O POMYSŁACH
HISTORYCZNYCH
AUGUSTA BIELOWSKIEGO
JULJANA BARTOSZEWICZA.
WARSZAWA.
WDRUKARNI JÓZEFA UNGER
przy ulicy Miodowej Nr, 481.
1852.
17142I
Wolno drukować, z warunkiem złożenia w Komitecie
Cenzury, po' vrfdhrknwai?ftł prawem przq>is*nej liczby
egzemplarzy.
w Warszawie d. S (17) Grudnia 1851 r.
Slarszy.Geiizor, L. T. Tripplin.
WSTĘP KRYTYCZNY DO DZIEJÓW POLSKI
przez
Augusta Bielowskiego.
Nakładem Włodzimirza hr. Dzieduszyckiego.
We Lwowie w drukarni zakładu naukowego
Ossolińskich 1850 w ace, str. IV542 oprócz reje-
stru i tablicy rodowodu Książąt Lęchickich.
I. 0 ŹRÓDŁACH DZIEJÓW POLSKICH.
Druga to już z kolei książka, w ciągu lat
niewielu, o dziejach pierwotnych Polski, dru-
ga powieść o tajemnicach przedhistorycznych
narodu. Po Warszawie Lwów, po Maciejow-
skim Bielowski. Nastała epoka, że pierwsze
te chwile bytu narodowego silim się zbadać i
poznać dokładnie, że w tajemnice zaserdecz-
ne naszego plemienia chcemy wniknąć kryty-
cznym zmysłem. Trudna niezawodnie praca,
- 2 —
I tutaj trzeba ze wspomnień bardzo późnych,
z napomknień bardzo szczupłych, wnosić o
tem co było przed wieki, a wnosić tylko przez
natchnienie historyczne, bo żadne zgoła nie-
dostały się nam pomniki spółczesne począt-
kom narodu. A jednak praca konieczna, bo
jakże bez rozwikłania tajemnic pierwiastko-
wych, zdołamy zawiązać nić opowiadania
o dziejach dawnej Polski? Jak można zaczy-
nać od środka? Czy powieść zrozumiana bę-
dzie, kiedy się nie wskaże na osoby, które w niej
działać mają? Rysujemy haftem piękne obra-
zy, ale kanwy jeszcze nie mamy. Więc myśl
zbudzona czasu naszego do poszukiwań histo-
rycznych, mimowolnie uderzyć musiała w stro-
ny zamierzchłej przeszłości słowiańskiej, żeby
z irich prawdę wyWołaćnajaw i Wskazać na
początek, z którego się rozwijało państwo
Piastów, potem Jagiełłów i Rzplita Jana Za-
mojskiego.
Z żywem uczuciem radości, pochwyciliśmy
książkę pana Bielowskiego do ręki, bo miała
nam rozpowiadać o tyle interessujących spra-
wach i tajemnicach. Pragnęliśmy się z niéj
wiele, wiele nauczyć. Chcieliśmy znaleść W tej
- 3 —
książce potwierdzenie rzuconyoh już raz py
tań żywotnych, albo obalenie tych pytań przez-
krytykę wyższą, albo wreszcie postawienie na
ich miejscu innych wywodów, którebyśmy przy-
jąć mogli czystem sercem i sumieniem bisto-
ryczném. Ze ścierania się zdań wszakże wy-
nika światło. Więc gdybyśmy we wstępie kry-
tycznym, znaleźli chooiaż jedną prawdę, cho-
ciaż jedno zaprzeczenie, ale postawione tak,i
poparte dowodami, żeby trzeba było konie-
cznie wierzyć wywodom p. Bielowskiego, już-
byśmy się cieszyli, że znajdujemy powoli klucz
do otwarcia gmachu tajemnic.
Zobaczmy więc, czy klucz ten znaleziony.
Bardzo piękny plan nakreślił sobie autor.
Chciał naprzód, ocenić i opisać źródła pier-
wiastkowych dziejów polskich. Potem za po-
mocą poznanych dokładnie źródeł, zestawia-
jąc rozmaite ich podania, chciał p. Bielowski
opowiedzieć historją praojców słowiańskich
w dawnej ich siedzibie, nim jeszcze nad Wisłą
i nad Bałtykiem, w okolicach naszych zasie-
dli i nim się jeszcze Polakami przezwali. Nare-
szcie chciał dać nam poznać Polskę i Polaków
od czasu, kiedy już pod tem imieniem stale
4
w dziejach występują. Oczywiście, przegląd
źródeł służył do tego, żeby ocenić wiarogo-
dność ich zeznań, a historja Słowian w pier-
wiastkowej ich ojczyźnie, była bardzo stoso-
wnym wstępem do dziejów samej Polski. Bo
autor miał wskazać na przyczyny wędrówki
starych Słowian nad Wisłę, a prowadząc ich,
postępując siad w ślad za każdym ich krokiem
byłby nam wskazał na patryarchów narodu, na
ojców piastowych, którzy wnukami byli ja-
fetowych plemion. P. Bielowski nam to zapo-
wiedział z góry, że odbędzie taką wędrówkę.
Myśmy się dziwili śmiałości jego twierdzeń,
jego pewności, że zna tak dobrze tajemnice
dawnej rodziny ludów słowiańskich, aleśmy
książkę jego czytali z tem większem zajęciem,
że prowadziła nas w tak odległe wieki.
Od pierwszej zaraz stronnicy widać, że au-
tor chciał nam dać nowy systemat pierwot-
nych dziejów. Nawet w przeglądzie źródeł,
przebija się często ulubiona myśl p. Bielow-
skiego, którą zestawianiem różnych podań kro-
nikarskich, chciał nam w fakt zamienić. Autor
zastanawia się pokrótce nad dziejami literatu-
ry historycznej w Polsce. Wskazuje ogólne-
— 5 -
mi słowami na wartość i treść kronik i na czas
rodzącej się krytyki od Naruszewicza. Nare-
szcie przychodzi do autora uwag nad Mate-
uszem herbu Cholewa, i wjego dziełach znajduje
niby sprzeczność, która uderza za pierwszem
głębszem spojrzeniem. Galterer niemiecki pi-
sarz, powiedział kiedyś, że dawni Słowianie są
Getami. Rzucony ten pomysł był, według pana
Bielowskiego, bardzo płodny w następstwa.
Autor uwag nad Mateuszem miał uchwycić za
wniosek Gatterera i dla tego w dziejach pow-
szechnych wydanych w Wilnie 1818 r. obszer-
nie rozpowiadał o Getach Słowianach. Prze-
ciw temu zdaniu oświadczyli się Surowiecki i
Szaffarzyk, a mimo to jednak Lelewel jeszcze
w r. 1844 ciągle miał Słowian za Getów i za
Daków z krainy naddunajskiej. Podług pana
Bielowskiego domysł Gatterera, płodny w na-
stępstwa, pokazuje się faktem w kronikach pol-
skich, które opisują nam dzieje ilirodackich
Słowian, jako przodków narodu. W tych kro-
nikach ma być jak na dłoni, że Słowianie są to
Getowie Decebalowi. Ale nikt tego wypadku
nie dojrzał w dawnych podaniach, mówi pan
Biel. a nawet sam Lelewel który w roku 1808
— 6 —
pisał swoje uwagi nad Mateuszem, rozbiera-
jąc szczegóły kroniki, podania jéj przed Chry-
stusowe w czasy po Chrystusowe ma przeno-
sić i ztąd właśnie ta sprzeczność, o jakiej mó-
wiliśmy, a którą odkrył autor wstępu. W dzie-
jach powszechnych i wraku 1844 miał Joachim
Słowian przodków naszych za Getów; w uwa-
gach znowu nad Mateuszem, nie ma ich wcale
za Getów i powtórzył to znowu w innem wy-
daniu uwag przed kilką laty. (a) Był u źró-
dła prawdy, ale się téj prawdy niedomacat.
Dziwnie razi to całe rozumowanie. Jakto?
więc w istocie w pianiach Joachima tak rażą-
ce znajdują się sprzeczności? więc miał dwie
prawdy, a raczej nie miał żadnej nasz histo-
ryk ? więc jak uczeń, powtarzał z pamięci raz
to, drugi raz co innego? więc pisarz, który
pierwszy dał popęd wyższej krytyce u nas, i
gienjuszern swoim wiele tajemnic objaśnił,
wiele fałszywych rozumowań sprostował, nie
umiał poznać się na tem, co głębsze wniknięcie
W pomniki dało poznać p. Bielowskiemu? Au-
tor wstępu krytycznego wyraźnie z nas żartuje,
Polska średuicb wiokuw; tom pierwszy.
— 7-
kiedy sądzi, że mu uwierzym na słowo i zo-
baczym tam sprzeczność, gdzie jej nigdy nie-
było.
Takie aprioryczne twierdzenia ile uprze-
dzają w historji. Trzeba naprzód dowieść, a
potem krytykować. Recenzja autora uwag nad
Mateuszem powinna była pójść na końcu, już
po wszystkich rozumowaniach, już po wystar»
wieniu nowego i prawdziwego systematu. Na
początku umieszczona, uprzedza nas, że autot
upornie trzymać się będzie jakiejś ulubiom&j
sobie myśli, na której Sy^temat swój zbudo-
wał, nie o to idzie, czy prawdziwy, ale swój,
i że odrzuci przez miłość własną wszystko, co
przeciw niemu świadczyć będzie, chociażby to
świadectwo miało znaczenie pierwszego rzę-
du dla historji.
Za najdawniejsze źródło dziejów, autot u
ważą jakąś kronikę lęchicką, o której wyczy-
tał w Miorszu. Tutaj znowu zapewnienie, że
ta kronika lęcbicka zawierała dzieje Iliroda-
ków od Artaxerxa Memnońa, którego pism«
S. zowie Aswerem. Następują roczniki któ-
rych p. Bielowski zna do 30. I kroniki i ro-
czniki, to wstęp dopiero do Miorsza, który
8
pierwszy miał pisać dzieje narodu słowiań-
skiego, bardzo stare, a raczej którego imię
pierwszy raz doszło do naszych czasów.
Ulubieńcem właśnie autora jest ten Miorsz
nieznany. Charakterystyce i kroniki i kroni-
karza poświęcił pan Bielowski kilka stronnic
w pierwszej części swojego dzieła, ale w dru-
giej obszernie o nim rozprawia i cały syste-
matswój na podaniach Miorszabuduje. Miorsz
to alfa i omega historji polskiej. Od niego
zaczynają się dzieje narodu. To pierwszy pi-
sarz umiejętny i najdawniejsze źródło podań
narodowych. To też p. Bielowski wyraźnie
Miorsza nad innych autorów odznaczając, sta-
rał się wykryć najdrobniejsze okoliczności je-
go życia, rozpowiedział nam tyle ciekawych
i nowych zupełnie o nim szczegółów, że dopra-
wdy zazdrościć musim mu wszyscy, my, co grze-
bieni z rzemiosła po starych drukach i pismach,
żeśmy nie widzieli tego, i nie odkryli, co wit-
dział i odkrył p. Bielowski. Zdaje się, że tylko
przez natchnienie historyczne autor Wstępu
mógł przyjść do takiego wypadku i objaśnić
nagle dzieje pierwotne Polski taką pochodnią
niezmiernego światła.
— 9 —
Pan Bielowski pochwycił tekst kroniki zna-
nego dotychczas Dzierzwy i z dwóch wyrazów
które się kronikarzowi może niechcący wyrwa-
ły, (nostra tempestate), wnosi, że mowa tutaj
o burzy naszej, i że tą burzą naszą jest nieza*
wodnie epoka Mieczysława II , bo p.
Bielowski usadził się na to, żeby Miorsza zro-
bić kronikarzem Lechji z połowy XI wieku,
pierwszym z kolei przed Gallem. Jest tam mo-
wa w tym ustępie wyraźnie „że żadna kobie-
ta jeszcze nad Polską nie panowała. To drugi
dowód, że Miorsz pisał przed końcem XII
wieku, bo właśnie wtenczas pierwszy raz na-
ród sam po śmierci Kazimierza Sprawiedli-
wego oddał rządy Helenie. A więc był pod
panowaniem kobiety. P. Bielowski zapomniał
o Ryxie, która podług kronik naszych trzęsła
państwem Mieczysławowem, i była niezawo-
dnie więcej władczynią, jak Helena, opiekun-
ka tylko Leszka Białego. Zresztą nierozumie-
my dla czego p. Bielowski wtrącił tutaj Hele-
nę, kiedy ma silniejsze dowody, jak te słów
kilka kroniki, „że kobieta nie panowała w Pol-
sce," na to, że Miorsz był pisarzem spółcze-
snym Kazimierzowi I. Sama przecież nostra
— 10 —
tempestas wystarczy, bo p. Bielowski zgóry nam
zapowiedział, że w tych dwóch słowach wi-
dać namacalnie burzę która Ryxę zmusiła do
uciekania z Polski (str. 194).
Na dowód, jak łatwo przychodzi autorowi
robić wnioski i domysły historyczne, przy-
toczym i rozbierzem szczegóły podane przez
niego do życiorysu Miorsza.
A priori, p. Bielowski mówi, że Miorsz był
cudzoziemcem, przybyłym do nas z krajów
zachodnich. Obstawał za Ryxą, więc go kró-
lowa protegowała. O Polakach mówi w trze-
ciej osobie, toć już wyraźnie cudzoziemiec.
Polskę nazywa krainą wschodnią, toć był nie-
zawodnie z zachodu. Powiada, że Polacy są
"Wandalami, i to nowy dowód, że przybył z za-
granicy, bo utrzymuje to, co niemieccy i sas-
cy pisarze u nas w XI wieku rozgłaszali o Pol-
sce (str. 201).
Któż więc był ten autor pierwszej kroniki?
Jakie jego nazwisko? stan? sposób życia i o-
pinie?, zrobił sobie zapytanie p. Bielowski i
rozwiązał od razu, jednem wczytaniem się
w źródła dziejowe, czy też natchnieniem hi-
storycznem, to żywotne dla niego pytanie.
— 11 —
W rękopiśmie herbarza podobno Długoszo-
wego, który zachowany jest w bibliotece Os-
solińskich, jest jakiś Miorsz wspomniany jako
przodek imienia i herbu Korabitów w Polsce.
Paprocki przezwał tego pana Miorszem i po-
wiada w Gnieździe cnoty, że przybył do nas
z Niemiec, a w herbach rycerstwa że z Anglji.
Dla pana Bielowskiego, to dosyć. Przodek
Korabitów nie był więc Niemcem, i nie był
Anglikiem, bo sprzeczne są o nim podania; ale
był razem i jednym i drugim: że zaś Anglo-
wie, wtenczas lud saski, a więc niemiecki,
panowali w dawnej Brytanji rzymskiej, nie
ma wątpliwości, że Miorsz był Anglosasem, i
przybył do nas prosto z Londynu. Na téj za-
sadzie Gall jest Francuzem, bo nazywa Polskę
krajem północnym, Miorsz Anglikiem bo nazy-
wa ziemie polską krajem wschodnim. Cieka-
wi bylibyśmy, jakimby krajem przezwał zie-
mię naszą Hiszpan albo Włoch, albo Hollen-
der, albo Duńczyk? Podług tego, my sami
w żaden sposób powiedzieć nie możemy, że
Polska jest północnym albo że wschodnim
krajem Europy: p. Bielowski, nas tak utrzy-
mujących wziąłby za istnych cudzoziemców,
— 12 —
przybyłych zpoludnia albo z zachodu to jést
za Francuzów albo Anglosasów.
Autor znalazł w Paprockim pod r. 1081.
Roberta kasztelana sieradzkiego, a później co-
kolwiek Roberta biskupa krakowskiego. Oba-
dwaj pieczętowali się korabiem. Zatem podług
niego, niepodpada wątpliwości,że pierwszy by
synem a drugi wnukiem Miorsza. Otóż i całał
genealogia rodziny. Można się tedy spodzie-
wać, że łatwo ułożym kiedyś spisy całej szla-
chty tak, że ani jednej osoby wtablicy naszej
brakować nie będzie. Za nic pójdzie cała Ko-
rona Niesieckiego, herby rycerstwa i klejno-
ty Okolskich i Paprockich. Potrzeba tylko
zostawić świadectwa. Roberta trzeba posta-
wić pod Miorszem, korabia obok korabia, abę-
dzie zaraz szlachecka rodzina. I rzecz dziwna:
Paprocki był sumiennym historykiem szlachty,
każde prawie słowo swoje popierał dowodami,
Wyjątkami z dyplomatów, w tekście przywo-
dził tekst oryginalny przywilejów, a Miorsza
dwóch Korabiów Robertów wspominał tylko
gołosłownie, niepowiadając że w nich wierzy,
a co większa żadnego związku pomiędzy nie-
mi nie upatrzył, a p. Bielowski zasadzając się
— 13 —
na powadze herbów rycerstwa, zrobił jednego
z nich ojcem, drugiego synem, trzeciego wnu-
kiem. Gdzież dowody? Autor powiada jednak,
że szczegóły przytoczone przez niego podno-
szą mniemanie o tożsamości kronikarza i przod-
ka Korabitów nad wszelką prawie konjekturę.
Wolno wierzyć, my nie wierzym.
W lada napomknieniu, p. Bielowski widzi
cudy. Ktoby sądził np. że te kilka wyrazów,
wyjętych z rodowodu Polaków spisanego po-
dług Nenniusa: Jawan quem Poloni vocantIwan
(str. 199) dostarczy także dowodu p. Bielow-
skiemu, że Miorsz pisał za czasów Kazimierza
L? Iwan, jest to imię znane tylko w greckim
obrządku, mówi autor, bo łacinnicy powie-
dzieliby Jan; więc to pisane w czasie, kiedy
u nas panował jeszcze obrządek słowiański,
a pan Bielowski wie, że ten obrządek upadł
w Polsce około r. 1040. A Iwo Odrowąż biskup
krakowski? czy p. Bielowski o nim zapomniał?
I jak można brać na tortury imię jedno, żeby
zniego wnosić to, co wcale wnosić się nie da? (a)
(a) Za Stanisława Augusta, źyłlwo Rogowski biskup in
partibus iufideliuin; byKe u nas i pod koniec wieku XVIII
obrządek słowiański? Dzisiaj znamy kilku Iwonów: wy-
najemyz i dzisiaj obrządek słowiański?
— 14 —
Kronika, októrej mówim, ciągnie się jednak
dalej i dobrze po roku 1056 to jest po śmier-
ci Kazimierza. To nic; pan Bielowski zaraz
odpowie, że Miorsz pisał tylko przed wygna-
niem Kazimierza, mniej więcej około roku
1035 a co znajduje się nadto w jego kronice,
to wszystko pisali jegc dopełniacze. Pan Bie-
lowski, jesteśmy pewni, potrafiłby tych dopeł-
niaczy rozdzielić, rozklassyfikowac, nazwać po
imieniu i nazwisku, o ich życiu nawet umiałby
coś rozpowiedzieć; czemuż tego nie zrobił?
Rozebrawszy tak kronikę na składowe części,
możeby jeszcze znalazł nie jeden dowód dla
poparcia swojego systematu.
Sieradz gdzieś wspomina kronikarz , ma to
więc służyć za dowód, że był sieradzkim oby-
watelem. Pisał kronikę, więc był bardzo uczo-
nym. Był uczony, więc był księdzem, bo wte-
dy uczeni sprawiali obowiązki kapłańskie.
W jego kronice mają być nawet widoczne śla-
dy tego, że był księdzem (str. 27). Autor nie
każe się obawiać tego, że Roberta kasztelana
sieradzkiego zrobił synem Miorsza, bo cho-
ciaż powiada, że celibat rzymskiego ducho-
wieństwa był bardzo wtedy przestrzegany,
— 15 —
jednakże wyżsi kapłani pospolicie mieli wten-
czas żony. Dalej wystawia p. Bielowski Mior-
sza jako człowieka wielkiego wpływu na dwo-
rze Ryxy i zdaje się napomykać, że kronikarz
łowił urzędy. Co do Sieradza zwrócim uwa-
gę p. Bielowskiego, że niekoniecznie ten co
pisze w Krakowie, jest Krakowianinem, a je-
dnak na dziwnem swojém przypuszczeniu au-
tor ułożył genealogja Korabitów, bo ża Ro-
bert kasztelanowa! w Sieradzu, nie szło zatem
żeby w Sieradzu był i Miorsz, tak samo jak że
Robert biskup nosił imię kasztelana, nie szło
z tego, że był synem tego kasztelana. Co do
kapłaństwa Miorszowego, żałujem że p. Bie-
lowski nie wskazał tych widocznych śladów, któ-
re dostrzegł; skorzystalibyśmy na tern, boby-
śmyisami potem podług wskazanej aryngi, po-
znawali bezimiennych kronikarzy.
Ale co najciekawsze, to nazwisko Miorsza
z pleśni wieków wydobyte. P. Bielowski zna-
lazł gdzieś w Warszewńkim, Mierzwę pomię-
dzy kronikarzami polskiemi. Dalej w ręko-
piśmie lubińskim kroniki wyczytał: ego qui sum
incognominatus i w Paprockim znalazł Miorsza.
Więc Dzierzwy niezna, ale Mierzwę War-
— 16 —
szewicki—więc incognominatus pomyłką jest
przepisy wacza, bo powinno być M. cognomina-
tus, jak w starych dyplomatach często się tra-
fia, że za imię kładzie się pierwsza litera. Imię
Miorsza przypomina znane w Polsce Mirso
mówi p. Bielowski, jakoteż znalazł w kodeksie
dyplomatycznym Fejera pod rokiem 1252:
Mirso castellanus cracoviensis. Niewierny, jak
jest w Fejerze, ale nasze źródła nic nie podają
o Miorszu kasztelanie krakowskim, który był
może znowu synem Roberta biskupa i nosił
imię pradziadowskie przez cześć dla autora
pierwszej kroniki w Polsce. W r 1252 w na-
szych źródłach wspominany ciągle Michał ja-
ko kasztelan krakowski. Ma go w lipcu 1243
ksiądz Gładyszewicz; w r. 1249 kodex Rzy
szczewskiego i znowu wlistopadzie 125.2 Gła-
dyszewicz, w tymże roku czytał go Michał Wi-
śnie wski (w historj i literatury, pomiędzy dyplo-
matami), awr. 1253 Hieronim Łabęcki w gór-
nictwie polskiem(T. 2.-8S). Dalej wroku 1253
występuje już Sando. Ale jakże wytłomaczy
tę okoliczność p. Bielowski, że w rękopiśmie
Działyńskiego, autor kroniki nazwany jest
ChroniuS) jak sam osobie pisze (str. 191) Ale
— 17 —
tej wersji nie przyjmuje zupełnie p. Bielowski
bo mu niedogodna, a nasz autor z góry na-
kreślił sobie systemat, którego miał dowodzić.
Wszystko co za jego systematem mówi, co do
jego systematu nakręcić można, jest faktem, i
zasługuje na wiarę; co mu przeciwne i świad-
czy nie za systematem i to całym blaskiem słoń-
ca, jest albo w tekście zepsute, przez dopisy-
waczy zmienione, albo niezrozumiane przez
dotychczasowych uczonych i czytelników.
Terminologję źródeł zupełnie zmienił pan
Bielowski. U niego Gallus nazywa się Ga-
włem; Baszko, Godysławem Paskiem, Kadłu-
bek Wincentym Bogusławicem i t.d. Autor
nie bierze imienia Gallus za nazwisko osoby,
tylko wnosi, że kronikarz był mnichem S. Ga-
wła, a więc zowie go poprostu Gawłem. Mar-
cin Gallicus Długoszowy jest inną wcale oso-
bą. Co do narodowości, Bielowski przyznaje
że Gallicus mógł być Francuzem, samo nazwi-
sko to wskazuje; ale co do Galla nie ma o tern
żadnej pewności, lubo zdaje się, że i on był
francuzem, kiedy Polskę nazywa północną zie-
mią. Dowcipnym jest także wywód autora
o Wincentym, dla czego nazywał się Kadłub-
— 18 —
kiem. Miał być synem Bogusława, a kiedy
wstąpił do zakonu Cystersów w Jędrzejowie,
który się składał z samych Niemców, zacią-
gnięty został w ich spisy jako syn Gotliba;
stąd miało powstać jego imię łacińskie Vin-
centius Gotlobonis filius, które w ustach pol-
skich zmieniło się na Wincentego syna Ka-
dłubka. To może jeden z wywodów autora,
który ma wielkie podobieństwo do prawdy.
Wszakże i przed p. Bielowskim jeszcze, Win-
centego już nienazywano Kadłubkiem.
Ale pominąwszy terminologią, przejdźmy
do samego przeglądu źródeł, jak go nakreślił
p. Bielowski. Pod tym względem przyznamy
się, że nic równego jeszcze historja nasza nie
miała — suche badania historyczne, umiał au-
tor ożywić, a charakterystykę dzieł i pisarzy
rozpowiedzieć malowniczym językiem, w któ-
rym co chwila to obraz. Wiszniewski w dzie-
jach literatury pisząc o ludziach, pisał o źró-
dłach naszych dziejowych i powiększej części
wypowiedział już to samo, rołbierał autorów i
kroniki a nie dał przecież obrazu. My z pana
Bielowskiego charakterystyki możem lepiej
dowiedzieć się o znaczeniu kronik naszych
— 19 —
Uderzy prawda czasem jednostronność autora,
te dzieje ilirodackie, raz wraz naciągane, któ-
re niby jeden kronikarz oddzielał od dziejów
polskich, a drugi plątał wciąż z niemi, uderzy
czasem jaka nowość w tekście opowiadania,
niedo wiedziona, ale tylko z lekka napomknie-
ta, jakby oczywista, ale w ogóle cały ten prze-
gląd źródeł czyta się jak najpiękniejszy ro-
mans historyczny. Autor skreśla żyeiorysy
kronikarzów, niepróżne zajęcia, potem życiory-
sy dzieł, które napisali, wtajemnicza nas w sto-
sunki wieku, rozpowiada związki osoby z oso-
bą; posiada więc zupełnie tajemnicę sztuki,
jak się powinna pisać historja.
Najcudniejsza charakterystyka Gawła i Ma-
teusza herbu Cholewa. Kiedy pan Bielowski
wskazuje nam na siady pracy kanclerza
kruświckiego Michała w kronice Galla, kiedy
rozpowiada, że skromny mnich pisał, jako,
więcej obeznany z literaturą i łaciną, ale pi-
sał to, co mu kanclerz opowiadał, rozwijał
albo objaśniał, wszystko to piękne i ciekawe.
Jeżeli Gallus był spolszczonym Francuzem
(razi ten wyraz francuz, bo wtenczas naszej
Francji jeszcze nie było, ale żyły w niej pro-
- 20 —
wincjońalizmy, to jest odmienne narodowości;
może lepiej było powiedzieć, że Gall pocho-
dził z krain, które złożyły późniejszą Francję),
jeżeli Francuzem, powtarzamy, był Gallus,
oczywiście potrzebny mu był kanclerz, lepiej
obeznany z przeszłością rodzinnego kraju, le-
piej trafiający do dworów książąt albo do ko-
mnat biskupich. P. Bielowski jednak nakłania
się więcej ku polskiemu pochodzeniu swojego
Gawła i widzi w jego wyrażeniach polonizmy;
Wiszniewski wziął go stanowczo za Francuza
i widzi w tekście kroniki same gallicyzmy. To
dla tego przypominamy, że każdy autor a prio-
ri, który się sili czegoś dowieść, widzi w je-
dnej i tejże samej rzeczy, to co chce. Są
i bardzo znakomici uczeni, którzy gotowi byli
przypuścić, że Galla ktoś przetłomaczył z pol-
skiego na łacinę, tak wszędzie spostrzegali
w nim polskie formy, język, styl, wszystko ro-
dzinne. Szajnocha jako wzór starej rodzimej
poezji przetłomaczył nawet gładkim wierszem
te pieśń sławną o śmierci Bolesława W: omnis
status, omnis seius, omnis ordo, currite.
Z Mateusza Cholewy pan Bielowski zro-
bił postać jeszcze więcej ciekawą. Zostawał
— 21 —
ten kronikarz w związkach przyiaźni ze sła-
wnym Piotrem Duninem ze Skrzynna, o któ-
rym tutaj także bardzo ciekawe rzeczy znaj-
dujem. I Mateusz i Piotr utrzymywali jakieś
stosunki ze S. Bernardem Opatem w Clairvaux
duchowym władcą Europy zachodniej w po-
łowie XII wieku. Mamy nawet list bardzo
ważny Mateusza do Bernarda, który p. Bie-
lowski cały w oryginale przedrukował w swo-
jem dziele ze zbioru biskupa Albertrandego.
Częste związki, które Mateusz miał ze Szląs-
kiem, z innemi panami tej okolicy, rodzą słu-
szny domysł, że sam był rodem ze Szląska.
P. Bielowski wskazuje na ślady częstego po-
bytu Mateusza we Wrocławiu, cytuje wyraże-
nia kronikarza, z których widać jak bardzo
kochał i czcił Piotra, bogatego pana stawiają-
cego kościoły i obchodzącego świetnemi u-
cztami każdy dzień radosny nowego poświę-
cenia gmachu Bożego. Upada też ostatecznie
cały wtręt do dziejów polskich o mniemanem
wychodztwie Piotra Dunina z krajów skan-
dynawskich. Dowiadujemy się albowiem, z dy-
plomatów Stenzla, że już dziad i ojciec Pio-
tra znaczne dobra posiadali na Szląsku, oczy-
— 22 —
wisty z tego wniosek, że byli oddawna Pola-
kami. Historja tego człowieka bywalca w świe-
cie, walecznego, bardzo pobożnego, który
brał się także do pióra i pisał kronikę, w naj-
wyższym stopniu dzieje polskie obchodzi-
Biografia jego byłaby w naszych czasach nad-
zwyczaj ciekawa; i pożądaną. Związki więc
Piotra z Mateuszem wykazane przez naszego
autora, są nabytkiem dla historji narodu.
Wszakże obadwaj magnaci, bo wojewoda i
biskup, stanowili także starszyznę państwa
Bolesławowego i już z tego samego względu,
więcej interessować nas mogą.
Rozdział także o rękopismach każdego kro-
nikarza i opis poszczególny tych wszystkich
rękopismów, nic nie zostawia do życzenia. P.
Bielowski studjował nad źródłami dziejów
polskich, to widać zaraz, i zrobił dla nich to,
co tylko mógł zrobić. Wszystko to dodatnia
strona jego pracy, ale jednak w charaktery-
styce osób napotykają się dziwne sprzeczności.
Sprzeczności te nie leżą w kronikarzach,
ale w książce p. Bielowskiego. Uprządłszy
z góry swój systemat, autor wstępu krytyczne-
go powiedział sobie, że trzeba dowieść niepo-
— 23 —
dobnych rzeczy; zdawało mu się bowiem, że
widzi to, czego nikt dotąd niewidzial. Stąd
naciągane dowody i wnioski.
Miorsz np. miał kronikę lęchicką i roczniki
już polskie. Podług p. Bielowskiego, między
sprawami, które opisywały roczniki i kronika,
upłynęło lat 800. Kronika rozpowiadała o nad-
dunajskich jeszcze Słowianach, a roczniki już
o nadwiślańskich ojcach naszych. P. Bielow-
ski powiada więc, że Miorsz plącze stare dzie-
je znowemi, jako nieobeznany z dziejami
Polski cudzoziemiec (str. 25). Zapewne, że
potrzeba wielkiej nieznajomości dziejów, żeby
wziąć dwa tak oddzielne i różne źródła i silić
się związać je w jedną całość, i niewidzieć te-
go, że między końcem jednego a drugiego
początkiem, upłynęło lat 800. A kiedy indziej
p. Bielowski zapomniawszy o tem, co teraz
powiedział o powodach błędów w Miorszu, sze-
roko się rozwodzi i dowodzi, że ten praojciec
historji, poprzednik Gawła, był uczonym
bardzo uczonym człowiekiem. Miorsz więc
plącze dzieje Illiryi z dziejami ponadwisla,
Wincenty także plącze, a z nim i Mateusz, bo
Mateusz znikł bez śladu w Wincentym, Bo-
— 24 —
gufal także plącze a raczej nie Bogufał, ale
Godzisław Pasek, który zepsuł tekst biskupa
poznańskiego. Gaweł jeden tylko nie plątał
i to dh tego jedynie, że opisywał dzieje swo-
jego ulubieńca Bolesława Krzywoustego, a
w stare dzieje nie mieszał się, wspomniawszy
o dawnych królach i książętach o tyle, o ile
potrzeba mu było, żeby nie tak od razu za-
cząć swoją kronikę. Tymczasem ten Gaweł,
powiada p. Bielowski, pierwszy wyrzekł pra-
wie urzędowo, że Popiel mieszkał w Gnieźnie
i opisywał postrzyżyny Ziemowita. Ponieważ
podług krytyki autora wstępu, dzieje Popielów
naszych i Ziemowita, należą jeszcze do dziejów
ilirodackich, a Gaweł prawił o Gnieźnie, więc
wypada z tego, że i Gaweł plątał dzieje Słowian
na'! Dunajem zhistorją Polanów nad Wisłą i
Wartą. Tak więc plątali wszyscy kronikarze od
pierwszego do ostatniego; oczy wiście history-
cy aż do naszej chwili, powtarzali za kronika-
rzami za panią matką pacierz, a p. Bielowski wie
lepiej o tych wszystkich rzeczacb, jak Gallus,
którego tylko dwa wieki oddzielały od Zie-
mowita, praojca Piastów. Niesądzim, żeby za
czasów Bolesława Krzywustego już tak zatrą-
— 25 —
ciła się tradycja pierwiastkowego pochodze-
nia rodu Piastów; nie myślim, żeby cudzozie-
miec, taki jak Gall, mógł pleść tak niepodo-
dobne do prawdy powieści, a chociażby i tak
było, chociażbyśmy przypuścić mieli, że błą-
dził Gall dla tego że był Francuzem, kanclerz
kruswicki Michał byłby mu odsłonił prawdę.
Przecież kanclerz Michał znał wiele tajemnic
stanu książąt Lechji: nie miałże znać począt-
ków dynastji?
Kronikarze więc nasi byli, jak widzim,
wcale nie nieopatrzni i jakże pogodzić z tem
można twierdzenie p.Bielowskiego, że Miorsz
był bardzo ostrożny co do czasu, że nigdy się
nie mylił, kiedy szło o bliższe oznaczenie epo-
ki? Co do określenia miejscowości, Miorsz,
grubo się mylił, kiedy brał qui pro quo: ja-
kimże sposobem stało się, że co do czasu był
ostrożny? Owszem, jeżeli Miorsz mógł się po-
mylić o lat 800 i niespotrzedz tego, że ni
w pięć ni w dziewięć poplątał Dunaj z Wisłą,
nie wiemy, czy można mu przyznać zaletę, że
umiał czas dobrze oznaczać. Przy tem
Miorsz samowolnie rodowód Polaków przepi-
sał z Nenniusza swojego ziomka, nieradząc się
— 28 —
w tym razie zdrowej krytyki i rozsądku i An-
tara samowolnie zmienił na Wandala. Był to
więc raczej bazgracz płaski, który i jednego
kroku stawić nie umiał, oszukiwał siebie i dru-
gich. Takpr?ynajmniéj Miorsz wygląda w opi-
sach p. Bielowskiego. I jak potem wziąć takiego
kronikarza za lumen mundi, za pochodnię, któ-
ra świeci w ciemnościach przedhistorycznych?
Nowością jest także w p. Bielowskim rozu-
mowanie o dwóch redakcjach kroniki Galla i
nowością oznaczony bliżej czas, w którym pi-
sał dzieje Bolesława Krzywoustego na^z kro-
nikarz. Tylko bardzo ciemne dowody na to,
że Gall sam dwie redakcje uskutecznił, a czas
wątpliwy pomimo wszelkich usiłowań p. Bie-
lowskiego, żeby przekonać czytelników. Auto-
rowi naszemu szło przedewszystkiem o to, że-
by dowieść, że Gallus nasz dawniejszy jest od
Kozmy i Nestora. Pierwszą księgę miał pisać
kronikarz pod koniec r. 1109, albo na począt-
ku 1110. Twierdzenie swoje oparł autor na
dacie śmierci biskupów, którym Gall dedyko-
wał dzieło. Wątła to bardzo podstawa, bo
kiedyż, jeżeli nie teraz możem poznać z dru-
kujących się tu i owdzie dyplomatów, jak te
— 29 —
daty wszystkie śmierci u Długosza, Damale-
wicza, Tretera, są sprzeczne z sobą i fałszy-
we» Być może, nowe jakie dane obalą cały ten
systemat p. Bielowskiego o czasie, w którym
Gall pisał.
My tylko zwrócim jego uwagę, że o ile wia-
domości nasze dzisiaj pozwalają nam twierdzić,
Paulin biskup kruszwicki umarł 1111 r. anie
1110, jak mówi p. Bielowski, a ta okoliczność
już dobrze zmienia i samo stanowisko, z które-
go się zapatrywał autor, kiedy oznaczał tak
dokładnie lata Gawłowej kroniki.
W charakterystyce Nestora, p. Biel. rzucił
także kilka myśli, które mają barwę nowości.
Powieść, że Ruryk mocą oręża panował w No-
wogrodzie i że nie przybył tam wezwany do-
browolnie przez Słowian, uznał p. Bielowski
za fakt historyczny, jak każdy za fakt to przy-
zna, kto się więcej zastanowi na tym ważnym
wypadkiem w dziejach północnej Europy.
Wszakże Müller i Schlözer to samo już przed
laty utrzymywali. Wszystko, co także p. Bie-
lowski mówiojęzykuNestora wskazując wnim
na ślady widoczne narzecza polskiego zasłu-
guje na uwagę, bo ma za sobą wielkie podo-
— 28 —
bienstwo do prawdy. Życiorys Nestora także
obfituje w {akta, oddycha życiem. Szczegółów
nierównie więcej w téj biograłji, jak w historji
literatury Wiszniewskiego. Uwaga, że po ro-
ku 1113 zaczął pisać Nestor swoją kronikę i że
do tego czasu ją dociągnął, idzie do przeko-
nania. Ale kiedy wierny swojemu zadaniu
autor, Torci Nestorowe gwałtem zamienia na
llurci namsię zdaje, że to chce wsadzić w tekst
kronikarza ruskiego, co sam myślał, a o czem
wcale nie myślał stary Nestor, (a)
Pod Kozmasem bardzo wiele rozprawia p.
Bielowski o Illiryi i poprawia wszędzie tekst,
albo rozwija myśl kronikarza, który plątał lu-
dzi i rzeczy i czas i wszystko.
Mateusz był bardzo mądrym człowiekiem,
podług autora wstępu, bo zaczął powieść swo-
ją od Gracha Wielkiego, na lat 400 przed
Chrystusem i mądrym raz jeszcze, bo ciągle
przywodzi Troga Pompeja. Mybyśmy rzucili
pytanie, skąd to wie wszystko p. Bielowski,
(a)Życie ieodozego igumena w pieczarach kijowskich,
który Nestora przyjął do zakonu, i który z tego samego
powoda nia wielkie znaczenie dla biografii ruskiego kro-
nikarza, drukował świeżo w Moskwitianinie prof, Pogo-
din, w numerze za grudzień str. 1850. 169—192.
— 29 —
kiedy sam powiada, że tekstu Mateusza nie-
mamy, a tylko przerobienie jego kroniki przez
Wincentego? Co większa, Mateusz miał po-
prawiać Miorsza i odróżniać miejscowość ilir-
ską od nadwiślańskiej. Tak więc Mateusz, pó-
źniejszy od Gawła, wiedział całą prawdę o po-
chodzeniu Polski, a Gall naturalnie nic nie
rozumiał co pisał. Jakże znowu pogodzie z tą
mądrością Mateusza, który wiedział dobrze
jakie wyobrażenie mieli Polacy o swojem po-
chodzeniu, a „znajomością pisarzów starożyt-
nych przewyższał Miorsza i Gawła" (str. 100)
z twierdzeniem p. Bielowskiego, że częściej
spotyka się w Mateuszu nadętość, przesada; a
zdarzenia same niekiedy do niepoznania skrzy-
wione (str. 103)? Na dowód tego, p. Bielow-
ski cytuje fakta, jak Mateusz „wszystko widzi
przez szkło powiększające," jak „wszystko
pod jego piórem mnoży się i wzrasta, lub ze
szczegółowości przechodzi w bombast ogólni-
ków." Praca była doprawdy zbierać te przy-
kłady, które cytuje p. Bielowski, wykazując
nieudolność historyczną Mateusza.
Jeżeli więc biskup herbu Cholewa tak prze-
rabiał Miorsza, że przechodził aż w bombast
— 30 -
ogólników, przyznamy się, że nie bardzo nam
przychodzi wiara w jego mądrość. Więc Ma-
teusz, który jak powiada p. Bielowski, zasła-
niał się wszędzie zdaniami, morałami wziętemi
z Hioba i Seneki, który wszystko widział przez
„szkło powiększające," miał być krytycznym
pisarzem dziejów narodowych? Co za rażąca
sprzeczność! Co za ironja i z publiczności i
z literaturyl
Wincentego, p. Bielowski zrobił wierutnym
głupcem, który do szczętu popsuł Mateuszo-
wą kronikę, nieukiem, który plótł swoje trzy po
trzy jak żak szkolny. Wincenty miał do tekstu
Mateuszowego dodać dla zupełności to, co
tamten rozsądnie pominął (str. 100). Tak więc
jeżeli w Mateuszu poplątane są dzieje illrskie
z nadwiślańskiemi, biskup Cholewa winien to
swojemu następcy na katedrze krakowskiej,
mówi nasz autor. Jako dowód swojego twier-
dzenia p. Bielowski podaje tę okoliczność, źe
Mateusz do imienia Silesia które mu ojczyznę
przypominało, dodaje zawsze sacra i divina,
a Wincenty w czwartej księdze, którąsam już
napisał o Kazimierzu sprawiedliwym, nigdy
przymiotnikiem tym nie uczcił Szląska. Przy
— 31 —
opisie jednakże wpadnięcia Aleksandra Mace-
dońskiego doPolski przezMorawy jest w tekście
Mateuszowym poprostu Silesia. To dowód ja-
wny, że tutaj była sacra i dwina, bo bez tego
obyć się nie mógł Cholewa, i że te sacra i di-
vina, Wincenty umyślnie w przerobieniu swo-
jem pominął. Tak rozumuje pan Bielowski.
Nie mówim już o tem, że dodany lub opu-
szczony przymiotnik niczego wcale nie do-
wodzi, aleć na takiem przypuszczeniu dziwa-
cznem, budować teorje? Kto tylko opuszcza,
to nic nie dodaje, a Silesie (bez przymiotnika)
położył p. Bielowski za dowód, że w Mateuszu
są wtręty Wincentego. Wtrętów niedowodzi
opuszczenie, ale dodatek chyba jakiego wyrazu:
skądże więc tutaj pominięcie wyrazów sacra et
divina ma znaczyć, że Wincenty psuł kronikę
Mateusza Tak samo moglibyśmy powiedzieć,
ie i te dwie redakcje Gawła, których dostrzegł
w dziele pana Bielowski są tylko jedną redakcją
wtrętami popsutą. Gdyby p. Bielowski wy-
drukował kiedy źródła historji naszej, ozna-
czyłby pewnie każdy wyraz kromki np. Win-
centego, czyim jest wyrazem: ten ustęp wzię-
ty z Miorsza, to znowu wtręt w Miorszu zro-
— 32 —
biony przez Mateusza, to wtręt Wincentego,
tamto znowu wtręt dopełniacza Miorszowego,
Pawła po imieniu, a to znowu innego dopeł-
niacza dodatek, Piotra po imieniu i t.d. Tak
przecież wydawać starych kronikarzów nie
można.
Bo np. weźmy powieść Wincentego. Wniéj
plony są trojakie, podług p. Bielowskiego:Mior-
szowe, Mateuszowe, Wincentowe (str. 122).
Co zepsuł Miorsz to poprawił Mateusz, a Ma-
teusza poprawił źle Wincenty. Pan Bielowski
wam wskaże na stronnice, wyrazy, tylko
zawierzcie. A jednak Wincenty był przy tem
wszystkiem znakomitym bardzo historykiem.
P. Bielowski pieje mu pieśni pochwalne za je-
go kronikę Kazimierza Sprawiedliwego.W tej
księdze, Wincenty, jest szczery i prawdziwy
i poetyczny. Autor nasz dojrzał nawet w Win-
centym walterskotowskiego obrazu, kiedy to
do odsieczy do Brześcia spieszyły półki na-
srożone lasem dzid i z migocącym łyskiem o-
rężów (str. 124). Jednem słowem, Wincen-
ty pokazał się Tucydydesem w czwartej księ-
dze kroniki.
Więc nowa sprzeczność. Mateusz, jak widzie-
liśmy, niedawał żadnych rękojmi i jako dzie-
— 33 —
jopisarz, a jednak był krytycznym kronika-
rzem. Wincenty był razem iswawolnikiem, któ-
ry wszystko psuje, czego tylko się dotknie i
Tucydydesem. Jak niewierzyć p. Bielowskie-
mu, kiedy wierzymy, że Mateusz poprawiał
Miorsza, a psuł Mateusza Wincenty Autor
odkrył te wszystkie prawdy chyba przez nat-
chnienie, bo sam mówił, że niema czystego tek-
stu Mateusza.
Tak samo niemamy tekstu Bogufaly ale
przerobienie Paska. P. Bielowski wie jednak
z pewnością, że Bogufał nie używał nigdy
imienia Lechitae, i że to imię wtrącił do jego
kroniki Godyslaw Pasek. Na dowód tego przy-
tacza ustęp Bogufaly w którym (20 wierszy),
nie ma wcale tego wyrazu Lechilae. Tak mo-
żna dowodzić, że Tietmar nigdy nie używał
wyrazu Niemcy (Germani, Theutones): trzeba
tylko poszukać w jego kronice gdzie jakie ze
dwadzieścia wierszy, wktórychby wJasnie te-
go nazwiska niebyło.
Gwido z Kolumny, czyli bezimienny nota-
rjuszBeli, niema żadnej wartości historycznej.
Sam p. Bielowski to przyznaje. Po cóż więc p.
Gwido dostał się w szereg pisarzy źródłowych
— 34 —
o pierwiastkowej historji naroduu P. Bielow-
ski odkrył jego imię i zwyczajem swym skre-
ślił biografią Gwidona- Próżna praca, lubo
ciekawa.OMassudym, ostatniemźródle, niczegośmy
się prawie nie dowiedzieli.
To nasze sprawozdanie o pierwszej księdze
Wstępu krytycznego, w którem miały być oce-
nione źródła. Jednej tylko monografii, to jest
opisom manuskryptów, nic zarzucić nie można.
Zresztą wszystko pomieszane, dowolnie po-
odznaczane, ocenione. Gdyby p. Bielowski
nie uwodził się za swoim systematem a priori,
gdyby naciąganemi dowodami nie pokrywał
słabości głównej myśli, której dowodzi wczę-
ścidrugiej wstępu, ; oczątkowi temu nic byśmy
do zarzucenia nie mieli. Domysły często szczę-
śliwe tam, gdzie niepotrzebne autorowi były
dla systematu. Życiorysy i charakterystyka
autorów, bardzo często trafne i powiedzieli-
śmy już, że przegląd źródeł czyta się jak naj-
piękniejszy romans, jak dzieje literatury w o-
brazie. Autor silił się widocznie, żeby każde-
go kronikarza przedstawić nam dobitnie, wska-
zał czas, kiedy się rodził, pisał i umarł. Czy-
— 35 —
tając także inaczej napis na rękopiśmie kroni-
ki Gawła, który był własnością Sędziwoja z
Czechelu, jak go czytali autor ksiąg biblio-
graficznych i ßandkie, odkrył fakt ciekawy dla
dziejów rekopismu i mnichów S.Gawła w Pol-
sce, (str. 53). Mimochodem także dotknął po-
dróży Bolesława Krzywoustego do Węgier, do
grobu S. Idziego, i sprostował błąd Długosza,
a za nim Naruszewicza, o podróży króla do
Francji (str. 50). Jednakże i tutaj trzeba bę-
dzie poprawić rok tej wędrówki. Król jechał
do Węgier po zabójstwie Zbigniewa, więc po
r. 1111 anie po 1116 jak fałszywie datę śmier-
ci Zbigniewa podaje Długosz, (czytaj rospra-
wę księdza Tymińskiego: Życie księcia Zbi-
gniewa w programacie szkolnym Radomskim
1830). Deliciosusjuvenu, wyrazy któremi Gall
maluje Bolesława w czasie podróży do Węgier,
tern stosowniejsze się wydadzą przy tej wersji.
Przejdziemy z kolei do drugiej części wstę-
pu krytycznego, to jest do Dziejów Lęchilów jak
pisze p. Bielowski. Okoliczność czy kronikarz
był Gawłem, czy Gallem, czy nazywał się
Miorszem czy Dzierswą, jest zupełnie oboję-
tną dla samych dziejów. Tak w literaturze nie
— 36 —
patrzy historyk, kto pisał, Michał czy Tadeusz,
ale co napisano, Grażyna czy Soplica. Osoba-
mi zajmuje się biograüa, ale narodem całym
dzieje narodu, i literatur* dzieje literatury.
Wszystko nam jedno, kto pisał dla nauki na-
széj wiadomości o Piastach i Popielach i zbie-
rał dawne słowiańskie podania, bo to rzecz
podrzędnej wagi, ale to główne co zebrał i co
napisał. W książce takiej właśnie jak p. bie-
lowskiego idzie więcej o treść podania jak o
autorów, którzy treść spisywali. W pierwszej
części wstępu jest tylko wstęp do dziejów ale
rzeczywiste dzieje ułożył autor w części 2giej
i 3éj.
Do części drugiej właśnie przechodzimy.
II.
DZIEJE LĘCIHTOW.
W historji pierwotnej, żeby coś zbudować,
potrzeba się przedewszystkiém rządzić nad-
zwyczajną ostrożnością. Nie można iść po o-
macku w ciemnościach, i dla tego lepiej nie
brać się do tworzenia systematu, jak ciągle
zgadywać jedno, drugie i trzecie. Historyk
epoki późniejszej, kiedy skreśla dzieje narodu,
który czuł, działał i pisał, zbiera tylko zeźró-
deł podania, zlepia je kunsztownie, nadaje ca-
łości formę i obrobienie artystyczne, i składa
tak piękne dzieło, że w niem każda osoba po-
jedynczo działa, każda za siebie mówi. Ale
w dziejach pierwotnych, nie może być kom-
pilacji twórczej. O początkach narodu, naród
sam nie pisał, tak jak dziecko nie pamięta,
gdzie i kiedy się rodziło. Są jednakże poda-
— 38 —
nia, są wieści tu i owdzie, swoje i obce, są po-
szlaki;— z tych urywków ?? historyk odga-
dnąć prawdę i wystawić jakiemi były począt-
ki narodu. Nie potrzeba tutaj wcale artyzmu,
twórczości, pięknego wysłowienia, bez czego
każda historjarozwiniętego jużorganizmnjest
bladą, bezbarwną i niezaslugujo właściwie na
wielkie nazwisko historji, bo tchnie jakby du-
chem kronikarskim; nie,-tutaj, przy budo-
waniu gmachu dla pierwotnych dziejów, po-
trzeba tylko głębokiego rozumu, daru zbliża-
nia wypadków, daru wnioskowania, nadzwy-
czajnej pamięci, a co nadewszystko ostrożno-
ści, i raz jeszcze ogromnej ostrożności. Jeden
krok postawiony nietrafnie, bez obrachowa-
nia, wiedzie z jednego błędu w drugi, i autor
który chce rozjaśnić dzieje pierwotne, sam nie
spotrzeże, jak zabłądzi w zaczarowaném kół-
ku swojego systematu, który postawił bez ża-
dnej zasady. Poetą być musi historyk Rzplitéj
polskiej, ale zimnym, prozaicznym myślicielem
ten, kto chce objaśnić dzieje pierwotne naro-
du. Poezja, twórczość, jest może zgubą dla
historyka, który ma tylko prawo kombino-
wać,— albo jeżeli chcecie, ma historyk, który
— 39 —
krytycznem okiem zwiedza ciemne miejsca
przeszłości, inną odrębną zupełnie, swoją twór-
czość, a raczej zdolność cxytania i wyrozu-
miewania podań, tych okruchów z dawno ubie-
głych lat, które jeszcze wiły się około kolebki
przeszłości.
Jeszcze jedna uwaga. Historyk rozwinięte-
go życia, opowiada jak i co było, tak a nie
inaczej jak było; inaczéjby fałsz podawał za
prawdę, a historja byłaby romansem. Złapać
go można zaraz na gorącym uczynku, jeżeli
skrewi i zapomni o świętych swoich powinno-
ściach. Ale historyk dziejów pierwotnycii, cho-
ciażby to był gienjusz dwa razy większyjak ge-
njusz autora ksiąg bibliograficznych, niema pra-
wa podawać swoich wyrozumieli, swoich opo-
wiadań, za rzecz nieomylną, za prawdę. Pisał
jak mu sic zdawał», jak rozumiał podania, jak
sobie obraz skreślił o początkach swojego na-
rodu. Jeżeli taki historyk weźmie choć jedną
część swoich wniosków za fakt, jeżeli sądzi,
że faktu tego żadna krytyka nie zbije i 6udu-
je na tern, buduje niezawodnie na piasku. Kry-
tykom zostawione jest wolne pole do domy-
słów, ale domysł, to jeszcze nie historja. Ten
- 40 -
domysł może wiele objaśniać tajemnic, ale
nie wiemy jeszcze czy objaśnia wszystkie. Tak
i w fizycznym świecie: Kopernik odkrył cudy
stworzenia, ale Newton i Keppler dowiedli, że
wielki astronom się nie myli. Przed nimi, sy-
stemat Kopernika był hypotezą, systematem,
niczein więcej. W świecie umysłowym nie tak:
wypadków politycznych nie można wziąśćpod
kredkę i pod rachunek, nie można dowieść, że
tak było z pewnością, ale nie inaczej. Dowo-
dem jest kronika. Dla czegóż wiemy np. z pe-
wnością, o roku zaślubienia się Jagiełły z Ja-
dwigą, o roku śmierci Kazimierza W Bo te
wypadki zanotowały kroniki spółczesre tym
wypadkom. Alespółczcsnych kronik nie było
przy urodzeniu się Lechów, albo Polski;a
potem naród nie powstaje tak, jak dziecię się
rodzi. Dziecięciu można oznaczyć miesiąc,
dzień, godzinę, minutę nawet przyjścia na
świat, ale któż nawet mniej więcej dziesiątek
lat oznaczył powstaniu jakiego narodu? W hi-
storji pierwotnej więc, musi leżyć wiele taje-
mnic; jedne z nich odkryje nauka i zdolność,
drugie na zawsze pozostaną zakryte przed o-
kiem i rozumem ludzkim. Ale jeżeli tak jest,
— 41 —
jakiejże potrzeba nadzwyczajnej ostrożności,
żeby odgadnąć to, co odgadnąć się da, że już
nie powiemy, jakiego potrzeba na to rozumu.
Ogromna praca, trud wielki!
Zdaniem naszém, p. Bielowski w dziejach
Lęchitów dwóch wielkich błędów się dopuścił,
a naprzód, że swój systemat podawał za fakt,
zaprawdę. NaMiorszu oparł całą sieć swojego
dowodzenia, a pokazaliśmy, że Miorsz i kro-
nika jego, która ma pochodzić z czasów Ryxy,
jest urojoną osobą. Bogata fantazja poetycz-
na, zawiodła p. Bielowskiego pomiędzy ste-
py i manowce, na których zbłądził, bo lada
pozór brał za dowód, że jakiś Miorsz pisał w
XI wieku w Polsce, że Miorsz ten czerpał je-
szcze z jakichciś dawniejszych kronik lęchic-
kich, że miał nawet pod ręką listy Alexandra
W. Macedońskiego, i w nich czytał o bojach
tego bohatera z Lęchitami. Gdyby p. Bielo-
wski dowiódł i przekonał, że Miorsz rzeczy-
wiście był Miorszem, i że pisał za czasów By-
xy, niemielibyśmy nic przeciw temu, że opie-
rać się chciał na najdawniejszym pomniku hi-
storji naszej, ale że nie dowiódł tego, że na
urojonej księdze i autorze buduje pomnik
— 42 —
narodowej stawy, okoliczność ta dziwnie prze-
ciw niemu uprzedza. Dla tego też p. Bielów«
eki podawał za fakt tylko swoje marzenia senne,
nie za systemat, jak są systemata innych, nie
za domysł po prostu, juko domysł, który o-
bjasnia pierwiastki narodu i genjusz dawnej
Polski. Napisał więc historią, a raczej wynik
swojego rozbioru i cudy naopowiadał o Rzymia-
nach, Biesach, Trakach, Autarjotach, lestkach,
Remetalkach, Bardylach, Decebalach, cudy o
których sit} nikomu z nas nie śniło. Nowa zu-
pełnie historja zajęła dawnej miesce. Wypa-
da z tego, że po szkołach i po książkach ele-
mentarnych, dzieci się fałszów uczą i że my tyl-
ko o fałszach słyszeliśmy; rzecz się ma tymcza-
sem dobrze inaczej, jak o tern wszyscy dobrze
Wiedzą. Miorsz jako zasada, był głównym błę-
dem; ale i Miorsza pominąwszy, p. Bielowski
lada czemu uwierzył, jeżeli to podług jego
zdania miało popierać systemat. A wyszło
z tego wszystkiego, że nawet to w czém panu
Bielowskieinu przyznalibyśmy chętnie słusz-
ność, wydaje się nam tak ekscentryczne, tak
nowe, że w kim innym może i niewiarę obudzi.
Dla czego Miorsz miał być koniecznie u źró-
— 43 —
dła tajemnicy, chociażby pisał i w XI wieku?
Od Alexandra Macedońskiego aż do Ryxy
upłynęło wieków tylko 14. Cofnijmy się my-
ślą sami o 14 wieków. Czy może kto z nas
powiedzieć teraz co o Polsce, za czasów Romu-
lusa Augustula iOdoakra? Dla czegóż Miorsz
ma taką wiarę? A potem ten Miorsz psuł kro-
niki dawno lęchickie, rubil luki w swojem
dziele, lat 800 wyrzucał, plątał w jedną całość
dzieje naddunajskie z naciwartańskiemi, De-
cebela gwałtem robił Ziemowitem, który miał
ród Piastów obalić? wszakże sam p. Bielow-
ski wskazywał na te rażące sprzeczności w kro-
nice swojego ulubieńca, i jakże być tak nieo-
strożnym, żeby to jedynie, co się z Miorsza
wzięło, podawać za prawdę dziejową.
My tutaj nie kréslim nowego systematu.
Nie powiadamy, jak wystawiamy sobie po-
czątki narodu polskiego, a dajem sprawozda-
nie tylko o dziejach Lęchitów, które pan Bie-
lowski napisał w dalszym ciągu swojego wstę-
pu krytycznego. Będziem więc iść tylko krok
za krokiem za wnioskami autora, będziemzwra-
cać uwagę na słabość jego dowodzeń, i nastron-
ność jego dla Miorsza i dla systematu. Na
- 44 —
miejsce obalonych marzeń, swoich marzeń nie
posta wim.
Ale mała uwaga wprzódy, zanim dalszy
przegląd dzieła zaczniemy. Autor budując
własny systemat, umie przypiąć łatkę swoim
poprzednikom, którzy zajmowali się przed nim
opracowywaniem dziejów pierwotnych. Zbija
ich wnioski, przypuszczenia i dowody, tam nie-
raz gdzie te wnioski i dowody są przynajmniej
bardzo prawdopobne. Mimowolnie nastręcza
się myśl, że gdyby jakikolwiek z tych wnios-
ków, uroił się wprzódy p. Bielowskiemu, za-
raz cała historja przyjęłaby inną postać pod
jego ręką, bo lada napomknięcie starczy au-
torowi za fakt, a na faktach ciągle i ciągle
buduje. Autor wstępu nie widzi nic dobrego
w rozumowaniach swoich poprzedników, dla
tego, że są mu wprost przeciwne; mielibyśmy
prawo oskarżać go tedy o zbytnią miłość wła-
sną, ale miłości własnej tam być nie powinno
gdzie idzie o naukę, gdzie się rozwiązuje ży-
wotna dla nauki kwestja o pierwocinach na-
rodu.
Ale te wycieczki, te rozprawy o innych,
nadzwyczaj pomnożyły dzieło p. Bielowskiego,
— 45 —
Niesposób więc śledzić za każdym iego kro-
kiem Prowadząc ciągłą polemikę przeciw wszy-
stkim autorom starym i nowym, nieprzepusz-
czając nawet źródłom samym, autor wstępu
krytycznego obudził tyle uwag, które się na-
stręczają przy czytaniu jego dzieła, że spisane
wszystkie, utworzyłyby większą może książkę,
jak całe dzieje Lęchitów. Praca byłaby mo-
zolna i zbyteczna. Na każdej karcie znaleźli-
byśmy coś nowego, co nie sympatyzowało z
z poprzedniém, albo z prawdą historyczną.
Myśmy swój własny exemplarz Wstępu kry-
tycznego zapisali tłumem tych drobnostkowych
uwag, bo i p. Bielowski jest taki drobnostko-
wy ze swoją erudycią. Znajdują się nawet
rzeczy bardzo postronne w całej filipice p.
Bielowskiego na dawnych pisarzy, które wcale
nie należą do dziejów lęchickich, i są tylko
dowodem tej właśnie drobiazgowości autora,
w tak ważnym przedmiocie, np. te uczone roz-
prawy,'powtórzone wkilku miejscach, że Win-
centy moralizując przepisywał Cycerona dzieło
de Bepublica i inne. Myśmy nieraz w przy-
toczeniach p. Bielowskiego niewidzieli nic, co-
by usprawiedliwiało to przepisywanie; że cza-
— 46 —
sem wyraz ten sam użyty, że myśl bardzo da-
leko podobna jedna do drugiej, to przecież
zaraz nie dowód ślepego kopiowania wzoru.
Jeżeli się wyrwie staremu kronikarzowi myśl,
a p.Bielowskiemu zdaje się, że u tego kronika-
rza ta myśl byłaby za mądra, za głęboka, za-
raz na placu Cycero. To już dawni kronika-
rze podług tego i myśleć nawet nie umieli i nie
zdobywali się na prosty sens moralny? kopio-
wali zaraz. Dlaczego? Więc nawet takie pro-
ste zdanie np. że słońce świeci, musieli brać
ze swoich wzorów, jak ów mnich w Monacho-
machji, co z uczonego Tostata, dowiedział się
o tern, że po nocy dzień następuje? A tym-
czasem rozmaitémi takiémi dowodzeniami, p.
Bielowski odciąga raz wraz uwagę czytelni-
ka, to w tę, to w tamtą stronę, na niepotrzebne
wcale wycieczki. Niechajby swoje spostrzeżenia
historyczno-literackie, rozwijał w osobnych
rozprawach; bo tak jak jest, faktów w książce
tak wiele, że niesposób iść wszędzie za autorem
Wstępu. Recenzją dzieła p. Bielowskiego, po-
trzebaby na dobrą sprawę napisać kategory-
cznie, to jest należałoby przywodzić jego roz-
prawy w treści, stronnica za stonnicą i albo
- 47—
zgadzać się na ich wyniki, albo je zbijać. Wska-
żem więc dalej tylko na glówniejsze zarysy
dzieła, żeby zaokrąglić sprawozdanie nasze o
samych tylko nowychdomysłachjego history-
cznych, o których czytaliśmy we wstępie kry-
tycznym.
Najpierwsze wyrazy w Miorszu, które to
niby tajemniczością swoją dziwną, zwracają
na siebie uwagę p. Bielowskiego, są następu-
jące: „hic (to jest Vandalus, o którym wyżej
była mowa) ex nomine suo fluvium, qui nunc
Wysla vulgariter nuncupatur, Vandalum cen-
suit appellari: nam etmons de quo oritur di-
ctus iluvius Vanda, ab ejusdem nomine vo-
citatur" t.j. Wandal od imienia swojego dzi-
siejszą rzekę Wisłę; kazał przezywać Wanda-
lem, albowiem i góra z której ta rzeka wypły-
wa, zwie się Wandą odjego imienia.— P. Bie-
lowski zajęty myślą, że czyta o dziejach przod-
ków słowiańskich, jeszcze nad Dunajem, przy-
jąwszy za pewnik, że Wisły nigdy nie nazy-
wały przechodnie po ziemi naszej ludy, Wan-
dalem, poprawia cały tekst ukochanego swo-
jego Miorsza, wyrzuca Wandę, a pisze na to
miejsce Adea, bo Adea w tamtych stronach
— 48 —
znaczyła niewiastę. Wandala przemienia na
Adrius, Vandalorum na Adrwtarum, a wyraz ,
który znajduje się w Miorszu, niby obja-
śnienie do Wandalów (Vandalorum, id est
Polonorum, sive Lechitarum)zupełnie pomija,
jako wcale tutaj niepotrzebny, i oczywiście
wtręt jakiegoś tam przepisywacza (str. 201 i
291). Nie możem w żaden sposób pojąć śmia-
łości, że nie powiemy więcej, takiej przemiany.
Pojmujemy to, że w Kotysach, Remetalkach,
Decebalach, p. Bielowski widział Popielów i
Piastów,bo jakkolwiek na dowodzenie tożsamo-
ści tych rozmaitych osób, silił się widocznie i
nakręcał świadectwa, ale przecież można byîo
coś, gdzieś uchwycić, chociażby z odległości
niezmiernej, żeby jeden fakt z drugim od-
dzielnym, obcym mu zupełnie zespolić.
Przypisywalibyśmy to zbliżenie fantazji poe-
tycznej autora, który ma swoje nawet history cz-
nejasnowidzenia, ale tutaj, zmienić całą termi-
nologjąautora, na którym się buduje systemat,
zmienić bez namysłu i bez powodu, dla myśli
a priori, że Miorsz nie może tutaj mówić o
Wiśle, ale o morzu Adrjatyckiém i o stoku
góry Adrjon, która dzieliła Dalmacja na dwie
_ 49 —
części, u stóp której płynęła rzeka Adrja, da-
jąca swoje nazwisko stolicy, ludowi i samemu
morzu, przenieść tak kraj cały jeden w inne
strony i ziemie, dla swojego widzimi się, nie,
my tego pojąć niemożem, jakim to sposobem
sie stało; jak można było bez najmniejszego
dowodu, dopuście się tak strasznej obrazy ulu-
bionego autora, który co innego napisał, a ka-
zi mu po śmierci rozpowiadać o czemś innem.
P. Bielowski stworzył Miorsza, opisał z naj-
większą dokładnością jego życie, a nareszcie
poprawił i tekst jego, po ośmiu wiekach! Do-
prawdy, to niezmierna erudycja.
Tak więc, zamiast Wandalów, są Adrjoci.
Miorsz objaśnia, że Wandale, są to Polacy,
inaczej tak nazywani Lęchici. P. Bielowski więc
ostatecznie usuwa Wandalów; Polaków wy-
rzuca z tekstu, bo pokazują się jeszcze zbyt
wcześnie, a uważając okoliczności, że Adrjo-
tów nazwisko jest uczone, wzięte od morza i
nadane pewnie ludom dalmackim przez Rzy-
mian i Greków, więc obce samym ludom, bie-
rze za drugi wyraz, który stał w Miorszu i
utrzymuje, że sami ci słowiańscy nasi praojco-
wie, nazywali sięLęchitami—-lęchami. Stądza-
— 50 —
czynają sie dzieje naszych Lachów w Dalmacji,
jako przedmowa do historji polskiej, bo kiedy
potem te lachy przeszli Karpaty i udali się na
północ, jedno pomiędzyniemi pokolenie prze-
zwało się polskiém. Polska więc dzieje swoje
zaczyna nad Wisłą i Wartą, ale ojcowie Pol-
ski Lecliioi. już w głębokiej,starożytności sły-
ną nad Dunajem. Jakimże jednak sposobem
doszedł p. Bielowski. że Adrjoci aLechici to
jedno? Dosyć było wprawdzie na to zamiany
jednego wyrazu w kronice Miorsza; jeżeli się
Wandalów na Adrjotów zamieniło, oczywiście
Adrjoci są Lęchitami, bo i Wandale w Mior-
szu są Lęchitami. Dwie ilości równe trzeciej,
są równe sobie, to pewnik matematyczny. Ale
p. Bielowski ma jeszcze inne dowody. Autor
wie ze Strabona, źe Adrjoci mieszkali koło je-
ziora, które sięjpo grecku nazywało Lynkistis,
z Polybiusza wié, że to jezioro leżało w krai-
nie zwanej Lychnis. Livius wspomina ojakiejś
górze Lingon na pograniczu Epiru. W tam-
tej właśnie okolicy, od adrjatyckiego morza
aż po Epir,"znajdowało się jezoro Lynkistis i
kraina Lychnis. A więc i Grecy jeszcze i Rzy-
mianie, nazywali Adrjotów Lęchitami, albo
— 51 —
raczej Lęchitami i Lechami. I słusznie: brzmie-
nia nosowe przechowały się li tylko u Pola-
ków, pomiędzy słowiań^kiemi narodami, spra-
wiedliwie zatem, żeby w nazwisku nawet odbi-
jała się charakterystyka praojców Polski. Pan
Bielowski zapomniał, że ci mniemani Lęchici,
byli ojcami nie tylko Polaków, ale wszyskich
Słowian, i jeżeli przez wzgląd dla nosowych
dźwięków naszych, mogli być Lęchitami, to
znowu przez wzgląd ważniejszy dla wszystkich
innych plemion słowiańskich, które przecież
razem wzięte liczebnie przeniosą siłę Polaków,
mogli być po prostu tylko Lechami. Pan Bie-
lowski zapomniał, że lech, jak go wszyscy ro-
zumieli i rozumieją, znaczy rycerza; że lech
mógł być wszędzie, w jednej i w drugiej sło-
wiańskiej ziemi. P. Bielowski zapomr.Lł, że
żadne źródła greckie i rzymskie, nie wzmian-
kowały nam nigdy o narodzie Lechów, albo
raczej Lechów, narodzie silnym, potężnym,
starożytnym i sławnym, bo walczył jeszcze za
Darjusza Histaspa na płaszczyznach Dalmacji
przeciw swoim najeźdźcom, bo panował sze-
roko od Adrjatyckiego morza, aż po Mace-
donję, Epir i Karpaty, bo przeważał nieraz
— 52 —
szalę oręża rzymskiego, zwycięża! Cezara le-
gjony, Douiicjana i Trajana. Czy to być mo-
że, żeby llzymianie, nawet nazwiska tak wiel-
kiego narodu nie znali? Codzienne mając
z nim stosunki, mając go u bram swojej stoli-
cy, bo we Włoszech, nie znali go? Cezar za
królów tego ludu wydawał córki, inni cesarze
prosili o przyjaźń królów lęchickich, bili dla
nich medale: wszyscy jednak nazywali Deoe-
biila, Kotysa, królami Daków, a to byli jednak
królowie Lęchitów.NawetTacyt,historyk grun-
towny i uczony, który ciemną i prawie niezna-
ną północ Europy opisywał, niemiałby wie-
dzieć, jak się rzeczywiście zwali Dakowie, on
taki sumienny, tak umiejący zgłębiać rzeczy,
tak ostrożny, że słówka nadto nie wymówił,
jeżeli tylko pół prawdy miał głosić?
W głowie zatem p. Bielowskiego powstał i wy-
bujał wielki naród Lechów, którego wcale nie
zna historja. Ajednak dzieje tego narodu pi-
sał p. Bielowski opierając się naMiorszu. Au-
tor Wslrpu krytycznego nie przebiera w środ-
kach. Kreśli, maże, zbliża autorów, poprawia,
sam dodaje to, co według nieg) dodać do ich
tekstu potrzeba; dzięki takiemu systematowi,
— 53 —
dzieje Lęchitów pokazują się jako nadzwyczaj
ciekawe, obfitujące w lakta, wypełnione w o-
obrazie.
Zęby poprzeć podania, których niema w
Miorszu, p. Bielowski na chwilę zbacza do
Wincentego i Mateusza, rozbiera ich wiado-
mości i wierzy mocno, że znalazł, to samo wo-
ryginale co i w kopjach. W rozmowie, którą
u Cholewy prowadzą Jan z Mateuszem, Jan
zapytuje swojego towarzysza, skąd się wzięły
pierwiastki ustaw polskich? A Mateusz wpa-
da w zapał i odpowiada Janowi, że u staroży-
tnych trzeba szukać mądrości, i że on sam
jest uczniem starożytnych. Dlap. Bielowskie-
go to dowód, że Mateusz mówi tutaj o rzym-
skich i greckich pisarzach, anie o starcach, od
których mógł dowiedzieć się ciekawych rze-
czy o przeszłości, bo starcy pamięcią swoją
głęboko zaglądali w czasy minione: biskup
krakowski podług niego, miał wyższe o hi-
storii wyobrażenie, bo bajdy starców o wie-
kach zamierzchłych nic wpływają do jego po-
wieści. Sam wyższy między spółczesnymi na-
uką, Mateusz miał przedewszystkiém cenie
wzorowych pisarzów starożytności i dla tego
— 54 —
w kronice swojej rozmawia z oczytanym Ja-
nem o historji, trzymając się ścisłe pomników
piśmiennych. Daleko też bardzo zaszedł za
niemi!
Z pisarzów rzymskich, znany był przedewszy-
stkiém Mateuszowi, zaginiony dziś Trog Pom-
pej, z niego więc „bierze wstęp do swojej kroni-
ki, bo wié, że cb przed nim Mioisz i inni o Gra-
chu i Leszkach napisali, to miało główną pod-
stawę w tymże Trogu Pompeju" (str. 224)
Troga uczcił Pliniusz przydomkiem: auclor se-
verissimus. Otóż tego, a nie innego autora su-
miennego, rozumiał Mateusz, kiedy powiad
Janowi,, że mądrości trzeba się uczyć usfaro-
żytnych i że sam jest ich uczniem. Mateusz pi-
sze, że opowiadał mu pewny staruszek (grandis
natu quidam) o dawnych dziejach—ten staru-
szek, to nie kto inny, tylko Trog Pompejusz
podług p. Bielowskiego, bo, dowodzi tego au-
tor Wstępu, Jan i Mateusz, którzy rozmawiali
z sobą, byli już obadwaj staruszkowie (gran-
daevi), a czy można przypuścić, że ich trzeci
jakiś staruszek ustną pogadanką, a więc z pa-
mięci, o tak dawnych czasach naucza? „Kto
tak to miejsce tłumaczy, ten nie przypuszcza
w kronikarzu naszym żadnej logiki'1 (str. 228)
— 55 —
Daruje nam autor,—może i nas także o brak
logiki posądzi, ale my w żadea sposób w tém
określeniu Mateusza: grandis natu quidam nie
możem także widzieć, żęto ma być koniecznie
Trog Pompej. Czyżby p. Bielowskiemu zda-
wało się, że rozmawiający ze sobą W kronice,
Jan z Mateuszem, byli ciągle starcami? To
niepodobna. Musieli i oni kiedyś uczyć się,
kiedy potem jeden z nich był oczytany, a dru-
gi kompletnie uczony. Uczyli się za lat młod-
szych i byli kiedyś niezawodnie dziećmi. I dla
czegożby ten grandis natu, nie miał być rzeczy-
wistym staruszkiem, który zapamiętał sam
może jeszcze czasy Bolesława Śmiałego i opo-
wiadał to ciekawym dzieciom, na co patrzał,
o czém od ojców swoich słyszał! Niech pan
Bielowski uważa to za brak s idu i zdolności
historycznych, ale doprawdy tu logiczniej po-
myśleć o jakimś staruszku, a nie o zacnym
Trogu Pompeju. W innych rękopismach Mate -
usza, znalazł autor glossę nad wyrazami, gran-
dis natu, to jest dwa wyrazy senex progenię,
albo coś podobnego; to już dowód także, że
o Trogu mowa, bo Trog pochodził z arysto-
kratycznej rodziny rzymskiej, którą wskazuje
56
wyrażenie progenia. Tak mało potrzeba na-
szemu autorowi; jednej zmyłki, jednej wersji,
jednej glossy, żeby z tego zaraz cos zaraz u-
tworzyć, że doprawdy musielibyśmy p. Bie-
lowskiemu odmo .vie i najmniejszego nawet
namaszczenia na wielki urząd dziejopisarza,
a zwłaszcza czasów pierwotnych Polski, gdy-
byśmy się niebali go obrazić tym wnioskiem.
O Macedonji niema np. zupełnie wzmianki w ca-
łym tym wyciągu z Mateusza, a p. Bielowski
utrzymuje, ze tam właśnie mowa o Macedonji
i o Amyncie, ojcu Alexandra W. Je"żeli zwa-
żym, że ten wyraz Amynta pisany jest roz-
maicie po rękopisach: Camnito, Kamilta, Ka-
minto, nawet Kanuto, na podobnej zasadzie
oparci, moglibyśmy tutaj twierdzić, że tu mo-
wa o jakimś Kanucie skandynawskim; potrze-
ba, tylko wyszukać pomiędzy niemi którego
w historji dziewięciu wieków po Chrystusie,
coby się tutaj nadał właściwie.
Odkryliśmy więc drugie jeszcze źródło au-
tora Wstępu krytycznego. Na Miorszu dotąd
budował wszystko, teraz opiera się na pewniej-
szej podstawie, bo dowiódł i przekonał się sam,
że Mateusz wypisywał z Troga całe ustępy
— 57 —
do swojej kromki. Miorsz czerpał z dawnych
kronik lęchickich, Pompejusz czerpał oczywi-
ście z dawniejszych od siebie autorów grec-
kich i rzymskich, i stąd to pochodzi cala ta
pewność, z jaką wierzy p. Bielowski w swój
historyczny systemat.
A czy dowiódł tego, że czerpali z Tro-
ga Mateusz i Wincenty? wszakże Troga nie-
ma na świecie? wszakże Troga znamy, tyl-
ko ze skrócenia Justyna? Tego pan Bie-
lowski nie dowiódł, ale znalazłszy gdzieś wy-
rażenie w kronikarzu, ut ait Trogus, domy-
śla się sprawiedliwie, że wszystko, że cala po-
wieść o czasach bardzo dawnych, o dziejach
naddunajskich, wypisana z Troga. Na téj zasa-
dzie p. Bielowski pisze np. (st. 225)sam
dodałem, rękopisy mają tylko lief a potem:
„adversus,, tak poprawiam, rękopisy mają de-
inde cum." Listy Alexandra W. miały być
,podrabiane w czasach bardzo dawnych i na
podstawie historycznej" (str. 264); otóż te
właśnie listy służą tutaj p. Bielowskiemu, za
wyborny pendant do Miorsza i Troga Pompeja.
Rzucimy do tego mimochodem pytanie, co to
znaczy przerabiać coś na podstawie historycz-
_ 58 —
néj Każde podrobienie historji jest. już sfał-
szowaniem historji i być inaczej nie może.
Podrobienie, już teru samem, że podrobienie,
żadnej nie może mieć wagi przy poszukiwaniach
uczonych dla badaczów przeszłości. Kto na
podrobieniach osnuwa swój systemat, straszli-
wie błądzi. Oszukuje się sam dobrowolnie i
drugich łudzi. Dlap Bielowskiegodowód jest
jak dzień jasny, że Mateusz kopiował Troga,
w tem wyrażeniu kronikarza, ,,że w starcach
jest modrość," bo to było podług autora, ja-
wne wyznanie Mateusza, że uczniem jest sta-
rożytnych; dla pana Bielowskiego jest też do-
wodem, że biskup nasz przepisywał koniecz-
nie Troga dla tego, że raz tylko wspomniał
jego nazwisko,—a dla nas to rozumowanie p.
Bielowskiego jest znowu dowodem, jak dzień
jasnym, że autor wstępu jest zbyt łatwowierny,
kiedy takie napomknienie bierze za fakt, a takie
przyznanie się za dowód. To przestroga dla nas,
jak ostrożni być powinniśmy z najmniejszem
słówkiem, jak go powinniśmy ważyć, oglądać,
cenić, żebyśmy.się z czem takiém nie wyrwali,
niechcący zupełnie, bez myśli, co dałoby pó-
źnym potomkom naszym powód do wniosków
— 59 —
o naszym charakterze i stosunkach osobistych,
a może i o stosunkach kraju naszego i litera-
tury do Europy.
Na takich niepewnych wnioskach i rozumo-
waniach, autor oparł dziwną postać history-
czną swojego Graka, który ma być naszym
Krakusem. P. Bielowski powiada, że staroży-
tne imiona Herakles, Herkules, znaczą to sa-
mo coGrak, i że najdobitniej przechowała się
dawna forma ilirska tego imienia w nazwisku
miasta Dirrachium, które miał założyć Sy-Tcr
yo;, bo mieszkańcy tameczni rozpowiadali, że
zalożycielf-m ich stolicy jest Herkules. Przed-
imek 5v często się znajduje, powiada p. Bie-
lowski w imionach ilirodackich, i na dowód
swojego twierdzenia przywodzi nazwiska: Di-
ceneus, Dicomas, Decebal, które brzmią też
i Keneas, Co.nos, Cebal. Z tego wniosek, że
Dyrachos, był kiedyś Radios, a przez przy-
dech grecki Graohos (czemu nie Hrachos?).
Możemy zapewnić p. Bielowskiego, że w pi-
sowni greckiej ten przydech, kładł się po li-
terzer, ale nie przed nią, że takim sposobem
jego »Payos, brzmiał nie Grachos, ale Rha-
chos.
— 60 -
Usprawiedliwiwszy takim sposobem bardzo
wolny domysł, że Dyrrachium miasto jest za-
łożone przez Krakusa, którego poprzednicy p.
Bielowskiego nazywali.ojcem Wandy i którego
niesprawiedliwie mieszali z Krakiem nad Wisłą
w starym wawelskim grodzie, p. Bielowski po-
stanowił znaleść tego Rhacliosa w kronikach
greckich. Że Trog Pompej opisywał przewa-
gi ilirów na morzu, na cztery wieki praed Chry-
stusem, a te cztery wieki jakoś graniczyły z
wyprawami Alexandra W., które już wprzód
zauważał w Miorszu p. Bielowski, wypadało
z tego,że bohatyra przewag ilrskich, po-
trzeba było użyć za Rhacliosa,i zrobić go
Krakusem, żeby jednym węzłem połączyć ja-
koś rozmaite podania Mateuszowéj kroniki.
1J. Biel. znalazł imię: Bargulus, Barcułus; w je-
dnym z rękopisów bibljoteki Zamojskich, zna-
lazł obok tego imienia dodatek latro illirius,
a polski przepisy wacz kodeksu, nad illirius do-
dał czarniejszym atramentem: slavonius. Dla
p. Bielowskiego ten ciemny może przepisy-
wacz, był już jednym z najświatlejszych ludzi
w Polsce w XV wieku, bo wiedział, że Hii-
ro wie są przodkami Słowian. Mierna więc wąt-
pliwości, Bargulus to Krakus.
— 61 -
Ale jakże połączyć te dwa imiona, zupeł-
nie do siebie niepodobne? P. Bielowski ucieka
się do erudycji i z Fronćina, zDiodora, z Ar-
riana, Ilelladiosa z Byzantu, Libaniosa, wypi-
suje wersje tego imienia: Ardis, Bardylis, Bar-
dylinos, Bradyllis. Pan Belowski powiada,
że z Ardis, zrobiło się Argylis lub Arclis, a
od tych wersji do Graeha krok tylko. I z te-
go wniosek: ,,niepodlega najmniejszej wątpli-
wości, że Grak w kronikach polskich, a Bar-
dył u pisarzów starożytnych, są jedną i tą sa-
mą osobą" (str. 250).
Wszystkie te etymologiczne wywody w hi-
storji, uważamy za czczy dowcip, który do ni-
czego doprowadzić nie może, té m samém, że
jest dowcipem. Słyszeliśmy np. jednego filo-
loga dowodzącego, że jour Irancuzkie w pro-
stej 1 i ?j i pochodzi od łacińskiego dies. Było
trzeba nadzwyczajnego dowcipu, żeby sprządz
te dwa wyrazy, w których nawet jednej gło-
ski wspólnej nie było. A jednak filolog prze-
konał nas: od dies, mieli Rzymianie przymiot-
niki diurnus, język włoski jest pierworodnym
synem łacińskiego, i łacińskie przymiotniki ła-
two na rzeczowue imiona wykręcał, mógł więć
— 62 —
dzień nazwać diorno, potem giorno, z tero ro-
dzi się l'rancuzkie journée; uciąć końcówkę,
pozostanie się jour, który prosto płynie z dies.
Pytanie, czego dowodzi podobny dowcip?
Drugie pytanie, czy nie można ta kim sposo-
bem dowieść, że wyraz słońce, pochodzi od
wyrazu księżyc? Trzecie pytanie, coby to było,
gdybyśmy tak polskie nasze wyrazy rozbierali
i z nich budowali lakta, np. Ziemowit, — wit
to rycerz, ziemo to ziemski, więc ziemski ry-
cerz; gdybyśmy z tego potem wnieśli, że ten
Ziemowit, to jest rycerz ziemski później już
po jakimś dokonanym czynie, przyjął takie du-
mne imię, i że wprzód się nazywał inaczej; da-
lej, gdybyśmy zaczęli szukać tego imienia Mo-
glibyśmy tak może dowieść, że Ziemowit był
Alexftndrem W., albo Alexander Ziemowitem,
trzeba tylko na to dowcipu i dyalektyki. Ale
nieuprzedzajmy wypadków: p. Bielowski do-
prawdy cudy zrobił z te^o Ziemowita, kiedy
to imię krytycznie rozebrał, obejrzał, i obja-
śnił. Są rzeczy w niebie i na ziemi, o których
się filozofom naszym nie śniło.
P. Bielowski powiada w ostatecznym wnio-
sku swoim całej rozprawy o Graku, że Strabo
- 63 —
pisarz rzymski, zajmował się żywiej dziejami
ilirskiemi, jak inni historycy wielkiego rumu-
lusowego cesarstwa. W dziełach jego jeogra-
ficznych, znalazł autor ważne napomknienia
z dziejów, rzucone nawiasowo. Dowiedział się
z tvch napomknień, o szerokiem panowaniu Au-
tarjotownad Tracją i Ilirją. Alekiedy to pań-
stwo Autarjotów powstało? jacy bohaterowie
byli przy urodzeniu się? jak długo kwitnęło
to państwo? jakie granice? nikt zgoła nie wie-
dział. Otóż p. Bielowski odkrył, że wypadek
ów z dziejów ilirskich, w historjach starożyt-
nych zatracony, znalazł się w zupełności w kro-
nikach polskich. Państwo Autarjotów powstało
na cztery wieki przed Chrystusem, a bohate-
rem , ojcem tego państwa był Burdy], czyli
Krakus, ojciec Wandy. Bardyl ten zwał się
Herakles. P, Bielowski rzuca domysł, ale go
za prawdę jednak nie podaje, że mógł być
tym Bardylem sławny Herkules, półbożek mi-
tologiczny, bo Ilekatej, Skilax i inni twierdzą
że owa Erytja, na którą wyprawę odbył Her-
kulesznajdowałasię właśnie na brzegach Epiru,
a nie kołosłupówilerkulesowych w Hiszpanji,
ado tego jeszcze około Dyrrachium, było po-
— 64 -
le czci Herkulesa poświecone. Dalej p. Bie-
lowski zakreśla szczegółowo granice Bardy-
lowego państwa.
I te wszystkie sprawy mieli kronikarze nasi,
a zwłaszcza Miorsz, wypisywać bezpośrednio
z jakiejś kroniki Içchickiéj i ma być to nieza-
wodnem, że zdarzenia te znajdowały się w Ge-
tikach, które pisałDio z Prusei i Kriton.
I Miorsz ma iść ślepo za swojém źródłem
w tym wypisie, a Mateusz ma nieprzestawać
na tem źródle, ale isć jeszcze doksią«' Troo-o-
wych i przytaczać z nich ustęp, rożny od słów
Justyna. Miorsz w swoim opisie podniósł wię-
cej stronę chronologiczną, powiada p. Bielo-
wski, a Mateusz stronę krytyczną. Obadwa
opisy mają się na wzajem uzupełniać. Skąd
wziął to wszystko p. Bielowski Autor nam
doniósł, że znalazł jakieś ułamki Troga Pom-
peja w bibljotece Ossolińskich, które przygo-
tował do druku i ma je wydać. Te wyjątki
czyli urywki, ani na krok niedowiodą tożsa-
mości Bardyla z naszym Krakusem. Bo żeby
w nich widzieć to, co się panu Bielowskiemu
podoba, potrzeba mieć jego miłość dla systc-
matu, przenikliwość historyczną i dowcip.
- 65 —
Natrafiwszy już raz na drogę, po której miał
iść, p. Bielowski krok w krok siedzi za poda-
niami narodowemi, sformułowanemi u Mate-
usza i Wincentego— i do Wandy, Krakusów,
Leszków, Przemysławów naszych, przystoso-
wuje obce imiona, na chybił trafił wzięte, ale
jednak w pewnym chronologicznym porządku,
z rzymskich i greckich pisarzy. W innej sza-
cie zdaje mu się, że odkrył to owego Leszka,
co konno dobiegł do mety i został królem, to
rycerza domagającego się ręki Wandy z orę-
żem w ręku, to owego Przemysława, który drze-
wa za żołnierzy przestroił i świetne nad najezd-
niczym nieprzyjacielem odniósł zwycięztwo.
Widzieliśmy,że imię Bardyla nie dźwięczało tak
samo jak Krakusa, a jednak Krakus i Bardyl
jedną byli osobą; a więc z tego nie idzie wca-
le, żeby jaki Klejtos i Glaukias nie mógł być
także Grakiem, a Byrebistas Przemysławem,
Kotys Leszkiem, Pompiljus Popielem, co go
myszy zjadły.
Już przyzwyczailiśmy się do przekręca-
nia nazwisk naszych przez francuzów, ale
przyznamy się, że chociaż genialnie zacie-
rają słowiańskie brzmienia nasi przyjaciele
— 66 -
z nad Sekwany, nic to jeszcze przy Rzymia-
nach i Grekach. U Francuzów przynajmniej
ski albo wicz na końcu zostało, a u Rzymian
ani jeden dźwięk słowiański nie pozostał. Bo
jakże tego, co nazywał się po swojemu Krak,
mogli Rzymianie przechrzcie na Bardyla, jak
Glaukiasa, albo Kotysa zrobić Leszkiem? A je-
dnak rzecz dziwna, dźwięki germańskie znać
u Rzymian: Hermann, to przecie do Arminius
podobne.
Pan Bielowski wie tedy, że po śmierci Gra-
ka W.,przyszli do władzy u Lęchitów syn je-
go Grak ligi i córka Wanda i że każde oso-
bno panowało w swoim udziale, że Grak był
wygnany nie długo, a Wanda poległa z ręki
Kinny córki Filipa, a siostry przyrodniej
Alexandra W. Bratobójstwo i smok na Wa-
welu, to myty z nad brzegów Adrji.
Zkąd ta znowu pewność? Miorsz powiedział,
że syn Kraka nazywał się także Krak; Krak
jest toż samo co Herkules, jak dowiódł pan
Bielowsfci, więc syn Kraka zwał się i Her-
kulesem, a że u Arrjana jest wspomniany ja-
kiś Klejtos, ani chybi, że syn ten, drugi mo-
narcha Lęchitów, brat Wandy, przez staroży-
— 67 —
tnych znany jest pod imieniem Klejtosa. Dla
czego? Dla tego, że w kronikach naszych po
Grachu pierwszym, jest Grach drugi, a w kro-
nikach rzymskich, po Bardylu zaraz następu-
je w chronologicznym porządku Klejtos. Wstą-
pił on na tron po r. 340, a po r. 336 już nie
słychać o nim, więc panował krótko. Dalej
jestw kronice, wyrażenie: propter Graccoviam
regina constituitur (królowa obrana pod Kra-
kowem). Otóż to miasto Graka, czyliDirachium
leżało w krainie Partyeów, (nad rzeką Dryną
wychodzącą z jeziora Lychnidskiego), aie kró-
lowa była propter Graccoviam, więc nie pa-
nowała u Partyeów, ale gdzieś obok. Klojtos
wybijał się z pod władzy Alexandra W., mó-
wi Arrjan, a więc Klejtos rządził w krainie,
którą Filip odjął Bardylowi i tam właśnie by-
ła Partycja. Więc Wanda, czyli podług pana
Bielowskiego Adea, panowała w Dalmacji
czyli Liburnji, (była to część właściwej Adrjo-
cji). Czesi tę Wandę zwą Libussą, to jest
Liburnianką. Adea znaczy po prostu niewia-
stę: Wanda liburna, to znaczy więc: kobieto
Adryotka. (Czeskie i Polskie podanie zbite
w jedno). To wszystko dowód, że Klejtos i
— 68 -
Wanda, osobno panowali każde u siebie. Pan
Bielowski jednak waha się i nie pewny, czy ta
Wanda była córką Gracha AV., czyjego syna
Klejtosa: przechyla sięjednak do tego zdania,
że była wnuczką Bardyla— a w takim razie,
pocóiby ojciec jéj Klejtos, dzielił swoje pań-
stwo na dwie części, i sobie zostawiał krainę,
z którą się wybijał z pod władzy Alexandra ,
a oddawał córce część niepodległą państwaBar-
dylowego''' (str.287— 8). Wanda spieszyła się
z pomocą Klejtosowi. Alexander żeby rozer-
wać siły nieprzyjaciół wysłał do krainy Auta-
rjotów Langara króla Agrjańskiego, wiernego
hołdownika Macedonów i obiecał mu za to
rękę Kinny, swojej siostry przyrodniej. Lan-
gar wstrzymał wyprawę Wandy, ale poległ
w boju. Więc fałsze wszystko, co plecie poda-
nie o utopieniu się Wandy. Królowa LęcbU
tów utopić się ani myślała.Langar kochał
Kinnę, więc poplątały kroniki prawdę z fał-
szem i podały, że kochał Wandę. Langar zgi-
nął, a kroniki źle powiedziały, że Wanda się
utopiła, bo to kochanek Kinny zginął. Same
sprzeczności odkrył p.Bielowski w kronikach,
a my w jego pewnikach historycznych. Jedną
— 69 —
sprzeczność wskazaliśmy wyżej, że Wanda by-
ła córką Graka Igo i 2go— drugą wskazuje-
my teraz. Na str. 275 zapewniał nas autor,
że Wanda, także zginęła z ręki Kinny, a na str.
292—3 pokazuje się zupełnie co innego. Tam
sama Kinna ginie, aż gdzieś za Hellespontem
w walce przeciw Antypatrowi. Jeden Polyen
wspomina, że Kinna wojując, królowę lirów
raniła w kark i powaliła o ziemię. Czyż ta kró-
lowa Ilirów ma być koniecznie Wanda, i czy
ranić śmiertelnie, jest to kogo zabić?
Następują wyprawy Filipa Macedońskiego
i jego syna, Alexandra, do krainy Lęchitów.
Alexander z ziemią zrównał stolicę Getów,
ale zapęd jego do Lichnitji wstrzymał Lestko
podług p. Bielowskiego, czyli podług kronik
naszych, Leszek. Szeroki opis wyprawy Ale-
xandra do Illirji, z Arjana wypisuje dla pana
Bielowskiego Adolf Mulkowski, prof. krak.
Z tego opisu widać, że król Macedoński po-
kpił sprawę i że przeciw niemu korzystnie
działali, Klejtos syn Bardyla i Gliaukias król
Taulantów. Otóż ten Glaukias, król Taulan-
tów, będzie Leszkiem, który walczy z Ale-
xandrem Macedońskim w kronikach naszych,
- 70 —
i który dla tego stroi drzewa w żołnierzy, co
oczywiście jest podług p. Bielowskiego wie-
rutną bajką. Arrjan nic jednak o tem stroje-
niu nie powiada, ale Arrjan pisze panegiryk
dla Alexandra: więc chociaż powie, że Mace-
dończyk wygrał, to nieprawda, bo tego niema
w Miorszu; w Miorszu jest znowu powiastka
o drzewach, ale to także nie prawda, bo tego
nie ma w Arrjanie. P. Bielowski więc oczysz-
cza Arrjana Miorszem, a Miorsza Arrjanem,
i to się nazywa u niego krytyką historyczną!
Krytyką oczywiście, bo wie pan Bielowski, w
ozem jeden i drugi mylili się, a w czem mieli
za sobą prawdę, bo oczyszcza tekst jednego i
drugiego na zasadzie własnego uznania, że
tak być musiało, a nie inaczej.
Dla czego Glaukias ma być Leszkiem? czyli
poprawniej podług autora Lestkiem? Oto Glau-
kias jest wyrazem greckim przetłumaczonym
ze słowiańskiego Lestek. Glausso u p. Bielow-
skiego znaczy łyszczćć, a Miechowita iKocha-
nowskizwąLeszków Leszczkami, czyli Łyszcz-
kami. Imię to znaczy świetnie panującego, jak
Popiel znaczy niedołężnego i nie jest wcale
nazwiskiem osoby, ale przydomkiem. Lestko
— 71 —
przypomina niemieckie listig, więc jeszcze je-
den dowód, że Miorsz był cudzoziemcem. Li-
chnitia po łacinielucidissima, a lucidissimajest
w związku z »jAi/r, oznaczającem światło. To
wszystko dowody na to, że Glaukias był świe-
tnym, to jest Lestkiem. 1 przyjdzie wreszcie
wierzyć, że Słowianie dowiedzieli się od Gre-
ków o tem, że król ich był Lestkiem, to jest
pojętnym człowiekiem; czemuż go już Glau-
kiasem z grecka niezwali?
Otóż ten Glaukias, Przemysław podług po-
dań polskich, z królaTaulantów, został wszech
potężnym królem Ilirów, czyli Lęchitów i za-
czął drugą dynastję po śmierci Klejtosa i Adei.
Pochodził z niskiego stanu. P. Bielowski nie-
objaśnia, co za naród był Taulantów? Musieli
to być także Lęchici; jakże się więc zwali po
illirodacku mówiąc językiem autora?
Po śmierci Lestka było długie bezkrólewie.
Wielkie zmiany nastąpiły w Illirji. Autarjoci
po nieszczęśliwej wyprawie z Gallami na Del-
fy, zdaje się że już po śmierci Glaukiasa, mu-
sieli opuścić swoją ojczyznę i przenieść się do
Getów nad Dunaj, zaczem przerwa wynoszą-
ca do dwóch wieków przeszło następuje w
- 72 —
Miorszu i ledwie można ją zapełnić w jnkim
szczególe, powiada p. Bielowski.
Autor przed rozwinięciem dalszej tkanki
dziejowej porównywa podania czeskie o Gra-
ku i jego dzieciach z podaniami Miorsza i po-
wieściami dziejopisów greckich. Widzi wszę-
dzie też same wypadki, też same żywcem po-
dania. Łatwo to widzieć, kiedy widzieć się co
chce koniecznie. Koznias np. powie, że Krak
miał trzy córki, sąd Libuszy że jedną, to wido-
cznie jedna powieść. Kto inny powie, że Krak
miał dwóch synów i jedną córkę, zawsze to
przecież Krak, historyczna osoba, która Bar-
dyla, to jest Herkulesa przypomina. W sądzie
Libuszy stoi (nit, pan Bielowski czyta Kruk.
W sądzie Libuszy jest kilka wierszy powie-
dzianych ze wzgardą o rządach kobiecych,
toć to już zupełnie jak Miorsz. Wypada stąd,
że i sąd Libuszy będzie Miorsza dziełem, al-
bo drugi wniosek przedstawim: i autor sądu
Libuszy, i autor kroniki Miorszowéj, zjedne-
go dzieła wypisywali swoje legendy. P. Bie-
lowski nie może trafić do ładu z temi poda-
niami: mówi, że słyszano i w Czechach nieco
o Przemysławie czyli Lestku II, to jest Bire-
— 73 —
biscie (nowe imię odkryte), ale go pomiesza-
no z Leszkiem I, czyli Glaukiasem i zrobiono
go w końcu mężem Libuszy i t. d. i t d. Dla
czegóż w Czechach gorzej miano słyszeć o tych
wypadkach jak w Polsce, albo jak się p. Bie-
lowskiemu zdaje? W kronikach nareszcie i
pieśniach czeskich, pan Bielowski, także pró-
żnię dwóch blisko wieków znajduje. Libusza z
Przemysławem, czyli nasza Wanda, należą je-
szcze do dziejów ilirodackich, a Neklan i Bo-
rzywoj, którzy w ślad za niemi następują u
Czechów, mają już należyć do dziejów, kiedy
jedno plemię Lęchitów wygnanych z Illirji
nad Moltawą osiadło.
Lestko ligi był więc, jak widzimy, znajomy
starożytnym pod imieniem dzikiem i nie sło-
wiańskiem Birebisty. Pan Bielowski znalazł
gdzieś w ręk opiśmie Birruisla, a może się to
czytać i Birmisla. Więc pomyłka albo błędne
pisanie, bo juścić jedne litery dwojga brzmień
oddzielnych nie dadzą, wziąwszy za fakt, pan
Bielowski uważa, że Birmisla, to bardzo bli-
sko do Przemysława. Birebista więc grecki
był ten sam, co nasz stary książę, który na
wyścigi ubiegał się o tron i fortelem go pozy-
10
— 74 —
skal, odkrywszy zdradę innych panów. Są to
już dzieje nie nadadrjatyckie, ale naddunaj-
skie, i na to właśnie przesiedlenie Słowian na
nowe siedziby, wskazuje Nestor, kiedy wspo-
mina o rozejściu sic praojców na północ. Au-
tarjoci mieszkali już teraz w Dacji i zachowali
tutaj jeszcze długo swoje nazwisko. A że dzie-
je Illirów i Daków, sa. jednym ciągiem w kro-
nikach naszych opowiadane, p. Bielowski zsy-
ła się znowu na świadectwo ukochanego so-
bie Troga Pompeja, który Illirją i Dacją miał
za jedno, bo opisując wzrost i potęgę Daków
pod Birebistą, zaczął od przewag starożytnych
Ilirów nad Adrjatykiem.
Dla czegóż jednak Autarjoci przeszli z nad
morza Adrjatyckiego nad Dunaj? kiedy? kto
ich do tego zmusił? dla czego historja Birebi»
sty ma być dalszym ciągiem historji Graków,
Glankiasów, Lestków?—niewierny. P. Bielow-
ski uroił sobie ogromne państwo słowiańskie,
praojców naszych, które się mieściło między
dwoma morzami, bo aż do Czarnego sięgało,
to błąd fatalny, bo centralizację tak wielką
musieliby znać Rzymianie. A p. Bielowski sam
widzi, że ma tylko szczątki dziejów ilirodac-
— 75 —
kich i szczątki te wiąże stucznie, to podaniami
Arriana, to z Pollyena, to z innych auto-
rów* Znamy historję Partów i ludów w głębi
Azji, genealogje królów i następstwo ich ua
tron, a nieznalibyśmy dziejów Ilirów, ludu nad
morzem, nad granicami Italji, gdyby tam był
lud jeden, państwo jedno, gdyby tam znajdo-
wał się wielki bohatyr narodowy, Bardyi? Nie
przeczym, że nad Dunajem i nad morzem sie-
dzieli Słowianie, jak i dzisiaj siedzą, ależ czy
idzie z tego, żeby stanowili jedno potężne
państwo Lęchitji, jak je p. Bielowski nazywa?
A jeżeli były pokolenia rozerwane, bez związku
więcej ogólnego, dla czegóż to, co się działa
nad Dunajem, miało być następstwem, tego co
się działo nad Adrją? niepojmujemy. P. Bie-
lowski łapie szczątki podań greckich pisarzy,
zbija je w jedno, przerabia, miesza wniechro-
nologiezną całość, więc pełną anachronizmów,
domysłami łączy rozpierzchłe wypadki i sądzi,
że opowiada dzieje państwa, dzieje jednego
ludu? Ale dla czegóż zostawić zagadki? Jakże
objaśnić tę zagadkę przerwy lat dwustu, któ-
rą miał znaleść jednocześnie i u Miorsza, i
w pieśniach czeskich. Doprawdy, pojąć nie
— 76 -
możem. Ogromne państwo bohatyra Bardyla,
które zwyciężało falangi Macedońskie, nagle
ginie z przed oczu historji na dwa całe wieki
i potem pokazuje się w innem już miejscu?
Skąd taki cios i dla czego? Aten Lestko ligi,
ten Przemysław, pokazuje się znów jako jeden
z największych mocarzów. Skąd takie przej-
ścia i metamorfozy?
Lestka drugiego syn, Lestko trzeci właści-
wie Kotys, albo Kotyso, jest już tak potężny,
że powinowaci się zJuljuszem Cezarem, a pó-
źniej wojuje z nim szczęśliwie. Jest w Mior-
szu podanie, że tenLestko pobił też i Krftssa
w krainie Partów: |. Bielowski dowiódł, żęto
nieprawda, bo Lestko pobił Bebiusza. Birebi-
sta zginął w rokoszu domowym około r. 45
przed Chrystusem podług Strabona, a ten Ko-
tys czyli Lestko trzeci wstąpił na tron lęchic-
ki po ojcu. Skąd to wié p. Bielowski? Oto do-
wody. Birebista zawojował Trację, czyli pra-
wy brzeg Dunaju. Około tychże czasów, po-
wiada p. Bielowski, Kotys w Tracji przeku-
pywał rzymskiego pretora Lucjusza Pizona i
rządził tam: otóż widzim dwojaki był rząd w
Tracji i Birebisty i Kotysa. To jasne jak słoń-
— 77 —
ce, że Kotys zależny był w Tracji od Birebi-
sty i że był jego synem. To chyba żarty—
powie czytelnik. Nie, to dowody p, Bielow-
skiego na str. 360. Za stosunkami jednak ro-
dzinnymi Lestka 3go z Oktawianem i z Ce-
zarem nieoświadcza się z pewnością p. Bie-
lowski; lubo się rozwodzi o tém szeroko i
wskazuje, że te związki być mogły. A jednak
pozory, które p. Bielowski podsije, powinnyby
mu wystarczyć do znalezienia prawdy. Wie-
deń zivany jest na mappach Ptolomeusza Ju-
Ijubona. Towyraźnie imię Julji, żonyKotysa.
Potem powiada p. Bielowski, że w fundamen-
tach bramy zamkowej w Wiedniu w r. 1G62, wy-
kopano sarkofag z czasów pogańskich, a w nim
znaleziono tabliczki? złotą z napisem, że to są
wrota julskie na granicach Pannonji. A naresz-
cie było podanie jakieś o zakładaniu miast w
Słowiańszczyznie przez Julów Rzymskich. To
wszystko mocno mówi za prawdą podania, że
książęta lęchiccy żenili się z kuzynkami Ce-
zara.
Miorsz, Mateusz i Wincenty ostrożnie coś
rozprawiają o synach Lestka 3go, jakby o nich
wątpili, ale niepotrzebnie, bo wielu ich było.
78
Z nich Remetalk jest ta sama osobą, co Po-
piel w naszych kronikach. Drugim był Kotys,
trzecim Sadales zwycięzca Rzymian, dalej
Raskyporis i Raskus, a innych synów Lestka,
p. Bielowski każe szukać między drobnymi
książętami Lechji, których aż sześciu wylicza.
Dla czegóż więc Bogufala zasługuje na po-
śmiewisko, kiedy 20tu synów Leszka 3go wy-
licza po imieniu? P. Bielowski wyliczył ich
litu, chociaż nazwisk wcale nie znalazł w
Miorszu; Bogufala o lat 600 bliższy epoki tak
oddalonej, jak pan Bielowski, mógł wiedzieć
o tych rzeczach, zwłaszcza, jeżeli także pod
ręką miał jakie kroniki lęchickie. Od jede-
nastu do dwudziestu niedaleko, a przecież
pan Bielowski sam, jeszcze jedenastą syna-
mi Lestka nie zamknął całej jego rodziny.
Popiela I, czyli Remetalka porzymsku pa-
nowanie, rozciągało się nie tylko do Tracji,
ale i do Chersonesu; popiersie jego znajdo-
wało się na monetach dawnych obok popiersi
Augusta, a w Atenach obierano go najwyż-
szym archontem. P. Bielowski cytuje napis na
starożytnym pomniku o Remetalku, wyjęty
z Fabrettego. Czemu nieprzypomnial sobie
— 79 —
owego grobowego napisu, który Tyberjusz
cesarz położył Leszkowi: Cajo Avillio Lescho
Tib. Claudius Buccio. Wolański, który ten
napis odkrył i skopiował, utrzymuje sam, że
imię Awilł (Avillius) jest słowiańskie, jak Ra-
dziwiłł Radivillius. Radziwiłł, imię słowiańskie?
Lezdejko więc arcykapłan litewski musiał mó-
wić po polsku. W listach Wolańskitgo tyle cie-
kawych rzeczy o stosunkach cesarzów z Popie-
lami i Leszkami. Jest w nich także i potomek
ostatni księcia Palemona, który przed kilko-
nastą dopiero laty, umarł na Madagaskarze.
Popiela II Kotyskę znał osobiście Owidjusz
i wiersze łacińskie do niego pisywał. Był to
sławny rozpustą truciciel 20tu stryjów. Pan
Bielowski jednak odkrył wiele rysów zacnego
charakteru tego Popiela. Posiadał on cnoty
niepospolite; trawił czas nad nauką i odda-
wał się w swobodnych chwilach natchnieniu.
Owidjusz żył na jego dworze i publicznie w
swojej księdze Tristia chwalił poezje naszego
Popiela. Wiemy skąd inąd że Owidjusz pisał
po polsku (a) co za szkoda, że płody te zagi-
(a) Wiszniewski Hist. lit. pol. T. lszy.
— 80 -
nęły i Owidjusza i Popiela; mielibyśmy się
czemś lepszem pochwalić, jak Czesi rękopisem
królodworskim. Ale p.Bielowski zapomniał tak-
że o synu Owidjusza, którego zna Wolański,
a który objeżdżał kraje nadbałtyckie i dzieła
pisał. Jak pogodzić te wiadomości? Wolań-
ski wspomina wyraźnie, że sam Owidjusz był
w Płocku i że tam zostawił jakieś notaty łaciń-
skie i słowiańskie, z których potem korzystał
Krystjan pierwszy biskup pruski w XIII wie-
ku. Jakże to być mogło, kiedy podług p. Bie-
lowskiego wtedy na północy i w Płocku niebyło
jeszcze Lęchitów, którzy za Popiela II sie-
dzieli dopiero nad Dunajem w podróży nad
Wisłę? A jednak p. Bielowski w bardzo wie-
lu miejscach z Wolańskim się zgadza.
Skąd się jednak wzięła bajka o myszach,
które zagryzły Popiela, kiedy najmniejszej
wzmianki niema o niéj w pisarzach rzymskich?
A oto stąd. Popiel panował w krainie, która
dawno zwala się Myzją, a pus. po grecku zna-
czy: mysz. Ale w takiem objaśnieniu, niewie-
rny jednak, dla czego w legendzie myszy jedzą
Popiela.
Przychodzimy do najważniejszej postaci
— 81 -
do Ziemowita. Był to syn rolnika, ochrzczo-
ny przez apostoła Pawła, który obalił Popie-
lów. Widać z tego, że Lęchici kiedy wycho-
dzili z nad Dunaju nad Wisłę, już byli wten-
czas chrześcianami, i fałsz jest, że Mieczy-
sław przyjął wiarę świętą. Ale któż jest tym
Ziemowitem, czyli raczej, pod jakim imieniem
znają Ziemowita kroniki rzymskie? Ziemowit
był to sławny Decebal, król Daków, który
walczył z Domicjanem i Trajanem. P. Bie-
lowski tak rozumuje, żeby poprzeć tożsamość
osób. W nazwisku Decebal, de jest dy, a dy
jest przyrostkiem, przykład Dyrachium i dy—
Rachos, który był Grakiem, t. j. Krakiem.
Zostaje się więc Cebal właściwe nazwisko bo-
hatyra. Cebal to wyraźnie Cybela a Cybeła
jest wielką matką czyli matkąbogów uosobio-
ną w ziemi. Stąd od ziemi łatwo przejść do Zie-
mowita, bo końcówka wit znaczy po słowiań-
sku boga, Ziemowit więc znaczy boga ziem-
skiego i tłumaczy słownie rzymskie Decebalus.
A dla czego Ziemowit miał być bogiem? Od
czasów Oktawiana imiona imperatorów, jak-
kolwiek wyłącznie już tylko dla samych władz-
ców Rzymu zachowane, niewystarczały ich
— 82 —
dumie. Nazywali się odtąd pół-bogami: semi-
dei. Otóż i Decebal pobiwszy Domicjana,
kazał się Ziemowitem, to jest całym bogiem
nazywać, jeżeli Ziemowit jest wyrazem sło-
wiańskim; pół-bogiem, jeżeli Ziemowit jest
tylko przerobieniem wyrazu: semideus. Jestto
wywód bardzo dowcipny, w guście owego
dies i jour, ale gdzież powaga tych etymolo-
gicznych pewników?
Obwinia następnie legendę Gawła o Piaście
p. Bielowski, że jest zmienioną, zepsutą. Nie-
prawda, że Popiel był w Gnieźnie; nieprawda
że miał dwóch synów; nieprawda, że wydawał
ucztę na ichpostrzyżyny i t. d., bo tego wszy-
stkiego niema w Miorszu. Dalej znajduje tę
legendę p. Bielowski w Anglji, dokąd ją chrze-
ściańskie duchowieństwo zaniosło. Niewierny,
w czém autor widzi podobieństwo legendy o
S. Germanie z podaniami o naszym Piaście,
chyba dla tego, jak mówi, że Ketel w niej,
wspomniany, to prawie Kotys i kraina Dalrea,
w której panuje Ketel, to Duria. A cóż jest
Durja? Była to kraina leżąca po lewym brze-
gu Dunaju, a więc jest to Morawa na téj za-
sadzie, że Decebal zwany jest też i Durjanemr
— 83 —
a książę przed nim panujący, zwał się Duras?
Nareszcie król Benly w legendzie angielskiej
to przekształcone ze słowiańskiego imię Pum-
pil albo Popel.
Dzieje Decebala, czyli Ziemowita, kończą
więc historją naddunajskich naszych przod-
ków, Lęchitów. Miał on organizować kraj, a
szczególniej wojsko na sposób rzymski i dla
tesfo stanowił dziesiętników, setników i t.d.
Gdzież p. Bielowski pokaże takie stopnie w
wojsku Rzymiao? W zapasach z cesarzami wi-
dzim dzielność Decebala, ale co się ta dziel-
ność przydała, kiedy zwycięstwa Trajana całą
ludność lęchicką przerzuciły za Karpaty, na
północ pod Bałtyk Lęchici dali początek
wielkiej wędrówce narodów; byli początkiem,
pierwszém ogniwem tego ruchu, który przez
pięć-—sześć następujących wieków, niepokoił
całą Europę. Z rycin kolumny Trajana, które
skopiował Piotr Bartoli, a objaśnił Alfons
Ciaccone, p. Bielowski poznał, że zaDecebala
czasów, nastąpiło powszechne wychodztwo
Lęchitów z dawnej ojczyzny. Na pomoc au-
torowi przychodzi Nestor, który opisuje tak-
że rozejście się synów Jafetowych, Słowian,
— 84 —
z węgierskiej i bułgarskiej ziemi, na północ
za Karpaty. Przeszedłszy góry, Lęchici od
razu Polakami zostają— a dla czegóż jednak
Nestor wciąż nas Lachami nazywa, i wskazuje
wyraźnie, że Polanie stanowili tylko cząstkę
jakąś w narodzie Lachów?
Od czasów Decebala, przez lat 800, znowu
ogromna próżnia wMiorszu. Nad Wisłą i War-
tą już, pokazuje sięnowy Ziemowit, ale to in-
ny, nie ten, którego chrzcił S. Paweł. Oczy-
wiście, było to już po potopie i S. Paweł nie
mógł żyć lat 900. Skończył w Rzymie mę-
czeńską śmiercią, jeszcze za cesarza Nerona.
Ten więc Ziemowit praojciec Piastów, jest in-
ną osobą od Decebala. Jest to Świętopełk,
sławny twórca Morawskiego państwa. Dawni
kronikarze pomieszali dwóch Ziemowitów w
jedno; splótłszy takim sposobem naddunajską
historję z nadwiślańską, niepoznali że 800 lat
wyrzucili z tekstu. Ale ten drugi Ziemowit,
czyli Świętopełk zaczyna już dzieje właściwej
Polski.
Zbliżmy do siebie wszystkie rozumowania
i wnioski p. Bielowskiego, wyłożone w dzie-
jach Lechitów.
— 85 —
Że autor początku historji Słowian upatry-
wał w Illirji nad morzem adrjatyckiem, nic dzi-
wnego. Poszedł w tém za podaniami szkoły
Naruszewicza, za autorem ksiąg bibliograficz-
nych, za pomysłami innych badaczy, którzy
zawsze na południe z interesem pewnym spo-
glądali. Słyszeliśmy nawet mówiących, że p.
Bielowski parafrazował tylko Naruszewicza.
Więc nic nie powiedział nowego? Owszem po-
wiedział wiele nowych rzeczy, nie dla tego prze-
cież że zajrzał do Illirji i za Karpaty, ale dla
tego że podania kronik naszych, inaczej od
wszystkich wytłumaczył. Jeszcze przed kilko
dziesięcią laty, rozbierał księgi Mateusza i
Wincentego i podania w nich zawarte uczo-
ny historyk. Historyk ten wskazywał, co w pol-
skich podaniach mogło być prawdą a co fałszem
i w tym celu porównywał różne bajeczki ilir-
skie i nieilirskie, z nadgoplańskiemi i nadwi-
ślańskiemu Pokazało się z tego , że podania
nasze zepsuły się przez nieumiejętność ludzi i
odległość pokoleń. P, Bielowski odrzucił na
bok podejrzenie fałszu, i przyjął to za zasa-
dę, że podania te są prawdziwe, tylko przenie-
sione z południowej ojczyzny.Trajan prze-
86
rzucił Decebala za Karpaty na północ, a więc
ludy ilirskie czyli słowiańskie, przeszły za
góry i przyniosły z sobą swoje podania, któ-
re potem niezręczni kronikarze nasi splątali.
Kronikarze mówili,że nad Wisłą to a to się dzia-
ło, a to nie nad Wisłą, ale nad Dunajem.
W tém cały błąd autora. Podług niego więc,
ludy zakarpackie, albo nie zastały w naszych
stronach żadnych mieszkańców , albo jeżeli
ich zastały, mieszkańcy ci nie mieli żadnych
wspomnień, żadnego o swojej przeszłości po-
jęcia. Jedno i drugie przypuszczenie byłoby
anomalją w historji. Łatwo przypuścić, ie
podania jednego ludu, uległy skazie skutkiem
podbojów dokonanych przez lud drugi, ale
trudno dowieść, że ich wcale nie było. Lu-
dzie są wszędzie do siebie podobni: jedni się
zabijają, drudzy się kochają, inni dziwaczą.
Dlaczegóż koniecznie, jeżeli Glaukias cudem
albo podstępem zwyciężył Alexandra W., ma
być iuż ten Glaukias koniecznie Przemysła-
wem? Tza Karpatami i przed Karpatami mógł
być dobrze fortel użyty, i nawet ten sam:
bo nie idzie wcale zaem, że kiedy jeden Mi-
chał zabił Piotra w Hiszpanji, a drugi Michał
- 87 —
zabił także Piotra w Niemczech, pierwszy
ma być tymże samym Michałem co i drugi.
Pomiędzy Autarjotami rolnik dostał się na
tron; nic to nie szkodzi, żeby taki sam wypa-
dek nie mógł zajść nad Gropłem albo nad Wi-
słą i jeżeli zaszedł, nie wypada stąd wniosek,
że Decebal a Ziemowit to jedno. P. Bielow-
ski niespostrzegł, jak jedną myślą zajęty,
nie miał na baczeniu pierwszych zasad kryty-
ki historycznej, kiedy zbliżał do siebie rozma-
ite podania. Śmierć jestnp. dla p.Bielowskie-
go dowodem, ale w jedném podaniu, śmierć
ta nastąpiła skutkiem zabójstwa, w drugiém
skutkiem trucizny, tam skutkiem spisku, tutaj
skutkiem pomyłki; autor nie widzi, że między
jedną a drugą powieścią, są rażące różnice,
które prawie napomykają, żęto są inne po-
wieści: ale koniec jeden w nich,zawsze ta|śmierć;
dla p. Bielowskiego więc, te powieści są je-
dnym wypadkiem, tutaj dobrym, a tam zepsu-
tym. Oczywiście wziąwszy sobie to prawidło,
że dzieje nasze pierwiastkowe, są dziejami
Lęchitów w lllirji, podaniom tylko rzymskim
i greckim autor wierzy, i podług tych podań,
poprawia tekst kronikarzy naszych. Dla tego
88
żadne z podań] naszych nie utrzymało się na
swojém miejscu bez zmiany, i to zmiany tak o-
gromnéj, że aż tekst podań przeinacza. Adea np.
nie koniecznie musi być Wandą, a jednak na téj
zasadzie, że Adea nie utopiła się, p. Bielowski
z pewnością powiada, że kochanek jéj poległ,
u nas, Rytygier rycerz niemiecki. Tak samo
w pieśni Galla o Piaście, autor znalazł jedyna-
ście błędów, a chociaż ta liczba bardzoby
zmniejszyć się mogła, przy rozważniejszem
czytaniu Galla, przecież zawsze na to wycho-
dzi, że kroniki nasze są złe i że nie zawierają
w sobie legend nadwiślańskich, polskich.
W dziejach Lęchitów, wzięte jest zatem
qui proquo. W calem rozumowaniu p. Bielów.,
jest wiele może dobrych rzeczy i wiele światła,
ale li tylko dla historji ludów, które w Hirji mie-
szkały, ale nie dla nas, nie dla Lęchitów. Lę-
chici w Ilirji lud to wymarzony przez autora.
Związki ich bezpośrednie z ludami nadwiślań-
skiemi, a przynajmniej to niby ojcostwo ich,
twierdzenie, żeśmy się z nich narodzili, tak-
że wymarzone. Autor mógł rozjaśnić cokol-
wiek stosunki tych ludzi z Rzymianami i
Macedonją, mógł rzucić światło na Kotysów
— 89 —
i Remetalków, ale w całej tej sprawie wi-
dzim niepotrzebnie podania nasze splątane
w jakąś dziwną masse zdziejami obcémi. Her-
kulesy, Birebisty, Kotysy sobie, a nasz Prze-
mysław, Lechici, Popiele mogą dobrze być
sobie. Jedno drugiemu nie przeszkadza. Je-
żeli więc p.Bielowski, położył jakie zasługi dla
historji, to chyba dla historji Ilirskiéj, trackiej,
dla historji Rzymian, dla historji powszechnej,
nie dla dziejów Lęchitów i Polski. Dla czego
to? dla tego, że wierzył w swój systemat, który
podawał za świętą prawdę, systemat oparty
po największej części na wywodach etymolo-
gicznych. Kto dzisiaj wierzy w historję, która
się wydobywa z nazwisk osób i rzeczy?
Ale czas iść dalej.
Dzieje pierwiastkowe właściwej Polski, wy-
łożone są już w księdze trzeciej, najkrótszej
ze wszystkich 3-ch ksiąg p. Bielowskiego.
16 czerwca 1851 r.
III.
DZIEJE POLSKI.
Pan Bielowfiki dzieje właściwej Polski po-
przedza jeszcze przeglądem historji Słowian,
którzy się przesiedlili z za Karpat na północ,
i rozeszli się aż ku morzu Bałtyckiemu, skut-
kiem zwycięztw Trajana. Przegląd ten zaj-
muje całą epokę od 2go do 9go wieku, to jest
lat 700.
Trzy wieki północ zamieszaną była i do-
znawała wstrząśnień gwałtownych, które skoń-
czyły się powszechnym pochodem ludów ku
granicom państwa rzymskiego. Kiedy się uci-
szyło, w całej przestrzeni od Dniepru po za
Wisłą, ku Odrze i Elbie, postrzeżono jeden
naród, nieskończenie mnogi. Byli toWinido-
wie, którzy dzielili się na wiele rozgałęzień,
— 92 —
ale z nich nazwiska Antów i Słowian były
najsławniejsze. Pierwsze przypominało Anta-
rów w Dalmacji, drugie wiodło przodków na-
szych na nowe przewagi w świat nowożytny.
W szóstym wieku na te pokolenia Winidów,
padła ciężarem straszliwa nawała Awarów i
dała powód przodkom naszym do tworzenia
nowych centralizacji. Dwa razy też dźwigała
się wielka społeczność u Słowian w przeciągu
od VII do X wieku, raz pod Samonem, dru-
gi raz pod książętami Morawskiemi i zawsze
sięgała w ziemie późniejszej Polski. Potrzeba
tych centralizacji, tern gwałtowniejszą się sta-
wała, że i od zachodu na Słowian mocną no-
gą następowali Frankowie.
Pan Bielowski rozwija następnie dzieje Sa-
mona. rozpowiada o bitwach jego, a kiedy u-
marł mąż wielki, na scenę zaraz występuje
Morawia. Tutaj znowu wydatnieją mocno po-
staci trzech pierwszych książąt: Przybysława,
Stojmira i Prywiny, nareszcie Mnjmira i Ro-
scisława: znakomity ten szereg władzców mo-
rawskich, kończy Świętopełk.
Obraz, który stworzył pan Bielowski, tych
bezustannych sporów Morawskich książąt i
— 93 —
zagranicznej w ich sprawy interwencji, jest
dokładnem streszczeniem podań zachowanych
w źródłach historycznych. Na dzieje Samona
nie spadło wprawdzie żadne światło; autor
tylko powtórzył Naruszewicza innemi słowami,
alezato,jego historjaMoraw wielce interes»u-
je. Ciekawe są szczegóły wyprawy, podobno
Świętopełka na Wiślan i księcia ich Wyszewi-
ta, który panował nad Nidą naszą, w Wiślicy,
a drwił z wiary chrześciańskiej, do której go
namawiał arcybiskup Metody. Nowe te zupeł-
nie fakta wrzucił do historji naszej, stary ży-
wot Metodego, drukowany czątkowo w Mo-
skwitaninie z roku 1843. Dotąd historja pol-
ska pierwiastkowo przykutą była do Gniezna;
tam w okolicach Kruszwicy, pierwsze błysnę-
ło światło prawdy, nie fałszu, ale teraz za-
miast bajecznych podań o Krakusie, mamy i
z Chrobatów ziemi, troszkę światła; znajdujem
i (am prawdę i historyczne osoby. Pan Bie-
lowski ma zasługę, że pierwszy dzieje te do
pierwotnej historji polskiej wprowadził.
Ale na tem i koniec. Zaczynają się znowu
marzenia, osnowanenagrze wyrazów, na ety-
mologicznych wywodach, ale nie na historji.
— 94 —
Być to może wszystko prawda, co mówi pan
Biel., ale trzeba było wskazaćkrytycznie na toż-
samość faktów wjednem idrugiem zdarzeniu,
a niezasadzać wszystko naanalogji, najakich-
ciś upatrzonych podobieństwach, na dyalek-
tycznem rozumowaniu. Może gienjusz histo-
ryczny z odłamków danych wystawić obraz
początków i cywilizacji jakiego narodu, bo ta-
kie rzeczy ogólne lepiej jakoś się dadzą po-
chwycić, bo na każdej przeszłości leży jakiś
koloryt miejscowy, który się dojrzy z czasem;
ale pojedynczych, oderwanych faktów, nikt,
największy erudyt, największe zdolności nie-
zgadną, jeźełi niema nigdzie tych faktów. Tak
np. łatwo nam zrozumieć, że Polska stworzy-
ła się pierwiastkowo z dwóch narodów Sło-
wiańskich, że przed przyjęciem wiary przez
Mieczysława już w znacznej części chrześciań-
ską była, że się w niéj dają spostrzegać za Bo-
lesława W. jakieś nierówności towarzyskie, ale
jak pojąć np. to, że Ziemowit pochodzi w pro-
stej linji od Świętopełka i książąt Morawskich
kiedy téj pewności nieda żadne rozumowa-
nie
Autor mówi, że Rastyc, Kotzel Rendebold
— 95 —
(tak ich zwą z niemiecka kroniki), spółczesni
sobie książęta Morawscy, przypominają go-
tyckich Raska, Kotysa, i Decebala. To do-
wód, że Morawianie mają związek z dawne-
mi Autorjatami w Illirji. Autor też z wypra-
wy Świętopełka na Wyszewita miarkuje, że
być może po strąceniu Wyszewita, Swiętope-
łek w Wiślicy osadził na jego miejscu najstar->
azego swojego syna Mojmira i zaraz opowia-
da, że Mojmira tego, zwą nasze kroniki Le-
szkiem IV. Tak więc w prostej linji Ziemo-
wit nasz z IX wieku, pochodzi od Decebala i
i Bardyla, Może toi prawda, a może i niepra-
wda, kiedy to domysł ale nie dowód.
Tłumaczyliśmy jnż nazwisko Decebala, a ra-
czej wytłomaczył nam je pan Bielowski. De-
cebal to ni mniej ni więcej, jak Ziemowit. Swię-
topełek Morawski (Cendebold) był także De-
cebalem i Ziemowitem, bo to wszystko te sa-
me imiona. Ziemowit nasz był ojcem Leszka
IV, a dziadem Ziemomysła (Semisława) a pra-
dziadem Mieczysława, który jak wiemy już
z pewnością, żył w drugiej połowie X wieku.
Odliczywszy w tył trzy pokolenia od drugiej
połowy X wieku, przypada, że Semowit żył
— 96 —
w tymże czasie co Swiętopełek Morawski,
więc Ziemowit nasz, drugi z kolei, (bo pierw-
szym był Decebal przeciwnik Trajana) był
Świętopełkiem Morawskim. Dalej, od Piasta
wywodził swój ród Cendebold Morawski, i
dacki Decebal był także synem jakiegoś Pia-
sta. Decebal winien był tron i całą swoją
świetność gościnnemu przyjęciu św. apostołów
a Cendebold gościnnym był także w IX wie-
ku dla Metodego i Kiryłła. Otóż dla teco
powiada pan Bielowski dwóch tych książąt
zlano w jedną osobę, to jest Cendebolda Mo-
rawskiego z Decebalem dackim, otóż dlacze-
go o naszym Ziemowicie który był tym Cen-
deboldem, powiedziano w kronikach że był
synem Piasta i t. d.
Dziwne rozumowanie; bo po co np. od Mie-
czysława odliczać było trzy pokolenia w tył,
żeby się przekonać, że Świętopełk Morawski
a Ziemowit polski, to jedno? Naszemu Ziemo-
witowi naznaczają rok 860 za rok strącenia
Popielów; bez odliczania więc widać, że to czas
ten sam, co i epoka Świętopełka. Ale tak do-
brze mógł mieć syna wnuka i prawnuka Świę-
topełk jak i Ziemowit; nie możem pojąć zatem
— 97 —
dla czego chrześciański nasz Mieczysław, dla
tego, że niezawodnie prawnukiem jest czyimś,
ma być koniecznie prawnukiem Świętopełka.
Bo etymologiczne zbliżenie wyrazów: Świę-
topełk, Ziemowit, Cendebold, Decebal, które
u pauaBielowskiegoznacząjedno imię, (przy-
puściwszy że autor nawet dowiódł téj jedno-
ści), niedaje prawa jeszcze do zbliżania, zlewa-
nia w jedno dwóch historycznych faktów. Fi-
lozoficzne prawdy niekoniecznie są historycz-
nemi. Jest zupełnie inny rozum, inna krytyka
filologji, a inna historji.
Ale oto pewniejsze dowody, że drugi Zie-
mowit a Świętopełk Morawski, to jedno.
Na przestrzeni, która od Elby i Sali ciągnie
się po obu brzegach Wisły, panował Moraw-
ski Świętopełk, panował więc w tak nazwanej
później Polsce: w Polsce też panował i Ziemo-
wit. Dalej, Ziemowit władał między r. 861 i 892,
a to właśnie czas rządów Świętopełka. Naresz-
cie panowanie Ziemowita miało być tak świe-
tne jak żadnego z poprzedników, i Świętopełk
panował też najświetniej z poprzedników. Je-
dnakowe fakta, więc się odnosić muszą do je-
dnej osoby.
— 98 —
Odpowiadamy p. Bielowskiemu, że nas te
dowody wcale nie przekonywają i że dziwim
się jego dobrej wierze, z jaką przedstawia te
swoje wnioski. Zwrócimy tylko uwagę autora
na to, że Świętopełk mógł panować u źródeł
Wisły, jak było w istocie; a Ziemowit panował
między Polanami w okolicach Gniezna, Pozna-
nia i Kruszwicy. Autor wziął Polskę w rozle-
głem znaczeniu, rozumiał przez nią późniejszą
Kzplitę od Karpat do Bałtyckiego morza i od
Dniepru do Odry: w IX wieku nie była ona
tak wielką. Żeby choć ta Polska za czasów
Świętopełka, była już taką Polską, jaką była
później w lat sto, np. za Bolesława W. i au-
tor nasz miał dowody, że Świętopełk panował
w téj i to całej Polsce, oczywiście w tenczas
niebyłoby w niéj miejsca dla biednego Ziemo-
wita. Ale wtedy tak niebyło w Polsce przestro-
no, jak później. Chrobatowie około Krakowa
niebyli Polanami za Swiatopełka; los chciał,
że weszli w skład Polski późniejszej, ale gdy-
by np. Bolesław W. nie wypędził z Krakowa
Czechów, gdyby Czesi osiedlili się mocno
w tamtej stronie Karpat i zapanowali w niéj
tak długo żeby aż tam jedność swoje, wiarę
— 99 —
i historją zanieśli, Chrobacka ziemia byłaby tak
dobrze dzisiaj czeską, jak była i jest dzisiaj pol-
ską ojczyzną. Wludach pierwiastkowych nie-
ma jeszcze poczucia, potrzeby takiej centra-
lizacji, jaka się później pokazuje kiedy wspól-
ne klęski, nieszczęścia i losy wyrabiają z dwóch
oddzielnych albo więcej pokoleń, coś jednego
związanego silnie przez wzajemną miłość. Lud
Chrobacki był odrębnym, oddzielnym kawa-
łem Słowiańszczyzny, jak odrębnym był lud
lechicki. U Lachów byli Polanie, Mazury,
Łęczanie, u Chrobatów Wiślanie, ludy białe
i czerwone w nazwisku. Bliższym był Łęcza-
nin Polana, jak Lech Chrobata. Ziemowit
mógł więc sobie wygodnie panować w później-
szej Wielko Polsce, jak Świętopełk u źródeł
Wisły, u brzegów Karpat. Co to jest powie-
dzieć, że panował w Polsce Świętopełk? To
zbyt rozciągły wyraz, który nie można po dzi-
siejszemu tłomaczyć: Polska dzisiejsza nie-
była wtenczas Polską. Gdyby więc pan Bie-
lowski przekonał nas, że Świętopełk Moraw-
ski rządził w Kruszwicy i Gnieźnie, właśnie
w tych latach 861—892, możebyśmy sami u-
wierzyli, że Świętopełk, to nasz Ziemowit,
który z tronu strącił Popielów.
— 100 —
Bo zresztą dla czegóż kilku książąt niema pa-
nować razem wjednéj chwili wróżnych stro-
nach ziemi? Dzisiaj jest trzydzieści kilka od-
dzielnych rządów w Europie; czyż dla tego, że
razem wszyscy królowie panują dzisiaj, mają
być wszyscy jedną osobą? Czyż nie może być
między niemi dwóch, trzech i więcej, którzy
panują sławnie, sławniej od poprzedników?
Pamiętamy że Justus Decjusz powiedział kie-
dyś, że w Europie za jego czasów, Zygmunt
nasz stary, Karol V cesarz, Franciszek I król
franeuzki, każdy byłby najsławniejszym mo-
narchą, gdyby w innej chwili panował. Dla
czegóż razem więc sławnemi być nie mogli,
Świętopełk i Ziemowit? Może Świętopełk pa-
nował w Wiślicy, może Ziemowita granica
szła o milę, o staję tylko od tego historyczne-
go miasteczka, (nie koniecznie musiemy brać
odległość Krakowa od Poznania), może to być
wszystko, ale dla tego wcale nie idzie, żeby
Świętopełk był tą że samą osobą co Ziemowit.
Jeżeli pan Bielowski nie miał innych dowodów
(a gdyby miał toby je przytoczy!) w niczem
a wniczem widzenia swojego nie poparł.
Ale wziąwszy to już swoim zwyczajem za
- 101 -
pewnik, przekonany, że dowiódł swego zada-
nia, pan Bielowski twierdzi, źe nasz Leszek
IV to Mojuair, bo Leszek był synem Ziemo-
wita a Mojmir był synem Świętopełka. Skąd-
że dwa imiona jednej osoby, kiedy to nieby-
ło we zwyczaju? Czytelnicy sobie przypomną,
że podług pana Bielowskiego, Leszek nie jest
imieniem, ale przydomkiem, ża znaczy to sa-
mo, co nazwa Augusta u Rzymian, co tytuł
Arsaces u Persów. Oczywiście więc Leszek
czyli raczej Leszek Mojmir, znaczy toż samo
jakby powiedzieć: książę Mojmir. Był to naj-
starszy syn Świętopełka i władca niepospoli-
tych przymiotów. Kronikarze niemieccy, któ-
rzy nam dzieje Morawskie zachowali, niewie-
dzą nic o roku śmierci Mojmira, ale rok te»
jest w kronikach polskich, które powiadają,
że Leszek IV umarł w roku 912—915. Wła-
śnie w tych latach Węgrzy od Moraw i Czech
zacząwszy, spustoszyli całe Niemcy aż do Tu-
rynji i Saxonji. Mojmir zatem zginąć musiał
w téj wojnie przeciwko Węgrom, hojakié mnich
klasztoru meliceńskiego, słyszał o śmierci pe-
wnego księcia słowiańskiego w roku 915*
Mnich ten nazywał księcia poległego Spity-
— 102 —
gniewem, ale wyraźnie się myli, bo Spity-
gniew żył jeszcze w r. 921: więc najpodobniej
była to śmierć Mojmira (str. 501). Mówiono
że na Mojmirze skończył się ród Świętopełka
i państwo Morawskie ze szczętem zginęło. To
fałsz, w kronikach polskich (w Miorszu) wy-
raźnie stoi: Lestkoni vero filjus ejus Semis-
laus successif, (nastąpił po Leszku syn jego
Ziemomysł). Więc fałsz, że Mojmir umarł bez-
potomnie, bo Leszek zostawił syna. Ród Świę-
topełka nie wygasł. Morawią zawojowali Cze-
si; nastała tam inna dynastja pochodząca od
Pragi i Welehradu, a sławnych ojców potom-
kowie, Rościsława i Świętopełka, schronili się
do Polski i prowadzili dalej ród Piastów aż do
śmierci Kazimierza W. Syn Mojmira czyli
Leszka, Ziemomysł, osiadł zupełnie w ziemiach
późniejszej Polski, a syn jego utworzył już
właściwą Polskę. Mojmir i Semislaw (Ziemo-
mysł) byli jeszcze Wislańskiemi książętami,
Mieczysław był jaż polskim. Ale kiedy tak, kie-
dy po wygnaniu czy zabiciu Wyszewita, Moj-
mir osiadł w Wiślicy na jego miejscu, natu-
ralnie z tego wypada, że Ziemomysł panował
po ojcu w Wiślicy, a nie wskazuje nam pan
— 103 —
Bielowski faktu, jakim sposobem ten środek
ciążenia późniejszej Polski przeniósł się nagle
o mil kilkadziesiąt na północo-zachód, z Wi-
ślicy do Gniezna Dzisiaj można przenieść
urzędowo stolicę państwa z jednego miasta do
drugiego, ależ wtenczas w X wieku, to prze-
niesienie stolicy nie mogło być faktem dobrej
woli panującego, alejakichciś ważnych wewnę-
trznych powodów. Dzisiaj to czyn prostej ad-
ministracji, ale wtenczas to byłby czyn jakiejś
ogromnej przemiany składowej w społeczeń-
stwach, które stanowić zaczęły państwo. Nie-
zapominajmy i tego, że książę lechicki mógł
się prędzej przenieść ze swoim dworem i mi-
nistrami, jakich miał, mówiąc po naszemu, z
Mazurów na Kujawy, albo z Łęczanów do
Polan, kiedy już nad wszystkiemi ludami w
tamtych stronach panował, w widokach takiej
wojny z postronnemi, albo mógł się cofać
w głąb swojego państwa, żebyje lepiej organi-
zował i czuwał nad niem, ale z Chrobacji prze-
nieść się nagle pomiędzy Polan, do pokolenia
rasowo odmiennego, trudno by mu to było.
Książe Chrobacki byłChrobatem, więc chyba
zawojował Lechitów i późniejsze wielkopolskie
doliny, kiedy się w Gnieźnie na stolicy swojej
— 104 —
pokazał. Chyba trzebaby przypuścić, że Moj-
mirjuż z Wiślicy prawem oręża panował u
Polanów, co jednak się niezdaje, bo my wiele
odmienne od podanych przez p. Bielowskie-
go mamy fakta. Nam mówią pomniki, że ogni.
sko późniejszej Polski, poszło z właściwej Pol-
ski, i że rozlał się ten ogień na Chrobacją da-
lej, ale nie wyszedł z Chrobacji ku północy.
Ciążenie szło owszem z północy ku połu-
¦dniowi, nie przeciwnie: Mieczysław i Bole-
sław Chrobry z Kruszwicy i Gniezna, wyle-
wali się na Kraków i Czerwieńskie grody.
Gdyby Leszek IV i syn jego Ziemomysł z Wi-
ślicy zawojowali Polskę, mybyśmy się nie zwali
•dzisiaj Polakami, ale może Wiśląnami, może
Chrobatami. Dla historji przybyłoby inne na-
zwisko. Trzeba było nam tę tajemnicę rozja-
śnić, kiedy rozjaśniło się tak szczegółowo po-
chodzenie Piastów naszych z Morawji.
Podług wyrozumienia pana Bielowskiego
wypada, że wspomniona w kronikach polskich
walka Piastów z Popielowicami, jest to walka
książąt, którzy niepodległość swojemu naro-
dowi raz na zawsze zabepieczyć usiłowali, prze-
¦ciw miejscowym niedołężnym książątkom, któ-
— 105 —
rzy przy dawnych prawach i nałogach swoich
pozostać pragnęli. Pierwszemi byli książęta
Morawscy wdzierający się do nas, drugiemi
Wyszewit, Walter z Tyńca, Popiele i. t. d.
Z tego wszystkiego wypada, że państwa
Morawskiego dalszy ciąg był w Chrobacji i że
Mojmir podtrzymywał je silną ręką aż do swo-
jej śmierci w roku 915. Pan Bielowski mówi,
że potem rzuciły się na to państwo różne na-
rody, i źe wiele ziemi z Morawji zajęli Węgry:
królestwo Swiętopełkowe upadło. Niewierny
dla czego tak było, boć przecie Semisław czyli
Ziemomysł, ciągnął dalej rządy w krainie, w
której panował ojciec, w uszczuplonej być mo-
że, ale panował. Więc skądże Semisław jest
polskim książęciem i syn jego Mieczysław? To
byli zawsze Morawiane a Polska do dziś dnia
winna by się nazywać Morawią. Wszakże Bo-
lesław Chrobry, któremu historycy przypisują
zamiar zbudowania państwa cało Słowiańskie-
go, jeżeli kiedy myślał założyć stolicę swoją
w Pradze Czeskiej, niby w środkowem ogni-
sku; tego państwa swojego nie nazywałby
Czechami, ale zawsze Polską, gdy ród swój
î nad Warty i Wisły prowadził. Nie zaparl-
— 106 —
by się tak swojego pochodzenia, jakby sie
swojego książęta Morawscy ?? zaparli.
Owszem pan Bielowski prowadzi dalej Bo-
lesława W. na południe i zachód, każe mu
odzyskiwać na Czechach zaprzeczony Polsce
Kraków, sięgać w głąb Węgier po Dunaj, Cis-
sę i Teplę, zdobywać Morawy i Czechy, na
téj zasadzie, że Bolesław był księciem Mora-
wskim, prawnukiem Świętopełka, któremu te
wszystkie kraje ulegały. Łużyce i Serbia i
Czerwieńskie grody aż po Bug i Styr stano-
wiące granice morawsko-czeskiej djecezji,
wszystko to podbijał Bolesław W. bo to był
kraj jego przodków. Polityka jego wskazuje
wyraźnie, że chciał odbudować gmach stary
Świętopełka. Dla czegóż by koniecznie Bole-
sław nasz odbudowywał gmach ten stary, a nie
swój nowy, który stworzył w myśli?
Tak,bo autor nasz widzi juź wtenczas w o-
gromnéj przestrzeni od Elby aż po Bug i Styr,
od Karpat aż po ujście Wisły, jeden naród,
ijeden rząd wIX iXI wieku. Pytanie, jaki byt
też to naród, jaki rząd? Jeżeli ten cały ogrom
zwał się Morawią, najmniejszej wątpliwości
niema, ze potomkowie Świętopełka w krajach
— 107 —
jego, chociaż uszczuplonych, byli zawsze Mo-
rawskiemi książętami. Bolesław W. był także
morawskim książęciem. Skądże wzięła się Pol-
ska? Jeżeli Świętopełk panował jeszcze nad
Słowianami tylko, to jest wtenczas, kiedy roz-
działu na plemiona pomiędzy niemi nie było,
Bolesław był Słowiańskim książęciem, znowu
zapytamy się, gdzie była Polska wtedy? Nasz
wielki Piast podług tego, Morawy dźwigał, ale
nie Polskę. Ale jeżelic były oddzielnie Mora-
wy, oddzielnie Czechy, iChrobatowie, czemuż
oddzielnie i Polanie być nie mogli, którzy nie
byli Czechami i Morawianami, będąc Słowia-
nami
Autor powiada, że ze śmiercią Leszka IV.
czyli Mojmira, upadło państwo morawskie w r.
915. Nie można tego pojąć, kiedy autor prze-
ciwne temu twierdzeniu przytacza fakta: to
chyba państwo rozdzieliło się pomiędzy kilku
panujących, ale nieupadło wszakże. Kiedy po-
tem Bolesław Krzywousty na kawałki podzie-
lił Lechją, Lechja rozpadła się na składowe
części, Kujawy, Mazury, Łęczycę, Gniezno,
Kraków, ale nie zginęła: panowała i tutaj i
tam jedna dynastja, jeden był język i wiara.
- 108 —
Tak Morawia, kiedy umarł Mojmir, nie zwi-
nęła, ale się rozdzieliła na małe cząstki, z któ-
rych w każdej panował ktoś z rodziny Świę-
topełka: niektóre znowu ziemie odeszły pod
panowanie obcych. Autor wyszukał dowody
na to, że część dawnych Moraw, odpowiada-
jąca okolicy Krakowa, i północnych górnych
Węgier, zwała się w X wieku Rugią, Ruzją.
To nie Euś waregska, ale ziemia krakowska,
w której mieli dzielnice swoje, inni synowie
Ziemomysła (Semisława), a potem dzieci Mie-
czysława, potem syn Chrobrego, Otto. Syn
tego Ottona Roman, powiadają kroniki, był
księciem Rugji czyli Rusji i miał córkę Do-
bronikę. Do téj to Ruzji cesarz Otto wysłał
Adalberta późniejszego magdeburskiego bi-
skupa,żeby ją ochrzcić na obrządek łaciński.
Dotąd tego Adalberta posyłali historycy do
Kijowa. Inny to apostoł od S. Wojciecha; na-
wracał on krakowianów ale bez skutku na lat
trzydzieści kilkaprzed tym Św. mężem, patro-
nem Polski.
Zatem w Chrobackiéj ziemi było kilka dziel-
nic osobnych dla dynastji morawskiej; zatem
państwo nieupadło a żyło ciągle aż do Bole-
— 109 —
sława W. i Bolesław, powtórzymy, panował
ciągle w Morawji. Skądże się wzięła Polska?
To chyba już nastała w wojnach, po ucieczce
Ryxy.
Amy ślady Polski już mamy dawniejsze, się-
gające IX wieku a i Gall przecież który o sto
lat niespełna żył po Wielkim Bolesławie, był-
by nam coś o téj Morawji powiedział; on tym
czasem uporczywie trzyma się Gniezna.
Pan Bielowski na dzieje tych Morawskich
państw w późniejszej Pohce, rzuca jeszcze no-
we światło, kiedy wskazuje na ślady wido-
czne chrześciaństwa w tych stronach. Oto w
treści całe jego rozumowanie:
Morawianie od czasów Kiryła i Metodego,
już wyznawali wiarę chrześciańską, ale wzięli
ją z Konstantynopola. Niemcy przedtem wo-
jowali ich, chcąc niby zmusić do przyjęcia
wiary. Ale teraz zabrakło im pozoru, więc zna-
leziono świeży i kazano chrześcianom słowiań-
skim przyjmować obrządek łaciński. Borzy-
woja ochrzcił już Metody, ale w roku 894
drugi raz chrzci się Borzywoj. Syn jego Spity-
gniew, w głębokiej starości na parę lat przed
— 110 —
śmiercią, zholdowany był przez niemców i o-
ćhrzczony, lubo z ojca był już oddawna wy-
znawcą Chrystusowej nauki. Chrzest ten w o-
brządku łacińskim nastąpił w r. 921, właśnie
wtenczas, kiedy Czechy oddzielały się od Mo-
raw po śmierci Mojmira, który jeszcze zwią-
zek Słowiański silną ręką podtrzymywał. Se-
misławowi już król niemiecki Henryk, oder-
wał Serbów nad Odrą i Elbą i pochrzcił ich
wszystkich około r. 930. Wtenczas i okolice
Gniezna przyjęły wiarę katolicką, to się zna-
czy łacińskiego obrządku, bo słowiańskiej
wiary były już od dawna. Nareszcie za przy-
byciem już Świętego Wojciecha z Pragi roku
994. Polonia (w tem miejscu znaczy to: Kra-
ków) fidem recepit catholicam, czyli innemi
słowami.powiada pan Bielowski, Polska przy-
jęła obrządek łaciński ze Słowiańskiego.
Wtym całym wykładzie faktów, widzimy
tylko oświadczenie się za myślą Maciejow-
skiego, który powiedział pierwszy, że dobrze
już przed Mieczysławem, rozwidniło się w zie-
miach późniejszej Polski, bo chrześcijaństwo
tam wcześniej przenikło, jak podają kroniki
Wniosek Maciejowskiego, autor nasz posuną.
— 111 —
do krańcowych ostateczności. Podług niego,
rodzina książęca Morawska od Swiatopełkajuż
była chrześcijańską i bardzo naturalnie, bo
kiedyć praojciec jéj przyjął naukę prawdy, toć
i dzieci w niej musiał wychowywać. Książęta
rozszerzali wiarę tę pomiędzy ludem. Są to
rzeczy jeszcze nie zanotowane przez żadne
kroniki, które niewiedziały o prawdzie, albo
ją umyślnie zakryły przez duch stronniczy.
Ale doszedł ich pan Bielowski za pomocą
swoich rozumowań. Stąd też jeżeli kroniki
podają fakt, datę nawrócenia się jakiej słowiań-
skiej krainy, p,otrzeba to tak rozumieć, mówi a-
utor, że ta krina rzuciła obrządek swój naro-
dowy, a przyjęła łaciński. P. Bielowski zgadza
się z Maciejowskim, że wyznawcy Rzymscy,
chrześcian wschodniego obrządku, zwali wciąż
poganami (pagani), a w ich nauce widzieli er-
rorest et tdolatriam. Na grobowcu Bolesława W,
napisali jeszcze księża łacińscy, że ten król byt
perfido paire natus. Stąd i Mieczysław nasz
był chrześcianinem przed 965, a wtym roku
przyjął tylko obrządek łaciński. Siostra Mie-
czysława, bela knehini, nawróciła męża swoje-
go Gejzg, ojca Św. Stefana, także na obrzą
— 112 —
dek słowiański i t.d. i t.d. Powiedzieliśmy,
źe pan Bielowski doszedł do ostateczności,
bo u niego wszystkie plemiona słowiańskie
pokolei zmieniają jeden obrządek na drugi.
Mamy zatem dat wiele do historji rozsze-
rzenia się wiary chrześcijańskiej u nas. Podług
wywodów pana Bielowskiego, jeszcze r. 884,
kraj wiślański nawrócony był przez Święto-
pełka, ale na obrządek Kiryłła i Metodego.
Pierwszy ślad rzymskiego wpływu pokazuje
się u nas ze Ziemomysła, około roku 930, w
ziemi właściwie Polskiej, bo wtamtych stro-
nach sam cesarz nawracał. Ruzją czyli okoli-
ce Krakowa, Otto skłaniał do obrządku łaciń-
skiego ze słowiańskiego w roku 959—960.
Ale to niebardzo mu się udało. „Mieczysław
urodził się z rodziców chrześcijańskich, a sie-
dmioletnia ślepota jego, jest wytartą fikcją
księży. (str. 507). To przejrzenie Mieszka
po siedmiu latach, był to chrzest jego sło-
wiański, który przypadł w roku 937 czy 938.
Zatem idzie najważniejsza data 965 rok i o-
statnia 997 rok, który jest epoką dla dziejów
Słowiańszczyzny polskiej. Wtenczas właśnie
swoją pracę skończył Święty Wojciech. Wpływ
rzymski za niego ostatecznie przeważył.
— 113 —
Jak my sami wystawiamy sobie dzieje roz-
szerzenia się chrześcijaństwa w Polsce, wy-
kazaliśmy to w innem miejscu (Bibljoteka
Warszawska rok 1851 listopad w artykule:
Nowa epoka literatury historycznej). My od
południa i wschodu widzieliśmy w ziemiach
dawnej Polski wpływ Metodego, ale od pół-
nocy i zachodu wpływ niemiecko rzymski.
Kraków i Gniezno to w X wieku dwa ogni-
ska, dwie połowy przyszłego kraju polskiego,
to dwie myśli, dwie sprzeczności, dwa fakty.
Tam mógł się rozszerzać słowiański, a tutaj
łaciński obrządek, które się po drodze gdzieś
spotykały. Mieczysław panował w Gnieźnie
u Polan, a nie w Krakowie, bo wierzymy w
podania kronik naszych i wiemy, że dopiero
Bolesław W. zdobywał Kraków. U Polan ła-
ciński obrządek miał zupełną przewagę przez
wpływ cesarzów: biskup Jordan, sufragan ma-
gdeburgski od r. 958 już przesiadywał w Po-
znaniu. Nieznaczyło to wcale, żeby cała zie-
mia Polanów była już wtenczas chrześcijańską,
ale dowodzi to, że łacinników było już tam
wiele, kiedy potrzebowali biskupa; owszem
wiemy z kronik, że Ś.Wojciech nawet pod sa-
— 114 —
mem Gnieznem chrzcił mnogą ludność. (997 r.)
Za to w Krakowskich okolicach są ślady ob-
rządku słowiańskiego, który mimo to, zawsze
trzymał z Rzymem. Niechęci i wstrętu po-
między dwiema połowami chrześcijaństwa nie
było: Świętopełk Morawski tak słuchał Meto-
dego, jak i łacińskich niemieckich biskupów;
Borys król bułgarski słał prosto po kapłanów
chrześciańskich zarówno do Rzymu jak do Ca-
rogrodu. Gdzie był biskup łaciński, tam nie-
było słowiańskiego i przeciwnie, a chrześcia-
nie obojga obrządków żyli z sobą we wzaje-
mnej zgodzie, do jednych i tychże samych u-
częszczali kościołów. Wierutne zatem kłam-
stwo popełnia świeżo wydana legenda o Stym
Wojciechu, który miał w naszych stronach ni-
szczyć obrządek słowiański. Owszem zacny
biskup pragski, sam z siebie był narodowemu
językowi przychylny; nie wyganiał nikogo,
bo sam był wygnany, nie zabijał nikogo, bo
sam zginął, a rodzinę jego wymordowano. Woj-
ciech chciał mnichem zostać uS. Nila, aS. Nil
był greckim opatem klasztoru S. Michała pod
Barem.
Ale wszystko cobyśmy w tym względzie
— 115 —
powiedzieli, nie zastąpiłoby w najmniejszej
rzeczy, ślicznej rozprawy autora Polski wie-
ków średnich pod tytułem: Losy obrządku
słowiańskiego. (T. 4ty str. 501—530). Zna-
komitemu autorowi dane jest, najtrudniejsze
kwestje historyczne z odległej przeszłości roz-
wiązywać. Widzi i on, krzewiące się obok sie-
bie w późniejszej Polsce, dwa chrześcijańskie
obrządki, w świętej zgodzie, a obok nich le-
dwie już oddycha upadająca wiara w baiwany.
Mieczysław dał przewagę łacińskiemu, przez-
to, że z poganina został rzymskiego kościoła
sługą. Autor pięknie rozbiera te rozmaite da-
ty, które podał pan Bielowski względem roz-
szerzania się chrześciaństwa u nas: z wyrozu-
mienia iego wypada, że Mieczysław nie zmie-
nił jednego obrządku na drugi, jak chce pan
Bielowski, ale po prostu przyjął sam wiarę.
Przyjęcie wiary przez księcia nie stanowi je-
szcze, że naród swoje stare nawyknieniazmia-
nił, ale dowodzi tego, że jeden obrządek wy-
niósłszy się nad inne, mógł z pewnością spodzie-
wać się zupełnego nad wszystkiemi zwycięstwa.
Jakoż są ślady, że Bolesław W., wypędzał ze
swojego królestwa mnichów słowiańskiego o-
— 116 —
brządku, a ta okoliczność w połączeniu z in-
nemi, że z rozmaitych obcych żywiołów bu-
dował ogromne państwo, na łożu jeszcze
śmiertelnym niepokoiła wielkiego męża, który
zapowiadał wyraźnie ignem seditionis, jak po-
wiada Gallus. Po ucieczce Ryxy, obrządek
słowiański wiele mnożył zamięszań. Pan Bie-
lowski każe mu wtenczas ginąć do szczętu,
ale autor Polski średnich wieków przeciąga
dalej jego żywot. Za Bolesława Śmiałego, gdy
wojna domowa wybuchła, gdy lud upomniał
się o swoje prawa, a szlachta powstała w o-
bronie przywileju, gdy S. Stanisław, biskup
krak., szlachcic, podniósł głos śmiały za pra-
wami swojego stanu, a król był z ludem, histo-
ryk nasz powiada, że duchowni słowiańscy
stali także i to koniecznie razem z królem i
ludem. Upadł Bolesław, a więc i lud i księża sło-
wiańscy. Pognębiony obrządek schronił się na
Kuś czerwoną, w której łacinników nie brakło,
ale kniaź i biskup i czerńcy byli tam słowiańskie-
go języka. Odtąd obrządek słowiański stał się
ruskim. Z upadkiem więc Bolesława Śmiałe-
go, nastąpiła w Polsce zupełna przewaga bi-
skupów rzymskich, ale to w Polsce południo-
— 117 —
wéj tylko, w kraju dawnych Wiślan, w okoli-
cach Karpackich, w ziemi Chrobatów dawnych:
W Wielkopolsce nigdy słowiańskiego obrząd-
ku nie było, a jeżeli i był, to niemiał żadnej
siły, żeby z biskupami rzymskiemi mógł się
ważyć.
Przejrzeliśmy całe dzieło pana Bielowskie-
go. Znakomite w wielu częściach księgi lej,
gdzie Opis źródeł historycznych i charaktery-
styka kronikarzy; w innych częściach, pomą-
ciło i wypadki i kraje i ludzi. Zabawnie to
dzisiaj wygląda, prawić szeroko o wojnach
Polaków z Alexandrem W. i rozwijać obraz
stosunkówLeszków pol. z rzymskiemi Cezarami
Wolno było wierzyć tym baśniom w wiekach
ciemnoty, ależ dzisiaj brać za wskazówkę do
badania we mgle historycznej lada jakie po-
dobieństwo zdarzeń, nie jestto wcale krytycz-
nie przeglądać starożytne dzieje. Wszyscyśmy
ludzie, zatem wypadki jednej natury ludzkiej
dzieją się wszędzie. Czem życie nasze? Za-
wsze jest mozajką jednych i tychże samych
wypadków. Powieść dzisiejsza przedstawia
życie w jego rozmaitych odcieniach. Kiedy
powieść przekracza granice naturalnych zda-
— 118 —
rżeń, to już w niej panuje fantazja, nie rze-
czywistość. Tak i historja, przedstawia nie o-
brazy fantazji, ale obrazy rzeczywistości. —
W historji nie ma nadnaturalnych zdarzeń,
ale w niéj żyje prawda życia. I czemże jest
historja w faktach, które podaje? zawsze tą
mozajką jednych i tychże samych wypad-
ków. Co zdarzyło się na południu, stać się
bardzo może i na północy. Więc lada podo-
bieństwo dwóch wypadków nie jest dowodem
tożsamości i jedności tych wypadków. A je-
dnakże oprócz pierwszej księgi, i to w niektó-
rych rozdziałach, wszystkie części dzieła p.Bie-
lowskiego rażą tem ubieganiem się tylko za
prawdopodobieństwami, za zbliżaniem do sie-
bie różnych wypadków, które do siebie mają
się jak sprawy ludzkie do spraw ludzkich.
Dzieło zatem pana Bielowskiego, jeżeli mo-
że mieć jaką zasługę, to chyba w pojedyn-
czych rzutach, ale nigdy w ogólnym poglą-
dzie. To dzieło ma też w istocie swoje zasłu-
gi; wiele trafnych uwag, szczęśliwych zastoso-
wań i wniosków, zawiera ten Wstęp krytyczny
do dziejów. Np. ten pomysł o Ruzji, przez któ-
rą rozumiano wprawdzie nie krakowskie, ale
— 119 -
zakarpckie nad rzeKą Wagą okolice, jest bar-
dzo szczęśliwym pomysłem. Dzieje pierwszych
królów naszych aż do Kazimierza I. mają tak-
że wiele ciekawych i ważnych nowości. Wy-
szewitjest dla dziejów naszych zdobyczą. Hi-
storja Świętopełka i książąt Morawskich wiele
rzuca światła na przeszłość. Nie wyliczymy
tych wszystkich zdarzeń, bo celem naszym
było pokazać to jedynie, że pan Bielowski
z góry nakreślił sobie systemat, i że go nie
dowiódł, zrobiwszy niefortunny wcale pomysł
o niefortunnym Miorszu. Wstęp Krytyczny w
każdym razie zasługuje na oddzielne studja,
a pisarze nasi, którzy poświęcą się w przy-
szłości badaniu dziejów pierwotnych, nieraz
do p. Bielowskiego uciekać się będą musieli.
Autor wstępu ma szczegóły: Maciejowski ma
całość. W Bielowskim wypadki, wiążą się sztu-
czną nicią: w Maciejów, systemat przedstawia
się jak organizm i w całości i w częściach. Je-
den wypadek nie koniecznie przystaje ^.o dru-
giego w Bielowskim, u Maciejowskiego jest
logika wypadków. Może nieprzyznawać cał-
kiem słuszności Maciejowskiemu, kto zechce,
ależ trudno nieprzyznać, że w jego rozu-
— 120 —
mowaniach znajdujem wiele domysłów tra-
fnych, mówiących do przekonania. O panu
Bielowskim tego nie powiemy: w ogólnym po-
glądzie wszędzie grzeszy, a ten grzech pier-
worodny rozlał się na całe dzieło, chociaż
szczegóły czasami wyborne. Ale o tem po-
wiemy może gdzie indziej kiedy się weźmiem
sami do pierwotnej historji polskiej i pokazem
wniéj, nierozwijając żadnych systematów, nie-
przywiązując się do żadnej ulubionej apriori
wziętej myśli, jak rozumiemy powstanie Pol-
ski jako narodu. Tutaj każdy ma swoje zdanie.
Sprawiedliwość naszemu autorowi oddał już
historyk Polski wieków średnich, lubo ogól-
nych wywodów jego, jak my, nie przyjął za
prawdziwe. To powinna być nagrodą p. Biel.
za jego prace. Polemiki dyslektycznej p. Szul-
ca, myśmy wcale nie rozumieli (w Gaz, Warsz.
1851 r. nr. 97 — 98): erudycji tam zbyt wie-
le, a punkt widzenia recenzenta tak staran-
nie zamglony! Niewierny doprawdy, czego
chce i czego dowodzi. Co do nas, te słów kil-
ka o pomysłach historycznych p. Bielowskie-
go podyktowało najżywsze współczucie i dla
przedmiotu samego, i dla dzieła, tak obfitego
w nowości.
w Październiku 1851.#