Forester Cecil Scott Hornblower 11,5 Hornblower Ostatnie spotkanie

background image

Ostatnie spotkanie

Admirał floty lord Hornblower siedział sam przy stole w jadalni w Smallbridge

z kieliszkiem swojego porta. Był w doskonałym nastroju. W okna bił rzęsisty deszcz,

padał już od wielu dni, najbardziej ulewnych tej jednej z najbardziej deszczowych

wiosen, jakie tu pamiętano. Od czasu do czasu odgłosy ulewy wzmagały się, gdy

powiew wiatru rzucał ciężkimi kroplami w szyby. Teraz, gdy zbiorom groziło

zniszczenie, zanim jeszcze zaczęły dojrzewać, chłopi i dzierżawcy będą bardziej

narzekali niż zwykle, i Hornblower poczuł wyraźną satysfakcję na myśl, że jego

dochody nie są zależne od opłat za dzierżawę gruntów. Admirał floty nigdy nie

otrzymuje połowy pensji. Deszcz czy pogoda, pokój czy wojna — on zawsze dostanie

swoje okrągłe trzy tysiące rocznie, a mając drugie trzy tysiące z pieniędzy

ulokowanych w państwowych papierach, nigdy już nie zazna ciężaru ubóstwa ani

nawet konieczności liczenia się z wydatkami. Stać go też na dorzucenie dalszych

pięciu setek rocznie Ryszardowi, który jako pułkownik Gwardii często musi

towarzyszyć młodej królowej na dworze i w związku z tym płaci słone rachunki

krawcowi.

Hornblower pociągnął łyk porta i wyprostował nogi pod stołem, napawając się

ciepłym płynącym z grzejącego mu plecy kominka. Dwa kieliszki doskonałego

czerwonego wina już robiły swoje, pomagając w trawieniu naprawdę świetnego

obiadu — był to jeszcze jeden powód do gratulowania sobie, że w wieku

siedemdziesięciu dwóch lat ma żołądek, który nigdy nie sprawia mu kłopotu. Jest

szczęśliwym człowiekiem, przodującym w swoim zawodzie, znajduje się

w najwyższym, nieprzekraczalnym punkcie zawodowej kariery (jego awans na

admirała floty był jeszcze na tyle świeży, że wciąż stanowił źródło nie słabnącej

satysfakcji), a do tego cieszy się doskonałym zdrowiem, ma duże dochody, oddaną

mu żonę, udanego syna, obiecujące wnuki i dobrego kucharza. Może popijać porto,

smakując każdą kroplę, a gdy opróżni kieliszek, przejdzie do salonu, gdzie przy

innym buzującym kominku siedzi Barbara i czytając czeka na niego. Ma kochającą go

żonę, która z upływem lat w zadziwiający sposób staje się piękniejsza niż

w młodości; szczuplejące policzki uwydatniają prześliczny układ kości jej twarzy,

a siwe włosy dziwnie uroczo kontrastują z wyprostowaną postawą i lekkością kroku.

Jest tak piękna, tyle ma wdzięku i godności. Ostatnio musiała zacząć używać

background image

okularów do czytania, w których było jej bardzo do twarzy, ale dodawały jej powagi,

toteż zawsze je zdejmowała, gdy ktoś obcy mógłby ją zobaczyć. Na wspomnienie

o tym Hornblower znowu się uśmiechnął i pociągnął jeszcze łyk porta. Lepiej kochać

kobietę niż boginię.

Dziwna rzecz, że czuł się taki szczęśliwy i bezpieczny, on, który doznał tylu

nieszczęść, dręczącej niepewności, tylu niebezpieczeństw i trudów. Zdarzało mu się

być o włos od kul armatnich i muszkietowych, utonięcia i chorób, kompromitacji

zawodowej i sądu wojennego. W życiu osobistym bywał głęboko nieszczęśliwy

i bardzo szczęśliwy. Cierpiał ubóstwo, nawet głód, a teraz jest bogaty

i ustabilizowany życiowo. Wszystko to bardzo ładnie, mówił sobie. Nawet

w podeszłym wieku nie odwykł od szydzenia z samego siebie. Mówi się: „Nie

nazywaj człowieka szczęśliwym, póki nie umrze”, i jest to chyba prawda. Ma

siedemdziesiąt dwa lata, a mimo to sen, który go otacza, może prysnąć i zmienić się

w koszmar. Rzecz charakterystyczna, że ledwie zaczął gratulować sobie szczęścia,

już się zastanawiał, co może temu szczęściu zagrozić. Jasna sprawa: z żołądkiem

pełnym dobrego jedzenia, usadowiony przed grzejącym go kominkiem zapomniał

o niepokojach nękających świat. Rewolucja… anarchia… wstrząsy społeczne, cała

Europa, cały świat wstrząsany był zmianami. Maszerowały tłumy i armie; rok 1848

upamiętni się jako rok zniszczeń — chyba że na pamięć o nim nałożą się późniejsze

wspomnienia lat zniszczeń jeszcze większych. W Paryżu wznoszono barykady

i proklamowano czerwoną republikę. Metternich uchodził z Wiednia, a włoscy tyrani

zostali wypędzeni ze swoich stolic. W Irlandii głód i choroby towarzyszyły klęsce

gospodarczej i niepokojom politycznym. Nawet tu, w Anglii, agitatorzy podburzali

tłum, głosząc niesłychane żądania reformy parlamentarnej, lepszych warunków pracy,

zmian, które nie byłyby niczym innym jak rewolucją społeczną.

Może się zdarzyć, że mimo podeszłego wieku dożyje chwili, gdy szczęście

i poczucie bezpieczeństwa zostaną mu odebrane przez niewdzięczny los, nie biorąc

pod uwagę jego łagodnego liberalizmu, któremu hołdował przez całe życie. Sześć lat

strawił na walce z krwawą, upojoną zwycięstwem rewolucją, przez następne

czternaście wojował przeciwko uciskowi zdradzieckiej tyranii, która musiała

nieuchronnie nadejść po rewolucji. Czternaście lat ryzykował życiem w walce

z Bonapartem — walce, która nabierała coraz bardziej osobistego charakteru, w miarę

jak awansował. Bił się o swobodę, o wolność, ale to nie umniejszało osobistego

charakteru walki. Na dwóch półkulach, na pięćdziesięciu wybrzeżach walczył

background image

Hornblower o wolność, a Bonaparte o tyranię, i walka ta skończyła się upadkiem

Bonapartego. Od blisko trzydziestu lat Bonaparte leżał w grobie, a on, Hornblower,

siedzi teraz przy kominku przyjemnie grzejącym mu plecy, ze szklanką doskonałego

porta rozgrzewającego go od środka. Równocześnie jednak w typowy dla siebie

sposób osłabiał uczucie szczęścia rozmyślaniem, czy mogłoby mu zostać odebrane.

Wiatr znowu zatrząsł domem i deszcz zadudnił w szyby okienne. Drzwi jadalni

otworzyły się bezszelestnie i lokaj Brown wszedł, żeby dołożyć węgla do kominka.

Jak przystało na dobrego sługę, obrzucił pokój badawczym spojrzeniem, sprawdzając,

czy wszystko jest w porządku; spojrzał dyskretnie na butelkę i kieliszek przed

Hornblowerem — Hornblower wiedział, że Brown zauważył nie dopity kieliszek

porta, pomoże mu to podać o odpowiedniej porze kawę do salonu, gdy Hornblower

zdecyduje się przejść tam.

Do jadalni dobiegł słaby odgłos dzwonka u drzwi frontowych. Któż to może

dzwonić o ósmej wieczorem, w taką noc jak dziś? Nie dzierżawca — dzierżawcy

wchodziliby bocznymi drzwiami, gdyby mieli jakąś sprawę do dworu — nie

oczekiwano też niczyjej wizyty. Hornblower poczuł przypływ zaciekawienia,

zwłaszcza że dzwonek odezwał się powtórnie, zanim jeszcze przebrzmiały pierwsze

tony. Okna i drzwi jadalni zadrżały lekko, co wskazywało, że lokaj otworzył drzwi

frontowe. Hornblower nadstawił uszu. Wydawało mu się, że słyszy głosy na ganku.

— Brown, idź i zobacz, kto to — polecił.

— Tak, milordzie.

Przez wiele lat odpowiedzią Browna na rozkaz było „Tak jest, sir”, lecz Brown

pamiętał, że teraz jest szefem służby domowej, w dodatku u para. Przeszedł cicho

przez pokój — Hornblower złapał się na tym, że nawet zastanawiając się kim mógłby

być przybysz, jak zawsze podziwia krój wieczorowego ubrania Browna. Był

doskonały, chociaż uważnemu obserwatorowi coś w nim zdradzało, że to strój lokaja,

a nie pana. Brown zamknął cichutko drzwi za sobą i Hornblower pomyślał, że szkoda,

że to zrobił, bo w czasie gdy były otwarte i Brown przechodził przez nie, słychać było

przez dręcząco krótki moment rozmowę — czyjś głośny, nieco chrapliwy głos,

domagający się czegoś, i lokaja odpowiadającego nieustępliwie, choć z respektem.

Nawet teraz, po zamknięciu drzwi, Hornblowerowi wydawało się, że słyszy ten

chrapliwy głos, i ciekawość opanowała go bez reszty. Wstał i pociągnął za sznur

dzwonka przy kominku. Wszedł Brown, a przez otwarte drzwi chrapliwy głos stał się

dobrze słyszalny.

background image

— Brown, co tam się dzieje, u diabła? — spytał Hornblower.

— Chyba jakiś wariat, milordzie.

— Wariat?

— Milordzie, on mówi, że jest Napoleonem Bonaparte.

— Coś takiego! I czego on tu chce?

Mimo siedemdziesięciu dwóch lat krew zaczęła mu jakby szybciej krążyć

w żyłach na myśl, że coś się dzieje. Człowiek uważający się za Napoleona

Bonapartego i przybywający do domu admirała floty lorda Hornblowera może

przecież mieć złe zamiary. Lecz dalsze słowa Browna uspokoiły go.

— Milordzie, on chce pożyczyć powóz i konie.

— Po co?

— Zdaje się milordzie, że coś się stało na kolei. Mówi, że musi jak najprędzej

znaleźć się w Dover, żeby złapać statek pocztowo-pasażerski do Calais. Powiada, że

to sprawa najwyższej wagi.

— Jak wygląda?

— Ubrany jest, milordzie, jak dżentelmen.

— Hm.

Kolej do Dover, której fragment przeprowadzono niedawno po obrzeżu parku

Smallbridge, zepsuła widok na rozległe pola Kentu. Z górnych okien dworu widać

było kłęby dymu lokomotyw i słychać ich ostry, przenikliwy gwizd. Lecz najgorsze

przewidywania pesymistów nie spełniły się. Krowy dalej dawały mleko, maciory się

prosiły, sady wciąż rodziły owoce, a wypadki były bardzo rzadkie.

— Czy to wszystko, milordzie? — spytał Brown, zwracając uwagę swego pana na

fakt, że na ganku czeka intruz, z którym trzeba coś zrobić.

— Nie. Przyprowadź go tu — odparł Hornblower. Żywot dżentelmena na wsi jest

może przyjemny i bezpieczny, lecz bywa czasem bardzo nudny.

— Dobrze, milordzie.

Gdy Brown wyszedł, Hornblower spojrzał w lustro w złoconych ramach, wiszące

nad kominkiem. Krawat i przód koszuli miał w porządku, rzadkie, siwe włosy były

przyczesane, a w brązowych oczach pod śnieżnobiałymi brwiami czaił się dawny

błysk. Brown wrócił i przytrzymując drzwi zaanonsował:

— Pan Napoleon Bonaparte.

Człowiek, który wszedł do pokoju, nie przypominał postaci znajomej ze sztychów.

Nie nosił zielonego munduru, białych spodni ani trójgraniastego kapelusza

background image

i epoletów; miał na sobie szare ubranie cywilne, widoczne pod rozpiętym płaszczem

z peleryną. Szary materiał poczerniał prawie od deszczu. Mężczyzna był

przemoczony do nitki; nogi w obcisłych spodniach w paski były po kolana unurzane

w błocie. Można by go jednak uznać za eleganta, gdyby nie miał ubrania w tak

pożałowania godnym stanie. Było coś w jego postaci, co mogło przypominać

Bonapartego — krótkie nogi, sprawiające, że miał wzrost poniżej średniego — i może

też coś w szarych oczach wpatrujących się badawczo w Hornblowera w blasku świec.

Poza tym jednak wygląd przybysza nie był, ku zaskoczeniu Hornblowera, nawet

parodią czy trawestacją cesarza. Miał on duże wąsy i bródkę — czy można sobie

wyobrazić wielkiego Napoleona z wąsami! — a zamiast krótkich włosów

z opadającym na czoło lokiem przybyły miał modne długie włosy. Byłyby zwinięte

nad uszami w pierścionki, gdyby, zmokłe, nie zwisały jak mysie ogony.

— Dobry wieczór, sir — odezwał się Hornblower.

— Dobry wieczór. Lord Hornblower, jak mniemam?

— Zgadza się.

Przybysz mówił dobrze po angielsku, lecz z wyraźnym akcentem, nie

przypominającym jednak akcentu Francuza.

— Muszę przeprosić za moje wtargnięcie o takiej porze.

Pan Bonaparte wskazał gestem uprzątnięty stół jadalny, co świadczyło, że docenia

ważność czasu trawienia po obiedzie.

— Proszę się tym nie przejmować, sir — odparł Hornblower. — A jeśli pan woli,

może pan mówić po francusku.

— Nie robi mi żadnej różnicy, milordzie, czy mówię po angielsku, czy po

francusku. A także po niemiecku albo po włosku.

I to też nie było podobne do cesarza — Hornblower czytał, że znał on włoski źle,

a zupełnie nie mówił po angielsku. Ten przybysz musi być dziwnym rodzajem

wariata. Lecz przy owym geście jego płaszcz rozchylił się mocniej i Hornblower

zobaczył szeroką czerwoną wstęgę i lśniącą gwiazdę. Człowiek ten nosił order

Wielkiego Orła Legii Honorowej, więc musiał być obłąkany. Jeszcze jedno, ostatnie

sprawdzające pytanie…

— Sir, jak mam się zwracać do pana? — spytał Hornblower.

— Per „wasza wysokość”, jeśli już pan tak łaskaw, milordzie. Albo per

„monseigneur” — to może być wygodniejsze.

— Doskonale, wasza wysokość. Mój lokaj nie wyjaśnił mi dość wyraźnie, w jaki

background image

sposób mógłbym się przysłużyć waszej wysokości. Może wasza wysokość będzie

łaskaw mną rozporządzać?

— Może mi pan, milordzie okazać łaskawość. Usiłowałem wyjaśnić pańskiemu

lokajowi, że linia kolejowa, biegnąca obok pańskiego parku, została zablokowana.

Pociąg, w którym się znajdowałem, nie może jechać dalej.

— To bardzo przykre, wasza wysokość. Te nowoczesne wynalazki…

— …mają swoje złe strony. Jak się zorientowałem, wskutek ostatnich ulewnych

deszczów obwałowanie tego, co nazywają wykopem, nie wytrzymało, i wielka masa

ziemi, o wadze kilkuset ton, obsunęła się na szyny.

— Co pan mówi, wasza wysokość?

— Tak. Dano mi do zrozumienia, że oczyszczenie linii może potrwać nawet kilka

dni. A ja mam sprawę naprawdę nie cierpiącą zwłoki nawet jednej godziny.

— Naturalnie, wasza wysokość. Sprawy państwowe są zawsze bardzo pilne.

W słowach tego obłąkańca była dziwna mieszanina sensu i nonsensu, a na

niewyszukany dowcip Hornblowera zareagował całkiem przekonywująco. Ciężkie

powieki uniosły się lekko, a chłodne niebieskie oczy poszukały wzroku Hornblowera.

— Ma pan słuszność, milordzie, lecz obawiam się, że nie docenia pan ważności

mojej sprawy. Jest ona najwyższej wagi. Od mego przybycia do Paryża zależy nie

tylko los Francji, lecz i przyszłe dzieje świata — losy całej ludzkości!

— Nazwisko Bonaparte nie implikuje niczego mniejszego, wasza wysokość —

odpowiedział Hornblower.

— Europa popada w anarchię. Staje się łupem zdrajców, egoistów, ideologów,

demagogów, ogromnej liczby głupców i mnóstwa łotrów. Francja, znów pod silnym

kierownictwem, może przywrócić światu ład.

— Święte słowa, wasza wysokość.

— Zatem, milordzie, doceni pan pilność mojej sprawy. W Paryżu mają się odbyć

wybory i ja muszę tam być… muszę się tam znaleźć w przeciągu czterdziestu ośmiu

godzin. To jest powód, dla którego brnąłem w ulewę po błocie do pańskiego domu.

Przybysz popatrzył na swoje zabłocone ubranie i cieknące z niego strumyczki

wody.

— Mógłbym znaleźć inne ubranie dla waszej wysokości — zaproponował

Hornblower.

— Dziękuję, milordzie, ale nie ma na to czasu. Przejechawszy wzdłuż linii

kolejowej poza to niefortunne obsunięcie się gruntu i minąwszy tunel — chyba

background image

w miejscowości o nazwie Maidstone — mogę złapać inny pociąg, który dowiezie

mnie do Dover. Stamtąd parowy statek pocztowo-pasażerski do Calais — pociąg do

Paryża — i do mojego przeznaczenia!.

— Więc wasza wysokość życzy sobie być dowiezionym do Maidstone?

— Tak, milordzie.

Do Maidstone było osiem mil dobrej drogi — więc nie była to przesadna prośba ze

strony obcego w potrzebie. Ale wiatr jest południowo-zachodni… Hornblower

zreflektował się. Przecież parowce nie są zależne od wiatru czy pływu, chociaż trudno

to pojąć komuś, kto przez całe życie dowodził żaglowcami. Ten szaleniec zaplanował

wszystko zupełnie rozsądnie, lecz do pewnego punktu — do Paryża. Tam zamkną go

pewnie w domu obłąkanych, gdzie ani on nikomu, ani nikt jemu nie będzie mógł

zrobić krzywdy. Nawet porywczy Francuzi nie skrzywdzą tak zabawnego

ekscentryka. Lecz woźnicy nie bardzo będzie się chciało wyjść z łóżka w taką noc

i jechać szesnaście mil dla kaprysu wariata. Hornblower znów zmienił zdanie.

Zastanawiał się, jak odmówić nie raniąc uczuć biedaka, gdy drzwi salonu otwarły się

i weszła Barbara. Wysoka, wyprostowana, piękna i pełna godności. Teraz, gdy lata

przygięły nieco plecy Hornblowera, jej oczy były na równym poziomie z jego

oczyma.

— Horatio… — zaczęła i urwała dostrzegłszy przybysza, lecz ktoś dobrze znający

Barbarę — na przykład Hornblower — mógłby pomyśleć, że zanim weszła tu

z salonu, wiedziała chyba o przybyciu kogoś obcego i może przyszła właśnie

dowiedzieć się, co się dzieje. W każdym razie zdjęła okulary przed pokazaniem się

publicznie.

Przybysz wstał grzecznie na widok damy.

— Czy mogę mieć zaszczyt przedstawienia mojej małżonki waszej wysokości? —

spytał Hornblower. Obcy pochylił się w niskim ukłonie; podszedł do Barbary, ujął jej

dłoń i skłoniwszy się jeszcze niżej, ucałował ją. Hornblower patrzył na to z lekkim

niepokojeni. Barbara była na tyle kobietą, by złożenie pocałunku na jej dłoni nie

robiło na niej wrażenia — każdy łajdak mógł wkraść się w jej łaski, jeśli potrafił

prawidłowo wykonać ten zagraniczny grzecznościowy gest.

— Piękna lady Hornblower — przemówił obcy — małżonka najznakomitszego

żeglarza w marynarce Jego Królewskiej Mości, siostra wielkiego księcia, lecz

najbardziej znana jako piękna lady Hornblower.

Ten wariat umiał się znaleźć i był świetnie poinformowany. Lecz te jego słowa

background image

były oczywiście zupełnie nie w stylu. Napoleon był zawsze znany z obcesowego

stosunku do kobiet; mówiono, że rozmowę z nimi ograniczał do pytania o liczbę

dzieci. Ale ta myśl absolutnie nie przyjdzie Barbarze do głowy po usłyszeniu takiej,

skierowanej do niej, przemowy. Błękitnymi oczyma spojrzała pytająco na męża.

— Jego wysokość… — zaczai Hornblower.

Odegrał farsę do końca mówiąc, o co prosił przybysz i kładąc nacisk na ważność

jego przybycia do Paryża.

— Chyba zamówiłeś już powóz, Horatio? — spytała Barbara.

— Właściwie jeszcze nie.

— Więc zrobisz to oczywiście. Każda minuta jest ważna, jak mówi jego

wysokość.

— Pani jest nazbyt łaskawa, droga lady — powiedział jego wysokość.

— Ale… — zaczął Hornblower i urwał pod spojrzeniem błękitnych oczu.

Przeszedł przez pokój i szarpnął za sznur dzwonka, a gdy Brown zjawił się, wydał mu

niezbędne dyspozycje.

— Powiedz Harrisowi, że ma pięć minut na zaprzęgnięcie koni. Ani sekundy

dłużej — dorzuciła Barbara.

— Tak, milady.

— Milady, milordzie — odezwał się przybysz po wyjściu Browna — cała Europa

będzie waszą dłużniczką za ten akt łaskawości. Świat z zasady jest niewdzięczny, ale

mam nadzieję, że wdzięczność Bonapartego okaże się niezawodna.

— Wasza wysokość jest zbyt łaskaw — odrzekł Hornblower uważając, żeby jego

słowa nie zabrzmiały zbyt sarkastycznie.

— Mam nadzieję, że wasza wysokość będzie miał przyjemną podróż — rzekła

Barbara — i owocną.

Wyraźnie ten człowiek w oczach Barbary zasługiwał na pełny szacunek.

Ignorowała oburzone spojrzenia męża do chwili, aż Brown zaanonsował powóz

i obcy wyjechał na ulewny deszcz.

— Ależ, moja droga… — mógł wreszcie zaprotestować Hornblower. — Czemu,

na miły Bóg, to zrobiłaś?

— Harrisowi nic nie będzie, jak przejedzie się do Maidstone i z powrotem —

odparła Barbara. — W każdym razie konie nigdy nie mają za dużo ruchu.

— Przecież ten człowiek to wariat — rzekł Hornblower. — Bredzący szaleniec.

Skończony, kompletny, idiotyczny oszust, do tego niezbyt dobry w tej roli.

background image

— Myślę, że coś w nim jest… — odpowiedziała Barbara, upierając się przy

swoim. — Coś…

— Chodzi ci o to, że cię pocałował w rękę i nagadał miłych słów — wybuchnął

Hornblower.

Dopiero po sześciu dniach „Times” podał wiadomość z Paryża:

Książę Ludwik Napoleon Bonaparte, pretendent do tronu cesarskiego, otrzymał

dziś nominacje jako kandydat w mających się odbyć wyborach na prezydenta

republiki francuskiej.

A w miesiąc później służący w liberii przywiózł do Smallbridge paczkę i list. List

był po francusku, lecz Hornblower nie miał trudności z jego przetłumaczeniem.

Milordzie

Otrzymałem polecenie od Monseigneura Jego Wysokości Księcia Prezydenta, jako

jedną z jego pierwszych czynności przy przejmowaniu przez niego kontroli nad

sprawami jego ludu, abym przekazał Panu słowa wdzięczności Jego Wysokości za

pomoc, jaką był Pan łaskaw mu okazać w czasie jego podróży do Paryża. Przy

niniejszym liście Wasza Lordowska Wysokość znajdzie insygnia Kawalera Legii

Honorowej, ja zaś mam przyjemność zapewnić Waszą Lordowska Wysokość, że na

polecenie Jego Wysokości zwracam się z prośbą do Jej Królewskiej Mości, przez Jej

Ministra Spraw Zagranicznych, o zezwolenie dla Pana na przyjęcie tych insygniów.

Jego Wysokość polecił mi również prosić, aby przekazał Pan pełne wdzięczności

podziękowanie również Jej Lordowskiej Wysokości, Pańskiej Małżonce, i prosić Ją

o przyjęcie załączonego dowodu jego szacunku i poważania, który, jak Jego

Wysokość ma nadzieję, będzie odpowiednim wyrazem hołdu dla pięknych oczu, które

Jego Wysokość tak dobrze pamięta.

Z wyrazami najwyższego osobistego poważania, pozostaję

Pański najuniżeńszy i posłuszny sługa

Cadore, Minister Spraw Zagranicznych.

— Brednie! — żachnął się Hornblower. — Lada chwila ten człowiek zacznie

tytułować się cesarzem. Pewnie Napoleonem Trzecim.

— Mówiłam, że coś w nim jest — odparła Barbara. — To bardzo piękny szafir.

background image

Niewątpliwie pasował do oczu, do których Hornblower uśmiechnął się z czułą

rezygnacją.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Forester Cecil Scott Hornblower 11 Hornblower w Indiach Zachodnich
Forester Cecil Scott Hornblower 12 Vademecum Hornblowerowskie
Forester Cecil Scott Hornblower 06 Szczęśliwy powrót
Forester Cecil Scott Hornblower 10 Lord Hornblower
Forester Cecil Scott Hornblower 12 Vademecum Hornblowerowskie
Forester Cecil Scott Hornblower 07 Okręt liniowy
Forester Cecil Scott Hornblower 02 Porucznik Hornblower
Forester Cecil Scott Hornblower 04 Hornblower i kryzys
Forester Cecil Scott Hornblower 01 Pan midszypmen Hornblower
Forester Cecil Scott Hornblower 01 Pan midszypmen Hornblower
Forester Cecil Scott Hornblower 08 Z podniesioną banderą
Forester Cecil Scott Hornblower 05 Hornblower i jego okręt Atropos
Forester Cecil Scott Hornblower 03 Hornblower i jego okręt Hotspur
Forester Cecil Scott Hornblower 07 Okręt liniowy
Forester Cecil Scott Hornblower 01,5 Hornblower i wdowa McCool
Forester Cecil Scott Hornblower 08 Z podniesioną banderą
Forester Cecil Scott Hornblower 05 Hornblower i jego okręt Atropos
Forester Cecil Scott Hornblower 04 Hornblower i kryzys
Forester Cecil Scott Hornblower 02 Porucznik Hornblower

więcej podobnych podstron