S£OWO LUDU 7 - 8 LUTEGO 2004 NR 32
5
Na rok przed koñcem kadencji
Georgea W. Busha w Bia³ym Domu
w USA rozpoczyna siê kolejny wycig
do prezydenckiego fotela. W tych
zawodach nie chodzi jednak o to, co
siê mówi, ale w jaki sposób.
Największym wydarzeniem
ostatniej kampanii w USA był po-
całunek. Podczas konwencji swo-
jej partii kandydat demokratów Al
Gore po wejściu na scenę wziął w
ramiona swoją żonę, zamknął oczy
i głęboko pocałował.
- Ktoś będzie się kochał dziś
w nocy - zauważyła korespondent-
ka stacji telewizyjnej FoxNews. -
To obrzydliwe - zawołał komenta-
tor CNN, ale cała Ameryka od tej
chwili nie mówiła o niczym innym,
tylko czy „włożył jej język w usta,
czy nie?”
Czy rozpoczynająca się kam-
pania będzie miała gorące momen-
ty? Politycy, którzy ubiegają się o
fotel prezydenta USA, marzą o ta-
kim „hot newsie”, który pokażą
wszystkie telewizje i zapamiętają
wszyscy wyborcy. W Ameryce
przecież wyborów nie wygrywa się
ot, tak sobie. Liczy się wrażenie.
Prezydent z reklamówki
- Tajemnica naprawdę wiel-
kich polityków tkwi w ich chary-
zmie - uważa George Stephanopo-
ulos, były doradca Billa Clintona.
- Ale takich, którzy potrafią po-
rwać tłumy swoim przemówie-
niem, jest niewielu. W czasach, kie-
dy charyzmy nie staje, na pierwszy
plan wychodzi marketing.
Przekonanie o przewadze
wizerunku kreowanego nad rze-
czywistym jest wynikiem badań z
lat 70. Eksperymenty udowodniły,
że 80 procent Amerykanów wybie-
ra prezydenta na podstawie wyglą-
du i sposobu bycia kandydatów.
- Kiedy zna się tę zasadę, moż-
na wypromować każdego - mówi
specjalista od wizerunku Marcin
Trzaskalski.
Jako pierwszy po profesjonal-
ną reklamę sięgnął w swojej kam-
panii generał Dwight Eisenhower.
W 1953 roku jego sztab wyborczy
uznał, że warto wykorzystać do-
świadczenia agencji reklamowej,
która wprowadzała na rynek tablet-
ki od bólu głowy. W obu przypad-
kach poszło jej świetnie. Tak na-
rodził się tzw. marketing politycz-
ny, bez którego dziś nie mogą
obejść się kandydaci nie tylko w
USA, ale i na całym świecie.
Czerstwi i silni
Marketingowi specjaliści lu-
bią przekonywać, że polityk to taki
sam produkt, jak proszek od bólu
głowy czy pasta do zębów i tak
samo da się go „sprzedać” klien-
tom.
- Nie do końca się z tym zga-
dzam, ale prawdą jest, że elementy
kreowania wizerunku mają duże
znaczenie - mówi Trzaskalski.
Zdaniem Piotra Tymochowi-
cza, polskiego guru od marketin-
gu politycznego, chodzi o umiejęt-
ne wywieranie wpływu na wybor-
ców. - Ludzie zachowują się jak
magma. Jeśli odpowiednio wyżło-
bimy im kanał, popłyną w kierun-
ku, którego oczekujemy.
Z kampanii Jimmy’ego Car-
tera w 1976 roku wyborcy najbar-
dziej zapamiętali jego czarne skar-
pety, w których codziennie rano
uprawiał jogging. Telewizje chęt-
Przed wyborami prezydenckimi w USA
Zrobiæ wra¿enie
nie pokazywały ten obrazek, bo
wcześniej żaden kandydat do Bia-
łego Domu nie pokazywał się pu-
blicznie w takiej sytuacji.
Według Trzaskalskiego,
Carterowi udało się dzięki temu
zbudować jasny przekaz skiero-
wany do wyborców: patrzcie, je-
stem zdrowy, pełen energii, w
moim życiu nie ma miejsca na
przypadek.
Choć kampanie nie są prowa-
dzone wyłącznie w telewizji, to wła-
śnie szklany ekran jest ich najważ-
niejszą areną. Od 1960 roku, kiedy
w pierwszej debacie prezydenckiej
transmitowanej przez telewizję spo-
tkali się Richard Nixon i John E.
Kennedy, wszyscy wiedzą, że kame-
ra może wynieść kandydata w górę
lub bez reszty pogrążyć.
- Dzięki telewizji przekaz do-
ciera do olbrzymiej liczby ludzi w
jednym czasie. A przy tym telewi-
zja, jak żadne inne medium, obna-
ża wszystkie nasze słabości. Kto nie
wie, jak wykorzystać jej możliwo-
ści, przepada - mówi Tymochowicz.
Podczas debaty Nixon - Ken-
nedy przed odbiornikami zasiadło
ponad 65 milionów Amerykanów.
Richard Nixon przygotowywał się
do pojedynku w szpitalu, gdzie
przez dwa tygodnie leczył stłuczo-
ne kolano. Na debatę przyjechał
po północy, ale wstał już o godz. 5
rano. Potem przez cały dzień pra-
cował: pojawił się na wiecu repu-
blikanów, a po południu tuż przed
debatą ponownie doznał kontuzji
chorej nogi - uderzył się, kiedy
wysiadał z samochodu.
Już w studiu wyszło na jaw, że
podczas pobytu w szpitalu wicepre-
zydent schudł 2,5 kilograma. Oka-
zało się, że szary garnitur wisiał na
nim jak na manekinie. W dodatku
jego kolor zlewał się z kolorem tła
w studiu. Całość sprawiała fatalne
wrażenie: szare tło, szary garnitur i
równie szare oblicze Nixona.
Zysk Kennedyego
John F. Kennedy przyszedł do
studia wypoczęty i zrelaksowany.
Wyspał się w nocy, a przed obia-
dem uciął sobie dodatkową
drzemkę. Również jego ciemny
garnitur doskonale odcinał się od
tła.
Telewidzowie przyznali zwy-
cięstwo Kennedy’emu. Słuchacze
radia, którzy nie widzieli kandy-
datów, uznali pojedynek za remi-
sowy. Po zwycięskich wyborach
Kennedy stwierdził: - Nie ma wąt-
pliwości, że nie wygrałbym bez te-
lewizji.
Innym dowodem na to, że
obraz może zastąpić tysiące słów,
jest 30-sekundowa reklamówka
przygotowana przez sztab demo-
kratów w 1964 roku. Na ekranie
widać konserwatywnego senatora
Bary’ego Goldwatera, a chwilę
później pojawia się charaktery-
styczny grzyb po wybuchu bomby
atomowej. Na tle wybuchu widać
bawiące się dzieci, które nagle za-
mieniają się w parę wodną.
Reklamówka odwołuje się do
programu Goldwatera, który nawo-
ływał do zwiększenia atomowego
arsenału Stanów Zjednoczonych.
Był przekonany, że tylko dzięki sile
militarnej można rządzić.
- Ten film jest dowodem, jak
wielkim narzędziem jest manipu-
lacja. Zwłaszcza manipulacja emo-
cjami - mówi Marcin Trzaskalski.
- Jakkolwiek by Goldwater wywijał
kota ogonem, nie był w stanie prze-
konać wyborców do swojej wizji.
Program i wizja
Wizję łatwo wyśmiać, ale bez
niej nie ma co marzyć o wyborze.
- Ideologia i przekonania kandy-
data są równie ważne, jak sposób
ich prezentacji. Nie da się wypro-
mować kandydata, który nie ma
nic do powiedzenia. Jeżeli jego
przekonania nie są poparte jaki-
miś wartościami, to żadne pienią-
dze na promocję nie pomogą - za-
pewnia Agnieszka Maliszewska z
agencji First Communications.
Marketingowcy z niecierpli-
wością oczekują rozpoczynającej
się kampanii. Zdaniem Tymocho-
wicza, zmagania George’a Busha
z Alem Gorem przed czterema laty
były dość nudne. Tegoroczna kam-
pania zapowiada się bardziej inte-
resująco.
PRZEMYSŁAW PRZYBYLSKI