Kulturkampf – wojna o katolicką duszę
Polski
Kulturkampf nie pokonał Kościoła w Polsce. Kanclerz Bismarck tej walki nie wygrał. Polacy w
zaborze pruskim pozostali katolikami. Pozostali również przede wszystkim Polakami. Solidarność
narodowa pod panowaniem pruskim była rzeczywistością, a nie hasłem. Odrodzenie państwa
polskiego w rezultacie geopolitycznej rewolucji w roku 1918 zastało ich w dobrej formie. Choćby
Powstanie Wielkopolskie jest tego dobrym przykładem – mówi w rozmowie z PCh24.pl prof. Marek
Kornat (UKSW, IPN).
Kiedy władze Prus rozpoczęły walkę z Kościołem Katolickim w Polsce?
Walka z Kościołem, czyli tzw. Kulturkampf oficjalnie rozpoczęła się w roku 1871 i trwała do roku 1878,
co sprawia, że mówić należy o siedmioletniej kampanii, rozpoczętej niemal natychmiast po
zjednoczeniu Niemiec. Polscy katolicy stanowili znaczną społeczność pod zaborczym panowaniem
Hohenzollernów, a więc w sposób naturalny stanowili główną grupę prześladowanych w czasie
Kulturkampfu.
W roku 1874 „walkę o kulturę” rozciągnięto na całą Rzeszę, a uczynił to kanclerz Bismarck, który
cieszył się sławą twórcy „niemieckiej jedności”.
Stworzenie terminu Kulturkampf przypisuje się z kolei niemieckiemu człowiekowi nauki, a konkretnie
fizjologowi i politykowi orientacji liberalnej – Rudolfowi Vichrowowi.
Jaki był sens Kulturkampfu?
Odpowiedź jest prosta – chodziło o powrót do „ducha 1517 roku”, a był to duch antyrzymski i
antykatolicki. Kulturkampf miał przynieść przede wszystkim dwa rozstrzygnięcia: osłabić Kościół w
Niemczech i ugodzić w Polaków na terenie zaboru pruskiego.
Dlaczego to właśnie walka z Kościołem Katolickim była dla Prusaków tak ważnym, jeśli nie
najważniejszym elementem germanizacji Polaków?
Zaborca czuł nierozerwalny od wieków związek katolicyzmu i polskości, i dlatego pragnął uczynić z
Polaków „Prusaków polskojęzycznych”, o czym zresztą otwarcie mówiono w Berlinie. Od deklaracji
do realizacji wiodła jednak długa droga. Z perspektywy historycznej powiedzieć można, iż dopiero
skuteczny Kulturkampf mógł sprawić, że to marzenie stanie się upragnioną rzeczywistością.
Oczywiście tłumacząc intencje Bismarcka, nie możemy zapominać, że nie tylko motyw walki z
Polakami mu towarzyszył. Chodziło bowiem również o zmniejszenie roli Kościoła Katolickiego w życiu
publicznym całej Rzeszy Niemieckiej, a ściśle rzecz ujmując – utrącenie jego wpływu na kształtowanie
świadomości ludzkiej.
Dlaczego na polskich ziemiach zagarniętych przez Prusy główny punkt walki z Kościołem Katolickim
polegał na odizolowaniu go od Stolicy Apostolskiej?
Apoteoza państwa – wywodząca się z heglizmu – nie znosi istnienia instytucji niezawisłej od władzy
politycznej, zewnętrznej wobec tego państwa, domagającego się lojalności i obediencji. Niemcy jako
II Rzesza chciały stać się naprawdę „ewangelickim cesarstwem narodu niemieckiego” i być
zaprzeczeniem katolickiego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego – jak niedawno przypomniał
to prof. Grzegorz Kucharczyk, autor książki o Kulturkampfie.
Zwierzchnictwo zewnętrzne, jakiego domaga się Stolica Apostolska jako nadrzędna władza nad
Kościołem, nie jest do pogodzenia z tym zamysłem. Konkretnie Kulturkampf niósł politykę kościelną
polegającą na mianowaniu duchownych przez państwo, a także ich kształceniu. Narzucono te
rozstrzygnięcia całkowicie arbitralnie.
Wywołany przez Pana powrót do „ducha 1517 roku” polegał na kontynuowaniu „tradycji” z czasów
Marcina Lutra, czyli konfiskacie majątków kościelnych, zmuszaniu biskupów do składania przysięgi
na wierność królowi pruskiemu i masowej protestantyzacji Polaków. W jakim stopniu udało się
wykonać ten antykatolicki plan?
Początkowo nastąpiło gwałtowne, bardzo stanowcze uderzenie w Kościół. Po tym starciu przyszedł
jednak pontyfikat Leona XIII – papieża dyplomaty, wybranego wiosną 1878 roku. Wtedy też rozpoczął
się proces „odprężenia”.
Taktyczna ugoda Watykan-Berlin złagodziła najdotkliwsze postanowienia ustawodawcze. Z niektórych
z nich rząd niemiecki wycofał się w latach 80. XIX wieku, ale na przykład zakaz działalności jezuitów
na terytorium wilhelmińskiej Rzeszy utrzymano w mocy do końca jej istnienia.
Bilans Kulturkampfu nadal jest przedmiotem sporów. Historyk polski, socjalista Henryk Wereszycki
uważał, że Bismarck walki tej nie wygrał. Od siebie dodałbym, iż na pewno nie zdołał rozerwać
związku katolicyzmu i polskości. Wytworzył natomiast ducha walki z Kościołem, który zaistniał w
„duszy niemieckiej”.
Takie rozwiązania jak śluby cywilne znane już w napoleońskiej Francji czy zakaz subsydiowania
Kościoła pod jakąkolwiek postacią, albo prawo jednostki do występowania z Kościoła poprzez
deklarację złożoną przed upełnomocnionym sędzią – to wszystko zasady „kanoniczne” dzisiejszej
postchrześcijańskiej cywilizacji. Głosi je z emfazą dzisiejszy liberalizm i u nas.
Jak Polacy reagowali na te antykatolickie działania? Czy podejmowali próby przeciwstawiania się
tego typu kampaniom?
Musimy tu pamiętać o polskim ruchu narodowym – ożywionym w zaborze pruskim za sprawą
wypadków Wiosny Ludów w 1848 roku. Wielki Libelt jawi się jego patronem, za sprawą nie tylko
swojej filozofii narodowej, ale i Ligi Narodowej, którą założył. Ruch ten pokładał nadzieje w pracy
organicznej.
Kulturkampf sprawił, że Kościół zbliżył się do narodu; że stał się jego ostoją; że nie było można
rozerwać solidarności narodowej i religijnej Polaków.
Jak na tę sytuację patrzono z Watykanu?
Stolica Apostolska obserwowała wrogie postępowanie państwa niemieckiego wobec Kościoła. Była
jednak pozbawiona środków skutecznego działania. Przeciw Kościołowi zwróciło się najpotężniejsze
mocarstwo ówczesnego świata – Zjednoczone Niemcy. Dyplomacja – w której papiestwo pokładało
nadzieje – właściwie zawiodła. „Odwilż”, jak wspominałem, przyniósł dopiero pontyfikat Leona XIII.
Jaką rolę w okresie poprzedzającym Kulturkampf i w jego trakcie odegrał prymas Mieczysław
Ledóchowski?
Objął on urząd arcybiskupa gnieźnieńskiego i poznańskiego jako zawodowy dyplomata, mając
poparcie rządu pruskiego. Uchodził w oczach Polaków za przedstawiciela ugodowo nastawionego
wobec zaborczego państwa. Jawił się człowiekiem, w którym „wszystko jest rzymskie”.
Prymas Ledóchowski, mający opinię człowieka pełnego dystansu w stosunku do polskich aspiracji
narodowych, stał się narodowym bohaterem. Utraciwszy możliwość sprawowania władzy po
uwięzieniu, ustanowił tajnego delegata w osobie ks. Jana Koźmiana, który sprawował w ten sposób
przez jakiś czas zarząd obydwu związanych unią personalną diecezji gnieźnieńskiej i poznańskiej. To
tylko jeden ze środków zaradczych w okolicznościach nadzwyczajnych.
Ledóchowski wyraźnie dbał o to, aby nie zaistniały jego związki z polskim ruchem narodowym w
Prusach, chociaż kiedy na Soborze Watykańskim I (1869-1870) zaczął podpisywać się jako prymas
Polski – wzbudził pierwszy niepokój rządu w Berlinie. Trwał do końca przy swojej linii. Kiedy jednak
dostrzegł, że następuje zagrożenie wolnego bytu Kościoła, a przede wszystkim jego żywotnych i
niezbywalnych praw, zdobył się na sprzeciw, za co zapłacił więzieniem.
Dlaczego prymas Ledóchowski uznał, że Kościół Katolicki w zaborze pruskim powinien prowadzić
politykę ustępstw wobec Berlina?
Przede wszystkim wskazać trzeba na niemożliwość skutecznego oparcia się Kościoła w Prusach w
walce przeciw państwu. Mimo wszystko, było to wyznanie mniejszościowe. Uwikłanie Kościoła w
politykę jawiło się inną groźbą, której Ledóchowski chciał za wszelką cenę uniknąć.
Występowały też szersze uwarunkowania, powiedziałbym, europejskie. Nie były one dla Kościoła
pomyślne. We Francji postępował proces laicyzacji i rozpoczęła się gwałtowna ofensywa wojującego
liberalizmu. W Rosji trwały prześladowania katolików. Wreszcie, wskazać trzeba, iż Ledóchowski to
dyplomata z powołania i w każdym calu. Taki ktoś raczej nigdy nie stawia na starcie, dopóki nie
wyczerpie środków negocjacji.
Kto i dlaczego podjął decyzję o zamknięciu prymasa Ledóchowskiego w więzieniu w Ostrowie
Wielkopolskim?
Nastąpiło to 3 lutego 1874 roku, a o uwięzieniu polskiego hierarchy zadecydował rząd pruski. W
sumie doszło do kumulacji wyroków, jakie zasądziły na niego sądy pruskie za różne przewinienia
polegające na łamaniu zarządzeń i ustawodawstwa wprowadzonego w ramach Kulturkampfu. Razem
wypadało pięć lat więzienia.
Przebywając za kratami Ledóchowski dostał nominację kardynalską od Piusa IX. Po dwóch latach
opuścił więzienne mury, ale został skazany na przymusowe wygnanie. Wyjechał do Rzymu i osiadł w
Watykanie, obejmując kierownictwo prestiżowej dykasterii, jaką jest od utworzenia w XVII wieku
Kongregacja Propagandy Wiary, dzisiejsza Kongregacja Nauki Wiary.
Kasacja zasądzonych wyroków nastąpiła w roku 1888. Był to pamiętny „rok trzech cesarzy” w
Niemczech. Między Berlinem a Stolicą Apostolską panowała już odwilż, bowiem w roku 1878
rozpoczął Bismarck walkę z socjalizmem, wprowadzając ustawy wyjątkowe, co sprawiło, że był
zmuszony zostawić walkę z Kościołem, aby uniknąć konfrontacji na dwóch frontach.
Czy antykatolickie represje i protestantyzacja Kościoła Katolickiego na ziemiach polskich przyniosły
zamierzony efekt? Jak ocenia Pan skutki tych działań?
Kościół polski nie został pokonany. Bismarck tej walki nie wygrał. Polacy w zaborze pruskim pozostali
katolikami. Pozostali również przede wszystkim Polakami. Solidarność narodowa pod panowaniem
pruskim była rzeczywistością, a nie hasłem. Odrodzenie państwa polskiego w rezultacie
geopolitycznej rewolucji w roku 1918 zastało ich w dobrej formie. Choćby Powstanie Wielkopolskie
jest tego dobrym przykładem.
Dziękuję za rozmowę.
Tomasz D. Kolanek