest mi tak drogi jak

ty! Có¿ za ból! No, ale… – dwoje g³ównych oczu Kud’ara Mub’ata

uwa¿niej spojrza³o na goœcia. – Z niechêci¹ myœlê o tym, ¿e twoje

Ÿród³a informacji, twoja wspania³a i skuteczna sieæ organizacji Czar-

ne S³oñce mog³aby monitorowaæ rozwój tej drobnej sprawy nieza-

le¿nie od moich ulubionych i zaufanych szpiegów. To musia³oby

wskazywaæ… och! O zgrozo!… ¿e ty, mój drogi ksi¹¿ê Xizorze,

wcale mi nie ufasz!

– Ale¿ oczywiœcie, ¿e ci wierzꠖ jeden k¹cik ust Xizora uniós³

siê w ponurym uœmieszku. – Wiem doskonale, jak wygl¹da robie-

nie z tob¹ interesów. Przy ka¿dej okazji k³amiesz, oszukujesz,

wymykasz siê i na wszystkie inne mo¿liwe sposoby próbujesz uzy-

skaæ przewagê nad swoim partnerem. Jednym z najmniejszych

12 – Spisek Xizora

background image

178

oszustw, jakie móg³byœ pope³niæ, jest przemilczenie lub zmiana

pewnych wa¿nych szczegó³ów dotycz¹cych kwestii, któr¹ obaj je-

steœmy zainteresowani.

– Hmm… – pajêczarz wydawa³ siê zak³opotany. Odwróci³ w¹-

sk¹ twarz od Xizora i przez chwilê manipulowa³ przy swoim podob-

nym do gniazda tronie, poszturchuj¹c go dolnymi odnó¿ami. Pneu-

matyczny zawi¹zek znosi³ to wszystko z pokor¹ i cierpliwoœci¹.

– Jeœli mam byæ krytykowany za to, ¿e jestem istot¹ interesu

i zajmujê siê moimi sprawami tak, jak powinienem… ani wiêcej,

ani mniej… có¿, bêdê musia³ chyba zaakceptowaæ mój los w tym

wszechœwiecie.

– OszczêdŸ mi – odpar³ Xizor. Ju¿ nie wiedzia³, co jest gor-

sze: ob³udne pochlebstwa Kud’ara Mub’ata czy jego okazjonalne

napady litoœci nad sob¹. – I tak nieŸle sobie radzisz. – Xizor wska-

za³ spl¹tane w³ókna tworz¹ce komnatê i otaczaj¹ce j¹ inne pomiesz-

czenia. – Pomyœl o skarbach, jakie zgromadzi³eœ…

– Prawda? – Paciorkowate oczy Kud’ara Mub’ata zab³ys³y,

gdy obj¹³ komnatê spojrzeniem. Tu, podobnie jak w ca³ej sieci,

w³ókna konstrukcji by³y przeplecione fragmentami i podsystema-

mi maszyn i wysokiej jakoœci sprzêtu komunikacyjnego. Wszyst-

ko to zosta³o skradzione albo wyszabrowane z ró¿nych statków

kosmicznych, które mia³y pecha wpaœæ w ³apy pajêczarza, z regu-

³y jako sp³ata d³ugów w³aœciciela, co by³o nieuniknione w przypad-

ku prowadzenia interesów z tak sprytn¹ i sk¹p¹ istot¹. – Mam tyle

ró¿nych œlicznych rzeczy… œlicznych i rzadkich… i kosztownych…

Idiota. Xizor nawet nie próbowa³ ukryæ drwi¹cego uœmiechu,

jaki pojawi³ siê na jego twarzy. Niektóre skradzione urz¹dzenia

w sieci Kud’ara Mub’ata wci¹¿ jeszcze dzia³a³y – i tylko w ten spo-

sób pajêczarz by³ w stanie œledziæ swoje rozga³êzione spiski na

ró¿nych œwiatach, ale reszta by³a wy³¹czona i bezu¿yteczna. Bez-

u¿yteczna dla ka¿dego, z wyj¹tkiem tego wyj¹tkowego gatunku.

Pajêczarz zdawa³ siê ceniæ sobie sam proces zdobywania na równi

z jego rezultatem. Ci¹g³e wch³anianie ró¿nych rzeczy, martwych

i ¿ywych, do sieci generowanych przez siebie w³ókien neuralnych,

przyswajanie ich, by stanowi³y czêœæ jego istoty tak samo jak za-

wi¹zki, które projektowa³ i wydziela³ na swoje us³ugi – oto podsu-

mowanie sensu istnienia Kud’ara Mub’ata. Swoje skomplikowane

intrygi splata³ z tej samej przyczyny, co fizyczn¹ sieæ, w której

œrodku siedzia³. Dryfowa³y i wêdrowa³y poza granice gwiazd i okr¹-

¿aj¹cych je planet. Po prostu nie umia³by ¿yæ w oddaleniu od w³ó-

background image

179

kien tej sieci i w¹tków tych intryg. Xizor spojrza³ na gêsto splecio-

ne w³ókna obok siebie. Uderzy³o go, nie po raz pierwszy zreszt¹,

¿e w³aœciwie stoi dos³ownie wewn¹trz g³owy tej istoty, której myœli

przyjmuj¹ ruchome, namacalne kszta³ty. Stwierdzenie to, równie¿

nie po raz pierwszy, wywo³a³o u niego atak lekkich md³oœci.

– Có¿, jest jeszcze tyle innych rzeczy, które chcia³byœ mie栖

powiedzia³ g³oœno. – I w³aœnie dlatego robimy razem interesy.

– Ale¿ masz racjê, mój drogi Xizorze – twarz Kud’ara Mub’ata

rozjaœni³a siê postrzêpionym na krawêdziach uœmieszkiem. – Wy-

bacz mi, ¿e kiedykolwiek zw¹tpi³em w twoj¹ g³êboko ukryt¹ nie-

ufnoœæ i nêdzn¹ opiniê na temat mojej osoby. Wierzaj mi, odwza-

jemniam twoje uczucia.

– No wiêc przejdŸmy do rzeczy, skoro ju¿ wiesz to, co i ja

wiem. Jedzie do nas twardy towar. Boba Fett schwyta³ Trhina

Voss’on’ta.

– A czy spodziewaliœmy siê czegoœ innego? – Kud’ar Mub’at

uda³ humanoidalne wzruszenie ramion, unosz¹c pierwsz¹ parê od-

nó¿y. – Boba Fett nigdy nie zawodzi. Dlatego w³¹czyliœmy go jako

integraln¹ czêœæ do naszych planów. Jeœli Fett wybiera siê po na-

grodê, zawsze j¹ zgarnia. A nagroda taka jak ta, któr¹ Imperator

wyznaczy³ za Voss’on’ta… no c󿅠– Nast¹pi³o jeszcze jedno

wzruszenie ramionami, nieco mniej przesadne. – By³o prawie pew-

ne, ¿e siê na to z³apie.

– Jak ka¿dy inny ³owca nagród w galaktyce – zauwa¿y³ Xi-

zor. – To by³a ta druga, przewidywalna czêœæ planu. Nawet w tej

chwili, gdy ze sob¹ rozmawiamy, pozostali ³owcy nagród… tych

kilku, którzy pozostali przy ¿yciu… skacz¹ sobie do garde³, wbija-

j¹ no¿e w plecy i konspiruj¹ jeden przeciw drugiemu. Jeszcze nie

dotar³a do nich wieœæ, ¿e inspiracja ich niepohamowanej chciwoœci

znajduje siê ju¿ w rêkach Boby Fetta. Zanim inni ³owcy nagród siê

dowiedz¹ o schwytaniu Trhina Voss’on’ta, bêdzie ju¿ za póŸno,

aby umkn¹æ przed konsekwencjami w³asnych czynów. Nie ma ju¿

dwóch frakcji ³owców nagród, Prawdziwej Gildii i Komitetu Zre-

formowanej Gildii. Obie s¹ skoñczone. Chciwoœæ ma moc zwraca-

nia jednych istot przeciwko drugim, choæ jeszcze przed chwil¹

nazywali siê rodzin¹.

Smak tego niezaprzeczalnie dokonanego faktu by³ niczym bo-

gaty, upajaj¹cy trunek na jêzyku Xizora. Zawsze gardzi³ tendencj¹

mniej doskona³ych istot do grupowania siê w tak zwane oddzia³y

bezpieczeñstwa, czy bêdzie to Gildia £owców Nagród, czy ten

background image

180

nowy Sojusz Rebeliantów, który w³aœnie cieszy siê swoimi piêcio-

ma minutami w historii.

– By³ taki czas – ci¹gn¹³ Xizor – gdy oni wszyscy uwa¿ali siê

za zwi¹zanych czymœ, co nazywa³o siê „Kodeksem £owcy”, jak-

by taki nêdzny pakt móg³ w jakikolwiek sposób ograniczyæ i utrzy-

maæ w ryzach ich wzajemn¹ wrogoœæ. Có¿, ta drogocenna fikcja

rozwia³a siê w py³, i dobrze jej tak, szczerze mówi¹c. Mo¿e zosta-

³o jeszcze kilku wyznawców, ale reszta ju¿ pojê³a, jaka jest praw-

da o nich samych i ich towarzyszach.

– W istocie, pojêli to – Kud’ar Mub’at skin¹³ trójk¹tn¹ g³ow¹

na znak, ze siê zgadza. – Twój plan by³ tak doskona³y i tak prze-

widuj¹cy, mój drogi Xizorze! Gratulujê ci jego powodzenia… oczy-

wiœcie, nigdy w nie nie w¹tpi³em. Ty i Boba Fett… jak¿e inaczej

mog³o siê to skoñczyæ?

Xizor zignorowa³ oczywiste pochlebstwo tamtego. Postanowi³

zniszczyæ star¹ Gildiê £owców nagród i siê mu to uda³o. Boba Fett

by³ w jego rêku tylko narzêdziem, równie skutecznym i ostrym,

jak hartowane d³uto rzeŸbiarza. Pierwsze uderzenie wystarczy³o,

aby podzieliæ Gildiê na dwa rywalizuj¹ce od³amy; drugie zniszczy-

³o od³amy i rozbi³o na czêœci sk³adowe. Zanim proces dobiegnie

koñca, nie zostanie ich wiele przy ¿yciu. £owca nagród to zawód

bezlitosnej konkurencji, w której najlepsz¹ metod¹ zapewnienia

sobie prze¿ycia jest wyeliminowanie tylu konkurentów, ilu siê da,

zanim oni wyeliminuj¹ ciebie. Stara Gildia by³a mo¿e nieskuteczna

i stetrycza³a, ale przynajmniej do pewnego stopnia udawa³o jej siê

kontrolowaæ poziom wzajemnej wrogoœci pomiêdzy pojedynczy-

mi ³owcami nagród. Teraz, kiedy pod rêk¹ nie by³o ju¿ nawet resz-

tek organizacji, nast¹pi³o otwarcie sezonu polowañ. Zaczê³y ju¿

padaæ pierwsze trupy, i to obficie. Oczywiœcie, ksiêciu Xizorowi to

siê podoba³o: tak¹ wewnêtrzn¹ selekcjê prze¿yj¹ tylko najsilniejsi

i najtwardsi ³owcy nagród, zyskuj¹c jeszcze przy okazji na zdol-

noœciach i sile. Byæ mo¿e w ca³ej historii nie bêdzie drugiego takie-

go ³owcy nagród jak Boba Fett, i niech tak zostanie. Ale niebawem

pojawi¹ siê inni, twardsi i bardziej œmiercionoœni, pe³ni b³yskotli-

wego i morderczego wdziêku. Bêd¹ doskonali nie tylko dla po-

trzeb imperium Palpatine’a, lecz równie¿ innego, mroczniejszego

imperium, które czai³o siê w jego cieniu, a które znane by³o pod

doskonale dobran¹ nazw¹ Czarnego S³oñca.

– Tak – podsumowa³ Xizor. – Nie mog³o byæ inaczej. Nawet

jeœli osobiœcie nie dopilnowaliœmy tego wyniku.

background image

181

Pajêczarz wyda³ z siebie chrapliwy, klekocz¹cy œmiech, który

natychmiast podjê³y i ponios³y dalej echem cieniutkie g³osiki st³o-

czonych wokó³ niego zawi¹zków.

– Biedny Boba Fett! – Kud’ar Mub’at w odra¿aj¹cm zachwy-

cie wymachiwa³ odnó¿ami. – Pomyœl, ile k³opotów móg³by sobie

zaoszczêdziæ, gdyby wiedzia³, ¿e Trhin Voss’on’t, ten rzekomo

zdradziecki szturmowiec, ten renegat, w gruncie rzeczy dzia³a³ przez

ca³y czas zgodnie z rozkazami samego Palpatine’a!

Chocia¿ podziwia³ Bobê Fetta, Xizor nie móg³ jednak nie od-

czuwaæ pewnej satysfakcji z tego, ¿e uda³o mu siê sp³ataæ psikusa

s³awnemu ³owcy nagród. I zrobi³ to dok³adnie tak, jak powiedzia³

Kud’ar Mub’at.

Ca³a ta historia by³a jedn¹ wielk¹ mistyfikacj¹ i wszyscy ³ow-

cy nagród dali siê na ni¹ z³apaæ. Xizor wiedzia³, ¿e w³aœnie to by³o

g³ówn¹ atrakcj¹ dla Imperatora Palpatine’a i ¿e tylko dlatego siê na

to zgodzi³… pod warunkiem, rzecz jasna, ¿e ksi¹¿ê Xizor pokryje

nagrodê ze swojej osobistej fortuny. Trhin Voss’on’t, daleki od

stania siê renegatem i zdrajc¹, by³ jednym z najbardziej lojalnych

¿o³nierzy Imperatora. Posun¹³ siê w pos³uszeñstwie tak daleko, ¿e

bez sprzeciwu zgodzi³ siê na wype³nienie rozkazu, który co naj-

mniej na pewien czas spowoduje splamienie jego nieskazitelnej

dot¹d reputacji poœród towarzyszy broni. Co wiêcej, aby w pe³ni

uwiarygodniæ historiê renegata, który bez litoœci realizuje swój oso-

bisty plan, pozostali ¿o³nierze zaanga¿owani w porwanie imperial-

nego statku musieli zostaæ zamordowani i to w³asn¹ rêk¹ Voss’on’ta.

I ten rozkaz tak¿e wykona³ bez najmniejszego wahania. Skradzio-

ne kody stanowi³y w porównaniu z tym czynem jedynie drobn¹

niedogodnoœæ. Na d³ugo przed wprowadzeniem w ¿ycie tego pla-

nu zastosowano wszelkie kroki, aby wyeliminowaæ szkody, jakie

mog³aby spowodowaæ sprzeda¿ przestarza³ych danych. I tak, jak

to przewidzia³ Xizor, ostatecznym wynikiem tych przygotowañ by³o

pobudzenie chciwoœci ka¿dego ³owcy nagród po kolei, co w zupe³-

noœci wystarczy³o, aby rozbiæ w py³ dwie frakcje, na które rozpa-

d³a siê stara Gildia.

Ten ostateczny rozpad na ca³kowit¹ i kompletn¹ anarchiê, gdzie

ka¿da istota dba tylko o w³asn¹ skórê i interes, a z niedobitków

starej Gildii £owców Nagród pozostan¹ wy³¹cznie wspomnienia,

by³ w³aœnie wynikiem, którego spodziewa³ siê i z tak¹ satysfakcj¹

oczekiwa³ Imperator Palpatine. Zanim jeszcze Xizor przyby³ tutaj,

do dryfuj¹cej w przestrzeni sieci Kud’ara Mub’ata, odby³ spotkanie

background image

182

z Imperatorem w jego sali tronowej na planecie Coruscant i ode-

bra³ gratulacje za dobrze wykonan¹ pracê. Tymczasem hologra-

ficzny obraz Dartha Vadera w milczeniu kipia³ z³oœci¹; nie móg³

zaprotestowaæ, nie ryzykuj¹c gniewu lub drwiny Imperatora – albo

i jednego, i drugiego. Xizor napawa³ siê swoim momentem trium-

fu, choæ wiedzia³, ¿e wrogie uczucia, jakie Vader ¿ywi³ do niego,

zosta³y teraz zwielokrotnione. Tylko jedna rzecz by³a gorsza od

klêski w pojedynku woli z Mrocznym Lordem Sithów – zwyciê-

stwo. Vader nie traktowa³ lekko tak poni¿aj¹cej pora¿ki.

Bêd¹ konsekwencje, zapewni³ siê w duchu Xizor. Dzieñ prawdy

pomiêdzy nim a Vaderem tylko odsun¹³ siê w czasie. A kiedy na-

dejdzie, pozostanie przy ¿yciu tylko jeden z nich.

I Xizor bêdzie przygotowany do takiej konfrontacji. Wiedzia³,

¿e jego pozycja jest teraz jeszcze silniejsza ni¿ przedtem.

A teraz Palpatine uwa¿a, ¿e dosta³ to, czego chcia³, podsumo-

wa³ ksi¹¿ê. Silniejszy, bardziej twardy gatunek ³owców nagród,

gotowych pracowaæ dla Imperium za odpowiedni¹ cenê. Bez sta-

rej Gildii, która sprawia³a, ¿e nie maj¹c konkurencji, obrastali w nie-

róbstwie t³uszczem. To dobrze dla Imperium, myœla³ Xizor, w za-

dumie kiwaj¹c g³ow¹. A jeszcze lepiej dla Czarnego S³oñca.

– Dobrze siê teraz urz¹dzi³eœ, mój drogi Xizorze. – Kud’ar

Mub’at, rozparty w swoim gnieŸdzie, bez trudu odgad³ tok myœle-

nia ksiêcia. – Udowodni³eœ swoj¹ wartoœæ Palpatine’owi. To za-

pewni ci dobr¹ pozycjê na przysz³oœæ, a tak¿e realizacjê pozosta-

³ych twoich planów i intryg. £aska Imperatora sp³ynie na ciebie

jak ciep³e s³oñce tropikalnego œwiata. Znany jest ze swej hojnoœci

dla przebieg³oœci… i lojalnoœci.

– Nie a¿ tak, jak ci siê wydaje – odpar³ Xizor. – Nie mam

w tym wzglêdzie ¿adnych z³udzeñ. Imperator zatrzyma mnie jako

swoj¹ praw¹ rêkê tak d³ugo, jak bêdzie uwa¿a³, ¿e jestem cen-

nym narzêdziem w jego rêku. Jeœli stanie siê coœ, co zachwieje

tym przekonaniem, wtedy znajdê siê ko³o niego tylko o tyle bli-

¿ej, by on sam… lub Darth Vader… mogli wycisn¹æ mi oddech

z gard³a.

– Niepotrzebnie siê tym martwisz, niepotrzebnie, mówiê ci –

Kud’ar Mub’at znowu obdarzy³ goœcia strzêpiastym uœmiechem. –

Wszelkie przeszkody, jakie postawiono na twojej drodze w labi-

ryncie, jakim jest dwór Palpatine’a, pokonasz ze zwyk³¹ sobie in-

teligencj¹. Jestem tego pewien.

Xizor odpowiedzia³ mu uœmiechem.

background image

183

– Ja równie¿ jestem pewien. – Przechyli³ g³owê w drwi¹cym

uk³onie pod adresem pajêczarza. – Jak¿e bym móg³ w to w¹tpiæ…

z takim wspólnikiem u boku?

– Ach, mi³o z twojej strony, ¿e to powiedzia³eœ! A zatem czy

mogê uwa¿aæ wszelkie podejrzenia co do braku zaufania miêdzy

nami za nieby³e?

– Oczywiœcie, ¿e nie – Xizor ze wzgard¹ potrz¹sn¹³ g³ow¹. –

Dzieñ, w którym zaufam takiej kreaturze jak ty, bêdzie dniem,

gdy podpiszê na siebie wyrok œmierci. Ale doœæ ju¿ tego, przejdŸ-

my do interesów.

– Nie ma sprawy – obrazi³ siê Kud’ar Mub’at. – Jak sobie

¿yczysz. – Machn¹³ przedni¹ koñczyn¹. – Proszê, mów.

– Odpuœæmy sobie gratulacje za osi¹gniêcie za³o¿onych ce-

lów naszego planu, to znaczy ca³kowitego rozpadu Gildii £owców

Nagród. Jeœli zamierzasz siê p³awiæ w ciep³ym blasku chwa³y z ta-

kiego dokonania, rób to, proszê, ale kiedy jesteœ sam. – Xizor na-

chyli³ siê w kierunku pajêczarza i doda³ twardszym g³osem: – Ale

teraz mamy jeszcze sporo do zrobienia, jeœli chcemy cieszyæ siê

wynikami. Przecie¿ nie da siê skonstruowaæ takiej intrygi i uru-

chomiæ jej, nie powoduj¹c pewnych… powiedzmy, zasz³oœci, któ-

re nale¿y usun¹æ.

– W istocie – sumiennie potwierdzi³ Kud’ar Mub’at. – Jest

dok³adnie tak, jak mówisz, mój drogi Xizorze. Niektórzy mimo-

wolni uczestnicy naszych intryg mog¹ nie byæ zbyt zadowoleni

z roli, jak¹ im przysz³o odegraæ.

To prawda. Xizor przyzna³ siê ju¿ do tego przed sob¹.

– Szturmowiec nie stanowi wielkiego problemu – rzek³. – Sam

fakt, ¿e Trhin Voss’on’t wykona³ rozkazy, jakie mu wydano, a po-

tem odegra³ swoj¹ rolê w naszej ma³ej maskaradzie, wskazuje na

pewn¹ naiwnoœæ z jego strony. To siê czêsto zdarza wojskowym;

s¹ przeszkoleni, by ufaæ swoim zwierzchnikom. Szturmowcy im-

perialni nie mogliby przetrwaæ, gdyby pozwoli³o siê na w¹tpliwoœci

w ich szeregach. A w przypadku Voss’on’ta… za dobre odegranie

roli obiecano mu sowit¹ nagrodê.

– Naprawdê? – pajêczarz przekrzywi³ g³owê. – A co w³aœci-

wie przyrzek³ Voss’on’towi Imperator Palpatine?

– Emeryturꠖ wzruszy³ ramionami ksi¹¿ê Xizor. – Skromn¹

emeryturê w nagrodê za lata s³u¿by w oddzia³ach szturmowców.

Musisz pamiêtaæ, ¿e niewielu z nich do¿ywa takiego wieku, by

cieszyæ siê emerytur¹. Bior¹c pod uwagê to, przez co przechodz¹,

background image

184

i co musz¹ jeszcze po drodze zrobiæ, nale¿y przypuszczaæ, ¿e spo-

kój i cisza na stare lata stanowi¹ szczyt ich marzeñ.

– Jakie¿ to wzruszaj¹ce. A co zamiast tego dostanie Trhin

Voss’on’t?

– Zostaw to mnie – zimno odpar³ Xizor. Nie mia³ osobiœcie

nic przeciwko temu szturmowcowi; cokolwiek mu siê przydarzy,

bêdzie to po prostu absolutn¹ koniecznoœci¹. Voss’on’t sta³ siê

czymœ, czego nale¿y siê pozbyæ, zanim narobi k³opotów i wstydu

autorom tego planu, w którym tak doskonale odegra³ niezmiernie

istotn¹ rolê. Starzy ¿o³nierze lubi¹ opowiadaæ o swoich przygo-

dach. Jeœli jakieœ niedyskretne szczegó³y przedostan¹ siê do wia-

domoœci publicznej, na przyk³ad jak oszukano i wymordowano

pozosta³ych szturmowców, bêdzie to mia³o powa¿ny wp³yw na

morale tych, którzy pozostali w s³u¿bie Palpatine’a. Sojusz Rebe-

liantów mo¿e wykorzystaæ te informacje i zachêcaæ szturmowców

do masowych ucieczek, oferuj¹c im bezpieczn¹ przystañ z dala od

szar¿y oficerskich i niegodziwego Imperatora. I tylko z tego po-

wodu Trhin Voss’on’t nie dostanie w nagrodê spokojnej emerytu-

ry, któr¹ mu obiecano – zbyt du¿o wiedzia³. Xizor ju¿ zapewni³

Imperatora, ¿e za³atwi sprawê Voss’on’ta raz na zawsze.

– A co z Bob¹ Fettem? – W g³osie Kud’ara Mub’ata zabrzmia-

³o rozbawienie. Zlikwidowanie tej akurat drobnej niedogodnoœci

mo¿e byæ odrobinê trudniejsze. W koñcu nie nale¿y on do tego

samego gatunku ufnych istot co Trhin Voss’on’t.

– To ju¿ mój problem. I zajmê siê nim. – Xizor rozwa¿y³ spra-

wê z nale¿yt¹ starannoœci¹. Niestety, i to zarówno dla niego, jak

i dla Boby Fetta, jedyne mo¿liwe rozwi¹zanie by³o takie samo jak

to, które zastosuje w przypadku szturmowca Voss’on’ta. Xizor mia³

jedn¹ generaln¹ zasadê: nigdy nie stwarzaæ sytuacji, w której ktoœ

móg³by uzyskaæ nad nim przewagê. Ju¿ dawno zdecydowa³, ¿e

tylko g³upiec daje do rêki broñ potencjalnemu wrogowi. Podobnie

nierozs¹dne by³o pozostawiaæ broñ w miejscu, gdzie wróg móg³by

j¹ znaleŸæ i zabraæ. A we wszechœwiecie, w którym ¿y³ i dzia³a³,

ka¿dy stawa³ siê wczeœniej czy póŸniej wrogiem i bezpieczniej by³o

zrobiæ takie za³o¿enie od samego pocz¹tku.

Boba Fett mia³ jedn¹ z najlepszych sieci szpiegowskich w galak-

tyce. Przyczyni³a siê ona znacznie do jego sukcesu jako ³owcy na-

gród. Rozs¹dek ka¿e przypuszczaæ, ¿e niektóre z tych Ÿróde³ infor-

macji mog¹ znajdowaæ siê w szeregach samego Czarnego S³oñca. Fett

mo¿e jeszcze nie wiedzia³, ¿e to w³aœnie ksi¹¿ê Xizor zapocz¹tkowa³

background image

185

zniszczenie Gildii £owców Nagród, ale prawda mog³a wyjœæ na jaw

w ka¿dej chwili. Szaleñstwem by³oby dopuœciæ do sytuacji, gdy Boba

Fett, z jego wyrafinowanym umys³em i apetytem na kredyty, zdobê-

dzie i wykorzysta tak cenn¹ i niebezpieczn¹ informacjê. Nawet jeœli

wyeliminuje siê Bobê Fetta, problem pozostanie, poniewa¿ inni mogli

siê o tym dowiedzieæ od niego. Zbyt wiele istot chowa³oby wówczas

urazê do Xizora. Nawet gdyby uda³o mu siê uciec przed ka¿dym

³owc¹ nagród, który czuje jeszcze sentyment do starej organizacji,

skomplikowa³oby to niezmiernie jego egzystencjê. A wystarczy³by

tylko jeden z odrobin¹ szczêœcia, aby wszelkie jego plany dotycz¹ce

Czarnego S³oñca obróci³y siê w nicoœæ wraz z ¿yciem.

Nie, pomyœla³ Xizor. Ju¿ podj¹³ decyzjê. Milczenie Fetta rów-

na³o siê jego œmierci. Nie mo¿na by³o z tego zrezygnowaæ.

– Jestem ca³kiem pewien – zamrucza³ Kud’ar Mub’at – ¿e

siê tym zajmiesz ze zwyk³¹ sobie skutecznoœci¹. W to nie w¹tpiê,

mój drogi Xizorze. Pozostaje tylko pytanie: kiedy? Wolê spaæ spo-

kojnie w tej skromnej sieci, bezpieczny poœród moich skarbów,

nie dopuszczaj¹c œwiadomoœci, ¿e ³owcy nagród ¿ywi¹ do mnie

jak¹œ urazê. ¯yczê sobie wspó³¿yæ z moimi braæmi w ca³ej galak-

tyce tak pokojowo, jak to tylko mo¿liwe. Myœl, ¿e gdzieœ tam

kr¹¿y sobie Boba Fett i ma wobec mnie nieprzyjemne zamiary,

doprawdy Ÿle wp³ynê³aby na mój sen.

– Nie obawiaj siꠖ ponuro odrzek³ Xizor. – On tak¿e podj¹³

ju¿ decyzjê w tej sprawie. Jeœli pozosta³ jakiœ ba³agan do uprz¹t-

niêcia, nale¿y siê nim czym prêdzej zaj¹æ i wysprz¹taæ go do naj-

drobniejszego… lub potencjalnie najcenniejszego py³ku. £owca

nagród Boba Fett pewnie jeszcze nieraz przyda³by siê w przysz³o-

œci zarówno Imperium, jak i Czarnemu S³oñcu. W pewnych spra-

wach by³ najbardziej niezast¹pion¹ istot¹ w ca³ej galaktyce… jeœli

tylko kogoœ by³o staæ na jego us³ugi.

W dodatku, musia³ przyznaæ Xizor, czu³ dla ³owcy nagród

pewien podziw. Skutecznoœæ i okrucieñstwo Boby Fetta by³y ce-

chami doprawdy inspiruj¹cymi. Xizor czêsto stawia³ je za przy-

k³ad do naœladowania swoim podw³adnym z Czarnego S³oñca.

Gdyby usun¹æ Bobê Fetta, galaktyka by³aby milszym i spokojniej-

szym miejscem – a taka myœl nape³nia³a Xizora odraz¹.

Có¿ za paradoks, ¿e okrucieñstwo wymaga eksterminacji tych

najokrutniejszych, zastanawia³ siê. Gdyby jednak przysz³o co do

czego i musia³by wybieraæ miêdzy ¿yciem w³asnym a Boby Fetta,

ten ostatni nale¿a³by ju¿ do historii.

background image

186

– Jestem istot¹ zrodzon¹ dla zmartwieñ, taka jest moja natu-

ra – pajêczarz wykona³ przednimi odnó¿ami gest w kierunku st³o-

czonych wokó³ siebie zawi¹zków. – Mam tyle pracy, tyle pracy!

I muszê przyznaæ, ¿e jestem bardzo zaniepokojony. Planujesz „za-

j¹æ siê” Bob¹ Fettem. Wielu ju¿ próbowa³o „zaj¹æ siê” nim w prze-

sz³oœci i wynik okaza³ siê bardzo niepomyœlny, ale dla tych nie-

opatrznych istot.

– Taka jest w³aœnie ró¿nica pomiêdzy nimi a mn¹. Jeœli ja siê

czymœ zajmujê, to skutecznie. Nie zapominaj, ¿e mam za sob¹ nie

tylko potêgê Imperium, ale i Czarnego S³oñca. Boba Fett nigdy

jeszcze nie stawi³ czo³a takiej kombinacji. Jedn¹ spraw¹ jest triumf

nad band¹ œlamazarnych Huttów i podobnych im stworzeñ, mizer-

nych, ma³o znacz¹cych, pozbawionych sieci informatorów i odpo-

wiednich wp³ywów, a co innego prze¿yæ w starciu z si³ami, jakie ja

mam na swoje rozkazy.

– Twoja wiara w siebie, drogi Xizorze, jest tak wielka, ¿e w po-

kornych istotach, takich jak ja, mo¿e budziæ jedynie szacunek.

– Tak te¿ byæ powinno. – Falleeñski ksi¹¿ê zarzuci³ sobie na

pierœ skraj p³aszcza. By³ ju¿ gotów, aby opuœciæ sieæ i zaj¹æ siê dal-

szymi przygotowaniami. – Twoim jedynym problemem, Kud’arze

Mub’acie, powinno byæ w³aœciwe odegranie roli w ostatnim etapie

naszego planu.

Pajêczarz skuli³ siê w swoim pneumatycznym gnieŸdzie.

– Moje umiejêtnoœci aktorskie s¹ tak mizerne…

– Do tej pory bardzo dobrze ci sz³o – odpar³ Xizor. – To dziêki

twoim k³amstwom uda³o siê wci¹gn¹æ Bobê Fetta w nasz¹ intrygê

skierowan¹ przeciwko Gildii £owców Nagród. Wtedy da³ siê na-

braæ, bo nie mia³ powodu, ¿eby ci nie wierzyæ. Teraz równie¿ nie

ma powodu ci nie ufaæ. Fett ma w swoim posiadaniu pewien to-

war, jak on i inni ³owcy nagród zwykli nazywaæ swoje ofiary; to

znaczy Trhina Voss’on’ta, który jest uwa¿any za imperialnego sztur-

mowca renegata. Ty, pajêczarz Kud’ar Mub’at, trzymasz w depo-

zycie nagrodê za dostarczenie tego towaru i masz j¹ wyp³aciæ. Zga-

dza siê? – Xizor podniós³ wzrok w kierunku jednego z wiêkszych

zawi¹zków zwisaj¹cych z w³óknistej œciany obok Kud’ara Mub’ata.

– To prawdziwe i sprawdzone stwierdzenie – odpar³ zawi¹-

zek imieniem Bilans – dotycz¹ce pewnej kwoty kredytów zdepo-

nowanej w sieci. Ca³a kwota nagrody za imperialnego szturmowca

Voss’on’ta jest w tej chwili w naszym posiadaniu. Dok³adnie tak

jak pan mówi, ksi¹¿ê Xizorze.

background image

187

– I w³aœnie tym siê trochê denerwujê. – Twórca zawi¹zku

niespokojnie poruszy³ siê w swoim gnieŸdzie. – To znaczna suma

kredytów jak na moje mo¿liwoœci, mo¿e najwiêksza, jak¹ kiedy-

kolwiek dysponowa³em naraz w mojej sieci. Zawsze uwa¿a³em,

¿e najrozs¹dniej jest powierzaæ aktywa znanym i szanowanym pla-

netarnym instytucjom bankowym w ramach granic kontrolowa-

nych przez Imperium. Czujê siê bardzo ods³oniêty i samotny, za-

wieszony tak daleko w pustej przestrzeni.

– Nikt nigdy ciê nie ograbi, Kud’arze Mub’acie, twoje us³ugi

s¹ zbyt cenne dla wielu istot. Poza tym moja „Megiera” stacjonuje

tu niedaleko wraz z kilkoma innymi statkami nale¿¹cymi do floty

operacyjnej Czarnego S³oñca. Ich si³a ognia powinna byæ dla cie-

bie wystarczaj¹c¹ ochron¹, dopóki nagroda bezpiecznie nie opuœci

twojej sieci.

– Mo¿e i tak… – Kud’ar Mub’at nie wydawa³ siê ca³kowicie

usatysfakcjonowany odpowiedzi¹. – Ale czy to wystarczy, by

ochroniæ mnie przed Bob¹ Fettem?

– Zostaw ³owcê nagród mnie – odpar³ Xizor. – Ty musisz tyl-

ko odegraæ swoj¹ rolê. Dla kogoœ, komu k³amstwo przychodzi

z tak¹ ³atwoœci¹, nie powinno to byæ zadanie przekraczaj¹ce jego

mo¿liwoœci.

Odwróci³ siê, czuj¹c, ¿e ma serdecznie doœæ protestów pajê-

czarza. Przechodz¹c ciasnym centralnym korytarzem sieci, s³y-

sza³, jak pajêczarz prycha i be³kocze za jego plecami.

W kilka minut póŸniej Xizor, czekaj¹c w obszarze portowym

sieci, a¿ niewielki wahad³owiec przeniesie go z powrotem na po-

k³ad „Megiery”, us³ysza³ nagle inny g³os. Cichutki g³osik w okolicy

swojej g³owy.

– Wybacz, ale zastanawia³em siê, czy nie moglibyœmy zamie-

niæ ze sob¹ kilku s³ów. Tylko pan i ja… – zaszemra³ g³osik.

Xizor obejrza³ siê i spostrzeg³ zawi¹zek ksiêgowy imieniem

Bilans, zwisaj¹cy g³ow¹ w dó³ z w³óknistego sklepienia.

– Czego chcesz?

– Tego, co powiedzia³em – wyjaœni³ Bilans starannie modulo-

wanym szeptem. – Dwa s³owa. Na tematy, które bêd¹ dla nas obu

zarówno interesuj¹ce, jak i zyskowne.

– I zyskowne dla twojego pana Kud’ara Mub’ata, prawda? –

Xizor potrz¹sn¹³ g³ow¹. – Mniej wiêcej orientujê siê, jak zbudo-

wana jest sieæ pajêczarza. Wszystko tu zosta³o wysnute z w³asnej

tkanki Kud’ara Mub’ata. – Spojrza³ w b³yszcz¹ce oczka Bilansa,

background image

188

wiedz¹c, ¿e to tak, jakby patrzy³ w przenikliwe, po¿¹dliwe œlepia

Kud’ara Mub’ata. Nie móg³ zrozumieæ, dlaczego Kud’ar Mub’at

zabawia³ siê w takie gry i po co wys³a³ w œlad za nim jeden ze

swych na wpó³ niezale¿nych zawi¹zków. Czy on myœli, ¿e mnie

tak ³atwo oszukaæ? – oburzy³ siê Xizor.

– Ju¿ powiedzia³em wszystko, co mia³em mu do powiedze-

nia, przynajmniej na razie – odezwa³ siê do zawi¹zku.

– Myœlê, ¿e Ÿle pan interpretuje sytuacjꠖ spokojnie odpar³

Bilans. – Podobnie jak to, z kim pan w³aœciwie rozmawia.

Wisz¹c ³ebkiem w dó³, zawi¹zek podsun¹³ siê nieco bli¿ej Xi-

zora. Jeden z jego drobnych pazurków podtrzymywa³ lœni¹ce, bia-

³e w³ókno, wprawdzie jednym koñcem po³¹czone z cia³em Bilan-

sa, ale oderwane od struktury sieci. – Widzi pan? Jestem teraz

niezale¿ny. Kiedy pan ze mn¹ rozmawia, Kud’ar Mub’at nie wie

o tym. Chyba ¿e ja tego zechcê.

Xizor podejrzliwie zmierzy³ wzrokiem zawi¹zek.

– Uda³o ci siê od³¹czyæ od sieci? To bardzo sprytne z twojej

strony… ale jak to siê dzieje, ¿e Kud’ar Mub’at nie uœwiadamia

sobie, i¿ jeden z jego najcenniejszych zawi¹zków od³¹czy³ siê od

organizmu?

– To proste – Bilans przyci¹gn¹³ do siebie inne, grubsze w³ók-

no, prowadz¹ce wprost do niewiarygodnie skomplikowanej ple-

cionki otaczaj¹cej ich struktury. Na koñcu tego w³ókna wisia³ inny

zawi¹zek, maleñki, o ledwie widocznych pazurkach.

– Kud’ar Mub’at nie jest jedyny, który potrafi tworzyæ za-

wi¹zki. Ja równie¿ opanowa³em tê sztukê. Ten tutaj nale¿y do

mnie. – Bilans podsun¹³ malutki, przywi¹zany do w³ókna orga-

nizm, aby Xizor dobrze go sobie obejrza³. – S³u¿y jako zas³ona

dymna dla mnie. Wysy³a w sieæ neurosygna³y œwiadcz¹ce o tym,

¿e wci¹¿ jestem jej czêœci¹ i s³u¿ê wiernie Kud’arowi Mub’atowi.

Wierz mi, stary pajêczarz nie ma zielonego pojêcia, co siê dzieje.

– Doprawdy? – Xizor by³ pod wra¿eniem zarówno zmyœlno-

œci zawi¹zku… jak i mo¿liwoœci, jakie ona otwiera³a. Kud’ar

Mub’at ju¿ od d³u¿szego czasu dzia³a³ mu na nerwy. Mo¿e u¿y-

tecznoœæ pajêczarza zbli¿a³a siê do kresu… – Masz chyba racjê

w jednej sprawie…

– To znaczy? – okr¹g³e, lœni¹ce oczka Bilansa zajrza³y Xizo-

rowi w twarz.

– Mamy wiele spraw do omówienia.

background image

189

R O Z D Z I A £

!

DZIŒ

Nie móg³ przestaæ myœleæ o ³owcy nagród.

Kuat wiedzia³, ¿e traci czas. Przesz³oœæ nale¿a³a do przesz³oœci

i nie mo¿na by³o jej zmieniæ. S¹ sprawy, które nale¿y jak najszyb-

ciej wyczyœciæ, powiedzia³ sobie, spogl¹daj¹c na doki konstrukcyjne

Zak³adów Stoczniowych Kuat. Ten proces czyszczenia musi nast¹-

piæ teraz, w czasie rzeczywistym. Im bardziej siê go odsunie, tym

przykrzejsze bêd¹ tego konsekwencje. Wszystko, co osi¹gn¹³ z ta-

kim trudem, co stworzy³ z tej korporacji ród Kuatów, mo¿e zostaæ

starte w py³ przez si³y, które przeciwko niemu spiskuj¹.

Wiedzia³ o tych si³ach, œwiadomoœæ ta leg³a mu na duszy

mia¿d¿¹cym ciê¿arem, ale myœl, jakby œci¹gana si³¹ grawitacji,

powraca³a ci¹gle do ³owcy nagród i do tego, co wydarzy³o siê

w przesz³oœci.

Fett by³ kluczem do wszystkiego. Kluczem do tego, co zasz³o

wtedy, i do tego, co musi zdarzyæ siê teraz, jeœli Stocznia Kuat ma

zostaæ ocalona.

By³o wiele spraw zwi¹zanych z t¹ przesz³oœci¹, o których wie-

dzia³a ca³a galaktyka. Historia, która uros³a niemal do legendy,

opowiadaj¹ca o roz³amie w starej Gildii £owców Nagród i wyda-

rzeniach, które potem nast¹pi³y. Schwytanie Trhina Voss’on’ta, im-

perialnego szturmowca renegata i to, co siê sta³o, kiedy Boba Fett

zg³osi³ siê po nagrodê…

O tych sprawach wiedzieli wszyscy. A przynajmniej o wiêk-

szoœci z nich.

Ale inne stanowi³y tajemnicê, ukryt¹ g³êboko pod czaszk¹

Kuata. Musia³ siê upewniæ, ¿e tajemnic¹ pozostan¹.

background image

190

Jeœli do osi¹gniêcia tego celu konieczna bêdzie œmieræ innych

istot – a zw³aszcza Boby Fetta – to tylko godna po¿a³owania ko-

niecznoϾ. Biznes to biznes.

Sam by siê pewnie ze mn¹ zgodzi³, pomyœla³ Kuat, wznosz¹c

oczy ku zimnym gwiazdom œwiec¹cym nad dokami. Boba Fett

raczej nie móg³by obwiniaæ go za to, ¿e dba o swoje interesy w spo-

sób tyle¿ skuteczny, co œmiercionoœny.

Kuat odwróci³ siê od wysokich ekranów widokowych. Dener-

wowa³o go, ¿e ma tyle szalenie pilnych spraw do za³atwienia, a przy

tym wci¹¿ musi zawracaæ sobie g³owê takimi drobiazgami, jak

wezwanie na konwokacjê rodów rz¹dz¹cych na planecie Kuat.

Z ciê¿kim westchnieniem zdj¹³ wspania³e szaty z rzeŸbionego wie-

szaka, na którym wisia³y w oczekiwaniu na takie okazje.

Niby nic, a jaka odmiana.

Wystarczy³o, ¿eby Kuat ubra³ siê w oficjalne szaty o wzorze,

który wyznacza³ jego pozycjê na czele szlachetnych rodzin tego œwia-

ta. Tak rzadko opuszcza³ dyrekcjê Zak³adów Stoczniowych Kuat

i jej surowe biura, których okna wychodzi³y na stoczniê, ¿e najchêt-

niej nosi³ prosty kombinezon. Taki sam jak te, których u¿ywali in¿y-

nierowie, technicy i ochrona korporacji, bez dystynkcji i rangi. Jeœli

go s³uchano, to dlatego, ¿e wszyscy wiedzieli, i¿ jego autorytet opie-

ra siê na czymœ wiêcej ni¿ tylko genetyczna spuœcizna.

Nawet felinks o jedwabistej sierœci, który spoczywa³ w jego

ramionach, z trudem rozpozna³ go w tej szacie, w zamaszystych

draperiach haftowanych z³otem, sp³ywaj¹cych mu z ramion. Kuat,

w³adca jednej z najpotê¿niejszych korporacji galaktyki, musia³ klêk-

n¹æ obok sto³u laboratoryjnego i przywo³ywaæ zwierz¹tko miêk-

kim, kusz¹cym g³osem. Biedactwo, pomyœla³, g³aszcz¹c je za uszka-

mi. Pomruk wywo³anej pieszczot¹ rozkoszy wydoby³ siê z ma³ego

cia³ka. Jak wszyscy przedstawiciele tego dekoracyjnego, rozpiesz-

czonego gatunku felinks by³ przekonany, ¿e to on jest w³adc¹ tego

królestwa i wszelkie zmiany w dziennym rozk³adzie zajêæ przyj-

mowa³ z oburzeniem.

Tak samo jak ja, pomyœla³ Kuat. Z felinksem na rêku pod-

szed³ do ekranów widokowych i wyjrza³ na zewn¹trz, gdzie mon-

towano statki i przygotowywano je do dziewiczego rejsu. By³o to

du¿e zamówienie Floty Imperialnej Palpatine’a. Kad³uby naszpi-

kowano tak¹ iloœci¹ broni, ¿e powinny odstraszyæ nawet najbar-

dziej szalonego przeciwnika. Dzia³a laserowe, montowane na otwar-

tych konstrukcjach, wymaga³y takich stê¿eñ i tak potê¿nych

background image

191

korpusów poch³aniaj¹cych odrzut, ¿e wytrzyma³yby eksplozje mie-

rzone w gigatonach. Wystarczy ma³e niedopatrzenie i pojedynczy

strza³ oddany w czasie bitwy rozpruje niszczyciel lub kr¹¿ownik

na pó³. Ofiara w³asnej œmiercionoœnej si³y. Sama myœl o takim zda-

rzeniu wywo³a³a smutny uœmiech zrozumienia na twarzy Kuata.

– Musimy zawsze byæ bardzo ostro¿ni – szepn¹³ do puszy-

stego ucha felinksa – ¿eby nie rozwaliæ siê w³asn¹ broni¹.

Felinks leniwie poruszy³ siê w ramionach Kuata. Jego zda-

niem wszystkie plany powiod³y siê doskonale: by³ nakarmiony,

ogrzany i zadowolony. Kuat chcia³by czuæ to samo w stosunku do

wszystkich swoich planów i machinacji. Nawet teraz uruchomione

przez niego si³y kr¹¿y³y wokó³ Stoczni Kuat jak stalowe zêby nie-

widzialnej pu³apki, wiêkszej ni¿ œwiaty i korporacje, na które czy-

ha³a.

Us³ysza³, ¿e otwieraj¹ siê wysokie drzwi biura. Nie ruszaj¹c

felinksa, obejrza³ siê przez ramiê.

– Tak?

Szef ochrony Zak³adów Stoczniowych sta³ w smudze œwiat³a

dochodz¹cej z korytarza.

– Pañski osobisty transporter jest gotowy. – Jak wszyscy pra-

cownicy korporacji Fenald odezwa³ siê do szefa bez zbêdnych for-

malnoœci. – Zabierze pana na spotkanie rodów.

– Nie musisz mi przypominaæ, dok¹d siê wybieram – odpar³

Kuat. Zgromadzenie wszystkich rodów rz¹dz¹cych planet¹ Kuat

by³o jedynym powodem, dla którego w³o¿y³ ceremonialne szaty.

I jedynym powodem jego pod³ego humoru. – Przepraszam – do-

da³. Szef ochrony by³ jednym z jego najcenniejszych ludzi i nic nie

uczyni³, ¿eby sobie zas³u¿yæ na tak ostre s³owa. – Ale to wszystko

zbieg³o siê w tak nieodpowiednim czasie…

By³o to delikatnie powiedziane. Nawet gdyby Kuat musia³

martwiæ siê tylko o tempo prac konstrukcyjnych w stoczni wobec

nieustannego nacisku Imperatora Palpatine’a, który chcia³ czym

prêdzej wyposa¿yæ Flotê Imperialn¹ w nowe statki potrzebne do

zd³awienia rozszerzaj¹cej siê Rebelii, by³oby to a¿ nadto. W po³¹-

czeniu jednak z innymi troskami, z których czêœæ stanowi³a sekret

znany wy³¹cznie jemu… to brzemiê by³o nie do udŸwigniêcia.

A raczej, mówi¹c precyzyjnie, by³oby to brzemiê nie do udŸwi-

gniêcia dla ka¿dej innej istoty rozumnej. Kuat przymkn¹³ oczy,

czubkami palców automatycznie g³adz¹c futerko felinksa. Jeœli by³

inny ni¿ wszystkie istoty rozumne, to tylko dlatego, ¿e taki siê ju¿

background image

192

urodzi³: dziedziczny dyrektor Zak³adów Stoczniowych Kuat, w któ-

rego ¿y³ach p³ynê³a krew wielu pokoleñ in¿ynierów i przywódców.

Wszystko, co robi³, robi³ z myœl¹ o korporacji. W galaktyce by³o

tak wiele si³, które pragnê³y zniszczyæ Zak³ady Stoczniowe Kuat –

rozerwaæ je na strzêpy lub poch³on¹æ w ca³oœci. Zalicza³ siê do

nich nawet najlepszy klient korporacji Imperator Palpatine – i g³ów-

ny jego pacho³ek Lord Vader. Zak³ady Stoczniowe Kuat mia³y kil-

ku prawdziwych przyjació³ wœród przywódców Starej Republiki,

ale ci zostali zmieceni po drodze Imperatora Palpatine’a do w³adzy

absolutnej. A teraz przetrwanie korporacji zale¿a³o tylko od inteli-

gencji i odwagi tych, którzy j¹ prowadzili.

W dodatku zaraz wsi¹d¹ mu na kark rz¹dz¹ce rody Kuat…

– Nie musi pan przeprasza栖 szef ochrony uœmiechn¹³ siê

smutno. – Kiedy, jeœli w ogóle, bêdzie w³aœciwa pora, ¿eby siê

z nimi rozprawiæ?

– Masz niestety racjꠖ przyzna³ Kuat. Mimo protestów fe-

linksa zdj¹³ go z piersi i u³o¿y³ w wyœcie³anym koszyku w pobli¿u

warsztatu. Zwierzak natychmiast wyskoczy³ z pos³ania i pomasze-

rowa³ do miski z jedzeniem, wysoko unosz¹c puszysty ogon. Kuat

strzepn¹³ kilka jego jedwabistych w³osów z szaty.

– Niech bêdzie – rzek³ znu¿onym g³osem. – Miejmy to ju¿ za

sob¹.

Fenald starannie zamkn¹³ drzwi biura, po czym pod¹¿y³ w œlad

za Kuatem do doków.

– Zebra³em mo¿liwie najwiêcej informacji na temat spotka-

nia – mówi³ po drodze. Oprócz innych zadañ Fenald obarczony

by³ tak¿e nadzorem… lub, mówi¹c brutalnie, szpiegowaniem ro-

dów rz¹dz¹cych planet¹. – Wszystko wskazuje na to, ¿e bêdzie

tam Knylenn Starszy. Osobiœcie.

– Ten stary g³upiec? – Kuat potrz¹sn¹³ g³ow¹. Starszy zawsze

by³ jego g³ównym oponentem w radzie rz¹dz¹cej rodami. Z wszyst-

kich rodów to w³aœnie Knylenn najbardziej za¿arcie, i to ju¿ od

stuleci, walczy³ przeciwko Wy³¹cznoœci Dziedziczenia, dziêki któ-

rej linia Kuat wci¹¿ trzyma³a w garœci Zak³ady Stoczniowe. – Je-

stem zaskoczony, ¿e zdo³ali go wyci¹gn¹æ z systemów podtrzyma-

nia ¿ycia.

– M³odsi cz³onkowie rodu wykorzystuj¹ Starszego jako pierw-

sz¹ liniê. Zaprojektowali i zbudowali dla niego nowy, przenoœny

system podtrzymywania ¿ycia, w którym w razie koniecznoœci Star-

szy mo¿e przybyæ na takie spotkanie. – Szef ochrony uniós³ brew. –

background image

193

Bardzo kosztowny system. Z tego, co wiem, ma wbudowanych

kilka redundancyjnych poziomów inteligencji robota pierwszej ka-

tegorii, z ci¹g³ym monitorowaniem w czasie rzeczywistym wszyst-

kich funkcji ¿yciowych. Ma nawet kriomagazyn najwa¿niejszych

organów, z ca³kowitym zniesieniem reakcji immunologicznej na

poziomie komórkowym, gotów do przeszczepu na pierwsz¹ ozna-

kê zak³óceñ w pracy p³uc i serca lub nerek i w¹troby. Starszy mo¿e

byæ poddawany transplantacji serca w chwili, gdy bêdzie pan z nim

rozmawia³, a pan siê nawet nie zorientuje, chyba ¿e po œwiate³kach

migaj¹cych na przednim panelu.

– Czaruj¹ce – odpar³ Kuat. – Oczywiœcie, je¿eli przyj¹æ, ¿e

od pocz¹tku mia³ w sobie taki organ.

Widzia³ ju¿ przed sob¹ s³u¿by dokowe, czekaj¹ce u otwartego

w³azu jego osobistego transportera.

– Kto jeszcze tam bêdzie?

– Stara gwardia: wszyscy Knylennowie, ich telbuny i krewni,

klan Kuhlvultów i ich morganatyczni wasale, pewnie jeszcze spo-

ro Kadnessich.

Kuat zatrzyma³ siê na œrodku korytarza i spojrza³ na Fenalda.

– To wiêcej ni¿ zwykle.

Szef ochrony przytakn¹³.

– To wielki spêd, panie in¿ynierze. Knylennowie próbuj¹ obaliæ

Wy³¹cznoœæ Dziedziczenia od czasów, kiedy korporacj¹ rz¹dzi³ jesz-

cze pañski dziadek. Powo³ali siê na wszystkie d³ugi wdziêcznoœci,

jakie którykolwiek z rz¹dz¹cych rodów móg³ mieæ wobec nich,

i s¹dz¹, ¿e dziœ to za³atwi¹.

– Mo¿e i za³atwi¹. – Kuat przystan¹³ obok otwartego w³azu

transportera. Pracownicy doku cofnêli siê. – Mo¿e powinienem im

pozwoliæ. A wtedy sprawy interesów z Imperium i ca³¹ reszt¹ spad-

n¹ na g³owê kogoœ innego. – Ciaœniej otuli³ siê ceremonialn¹ szat¹,

aby zmieœciæ siê w w¹skiej kabinie pasa¿erskiej transportera. Obej-

rza³ siê na Fenalda. – Co o tym s¹dzisz?

– To pan musi podj¹æ tak¹ decyzjê. Ale by³by to koniec Za-

k³adów Stoczniowych Kuat jako niezale¿nej korporacji. ¯aden inny

z rz¹dz¹cych rodów nie ma si³ ani odwagi, aby zmierzyæ siê z Pal-

patine’em.

– Czasami myœlê, ¿e odwaga to po prostu uprzejmiejsza na-

zwa szaleñstwa – mrukn¹³ Kuat. Zebra³ wokó³ siebie szerokie i nie-

wygodne fa³dy i wszed³ do transportera. – Jestem stary i zmêczo-

ny… a przynajmniej tak siê czujê, wiêc wychodzi na to samo.

13 – Spisek Xizora

background image

194

Musia³ schyliæ g³owê, ¿eby obejrzeæ siê na postaæ stoj¹c¹ we

w³azie.

– Mo¿e zamiast jechaæ tam i mêczyæ siê z tymi nudnymi kre-

aturami, powinienem polecieæ od razu na Coruscant. Móg³bym

dogadaæ siê z Palpatine’em: jeœli poddam siê teraz i pozwolê mu

obj¹æ Zak³ady Stoczniowe Kuat, zaoszczêdzê mu mnóstwo pro-

blemów. Mo¿e z wdziêcznoœci przyzna mi emeryturê i to doœæ

wysok¹, ¿ebym spokojnie móg³ siê urz¹dziæ na jakiejœ zapomnia-

nej planecie.

– Panie in¿ynierze, podejrzewam, ¿e jeœli Imperator Palpatine

dostanie od pana to, czego chce, po prostu pana wyeliminuje.

Kuat zmusi³ siê do ponurego pó³uœmieszku.

– Wierzê, ¿e masz racjê. – Usadowi³ siê w dwuosobowej ka-

binie pasa¿erskiej transportera. – A zatem nie mam wyboru, praw-

da? Muszê lecieæ i stawiæ czo³a Knylennom i ca³ej reszcie rz¹dz¹-

cych rodów.

– Nie, nie ma pan – lakonicznie potwierdzi³.

– W takim razie – odpar³ Kuat – moje obowi¹zki i moje czy-

ny stanowi¹ jedno.

Znów odwróci³ siê do wnêtrza transportera.

Fenald po³o¿y³ d³oñ na przedramieniu Kuata.

– Panie in¿ynierze, nie musi pan jednak spe³niaæ tych obo-

wi¹zków samotnie.

Kuat spojrza³ na szefa ochrony.

– Co masz na myœli?

– To szaleñstwo, aby pan lecia³ tam sam. Knylennowie i po-

zostali prawdopodobnie planuj¹ dla pana jak¹œ niemi³¹ niespodzian-

kê. Powinien pan wzi¹æ ze sob¹ ka¿d¹ pomoc, jak¹ zdo³a pan

zorganizowaæ.

– Mo¿e masz racjê. Ale to nie znaczy, ¿e j¹ dostanê.

– Mam nadziejê, ¿e wybaczy mi pan niedelikatnoœæ z mojej

strony, panie in¿ynierze, ale podj¹³em inicjatywê skontaktowania siê

z Mistrzem Etykiety rodów rz¹dz¹cych. – Fenald lekko skin¹³ g³o-

w¹, cofaj¹c d³oñ z rêkawa ceremonialnej szaty Kuata. – A on doko-

na³ innej interpretacji jednego z punktów protoko³u. Skoro Knylen-

nowie przyprowadzaj¹ na to spotkanie swoje telbuny, normalne

ograniczenia nie maj¹ zastosowania. Wed³ug kodeksu rodowego

przodków telbuny s¹ technicznie obcymi osobami, a nie prawdzi-

wymi cz³onkami rodzin. Aby zatem zachowaæ pe³n¹ sprawiedliwoœæ,

ród Kuatów ma prawo wprowadziæ na spotkanie obc¹ osobê.

background image

195

– Rozumiem. – Kuat zastanowi³ siê na chwilê nad us³yszan¹

informacj¹. – A ty sugerujesz, ¿e powinieneœ mi towarzyszyæ.

– To wiêcej ni¿ sugestia, panie in¿ynierze. Ja nalegam.

Kuat spojrza³ uwa¿niej na swego szefa ochrony.

– Dlaczego tak bardzo chcesz znaleŸæ siê na tym spotkaniu?

Rody rz¹dz¹ce Kuatem to ma³o rozrywkowa banda.

– Tak jak mówi³em… oni coœ knuj¹.

– Jaki masz dowód… mówiê o namacalnym dowodzie… na

to podejrzenie?

Fenald milcza³ przez chwilê, zanim udzieli³ odpowiedzi.

– Nie mam dowodu – rzek³ wreszcie – po prostu czujê przez

skórê.

OdpowiedŸ szefa ochrony zaniepokoi³a Kuata. Fenald znany

by³ z tego, ¿e dzia³a³ tylko na podstawie faktów i dowodów, nama-

calnych jak durastal stosowana w dokach budowlanych Zak³adów

Stoczniowych Kuat. A jednak…

– Dobrze – zdecydowa³ Kuat, wskazuj¹c na w³az transporte-

ra. – Ruszajmy ju¿ lepiej. Bêd¹ na nas czekaæ.

W kilka standardowych jednostek czasu póŸniej pilot osobi-

stego transportera zni¿y³ statek nad gêsto zalesione obszary l¹du

na planecie Kuat. Dla Kuata z Zak³adów Stoczniowych ogl¹danie

takiej masy organicznej zieleni by³o znacznie mniej przyjemne ni¿

kontemplowanie twardych, zimnych kszta³tów spawanej laserowo

durastali w jego w³asnych dokach.

Jedna z m³odszych cz³onkiñ klanu Kuhlvult, która zaledwie

osi¹gnê³a status doros³ej osoby, wysz³a na spotkanie osobistego

transportera Kuata.

– S¹ miêdzy nami tacy, którym mi³o bêdzie ciê zobaczy栖

rzek³a Kodir z Kuhlvult. Kiedy odprowadza³a ich do sali spotkañ

rz¹dz¹cych rodów, jej ruchy w ceremonialnych szatach mia³y tyle

wdziêku, ¿e Kuat nawet nie próbowa³ ich naœladowaæ. – Nie wszy-

scy s¹ zadowoleni z niespodzianki, jak¹ Knylennowie przygoto-

wali na to spotkanie.

– Doprawdy? – id¹c obok, Kuat uwa¿nie obserwowa³ twarz

m³odej kobiety, chc¹c siê zorientowaæ w jej intencjach. – A dla-

czegó¿ to?

Uœmiech Kodir by³ bardziej przebieg³y ni¿ przyjazny.

– Wiemy, ¿e ród Kuatów zarz¹dza Zak³adami Stoczniowymi

Kuat; wasza rodzina sprawi³a, ¿e ta planeta od wielu pokoleñ jest

jednym z bogatszych œwiatów w galaktyce. Tak by³o za czasów

background image

196

starej Republiki i tak jest teraz, pod rz¹dami Imperatora Palpati-

ne’a. Takie zas³ugi powinny byæ nagrodzone, dlatego inne rody

dawno temu przyjê³y prawo Wy³¹cznoœci Dziedziczenia. – Prze-

chyli³a g³owê, z szacunkiem spuszczaj¹c oczy. – I dlatego niektó-

rzy z nas chcieliby, aby tak pozosta³o.

Kuat szed³ w milczeniu obok Kodir. Szef ochrony wlók³ siê

kilka kroków z ty³u. Wy³¹cznoœæ, myœla³ Kuat. Wszystko sprowa-

dza siê tylko do tego. I to od bardzo dawna.

Co m¹drzejsi w rz¹dz¹cych rodach, jak wspomnia³a Kodir

z Kuhlvult, zamierzali utrzymaæ prawo Wy³¹cznoœci Dziedzicze-

nia. Ci ambitniejsi, tacy jak Knylennowie, woleliby je wyelimino-

waæ. Tylko Wy³¹cznoœæ bowiem powstrzymywa³a ich od zagar-

niêcia w³adzy nad innymi rodami i przejêcia kontroli nad Zak³adami

Stoczniowymi Kuat, najwiêkszym Ÿród³em bogactwa ich œwiata.

Poœród licznych rodów rz¹dz¹cych planet¹ Kuat tylko linia rodu

Kuat przekazywa³a z ojca na syna ca³e dziedzictwo genetyczne –

taka by³a jedyna intencja i jedyny efekt Wy³¹cznoœci. We wszyst-

kich innych rodach zdecydowanie przewa¿a³a regu³a nieci¹g³oœci ³añ-

cucha genetycznego. Spadkobiercami rz¹dz¹cych rodów byli zatem

nie bezpoœredni potomkowie obecnych doros³ych ich cz³onków, lecz

raczej dzieci telbunów, wybranych specjalnie w celu przed³u¿enia

rodu. Niestety, taki uk³ad szybko okaza³ siê niedoskona³y, zw³aszcza

gdy telbuny, wybierane raczej ze wzglêdu na fizyczne piêkno ni¿ na

inteligencjê i inne korzystne czynniki genetyczne konieczne do za-

rz¹dzania Zak³adami Stoczniowymi Kuat, z braku kompetencji omal

nie doprowadzi³y korporacji do bankructwa. Tymczasem Wy³¹cz-

noœæ Dziedziczenia skutecznie chroni³a liniê rodu Kuat wraz z jej

wrodzonymi talentami niezbêdnymi do odnoszenia sukcesu w inte-

resach i utrzymywa³a j¹ na kierowniczym stanowisku. Wy³¹cznoœæ

Dziedziczenia, jak dobrze wiedzia³ Kuat z Kuatów, dawa³a jeszcze

dodatkow¹ korzyœæ – utrzymywa³a w ryzach chorobliwie wybuja³e

ambicje rodów rz¹dz¹cych i powstrzymywa³a arystokracjê tego œwia-

ta od konspiracji i morderstw, prowadz¹cych do przejêcia Zak³adów

Stoczniowych Kuat przez ich rzeczywistego syna lub córkê.

Gdyby to tylko sprawy siê na tym koñczy³y, myœla³ Kuat z Ku-

atów. I gdyby to by³ koniec ambicji i konspiracji. Nic z tego. Kny-

lennowie od dawna usi³owali podkopaæ liniê, która nie pozwala³a

ich rodowi wznieœæ siê na wy¿yny w³adzy w hierarchii ich œwiata.

W³aœnie Knylennowie najbardziej agresywnie walczyli z panuj¹cy-

mi ograniczeniami, wybieraj¹c swoje telbuny z ograniczonej puli

background image

197

kandydatów. Kr¹¿y³y plotki, rozsiewane przez inne rody, ¿e w isto-

cie telbuny Knylennów by³y dzieæmi obecnych doros³ych Knylen-

nów, zrodzonymi w tajemnicy w ró¿nych miejscach poza planet¹

i przeszmuglowanymi z powrotem, niczym infanci w przebraniu.

I rzeczywiœcie, w ci¹gu ostatnich kilku pokoleñ fizyczne podobieñ-

stwo pomiêdzy Knylennami a ich wybranymi dziedzicami sta³o siê

podejrzanie wyraŸne.

Tymczasem dziedziczka rodu Kuhlvult, id¹ca u boku Kuata

z Kuatów, zosta³a z ca³¹ pewnoœci¹ wybrana z powodu urody

i wdziêku umiêœnionego, smuk³ego cia³a. Musia³ dobrze wyci¹gaæ

nogi, ¿eby dorównaæ jej d³ugim krokom, wzdymaj¹cym szerokie,

ceremonialne szaty. Widaæ by³o, ¿e dopiero niedawno objê³a swo-

je dziedzictwo. Kuat przypomnia³ sobie, ¿e s³ysza³ – prawdopo-

dobnie od szefa ochrony – jakoby niedawno jeden ze Starszych

Kuhlvultów zmar³, a jego dziedzic obj¹³ najwy¿sze stanowisko w ro-

dzie. Kuat by³ wdziêczny, ¿e niezale¿nie od motywów, jakie kiero-

wa³y rodzin¹, aby w³aœnie j¹ wybraæ na telbuna – a Kuhlvultowie

znani byli z tego, ¿e mieli s³aboœæ do ³adnych twarzyczek – na

stanowisku znalaz³a siê ostatecznie osoba o doœæ bystrej inteligen-

cji, aby przejrzeæ wszystkie knowania Knylennów.

Nie wiadomo, czy to wystarczy. A czy jest wiêcej takich Ko-

dir z Kuhlvultów w innych rodach – to siê oka¿e dopiero na miej-

scu. Kuat ruszy³ w stronê miejsca spotkania, starannie ukrywaj¹c

ponure przeczucia.

Na szczêœcie ¿aden z Knylennów ani ich wspólników nie zg³o-

si³ obiekcji co do udzia³u w obradach rodów rz¹dz¹cych szefa ochro-

ny Kuata. Strategicznie by³by to du¿y b³¹d, gdyby ju¿ na samym

pocz¹tku obrad odwo³aæ siê oficjalnie do zwi¹zanych z tradycj¹

kodeksów ustalaj¹cych relacje pomiêdzy rodami. Lepiej udawaæ,

¿e wszyscy jesteœmy przyjaŸnie nastawieni… przynajmniej przez

jakiœ czas, pomyœla³ Kuat. Niech Knylennowie ponios¹ konsekwen-

cje pierwszego wrogiego gestu.

РKuat, twoja obecnoϾ jest mile widziana.

G³os by³ mu znajomy. Pamiêta³ go z czasów, kiedy po raz

ostatni opuœci³ produkcyjne sanktuarium Zak³adów Stoczniowych

Kuat i wróci³ do rodzinnego œwiata. Obejrza³ siê i skinieniem g³o-

wy potwierdzi³, ¿e poznaje rozmówcê.

– Rozumiem, ¿e mamy wiele do omówienia – rzek³.

– To prawda. – Ostr¹ jak topór twarz Khossa z rodu Kny-

lenn przeci¹³ krzywy uœmieszek. Ceremonialne szaty le¿a³y na nim

background image

198

doskonale; widocznie by³ to jego ulubiony strój. – Mam nadziejê,

¿e chêtnie wys³uchasz g³osu równych sobie – wskaza³ szefa ochro-

ny stoj¹cego tu¿ za Kuatem. – Wiem, jakie to mêcz¹ce przebywaæ

ci¹gle w otoczeniu podw³adnych i wys³uchiwaæ ich czêsto pochleb-

nych, ale k³amliwych g³osów.

Ró¿owawy, nie rzucaj¹cy cienia blask oblewa³ postacie w pa-

radnych szatach. By³o ich ponad czterdzieœci; to najwiêksza liczba

cz³onków rz¹dz¹cych rodów, jak¹ Kuat kiedykolwiek widzia³ ze-

bran¹ w jednym miejscu. Opalizuj¹ca kopu³a rozprasza³a œwiat³o

s³oneczne. W tym ³agodnym oœwietleniu nawet najbardziej po-

marszczeni i wredni Starsi obojga p³ci wydawali siê dobrotliwymi,

sympatycznymi istotami. M³odsi zgromadzeni oraz wybrane przez

rody telbuny w splendorze szat i urody wydawali siê niemal boga-

mi. Sztuka poprawiania natury granicz¹ca z oszustwem mog³a roz-

win¹æ siê do tego stopnia tylko na planecie Kuat. Dochody z Zak³a-

dów Stoczniowych, najwiêkszego dostawcy pojazdów wojskowych

dla Imperium, umo¿liwia³y panuj¹cym rodom skoncentrowanie siê

na tym, co same uwa¿a³y za istotne: powierzchowny blichtr, wieczna

ob³uda. Kuat z Kuatów zastanawia³ siê, dlaczego któryœ z nich

chce zmieniæ ten uk³ad finansowy wy³¹cznie po to, by zaspokoiæ

ambicje Knylennów.

– Nie otaczam siê pochlebcami – odpar³ Kuat. – Kiedy chodzi

o projektowanie, lepiej jest us³yszeæ nawet najbardziej nieprzyjem-

n¹ prawdê. Jeœli budowany statek ma b³¹d w obliczeniach wytrzy-

ma³oœciowych, który spowoduje jego implozjê przy pe³nym ci¹gu

silników, wola³bym raczej dowiedzieæ siê o tym, zanim taki klient

jak Imperator Palpatine bêdzie mia³ mo¿liwoœæ to sprawdziæ.

– Bardzo m¹drze – Khoss skin¹³ g³ow¹ z udanym uznaniem. –

Skoro tak cenisz prawdê, dzisiejsze spotkanie bêdzie dla ciebie

z pewnoœci¹ niezmiernie pouczaj¹ce.

Odwróci³ siê, a ceremonialna szata zawirowa³a wokó³ jego nóg.

Falanga m³odych Knylennów wraz z telbunami obrzuci³a Kuata

uprzejmym wzrokiem, po czym dumnie pomaszerowa³a za swoim

krewniakiem.

– Zdajesz sobie oczywiœcie sprawê, ¿e nienawidzi ciê z ca³e-

go serca – Kodir z Kuhlvultów nachyli³a siê do ucha Kuata, nie

spuszczaj¹c jednoczeœnie oka z odchodz¹cych Knylennów. – Chyba

nie jesteœ zaskoczony t¹ informacj¹.

– On zawsze nienawidzi³ wszystkich cz³onków rodziny Ku-

atów – Kuat wzruszy³ ramionami. – To jego dziedzictwo po przod-

background image

199

kach. I dlatego w³aœnie jestem absolutnie pewien, ¿e Knylennowie

obchodz¹ ograniczenia rodowe. Takiej nienawiœci nie mo¿na siê

nauczyæ. Musisz siê z ni¹ urodziæ, mieæ j¹ w genach.

Zanim Kodir zd¹¿y³a odpowiedzieæ, szef ochrony Kuata tr¹ci³

go lekko.

– Oto Knylenn Starszy. Impreza zaraz siê zacznie.

Œwiat³o przes¹czaj¹ce siê przez per³ow¹ kopu³ê zmieni³o nie-

co barwê. Stadko wietrznych orchidei, pozbawionych korzeni miesz-

kañców najg³êbszych lasów Kuat, podryfowa³o w kierunku skle-

pienia. Bajecznie kolorowe, fioletowe i b³êkitne, zala³y cz³onków

panuj¹cych rodów deszczem ró¿nobarwnego œwiat³a. Wewnêtrz-

ne pr¹dy powietrza unios³y orchidee i rozwia³y je na wszystkie

strony. Ciep³o przymglonego œwiat³a s³onecznego znów rozjaœni³o

kopu³ê.

Kuat z Kuatów zauwa¿y³, ¿e po drugiej stronie ³agodnie oœwie-

tlonego pomieszczenia wszcz¹³ siê jakiœ ruch. T³um rozst¹pi³ siê,

by uczyniæ przejœcie dla wyj¹tkowo wysokiej istoty.

– To ten system podtrzymania ¿ycia, o którym panu mówi-

³em – odezwa³ siê szef ochrony Kuata. – Nie tylko czêœci funkcjo-

nalne uczyni³y go tak kosztownym. Musieli przecie¿ jeszcze go

przyozdobiæ.

Ponad pionowo ustawionym cylindrem spoczywa³a zakoñczo-

na szar¹ brod¹ twarz Knylenna Starszego. Œnie¿nobia³e w³osy, sple-

cione w dwa grube warkocze, sp³ywa³y po ramionach segmento-

wego pancerza, okrywaj¹cego jego ramiona. Nerwowe skurcze

wstrz¹sa³y ¿ylastymi, bladymi d³oñmi, które pozostawiono bez os³o-

ny, ale na wszelki wypadek podwi¹zano taœmami, ¿eby nie do-

tknê³y uk³adów kontrolnych i mierników pokrywaj¹cych zewnêtrzn¹

obudowê systemu. Jaskrawoczerwona krew têtnicza bulgota³a

w sieci rurek i urz¹dzeñ utleniaj¹cych. Nad g¹sienicami, na któ-

rych porusza³ siê zbiornik, widaæ by³o plamy skondensowanej wil-

goci, ukazuj¹ce miejsca, gdzie znajdowa³y siê kriozbiorniki z dro-

gocenn¹ ¿yw¹ zawartoœci¹.

Po¿ó³k³e ze staroœci oczy Starszego omiot³y twarze zebranych.

Ga³ki drga³y lekko w oczodo³ach. Wreszcie skoncentrowa³ wzrok

na Kuacie z Kuatów, który sta³ niedaleko.

– Jesteœ… zaskoczony, Kuat? – g³os wydobywa³ siê z g³oœni-

ka ze wzmacniaczem zamontowanego poœrodku przenoœnego sys-

temu podtrzymywania ¿ycia. Udawa³o mu siê wydyszeæ zaledwie

kilka sylab naraz. – ¯e… ¿yjê… tak d³ugo?

background image

200

Kuat podszed³ bli¿ej i stan¹³ przed Knylennem Starszym, spo-

gl¹daj¹c w twarz maszyny, która poch³onê³a zniszczone wiekiem

cia³o.

– Nic, co zrobisz, nie mo¿e mnie zaskoczyæ.

S³ysza³ bulgot i syk rozmaitych podsystemów uk³adu, cieczy

nieustannie przep³ywaj¹cych pomiêdzy sterylizowanym metalem

a cia³em, zatrzymanym w trakcie powolnego rozk³adu.

– Kiedy by³em dzieckiem, a ty mê¿czyzn¹ w kwiecie wieku,

przysi¹g³eœ naszym biologicznym matkom, ¿e mnie prze¿yjesz –

uœmiechn¹³ siê uprzejmie do Starszego. – Mo¿e ci siê jeszcze uda.

Œmiech, który zabrzmia³ z g³oœnika, przypomina³ chrzêst ocie-

raj¹cych siê o siebie kawa³ków falistej blachy durastalowej.

– Z twoj¹… pomoc¹… Kuat… Sam… zobaczysz…

Stru¿ka œliny sp³ynê³a z k¹cika ust Knylenna Starszego i za-

lœni³a wilgoci¹ w brodzie, udrapowanej na metalowym ko³nierzu

otaczaj¹cym obwis³y podbródek. M³odszy Khoss z Knylennów

wspi¹³ siê na wbudowany stopieñ i wyci¹gn¹³ d³oñ z jedwabn¹

szmatk¹, delikatnie ocieraj¹c wilgoæ, jakby starszy krewny by³ zro-

biony z masy papierowej. Z wysokoœci bulgocz¹cej maszyny Khoss

spojrza³ na Kuata z Kuatów. W jego oczach lœni³a zimna pogarda.

Kuat odwróci³ siê od Knylennów. Pojedyncze skinienie g³owy

by³o ca³¹ informacj¹, jak¹ zamierza³ przekazaæ Fenaldowi.

– Szlachetni tego œwiata! Towarzysze krewniacy! – Khoss nie

zszed³ ze stopnia na obudowie systemu podtrzymywania ¿ycia

Knylenna Starszego. Wspi¹³ siê nawet na p³ask¹ platformê tu¿ za

cylindrem. Lekki wysi³ek zabarwi³ jego twarz podnieconym ru-

mieñcem. Wyprostowa³ siê i z³apa³ równowagê, opieraj¹c obie d³onie

na okrytych metalem ramionach Starszego. Bia³e sploty Starszego

znajdowa³y siê teraz na poziomie kolan Khossa.

– B³agam was o wyrozumia³oœæ… ale pilne sprawy zebra³y

nas tutaj tym razem! – Jego g³os brzmia³ donoœnie pod ³agodnie

œwiec¹c¹ kopu³¹. – Ca³a przysz³oœæ tego œwiata, który miêdzy sob¹

dzielimy… ca³a jego przysz³oœæ znajduje siê w niebezpieczeñstwie!

Ten umyœlnie teatralny wstêp urazi³ dumê Kuata z Kuatów.

Z niesmakiem potrz¹sn¹³ g³ow¹. Kodir, stoj¹ca tu¿ obok, zauwa-

¿y³a ten gest.

– Masz racjꠖ powiedzia³a. – Wszyscy graj¹ swoje dobrze

wyæwiczone role. Tylko spójrz na nich.

W opalizuj¹cym œwietle miejsca spotkañ Knylennowie i ich

krewni zajêli ju¿ pozycje po obu stronach Knylenna Starszego.

background image

201

Wraz ze swoimi telbunami stanowili oczywist¹ wiêkszoœæ wœród

zgromadzonych. Autorytet rodu podkreœlali dumnymi, zadufany-

mi minami. Mê¿czyŸni i kobiety stali z rêkami skrzy¿owanymi na

haftowanych plastronach ceremonialnych szat, na szeroko rozsta-

wionych, ciê¿ko obutych stopach, jakby nagle przeistoczyli siê

w wojowników.

– To wygodne – osch³ym tonem zauwa¿y³ Kuat z Kuatów,

zwracaj¹c siê do szefa ochrony. – Teraz przynajmniej wiemy, prze-

ciwko czemu stajemy.

Kodir z Kuhlvultów po³o¿y³a mu d³oñ na ramieniu i szepnê³a

prosto w ucho, odwracaj¹c siê plecami do rodzinnej grupki:

– Knylennowie ju¿ od d³u¿szego czasu wysy³ali emisariuszy

i negocjatorów do innych rodów. W³aœciwie odk¹d Imperator roz-

gromi³ star¹ Republikê. Wtedy w³aœnie Khoss z Knylennów zde-

cydowa³, ¿e polityka galaktyki zmieni³a siê na tyle, i¿ nadszed³

czas na jego ruch.

– Rozumiem. – Jej s³owa nie zdziwi³y Kuata. Wiedzia³ ju¿

z raportów siatki szpiegowskiej Zak³adów Stoczniowych Kuat, ¿e

Knylennowie coœ kombinuj¹. Przesuniêcia w strukturze w³adzy

zamieszkanych œwiatów, powstanie Imperium i skupienie przez

Palpatine’a w³adzy w jednym rêku mia³y swoje nieuniknione kon-

sekwencje w ka¿dej sali obrad, w ka¿dym gwiezdnym parlamen-

cie. Na ostatnim spotkaniu rodów rz¹dz¹cych Kuat Khoss z Kny-

lennów stara³ siê wznieciæ rebeliê przeciwko rodowi Kuat i ich

sposobowi administrowania Zak³adami Stoczniowymi. Oskar¿enie

twierdzi³o, ¿e Kuat z Kuatów w katastrofalny w skutkach sposób

faworyzowa³ Sojusz Rebeliantów, poniewa¿ nie zamierza³ anga¿o-

waæ Zak³adów Stoczniowych Kuat w budowê nowej broni Impe-

rium – Gwiazdy Œmierci.

By³o wiele innych firm bran¿y wojskowej, na ró¿nych œwia-

tach, które zarobi³y na tym zarówno ³askê Imperatora, jak i solid-

ny zysk z budowy samej Gwiazdy. Kuat z Kuatów zdawa³ sobie

sprawê z tego, jak Imperator – ze z³oœliw¹ podejrzliwoœci¹ – sko-

mentowa³ fakt, ¿e Zak³ady nie z³o¿y³y oferty na najmniejszy na-

wet komponent projektu. Wszelkie w¹tpliwoœci Imperatora Palpa-

tine’a zosta³y rozwiane bardzo prostym sposobem, to znaczy drog¹

przejêcia przez stoczniꠖ na osobiste polecenie Kuata – nieprze-

widzianego wzrostu kosztów spowodowanych zmian¹ w projek-

cie eskadry szeœciu imperialnych kr¹¿owników. Spowodowa³o

to spory uszczerbek w zyskach korporacji pod koniec kwarta³u

background image

202

finansowego, ale utrzyma³o powi¹zania Zak³adów Stoczniowych

z Imperium.

Dopiero póŸniej, gdy Gwiazda Œmierci okaza³a siê daleka od

niezniszczalnoœci – po bitwie pod Yavin ostateczna broñ imperial-

nych admira³ów zmieni³a siê w dymi¹ce zgliszcza unosz¹ce siê

w przestrzeni – wrogowie Kuata poœród rz¹dz¹cych rodów musie-

li mu przyznaæ racjê. Teraz pierwsza pozycja Zak³adów Stocznio-

wych Kuat poœród dostawców wojskowych Imperium umocni³a

siê jeszcze bardziej, Imperator Palpatine zaœ jeszcze bardziej ufa³

wiedzy projektowej Kuata z Kuatów. Jeœli nawet plany Knylen-

nów obejmowa³y przejêcie Zak³adów Stoczniowych Kuat, musia-

³y poczekaæ na inn¹ okazjê. I oto nadesz³a.

Obudzi³o to w umyœle Kuata z Kuatów kolejn¹ w¹tpliwoœæ:

dlaczego teraz, zastanawia³ siê, spogl¹daj¹c na Khossa z Knylen-

nów usadowionego na szczycie uk³adu podtrzymywania ¿ycia Star-

szego. Co siê zmieni³o? Jakiœ element w delikatnej strukturze rów-

nowagi potêgi i ambicji uleg³ zmianie – tu, a mo¿e na jakimœ innym

œwiecie. To jednak wystarczy³o, aby Khoss wraz z reszt¹ rodu

Knylennów uwierzyli, ¿e maj¹ kolejn¹ szansê realizacji swoich ce-

lów. W raportach szpiegów Kuata z Kuatów nie by³o jednak nic,

co mog³oby ostrzec go o niespodziewanym obrocie spraw. Albo

d³ugie lata pe³nego frustracji oczekiwania przyprawi³y Khossa z Kny-

lennów o utratê zmys³ów, albo te¿ uzurpatorzy i ich rodzina na-

wi¹zali takie kontakty i rozwinêli takie sieci szpiegowskie, jakich

nie ma nawet sam Kuat. Ta ostatnia mo¿liwoœæ by³a wysoce nie-

prawdopodobna, ale nie dla kogoœ, kto zajmowa³ tak¹ pozycjê jak

Kuat, gdzie informacja stanowi czêsto o prze¿yciu. Co oni wie-

dz¹? Zwê¿onymi oczami uwa¿nie obserwowa³ Khossa i resztê Kny-

lennów. Albo gorzej… czy wiedz¹ coœ, czego nie wiem ja?

Na te pytania wkrótce mia³ uzyskaæ odpowiedŸ. Khoss z Kny-

lennów machn¹³ szeroko ramieniem, uciszaj¹c gwarny t³um st³oczo-

ny wokó³ niego. Znów po³o¿y³ d³oñ na ramieniu wiekowego, zwiê-

d³ego cia³a zakutego w maszyneriê systemu podtrzymywania ¿ycia.

– Niech przemówi Starszy! – krzyk Khossa zabrzmia³ dono-

œnie pod lœni¹c¹ kopu³¹. – S³uchajcie, co on ma nam do powiedze-

nia!

Po obu stronach maszynerii Knylennowie i ich przybrani krewni

skierowali pe³ne szacunku twarze w stronê Starszego.

background image

203

– To bêdzie niez³e – mruknê³a Kodir z Kuhlvultów, stoj¹ca

obok Kuata. Kwaœna mina wyraŸnie œwiadczy³a, jakim niesma-

kiem napawa³a j¹ ta procedura.

Oczy w pomarszczonej wiekiem twarzy przypomina³y Kuatowi

zimny wzrok Imperatora Palpatine’a. Ale oczy Imperatora by³y

przynajmniej o¿ywione g³êbokim, wszechogarniaj¹cym g³odem

drzemi¹cym w ich g³êbi; g³odem w³adzy nad wszystkimi istotami

rozumnymi wszechœwiata. Oczy Knylenna Starszego by³y ukryte

za mg³¹ nawarstwiaj¹cego siê czasu, jakby ka¿da drzemi¹ca w nich

iskra zosta³a st³umiona przez py³ i pajêczyny.

– Wola³bym nie ¿y慠– reumatyczny g³os zaskrzecza³ ze

wzmacniacza z g³oœnikiem na przedniej czêœci cylindra. Jeden k¹cik

ust Knylenna Starszego opada³ wraz z ka¿d¹ wypowiedzian¹ syla-

b¹, a skurcz miêœni ukazywa³ kilka po¿ó³k³ych zêbów. – Wola³bym

nie ¿yæ… spocz¹æ na zawsze… w grobie… obok moich przodków…

którzy spoczywaj¹ tam… od tylu lat… ni¿ do¿yæ takiej zdrady.

– S³uchajcie go! – Khoss zabra³ d³onie z ramion Knylenna

Starszego i uniós³ je wysoko nad g³ow¹. – Dlatego znaleŸliœmy siê

tu wszyscy. Tu, w tym miejscu!

– Zdrada… – ci¹gn¹³ g³os Starszego, a ka¿de s³owo brzmia³o

jak ¿wir drapi¹cy metal. – Zdrada pope³niona… przez tych… któ-

rym dano do rêki potêgê i w³adzê… w których pok³ada³o siê tyle

zaufania… czy mo¿liwa jest wiêksza zdrada?

Kolejny pomruk fal¹ przeszed³ przez grupê Knylennów i ich

krewniaków, rozpadaj¹c siê na krótkie, gniewne okrzyki.

Ostatnie zasoby cierpliwoœci Kuata uleg³y wyczerpaniu. Za-

nim Knylenn Starszy czy Khoss zd¹¿yli podj¹æ na nowo urwany

w¹tek, wyst¹pi³ naprzód.

– Nie trwoñcie mojego czasu na tanie teatralne chwyty. – Kuat

z Kuatów stan¹³ przed masywnym durastalowym dziobem syste-

mu podtrzymywania ¿ycia i spojrza³ w górê, na twarze Knylenna

Starszego i Khossa. – Jeœli to mnie macie na myœli, powiedzcie

wprost. A mo¿e oczekujecie, ¿e bêdê siê broni³ przed wasz¹ od-

wieczn¹ nienawiœci¹ do mojego rodu?

– Bardzo dobrze… – Khoss z Knylennów spojrza³ na niego

z góry. – Nikt tutaj nie jest zdumiony, ¿e zas³ugujesz na oskar¿e-

nie. A ju¿ ty najmniej. G³owa rodu Kuat powinna wiedzieæ lepiej

ni¿ ktokolwiek inny, do jakich niegodziwoœci jest zdolna.

– Niegodziwoœci? Nazywasz tak rosn¹cy brak zaufania i bunt

przeciw temu, który tylko s³u¿y i przysparza bogactwa dziedzicom

background image

204

tego œwiata? – Kuat z Kuatów potrz¹sn¹³ g³ow¹ z odraz¹. – Wszel-

kie z³o, o jakim wiem, zobaczy³em w was – obejrza³ siê na Kny-

lennów i ich krewniaków, ustawionych po obu stronach sycz¹cej

maszynerii. – £atwo je dostrzec, kiedy odbijaj¹ siê w tylu czar-

nych sercach. Zazdroœæ jest zwierciad³em, które ods³ania prawdzi-

we oblicze swojego w³aœciciela lepiej ni¿ cokolwiek innego.

Szepty i krzyki poœród Knylennów ucich³y na chwilê, gdy s³o-

wa Kuata trafi³y w czu³¹ strunê. Ale zaraz znów wybuch³y z rów-

n¹ intensywnoœci¹; rzucano groŸbami i obelgami w cel, który sta-

wia³ im czo³o, nie mrugn¹wszy nawet powiek¹.

– Odwa¿nie mówisz – pe³en pasji g³os Khossa wzniós³ siê po-

nad szum – jak na kogoœ, czyje czyny postawi³y go w opozycji do

reszty panuj¹cych rodów.

– Mów za siebie – Kodir z Kuhlvultów wyst¹pi³a i stanê³a obok

Kuata. – I mów za tych, których oszuka³eœ i znêci³eœ na swoj¹

stronê. – Wskaza³a na opadaj¹ce k¹ciki wykrzywionych ust Kny-

lenna Starszego. – I za tych, którzy s¹ zbyt starzy i stetryczali, aby

zrozumieæ g³upotê s³ów, które wk³adasz im w usta. Ale nie mów

za mnie ani za nikogo z rodu Kuhlvult, kiedy atakujesz kogoœ, czyj

ród przynosi wy³¹cznie bogactwo i zaszczyty planecie Kuat.

Kuat spojrza³ na m³od¹ kobietê.

– To mo¿e nie byæ twoje najlepsze posuniêcie – rzek³ cicho. –

Ich jest wiêcej.

– No to co? – Kodir wzruszy³a ramionami. – Jakie to ma zna-

czenie, jeœli nie maj¹ racji?

Khoss wychyli³ siê z platformy maszynerii i nakaza³ swoim

zwolennikom, aby siê uciszyli.

– Chcesz oskar¿enia? – spojrza³ na Kuata z szyderczym uœmie-

chem. – Œwiadomoœæ w³asnych czynów ju¿ ci nie wystarczy? Tego siê

w³aœnie spodziewaliœmy. Jest ma³o prawdopodobne, ¿e ktoœ, kto jest

zdrajc¹, sam siê do tego przyzna i wyrazi skruchê. Ale wyznanie nie jest

nam potrzebne, by uzyskaæ wystarczaj¹cy i przekonuj¹cy dowód zbrodni

pope³nionych przez krew Kuatów, tych sztyletów wbitych w serca wszyst-

kich rz¹dz¹cych rodów planety. – Khoss obróci³ siê w miejscu i wyci¹-

gn¹³ rêce w kierunku tylnej czêœci sali. – Przynieœcie to.

Kuat z Kuatów spodziewa³ siê, ¿e padn¹ oskar¿enia, ale czu³,

¿e sfabrykowane dowody rzeczowe mog¹ go jeszcze zadziwiæ.

Dlatego spokojnie przygl¹da³ siê, jak para knyleñskich krewnia-

ków wtacza do sali trójwymiarowy holoprojektor i ustawia go po-

œrodku krêgu kopu³y.

background image

205

– Co to jest? – Kuat wycelowa³ palec w urz¹dzenie. – Za-

mierzasz nas oœwieciæ czy tylko zabawiæ?

– Jestem pewien, ¿e ty siê przy tym… ubawisz. – Khoss siê-

gn¹³ w dó³ i wzi¹³ od jednego z krewniaków pilota. – Mo¿e nie

wygl¹dasz tu najlepiej, ale za to bardzo przypominasz samego sie-

bie.

Jednym przyciœniêciem guzika uruchomi³ holoprojektor. Na

pustym fragmencie pod³ogi przed szklanym cylindrem zamigota³o

œwiat³o, przybieraj¹c po chwili bardziej konkretne kszta³ty. Poka-

zywa³y one scenê jakby przywo³an¹ z królestwa duchów i upio-

rów. A jednak Kuat z Kuatów doskonale j¹ rozpozna³.

Stwierdzi³, ¿e stoi w odleg³oœci mniej ni¿ jednego metra od

holograficznej reprodukcji swojej osoby. Nie by³ tam ubrany w ce-

remonialne szaty, które nosi³ teraz, ale w zwyk³y kombinezon pra-

cownika Zak³adów Stoczniowych Kuat. W przestrzeni otaczaj¹cej

hologram widaæ by³o wyraŸnie doœæ szczegó³ów, aby stwierdziæ,

¿e obraz zosta³ zarejestrowany w jego prywatnych apartamentach.

Holograficzna postaæ nachylona by³a nad jakimœ obiektem, le¿¹-

cym na stole laboratoryjnym, i w skupieniu próbowa³a go otwo-

rzyæ delikatnymi narzêdziami.

Zanim jeszcze obiekt ust¹pi³ pod naciskiem holograficznych

narzêdzi holograficznego Kuata, prawdziwy Kuat, stoj¹cy w sali

obrad rz¹dz¹cych rodów, wiedzia³ ju¿, co to za chwila z jego prze-

sz³oœci. Lœni¹cy metalowy obiekt na stole laboratoryjnym by³ jed-

nostk¹ sondy nadprzestrzennej, która równie¿ zawiera³a zminiatu-

ryzowany holoprojektor. Prawdziwy Kuat obserwowa³, jak jego

holograficzny wizerunek uruchamia projektor i pojawi³a siê kolej-

na odtworzona scena – obraz w obrazie.

Scena, uwa¿nie obserwowana przez Kuata, odby³a siê w pa-

³acu nie¿yj¹cego ju¿ Jabby Hutta. Jednym obrotem regulatora

w sondzie nadprzestrzennej obraz Kuata zatrzyma³ scenê w pro-

jektorze. Prawdziwy Kuat obserwowa³ reakcjê swojego obrazu,

który z kolei obserwowa³ wydarzenia w odtworzonej sali tronowej

Jabby.

„Nie ¿yjesz, co? – odezwa³ siê holograficzny obraz Kuata do

zatrzymanego hologramu-w-hologramie, przedstawiaj¹cego Jabbê

Hutta. – Co za szkoda. Przykro mi, ¿e tracê tak dobrego klienta”.

Prawdziwy Kuat pamiêta³, ¿e rzeczywiœcie wypowiedzia³ te

s³owa. Podobnie zreszt¹, jak pamiêta³ wszystko, co zrobi³, kiedy

z odleg³ej planety Tatooine powróci³a sonda nadprzestrzenna, i jak

background image

206

j¹ otwiera³, aby odtworzyæ tajemnice, które mu przywioz³a. Holo-

graficzny obraz tej sceny tu, na pod³odze, by³ niczym projekcja

z wnêtrza jego g³owy, prosto z miejsca, gdzie przechowywa³ wspo-

mnienia.

Scena toczy³a siê dalej, ukazuj¹c Kuata, który uwa¿nie ogl¹-

da³ inne osoby widoczne na holograficznym obrazie-w-obrazie

w otoczeniu Jabby Hutta. Zarejestrowany w pa³acu Jabby obraz

koñczy³ siê w chwili, gdy ksiê¿niczka Leia Organa, przebrana za

ubeskiego ³owcê nagród, stanê³a przed Huttem z aktywnym deto-

natorem termicznym. By³ to bardzo zabawny widok. Poprzednie

sceny jednak nie by³y tak weso³e; na przyk³ad ponura œmieræ jed-

nej z tancerek Jabby, zrzuconej do jamy rankora u stóp tronu.

Odtworzenie obrazu dworu Jabby Hutta by³o przypomnieniem

szczególnie paskudnej karty z dziejów galaktyki.

W hologramie zawieraj¹cym drugi hologram obraz Kuata z Ku-

atów wyjmowa³ sondê z jej obudowy nadprzestrzennej, le¿¹cej na

stole laboratoryjnym. Srebrzysty, jajowaty kszta³t natychmiast uleg³

samozniszczeniu, a pow³oka i wnêtrze zmieni³y siê w dymi¹cy z³om.

– Masz racjꠖ powiedzia³ prawdziwy Kuat, ten, który sta³

poœrodku sali zgromadzenia rz¹dz¹cych rodów. – To bardzo cie-

kawe.

Nie chodzi³o o to, co hologram pokazywa³ mu w tej chwili;

doœæ dobrze pamiêta³, jak otwiera³ sondê i przygl¹da³ siê obrazowi,

który mu ukaza³a. Chodzi³o o samo istnienie tego hologramu i spo-

sób, w jaki znalaz³ siê w rêkach Knylennów. Hologram zarejestro-

wano potajemnie, w najbardziej prywatnym i strze¿onym sanktu-

arium Kuata, z ukrytej kamery, bez jego wiedzy, a nastêpnie

przes³ano do Khossa z Knylennów i innych konspiratorów, spi-

skuj¹cych przeciwko rodowi Kuata. Oznacza³o to fatalny przeciek

w zabezpieczeniach organizacji Zak³adów Stoczniowych Kuat. Prze-

ciek, który móg³ byæ dzie³em tylko jednego cz³owieka.

Kuat z Kuatów odwróci³ siê i spojrza³ przez ramiê na Fenalda.

Napotka³ odwa¿ne, niewzruszone spojrzenie; szef ochrony nie mia³

zamiaru odwracaæ oczu.

Wreszcie Fenald skin¹³ g³ow¹. I to by³o wszystko. Nie musia³

nawet mówiæ tego, co powiedzia³.

– Teraz pan ju¿ wie.

– Tak… – jeszcze przez chwilê Kuat patrzy³ na cz³owieka,

któremu ufa³ bardziej ni¿ jakiejkolwiek innej istocie rozumnej w ga-

laktyce. – S¹dzê, ¿e ju¿ wiem.

background image

207

Teraz wiele spraw nagle siê wyjaœni³o, ³¹cznie z tym, dlaczego

Fenald tak bardzo chcia³ towarzyszyæ mu na zgromadzenie rz¹-

dz¹cych rodów Kuat.

Chcia³ tu byæ… myœla³ Kuat z gorycz¹, ¿eby siê upewniæ, ¿e

otrzyma zap³atê. Ciekawe, ile Knylennowie i ca³a reszta zaofero-

wali mu za tê zdradê.

Odwróci³ siê w kierunku zebranych. Kodir z Kuhlvultów do-

tknê³a delikatnie jego ramienia.

– Nie wygl¹dasz najlepiej – szepnê³a.

Przez chwilê Kuat zastanawia³ siê, czy ona przypadkiem nie

mówi o sobie. W czasie projekcji us³ysza³ za plecami ciche wes-

tchnienie: obejrza³ siê i zobaczy³ Kodir, która zblad³a nagle, obser-

wuj¹c odtwarzane sceny z przesz³oœci oczami rozszerzonymi za-

skoczeniem. Nie mia³ pojêcia, co j¹ tak uderzy³o, a teraz nie mia³

czasu, ¿eby siê dowiedzieæ.

– Nie przejmuj siê mn¹ – Kuat z Kuatów powoli skin¹³ g³o-

w¹. – Muszê to wszystko przemyœleæ.

Kodir z bliska spojrza³a mu w twarz.

– Jesteœ pewien? Mo¿e uda³oby siê nam od³o¿yæ to zgroma-

dzenie; na pewno cz³onkowie innych rodów, którzy nie ulegli ca³-

kowicie w³adzy Knylennów, zwolniliby ciê z przyczyn zdrowot-

nych. Naprawdê wygl¹dasz, jakbyœ mia³ zaraz dostaæ ataku serca.

– Nie… – Kuat odsun¹³ jej d³oñ z rêkawa swojej szaty. – Le-

piej skoñczyæ z tym od razu. Poza tym… – wysili³ siê na uœmiech –

sam mam w zanadrzu parê niespodzianek, o których Khoss i jego

banda nic nie wiedz¹.

Kuat uniós³ wzrok w kierunku przywódcy Knylennów, usa-

dowionego na szczycie przenoœnego systemu podtrzymywania ¿y-

cia. Musia³ przyj¹æ najgorsz¹ z mo¿liwych wersjê tego, co mog¹

wiedzieæ Knylennowie o jego w³asnych machinacjach i planach.

Czymkolwiek przekupili jego szefa ochrony… nie, by³ego szefa

ochrony, upomnia³ sam siebie… wystarczy³o, aby daæ im pe³ny

wgl¹d w to, co siê dzieje w siedzibie zarz¹du Zak³adów Stocznio-

wych Kuat. Jeœli wiedzieli, czego szukaæ…

Mia³ tylko jeden sposób, ¿eby to sprawdziæ.

– Chyba ¿artujesz – powiedzia³ g³oœno. – Czy to zdrada z mojej

strony, ¿e mam na oku klienta Zak³adów Stoczniowych Kuat?

Sprzedajemy nasz sprzêt ka¿dej istocie, która ma na niego doœæ

kredytów… o ile przy okazji nie wzbudzimy gniewu Imperium. Nie-

którzy z naszych klientów wymagaj¹ starannego nadzoru. By³bym

background image

208

szaleñcem, gdybym œlepo zaufa³ komuœ takiemu jak Jabba Hutt.

Powinniœcie byæ mi wdziêczni, ¿e podejmujê takie œrodki ostro¿-

noœci.

– Czy to aby na pewno œrodki ostro¿noœci? – zapyta³ Khoss

z Knylennów z sarkazmem. – A jaka¿ to ostro¿na strona twojej

natury nakaza³a ci zarz¹dziæ zmasowany atak bombowy sektora

Tatooine znanego jako Morze Wydm? Nie próbuj zaprzeczaæ, ¿e

tak by³o. Wszyscy o tym wiemy, podobnie jak o tym, ¿e ten atak

bombowy by³ kierowany osobiœcie przez ciebie ze statku flagowe-

go Zak³adów Stoczniowych Kuat.

A wiêc wiedzieli tak¿e i o tym. Szef ochrony Kuata bardzo siê

postara³, ¿eby nie sprzedaæ go po³owicznie.

– To nie wasza sprawa – warkn¹³. – Niektóre posuniêcia s¹

konieczne, a ich przyczyn nie mo¿na ujawniaæ publicznie. Jak d³u-

go Zak³ady Stoczniowe Kuat s¹ koncernem przynosz¹cym zyski…

a wy przecie¿ macie w nich udzia³… wszelkie próby wtr¹cania siê

w te sprawy nic nie dadz¹ z wyj¹tkiem tego, ¿e przeszkodz¹ mi

w prowadzeniu dzia³alnoœci.

– Ach, tak! – Khoss nachyli³ siê nad siwow³os¹ g³ow¹ Kny-

lenna Starszego. – Chcesz mieæ tajemnice przed najbli¿szymi, któ-

rzy maj¹ najwiêksze prawo, ¿eby wiedzie栖 szerokim ruchem ra-

mienia ogarn¹³ wszystkich zebranych. – Przedstawiciele wszystkich

rodów w³adaj¹cych tym œwiatem s¹ dla ciebie jak dzieci, które nie

potrafi¹ zrozumieæ wszystkich twoich wielkich planów i manew-

rów. Powiedz mi, Kuacie z Kuatów – ci¹gn¹³ dalej Khoss z lodo-

wat¹ pogard¹ – czy mamy uwa¿aæ, ¿e nam pochlebiasz tak¹ po-

staw¹?

Tym razem przemówi³a Kodir z Kuhlvultów.

– Mo¿esz uwa¿aæ, ¿e ciê obra¿aj¹ albo ¿e ci pochlebiaj¹, to

zale¿y od ciebie – powiedzia³a. – Ale prawda jest taka, jak mówi

Kuat. Rz¹dz¹ce rody ju¿ bardzo dawno temu postanowi³y zaufaæ

jego rodowi. Stworzyliœmy Wy³¹cznoœæ Dziedziczenia tylko po to,

¿eby rodzina Kuatów z pokolenia na pokolenie mog³a zarz¹dzaæ

korporacj¹, z której pochodzi ca³e nasze bogactwo. Czy teraz wy-

cofacie to zaufanie bez lepszej przyczyny ni¿ to, ¿e Kuat z Ku-

atów dzia³a tak, jak uwa¿a za stosowne?

– Nasza ma³a kuzynka Kuhlvult opowiedzia³a siê jasno po

jednej stronie – Khoss zmierzy³ j¹ szyderczym wzrokiem i znów

wyci¹gn¹³ rêce do t³umu zebranego pod cylindrem systemu pod-

trzymywania ¿ycia. – Daliœmy jej szansê, ¿eby opowiedzia³a siê

background image

209

po stronie wszystkich rz¹dz¹cych rodów, które pragn¹ sprawiedli-

woœci i nie dadz¹ siê zwieœæ ³atwymi argumentami o zagro¿eniu

Ÿróde³ naszego bogactwa. Mo¿e ma powody, ¿eby dokonaæ w³a-

œnie takiego wyboru. Dlaczego zdrada mia³aby ograniczaæ siê wy-

³¹cznie do krwi Kuatów? Kuat w³ada tak¹ potêg¹, ¿e z pewnoœci¹

ma sposoby, aby przeci¹gn¹æ na swoj¹ stronê wszystkich g³upców

i chciwców.

Po s³owach Khossa Knylenna natychmiast rozleg³y siê gniew-

ne okrzyki otaczaj¹cych go popleczników. Ponad ich gwar zdo³a³

siê jednak przedrzeæ jeden g³os.

– Nic mnie tak nie kusi jak pragnienie, by wcisn¹æ ci te s³owa

z powrotem do gard³a – Kodir z Kuhlvultów spojrza³a na Khossa

tak, jakby by³a gotowa wejœæ na szczyt cylindra i si³¹ wprowadziæ

zamiar w czyn. – Gdyby mia³y jak¹œ wagê, pewnie byœ siê nimi

ud³awi³, wierzê w to. Ale to same k³amstwa, aluzje i plotki, które

nie znacz¹ dok³adnie nic.

– Droga kuzynko – odpar³ Khoss z jadowit¹ grzecznoœci¹. –

Nie³atwo jest zmierzyæ wagê spraw tak subtelnych jak zdrada Ku-

ata. Jest zbyt sprytny, ¿eby otwarcie i na oczach wszystkich za-

spokajaæ swoje chore ambicje.

– I dlatego przekupstwem torujesz sobie drogê do moich pry-

watnych apartamentów – Kuat machn¹³ rêk¹ w kierunku by³ego

szefa ochrony – i nasy³asz szpiegów na tych, którzy ci nic z³ego

nie uczynili?

– Robiê to, co uwa¿am za konieczne – odpar³ Khoss. – Gdy-

by pomog³o mi to wykorzeniæ z³o, które zalêg³o siê pomiêdzy nami,

sprzymierzy³bym siê z najmroczniejszymi si³ami, jakie mo¿na zna-

leŸæ we wszechœwiecie. Ale ty ju¿ mnie w tym ubieg³eœ, prawda?

– Opowiadasz g³upstwa.

– Doprawdy? – Khoss wysoko uniós³ brwi. – Czy to g³upota,

¿e zastanawiam siê nad znaczeniem nie tylko szpiegostwa Kuata,

lecz równie¿ niewyjaœnionego nalotu bombowego na powierzchniê

innej planety? Planety, o której kr¹¿¹ ju¿ plotki w ca³ej galaktyce?

Mo¿e sam nie uœwiadamiasz sobie natury tych opowieœci, ale wy-

daje siê doœæ jasne, ¿e Tatooine nabra³a ostatnio wielkiego znacze-

nia w oczach Imperatora Palpatine’a, a tak¿e najstraszliwszego

narzêdzia jego woli, samego Lorda Dartha Vadera. I nie trzeba

wprawnej siatki szpiegowskiej, aby dowiedzieæ siê, ¿e Sojusz Re-

beliantów zyska³ ostatnio nowego i cennego przywódcê w osobie

niejakiego Luke’a Skywalkera, którego rodzinn¹ planet¹ jest ta

14 – Spisek Xizora

background image

210

sama Tatooine. Czy mamy wierzyæ, ¿e to czysty przypadek, i¿ ze

wszystkich zamieszkanych œwiatów w ca³ej galaktyce intrygi Ku-

ata z Kuatów równie¿ krêc¹ siê wokó³ Tatooine? Czy nie nale¿y

raczej przypuszczaæ, ¿e intrygi Kuata przez jego nieostro¿noœæ i g³u-

potê ostatecznie wpl¹ta³y nasz œwiat i nasze dziedzictwo w œmier-

cionoœne zmagania pomiêdzy Imperium a Rebeli¹? – Okrzyki po-

pleczników Knylennów nabra³y intensywnoœci. – Przecie¿ nie

wiemy nawet, jakiemu celowi ma s³u¿yæ ta intryga. On nie uwa¿a

nas za doœæ godnych zaufania, ¿eby powierzyæ nam swoje tajem-

nice. Dlatego ukry³ przed nami, ¿e otrzyma³ z Tatooine równie¿

inn¹ wiadomoœæ, dotycz¹c¹ losów pewnego znanego ³owcy na-

gród nazwiskiem Boba Fett. £owca ten prawdopodobnie równie¿

by³ kiedyœ klientem Zak³adów Stoczniowych Kuat, ale teraz jest

chyba czymœ wiêcej. – Khoss dŸgn¹³ palcem w kierunku swojego

przeciwnika, stoj¹cego przed przenoœnym systemem podtrzymy-

wania ¿ycia. – Czy to prawda, Kuat?

A zatem przeciek informacji by³ znacznie wiêkszy, ni¿ siê Kuat

obawia³. Ruszyli nawet poza planetê, zorientowa³ siê. Prawdopo-

dobnie ród Knylenn skontaktowa³ siê z siatk¹ szpiegowsk¹ w innej

czêœci galaktyki i zap³aci³ za to, co chcia³ wiedzieæ. Oznacza³o to,

¿e przypuszczalnie uda³o im siê przeœledziæ jeszcze inne po³¹cze-

nia, które Kuat wola³by zachowaæ w tajemnicy.

Ale czego w³aœciwie siê dowiedzieli? To siê dopiero zobaczy.

– Skoro wiesz tak du¿o – Kuat machn¹³ rêk¹ w stronê Khos-

sa – to dlaczego nie powiesz nam ca³ej prawdy? A przynajmniej

tego, co ty uwa¿asz za prawdê?

– Nie chodzi tu o interpretacjê, Kuat. Ja wiem. A przynaj-

mniej wiem doœæ, doœæ, by siê obawiaæ, do czego doprowadz¹ nas

twoje machinacje.

– Do czego mianowicie? – Kuat wci¹¿ zachowywa³ uprzej-

my, a nawet nieco rozbawiony ton.

– Wiele przed nami ukrywa³eœ… widaæ lubisz tajemnice, Kuat.

Ale prawda sama w koñcu wyjdzie na jaw. – Khoss wyprostowa³

siê za os³on¹ wykrzywionej twarzy Knylenna Starszego w szkla-

nym cylindrze i skrzy¿owa³ ramiona na piersi. – Czy zaprzeczasz,

¿e intrygi te wpl¹ta³y ciê równie¿… a wraz z tob¹ Zak³ady Stocz-

niowe Kuat… w konszachty z organizacj¹ przestêpcz¹ znan¹ jako

Czarne S³oñce? Powiedzia³eœ, ¿e cenisz sobie Imperium jako klienta,

a jednak prowadzisz tak¿e tajemne interesy z istotami, które nie-

ustannie umykaj¹ sprawiedliwoœci Palpatine’a po ca³ej galaktyce.

background image

211

Nazwa³bym to ryzykown¹ gr¹, gr¹, która usi³uje wykorzystaæ wro-

goœæ obu stron. A to ju¿ nie s¹ dobre interesy, Kuat. To szaleñstwo.

A wiêc nie wiedz¹ wszystkiego, stwierdzi³ Kuat. Nie wiado-

mo, z jakich Ÿróde³ informacji skorzystali Knylennowie i ile zap³a-

cili, ale nie wystarczy³o to, by odkryæ wszystkie jego plany i ma-

newry. Gdyby Khoss z Knylennów wiedzia³ dok³adnie, co Kuat

zamierza³ z Imperium i Czarnym S³oñcem… i jeszcze z Sojuszem

Rebeliantów… u¿y³by ju¿ tej wiedzy przeciwko Kuatowi. Niektó-

re z tych dzia³añ, na przyk³ad próba powi¹zania ksiêcia Xizora,

przywódcy Czarnego S³oñca, z najazdem imperialnych szturmow-

ców, w wyniku którego zginêli wuj i ciotka Luke’a Skywalkera,

by³y nies³ychanie ryzykowne, a jednak konieczne, podobnie jak

czêœæ wymyœlonej przez Kuata akcji wyeliminowania zagro¿enia,

jakie stanowi³ dla Zak³adów Stoczniowych ksi¹¿ê Xizor. Plan siê

nie powiód³, Kuat musia³ przyznaæ siê do tego sam przed sob¹.

Wszystkie jego wysi³ki, ³¹cznie z nalotem bombowym na Tatoo-

ine, zmierza³y do zlikwidowania œladów tego planu, zanim prawda

o nim dotrze do Imperatora Palpatine’a. Mo¿e siê spóŸni³em, po-

myœla³. Jeœli Knylennowie dotarli do tylu informacji, trudno powie-

dzieæ, czego dowiedzia³ siê Palpatine, dysponuj¹cy ogromn¹ siatk¹

wywiadowcz¹.

Us³ysza³ ju¿ doœæ od Khossa. Stan wiedzy Knylennów o jego

sekretach by³ ca³kowicie jasny.

– Nie mam zamiaru mówiæ wam wiêcej, ni¿ ju¿ wiecie. Jeœli

s¹dzisz, ¿e to zdrada… i jeœli uda³o ci siê przekonaæ niektóre rz¹-

dz¹ce rody, ¿e tak jest w istocie… pozostaje tylko jedno zasadni-

cze pytanie: co masz zamiar z tym zrobiæ?

Knylenn Starszy przemówi³ znowu, a jego g³os chrypia³ nie-

przyjemnie z g³oœnika ze wzmacniaczem, zamontowanego w obu-

dowie maszyny ho³ubi¹cej wiekowe cia³o.

– Ród Kuatów… musi… zap³aciæ… cenê… za swoje zbrod-

nie…

– Zbrodnie? – s³owa Starszego wywo³a³y furiê Kodir. Zrobi³a

krok naprzód z miejsca, gdzie sta³a u boku Kuata. – To ty jesteœ

zbrodniarzem!

Oskar¿ycielski palec wystrzeli³ w kierunku góruj¹cego nad ni¹

Khossa z Knylennów. – Twoja chciwoœæ i ambicja doprowadzi³y

ciê do œledzenia i szkalowania krewnego. – Kodir objê³a gestem

rêki równie¿ pozosta³ych Knylennów i ich przybranych krewnia-

ków. – Wy wszyscy dzielicie z nim winê, poniewa¿ pozwoliliœcie,

background image

212

aby to podejrzenie zatru³o wasze umys³y. W galaktyce panuje wojna,

Imperium walczy przeciwko Rebeliantom i chcecie czy nie, znaj-

dujemy siê w samym œrodku pola bitwy. Nie czas teraz na konspi-

rowanie przeciw jedynemu, który potrafi bezpiecznie nas przez to

wszystko przeprowadziæ.

– Raczej doprowadziæ do ruiny – Khoss z Knylennów opa-

nowa³ siê i mówi³ teraz ³agodniejszym tonem, widocznie po to,

aby przyci¹gn¹æ z powrotem tych, którzy zaczêli siê rozmyœlaæ. –

Kuat z Kuatów ukrywa przed nami to, co powinniœmy wiedzieæ…

i co uwolni³oby go od wszelkich podejrzeñ, gdyby jego dzia³ania

by³y bez skazy. S¹ sprawy, o których powinniœmy wiedzieæ, a on

zdo³a³ je przed nami zataiæ. Niech wiêc teraz rozproszy tê ciem-

noœæ, któr¹ siê sam otoczy³, a wtedy wszelkie nasze podejrzenia

wobec niego rozp³yn¹ siê niczym rosa na leœnych liœciach. – To

poetyckie porównanie okrasi³ nieprzyjemnym uœmieszkiem. – I co

teraz powiesz, Kuacie z Kuatów? Mo¿esz zachowaæ swoje tajem-

nice… ale licz siê z podejrzeniami i oskar¿eniami.

Kuat z trudem opar³ siê pokusie, by wyjawiæ wszystko, czego

ujawnienia ¿¹da³ Khoss z Knylennów. Powiem im, myœla³ ponuro,

i niech to siê wreszcie skoñczy. Wina spadnie w tym samym stop-

niu na g³owy Knylennów i ich krewniaków jak i na jego w³asn¹.

Dlaczego tylko on ma siê uginaæ pod ciê¿arem, podczas gdy wszy-

scy korzystaj¹ z dobrodziejstw wynikaj¹cych z jego nieprzerwa-

nej harówki? Czu³, jak s³owa same cisn¹ mu siê na usta, by wyja-

wiæ skomplikowane szczegó³y jego intryg.

Powiedz im prawdê, myœla³ gor¹czkowo Kuat, i porzuæ wszelk¹

nadziejê powodzenia, prze¿ycia, uratowania Zak³adów Stocznio-

wych przed wrogami.

To by³a w³aœnie pu³apka, w jak¹ sam siê schwyta³. Informacje

p³ynê³y w obie strony. Jeœli Knylennowie mieli kontakty ze szpie-

gami i innymi mrocznymi Ÿród³ami informacji, wówczas wszyst-

ko, co tu ujawni, natychmiast trafi do istot jeszcze bardziej zainte-

resowanych poczynaniami Kuata z Kuatów. Ktoœ taki jak ksi¹¿ê

Xizor na pewno nie bêdzie zachwycony, jeœli oka¿e siê, ¿e od

dawna jest celem dla sieci, któr¹ uplót³ Kuat w nadziei, ¿e zdo³a go

w ni¹ schwytaæ. A Xizor mia³ sposoby, aby wyraziæ swoje nieza-

dowolenie… bardzo osobiste sposoby, z pocz¹tku tylko trochê nie-

przyjemne, a ostatecznie zabójcze dla inicjatora intrygi. Taka by³a

cena gry o wysokie stawki. Kuata jednak gnêbi³a œwiadomoœæ, ¿e

jeœli on poniesie klêskê, dotknie ona równie¿ Zak³ady Stoczniowe

background image

213

Kuat. Korporacja przestanie istnieæ, nawet jej nazwa zostanie wy-

mazana z historii, gdy poch³onie j¹ tkanka Imperium. Xizor ju¿

dawno wyrazi³ siê jasno, jakie s¹ jego intencje co do zak³adów.

Brakowa³o mu jedynie pretekstu, aby przekonaæ Imperatora Pal-

patine’a do przejêcia korporacji i zagarniêcia jej cennego dobytku

jak w³asnego. Odkrycie intryg przygotowanych przez Kuata z Ku-

atów powinno do tego celu wystarczyæ w zupe³noœci.

Wybór, przed którym sta³ Kuat, nie by³ zatem ¿adnym wybo-

rem. Wiedzia³, ¿e jeœli wykorzysta prawdê do obrony przed takim

przeciwnikiem, jakim by³ Khoss z Knylennów, wyda i jego, i Za-

k³ady Stoczniowe w rêce innego, znacznie okrutniejszego wroga.

Ju¿ lepiej zachowaæ milczenie i przyj¹æ wszelkie oskar¿enia, jakie

na mnie rzuc¹, pomyœla³.

– S³ucham wy³¹cznie w³asnych rad – powiedzia³ g³oœno. – Po-

dobnie jak wy. Ty i twoi konspiratorzy nie pytaliœcie mnie o radê,

zanim uznaliœcie, ¿e nale¿y mnie szpiegowaæ. Niech wiêc i tak bê-

dzie. Jeœli mimo starañ nie potraficie odkryæ tego, co tak bardzo

chcielibyœcie wiedzieæ, i jeœli tej wiedzy nie mo¿ecie kupiæ za ¿ad-

ne kredyty, które moja ciê¿ka praca w³o¿y³a do waszych kufrów,

nie spodziewajcie siê, ¿e dam wam tê informacjê za darmo.

Khoss z Knylennów uœmiechn¹³ siê i skin¹³ g³ow¹.

– W³aœnie takiej odpowiedzi siê po tobie spodziewa³em. Wszy-

scy, którzy cierpieliœmy pod twoj¹ nieograniczon¹ w³adz¹, wie-

dzieliœmy, co od ciebie us³yszymy. Wcale nie jesteœmy zaskoczeni,

¿e nie chcesz… albo nie mo¿esz… siê broniæ.

– Nie musi siê broniæ przed bezpodstawnymi oskar¿eniami! –

gor¹co wykrzyknê³a Kodir.

Ironiczny grymas powróci³ na twarz Khossa.

– Wiem, wiem… dokona³aœ wyboru. Jeœli twoj¹ lojalnoœæ mo¿-

na kupiæ zdrad¹, to bêdziesz musia³a siê zadowoliæ t¹ w³aœnie cen¹. –

Zignorowa³ j¹ i spojrza³ znowu na Kuata. – Widzisz, ilu nas jest

przeciwko tobie? – Rozpostartymi rêkami obj¹³ t³um swoich zwo-

lenników. – To bardzo widoczna wiêkszoœæ, nie s¹dzisz? To mnie

wyznaczyli, abym przemawia³ w ich imieniu… i z³o¿yli przysiêgê

wasalsk¹ rodowi Knylennów. Przysiêga ta jest wi¹¿¹ca i nieodwo-

³alna i na jej podstawie przekazujê ci ¿yczenia rodów rz¹dz¹cych,

Kuacie z Kuatów.

– Naprawdê? – Kuat pog³adzi³ podbródek, rozejrza³ siê po

otaczaj¹cych go twarzach, po czym znów spojrza³ na Khossa. –

Wydaje mi siê, ¿e to zbyt wielka odpowiedzialnoœæ powierzaæ tak¹

background image

214

misjê komuœ, kto nawet nie jest przywódc¹ rodu, którego przed-

stawicielstwo sobie uzurpuje.

Uœmiech Khossa zmieni³ siê w brzydki grymas.

– Co chcesz przez to powiedzieæ?

– To bardzo proste. Jest dok³adnie tak, jak mówiê. Nie jesteœ

g³ow¹ rodu Knylennów, jesteœ wci¹¿ tylko nêdznym nastêpc¹ tego,

po kim pewnego dnia odziedziczysz ten tytu³. Przysiêgi, z³o¿one

przez inne rody rz¹dz¹ce, nie zosta³y z³o¿one tobie, tylko komuœ

innemu. – Kuat wskaza³ wiekow¹, pomarszczon¹ twarz Knylenna

Starszego. – Czy to nie on powinien mnie oskar¿aæ, czy to nie on

powinien ¿¹daæ satysfakcji w imieniu spadkobierców tego œwiata?

Minê³a d³u¿sza chwila, zanim Khoss odpowiedzia³.

– To prawda – odrzek³ z morderczym spojrzeniem. Cofn¹³

siê o krok na swojej platformie, nie zdejmuj¹c d³oni z ramion okry-

tego metalem Starszego. – Jeœli to jego s³owa chcecie us³yszeæ,

chêtnie wyra¿am na to zgodê.

Po¿ó³k³e oczy Knylenna Starszego popatrzy³y ¿a³oœnie na

Kuata.

– Jestem stary… – jego g³os by³ pe³en znu¿enia i nienawi-

œci. – Nie mam ju¿ si³y… jak kiedyœ. – Bulgotanie wydawane przez

system kontrapunktowa³o jego s³owa. – Dlatego… m³odszy… –

g³owa Starszego unios³a siê lekko, wskazuj¹c na stoj¹cego nad nim

Khossa – On mówi s³owa… które mia³bym wypowiedzieæ ja…

Mówi… – S³owa wydobywa³y siê z ust Starszego chyba tylko dziêki

sile woli – Z moim autorytetem… Nie w¹tpcie w niego…

– Czy wy rozumiecie to tak samo? – Kuat powiód³ wzrokiem

po twarzach popleczników Knylenna, ustawionych po obu stro-

nach maszyny podtrzymuj¹cej ¿ycie. – S³uchacie Khossa z Kny-

lennów, poniewa¿ mówi on w imieniu Starszego rodu?

Kilku z zebranych skinê³o g³owami. Jeden z nich, Kadnessi

Starszy, przemówi³:

– Jesteœmy lojalni wobec Knylenna Starszego. Odebra³ od nas

przysiêgê dawno temu. Jeœli chce, aby przemawia³ za niego dzie-

dzic, my siê nie sprzeciwiamy. – Kadnessi Starszy ostro spojrza³

na Kuata. – A ty?

– Nie, wcale – odpar³ zapytany. – Wasze przysiêgi s¹ œwiête i po-

trafiê je uszanowaæ. Ale sprawdŸmy, czy wszyscy szanuj¹ je tak jak ja.

Szybkim krokiem przeby³ niewielk¹ odleg³oœæ dziel¹c¹ go od

przenoœnego systemu podtrzymywania ¿ycia i siêgn¹³ do przyci-

sków widocznych na p³ycie.

background image

215

– Zatrzymajcie go! – krzykn¹³ ze szczytu maszyny Khoss

z Knylennów, wœciekle machaj¹c rêk¹ w kierunku napastnika.

Zanim Kuat zdo³a³ po³o¿yæ d³oñ na systemie podtrzymywania

¿ycia, ktoœ inny chwyci³ go za ramiê i okrêci³. By³y szef ochrony

Zak³adów Stoczniowych przyci¹gn¹³ Kuata ku sobie za po³ê cere-

monialnej szaty.

– Wiem, co próbujesz zrobi慠– by³y szef ochrony mia³ po-

nur¹ i wœciek³¹ minê. Drug¹ rêk¹ szuka³ czegoœ pod kurtk¹. – Nie

po to ciê sprzeda³em tym ludziom, ¿ebym teraz ogl¹da³ ich klê-

skê. – W jego d³oni pojawi³o siê b³yszcz¹ce zimno wibroostrze. –

Musisz to zrozumieæ… jestem teraz po ich stronie.

Kuat pchn¹³ z ca³ej si³y Fenalda w twarz. Przedramieniem za-

blokowa³ cios wibroostrza w ¿ebra. By³y szef ochrony by³ m³od-

szy i silniejszy od niego, zbyt silny, by Kuat móg³ wyrwaæ siê z nie-

dŸwiedziego uœcisku wokó³ szyi. Wibroostrze rozciê³o ciê¿ki materia³

szaty Kuata, ¿³obi¹c w skórze ramienia g³êbokie na milimetr naciê-

cie, precyzyjne jak dotkniêcie skalpela chirurga. Pop³ynê³a krew,

œciekaj¹c na ciasno splecionych ze sob¹ mê¿czyzn.

D³oñ trzymaj¹ca ostrze uderzy³a z ca³ej si³y w splot s³oneczny

Kuata, wyciskaj¹c mu oddech z p³uc i zmuszaj¹c do cofniêcia siê

o krok. To pozwoli³o by³emu szefowi ochrony zyskaæ trochê miej-

sca; zamachn¹³ siê i wycelowa³ wibroostrze, aby zadaæ œmiertelny

cios w gard³o Kuata.

Cios nigdy nie dotar³ do celu.

By³y szef ochrony jêkn¹³ z bólu i zaskoczenia, a wibroostrze

z brzêkiem upad³o na posadzkê i wiruj¹c, potoczy³o siê dalej. Palce

by³ego szefa ochrony usi³owa³y rozluŸniæ ramiê Kodir z Kuhlvultów,

które mocno œciska³o jego krtañ. Dziewczyna wbi³a mu kolano w ple-

cy i wygiê³a jego cia³o w napiêty ³uk. Wiêkszy ciê¿ar mê¿czyzny omal

nie pozbawi³ jej równowagi. Zanim jednak Fenald zd¹¿y³ to wykorzy-

staæ, wolne ramiê Kodir zatoczy³o ³uk, a piêœæ uderzy³a w skroñ mê¿-

czyzny. Cios by³ tak silny, ¿e koœæ pêk³a z chrupniêciem. Oczy by³ego

szefa ochrony wywróci³y siê bia³kami do góry. Gdy Kodir puœci³a go,

pad³ nieprzytomny na posadzkê sali zgromadzeñ.

Zebrany pod œwietlist¹ kopu³¹ t³um znieruchomia³ na chwilê,

zaszokowany gwa³townymi wypadkami, jakie rozegra³y siê na jego

oczach. Zanim ktokolwiek zdo³a³ siê poruszyæ, Kuat z Kuatów

rzuci³ siê w przód i chwyci³ wibroostrze, które wypad³o z d³oni

Fenalda. Krew œcieka³a po jego ramieniu i skapywa³a z ³okcia, gdy

unosi³ broñ w górê.

background image

216

– Radzê wszystkim, ¿eby pozostali na swoich miejscach i za-

chowali ca³kowity spokój. – Przyp³yw adrenaliny znieczuli³ Kuata

na ból. Przód jego ceremonialnej szaty, rozciêty i splamiony krwi¹

przez to samo ostrze, które teraz trzyma³ przed sob¹, zwisa³ a¿ na

buty. Kopn¹³ na bok ciê¿k¹ tkaninê i podszed³ bli¿ej do maszynerii

systemu podtrzymywania ¿ycia.

– Ciebie to te¿ dotyczy – powiedzia³. Uniós³ wy¿ej wibro-

ostrze, lœni¹cym czubkiem celuj¹c w gard³o Khossa z Knylennów. –

Stój tam, gdzie stoisz. W ten sposób bêdziesz wszystko dobrze

widzia³.

Khoss znieruchomia³, jakby zahipnotyzowany widokiem ostrza.

Poni¿ej ca³¹ scenê obserwowa³y spod opadaj¹cych powiek po¿ó³-

k³e oczy Knylenna Starszego. Œlina œcieka³a mu z k¹cików pó³-

otwartych ust.

Kuat wiedzia³, ¿e ma tylko kilka sekund, zanim Knylennowie

otrz¹sn¹ siê z szoku, który teraz trzyma³ ich w miejscu. Ale to

w zupe³noœci wystarczy.

Podszed³ do przenoœnego systemu podtrzymywania ¿ycia.

Kiedy przejecha³ wibroostrzem po ods³oniêtych kablach i wê¿ach,

maszyna ryknê³a, jakby metal i silikon by³ w stanie odczuwaæ ból.

Aparatura do oczyszczania krwi przyspieszy³a i zatrzyma³a siê ze

zgrzytem, gdy rury przesta³y przenosiæ ciecz. Przetworzona krew

i inne p³yny rozla³y siê w ka³u¿ê pod g¹sienicami maszyny.

Nad g³ow¹ Kuata twarz Knylenna Starszego skrzywi³a siê i za-

mar³a w potwornym grymasie. ¯y³y pod pomarszczon¹ skór¹ na-

brzmia³y, naciskaj¹c na ograniczaj¹cy je metalowy ko³nierz cylin-

dra. W wilgotnym k¹ciku ust pojawi³a siê i pêk³a czerwona bañka.

Kolejny cios, tym razem czubkiem wibroostrza, zrobi³ dziurê

w przedniej p³ycie cylindra. Kuat rozszerzy³ j¹ na tyle, aby wci-

sn¹æ palce pod g³adk¹ krawêdŸ metalu. Naprê¿y³ miêœnie i poci¹-

gn¹³. Kodir z Kuhlvultów do³¹czy³a do niego i pomog³a mu odgi¹æ

p³ytê. We dwoje w koñcu zerwali j¹ z maszyny i odrzucili z meta-

licznym brzêkiem na pod³ogê sali zgromadzeñ.

Teraz Kuat ju¿ nie potrzebowa³ wibroostrza. Bez trudu móg³

siêgn¹æ do wnêtrznoœci systemu i wy³¹czyæ go.

– Cofnijcie siꠖ zabrzmia³ za jego plecami ostrzegawczy g³os

Kodir. Kuat obejrza³ siê przez ramiê i zobaczy³, ¿e podnios³a po-

rzucone wibroostrze. Z kolanami zgiêtymi w obronnym przysia-

dzie trzyma³a Knylennów i ich przybranych krewniaków w bez-

piecznej odleg³oœci.

background image

217

– Mo¿e byœ siê tak pospieszy³? – mruknê³a, ogl¹daj¹c siê na

Kuata. – Nie mogê ich trzymaæ wiecznie.

– To potrwa tylko chwilꠖ zapewni³. Ca³y system podtrzy-

mywania ¿ycia poruszany by³ jednym uk³adem motywatora. Kuat

dotar³ do niego, wyci¹gn¹³ na wierzch i wyrwa³ z obwodów ma-

szynerii.

Z zamontowanego u góry cylindra g³oœnika ze wzmacniaczem

rozleg³ siê nieludzki wrzask, jakby Kuat zada³ cios w samo serce

¿yj¹cej istoty. Ca³y system podtrzymywania ¿ycia zadygota³ i opad³

lekko na g¹sienicach, prawie str¹caj¹c Khossa ze szczytu. Szara,

pomarszczona twarz Knylenna Starszego nie dawa³a ¿adnych oznak

¿ycia, gdy Kuat chwyci³ doln¹ krawêdŸ cylindra i oderwa³ od resz-

ty. Cylinder, niczym tarcza antycznego wojownika, z brzêkiem

upad³ na stertê zdemontowanych czêœci maszyny.

To nie wibroostrze, którym wymachiwa³a Kodir z Kuhlvul-

tów, spowodowa³o, ¿e goœcie zebrani w sali zgromadzeñ jedno-

czeœnie cofnêli siê o krok od stoj¹cej poœród nich martwej maszy-

ny. Sprawi³ to widok obna¿onego wnêtrza.

Z otwartego cylindra zwisa³o cia³o Knylenna Starszego. Nie

by³o utrzymywane w pozycji pionowej przez rury i przewody sys-

temu podtrzymywania ¿ycia, tylko za pomoc¹ zwyczajnego, skó-

rzanego rzemienia, przecinaj¹cego zapad³¹ klatkê piersiow¹ trupa.

Cia³o, wysuszone na wystaj¹cych koœciach, by³o zimne i martwe

jak otaczaj¹cy je metal, jakby szkielet stanowi³ czêœæ konstrukcji

maszyny. Otwarcie cylindra uwolni³o smród rozk³adu. Kilku Kny-

lennów odwróci³o twarze z wyrazem przera¿enia i odrazy.

Knylenn Starszy nie ¿y³ ju¿ od d³u¿szego czasu. Zmar³ na

d³ugo przedtem, zanim przenoœny system podtrzymywania ¿ycia

wprowadzi³ ukryte w nim zw³oki na zgromadzenie. To by³o oczy-

wiste.

– Niez³a robota, bardzo dobrze zaprojektowana maszyna –

pochwali³ Kuat. Z podziwem zawodowego konstruktora zademon-

strowa³ obecnym pozosta³e szczegó³y. Wskaza³ przewody i serwo-

mechaniczne po³¹czenia pneumatycznych rurek przebiegaj¹cych

przez metalowy ko³nierz a¿ do podstawy czaszki Starszego. – Jak

widzicie, nie by³o sensu wykosztowywaæ siê na zachowanie ca³ego

cia³a w tej parodii ¿ycia. Nale¿a³o utrzymaæ w tym stanie tylko

g³owê Starszego, aby sprawia³a wra¿enie, ¿e wci¹¿ ¿yje i funkcjo-

nuje. Wystarczy³o kilka uk³adów animacyjnych czasu rzeczywi-

stego, zsyntetyzowany g³os i baza danych akcentu i s³ownictwa,

background image

218

a wszystko pod kontrol¹ inteligencji robota pierwszego stopnia, który

mia³ jakoby monitorowaæ komponenty systemu podtrzymywania

¿ycia i odpowiadaj¹ce im sygna³y ¿yciowe. W sumie niezbyt skom-

plikowana konstrukcja. Ale i tak doskona³a robota. – Kuat spoj-

rza³ w górê na poblad³¹ twarz Khossa. – Kogo do niej wynaj¹³eœ?

Na pewno s³ono zap³aci³eœ – powoli potrz¹sn¹³ g³ow¹. – Miêdzy

nami mówi¹c, wygl¹da mi to na robotê studia Phonane Mimesis…

oni siê chyba specjalizuj¹ w takich rzeczach. Mo¿e jednak…

– Sk¹d wiedzia³eœ? – Kostki dr¿¹cych d³oni Khossa zbiela³y, gdy

zacisn¹³ je na tym, co pozosta³o z cylindra. Jego g³os brzmia³ teraz

jeszcze s³abiej ni¿ g³os fa³szywego Knylenna Starszego. – Starszy

umar³ ponad rok temu i nikt inny nigdy niczego nie podejrzewa³…

– Mo¿e i podejrzewali… – Kuat powiód³ rozbawionym wzro-

kiem po pozosta³ych zgromadzonych. – Mo¿e tylko nie chcieli nic

mówiæ, poniewa¿ ju¿ podjêli decyzjê, ¿e pomog¹ ci wydrzeæ kon-

trolê Zak³adów Stoczniowych Kuat z moich r¹k. Przypuszczam,

¿e mia³eœ kilku wspólników. – Kuat spojrza³ na cz³owieka stoj¹ce-

go na szczycie martwej maszyny. – Pamiêtam, ¿e Knylenn Star-

szy nie by³ g³upi. Mia³ oczywiœcie ambicje w stosunku do rodu

Knylennów, ale nie s¹dzê, aby da³ siê nabraæ na ten twój plan.

– I w³aœnie dlatego…

– Powiedzmy, ¿e to wystarczy³o, aby obudziæ mój scepty-

cyzm – ci¹gn¹³ Kuat. – Potrzebowa³em jednak dowodu… i nie

musia³em na niego d³ugo czekaæ. Teraz widaæ, ¿e nie urodzi³eœ siê

in¿ynierem, Khoss. Zbyt mocno polegasz na sprytnych maszy-

nach. Ktoœ, kto z nimi pracuje i kto je projektuje, wie, ¿e czynnik

ludzki jest nieunikniony. I decyduj¹cy. – Potrz¹sn¹³ g³ow¹ w uda-

wanym ¿alu. – Ludzie zawsze potykaj¹ siê na najprostszych rze-

czach. NieŸle zaprojektowa³eœ inteligencjê robota w tym swoim

urz¹dzeniu. Imitacja Knylenna Starszego by³a te¿ na przyzwoitym

poziomie. Ale, niestety, robot pomyli³ fakty. Trudno by³oby Star-

szemu przysi¹c przed naszymi biologicznymi matkami, ¿e mnie

prze¿yje, bo nasze matki nigdy siê nie spotka³y. Moja zmar³a w cza-

sie porodu, kiedy przyszed³em na œwiat. Wychowa³ mnie ród Ku-

atów ze strony ojca, od którego te¿ otrzyma³em moje dziedzictwo.

Wiêc kiedy twój oszukany Knylenn Starszy nie przy³apa³ mnie na

tym prostym k³amstwie… wtedy siê zorientowa³em, ¿e to nie on.

– Nie bardzo rozumiem – wyzna³ jeden z Kadnessich, ten

sam, który odezwa³ siê wczeœniej. – Po co Khoss mia³by dok³adaæ

tak wielkich starañ, aby stworzyæ wra¿enie, ¿e Knylenn Starszy

background image

219

wci¹¿ ¿yje? Przecie¿ gdyby wiadomoœæ o œmierci Starszego siê

roznios³a, to w³aœnie Khoss zosta³by mianowany g³ow¹ rodu jako

spadkobierca domu Knylennów.

– Nietrudno to zrozumie栖 uœmiechn¹³ siê Kuat. – Nie wy-

starczy odziedziczyæ tytu³, jeœli przysiêga wasalska zosta³a z³o¿ona

przez inne rody osobie poprzedniego Knylenna Starszego. Nikt

z was nigdy nie sk³ada³ przysiêgi Khossowi Knylennowi. – Taki

pomys³ rozœmieszy³ Kuata. – Zreszt¹ po co mielibyœcie to robiæ?

¯eby Khoss móg³ kontynuowaæ swoj¹ kampaniê zmierzaj¹c¹ do

usuniêcia mnie z zarz¹du Zak³adów Stoczniowych Kuat, musia³

mieæ po swojej stronie ca³y autorytet ¿yj¹cego Knylenna Starsze-

go, nie obawiaj¹c siê i nie nara¿aj¹c jednoczeœnie na to, ¿e starzec

nie zaakceptuje jego metod dzia³ania. Pozostaje tylko pytanie… –

Kuat zni¿y³ g³os, wyra¿aj¹c to ponure podejrzenie – …do jakiego

stopnia przyda³a mu siê œmieræ Knylenna Starszego? Byæ mo¿e

nasz drogi kuzyn Khoss… dopomóg³ trochê naturze w tym wzglê-

dzie. Tylko troszeczkê…

– To… to k³amstwo! – Twarz Khossa z Knylennów poblad³a

jak œciana. – Jeœli chcesz przez to powiedzieæ, ¿e go zabi³em… ¿e

mia³em coœ wspólnego z jego œmierci¹…

– To bardzo powa¿ne oskar¿enie – wtr¹ci³ Kadnessi. Skin¹³

g³ow¹ i gest ten natychmiast zosta³ powtórzony przez wszystkich

obecnych, w³¹czaj¹c w to Knylennów i ich przybranych krewnia-

ków. – Wymaga przeprowadzenia œledztwa. Ale jeœli oka¿e siê

prawd¹…

– Wtedy morderca odda siê w rêce sprawiedliwoœci – uzupe³-

ni³a z wyraŸn¹ satysfakcj¹ Kodir z Kuhlvultów. – Takie jest pra-

wo, równie stare, jak wszystkie panuj¹ce rody. Jeœli wyznaczony

dziedzic odbierze ¿ycie Starszemu, jest to najciê¿sza ze znanych

zbrodni. A kara za tê zbrodniê musi zostaæ wymierzona, bo ina-

czej rody sp³yn¹ krwi¹ ofiar.

Wygl¹da³o na to, ¿e Khoss, stoj¹cy wci¹¿ na szczycie zrujno-

wanego dowodu swojej intrygi, ca³kiem postrada³ zmys³y. Zacisn¹³

piêœci i wykrzywi³ twarz w bezsilnoœci i poczuciu winy.

Kuat wiedzia³, czego siê spodziewaæ: zobaczy³, jak miêœnie

Khossa napinaj¹ siê do dzia³ania. Nie by³ zatem zaskoczony, gdy

pokonany dziedzic Knylennów zeskoczy³ z podwy¿szonej platfor-

my i wyci¹gniêtymi rêkami siêgn¹³ do gard³a swojego wroga.

Tym razem Kodir nie musia³a interweniowaæ, Kuat sam siê tym

zaj¹³. Jedn¹ rêk¹ uderzy³ Khossa w szczêkê, a¿ g³owa tamtego

background image

220

odskoczy³a w ty³; cios drugiej piêœci Kuata rzuci³ Knylenna pod

nogi krewnych. Khoss nie podniós³ siê ju¿, choæ pierœ porusza³a

mu siê w górê i w dó³ w ciê¿kiej walce o oddech.

– Dajcie mi znaæ, co zadecydujecie w jego sprawie – rzuci³

Kuat ch³odno. – Dla opinii publicznej i Zak³adów Stoczniowych

najlepiej bêdzie, jeœli egzekucja zostanie wykonana mo¿liwie jak

najdyskretniej. Takie zamieszanie we w³asnych szeregach mo¿e

byæ odebrane z zewn¹trz jako przejaw s³aboœci organizacji.

Odwróci³ siê i skierowa³ w stronê wyjœcia.

Fenald w³aœnie zaczyna³ odzyskiwaæ œwiadomoœæ i z trudem

uniós³ d³oñ, gdy Kuat przechodzi³ obok niego. Kodir opar³a pode-

szwê stopy na jego piersi i z powrotem przygniot³a go do pod³ogi.

– Nie s¹dzê, aby rodowi Kuat potrzebne by³y jeszcze twoje

us³ugi – uœmiechnê³a siê, patrz¹c w twarz Kuata z Kuatów. – Chy-

ba szykuje siê zmiana na stanowisku szefa ochrony w Zak³adach

Stoczniowych Kuat.

Opar³a piêœci na biodrach, lekko przechyli³a g³owê i spojrza³a

wyczekuj¹co na Kuata.

– A wiêc…

Przygl¹da³ jej siê przez krótk¹ chwilê, zanim podj¹³ decyzjê.

– Dobrze – zdecydowa³. Skin¹³ g³ow¹ w kierunku wyjœcia i ko-

rytarza prowadz¹cego do doków. – Statek czeka.

background image

221

R O Z D Z I A £

"

Sprawy formalne za³atwili w drodze powrotnej do Zak³adów

Stoczniowych Kuat.

– Tego nigdy wczeœniej nie by³o – rzek³ Kuat z Kuatów. Pod-

ró¿ mia³a trwaæ krótko, dlatego natychmiast przeszed³ do konkre-

tów. – A przynajmniej ja nie s³ysza³em o przypadku, ¿eby cz³onek

jednego z rodów panuj¹cych s³u¿y³ jako szef ochrony korporacji.

Moi przodkowie zawsze zatrudniali kogoœ spoza planety. – Uniós³

jedn¹ brew. – I odbywa³o siê to po starannych poszukiwaniach

i sprawdzeniu kwalifikacji. – Zaœmia³ siê gorzko. – Zdaje siê, ¿e to

i tak nic nie da³o.

Wspomnienie zdrady Fenalda wci¹¿ jeszcze go bola³o.

Kodir z Kuhlvultów opar³a siê o fotel pasa¿erski.

– Zastanawiasz siê, czy mam dobre kwalifikacje do tej pra-

cy? – uœmiechnê³a siê do niego. – Jakich jeszcze dowodów mam

ci dostarczyæ?

– ¯adnego – potrz¹sn¹³ g³ow¹ Kuat. – W sali zgromadzeñ ro-

dów rz¹dz¹cych pokaza³aœ siê z najlepszej strony i wiem, ¿e potra-

fisz dzia³aæ w razie koniecznoœci. A poza tym… nie da³aœ siê ra-

zem z innymi nabraæ na intrygê Khossa. Oznacza to albo bystry

umys³, co przydaje siê szefowi ochrony, albo mo¿e…

– Co: mo¿e?

Teraz to on siê uœmiechn¹³.

– Mo¿e jakieœ przecieki? Khoss z Knylennów chyba nie po-

trafi³ wszystkiego utrzymaæ w sekrecie, choæ tak mu siê wydawa-

³o. Trochê powêszyæ tu i tam, jakieœ podejrzenie, jakaœ poszla-

ka… wzmianka o nietypowych dostawach do domostwa Knylennów,

background image

222

wiesz, takie rzeczy… Inteligentna osoba mog³a siê zorientowaæ, ¿e

Starszy jest martwy, zanim jeszcze ja na to wpad³em.

– Och, masz trochê racji – przyzna³a Kodir. – Inteligentna

osoba powinna siê by³a w tym po³apaæ. A przy tym… – wydawa³a

siê bardzo z siebie zadowolona – …inteligentna osoba potrafi do-

chowaæ w³asnych sekretów.

– W porz¹dku – odpar³ Kuat. – Jeœli tylko nie bêdzie ci to

przeszkadzaæ w spe³nianiu obowi¹zków. Musimy jednak omówiæ

parê innych spraw, nie tylko twoje kwalifikacje.

– To znaczy? – Kodir odwróci³a wzrok od iluminatora.

– Muszê wiedzieæ dok³adnie, dlaczego chcesz byæ szefem

ochrony w Zak³adach Stoczniowych Kuat.

Wzruszy³a ramionami.

– Jest wiele odpowiedzi, które mog³abym ci zaproponowaæ.

Mo¿e powinnam po prostu powiedzieæ, ¿e chcê byæ tam, gdzie siê

coœ dzieje… to taka cecha rodowa Kuhlvultów. A wydaje mi siê,

¿e wokó³ Zak³adów Stoczniowych Kuat bêdzie siê teraz wiele dzia³o.

– Jeœli chcesz byæ w centrum wydarzeñ, przy³¹cz siê do Soju-

szu Rebeliantów. Bêdziesz mia³a tyle emocji, ile tylko zdo³asz znieœæ.

– Dba³oœæ o w³asn¹ skórê te¿ nale¿y do cech rodowych klanu

Kuhlvultów – potrz¹snê³a g³ow¹ Kodir. – Nie wiem, czy szukanie

zwady z Imperium jest zgodne z ide¹ przetrwania.

– Nie wiem te¿, czy opowiedzenie siê po stronie Imperatora

wychodzi na zdrowie – znajomy ciê¿ar przygniót³ znowu ramiona

Kuata. – Próbujê tylko zachowaæ w ca³oœci i niezale¿noœci Zak³a-

dy Stoczniowe Kuat i nie zale¿y mi, kto wygra.

– I to jest jedna z rzeczy, które w tobie podziwiam – powie-

dzia³a Kodir. – ¯¹dasz lojalnoœci od innych, ale nie jesteœ takim

idiot¹, ¿eby komuœ ofiarowywaæ swoj¹.

Przez chwilê zastanawia³ siê, czy nie s³yszy w jej s³owach

sarkazmu. Potem jednak musia³ przyznaæ, ¿e jej s³owa zawiera³y

g³êbok¹ m¹droœæ.

– Lojalnoœæ, jak¹ Imperator Palpatine wymusza na swoich

zwolennikach, nie jest lojalnoœci¹ wolnych istot. To tylko lêk nie-

wolników.

– Gdybym donios³a Imperatorowi o twoich uczuciach wobec

niego – odpar³a Kodir – zap³aci³byœ za to ¿yciem.

– Ale tego nie zrobisz. – Oboje spowa¿nieli. – Oznacza to, ¿e

albo nie boisz siê Palpatine’a, albo jesteœ lojalna… w wystarczaj¹-

cym stopniu… wobec mnie. Albo…

background image

223

– Zawsze jest jeszcze jakieœ „albo”.

– ¯yjemy w skomplikowanej galaktyce – odpar³ Kuat. – Albo

masz jakieœ swoje szczególne powody, aby opowiedzieæ siê po mo-

jej stronie. To, czego chcesz, osi¹gniesz znacznie ³atwiej, jeœli pozo-

stanê zdrowy i ca³y na czele Zak³adów Stoczniowych Kuat. – Po-

chyli³ siê i uwa¿niej spojrza³ na Kodir. – A w³aœciwie czego ty chcesz?

– Odpowiedzi.

Jedno s³owo, wypowiedziane bezbarwnym tonem. Kuat

z uznaniem skin¹³ g³ow¹.

– Trudno je uzyska栖 powiedzia³. – W przeciwieñstwie do

pytañ, od których roi siê we wszechœwiecie niczym od atomów

wodoru.

Kodir lekko wzruszy³a ramionami.

– Moje s¹ bardzo konkretne.

Osobisty transporter dolatywa³ ju¿ do Zak³adów Stoczniowych,

a Kuat chcia³ ustaliæ kilka spraw z nowym szefem ochrony, póki

byli sami.

– Uwa¿aj – ostrzeg³. – Czasem zadajesz pytania i otrzymu-

jesz odpowiedzi, ale nie s¹ to te odpowiedzi, które chcia³abyœ us³y-

szeæ.

– Podejmê to ryzyko – odpar³a bez œladu emocji na twarzy.

– Wiêc pytaj.

Pochyli³a siê bli¿ej ku Kuatowi, jakby mog³a coœ wyczytaæ

w jego oczach. Po d³u¿szej chwili zapyta³a:

– Co siê sta³o z dziewczyn¹?

Pytanie nieco go zaskoczy³o.

– Nie wiem, o czym mówisz.

W bezbarwnym g³osie Kodir pojawi³ siê cieñ gniewu.

– Nie baw siê ze mn¹ w kotka i myszkê. Mo¿emy razem stwo-

rzyæ dobry uk³ad albo staæ siê wrogami. Wybór nale¿y do ciebie.

Ten przeb³ysk temperamentu obudzi³ jego ciekawoœæ. Dla niej

to istotna sprawa, pomyœla³. Nie wiedzia³ tylko, co to takiego…

jeszcze nie.

– Wyjaœnij mi – rzek³ powoli i spokojnie – o jakiej dziewczy-

nie mówisz. Od tego zaczniemy rozmowê.

– O tancerce. W pa³acu Jabby Hutta.

Kuat potrzebowa³ kilku chwil, ¿eby przypomnieæ sobie, o co

jej chodzi. Wreszcie zrozumia³, ¿e ma na myœli hologram. Holo-

gram z sondy nadprzestrzennej, na której demonta¿u przy³apa³

go szpieg Khossa z Knylennów. Tam, w sali zgromadzeñ rodów

background image

224

rz¹dz¹cych, Kodir ogl¹da³a wraz z innymi odtwarzanie hologramu

przedstawiaj¹cego minione zdarzenia w pa³acu Jabby. Widocznie

dostrzeg³a coœ, co uzna³a za wa¿ne. Ale co?

– Pewnie zginê³a – rzek³ Kuat. – Kiedy Jabba rzuci³ j¹ na po-

¿arcie swojemu ulubieñcowi rankorowi, który siedzia³ w jamie za-

mykanej ruchom¹ krat¹. Nikt nie mo¿e prze¿yæ tak bliskiego kon-

taktu z rankorem.

– Nie mówiê o tej tancerce – odpar³a Kodir z wyraŸnym znie-

cierpliwieniem. – Kogo obchodzi jakaœ twi’lecka samica? To zna-

czy, szkoda jej, ale nie to jest najwa¿niejsze. Chodzi mi o tê drug¹,

tê, któr¹ by³o widaæ na hologramie pa³acu. Sta³a z boku. To o niej

chcia³abym siê czegoœ dowiedzieæ.

Kuat grzeba³ w pamiêci, usi³uj¹c wydobyæ z niej szczegó³y,

które do tej pory uwa¿a³ za niewa¿ne. Kiedy po raz pierwszy ogl¹-

da³ holograficzny przekaz z sondy nadprzestrzennej, koncentro-

wa³ siê na manewrach ³owcy nagród Boby Fetta w pa³acu Jabby.

To by³ zreszt¹ jedyny powód, dla którego umieœci³ tam autono-

miczn¹ jednostkê szpiegowsk¹. Wszystko inne, co zosta³o zareje-

strowane, by³o spraw¹ czystego przypadku.

– Masz racjꠖ powiedzia³ w koñcu. – Zdaje siê, ¿e rzeczy-

wiœcie by³a tam jakaœ inna tancerka. – Wzruszy³ ramionami. – Jabba

zawsze trzyma³ u siebie ca³¹ trupê tancerek. Bior¹c pod uwagê, ¿e

karmi³ nimi swoje zwierz¹tka, nie by³o to zajêcie wró¿¹ce d³ugie

¿ycie.

– Ale ta jedna prze¿y³a – odpar³a Kodir z nieoczekiwan¹ gwa³-

townoœci¹. – Mówiê o tej drugiej, której Jabba nie rzuci³ na po¿ar-

cie rankorowi.

– Sk¹d wiesz? – Wci¹¿ nie móg³ zrozumieæ zainteresowania

Kodir anonimow¹ tancerk¹ na zapad³ym œwiecie Tatooine. – Mog³o

siê z ni¹ staæ coœ innego, zanim Jabba zosta³ zabity… Nawet po-

tem… to bardzo niebezpieczne otoczenie, trudno w nim prze¿yæ.

– Ja wiem, ¿e ona ¿yje – odpar³a Kodir przez zaciœniête zêby. –

Czujê to. Nawet z takiej odleg³oœci.

Zafascynowany Kuat wbi³ wzrok w siedz¹c¹ obok m³od¹ ko-

bietê. Teraz, kiedy przypomnia³ ju¿ sobie œliczn¹ twarz tamtej dru-

giej tancerki na hologramie, parê kolejnych elementów uk³adanki

znalaz³o swoje miejsce. Zapis holograficzny pochwyci³ na kilka

sekund jej obraz, jak przygl¹da³a siê samicy Twi’leków, spadaj¹-

cej do jamy rankora przed tronem Jabby, a potem s³ucha³a przera-

¿onych okrzyków niewidocznej w ciemnej czeluœci agonii.

background image

225

Teraz, patrz¹c na Kodir z Kuhlvultów, dostrzeg³ to, czego

wczeœniej nie zauwa¿y³. Ale to nie wyjaœni³o tajemnicy.

– Tak – odpar³a miêkko, widz¹c b³ysk zrozumienia w oczach

Kuata, kiedy uœwiadomi³ sobie nagle rodzinne podobieñstwo. – Ta

dziewczyna, ta tancerka z pa³acu Jabby… ona jest z mojego rodu,

z tej samej krwi, z Kuhlvultów. St¹d wiem, ¿e ona jeszcze ¿yje.

Musi ¿yæ…

By³o jeszcze coœ wiêcej. Kuat by³ tego pewien. Zapyta³ cicho,

niemal czule:

– Jak ma na imiê?

Kodir mocno zacisnê³a oczy, zanim odpowiedzia³a:

– Jej imiê… jej prawdziwe imiê brzmi Kateel z Kuhlvultów –

s³owa wydobywa³y siê powoli, jakby z trudem. – Ale kiedy by³a

ma³a i mówi³a dziecinnym jêzykiem, nie umia³a prawid³owo wy-

mawiaæ swojego imienia. Mówi³a po prostu Neelah – g³os Kodir

zni¿y³ siê do szeptu. – Tak j¹ nazywaliœmy.

Kuat popatrzy³ na siedz¹c¹ obok kobietê ze wspó³czuciem.

– I myœlisz, ¿e pomogê ci j¹ odnaleŸæ.

– Och… zrobisz to – Kodir skierowa³a na niego p³on¹cy

wzrok. – Wcale w to nie w¹tpiê.

Spojrzenie w iluminator ukaza³o Kuatowi zbli¿aj¹ce siê doki

Zak³adów Stoczniowych. Odwróci³ siê do Kodir.

– Moje mo¿liwoœci… i czas… s¹ ograniczone. Nie wiem, jak

dziecko jednego z panuj¹cych rodów Kuat znalaz³o siê w pa³acu

Jabby Hutta. I mam znacznie pilniejsze sprawy do za³atwienia ni¿

szukanie odpowiedzi na to pytanie.

– Nie, nie masz – odpar³a Kodir ze z³owró¿bn¹ nutk¹ w g³o-

sie. – Zapewniam ciê… nie ma dla ciebie wa¿niejszej sprawy ni¿ ta.

– Wydaje siê, ¿e jesteœ bardzo pewna siebie.

Znów skinê³a g³ow¹.

– Mam po temu powody.

Kuat uniós³ brew.

– Jakie?

– Oczywiste – odpar³a – i bardzo przekonuj¹ce. Wspomina-

³eœ ju¿ o swoich podejrzeniach, ¿e mam jeszcze inne Ÿród³a infor-

macji… i to dobre Ÿród³a. Dlatego wiedzia³am, ¿e Knylenn Starszy

nie ¿yje, jeszcze zanim ty siê zorientowa³eœ. Spêdzi³am wiele cza-

su, buduj¹c i opracowuj¹c tê sieæ informacyjn¹; niektóre jej ele-

menty odziedziczy³am razem z krwi¹ Kuhlvultów. Dziêki temu

wiem o tobie ró¿ne rzeczy, Kuat. Bardzo istotne rzeczy.

15 – Spisek Xizora

background image

226

– Doprawdy? – zmierzy³ j¹ zimnym wzrokiem. – Mów dalej.

– Uda³o ci siê utrzymaæ to w tajemnicy przed wszystkimi…

³¹cznie z twoim w³asnym szefem ochrony. Ale ja przynajmniej

czêœciowo orientujê siê w twoich zamiarach. Khoss z Knylennów

mia³ racjê, kiedy twierdzi³, ¿e twoje intrygi i plany zaprowadzi³y

ciê, a wraz z tob¹ i Zak³ady Stoczniowe Kuat, na doœæ niebez-

pieczne terytorium pomiêdzy Imperium a organizacj¹ Czarne S³oñce.

Ale Khoss nie wiedzia³ tego, co uda³o siê odkryæ mnie. – W oczach

Kodir pojawi³ siê cieñ sympatii, a nawet podziwu. – Khoss chcia³

tylko wykorzystaæ niewielkie strzêpki informacji, jakie zdoby³, dla

zaspokojenia w³asnych ambicji, aby przej¹æ kontrolê nad Zak³ada-

mi Stoczniowymi Kuat. Nawet gdyby wiedzia³ to, co ja wiem, nie

d¹¿y³by do niczego wiêcej. Ale ja siê domyœli³am, co chcia³eœ osi¹-

gn¹æ swoimi intrygami. Mo¿e i s¹ niebezpieczne, ale nie masz wyj-

œcia, jeœli chcesz ocaliæ Zak³ady Stoczniowe Kuat.

Kuat opar³ siê o wyœcie³any zag³ówek fotela.

– A wiêc wiesz.

– Wiem doœæ – zgodzi³a siê Kodir. – Doœæ, aby uznaæ, ¿e pró-

bowa³eœ dokonaæ szlachetnego czynu, Kuacie z Kuatów. Komuœ

tak bliskiemu Imperium jak ty… bliskiemu, a jednak nie stanowi¹-

cemu jego czêœci… nietrudno by³o przeanalizowaæ dok³adnie sytu-

acjê i wydedukowaæ, ¿e najwiêkszym i najbli¿szym zagro¿eniem

niezale¿noœci Zak³adów Stoczniowych Kuat nie jest Imperator Pal-

patine, lecz jego poddany, ksi¹¿ê Xizor.

– W³aœnie. – Samo brzmienie imienia falleeñskiego szlachci-

ca poruszy³o g³êbok¹ nutê urazy w duszy Kuata. – Xizor po¿¹da

potêgi i mo¿liwoœci Zak³adów Stoczniowych Kuat; bardziej ni¿

czegokolwiek innego pragnie w³¹czyæ korporacjê do swego do-

minium. I zamierza³ tego dokonaæ z pomoc¹ podejrzliwoœci Im-

peratora. Gdyby Xizor móg³ dostarczyæ dowodów, prawdziwych

albo zmyœlonych, ¿e zarz¹d Zak³adów Stoczniowych Kuat by³

nielojalny wobec Imperium, Palpatine mia³by podstawy do prze-

jêcia korporacji. Kr¹¿owniki imperialne, te same, które zosta³y

zbudowane w tych dokach, okr¹¿y³yby planetê; zostalibyœmy

pojmani i zmia¿d¿eni obcasem Imperatora tak samo jak inne œwia-

ty. – Kuat zacisn¹³ palce na porêczach fotela, a¿ zbiela³y mu kost-

ki. – Jak wszystkie inne œwiaty, gdyby Palpatine postawi³ na swo-

im.

– Ostro¿nie – k¹cik ust Kodir uniós³ siê w uœmiechu. – Teraz

zaczynasz mówiæ jak cz³onek Sojuszu Rebeliantów.

background image

227

– Gdybym s¹dzi³, ¿e maj¹ jak¹kolwiek szansê… choæby naj-

mniejsz¹ szansê na zwyciêstwo… przy³¹czy³bym siê do nich. Prze-

kaza³bym wszystkie zasoby Zak³adów Stoczniowych Sojuszowi

niezale¿nie od tego, czy panuj¹ce rody zgodzi³yby siê ze mn¹, czy

nie. – Kuat potrz¹sn¹³ g³ow¹ ze smutkiem. – Rebelianci nie wie-

dz¹, na co siê porywaj¹. Mo¿e uda im siê zniszczyæ jedn¹ czy

drug¹ wadliw¹ konstrukcjê, tak¹ jak Gwiazda Œmierci, ale raczej

dziêki zadufaniu i pustog³owiu admira³ów Floty Imperialnej ni¿

w³asnej przewadze.

– Zastanawiam siê nad tym. W czasie moich poszukiwañ s³y-

sza³am to i owo o niektórych przywódcach Rebeliantów. – Cichy

g³os Kodir sta³ siê pe³en zadumy. – Na niektórych œwiatach mówi¹

o tym Luke’u Skywalkerze, jakby to by³ bohater, na którego cze-

kali od lat, od czasu obalenia starej Republiki.

– Stworzenia rozumne mog¹ wierzyæ we wszystko, co ze-

chc¹, ale zbyt czêsto mieszaj¹ w³asne nadzieje i sny z tward¹ rze-

czywistoœci¹. – Twarz Kuata wygl¹da³a jak posêpna maska. – Nie

mogê sobie pozwoliæ na ten luksus. Jako konstruktor jestem zain-

teresowany wy³¹cznie tym, co dzia³a.

– Szkoda zatem, ¿e twoja intryga przeciwko ksiêciu Xizoro-

wi upad³a. Teraz zosta³y ci tylko resztki, które trzeba usun¹æ.

Opisa³a sytuacjê z godn¹ podziwu precyzj¹.

– Przypuszczam, ¿e ty chcesz mi pomóc usun¹æ œlady?

– Masz racjꠖ odpar³a Kodir. – Xizor nie by³ jedynym, kto

zyska³by na dostarczeniu szkodliwych dla ciebie dowodów. Z tego,

co zdo³a³am stwierdziæ, odwali³eœ kawa³ solidnej roboty, próbuj¹c

stworzyæ sytuacjê, która uwik³a³aby ksiêcia Xizora w prawdziwe

k³opoty. Syntetyczne falleeñskie feromony razem ze wspomaga-

nym sensorycznie zapisem wideo z napaœci imperialnych sztur-

mowców na farmê wilgoci na Tatooine, napaœci, w której zostali

okrutnie zamordowani wuj i ciotka Luke’a Skywalkera, jego jedy-

na rodzina, w której wychowa³ siê od dziecka… to doskona³y spo-

sób, subtelny, a jednoczeœnie wyraŸny dowód, ¿e ksi¹¿ê Xizor

w jakiœ sposób by³ zamieszany w napaœæ. Prawdopodobnie Sky-

walker zechcia³by policzyæ siê z Xizorem. Pomagaj¹c Sojuszowi

Rebeliantów, za³atwi³by przy okazji osobiste porachunki, œcigaj¹c

jednego z naczelnych pacho³ków Imperatora Palpatine’a. – Kodir

uœmiechnê³a siê z posêpnym uznaniem. – Tyle tylko, ¿e to ty mia-

³eœ odnieœæ prawdziwe korzyœci z takiego obrotu sprawy.

– To prawda – przyzna³ Kuat. – Ja i Zak³ady Stoczniowe.

background image

228

– Oczywiœcie. Nawet gdyby Skywalkerowi nie uda³o siê wy-

eliminowaæ Xizora, zaabsorbowa³by go wystarczaj¹co, aby po-

wstrzymaæ ksiêcia przed dalszymi zakusami na Zak³ady Stocznio-

we Kuat. Przynajmniej na jakiœ czas.

– Czas mo¿e byæ nieraz cennym towarem. – Kuat rozpostar³

d³onie na oparciach fotela. – Trzeba go kupowaæ tyle, ile siê da

i gdzie siê da.

– Bardzo m¹dre, Kuacie z Kuatów. Postaram siê zapamiê-

taæ. – W oczach Kodir znów pojawi³o siê wspó³czucie. – Szkoda,

¿e te wszystkie starannie przygotowane plany nie wypali³y. I ¿e

zarówno ty, jak i Zak³ady Stoczniowe Kuat lepiej wyszlibyœcie na

tym, gdyby te plany nigdy nie powsta³y.

– To prawda. Widaæ z tego, ¿e nie mo¿na zabezpieczyæ siê

przed ka¿d¹ ewentualnoœci¹. Myœla³em, ¿e najbardziej muszê oba-

wiaæ siê machinacji Xizora. A potem siê okaza³o, ¿e Xizor by³ sam

sobie najgorszym wrogiem, bo za³atwi³o go w³asne okrucieñstwo

i przebieg³oœæ. Szkoda, ¿e nie sta³o siê to wczeœniej, zanim wypro-

dukowa³em przeciwko niemu fa³szywe dowody.

Kodir delikatnie dotknê³a jego ramienia.

– Teraz to twojemu ¿yciu zagra¿a niebezpieczeñstwo, Kuacie

z Kuatów. Twojemu ¿yciu i wszystkiemu, co dla ciebie cenne. Twój

spryt obróci³ siê przeciwko tobie niczym sztylet zwrócony we w³a-

sn¹ pierœ. Jeœli Imperator Palpatine kiedykolwiek wejdzie w posia-

danie tego sfabrykowanego dowodu, natychmiast siê zorientuje, ¿e

jest fa³szywy. Wie ju¿, ¿e ksi¹¿ê Xizor nigdy nie mia³ nic wspólnego

z najazdem na farmê wilgoci na Tatooine. Bêdzie zatem polowa³ na

tego, kto sfa³szowa³ dowód… i nieuchronnie dotrze po œladach do

ciebie. Nie s¹dzê, aby Imperator pob³a¿liwie patrzy³ na te intrygi,

jakie rozgrywaj¹ siê pod samym jego nosem. Ka¿e zap³aciæ ich ini-

cjatorowi wysok¹ cenê. A wtedy za³atwi dwie sprawy za jednym

zamachem: zemstê… i Zak³ady Stoczniowe Kuat dla siebie.

Ta ostatnia sprawa by³a jedyn¹, która liczy³a siê dla Kuata.

Maszyny psuj¹ siê i rdzewiej¹, a ¿ywe istoty umieraj¹, powiedzia³

sobie. Tylko te wy¿sze istoty, które buduj¹ maszyny, s³u¿¹ im i dla

nich umieraj¹, maj¹ szansê prze¿yæ w tym wszechœwiecie. A myœl,

¿e w³asnymi d³oñmi i umys³em móg³by przynieœæ zgubê najuko-

chañszym Zak³adom Stoczniowym, przyprawia³a go o szaleñstwo.

Kuat z Kuatów poprzysi¹g³ sobie, ¿e w ten czy inny sposób dopil-

nuje, ¿eby Imperator Palpatine nie chwyci³ korporacji w swoje brud-

ne ³apy.

background image

229

– Masz rzeczywiœcie doskona³e rozeznanie w mojej obecnej

sytuacji – powiedzia³ g³oœno. – Gratulujê ci, Kodir z Kuhlvultów.

Twoja sieæ informatorów i twój przebieg³y umys³ s³u¿¹ ci dosko-

nale. – Ostro¿nie siêgn¹³ do kieszeni przy siedzeniu osobistego trans-

portera. – Naprawdê, masz doskona³¹ kartê przetargow¹, aby za-

pewniæ sobie moj¹ pomoc przy odszukaniu siostry, która w tak

tajemniczy sposób zab³¹ka³a siê z dala od rodzinnego œwiata.

Ta zagadka mocno go intrygowa³a. Jak córka jednego z panu-

j¹cych rodów Kuat mog³a znaleŸæ siê w pa³acu Jabby jako tancer-

ka? Kuat postanowi³, ¿e pewnego dnia siê tym zajmie. Na razie

jednak mia³ ca³kiem inne sprawy na g³owie. Jego d³oñ zamknê³a

siê wokó³ uchwytu z ch³odnego metalu.

– Sama powiedzia³aœ, ¿e muszê wyeliminowaæ wszystko, co

mog³oby mnie pogr¹¿yæ w oczach Imperatora Palpatine’a, zw³asz-

cza to, ¿e przy³o¿y³em rêkê do stworzenia dowodów – powiedzia³.

Wyj¹³ z bocznej kieszeni siedzenia pistolet laserowy i wycelowa³

go miêdzy oczy siedz¹cej obok niego kobiety. – Có¿, bêdziesz

pierwszym dowodem, jakiego likwidacj¹ siê zaj¹³em. Doprawdy,

wiesz zbyt wiele, ¿ebym móg³ pozwoliæ ci dalej ¿yæ.

Jej ruch by³ szybszy, ni¿ Kuat móg³by siê spodziewaæ. Szyb-

szy i sprytniejszy. Kodir nie próbowa³a chwyciæ broni ani uchyliæ

siê przed jej œmiercionoœnym promieniem. Uwiêziona w ciasnym

siedzeniu pasa¿erskim mia³aby niewielk¹ szansê dokonaæ jednego

lub drugiego, zanim promieñ laserowy przepali jej czaszkê. Za-

miast tego uderzy³a kantem d³oni w cienk¹ p³ytê konstrukcyjn¹

przed siedzeniami, oddzielaj¹c¹ kabinê pasa¿ersk¹ od kokpitu trans-

portera. Kuat instynktownie pod¹¿y³ wzrokiem za tym ruchem

i przez mikrosekundê nie patrzy³ na Kodir. Zanim spojrza³ znowu,

jej druga d³oñ chwyci³a splamion¹ krwi¹ tkaninê ceremonialnej sza-

ty, któr¹ wci¹¿ mia³ na sobie. Nie próbowa³a go odepchn¹æ ani

wyrwaæ mu miotacza; zamiast tego poci¹gnê³a go na siebie. Nacisk

sprawi³, ¿e uwiêzione ramiê Kuata unios³o siê ku górze, a d³oñ

trzymaj¹ca miotacz podskoczy³a w kierunku sklepienia kabiny.

Uda³o mu siê oddaæ jeden strza³, zanim druga rêka Kodir uderzy³a

go w szczêkê. Cios by³ doœæ silny, by unieœæ go z miejsca. Kuat

z trudem tylko zdo³a³ utrzymaæ równowagê w w¹skim przejœciu

kabiny.

Syreny alarmowe osobistego transportera zaczê³y wyæ, zanim

jeszcze Kuat odzyska³ zdolnoœæ pojedynczego widzenia. Kiedy pole

widzenia mu siê oczyœci³o, zobaczy³ pistolet laserowy w d³oni Kodir

background image

230

i zwêglon¹ dziurê o postrzêpionych brzegach wypalon¹ w p³ycie

sufitowej.

– Co siê dzieje? – rozleg³ siê niespokojny g³os pilota z g³oœni-

ka systemu komunikacyjnego. – Panie in¿ynierze, czy wszystko

w porz¹dku? Proszê odpowiedzieæ i potwierdziæ…

– W porz¹dku – odpowiedzia³ Kuat. Podci¹gn¹³ siê z powro-

tem na fotel i z ulg¹ opad³ na wyœcie³ane siedzenie. – Mieliœmy tu

ma³y wypadek. Nic, czym nale¿a³oby siê przejmowaæ. – Strza³

z miotacza, choæ œmiertelny dla cz³owieka, nie mia³ wystarczaj¹cej

mocy, by przebiæ pow³okê transportera. Kuat ostro¿nie obmaca³

obola³¹ szczêkê. – Mo¿esz kontynuowaæ lot.

– Zbli¿amy siê do doków. Za minutê siadamy i cumujemy –

odpar³ g³os pilota.

Kodir nie zawraca³a sobie g³owy zwracaniem miotacza Ku-

atowi. Siedzia³a na swoim miejscu i przygl¹da³a mu siê uwa¿nie.

– Myœlê, ¿e teraz rozumiemy siê trochê lepiej – powiedzia³a.

– Jasne – odpar³ Kuat. Bola³a go ca³a szczêka. – Z pewno-

œci¹…

Transporter usiad³ w doku. Na wezwanie Kuata dwójka pra-

cowników dzia³u ochrony korporacji odprowadzi³a now¹ szefow¹

do jej biura. Kodir mia³a podj¹æ obowi¹zki od zaraz.

Zanim Kuat wróci³ do swojej prywatnej kwatery i znów zo-

sta³ sam, pod¹¿y³ myœl¹ po utartych szlakach. W przyæmionym

œwietle gwiazd ponad Zak³adami Stoczniowymi zdj¹³ ceremonial-

n¹ szatê i powiesi³ j¹ z powrotem na wieszaku, myœl¹c o ³owcy

nagród Bobie Fetcie.

Klucz, myœla³. To on jest kluczem.

Do teraŸniejszoœci i przysz³oœci… jeœli w ogóle jest przysz³oœæ

dla Zak³adów Stoczniowych Kuat. I do przesz³oœci, która teraz

wydawa³a siê jeszcze bardziej tajemnicza ni¿ przedtem.

Usiad³ przy swoim stole laboratoryjnym. Felinks wskoczy³ mu

na kolana, a on g³adzi³ jedwabiste futerko, pogr¹¿ony w myœlach

bardzo odleg³ych i w czasie, i w przestrzeni.

W ciemnoœci myœla³ o ³owcy nagród i o przesz³oœci.

background image

231

R O Z D Z I A £

#

WCZORAJ

– I jak nam posz³o?

Trandoszañski ³owca nagród Bossk czeka³ na odpowiedŸ w tyl-

nej czêœci kokpitu „Niewolnika I”, obserwuj¹c jego w³aœciciela i pi-

lota, który dokonywa³ w³aœnie poprawek w kursie. Przestrzeñ kok-

pitu by³a tak ciasna, ¿e ³uskowate ramiona i barki Bosska ociera³y

siê o œciany i sufit.

Ukryty za wizjerem wzrok Boby Fetta odwróci³ siê od uk³a-

dów kontrolnych.

– Nie widzê ¿adnej potrzeby analizy naszej operacji post mor-

tem – oœwiadczy³ obojêtnie. – Post mortem zreszt¹ nie jest odpo-

wiednim okreœleniem, poniewa¿ mamy nasz towar, po który przy-

lecieliœmy, a w dodatku i… – nawet pod he³mem mandaloriañskiej

zbroi bojowej mo¿na by³o wyczuæ, ¿e wzrok Fetta stwardnia³…

nikt po drodze nie zgin¹³.

To ju¿ lekka przesada, pomyœla³ Bossk. To prawda, ani on,

ani Boba Fett nie zginêli w czasie akcji pojmania imperialnego sztur-

mowca renegata Trhina Voss’on’ta, ale otarli siê o œmieræ tak bli-

sko, jak to by³o mo¿liwe. Cudem tylko nie skoñczyli jako pusto-

okie trupy pod niskim niebem kopalnianej planety, któr¹ w³aœnie

opuœcili. Po wrzuceniu nieprzytomnego Voss’on’ta do jednej z klatek

w g³ównej ³adowni „Niewolnika I” Bossk natychmiast pomaszero-

wa³ do szafki z zapasami œrodków medycznych i zacz¹³ siê systema-

tycznie ³ataæ. Teraz, kiedy tak sta³ w kokpicie, mia³ jeszcze lekkie

trudnoœci z oddychaniem, poniewa¿ owin¹³ sobie pierœ przezroczy-

stym banda¿em œci¹gaj¹cym, aby unieruchomiæ ¿ebra po³amane

w czasie upadku z wiertnicy. Nag³a erupcja chaosu w parszywej

background image

232

knajpie w ma³ej opuszczonej osadzie górniczej z pewnoœci¹ pozo-

stanie w pamiêci Bosska jako jeden z najmniej przyjemnych epi-

zodów w jego karierze ³owcy nagród.

W czasie gdy Bossk opatrywa³ swoje rany, Boba Fett ignoro-

wa³ swoje obra¿enia, na oko znacznie gorsze – w koñcu potê¿na

masa wiertnicy spad³a wprost na niego – i przygotowywa³ „Nie-

wolnika I” do startu. Bossk niechêtnie musia³ przyznaæ, ¿e by³a to

jedyna m¹dra rzecz, jak¹ mogli teraz zrobiæ. W koñcu nie mieli

¿adnej pewnoœci, jakie jeszcze inne mechanizmy obronne przygo-

towa³ Voss’on’t na wypadek swojego schwytania. Lepiej wynieœæ

siebie, statek i towar na bezpieczn¹ odleg³oœæ poza orbitê planety.

Dopiero po za³atwieniu niezbêdnych czynnoœci Boba Fett po-

œwiêci³ nieco czasu w³asnej osobie. Wymieni³ podarte i po³amane

czêœci zbroi i uzbrojenia, korzystaj¹c z pokaŸnego zapasu czêœci

zamiennych, jaki trzyma³ na pok³adzie „Niewolnika I”. Nawet

w he³mie, którego czarny wizjer zosta³ strzaskany przez ciê¿ar wiert-

nicy. Boba Fett wymieni³ uszkodzony uk³ad optyczny oraz monto-

wan¹ z boku antenê komunikacyjn¹, bo tak¿e uleg³a zniszczeniu

w czasie walki. Kiedy Bossk spojrza³ na niego po tych wszystkich

zabiegach, ujrza³ ³owcê nagród, który wydawa³ siê pokiereszowa-

ny przez rozmaite doœwiadczenia, ale nie bardziej ni¿ przedtem.

Wyblak³e, wytarte mandaloriañskie kolory na powyginanym he³-

mie nie wygl¹da³y ani trochê gorzej.

Bossk bardzo chcia³by móc powiedzieæ to samo o sobie. Z tego,

co wiedzia³, jedyne osoby na pok³adzie „Niewolnika I”, które by³y

teraz w stanie gorszym od niego, to pobity i pot³uczony eksszturmo-

wiec zamkniêty w jednej z klatek ³adowni i le¿¹cy w szufladzie ma-

gazynowej martwy ³owca nagród Zuckuss. Bossk wci¹¿ by³ niemile

zaskoczony zimnym pragmatyzmem, z jakim Boba Fett na zawsze

usun¹³ go z drogi. Choæ z drugiej strony czego innego mo¿esz siê

spodziewaæ, stowarzyszaj¹c siê z kimœ takim jak Boba Fett? – my-

œla³ sobie. Tê lekcjê zd¹¿y³ ju¿ wzi¹æ sobie do serca.

– I to wszystko? – zapyta³, kiedy Fett bez dalszych dyskusji

odwróci³ siê w stronê uk³adów kontrolnych. – Nic wiêcej?

– Nie ma o czym mówi栖 Boba Fett pozwoli³ sobie na lekkie

wzruszenie ramion. – Pozostaje tylko czekaæ na wyp³atê. – Okry-

tym rêkawic¹ palcem wstukiwa³ nowe namiary w komputer nawi-

gacyjny. – Jeœli to dla ciebie takie wa¿ne, mogê powiedzieæ, ¿e

nasza spó³ka… nasza tymczasowa spó³ka okaza³a siê sukcesem.

– Cieszê siê, ¿e tak uwa¿asz. – Bossk wyj¹³ zza pasa metalo-

wy przedmiot i z cichym klikniêciem przy³o¿y³ jego koniec do tylnej

background image

233

czêœci he³mu Boby Fetta. – Poniewa¿ w³aœnie w tej chwili rozwi¹-

zujê nasz¹ spó³kê.

Boba Fett obróci³ siê i stwierdzi³, ¿e ma przed nosem wylot

lufy pistoletu laserowego Bosska. Trandoszanin poczu³ wewnêtrz-

n¹ satysfakcjê, wyobra¿aj¹c sobie wyraz zdziwienia na twarzy ukry-

tej pod czarnym wizjerem.

– A có¿ to ma znaczyæ? – g³os Boby Fetta by³ pozbawiony

wszelkiego œladu emocji.

– Da³bym ci trzy szanse odgadniêcia, gdybym wiedzia³, ¿e

ich potrzebujesz. – Bossk wycelowa³ broñ w œrodkow¹ czêœæ wi-

zjera he³mu. – Ale nie s¹ ci potrzebne. Mo¿e by³eœ doœæ g³upi,

¿eby stowarzyszyæ siê ze mn¹ w tym zadaniu, ale na pewno star-

czy ci rozumu, ¿eby siê zorientowaæ, co siê w tej chwili dzieje. –

Jedna strona mordy Bosska unios³a siê w ironicznym uœmiechu. –

Jak ju¿ mówi³em, nasze partnerstwo uwa¿am za zakoñczone.

Odst¹pi³ krok w ty³ w stronê wejœcia do kokpitu i da³ znak

miotaczem.

– Wstawaj.

– Doskonale – odpar³ Boba Fett i obróci³ siê razem z fotelem

pilota tak, by znaleŸæ siê twarz¹ do niego. – Ale jako by³y partner

pozwól, ¿e udzielê ci rady. To nie jest dobry pomys³.

– Zamknij gêbê. Odwróæ siê twarz¹ do iluminatora.

Bossk uwa¿nym okiem obserwowa³ Fetta, który powoli wsta-

wa³ z miejsca.

– Niczego nie próbuj. Ten miotacz ma bardzo czu³y spust…

i ja te¿. – Woln¹ rêk¹ zacz¹³ œci¹gaæ co wiêksze sztuki broni prze-

wieszone przez ramiê Boby Fetta. Odrzuca³ je w odleg³y k¹t kokpi-

tu. Wbi³ lufê miotacza miêdzy ³opatki tamtego i pozrywa³ linki wy-

zwalaj¹ce uzbrojenie, zamontowane na przegubach i przedramionach

mandaloriañskiej zbroi. Przez ca³y czas spêdzony na pok³adzie „Nie-

wolnika I” uwa¿nie obserwowa³ Fetta, dopatruj¹c siê wszystkich

ukrytych gad¿etów po kolei. Teraz, kiedy odst¹pi³ od niego, by³

absolutnie przekonany, ¿e dok³adnie rozbroi³ przeciwnika.

– W porz¹dku – rzek³. Znów ulokowa³ siê u wejœcia do kok-

pitu, nie spuszczaj¹c Fetta z muszki. – Czas na dó³.

Fett by³ ju¿ w po³owie metalowej drabinki wiod¹cej na dó³,

gdy siê zatrzyma³ i spojrza³ na Bosska, który ca³y czas celowa³

w niego z miotacza.

– Oczywiœcie, zdajesz sobie sprawꠖ rzek³ ³agodnym tonem –

¿e podejmujesz naprawdê spore ryzyko. To jest mój statek i stanowi

background image

234

czêœæ mnie samego, tak jak ta broñ, któr¹ mi w³aœnie zabra³eœ. Czy

ty naprawdê s¹dzisz, ¿e nie mam ju¿ pod rêk¹ ¿adnej metody

obrony?

– No, teraz na pewno nie masz. – Bossk przykucn¹³ na skraju

luku, z którego prowadzi³a drabinka, i woln¹ rêk¹ siêgn¹³ do jednej

z kieszeni przy pasie. Wyci¹gn¹³ pe³n¹ garœæ zminiaturyzowanych

Ÿróde³ zasilania, mechanizmów wyzwalaj¹cych i przekaŸników sen-

sorowych. Urz¹dzenia z³owieszczo zalœni³y w jego d³oni.

– Nie straci³em czasu spêdzonego na pok³adzie „Niewolnika I”.

Dobrze siê wszystkiemu przyjrza³em i przygotowa³em do tego, by

wprowadziæ parê w³asnych zmian. Daj sobie powiedzieæ, stary:

w rêkawie nie masz ju¿ ani jednej sztuczki. – Bossk machn¹³ mio-

taczem. – Ruszaj, ruszaj.

Kiedy Boba Fett dotar³ do ostatniego szczebla drabinki i odsu-

n¹³ siê na bok, Bossk nie traci³ czasu na schodzenie w œlad za nim.

Skoczy³, wyl¹dowa³ na ugiêtych kolanach i natychmiast z powro-

tem wycelowa³ miotacz w sam œrodek wizjera Fetta.

– Widzisz? Nie jesteœ jedyn¹ osob¹ zdoln¹ do przygotowania

niespodzianek.

– Wynika z tego, ¿e nie – Boba Fett skrzy¿owa³ ramiona na

piersi. – Gratulujê ci. Musia³eœ to planowaæ ju¿ od d³u¿szego czasu.

– Masz absolutn¹ racjê, planowa³em to nawet, zanim tu przy-

by³em, jeszcze d³ugo przed rozmow¹ z tob¹, kiedy zaoferowa³em

ci tê robotê. – Bossk szponem kciuka wskaza³ na eksszturmowca

Voss’on’ta, wci¹¿ le¿¹cego bez zmys³ów na pod³odze klatki za

plecami Fetta. – Dostaæ po³owê nagrody za ten szczególny towar

to bardzo mi³a rzecz, ale nie znam nic milszego, ni¿ zgarn¹æ wszyst-

kie kredyty.

– Tego w³aœnie chcia³eœ od samego pocz¹tku – Boba Fett po-

woli potrz¹sn¹³ g³ow¹. – Niezbyt udana spó³ka.

– Có¿, co racja, to racja – wyszczerzy³ siê na niego Bossk. –

Serce mi pêka na sam¹ myœl, ¿e zdradzi³em twoje zaufanie i tak

dalej. Ale wiesz co? Powiem ci parê ciekawych rzeczy. Po pierw-

sze, obchodzisz mnie mniej wiêcej tyle, co ty³ek zdech³ego wom-

prata, co ty myœlisz na ten temat. Po drugie, to czysta gra z wza-

jemnoœci¹. Wierzy³eœ mi jako partnerowi, tak samo jak stara Gildia

£owców Nagród zaufa³a tobie, kiedy przyszed³eœ i zg³osi³eœ chêæ

wst¹pienia w jej szeregi, podczas kiedy przez ca³y czas myœla³eœ

tylko o tym, jak wbiæ wibronó¿ w nasze wspólne plecy.

– Kto ci to powiedzia³?

background image

235

– Nikt nie musia³ mówiæ, Fett. Sam sobie to potrafi³em wykom-

binowaæ. – Bossk mocniej zacisn¹³ d³oñ na rêkojeœci pistoletu. – Po-

trzebowa³em tylko pewnego potwierdzenia moich podejrzeñ. I dosta-

³em je, korzystaj¹c z kontaktów w Czarnym S³oñcu. Za kilka kredytów

bardzo chêtnie opowiedzieli mi parê interesuj¹cych kawa³ków o tym,

jak to ksi¹¿ê Xizor postanowi³ dobraæ siê Gildii do skóry.

He³m Boby Fetta przechyli³ siê na bok, jakby oczy ukryte za

czarnym wizjerem uwa¿niej przyjrza³y siê Bosskowi.

– A co w tym wszystkim robi Xizor?

– Nie graj ze mn¹ w durnia, Fett. Nie mam na to czasu. –

Bossk podniós³ miotacz i znów ustawi³ go na wysokoœci he³mu

tamtego. – A jeœli mam byæ dok³adny, ty te¿ go nie masz. W ogóle

nie masz ju¿ czasu.

– Co zamierzasz zrobiæ?

– To samo, co chcia³em zrobiæ ju¿ od bardzo dawna. Od pierw-

szego dnia, kiedy nasze drogi siê przeciê³y, wiedzia³em, ¿e ta chwi-

la kiedyœ przyjdzie, Fett. I ¿e potem jeden z nas bêdzie ¿y³, a drugi

nie. Zgadnij, którym bêdziesz ty.

Boba Fett emanowa³ takim samym upiornym spokojem jak

przedtem.

– Bardzo du¿o gadasz jak na kogoœ, kto zamierza zabiæ.

– Nie chcia³em straciæ okazji, ¿eby ci powiedzieæ dok³adnie, co

o tobie myœlꠖ odpar³ Bossk. – Ale masz racjê. W³aœnie mi siê skoñ-

czy³a gadka. PrzejdŸmy do czêœci artystycznej. – Nie zdejmuj¹c muszki

miotacza z Boby Fetta, Bossk woln¹ rêk¹ wskaza³ œluzê zewnêtrzn¹

³adowni. – Od ciebie te¿ ju¿ nie chcê s³yszeæ ani s³owa. Wyjdziesz na

zewn¹trz, gdzie nikt i nic nie wydaje ¿adnych dŸwiêków. Jesteœmy

teraz otoczeni przez pró¿niê, Fett. WeŸ g³êboki oddech, bo to twój

ostatni. – Naje¿ony k³ami uœmiech Bosska sta³ siê jeszcze szerszy. –

Z przyjemnoœci¹ obrócê ten statek dooko³a, ¿eby siê przekonaæ, co

z ciebie zosta³o, kiedy ju¿ krew siê w tobie zagotuje, a cia³o rozpry-

œnie siê pod wp³ywem ciœnienia wewnêtrznego. Podobno ten proces

trwa na tyle d³ugo, ¿e jesteœ w stanie go poczuæ, sekundê, a mo¿e

nawet dwie. Mog¹ ci siê trochê d³u¿yæ, ale trudno. – Wskaza³ mu

kierunek broni¹. – No, ruszaj siê. Znasz drogê na zewn¹trz.

– Twoja niezwyk³a dok³adnoœæ jest godna uznania. – Boba

Fett zrobi³ krok w stronê œluzy. – Nieraz ju¿ zdarza³o mi siê zo-

staæ zapêdzonym w œlep¹ uliczkê na moim w³asnym statku… nie-

które sztuki towaru, jakie przewozi³em, by³y bardzo pomys³o-

we… ale nigdy jeszcze nikt nie rozbroi³ wewnêtrznych systemów

background image

236

obronnych „Niewolnika I”. To coœ ca³kiem nowego. – Zatrzyma³

siê i podniós³ he³m tak, ¿e wizjer spogl¹da³ wprost w oczy Bos-

ska. – Szkoda ¿e nie pomyœla³eœ o wszystkim.

– Tak? Na przyk³ad?

– Nieraz wystarczy przeoczyæ jeden malutki szczeg󳠖 Boba

Fett podniós³ rêkê i postuka³ siê w bok he³mu. – Zostawi³eœ nie-

tkniêty mój komunikator.

Ostro¿nie, pomyœla³ Bossk. Ten ³otr bawi siê z tob¹ w kotka

i myszkê.

– Te¿ mi coœ – powiedzia³. – Kogo wezwiesz na pomoc? Je-

steœmy tutaj sami, a w tym sektorze galaktyki nie ma innych stat-

ków. Wierz mi, sprawdzi³em tak¿e i to. – Kciukiem wskaza³ za sie-

bie. – A ten znokautowany szturmowiec te¿ pewnie nie przyjdzie ci

z pomoc¹ w najbli¿szym czasie. Wiêc ruszaj. Poka¿, ¿e masz jaja,

i sam, o w³asnych si³ach wejdŸ do œluzy. Nie masz innego wyjœcia.

Boba Fett nie odpowiedzia³. Bosskowi wyda³o siê, ¿e s³yszy

st³umiony szept, jakby Fett przemawia³ do mikrofonu komunika-

tora ukrytego wewn¹trz he³mu. Minê³o kilka sekund, po których

Bossk by³ ju¿ ca³kiem pewien, ¿e coœ us³ysza³. Jedna z szafek

magazynowych za jego plecami otworzy³a siê; jej metalowe drzwi,

rozhermetyzowane, unios³y siê w górê.

– Niez³a sztuczka… – Bossk nawet nie zamierza³ siê odwra-

caæ, ¿eby sprawdziæ, co siê dzieje. – Jeœli s¹dzisz, ¿e takim g³upim

dowcipem zmusisz mnie do odwrócenia od ciebie wzroku i miota-

cza, to bardzo mnie rozczarowa³eœ. Spodziewa³em siê po tobie

czegoœ lepszego ni¿ prób odwrócenia mojej uwagi szelestem wy-

wo³anym przez komunikator.

– W porz¹dku. A teraz lepiej?

Zbarania³. Te s³owa wypowiedzia³ inny g³os, i to dok³adnie za

jego plecami. Bossk by³ jeszcze bardziej zaskoczony, kiedy nagle

poczu³ na potylicy zimny dotyk lufy miotacza.

Dopiero wtedy rozpozna³ ten g³os.

– Zuckuss!

Lufa miotacza nie ruszy³a siê z jego karku.

– Zgadza siꠖ odpar³ Zuckuss, wci¹¿ ukryty za jego pleca-

mi. – A teraz mo¿e ³askawie opuœcisz broñ. Naprawdê nie lubiê,

kiedy ktoœ celuje w mojego partnera.

– Ja to wezmê. – Boba Fett zrobi³ krok do przodu i wyj¹³

miotacz z nagle sparali¿owanej rêki Bosska. Ruchem lufy wskaza³

mu klatkê. – Stañ sobie tam.

background image

237

Bossk wymrucza³ d³ug¹ litaniê gard³owych trandoszañskich

przekleñstw, ale pos³usznie wycofa³ siê pod durastalowe prêty.

– I kto tu mówi o nieczystych zagraniach…? – Jego oczy zwê-

zi³y siê w szparki, gdy spojrza³ na Zuckussa. – Wcale nie umar³eœ.

– Staram siê tego unikaæ, kiedy tylko mogê. – Miotacz trzy-

many w d³oniach Zuckussa odbi³ siê w jego ogromnych, owadzich

oczach jak w lustrze. – Choæ mojej rasie ³atwo przychodzi udawa-

nie nieboszczyka. – Spomiêdzy rurek aparatu oddechowego wyj¹³

dwie miniaturowe butle sprê¿onego amoniaku. – Jeœli pochodzi siê

z planety takiej jak Gand, gdzie ¿yj¹ zarówno istoty oddychaj¹ce

tlenem, jak i amoniakiem, trzeba umieæ siê przystosowaæ. W bo-

gatym w tlen œrodowisku mogê w ogóle przestaæ oddychaæ i ukryæ

wszelkie zewnêtrzne oznaki ¿ycia. Zazwyczaj potrafiê wytrzymaæ

przez kilka minut, ale jeœli mam to – podniós³ do góry zestawy

powietrzne – nie ma problemu, mo¿e byæ nawet kilka dni. W³aœci-

wie to nawet wspania³y relaks.

– I bardzo po¿yteczny – odpar³ Boba Fett. – Odkry³em, ¿e

kiedy ma siê do czynienia z Trandoszaninem, dobrze jest mieæ pod

rêk¹ jeszcze jednego partnera.

– Ty oœliz³y… – Bosskowi zabrak³o s³ów, wiêc tylko bezsil-

nie zacisn¹³ w piêœci szponiaste ³apy. Nie wiedzia³, której ze stoj¹-

cych przed nim dwóch istot nienawidzi³ bardziej.

– Jak mog³eœ to zrobiæ? – warkn¹³ na Zuckussa. – Przecie¿

pracowaliœmy razem, byliœmy prawdziwymi partnerami…

– Biznes to biznes – Zuckuss lekko wzruszy³ ramionami. –

A Boba Fett z³o¿y³ mi ofertê, której po prostu nie potrafi³em odrzu-

ciæ. Mówimy o czterdziestu procentach ceny za towar w klatce.

– Czterdzieœci! Ja da³bym ci ca³e piêædziesi¹t!

– Tak, ale… c󿠖 Zuckuss z ¿alem pokrêci³ g³ow¹. – Nie

jesteœ teraz w pozycji do negocjacji.

Bossk zamilk³, jeœli nie liczyæ zgrzytania k³ów i pulsu t³uk¹ce-

go mu siê w skroniach. Zdrada istot rozumnych zawsze doprowa-

dza³a go do furii.

– A ty… – Bossk zwróci³ przekrwione oczy w stronê Boby

Fetta. – Planowa³eœ to przez ca³y czas, mo¿e nie?

– Tak samo, jak ty planowa³eœ swoje – Boba Fett wsadzi³ za

pas pistolet laserowy, który zabra³ Bosskowi. Wyci¹gn¹³ do stoj¹-

cego obok Zuckussa pust¹ d³oñ. – Daj mi swój miotacz.

– Co? – wielkie oczy Zuckussa zrobi³y siê ze zdumienia jesz-

cze wiêksze. – Dlaczego?

background image

238

– Po prostu mi go daj.

Zuckuss poda³ mu broñ.

– Dziêki. – Boba Fett szybko sprawdzi³ poziom na³adowania

ogniwa zasilaj¹cego, podniós³ broñ i wycelowa³ w Zuckussa. – A te-

raz stañ tam ko³o niego.

– Co… co ty robisz?

Boba Fett sugestywnie poruszy³ miotaczem.

– Mo¿esz stan¹æ ko³o Bosska albo zabijê ciê tam, gdzie sto-

isz. Wybór nale¿y do ciebie.

– Myœla³em… – Zuckuss potrz¹sn¹³ g³ow¹ ze zgroz¹, ale sta-

n¹³ obok Bosska pod œcian¹ ³adowni „Niewolnika I”. – Myœla³em,

¿e jesteœmy partnerami…

– Ty idioto! – Bossk nie móg³ wytrzymaæ odrazy, jaka w nim

wezbra³a, i otwart¹ d³oni¹ paln¹³ Zuckussa w g³owê. – Nigdy w ¿y-

ciu nie dawaj broni komuœ takiemu jak on.

– A sk¹d niby mia³em wiedzieæ? – Zuckuss potar³ uderzone

miejsce. – Ufa³em mu…

– To by³ twój pierwszy b³¹d. – Boba Fett szachowa³ obu jed-

nym pistoletem, trzymanym w okrytej rêkawic¹ d³oni. Spojrza³ na

Bosska. – A twoim b³êdem by³o przekonanie, ¿e ci ufam. Od po-

cz¹tku wiedzia³em, ¿e masz zamiar mnie wyeliminowaæ natych-

miast, jak tylko towar znajdzie siê w moim posiadaniu.

– W porz¹dku – skin¹³ gow¹ Bossk, rozk³adaj¹c rêce na

boki. – To uczciwa ocena. Nie mo¿esz mieæ mi za z³e, ¿e próbo-

wa³em. I naprawdê pomog³em ci z³apaæ Voss’on’ta. Wiêc mo¿e

zapomnijmy o tej czêœci mojego planu i przeka¿my go Kud’arowi

Mub’atowi, a nagrodê podzielmy pó³ na pó³, tak jak mieliœmy to

zrobiæ od pocz¹tku.

– Hej! A co ze mn¹? – zaprotestowa³ Zuckuss jêkliwie. – Co

ja dostanê?

– ¯aden z was nic nie dostanie – odpar³ Boba Fett – z wyj¹tkiem

strza³u z miotacza miêdzy oczy. Moja cierpliwoœæ ma swoje granice.

– Uwa¿am, ¿e Zuckuss ma racjê. – Wycelowany w Bosska

miotacz znacznie przyspieszy³ jego procesy myœlowe. – Uczciwoœæ

to uczciwoœæ. – Stan¹³ za Zuckussem i po³o¿y³ mu na ramionach

szponiaste ³apy. – W koñcu nie próbowaliœmy zrobiæ niczego inne-

go ni¿ ty. No wiesz, graæ tak, ¿eby wygraæ.

– Masz racjê. – Miotacz nawet nie drgn¹³ w d³oni Boby Fet-

ta. – Wy graliœcie, ¿eby wygraæ, i ja gra³em, ¿eby wygraæ. Jedyna

ró¿nica polega na tym, ¿e… ja wygra³em.

background image

239

Bossk nie odezwa³ siê wiêcej. Zamiast tego jednym p³ynnym

ruchem z³apa³ Zuckussa, poderwa³ go do góry i rzuci³ nim w Bobê

Fetta. PrzeraŸliwie wymachuj¹ca wszystkimi koñczynami postaæ

jeszcze nie zd¹¿y³a uderzyæ w cel, kiedy Bossk na ugiêtych nogach

popêdzi³ na drug¹ stronê statku. Zanim skoczy³ w jedyn¹ dla siebie

drogê ucieczki, promieñ z miotacza osmali³ mu ³uski na ramieniu.

Sprawdzaj¹c instalacje „Niewolnika I”, ju¿ wczeœniej zauwa¿y³

okr¹g³y w³az do pomocniczej kapsu³y ratunkowej. Kapsu³a musia³a

stanowiæ czêœæ oryginalnego wyposa¿enia statku, zainstalowanego

jeszcze w Zak³adach Stoczniowych Kuat, gdy firma budowa³a go

na zamówienie Boby Fetta. Trudno uwierzyæ, ¿e Boba Fett w ogóle

kiedykolwiek skorzysta³by z tego urz¹dzenia. Bossk nie by³ nawet

pewny, czy kapsu³a jest sprawna, bo zewnêtrzne uszczelnienie wi¹-

zek kabli zosta³o odkrêcone i zdjête, jakby Fett ju¿ dawno postano-

wi³ zdemontowaæ mechanizm wyrzutni i ca³¹ kapsu³ê. Jednak warto

by³o spróbowaæ. Gor¹ce iskry sparzy³y mu plecy, gdy kolejny strza³

trafi³ w przegrodê nad jego g³ow¹. W³az kapsu³y otworzy³ siê i Bossk

da³ nura do ciemnego, ciasnego wnêtrza.

– Nigdzie siê chyba nie wybierasz, Bossk…

Bossk wysun¹³ g³owê zza krawêdzi w³azu i zobaczy³, ¿e Zuckuss

le¿y na pod³odze ³adowni, os³aniaj¹c g³owê obiema rêkami. Nad nim

sta³ okryty zbroj¹ Boba Fett z miotaczem wycelowanym w kapsu³ê.

– Ju¿ da³em sygna³ do kokpitu i dokona³em obejœcia sekwen-

cji odpalenia. – Miotacz w d³oni Fetta celowa³ dok³adnie w cen-

tralny punkt w³azu. – Dla ciebie to koniec imprezy. Dos³ownie.

– Mo¿e… – odpowiedzia³ Bossk. Cofn¹³ siê w g³¹b kapsu³y

i starannie przeszuka³ kieszenie pasa. Nie mia³ przy sobie broni,

ale znalaz³ coœ, co jeszcze mog³o mu siê przydaæ: niewielki obiekt,

jeden z elementów, które powyjmowa³ z obwodów „Niewolnika I”,

gdy rozbraja³ pok³adowe systemy obronne. Kiedy wcisn¹³ guzi-

czek na szczycie niewielkiego cylindra, wzd³u¿ jego boku zaczê³y

wêdrowaæ maleñkie, czerwone œwiate³ka. Nie zdejmuj¹c kciuka

z przycisku, wyci¹gn¹³ rêkê tak, by Fett móg³ go zobaczyæ przez

otwarty w³az.

– Pogadajmy.

Zuckuss ostro¿nie uniós³ g³owê z pod³ogi ³adowni.

– Bossk! – On te¿ zauwa¿y³ urz¹dzenie. – Co ty wyprawiasz?

Przecie¿ nas pozabijasz!

– Mniej wiêcej taki mam plan – zgodzi³ siê z nim Bossk. –

Nigdzie siê nie wybieram, je¿eli nie zabiorê wszystkich ze sob¹. –

background image

240

Podniós³ migaj¹cy cylinder nieco wy¿ej. – Fett… Wiesz, co to jest,

prawda? Powinieneœ, to czêœæ twojego sprzêtu.

– Miniaturowy detonator termiczny – odpar³ Boba Fett. – Nic

szczególnego. Widzia³em ju¿ istoty, które próbowa³y sobie to i owo

za³atwiæ za pomoc¹ wersji pe³nowymiarowej. Kiedy s¹ takie ma³e

jak ten, mog¹ siê przydaæ tylko do odrzucania czêœci pow³oki uszko-

dzonej w czasie wymiany ognia laserowego. I tylko po to trzyma-

³em je na pok³adzie „Niewolnika I”. – Fett potrz¹sn¹³ g³ow¹. –

Mo¿esz siê nim wysadziæ, ale jest za s³aby, ¿eby zniszczyæ ca³y

statek.

– Nie musi. – Bossk odsun¹³ siê ostro¿nie od krawêdzi w³a-

zu. – Potrzebujê tylko odpowiednio du¿ej wyrwy w kad³ubie, ¿e-

byœcie nie mieli szansy dotrzeæ do Kud’ara Mub’ata bez zatrzyma-

nia siê na doœæ gruntowny i d³ugi remont. A obaj wiemy, ¿e sprawa

pojmania przez nas Trhina Voss’on’ta ju¿ siê rozesz³a. Chcia³byœ

wisieæ w przestrzeni w powa¿nie uszkodzonym statku, podczas gdy

ka¿dy ³owca nagród w galaktyce bêdzie próbowa³ ci zwin¹æ ten

cenny towar?

Boba Fett milcza³ przez kilka sekund, wreszcie skin¹³ g³ow¹.

– W porz¹dku – rzek³. – Ubijê z tob¹ interes. Uaktywniê se-

kwencjê odpalenia kapsu³y i bêdziesz móg³ odlecieæ. Ale kiedy na-

sze œcie¿ki znów siê skrzy¿uj¹… b¹dŸ przygotowany na najgorsze.

– Nie martw siê. Bêdê przygotowany.

– Zabezpiecz z powrotem detonator i rzuæ mi go tutaj.

– Chyba ¿artujesz – warkn¹³ Bossk. – Wy³¹czê detonator, kie-

dy ju¿ bêdê bezpiecznie w drodze. Ani sekundy wczeœniej.

– Jak sobie ¿yczysz. – Boba Fett woln¹ rêk¹ siêgn¹³ w dó³

i z³apa³ Zuckussa pod ramiê. – ChodŸ, ty te¿ siê przejedziesz.

– Co… co ty… – prycha³ przera¿ony Zuckuss, gdy Fett pcha³

go w stronê kapsu³y ratunkowej. – Ale… ale jesteœ mi winny…

– W³aœnie sp³acam swój d³ug. – Z miotaczem przy skroni Zu-

ckussa Boba Fett jednym celnym kopniakiem umieœci³ go w kap-

sule. – Pozwalam ci ¿yæ.

Wnêtrze kapsu³y ledwie zdo³a³o pomieœciæ obu ³owców na-

gród. Krêgos³up Bosska wbija³ siê w zakrzywion¹ œcianê i sklepie-

nie, jedno ramiê Zuckussa wgniata³o mu siê w mordê. Odepchn¹³

Zuckussa na bok i zacz¹³ hermetyzowaæ w³az. Pochwyci³ ostatnie

spojrzenie mrocznego, przes³oniêtego wizjerem oblicza Fetta…

i wyrzuci³ detonator na zewn¹trz w tej samej chwili, gdy w³az za-

mkn¹³ siê do koñca.

background image

241

Sekwencja odpalenia ju¿ siê rozpoczê³a, jakby kapsu³a by³a ar-

chaiczn¹ metalow¹ kul¹ wystrzelon¹ z muszkietu przez cz³onka jakie-

goœ prymitywnego plemienia. Potê¿na fala wstrz¹su spowodowana

detonacj¹ wewn¹trz statku rzuci³a Bosskiem i Zuckussem o œcianê

kapsu³y, która jednak bezpiecznie wyprysnê³a ze swojej nawy.

– Po co to zrobi³eœ? – Szybkoœæ kapsu³y b³yskawicznie usu-

nê³a j¹ ze strefy skutków wybuchu. Zuckuss otar³ krew z rozciêcia

na czole i skuli³ siê pod œcian¹ w jednym koñcu ciasnej kabiny. –

Gdyby eksplodowa³o o pó³ sekundy wczeœniej, nie zdo³alibyœmy

siê odpaliæ!

– I tak nie dalibyœmy rady uciec, gdyby Boba Fett zd¹¿y³

obróciæ statek i ustrzeliæ nas z dzia³a laserowego. – Bossk nachyli³

siê i oplót³ kolana muskularnymi ramionami. – Chcia³em siê tylko

upewniæ, ¿e bêdzie mia³ zajêcie, dopóki nie znajdziemy siê poza

zasiêgiem strza³u.

– Jasne, to dobry pomys³. – Zuckuss zacz¹³ siê wierciæ, pró-

buj¹c wygospodarowaæ dla siebie trochê wiêcej miejsca we wnê-

trzu kapsu³y. – Dla odmiany czujê, ¿e bêdê sobie musia³ poszukaæ

jakiegoœ bardziej solidnego partnera – doda³ z niechêci¹. Jego owa-

dzie oczy unios³y siê w górê, jakby szukaj¹c w otaczaj¹cej prze-

strzeni jakiejkolwiek wskazówki co do kierunku lotu kapsu³y. –

Jak s¹dzisz, gdzie ta puszka nas wywiezie?

– Kto wie? – O ile Bossk siê orientowa³, wybór miejsca prze-

znaczenia nie znajdowa³ siê w zakresie mo¿liwoœci tych urz¹dzeñ;

zazwyczaj by³y one zaprogramowane tak, aby odszukaæ i namie-

rzyæ najbli¿sz¹ nadaj¹c¹ siê do zamieszkania planetê. – Dowiemy

siê, kiedy dolecimy.

Mia³ ponur¹ pewnoœæ tylko w jednej sprawie: ¿e prêdzej czy

póŸniej, w ten czy inny sposób, znajdzie powrotn¹ drogê do Boby

Fetta.

A wtedy zap³aci mi za wszystko, przysiêga³ sobie Bossk.

Lepiej póŸno ni¿ wcale.

Uszkodzenia nie by³y du¿e i ³atwo je by³o naprawiæ. Nast¹pi³

chwilowy spadek ciœnienia atmosfery na pok³adzie „Niewolnika I”,

gdy powietrze zaczê³o uciekaæ przez otwór wybity przez detonator

termiczny, rzucony przez Bosska w charakterze gestu po¿egnalne-

go. Jednak eksplozja uaktywni³a uk³ady zabezpieczenia homeosta-

tycznego statku i zarówno konstrukcja pow³oki, jak i jej powierzchnia

16 – Spisek Xizora

background image

242

w okolicy w³azu do kapsu³y ratunkowej zasklepi³y siê b³yskawicz-

nie, niczym szybko goj¹ca siê rana na miêkkim ciele ¿ywej istoty.

Zanim jeszcze wewnêtrzne ciœnienie statku zd¹¿y³o siê ustabi-

lizowaæ, Boba Fett wzi¹³ siê do roboty, staraj¹c siê zminimalizo-

waæ skutki eksplozji. He³m mandaloriañskiej zbroi zawiera³ w³asne

zasilanie w powietrze – wystarcza³o ono najwy¿ej na kilka minut,

ale akurat tyle by³o mu potrzeba, ¿eby w porê dotrzeæ do pok³ado-

wych zasobów tlenu. Teraz bardziej martwi³ siê o stan zdrowia

swojego towaru w ³adowni statku. Trhin Voss’on’t zachowa war-

toœæ tylko wtedy, jeœli pozostanie przy ¿yciu. Fett chwyci³ z jednej

z szafek butlê z tlenem i b³yskawicznie przy³o¿y³ maskê tlenow¹

do twarzy dusz¹cego siê ju¿ Voss’on’ta. Powieki szturmowca trze-

pota³y przez chwilê, jakby szok spowodowany niedotlenieniem

wystarczy³, aby przywróciæ mu przytomnoœæ, ale szybki cios

w skroñ wystarczy³, aby znów bezpiecznie j¹ straci³.

Koniecznoœæ zajêcia siê towarem odwróci³a uwagê Boby Fetta

i uniemo¿liwi³a zrewan¿owanie siê odlatuj¹cemu Bosskowi. Tym-

czasem uszkodzenia „Niewolnika I” zosta³y zabezpieczone, a wszyst-

kie systemy powróci³y do stanu stabilnoœci. Boba Fett poszed³ do

kokpitu i stwierdzi³, ¿e po kapsule ratunkowej znikn¹³ wszelki œlad –

zarówno w przestrzeni, jak i na ekranach skanerów. Te¿ dobrze,

pomyœla³. Zemsta rzadko stanowi³a u niego cel sam w sobie, a tym

razem zdecydowanie nie by³a warta zw³oki w podró¿y. Jeœli jeszcze

kiedyœ natknie siê na Trandoszanina, zajmie siê nim staranniej.

Na razie mia³ na g³owie inny niedokoñczony interes. Im szyb-

ciej dostarczy do miejsca przeznaczenia towar, zainkasuje nagrodê

i siê ulotni, tym lepiej siê poczuje. Pod jednym wzglêdem Bossk

mia³ racjê: im d³u¿ej tu zostanie, tym ³atwiej œci¹gnie na siebie uwagê

innych ³owców nagród. Oczywiœcie, obroni³by siê przed nimi bez

trudu, ale po co podejmowaæ niepotrzebne wysi³ki? Boba Fett po-

chyli³ siê nad uk³adami kontrolnymi statku, odczytuj¹c wskazania

mierników i próbuj¹c z ich wskazañ oceniæ stan techniczny statku.

W mniej ni¿ standardow¹ jednostkê czasu póŸniej zna³ ju¿

odpowiedŸ. Statek dotrze na miejsce, ale w bardzo kiepskim sta-

nie. Po dok³adnym sprawdzeniu uszkodzonej czêœci przy u¿yciu

przenoœnego zestawu do diagnostyki strukturalnej pow³oki Boba

Fett opuœci³ ³adowniê i wróci³ do kokpitu. Komputer pok³adowy

przetrawi³ cyfry, które Fett do niego wprowadzi³, i dokona³ anali-

zy. Wyniki nie by³y dobre. „Niewolnikowi I” nie zagra¿a³o znisz-

czenie, ba, móg³ nawet podró¿owaæ bez ograniczeñ czasowych,

background image

243

ale pod warunkiem ¿e z prêdkoœci¹ podœwietln¹. Eksplozja doko-

na³a sporych zniszczeñ w dyszach bocznych silników do precy-

zyjnych manewrów, znacznie ograniczaj¹c mo¿liwoœci i zwrotnoœæ

statku. Naprê¿enia zwi¹zane z przeskokiem w prêdkoœæ nadœwietl-

n¹ spowodowa³yby oderwanie od kad³uba wa¿nych powierzchni ste-

ruj¹cych. „Niewolnik I” dotar³by zapewne do sieci Kud’ara Mub’ata,

ale jako kuœtykaj¹cy kaleka.

Nie mia³ wyboru. Jeœli pozostanie w tym sektorze i zajmie siê

naprawami, bêdzie ³atwym celem dla ka¿dego, kto ma na oku jego

cenny ³adunek. Bezpieczeñstwo, niezbêdne do wy³adowania to-

waru, le¿y po drugiej stronie galaktyki…

Bezpieczeñstwo… i ogromna sterta kredytów. Nie, nie ma ¿ad-

nego wyboru. ¯adnego.

Uwa¿nie i precyzyjnie zacz¹³ wprowadzaæ parametry do kom-

putera nawigacyjnego, przygotowuj¹c siê do skoku w nadprzestrzeñ.

– Odezwa³ siê wywiadowca – zameldowa³ specjalista ³¹czno-

œci Czarnego S³oñca. – Statek Boby Fetta w³aœnie wyruszy³ z miej-

sca, gdzie widziano go po raz ostatni.

– Bardzo dobrze – odpar³ ksi¹¿ê Xizor, odwracaj¹c siê od

g³ównego iluminatora swojej kabiny na pok³adzie „Megiery”. W tej

chwili widaæ by³o tylko usian¹ gwiazdami pustkê przestrzeni. –

UprzedŸ wszystkich. Prawdopodobnie nied³ugo siê tu zjawi.

– Jak pan sobie ¿yczy, sir.

– Upewnij siê, ¿e wszyscy rozumiej¹ – Xizor na moment za-

trzyma³ spojrzenie na podw³adnym, po czym powróci³ do kontem-

placji jasnych punktów galaktyki. – Musimy byæ przygotowani na

jego przyjêcie – doda³ i uœmiechn¹³ siê lekko. – W sposób, na jaki

zas³uguje.

Specjalista ³¹cznoœciowiec szybko skin¹³ g³ow¹ na znak zro-

zumienia i pospieszy³ wykonaæ rozkazy.

Ksi¹¿ê Xizor skrzy¿owa³ ramiona na piersi i pogr¹¿ony w roz-

kosznych medytacjach do po³owy przys³oni³ oczy powiekami.

Szybka œmieræ, ale pewna, pomyœla³. Có¿ mo¿e byæ lepszego

dla kogoœ takiego jak Boba Fett?

background image

244

R O Z D Z I A £

$

DZIŒ

– Dowiedzia³aœ siê wszystkiego? – zapyta³ Boba Fett, spogl¹-

daj¹c przez ramiê na kobietê stoj¹c¹ w progu kokpitu. – Wszyst-

kiego, co chcia³aœ wiedzieæ?

Neelah potrz¹snê³a g³ow¹.

– Postanowi³am, ¿e dam Dengarowi trochê odpocz¹æ – od-

powiedzia³a. – Przerwa³ w najciekawszym momencie – doda³a,

uœmiechaj¹c siê z³oœliwie. – W³aœnie mia³eœ zostaæ zabity.

– Który to raz?

– A co to ma za znaczenie? – na twarzy Neeli odmalowa³o siê

coœ w rodzaju podziwu. – Opowiadanie twojej historii to bardzo

d³ugie zajêcie.

– Bywa³em tu i tam… – Teraz ju¿ nie musia³ bez przerwy

zwracaæ uwagi na uk³ady sterownicze „Wœciek³ego Psa”. Kurs

statku zosta³ ustawiony. – Jeœli inne istoty uwa¿aj¹ to za coœ nie-

zwyk³ego, to ich sprawa. Ja po prostu zajmujê siê swoimi intere-

sami.

– Morderczymi interesami, jeœli wierzyæ temu, co s³ysza³am.

– Takie jest ¿ycie.

– Dla ciebie.

– Tylko to siê liczy.

Neelah obrzuci³a go spojrzeniem pe³nym niesmaku.

– Zaczynam siê zastanawiaæ, czy przebywanie z tob¹ to do-

bry pomys³.

– Wszystko jest wzglêdne – spokojnie odpowiedzia³ Fett. –

Mo¿e ze mn¹ jesteœ teraz bezpieczniejsza ni¿ gdziekolwiek indziej.

– Co masz na myœli?

background image

245

– W galaktyce bardzo wiele siê teraz dzieje – Boba Fett ru-

chem g³owy wskaza³ na iluminator. – Przes³uchiwa³em w³aœnie in-

formacje na g³ównych pasmach dostêpnych czêstotliwoœci. Szy-

kuje siê wielka konfrontacja pomiêdzy Imperium a Sojuszem

Rebeliantów… gdzieœ w pobli¿u Endora. Ca³e si³y Imperium zmie-

rzaj¹ w kierunku tego punktu. Gdyby s¹dziæ z pozorów, mo¿e to

byæ coœ wielkiego. I decyduj¹cego.

– No to co? – Neelah nie wydawa³a siê wstrz¹œniêta. – Z tego,

co mówi³ Dengar, wywnioskowa³am, ¿e zawsze jakoœ potrafi³eœ

prze¿yæ, niezale¿nie od tego, kto by³ na wierzchu.

– To siê udaje – odpar³ – jeœli w galaktyce jest wiêcej ni¿ jed-

na si³a d¹¿¹ca do dominacji. Wiele mo¿na dokonaæ pod samym

nosem nawet takiego despoty jak Imperator Palpatine, o ile jego

uwaga jest skupiona na przeciwniku doœæ silnym, aby stanowi³ dla

niego wyzwanie. Sojusz Rebeliantów sprawi³ mu do tej pory wiele

problemów, ale mam wra¿enie, ¿e szczêœliwa passa Rebeliantów

dobiega koñca. Palpatine mia³ wiele okazji, ¿eby rozszyfrowaæ ich

s³aboœci, i teraz zamierza ich zmia¿d¿yæ raz na zawsze.

– A ty s¹dzisz, ¿e mu siê to uda?

– Nie zak³ada³bym siê, ¿e nie – Boba Fett z powrotem od-

wróci³ fotel pilota do pulpitu sterowniczego. – A kiedy to ju¿ siê

stanie, galaktyka stanie siê miejscem znacznie zimniejszym, bar-

dziej ponurym i zabójczym. Cokolwiek sobie myœlisz, jestem przy-

najmniej wolnym strzelcem i motywuje mnie wy³¹cznie zysk. Z Im-

peratorem Palpatine’em jest nieco inaczej.

Obejrza³ siê przez ramiê. Neelah powoli skinê³a g³ow¹, pogr¹-

¿ona we w³asnych myœlach. Fett wiedzia³, ¿e ocenia swoje szanse

prze¿ycia w takiej galaktyce, jak¹ jej opisa³. Czu³, ¿e dziewczyna

nie jest na tyle g³upia, ¿eby ¿ywiæ jakiekolwiek nadzieje. Wiedzia³

jednak, ¿e to jej nie powstrzyma.

Podobnie jak nie powstrzyma jego.

Boba Fett nie musia³ siê ogl¹daæ, aby wyczuæ, ¿e znowu jest

sam w kokpicie. Neelah wróci³a do ³adowni statku. Rozpar³ siê

wygodnie w fotelu pilota i p³asko po³o¿y³ d³onie na porêczach.

Wkrótce „Wœciek³y Pies” dotrze do kresu swojej podró¿y. Teraz

pozosta³o mu ju¿ tylko czekanie w pe³niej gotowoœci. To – i pew-

noœæ œmierci. Swojej… lub tej drugiej istoty.

Podobnie jak to by³o kiedyœ, gdy jego w³asny statek, „Niewol-

nik I”, wci¹gn¹³ go w pu³apkê. Pu³apkê, w której on, Boba Fett,

mia³ zgin¹æ.

background image

246

Przymkn¹³ oczy pod os³on¹ wizjera i pogr¹¿y³ siê w mroku

w³asnej przesz³oœci.

Zastanawia³ siê, ile razy jeszcze przyjdzie mu umrzeæ… nie

umieraj¹c. Pewnego dnia wszystko siê skoñczy.

Ale jeszcze nie teraz, pomyœla³. Jeszcze nie.

background image

247

PODZIÊKOWANIA

Autor pragnie podziêkowaæ Sue Rostoni za redakcjê, Michaelowi

Stackpole’owi za opiniê znawcy broni oraz Geri Jeter, absolwent-

ce gemmologii, za porady dotycz¹ce kamieni szlachetnych.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
045 Wojny Łowców Nagród III, POLOWANIE NA ŁOWCĘ (K W Jeter) 4 lata po Era Rebelii
043 Wojny Łowców Nagród I , Mandalorianska zbroja (Jeter K W) 4 lata po Era Rebelii
045 Wojny Łowców Nagród III, POLOWANIE NA ŁOWCĘ (K W Jeter) 4 lata po Era Rebelii
Jeter K W Trylogia Wojny Łowców Nagród Mandaloriańska zbroja
050 Jeter Trylogia Wojny Łowców Nagród I Mandaloriańska zbroja
Gwiezdne Wojny 073 Wojny Łowców Nagród I Mandalorianska Zbroja
088 ABY 0004 Wojny Łowców Nagród Mandaloriańska Zbroja
SKUTKI II WOJNY ŚWIATOWEJ, SKUTKI II WOJNY ŚWIATOWEJ
Krótkie ściągi, WYBUCH II WOJNY ŚWIATOWEJ, WYBUCH II WOJNY ŚWIATOWEJ
SKUTKI II WOJNY ŚWIATOWEJ, SKUTKI II WOJNY ŚWIATOWEJ
Krótkie ściągi, WYBUCH II WOJNY ŚWIATOWEJ, WYBUCH II WOJNY ŚWIATOWEJ
BBY 0020 Wojny Klonów Medstar II Uzdrowicielka Jedi
22, Wojny polsko

więcej podobnych podstron