Ślub stulecia w Warszawie
Wojciech Karpieszuk 2011-04-29, ostatnia aktualizacja 2011-04-28 23:11:54.0
Urząd stanu cywilnego nie chce dać ślubu kobiecie, bo mówi niewyraźnie i jest sparaliżowana. Odesłał sprawę
do sądu. - Odmówili mi podstawowego prawa i upokorzyli - mówi Katarzyna Barszczewska
Andrzeja Dudę poznała cztery lata temu. On ma 32 lata, ona jest starsza o 10 lat. Zaczęli się spotykać. Prawie dwa lata
temu zamieszkali razem. Narzeczeństwem są od pół roku.
Katarzyna Barszczewska cierpi na dziecięce porażenie mózgowe: porusza się na wózku, ma niesprawne ręce,
niewyraźnie mówi. Andrzej od śmierci rodziców Kasi opiekuje się nią.
- Oprócz tego, że mam kłopoty z mową i poruszaniem się, nic mi nie dolega. Jestem sprawna psychicznie, normalnie
funkcjonuję. Skończyłam studium ekonomiczne. Mogłabym pracować w domu, mam komputer - opowiada Katarzyna.
Powoli artykułuje każdy wyraz. Na początku trudno ją zrozumieć, ale po chwili słuchania problem znika. Rozmawiamy w
redakcji "Gazety". Andrzej trzyma narzeczoną za rękę, podaje jej kubek z kawą i pomaga się napić.
Para początkowo myślała o ślubie konkordatowym. Ale uważają, że po takim ślubie powinno być przyjęcie, na które nie
mają pieniędzy. Utrzymują się z rent - ona z powodu niepełnosprawności, on - bo ma wadę serca. Postanowili, że
wezmą ślub cywilny, z kościelnym i weselem poczekają na lepsze czasy. - Ja też szukam pracy, najlepiej jako ogrodnik,
to mój zawód. Może się uda - mówi Andrzej.
W USC na warszawskiej Pradze stawili się na początku marca.
Zostałam zaszufladkowana
- Kiedy urzędniczka zobaczyła Kasię, zapytała, czy jest ubezwłasnowolniona. Powiedziałem, że nie. Ale ona
skonsultowała się z kimś i poprosiła o zaświadczenie od psychiatry, że nie ma przeciwwskazań do ślubu - relacjonuje
narzeczony.
- Nie pojmuję tego. Przecież dorosły człowiek ma prawo decydować o swoim życiu - mówi Katarzyna.
Andrzej: - Przekonywaliśmy urzędniczkę, że razem mieszkamy, mamy tylko siebie.
Katarzyna: - Może nie mogła mnie zrozumieć? Kiedy się denerwuję, trudniej mi mówić. I zaszufladkowała mnie.
Przymuszeni poszli do poradni zdrowia psychicznego. Tam lekarka stwierdziła, że zaświadczenia nie wyda, bo nie ma
podstaw: Katarzyna nie jest ubezwłasnowolniona, nie jest też jej pacjentką. Narzeczeni ponownie stawili się w USC.
- Wtedy urzędnicy powiedzieli, że o tym, czy możemy się pobrać, zdecyduje sąd - opowiada Katarzyna.
Interweniowali u dyrektorki urzędu, rozmawiali z kierownikiem. Nic nie wskórali.
Dlaczego nam odmawiają
Katarzyna: - Nie chcę żyć na kocią łapę.
Andrzej: - Każdy ma prawo decydować, czy chce żyć w małżeństwie, czy nie. Na jakiej podstawie nam tego
odmówiono?
Pytam o to Andrzeja Zbrojskiego, kierownika praskiego wydziału USC. - Rozmawiałem z tą panią i nabrałem
wątpliwości, czy jest zdolna świadomie podjąć decyzję o ślubie. Ciężko ją zrozumieć, jest niespokojna, podenerwowana
- przekonuje.
Kiedy zauważam, że Katarzynę rozumiałem bez większego problemu, nie dowierza. Dodaje, że gdy są wątpliwości,
trzeba wystąpić do sądu. Przyznaje jednak, że zdarza mu się to pierwszy raz, a pracuje 30 lat, połączył związkiem
małżeńskim 100 tys. par. - Wątpię, czy w Warszawie jest urzędnik, który odważyłby się udzielić ślubu pani Katarzynie -
tłumaczy. Powołuje się też na dostarczoną przez narzeczonych opinię internisty, w której jest m.in. informacja, że
Katarzyna Barszczewska korzystała kiedyś z pomocy psychiatry.
- Moi rodzice zmarli na raka w ciągu dwóch miesięcy. Bardzo to przeżyłam i zgłosiłam się do psychiatry. Skończyło się
na jednej wizycie - mówi Katarzyna.
Marcin Łochowski, rzecznik Sądu Okręgowego Warszawa-Praga: - Pierwszy raz słyszę, że USC wysłał do sądu taką
sprawę, choć prawo to przewiduje. Trudno powiedzieć, ile może potrwać: kilka miesięcy, rok. To zależy, czy sąd będzie
korzystał z pomocy biegłego i czy szybko go znajdzie.
Hawkingowi też by nie pozwolili
- Ta sprawa nie powinna trafić do sądu - ocenia prof. Jacek Wciórka, konsultant ds. psychiatrii w województwie
mazowieckim.
Przepis, na który powołuje się kierownik USC, brzmi tak: "Nie może zawrzeć małżeństwa osoba dotknięta chorobą
psychiczną albo niedorozwojem umysłowym. Jeżeli jednak stan zdrowia lub umysłu takiej osoby nie zagraża
małżeństwu ani zdrowiu przyszłego potomstwa i jeżeli osoba ta nie została ubezwłasnowolniona całkowicie, sąd może
jej zezwolić na zawarcie małżeństwa" (art. 12 par. 1 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego). Rzecz w tym, że przepis ten
pochodzi jeszcze z przedwojnia, kiedy - jak tłumaczy prof. Wciórka - uważano, że urzędnik może rozstrzygać o losie
osób chorych psychicznie. - Dziś takie podejście jest sprzeczne z konstytucją. Dlatego trwają prace nad zmianą
przepisu. A do tego dziecięce porażenie mózgowe nie jest chorobą psychiczną - podkreśla.
Urzędnik uznał jednak, że wie lepiej. - To, co spotkało tę kobietę, to dyskryminacja. Mam nadzieję, że się nie załamie -
komentuje prof. Wciórka.
Piotr Todys, prezes fundacji TUS, która pomaga osobom niepełnosprawnym, zna Katarzynę. I nie ma wątpliwości, że
może ona decydować o sobie. - Rozumiem, że w Polsce ślubu nie mógłby wziąć genialny fizyk Stephen Hawking, który
Strona 1 z 2
Ślub stulecia w Warszawie
2011-04-30
http://wyborcza.pl/2029020,75478,9512724.html?sms_code=
jest całkowicie sparaliżowany, ślini się i używa syntezatora mowy. Kogo chronią urzędnicy: tę kobietę, państwo, jej
narzeczonego? Gdyby chcieli sprawdzać, czy wszyscy ludzie, którzy biorą ślub, są poczytalni i emocjonalnie dojrzali, to
co drugą parę trzeba by wysłać do sądu. Schrzanili Kasi jeden z najważniejszych momentów w życiu.
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl -
http://wyborcza.pl/0,0.html
© Agora SA
Strona 2 z 2
Ślub stulecia w Warszawie
2011-04-30
http://wyborcza.pl/2029020,75478,9512724.html?sms_code=