Ekonomia współdzielenia kto zyska, a kto straci

background image

Ekonomia współdzielenia: kto zyska, a kto straci?

Paweł Czado
26.03.2015

Ale czy na pewno warto? Sharing economy, czyli ekonomia współdzielenia, robi dziś

ogólnoświatową furorę. Zwolennicy mówią, że wracamy do podstaw, gdy ludzie nie byli

ogarnięci manią kupowania. Przeciwnicy pokazują, że na razie na szczytnej idei zarabiają
wielkie korporacje...

Sharing Economy - nadchodzi jej era

Termin "ekonomia współdzielenia" zaczął pojawiać się w połowie ubiegłej dekady. Prawdziwą

popularność zyskał po kryzysie 2008 r., bo ludzie dostrzegli w nim szansę na oszczędności. Ale

nie tylko. Spodobała się również sama idea: "dostęp jest lepszy od własności".

Szybko zaczęły mnożyć się internetowe przedsięwzięcia, które rewolucjonizują światowy rynek

wymiany dóbr i usług. Internetowe, bo to technologia sprawiła, że sąsiadem, z którym dzielimy się

tym, co mamy, może być również człowiek na drugim końcu świata - Japończyk albo
Nowozelandczyk.

W 2011

r. tygodnik "Time" uznał sharing economy za jedną z dziesięciu najważniejszych idei,

które zmienią świat. Ekonomia współdzielenia dotyczy przede wszystkim żywienia, transportu,

background image

wypożyczania dóbr, wyprzedaży okazyjnej oraz grupowych zakupów. Rzeczywiście jest co

wypożyczać: istnieją szacunki, według których przeciętny Amerykanin ma w domu około trzech

tysięcy przedmiotów, a korzysta na co dzień najwyżej z dwustu. Portale na całym świecie kojarzą

więc ze sobą kierowców i pasażerów czy podróżników i właścicieli mieszkań. Tak to działa:

zamiast wzywać taksówkę, skorzystaj z podwózki kogoś, kto ma akurat wolne miejsce w aucie.

Zamiast szukać hostelu w Paryżu, wynajmij pokój od uroczej Francuzeczki...

Dzięki powszechnej dostępności informacji wszystko wydaje się łatwiejsze niż kiedyś. Często

wystarczy przecież kwadrans spędzony w sieci. Oto nadchodzi era sharing economy: dziel się,
nie kupuj!

Na pierwszy rzut oka rzeczywiście to się opłaca.

Samochód jak grabki

Postanowiłem przetestować sharing economy w drodze z Katowic do Wrocławia. Z powrotem, z

Wrocławia do Katowic skorzystałem już z tradycyjnych metod podróżowania. Efekt? Tam: dwie

godziny jazdy wygodnym fordem mondeo. Cena: 23 zł. Z powrotem: trzy godziny i 14 minut jazdy

pociągiem. Musiałem siedzieć lekko skręcony, bo pani obok miała przy nogach potężną walizkę,

która zajmowała część mojego miejsca na nogi. Cena: 38,90 zł.

I jak tu się nie zachłysnąć ekonomią dzielenia się?

Z Katowic do Wrocławia przewiozła mnie Karolina Gawlik, 28-letnia germanistka z Krakowa -

sympatyczna, wygadana dziewczyna z burzą włosów. Znalazłem ją na serwisie BlaBlacar, który

zajmuje się łączeniem kierowców i pasażerów. Karolina wykorzystuje BlaBlacar jako kierowca,
nie ma potrzeb

y wcielania się w rolę pasażera. - Zawsze to fajnie, kiedy ktoś dołoży się do

benzyny. Podróż jest tańsza. Jednak dla mnie aspekt ekonomiczny - choć się liczy - nie jest

najważniejszy. Często jeżdżę do Niemiec, więc zdarza się, że wracam do Polski w nocy. Kiedy

jadę sama, miewam chwile słabości: chce mi się spać. Dlatego lubię jeździć z kimś - opowiada

mi. Ale chyba nie tylko to. Karolina, tak jak ja, lubi rozmawiać. Zabrała mnie po drodze do

Magdeburga. Przed Wrocławiem dosiada się do nas para Ukraińców. Pytam Karolinę, czy

czasami się nie boi. Samotna kobieta za kierownicą, a ludzie są przecież różni. Mówi, że nie.

Narzeka tylko, że nie lubi, gdy jest traktowana jak kierowca taksówki. - Mówią, że dopłacą,

bylebym zawiozła ich, gdzie chcą. Wiedzą, gdzie jest początek i koniec wspólnej jazdy,

tymczasem często się zdarza, że próbują mnie naciągnąć, żebym ich zawiozła lub po nich

przyjechała. Nie biorą pod uwagę moich planów. To irytujące.

Karolina wysadza mnie we Wrocławiu, gdzie spotykam się z Rolandem Zarzyckim. To doktor

nauk matematycznych i doktorant na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego,

który interesuje się ekonomią społeczną i zjawiskiem sharing economy.

Zarzycki ma własną teorię, dlaczego właściwie dopiero teraz korzystanie z samochodów obcych

ludzi staje się w Polsce tak popularne. - Wielu Polaków nauczyło się traktować samochód jako

coś wyjątkowego, coś bardzo prywatnego. Dlatego nie chcą, żeby ktoś im pobrudził tapicerkę. My
home is my castle, my car is my castle. Nie tyle przedmi

ot użytkowy, ile przedmiot dumy,

przedłużenie ego. To wynik pewnych zachowań, które w naszej kulturze były i są nam wpajane

od dzieciństwa. Doskonale widać to choćby w piaskownicy, gdzie dzieci nie pozwalają innym

dotknąć swoich zabawek - uważa.

background image

Dwie strony medalu

Magazyn "Forbes" w styczniu 2013 r. opisał przypadek Frederica Larsona, emerytowanego

fotografa, który nauczył się dorabiać dzięki sharing economy. Opisał, jak dwanaście razy w

miesiącu Larson wynajmuje dom dzięki serwisowi Airbnb (100 dolarów za noc). Cztery razy w

tygodniu przez serwis Lyft zmieniał własną toyotę prius w taksówkę (kolejne ok. 100 dolarów). W

efekcie był w stanie dorobić 3 tys. dolarów miesięcznie.

W grudniu 2012 r. Brian Chomsky, współzałożyciel firmy Airbnb, chwalił się, że serwis będzie

zapewniał wkrótce noclegi większej liczbie osób niż sieć hoteli Hilton. Jego firma obejmuje ponad

800 tys. ofert w 34 tysiącach miast, w 190 krajach (m.in. w Polsce).

Z drugiej strony sharing economy może być przekleństwem. BBC przytacza przykład Brytyjczyka

Garetha Jonesa, który zarabiał na życie, robiąc zdjęcia na meczach rugby. W złotych czasach

miał tyle zleceń, że mógł podzlecać ich wykonanie czterem fotoreporterom. Wszystko zaczęło się

zmieniać w 2007 r., kiedy rynek zalali hobbyści dysponujący sprzętem pozwalającym na

wykonanie naprawdę dobrych zdjęć, gotowi do sprzedawania fotek za niewiele lub nawet
oddawania ich za darmo -

jedynie za cenę "sławy" (czyli podpisania zdjęcia nazwiskiem jego

autora). Z ogromnej liczby zdjęć kilka zawsze spełnia wymogi profesjonalnych redakcji, a to

wystarczyło.

Chcąc nie chcąc, Jones zaczął specjalizować się w wydarzeniach sportowych wymagających

większych umiejętności, choćby zawodach gimnastycznych czy wyścigach rowerowych. Znalazł

niszę, w której jego mniej uzdolnieni rywale nie są w stanie pracować przez brak umiejętności

technicznych lub praktyki. Brytyjczyk nie może narzekać. Ale w Polsce żaden fotoreporter nie

byłby w stanie utrzymać się jedynie z robienia zdjęć kolarzom lub gimnastyczkom.

background image

Plusy dodatnie i plusy ujemne

Plusy: Bezpiecznik Antykryzysowy

Dla klientów korzyści z sharing economy są - na pierwszy rzut oka - oczywiste. Nie ma przecież

człowieka, który nie wolałby mieć tego samego za mniejszą cenę. Poza tym przez pożyczanie

przeznaczamy mniej na kupowanie, ale to paradoksalnie sprawia, że możemy wydać tyle samo

pieniędzy, tylko na większą liczbę dóbr. - Mówiąc krótko, dzielenie się pozwala zaspokoić

niektóre potrzeby taniej. Nie muszę kupować książki, mogę ją pożyczyć. Takie rozwiązanie nie

zawsze jest wygodne, ale sprzyja oszczędności - zauważa Jan Gmurczyk.

-

Widzę potrójną korzyść: oszczędność dla konsumentów, kwestie pro-społeczne oraz

długoterminowe gospodarowanie zasobami nieodnawialnymi. Jeśli wiążemy kolaboratywną

konsumpcję * z większą skłonnością do oszczędzania, to daje mniejsze prawdopodobieństwo
przegrzania gospodarki -

takiego, jak to, z którym mieliśmy do czynienia w 2008 r. Czyli sharing

economy jest bezpiecznikiem antykryzysowym -

podkreśla dr hab. Maciej Mitręga z Katedry

Badań Rynkowych i Marketingowych Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.

Czy sharing economy jest w stanie wyprzeć z naszego życia podstawową wartość, czyli

"posiadanie"? Według ekonomistów to niemożliwe. - Gospodarka oparta wyłącznie na dzieleniu

się, czyli taka, gdzie wszystko jest wspólne, to w gruncie rzeczy komunistyczna utopia.

Koncepcja własności prywatnej oraz głód bogacenia się silnie przenikają naszą rzeczywistość.

Niemniej bez dzielenia się trudno byłoby w dłuższym horyzoncie o stabilność gospodarki i

dobrobyt. W pewnym sensie dzielenie się pozwala cywilizować pęd do posiadania - uważa
Gmurczyk.

background image

Minusy: ktoś traci pracę (to możesz być ty)

Jeśli ludzie kupią cztery pralki zamiast piętnastu, co stanie się z osobami produkującymi

pozostałych dziewięć, a także ze sprzedawcami czy serwisantami tych przedmiotów? Oto pytanie

zadawane przez tych, którzy widzą w ekonomii dzielenia zagrożenia.

Gdy ludzie się dzielą, siłą rzeczy kupują mniej. Szerszy zwrot ku dzieleniu się może zatem
teo

retycznie prowadzić do spadku sprzedaży w gospodarce, a nawet deflacji i wzrostu

bezrobocia. Czy jest to jednak ryzyko realne? Raczej nie. Po pierwsze, są towary i usługi, którymi

trudno lub wręcz nie sposób się dzielić. Po drugie, wiele osób chce lub lubi mieć różne rzeczy na

własność. Po trzecie, spora część zakupów służy w gruncie rzeczy budowie statusu społecznego,

a na tym polu dominuje pęd do posiadania - podkreśla Gmurczyk.

Rozwiązania oparte na sharing economy z założenia mają służyć ich użytkownikom. Nie sposób

jednak nie zauważyć, że na pomyśle bogacą się ich twórcy. Pozostający na ich usługach

"mikroprzedsiębiorcy" często nie mają praw pracowniczych, żadnego ubezpieczenia

zdrowotnego, emerytury, prawa do zasiłku, płatnego urlopu czy też płatnego zwolnienia
lekarskiego.

Dla Wojciecha Orlińskiego, publicysty "Gazety Wyborczej", to wyzysk ludzi zwabionych

legendami, ile można zarobić. Kierowców w firmie Uber, kojarzącej za pomocą smartfonowej

aplikacji potencjalnych pasażerów z kierowcami, Orliński przyrównuje do dziewiętnastowiecznych

amerykańskich górników w pełni zależnych od kopalni dających im pracę, wyżywienie i nocleg.

Górnicy, niby "wolni przedsiębiorcy", nie mieli nic do gadania w sprawie stawek. Właściciel ustalał

ceny tak, żeby przeciętny górnik coraz bardziej zadłużał się w kopalnianym sklepie. Oczywiście

górnik, jako "wolny człowiek", mógł przyjąć nowe warunki albo iść gdzieś indziej - jednak już zbyt

wiele zainwestował, żeby ot tak odejść. Z kierowcami ma być podobnie. Nie mają nic do gadania

w sprawie stawek. W trakcie wojny cenowej z konkurencją Uber obniżył je prawie dwukrotnie.

Kierowcy dokładali do interesu, bo ceny benzyny czy przeglądów zostały takie same. Dlaczego

nie odchodzą? Bo jak górnicy sprzed dwustu lat zadłużali się, żeby dołączyć (firma wymagała aut

w doskonałym stanie). "Najpierw jest obietnica dochodów, które na papierze wyglądają

przyzwoicie. Wystarczy się zadłużyć, żeby wejść do systemu. Potem korporacja ma zadłużonego

człowieka w garści. Może mu obniżać dochody i podnosić koszty" - oburza się Orliński.

Gdzie są równe szanse?

background image

Na Zachodzie zwykli ludzie, których sharing economy dotknęła negatywnie, podkreślają, że nie

mają nic przeciwko samej rywalizacji. Nie podoba im się jednak, że zasady współzawodnictwa są

niesprawiedliwe. Sukces tygrysów branży, czyli Airbnb, Ubera czy TaskRabbit, miał się opierać

na deregulacji, braku państwowego nadzoru oraz skutecznym lobbingu, by ten stan utrzymać.

Zarejestrowani profesjonaliści przestrzegają prawa i ponoszą koszty, o których w ogóle nie

muszą myśleć amatorzy. Taksówkarze muszą zdać egzamin, opłacić ubezpieczenie czy ZUS.

Kierowcy autobusów muszą przestrzegać np. przepisów dotyczących czasu jazdy. Kierowca

zarejestrowany w BlaBlacar po prostu zabiera pasażera i jedzie.

Problemów jest więcej. - Pewne dobra są podzielne w sposób nieskończony. Typowym

przykładem jest wiedza. Mogę podzielić się własną wiedzą z nieskończoną liczbą osób i jej nie

ubędzie, może natomiast spaść jej cena - uśmiecha się Zarzycki. - Samochód się zużywa,

wiedza nie. Na rynku funkcjonują jednak podmioty, które zarabiają na wiedzy. Pojawia się więc

kwestia praw autorskich. Jeśli ktoś chce się dzielić za bardzo, to zaczyna działać na szkodę firm,

narusza ich interesy. Jeśli dzieli się rzeczami, które sam wyprodukował, nikt nie ma na to wpływu,

ale jeśli jest didżejem, który miksuje utwory i udostępnia je za darmo, to właściciele praw

autorskich do tych utworów mogą mieć pretensje: "Hej, kolego, nie miksujesz przecież własnej
kompozycji".

Wiadomo, że cały świat w związku z sharing economy czekają poważne regulacje prawne.

Dotyczyć to będzie wszystkiego: bardziej rygorystycznego ściągania podatków, przestrzegania

standardów zawodowych czy też wymogów dotyczących pozwoleń na działalność.

Problemy: gwarancje, ubezpieczenia...

Zjawisko może budzić zaniepokojenie polityków. Czy wymiana przedmiotów codziennego użytku

powinna być opodatkowana? Czy okazjonalne używanie samochodu jako "taksówki" jest
legalne? Serwis BBC przytacza ciekawe dane. W San Francisco oraz Portland w stanie Oregon
serwis Airbnb pobiera podatek od pobytu, po tym, jak adwokaci od spraw mieszkaniowych oraz
sąsiedzkie grupy domagały się wprowadzenia surowszych przepisów. W Hiszpanii kierowcom

pod szyldem Uber, złapanym na przewożeniu pasażerów bez ważnej licencji, grożą kary

pieniężne wysokości 18 tys. euro. W Niemczech, po tym, jak sąd zakazał działalności UberPop w

Berlinie i Hamburgu, firma obniżyła opłatę do 44 eurocentów. Kolejne rozporządzenie zezwoliło

więc kierowcom zrzeszonym w UberPop na kontynuowanie działalności, bo z analiz wynikło, że

opłata jest w stanie pokryć zaledwie koszty obsługi pojazdu, nie przynosząc właścicielowi

zysków. Tak wspólny przejazd przybrał prawdziwą formę współdzielenia się.

Maciej Mitręga dostrzega kwestię zagrożeń natury prawnej. - Kiedy kupujemy nowy produkt,

jesteśmy jako konsumenci bardziej chronieni specyficznymi regulacjami prawnymi, na przykład

ustawą o zgodności towaru z umową. Daje ona szereg uprawnień konsumentom, choćby

konieczność naprawy bądź wymiany towaru przez sprzedawcę. Ale co w przypadku, kiedy się

wymieniamy lub dzielimy, kto ponosi odpowiedzialność za szkodę wyrządzoną tym produktem?

Ustawodawca pewnie odeśle do przepisów Kodeksu cywilnego dotyczących darowizny lub

pożyczki, ale to nie jest już tak jasno sprecyzowane i ochrona prawna osoby, która korzysta, nie

wydaje mi się tak mocna. Wiele spraw wymaga jeszcze uregulowania - uważa.

Rzeczywiście: zachodnie firmy ubezpieczeniowe często nie chcą wypłacać odszkodowań dla

serwisów tzw. carsharing, jeśli stłuczkę miał nie właściciel, a obca osoba, której tylko wypożyczył
swój samochód.

background image

Moda czy przyszłość?

Specjaliści ciągle się zastanawiają czy sharing economy to tylko przelotna moda czy raczej stały
trend gospodarczy.

-

Ciężko stwierdzić. Dzielenie się zawsze było obecne w gospodarce, teraz natomiast wkracza w

nowy kontekst. Dużą rolę odgrywa tu rozwój telekomunikacji. Informacje o tym, kto, gdzie, czym i

na jakich zasadach jest gotów się dzielić, dużo łatwiej uzyskać dziś niż jeszcze kilkanaście lat

temu. Zresztą na bogatym Zachodzie w ogóle pojawia się szersza refleksja, czy mieć więcej
zawsze ozna

cza żyć lepiej. W debacie publicznej wiele mówi się też o rozwoju zrównoważonym,

którego logika w dużym stopniu polega na dzieleniu się zasobami między pokoleniami - uważa
Jan Gmurczyk.

Maciej Mitręga: - Wydaje się, że to będzie stały trend. Wiążę to z trzema czynnikami. Po

pierwsze, z tąpnięciem związanym z kryzysem finansowym, do którego doszło w 2008 r. Zjawisko

ograniczy nadmierną skłonność do konsumpcji finansowanej kredytem. Można założyć, że

wyraża dążność do oszczędzania. Po drugie, z kwestiami prawnymi - będzie coraz więcej

regulacji prawnych ograniczających zużycie nieodnawialnych zasobów czy dotyczących

gospodarki odpadami. Fiskus może również wprowadzać różne rozwiązania, które mogą jej

sprzyjać. Trzeci czynnik to rozwój telekomunikacji, dający łatwość poznania ludzi mających

podobne potrzeby, chcących skorzystać z produktów, którymi dysponuję, albo pożyczyć

produkty, które mnie interesują.

Mitręga podkreśla, że zjawisko sharing economy z naukowego punktu widzenia nie jest jeszcze w
Polsce rozpoznane. -

Badania empiryczne były dotąd prowadzone w krajach najbardziej

rozwiniętych gospodarczo, choćby w Nowej Zelandii, Kanadzie. Tam już kilka lat temu pytano,

background image

czym ludzie się kierują, wchodząc w takie rozwiązania. W tym roku w Katowicach też

rozpoczęliśmy badania na podstawie anonimowych ankiet, którymi objęliśmy użytkowników

BlaBlacar. To wstępne badania, na razie powiem, że ludzie, którzy nie mają chęci poznawania

innych, rzadziej angażują się we współne przejazdy, chyba że zostaną mocno przyciśnięci przez

los. Ludzie akcentowali różne motywacje i korzyści, przede wszystkim oczywiście ekonomiczne.

Oprócz tego wyszły jednak inne: choćby przyjemność z obcowania z nowo poznanymi ludźmi -

mówi dr Mitręga.

Wiadomo jednak, że sharing economy nie podbija jednak Polaków tak łatwo. - W Polsce ciągle

dominuje jeszcze myślenie: "właściwie po co to, on mi to zepsuje". To kwestia kapitału zaufania

społecznego, które u nas na razie jest szczątkowe, właściwie go jeszcze nie ma - mówi Roland
Zarzycki.

Przytacza przy

kład "polskiej specyfiki". - Pewien facet zaobserwował, że ludzie z pewnego

osiedla gromadnie wyjeżdżają około 7 rano do pracy, a wracają po 17. W tym okresie miejsca

parkingowe, które mieszkańcy zajmują - stoją puste. Z kolei inne osoby przyjeżdżają z miasta na

to osiedle, bo tam stoi jakiś biurowiec, w którym pracują, i... nie mają gdzie zaparkować. Pomyślał
-

dzielmy się miejscami: "ja parkuję u ciebie, ty parkujesz u mnie". Niestety. Na Zachodzie się

sprawdziło, w Polsce - na razie nie za bardzo. Dlaczego? Bo ludzie uważają, że to jest ICH

miejsce, i nie chcą, żeby ktokolwiek inny tam parkował poza nimi. Nawyk zostaje: to moje.

Nawyki na szczęście też da się zmienić. Wiadomo jednak, że nie od razu. Musi być kapitał

zaufania, rozsądne decyzje muszą zacząć się przebijać. Po co ci to wolne miejsce na parkingu?

Zastanów się...


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ZOBACZ KTO STRACI, A KTO ZYSKA NA USTAWIE ŚMIECIOWEJ
Kto straci życie z mego powodu, znajdzie je
2012 03 26 Kto straci przywileje emerytalne
Rybiński Jak się buduje w Polsce Kto zyska na kryzysie Jak inwestować
Kto wie i kto wiedzial
Kto sieje wiatr
KTO BUDUJE DOM egz probny test 2003, kartoteka
Ten kto nic nie wie nie kocha, Filozofia, @Filozofia, Pracelsus
Kto przed kim ma pierwszeństwo - Savoir-vivre, Różne pliki
Żydzi kto jest kim w rządzie, religia
Kto
Kto odczuwa pragnienie niech przyjdzie (P Bębenek)
kto najlepiej poznal mity scena Nieznany
Kto odnosi sukcesy w pracy
KTO BUDUJE DOM egz probny test Nieznany
Agencja decyduje kto żyje
KTO ZABRAL MOJ SER
Kto jest sługą Matki Świętej na 4 głosy

więcej podobnych podstron