background image

I. 

30 sekund przed katastrofą w samolocie wył alarm; prokuratura: bez 
komentarza. 
 

II. 

"Samolot nie mógł rozpaśd się na kawałki". 
 

III. 

Śledczy przesłuchają funkcjonariuszy BOR, którzy byli w Smoleosku. 

 

 

 

30 sekund przed katastrofą w samolocie wył alarm;  

prokuratura: bez komentarza 

Kilkadziesiąt  sekund  przed  katastrofą  polskiego  samolotu  rządowego  w  Smoleosku 
zadziałało urządzenie ostrzegające przed zbytnim zbliżaniem się do ziemi - podała telewizja 
TVN24, powołując się na nieoficjalne informacje. Prokuratura nie komentuje tej informacji. 

Według stacji, czarna skrzynka rozbitego samolotu zarejestrowała głośny dźwięk alarmowy, a 
sygnał rozbrzmiewał przez 30 sekund. Miał to byd sygnał nadawany przez EGPWS (enhanced 
ground  proximity  warning  system),  nazywany  także  TAWS  (terrain  awareness  warning 
system).  

Rzecznik  Naczelnej  Prokuratury  Wojskowej,  która  prowadzi  dochodzenie  wspólnie  z 
Prokuraturą  Generalną,  płk  Zbigniew  Rzepa  powiedział  Polskiej  Agencji  Prasowej,  że  nie 
będzie komentował tej wiadomości.  

- Zadaniem tego systemu jest ostrzeganie, że lot o danym kursie i prędkości grozi zderzeniem 
z  ziemią.  Lądowanie  jest  dotknięciem  ziemi,  dlatego  kiedy  samolot  jest  w  konfiguracji  do 
lądowania - wysunięte podwozie i klapy - sygnał ostrzegawczy z zasady się wyłącza - wyjaśnia 
specjalizujący  się  w  tematyce  lotniczej  Piotr  Abraszek  z  miesięcznika  "Nowa  Technika 
Wojskowa". Dodaje, że teoretycznie jest możliwe, że piloci, mimo podejścia do lądowania nie 
zdezaktywowali  systemu,  stąd  emisja  sygnału  ostrzegawczego.  Zastrzegł  zarazem,  że  nie 
sposób powiedzied, jak było, dopóki nie będzie jakichkolwiek oficjalnych informacji.  

Abraszek  zaznaczył, że  to,  czy system  był  włączony, nie  ma  wielkiego  znaczenia  w  sytuacji, 
gdy EGPWS nie miał kompletnych danych o terenie, na którym leży lotnisko. - System pracuje 
na  podstawie  informacji  o  prędkości  samolotu,  danych  z  radiowysokościomierza  i  cyfrowej 
mapy  terenu.  Lotnisko  w  Smoleosku,  jako  rosyjskie  zapasowe  lotnisko  wojskowe,  nie  jest 
uwzględnione  na  mapach  cyfrowych  wspierających  system,  który  w  tych  warunkach  był 

background image

zubożony  -  pracował  na  podstawie  częściowych  danych.  W  tej  sytuacji  to,  czy  system  był 
aktywny, ma drugorzędne znaczenie - powiedział.  

We  wtorek  obie  prokuratury  we  wspólnym  komunikacie  oświadczyły,  że  badają  wszystkie 
możliwe wersje przyczyn katastrofy samolotu w Smoleosku, a dotychczas żadna z założonych 
wersji śledczych nie została w odrzucona, żadna też "nie zyskała statusu wersji dominującej".  

Śledztwo  jest  niezależne  od  działao  komisji  badao  wypadków  lotniczych.  Ponieważ  do 
katastrofy  doszło  w  Rosji,  odrębne  dochodzenie  prowadzi  też  Prokuratura  Federacji 
Rosyjskiej.  

Samolot  Tu-154  wiozący  delegację  na  rocznicę  zbrodni  katyoskiej  rozbił  się  10  kwietnia  w 
Smoleosku przy próbie lądowania w bardzo trudnych warunkach pogodowych. W katastrofie 
zginęło 96 osób - prezydent Lech Kaczyoski z małżonką, parlamentarzyści, najwyżsi dowódcy 
wojska, duchowni, przedstawiciele rodzin polskich obywateli pomordowanych przed 70 laty 
w Katyniu, osoby towarzyszące delegacji i załoga samolotu. 

 

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,30-sekund-przed-katastrofa-w-samolocie-wyl-
alarm%3B-prokuratura-bez-komentarza,wid,12214229,wiadomosc.html?ticaid=1a10e

 

(bart) 

 

 

 

"Samolot nie mógł rozpaśd się na kawałki" 

Prezydencki  Tu-154  nie  mógł  ulec  tak  poważnym  zniszczeniom,  jeśli  jego  ostatnie  chwile 
wyglądały tak, jak to przedstawiają Rosjanie  – mówi „Gazecie Polskiej” znawca dynamiki 
lotu i mechaniki płatowców. – Powinien, „ślizgając się” po zagajniku, uderzyd kadłubem o 
podłoże. Nie zdążyłby się przewrócid. Niemożliwe, by roztrzaskał się na drobne kawałki  – 
dodaje. Jeśli to prawda, co spowodowało rozbicie Tu-154? 

Niemal  wszystko  wokół  tej  katastrofy  jest  niejasne,  a  w  całej  sprawie  więcej  jest  pytao  niż 
odpowiedzi. Jednak z relacji świadków i informacji ze śledztwa, w tym dotyczących odczytu 
czarnych  skrzynek  oraz  z  opinii  specjalistów,  wyłaniają  się  najbardziej  prawdopodobne 
hipotezy.  

Śledczy badający przyczynę katastrofy samolotu prezydenckiego będą brali pod uwagę m.in. 
jako  jedną  z  wersji  ewentualny  zamach  –  przyznał  to  w  koocu  na  konferencji  prasowej 
prokurator generalny Andrzej Seremet. 

background image

Niewytłumaczalna skala zniszczeo. 

Doświadczeni  piloci  nie  kryją  oburzenia:  –  Podchodzenie  do  lądowania  nie  w  osi  pasa, 
wysokośd samolotu kilka metrów nad ziemią na kilometr przed pasem… Co tam się działo, na 
Boga? – dziwi się emerytowany pilot tupolewów i antonowów. 

Naoczni  świadkowie,  pracownicy  bazy  i  mieszkaocy  potwierdzają,  że  samolot  skręcał  na 
bardzo niskiej wysokości, zahaczając niemalże o samochody jadące lokalną drogą. Kierowcy i 
przechodnie widzieli upadek oraz wybuch i pożar. Niektórzy, według doniesieo, twierdzą, że 
wybuch nastąpił, zanim maszyna rozbiła się o ziemię.  

Tupolew 154 jest masywnej konstrukcji. Znane są przypadki awaryjnych lądowao „tutka” na 
polach.  Nie  brak  opinii,  że  miał  wystarczające  zabezpieczenia,  aby  wylądowad  awaryjnie 
nawet na małym lesie (bardzo mocna konstrukcja kadłubowa i wielokołowe podwozie). Skąd 
więc  taka  skala  zniszczeo  samolotu?  W  relacjach  filmowych  widad  kilka  poszczególnych 
części  samolotu,  10–15  proc.  kadłuba.  Gdzie  się  podziała  reszta  szczątków  tej  potężnej 
maszyny?  Jest  to  80-tonowy  samolot,  zabierający  ponad  100  pasażerów.  Skoro  maszyna 
rozbiła  się  na  ziemi,  dlaczego  części  zostały  rozrzucone  na  obszarze  700–800  m? 
Niewykluczone,  że  Tu-154  rozleciał  się  już  w  powietrzu,  a  na  ziemię  spadały  pojedyncze 
szczątki.  Przypomnijmy,  że  prezydencki  tupolew  zahaczał  o  drzewa,  po  ścięciu  gałęzi  na 
wysokości  najwyżej  5–6  m  wzbił  się  na  chwilę  w  górę,  a  pilot  stracił  kontrolę 
prawdopodobnie  dopiero  po  zetknięciu  z  większym  drzewem,  najwyżej  6–8  m  nad  ziemią. 
Impet  uderzenia  pochodził  więc  głównie  od  ruchu  w  poziomie,  przy  minimalnej  prędkości. 
Rzadki  zagajnik  –  jak  widad  na  zdjęciach,  w  którym  leżą  szczątki  –  nie  powinien,  według 
niektórych specjalistów, spowodowad tak strasznych skutków przy lądowaniu.  

Najbardziej  zagadkową  sprawą  jest  właśnie  stan samolotu.  Trudno  wyobrazid  sobie, by 80-
tonowa maszyna lecąca z minimalną prędkością (ok. 280 km/h) na wysokości kilku metrów 
nad ziemią roztrzaskała się na drobne kawałki.  

– Raczej powinien osiąśd, ślizgając się po małym zagajniku, jaki tam rośnie. Samolot od razu 
przechodzi  w  takiej  sytuacji,  jak  mówią  piloci,  na  obniżanie  –  więc  po  prostu  powinien 
uderzyd  kadłubem  o  podłoże.  Nawet  nie  zdążyłby  się  przewrócid.  Naturalne  wydaje  się 
właśnie  takie  zachowanie  masywnego  tupolewa.  Nie  jest  według  mnie  możliwe,  żeby 
roztrzaskał  się  na  drobne  kawałki,  które  widad  na  zdjęciach.  Rozmiar  zniszczeo  wydaje  się 
nieproporcjonalny do sytuacji – mówi nam fachowiec od mechaniki i dynamiki lotu, zarazem 
zawodowy  pilot,  który  wielokrotnie  siedział  za  sterami  Tu-154  (nazwisko  i  imię  do 
wiadomości  redakcji).  –  To  oczywiście  muszą  potwierdzid  badania  aerodynamiczne.  Nie  są 
one  skomplikowane.  To,  jak  prezydencki  Tu-154  powinien  zachowad  się  przed  rozbiciem  o 
ziemię,  można  obliczyd,  wykorzystując  odpowiednie  wzory  i  zasady  mechaniki  i  dynamiki 
lotów, tj. w jakim miejscu samolot o takiej masie i konkretnej w tamtej chwili prędkości, po 
ścięciu  drzew  o  znanej  średnicy,  mógł  uderzyd  w  ziemię  i  w  jaki  sposób  (skrzydłem, 
podwoziem  etc.),  jakie  było  w  chwili  wypadku  przeciążenie  i  jak  powinien  zachowad  się 

background image

kadłub o konkretnej wytrzymałości po takim uderzeniu. To można obliczyd po uwzględnieniu 
wszystkich danych – dodaje. 

 

Jak po upadku z kilkuset metrów. 

„Gazeta Polska” przeanalizowała zdjęcia i artykuły na temat innych, wcześniejszych katastrof 
z udziałem Tu-154. Wniosek jest jeden: wygląd wraku prezydenckiego samolotu przypomina 
szczątki  tupolewów,  które  ulegały  zniszczeniu,  opadając  z  wysokości  kilkuset  metrów.  15 
grudnia 1997 r. w Zjednoczonych Emiratach Arabskich – 13 km od lotniska – rozbił się Tu-154 
należący do linii lotniczych z Tadżykistanu. Piloci tej maszyny, podobnie jak załoga polskiego 
samolotu,  zbyt  późno  zorientowali  się,  że  są  za  nisko,  tyle  że  panowanie  nad  tupolewem 
stracili całkowicie w wyniku turbulencji, aż 210 m nad ziemią. Po uderzeniu w ziemię samolot 
rozpadł  się  –  podobnie  jak  Tu-154  z  Lechem  Kaczyoskim  –  na  kawałki,  ale  jedna  z  87  osób 
znajdujących się na pokładzie przeżyła. 

4  lipca  2001  r.  pod  Irkuckiem  z  wysokości  853  m  w  ciągu  kilkunastu  sekund  runął  Tu-154 
będący własnością rosyjskiej Vladivostokavii (nikt nie przeżył). Maszyna spadała bezwładnie 
przez kilkanaście sekund, mimo to jej szczątki – rozrzucone na obszarze 100 na 60 m – były w 
niewiele  gorszym  stanie  niż  wrak  polskiego  samolotu  (zdjęcia  na  Niezależna.pl).  Pięd  lat 
później – w sierpniu 2006 r. – na terenie wschodniej Ukrainy rozbił się inny rosyjski Tupolew 
154. Chod spadał z bardzo dużej wysokości (bezradni piloci wysyłali SOS, gdy maszyna była na 
1100  i  900  m),  szczątki  konstrukcji  i  ciał  rozrzucone  były  na  długości  400  m,  a  zniszczenia 
samolotu porównywalne ze skutkami katastrofy z 10 kwietnia 2010 r. (zwłaszcza biorąc pod 
uwagę, że jeszcze w powietrzu w rosyjskiej maszynie wybuchł pożar, a po upadku nastąpiła 
olbrzymia eksplozja, utrwalona na filmie przez świadków). 

W  lutym  2009  r.  trochę  lżejszy  i  mniejszy  od  Tupolewa  154  boeing  737  tureckich  linii 
lotniczych  –  w  wyniku  usterki  wysokościomierza  i  błędu  pilotów  –  uderzył  o  ziemię  z 
prędkością  175  km/h  paręset  metrów  od  lotniska  w  Amsterdamie.  Wcześniej,  kilkadziesiąt 
metrów  nad  ziemią,  w  maszynie  przestały  pracowad  silniki  (wyłączył  je  autopilot, 
wprowadzony  w  błąd  działaniem  wysokościomierza).  Po  upadku  na  błotniste  pole  samolot 
przełamał się na trzy części i stracił ogon, ale nie rozpadł się na kawałki; zginęło jedynie 9 ze 
135 osób na pokładzie. 

Tymczasem  w  podobnej  –  jeśli  chodzi  o  tor  lotu  maszyny  –  katastrofie  pod  Smoleoskiem 
(jedyna zasadnicza  różnica  to  obrót polskiego  Tu-154  przed  upadkiem o 180  stopni)  zginęli 
wszyscy  pasażerowie  i  cała  załoga.  Z  samolotu  zostało  tylko  kilka  większych  części,  reszta 
konstrukcji została rozrzucona (jak już wspominaliśmy) na obszarze 700–800 m. Tylko 24 z 96 
ciał  udało  się  zidentyfikowad  bezpośrednio  przez  rodziny  ofiar,  jak  powiedziała  minister 
zdrowia Ewa Kopacz. W wypadku innych ciał najczęściej potrzebne były testy DNA. Dlaczego 
częśd  osób  znajdujących  się  w  samolocie  została  –  jak  stwierdził  Sergiej  Szojgu,  minister 
obrony  cywilnej  Rosji  –  spalona?  Silniki  Tu-154  są  na  ogonie  i  –  według  zdjęd  –  brak  jest 

background image

śladów wybuchu silników. Samolot przy lądowaniu ma mało paliwa. Zdjęcia tuż po tragedii 
pokazują,  że  nie  było  dużego  pożaru,  co  potwierdził  rosyjski  wicepremier  Siergiej  Iwanow 
podczas  spotkania  polskich  i  rosyjskich  przedstawicieli  rządu  („Nie  było  pożaru  ani 
wybuchu”). 

 

Nie wiedział, ile jest metrów nad ziemią. 

Przyczyną tragedii pod Smoleoskiem była zbyt mała wysokośd lotu prezydenckiego samolotu 
Tu-154M  w  ostatniej  fazie  lotu  –  krótko  przed  posadzeniem  maszyny  na  płycie  lotniska.  A 
więc kluczowym pytaniem jest, dlaczego 2 km od początku pasa lotniska samolot znajdował 
się na dramatycznie niskiej wysokości? Pilot obniżył pułap do 2,5 m nad ziemią, co przy jego 
doświadczeniu jest wręcz nieprawdopodobne. 

Piloci  nie  rozpoczęliby  podejścia  do  lądowania,  gdyby  wiedzieli,  że  znajdowali  się  na 
niebezpiecznej  wysokości.  Ślady  katastrofy  –  szczątki  samolotu  wskazują,  że  samolot  w 
ostatniej  chwili  zmienił  prawidłowy  kurs,  a  nie  –  jak  sugerowano  zaraz  po  wypadku  – 
próbował trafid w pas startowy. Przy widoczności 500 m pilot musiał dostrzec zabudowania. 
Po co miałby więc skręcad w lewo? 

Żeby odczytywad prawidłową wysokośd lotu, piloci powinni ustawid na barometrze wielkośd 
ciśnienia obowiązującą w tym czasie na ziemi podawaną załodze przez kontrolera z wieży. – 
Jeśli  Rosjanie  mówią:  „dawlienije”  (ciśnienie),  to  znaczy,  że  podają  QFE  (ciśnienie  lotniska 
startu). Mogło nastąpid tragiczne nieporozumienie – kontroler podał wartości ciśnienia np. w 
jednostkach  QFE,  a  piloci  przyjęli  je  w  jednostkach  QNH,  jak  się  przyjmuje  w  systemie 
zachodnim. Różnica między QNH i QFE w przeliczeniu na wysokośd to 255 m. Bo to lotnisko 
jest  255  m  nad  poziomem  morza.  QNH  daje  po  wylądowaniu  wysokośd  elewacji  (lotniska), 
czyli  na  wysokościomierzu  będzie  255  m.  Jeżeli będzie  podane  QFE, to po  wylądowaniu  na 
lotnisku będzie 0 m – tłumaczy doświadczony pilot samolotów pasażerskich. 

Według  jednej  z  opinii  pilot  prezydenckiego  Tu-154  zbliżał  się  do  lotniska  w  Smoleosku  w 
gęstej mgle, dlatego nie widział, że leci nad głębokim wąwozem. Czy myśląc, że znajduje się 
znacznie  wyżej,  niż  był  w  rzeczywistości,  zaczął  zniżad  kurs?  Przy  zbliżaniu  się  do  pasa 
startowego od wschodu samoloty przelatują nad jarem o głębokości 60 m. Około 1700 m od 
skraju pasa prezydencki Tu-154, akurat nad najgłębszym miejscem wąwozu, zaczął skręcad w 
lewo, chod nalatywał dokładnie na pas startowy, gwałtownie zaczął też tracid wysokośd, chod 
przedtem szedł kursem właściwym. Jeśli to wersja prawdziwa, dlaczego inne systemy, przede 
wszystkim  amerykaoski  TAWS  (o  którym  szerzej  piszemy  w  dalszej  części  artykułu),  nie 
ostrzegły pilota przed bliskością ziemi? 

Gen.  dyw.  pilot  dr  Antoni  Czaban,  szef  Szkolenia  Sił  Powietrznych,  powiedział  w  TVN24, że 
nie  wie,  dlaczego  samolot  schodził  tak  szybko  do  lądowania,  ponad  normę  dla  tego 
samolotu.  Podkreślił,  że  w  samolocie  są  trzy  niezależne  i  na  różnych  zasadach  działające 

background image

wysokościomierze, które alarmują od 200 m nad ziemią niezależnie od mgły o zbliżaniu się 
do ziemi. Jego zdaniem pilot nie ma prawa zejśd poniżej 200 m we mgle, bo działają alarmy i 
zabezpieczenia. 

Tu-154M  ma  trzy  niezwykle  precyzyjne  wysokościomierze  ciśnieniowe  i  jeden 
radiowysokościomierz, działający dokładnie tak samo jak barometr. Takie wysokościomierze 
mają dokładnośd do 1 stopy (ok. 30 cm). 

Bezpieczeostwo  lądowania  na  lotniskach  określa  się  w  trzystopniowej  skali:  1.  Można 
lądowad  bezpiecznie;  2.  Uważaj;  3.  Nie  wolno  lądowad.  Jeżeli  warunki  stwarzają  ryzyko 
bezpiecznego  wylądowania,  obsługa  wieży  powinna  zamknąd  lotnisko.  Jeśli  tego  nie  zrobi, 
oznacza to, że lądowad można, ale z zachowaniem większej ostrożności. 

–  Obsługa  wieży  na  lotnisku  w  Smoleosku  powinna  przed  lądowaniem  prezydenckiego 
samolotu zamknąd lotnisko. Przed tragiczną próbą wylądowania polskiego Tu-154 próbował 
wylądowad  Ił-76.  O  mało  się  nie  rozbił,  w  ostatniej  chwili  poderwał  maszynę.  To  były 
wystarczające  sygnały,  by  zamknąd  ruch  na  lotnisku  –  mówi  „GP”  pilot  samolotów 
pasażerskich.  –  Warunki  do  lądowania  nie  były  jednak  skrajnie  złe.  Minimalne  warunki  do 
lądowania w czasie mgły na tym lotnisku to 100-metrowa podstawa i kilometr widoczności. 
W  Smoleosku  10  kwietnia  przed  godz.  9  widocznośd  wynosiła  500  m.  Na  Okęciu  dla 
tupolewów przyjmuje się minimum 550 m, przy systemie naprowadzania ILS. W Smoleosku 
nie  ma  ILS,  ale  można  było  tak  zgrad  informacje  z  wieży  i  przyrządów  pokładowych,  by 
wylądowad – dodaje. 

 

Dlaczego więc doszło do katastrofy? 

TVN  w  jednym  z  pierwszych  wydao  „Faktów”  umieścił  nagranie  uwieczniające  zatrzymanie 
rosyjskich  kontrolerów  lotu.  Uciekali  oni  przed  rosyjską  milicją,  a  po  zatrzymaniu  się 
wyrywali. Jeden z nich zbiegł, ale go złapano. Czego się bali? 

Wypowiedzi  pracowników  wieży  wskazują,  że  należy  przyjrzed  się  temu,  jak  w  ostatnich 
minutach  wyglądała  komunikacja  między  wieżą  a  samolotem.  Kłamstwo  dotyczące 
nieznajomości  języka  rosyjskiego  przez  kapitana  polskiego  statku  samolotu  nasuwa 
podejrzenie,
  że  powodem  katastrofy  mogło  byd  złe  poinformowanie  pilota  o  warunkach 
atmosferycznych. To mogło doprowadzid do złej kalibracji urządzeo pokładowych – napisał w 
internecie  jeden  ze  specjalistów.  Jeśli  wieża  podałaby  nieprawdziwe  ciśnienie  na  lotnisku, 
przełożyłoby  się  to  na  różnicę  wskazao,  mimo  prawidłowego  działania  przyrządów.  Żeby 
odczytywad  prawidłową  wysokośd  lotu,  piloci  powinni  ustawid  na  barometrze  wielkośd 
ciśnienia  obowiązującą  w  tym  czasie  na  lotnisku,  podawaną  załodze  z  wieży.  Wypowiedzi 
kontrolerów  z  wieży  w  Smoleosku  o  problemie  polskich  pilotów  ze  zrozumieniem  liczb 
zastanawiają, czy wieża nie podała błędnych danych i teraz winę stara się zrzucid na pilotów? 
Albo wskazania wieży były błędne, albo doszło do awarii urządzeo pokładowych. 

background image

Znana  rosyjska  komentatorka  Julia  Łatynina  w  rozmowie  z  korespondentem  RMF  FM 
powiedziała,  że  o  ile  wizyta  premiera  Tuska  była  przygotowana,  o  tyle  wizytę  prezydenta 
Kaczyoskiego  rosyjskie  władze  traktowały  jak  zbędną.  Na  stronie  „The  Moscow  Times” 
pojawiła  się  informacja  o  zainstalowanej  na  smoleoskim  lotnisku  dodatkowej  aparaturze 
naprowadzającej  samoloty.  Taką  samą  informację  podało  niezależne  radio  Echa  Moskwy. 
Tzw.  MMLS  –  Mobile  Microwave  Landing  System  –  miał  pomóc  wylądowad  maszynie,  na 
której pokładzie znajdował się premier Władimir Putin. MMLS, który jest wersją mobilną ILS, 
umożliwia  wylądowanie  w  najgorszych  warunkach  pogodowych,  ponieważ  automatycznie 
naprowadza  samolot  na  pas.  Sprzęt  miał  byd  wypożyczony  przez  smoleoskie  lotnisko 
specjalnie  na  uroczystości  w  Katyniu.  Po  wylocie  Tuska  i  Putina  urządzenie  zostało 
zdemontowane. Przed przylotem Putina i Tuska do Smoleoska po katastrofie aparaturę tę 
ponownie  zainstalowano.
  To  dowód,  jak  strona  rosyjska  potraktowała  wizytę  polskiego 
prezydenta. 

 

Samolot, który nie mógł się rozbid. 

Na  zagadkowośd  katastrofy  pod  Smoleoskiem  zwrócił  uwagę  John  Hamby,  rzecznik 
producenta  urządzenia,  zwanego  Terrain  Awareness  and  Warning  System  (TAWS).  TAWS 
zawiera skomputeryzowane mapy świata i ostrzega pilotów za każdym razem, gdy za bardzo 
zbliżą się do szczytu, wieży radiowej lub innej przeszkody  – a także w przypadku zbyt małej 
odległości  do  ziemi.  Zdaniem  Marka  Strassenburga  Kleciaka  –  pracującego  w  Niemczech 
specjalisty  od  systemów  trójwymiarowej  nawigacji  –  TAWS  podaje  dane  z  dokładnością 
1:1m, samolot z tym systemem nie może się więc rozbid. 

Od  2005  r.  urządzenia  TAWS  są  obowiązkowo  montowane  we  wszystkich  nowo 
wyprodukowanych  samolotach  linii  komercyjnych.  Jeśli  samolot  jest  na  zbyt  małej 
wysokości,  TAWS  reaguje  głośnym  sygnałem  dźwiękowym.  Dzięki  temu  doprowadzono  do 
całkowitego wyeliminowania katastrof lotniczych przy lądowaniu. Wystarczy powiedzied, że 
od kooca lat 90., gdy zaczęto montowad ten system w starych i nowych maszynach, żaden 
wyposażony  weo  samolot  nie  uległ  katastrofie.  Żaden  –  do  10  kwietnia  2010  r.,  gdyż 
tupolew, którym leciał Lech Kaczyoski, miał TAWS. Czy w związku z tym mógł się roztrzaskad 
w wyniku błędu pilota, mgły lub usterki wysokościomierza? 

John  Cox,  znany  amerykaoski  konsultant  ds.  bezpieczeostwa  i  ekspert  od  wypadków, 
stwierdził  wprost:  „Naprawdę  chciałbym  wiedzied,  co  działo  się  na  pokładzie,  ponieważ 
niezależnie  od  tego,  pod  jaką  presją  byli  piloci  i  z  jakimi  warunkami  pogodowymi  mieli  do 
czynienia, nigdy żaden pilot nie zignorował ostrzeżenia TAWS. Czym różnił się ten samolot, że 
stało  się  inaczej?”.  Jeden  z  czytelników  „GP”  z  USA  potwierdził  bezpośrednio  w  spółce 
Universal Avionics Systems of Tucson, że wszczęła ona własne wewnętrzne dochodzenie w 
sprawie  tragedii  pod  Smoleoskiem.  Ani  Rosjanie,  ani  Polacy  nie  zaprosili  jednak 
Amerykanów z Tucson do pomocy w śledztwie prowadzonym na terenie Rosji. 

background image

Co  ciekawe  –  po  ukazaniu  się  informacji  o  obecności  TAWS  w  prezydenckim  Tu-154 
natychmiast pojawiły się opinie, że system ten mógł byd wyłączony lub nie mied dokładnych 
map  lotniska  w  Smoleosku.  Pierwsza  hipoteza  upadła,  gdy  po  odczycie  czarnych  skrzynek 
okazało się, że TAWS działał do samego kooca; druga wydaje się całkowicie niewiarygodna. – 
To  absurd.  To  są  dokładne  mapy  robione  na  zamówienie  klienta.  W  przypadku  polskiej 
maszyny  wojskowej  byłoby  dośd  dziwne,  gdyby  nie  było  na  niej  rosyjskich  lotnisk 
wojskowych.  Przeciwnie:  nie  trzeba  byd  fachowcem,  by domyślid  się,  że  lotniska  wojskowe 
sąsiadującego  paostwa,  które  na  dodatek  nie  jest  sojusznikiem,  lecz  potencjalnym 
zagrożeniem,  są  najdokładniej  opracowywanymi  mapami,  jakie  tylko  można  zrobid. 
Tłumaczenie,  że  mogło  byd  inaczej,  pachnie  zdradą  stanu  –  mówi  nam  inny  ekspert  od 
systemów nawigacji satelitarnej. 

Jeśli zatem TAWS działał poprawnie, a tupolew nie miał żadnych usterek technicznych (np. 
wysokościomierza),  co  aż  tak  bardzo  zmyliło  doświadczonych  pilotów  prezydenckiego 
samolotu?  Sposobów, by  zakłócid  działanie  systemów  nawigacyjnych  i zabezpieczających, 
jest kilka – ale wszystkie one wymagają świadomej ingerencji osób trzecich. Jedną z nich 
jest „meaconing”.
 Polega on na ukradkowym nagraniu sygnału satelity i ponownym nadaniu 
go (z niewielkim przesunięciem w czasie i z większą mocą) na tej samej częstotliwości w celu 
zmylenia  załogi  samolotu.  W  przypadku  Tu-154,  podchodzącego  właśnie  do  lądowania, 
wystarczyłoby  niewielkie  przekłamanie  sygnału,  by  doprowadzid  do  tragedii.  Dziwne 
zachowanie  się  pilotów  i  maszyny  –  a  więc  próba  podejścia  do  lądowania  1,5  km  (!)  przed 
lotniskiem  i  ze  sporym  odchyleniem  od  właściwego  kursu  –  wskazywałyby  na  taką  właśnie 
możliwośd. Katastrofę można było spowodowad także przez „spoofing”. Chodzi o wysłanie 
sfałszowanego  sygnału  satelitarnego  o  większej  mocy  niż  prawdziwy  i  o  identycznej 
strukturze. Takiego ataku można było dokonad zarówno z lasku, w którym rozbił się Tu-154, 
jak i oczywiście przy użyciu bardziej zaawansowanych metod, z dalszej odległości  – twierdzi 
nasz rozmówca. 

Na  ślady  tego  rodzaju  ingerencji  można  natrafid  poprzez  dokładną  analizę  zawartości 
czarnych skrzynek. Niestety – wkrótce po katastrofie trafiły one w ręce Rosjan, którzy mieli 
i  czas,  i  możliwości,  by  w  razie  potrzeby  sfałszowad  zapisy  rejestratorów  dotyczące 
działania urządzeo pokładowych. 

 

Naraził się Putinowi. 

Jeśli  katastrofa,  w  jakiej  ginie  prezydent  paostwa  oraz  szefowie  wojsk  i  najważniejszych 
instytucji  paostwowych,  zdarzyła  się  w  kraju,  który  wciąż  traktuje  Polskę  jako  swoją  strefę 
wpływów, a skład delegacji to w rozumieniu władz Rosji wrogowie prowadzonej przez nich 
geopolityki  europejskiej,  to  pierwszą  rozpatrywaną  hipotezą  powinno  byd  umyślne 
spowodowanie  upadku  samolotu.  Gdy  w  samochodzie  żony  Radosława  Sikorskiego 
wybuchł gaz, od razu brano pod uwagę zamach. W przypadku katastrofy pod Smoleoskiem 

background image

w ogóle nie rozpatrywano takiej możliwości. A w czasach terroryzmu powinna byd jedną z 
podstawowych  hipotez.  Przyciśnięty  do  muru  polski  prokurator  wobec  piętrzących  się 
niejasności przyznał dopiero kilka dni temu, że również hipoteza o umyślnym spowodowaniu 
wypadku jest brana pod uwagę. 

Warto  pamiętad,  że  w  latach  90.  w  podmoskiewskiej  miejscowości  Bałaszycha  były 
prowadzone  kursy  dla  funkcjonariuszy  KGB  (od  1991  r.  –  FSB),  którzy  mieli  likwidowad 
głowy  paostw.  Niedowiarkom  trzeba  przypomnied  udział  KGB  w  zamachu  na  papieża, 
zatrucie  dioksynami  prozachodniego  kandydata  na  urząd  prezydenta  Ukrainy  Wiktora 
Juszczenki,  śmiertelne  napromieniowanie  izotopem  polonu  Aleksandra  Litwinienki, 
zastrzelenie  opozycyjnej  dziennikarki  Anny  Politkowskiej  etc.  To  pokolenie  KGB-istów 
Putina przeprowadziło atak na pałac Tadz-Bek i zlikwidowało Hafizullah Amina, stojącego 
na  czele  Afganistanu,  a  przed  nim  jego  poprzednika  Nur  Mohammed  Taraka.  Oni 
zlikwidowali  pierwszego  prezydenta  Czeczenii  Dżochara  Dudajewa  i  przeprowadzili  kilka 
zamachów  na  prezydenta  Gruzji  Eduarda  Szewardnadze.
  Wielu  przeciwników  KGB  i  FSB 
zginęło, wiec dlaczego nie brad pod uwagę hipotezy o zamachu? 

Rosyjscy przywódcy mieli  powody,  by nie  kochad  Lecha  Kaczyoskiego.  15  listopada  2006 r. 
prezydent  Kaczyoski  zaproponował  Unii  Europejskiej,  by  wprowadziła  sankcje  przeciwko 
Rosji w odpowiedzi na zakaz importu polskich produktów do Rosji – Polska nałożyła weto 
na decyzje rozpoczęcia negocjacji miedzy UE i Rosją. Podczas rosyjsko-gruzioskiej wojny w 
2008  r.  prezydent  Kaczyoski  poparł  Gruzję  i  stał  się  orędownikiem  sprawy  gruzioskiej  w 
świecie,  wspierał  przystąpienie  Gruzji  do  NATO.  To  za  prezydentury  Lecha  Kaczyoskiego 
zapadła  decyzja  o  rozmieszczeniu  amerykaoskiego  systemu  obrony  przeciwrakietowej  na 
terytorium  RP.  Polska  proponowała  też  alternatywne  drogi  pozyskania  zasobów 
energetycznych i uniezależnienie się europy od dostaw rosyjskiego gazu. 

Tymczasem  w  Polsce  niemal  wszystkie  media  od  razu  wykluczyły  hipotezę  o  celowym 
spowodowaniu katastrofy,
 zachwycając się zdjęciami premiera Tuska w objęciach Władimira 
Putina,  emisją  filmu  „Katyo”  w  rosyjskiej  telewizji  oraz  przyznaniem  przez  prezydenta 
Miedwiediewa, że w 1940 r. polskich oficerów wymordowano na rozkaz Stalina. Dopiero w 
ostatnich dniach, wskutek drążenia tematu przez m.in. „GP” i „Nasz Dziennik”,
 rozważają 
przyczyny katastrofy niezależne od polskiego pilota. 

 

Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski. 

Przygotowując  się  do  tekstu,  wysłaliśmy  do  Naczelnej  Prokuratury  Wojskowej  (NPW)  kilka 
pytao, m.in. „Czy w Rosji dokonano jakiejkolwiek sekcji zwłok ofiar katastrofy? Jeśli tak, ile 
przeprowadzono  takich  obdukcji?”.
  Płk  Zbigniew  Rzepa,  rzecznik  prasowy  NPW,  nie 
odpowiedział  na  pytanie,
  pisząc  jedynie:  „W  Rosji  przeprowadzone  zostały  oględziny 
zewnętrzne  oraz  otwarcie  zwłok  wszystkich  96  ofiar  katastrofy  samolotu  Tu-154M  101. 
Czynności tych dokonano w obecności polskich prokuratorów”. 

background image

Według informacji „GP”, ani w Rosji, ani w Polsce nie przeprowadzono żadnej sekcji zwłok. 
Przy  założeniu  polskiej  prokuratury,  że  w  przypadku  katastrofy  pod  Smoleoskiem  należy 
zakładad  każdą  ewentualnośd,  także  możliwośd  umyślnego  spowodowania  katastrofy, 
postępowanie polskich władz i prokuratorów jest – najdelikatniej mówiąc – niezrozumiałe. 

http://media.wp.pl/kat,1022943,wid,12211780,wiadomosc.html

 

 

 

 

Śledczy przesłuchają funkcjonariuszy BOR, którzy byli w Smoleosku. 

Funkcjonariusze  Biura  Ochrony  Rządu  będą  ważnymi  świadkami  prokuratury  badającej 
wypadek  pod  Smoleoskiem.  W  przyszłym  tygodniu  przesłuchają  ich  śledczy  z  Wojskowej 
Prokuratury Okręgowej w Warszawie - dowiedziała się "Rzeczpospolita". 

Chodzi  o  kilku  funkcjonariuszy  BOR,  którzy  10  kwietnia  mieli  na  miejscu  uroczystości 
wzmocnid  ochronę  polskiej  delegacji  lecącej  Tu-134.  Przed  godz.  9.00  czekali  oni  na  płycie 
lotniska,  więc  byli  pierwsi  na  miejscu  katastrofy.  -  Ich  zeznania  będą  niezwykle  cenne  dla 
polskiego śledztwa - mówi gazecie jeden z prokuratorów. 

Według  informacji  "Rzeczpospolitej",  cifunkcjonariusze  BOR  pomagali  służbom  rosyjskim  w 
zabezpieczaniu  najważniejszych  rzeczy  należących  do  ofiar,  przede  wszystkim  sprzętu 
elektronicznego, m.in. laptopów i telefonów komórkowych, a także notesów i dokumentów. 
Borowcy  pracowali  tam  ok.  20  godzin.  Wyjechali  dopiero  po  opuszczeniu  Smoleoska  przez 
premiera Tuska - pisze w obszernej publikacji "Rzeczpospolita". 

 

ib 

http://media.wp.pl/kat,1022941,wid,12210593,wiadomosc.html