Tak zginął "Żelazny"
Wpisany przez Krzysztof Gordon Lenz
sobota, 20 sierpnia 2011 12:14
Wtorek, 11 czerwca 1946, opuszczone zabudowania gospodarcze 2 km od szosy sztumskiej
Partyzanci 5 Szwadronu 5 Brygady Wileńskiej od kilku godzin ukrywają się w parterowym
budynku, obserwując ze strychu wzmożony ruch ciężarówek z wojskiem i milicją. Półprzytomny
podporucznik Zdzisław Badocha „Żelazny” majaczy w gorączce. Sanitariuszka Danuta
Siedzikówna „Inka” aplikuje mu sulfonamidy i morfinę. Nic więcej nie może zrobić. Rana
odniesiona w potyczce pod Tulicami ciągle krwawi i żołnierze bezsilnie patrzą na cierpienia
swojego dowódcy. Po południu Bogdan Obuchowski „Zbyszek” prosi sierżanta Olgierda Christę
„Leszka”, który objął komendę nad oddziałem, o zgodę na udanie się po pomoc do odległych o
kilka kilometrów Zielenic (obecnie Zielonka). Zarządcą tamtejszego majątku jest Józef Piątek
(prawdziwe nazwisko Jan Semka), przesiedleniec z Wileńszczyzny, inspektor Państwowych
Nieruchomości Ziemskich na powiaty sztumski i malborski, członek konspiracji wileńskiej, bliski
współpracownik „Łupaszki”. W Zielenicach znajduje się zorganizowany przez niego punkt
łączności z dowództwem Okręgu.
„Leszek” nie chce puścić Obuchowskiego samego, ale „Zbyszek” przekonuje go, że w
pojedynkę łatwiej mu będzie uniknąć patroli. Przebiera się w cywilne ubranie, za paskiem
spodni, pod marynarką, ukrywa pistolet. Wraca po kilku godzinach konnym zaprzęgiem z
wtajemniczonym woźnicą. Żołnierze starannie wyściełają pojazd sianem, ostrożnie układają na
nim „Żelaznego”, przykrywają go końską derką. W skupieniu żegnają dowódcę. Jeszcze nie
wiedzą, że widzą go po raz ostatni.
Piątek, 14 czerwca 1946, leśniczówka „Jodłówka”, wczesne popołudnie
Felczer Stanisław Wojdyłło wraz z córką leśniczego Jadwigą pomagają „Żelaznemu” wsiąść do
bryczki. Zdzisław Badocha jest bardzo blady, słania się na nogach. Wprawdzie od rana już nie
gorączkuje, na obiad zjadł nawet trochę rosołu, lecz wcześniej stracił zbyt dużo krwi. Humor go
jednak nie opuszcza. Żartując, umawia się z panną Jadzią „na kawę i kieliszek reńskiego, za
kilka miesięcy, w wolnej Polsce”. Wojdyłło wie, że „Żelazny” nie powinien jeszcze wstawać, ani
tym bardziej podróżować, musi leżeć i wypoczywać, ale w „Jodłówce” nie ma dobrych
warunków do rehabilitacji. Potrzebne są leki i fachowa opieka. Dlatego kontaktuje się z Józefem
Piątkiem, a ten poleca przewieźć podporucznika Badochę do pobliskiego Czernina, do majątku
zarządzanego przez Ottomara Zielke, przedwojennego działacza kaszubskiego. Zielke, od
dawna współpracujący z majorem Zygmuntem Szendzielarzem „Łupaszką”, stworzył w
Czerninie coś na kształt konspiracyjnego sanatorium dla rannych partyzantów, gdzie
rekonwalescentami opiekuje się jego siostrzenica Hanna, dyplomowana pielęgniarka.
Regularnie majątek odwiedza też „w celach myśliwskich” doktor Antoni Życiecki, Wilnianin,
lekarz ze Sztumu.
1 / 4
Tak zginął "Żelazny"
Wpisany przez Krzysztof Gordon Lenz
sobota, 20 sierpnia 2011 12:14
Wojdyłło osobiście siada na koźle i pogania konia. Ruszają w drogę.
Piątek 28 czerwca 1946, Malbork, Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego
Na biurku komendanta od kilku dni leżą nadesłane z Gdańska protokoły przesłuchań Reginy
Żelińskiej „Reginy, łączniczki ”5 Brygady jeszcze z czasów partyzantki na Wileńszczyźnie.
Aresztowana 20 kwietnia 1946 r. przez WUBP, już podczas pierwszego „spotkania” ze
śledczymi, 22 kwietnia, w drugi dzień Świąt Wielkanocnych, zagrożona pobiciem załamuje się i
deklaruje kolaborację z resortem bezpieczeństwa. W toku przesłuchań ujawnia, między innymi,
nazwiska współpracujących z 5 Brygadą administratorów majątków ziemskich z okolic Sztumu.
W środę 26 czerwca oficer śledczy Czesław Jabłoński, dostarcza komendantowi protokół z
przesłuchania niejakiego Baranika, szabrownika i drobnego rzezimieszka, który potwierdza
informacje „Reginy” o punktach kontaktowych oddziałów „Łupaszki”, szczególną uwagę
zwracając na aktywność Józefa Piątka (Jana Semki) w Zielenicach.
Na wczorajszej odprawie, z udziałem komendanta powiatowego Milicji Obywatelskiej, zapada
decyzja o aresztowaniu Piątka. Po dyskusji postanowiono nie powiadamiać o akcji ani WUBP w
Gdańsku, ani tym bardziej PUBP w Sztumie, lecz przeprowadzić ją wyłącznie własnymi siłami.
Szefowi malborskiej ubecji, z braku wyników zagrożonemu na swoim stanowisku, potrzebny jest
każdy sukces, którym mógłby pochwalić się przed zwierzchnikami w województwie. Akurat ta
operacja, widziana z perspektywy jego gabinetu, wydaje się bardzo prosta w realizacji, dlatego
do jej przeprowadzenia mobilizuje stosunkowo niewielkie siły.
O godzinie 9 w kierunku Zielenic wyruszają dwa samochody. W pierwszym, osobowym willisie,
jadą dwaj ubrani po cywilnemu funkcjonariusze PUBP: podporucznik Czesław Jabłoński i
starszy sierżant Marian Babiński. Drugi, ciężarowy studebaker, wiezie dwunastu mililicjantów,
uzbrojonych w broń automatyczną i granaty.
Marian Babiński do akcji zgłasza się na ochotnika. Były partyzant Armii Krajowej obwodu
hrubieszowskiego, wstępuje do UB w 1944 roku. Szybko nawiązuje kontakt ze Stanisławem
Ludwikowskim, funkcjonariuszem resortu bezpieczeństwa z Rzeszowa, od listopada 1944 roku
współpracującym z miejscową komórką WiN. Ich łączniczką z podziemiem jest Katarzyna
Fuglewicz „Jadwiga”. To jej przekazują informacje o planowanych obławach, szczególnie
gorliwych ubekach, losie aresztowanych osób. Dostarczają też plany siedzib bezpieki i
okolicznych więzień. W styczniu 1945 roku „Jadwiga” aranżuje spotkanie obu z Mieczysławem
Kawalcem „Żbikiem”, ówczesnym komendantem obwodu AK w Rzeszowie (aresztowany 1
lutego 1948 roku osobiście przez osławionego Józefa Światłę, po okrutnym śledztwie
zamordowany wraz z całym sztabem IV Zarządu WiN w marcu 1951 roku). „Żbik” odbiera od
nich przysięgę i nadaje pseudonimy: Babińskiemu „97”, Ludwikowskiemu „98”. W lutym 1946
roku Babiński zostaje skierowany do szkoły Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Łodzi,
skąd po dwóch miesiącach otrzymuje przydział do Malborka. Wyjazd do Zielenic jest jego
pierwszą akcją w powiecie malborskim.
Podczas jazdy Marian Babiński częstuje Czesława Jabłońskiego alkoholem, palą papierosy,
rozmawiają. Namawia Jabłońskiego, żeby przed aresztowaniem Józefa Piątka przeprowadzić w
Zielenicach wywiad środowiskowy, „w celu rozpoznania jego kontaktów operacyjnych”. Tylko
2 / 4
Tak zginął "Żelazny"
Wpisany przez Krzysztof Gordon Lenz
sobota, 20 sierpnia 2011 12:14
we dwóch. Liczy na to, że uda mu się ostrzec Piątka i umożliwić mu ucieczkę.
Piątek 28 czerwca 1946, majątek ziemski Zielenice
Osobowy willis zatrzymuje się półtora kilometra przed Zielenicami. Obydwaj funkcjonariusze UB
wysiadają z auta, zakładają cyklistówki. Przeładowują pistolety i umieszczają je w kaburach pod
pachami. Zapinają marynarki. Jabłoński uniesioną dłonią daje znak kierowcy ciężarówki
wiozącej milicjantów, żeby zjechał na pobocze. Podchodzi i informuje dowodzącego nimi
sierżanta o tym, co postanowili wspólnie z Babińskim. Sierżant wydaje krótki rozkaz i milicjanci
opuszczają pojazd. Rozkładają się w cieniu przydrożnych drzew, zapalają papierosy, niektórzy
wyjmują przygotowany na drogę suchy prowiant. Ubecy pieszo ruszają do Zielenic.
Już od pierwszego napotkanego robotnika dowiadują się, że Józefa Piątka nie ma w majątku.
Próbują z nim rozmawiać, wypytują o odwiedzających zarządcę obcych. Robotnik nie ufa
nieznajomym cywilom, nie kwapi się z udzielaniem im informacji. Kieruje ich do dworku, w
którym mieści się biuro gospodarstwa. Tam przyjmuje ich buchalter, Jan Bieniak, ukrywający
się żołnierz NSZ, który bezbłędnie rozpoznaje w cywilach funkcjonariuszy Urzędu
Bezpieczeństwa. Prosi gości na piętro do gabinetu zarządcy. Proponuje herbatę. Babiński
odmawia, ale Jabłoński chętnie by się napił. Zdejmuje czapkę, rozsiada się za biurkiem Piątka,
niby od niechcenia przegląda leżące na blacie papiery. Babiński siada na krześle obok.
Obydwaj popełniają błąd – nie rozpinają marynarek.
Bieniak, cały w uśmiechach, przeprasza na chwilę „szanownych panów”, mówi, że musi zejść
na dół, do kuchni po herbatę i cukier. Zamiast tego idzie do pokoju obok, z szuflady komody
wyjmuje pistolet parabellum i chowa go za plecami. Szybkim krokiem wraca do gabinetu,
podchodzi do Jabłońskiego i z bliska strzela mu w twarz. Trafia w czoło i pocisk urywa
Jabłońskiemu połowę głowy. Bieniak odwraca się do Babińskiego. Ten podrywa się na nogi,
przewracając krzesło. Szarpie się z guzikami marynarki. „Poczekaj, nie strzelaj, jestem z wami!”
– krzyczy. Bieniak dwukrotnie naciska na spust. Pierwszy pocisk trafia Babińskiego w szyję i
rzuca go na ścianę. Drugi wchodzi lewym okiem i wychodzi przez potylicę, wyrywając w niej
dziurę wielkości pięści.
Bieniak po dwa stopnie zbiega po schodach. Twarz i przód koszuli upstrzone ma piegami z krwi
zastrzelonych mężczyzn. Z pistoletem w dłoni biegnie w kierunku Czernina, musi koniecznie
ostrzec przebywającego tam Józefa Piątka. Za ostatnimi zabudowaniami majątku zatrzymuje
się i odwraca. Patrzy na przerażone twarze robotników rolnych. Po chwili widzi wjeżdżającą do
Zielenic ciężarówkę z milicjantami. Wtedy zmienia zamiar. Kryjąc się za drzewami przemyka
przez sad i okrężną drogą wraca do Zielenic. Ukrywa się w oborze, gdzie po dwóch dniach
znajdują go żołnierze KBW. Kilka dni później Sąd Wojskowy w Gdańsku skazuje Bieniaka na
karę śmierci. Wyrok wykonano.
Piątek 28 czerwca 1946, majątek ziemski w Czerninie, południe
Na werandzie pałacyku rodziny Donimirskich, do niedawna właścicieli Czernina, trzej mężczyźni
kończą późne śniadanie, kiedy przybiega pracownica folwarku z wiadomością, że majątek
„okrąża jakieś wojsko”. To oddział 12 milicjantów, którzy na odgłos strzałów natychmiast
3 / 4
Tak zginął "Żelazny"
Wpisany przez Krzysztof Gordon Lenz
sobota, 20 sierpnia 2011 12:14
przybyli do Zielenic, a po uzyskaniu informacji o kierunku ucieczki Jana Bieniaka, ruszyli za nim
w pogoń do Czernina. Józef Piątek, Zdzisław Badocha „Żelazny” i Stanisław Szczykno „Stach”
zrywają się od stołu i wybiegają do otaczającego pałacyk parku. „Stach”, główny kurier 5
Brygady Wileńskiej, na polecenie majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, przybył tu dzisiaj
rano wraz z Piątkiem, żeby odebrać z „meliny” dowódcę 5 szwadronu i odstawić go z powrotem
do oddziału.
Józef Piątek, świetnie znający teren, opuszcza obu zdezorientowanych partyzantów, sam zaś
ucieka. Przedostaje się potem do Starogardu Gdańskiego, gdzie melduje się pod nazwiskiem
Józef Jankowski. Po kilku dniach, korzystając z pomocy siatki konspiracyjnej, wyjeżdża w
olsztyńskie. Zostaje administratorem majątku w Nakomiadach (powiat mrągowski). Tam nadal
prowadzi działalność konspiracyjną. Aresztowany 10 sierpnia 1948 roku ramach ogólnopolskiej
„Akcji X”, skazany zostaje przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Olsztynie na 12 lat więzienia. Na
wolność wychodzi na mocy amnestii w 1956 roku.
„Żelazny” i „Stach” ukrywają się w zaroślach. Widzą zacieśniający się coraz bardziej pierścień
okrążenia. Szczykno oddaje Badosze swoją TT-tkę i usiłuje przedostać się na tyły pałacyku,
gdzie od rana czeka zaprzężona bryczka. Kilka metrów od niej seria z pepeszy zmusza go do
padnięcia na ziemię. Podbiega do niego dwóch milicjantów. Jeden z nich ogłusza go kolbą
karabinu, drugi kopie w brzuch.
„Żelazny” widzi zatrzymanie „Stacha” i rzuca się do ucieczki parkową alejką. Nie kryjąc się,
biegnie pochylony jej środkiem. Zauważa go milicjant Bolesław Łagocki. Krzyczy „stój, milicja” i
nie czekając na reakcję puszcza w jego kierunku serię z karabinu. Chybia. „Żelazny” odwraca
się i strzela z bergmanna. Również niecelnie. Podrywa się i biegnie dalej. Łagocki przymierza
tym razem dokładniej. Trafia Badochę pod prawe kolano. „Żelazny” pada, ale zaraz podnosi się
i utykając szuka schronienia pomiędzy drzewami. Milicjant sięga po granat. Odbezpiecza go i
rzuca w kierunku „Żelaznego”. Granat przelatuje mu nad głową i wybucha kilka metrów za nim.
Odłamek trafia „Żelaznego” w głowę. Zdzisław Badocha ginie na miejscu.
Paradoksem jest to, że milicjanci nie spodziewali się zastać w Czerninie legendarnego,
budzącego wśród nich postrach dowódcy 5 szwadronu. Zapewne, gdyby posiadali taką
informację, nie zdecydowaliby się na ujęcie go tak skromnymi siłami, lecz czekali na posiłki, co
dałoby „Żelaznemu” czas na ucieczkę. Badocha został rozpoznany przez nich dopiero po
złotym sygnecie 5 Brygady, na którym znajdowała się dedykacja od majora „Łupaszki”.
Śmierć „Żelaznego” była pierwszą i bodajże największą z pasma porażek poniesionych przez
konspirację wileńską latem 1946 roku.
4 / 4