Klient, wujek, sponsor, czyli studenci w
seksbiznesie
Katarzyna Surmiak-Domańska 2012-02-25, ostatnia aktualizacja 2012-02-24 10:01:17.0
- Prostytucja daje młodym zagubionym dziewczętom poczucie własnej wartości. Mogą się mężczyzną bawić -
rozmowa z prof. Jackiem Kurzępą, socjologiem, autorem książki "Młodzi, piękni i niedrodzy. Młodość w
objęciach seksbiznesu"
Katarzyna Surmiak-Domańska: Czym różni się sponsoring od prostytucji?
Prof. Jacek Kurzępa: Respondenci sondażu, który przeprowadziliśmy na grupie 760 studentów z siedmiu polskich miast,
wskazali trzy podstawowe różnice. W przypadku prostytucji musi dojść do aktu seksualnego. Przy sponsoringu seks jest
tylko jedną z opcji. Dziewczyna może być wynajmowana jako powiernica, sponsor spotyka się z nią, żeby się wyżalić,
zwierzyć. Może z nią pojechać na wycieczkę albo, to bardzo częste, po prostu pokazać się na prestiżowej imprezie.
Druga różnica dotyczy formy gratyfikacji. Większość jest zgodna, że prostytutce płaci się pieniędzmi. Przy sponsoringu
zapłatą może być: napisanie pracy magisterskiej, pokrywanie rachunków za czynsz, kosmetyczkę, wreszcie ułatwienie
w taki czy inny sposób kariery.
Sponsoring jako pojęcie pojemniejsze, a zarazem bardziej dyplomatyczne...
- Dzięki niemu proceder staje się czymś bardziej miękkim, przyswajalnym i akceptowalnym.
Ciekawe są też opinie na temat autopercepcji osób świadczących te usługi. Ankietowani uznali, że tylko 30 procent
prostytutek ukrywa to, co robi. W przypadku osób sponsorowanych liczba kamuflujących się sięgać ma 95 procent.
Czyli zależy im, żeby nie wypaść z oficjalnego życia. A prostytutka to ktoś zdegradowany, komu już wszystko
jedno.
- Powstaje sugestia jakoby w przypadku sponsoringu nie został jeszcze przekroczony pewien Rubikon.
Kiedy pojawiło się słowo "sponsoring"?
- W 2004 roku pierwszy raz usłyszałem jak prostytutka używa rozróżnienia: klient i sponsor. Wcześniej mówiły "klient" i
"wujek".
Ale wracając do badań. Warto wspomnieć, że o ile prostytucja (łącznie z homoseksualną) czy sponsoring dziewcząt są
zjawiskami dość powszechnie akceptowanymi, prostytucja męska nie jest akceptowana przez studentów w ogóle.
W ogóle?
- Na 760 respondentów ani jednego głosu akceptującego. Potwierdza się niestety szowinistyczny stereotyp, że to
kobieta jest tym, kto powinien być w seksie uległy.
Widział pan już film "Sponsoring"?
- Nie. Ale w czasie, gdy pani Szumowska kręciła w Paryżu swój film, ja odbywałem tam staż w stowarzyszeniu L'Amicale
du Nid, które pomaga prostytutkom. Miało to związek z moją drugą pracą, poza akademicką, we wrocławskiej Misji
Dworcowej przy Zgromadzeniu Sióstr Maryi Niepokalanej.
Czym różni się polskie środowisko prostytucji od francuskiego?
- To dwa kosmosy. Przede wszystkim polskie postrzeganie prostytucji jest osadzone w przeświadczeniu, że jest to zło.
Nie da się wyłączyć zjawiska uprawiania seksu z dywagacji nad wymiarem moralnym. We Francji nie mają z tym
problemu.
Tam działa nawet związek zawodowy prostytutek.
U nas to nie do pomyślenia. Problemem jest sam język. Kiedy ja mówię o wyprowadzaniu ludzi z prostytucji, moi
francuscy koledzy dziwią się: "Co ty ich będziesz wyprowadzać, skoro oni chcą tam być?".
To jak oni nazywają swoją działalność?
- Redukowanie szkodliwych aspektów procederu. Z akcentem na to, że chodzi zarówno o oferentów, jak i o klientów.
Ustalenia wzajemnych reguł i pilnowania, by były przestrzegane.
Ja natomiast występuję z perspektywy osoby z wyraźnym rodowodem chrześcijańskim. Identyfikuje się z duchem
zgromadzenia, które powstało 120 lat temu we Wrocławiu właśnie po to, żeby pomagać kobietom upadłym. Szczególnie
gorliwie odnoszę się do pracy z ludźmi młodymi, bo ich jeszcze można przestrzec.
Wyobrażam sobie, jaką wesołość musi pan wzbudzać we Francji, kiedy używa pan określenia "kobieta upadła".
- Jest to pojęcie oczywiście staromodne, a dla współczesnych Francuzów zupełnie nieobecne. Ja jednak się w nim
lubuję, bo osadzone jest mocno w charyzmacie zgromadzenia, przy którym powstała nasza Misja. Nie oznacza to
oczywiście, że gdy rozmawiam z prostytutka, kładę się krzyżem, rozdzieram szaty czy epatuję emblematami wiary.
Jak się rozmawia z prostytutką polską, a jak z francuską?
- Kontakt z Francuzką jest dużo prostszy. Pokazuję legitymację, że jestem z "L'Amicale du Nid" i od razu jest
profesjonalna reakcja" "A okej, to wy nam pomagacie. Moje problemy są takie i takie". Nie ma zażenowania, udawania,
krygowania się, blokady.
W Polsce proces docierania do prostytutki, zwłaszcza studentki, nawiązania otwartej rozmowy jest dużo wolniejszy.
Zwykle ja albo ktoś z moich studentów - współpracowników znajduje anons w internecie. Powiedzmy: "Aśka, gorące
Strona 1 z 3
Klient, wujek, sponsor, czyli studenci w seksbiznesie
2012-02-26
http://wyborcza.pl/2029020,87648,11228055.html?sms_code=
usteczka". Umawiamy się np. w kawiarni i tu pojawia się pierwszy problem, bo Aśka oczekuje, że jestem regularnym
klientem. Zaczynam więc zawikłaną grę, której celem jest sprawienie, żeby ona nabrała ochoty na siedzenie i
rozmawianie ze mną, mimo że wie, że ja jej za to spotkanie nie zapłacę.
Jak pan zaczyna?
- "Słuchaj, Aśka, tak naprawdę nie chcę od ciebie żadnych usług". Wtedy ona: "Ale jakich usług? Ale o co chodzi?". Jeśli
dziewczyna widzi, że facet coś kręci, odruchowo się wycofuje. Ja: "Widzisz, namierzyłem cię przypadkowo na tym
czacie, ale to nie do końca jest tak". Ona: "No bo wie pan... - automatycznie przechodzi na pan. - Ja też weszłam na ten
czat przypadkowo". Na to ja: "Jasne. Ty jesteś z przypadku, ja jestem z przypadku, ale czy możemy dziś czegoś więcej
od siebie oczekiwać?".
Rzeczywiście pan wikła. Nie dziwię się dziewczynie, że jest zdezorientowana...
- Bo to jest ping-pong. Bo ona jeszcze się nie przyznała, że jest prostytutką. Ciągle zmienia rejestry. Z jednej strony się
kamufluje, z drugiej próbuje doprowadzić do relacji klient - oferent. A ja nie mogę jej spłoszyć. Więc ona mówi: "No, jeśli
chcesz, to czemu nie", na to ja: "A co byś mogła mi zaoferować?".
Część dziewcząt w tym momencie odkrywa karty i wymienia: seks oralny tyle, seks analny tyle. Wtedy ja też odkrywam
karty i oznajmiam: "Tak właśnie przypuszczałem. Ale widzisz, ja jestem po tej drugiej stronie..." itd., itd.
Między innymi w taki sposób tworzy się nasza twarda baza badawcza, w której mamy dziś 78 dziewczyn i 74 chłopców z
seksbiznesu, osób zweryfikowanych jako studenci, które znamy z imienia i nazwiska, z którymi mam stały kontakt i co
jakiś czas przeprowadzamy wywiady.
Ilu polskich studentów i studentek pracuje w seksbiznesie?
- Jedyne, co mogę stwierdzić, to to, że 20 procent z 760 ankietowanych przez nasz zespół studentów odpowiedziało, że
zna w środowisku studenckim kogoś kto deklaruje, że to robi, albo o którym wiadomo, że to robi.
To dużo?
- Nie jest to dla mnie liczba szokująca. Ale to znowu efekt porównania z Francją. Na uniwersytecie w Montpellier
problem prostytuowania się studentów jest na tyle poważny, że utworzono nawet funkcję pełnomocnika uczelni do
spraw studentów parających się pracą w seksbiznesie.
Dlaczego studenci to robią? Z biedy?
- Powody ekonomiczne to tylko pretekst. Znam dziewczynę, mówię teraz o Polsce, z zamożnego lekarskiego domu,
którą rodzice wychowali nowocześnie, bez barier: edukacja seksualna, antykoncepcja. Dziewczyna wcześnie zaczęła
współżyć i nagle stwierdziła, że skoro i tak to robi, to czemu na tym jeszcze nie zarobić.
Nie chce pan chyba podważać edukacji seksualnej?
- Absolutnie nie! Tylko że w tym przypadku rodzice w swojej gorliwości i niefrasobliwości w edukowaniu seksualnym
dziecka pominęli zupełnie kwestię bliskości z córką.
Ona szukała w kliencie bliskości?
- Zdecydowanie tak. Rodzice ciągle na dyżurach, a ona, powiem trywialnie, nie miała do kogo się przytulić, nie miała
komu się wypłakać, z kim pobyć. Tylko że namiastka bliskości okazała się ułudą.
Dziewczyny szybko się przekonują, że klient nie zamierza deliberować nad ich dylematami. Orientują się, że to był ślepy
trop. Ale i tak nie rezygnują.
Dlaczego?
- Między innymi dlatego, że prostytucja daje młodym zagubionym dziewczętom poczucie własnej wartości. W kontakcie
z klientem stają się kimś, kto manipuluje, kto ma władzę. To one stymulują mężczyznę, i tak samo, jak potrafią go
pobudzić, mogą go błyskawicznie ostudzić. Albo pobudzić i odrzucić, to jest niesłuchanie mocna rzecz. Jednym słowem,
mogą się nim bawić. I w tym poranieniu - bo to jest jednak poranienie - następuje zwrot akcji. Z dziewczyny
poszukującej ciepła wychodzi nagle Nikita. Twarda, demolująca. Facet nawet nie zdaje sobie sprawy z satysfakcji, jaką
ona czerpie z tego, że go do siebie dopuszcza albo nie. Klient nie może przekraczać granic, które ona mu wyznaczy.
Dlatego tak okrutne były słowa Leppera.
"Jak można zgwałcić prostytutkę".
- Łamiąc ustalone zasady, klient pozbawia te kobiety namiastki godności. Uprawiać seks z prostytutką to nie znaczy
traktować ją jak szmatę.
Jakiego argumentu używa pan, żeby jednak wyprowadzić młodych z prostytucji? Dzisiaj, gdy mamy
antykoncepcję i antybiotyki.
- Mówię o tym, że ciało można zabezpieczyć, ale psychiki nie. Cierń wielokrotnego oddawania się, bycia
uprzedmiotowionym powoduje samostygmatyzację, poczucie zeszmacenia. Z tego trudno wyjść. Do tego dochodzi
nadmiar alkoholu, narkotyki, aborcja, bo dziecko przeszkadza w zawodzie, ona nawet chciałaby być matką, ale jeszcze
nie teraz, bo jeszcze jest na tym rynku względnie atrakcyjna...
A jak przestanie być atrakcyjna, to będzie za późno na dziecko.
- Starość prostytutki jest straszna. Przychodzi taki moment, że telefon dzwoni rzadziej, coraz dłużej się czeka na klienta i
rodzi się pytanie: co ja z tego właściwie mam?
Ale mówimy o studentkach. One inwestują w wykształcenie, zdobywają zawód.
- Powiem szczerze, miałbym problem z oddaniem dziecka pod opiekę nauczycielce, która się na boku prostytuuje.
Przecież nikt o tym nie wie.
Strona 2 z 3
Klient, wujek, sponsor, czyli studenci w seksbiznesie
2012-02-26
http://wyborcza.pl/2029020,87648,11228055.html?sms_code=
- To się tylko tak wydaje. A jeżeli któregoś dnia do szkoły na wywiadówkę przyjdzie klient? Albo dziewczyna pójdzie na
interview do korporacji, a na przeciwko niej zasiądzie klient? Myśli pani, że ją zatrudni? To są bardzo prawdopodobne
sytuacje nawet w dużych miastach.
Wspomniał pan o godności. Czy zadaje im pan takie pytanie?
- Gdy rozmowa wkracza na ten śliski temat, polskie dziewczyny od razu się zarzekają: "Ale ja nie na całe życie, tylko
epizodycznie. Ty tak nie myśl". Innym sposobem ucieczki od pytania o godność jest stwierdzenie: "Ale ja sprzedaję tylko
ciało". Wewnątrz jestem czysta, schowana, bezpieczna. Dziewczyna chroni namiastkę niewinności. Ma potrzebę
wysłania komunikatu, że jest coś, czego nie sprzedaje.
Pytał pan o godność Francuzki?
- Przekonałem się, że to pytanie jest równie inwazyjne nawet dla tamtych, bardziej wyzwolonych kobiet. Podczas
mojego paryskiego stażu w trakcie nocnych dyżurów nawiązałem znajomość z Nadine. To 70-letnia, ciągle aktywna
prostytutka, która przyjmuje klientów w peugeociku parkującym w okolicach placu Pigalle. Spędziłem z nią na
rozmowach wiele wieczorów. Opowiedziała mi całe swoje życie, o dzieciach, wnukach i oczywiście o klientach. Tak nam
się świetnie gadało, że w pewnym momencie poczułem się trochę zbyt swobodnie i wyrwałem się z następującym
pytaniem: "No dobra, to powiedz, ilu ich było?". Reakcja była taka, że Nadine natychmiast wywaliła mnie z samochodu.
Usłyszałem: "Wynoś się, chamie!". Zbaraniałem.
To było właśnie pytanie o godność. Nie zdawałem sobie sprawy, że to tak drażliwa kwestia dla kogoś, kto tkwi w branży
kilkadziesiąt lat! Potem oczywiście ją przeprosiłem, ona płakała: "Jak mogłeś sprawić mi taką przykrość", pogodziliśmy
się, a ja już kulturalniej zapytałem ją, gdzie tak naprawdę leży ta granica szacunku do siebie samej. Odpowiedziała, że
to jest kwestia, której ona nigdy nie rozważa. Gdyby zaczęła ją rozważać, nie mogłaby pracować.
Jacek Kurzępa,
profesor socjologii, dyrektor Instytutu Socjologii Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu.
Właśnie ukazała się jego książka "Młodzi, piękni i niedrodzy. Młodość w objęciach seksbiznesu", w której wykorzystał
swoje badania na temat prostytucji wśród studentów.
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl -
http://wyborcza.pl/0,0.html
© Agora SA
Strona 3 z 3
Klient, wujek, sponsor, czyli studenci w seksbiznesie
2012-02-26
http://wyborcza.pl/2029020,87648,11228055.html?sms_code=