Janusz Bohdanowicz Bitwy 5 Brygady Wileńskiej AK pod Worzianami i Radziuszami

background image



Henryk Piskunowicz




BITWY 5. BRYGADY

WILEŃSKIEJ ARMII KRAJOWEJ

POD WORZIANAMI I RADZIUSZAMI








Warszawa 2008 r.

background image

2














Formatował i do druku przygotował

Janusz Bohdanowicz „Czortek”

Korekta Ewa Chyża-Dunowska


Adres kontaktowy: Janusz Bohdanowicz

02-647 Warszawa ul. Bachmacka 4 m. 66

Tel. 22-854-05-23, kom.662-249-166

E-mail:

janusz40@poczta.onet.pl










background image

3

BITWY 5. BRYGADY WILEŃSKIEJ AK

POD WORZIANAMI I RADZIUSZAMI

Geneza brygady i początki działalności

Wśród oddziałów partyzanckich okręgu wileńskiego szczególne

miejsce zajmuje 5. Brygada Wileńska rtm. Zygmunta Szendzielarza
„Łupaszki”. Przez długie lata powojenne jej obraz był świadomie
zniekształcany i fałszowany. Zarówno w Polsce, jak i w ZSSR chciano
widzieć w niej oddział kolaborujący z Niemcami i zwalczający jedynie
partyzantkę sowiecką. W rzeczywistości oddział ten odegrał kluczową
rolę w działaniach partyzanckich na Wileńszczyźnie. Na swym koncie
zapisał ponad 100 akcji bojowych. Stoczył też dwie bitwy partyzanckie: z
Niemcami pod Worzianami i z partyzantką sowiecką pod Radziuszami.
Wraz z bitwą 3. i 6. Brygady pod Mikuliszkami otworzyły one nowy
rozdział walki zbrojnej Armii Krajowej na Wileńszczyźnie.

Z genezą 5. Brygady związane są tragiczne losy pierwszego

oddziału partyzanckiego, dowodzonego przez por. Antoniego
Burzyńskiego „Kmicica”. Oddział ten powstał w marcu 1943r. w
okolicach Świra. Jego dowódca i organizator - por. „Kmicic” uzyskał
najpierw zgodę mjr Stefana Świechowskiego „Sulimy”, inspektora
rejonowego obwodów postawskiego i dziśnieńskiego, a dopiero potem
komendy okręgu. Oddział przyjął nazwę "Burza" i otrzymał sztandar od
miejscowego społeczeństwa. Na wieść o powstaniu oddziału polskiego
AK masowo zaczęli garnąć się doń ochotnicy: Polacy i Białorusini
wyznania katolickiego. Dzięki temu już w sierpniu został przekształcony
w Brygadę Partyzantów Polskich, liczącą 300 ludzi z perspektywą
podwojenia szeregów w najbliższym czasie. Wydawano własny organ
prasowy "Żołnierska Dekada". Oddział przeprowadził wiele akcji, z
większych warto wymienić napad na stację Gieladnia, zasadzkę na
samochody policyjne pod Straczą, likwidację policjantów białoruskich
rozstrzeliwujących Cyganów pod Lipniakiem, rozbrojenie załogi
posterunku policji niemiecko-białoruskiej z Kobylnika, zdobycie
policyjnych punktów oparcia w Duniłowiczach i Żodziszkach.

Brygada „Kmicica” miała dobre stosunki z sowiecką brygadą im.

„Woroszyłowi”, dowodzoną przez płk Fiodora Markowa. Dwie bazy
oddziału założone nad jeziorem Narocz sąsiadowały z bazami brygady
Markowa. Okazało się niebawem, że strona polska zbytnio zaufała

background image

4

domniemanym sojusznikom i nie przedsięwzięła należytych środków
ostrożności. Markow czynił usilne starania, aby przeciągnąć partyzantów
polskich na stronę sowiecką. Nasyłał swych agentów, próbował,
aczkolwiek bezskutecznie, rozłożyć oddział od środka. W sierpniu wprost
zażądał od „Kmicica” zerwania z komendą okręgu i całkowitego
podporządkowania się mu. Spotkał się z kategoryczną odmową. Strona
polska nie zdawała sobie jeszcze sprawy, że nad oddziałem AK zawisła
groźba likwidacji i podjęte zostały w tym celu odpowiednie
przedsięwzięcia. Łudzono się, iż ówczesne pogorszenie stosunków ma
charakter przejściowy oraz, że powstałe napięcie uda się rozładować w
toku rozmów. Najprawdopodobniej dlatego brygady „Kmicica” nie
wycofano z zagrożonego rejonu.

Tymczasem istnienie silnego oddziału AK, cieszącego się poparciem

ludności polskiej i białoruskiej w południowo-wschodniej Wileńszczyźnie,
przeszkadzało partyzantce sowieckiej w rozciągnięciu wpływów
politycznych na znaczną część regionu wileńskiego. Nie zamierzano
dłużej tolerować takiego stanu rzeczy, tym bardziej że nadeszły
odpowiednie wytyczne z Moskwy. W mołodeczańskim ośrodku ruchu
podziemnego zapadła decyzja jak najszybszego unicestwienia oddziału
„Kmicica”. Gorącym orędownikiem takiego rozwiązania był sam
Markow, mieszkający przed wojną w powiecie świrskim.

Operacja została starannie przemyślana i opracowana w

szczegółach. Dla ukrycia faktycznych zamiarów posłużono się zręcznym
podstępem. 26.08. zaproszono oficerów polskich z Kmicicem na kolejne
rozmowy w obozie Markowa. Tutaj delegacja polska została rozbrojona i
aresztowana. Jednocześnie ponad 1000 partyzantów sowieckich otoczyło
kordonem bazy polskie. Wykorzystano fakt pory obiadowej i czyszczenia
broni przez partyzantów „Kmicica”. Zaskoczenie było kompletne i o
stawianiu oporu nie mogło być mowy. Jedynie Franciszek Szurplicki
„Brzózka” rozerwał się granatem.

Partyzantom polskim postanowiono zarzut wrogiej działalności i

bandytyzmu. Poszukiwano zawzięcie osób służących dawniej w policji
białoruskiej. 50 partyzantów, wśród nich Kmicica, oddzielono od oddziału,
a następnie wszystkich rozstrzelano. Z pozostałych przy życiu utworzono
oddział im. „Bartosza Głowackiego”, liczący 63 partyzantów. Na dowódcę
wyznaczono byłego sierżanta WP Władysława Mroczkowskiego
„Zaporę”. Ideologicznym zwierzchnikiem nowego oddziału miał być
Związek Patriotów Polskich w Moskwie. Zamierzano ściągnąć do bazy
partyzantów znajdujących się na patrolach i przepustkach. Wykorzystując

background image

5

pewną swobodę partyzanci „Kmicica” uciekali z bronią z oddziału im.
„Bartosza Głowackiego”. Kiedy zbiegła większa grupa z „Zaporą”,
Markow nakazał przeprowadzenie powtórnego rozbrojenia. 30
partyzantów rozstrzelano, resztę zaś rozrzucono pojedynczo po
pododdziałach brygady im. Woroszyłowa. Jednocześnie z likwidacją
oddziału „Kmicica” partyzantka sowiecka przystąpiła do niszczenia
struktur siatki konspiracyjnej w okolicach Kobylnika, Miadzioła, Postaw i
Duniłowicz.

Dokonana przez Sowietów likwidacja brygady „Kmicica” stanowiła

realizację uchwały KC KP(b) Białorusi z czerwca 1943r.

"O przedsięwzięciach w zakresie rozwijania ruchu partyzanckiego w

zachodnich obwodach Białorusi" oraz wydanych przez ten organ
wytycznych "O wojskowo-politycznych zadaniach pracy w zachodnich
obwodach Białorusi".

W przesłanych drogą radiową dyrektywach nakazywano izolowanie i

zwalczanie wszelkimi sposobami oddziałów i organizacji polskich
podlegających rządowi polskiemu w Londynie. Rozbicie brygady
„Kmicica” nie było aktem odosobnionym. Zapoczątkowało ono akcję
niszczenia partyzantki Armii Krajowej w okręgach wileńskim,
nowogródzkim, poleskim i wołyńskim.

Likwidując oddział „Kmicica” Sowieci byli przekonani, że

jednocześnie unieszkodliwili komendę okręgu, która, według posiadanych
przez nich wiadomości, miała znajdować się przy oddziale. Płk Markow -
inspirator i wykonawca zniszczenia oddziału polskiego, tłumaczył później,
że nie rozstrzelano wszystkich partyzantów „Kmicica” tylko dlatego, żeby
nie dostarczyć argumentu Polakom i Niemcom do oskarżenia, że
partyzantka sowiecka urządziła drugi Katyń.
„Akcję Markowa krytycznie oceniał dowódca brygady im. „Gastella” płk
Manochin. W raporcie do Ponamarenki uskarżał się, że operacja nad jez.
Narocz była przedwczesna i nieprzemyślana, spowodowała zdradzenie i
poznanie rzeczywistych zamiarów partyzantki sowieckiej względem
oddziałów Armii Krajowej. Uważał, że od tej pory stały się one bardzo
ostrożne i trudno będzie się z nimi rozprawić.

Pomimo rozbicia brygady „Kmicica” nie udało się partyzantce

sowieckiej doprowadzić do wyrugowania partyzantki polskiej z
południowo-wschodniej części okręgu wileńskiego. W czasie rozgrywania
się dramatu na Zanaroczu do bazy polskiej podążał w asyście czterech
osób rtm. Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”, skierowany przez komendę
okręgu do objęcia dowództwa nad oddziałem „Kmicica”. W Bondzie

background image

6

spotkał wysłany z bazy patrol pchor. Antoniego Dubaniewicza „Żbika”.
Po dołączeniu innego patrolu „Łupaszka” miał pod sobą około 20 ludzi. W
dalszej drodze do bazy od miejscowej ludności dowiedziano się o tragedii
oddziału „Kmicica”. „Łupaszka”, otaczany od tyłu przez oddział sowiecki
uszedł przez bagna i znalazł się nad Naroczą.

Tu 30.08., na polanie leśnej został ostrzelany z broni maszynowej z

zasadzki zorganizowanej przez partyzantów sowieckich.

Niebawem napłynęli do niego rozbitkowie „Kmicica”, wówczas

walka (w Bliźnikach) stała się chrztem bojowym nowo powstałego
oddziału „Łupaszki”. Do oddziału napłynęli również rozbitkowie
„Kmicica”, uciekinierzy z oddziału im. „Głowackiego”, a także ochotnicy.
Oddział liczył około 50 ludzi i stale się powiększał.

Oddział „Łupaszki” operował w bardzo trudnych warunkach,

głównie w powiatach postawskim, dziśnieńskim i święciańskim, ale
docierał też znacznie dalej - na północ od Wilna i na Litwę. Przeciwko
sobie miał siły policyjno-wojskowe okupanta, formacje litewskie i
partyzantkę sowiecką. Brygada im. „Woroszyłowi” polowała na oddział
„Łupaszki” jako na spadkobiercę i kontynuatora rozbitej brygady
„Kmicica”.

Na działalność oddziału ogromny wpływ wywierała osobowość

dowódcy. Rtm. Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka” był oficerem
zawodowym 4 Pułku Ułanów Zaniemeńskich. We wrześniu 1939r.
dowodził szwadronem; za męstwo został odznaczony Krzyżem Virtuti
Militari. Uniknąwszy niewoli powrócił do rodziny na Wileńszczyznę i od
1940r. włączył się do konspiracji. Pseudonim obrał na cześć
rozstrzelanego przez NKWD ppłk Jerzego Dąbrowskiego, słynnego
zagończyka i partyzanta z wojny polsko-sowieckiej 1920r., dowódcy 110
pułku ułanów w 1939r. i dowódcy oddziału partyzanckiego pod okupacją
sowiecką na Czerwonym Bagnie.

„Łupaszka” okazał się znakomitym dowódcą, posiadającym

niekwestionowany autorytet i pełne zaufanie żołnierzy, potrafiący łatwo
nawiązać i utrzymać bezpośrednią , serdeczną więź z ludnością. W
stosowanej taktyce działania wykorzystał doświadczenia wyniesione ze
służby w kawalerii. Dowodzony przez niego oddział cechowała duża
ruchliwość, operowanie poszczególnymi plutonami i patrolami. Dowódcy
otrzymali daleko idącą samodzielność i mogli sprawdzić się w działaniu.
W określonym czasie i wyznaczonym miejscu następowała koncentracja
oddziału, omawiano uzyskane wyniki, dzielono się doświadczeniami i
opracowywano nowe zadania. Przestrzegano zasady, aby w jednym

background image

7

miejscu przebywać jak najkrócej. Kwaterowano po wsiach, zaściankach i
na

koloniach,

dogodnie

usytuowanych

wśród

lasów.

Przed

niespodziewanym atakiem nieprzyjaciela zabezpieczano się rozlokowując
oddział częściami w kilku obok siebie położonych wsiach. W razie napadu
oddział przechodził do kontrataku bądź wycofywał się, unikając w ten
sposób większych strat i rozbicia. Duża ruchliwość, dobry wywiad
terenowy i poparcie ludności dawały oddziałowi przewagę nad
przeciwnikami i sprawiały, że stawał się dla nich niemal nieuchwytny.

Oddział „Łupaszki”, pomimo niezbyt dobrego uzbrojenia i

wyposażenia, prowadził ożywioną działalność bojową. Niemal na
porządku dziennym były starcia z siłami policyjno-wojskowymi okupanta
i partyzantką sowiecką. Największe dlań zagrożenie stanowiła partyzantka
sowiecka, która usiłowała dopaść i rozbić oddział polski. Niszczyła
struktury polskiej konspiracji w terenie, napadała i rabowała wsie
zamieszkałą przez ludność polską. W obronie tej ludności występował
oddział „Łupaszki”, niejednokrotnie zasadzkami i ostrzeliwaniem zmuszał
oddziały partyzantki sowieckiej do wycofania się z terenów zamieszkałych
przez Polaków. W starciach pod Chojeckowszczyzną, Bibkami i w
Pracutach zadał przeciwnikowi znaczne straty. Strona sowiecka nie mogąc
zbrojnie uporać się z oddziałem „Łupaszki” wystąpiła z inicjatywą
korzystnego dla siebie zawieszenia broni.

W listopadzie dowództwo brygady im. „Gastella” wydało specjalną

ulotkę do ludności rejonu oszmiańskiego, smorgońskiego i świrskiego.
Nawoływano w niej do zaprzestania bratobójczych walk i skierowania
wspólnego

wysiłku

przeciwko

okupantowi

niemieckiemu.

W

rzeczywistości chodziło o skompromitowanie oddziałów AK w oczach
ludności, a poprzez zawieszenie broni - wzmocnienie wpływów
partyzantki sowieckiej w zachodnich rejonach Wileńszczyzny i
rozpracowanie struktur polskiej konspiracji zbrojnej w terenie. Godząc się
na spotkanie z Manochinem „Łupaszka” pragnął wyjaśnić i unormować
napięte stosunki między oboma ugrupowaniami. Oczekiwał, że strona
przeciwna wykaże dobrą wolę.

Rozmowy odbyto 25.listopada 1943 r. w Saugciewie i 14.listopada

1943 r. w Syrowatkach. W drugim spotkaniu uczestniczył dodatkowo
komendant okręgu wileńskiego, ppłk Aleksander Krzyżanowski „Wilk”.
Stronę sowiecką reprezentowali przedstawiciele wysokiego szczebla.
Oprócz Manochina byli: Wołosnych, Maszerow i Monachow. W
rozmowach poruszono kwestę rozgraniczenia obszaru działań, zawieszenia
broni, problem rekwizycji i rabunków dokonywanych przez partyzantkę

background image

8

sowiecką, a także sprawy przynależności Wileńszczyzny po wojnie. W
toku burzliwej dyskusji uzgodniono, że oddziały polskie i sowieckie nie
będą się wzajemnie zwalczać, przy bezpośrednich zaś spotkaniach będą
umożliwiać przepuszczanie bądź obchodzenie w pewnej odległości.
Delegacja sowiecka złożyła zapewnienie ukrócenia samowoli własnych
partyzantów.

Z pertraktacji wymierne korzyści wyniosła partyzantka sowiecka.

Zawarte porozumienie stworzyło dogodną sytuację do przerzucenia
sowieckich oddziałów i grup propagandowych na Oszmiańszczyznę, do
prowadzenia wrogiej działalności przeciwko Polakom. Rabunki i grabieże,
wbrew zapewnieniom, nie ustały - dotykały coraz szerszych rzesz
ludności. Sowieckie kierownictwo polityczne i dowództwo sztabu
partyzanckiego rejonu wilejskiego, oceniając wyniki rozmów, zaleciło
prowadzenie na zewnątrz pokojowej polityki wobec Armii Krajowej.
Równocześnie nakazało przygotowanie do generalnego uderzenia celem
zlikwidowania konspiracji polskiej. Przede wszystkim miano się
rozprawić z oddziałami partyzanckimi. W tym też kierunku zmierzały
wytyczne wysłane do brygad sowieckich.

Oddział „Łupaszki” w czasie czteromiesięcznej działalności, do

końca 1943r., wykonał szereg uderzeń przeciwko okupantowi, m.in.
napadł na pociąg Organizacji TODT-a pod Łyntupami, rozbił posterunek
policji litewskiej w Mickunach, stoczył walkę z policją litewską w
Koreniatach, urządził zasadzkę na policję niemiecko-litewską koło
Sidoryszek, zastrzelił oficera policji w Świrze i ostrzelał samochody z
Niemcami pod Świrem. W walkach z Niemcami, Litwinami i partyzantką
sowiecką zginęło w tym czasie tylko kilku partyzantów polskich. Polegli
bądź zostali zamordowani: Leon Żółtowski „Chmura”, NN „Gil”, Jerzy
Derwiński „Kadet”, ppor. Konstanty Szychowski „Kurzawa”, Mieczysław
Wierszyło „Murzyn”, NN „Szpak”, Jan Dragun „Śniegur”, Apoloniusz
Ciuksza „Waligóra” i NN „Zagłoba”.

Działalność oddziału „Łupaszki” została wysoko oceniona przez

Komendę Okręgu. Krzyżami Walecznych odznaczono rtm. „Łupaszkę”,
por. Wiktora Wiącka „Kanarka”, „Rakoczego”, ppor. Longina
Wojciechowskiego „Ronina”, plut. Antoniego Rymszę „Maksa”, kpt. Jana
Kursewicza „Akację”, kpt. Kazimierza Żytkowicza „Groma”, st. strz.
Henryka Mackiewicza „Dzięcioła” i st. strz. „Gila”.

W styczniu 1944r. rozkazem ppłk „Wilka” oddział „Łupaszki”,

liczący około 180 ludzi, został przekształcony w 5. Brygadę Wileńską o
następującej obsadzie stanowisk: dowódca rtm. „Łupaszka”, adiutant ppor.

background image

9

„Ronin”, szef kancelarii plut. Ludwik Waldek „Oran”, łącznik plut.
Władysław Bejnar „Orszak”, szef żandarmerii Mieczysław Chojecki
„Podbipięta”, lekarz Konstanty Pukianiec „Strumyk”, kapelan ks.
Aleksander Grabowski „Ignacy”, dowódca plutonu kawalerii por. Roman
Bambuski „Dornik”, dowódca 1 plutonu por. „Rakoczy”, dowódca 2
plutonu plut. Mieczysław Kitkiewicz „Kitek”, dowódca 3 plutonu plut.
„Maks”, dowódca 4 plutonu por. Jan Kozłowski „Bohun”, dowódca 5
plutonu pchor. Antoni Dubaniewicz „Żbik”.

Uzbrojenie brygady to kilkanaście erkaemów i elkaemów,

kilkanaście pistoletów maszynowych i karabiny.

18.strycznia 1944 r. brygada jechała saniami z Syrowatek do

Żodziszek, gdzie ks. Ignacy” miał w miejscowym kościele odprawić
niedzielną mszę świętą dla partyzantów i ludności. W chwili gdy czoło
kolumny wyjeżdżało już z miasteczka, od strony Wojstromia nadjechały
dwa samochody plutonu niemieckiej artylerii przeciwlotniczej. Niemcy
dostrzegli rozciągniętą kolumnę partyzancką. Samochody zatrzymano na
pobliskim wzniesieniu, odczepiono czterolufowe działko przeciwlotnicze i
otwarto niecelny ogień w kierunku oddziału „Łupaszki”. Odpowiedź
partyzantów była błyskawiczna: rozwinięte plutony przypuściły z dwóch
stron zdecydowany atak na pozycje przeciwnika. Niemcy, ratując się przed
okrążeniem, uruchomili jeden z dwóch samochodów i odjechali. Na
miejscu pozostawiono samochód z doczepionym działkiem plot. oraz 5
zabitych i 8 rannych żołnierzy. „Łupaszka” licząc się z możliwością
szybkiej interwencji większych sił niemieckich polecił spalić samochód i
działko przeciwlotnicze jako sprzęt mało przydatny w warunkach
partyzanckich. Oddział wraz ze zdobyczą (kilka sztuk broni i amunicja)
opuścił zagrożone miejsce.

` Niemcy po walce pod Żodziszkami, podobnie jak po bitwie 3. i 6.

Brygady pod Mikuliszkami, wszczęli usilne starania w celu nawiązania
kontaktu z oddziałem „Łupaszki”, by nakłonić go do zaniechania
działalności antyniemieckiej. Z garnizonu w Starej Wilejce wysłano, za
pośrednictwem ludności, list do 5. Brygady w sprawie spotkania i
przedyskutowania ważnych problemów. Przebywający na inspekcji ppłk
„Wilk” nakłonił „Łupaszkę” do spotkania i wybadania intencji
nieprzyjaciela. Rozmowy przeprowadzono 25.stycznia 1944 r. w
miejscowości Szwejginie. Na spotkanie przyjechał funkcjonariusz SD
Seidler ze Starej Wilejki. Złożył on propozycję współpracy oddziałów
polskich z Niemcami w walce z partyzantką sowiecką, oferował
dozbrojenie i wyekwipowanie. Polacy z uwagą wysłuchali tych

background image

10

propozycji, lecz do niczego się nie zobowiązali. Niemcom mocno zależało
na kontynuowaniu rozmów. Należy w tym miejscu podkreślić, że
„Łupaszka” był przeciwny pertraktowania z wrogiem.

Tego samego dnia i w tym samym miejscu przeprowadzono kolejną

rundę rozmów z Manochinem i towarzyszącymi mu osobami. „Wilk” i
„Łupaszka” zawarli z nimi umowę o wzajemnym nie atakowaniu się,
zwalczaniu bandytyzmu i zwróceniu broni Polakom z rozbrojonego
oddziału „Kmicica”. Ustępstwa sowieckie były zręcznym wybiegiem,
stwarzającym pozory porozumienia i kompromisu. Starano się
maksymalnie uśpić czujność strony polskiej, gdyż szukano dogodnego
momentu do ataku. Polacy nadal łudzili się, że istnieje możliwość
porozumienia się i nie przewidywali eskalacji antypolskich działań ze
strony partyzantów sowieckich. Wkrótce złudzenia te zostały brutalnie
rozwiane przez samych Sowietów.

Bitwa pod Wodzianami

Pod koniec stycznia 1944r. wyznaczono koncentrację brygady w
miejscowości Worziany. Planowano wyruszyć stamtąd na akcję
wysadzenia mostu kolejowego pod Dyneburgiem, z którym to zadaniem
nie mogła sobie poradzić siatka terenowa. Maszerujący na koncentrację
pluton „Rakoczego” starł się z Litwinami; w potyczce zginął „Doniec”.
Pluton kawalerii, wykorzystując nadarzającą się okazję, zlikwidował 9-
osobowy posterunek policji litewskiej w Polanach.

Od 30.01. poszczególne plutony poczęły spływać do miejsca

koncentracji w Worzianach.

Wioska Worziany leżała na niewielkim wzniesieniu wśród lasów, z

dala od głównych traktów komunikacyjnych. Kilkanaście domostw było
rozlokowanych po obu stronach drogi biegnącej na osi wschód-zachód. Na
wschodnim skraju wsi droga się rozwidlała. Odnoga wiodąca na północ
prowadziła do Brukaniszek i Podbrodzia. Po przeciwnej stronie rozciągał
się las. Na przeciwległym krańcu wsi droga rozwidlała się: w kierunku na
Kiemieliszki i folwark Sosnowo oraz do folwarku Wincentowo i Koreniat.

W środkowej części wsi stanął sztab i kawaleria, we wschodniej

pluton „Rakoczego” i „Bihuna”. W odległości kilku kilometrów
rozlokowały się pozostałe plutony. Pluton „Maksa” w Sosnówce i
Worzełach, pluton „Kitka” w Hadziłunach i pluton „Żbika”
prawdopodobnie w Koreniatach.

background image

11

Na dzień 31. stycznia 1944 r. w Worzianach wyznaczono odprawę

sztabową z mjr Mieczysławem Potockim „Węgielnym”, inspektorem
rejonowym obwodów święciańskiego i bracławskiego. Odległy o
20-25 km garnizon niemiecki w Podbrodziu, jak sądzono nie stwarzał
żadnego realnego niebezpieczeństwa. Wywiad terenowy sygnalizował
tylko przybyłą do Dawciun ekspedycję kontyngentową. Na wszelki
wypadek przedsięwzięto środki ostrożności. Ogłoszono stan pogotowia.
Podoficer służbowy kpr. Edward Jarkowski „Jarek” z plutonu kawalerii
rozprowadził wzmocnione warty. Przypomniano o zakazie picia alkoholu.
Problem był ciągle aktualny, tym bardziej iż w mieszkaniu Krukowskich
trwało wesele. Goście weselni, zauroczeni leśnym wojskiem polskim,
pragnęli z całego serca ugościć partyzantów.

Noc upłynęła spokojnie. Zapowiadał się pogodny i niezbyt mroźny

dzień. Życie w wiosce toczyło się normalnym trybem, nic nie wskazywało,
że za kilka godzin mieszkańcy będą świadkami krwawego starcia
partyzantów z Niemcami. Do podoficera służbowego „Jurka” zgłosił się
rano „Chochlik” z prośbą o zezwolenie na wyjazd konno do gospodarza
sąsiedniej wsi po siodło, którego pozyskanie stanowiło nie lada kłopot.
„Dornik” wydał zgodę na opuszczenie wioski. Pod wskazanym adresem
siodła już nie było – „Chochlika” ubiegł patrol z plutonu „Maksa”. O
godzinie 8 rano zmieniono wartę. Podoficer drużyny kpr. „Grom”
dopilnował wystawienia nowych posterunków. Na warcie stanęli
partyzanci z niedługim stażem w oddziale. Przed kwaterą każdego plutonu
czuwał partyzant, tzw. alarmowy. Przy sztabie i kawalerii funkcję tę pełnił
Zdzisław Oracz „Kuzyn”. Na kwaterach odpoczywano, ulicą przechadzali
się mieszkańcy, goście weselni i partyzanci. W domu weselnym bawiono
się przy dźwiękach harmonii.

„Łupaszka” i dowódcy plutonów zebrali się w mieszkaniu „Tubisa”,

w oczekiwaniu na przyjazd Węgielnego. Przybył on bryczką z
Brukaniszek w asyście „Maksa” i Konstantego Kasprowicza „Żuka”. O
godzinie 10 rozpoczęła się odprawa; trwała ona około 2 godzin.
Omówiono sprawę przyjmowania do oddziału ludzi spalonych i
zagrożonych wywózką do Niemiec, stosunki z ludnością, dozbrojenie
rozrastającej się brygady. W odprawie nie uczestniczył „Robin”, który
jako brat księdza z tutejszej parafii, wolał nie pokazywać się publicznie
mieszkańcom. Donos do Niemców lub Litwinów mógł łatwo spowodować
aresztowanie księdza pod zarzutem kontaktowania się i współpracy z
partyzantami. Podczas narady „Orszak” zabrał od niego listę spraw do
omówienia

i

dostarczył

„Łupaszce”.

Następnie

odprowadził

background image

12

niedysponowanego „Podbipiętę” na kwaterę dowódcy 1 plutonu. Przed
zakończeniem narady „Orszak” został posłany do gospodarza po alkohol,
gdyż chciano wypić symboliczny partyzancki toast przed rozejściem się.
Toastu nie wzniesiono, gdyż na odgłos gwałtownej strzelaniny uczestnicy
narady wybiegli z pomieszczenia.

Siły okupanta od pewnego czasu bacznie śledziły ruchy oddziału

polskiego. 29.01. mieszkaniec Bujek, któremu zarekwirowano konie wraz
z saniami (notabene później zwrócone przez sąsiada), z zemsty udał się do
Podbrodzia, gdzie zameldował władzom niemieckim o obecności
partyzantów we wsi, a także o planowanym napadzie na Gieladnię.
Wiadomość potraktowano niezwykle poważnie. Dowódca 75 pułku
strzelców krajowych ppłk Auinger zarządził podjęcie odpowiednich
kroków zapobiegawczych. Powiadomione dowództwo 151 dywizji
rezerwowej wydało pozwolenie na lokalną operację antypartyzancką.
Skierowano do tego celu 1 kompanię 898 batalionu strzelców krajowych,
otrzymała zadanie spenetrowania obszaru leżącego na południe od linii
kolejowej Podbrodzie-Postawy, włącznie do miejscowości Bujki.

Rankiem 31. stycznia 1944 r. 2 oficerów, 12 podoficerów i 77

strzelców, w tym 26 podoficerów i strzelców z plutonu wschodniego,
wyjechało podwodami i saniami na akcję. Poza uzbrojeniem
indywidualnym grupa miała 2 cekaemy i 6 elkaemów. Kompania kpt. Knö
pfta pokonała trasę Powiewiórki-Piórki-Brukaniszki nie znajdując śladu
pobytu partyzantów. We wsi Strypiszki zatrzymano zaprzęg powożony
przez Jana Kończanina „Hallera”. Powracał z Worzian z chorym
partyzantem po odwiezieniu Wacława Szewilińskigo „Zawiszy”. Jeden z
oficerów niemieckich zapytał go, czy nie widział tam partyzantów. Haller,
wiedząc, że i tak jadą do Worzian, odpowiedział twierdząco. Niemcy
zadowoleni z tej odpowiedzi puścili wolno zatrzymanych nie
przeprowadzając rewizji sań. Gdyby do tego doszło, znaleźliby schowany
pistolet, a to oznaczało rozstrzelanie. Po oddaleniu się Niemców „Haller”
wyciągnął broń i strzałami chciał zaalarmować oddział „Łupaszki”.
Przeszkodzili mu w tym jednak miejscowi chłopi w obawie
spacyfikowania wsi. Tymczasem nadjechał furmanką Wacław Baturo,
który wiózł 3 erkaemy, amunicję i mundury dla brygady. W powstałej
sytuacji furmankę rozładowano, a broń ukryto.

W południe szpica kolumny niemieckiej zbliżyła się do cmentarza i

pierwszych domów w Worzianach. Obok krzyża, przy łaźni natknęła się
na odwróconego tyłem wartownika - Władysława Markiewicza „Tajoj”.

background image

13

W ostatnim momencie zauważył on Niemców i oddał do nich dwa strzały
z karabinu. Chwilę potem został ciężko ranny.

Dowódca kompanii strzelców krajowych nie docenił partyzantów.

Błędnie zakładał, że zaskoczony oddział polski nie będzie stawiał zbyt
dużego oporu. Nieprzyjaciel był pewny łatwego sukcesu, nie zabezpieczył
tyłów i skrzydeł. Miał mylne wyobrażenie o wartości i bitności brygady
„Łupaszki”. Przekonany o sile własnego ognia nie uwzględnił
determinacji, wyszkolenia i taktyki partyzantów. Natarcie na Worziany
posuwało się wzdłuż drogi, od strony cmentarza i lasu. Grupa niemiecka z
przedniej części kolumny wozów rozwinęła się w tyralierę i usiłowała
wtargnąć do środka wsi. Na cmentarzu rozmieszczono stanowiska
cekaemu i elkaemów; prowadzony stamtąd ogień pociskami zapalającymi
i rozrywającymi spowodował zapalenie się zabudowań Drabowicza i
Kozłowskiego. Reszta kompanii po spieszeniu się przed cmentarzem
formowała drugą tyralierę do wsparcia atakującej grupy. Partyzanci
otrząsnęli się bardzo szybko z początkowego zaskoczenia, przejęli
inicjatywę i sami przeszli do kontrataku. Pierwsza faza bitwy miała
decydujące znaczenie dla jej późniejszego przebiegu i końcowego wyniku.
Początkowo nieskoordynowana i samorzutna obrona partyzantów
przerodziła się w planowane i skuteczne działanie.

W pierwszym budynku na lewo od drogi do cmentarza przebywali:

chory zastępca dowódcy 1 plutonu plut. Zygmunt Grunt-Mejer „Zyga”,
sanitariuszka Eleonora Meterna „Kicia”, „Podbipięta” i Stanisław
Dubowski „Ćwiartka”. Ten ostatni padł skoszony serią z broni
maszynowej na progu, wybiegł na odgłos pierwszych strzałów.
„Podbipięta” odruchowo złapał karabiny i wypadł z nimi do sąsiedniej
izby. „Zyga” wyrwał mu z ręki karabinek kawaleryjski, z którego chwilę
potem położył celnym strzałem wchodzącego do mieszkania jednego ze
szperaczy niemieckich. Budynek opuszczono, gdyż ogarnęły go płomienie.
Na dworze trwała już walka.

Po prawej stronie drogi, w dwóch budynkach narożnych

kwaterowały 1 i 2 drużyna plutonu „Rakoczego”. Do dowódcy 1 drużyny
kpr. Stanisława Ławnikowskiego „Lecha” przyszedł kpr. Edward
Pisarczyk „Wołodyjowski”, dowódca 3 drużyny, by przekazać mu
obowiązki podoficera służbowego plutonu. Ponieważ zbliżała się pora
obiadowa, drużyna była niemal w komplecie. Obecni byli m.in. Waldemar
Matera „Pirat”, Paweł Bejnarowicz „Malec”, Witold Stabrowski
„Mrówka”, Fakundy Nieścierowicz „Gałązka”, Leonard Duraczyński
Kornacki, „Juhas” , „Danek”. Na stole pod oknem Antoni Łuszczyk

background image

14

„Chrobry” wycierał dopiero co wyczyszczony i złożony erkaem. Dwa
strzały karabinowe, które dobiegły od strony lasu, poderwały drużynę na
nogi. „Wołodyjowski” z okrzykiem "alarm" wybiegł na podwórze, a
dostrzegłszy Niemców w zabudowaniach gospodarczych i podchodzących
pod dom, cofnął się do mieszkania. Żołnierze 1 drużyny nie ulegli panice.
„Chrobry” spokojnie strzelał seriami z karabinu maszynowego przez okno
do widocznych na podwórzu Niemców, którzy rozpierzchli się,
zostawiając kilku zabitych. Moment ten wykorzystała drużyna. Przez
rozbite okna wydostała się z budynku, dołączając do 2 i 3 drużyny.
Dowodzenie nad plutonem przejął „Zyga”. Niemców wyrzucono z
podwórza na otwarte pole.

W trzeciej chałupie kwaterowała 3 sekcja plutonu kawalerii. Po

nakarmieniu koni i spożyciu śniadania partyzanci odpoczywali. W
odwiedziny przyszedł „Bobek”- „Fiat” z plutonu „Maksa”. Wyjął z
kieszeni harmonijkę ustną i począł grać piosenki partyzanckie:
"Rozszumiały się wierzby płaczące" i "Na znojną walkę". Koledzy
wtórowali mu półgłosem. W izbie zapanował nastrój, jakby szykowano się
do bitwy. Nagle rozległy się strzały i kule trafiły w ścianę i okna budynku.
„Fiat”, Romuald Koziełowicz „Lis”, Tadeusz Pietkiewicz „Tuchaj Bej”,
Dominik

Kursewicz

„Wilk”,

Zbigniew

Urbanowicz

„Topol”

odbezpieczając broń wybiegli z domu. W obejściu gospodarczym
zlikwidowali trzech napotkanych Niemców.

2 sekcja „Jarka” spożywała spóźniony posiłek u państwa Tubisów.

Najpierw partyzanci posłyszeli pojedyncze strzały, a potem długą serię z
ciężkiego karabinu maszynowego, który nie należał do uzbrojenia
brygady, a także i wybuchy granatów. Alarmowy przyniósł wiadomość o
Niemcach. Ułani w biegu zapinali pasy i z gotową bronią dołączyli do
organizującej się obrony.

3 pluton poprowadził do walki zastępca dowódcy plut. pchor.

Roman Brycki „Czarny”. Wśród dowodzonych przez niego partyzantów
byli: Zygmunt Minejko „Lin”, Zdzisław Jaworski „Ratoń”, Zbigniew
Trzebski „Nieczuja”, Henryk Wieliczko „Lufa”, Alfons Hirpsz „Alfons”,
Gerard Żebrowski „Romansik”, Pluta Kostek i dwaj zbiegli z niewoli
żołnierze sowieccy „Wićka” i „Mikołaj”.
„Łupaszka” po dobiegnięciu na pole walki ocenił położenie i wydał
odpowiednie dyspozycje. Zaprowadził porządek i skoordynował działania
oddziału. Dowódcom plutonów polecił natychmiastowe dołączenie do
walczących żołnierzy. Nie wytrzymał napięcia psychicznego „Bohun”,
który nie dołączył do swego plutonu. „Maks” i „Kitek” otrzymali rozkaz

background image

15

skrytego prowadzenia plutonów, oskrzydlenia i zaatakowania kompanii
niemieckiej od strony północno-zachodniej. Najważniejszym zadaniem
było wyrzucenie przeciwnika ze wsi i zepchnięcie go do obrony. Od
wykonania kontrataku zależały losy bitwy. „Łupaszka”, „Węgielny”,
„Ronin”, ks. „Ignacy”, „Orszak”, sanitariuszka Lidia Lwow „Lala” i kilku
partyzantów zagarniętych na ulicy wiejskiej przemknęło między
zabudowaniami na pierwszą linię walki.

Dowódca brygady swym zachowaniem i dowodzeniem wpływał

mobilizująco na partyzantów. Bez przerwy kontrolował rozwój wypadków
i wydawał krótkie polecenia. „Dornikowi” i „Rakoczemu” rozkazał
zepchnąć przeciwnika do lasu. Walka była niezwykle zacięta. Partyzanci
nacierali wzdłuż drogi obok cmentarza, przez otwarte pole. „Dornik” z
pistoletem w dłoni brawurowo poprowadził spieszony pluton kawalerii,
dopadnięto i rozproszono napotkaną grupę Niemców i Ukraińców. Nieco z
boku wymieszanym 1 i 4 plutonem dowodził „Rakoszy”.

Impet natarcia Polaków zaskoczył Niemców, którzy pozostawiając

zabitych cofnęli się w pobliże cmentarza i skraju lasu, gdzie zorganizowali
doraźną obronę dla powstrzymania natarcia partyzantów. Duże straty
powodował ogień broni maszynowej z cmentarza. Padli zabici i ranni.
Polegli „Wićka” i „Mikołaj”, ciężki postrzał w brzuch otrzymał 17-letni
Julian Kołacz „Hermes”, pochodzący z podhala, w udo został ranny pchor.
Sergiusz Kościałkowski „Fakir”, odbywający staż bojowy w brygadzie, a
w pośladek – „Nieczuja”. Sanitariuszka „Lala” biegnąca z opatrunkami i
amunicją otrzymała postrzał w lewą rękę. Po założeniu opatrunku nadal
pełniła swe obowiązki.

Również sam „Łupaszka” został trafiony w rękę. Choć rana mocno

krwawiła, opatrzony przez „Lalę”, pozostał na posterunku. Oddał jedynie
„Orszakowi” pistolet maszynowy i granaty. Obecność dowódcy
zagrzewała partyzantów do walki. Wiadomość o ranieniu dowódcy
wzmogła wolę odwetu. Napór na przeciwnika stale narastał. Na rozkaz
„Rakoczego” dowódca 3 drużyny 1 plutonu „Wołodyjowski” wraz z
„Mrówką”, „Koronackim”, „Zawiszyńskim” i „Dezerterem” próbowali
obejść nieprzyjaciela z lewej flanki i uderzyć nań z tyłu. Tuż za wsią
zobaczyli w oddali oddział w niemieckich mundurach i sądzili, że
nadciągają posiłki dla Niemców. Wnet okazało się, że są to partyzanci
plutonu „Maksa”. Nadeszła oczekiwana pomoc.

3 pluton „Maksa” zjawił się w Worzianach w południe 31.01.

Wieczorem przeniósł się na kolonię Worzeły-folwark Sosnówka.
Dowódca opuścił żołnierzy i wyjechał po „Węgielnego”, a później na

background image

16

odprawę do Worzian. W niedzielę rano patrol, posłany do siatki
konspiracyjnej po lekarstwa, od napotkanego mieszkańca jednej z
pobliskiej wsi dowiedział się o pojawieniu się Niemców. Wiadomość
szybko dotarła do plutonu. Nie wiedziano, w którym kierunku obława
pójdzie: na Worzieły czy Worziany? Zarządzono pełne pogotowie bojowe.
Na odgłos pierwszych strzałów zastępca dowódcy kpr. Jan Kusewicz
„Akacja” poprowadził do Worzian. Partyzanci mieli do pokonania drogę
przez las długości około 2 km. W jej połowie napotkali „Maksa” i
„Zawiszę”.

Na koniu przygalopował łącznik Józef Tubis „Sławek”, aby z

rozkazu „Łupaszki: uderzyli na Niemców od strony lasu Werki. „Maks”
polecił zdjąć kożuszki i płaszcze utrudniające bieg i złożyć je w wozach
taborowych, posuwających się z tyłu. Partyzanci, nie zauważeni, podeszli
na wysokość cmentarza i zajęli pozycje na skraju lasu, kilkadziesiąt
metrów od stanowisk niemieckich. „Maks” pchnął Józefa Maścianę
„Wiarusa” do „Łupaszki” z meldunkiem o nadejściu plutonu. W niedługi
czas nadciągnął 2 pluton z Hadziłun. „Kitkowi” wybiegło naprzeciw
kilkunastu partyzantów z jego zastępcą, kpr. Edwardem Ramsem
„Ursusem” na czele. Drugą grupę przyprowadził Stanisław Tomaszewski
„Sokół”. Była tam sanitariuszka Halina Paszta „Myszka” i 7 nie
uzbrojonych ochotników z ostatniego zaciągu, tzw. bokserów.

Sytuacja na polu walki zmieniła się radykalnie. Niemców i

Ukraińców otoczono. Rozstrzygające starcie rozegrało się na skraju lasu i
w obrębie cmentarza. „Łupaszka” rozkazał przystąpienie do decydującego
szturmu. Partyzanci skokami i czołganiem pod ostrzałem broni
maszynowej zaciskali pierścień okrążenia. Główna uwaga zwrócona była
na unieszkodliwienie gniazda cekaemu na cmentarzu. Dochodziło do wali
wręcz z użyciem granatów przez obie strony. Część granatów niemieckich
nie wybuchła. „Orszak”, „Nieczuja” i kilku innych partyzantów
doczołgało się do cmentarza i z bliskiej odległości rzucało granaty na
pozycje wroga. Zbigniew Oracz „Kuzyn” na cmentarzu zdobył nowy
karabin i pistolet. Biegnący obok Zdzisław Łopatko „Murzyn” strzelał do
Niemców krótkimi seriami z erkaemu.

Ciężką przeprawę mieli na cmentarzu ułani. „Dornik” dostrzegłszy

gromadzących się Niemców w lesie na lewo od cmentarza, wysłał w tym
kierunku „Ronina” i około 10 partyzantów. Sam, z resztą ułanów, nacierał
na gniazdo cekaemu, od ognia którego poległ m.in. „Dornik”, rozkazujący
na stojąco pod drzewem, oraz Henryk Mackiewicz „Dzięcioł”. Ciężkie
rany odnieśli Witold Pietkiewicz „Czortek” i „Czajka”. Po połach płaszczy

background image

17

oberwali Franciszek Bućko „Foksal” i „Jarek”. Za moment „Mrok” pchnął
nogą lufę niemieckiego cekaemu, „Czubczyk” zaś zlikwidował jego
obsługę. „Foksal” nie dopuścił czołgającego się oficera niemieckiego,
który zamierzał otworzyć ogień z elkaemu. Nie opodal Jan Trzebski
„Janosik” padł trafiony kulą w usta. „Czubczyk” z okrzykiem "Chłopcy, za
dowódcę!" wyskoczył na skraj lasu, skąd padały strzały. Nim dopadnięto i
zlikwidowano schowanych w krzakach Niemców, został ciężko ranny.

Pluton „Maksa”, rozłożony w gęstym zagajniku, oczekiwał

dogodnego momentu włączenia się do walki. Zaobserwował Niemców
wybiegających z cmentarza do lasu. Oni również zobaczyli partyzantów
ubranych w mundury niemieckie i wzięli ich w pierwszej chwili za
swoich. Niezdecydowanie przeciwnika wykorzystał ubrany w skórzany
płaszcz „Maks”. Podniósł się z ziemi i z lornetką w ręku wyszedł im
naprzeciw, ubezpieczany przez Zakrzewskiego. Machał ręką i
przywoływał ich. Myślał, że prawdopodobnie chcą się poddać.
Zdezorientowani Niemcy podeszli na odległość kilkunastu metrów. W tym
fragmencie walki szczególnie wyróżnił się Władysław Dziołksz „Śmigły”,
doskonały celowniczy erkaemu.

Rozproszywszy grupę niemieckich żołnierzy pluton „Maksa” ruszył

w stronę cmentarza. Partyzanci przebiegli obok palącej się szopy z sianem.
Przy wylocie dróżki łączącej się z drogą Worziany-Brukaniszki dostali się
pod ogień Niemców ukrytych w małym zagajniku. Poległ Franciszek
Radko „Rybański”, który nie uzbrojony poszedł zdobywać broń na wrogu.
Sanitariuszka Aldona Rymsza „Aldona” opatrzyła śmiertelnie rannego
„Czarnego” i pchor. Bolesława Błażejewicza „Budzika”. Niebezpieczną
przestrzeń pokonano i wybito strzelających żołnierzy niemieckich.
Niemcy zdali sobie sprawę, że znaleźli się w pułapce. Pojedynczo i po
kilku próbowali uciekać przesieką do następnego lasu. Udało się tym,
którzy zamiar podjęli dość wcześnie. Odwrót zamknęli partyzanci plutonu
„Maksa”, „Rakoczego” i „Dornika”. Ostatnie punkty oporu na cmentarzu
złamano. Podczas drugiej fazy bitwy polegli jeszcze Leon Piórecki „Bój”,
NN „Burza”, NN „Chochlik”, NN „Czubczyk” i Kazimierz Kozakiewicz
„Słowik”, w chwili gdy leżąc w bruździe bandażował rękę. Ciężkie rany
odnieśli „Fiat” , Henryk Stankiewicz „Mikado” i „Ratoń”, któremu kula
strzaskała nogę, gdy odwrócił się na bok, by wyjąć amunicję z chlebaka.

Wymęczeni i wykrwawieni partyzanci nie byli w stanie ścigać

niedobitków. Patrole kawalerii w promieniu trzech kilometrów nie
stwierdziły obecności nieprzyjaciela. Sygnałem zakończenia prawie
trzygodzinnej bitwy była biała rakieta wystrzelona przez „Orszaka”.

background image

18

Już po zakończeniu bitwy zdarzył się tragiczny incydent na cmentarzu.
Ranny kapitan niemiecki zawołał do siebie stojącego opodal „Sokoła”.
Ten ogólnie lubiany partyzant, nieświadomy podstępu, podszedł do
Niemca, aby mu pomóc. Oficer niemiecki wyciągnął pistolet i na oczach
wielu partyzantów zastrzelił „Sokoła”. Następnie wycelował broń do
„Rakoczego”. Tym razem jednak ubiegli go partyzanci. Postępek dowódcy
kompanii Wehrmachtu wzburzył dogłębnie partyzantów. Zapadła decyzja
rozstrzelania, tytułem odwetu, wziętych do niewoli jeńców.

Pobojowisko obszedł „Łupaszka”, ze łzami żegnał zabitych, a

rannym życzył szybkiego wyzdrowienia i powrotu do oddziału. Ks.
„Ignacy” udzielał ostatniego namaszczenia i błogosławieństwa. Warto
podkreślić ogromne poświęcenie sanitariuszek: „Kitki”, „Aldony”, „Lali”,
„Myszki” i „Jaskółki” w ratowaniu rannych; kiedy skończyły się bandaże i
opatrunki, używały pociętych prześcieradeł, przyniesionych przez
mieszkańców wsi.

Ogółem straty własne wyniosły 16 poległych i 12 rannych, w tym

kilku ciężko. Już o zmierzchu, z udziałem ks. „Ignacego”, urządzono
skromny partyzancki pogrzeb. Do wykopanej prowizorycznej mogiły,
wyłożonej igliwiem, złożono owinięte w prześcieradła ciała poległych.
Wieczorem brygada, obładowana zdobyczną bronią z rannymi na wozach,
opuściła niezwykle gościnną wieś polską, pozostawiając jej mieszkańców
na łasce okupantów.

Oddział skierował się na południe przez Koreniaty, Jasień, Turowie

Wielkie, Żukojnie do Radziusz i Niedroszli. W drodze zmarli „Tajoj”,
„Hermes”, „Czubczyk” i „Fiat”. Pochowani zostali pod krzyżem w
Turowiu Wielkim na skrzyżowaniu dróg. Pożegnano ich salwą honorową.
Wieść o bitwie szybko obiegła okoliczne miejscowości. Ludność ze
współczuciem przyjęła krwawe straty partyzantów, cieszyła się bardzo ze
zwycięstwa odniesionego przez oddział polski nad Niemcami. Dawała
tego dowody na każdym kroku.
W bitwie z oddziałem „Łupaszki” kompania strzelców krajowych
przestała praktycznie istnieć. Do Podbrodzia powróciło 2 podoficerów i 46
żołnierzy. Straty wyniosły łącznie 43 ludzi. Zostało zabitych 2 oficerów, 9
podoficerów i 28 żołnierzy, 4 uznano za zaginionych.

Niepowodzenie akcji przeciw partyzanckiej pociągnęło za sobą

poważne konsekwencje. Dowódca 75 pułku strzelców krajowych nie
chciał wprost uwierzyć, gdy mu zameldowano o klęsce wysłanego
pododdziału. Powiadomił zaraz sztab 151 dywizji rezerwowej, a ten z
kolei dowództwo wojskowe na Białorusi. Rozpoczęły się wyjaśnienia i

background image

19

raporty na temat przyczyn tak dotkliwej porażki. Dowódca 75 pułku
strzelców konnych ppłk Auinger stanął osobiście na czele grupy bojowej
zmontowanej doraźnie w celu wyjaśnienia okoliczności klęski i ratowania
ewentualnie błąkających się żołnierzy rozbitej kompanii. Grupa bojowa
liczyła 190 ludzi z 1 kompanii 898 batalionu strzelców krajowych i 1
rezerwowego dywizjonu artylerii oraz 3 działa. Kiedy dotarła do Worzian,
nie zastała mieszkańców, którzy w obawie przed pacyfikacją wraz z
dobytkiem uszli do okolicznych wsi. Po obejrzeniu pobojowiska i zabraniu
39 zabitych Niemcy odjechali do Podbrodzia. Niewątpliwie jedną z
przyczyn, dla których nie spacyfikowano Worzian i okolicznych wiosek,
był list wysłany przez „Łupaszkę” do władz niemieckich, w którym
przedstawił on przebieg wydarzeń i zagroził odwetem w razie represji.
Rezultatem wyprawy niemieckiej grupy bojowej do Worzian był raport, w
którym omówiono przyczyny przegrania walki.

Dla Niemców była to już druga porażka w walce z Polakami,

poniesiona w stosunkowo krótkim czasie po pierwszej. Jeszcze nigdy
dotychczas siły wojskowe okupanta na Wileńszczyźnie w walce z
partyzantami nie zostały tak dotkliwie pobite.

Bitwa pod Worzianami była ogromnym sukcesem 5. Brygady

Wileńskiej rtm. „Łupaszki”. Zaatakowana znienacka przez nieprzyjaciela,
nie tylko potrafiła się obronić, ale przejść do natarcia i zniszczyć
przeciwnika. Doskonale taktycznie rozegrał walkę „Łupaszka”. W pełni
zdali niezwykle trudny egzamin prawie wszyscy dowódcy plutonów.
Żołnierze wykazali ogromny hart ducha, wolę walki i poświęcenie.
Dopiero teraz poznana została rzeczywista wartość bojowa brygady.
Zwycięstwo przyszło dzięki wspólnemu wysiłkowi dowódców i żołnierzy.
Okupione zostało stratą około 30 poległych i rannych partyzantów. Tyle
kosztowało pokonanie dobrze uzbrojonego przeciwnika. Sukces ten
pozwolił partyzantom uwierzyć we własne możliwości. Podbudowało to
bardzo morale żołnierzy, dla ludności polskiej zaś było źródłem dumy i
krzepiącej świadomości, że oddziały AK walczą i zwyciężają wroga.

Wiadomość o wygranej bitwie rozeszła się szeroko w kraju. Po raz

pierwszy informacja została podana w lakonicznej formie w Komunikacie
Nr 1 Dowództwa AK z 29.03.1944 r., zamieszczonym na łamach
"Biuletynu Informacyjnego" z 6.04. Więcej szczegółów podał gen.
Tadeusz Komorowski „Lawina” w meldunku sytuacyjnym nr 2,
przesłanym do Naczelnego Wodza. Na temat bitwy 5. Brygady napisano:
"Tenże oddział partyzancki w dniu 31.01 w rej. Worniany-Kiemieliszki
(50 km na wsch. Wilno) stoczył dwugodzinną walkę z oddziałem

background image

20

niemiecko-ukraińskim w sile ok. 120 ludzi. Nieprzyjaciel na skutek
oskrzydlenia wycofał się pospiesznie, tracąc 59 ludzi. Własne straty 19
zabitych i 9 rannych. Zdobyto 1 ckm, 5 rkm, 50 kb i amunicję”. W podanej
depeszy znalazły się pewne nieścisłości, generalnie jednak oddaje ona
przebieg bitwy.


Nagrobki na cmentarzu 5 Brygady w Wodzianach do roku

1995










background image

21

Cmentarz 5 Brygady w Worzianaxh po przebudowie i wyświęceniu

w 1995 roku



background image

22

Bitwa pod Radziuszkami

Kolejny, jeszcze trudniejszy egzamin bojowy w walce ze znacznie

silniejszym napastnikiem - z kilkoma brygadami i oddziałami sowieckimi
przeszła 5. Brygada „Łupaszki” już 2 lutego 1944 r., kiedy zatrzymała się
na krótki odpoczynek w rejonie Radziusze Łozowe - Niedroszla. Drugą
bitwę stoczyła zaledwie po kilkudziesięciu godzinach od pierwszej, nie
zregenerowawszy wyczerpanych i wykrwawionych sił własnych.

Pod koniec grudnia 1943r. KP Białorusi i Białoruski Sztab

Partyzancki zaniepokoiły napływające meldunki o tworzeniu się na
Wileńszczyźnie oddziałów partyzanckich AK i wstępowaniem do niej
miejscowej ludności. Zapadła decyzja, aby za pomocą wszystkich sił
oczyścić tereny południowej i zachodniej Wileńszczyzny. Chodziło przede
wszystkim o brygadę „Łupaszki”. Sowietów szczególnie irytowało
odtworzenie oddziału polskiego w miejsce rozbrojonej brygady
„Kmicica”. Pojawienie się brygady „Łupaszki” przekreśliło ich plany
łatwego opanowania południowej i zachodniej części okręgu wileńskiego.
Utwierdzały ten fakt porażki oddziałów sowieckich. Panowało
przekonanie o pilnej potrzebie generalnego rozprawienia się z partyzantką
polską. Gorącym zwolennikiem bezkompromisowej walki z Armią
Krajową był płk Markow, awansowany z dowódcy brygady im.
„Woroszyłowi” na szefa wydziału wojskowo-operacyjnego sztabu
partyzanckiego rejonu wileńskiego. Głosił on ideę nieustannego bicia
Polaków na każdym kroku i sprzeciwiał się zawarciu jakiegokolwiek
kompromisu.
Do operacji przeciwko oddziałowi „Łupaszki” przygotowano się
niezmiernie starannie. Nadzór nad jej wykonaniem zlecono Markowowi.
Dowódca brygady im. „Gastella” płk Manochin otrzymał zadanie
przeprowadzenia rozpoznania i kierowania zmobilizowanymi oddziałami
sowieckimi. W pierwszej wersji planowano dokonać napadu w trakcie
rozmów polsko-sowieckich koło Michaliszek. Zakładano pochwycenie
ppłk Aleksandra Krzyżanowskiego „Wilka” oraz zniszczenie 5. Brygady
Wileńskiej. „Łupaszka” jednak poczynił tak daleko idące środki
ostrożności i bezpieczeństwa, że wykluczyło to możliwość podjęcia
działań. Nagły odskok oddziału polskiego z miejsca rozmów w
niewiadomym kierunku wprowadził zamieszanie do planu sowieckiego.
26 stycznia 1944 r. sowiecki agent, ksiądz z Daniszewa, doniósł o
wyruszeniu 5. Brygady na akcję bojową w rejon Bystrzycy. Za 6-7 dni

background image

23

brygada miała powrócić na odpoczynek w rejon Żodziszki-Kiemieliszki.
Meldunek agenta posłużył do zorganizowania przyspieszonej operacji.

28 stycznia 1944 r. do lasu Bonda zostały ściągnięte: brygada im.

„Woroszyłowa”, brygada im. „Rokossowskieg”, brygada im. „Gastella”, 3
oddziały brygady im. „Suworowa” i oddział im. „Susłowa”. Łącznie
stawiło się ponad 1500 ludzi, 10-krotnie więcej niż liczył oddział polski.
Dowodzenie przejął Markow, który pragnął podkreślić swój decydujący
udział w rozgromieniu Brygady „Łupaszki”. Przywiązywano dużą uwagę
do oprawy propagandowej, mającej uzasadnić słuszność radykalnego
rozwiązania. Opracowana i rozprowadzona wśród ludności okolic
Oszmiany, Smorgoń i Świra ulotka podkreślała rzekomą współpracę
partyzantów polskich z Niemcami.

5. Brygada w trakcie marszu na Radziusze zauważyła oddział

sowiecki posuwający się w pewnej odległości z tyłu. Nie dopuszczono
myśli złamania przez Sowietów zawartego kilka dni temu porozumienia.
Nawet zaginięcie ubezpieczenia tylnego potraktowano początkowo jako
przejaw dezercji partyzantów do domów pod wpływem ostatnich trudów i
przeżyć. Wieczorem 1lutrgo 1944 r. brygada osiągnęła wyznaczony rejon:
Niedroszla Stacka-Radziusze-Radziusze Łozowe. Sztab, kawaleria i dwa
plutony stanęły w Radziuszach Łozowych, najbardziej wysuniętych na
południe. W Radziuszach stacjonowały 1.,3. i 4. pluton. Pluton „Maksa”
wybrał kwaterę u kowala Jakowickiego. „Łupaszka” z 12 rannymi
zatrzymał się w folwarku Miłoszewskich w Niedroszli Stackiej.
Odległości pomiędzy tymi miejscowościami wynosiły do kilometra. Od
północy naturalne zabezpieczenie stanowiłą rzeka Stracza. Od zachodu
podchodził pod Radziusze duży masyw leśny, ciągnący się na południe do
Niestaniszek. Od wschodu pola orne i łąki przedzielały dwa mniejsze
kompleksy leśne, w których koncentrowały się oddziały sowieckie.

Partyzantka sowiecka nie miała dokładnych wiadomości o miejscach

postoju oddziału polskiego. W tym celu przeszukiwała wsie Pracuty,
Syrowatki, Wygdęby, Zinowiszki, Niestaniszki i Krzywonosze. Sowieci
wiedzieli, że brygada stoczyła krwawą i zwycięską bitwę z Niemcami.
Fakt powyższy uznano za okoliczność sprzyjającą akcji. Obserwując trasę
przemarszu oddziału „Łupaszki” nie kwapiono się z atakiem, czekając na
główne siły sowieckie. Po zlokalizowaniu miejsca postoju 5. Brygady w
rejonie Radziusze-Stracza, Markow ze swoimi brygadami podążył w tym
kierunku. Manochinowi rozkazał uderzyć na oddział polski. W pierwszym
rzucie znalazły się: brygada im. „Gastella”:, 3 oddziały brygady im
„Woroszyłowa” i oddział im. „Susłowa”, razem 700 ludzi z dużą ilością

background image

24

broni maszynowej. W odległości 3 km na wschód i południe od Radziusz
ześrodkowały się pozostałe siły, które miały stanowić zaporę na drodze
ewentualnego przebijania się oddziału polskiego i gotowe były do
wsparcia natarcia.

2. lutego wypadało święto Matki Boskiej Gromnicznej. W

godzinach porannych pod pretekstem przyjacielskiej wizyty, przyjechało
konno do Radziusz dwóch przedstawicieli partyzantów sowieckich z
propozycją odbycia rozmów z „Łupaszką” i sztabem w wyznaczonym
miejscu. Potraktowano ich propozycję nieufnie i nie udzielono wiążącej
odpowiedzi, dopatrując się, zresztą słusznie, podstępu. Podczas rozmowy
zrelacjonowano Sowietom przebieg bitwy pod Worzianami. Rozmówców
interesował stan uzbrojenia i straty poniesione przez oddział. Wkrótce
ruchy oddziałów sowieckich w pobliżu Radziusz zwróciły uwagę swą
niecodziennością. Zarządzono pogotowie bojowe. Sprawdzano broń,
uzupełniano rezerwy amunicji. Zakazano opuszczania i oddalania się z
plutonów.

Dowódca plutonu kawalerii „Foksal” zalecił ostrożne poruszanie się

patrolom po terenie, wskazywał na niebezpieczeństwo ze strony oddziałów
sowieckich. Pierwszy patrol posłany do zbadania okolicy przepadł bez
wieści, podobnie stało się z następnym - zostały one przechwycone przez
Sowietów. Z wziętych do niewoli partyzantów (jednym z nich był „Dąb”)
usiłowano wydobyć jak najwięcej informacji o oddziale.

Oznaki

podenerwowania

wykazywał

„Kitek”, wyczuwając

nadciągającą bitwę. Nieustannie kontrolował posterunki wystawione w
Radziuszach Łozowych. Na wszelki wypadek wyznaczył plutonowi
stanowiska ogniowe i wybrał stanowisko dla cekaemu z dobrym polem
ostrzału w kierunku wschodnim.

„Orszak” ze sztabu zabrał dokumenty in blanco dla rannych, którzy

mieli być przekazani na leczenie w konspiracyjnych punktach sanitarnych
i do Wilna. Z Radziusz Łozowych odjechał konno do folwarku
Miłoszewskich. Dominikowi Kropczyńskiemu „Frankowi” pozostawił pod
opieką wóz sztabowy, na którym złożone były stare karabiny, torba z
dokumentami, aparat fotograficzny i radio.
„Łupaszka” z plutonu „Maksa” posłał Kazimierza Bagińskiego „Lipę” do
punktu kontaktowego pod Świr. Stamtąd miał zabrać i przyprowadzić
lekarzy Jana Ginkę, Gulewicza i Gołońskiego, członków konspiracji
świrskiej. Ponieważ długo nie wracał, „Łupaszka” posłał „Maksa” z
plutonem. Potem okazało się, że „Lipa” trafił do niewoli sowieckiej. Przy
nadarzającej się sposobności uciekł i powrócił za kilka dni do oddziału.

background image

25

Pluton „Maksa”, podchodząc pod zabudowania wsi Niedaroszli, został
ostrzelany z broni maszynowej z pobliskiego lasu. „Maks” zawrócił i
zameldował „Łupaszce” o incydencie. W południe zobaczono w
Radziuszkach wychodzące z lasu i zachowujące się prowokacyjnie
oddziały sowieckie, które z powrotem schowały się w lesie. Atmosfera
zagęszczała się niepokojąco. Atak sowiecki był kwestią godzin. O godz.
16-tej służbowy plutonu „Maksa” Aleksander Iwanowski „Rosa”
zauważył zapaloną łaźnię i wyłaniające się z mroku oddziały. Dopiero o
zmierzchu rozpoczęło się zmasowane uderzenie brygady im.
„Woroszyłowi”, brygady im. „Gastella” i oddziału im. „Susłowa”. Z flanki
nacierał oddział im. „Zwycięstwa”. Natarcie odbywało się przy
akompaniamencie huraganowego i niecelnego ognia broni maszynowej,
przeraźliwego wycia i okrzyków "hurra". Ogromna bezładna masa ludzi
wyłoniła się od strony wschodniej. Zastosowana taktyka polegała na
dążeniu do psychicznego załamania obrońców polskich i wypędzenia ich
na otwartą przestrzeń. Oddział „Łupaszki” ze spokojem przyjął natarcie
sowieckie. Podpalona na przedpolu stodoła z sianem oświetliła
atakujących, którzy sami nie widzieli pozostających w ciemnościach
pozycji polskich.

Główne uderzenie zostało skierowane na 2 pluton „Kitka” w

Radziuszkach Łozowych. Żołnierze zajęli wysunięte przed wsią
stanowiska obronne. Przy cekaemie zaległ „Kitek”, przedwojenny
podoficer zawodowy i specjalista broni maszynowej. Prowadził ogień
ciągły i długimi seriami. Równocześnie strzelano z kilku elkaemów i
erkaemów oraz karabinów. Pluton kawalerii przymierzał się do obejścia
nieprzyjaciela i zaatakowania go od tyłu. Ogłuszający huk wystrzałów i
krzyki wywołały popłoch koni; zwierzęta nie dawały się wyprowadzić z
obór, wyrywały się i uciekały do Radziusz. W takiej sytuacji ułani
wzmocnili pluton „Kitka”. Celny i skuteczny ogień załamywał kolejne fale
ataków. Partyzanci sowieccy, przyciśnięci do ziemi i popędzani przez
swoich dowódców, kilkakrotnie zrywali się i próbowali bezskutecznie
sforsować polski ogień zaporowy.

„Łupaszka” zorientował się, że przeciwnik za wszelką cenę dąży do

rozerwania obrony, zepchnięcia oddziału do rzeki Straczy, otoczenia go i
rozbicia. Most na rzece był bowiem zniszczony (nb. przez niego). W
każdej chwili istniało prawdopodobieństwo wyprowadzenia przez
nieprzyjaciela jeszcze większych sił, które podciągnięte w rejon bitwy,
przegrupowały się i oczekiwały rozkazu do ataku.

background image

26

Nie chcąc dopuścić do okrążenia „Łupaszka” postanowił oderwać

się od Sowietów i odskoczyć za rzekę. „Maksowi” zlecił dopilnowanie
przeprawy i wsparcie obrony w Radziuszach. Zluzowany 1 pluton
„Rakoczego” miał ochraniać i ubezpieczać przeprawę z drugiej strony
rzeki. Podobnie jak w Worzianach, nie wytrzymał napięcia „Bohun” i
zdał dowodzenie plutonem „Maksowi”. Posłany kpr. Władysław Kiwit
„Olszyna” objął nad nim komendę. Plutony obsadziły skraj niewielkiego
jaru, skąd prowadziły flankowy silny ogień z broni maszynowej i ręcznej.
Dwukrotnie odparto szturm Sowietów. Włączenie się aktywne do walki 3 i
4 plutonu osłabiło napór na pluton „Kitka”; rozdzielone oddziały
sowieckie atakowały teraz dwa punkty oporu.

Przeprawa przez Straczę odbywała się w ciemnościach. Dwie łodzie

wywróciły się i zatopiły. Jedyną pozostałą kierował Zygmunt
Miłoszewski. Kolejno przewieziono rannych i pluton „Rakoczego” z
„Węgielnym”, potem pozostałe plutony. Część partyzantów pokonała
rzekę wpław. Utonął „Rom”, płynący z cekaemem. „Łupaszka”
kontrolował przebieg bitwy i ewakuację. Kiedy większość oddziału
znalazła się za rzeką, trzema czerwonymi rakietami dał sygnał do odwrotu.
Dla plutonu „Kitka” i kawalerii borykających się z brakiem amunicji była
to najwyższa pora. Wytrwali do ostatka, dopiero rozkaz dowódcy pozwolił
na opuszczenie zajmowanych stanowisk. Wycofano się z Radziusz
Łozowych do majątku Miłoszewskich. Pozostawiono cekaem i wóz ze
starymi karabinami, których nie można było zabrać. Zawieruszył się
„Franko”, po odejściu plutonów ukrył się w kurniku, gdzie przesiedział do
rana.

Na dłuższą chwilę zapanowała kompletna cisza. Oddziały sowieckie

raptem utraciły kontakt z Polakami. Wystrzelone w górę czerwone rakiety
do reszty ich zdezorientowały. Dla nich bowiem czerwony kolor oznaczał
przystąpienie do generalnego szturmu. W panujących ciemnościach z
dwóch przeciwnych kierunków natarły na siebie oddziały sowieckie.
Wywiązała się gwałtowna walka, zanim zorientowano się w sytuacji.
Tymczasem zakończona została ewakuacja 5. Brygady na prawy brzeg
Straczy. W grupie ostatnich żołnierzy znajdował się „Łupaszka”.
Następnie, korzystając z nocy, brygada odskoczyła na odległość kilkunastu
kilometrów przez Świrankę do Białej Wody, odrywając się tym samym od
nieprzyjaciela.

W kilkugodzinnej bitwie pod Radziuszami straty oddziału

„Łupaszki” były niewielkie (1 zabity, 1 utonął i 6 rannych, kilku wziętych
do niewoli). Strona sowiecka oceniła straty polskie na 15-20 zabitych, 2

background image

27

kaemy i 30 kb. Ponadto twierdzono o rozbiciu przez oddział im. „Lenina”
w zasadzce oddziału polskiego w sile 100 ludzi, idącego z odsieczą z
kierunku Świra. Podany fakt nie miał nigdy miejsca, gdyż żaden inny
oddział polski, poza brygadą „Łupaszki”, w tym rejonie wówczas nie
działał. Straty sowieckie nie są na razie znane. Ludność twierdziła, że
zabrano z pola walki ok. 200 zabitych i rannych.

3 lutego 1944 r. pod Radziusze przybył „Maks” z drużyną celem

dokonania rozpoznania. Koło gajówki Hrynkiewicza miał potyczkę z
patrolem sowieckim, wysłanym z podobnym zadaniem. W starciu stracił
trzech zabitych, ranny został Ireneusz Pakulski „Irek”. Zdobyto 2 pepesze i
kb oraz odebrano dwie furmanki z zagrabionym mieniem ludności.

Niepowodzenie oddziałów sowieckich pod Radziuszami było

finałem kilkudniowej operacji przeciwko brygadzie „Łupaszki”. 5.
Brygada, teoretycznie stojąca na przegranej pozycji, dowiodła znów swych
walorów bojowych i taktycznych. Nie dała się uwikłać w narzuconą bitwę,
w odpowiednim momencie w sposób zorganizowany oderwał się od
nieprzyjaciela.

Przeciwnik nie przewidywał w planach takiego zakończenia akcji.

Zresztą sam wpadł w misternie przygotowaną pułapkę. Był pewien
powodzenia przedsięwzięcia, głosząc zawczasu rozbicie oddziału
polskiego. Przebieg wypadków, znanych szerokiemu społeczeństwu,
kompromitował go politycznie i propagandowo. Sztab partyzancki rejonu
wileńskiego świadomie podtrzymał we własnym, swoiście pojętym,
interesie przez pewien czas tezę o rozgromieniu 5. Brygady Wileńskiej.
Przyznał nawet za to nagrody i pochwały dowódcom i oddziałom. Inaczej
postępował na zewnątrz. Żadnego nagłośnienia i pisania o bitwie, jakby
nigdy jej nie było. Najwyraźniej swe niepowodzenie chciano ukryć przed
opinią publiczną. Pragnął dawać najmniej powodów do oskarżeń o
złamanie porozumienia i zamiar likwidacji wykrwawionego oddziału
polskiego. Świadkiem przygotowań i demonstracyjnego napadu na oddział
„Łupaszki” była miejscowa ludność. Naocznie przekonała się o polityce
sowieckiej w stosunku do oddziałów Armii Krajowej. Postępowanie
partyzantki sowieckiej zmieniło do niej stosunek miejscowej ludności.
Porównywano ją do okupanta niszczącego bezpardonowo Polaków.
Wpływy sowieckie w terenie poczęły się gwałtownie zmniejszać. To m.in.
było powodem, że pozbawione oparcia w terenie oddziały i grupy z
brygady im. „Gastella” zostały wyparte i opuściły obszar południowo-
zachodniej Wileńszczyzny.

background image

28

Bitwa pod Radziuszami zamknęła rozdział w stosunkach polsko-

sowieckich. Kolejny raz wyszła na jaw podwójna gra Sowietów w
stosunku do Polaków. Napad na 5. Brygadę odsłonił prawdziwe plany,
opracowane w głębokiej tajemnicy. Określanie partyzantki sowieckiej
mianem wroga nr 2. nie było wymysłem propagandowym, lecz wynikało z
realiów. Obok Niemców Sowieci stanowili największe zagrożenie. Fiasko
akcji skierowanej przeciwko brygadzie „Łupaszki” pokrzyżowało
sowieckie plany zniszczenia sił AK na Wileńszczyźnie.

Stoczone przez 5. Brygadę Wileńską walki pod Worzianami i

Radziuszami miały ważny aspekt polityczno-wojskowy. Na początku
1944r. okupant hitlerowski i partyzantka sowiecka przekonały się dobitnie
o rosnącej sile oddziałów Armii Krajowej, z którą musiano liczyć się coraz
poważniej.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Janusz Bohdanowicz Oddzial partyzancki Kmicica AK Okręg Wileński
Kpt Władysław Łukasiuk MŁOT komendant 6 Brygady Wileńskiej AK
Zajdel A Janusz D¥uma, cholera i cie¥ka grypa
Janusz Bohdanowicz Żołnierze KEDYWU Bohater dwóch narodów
Piotr Niwiński Pamiętny dzień 17 lipca 1944 r Okręg Wileński AK
Dowódcy Wileńskiej AK
Tak zginął Żelazny (V Wileńska Brygada AK)
Pech wachmistrza Lufy (V Wileńska Brygada AK)
5 Wileńska Brygada AK bitwa w Miodusach Pokrzywych
Bitwa w Tulicach, czyli trzy błędy Żelaznego (V Wileńska Brygada AK)
Zeus i zegarek pana zawiadowcy (V Wileńska Brygada AK)
opis bitwy pod Grunwaldem, Szkoła, Język polski, Wypracowania
PRZEBIEG BITWY POD GRUNWALDEM KRZYŻACY
PLAN WYDARZEŃ BITWY POD GRUNWALDEM
PLAN WYDARZEŃ BITWY POD GRUNWALSEM NA PODSTAWIE KRZYŻAKÓW
ęłęó14 lipca 1410 roku w przeddzien slawnej bitwy pod Grunwaldem, pliki
Bitwa pod Chocimiem 1621 - Wspólne Wystąpienie Lachów i Kozaków na Polu Bitwy, ★ Wszystko w Jednym ★

więcej podobnych podstron