1
Dariusz A. Sikorski
Instytut Historii UAM
Archeologia i historia we wzajemnych relacjach i w praktyce naukowej
badaczy wczesnego średniowiecza.
Mówi się, że szpadel archeologa nie kłamie i jest
to prawdą, o ile uwzględnimy fakt, że też w ogóle
nie mówi.
1
Archeologia średniowieczna – co to jest?
Rozpatrując kwestię związków archeologii z mediewistyką robię to przede wszystkim z
punktu widzenia historyka–mediewisty. Z tego też powodu narzuca się pytanie o tożsamość
partnera od strony archeologicznej. Przecież historyków (dalej mam na myśli historyków–
mediewistów) nie interesują źródła archeologiczne jako takie i problemy archeologii jako
całości, tylko źródła archeologiczne i metody ich pozyskiwania oraz interpretacji w zakresie
średniowiecza. Tak jak mediewistyka – nie tylko z racji zajmowania się wyróżnionym
okresem w dziejach, ale przede wszystkim na specyfikę warsztatu badawczego – wyróżnia się
na tle całości historiografii jako dyscypliny naukowej, to domniemywać można, że i
archeologia średniowieczna jest w podobny sposób nacechowana odmiennościami wobec
archeologii–dyscypliny jako całości.
Według najbardziej rozpowszechnionego rozumienia w polskiej i światowej tradycji
badawczej archeologia średniowieczna to ten szczególny dział archeologii wyodrębniony ze
względu na specyfikę źródeł pozyskiwanych metodami archeologicznymi oraz podejmowaną
problematykę badawczą. Wskazuję się również na inną cechę archeologii średniowiecznej,
mianowicie na konieczność dostosowania się w interpretacji materiału źródłowego do
interpretacji historyków opartej na materiale źródeł pisanych
2
. Wydawałoby się, że mimo
oczywistych cech archeologii średniowiecznej, jej zdefiniowanie okazuję się być
przedsięwzięciem dość trudnym, sądząc choćby po ilości prób i różnych wypracowanych
konceptach. Również polskiej tradycji archeologicznej nie jest to problem obcy. Stanisław
Tabaczyński, autor pierwszego zarysu archeologii średniowiecznej w polskim piśmiennictwie
właściwie jej samej nie definiuje, ograniczając się do ogólnego stwierdzenia, iż archeologia
średniowieczna, to archeologia czasów postplemiennych.
3
Nawet rozdziały poświęcone
zagadnieniom metodycznym mogły by towarzyszyć podręcznikowi archeologii z innych
okresów, nie wprowadzając żadnej faktycznej różnicy między warsztatem archeologii
średniowiecznej, a archeologii ogólnej.
Czy zatem archeolodzy średniowieczni na tle swojej dyscypliny wyróżniają się tylko w
takich ramach jakie dopuszczamy w ramach specjalizacji dla każdej większej dyscypliny, czy
1
Ph. Grierson, Commerce in the Dark Ages: A Critique of the Evidence, Transactions of the Royal
Historical Society, 5th ser., 9:(1959), s. 129.
2
D. Austin, The ‘Proper Study’ of Medieval Archaeology, [w:] From the Baltic to the Black Sea.
Studies in Medieval Archaeology, ed. D. Austin, L. Alcock, London 1997, s. 12.
3
S. Tabaczyński, Archeologia średniowieczna. Problemy. Źródła. Metody. Cele badawcze, Wrocław
1987, s. 43.
2
też mamy do czynienia z odrębną dyscypliną wyczuloną na prowadzenie badań przede
wszystkim metodami archeologicznymi, ale ze względu zajmowanie się czasami lepiej lub
gorzej oświetlonym źródłami pisanymi, wykorzystującą również warsztat typowy dla
historyka?
4
Czy też archeologia średniowiecza, to tylko archeologia ograniczona do tego
okresu bez szczególnych właściwości metodycznych i metodologicznych, a w porównaniu do
archeologii pradziejowej wyróżnia się nieznanymi dla wcześniejszych ani późniejszych
czasów szczególnych obiektami badań (np. archeologia miast, archeologia architektury
murowanej etc.).
W dotychczasowej tradycji zauważyć można kilka tendencji umiejscowienia miejsca
archeologii w badaniach społeczeństw historycznych, tzn. takich, które pozostawiły po sobie
znaczącą spuściznę piśmienną.
W ostatnich dekadach bujnie rozwija się zwłaszcza w krajach anglosaskich archeologia
historyczna, która rości sobie pretensje do bycia osobną dyscypliną naukową. Differentia
specifica, w zależności od różnych ujęć, ma zawierać się w tym, że zajmuje się okresem
dobrze a nawet bardzo dobrze oświetlonym źródłami pisanymi
5
. W węższym ujęciu sam
termin bywa ograniczany do czasów nowożytnych (jako post–medieval archaeology), kiedy
źródła historyczne (pisane oraz dzieła sztuki) są podstawowym czynnikiem determinującym
możliwości poznawcze.
6
Natomiast pojmowana szerzej obejmuje badania prowadzone
metodami archeologicznymi wobec wszystkich społeczeństw piśmiennych niezależnie od
czasu. Nie wchodząc w polemikę z samymi podstawami archeologii historycznej nie wydaje
się słuszne, aby mechaniczne ograniczenie do konkretnego okresu było uzasadnione skoro
cechą charakterystyczną ma być uprawianie archeologii w konfrontacji ze źródłami pisanymi.
Przecież począwszy od archeologii Egiptu, poprzez klasycznych Greków i Rzymian, dalej
średniowiecze i czasy nowożytne, archeologia we wszystkich tych zakresach czasowych i
terytorialnych rozwijała się po mniejszym lub większym wpływem źródeł pisanych. Nawet
więcej, źródła te często były pozyskiwane metodami archeologicznymi (gliniane tabliczki,
egipskie papirusy, czy inskrypcje).
7
Inną próbą zdefiniowania archeologii czasów piśmiennych jest tzw. archeologia
wspomagana tekstem (text–aided archaeology), której granice jako dyscypliny określone są
wyłącznie możliwością wsparcia argumentacji archeologicznej o przekazy źródeł
historycznych bez narzucania jakiś dodatkowych warunków.
8
4
Rozwój archeologii średniowiecznej w Wielkiej Brytanii przedstawił C. Gerrard, Medieval
Archaeology. Understanding Traditions and Contemporary Approaches, London 2003; w Holandii
prace zebrine w tome Medieval Archaeology in Netherlands, ed. J. C. Besteman, J. M. Bos, , H.
Heidinga, Assen-Maastricht 1990.
5
Por. R. Hodges, Method and Theory in Medieval Archaeology, Archeologia Medievale, 9(1982), s. 7-
38; J. Moreland, Method and Theory in Medieval Archaeology in the 1990s, Archeologia Medievale,
18(1991), s. 7-42.
6
R. L. Schuyler, Historical Archaeology, [w:] Encyclopedia of Archaeology. History and Discoveries,
ed. T. Murray, Santa Barbara 2001.
7
Na sprzeczność w ograniczaniu archeologii historycznej tylko dla epoki po XV wieku wskazywał np.
A. Andrén, Between Artefacts and Texts. Historical Archaeology in Global Perspective, New York
1998, rozdz. 1 i 2.
8
Por. zbiór prac Text–Aided Archaeology, ed. B. J. Little, Boca Raton 1992.
3
Kwestie terminologiczne są w istocie rzeczy drugorzędne – można powiedzieć, że
żonglerka terminologią i powoływanie nowych pojęć z błahych powodów, za którymi nie
kryją się faktycznie nowe treści, są typowe dla współczesnej refleksji metodologicznej.
Nie można zapominać o nurcie antyhistorycznym w archeologii, który był
charakterystyczny już dla archeologii procesualnej, co nie znaczy, że wraz z pojawieniem się
nowego konceptu teoretycznego wyrastającego z postmodernizmu – archeologii post–
procesulanej, nastawienie metodologów oraz praktyków archeologii zasadniczo się zmieniło
w tej kwestii. Raczej rozbudowano argumentację, której celem jest wykazanie, iż
powszechnie akceptowana wyższość źródeł pisanych jest iluzoryczna. Tym sposobem
dowartościowano dociekania oparte wyłącznie na materiale archeologicznym jako te, które
dają obraz bardziej zobiektywizowany wobec subiektywnych tekstów, które zawsze mają
swojego uwikłanego w różnego rodzaju sieci powiązań autora. Skrajnym podejściem jest
próba pozbycia się w ogóle źródeł pisanych jako zbędnego dla archeologa balastu, który
obciąża go doświadczeniami badawczymi innej dyscypliny, wiążąc ustaleniami i
ograniczeniami, którymi archeolodzy nie powinni się poddawać, chcąc zachować autonomię
własnej dyscypliny. Tak radykalne nastawienie można przypisać pewnemu rozczarowaniu
archeologów, którzy w przeszłości budowali swoje koncepcje w silnej zależności od
interpretacji historyków, a gdy te się zmieniły, kunsztowne konstrukcje padały wraz nimi.
9
Dość naturalną reakcją było więc wezwanie do uprawiania archeologii średniowiecznej bez
wsparcia tekstów.
10
Wezwanie, które miłe może być wielu archeologom, gdyż pozwala
pozostać w granicach własnej dyscypliny zarówno pod względem metody jak i erudycji, nie
nakładając dodatkowych zadań związanych z zapoznaniem się i opanowaniem warsztatu
badań historycznych. Z drugiej strony zrozumiałe są obawy archeologów przed
marginalizacją źródeł archeologicznych, jeśli uwzględni się doświadczenia archeologii
klasycznej, będącej w podobnej sytuacji jak archeologia średniowieczna. Jak trafnie zauważył
David B. Small badania społeczeństwa antycznej Grecji oparte są wyłącznie na świadectwie
źródeł pisanych. Natomiast źródła archeologiczne są niemal zupełnie nie wykorzystane do
rozwiązywania poważniejszych problemów. Archeologia jest całkowicie traktowana jako
nauka pomocnicza historii klasycznej.
11
Inne niebezpieczeństwo dostrzega David Austin. Jego zdaniem konieczność
dotrzymania kroku przez archeologów średniowiecza historykom–mediewistom, by nie być
traktowanym jako niewykształcony intruz, powoduje, że rośnie rozziew między postępami
dokonującymi się w samej archeologii pradziejowej i metod na jej gruncie rozwijanym a
archeologią średniowieczną.
12
Zarysowane powyżej próby w uchwycenia specyfiki badań archeologicznych dla czasów
historycznych mają jedną podstawową wadę, mianowicie abstrahują od faktu, iż metody
9
G. Halsall, Archaeology and Historiography, [w:] Companion to Historiography, ed. M. Bentley,
London 1997, s. 801n.
10
T. E. Christiansen, Archaeology and History – The Viking Fortress Trelleborg, [w:] Danish
Medieval History: New Currents, ed. N. Skyum-Nielsen, N. Lund, Copenhagen 1981, s. 221nn.
11
Por. D. B. Small, The Tyranny of the Text: Lost Social Strategies in Current Historical Period
Archaeology in the Classical Mediterranean, [w:] Historical Archaeology: Back from the Edge, ed. P.
P. A. Funari, M. Hall, S. Jones, London 1999, s. 122-137.
12
D. Austin, The Proper Study, s. 12n.
4
pozyskiwania źródeł przez archeologów średniowiecza nie różnią się od klasycznej
archeologii pradziejowej. Wprawdzie w tej ostatniej nie mamy do czynienia z badaniami
osiedli o charakterze miejskim, nie mamy do czynienia z architekturą murowaną, ale nie
przekłada się to bezpośrednio na zupełnie odmienną metodykę eksploracji materiału
źródłowego. Różnice są tego rzędu jakie obserwujemy w ramach archeologii pradziejowej
między badaczami np. wydmowych obozowisk mezolitycznych a eksploratorami grodów
łużyckich czy celtyckich oppidów.
Przegląd publikacji celujących w całościowym ujęciu archeologii średniowiecznej
pokazuje, że ich autorzy skupiają się przede wszystkim na specyficznych dla średniowiecza
archeologicznych obiektach badań, często nie różniących się zasadniczo od obiektów z
innych okresów jak. np. budownictwo drewniane, a stawiane problemy badawcze również nie
wyróżniają się istotnie na tle archeologii pradziejowej.
Czy w takim razie archeologia średniowieczna, obojętnie jak szeroko rozumiana, jest dla
historyka ofertą ze strony archeologii, o którą mu chodzi – ofertą zarysowującą pole do
faktycznego rozszerzenia podstawy źródłowej historyka o źródła archeologiczne i traktowania
ich jako równoprawnych świadectw w procesie badawczym? Czy też archeologia
średniowieczna ma być taką archeologią, która wyraźnie przystosowała się do współpracy z
historią. Zostawiam na razie pytanie w zawieszeniu, zdając sobie sprawę z jego
niesymetryczności. Nie stawiam pytania o to czy historia jest ofertą dla archeologów, bo ta
sprawa została pozytywnie przesądzona w praktyce badawczej.
Należałoby więc rozpoznać wzajemne oczekiwania historyków i archeologów.
13
Wprawdzie nie brak i dzisiaj historyków, którzy archeologii przyznają ograniczone
możliwości poznawcze w konfrontacji ze źródłami pisanymi, o ile te ostatnie występują w
większej ilości, to tylko najbardziej zagorzali puryści historiografii pomijają w swoich
analizach źródła archeologiczne. Znaczny dystans wobec archeologii nie jest postawą ani
odosobnioną, ani charakterystyczną tylko dla starszej historiografii, czego przykładem mogą
być dzieje Gotów w IV i V w. autorstwa Petera Heathera z 1992 roku – problemu, który
wydaje się być szczególnie predestynowany do badania z wykorzystaniem obu rodzajów
źródeł.
14
Jednak przeważa pogląd, że – zwłaszcza dla wcześniejszych okresów średniowiecza
– wsparcie archeologii jest po prostu niezbędne. Dyskusję budzi jedynie (i aż) umiejscowienie
źródeł archeologicznych w procesie poznania historycznego oraz sama problemy metodyczne
wynikające z łączenia obu warsztatów badawczych.
Ze strony historyków brak właściwie szerszej refleksji metodologicznej a nawet
metodycznej nad możliwościami archeologii średniowiecznej i problemami wynikającymi z
łączenia źródeł i warsztatów badawczych obu dyscyplin. Jedynym wyjątkiem są badania nad
osadnictwem średniowiecznym. Badacze zajmujący się tym zagadnieniem już dość dawno
wypracowali pewną wspólną metodę.
Znamienny pod tym względem jest jeden z tekstów wstępnych w pierwszym tomie do
monumentalnej syntezy dziejów średniowiecza opublikowanych w wydawnictwie
13
Por. ujęcia R. Wenskus, Randbemerkungen zum Verhältnis von Historie und Archäologie,
insbesondere mitelalterlicher Geschichte und Mittelalterarchäologie, [w:] Geschichtswissenschaft und
Archäologie. Untersuchungen zur Siedlungs-, Wirtschafts- und Kirchengeschichte, hrsg. H. Jankuhn,
R. Wenskus, Sigmaringen 1979, s. 637-657;
14
P. Heather, Goths and Romans, Oxford 1992, s. 332-489.
5
uniwersytetu Cambridge dotyczący miejsca archeologii średniowiecznej, w którym Guy
Halsall, uznając z jednej strony wręcz niezbędność odwoływania się do archeologii zwłaszcza
we wczesnych okresach, z drugiej strony ma trudności w wykazaniu na czym dokładnie ma
polegać wspólne badanie wczesnego średniowiecza przez archeologię i historię.
15
W polskim
piśmiennictwie, mimo długiej tradycji w badaniu kultury materialnej wczesnego
średniowiecza, nie jest lepiej.
16
Dość powierzchowne uwagi były czynione zwykle przy
okazji obszerniejszych omówień stanu badań i należy je traktować jako – często życzliwą –
odpowiedź na coraz odważniej ekspandującą na tereny zastrzeżone dla historyków
archeologii. Ze strony historyków brakuje refleksji wypływającej z własnych potrzeb. Pod
tym względem historycy co najwyżej rezonują wobec głosów pojawiających się ze strony
archeologów.
Chcąc się dowiedzieć jakie oczekiwania mają historycy wobec archeologii należy
rozpoznać sprawę od strony praktyki badawczej historyków.
Analiza historiograficzna pozwala wskazać na kilka pożądanych ze strony historyków
punktów stycznych.
– lustrowanie
zabytkami
kultury
materialnej procesów znanych ze źródeł pisanych, np.
chrystianizacja Słowian,
–
ukazanie kultury materialnej danej społeczności,
–
argumenty natury archeologicznej pozwalają rozstrzygnąć spory historiograficzne
toczone w oparciu o źródła pisane, np. w sprawie lokalizacjo konkretnych miejsc
wspomnianych w źródłach pisanych,
– uzupełnienie luk w wiedzy faktograficznej, np. potwierdzenie zniszczenia jakiegoś
miejsca, który to fakt nie jest odnotowany w źródłach pisanych,
– możliwość uchwycenia zjawisk masowych i ich zmian w czasie, które nie
reprezentowane w źródłach pisanych np. rozwój osadnictwa,
– fakty archeologiczne pozwalają ustalić lub lepiej zrozumieć zależności między
faktami historycznymi,
–
zjawiska obserwowane w źródłach archeologicznych mogą zmienić interpretacje
historyczne,
– dostarczenie
tła procesu dziejowego bezpośrednio poprzedzającego okres, w którym
pojawiają się źródła pisane.
Wymagania historyków wobec archeologii średniowiecznej nie są więc zbyt
wygórowane ani nawet nazbyt ambitne. Jedynie badania osadnicze, ze względu na
bezdyskusyjną wartość masowo dostarczanego przez archeologię materiału źródłowego,
15
G. Halsall, Early Medieval Archaeology, [w:] The New Cambridge Medieval History ca. 500-700,
ed. P. Fouracre, vol. 1, Cambridge 2005, s. 76nn.
16
Por. uwagi czynione na marginesach lektur jak: J. Strzelczyk, O możliwościach współpracy historii i
archeologii, SlA, 29(1983), s. 259–269; A. Niewęgłowski, Archeologia – prahistoria – historia.
Relacje przedmiotu i teorii badań (wstęp do dyskusji), KHKM, 43(1995), s. 229–252; J. M. Piskorski,
O możliwościach współpracy archeologii i historiografii, RoczHist, 61(1995), s. 171–173. Próbkę
pojmowania problemu przez współczesną metodologię historii daje W. Wrzosek, Jakiej archeologii
nie potrzebuje nieklasyczna historia? [w:] Jakiej archeologii potrzebuje współczesna humanistyka?,
red. J. Ostoja–Zagórski, Poznań 1997, s. 112–123.
6
rozwijają się pod przemożnym wpływem badań archeologicznych. Wydaję się, że
historiografii w tym jednym punkcie traktuje archeologię jako równorzędnego partnera.
Jakie zadania stawia przed sobą archeologia średniowieczna?
Hans Andersson w najnowszym (2007) teoretycznym zarysie problematyki za główne
przedmioty zainteresowania archeologii średniowiecznej uznał:
– badanie
środowiska naturalnego
– wymianę i handel w ogólnej perspektywie z uwzględnieniem środków transportu i
dróg handlowych
– archeologia
łodzi
– archeologię śmierci i cmentarzysk, zwłaszcza w aspekcie chrystianizacji
– archeologia
Żydów, zwłaszcza w Europie środkowej
– badanie
rzemiosła, zwłaszcza pod kątem technologii i innowacji
– badanie
całości kultury materialnej, którego celem – poza ustaleniami typologiczno–
chronologicznymi – jest poznanie życia codziennego i stratyfikacji społecznej w
średniowieczu.
17
Tak ujęte zadania archeologii średniowiecznej, zakładając pewne zniekształcenie
wynikające z osobistych preferencji autora propozycji, również nie wydają się ani ambitne,
ani specjalnie odbiegające od zadań archeologii pradziejowej. Ponadto nawet po
krótkotrwałym namyśle przedstawione propozycje wydają się odbiegać faktycznych
głównych kierunków badawczych we współczesnej archeologii średniowiecznej, nie mówiąc
już o próbie włączenia archeologia średniowiecznej w typowe dla dyskursów
postmodernistycznych wątki. Wprawdzie przedstawione wyżej ujęcie z pewnością nie jest
reprezentatywne dla większości archeologów średniowiecza, uwydatnia natomiast pewien
sposób myślenia o samej archeologii średniowiecza.
Jeśli jednak na sprawę spojrzymy z perspektywy praktyki badawczej, pozostawiając
rozważania teoretyczne na boku (przynajmniej tak formułowane), to sytuacja wygląda nieco
inaczej. Oczekiwania archeologów wobec historii można ująć następująco:
– historia może dać twarde podstawy dla ustalenia chronologii materiału
archeologicznego jeśli wydarzenia historyczne da się skorelować z obserwacjami
archeologicznymi,
– wizja przeszłości zbudowana przez historyków daję pewną solidną podstawę dla
rekonstrukcji archeologicznych; daje „pewność” co do charakteru badanego okresu i
wytycza określone ramy dla interpretacji materiału archeologicznego,
– ustalone przez historyka fakty historyczne, zarysowane procesy historyczne pozwalają
odnaleźć klucz interpretacyjny do zjawisk obserwowalnych w materiale
archeologicznym,
– hipotezy zarysowane przez historyków w oparciu o źródła pisane są użyte do
uporządkowania danych archeologicznych,
17
H. Andersson, B. Scholkmann, S. Kristiansen, Medieval Archaeology at the Outset of the Third
Millenium: Research and Teaching, [w:] The Archaeology of Medieval Europe. Eight to Twelfth
Centuries AD, ed. J. Graham-Campbell, M. Valor, Aarhus 2007, s. 24n.
7
– wiedza historyczna pozwala formułować sensowne programy badawcze dla
archeologii. Inaczej mówiąc źródła archeologiczne są planowo pozyskiwane w celu
odpowiedzi na pytania zaczerpnięte ze źródeł pisanych,
– źródła historyczne ilustrują fakty i zjawiska odkrywane przez archeologów na
poziomie kultury materialnej,
– historia traktowana jako ‘nauka pomocnicza’ archeologii: np. w kwestii odczytania
inskrypcji na zabytkach archeologicznych, datowania pozyskanych stempli i pieczęci,
czy analiz zabytków metodami historii sztuki, etc.
Zestawiając listę oczekiwań przedstawicieli obu dyscyplin można zauważyć, że poza
cechami wspólnymi (np. wzajemne traktowanie się jako ‘ilustratorów’ lub ‘nauki
pomocnicze’) pewna część oczekiwań jest rozbieżna. Z tym, że rozbieżności nie są tożsame
ze sprzecznością, ale wynikają ze specyfiki każdej z dyscyplin. Ponieważ mamy dość znaczne
zakres wspólnych postulatów, to istnieją powody, dla których znalezienie płaszczyzny
porozumienia nie powinno być problemem, zwłaszcza w sprawie jej celów. Z drugiej strony
wyraźna asymetryczność i nie komplementarność oczekiwań powoduje, że przedstawiciele
obu dyscyplin muszą aktywnie szukać wsparcia u drugiej strony, gdyż wsparcie w
rozwiązaniu konkretnego problemu, którego szuka archeolog od historyka, akurat tego
drugiego zwykle mniej interesuje, gdyż nawet jeśli badania historyka dotyczą tego samego
zagadnienia, to są inaczej formułowane.
ARCHEOLOGIA I HISTORIA W PRAKTYCE BADAWCZEJ
Wprawdzie
można by pokusić się o sporządzenie bilansu naukowych rezultatów
współpracy archeologów i historyków, zwłaszcza z ostatniego półwiecza, ale powinno być to
przedmiotem osobnej rozprawy, ze względu na konieczność szczegółowego prześledzenia
wielu wątków i zagadnień szczegółowych.
18
Na potrzeby niniejszego tekstu odwołam się do
kilku przykładów, które mają zilustrować typowe przykłady współpracy archeologii z
historią.
Jak
już zwróciłem uwagę, zasady metodyczne współpracy archeologów i historyków,
a tym bardziej solidna podbudowa metodologiczna, o ile za metodologię nie będziemy
uznawać rozważań prowadzonych bez świadomości praktyki badawczej, nie są do tej pory
krytycznie omówione. Zaledwie niektóre aspekty są ledwo zarysowane. Jednak z pewnością
można pokusić się o sformułowanie kilku obserwacji ogólnych dotyczących sposobów
łączenia obu dyscyplin, które wyłaniają się z analiz praktyki badawczej.
1. Archeolog jeśli korzysta z danych źródeł pisanych to najczęściej za pośrednictwem
historyków. Wykorzystując dane źródłowe wprowadza je do swojej argumentacji nie jako
„surowe” przekazy wprost z tekstów, ale jako w postaci będącej rezultatem dłuższej czy
krótszej dyskusji historyków wokół wykorzystanych wzmianek źródłowych.
19
Skonstruowana
przy ich pomocy hipoteza, w sumie „archeologiczna”, żyje dalej swoim życiem, bez
uwzględnienia ewentualnych zmian w ocenie wartości i interpretacji wykorzystanych źródeł
18
Por. omówienie kwestii początków państwa polskiego w badaniach milenijnych u M. Kara,
Najstarsze państwo Piastów – rezultat przełomu czy kontynuacji? Studium archeologiczne, Poznań
2009, s. 11–40.
19
8
jaka w okresie późniejszym mogła nastąpić wśród historyków. Nie chodzi tu o konieczność
aktualizacji odmiennych wystąpień poszczególnych badaczy, ale o communio opinis
historyków. Co więcej, taka hipotez, teraz już ‘archeologiczna’ może wpływać na
interpretacje historyków sięgających po wsparcie archeologii, którzy odwołuję się do tego co
już ustalili archeolodzy. Nieświadomie w sumie, tą oto okrężną drogą niekiedy nawet stara
ramota historiograficzna, już dawno zarzucona, wraca na warsztat historyków uwikłana w
archeologiczną hipotezę.
20
Przykładem może być dobrze znana sprawa datowania najstarszych reliktów katedry
poznańskiej. K. Józefowiczówna datowała je na okres tuż po 968 roku, dacie przekazanej w
rocznikach, przy której mowa jest o ordynacji biskupiej Jordana
21
. W połączeniu z zapiskami
z kroniki Thietmara, który Jordana określał jako biskupa poznańskiego, wysnuła stąd
wniosek, że 968 rok to rok erygowania biskupstwa w Poznaniu. Ponieważ jej zdaniem biskup
musiał mieć od razu katedrę, więc najstarsze ślady akcji budowlanej muszą odnosić się do
działań podjętych tuż po 968 roku. Terminem ante quem według niej jest informacja
Długosza o pochowaniu Mieszka w katedrze poznańskiej, a więc budynek musiał jej zdaniem
stać już w 992 roku. Tak ukształtowany pogląd dość długo był przyjmowany, później coraz
częściej milcząco ignorowany przez archeologów, aż dopiero całkiem niedawno całkowicie
zakwestionowany na podstawie argumentacji archeologicznej. Od czasu jego sformułowania
przez K. Józefowiczównę historycy zdążyli zakwestionować nie tylko charakter prawny
biskupstwa Jordana jako biskupa diecezjalnego, a więc konieczność posiadania stałej katedry,
ale i lokowanie jego siedziby w Poznaniu, jako faktu – zdaniem większości – nie
potwierdzonego źródłami historycznymi. Ta zmiana poglądów historyków, w oparciu o które
datowano ten najstarszy wówczas znany relikt bardzo długo nie miała praktycznie wpływu na
datowanie najstarszej katedry poznańskiej. Nawet dokonana przez Z. Kurnatowską i M. Karę
rewizja chronologii podparta spójną wizją opartą na źródłach archeologicznych nie wynikała
z zakwestionowania wymowy przekazów źródeł pisanych lecz z nowej interpretacji materiału
archeologicznego. Wedle tego nowego konceptu ciągle mamy do czynienia z katedrą
poznańską przed 1000 rokiem, tylko nieco młodszą (ok. 20 lat), co odstaje od dominującego
poglądu historiografii. Ustalenia archeologii z kolei mogą być użyte jako argument w debacie
historyków odnośnie początków biskupstwa poznańskiego, gdyż – zakładając trafność
datowania najstarszej bazyliki – tak duża inwestycja w obrębie grodu musiała być
przeznaczona jako siedziba biskupa. Głosy historyków opowiadających się za Poznaniem
jako siedzibą Jordana są obecnie przede wszystkim oparte na argumencie archeologicznym –
komu jak nie biskupowi wybudowano by tak potężne założenie sakralne.
2. Powyższy przykład ten ilustruje jeszcze inne zjawisko. Mianowicie, archeolog
sięgając po argumentację historyczną najczęściej ma do czynienia nie z jednym głosem
historyków, ale z wieloma różnymi głosami, niekiedy wręcz przeciwstawnymi. W gestii
archeologa pozostaje więc wybór interpretacji zarówno gdy chodzi o pojedynczą wzmiankę
20
Np. w celu sprecyzowania datowania rotundy łekneńskiej, zarzucona dziś hipoteza Semkowicza o
Sobieborze Sławnikowicu stała się jednym z kluczowych czynników, które miały uściślić budowę
rotundy do kilku zaledwie lat około 1000 roku. W tej wersji przejmowana jest przez innych
historyków, bez świadomości, iż wraz z nią reaktywują historiograficzny zabytek.
21
K. Józefowiczówna, Z badań nad architekturą przedromańską i romańska w Poznaniu, Wrocław
1963, s. 11nn.
9
źródłową, czy też interpretację jakiejś większej całości dziejowej czy pojedynczego
problemu. Dokonując wyboru na swoje potrzeby jednej spośród wielu propozycji dokonuje
jednocześnie – często nieświadomie – zawężenia pola do dalszych interpretacji materiału
archeologicznego. Archeolog nie mając zazwyczaj wystarczających umiejętności fachowych
ani wystarczająco szerokiej erudycji w literaturze przedmiotu, które pozwoliłyby mu na
krytyczną ocenę podstaw historycznych w toczonej nad konkretnym problemem dyskusji,
zostając tym samym bez narzędzia pozwalającego zracjonalizować wybór, ucieka się do
kryterium najprostszego, mianowicie dobiera taką wersję interpretacji, która jest przez niego
najbardziej preferowaną, gdyż pasująca do wcześniej przyjętych założeń wstępnych, Skutek
jest tego taki, że nie musi być to wcale hipoteza faktycznie najlepiej uzasadniona od strony
historycznej.
Z drugiej strony, zwłaszcza dla okresów słabo oświetlonych źródłowo, także na
podstawie badań historycznych opartych wyłącznie na przekazach piśmiennych, można na
podstawie tego samego wąskiego zespołu źródeł, a zwłaszcza pojedynczej wzmianki,
sformułować hipotezy równorzędne. Wówczas nawet nie można mówić o wyborze najlepiej
uzasadnionej hipotezy, gdyż równoważnych – w znaczeniu siły ich uzasadnienia – może być
kilka. W tej sytuacji archeolog włączając do swojej argumentacji dane zapożyczone z badań
historycznych powinien ów fakt uwzględnić, zwłaszcza gdy różniące się interpretacje
historyczne prowadzą do dość odmiennych interpretacji materiału archeologicznego. Można
to uczynić wielowariantowo, tzn. próbując dokonać interpretacji archeologicznej tyle razy, ile
jest równorzędnych hipotez wypracowanych przez historyków a odnoszących się do tego
samego problemu. Przy takim założeniu inni archeolodzy, którzy nie będą powtarzać analiz
wspartych przekazami pisanymi będą przynajmniej mieli możliwość uświadomienia sobie, że
preferowane konkretne rozwiązanie jest na gruncie wiedzy historycznej jedną z
równorzędnych interpretacji.
Proponowana
wielowariantowość może wydawać się z wielu powodów propozycją
utopijną. Jednym z nich, może nawet najważniejszym, jest przywiązanie zarówno historyków
jak i archeologów do konstruowania jednoznacznych wniosków, zwłaszcza na etapie ujęć o
różnym stopniu uogólnienia.
Wspomnianą sytuację można zilustrować następującym przykładem. Obecnie
dyskusje historyków nad statusem prawnym polskich biskupów przed 1000 rokiem toczą się
wokół trzech głównych hipotez, które zakładają, że byli biskupami albo biskupami
„misyjnym”, czyli bez sprecyzowania ich statusu, bądź diecezjalnymi, ale bez ustalonej ich
podległości metropolitalnej, ewentualnie egzymowanymi, czyli wyłączonymi przez Stolicę
Apostolską spod jurysdykcji jakiegokolwiek metropolity.
22
Wszystkie one są równie dobrze
uzasadnione źródłowo, ale tylko dlatego, że nie ma źródeł odnoszących się wprost do tej
kwestii, a analogie powszechnodziejowe pozwalają na przyjęcie wszystkich trzech wariantów.
Opowiedzenie się przez archeologów za którąś z tych hipotez przekłada się bezpośrednio na
datowania jak i identyfikacje najstarszych resztek sakralnej architektury murowanej. Jeśli
22
Nie należy ‘egzempcji’ utożsamiać z powołaną do życia przez A. Weissa rzekomą instytucją
biskupstwa bezpośrednio zależnego od Stolicy Apostolskiej, por. D. A. Sikorski, O rzekomej instytucji
biskupstwa bezpośrednio zależnego od Stolicy Apostolskiej. (Przyczynek do problemu statusu
prawnego biskupów polskich przed rokiem 1000), Czasopismo Prawno-Historyczne, 55(2003), s. 157-
185.
10
pójdzie się za głosami tych historyków, którzy uważają, że biskupstwo Jordana i Ungera nie
było normalną diecezją, to i nie potrzebna była katedra biskupia. Więc nawet jeśli poznańskie
zabytki są najstarsze, to nie muszą one być interpretowane jako ślady po katedrze biskupiej. I
odwrotnie, archeolog opowiadając się za hipotezą o diecezjalnym charakterze biskupstwa
polskiego, w oparciu o archeologiczne datowanie materiału źródłowego będzie
konsekwentnie wskazywał na Poznań jako siedzibę pierwszych biskupów. Ta łamigłówka nie
daję się na obecnym etapie rozwiązać. Zarówno historycy wspierający się w swoich
koncepcjach dotyczących początków biskupstwa poznańskiego na ustaleniach archeologów,
jak i archeolodzy w swoich, popełniają pewnego rodzaju nadużycie, gdy twierdzą, że
partnerzy z pokrewnej dyscypliny dają wsparcie dla konkretnego rozwiązania, gdyż dobierają
takie opinie, które pasują do ich własnych preferencji pomijając równie racjonalne argumenty
wspierające hipotezy konkurencyjne.
3. W zakresie rekonstrukcji szerszych wizji przemian głównych dziedzin życia
średniowieczu zarysowuje się istotne pęknięcie między historykami a archeologami. Jeśli w
przypadku okresu najwcześniejszego (do X w.) nie kwestionuje się – z oczywistych powodów
– pierwszeństwa archeologów, to dla okresu późniejszego jej rola ulega gwałtownie
osłabieniu, a to za sprawą rekonstrukcji przedstawianych przez historyków. Kwestię tę dobrze
ilustruje przykład koncepcji organizacji państwa wczesnopiastowskiego od X do XIII w.
zwaną systemem prawa książęcego, która została wypracowana przez dwóch historyków –
Karola Buczka i Karola Modzelewskiego – na podstawie źródeł proweniencji XII i XIII–
wiecznej. Jeżeli już archeolog zajmujący się wiekiem X i XI musi odwoływać się do zjawisk
społecznych, to głównie sięga po tę hipotezę, nie zdając sobie sprawy, iż dla tego okresu
wspomniana koncepcja nie ma umocowania źródłowego a jest jedynie retrogresją zjawisk
obserwowanych w źródłach z XII i XIII w. Wprawdzie hipoteza ta zdobyła sobie akceptację
większości mediewistów, to ma swoje słabe punkty i nie może być traktowana zwłaszcza dla
wieków X i XI jako „wiedza” historyków. Zgodzić się można, że w ogólnych zarysach
koncepcja organizacji grodowej odpowiada rzeczywistości od XII do XIII w. Kwestią sporną
jest jej geneza. W tej sprawie źródła pisane milczą i tu jest pole dla archeologów. Ta
dominacja teorii wyrosłej jedynie na podstawie źródeł pisanych powoduje, że archeolodzy nie
wykazują szczególnego zainteresowania badaniem organizacji społeczeństwa
wczesnopiastowskiego w XI i XII w. widzianego z punktu widzenia źródeł archeologicznych,
oddając tu pole całkowicie historykom. Jeśli już podejmują te kwestie, to się
podporządkowują wizji historycznej i badany materiał źródłowy interpretują zgodnie z
założeniami koncepcji systemu prawa książęcego, starając się wpisać swoje analizy w tę
ogólną wizję.
4. Podobna sytuacja jak wyżej omówiona zachodzi także w przypadku interpretacji
pojedynczych obiektów czy drobniejszych zagadnień.
W obecnych rekonstrukcjach początków zespołu najstarszej architektury murowanej
na ostrowie Tumskim w Poznaniu, wprowadzone są jako istotne z punktu widzenia
argumentacji przesłanki natury historycznej. Założenie, że najstarszy budynek miał charakter
przede wszystkim baptyzmalny wynika z przekonania, iż w początkowym okresie
chrystianizacji funkcjonowały stacje misyjne, w których dokonywano masowych chrztów.
Przekonanie to ma swoje uzasadnienie w dobrze oświetlonej źródłami pisanymi (ale tylko
nimi) ponad półtorawieku późniejszej wyprawie misyjne Ottona z Bambergu, gdzie do takich
11
chrztów dochodziło, ale i ta analogia najbliższa terytorialnie i czasowo nie daje podstaw, aby
uznać, że dochodziło do konstruowania stałych stacji misyjnych, które nota bene na Pomorzu
w tym czasie nie są potwierdzone. Zauważmy, że przyjęcie koncepcji, że chrystianizacja
polski w początkowym okresie opierała się na kilku stacjach misyjnych o uprawnieniach
baptyzmalnych obejmujących swym wpływem znaczne terytoria, nie ma analogii w źródłach
pisanych, chociaż sam termin stosowany jest także przez historyków.
5. Powszechnie znanym zjawiskiem jest skłonność identyfikowania, zwłaszcza przez
archeologów, pozyskanych obiektów, a nawet pojedynczych znalezisk z konkretnymi
wydarzeniami czy osobami znanymi ze źródeł pisanych. Często identyfikacja pojawia się
pierwotnie jako luźna hipoteza obwarowana słusznymi zastrzeżeniami, natomiast w kolejnych
publikacjach, nieraz samego twórcy hipotezy, jawi się ona już jako fakt historyczny i jako
taka bywa wprowadzana do obiegu naukowego. Stąd tak wiele warstw ze spalenizną
datowaną ogólnie na wiek XI bywa utożsamiana z najazdem Brzetysława, który zapewne sam
by się zdziwił zasięgiem i skalą zniszczeń, które miał rzekomo spowodować. Tym sposobem
fakty historyczne wyznaczają horyzont czasowy w archeologii, co musi skutkować na
wypracowane schematy typologiczno–chronologiczne różnego rodzaju zabytków. Jeśli
podstawy do ustalenia chronologii konkretnych warstw czy typów zabytków są błędne,
powoduje to wprowadzenie mylących danych do tychże schematów, a tym samym
zniekształca chronologię innych obiektów archeologicznych, które datowane są na ich
podstawie.
Sztandarowym
przykładem ‘datowania’ obiektów architektury w oparciu o przesłanki
historyczne jest koncepcja G. Labudy dotycząca czasu wzniesienia i przeznaczenia rezydencji
na Ostrowie Lednicki, wedle której na wyspie miała zostać osadzona Przedsława,
uprowadzona z Kijowa przez Bolesława w czasie wyprawy kijowskiej w 1018 roku, a tym
samym cały kompleks powstałby nie wcześniej niż w ostatnich latach panowania Bolesława
Chrobrego.
23
6. Jak wzajemne podpieranie się archeologów przez historyków bazujących na ich
odkryciach może być zawodne pokazuje przykład dyskusji sprzed dwóch dekad wokół
rzekomego przedcysterskiego palatium w Wąchocku. Zaprezentowana przez K. Białoskórską
koncepcja interpretacji niektórych odkrytych fragmentów murów jako śladów
przedcysterskich zabudowań rezydencjonalnych znalazła szybko uznanie i dopełnienie w
oczach historyka, który zbudował z całą maestrią i warsztatową akrybią zgrabną hipotezę
uzasadniającą istnienie palatium w Wąchocku.
24
Gdyby dyskusja nad wąchockim palatium
zatrzymała się na tym etapie można by w niej widzieć przykład idealnej współpracy
archeologa i historyka, w której każdy dopełnia obraz minionej rzeczywistości cegiełkami z
własnego warsztatu badawczego uzyskując pełniejszą wizję całości. Jednak fakt, że
Wąchocka rezydencja książęca okazała się być archeologicznym fantomem, zmienia
całkowicie sytuację.
25
Ponieważ nic nie można zarzucić interpretacji G. Labudy, należy w
23
G. Labuda, Studia II, s. 397nn.
24
K. Białoskórska, Wąchocka rezydencja książęca epizod z dziejów Polski wczesnopiastowskiej, BHS,
41(1979), s. 135-178; G. Labuda, W sprawie osoby fundatora i daty powstania najstarszych
(przedcysterskich) budowli sakralno-pałacowych w Wąchocku, BHS, 45(1983), s. 251-255.
25
Z. Pianowski, Sedes regni principales. Wawel i inne rezydencje piastowskie do połowy XIII wieku
na tle europejskim, Kraków 1994, s. 103n.. i dalej Z. Pianowski, Głos w dyskusji o przedcysterskich
12
takim razie zadać sobie pytanie, co w takim razie z takimi przypadkami, które z jakiś
powodów nie mogą być szybko poddane weryfikacji archeologicznej, a które znalazły
akceptację u historyków i gładko zostały włączone jako nowy element do konkretnej wizji
dziejów. Czy dojście do uzgodnionej interpretacji danego faktu przez archeologów i
historyków może być nadal traktowane jako niezawodny wskaźnik dotarcia do prawdziwego
faktu historycznego? Czy skoro tak łatwo zwłaszcza dla okresów wcześniejszych i przy
odrobinie dobrej woli dopasować wizje historiograficzne do odkryć archeologicznych, to czy
faktycznie archeolodzy mogą pod tym względem traktować wsparcie ze strony archeologów
jako użyteczne?
7. Obserwować można też bardzo głębokie wnikanie historyków i archeologów w
zagadnienia, których podstawą poznania są źródła typowe dla drugiej dyscypliny. Przykładem
są ostatnio wypracowane koncepcje początków państwa polskiego. Pierwsza autorstwa
archeologa P. Urbańczyka ma tę cechę, że odwołania do archeologii jest w niej zaskakująco
niewiele. Gdyby nie znajomość głównej profesji autora, można by sądzić, że wyszła spod
pióra historyka, okazjonalnie wprowadzającego argumentację archeologiczną. Druga,
wprawdzie tylko zarysowana w niewielkim artykule historyka Tomasza Jasińskiego opiera się
właściwie wyłącznie na materiale archeologicznym, a wzmianki pisemne są traktowane jako
pomocnicze.
26
Podejmowanie
prób
mogących przełamać warsztatowe bariery na poziomie
analitycznym jest po prostu konieczne, nawet jeśli pierwsze efekty spotykają się z krytyka,
gdyż siłą przykładu, a także pobudzając do polemiki, wnoszą ten niezbędny ferment
konieczny dla skruszenia spetryfikowanych paradygmatów badawczych.
8. Poza powszechnie dostrzeganymi drogami, którymi historia wpływa na
interpretację źródeł archeologicznych, istnieje niedostrzegalna, a mimo to bardzo szeroka
arteria, którą – niejako tylnymi drzwiami – wprowadza się do archeologii na masową skalę
argumentację zaczerpniętą ze źródeł pisanych. W dotychczasowych rozważaniach
dotyczących relacji archeologia – historia kwestia ta jest zupełnie niezauważana.
Chodzi tu o posiłkowanie się przez archeologów różnorodnymi gotowymi, tzn.
wypracowanymi poza archeologią konceptami teoretycznymi: od religioznawstwa, poprzez
antropologie z różnymi przymiotnikami, socjologię historyczną, po wizje historiozoficzne,
etc. Nie znaczy to, że we wcześniejszych okresach archeologia była nieczuła na tego rodzaju
wpływy, że nie korzystano z dorobku religioznawstwa, etnologii etc., ale dokonywano to
najczęściej przez bezpośrednie zapożyczenia i odwoływanie się do konkretnych analogii.
Jednak od czasu pierwszych prób uteoretycznienia archeologii, co na większą skalę zaczęło
się od wprowadzenia do archeologii materializmu historycznego, a później (od lat 70–tych
XX w.) szerokiego się jej otwarcia na inne teorie, wpływają one w znacznym stopniu na
sposób interpretacji archeologicznej
27
. Mimo iż większość adaptowanych teorii zbudowana
budowlach w Wąchocku, [w:] Klasztor w kulturze średniowiecznej Polski, red. A. Pobóg-Lenartowicz,
M. Derwich, Opole 1995, s. 389-392; replika K. Białoskórska, Uwagi o głosie w dyskusji w sprawie
przedcysterskiego Wąchocka, [w:] tamże, s. 393-419.
26
P. Urbańczyk, Trudne początki Polski, Wrocław 2008; T. Jasiński, Początki Polski w nowym
świetle, Nauka, 2007 nr 4, s. 7–18.
27
Por. D. Clarke, Archaeology: the Loss of Innocence, Antiquity 46 (1973), s. 6-18.
13
została na materiale historycznym, to nigdy nie były one postrzegane jako środek, dzięki
któremu to właśnie źródła historyczne sterują procesem wnioskowania w archeologii.
Adaptowane przez archeologów–mediewistów teorie są zbudowane przy wsparciu
materiału faktograficznego, który został ustalony przez historyków metodami właściwymi dla
historiografii, niezależnie od tego przez jakąkolwiek to inną dyscyplinę później był
wykorzystywany. Ani religioznawstwo historyczne, ani socjologia historyczna, czy
antropologia historyczna, jak i wiele innych, nie wypracowały własnych metod
źródłoznawczych, a wskutek tego również nie potrafią samodzielnie ustalać na podstawie
źródeł faktów bazowych. W praktyce więc twórcy owych teorii łasują na tym, co wyczytają w
pracach historyków lub samodzielnie, często niemetodycznie sami ze źródeł wyczytają. W tej
sytuacji ich własne koncepty są w najlepszym razie wtórne w zakresie danych wyjściowych
wobec tego, co przeczytają, jak i całkowicie zależne od tego do jakich dzieł historyków
sięgną. Ponieważ w każdym wypadku znaczącą rolę w doborze lektur jak i doborze
faktografii stanowiącej empiryczną podbudowę tworzonych koncepcji, istotną odgrywa
również przypadek, to i niestety – przypadkowy charakter ma argumentacja zaangażowana w
uformowanie konkretnej teorii. Spotykany dość często rozdźwięk między obecnym stanem
wiedzy a danymi wykorzystywanymi przy formułowaniu danej teorii jest szczególnie
widoczny wówczas, gdy taż teoria zbudowana została przy wykorzystaniu podobnej bazy
źródłowej. Znaczną konfuzję u czytelnika muszą budzić te sytuacje, gdy do interpretacji
materiału archeologicznego wprowadza się za pośrednictwem zaaplikowanej teorii
niemetodycznie ustalone fakty bazowe, które – gdyby zostały wprowadzone wprost, jako
bezpośrednie analogie spotkałyby się z jednoznacznym odrzuceniem.
Problem ten lepiej zilustrować na przykładach.
Twórczość Mircea Eliadego należy do szczególnie cenionej w polskiej archeologii
zarówno pradziejowej jak i średniowiecznej. W kwestii rekonstrukcji sfery sakralnej autor ten
bywa, w sposób zupełnie niezrozumiały na gruncie oceny jego dorobku przez współczesne
religioznawstwo, traktowany niemal jak wyrocznia. Jego dzieła, niemal w całości dostępne w
polskim tłumaczeniu, traktowane są jak źródło współczesnej wiedzy religioznawczej niemal
w każdej kwestii, jako podstawowe monografie w kwestii wierzeń przedchrześcijańskich i
zjawisk religijnych w społeczeństwach przedpiśmiennych. Rozważania Eliadego nie są
zawieszone w pustce. Materiał bazowy dla jego koncepcji został zaczerpnięty głównie ze
źródeł pisanych, ikonograficznych w mniejszym stopniu archeologicznych, które Eliade
wykorzystywał zupełnie bezkrytycznie – trzeba to podkreślić: krytyka źródeł była Eliademu
nieznana. W takim sensie zapożyczając jego koncepcje jako pewne całości, wraz z nimi –
chcąc nie chcąc – archeolog wprowadza argumentację historyczną, ale w owej amatorskiej
interpretacji (i doborze) dokonanym przez Eliadego. Ponieważ jego metoda nie wytrzymuje
krytyki, także pod względem, czy nawet przede wszystkim, dokumentacji źródłowej,
archeolog przejmuje ją z tym właśnie obciążeniem. Niestety w polskiej archeologii nie widać
śladu znajomości krytyki teorii Eliadego, co prowadzi do formułowania hipotez często równie
urokliwych jak i same eliadowskie i niestety tak samo udokumentowane.
28
28
Por. z najnowszej literatury, gdzie też rozwinięta bibliografia, D. Dubuisson, Mythologies du
XX
e
siècle Dumézil, Lévi-Strauss, Eliade, Villeneuve d'Ascq 2008, wyd. 2 poszerzone [tł. ang.
Twentieth Century Mythologies: Dumézil, Lévi-Strauss, Eliade, London 2006]. Zastrzeżenia co do
14
Podobna sytuacja pojawia się przy wykorzystywaniu jakiejkolwiek innej teorii, która
budowana jest na materiale stricte historycznym. Gdy archeolog sięga do koncepcji rozwoju
społecznego wypracowanych przez socjologów historycznych, jako gotowej teorii mającej
nadać podstawową strukturę dla dalszych interpretacji materiału źródłowego, to wciąga do
własnej argumentacji zarazem zawarty w tych koncepcjach materiał historyczny i to od razu
w ogromnym pakiecie jaki zawarty jest w samej teorii.
Słusznie trzeba sobie zadać pytanie, czym się różni wykorzystywanie źródeł w
bezpośrednim odwołaniu do konkretnych zapisów w stosunku do przemycanych w pakiecie z
etykietką określającą przynależność do konkretnej teorii. Gdy w pierwszym przypadku
przesłanki są jasno określone, a więc łatwiej poddają się weryfikacji, to w drugim przypadku,
przesłanki historyczne, na których dana teoria została zbudowana, są przysłonięte samą teorią.
Ocenie (i ewentualnej krytyce) poddawana jest teoria w swoim ostatecznym kształcie, a nie
fundamenty źródłowe, na których została posadowiona.
29
9. Jak wielkie mogą być rozbieżności między ustaleniami historyków a archeologów
np. w kwestii periodyzacji, można pokazać na tych przykładach, kiedy dysponujemy dobrą
bazą źródeł historycznych i archeologicznych odnoszących się do tego samego czasu i
społeczeństwa. Chyba najbardziej przemawiającym przykładem jest rozbieżność w
periodyzacji dziejów Grecji na podstawie ceramiki i chronologii wypracowanej przez
historyków.
30
Późny Brąz/okres mykeński – 1600–1200
Późny helladzki IIIC
– 1200–1075
Wczesny okres Żelaza –
1075–700
Archaiczny
–
700–480
Klasyczny
-
480-323
Hellenistyczny -
323-31
naukowej wartości dzieła Eliadego nie oznaczają, iż nie wywarły one roli inspiratorów, podobnie jak
w przeszłości wielu innych autorów, jak choćby J. G. Frazer i jego „Złota gałąź”, które to dzieło do
dzisiaj jest wydawane i czytane ze względów na oczywiste walory także literackie, ale nie jest
traktowane jako wykładnia współczesnej wiedzy na tematy poruszane przez wielkiego uczonego.
29
Por. P. Urbańczyk, Władza i polityka we wczesnym średniowieczu, Wrocław 2000, s. 23n, gdzie
autor proponując, aby za punkt wyjścia przyjąć koncepcję rozwijaną przez M. Manna, The Sources of
Power, vol. 1: A History of Power from Begining to A. D. 1760, Cambridge 1986, i stwierdził: „Jest to
jedna z wielu propozycji [socjologii historycznej –DS], ale przedstawiona na tyle przekonująco i
jasno, że można ją z łatwością zastosować w badaniach historycznych i archeologicznych”. W
dalszych wywodach nie znajdziemy jednak śladu, że dokonana została analiza historyczna wywodów
M. Manna, nawet poprzez zapoznanie się z publikowanymi recenzjami, por. m. in.: M. Vaughan,
Historical Leaps and Sociological Regularities, The British Journal of Sociology, 38:3(1987), .s 421-
433; G. Lenski, rec. w: European Socjological Review, 4:1(1988), s. 90–92; J. M. Whitmeyer, Mann's
Theory of Power - A (Sympathetic) Critique, The British Journal of Sociology, 48:2(1997), s. 210-225.
Można się zgodzić, że bez głębszej analizy koncepcja M. Manna może być odbierana jako
„przekonująca i jasna”, na tej samej zasadzie jak akt oskarżenia przygotowany przez prokuratora może
być również przekonujący i jasny na początku procesu, a mimo to oskarżony – po analizie przesłanek
– wychodzi z sali sądowej wolny.
30
Za I. Morris, Archaeology as Cultural History: Words and Things in Iron Age Greece, s. 7
15
Na podstawie ceramiki:
Submykeński
– 1075–1025
Protogeometryczny -
1025-900
Wczesny geometryczny – 900-850
Środkowy geometryczny – 850-760
Póznogeometryczny - 760-700
Najnowszy przykład różnic o podobnej skali dla okresu późnego średniowiecza i
czasów nowożytnych dostarczył David Gaimster, który zauważył nie komplementarność
periodyzacji wypracowanej przez historyków, a tej uchwytnej w materiale archeologicznym.
31
Czy porównanie schematów periodyzacyjnych dla ziem polskich pokazałoby podobną
rozbieżność. Z pewnością tak. Dla okresu najwcześniejszego wypracowywana chronologia
ceramiki z racji słabości rozpoznania w ogóle tego okresu nie mogła ulegać wpływom i
sugestiom historyków, gdyż dokonana została zanim rozwinęły się dzisiaj funkcjonujące
koncepcje rozwoju społeczeństwa wczesnośredniowiecznego. Dla okresów młodszych
również periodyzacja ceramiki nie jest zbieżna z periodyzacją historyczną, chociaż tutaj
dochodzi już do zakłóceń wynikających z kierowania się podczas wypracowywania
schematów chronologicznych także danymi historycznymi.
10. Nie bez znaczenia na upowszechnienie się równoprawnego wykorzystania źródeł
archeologicznych i historycznych są osobiste doświadczenia badaczy i czytelników ich prac,
którzy na tej podstawie oceniają sensowność lub jej brak w podejmowania tego rodzaju prób.
Niejednokrotnie bardzo interesujące i przekonująco brzmiące hipotezy formułowane w
oparciu o łączenie obu kategorii źródeł szybko upadały wraz ze zmiennymi interpretacjami
archeologów bądź postępem w rozpoznaniu tychże źródeł.
32
Szybka, jak na doświadczenia
historyka, dezaktualizacja ‘wiedzy’ archeologicznej, prowadzi do zrozumiałego zniechęcenia
się do kolejnych eksperymentów i do wzrostu nieufności wobec archeologów, którzy „zbyt
szybko zmieniają zdanie”. To co dla archeologów jest zrozumiałe, bo spotykają się z tym na
co dzień, kiedy niejednokrotnie efekty prac wykopaliskowych w jednym sezonie mogą w
istotny sposób zmienić dotychczasowe poglądy, to przez historyka bywa utożsamiane z
chaosem w archeologii i brakiem faktycznych solidnych podstaw. Rodzi się więc oczekiwanie
na wypracowanie przez archeologów ostatecznego zdania w danej kwestii, co jest z punktu
widzenia nieustannie rozwijającej się od strony metodycznej archeologii zupełnie
nieosiągalne. Historyk, korzystając ze źródeł archeologicznych po prostu musi pogodzić się z
tym, że wyniki badań uzyskanych za pomocą źródeł archeologicznych mogą szybko się
31
D. R. Gaimster, The Historical Archaeology of Pottery Supply and Demand in the Lower Rhineland,
AD 1400 – 1800. An Archaeological Study of Ceramic Production, Distribution and Use in the City of
Duisburg and its Hinterland, Oxford 2006.
32
Np. hipoteza Romana Michałowskiego, Princeps fundator. Studium z dziejów kultury politycznej w
Polsce X–XIII wieku, Warszawa 1993, s. 71–87, o krakowskiej kopii topografii sakralnej Akwizgranu,
która upadła wraz z badaniami weryfikującymi wprzęgnięty w argumentację historyka materiał
archeologiczny, który okazał się znacznie młodszy niż wcześniej przypuszczano, por. omówienie u P.
Wiszewski, Domus Bolezlai. W poszukiwaniu tradycji dynastycznej Piastów (do około 1138 roku),
Wrocław 2008, s. 603nn
16
dezaktualizować. Nie znaczy to, że powinno się z tego powodu takich badań zaniechać.
Przecież i na gruncie historiografii hipotezy trwałość hipotez uzależniona jest od stanu krytyki
źródeł pisanych i zaangażowanych metod interpretacyjnych. Wprawdzie pod tym względem
dynamika rozwoju metod historiograficznych jest nieporównanie wolniejsza, to jednak co
jakiś czas dochodzi do istotnych przełomów w stanie rozpoznania, wydawałoby się
niewzruszonych pod tym względem, źródeł pisanych. Wystarczy wspomnieć o ostatecznym
datowaniu Kroniki Ademara z Chabannes na koniec 3 dekady XI a nie na połowę XII w, lub
odkryciu tekstu ostatniej, młodszej niż dotychczasowy tekst redakcji Kroniki Thietmara, czy
datowaniu pierwszego Żywota św. Wojciecha na pocz. XI wieku, a nie rok 998–9. Tylko z
powodu większej ufności ze strony archeologów w niezmienność bazy źródłowej historyków,
ci pierwsi – pozbawieni złudzeń co do możliwości takich zmian – nie wykazują postawy
wyczekującej, co najwyżej niecierpliwią się brakiem konsensusu w kwestii interpretacji
poszczególnych tekstów.
KWESTIE ŹRÓDŁOWE
Praktyka badawcza obu dyscyplin wykształca u badaczy pewne niesformalizowane
umiejętności, które nabywa się tylko przez doświadczenie na własnej pracy naukowej.
Historycy mają nawyk dokładnego odczytywania tekstu źródłowego, który polega na
trzymaniu się w interpretacji tego, co jest w tekście literalnie zapisane, a dopiero na ty mogą
bazować indywidualne interpretacje. Badacz mniej wprawny – a takim jest z pewnością
archeolog – często pomija lub nawet nie zdaje sobie sprawy, że punktem wyjścia musi być
ustalenie właściwego brzmienia tekstu źródłowego zanim przystąpi się do jego
interpretowania. Tym sposobem archeolog wyrabia sobie zdanie o treści zapisu na podstawie
jakieś już funkcjonujących interpretacji tekstu. Nierzadka jest i taka postawa, którą można
określić jako interpretowanie tekstu zgodnie z przyjętą z intuicyjnym pojmowaniem badanego
zagadnienia. Przykładem może być wielokroć błędnie rozumiane zarówno przez historyków
(w tym i przez niżej podpisanego) oraz archeologów (za tłumaczeniem Z. Jedlickiego) zdanie
z Kroniki Thietmara (VII, c. 59) dotyczące roli kultowej Ślęży, wedle którego miały być tam
odprawiane „przeklęte pogańskie obrzędy”. W rzeczywistości kronikarz pisze tylko o czci
jaką się Ślęża cieszyła wśród okolicznych mieszkańców, nic natomiast nie ma o kulcie tam
odprawianym. Podobnie, gdy Thietmar wspomina źródło Głomacz (I, c. 3), którego
zmienność poziomu wody uważano za wieszczą, a okoliczna ludność go czciła i zarazem się
bała, to – jak w niedawnym ujęciu archeologa wiedzącego lepiej jakie funkcje pełniły źródła u
Słowian – ludność miała się przy nim rzekomo gromadzić w celach kultowych.
Z
pewnością nie ułatwia archeologom korzystanie ze źródeł pisanych rozdźwięk co do
interpretacji tekstów wśród samych historyków. Przykładem może być dyskusja wokół
wiarygodności przekazu o kulcie pogańskim na Łyśćcu XVI wiecznej „Powieści rzeczy
istey”. Dowartościowanie – jak się okazuje zbyt pochopne – przekazu przez L. P. Słupeckiego
poskutkowało wzmocnieniem argumentacji tych archeologów, którzy w kamiennych
konstrukcjach na Łyśćcu widzieli pozostałości wczesnośredniowiecznego sanktuarium
kultowego, natomiast krytyka tekstu przeprowadzona przez M. Derwicha jednoznacznie
17
wykazała, iż „Powieść rzeczy istey” nie wykorzystuje wcześniejszych nieznanych źródeł
pisanych i jej wiadomości o kulcie na Łysej Górze są fantazjami autora dziełka.
33
Z drugiej strony, historycy wykorzystujący źródła archeologiczne nawet tylko jako
ilustracje, wykazują się często dość daleko idącą ignorancją, zwykle nie czytelną dla innych
historyków, natomiast rażącą dla archeologów.
Publikacje źródeł archeologicznych.
Kolejną przeszkodą w wykorzystywaniu źródeł archeologicznych przez historyków
jest forma ich publikacji.
34
Oczywiście zasady publikacji źródeł muszą w pierwszym rzędzie
odpowiadać potrzebom archeologów i najczęściej tak jest, że autorzy tych publikacji za
docelowego ich czytelnika mają archeologa. Jednakże pojawiają się często wspólne
mankamenty publikacji źródłowych, które utrudniają korzystania z nich nawet archeologom,
a jeśli im, to już z pewnością historykom. Jeśli ci pierwsi mają większe możliwości
poradzenia sobie problemami wynikającymi z niedostatków samych publikacji, to historycy –
pozbawieni większego doświadczenia w tym zakresie – są bezradni wobec niektórych praktyk
spotykanych w publikacjach źródeł archeologicznych, przez co stają się one w większej
części niedostępne, albo – co gorsza – powodują błędne zrozumienie zebranego w nich
materiału.
Historycy korzystając z danych archeologicznych najczęściej powołują się nie na
publikacje źródłowe konkretnych kluczowych stanowisk, ale na syntetyczne ich omówienia
nie dokonując niezbędnej weryfikacji tak przedstawionych ustaleń „u źródła”, czyli w
publikacji stanowiska. Tym samym przejmują poglądy autora omówienia nie podejmując
próby ich kontroli (zjawisko również spotykane w pracach ściśle archeologicznych). Można
by uznać, i tak się zresztą czyni, że sięganie przez historyków do opracowań syntetyzujących
wynika z zasady ekonomii badań naukowych, co w tym przypadku można by rozumieć w ten
sposób, że historyk obdarza zaufaniem autora/autorów opracowań syntetyzujących do których
sięgnął. Jeśli nałożymy na to jeszcze przypadkowy często dobór spośród kilku
syntetyzujących ujęć, to widać, iż opowiedzenie przez historyka za jakąś interpretacją w
oparciu o materiał archeologiczny ma charakter czysto przypadkowy. Druga możliwość to
taka, że dobór został dokonany na zasadzie zgodności z preferowaną hipotezą. Trzecia to
taka, że pierwsze lepsze opracowanie archeologiczne, z którym na dany temat trafił historyk,
decyduje o poniechaniu lub kontynuowaniu dalszych poszukiwań. Jeśli przypadkowo wpierw
trafi się historykowi analiza archeologiczna zgodna z jego ustaleniami, to najczęściej
poprzestaje w swoich poszukiwaniach, gdyż to na co trafił traktuje jako głos
33
L. P. Słupecki: "Powieść rzeczy istey" jako źródło do dziejów pogaństwa na Łyścu, [w:] Kultura
średniowieczna i staropolska, Warszawa 1991, s. 377-386, M. Derwich, Wiarygodność przekazów
pisemnych na temat kultu pogańskiego na Łyścu. Archeolog a źródła pisane, [w:] Słowiańszczyzna w
Europie średniowiecznej, red. Z. Kurnatowska, t. 1, Wrocław 1996, s. 97–104. Badacz łysogórskich
wałów Jerzy Gąssowski przyznał publicznie podczas konferencji w łysogórskim opactwie, że nie ma
pisemnego świadectwa potwierdzającego odprawianie na Łyśćcu kultu pogańskiego we wczesnym
średniowieczu.
34
Kwestia formy publikacji wyników badań archeologicznych. P. M. Barford, Writing the
Past: Approaches to the Publication of Excavations, [w:] Theory and Practice of Archaeological
Research, vol. 3, Warszawa 1998, s.505-541.
18
archeologów/archeologii w danej sprawie. Natomiast, gdy pierwsza napotkana praca jest
niezgodna z ustaleniami historyka, traktuje to często jako przykre potwierdzenie niezgodności
jego hipotez z głosem archeologa/archeologii. Oba przypadki są równie szkodliwe, gdyż
pierwszy bezpodstawnie budzi pewność co do słuszności pewnych hipotez historyków, drugi
zbyt pochopnie prowadzi do zaniechania dalszych poszukiwań. Wszystko to jest oczywiście –
jak to z przypadkami w nauce bywa – pochodną niezbędnej erudycji, która pozwala ogarnąć
literaturę związaną z danym szczegółowym zagadnieniem.
Niektóre cechy źródłowych publikacji archeologicznych, które utrudniają korzystanie
z nich przez historyków są także uciążliwe dla archeologów. Przypomnę, że jedną z
podstawowych zasad jakiejkolwiek publikacji źródłowej jest danie czytelnikowi możliwości
weryfikacji ustaleń dokonanych przez jej autora w najważniejszych momentach. Tytułem
przykładu. Można niekiedy się spotkać z datowaniem czy to obiektu, warstwy czy pewnego
zespołu typologicznego bez jasnego wyłożenia przesłanek, na których autor się opiera.
Wniosek końcowy pojawia się ex nihilo. Pozostaje albo wierzyć, albo mieć wątpliwości,
których zweryfikować na podstawie takiej publikacji nie sposób. W sytuacjach, kiedy
przesłanki są wyłożone można potwierdzić na ich podstawie wnioski autora bądź skorygować
datowanie na mniej, czasem bardziej precyzyjne. W każdym razie nasuwające się wątpliwości
można ewentualnie rozwiać lub je wzmocnić do tego stopnia, że czytelnik skuszony zostanie
do sięgnięcia po materiały archiwalne.
Publikacje źródeł historycznych
Pod tym względem zasady publikacji źródeł historycznych są bardziej jednolite, co nie
znaczy, że nie stawiają dodatkowych barier w ich przyswojeniu. Główną przeszkodą jest
oczywiście język źródeł. Znajomość chociażby podstaw łaciny jest po prostu niezbędna dla
samodzielnej oceny konkretnego przekazu, nawet wówczas, kiedy dysponujemy nawet
bardzo dobrymi tłumaczeniami na język nowożytny. Archeolodzy sięgający do źródeł
pisanych nie zdają sobie najczęściej sprawy, że każde tłumaczenie jest już interpretacją.
Dlatego wspomaganie się okazjonalnymi tłumaczeniami tekstów nie wydanych metodą
naukową zwykle prowadzi do mniej lub bardziej istotnych przekłamań wynikających z
różnych kompetencji zaangażowanych tłumaczy.
Dostrzegł ten problem (w kontekście testimoniów o etnogenezie Słowian) G. Labuda,
który wręcz uważał (i starał się z tej powinności wywiązać), że:
„na historyków spada obowiązek takiego opracowania świadectw pisanych, aby
przedstawiciele innych dyscyplin badawczych miel przed sobą pełny wachlarz informacji
zawartych w ich przekazach. Już tak się utarło w praktyce badawczej, że każdy historyk dąży
drogą krytyki, dyskusji i eliminacji poglądów jego zdaniem nie uzasadnionych do
ukonstytuowania swojej własnej wykładni. Taki sposób postępowania jest wskazany i
słuszny, gdzie podstawa źródłowa pozwala na przybliżone lub jednoznaczne w swej
wymowie przybliżenia, krótko mówiąc, wszędzie tam, gdzie historycy są między sobą. Ta
metoda nie jest wskazana i wręcz hamuje postęp wnioskowania, gdzie mamy do czynienia z
wypowiedziami lub terminami źródłowymi jednoimiennymi (hapax legomenon) i gdzie
bardzo często otwiera się prawdziwy krąg interpretacyjnych możliwości. Kompetentny
badacz ma obowiązek opowiedzieć się w końcu za jedną interpretacją, jego zdaniem
najbardziej prawdopodobną, ale równocześnie winien ukazać rozmaite dalsze możliwości
19
według jakiegoś przybliżonego stopnia ważności. Tylko taki tok zachęci badacza postronnego
lub mniej obeznanego z całym zapleczem dyskusyjnym do wyboru i umocnienia przy pomocy
własnego zasobu argumentów jednej z kilku możliwości interpretacyjnych”.
35
Wbrew intencjom przyświecającym poznańskiemu mediewiście postulowana
konieczność opowiedzenia się w końcu za jedną z wersji interpretacyjnych przyniesie
odwrotny skutek od zamierzonego. Archeolog, niekoniecznie świadom zawiłości
interpretacyjnych prowadzących do jedynej słusznej interpretacji tekstu pisanego, zostaje w
swoich własnych badaniach uwiązany właśnie przez tę preferowaną interpretację. Gdy w
takiej sytuacji historyk ma tę umiejętność (która daje powód do śmiałości) uzasadnionego
przeciwstawienia się dominującym interpretacjom, to archeolog pozostaje tu całkowicie
skrępowany narzuconą wersją uznaną przez wydawcę tekstu za najbardziej prawdopodobną.
Ze względów oczywistych rozstrzygnięcia powzięte przez edytora tekstu są traktowane jak
niewzruszone fundamenty – również przez wielu historyków – a wystarczy się przyjrzeć
pierwszemu zdaniu z Kroniki Galla Anonima w wydaniu Maleczyńskiego i porównać je z
odmianami tekstu w zachowanych rękopisach, żeby zauważyć, że proponowana wersja nie
ma podstawy w żadnym z rękopisów.
36
Materiał źródłowy dla wczesnego średniowiecza jest tylko częściowo opublikowany:
niemal w całości jeśli chodzi o źródła pisane do najdawniejszych dziejów (do końca XII w.) i
tylko fragmentarycznie w przypadku źródeł archeologicznych. Od XIII w. wzrasta udział
materiałów archiwalnych oraz tych pozyskanych archeologicznie, które zdeponowane są w
różnych instytucjach wraz z dokumentacją, i których publikacja staje się coraz bardziej
nieprawdopodobna wraz z upływem lat
37
. Tu tworzą się bariery praktycznie do przekroczenia
dla reprezentantów obu dyscyplin, gdyż wykorzystanie tego materiału źródłowego wymaga
szczególnych umiejętności. Archeolog bez przygotowania może w ograniczonym zakresie
wykorzystać materiały archiwalne z okresu średniowiecza, historyk nie znający od podstaw
nie tyle metodyki badań archeologicznych, ale i praktyki pogubi się w dokumentacji polowej i
w nie opracowanym materiale zabytkowym, nawet jeśli będzie to dotyczyło zabytków
wydzielonych.
ŹRÓDŁA PISANE W WARSZTACIE ARCHEOLOGA
Ciekawym przypadkiem ilustrującym niebezpieczeństwa wynikające z
wykorzystywania źródeł pisanych w interpretacji archeologicznej mogą być badania nad
rzekomym ośrodkiem kultowym na Ślęży. Punktem wyjścia dla poszukiwań jest dobrze znane
świadectwo Thietmara: et hic ob qualitatem suam et quantitatem, cum execranda gentilitas
ibi veneraretur, ab incolis omnibus nimis honorabatur, co w tłumaczeniu M. Z. Jedlicki
oddał: „Owa góra wielkiej doznawała czci u wszystkich mieszkańców z powodu swego
ogromu oraz przeznaczenia, jako że odprawiano na niej przeklęte pogańskie obrzędy
38
”. Tok
35
G. Labuda, Fragmenty dziejów Słowiańszczyzny zachodniej, t. 3, Poznań 1970, s. 31.
36
Na fakt ten zwrócił mi uwagę Edward Skibiński.
37
Pewnym chlubnym wyjątkiem jest podjęcie przez Fundację Nauki Polskiej wysiłku opublikowania
materiałów z ważniejszych wykopalisk „milenijnych“.
38
Thietmar, Kronika, VII, c. 59, MGH SRG IX, ed. R. Holtzmann, Berlin 1935, s. 472.
20
rozumowania wyglądał następująco: skoro odprawiano obrzędy, to musiały one pozostawić
jakiś materialny ślad. Lata badań jednak nie przyniosły w tym zakresie żadnych sukcesów,
chociaż ślężańskie szczyty i zbocza w różnych epokach były wykorzystywane przez ludzi, to
jednak zachowanym szczątkom łatwo można było przypisać inne funkcje niż kultowe.
Jedynie wały na szczycie, których datowanie i funkcje – raczej nie obronne – są sporne w
nauce dawały powody wielu badaczom do uznania ich za resztki jakiegoś ośrodka kultu.
Informacje Thietmara połączono ze źródłami archeologicznymi odwołując się do
następujących przesłanek:
1) nie ma pozytywnych dowodów na to, że wały ślężańskie powstały w we wczesnym
średniowieczu, ale też nie ma dowodów mogących zaprzeczyć datowaniu ich na ten
okres,
2) znane są inne ośrodki kultu pogańskiego na szczytach gór w Polsce,
3) Thietmar dowodnie mówi o kulcie na Ślęży w X w.,
z których ma wynikać, że owe wały faktycznie można utożsamić za wspomniane przez
Thietmara miejscem kultu na Ślęzy. Celnie ten sposób wnioskowania oddaje L. P. Słupecki:
„Skoro więc stwierdzamy (...) że nic nie zmusza nas przy obecnym stanie badań do cofania
początków ośrodka kultowego na Ślęży przed okres wcześniejszego średniowiecza,
spróbujemy uznać wały na szczytach masywu (...) za należące do sanktuarium
zaświadczonego przez Thietmara i wykonane przez Słowian”
39
.
Problemem
są jednak same przesłanki zarówno historyczne jak i archeologiczne. O ile
wymowa pierwszej z nich jest słaba, to faktycznie przy braku możliwości wyłącznie
datowania wałów na wczesne średniowiecze można się z taką ewentualnością liczyć. Druga,
wspiera się na rzekomych innych świątyniach górskich, które za takie zostały uznane m. in.
poprzez traktowaną jako mocny argument analogię ze Ślężą. Nie wspomnę już o braku jakiś
rzeczywistych podstaw do uznania, iż były one kiedykolwiek miejscami kultu pogańskiego
tym bardziej, że coraz więcej przesłanek wskazuje na to, że trzeba te obiekty zdecydowanie
odmłodzić na XII a nawet XIII w.
40
Trzecia, wydawałoby się w tym zestawie najmocniejsza
jest również nietrafna. Byłbym niesprawiedliwy, gdybym tylko archeologom zarzucał
opieranie się wyłącznie na tłumaczeniach tekstów źródłowych, gdyż jeśli chodzi o Kronikę
Thietmara to w polskiej historiografii funkcjonuje ona głównie – zarówno jeśli chodzi o tekst
łaciński w przedruku za wydaniem krytycznym dołączonym do polskiego tłumaczenia, jak i
zamieszczone tłumaczenie jako tekst normatywny – błędnie utożsamiany z wydaniem
krytycznym, tyle że wzbogaconym o translację.
Niedawno G. Labuda przypomniał niebezpieczeństwa wynikającego ze zbyt wielkiego
obdarzenia zaufaniem tego tłumaczenia, które jak każde inne jest zawsze tylko autorską
interpretacją.
41
W przypadku Ślęży M. Z. Jedlicki oddał łacińskie qualitas jako przeznaczenie,
sugerując tym samym, że Ślęza była przeznaczona do odprawiania pogańskich obrzędów. Jak
słusznie Stanisław Rosik zauważył należy rozważyć o czym jest mowa w tym fragmencie.
39
L. P. Słupecki, Ślęża, Radunia, Wieżyca. Miejsca kultu pogańskiego Slowian w średniowieczu, KH,
99:2(1993), s. 12.
40
Por. D. A. Sikorski, @
41
Por. uwagi G. Labudy o wpływie tłumaczenia Jedlickiego na interpretacje sugerujące się jego
propozycjami bez odniesienia do tekstu źródła, rec. Kronika Thietmara, Studia Źródłoznawcze,
41(2003), s. 139-142.
21
Czy chodziło mu o cześć oddawaną górze, czy też jest mowa o jej czci jako miejsca
kultowego
42
. Wątpliwości wobec interpretacji tego miejsca jako potwierdzenia kultu
sprawowanego na Ślęży można poszerzyć stawiając pytanie o dane dostępne Thietmarowi,
które posłużyły mu do skonstruowania jego opinii o Ślęży. W to, że cieszyła się sławą wśród
mieszkańców Śląska wątpić nie można, gdyż dominuje jako jedyna góra nad rozległą okolicą.
Na jakiej jednak podstawie Thietmar mówi o jakiś obrzędach pogańskich: na podstawie
konkretnej wiedzy czy też wiedząc, iż co jakiś czas okoliczni mieszkańcy się zbierają na
Ślęży (niekoniecznie w celach kultowych) sam wywnioskował, jaki mógł być cel tych
spotkań? Pamiętajmy, że Thietmar, jak każde źródło narracyjne, nie przekazuje po prostu
faktów jako danych obserwacyjnych, ale interpretację autora na podstawie dostępnych mu
faktów czy cudzych interpretacji, które nam nie są bezpośrednio dostępne.
WSPÓŁPRACA – TAK, ALE JAK?
Na
wielokroć zadawane pytanie: współpraca, ale jaka, próbowania różnie odpowiadać.
Jednakże najczęściej odpowiedzi były na tyle ogólne i do ogólników się odwołujące, że poza
takimi czy innymi deklaracjami nie dawały w rzeczywistości żadnych konkretnych
rozwiązań.
Śmiem twierdzić, że u podstaw jakiejkolwiek programu nakreślającego jakąkolwiek
współpracę archeologii średniowiecznej z mediewistami (a szerzej archeologów z
historykami) jest głęboko zakorzenione w świadomości badaczy obu dyscyplin i chyba
niekwestionowane przekonanie, że obojętnie jakimi źródłami się posługujemy, to w
zamierzeniu jedni i drudzy dążą do poznania tej samej chociaż minionej rzeczywistości
historycznej. Wychodząc z tego fundamentalnego założenia większość badaczy uznaje, że
jego konsekwencją jest prosty wniosek: wymowa źródeł archeologicznych i pisanych w
przypadku, gdy odnoszą się do tych samych spraw muszą być zgodne. W przypadku, gdy
pojawiają się znaczące różnice w ujęciach obu dyscyplin, odbierane są one jako symptom
popełnienia błędu przez któregoś z badaczy lub ‘wyższości’ jednej z formułowanych na
gruncie obu dyscyplin hipotez. Skutkiem tego zgodność poglądów traktowana jako
weryfikacja trafności hipotezy. Ponieważ dla wielu problemów pierwsze ujęcia, wielokroć
zupełnie niedoskonałe z punktu widzenia obecnej wiedzy, wychodziły spod piór historyków,
to one chcąc nie chcąc stawały się punktem odniesienia dla archeologii średniowiecznej.
Tylko w tych przypadkach, kiedy sami historycy kwestionowali ustalenia poprzedników lub
rozbieżność stanowisk w historiografii jest dość znaczna, ewentualne różnice były
przesądzane na korzyść interpretacji archeologicznych. Można się pokusić stwierdzenie, że
dążenie do zgodności interpretacji jest podstawowym paradygmatem dla współczesnej
archeologii średniowiecza i historiografii. Czy słusznym?
Źródła pisane jak i archeologiczne, nawet jeśli odnoszą się do tej samej społeczności i
są jej bezpośrednim produktem, to mogą odnosić się do jej różnych aspektów. Nawet
wówczas, gdy bezpośrednim powodem ich powstania są te same okoliczności historyczne.
43
42
S. Rosik, Interpretacja, s. 144n.
43
Np. zniszczenie grodu datowane metodami archeologicznymi na drugą ćwierć XI wieku nie musiało
się dokonać wskutek bezpośredniego działania Brzetysława, ale jako efekt spowodowanego przez
niego rozluźnienia struktur władzy, co mogło doprowadzić do walk między możnymi o władzę na
22
Każda rekonstrukcja przeszłości oparta o jedną kategorię źródeł jest siłą rzeczy
cząstkowa. Nie można tu ustalić jakiś zasad procentowego udziału w poznaniu przeszłości.
Kwestia ta nie wynika z fundamentalnej różnicy między źródłami archeologicznymi i
pisanymi, ale jest też problemem w badaniach stricte historycznych. W zależności od
charakteru źródeł pisanych (kroniki, roczniki, hagiografia) nawet to samo zagadnienie jest w
tych różnych gatunkowo źródłach różnie uchwycone.
44
Nie
siląc się próbę całościowego ujęcia tej sprawy zwrócę uwagę tylko na dwa
rozwiązania.
1.
Jedną z propozycji jest ścisła kooperacja historyka i archeologa w pracy nad tym
samym problemem. Sądzę, że zwolennicy tej propozycji nie oczekują, aby archeolog przez
ramię zaglądał historykowi na biurko i śledził jego analizy źródłowe, jak i żeby historyk
dreptał krok w krok za archeologiem począwszy od badań terenowych po analizy gabinetowe.
Najczęściej na myśli ma się współpracę nie na etapie analitycznym, ale syntetycznym, kiedy
dochodzi do formułowania wniosków ogólnych. Ten postulat może być zrealizowany albo w
ten sposób, że historyk bądź archeolog korzysta z publikacji przedstawiciela partnerskiej
dyscypliny, albo dochodzi do napisania wspólnego tekstu.
Przykładów współpracy realizowanej w ten ostatni sposób mamy bardzo niewiele –
jak w ogóle bardzo niewiele pojawia się tekstów historycznych i archeologicznych
powstałych zbiorowym wysiłkiem (pomijając publikacje stanowisk archeologicznych). Fakt
ten wynika z pewnością z trudności uzgodnienia stanowisk między współautorami. Nikt nie
wymaga, aby np. historycy zajmujący się tym samym zagadnieniem wspólnie przystąpili do
pracy po to, by wypracować jednolite stanowisko, zmniejszając zarazem liczbę
funkcjonujących hipotez, gdyż jest to pop prostu niemożliwe. Różnorodność poglądów
ukształtowanych wedle obowiązującej metody jest w nauce wartością samą w sobie.
Kontynuując ten wątek, można stwierdzić, że tak rozumiana współpraca historyków
prowadziłaby co najwyżej do wypracowania poglądu w oparciu o wąski margines spraw, co
do których istniałby konsensus autorów, bo przecież trudno sobie wyobrazić, aby któryś
zgodził się na podpisanie się pod tekstem , który zawierałby nawet w niewielkiej części
poglądy nie uznawane przez któregokolwiek z autorów. Ponieważ rzadko dochodzi do daleko
idącej zbieżności poglądów na tę samą sprawę, a trudno oczekiwać, aby w momencie
wspólnego pisania istniejące rozbieżności uległy uzgodnieniu, więc nic dziwnego, że ta forma
współpracy jest nie często praktykowana, a jeśli już to zazwyczaj z dość wyraźnym
podziałem zadań.
45
Jeżeli za punkt odniesienia przyjmiemy przykład współpracy w ramach jednej
dyscypliny i potraktujemy powyższe uwagi za wystarczające powody unikania realizowania
w ten sposób współpracy, to nieco inaczej pozwoli nam to spojrzeć na sensowność
podejmowania tego rodzaju wspólnych działań przez archeologa i historyka, gdyż taki
wspólny tekst będący efektem owej kooperacji będzie zawierał z natury rzeczy wszystkie
danym terenie, a te zaś mogły stać się bezpośrednią przyczyną obserwowanych archeologicznie
zniszczeń.
44
Np. w obu Żywotach św. Wojciecha nie znajdziemy wzmianki o założeniu arcybiskupstwa na jego
grobie, co przekazał Thietamra. Natomiast tenże nic nie wie więcej o św. Wojciechu ponad to, co
wyczytał w jednym z jego żywotów, chociaż obaj wywodzili się tego samego środowiska.
45
Pomijam tu teksty, które mimo formalnej całości, są faktycznie zbitką samodzielnych całości.
23
tylko te treści, co do których istnieje zgoda lub zaistniała zgoda między piszącymi
wypracowana w trakcie wspólnego pisania.
Przykładem może być artykuł podejmujący problem chrystianizacji Słowian
zachodnich autorstwa archeologa Przemysława Urbańczyka i historyka Stanisława Rosika.
46
Tekst ich autorstwa przynosi wprawdzie autorskie spojrzenie na poruszane zagadnienie, ale w
moim przekonaniu, nie reprezentuje tej nowej jakości jaka miałby być rezultatem
‘współpracy’ archeologa z historykiem – ową dodaną wartością wynikającą z różnych profesji
autorów. Równie dobrze tekst o podobnym charakterze (co nie znaczy, że podobny) mógłby
zostać napisany przez jednego historyka lub jednego archeologa, jak i dwóch historyków lub
dwóch archeologów. W ostatnich dwóch konfiguracjach dochodziłoby do podobnego
ucierania się poglądów niezależnie od zawodowej specjalizacji autorów.
2. Mało dostrzeganym a już zupełnie niedocenianym elementem badań
interdyscyplinarnych w ogóle, a w interesującym nas przypadku w szczególności, jest
wzajemne recenzowanie publikacji przez archeologów i historyków. Właśnie na tym etapie
działalności naukowej może dochodzić do faktycznej konfrontacji stanowisk, wykładania
swoich racji i uwypuklania błędów jak i faktycznych osiągnięć drugiej dyscypliny w
rozwiązanie konkretnego problemu badawczego. Tu jest moment na nie tylko ucierania się
poglądów, ale krytykę przedsięwzięć drugiej strony z jasnym wyłożeniem jej uzasadnienia.
To jest też ten moment, w którym obie strony na konkretnym przykładzie mogą uczyć się od
siebie. Niestety w praktyce, jeśli już w ogóle prace historyków są recenzowane przez
archeologów i na odwrót, to najczęściej przedmiotem krytyki poddana jest ta część pracy,
która zbieżna jest z profesją recenzenta bez wnikania w argumentację wywodzącą się z
drugiej dyscypliny. Ma to swoje zalety, ale również wady. Do tych pierwszych zaliczyć
należy kompetencje autora recenzji, co powinno być gwarantem zasadności zarówno dla
uznania jak i ewentualnej krytyki. Krytyczne omówienie np. archeologicznej strony danej
publikacji pozwala historykowi możliwość zapoznania się ze zdaniem innego archeologa –
autora recenzji. Do tych drugich zaliczyć trzeba to, że tym sposobem dzieło łączące różne
dyscypliny zostaje rozłupane na dwie części: archeologiczną i historyczną. Jeżeli taka
publikacja faktycznie wnosiłoby nowe, twórcze elementy wynikające z łączenia obu
zestawów źródeł, to w oczach rozdzielnej krytyki, może to zostać zupełnie niedostrzeżone.
Jednak najgorsze, co spotyka polskie współczesne badania nad wczesnym
średniowieczem, to generalnie brak takiej interdyscyplinarnej krytyki. Nie znaczy, że nie ma
jej wcale, ale liczba prac poddanych takiej ocenie jest znikoma w stosunku nawet nie do
wielkości produkcji naukowej w tym zakresie w ogóle, ale nawet do liczby prac
zasługujących na szczególną uwagę ze względu na podejmowaną problematykę jak i jej
ujęcie.
47
46
S. Rosik, P. Urbańczyk, The Kingdom of Poland, with an Appendix on Polabia and Pomerania
between Paganism and Christianity, [w:] Christianization and the Rise of Christian Monarchy.
Scandinavia, Central Europe and Rus' c. 900–1200, ed. N. Berend, Oxford 2007, s. @
47
Praca, S. Moździocha, Organizacja gospodarcza państwa wczesnopiastowskiego na Śląsku. Studium
archeologiczne, Wrocław 1990), która powinna budzić szczególne zainteresowanie historyków
spotkała się tylko z rec. Z. Kurnatowskiej, KHKM, 40:2(1992), s. 211-214. Druga książka tegoż
badacza, Castrum munitissimum Bytom. Lokalny ośrodek władzy w państwie wczesnopiastowskim,
Warszawa 2002, nie tylko nie została dostrzeżona w recenzjach, ale znalazła słaby odbiór wśród
24
Osobnym zagadnieniem jest słaba recepcja krytyki naukowej, która jest w pewnym
sensie pochodną ogólnie niewielkiego znaczenia tej części działalności w dorobku
naukowym. Przejawia się to m. in. w ten sposób, że w bibliografiach przewijają się – a często
faktycznie są wykorzystywane – prace, które spotkały się ze słuszną krytyką np. ze strony
historyka, bez znajomości tejże krytyki w środowisku archeologicznym (i na odwrót) lub, co
gorsza, ze świadomym jej ignorowaniem.
KSZTAŁCENIE ARCHEOLOGÓW–MEDIEWISTÓW
W dużym za utrwalenie rozdziału archeologii i historii odpowiedzialny jest obecny
system akademicki, który sprzyja jego utrzymaniu od początków edukacji. Wprawdzie w
ostatnich latach pojawiły się pierwsze jaskółki zapowiadające zbliżające się w sposób
nieuchronny zmiany, jak choćby pojawienie się w programach studiów archeologicznych
specjalizacji mediewistycznych, czy w ramach akademickiej historii kierunku
specjalistycznego –mediewistyka, jednak są to nadal tylko protezy. Z racji konieczności
uzyskania przez adepta archeologii specjalizującego się w archeologii średniowiecza
kompetencji we wszystkich okresach prehistorycznych – w końcu magisterium z archeologii
uprawnia do prowadzenia badań bez zawężania do konkretnego okresu – sporo czasu i
wysiłku trzeba poświęcić na te dziedziny, które z archeologią średniowiecza nie mają wiele
wspólnego. Pozostały do dyspozycji czas, który można przeznaczyć w kursie akademickim na
zapoznanie z warsztatem historycznym, też nie zawsze zostaje właściwie wykorzystany.
48
Idealnym stanem byłaby rzeczywiście wąska specjalizacja, która – dając pojęcie o okresach
pradziejowych – przede wszystkim pozwalała na wykształcenie się umiejętności i technik
warsztatowych potrzebnych w badaniach nad średniowieczem. Zakres edukacji dla
pradziejów ograniczony w stosunku do obecnej siatki godzin pozwalałby jednak na zdobycie
umiejętności pozwalających na prowadzenie badań terenowych. Natomiast edukacja w
ramach specjalizacji mediewistycznej dawałaby lepszą ofertę jeśli chodzi o zajęcia kształcące
umiejętności potrzebne archeologom–mediewistom. Tu konieczne byłoby włączenie
elementów warsztatu badawczego historii sztuki (ale nie rozumianej jako systematyczny
wykład historii sztuki średniowiecznej) oraz językoznawstwa. Program konkretnych zajęć
powinien być pomyślany jako wprowadzenie do warsztatu badawczego z wykorzystaniem
specyfiki warsztatowej obu dyscyplin.
Dopiero tak przygotowany adept archeologii średniowiecznej będzie mógł faktycznie
integrować techniki badawcze wszystkich dyscyplin zajmujących się różnymi kategoriami
źródeł, a przynajmniej będzie w stanie krytycznie ocenić rezultaty badań reprezentantów
poszczególnych dziedzin.
historyków, nie licząc mechanicznego niekiedy włączania do bibliografii, i to nie racji niezgodności,
ale chyba nieznajomości.
48
Pozostając na gruncie doświadczeń specjalizacji średniowiecznej w poznański Instytucie Prahistorii,
mam wątpliwości, czy np. systematyczny wykład historii Polski w średniowieczu jest konieczny,
gdyż siłą rzeczy nie da on więcej niż to, co równie dobrze student może samodzielnie uzyskać po
lekturze podręcznika – chyba, że egzamin traktuje się jako przymuszenie do uważniejszej lektury.
Natomiast w programie studiów zajęcia o charakterze warsztatowym są reprezentowane w
niedostatecznym wymiarze (źródłoznawstwo), a niektórych po prostu brak.
25
ZAKOŃCZENIE
Sądzę, że rozwiązanie problemów wyrastających na styku historii i archeologii jest
tylko jedno: badacze muszą przestać być ‘na styku” i panować nad warsztatami obu (czy
więcej) dyscyplin. Oczywiście pojawia się pytanie, czy taki postulat jest możliwy do
realizacji, gdyż oznacza to nie tylko konieczność opanowania metod badawczych, ale również
niezbędnej dla problemów podejmowanych przy użyciu obu metod erudycji, która w takiej
sytuacji podwaja wymagania wobec badacza chcącego łączyć kompetencję historyka i
archeologa.
49
Opanowanie warsztatów badawczych nie musi oznaczać nabycie umiejętności
samodzielnej krytyki źródeł we wszystkich jej aspektach. Tzn. nie należy od historyka
wymagać, aby potrafił datować poszczególne zabytki archeologiczne. Zresztą z podobną
ograniczoną kompetencją badawczą historycy spotykają się na co dzień – czy wszyscy
mediewiści potrafią każdy potrzebny do ich badań tekst odczytać z rękopisu? Już u zarania
historiografii naukowej dokonano pewnego podziału na specjalizacje, gdyż dla rozwiązania
wielu kwestii potrzebne są specyficzne umiejętności, które nie są dostępne dla każdego
badacza. Taka jest m. in. geneza tzw. nauk pomocniczych historii. Jednak od historyka o
ograniczonych kompetencjach np. w sprawach paleografii łacińskiej oczekuje się wiedzy na
czym polegają właściwości każdego rodzaju źródeł i ich badawczej specyfiki. Dlatego
postulowane opanowanie warsztatu badawczego obu dyscyplin powinno polegać na
gruntownej wiedzy o metodach stosowanych zarówno odnośnie źródeł archeologicznych jak i
pisanych w równym stopniu, z tym, że nie wszystkie one są opanowane w sposób czynny.
50
49
Por. A. Andrén, Between Artefacts and Texts. Historical, s. 180n.
50
Szerzej o tej koncepcji badań interdyscyplinarnych, por. D. A. Sikorski, O badaniach
interdyscyplinarnych w badaniach nad wczesnym średniowieczem – uwagi krytyczne, [w:] Mundus
homini – cywilizacja, kultura, natura, red. S. Rosik, P. Wiszewski, Wrocław 2006, s. 387-400.