Henryk Wojczy ski "Mercedes"
ń
Henryk Wojczyński , ps. ,,Mercedes'' pochodził z Bydgoszczy. Uczestniczył w dowodzonym przez
"Żelaznego" szwadronie we wszystkich walkach na Pomorzu. Po otrzymaniu wiadomości o śmierci
"Inki" Wojczyński (z Henrykiem Wojczyńskim "Mercedesem" łączyła ją nić szczególnie bliskiej
sympatii, wiadomo z akt sądowych, że Danuta Siedzikówna określała go mianem-narzeczony) na
własną prośbę opuścił szwadron "Żelaznego" dowodzony przez "Leszka" i przeszedł do oddziału
"Lufy". Olgierd Christa wspomina Wojczyńskiego "Mercedesa", jako inteligentnego, mającego
swoje zdanie, dzielnego żołnierza, który w kwietniu 1946 r. otrzymał od mjr "Łupaszki"
wyróżnienie w postaci złotego sygnetu, z wygrawerowanym wewnątrz napisem "Przyjacielowi,
żołnierzowi - Łupaszko".
Okoliczności śmierci "Mercedesa" opisał w swoim dzienniku Henryk Wieliczko "Lufa" - dowódca
szwadronu operującego na terenie dawnych Prus Wschodnich.
Pod koniec października "Lufa" dostał polecenie od mjr "Łupaszki" nawiązania kontaktu ze
szwadronami działającymi w Borach Tucholskich. Udał sie w tamtą stronę, rozbijając po drodze
posterunki MO i likwidując ubeków. W dniu 28 października 1946 r. pomiędzy wsiami Rękownica
a Piduń na trasie Jedwabno - Wielbark pow. Szczytno doszło do potyczki z milicyjnym patrolem. W
potyczce zginęło 3 milicjantów. Dowódca grupy chor. Jarzębowski upozorował poddanie. Gdy
zbliżyli się do niego partyzanci rzucił ukryty w ręku granat, którego odłamki ciężko raniły
"Mercedesa". Po tym incydencie milicjant Jarzębowski został zastrzelony przez "Lufę".
Mercedes zmarł w dniu 30 października w okolicach Stawigudy, bez pomocy lekarskiej. Po
dotarciu do nieistniejącej dziś leśniczówki Kieraj, leżącej w pobliżu Stawigudy, partyzanci zrobili
poległemu koledze prowizoryczną trumnę i poprosili gospodarzy z leżącej w pobliżu wsi Wymój o
dokonanie pochówku, informując że mają do czynienia z Henrykiem Wojczyńskim "Mercedesem"
partyzantem 5 Wileńskiej Brygady AK, po czym odjechali w stronę Borów Tucholskich.
Gospodarze noszący nazwisko Porbadnik (rodowici Warmiacy), ciężko doświadczeni przez nową
władzę ludową i Sowietów, którzy popełnili podczas "wyzwalania" tych terenów liczne gwałty i
rabunki, w obawie przed kolejnymi szykanami ze strony UB, następnego dnia zameldowali o
posiadaniu trumny ze zwłokami na posterunku MO w Stawigudzie. Zostali natychmiast aresztowani
i zamknięci razem z rozkładającymi się zwłokami w piwniczce (istniejącej do dzisiaj) leżącej obok
posterunku. Po dwóch dniach UB z Olsztyna zabrało zwłoki "Mercedesa" do Olsztyna, a rodzina
Porbadników po jakimś czasie odzyskała wolność. O tych wydarzeniach wiadomo z relacji
lokalnego historyka T. Cyfusa, który ożenił się z córką Porbadników. Obecnie nikt z rodziny już nie
żyje.
Po tygodniu szwadron "Lufy" w powrotnej drodze na Podlasie ponownie odwiedził wioskę
Wymój. "Lufa" zanotował w swym dzienniku, że cała rodzina Porbadników została aresztowana.
Zwłoki "Mercedesa" spoczywają najprawdopodobniej na cmentarzu tzw. francuskim w Olsztynie,
gdzie ubowcy dokonywali skrytych pochówków zamordowanych więźniów.
(Bogumił Liszewski, http://www.artelis.pl/artykuly/11022/historia)